320 Moreland Peggy Testament Neda Parkera

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pogoda była paskudna. Czarne, ciężkie chmury wisiały tuż

nad ziemią, odarte z liści gałęzie drzew tańczyły w podmu­

chach lodowatego wiatru makabryczny taniec szkieletów.

Brett Sinclair uważał, że jak na ten pogrzeb pogoda i tak

jest stanowczo za dobra. Sknerus o nieczułym sercu, który nie

umiał przebaczać, zasługiwał na coś znacznie gorszego.

Furgonetka Bretta stała na samym końcu żałobnego orsza­

ku samochodów. Brett nie miał ochoty opuszczać zacisznego

wnętrza. Nikt go tutaj nie znał, więc nikt nie zwróci uwagi na

to, że nie odprowadzi trumny do grobu. Poza tym miał już

dość pogrzebów. Najpierw ojciec, wkrótce potem matka, a te­

raz jeszcze i to.

A jednak wysiadł z samochodu. Chciał na własne oczy

zobaczyć, jak składają starego do ziemi.

Na dworze było bardzo zimno. Brett zapiął kurtkę, wtulił

głowę w ramiona i podążył w kierunku czarnych parasoli,

zgromadzonych wokół równie czarnego baldachimu. Zatrzy­

mał się na tyle blisko, żeby móc słyszeć każde słowo, a jed­

nocześnie na tyle daleko, aby nikt nie posądził go o to, że

bierze udział w ceremonii. Słuchał beznamiętnie tego, co

o zmarłym miał do powiedzenia pastor. Nie przeszkadzało mu

nawet, że każde słowo duchownego było ordynarnym kłam­

stwem.

scandalous

czytelniczka

Moreland Peggy

Testament Neda Parkera

background image

6

TESTAMENT NEDA PARKERA

Słuchanie wkrótce go znużyło, zaczął się więc rozglądać

dookoła. Pod baldachimem, na podwyższeniu, stała trumna,

cała pokryta żółtymi różami. Wokół pyszniły się kolorowe

bukiety gladioli i goździków, ostro kontrastujące z ponurym

krajobrazem zimowego dnia. Brett spodziewał się, że poczuje

jakiś żal lub choćby odrobinę smutku, ale nic takiego się nie

stało. A przecież zmarły był jego rodzonym dziadkiem.

Brett zauważył, że tylko kilku żałobników siedziało na

krzesełkach pod baldachimem. Każdy z nich miał co najmniej

siedemdziesiąt lat, Z jednym wyjątkiem. Tuż obok trumny,

tam gdzie zazwyczaj przebywa najbliższa rodzina zmarłego,

siedziała młoda kobieta. Chociaż zmoknięci i przemarznięci

do szpiku kości ludzie tłoczyli się wokół baldachimu, to jed­

nak stojące obok tej kobiety krzesła pozostały puste.

Kobieta była ubrana na czarno. Jej złote włosy odbijały się

jasną plamą od morza czerni. Nawet z daleka dało się zauwa­

żyć, że oczy ma zapuchnięte i czerwone od płaczu. Wpatry­

wała się w pastora, ale kiedy bezwiednie spoglądała na tru­

mnę, jej oczy znów napełniały się łzami. Wtedy szybko zwra­

cała spojrzenie na duchownego. Najwyraźniej nie chciała, aby

ludzie widzieli, jak bardzo cierpi.

Było w tej kobiecie coś tak pociągającego, że Brett nie

mógł oderwać od niej wzroku. Nie chodziło wcale o to, że

płakała. Dawno przyzwyczaił się do kobiecego płaczu i łzy

nie robiły na nim najmniejszego nawet wrażenia.

To, że siedziała zupełnie sama pośród tłumu żałobników,

sprawiało, że Brettowi wydała się jeszcze bardziej interesują­

ca. Gdyby spotkał tę kobietę na przyjęciu, a nie na pogrzebie,

już dawno by do niej podszedł.

Ciekawe, kto to taki, pomyślał Brett. O ile mi wiadomo,

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 7

to oprócz mnie Ned Parker nie miał żadnych krewnych, niko­

go, kto mógłby po nim płakać. Chociaż ja, oczywiście, wcale

za jego krewnego się nie uważam. Do tego, żeby stanowić

rodzinę, same więzy krwi nie wystarczą. A więzy krwi to

jedyne, co mnie z nim łączyło. Stary miał jakieś osiemdziesiąt

trzy lata, a ta kobieta nie może mieć więcej niż dwadzieścia

pięć, więc chyba raczej nie była jego przyjaciółką... Chociaż,

kto wie... Może była jego utrzymanką. Sądząc z tego, co mi

o nim matka opowiadała, to stary cap mógł wziąć sobie jakąś

panienkę. A ona teraz w obecności całego miasteczka opłaku­

je starca, który równie dobrze mógłby być jej dziadkiem.

Może w ogóle tylko dlatego płacze, że jego śmierć oznacza

dla niej koniec życia w luksusie? Matka mówiła, że dziadek

był bardzo bogaty. I skąpy. Może ona ma nadzieję, że jak tak

sobie publicznie popłacze, to ludzie zaczną jej współczuć

i pozwolą położyć łapę na forsie, jeśli prawowici spadkobier­

cy się nie zgłoszą. Jeśli o mnie chodzi, to może sobie to

wszystko zabrać.

Brett ze wstrętem odwrócił się od tajemniczej kobiety.

Msza dobiegła końca. Gayla podeszła do pastora Browna.

- Bardzo dziękuję - powiedziała. - Ned byłby zadowolo­

ny z tego, co pan dziś powiedział.

- Szczerze w to wątpię - szepnął pastor tak cicho, żeby

tylko Gayla mogła go usłyszeć.

Gayla nie mogła się nie uśmiechnąć. Ona najlepiej wie­

działa, jak prawdziwa była ta uwaga pastora. Neda Parkera na

pewno nie ucieszyłyby miłe słowa wypowiedziane nad jego

trumną. Gdyby to od niego zależało, kazałby się pochować

w sosnowej skrzynce i zabronił przyjść na pogrzeb komukol-

scandalous

czytelniczka

background image

8

TESTAMENT NEDA PARKERA

wiek poza grabarzami. Jednak Gayla uparła się, żeby go po

chrześcijańsku pochować, a wielebny Mark Brown uszano­

wał jej życzenie.

Pastor uścisnął dłoń Gayli, po czym zrobił miejsce tym,

którzy chcieli podejść do trumny, żeby po raz ostatni spojrzeć

na zmarłego. Kilka osób także podało Gayli rękę, ale wię­

kszość żałobników udała, że w ogóle jej nie widzi.

Ostatni podszedł John Thomas, adwokat Neda. Prowadził

jego sprawy od ponad dwunastu lat, to jest od czasu śmierci

swego ojca, po którym przejął kancelarię adwokacką wraz ze

wszystkimi klientami.

John uścisnął dłoń Gayli, ale potem przytulił dziewczynę.

Dopiero teraz z takim trudem wstrzymywane podczas mszy

łzy popłynęły po policzkach. Odsunęła się od Johna i gwał­

townie ocierała twarz i oczy.

- Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że on nie żyje - łkała.

- Ani ja - westchnął prawnik. - Stary dziwak nigdy się

nie poddawał.

Gayla znów się rozpłakała.

- Niebo nigdy już nie będzie takie samo. - John pokręcił

głową. - Pewnie usiadł już do pokera. Pali te swoje cuchnące

cygara i ogrywa anioły do ostatniej koszuli.

Gayla się roześmiała, chociaż wcale nie było jej do śmie­

chu. Spojrzała na niego z wdzięcznością. Tylko John po­

trafił ją rozśmieszyć, choć cały świat Gayli właśnie legł

w gruzach.

- Dziękuję ci, John - westchnęła. - Byłeś dobrym przyja­

cielem. I Neda, i moim.

- Zawsze możesz na mnie liczyć. Proszę, żebyś o tym nie

zapominała. - Żartobliwie pogroził jej palcem.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

9

- Na pewno nie zapomnę. - Odwróciła się, a John bez

słowa wziął ją pod rękę i wyprowadził z cmentarza.

- Czy córka Neda się do ciebie odezwała? - zapytała Gay¬

la, kiedy podeszli do samochodu. Chciała, aby to pytanie

zabrzmiało obojętnie, żeby nawet John nie domyślił się, jak

bardzo przeraża ją przyszłość.

- Nie. - John pokręcił głową. - Miałem nadzieję, że bę­

dzie miała choć odrobinę przyzwoitości i pojawi się na po­

grzebie.

- Ned zawsze mi powtarzał, że ona nigdy nie przyjedzie.

Nawet na pogrzeb. Okazuje się, że miał rację - westchnęła

Gayla. Wahała się przez chwilę, ale w końcu postanowiła

zadać to pytanie, które w tej chwili było dla niej najważniej­

sze. - Kiedy mam się wyprowadzić?

- Teraz się tym nie przejmuj - powiedział stanowczo

John. - Nie będziemy niczego zmieniać. Przynajmniej dopóki

córka Neda nie zgłosi się po spadek. Możesz nadal przyjmo­

wać gości w Parker House, jeśli zechcesz. Resztą zajmiemy

się wtedy, kiedy zajdzie taka potrzeba. Ale na razie powinnaś

pojechać do domu. Ogrzejesz się, odpoczniesz i od razu lepiej

się poczujesz.

Brett nie wiedział właściwie, dlaczego poszedł na cmen­

tarz. Widać taki miał kaprys. Stary zupełnie nic go nie obcho­

dził. A jednak, nie wiadomo dlaczego, nabożeństwo żałobne

wzbudziło w nim jakiś niepokój. Poza tym zgłodniał tak bar­

dzo, że musiał natychmiast wejść do pierwszej lepszej restau­

racji, żeby coś przekąsić.

Pod ścianą stał stojak z gazetami i Brett wziął sobie jedną,

żeby zająć się czymś przy stole. Wszystkie ważne wiadomości

scandalous

czytelniczka

background image

10 TESTAMENT NEDA PARKERA

z pierwszej strony gazety dotyczyły spraw lokalnych. Ale na

drugiej stronie znalazło się coś, co go zainteresowało. Był to

artykuł poświęcony zmarłemu obywatelowi Braesburga. Za­

mieszczono nawet fotografię Neda Parkera. Jeśli rzeczywiście

tak wyglądał, to Brett widział go po raz pierwszy w życiu.

Matka prawdopodobnie nie miała żadnego zdjęcia swego oj­

ca, bo nigdy go synowi nie pokazała.

Brett przeczytał cały artykuł, choć zrobił to bardziej z nu­

dów, aniżeli z ciekawości. Wynikało z niego, że stary był

członkiem Izby Handlowej i Stowarzyszenia Uczciwych Ku­

pców. Okazało się więc, że choć rodzina niewiele go obcho­

dziła, to przynajmniej udzielał się społecznie. W tekście

wspomniano także o Marjorie Holmes Parker, żonie Neda,

która zmarła wiele lat wcześniej. O córce nie było nawet

najmniejszej wzmianki. W gazecie podano także adres ro­

dzinnej rezydencji Parkerów: Dębowe Wzgórze 1. Brettowi

nazwa ta wydała się bardzo pretensjonalna i nic dziwnego.

Matka często opowiadała mu o tym, jak bardzo dumny był jej

ojciec z tej posiadłości. Teraz Brett wszedł w posiadanie

wszystkiego, co zostawił po sobie Ned Parker. Z jego prze­

klętą posiadłością na czele.

Brett pomyślał sobie, że odda to wszystko na jakiś cel

dobroczynny. W ten sposób dokona wyrafinowanej zemsty na

człowieku, który swój dom cenił bardziej niż miłość własnej

córki. Stary na pewno w grobie się przewróci! pomyślał z sa­

tysfakcją Brett. Uśmiechnął się. Po raz pierwszy od chwili,

w której zawiadomiono go o śmierci dziadka.

Postanowił, że z samego rana odwiedzi kancelarię adwo­

kacką i załatwi wszystkie formalności prawne związane

z przejęciem, a potem przekazaniem na cele dobroczynne ma-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 11

jątku Neda Parkera. Musiał jeszcze tylko zdecydować, jaki

ma to być cel. I znów z pomocą przyszła mu gazeta, bo jedna

z informacji głosiła, że nazajutrz odbędzie się posiedzenie

rady miejskiej.

Oddam wszystko miastu, pomyślał Brett. Niech sobie

z tym robią, co chcą. Stary się wścieknie.

Ani posiadłość, ani reszta majątku Neda Parkera nie miały

dla Bretta żadnej wartości. Chciał się tego jak najprędzej

pozbyć i wrócić do domu. Wyszedł z restauracji bardzo z sie­

bie zadowolony. Był pewien, że tej nocy wreszcie zaśnie.

A nie spał od czterdziestu godzin, to jest od chwili, kiedy

adwokat matki zawiadomił go o śmierci Neda Parkera.

Brett jechał powoli główną ulicą miasteczka, szukając ja­

kiegoś noclegu. Kiedy zauważył drogowskaz prowadzący na

Dębowe Wzgórze, skręcił w tę właśnie uliczkę. Z czystej cie­

kawości.

Okazało się, że ulicę nazwano tak z racji dębów, które rosły

po obu jej stronach. Były potężne i ich konary tworzyły nad

jezdnią rodzaj gęstego baldachimu. Przez nagie o tej porze

roku gałęzie drzew przeświecały światła odległych domów.

Dojechał do końca uliczki. Na kamiennej kolumnie wisiała

tabliczka z numerem: Dębowe Wzgórze 1, pensjonat Parker

House.

Chyba pomyliłem adres, pomyślał Brett. Niemożliwe, żeby

stary dzielił z obcymi dom, w którym nie chciał widzieć na­

wet rodzonej córki.

Na wszelki wypadek zajrzał do leżącej na siedzeniu samo­

chodu gazety. Wcale się nie pomylił. Nie namyślając się wiele,

wjechał na podjazd. Potrzebował miejsca do spania, a los

przyprowadził go prosto do pensjonatu, więc nie było sensu

scandalous

czytelniczka

background image

12

TESTAMENT NEDA PARKERA

dalej się błąkać. Piętrowy dom był dobrze oświetlony i pomi­

mo mgły oraz siąpiącego deszczu nieźle widoczny.

Brett wielokrotnie wyobrażał sobie dom, o którym opo­

wiadała mu matka. Wszystkie jego wyobrażenia w jednej

chwili legły w gruzach. Spodziewał się ponurego, mrocznego

domiszcza, jakby żywcem przeniesionego ze stron angielskiej

powieści gotyckiej. Tymczasem, nawet mimo paskudnej po­

gody, zbudowany z surowego kamienia dom wyglądał przy­

tulnie, swojsko, wręcz uroczo. Na dużej werandzie stały wi­

klinowe meble. Wielkie okna, albo raczej oszklone ściany

werandy, przysłonięte były teraz zielonymi żaluzjami. Prze­

świecało przez nie palące się gdzieś w głębi domu światło.

Brett miał zamiar tylko podjechać pod dom, obejrzeć go

sobie z bliska i zaraz odjechać. Gdyby go o to zapytano, nie

potrafiłby powiedzieć, dlaczego właściwie wysiadł z furgo­

netki. Zadzwonił do drzwi i kuląc się, zastanawiał się, czy

ktoś mu w ogóle otworzy, a jeśli tak, to co on, Brett, temu

komuś powie.

Zapaliły się umieszczone po obu stronach drzwi lampy,

a zaraz potem drzwi się uchyliły i pojawiła się w nich kobieta.

Choć nie miała na twarzy makijażu, a włosy związała z tyłu

głowy w ciasny węzeł, Brett natychmiast rozpoznał tajemni­

czą piękność, która tak bardzo płakała na pogrzebie Neda

, Parkera.

- Czym mogę panu służyć? - zapytała, podkurczając pal­

ce bosych stóp.

- Chciałbym wynająć pokój. Na jedną noc.

- Przykro mi, ale pensjonat jest nieczynny. - Kobieta wy­

dawała się zaskoczona tą zwyczajną przecież prośbą. - Pan

Parker nie żyje. Dziś go pochowaliśmy.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 13

- Bardzo mi przykro. - Brett zrobił smutną minę. - 0 ni­

czym nie wiedziałem. A tak mi zależało na tym, żeby tu

zamieszkać. - Skulił się jeszcze bardziej, chroniąc się przed

lodowatym podmuchem. - Zupełnie nie znam tego miasta,

więc może byłaby pani tak miła i wskazała mi drogę do ja-

kiegoś hotelu.

Kobieta tylko chwilę się wahała. Otworzyła Szeroko drzwi,

gestem zapraszając Bretta do środka.

- Nie będę pana trzymać na dworze w taką paskudną po­

godę - powiedziała, zamykając za nim drzwi.

- Tak, proszę pani, jest okropnie zimno. - Brett natych­

miast skorzystał z okazji, żeby się trochę rozejrzeć.

Hol był przestronny i miły. Pod jedną jego ścianą stała

długa, wyściełana ława, a pod przeciwną - duży stół. Naprze­

ciw drzwi widniały prowadzące w ciemność schody. Brett

szukał jakiegoś śladu swojej matki. Spodziewał się fotografii

albo czegoś w tym rodzaju, ale niczego nie znalazł.

- Poza Parker House w Braesburgu jest tylko jeden motel,

ale teraz jest tam remont - powiedziała kobieta, podchodząc

do stołu. Otworzyła szufladę i wyjęła z niej książkę telefoni­

czną. - W tej sytuacji najbliższy hotel znajdzie pan dopiero

w Austin, ale to co najmniej godzina drogi stąd. - Zamyśliła

się. - Tyle że dziś będzie panu trudno tam dojechać. Dopiero

co w wiadomościach ostrzegali, że nadchodzi burza śnieżna.

W Teksasie to raczej rzadkie zjawisko, ale jednak się zdarza.

- No to co ja mam zrobić? - zapytał Brett, starając się przy

tym wyglądać na kompletnie załamanego.

- Naprawdę nie wiem. - Kobieta przygryzła dolną wargę.

Spojrzała na niego i pewnie zauważyła, że jest bardzo zmę­

czony, bo zdecydowanym ruchem zamknęła książkę telefoni-

scandalous

czytelniczka

background image

14 TESTAMENT NEDA PARKERA

czną. - Nie mam sumienia nigdzie pana wysyłać w taką po­

godę. Może pan u nas zostać.

- Nie chciałbym się narzucać...

- Wcale się pan nie narzuca. - Cień uśmiechu przemknął po

jej twarzy. - Szczerze mówiąc, ja także rada jestem, że nie będę

dziś w domu sama. - Całkiem już zdecydowana, schowała

książkę telefoniczną do szuflady i zamiast niej podsunęła Bret¬

towi książkę meldunkową. - Proszę się tu wpisać, panie...

- Sinclair - powiedział bez namysłu. - Brett Sinclair.

Popatrzył na nią, sądząc, że teraz już na pewno go rozpo­

zna. Ale wyraz twarzy tej kobiety nie zmienił się ani na jotę.

- Gayla Matthews - uśmiechnęła się, podając mu rękę.

- Miło mi pana poznać. Z tyłu domu jest podjazd. Proszę tam

zaparkować samochód i przynieść swoje rzeczy, a ja przez ten

czas przygotuję panu pokój. Drzwi z ganku prowadzą wprost

do kuchni. Znajdzie pan tam dzbanek gorącej kawy. Proszę

się poczęstować.

Odwróciła się na pięcie, uniosła nieco rąbek swej długiej,

workowatej sukni dżinsowej i weszła na schody. Brett stał

w holu i patrzył na jej, z każdym krokiem lepiej widoczne,

gołe nogi. Bez trudu mógł sobie wyobrazić, jak te długie

i bardzo zgrabne nogi oplatają się wokół niego w miłosnym

uniesieniu. Potrząsnął głową, jakby to był najlepszy sposób

na odpędzenie tego rodzaju myśli.

Co się ze mną, u diabła, dzieje, pomyślał wściekły na sie­

bie. Przecież ta kobieta była kochanką mego dziadka!

A jednak przyglądał się jej, dopóki nie weszła na podest

i nie zniknęła w głębi ciemnego korytarza. Poważnie się za­

stanawiał, czy przypadkiem nie postradał zmysłów. Z własnej

i nieprzymuszonej woli miał spędzić noc w domu dziadka,

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

15

w towarzystwie jego kochanki. Nie rozumiał, co go opętało

i dlaczego właściwie zadzwonił do drzwi, a potem jeszcze, na

domiar złego, poprosił tę kobietę o nocleg.

Nalał sobie kawy i, rozgrzewając dłonie o ciepły kubek,

wpatrywał się w okno. Na dworze padał mokry śnieg. Widać

go było na tle palącej się nad garażem lampy.

Przynajmniej tym razem prognoza pogody się sprawdziła,

pomyślał Brett. Zaraz będzie burza, a za kilka minut drogi

w tym rejonie staną się nieprzejezdne. Tylko dzięki wspa­

niałomyślności Gayli nie utkwiłem teraz w zaspie.

O mało nie zakrztusił się kawą, tak go wzburzyła myśl

o tym, że kochanka jego dziadka może być wspaniałomyślna.

A jednak musiał przyznać, że przynajmniej w tym wypadku

rzeczywiście taka właśnie była. Być może gdyby wiedziała,

kim jest i co ma zamiar zrobić z Parker House, okazałaby się

mniej gościnna.

Brett nie bardzo wiedział, co ma o tej kobiecie myśleć.

Właściwie to wcale nie wierzył, że naprawdę była kochanką

jego dziadka, choć, z drugiej strony, trudno mu było znaleźć

jakieś inne, rozsądne wytłumaczenie jej obecności w tym do­

mu oraz nie skrywanej rozpaczy, jaką zademonstrowała na

pogrzebie. Chociaż nie miał ochoty chwalić swego dziadka,

z całą pewnością musiał schylić czoło przed jego znawstwem

kobiet. Nawet workowata suknia nie zdołała ukryć zgrabnej

figury Gayli.

- Widzę, że znalazł pan dzbanek.

Brett drgnął na dźwięk jej głosu. Nie wiadomo dlaczego

przestraszył się, że w jakiś cudowny sposób odgadła jego

myśli.

scandalous

czytelniczka

background image

16

TESTAMENT NEDA PARKERA

- Znalazłem. Bardzo dziękuję. - Uśmiechnął się i ruchem

głowy wskazał szalejącą za oknem zamieć. - Tym razem pro­

gnoza się sprawdziła. Tylko dzięki pani nie utknąłem w za­

spach. Mogłem na śmierć zamarznąć.

- Nigdy nie odprawiaj gościa z kwitkiem - powiedziała

Gayla takim tonem, jakby recytowała fragment jakiegoś prze­

pisu prawnego. A widząc zdziwione spojrzenie Bretta, wyjaś­

niła: - To pierwsza zasada przetrwania wszystkich hotelarzy.

Czy jadł pan już kolację? Mogę podać...

- Dziękuję, przegryzłem coś w restauracji w centrum

miasta.

- Więc może ma pan ochotę na coś słodkiego? Upiekłam

ciasto na wypadek... - w porę ugryzła się w język. Mało

brakowało, a wygadałaby się przed tym obcym człowiekiem,

że upiekła ciasto w nadziei, że córka Neda jednak na jego

pogrzeb przyjedzie. Ale Brett wciąż na nią patrzył tak, jakby

czekał na dokończenie zdania. Gayla zaczerwieniła się i od­

wróciła do niego plecami.

- Na wypadek czego? - dopytywał się Brett.

- Gdyby któryś z żałobników chciał po pogrzebie przyjść

do domu - mruknęła.

- No i co? Przyszli? - Brett był tego naprawdę ciekaw.

- Nie. To pewnie przez tę pogodę - odrzekła z nutą nie­

zadowolenia w głosie. Potem odwróciła się do Bretta i obda­

rzyła go uprzejmym uśmiechem. - Ale na szczęście pan przy­

jechał i ciasto się nie zmarnuje. Oczywiście, jeśli zechce się

pan poczęstować.

- Jasne. - Brett nie miał serca jej odmówić. Widać było,

że za nic na świecie nie chciała zostać sama. - Nie można

pozwolić, żeby się takie dobre ciasto zmarnowało.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

17

Usiadł przy kuchennym stole i patrzył, jak Gayla kroi cia­

sto, nakłada na talerzyk, a potem dekoruje je bitą śmietaną
i truskawkami. Wcale nie był głodny, a mimo to ślinka napły­

nęła mu do ust.

- Czy jeszcze na coś miałby pan ochotę? - zapytała.
- Proszę usiąść ze mną. Nienawidzę jeść sam.
Gayla usiadła i zaczęła miąć w palcach papierową serwet­

kę, którą wzięła ze stołu. Brett czuł, że wolałaby się kręcić po
kuchni, zamiast tak siedzieć bez żadnego zajęcia. Pomału jadł
ciasto i zastanawiał się, co by tu powiedzieć. Panująca w ku¬

chni cisza nawet jemu przeszkadzała.

- Doskonałe ciasto - powiedział w końcu. - Czy to pani

gotuje dla gości pensjonatu?

- Tak, jestem tu kucharką - roześmiała się. - A także po­

kojową, sprzątaczką, recepcjonistką i ogrodnikiem.

- Naprawdę wszystko robi pani sama? - Brett nie potrafił

ukryć zdumienia. - Nie ma tu żadnego personelu?

- Oprócz mnie nie ma nikogo. Zresztą, nie ma takiej po­

trzeby. W zimie rzadko ktoś do nas przyjeżdża. W lecie, kiedy
mamy dużo gości, wynajmuję kogoś do pomocy w sprzątaniu,

ale poza tym sama sobie ze wszystkim radzę - opowiadała

z przejęciem. - Pewnie dlatego ludzie tak bardzo lubią ma­
łe pensjonaty. Czują się tak, jakby mieszkali w domu, a nie
w hotelu.

Bretta zaskoczyła zarówno jej szczerość, jak i nie ukrywa­

ne oddanie dla Parker House i wykonywanej w nim pracy.
Nie rozumiał, jak ona to robi, że ma i czas i energię na pro­
wadzenie tak dużego domu i na to, aby być kochanką starca.

- Ilu gości może tu mieszkać naraz?
- Mamy sześć pokoi gościnnych. A w zeszłym roku wyre-

scandalous

czytelniczka

background image

18 TESTAMENT NEDA PARKERA

montowaliśmy wozownię i przerobiliśmy ją na apartament

dla nowożeńców. Na tyłach wozowni urządziliśmy niewielki

ogródek z wielką wanną. W letnie noce jest tam naprawdę

romantycznie.

Brett słuchał tego wszystkiego i zastanawiał się, jak by tu

ustalić, co łączyło tę kobietę z Nedem Parkerem. Doszedł do

wniosku, że musiałby chyba zapytać ją o to wprost.

- Od jak dawna ten dom jest w posiadaniu pani rodziny?

- zapytał podstępnie.

- Dom nie jest mój. Ja tu tylko pracuję. Należy... - urwała

i po chwili sama siebie poprawiła. - Należał do pana Parkera.

- Do tego człowieka, którego dziś pochowano?

- Tak. - Wstała i zaniosła wciąż jeszcze pełen kawy ku­

bek do zlewu.

- A co się stanie z domem?

- To zależy od spadkobierców. - Odwrócona do niego

plecami Gayla tylko wzruszyła ramionami.

- Nie mieszkają w Braesburgu? - dopytywał się Brett,

ciekaw, ile ona wie o rodzinie Parkera.

- Nie. Nie wiem, gdzie mieszkają. Pan Parker nigdy mi

o nich nie opowiadał. Wszystkimi sprawami majątkowymi

zajmuje się jego adwokat.

Gayla odstawiła kubek po kawie na suszarkę i zapatrzyła

się w wirujące za oknem płatki śniegu. Przygarbiła się, jakby

nagle nałożono na jej barki zbyt wielki ciężar. Po chwili

jednak otrząsnęła się z nurtujących ją myśli. Wzięła ręcznik

i wycierając ręce, powoli odwróciła się do Bretta.

- Czy chciałby pan obejrzeć dom? - zapytała bez cienia

poprzedniej melancholii w głosie. - Oprowadzę pana, a po­

tem pokażę pański pokój.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

19

- Bardzo bym chciał - ucieszył się Brett. Naprawdę nie

mógł się już doczekać, kiedy zobaczy dom, w którym jego

matka spędziła dzieciństwo.

Podniósł z podłogi swoją torbę podróżną, zarzucił ją sobie

na ramię i poszedł za Gaylą.

- Rodzina pani Parker wybudowała ten dom w 1830 roku

- powiedziała Gayla, kiedy znów znaleźli się przy drzwiach

frontowych. - Przyjechali z Niemiec. Zresztą tak samo jak

większość ówczesnych mieszkańców miasteczka.

Gayla zatrzymała się w progu salonu i zapaliła światło.

W jednym jego rogu pysznił się fortepian. Resztę przestrzeni

zaaranżowano tak, aby urządzić kilka osobnych kącików wy­

poczynkowych. Każdy z nich wyposażono w sofę oraz dwa

ogromne fotele.

- Większość mebli to prawdziwe antyki. Niektóre z nich

rodzina pani Parker przywiozła ze sobą z Niemiec. Nasi go­

ście mogą sobie tutaj odpocząć.

Zgasiła światło i przeszła do znajdującej się po przeciwnej

stronie wielkiego holu jadalni. Znów zapaliła światło. Nad

wielkim mahoniowym stołem rozjarzył się kryształowy ży­

randol.

- Większość posiłków jadamy tutaj, ale kiedy pogoda do­

pisuje, lubię podawać śniadania na werandzie. - Wyłączyła

światło i skinęła na Bretta, żeby jej towarzyszył. - To moje

ulubione miejsce. Jest mniejsza od jadalni i bardziej przytul­

na. Kiedy postanowiliśmy otworzyć w Parker House pensjo­

nat, zagospodarowałam także werandę z tyłu domu.

Gayla otworzyła niewielkie drzwi. Kiedy zrobiło się jasno,

Brett pomyślał sobie, że znalazł się w kwitnącym ogrodzie.

Tyle tu było kwiatów i kolorowych ozdób.

scandalous

czytelniczka

background image

20

TESTAMENT NEDA PARKERA

- Pewnie i to pani sama zrobiła? - zapytał Brett, dojrza­

wszy na twarzy Gayli wyraz dumy.

- Nie dałabym rady. - Z powagą pokręciła głową. - Nie

znam się na stolarce. Ja tylko pomalowałam ściany, uszyłam

draperie i obrusy. No i wyhodowałam rośliny. Całą resztę zro­

bił jeden z miejscowych fachowców.

Powiedziała to takim tonem, jakby jej wkład pracy był

minimalny, ale Brett i tak się domyślił, że to jej smakowi, jej

wyobraźni i jej złotym rękom zawdzięczała weranda swój

wygląd i nastrój.

- Może miałby pan ochotę obejrzeć teraz pokoje na pię­

trze? - zapytała uprzejmie.

- Nawet bardzo - odrzekł Brett, przerzucając torbę po­

dróżną na drugie ramię. - Jeśli, oczywiście, nie ma pani nic

przeciwko temu.

Poszli na górę. Gayla zatrzymała się u szczytu schodów.

- Ten pokój przygotowałam dla pana, ale obejrzymy go

sobie na końcu - powiedziała, wskazując najbliższe drzwi. -

W tej części domu są trzy pokoje, a w tamtej - cztery. Pomię­

dzy nimi jest ten pokój, w którym pan dzisiaj zamieszka.

Stanęła przy drzwiach następnego pokoju i ze śmie­

chem pokazała palcem przytwierdzoną do drzwi mosiężną

tabliczkę.

- Ned wpadł na pomysł, żeby nazwać poszczególne po­

koje nazwiskami teksańskich polityków. Postarał się przy tym,

żeby demokraci byli po lewej stronie, a republikanie po pra­

wej. Twierdził, że to konieczne, bo inaczej by się pobili.

A więc stary miał także poczucie humoru, pomyślał Brett,

całkiem niewzruszony tą nową wiedzą. Szedł za Gaylą i tylko

jednym uchem słuchał opowiadanej przez nią historii Parker

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

21

House. Na końcu korytarza były drzwi pozbawione jakiejkol­

wiek tabliczki. Gayla nacisnęła klamkę, ale zaraz cofnęła rękę.

W jej oczach zabłysły łzy.

- To był pokój pana Parkera - powiedziała.

Odwróciła się na pięcie i poprowadziła go do tego pokoju

u szczytu schodów, który na tę noc przeznaczyła dla niego.

Rola przewodnika przestała ją już bawić.

- Ten pokój nosi imię pani Parker - powiedziała Gayla.

- Ned mówił, że Marjorie była urodzonym rozjemcą. To dla­

tego umieścił ją pomiędzy dwoma partiami. Z tego, co o niej

wiem od Neda i od innych, wynika, że była cichą, niepozorną

kobietą, ale potrafiła trzymać żelazną ręką nawet najbardziej

upartego osobnika. Na pewno bardzo jej się ta umiejętność

przydała, skoro była żoną Neda. Bardzo ją kochał.

Kochający mąż, pomyślał z ironią Brett. Mama zupełnie

co innego mi mówiła.

- Mam nadzieję, że będzie tu panu wygodnie - powie­

działa Gayla. Weszła do pokoju i zapaliła nocną lampkę. - Ma

pan tu osobną łazienkę. Ręczniki są w bieliźniarce za drzwia­

mi.

Brett pomyślał, że Gayla prawdopodobnie ma już dosyć

jego obecności i chciałaby jak najprędzej zostać sama.

- Proszę mi wybaczyć - powiedziała, splatając i rozplata­

jąc dłonie. - Jestem już trochę zmęczona. Wie pan, gdzie jest

kawa, więc proszę się nie krępować. Telewizor stoi w gabine­

cie. W ogóle proszę się czuć jak u siebie w domu.

- Jak w domu? - mruknął Brett po jej wyjściu. - Nie ma

mowy. Na pewno nie tutaj.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Wprawdzie Brett obiecywał sobie, że kiedy tylko znajdzie

się w łóżku, zaśnie kamiennym snem, ale sen nie przychodził.

Podłożył więc ręce pod głowę i wpatrywał się w sufit.

Właśnie wrócił z wyczerpującej inspekcji sieci domów to­

warowych Sinclaira (musiał objechać aż trzy stany), kiedy

dostał wiadomość, że ma się natychmiast skontaktować z ad­

wokatem swojej matki. W pierwszym odruchu chciał zigno­

rować tę wiadomość albo chociaż najpierw odpocząć, a po­

tem zadzwonić do adwokata. Teraz żałował, że postąpił

inaczej.

To właśnie adwokat matki przekazał Brettowi wiadomość

o śmierci dziadka. Podobno otrzymał telegram z Braesburga,

w którym adwokat starego Parkera prosił, aby Christine, mat­

ka Bretta, przyjechała na pogrzeb. Brett pomyślał z goryczą,

że stary jednak chciał, żeby córka wróciła do domu. Niestety,

trochę się spóźnił. Christine Sinclair nie mogła już nigdzie

wrócić, bo nie żyła od sześciu miesięcy.

Adwokat przypomniał mu, że jako jedyny spadkobierca

Christine, Brett odziedziczy cały majątek swego dziadka. Ale

Brett niczego od starego nie chciał. A już najmniej jego prze­

klętych pieniędzy. Za to bardzo chciał skończyć tamtą bez­

sensowną rozmowę i iść spać, ale adwokat twierdził, że, przez

wzgląd na matkę, powinien pojechać na pogrzeb. Brett wcale

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 23

tak nie uważał, ale żeby się pozbyć natrętnego prawnika,

obiecał mu, że jak tylko trochę odpocznie, natychmiast za­

dzwoni do tego adwokata z Braesburga.

A jednak, nie wiadomo dlaczego, zupełnie nie mógł za­

snąć. W końcu wstał, spakował torbę i znów wsiadł do furgo­

netki. Jechał całą noc i pół dnia i przyjechał do Braesburga

akurat wtedy, kiedy kondukt wchodził na cmentarz.

A teraz leżał w łóżku w domu swego dziadka i wciąż nie

mógł zasnąć. Na domiar złego zaczął mu dokuczać wrzód

żołądka. Brett westchnął, zapalił nocną lampkę i podłożył

sobie pod głowę jeszcze jedną poduszkę. Rozejrzał się po

pokoju. Wszędzie widać było ślady troskliwej ręki Gayli. Na

nocnym stoliku stał koszyczek z owocami i talerzyk z herbat­

nikami, mała porcelanowa miseczka pełna różnokolorowych

cukierków oraz dzbanek z wodą i kryształowa szklaneczka.

Brett wychylił się z łóżka i dotknął palcem dzbanka. Zaraz

jednak wrócił do poprzedniej pozycji, odruchowo przyciska­

jąc dłonią bolący żołądek. Nie wody mu było trzeba, ale

mleka, które zawsze łagodziło przeraźliwe pieczenie.

Przypomniał sobie, jak Gayla na pożegnanie powiedziała,

żeby się czuł jak u siebie w domu. Miał nadzieję, że nie będzie

mu miała za złe, jeśli zajrzy do lodówki.

W samych tylko dżinsach, boso, wyszedł z pokoju. Po

cichutku zszedł na dół. Zanim jednak doszedł do kuchni,

usłyszał jakiś dźwięk. Zatrzymał się i chwilę nasłuchiwał. Coś

działo się w gabinecie. Brett pomyślał, że pewnie zapomniał

wyłączyć telewizor. Wszedł do pokoju i zamarł. Przy komin­

ku, w starym skórzanym fotelu siedziała Gayla. Płakała.

Brett po cichutku wycofał się z pokoju. Nie chciał jej

przeszkadzać. Ale po chwili wrócił. Serce mu się ściskało

scandalous

czytelniczka

background image

24

TESTAMENT NEDA PARKERA

z żalu na wspomnienie wstrząsanych tłumionym szlochem

ramion Gayli. Pomyślał, że nie powinna być teraz sama.

- Czy coś się stało, proszę pani? - zapytał.

Usłyszawszy jego głos, odwróciła się gwałtownie, po czym

szybko wstała z fotela.

- Nic się nie stało - chlipnęła. - Nie mogłam zasnąć,

więc... - Przycisnęła dłoń do ust, chcąc powstrzymać płacz.

Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zemdleć,

- Proszę usiąść i odpocząć - powiedział Brett, niemal siłą

wciskając ją z powrotem w fotel. - Przyniosę pani coś do

picia. Szklankę ciepłego mleka albo odrobinę whisky.

- Nie, nie... Naprawdę nie trzeba - wyjąkała, okrywając

kolana połami szlafroka. - Przepraszam, że pana obudziłam.

- Wcale mnie pani nie obudziła. Ja także nie mogłem spać.

- Brett usiadł na podłodze obok fotela. Podciągnął kolana pod

brodę i zastanawiał się, co właściwie powinien teraz zrobić.

- Może zadzwonić po któregoś z pani krewnych?

- Nie. - Gayla pokręciła głową. Nie patrzyła mu w oczy.

- Ja nie mam nikogo.

- Trochę tu zimno - powiedział Brett. Nie chciał, żeby się

domyśliła, że zimny dreszcz, który nim wstrząsnął, spowodo­

wany był beznadziejnym smutkiem jej zapłakanych oczu.

- Bardzo przepraszam. Zmniejszyłam ogrzewanie na par­

terze, zanim się położyłam. Ale jeśli panu zimno - znów

wstała z fotela - to zaraz je włączę.

Brett wziął ją za rękę i na powrót usadził w fotelu. Po

raz pierwszy w życiu na własne oczy widział tak usłużną

kobietę.

- Wolałbym rozpalić ogień na kominku - powiedział. -

To powinno rozwiązać problem chłodu.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

25

- Zaraz to zrobię.

- Ja to zrobię. - Brett położył rękę na jej ramieniu, zanim

Gayla zdołała się podnieść.

Usłuchała, choć widać było, że robi to niechętnie. Brett

ułożył polana w kominku. Ogień zaczął lizać suche drewno.

Płomienie rzucały żywy blask na nagi tors Bretta, odbijały się

w wiszącym na jego szyi złotym łańcuszku, na którym koły­

sała się obrączka.

Gayla nigdy dotąd nawet nie pomyślała o tym, że może

jej brakować seksu, w tej chwili jednak nie potrafiła ode­

rwać oczu od tego mężczyzny. Jej gość miał szerokie, pięk­

nie uformowane i zwężające się ku pośladkom plecy. Gay­

la miała niezdrową ochotę dotknąć tych jego pośladków

i poczuć, jak pracują mięśnie. Na szczęście Brett w tej właś­

nie chwili odłożył pogrzebacz i usiadł na podłodze obok fo­

tela.

- Dlaczego pani tu przyszła? - zapytał po chwili.

- Sama nie wiem - powiedziała cicho. Bała się, że znów

wybuchnie płaczem. Pytanie Bretta przywróciło ją ponurej

rzeczywistości. - Chyba poczułam się samotna. Ned całymi

dniami przesiadywał w tym pokoju. Pomyślałam, że jak tu

sobie posiedzę, to znajdę się trochę bliżej niego.

- Ja też czasami tak robiłem - powiedział Brett, wpatrując

się w ogień. - Po śmierci mamy wchodziłem do jej sypialni

tylko po to, żeby pooddychać jej zapachem. Dzięki temu

czułem się trochę mniej samotny.

- Ned palił najbardziej śmierdzące cygara na świecie.

Oczywiście były to bardzo dobre cygara. Przynajmniej on

tak twierdził. Po pierwszym zawale lekarz zabronił mu pa­

lenia, ale Ned i tak czasami sobie podpalał. - Gayla uśmiech-

scandalous

czytelniczka

background image

26

TESTAMENT NEDA PARKERA

nęła się lekko. - Naprawdę nie wiem, jak mógł przypusz­

czać, że tego nie zauważę. Te jego cygara czuć było w całym

domu.

W tej chwili znów łzy nabiegły jej do oczu. Wytarła je

wierzchem dłoni.

- Przepraszam - powiedziała. - Chyba nie potrafię prze­

stać płakać.

- Kiedy się straci kogoś bliskiego, to zawsze jest ciężko.

Czasami rozmowa o nim może przynieść ulgę - powiedział

z namysłem Brett. Miał nadzieję, że może wreszcie dowie się,

co łączyło tę kobietę z jego dziadkiem.

Gayla podniosła głowę. Spojrzała na niego zaskoczona.

Miał takie uczciwe, niebieskie oczy. I biło od niego jakieś

dziwne ciepło, obiecujące ulgę, której ona tak bardzo potrze­

bowała. Zapragnęła wypłakać na jego ramieniu wszystkie

swoje żale. Ale przecież ten mężczyzna był gościem pensjo­

natu i zupełnie obcym człowiekiem.

- Dziękuję, ale jakoś sobie poradzę - mruknęła, unikając

jego spojrzenia. Wstała z fotela i wierzchem dłoni starła re­

sztę łez z policzków. - Może ma pan ochotę na kawę? Dopiero

co zaparzyłam świeżą.

Brett nie miał ochoty na kawę, ale pełne nadziei spojrzenie

tej kobiety upewniło go, że nie chciała być sama.

- Za kawę dziękuję - powiedział, wstając z dywanu - ale

bardzo chętnie napiłbym się mleka.

- Wobec tego przyniosę panu mleko. - Gayla zrobiła krok

w stronę drzwi.

- Mam na imię Brett. - Położył jej rękę na ramieniu i za­

prowadził z powrotem do fotela. - Ty sobie posiedzisz przy

kominku, a ja przyniosę nam coś do picia.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

27

- Ale ty jesteś gościem. - Gayla omal nie wpadła w pani­

kę. - Nie mam prawa wymagać, żebyś mi usługiwał.

- Niczego ode mnie nie wymagasz. Ja sam to zapropono­

wałem. Nie ruszaj się stąd. Zaraz wrócę.

Zgodnie z zapowiedzią Gayli, na kuchni stał dzbanek świe­

żo zaparzonej kawy. Brett nalał pełen kubek, potem napełnił

szklankę mlekiem i wrócił do gabinetu. Gayla siedziała tam,

gdzie ją zostawił. Jak urzeczona wpatrywała się w płonący na

kominku ogień. Brett podał jej kubek z kawą.

Przestraszyła się. Uniosła głowę. Policzki znów miała mo­

kre, a oczy opuchnięte od płaczu. Brett ostrożnie umieścił

kubek z kawą w dłoniach Gayli. Otuliła go dłońmi, jakby

koniecznie musiała je o coś ogrzać.

- Dziękuję - powiedziała cichutko.

- Bardzo proszę. - Brett zajął swoje miejsce na podłodze.

Szybko wypił mleko i odstawił szklankę. Odchylił się do tyłu,

oparł na łokciach i wyciągnął swoje długie nogi w stronę

kominka. Przyglądał się Gayli kątem oka.

Siedziała wpatrzona w ogień. Brett mógłby przysiąc, że

oprócz smutku, który tak wyraźnie malował się na jej twarzy,

dostrzega tam jeszcze coś. Jakby strach. Nie wiedział jednak,

czego właściwie miałaby się bać. Czyżby samotności? A mo­

że utraty domu i pracy? Zmarszczył czoło, chcąc odsunąć od

siebie narastające poczucie winy.

Nie jestem za nią odpowiedzialny, myślał. Ona sama,

ż własnej i nieprzymuszonej woli, podjęła decyzję, która do­

prowadziła ją do takiego stanu. Ja nie miałem z tym nic

wspólnego. Przekażę Parker House miastu. I nic mnie nie

obchodzi, że Gayla Matthews straci w ten sposób i dom,

i pracę.

scandalous

czytelniczka

background image

28 TESTAMENT NEDA PARKERA

Ale ani te przekonywające myśli, ani masaż, ani nawet i

mleko nie zmniejszyły nieprzyjemnego pieczenia w żołądku

Bretta.

Gayla przycisnęła pusty już kubek do czoła. Widocznie

tym razem potraktowała go jak lek na ból głowy.

- Przynieść ci jeszcze kawy? - zapytał Brett.

Wzdrygnęła się, jakby zapomniała, że oprócz niej jest

w pokoju ktoś jeszcze.

- Nie, dziękuję - pokręciła głową.

- A może dać ci aspirynę? - Brett wyjął kubek z jej drżą­

cej dłoni.

Gayla znów pokręciła głową. Oparła się plecami o podu­

szki fotela, zamknęła oczy i palcami gładziła wytartą skórę na

poręczach. Czuła na sobie spojrzenie Bretta. Mimo że był

obcym człowiekiem, wdzięczna mu była za to, że dotrzymy­

wał jej towarzystwa.

- Mów do mnie - poprosiła.

- O czym mam mówić? - Brett spojrzał na nią zasko­

czony.

- O czymkolwiek. Opowiedz mi, gdzie mieszkasz, co ro­

bisz, po co przyjechałeś do Braesburga. Cokolwiek.

- Przyjechałem tu w interesach - powiedział po chwili

namysłu. Był prawie pewien, że nie skłamał. W końcu rze­

czywiście przyjechał do Braesburga po to, żeby załatwić pew­

ną sprawę. - Na stałe mieszkam w Kansas City.

- Masz rodzinę? - zapytała Gayla.

- Nie. Moi rodzice nie żyją.

- A rodzeństwo?

- Jestem jedynakiem.

- Ja mam dziewięcioro rodzeństwa. Czterech braci i pięć

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

29

sióstr - powiedziała Gayla. Oczy wciąż miała zamknięte, ale

na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Od lat ich nie

widziałam. Porozjeżdżali się po całych Stanach. Tylko ja jed­

na zostałam w Teksasie.

- Dziewięcioro - powtórzył Brett, wpatrując się w ogień na

kominku. Jak każdy jedynak, bardzo chciał mieć rodzeństwo.

- Czym się zajmujesz w Kansas City?

- Jestem prezesem Sinclair Corporation - powiedział wy­

rwany z zamyślenia Brett. - To sieć domów towarowych, któ-

rej właścicielem był mój ojciec.

- To jesteś ważną osobą.

- Jestem prezesem wyłącznie z nazwy. Rada dyrektorów

korporacji czuwa nad tym, żebym, broń Boże, nie miał nic do

powiedzenia.

- Gdybym miała zgadywać, to powiedziałabym, że jesteś

farmerem. - Gayla nie chciała drążyć tematu.

- Farmerem? - zdziwił się Brett.

- Nosisz dżinsy i kowbojskie buty, jeździsz furgonetką...

To bardziej pasuje do farmera niż do prezesa korporacji.

- Moja rada dyrektorów pewnie by się z tobą zgodziła

- roześmiał się Brett. - W kółko mi powtarzają, że powinie­

nem poprawić swój image. Woleliby, żebym nosił garnitury

z kamizelką. Ale ja najlepiej się czuję w dżinsach.

- Ned też był taki - westchnęła Gayla. - Miał w nosie

konwenanse.

Brettowi to porównanie nie przypadło do gustu, ale Gayla

nawet tego nie zauważyła.

- Ludzie z miasta nie szczędzili mu cierpkich uwag, kiedy

mnie tu przywiózł - ciągnęła. - Okropnie plotkowali.

Trudno się temu dziwić, pomyślał Brett. Staruch, który

scandalous

czytelniczka

background image

30

TESTAMENT NEDA PARKERA

bierze sobie dziewczynę co najmniej trzy razy od siebie młod­

szą? Jasne, że taki układ musiał sprowokować mnóstwo

plotek.

Brett nie potrafił oprzeć się pokusie ustalenia, czy Gayla

rzeczywiście była kochanką Neda, czy też ludzie, jak zwykle,

niepotrzebnie strzępili sobie na niej języki.

- Bardzo się tymi plotkami przejmowałaś? - zapytał.

- Niektórymi tak - uśmiechnęła się smutno. - Właściwie

przywykłam do tego, że ludzie obnoszą mnie na językach.

Tylko Neda naprawdę nie obchodziło, co o nim mówią. Pew­

nego dnia przyszła do niego delegacja obywateli miasta. Mó­

wili coś o obowiązkach moralnych, a on ich odesłał do wszy­

stkich diabłów.

Dzielny człowiek, pomyślał Brett, ale czym prędzej zdu­

sił w sobie zdradziecką myśl. Nie miał prawa myśleć do­

brze o człowieku, który życie jego własnej matki zamienił

w piekło.

- To znaczy, że nie byłaś jego kochanką? - Brett nie po-

trafił już ani chwili dłużej powstrzymać niezdrowej cieka­

wości.

Gayla powoli podniosła głowę. Popatrzyła na niego

ze zdumieniem. Było całkiem oczywiste, że poczuła się obra­

żona.

- Jasne, że nie - odrzekła wyniośle. - Choć dla plotkarzy

nie miało to, oczywiście, najmniejszego znaczenia.

Brett pożałował nieopatrznych słów. Niestety, cofnąć się

ich nie dało. Mógł jedynie spróbować zmienić temat.

- Jak to się stało, że zostałaś zarządcą pensjonatu Parker

House? - zapytał.

- To długa historia - powiedziała Gayla.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

31

- Ja się nie spieszę.
Wciąż wpatrywała się w ogień. Trwało to tak długo, że

Brett stracił nadzieję na odpowiedź. A jednak w końcu się
odezwała.

- Moja rodzina bez przerwy się przeprowadzała - powie­

działa tak cicho, że ledwie mógł ją usłyszeć. - Dużo nas było,
a mama... No cóż... Miała niezwykły talent do wybierania
sobie najbardziej bezwartościowych mężczyzn na świecie. Za
każdym razem, kiedy wychodziła za mąż, obiecywała nam,
że będziemy wreszcie mieli prawdziwy dom, jedzenia pod
dostatkiem i nowe ubrania. Zwykle jednak każdy z jej mężów
brał znacznie więcej, niż dawał. Kiedy tylko gdzieś zamie­
szkaliśmy, mama zatrudniała się jako kelnerka albo kucharka,
ale ponieważ było nas dużo, to nigdy nie udało jej się zarobić
tyle, żeby starczyło na wszystkie nasze potrzeby. Toteż nasza
egzystencja w znacznym stopniu zależała od łaskawości i hoj­
ności mieszkańców miasta, w którym się zatrzymywaliśmy.
W końcu jednak ich gościnność się kończyła i musieliśmy się
wyprowadzić.

Brett bez trudu wyczuł w jej głosie zakłopotanie, upoko­

rzenie, ale także dumę, która sprawiała, że korzystanie z cu­
dzej dobroczynności było dla Gayli uciążliwe.

- Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, a byłam wtedy

w klasie maturalnej, przeprowadziliśmy się do Braesburga
- ciągnęła Gayla. - Dostałam pracę w sklepie żelaznym pana
Parkera. Wszystko wspaniale się układało. Mama po raz szó­
sty wyszła za mąż i zamieszkaliśmy w małym domku na

przedmieściu. Ale nowy mąż mamy został zwolniony z pracy
i znów musieliśmy się przeprowadzić. Nie chciałam nigdzie
wyjeżdżać. Chciałam spokojnie skończyć szkołę i zdać matu-

scandalous

czytelniczka

background image

32

TESTAMENT NEDA PARKERA

rę w Braesburgu. Ned wiedział o tym. Poszedł do mojej matki

i ojczyma na rozmowę. Zaproponował, żeby zrobili go moim

prawnym opiekunem i pozwolili mi zamieszkać w Parker

House, dopóki nie skończę szkoły.

- No i co, zgodzili się? - zapytał Brett. Diabli go brali na

myśl o tym, że stary wyrzucił z domu rodzoną córkę, a cał­

kiem obcą dziewczynę, z własnej i nieprzymuszonej woli,

przyjął pod swój dach.

- Jasne. Ubyła im jedna gęba do wykarmienia. - Gayla

wcale nie sprawiała wrażenia rozżalonej takim rozwojem wy­

padków.

- No dobrze, ale od tamtej pory minęło sporo czasu, a ty

wciąż jeszcze tu jesteś.

- Skończyłam szkołę, ale wcale nie miałam ochoty stąd wy­

jeżdżać. Bardzo pokochałam to miasto. Pan Parker zapropono­

wał mi pracę na pełnym etacie i wykonywałam ją jeszcze przez

następne trzy lata. Potem zachorował i musiał zamknąć sklep.

Nie mogłam go opuścić. Nie miał nikogo, kto by się o niego

zatroszczył. Zostałam jego pielęgniarką i gospodynią domową.

- Mam nadzieję, że za tę samą pensję.

- Za nic nie przyjęłabym od niego pieniędzy - obruszyła

się Gayla. - W końcu to on mi stworzył dom i nigdy niczego

nie żądał w zamian.

- A jak to się stało, że otworzyliście pensjonat? - zapytał

Brett. Coraz mniej tę kobietę rozumiał. Nie wiedział, czy jest

beznadziejnie głupia, czy też może niesłychanie dobra.

- Potrzeba nas do tego zmusiła - powiedziała Gayla. -

Zdrowie nie pozwalało panu Parkerowi prowadzić interesu,

a rachunków nie ubywało. Coraz trudniej było mu związać

koniec z końcem.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

33

- Dlaczego więc nie sprzedał tego domu?

- Za żadne skarby świata by tego nie zrobił. Dzięki temu,

że otworzyliśmy pensjonat, udało nam się zarabiać pieniądze

bez konieczności sprzedaży domu.

- Uparty osioł - mruknął Brett. - Moim zdaniem, powi­

nien był sprzedać ten dom.

- Jasne, że był uparty - zgodziła się Gayla. - Ale Parker

House znaczył dla niego więcej niż największa nawet suma,

jaką mógłby za niego dostać. To był jego dom rodzinny.

Zresztą mój w pewnym sensie także.

Brett uważał, że Ned Parker był skończonym głupcem,

a Gayla, która trzymała jego stronę, była jeszcze głupsza od

niego. Już miał jej to powiedzieć, kiedy dostrzegł błyszczące

w jej oczach łzy.

- Przepraszam - powiedział zawstydzony, że znów przez

niego płakała. Położył dłoń na dłoni Gayli. Żar rozlał się

po całym jego ciele. Szybko cofnął rękę. - Naprawdę nie

chciałem.

- Ned Parker rzeczywiście był uparty jak osioł, ale ja i tak

go kochałam. - Gayla zwróciła do Bretta zapłakaną twarz.

- Zawdzięczam mu to wszystko, o czym zawsze marzyłam:

dom, rodzinę i korzenie.

Łkanie wstrząsało jej drobnym ciałem. Brett uznał, że to

on jest odpowiedzialny za ten wybuch rozpaczy. Ze zwykłej

ciekawości wypytywał ją o przeszłość, wywołując tym boles­

ne wspomnienia. Uklęknął przed fotelem, ale ręce trzymał

przy sobie, żeby znów przypadkiem nie dotknąć Gayli.

- Tak mi przykro - powiedział. - Nie płacz. Błagam.

Nie mógł już dłużej znieść jej cierpienia. Objął ją i mocno

do siebie przytulił. Bardzo się zdziwił, kiedy, łkając, zarzuciła

scandalous

czytelniczka

background image

34

TESTAMENT NEDA PARKERA

mu ręce na szyję i także się do niego przytuliła. Nie bardzo

wiedział, jak ma się zachować. Gładził ją po wstrząsanych

łkaniem plecach.

- Cicho - uspokajał, przytulając policzek do jej włosów.

Jedwabiste pasma pachniały różami. - Nie płacz już - popro­

sił cicho.

Ale ona płakała i to coraz bardziej rozpaczliwie. Brettowi

wydała się nagle bardzo mała i strasznie delikatna. Wiedział, że

nie zasłużyła sobie na takie cierpienie. Tak samo zresztą jak jego

matka nie zasłużyła sobie na to wszystko, co przez Neda Parkera

wycierpiała. Nagle zapragnął zaopiekować się Gaylą, obronić ją

przed jej własną rozpaczą. Mocniej przytulił ją do siebie i kołysał

w ramionach, jak gdyby była małą dziewczynką.

Ona także się do niego tuliła. Brett uczuł na piersi dotyk

jej biustu, a ciało jego odpowiedziało na ten dotyk w najbar­

dziej naturalny sposób na świecie. Najpierw pocałował ją

w czoło, a stamtąd już tylko centymetry dzieliły go od poli­

czka Gayli. Miała bardzo delikatną i słoną od łez skórę. Ujął

twarz Gayli w obie dłonie i uniósł ją do góry.

Ich oczy się spotkały. Zapłakane, brązowe oczy Gayli wy­

glądały na bladej twarzy jak rozpuszczone czekoladki. Były

tak smutne, że Brettowi serce ścisnęło się z żalu.

Zmarnowała młodość, dbając o starego człowieka, pomy­

ślał. A teraz jeszcze okazało się, że nie ma przed sobą żadnej

przyszłości.

Nie powinna mu się była w tej chwili podobać. Zapłakana,

owinięta spłowiałym szlafrokiem... A jednak Brett pożądał

jej jak nikogo na świecie. Lekko rozchylone usta Gayli znaj­

dowały się tak blisko... Nie zastanawiając się nad tym, co

robi, Brett nachylił się...

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

35

Najpierw poczuła na twarzy jego ciepły oddech. Zesztyw­

niała, kiedy usta Bretta spoczęły na jej wargach. Po chwili

jednak pozwoliła sobie przyjąć nieoczekiwany pocałunek.

Droga od rozpaczy do uniesienia stała otworem. Nie całkiem

zdając sobie sprawę z tego, co robi, Gayla poszła tą drogą.

Potrzebowała ciepła i pociechy. Chciała oderwać się od smut­

ku i nękających ją obaw.

Przytuliła się do Bretta. Grzała się w cieple pulsującej w je­

go żyłach młodości i witalności. Dotknięcie jego ust było

czułe, a jego oddech dawał nowe życie, którego tak bardzo

potrzebowała.

Brett zdjął okrywający kolana Gayli gruby pled i rozpo­

starł go przed kominkiem. Potem pociągnął ją za sobą, położył

na pledzie... Scałowywał z policzków Gayli słone łzy, a lo­

dowaty smutek, który o mało jej nie pochłonął, zmienił w pło­

mienną żądzę.

Kochali się w ciepłym blasku płonącego na kominku og­

nia. Z każdą chwilą, z każdym oddechem, z każdym dotknię­

ciem, Gayla coraz bardziej oddalała się od smutku, rozpaczy

i strachu.

Brett leżał obok Gayli. Oparł się na łokciu, żeby ją lepiej

widzieć. Spała. Delikatnie, żeby jej nie obudzić, odsunął z jej

twarzy kosmyk złotych włosów.

Nigdy dotąd wobec żadnej kobiety nie był taki czuły. A te­

raz wydawało mu się, że serce w piersi całkiem mu się rozto­

piło. Zupełnie nie rozumiał, jak do tego doszło. Nie wiedział,

jak to się stało, że bez pamięci kochał się z Gaylą, którą chciał

tylko pocieszyć.

Ogień na kominku dogasał. Zrobiło się chłodno. Brett

scandalous

czytelniczka

background image

36 TESTAMENT NEDA PARKERA

wstał, nałożył spodnie i okrył śpiącą Gaylę szlafrokiem. Jeśli

nie mieli oboje umrzeć z zimna, musiał ją zanieść do sypialni.

Westchnęła przez sen. Ufnie wtuliła twarz w szeroki tors

Bretta. Rozczulony, uśmiechnął się i bardzo ostrożnie, żeby

jej nie obudzić, zaniósł Gaylę do swojego pokoju.

Gayla uniosła głowę.

Pokój pani Parker? zdziwiła się. Jak ja się tu dostałam?

Z przerażeniem stwierdziła, że jest zupełnie naga. Obok

niej leżał Brett. Naciągał na siebie kołdrę, którą Gayla, pod-

nosząc się, z niego ściągnęła. Natychmiast przypomniała so­

bie wszystkie wydarzenia poprzedniego wieczora. Nie pamię-

tała tylko, jakim sposobem znalazła się w tym łóżku.

- Co ja zrobiłam - wyszeptała, przysłaniając usta drżący¬

mi palcami.

Ostrożnie wysunęła się z łóżka. Chwyciła leżący na pod­

łodze szlafrok, byle jak go na siebie zarzuciła i niemal bie­

giem pognała do drzwi. Uchyliła je po cichutku i przez wąską

szczelinę wyśliznęła się na korytarz.

Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? jęknęła w duchu.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Brett wyciągnął rękę, ale nie mógł dosięgnąć Gayli. Leni­

wie otworzył jedno oko i uniósł głowę. Łóżko było puste.

Opadł z powrotem na poduszkę i zakrył oczy rękami.

Głupcze, pomyślał ze złością. Co ty sobie w ogóle wyob­

rażałeś?

Usiłował przekonać samego siebie, że Gayla jest tak samo

winna wczorajszej przygodzie jak i on. Do niczego jej prze­

cież nie zmuszał. Wiedział, niestety, że to tylko połowa pra­

wdy. Niecnie wykorzystał rozpacz Gayli i wyobrażał sobie...

Właściwie sam nie wiedział, co.

Była taka bezbronna, myślał. Oddała mi wszystko, co mia­

ła, a ja chcę ją pozbawić domu, który ona tak kocha.

Postanowił, że przynajmniej jednego upokorzenia jej

oszczędzi: nie będzie musiała patrzeć mu w oczy w blasku

dnia. Wziął prysznic, ubrał się i spakował. Najchętniej zaraz

wyjechałby z miasta, ale przedtem musiał jeszcze skontakto­

wać się z adwokatem dziadka, załatwić wszystkie formalności

związane z przejęciem spadku i przekazaniem go miastu.

Gayla stanęła w drzwiach pokoju, w którym spał Brett.

Pościel na łóżku była skotłowana, a jego ubranie i torba po­

dróżna zniknęły. Z łazienki dochodził zapach pary, mydła

i męskiej wody kolońskiej.

scandalous

czytelniczka

background image

38 TESTAMENT NEDA PARKERA

Gayla zrozumiała, że sobie poszedł. Spodziewała się tego

już jakiś czas temu, kiedy bezskutecznie wołała go na śniada-

nie. Właściwie to nawet modliła się o to, żeby nie musiała

patrzeć mu w oczy po tym, co wczoraj pomiędzy nimi zaszło.

Ale kiedy jej modlitwy zostały wysłuchane i Brett rzeczywi­

ście odszedł bez pożegnania, zrobiło się jej bardzo smutno.

Powoli weszła do pokoju. Podniosła leżący na podłodze

mokry ręcznik i przytuliła go do twarzy. Gorzkie łzy napły-

nęły jej do oczu. Wiedziała, że do końca życia nie zapomni

tej szalonej nocy ani tego człowieka, dzięki któremu choć

przez chwilę nie była zupełnie sama na świecie.

Westchnęła i zaczęła ściągać powłoczki z poduszek. Dwa

studolarowe banknoty upadły na podłogę. Było to dwukrotnie

więcej, niż kosztował pokój. A więc zapłacił jej nie tylko za

nocleg, ale i za usługę. Nie wiedziała, jakim cudem udało jej

się przeżyć to upokorzenie.

Brett włożył monetę do aparatu telefonicznego i nakręcił

zapisany na skrawku papieru numer.

- Czy mógłbym rozmawiać z Johnem Thomasem? - za­

pytał sekretarkę, która odebrała telefon.

- A czy mogę wiedzieć, kto mówi?

- Brett Sinclair.

- Proszę chwileczkę zaczekać.

Nie czekał długo. Po chwili w słuchawce rozległ się męski

głos.

- Mówi John Thomas. Czym mogę panu służyć?

- Nazywam się Brett Sinclair. Jestem synem Christine

Parker Sinclair.

- Miałem nadzieję, że Christine zjawi się tu osobiście

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 39

- odezwał się adwokat po długiej chwili milczenia. Brett wy­

czuł w jego głosie pretensję lub nawet naganę.

- Christine Sinclair zmarła pół roku temu - powiedział

zniecierpliwiony Brett. - Jestem jej synem i jedynym żyją­

cym spadkobiercą.

- Rozumiem. Wobec tego jest pan także jedynym spadko­

biercą majątku dziadka?

- Tak mi się wydaje. Miałem nadzieję, że uda się nam

spotkać i uładzić jakoś cały ten bałagan.

- Im szybciej to nastąpi, tym lepiej - zgodził się prawnik.

- Jestem w restauracji w centrum miasta. Za pięć minut

mógłbym być u pana. Jeśli, oczywiście, ten termin panu od­

powiada.

- Dobrze. Przygotuję testament.

Biuro Johna Thomasa znajdowało się na piętrze jedynego

w Braesburgu banku. Potwierdziło to tylko wcześniejsze

przypuszczenia Bretta, że będzie miał do czynienia z adwo­

katem, który nie ma zbyt wielu klientów.

John Thomas był postawnym mężczyzną o nienagannych

manierach. Osobiście powitał Bretta w drzwiach swego gabi­

netu. Obaj mężczyźni przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż

w końcu John Thomas pierwszy wyciągnął rękę.

- John Thomas - przedstawił się. - Byłem adwokatem

pańskiego dziadka.

- Brett Sinclair. - Brett uścisnął wyciągniętą do niego rękę.

- Dokumenty gotowe. - John Thomas zaprosił gościa do

gabinetu. - Czy miałby pan ochotę na filiżankę kawy?

- Nie, dziękuję - Brett odruchowo położył dłoń na pieką­

cym go od rana żołądku.

scandalous

czytelniczka

background image

40

TESTAMENT NEDA PARKERA

- Pański dziadek bardzo dbał o szczegóły. Dość często

poprawiał swój testament - powiedział wobec tego adwokat.

-Zapewniam pana jednak, że kiedy czynił ostatnie poprawki,

był

w pełni władz umysłowych.

- Wierzę panu na słowo - mruknął Brett, rozsiadając się

wygodnie we wskazanym mu przez adwokata fotelu. Szczerze

wątpił w sprawność umysłową starego, ale nie chciał o tym

mówić. - Czy możemy wreszcie przejść do sprawy?

- Zaraz zaczniemy czytać, tylko... - urwał w pół zdania,

bo drzwi gabinetu otworzyły się. Adwokat wstał i uśmiechnął

się ciepło do nowo przybyłej osoby. - Obawiałem się, że przez

tę wczorajszą śnieżycę nie zdążysz dojechać na czas.

Brett odwrócił się w stronę drzwi. Wstał z fotela.

W drzwiach stała Gayla we własnej osobie. Spojrzała na Bret¬

ta i zbladła.

- Gayla. - John obszedł biurko dookoła, chcąc ich sobie

przedstawić. - To jest Brett Sinclair, wnuk Neda. Brett, przed­

stawiam panu Gaylę Matthews, oddaną towarzyszkę i przyja­

ciółkę Neda.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Gayla była

blada jak płótno, a Brett wściekły. Tak się starał uniknąć tego

spotkania. Chciał oszczędzić jej wstydu, bo był pewien, że

szczerze żałowała tego, co się między nimi poprzedniej nocy

wydarzyło. Tymczasem dzięki Johnowi Thomasowi jego wy­

siłki spełzły na niczym.

Gayla pochyliła głowę i nie patrząc na Bretta, usiadła

w drugim ze stojących naprzeciwko biurka foteli.

- Czy jej obecność jest niezbędna? - zapytał Brett.

- Gayla jest tutaj na prośbę Neda.

John z całą pewnością nie mógł wiedzieć, dlaczego Brett

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 41

i Gayla tak dziwnie się wobec siebie zachowują. Czuł jednak,
że atmosfera jest napięta.

- Zechce pan usiąść - poprosił adwokat. - Chciałbym

przeczytać testament.

Brett powoli usiadł w fotelu. Adwokat wygładził doku­

menty i zaczął czytać. Brett słuchał niecierpliwie poprzedza­

jących ostatnią wolę zmarłego nieistotnych formułek pra­

wnych i myślał o tym, jak by to było dobrze znaleźć się o ty­

siąc mil od tego piekła, które sam sobie stworzył. Każdym

nerwem czuł obecność Gayli, chociaż spojrzeć na nią nie

śmiał. Wiedział, że była wściekła i że miała do tego pełne

prawo.

Teraz już wie, że przespała się ze swoim śmiertelnym wro­

giem, myślał ponuro Brett. Należało od razu powiedzieć jej,

kim jestem. Nie miałaby teraz takiej paskudnej niespodzianki.

No cóż, za późno na żale. Jedyne, co w tej chwili mogę zrobić,

to jak najszybciej zakończyć całą tę przygodę.

- Posiadłość oraz resztę mojego majątku zapisuję mojej

córce, Christine.

Zdanie to było dla Bretta kołem ratunkowym, na którego

rzucenie i tak już za długo czekał. Zerwał się z miejsca, pra­

gnąc jak najszybciej zakończyć niedolę Gayli.

- Jako jedyny spadkobierca Christine Parker Sinclair

chciałbym przekazać cały ten majątek miastu Braesburg.

Gayla cicho jęknęła.

- To bardzo hojny dar, panie Sinclair - ostudził go John

- ale zanim ktokolwiek będzie mógł rozporządzać tym mająt­

kiem, musi wypełnić pewne warunki.

- Jakie, na przykład? - niecierpliwił się Brett.

- Na przykład spłacić hipotekę - odparł John. - Ale są

scandalous

czytelniczka

background image

42

TESTAMENT NEDA PARKERA

także inne warunki. Ned dokładnie je w swoim testamencie

określił. Czy pozwoli mi pan kontynuować?

Brett usiadł. Czuł się jak skarcony przez nauczyciela uczniak.

- Zanim Christine lub jej spadkobiercy obejmą mój mają­

tek w posiadanie - czytał dalej John - ona lub oni muszą co

najmniej na pół roku zamieszkać w Parker House.

Brett po prostu się wściekł. Tym razem jednak nic nie

powiedział.

- W tym czasie będzie ona, lub będą oni mogli dowol­

nie dysponować każdą częścią majątku, jaka im będzie po­

trzebna, z wyjątkiem Parker House, co zostanie wyjaśnione

dokładniej w części trzeciej, w paragrafie piątym niniejszego

dokumentu.

John odwrócił stronę.

- Ta część testamentu dotyczy ciebie, Gaylo - powiedział,

uśmiechając się do niej ciepło. - Słowa, które teraz odczytam,

Ned napisał własnoręcznie. - Odchrząknął i zaczął z namasz­

czeniem. - Gayli Matthews z całego serca dziękuję za opiekę

i miłość, jaką mnie darzyła. Byłaś dla mnie, Gaylo, jak córka:

kochająca, troskliwa i oddana. Dopóki nie wyjdziesz za mąż,

albo do dnia twojej śmierci, Parker House pozostanie twoim

domem. Ponieważ kochałaś go tak samo, jak ja go kochałem,

wydaje mi się, że jest to największy dar, jaki mogłem ci

ofiarować.

Brett nie wierzył własnym uszom. Spojrzał na Gaylę. Są­

dził, że spodziewała się takiego rozstrzygnięcia. Ale choć oczy

jej były pełne łez, a usta drżały, wydawała się tak samo za­

skoczona tym ostatnim zapisem, jak Brett.

- Nie miał prawa tak postąpić - warknął Brett, spogląda­

jąc na Johna Thomasa.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

43

- Miał prawo i w pełni je wykorzystał. - John obrzucił

Bretta lodowatym spojrzeniem.

Brett ukrył twarz w dłoniach. Usiłował wymyślić jakiś

sposób, który pozwoliłby mu się wyplątać z tej beznadziejnej

sytuacji.

- Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem - powiedział po

chwili. - Zanim będę mógł zadysponować majątkiem, muszę

spłacić wszystkie ciążące na nim długi i mieszkać w Parker

House przez pół roku, a i tak do śmierci Gayli nie będę się

mógł pozbyć Parker House.

- Albo do dnia jej ślubu - poprawił go John. - Wówczas

dopiero zostaną spełnione wszystkie zawarte w testamencie

warunki. Parker House to tylko część majątku. Suplement

A zawiera kompletną listę aktywów Neda. - Podał Brettowi

dużą kopertę. - Oto jest ten spis i pańska kopia testamentu.

- Identyczną kopertę podał Gayli. - Czy macie państwo jesz­

cze jakieś pytania?

Powinnam się była natychmiast zorientować, myślała zbo­

lała Gayla. Przecież oni są tacy do siebie podobni. Dlaczego

od razu tego nie zauważyłam? Brett Sinclair jest taki podobny

do swojego dziadka, że właściwie mógłby być jego synem.

Gayla poznała Neda, kiedy był już starszym panem, ale

wyobrażała sobie, że w młodości musiał wyglądać dokładnie

tak samo jak teraz Brett. Nawet ich oczy miały identyczny,

prawie nie spotykany odcień błękitu. Podczas wczorajszej

rozmowy z Brettem zauważyła w nim nawet ten sam ośli

upór, jaki cechował jego dziadka i tę samą opryskliwość, pod

którą Ned zawsze chował dobre serce.

Nawet uśmiechają się tak samo, myślała Gayla. Półgęb-

scandalous

czytelniczka

background image

44 TESTAMENT NEDA PARKERA

kiem. Jakby uważali, że nie zasługują na szczęście, wobec

czego nie wypada im się głośno śmiać. Zawsze mi się wyda¬

wało, że Ned dlatego jest taki zgorzkniały, że stracił całą

swoją rodzinę. Ale co się stało Brettowi?

Przypomniała sobie teraz, jaki był zły, kiedy wychodził

z biura Johna Thomasa. Nawet słowem się nie odezwał i zaraz

odjechał z piskiem opon. Ileż goryczy było w tej jego furii...

Dlaczego tak bardzo mu zależy na tym, żeby doprowadzić

Parker House do ruiny? Otrzymał w spadku spory majątek,

ale uparł się, żeby w całości przekazać go miastu. Gayla zu-

pełnie nie rozumiała, dlaczego.

Potem przypomniała sobie jeszcze dwa szeleszczące ban­

knoty, które Brett pozostawił na poduszce. Rozpłakała się.

Brett miał ochotę pojechać prosto do Kansas City, zapo­

mnieć o tym, że kiedykolwiek w życiu słyszał o Nedzie Par¬

kerze, o Parker House albo o Gayli Matthews. Godzinę jechał

w tym właśnie kierunku, ale potem poczucie odpowiedzial­

ności wzięło górę nad gniewem i kazało mu natychmiast za­

wrócić.

Nigdy w życiu nie przyznałby się do tego, że Gayla ode­

grała niebagatelną rolę w tej decyzji. A jednak tak właśnie

było. Nie mógł zapomnieć, jak na niego patrzyła, kiedy we­

szła do gabinetu Johna Thomasa. Zaraz też przypomniał sobie,

jaka była krucha, kiedy trzymał ją w ramionach. Pamiętał, jak

słodko i niewinnie spała, kiedy na nią patrzył. Nie potrafił

także zapomnieć uniesienia, jakie stało się ich udziałem.

Postanowił wrócić do Braesburga. Miał zamiar spełnić

ostatnią wolę swego dziadka, przekazać miastu Parker House,

sprzedać cały pozostały majątek, a wszystkie pochodzące

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

45

z tej sprzedaży pieniądze ofiarować Gayli. On tych pieniędzy

ani nie chciał, ani nie potrzebował. Przypuszczał jednak, że

Gayli się przydadzą.

Wiedział, że nie może ani słowem wspomnieć jej o swoich

planach. Nie przyjęłaby od niego ani centa. A już na pewno

nie teraz, po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło.

Brett postanowił, że kiedy się wreszcie upora ze schedą po

dziadku, poprosi Johna Thomasa, żeby przekazał Gayli wszy­

stko to, co się jej należy. I żeby zrobił to dopiero wtedy, kiedy

Bretta nie będzie już w Braesburgu.

Przez całą drogę obmyślał plan działania. Kiedy podjechał

pod Parker House, plan był już gotów. Wystarczyło tylko

przekonać Gaylę, żeby go zaakceptowała, choć łatwiej było

to powiedzieć, aniżeli zrobić.

Zgodnie z jego oczekiwaniami, Gayla była w kuchni.

Oczywiście, pracowała. Spojrzała na niego zaskoczona, ale

zaraz odwróciła się z powrotem do stolnicy. Policzki jej pło­

nęły, patrzyła na ciasto, które właśnie wyrabiała.

- Musimy porozmawiać - powiedział Brett, siadając przy

kuchennym stole.

- Dobrze - odrzekła, ale nie przestała wyrabiać ciasta.

Brett czuł się coraz gorzej. To, że nawet spojrzeć na niego nie

chciała, wyolbrzymiało jego i tak już dość duże poczucie winy.

- Czy mogłabyś chociaż na chwilę usiąść, żebyśmy zrobili

to jak ludzie cywilizowani? - zapytał.

Gayla zeskrobała z dłoni klejące się do nich ciasto. Umyła

ręce, wytarła je i usiadła naprzeciwko Bretta przy stole. Bez

słowa wyjęła z kieszeni fartucha pogniecione banknoty i rzu­

ciła je na stół. Dopiero wtedy dumnie uniosła do góry głowę

i spojrzała mu prosto w oczy.

scandalous

czytelniczka

background image

46 TESTAMENT NEDA PARKERA

Brett jęknął w duchu. Dopiero teraz dotarło do niego, że

Gayla opacznie zrozumiała jego intencje i zapewne sądziła,

że zapłacił jej nie tylko za nocleg.

- To za nocleg - mruknął, przesuwając banknoty w jej

stronę.

- Właściciel nie może płacić za korzystanie z domu, który

do niego należy. - Gayla odsunęła od siebie pieniądze.

Brett uważał, że ona nie ma racji, ale żeby niepotrzebnie

nie przedłużać kłótni, schował banknoty do kieszeni koszuli.

- A jeśli chodzi o testament... - zaczął Brett, chcąc jak

najprędzej mieć tę rozmowę za sobą.

- Najpierw chciałabym cię o coś zapytać - przerwała mu

Gayla. - Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś wnukiem

Neda?

- Nie mam pojęcia - przyznał się. - Ja nawet nie wiem,

dlaczego tu przyjechałem. Chciałem jak najszybciej upo­

rać się z tym spadkiem i wracać do domu. Jechałem główną

ulicą, szukając jakiegoś hotelu, i wtedy zauważyłem drogo­

wskaz z nazwą: Dębowe Wzgórze. Nie mogłem się oprzeć

pokusie zobaczenia tego domu. A potem, zanim w ogóle zda­

łem sobie sprawę z tego, co robię, stałem na ganku i naciska­

łem dzwonek. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć, kiedy

mi otworzyłaś, więc zapytałem o pokój. A kiedy kazałaś mi

się wpisać do książki meldunkowej i okazało się, że moje

nazwisko nic ci nie mówi, postanowiłem nie ujawniać pokre­

wieństwa z Nedem. Wydawało mi się wtedy, że mądrze po­

stąpiłem.

- Pozwoliłeś mi o nim opowiadać, pytałeś o jego rodzi­

nę... I uważałeś, że postąpisz mądrze, jeśli nie powiesz mi,

kim naprawdę jesteś!

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 47

- Wtedy wydawało mi się, że to ma sens. - Brett wzruszył

ramionami.

- Moim zdaniem nie ma żadnego - powiedziała Gayla.

- Kiedy sobie przypomnę, co ci opowiadałam, jak pozwoli­

łam się pocieszać i co się potem stało... - Ukryła twarz w dło­

niach.

Brett nie wiedział, co zrobić, żeby poczuła się choć trochę

lepiej. Nie wiedział nawet, czy w ogóle cokolwiek zdołałoby

ją w tej chwili pocieszyć. Siedział więc tylko i czekał. Po

chwili Gayla odjęła dłonie od twarzy i położyła je na stole.

Tak samo jak podczas pogrzebu po królewsku uniosła do góry

głowę.

- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytała lodo­

watym tonem.

- O przyszłości - zaczął niepewnie. - Postanowiłem wy­

pełnić warunki testamentu. Spłacę całe ciążące na tej posiad­

łości zadłużenie. Półroczny pobyt w Parker House przyspo­

rzy mi, mówiąc delikatnie, trochę problemów, ale i temu wy­

maganiu postanowiłem się podporządkować. Zamieszkam

tu i przez sześć miesięcy będę prowadził swoje interesy

na odległość. Niestety, nie mam żadnego wpływu na wy­

pełnienie ostatniego postanowienia Neda. - Wziął stojącą na

stole solniczkę i obracał ją w palcach. Wolał patrzeć na nią

niż na Gaylę, szczególnie teraz, kiedy miał jej zadać to naj­

ważniejsze pytanie. - Czy jest ktoś, kto chciałby się z tobą

ożenić?

Gayla wpatrywała się w przestrzeń ponad głową Bretta.

Nie mogła uwierzyć, że ją o coś takiego zapytał. Szczególnie

po tym, co zaszło pomiędzy nimi poprzedniej nocy.

- Nie - odrzekła, nie próbując nawet ukryć malującej się

scandalous

czytelniczka

background image

48

TESTAMENT NEDA PARKERA

na jej twarzy goryczy. - A na wypadek gdyby i to cię intere-

sowało, to powiem ci, że jestem zdrowa jak koń.

- Wobec tego - Brett z ciężkim westchnieniem odstawił

solniczkę na miejsce - mamy tylko jedno wyjście.

- Jakie, mianowicie? - zapytała zaniepokojona niespo-

dziewaną nutką rezygnacji w jego głosie.

- Pobierzemy się.

- Co takiego? - zawołała, zrywając się na równe nogi.

- Pobierzemy się- powtórzył Brett.- Oczywiście, nie bę­

dziemy prawdziwym małżeństwem - zastrzegł się na wszelki

wypadek. Chciał, żeby Gayla nie miała wątpliwości, że ma to

być tylko układ. Nie miał zamiaru żenić się ani z Gaylą, ani

z żadną inną kobietą na świecie i gdyby nie konieczność, ni-

gdy by takiego rozwiązania nie zaproponował. Nie przypad-

kiem dobiegł trzydziestki w kawalerskim stanie. - Po upływie

moich sześciu miesięcy wystąpimy o rozwód i rozejdziemy

się każde w swoją stronę. Dzięki temu będę mógł bez prze-

szkód rozporządzać posiadłością.

- Parker House jest moim życiem. - Dłonie Gayli bez-

wiednie zacisnęły się w pięści.

- Wiem, że tak było w przeszłości, ale teraz nie musisz się

już dłużej poświęcać dla tego domu. Ned nie żyje - tłumaczył

jej cierpliwie. - Nie musisz już dbać ani o niego, ani o jego

dom.

- Porzuciłbyś Parker House? - zapytała ze zgrozą. W jej

oczach znów zabłysły łzy.

- Oczywiście. Dla mnie ta posiadłość nie ma żadnej war­

tości.

- Ale dla Neda miała! - zawołała Gayla. - On ten dom

kochał i poświęcił wszystko, żeby pozostał w rodzinie.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

49

- Chcesz mi powiedzieć, że przeznaczył posiadłość dla

rodziny? - Brett głośno się roześmiał. - Skoro tak było, to
dlaczego wyrzucił moją matkę z domu, kiedy miała dziewięt­
naście lat? Jeśli, jak mówisz, tak bardzo mu zależało na ro­
dzinie, to dlaczego nigdy do nas nie przyjechał, nie zadzwonił
ani nie napisał listu? Może Ned Parker rzeczywiście kochał
swój dom, ale o rodzinę ani trochę nie dbał. Skąpy, uparty
staruch!

- Nie waż się mówić o Nedzie w taki sposób - syknęła

Gayla.

- Strasznie jesteś łatwowierna, moja droga. - Brett patrzył

na nią z ironią. - Łaskawie pozwolił ci mieszkać w tym do­
mu, ale ci go nie zapisał.

- Nie roszczę sobie pretensji do posiadania Parker House,

panie Sinclair. Ja tylko bronię człowieka, który sam już nie
może się obronić.

Zapadła cisza. Brett i Gayla wpatrywali się w siebie, każde

mocno przekonane do swoich racji.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - odezwał się

w końcu Brett. - Czy wyjdziesz za mnie za mąż?

- Żebyś mógł wypełnić warunki testamentu i zniszczyć

Parker House? - zapytała, choć odpowiedź na to pytanie znała
doskonale. - A niby dlaczego miałabym to zrobić? Mogę tu
mieszkać aż do śmierci, więc jestem ci potrzebna. Ale ja ciebie
nie potrzebuję.

- Czyżby? - Bretta zaczęły ponosić nerwy. - Ciekawe,

jak masz zamiar utrzymać dom? On cię pożre żywcem.

- Pensjonat przynosi całkiem niezłe dochody.
- Zapomniałaś chyba, że dom należy do mnie. To ja de­

cyduję o tym, czy dom zostanie przeznaczony na pensjonat,

scandalous

czytelniczka

background image

50

TESTAMENT NEDA PARKERA

czy nie. A nawet jeśli pozwolę ci ten pensjonat prowadzić, to

wciąż jeszcze ja decyduję o tym, na co przeznaczę zyski z te-

go interesu, A mogę cię zapewnić, że nie wydam ani centa na

ten przeklęty dom, jeśli ty nie zgodzisz się zostać moją żoną.

Był zdecydowany wygrać za wszelką cenę. Gayla poznała

to po błysku w jego oczach. Nie miała cienia wątpliwości, że

patrzyłby z przyjemnością, jak Parker House popada w ruinę.

Potrzebowała czasu. Wiedziała, że musi być jakiś sposób na

uratowanie posiadłości.

- Proponuję kompromis - powiedziała. - Wyjdę za ciebie

za mąż, ale dopiero po upływie sześciu miesięcy twojego

pobytu w Parker House.

- Czy ja wyglądam na idiotę? - prychnął Brett. - Nie

mam zamiaru tracić kupy forsy i sześciu miesięcy na darmo.

Muszę mieć pewność, że kiedy minie pół roku, będę mógł

swobodnie dysponować majątkiem. Tym razem bez żadnych

ograniczeń. Pytam cię po raz ostatni. Czy zostaniesz moją

żoną?

- A jeśli nie?

- Jeśli nie, to ja wyjeżdżam. Ktoś na pewno wykupił cią­

żące na tym domu długi i w końcu upomni się o swoje. I nie

będzie go obchodzić, że ty tak bardzo kochasz Parker House.

Gayla doskonale wiedziała, dlaczego Ned zapisał jej w te­

stamencie prawo dożywotniego zamieszkania w Parker Hou-

se. Chciał jej zapewnić dach nad głową, to oczywiste, ale

chciał także uratować dom. Wiedział, że Gayla go kocha

i dlatego jej właśnie powierzył przyszłość Parker House. Gay-

la za żadne skarby świata nie zawiodłaby pokładanych w niej

nadziei. Zrozumiała, że istnieje tylko jeden sposób ocalenia

domu. Musi jednak upłynąć sporo czasu, aby coś takiego stać

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

51

się mogło. Nie była pewna, czy wystarczy jej pół roku, ale nie

miała wyboru. Ned tylko tyle czasu jej zagwarantował.

Jeśli muszę poślubić Bretta, żeby uratować Parker House,

to wyjdę za niego za mąż, pomyślała. Muszę sprawić, aby

Brett pokochał Parker House, aby uznał go za swój dom

rodzinny.

- Tak - szepnęła. - Wyjdę za ciebie za mąż.

- Ślub odbędzie się jutro o szóstej w Parker House - mó­

wiła Gayla, splatając i rozplatając dłonie. - Prosiłam już wie­

lebnego Browna, żeby udzielił nam błogosławieństwa i chcia­

łabym, żeby pan był naszym świadkiem. Jest pan jedyną oso­

bą, która wie, o co naprawdę w tym małżeństwie chodzi.

- Nie sądzisz, moja droga, że nasz pastor także może coś

podejrzewać? - zaniepokoił się John Thomas. - Przecież wie,

że zaledwie od kilku dni znasz tego Sinclaira.

- Pewnie tak - zgodziła się Gayla. - Ale on jest zbyt do­

brze wychowany, żeby się dopytywać.

- Gorzej będzie z resztą obywateli naszego miasta. Za­

czną się plotki.

- Nie pierwszy raz. - Gayla zwiesiła głowę. -I na pewno

nie ostatni.

- Naprawdę nie musisz się na to godzić - powiedział John

Thomas.

- Muszę - odrzekła stanowczo. Łzy zalśniły w jej oczach.

- Muszę to zrobić dla Neda. Jeśli nie wyjdę za mąż za Bretta,

to wyjedzie stąd i skończy się na tym, że władze stanowe

skonfiskują Parker House za długi. Pan przecież wie najlepiej,

jak bardzo Ned ten dom kochał. Nie mogę czekać i patrzeć,

jak wszystko obraca się w ruinę.

scandalous

czytelniczka

background image

52 TESTAMENT NEDA PARKERA

- Naprawdę wierzysz, że uda ci się zmienić postanowienie

tego człowieka? - zapytał z troską John Thomas. - Mam wra­

żenie, że on łatwo nie zmienia zdania, a o losie Parker House

już dawno zdecydował.

- Nie wiem, ale to moja jedyna nadzieja. - Gayla błagal­

nie popatrzyła na Johna. - Proszę mnie zrozumieć. Chciała­

bym przynajmniej spróbować.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ CZWARTY

Wielebny Mark Brown stał przed kominkiem. Trzy­

mał w dłoniach tę samą Biblię, z której czytał ustęp podczas

pogrzebu Neda Parkera. Po prawej ręce pastora stał John

Thomas. Widać było po jego minie, że cała ta ceremonia

zupełnie mu się nie podoba. Stojąca naprzeciwko nich Gay¬

la kurczowo zaciskała palce na bukiecie białych róż, który

dostała od Bretta. Takiego gestu zupełnie się po nim nie spo­

dziewała.

Starała się nie myśleć o stojącym u jej boku mężczyźnie,

któremu za chwilę miała przysiąc miłość i wierność do końca

swego życia. Wiedziała, że to krzywoprzysięstwo, ale odda­

łaby duszę diabłu, żeby tylko zdobyć cień szansy na uratowa­

nie Parker House.

- Poproszę o obrączki - powiedział pastor, spoglądając

najpierw na Gaylę, a potem na Bretta.

Brett wahał się przez krótką chwilę, po czym ściągnął

wiszący mu na szyi łańcuszek i zdjął z niego złotą obrączkę.

- To po babci - mruknął, ujmując w obie dłonie drobną

rączkę Gayli.

Zaskoczona Gayla patrzyła, jak nakłada jej obrączkę na

palec, potem puszcza jej dłoń i zwraca się z powrotem do

pastora. Łzy zakręciły się jej w oczach. Zacisnęła dłonie, jak-

scandalous

czytelniczka

background image

54 TESTAMENT NEDA PARKERA

by się bała, że jeśli tego nie zrobi, to obrączka zsunie się jej

z palca.

- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę

młodą.

Gayla była pewna, że Brett nie skorzysta z tej propozycji.

Modliła się nawet o to, żeby nie skorzystał, ale stało się zu­

pełnie inaczej. Ich usta musnęły się, a Gayla omal nie krzyk­

nęła, czując znajomy zapach. Ale kiedy Brett chciał ją napra­

wdę pocałować, odsunęła się od niego. Bała się, żeby się nie

zorientował, co naprawdę działo się w jej sercu.

- Proszę złożyć podpisy na akcie ślubu - powiedział John

Thomas swoim najbardziej oficjalnym tonem. Zaczekał, aż

Brett podpisze dokument, po czym podał go Gayli. Adwokat

złożył dokument i wsunął go do wewnętrznej kieszeni mary­

narki. - Zarejestruję wasze małżeństwo w urzędzie stanu cy­

wilnego. Kopię aktu ślubu prześlę pocztą.

W chwilę później było już po wszystkim. Gayla nie chciała

sobie pozwolić na bliskość z Brettem. Wzięła więc pastora

pod rękę i odprowadziła go do drzwi. Brett ruszył za nimi, ale

John Thomas zastąpił mu drogę.

- Braesburg to małe miasto - powiedział cicho adwokat.

- Jutro od samego rana wszyscy będą plotkować o waszym

ślubie. Jeśli jest pan choć trochę litościwym człowiekiem, to

nie pozwoli pan na to, aby ona jeszcze bardziej cierpiała.

Powiedziawszy to, pozwolił Brettowi przejść.
Gayla czekała w holu. Kiedy John i Brett tam weszli, od

razu wyczuła iskrzące pomiędzy nimi napięcie. Brett odwrócił

się i bez słowa wyszedł do kuchni.

- Dziękuję ci, Gaylo. - John Thomas uśmiechnął się

z przymusem, kiedy pomagała mu nałożyć płaszcz. Z zatro-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 55

skanym wyrazem twarzy uścisnął jej rękę. - Gdybyś kiedyś

czegoś potrzebowała, czegokolwiek... Obiecaj mi, moja dro­

ga, że natychmiast do mnie zadzwonisz.

Gayla skinęła głową. Odprowadziła pastora i adwokata do

drzwi i raz jeszcze za wszystko im podziękowała. Patrzyła,

jak idą obok siebie ścieżką, a potem każdy wsiada do swojego

samochodu. Jakaś jej cząstka miała wielką ochotę pobiec za

nimi i błagać, żeby natychmiast skończyli tę komedię. Ale

ponieważ od jej dobrych stosunków z Brettem zależała przy­

szłość Parker House, Gayla nawet nie ruszyła się z miejsca.

Nie mogła i nie chciała zawieść zaufania Neda.

Westchnęła ciężko i zamknęła drzwi, a kiedy się odwróci­

ła, zobaczyła stojącego tuż za nią Bretta. Najwyraźniej na nią

czekał. Zadrżała. Był teraz bez marynarki. Rozpiął górny

guzik koszuli i podwinął rękawy. W przeciwieństwie do na­

piętej jak struna Gayli, był całkowicie odprężony. W rękach

trzymał dwa napełnione szampanem kieliszki.

- Może wypilibyśmy toast za zdrowie państwa młodych.

- Uśmiechnął się do niej tym dziwnym uśmiechem, który tak

bardzo przypominał Gayli Neda, i podał jej kieliszek.

Gayla nie rozumiała, jak on może tak kpić z przysięgi,

którą dopiero co złożyli.

- Przepraszam - powiedziała, przechodząc obok niego.

- Muszę się położyć.

Od zawsze zajmowała przeznaczony dla służby pokoik,

znajdujący się za kuchnią. Nawet nie zdjęła kremowego ko­

stiumu, w którym brała ślub, tylko w ubraniu położyła się na

łóżku i przykryła kocem. Słyszała, jak Brett kręci się po do­

mu. Najpierw w kuchni leciała woda i brzęczały kieliszki,

scandalous

czytelniczka

background image

56 TESTAMENT NEDA PARKERA

potem na schodach rozległy się kroki. Pokój Bretta znajdował

się tuż nad jej pokojem i choć odgłosy krzątaniny były przy­

tłumione, to jednak Gayla wiedziała, że on przygotowuje się

do snu.

Słyszała, jak jeden, a potem drugi but uderzył o podłogę.

Zacisnęła powieki, ale nie chciane obrazy i tak przyszły, spra­

wiając, że krew w niej zawrzała, a serce biło w piersi jak

oszalałe. Tak dobrze pamiętała jego pięknie zbudowane ciało,

ciepło i siłę jego ramion...

Gayla przykryła głowę kocem i rozpłakała się.

Za oknem powoli wstawał świt. Zapach świeżo upieczone­

go chleba wypełniał kuchnię. Gayla miała jeszcze udekoro­

wać ciasta: dwa wiśniowe, dwa jabłkowe i trzy brzoskwinio­

we. Zamówienia Gertie Carson rzadko opiewały na coś inne­

go. Dostawa także musiała być dostarczona punktualnie, choć

Gayla obawiała się, że tym razem może się spóźnić.

Odgarnęła z czoła kosmyk włosów, który wysunął się spod

spinki. Na piętrze spał jej poślubiony poprzedniego dnia mąż.

Gayla odruchowo dotknęła palcem ślubnej obrączki.

- To nie jest prawdziwy mąż - powiedziała do siebie.

- Nieprawdziwy - powtórzyła bardziej stanowczo.

Od chwili kiedy zgodziła się poślubić Bretta, bez przerwy

powtarzała sobie te słowa. Jak litanię. Co najmniej sto razy

dziennie. Ale od wczorajszego wieczora powtarzała to sobie

niemal bez przerwy. Przez całą noc nie zmrużyła oka. Nie

miała pojęcia, jak w tych warunkach uda jej się przeżyć całe

pół roku.

Gdybym nie była taka słaba, nigdy nie pozwoliłabym sobie

iść z nim do łóżka, wyrzucała sobie Gayla. Bo to było tylko

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

57

to: wspólne łóżko. Nie żadne tam kochanie się czy inne takie

romantyczne bzdurki. Niezależnie od tego, co mi się przez

chwilę wydawało. Czysty, zwierzęcy seks i nic ponad to.

- To nie jest prawdziwy mąż - powtórzyła raz jeszcze.

Westchnęła ciężko. Dopiero teraz pomyślała o tym, że bę­

dzie musiała wytłumaczyć Gertie, dlaczego poślubiła czło­

wieka, którego poznała trzy dni temu. Nie wiedziała, czy uda

się jej to zrobić. W końcu Gertie zawsze traktowała ją jak

rodzoną córkę.

- Trochę się już o ciebie martwiłam - powiedziała Gertie.

- Tyle plotek krąży po mieście. Myślałam już nawet, że nie

będę miała ludziom co podać.

Gayla postawiła pudełka na blaszanym blacie. Nie miała

odwagi spojrzeć Gertie w oczy. . »

- Jakie znowu plotki? - zapytała z niewinną miną. Trudno

jej było uwierzyć w to, że wiadomość o jej ślubie zdążyła się

już rozejść po miasteczku.

- Ano takie, że wyszłaś za mąż za jakiegoś obcego. -

Gertie zamknęła drzwi zaplecza na klucz i podreptała do ku­

chni tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to poskręcane

artretyzmem nogi. - Ludzie gadają, że to wnuk Neda. Syn

Christine.

- Nic więcej nie mówią? - zapytała Gayla.

- Mówią, mówią. - Gertie machnęła ręką. - Ale ja chcę

się od ciebie dowiedzieć, czy to prawda.

- Prawda - mruknęła Gayla i zajęła się rozpakowywa­

niem swoich wypieków.

- A niech mnie nagły szlag trafi! - Gertie oparła się o kon­

tuar. - Czemuś to zrobiła, dziewczyno?

scandalous

czytelniczka

background image

58 TESTAMENT NEDA PARKERA

- A dlaczego kobiety wychodzą za mąż?

- A więc to tak? - Gertie przyglądała się jej uważnie.

Potem głośno wytarła nos, najwyraźniej urażona, że Gayla nie

pali się do zwierzeń. - No cóż, więcej cię już o nic nie zapy­

tam. O ile dobrze rozumiem, to teraz już nie będziesz dla mnie

piekła. Masz przecież bogatego męża...

Gayli było bardzo przykro, że sprawiła Gertie przykrość.

Starsza pani przez wiele lat okazywała Gayli wiele dobroci

i nigdy nie wtykała nosa w nie swoje sprawy. Ale Gayla przy­

rzekła Brettowi, że nikomu poza Johnem Thomasem nie wy­

jawi prawdziwej przyczyny ich małżeństwa.

- Oczywiście, że nadal będę ci piekła ciasta. - Gayla

chwyciła przyjaciółkę za rękę. - Jeśli o to chodzi, to nic się

nie zmieniło.

- Nic? - Gertie uniosła brwi ze zdziwienia. - Wszystko

ciągle się zmienia, dziewczyno. Aż do samej śmierci. - Wes­

tchnęła i z tym westchnieniem ulotniła się jej chwilowa złość

na Gaylę. - Masz czas na filiżankę kawy?

Gayla spojrzała na zegarek. Wiedziała, że powinna zaraz

wracać do Parker House, bo Brett w każdej chwili mógł się

obudzić i zażyczyć sobie śniadania. Nie chciała jednak robić

Gertie jeszcze jednej przykrości. Brett najwyżej poczeka.

- Jeśli ty masz czas, to ja także - zmusiła się do uśmiechu.

Uradowana Gertie wyszła z kuchni i podreptała na salę.

Goście wpadający do kawiarni na śniadanie już się porozcho¬

dzili. Zostało jeszcze tylko kilku wielbicieli porannej kawy.

Gayla napełniła kawą dwie filiżanki i zaniosła je do stolika

pod oknem, a Gertie w tym czasie wypisywała rachunek jed­

nemu z klientów. Zadzwonił dzwonek oznajmiający, że drzwi

kawiarni się otworzyły. Gayla odruchowo spojrzała w tę stro-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

59

nę. Zamarła, widząc wchodzącego do kawiarni Bretta. Z bi­

jącym sercem patrzyła, jak zdejmuje kurtkę i wiesza ją na

wieszaku. Kiedy się odwrócił i zauważył Gaylę, także zamarł.

- Przyjechałem tu na śniadanie - mruknął po chwili.

Gertie stała za kasą i uważnie ich obserwowała. Od razu

domyśliła się, że tych dwoje łączy ze sobą coś więcej, niż

mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać.

Podeszła do nich, wyjęła z rąk Gayli filiżanki z kawą i do­

słownie zagoniła młodą parę do stolika.

- Dobrze trafiłeś, kochaneczku - zapewniła Bretta Gertie.

- Dostaniesz pyszne śniadanko. - Kiedy usiedli, Gertie posta­

wiła przed nimi filiżanki z kawą i wyciągnęła rękę do Bretta.

- Jestem Gertie - powiedziała uśmiechając się do niego. -

Witaj w Braesburgu.

Sześć miesięcy. Wobec wieczności to naprawdę nie­

długo, ale patrząc z perspektywy Gayli, wydawać się mogło,

że to prawie cała wieczność. Przez pół roku miała miesz­

kać pod jednym dachem z obcym człowiekiem, który był jej

mężem. Gayla energicznie przesunęła ściereczką po etażerce,

jak gdyby razem z kurzem można było zetrzeć jawną sprze­

czność tego zdania. Nie udało się, co zresztą było do prze­

widzenia.

Po całym tygodniu, mieszkając pod wspólnym dachem, nie

znała Bretta ani na jotę lepiej aniżeli po tamtej pierwszej nocy,

którą ze sobą spędzili. O tych sześciu miesiącach, które Ned

Parker wyznaczył w swoim testamencie, myślała bardziej jak

o wyroku skazującym ją na więzienie niż o małżeństwie. Nie

miała pojęcia, w jaki sposób zdoła zmienić postanowienie

Bretta, dotyczące Parker House. I to zaledwie w pół roku.

scandalous

czytelniczka

background image

60 TESTAMENT NEDA PARKERA

W holu rozległ się stek przekleństw. To Brett tak wrzesz­

czał. I walił pięścią w masywne biurko Neda.

Jest taki sam jak jego dziadek, pomyślała Gayla. Uparty,

nieopanowany i pyskaty. Ale by się wściekł, gdybym mu to

powiedziała.

Od tygodnia, a więc od dnia, w którym Brett zajął gabinet

dziadka, poziom hałasu w domu uległ gwałtownej zmianie.

Telefon i dzwonek u drzwi dzwoniły na przemian.

Na razie udawało się Gayli unikać bezpośrednich konta­

któw z Brettem. Posiłki jadł w milczeniu, czytając przy tym

gazetę albo dotyczące korporacji wydruki komputerowe.

Przez resztę dnia siedział zamknięty w gabinecie Neda i Bóg

jeden wie, co tam robił.

No właśnie, pomyślała Gayla. Jak on może pokochać Par­

ker House, skoro całymi dniami pracuje dla tej swojej korpo­

racji?

I wtedy nagle wpadła na genialny pomysł. Aż sama się do

siebie uśmiechnęła. Przecież Brett był biznesmenem. A są­

dząc z ilości czasu, jaką poświęcał na pracę, można by wnosić,

że ją lubił. Tak więc Gayla postanowiła zagrać na jego wy­

czuciu dobrego interesu. Należało mu tylko udowodnić, że

Parker House to dochodowy hotel. Żaden człowiek przy zdro­

wych zmysłach nie zniszczy przedsięwzięcia, które i na siebie,

i na niego zarabia.

W gabinecie coś huknęło. Gayla szybko tam pobiegła. Była

prawie pewna, że znajdzie Bretta leżącego w omdleniu na

podłodze, ale on siedział przy biurku. Głowę podpierał na

rękach i miał taką minę, jakby mu ktoś pół wsi spalił. Na

podłodze leżał roztrzaskany na kawałki telefon. Dragi w cią­

gu siedmiu dni.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 61

- Musisz zacząć nad sobą panować - powiedziała, zbie­

rając z podłogi kawałki plastiku. Miała już dość tych jego

ciągłych wybuchów złości. - Zbankrutuję, jeśli co tydzień

będę musiała kupować dwa nowe telefony.

- Zapłacę ci za ten cholerny telefon - warknął Brett.

- Doskonale. - Rzuciła pogruchotany aparat na biurko.

- Mam na dzieję, że nie wściekałeś się na jakość usług tele­

fonicznych w Braesburgu, tylko na tego kogoś, z kim przed

chwilą rozmawiałeś.

Brett spojrzał na nią kątem oka. Przyczyną jego wybu­

chu była nie tylko rozmowa z księgowym korporacji, którą

dopiero co tak gwałtownie zakończył. Ta złość narastała

w nim od dnia ślubu, a ściślej mówiąc od chwili, w której

Gayla odmówiła wypicia lampki szampana i schroniła się

w swoim pokoju. Chłód i rezerwa Gayli obróciły wniwecz

wszystkie marzenia Bretta. To ona wykreśliła linię, poza którą

ich małżeńskie stosunki nie miały prawa wykraczać. Do sza­

leństwa doprowadzała go myśl o tym, że ona śpi w tym sa­

mym domu, w pokoju znajdującym się dokładnie pod jego

pokojem...

- Czy ty zawsze tak wrzeszczysz na swoich pracowni­

ków? - zapytała Gayla, zbierając z podłogi pogniecione kar­

tki papieru.

- Tylko wtedy, kiedy nie chcą słuchać racjonalnej argu­

mentacji.

- A więc to była racjonalna argumentacja - zakpiła.

- Mam nadzieję, że tak - powiedział Brett. Ucieszył się,

że po tygodniu milczenia wreszcie się do niego odezwała.

- Więcej much złapiesz na cukier niż na cytrynę.

- A kto ci powiedział, że chcę łapać muchy?

scandalous

czytelniczka

background image

62 TESTAMENT NEDA PARKERA

- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

- Chyba tak. - Brett popatrzył na nią znacząco. - A swoją

drogą ciekaw jestem, jak ty byś zmusiła radę dyrektorów, żeby

przyjęli twój punkt widzenia.

- Przedstawiłabym im fakty - odrzekła bez wahania.

- A jeśli ktoś nie przyjmuje takich faktów do wiadomości?

- Brett oparł dłonie o biurko i pochylił się do przodu, żeby

być jak najbliżej Gayli. - Co byś zrobiła w takiej sytuacji?

- Zwolniłabym ich. Każdy, kto nie przyjmuje do wiado­

mości faktów, nie tylko nie przysparza firmie dochodów, ale

jeszcze powoduje straty.

- Nie jest to takie łatwe - westchnął Brett, a potem wy­

buchnął śmiechem.

- Przecież jesteś prezesem - przypomniała mu Gayla, po­

irytowana tym jego śmiechem. Nie palnęła przecież żadnego

głupstwa, tylko dobrze mu poradziła. - Powinieneś dobierać

sobie takich pracowników, którzy mają podobne poglądy

i chcą osiągnąć ten sam ceł, do jakiego i ty zmierzasz.

- Rzeczywiście, takich ludzi powinienem sobie dobierać

- powiedział ponuro Brett. - Tylko że ja żadnego z tych ludzi

sobie nie dobierałem. Wszystkich ich odziedziczyłem.

- No to ich teraz wydziedzicz.

- Nie mam takiej możliwości. Mój ojciec się o to postarał.

- W jaki sposób? - zapytała Gayla, siadając naprzeciwko

biurka. Nic nie wiedziała o rodzinie Bretta i nie mogła się

oprzeć pokusie poszerzenia swej wiedzy choćby o jeden fakt.

- Ojciec mianował mnie prezesem Sinclair Corporation,

ale wszystkie decyzje pozostawił w rękach rady dyrektorów.

Bez ich zgody mogę co najwyżej zmienić rodzaj papieru

toaletowego w ubikacji dla pracowników.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 63

- Ale dlaczego? - Gayla nie próbowała ukryć zdumienia.

- To było posunięcie strategiczne. Mianował mnie preze­

sem tylko po to, żeby ugłaskać moją matkę. Postraszyła go,

że jeśli tego nie zrobi, to ona się z nim rozwiedzie.

- Taki inteligentny biznesmen jak twój ojciec, bo przecież

był inteligentny, skoro stworzył dużą sieć handlową, nie po­

winien poddawać się prymitywnemu szantażowi. - Gayla

z niedowierzaniem kręciła głową.

- Ale on się poddał. Taki był chciwy. - Brett nigdy dotąd

nie rozmawiał z nikim o stosunkach, jakie łączyły, albo raczej

dzieliły jego rodziców. Gayla jednak miała w sobie coś takie­

go, co pobudzało człowieka do zwierzeń. - Gdyby matka się

z nim rozwiodła, z mocy prawa otrzymałaby połowę majątku

ojca. A ojciec nigdy z dobrej woli nie dałby jej ani części

swego przedsiębiorstwa. Wolał więc zrobić mnie tym preze­

sem i mieć moją matkę z głowy.

- No dobrze, ale mówiłeś, że on nie żyje. Czy to niczego

nie zmieniło?

- Ojciec cały swój majątek złożył w funduszu powierni­

czym. Po jego śmierci fundusz co miesiąc wypłacał matce

rentę. Jeśli zaś chodzi o korporację, to zupełnie nic się nie

zmieniło. Ja mam stanowisko, a rada władzę.

- Tak mi przykro - powiedziała Gayla. Bardzo mu współ­

czuła. Domyślała się, że nie było mu łatwo żyć ze skłóconymi

rodzicami.

- Niepotrzebnie - powiedział Brett lodowatym tonem.

Wiele mógł od Gayli przyjąć, byleby tylko nie była to li­

tość. - Ani nie potrzebuję twojej litości, ani nawet jej nie

chcę.

scandalous

czytelniczka

background image

64

TESTAMENT NEDA PARKERA

Brett siedział przy biurku, na którym rozłożona była księga

rachunkowa, a Gayla referowała mu stan finansowy pensjo­

natu. Stała obok niego. Lewą ręką opierała się o fotel, na

którym siedział Brett, a prawą pokazywała równiutkie rządki

liczb. Zapach róż wypełnił cały pokój.

Brett z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajał się do

tego zapachu. Parę razy złapał się nawet na tym, że szukał go,

chodząc po domu w nadziei, że może uda mu się wytropić

źródło tego zapachu, czyli Gaylę. Nie ulegało wątpliwości, że

go unikała, a kiedy jej się to nie udawało, traktowała go jak

minę, która może wybuchnąć przy najlżejszym nawet do­

tknięciu. Trudno mu było zresztą mieć do niej o to pretensję.

Doskonale wiedział, że potrafił być bardzo przykry w obe­

jściu. Jego sekretarka w siedzibie Sinclair Corporation uznała

za punkt honoru codzienne uświadamianie mu tej jego wady.

Niemal pijany różanym zapachem, Brett tylko jednym

uchem słuchał informacji Gayli. Wolał skupić uwagę na jej

bluzce, która za każdym ruchem ręki się rozchylała, odsłania­

jąc kształtny biust. Poprawił się w fotelu. Nie podobało mu

się ani to, o czym przed chwilą myślał, ani reakcja jego ciała

na te myśli. Spróbował skupić się na tym, co Gayla do niego

mówiła. Nie mógł i nie chciał pozwolić sobie na żadną po­

ufałość. Nawet tamten jeden raz to było o jeden raz za dużo.

- Ty prowadzisz te księgi? - zapytał Brett, przerywając

w pół słowa wywód Gayli.

- No... tak - odrzekła zaskoczona. Przejrzała rzędy liczb,

prawie pewna, że Brett znalazł w rachunkach jakiś błąd. -

Czy coś jest nie tak?

- Nie - mruknął Brett, wpatrując się w wypisane równiut­

kim pismem kolumny cyfr. Tym razem nie przedstawiano mu

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 65

wydruków komputerowych. Nie było żadnych zestawień tak

spreparowanych, aby ukryć nieścisłości. - Gdzie się tego na­

uczyłaś?

- Miałam w szkole kurs księgowości. A reszty dowiedzia­

łam się z książek, które wypożyczałam z miejskiej biblioteki.

- Nie poszłaś do college'u?

- Nie.
- Dlaczego?

- Brak funduszy. - Policzki Gayli poczerwieniały.

- Mogłaś dostać stypendium - nie ustępował Brett. Nie

znosił, kiedy marnowały się ludzkie zdolności.

- Miałam inne obowiązki - powiedziała cicho.

No tak, pomyślał Brett. Jeszcze i naukę poświęciła dla

Neda Parkera.

Ale Gayla nie miała ochoty rozmawiać z nim o swojej

edukacji ani tym bardziej o jej braku. Chciała mówić o Parker

House.

- W porównaniu z dochodami Sinclair Corporation do­

chody Parker House mogą ci się wydać śmieszne - mówiła

- ale jeśli wziąć pod uwagę, że to tylko mały pensjonat i że

funkcjonuje od niedawna, to okaże się, że także odnosi sukce­

sy. Na swoją miarę, oczywiście.

- Czegoś mi tu brakuje - mruczał Brett, studiując uważnie

zastawienie z pierwszego półrocza. - Nie ma takiej pozycji

jak wynagrodzenia.

- Mówiłam ci już, że jestem jedynym pracownikiem.

- No dobrze, więc gdzie uwzględniałaś swoją pensję?

- Ja nie mam pensji. Pracuję w zamian za jedzenie i dach

nad głową.

- Ale przecież poza jedzeniem i mieszkaniem masz jesz-

scandalous

czytelniczka

background image

66 TESTAMENT NEDA PARKERA

cze jakieś potrzeby. W jaki sposób je realizujesz, skoro nie

pobierasz pensji?

- Jeżeli sądzisz, że okradam Parker House... - Gayla była

do głębi urażona.

- Ja nic takiego nie powiedziałem - przerwał jej Brett.

- Ale dałeś mi to do zrozumienia. - Z ogromnym trudem

się opanowała. Wiedziała, że złością nie nakłoni Bretta do

utrzymania Parker House. - Piekę ciasta dla Gertie.

Zanim Brett zdążył ją jeszcze o coś zapytać, zalała go

potokiem informacji dotyczących pensjonatu.

- Ponieważ nie mamy kapitału, wydatki na reklamę ogra­

niczyliśmy do niezbędnego minimum. Ogłaszamy się tylko

w Austin, Dallas i Houston. W tym roku mamy zamiar zare­

klamować się trochę szerzej. - Spod księgi rachunkowej wy­

ciągnęła jakiś dokument. - Planuję dołączenie Parker House

do narodowego rejestru pensjonatów. Zaprojektowałam także

ogłoszenie, które chciałabym zamieścić w przewodniku tury­

stycznym po południowych stanach. Pani, która to wydaje,

powiedziała, że mogłaby oprócz tego napisać artykuł zachę­

cający do odwiedzania Parker House. Jeśli rzeczywiście to

zrobi, przysporzy nam to sporo klientów.

Brett przez cały czas bardzo uważnie na nią patrzył. Twarz

Gayli wyrażała determinację, a oczy jej płonęły. W pewnej

chwili dotarło do niego, że ani razu nie powiedziała o pensjo­

nacie w czasie przeszłym. Każda uwaga, każdy plan skiero­

wany był wyłącznie ku przyszłości. Brett zrozumiał, że nie

po to przyniosła mu księgi rachunkowe, żeby zapoznać go ze

stanem posiadłości, którą odziedziczył. Chciała ten pensjonat

przedstawić w jak najlepszym świetle i przekonać go, żeby

nie pozbywał się Parker House.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 67

Brett chwycił Gaylę za rękę. Spojrzała na niego przestra­

szona.

- Nie rób tego więcej - powiedział.

- Czego? Nie wiem, o co ci chodzi.

- Przyniosłaś tu te wszystkie papiery, żeby mnie przeko­

nać, iż powinienem pozwolić ci na prowadzenie pensjonatu

Parker House. Ale cokolwiek zrobisz czy powiesz, ja zda­

nia nie zmienię. Za pół roku ten dom stanie się własno­

ścią miasta. Niezależnie od tego, jak bardzo nie podoba ci się

moja decyzja.

- Ale dlaczego? - zawołała zrozpaczona Gayla. - Prze­

cież przynosi zyski. Nie powinieneś go likwidować. I wcale

nie musisz tu mieszkać. Ja go poprowadzę, tak samo jak to

dotąd robiłam.

- Nie ma mowy - warknął Brett. - Ten dom zniszczył

życie zbyt wielu ludzi. Mojej matki, a pewnie i dziadka, cho­

ciaż to akurat niewiele mnie obchodzi. Nie chcę, żeby to­

bie także rujnował życie. Nic nie sprawi mi większej przyje­

mności niż patrzenie, jak się ten dom rozpada. Kamień po

kamieniu.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Brett siedział przy biurku z przyciśniętą do ucha słucha­

wką telefonu. Wpatrzony był w monitor komputera, na któ­

rym widniało zestawienie wyników sprzedaży za ubiegły mie­

siąc. Każdy z dwunastu domów towarowych Sinclaira przy­

niósł co najmniej dziesięcioprocentową stratę. Nie było to nic

nowego, ponieważ przez ostatnie dziewięć miesięcy wszy­

stkie sklepy Sinclaira ponosiły straty, ale po raz pierwszy były

one tak duże.

Gdzieś w głębi domu rozlegało się stukanie młotka. Brett

przypuszczał, że ponieważ on nie zgodził się na to, żeby

Parker House nadal działał jako pensjonat, Gayla postanowi­

ła zmienić jego życie w piekło i całkowicie uniemożliwić

mu pracę. Wiedział, że był wobec niej okrutny, niemniej jed­

nak musiał wreszcie tej kobiecie uświadomić, że Parker Hou­

se to już historia. Gdyby pozostawił ten dom w obecnym

stanie, postąpiłby wbrew woli własnej matki. Gdyby Christi¬

ne Sinclair dożyła śmierci ojca i gdyby to ona otrzymała

ten dom w spadku, z całą pewnością zrównałaby go z zie­

mią. Nienawidziła Parker House. Często wspominała o tym,

że lata spędzone w tym domu były najsmutniejszymi lata­

mi jej życia, chociaż komuś, kto na własne oczy widział,

jak smutne było jej życie małżeńskie, trudno było w to uwie­

rzyć.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 69

Brett usiłował skupić się na rozmowie, którą właśnie pro­

wadził. Zakrył dłonią to ucho, do którego nie była przyciśnięta

słuchawka.

- Zrozum, Marty, nie mogę już bardziej zmniejszyć wy­

datków - krzyczał do słuchawki. - Wiesz przecież, że liczbę

personelu zmniejszyliśmy do niezbędnego minimum, a wy­

datki na reklamę o połowę, a sklepy wciąż przynoszą straty.

Teraz musimy się zająć sprzedażą. Rynek bardzo się zmienił,

a my za tymi zmianami nie nadążamy.

Brett tysiące razy powtarzał to samo radzie dyrektorów.

Ale za każdym razem spotykał się z obojętnością. Jakby mó­

wił do ściany.

To wszystko przez ojca! pomyślał. Gdyby mi pozwolił

kierować przedsiębiorstwem, to nie stałoby ono teraz w obli­

czu bankructwa.

- W ciągu miesiąca dostarczę wam projekt proponowa­

nych zmian. Chciałbym, aby magazyn w St. Louis został na­

szym sklepem doświadczalnym - powiedział Brett z nadzieją,

że choć ten jeden, jedyny raz jego zdanie zostanie wreszcie

wzięte pod uwagę. - Rozważcie tę propozycję. Przyszłość

Sinclair Corporation zależy w tej chwili od was.

Zanim Marty zdążył coś powiedzieć, Brett odłożył słucha­

wkę. Wyciągnął się w fotelu. Jedną ręką przyciskał piekący

żołądek, a drugą głowę, która coraz bardziej go bolała. Na

domiar złego jeszcze ten łomot.

- Nie mogę pracować w takich warunkach! - wrzasnął.

Wypadł z gabinetu, popędził na górę i wbiegł do sypialni,

z której dochodził hałas. Gayla stała pochylona nad łóżkiem

i z całej siły waliła młotkiem w metalową ramę. ,

- Co ty wyprawiasz? - ryknął Brett.

scandalous

czytelniczka

background image

70 TESTAMENT NEDA PARKERA

Gayla się wyprostowała. Policzki miała zaróżowione z wy­

siłku, a pasma włosów, które wysunęły się z upiętego na czub­

ku głowy koczka, opadały jej na oczy.

- Usiłuję oddzielić tę ramę od wezgłowia, ale się zacięła

- wyjaśniła Gayla, odsuwając włosy z twarzy.

- Po co w ogóle demolujesz to łóżko?

- Wiosenne porządki.

- Do wiosny jeszcze daleko - prychnął wściekle Brett.

- Wiem, ale w końcu kiedyś przyjdzie i przyjadą goście,

a kiedy są u nas goście, to ja nie mam czasu na sprzątanie.

Dlatego wolę wszystko zrobić teraz. Wybacz, ale muszę się

brać do roboty.

Stanęła w rozkroku, wzięła młotek w obie ręce, a potem

z całej siły się zamachnęła. Metalowa rama jęknęła, ale mo­

cujący ją bolec nie ruszył się ani o milimetr.

- Daj mi to narzędzie, bo w końcu zrobisz sobie krzyw­

dę - powiedział Brett, wyjmując z dłoni Gayli nieszczęsny

młotek.

Przykucnął i lekko postukał w ramę. Łóżko się rozpadło,

a obie jego części z łoskotem upadły na podłogę.

- Naprawdę nie wiem, po co zadajesz sobie tyle trudu

- powiedział. - Za kilka miesięcy ten twój pensjonat będzie

tylko wspomnieniem.

Gayla miała już serdecznie dosyć tego ciągłego przypomi­

nania o policzonych dniach Parker House. Potwornie też iry­

towała ją nonszalancka postawa Bretta wobec posiadłości,

która od czterech pokoleń należała do jego rodziny.

- No i co z tego - syknęła. - Rachunki i tak trzeba płacić.

Parker House zawsze sam na siebie zarabiał, ale żeby nadal

mógł zarabiać, musi przyjmować gości.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 71

Gayla zabrała się do wybijania ramy z drugiej strony wez­

głowia. Brett chwycił ją za rękę. Dopiero wówczas, kiedy się

odwróciła, zobaczył, jak wielki ból sprawiła jej niefrasobliwa

uwaga o rychłym końcu kłopotów z pensjonatem. Od smut­

nego spojrzenia jej oczu gniew Bretta stopniał jak śnieg

w promieniach wiosennego słońca.

- Nie musisz tego robić - powiedział cicho.

- W ten sposób zarabiam na życie - odrzekła.

- Nie musisz już zarabiać na życie. Jesteś moją żoną.

- Tylko formalnie - przypomniała, uwalniając rękę z uści­

sku Bretta.

Jeszcze jedno uderzenie młotkiem i łóżko, w kawałkach,

leżało na podłodze.

- Jesteś uparta jak osioł - powiedział Brett. - Niech mnie

diabli porwą, jeśli pozwolę, żebyś się zapracowała na śmierć.

- Ciekawe, jak mi w tym przeszkodzisz - warknęła.

Brett spojrzał na nią uważnie. Z gniewnym rumieńcem na

twarzy, z falującą przy każdym oddechu piersią, wyglądała

bardzo ponętnie. Brett miał ochotę kochać się z nią tak długo,

aż zapomniałaby o Parker House i o swojej źle pojętej lojal­

ności wobec tego domu oraz jego poprzedniego właściciela.

Na szczęście w porę przypomniał sobie, że tego mu robić nie

wolno.

- Nie będę ci przeszkadzał - westchnął zrezygnowany -

tylko ci pomogę.

Każda pomoc przy wiosennych porządkach byłaby darem

niebios, ale nie pomoc Bretta. Nie chodziło oczywiście o sa­

mą pracę, tylko o to, co się w czasie tej pracy działo. Pod­

czas wspólnego sprzątania z konieczności wciąż byli bli-

scandalous

czytelniczka

background image

72 TESTAMENT NEDA PARKERA

sko siebie. Obijali się o siebie ramionami, muskali się dłoń­

mi, trącali głowami... Każde z tych zderzeń zwiększało na­

pięcie i tak już podrażnionych do granic wytrzymałości ner­

wów Gayli. Była całkiem zdezorientowana. Gardziła Bret¬

tem za to, że chce zniszczyć Parker House, a jednak (i tego

Gayla bardzo się wstydziła) bardzo się jej ten mężczyzna

podobał.

Wspólnie wietrzyli na balkonie materace, polerowali ramy

łóżek i odsuwali meble od ścian. Brett nie wytrzymał dopiero

wtedy, kiedy przyszło do mycia boazerii.

- Po co to robisz? - warknął.

- Po to, żeby zmyć całoroczny brud.

- A niech to! - zawołał rozeźlony. - Jestem prezesem kor­

poracji. Nie mogę się zachowywać jak pomywaczka.

- Ja cię o pomoc nie prosiłam - przypomniała mu sło­

dziutko Gayla.

Zacisnął zęby. Gayla była pewna, że zaraz sobie pójdzie,

ale Brett wziął szmatę i zabrał się do szorowania drewnianych

boazerii. Gayla się uśmiechnęła. W końcu to przecież zabaw­

ne, kiedy ktoś tak zawzięcie porządkuje dom, który ma zamiar

obrócić w ruinę.

- Nie waż się ze mnie śmiać! - zawołał Brett.

- Nie śmieję się, tylko się uśmiecham. Ty także powinie­

neś to czasem robić.

- Przecież się uśmiecham - bronił się Brett.
- O tak, na pewno - zgodziła się potulnie Gayla. - Tyle

że nie w mojej obecności.

Brett już chciał się spierać, jednakże nie mógł sobie przy­

pomnieć, kiedy ostatni raz się uśmiechał. I to niezależnie od

tego, czy Gayla była przy tym obecna, czy też nie. Posmutniał.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 73

Patrzył, jak Gayla szoruje boazerie, nucąc sobie przy tym

jakąś piosenkę.

- Masz pianę na nosie - mruknął.

- Gdzie? - Gayla się wyprostowała.

Brett podszedł do niej i wytarł banieczki piany, które do­

strzegł na jej twarzy. To, co się stało potem, było nieuniknione

i żadne z nich nie potrafiłoby powiedzieć, które z nich pier­

wsze zaczęło tę zabawę. Zresztą nie było to w końcu takie

istotne, bo tulili się do siebie i całowali jak szaleni. Nagle

zniknęło całe napięcie, jakie Gayla odczuwała w jego obecno­

ści. Bała się, że za chwilę się w tym mężczyźnie zakocha,

a jednocześnie bardzo go pragnęła. I wtedy, zupełnie niespo­

dziewanie, Brett się od niej odsunął.

- Przepraszam - wyszeptał. - Nie powinienem był tego

robić.

- Nie udałoby ci się, gdybym ci nie pomogła - powiedzia­

ła, patrząc mu prosto w oczy. Potem odwróciła się do niego

plecami i znów zajęła się szorowaniem boazerii.

Brett wpatrywał się w nią kompletnie zaskoczony. Spo­

dziewał się, że Gayla będzie mieć do niego pretensję za to, co

się przed chwilą stało, a ona tymczasem sama siebie za to

obwiniała. Wydawało mu się nawet, że ma do niego żal o to,

że przestał.

Muszę stąd zwiewać, pomyślał, bo inaczej dokończę to, co

przed chwilą zaczęliśmy, a potem oboje do końca życia bę­

dziemy tego żałowali.

Brett, Gayla i John Thomas siedzieli przy okrągłym stole

na werandzie. Brett był zły, bo Gayla bez uprzedzenia zapro­

siła dziadkowego adwokata na obiad. John Thomas natomiast

scandalous

czytelniczka

background image

74 TESTAMENT NEDA PARKERA

rozjaśniał się w uśmiechu za każdym razem, kiedy tylko po­

patrzył na Gaylę, a pochmurniał, gdy zdarzyło mu się spojrzeć

na Bretta. Brett wściekał się także o to, że John i Gayla roz­

mawiali ze sobą tak, jakby jego w ogóle przy tym nie było.

Brett musiał się wreszcie sam przed sobą przyznać, że jest

zazdrosny. Nie podobała mu się atencja, z jaką John traktował

Gaylę, ani też uśmiechy, jakimi Gayla obdarzała adwokata.

Brett chciał, aby to do niego tak się uśmiechała i tylko jego

dotykała w tak poufały sposób, w jaki co chwila dotykała

Johna Thomasa.

Co się ze mną dzieje? pomyślał Brett. Czyżbym tak bardzo

tęsknił za kobietą, że zazdroszczę starszemu panu flirtu

z piękną dziewczyną? Wszystko możliwe. W końcu tyle cza­

su mieszkam z Gaylą pod jednym dachem, ale do łóżka jakoś

trafić nie możemy. A ja bym chciał ją mieć nie tylko w domu,

ale i w łóżku.

A jednak nikt na świecie nie wiedział lepiej od Bretta,

jakim koszmarnym błędem byłoby ponowne wdanie się w ro­

mans z Gaylą. Za cztery miesiące miał opuścić i Braesburg,

i ją. Gdyby zaczęli romans, rozstanie byłoby jeszcze trudniej­

sze, choć i tak będzie mu jej bardzo brakowało.

- Dostaniemy wreszcie jakiś deser? - prychnął zniecier­

pliwiony.

John i Gayla jednocześnie na niego spojrzeli. Byli bardzo

zaskoczeni.

- Oczywiście, że tak - powiedziała Gayla po chwili. Ze­

brała talerze, postawiła je na kredensie i zaraz podała deser,

którego Brett tak natarczywie się domagał.

- Ciasto cytrynowe! - John z rozanieloną miną pogłaskał

się po brzuchu. - Żebym nie wiem jak był najedzony, to i tak

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 75

zawsze znajdę trochę miejsca na kawałek twojego ciasta cy­

trynowego.

Brett pomyślał złośliwie, że gdyby Gayla podała tłuszcz

z dorsza, to John Thomas zareagowałby dokładnie tak samo

jak na placek cytrynowy.

- Jak długo tu jesteś, Brett? - zapytał John, kiedy pochło­

nął pierwszy kawałek ciasta. - Chyba od miesiąca?

- Prawie dwa - odrzekł Brett. Wiedział to dokładnie, bo

z leżącego na biurku notesu wykreślał każdy miniony dzień.

- Nie masz ochoty na deser? - zapytał John, patrząc zna­

cząco na nietknięty kawałek ciasta, który Gayla postawiła

przed Brettem.

- Chyba już niczego nie zmieszczę. - Brett odsunął od

siebie talerzyk z ciastem. - Bardzo dziękuję.

- Charakter to ty chyba odziedziczyłeś po matce. - John

Thomas lekko się skrzywił.

- To chyba normalne - mruknął Brett.

- Jesteś nieodrodnym synem Christine. - Adwokat głośno

się roześmiał. - Jej też nikt nigdy nie mógł dogodzić.

Brettowi wcale nie przeszkadzało, że ktoś w ten sposób

mówi o jego matce. Sam najlepiej wiedział, jak nieprzyjemna

potrafiła być Christine. Zdziwiło go jednak, że była taka od

zawsze, bo dotąd sądził, że jej niezadowolenie z życia wyni­

kało właśnie z nieudanego małżeństwa.

- Znał ją pan? - Brett nie był w stanie ukryć ciekawości.

- Wszyscy mieszkańcy miasteczka znali Christine. Ned

wszędzie ją ze sobą zabierał. Zresztą głównie dlatego, że po

śmierci pani Parker trudno było znaleźć kogoś na tyle odważ­

nego, żeby zechciał zaopiekować się dziewczynką. To była

wyjątkowo niesympatyczna osóbka. Bez przerwy urządzała

scandalous

czytelniczka

background image

76

TESTAMENT NEDA PARKERA

awantury, a kiedy jej czegoś odmawiano, groziła, że się zabije.

- John Thomas machnął ręką. Nawet nie zauważył pobladłej

twarzy Bretta. - Zupełnie nie mam pojęcia, jak Ned sobie

z nią radził. A właściwie, ile ona miała lat, kiedy umarła?

- Pięćdziesiąt cztery.

- Młodo - mruknął John, kręcąc głową. - Długo choro­

wała?

- Nie - mruknął Brett. Pożałował, że zaczął wypytywać

tego człowieka o swoją matkę. - Wcale nie chorowała.

- No to na co umarła? - zdziwił się John.

- Popełniła samobójstwo.

Brett usłyszał, jak Gayla gwałtownie wciąga powietrze,

ale nie chciał na nią nawet spojrzeć. I bez tego wiedział, że

patrzy na niego z litością, której on ani nie chciał, ani nie

potrzebował.

- Samobójstwo! - wykrzyknął adwokat. - Tak często nas

nim straszyła, że nie sądziłem, aby kiedykolwiek rzeczywiście

je popełniła. Myślałem, że to tylko dziecięce fanaberie i że

kiedyś z tego wyrośnie. - Przez chwilę nad czymś się zasta­

nawiał, a wreszcie zapytał: - Jak to się stało?

- Otruła się tlenkiem węgla. Znalazłem ją w garażu. Sie­

działa w samochodzie. Silnik pracował, a drzwi od garażu

były zamknięte.

- Przykro mi, synu. - John położył dłoń na ramieniu Bret­

ta. - Dlaczego to zrobiła?

- Ze złości. Mój ojciec przed śmiercią cały swój majątek

umieścił w funduszu powierniczym, z którego co miesiąc wy­

płacano matce rentę.

- Nie starczało jej na życie - domyślił się adwokat.

- Większości ludzi by wystarczało, ale nie mojej matce.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

77

- Powinna była wrócić do domu, do Parker House. - John

w zamyśleniu pokiwał głową. - Ned przyjąłby ją z otwartymi

ramionami.

Brett miał co do tego poważne wątpliwości, ale nie chciał

się na ten temat spierać. Neda i Christine nie było już na

świecie i żadna kłótnia nie mogła tego zmienić.

- Jak to, nie rozważycie mojej propozycji? - wrzeszczał

Brett do słuchawki.

- Nie powiedziałem, że jej nie rozważymy - tłumaczył

mu Marty, księgowy Sinclair Corporation i rzecznik prasowy

rady dyrektorów. - Rozważymy twoją propozycję, ale dopie­

ro wtedy, kiedy wrócisz do Kansas City.

- Cholera! - Brett walnął pięścią w biurko, aż podskoczy­

ły wszystkie znajdujące się na nim przedmioty. - Za sześć

miesięcy Sinclair Corporation przestanie istnieć!

- Daj spokój, Brett - uspokajał go Marty. - Zachowujesz

się nieracjonalnie. Zresztą nic dziwnego. Śmierć dziadka i te

wszystkie problemy ze spadkiem... Rozumiem, że trudno ci

się pozbierać.

Brett nie tylko czuł, ale nawet słyszał pulsowanie własnej

krwi. O mało nie oszalał.

- Rada dyrektorów zdecydowała, że przedyskutuje twoją

propozycję w sierpniu, kiedy wrócisz do Kansas City -

oświadczył Marty.

Najpierw usłyszała krzyk Bretta, a potem jakiś łomot. Co

sił w nogach popędziła do gabinetu. Była pewna, że stało się

coś strasznego.

Otworzyła drzwi. Telefon, jak zwykle, leżał na podłodze,

scandalous

czytelniczka

background image

78

TESTAMENT NEDA PARKERA

a Brett siedział w fotelu i nieobecnym wzrokiem wpatrywał

się w przeciwległą ścianę. Gayla czuła, że nie jest to tylko

normalny u niego napad złego humoru.

- Co się stało? - zapytała, podchodząc do biurka.

- Zaproponowałem zmiany w Sinclair Corporation -

spojrzał na nią nie widzącymi oczami. - Powiedzieli, że roz­

ważą mój projekt, kiedy wrócę do Kansas City. W sierpniu.

- Ale dlaczego? - zdziwiła się Gayla. Dobrze wiedziała,

ile czasu zajęło mu przygotowanie tego dokumentu.

- Nie powiedzieli, dlaczego. Zresztą nawet nie musieli.

Rada dyrektorów może zrobić z tą korporacją wszystko, co

zechce.

- Och, Brett, tak mi...

- Jeśli jeszcze raz powiesz, że jest ci przykro, to przysię­

gam, że rozwalę o ścianę ten przeklęty monitor - przerwał jej

Brett.

Gayli z trudem udało się powstrzymać uśmiech. Pochyliła

się i podniosła z podłogi telefon. Tym razem nawet nie był

pęknięty.

- Ponieważ nie lubię, kiedy ktoś niszczy całkiem dobre

przedmioty, nie usłyszysz ode mnie wyrazów współczucia

- powiedziała. Tym razem jednak uśmiechnęła się.

- Bardzo się cieszę, że tak cię to wszystko bawi - warknął

Brett. - Prawie miesiąc pracowałem nad tym przeklętym pro­

jektem. Tyłek sobie od siedzenia odgniotłem, a oni nawet na

to nie spojrzeli.

- Wcale mnie to nie śmieszy - powiedziała Gayla. - To

ty jesteś śmieszny.

- Jeszcze lepiej - irytował się Brett.

- Właściwie nie ty - teraz Gayla głośno się roześmiała

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

79

- tylko twój temperament. Gdybyś mógł siebie teraz zoba­

czyć, też byś się uśmiał. Zachowujesz się jak mały chłopiec,

który wpada w szał, kiedy coś nie idzie po jego myśli.

- Boję się o korporację - westchnął Brett. - Jeśli natych­

miast nie wprowadzi się jakichś zmian, to firma znajdzie się

na najlepszej drodze do bankructwa.

- I naprawdę nie możesz nic zrobić, żeby zmienić ich

decyzję? - Gayla spoważniała.

- Absolutnie nic. A już na pewno nic nie zrobię, siedząc

w Braesburgu.

- Tak mi... - urwała w pół słowa, zauważywszy mrożące

krew w żyłach spojrzenie Bretta. A potem coś sobie postano­

wiła. - A jednak powiem ci, że bardzo mi przykro z tego

powodu. I to niezależnie od tego, czy chcesz mojego współ­

czucia, czy go nie chcesz - powiedziała i z godnością wyszła

z gabinetu.

- Gayla! - wrzasnął Brett. - Gayla!

Położyła na stopniu naręcze czystych ręczników. We­

stchnęła ciężko i poszła do gabinetu. Miała nadzieję, że kiedy

Brett przestanie się zajmować korporacją, napady złego hu­

moru staną się znacznie rzadsze. Przeliczyła się. Przegląd

majątku, jaki zostawił mu Ned Parker, miał na Bretta podobny

wpływ, jak pilnowanie interesów firmy ojca.

- Jestem - powiedziała, wchodząc do gabinetu. - O co

tym razem chodzi? •

- Co to za ludzie? - zapytał, uderzając dłonią w leżącą

przed nim kartkę papieru.

Gayla podeszła do Bretta i pochyliła się nad biurkiem.

- To przyjaciele Neda - powiedziała. Była to lista dłużni-

scandalous

czytelniczka

background image

80

TESTAMENT NEDA PARKERA

ków. Przy niektórych nazwiskach widniały całkiem pokaźne

sumy. - Przyjaciele, którym przez lata pożyczał pieniądze.

- To kim on w końcu był? Sklepikarzem czy bankierem?

- Jednym i drugim po trochu. Ale przede wszystkim był

wspaniałym przyjacielem.

- Czy ty wiesz - Brett podparł głowę rękami - że poza tą

posiadłością jedynym jego majątkiem jest sklep w centrum

miasta?

Zanim zdążyła odpowiedzieć, zerwał się z fotela tak gwał­

townie, że Gayla musiała odskoczyć, żeby jej nie przewrócił.

- Gdzie są klucze?

- Klucze do sklepu? - wolała się upewnić, niż narazić na

jeszcze jeden wybuch niezadowolenia.

- Tak, klucze do sklepu. Przecież chyba właśnie o tym

rozmawiamy.

Gayla zdążyła się już przyzwyczaić do jego fatalnych ma­

nier. Otworzyła najniższą szufladę biurka i wyjęła stamtąd

zniszczone pudełko po cygarach. Wśród wielu znajdujących

się tam kluczy znalazła ten, o który chodziło.

- Prądu jeszcze nie wyłączyli, więc nie powinieneś mieć

kłopotów z oświetleniem - powiedziała, wręczając Brettowi

klucz. - Prawdopodobnie jest tam okropny bałagan. Przez

ostatnich osiem lat nikt tam nie wchodził.

- Wszystko tu jest strasznie zabałaganione - warknął, bio­

rąc klucz.

Brett po omacku znalazł kontakt i zapalił światło. Wię­

kszość żarówek nie zareagowała, ale kilka na szczęście się

zapaliło. Wszedł do środka. Ostrożnie stawiał nogi, a nawet

podskakiwał, słysząc koło siebie podejrzane szuranie. Po pra-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

81

wej stronie znajdował się olbrzymi stojak na narzędzia. Za­

jmował całą ścianę. Skrzynki z gwoździami i śrubami pokry­

wała gruba warstwa pajęczyn. Trącił nogą stojący na dolnej

półce worek z cementem. Papier rozsypał się, a powietrze

napełniło się cementowym pyłem. Brett pokręcił głową i po­

szedł dalej.

Za sklepem znajdowała się przestrzeń oddzielona od reszty

szklaną szybą. Na prowadzących tam drewnianych drzwiach

przybita była zardzewiała tabliczka z napisem „Biuro". Drzwi

nie były zamknięte na klucz. Brett pchnął je. Ciarki mu prze­

szły po plecach, kiedy zgrzytnęły od lat nie smarowane za­

wiasy. Nacisnął włącznik. Pod sufitem rozjarzyła się naga

żarówka.

W biurze panował taki sam zaduch jak w całym sklepie.

Prawie całą przestrzeń zajmowało odrapane drewniane biur­

ko, za którym stał ogromny czarny sejf. Pod szklaną ścianą

pyszniła się wytarta kanapa. Gnieździły się w niej myszy i in­

ne stworzenia, które od kilku pokoleń uważały to miejsce za

swój dom rodzinny.

- Brett? - rozległ się przytłumiony przez pajęczynę głos

Gayli.

- Tu jestem - zawołał. Szybko zgasił światło i wyszedł

z biura. Spotkali się w dziale z farbami, otoczeni puszkami

o spłowiałych nalepkach.

- Po co przyszłaś? - zapytał poirytowany Brett.

- Teraz moja kolej. Ty mi pomogłeś robić wiosenne po­

rządki, więc ja pomogę ci w sprzątaniu sklepu.

- Niczego nie będę sprzątał - burknął Brett. - Muszę tylko

przejrzeć te wszystkie śmieci, żeby sprawdzić, czy nie ma tu

przypadkiem czegoś wartościowego. Nie potrzebuję pomocy.

scandalous

czytelniczka

background image

82 TESTAMENT NEDA PARKERA

- Mimo to zostanę. Od czego zaczynamy?
- Masz zapałki?

Gayla pokręciła głową. A kiedy zobaczyła malujące się na

twarzy Bretta obrzydzenie, głośno się roześmiała.

- Aż tak źle nie jest - powiedziała. - Trzeba tylko porząd­

nie posprzątać.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Gayla stała przed rzędem metalowych szafek na dokumen­

ty. Cała była pokryta kurzem. Przeglądała kolejno szufladę po

szufladzie i bezlitośnie wyrzucała z nich tony zgromadzo­

nych tam przez pół wieku papierów.

W końcu uznała, że zasłużyła sobie na przerwę. Wyszła na

ulicę. Brett stał przed sklepem i czemuś się przyglądał.

- Co robisz? - zapytała.

- Dokąd oni jadą? - Brett wskazał ruchem głowy sznur

ciągnących ulicą samochodów.

- Do fabryki parówek. - Gayla wzruszyła ramionami.

- Do fabryki parówek? - powtórzył Brett.

- Właściwie to nie jest żadna fabryka, tylko mały zakład.

Hilliardowie prowadzą go od kilku pokoleń.

- Czy tak jest przez cały czas? - zapytał Brett, ponownie

zwracając głowę w stronę ulicy.

- Chodzi ci o te samochody? - zapytała. A kiedy skinął

głową, wyjaśniła: - Chyba tak, chociaż, szczerze mówiąc,

nigdy się nad tym nie zastanawiałam.

- A dlaczego to wszystko jest pozamykane? - zapytał

Bret, wskazując nieczynne sklepy, znajdujące się obok sklepu

Neda.

- Brak klientów. Kilka lat temu otwarto na obrzeżach

scandalous

czytelniczka

background image

84 TESTAMENT NEDA PARKERA

miasta supermarket. Małe sklepiki nie mogą z nim konkuro­

wać ze względu na ceny.

- Głupcy - mruknął pod nosem Brett. Chwycił Gaylę za

rękę.

Zanim zdążyła się odezwać, pociągnął ją za sobą.

- Co tu było? - zapytał, zatrzymując się przed pierwszym

pustym sklepem.

- Apteka. Właściciele wycofali się z interesu w jakieś trzy

lata po tym, jak Ned zamknął swój sklep.

Brett wziął Gaylę za rękę i znowu pociągnął ją za sobą.

Zatrzymał się przed następnym opuszczonym sklepem. Na

oknie widniał napis; „Sprzedam lub wynajmę".

- A tutaj co było? - zapytał Brett.

- Sklep spożywczy.

Brett dokładnie obejrzał budynek. Zamyślił się, a potem

bez słowa przebiegł na drugą stronę ulicy. O mało nie wpadł

pod nadjeżdżający samochód. Gayla pobiegła za nim.

- Co ty wyprawiasz? - zawołała, kiedy go wreszcie do­

goniła.

- Tylko popatrz. - Brett wskazał znajdujące się po prze­

ciwnej stronie ulicy opustoszałe sklepy. - Tak bardzo się sta­

rali je unowocześnić, że zupełnie zatracili ich oryginalną ar­

chitekturę.

- No i co z tego? - zapytała Gayla.

- Zamiast konkurować z supermarketem, należało posta­

wić na zabytkowy wygląd sklepów, zmienić strategię rynkową

i skupić się na tym, co każdy z nich robił najlepiej. Gdyby się

nastawili na zróżnicowaną klientelę, wprowadzili asortyment,

który gdzie indziej trudno jest dostać, do dziś interes by kwitł.

- Brett był pełen entuzjazmu. Gayla nigdy dotąd takim go nie

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

85

widziała. - A skąd są ci wszyscy ludzie, którzy jadą do fabryki

parówek?

- Z całego stanu.
- No to po takiej długiej podróży na pewno są głodni

i spragnieni. Wystarczy otworzyć małą restaurację z oryginal­
ną kuchnią, a każdy będzie się tu chciał zatrzymać i coś prze­

gryźć. Skończy się na tym, że wyjadą stąd obładowani za­
kupami.

Gayla wreszcie zrozumiała, o co mu chodzi. Ona także

zobaczyła opustoszałe sklepy w całkiem nowym świetle.

- Koniecznie musisz coś z tym zrobić - powiedziała.
- A co niby miałbym zrobić? - zniecierpliwił się Brett.
- Na przykład: zebrać wszystkich właścicieli tych skle­

pów i podzielić się z nimi swoimi pomysłami. Jestem pew­
na, że nawet dla sklepu Neda wymyśliłbyś jakieś zastoso­
wanie.

- Nic z tego, moja pani - warknął Brett. - Nie przyjecha­

łem tu po to, żeby ratować wasze miasto, tylko po to, żeby
uporządkować sprawy spadkowe. Sprzedam ten sklep pier­
wszemu nadarzającemu się kupcowi. A jeśli przed upływem
sześciu miesięcy nikt taki się nie znajdzie, to sklep także

przekażę miastu.

- Ale...
- Sześć miesięcy. - Brett zmroził ją spojrzeniem. - I ani

chwili dłużej.

- I ty uważasz, że Ned był podłym sknerą - mruknęła

Gayla trochę do siebie, a trochę do znikającego w drzwiach
sklepu Bretta.

- A to co znowu miało znaczyć? - Odwrócił się na pięcie.
- To, co słyszałeś - powiedziała wściekła. - Masz świetny

scandalous

czytelniczka

background image

86 TESTAMENT NEDA PARKERA

pomysł, wiesz, jak go zrealizować, ale jesteś zbyt samolubny,

żeby podzielić się swoją wiedzą z ludźmi. Zresztą, nieważne.

Jadę do domu.

Brett był taki wściekły na Gaylę, że musiał tę złość jakoś

rozładować. Porządkował więc sklep dziadka, dopóki całkiem

nie opadł z sił. Dokładnie wiedział, o co jej chodziło. Chciała

go skłonić do pozostania w mieście, a za każdym jej postęp­

kiem kryła się nadzieja na uratowanie Parker House.

Nie ma mowy, myślał Brett, rozcierając sobie nadwerężo­

ny kręgosłup. Za nic w świecie tu nie zostanę. Niezależnie od

tego, co ona powie albo zrobi.

Był wykończony. Wszedł do biura Neda, zapalił świat­

ło i usiadł w niewygodnym fotelu, który nie tak dawno jesz­

cze należał do jego dziadka. Westchnął, wyjął z kieszeni chu­

steczkę i wytarł nią kurz z leżącego na biurku szkła. Dopie­

ro wtedy zauważył, że pod porysowanym szkłem umieszczo­

ne są jakieś fotografie. Delikatnie podważył szybę i wyjął

spłowiałe, pożółkłe ze starości zdjęcia. Na pierwszym z brze­

gu widniała młoda kobieta. Brett przypuszczał, że to zdjęcie

babci, zrobione jeszcze przed ślubem z Nedem. Następne

przedstawiało mężczyznę i kobietę, trzymającą na kolanach

małą dziewczynkę. Z całą pewnością było to zdjęcie rodziny

Parkerów. Dziadek, jeszcze całkiem młody, w eleganckim

garniturze, stał obok swojej żony. Widać było, że rozpiera go

duma. Kobieta sprawiała wrażenie bardzo kruchej istoty.

Trzymała dłoń na ramieniu pyzatej dziewczynki i słodko się

uśmiechała.

Brett przybliżył zdjęcie do światła, żeby lepiej widzieć. Tą

dziewczynką była jego matka. Rozpoznał ją, choć zdjęcie

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

87

było czarno-białe i bardzo stare. Kształt oczu, nos, nadąsana

mina.

Odłożył zdjęcia i zaczął przetrząsać szuflady biurka. Po­

żółkłe faktury, pogięte spinacze i kilka drewnianych miesza-
dełek do farby ze znakiem firmowym sklepu Parkera. Prze­

glądał te nagromadzone przez lata szpargały, aż w końcu na­
trafił na paczuszkę owiniętą papierem i przewiązaną sznur­

kiem. Rozwiązał supeł, sądząc, że może wreszcie znalazł coś
wartościowego. Papier rozpadł mu się w rękach. Na biurko

wysypały się koperty. Wszystkie były adresowane do Christi¬
ne Parker. Nadawcą listów był Ned Parker. Na każdej kopercie

widniał odręczny napis: „Zwrot do nadawcy. Adresat niezna­
ny". Brett bez trudu rozpoznał charakter pisma matki. Odwró­

cił kopertę. Nigdy nie była otwierana.

Ale przecież mówiła, że ojciec się z nią nie kontaktował,

pomyślał Brett, za wszelką cenę chcąc obronić matkę przed

swymi domysłami. To na pewno jakaś pomyłka.

Otworzył trzymaną w dłoni kopertę i wyjął znajdującą się

w środku kartkę papieru. Z każdym przeczytanym słowem

robiło mu się coraz ciężej na duszy. W liście Ned Parker bła­
gał swą jedynaczkę, aby zechciała wrócić do domu.

Gayla raz jeszcze spojrzała na zegar. Dochodziła dziesiąta.
Gdzie on się podziewa? myślała zaniepokojona. Chyba nie

siedzi do tej pory w sklepie. Nie, to niemożliwe. Jest stanow­
czo za późno. Ale dokąd mógłby pójść?

Podenerwowana, chodziła od drzwi wejściowych do kuch­

ni. Miała do siebie pretensję o to, że się z nim pokłóciła. Nagle

przyszło jej do głowy, że Brett miał wypadek. Po tylu latach
nieużywania budynek z całą pewnością nie był zupełnie bez-

scandalous

czytelniczka

background image

88

TESTAMENT NEDA PARKERA

pieczny. Gayla narzuciła na siebie żakiet, wybiegła z domu

i wsiadła do samochodu.

Furgonetka Bretta stała przed budynkiem. Gayla otworzyła

drzwi sklepu Neda. W środku paliło się światło, ale nie było

ani śladu Bretta.

- Brett? - zawołała Gayla. - Brett? Jesteś tu?
Zamknęła za sobą drzwi wejściowe i nasłuchiwała. Roz­

glądając się na wszystkie strony, ostrożnie poruszała się wśród

rzędów przeróżnych śmieci.

- Brett? - zawołała raz jeszcze. I wtedy dostrzegła palące

się w biurze Neda światło.

Brett siedział przy biurku. Właściwie raczej leżał. Ręce zwi­

sały mu bezwładnie z oparcia. Oczy miał otwarte, ale nawet się

nie poruszył, jak gdyby w ogóle nie zauważył wejścia Gayli.

- Brett? - powtórzyła Gayla. Tym razem cicho. - Czy coś

się stało?

Nie odpowiedział, tylko patrzył jak urzeczony w porozrzu­

cane na biurku papiery. Teraz Gayla przestraszyła się nie na

żarty. Podeszła do biurka i wzięła do ręki jedną z leżących

tam kartek. Ale zanim zdążyła przeczytać choć słowo, Brett

wreszcie się odezwał.

- Kłamała - powiedział cicho. - Ani słowa prawdy nie

powiedziała.

- Kto taki? - zapytała.

- Mama. Mówiła, że ją wyrzucił z domu i powiedział,

żeby mu się nigdy więcej na oczy nie pokazywała. Twierdziła,

że przez wszystkie te lata ani razu nawet nie spróbował na­

wiązać z nią kontaktu. - Gwałtownym ruchem ręki zmiótł na

podłogę wszystkie leżące na biurku kartki papieru. - Kłam­

stwo - powtórzył. - Jedno wielkie kłamstwo.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

89

- Wracajmy do domu - poprosiła Gayla, chcąc jak najprę­

dzej odciągnąć Bretta od tego, co doprowadziło go do takiego

stanu.

- Ja nie mam domu. Nigdy nie miałem.

- Oczywiście, że masz - przypomniała mu jak dziecku.

- Twój dom jest w Kansas City.

- To tylko budynek, ale nie dom. Mama się o to postarała

- mówił, jakby do siebie. - Bez przerwy się o coś kłócili.

Obrzucali się wyzwiskami i wzajemnie oskarżali o to, że jed­

no drugiemu zmarnowało życie. Ale prawdziwym powodem

wszystkich ich nieszczęść byłem ja. Tyle że żadne z nich nie

miało odwagi się mnie pozbyć.

- Uspokój się - prosiła Gayla. Wzięła go za rękę i pod­

niosła z fotela.

- Zmusiła go do odejścia - mruczał Brett, jakby w ogóle nie

usłyszał, że coś do niego mówiono, ani nie poczuł, że coś się

z nim dzieje. - Wygoniła go tymi swoimi ciągłymi narzekaniami

i nieustającymi żądaniami. Specjalnie zaszła w ciążę, żeby mu­

siał się z nią ożenić. Powiedział mi o tym, zanim umarł. Za to

właśnie mnie nienawidził. Prawie tak samo, jak jej.

Gayla wzięła leżącą na krześle marynarkę Bretta i zarzu­

ciła mu ją na ramiona. Potem na tyle szybko, na ile to było

możliwe, wyprowadziła go ze sklepu. Nie wdając się w żadne

dyskusje, wsadziła go do swego samochodu.

Do Parker House jechali w całkowitym milczeniu. A kiedy

wreszcie się tam znaleźli, Gayla, o nic nie pytając, zaprowa­

dziła Bretta prosto do jego pokoju. Lekko popchnęła go pal­

cem, a on natychmiast bezwładnie opadł na łóżko.

- Musisz odpocząć - powiedziała. - Rano wszystko bę­

dzie inaczej wyglądało.

scandalous

czytelniczka

background image

90 TESTAMENT NEDA PARKERA

Chciała wyjść, ale zobaczyła, że siedzi tak jak siedział

i nawet palcem nie porusza. Przez tych kilka miesięcy zdążyła

się już przyzwyczaić do jego wrzasków. Zdecydowanie wo­

lała je od tego przygnębiającego bezruchu. Nie potrafiła go

zostawić.

Podeszła do Bretta i ściągnęła mu buty. Tylko chwilę się

wahała, a potem zabrała się do rozpinania jego koszuli. Brett

się nie poruszył, więc zdjęła mu tę koszulę. Ale kiedy ujrzała

nagi tors, w kąt poszły wszystkie dane sobie przyrzeczenia.

Zapragnęła znów wtulić się w te potężne ramiona i posłuchać

bicia jego serca.

Przestań! skarciła się w duchu.

Ręce jej drżały, kiedy rozpinała spodnie Bretta, i omal nie

oszalała, kiedy przyszło jej te spodnie z niego zdejmować.

Wreszcie jakoś udało się jej położyć go do łóżka. Zgasiła

nocną lampkę i już chciała wyjść, kiedy Brett chwycił ją za

rękę.

- Nie idź - poprosił szeptem.

Puścił jej rękę, ale rozpaczliwa prośba sprawiła, że Gayla

i tak nie mogła ruszyć się z miejsca.

- Proszę - jęknął Brett.

- Zostanę z tobą - powiedziała, siadając na brzegu łóżka.

Przygarnął ją do siebie. Wreszcie poczuła go przy sobie.

Poczuła także spływające po jego policzkach łzy. Głaskała go

po głowie, jak się głaszcze skrzywdzone dziecko, i tuliła tak,

jak on ją tulił, kiedy rozpaczała po śmierci Neda.

- Przepraszam cię - mruknął po chwili, odsuwając się od

niej. Wyraźnie wstydził się swej słabości.

Chciał otrzeć łzy z twarzy, lecz Gayla zastąpiła jego dłoń

swoimi ustami. Przyciskała je czule do policzków i oczu Bret-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 91

ta, jakby wraz z łzami chciała scałować cały jego ból i wszy­

stkie żale.

- Nie zasługuję na twoją dobroć - jęknął żałośnie Brett.
- A to dlaczego? - Gayla była do głębi wzruszona. - Ty

mnie pocieszyłeś, kiedy najbardziej tego potrzebowałam.

- Wykorzystałem cię - powiedział, patrząc jej w oczy.

- Nie. - Gayla stanowczo pokręciła głową. - Wcale mnie

nie wykorzystałeś. Ty mnie tylko chciałeś pocieszyć, a re­

szta... Jakoś tak samo wyszło - dokończyła cicho. Nawet

teraz nie potrafiłaby wytłumaczyć, co właściwie wówczas

między nimi zaszło.

- Ale to się może powtórzyć - ostrzegł ją Brett. - Bar­

dzo cię wtedy chciałem, ale nie tak bardzo, jak cię pragnę

teraz.

- Ja ciebie także pragnę - wyszeptała Gayla.
- Więc zostaniesz? - zapytał z niedowierzaniem. - Bę­

dziesz spała w moim łóżku?

- Tak - skinęła głową.

- A kiedy się rano obudzę, też ze mną będziesz?

- Będę. - Cień uśmiechu zagościł na jej twarzy.

Brett z całych sił przytulił ją do siebie.

Promienie słońca łaskotały policzki Gayli. Uśmiechnęła się

i przeciągnęła leniwie. Zamarła, kiedy zobaczyła, że Brett się

jej przygląda.

- Dzień dobry - mruknęła i podciągnęła kołdrę, okrywa­

jąc swoją nagość.

- Nic z tego. - Ułożył kołdrę tak, jak leżała przedtem.

Objął Gaylę i przytulił ją do siebie. - Teraz lepiej. Dobrze

spałaś?

scandalous

czytelniczka

background image

92

TESTAMENT NEDA PARKERA

- Tak - wyszeptała. Kątem oka przyglądała się Brettowi.

Nie potrafiła zrozumieć, jak on może zachowywać się tak

swobodnie, jak gdyby od lat codziennie budzili się we wspól­

nym łóżku. Był całkiem rozluźniony, podczas gdy ona czuła

się spięta i okropnie zawstydzona.

Brett głaskał ją po plecach i pod dotknięciem jego dłoni

napięcie powoli ustępowało. Gayla pomyślała sobie, że takie

wspólne przebudzenie jest bardzo przyjemne.

- Dziękuję ci... - zaczął Brett, ale nie bardzo wiedział, jak

powiedzieć to, o co mu naprawdę chodziło. - Dziękuję, że ze

mną zostałaś - dokończył pospiesznie.

- Nie ma za co. - Gayli ta jego niepewność także bardzo

się spodobała.

- Przepraszam, że wczoraj na ciebie nakrzyczałem.

- Za które krzyczenie przepraszasz?

. - Aż tak źle było?

- Jeszcze gorzej. Nie przejmuj się. Ned też był strasznym

awanturnikiem. Jestem przyzwyczajona.

Brett przewrócił się na plecy i zakrył oczy ramieniem

- Przepraszam - powiedziała Gayla. Uniosła się na łokciu

i patrzyła teraz na niego z góry. - Naprawdę nie chciałam ci

sprawić przykrości.

Spojrzał na nią. Była taka szczera i naprawdę się o nie­

go troszczyła. W niczym nie przypominała jego matki, która

bez przerwy wypominała mu, że jest dokładnie taki sam jak

dziadek.

- Nie sprawiłaś mi przykrości. - Brett ją do siebie

przytulił. - Ja tylko nie bardzo wiem, co o tym wszystkim

myśleć.

- O czym?

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

93

- Przede wszystkim o Nedzie Parkerze. - Brett westchnął

ciężko. - W tej chwili wydaje mi się, że mam do czynienia

z dwoma różnymi ludźmi noszącymi to samo nazwisko. Jeden

z nich to ten, którego znała moja matka. Ten, którego ty

znałaś, jest zupełnie inny.

- To był wyjątkowo dobry człowiek - powiedziała Gayla.

Ned Parker kojarzył się jej wyłącznie z dobrymi rzeczami.

- Czasami szorstki, niekiedy bardzo uparty, ale przede wszy­

stkim bardzo uczciwy w stosunku do ludzi.

- Jesteś aniołem, Gaylo. - Brett pocałował ją w czoło.

- Wcale się nie dziwię, że Ned tak bardzo cię kochał.

W sercu Gayli zatliła się iskierka nadziei. Zapragnęła być

jeszcze bliżej Bretta, więc mocniej się do niego przytuliła.

Przypadkiem otarła się biodrem o jego stwardniałą męskość.

Musiała, zacisnąć pięści, bo inaczej pewnie nie zdołałaby się

powstrzymać i sięgnęłaby tam ręką. Ale Brett wyczuł napięcie

i domyślił się, co ono oznaczało.

- Chciałabyś mnie dotknąć? - zapytał cicho.

Gayla zaczerwieniła się po same uszy. Brett wziął jej rę­

kę i poprowadził tam, gdzie sama dotrzeć nie śmiała. Delikat­

ne muśnięcie sprawiło, że drgnął. Przerażona Gayla cofnęła

dłoń.

- Nie bój się. Nie zrobiłaś mi krzywdy - przekonywał ją

Brett.

Pieściła go najpierw powoli i bardzo nieśmiało, aż wresz­

cie nabrała odwagi i niczego już się nie wstydziła.

Gayla zawiozła Bretta do sklepu dziadka, a chwilę potem

była już u Gertie.

- Znowu się spóźniłaś - strofowała ją żartobliwie Gertie.

scandalous

czytelniczka

background image

94

TESTAMENT NEDA PARKERA

- Przepraszam - powiedziała Gayla, układając pakunki na

stole. - Zaspałam.

- Ty? Zaspałaś? - Gertie nie mogła wyjść z podziwu. -

Czyżby ten twój nowy mąż miał z tym coś wspólnego? Nie

ma się czego wstydzić - roześmiała się na widok rumieńca

oblewającego policzki Gayli. - Moim zdaniem do tej pory

powinniście już zniszczyć co najmniej jedno łóżko.

Policzki Gayli stały się jeszcze czerwieńsze.
- Naprawdę nie ma w tym nic złego - tłumaczyła Ger­

tie. - To samo zdrowie. W każdym razie ja i mój mąż, aż do

dnia jego śmierci, nie pozwalaliśmy naszemu materacowi się

nudzić.

Gayli niespodziewanie łzy napłynęły do oczu. Gertie miała

za sobą długie i szczęśliwe małżeństwo, ale ona nie miała

przed sobą takiej perspektywy. Zostały jej tylko trzy miesiące

życia z Brettem. Gardło miała ściśnięte z żalu. Nie mogła

mówić. Machnęła więc tylko ręką, żeby uspokoić zaniepoko­

joną jej dziwnym zachowaniem Gertie.

Gertie usadowiła Gaylę przy stoliku. Przyniosła dwie fili­

żanki kawy i sama także usiadła.

- A teraz powiedz mi, o co chodzi - powiedziała.

- Naprawdę nic się nie stało. - Gayla wytarła zapłakane

oczy.

- Ładne mi nic - prychnęła Gertie. - Raz tylko widzia­

łam, jak płaczesz. Na pogrzebie Neda. A Bóg jeden wie, że

miałaś wtedy nad czym płakać. No już, dziecko. Powiedz mi,

co cię trapi. Na pewno jakoś temu zaradzimy.

- To naprawdę nic takiego. - Gayla uśmiechnęła się przez

łzy. - Ja tylko... Jestem taka szczęśliwa.

- Szczęśliwa? - Gertie z powątpiewaniem kręciła głową.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

95

- To ma być to szczęście? Nie gadaj głupot. Oświadczam ci,

że nie wypuszczę cię stąd, dopóki mi nie powiesz, o co na­

prawdę chodzi.

- Ja go kocham! - Gayla rozszlochała się na nowo.

- To chyba oczywiste. Skoro wyszłaś za niego za mąż.

- Gertie spojrzała na nią podejrzliwie. - Ale to przecież nie

jest powód do płaczu.

- Owszem, jest - westchnęła Gayla. - Bo to tylko ja jego

kocham, a on...

- Nie przejmuj się. - Gertie poklepała ją po ręce. -

Mężczyźni nie okazują uczuć tak łatwo jak kobiety. Jestem

pewna, że jemu na tobie zależy co najmniej tak samo, jak tobie

na nim.

- Nie zależy. - Gayla pokręciła głową.

- Ale przecież się z tobą ożenił. Dla niektórych mężczyzn

to największy dowód miłości, jaki mogą kobiecie ofiarować.

Tyle że nasze małżeństwo jest oszustwem, pomyślała po­

nuro Gayla. Miała ogromną ochotę opowiedzieć Gertie o te­

stamencie Neda i o pakcie, jaki w związku z tym z Brettem

zawarła. Obiecała jednak, że będzie milczeć, a Gayla nigdy

w życiu nie złamała danego słowa.

- Powiedz mi, Gertie, co zrobić, żeby on się we mnie

zakochał? - zapytała niespodziewanie dla samej siebie.

- W tej sprawie nic się nie da zrobić - orzekła Gertie.

- Możesz mu co najwyżej oddać serce. Ale tylko od niego

zależy, czy przyjmie ten dar i czy zechce ci dać swoje serce

w zamian.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Brett stał przy oknie w poczekalni Johna Thomasa. Ręce

włożył głęboko w kieszenie dżinsów i patrzył na ulicę. Od

chwili gdy w biurku dziadka znalazł tamte listy, czuł, że musi

się dowiedzieć prawdy.

Poczuł się jak idiota i już miał wyjść z biura, kiedy drzwi

gabinetu się otworzyły i stanął w nich John Thomas.

- Przepraszam, że kazałem ci czekać - powiedział John,

otwierając drzwi gabinetu. - W czym mogę ci pomóc?

- Właściwie sam nie bardzo wiem - powiedział Brett.

- Najpierw powiedz, o co chodzi. - John gestem zaprosił

Bretta do swego gabinetu. Obaj panowie usiedli w fotelach.

- Co wiesz o stosunkach, jakie panowały między moim

dziadkiem a moją mamą? - zapytał Brett po chwili wahania.

- Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem twoje pytanie. -

John się nachmurzył.

- Chciałbym wiedzieć, co między nimi zaszło. Dlaczego

ona odeszła? Wczoraj zabrałem się do sprzątania sklepu Neda.

W biurze znalazłem listy, które dziadek pisał do mojej mamy.

Wszystkie były zapieczętowane. Na każdym było napisane,

że adresat jest nieznany i należy zwrócić list nadawcy. To ona

zrobiła te adnotacje. We wszystkich listach Ned błagał moją

mamę, żeby wróciła do domu.

- Doskonale pamiętam, jak odeszła - powiedział adwo-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

97

kat, ze zrozumieniem kiwając głową. - Ned o mało nie osza­

lał. Wynajął prywatnego detektywa, który miał ją odnaleźć.

- Ale mama zawsze mówiła, że Ned wyrzucił ją z domu

i powiedział, żeby mu się więcej na oczy nie pokazywała

- zawołał Brett.

- Nie było mnie przy tym - mówił spokojnie John. - Zre­

sztą nikogo przy tym nie było, oprócz ich dwojga. A jednak

trudno mi uwierzyć, że Ned byłby w stanie zrobić coś podo­

bnego. On omalże nie całował ziemi, po której stąpała jego

ukochana córeczka. Rozpuścił ją jak dziadowski bicz. Wystar­

czyło, żeby powiedziała, że coś chce, a już to miała. - Pokrę­

cił głową. - Nigdy nie uwierzę w to, że Ned ją wyrzucił

z domu. Jeśli ktoś z nich dwojga był zawzięty, to tylko Chri¬

stine. Ned ją bardzo kochał i do dnia swojej śmierci nie mógł

odżałować, że jej nie ma.

- Ale dlaczego! - Brett walnął pięścią w oparcie fotela.

- Dlaczego odeszła, skoro miała tu wszystko, czego dusza

zapragnie?

- Ned nie był w stanie dać jej wszystkiego. Wymagania

Christine rosły razem z nią. Ned omal nie zbankrutował przez

te jej zachcianki. Kiedy poprosił, żeby trochę ograniczyła

swoje wydatki, wpadła w szał. Zażądała, żeby Ned sprzedał

Parker House i oddał jej wszystkie pieniądze.

- Odmówił?

- Tak, chociaż wyobrażam sobie, jak mu było trudno.

Miotał się pomiędzy dwiema kobietami, które ubóstwiał: żoną

i córką.

- Ale jego żona od dawna nie żyła.

- To prawda. Jednakże Parker House był rodzinnym do­

mem pani Parker. Zanim, po śmierci rodziców pani Parker,

scandalous

czytelniczka

background image

98 TESTAMENT NEDA PARKERA

Ned i Marjorie się tam wprowadzili, dom już od trzech poko­

leń należał do jej rodziny. Pani Parker bardzo sobie ceniła

rodzinne tradycje. Na łożu śmierci prosiła Neda, aby przy­

siągł, że nie sprzeda Parker House, tylko zachowa go dla

Christine. Christine, oczywiście, wiedziała o tym. Uważała,

że dom jest jej własnością i może z nim zrobić to, na co ma

ochotę. Kiedy więc Ned odmówił sprzedania Parker House,

Christine dostała szału.

- Do tego stopnia, że wyjechała i nigdy nie wróciła?

- A bo ja wiem? - John wzruszył ramionami. - Moim

zdaniem byłoby jej lepiej, gdyby została z ojcem. Wolała

podbijać świat na własną rękę. Była bardzo uparta. I nigdy

nikomu niczego nie wybaczyła.

Brett chwilę jeszcze siedział nieruchomo, jakby wchłaniał

w siebie wszystkie zasłyszane przed chwilą rewelacje. Potem

wstał i wyciągnął rękę do adwokata.

- Dzięki, John - powiedział. - Wdzięczny ci jestem, że

zechciałeś poświęcić mi swój cenny czas.

.- Nie wiem, czy zdołałem ci pomóc. - John uścisnął wy­

ciągniętą dłoń. Z dnia na dzień darzył Bretta coraz większym

szacunkiem.

- Ja też wcale nie jestem tego pewien - westchnął Brett.

- Ale i tak bardzo ci dziękuję.

Było już po południu, kiedy Brett wrócił do Parker House.

Zamknął się w gabinecie i zabrał do przeglądania dokumen­

tów. Nie chciał na gorąco analizować tych wszystkich niepo­

kojących informacji, których udzielił mu John. Wbrew swym

najszczerszym chęciom czuł, że wszystko, czego się od Johna

dowiedział, było prawdą. Znał Christine Parker lepiej niż

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

99

ktokolwiek inny. Uśmiechała się tylko wtedy, kiedy dawano

jej to, czego żądała. Jeśli zaś ktoś się jej sprzeciwił, obrzucała

go gradem najbardziej obrzydliwych wyzwisk.

Jak daleko Brett sięgał pamięcią, matka zawsze poddawała

go okrutnej krytyce. Za każdym razem, kiedy zrobił coś,

z czego nie była zadowolona, wrzeszczała na niego i wykrzy­

kiwała, że jest dokładnie taki sam jak jego ojciec, albo jeszcze

gorszy: jak jego dziadek. A ponieważ dobrze wiedział, jak

bardzo matka nienawidziła tych obu mężczyzn, oskarżenia

raniły Bretta do głębi. Pragnął, żeby go kochała, więc bardzo

się starał zasłużyć na jej miłość, ale jej zawsze wszystkiego

było za mało. Brett nie potrzebował psychoanalityka, żeby się

zorientować, dlaczego zawsze był taki lojalny wobec matki.

Była mianowicie wszystkim, co posiadał. Ojciec wyprowadził

się z domu, kiedy Brett miał dziesięć lat. Chłopiec bał się

przeraźliwie, że matka też go kiedyś opuści. Dlatego zawsze

stał po jej stronie i wszelkimi dostępnymi mu sposobami usi­

łował ją zadowolić. Dopiero w kilka lat po tym, jak ojciec

mianował go prezesem Sinclair Corporation, zrozumiał, że

przejął od matki nienawiść do ojca i uznał ją za swoją własną.

Zdał sobie z tego sprawę, kiedy siedząc przy łóżku umierają­

cego ojca, słuchał jego wersji historii burzliwego związku

z Christine Parker. Jednak jego lojalność wobec matki okazała

się tak silna, że mimo to nadal starał się spełniać wszystkie

jej zachcianki.

I co ja z tego mam? pytał sam siebie, siedząc przy wielkim

biurku Neda Parkera. Samotność, pozbawioną sensu prezesu­

rę Sinclair Corporation i spadek po dziadku. Kupę proble­

mów; bez których też bym sobie w życiu poradził. Dobrze, że

chociaż mam Gaylę.

scandalous

czytelniczka

background image

1 0 0 TESTAMENT NEDA PARKERA

Ta ostatnia myśl bardzo go zaskoczyła. Po namyśle przy­

znał, że Gayla to rzeczywiście prawdziwy skarb. Zgodziła się

na kontrakt małżeński, jaki jej zaproponował, chociaż nie

dawał jej on żadnych osobistych korzyści. Zrobiła to tylko po

to, żeby Brett mógł wypełnić ostatnią wolę dziadka. Wpraw­

dzie Gayla nie ukrywała przed nim, że ma nadzieję na ocalenie

Parker House, ale o to naprawdę nikt nie mógł mieć do niej

pretensji. Znała plany Bretta dotyczące posiadłości, a mimo

to nie zaprzestała swej niewolniczej pracy i sumiennie przy­

gotowywała pensjonat na otwarcie sezonu. Na domiar złego,

z uporem godnym lepszej sprawy, odmawiała przyjęcia jakie­

gokolwiek wynagrodzenia. Uważała, że na swoje potrzeby

potrafi zarobić pieczeniem ciast dla Gertie.

A ty myślałeś, że jest łowczynią majątków i dybie na sche­

dę po twoim bogatym dziadku, wyrzucał sobie Brett. No i co?

Głupio ci teraz?

Brett myślał także o dobrym sercu Gayli. Rozpoznał je od

razu, kiedy się okazało, jak bardzo była przywiązana do Neda.

Ale kiedy potem i o Bretta zaczęła się troszczyć, uznał, że jest

pod tym względem absolutnie wyjątkowa. Uważał, że niczym

nie zasłużył sobie na jej dobroć.

- Brett? - miły głos Gayli wyrwał go z zamyślenia.

Stała w drzwiach, niepewna, czy wolno jej wejść na nie

swój teren. Złote włosy opadały jej na ramiona. Szlafrok, ten

sam szlafrok, który Brett zdejmował z niej pierwszej nocy,

rozchylał się lekko, ukazując drobne piersi.

- Już pora spać? - zapytał Brett, spoglądając na zegarek.

- Tak. Chciałam ci tylko przypomnieć, żebyś wyłączył

ogrzewanie na dole, zanim się położysz. Drzwi już pozamy­

kałam.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

101

Brett przestraszył się, że ona w ten subtelny sposób daje

mu do zrozumienia, że tej nocy będzie spała u siebie. Szybko
wstał z fotela.

- Ja też już idę do łóżka - powiedział, przeciągając się.
Zgasił światło i poszedł za Gaylą do holu. Zatrzymał się

tylko na chwilę, żeby nastawić termostat na niższą tempera­
turę. Koło schodów Gayla mruknęła coś w rodzaju „dobra­
noc" i skierowała się do swojego pokoju.

Zanim zdążyła się oddalić, Brett chwycił ją za rękę. Patrzył

na jej pociemniałe oczy, zarumienione policzki i czuł, że ona
także go pragnie. Bez słowa przyciągnął ją do siebie. Pragnął

jej, ale nie śmiał i nie chciał wykorzystywać.

- Już dwa razy ze sobą spaliśmy - mruknął jej do ucha. -

I za każdym razem ktoś kogoś pocieszał. Ale dziś nie potrze­

bujemy pociechy. Nie należę do ludzi, którzy składają obiet­
nice bez pokrycia, więc niczego nie będę ci obiecywał. Ale
bardzo cię pragnę. Bardzo cię potrzebuję. Jeśli to dla ciebie

za mało, powiedz mi to teraz.

Poczuł, jak zadrżała, i zrozumiał, że się waha. Był prawie

pewien, że Gayla się nie zgodzi. Westchnął z ulgą, kiedy
poczuł, że ona także go obejmuje.

- Wystarczy - wyszeptała.

Od tej nocy Gayla i Brett zaczęli sypiać razem. Każdego

dnia, kiedy przychodziła pora spoczynku, Brett udawał się na
poszukiwanie Gayli. Pomagał jej dokończyć to, czym akurat
była zajęta, po czym brał ją za rękę i prowadził do swojego
pokoju. Było im razem dobrze i dobrzy byli dla siebie na­
wzajem.

W głębi ducha Gayla miała nadzieję, że Brett zmieni zda-

scandalous

czytelniczka

background image

102

TESTAMENT NEDA PARKERA

nie co do Parker House, a może nawet postanowi w nim za­

mieszkać. Nie śmiała myśleć o tym, co działoby się pomiędzy

nimi, gdyby Brett zdecydował się zostać. Ale myśli o tym, że

mogłaby go stracić, także do siebie nie dopuszczała.

- Gayla! - rozległ się donośny głos Bretta.

Podniosła głowę znad wielkiej wanny do masażu wodnego

i gorących kąpieli, którą właśnie szorowała. Brett stał na ganku.

- Tu jestem - pomachała do niego mokrą ścierką.

W kilku susach znalazł się przy niej.

- Co ty tu znowu robisz? - zapytał.

- Czyszczę wannę. Będziemy mieli gości na cały

weekend. - Gayla przykucnęła i wystawiła twarz do słońca.

- Ależ piękna pogoda.

Brett dopiero teraz zauważył, że świeci słońce. Cały dzień

przesiedział przy komputerze.

- Rzeczywiście - mruknął, przerażony przewidywaną

obecnością obcych ludzi. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje

się dziecinnie, ale wcale nie miał ochoty dzielić się z kimkol­

wiek Gaylą. Chciał ją mieć całą. Wyłącznie dla siebie. - Co

będzie na lunch?

- To już tak późno? - przestraszyła się Gayla. Wstała i za­

częła porządkować ścierki, płyny do szorowania i kubły. Na­

gle zamarła w bezruchu, - Wiesz co! - zawołała, a twarz się

jej rozpromieniła. - Urządzimy sobie piknik. Wrzucę do ko­

szyka trochę smakołyków i pojedziemy nad jezioro. Znam

takie fantastyczne miejsce.

Brett nie miał ani czasu, ani ochoty na żadne pikniki. Ale

Gayla miała, a on nie chciał jej robić przykrości.

- Dobrze - mruknął. - Ale tylko na godzinę. Mam kupę

roboty.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 103

- Zgoda. Tylko na godzinę - obiecała Gayla. Pobiegła

do domu, żeby wszystko przygotować, zanim Brett zmieni

zdanie.

Brett jak mógł, tak się starał nie ulec dobremu humorowi

Gayli i czarowi słonecznego dnia. A jednak pod koniec lun­

chu całkowicie się rozluźnił. Leżał na kocu, który Gayla roz­

łożyła na trawie, i przyglądał się płynącym po niebie pierza­

stym chmurom.

Kiedy po raz pierwszy przyjechał do Braesburga, była tu

sroga zima. Od tamtego czasu Brett całe dnie spędzał w ga­

binecie Neda i nawet nie zauważył nadejścia wiosny. Drzewa

okryły się liśćmi, kwiaty rozkwitły, a ptaki powróciły do ro­

dzinnych gniazd. Brett pomyślał sobie, że gdyby nie Gayla,

nie tylko wiosnę by przegapił.

- Wiesz co? - mruknął.

- Nie wiem.

- To mój pierwszy piknik w życiu.

- Bujasz. - Gayla aż usiadła, żeby na niego popatrzeć.

Była pewna, że. sobie z niej żartuje.

- Nie bujam. - Brett wciąż wypatrywał czegoś w chmu­

rach. - Nigdy przedtem nie byłem na pikniku.

- Ale rodzice chyba zabierali cię na pikniki, kiedy byłeś

mały. - Gayla przyglądała mu się podejrzliwie.

- Na pewno bym to zapamiętał. Możesz mi wierzyć na

słowo.

Gayla posmutniała. Przysiadła się bliżej niego i położyła

mu dłoń na piersi. Brett od razu poczuł się lepiej. Zamknął

oczy i przytulił Gaylę do siebie. Ich wspólny czas dobiegał

końca. Za niespełna trzy miesiące skończy się półroczny okres

scandalous

czytelniczka

background image

1 0 4 TESTAMENT NEDA PARKERA

przymusowego pobytu Bretta w Parker House. Będzie mógł

zadysponować spadkiem i wrócić do Kansas City. Wiedział,

że trudno mu będzie rozstać się z Gaylą, ale zostać z nią też

nie mógł. Nie miał niczego, co mógłby dać tej wyjątkowej

kobiecie.

Pieniędzy miał wprawdzie w bród, ale Gayla potrzebowała

przede wszystkim domu i rodziny, a tego Brett zapewnić jej

nie umiał. Nie zaznał życia w szczęśliwej rodzinie i nie miał

ochoty próbować, czy do takiego życia w ogóle się nadaje.

W końcu był nieodrodnym synem swego ojca. A także swojej

matki...

Poza tym właściwie wciąż żył na walizkach. Bez przerwy

podróżował od jednego sklepu Sinclaira do drugiego, usiłując

uchronić korporację od ruiny. Gayla zasłużyła sobie na męża,

który będzie w domu na stałe, i na gromadkę dzieci, o które

mogłaby dbać po swojemu. No i zasłużyła sobie na szczęście.

Brett uniósł głowę i pocałował Gaylę w czoło. Bardzo mu

było czegoś żal, choć nie do końca widział, czego.

- Za co to? - zdziwiła się Gayla.

- Za piknik - powiedział. Przytulił ją mocno do siebie.

Nie chciał, aby widziała, że znów się rozkleił. A przecież nie

tylko za piknik jest jej wdzięczny, ale za to wszystko, co mu

do tej pory dała.

Bardzo chciał coś dla niej zrobić i nawet wiedział już, co

zrobić może. Pomyślał sobie, że ma teraz doskonałą okazję,

żeby Gayli o tym powiedzieć.

- A co do tych zamkniętych sklepów - zaczął Brett nie­

pewnie - trochę się nad tym zastanawiałem. Powiedziałaś, że

jestem egoistą, bo nie chcę podzielić się swoim pomysłem

z innymi kupcami. Ale to chyba nawet coś więcej niż tylko

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

105

egoizm. To czysta głupota. Trudno będzie mi sprzedać sklep

dziadka, jeśli zabraknie klientów. A ponieważ nie ma wielkiej

szansy, że ktokolwiek chciałby się zająć przywróceniem do

życia tej części miasta, to pewnie sam będę się musiał tym

zająć.

Gayla udawała, że mu wierzy, choć doskonale widziała, że

kłamał. Wcale mu nie zależało na tym, żeby ten sklep sprze­

dać. Przecież miał zamiar cały majątek dziadka przekazać

miastu. W tym także i sklep. Ucieszyła się, bo skoro zainte­

resował się planem odbudowy starej części miasta, to być

może istnieje także nadzieja, że w innych sprawach również

zmieni zdanie.

- Pomyślałem sobie, że najlepiej byłoby zorganizować

spotkanie wszystkich właścicieli sklepów i zapoznać ich

z moim projektem - mówił Brett. - Ale ja tu nikogo nie znam.

Dlatego chciałbym cię prosić, żebyś przygotowała listę gości

i wszystkich tych ludzi do nas zaprosiła.

- Ja? - zapytała Gayla bez entuzjazmu.

- Tak, ty. Co w tym dziwnego?

- W zasadzie nic - powiedziała z wahaniem. - Wydaje mi

się jednak, że ludzie chętniej przyjdą, jeśli to ty ich zaprosisz.

- A to dlaczego?
- Chyba zapomniałeś - policzki Gayli oblał krwisty ru­

mieniec - że dla mieszkańców Braesburga jestem symbolem

kobiety upadłej. Szczerze wątpię, żeby ktokolwiek przyjął

moje zaproszenie.

- Czy mógłbyś się zatrzymać koło sklepu? - poprosi­

ła Gayla, kiedy wracali do domu. - Muszę kupić parę dro­

biazgów.

scandalous

czytelniczka

background image

106

TESTAMENT NEDA PARKERA

Brett skręcił na parking koło sklepu. Wciąż myślał o tym,

co mu Gayla powiedziała. Nie mógł zrozumieć, jak to możli­

we, żeby mieszkańcy miasteczka wciąż nią gardzili. Miesz­

kała wśród nich od dziesięciu lat, a oni ani nie zapomnieli,

ani niczego nie wybaczyli, choć nawet nie było czego wy­

baczać.

Brett zaparkował samochód i pomógł Gayli wysiąść. Na­

wet nie zauważył, że ich przybycie wzbudziło sporą sensację.

Ale Gayla natychmiast to spostrzegła. Zresztą nawet zbytnio

się nie dziwiła. W ciągu trzech miesięcy małżeństwa ona

i Brett nigdy dotąd nie pokazali się razem publicznie. Nic

dziwnego więc, że mieszkańcy miasteczka byli zaciekawieni.

Gayla wiedziała, że o niej plotkowano. O niej i o jej pospie­

sznym ślubie z wnukiem Neda. Niektórzy twierdzili, że zro­

biła to po to, żeby położyć łapę na majątku starego Parkera.

Inni uważali, że użyła swoich sztuczek, żeby nakłonić mło­

dego człowieka do małżeństwa. W każdym razie znów stała

się bohaterką miejskich płotek, łajdaczką, którą wszyscy tak

chętnie gardzili.

Niech sobie mówią, co chcą, myślała Gayla. Nic im nie

jestem winna i nie zamierzam niczego komukolwiek wyjaś­

niać. Zresztą wyjaśnienia stałyby się tylko pożywką dla ko­

lejnych plotek. Cóż za straszni ludzie.

Z wysoko uniesioną do góry głową Gayla chwyciła wózek

i prawie biegiem wpadła pomiędzy sklepowe półki.

- Po co ten pośpiech? - zapytał Brett, przytrzymując ją za

ramię.

- Nie chciałabym cię zbyt długo zatrzymywać. Mówiłeś,

że masz mnóstwo pracy.

- Praca nie zając, nie ucieknie w póle. - Brett się do niej

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

107

uśmiechnął. Wziął Gaylę pod rękę, zmuszając ją tym samym

do zwolnienia tempa marszu.

Włożyła do wózka najpotrzebniejsze rzeczy i podeszła do

kasy. Chciała jak najprędzej znaleźć się w domu. Jakiś wózek

uderzył ją w pupę. Odwróciła i zamarła z przerażenia. Tuż za

nią w kolejce do kasy stanęła Mabel Pettigrew.

- Ach, to ty, Gaylo? - Kobieta udawała zdziwienie. Ale

zanim Gayla zdążyła się odezwać, pani Pettigrew skierowała

uwagę na Bretta. - A ty pewnie jesteś mężem Gayli i wnukiem

Neda.

- Tak jest, proszę pani. Przyznaję się do obu zarzutów.

Nazywam się Brett Sinclair.

- Ja jestem Mabel Pettigrew, drogi chłopcze. - Mabel do­

kładnie go sobie obejrzała. - Słyszałam, że się pobraliście,

ale, szczerze mówiąc, nie wierzyłam tym plotkom. No bo niby

dlaczego? Przecież znaliście się nie dłużej niż trzy dni.

Brett wyczuł, że stojąca obok niego Gayla jest napięta jak

struna. Objął ją ramieniem. Tak bardzo chciał ją obronić przed

wszystkimi plotkami.

- Nie mogłem się już doczekać. - Brett puścił oko do

ponurej damy. - Zakochałem się w Gayli od pierwszego we­

jrzenia.

- Mogłam się tego od razu domyślić. - Mabel pogardliwie

spojrzała na Gaylę. - Ona każdego potrafi sobie owinąć wo­

kół palca. To samo zrobiła z biednym Nedem.

- Płaci pani dwadzieścia trzy dolary i siedemdziesiąt pięć

centów - powiedziała kasjerka.

Gayla otworzyła torebkę. Drżącymi ze zdenerwowania rę­

kami usiłowała odnaleźć portmonetkę. Chciała jak najszybciej

uciec z tego sklepu, jak najdalej od ohydnych uwag Mabel

scandalous

czytelniczka

background image

108

TESTAMENT NEDA PARKERA

Pettigrew. Wszystko to już zresztą, w tej czy w innej formie,

kiedyś słyszała. A jednak kiedy Mabel ośmieliła się powtó­

rzyć te plotki w obecności Bretta, Gayla poczuła się bezgra­

nicznie upokorzona.

- Ja zapłacę, kochanie - powiedział łagodnie Brett. Deli­

katnie uścisnął drżącą dłoń Gayli, chcąc dodać jej odwagi.

- Wie pani - zwrócił się do Mabel, wyciągając przy tym

pieniądze z portfela - słyszałem, że osoby, które interesują się

życiem seksualnym swoich sąsiadów, robią to dlatego, że

same niczego takiego nie doświadczają. Czy to prawda?

Mabel stała jak słup soli, z szeroko rozdziawionymi usta­

mi. Brett szybko odebrał od kasjerki resztę, w jedną rękę wziął

torbę z zakupami, a drugą pociągnął za sobą Gaylę i wyszli

ze sklepu.

- To nie było konieczne - powiedziała Gayla, kiedy sie­

dzieli już w samochodzie. Z trudem panowała nad własnym

głosem.

- A czy ta baba musiała wygadywać takie głupoty? -

wściekał się Brett. - Przecież to same kłamstwa i ona na

pewno dobrze o tym wie.

- Masz rację. Ale jeśli sądzisz, że pomogłeś mi, obraża­

jąc Mabel, to bardzo się mylisz. Za niecałe trzy miesiące

wystąpisz o rozwód i wyjedziesz z Braesburga, a tutejsze

plotki zupełnie przestaną cię obchodzić. Ale ja tu zostanę.

I jak myślisz, co wtedy Mabel Pettigrew będzie o mnie wy­

gadywać?

Jej słowa nie dawały Brettowi spokoju. Gayla miała rację,

myślał. Za trzy miesiące wyjadę, a ona będzie musiała odpo­

wiadać ludziom na wszystkie ich głupie pytania. O tym nie

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

109

pomyślałem, kiedy proponowałem jej małżeństwo. Tyle że

wtedy wydawało mi się, że ona też chętnie wyjedzie z Braes¬

burga.

Brett nie mógł także zapomnieć paskudnych oskarżeń Ma¬

bel Pettigrew, potępienia w jej głosie i protekcjonalnego tonu,

jakim zwracała się do Gayli. Pomyślał sobie nawet, że Gayla

prawdopodobnie miała rację, kiedy go uprzedzała, że nikt

z mieszkańców miasteczka nie przyjmie jej zaproszenia do

Parker House. Postanowił dopilnować, aby tak się nie stało.

Zaprosił Johna Thomasa i pastora Browna do kawiarni

Gertie.

- Musicie mi pomóc - zaczął Brett, kiedy podano im

kawę.

W kilku słowach opowiedział im o swoich planach reno­

wacji zabytkowego centrum handlowego. Powiedział im tak­

że, że postanowił zorganizować spotkanie właścicieli sklepi­

ków i przedstawić im swoje propozycje.

- Ale mam kłopot z Gaylą - zakończył Brett. - Ona uwa­

ża, że przez nią nikt na takie spotkanie nie przyjdzie.

Adwokat i pastor popatrzyli po sobie, a potem każdy

z nich wbił wzrok w swoją filiżankę z kawą.

- Przykro mi mówić coś takiego o moich parafianach, ale

Gayla ma chyba rację - odezwał się pastor. - Nikomu nawet

nie przyjdzie do głowy, że mógłby przyjąć jej zaproszenie.

Brett spojrzał pytająco na Johna Thomasa.

- Obawiam się, że wielebny Brown się nie myli - wes­

tchnął adwokat.

- Ale dlaczego? - zapytał Brett.

- To małe miasteczko - zaczął John. - Ludzie szybko wy­

dają opinie, bardzo powoli zapominają i jeszcze wolniej wy-

scandalous

czytelniczka

background image

110

TESTAMENT NEDA PARKERA

baczają. Matka Gayli nie miała najlepszej reputacji, więc kie­

dy Gayla zamieszkała u Neda... No cóż, ludzie zaraz zaczęli

się domyślać najgorszego. A Ned jeszcze pogarszał sprawę.

Zamiast od razu dementować wszystkie plotki, pozwolił im

się rozrosnąć, aż wreszcie zaczęły żyć własnym życiem.

- A niech to diabli porwą! - Brett uderzył otwartą dłonią

w stolik. Brzęknęły filiżanki. - To nieuczciwe. Gayla nie za­

służyła sobie na takie traktowanie.

- Ty też raczej jej nie pomogłeś. - John znacząco spojrzał

na Bretta.

Brett wiedział, że adwokat ma absolutną rację. Dopiero

tamta nieszczęsna rozmowa z Mabel Pettigrew uświadomiła

mu, ile spekulacji wywołał jego pospieszny ożenek z Gaylą.

Ze szkodą dla Gayli, oczywiście.

- Raczej nie - mruknął Brett - ale mam zamiar to zmie­

nić. I dlatego właśnie zaprosiłem was tutaj, a nie do do­

mu. Nie chciałbym, aby Gayla się o tym dowiedziała. - Brett

położył na stoliku przygotowaną przez Gaylę listę gości. - To

są ludzie, których Gayla zamierza zaprosić. Wy ich wszy­

stkich dobrze znacie. Chciałbym, żebyście użyli swoich wpły­

wów i namówili ich, żeby przyszli na spotkanie do Parker

House.

- Czy sądzisz, że dzięki temu mieszkańcy Braesburga

zmienią zdanie o Gayli? - zapytał z powątpiewaniem John.

- Nie - odrzekł Brett. - Ale to dopiero początek.

Przez następny tydzień trwały przygotowania. Brett i Gay­

la sfotografowali wszystkie stare sklepy, powiększyli odbitki,

żeby móc pokazać gościom szczegóły. Brett nakłonił Gaylę,

aby poszperała trochę w fatalnie zaniedbanym miejskim ar-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

111

chiwum. Udało jej się znaleźć kilka fotografii przedstawiają­
cych centrum miasta na samym początku jego istnienia. Sam
Brett przeglądał foldery turystyczne w poszukiwaniu infor­
macji o innych małych miasteczkach, które zaproponowały
klientom podobne rozwiązania i odniosły sukces. Kiedy wre­
szcie zebrali wszystkie materiały, jakie Brettowi wydały się
niezbędne, zrobił z nich odbitki i dla każdego z gości przygo­

tował osobny pakiet.

Gayla wysłała zaproszenia do sześciu rodzin, w których

posiadaniu znajdowały się sklepiki. Modliła się w duchu, żeby

je przyjęto.

Wreszcie nadszedł ten wieczór. Gayla potwornie się dener­

wowała. Uznała, że w salonie goście będą się czuli swobod­
niej niż w jadalni, toteż tam właśnie postanowiła ich umieścić.
Oczywiście gdyby mimo wszystko się zjawili. Nakryła stół
koronkowym obrusem pani Parker, ustawiła na nim mnóstwo
deserów i nastawiła ekspres do kawy. Na każdym krześle

położyła przygotowany przez Bretta folder.

Dokładnie wtedy, kiedy wszystko było już przygotowane

na przyjęcie gości, zadzwonił dzwonek. Gayla drgnęła jak
oparzona.

- Coś mi się zdaje, że idą ci goście, którzy, według ciebie,

mieli się nie pojawić - zażartował z niej Brett.

- Chyba tak - mruknęła Gayla. Nie wiadomo dlaczego

nagle zrobiło jej się niedobrze. - Czy nie miałbyś nic prze­
ciwko temu, żebym poczekała w kuchni? Jeśli będziesz cze­
goś potrzebował, zawsze możesz mnie zawołać.

- Chciałabyś zrezygnować z takiej zabawy? - Brett wziął

Gaylę pod rękę. - Przede wszystkim musisz mnie przedstawić
tym ludziom.

scandalous

czytelniczka

background image

1 1 2 TESTAMENT NEDA PARKERA

Gayla poszła z nim do holu. Zmusiła się do uśmiechu. Na

progu stała Mabel Pettigrew. Brett musnął dłonią ramię Gayli,

chcąc dodać jej otuchy.

- Dzień dobry, pani Pettigrew - powiedział, witając groź­

ną damę. - Bardzo się cieszę, że przyjęła pani nasze za­

proszenie.

Zauważył stojącego za plecami Mabel niepozornego męż­

czyznę.

- Pan pewnie jest mężem Mabel - domyślił się Brett. -

Gayla bardzo wiele mi o panu opowiadała. Mówi, że robił pan

najpiękniejsze meble w całym stanie.

Pan Pettigrew najpierw się skrzywił, ale potem z zaintere­

sowaniem spojrzał na Gaylę.

Wkrótce przyszła następna para, a za nią jeszcze jedna.

Gayla nie potrafiła ukryć zdumienia. Wszystkich po kolei

przedstawiała Brettowi: Baxterów, Collierów, Masonów, Bro¬

ussardów i Grantów. Wprawdzie goście nie okazywali jej

sympatii, ale przynajmniej przyjęli zaproszenie. Już za to

samo Gayla była im niezmiernie wdzięczna.

Wszystkich przybyłych prowadziła do salonu i zapraszała

do stołu ze słodyczami, po czym wskazywała przeznaczone

dla nich miejsca. Właśnie miała sama usiąść, kiedy znów

rozległ się dzwonek. Zdziwiona Gayla poszła otworzyć drzwi.

W progu stała Mary Frances Farnsley, samozwańcza pierwsza

dama Braesburga.

- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam - powiedziała Mary

Frances, wkraczając do Parker House jak do własnego domu.

-Musiałam zostawić moją sunię pod opieką pani Singer. Pea¬

ches nie cierpi sama zostawać w domu.

Rozglądała się na wszystkie strony, a kiedy zorientowała

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

113

się, że goście siedzą w salonie, natychmiast tam właśnie skie­

rowała swoje kroki. Gayla podążyła za nią. Nie miała pojęcia,
co zrobić z tym niecodziennym gościem.

Mary Frances wzięła sobie talerzyk i nałożyła na niego

kilka porcji deserów naraz. Gaylę bezczelność tej damy po­
twornie śmieszyła. Opanowała się jednak i nalała Mary Fran­
ces kawy do filiżanki.

- Nie przypominam sobie, żebym miał przyjemność panią

poznać - powiedział Brett, podchodząc do nich. - Nazywam
się Brett Sinclair.

- Mary Frances Farnsley. - Stara dama podała mu rękę.

- Jestem żoną burmistrza.

Wprawdzie jej mąż od dwudziestu lat z górą nie piastował

już tej godności, ale Mary Frances wciąż uważała się za pier­

wszą damę Braesburga. Nikt nie miał odwagi jej tego wypo­
minać, bo choć była ekscentryczna, to jednak całkowicie nie­
szkodliwa i bardzo oddana miastu.

Mary Frances usiadła w pierwszym rzędzie i widelcem da­

ła Brettowi znak, że może zacząć spotkanie.

Brett zachowywał się tak, jakby ani trochę się nie dener­

wował, ale Gayla nie potrafiła zapanować nad sobą. Drżąc
z przejęcia, osunęła się na stojący w najdalszym kącie pokoju
fotel. Była bardzo dumna z Bretta, który bez tremy stanął
przed zaproszonymi gośćmi.

Ned także byłby z niego dumny, pomyślała Gayla. Bardzo

by się ucieszył, gdyby wiedział, że wnuk stanął na czele
komitetu mającego przywrócić do życia centrum handlowe
Braesburga.

- Zanim zaczniemy - powiedział Brett - chciałbym wszy­

stkim państwu podziękować za to, że zechcieliście poświęcić

scandalous

czytelniczka

background image

1 1 4 TESTAMENT NEDA PARKERA

mi trochę czasu. Przypuszczam, że większość z was ma po­

ważne wątpliwości, a niektórzy już zdecydowali, że nie doło­

żą ani centa do interesu, który już przyniósł spore straty.

Mieszkam w Braesburgu od niedawna i nie znam historii tego

miasta. Nie posiadam także doświadczenia, które większość

z was tu zdobyła. A jednak mamy wspólne interesy. Ja, tak

samo jak i państwo, jestem teraz właścicielem jednego ze

sklepów w centrum miasta.

Co za geniusz, pomyślała Gayla. Zachwycona, słuchała,

jak wykładał zebranym swoją koncepcję, pokazując obecny

stan budynków i porównując je ze starymi zdjęciami. Opo­

wiedział także o innych miasteczkach, które również odre­

staurowały swoje centra handlowe i czerpią z tego znaczne

zyski. Na koniec jeszcze przedstawił im swoją wizję renowa­

cji wszystkich budynków.

- Czy ktoś ma jakieś pytania? - zapytał Brett, skończy­

wszy swój wywód.

Nie patrzyli na niego. Nikt się nie odezwał. Z wyjątkiem

Mary Frances Farnsley. Niespokojnie wierciła się na krześle,

czekając, aż ktoś wreszcie zabierze głos. Kiedy stało się jasne,

że nikt z gości nie zamierza tego zrobić, sama zerwała się

z miejsca.

- Co się z wami dzieje? Czyżbyście ogłuchli? - irytowała

się Mary Frances. - Ten człowiek daje wam do ręki rozwią­

zanie wszystkich problemów, a wy siedzicie i gapicie się na

niego jak cielęta na malowane wrota.

- Łatwo ci mówić - odezwał się pan Pettigrew. - Ciebie

to nie dotyczy.

- To dotyczy nas wszystkich. Zapomnieliście o otoczeniu

sklepów. - Mary Frances odwróciła się do Bretta.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 115

- Ależ skąd - powiedział Brett. Wskazał na planie kawa­

łek placu, na którym, według jego projektu, miał powstać

skwer. - Proszę tylko popatrzeć tutaj.

- Wobec tego ja zajmę się skwerem. - Mary Frances po­

grzebała w torebce i wyjęła książeczkę czekową. - Powołuję

do życia fundusz rozwoju Braesburga. Na początek dam ty­

siąc dolarów. I zobowiązuję się osobiście zebrać resztę po­

trzebnych na ten cel funduszy. - Podała Brettowi czek i spo­

jrzała na pozostałych gości. - No i co wy na to?

- Jesteśmy już za starzy, żeby znów zaczynać wszystko

od nowa - powiedziała płaczliwym głosem pani Grant, która

w ogóle lubiła rozczulać się nad sobą. - Te trochę

oszczędności, jakie mamy, przeznaczyliśmy sobie na emery­

turę.

- Człowiek jest stary dopiero wtedy, kiedy nie ma w po­

bliżu nikogo, kto byłby starszy od niego. - Mary Frances

skarciła ją spojrzeniem. - A tak się przypadkiem składa, że ja

jestem od ciebie co najmniej o pięć lat starsza. A więc dopóki

ja żyję, ty jeszcze nie jesteś stara.

- Mnie tam wiek nie przeraża - odezwał się Ted Baxter.

- Nie mam pieniędzy, a wątpię, żeby jakikolwiek bank skre­

dytował mi tak ryzykowne przedsięwzięcie.

W pokoju rozległ się zgodny pomruk. Najwyraźniej wszy­

scy, a przynajmniej większość zebranych miała takie same

kłopoty.

- Ja panu pożyczę pieniądze - oświadczył Brett. - Każde­

mu, kto zdecyduje się zaryzykować razem ze mną, pożyczę

dziesięć tysięcy dolarów, bez odsetek, ze spłatą odroczoną na

pięć lat. Czy ktoś się decyduje?

Gayla nie wierzyła własnym uszom. Czyżby to wszystko

scandalous

czytelniczka

background image

1 1 6 TESTAMENT NEDA PARKERA

miało znaczyć, że Brett jednak zdecydował się pozostać

w Braesburgu?

Nawet tak nie myśl, skarciła się natychmiast. Nie łudź się,

bo przebudzenie okaże się straszne. To tylko zwykły biznes­

men, który układa się ze wspólnikami.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Kiedy zamknęły się drzwi za ostatnim gościem, Gayla

rzuciła się Brettowi na szyję.

- Udało ci się! - wołała uszczęśliwiona. - Naprawdę ci

się udało!

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca - powiedział,

choć widać było, że i on jest bardzo zadowolony. - Tylko

dwie osoby na sześć zgodziły się przystąpić do renowacji.

Zresztą ty także masz w tym wszystkim niemały udział.

- Co ty wygadujesz - protestowała Gayla. - Przecież to

był twój pomysł. Od początku do końca. Och, Brett, Ned

byłby z ciebie dumny!

Brettowi wciąż jeszcze trudno było uznać za komplement

to, że dziadek byłby z niego dumny, ale nie chciał jej psuć

humoru.

- Chyba powinniśmy to uczcić. - powiedział. - Jak są­

dzisz?

-. Jasne! Mamy w lodówce butelkę szampana. Zaraz przy­

niosę. .. - Wyrwała się z jego objęć, ale Brett zdążył ją chwy­

cić, zanim odbiegła za daleko.

- Ja pójdę po szampana, a ty weź ręczniki. Spotkamy się

przy wozowni.

- Dobrze - wyjąkała Gayla. Nie mogła uwierzyć własne­

mu szczęściu. Serce biło w jej piersi jak oszalałe.

scandalous

czytelniczka

background image

118

TESTAMENT NEDA PARKERA

- Aha - Brett jeszcze na chwilę zatrzymał się w progu.

- Kostiumu kąpielowego brać nie musisz.

Zarówno noc, jak i szampan były chłodne i pełne tajemni­

czego czaru. Przez koronkowy baldachim wiosennych liści

przebłyskiwały gwiazdy.

Gayla stała obok wanny do gorących kąpieli. Owinęła się

szlafrokiem i kurczowo przyciskała do piersi butelkę szampa­

na oraz dwa wąziutkie kieliszki. Oprócz tego szlafroka zupeł­

nie nic na sobie nie miała. Już samo to sprawiało, że się

zarumieniła.

Butelkę z szampanem i kieliszki postawiła na brzegu wan­

ny, a sama pochyliła się, żeby sprawdzić temperaturę wody.

Ciepła para osiadła jej na policzkach, dodając żaru do tego,

który trawił ją od środka. Brett przeszedł tuż obok niej. Gayla

aż zadrżała od tego przelotnego dotknięcia. Zanim zdążyła

dojść do siebie, znów był przy niej. Położył dłonie na ramio­

nach Gayli, ustami muskał jej ucho. Zsunął z jej ramion szla­

frok. Rozgrzane ciało Gayli zadrżało w zetknięciu z nocnym

chłodem. Brett objął ją i mocno do siebie przytulił.

- Zimno? - mruknął jej do ucha.

- Troszeczkę - wyszeptała.

- W wodzie się ogrzejesz - powiedział. Wziął ją za rękę,

poprowadził do schodków, a potem pomógł wejść do wanny.

W końcu sam się rozebrał. Gayla nie mogła od niego oczu

oderwać, ale on wszedł do wody, która w mgnieniu oka przy­

kryła jego nagość. Gayla westchnęła.

Brett odkorkował szampana i wlał do kieliszków musujący

płyn.

- Za Braesburg - wzniósł toast.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 119

- Za Braesburg - powtórzyła Gayla. Ostrożnie spróbowa­

ła szampana. Roześmiała się, bo bąbelki połaskotały ją w nos.

Odważyła się nawet położyć nogę na kolanach Bretta.

Odstawił swój kieliszek i zaczął delikatnie masować stopę

Gayli.

- Cudownie - mruknęła rozmarzona. - Uderza do głowy.

- Szampan? - Brett udał, że nie rozumie.

- Nie, głuptasie - roześmiała się. - Uderza mi do głowy

to, co robisz z moją nogą.

Wypiła jeszcze łyk złocistego płynu i odstawiła kieliszek

na obramowanie wanny. Zrobiła to tak niezdarnie, że trochę

płynu się wylało, a Brett pomyślał, że chyba się już upiła.

- Czy ktoś czeka na ciebie w Kansas City? - zapytała

Gayla po chwili.

Brett zmartwiał. Po raz pierwszy, odkąd się poznali, o coś

takiego go zapytała.

- A dlaczego pytasz?
- Z ciekawości.

- Nikt - powiedział Brett i na nowo podjął przerwany

przed chwilą masaż. - A na ciebie?

- Na mnie? - Gayla się roześmiała, a potem się jej odbiło.

Przycisnęła usta palcami, zachichotała, i powiedziała po pro­

stu: - Doskonale wiesz, że ja nikogo nie mam.

- I nigdy nie miałaś?

- Pewnie trudno ci będzie w to uwierzyć. Zwłaszcza że

ludzie w miasteczku bardzo źle o mnie mówią.

- I nigdy nie miałaś żadnego chłopaka? - zapytał szczerze

zdziwiony Brett.

- Jednego. - Gayla wypiła łyczek szampana. Westchną­

wszy, zanurzyła się w wodzie po szyję. - To było w lecie, tego

scandalous

czytelniczka

background image

120

TESTAMENT NEDA PARKERA

roku, kiedy skończyłam szkołę. Wydawało mi się, że jestem

zakochana. Straciłam dziewictwo na tylnym siedzeniu samo­

chodu jego ojca.

- No i co dalej?

- Rzucił mnie. - Popatrzyła na Bretta. - Powiedziałam

mu, że go kocham i... Poszedł sobie. Byłam taka naiwna.

Wydawało mi się, że skoro się kochaliśmy, to znaczy, że mu

na mnie zależy. A tymczasem to zupełnie nic nie oznaczało.

Ten chłopak, tak samo zresztą jak wszyscy ludzie w miaste­

czku, uważał, że jestem kochanką Neda, uznał więc, że nie

będę miała nic przeciwko temu, jeśli i on coś sobie ze mnie

uszczknie. Sądził nawet, że będę mu wdzięczna, bo Ned był

przecież stary...

- Sukinsyn ponury - mruknął Brett. Miał wielką ochotę

gołymi rękami udusić tego łajdaka, który tak paskudnie po­

traktował Gaylę.

- Też tak uważam. - Uśmiechnęła się krzywo i podniosła

do góry kieliszek. - No to wypijmy za wszystkich sukinsy­

nów świata. - Uniosła kieliszek i wysączyła go do dna.

- Może nie powinnaś już więcej pić - zatroskał się Brett.
- A dlaczego? - Znów jej się odbiło.

- Wydaje mi się, że nie jesteś przyzwyczajona do alko­

holu.

- Powiem ci coś na ucho. - Nachyliła się do niego, jakby

chciała mu powierzyć wielką tajemnicę. - Ja nigdy przedtem

nie piłam.

Oparła się plecami o ścianę wanny i głośno roześmiała.

Śmiech Gayli stopniowo przeszedł w westchnienie. Popatrzy­

ła na Bretta przeciągle.

- Skończyłeś już z tym masażem? - zapytała.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

121

- Chyba tak - powiedział i puścił jej stopę.
- To dobrze.
- Dobrze? - zdziwił się Brett. - Myślałem, że ci to spra­

wia przyjemność.

- Bo sprawiało. - Rzuciła za siebie pusty kieliszek. Nawet

nie drgnęła, kiedy za jej plecami rozległ się brzęk tłuczonego
szkła. - Ale teraz chciałabym uczcić ten dzień po swojemu.

Nagle zanurzyła się w wodzie. Brett przestraszył się, że

zaraz utonie, ale nim zdołał się poruszyć, Gayla wynurzyła się

na powierzchnię. Z uwodzicielskim uśmiechem na ustach za­

rzuciła mu ręce na szyję i usiadła okrakiem na jego kolanach.

Ujęła w mokre dłonie twarz Bretta i namiętnie go pocałowała.

Ależ z niej uwodzicielka! pomyślał zachwycony Brett.

Gdzie się podziała tamta wstydliwa kobieta, z którą kochałem

się pierwszej nocy? Z każdym dniem staje się coraz bardziej

pewna siebie i swojej kobiecości.

Wspomnienie o mijających dniach nagle sprawiło mu

przykrość. Dopiero teraz zauważył, że mijały coraz szybciej

i to właśnie wtedy, kiedy chciał, żeby każdy dzień trwał jak

najdłużej. Kiedy usłyszał warunki testamentu Neda, sześć

miesięcy wydawało mu się prawie wiecznością. Teraz zaś

żałował, że dziadek wyznaczył mu taki krótki termin. Zapra­

gnął, aby ta czarowna noc nigdy się nie skończyła. Ale Gayla

chciała mieć go zaraz, najlepiej natychmiast. I dopięła swego.

Obłoki pary unosiły się nad nimi, kiedy Brett w ekstazie

wykrzykiwał jej imię, a potem z całych sił tulił ją do piersi.

Gayla stała na chodniku. W jednej ręce trzymała koszyk

z jedzeniem, a w drugiej - dzbanek z lemoniadą. W tłumie

robotników usiłowała wypatrzyć Bretta. Uśmiechnęła się, kie-

scandalous

czytelniczka

background image

122

TESTAMENT NEDA PARKERA

dy wreszcie go zauważyła. Stał na drabinie. Był bez koszuli,

a na biodrach miał zapięty pas z narzędziami. Wyglądał bar­

dzo podniecająco.

- Hej, przystojniaku! - zawołała. - Co byś powiedział na

krótką przerwę?

Brett spojrzał w dół. Uśmiechnął się i zszedł z drabiny. A po­

tem na oczach wielu mieszkańców miasta pocałował ją w usta.

- Przyniosłam ci coś do zjedzenia - powiedziała, kiedy

już mogła mówić. - Dobrze, że przywieźli ławki. Będzie na

czym usiąść.

Brett wziął od niej koszyk, potem ujął Gaylę za rękę i prze­

prowadził ją na drugą stronę ulicy. Usiedli pod drzewami,

gdzie poprzedniego dnia ustawiono rząd nowiutkich parko­

wych ławeczek.

- Co przyniosłaś? - Brett natychmiast dobrał się do ko­

szyka. - Umieram z głodu.

- Kawałek kurczaka, sałatkę, jajka na twardo i owoce.

- Żartobliwie uderzyła go po ręku, bo właśnie wsadził palec

w krem na kawałku tortu czekoladowego. - To jest na deser.

- Umiesz dogodzić mężczyźnie - powiedział Brett, obli­

zując palce.

Gayla się uśmiechnęła. Nalała mu soku do szklanki, a kie­

dy pił, przyglądała się sklepom po drugiej stronie ulicy. W cią­

gu ostatnich dwóch miesięcy zaszły tu istotne zmiany.

- Brett! - zawołała na widok mężczyzny w kombinezo­

nie, pracującego przy jednym z budynków. - Czy to naprawdę

Ed Pettigrew?

- Jasne, że tak - potwierdził Brett, spojrzawszy w kierun­

ku, który wskazywał palec Gayli.

- Ale przecież on był całkowicie przeciwny renowacji.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

123

- Był - zgodził się Brett. - Ale ostatnio często się tu kręcił.

Sprawdzał, jak idzie robota. Powiedział, że bardzo mu się to

wszystko podoba. Na razie pomaga Tedowi, ale coś mi się

wydaje, że jak skończą, Ted będzie mu musiał odpłacić przy­

sługą za przysługę.

- Nie mogę w to uwierzyć - odrzekła Gayla.

- Musisz. - Brett się do niej uśmiechnął. - W końcu to ty

jesteś motorem tych wszystkich zmian.

- Ja?

- Gdyby nie ty, nigdy nie doszłoby do spotkania z tymi

ludźmi i mój pomysł nie zostałby zrealizowany.

- Mówisz tak tylko dlatego, że ci przyniosłam lunch - za­

żartowała Gayla. W rzeczywistości pochwała Bretta sprawiła

jej wielką przyjemność.

- To szczera prawda. - Brett objął ją ramieniem i zbliżył

usta do ucha Gayli. - Gdybyśmy nie namówili tych ludzi na

zajęcie się własnym miastem, ten biedny Ed nadal musiałby

siedzieć w domu i wysłuchiwać opowieści swojej upiornej

żony o naszym cudownym życiu seksualnym.

- Co za piękny dom - zachwycała się Fay Cummings.

Rozglądała się po holu, podczas gdy jej mąż wpisywał dane

do księgi gości.

- Ja także bardzo go lubię - powiedziała Gayla z uśmie­

chem.

- Kiedy przejeżdżaliśmy przez miasto, widziałem jakieś

prace budowlane - powiedział Roger Cummings, chowając

pióro do kieszeni marynarki. - Co się tam dzieje?

- Odnawiamy stare centrum. Jeśli to państwa interesuje,

mogę pokazać projekty.

scandalous

czytelniczka

background image

124

TESTAMENT NEDA PARKERA

- O tak, bardzo proszę - powiedział Roger.

Gayla wprowadziła ich do salonu, gdzie na fortepianie

wciąż jeszcze leżała teczka z dokumentacją, przygotowaną na

spotkanie z mieszkańcami miasteczka.

- Właściciele posesji postanowili odsłonić oryginalne

frontony budynków - tłumaczyła Gayla, podczas gdy Cum­

mingsowie oglądali zawarte w teczce materiały.

- Czy moglibyśmy tam pojechać i spojrzeć na to z bliska?

- zapytał Roger.

- Oczywiście. Mój mąż także tam pracuje. Zapozna was

z postępem robót. Mogę was tam zaraz zawieźć.

- Nie chcielibyśmy sprawiać kłopotu - powiedział Roger.

- To żaden kłopot. Ja i tak codziennie tam jestem.

Kiedy tylko zaparkowała samochód, otoczyła ją grupa

mężczyzn.

- Pewnie myśleliście, że już nie przyjadę - roześmiała się

Gayla, otwierając bagażnik. - Podzielcie się.

Wyjęła schłodzone napoje i pudełko ciastek, które rano

upiekła. Potem poszła poszukać Bretta. Stał wśród robotni­

ków. Lawirując pomiędzy leżącymi na chodniku materiałami

budowlanymi, ruszyła w tamtym kierunku. Cummingsowie

podążyli za nią.

- Cześć - powiedziała Gayla, stając na palcach, żeby go

pocałować.

- Cześć -powiedział Brett, przytulając ją do siebie.

- Chciałabym ci przedstawić naszych gości. - Gayla od­

wróciła głowę w stronę starszych państwa. - Fay i Roger

Cummingsowie. Spędzą w naszym domu cały weekend. A to

mój mąż, Brett Sinclair - powiedziała do Cummingsów.

Brett nigdy przedtem nie słyszał, żeby Gayla komukolwiek

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

125

tak go przedstawiła. Zanim jednak zdecydował się, czy mu
się ta forma podoba, czy może nie za bardzo, już ściskał
wyciągniętą do niego rękę Rogera Cummingsa.

- Państwo Cummingsowie interesują się naszym przedsię­

wzięciem - mówiła Gayla. - Pomyślałam sobie, że mógłbyś
im wszystko pokazać.

- Oczywiście - zgodził się Brett. - Będzie mi bardzo

miło.

Zmiany, jakie zaszły w Braesburgu, nie ograniczały się

tylko do centrum miasta. Sam Brett Sinclair także bardzo się
zmienił, choć prawdopodobnie nie zdawał sobie z tego spra­
wy. Już nie popijał mleka w środku nocy, rzadko się awantu­
rował i prawie cały czas się uśmiechał. Gayla domyślała się,
że praca, którą teraz wykonywał, dawała mu znacznie więcej
satysfakcji aniżeli posada prezesa Sinclair Corporation. Z ca­
łego serca pragnęła, żeby Brett także to zauważył.

Oglądali plac budowy, a Brett co chwila się zatrzymy­

wał, żeby zamienić kilka słów z pracującymi mężczyznami.
Przed sklepem Masonów jego właścicielka właśnie zmiatała
wióry.

- Dzień dobry, Gaylo - uśmiechnęła się do niej pani Ma­

son. - Cześć, Brett.

Gayla o mało nie zemdlała. Clara Mason była jedną

z trzech dam, które odwiedziły Neda, kiedy Gayla u niego
zamieszkała. Przyszły tylko po to, żeby wyrazić swe oburze­
nie wobec tak jawnego cudzołóstwa. Od tamtej chwili minęło
prawie dziesięć lat, a Clara Mason ani razu nawet na Gaylę
nie spojrzała.

- Dzień dobry, pani Mason - wydusiła z siebie Gayla.
Clara Mason nie była jedyną osobą, która po latach nieza-

scandalous

czytelniczka

background image

1 2 6 TESTAMENT NEDA PARKERA

uważania Gayli nagle zaczęła ją pozdrawiać. Prawie wszyscy,

których po drodze spotykali, grzecznie jej się kłaniali.

Przez te wszystkie lata Gayla wmawiała sobie, że nie ob­

chodzi ją, co mówią o niej mieszkańcy Braesburga. Ale to nie

była prawda. W głębi serca bardzo pragnęła, aby ją akcepto­

wano. Mocno ścisnęła dłoń Bretta. Była absolutnie pewna, że,

przynajmniej w pewnym sensie, jemu zawdzięcza tę tak istot­

ną dla siebie zmianę.

- Brett, śpisz? - szepnęła Gayla.

- Już nie - mruknął, przewracając się na plecy.

- Przepraszam. - Odsunęła mu z czoła kosmyk włosów,

który przeszkadzał jej złożyć tam pocałunek. - Coś mi przez

cały dzień chodziło po głowie.

- Co takiego?

- Wiem, że to może głupie, ale wszyscy w mieście nagle

stali się dla mnie bardzo mili. Ciekawa jestem, czy to zauwa­

żyłeś.

- Nic dziwnego - roześmiał się Brett. - Codziennie przy­

nosisz im picie i ciasteczka.

Gayla posmutniała i Brett natychmiast pożałował swego

głupiego żartu.

- Ja tylko żartowałem - powiedział. W blasku oświetlają­

cego pokój księżyca zauważył lśniące na jej policzkach łzy.

Przytulił ją do siebie. - Nie płacz, kochanie. To przecież zu­

pełnie nieważne, co ludzie o tobie myślą.

- Owszem, to bardzo ważne - szlochała Gayla. - Usiło­

wałam sama siebie przekonać, że to nieważne... Ale to jest

ważne... Zawsze było... Nie wiem dlaczego, ale od czasu,

kiedy zaczęliśmy tę renowację, wszyscy są... jakby milsi.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

127

- To dlatego, że wreszcie cię poznali - tłumaczył jej Brett.

Zrozumiał, jak ważna była dla niej ta sprawa. - Już niedługo

zapomną o tych wszystkich głupich plotkach.

- Mam nadzieję - westchnęła Gayla. Uścisnęła dłoń Bret¬

ta. - Dziękuję.

To wszystko było takie cudowne, a Gayla słodka jak anioł.

Brett wiedział, że nie zasłużył sobie na tę kobietę. Nie zasłużył

nawet na to, żeby ją mieć przez te pół roku, kiedy była jego

żoną.

Zazwyczaj Gayla podawała gościom posiłki na werandzie,

a sama jadła w kuchni. Ale Cummingsowie bardzo prosili,

aby Gayla i Brett towarzyszyli im przy śniadaniu. Byli to tacy

mili ludzie, że Gayla się zgodziła.

- Co pan robił, zanim przeszedł pan na emeryturę? - za­

pytał Brett pana Cummingsa.

- Jestem architektem. Pracowałem w zarządzie miasta.

Byłem odpowiedzialny za planowanie.

- Fantastycznie - ucieszył się Brett. - Może więc mógłby

nam pan w paru sprawach doradzić.

- Fay i ja właśnie o tym rozmawialiśmy - powiedział Ro­

ger, spoglądając na żonę. - Nie chodzi o to, że coś robicie źle.

Naprawdę, doskonała robota, ale to przecież dopiero począ­

tek. A moja Fay zawsze marzyła o własnym sklepie. Teraz,

kiedy dzieci się usamodzielniły, a my oboje jesteśmy na eme­

ryturze, mamy wreszcie czas i pieniądze na spełnianie ma­

rzeń. - Czule spojrzał na żonę. - Ale przejdźmy do rzeczy.

Zastanawialiśmy się właśnie, czy nie zechciałby nam pan

sprzedać swego sklepu.

Chcą kupić sklep, pomyślała przerażona Gayla. Czy Brett

scandalous

czytelniczka

background image

128 TESTAMENT NEDA PARKERA

im go sprzeda? Za kilka tygodni minie pół roku, odkąd tu

zamieszkał. Warunki testamentu zostaną spełnione i będzie

mógł sprzedać cały majątek Neda. Albo oddać go miastu.

- Nie wiem - powiedział Brett. - Jeszcze się nad tym nie

zastanawiałem.

-• Nie musi się pan śpieszyć - upewnił go Roger. - Przez

cały miesiąc będziemy z Fay podróżować po tej części Ame­

ryki. Wracając do domu także się u was zatrzymamy. Ale

gdyby się pan zdecydował, rezerwujemy sobie prawo pierwo­

kupu.

Gayla zmywała naczynia. Przez kuchenne okno widziała,

jak Brett pomaga Cummingsom układać walizki w bagażni­

ku. Roger wręczył mu wizytówkę. Brett szybko ją przeczytał,

po czym schował do kieszeni koszuli. Gayla nawet na to nie

mogła patrzeć. Dobrze wiedziała, do czego może posłużyć

Brettowi ta wizytówka.

Drzwi kuchenne otworzyły się, a potem zamknęły. Podło­

ga zaskrzypiała cicho. Do kuchni wszedł Brett. Stanął za

Gaylą i objął ją ramionami.

- Nareszcie sami - szepnął jej do ucha. - Sympatyczni

ludzie, ale naprawdę bardzo się cieszę, że wreszcie sobie

pojechali.

- Nie spodziewałeś się, że ktoś będzie chciał od ciebie

kupić sklep, prawda? - zapytała Gayla. Nie udało jej się ukryć

drżenia głosu.

- To prawda. - Brett w ogóle nie był zainteresowany tym

tematem.

- Masz zamiar go sprzedać?
- A czy bardzo by cię to obeszło? - Brett odwrócił Gaylę

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

129

twarzą do siebie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że

jest jakaś nieswoja.

Gayla bardzo się bała, że już wkrótce straci Bretta. Wcale

jej nie zależało na sklepie. A raczej zależało, ale tylko o tyle,

o ile sprzedaż sklepu miałaby oznaczać odejście Bretta. Ale

tego przecież nie mogła mu powiedzieć. Spuściła głowę.

- Nie - powiedziała cicho. - Chociaż myślałam, że gdy­

byś jednak zdecydował się zostać, mógłbyś otworzyć własny

sklep.

- Ja miałbym zamieszkać w Braesburgu? Gaylo, kocha­

nie, przecież zawsze ci mówiłem, że tu nie zostanę. W Kansas

City mam dom i pracę.

Gayla spuściła głowę. Podniosła ją dopiero wtedy, kiedy

była absolutnie pewna, że żadna łza nie wymknie się jej spod

powiek.

- Wiem - powiedziała. Zdobyła się nawet na uśmiech.

- Tak sobie tylko pomyślałam, bo wydawało mi się, że praca

przy renowacji sklepów sprawia ci przyjemność.

- To rzeczywiście bardzo przyjemne zajęcie. - Brett

nie chciał budzić w niej płonnych nadziei. - Ale ja odpowia­

dam za Sinclair Corporation. I tak już zmitrężyłem tu dosyć

czasu.

Dwa tygodnie, myślała Gayla, patrząc na wiszący w kuch­

ni kalendarz. Łzy same nabiegły jej do oczu. Czternaście

krótkich dni.

A przecież od początku wiedziała, że Brett wyjedzie. Jed­

nak w ciągu kilku ostatnich miesięcy pozwoliła sobie na ma­

rzenia. Miała cichą nadzieję, że jej ukochany zmieni zdanie

i zdecyduje się zostać w Parker House. Może wówczas staną

scandalous

czytelniczka

background image

130

TESTAMENT NEDA PARKERA

się prawdziwym małżeństwem. Ale Brett rozwiał wszystkie

jej nadzieje. Teraz nie miała już nawet o czym marzyć.

Jeszcze nic straconego, powiedziała sobie jednak. Mam

przed sobą całe dwa tygodnie. I, na miły Bóg, przysięgam, że

będą to szczęśliwe dni.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Gayla siedziała przy barze w kawiarni Gertie i czytała ga­

zetę. Prawie całą pierwszą stronę zajmował wielki tytuł: „Pre­

zes Sinclair Corporation reanimuje Braesburg". Podtytuł zaś

brzmiał: „Czy należy oczekiwać przenosin centrali korpora­

cji?" Do tekstu dołączono zdjęcia z placu budowy, a cały

artykuł był zlepkiem spekulacji na temat stopnia zaangażowa­

nia Bretta w życie Braesburga i możliwości przeniesienia

centralnego biura Sinclair Corporation z Kansas City do ma­

łego miasta w Teksasie. Dwie inne gazety, w których zamie­

szczono artykuły o podobnej treści, leżały na podłodze. Gayla

już je przeczytała.

- Trudno mi w to uwierzyć - powiedziała, patrząc w ro­

ześmiane oczy Gertie.

- Tak jak wszystkim - odrzekła Gertie. - Mary z Izby

Handlowej mówiła, że telefony się u nich urywają. Ludzie

pytają, na jakich warunkach można przystępować do interesu.

- Trudno mi w to uwierzyć - powtórzyła Gayla.

- Uwierz w to, dziewczyno - roześmiała się Gertie. - Ty

i ten twój mąż zaznaczyliście Braesburg na mapie.

- Muszę mu to pokazać. - Gayla zsunęła się z barowego

stołka. Podniosła gazety z podłogi, wzięła tę, która leżała na

kontuarze, i starannie je poskładała. - Oddam ci te gazety,

Gertie. Słowo!

scandalous

czytelniczka

background image

1 3 2 TESTAMENT NEDA PARKERA

W rekordowym tempie dojechała do domu.

- Brett! - zawołała, otwierając drzwi. - Brett, gdzie je­

steś?

Zatrzymała się i nasłuchiwała przez chwilę. Serce biło jej

jak oszalałe. Usłyszała płynącą w łazience wodę. Gayla po­

biegła na górę, przeskakując po dwa schody na raz. Mocno

przyciskała do siebie gazety, żeby broń Boże żadnej z nich

nie zgubić.

- Brett! - wołała, otwierając drzwi sypialni. - Nigdy byś

nie uwierzył...

Jak wryta stanęła na progu pokoju. Na łóżku stała torba

podróżna Bretta, a szuflady komody, w których Brett trzymał

swoje rzeczy, były otwarte i zupełnie puste.

Otworzyły się drzwi od łazienki. Brett, w samych tylko

spodniach, wycierał ręcznikiem mokre włosy. Zatrzymał się,

kiedy ją zobaczył. Miał taką minę, jakby czuł, że robi coś

złego.

- Widzę, że już czytałaś gazety - powiedział.

- Tak - z trudem wydobyła z siebie to krótkie słowo.

- Dzwonił Marty. Te same teksty ukazały się dziś w gaze­

tach w Kansas City. Pracownicy biura umierają ze strachu.

Muszę się tam pokazać i uspokoić ludzi.

- Jak długo cię nie będzie? - wyszeptała Gayla.

- Sześć miesięcy już się skończyło - powiedział, podcho­

dząc do Gayli.

Tak kurczowo trzymane gazety upadły na podłogę. Gayla

zamknęła oczy. Zrozumiała, że Brett wyjeżdża na zawsze.

- To mi chyba nie będzie już potrzebne - powiedziała

cicho. Zdjęła z palca złotą obrączkę i podała ją Brettowi.

Wahał się przez chwilę, ale jednak wziął obrączkę. Obracał

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 133

ją potem w palcach, oglądał ze wszystkich stron, byleby tylko

nie patrzeć na Gaylę. Nie bardzo wiedział, co zrobić ani co

powiedzieć.

Za to Gayla miała mu coś ważnego do powiedzenia. Coś,

co trzymała w tajemnicy przez kilka długich miesięcy.

- Kocham cię, Brett - wyszeptała. Brett spojrzał na nią

przerażony, a ona uśmiechnęła się słabo, choć serce omal nie

pękło jej z żalu. - Nie mówiłam ci tego wcześniej, ponieważ

bałam się, że jeśli to zrobię, to ode mnie odejdziesz. Ale skoro

odchodzisz, to wszystko mi jedno.

- Przepraszam cię, Gaylo - mruknął Brett.

- Naprawdę nie masz za co przepraszać - powiedziała,

zebrawszy się przedtem na odwagę. - Nigdy nawet nie pró­

bowałeś udawać, że jesteśmy prawdziwym małżeństwem.

A potem odwróciła się i wyszła z pokoju. Rozpłakała się

dopiero za drzwiami.

Gertie spojrzała na Gaylę i zaraz wyprowadziła ją na za­

plecze. Po drodze wzięła garść serwetek i wcisnęła je Gayli

do ręki.

- Co się stało, kochanie? - zapytała zatroskana.
- Brett wyjechał - chlipnęła Gayla.

- Wyjechał? - powtórzyła Gertie. - Dokąd wyjechał?

- Wrócił do Kansas City.

- To znaczy, że cię zostawił? - oburzyła się Gertie.

Gayla tylko skinęła głową.

- Co za podły, paskudny...

- Nie, Gertie - Gayla chwyciła ją za rękę. - To nie tak...

- Wiem, co myśleć o mężczyźnie, który odchodzi od

żony.

scandalous

czytelniczka

background image

134

TESTAMENT NEDA PARKERA

.- Nie jestem jego żoną.

Gertie zamilkła, ale tylko na chwilę.

- Ależ oczywiście, że jesteś jego żoną - prychnęła znie­

cierpliwiona. - Przecież się z tobą ożenił.

- Tak - westchnęła Gayla. Uznała, że skoro Brett wyje­

chał, to nie ma znaczenia, czy ktoś dowie się o układzie, jaki

pół roku temu zawarli. - Ale to było tylko formalne małżeń­

stwo. Ned zapisał mi w testamencie prawo mieszkania w Par­

ker House do końca życia lub do dnia ślubu. Zarządził także,

że jego spadkobiercy muszą przez pół roku mieszkać w Par­

ker House, zanim będą mogli go sprzedać. Brett chciał za

jednym zamachem spełnić oba te warunki i dlatego zapropo­

nował, żebyśmy się pobrali.

- I ty się na to zgodziłaś?

- Dobrze wiesz, że Ned kochał Parker House i bar­

dzo chciał, żeby dom nie trafił w obce ręce. Miałam nadzie­

ję, że jeśli Brett przez jakiś czas tu pomieszka, także go po­

lubi.

- Ale przecież ja was widziałam razem! - wykrzyknęła

Gertie. - Zachowywaliście się dokładnie tak, jak powinni się

zachowywać nowożeńcy. Jeszcze wczoraj staliście na środku

ulicy i całowaliście się, jak gdyby na całym świecie nie było

nikogo poza wami.

- Bo my naprawdę... - Gayla opuściła głowę i znów się

rozpłakała. - Ja go kocham, Gertie.

- A czy on ciebie kocha?

- Nie wiem - chlipała Gayla. - Tak mi się wydawało,

chociaż nigdy nic takiego mi nie powiedział. Ale teraz to i tak

nie ma żadnego znaczenia.

- Uspokój się, dziecko. - Gertie głaskała Gaylę po ręce.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

135

- Płacz nic tu nie pomoże. Powiedz mi lepiej, co zamierzasz
robić. Będziesz nadal prowadziła pensjonat?

- Nie. - Gayla pokręciła głową. - Brett chce przekazać

posiadłość miastu.

- Więc dokąd pójdziesz?
- Nie wiem. - Gayla wzruszyła ramionami.
- Na razie możesz zamieszkać ze mną - zaproponowała

Gertie. - O pracę też nie musisz się martwić.

John Thomas szybko przygotował dokumenty rozwodowe,

o które Brett go prosił, zanim wyjechał z miasta. Uważał, że
im prędzej Gayla będzie miała tę procedurę za sobą, tym
prędzej zapomni o Bretcie i zacznie normalne życie.

Z kompletem dokumentów poszedł do kawiarni Gertie.

Gayla stała za barem. Spojrzała na Johna i uśmiechnęła się
smutno.

- Cześć, John.
- Witaj, Gaylo. Masz chwilę czasu? Może napiłabyś się ze

mną kawy?

- Z przyjemnością. - Gayla nalała kawy do dwóch filiża­

nek i zaniosła je do stolika pod oknem.

- Co cię tu sprowadza o takiej dziwnej porze? - zapytała,

kiedy usiedli.

- Przyniosłem ci do podpisania dokumenty rozwodowe

- powiedział John, kładąc papiery na stole.

Gayla patrzyła na nie, ale nie mogła się zdobyć na to, żeby

ich dotknąć.

- Bardzo mu się spieszy - westchnęła.
- Uważam, że nie ma powodu tego przeciągać - powie­

dział adwokat. Przewrócił stronicę i pokazał Gayli, gdzie po-

scandalous

czytelniczka

background image

1 3 6 TESTAMENT NEDA PARKERA

winna złożyć podpis. - Jak tylko podpiszesz, przygotuję do­

kumenty dla sądu.

Gayli ręce się trzęsły, kiedy wpisywała na dokumencie

nazwisko, które nosiła przez ostatnie pół roku. Sama, włas­

noręcznie, zerwała ostatnią nić, jaka jeszcze łączyła ją

z Brettem.

John zręcznie złożył dokument i schował go do wewnętrz­

nej kieszeni marynarki, żeby niepotrzebnie nie kłuł Gayli

w oczy.

- Jest jeszcze jedna sprawa - powiedział, chcąc za jednym

zamachem załatwić wszystko, co miało jakikolwiek zwią­

zek z Brettem. - Brett przekazał ci prawo własności Parker

House.

'- Co takiego? - zawołała Gayla.

- Przekazał ci prawo własności Parker House - powtórzył

John Thomas. - Oddał ci cały majątek Neda.

Gayla wciąż nie bardzo rozumiała, o czym John mówi.

Doskonale pamiętała, jak stanowczo Brett twierdził, że po

upływie nakazanych przez Neda sześciu miesięcy cały mają­

tek przekaże miastu. A potem przypomniała sobie, tak żywo,

jakby stało się to wczoraj, dwa szeleszczące studolarowe ban­

knoty na poduszce. Wściekła się. Co zresztą na dobre jej

wyszło, bo pomogło wydobyć się z beznadziejnej rozpaczy,

w której żyła od wyjazdu Bretta.

Wydaje mu się, że dając mi Parker House, uspokoi swoje

sumienie, myślała Gayla. Jeśli tak, to bardzo się pomylił.

Gayla Matthews od nikogo nie przyjmie jałmużny.

- Nie chcę - powiedziała drżącym ze złości głosem.

- Ależ, Gaylo - przekonywał ją adwokat. - Ned też by

pewnie chciał, żebyś ty posiadała Parker House.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

137

- Ned chciał, żeby Parker House pozostał w rękach jego

rodziny. A chociaż ja bardzo go kochałam, to przecież nie

jestem jego krewną.

- Co mam, w tej sytuacji, powiedzieć Brettowi?
- Powiedz mu, że ani nie chcę, ani nie potrzebuję jego

łaski.

Gayla stała w otwartych drzwiach kawiarni i patrzyła na

drugą stronę ulicy.

- Na co tak patrzysz? - zapytała Gertie, która właśnie

wyszła z kuchni.

- Jak myślisz, czy pani Goodson wynajęłaby mi ten stary

zakład szewski? - zapytała Gayla, ruchem głowy wskazując
nieczynny od lat sklepik po przeciwnej stronie ulicy.

- Czemu nie. Ona przecież i tak nic z tym nie zrobi. A po

co ci to?

- Otworzyłabym cukiernię. Miałabym gdzie piec i sprze­

dawać swoje ciasta. - Gayla odwróciła się do Gertie. - Posia­
dam trochę oszczędności i myślę, że udałoby mi się dostać
niewielką pożyczkę z banku.

Gertie nie wiedziała, o czym Gayla rozmawiała z Johnem

Thomasem. Musiało to jednak być coś ważnego, skoro Gayla
wydobyła się wreszcie z apatii i podjęła jakąś istotną decyzję.
Gertie bardzo się z tego cieszyła, choć taka cukiernia naprze­
ciwko jej kawiarni z pewnością odebrałaby jej część klienteli.

- Jasne, że bank da ci pożyczkę - powiedziała Gertie. -

A jakby nie chcieli, to ja ci pożyczę. A teraz idź do pani
Goodson i pogadaj z nią o sprzedaży sklepu. Najlepiej zrób
to zaraz.

scandalous

czytelniczka

background image

138

TESTAMENT NEDA PARKERA

Brett leżał na kanapie w domu swojej matki w Kansas

City. Dom był teraz jego własnością, ale Brett nadal myślał

i mówił o nim „dom mojej matki". Czuł się bardzo samotny.

A przecież przez prawie całe życie był sam.

Usiadł na kanapie, podparł głowę rękami i rozmyślał. Jak­

że brakowało mu teraz Gayli. Nie słyszał jej podśpiewywania

w kuchni, nie czuł zapachu róż, nie było też jej śmiechu i nikt

go nie dotykał. Ale najbardziej brakowało mu zasypiania i bu­

dzenia się u boku Gayli.

Czy to się kiedyś skończy? pomyślał zrozpaczony. Czy ta

koszmarna potrzeba widzenia jej, dotykania i przytulania kie­

dykolwiek mnie opuści?

Jak żywa stanęła mu przed oczami Gayla. Taka, jaką wi­

dział tamtego ostatniego dnia w Braesburgu: pobladła i zupeł­

nie załamana, kiedy zorientowała się, że on zaraz wyjedzie.

Tak bardzo się starała, żeby niczego nie zauważył.

A przecież nie chciałem jej skrzywdzić, pomyślał Brett.

Nigdy niczego jej nie obiecywałem. Nawet kiedy się okazało,

że nie potrafimy utrzymać wobec siebie dystansu. Ale i tak

w końcu ją pokochałem. Bo wreszcie trzeba to sobie jasno

powiedzieć: kocham Gaylę i już.

Wziął stojącą na stole puszkę po piwie. Ścisnął ją z całej

siły, wyładowując na Bogu ducha winnym przedmiocie bez­

silną wściekłość na samego siebie.

- Niech cię diabli porwą, Gaylo! - wrzasnął, z całej siły

ciskając pogniecioną puszką o ścianę. - Dlaczego musiałem

cię pokochać?

- Masz gościa - powiedziała sekretarka Bretta, zaglądając

do jego gabinetu.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

139

- Spław go - polecił Brett, nie podnosząc oczu znad do­

kumentów.

- To ten prawnik z Braesburga.

- John Thomas? - Brett zerwał się z fotela. - Wprowadź,

wprowadź go natychmiast.

- Co robisz w Kansas City? - zapytał Brett, witając Joh­

na, jak dawno nie widzianego miłego gościa.

- Wolałem osobiście doręczyć ci te papiery - powiedział

John, otwierając teczkę. - Gayla nie wniosła sprzeciwu, wo­

bec czego przesłałem dokumenty rozwodowe sądowi. A to

- westchnął, wyjmując kolejną porcję papierów - są akty no­

tarialne dotyczące Parker House i całej reszty majątku Neda.

- Przecież prosiłem cię, żebyś przepisał jego majątek na

Gaylę - zaniepokoił się Brett.

- Chciałem, ale ona się nie zgodziła.
- Dlaczego?

John zamknął teczkę. Podniósł głowę i spojrzał Brettowi

prosto w oczy.

- Prosiła, żebym ci powiedział, a więc cytuję: „Ani nie

chcę, ani nie potrzebuję jego łaski".

- To nie jest żadna łaska - zawołał Brett. - Zarobiła sobie

na to ciężką pracą.

- Być może w tym właśnie leży problem. - Adwokat

wstał z fotela. - Gayla nie robiła tego wszystkiego dla zysku.

John dawno już wyszedł, a Brett wciąż siedział przy biurku

i wpatrywał się w leżące przed nim dokumenty. Ostatnie zda­

nie Johna wciąż brzmiało mu w uszach. Nie mógł pojąć,

dlaczego Gayla nie chciała przyjąć Parker House.

Nie zrobiłem jej żadnej łaski, myślał zgnębiony. Przez całe

lata harowała jak wół, opiekowała się dziadkiem i zajmowała

scandalous

czytelniczka

background image

140

TESTAMENT NEDA PARKERA

się tym ogromnym domem, którego on za nic nie chciał się

pozbyć. Na dodatek ani grosza za to wszystko nie wzięła.

Zasłużyła sobie na cały majątek, jaki pozostał po Nedzie

Parkerze. Zresztą ona kocha Parker House. Naprawdę nie

rozumiem. Czyżby aż tak bardzo mnie nienawidziła? Ależ nie,

przypomniał sobie zaraz. Przecież ona mnie kocha! Sama mi

to wtedy powiedziała. O mój Boże! Prezent! Dała mi w pre­

zencie swoją miłość, a ja, jak idiota, ją odrzuciłem. Ale może

jeszcze nie jest za późno? Może jeszcze zdążę?

Ale przedtem Brett musiał jeszcze coś załatwić. Właściwie

należało to zrobić już dawno, tylko że jakoś nigdy wcześniej

o tym nie pomyślał.

- Maxine - powiedział do telefonu, łączącego go z se­

kretariatem. - Na czwartą zwołaj radę dyrektorów, a potem

przyjdź do mnie. Weź ze sobą coś do pisania. Musimy trochę

popracować.

Dwa dni zajęło Brettowi złożenie rezygnacji ze stanowiska

prezesa Sinclair Corporation, zgłoszenie domu matki do biura

pośrednictwa nieruchomościami, umieszczenie w magazynie

rzeczy, których nie chciał się pozbywać, i wyjazd do Braes¬

burga. A mimo to te dwa dni wydawały mu się dłuższe od

wieczności. Tak spieszno mu było do domu.

Zajechał prosto do Parker House. W oknach domu odbijały

się promienie słońca, a stojące na werandzie wiklinowe buja­

ki, poruszane wiatrem, kołysały się jakby na powitanie.

Brett przypomniał sobie, jak siedem miesięcy temu przy­

jechał tu po raz pierwszy. Chciał tylko spojrzeć na dom,

w którym wychowała się jego matka, a potem przekazać go

miastu. Głowę miał wtedy nabitą kłamstwami, a serce prze-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

141

pełnione nienawiścią. Teraz kochał ten dom, a jeszcze bar­

dziej kochał jego opiekunkę.

Wysiadł z furgonetki i pobiegł do domu. Pilno mu było

zobaczyć Gaylę, przytulić ją i powiedzieć, jak głupio postąpił,

wyjeżdżając, i jak bardzo ją kocha.

Zadzwonił do drzwi. Czekając, aż mu otworzą, nerwowo

przestępował z nogi na nogę. Po chwili raz jeszcze nacisnął

dzwonek, a potem zajrzał przez szybkę w drzwiach. Gayli

z całą pewnością w domu nie było.

Rozczarowany, wrócił do samochodu. Wmawiał sobie, że

Gayla pewnie na chwilę gdzieś wyszła. Postanowił pojechać

do Gertie na kawę.

Wszedł do kawiarni. Dzwonek przy drzwiach wejściowych

zadzwonił tak jak zwykle. Brett rozejrzał się wkoło. Miał

nadzieję, że może przypadkiem zastanie tu Gaylę. A ponieważ

jej nie było, usiadł przy barze.

- Cześć, Gertie - powiedział do przechodzącej obok niego

właścicielki kawiarni. - Napijemy się kawy?

Gertie mruknęła pod nosem jakieś niecenzuralne słowo.

Nawet na chwilę się nie zatrzymała, tylko zniknęła na zaple­

czu. Brett nie rozumiał, co się stało. Rozejrzał się po kawiarni.

Zobaczył kilka par wpatrzonych w siebie oczu, ale kiedy spo­

glądał w ich kierunku, ludzie opuszczali głowy.

Co się z nimi porobiło? pomyślał zdumiony.

Ponieważ nikt go tu nie powitał, Brett wyszedł z kawiarni.

Stanął na chodniku, zastanawiając się, co też tych wszystkich

ludzi ubodło. Dopiero wtedy zauważył zgromadzony po prze­

ciwnej stronie ulicy tłum. Reporterowi lokalnej gazety właś­

nie udało się namówić ludzi, żeby się odsunęli i pozwolili mu

scandalous

czytelniczka

background image

1 4 2 TESTAMENT NEDA PARKERA

zrobić zdjęcie. Dzięki temu Brett także lepiej widział. Przez

fronton sklepu przeciągnięta była wstążka. Obok niej stała

Gayla z nożyczkami w dłoni i uśmiechała się do reportera.

Nad głową Gayli widniał transparent z napisem: „Słodkie

Wspomnienia - dziś otwarcie". Za szybą wystawową pyszni­

ły się torty, ciasta i ciasteczka.

Nożyczki przecięły wstążkę, błysnął flesz, a zebrany tłum

zaczął głośno wiwatować. Gayla promieniała. Wtem spo­

strzegła stojącego po przeciwnej stronie ulicy Bretta.

W mgnieniu oka uśmiech znikł z jej twarzy. Brett chciał po­

machać do niej ręką, ale zanim zdążył się poruszyć, Gayla

odwróciła się do niego plecami.

Poczuł się jak człowiek, któremu wbito nóż prosto w serce.

Z trudem złapał oddech. Jest na mnie zła, pomyślał. I ma do

tego pełne prawo. Kiedy jej powiem, dlaczego tak nagle wy­

jechałem, kiedy dowie się, jak bardzo ją kocham, na pewno

mi przebaczy. Wszystko będzie dobrze.

Ale Gaylę otaczał teraz tłum ludzi. Brett postanowił więc,

że później z nią porozmawia. Nie chciał się jej oświadczać na

oczach całego miasta.

Poszedł na spacer po centrum miasteczka, chcąc spraw­

dzić, co się podczas jego nieobecności zmieniło. Kiedy wrócił

do Słodkich Wspomnień, nie było tam już nikogo. Brett

wszedł do cukierni. Pachniało tam dokładnie tak samo jak

w kuchni Parker House.

- Czym mogę służyć?

Gayla stała za ladą z rękami w kieszeniach wykrochma¬

lonego, śnieżnobiałego fartuszka.

- Chciałbym wynająć pokój - powiedział, podchodząc bli­

żej. Chciał ją do siebie przytulić, powiedzieć, jak bardzo ją kocha

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

143

i jak bardzo mu jej brakowało. Ale ponieważ wydało mu się,

że w tej chwili nie przyjęłaby jego miłości, wolał zacząć

rozmowę tak samo, jak zaczął ją siedem miesięcy temu.

Gayla tylko przez chwilę patrzyła mu oczy.

- To jest cukiernia, a nie hotel - powiedziała obojętnie.

Wyjęła ręce z kieszeni i zgarnęła okruszki ze szklanej półecz­

ki, na której stały ciasta.

Takiej odpowiedzi Brett się po niej nie spodziewał.

- Miałem nadzieję, że pozwolisz mi zamieszkać z tobą

w Parker House - powiedział cicho, nie chcąc, żeby słyszeli

go pozostali klienci.

Wydawało mu się, że dostrzegł delikatne drżenie ust

i dziwny blask w jej oczach. Ale Gayla trzymała się mocno.

Wyprostowała plecy, dumnie uniosła głowę.

- Jeśli chcesz mieszkać w Parker House, musisz się zgło­

sić do Johna Thomasa - powiedziała chłodno.

- Proszę cię, Gaylo. - Brett wyciągnął do niej rękę. -

Chciałbym z tobą porozmawiać.

Cofnęła się, nie chcąc pozwolić, aby jej dotknął.

- Nie mam ci nic do powiedzenia - odrzekła, z trudem

hamując gniew. - A teraz muszę cię przeprosić.

I zanim Brett zdołał ją zatrzymać, zniknęła za kotarą.

- Gaylo! - zawołał Brett. - Gaylo, proszę cię! Muszę ci

coś powiedzieć!

Za plecami usłyszał znaczące chrząknięcie. Odwrócił się.

Za nim stało kilka osób. Wszyscy przyglądali mu się z rozba­

wieniem.

Gayla wyjęła z pieca blachę z ciasteczkami. Zatrzasnęła

piekarnik. Co on sobie właściwie wyobraża! myślała wściek-

scandalous

czytelniczka

background image

1 4 4 TESTAMENT NEDA PARKERA

ła. Zdaje mu się, że może wkraczać w moje życie, kiedy tylko

zechce. O nie, mój panie! Już raz się wygłupiłam i to mi

zupełnie wystarczy.

A, swoją drogą, ciekawe, po co tu przyjechał. Ze złością

wykładała ciasteczka na sklepową ladę. Pewnie nie da się

załatwić przez telefon wszystkich spraw związanych ze spad­

kiem. Po co ja się w ogóle nad tym zastanawiam? Przyjechał,

to przyjechał. Jego sprawa, a nie moja. Nie mam czasu za­

jmować się facetami. Muszę pilnować interesu.

- Gaylo?

Dźwięk głosu Bretta tak ją przeraził, że ciastko, które

trzymała na łopatce, zamiast na ladę zsunęło się na podłogę.

- Czego ty ode mnie chcesz? - zirytowała się Gayla.
- Chcę z tobą porozmawiać.

- Już mówiłam, że nie mam ci nic do powiedzenia.

- Ale ja mam. - Brett ujął ją pod ramię.

Gayla znacząco spojrzała w to miejsce, w którym ich ręce

się dotykały. Brett westchnął i puścił ją. Miał jej tyle do po­

wiedzenia, a zupełnie nie wiedział, od czego zacząć.

- To, że podarowałem ci Parker House, nie było żadną

łaską - zaczął. - Gdyby płacono ci uczciwie za opiekę nad

Nedem, zarobiłabyś sobie na kilka takich domów.

- Opiekowałam się Nedem, ponieważ go kochałam - po­

wiedziała dotknięta do żywego Gayla. - Z żadnego innego

powodu.

- Przecież wiem. - Brett znowu westchnął. Wiedział już,

że zamiast poprawić, z każdym słowem pogarszał swoją sy­

tuację. Nie miał pojęcia jednak, co zrobić, aby wszystko jak

najprędzej naprawić. - Wiem także, że popełniłem wiele błę­

dów. Na przykład: nie powinienem był stąd wyjeżdżać. A mo-

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

145

że zresztą dobrze się stało, że wyjechałem. W przeciwnym

razie pewnie nigdy bym nie zrozumiał, ile ci zawdzięczam.

Tobie i Parker House.

- Ile? - zapytała, udając całkowitą obojętność.

- Szczęście. Spokój.

Gayla poczuła, że słabnie. Brett przyznał, że znalazł do­

kładnie to, co tak bardzo chciała mu dać. Z całej siły zacisnęła

pięści. Gdyby nie to, pewnie już dawno rzuciłaby mu się na

szyję.

- Bardzo się z tego cieszę - powiedziała szczerze. -

Wszyscy zasługujemy na szczęście. Ale teraz muszę cię prze­

prosić. Klienci czekają.

Odwróciła się i wyszła na zaplecze. Po jej policzkach spły­

wały łzy, ale Brett już tego nie widział.

scandalous

czytelniczka

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Wiadomość o powrocie Bretta błyskawicznie rozeszła się

po mieście. Wszyscy mieszkańcy Braesburga wiedzieli już

o układzie, na mocy którego Gayla zgodziła się przez pół roku

być panią Sinclair po to tylko, żeby Brett za jednym zama­

chem mógł spełnić wszystkie postawione w testamencie Neda

warunki. Ci, którzy znali Christine Parker, zgodnie twierdzili,

że Brett jest takim samym egoistą, jak jego matka. Inni uwa­

żali, że Gayla nie powinna się była godzić na ten układ. Ale

w jednej sprawie wszyscy byli zgodni: Brett Sinclair wyko­

rzystał mieszkankę ich miasta.

W ten oto sposób Gayla znów stała się bohaterką miejskich

plotek. Tym razem jednak była bohaterką pozytywną. Rola

łobuza przypadła Brettowi.

Brett doszedł do wniosku, że istnieje tylko jeden sposób

na zdobycie Gayli. Postanowił przekonać ją, że wrócił do

Braesburga na stałe. Szybko załatwił wszystkie formalności,

których zresztą wiele nie zostało, i zamieszkał w Parker Hou¬

se. Zrobił nawet to, na co Gayla nie mogła się zdobyć w ciągu

siedmiu miesięcy, które minęły od śmierci Neda: przejrzał

wszystkie rzeczy dziadka. To co ważne zostawił, a resztę po­

pakował w pudła i przekazał na cele dobroczynne.

Przez lata nagromadziło się w domu mnóstwo szpargałów,

ale Brett miał teraz dużo czasu. Kłopoty Sinclair Corporation

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

147

już go nie obchodziły, a Gayla nie chciała z nim rozmawiać,

więc i tak nie miał nic lepszego do roboty.

Mając nadmiar wolnego czasu, opracował sobie nawet plan

przekonania Gayli, że na stałe osiedlił się w Braesburgu.

Gayla czuła, że dłużej tego wszystkiego nie wytrzyma.

Brett chyba się uparł, żeby ją doprowadzić do wariacji. Od

tygodnia codziennie przychodził do cukierni. Siadał tyłem do

okna, zjadał bułeczkę, popijał ją kawą i ani na chwilę nie

spuszczał Gayli z oka. Nigdy już nic ważnego jej nie powie­

dział. Kiedy przychodził, mówił: „Dzień dobry, Gaylo", „Mi­

łego dnia, Gaylo" zaś, kiedy wychodził. A jednak kiedy sie­

dział naprzeciwko niej, czuła się tak, jakby stała za ladą zu­

pełnie naga. Teraz, oczywiście, też tu był.

Gayla tak mocno zatrzasnęła drzwiczki gablotki z ciast­

kami, że aż zabrzęczały stojące w niej talerzyki. Odwró­

ciła się na pięcie i wyszła do kuchni. Bezpieczna w swo­

im sanktuarium, oparła rozpalone czoło o zimny metal lo­

dówki.

- O Boże, proszę cię - westchnęła cicho. - Ja tego dłużej

nie wytrzymam.

Rozległ się dźwięk dzwoneczka sygnalizującego, że ktoś

wszedł do cukierni. Gayla podniosła głowę i nasłuchiwała.

Kobiecy szczebiot oznaczał, że przyszły klientki i trzeba bę­

dzie wyjść do sklepu.

- Dzień dobry paniom - usłyszała głos Bretta.

Gayla przypomniała sobie, że Clara Mason i Sarah Collier

miały tego ranka przyjść po zamówione ciasta. Bardzo się

ucieszyła, że zastały tu Bretta. W całym mieście trudno było­

by znaleźć dwie osoby bardziej mu niechętne niż obie te

scandalous

czytelniczka

background image

148

TESTAMENT NEDA PARKERA

damy. Gayla nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie usły­

szy, jak mówią Brettowi, co o nim myślą.

- Pewnie, że dobry - mizdrzyła się Clara. - Szczególnie

kiedy spotyka się ciebie.

Jej dziewczęcy szczebiot przyprawił Gaylę o zawrót gło­

wy. Nie miała ochoty dłużej tego słuchać. Wzięła głęboki

oddech i weszła do sklepu.

- Dzień dobry paniom - powiedziała uprzejmie, udając,

że nie widzi siedzącego przy stoliku Bretta. - Ciasta już go­

towe.

- Witaj, Gaylo - powiedziała pani Mason. - Twoje wy­

pieki są atrakcją naszych spotkań brydżowych.

Gayla wkładała do pudełek przygotowane dla obu pań

ciasta. Kątem oką zauważyła, jak Brett wstaje. Wziął ze sto­

lika kubek i talerzyk, po czym postawił je na ladzie.

- Bułeczka była doskonała - zwrócił się do Gayli. - Życzę

paniom miłego dnia - powiedział, po czym ukłonił się i wy­

szedł.

Clara Mason i Sarah Collier obejrzały się za nim. A kiedy

drzwi zaniknęły się za Brettem, obie jednocześnie westchnęły.

- Taki przystojny i tak dobrze wychowany - powiedziała

rozanielona Clara Mason.

- Wyobraźcie sobie tylko - zachwycała się Sarah Collier

- że wszystkie osobiste rzeczy Neda podarował na cele do­

broczynne. - Kto by się spodziewał, żeby taki młody mężczy­

zna chciał zadać sobie tyle trudu. Większość facetów uważa,

że sprzątanie szaf to zajęcie dla kobiety.

Gayla udawała, że przewiązywanie wstążką pudełka z cia­

stem jest tak absorbujące, iż na nic innego nie można przy

tym zwracać uwagi.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

149

- Żona będzie miała z niego pożytek - westchnęła Sarah,

spoglądając porozumiewawczo na Clarę.

Rozmowa pani Collier z panią Mason zapoczątkowała całą

serię podobnych rozmów, prowadzonych w jej obecności.

Gayla nie umiałaby zliczyć, ilu ludzi wpadło do cukierni

w ciągu kilku następnych dni właściwie tylko po to, żeby

wychwalać zalety Bretta. Pytano ją, czy już słyszała, że ufun­

dował nowe organy dla kościoła, oznajmiano, że poprzednie­

go dnia skosił trawnik owdowiałej pani Baker i mnóstwo

innych podobnych nowości.

Ale najgorsze zdarzyło się w piątek, kiedy to Ted Baxter

przyszedł do cukierni i pokazał Gayli artykuł zamieszczony

w „Wall Street Journal". Było tam napisane, że Brett Sinclair

zrezygnował z funkcji prezesa Sinclair Corporation.

Gayla wiedziała, że żadna z tych wizyt nie była dziełem

przypadku. Za wszystkim kryła się intryga Bretta. Nie wie­

działa tylko, po co on to wszystko robi.

Postanowiła, że zaraz po zamknięciu sklepu pójdzie do

Gertie. Musiała choć trochę pobyć z kimś, kto, tak samo

jak i ona, nie przepadał za Brettem. Na Gertie zawsze mog­

ła polegać, a teraz życzliwa dusza była jej szczególnie po­

trzebna.

- Gertie! - zawołała Gayla, wchodząc do kawiarni. - Ger­

tie, gdzie jesteś?

Obeszła bufet i skierowała się wprost do kuchni. W progu

stanęła jak wryta. Gertie siedziała przy starym kuchennym

stole, a naprzeciwko niej siedział Brett. Grali w karty.

- Podwajam stawkę.- Brett z kamienną twarzą patrzył na

Gertie sponad kart.

scandalous

czytelniczka

background image

1 5 0 TESTAMENT NEDA PARKERA

Gertie najpierw uważnie mu się przyglądała, po czym wes­

tchnęła zrezygnowana.

- Pasuję - powiedziała wreszcie, wykładając na stół karty,

wśród których były dwie królowe.

Brett roześmiał się i zebrał leżące na stole monety.
- A ty co miałeś? - spytała Gertie.

Brett także wyłożył karty. Miał zaledwie parę trójek.

- A niech mnie kule biją - powiedziała z podziwem Ger­

tie. - Twarz pokerzysty też odziedziczyłeś po dziadku.

- Jeszcze jedno rozdanie? - zapytał Brett, zbierając karty.

- O, nie! - zawołała Gertie. - Przegrałam napiwki z całe­

go tygodnia.

Podparła się rękami i z trudem wstała od stołu. Dopiero

wtedy zobaczyła Gaylę. Pełna poczucia winy, ruszyła w jej

stronę.

- To był tylko niewinny pokerek - usprawiedliwiała się

' Gertie.

Brett tymczasem potasował karty.

- Masz ochotę zagrać? - zapytał, nie patrząc na Gaylę.

- Nie - mruknęła. Nie mogła oderwać oczu od jego rąk.

Przypomniała sobie, jak te same palce, które teraz tak zręcznie

tasowały karty, kiedyś pieściły jej ciało. - Ja tylko.... Przy­

szłam powiedzieć Gertie, że już idę do domu.

Brett spojrzał na nią i zobaczył w jej oczach pragnienie.

Teraz już wiedział na pewno, że wszystkie jej dąsy były

udawane. Nagle zaczęło mu się spieszyć. Postanowił zmusić

ją wreszcie do tego, żeby go wysłuchała, i jakoś przekonać

Gaylę o swojej miłości.

- Odwiozę cię do domu - powiedział, wstając od stołu.

- Nie! - wykrzyknęła Gayla. Dopiero po chwili udało jej

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA 1 5 1

się trochę uspokoić. - Nie trzeba - powtórzyła cicho. - Gertie

mieszka niedaleko stąd.

Ale Brett już był przy niej. Wziął ją pod rękę i wyprowa­

dził z kuchni do kawiarni.

- Odwiozę Gaylę do domu - powiedział, przechodząc

obok stojącej za barem Gertie.

- Uważaj na niego. - Gertie z trudem powstrzymała

uśmiech. - On zawsze trzyma asy w rękawie.

Brett otworzył drzwi i przepuścił Gaylę przodem. Odwró­

cił się i porozumiewawczo mrugnął do Gertie. Uśmiechnął

się, kiedy w odpowiedzi uniosła kciuk do góry.

Gayla z ociąganiem wsiadła do furgonetki. Na wszelki wy­

padek dosłownie przykleiła się do drzwi, żeby być jak najdalej

od Bretta. Nie panowała nad własnym ciałem. Nawet ono ją

zdradziło i ze wszystkich sił pragnęło tego mężczyzny. Zamknę­

ła oczy. Dopiero wówczas, kiedy samochód się zatrzymał, zo­

rientowała się, że Brett przywiózł ją de Parker House.

- Brett...

- Muszę tylko coś zabrać - powiedział, wysiadając z fur­

gonetki.

Gayla patrzyła na dom, z którym wiązały się jej najpięk­

niejsze wspomnienia. O mało nie wypadła, kiedy Brett otwo­

rzył drzwi samochodu.

- Co ty.... - ale zanim zdążyła zaprotestować, Brett wy­

ciągnął ją z kabiny i zarzucił sobie na ramię jak strażak, wy­

noszący z pożaru zaczadzoną ofiarę.

- Brett! - krzyczała Gayla. - Puść mnie natychmiast!

- Zaraz cię puszczę - zapewnił ją Brett.,- Jak tylko we­

jdziemy do domu.

Nie dotrzymał słowa. Zaniósł ją na górę do sypialni Neda,

scandalous

czytelniczka

background image

1 5 2 TESTAMENT NEDA PARKERA

którą od ponad pół roku uważał za własną. Położył Gaylę na

łóżku.

- Jak śmiesz! - zawołała, siadając i okładając go pięściami.

Ale on nie był jej dłużny. Popchnął ją tak, że z powrotem

upadła na łóżko. Takiego brutalnego zachowania się po nim

nie spodziewała.

- Przepraszam za to porwanie - odezwał się Brett. - Ale

to chyba jedyny sposób na pozostanie z tobą sam na sam dość

długo, żeby można było spokojnie porozmawiać.

Gayla oparła stopę o pierś Bretta i z całej siły go od siebie

odepchnęła. Nawet się nie poruszył. Chwycił jej nogę i poło­

żył ją z powrotem na łóżko. W ten sposób znalazł się pomię­

dzy rozłożonymi nogami Gayli.

- Miałem nadzieję, że porozmawiamy jak ludzie cywili­

zowani - powiedział. - Ale widzę, że ty nie chcesz zachować

się rozsądnie.

Gayla nawet patrzeć na niego nie chciała. Wbiła pię­

ty w materac i zaczęła wysuwać się z zasięgu rąk Bretta. Wo­

bec tego po prostu się na niej położył, tym razem uniemożli­

wiając jej jakikolwiek ruch. A kiedy zaczęła krzyczeć, za­

mknął jej usta pocałunkiem. Gayla próbowała się bronić, ale

kiedy Brett chwycił ją za ręce i przytrzymał ponad jej gło­

wą, zupełnie osłabła. Potrafiłaby się obronić przed jego bru­

talnością, ale przed delikatnością pocałunków musiała skapi­

tulować.

Dopiero wtedy Brett się od niej odsunął. Patrzyli sobie

prosto w oczy.

- Dlaczego to robisz? - zapytała bliska płaczu Gayla.

- Ponieważ cię kocham.

Gayla bardzo chciała w to uwierzyć, ale przecież kiedyś

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

153

podarowała mu swoją miłość. Nie przyjął podarunku. Wyje­

chał i zostawił ją zupełnie samą.

- Proszę cię, Brett, nie rób tego - błagała. - Nie mogę

więcej cierpieć.

- Gaylo, kochanie... - Głaskał ją po głowie. - Ja napra­

wdę nie chcę cię skrzywdzić. Zresztą nigdy tego nie chciałem.

- Ale mnie skrzywdziłeś. - Łzy popłynęły jej po policz­

kach. - Twój wyjazd do Kansas City złamał mi serce.

- Myślałem, że to najlepsze, co mogę dla ciebie zrobić.

Przysięgam.

- Dla mnie? Najlepsze? - wykrzyknęła Gayla. - Skąd ci

przyszło do głowy, że twój wyjazd będzie dla mnie najlepszy?

- Sądziłem, że nie będziesz ze mną szczęśliwa.

- Ale... - wpatrywała się w niego oszołomiona. Nie ro­

zumiała, jak on w ogóle mógł coś takiego wymyślić. - Prze­

cież ja byłam z tobą bardzo szczęśliwa. Nie widziałeś tego?

- No tak... Ale... - Brett złapał się za głowę. - Ja byłem

szczęśliwy i to właśnie tak bardzo mnie przerażało. Potrzebowa­

łem cię, uzależniłem się od ciebie. A przecież nigdy z nikim nie

byłem tak blisko. Na nikim tak bardzo mi nie zależało. Wyda­

wało mi się, że lubię samotność, ale okazało się, że prawdziwej

samotności nie zaznałem. Dopiero wówczas, kiedy musiałem

żyć bez ciebie, przekonałem się, jak ona smakuje.

- Och, Brett - szepnęła Gayla.

- Posłuchaj - powiedział Brett, ujmując ją za rękę. Bardzo

się ucieszył, że tym razem jej nie cofnęła. - Kocham cię,

Gaylo. Naprawdę cię kocham. Tym razem nigdzie nie wyjadę.

Przysięgam.

- Powiedz mi, co się zmieniło? - zapytała, patrząc mu

prosto w oczy.

scandalous

czytelniczka

background image

1 5 4 TESTAMENT NEDA PARKERA

- Ja - powiedział stanowczo Brett. - Zrozumiałem wre­

szcie, że przez całe życie usiłowałem zadowolić moją matkę

albo udowodnić cos' mojemu ojcu. I to nawet wtedy, kiedy

obojga nie było już na świecie. Zupełnie nie wiem, jak to się

stało, że wcześniej na to nie wpadłem. Zawsze uważałem

moich rodziców za skończonych egoistów, ale nie zdawałem

sobie sprawy z tego, że jestem taki sam jak oni. Wszystko, co

robiłem, robiłem po to, żeby coś od nich dostać. Miłość albo

uznanie. Ale im zawsze wszystkiego było mało. I miłość,

i uznanie wydzielali mi jak lekarstwo. Traktowali mnie jak

pionek w swojej paskudnej grze. - Podniósł głowę i popatrzył

na Gaylę. - Jesteś jedyną istotą na świecie, która dała mi

miłość, nie żądając w zamian niczego. Niestety, nie zrozumia­

łem tego w porę. Dopiero wówczas, kiedy John mi powie­

dział, że nie chcesz przyjąć Parker House... Dopiero wtedy

do mnie dotarło, że ty jesteś całkowicie pozbawiona egoizmu

i dałaś mi swoją miłość bezinteresownie. Chciałaś tylko te­

go, żebym ja ją przyjął. Wyjeżdżając, postąpiłem jak ostatni

głupiec.

Gayla czuła, jak wiele kosztowało Bretta to wyznanie.

A poza tym wciąż bardzo go kochała.

- Nie mam zielonego pojęcia, co trzeba zrobić, żeby stwo­

rzyć szczęśliwy dom i prawdziwą rodzinę - mówił Brett, bła­

galnie patrząc w oczy Gayli. - Ale jeśli zgodzisz się dać mi

jeszcze jedną szansę i cierpliwie wszystkiego mnie nauczysz,

to przysięgam na wszystkie świętości, że zrobię, co w ludzkiej

mocy, żebyś była ze mną szczęśliwa.

- Chyba nie można chcieć więcej. - Gayla pogłaskała go

po policzku. Nie umiałaby wyobrazić sobie bardziej roman­

tycznych oświadczyn.

scandalous

czytelniczka

background image

TESTAMENT NEDA PARKERA

155

- Gzy wyjdziesz za mnie za mąż? - zapytał Brett, przy­

klękając na łóżku.

- Przecież już raz to zrobiłam. - Gayla się do niego uśmie­

chnęła.

- To prawda - mruknął Brett. - Ale teraz zrobimy to jak

się należy.

- To znaczy: jak?

- No wiesz... Prawdziwy ślub, wesele, podróż poślubna,

no i ta cała reszta.

- Ja tego nie potrzebuję - roześmiała się Gayla.

- Naprawdę?

- Naprawdę - szepnęła, obejmując go za szyję. - Jedyne,

czego chcę i czego potrzebuję, to ty.

Brett nawet nie marzył, że coś takiego od niej usłyszy.

Przynajmniej nie tym razem. A jednak, kiedy Gayla się do

niego przytuliła, odsunął ją od siebie.

- Ale jest jeszcze jedna sprawa - powiedział poważnie.

- Co takiego? - przeraziła się Gayla.

- Parker House. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, to

wolałbym, żebyśmy już nie prowadzili pensjonatu.

- Tak? - Gayla usiłowała się nie uśmiechnąć. - A to dlaczego?

Już chciał jej odpowiedzieć, kiedy zauważył w jej oczach

iskierki rozbawienia. Położył Gaylę na łóżku i mocno się do

niej przytulił.

- Żebym nie musiał się martwić, że komuś przeszkadzam,

kiedy kocham się z własną żoną - powiedział.

- Czyżbyś kiedykolwiek się tym przejmował? - Gayla ob­

jęła go i głośno się roześmiała.

scandalous

czytelniczka


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
GR702 Moreland Peggy Rodzina Tannerów 03 W pogoni za marzeniem
417 Moreland Peggy Miłość i medycyna
GRD0799 Moreland Peggy Narodziny milosci
417 Moreland Peggy Miłość i medycyna
D417 Moreland Peggy Miłość i medycyna
423 Moreland Peggy Anioł w za dużej sukience
Moreland Peggy Narodziny milosci
0796 Moreland Peggy Dziedzictwo
0692 Moreland Peggy Dom dla Laury
Moreland Peggy Dziedzictwo
Moreland Peggy Narodziny milosci
GRD0796 Moreland Peggy Dziedzictwo
2 Miasteczko Szczęścia Moreland Peggy Ucieczka [371 Harlequin Desire]
1 Miasteczko Szczęścia Moreland Peggy Ożeń się ze mną, proszę! [359 Harlequin Desire]
Moreland Peggy Narodziny milosci
Moreland Peggy Milosc i medycyna
Moreland Peggy Narodziny miłości
2 Siostry McCloud Moreland Peggy Obudź się królewno [387 Harlequin Desire]
417 Moreland Peggy Miłość i medycyna

więcej podobnych podstron