Zła filozofia prowadzi do barbarzyństwa.
Ideowe korzenie aborcyjnej rewolty
Protesty przeciwników ochrony życia nienarodzonych związane z
nimi akty wandalizmu stanowią przejaw skrajnej demoralizacji i
barbarzyństwa, a w znacznej mierze też podatności na manipulację.
Dopatrywanie się jakiegoś głębszego wpływu filozoficznego na ich
uczestników zakrawa na nadmierne uszlachetnianie. Czyż bowiem
nie chodzi tu jedynie o danie upustu swojemu gniewowi, nienawiści
do rządu i roszczeniom do życia w myśl zasady „róbta co chceta”?
Owszem, w takim rozumowaniu jest dużo racji, niemniej zasada
„róbta co chceta” nie wzięła się znikąd. Stanowi zwulgaryzowaną i
doprowadzoną do ostateczności konsekwencję grzecznej i uładzonej
początkowo antychrześcijańskiej myśli zachodniej. Choć to pewne
uproszczenie, to przyznanie wszystkim stylom życia równych praw i
ogłoszenie „neutralności światopoglądowej” sprzyja
relatywistycznemu zrównaniu dobra ze złem. Jak zauważył brazylijski
myśliciel i działacz katolicki Plinio Correa de Oliveira, bunt przeciwko
chrześcijańskiej (hierarchicznej i „surowej”) cywilizacji napędzają
dwie namiętności: pycha i zmysłowość. Ta pierwsza sprzyja
egalitaryzmowi, a ta druga liberalizmowi. Na głębszej płaszczyźnie
obydwie zmierzają w jednym kierunku – ku (opisanemu choćby przez
Marksa pozbawionego państwa) świata totalnej równości i totalnej
wolności.
Bunt przeciwko cywilizacji łacińskiej (czerpiącej ze starożytnych
Grecji, Rzymu i chrześcijaństwa) to nie tylko rewolta polityczna i
ekonomiczna, lecz także etyczna. Na głębszym poziomie chodzi o
odwrócenie platońskiej zasady sprawiedliwości, zgodnie z którą każdy
czyni to, co do niego należy. Nie chodzi tu jednak przede wszystkim o
sprawiedliwość w społeczeństwie, lecz o sprawiedliwość we wnętrzu
człowieka. Chodzi o podporządkowanie ciała władzom umysłowym, a
w ramach tych ostatnich emocji woli, a woli rozumowi. Dopiero
odbiciem tego porządku wewnątrz człowieka jest porządek w
rzeczypospolitej, opisany w „Państwie” Platona (jego szczegóły budzą
uzasadnione kontrowersje, jednak chodzi o ogólną zasadę).
Chrystianizm przejął w znacznej mierze tę zasadę, dodając do tego
konieczność podporządkowania duszy nadprzyrodzonej łasce Bożej.
Ta jednak zgodnie ze starą chrześcijańską zasadą potwierdzoną przez
świętego Tomasza z Akwinu nie niszczy natury, lecz ją doskonali.
Rewolucja obyczajowa stanowi bunt przeciw posłuszeństwu natury
ludzkiej nadprzyrodzonej łasce, lecz nawet przeciwko porządkowi w
ramach natury człowieka. Odległe ślady tego widzimy już w myśli
oświeceniowej i to u uznawanego za konserwatywnego jej
przedstawiciela Davida Hume’a. Jego zdaniem możliwości rozumu są
ograniczone, także w kwestiach etycznych. Jego zdaniem racjonalnie
nie da się wytłumaczyć nawet tego, że należałoby pozwolić na
zranienie własnego palca, gdyby tylko dzięki temu możliwe było
ocalenie reszty świata. Według szkockiego filozofa rozum pełni rolę
sługi namiętności, a rolę substytutu myślenia moralnego pełni
kierowanie się sentymentami. Sceptycyzm odnośnie do roli rozumu
idzie więc w parze z odrzuceniem poznawanego przez rozum
obiektywnego ładu moralnego.
Przekonanie o nieistnieniu obiektywnej etyki cechuje także Fryderyka
Nietzschego. Niemiecki myśliciel pisał o „śmierci Boga”, przez którą
odejście świata Zachodu nie tylko od wiary religijnej, lecz również od
wiary w istnienie absolutnych zasad moralnych. W obliczu tej
katastrofy (bo wbrew pozorom postrzegał tę sytuację jako kryzys)
postulował stworzenie własnych wartości przez jednostki. Świat
współczesny, między innymi wskutek myśli tych filozofów, to świat
konkurujących ze sobą samozwańczych nadludzi kierujących się
„wolami mocy”. To świat, w którym zapomnieniu ulega zasada plus
ratio quam vis. Wobec braku wspólnej platformy porozumienia
pozostaje narzucanie swojej woli, niszczenie zabytków, profanowanie
świątyń osób myślących inaczej.
Kolejny myśliciel odpowiedzialny za rozkwit myśli ateistycznej to
Ludwik Feuerbach. Ten wróg idei nadprzyrodzoności i
nieśmiertelności uznawał religię za twór ludzki, prowadzący do
odebrania człowiekowi wolności i jego styranizowania. Jego
przekonanie o alienacji religijnej przejął Karol Marks, który do
ateizmu dodał także materializm dialektyczny (nie bez wpływu
idealizmu dialektycznego Hegla) i związaną z nią walkę klas. Jak
zauważył biskup pomocniczy Los Angeles Robert Barron w swym
wykładzie dostępnym na YouTube, Karol Marks uznał istnienie
wielkiej superstruktury, nadbudowy, której jedynym celem jest
uzasadnianie istnienia „bazy” opartej na ekonomicznym wyzysku.
Zdaniem Marksa należy zatem przedrzeć się przez tę nadbudowę,
odrzucić ją i dostrzec ekonomiczne sedno spraw, a następnie
przeprowadzić rewolucję.
Neomarksizm i postmodernizm
O ile „tradycyjny” marksizm opierał się na walce klas o charakterze
ekonomicznym, o tyle neomarksizm nie bez wpływu Antonio
Gramsciego postawił ten porządek na głowie i głosił prymat kultury i
walki kulturowej. To nie proletariat, lecz zbuntowana inteligencja
powinna dokonać rewolucji opartej na zniszczeniu tradycyjnych,
opartych na chrześcijaństwie elementów kultury zachodniej. Tu
widzimy korzenie rewolucji lat 60 związanej właśnie ze sferą
seksualną i feministycznym buntem. Myśl feministyczna – w swych
radykalnych przejawach przejmuje marksistowskie przekonanie o
walce klas, przy czym mowa tu o walce płci. Mężczyzna jawi się jako
burżuj, a kobiet jako proletariusz, który musi wywalczyć swą wolność.
Rewolty dokonuje tak zwana inteligencja, lecz nie w imię rozumu,
lecz namiętności.
Wpływ na obecną rewolucję wywarł także Jean Paul Sartre, głosząc
hasło „egzystencja poprzedza esencję”. Przez esencję rozumiał normy
moralne narzucane przez kulturę, a w szczególności przez Kościół
katolicki – zauważa biskup Robert Barron. Hierarcha ten zwrócił też
uwagę na wpływ innego XX-wiecznego Francuza – Michela Foucaulta.
To w jego myśli zdaniem amerykańskiego hierarchy znajdziemy
szczególny nacisk na kwestie opresji, w tym tej wyrażonej w języku.
Myśliciel ten odpowiada w znacznej mierze za podkreślanie
zmiennego charakteru sądów etycznych – różniących się w zależności
od społeczeństwa.
Protesty feministek stanowią zatem skutek odejścia od klasycznego i
chrześcijańskiego postrzegania człowieka i świata ku wizji głoszonej
przez filozofów takich jak Karol Marks, Fryderyk Nietzsche, Michel
Foucault i Jean Paul Sartre, a także wszelkiej maści myśliciele
feministyczni i genderowi. Ten niechlubny spis warto uzupełnić przez
zwolenników tak zwanego antynatalizmu (przekonania, że
powoływanie na świat nowych istnień jest etycznie złe). Pogląd ten
wyraził David Benatar, filozof z południowoafrykańskiego
Uniwesytetu Kapsztadzkiego, w swojej książce „Lepiej nie istnieć – o
szkodzie egzystencji” („Better Never to Have Been: The Harm of
Coming into Existence”) twierdzi, że prokreacja, a również
wstrzymanie się od dokonania aborcji jest złem. Wynika to z
cierpienia, jakiego doznają ludzie żyjący na ziemi.
Niektórzy antynataliści nie ukrywają natomiast, że negując posiadanie
dzieci, kierują się po prostu egoistycznymi motywami. Z tego
założenia wychodzi też Marta Lempart – Nie mam instynktu.
Potwornie mnie nudzą – mówiła w 2017 w rozmowie z „Wysokimi
Obcasami”. – Nie umiem z nimi rozmawiać, dopóki nie zaczną
rozsądnie gadać. Byłyśmy niedawno na wakacjach w hotelu, gdzie nie
przyjmuje się rodzin z dziećmi. Nikt nie biegał z lodami między
leżakami, nikt nie wrzeszczał w basenie. Ludzie byli tak szczęśliwi, że
jest cicho, że rozmawiali ze sobą szeptem i nie gadali przez telefon –
dodała.
Jednocześnie feministka przyznała, że zamiast dzieci preferuje psy. –
Możliwe, że trochę traktujemy je (suczki - przyp. red.) jak nasze
córeczki. Obie są ze schroniska – stwierdziła w tejże rozmowie.
Potrzeba było zatem całej plejady lewicowych myślicieli, by dojść do
przedłożenia psa nad człowieka w imię egocentryzmu.
Marcin Jendrzejczak