Nocny nalot UFO i „zieloni ludzie”
Zajmując się od kilku lat badaniem zjawiska UFO, czasami natrafiamy na przypadki o wysokim
stopniu dziwności, począwszy od obserwacji dalekich typu NL (Nocturnal Light – Nocne Światło)
aż po CE (Close Encounter – Bliskie Spotkanie).
I chociaż pojawienie się UFO samo w sobie jest niezwykłe, to można wymienić kilka powodów,
dla których dane zdarzenie uznaje się za mniej lub bardziej dziwne. Charakteryzuje się ono
najczęściej „egzotycznym” wyglądem zaobserwowanego obiektu, nietypowym zachowaniem, a
także czasem obserwacji itp. Zdarzenie, które pragniemy przedstawić czytelnikom UFO, jest
niezwykłe przede wszystkim ze względu na czas trwania oraz różnorodność zaobserwowanych
obiektów.
Tego rodzaju obserwacje dosyć rzadko docierają do ufologów i łatwo się domyślić, dlaczego tak
się dzieje. W przypadku zaobserwowania zwykłego przelotu obiektu świadek jest o wiele bardziej
zdecydowany na podzielenie się swoją obserwacją z badaczami niż w przypadku zaobserwowania
kilku różnych obiektów i to w długim okresie czasu, w dodatku gdy zachowanie się owych
obiektów jest niezrozumiałe i wydaje się nie mieć żadnego celu. Podstawowym problemem jest to,
iż świadek odczuwa szereg obaw związanych z wyjawieniem swoich przeżyć, najczęściej jest to
strach przed ośmieszeniem i obawa, że jego relacja może zostać potraktowana jako żart itp. Sytuacja
ta dotyczy w szczególności naszego kraju, ponieważ w innych krajach takie obserwacje nie
wzbudzają zbytnich emocji.
Takie zdarzenia są jednak bardzo cennym materiałem badawczym, chociażby ze względu na
rzadkość występowania tego rodzaju relacji. Dlatego ciągłym nagłaśnianiem tego rodzaju relacji
można wpłynąć na to, że ludzie zaczną w większym stopniu dzielić się swoimi przeżyciami,
wyzbywając się obaw i stając się bardziej otwartymi w stosunku do ufologów, którzy najbardziej
potrafią ich zrozumieć.
Mieliśmy to szczęście, że świadkowie bardzo chętnie chcieli podzielić się swoimi przeżyciami,
oczekując jednocześnie od nas jakiegoś komentarza i ewentualnego wyjaśnienia zaobserwowanych
zjawisk.
O tym zdarzeniu dowiedzieliśmy się pod koniec lutego 2003 roku, kiedy do naszego
Ropczyckiego oddziału CBUFOiZA trafiła informacja o rzekomej obserwacji dziwnego obiektu i
istot. Informację tę przekazał nam mieszkaniec Wiercan Bogusław R., bliski przyjaciel państwa S.,
którzy, jak się później okazało, byli świadkami spektakularnej obserwacji. Oczywiście sprawą tą
zajęliśmy się tak szybko, jak tylko mogliśmy, i jeszcze w lutym skontaktowaliśmy się telefonicznie
ze świadkami, zaś 9 marca 2003 roku pojechaliśmy zarejestrować szczegółowo to zdarzenie na
miejscu. Ponieważ świadkowie nie powiedzieli zbyt wiele podczas rozmowy telefonicznej, nie
bardzo wiedzieliśmy, o jakiego typu obserwację chodzi.
Przypuszczaliśmy, że może chodzić o przypadek typu NL i że będzie on jednym z wielu, jakie
zarejestrowaliśmy, co jednak nie znaczy, że czyni go to mniej interesującym i że można go
zbagatelizować. Jednakże już po przyjeździe na miejsce zdarzenia i kilkuminutowej rozmowie
przekonaliśmy się, że mamy do czynienia z bardzo interesującym zdarzeniem. Dodajmy, iż w
trakcie prowadzonych przez nas badań UFO na terenie Podkarpacia mieliśmy po raz pierwszy do
czynienia z tego typu zdarzeniem, które nie ma podobnego odpowiednika w polskiej ufologii.
Z początkowych ustaleń dokonanych w oparciu o informacje uzyskane od Kazimierza S. i po
części od jego żony wynikało, że pod koniec lipca 1987 roku w miejscowości Będzienica położonej
w odległości około 25 km na południowy wschód od Ropczyc doszło do serii obserwacji typu NL,
CE-I, CE-II i CE-III. Wszystkie te zdarzenia rozegrały się na przestrzeni kilku kilometrów między
godziną 21 a 5 rano. Podczas naszego pobytu u świadków przeprowadziliśmy rozmowę z
Kazimierzem S. i jego żoną, którą nagraliśmy na magnetofonie. Część tej rozmowy zostanie
przytoczona w dalszej części artykułu.
W dniu rejestracji zdarzenia dała znać o sobie wiosna, błoto oraz topniejący śnieg, uniemożli-
wiając nam dokończenie rejestracji, która wymagała wizji lokalnej w terenie oraz wykonania
niezbędnych pomiarów. Co więcej, nie mieliśmy możliwości dłużej rozmawiać z żoną Kazimierza
S., która jako pierwsza dostrzegła obiekt, który zapoczątkował swoją obecnością to kilkugodzinne
zdarzenie. Dlatego też rejestrację postanowiliśmy dokończyć, gdy tylko pozwoli na to pogoda. Jako
termin kolejnego spotkania ze świadkami ustaliliśmy 30 marca 2003 roku. Tym razem pogoda
dopisała i mogliśmy zarejestrować całe zdarzenie, które prezentujemy poniżej.
Świadkowie twierdzą, że do zdarzenia doszło pod koniec lipca 1987 roku, podając, że było to tuż
przed żniwami na terenie Będzienicy i Nockowa.
Jak już wspomnieliśmy, seria zdarzeń rozpoczęła się od obserwacji
dwóch obiektów w kształcie złączonych ze sobą owali. Dochodziła
godzina 21.00, gdy świadkowie Zofia i Kazimierz S. wracali wozem
razem z córką Barbarą z pracy w pobliskiej cegielni. Panował już
półmrok i pogoda była bardzo dobra. Świadkowie mieli już za sobą
kilka minut jazdy i będąc na zakręcie piaszczystej drogi, Zofia S.
zwróciła uwagę męża na coś dziwnego lecącego dość szybko po niebie.
Po chwili także on dostrzegł to dziwne zjawisko, które obserwowane
było początkowo w zenicie na znacznej wysokości, którą świadkowie
ocenili na kilka kilometrów (?), i kierowało się na północny wschód
(Az=50). Były to dwa obiekty składające się z dwóch czerwonych
owali. Zofia S. twierdzi że „każda z kul miała wielkość domu”.
Nieznana pozostaje dokładna wysokość, na jakiej poruszały się
obiekty. Według świadków mogły one poruszać się na wysokości kilku
kilometrów, co jest raczej bardzo mało prawdopodobne ze względu na
ich bardzo dużą wielkość. Naszym zdaniem należałoby przyjąć, że
obiekty przemieszczały się stosunkowo nisko nad ziemią w odległości
nie większej niż około 200 metrów.
Po zebraniu informacji o wysokości i wielkości pozornej obu obiektów, które miały około 5 cm
w odległości wyciągniętej ręki, okazało się, że po przeliczeniu ich rzeczywista wielkość wahała się
w granicach od 16 do 20 metrów, co oznacza, że Zofia S. nie pomyliła się zbytnio w swoich
szacunkach. Obserwowane obiekty wyglądały w ten sposób, że pierwszy, mniejszy i bardziej
okrągły obiekt, znajdował się w pozycji poziomej, natomiast drugi, nieco bardziej wydłużony, był
jakby „doczepiony” z boku i znajdował się w pozycji pionowej. Według świadków owale były
obserwowane maksymalnie przez 5-6 sekund, po czym „spadły za dom” znajdujący się w odległości
około 300 metrów. Oczywiście należy wyjaśnić, że obiekty nie opadły za zabudowania, lecz
znacznie dalej na horyzoncie. Ów dom jedynie przysłonił dalszy lot obiektów, które zdaniem
świadków skryły się za horyzontem. Od strony obiektów nie dochodził żaden dźwięk, a ich światło
nie raziło w oczy. Oboje byli tym bardzo zdziwieni i po chwilowej obserwacji udali się w dalszą
drogę do domu, nie przypuszczając, że jest to dopiero preludium całej serii niezwykłych nocnych
zdarzeń.
Do gospodarstwa dojechali po kilku minutach i po wykonaniu kilku czynności udali się do domu.
W tym czasie na dworze zrobiło się zupełnie ciemno. Po pewnym czasie dostrzegli, że cała pobliska
okolica została „zalana” jasnobiałym światłem. Kazimierz S. twierdzi wręcz, że jasność była tak
wielka, iż można było spokojnie dostrzec igłę na podłodze. W
tym czasie w domu były również dwie córki państwa S. oraz
mama Zofii S., które również widziały tę dziwną jasność.
Po chwili zastanawiania się, co może być powodem takiej
jasności, świadkowie postanowili wyjść na zewnątrz przed dom.
Po wyjściu całą rodziną i stając przy drodze biegnącej kilka
metrów od domu dostrzegli niezwykły widok – białe kule
unoszące się nad ziemią obok siebie. Kule tworzyły dwie grupy,
po trzy w każdej. Pierwsze trzy znajdowały się w kierunku NE
(Az=50) na wysokości horyzontalnej około 10 stopni. Tak
twierdzą świadkowie, chociaż mogły się one znajdować jeszcze
niżej, gdyż były widoczne na tle pól położonych na niewielkich
wzniesieniach. Kule miały średnicę 2/3 wielkości tarczy
Księżyca w pełni i wisiały w bezruchu obok siebie, rozświetlając całą okolicę białym jasnym
światłem, które mimo swojej intensywności nie raziło w oczy. Ich odległość świadkowie szacują na
około 1 kilometr.
Trzy następne znajdowały się w niedużej odległości (około 5 stopni) od pierwszych. Odległość
od świadków wynosiła rownież około 1 kilometra. Były one wysunięte nieco na północ i tak jak
pierwsze wisiały bardzo nisko nad ziemią w całkowitym bezruchu także rozświetlając okolicę.
Wszystkie te obiekty tworzyły poziomy rząd świateł.
Kazimierz S. postanowił zawiadomić o tym swojego sąsiada mieszkającego obok. Udał się do
niego wozem i razem z nim skierował się drogą w kierunku, gdzie po raz pierwszy dostrzegli z żoną
dwa złączone owale. Po zatrzymaniu się na rozdrożu dróg przez kilka minut obserwowali światła.
W pewnej chwili sąsiad zwrócił uwagę Kazimierza S. na inne dziwne zjawisko. Był to unoszący się
w kierunku północno-wschodnim w odległości około 3 kilometrów olbrzymi pomarańczowo-
czerwony trójkąt.
Według świadka nie był to materialny obiekt, lecz ogień lub
jakieś światło, które swoją wielkością nieznacznie przewyższało
rosnące w tamtej okolicy sosny. Zjawisko to nie rozświetlało
jednak tak bardzo okolicy tak jak kule. Trójkąt ten nie tkwił w
jednym miejscu, lecz powoli wznosił się i opadał. Cała
obserwacja trwała około 6 minut, po czym podczas kolejnego
wznoszenia się w górę świetlisty trójkąt nagle zniknął.
Najciekawsze jednak było, jak twierdzi świadek, to, że od strony
obiektu dochodził sygnał. „Takiego sygnału w życiu jeszcze nie
słyszałem” – wspomina świadek. Twierdzi, że był on wysoki i nie
przypominał niczego, co dotąd słyszał. Dopiero po dłuższym
zastanowieniu powiedział, że ten dźwięk przypominał trochę
„klakson samochodowy”, z tym, że był wyższy. Po zniknięciu trójkąta świadkowie ponownie
skupili swoją uwagę na kulach, co chwilę pytając siebie, co to może być.
Po następnych kilkunastu minutach napięcie wśród obserwatorów wzrosło, gdy dostrzegli, że
stojąca w odległości około 300 metrów stodoła innego sąsiada „zaczyna się palić”. Kazimierz S.
postanowił jak najszybciej udać się w tamto miejsce, aby pomóc gasić pożar. Wcześniej jednak udał
się wozem do domu i razem z dwiema córkami w wieku 16 i 14 lat, które chciały zobaczyć, jak się
pali, wsiadł na motor marki WSK i pojechał w kierunku rzekomego pożaru. Podczas jazdy było
bardzo jasno, do tego stopnia, że gałęzie drzew rosnących wzdłuż drogi były widoczne niczym w
dzień.
W miarę zbliżania się do stodoły stwierdził, że coś jest nie w
porządku, ponieważ nie było widać ani ognia, ani dymu, ani też
gaszących pożar ludzi. Po około 7 minutach jazdy polnymi
drogami dotarł w pobliże stodoły i zobaczył, że żadnego pożaru
nie ma, że wszystko jest w porządku, z wyjątkiem unoszących się
nad polami świateł. Zastanawiało go, dlaczego sąsiad, którego
stodoła jest oświetlana, niczego nie zauważył ani też dlaczego
mieszkańcy okolicznych domów nie dostrzegli dziwnego
zjawiska. Był nieco przestraszony całym tym widokiem i miał
pewne obawy, czy nadal kontynuować jazdę, bo, jak powiedział,
zrozumiał, że to jest coś spoza Ziemi. Jednak ciekawość
przezwyciężyła strach i postanowił przejechać jeszcze około 100
metrów, aby zatrzymać się na wzniesieniu i poobserwować
stamtąd dziwne światła.
W tym samym czasie żona Kazimierza S. obserwowała kule z podwórka, a następnie z drogi. Po
dojechaniu na wzniesienie, z którego rozpościera się wspaniały widok na okoliczne tereny,
Kazimierz S. wyłączył silnik motoru i razem z córkami zszedł z niego obserwując obiekty. Wtedy
też dostrzegł, że w kierunku północnym znajdują się trzy kolejne kule koloru białego, które
rozświetlały pobliskie pola. Unosiły się bardzo nisko nad ziemią na tle pól i dlatego właśnie
świadkowie nie dostrzegli ich wcześniej – przysłaniało je wzniesienie, na którym obecnie stali.
Wielkość i ułożenie świetlistych kul było takie samo jak wcześniej zaobserwowanych świateł. Dla
świadka stało się jasne również i to, że nie jest to pożar, lecz efekt oświetlania stodoły promieniami
wydobywającymi się z kul, które wywołały efekt podobny do pożaru. Promienie te stawały się w
miarę oddalania się od kul coraz szersze. Świadek porównał je do promieni latarki, z tą różnicą, że
nie rozpraszały się tak mocno. Świadkowie cały czas szukali możliwych wyjaśnień, jednak nic nie
przychodziło im do głowy. Kazimierz S. twierdzi, że te ostatnie światła wziął początkowo za
kombajn, jednak odrzucił to wyjaśnienie, gdy uzmysłowił sobie, że jest po godzinie 22, o której nie
powinien już pracować żaden kombajn. Poza tym te światła były zupełnie nieruchome.
Świadek skupił swoją uwagę na światłach unoszących się w kierunku północnym, natomiast jego
córki obserwowały dwie grupy kul znajdujące siew kierunku północno-wschodnim. Dookoła
panowała zupełna cisza i świadkowie przez kilkanaście sekund obserwowali dziwne zjawiska.
Nagle jedna z córek, 16 letnia Barbara, chwyciła ojca za koszulę i zaczęła krzyczeć: „Matko
Boska, tato, zielone ludzie w tym kierunku tam od Rzeszowa!”
Tymi dwoma zdaniami rozpoczęło się jedno z najciekawszych zdarzeń, do jakich doszło tej nocy,
które było kulminacją nocnych zdarzeń z udziałem UFO.
Poniżej prezentujemy fragment rozmowy przeprowadzonej z Kazimierzem S. 9 marca 2003 roku,
w której opisuje on swoją obserwację prostym wiejskim językiem. Jest to wypowiedź bez żadnych
poprawek oraz szczegółów, które ustaliliśmy później i które przedstawimy po zapisie tego
fragmentu rozmowy jako uzupełnienie jego wypowiedzi.
Pytanie: Proszę opisać moment zauważenia obiektu, który dostrzegł pan będąc na polanie razem
z córkami.
Kazimierz S.: Któraś z córek, nie pamiętam która, krzyknęła, jeszcze mnie tak chwytając tu
[świadek pokazuje na koszulę]:. „Matko Boska, tato, zielone ludzie w tym kierunku tam od
Rzeszowa!”. Ja się odwróciłem i nic nie widzę. Ale one krzyczą, narobiły pisku, pokazały mi
gdzie, ja patrzę – są. Ekran jak w telewizji, tylko pieroński ekran. Wysokości około trzech
metrów. Jeden chłop, pieroński chłop stał...
Pytanie: Czyli jakiś ekran tam wisiał?
Wygląd obiektu i znajdujących się w jego wnętrzu istot według Kazimierza S. (obiekt i istoty naniesiono
na zdjęcie komputerowo).
K.S.: Ekran był bielutki, w powietrzu 20 metrów od ziemi wisiał, może 30. Wysokości mówię,
na oko mówię... około 2,5 metra. To było wyraźnie widać, jak was tu widzę teraz, wyraźnieńko.
Ramki czarne miało.
Pytanie: A jaki kolor miało tło ekranu?
K.S.: Białe.
Pytanie: Czy z ekranu odchodziły jakieś wiązki światła?
K.S.: Nie.
Pytanie: W jakiej odległości od pana znajdował się na początku ekran?
K.S.: Odległości nie ustaliłem.
Pytanie: W jaki sposób ekran przybliżał się do pana?
K.S.: Prosto, błyskawicznie.
Pytanie: Czy cały czas był na tej samej wysokości?
K.S.: Tak.
Pytanie: Co pan następnie zrobił?
K.S.: Wsiadłem z córkami z powrotem na motor, zapaliłem, zakręciłem, a to już w sekundę
bliżej.
Pytanie: I co się dalej działo?
K.S.: Motor nie chciał jechać, puszczam sprzęgło a tu nic. Ale za chwilę ruszyłem.
Pytanie: Z jaką prędkością pan jechał?
K.S.: Niedużo, z 10 kilometrów na godzinę.
Pytanie: Czy ekran cały czas przybliżał się do pana?
K.S.: Oglądałem się i oni byli coraz bliżej mnie.
Pytanie: I oglądał się pan co chwilę?
K.S.: Tak.
Pytanie: A więc w kierunku pana zbliżały się te postacie z ekranem?
K.S.: Tak. I jak skręciłem pod kątem prostym w lewo, wtedy zniknęło.
Pytanie: W jaki sposób ekran przybliżał się do pana?
K.S.: Cały czas nad ziemią.
Pytanie: Ale czy to leciało za panem, czy z boku?
K.S.: Z boku. Jak ja jechałem prosto tak, to to leciało z tyłu po ukosie do mnie.
Pytanie: I na zakręcie pan popatrzył w tamtą stronę?
K.S.: Tak. Zatrzymałem się, ale już ich nie widziałem. Pomyślałem, że tu już się nie mam czego
bać, bo do domu blisko.
Pytanie: Czyli ekran zniknął, jak się pan zatrzymał?
K.S.: Widocznie nie pasował albo kąt, albo... Bo jak jechałem prosto, to to było. A jak skręciłem
w lewo pod kątem prostym, to zniknęło.
Pytanie: Mówił pan, że w ekranie znajdowały się jakieś istoty?
K.S.: Na białym ekranie widać było tych zielonych ludzi w skafandrach.
Pytanie: Czy zobaczył je pan od razu na ekranie, czy trochę później?
K.S.: Od razu istoty.
Pytanie: Więc istoty znajdowały się cały czas na ekranie?
K.S.: Tak.
Pytanie: Jak wyglądały te postacie?
K.S.: Jak ludzie. Ten jeden był tęgi, drugi też.
Pytanie: Jakiego byli wzrostu?
K.S.: Wysokości... no to mówię, około 2,5 metra. Bo to było wyraźnie widać tak jak was tu
widzę teraz. Zielone wszystko, w skafandrach jakby. Stali jeden do drugiego twarzą. Drugi był
mu po ramiona.
Pytanie: Która istota była wyższa?
K.S.: Ta istota po lewej.
Pytanie: Czy te istoty się poruszały?
K.S.: Właśnie, że się nie ruszały.
Pytanie: Cały czas stały w miejscu?
K.S.: Tak.
Pytanie: Proszę opisać ich ubiór.
K.S.: W skafandrach, jak nurek. Na głowie też.
Pytanie: Jaki dokładnie był jego kolor?
K.S.: Zielony.
Pytanie: Czy zapamiętał pan jakieś szczegóły w wyglądzie ubrania?
K.S.: Nie. Tylko skafander.
Pytanie: Czy ten skafander był obcisły?
K.S.: Tak.
Pytanie: Czy widział pan buty?
K.S.: Buty były. Jak skafander [kolor] coś podobnego.
Pytanie: Na czym stały?
K.S.: Na tym ekranie, na tym białym.
Pytanie: Czy sprawiały wrażenie, że się komunikują?
K.S.: Nie, nie, nie. Stały sztywno. Tylko była odległość [około 60 cm].
Pytanie: Jakie były proporcje ich głów w stosunku do ciała?
K.S.: Jak u człowieka. Widać było wyraźnie, że jak u ludzi.
Pytanie: A ręce w stosunku do ciała?
K.S.: Były normalne, tak jak u ludzi.
Pytanie: Jak miały ułożone ręce?
K.S.: Na dół.
Pytanie: Czy widział pan ich oczy?
K.S.: Byli jakby do nas troszeczkę do przodu, ale nie całkiem.
Pytanie: Czyli stali jakby bokiem do siebie?
K.S.: Tak jakby ukosem do siebie i na nas patrzyli.
Pytanie: Czyli widział pan ich twarze?
K.S.: Tak. Ale to tak szybko. Jak oni byli tam, to ja sobie myślę: „napatrzę się, to będę kiedyś
opowiadał”. Ale to tak szybko przybliżało się, więc niedużo zobaczyłem.
Pytanie: Proszę więc je opisać.
K.S.: Wyglądały jak nasze.
Pytanie: Czy widział pan ich włosy?
K.S.: Nie.
To tyle jeśli chodzi o rozmowę nagraną podczas naszej pierwszej wizyty u państwa S. Z nagrania
jednoznacznie wynika, że Kazimierz S. razem z dwiema córkami był świadkiem obserwacji typu
CE-III. Ponieważ w dniu naszego pierwszego pobytu nie dopisała pogoda i nie mogliśmy
przeprowadzić innych badań w terenie, a także dlatego, że nie mieliśmy zbyt dużo czasu, nasze
pierwsze ustalenia nie były zbyt dokładne. Dopiero podczas drugiej wizyty zdołaliśmy ustalić w
miarę rzetelnie i dokładnie przebieg zdarzeń.
Zanim jednak przejdziemy do dalszej części opisu, przedstawiamy kolejną rozmowę, tym razem
przeprowadzoną z córką Kazimierza, Barbarą, którą odbyliśmy w Nockowej 15 kwietnia 2003 roku.
Poniżej zamieszczamy najważniejsze jej fragmenty, które ukazują nieco inny obraz zdarzenia w
stosunku do relacji Kazimierza S. Relacja ta pokazuje, jak bardzo złożone jest to zdarzenie, a także
istotne elementy świadczące o wpływie UFO na świadomość wszystkich świadków.
Pytanie: Proszę opisać wydarzenia, jakich była pani świadkiem.
Barbara: Co pamiętam z tych wydarzeń... obiekty przemieszczające się, te światła.
Pytanie: Czy obserwowane światła stały w miejscu, czy przemieszczały się?
Barbara: Nie były to przemieszczające się takie światła.
Pytanie: Jakie to były ruchy, gwałtowne czy takie powolne?
Barbara: Niegwałtowne, później pojechaliśmy tam motorem, właśnie z tatą i siostrą, tam na to
wzgórze, no i ja... co widziałam po tej przekątnej, czyli to był punkt światła zmieniający się w
różne figury geometryczne, tak jak mówiłam, czy to trójkąt, czy to kwadrat, czy to koło, no i w
tym zmieniające się, tym punkcie tego światła, trzy, raz, trzy, raz, cztery postacie, te istoty, jakby
przemieszczały się w tym kole, jakimś takim ruchem, no może... nie wiem, czy ze zgodnym z
ruchem wskazówek zegara, ale nie zawsze były cztery, nie zawsze były trzy. One to też jakby
postać przyjmowały, dla mnie to był wygląd, jakby w kształcie takiego trójkąta, ale bardziej
głowa, niecała postać. Głowa jakby trójkątna, a tu, już jakby podobna do postaci, nie do postaci?
Pytanie: Proszę opisać kolor zaobserwowanego „ekranu”, czy był rażący na przykład jak światła
samochodowe?
Barbara: To było rażące w oczy, właśnie jak pan mówi, reflektor samochodowy. Zwłaszcza
wtedy, jak się przybliżało.
Pytanie: Mogłaby pani opisać sam moment, jak pani dojechała z siostrą i tatą na wzgórze, co
wtedy pani zrobiła?
Barbara: Patrzyłam w stroną Rzeszowa.
Pytanie: Długo trwało obserwowanie innych świateł, nim dostrzegła pani ekran?
Barbara: Było to chwilę, myśmy tam stali z 15-20 minut, rozmawialiśmy.
Pytanie: Proszę opisać wygląd i kolor zaobserwowanych istot.
Barbara: To było w tym żółtym świetle, a one właśnie miały... będzie dziwne, jak powiem, że
były zielone, no ale takie były zielone, no bo nie powiem, że były pomarańczowe ani czerwone.
Pytanie: Czy kolor istot był jasny, czy ciemny?
Barbara: Jasna zieleń.
Pytanie: One wyglądały jak ludzie?
Barbara: Z sylwetki to wyglądały takie, jak mówię, głowa przypominała trójkąt, czyli taką
figurę geometryczną. A tu tak, jakby postacie przypominały jakiegoś żołnierza ubranego w
zbroję.
Pytanie: A głowa była zaokrąglona czy kanciasta?
Barbara: Nie taka kanciasta.
Pytanie: A czy widziała pani oczy lub inne szczegóły?
Barbara: Nie, bym powiedziała jakby ręce to też takie większe, człapowate.
Pytanie: Czy ręce były dłuższe niż u ludzi, czy takie same?
Barbara: Ta sama proporcja nóg i rąk... była dłuższa od tułowia nieproporcjonalne takie.
Pytanie: A jak miały ręce ułożone?
Barbara: Normalnie, do przodu wyciągnięte, stały w lekkim rozkroku.
Pytanie: Jak stały istoty wobec siebie?
Barbara: Prosto i nie patrzyły na siebie.
Pytanie: Czy istoty miały na nogach coś przypominającego buty?
Barbara: Coś takiego jakby nurek i te ręce były jakby podobne, takie
człapowate.
Pytanie: Czy te buty były w takim samym kolorze, czy też odróżniały się od
reszty?
Barbara: Tyle że większe, kolorem nie.
Pytanie: Czy ich dłonie było widać wyraźnie, czy miały coś założone?
Barbara: Tak jakby coś im założono na te ręce.
Pytanie: A ręce były proporcjonalne jak u ludzi czy dłuższe?
Barbara: Dłuższe, do kolan.
Pytanie: Jak pani zauważyła na początku, to jaka była pierwsza figura?
Barbara: Koło.
Pytanie: W jakich odstępach czasu znikały istoty?
Barbara: One tak jakby przemieszczały się, tak jakby zmieniało się w trójkąt, to tak, jakby
gdzieś jedna naszła na drugą, to chodziło zgodnie z ruchem wskazówek zegara.
Pytanie: Te istoty znikały?
Barbara: Tak i za chwilę zrobiły się cztery, ale jak wchodziło w trójkąt, to były trzy.
Pytanie: Czy widziała pani boki tego ekranu, czy było to płaskie jak kartka.
Barbara: Nie, było zupełnie płaskie.
Pytanie: Proszę powiedzieć, czy stroje istot były obcisłe czy nie?
Barbara: Obcisłe, przylegające.
Pytanie: Czy były widoczne jakieś szczegóły ubrania, przykład zamki,
pas itp.?
Barbara: Coś takiego jakby chropowate, jak dinozaury.
Pytanie: Pani tata wspomniał, że jedna istota była niższa a druga
wyższa, czy pani to potwierdza?
Barbara: Tak, przypominam sobie, że jak przy tym przemieszczaniu
były takie momenty, że nie były wszystkie jednakowe, to jest też fakt
słusznie zauważony, były takie momenty.
Pytanie: Ile czasu obserwowała pani każdą z figur?
Barbara: Najpierw było koło, chwilę można było na to patrzeć... ze 3-4 minuty.
Pytanie: A jak figury się zmieniały, czy z trójkąta błyskawicznie zmieniały się w kwadrat?
Barbara: To nie było zauważalne, nagle się pojawiało.
Pytanie: Czy pamięta pani, jaka była ostatnia figura widoczna przed odjazdem?
Barbara: Koło.
To tyle, jeśli chodzi o fragmenty rozmów przeprowadzonych ze świadkami. Są one różne,
szczególnie jeśli chodzi o wygląd istot i obiektu. Jednak dalsza część wydarzeń jest przedstawiana
przez dwoje świadków praktycznie tak samo.
Tuż po tym, jak świadkowie wsiedli na motor i próbowali odjechać, wydarzyła się kolejna
ciekawa rzecz. Otóż motor został na pewien czas unieruchomiony. Jak zeznaje świadek,
spowodowane to było awarią sprzęgła. Mimo iż kilka minut wcześniej było zupełnie sprawne, teraz
całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Świadek kilka razy próbował ruszyć z miejsca, ale
podejmowanie przez niego próby nie przynosiły efektu, gdyż motor za każdym razem przygasał.
Dodatkowo Kazimierz S. przez pewien czas odczuwał delikatne mrowienie na plecach, czego z
kolei nie czuły jego córki. Dopiero po kilku sekundach motor zaczął normalnie pracować, a dziwne
odczucia psychosomatyczne ustąpiły. Świadkowie pojechali tą samą trasą z prędkością około 10
km/h, co chwilę odwracając się za siebie i obserwując obiekt. Kazimierz S. twierdzi, że obiekt
kierował się za motorem, natomiast jego córka utrzymuje, że wykonywał cały czas ten sam manewr
co wcześniej, co sprawiało wrażenie, że się do nich zbliża. W tym miejscu ich relacje różnią się i
przyjmujemy, że relacja córki jest bliższa prawdy.
Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów świadkowie dojechali do zjazdu ze wzniesienia.
Ponieważ strach nieco ustąpił, Kazimierz S. postanowił zatrzymać się, by popatrzeć na obiekt, ale
gdy spojrzeli w tamtą stronę, niczego już nie dostrzegli. Kazimierz S. twierdzi, że uczucie strachu
ustąpiło bardzo szybko, po czym ogarnęła go pewność siebie i przekonanie, że nie ma się czego bać,
bo do domu jest już blisko. Stojąc tak przez chwilę i widząc, że nic się już nie dzieje, ruszyli w
dalszą drogę. Była ona rozświetlana przez widoczne w dalszym ciągu kule, które cały czas tkwiły w
tym samym miejscu. Po drodze minęli gospodarstwo sąsiada, które tak jak wcześniej skąpane było
w świetle promieni wychodzących z kul. Po około 5 minutach dojechali do skrzyżowania dróg,
gdzie Kazimierz S. dostrzegł razem z żoną około godziny 21.00 dwa pierwsze obiekty. Do domu
dzieliła ich odległość już około 100 metrów, gdy stali się świadkami kolejnego niezwykłego
zdarzenia.
W kierunku północno-wschodnim dostrzegli ognistoczerwoną kulę, która bardzo szybko opadała
w dół. Kula ciągnęła za sobą ogon w tym samym kolorze. Miejsce, w którym opadła, znajdowało
się bardzo blisko miejsca, gdzie wcześniej Kazimierz S. obserwował razem z sąsiadem trójkąt. W
momencie zauważenia kula znajdowała się na wysokości horyzontalnej około 60 stopni i była
obserwowana przez 2-3 sekundy. Po tym zdarzeniu świadkowie udali się do domu i nadal
obserwowali sześć świecących kul. Około godziny 23 wszyscy oprócz Kazimierza S. poszli spać.
Kazimierz S. poszedł do pokoju na pierwsze piętro, skąd obserwował kule.
Zjawisko to przez cały czas tkwiło w miejscu i nie zmieniało swojego wyglądu do około godziny
4.00, kiedy to kule bardzo szybko zmieniły położenie. Sprawiało to wrażenie, jak gdyby pomieszały
się i znajdowały na różnych wysokościach, ale w bliskiej od siebie odległości. Oprócz tego wśród
kul pojawiła się jeszcze jedna taka sama. Wszystkie pozostawały w tym położeniu do około godziny
5.00, kiedy świadek mocno zmęczony położył się spać. Na drugi dzień czuł się przemęczony i jak
twierdzi, przez jakiś czas miał problemy z sercem. Z tego powodu przebywał nawet w szpitalu. W
tym miejscu należy jednak podkreślić, że świadek nie jest pewien, czy to właśnie to zajście było
powodem pogorszenia się jego stanu zdrowia, chociaż zbieżność jest zastanawiająca.
W tym momencie można odnieść wrażenie, że obydwie relacje, które są tak odmienne, świadczą,
że są wytworem wyobraźni, zaś samo zdarzenie jest nieudolną próbą wprowadzenia nas w błąd!
Jednak nie jest to tak, jak się wydaje! To, co na pierwszy rzut oka wydaje się nieprawdopodobne,
może mieć swoje wytłumaczenie. Musimy uwolnić się od stereotypowych poglądów mówiących, że
to, co widać gołym okiem, jest prawdziwym odbiciem naszej rzeczywistości. W tym przypadku
znaczna część zdarzeń była prawdopodobnie wynikiem oddziaływania UFO na świadomość i
psychikę świadków, których relacje z obserwacji „obiektu” i istot znacznie różniły się od siebie.
Przechodząc do analizy, skoncentrujmy naszą uwagę na chwili zauważenia obiektu na wzgórzu.
Według Kazimierza S. dostrzeżenie go nastąpiło kilkanaście sekund po dojechaniu świadków na
miejsce i zejściu z motoru. Zupełnie inny czas obserwacji okolic przed pojawieniem się obiektu
podaje jego córka, gdyż według niej trwało to 15-20 minut. Nie miało to większego znaczenia z
punktu widzenia przebiegu zdarzeń, ale w znaczący sposób wydłuża czas wydarzeń w tamtym
miejscu. Według Kazimierza S. „obiekt” w pierwszej chwili znajdował się w odległości około 1 km,
co stoi w sprzeczności z relacją jego córki Barbary, która określa tę odległość na około 300 metrów.
Uważamy, że odległość podana przez jej ojca była przesadzona, ponieważ z odległości 1 km
dostrzeżenie istot byłoby utrudnione. Poza tym świadek wskazywał nam, że obiekt został
zauważony nad domami, które znajdują się mniej więcej w odległości około 300 metrów. Z
odległości, w jakiej przebywał, wyliczyliśmy, że jego wysokość wynosiła około 3,5 metra a
szerokość blisko 3 metry.
Podobnie jak z odległością, świadek nieco przesadził również z szybkością. Stwierdził, że obiekt
poruszał się bardzo szybko i że w ułamku sekundy znalazł się w pobliżu niego i jego córek, to jest w
odległości około 150 metrów. Wydaje się jednak, że obiekt poruszał się w rzeczywistości znacznie
wolniej, na tyle wolno, że Kazimierz S. mógł przez kilka sekund obserwować ekran z istotami,
wsiąść na motor i odjechać. W momencie odjazdu stwierdził, że motor nie może ruszyć z miejsca i
przygasa. „Motor nie chciał jechać, puszczam sprzęgło a tu nic”.
Powyższy przypadek możemy zakwalifikować także do kategorii CE-II (oprócz CE-III), jako że
ekran z widocznymi istotami oddziaływał na pracę motoru i świadka, który odczuł pod jego
wpływem mrowienie na całym ciele oraz – jak to wyraził – „poczułem lekkie uderzenie prądem”.
Dopiero po kilku sekundach praca motoru zaczęła wracać do normy, a wspomniane wcześniej
dziwne odczucia psychosomatyczne ustąpiły.
Nasuwa się nam tutaj inna obserwacja – CE-II z Gruszowa Małego koło Dąbrowy Tarnowskiej.
Doszło do niej 21 sierpnia 2002 roku około godziny 22.00. Kilkunastoletni chłopiec dostrzegł,
jadąc motorem po okolicznych polnych drogach, złocistą kulę wiszącą nisko nad lasem. Kiedy
przestraszony gwałtownie zahamował i przy skręcie podniósł przód motoru, oświetlając kulę
światłem reflektora, ta uczyniła to samo, oświetlając go jasnym promieniem światła, który odłamał
niewielki kawałek wierzchołka brzozy. W tym momencie świadek poczuł na całym ciele
mrowienie, a motor zaczął się dławić. Kula przemieszczała się nad świadkiem przez kilkaset
metrów cały czas oświetlając go promieniem.
Tak więc oddziaływanie na motor Kazimierza S. nie było odosobnionym zdarzeniem, zaś
literatura światowa odnotowuje takich przypadków bez liku. Co ciekawe, wygląda na to, że jedynie
on sam odczuwał tego typu dolegliwości, ponieważ w trakcie rozmów z jego córkami żadna nic
takiego sobie nie przypominała. Świadkowie podczas jazdy cały czas oglądali się za siebie i
obserwowali „obiekt”, który był coraz bliżej. Świadek twierdzi, że odczuwał z tego powodu duży
lęk i w obawie o bezpieczeństwo swoje i córek chciał jak najszybciej stamtąd uciec. Zastanawiające
jest natomiast to, czy nagłe uwolnienie się od strachu i nabranie pewności siebie jest wyłącznie
efektem bliskości domu? A może było tak, że z chwilą zniknięcia obiektu przestał on oddziaływać
na świadka? Jest to całkiem możliwe, tym bardziej że przypadków, w których NOLe oddziałują na
stan psychiczny i świadomość świadka jest w naszym kraju dosyć dużo. Szkoda tylko, że
świadkowie nie dostrzegli samego zniknięcia bądź odlotu obiektu, ponieważ mogłoby to pomóc
nam określić charakter tego zjawiska.
Ciekawym elementem jest również to, że świadkowie przez cały czas trwania obserwacji widzieli
tylko „przód” ekranu. Świadek twierdzi, że zarówno podczas postoju, jak i jazdy nie mógł dostrzec
jego boków! Dodatkowo stwierdził, że można nań było patrzeć tylko pod określonym kątem, co
sugeruje, że możemy mieć tutaj do czynienia ze swego rodzaju „hologramem UFO”. Jest to bardzo
możliwe, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że istoty przez cały czas stały w bezruchu zmieniając
swoje położenie niczym zaprogramowane automaty. To tłumaczyłoby, dlaczego było widać tylko
„przód” ekranu, który był niczym „wycinek” przestrzeni!
Nie jest to jedyny przypadek, w którym zaobserwowano obiekt w kształcie „ekranu”. Podobny
obiekt widziano w lipcu 2000 roku w Nosówce koło Rzeszowa oraz w okolicach Wylatowa. W
pierwszym przypadku w miejscu, w którym unosił się obiekt, odkryto piktogram zbożowy.
Obserwowany wówczas obiekt był w kształcie prostopadłościanu w jasnym kolorze z widocznym
niebieskim pasem przebiegającym z góry na dół. Warto dodać, że Będzienica leży tylko około 10
km od Nosówki! Również nasi koledzy z LKBZN „Kontakt” mieli okazję zarejestrować zdarzenie,
w którym obserwowano podobny obiekt.
Istotnym elementem w wyglądzie ekranu były widoczne ramy o grubości około 30 cm. Otaczały
one ekran z każdej strony i kontrastowały z oświetlanym przez ciągle widoczne kule otoczeniem.
Dzięki podanej przez panią Barbarę pozornej wielkości „ekranu” ustaliliśmy jego rzeczywistą
wielkość, która była imponująca! Po wcześniejszym zapoznaniu się ze sposobem określania
wielkości pozornej świadek podała, że wynosiła ona 5 cm. Po prostym przeliczeniu okazało się, że
przy odległości około 300 metrów „obiekt” miał około 25 metrów! Tym samym sposobem
określiliśmy wysokość widocznych na jego tle zmieniających się postaci, która wynosiła według
pani Barbary 0,5 cm, co przekłada się na 2,5 metra wzrostu i koresponduje z oceną Kazimierza S.
Jeśli chodzi o wygląd istot, to właściwie do tej sprawy nie możemy nic więcej dodać ponad to, co
podali świadkowie.
Zastanawiający jest jedynie fakt, że Kazimierz S. inaczej widział istoty i obiekt w porównaniu z
córkami, przy czym najmłodsza córka bardzo słabo pamięta przebieg tego zdarzenia, tym niemniej
potwierdziła, że „obiekt” przekształcał się w inne figury. Poza tym Kazimierz S. nie był w stanie
określić wyglądu dłoni istot. Jak już wcześniej wspomnieliśmy było to prawdopodobnie celowe
oddziaływanie UFO na świadomość każdego ze świadków z osobna, co wyjaśnia, dlatego ich
relacje tak bardzo różnią się od siebie. Mimo iż widzimy UFO w kształcie spodka, nie zawsze tak
jest. Jako przykład możemy podać fakt obserwacji przelotu UFO klasycznego kształtu w styczniu
1998 roku nad Górą Kalwarią. Świadek tego zdarzenia sfotografował przelatujący obiekt w dość
bliskiej odległości. I jakież było jego zaskoczenie, kiedy po wywołaniu zdjęcia nie było na nim
UFO w kształcie dysku z kopułą, lecz szereg falistych i kolorowych wyładowań nieokreślonych
kształtów. A przecież jego wzrok widział „materialny obiekt”! Jego wzrok a raczej świadomość
określiła to jako UFO, jednak aparat fotograficzny świadomości nie ma i utrwalił to, co
rzeczywiście było wtedy widoczne. Także i w tym przypadku świadkowie mogli ulec manipulacji, a
taki a nie inny wygląd istot był niezbędny do tego, aby nie ulegli jeszcze większym stresom.
Wielogodzinne zdarzenie rozgrywające się w Nockowej powinno zostać zauważone przez setki
osób, albowiem nie sposób jest nie widzieć 25-metrowego monitora nad pobliskim domem czy
wcześniejszego przelotu dwóch NOLi, w momencie kiedy nie było jeszcze zupełnie ciemno. Czy
tak było rzeczywiście?
Wszystko wskazuje na to, że nie, i jest to kolejna zagadka tego zdarzenia. Według pani Barbary
na drugi dzień do cegielni jej ojca przyszedł sąsiad mieszkający we wsi Dziadówki, który widział
nad ranem dziwną jasność nad polami oraz przemieszczające się kule. To samo obserwował
podobno pewien kierowca autobusu, który szedł nad ranem do pracy. Ale czy tylko tych kilka osób
widziało tak doskonale widoczne obiekty?
Jest wielce prawdopodobne, że tak, gdyż pani Barbara stwierdziła podczas obserwacji obecność
osób (rolników) na okolicznych polach. Aby było jeszcze ciekawiej, dodajmy, że ci ludzie
znajdowali się na polach, nad którymi unosiły się obiekty!
W następnych dniach świadkowie obserwacji rozpytywali swoich sąsiadów o to, czy oni również
widzieli niezwykłe zjawiska.
Okazało się jednak, że żadna z pytanych osób nie potwierdziła słów świadków, mimo iż osoby te
chciałyby doświadczyć podobnych zdarzeń. Biorąc pod uwagę czas obserwacji i różnorodność
obserwowanych obiektów, zjawisko to powinna dostrzec ogromna większość mieszkańców
Będzienicy, Nockowej i innych okolicznych wsi. Tymczasem przez prawie 16 lat świadkowie
spotkali tylko jedną osobę, która widziała jedynie dziwną jasność nad polami i słyszeli o kierowcy
autobusu, który podobno coś widział. Jak to możliwe, że sąsiad państwa S., którego stodoła
oświetlana była przez kilka godzin, niczego nie dostrzegł? Dlaczego mieszkańcy, w których okolicy
pojawił się ogromny „ognisty” trójkąt, w żaden sposób nie zareagowali?
Aby chociaż trochę przybliżyć się do prawdy i móc odpowiedzieć sobie na te pytania, ponownie
musimy zagłębić się w sferę nieco głębszych hipotez.
Jedna z nich głosi, że tylko świadkowie mieli zachowaną całkowitą świadomość tego, co się
wokół nich dzieje, natomiast okoliczni ludzie byli „wyłączeni”.
Jednak w tym miejscu rodzi się kolejne pytanie. Skoro byli „wyłączeni”, to dlaczego normalnie
wykonywali swoje obowiązki na polu? A może to „wyłączenie” ograniczało się wyłącznie do UFO?
Inna z kolei hipoteza mówi, że to, czego doświadczyli świadkowie, było efektem oddziaływania
obiektu na ich świadomość. Być może przebywający w tamtym miejscu obiekt i istoty wyglądali,
jak wcześniej wspomnieliśmy, zupełnie inaczej, a to, co obserwowali świadkowie, było celowym
działaniem. Możliwe że to zdarzenie było przez obce istoty z góry zaplanowane, natomiast państwo
S. byli głównym obiektem jakichś prowadzonych przez nie badań. Czy polegało to na sprawdzeniu
zachowań człowieka w danej sytuacji i otoczeniu? Być może. Wydaje się jednak, że gdyby nie byli
oni celem lub przynajmniej jednym z powodów pojawienia się obiektów i istot, niczego by nie
dostrzegli. Jeśli obce istoty rzeczywiście dysponują o wiele bardziej zaawansowaną od nas myślą
techniczną, na co wiele wskazuje, to nie byłoby dla nich większym problemem wpłynięcie na
świadomość ludzi, a tym samym spowodowanie, że będą całkowicie nieświadomi rozgrywających
się dookoła zdarzeń. Przypadki, w których obiekty lub też jego załoganci wpływali bezpośrednio na
to, co dana osoba ma zobaczyć a czego nie, są powszechnie znane ufologom.
Jak już wspomnieliśmy, poruszamy się głównie w sferze hipotez i w zasadzie każde
wytłumaczenie może być dobre. Nie oznacza to, że mamy takie zdarzenia traktować z
przymrużeniem oka. Wręcz przeciwnie, właśnie poprzez badanie tego typu przypadków możemy
zdobyć nową wiedzę o naturze zjawiska UFO. Podczas wizji lokalnej pytaliśmy świadków o
ewentualne ślady, które mogły pozostawić widziane wtedy obiekty. Według Kazimierza S. jedynym
obiektem, który mógł pozostawić po sobie ślad, była spadająca kula. Twierdzi on, że gdyby to było
bliżej, to z pewnością by to sprawdził. Jednak gdyby nawet spadająca kula pozostawiła po sobie
jakiś ślad, to trudno byłoby odnaleźć miejsce jej rzekomego spadku, gdyż obserwacja prowadzona
była w warunkach nocnych i z dużej odległości, co uniemożliwia dokładne zlokalizowanie miejsca.
Jest całkiem możliwe, że jeśli takie ślady rzeczywiście powstały, to mogą się tam znajdować do
dzisiaj. Fakt, że od czasu zdarzenia minęło prawie 16 lat, niczego nie przekreśla. Znane są przecież
przypadki, w których ślady zachowują się przez dużo dłuższy czas. Kazimierz S. pytał swojego
sąsiada, czy czegoś nie zauważył, ale odpowiedź była negatywna. Żadnych śladów nie było także w
okolicy, gdzie widziano dwa pierwsze obiekty.
Kolejnym interesującym aspektem tej sprawy jest relacja świadka mówiąca o przelotach kilka
dni po zdarzeniu samolotu wojskowego, o którym mówiono w całej wsi.
Czyżby w całą tę sprawę było zamieszane wojsko, które dobrze wiedziało, że nad Będzienicą i
Nockową pojawiło się dziwne zjawisko?
Być może wojskowe radary wykryły w tej strefie coś, co je bardzo zainteresowało. Jeśli tak było,
to zjawisko musiało być niewidoczne dla ludzkiego oka, natomiast aparatura wojskowa nie miała
większych problemów ze zlokalizowaniem „celu”.
Oczywiście można mówić, że ten samolot wykonywał rutynowy lot, który nie miał nic
wspólnego ze zdarzeniami opisanymi w tym artykule, jednak wiąże się z tym kilka wątpliwości.
Po pierwsze, wedle zeznań świadka takiego samolotu nigdy wcześniej ani później w tamtej
okolicy nie widziano. Po drugie, rutynowy lot tuż po zdarzeniu jest wielce zastanawiający. Poza
tym dlaczego akurat w tym a nie innym miejscu?
Na te pytania z pewnością nie poznamy już odpowiedzi.
Wracając do przeżyć świadków, należy wspomnieć, że w przypadku Kazimierza S. nie było to
ostanie zdarzenie związane z UFO. Zimą tego roku był świadkiem obserwacji UFO w kształcie kuli.
Zdarzenie rozegrało się prawdopodobnie 22 lutego około godziny 22.00. Przebywając w pokoju na
parterze, świadek obserwował przez okno okolicę, gdy w pewnym momencie dostrzegł w kierunku
północno-wschodnim na wysokości horyzontalnej około 60 stopni dziwną jasną białą kulę. Miała
wielkość dwóch Księżyców w pełni i wisiała nieruchomo na tle ciemnego nieba. Nie emanowała
żadnego innego światła i nie wysyłała żadnych promieni. „Nic nie było, tylko balon” – opisuje
świadek. Obiekt ten obserwował przez około 30 minut, po czym widząc, że nic się nie zmienia,
poszedł spać.
Zdarzenie to bardzo mocno utkwiło świadkom w pamięci i w pewien sposób zmieniło ich
światopogląd, przynajmniej w sprawie UFO. Są oni prostymi ludźmi, którzy nie przywiązują na co
dzień większej uwagi do tego typu zjawisk. O swoich przeżyciach opowiadali dość emocjonalnie,
co dało się szczególnie zauważyć u Kazimierza S., który złożył nam większą część relacji. Nic nie
wskazuje na to, że mamy tutaj do czynienia z jakimś wyreżyserowanym oszustwem. Wręcz
przeciwnie. Fakt, że przepytywani osobno świadkowie opisują to samo, w dodatku dwukrotnie,
świadczy o prawdziwości tego zdarzenia. Gdyby Kazimierz S. miał zmyślić historię z ekranem i
obcymi istotami, to z pewnością pokusiłby się o bardziej „egzotyczny” opis ich wyglądu zamiast
opowiadać o istotach wyglądających jak ludzie. Poza tym wiele innych szczegółów tego zdarzenia
można spotkać tylko w literaturze ufologicznej. Dopuszczaliśmy również możliwość, że opis ubioru
istot został zaczerpnięty z rozpowszechnionej w mediach obserwacji Jana Wolskiego z Emilcina.
Świadek twierdzi, że rzeczywiście słyszał o tym zdarzeniu, lecz nie miało ono żadnego wpływu na
jego relację.
Kończąc ten artykuł pragniemy zaznaczyć, że relacje takie jak ta, które na pierwszy rzut oka
wydają się nieprawdopodobne, należy badać i analizować tak jak inne. Uważamy, że to właśnie
takie zdarzenia są mimo swej złożoności doskonałym materiałem w badaniach tego typu
obserwacji, gdyż dostarczają nam nie tyle dowodów, co wskazówek, na jakie aspekty winniśmy
zwracać uwagę prowadząc badania. Pokazują nam, że zjawisko UFO należy rozpatrywać również
w kwestii innowymiarowości, czasu i innych zjawisk PSI, a nic tylko w sferze czysto
pozaziemskiej.
To także przykład, że błędem jest traktowanie UFO jako jedynie materialnych obiektów. Trzeba
zająć się drugą stroną tego fenomenu, to znaczy stroną niematerialną i niejednokrotnie ocierającą się
o kwestie takie jak parapsychologia, radiestezja, telekineza itp. Zjawisko UFO jest według nas
wielopoziomowe i tak należy do tego podchodzić, jeśli chcemy je zrozumieć. Wielu czytelnikom z
pewnością to się nie spodoba i być może posądzi nas o próbę wyjaśnienia takich zdarzeń ze wszelką
cenę. Nic bardziej błędnego! Uważamy, że zarówno sfera materialna, jak i niematerialna, jest tak
samo ważna. Nie wolno ignorować takich relacji, jak ta, gdzie zaobserwowane obiekty najwyraźniej
nie miały materialnego charakteru. Niestety, wielu badaczy usilnie trzyma się stereotypowych
metod badawczych w stylu zmierzyć, spisać relację i włożyć do archiwum, ignorując przy tym
pozostałe sprawy.
Być może za taką sytuację w naszym kraju można obwiniać brak współpracy ufologów z
fizykami, psychologami, radiestetami itp., którzy mogliby w jakiś sposób wspomóc ufologów.
Niezależnie jednak od tego, czy taka współpraca będzie, czy nie, zdarzenia takie jak to w znaczący
sposób przybliżają nas do tego, jak i gdzie szukać wyjaśnień zjawiska UFO.
Autor: Arkadiusz Miazga, Grzegorz Dawid
Magazyn UFO NR 4 (56) X-XII 2003