ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pogoda była paskudna. Czarne, ciężkie chmury wisiały tuż
nad ziemią, odarte z liści gałęzie drzew tańczyły w podmu
chach lodowatego wiatru makabryczny taniec szkieletów.
Brett Sinclair uważał, że jak na ten pogrzeb pogoda i tak
jest stanowczo za dobra. Sknerus o nieczułym sercu, który nie
umiał przebaczać, zasługiwał na coś znacznie gorszego.
Furgonetka Bretta stała na samym końcu żałobnego orsza
ku samochodów. Brett nie miał ochoty opuszczać zacisznego
wnętrza. Nikt go tutaj nie znał, więc nikt nie zwróci uwagi na
to, że nie odprowadzi trumny do grobu. Poza tym miał już
dość pogrzebów. Najpierw ojciec, wkrótce potem matka, a te
raz jeszcze i to.
A jednak wysiadł z samochodu. Chciał na własne oczy
zobaczyć, jak składają starego do ziemi.
Na dworze było bardzo zimno. Brett zapiął kurtkę, wtulił
głowę w ramiona i podążył w kierunku czarnych parasoli,
zgromadzonych wokół równie czarnego baldachimu. Zatrzy
mał się na tyle blisko, żeby móc słyszeć każde słowo, a jed
nocześnie na tyle daleko, aby nikt nie posądził go o to, że
bierze udział w ceremonii. Słuchał beznamiętnie tego, co
o zmarłym miał do powiedzenia pastor. Nie przeszkadzało mu
nawet, że każde słowo duchownego było ordynarnym kłam
stwem.
scandalous
czytelniczka
Moreland Peggy
Testament Neda Parkera
6
TESTAMENT NEDA PARKERA
Słuchanie wkrótce go znużyło, zaczął się więc rozglądać
dookoła. Pod baldachimem, na podwyższeniu, stała trumna,
cała pokryta żółtymi różami. Wokół pyszniły się kolorowe
bukiety gladioli i goździków, ostro kontrastujące z ponurym
krajobrazem zimowego dnia. Brett spodziewał się, że poczuje
jakiś żal lub choćby odrobinę smutku, ale nic takiego się nie
stało. A przecież zmarły był jego rodzonym dziadkiem.
Brett zauważył, że tylko kilku żałobników siedziało na
krzesełkach pod baldachimem. Każdy z nich miał co najmniej
siedemdziesiąt lat, Z jednym wyjątkiem. Tuż obok trumny,
tam gdzie zazwyczaj przebywa najbliższa rodzina zmarłego,
siedziała młoda kobieta. Chociaż zmoknięci i przemarznięci
do szpiku kości ludzie tłoczyli się wokół baldachimu, to jed
nak stojące obok tej kobiety krzesła pozostały puste.
Kobieta była ubrana na czarno. Jej złote włosy odbijały się
jasną plamą od morza czerni. Nawet z daleka dało się zauwa
żyć, że oczy ma zapuchnięte i czerwone od płaczu. Wpatry
wała się w pastora, ale kiedy bezwiednie spoglądała na tru
mnę, jej oczy znów napełniały się łzami. Wtedy szybko zwra
cała spojrzenie na duchownego. Najwyraźniej nie chciała, aby
ludzie widzieli, jak bardzo cierpi.
Było w tej kobiecie coś tak pociągającego, że Brett nie
mógł oderwać od niej wzroku. Nie chodziło wcale o to, że
płakała. Dawno przyzwyczaił się do kobiecego płaczu i łzy
nie robiły na nim najmniejszego nawet wrażenia.
To, że siedziała zupełnie sama pośród tłumu żałobników,
sprawiało, że Brettowi wydała się jeszcze bardziej interesują
ca. Gdyby spotkał tę kobietę na przyjęciu, a nie na pogrzebie,
już dawno by do niej podszedł.
Ciekawe, kto to taki, pomyślał Brett. O ile mi wiadomo,
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 7
to oprócz mnie Ned Parker nie miał żadnych krewnych, niko
go, kto mógłby po nim płakać. Chociaż ja, oczywiście, wcale
za jego krewnego się nie uważam. Do tego, żeby stanowić
rodzinę, same więzy krwi nie wystarczą. A więzy krwi to
jedyne, co mnie z nim łączyło. Stary miał jakieś osiemdziesiąt
trzy lata, a ta kobieta nie może mieć więcej niż dwadzieścia
pięć, więc chyba raczej nie była jego przyjaciółką... Chociaż,
kto wie... Może była jego utrzymanką. Sądząc z tego, co mi
o nim matka opowiadała, to stary cap mógł wziąć sobie jakąś
panienkę. A ona teraz w obecności całego miasteczka opłaku
je starca, który równie dobrze mógłby być jej dziadkiem.
Może w ogóle tylko dlatego płacze, że jego śmierć oznacza
dla niej koniec życia w luksusie? Matka mówiła, że dziadek
był bardzo bogaty. I skąpy. Może ona ma nadzieję, że jak tak
sobie publicznie popłacze, to ludzie zaczną jej współczuć
i pozwolą położyć łapę na forsie, jeśli prawowici spadkobier
cy się nie zgłoszą. Jeśli o mnie chodzi, to może sobie to
wszystko zabrać.
Brett ze wstrętem odwrócił się od tajemniczej kobiety.
Msza dobiegła końca. Gayla podeszła do pastora Browna.
- Bardzo dziękuję - powiedziała. - Ned byłby zadowolo
ny z tego, co pan dziś powiedział.
- Szczerze w to wątpię - szepnął pastor tak cicho, żeby
tylko Gayla mogła go usłyszeć.
Gayla nie mogła się nie uśmiechnąć. Ona najlepiej wie
działa, jak prawdziwa była ta uwaga pastora. Neda Parkera na
pewno nie ucieszyłyby miłe słowa wypowiedziane nad jego
trumną. Gdyby to od niego zależało, kazałby się pochować
w sosnowej skrzynce i zabronił przyjść na pogrzeb komukol-
scandalous
czytelniczka
8
TESTAMENT NEDA PARKERA
wiek poza grabarzami. Jednak Gayla uparła się, żeby go po
chrześcijańsku pochować, a wielebny Mark Brown uszano
wał jej życzenie.
Pastor uścisnął dłoń Gayli, po czym zrobił miejsce tym,
którzy chcieli podejść do trumny, żeby po raz ostatni spojrzeć
na zmarłego. Kilka osób także podało Gayli rękę, ale wię
kszość żałobników udała, że w ogóle jej nie widzi.
Ostatni podszedł John Thomas, adwokat Neda. Prowadził
jego sprawy od ponad dwunastu lat, to jest od czasu śmierci
swego ojca, po którym przejął kancelarię adwokacką wraz ze
wszystkimi klientami.
John uścisnął dłoń Gayli, ale potem przytulił dziewczynę.
Dopiero teraz z takim trudem wstrzymywane podczas mszy
łzy popłynęły po policzkach. Odsunęła się od Johna i gwał
townie ocierała twarz i oczy.
- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że on nie żyje - łkała.
- Ani ja - westchnął prawnik. - Stary dziwak nigdy się
nie poddawał.
Gayla znów się rozpłakała.
- Niebo nigdy już nie będzie takie samo. - John pokręcił
głową. - Pewnie usiadł już do pokera. Pali te swoje cuchnące
cygara i ogrywa anioły do ostatniej koszuli.
Gayla się roześmiała, chociaż wcale nie było jej do śmie
chu. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Tylko John po
trafił ją rozśmieszyć, choć cały świat Gayli właśnie legł
w gruzach.
- Dziękuję ci, John - westchnęła. - Byłeś dobrym przyja
cielem. I Neda, i moim.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. Proszę, żebyś o tym nie
zapominała. - Żartobliwie pogroził jej palcem.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
9
- Na pewno nie zapomnę. - Odwróciła się, a John bez
słowa wziął ją pod rękę i wyprowadził z cmentarza.
- Czy córka Neda się do ciebie odezwała? - zapytała Gay¬
la, kiedy podeszli do samochodu. Chciała, aby to pytanie
zabrzmiało obojętnie, żeby nawet John nie domyślił się, jak
bardzo przeraża ją przyszłość.
- Nie. - John pokręcił głową. - Miałem nadzieję, że bę
dzie miała choć odrobinę przyzwoitości i pojawi się na po
grzebie.
- Ned zawsze mi powtarzał, że ona nigdy nie przyjedzie.
Nawet na pogrzeb. Okazuje się, że miał rację - westchnęła
Gayla. Wahała się przez chwilę, ale w końcu postanowiła
zadać to pytanie, które w tej chwili było dla niej najważniej
sze. - Kiedy mam się wyprowadzić?
- Teraz się tym nie przejmuj - powiedział stanowczo
John. - Nie będziemy niczego zmieniać. Przynajmniej dopóki
córka Neda nie zgłosi się po spadek. Możesz nadal przyjmo
wać gości w Parker House, jeśli zechcesz. Resztą zajmiemy
się wtedy, kiedy zajdzie taka potrzeba. Ale na razie powinnaś
pojechać do domu. Ogrzejesz się, odpoczniesz i od razu lepiej
się poczujesz.
Brett nie wiedział właściwie, dlaczego poszedł na cmen
tarz. Widać taki miał kaprys. Stary zupełnie nic go nie obcho
dził. A jednak, nie wiadomo dlaczego, nabożeństwo żałobne
wzbudziło w nim jakiś niepokój. Poza tym zgłodniał tak bar
dzo, że musiał natychmiast wejść do pierwszej lepszej restau
racji, żeby coś przekąsić.
Pod ścianą stał stojak z gazetami i Brett wziął sobie jedną,
żeby zająć się czymś przy stole. Wszystkie ważne wiadomości
scandalous
czytelniczka
10 TESTAMENT NEDA PARKERA
z pierwszej strony gazety dotyczyły spraw lokalnych. Ale na
drugiej stronie znalazło się coś, co go zainteresowało. Był to
artykuł poświęcony zmarłemu obywatelowi Braesburga. Za
mieszczono nawet fotografię Neda Parkera. Jeśli rzeczywiście
tak wyglądał, to Brett widział go po raz pierwszy w życiu.
Matka prawdopodobnie nie miała żadnego zdjęcia swego oj
ca, bo nigdy go synowi nie pokazała.
Brett przeczytał cały artykuł, choć zrobił to bardziej z nu
dów, aniżeli z ciekawości. Wynikało z niego, że stary był
członkiem Izby Handlowej i Stowarzyszenia Uczciwych Ku
pców. Okazało się więc, że choć rodzina niewiele go obcho
dziła, to przynajmniej udzielał się społecznie. W tekście
wspomniano także o Marjorie Holmes Parker, żonie Neda,
która zmarła wiele lat wcześniej. O córce nie było nawet
najmniejszej wzmianki. W gazecie podano także adres ro
dzinnej rezydencji Parkerów: Dębowe Wzgórze 1. Brettowi
nazwa ta wydała się bardzo pretensjonalna i nic dziwnego.
Matka często opowiadała mu o tym, jak bardzo dumny był jej
ojciec z tej posiadłości. Teraz Brett wszedł w posiadanie
wszystkiego, co zostawił po sobie Ned Parker. Z jego prze
klętą posiadłością na czele.
Brett pomyślał sobie, że odda to wszystko na jakiś cel
dobroczynny. W ten sposób dokona wyrafinowanej zemsty na
człowieku, który swój dom cenił bardziej niż miłość własnej
córki. Stary na pewno w grobie się przewróci! pomyślał z sa
tysfakcją Brett. Uśmiechnął się. Po raz pierwszy od chwili,
w której zawiadomiono go o śmierci dziadka.
Postanowił, że z samego rana odwiedzi kancelarię adwo
kacką i załatwi wszystkie formalności prawne związane
z przejęciem, a potem przekazaniem na cele dobroczynne ma-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 11
jątku Neda Parkera. Musiał jeszcze tylko zdecydować, jaki
ma to być cel. I znów z pomocą przyszła mu gazeta, bo jedna
z informacji głosiła, że nazajutrz odbędzie się posiedzenie
rady miejskiej.
Oddam wszystko miastu, pomyślał Brett. Niech sobie
z tym robią, co chcą. Stary się wścieknie.
Ani posiadłość, ani reszta majątku Neda Parkera nie miały
dla Bretta żadnej wartości. Chciał się tego jak najprędzej
pozbyć i wrócić do domu. Wyszedł z restauracji bardzo z sie
bie zadowolony. Był pewien, że tej nocy wreszcie zaśnie.
A nie spał od czterdziestu godzin, to jest od chwili, kiedy
adwokat matki zawiadomił go o śmierci Neda Parkera.
Brett jechał powoli główną ulicą miasteczka, szukając ja
kiegoś noclegu. Kiedy zauważył drogowskaz prowadzący na
Dębowe Wzgórze, skręcił w tę właśnie uliczkę. Z czystej cie
kawości.
Okazało się, że ulicę nazwano tak z racji dębów, które rosły
po obu jej stronach. Były potężne i ich konary tworzyły nad
jezdnią rodzaj gęstego baldachimu. Przez nagie o tej porze
roku gałęzie drzew przeświecały światła odległych domów.
Dojechał do końca uliczki. Na kamiennej kolumnie wisiała
tabliczka z numerem: Dębowe Wzgórze 1, pensjonat Parker
House.
Chyba pomyliłem adres, pomyślał Brett. Niemożliwe, żeby
stary dzielił z obcymi dom, w którym nie chciał widzieć na
wet rodzonej córki.
Na wszelki wypadek zajrzał do leżącej na siedzeniu samo
chodu gazety. Wcale się nie pomylił. Nie namyślając się wiele,
wjechał na podjazd. Potrzebował miejsca do spania, a los
przyprowadził go prosto do pensjonatu, więc nie było sensu
scandalous
czytelniczka
12
TESTAMENT NEDA PARKERA
dalej się błąkać. Piętrowy dom był dobrze oświetlony i pomi
mo mgły oraz siąpiącego deszczu nieźle widoczny.
Brett wielokrotnie wyobrażał sobie dom, o którym opo
wiadała mu matka. Wszystkie jego wyobrażenia w jednej
chwili legły w gruzach. Spodziewał się ponurego, mrocznego
domiszcza, jakby żywcem przeniesionego ze stron angielskiej
powieści gotyckiej. Tymczasem, nawet mimo paskudnej po
gody, zbudowany z surowego kamienia dom wyglądał przy
tulnie, swojsko, wręcz uroczo. Na dużej werandzie stały wi
klinowe meble. Wielkie okna, albo raczej oszklone ściany
werandy, przysłonięte były teraz zielonymi żaluzjami. Prze
świecało przez nie palące się gdzieś w głębi domu światło.
Brett miał zamiar tylko podjechać pod dom, obejrzeć go
sobie z bliska i zaraz odjechać. Gdyby go o to zapytano, nie
potrafiłby powiedzieć, dlaczego właściwie wysiadł z furgo
netki. Zadzwonił do drzwi i kuląc się, zastanawiał się, czy
ktoś mu w ogóle otworzy, a jeśli tak, to co on, Brett, temu
komuś powie.
Zapaliły się umieszczone po obu stronach drzwi lampy,
a zaraz potem drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich kobieta.
Choć nie miała na twarzy makijażu, a włosy związała z tyłu
głowy w ciasny węzeł, Brett natychmiast rozpoznał tajemni
czą piękność, która tak bardzo płakała na pogrzebie Neda
, Parkera.
- Czym mogę panu służyć? - zapytała, podkurczając pal
ce bosych stóp.
- Chciałbym wynająć pokój. Na jedną noc.
- Przykro mi, ale pensjonat jest nieczynny. - Kobieta wy
dawała się zaskoczona tą zwyczajną przecież prośbą. - Pan
Parker nie żyje. Dziś go pochowaliśmy.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 13
- Bardzo mi przykro. - Brett zrobił smutną minę. - 0 ni
czym nie wiedziałem. A tak mi zależało na tym, żeby tu
zamieszkać. - Skulił się jeszcze bardziej, chroniąc się przed
lodowatym podmuchem. - Zupełnie nie znam tego miasta,
więc może byłaby pani tak miła i wskazała mi drogę do ja-
kiegoś hotelu.
Kobieta tylko chwilę się wahała. Otworzyła Szeroko drzwi,
gestem zapraszając Bretta do środka.
- Nie będę pana trzymać na dworze w taką paskudną po
godę - powiedziała, zamykając za nim drzwi.
- Tak, proszę pani, jest okropnie zimno. - Brett natych
miast skorzystał z okazji, żeby się trochę rozejrzeć.
Hol był przestronny i miły. Pod jedną jego ścianą stała
długa, wyściełana ława, a pod przeciwną - duży stół. Naprze
ciw drzwi widniały prowadzące w ciemność schody. Brett
szukał jakiegoś śladu swojej matki. Spodziewał się fotografii
albo czegoś w tym rodzaju, ale niczego nie znalazł.
- Poza Parker House w Braesburgu jest tylko jeden motel,
ale teraz jest tam remont - powiedziała kobieta, podchodząc
do stołu. Otworzyła szufladę i wyjęła z niej książkę telefoni
czną. - W tej sytuacji najbliższy hotel znajdzie pan dopiero
w Austin, ale to co najmniej godzina drogi stąd. - Zamyśliła
się. - Tyle że dziś będzie panu trudno tam dojechać. Dopiero
co w wiadomościach ostrzegali, że nadchodzi burza śnieżna.
W Teksasie to raczej rzadkie zjawisko, ale jednak się zdarza.
- No to co ja mam zrobić? - zapytał Brett, starając się przy
tym wyglądać na kompletnie załamanego.
- Naprawdę nie wiem. - Kobieta przygryzła dolną wargę.
Spojrzała na niego i pewnie zauważyła, że jest bardzo zmę
czony, bo zdecydowanym ruchem zamknęła książkę telefoni-
scandalous
czytelniczka
14 TESTAMENT NEDA PARKERA
czną. - Nie mam sumienia nigdzie pana wysyłać w taką po
godę. Może pan u nas zostać.
- Nie chciałbym się narzucać...
- Wcale się pan nie narzuca. - Cień uśmiechu przemknął po
jej twarzy. - Szczerze mówiąc, ja także rada jestem, że nie będę
dziś w domu sama. - Całkiem już zdecydowana, schowała
książkę telefoniczną do szuflady i zamiast niej podsunęła Bret¬
towi książkę meldunkową. - Proszę się tu wpisać, panie...
- Sinclair - powiedział bez namysłu. - Brett Sinclair.
Popatrzył na nią, sądząc, że teraz już na pewno go rozpo
zna. Ale wyraz twarzy tej kobiety nie zmienił się ani na jotę.
- Gayla Matthews - uśmiechnęła się, podając mu rękę.
- Miło mi pana poznać. Z tyłu domu jest podjazd. Proszę tam
zaparkować samochód i przynieść swoje rzeczy, a ja przez ten
czas przygotuję panu pokój. Drzwi z ganku prowadzą wprost
do kuchni. Znajdzie pan tam dzbanek gorącej kawy. Proszę
się poczęstować.
Odwróciła się na pięcie, uniosła nieco rąbek swej długiej,
workowatej sukni dżinsowej i weszła na schody. Brett stał
w holu i patrzył na jej, z każdym krokiem lepiej widoczne,
gołe nogi. Bez trudu mógł sobie wyobrazić, jak te długie
i bardzo zgrabne nogi oplatają się wokół niego w miłosnym
uniesieniu. Potrząsnął głową, jakby to był najlepszy sposób
na odpędzenie tego rodzaju myśli.
Co się ze mną, u diabła, dzieje, pomyślał wściekły na sie
bie. Przecież ta kobieta była kochanką mego dziadka!
A jednak przyglądał się jej, dopóki nie weszła na podest
i nie zniknęła w głębi ciemnego korytarza. Poważnie się za
stanawiał, czy przypadkiem nie postradał zmysłów. Z własnej
i nieprzymuszonej woli miał spędzić noc w domu dziadka,
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
15
w towarzystwie jego kochanki. Nie rozumiał, co go opętało
i dlaczego właściwie zadzwonił do drzwi, a potem jeszcze, na
domiar złego, poprosił tę kobietę o nocleg.
Nalał sobie kawy i, rozgrzewając dłonie o ciepły kubek,
wpatrywał się w okno. Na dworze padał mokry śnieg. Widać
go było na tle palącej się nad garażem lampy.
Przynajmniej tym razem prognoza pogody się sprawdziła,
pomyślał Brett. Zaraz będzie burza, a za kilka minut drogi
w tym rejonie staną się nieprzejezdne. Tylko dzięki wspa
niałomyślności Gayli nie utkwiłem teraz w zaspie.
O mało nie zakrztusił się kawą, tak go wzburzyła myśl
o tym, że kochanka jego dziadka może być wspaniałomyślna.
A jednak musiał przyznać, że przynajmniej w tym wypadku
rzeczywiście taka właśnie była. Być może gdyby wiedziała,
kim jest i co ma zamiar zrobić z Parker House, okazałaby się
mniej gościnna.
Brett nie bardzo wiedział, co ma o tej kobiecie myśleć.
Właściwie to wcale nie wierzył, że naprawdę była kochanką
jego dziadka, choć, z drugiej strony, trudno mu było znaleźć
jakieś inne, rozsądne wytłumaczenie jej obecności w tym do
mu oraz nie skrywanej rozpaczy, jaką zademonstrowała na
pogrzebie. Chociaż nie miał ochoty chwalić swego dziadka,
z całą pewnością musiał schylić czoło przed jego znawstwem
kobiet. Nawet workowata suknia nie zdołała ukryć zgrabnej
figury Gayli.
- Widzę, że znalazł pan dzbanek.
Brett drgnął na dźwięk jej głosu. Nie wiadomo dlaczego
przestraszył się, że w jakiś cudowny sposób odgadła jego
myśli.
scandalous
czytelniczka
16
TESTAMENT NEDA PARKERA
- Znalazłem. Bardzo dziękuję. - Uśmiechnął się i ruchem
głowy wskazał szalejącą za oknem zamieć. - Tym razem pro
gnoza się sprawdziła. Tylko dzięki pani nie utknąłem w za
spach. Mogłem na śmierć zamarznąć.
- Nigdy nie odprawiaj gościa z kwitkiem - powiedziała
Gayla takim tonem, jakby recytowała fragment jakiegoś prze
pisu prawnego. A widząc zdziwione spojrzenie Bretta, wyjaś
niła: - To pierwsza zasada przetrwania wszystkich hotelarzy.
Czy jadł pan już kolację? Mogę podać...
- Dziękuję, przegryzłem coś w restauracji w centrum
miasta.
- Więc może ma pan ochotę na coś słodkiego? Upiekłam
ciasto na wypadek... - w porę ugryzła się w język. Mało
brakowało, a wygadałaby się przed tym obcym człowiekiem,
że upiekła ciasto w nadziei, że córka Neda jednak na jego
pogrzeb przyjedzie. Ale Brett wciąż na nią patrzył tak, jakby
czekał na dokończenie zdania. Gayla zaczerwieniła się i od
wróciła do niego plecami.
- Na wypadek czego? - dopytywał się Brett.
- Gdyby któryś z żałobników chciał po pogrzebie przyjść
do domu - mruknęła.
- No i co? Przyszli? - Brett był tego naprawdę ciekaw.
- Nie. To pewnie przez tę pogodę - odrzekła z nutą nie
zadowolenia w głosie. Potem odwróciła się do Bretta i obda
rzyła go uprzejmym uśmiechem. - Ale na szczęście pan przy
jechał i ciasto się nie zmarnuje. Oczywiście, jeśli zechce się
pan poczęstować.
- Jasne. - Brett nie miał serca jej odmówić. Widać było,
że za nic na świecie nie chciała zostać sama. - Nie można
pozwolić, żeby się takie dobre ciasto zmarnowało.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
17
Usiadł przy kuchennym stole i patrzył, jak Gayla kroi cia
sto, nakłada na talerzyk, a potem dekoruje je bitą śmietaną
i truskawkami. Wcale nie był głodny, a mimo to ślinka napły
nęła mu do ust.
- Czy jeszcze na coś miałby pan ochotę? - zapytała.
- Proszę usiąść ze mną. Nienawidzę jeść sam.
Gayla usiadła i zaczęła miąć w palcach papierową serwet
kę, którą wzięła ze stołu. Brett czuł, że wolałaby się kręcić po
kuchni, zamiast tak siedzieć bez żadnego zajęcia. Pomału jadł
ciasto i zastanawiał się, co by tu powiedzieć. Panująca w ku¬
chni cisza nawet jemu przeszkadzała.
- Doskonałe ciasto - powiedział w końcu. - Czy to pani
gotuje dla gości pensjonatu?
- Tak, jestem tu kucharką - roześmiała się. - A także po
kojową, sprzątaczką, recepcjonistką i ogrodnikiem.
- Naprawdę wszystko robi pani sama? - Brett nie potrafił
ukryć zdumienia. - Nie ma tu żadnego personelu?
- Oprócz mnie nie ma nikogo. Zresztą, nie ma takiej po
trzeby. W zimie rzadko ktoś do nas przyjeżdża. W lecie, kiedy
mamy dużo gości, wynajmuję kogoś do pomocy w sprzątaniu,
ale poza tym sama sobie ze wszystkim radzę - opowiadała
z przejęciem. - Pewnie dlatego ludzie tak bardzo lubią ma
łe pensjonaty. Czują się tak, jakby mieszkali w domu, a nie
w hotelu.
Bretta zaskoczyła zarówno jej szczerość, jak i nie ukrywa
ne oddanie dla Parker House i wykonywanej w nim pracy.
Nie rozumiał, jak ona to robi, że ma i czas i energię na pro
wadzenie tak dużego domu i na to, aby być kochanką starca.
- Ilu gości może tu mieszkać naraz?
- Mamy sześć pokoi gościnnych. A w zeszłym roku wyre-
scandalous
czytelniczka
18 TESTAMENT NEDA PARKERA
montowaliśmy wozownię i przerobiliśmy ją na apartament
dla nowożeńców. Na tyłach wozowni urządziliśmy niewielki
ogródek z wielką wanną. W letnie noce jest tam naprawdę
romantycznie.
Brett słuchał tego wszystkiego i zastanawiał się, jak by tu
ustalić, co łączyło tę kobietę z Nedem Parkerem. Doszedł do
wniosku, że musiałby chyba zapytać ją o to wprost.
- Od jak dawna ten dom jest w posiadaniu pani rodziny?
- zapytał podstępnie.
- Dom nie jest mój. Ja tu tylko pracuję. Należy... - urwała
i po chwili sama siebie poprawiła. - Należał do pana Parkera.
- Do tego człowieka, którego dziś pochowano?
- Tak. - Wstała i zaniosła wciąż jeszcze pełen kawy ku
bek do zlewu.
- A co się stanie z domem?
- To zależy od spadkobierców. - Odwrócona do niego
plecami Gayla tylko wzruszyła ramionami.
- Nie mieszkają w Braesburgu? - dopytywał się Brett,
ciekaw, ile ona wie o rodzinie Parkera.
- Nie. Nie wiem, gdzie mieszkają. Pan Parker nigdy mi
o nich nie opowiadał. Wszystkimi sprawami majątkowymi
zajmuje się jego adwokat.
Gayla odstawiła kubek po kawie na suszarkę i zapatrzyła
się w wirujące za oknem płatki śniegu. Przygarbiła się, jakby
nagle nałożono na jej barki zbyt wielki ciężar. Po chwili
jednak otrząsnęła się z nurtujących ją myśli. Wzięła ręcznik
i wycierając ręce, powoli odwróciła się do Bretta.
- Czy chciałby pan obejrzeć dom? - zapytała bez cienia
poprzedniej melancholii w głosie. - Oprowadzę pana, a po
tem pokażę pański pokój.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
19
- Bardzo bym chciał - ucieszył się Brett. Naprawdę nie
mógł się już doczekać, kiedy zobaczy dom, w którym jego
matka spędziła dzieciństwo.
Podniósł z podłogi swoją torbę podróżną, zarzucił ją sobie
na ramię i poszedł za Gaylą.
- Rodzina pani Parker wybudowała ten dom w 1830 roku
- powiedziała Gayla, kiedy znów znaleźli się przy drzwiach
frontowych. - Przyjechali z Niemiec. Zresztą tak samo jak
większość ówczesnych mieszkańców miasteczka.
Gayla zatrzymała się w progu salonu i zapaliła światło.
W jednym jego rogu pysznił się fortepian. Resztę przestrzeni
zaaranżowano tak, aby urządzić kilka osobnych kącików wy
poczynkowych. Każdy z nich wyposażono w sofę oraz dwa
ogromne fotele.
- Większość mebli to prawdziwe antyki. Niektóre z nich
rodzina pani Parker przywiozła ze sobą z Niemiec. Nasi go
ście mogą sobie tutaj odpocząć.
Zgasiła światło i przeszła do znajdującej się po przeciwnej
stronie wielkiego holu jadalni. Znów zapaliła światło. Nad
wielkim mahoniowym stołem rozjarzył się kryształowy ży
randol.
- Większość posiłków jadamy tutaj, ale kiedy pogoda do
pisuje, lubię podawać śniadania na werandzie. - Wyłączyła
światło i skinęła na Bretta, żeby jej towarzyszył. - To moje
ulubione miejsce. Jest mniejsza od jadalni i bardziej przytul
na. Kiedy postanowiliśmy otworzyć w Parker House pensjo
nat, zagospodarowałam także werandę z tyłu domu.
Gayla otworzyła niewielkie drzwi. Kiedy zrobiło się jasno,
Brett pomyślał sobie, że znalazł się w kwitnącym ogrodzie.
Tyle tu było kwiatów i kolorowych ozdób.
scandalous
czytelniczka
20
TESTAMENT NEDA PARKERA
- Pewnie i to pani sama zrobiła? - zapytał Brett, dojrza
wszy na twarzy Gayli wyraz dumy.
- Nie dałabym rady. - Z powagą pokręciła głową. - Nie
znam się na stolarce. Ja tylko pomalowałam ściany, uszyłam
draperie i obrusy. No i wyhodowałam rośliny. Całą resztę zro
bił jeden z miejscowych fachowców.
Powiedziała to takim tonem, jakby jej wkład pracy był
minimalny, ale Brett i tak się domyślił, że to jej smakowi, jej
wyobraźni i jej złotym rękom zawdzięczała weranda swój
wygląd i nastrój.
- Może miałby pan ochotę obejrzeć teraz pokoje na pię
trze? - zapytała uprzejmie.
- Nawet bardzo - odrzekł Brett, przerzucając torbę po
dróżną na drugie ramię. - Jeśli, oczywiście, nie ma pani nic
przeciwko temu.
Poszli na górę. Gayla zatrzymała się u szczytu schodów.
- Ten pokój przygotowałam dla pana, ale obejrzymy go
sobie na końcu - powiedziała, wskazując najbliższe drzwi. -
W tej części domu są trzy pokoje, a w tamtej - cztery. Pomię
dzy nimi jest ten pokój, w którym pan dzisiaj zamieszka.
Stanęła przy drzwiach następnego pokoju i ze śmie
chem pokazała palcem przytwierdzoną do drzwi mosiężną
tabliczkę.
- Ned wpadł na pomysł, żeby nazwać poszczególne po
koje nazwiskami teksańskich polityków. Postarał się przy tym,
żeby demokraci byli po lewej stronie, a republikanie po pra
wej. Twierdził, że to konieczne, bo inaczej by się pobili.
A więc stary miał także poczucie humoru, pomyślał Brett,
całkiem niewzruszony tą nową wiedzą. Szedł za Gaylą i tylko
jednym uchem słuchał opowiadanej przez nią historii Parker
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
21
House. Na końcu korytarza były drzwi pozbawione jakiejkol
wiek tabliczki. Gayla nacisnęła klamkę, ale zaraz cofnęła rękę.
W jej oczach zabłysły łzy.
- To był pokój pana Parkera - powiedziała.
Odwróciła się na pięcie i poprowadziła go do tego pokoju
u szczytu schodów, który na tę noc przeznaczyła dla niego.
Rola przewodnika przestała ją już bawić.
- Ten pokój nosi imię pani Parker - powiedziała Gayla.
- Ned mówił, że Marjorie była urodzonym rozjemcą. To dla
tego umieścił ją pomiędzy dwoma partiami. Z tego, co o niej
wiem od Neda i od innych, wynika, że była cichą, niepozorną
kobietą, ale potrafiła trzymać żelazną ręką nawet najbardziej
upartego osobnika. Na pewno bardzo jej się ta umiejętność
przydała, skoro była żoną Neda. Bardzo ją kochał.
Kochający mąż, pomyślał z ironią Brett. Mama zupełnie
co innego mi mówiła.
- Mam nadzieję, że będzie tu panu wygodnie - powie
działa Gayla. Weszła do pokoju i zapaliła nocną lampkę. - Ma
pan tu osobną łazienkę. Ręczniki są w bieliźniarce za drzwia
mi.
Brett pomyślał, że Gayla prawdopodobnie ma już dosyć
jego obecności i chciałaby jak najprędzej zostać sama.
- Proszę mi wybaczyć - powiedziała, splatając i rozplata
jąc dłonie. - Jestem już trochę zmęczona. Wie pan, gdzie jest
kawa, więc proszę się nie krępować. Telewizor stoi w gabine
cie. W ogóle proszę się czuć jak u siebie w domu.
- Jak w domu? - mruknął Brett po jej wyjściu. - Nie ma
mowy. Na pewno nie tutaj.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ DRUGI
Wprawdzie Brett obiecywał sobie, że kiedy tylko znajdzie
się w łóżku, zaśnie kamiennym snem, ale sen nie przychodził.
Podłożył więc ręce pod głowę i wpatrywał się w sufit.
Właśnie wrócił z wyczerpującej inspekcji sieci domów to
warowych Sinclaira (musiał objechać aż trzy stany), kiedy
dostał wiadomość, że ma się natychmiast skontaktować z ad
wokatem swojej matki. W pierwszym odruchu chciał zigno
rować tę wiadomość albo chociaż najpierw odpocząć, a po
tem zadzwonić do adwokata. Teraz żałował, że postąpił
inaczej.
To właśnie adwokat matki przekazał Brettowi wiadomość
o śmierci dziadka. Podobno otrzymał telegram z Braesburga,
w którym adwokat starego Parkera prosił, aby Christine, mat
ka Bretta, przyjechała na pogrzeb. Brett pomyślał z goryczą,
że stary jednak chciał, żeby córka wróciła do domu. Niestety,
trochę się spóźnił. Christine Sinclair nie mogła już nigdzie
wrócić, bo nie żyła od sześciu miesięcy.
Adwokat przypomniał mu, że jako jedyny spadkobierca
Christine, Brett odziedziczy cały majątek swego dziadka. Ale
Brett niczego od starego nie chciał. A już najmniej jego prze
klętych pieniędzy. Za to bardzo chciał skończyć tamtą bez
sensowną rozmowę i iść spać, ale adwokat twierdził, że, przez
wzgląd na matkę, powinien pojechać na pogrzeb. Brett wcale
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 23
tak nie uważał, ale żeby się pozbyć natrętnego prawnika,
obiecał mu, że jak tylko trochę odpocznie, natychmiast za
dzwoni do tego adwokata z Braesburga.
A jednak, nie wiadomo dlaczego, zupełnie nie mógł za
snąć. W końcu wstał, spakował torbę i znów wsiadł do furgo
netki. Jechał całą noc i pół dnia i przyjechał do Braesburga
akurat wtedy, kiedy kondukt wchodził na cmentarz.
A teraz leżał w łóżku w domu swego dziadka i wciąż nie
mógł zasnąć. Na domiar złego zaczął mu dokuczać wrzód
żołądka. Brett westchnął, zapalił nocną lampkę i podłożył
sobie pod głowę jeszcze jedną poduszkę. Rozejrzał się po
pokoju. Wszędzie widać było ślady troskliwej ręki Gayli. Na
nocnym stoliku stał koszyczek z owocami i talerzyk z herbat
nikami, mała porcelanowa miseczka pełna różnokolorowych
cukierków oraz dzbanek z wodą i kryształowa szklaneczka.
Brett wychylił się z łóżka i dotknął palcem dzbanka. Zaraz
jednak wrócił do poprzedniej pozycji, odruchowo przyciska
jąc dłonią bolący żołądek. Nie wody mu było trzeba, ale
mleka, które zawsze łagodziło przeraźliwe pieczenie.
Przypomniał sobie, jak Gayla na pożegnanie powiedziała,
żeby się czuł jak u siebie w domu. Miał nadzieję, że nie będzie
mu miała za złe, jeśli zajrzy do lodówki.
W samych tylko dżinsach, boso, wyszedł z pokoju. Po
cichutku zszedł na dół. Zanim jednak doszedł do kuchni,
usłyszał jakiś dźwięk. Zatrzymał się i chwilę nasłuchiwał. Coś
działo się w gabinecie. Brett pomyślał, że pewnie zapomniał
wyłączyć telewizor. Wszedł do pokoju i zamarł. Przy komin
ku, w starym skórzanym fotelu siedziała Gayla. Płakała.
Brett po cichutku wycofał się z pokoju. Nie chciał jej
przeszkadzać. Ale po chwili wrócił. Serce mu się ściskało
scandalous
czytelniczka
24
TESTAMENT NEDA PARKERA
z żalu na wspomnienie wstrząsanych tłumionym szlochem
ramion Gayli. Pomyślał, że nie powinna być teraz sama.
- Czy coś się stało, proszę pani? - zapytał.
Usłyszawszy jego głos, odwróciła się gwałtownie, po czym
szybko wstała z fotela.
- Nic się nie stało - chlipnęła. - Nie mogłam zasnąć,
więc... - Przycisnęła dłoń do ust, chcąc powstrzymać płacz.
Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć,
- Proszę usiąść i odpocząć - powiedział Brett, niemal siłą
wciskając ją z powrotem w fotel. - Przyniosę pani coś do
picia. Szklankę ciepłego mleka albo odrobinę whisky.
- Nie, nie... Naprawdę nie trzeba - wyjąkała, okrywając
kolana połami szlafroka. - Przepraszam, że pana obudziłam.
- Wcale mnie pani nie obudziła. Ja także nie mogłem spać.
- Brett usiadł na podłodze obok fotela. Podciągnął kolana pod
brodę i zastanawiał się, co właściwie powinien teraz zrobić.
- Może zadzwonić po któregoś z pani krewnych?
- Nie. - Gayla pokręciła głową. Nie patrzyła mu w oczy.
- Ja nie mam nikogo.
- Trochę tu zimno - powiedział Brett. Nie chciał, żeby się
domyśliła, że zimny dreszcz, który nim wstrząsnął, spowodo
wany był beznadziejnym smutkiem jej zapłakanych oczu.
- Bardzo przepraszam. Zmniejszyłam ogrzewanie na par
terze, zanim się położyłam. Ale jeśli panu zimno - znów
wstała z fotela - to zaraz je włączę.
Brett wziął ją za rękę i na powrót usadził w fotelu. Po
raz pierwszy w życiu na własne oczy widział tak usłużną
kobietę.
- Wolałbym rozpalić ogień na kominku - powiedział. -
To powinno rozwiązać problem chłodu.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
25
- Zaraz to zrobię.
- Ja to zrobię. - Brett położył rękę na jej ramieniu, zanim
Gayla zdołała się podnieść.
Usłuchała, choć widać było, że robi to niechętnie. Brett
ułożył polana w kominku. Ogień zaczął lizać suche drewno.
Płomienie rzucały żywy blask na nagi tors Bretta, odbijały się
w wiszącym na jego szyi złotym łańcuszku, na którym koły
sała się obrączka.
Gayla nigdy dotąd nawet nie pomyślała o tym, że może
jej brakować seksu, w tej chwili jednak nie potrafiła ode
rwać oczu od tego mężczyzny. Jej gość miał szerokie, pięk
nie uformowane i zwężające się ku pośladkom plecy. Gay
la miała niezdrową ochotę dotknąć tych jego pośladków
i poczuć, jak pracują mięśnie. Na szczęście Brett w tej właś
nie chwili odłożył pogrzebacz i usiadł na podłodze obok fo
tela.
- Dlaczego pani tu przyszła? - zapytał po chwili.
- Sama nie wiem - powiedziała cicho. Bała się, że znów
wybuchnie płaczem. Pytanie Bretta przywróciło ją ponurej
rzeczywistości. - Chyba poczułam się samotna. Ned całymi
dniami przesiadywał w tym pokoju. Pomyślałam, że jak tu
sobie posiedzę, to znajdę się trochę bliżej niego.
- Ja też czasami tak robiłem - powiedział Brett, wpatrując
się w ogień. - Po śmierci mamy wchodziłem do jej sypialni
tylko po to, żeby pooddychać jej zapachem. Dzięki temu
czułem się trochę mniej samotny.
- Ned palił najbardziej śmierdzące cygara na świecie.
Oczywiście były to bardzo dobre cygara. Przynajmniej on
tak twierdził. Po pierwszym zawale lekarz zabronił mu pa
lenia, ale Ned i tak czasami sobie podpalał. - Gayla uśmiech-
scandalous
czytelniczka
26
TESTAMENT NEDA PARKERA
nęła się lekko. - Naprawdę nie wiem, jak mógł przypusz
czać, że tego nie zauważę. Te jego cygara czuć było w całym
domu.
W tej chwili znów łzy nabiegły jej do oczu. Wytarła je
wierzchem dłoni.
- Przepraszam - powiedziała. - Chyba nie potrafię prze
stać płakać.
- Kiedy się straci kogoś bliskiego, to zawsze jest ciężko.
Czasami rozmowa o nim może przynieść ulgę - powiedział
z namysłem Brett. Miał nadzieję, że może wreszcie dowie się,
co łączyło tę kobietę z jego dziadkiem.
Gayla podniosła głowę. Spojrzała na niego zaskoczona.
Miał takie uczciwe, niebieskie oczy. I biło od niego jakieś
dziwne ciepło, obiecujące ulgę, której ona tak bardzo potrze
bowała. Zapragnęła wypłakać na jego ramieniu wszystkie
swoje żale. Ale przecież ten mężczyzna był gościem pensjo
natu i zupełnie obcym człowiekiem.
- Dziękuję, ale jakoś sobie poradzę - mruknęła, unikając
jego spojrzenia. Wstała z fotela i wierzchem dłoni starła re
sztę łez z policzków. - Może ma pan ochotę na kawę? Dopiero
co zaparzyłam świeżą.
Brett nie miał ochoty na kawę, ale pełne nadziei spojrzenie
tej kobiety upewniło go, że nie chciała być sama.
- Za kawę dziękuję - powiedział, wstając z dywanu - ale
bardzo chętnie napiłbym się mleka.
- Wobec tego przyniosę panu mleko. - Gayla zrobiła krok
w stronę drzwi.
- Mam na imię Brett. - Położył jej rękę na ramieniu i za
prowadził z powrotem do fotela. - Ty sobie posiedzisz przy
kominku, a ja przyniosę nam coś do picia.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
27
- Ale ty jesteś gościem. - Gayla omal nie wpadła w pani
kę. - Nie mam prawa wymagać, żebyś mi usługiwał.
- Niczego ode mnie nie wymagasz. Ja sam to zapropono
wałem. Nie ruszaj się stąd. Zaraz wrócę.
Zgodnie z zapowiedzią Gayli, na kuchni stał dzbanek świe
żo zaparzonej kawy. Brett nalał pełen kubek, potem napełnił
szklankę mlekiem i wrócił do gabinetu. Gayla siedziała tam,
gdzie ją zostawił. Jak urzeczona wpatrywała się w płonący na
kominku ogień. Brett podał jej kubek z kawą.
Przestraszyła się. Uniosła głowę. Policzki znów miała mo
kre, a oczy opuchnięte od płaczu. Brett ostrożnie umieścił
kubek z kawą w dłoniach Gayli. Otuliła go dłońmi, jakby
koniecznie musiała je o coś ogrzać.
- Dziękuję - powiedziała cichutko.
- Bardzo proszę. - Brett zajął swoje miejsce na podłodze.
Szybko wypił mleko i odstawił szklankę. Odchylił się do tyłu,
oparł na łokciach i wyciągnął swoje długie nogi w stronę
kominka. Przyglądał się Gayli kątem oka.
Siedziała wpatrzona w ogień. Brett mógłby przysiąc, że
oprócz smutku, który tak wyraźnie malował się na jej twarzy,
dostrzega tam jeszcze coś. Jakby strach. Nie wiedział jednak,
czego właściwie miałaby się bać. Czyżby samotności? A mo
że utraty domu i pracy? Zmarszczył czoło, chcąc odsunąć od
siebie narastające poczucie winy.
Nie jestem za nią odpowiedzialny, myślał. Ona sama,
ż własnej i nieprzymuszonej woli, podjęła decyzję, która do
prowadziła ją do takiego stanu. Ja nie miałem z tym nic
wspólnego. Przekażę Parker House miastu. I nic mnie nie
obchodzi, że Gayla Matthews straci w ten sposób i dom,
i pracę.
scandalous
czytelniczka
28 TESTAMENT NEDA PARKERA
Ale ani te przekonywające myśli, ani masaż, ani nawet i
mleko nie zmniejszyły nieprzyjemnego pieczenia w żołądku
Bretta.
Gayla przycisnęła pusty już kubek do czoła. Widocznie
tym razem potraktowała go jak lek na ból głowy.
- Przynieść ci jeszcze kawy? - zapytał Brett.
Wzdrygnęła się, jakby zapomniała, że oprócz niej jest
w pokoju ktoś jeszcze.
- Nie, dziękuję - pokręciła głową.
- A może dać ci aspirynę? - Brett wyjął kubek z jej drżą
cej dłoni.
Gayla znów pokręciła głową. Oparła się plecami o podu
szki fotela, zamknęła oczy i palcami gładziła wytartą skórę na
poręczach. Czuła na sobie spojrzenie Bretta. Mimo że był
obcym człowiekiem, wdzięczna mu była za to, że dotrzymy
wał jej towarzystwa.
- Mów do mnie - poprosiła.
- O czym mam mówić? - Brett spojrzał na nią zasko
czony.
- O czymkolwiek. Opowiedz mi, gdzie mieszkasz, co ro
bisz, po co przyjechałeś do Braesburga. Cokolwiek.
- Przyjechałem tu w interesach - powiedział po chwili
namysłu. Był prawie pewien, że nie skłamał. W końcu rze
czywiście przyjechał do Braesburga po to, żeby załatwić pew
ną sprawę. - Na stałe mieszkam w Kansas City.
- Masz rodzinę? - zapytała Gayla.
- Nie. Moi rodzice nie żyją.
- A rodzeństwo?
- Jestem jedynakiem.
- Ja mam dziewięcioro rodzeństwa. Czterech braci i pięć
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
29
sióstr - powiedziała Gayla. Oczy wciąż miała zamknięte, ale
na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Od lat ich nie
widziałam. Porozjeżdżali się po całych Stanach. Tylko ja jed
na zostałam w Teksasie.
- Dziewięcioro - powtórzył Brett, wpatrując się w ogień na
kominku. Jak każdy jedynak, bardzo chciał mieć rodzeństwo.
- Czym się zajmujesz w Kansas City?
- Jestem prezesem Sinclair Corporation - powiedział wy
rwany z zamyślenia Brett. - To sieć domów towarowych, któ-
rej właścicielem był mój ojciec.
- To jesteś ważną osobą.
- Jestem prezesem wyłącznie z nazwy. Rada dyrektorów
korporacji czuwa nad tym, żebym, broń Boże, nie miał nic do
powiedzenia.
- Gdybym miała zgadywać, to powiedziałabym, że jesteś
farmerem. - Gayla nie chciała drążyć tematu.
- Farmerem? - zdziwił się Brett.
- Nosisz dżinsy i kowbojskie buty, jeździsz furgonetką...
To bardziej pasuje do farmera niż do prezesa korporacji.
- Moja rada dyrektorów pewnie by się z tobą zgodziła
- roześmiał się Brett. - W kółko mi powtarzają, że powinie
nem poprawić swój image. Woleliby, żebym nosił garnitury
z kamizelką. Ale ja najlepiej się czuję w dżinsach.
- Ned też był taki - westchnęła Gayla. - Miał w nosie
konwenanse.
Brettowi to porównanie nie przypadło do gustu, ale Gayla
nawet tego nie zauważyła.
- Ludzie z miasta nie szczędzili mu cierpkich uwag, kiedy
mnie tu przywiózł - ciągnęła. - Okropnie plotkowali.
Trudno się temu dziwić, pomyślał Brett. Staruch, który
scandalous
czytelniczka
30
TESTAMENT NEDA PARKERA
bierze sobie dziewczynę co najmniej trzy razy od siebie młod
szą? Jasne, że taki układ musiał sprowokować mnóstwo
plotek.
Brett nie potrafił oprzeć się pokusie ustalenia, czy Gayla
rzeczywiście była kochanką Neda, czy też ludzie, jak zwykle,
niepotrzebnie strzępili sobie na niej języki.
- Bardzo się tymi plotkami przejmowałaś? - zapytał.
- Niektórymi tak - uśmiechnęła się smutno. - Właściwie
przywykłam do tego, że ludzie obnoszą mnie na językach.
Tylko Neda naprawdę nie obchodziło, co o nim mówią. Pew
nego dnia przyszła do niego delegacja obywateli miasta. Mó
wili coś o obowiązkach moralnych, a on ich odesłał do wszy
stkich diabłów.
Dzielny człowiek, pomyślał Brett, ale czym prędzej zdu
sił w sobie zdradziecką myśl. Nie miał prawa myśleć do
brze o człowieku, który życie jego własnej matki zamienił
w piekło.
- To znaczy, że nie byłaś jego kochanką? - Brett nie po-
trafił już ani chwili dłużej powstrzymać niezdrowej cieka
wości.
Gayla powoli podniosła głowę. Popatrzyła na niego
ze zdumieniem. Było całkiem oczywiste, że poczuła się obra
żona.
- Jasne, że nie - odrzekła wyniośle. - Choć dla plotkarzy
nie miało to, oczywiście, najmniejszego znaczenia.
Brett pożałował nieopatrznych słów. Niestety, cofnąć się
ich nie dało. Mógł jedynie spróbować zmienić temat.
- Jak to się stało, że zostałaś zarządcą pensjonatu Parker
House? - zapytał.
- To długa historia - powiedziała Gayla.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
31
- Ja się nie spieszę.
Wciąż wpatrywała się w ogień. Trwało to tak długo, że
Brett stracił nadzieję na odpowiedź. A jednak w końcu się
odezwała.
- Moja rodzina bez przerwy się przeprowadzała - powie
działa tak cicho, że ledwie mógł ją usłyszeć. - Dużo nas było,
a mama... No cóż... Miała niezwykły talent do wybierania
sobie najbardziej bezwartościowych mężczyzn na świecie. Za
każdym razem, kiedy wychodziła za mąż, obiecywała nam,
że będziemy wreszcie mieli prawdziwy dom, jedzenia pod
dostatkiem i nowe ubrania. Zwykle jednak każdy z jej mężów
brał znacznie więcej, niż dawał. Kiedy tylko gdzieś zamie
szkaliśmy, mama zatrudniała się jako kelnerka albo kucharka,
ale ponieważ było nas dużo, to nigdy nie udało jej się zarobić
tyle, żeby starczyło na wszystkie nasze potrzeby. Toteż nasza
egzystencja w znacznym stopniu zależała od łaskawości i hoj
ności mieszkańców miasta, w którym się zatrzymywaliśmy.
W końcu jednak ich gościnność się kończyła i musieliśmy się
wyprowadzić.
Brett bez trudu wyczuł w jej głosie zakłopotanie, upoko
rzenie, ale także dumę, która sprawiała, że korzystanie z cu
dzej dobroczynności było dla Gayli uciążliwe.
- Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, a byłam wtedy
w klasie maturalnej, przeprowadziliśmy się do Braesburga
- ciągnęła Gayla. - Dostałam pracę w sklepie żelaznym pana
Parkera. Wszystko wspaniale się układało. Mama po raz szó
sty wyszła za mąż i zamieszkaliśmy w małym domku na
przedmieściu. Ale nowy mąż mamy został zwolniony z pracy
i znów musieliśmy się przeprowadzić. Nie chciałam nigdzie
wyjeżdżać. Chciałam spokojnie skończyć szkołę i zdać matu-
scandalous
czytelniczka
32
TESTAMENT NEDA PARKERA
rę w Braesburgu. Ned wiedział o tym. Poszedł do mojej matki
i ojczyma na rozmowę. Zaproponował, żeby zrobili go moim
prawnym opiekunem i pozwolili mi zamieszkać w Parker
House, dopóki nie skończę szkoły.
- No i co, zgodzili się? - zapytał Brett. Diabli go brali na
myśl o tym, że stary wyrzucił z domu rodzoną córkę, a cał
kiem obcą dziewczynę, z własnej i nieprzymuszonej woli,
przyjął pod swój dach.
- Jasne. Ubyła im jedna gęba do wykarmienia. - Gayla
wcale nie sprawiała wrażenia rozżalonej takim rozwojem wy
padków.
- No dobrze, ale od tamtej pory minęło sporo czasu, a ty
wciąż jeszcze tu jesteś.
- Skończyłam szkołę, ale wcale nie miałam ochoty stąd wy
jeżdżać. Bardzo pokochałam to miasto. Pan Parker zapropono
wał mi pracę na pełnym etacie i wykonywałam ją jeszcze przez
następne trzy lata. Potem zachorował i musiał zamknąć sklep.
Nie mogłam go opuścić. Nie miał nikogo, kto by się o niego
zatroszczył. Zostałam jego pielęgniarką i gospodynią domową.
- Mam nadzieję, że za tę samą pensję.
- Za nic nie przyjęłabym od niego pieniędzy - obruszyła
się Gayla. - W końcu to on mi stworzył dom i nigdy niczego
nie żądał w zamian.
- A jak to się stało, że otworzyliście pensjonat? - zapytał
Brett. Coraz mniej tę kobietę rozumiał. Nie wiedział, czy jest
beznadziejnie głupia, czy też może niesłychanie dobra.
- Potrzeba nas do tego zmusiła - powiedziała Gayla. -
Zdrowie nie pozwalało panu Parkerowi prowadzić interesu,
a rachunków nie ubywało. Coraz trudniej było mu związać
koniec z końcem.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
33
- Dlaczego więc nie sprzedał tego domu?
- Za żadne skarby świata by tego nie zrobił. Dzięki temu,
że otworzyliśmy pensjonat, udało nam się zarabiać pieniądze
bez konieczności sprzedaży domu.
- Uparty osioł - mruknął Brett. - Moim zdaniem, powi
nien był sprzedać ten dom.
- Jasne, że był uparty - zgodziła się Gayla. - Ale Parker
House znaczył dla niego więcej niż największa nawet suma,
jaką mógłby za niego dostać. To był jego dom rodzinny.
Zresztą mój w pewnym sensie także.
Brett uważał, że Ned Parker był skończonym głupcem,
a Gayla, która trzymała jego stronę, była jeszcze głupsza od
niego. Już miał jej to powiedzieć, kiedy dostrzegł błyszczące
w jej oczach łzy.
- Przepraszam - powiedział zawstydzony, że znów przez
niego płakała. Położył dłoń na dłoni Gayli. Żar rozlał się
po całym jego ciele. Szybko cofnął rękę. - Naprawdę nie
chciałem.
- Ned Parker rzeczywiście był uparty jak osioł, ale ja i tak
go kochałam. - Gayla zwróciła do Bretta zapłakaną twarz.
- Zawdzięczam mu to wszystko, o czym zawsze marzyłam:
dom, rodzinę i korzenie.
Łkanie wstrząsało jej drobnym ciałem. Brett uznał, że to
on jest odpowiedzialny za ten wybuch rozpaczy. Ze zwykłej
ciekawości wypytywał ją o przeszłość, wywołując tym boles
ne wspomnienia. Uklęknął przed fotelem, ale ręce trzymał
przy sobie, żeby znów przypadkiem nie dotknąć Gayli.
- Tak mi przykro - powiedział. - Nie płacz. Błagam.
Nie mógł już dłużej znieść jej cierpienia. Objął ją i mocno
do siebie przytulił. Bardzo się zdziwił, kiedy, łkając, zarzuciła
scandalous
czytelniczka
34
TESTAMENT NEDA PARKERA
mu ręce na szyję i także się do niego przytuliła. Nie bardzo
wiedział, jak ma się zachować. Gładził ją po wstrząsanych
łkaniem plecach.
- Cicho - uspokajał, przytulając policzek do jej włosów.
Jedwabiste pasma pachniały różami. - Nie płacz już - popro
sił cicho.
Ale ona płakała i to coraz bardziej rozpaczliwie. Brettowi
wydała się nagle bardzo mała i strasznie delikatna. Wiedział, że
nie zasłużyła sobie na takie cierpienie. Tak samo zresztą jak jego
matka nie zasłużyła sobie na to wszystko, co przez Neda Parkera
wycierpiała. Nagle zapragnął zaopiekować się Gaylą, obronić ją
przed jej własną rozpaczą. Mocniej przytulił ją do siebie i kołysał
w ramionach, jak gdyby była małą dziewczynką.
Ona także się do niego tuliła. Brett uczuł na piersi dotyk
jej biustu, a ciało jego odpowiedziało na ten dotyk w najbar
dziej naturalny sposób na świecie. Najpierw pocałował ją
w czoło, a stamtąd już tylko centymetry dzieliły go od poli
czka Gayli. Miała bardzo delikatną i słoną od łez skórę. Ujął
twarz Gayli w obie dłonie i uniósł ją do góry.
Ich oczy się spotkały. Zapłakane, brązowe oczy Gayli wy
glądały na bladej twarzy jak rozpuszczone czekoladki. Były
tak smutne, że Brettowi serce ścisnęło się z żalu.
Zmarnowała młodość, dbając o starego człowieka, pomy
ślał. A teraz jeszcze okazało się, że nie ma przed sobą żadnej
przyszłości.
Nie powinna mu się była w tej chwili podobać. Zapłakana,
owinięta spłowiałym szlafrokiem... A jednak Brett pożądał
jej jak nikogo na świecie. Lekko rozchylone usta Gayli znaj
dowały się tak blisko... Nie zastanawiając się nad tym, co
robi, Brett nachylił się...
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
35
Najpierw poczuła na twarzy jego ciepły oddech. Zesztyw
niała, kiedy usta Bretta spoczęły na jej wargach. Po chwili
jednak pozwoliła sobie przyjąć nieoczekiwany pocałunek.
Droga od rozpaczy do uniesienia stała otworem. Nie całkiem
zdając sobie sprawę z tego, co robi, Gayla poszła tą drogą.
Potrzebowała ciepła i pociechy. Chciała oderwać się od smut
ku i nękających ją obaw.
Przytuliła się do Bretta. Grzała się w cieple pulsującej w je
go żyłach młodości i witalności. Dotknięcie jego ust było
czułe, a jego oddech dawał nowe życie, którego tak bardzo
potrzebowała.
Brett zdjął okrywający kolana Gayli gruby pled i rozpo
starł go przed kominkiem. Potem pociągnął ją za sobą, położył
na pledzie... Scałowywał z policzków Gayli słone łzy, a lo
dowaty smutek, który o mało jej nie pochłonął, zmienił w pło
mienną żądzę.
Kochali się w ciepłym blasku płonącego na kominku og
nia. Z każdą chwilą, z każdym oddechem, z każdym dotknię
ciem, Gayla coraz bardziej oddalała się od smutku, rozpaczy
i strachu.
Brett leżał obok Gayli. Oparł się na łokciu, żeby ją lepiej
widzieć. Spała. Delikatnie, żeby jej nie obudzić, odsunął z jej
twarzy kosmyk złotych włosów.
Nigdy dotąd wobec żadnej kobiety nie był taki czuły. A te
raz wydawało mu się, że serce w piersi całkiem mu się rozto
piło. Zupełnie nie rozumiał, jak do tego doszło. Nie wiedział,
jak to się stało, że bez pamięci kochał się z Gaylą, którą chciał
tylko pocieszyć.
Ogień na kominku dogasał. Zrobiło się chłodno. Brett
scandalous
czytelniczka
36 TESTAMENT NEDA PARKERA
wstał, nałożył spodnie i okrył śpiącą Gaylę szlafrokiem. Jeśli
nie mieli oboje umrzeć z zimna, musiał ją zanieść do sypialni.
Westchnęła przez sen. Ufnie wtuliła twarz w szeroki tors
Bretta. Rozczulony, uśmiechnął się i bardzo ostrożnie, żeby
jej nie obudzić, zaniósł Gaylę do swojego pokoju.
Gayla uniosła głowę.
Pokój pani Parker? zdziwiła się. Jak ja się tu dostałam?
Z przerażeniem stwierdziła, że jest zupełnie naga. Obok
niej leżał Brett. Naciągał na siebie kołdrę, którą Gayla, pod-
nosząc się, z niego ściągnęła. Natychmiast przypomniała so
bie wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczora. Nie pamię-
tała tylko, jakim sposobem znalazła się w tym łóżku.
- Co ja zrobiłam - wyszeptała, przysłaniając usta drżący¬
mi palcami.
Ostrożnie wysunęła się z łóżka. Chwyciła leżący na pod
łodze szlafrok, byle jak go na siebie zarzuciła i niemal bie
giem pognała do drzwi. Uchyliła je po cichutku i przez wąską
szczelinę wyśliznęła się na korytarz.
Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? jęknęła w duchu.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ TRZECI
Brett wyciągnął rękę, ale nie mógł dosięgnąć Gayli. Leni
wie otworzył jedno oko i uniósł głowę. Łóżko było puste.
Opadł z powrotem na poduszkę i zakrył oczy rękami.
Głupcze, pomyślał ze złością. Co ty sobie w ogóle wyob
rażałeś?
Usiłował przekonać samego siebie, że Gayla jest tak samo
winna wczorajszej przygodzie jak i on. Do niczego jej prze
cież nie zmuszał. Wiedział, niestety, że to tylko połowa pra
wdy. Niecnie wykorzystał rozpacz Gayli i wyobrażał sobie...
Właściwie sam nie wiedział, co.
Była taka bezbronna, myślał. Oddała mi wszystko, co mia
ła, a ja chcę ją pozbawić domu, który ona tak kocha.
Postanowił, że przynajmniej jednego upokorzenia jej
oszczędzi: nie będzie musiała patrzeć mu w oczy w blasku
dnia. Wziął prysznic, ubrał się i spakował. Najchętniej zaraz
wyjechałby z miasta, ale przedtem musiał jeszcze skontakto
wać się z adwokatem dziadka, załatwić wszystkie formalności
związane z przejęciem spadku i przekazaniem go miastu.
Gayla stanęła w drzwiach pokoju, w którym spał Brett.
Pościel na łóżku była skotłowana, a jego ubranie i torba po
dróżna zniknęły. Z łazienki dochodził zapach pary, mydła
i męskiej wody kolońskiej.
scandalous
czytelniczka
38 TESTAMENT NEDA PARKERA
Gayla zrozumiała, że sobie poszedł. Spodziewała się tego
już jakiś czas temu, kiedy bezskutecznie wołała go na śniada-
nie. Właściwie to nawet modliła się o to, żeby nie musiała
patrzeć mu w oczy po tym, co wczoraj pomiędzy nimi zaszło.
Ale kiedy jej modlitwy zostały wysłuchane i Brett rzeczywi
ście odszedł bez pożegnania, zrobiło się jej bardzo smutno.
Powoli weszła do pokoju. Podniosła leżący na podłodze
mokry ręcznik i przytuliła go do twarzy. Gorzkie łzy napły-
nęły jej do oczu. Wiedziała, że do końca życia nie zapomni
tej szalonej nocy ani tego człowieka, dzięki któremu choć
przez chwilę nie była zupełnie sama na świecie.
Westchnęła i zaczęła ściągać powłoczki z poduszek. Dwa
studolarowe banknoty upadły na podłogę. Było to dwukrotnie
więcej, niż kosztował pokój. A więc zapłacił jej nie tylko za
nocleg, ale i za usługę. Nie wiedziała, jakim cudem udało jej
się przeżyć to upokorzenie.
Brett włożył monetę do aparatu telefonicznego i nakręcił
zapisany na skrawku papieru numer.
- Czy mógłbym rozmawiać z Johnem Thomasem? - za
pytał sekretarkę, która odebrała telefon.
- A czy mogę wiedzieć, kto mówi?
- Brett Sinclair.
- Proszę chwileczkę zaczekać.
Nie czekał długo. Po chwili w słuchawce rozległ się męski
głos.
- Mówi John Thomas. Czym mogę panu służyć?
- Nazywam się Brett Sinclair. Jestem synem Christine
Parker Sinclair.
- Miałem nadzieję, że Christine zjawi się tu osobiście
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 39
- odezwał się adwokat po długiej chwili milczenia. Brett wy
czuł w jego głosie pretensję lub nawet naganę.
- Christine Sinclair zmarła pół roku temu - powiedział
zniecierpliwiony Brett. - Jestem jej synem i jedynym żyją
cym spadkobiercą.
- Rozumiem. Wobec tego jest pan także jedynym spadko
biercą majątku dziadka?
- Tak mi się wydaje. Miałem nadzieję, że uda się nam
spotkać i uładzić jakoś cały ten bałagan.
- Im szybciej to nastąpi, tym lepiej - zgodził się prawnik.
- Jestem w restauracji w centrum miasta. Za pięć minut
mógłbym być u pana. Jeśli, oczywiście, ten termin panu od
powiada.
- Dobrze. Przygotuję testament.
Biuro Johna Thomasa znajdowało się na piętrze jedynego
w Braesburgu banku. Potwierdziło to tylko wcześniejsze
przypuszczenia Bretta, że będzie miał do czynienia z adwo
katem, który nie ma zbyt wielu klientów.
John Thomas był postawnym mężczyzną o nienagannych
manierach. Osobiście powitał Bretta w drzwiach swego gabi
netu. Obaj mężczyźni przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż
w końcu John Thomas pierwszy wyciągnął rękę.
- John Thomas - przedstawił się. - Byłem adwokatem
pańskiego dziadka.
- Brett Sinclair. - Brett uścisnął wyciągniętą do niego rękę.
- Dokumenty gotowe. - John Thomas zaprosił gościa do
gabinetu. - Czy miałby pan ochotę na filiżankę kawy?
- Nie, dziękuję - Brett odruchowo położył dłoń na pieką
cym go od rana żołądku.
scandalous
czytelniczka
40
TESTAMENT NEDA PARKERA
- Pański dziadek bardzo dbał o szczegóły. Dość często
poprawiał swój testament - powiedział wobec tego adwokat.
-Zapewniam pana jednak, że kiedy czynił ostatnie poprawki,
był
w pełni władz umysłowych.
- Wierzę panu na słowo - mruknął Brett, rozsiadając się
wygodnie we wskazanym mu przez adwokata fotelu. Szczerze
wątpił w sprawność umysłową starego, ale nie chciał o tym
mówić. - Czy możemy wreszcie przejść do sprawy?
- Zaraz zaczniemy czytać, tylko... - urwał w pół zdania,
bo drzwi gabinetu otworzyły się. Adwokat wstał i uśmiechnął
się ciepło do nowo przybyłej osoby. - Obawiałem się, że przez
tę wczorajszą śnieżycę nie zdążysz dojechać na czas.
Brett odwrócił się w stronę drzwi. Wstał z fotela.
W drzwiach stała Gayla we własnej osobie. Spojrzała na Bret¬
ta i zbladła.
- Gayla. - John obszedł biurko dookoła, chcąc ich sobie
przedstawić. - To jest Brett Sinclair, wnuk Neda. Brett, przed
stawiam panu Gaylę Matthews, oddaną towarzyszkę i przyja
ciółkę Neda.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Gayla była
blada jak płótno, a Brett wściekły. Tak się starał uniknąć tego
spotkania. Chciał oszczędzić jej wstydu, bo był pewien, że
szczerze żałowała tego, co się między nimi poprzedniej nocy
wydarzyło. Tymczasem dzięki Johnowi Thomasowi jego wy
siłki spełzły na niczym.
Gayla pochyliła głowę i nie patrząc na Bretta, usiadła
w drugim ze stojących naprzeciwko biurka foteli.
- Czy jej obecność jest niezbędna? - zapytał Brett.
- Gayla jest tutaj na prośbę Neda.
John z całą pewnością nie mógł wiedzieć, dlaczego Brett
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 41
i Gayla tak dziwnie się wobec siebie zachowują. Czuł jednak,
że atmosfera jest napięta.
- Zechce pan usiąść - poprosił adwokat. - Chciałbym
przeczytać testament.
Brett powoli usiadł w fotelu. Adwokat wygładził doku
menty i zaczął czytać. Brett słuchał niecierpliwie poprzedza
jących ostatnią wolę zmarłego nieistotnych formułek pra
wnych i myślał o tym, jak by to było dobrze znaleźć się o ty
siąc mil od tego piekła, które sam sobie stworzył. Każdym
nerwem czuł obecność Gayli, chociaż spojrzeć na nią nie
śmiał. Wiedział, że była wściekła i że miała do tego pełne
prawo.
Teraz już wie, że przespała się ze swoim śmiertelnym wro
giem, myślał ponuro Brett. Należało od razu powiedzieć jej,
kim jestem. Nie miałaby teraz takiej paskudnej niespodzianki.
No cóż, za późno na żale. Jedyne, co w tej chwili mogę zrobić,
to jak najszybciej zakończyć całą tę przygodę.
- Posiadłość oraz resztę mojego majątku zapisuję mojej
córce, Christine.
Zdanie to było dla Bretta kołem ratunkowym, na którego
rzucenie i tak już za długo czekał. Zerwał się z miejsca, pra
gnąc jak najszybciej zakończyć niedolę Gayli.
- Jako jedyny spadkobierca Christine Parker Sinclair
chciałbym przekazać cały ten majątek miastu Braesburg.
Gayla cicho jęknęła.
- To bardzo hojny dar, panie Sinclair - ostudził go John
- ale zanim ktokolwiek będzie mógł rozporządzać tym mająt
kiem, musi wypełnić pewne warunki.
- Jakie, na przykład? - niecierpliwił się Brett.
- Na przykład spłacić hipotekę - odparł John. - Ale są
scandalous
czytelniczka
42
TESTAMENT NEDA PARKERA
także inne warunki. Ned dokładnie je w swoim testamencie
określił. Czy pozwoli mi pan kontynuować?
Brett usiadł. Czuł się jak skarcony przez nauczyciela uczniak.
- Zanim Christine lub jej spadkobiercy obejmą mój mają
tek w posiadanie - czytał dalej John - ona lub oni muszą co
najmniej na pół roku zamieszkać w Parker House.
Brett po prostu się wściekł. Tym razem jednak nic nie
powiedział.
- W tym czasie będzie ona, lub będą oni mogli dowol
nie dysponować każdą częścią majątku, jaka im będzie po
trzebna, z wyjątkiem Parker House, co zostanie wyjaśnione
dokładniej w części trzeciej, w paragrafie piątym niniejszego
dokumentu.
John odwrócił stronę.
- Ta część testamentu dotyczy ciebie, Gaylo - powiedział,
uśmiechając się do niej ciepło. - Słowa, które teraz odczytam,
Ned napisał własnoręcznie. - Odchrząknął i zaczął z namasz
czeniem. - Gayli Matthews z całego serca dziękuję za opiekę
i miłość, jaką mnie darzyła. Byłaś dla mnie, Gaylo, jak córka:
kochająca, troskliwa i oddana. Dopóki nie wyjdziesz za mąż,
albo do dnia twojej śmierci, Parker House pozostanie twoim
domem. Ponieważ kochałaś go tak samo, jak ja go kochałem,
wydaje mi się, że jest to największy dar, jaki mogłem ci
ofiarować.
Brett nie wierzył własnym uszom. Spojrzał na Gaylę. Są
dził, że spodziewała się takiego rozstrzygnięcia. Ale choć oczy
jej były pełne łez, a usta drżały, wydawała się tak samo za
skoczona tym ostatnim zapisem, jak Brett.
- Nie miał prawa tak postąpić - warknął Brett, spogląda
jąc na Johna Thomasa.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
43
- Miał prawo i w pełni je wykorzystał. - John obrzucił
Bretta lodowatym spojrzeniem.
Brett ukrył twarz w dłoniach. Usiłował wymyślić jakiś
sposób, który pozwoliłby mu się wyplątać z tej beznadziejnej
sytuacji.
- Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem - powiedział po
chwili. - Zanim będę mógł zadysponować majątkiem, muszę
spłacić wszystkie ciążące na nim długi i mieszkać w Parker
House przez pół roku, a i tak do śmierci Gayli nie będę się
mógł pozbyć Parker House.
- Albo do dnia jej ślubu - poprawił go John. - Wówczas
dopiero zostaną spełnione wszystkie zawarte w testamencie
warunki. Parker House to tylko część majątku. Suplement
A zawiera kompletną listę aktywów Neda. - Podał Brettowi
dużą kopertę. - Oto jest ten spis i pańska kopia testamentu.
- Identyczną kopertę podał Gayli. - Czy macie państwo jesz
cze jakieś pytania?
Powinnam się była natychmiast zorientować, myślała zbo
lała Gayla. Przecież oni są tacy do siebie podobni. Dlaczego
od razu tego nie zauważyłam? Brett Sinclair jest taki podobny
do swojego dziadka, że właściwie mógłby być jego synem.
Gayla poznała Neda, kiedy był już starszym panem, ale
wyobrażała sobie, że w młodości musiał wyglądać dokładnie
tak samo jak teraz Brett. Nawet ich oczy miały identyczny,
prawie nie spotykany odcień błękitu. Podczas wczorajszej
rozmowy z Brettem zauważyła w nim nawet ten sam ośli
upór, jaki cechował jego dziadka i tę samą opryskliwość, pod
którą Ned zawsze chował dobre serce.
Nawet uśmiechają się tak samo, myślała Gayla. Półgęb-
scandalous
czytelniczka
44 TESTAMENT NEDA PARKERA
kiem. Jakby uważali, że nie zasługują na szczęście, wobec
czego nie wypada im się głośno śmiać. Zawsze mi się wyda¬
wało, że Ned dlatego jest taki zgorzkniały, że stracił całą
swoją rodzinę. Ale co się stało Brettowi?
Przypomniała sobie teraz, jaki był zły, kiedy wychodził
z biura Johna Thomasa. Nawet słowem się nie odezwał i zaraz
odjechał z piskiem opon. Ileż goryczy było w tej jego furii...
Dlaczego tak bardzo mu zależy na tym, żeby doprowadzić
Parker House do ruiny? Otrzymał w spadku spory majątek,
ale uparł się, żeby w całości przekazać go miastu. Gayla zu-
pełnie nie rozumiała, dlaczego.
Potem przypomniała sobie jeszcze dwa szeleszczące ban
knoty, które Brett pozostawił na poduszce. Rozpłakała się.
Brett miał ochotę pojechać prosto do Kansas City, zapo
mnieć o tym, że kiedykolwiek w życiu słyszał o Nedzie Par¬
kerze, o Parker House albo o Gayli Matthews. Godzinę jechał
w tym właśnie kierunku, ale potem poczucie odpowiedzial
ności wzięło górę nad gniewem i kazało mu natychmiast za
wrócić.
Nigdy w życiu nie przyznałby się do tego, że Gayla ode
grała niebagatelną rolę w tej decyzji. A jednak tak właśnie
było. Nie mógł zapomnieć, jak na niego patrzyła, kiedy we
szła do gabinetu Johna Thomasa. Zaraz też przypomniał sobie,
jaka była krucha, kiedy trzymał ją w ramionach. Pamiętał, jak
słodko i niewinnie spała, kiedy na nią patrzył. Nie potrafił
także zapomnieć uniesienia, jakie stało się ich udziałem.
Postanowił wrócić do Braesburga. Miał zamiar spełnić
ostatnią wolę swego dziadka, przekazać miastu Parker House,
sprzedać cały pozostały majątek, a wszystkie pochodzące
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
45
z tej sprzedaży pieniądze ofiarować Gayli. On tych pieniędzy
ani nie chciał, ani nie potrzebował. Przypuszczał jednak, że
Gayli się przydadzą.
Wiedział, że nie może ani słowem wspomnieć jej o swoich
planach. Nie przyjęłaby od niego ani centa. A już na pewno
nie teraz, po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło.
Brett postanowił, że kiedy się wreszcie upora ze schedą po
dziadku, poprosi Johna Thomasa, żeby przekazał Gayli wszy
stko to, co się jej należy. I żeby zrobił to dopiero wtedy, kiedy
Bretta nie będzie już w Braesburgu.
Przez całą drogę obmyślał plan działania. Kiedy podjechał
pod Parker House, plan był już gotów. Wystarczyło tylko
przekonać Gaylę, żeby go zaakceptowała, choć łatwiej było
to powiedzieć, aniżeli zrobić.
Zgodnie z jego oczekiwaniami, Gayla była w kuchni.
Oczywiście, pracowała. Spojrzała na niego zaskoczona, ale
zaraz odwróciła się z powrotem do stolnicy. Policzki jej pło
nęły, patrzyła na ciasto, które właśnie wyrabiała.
- Musimy porozmawiać - powiedział Brett, siadając przy
kuchennym stole.
- Dobrze - odrzekła, ale nie przestała wyrabiać ciasta.
Brett czuł się coraz gorzej. To, że nawet spojrzeć na niego nie
chciała, wyolbrzymiało jego i tak już dość duże poczucie winy.
- Czy mogłabyś chociaż na chwilę usiąść, żebyśmy zrobili
to jak ludzie cywilizowani? - zapytał.
Gayla zeskrobała z dłoni klejące się do nich ciasto. Umyła
ręce, wytarła je i usiadła naprzeciwko Bretta przy stole. Bez
słowa wyjęła z kieszeni fartucha pogniecione banknoty i rzu
ciła je na stół. Dopiero wtedy dumnie uniosła do góry głowę
i spojrzała mu prosto w oczy.
scandalous
czytelniczka
46 TESTAMENT NEDA PARKERA
Brett jęknął w duchu. Dopiero teraz dotarło do niego, że
Gayla opacznie zrozumiała jego intencje i zapewne sądziła,
że zapłacił jej nie tylko za nocleg.
- To za nocleg - mruknął, przesuwając banknoty w jej
stronę.
- Właściciel nie może płacić za korzystanie z domu, który
do niego należy. - Gayla odsunęła od siebie pieniądze.
Brett uważał, że ona nie ma racji, ale żeby niepotrzebnie
nie przedłużać kłótni, schował banknoty do kieszeni koszuli.
- A jeśli chodzi o testament... - zaczął Brett, chcąc jak
najprędzej mieć tę rozmowę za sobą.
- Najpierw chciałabym cię o coś zapytać - przerwała mu
Gayla. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś wnukiem
Neda?
- Nie mam pojęcia - przyznał się. - Ja nawet nie wiem,
dlaczego tu przyjechałem. Chciałem jak najszybciej upo
rać się z tym spadkiem i wracać do domu. Jechałem główną
ulicą, szukając jakiegoś hotelu, i wtedy zauważyłem drogo
wskaz z nazwą: Dębowe Wzgórze. Nie mogłem się oprzeć
pokusie zobaczenia tego domu. A potem, zanim w ogóle zda
łem sobie sprawę z tego, co robię, stałem na ganku i naciska
łem dzwonek. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, kiedy
mi otworzyłaś, więc zapytałem o pokój. A kiedy kazałaś mi
się wpisać do książki meldunkowej i okazało się, że moje
nazwisko nic ci nie mówi, postanowiłem nie ujawniać pokre
wieństwa z Nedem. Wydawało mi się wtedy, że mądrze po
stąpiłem.
- Pozwoliłeś mi o nim opowiadać, pytałeś o jego rodzi
nę... I uważałeś, że postąpisz mądrze, jeśli nie powiesz mi,
kim naprawdę jesteś!
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 47
- Wtedy wydawało mi się, że to ma sens. - Brett wzruszył
ramionami.
- Moim zdaniem nie ma żadnego - powiedziała Gayla.
- Kiedy sobie przypomnę, co ci opowiadałam, jak pozwoli
łam się pocieszać i co się potem stało... - Ukryła twarz w dło
niach.
Brett nie wiedział, co zrobić, żeby poczuła się choć trochę
lepiej. Nie wiedział nawet, czy w ogóle cokolwiek zdołałoby
ją w tej chwili pocieszyć. Siedział więc tylko i czekał. Po
chwili Gayla odjęła dłonie od twarzy i położyła je na stole.
Tak samo jak podczas pogrzebu po królewsku uniosła do góry
głowę.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytała lodo
watym tonem.
- O przyszłości - zaczął niepewnie. - Postanowiłem wy
pełnić warunki testamentu. Spłacę całe ciążące na tej posiad
łości zadłużenie. Półroczny pobyt w Parker House przyspo
rzy mi, mówiąc delikatnie, trochę problemów, ale i temu wy
maganiu postanowiłem się podporządkować. Zamieszkam
tu i przez sześć miesięcy będę prowadził swoje interesy
na odległość. Niestety, nie mam żadnego wpływu na wy
pełnienie ostatniego postanowienia Neda. - Wziął stojącą na
stole solniczkę i obracał ją w palcach. Wolał patrzeć na nią
niż na Gaylę, szczególnie teraz, kiedy miał jej zadać to naj
ważniejsze pytanie. - Czy jest ktoś, kto chciałby się z tobą
ożenić?
Gayla wpatrywała się w przestrzeń ponad głową Bretta.
Nie mogła uwierzyć, że ją o coś takiego zapytał. Szczególnie
po tym, co zaszło pomiędzy nimi poprzedniej nocy.
- Nie - odrzekła, nie próbując nawet ukryć malującej się
scandalous
czytelniczka
48
TESTAMENT NEDA PARKERA
na jej twarzy goryczy. - A na wypadek gdyby i to cię intere-
sowało, to powiem ci, że jestem zdrowa jak koń.
- Wobec tego - Brett z ciężkim westchnieniem odstawił
solniczkę na miejsce - mamy tylko jedno wyjście.
- Jakie, mianowicie? - zapytała zaniepokojona niespo-
dziewaną nutką rezygnacji w jego głosie.
- Pobierzemy się.
- Co takiego? - zawołała, zrywając się na równe nogi.
- Pobierzemy się- powtórzył Brett.- Oczywiście, nie bę
dziemy prawdziwym małżeństwem - zastrzegł się na wszelki
wypadek. Chciał, żeby Gayla nie miała wątpliwości, że ma to
być tylko układ. Nie miał zamiaru żenić się ani z Gaylą, ani
z żadną inną kobietą na świecie i gdyby nie konieczność, ni-
gdy by takiego rozwiązania nie zaproponował. Nie przypad-
kiem dobiegł trzydziestki w kawalerskim stanie. - Po upływie
moich sześciu miesięcy wystąpimy o rozwód i rozejdziemy
się każde w swoją stronę. Dzięki temu będę mógł bez prze-
szkód rozporządzać posiadłością.
- Parker House jest moim życiem. - Dłonie Gayli bez-
wiednie zacisnęły się w pięści.
- Wiem, że tak było w przeszłości, ale teraz nie musisz się
już dłużej poświęcać dla tego domu. Ned nie żyje - tłumaczył
jej cierpliwie. - Nie musisz już dbać ani o niego, ani o jego
dom.
- Porzuciłbyś Parker House? - zapytała ze zgrozą. W jej
oczach znów zabłysły łzy.
- Oczywiście. Dla mnie ta posiadłość nie ma żadnej war
tości.
- Ale dla Neda miała! - zawołała Gayla. - On ten dom
kochał i poświęcił wszystko, żeby pozostał w rodzinie.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
49
- Chcesz mi powiedzieć, że przeznaczył posiadłość dla
rodziny? - Brett głośno się roześmiał. - Skoro tak było, to
dlaczego wyrzucił moją matkę z domu, kiedy miała dziewięt
naście lat? Jeśli, jak mówisz, tak bardzo mu zależało na ro
dzinie, to dlaczego nigdy do nas nie przyjechał, nie zadzwonił
ani nie napisał listu? Może Ned Parker rzeczywiście kochał
swój dom, ale o rodzinę ani trochę nie dbał. Skąpy, uparty
staruch!
- Nie waż się mówić o Nedzie w taki sposób - syknęła
Gayla.
- Strasznie jesteś łatwowierna, moja droga. - Brett patrzył
na nią z ironią. - Łaskawie pozwolił ci mieszkać w tym do
mu, ale ci go nie zapisał.
- Nie roszczę sobie pretensji do posiadania Parker House,
panie Sinclair. Ja tylko bronię człowieka, który sam już nie
może się obronić.
Zapadła cisza. Brett i Gayla wpatrywali się w siebie, każde
mocno przekonane do swoich racji.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - odezwał się
w końcu Brett. - Czy wyjdziesz za mnie za mąż?
- Żebyś mógł wypełnić warunki testamentu i zniszczyć
Parker House? - zapytała, choć odpowiedź na to pytanie znała
doskonale. - A niby dlaczego miałabym to zrobić? Mogę tu
mieszkać aż do śmierci, więc jestem ci potrzebna. Ale ja ciebie
nie potrzebuję.
- Czyżby? - Bretta zaczęły ponosić nerwy. - Ciekawe,
jak masz zamiar utrzymać dom? On cię pożre żywcem.
- Pensjonat przynosi całkiem niezłe dochody.
- Zapomniałaś chyba, że dom należy do mnie. To ja de
cyduję o tym, czy dom zostanie przeznaczony na pensjonat,
scandalous
czytelniczka
50
TESTAMENT NEDA PARKERA
czy nie. A nawet jeśli pozwolę ci ten pensjonat prowadzić, to
wciąż jeszcze ja decyduję o tym, na co przeznaczę zyski z te-
go interesu, A mogę cię zapewnić, że nie wydam ani centa na
ten przeklęty dom, jeśli ty nie zgodzisz się zostać moją żoną.
Był zdecydowany wygrać za wszelką cenę. Gayla poznała
to po błysku w jego oczach. Nie miała cienia wątpliwości, że
patrzyłby z przyjemnością, jak Parker House popada w ruinę.
Potrzebowała czasu. Wiedziała, że musi być jakiś sposób na
uratowanie posiadłości.
- Proponuję kompromis - powiedziała. - Wyjdę za ciebie
za mąż, ale dopiero po upływie sześciu miesięcy twojego
pobytu w Parker House.
- Czy ja wyglądam na idiotę? - prychnął Brett. - Nie
mam zamiaru tracić kupy forsy i sześciu miesięcy na darmo.
Muszę mieć pewność, że kiedy minie pół roku, będę mógł
swobodnie dysponować majątkiem. Tym razem bez żadnych
ograniczeń. Pytam cię po raz ostatni. Czy zostaniesz moją
żoną?
- A jeśli nie?
- Jeśli nie, to ja wyjeżdżam. Ktoś na pewno wykupił cią
żące na tym domu długi i w końcu upomni się o swoje. I nie
będzie go obchodzić, że ty tak bardzo kochasz Parker House.
Gayla doskonale wiedziała, dlaczego Ned zapisał jej w te
stamencie prawo dożywotniego zamieszkania w Parker Hou-
se. Chciał jej zapewnić dach nad głową, to oczywiste, ale
chciał także uratować dom. Wiedział, że Gayla go kocha
i dlatego jej właśnie powierzył przyszłość Parker House. Gay-
la za żadne skarby świata nie zawiodłaby pokładanych w niej
nadziei. Zrozumiała, że istnieje tylko jeden sposób ocalenia
domu. Musi jednak upłynąć sporo czasu, aby coś takiego stać
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
51
się mogło. Nie była pewna, czy wystarczy jej pół roku, ale nie
miała wyboru. Ned tylko tyle czasu jej zagwarantował.
Jeśli muszę poślubić Bretta, żeby uratować Parker House,
to wyjdę za niego za mąż, pomyślała. Muszę sprawić, aby
Brett pokochał Parker House, aby uznał go za swój dom
rodzinny.
- Tak - szepnęła. - Wyjdę za ciebie za mąż.
- Ślub odbędzie się jutro o szóstej w Parker House - mó
wiła Gayla, splatając i rozplatając dłonie. - Prosiłam już wie
lebnego Browna, żeby udzielił nam błogosławieństwa i chcia
łabym, żeby pan był naszym świadkiem. Jest pan jedyną oso
bą, która wie, o co naprawdę w tym małżeństwie chodzi.
- Nie sądzisz, moja droga, że nasz pastor także może coś
podejrzewać? - zaniepokoił się John Thomas. - Przecież wie,
że zaledwie od kilku dni znasz tego Sinclaira.
- Pewnie tak - zgodziła się Gayla. - Ale on jest zbyt do
brze wychowany, żeby się dopytywać.
- Gorzej będzie z resztą obywateli naszego miasta. Za
czną się plotki.
- Nie pierwszy raz. - Gayla zwiesiła głowę. -I na pewno
nie ostatni.
- Naprawdę nie musisz się na to godzić - powiedział John
Thomas.
- Muszę - odrzekła stanowczo. Łzy zalśniły w jej oczach.
- Muszę to zrobić dla Neda. Jeśli nie wyjdę za mąż za Bretta,
to wyjedzie stąd i skończy się na tym, że władze stanowe
skonfiskują Parker House za długi. Pan przecież wie najlepiej,
jak bardzo Ned ten dom kochał. Nie mogę czekać i patrzeć,
jak wszystko obraca się w ruinę.
scandalous
czytelniczka
52 TESTAMENT NEDA PARKERA
- Naprawdę wierzysz, że uda ci się zmienić postanowienie
tego człowieka? - zapytał z troską John Thomas. - Mam wra
żenie, że on łatwo nie zmienia zdania, a o losie Parker House
już dawno zdecydował.
- Nie wiem, ale to moja jedyna nadzieja. - Gayla błagal
nie popatrzyła na Johna. - Proszę mnie zrozumieć. Chciała
bym przynajmniej spróbować.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ CZWARTY
Wielebny Mark Brown stał przed kominkiem. Trzy
mał w dłoniach tę samą Biblię, z której czytał ustęp podczas
pogrzebu Neda Parkera. Po prawej ręce pastora stał John
Thomas. Widać było po jego minie, że cała ta ceremonia
zupełnie mu się nie podoba. Stojąca naprzeciwko nich Gay¬
la kurczowo zaciskała palce na bukiecie białych róż, który
dostała od Bretta. Takiego gestu zupełnie się po nim nie spo
dziewała.
Starała się nie myśleć o stojącym u jej boku mężczyźnie,
któremu za chwilę miała przysiąc miłość i wierność do końca
swego życia. Wiedziała, że to krzywoprzysięstwo, ale odda
łaby duszę diabłu, żeby tylko zdobyć cień szansy na uratowa
nie Parker House.
- Poproszę o obrączki - powiedział pastor, spoglądając
najpierw na Gaylę, a potem na Bretta.
Brett wahał się przez krótką chwilę, po czym ściągnął
wiszący mu na szyi łańcuszek i zdjął z niego złotą obrączkę.
- To po babci - mruknął, ujmując w obie dłonie drobną
rączkę Gayli.
Zaskoczona Gayla patrzyła, jak nakłada jej obrączkę na
palec, potem puszcza jej dłoń i zwraca się z powrotem do
pastora. Łzy zakręciły się jej w oczach. Zacisnęła dłonie, jak-
scandalous
czytelniczka
54 TESTAMENT NEDA PARKERA
by się bała, że jeśli tego nie zrobi, to obrączka zsunie się jej
z palca.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę
młodą.
Gayla była pewna, że Brett nie skorzysta z tej propozycji.
Modliła się nawet o to, żeby nie skorzystał, ale stało się zu
pełnie inaczej. Ich usta musnęły się, a Gayla omal nie krzyk
nęła, czując znajomy zapach. Ale kiedy Brett chciał ją napra
wdę pocałować, odsunęła się od niego. Bała się, żeby się nie
zorientował, co naprawdę działo się w jej sercu.
- Proszę złożyć podpisy na akcie ślubu - powiedział John
Thomas swoim najbardziej oficjalnym tonem. Zaczekał, aż
Brett podpisze dokument, po czym podał go Gayli. Adwokat
złożył dokument i wsunął go do wewnętrznej kieszeni mary
narki. - Zarejestruję wasze małżeństwo w urzędzie stanu cy
wilnego. Kopię aktu ślubu prześlę pocztą.
W chwilę później było już po wszystkim. Gayla nie chciała
sobie pozwolić na bliskość z Brettem. Wzięła więc pastora
pod rękę i odprowadziła go do drzwi. Brett ruszył za nimi, ale
John Thomas zastąpił mu drogę.
- Braesburg to małe miasto - powiedział cicho adwokat.
- Jutro od samego rana wszyscy będą plotkować o waszym
ślubie. Jeśli jest pan choć trochę litościwym człowiekiem, to
nie pozwoli pan na to, aby ona jeszcze bardziej cierpiała.
Powiedziawszy to, pozwolił Brettowi przejść.
Gayla czekała w holu. Kiedy John i Brett tam weszli, od
razu wyczuła iskrzące pomiędzy nimi napięcie. Brett odwrócił
się i bez słowa wyszedł do kuchni.
- Dziękuję ci, Gaylo. - John Thomas uśmiechnął się
z przymusem, kiedy pomagała mu nałożyć płaszcz. Z zatro-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 55
skanym wyrazem twarzy uścisnął jej rękę. - Gdybyś kiedyś
czegoś potrzebowała, czegokolwiek... Obiecaj mi, moja dro
ga, że natychmiast do mnie zadzwonisz.
Gayla skinęła głową. Odprowadziła pastora i adwokata do
drzwi i raz jeszcze za wszystko im podziękowała. Patrzyła,
jak idą obok siebie ścieżką, a potem każdy wsiada do swojego
samochodu. Jakaś jej cząstka miała wielką ochotę pobiec za
nimi i błagać, żeby natychmiast skończyli tę komedię. Ale
ponieważ od jej dobrych stosunków z Brettem zależała przy
szłość Parker House, Gayla nawet nie ruszyła się z miejsca.
Nie mogła i nie chciała zawieść zaufania Neda.
Westchnęła ciężko i zamknęła drzwi, a kiedy się odwróci
ła, zobaczyła stojącego tuż za nią Bretta. Najwyraźniej na nią
czekał. Zadrżała. Był teraz bez marynarki. Rozpiął górny
guzik koszuli i podwinął rękawy. W przeciwieństwie do na
piętej jak struna Gayli, był całkowicie odprężony. W rękach
trzymał dwa napełnione szampanem kieliszki.
- Może wypilibyśmy toast za zdrowie państwa młodych.
- Uśmiechnął się do niej tym dziwnym uśmiechem, który tak
bardzo przypominał Gayli Neda, i podał jej kieliszek.
Gayla nie rozumiała, jak on może tak kpić z przysięgi,
którą dopiero co złożyli.
- Przepraszam - powiedziała, przechodząc obok niego.
- Muszę się położyć.
Od zawsze zajmowała przeznaczony dla służby pokoik,
znajdujący się za kuchnią. Nawet nie zdjęła kremowego ko
stiumu, w którym brała ślub, tylko w ubraniu położyła się na
łóżku i przykryła kocem. Słyszała, jak Brett kręci się po do
mu. Najpierw w kuchni leciała woda i brzęczały kieliszki,
scandalous
czytelniczka
56 TESTAMENT NEDA PARKERA
potem na schodach rozległy się kroki. Pokój Bretta znajdował
się tuż nad jej pokojem i choć odgłosy krzątaniny były przy
tłumione, to jednak Gayla wiedziała, że on przygotowuje się
do snu.
Słyszała, jak jeden, a potem drugi but uderzył o podłogę.
Zacisnęła powieki, ale nie chciane obrazy i tak przyszły, spra
wiając, że krew w niej zawrzała, a serce biło w piersi jak
oszalałe. Tak dobrze pamiętała jego pięknie zbudowane ciało,
ciepło i siłę jego ramion...
Gayla przykryła głowę kocem i rozpłakała się.
Za oknem powoli wstawał świt. Zapach świeżo upieczone
go chleba wypełniał kuchnię. Gayla miała jeszcze udekoro
wać ciasta: dwa wiśniowe, dwa jabłkowe i trzy brzoskwinio
we. Zamówienia Gertie Carson rzadko opiewały na coś inne
go. Dostawa także musiała być dostarczona punktualnie, choć
Gayla obawiała się, że tym razem może się spóźnić.
Odgarnęła z czoła kosmyk włosów, który wysunął się spod
spinki. Na piętrze spał jej poślubiony poprzedniego dnia mąż.
Gayla odruchowo dotknęła palcem ślubnej obrączki.
- To nie jest prawdziwy mąż - powiedziała do siebie.
- Nieprawdziwy - powtórzyła bardziej stanowczo.
Od chwili kiedy zgodziła się poślubić Bretta, bez przerwy
powtarzała sobie te słowa. Jak litanię. Co najmniej sto razy
dziennie. Ale od wczorajszego wieczora powtarzała to sobie
niemal bez przerwy. Przez całą noc nie zmrużyła oka. Nie
miała pojęcia, jak w tych warunkach uda jej się przeżyć całe
pół roku.
Gdybym nie była taka słaba, nigdy nie pozwoliłabym sobie
iść z nim do łóżka, wyrzucała sobie Gayla. Bo to było tylko
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
57
to: wspólne łóżko. Nie żadne tam kochanie się czy inne takie
romantyczne bzdurki. Niezależnie od tego, co mi się przez
chwilę wydawało. Czysty, zwierzęcy seks i nic ponad to.
- To nie jest prawdziwy mąż - powtórzyła raz jeszcze.
Westchnęła ciężko. Dopiero teraz pomyślała o tym, że bę
dzie musiała wytłumaczyć Gertie, dlaczego poślubiła czło
wieka, którego poznała trzy dni temu. Nie wiedziała, czy uda
się jej to zrobić. W końcu Gertie zawsze traktowała ją jak
rodzoną córkę.
- Trochę się już o ciebie martwiłam - powiedziała Gertie.
- Tyle plotek krąży po mieście. Myślałam już nawet, że nie
będę miała ludziom co podać.
Gayla postawiła pudełka na blaszanym blacie. Nie miała
odwagi spojrzeć Gertie w oczy. . »
- Jakie znowu plotki? - zapytała z niewinną miną. Trudno
jej było uwierzyć w to, że wiadomość o jej ślubie zdążyła się
już rozejść po miasteczku.
- Ano takie, że wyszłaś za mąż za jakiegoś obcego. -
Gertie zamknęła drzwi zaplecza na klucz i podreptała do ku
chni tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to poskręcane
artretyzmem nogi. - Ludzie gadają, że to wnuk Neda. Syn
Christine.
- Nic więcej nie mówią? - zapytała Gayla.
- Mówią, mówią. - Gertie machnęła ręką. - Ale ja chcę
się od ciebie dowiedzieć, czy to prawda.
- Prawda - mruknęła Gayla i zajęła się rozpakowywa
niem swoich wypieków.
- A niech mnie nagły szlag trafi! - Gertie oparła się o kon
tuar. - Czemuś to zrobiła, dziewczyno?
scandalous
czytelniczka
58 TESTAMENT NEDA PARKERA
- A dlaczego kobiety wychodzą za mąż?
- A więc to tak? - Gertie przyglądała się jej uważnie.
Potem głośno wytarła nos, najwyraźniej urażona, że Gayla nie
pali się do zwierzeń. - No cóż, więcej cię już o nic nie zapy
tam. O ile dobrze rozumiem, to teraz już nie będziesz dla mnie
piekła. Masz przecież bogatego męża...
Gayli było bardzo przykro, że sprawiła Gertie przykrość.
Starsza pani przez wiele lat okazywała Gayli wiele dobroci
i nigdy nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. Ale Gayla przy
rzekła Brettowi, że nikomu poza Johnem Thomasem nie wy
jawi prawdziwej przyczyny ich małżeństwa.
- Oczywiście, że nadal będę ci piekła ciasta. - Gayla
chwyciła przyjaciółkę za rękę. - Jeśli o to chodzi, to nic się
nie zmieniło.
- Nic? - Gertie uniosła brwi ze zdziwienia. - Wszystko
ciągle się zmienia, dziewczyno. Aż do samej śmierci. - Wes
tchnęła i z tym westchnieniem ulotniła się jej chwilowa złość
na Gaylę. - Masz czas na filiżankę kawy?
Gayla spojrzała na zegarek. Wiedziała, że powinna zaraz
wracać do Parker House, bo Brett w każdej chwili mógł się
obudzić i zażyczyć sobie śniadania. Nie chciała jednak robić
Gertie jeszcze jednej przykrości. Brett najwyżej poczeka.
- Jeśli ty masz czas, to ja także - zmusiła się do uśmiechu.
Uradowana Gertie wyszła z kuchni i podreptała na salę.
Goście wpadający do kawiarni na śniadanie już się porozcho¬
dzili. Zostało jeszcze tylko kilku wielbicieli porannej kawy.
Gayla napełniła kawą dwie filiżanki i zaniosła je do stolika
pod oknem, a Gertie w tym czasie wypisywała rachunek jed
nemu z klientów. Zadzwonił dzwonek oznajmiający, że drzwi
kawiarni się otworzyły. Gayla odruchowo spojrzała w tę stro-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
59
nę. Zamarła, widząc wchodzącego do kawiarni Bretta. Z bi
jącym sercem patrzyła, jak zdejmuje kurtkę i wiesza ją na
wieszaku. Kiedy się odwrócił i zauważył Gaylę, także zamarł.
- Przyjechałem tu na śniadanie - mruknął po chwili.
Gertie stała za kasą i uważnie ich obserwowała. Od razu
domyśliła się, że tych dwoje łączy ze sobą coś więcej, niż
mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.
Podeszła do nich, wyjęła z rąk Gayli filiżanki z kawą i do
słownie zagoniła młodą parę do stolika.
- Dobrze trafiłeś, kochaneczku - zapewniła Bretta Gertie.
- Dostaniesz pyszne śniadanko. - Kiedy usiedli, Gertie posta
wiła przed nimi filiżanki z kawą i wyciągnęła rękę do Bretta.
- Jestem Gertie - powiedziała uśmiechając się do niego. -
Witaj w Braesburgu.
Sześć miesięcy. Wobec wieczności to naprawdę nie
długo, ale patrząc z perspektywy Gayli, wydawać się mogło,
że to prawie cała wieczność. Przez pół roku miała miesz
kać pod jednym dachem z obcym człowiekiem, który był jej
mężem. Gayla energicznie przesunęła ściereczką po etażerce,
jak gdyby razem z kurzem można było zetrzeć jawną sprze
czność tego zdania. Nie udało się, co zresztą było do prze
widzenia.
Po całym tygodniu, mieszkając pod wspólnym dachem, nie
znała Bretta ani na jotę lepiej aniżeli po tamtej pierwszej nocy,
którą ze sobą spędzili. O tych sześciu miesiącach, które Ned
Parker wyznaczył w swoim testamencie, myślała bardziej jak
o wyroku skazującym ją na więzienie niż o małżeństwie. Nie
miała pojęcia, w jaki sposób zdoła zmienić postanowienie
Bretta, dotyczące Parker House. I to zaledwie w pół roku.
scandalous
czytelniczka
60 TESTAMENT NEDA PARKERA
W holu rozległ się stek przekleństw. To Brett tak wrzesz
czał. I walił pięścią w masywne biurko Neda.
Jest taki sam jak jego dziadek, pomyślała Gayla. Uparty,
nieopanowany i pyskaty. Ale by się wściekł, gdybym mu to
powiedziała.
Od tygodnia, a więc od dnia, w którym Brett zajął gabinet
dziadka, poziom hałasu w domu uległ gwałtownej zmianie.
Telefon i dzwonek u drzwi dzwoniły na przemian.
Na razie udawało się Gayli unikać bezpośrednich konta
któw z Brettem. Posiłki jadł w milczeniu, czytając przy tym
gazetę albo dotyczące korporacji wydruki komputerowe.
Przez resztę dnia siedział zamknięty w gabinecie Neda i Bóg
jeden wie, co tam robił.
No właśnie, pomyślała Gayla. Jak on może pokochać Par
ker House, skoro całymi dniami pracuje dla tej swojej korpo
racji?
I wtedy nagle wpadła na genialny pomysł. Aż sama się do
siebie uśmiechnęła. Przecież Brett był biznesmenem. A są
dząc z ilości czasu, jaką poświęcał na pracę, można by wnosić,
że ją lubił. Tak więc Gayla postanowiła zagrać na jego wy
czuciu dobrego interesu. Należało mu tylko udowodnić, że
Parker House to dochodowy hotel. Żaden człowiek przy zdro
wych zmysłach nie zniszczy przedsięwzięcia, które i na siebie,
i na niego zarabia.
W gabinecie coś huknęło. Gayla szybko tam pobiegła. Była
prawie pewna, że znajdzie Bretta leżącego w omdleniu na
podłodze, ale on siedział przy biurku. Głowę podpierał na
rękach i miał taką minę, jakby mu ktoś pół wsi spalił. Na
podłodze leżał roztrzaskany na kawałki telefon. Dragi w cią
gu siedmiu dni.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 61
- Musisz zacząć nad sobą panować - powiedziała, zbie
rając z podłogi kawałki plastiku. Miała już dość tych jego
ciągłych wybuchów złości. - Zbankrutuję, jeśli co tydzień
będę musiała kupować dwa nowe telefony.
- Zapłacę ci za ten cholerny telefon - warknął Brett.
- Doskonale. - Rzuciła pogruchotany aparat na biurko.
- Mam na dzieję, że nie wściekałeś się na jakość usług tele
fonicznych w Braesburgu, tylko na tego kogoś, z kim przed
chwilą rozmawiałeś.
Brett spojrzał na nią kątem oka. Przyczyną jego wybu
chu była nie tylko rozmowa z księgowym korporacji, którą
dopiero co tak gwałtownie zakończył. Ta złość narastała
w nim od dnia ślubu, a ściślej mówiąc od chwili, w której
Gayla odmówiła wypicia lampki szampana i schroniła się
w swoim pokoju. Chłód i rezerwa Gayli obróciły wniwecz
wszystkie marzenia Bretta. To ona wykreśliła linię, poza którą
ich małżeńskie stosunki nie miały prawa wykraczać. Do sza
leństwa doprowadzała go myśl o tym, że ona śpi w tym sa
mym domu, w pokoju znajdującym się dokładnie pod jego
pokojem...
- Czy ty zawsze tak wrzeszczysz na swoich pracowni
ków? - zapytała Gayla, zbierając z podłogi pogniecione kar
tki papieru.
- Tylko wtedy, kiedy nie chcą słuchać racjonalnej argu
mentacji.
- A więc to była racjonalna argumentacja - zakpiła.
- Mam nadzieję, że tak - powiedział Brett. Ucieszył się,
że po tygodniu milczenia wreszcie się do niego odezwała.
- Więcej much złapiesz na cukier niż na cytrynę.
- A kto ci powiedział, że chcę łapać muchy?
scandalous
czytelniczka
62 TESTAMENT NEDA PARKERA
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Chyba tak. - Brett popatrzył na nią znacząco. - A swoją
drogą ciekaw jestem, jak ty byś zmusiła radę dyrektorów, żeby
przyjęli twój punkt widzenia.
- Przedstawiłabym im fakty - odrzekła bez wahania.
- A jeśli ktoś nie przyjmuje takich faktów do wiadomości?
- Brett oparł dłonie o biurko i pochylił się do przodu, żeby
być jak najbliżej Gayli. - Co byś zrobiła w takiej sytuacji?
- Zwolniłabym ich. Każdy, kto nie przyjmuje do wiado
mości faktów, nie tylko nie przysparza firmie dochodów, ale
jeszcze powoduje straty.
- Nie jest to takie łatwe - westchnął Brett, a potem wy
buchnął śmiechem.
- Przecież jesteś prezesem - przypomniała mu Gayla, po
irytowana tym jego śmiechem. Nie palnęła przecież żadnego
głupstwa, tylko dobrze mu poradziła. - Powinieneś dobierać
sobie takich pracowników, którzy mają podobne poglądy
i chcą osiągnąć ten sam ceł, do jakiego i ty zmierzasz.
- Rzeczywiście, takich ludzi powinienem sobie dobierać
- powiedział ponuro Brett. - Tylko że ja żadnego z tych ludzi
sobie nie dobierałem. Wszystkich ich odziedziczyłem.
- No to ich teraz wydziedzicz.
- Nie mam takiej możliwości. Mój ojciec się o to postarał.
- W jaki sposób? - zapytała Gayla, siadając naprzeciwko
biurka. Nic nie wiedziała o rodzinie Bretta i nie mogła się
oprzeć pokusie poszerzenia swej wiedzy choćby o jeden fakt.
- Ojciec mianował mnie prezesem Sinclair Corporation,
ale wszystkie decyzje pozostawił w rękach rady dyrektorów.
Bez ich zgody mogę co najwyżej zmienić rodzaj papieru
toaletowego w ubikacji dla pracowników.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 63
- Ale dlaczego? - Gayla nie próbowała ukryć zdumienia.
- To było posunięcie strategiczne. Mianował mnie preze
sem tylko po to, żeby ugłaskać moją matkę. Postraszyła go,
że jeśli tego nie zrobi, to ona się z nim rozwiedzie.
- Taki inteligentny biznesmen jak twój ojciec, bo przecież
był inteligentny, skoro stworzył dużą sieć handlową, nie po
winien poddawać się prymitywnemu szantażowi. - Gayla
z niedowierzaniem kręciła głową.
- Ale on się poddał. Taki był chciwy. - Brett nigdy dotąd
nie rozmawiał z nikim o stosunkach, jakie łączyły, albo raczej
dzieliły jego rodziców. Gayla jednak miała w sobie coś takie
go, co pobudzało człowieka do zwierzeń. - Gdyby matka się
z nim rozwiodła, z mocy prawa otrzymałaby połowę majątku
ojca. A ojciec nigdy z dobrej woli nie dałby jej ani części
swego przedsiębiorstwa. Wolał więc zrobić mnie tym preze
sem i mieć moją matkę z głowy.
- No dobrze, ale mówiłeś, że on nie żyje. Czy to niczego
nie zmieniło?
- Ojciec cały swój majątek złożył w funduszu powierni
czym. Po jego śmierci fundusz co miesiąc wypłacał matce
rentę. Jeśli zaś chodzi o korporację, to zupełnie nic się nie
zmieniło. Ja mam stanowisko, a rada władzę.
- Tak mi przykro - powiedziała Gayla. Bardzo mu współ
czuła. Domyślała się, że nie było mu łatwo żyć ze skłóconymi
rodzicami.
- Niepotrzebnie - powiedział Brett lodowatym tonem.
Wiele mógł od Gayli przyjąć, byleby tylko nie była to li
tość. - Ani nie potrzebuję twojej litości, ani nawet jej nie
chcę.
scandalous
czytelniczka
64
TESTAMENT NEDA PARKERA
Brett siedział przy biurku, na którym rozłożona była księga
rachunkowa, a Gayla referowała mu stan finansowy pensjo
natu. Stała obok niego. Lewą ręką opierała się o fotel, na
którym siedział Brett, a prawą pokazywała równiutkie rządki
liczb. Zapach róż wypełnił cały pokój.
Brett z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajał się do
tego zapachu. Parę razy złapał się nawet na tym, że szukał go,
chodząc po domu w nadziei, że może uda mu się wytropić
źródło tego zapachu, czyli Gaylę. Nie ulegało wątpliwości, że
go unikała, a kiedy jej się to nie udawało, traktowała go jak
minę, która może wybuchnąć przy najlżejszym nawet do
tknięciu. Trudno mu było zresztą mieć do niej o to pretensję.
Doskonale wiedział, że potrafił być bardzo przykry w obe
jściu. Jego sekretarka w siedzibie Sinclair Corporation uznała
za punkt honoru codzienne uświadamianie mu tej jego wady.
Niemal pijany różanym zapachem, Brett tylko jednym
uchem słuchał informacji Gayli. Wolał skupić uwagę na jej
bluzce, która za każdym ruchem ręki się rozchylała, odsłania
jąc kształtny biust. Poprawił się w fotelu. Nie podobało mu
się ani to, o czym przed chwilą myślał, ani reakcja jego ciała
na te myśli. Spróbował skupić się na tym, co Gayla do niego
mówiła. Nie mógł i nie chciał pozwolić sobie na żadną po
ufałość. Nawet tamten jeden raz to było o jeden raz za dużo.
- Ty prowadzisz te księgi? - zapytał Brett, przerywając
w pół słowa wywód Gayli.
- No... tak - odrzekła zaskoczona. Przejrzała rzędy liczb,
prawie pewna, że Brett znalazł w rachunkach jakiś błąd. -
Czy coś jest nie tak?
- Nie - mruknął Brett, wpatrując się w wypisane równiut
kim pismem kolumny cyfr. Tym razem nie przedstawiano mu
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 65
wydruków komputerowych. Nie było żadnych zestawień tak
spreparowanych, aby ukryć nieścisłości. - Gdzie się tego na
uczyłaś?
- Miałam w szkole kurs księgowości. A reszty dowiedzia
łam się z książek, które wypożyczałam z miejskiej biblioteki.
- Nie poszłaś do college'u?
- Nie.
- Dlaczego?
- Brak funduszy. - Policzki Gayli poczerwieniały.
- Mogłaś dostać stypendium - nie ustępował Brett. Nie
znosił, kiedy marnowały się ludzkie zdolności.
- Miałam inne obowiązki - powiedziała cicho.
No tak, pomyślał Brett. Jeszcze i naukę poświęciła dla
Neda Parkera.
Ale Gayla nie miała ochoty rozmawiać z nim o swojej
edukacji ani tym bardziej o jej braku. Chciała mówić o Parker
House.
- W porównaniu z dochodami Sinclair Corporation do
chody Parker House mogą ci się wydać śmieszne - mówiła
- ale jeśli wziąć pod uwagę, że to tylko mały pensjonat i że
funkcjonuje od niedawna, to okaże się, że także odnosi sukce
sy. Na swoją miarę, oczywiście.
- Czegoś mi tu brakuje - mruczał Brett, studiując uważnie
zastawienie z pierwszego półrocza. - Nie ma takiej pozycji
jak wynagrodzenia.
- Mówiłam ci już, że jestem jedynym pracownikiem.
- No dobrze, więc gdzie uwzględniałaś swoją pensję?
- Ja nie mam pensji. Pracuję w zamian za jedzenie i dach
nad głową.
- Ale przecież poza jedzeniem i mieszkaniem masz jesz-
scandalous
czytelniczka
66 TESTAMENT NEDA PARKERA
cze jakieś potrzeby. W jaki sposób je realizujesz, skoro nie
pobierasz pensji?
- Jeżeli sądzisz, że okradam Parker House... - Gayla była
do głębi urażona.
- Ja nic takiego nie powiedziałem - przerwał jej Brett.
- Ale dałeś mi to do zrozumienia. - Z ogromnym trudem
się opanowała. Wiedziała, że złością nie nakłoni Bretta do
utrzymania Parker House. - Piekę ciasta dla Gertie.
Zanim Brett zdążył ją jeszcze o coś zapytać, zalała go
potokiem informacji dotyczących pensjonatu.
- Ponieważ nie mamy kapitału, wydatki na reklamę ogra
niczyliśmy do niezbędnego minimum. Ogłaszamy się tylko
w Austin, Dallas i Houston. W tym roku mamy zamiar zare
klamować się trochę szerzej. - Spod księgi rachunkowej wy
ciągnęła jakiś dokument. - Planuję dołączenie Parker House
do narodowego rejestru pensjonatów. Zaprojektowałam także
ogłoszenie, które chciałabym zamieścić w przewodniku tury
stycznym po południowych stanach. Pani, która to wydaje,
powiedziała, że mogłaby oprócz tego napisać artykuł zachę
cający do odwiedzania Parker House. Jeśli rzeczywiście to
zrobi, przysporzy nam to sporo klientów.
Brett przez cały czas bardzo uważnie na nią patrzył. Twarz
Gayli wyrażała determinację, a oczy jej płonęły. W pewnej
chwili dotarło do niego, że ani razu nie powiedziała o pensjo
nacie w czasie przeszłym. Każda uwaga, każdy plan skiero
wany był wyłącznie ku przyszłości. Brett zrozumiał, że nie
po to przyniosła mu księgi rachunkowe, żeby zapoznać go ze
stanem posiadłości, którą odziedziczył. Chciała ten pensjonat
przedstawić w jak najlepszym świetle i przekonać go, żeby
nie pozbywał się Parker House.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 67
Brett chwycił Gaylę za rękę. Spojrzała na niego przestra
szona.
- Nie rób tego więcej - powiedział.
- Czego? Nie wiem, o co ci chodzi.
- Przyniosłaś tu te wszystkie papiery, żeby mnie przeko
nać, iż powinienem pozwolić ci na prowadzenie pensjonatu
Parker House. Ale cokolwiek zrobisz czy powiesz, ja zda
nia nie zmienię. Za pół roku ten dom stanie się własno
ścią miasta. Niezależnie od tego, jak bardzo nie podoba ci się
moja decyzja.
- Ale dlaczego? - zawołała zrozpaczona Gayla. - Prze
cież przynosi zyski. Nie powinieneś go likwidować. I wcale
nie musisz tu mieszkać. Ja go poprowadzę, tak samo jak to
dotąd robiłam.
- Nie ma mowy - warknął Brett. - Ten dom zniszczył
życie zbyt wielu ludzi. Mojej matki, a pewnie i dziadka, cho
ciaż to akurat niewiele mnie obchodzi. Nie chcę, żeby to
bie także rujnował życie. Nic nie sprawi mi większej przyje
mności niż patrzenie, jak się ten dom rozpada. Kamień po
kamieniu.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ PIĄTY
Brett siedział przy biurku z przyciśniętą do ucha słucha
wką telefonu. Wpatrzony był w monitor komputera, na któ
rym widniało zestawienie wyników sprzedaży za ubiegły mie
siąc. Każdy z dwunastu domów towarowych Sinclaira przy
niósł co najmniej dziesięcioprocentową stratę. Nie było to nic
nowego, ponieważ przez ostatnie dziewięć miesięcy wszy
stkie sklepy Sinclaira ponosiły straty, ale po raz pierwszy były
one tak duże.
Gdzieś w głębi domu rozlegało się stukanie młotka. Brett
przypuszczał, że ponieważ on nie zgodził się na to, żeby
Parker House nadal działał jako pensjonat, Gayla postanowi
ła zmienić jego życie w piekło i całkowicie uniemożliwić
mu pracę. Wiedział, że był wobec niej okrutny, niemniej jed
nak musiał wreszcie tej kobiecie uświadomić, że Parker Hou
se to już historia. Gdyby pozostawił ten dom w obecnym
stanie, postąpiłby wbrew woli własnej matki. Gdyby Christi¬
ne Sinclair dożyła śmierci ojca i gdyby to ona otrzymała
ten dom w spadku, z całą pewnością zrównałaby go z zie
mią. Nienawidziła Parker House. Często wspominała o tym,
że lata spędzone w tym domu były najsmutniejszymi lata
mi jej życia, chociaż komuś, kto na własne oczy widział,
jak smutne było jej życie małżeńskie, trudno było w to uwie
rzyć.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 69
Brett usiłował skupić się na rozmowie, którą właśnie pro
wadził. Zakrył dłonią to ucho, do którego nie była przyciśnięta
słuchawka.
- Zrozum, Marty, nie mogę już bardziej zmniejszyć wy
datków - krzyczał do słuchawki. - Wiesz przecież, że liczbę
personelu zmniejszyliśmy do niezbędnego minimum, a wy
datki na reklamę o połowę, a sklepy wciąż przynoszą straty.
Teraz musimy się zająć sprzedażą. Rynek bardzo się zmienił,
a my za tymi zmianami nie nadążamy.
Brett tysiące razy powtarzał to samo radzie dyrektorów.
Ale za każdym razem spotykał się z obojętnością. Jakby mó
wił do ściany.
To wszystko przez ojca! pomyślał. Gdyby mi pozwolił
kierować przedsiębiorstwem, to nie stałoby ono teraz w obli
czu bankructwa.
- W ciągu miesiąca dostarczę wam projekt proponowa
nych zmian. Chciałbym, aby magazyn w St. Louis został na
szym sklepem doświadczalnym - powiedział Brett z nadzieją,
że choć ten jeden, jedyny raz jego zdanie zostanie wreszcie
wzięte pod uwagę. - Rozważcie tę propozycję. Przyszłość
Sinclair Corporation zależy w tej chwili od was.
Zanim Marty zdążył coś powiedzieć, Brett odłożył słucha
wkę. Wyciągnął się w fotelu. Jedną ręką przyciskał piekący
żołądek, a drugą głowę, która coraz bardziej go bolała. Na
domiar złego jeszcze ten łomot.
- Nie mogę pracować w takich warunkach! - wrzasnął.
Wypadł z gabinetu, popędził na górę i wbiegł do sypialni,
z której dochodził hałas. Gayla stała pochylona nad łóżkiem
i z całej siły waliła młotkiem w metalową ramę. ,
- Co ty wyprawiasz? - ryknął Brett.
scandalous
czytelniczka
70 TESTAMENT NEDA PARKERA
Gayla się wyprostowała. Policzki miała zaróżowione z wy
siłku, a pasma włosów, które wysunęły się z upiętego na czub
ku głowy koczka, opadały jej na oczy.
- Usiłuję oddzielić tę ramę od wezgłowia, ale się zacięła
- wyjaśniła Gayla, odsuwając włosy z twarzy.
- Po co w ogóle demolujesz to łóżko?
- Wiosenne porządki.
- Do wiosny jeszcze daleko - prychnął wściekle Brett.
- Wiem, ale w końcu kiedyś przyjdzie i przyjadą goście,
a kiedy są u nas goście, to ja nie mam czasu na sprzątanie.
Dlatego wolę wszystko zrobić teraz. Wybacz, ale muszę się
brać do roboty.
Stanęła w rozkroku, wzięła młotek w obie ręce, a potem
z całej siły się zamachnęła. Metalowa rama jęknęła, ale mo
cujący ją bolec nie ruszył się ani o milimetr.
- Daj mi to narzędzie, bo w końcu zrobisz sobie krzyw
dę - powiedział Brett, wyjmując z dłoni Gayli nieszczęsny
młotek.
Przykucnął i lekko postukał w ramę. Łóżko się rozpadło,
a obie jego części z łoskotem upadły na podłogę.
- Naprawdę nie wiem, po co zadajesz sobie tyle trudu
- powiedział. - Za kilka miesięcy ten twój pensjonat będzie
tylko wspomnieniem.
Gayla miała już serdecznie dosyć tego ciągłego przypomi
nania o policzonych dniach Parker House. Potwornie też iry
towała ją nonszalancka postawa Bretta wobec posiadłości,
która od czterech pokoleń należała do jego rodziny.
- No i co z tego - syknęła. - Rachunki i tak trzeba płacić.
Parker House zawsze sam na siebie zarabiał, ale żeby nadal
mógł zarabiać, musi przyjmować gości.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 71
Gayla zabrała się do wybijania ramy z drugiej strony wez
głowia. Brett chwycił ją za rękę. Dopiero wówczas, kiedy się
odwróciła, zobaczył, jak wielki ból sprawiła jej niefrasobliwa
uwaga o rychłym końcu kłopotów z pensjonatem. Od smut
nego spojrzenia jej oczu gniew Bretta stopniał jak śnieg
w promieniach wiosennego słońca.
- Nie musisz tego robić - powiedział cicho.
- W ten sposób zarabiam na życie - odrzekła.
- Nie musisz już zarabiać na życie. Jesteś moją żoną.
- Tylko formalnie - przypomniała, uwalniając rękę z uści
sku Bretta.
Jeszcze jedno uderzenie młotkiem i łóżko, w kawałkach,
leżało na podłodze.
- Jesteś uparta jak osioł - powiedział Brett. - Niech mnie
diabli porwą, jeśli pozwolę, żebyś się zapracowała na śmierć.
- Ciekawe, jak mi w tym przeszkodzisz - warknęła.
Brett spojrzał na nią uważnie. Z gniewnym rumieńcem na
twarzy, z falującą przy każdym oddechu piersią, wyglądała
bardzo ponętnie. Brett miał ochotę kochać się z nią tak długo,
aż zapomniałaby o Parker House i o swojej źle pojętej lojal
ności wobec tego domu oraz jego poprzedniego właściciela.
Na szczęście w porę przypomniał sobie, że tego mu robić nie
wolno.
- Nie będę ci przeszkadzał - westchnął zrezygnowany -
tylko ci pomogę.
Każda pomoc przy wiosennych porządkach byłaby darem
niebios, ale nie pomoc Bretta. Nie chodziło oczywiście o sa
mą pracę, tylko o to, co się w czasie tej pracy działo. Pod
czas wspólnego sprzątania z konieczności wciąż byli bli-
scandalous
czytelniczka
72 TESTAMENT NEDA PARKERA
sko siebie. Obijali się o siebie ramionami, muskali się dłoń
mi, trącali głowami... Każde z tych zderzeń zwiększało na
pięcie i tak już podrażnionych do granic wytrzymałości ner
wów Gayli. Była całkiem zdezorientowana. Gardziła Bret¬
tem za to, że chce zniszczyć Parker House, a jednak (i tego
Gayla bardzo się wstydziła) bardzo się jej ten mężczyzna
podobał.
Wspólnie wietrzyli na balkonie materace, polerowali ramy
łóżek i odsuwali meble od ścian. Brett nie wytrzymał dopiero
wtedy, kiedy przyszło do mycia boazerii.
- Po co to robisz? - warknął.
- Po to, żeby zmyć całoroczny brud.
- A niech to! - zawołał rozeźlony. - Jestem prezesem kor
poracji. Nie mogę się zachowywać jak pomywaczka.
- Ja cię o pomoc nie prosiłam - przypomniała mu sło
dziutko Gayla.
Zacisnął zęby. Gayla była pewna, że zaraz sobie pójdzie,
ale Brett wziął szmatę i zabrał się do szorowania drewnianych
boazerii. Gayla się uśmiechnęła. W końcu to przecież zabaw
ne, kiedy ktoś tak zawzięcie porządkuje dom, który ma zamiar
obrócić w ruinę.
- Nie waż się ze mnie śmiać! - zawołał Brett.
- Nie śmieję się, tylko się uśmiecham. Ty także powinie
neś to czasem robić.
- Przecież się uśmiecham - bronił się Brett.
- O tak, na pewno - zgodziła się potulnie Gayla. - Tyle
że nie w mojej obecności.
Brett już chciał się spierać, jednakże nie mógł sobie przy
pomnieć, kiedy ostatni raz się uśmiechał. I to niezależnie od
tego, czy Gayla była przy tym obecna, czy też nie. Posmutniał.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 73
Patrzył, jak Gayla szoruje boazerie, nucąc sobie przy tym
jakąś piosenkę.
- Masz pianę na nosie - mruknął.
- Gdzie? - Gayla się wyprostowała.
Brett podszedł do niej i wytarł banieczki piany, które do
strzegł na jej twarzy. To, co się stało potem, było nieuniknione
i żadne z nich nie potrafiłoby powiedzieć, które z nich pier
wsze zaczęło tę zabawę. Zresztą nie było to w końcu takie
istotne, bo tulili się do siebie i całowali jak szaleni. Nagle
zniknęło całe napięcie, jakie Gayla odczuwała w jego obecno
ści. Bała się, że za chwilę się w tym mężczyźnie zakocha,
a jednocześnie bardzo go pragnęła. I wtedy, zupełnie niespo
dziewanie, Brett się od niej odsunął.
- Przepraszam - wyszeptał. - Nie powinienem był tego
robić.
- Nie udałoby ci się, gdybym ci nie pomogła - powiedzia
ła, patrząc mu prosto w oczy. Potem odwróciła się do niego
plecami i znów zajęła się szorowaniem boazerii.
Brett wpatrywał się w nią kompletnie zaskoczony. Spo
dziewał się, że Gayla będzie mieć do niego pretensję za to, co
się przed chwilą stało, a ona tymczasem sama siebie za to
obwiniała. Wydawało mu się nawet, że ma do niego żal o to,
że przestał.
Muszę stąd zwiewać, pomyślał, bo inaczej dokończę to, co
przed chwilą zaczęliśmy, a potem oboje do końca życia bę
dziemy tego żałowali.
Brett, Gayla i John Thomas siedzieli przy okrągłym stole
na werandzie. Brett był zły, bo Gayla bez uprzedzenia zapro
siła dziadkowego adwokata na obiad. John Thomas natomiast
scandalous
czytelniczka
74 TESTAMENT NEDA PARKERA
rozjaśniał się w uśmiechu za każdym razem, kiedy tylko po
patrzył na Gaylę, a pochmurniał, gdy zdarzyło mu się spojrzeć
na Bretta. Brett wściekał się także o to, że John i Gayla roz
mawiali ze sobą tak, jakby jego w ogóle przy tym nie było.
Brett musiał się wreszcie sam przed sobą przyznać, że jest
zazdrosny. Nie podobała mu się atencja, z jaką John traktował
Gaylę, ani też uśmiechy, jakimi Gayla obdarzała adwokata.
Brett chciał, aby to do niego tak się uśmiechała i tylko jego
dotykała w tak poufały sposób, w jaki co chwila dotykała
Johna Thomasa.
Co się ze mną dzieje? pomyślał Brett. Czyżbym tak bardzo
tęsknił za kobietą, że zazdroszczę starszemu panu flirtu
z piękną dziewczyną? Wszystko możliwe. W końcu tyle cza
su mieszkam z Gaylą pod jednym dachem, ale do łóżka jakoś
trafić nie możemy. A ja bym chciał ją mieć nie tylko w domu,
ale i w łóżku.
A jednak nikt na świecie nie wiedział lepiej od Bretta,
jakim koszmarnym błędem byłoby ponowne wdanie się w ro
mans z Gaylą. Za cztery miesiące miał opuścić i Braesburg,
i ją. Gdyby zaczęli romans, rozstanie byłoby jeszcze trudniej
sze, choć i tak będzie mu jej bardzo brakowało.
- Dostaniemy wreszcie jakiś deser? - prychnął zniecier
pliwiony.
John i Gayla jednocześnie na niego spojrzeli. Byli bardzo
zaskoczeni.
- Oczywiście, że tak - powiedziała Gayla po chwili. Ze
brała talerze, postawiła je na kredensie i zaraz podała deser,
którego Brett tak natarczywie się domagał.
- Ciasto cytrynowe! - John z rozanieloną miną pogłaskał
się po brzuchu. - Żebym nie wiem jak był najedzony, to i tak
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 75
zawsze znajdę trochę miejsca na kawałek twojego ciasta cy
trynowego.
Brett pomyślał złośliwie, że gdyby Gayla podała tłuszcz
z dorsza, to John Thomas zareagowałby dokładnie tak samo
jak na placek cytrynowy.
- Jak długo tu jesteś, Brett? - zapytał John, kiedy pochło
nął pierwszy kawałek ciasta. - Chyba od miesiąca?
- Prawie dwa - odrzekł Brett. Wiedział to dokładnie, bo
z leżącego na biurku notesu wykreślał każdy miniony dzień.
- Nie masz ochoty na deser? - zapytał John, patrząc zna
cząco na nietknięty kawałek ciasta, który Gayla postawiła
przed Brettem.
- Chyba już niczego nie zmieszczę. - Brett odsunął od
siebie talerzyk z ciastem. - Bardzo dziękuję.
- Charakter to ty chyba odziedziczyłeś po matce. - John
Thomas lekko się skrzywił.
- To chyba normalne - mruknął Brett.
- Jesteś nieodrodnym synem Christine. - Adwokat głośno
się roześmiał. - Jej też nikt nigdy nie mógł dogodzić.
Brettowi wcale nie przeszkadzało, że ktoś w ten sposób
mówi o jego matce. Sam najlepiej wiedział, jak nieprzyjemna
potrafiła być Christine. Zdziwiło go jednak, że była taka od
zawsze, bo dotąd sądził, że jej niezadowolenie z życia wyni
kało właśnie z nieudanego małżeństwa.
- Znał ją pan? - Brett nie był w stanie ukryć ciekawości.
- Wszyscy mieszkańcy miasteczka znali Christine. Ned
wszędzie ją ze sobą zabierał. Zresztą głównie dlatego, że po
śmierci pani Parker trudno było znaleźć kogoś na tyle odważ
nego, żeby zechciał zaopiekować się dziewczynką. To była
wyjątkowo niesympatyczna osóbka. Bez przerwy urządzała
scandalous
czytelniczka
76
TESTAMENT NEDA PARKERA
awantury, a kiedy jej czegoś odmawiano, groziła, że się zabije.
- John Thomas machnął ręką. Nawet nie zauważył pobladłej
twarzy Bretta. - Zupełnie nie mam pojęcia, jak Ned sobie
z nią radził. A właściwie, ile ona miała lat, kiedy umarła?
- Pięćdziesiąt cztery.
- Młodo - mruknął John, kręcąc głową. - Długo choro
wała?
- Nie - mruknął Brett. Pożałował, że zaczął wypytywać
tego człowieka o swoją matkę. - Wcale nie chorowała.
- No to na co umarła? - zdziwił się John.
- Popełniła samobójstwo.
Brett usłyszał, jak Gayla gwałtownie wciąga powietrze,
ale nie chciał na nią nawet spojrzeć. I bez tego wiedział, że
patrzy na niego z litością, której on ani nie chciał, ani nie
potrzebował.
- Samobójstwo! - wykrzyknął adwokat. - Tak często nas
nim straszyła, że nie sądziłem, aby kiedykolwiek rzeczywiście
je popełniła. Myślałem, że to tylko dziecięce fanaberie i że
kiedyś z tego wyrośnie. - Przez chwilę nad czymś się zasta
nawiał, a wreszcie zapytał: - Jak to się stało?
- Otruła się tlenkiem węgla. Znalazłem ją w garażu. Sie
działa w samochodzie. Silnik pracował, a drzwi od garażu
były zamknięte.
- Przykro mi, synu. - John położył dłoń na ramieniu Bret
ta. - Dlaczego to zrobiła?
- Ze złości. Mój ojciec przed śmiercią cały swój majątek
umieścił w funduszu powierniczym, z którego co miesiąc wy
płacano matce rentę.
- Nie starczało jej na życie - domyślił się adwokat.
- Większości ludzi by wystarczało, ale nie mojej matce.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
77
- Powinna była wrócić do domu, do Parker House. - John
w zamyśleniu pokiwał głową. - Ned przyjąłby ją z otwartymi
ramionami.
Brett miał co do tego poważne wątpliwości, ale nie chciał
się na ten temat spierać. Neda i Christine nie było już na
świecie i żadna kłótnia nie mogła tego zmienić.
- Jak to, nie rozważycie mojej propozycji? - wrzeszczał
Brett do słuchawki.
- Nie powiedziałem, że jej nie rozważymy - tłumaczył
mu Marty, księgowy Sinclair Corporation i rzecznik prasowy
rady dyrektorów. - Rozważymy twoją propozycję, ale dopie
ro wtedy, kiedy wrócisz do Kansas City.
- Cholera! - Brett walnął pięścią w biurko, aż podskoczy
ły wszystkie znajdujące się na nim przedmioty. - Za sześć
miesięcy Sinclair Corporation przestanie istnieć!
- Daj spokój, Brett - uspokajał go Marty. - Zachowujesz
się nieracjonalnie. Zresztą nic dziwnego. Śmierć dziadka i te
wszystkie problemy ze spadkiem... Rozumiem, że trudno ci
się pozbierać.
Brett nie tylko czuł, ale nawet słyszał pulsowanie własnej
krwi. O mało nie oszalał.
- Rada dyrektorów zdecydowała, że przedyskutuje twoją
propozycję w sierpniu, kiedy wrócisz do Kansas City -
oświadczył Marty.
Najpierw usłyszała krzyk Bretta, a potem jakiś łomot. Co
sił w nogach popędziła do gabinetu. Była pewna, że stało się
coś strasznego.
Otworzyła drzwi. Telefon, jak zwykle, leżał na podłodze,
scandalous
czytelniczka
78
TESTAMENT NEDA PARKERA
a Brett siedział w fotelu i nieobecnym wzrokiem wpatrywał
się w przeciwległą ścianę. Gayla czuła, że nie jest to tylko
normalny u niego napad złego humoru.
- Co się stało? - zapytała, podchodząc do biurka.
- Zaproponowałem zmiany w Sinclair Corporation -
spojrzał na nią nie widzącymi oczami. - Powiedzieli, że roz
ważą mój projekt, kiedy wrócę do Kansas City. W sierpniu.
- Ale dlaczego? - zdziwiła się Gayla. Dobrze wiedziała,
ile czasu zajęło mu przygotowanie tego dokumentu.
- Nie powiedzieli, dlaczego. Zresztą nawet nie musieli.
Rada dyrektorów może zrobić z tą korporacją wszystko, co
zechce.
- Och, Brett, tak mi...
- Jeśli jeszcze raz powiesz, że jest ci przykro, to przysię
gam, że rozwalę o ścianę ten przeklęty monitor - przerwał jej
Brett.
Gayli z trudem udało się powstrzymać uśmiech. Pochyliła
się i podniosła z podłogi telefon. Tym razem nawet nie był
pęknięty.
- Ponieważ nie lubię, kiedy ktoś niszczy całkiem dobre
przedmioty, nie usłyszysz ode mnie wyrazów współczucia
- powiedziała. Tym razem jednak uśmiechnęła się.
- Bardzo się cieszę, że tak cię to wszystko bawi - warknął
Brett. - Prawie miesiąc pracowałem nad tym przeklętym pro
jektem. Tyłek sobie od siedzenia odgniotłem, a oni nawet na
to nie spojrzeli.
- Wcale mnie to nie śmieszy - powiedziała Gayla. - To
ty jesteś śmieszny.
- Jeszcze lepiej - irytował się Brett.
- Właściwie nie ty - teraz Gayla głośno się roześmiała
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
79
- tylko twój temperament. Gdybyś mógł siebie teraz zoba
czyć, też byś się uśmiał. Zachowujesz się jak mały chłopiec,
który wpada w szał, kiedy coś nie idzie po jego myśli.
- Boję się o korporację - westchnął Brett. - Jeśli natych
miast nie wprowadzi się jakichś zmian, to firma znajdzie się
na najlepszej drodze do bankructwa.
- I naprawdę nie możesz nic zrobić, żeby zmienić ich
decyzję? - Gayla spoważniała.
- Absolutnie nic. A już na pewno nic nie zrobię, siedząc
w Braesburgu.
- Tak mi... - urwała w pół słowa, zauważywszy mrożące
krew w żyłach spojrzenie Bretta. A potem coś sobie postano
wiła. - A jednak powiem ci, że bardzo mi przykro z tego
powodu. I to niezależnie od tego, czy chcesz mojego współ
czucia, czy go nie chcesz - powiedziała i z godnością wyszła
z gabinetu.
- Gayla! - wrzasnął Brett. - Gayla!
Położyła na stopniu naręcze czystych ręczników. We
stchnęła ciężko i poszła do gabinetu. Miała nadzieję, że kiedy
Brett przestanie się zajmować korporacją, napady złego hu
moru staną się znacznie rzadsze. Przeliczyła się. Przegląd
majątku, jaki zostawił mu Ned Parker, miał na Bretta podobny
wpływ, jak pilnowanie interesów firmy ojca.
- Jestem - powiedziała, wchodząc do gabinetu. - O co
tym razem chodzi? •
- Co to za ludzie? - zapytał, uderzając dłonią w leżącą
przed nim kartkę papieru.
Gayla podeszła do Bretta i pochyliła się nad biurkiem.
- To przyjaciele Neda - powiedziała. Była to lista dłużni-
scandalous
czytelniczka
80
TESTAMENT NEDA PARKERA
ków. Przy niektórych nazwiskach widniały całkiem pokaźne
sumy. - Przyjaciele, którym przez lata pożyczał pieniądze.
- To kim on w końcu był? Sklepikarzem czy bankierem?
- Jednym i drugim po trochu. Ale przede wszystkim był
wspaniałym przyjacielem.
- Czy ty wiesz - Brett podparł głowę rękami - że poza tą
posiadłością jedynym jego majątkiem jest sklep w centrum
miasta?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, zerwał się z fotela tak gwał
townie, że Gayla musiała odskoczyć, żeby jej nie przewrócił.
- Gdzie są klucze?
- Klucze do sklepu? - wolała się upewnić, niż narazić na
jeszcze jeden wybuch niezadowolenia.
- Tak, klucze do sklepu. Przecież chyba właśnie o tym
rozmawiamy.
Gayla zdążyła się już przyzwyczaić do jego fatalnych ma
nier. Otworzyła najniższą szufladę biurka i wyjęła stamtąd
zniszczone pudełko po cygarach. Wśród wielu znajdujących
się tam kluczy znalazła ten, o który chodziło.
- Prądu jeszcze nie wyłączyli, więc nie powinieneś mieć
kłopotów z oświetleniem - powiedziała, wręczając Brettowi
klucz. - Prawdopodobnie jest tam okropny bałagan. Przez
ostatnich osiem lat nikt tam nie wchodził.
- Wszystko tu jest strasznie zabałaganione - warknął, bio
rąc klucz.
Brett po omacku znalazł kontakt i zapalił światło. Wię
kszość żarówek nie zareagowała, ale kilka na szczęście się
zapaliło. Wszedł do środka. Ostrożnie stawiał nogi, a nawet
podskakiwał, słysząc koło siebie podejrzane szuranie. Po pra-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
81
wej stronie znajdował się olbrzymi stojak na narzędzia. Za
jmował całą ścianę. Skrzynki z gwoździami i śrubami pokry
wała gruba warstwa pajęczyn. Trącił nogą stojący na dolnej
półce worek z cementem. Papier rozsypał się, a powietrze
napełniło się cementowym pyłem. Brett pokręcił głową i po
szedł dalej.
Za sklepem znajdowała się przestrzeń oddzielona od reszty
szklaną szybą. Na prowadzących tam drewnianych drzwiach
przybita była zardzewiała tabliczka z napisem „Biuro". Drzwi
nie były zamknięte na klucz. Brett pchnął je. Ciarki mu prze
szły po plecach, kiedy zgrzytnęły od lat nie smarowane za
wiasy. Nacisnął włącznik. Pod sufitem rozjarzyła się naga
żarówka.
W biurze panował taki sam zaduch jak w całym sklepie.
Prawie całą przestrzeń zajmowało odrapane drewniane biur
ko, za którym stał ogromny czarny sejf. Pod szklaną ścianą
pyszniła się wytarta kanapa. Gnieździły się w niej myszy i in
ne stworzenia, które od kilku pokoleń uważały to miejsce za
swój dom rodzinny.
- Brett? - rozległ się przytłumiony przez pajęczynę głos
Gayli.
- Tu jestem - zawołał. Szybko zgasił światło i wyszedł
z biura. Spotkali się w dziale z farbami, otoczeni puszkami
o spłowiałych nalepkach.
- Po co przyszłaś? - zapytał poirytowany Brett.
- Teraz moja kolej. Ty mi pomogłeś robić wiosenne po
rządki, więc ja pomogę ci w sprzątaniu sklepu.
- Niczego nie będę sprzątał - burknął Brett. - Muszę tylko
przejrzeć te wszystkie śmieci, żeby sprawdzić, czy nie ma tu
przypadkiem czegoś wartościowego. Nie potrzebuję pomocy.
scandalous
czytelniczka
82 TESTAMENT NEDA PARKERA
- Mimo to zostanę. Od czego zaczynamy?
- Masz zapałki?
Gayla pokręciła głową. A kiedy zobaczyła malujące się na
twarzy Bretta obrzydzenie, głośno się roześmiała.
- Aż tak źle nie jest - powiedziała. - Trzeba tylko porząd
nie posprzątać.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Gayla stała przed rzędem metalowych szafek na dokumen
ty. Cała była pokryta kurzem. Przeglądała kolejno szufladę po
szufladzie i bezlitośnie wyrzucała z nich tony zgromadzo
nych tam przez pół wieku papierów.
W końcu uznała, że zasłużyła sobie na przerwę. Wyszła na
ulicę. Brett stał przed sklepem i czemuś się przyglądał.
- Co robisz? - zapytała.
- Dokąd oni jadą? - Brett wskazał ruchem głowy sznur
ciągnących ulicą samochodów.
- Do fabryki parówek. - Gayla wzruszyła ramionami.
- Do fabryki parówek? - powtórzył Brett.
- Właściwie to nie jest żadna fabryka, tylko mały zakład.
Hilliardowie prowadzą go od kilku pokoleń.
- Czy tak jest przez cały czas? - zapytał Brett, ponownie
zwracając głowę w stronę ulicy.
- Chodzi ci o te samochody? - zapytała. A kiedy skinął
głową, wyjaśniła: - Chyba tak, chociaż, szczerze mówiąc,
nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
- A dlaczego to wszystko jest pozamykane? - zapytał
Bret, wskazując nieczynne sklepy, znajdujące się obok sklepu
Neda.
- Brak klientów. Kilka lat temu otwarto na obrzeżach
scandalous
czytelniczka
84 TESTAMENT NEDA PARKERA
miasta supermarket. Małe sklepiki nie mogą z nim konkuro
wać ze względu na ceny.
- Głupcy - mruknął pod nosem Brett. Chwycił Gaylę za
rękę.
Zanim zdążyła się odezwać, pociągnął ją za sobą.
- Co tu było? - zapytał, zatrzymując się przed pierwszym
pustym sklepem.
- Apteka. Właściciele wycofali się z interesu w jakieś trzy
lata po tym, jak Ned zamknął swój sklep.
Brett wziął Gaylę za rękę i znowu pociągnął ją za sobą.
Zatrzymał się przed następnym opuszczonym sklepem. Na
oknie widniał napis; „Sprzedam lub wynajmę".
- A tutaj co było? - zapytał Brett.
- Sklep spożywczy.
Brett dokładnie obejrzał budynek. Zamyślił się, a potem
bez słowa przebiegł na drugą stronę ulicy. O mało nie wpadł
pod nadjeżdżający samochód. Gayla pobiegła za nim.
- Co ty wyprawiasz? - zawołała, kiedy go wreszcie do
goniła.
- Tylko popatrz. - Brett wskazał znajdujące się po prze
ciwnej stronie ulicy opustoszałe sklepy. - Tak bardzo się sta
rali je unowocześnić, że zupełnie zatracili ich oryginalną ar
chitekturę.
- No i co z tego? - zapytała Gayla.
- Zamiast konkurować z supermarketem, należało posta
wić na zabytkowy wygląd sklepów, zmienić strategię rynkową
i skupić się na tym, co każdy z nich robił najlepiej. Gdyby się
nastawili na zróżnicowaną klientelę, wprowadzili asortyment,
który gdzie indziej trudno jest dostać, do dziś interes by kwitł.
- Brett był pełen entuzjazmu. Gayla nigdy dotąd takim go nie
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
85
widziała. - A skąd są ci wszyscy ludzie, którzy jadą do fabryki
parówek?
- Z całego stanu.
- No to po takiej długiej podróży na pewno są głodni
i spragnieni. Wystarczy otworzyć małą restaurację z oryginal
ną kuchnią, a każdy będzie się tu chciał zatrzymać i coś prze
gryźć. Skończy się na tym, że wyjadą stąd obładowani za
kupami.
Gayla wreszcie zrozumiała, o co mu chodzi. Ona także
zobaczyła opustoszałe sklepy w całkiem nowym świetle.
- Koniecznie musisz coś z tym zrobić - powiedziała.
- A co niby miałbym zrobić? - zniecierpliwił się Brett.
- Na przykład: zebrać wszystkich właścicieli tych skle
pów i podzielić się z nimi swoimi pomysłami. Jestem pew
na, że nawet dla sklepu Neda wymyśliłbyś jakieś zastoso
wanie.
- Nic z tego, moja pani - warknął Brett. - Nie przyjecha
łem tu po to, żeby ratować wasze miasto, tylko po to, żeby
uporządkować sprawy spadkowe. Sprzedam ten sklep pier
wszemu nadarzającemu się kupcowi. A jeśli przed upływem
sześciu miesięcy nikt taki się nie znajdzie, to sklep także
przekażę miastu.
- Ale...
- Sześć miesięcy. - Brett zmroził ją spojrzeniem. - I ani
chwili dłużej.
- I ty uważasz, że Ned był podłym sknerą - mruknęła
Gayla trochę do siebie, a trochę do znikającego w drzwiach
sklepu Bretta.
- A to co znowu miało znaczyć? - Odwrócił się na pięcie.
- To, co słyszałeś - powiedziała wściekła. - Masz świetny
scandalous
czytelniczka
86 TESTAMENT NEDA PARKERA
pomysł, wiesz, jak go zrealizować, ale jesteś zbyt samolubny,
żeby podzielić się swoją wiedzą z ludźmi. Zresztą, nieważne.
Jadę do domu.
Brett był taki wściekły na Gaylę, że musiał tę złość jakoś
rozładować. Porządkował więc sklep dziadka, dopóki całkiem
nie opadł z sił. Dokładnie wiedział, o co jej chodziło. Chciała
go skłonić do pozostania w mieście, a za każdym jej postęp
kiem kryła się nadzieja na uratowanie Parker House.
Nie ma mowy, myślał Brett, rozcierając sobie nadwerężo
ny kręgosłup. Za nic w świecie tu nie zostanę. Niezależnie od
tego, co ona powie albo zrobi.
Był wykończony. Wszedł do biura Neda, zapalił świat
ło i usiadł w niewygodnym fotelu, który nie tak dawno jesz
cze należał do jego dziadka. Westchnął, wyjął z kieszeni chu
steczkę i wytarł nią kurz z leżącego na biurku szkła. Dopie
ro wtedy zauważył, że pod porysowanym szkłem umieszczo
ne są jakieś fotografie. Delikatnie podważył szybę i wyjął
spłowiałe, pożółkłe ze starości zdjęcia. Na pierwszym z brze
gu widniała młoda kobieta. Brett przypuszczał, że to zdjęcie
babci, zrobione jeszcze przed ślubem z Nedem. Następne
przedstawiało mężczyznę i kobietę, trzymającą na kolanach
małą dziewczynkę. Z całą pewnością było to zdjęcie rodziny
Parkerów. Dziadek, jeszcze całkiem młody, w eleganckim
garniturze, stał obok swojej żony. Widać było, że rozpiera go
duma. Kobieta sprawiała wrażenie bardzo kruchej istoty.
Trzymała dłoń na ramieniu pyzatej dziewczynki i słodko się
uśmiechała.
Brett przybliżył zdjęcie do światła, żeby lepiej widzieć. Tą
dziewczynką była jego matka. Rozpoznał ją, choć zdjęcie
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
87
było czarno-białe i bardzo stare. Kształt oczu, nos, nadąsana
mina.
Odłożył zdjęcia i zaczął przetrząsać szuflady biurka. Po
żółkłe faktury, pogięte spinacze i kilka drewnianych miesza-
dełek do farby ze znakiem firmowym sklepu Parkera. Prze
glądał te nagromadzone przez lata szpargały, aż w końcu na
trafił na paczuszkę owiniętą papierem i przewiązaną sznur
kiem. Rozwiązał supeł, sądząc, że może wreszcie znalazł coś
wartościowego. Papier rozpadł mu się w rękach. Na biurko
wysypały się koperty. Wszystkie były adresowane do Christi¬
ne Parker. Nadawcą listów był Ned Parker. Na każdej kopercie
widniał odręczny napis: „Zwrot do nadawcy. Adresat niezna
ny". Brett bez trudu rozpoznał charakter pisma matki. Odwró
cił kopertę. Nigdy nie była otwierana.
Ale przecież mówiła, że ojciec się z nią nie kontaktował,
pomyślał Brett, za wszelką cenę chcąc obronić matkę przed
swymi domysłami. To na pewno jakaś pomyłka.
Otworzył trzymaną w dłoni kopertę i wyjął znajdującą się
w środku kartkę papieru. Z każdym przeczytanym słowem
robiło mu się coraz ciężej na duszy. W liście Ned Parker bła
gał swą jedynaczkę, aby zechciała wrócić do domu.
Gayla raz jeszcze spojrzała na zegar. Dochodziła dziesiąta.
Gdzie on się podziewa? myślała zaniepokojona. Chyba nie
siedzi do tej pory w sklepie. Nie, to niemożliwe. Jest stanow
czo za późno. Ale dokąd mógłby pójść?
Podenerwowana, chodziła od drzwi wejściowych do kuch
ni. Miała do siebie pretensję o to, że się z nim pokłóciła. Nagle
przyszło jej do głowy, że Brett miał wypadek. Po tylu latach
nieużywania budynek z całą pewnością nie był zupełnie bez-
scandalous
czytelniczka
88
TESTAMENT NEDA PARKERA
pieczny. Gayla narzuciła na siebie żakiet, wybiegła z domu
i wsiadła do samochodu.
Furgonetka Bretta stała przed budynkiem. Gayla otworzyła
drzwi sklepu Neda. W środku paliło się światło, ale nie było
ani śladu Bretta.
- Brett? - zawołała Gayla. - Brett? Jesteś tu?
Zamknęła za sobą drzwi wejściowe i nasłuchiwała. Roz
glądając się na wszystkie strony, ostrożnie poruszała się wśród
rzędów przeróżnych śmieci.
- Brett? - zawołała raz jeszcze. I wtedy dostrzegła palące
się w biurze Neda światło.
Brett siedział przy biurku. Właściwie raczej leżał. Ręce zwi
sały mu bezwładnie z oparcia. Oczy miał otwarte, ale nawet się
nie poruszył, jak gdyby w ogóle nie zauważył wejścia Gayli.
- Brett? - powtórzyła Gayla. Tym razem cicho. - Czy coś
się stało?
Nie odpowiedział, tylko patrzył jak urzeczony w porozrzu
cane na biurku papiery. Teraz Gayla przestraszyła się nie na
żarty. Podeszła do biurka i wzięła do ręki jedną z leżących
tam kartek. Ale zanim zdążyła przeczytać choć słowo, Brett
wreszcie się odezwał.
- Kłamała - powiedział cicho. - Ani słowa prawdy nie
powiedziała.
- Kto taki? - zapytała.
- Mama. Mówiła, że ją wyrzucił z domu i powiedział,
żeby mu się nigdy więcej na oczy nie pokazywała. Twierdziła,
że przez wszystkie te lata ani razu nawet nie spróbował na
wiązać z nią kontaktu. - Gwałtownym ruchem ręki zmiótł na
podłogę wszystkie leżące na biurku kartki papieru. - Kłam
stwo - powtórzył. - Jedno wielkie kłamstwo.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
89
- Wracajmy do domu - poprosiła Gayla, chcąc jak najprę
dzej odciągnąć Bretta od tego, co doprowadziło go do takiego
stanu.
- Ja nie mam domu. Nigdy nie miałem.
- Oczywiście, że masz - przypomniała mu jak dziecku.
- Twój dom jest w Kansas City.
- To tylko budynek, ale nie dom. Mama się o to postarała
- mówił, jakby do siebie. - Bez przerwy się o coś kłócili.
Obrzucali się wyzwiskami i wzajemnie oskarżali o to, że jed
no drugiemu zmarnowało życie. Ale prawdziwym powodem
wszystkich ich nieszczęść byłem ja. Tyle że żadne z nich nie
miało odwagi się mnie pozbyć.
- Uspokój się - prosiła Gayla. Wzięła go za rękę i pod
niosła z fotela.
- Zmusiła go do odejścia - mruczał Brett, jakby w ogóle nie
usłyszał, że coś do niego mówiono, ani nie poczuł, że coś się
z nim dzieje. - Wygoniła go tymi swoimi ciągłymi narzekaniami
i nieustającymi żądaniami. Specjalnie zaszła w ciążę, żeby mu
siał się z nią ożenić. Powiedział mi o tym, zanim umarł. Za to
właśnie mnie nienawidził. Prawie tak samo, jak jej.
Gayla wzięła leżącą na krześle marynarkę Bretta i zarzu
ciła mu ją na ramiona. Potem na tyle szybko, na ile to było
możliwe, wyprowadziła go ze sklepu. Nie wdając się w żadne
dyskusje, wsadziła go do swego samochodu.
Do Parker House jechali w całkowitym milczeniu. A kiedy
wreszcie się tam znaleźli, Gayla, o nic nie pytając, zaprowa
dziła Bretta prosto do jego pokoju. Lekko popchnęła go pal
cem, a on natychmiast bezwładnie opadł na łóżko.
- Musisz odpocząć - powiedziała. - Rano wszystko bę
dzie inaczej wyglądało.
scandalous
czytelniczka
90 TESTAMENT NEDA PARKERA
Chciała wyjść, ale zobaczyła, że siedzi tak jak siedział
i nawet palcem nie porusza. Przez tych kilka miesięcy zdążyła
się już przyzwyczaić do jego wrzasków. Zdecydowanie wo
lała je od tego przygnębiającego bezruchu. Nie potrafiła go
zostawić.
Podeszła do Bretta i ściągnęła mu buty. Tylko chwilę się
wahała, a potem zabrała się do rozpinania jego koszuli. Brett
się nie poruszył, więc zdjęła mu tę koszulę. Ale kiedy ujrzała
nagi tors, w kąt poszły wszystkie dane sobie przyrzeczenia.
Zapragnęła znów wtulić się w te potężne ramiona i posłuchać
bicia jego serca.
Przestań! skarciła się w duchu.
Ręce jej drżały, kiedy rozpinała spodnie Bretta, i omal nie
oszalała, kiedy przyszło jej te spodnie z niego zdejmować.
Wreszcie jakoś udało się jej położyć go do łóżka. Zgasiła
nocną lampkę i już chciała wyjść, kiedy Brett chwycił ją za
rękę.
- Nie idź - poprosił szeptem.
Puścił jej rękę, ale rozpaczliwa prośba sprawiła, że Gayla
i tak nie mogła ruszyć się z miejsca.
- Proszę - jęknął Brett.
- Zostanę z tobą - powiedziała, siadając na brzegu łóżka.
Przygarnął ją do siebie. Wreszcie poczuła go przy sobie.
Poczuła także spływające po jego policzkach łzy. Głaskała go
po głowie, jak się głaszcze skrzywdzone dziecko, i tuliła tak,
jak on ją tulił, kiedy rozpaczała po śmierci Neda.
- Przepraszam cię - mruknął po chwili, odsuwając się od
niej. Wyraźnie wstydził się swej słabości.
Chciał otrzeć łzy z twarzy, lecz Gayla zastąpiła jego dłoń
swoimi ustami. Przyciskała je czule do policzków i oczu Bret-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 91
ta, jakby wraz z łzami chciała scałować cały jego ból i wszy
stkie żale.
- Nie zasługuję na twoją dobroć - jęknął żałośnie Brett.
- A to dlaczego? - Gayla była do głębi wzruszona. - Ty
mnie pocieszyłeś, kiedy najbardziej tego potrzebowałam.
- Wykorzystałem cię - powiedział, patrząc jej w oczy.
- Nie. - Gayla stanowczo pokręciła głową. - Wcale mnie
nie wykorzystałeś. Ty mnie tylko chciałeś pocieszyć, a re
szta... Jakoś tak samo wyszło - dokończyła cicho. Nawet
teraz nie potrafiłaby wytłumaczyć, co właściwie wówczas
między nimi zaszło.
- Ale to się może powtórzyć - ostrzegł ją Brett. - Bar
dzo cię wtedy chciałem, ale nie tak bardzo, jak cię pragnę
teraz.
- Ja ciebie także pragnę - wyszeptała Gayla.
- Więc zostaniesz? - zapytał z niedowierzaniem. - Bę
dziesz spała w moim łóżku?
- Tak - skinęła głową.
- A kiedy się rano obudzę, też ze mną będziesz?
- Będę. - Cień uśmiechu zagościł na jej twarzy.
Brett z całych sił przytulił ją do siebie.
Promienie słońca łaskotały policzki Gayli. Uśmiechnęła się
i przeciągnęła leniwie. Zamarła, kiedy zobaczyła, że Brett się
jej przygląda.
- Dzień dobry - mruknęła i podciągnęła kołdrę, okrywa
jąc swoją nagość.
- Nic z tego. - Ułożył kołdrę tak, jak leżała przedtem.
Objął Gaylę i przytulił ją do siebie. - Teraz lepiej. Dobrze
spałaś?
scandalous
czytelniczka
92
TESTAMENT NEDA PARKERA
- Tak - wyszeptała. Kątem oka przyglądała się Brettowi.
Nie potrafiła zrozumieć, jak on może zachowywać się tak
swobodnie, jak gdyby od lat codziennie budzili się we wspól
nym łóżku. Był całkiem rozluźniony, podczas gdy ona czuła
się spięta i okropnie zawstydzona.
Brett głaskał ją po plecach i pod dotknięciem jego dłoni
napięcie powoli ustępowało. Gayla pomyślała sobie, że takie
wspólne przebudzenie jest bardzo przyjemne.
- Dziękuję ci... - zaczął Brett, ale nie bardzo wiedział, jak
powiedzieć to, o co mu naprawdę chodziło. - Dziękuję, że ze
mną zostałaś - dokończył pospiesznie.
- Nie ma za co. - Gayli ta jego niepewność także bardzo
się spodobała.
- Przepraszam, że wczoraj na ciebie nakrzyczałem.
- Za które krzyczenie przepraszasz?
. - Aż tak źle było?
- Jeszcze gorzej. Nie przejmuj się. Ned też był strasznym
awanturnikiem. Jestem przyzwyczajona.
Brett przewrócił się na plecy i zakrył oczy ramieniem
- Przepraszam - powiedziała Gayla. Uniosła się na łokciu
i patrzyła teraz na niego z góry. - Naprawdę nie chciałam ci
sprawić przykrości.
Spojrzał na nią. Była taka szczera i naprawdę się o nie
go troszczyła. W niczym nie przypominała jego matki, która
bez przerwy wypominała mu, że jest dokładnie taki sam jak
dziadek.
- Nie sprawiłaś mi przykrości. - Brett ją do siebie
przytulił. - Ja tylko nie bardzo wiem, co o tym wszystkim
myśleć.
- O czym?
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
93
- Przede wszystkim o Nedzie Parkerze. - Brett westchnął
ciężko. - W tej chwili wydaje mi się, że mam do czynienia
z dwoma różnymi ludźmi noszącymi to samo nazwisko. Jeden
z nich to ten, którego znała moja matka. Ten, którego ty
znałaś, jest zupełnie inny.
- To był wyjątkowo dobry człowiek - powiedziała Gayla.
Ned Parker kojarzył się jej wyłącznie z dobrymi rzeczami.
- Czasami szorstki, niekiedy bardzo uparty, ale przede wszy
stkim bardzo uczciwy w stosunku do ludzi.
- Jesteś aniołem, Gaylo. - Brett pocałował ją w czoło.
- Wcale się nie dziwię, że Ned tak bardzo cię kochał.
W sercu Gayli zatliła się iskierka nadziei. Zapragnęła być
jeszcze bliżej Bretta, więc mocniej się do niego przytuliła.
Przypadkiem otarła się biodrem o jego stwardniałą męskość.
Musiała, zacisnąć pięści, bo inaczej pewnie nie zdołałaby się
powstrzymać i sięgnęłaby tam ręką. Ale Brett wyczuł napięcie
i domyślił się, co ono oznaczało.
- Chciałabyś mnie dotknąć? - zapytał cicho.
Gayla zaczerwieniła się po same uszy. Brett wziął jej rę
kę i poprowadził tam, gdzie sama dotrzeć nie śmiała. Delikat
ne muśnięcie sprawiło, że drgnął. Przerażona Gayla cofnęła
dłoń.
- Nie bój się. Nie zrobiłaś mi krzywdy - przekonywał ją
Brett.
Pieściła go najpierw powoli i bardzo nieśmiało, aż wresz
cie nabrała odwagi i niczego już się nie wstydziła.
Gayla zawiozła Bretta do sklepu dziadka, a chwilę potem
była już u Gertie.
- Znowu się spóźniłaś - strofowała ją żartobliwie Gertie.
scandalous
czytelniczka
94
TESTAMENT NEDA PARKERA
- Przepraszam - powiedziała Gayla, układając pakunki na
stole. - Zaspałam.
- Ty? Zaspałaś? - Gertie nie mogła wyjść z podziwu. -
Czyżby ten twój nowy mąż miał z tym coś wspólnego? Nie
ma się czego wstydzić - roześmiała się na widok rumieńca
oblewającego policzki Gayli. - Moim zdaniem do tej pory
powinniście już zniszczyć co najmniej jedno łóżko.
Policzki Gayli stały się jeszcze czerwieńsze.
- Naprawdę nie ma w tym nic złego - tłumaczyła Ger
tie. - To samo zdrowie. W każdym razie ja i mój mąż, aż do
dnia jego śmierci, nie pozwalaliśmy naszemu materacowi się
nudzić.
Gayli niespodziewanie łzy napłynęły do oczu. Gertie miała
za sobą długie i szczęśliwe małżeństwo, ale ona nie miała
przed sobą takiej perspektywy. Zostały jej tylko trzy miesiące
życia z Brettem. Gardło miała ściśnięte z żalu. Nie mogła
mówić. Machnęła więc tylko ręką, żeby uspokoić zaniepoko
joną jej dziwnym zachowaniem Gertie.
Gertie usadowiła Gaylę przy stoliku. Przyniosła dwie fili
żanki kawy i sama także usiadła.
- A teraz powiedz mi, o co chodzi - powiedziała.
- Naprawdę nic się nie stało. - Gayla wytarła zapłakane
oczy.
- Ładne mi nic - prychnęła Gertie. - Raz tylko widzia
łam, jak płaczesz. Na pogrzebie Neda. A Bóg jeden wie, że
miałaś wtedy nad czym płakać. No już, dziecko. Powiedz mi,
co cię trapi. Na pewno jakoś temu zaradzimy.
- To naprawdę nic takiego. - Gayla uśmiechnęła się przez
łzy. - Ja tylko... Jestem taka szczęśliwa.
- Szczęśliwa? - Gertie z powątpiewaniem kręciła głową.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
95
- To ma być to szczęście? Nie gadaj głupot. Oświadczam ci,
że nie wypuszczę cię stąd, dopóki mi nie powiesz, o co na
prawdę chodzi.
- Ja go kocham! - Gayla rozszlochała się na nowo.
- To chyba oczywiste. Skoro wyszłaś za niego za mąż.
- Gertie spojrzała na nią podejrzliwie. - Ale to przecież nie
jest powód do płaczu.
- Owszem, jest - westchnęła Gayla. - Bo to tylko ja jego
kocham, a on...
- Nie przejmuj się. - Gertie poklepała ją po ręce. -
Mężczyźni nie okazują uczuć tak łatwo jak kobiety. Jestem
pewna, że jemu na tobie zależy co najmniej tak samo, jak tobie
na nim.
- Nie zależy. - Gayla pokręciła głową.
- Ale przecież się z tobą ożenił. Dla niektórych mężczyzn
to największy dowód miłości, jaki mogą kobiecie ofiarować.
Tyle że nasze małżeństwo jest oszustwem, pomyślała po
nuro Gayla. Miała ogromną ochotę opowiedzieć Gertie o te
stamencie Neda i o pakcie, jaki w związku z tym z Brettem
zawarła. Obiecała jednak, że będzie milczeć, a Gayla nigdy
w życiu nie złamała danego słowa.
- Powiedz mi, Gertie, co zrobić, żeby on się we mnie
zakochał? - zapytała niespodziewanie dla samej siebie.
- W tej sprawie nic się nie da zrobić - orzekła Gertie.
- Możesz mu co najwyżej oddać serce. Ale tylko od niego
zależy, czy przyjmie ten dar i czy zechce ci dać swoje serce
w zamian.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Brett stał przy oknie w poczekalni Johna Thomasa. Ręce
włożył głęboko w kieszenie dżinsów i patrzył na ulicę. Od
chwili gdy w biurku dziadka znalazł tamte listy, czuł, że musi
się dowiedzieć prawdy.
Poczuł się jak idiota i już miał wyjść z biura, kiedy drzwi
gabinetu się otworzyły i stanął w nich John Thomas.
- Przepraszam, że kazałem ci czekać - powiedział John,
otwierając drzwi gabinetu. - W czym mogę ci pomóc?
- Właściwie sam nie bardzo wiem - powiedział Brett.
- Najpierw powiedz, o co chodzi. - John gestem zaprosił
Bretta do swego gabinetu. Obaj panowie usiedli w fotelach.
- Co wiesz o stosunkach, jakie panowały między moim
dziadkiem a moją mamą? - zapytał Brett po chwili wahania.
- Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem twoje pytanie. -
John się nachmurzył.
- Chciałbym wiedzieć, co między nimi zaszło. Dlaczego
ona odeszła? Wczoraj zabrałem się do sprzątania sklepu Neda.
W biurze znalazłem listy, które dziadek pisał do mojej mamy.
Wszystkie były zapieczętowane. Na każdym było napisane,
że adresat jest nieznany i należy zwrócić list nadawcy. To ona
zrobiła te adnotacje. We wszystkich listach Ned błagał moją
mamę, żeby wróciła do domu.
- Doskonale pamiętam, jak odeszła - powiedział adwo-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
97
kat, ze zrozumieniem kiwając głową. - Ned o mało nie osza
lał. Wynajął prywatnego detektywa, który miał ją odnaleźć.
- Ale mama zawsze mówiła, że Ned wyrzucił ją z domu
i powiedział, żeby mu się więcej na oczy nie pokazywała
- zawołał Brett.
- Nie było mnie przy tym - mówił spokojnie John. - Zre
sztą nikogo przy tym nie było, oprócz ich dwojga. A jednak
trudno mi uwierzyć, że Ned byłby w stanie zrobić coś podo
bnego. On omalże nie całował ziemi, po której stąpała jego
ukochana córeczka. Rozpuścił ją jak dziadowski bicz. Wystar
czyło, żeby powiedziała, że coś chce, a już to miała. - Pokrę
cił głową. - Nigdy nie uwierzę w to, że Ned ją wyrzucił
z domu. Jeśli ktoś z nich dwojga był zawzięty, to tylko Chri¬
stine. Ned ją bardzo kochał i do dnia swojej śmierci nie mógł
odżałować, że jej nie ma.
- Ale dlaczego! - Brett walnął pięścią w oparcie fotela.
- Dlaczego odeszła, skoro miała tu wszystko, czego dusza
zapragnie?
- Ned nie był w stanie dać jej wszystkiego. Wymagania
Christine rosły razem z nią. Ned omal nie zbankrutował przez
te jej zachcianki. Kiedy poprosił, żeby trochę ograniczyła
swoje wydatki, wpadła w szał. Zażądała, żeby Ned sprzedał
Parker House i oddał jej wszystkie pieniądze.
- Odmówił?
- Tak, chociaż wyobrażam sobie, jak mu było trudno.
Miotał się pomiędzy dwiema kobietami, które ubóstwiał: żoną
i córką.
- Ale jego żona od dawna nie żyła.
- To prawda. Jednakże Parker House był rodzinnym do
mem pani Parker. Zanim, po śmierci rodziców pani Parker,
scandalous
czytelniczka
98 TESTAMENT NEDA PARKERA
Ned i Marjorie się tam wprowadzili, dom już od trzech poko
leń należał do jej rodziny. Pani Parker bardzo sobie ceniła
rodzinne tradycje. Na łożu śmierci prosiła Neda, aby przy
siągł, że nie sprzeda Parker House, tylko zachowa go dla
Christine. Christine, oczywiście, wiedziała o tym. Uważała,
że dom jest jej własnością i może z nim zrobić to, na co ma
ochotę. Kiedy więc Ned odmówił sprzedania Parker House,
Christine dostała szału.
- Do tego stopnia, że wyjechała i nigdy nie wróciła?
- A bo ja wiem? - John wzruszył ramionami. - Moim
zdaniem byłoby jej lepiej, gdyby została z ojcem. Wolała
podbijać świat na własną rękę. Była bardzo uparta. I nigdy
nikomu niczego nie wybaczyła.
Brett chwilę jeszcze siedział nieruchomo, jakby wchłaniał
w siebie wszystkie zasłyszane przed chwilą rewelacje. Potem
wstał i wyciągnął rękę do adwokata.
- Dzięki, John - powiedział. - Wdzięczny ci jestem, że
zechciałeś poświęcić mi swój cenny czas.
.- Nie wiem, czy zdołałem ci pomóc. - John uścisnął wy
ciągniętą dłoń. Z dnia na dzień darzył Bretta coraz większym
szacunkiem.
- Ja też wcale nie jestem tego pewien - westchnął Brett.
- Ale i tak bardzo ci dziękuję.
Było już po południu, kiedy Brett wrócił do Parker House.
Zamknął się w gabinecie i zabrał do przeglądania dokumen
tów. Nie chciał na gorąco analizować tych wszystkich niepo
kojących informacji, których udzielił mu John. Wbrew swym
najszczerszym chęciom czuł, że wszystko, czego się od Johna
dowiedział, było prawdą. Znał Christine Parker lepiej niż
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
99
ktokolwiek inny. Uśmiechała się tylko wtedy, kiedy dawano
jej to, czego żądała. Jeśli zaś ktoś się jej sprzeciwił, obrzucała
go gradem najbardziej obrzydliwych wyzwisk.
Jak daleko Brett sięgał pamięcią, matka zawsze poddawała
go okrutnej krytyce. Za każdym razem, kiedy zrobił coś,
z czego nie była zadowolona, wrzeszczała na niego i wykrzy
kiwała, że jest dokładnie taki sam jak jego ojciec, albo jeszcze
gorszy: jak jego dziadek. A ponieważ dobrze wiedział, jak
bardzo matka nienawidziła tych obu mężczyzn, oskarżenia
raniły Bretta do głębi. Pragnął, żeby go kochała, więc bardzo
się starał zasłużyć na jej miłość, ale jej zawsze wszystkiego
było za mało. Brett nie potrzebował psychoanalityka, żeby się
zorientować, dlaczego zawsze był taki lojalny wobec matki.
Była mianowicie wszystkim, co posiadał. Ojciec wyprowadził
się z domu, kiedy Brett miał dziesięć lat. Chłopiec bał się
przeraźliwie, że matka też go kiedyś opuści. Dlatego zawsze
stał po jej stronie i wszelkimi dostępnymi mu sposobami usi
łował ją zadowolić. Dopiero w kilka lat po tym, jak ojciec
mianował go prezesem Sinclair Corporation, zrozumiał, że
przejął od matki nienawiść do ojca i uznał ją za swoją własną.
Zdał sobie z tego sprawę, kiedy siedząc przy łóżku umierają
cego ojca, słuchał jego wersji historii burzliwego związku
z Christine Parker. Jednak jego lojalność wobec matki okazała
się tak silna, że mimo to nadal starał się spełniać wszystkie
jej zachcianki.
I co ja z tego mam? pytał sam siebie, siedząc przy wielkim
biurku Neda Parkera. Samotność, pozbawioną sensu prezesu
rę Sinclair Corporation i spadek po dziadku. Kupę proble
mów; bez których też bym sobie w życiu poradził. Dobrze, że
chociaż mam Gaylę.
scandalous
czytelniczka
1 0 0 TESTAMENT NEDA PARKERA
Ta ostatnia myśl bardzo go zaskoczyła. Po namyśle przy
znał, że Gayla to rzeczywiście prawdziwy skarb. Zgodziła się
na kontrakt małżeński, jaki jej zaproponował, chociaż nie
dawał jej on żadnych osobistych korzyści. Zrobiła to tylko po
to, żeby Brett mógł wypełnić ostatnią wolę dziadka. Wpraw
dzie Gayla nie ukrywała przed nim, że ma nadzieję na ocalenie
Parker House, ale o to naprawdę nikt nie mógł mieć do niej
pretensji. Znała plany Bretta dotyczące posiadłości, a mimo
to nie zaprzestała swej niewolniczej pracy i sumiennie przy
gotowywała pensjonat na otwarcie sezonu. Na domiar złego,
z uporem godnym lepszej sprawy, odmawiała przyjęcia jakie
gokolwiek wynagrodzenia. Uważała, że na swoje potrzeby
potrafi zarobić pieczeniem ciast dla Gertie.
A ty myślałeś, że jest łowczynią majątków i dybie na sche
dę po twoim bogatym dziadku, wyrzucał sobie Brett. No i co?
Głupio ci teraz?
Brett myślał także o dobrym sercu Gayli. Rozpoznał je od
razu, kiedy się okazało, jak bardzo była przywiązana do Neda.
Ale kiedy potem i o Bretta zaczęła się troszczyć, uznał, że jest
pod tym względem absolutnie wyjątkowa. Uważał, że niczym
nie zasłużył sobie na jej dobroć.
- Brett? - miły głos Gayli wyrwał go z zamyślenia.
Stała w drzwiach, niepewna, czy wolno jej wejść na nie
swój teren. Złote włosy opadały jej na ramiona. Szlafrok, ten
sam szlafrok, który Brett zdejmował z niej pierwszej nocy,
rozchylał się lekko, ukazując drobne piersi.
- Już pora spać? - zapytał Brett, spoglądając na zegarek.
- Tak. Chciałam ci tylko przypomnieć, żebyś wyłączył
ogrzewanie na dole, zanim się położysz. Drzwi już pozamy
kałam.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
101
Brett przestraszył się, że ona w ten subtelny sposób daje
mu do zrozumienia, że tej nocy będzie spała u siebie. Szybko
wstał z fotela.
- Ja też już idę do łóżka - powiedział, przeciągając się.
Zgasił światło i poszedł za Gaylą do holu. Zatrzymał się
tylko na chwilę, żeby nastawić termostat na niższą tempera
turę. Koło schodów Gayla mruknęła coś w rodzaju „dobra
noc" i skierowała się do swojego pokoju.
Zanim zdążyła się oddalić, Brett chwycił ją za rękę. Patrzył
na jej pociemniałe oczy, zarumienione policzki i czuł, że ona
także go pragnie. Bez słowa przyciągnął ją do siebie. Pragnął
jej, ale nie śmiał i nie chciał wykorzystywać.
- Już dwa razy ze sobą spaliśmy - mruknął jej do ucha. -
I za każdym razem ktoś kogoś pocieszał. Ale dziś nie potrze
bujemy pociechy. Nie należę do ludzi, którzy składają obiet
nice bez pokrycia, więc niczego nie będę ci obiecywał. Ale
bardzo cię pragnę. Bardzo cię potrzebuję. Jeśli to dla ciebie
za mało, powiedz mi to teraz.
Poczuł, jak zadrżała, i zrozumiał, że się waha. Był prawie
pewien, że Gayla się nie zgodzi. Westchnął z ulgą, kiedy
poczuł, że ona także go obejmuje.
- Wystarczy - wyszeptała.
Od tej nocy Gayla i Brett zaczęli sypiać razem. Każdego
dnia, kiedy przychodziła pora spoczynku, Brett udawał się na
poszukiwanie Gayli. Pomagał jej dokończyć to, czym akurat
była zajęta, po czym brał ją za rękę i prowadził do swojego
pokoju. Było im razem dobrze i dobrzy byli dla siebie na
wzajem.
W głębi ducha Gayla miała nadzieję, że Brett zmieni zda-
scandalous
czytelniczka
102
TESTAMENT NEDA PARKERA
nie co do Parker House, a może nawet postanowi w nim za
mieszkać. Nie śmiała myśleć o tym, co działoby się pomiędzy
nimi, gdyby Brett zdecydował się zostać. Ale myśli o tym, że
mogłaby go stracić, także do siebie nie dopuszczała.
- Gayla! - rozległ się donośny głos Bretta.
Podniosła głowę znad wielkiej wanny do masażu wodnego
i gorących kąpieli, którą właśnie szorowała. Brett stał na ganku.
- Tu jestem - pomachała do niego mokrą ścierką.
W kilku susach znalazł się przy niej.
- Co ty tu znowu robisz? - zapytał.
- Czyszczę wannę. Będziemy mieli gości na cały
weekend. - Gayla przykucnęła i wystawiła twarz do słońca.
- Ależ piękna pogoda.
Brett dopiero teraz zauważył, że świeci słońce. Cały dzień
przesiedział przy komputerze.
- Rzeczywiście - mruknął, przerażony przewidywaną
obecnością obcych ludzi. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje
się dziecinnie, ale wcale nie miał ochoty dzielić się z kimkol
wiek Gaylą. Chciał ją mieć całą. Wyłącznie dla siebie. - Co
będzie na lunch?
- To już tak późno? - przestraszyła się Gayla. Wstała i za
częła porządkować ścierki, płyny do szorowania i kubły. Na
gle zamarła w bezruchu, - Wiesz co! - zawołała, a twarz się
jej rozpromieniła. - Urządzimy sobie piknik. Wrzucę do ko
szyka trochę smakołyków i pojedziemy nad jezioro. Znam
takie fantastyczne miejsce.
Brett nie miał ani czasu, ani ochoty na żadne pikniki. Ale
Gayla miała, a on nie chciał jej robić przykrości.
- Dobrze - mruknął. - Ale tylko na godzinę. Mam kupę
roboty.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 103
- Zgoda. Tylko na godzinę - obiecała Gayla. Pobiegła
do domu, żeby wszystko przygotować, zanim Brett zmieni
zdanie.
Brett jak mógł, tak się starał nie ulec dobremu humorowi
Gayli i czarowi słonecznego dnia. A jednak pod koniec lun
chu całkowicie się rozluźnił. Leżał na kocu, który Gayla roz
łożyła na trawie, i przyglądał się płynącym po niebie pierza
stym chmurom.
Kiedy po raz pierwszy przyjechał do Braesburga, była tu
sroga zima. Od tamtego czasu Brett całe dnie spędzał w ga
binecie Neda i nawet nie zauważył nadejścia wiosny. Drzewa
okryły się liśćmi, kwiaty rozkwitły, a ptaki powróciły do ro
dzinnych gniazd. Brett pomyślał sobie, że gdyby nie Gayla,
nie tylko wiosnę by przegapił.
- Wiesz co? - mruknął.
- Nie wiem.
- To mój pierwszy piknik w życiu.
- Bujasz. - Gayla aż usiadła, żeby na niego popatrzeć.
Była pewna, że. sobie z niej żartuje.
- Nie bujam. - Brett wciąż wypatrywał czegoś w chmu
rach. - Nigdy przedtem nie byłem na pikniku.
- Ale rodzice chyba zabierali cię na pikniki, kiedy byłeś
mały. - Gayla przyglądała mu się podejrzliwie.
- Na pewno bym to zapamiętał. Możesz mi wierzyć na
słowo.
Gayla posmutniała. Przysiadła się bliżej niego i położyła
mu dłoń na piersi. Brett od razu poczuł się lepiej. Zamknął
oczy i przytulił Gaylę do siebie. Ich wspólny czas dobiegał
końca. Za niespełna trzy miesiące skończy się półroczny okres
scandalous
czytelniczka
1 0 4 TESTAMENT NEDA PARKERA
przymusowego pobytu Bretta w Parker House. Będzie mógł
zadysponować spadkiem i wrócić do Kansas City. Wiedział,
że trudno mu będzie rozstać się z Gaylą, ale zostać z nią też
nie mógł. Nie miał niczego, co mógłby dać tej wyjątkowej
kobiecie.
Pieniędzy miał wprawdzie w bród, ale Gayla potrzebowała
przede wszystkim domu i rodziny, a tego Brett zapewnić jej
nie umiał. Nie zaznał życia w szczęśliwej rodzinie i nie miał
ochoty próbować, czy do takiego życia w ogóle się nadaje.
W końcu był nieodrodnym synem swego ojca. A także swojej
matki...
Poza tym właściwie wciąż żył na walizkach. Bez przerwy
podróżował od jednego sklepu Sinclaira do drugiego, usiłując
uchronić korporację od ruiny. Gayla zasłużyła sobie na męża,
który będzie w domu na stałe, i na gromadkę dzieci, o które
mogłaby dbać po swojemu. No i zasłużyła sobie na szczęście.
Brett uniósł głowę i pocałował Gaylę w czoło. Bardzo mu
było czegoś żal, choć nie do końca widział, czego.
- Za co to? - zdziwiła się Gayla.
- Za piknik - powiedział. Przytulił ją mocno do siebie.
Nie chciał, aby widziała, że znów się rozkleił. A przecież nie
tylko za piknik jest jej wdzięczny, ale za to wszystko, co mu
do tej pory dała.
Bardzo chciał coś dla niej zrobić i nawet wiedział już, co
zrobić może. Pomyślał sobie, że ma teraz doskonałą okazję,
żeby Gayli o tym powiedzieć.
- A co do tych zamkniętych sklepów - zaczął Brett nie
pewnie - trochę się nad tym zastanawiałem. Powiedziałaś, że
jestem egoistą, bo nie chcę podzielić się swoim pomysłem
z innymi kupcami. Ale to chyba nawet coś więcej niż tylko
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
105
egoizm. To czysta głupota. Trudno będzie mi sprzedać sklep
dziadka, jeśli zabraknie klientów. A ponieważ nie ma wielkiej
szansy, że ktokolwiek chciałby się zająć przywróceniem do
życia tej części miasta, to pewnie sam będę się musiał tym
zająć.
Gayla udawała, że mu wierzy, choć doskonale widziała, że
kłamał. Wcale mu nie zależało na tym, żeby ten sklep sprze
dać. Przecież miał zamiar cały majątek dziadka przekazać
miastu. W tym także i sklep. Ucieszyła się, bo skoro zainte
resował się planem odbudowy starej części miasta, to być
może istnieje także nadzieja, że w innych sprawach również
zmieni zdanie.
- Pomyślałem sobie, że najlepiej byłoby zorganizować
spotkanie wszystkich właścicieli sklepów i zapoznać ich
z moim projektem - mówił Brett. - Ale ja tu nikogo nie znam.
Dlatego chciałbym cię prosić, żebyś przygotowała listę gości
i wszystkich tych ludzi do nas zaprosiła.
- Ja? - zapytała Gayla bez entuzjazmu.
- Tak, ty. Co w tym dziwnego?
- W zasadzie nic - powiedziała z wahaniem. - Wydaje mi
się jednak, że ludzie chętniej przyjdą, jeśli to ty ich zaprosisz.
- A to dlaczego?
- Chyba zapomniałeś - policzki Gayli oblał krwisty ru
mieniec - że dla mieszkańców Braesburga jestem symbolem
kobiety upadłej. Szczerze wątpię, żeby ktokolwiek przyjął
moje zaproszenie.
- Czy mógłbyś się zatrzymać koło sklepu? - poprosi
ła Gayla, kiedy wracali do domu. - Muszę kupić parę dro
biazgów.
scandalous
czytelniczka
106
TESTAMENT NEDA PARKERA
Brett skręcił na parking koło sklepu. Wciąż myślał o tym,
co mu Gayla powiedziała. Nie mógł zrozumieć, jak to możli
we, żeby mieszkańcy miasteczka wciąż nią gardzili. Miesz
kała wśród nich od dziesięciu lat, a oni ani nie zapomnieli,
ani niczego nie wybaczyli, choć nawet nie było czego wy
baczać.
Brett zaparkował samochód i pomógł Gayli wysiąść. Na
wet nie zauważył, że ich przybycie wzbudziło sporą sensację.
Ale Gayla natychmiast to spostrzegła. Zresztą nawet zbytnio
się nie dziwiła. W ciągu trzech miesięcy małżeństwa ona
i Brett nigdy dotąd nie pokazali się razem publicznie. Nic
dziwnego więc, że mieszkańcy miasteczka byli zaciekawieni.
Gayla wiedziała, że o niej plotkowano. O niej i o jej pospie
sznym ślubie z wnukiem Neda. Niektórzy twierdzili, że zro
biła to po to, żeby położyć łapę na majątku starego Parkera.
Inni uważali, że użyła swoich sztuczek, żeby nakłonić mło
dego człowieka do małżeństwa. W każdym razie znów stała
się bohaterką miejskich płotek, łajdaczką, którą wszyscy tak
chętnie gardzili.
Niech sobie mówią, co chcą, myślała Gayla. Nic im nie
jestem winna i nie zamierzam niczego komukolwiek wyjaś
niać. Zresztą wyjaśnienia stałyby się tylko pożywką dla ko
lejnych plotek. Cóż za straszni ludzie.
Z wysoko uniesioną do góry głową Gayla chwyciła wózek
i prawie biegiem wpadła pomiędzy sklepowe półki.
- Po co ten pośpiech? - zapytał Brett, przytrzymując ją za
ramię.
- Nie chciałabym cię zbyt długo zatrzymywać. Mówiłeś,
że masz mnóstwo pracy.
- Praca nie zając, nie ucieknie w póle. - Brett się do niej
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
107
uśmiechnął. Wziął Gaylę pod rękę, zmuszając ją tym samym
do zwolnienia tempa marszu.
Włożyła do wózka najpotrzebniejsze rzeczy i podeszła do
kasy. Chciała jak najprędzej znaleźć się w domu. Jakiś wózek
uderzył ją w pupę. Odwróciła i zamarła z przerażenia. Tuż za
nią w kolejce do kasy stanęła Mabel Pettigrew.
- Ach, to ty, Gaylo? - Kobieta udawała zdziwienie. Ale
zanim Gayla zdążyła się odezwać, pani Pettigrew skierowała
uwagę na Bretta. - A ty pewnie jesteś mężem Gayli i wnukiem
Neda.
- Tak jest, proszę pani. Przyznaję się do obu zarzutów.
Nazywam się Brett Sinclair.
- Ja jestem Mabel Pettigrew, drogi chłopcze. - Mabel do
kładnie go sobie obejrzała. - Słyszałam, że się pobraliście,
ale, szczerze mówiąc, nie wierzyłam tym plotkom. No bo niby
dlaczego? Przecież znaliście się nie dłużej niż trzy dni.
Brett wyczuł, że stojąca obok niego Gayla jest napięta jak
struna. Objął ją ramieniem. Tak bardzo chciał ją obronić przed
wszystkimi plotkami.
- Nie mogłem się już doczekać. - Brett puścił oko do
ponurej damy. - Zakochałem się w Gayli od pierwszego we
jrzenia.
- Mogłam się tego od razu domyślić. - Mabel pogardliwie
spojrzała na Gaylę. - Ona każdego potrafi sobie owinąć wo
kół palca. To samo zrobiła z biednym Nedem.
- Płaci pani dwadzieścia trzy dolary i siedemdziesiąt pięć
centów - powiedziała kasjerka.
Gayla otworzyła torebkę. Drżącymi ze zdenerwowania rę
kami usiłowała odnaleźć portmonetkę. Chciała jak najszybciej
uciec z tego sklepu, jak najdalej od ohydnych uwag Mabel
scandalous
czytelniczka
108
TESTAMENT NEDA PARKERA
Pettigrew. Wszystko to już zresztą, w tej czy w innej formie,
kiedyś słyszała. A jednak kiedy Mabel ośmieliła się powtó
rzyć te plotki w obecności Bretta, Gayla poczuła się bezgra
nicznie upokorzona.
- Ja zapłacę, kochanie - powiedział łagodnie Brett. Deli
katnie uścisnął drżącą dłoń Gayli, chcąc dodać jej odwagi.
- Wie pani - zwrócił się do Mabel, wyciągając przy tym
pieniądze z portfela - słyszałem, że osoby, które interesują się
życiem seksualnym swoich sąsiadów, robią to dlatego, że
same niczego takiego nie doświadczają. Czy to prawda?
Mabel stała jak słup soli, z szeroko rozdziawionymi usta
mi. Brett szybko odebrał od kasjerki resztę, w jedną rękę wziął
torbę z zakupami, a drugą pociągnął za sobą Gaylę i wyszli
ze sklepu.
- To nie było konieczne - powiedziała Gayla, kiedy sie
dzieli już w samochodzie. Z trudem panowała nad własnym
głosem.
- A czy ta baba musiała wygadywać takie głupoty? -
wściekał się Brett. - Przecież to same kłamstwa i ona na
pewno dobrze o tym wie.
- Masz rację. Ale jeśli sądzisz, że pomogłeś mi, obraża
jąc Mabel, to bardzo się mylisz. Za niecałe trzy miesiące
wystąpisz o rozwód i wyjedziesz z Braesburga, a tutejsze
plotki zupełnie przestaną cię obchodzić. Ale ja tu zostanę.
I jak myślisz, co wtedy Mabel Pettigrew będzie o mnie wy
gadywać?
Jej słowa nie dawały Brettowi spokoju. Gayla miała rację,
myślał. Za trzy miesiące wyjadę, a ona będzie musiała odpo
wiadać ludziom na wszystkie ich głupie pytania. O tym nie
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
109
pomyślałem, kiedy proponowałem jej małżeństwo. Tyle że
wtedy wydawało mi się, że ona też chętnie wyjedzie z Braes¬
burga.
Brett nie mógł także zapomnieć paskudnych oskarżeń Ma¬
bel Pettigrew, potępienia w jej głosie i protekcjonalnego tonu,
jakim zwracała się do Gayli. Pomyślał sobie nawet, że Gayla
prawdopodobnie miała rację, kiedy go uprzedzała, że nikt
z mieszkańców miasteczka nie przyjmie jej zaproszenia do
Parker House. Postanowił dopilnować, aby tak się nie stało.
Zaprosił Johna Thomasa i pastora Browna do kawiarni
Gertie.
- Musicie mi pomóc - zaczął Brett, kiedy podano im
kawę.
W kilku słowach opowiedział im o swoich planach reno
wacji zabytkowego centrum handlowego. Powiedział im tak
że, że postanowił zorganizować spotkanie właścicieli sklepi
ków i przedstawić im swoje propozycje.
- Ale mam kłopot z Gaylą - zakończył Brett. - Ona uwa
ża, że przez nią nikt na takie spotkanie nie przyjdzie.
Adwokat i pastor popatrzyli po sobie, a potem każdy
z nich wbił wzrok w swoją filiżankę z kawą.
- Przykro mi mówić coś takiego o moich parafianach, ale
Gayla ma chyba rację - odezwał się pastor. - Nikomu nawet
nie przyjdzie do głowy, że mógłby przyjąć jej zaproszenie.
Brett spojrzał pytająco na Johna Thomasa.
- Obawiam się, że wielebny Brown się nie myli - wes
tchnął adwokat.
- Ale dlaczego? - zapytał Brett.
- To małe miasteczko - zaczął John. - Ludzie szybko wy
dają opinie, bardzo powoli zapominają i jeszcze wolniej wy-
scandalous
czytelniczka
110
TESTAMENT NEDA PARKERA
baczają. Matka Gayli nie miała najlepszej reputacji, więc kie
dy Gayla zamieszkała u Neda... No cóż, ludzie zaraz zaczęli
się domyślać najgorszego. A Ned jeszcze pogarszał sprawę.
Zamiast od razu dementować wszystkie plotki, pozwolił im
się rozrosnąć, aż wreszcie zaczęły żyć własnym życiem.
- A niech to diabli porwą! - Brett uderzył otwartą dłonią
w stolik. Brzęknęły filiżanki. - To nieuczciwe. Gayla nie za
służyła sobie na takie traktowanie.
- Ty też raczej jej nie pomogłeś. - John znacząco spojrzał
na Bretta.
Brett wiedział, że adwokat ma absolutną rację. Dopiero
tamta nieszczęsna rozmowa z Mabel Pettigrew uświadomiła
mu, ile spekulacji wywołał jego pospieszny ożenek z Gaylą.
Ze szkodą dla Gayli, oczywiście.
- Raczej nie - mruknął Brett - ale mam zamiar to zmie
nić. I dlatego właśnie zaprosiłem was tutaj, a nie do do
mu. Nie chciałbym, aby Gayla się o tym dowiedziała. - Brett
położył na stoliku przygotowaną przez Gaylę listę gości. - To
są ludzie, których Gayla zamierza zaprosić. Wy ich wszy
stkich dobrze znacie. Chciałbym, żebyście użyli swoich wpły
wów i namówili ich, żeby przyszli na spotkanie do Parker
House.
- Czy sądzisz, że dzięki temu mieszkańcy Braesburga
zmienią zdanie o Gayli? - zapytał z powątpiewaniem John.
- Nie - odrzekł Brett. - Ale to dopiero początek.
Przez następny tydzień trwały przygotowania. Brett i Gay
la sfotografowali wszystkie stare sklepy, powiększyli odbitki,
żeby móc pokazać gościom szczegóły. Brett nakłonił Gaylę,
aby poszperała trochę w fatalnie zaniedbanym miejskim ar-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
111
chiwum. Udało jej się znaleźć kilka fotografii przedstawiają
cych centrum miasta na samym początku jego istnienia. Sam
Brett przeglądał foldery turystyczne w poszukiwaniu infor
macji o innych małych miasteczkach, które zaproponowały
klientom podobne rozwiązania i odniosły sukces. Kiedy wre
szcie zebrali wszystkie materiały, jakie Brettowi wydały się
niezbędne, zrobił z nich odbitki i dla każdego z gości przygo
tował osobny pakiet.
Gayla wysłała zaproszenia do sześciu rodzin, w których
posiadaniu znajdowały się sklepiki. Modliła się w duchu, żeby
je przyjęto.
Wreszcie nadszedł ten wieczór. Gayla potwornie się dener
wowała. Uznała, że w salonie goście będą się czuli swobod
niej niż w jadalni, toteż tam właśnie postanowiła ich umieścić.
Oczywiście gdyby mimo wszystko się zjawili. Nakryła stół
koronkowym obrusem pani Parker, ustawiła na nim mnóstwo
deserów i nastawiła ekspres do kawy. Na każdym krześle
położyła przygotowany przez Bretta folder.
Dokładnie wtedy, kiedy wszystko było już przygotowane
na przyjęcie gości, zadzwonił dzwonek. Gayla drgnęła jak
oparzona.
- Coś mi się zdaje, że idą ci goście, którzy, według ciebie,
mieli się nie pojawić - zażartował z niej Brett.
- Chyba tak - mruknęła Gayla. Nie wiadomo dlaczego
nagle zrobiło jej się niedobrze. - Czy nie miałbyś nic prze
ciwko temu, żebym poczekała w kuchni? Jeśli będziesz cze
goś potrzebował, zawsze możesz mnie zawołać.
- Chciałabyś zrezygnować z takiej zabawy? - Brett wziął
Gaylę pod rękę. - Przede wszystkim musisz mnie przedstawić
tym ludziom.
scandalous
czytelniczka
1 1 2 TESTAMENT NEDA PARKERA
Gayla poszła z nim do holu. Zmusiła się do uśmiechu. Na
progu stała Mabel Pettigrew. Brett musnął dłonią ramię Gayli,
chcąc dodać jej otuchy.
- Dzień dobry, pani Pettigrew - powiedział, witając groź
ną damę. - Bardzo się cieszę, że przyjęła pani nasze za
proszenie.
Zauważył stojącego za plecami Mabel niepozornego męż
czyznę.
- Pan pewnie jest mężem Mabel - domyślił się Brett. -
Gayla bardzo wiele mi o panu opowiadała. Mówi, że robił pan
najpiękniejsze meble w całym stanie.
Pan Pettigrew najpierw się skrzywił, ale potem z zaintere
sowaniem spojrzał na Gaylę.
Wkrótce przyszła następna para, a za nią jeszcze jedna.
Gayla nie potrafiła ukryć zdumienia. Wszystkich po kolei
przedstawiała Brettowi: Baxterów, Collierów, Masonów, Bro¬
ussardów i Grantów. Wprawdzie goście nie okazywali jej
sympatii, ale przynajmniej przyjęli zaproszenie. Już za to
samo Gayla była im niezmiernie wdzięczna.
Wszystkich przybyłych prowadziła do salonu i zapraszała
do stołu ze słodyczami, po czym wskazywała przeznaczone
dla nich miejsca. Właśnie miała sama usiąść, kiedy znów
rozległ się dzwonek. Zdziwiona Gayla poszła otworzyć drzwi.
W progu stała Mary Frances Farnsley, samozwańcza pierwsza
dama Braesburga.
- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam - powiedziała Mary
Frances, wkraczając do Parker House jak do własnego domu.
-Musiałam zostawić moją sunię pod opieką pani Singer. Pea¬
ches nie cierpi sama zostawać w domu.
Rozglądała się na wszystkie strony, a kiedy zorientowała
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
113
się, że goście siedzą w salonie, natychmiast tam właśnie skie
rowała swoje kroki. Gayla podążyła za nią. Nie miała pojęcia,
co zrobić z tym niecodziennym gościem.
Mary Frances wzięła sobie talerzyk i nałożyła na niego
kilka porcji deserów naraz. Gaylę bezczelność tej damy po
twornie śmieszyła. Opanowała się jednak i nalała Mary Fran
ces kawy do filiżanki.
- Nie przypominam sobie, żebym miał przyjemność panią
poznać - powiedział Brett, podchodząc do nich. - Nazywam
się Brett Sinclair.
- Mary Frances Farnsley. - Stara dama podała mu rękę.
- Jestem żoną burmistrza.
Wprawdzie jej mąż od dwudziestu lat z górą nie piastował
już tej godności, ale Mary Frances wciąż uważała się za pier
wszą damę Braesburga. Nikt nie miał odwagi jej tego wypo
minać, bo choć była ekscentryczna, to jednak całkowicie nie
szkodliwa i bardzo oddana miastu.
Mary Frances usiadła w pierwszym rzędzie i widelcem da
ła Brettowi znak, że może zacząć spotkanie.
Brett zachowywał się tak, jakby ani trochę się nie dener
wował, ale Gayla nie potrafiła zapanować nad sobą. Drżąc
z przejęcia, osunęła się na stojący w najdalszym kącie pokoju
fotel. Była bardzo dumna z Bretta, który bez tremy stanął
przed zaproszonymi gośćmi.
Ned także byłby z niego dumny, pomyślała Gayla. Bardzo
by się ucieszył, gdyby wiedział, że wnuk stanął na czele
komitetu mającego przywrócić do życia centrum handlowe
Braesburga.
- Zanim zaczniemy - powiedział Brett - chciałbym wszy
stkim państwu podziękować za to, że zechcieliście poświęcić
scandalous
czytelniczka
1 1 4 TESTAMENT NEDA PARKERA
mi trochę czasu. Przypuszczam, że większość z was ma po
ważne wątpliwości, a niektórzy już zdecydowali, że nie doło
żą ani centa do interesu, który już przyniósł spore straty.
Mieszkam w Braesburgu od niedawna i nie znam historii tego
miasta. Nie posiadam także doświadczenia, które większość
z was tu zdobyła. A jednak mamy wspólne interesy. Ja, tak
samo jak i państwo, jestem teraz właścicielem jednego ze
sklepów w centrum miasta.
Co za geniusz, pomyślała Gayla. Zachwycona, słuchała,
jak wykładał zebranym swoją koncepcję, pokazując obecny
stan budynków i porównując je ze starymi zdjęciami. Opo
wiedział także o innych miasteczkach, które również odre
staurowały swoje centra handlowe i czerpią z tego znaczne
zyski. Na koniec jeszcze przedstawił im swoją wizję renowa
cji wszystkich budynków.
- Czy ktoś ma jakieś pytania? - zapytał Brett, skończy
wszy swój wywód.
Nie patrzyli na niego. Nikt się nie odezwał. Z wyjątkiem
Mary Frances Farnsley. Niespokojnie wierciła się na krześle,
czekając, aż ktoś wreszcie zabierze głos. Kiedy stało się jasne,
że nikt z gości nie zamierza tego zrobić, sama zerwała się
z miejsca.
- Co się z wami dzieje? Czyżbyście ogłuchli? - irytowała
się Mary Frances. - Ten człowiek daje wam do ręki rozwią
zanie wszystkich problemów, a wy siedzicie i gapicie się na
niego jak cielęta na malowane wrota.
- Łatwo ci mówić - odezwał się pan Pettigrew. - Ciebie
to nie dotyczy.
- To dotyczy nas wszystkich. Zapomnieliście o otoczeniu
sklepów. - Mary Frances odwróciła się do Bretta.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 115
- Ależ skąd - powiedział Brett. Wskazał na planie kawa
łek placu, na którym, według jego projektu, miał powstać
skwer. - Proszę tylko popatrzeć tutaj.
- Wobec tego ja zajmę się skwerem. - Mary Frances po
grzebała w torebce i wyjęła książeczkę czekową. - Powołuję
do życia fundusz rozwoju Braesburga. Na początek dam ty
siąc dolarów. I zobowiązuję się osobiście zebrać resztę po
trzebnych na ten cel funduszy. - Podała Brettowi czek i spo
jrzała na pozostałych gości. - No i co wy na to?
- Jesteśmy już za starzy, żeby znów zaczynać wszystko
od nowa - powiedziała płaczliwym głosem pani Grant, która
w ogóle lubiła rozczulać się nad sobą. - Te trochę
oszczędności, jakie mamy, przeznaczyliśmy sobie na emery
turę.
- Człowiek jest stary dopiero wtedy, kiedy nie ma w po
bliżu nikogo, kto byłby starszy od niego. - Mary Frances
skarciła ją spojrzeniem. - A tak się przypadkiem składa, że ja
jestem od ciebie co najmniej o pięć lat starsza. A więc dopóki
ja żyję, ty jeszcze nie jesteś stara.
- Mnie tam wiek nie przeraża - odezwał się Ted Baxter.
- Nie mam pieniędzy, a wątpię, żeby jakikolwiek bank skre
dytował mi tak ryzykowne przedsięwzięcie.
W pokoju rozległ się zgodny pomruk. Najwyraźniej wszy
scy, a przynajmniej większość zebranych miała takie same
kłopoty.
- Ja panu pożyczę pieniądze - oświadczył Brett. - Każde
mu, kto zdecyduje się zaryzykować razem ze mną, pożyczę
dziesięć tysięcy dolarów, bez odsetek, ze spłatą odroczoną na
pięć lat. Czy ktoś się decyduje?
Gayla nie wierzyła własnym uszom. Czyżby to wszystko
scandalous
czytelniczka
1 1 6 TESTAMENT NEDA PARKERA
miało znaczyć, że Brett jednak zdecydował się pozostać
w Braesburgu?
Nawet tak nie myśl, skarciła się natychmiast. Nie łudź się,
bo przebudzenie okaże się straszne. To tylko zwykły biznes
men, który układa się ze wspólnikami.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ ÓSMY
Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim gościem, Gayla
rzuciła się Brettowi na szyję.
- Udało ci się! - wołała uszczęśliwiona. - Naprawdę ci
się udało!
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca - powiedział,
choć widać było, że i on jest bardzo zadowolony. - Tylko
dwie osoby na sześć zgodziły się przystąpić do renowacji.
Zresztą ty także masz w tym wszystkim niemały udział.
- Co ty wygadujesz - protestowała Gayla. - Przecież to
był twój pomysł. Od początku do końca. Och, Brett, Ned
byłby z ciebie dumny!
Brettowi wciąż jeszcze trudno było uznać za komplement
to, że dziadek byłby z niego dumny, ale nie chciał jej psuć
humoru.
- Chyba powinniśmy to uczcić. - powiedział. - Jak są
dzisz?
-. Jasne! Mamy w lodówce butelkę szampana. Zaraz przy
niosę. .. - Wyrwała się z jego objęć, ale Brett zdążył ją chwy
cić, zanim odbiegła za daleko.
- Ja pójdę po szampana, a ty weź ręczniki. Spotkamy się
przy wozowni.
- Dobrze - wyjąkała Gayla. Nie mogła uwierzyć własne
mu szczęściu. Serce biło w jej piersi jak oszalałe.
scandalous
czytelniczka
118
TESTAMENT NEDA PARKERA
- Aha - Brett jeszcze na chwilę zatrzymał się w progu.
- Kostiumu kąpielowego brać nie musisz.
Zarówno noc, jak i szampan były chłodne i pełne tajemni
czego czaru. Przez koronkowy baldachim wiosennych liści
przebłyskiwały gwiazdy.
Gayla stała obok wanny do gorących kąpieli. Owinęła się
szlafrokiem i kurczowo przyciskała do piersi butelkę szampa
na oraz dwa wąziutkie kieliszki. Oprócz tego szlafroka zupeł
nie nic na sobie nie miała. Już samo to sprawiało, że się
zarumieniła.
Butelkę z szampanem i kieliszki postawiła na brzegu wan
ny, a sama pochyliła się, żeby sprawdzić temperaturę wody.
Ciepła para osiadła jej na policzkach, dodając żaru do tego,
który trawił ją od środka. Brett przeszedł tuż obok niej. Gayla
aż zadrżała od tego przelotnego dotknięcia. Zanim zdążyła
dojść do siebie, znów był przy niej. Położył dłonie na ramio
nach Gayli, ustami muskał jej ucho. Zsunął z jej ramion szla
frok. Rozgrzane ciało Gayli zadrżało w zetknięciu z nocnym
chłodem. Brett objął ją i mocno do siebie przytulił.
- Zimno? - mruknął jej do ucha.
- Troszeczkę - wyszeptała.
- W wodzie się ogrzejesz - powiedział. Wziął ją za rękę,
poprowadził do schodków, a potem pomógł wejść do wanny.
W końcu sam się rozebrał. Gayla nie mogła od niego oczu
oderwać, ale on wszedł do wody, która w mgnieniu oka przy
kryła jego nagość. Gayla westchnęła.
Brett odkorkował szampana i wlał do kieliszków musujący
płyn.
- Za Braesburg - wzniósł toast.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 119
- Za Braesburg - powtórzyła Gayla. Ostrożnie spróbowa
ła szampana. Roześmiała się, bo bąbelki połaskotały ją w nos.
Odważyła się nawet położyć nogę na kolanach Bretta.
Odstawił swój kieliszek i zaczął delikatnie masować stopę
Gayli.
- Cudownie - mruknęła rozmarzona. - Uderza do głowy.
- Szampan? - Brett udał, że nie rozumie.
- Nie, głuptasie - roześmiała się. - Uderza mi do głowy
to, co robisz z moją nogą.
Wypiła jeszcze łyk złocistego płynu i odstawiła kieliszek
na obramowanie wanny. Zrobiła to tak niezdarnie, że trochę
płynu się wylało, a Brett pomyślał, że chyba się już upiła.
- Czy ktoś czeka na ciebie w Kansas City? - zapytała
Gayla po chwili.
Brett zmartwiał. Po raz pierwszy, odkąd się poznali, o coś
takiego go zapytała.
- A dlaczego pytasz?
- Z ciekawości.
- Nikt - powiedział Brett i na nowo podjął przerwany
przed chwilą masaż. - A na ciebie?
- Na mnie? - Gayla się roześmiała, a potem się jej odbiło.
Przycisnęła usta palcami, zachichotała, i powiedziała po pro
stu: - Doskonale wiesz, że ja nikogo nie mam.
- I nigdy nie miałaś?
- Pewnie trudno ci będzie w to uwierzyć. Zwłaszcza że
ludzie w miasteczku bardzo źle o mnie mówią.
- I nigdy nie miałaś żadnego chłopaka? - zapytał szczerze
zdziwiony Brett.
- Jednego. - Gayla wypiła łyczek szampana. Westchną
wszy, zanurzyła się w wodzie po szyję. - To było w lecie, tego
scandalous
czytelniczka
120
TESTAMENT NEDA PARKERA
roku, kiedy skończyłam szkołę. Wydawało mi się, że jestem
zakochana. Straciłam dziewictwo na tylnym siedzeniu samo
chodu jego ojca.
- No i co dalej?
- Rzucił mnie. - Popatrzyła na Bretta. - Powiedziałam
mu, że go kocham i... Poszedł sobie. Byłam taka naiwna.
Wydawało mi się, że skoro się kochaliśmy, to znaczy, że mu
na mnie zależy. A tymczasem to zupełnie nic nie oznaczało.
Ten chłopak, tak samo zresztą jak wszyscy ludzie w miaste
czku, uważał, że jestem kochanką Neda, uznał więc, że nie
będę miała nic przeciwko temu, jeśli i on coś sobie ze mnie
uszczknie. Sądził nawet, że będę mu wdzięczna, bo Ned był
przecież stary...
- Sukinsyn ponury - mruknął Brett. Miał wielką ochotę
gołymi rękami udusić tego łajdaka, który tak paskudnie po
traktował Gaylę.
- Też tak uważam. - Uśmiechnęła się krzywo i podniosła
do góry kieliszek. - No to wypijmy za wszystkich sukinsy
nów świata. - Uniosła kieliszek i wysączyła go do dna.
- Może nie powinnaś już więcej pić - zatroskał się Brett.
- A dlaczego? - Znów jej się odbiło.
- Wydaje mi się, że nie jesteś przyzwyczajona do alko
holu.
- Powiem ci coś na ucho. - Nachyliła się do niego, jakby
chciała mu powierzyć wielką tajemnicę. - Ja nigdy przedtem
nie piłam.
Oparła się plecami o ścianę wanny i głośno roześmiała.
Śmiech Gayli stopniowo przeszedł w westchnienie. Popatrzy
ła na Bretta przeciągle.
- Skończyłeś już z tym masażem? - zapytała.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
121
- Chyba tak - powiedział i puścił jej stopę.
- To dobrze.
- Dobrze? - zdziwił się Brett. - Myślałem, że ci to spra
wia przyjemność.
- Bo sprawiało. - Rzuciła za siebie pusty kieliszek. Nawet
nie drgnęła, kiedy za jej plecami rozległ się brzęk tłuczonego
szkła. - Ale teraz chciałabym uczcić ten dzień po swojemu.
Nagle zanurzyła się w wodzie. Brett przestraszył się, że
zaraz utonie, ale nim zdołał się poruszyć, Gayla wynurzyła się
na powierzchnię. Z uwodzicielskim uśmiechem na ustach za
rzuciła mu ręce na szyję i usiadła okrakiem na jego kolanach.
Ujęła w mokre dłonie twarz Bretta i namiętnie go pocałowała.
Ależ z niej uwodzicielka! pomyślał zachwycony Brett.
Gdzie się podziała tamta wstydliwa kobieta, z którą kochałem
się pierwszej nocy? Z każdym dniem staje się coraz bardziej
pewna siebie i swojej kobiecości.
Wspomnienie o mijających dniach nagle sprawiło mu
przykrość. Dopiero teraz zauważył, że mijały coraz szybciej
i to właśnie wtedy, kiedy chciał, żeby każdy dzień trwał jak
najdłużej. Kiedy usłyszał warunki testamentu Neda, sześć
miesięcy wydawało mu się prawie wiecznością. Teraz zaś
żałował, że dziadek wyznaczył mu taki krótki termin. Zapra
gnął, aby ta czarowna noc nigdy się nie skończyła. Ale Gayla
chciała mieć go zaraz, najlepiej natychmiast. I dopięła swego.
Obłoki pary unosiły się nad nimi, kiedy Brett w ekstazie
wykrzykiwał jej imię, a potem z całych sił tulił ją do piersi.
Gayla stała na chodniku. W jednej ręce trzymała koszyk
z jedzeniem, a w drugiej - dzbanek z lemoniadą. W tłumie
robotników usiłowała wypatrzyć Bretta. Uśmiechnęła się, kie-
scandalous
czytelniczka
122
TESTAMENT NEDA PARKERA
dy wreszcie go zauważyła. Stał na drabinie. Był bez koszuli,
a na biodrach miał zapięty pas z narzędziami. Wyglądał bar
dzo podniecająco.
- Hej, przystojniaku! - zawołała. - Co byś powiedział na
krótką przerwę?
Brett spojrzał w dół. Uśmiechnął się i zszedł z drabiny. A po
tem na oczach wielu mieszkańców miasta pocałował ją w usta.
- Przyniosłam ci coś do zjedzenia - powiedziała, kiedy
już mogła mówić. - Dobrze, że przywieźli ławki. Będzie na
czym usiąść.
Brett wziął od niej koszyk, potem ujął Gaylę za rękę i prze
prowadził ją na drugą stronę ulicy. Usiedli pod drzewami,
gdzie poprzedniego dnia ustawiono rząd nowiutkich parko
wych ławeczek.
- Co przyniosłaś? - Brett natychmiast dobrał się do ko
szyka. - Umieram z głodu.
- Kawałek kurczaka, sałatkę, jajka na twardo i owoce.
- Żartobliwie uderzyła go po ręku, bo właśnie wsadził palec
w krem na kawałku tortu czekoladowego. - To jest na deser.
- Umiesz dogodzić mężczyźnie - powiedział Brett, obli
zując palce.
Gayla się uśmiechnęła. Nalała mu soku do szklanki, a kie
dy pił, przyglądała się sklepom po drugiej stronie ulicy. W cią
gu ostatnich dwóch miesięcy zaszły tu istotne zmiany.
- Brett! - zawołała na widok mężczyzny w kombinezo
nie, pracującego przy jednym z budynków. - Czy to naprawdę
Ed Pettigrew?
- Jasne, że tak - potwierdził Brett, spojrzawszy w kierun
ku, który wskazywał palec Gayli.
- Ale przecież on był całkowicie przeciwny renowacji.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
123
- Był - zgodził się Brett. - Ale ostatnio często się tu kręcił.
Sprawdzał, jak idzie robota. Powiedział, że bardzo mu się to
wszystko podoba. Na razie pomaga Tedowi, ale coś mi się
wydaje, że jak skończą, Ted będzie mu musiał odpłacić przy
sługą za przysługę.
- Nie mogę w to uwierzyć - odrzekła Gayla.
- Musisz. - Brett się do niej uśmiechnął. - W końcu to ty
jesteś motorem tych wszystkich zmian.
- Ja?
- Gdyby nie ty, nigdy nie doszłoby do spotkania z tymi
ludźmi i mój pomysł nie zostałby zrealizowany.
- Mówisz tak tylko dlatego, że ci przyniosłam lunch - za
żartowała Gayla. W rzeczywistości pochwała Bretta sprawiła
jej wielką przyjemność.
- To szczera prawda. - Brett objął ją ramieniem i zbliżył
usta do ucha Gayli. - Gdybyśmy nie namówili tych ludzi na
zajęcie się własnym miastem, ten biedny Ed nadal musiałby
siedzieć w domu i wysłuchiwać opowieści swojej upiornej
żony o naszym cudownym życiu seksualnym.
- Co za piękny dom - zachwycała się Fay Cummings.
Rozglądała się po holu, podczas gdy jej mąż wpisywał dane
do księgi gości.
- Ja także bardzo go lubię - powiedziała Gayla z uśmie
chem.
- Kiedy przejeżdżaliśmy przez miasto, widziałem jakieś
prace budowlane - powiedział Roger Cummings, chowając
pióro do kieszeni marynarki. - Co się tam dzieje?
- Odnawiamy stare centrum. Jeśli to państwa interesuje,
mogę pokazać projekty.
scandalous
czytelniczka
124
TESTAMENT NEDA PARKERA
- O tak, bardzo proszę - powiedział Roger.
Gayla wprowadziła ich do salonu, gdzie na fortepianie
wciąż jeszcze leżała teczka z dokumentacją, przygotowaną na
spotkanie z mieszkańcami miasteczka.
- Właściciele posesji postanowili odsłonić oryginalne
frontony budynków - tłumaczyła Gayla, podczas gdy Cum
mingsowie oglądali zawarte w teczce materiały.
- Czy moglibyśmy tam pojechać i spojrzeć na to z bliska?
- zapytał Roger.
- Oczywiście. Mój mąż także tam pracuje. Zapozna was
z postępem robót. Mogę was tam zaraz zawieźć.
- Nie chcielibyśmy sprawiać kłopotu - powiedział Roger.
- To żaden kłopot. Ja i tak codziennie tam jestem.
Kiedy tylko zaparkowała samochód, otoczyła ją grupa
mężczyzn.
- Pewnie myśleliście, że już nie przyjadę - roześmiała się
Gayla, otwierając bagażnik. - Podzielcie się.
Wyjęła schłodzone napoje i pudełko ciastek, które rano
upiekła. Potem poszła poszukać Bretta. Stał wśród robotni
ków. Lawirując pomiędzy leżącymi na chodniku materiałami
budowlanymi, ruszyła w tamtym kierunku. Cummingsowie
podążyli za nią.
- Cześć - powiedziała Gayla, stając na palcach, żeby go
pocałować.
- Cześć -powiedział Brett, przytulając ją do siebie.
- Chciałabym ci przedstawić naszych gości. - Gayla od
wróciła głowę w stronę starszych państwa. - Fay i Roger
Cummingsowie. Spędzą w naszym domu cały weekend. A to
mój mąż, Brett Sinclair - powiedziała do Cummingsów.
Brett nigdy przedtem nie słyszał, żeby Gayla komukolwiek
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
125
tak go przedstawiła. Zanim jednak zdecydował się, czy mu
się ta forma podoba, czy może nie za bardzo, już ściskał
wyciągniętą do niego rękę Rogera Cummingsa.
- Państwo Cummingsowie interesują się naszym przedsię
wzięciem - mówiła Gayla. - Pomyślałam sobie, że mógłbyś
im wszystko pokazać.
- Oczywiście - zgodził się Brett. - Będzie mi bardzo
miło.
Zmiany, jakie zaszły w Braesburgu, nie ograniczały się
tylko do centrum miasta. Sam Brett Sinclair także bardzo się
zmienił, choć prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego spra
wy. Już nie popijał mleka w środku nocy, rzadko się awantu
rował i prawie cały czas się uśmiechał. Gayla domyślała się,
że praca, którą teraz wykonywał, dawała mu znacznie więcej
satysfakcji aniżeli posada prezesa Sinclair Corporation. Z ca
łego serca pragnęła, żeby Brett także to zauważył.
Oglądali plac budowy, a Brett co chwila się zatrzymy
wał, żeby zamienić kilka słów z pracującymi mężczyznami.
Przed sklepem Masonów jego właścicielka właśnie zmiatała
wióry.
- Dzień dobry, Gaylo - uśmiechnęła się do niej pani Ma
son. - Cześć, Brett.
Gayla o mało nie zemdlała. Clara Mason była jedną
z trzech dam, które odwiedziły Neda, kiedy Gayla u niego
zamieszkała. Przyszły tylko po to, żeby wyrazić swe oburze
nie wobec tak jawnego cudzołóstwa. Od tamtej chwili minęło
prawie dziesięć lat, a Clara Mason ani razu nawet na Gaylę
nie spojrzała.
- Dzień dobry, pani Mason - wydusiła z siebie Gayla.
Clara Mason nie była jedyną osobą, która po latach nieza-
scandalous
czytelniczka
1 2 6 TESTAMENT NEDA PARKERA
uważania Gayli nagle zaczęła ją pozdrawiać. Prawie wszyscy,
których po drodze spotykali, grzecznie jej się kłaniali.
Przez te wszystkie lata Gayla wmawiała sobie, że nie ob
chodzi ją, co mówią o niej mieszkańcy Braesburga. Ale to nie
była prawda. W głębi serca bardzo pragnęła, aby ją akcepto
wano. Mocno ścisnęła dłoń Bretta. Była absolutnie pewna, że,
przynajmniej w pewnym sensie, jemu zawdzięcza tę tak istot
ną dla siebie zmianę.
- Brett, śpisz? - szepnęła Gayla.
- Już nie - mruknął, przewracając się na plecy.
- Przepraszam. - Odsunęła mu z czoła kosmyk włosów,
który przeszkadzał jej złożyć tam pocałunek. - Coś mi przez
cały dzień chodziło po głowie.
- Co takiego?
- Wiem, że to może głupie, ale wszyscy w mieście nagle
stali się dla mnie bardzo mili. Ciekawa jestem, czy to zauwa
żyłeś.
- Nic dziwnego - roześmiał się Brett. - Codziennie przy
nosisz im picie i ciasteczka.
Gayla posmutniała i Brett natychmiast pożałował swego
głupiego żartu.
- Ja tylko żartowałem - powiedział. W blasku oświetlają
cego pokój księżyca zauważył lśniące na jej policzkach łzy.
Przytulił ją do siebie. - Nie płacz, kochanie. To przecież zu
pełnie nieważne, co ludzie o tobie myślą.
- Owszem, to bardzo ważne - szlochała Gayla. - Usiło
wałam sama siebie przekonać, że to nieważne... Ale to jest
ważne... Zawsze było... Nie wiem dlaczego, ale od czasu,
kiedy zaczęliśmy tę renowację, wszyscy są... jakby milsi.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
127
- To dlatego, że wreszcie cię poznali - tłumaczył jej Brett.
Zrozumiał, jak ważna była dla niej ta sprawa. - Już niedługo
zapomną o tych wszystkich głupich plotkach.
- Mam nadzieję - westchnęła Gayla. Uścisnęła dłoń Bret¬
ta. - Dziękuję.
To wszystko było takie cudowne, a Gayla słodka jak anioł.
Brett wiedział, że nie zasłużył sobie na tę kobietę. Nie zasłużył
nawet na to, żeby ją mieć przez te pół roku, kiedy była jego
żoną.
Zazwyczaj Gayla podawała gościom posiłki na werandzie,
a sama jadła w kuchni. Ale Cummingsowie bardzo prosili,
aby Gayla i Brett towarzyszyli im przy śniadaniu. Byli to tacy
mili ludzie, że Gayla się zgodziła.
- Co pan robił, zanim przeszedł pan na emeryturę? - za
pytał Brett pana Cummingsa.
- Jestem architektem. Pracowałem w zarządzie miasta.
Byłem odpowiedzialny za planowanie.
- Fantastycznie - ucieszył się Brett. - Może więc mógłby
nam pan w paru sprawach doradzić.
- Fay i ja właśnie o tym rozmawialiśmy - powiedział Ro
ger, spoglądając na żonę. - Nie chodzi o to, że coś robicie źle.
Naprawdę, doskonała robota, ale to przecież dopiero począ
tek. A moja Fay zawsze marzyła o własnym sklepie. Teraz,
kiedy dzieci się usamodzielniły, a my oboje jesteśmy na eme
ryturze, mamy wreszcie czas i pieniądze na spełnianie ma
rzeń. - Czule spojrzał na żonę. - Ale przejdźmy do rzeczy.
Zastanawialiśmy się właśnie, czy nie zechciałby nam pan
sprzedać swego sklepu.
Chcą kupić sklep, pomyślała przerażona Gayla. Czy Brett
scandalous
czytelniczka
128 TESTAMENT NEDA PARKERA
im go sprzeda? Za kilka tygodni minie pół roku, odkąd tu
zamieszkał. Warunki testamentu zostaną spełnione i będzie
mógł sprzedać cały majątek Neda. Albo oddać go miastu.
- Nie wiem - powiedział Brett. - Jeszcze się nad tym nie
zastanawiałem.
-• Nie musi się pan śpieszyć - upewnił go Roger. - Przez
cały miesiąc będziemy z Fay podróżować po tej części Ame
ryki. Wracając do domu także się u was zatrzymamy. Ale
gdyby się pan zdecydował, rezerwujemy sobie prawo pierwo
kupu.
Gayla zmywała naczynia. Przez kuchenne okno widziała,
jak Brett pomaga Cummingsom układać walizki w bagażni
ku. Roger wręczył mu wizytówkę. Brett szybko ją przeczytał,
po czym schował do kieszeni koszuli. Gayla nawet na to nie
mogła patrzeć. Dobrze wiedziała, do czego może posłużyć
Brettowi ta wizytówka.
Drzwi kuchenne otworzyły się, a potem zamknęły. Podło
ga zaskrzypiała cicho. Do kuchni wszedł Brett. Stanął za
Gaylą i objął ją ramionami.
- Nareszcie sami - szepnął jej do ucha. - Sympatyczni
ludzie, ale naprawdę bardzo się cieszę, że wreszcie sobie
pojechali.
- Nie spodziewałeś się, że ktoś będzie chciał od ciebie
kupić sklep, prawda? - zapytała Gayla. Nie udało jej się ukryć
drżenia głosu.
- To prawda. - Brett w ogóle nie był zainteresowany tym
tematem.
- Masz zamiar go sprzedać?
- A czy bardzo by cię to obeszło? - Brett odwrócił Gaylę
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
129
twarzą do siebie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że
jest jakaś nieswoja.
Gayla bardzo się bała, że już wkrótce straci Bretta. Wcale
jej nie zależało na sklepie. A raczej zależało, ale tylko o tyle,
o ile sprzedaż sklepu miałaby oznaczać odejście Bretta. Ale
tego przecież nie mogła mu powiedzieć. Spuściła głowę.
- Nie - powiedziała cicho. - Chociaż myślałam, że gdy
byś jednak zdecydował się zostać, mógłbyś otworzyć własny
sklep.
- Ja miałbym zamieszkać w Braesburgu? Gaylo, kocha
nie, przecież zawsze ci mówiłem, że tu nie zostanę. W Kansas
City mam dom i pracę.
Gayla spuściła głowę. Podniosła ją dopiero wtedy, kiedy
była absolutnie pewna, że żadna łza nie wymknie się jej spod
powiek.
- Wiem - powiedziała. Zdobyła się nawet na uśmiech.
- Tak sobie tylko pomyślałam, bo wydawało mi się, że praca
przy renowacji sklepów sprawia ci przyjemność.
- To rzeczywiście bardzo przyjemne zajęcie. - Brett
nie chciał budzić w niej płonnych nadziei. - Ale ja odpowia
dam za Sinclair Corporation. I tak już zmitrężyłem tu dosyć
czasu.
Dwa tygodnie, myślała Gayla, patrząc na wiszący w kuch
ni kalendarz. Łzy same nabiegły jej do oczu. Czternaście
krótkich dni.
A przecież od początku wiedziała, że Brett wyjedzie. Jed
nak w ciągu kilku ostatnich miesięcy pozwoliła sobie na ma
rzenia. Miała cichą nadzieję, że jej ukochany zmieni zdanie
i zdecyduje się zostać w Parker House. Może wówczas staną
scandalous
czytelniczka
130
TESTAMENT NEDA PARKERA
się prawdziwym małżeństwem. Ale Brett rozwiał wszystkie
jej nadzieje. Teraz nie miała już nawet o czym marzyć.
Jeszcze nic straconego, powiedziała sobie jednak. Mam
przed sobą całe dwa tygodnie. I, na miły Bóg, przysięgam, że
będą to szczęśliwe dni.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Gayla siedziała przy barze w kawiarni Gertie i czytała ga
zetę. Prawie całą pierwszą stronę zajmował wielki tytuł: „Pre
zes Sinclair Corporation reanimuje Braesburg". Podtytuł zaś
brzmiał: „Czy należy oczekiwać przenosin centrali korpora
cji?" Do tekstu dołączono zdjęcia z placu budowy, a cały
artykuł był zlepkiem spekulacji na temat stopnia zaangażowa
nia Bretta w życie Braesburga i możliwości przeniesienia
centralnego biura Sinclair Corporation z Kansas City do ma
łego miasta w Teksasie. Dwie inne gazety, w których zamie
szczono artykuły o podobnej treści, leżały na podłodze. Gayla
już je przeczytała.
- Trudno mi w to uwierzyć - powiedziała, patrząc w ro
ześmiane oczy Gertie.
- Tak jak wszystkim - odrzekła Gertie. - Mary z Izby
Handlowej mówiła, że telefony się u nich urywają. Ludzie
pytają, na jakich warunkach można przystępować do interesu.
- Trudno mi w to uwierzyć - powtórzyła Gayla.
- Uwierz w to, dziewczyno - roześmiała się Gertie. - Ty
i ten twój mąż zaznaczyliście Braesburg na mapie.
- Muszę mu to pokazać. - Gayla zsunęła się z barowego
stołka. Podniosła gazety z podłogi, wzięła tę, która leżała na
kontuarze, i starannie je poskładała. - Oddam ci te gazety,
Gertie. Słowo!
scandalous
czytelniczka
1 3 2 TESTAMENT NEDA PARKERA
W rekordowym tempie dojechała do domu.
- Brett! - zawołała, otwierając drzwi. - Brett, gdzie je
steś?
Zatrzymała się i nasłuchiwała przez chwilę. Serce biło jej
jak oszalałe. Usłyszała płynącą w łazience wodę. Gayla po
biegła na górę, przeskakując po dwa schody na raz. Mocno
przyciskała do siebie gazety, żeby broń Boże żadnej z nich
nie zgubić.
- Brett! - wołała, otwierając drzwi sypialni. - Nigdy byś
nie uwierzył...
Jak wryta stanęła na progu pokoju. Na łóżku stała torba
podróżna Bretta, a szuflady komody, w których Brett trzymał
swoje rzeczy, były otwarte i zupełnie puste.
Otworzyły się drzwi od łazienki. Brett, w samych tylko
spodniach, wycierał ręcznikiem mokre włosy. Zatrzymał się,
kiedy ją zobaczył. Miał taką minę, jakby czuł, że robi coś
złego.
- Widzę, że już czytałaś gazety - powiedział.
- Tak - z trudem wydobyła z siebie to krótkie słowo.
- Dzwonił Marty. Te same teksty ukazały się dziś w gaze
tach w Kansas City. Pracownicy biura umierają ze strachu.
Muszę się tam pokazać i uspokoić ludzi.
- Jak długo cię nie będzie? - wyszeptała Gayla.
- Sześć miesięcy już się skończyło - powiedział, podcho
dząc do Gayli.
Tak kurczowo trzymane gazety upadły na podłogę. Gayla
zamknęła oczy. Zrozumiała, że Brett wyjeżdża na zawsze.
- To mi chyba nie będzie już potrzebne - powiedziała
cicho. Zdjęła z palca złotą obrączkę i podała ją Brettowi.
Wahał się przez chwilę, ale jednak wziął obrączkę. Obracał
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 133
ją potem w palcach, oglądał ze wszystkich stron, byleby tylko
nie patrzeć na Gaylę. Nie bardzo wiedział, co zrobić ani co
powiedzieć.
Za to Gayla miała mu coś ważnego do powiedzenia. Coś,
co trzymała w tajemnicy przez kilka długich miesięcy.
- Kocham cię, Brett - wyszeptała. Brett spojrzał na nią
przerażony, a ona uśmiechnęła się słabo, choć serce omal nie
pękło jej z żalu. - Nie mówiłam ci tego wcześniej, ponieważ
bałam się, że jeśli to zrobię, to ode mnie odejdziesz. Ale skoro
odchodzisz, to wszystko mi jedno.
- Przepraszam cię, Gaylo - mruknął Brett.
- Naprawdę nie masz za co przepraszać - powiedziała,
zebrawszy się przedtem na odwagę. - Nigdy nawet nie pró
bowałeś udawać, że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.
A potem odwróciła się i wyszła z pokoju. Rozpłakała się
dopiero za drzwiami.
Gertie spojrzała na Gaylę i zaraz wyprowadziła ją na za
plecze. Po drodze wzięła garść serwetek i wcisnęła je Gayli
do ręki.
- Co się stało, kochanie? - zapytała zatroskana.
- Brett wyjechał - chlipnęła Gayla.
- Wyjechał? - powtórzyła Gertie. - Dokąd wyjechał?
- Wrócił do Kansas City.
- To znaczy, że cię zostawił? - oburzyła się Gertie.
Gayla tylko skinęła głową.
- Co za podły, paskudny...
- Nie, Gertie - Gayla chwyciła ją za rękę. - To nie tak...
- Wiem, co myśleć o mężczyźnie, który odchodzi od
żony.
scandalous
czytelniczka
134
TESTAMENT NEDA PARKERA
.- Nie jestem jego żoną.
Gertie zamilkła, ale tylko na chwilę.
- Ależ oczywiście, że jesteś jego żoną - prychnęła znie
cierpliwiona. - Przecież się z tobą ożenił.
- Tak - westchnęła Gayla. Uznała, że skoro Brett wyje
chał, to nie ma znaczenia, czy ktoś dowie się o układzie, jaki
pół roku temu zawarli. - Ale to było tylko formalne małżeń
stwo. Ned zapisał mi w testamencie prawo mieszkania w Par
ker House do końca życia lub do dnia ślubu. Zarządził także,
że jego spadkobiercy muszą przez pół roku mieszkać w Par
ker House, zanim będą mogli go sprzedać. Brett chciał za
jednym zamachem spełnić oba te warunki i dlatego zapropo
nował, żebyśmy się pobrali.
- I ty się na to zgodziłaś?
- Dobrze wiesz, że Ned kochał Parker House i bar
dzo chciał, żeby dom nie trafił w obce ręce. Miałam nadzie
ję, że jeśli Brett przez jakiś czas tu pomieszka, także go po
lubi.
- Ale przecież ja was widziałam razem! - wykrzyknęła
Gertie. - Zachowywaliście się dokładnie tak, jak powinni się
zachowywać nowożeńcy. Jeszcze wczoraj staliście na środku
ulicy i całowaliście się, jak gdyby na całym świecie nie było
nikogo poza wami.
- Bo my naprawdę... - Gayla opuściła głowę i znów się
rozpłakała. - Ja go kocham, Gertie.
- A czy on ciebie kocha?
- Nie wiem - chlipała Gayla. - Tak mi się wydawało,
chociaż nigdy nic takiego mi nie powiedział. Ale teraz to i tak
nie ma żadnego znaczenia.
- Uspokój się, dziecko. - Gertie głaskała Gaylę po ręce.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
135
- Płacz nic tu nie pomoże. Powiedz mi lepiej, co zamierzasz
robić. Będziesz nadal prowadziła pensjonat?
- Nie. - Gayla pokręciła głową. - Brett chce przekazać
posiadłość miastu.
- Więc dokąd pójdziesz?
- Nie wiem. - Gayla wzruszyła ramionami.
- Na razie możesz zamieszkać ze mną - zaproponowała
Gertie. - O pracę też nie musisz się martwić.
John Thomas szybko przygotował dokumenty rozwodowe,
o które Brett go prosił, zanim wyjechał z miasta. Uważał, że
im prędzej Gayla będzie miała tę procedurę za sobą, tym
prędzej zapomni o Bretcie i zacznie normalne życie.
Z kompletem dokumentów poszedł do kawiarni Gertie.
Gayla stała za barem. Spojrzała na Johna i uśmiechnęła się
smutno.
- Cześć, John.
- Witaj, Gaylo. Masz chwilę czasu? Może napiłabyś się ze
mną kawy?
- Z przyjemnością. - Gayla nalała kawy do dwóch filiża
nek i zaniosła je do stolika pod oknem.
- Co cię tu sprowadza o takiej dziwnej porze? - zapytała,
kiedy usiedli.
- Przyniosłem ci do podpisania dokumenty rozwodowe
- powiedział John, kładąc papiery na stole.
Gayla patrzyła na nie, ale nie mogła się zdobyć na to, żeby
ich dotknąć.
- Bardzo mu się spieszy - westchnęła.
- Uważam, że nie ma powodu tego przeciągać - powie
dział adwokat. Przewrócił stronicę i pokazał Gayli, gdzie po-
scandalous
czytelniczka
1 3 6 TESTAMENT NEDA PARKERA
winna złożyć podpis. - Jak tylko podpiszesz, przygotuję do
kumenty dla sądu.
Gayli ręce się trzęsły, kiedy wpisywała na dokumencie
nazwisko, które nosiła przez ostatnie pół roku. Sama, włas
noręcznie, zerwała ostatnią nić, jaka jeszcze łączyła ją
z Brettem.
John zręcznie złożył dokument i schował go do wewnętrz
nej kieszeni marynarki, żeby niepotrzebnie nie kłuł Gayli
w oczy.
- Jest jeszcze jedna sprawa - powiedział, chcąc za jednym
zamachem załatwić wszystko, co miało jakikolwiek zwią
zek z Brettem. - Brett przekazał ci prawo własności Parker
House.
'- Co takiego? - zawołała Gayla.
- Przekazał ci prawo własności Parker House - powtórzył
John Thomas. - Oddał ci cały majątek Neda.
Gayla wciąż nie bardzo rozumiała, o czym John mówi.
Doskonale pamiętała, jak stanowczo Brett twierdził, że po
upływie nakazanych przez Neda sześciu miesięcy cały mają
tek przekaże miastu. A potem przypomniała sobie, tak żywo,
jakby stało się to wczoraj, dwa szeleszczące studolarowe ban
knoty na poduszce. Wściekła się. Co zresztą na dobre jej
wyszło, bo pomogło wydobyć się z beznadziejnej rozpaczy,
w której żyła od wyjazdu Bretta.
Wydaje mu się, że dając mi Parker House, uspokoi swoje
sumienie, myślała Gayla. Jeśli tak, to bardzo się pomylił.
Gayla Matthews od nikogo nie przyjmie jałmużny.
- Nie chcę - powiedziała drżącym ze złości głosem.
- Ależ, Gaylo - przekonywał ją adwokat. - Ned też by
pewnie chciał, żebyś ty posiadała Parker House.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
137
- Ned chciał, żeby Parker House pozostał w rękach jego
rodziny. A chociaż ja bardzo go kochałam, to przecież nie
jestem jego krewną.
- Co mam, w tej sytuacji, powiedzieć Brettowi?
- Powiedz mu, że ani nie chcę, ani nie potrzebuję jego
łaski.
Gayla stała w otwartych drzwiach kawiarni i patrzyła na
drugą stronę ulicy.
- Na co tak patrzysz? - zapytała Gertie, która właśnie
wyszła z kuchni.
- Jak myślisz, czy pani Goodson wynajęłaby mi ten stary
zakład szewski? - zapytała Gayla, ruchem głowy wskazując
nieczynny od lat sklepik po przeciwnej stronie ulicy.
- Czemu nie. Ona przecież i tak nic z tym nie zrobi. A po
co ci to?
- Otworzyłabym cukiernię. Miałabym gdzie piec i sprze
dawać swoje ciasta. - Gayla odwróciła się do Gertie. - Posia
dam trochę oszczędności i myślę, że udałoby mi się dostać
niewielką pożyczkę z banku.
Gertie nie wiedziała, o czym Gayla rozmawiała z Johnem
Thomasem. Musiało to jednak być coś ważnego, skoro Gayla
wydobyła się wreszcie z apatii i podjęła jakąś istotną decyzję.
Gertie bardzo się z tego cieszyła, choć taka cukiernia naprze
ciwko jej kawiarni z pewnością odebrałaby jej część klienteli.
- Jasne, że bank da ci pożyczkę - powiedziała Gertie. -
A jakby nie chcieli, to ja ci pożyczę. A teraz idź do pani
Goodson i pogadaj z nią o sprzedaży sklepu. Najlepiej zrób
to zaraz.
scandalous
czytelniczka
138
TESTAMENT NEDA PARKERA
Brett leżał na kanapie w domu swojej matki w Kansas
City. Dom był teraz jego własnością, ale Brett nadal myślał
i mówił o nim „dom mojej matki". Czuł się bardzo samotny.
A przecież przez prawie całe życie był sam.
Usiadł na kanapie, podparł głowę rękami i rozmyślał. Jak
że brakowało mu teraz Gayli. Nie słyszał jej podśpiewywania
w kuchni, nie czuł zapachu róż, nie było też jej śmiechu i nikt
go nie dotykał. Ale najbardziej brakowało mu zasypiania i bu
dzenia się u boku Gayli.
Czy to się kiedyś skończy? pomyślał zrozpaczony. Czy ta
koszmarna potrzeba widzenia jej, dotykania i przytulania kie
dykolwiek mnie opuści?
Jak żywa stanęła mu przed oczami Gayla. Taka, jaką wi
dział tamtego ostatniego dnia w Braesburgu: pobladła i zupeł
nie załamana, kiedy zorientowała się, że on zaraz wyjedzie.
Tak bardzo się starała, żeby niczego nie zauważył.
A przecież nie chciałem jej skrzywdzić, pomyślał Brett.
Nigdy niczego jej nie obiecywałem. Nawet kiedy się okazało,
że nie potrafimy utrzymać wobec siebie dystansu. Ale i tak
w końcu ją pokochałem. Bo wreszcie trzeba to sobie jasno
powiedzieć: kocham Gaylę i już.
Wziął stojącą na stole puszkę po piwie. Ścisnął ją z całej
siły, wyładowując na Bogu ducha winnym przedmiocie bez
silną wściekłość na samego siebie.
- Niech cię diabli porwą, Gaylo! - wrzasnął, z całej siły
ciskając pogniecioną puszką o ścianę. - Dlaczego musiałem
cię pokochać?
- Masz gościa - powiedziała sekretarka Bretta, zaglądając
do jego gabinetu.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
139
- Spław go - polecił Brett, nie podnosząc oczu znad do
kumentów.
- To ten prawnik z Braesburga.
- John Thomas? - Brett zerwał się z fotela. - Wprowadź,
wprowadź go natychmiast.
- Co robisz w Kansas City? - zapytał Brett, witając Joh
na, jak dawno nie widzianego miłego gościa.
- Wolałem osobiście doręczyć ci te papiery - powiedział
John, otwierając teczkę. - Gayla nie wniosła sprzeciwu, wo
bec czego przesłałem dokumenty rozwodowe sądowi. A to
- westchnął, wyjmując kolejną porcję papierów - są akty no
tarialne dotyczące Parker House i całej reszty majątku Neda.
- Przecież prosiłem cię, żebyś przepisał jego majątek na
Gaylę - zaniepokoił się Brett.
- Chciałem, ale ona się nie zgodziła.
- Dlaczego?
John zamknął teczkę. Podniósł głowę i spojrzał Brettowi
prosto w oczy.
- Prosiła, żebym ci powiedział, a więc cytuję: „Ani nie
chcę, ani nie potrzebuję jego łaski".
- To nie jest żadna łaska - zawołał Brett. - Zarobiła sobie
na to ciężką pracą.
- Być może w tym właśnie leży problem. - Adwokat
wstał z fotela. - Gayla nie robiła tego wszystkiego dla zysku.
John dawno już wyszedł, a Brett wciąż siedział przy biurku
i wpatrywał się w leżące przed nim dokumenty. Ostatnie zda
nie Johna wciąż brzmiało mu w uszach. Nie mógł pojąć,
dlaczego Gayla nie chciała przyjąć Parker House.
Nie zrobiłem jej żadnej łaski, myślał zgnębiony. Przez całe
lata harowała jak wół, opiekowała się dziadkiem i zajmowała
scandalous
czytelniczka
140
TESTAMENT NEDA PARKERA
się tym ogromnym domem, którego on za nic nie chciał się
pozbyć. Na dodatek ani grosza za to wszystko nie wzięła.
Zasłużyła sobie na cały majątek, jaki pozostał po Nedzie
Parkerze. Zresztą ona kocha Parker House. Naprawdę nie
rozumiem. Czyżby aż tak bardzo mnie nienawidziła? Ależ nie,
przypomniał sobie zaraz. Przecież ona mnie kocha! Sama mi
to wtedy powiedziała. O mój Boże! Prezent! Dała mi w pre
zencie swoją miłość, a ja, jak idiota, ją odrzuciłem. Ale może
jeszcze nie jest za późno? Może jeszcze zdążę?
Ale przedtem Brett musiał jeszcze coś załatwić. Właściwie
należało to zrobić już dawno, tylko że jakoś nigdy wcześniej
o tym nie pomyślał.
- Maxine - powiedział do telefonu, łączącego go z se
kretariatem. - Na czwartą zwołaj radę dyrektorów, a potem
przyjdź do mnie. Weź ze sobą coś do pisania. Musimy trochę
popracować.
Dwa dni zajęło Brettowi złożenie rezygnacji ze stanowiska
prezesa Sinclair Corporation, zgłoszenie domu matki do biura
pośrednictwa nieruchomościami, umieszczenie w magazynie
rzeczy, których nie chciał się pozbywać, i wyjazd do Braes¬
burga. A mimo to te dwa dni wydawały mu się dłuższe od
wieczności. Tak spieszno mu było do domu.
Zajechał prosto do Parker House. W oknach domu odbijały
się promienie słońca, a stojące na werandzie wiklinowe buja
ki, poruszane wiatrem, kołysały się jakby na powitanie.
Brett przypomniał sobie, jak siedem miesięcy temu przy
jechał tu po raz pierwszy. Chciał tylko spojrzeć na dom,
w którym wychowała się jego matka, a potem przekazać go
miastu. Głowę miał wtedy nabitą kłamstwami, a serce prze-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
141
pełnione nienawiścią. Teraz kochał ten dom, a jeszcze bar
dziej kochał jego opiekunkę.
Wysiadł z furgonetki i pobiegł do domu. Pilno mu było
zobaczyć Gaylę, przytulić ją i powiedzieć, jak głupio postąpił,
wyjeżdżając, i jak bardzo ją kocha.
Zadzwonił do drzwi. Czekając, aż mu otworzą, nerwowo
przestępował z nogi na nogę. Po chwili raz jeszcze nacisnął
dzwonek, a potem zajrzał przez szybkę w drzwiach. Gayli
z całą pewnością w domu nie było.
Rozczarowany, wrócił do samochodu. Wmawiał sobie, że
Gayla pewnie na chwilę gdzieś wyszła. Postanowił pojechać
do Gertie na kawę.
Wszedł do kawiarni. Dzwonek przy drzwiach wejściowych
zadzwonił tak jak zwykle. Brett rozejrzał się wkoło. Miał
nadzieję, że może przypadkiem zastanie tu Gaylę. A ponieważ
jej nie było, usiadł przy barze.
- Cześć, Gertie - powiedział do przechodzącej obok niego
właścicielki kawiarni. - Napijemy się kawy?
Gertie mruknęła pod nosem jakieś niecenzuralne słowo.
Nawet na chwilę się nie zatrzymała, tylko zniknęła na zaple
czu. Brett nie rozumiał, co się stało. Rozejrzał się po kawiarni.
Zobaczył kilka par wpatrzonych w siebie oczu, ale kiedy spo
glądał w ich kierunku, ludzie opuszczali głowy.
Co się z nimi porobiło? pomyślał zdumiony.
Ponieważ nikt go tu nie powitał, Brett wyszedł z kawiarni.
Stanął na chodniku, zastanawiając się, co też tych wszystkich
ludzi ubodło. Dopiero wtedy zauważył zgromadzony po prze
ciwnej stronie ulicy tłum. Reporterowi lokalnej gazety właś
nie udało się namówić ludzi, żeby się odsunęli i pozwolili mu
scandalous
czytelniczka
1 4 2 TESTAMENT NEDA PARKERA
zrobić zdjęcie. Dzięki temu Brett także lepiej widział. Przez
fronton sklepu przeciągnięta była wstążka. Obok niej stała
Gayla z nożyczkami w dłoni i uśmiechała się do reportera.
Nad głową Gayli widniał transparent z napisem: „Słodkie
Wspomnienia - dziś otwarcie". Za szybą wystawową pyszni
ły się torty, ciasta i ciasteczka.
Nożyczki przecięły wstążkę, błysnął flesz, a zebrany tłum
zaczął głośno wiwatować. Gayla promieniała. Wtem spo
strzegła stojącego po przeciwnej stronie ulicy Bretta.
W mgnieniu oka uśmiech znikł z jej twarzy. Brett chciał po
machać do niej ręką, ale zanim zdążył się poruszyć, Gayla
odwróciła się do niego plecami.
Poczuł się jak człowiek, któremu wbito nóż prosto w serce.
Z trudem złapał oddech. Jest na mnie zła, pomyślał. I ma do
tego pełne prawo. Kiedy jej powiem, dlaczego tak nagle wy
jechałem, kiedy dowie się, jak bardzo ją kocham, na pewno
mi przebaczy. Wszystko będzie dobrze.
Ale Gaylę otaczał teraz tłum ludzi. Brett postanowił więc,
że później z nią porozmawia. Nie chciał się jej oświadczać na
oczach całego miasta.
Poszedł na spacer po centrum miasteczka, chcąc spraw
dzić, co się podczas jego nieobecności zmieniło. Kiedy wrócił
do Słodkich Wspomnień, nie było tam już nikogo. Brett
wszedł do cukierni. Pachniało tam dokładnie tak samo jak
w kuchni Parker House.
- Czym mogę służyć?
Gayla stała za ladą z rękami w kieszeniach wykrochma¬
lonego, śnieżnobiałego fartuszka.
- Chciałbym wynająć pokój - powiedział, podchodząc bli
żej. Chciał ją do siebie przytulić, powiedzieć, jak bardzo ją kocha
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
143
i jak bardzo mu jej brakowało. Ale ponieważ wydało mu się,
że w tej chwili nie przyjęłaby jego miłości, wolał zacząć
rozmowę tak samo, jak zaczął ją siedem miesięcy temu.
Gayla tylko przez chwilę patrzyła mu oczy.
- To jest cukiernia, a nie hotel - powiedziała obojętnie.
Wyjęła ręce z kieszeni i zgarnęła okruszki ze szklanej półecz
ki, na której stały ciasta.
Takiej odpowiedzi Brett się po niej nie spodziewał.
- Miałem nadzieję, że pozwolisz mi zamieszkać z tobą
w Parker House - powiedział cicho, nie chcąc, żeby słyszeli
go pozostali klienci.
Wydawało mu się, że dostrzegł delikatne drżenie ust
i dziwny blask w jej oczach. Ale Gayla trzymała się mocno.
Wyprostowała plecy, dumnie uniosła głowę.
- Jeśli chcesz mieszkać w Parker House, musisz się zgło
sić do Johna Thomasa - powiedziała chłodno.
- Proszę cię, Gaylo. - Brett wyciągnął do niej rękę. -
Chciałbym z tobą porozmawiać.
Cofnęła się, nie chcąc pozwolić, aby jej dotknął.
- Nie mam ci nic do powiedzenia - odrzekła, z trudem
hamując gniew. - A teraz muszę cię przeprosić.
I zanim Brett zdołał ją zatrzymać, zniknęła za kotarą.
- Gaylo! - zawołał Brett. - Gaylo, proszę cię! Muszę ci
coś powiedzieć!
Za plecami usłyszał znaczące chrząknięcie. Odwrócił się.
Za nim stało kilka osób. Wszyscy przyglądali mu się z rozba
wieniem.
Gayla wyjęła z pieca blachę z ciasteczkami. Zatrzasnęła
piekarnik. Co on sobie właściwie wyobraża! myślała wściek-
scandalous
czytelniczka
1 4 4 TESTAMENT NEDA PARKERA
ła. Zdaje mu się, że może wkraczać w moje życie, kiedy tylko
zechce. O nie, mój panie! Już raz się wygłupiłam i to mi
zupełnie wystarczy.
A, swoją drogą, ciekawe, po co tu przyjechał. Ze złością
wykładała ciasteczka na sklepową ladę. Pewnie nie da się
załatwić przez telefon wszystkich spraw związanych ze spad
kiem. Po co ja się w ogóle nad tym zastanawiam? Przyjechał,
to przyjechał. Jego sprawa, a nie moja. Nie mam czasu za
jmować się facetami. Muszę pilnować interesu.
- Gaylo?
Dźwięk głosu Bretta tak ją przeraził, że ciastko, które
trzymała na łopatce, zamiast na ladę zsunęło się na podłogę.
- Czego ty ode mnie chcesz? - zirytowała się Gayla.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Już mówiłam, że nie mam ci nic do powiedzenia.
- Ale ja mam. - Brett ujął ją pod ramię.
Gayla znacząco spojrzała w to miejsce, w którym ich ręce
się dotykały. Brett westchnął i puścił ją. Miał jej tyle do po
wiedzenia, a zupełnie nie wiedział, od czego zacząć.
- To, że podarowałem ci Parker House, nie było żadną
łaską - zaczął. - Gdyby płacono ci uczciwie za opiekę nad
Nedem, zarobiłabyś sobie na kilka takich domów.
- Opiekowałam się Nedem, ponieważ go kochałam - po
wiedziała dotknięta do żywego Gayla. - Z żadnego innego
powodu.
- Przecież wiem. - Brett znowu westchnął. Wiedział już,
że zamiast poprawić, z każdym słowem pogarszał swoją sy
tuację. Nie miał pojęcia jednak, co zrobić, aby wszystko jak
najprędzej naprawić. - Wiem także, że popełniłem wiele błę
dów. Na przykład: nie powinienem był stąd wyjeżdżać. A mo-
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
145
że zresztą dobrze się stało, że wyjechałem. W przeciwnym
razie pewnie nigdy bym nie zrozumiał, ile ci zawdzięczam.
Tobie i Parker House.
- Ile? - zapytała, udając całkowitą obojętność.
- Szczęście. Spokój.
Gayla poczuła, że słabnie. Brett przyznał, że znalazł do
kładnie to, co tak bardzo chciała mu dać. Z całej siły zacisnęła
pięści. Gdyby nie to, pewnie już dawno rzuciłaby mu się na
szyję.
- Bardzo się z tego cieszę - powiedziała szczerze. -
Wszyscy zasługujemy na szczęście. Ale teraz muszę cię prze
prosić. Klienci czekają.
Odwróciła się i wyszła na zaplecze. Po jej policzkach spły
wały łzy, ale Brett już tego nie widział.
scandalous
czytelniczka
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Wiadomość o powrocie Bretta błyskawicznie rozeszła się
po mieście. Wszyscy mieszkańcy Braesburga wiedzieli już
o układzie, na mocy którego Gayla zgodziła się przez pół roku
być panią Sinclair po to tylko, żeby Brett za jednym zama
chem mógł spełnić wszystkie postawione w testamencie Neda
warunki. Ci, którzy znali Christine Parker, zgodnie twierdzili,
że Brett jest takim samym egoistą, jak jego matka. Inni uwa
żali, że Gayla nie powinna się była godzić na ten układ. Ale
w jednej sprawie wszyscy byli zgodni: Brett Sinclair wyko
rzystał mieszkankę ich miasta.
W ten oto sposób Gayla znów stała się bohaterką miejskich
plotek. Tym razem jednak była bohaterką pozytywną. Rola
łobuza przypadła Brettowi.
Brett doszedł do wniosku, że istnieje tylko jeden sposób
na zdobycie Gayli. Postanowił przekonać ją, że wrócił do
Braesburga na stałe. Szybko załatwił wszystkie formalności,
których zresztą wiele nie zostało, i zamieszkał w Parker Hou¬
se. Zrobił nawet to, na co Gayla nie mogła się zdobyć w ciągu
siedmiu miesięcy, które minęły od śmierci Neda: przejrzał
wszystkie rzeczy dziadka. To co ważne zostawił, a resztę po
pakował w pudła i przekazał na cele dobroczynne.
Przez lata nagromadziło się w domu mnóstwo szpargałów,
ale Brett miał teraz dużo czasu. Kłopoty Sinclair Corporation
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
147
już go nie obchodziły, a Gayla nie chciała z nim rozmawiać,
więc i tak nie miał nic lepszego do roboty.
Mając nadmiar wolnego czasu, opracował sobie nawet plan
przekonania Gayli, że na stałe osiedlił się w Braesburgu.
Gayla czuła, że dłużej tego wszystkiego nie wytrzyma.
Brett chyba się uparł, żeby ją doprowadzić do wariacji. Od
tygodnia codziennie przychodził do cukierni. Siadał tyłem do
okna, zjadał bułeczkę, popijał ją kawą i ani na chwilę nie
spuszczał Gayli z oka. Nigdy już nic ważnego jej nie powie
dział. Kiedy przychodził, mówił: „Dzień dobry, Gaylo", „Mi
łego dnia, Gaylo" zaś, kiedy wychodził. A jednak kiedy sie
dział naprzeciwko niej, czuła się tak, jakby stała za ladą zu
pełnie naga. Teraz, oczywiście, też tu był.
Gayla tak mocno zatrzasnęła drzwiczki gablotki z ciast
kami, że aż zabrzęczały stojące w niej talerzyki. Odwró
ciła się na pięcie i wyszła do kuchni. Bezpieczna w swo
im sanktuarium, oparła rozpalone czoło o zimny metal lo
dówki.
- O Boże, proszę cię - westchnęła cicho. - Ja tego dłużej
nie wytrzymam.
Rozległ się dźwięk dzwoneczka sygnalizującego, że ktoś
wszedł do cukierni. Gayla podniosła głowę i nasłuchiwała.
Kobiecy szczebiot oznaczał, że przyszły klientki i trzeba bę
dzie wyjść do sklepu.
- Dzień dobry paniom - usłyszała głos Bretta.
Gayla przypomniała sobie, że Clara Mason i Sarah Collier
miały tego ranka przyjść po zamówione ciasta. Bardzo się
ucieszyła, że zastały tu Bretta. W całym mieście trudno było
by znaleźć dwie osoby bardziej mu niechętne niż obie te
scandalous
czytelniczka
148
TESTAMENT NEDA PARKERA
damy. Gayla nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie usły
szy, jak mówią Brettowi, co o nim myślą.
- Pewnie, że dobry - mizdrzyła się Clara. - Szczególnie
kiedy spotyka się ciebie.
Jej dziewczęcy szczebiot przyprawił Gaylę o zawrót gło
wy. Nie miała ochoty dłużej tego słuchać. Wzięła głęboki
oddech i weszła do sklepu.
- Dzień dobry paniom - powiedziała uprzejmie, udając,
że nie widzi siedzącego przy stoliku Bretta. - Ciasta już go
towe.
- Witaj, Gaylo - powiedziała pani Mason. - Twoje wy
pieki są atrakcją naszych spotkań brydżowych.
Gayla wkładała do pudełek przygotowane dla obu pań
ciasta. Kątem oką zauważyła, jak Brett wstaje. Wziął ze sto
lika kubek i talerzyk, po czym postawił je na ladzie.
- Bułeczka była doskonała - zwrócił się do Gayli. - Życzę
paniom miłego dnia - powiedział, po czym ukłonił się i wy
szedł.
Clara Mason i Sarah Collier obejrzały się za nim. A kiedy
drzwi zaniknęły się za Brettem, obie jednocześnie westchnęły.
- Taki przystojny i tak dobrze wychowany - powiedziała
rozanielona Clara Mason.
- Wyobraźcie sobie tylko - zachwycała się Sarah Collier
- że wszystkie osobiste rzeczy Neda podarował na cele do
broczynne. - Kto by się spodziewał, żeby taki młody mężczy
zna chciał zadać sobie tyle trudu. Większość facetów uważa,
że sprzątanie szaf to zajęcie dla kobiety.
Gayla udawała, że przewiązywanie wstążką pudełka z cia
stem jest tak absorbujące, iż na nic innego nie można przy
tym zwracać uwagi.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
149
- Żona będzie miała z niego pożytek - westchnęła Sarah,
spoglądając porozumiewawczo na Clarę.
Rozmowa pani Collier z panią Mason zapoczątkowała całą
serię podobnych rozmów, prowadzonych w jej obecności.
Gayla nie umiałaby zliczyć, ilu ludzi wpadło do cukierni
w ciągu kilku następnych dni właściwie tylko po to, żeby
wychwalać zalety Bretta. Pytano ją, czy już słyszała, że ufun
dował nowe organy dla kościoła, oznajmiano, że poprzednie
go dnia skosił trawnik owdowiałej pani Baker i mnóstwo
innych podobnych nowości.
Ale najgorsze zdarzyło się w piątek, kiedy to Ted Baxter
przyszedł do cukierni i pokazał Gayli artykuł zamieszczony
w „Wall Street Journal". Było tam napisane, że Brett Sinclair
zrezygnował z funkcji prezesa Sinclair Corporation.
Gayla wiedziała, że żadna z tych wizyt nie była dziełem
przypadku. Za wszystkim kryła się intryga Bretta. Nie wie
działa tylko, po co on to wszystko robi.
Postanowiła, że zaraz po zamknięciu sklepu pójdzie do
Gertie. Musiała choć trochę pobyć z kimś, kto, tak samo
jak i ona, nie przepadał za Brettem. Na Gertie zawsze mog
ła polegać, a teraz życzliwa dusza była jej szczególnie po
trzebna.
- Gertie! - zawołała Gayla, wchodząc do kawiarni. - Ger
tie, gdzie jesteś?
Obeszła bufet i skierowała się wprost do kuchni. W progu
stanęła jak wryta. Gertie siedziała przy starym kuchennym
stole, a naprzeciwko niej siedział Brett. Grali w karty.
- Podwajam stawkę.- Brett z kamienną twarzą patrzył na
Gertie sponad kart.
scandalous
czytelniczka
1 5 0 TESTAMENT NEDA PARKERA
Gertie najpierw uważnie mu się przyglądała, po czym wes
tchnęła zrezygnowana.
- Pasuję - powiedziała wreszcie, wykładając na stół karty,
wśród których były dwie królowe.
Brett roześmiał się i zebrał leżące na stole monety.
- A ty co miałeś? - spytała Gertie.
Brett także wyłożył karty. Miał zaledwie parę trójek.
- A niech mnie kule biją - powiedziała z podziwem Ger
tie. - Twarz pokerzysty też odziedziczyłeś po dziadku.
- Jeszcze jedno rozdanie? - zapytał Brett, zbierając karty.
- O, nie! - zawołała Gertie. - Przegrałam napiwki z całe
go tygodnia.
Podparła się rękami i z trudem wstała od stołu. Dopiero
wtedy zobaczyła Gaylę. Pełna poczucia winy, ruszyła w jej
stronę.
- To był tylko niewinny pokerek - usprawiedliwiała się
' Gertie.
Brett tymczasem potasował karty.
- Masz ochotę zagrać? - zapytał, nie patrząc na Gaylę.
- Nie - mruknęła. Nie mogła oderwać oczu od jego rąk.
Przypomniała sobie, jak te same palce, które teraz tak zręcznie
tasowały karty, kiedyś pieściły jej ciało. - Ja tylko.... Przy
szłam powiedzieć Gertie, że już idę do domu.
Brett spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach pragnienie.
Teraz już wiedział na pewno, że wszystkie jej dąsy były
udawane. Nagle zaczęło mu się spieszyć. Postanowił zmusić
ją wreszcie do tego, żeby go wysłuchała, i jakoś przekonać
Gaylę o swojej miłości.
- Odwiozę cię do domu - powiedział, wstając od stołu.
- Nie! - wykrzyknęła Gayla. Dopiero po chwili udało jej
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA 1 5 1
się trochę uspokoić. - Nie trzeba - powtórzyła cicho. - Gertie
mieszka niedaleko stąd.
Ale Brett już był przy niej. Wziął ją pod rękę i wyprowa
dził z kuchni do kawiarni.
- Odwiozę Gaylę do domu - powiedział, przechodząc
obok stojącej za barem Gertie.
- Uważaj na niego. - Gertie z trudem powstrzymała
uśmiech. - On zawsze trzyma asy w rękawie.
Brett otworzył drzwi i przepuścił Gaylę przodem. Odwró
cił się i porozumiewawczo mrugnął do Gertie. Uśmiechnął
się, kiedy w odpowiedzi uniosła kciuk do góry.
Gayla z ociąganiem wsiadła do furgonetki. Na wszelki wy
padek dosłownie przykleiła się do drzwi, żeby być jak najdalej
od Bretta. Nie panowała nad własnym ciałem. Nawet ono ją
zdradziło i ze wszystkich sił pragnęło tego mężczyzny. Zamknę
ła oczy. Dopiero wówczas, kiedy samochód się zatrzymał, zo
rientowała się, że Brett przywiózł ją de Parker House.
- Brett...
- Muszę tylko coś zabrać - powiedział, wysiadając z fur
gonetki.
Gayla patrzyła na dom, z którym wiązały się jej najpięk
niejsze wspomnienia. O mało nie wypadła, kiedy Brett otwo
rzył drzwi samochodu.
- Co ty.... - ale zanim zdążyła zaprotestować, Brett wy
ciągnął ją z kabiny i zarzucił sobie na ramię jak strażak, wy
noszący z pożaru zaczadzoną ofiarę.
- Brett! - krzyczała Gayla. - Puść mnie natychmiast!
- Zaraz cię puszczę - zapewnił ją Brett.,- Jak tylko we
jdziemy do domu.
Nie dotrzymał słowa. Zaniósł ją na górę do sypialni Neda,
scandalous
czytelniczka
1 5 2 TESTAMENT NEDA PARKERA
którą od ponad pół roku uważał za własną. Położył Gaylę na
łóżku.
- Jak śmiesz! - zawołała, siadając i okładając go pięściami.
Ale on nie był jej dłużny. Popchnął ją tak, że z powrotem
upadła na łóżko. Takiego brutalnego zachowania się po nim
nie spodziewała.
- Przepraszam za to porwanie - odezwał się Brett. - Ale
to chyba jedyny sposób na pozostanie z tobą sam na sam dość
długo, żeby można było spokojnie porozmawiać.
Gayla oparła stopę o pierś Bretta i z całej siły go od siebie
odepchnęła. Nawet się nie poruszył. Chwycił jej nogę i poło
żył ją z powrotem na łóżko. W ten sposób znalazł się pomię
dzy rozłożonymi nogami Gayli.
- Miałem nadzieję, że porozmawiamy jak ludzie cywili
zowani - powiedział. - Ale widzę, że ty nie chcesz zachować
się rozsądnie.
Gayla nawet patrzeć na niego nie chciała. Wbiła pię
ty w materac i zaczęła wysuwać się z zasięgu rąk Bretta. Wo
bec tego po prostu się na niej położył, tym razem uniemożli
wiając jej jakikolwiek ruch. A kiedy zaczęła krzyczeć, za
mknął jej usta pocałunkiem. Gayla próbowała się bronić, ale
kiedy Brett chwycił ją za ręce i przytrzymał ponad jej gło
wą, zupełnie osłabła. Potrafiłaby się obronić przed jego bru
talnością, ale przed delikatnością pocałunków musiała skapi
tulować.
Dopiero wtedy Brett się od niej odsunął. Patrzyli sobie
prosto w oczy.
- Dlaczego to robisz? - zapytała bliska płaczu Gayla.
- Ponieważ cię kocham.
Gayla bardzo chciała w to uwierzyć, ale przecież kiedyś
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
153
podarowała mu swoją miłość. Nie przyjął podarunku. Wyje
chał i zostawił ją zupełnie samą.
- Proszę cię, Brett, nie rób tego - błagała. - Nie mogę
więcej cierpieć.
- Gaylo, kochanie... - Głaskał ją po głowie. - Ja napra
wdę nie chcę cię skrzywdzić. Zresztą nigdy tego nie chciałem.
- Ale mnie skrzywdziłeś. - Łzy popłynęły jej po policz
kach. - Twój wyjazd do Kansas City złamał mi serce.
- Myślałem, że to najlepsze, co mogę dla ciebie zrobić.
Przysięgam.
- Dla mnie? Najlepsze? - wykrzyknęła Gayla. - Skąd ci
przyszło do głowy, że twój wyjazd będzie dla mnie najlepszy?
- Sądziłem, że nie będziesz ze mną szczęśliwa.
- Ale... - wpatrywała się w niego oszołomiona. Nie ro
zumiała, jak on w ogóle mógł coś takiego wymyślić. - Prze
cież ja byłam z tobą bardzo szczęśliwa. Nie widziałeś tego?
- No tak... Ale... - Brett złapał się za głowę. - Ja byłem
szczęśliwy i to właśnie tak bardzo mnie przerażało. Potrzebowa
łem cię, uzależniłem się od ciebie. A przecież nigdy z nikim nie
byłem tak blisko. Na nikim tak bardzo mi nie zależało. Wyda
wało mi się, że lubię samotność, ale okazało się, że prawdziwej
samotności nie zaznałem. Dopiero wówczas, kiedy musiałem
żyć bez ciebie, przekonałem się, jak ona smakuje.
- Och, Brett - szepnęła Gayla.
- Posłuchaj - powiedział Brett, ujmując ją za rękę. Bardzo
się ucieszył, że tym razem jej nie cofnęła. - Kocham cię,
Gaylo. Naprawdę cię kocham. Tym razem nigdzie nie wyjadę.
Przysięgam.
- Powiedz mi, co się zmieniło? - zapytała, patrząc mu
prosto w oczy.
scandalous
czytelniczka
1 5 4 TESTAMENT NEDA PARKERA
- Ja - powiedział stanowczo Brett. - Zrozumiałem wre
szcie, że przez całe życie usiłowałem zadowolić moją matkę
albo udowodnić cos' mojemu ojcu. I to nawet wtedy, kiedy
obojga nie było już na świecie. Zupełnie nie wiem, jak to się
stało, że wcześniej na to nie wpadłem. Zawsze uważałem
moich rodziców za skończonych egoistów, ale nie zdawałem
sobie sprawy z tego, że jestem taki sam jak oni. Wszystko, co
robiłem, robiłem po to, żeby coś od nich dostać. Miłość albo
uznanie. Ale im zawsze wszystkiego było mało. I miłość,
i uznanie wydzielali mi jak lekarstwo. Traktowali mnie jak
pionek w swojej paskudnej grze. - Podniósł głowę i popatrzył
na Gaylę. - Jesteś jedyną istotą na świecie, która dała mi
miłość, nie żądając w zamian niczego. Niestety, nie zrozumia
łem tego w porę. Dopiero wówczas, kiedy John mi powie
dział, że nie chcesz przyjąć Parker House... Dopiero wtedy
do mnie dotarło, że ty jesteś całkowicie pozbawiona egoizmu
i dałaś mi swoją miłość bezinteresownie. Chciałaś tylko te
go, żebym ja ją przyjął. Wyjeżdżając, postąpiłem jak ostatni
głupiec.
Gayla czuła, jak wiele kosztowało Bretta to wyznanie.
A poza tym wciąż bardzo go kochała.
- Nie mam zielonego pojęcia, co trzeba zrobić, żeby stwo
rzyć szczęśliwy dom i prawdziwą rodzinę - mówił Brett, bła
galnie patrząc w oczy Gayli. - Ale jeśli zgodzisz się dać mi
jeszcze jedną szansę i cierpliwie wszystkiego mnie nauczysz,
to przysięgam na wszystkie świętości, że zrobię, co w ludzkiej
mocy, żebyś była ze mną szczęśliwa.
- Chyba nie można chcieć więcej. - Gayla pogłaskała go
po policzku. Nie umiałaby wyobrazić sobie bardziej roman
tycznych oświadczyn.
scandalous
czytelniczka
TESTAMENT NEDA PARKERA
155
- Gzy wyjdziesz za mnie za mąż? - zapytał Brett, przy
klękając na łóżku.
- Przecież już raz to zrobiłam. - Gayla się do niego uśmie
chnęła.
- To prawda - mruknął Brett. - Ale teraz zrobimy to jak
się należy.
- To znaczy: jak?
- No wiesz... Prawdziwy ślub, wesele, podróż poślubna,
no i ta cała reszta.
- Ja tego nie potrzebuję - roześmiała się Gayla.
- Naprawdę?
- Naprawdę - szepnęła, obejmując go za szyję. - Jedyne,
czego chcę i czego potrzebuję, to ty.
Brett nawet nie marzył, że coś takiego od niej usłyszy.
Przynajmniej nie tym razem. A jednak, kiedy Gayla się do
niego przytuliła, odsunął ją od siebie.
- Ale jest jeszcze jedna sprawa - powiedział poważnie.
- Co takiego? - przeraziła się Gayla.
- Parker House. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to
wolałbym, żebyśmy już nie prowadzili pensjonatu.
- Tak? - Gayla usiłowała się nie uśmiechnąć. - A to dlaczego?
Już chciał jej odpowiedzieć, kiedy zauważył w jej oczach
iskierki rozbawienia. Położył Gaylę na łóżku i mocno się do
niej przytulił.
- Żebym nie musiał się martwić, że komuś przeszkadzam,
kiedy kocham się z własną żoną - powiedział.
- Czyżbyś kiedykolwiek się tym przejmował? - Gayla ob
jęła go i głośno się roześmiała.
scandalous
czytelniczka