background image

MARGIT SANDEMO

KLUCZ DO SZCZĘŚCIA

Z norweskiego przełożył

GRZEGORZ SKOMMER

POL - NORDICA Publishing Sp. z o.o.

Otwock 1997

background image

PROLOG

- Przez cały wieczór ani razu ze mną nie zatańczył! Nie chcę go znać!

Niewysoka urzędniczka zalała się łzami i wybiegła z jadalni. W pokoju zaległa pełna 

współczucia cisza. Tylko siedząca na parapecie dziewczyna pozostała niewzruszona.

- Miłość to poniżenie - oświadczyła.

- Na miłość boską, Katju, skąd u ciebie ten cynizm?

-   Planowanie   przede   wszystkim   -   stwierdziła   Katja,   kładąc   ostatnią   warstwę 

purpurowego lakieru na paznokieć palca wskazującego, który doznał uszczerbku w zetknięciu 

z szufladą. - Trzeba wiedzieć, czego się w życiu chce. Wtedy nie popełnia się takich błędów 

jak ta biedaczka.

Przyglądała się z zadowoleniem swoim dłoniom. Większość blondynek wyglądałaby 

tragicznie   z   ciemnoczerwonymi   paznokciami,   u   Katji   podkreślały   one   jedynie   jej 

wyrafinowaną elegancję, pozostając w idealnej harmonii z barwą spódnicy, bielą bluzki i 

miodowym odcieniem włosów.

Najmłodsza z urzędniczek zerkała na nią z zazdrością, pochłaniając kolejną kanapkę. 

Postanowiła w duchu ubierać się w tym samym stylu, jeśli tylko zdoła odłożyć coś z pensji. 

Jej postanowienie nie rokowało powodzenia.

- Dla ciebie to nic nie znaczy - powiedziała z kwaśną miną. - Ty masz wszystko!

Katja poprawiła ją łagodnym tonem:

- Nie, nie wszystko, tylko to, co należy mieć. Ty wydajesz wszystkie pieniądze na 

ciuchy i kosmetyki bez opamiętania i z dzikością dziecka opychającego się czekoladkami, a i 

tak jesteś niezadowolona. Nie potrzeba setki nowych strojów i tuzina lakierów, by dobrze 

wyglądać. Panowanie nad sobą i planowanie to podstawa.

- Masz tyle ładnych ciuchów!

- Gdybyś zobaczyła, jak niewiele wisi w mojej szafie, to byś ze zdziwienia usiadła na 

swój   zbytnio   zaokrąglony   tyłeczek.   Lepiej   podaruj   sobie   tę   drożdżówkę!   -   dodała   Katja 

uszczypliwie.

- No cóż, nie wszystko zależy od dobrego planowania - zwróciła się do Katji jedna ze 

starszych sekretarek. - Urodę dostałaś w prezencie.

- Ja? - Katja roześmiała się. - Szkoda, że nie znałyśmy się pięć lat temu! Długi nos, 

wąska twarz, ciasno osadzone oczy i mysie włosy. Wyższa niż dziewczęta w moim wieku, 

nogi w iks, zgarbione plecy i kompletny brak inicjatywy. O nadwadze nie wspomnę. Nikt na 

mój widok nie gwizdał z podziwu. Niech wam się nie wydaje, że wygląd jest bez znaczenia, 

background image

że liczą się jedynie przymioty ducha. W świecie stworzonym dla mężczyzn piękna kobieta ma 

znacznie więcej atutów w ręku. Kto twierdzi inaczej, ten kłamie! Dobrze o tym wiem, bo 

wystąpiłam w obu wcieleniach.

Niewysoka urzędniczka wróciła do pokoju z odświeżoną twarzą. Mądrości życiowe, 

których   Katja   tak   szczodrze   udzielała   koleżankom,   pozwoliły   jej   zapomnieć   o   własnym 

nieszczęściu.

Najmłodsza z rozmawiających obrzuciła Katję krytycznym spojrzeniem.

- Zgadza się! - rzuciła z nutą złośliwości. - Rzeczywiście masz za długi nos i zbyt 

ciasno osadzone oczy. Aż dziw, że wcześniej tego nie zauważyłam.

- Bo wszystko zależy od sposobu bycia. Nikt nie rodzi się doskonały i Bogu dzięki, że 

tak właśnie jest, ale z własnym wyglądem zdziałać można cuda. Ukryj swoje usterki. Pokaż, 

ze świat należy do ciebie, moja droga! Bądź otwarta na każde wyzwanie, ale trzymaj goryle 

na dystans. Bierz to, co najlepsze, ale nie bądź zadufana w sobie! Imponuj innym, ale ich nie 

odstraszaj.

- A ty co sobie zaplanowałaś? - rzuciła ironicznie jedna z koleżanek. - Podbój szefa?

Katja uznała, że lakier wysechł.

- Szefa? - uśmiechnęła się łagodnie. - Szef jest zbyt zadowolony z siebie. Nie, raczej 

kogoś, kto wie, jak traktować kobietę, kogoś łagodnego jak aksamit, opiekuńczego, kogoś, 

kto sprawia, że czujesz się damą.... Nie znoszę goryli!

- Kogo właściwie masz na myśli? - spytała najmłodsza urzędniczka, chowając nie 

zjedzoną drożdżówkę. - Sądziłam, że goryle to faceci od czarnej roboty.

- Nie moi goryle. Moi obłapiają cię spoconymi łapskami i rozglądają się za łóżkiem. 

Lub żują gumę i wydają polecenia ruchem głowy.

- Więc co nazywasz planowaniem? - spytała specjalistka od ironii. - Złapać kogoś z 

dużymi pieniędzmi?

Katja nie dała się sprowokować.

- Ależ skąd! Bycie wyłącznie żoną człowieka sukcesu mi nie odpowiada. Mam własne 

ambicje.   Nie   marnuję   czasu   na   wypady   do   miasta,   chodzę   do   szkoły   wieczorowej.   Nie 

sądzicie chyba, że zamierzam resztę życia zmarnować w charakterze urzędniczej myszki w 

firmie papierniczej Svantessona? To jedynie sposób na sfinansowanie nauki.

- Do jakiej szkoły chodzisz?

- Chcę zostać ilustratorką książek, projektować okładki, winiety.

- Do tego potrzebny jest talent rysowniczy!

- Wyobraźcie sobie, że go mam.

background image

- Jakoś do tej pory nim nie błysnęłaś.

-   Bo   nie   zwykłam   się   chwalić   -   odrzekła   Katja,   przybierając   naprędce   pozory 

skromności. - Jak tylko zdobędę wykształcenie i posadę grafika, rzucam tę robotę. Z dnia na 

dzień, jeśli będzie trzeba.

Koleżanki   umilkły.   Wprawdzie   Katja   potrafiła   wyprowadzić   z   równowagi   nawet 

człowieka anielsko wprost cierpliwego, ale bez jej  barwnej  osobowości  biuro stałoby się 

miejscem cichym i opustoszałym. Zdały sobie nagle sprawę, jak mało wiedzą o tej pewnej 

siebie dziewczynie. Sądziły, że wieczory spędza w luksusowych restauracjach, tymczasem 

ona chodzi do szkoły! A jak się głębiej zastanowić, to rzeczywiście nie ma zbyt wielu strojów. 

Tylko kilka podstawowych, którymi żongluje z niezwykłą wprawą.

Najstarsza   sekretarka   przyglądała   się   jej   z   namysłem.   Kiedy  płacząca   dziewczyna 

wybiegła z pokoju... W oczach Katji pojawił się błysk bólu i zrozumienia. A kiedy sekretarka 

leżała   w   szpitalu,   nieznajomy   nadawca   przesłał   jej   bukiet   anemonów.   Katja   uwielbia 

anemony... A jednak ta młoda i wyniosła dama za żadne skarby świata nie przyznałaby się do 

takich sentymentalnych odruchów.

Trzasnęły drzwi. Oszkloną ścianę jadalni minął jakiś mężczyzna, kierując się w stronę 

gabinetu dyrektora. Dziewczęta ożywiły się. Mężczyzna był dobrze zbudowany, ruchy miał 

sprężyste, a jego opalenizna kontrastowała z barwą spłowiałych od słońca włosów. Spojrzał 

na   nie   przelotnie   i   zniknął  w   drzwiach,   ale   jeszcze   przez   chwilę   kobietom  towarzyszyło 

wspomnienie   jego   jasnoniebieskich,   nieomal   agresywnych   oczu.   Najmłodsza   urzędniczka 

gwizdnęła.

- Co za facet!

- Kto to jest? - spytała inna.

- Goryl - mruknęła Katja.

- To pilot - powiedziała najstarsza. - Nazywa się Jonasz Callenberg. Od czasu do czasu 

wozi dyrektora niewielką powietrzną taksówką. Wygląda na łowcę przygód.

Ostry głos przywołał dziewczęta do pracy. Leniwie wracały do biura.

- Ojej, zdaję dziś po południu egzamin - jęknęła jedna z urzędniczek. - Strasznie się 

boję, szef coś ostatnio nerwowy. Siedzi jak na szpilkach, źle dyktuje, a potem ma do mnie 

pretensje!

- To prawda, ostatnio był dość zdenerwowany - powiedziała Katja z roztargnieniem, 

kierując się w stronę toalety.

W drodze powrotnej natknęła się na dyrektora Svantessona. Nawet jej nie zauważył. 

Zaciskał   mocno   usta,   a   jego   ciemnobrązowe   oczy   rozglądały   się   nerwowo.   Dyrektor 

background image

Svantesson był eleganckim mężczyzną po czterdziestce, o skroniach przyprószonych siwizną. 

Podwładni nie potrafili pojąć, skąd brała się jego zamożność; z pewnością nie dochody firmy 

pozwalały   mu   prowadzić   życie   na   tak   wysokiej   stopie.   Svantesson   był   wdowcem,   miał 

przepiękną posiadłość na przedmieściach, uwielbiał drogie samochody i wystawne przyjęcia. 

Pozostałe dziewczęta nie wiedziały, że Katja była kiedyś gościem na jednym z nich. Opuściła 

je jednak bardzo wcześnie. Takie rzeczy w ogóle jej nie interesowały.

Dzień pracy zbliżał się ku końcowi. Katja zeszła do archiwum po stare faktury. Stała 

między wysokimi pólkami, kiedy dobiegły ją jakieś męskie głosy. Ktoś pewnie włączył radio, 

to musiało być słuchowisko kryminalne, inaczej przedmiot rozmowy byłby zbyt groteskowy.

Jeden z głosów, zadziwiająco podobny do głosu dyrektora Svantessona, powiedział:

-   Wraca   jutro   wieczorem   o   wpół   do   jedenastej   i   będzie   miał   przy   sobie   klucz. 

Poleciłem mu, by go nikomu, poza mną, nie dawał. No, ale ja nie wrócę, tyle że on nie ma o 

tym zielonego pojęcia. - Mówiący zachichotał nerwowo.

Dobry aktor, pomyślała Katja. Znakomicie gra podekscytowanego konspiratora.

Drugi głos, młody i niewyraźny, spytał:

- Czy on wie, do czego jest ten klucz?

- Jasne, że nie! Tylko wy wiecie, no i ja. Zawartość skrytki jest wasza, jak tylko 

zdobędziecie klucz. Zapewniam was, jest tego niemało, cały mój zapas tu w Szwecji.

- I tak nas to będzie drogo kosztowało.

- Wiem - powiedział głos. Gdyby nie pochodził z radia, pomyślała Katja, można by 

naprawdę uznać, że należy do dyrektora. - Nie odda klucza po dobroci. Musicie go zdobyć, a 

jest tylko jeden sposób.

Młody głos zaśmiał się chrapliwie.

- Spokojnie! Dla nas to nie pierwszyzna...

Przerwał mu ten drugi:

-   Tylko   on   wie,   dokąd   się   wybieram.   Po   skończonej   robocie   macie   zniknąć. 

Gdziekolwiek.   Nie   będzie   śladu   po   was   ani   po   mnie.   A   zwłaszcza...   -   roześmiał   się 

histerycznie - po nim!

Jego młody rozmówca nabrał podejrzeń.

- A nas pan przypadkiem nie wyśle w tę samą podróż?

- Nie stanowicie dla mnie zagrożenia. I tak nie wiecie, dokąd wyjeżdżam. Pozwólcie 

mu wpierw dojechać do domu!

- Zrobi się. Już mówiłem, dla nas to nie pierwszyzna.

Trzasnęły drzwi, głos umilkł.

background image

Dziwne   słuchowiska   puszcza   się   teraz   w   radiu,   pomyślała   Katja.   W   ogóle   nie 

wiadomo, o co chodzi. Kto ma klucz, który pragnie zdobyć właściciel chrapliwego głosu? 

Kim jest podejrzany typ wybierający się w podróż?

Nieważne! Katja wzruszyła ramionami, zabrała papiery i wróciła do biura.

Godzinę później dziewczęta uniosły się z krzeseł z poczuciem dobrze spełnionego 

obowiązku. Kolejny dzień pracy dobiegł końca.

- Dyrektor znów wybiera się w podróż - powiedziała najstarsza.

Katja   wyjrzała   przez   okno   na   oświetlony  plac.   Nastała   późna   jesień,   na  zewnątrz 

panował   półmrok.   Zobaczyła,   jak   dyrektor   Svantesson   wsiada   do   samochodu.   Drzwi 

przytrzymywał   mu   wysoki   mężczyzna.   Katja   rozpoznała   w   nim   Jonasza   Callenberga, 

młodego pilota o ostrym spojrzeniu. Goryla, ze spłowiałymi włosami.

Może ten młody, niewyraźny głos należał do niego? A ten drugi, może naprawdę był 

głosem dyrektora?

Niemożliwe. Callenberg nie był wcale młody, według Katji tak po trzydziestce. Poza 

tym miał właśnie dokądś lecieć...

Lecieć?

Może wraca jutro wieczorem?

Co za bzdury! To przecież tylko słuchowisko kryminalne w radiu, nic więcej.

Mimo   to   na   kursie   wieczorowym   Katja   nie   potrafiła   zebrać   myśli.   Wykładowca 

zarzucił jej brak koncentracji i miał całkowitą rację.

W nocy źle spała, przez cały następny dzień nie potrafiła skupić się na pracy. Gdzieś 

zapodział się jej wizerunek młodej, idealnej damy, nie zadbała o makijaż i ten jeden raz 

oszczędziła innym ciętych replik.

Po powrocie do swego jednopokojowego mieszkania sięgnęła po program radiowy z 

poprzedniego dnia.

Nie,  o tamtej  porze  nie nadawano  żadnych  słuchowisk  kryminalnych. Grał zespół 

akordeonowy. I śpiewał chór dziewczęcy. Dla pewności sprawdziła program telewizyjny, ale 

w tym czasie telewizja nie nadawała żadnej audycji.

Katja opuściła gazetę.

Iść na policję?

Po co? Nie pamiętała nawet, o czym rozmawiały tamte głosy. A jeśli nawet jeden z 

nich był głosem dyrektora Svantessona, to jaki sens miała ta rozmowa?

Gdyby chociaż była w stanie przypomnieć sobie jej treść...

background image

ROZDZIAŁ I

O wpół do jedenastej wieczorem Katja stała na lotnisku, elegancka jak zwykle, choć 

jednocześnie poirytowana koniecznością opuszczenia przytulnego mieszkania. Że też inni nie 

potrafią organizować sobie życia równie skutecznie jak ona!

Zdążyła   już   zasięgnąć   informacji.  W  rzeczy   samej,   prywatny   samolot   pilotowany 

przez Jonasza Callenberga miał wkrótce wylądować. Przylatywał ze Szwajcarii.

Pod podmuchami grudniowego wiatru Katja mocniej owinęła się płaszczem. Czuła się 

jak kompletna idiotka. Wynalazła z dziesięć sposobów na rozpoczęcie rozmowy, ale żaden z 

nich nie wydał się jej odpowiedni. Postanowiła zdać się na intuicję.

Niewielki biało - czerwony samolot podszedł do lądowania. Katja wyprostowała się i 

przyjmując nonszalancką minę, ruszyła w kierunku kołującej maszyny.

Nie odpowiadała jej ta rola, nie pasowała do wizerunku pewnej siebie damy. Katja nie 

miała zresztą pojęcia, jak dama powinna się zachować w tak osobliwej sytuacji.

Pilot   nie   śpieszył   się.   Katja   obserwowała,   jak   w   bladoniebieskim   świetle   okrąża 

samolot, wykrzykując polecenia do mechaników. Wyglądał całkiem atrakcyjnie, szczupły i 

wysoki, z jasną czupryną targaną podmuchami wiatru. Nonszalancka mina Katji  rzedła z 

wolna.

W końcu podszedł bliżej, omiótł ją spojrzeniem i obojętnie odwrócił wzrok. Katja nie 

straciła rezonu. Ruszyła prosto w jego kierunku, tak by nie mógł jej zlekceważyć.

-   Jonasz   Callenberg?   -   spytała   z   chłodnym   uśmiechem.   Najchętniej   dałaby   sobie 

spokój z tym prostakiem, całym  sobą demonstrował, że nie ma ochoty poświęcić jej ani 

chwili. - Nazywam się Katja Francke i pracuję w biurze dyrektora Svantessona. Czy mogę z 

panem zamienić parę słów? To ważne.

- Słucham!

- Nie tutaj! - rzuciła ze złością.

Rozejrzał się zrezygnowany.

- Może porozmawiamy w drodze do samochodu?

- Do mojego samochodu - odrzekła pośpiesznie. - To dość... poufna sprawa, więc jeśli 

pan pozwoli...

Wzruszył   ramionami,   jakby   cała   ta   sprawa,   Katji   nie   wyłączając,   nudziła   go 

niemiłosiernie.   Katja   zdążyła   już   zauważyć,   że   jego   głos   nie   ma   nic   wspólnego   z 

niewyraźnym, chrapliwym głosem z archiwum.

Przeszli   płytę   lotniska,   nie   odzywając   się   do   siebie.   Katja   dorównywała   pilotowi 

background image

wzrostem, choć on wcale nie zaliczał się do niskich. Musiała przyznać, że ma atrakcyjną 

sylwetkę. Nie rozmawiali ze sobą, czuła się więc zwolniona z obowiązku, by patrzeć mu w 

twarz.

Z pewnością był gorylem. Z tych najgorszych, Katja potrafiła takich rozpoznać bez 

cienia wątpliwości!

- Dlaczego się pani bez przerwy rozgląda? - spytał. - Sprawa jest aż tak poufna?

Ton jego głosu był pełen sarkazmu.

- Sam pan zdecyduje - odrzekła swobodnie.

Dotarli   do   małego   samochodu   Katji.   Dziewczyna   nie   była   wcale   pewna,   czy 

Callenberg   zmieści   się   w   jego   wnętrzu,   ale   zdołał   jakoś   ulokować   się   w   siedzeniu. 

Spodziewała się, że owionie ją prymitywnie męska woń potu i tytoniu, ale nic takiego nie 

nastąpiło. Obecność obcego mężczyzny w ciasnym samochodzie trudno jednak było zaliczyć 

do przyjemności!

- Możemy stąd odjechać? - spytała z lekkim podenerwowaniem.

- Nie! Nie chciałbym oddalać się od mego wozu.

- Jak pan chce - zgodziła się z nagłą uległością.

W światłach przejeżdżających samochodów widziała jego twarz - silną, wyrazistą, 

pozbawioną tej czułości, której szukała u mężczyzn.

- A więc? - rzucił ponaglająco.

Katja nabrała powietrza.

- Przede wszystkim... czy mogę mówić panu po imieniu?

- Proszę!

- Historia jest dość niesamowita...

- Nie interesują mnie niesamowite historie. Interesują mnie fakty. Przejdź do rzeczy - 

chyba że szukasz jakiegoś pretekstu, by pójść ze mną do łóżka.

Katja obrzuciła go taksującym spojrzeniem.

- Mógłbyś podać choć jedną przyczynę, dla której warto by mieć na to ochotę? - 

spytała   tak   lodowatym   tonem,   że   aż   pociemniało   mu   w   oczach.   Nie   zamierzała   tracić 

panowania nad sobą, mimo że ten mężczyzna był wyjątkowo nieprzyjemny. - Opowiem ci 

wszystko jak najzwięźlej, a potem rób, co chcesz. Spełnię swój obowiązek i nie życzę sobie 

dalszej znajomości z tobą.

Jego mina wyrażała wahanie, ale nie odezwał się.

-  A  więc   byłam   wczoraj   w   archiwum,   stałam   za   wysokim   regałem   i   usłyszałam 

nieprzyjemną rozmowę, która dotyczyła ciebie.

background image

- Nie interesują mnie plotki.

Katja odwróciła się w jego stronę.

- Zdobądź się na odrobinę rozsądku i daj mi skończyć! Nie wybiegam na mróz tylko 

po   to,   by   poplotkować!   To   chyba   oczywiste!   Dyrektor   Svantesson   rozmawiał   z   jakimś 

młodym mężczyzną. Z ich rozmowy wywnioskowałam, że mają zamiar cię zabić.

Jonasz Callenberg odwrócił się w geście rezygnacji.

- Dostałeś jakiś klucz? Od dyrektora Svantessona czy od kogoś innego?

Zesztywniał.

- Co cię to obchodzi?

-   W   ogóle   mnie   to   nie   obchodzi.  Ale   potwierdza   moje   podejrzenia.   Pozwól   mi 

dokończyć!   Nie   wolno   ci   dawać   tego   klucza   nikomu,   poza   dyrektorem   Svantessonem. 

Tymczasem, pan dyrektor nie ma zamiaru wracać do kraju!

- Skąd wiesz?

- Sam to powiedział. Wiesz, do czego jest ten klucz?

- Nie.

- Przynajmniej przyznałeś, że go masz! Tamten młody człowiek ma polecenie, by 

odebrać klucz od ciebie.

- Wręcz przeciwnie! Nikt nie ma go dostać. I nikt nie dostanie.

- No właśnie, obaj o tym wiedzieli. Dlatego, stwierdził dyrektor, istnieje tylko jeden 

sposób, by ci go zabrać. Sądząc z tonu ich głosów, zamierzają cię zabić.

- Sądząc z tonu głosów? Nie przesadzasz, młoda damo?

- Nie mam zwyczaju dramatyzować. Chcesz dostać kulkę w plecy, to wysiadaj. Mnie 

to nic nie obchodzi.

- Mów dalej - powiedział bezbarwnie.

- Jesteś jedyną osobą, która zna cel podróży Svantessona. Dlatego musisz zginąć.

- Dyrektor Svantesson pojechał do Szwajcarii. Co w tym dziwnego?

- Miał dużo bagażu? Zamierzał zostać w Szwajcarii?

- Tak, miał sporo bagażu. Odwiozłem go do banku. A później pomogłem mu kupić 

bilet do...

Jonasz Callenberg przerwał i spojrzał na Katję.

- Do Rio de Janeiro. Powiedział mi, że wybiera się w podróż służbową. To na diabła 

mu taki bagaż?!

- Czemu więc nie poleciał stąd bezpośrednio do Argentyny?

- Do Brazylii - poprawił ją Callenberg nie bez satysfakcji.

background image

- No jasne. - Katja zaczerwieniła się. - Czemu nie poleciał bezpośrednim samolotem?

- Miał coś do załatwienia w Szwajcarii, tak przynajmniej twierdził.

- Mówiłeś, że był w banku? - spytała Katja z namysłem.

Uczynił niecierpliwy gest.

- Starczy tych bzdur! Usiłujesz sugerować, że dyrektor Svantesson prowadzi jakieś 

podejrzane interesy?

- Ostatnio bywał rozdrażniony.

- Może spodziewał się kontroli?

- Nie, jeszcze nie teraz. Ale my, jego poddani, już od dawna się zastanawiamy, skąd 

ma takie pieniądze. Firma jest dochodowa, ale nie aż tak dochodowa. Może opróżnia co jakiś 

czas zawartość kasy?

Jonasz   Callenberg   otrząsnął   się   z   obojętności,   choć   nadal   sprawiał   wrażenie 

rozgniewanego. Ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się w szybę.

- To najdziwniejsza historia gangsterska, jaką kiedykolwiek słyszałem! Ten młody 

chłopak... Do czego potrzebny mu klucz?

- Miał dostać zawartość skrytki. Według słów dyrektora, niezwykle cenną.

- Czemu nie mógł dostać jej od razu? Po co mu klucz? I ja?

- Dyrektor chce, żebyś zniknął, nie rozumiesz, głupcze? Bez śladu. Ty jeden wiesz, 

dokąd wyjechał. Klucz to gwarancja, że ten młodzian pośle cię na tamten świat.

- W takim razie zawartość skrytki musi być niezwykle cenna - stwierdził Callenberg, 

nie zważając na jej obraźliwe zaczepki.

- Z pewnością! Pieniądze?

- Czyżby?

- Może diamenty?

- Nie bądź głupia - odwzajemnił się jej Jonasz Callenberg. - Sama mówiłaś, że to 

młody chłopak. Tacy nie mordują dla diamentów. To zbyt niebezpieczne i nie warte zachodu. 

Wymyśl coś lepszego!

Z roztargnieniem spoglądał przez okno.

Katja   miała   już   ciętą   odpowiedź   na   czubku   języka,   lecz   zamiast   tego   spytała   z 

napięciem:

- Co się stało?

- Mój samochód stoi pod tamtą latarnią. Ktoś kręci się wokół niego od mniej więcej 

dziesięciu minut.

Katja wytężyła wzrok.

0

background image

- Chyba dziewczyna.

- Trudno powiedzieć. W dzisiejszych czasach łatwo o pomyłkę w tych sprawach.

-   Zapomniałam   o   paru   szczegółach.   Dyrektor   powiedział:   „Pozwólcie   mu   wpierw 

dojechać do domu!” A młody głos odrzekł: „Zrobi się. Dla nas to nie pierwszyzna”.

-   Dla   nas?   -   Callenberg   spojrzał   na   nią   ostro.   -   Jest   ich   kilku?   Cały   gang 

zdesperowanych szczeniaków?

- Nie sądzę, - rzekła Katja. - Dyrektor Svantesson to chytry lis. Najwyżej dwóch, może 

trzech.

Twarz Callenberga przybrała ponownie wyraz zwątpienia.

- Jak sądzisz - spytała niepewnie - może powinniśmy pójść na policję?

- Na policję? - prychnął. - I co im powiemy? My...

Katja przerwała mu lodowatym tonem:

- My, mówisz? Ja już zrobiłam, co do mnie należało. Ostrzegłam cię. Mam dosyć twej 

nadętej arogancji. Wynoś się z mojego samochodu! I z mojego życia!

-   Jesteś   niezwykle   pewna   siebie,   młoda   damo   -   odrzekł,   a   oczy   pociemniały   mu 

ostrzegawczo. - Najpierw wywracasz moje spokojne życie do góry nogami, a potem mnie 

wyrzucasz. W porządku, to mi odpowiada. Właśnie miałem ci podziękować i ruszyć w swoją 

stronę.

- Zaczekaj - Katja pożałowała swej porywczości, kiedy mężczyzna położył dłoń na 

klamce. - Po pierwsze, nie sądzę, by twoje życie było tak spokojne, jak twierdzisz, po drugie, 

ta historia zaczyna mnie ciekawić. Chcę wziąć w niej udział, choć przez chwilę.

Jonasz Callenberg nie wyraził aprobaty.

- Rób, jak chcesz. Ja mam zamiar sprawdzić, kto kręci się przy moim samochodzie.

- Zaczekam tutaj. Jeśli odjedziesz, mam jechać za tobą?

Zawahał się, po czym spojrzał na nią ze złością i wycedził powoli, jakby te słowa 

sprawiały mu przykrość:

- Tak... proszę.

Katja uśmiechnęła się z zadowoleniem. A więc przyda się na coś! Ten arogancki goryl 

przyjął jej pomoc, choćby miała jedynie oznaczać czuwanie na odległość.

Katja Francke odzyskała przewagę i mogła ze spokojem uznać Jonasza Callenberga za 

całkowicie niegroźnego osobnika.

Sama na dobrą sprawę nie wiedziała, skąd brały się u niej takie myśli. Zmagania Katji 

ze zbyt niskim poczuciem własnej wartości pozostawały jedną wielką zagadką także dla niej 

samej.

1

background image

ROZDZIAŁ II

Jonasz   Callenberg   zbliżał   się   ostrożnie   do   samochodu.   Choć   niechętnie,   musiał 

przyznać,   że   opowieść   Katji   zrobiła   na   nim   pewne   wrażenie.   Jej   słowa   układały   się   w 

logiczną całość, a tok rozumowania wydawał się chłodny i wyważony. Miała też atrakcyjną 

powierzchowność, nie była może piękna, ale bardzo szykowna.

Jednakże cała ta historia to jakaś wielka bzdura. Przez krótką chwilę Jonasz zapragnął 

poniżyć Katję, zmusić ją, by uznała swą porażkę, i doznać uczucia triumfu.

Coś mu mówiło, że Katję Francke niełatwo złamać. Wyczuwał, że Katja go nie lubi, 

traktuje jak osobnika niższego gatunku, i to tylko zwiększało jego irytację. Pewnie woli te 

śliskie typy, które znają kunszt konwersacji nad kieliszkiem drogiego wina w wykwintnej 

restauracji!

Nieznośna pannica!

Podszedł do samochodu i natychmiast znalazła się przy nim tamta dziewczyna.

- Przepraszam - zagadnęła, trzepocząc rzęsami. - Czy mógłby mnie pan podwieźć do 

miasta? Ostatni autobus już odjechał...

Wyglądała miło z twarzą ukrytą za burzą złotych loków. Gdyby nie rewelacje Katji, 

pewnie by się nad nią zlitował. Teraz miał się na baczności.

- Jasne, wskakuj do środka! - powiedział, chociaż wcale nie zamierzał spełniać jej 

prośby.

- Dziwne! - stwierdził,  gdy silnik wydał  z siebie  żałosne prychnięcie. - Nie chce 

zapalić.

Dziewczyna  nie potrafiła ukryć  zdenerwowania. Jonasz wysiadł, podniósł maskę i 

odłączył jeden z przewodów...

-   Przykro   mi   -   rozłożył   bezradnie   ramiona.   -   Nic   nie   zdziałam.   Sprowadzę   ci 

taksówkę.

- Nie, dziękuję, poradzę sobie - bąknęła, wysiadając z samochodu. Zawahała się. - No 

chyba że pojedziesz ze mną? - dorzuciła z olśniewającym uśmiechem.

- Niestety - Jonasz odwzajemnił uśmiech. - Muszę naprawić tego grata.

- Mogę poczekać.

- Znam go dobrze, to zajmie mnóstwo czasu - oświadczył, mimo że samochód był 

nowy jak spod igły. - Jedź! Przykro mi, że nie mogę ci pomóc.

Dziewczyna  namyślała   się  przez   chwilę,  po  czym  ruszyła   w  kierunku  poczekalni. 

Przypuszczalnie zamierzała zatelefonować.

2

background image

Kiedy zniknęła mu z oczu, Jonasz rzucił się do samochodu Katji i wsiadł do środka.

- Ruszaj! - rozkazał.

Katja,   która   cały   czas   nie   spuszczała   z   niego   oczu,   była   już   gotowa   do   drogi. 

Wyjechała na główną ulicę i skierowała się do miasta.

- Dokąd? - spytała spokojnie. - Na policję?

- Daj spokój z tą policją! - prychnął niecierpliwie. - Ani na chwilę nie uwierzyłem w tę 

twoją   opowiastkę   o   planowanym   morderstwie.   Jesteśmy   w   Skandynawii,   a   dyrektor 

Svantesson jest łagodny jak baranek. Odwieź mnie do domu...

- Nie! - przerwała mu gwałtownie Katja. - Myśl sobie co chcesz, ale ja wierzę w to, co 

słyszałam. Nie mam sumienia rzucać cię wilkom na pożarcie.

- Wilkom! - Jonasz uśmiechnął się złośliwie. - Ta dziewczyna wcale nie przypominała 

wilka! W porządku, zawieź mnie do hotelu. Dla spokoju twojego sumienia.

- W hotelu znajdą cię bez trudu.

- Więc co mam robić? Przespać się pod mostem w papierowym worku?

Katja nie odzywała się przez chwilę.

-   Mam   tylko   jeden   pokój...  Ale   jeśli   starczy   ci   wanna   czy   kosz   na   śmieci...   - 

dokończyła beznamiętnie.

Przez chwilę przyglądał się jej z ukosa.

- Wystarczy w zupełności - odrzekł ze śmiertelną powagą.

-   Nie   mam   zamiaru   dzielić   z   tobą   łóżka   -   dodała   tonem   nie   pozostawiającym 

wątpliwości.

- Ja też nie - zapewnił ją. - Nie kładę się z lodówką.

- Dobrze! Czy ktoś nas śledzi?

- To mi pachnie kiepskim kryminałem. - Jonasz uśmiechnął się mimowolnie i obejrzał. 

- Nie, nikt nas nie śledzi. Poza jakimś starszawym piratem drogowym na motorowerze. Jedzie 

co najmniej z szybkością dwudziestu kilometrów na godzinę.

Katja  wykrzywiła się. W jej oczach dojrzał błysk  uznania i poczuł ukłucie dumy. 

Później nie zamienili już ani słowa.

Jonasz rozglądał się po malutkim mieszkanku z dezaprobatą.

- Perfekcjonistka z ciebie - powiedział z naganą w głosie.

- Doprawdy? - rzuciła swobodnie Katja. Powiesiła już płaszcz i właśnie nastawiała 

czajnik.   -   Nigdy   się   nad   tym   nie   zastanawiałam.   Kupuję   tylko   rzeczy,   które   uznam   za 

odpowiednie.

- Na tym polega perfekcjonizm - upierał się Jonasz. - Gdzie tu znajdziesz miejsce dla 

3

background image

takiego dzikiego zwierza jak ja?

-  Powiedziałeś zwierza,  zabawne  -  mruknęła  Katja.   - Hm,  uznaję  to  zdarzenie  za 

wyjątek od reguły. Jaką pijesz herbatę, chińską czy rosyjską?

- Boże - jęknął - nie masz zwykłej?

- Napijemy się rosyjskiej - zdecydowała. - Dla początkujących nadaje się najlepiej. 

Usiądź, zaraz będę gotowa.

- Które miejsce przeznaczasz dla zwierzaków? Nie licząc kosza na śmieci?

- Siadaj gdzie bądź. I tak tu nie pasujesz!

Zajął  miejsce  w  białym  fotelu z jedwabnym obiciem, ale szybko przeniósł się na 

kuchenny taboret. Musiał przyznać, że kącik jadalny sprawia przytulne wrażenie. Przytulny 

był   zresztą   cały   pokój   z   niewielkim   aneksem   kuchennym   i   drzwiami   prowadzącymi   na 

balkon...

- Mogę spać na balkonie - zaproponował.

- W grudniu? Jestem może perfekcjonistka, ale nie pozbawioną ludzkich uczuć.

Od   dłuższej   chwili   Jonasz   kierował   zaciekawione   spojrzenia   na   biurko   zarzucone 

arkuszami papieru. Przy biurku brakowało krzesła. Katja podążyła za jego wzrokiem.

- Nie mam kiedy kupić krzesła do pracy - wyjaśniła. - Wszystko w swoim czasie, moja 

pensja nie jest zbyt wysoka. Na razie używam taboretu.

Biurko przyciągało go, w końcu nie mógł się już opanować, by nie rzucić okiem na 

leżące na nim rysunki. Gwizdnął cicho z podziwu.

- Sama je zrobiłaś? A może to dzieło twojego narzeczonego?

-   Bezczelne   pytanie.   Po   pierwsze,   podajesz   w   wątpliwość   kobiece   zdolności,   po 

drugie, usiłujesz wybadać, czy mam narzeczonego. A po trzecie, sugerujesz, że on tu mieszka.

Jonasz Callenberg wykrzywił się na ten spektakl kobiecej przenikliwości.

Katja postawiła na stole duże angielskie filiżanki.

- Udzielę ci jednak odpowiedzi: tak, ja je zrobiłam. Nie, nie mam narzeczonego, a 

nawet gdybym miała, to by tutaj nie mieszkał. Chcę mieć uporządkowane życie.

- I bezbarwne - mruknął.

- Tego nie powiedziałam - rzuciła Katja, czerwieniąc się z lekka.

Nachylił się nad rysunkami.

- Są naprawdę świetne! Co przedstawiają?

Podeszła bliżej i Jonasz poczuł subtelny zapach perfum, idealnie, rzecz jasna, dobrany 

do jej typu urody.

- Chodzę na kursy wieczorowe, kształcę się na ilustratorkę. To tylko prace szkolne.

4

background image

Z irytującą precyzją Jonasz wybrał rysunek przedstawiający tulącą się parę.

- To szkic do jakiegoś opowiadania - powiedziała, odbierając mu arkusz - Nie jest 

najlepszy.

-   Technicznie   całkiem   niezły.   Tyle   że   w   twarzy   kobiety   widać   znudzenie. 

Odrysowywałaś się w lustrze?

Nie   był   w   stanie   panować   nad   gniewem.   Nie   uwierzył   jej   wcześniejszym 

zapewnieniom,   że   nie   chce   z   nim   iść   do   łóżka,   i   odczuwał   satysfakcję,   iż   będzie   mógł 

odrzucić jej zaloty. Teraz jednak wszystko stało się jasne, Katja pragnęła jedynie pomóc mu w 

trudnej sytuacji. Jej lodowata obojętność wyznaczała dystans, którego nie wolno mu było 

naruszać! Mogła być spokojna, panny z wyższych sfer zupełnie go nie interesują!

- Herbata gotowa - oświadczyła Katja. - Mam tylko bułki i ser brie. Wystarczy?

- W zupełności! - odrzekł kwaśno.

Jedli w milczeniu. Jonasz obserwował ruchy jej dłoni, harmonijne i jakże kobiece. 

Katja okazała się niezwykłą dziewczyną, dotąd takiej nie spotkał. Jak można tak dokładnie i 

w detalach rozrysować własne życie i znać odpowiedzi na wszystkie pytania? Nic nie było w 

stanie wytrącić jej z równowagi.

- Czytam w twoich myślach - powiedziała. - Uważasz mnie za dziwadło.

- Nie do końca - odrzekł. - Mam ochotę rzucić cię na łóżko i wziąć siłą tylko po to, by 

sprawdzić, jak się zachowasz.

- Potwierdziłbyś tylko moje przypuszczenia.

- Jakie?

- Że należysz do gatunku mężczyzn, których określam mianem goryli. Tak cię zresztą 

nazwałam wczoraj, kiedy przechodziłeś koło jadalni.

Jonasz poczuł niesmak w ustach i wypił łyk herbaty.

- Zawsze jesteś tak jadowita?

- Tylko wtedy, gdy chcę utrzymać kogoś na dystans.

- Nie fatyguj się. Nie mam na ciebie ochoty.

- Wielkie dzięki!

- U dziewcząt cenię spontaniczność. I gotowość do dawania.

- Tak też myślałam. A ty tylko bierzesz?

- Zdarza ci się pozostawić coś bez komentarza?

- Nie wiem. Nie spotkałam nikogo, kto potrafiłby zamknąć mi usta.

Po raz kolejny Jonasz poczuł ochotę, by zbudzić do życia tę Królową Śniegu, i po raz 

kolejny się opanował.

5

background image

- Co zrobisz jutro? - spytała. - Pójdziesz na policję?

- Nie! - westchnął. - Nie mam zamiaru iść na policję! Co im powiem? O kluczu bez 

zamka? O twoich urojeniach? Zdążyłem się już ośmieszyć, słuchając ciebie!

- Chcesz, żebym poszła z tobą?

- Natrętna mucha... Nie idziesz do pracy?

- A ty?

- Jutro nie. Jestem z tych wolnych i nie zdyscyplinowanych goryli.

Określenie Katji musiało go urazić.

- Zobaczymy jutro - stwierdziła wstając. - Jestem wykończona, nie mam siły myśleć.

- W takim razie biada temu, kto cię spotka rześką i wypoczętą! Gdzie będę spać? Na 

podłodze?

- Gdzieżby indziej? Powinnam może odegrać rolę szlachetnej gospodyni i odstąpić ci 

łóżko?

-   Broń   Boże,   pewnie   pełno   w   nim   babskich   fidrygałków.   Starczy   mi   poduszka, 

wyciągnę się na dywanie. Z tego, co zdążyłem się o tobie dowiedzieć, wnioskuję, że nie ma 

na nim drobiny kurzu.

- Obyś się nie pomylił. Weź jeszcze tę narzutę - dodała wspaniałomyślnie. - I wełniany 

pled.

- Prosto z Meksyku - wykrzywił się. - Tego mi tylko brakowało!

- Idź pierwszy do łazienki, ja tymczasem pozmywam. Nie odwrócę się, kiedy będziesz 

się kładł.

Jonasz zmył z siebie trudy dnia i położył się. Katja zniknęła w łazience. Nie było jej 

dłuższą chwilę.

- Utopiłaś się? - krzyknął.

- Nie, ale w przeciwieństwie do pewnych osób wszystko robię starannie.

- No jasne, trzeba ci więcej czasu, by się doczyścić - odrzekł, dumny ze swej repliki.

- Myję też zęby - dorzuciła.

- Jesteś niesprawiedliwa! Nie chodzę ze szczoteczką w kieszeni. Poza tym użyłem 

twego frotowego ręcznika.

- Barbarzyńca!

- Hemingway też tak robił.

- To żadne wytłumaczenie. Odwróć się, wychodzę! Jonasz słyszał, jak kręci się po 

mieszkaniu i gasi światła. Owionął go zapach czystości, zaszeleściły prześcieradła.

- Dobranoc - powiedziała.

6

background image

- Dobranoc - odmruknął. - Wyjdę zapewne wcześnie rano, więc dziękuję za pomoc!

- Nie ma za co! Wpadnij, jak będziesz miał kłopoty!

Ostatnie słowo musi należeć do niej! Nie ma sposobu, by zamknąć jej usta? Jonasz nie 

zamierzał się poddać.

-   Dziękuję!   Daj   mi   jednak   okazję   się   odwdzięczyć!   Chętnie   poratuję   dziewicę   w 

potrzebie.

- To musisz się pośpieszyć - mruknęła z twarzą częściowo ukrytą pod kocem.

- Chcesz powiedzieć, że naprawdę jesteś dziewicą?

Wystawiła nos spod koca.

- A co w tym złego? W końcu ma się jakieś zasady.

Jonasz na moment zaniemówił.

- Ile masz lat? Dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa?

- Skończyłam dwadzieścia trzy.

- Masz zamiar czekać do ślubu?

- Niekoniecznie. Chcę mieć tylko pewność, że dobrze robię.

- Co za wyrachowanie!

Nagle przypomniał sobie jej słowa.

- Powiedziałaś, że muszę się pośpieszyć?

- To nie była zachęta. Po prostu jutro po szkole spotykam się z moim przyjacielem.

- Sądziłem, że nie masz chłopaka?

Katja spojrzała na Jonasza. Jego jasne włosy połyskiwały w półmroku.

- Bo nie mam. Ale znam go od dawna. I bardzo lubię.

- Domyślam się, że to wzór wszelkich cnót.

- Tak właśnie jest. Kończy studia prawnicze. Dżentelmen w każdym calu.

- Smacznego - rzucił sucho Jonasz i odwrócił się do niej plecami. - Dobranoc!

- Dobranoc - odrzekła miękko.

Nie tym razem, pomyślał. Ostatnie słowo będzie należeć do mnie! Odczekał chwilkę i 

mruknął cicho:

- Dobranoc!

Nie   odpowiedziała.   Wygrałem,   pomyślał   z   idiotycznym   poczuciem   triumfu.   Pięć 

minut później, kiedy odpływał już w sen, dobiegł go nieomal niedosłyszalny szept:

- Dobranoc!

Tego było już za wiele.

- Dobranoc! - wrzasnął, aż zatrząsł się dom.

7

background image

Zapadła cisza, którą przerywał jedynie jej stłumiony, beztroski chichot.

Jonasz też się roześmiał. Po czym zwinął się w kłębek i starał się zasnąć.

8

background image

ROZDZIAŁ III

Następny poranek należał do Katji. Zaszczebiotała słodko: „Kawa gotowa”, i kiedy 

Jonasz otworzył znużone powieki, ujrzał ją jak w anielskiej glorii na tle kuchennego okna. 

Odświeżona,   apetycznie   wyglądająca   w   biało   -   różowym   stroju,   z   wymalowanymi 

paznokciami i długimi, szczupłymi nogami W jej głosie zabrzmiał triumfalny ton. Jonasz się 

zirytował.

Wziął prysznic i poczuł, jak opuszcza go zmęczenie. Za nic nie przyznałby, że źle spał 

tej nocy. Historia z kluczem, niewygodne posłanie, kobiecy pokój i bliskość dziewczyny - 

wszystko to przez długie godziny nie pozwoliło mu zasnąć.

Po kąpieli poczuł się jednak jak nowo narodzony. Wyprężył szeroką klatkę piersiową 

skrytą pod podkoszulkiem i jasnoniebieską koszulą.

- Siadaj - powiedziała Katja - nie mieścisz się w moim małym gniazdku z tą górą 

mięśni. Myślałam trochę o tej dziewczynie przy samochodzie. Czego właściwie chciała?

- Prymitywny numer! Zamierzała wprosić się do mnie, a po upojnej nocy wpuścić do 

mieszkania swoich kompanów. Zakładając, oczywiście, że twoje przypuszczenia są trafne, w 

co nadal powątpiewam.

- Ach, tak. Wybacz mi naiwne pytanie. Łatwo dajesz się namówić na... upojną noc z 

nieznajomą?

- Tylko jeśli owa nieznajoma mnie zainteresuje.

- Często się to zdarza?

- Daj spokój, taka dociekliwość nie przystoi prawdziwej damie! Nie, nieczęsto. Wolę, 

by inicjatywa należała do mnie.

- Rozumiem. „Rzucić na łóżko i wziąć siłą”, czyż nie tak się wyraziłeś? Muszę już iść. 

Dasz   sobie   radę?  Wychodząc   zatrzaśnij   po   prostu   drzwi.   Co   właściwie   zamierzasz   teraz 

zrobić?

- Pytasz, nie oczekując odpowiedzi? Trzy pytania i dwa stwierdzenia na raz. Wpierw 

pojadę po samochód, potem do domu! I nie interesuje mnie, co o tym sądzisz! - zakończył, 

rzucając jej agresywne spojrzenie.

- Nic nie sądzę - zapewniła niewinnie. - Uważaj na siebie. Nie chcę, by moja ofiara 

poszła na marne. Trzymaj się, miło było cię poznać!

- Cała przyjemność po mojej stronie - odrzekł sucho.

Samochód   stał   tam,   gdzie   go   zostawił.   Jonasz   umocował   luźny   przewód   i   z 

zadowoleniem ruszył w kierunku miasta. Wreszcie pozbył się tej zarozumiałej Katji! Z pozoru 

9

background image

wyglądała na zrównoważoną osobę, ale w istocie była przewrażliwiona i zupełnie szalona. 

Czego jednakże można się było spodziewać po dziewczynie o tak obłudnym nastawieniu do 

miłości? Jej emocjonalne potrzeby znajdowały upust w dzikich fantazjach, jakże odległych od 

jałowego życia, które prowadziła.

Wąską bramą wjechał na podwórze budynku, w którym mieszkał. Wysiadł i zamknął 

samochód.

Co zrobić z resztą dnia? Ruszyć do miasta, siedzieć w domu? Perspektywa spędzenia 

czasu   w   nieprzytulnym,   zagraconym   mieszkaniu   nie   przedstawiała   się   zbyt   zachęcająco. 

Gdyby tylko mógł z kimś porozmawiać, poćwiczyć  umysł  w trafnych, ciętych replikach. 

Takich jak...

Nie, dość tego, koniec z Katją! Nadęta snobka!

Kiedy zbliżał się do drzwi wejściowych do budynku, kątem oka dostrzegł jakiś cień. 

Podwórze   było   wąskie   i   ciemne,   obramowane   rzędami   nie   oświetlonych   okien   rzadko 

używanych   spiżarń   i   komórek.  W  epoce   odkurzaczy   parkowano   tu   jedynie   samochody   i 

wyrzucano śmieci. Jonasz odwrócił nieznacznie głowę i drgnął.

Gdyby nie ostrzeżenie Katji, pewnie w ogóle by nie zareagował; zarys sylwetki na 

ścianie był ledwo widoczny. Teraz jednak jego ciało sprężyło się gwałtownie, z jednej strony 

dostrzegł postać z długim nożem w ręce, z przeciwnej cień głowy drugiego napastnika.

Instynkt podpowiedział mu, co należy zrobić. Tamtych było co najmniej dwóch, mieli 

nóż. Jonasz rzucił się do przodu, szarpnął drzwi, wpadł do środka i przekręcił zasuwkę. W 

ułamek sekundy później ktoś uderzył z łomotem w drzwi od zewnątrz i zaklął siarczyście. 

Przypuszczenia   Jonasza   potwierdziły   się.  Wpadając   do   budynku   zdołał   zarejestrować,   że 

napastników jest dwóch i że mają twarze zakryte chustami.

Nie wbiegł na górę, tylko korytarzem dostał się do drzwi frontowych prowadzących 

na ulicę. Na ulicy panował spory ruch i Jonasz poczuł się bezpiecznie. Napastnicy się nie 

pojawili, wejście na podwórze znajdowało się za rogiem i pewnie nie mieli odwagi pokazać 

mu się w świetle dnia.

Jonasz wsiadł do taksówki stojącej na postoju.

Tuż przed lunchem przywołano Katję do telefonu. Podniosła słuchawkę w gabinecie 

szefa, czując na sobie jego pełen dezaprobaty wzrok.

- Cześć, mówi Jonasz.

Mógłby mówić ciszej. Katja odwróciła się plecami do szefa.

-   Muszę   niestety   jeszcze   raz   prosić   cię   o   pomoc   -   ciągnął   Jonasz.   -   Jestem   w 

komisariacie, chcą, byś potwierdziła moją historyjkę kryminalną. Twierdzą, że mam delirium. 

0

background image

Możesz poświęcić im pół godziny?

- A więc poszedłeś na policję - powiedziała z ulgą. - Za pięć minut jest lunch, mogę go 

sobie darować.

- Mam kanapki z serem. Wydział narkotykowy. Pytaj o inspektora Hulténa!

- Zaraz będę.

Wydział   narkotykowy?   Pewnie   to   właśnie   Jonasz   miał   na   myśli   napomykając,   że 

młodzi   i  zdesperowani   mordercy  nie   interesowali   się   diamentami.   Skrytka,   ta   tajemnicza 

skrytka musiała być wypełniona narkotykami. Młody człowiek o chrapliwym głosie był to z 

pewnością ktoś uzależniony, inaczej nie przystałby na żądania Svantessona.

I poniekąd tłumaczyłoby to zamożność dyrektora...

Katja weszła do gabinetu inspektora, chłodna i wyniosła. Jonasza wprost oślepiła jej 

wyrafinowana elegancja.

- Sprawnie ci to poszło - przyznał. - Powtórz panu swoją historię. On zdaje się sądzić, 

że oglądam zbyt wiele filmów kryminalnych.

- Ależ skąd. - Inspektor Hultén uśmiechnął się nieznacznie. - Taki jest mój zawód, 

wszystko sprawdzam dwukrotnie...

Sprawdza dwukrotnie? Kto tu ogląda więcej filmów kryminalnych?

W świetle dnia Jonasz Callenberg prezentował się zupełnie inaczej. Opalona twarz 

poznaczona była bliznami, a wyblakłe od słońca włosy poprzetykane siwymi nitkami. Tak 

wcześnie? Ile właściwie ma lat? Oczy błyszczały mu przenikliwie, miał młode spojrzenie i 

piękne   zęby.  A  usta...   Jeśli   usta   bywają   sugestywne,   to   Jonasz   miał   sugestywne   usta.   I 

miękkie, pełne ukrytej siły ruchy, które Katję fascynowały. Jonasz Callenberg był seksownym 

mężczyzną!

Seksowny goryl, mocna rzecz, pomyślała. Lepiej trzymać się z daleka.

Inspektor   należał   bez   wątpienia   do   rodzaju   ludzkiego.   Koło   pięćdziesiątki,   o 

ciemnych,   przerzedzonych   włosach.   W   jego   groźnym   spojrzeniu   ukrytym   za   okularami 

błyskały   czasami   iskierki   humoru.   Wysłuchał   uprzejmie   historii   Katji   o   rozmowie   w 

archiwum, kluczu i dziewczynie na lotnisku.

- Kiedy dotarł do mnie sens tej dziwnej rozmowy, uznałam, że muszę ostrzec pana 

Callenberga - zakończyła Katja.

- Dlaczego nie przyszła pani do nas?

-   Chciałam.   Jednak   dopiero   następnego   dnia   odkryłam,   że   nie   chodziło   wcale   o 

słuchowisko radiowe. Zaniepokoiłam się. Na wizytę w policji było już za późno, pojechałam 

więc   prosto   na   lotnisko.   Szczerze   mówiąc,   to   wszystko   brzmi   niezwykle   sensacyjnie, 

1

background image

nieprawdaż?

- A więc trochę pani wstyd?

- Panna Francke zawsze postępuje w sposób właściwy - wyjaśnił Jonasz.

-   Mam   nadzieję,   że   nie   uważa   pan,   bym   marnowała   pański   czas   -   powiedziała 

niepewnie Katja. - Pan Callenberg uznał moją historię za dziewczęce fantazjowanie, więc 

jestem odrobinę zaskoczona, że go tutaj widzę...

- Pan Callenberg stał się dziś rano ofiarą napadu - oznajmił inspektor, obrzucając Katję 

nieodgadnionym spojrzeniem.

- Och! - krzyknęła. - Czy ty...? Jesteś może...?

- Daj spokój! - Jonasz wykrzywił twarz w grymasie. - Wymachiwali nożami, więc 

uznałem, że lepiej wiać niż wdawać się w nierówny pojedynek.

- Doskonale! - pochwaliła go. - Masz więcej rozsądku, niż się można spodziewać!

Inspektor wciągnął głośno powietrze przez nos.

- Czy ma pani powody, by przypuszczać, że pani szef handluje narkotykami?

- Nie. A pan?

- Jego nazwisko nigdy nie pojawiło się w tym kontekście.

- Jest podejrzanie bogaty - powiedziała.

-   Tak,   pan   Callenberg   wspomniał   mi   o   tym.   Zajmiemy   się   jego   powiązaniami 

handlowymi.

- A więc potwierdza pan naszą teorię, że jego wyjazd to ucieczka?

- Nie bez zastrzeżeń - uśmiechnął się Hultén. - Dzwoniłem do biura i pytałem o 

dyrektora Svantessona. Jego sekretarka powiedziała mi, że szef jest z prywatną wizytą w 

Londynie i wróci za cztery dni.

- Nic się nie zgadza.

- No właśnie. Pewnie chciał utrzymać wyjazd do Szwajcarii w tajemnicy, nie mówiąc 

już o podróży do Rio. Poprosiliśmy odpowiednie władze w Brazylii, by miały go na oku. 

Dyskretnie. Jeśli zajdzie potrzeba, będziemy wiedzieć, gdzie go szukać.

Inspektor Hultén podniósł się z wytartego krzesła i przywołał jakiegoś mężczyznę. Ten 

wyszedł i po chwili pojawił się z grubym albumem.

- Panie Callenberg, zechciałby pan przejrzeć zdjęcia narkomanów z naszego rejestru? 

Może rozpozna pan tę dziewczynę?

Cichym głosem opisał mężczyźnie wygląd dziewczyny.

- Jasne, kręcone włosy? O miłej powierzchowności? Może ta?

Mężczyzna   przekartkował   album   i   zatrzymał   się   przy   zdjęciu   odpowiadającemu 

2

background image

opisowi.

Jonasz pokręcił przecząco głową.

- Nie widziałem zbyt dobrze w ciemności, ale to z pewnością nie ona.

Katja   nie   mogła   znieść   widoku   młodych,   niewinnych   twarzy,   tak   przedwcześnie 

zniszczonych i zrezygnowanych, pozbawionych wszelkich złudzeń. Odwróciła głowę.

- Może ta? - spytał mężczyzna pewnym głosem, jakby z góry znał odpowiedź.

- Tak! To ona!

-  A  więc   narkomanka   -   powiedział   przeciągle   inspektor.   -   Miał   pan   rację,   panie 

Callenberg.

- To Birgit Karlsson - dodał jego asystent. - Dobrze ją pamiętam. Jak i te typy, z 

którymi przestaje.

- Kto to taki? - zainteresował się inspektor.

- Było ich trzech. Jeden przedawkował i wypadł z gry. Za to jej chłopak to twarda 

sztuka. Sutener bez żadnych zahamowań. Nie mamy go w kartotece, nie wiemy nawet, jak 

wygląda. Nazywają go Berra. Sam nie bierze, tylko sprzedaje, drobni handlarze odnoszą się 

do niego z wielkim respektem. Nie jest już taki młody...

- To znaczy, że nie jego słyszałam w archiwum - przerwała mu Katja. - Tamten głos z 

pewnością należał do młodej osoby, może nawet nastoletniej.

- To się może zgadzać, kolejnym członkiem gangu jest dziewiętnastolatek, niejaki Stig 

zwany Stickan. Jego kartoteka znajduje się z pewnością w wydziale zabójstw, choć jak dotąd 

nic   mu   nie   udowodniono.   Nie   wiemy,   czy   jest   narkomanem,   ale   zapewne   zajmuje   się 

handlem.

Hultén podniósł słuchawkę. Po chwili zjawiła się sekretarka z teczką Stickana.

- To on! - stwierdził Jonasz, rzuciwszy okiem na zdjęcie. - Widziałem jego oczy nad 

krawędzią chusty.

Katja zajrzała mu przez ramię. Stickan miał długie włosy i mętne oczy, właściwie był 

dość przystojny, o twarzy nie pozbawionej uroku. Nosił długie wąsy sięgające aż do linii 

podbródka,   a   jego   spojrzenie,   choć   mało   klarowne,   miało   w   sobie   jakąś   stalową 

przenikliwość.

- A więc coś już wiemy - orzekł Jonasz. - Przyjemniaczki, nie ma co!

- Ktoś mi kiedyś opisał tego Berrę - oznajmił inspektor. - Ciemna karnacja, kanciasta 

twarz i czarne zrośnięte brwi. Staromodna fryzura w stylu Elvisa, sami wiecie, tłuste kędziory, 

dziwaczne uczesanie. Ciemne, twarde oczy i szeroki podbródek.

- Tak właśnie wyglądają goryle! - powiedziała z drżeniem Katja.

3

background image

- I mnie porównujesz z takim typem? - zdziwił się Jonasz.

- Tylko pod względem mentalności.

- A więc on to taka moja bratnia dusza?

Inspektor przerwał tę wymianę zdań.

- Nie ma pewności, że Birgit Karlsson wciąż przestaje z tymi typami. Proszę z góry 

nie przesądzać sprawy.

- To ci dwaj mnie napadli, mogę przysiąc - stwierdził stanowczo Jonasz.

- Istnieje duże prawdopodobieństwo, że tak właśnie było. Czy może pan pokazać mi 

ten klucz?

Jonasz sięgnął do portfela i położył niewielki, płaski klucz na stole.

Hultén wziął go do ręki.

- Z pewnością nie pasuje do skrytek dworcowych, ale to typowy klucz, numer seryjny 

łatwo usunąć. Pokaż go Andersonowi.

Asystent   wyszedł.   W   chwilę   później   zadzwonił   telefon.   Hultén   wysłuchał   swego 

rozmówcy, rzucił do słuchawki kilka gniewnych chrząknięć i odłożył ją na widełki.

- Jak pan wie, panie Callenberg, wysłałem kilku ludzi do pańskiego mieszkania. Ktoś 

się do niego włamał. Obawiam się, że solidnie je splądrowano.

Ku zgorszeniu Katji Jonasz zaklął siarczyście.

- Proponuję, by pan zniknął na parę dni, dopóki nie zbadamy sprawy.

- Nie mam w zwyczaju się ukrywać.

- Ci ludzie nie żartują. Należą do elity świata przestępczego. Nie jesteśmy w stanie ich 

przymknąć, bo nie mają stałego adresu. Świetnie się kamuflują, poza tym mają mnóstwo 

znajomych, którzy gotowi są ich przechować.

Wzrok inspektora powędrował w przestrzeń.

- Nie mogę dociec przyczyn nagłego wyjazdu Svantessona. Wygląda na to, że grunt 

zaczął mu się palić pod nogami, a cała afera ma związek z narkotykami. Tymczasem nie 

prowadzimy   obecnie   żadnej   większej   sprawy!   Przed   paroma   tygodniami   zakończyliśmy 

wielkie   łowy   i   wyłapaliśmy   większość   grubych   ryb.   Handel   ustał,   narkomani   zaczynają 

popadać w desperację.

- Mieliśmy tego dowód - mruknął Jonasz. - No dobrze, ukryję się na parę dni, problem 

tylko, gdzie...

- Gdzie spędził pan noc?

Jonasz zawahał się.

- Hm... pani Francke była na tyle miła, by udzielić mi schronienia.

4

background image

- Czy mogłaby pani...?

- Nie ma mowy! - zaprotestowała Katja. - Nie znamy się, ta jedna noc to i tak za dużo!

- Rozwiążę jakoś ten problem - powiedział Jonasz.

- Dobrze! Zajmiemy się sprawą. Proszę skontaktować się z nami, kiedy będzie pan 

miał już jakiś adres. I proszę nie zbliżać się do samolotu!

- Rozumiem. Dziękuję za pomoc!

Jonasz z Katją znaleźli się na ulicy.

- Naprawdę nie wiesz, co ze sobą zrobić? - spytała z wahaniem.

Jonasz   pamiętał   dobrze,   że   Katja   zamierza   spotkać   się   ze   wschodzącą   gwiazdą 

adwokatury, i wykorzystał okazję do zemsty.

- Wiem, nie chciałem tylko mówić o tym przy inspektorze. Znam pewną dziewczynę, 

zaproszę ją gdzieś dziś wieczorem. Noc spędzę u niej. Pewnie spotkamy się w restauracji?

- Nie sądzę - odrzekła uszczypliwie Katja. - Wybieramy się do hotelu Majestic.

- Niczego innego się nie spodziewałem - odrzekł z goryczą. - My idziemy do baru 

mlecznego.

- Nie wierzę! - uśmiechnęła się. - Ojej, spóźnię się do pracy! Powodzenia, w barze 

mlecznym!

- Nawzajem, w hotelu Majestic!

5

background image

ROZDZIAŁ IV

Miriam zdziwiła się, kiedy Jonasz do niej zadzwonił. Była dziewczyną o krótkich, 

rudych włosach i dużych oczach, podkreślonych mocnym makijażem.

- Jonasz Callenberg? Dawno się nie odzywałeś! Mam inne plany na wieczór, ale skoro 

ty zapraszasz! Gdzie pójdziemy, może tym razem do hotelu Majestic? Nie? Tego się można 

było po tobie spodziewać. Więc gdzie? W porządku. Do zobaczenia na miejscu.

Miriam mogła przebierać w adoratorach, ale Jonasz Callenberg był kimś szczególnym. 

Kiedyś  miała go już nieomal na haczyku, postawiła wszystko na jedną kartę i przegrała. 

Miriam nie zwykła przegrywać. Co więc oznacza ten telefon?

Jonasz rozmyślił się w ostatniej chwili. Miriam mocno się napracowała, by atrakcyjnie 

wyglądać. Od biedy wystarczy, niech będzie Majestic, uznał.

Gładko ulizany,  zniewieściały goguś, myślał Jonasz, rzucając ponure spojrzenia w 

kierunku stołu Katji. Co też ona widzi w tym nieudaczniku? Nic dziwnego, że jej jeszcze nie 

tknął! Wystarczy spojrzeć na te jego białe dłonie, jak dziwacznie nimi wymachuje podczas 

rozmowy!

Za to Katja prezentowała się wspaniale w jasnofioletowej sukni, miękko opinającej 

figurę   (Jonasz   miał   zbyt   nikłe   pojęcie   o   tkaninach,   by  wiedzieć,   że   suknia   uszyta   jest   z 

szyfonu). Dama w każdym calu! Szybko odwrócił wzrok ku swojej towarzyszce.

- Świetnie dziś wyglądasz, Miriam - stwierdził, wykrzywiając twarz w uśmiechu.

- Doprawdy? Kupiłam tę suknię na wyprzedaży, prawda, że nie sposób poznać? - 

Miriam   miała   chrapliwy,   zmysłowy   głos,   wydatne   wargi   i   oczy   o   wyrazie   wiecznego 

nienasycenia. - Przede mną stała jakaś kobieta i chciała ją wziąć. Miała ze czterdzieści lat, 

była   gruba   i   niewysoka.   Ta   suknia   zupełnie   na   nią   nie   pasowała.   Więc   mówię   do 

sprzedawczyni: Ja ją pierwsza zauważyłam! Tamta strasznie się piekliła, ale i tak postawiłam 

na swoim!

Wielki Boże, pomyślał Jonasz. Teraz już rozumiem, czemu ją zostawiłem! Cieszył się, 

że włożył swój najlepszy garnitur, świeżo odebrany od czyszczenia, choć nie ze względu na 

Miriam...

- Co u ciebie? - spytał przyjaźnie.

Miriam wzruszyła ramionami.

- Nic ciekawego. Wakacje spędziłam na Rodos. Straszna nuda, za dużo tam Greków. 

Są tacy mali, nawet w butach na grubej podeszwie. W soboty chodzę na dyskotekę, ale tam 

też jest drętwo. W mieście nic się nie dzieje.

6

background image

Powinien był postawić to samo pytanie Katji, ta miałaby gotową odpowiedź!

Katja uniosła nagle swój kieliszek i skinęła w jego kierunku. Jonasz instynktownie 

zrobił to samo i poczuł, jak ogarnia go fala radości. Oczy Katji taksowały go wymownie i 

ironicznie.

Jonasz nie pozostał jej dłużny. Jego spojrzenie mówiło, co sądzi o jej adoratorze, w 

oczach Katji zawarta była cała prawda o Miriam. „Niezła, ale dość wulgarna, nie sądzisz?” 

„Masz rację, ale swój do swego ciągnie”. „Ty nie jesteś wulgarny”.

- Kto to? - spytała Miriam, odwracając się. - Co, masz znajome w takich kręgach? 

Szykowna, ale pewnie straszna nudziara!

Co   ty   możesz   wiedzieć   o   takiej   dziewczynie,   pomyślał   Jonasz.   Choć   szykowna, 

przyznać   trzeba,   to   odpowiednie   określenie   dla   Katji.   Do   szczegółów   można   się   było 

przyczepić, natomiast całość sprawiała wrażenie perfekcji.

Perfekcyjna! To dopiero właściwe słowo!

- Tak, jest dość nudna - mruknął jak zdrajca, choć nie bez odrobiny satysfakcji. - 

Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak ta dziewczyna idzie na całość.

- Chciałbyś? - spytała ostro Miriam.

- No nie, chodzi mi o to, że... och, daj spokój! Chodźmy już!

- Tak wcześnie? Nie potańczymy?

- Dobrze wiesz, że nie tańczę. A poza tym nie znoszę takich miejsc jak to.

Miriam westchnęła. Zupełnie nie wiedziała, dlaczego znów poniosła klęskę.

Późno w nocy u Katji zadzwonił telefon.

- Rozmawiam z dziewicą Katją, czy po prostu z Katją? Jesteś sama?

-   Jonasz!   Jak   możesz   dzwonić   o   tej   porze?   Poza   tym   rozmawiasz   z   szanowną 

dziewicą, panną Katją Francke. Postanowiłam to odłożyć.

- Rozsądne posunięcie. Nie był w twoim typie.

- A ten twój Czerwony Kapturek o żarłocznym spojrzeniu i zgłodniałych wargach? 

Kupiłeś ją na wyprzedaży razem z opakowaniem?

-   Jesteś   złośliwa,   ale   masz   rację.   Historyjkę   o   kupnie   sukni   poznałem   w 

najdrobniejszych szczegółach. Wynudziłem się śmiertelnie, a skutek jest taki, że nie mam 

schronienia na dzisiejszą noc. Nie mogę iść ani do domu, ani do hotelu, ani do samolotu. Do 

samochodu nie wolno mi się zbliżać, policja twierdzi, że takie typy potrafią zamienić go w 

śmiertelną pułapkę. Spotkałaś kiedykolwiek kogoś równie bezdomnego jak ja?

- Nigdy. I nigdy nie spotkałam nikogo równie żałosnego jak ty! Jeśli jednak myślisz o 

noclegu u mnie, to odpowiedź jest odmowna. Znasz pewnie sporo lekko przechodzonych 

7

background image

panienek - dokończyła zjadliwie.

- Nie miałem zamiaru wpraszać się do ciebie - odrzekł lekko poirytowany. - Jesteś 

jednakże   jedyną   trzeźwo   myślącą   osobą,   jaką   znam,   więc   może   znajdziesz   jakieś 

rozwiązanie?

W słuchawce zapadła długa cisza.

-  Jesteś  tam?  Może  mój  komplement   zbił   cię   z  tropu?   Prawdę  mówiąc,  był   dość 

dwuznaczny...

- Nie, nie, myślę. Tak, mam rozwiązanie. Dom moich rodziców. Leży za miastem.

- A co oni na to powiedzą?

- Nic. Nie żyją. W historię o przewracaniu się w grobie nie wierzę, choć przyznam, że 

nie byłbyś u nich mile widzianym gościem. Teraz ja jestem właścicielką domu, jeżdżę tam w 

wolnym czasie. Mogę ci go udostępnić.

- Nic lepszego niż ty nie mogło mi się przytrafić!

- Doprawdy? Dostaniesz się tam pociągiem, najbliższy odchodzi, niech sprawdzę, za 

godzinę. Czekam na dworcu, z kluczem i instrukcjami. W porządku?

- W porządku! Tego właśnie mi trzeba.

Tylko   Katja   Francke   mogła   pojawić   się   o   piątej   rano   na   dworcu   po   wieczorze 

spędzonym   w   restauracji   i   wyglądać   równie   świeżo.   Padało,   miała   więc   na   sobie 

przezroczysty płaszcz przeciwdeszczowy, narzucony na białą bluzkę i jasnozielony kostium. 

Poruszyła głową, by strząsnąć krople deszczu. Jej włosy miały barwę złocistego miodu.

Wygląda jak lalka, pomyślał z niechęcią Jonasz. Nie chciał się przyznać przed samym 

sobą, że znów mu zaimponowała.

- Cześć - rzucił na przywitanie. - Przykro mi, że wyciągam cię z łóżka o tej porze. Na 

jakiś czas zniknę ci z oczu.

- To wspaniale! Tu jest klucz do drzwi wejściowych. Drewno jest w komórce, telefon 

podłączony, rachunek za prąd zapłacony. Toaleta na zewnątrz.

- Sielanka!

- Jedzenie dostaniesz w wiejskim sklepiku.

- A więc nic nie zostanie mi oszczędzone? - mruknął.

Kupili bilet, Katja wyjaśniła mu, jak trafić do domu ze stacji.

-   Mam   dla   ciebie   butelkę   wina   -   powiedział   Jonasz.   -   Drobne   podziękowanie   za 

okazaną pomoc.

- Och! - krzyknęła z zachwytem. - Moje ulubione! Skąd wiedziałeś?

- Poprosiłem o coś dla prawdziwych snobów.

8

background image

Katja wsunęła butelkę do torebki.

- Facet, który psuje wszystkim zabawę, zgadnij o kim mówię?

Jonasz uśmiechnął się niewzruszenie.

- Pośpiesz się, pociąg zaraz odchodzi.

W sali dworcowej rozbrzmiał metaliczny głos zapowiadający odjazd.

Jonasz Callenberg nie mógł oderwać oczu od eleganckiej postaci Katji. Wiedziony 

diabolicznym   impulsem,   ujął   ją   za   ramiona,   przyciągnął   do   siebie   i,   zanim   zdążyła 

zareagować, mocno pocałował.

Ujrzał gniew w jej oczach i poczuł odpychające go dłonie. Katja była jednak zbyt 

opanowana, by pozwolić sobie na wzbudzanie taniej sensacji Tkwiła w jego ramionach jak 

bryła lodu, dopóki jej nie puścił.

- Trzymaj się, moja miła - powiedział ironicznie, bardziej do otaczających ich ludzi 

niż do niej. - Dbaj o siebie, podlewaj kwiaty.

I wsiadł do pociągu.

Nie wiedział jednak zupełnie, dlaczego drżą mu ręce, a serce trzepocze w piersi. Być 

może dlatego, że odkrył w tej zrównoważonej Królowej Śniegu coś nowego. Słaby dreszcz, 

miękkość i łagodność, skrywany żar?

I wszystko to miał dostać w darze jakiś wymuskany adwokacina?

W tej chwili Jonasz czuł nieopisaną niechęć do wszystkich adwokatów.

Katja   odprowadziła   go   spojrzeniem.   Nie   mogła   się   poruszyć.   Jak   śmiał   ją   tak 

upokorzyć? Czułe pożegnanie na oczach tłumu. Czyżby rzeczywiście sądził, że tego właśnie 

pragnie? Z mężczyzną jego pokroju? Z którym wstydziła się pokazywać publicznie?

Paliły ją wargi. Odwróciła się, by odejść. Nikt dotąd nie pocałował Katji Francke w 

ten sposób! Nikt, kto tak mało dbał o nią, kto chciał wyłącznie ją skompromitować, wystawić 

na pośmiewisko.

Była bliska omdlenia.

W  oszołomieniu   nie   zwróciła   uwagi   na   dwóch  mężczyzn   i  młodą   kobietę,  którzy 

zastąpili jej drogę przy wyjściu z dworca. Uniosła głowę dopiero wtedy, gdy usłyszała ich 

głosy:

- Witaj, skarbie! Pożegnałaś się z przyjacielem? Nie ma co, bardzo czule.

Katja spojrzała na nich z przerażeniem. Krępy typ o ciemnych ulizanych włosach i 

szerokiej żuchwie. Młody chłopak o niezgrabnej sylwetce, długich, zniszczonych włosach i 

stalowym spojrzeniu zmęczonych oczu. Dziewczyna z jasnymi włosami układającymi się w 

loki.

9

background image

Katja minęła ich z godnością, ale ten krępy złapał ją za ramię.

- Puść mnie, małpo! - wycedziła lodowatym tonem.

Tamci odwrócili się w stronę pociągu, by sprawdzić, czy Jonasz ich widzi.

Tak  właśnie  było.  Jonasz  odprowadzał  wzrokiem  szczupłą  sylwetkę  Katji,   widział 

trójkę napastników i już zdążył pożałować swego impulsywnego zachowania.

Odgwizdano odjazd pociągu.

- Katju! - Głos Jonasza poniósł się echem po hali. - Biegnij!

Sam ruszył do drzwi wagonu. Zamierzał wyskoczyć, gdyby Katji nie udało się dobiec 

do pociągu; wciąż jednak miała szansę.

Katja usłyszała jego głos i pojęła intencję. Uwolniła się gwałtownym ruchem, który 

rozerwał jej płaszcz przeciwdeszczowy, i puściła pędem przez halę dworcową, ścigana przez 

dwu prześladowców - i spojrzenia zdumionych pasażerów.

To   był   prawdziwy   sprint.   Miała   przewagę   tych   kilku   sekund,   które   zdobyła   z 

zaskoczenia.   Byli   bez   wątpienia   szybsi   od   niej,   a   bieg   dodatkowo   utrudniała   jej   ciężka 

torebka, której nie chciała porzucić. Pociąg drgnął i ruszył z miejsca. Jonasz wyciągnął ku 

niej rękę, drugą mocno trzymając się drzwi. Katja biegła przez chwilę wzdłuż wagonu i w 

końcu   zdołała   uchwycić   jego   dłoń.   Poczuła,   jak   napręża   mięśnie;   śmiertelnie   przerażona 

pozwoliła   się   unieść   w   tej   samej   chwili,   gdy   palce   jednego   z   napastników   dotknęły   jej 

płaszcza. Była bezpieczna. Jonasz zatrzasnął drzwi wagonu.

-   Już   nigdy   się   ciebie   nie   pozbędę?   -   westchnął,   gdy   dziewczyna   z   wyczerpania 

osunęła się na ścianę.

Katja miała gotową odpowiedź na końcu języka. To przecież on dzwonił do niej po 

nocy,   on   wciągnął   do   pociągu.   Wesołe   iskierki   w   oczach   Jonasza   zdradzały   jednak,   że 

doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

- No, ale jesteśmy uratowani - dodał.

- Butelka wina też - uśmiechnęła się Katja. - Wysiadam na następnej stacji, muszę 

zdążyć do pracy.

Jonasz patrzył na nią beznamiętnie.

- Sądzę, że powinnaś zostać ze mną.

- Chyba żartujesz! Nie mam na to ochoty.

- Nic nie rozumiesz? Teraz jesteś w takim samym niebezpieczeństwie jak ja.

Katja  usiłowała zebrać myśli. Ze zdziwieniem zauważyła, że twarz Jonasza mimo 

opalenizny wydawała się blada. Nie chciała tego komentować, nic dowcipnego nie cisnęło się 

jej na usta. Pragnęła jedynie usiąść i odpocząć.

0

background image

Jonasz czytał w jej myślach.

- Chodź! - powiedział i poprowadził ją w głąb wagonu.

Znaleźli pusty przedział.

- Podarłaś sobie płaszcz - stwierdził, pomagając jej się rozebrać. - To moja wina, kupię 

ci nowy, ale sama go sobie wybierzesz.

- I tak już miałam go powyżej uszu - odrzekła Katja. - Był strasznie stary.

- Myślałem, że wyrzucasz wszystko po jednokrotnym użyciu.

- Źle myślałeś - oświadczyła krótko. Poprawiła spódnicę i włosy z właściwą sobie 

starannością. - Może wskoczyli do następnego wagonu.

-   Nie   sądzę.   Siedzimy   w   przedostatnim,   a   pociąg   zdążył   nabrać   szybkości. 

Przynajmniej mam taką nadzieję.

Zapadli w milczenie, popatrując na przelatujące za oknem przedmieścia, ponure w 

grudniowym poranku.

Katja westchnęła.

- Palnęliśmy głupstwo! Trzeba im było powiedzieć, że klucz ma policja.

Jonasz potrząsnął głową. Siedział naprzeciw niej, silny i spokojny. Jasnoniebieskie 

oczy zapłonęły niezwykłym blaskiem, kiedy spotkały jej wzrok, a usta...

Katja odwróciła głowę.

- Inspektor uznał takie rozwiązanie za ostateczność - wyjaśnił. - Jeśli będą trwać w 

przekonaniu,   że   klucz   jest   u  mnie,   to   muszą   działać,   a  wtedy  mogą   popełnić   błąd.   Jeśli 

dowiedzą się, że klucz ma policja, to zrezygnują. Wtedy nigdy nie dowiemy się, co jest w 

skrytce, i nie poznamy przyczyn ucieczki Svantessona.

Katji zrobiło się gorąco.

- A więc narażają cię na śmiertelne niebezpieczeństwo tylko po to, by...

- Nas, moja miła, nas - przerwał jej delikatnie. - Tkwisz w tym po same uszy, spróbuj 

to sobie uzmysłowić! Dla nich jesteś moją dziewczyną.

-   Twoją   dziewczyną!   -   westchnęła   ponuro   z   oczami   utkwionymi   w   zmoczone 

deszczem świerki. - To śmieszne! Niewyobrażalne!

- Wybacz mi ten pocałunek - dodał cicho. - To było okropnie głupie.

- Mam te przeprosiny uznać za komplement czy obelgę?

- Czasami bywasz podła! Doskonale wiesz, co mam na myśli. Daleko jeszcze?

- Nie. Dom leży na uboczu. Teraz nie wiem już, czy to zaleta, czy wada.

- Daj sobie choć na chwilę spokój z docinkami. Potrafisz być bardzo dowcipna, ale nie 

kiedy zioniesz agresją.

1

background image

- Wpakowałeś mnie w niezłe tarapaty.

- Tracisz spokój ducha, kiedy ktoś naruszy twoje terytorium? - Jonasz nachylił się ku 

niej i dodał z pasją: - Uwierz mi, z mojej strony nic ci nie grozi! Ten pocałunek nie rozbudził 

we mnie apetytu. Nie byłaś wcale chłodna, wtedy być może zechciałbym sprawdzić, czy da 

się w ciebie tchnąć odrobinę życia! Byłaś letnia! I nudna!

Jonasz odchylił się z zadowoleniem. W końcu udało mu się zbić Katję Francke z 

pantałyku.

Nie na dłużej jednak niż na parę sekund. Oddała mu z całą mocą:

- To i tak miałeś szczęście, że nie poczułeś nic mocniejszego! Bo dla mnie byłeś 

odrażający! Przeraźliwie odrażający!

Jonasz zmełł w ustach przekleństwo. Co go podkusiło by poruszać ten temat?

2

background image

ROZDZIAŁ V

Kiedy  dotarli   na   miejsce,   właśnie   otwierano   sklepik.   Jonasz   kupił   szczoteczkę   do 

zębów,   koszulę   i  kilka   innych   drobiazgów.   Miał   wrażenie,   że   nie   przebierał   się   już   całą 

wieczność. Do swoich rzeczy w splądrowanym mieszkaniu nie miał dostępu.

Katja kupiła coś do jedzenia, po czym ruszyli leśną ścieżką w kierunku jej rodzinnego 

domu.

-   Latem   musi   tu   być   pięknie   -   stwierdził   Jonasz,   spoglądając   na   nagie   drzewa   i 

pożółkłą trawę na poboczu.

- Tak - odrzekła Katja z nieoczekiwaną łagodnością.

W  pociągu  zawarli  rozejm. Ustalili wzajemny  brak  zainteresowania  i  wprowadzili 

całkowity zakaz agresji. Utarczki słowne uznali za dozwolone, bowiem bawiły ich oboje. Od 

tej pory mieli szanować swą prywatność. Dom był na to wystarczająco obszerny, wyjaśniła 

Katja.

Jonasz zrozumiał, że uwaga o pocałunku zraniła ją głęboko. Przyznał więc, że chciał 

ją urazić, i cofnął swoje słowa, a Katja uczyniła to samo. Wzajemna spowiedź wprowadziła 

ich   w   stan   napięcia,   resztę   podróży   odbyli   w   niezręcznej   ciszy.   Przerwali   ją   dopiero   w 

sklepiku.

- Nie powinnam cię tu zabierać - jęczała Katja z niezadowoleniem, gdy szli miękkim 

duktem.

- Nie przyjmujesz gości?

- Nie, tutaj zawsze przyjeżdżam sama. Chcę być sobą, choć przez parę dni.

- Chętnie zobaczę, co to oznacza - mruknął. - Myślałem, że już zapomniałaś.

O dziwo, w tej pełnej sztuczności dziewczynie była odrobina autentyzmu. Jej poczucie 

humoru.   Potrafiła   zachować   dystans   wobec   własnych   poczynań,   spoglądać   na   siebie   z 

zewnątrz i śmiać się ze swych słabości.

- Pozwolisz mi być sobą? - spytała nieomal zawstydzona. - Niczego innego ode mnie 

nie oczekujesz?

- Broń Boże, bądź naturalna! - wykrzyknął, zdziwiony tonem jej głosu. - Nic bardziej 

mnie nie ucieszy!

Uśmiechnęła się, drżąco i niepewnie, ale ten uśmiech sprawił, że Jonasz pogrążył się 

w myślach i nie odezwał ani słowem.

Katja przerwała milczenie w charakterystyczny dla siebie, bezpośredni sposób:

- Te plastykowe torby są okropne! Palców nie czuję!

3

background image

- Daj, ja ją poniosę!

- Nie, niesiesz całą resztę. Może ja...

- Daj spokój, będzie mi łatwiej utrzymać równowagę - powiedział i odebrał jej torbę 

bez dalszych ceregieli. Katja odetchnęła z ulgą i rozprostowała palce.

Minęli kolejny zakręt i znaleźli się na miejscu.

- Och! - krzyknęła Katja. - To miejsce za każdym razem napełnia mnie tym samym 

uczuciem smutku i tęsknoty.

Jonasz zatrzymał się ze zdumieniem. Właściwie nie wiedział, czego się spodziewać - 

pięknej posiadłości wiejskiej? Z pewnością jednak nie tego, co ujrzał.

Mały   czerwony   domek   o   białych   narożnikach,   podniszczone   zabudowania   i 

zapuszczony ogród. W pożółkłej trawie jaśniał zabłąkany biały kwiat.

- To jest twój dom rodzinny?

- Tak - odrzekła, a kąciki jej oczu zwęziły się w wyczekującym uśmiechu. - Tajemne 

życie Katji Francke.

- Katja wieśniaczką! - rzucił ze zdziwieniem. - To ostatnia rzecz...

Odwróciła się gwałtownie i pchnęła skrzypiącą furtkę.

-   Wiedziałam,   że   nie   powinnam   cię   tu   zabierać   -   rzuciła   urywanym,   zduszonym 

głosem.

Objął ją i odwrócił ku sobie. Zanim zdążyła ukryć twarz, ujrzał w jej oczach łzy.

- Teraz dopiero zaczynasz mnie naprawdę ciekawić moja miła - powiedział cicho. - 

Kto  cię   tak   skrzywdził?   Dziękuję   ci   za   zaufanie!  Nie   myśl,   że   tobą   gardzę!   Rozumiem, 

dlaczego darzysz to miejsce uczuciem.

Wciągnęła głęboko powietrze, by powstrzymać łzy i odzyskać równowagę.

- Obora zapada się co roku o parę centymetrów. Proszę, nie kichaj w pobliżu!

- Może chcesz, bym ją podreperował? Obawiam się, że spędzę tu trochę czasu.

- Ojej, muszę zadzwonić do pracy!

Weszli do niewielkiego saloniku pachnącego sterylną czystością. Wnętrze zachowano 

w oryginalnym stylu - nie pasujące do siebie meble, na ścianach tanie makatki z ludowymi 

mądrościami, staromodna, niepraktyczna, choć przytulna kuchnia.

- Pozwól mi najpierw zatelefonować do inspektora - poprosił, a Katja wyraziła zgodę.

Jonasz   przedstawił   zwięźle   przebieg   wydarzeń   na   stacji.   Katja   nie   słyszała   słów 

inspektora, lecz policjant mówił dużo, raz nawet jakaś kwestia wzbudziła niepokój na twarzy 

Jonasza.

W końcu odłożył słuchawkę. Siedział przez chwilę nieruchomo, po czym odwrócił się 

4

background image

do Katji:

-   Nie   musisz   nigdzie   dzwonić.   Inspektor   skontaktuje   się   z   kierownikiem   biura. 

Kierownik wie już zresztą o tajemniczych poczynaniach dyrektora. Coś się wydarzyło...

- No to wyduś to wreszcie z siebie!

-   Młoda   dziewczyna   o   jasnych   kręconych   włosach   była   dziś   w   biurze   i   pytała   o 

wysoką, jasnowłosą urzędniczkę. Portier domyślił się, że chodzi o ciebie, i podał jej twoje 

nazwisko i adres.

- Żegnaj, moje mieszkanko! - jęknęła.

- Byłoby szkoda - powiedział Jonasz w zamyśleniu. - Moje to tylko zapuszczona 

kawalerka, ale ty masz wypieszczone gniazdko.

- Twierdziłeś, że jest sterylne.

- Tego nie powiedziałem. Powiedziałem, perfekcyjne.

- W twoich ustach zabrzmiało to jak sterylne.

- Być może. Teraz to cofam. Masz dwa oblicza, Katju.

- Tylko dwa? Tak małą różnorodność kobieta poczytuje sobie za zniewagę.

Rozsunęła firanki, wpuszczając do środka jesienne światło.

- Jesteś zamyślony, Jonaszu. A może masz odciski?

Drgnął.

- Wiesz, że pierwszy raz nazwałaś mnie po imieniu? Jestem trochę zaniepokojony...

- Czym?

- To nic takiego - Jonasz zawahał się.

- No, no! - krzyknęła. - Nie znasz się na kobietach. To najgorsza rzecz, jaką można 

powiedzieć, jeśli chce się uniknąć ciekawskich pytań.

- Jak chcesz. Jaka jest szansa, że odnajdą ten adres?

Katja zamyśliła się.

- Niewielka. Paszport mam przy sobie... Nie, nie mam żadnych dokumentów, które 

mogłyby zaprowadzić do tego miejsca.

- Innymi słowy, starannie wymazałaś swoją przeszłość?

- Tak sądzisz? Po co więc zatrzymałam to stare gospodarstwo? Można za nie dostać 

sporo pieniędzy, choćby nie wiem jak było podupadłe. Chodź, pokażę ci twój pokój.

Wdrapali się po wąskich i stromych schodach na strych z dwojgiem drzwi.

- Panie na prawo, panowie na lewo - zakomenderowała.

- Jak na wycieczce autobusowej - uśmiechnął się Jonasz.

Weszli do jego pokoju. Stało w nim duże łoże małżeńskie.

5

background image

- Wszystko będzie dobrze, niech no tylko usunę tę tonę much z parapetu - powiedziała 

Katja, włączając piecyk elektryczny. - Dostaniesz czystą pościel. A dla uspokojenia, oboje 

zmarli w szpitalu.

- Nie jestem ani przesądny, ani bojaźliwy! - Zdjął fotografię stojącą na nocnym stoliku 

i przyjrzał się jej z niedowierzaniem. - Jesteś jedynaczką?

- Tak, za to prawdziwą lwicą!

- Więc to ty na tym zdjęciu?

- Jasne, nie poznajesz mnie po kościstych kolanach? I po nosie?

- Twój  nos  od  początku mi  się  podobał.  Prawdziwie  egipski,  jak  u  Nefretete.  Na 

zdjęciu masz ciemniejsze włosy.

- Cud techniki fryzjerskiej, drogi Jonaszu.

- Ile masz tu lat? Piętnaście?

- Osiemnaście, i czternaście kilogramów więcej. Zdjęcie zrobiono tuż przed śmiercią 

ojca, a ja nie wiedziałam jeszcze nic o życiu.

- To widać. Jesteś na nim taka... niepewna... zastraszona

- Tylko przygarbiona. Byłam wysoka jak na swój wiek i usiłowałam wyglądać na 

niższą. Może obejrzymy coś innego? - zakończyła, odbierając mu zdjęcie.

Piecyk elektryczny trzaskał, w powietrzu unosił się zapach spalonego kurzu.

- Nie sposób cię zrozumieć. - Jonasz przypatrywał się jej szczerze zdziwiony.

- I też nie o to chodzi. Nie darzę zaufaniem mężczyzn, którzy twierdzą, że wiedzą 

wszystko o kobietach. Albo są potwornie zarozumiali, albo naprawdę wiedzą wszystko, a co 

w   tym   zabawnego?   Przesuń   się,   muszę   wymieść   muchy   i   nie   chcę,   żebyś   trafił   na 

śmietniczkę!

Katja wyszukała swoje wiejskie ubranie. Tak w każdym razie nazwała sprane dżinsy i 

golf w odcieniu ciepłej czerwieni, która idealnie pasowała do jej urody. Jonasz nie mógł 

oderwać oczu od szczupłej sylwetki dziewczyny, uwydatnionej przez cienki sweter. Dostrzegł 

kształtne piersi, miękki zarys bioder...

- Zapomniałaś pomalować paznokcie - powiedział. - Obraz mi się nie zgadza.

- Nic mnie to nie obchodzi - odrzekła. - Tu czuję się swobodnie. Twoja obecność nic 

dla mnie nie znaczy.

- Uznaję to za komplement! Pierwszy raz widzę cię w spodniach.

- Prawdziwa dama chodzi zawsze w spódnicach. Cóż z tego, skoro najlepiej czuję się 

w spodniach. Och, tęsknię za szkołą! Opuściłam już tyle  zajęć,  co będzie, jak nie zdam 

egzaminu?

6

background image

- Takie to ma dla ciebie znaczenie?

- To moja przyszłość. Rozmawiałam o tym z koleżankami przedwczoraj, nie mam 

zamiaru być wyłącznie dodatkiem do mężczyzny.

- A jeśli jemu potrzebna jest gospodyni domowa?

- Nie ma w tym nic złego, jeśli dzieciom potrzebna jest matka. Ale rola kucharki dla 

męża   i   rozpuszczonych   dzieciaków,   to   nie   dla   mnie!   Och,   po   co   mnie   wciągasz   w   taką 

dyskusję?

- Strasznie się ekscytujesz.

- Fakt. Zresztą i tak nie zamierzam wyjść za mąż.

Jonasz zrobił znudzoną minę.

-   Tę   historyjkę   słyszałem   setki   razy.   I   te,   które   ją   opowiadały,   wychodziły   za 

pierwszego   spotkanego   mężczyznę!   Sądziłem,   że   jesteś   zbyt   inteligentna   na   podobne 

dyrdymałki!

W tym samym momencie zrozumiał jednak, że Katja nie żartowała. Skuliła się, po jej 

twarzy przemknął wyraz strachu i bólu. Nie skomentowała jego uszczypliwych uwag, tylko 

dodała lekkim tonem:

- Zrobię coś do jedzenia, nie po to, by bawić się w gospodynię; jestem po prostu 

głodna. I chętnie napiję się wina.

Chciał ją przeprosić i zrobił to w zawoalowany sposób:

- Czy mogę rozejrzeć się trochę? To miejsce naprawdę mnie pociąga.

Ujrzał w jej twarzy wyraz wzruszenia i wdzięczności, choć starała się to ukryć.

- Bardzo proszę.

W parę chwil później, kiedy podsmażała cebulę na patelni, usłyszała odgłosy stukania 

młotkiem dobiegające od strony obory. Uśmiechnęła się szeroko, przepełniona szczęściem.

7

background image

ROZDZIAŁ VI

Kiedy   nadszedł   wieczór,   Jonasz   padał   z   nóg,   ale   miał   ogromne   powody   do 

zadowolenia z siebie. Wykonał konieczne naprawy w oborze, tak by przetrzymała jeszcze 

parę burz. Katja służyła mu za pomocnika. Zadowoleni, z uczuciem przyjemnego zmęczenia, 

myli się do wieczornej herbaty. I choć Katja wciąż nie mogła pogodzić się z obecnością 

mężczyzny w swym rodzinnym domu i oboje odczuwali pewną niezręczność we wspólnym 

przebywaniu w tym odległym miejscu, to wspólna ciężka praca okazała się znakomitą terapią. 

Jonasz słuchał jej beztroskiego śmiechu i czuł się niemal jak dobroczyńca.

Katja   posprzątała   w   domu,   naniosła   sosnowych   gałązek   i   przykryła   stół   czystym 

obrusem, wyhaftowanym przez jej matkę.

- Opowiedz o swoich rodzicach - poprosił Jonasz, kiedy usiedli.

Przez   twarz   dziewczyny   przemknął   cień.   Przez   ułamek   chwili   Jonasz   sądził,   że 

zbędzie jego pytanie głupim żartem, lecz zachowała powagę.

- Miałam lepszy kontakt z ojcem, on zresztą żył dłużej. Był pracowity i spokojny, lubił 

pracę na roli. Matka chciała się stąd wyrwać, miała artystyczną duszę, choć nie umiała nic 

poza haftowaniem i robieniem na drutach. Wiesz, wielu ludzi czuje się artystami, lecz całe 

życie bezskutecznie poszukuje właściwego zajęcia.

Jonasz skinął głową. Nie miał zdania w tej kwestii, ale nie chciał przerywać.

- Oskarżała ojca, że zmarnował jej możliwości, no i życie, a to nie najlepiej wpływało 

na atmosferę domową. Nie sądzę jednak, by była szczęśliwsza, gdyby los dał jej szansę; 

chyba   nie   potrafiłaby   rozpoznać   właściwego   momentu.   Ja   rzeczywiście   okazałam   się 

uzdolniona artystycznie i matka nalegała, bym wyjechała stąd w świat i stała się sławna. Ona 

żyła poprzez mnie! Dla młodej dziewczyny to straszne obciążenie. Czułam się tu dobrze i z 

niechęcią myślałam o karierze artystki.

- Rozumiem.

Posłała mu agresywne spojrzenie, jakby gotując się do obrony.

- Nikomu o tym nie opowiadałam, nie miałam odwagi. Ty to co innego, i tak niedługo 

się rozstaniemy. Matka przelała swoje marzenia na mnie. Musiałam chodzić do wszystkich 

możliwych szkół w pobliżu. Uważaliśmy z ojcem, że to zupełnie niepotrzebne, ale teraz 

jestem jej wdzięczna. Matka pochodziła z dość dobrej rodziny i to ona kładła mi w głowę, że 

muszę stać się damą. Uznałam to za idiotyczny pomysł.

Katja wyrzucała z siebie zdanie za zdaniem. Jonasz miał ochotę dotknąć jej dłoni, ale 

bał się, że nastrój pryśnie.

8

background image

- Ja damą? Byłam równie niezgrabna jak na tej fotografii. W szkole wołali na mnie 

„krowa”. Uważałam, że jestem głupia, brakowało mi odwagi, nie wiedziałam, co zrobić z 

ogromnymi dłońmi...

- Masz bardzo wyraziste dłonie - powiedział cicho Jonasz.

-   Czemu   wszystkie   moje   wady  musisz   opatrywać   miłym   komentarzem?   -   zaczęła 

ostro, ale opamiętała się i roześmiała z zażenowaniem. - No cóż, w końcu dorosłam. Matka 

zmarła, a jej ostatnie słowa brzmiały: „Wyjedź z tego okropnego miejsca, Katarzyno, jedź do 

miasta i zostań kimś! Możesz zdobyć każdego mężczyznę, jeśli tylko będziesz zachowywać 

się jak dama i posiądziesz odpowiednie wykształcenie”. Lecz ja nie chciałam opuszczać ojca, 

nie chciałam stąd wyjeżdżać. Ojciec umarł, kiedy miałam osiemnaście lat. - W oczach Katji 

pojawił się wyraz rozmarzenia. - Zatrzymałam dwie krowy i zaczęłam walczyć o przetrwanie. 

I...

Zadrżała gwałtownie.

- I co? - spytał Jonasz, kiedy zamilkła.

Jej wzrok powędrował gdzieś w dal, nie była już świadoma jego obecności.

-   Wróciłam   do   domu   i   oparta   o   ciepły   bok   krowy   płakałam   całą   noc.   W  końcu 

podjęłam decyzję o wyjeździe.

Jonasz nie mógł już dłużej się powstrzymać, by nie dotknąć jej dłoni. W ogóle tego nie 

zauważyła.

- Coś pominęłaś - powiedział miękko. - Coś ważnego.

Powoli odwróciła wzrok w jego stronę, lecz wciąż była jak nieobecna.

- Nie, uznałam po prostu, że nie mogę już tutaj zostać. Oddałam inwentarz w dobre 

ręce i wyjechałam. A krowa Katarzyna stała się szczupłą, zuchwałą Katją i jest jej z tym 

dobrze. Choć przez pierwsze lata uważałam, że zdradziłam ojca. Chyba nadal tak uważam.

Jonasz   przyglądał   się   jej   badawczo.   Zapadł   zmrok,   ale   żadne   z   nich   nie   zapalało 

lampy. W słabym świetle oczy dziewczyny przybrały nieodgadniony wyraz.

Coś przemilczała. Jakiś ważny rozdział swego życia. Zdarzenie, które przemieniło 

zalęknioną   wiejską   dziewczynę   w   dynamiczną   perfekcjonistkę.   Gwałt?   Nie...   Zgwałcona 

dziewica? Ale rzecz musiała leżeć w sferze intymnej. Takie wyrachowane dziewczyny jak 

Katja   rzadko   kiedy   zachowywały   dziewictwo   do   dwudziestego   trzeciego   roku   życia. 

Przynajmniej nie w dzisiejszych czasach.

- Jakąś cząstkę siebie zostawiłaś tutaj?

- Tak. Nie byłam w stanie sprzedać gospodarstwo. To mój wentyl bezpieczeństwa. 

Jonasz! - zawołała rozbawiona. - Nie jest mi potrzebna pomocna dłoń. Katja zawsze da sobie 

9

background image

radę!

Jonasz cofnął rękę.

- Jedna rzecz nie podoba mi się w twojej opowieści. Dlaczego nigdy nie przyjmujesz 

tu gości? Wstydzisz się swojej przeszłości?

- O, nie! Po prostu nie chcę ich tu, nie chcę słyszeć ich okrzyków o malowniczej wsi. 

Nie chcę, by hasali „wdychając ozon”, by ich następnego dnia „łamało w kościach”. To jest 

tylko moje, Jonaszu! Jedyna rzecz, jaką mam na tym świecie, jedyna, do której odczuwam 

szacunek!

Poczuł mimowolną radość, że mógł być w tym miejscu. Nawet jeśli dla niej nie miało 

to żadnego znaczenia.

- Nie chcesz się tu przeprowadzić?

- To nie ma sensu. Jest dobrze, tak jak jest. Wiem, że mogę tu przyjechać, by zmyć z 

siebie miejskie trudy. Tak jest mi dobrze.

Doprawdy? pomyślał. W życiorysie Katji Francke coś się nie zgadzało.

- Co się stało, Katarzyno?

Na   twarzy   dziewczyny   odmalowała   się   rozpacz,   jakby   samo   imię   „Katarzyna” 

automatycznie nakazywało jej zwierzać się z przeszłości. Katja wstała.

- Wiesz, która godzina? Pracowaliśmy dzielnie cały dzień. Nie życzę sobie, by ciebie 

łamało jutro w kościach. Marsz do łóżka!

Na strychu zatrzymała się gwałtownie.

- Poza tym, Jonasz... Sprytnie wyciągnąłeś mnie na zwierzenia, a ja, zbyt zajęta sobą, 

opowiedziałam ci wszystko w najdrobniejszych szczegółach...

- Poza jednym, tym najważniejszym - stwierdził ironicznie, trzymając dłoń na klamce.

Udała, że nie słyszy.

- Pewnie cię wynudziłam. A ja nie wiem o tobie nic. Co z ciebie za ptaszek?

- Nie jestem ptaszkiem, jestem gorylem, nie pamiętasz? Tak na stojąco, na chłodnym 

strychu, mogę ci jedynie powiedzieć, że wychowałem się na przedmieściach, przodowałem w 

jeździe na motocyklu i pierwszy nauczyłem się prowadzić samochód, jak miałem piętnaście 

lat. Nienawidziłem szkoły, więc uciekłem z domu i zacząłem latać. Poznałem języki naturalną 

metodą, która nauczycieli przyprawiłaby o dreszcze. Mam trzydzieści dwa lata i jak dotąd 

udało mi się uniknąć małżeństwa. Chcesz poznać więcej szczegółów, to musisz wejść do 

środka, tu jest niewygodnie.

- Nie, dziękuję, zdążyłam już sobie wyrobić pogląd na twój temat - powiedziała Katja 

i zatrzasnęła drzwi. Jonasz usłyszał, jak przekręciła klucz w zamku.

0

background image

Mogłaś sobie darować, pomyślał z grymasem na twarzy. Nie jestem zainteresowany.

1

background image

ROZDZIAŁ VII

Katja właśnie zasypiała, kiedy zadzwonił telefon. Minęła chwila, zanim w ciemności 

zdołała   znaleźć   coś   do   ubrania.   Zanim   wyszła   z   pokoju,   Jonasz   zdążył   już   podnieść 

słuchawkę. Zatrzymała się na schodach.

Rozmowa nie trwała długo.

- Kto to był? - zapytała, kiedy usłyszała jego kroki.

- Hultén - krzyknął, unosząc głowę. - Połóż się.

Odpowiedź jej nie zadowoliła.

- Czego chciał?

- Niczego szczególnego. Pytał o Svantessona.

- O tej porze?

-   Policja   nie   ma   stałych   godzin   pracy   -   odrzekł   lekko   poirytowany.   -   Pory   snu 

zwykłych śmiertelników ich nie obowiązują. Połóż się, ja tylko...

Jego głos zamarł gdzieś w oddali. Katja zakręciła się niepewnie i weszła do pokoju.

Słyszała, jak krąży po domu i zamyka drzwi. Stukał tajemniczo przy oknach, zajęło 

mu to dłuższą chwilę.

W końcu usłyszała odgłos kroków na schodach, ale Jonasz nie wszedł do pokoju. 

Katja wstrzymała oddech. Czyżby miał zamiar...? Nie, przecież przekręciła klucz, nie mógł 

się do niej dostać.

Na zewnątrz zapadła cisza. O co mu chodzi?

Nie mogła dłużej wytrzymać. Zarzuciła pled na nocną koszulę i ostrożnie wyślizgnęła 

się z pokoju.

Usłyszawszy szmer, Jonasz odwrócił głowę. Siedział przy oknie i wyglądał w noc; 

drzwi do jego sypialni były otwarte i płynął stamtąd strumień ciepłego powietrza. Ale drzwi 

na strych były zamknięte i na dodatek zastawione komodą.

To ją trochę przestraszyło.

Zrobił jej  miejsce  na małej  sofie, którą przyciągnął do okna. Katja zauważyła, że 

Jonasz jest ubrany.

- Co się dzieje?

Zanim udzielił odpowiedzi, owinął jej stopy w koc. Ten nieoczekiwany gest wprawił 

ją w zakłopotanie.

- Miałaś spać! - skarcił ją.

- A ty? Czego chciał inspektor?

2

background image

Jonasz westchnął.

- Ale jesteś uparta... Kilku policjantów pojechało do twojego mieszkania. Ci z szajki 

musieli być tam przed nimi, ale zdołali uciec przed przybyciem policji Nic nie zniszczyli, 

tylko grzebali po szufladach. Na biurku, wśród innych dokumentów, leżał rachunek za prąd. 

Na ten dom.

- Och! - jęknęła Katja.

- Uspokój się, na rachunku nie ma adresu, tylko nazwa gminy.

- To wystarczy, by tu trafić.

- Tak też uznaliśmy. Dlatego siedzę na straży.

- W takim razie zostaję.

Uśmiechnął się w ciemności.

- To ciebie miałem strzec!

- Miło z twojej strony! Naprawdę sądzisz, że po tym wszystkim uda mi się zasnąć?

-   Nie.   Poza   tym   sprawisz   mi   przyjemność   swoją   obecnością,   nie   mówiąc   już   o 

docinkach. Przynajmniej nie zasnę.

- Co zrobimy, jeśli się tu zjawią?

- Zamknąłem wszystkie drzwi i zabezpieczyłem okna.

- Mogą podpalić dom.

- Po co? Chcą mieć klucz, a nie kawałek spalonego metalu.

- To dobra nowina! Byłabym bardziej spokojna, gdybyśmy mieli naładowaną rusznicę.

- Aż tak jesteś żądna krwi?

- Ja nie, ale oni tak.

- Dodajesz mi otuchy, nie ma co.

Milczeli, wyglądając w noc. Ich oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, więc dość 

dobrze widzieli podwórze, prawie do samej furtki, ciemny zarys obory i lasu świerkowego.

- Zastanawiałam się nad tym, co mi powiedziałeś o sobie - zaczęła ostrożnie Katja. - 

Szkoda,   że   rzuciłeś   szkołę.   Jesteś   inteligentny!   Wybacz,   że   łamię   reguły   i   prawię   ci 

komplementy!

- Co to za komplement - odrzekł. - Oznacza jedynie tyle, że zmarnowałem zdolności, 

którymi obdarzyła mnie natura.

- Żałujesz?

- Nie, dlaczego? Co mi po wykształceniu? Mnóstwo ludzi je zdobyło, a i tak nie może 

dostać pracy.

- Chyba masz jakieś ambicje?

3

background image

- Miałem jedną, zostać pilotem. Spełniła się, czego chcieć więcej?

- Może i racja. Nie możesz jednak być pilotem całe życie, jest pewnie jakaś granica 

wieku?

- Tak, ale emerytura jest wysoka. Poza tym mogę szkolić adeptów latania. Zresztą po 

co tak daleko wybiegać w przyszłość?

- Masz własny samolot?

-   Oszalałaś?   Należy   do   firmy.   Mam   jednak   w   niej   udziały   i   pracuję   na   własny 

rachunek. Dobrze zarabiam. Co jeszcze chcesz wiedzieć? Jestem dobrym kandydatem na 

męża?

Udała, że rozważa ten pomysł.

- Potrzebny mi ktoś, kto zająłby się gospodarstwem... Masz do tego smykałkę.

-   To   gospodarstwo   czyni   z   ciebie   niezłą   partię.   Wziąłbym   je   z   dobrodziejstwem 

inwentarza.

- Wiesz co, chyba nie reflektuję.

- To dobrze. Nie dorastam do twoich ideałów.

- Wykazałam tylko zainteresowanie. Nie wolno?

- Nie wmawiaj mi, że jestem próżny.

- Nie wmawiaj? Nie ma takiej potrzeby.

Znów zamilkli, tym razem jednak cisza przyniosła im ulgę. Jonasz przyglądał się Katji 

z boku. W ciemności, opatulona w wełniany koc, wyglądała jak Katarzyna z dziecięcych lat. 

Było w niej coś wzruszającego, jakaś bezbronność, która w żaden sposób nie kojarzyła się z 

Katją Francke.

- Cicho! - syknęła nagle.

- Od paru minut nie powiedziałem ani słowa - zaprotestował. - O co chodzi?

- Zobaczyłam coś koło furtki.

Jonasz natężył uwagę. Katja przysunęła się do niego zupełnie nieświadomie i położyła 

mu rękę na ramieniu.

Objął   ją   ostrożnie.   Pozwoliła   na   to,   wpatrzona   w   ciemność   zapomniała   o   jego 

obecności.

Jonasz poczuł, że opieka nad Katją zaczyna sprawiać mu przyjemność. Dotąd ona 

miała przewagę, a on musiał prosić o pomoc. Teraz zamienili się rolami i oboje uznali to za 

całkiem naturalne.

- Coś tam jest! - szepnęła.

Serce jej biło, przechyliła się do przodu, a całe ciało sprężyło się w oczekiwaniu. Koło 

4

background image

furtki pojawił się jakiś cień. Katja drgnęła i przytuliła się do Jonasza.

- Nie bój się - wyszeptał i musnął policzkiem jej skroń. - Ze mną nic ci nie grozi.

- Chyba nas nie widzą?

- Nie.

Słychać było jedynie ich oddechy. Cień wychynął z ciemności.

- To lis! - powiedziała.

Jonasz odetchnął.

- Lis. To znaczy, że w pobliżu nie ma ludzi.

Katja westchnęła z ulgą i roześmiała się nerwowo. Potem uwolniła się z godnością z 

jego objęć.

- Jutro wyłożę mu jakiś smakołyk - obiecał Jonasz, a ona spojrzała na niego, by 

upewnić się co do sensu tych słów. W ciemności nie mogła jednak dostrzec jego twarzy.

- Tak, lubię lisy - stwierdziła niepewnie. - Myślę, że możemy się położyć.

- Jeśli dotąd się nie pojawili, to już się nie zjawią - odrzekł. Nie był w stanie skupić 

myśli i poskładać słów. Reakcja na stres, pomyślał. - Wskakuj do łóżka. Smok będzie czuwał 

nad dziewicą, a smok ma lekki sen.

- Sen ma lekki, a czy równie lekko się budzi? - uśmiechnęła się, wchodząc do pokoju. 

- Bo inaczej to kiepskie czuwanie.

5

background image

ROZDZIAŁ VIII

Jonasz ucieszył się, że pierwszy wstał z łóżka. W domu panowała cisza. Na palcach 

zszedł po schodach. Był cały połamany po dniu wypełnionym pracą, ale nie miał zamiaru 

tego okazywać. Z pokoju Katji nie dochodziły żadne odgłosy.

Mina mu się wydłużyła, kiedy znalazł kartkę na stole kuchennym.

„Cześć, śpiochu. Postanowiłam wrócić do cywilizowanego życia. Zadzwoniłam do 

inspektora Wzięli Birgit Karlsson na przesłuchanie. Wygląda na to, że szajka nie zna naszego 

adresu. Inspektor uznał, że nie jestem niebezpieczna (co za obraza dla kobiety!), więc mogę 

wrócić do pracy. Mam działać jako szpieg w firmie. Pomyśl, Jonaszu! Ja szpiegiem. Katja 

Hari. A może Mata Katja? Trzymaj się ciepło, jeśli cię to ciekawi, to w skrzynce na chleb jest 

dopisek”.

Jonasz stracił gwałtownie ochotę do pracy. Co za diabelska dziewczyna!

Ruszył wprost do skrzynki na chleb.

„Kominek w saloniku dymi, pewnie wygląda w środku jak płuca palacza. Możesz mu 

się przyjrzeć, skoro i tak czeka cię parę dni lenistwa? Wieczorem spotykam się z adwokatem, 

trzeba   mi   trochę   wytwornej   odmiany.   Następny   dopisek   znajdziesz   tam,   gdzie   krowy 

filozofują”.

Jonasz   rzucił się  bez  wahania  do  obory,  choć  wszystko  się w  nim  gotowało. Ten 

wymoczkowaty adwokacina! Zresztą to wyłącznie jej problem, że gustuje w takich typach. 

Sama nie jest lepsza. Najbardziej zarozumiała istota na świecie! Dobrze, że wyjechała.

Drżącymi rękoma zerwał kartkę z zardzewiałego gwoździa.

Notatka była krótka. Przeczytał ją, wracając do domu.

„Zapomniałam już, że byłam harcerką, choć nigdy nie zdobyłam żadnych sprawności. 

Ostatnią kartkę ukryłam. Nie przypuszczam, byś miał ochotę ją przeczytać. Zresztą i tak by ci 

się nie spodobała”.

Jonasz był wściekły. Jak wicher przebiegł cały dom w poszukiwaniu kartki.

- Co mnie obchodzą jej głupie wypociny? - wrzasnął na cały głos, wchodząc pod ławę 

kuchenną.

Gdzie? Gdzie ją schowała?

To bez znaczenia.

Musi   zadzwonić   do   Hulténa!   To   gruba   nieodpowiedzialność   posyłać   to   dziewczę 

prosto w paszczę lwa.

Co z niej za dziewczę? Wzór samodzielności Niech robi, co chce.

6

background image

Czyścić kominek! Co za robota! W sadzy po łokcie. Z odrazą zdjął ozdobną pokrywę. 

Na ruszcie leżał biały arkusz papieru.

Ostatni list Katji.

Jonasz opuścił się ze znużeniem na krzesło kuchenne i zaczął czytać. List był długi.

„Cześć, gorylu!

Będę szczera. Uciekłam.

Goryle nie są moim ulubionym gatunkiem, wiesz o tym. Zwłaszcza nie te, które mają 

owłosienie na klatce piersiowej, wąskim pasmem znikające za paskiem spodni. I nie te o 

szerokich,   pokrytych   opalenizną   plecach   i   kocich   ruchach.  A  już   zwłaszcza   nie   te,   które 

potrafią   patrzeć   na   ciebie   oczyma   pełnymi   współczucia   i   wyciągać   na   zwierzenia,   dotąd 

będące tematem tabu. Nie te, co bryłę lodu doprowadzają do płaczu i mają mądre dłonie.

To nie dla niedoświadczonej dziewczyny z wieży z kości słoniowej, do której dostęp 

mają jedynie oziębli adwokaci (pewnie jest lepsze słowo niż „oziębli”, wstaw, co chcesz). 

Katja Francke ma zamiar zrobić karierę, w której nie ma miejsca dla mężczyzny. Dla męża, 

miłości i poniżenia! Katarzyna nie żyje. Umarła tamtej nocy, płacząc wtulona w ciepłe ciało 

zwierzęcia.

Żegnaj, gorylu! Nie mogę ci nic zaofiarować. Zupełnie nic. Mam błogą nadzieję, że 

nigdy się nie spotkamy. Klucz możesz przesłać pocztą”.

Serce   Jonasza   biło   z   podniecenia.   Wyschły   mu   wargi   i   z   ledwością   utrzymywał 

skrawek papieru w dłoniach. Nie mógł powstrzymać się od radosnego uśmiechu.

Nic do zaofiarowania? Okłamywała samą siebie.

Gdzieś   w   środku   zimnej   Katji   wciąż   tkwiła   Katarzyna.   Nie   umarła,   przez   chwilę 

widział jej twarz.

Musiał   ją   wydobyć   na   światło   dzienne,   tę   brzydką,   zahukaną   dziewczynę,   pełną 

zmysłowego ciepła. Katja go nie obchodziła, dalej mogła żyć w swoim sztucznym świecie. 

Pożądał dziewczyny, którą była przedtem, zanim los tak ciężko ją doświadczył. Dla niej mógł 

być pocieszycielem - i kochankiem.

Katarzyna należała wyłącznie do niego, nikt poza nim jej nie znał. Z Katją mogą 

pokazywać się wszyscy adwokaci na tym świecie.

Zadzwonił   do   Hulténa,   by   uzyskać   zwolnienie   z   przymusowego   wygnania.   Miał 

mnóstwo spraw do załatwienia w mieście.

-   Jeszcze   tylko   jedna   doba,   panie   Callenberg.   Przesłuchaliśmy  tę   dziewczynę,   nie 

podając, rzecz jasna, powodów. Pytaliśmy jedynie o powód zainteresowania pańską osobą i o 

przyczyny   napadu   na   pannę   Francke.   Nic   z   niej   nie   wyciągnęliśmy,   choć   była   na   tyle 

7

background image

bezczelna, by pytać o pański adres! Wyglądała na przygnębioną, chyba jest na głodzie. Na 

rynku prawie nie ma narkotyków, co sporo osób doprowadza do prawdziwej desperacji.

- Jak mógł pan pozwolić, by Kat... panna Francke wróciła do pracy?

- Zatrzymaliśmy Birgit Karlsson, kiedy była w drodze do mieszkania panny Francke. 

Zostawiłem tam mojego człowieka na straży, nikt się nie prześlizgnie. Panna Francke jest 

bezpieczna.

- Człowieka na straży? W jej mieszkaniu?

- Nie! W mieszkaniu naprzeciwko. Jest puste i ma szklane drzwi wejściowe.

- Sam ją mogę ochraniać, inspektorze.

-   W   rozmowie   telefonicznej   ze   mną   nie   wykazywała   tym   zainteresowania.   Jak   i 

zresztą znajomością z panem.

Nie wiedziała, co mówi, pomyślał Jonasz, głośno zaś powiedział:

- W porządku, jedna doba, potem jednak wracam! Jeśli coś stanie się pannie Francke...

Inspektor Hultén nie dał się zastraszyć.

-   Znaleźliśmy   powiązania   między   dyrektorem   Svantessonem   a   tymi   bandziorami. 

Czwarty członek szajki, ten, który zmarł z przedawkowania trzy miesiące temu, był jego 

szwagrem. Bratem jego żony. Svantesson został wdowcem jakiś rok temu.

- Czy jego żona była... narkomanką?

- Ależ skąd. Przejmowała się bardzo losem brata. Małżeństwo było, zdaje się, udane. 

Ona utonęła. Wypłynęła samotnie na żaglówce i trafiła na niepogodę. - Inspektor zawahał się 

przez chwilę. - Dziś mam inne zajęcia. Jutro zamierzam wybrać się do willi Svantessona 

razem z panną Francke. Była tam kiedyś na jakimś przyjęciu. Może by pan...

- Zjawię się tam - przerwał mu gwałtownie Jonasz.

- Dobrze. Do zobaczenia o dwunastej.

Katja siedziała na skraju stołu i zabawiała koleżanki.

- To prawda, poznałam Jonasza Callenberga - rzuciła obojętnie.

- Jaki on jest? - spytała najmłodsza, otwierając szeroko oczy. - Umie się kochać?

- Kochać? - Śmiech Katji zabrzmiał z lekka sztucznie. - Nie sądzisz chyba, że sypiam 

z takimi typami?

- Myślę, że jest super w tych sprawach - rozmarzyła się koleżanka. - To widać. Po 

oczach, a zwłaszcza po ustach. No i jeszcze w okolicach nosa. Coś strasznie sugestywnego.

I jeszcze w ruchach, pomyślała Katja z roztargnieniem. I dłoniach.

Dziwny dreszcz przebiegł jej po plecach.

- Tak dobrze się temu Callenbergowi nie przyjrzałam - stwierdziła z lekką pogardą.

8

background image

- No to co robiliście?

- Rozmawialiśmy. Nie przypadliśmy sobie do gustu. To bawół.

- Czego ty właściwie chcesz? - spytają inna. - Przedtem był gorylem.

- Dla mnie może być czymkolwiek, i tak nie ma pojęcia, jak traktować damę. Jak 

porcelanę, a nie plastykowy kubek bez uszka.

9

background image

ROZDZIAŁ IX

Punktualnie o dwunastej inspektor Hultén zajechał z Katją pod willę Svantessona. 

Jonasz czekał już od kwadransa i zaczął się niecierpliwić. Katja wysiadła z samochodu z 

gracją należną damie.

Tego  słonecznego  ranka  u  progu zimy  Katja  prezentowała  się  niezwykle  kobieco. 

Przeżycia   ostatnich   dni   nie   zostawiły   na   niej   żadnego   śladu.   Jak   zwykle   biel   stanowiła 

dominującą barwę jej stroju - biały kostium z miękkiej wełny kontrastował z bluzką o żywych 

kolorach jak u tropikalnego motyla.

Jak ona to robi, pomyślał Jonasz. Katja w najlepszym wydaniu, powabna, kobieca i 

chłodna. Nie mógł się powstrzymać od złośliwości.

- Wypoczęta po prawniczych orgiach, jak widzę?

A więc pamiętał o spotkaniu z adwokatem!

-   Tak,   omawialiśmy   prawne   aspekty   odstrzału   wałęsających   się   małp 

człekokształtnych. Niezwykle zajmujący problem.

- Sądziłem, że jesteś przyjacielem zwierząt, Katarzyno?

To był cios poniżej pasa, niemal natychmiast pożałował swych słów.

- Wybacz - szepnął, kiedy zobaczył wyraz bólu w jej twarzy.

Katja odzyskała rezon.

- Czasami biorę je do domu i rzucam kość do obgryzania - rzuciła zaczepnie.

- Wielkie nieba! - mruknął inspektor. - Nic dziwnego, że się unikacie!

- Wręcz przeciwnie! - powiedziała Katja  słodkim tonem. - Uwielbiamy wzajemne 

docinki. Nie wychodzi nam dopiero wtedy, gdy usiłujemy się zaprzyjaźnić.

- Święta prawda - potwierdził Jonasz.

- Powariowaliście!

- Inspektorze! Ten człowiek mnie prześladuje! Czy moglibyśmy uwolnić się od jego 

towarzystwa?

- Nie, pan Callenberg jest nam potrzebny. Wielokrotnie odwoził Svantessona do domu.

Katja westchnęła. Nie wyglądała na zadowoloną i Jonasz rozumiał dlaczego. Nie mógł 

jednak opanować uczucia złośliwej satysfakcji.

Weszli na teren sporej, dobrze utrzymanej posesji Dom dyrektora Svantessona leżał na 

wzniesieniu, otwierał się stąd piękny widok na miasto i morze.

- Dyrektor lubi dominować - zauważył Jonasz.

- Zaanektował spory kawałek - dodała Katja. - Po co mu aż tak duży skrawek naszej 

0

background image

ziemi ojczystej? Stawia duże kroki, czy co?

- Miasto odebrało mu część tamtej brzeziny - powiedział Hultén. - Na cele mieszkalne.

- A co to za tajemnicza budowla? - spytała Katja.

- Lasek brzozowy miał ustąpić miejsca wybiegowi dla koni, a ta tajemnicza budowla 

to w zamierzeniu stajnia. Tak mi przynajmniej opowiadał - wyjaśniał Jonasz. - Jego żona 

miała bzika na punkcie koni. A więc tam powstanie osiedle! Svantesson kupił dużą działkę po 

to,   by   nie   użerać   się   z   sąsiadami.   Teraz   będzie   miał   ich   wielu   -   zakończył   z   wyraźną 

złośliwością.

Jakiś policjant przywołał Hulténa do wnętrza willi. Katja z Jonaszem zostali na tarasie 

widokowym, kontynuując wymianę zdań.

- Odczuwasz niechęć do ludzi zamożnych - stwierdziła Katja. - Typowy kompleks 

proletariusza.

- I kto to mówi? - syknął Jonasz przez zaciśnięte zęby. - Ja nie mam kompleksu 

niemodnego imienia...

Strzepnęła niewidzialny pyłek ze spódnicy.

- Miałam nadzieję, że już się nie spotkamy.

-   Wyraziłaś   się   wystarczająco   jasno   w   listach.   Zwłaszcza   ostatni   był   wyjątkowo 

szczery.

- Ten o harcerzach?

- Nie, ostatni. Jestem obowiązkowy, więc wyczyściłem kominek i znalazłem kartkę. 

Zresztą chyba tego właśnie oczekiwałaś?

- Zapomnij o niej! - Katja zadrżała.

- Zapomnieć? Wkleję ją do księgi trofeów!

- Kłamiesz. Nie masz takiej księgi.

- Masz rację - przyznał z przygnębieniem. - Jestem bezpańskim psem. Nie znajdziesz 

dla mnie kawałka kości? I miejsca na słomiance?

- Nie! Pozwól mi napawać się moimi kompleksami w samotności.

Jonasz miał dość jej protekcjonalnego tonu i rzucił ostro:

- Odniosłem inne wrażenie, tam na strychu.

Zesztywniała.

- Co masz na myśli?

- Przytuliłaś się do mnie.

-   Niepotrzebnie   bawiłeś   się   w   rycerza.  Wybacz,   jeśli   cię   do   tego   skłoniłam.   Nie 

miałam takiego zamiaru.

1

background image

- Doprawdy? - spytał szyderczo. - A może doskonałe wiedziałaś, co robisz, właśnie po 

to, by odegrać czarującą scenę zakłopotania?

Jej   reakcja   zaskoczyła   go.   Zbladła,   wargi   zaczęły  jej   drżeć.   Spojrzała   na   niego   z 

autentycznym przerażeniem.

- To nie tak - wyszeptała. - Jonasz, przysięgam, to nie tak!

- W porządku - odrzekł zimnym tonem. - Więc nic się nie stało?

Katja nie dawała za wygraną.

- Jonasz, proszę, uwierz mi, naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że szukam u ciebie 

opieki.

Jonasz zmarszczył czoło. W jej oczach pojawiły się łzy, była śmiertelnie blada.

- Co to ma za znaczenie, czy w to uwierzę, czy też nie?

Pokręciła tylko bezradnie głową. I wydusiła z siebie:

- Ty... lub ktokolwiek. Och, koniec z tym! Nic mnie to nie obchodzi!

Odwróciła się, zamierzając odejść. Jonasz złapał ją za ramię.

-   Nie,   chcę   wiedzieć,   czemu   to   takie   istotne.   Może   istnieje   jakiś   związek   z   tym 

zdarzeniem sprzed lat, które cię tak odmieniło?

Katja odzyskała już równowagę.

- Cóż to ma być, piąty akt „Zwierzeń wiejskiej idiotki” czy może „Uwiedzionej przez 

goryla”. Puść mnie, mój miły, bo cię złapie inspektor!

Jonasz   przyglądał   się   jej   przez   chwilę   w   zamyśleniu,   w   końcu   uśmiechnął   się   i 

rozluźnił palce.

- Jak to dobrze, że stać cię na ironię, Katju! Inaczej byłabyś nie do wytrzymania!

- Obiecaliśmy sobie unikać agresji - przypomniała ze smutkiem. - I nic z tego.

- Balansujemy na linie.

- I wciąż z niej spadamy.

-   Na   szczęście   niedługo   się   rozstaniemy   -   stwierdził   Jonasz.   -   Inspektor   Hultén 

załatwił mi nowe mieszkanie, stare nie nadawało się już do niczego. Czy... pomożesz mi je 

urządzić?

Ożywiła się, ale tylko na chwilę.

- Naprawdę tego chcesz, czy to tylko kolejna zaczepka? Jednym tchem powiedziałeś, 

że na szczęście niedługo...

- I dokładnie to miałem na myśli. Nie lubię perfekcjonistek, ale nie mogę odmówić ci 

artystycznego smaku.

- Dziękuję, Jonaszu! Zobaczymy. A... ty... Wierzysz mi? Że...

2

background image

- Wierzę - odrzekł poważnie, bo wiedział, że ma to dla niej ogromne znaczenie. - 

Wierzę, że zupełnie bezwiednie rzuciłaś się w moje ramiona Nie możemy ze sobą wytrzymać, 

a twój ostatni list był jedynie żartem.

Odprężyła się.

-   No   właśnie.   Głupim   żartem,   przyznaję,   nawet   go   pożałowałam.   Jak   to   dobrze 

wiedzieć, że znów jesteśmy wrogami!

- Otóż to! Inspektor nas woła. Chodź, mała wojowniczko!

- Mała! To miło z twojej strony, że tak mnie nazwałeś! Nieczęsto mi się to przytrafia!

- Nie poczytuj sobie tego za komplement, bo znów zaczniemy się kłócić, a nie mamy 

na to czasu.

W   domu   było   pełno   policjantów.   Mieli   ze   sobą   psa   i,   ku   rozpaczy   gospodyni, 

przetrząsali każdy zakamarek w poszukiwaniu narkotyków.

- Dyrektor Svantesson nie zrobił nic złego - biadała. - To taki porządny człowiek. Po 

co to całe zamieszanie? Wyjechał na parę dni do Londynu.

- Więc czemu jest w Brazylii? - spytał ostro Hultén.

- To śmieszne! Pan dyrektor powiedział, że jedzie do Londynu, więc z pewnością jest 

w Londynie. Nawet zapłacił mi za miesiąc z góry. Prawdziwy dżentelmen.

Hultén przyglądał się jej badawczo. Naiwność ludzka nie ma granic.

- Skąd Svantesson miał tyle pieniędzy?

- Z firmy, oczywiście! Poza tym to nie żaden Svantesson, tylko dyrektor Svantesson!

- Czy odwiedzał go szwagier?

- Jego szwagier nie żyje.

- Wiem. A wcześniej?

- Nie po śmierci pani Svantesson.

- A inni, czy odwiedzali go inni ludzie? Młodzi mężczyźni lub kobiety?

- Pan dyrektor ma wielu znajomych - odrzekła z godnością gospodyni - ale nie wśród 

kompanów szwagra Tacy nie mają tu wstępu.

- Przejrzeliśmy jego rachunki, nie ma w nich żadnych niezgodności.

- Oczywiście, że nie! Pan dyrektor jest uczciwym człowiekiem.

- Dochody z przedsiębiorstwa nie wystarczyłyby jednak na tak luksusowe życie. Skąd 

bierze na nie pieniądze?

Gospodyni nabrała wody w usta

- Nic więcej nie wiem.

- W takim razie porozmawiamy z jego adwokatem.

3

background image

Na słowo „adwokat” Jonasz zrobił kwaśną minę. Katja uśmiechnęła się ukradkiem, 

usiłując stłumić w sobie uczucie satysfakcji, choć nie bardzo się to jej udało.

- Wyglądasz jak kot, który właśnie schwytał tłustą mysz - stwierdził ponuro.

- A ty jak wygłodniały kot, któremu nie powiodło się polowanie - zareplikowała.

-   Czy   dyrektor   kontaktował   się   z   panią   od   chwili   wyjazdu?   -   spytał   Hultén 

gospodynię.

- Nie, choć ma taki zwyczaj. Pewnie był zbyt zajęty.

Inspektor   wyprowadził   Katję   i   Jonasza   do   drugiego   pokoju,   równie   elegancko 

urządzonego.

-   Mam   do   państwa   pytanie.   Może   dostrzegliście   jakieś   zmiany   w   tym   domu   od 

waszego ostatniego pobytu, coś, co by mogło stanowić dla nas punkt zaczepienia?

Jonasz nie był w stanie mu pomóc, jak większość mężczyzn nie zwracał uwagi na 

detale. Hultén westchnął z rozczarowaniem.

Katja miała zakłopotaną minę.

- Byłam tu tylko raz, trzy tygodnie temu, na przyjęciu. Od razu odkryłam, że byłam 

wybranką dyrektora na tamten wieczór, więc szybko uwolniłam się od jego towarzystwa. 

Nawet nie zdążyłam się rozejrzeć.

- „Uwolniłaś się od jego towarzystwa”, zachowując cnotę i pracę? To niebywałe! - 

stwierdził sucho Jonasz.

- Zupełnie banalne, drogi Jonaszu! Kiedy zorientowałam się w sytuacji, zajrzałam mu 

głęboko w oczy i powiedziałam przypochlebnym głosem: „Wie pan, co dziewczęta w biurze 

najbardziej w panu podziwiają?” „Nie?” odrzekł, wyraźnie zaciekawiony. „Pański stosunek 

do pracowników, to, że nigdy me wykorzystuje pan swej pozycji. Rzadka cecha u szefów, 

umiemy   to   docenić!”   Trzeba   było   widzieć   ten   jego   głupi   uśmieszek!   W   chwilę   później 

wyszłam, zasłaniając się migreną, najskuteczniejszą bronią kobiety.

- Miewasz migrenę?

- Nawet nie wiem, co to znaczy!

-  Jesteś  potworem!  -  stwierdził   Jonasz.   -  Choć  nieźle  sobie   poradziłaś. Adwokata 

traktujesz w podobny sposób?

- Nie ma takiej potrzeby. Adwokat powoli zabiera się do rzeczy. Czai się do skoku.

Jonasz zagryzł wargi,

- Ale w końcu skoczy?

- Chyba odbiegliśmy od tematu? - wtrącił się Hultén. - Cnota panny Francke nie ma 

żadnego związku ze sprawą. Zresztą możecie już iść. Liczyłem na waszą pomoc i doznałem 

4

background image

srogiego rozczarowania. Idźcie kłócić się gdzie indziej. Autobusy przejeżdżają tędy co dwie 

minuty.

Autobus był przepełniony, wcisnęli się w kąt przy oknie. Na następnym przystanku 

dosiadło   jeszcze   parę   osób.   Jonasz   zasłonił   Katję,   biorąc   na   siebie   nacisk   tłoczących   się 

pasażerów.

- Masz jakieś wiadomości od Jonasza? - spytała, walcząc o miejsce z podsłuchującą 

ich parą. - Nie powinien przestać prześladować Katji?

Jonasz zajrzał jej z bliska w oczy.

- Katja nigdy go nie interesowała. Szuka Katarzyny, brzydkiej, niezgrabnej, ale pełnej 

zmysłowego ciepła.

Zesztywniała.

- Jej już nie ma.

- On nie chce w to wierzyć. Widział jej cień kilka razy, raz w okolicach pewnej furtki. 

Katja nic dla niego nie znaczy.

- Cóż więc zrobi, jak znajdzie Katarzynę?

- Pewnie się w niej zakocha.

Katja nie poruszyła się. Stali blisko siebie, Jonasz przywarł do niej całym ciałem. 

Chciała się odsunąć, ale nie była w stanie, a on bezwstydnie to wykorzystał.

- Nigdy jej nie znajdzie - powiedziała cicho. - Katarzyna nie żyje.

- Gdyby jednak? Co by wtedy zrobiła, jak sądzisz?

Zatrzepotała długimi rzęsami.

- Teoretyczne rozważania mnie nie interesują.

Coś budziło się w nich obojgu. Katja zarumieniła się i wbiła wzrok w okno.

Jonasz podniósł rękę i delikatnie pogładził palcem jej policzek. Podniosła głowę i 

zajrzała mu w oczy. Patrzył na nią poważnie i czule, a jego wyrazista twarz nigdy dotąd nie 

emanowała taką zmysłowością.

Odwróciła się gwałtownie.

- Pańską najlepszą cechą, panie dyrektorze - zaczęła cierpkim tonem - jest to, że nigdy 

nie wykorzystuje pan swojej pozycji wobec podwładnych.

- Nie jestem dyrektorem. Jestem zwykłym prostakiem, bez krzty finezji.

- Jeśli się nie odsuniesz, powiem ci parę słów prawdy! - syknęła z iskrami w oczach.

- Bardzo proszę!

- Dobrze! Sam tego chcesz! Nigdy nie znajdziesz Katarzyny! Ona przeznaczona jest 

dla adwokata.

5

background image

Jonasz zacisnął wargi.

- On ją zna?

- A jak sądzisz?

- Wie to, czego mi nie opowiedziałaś? To, co przytrafiło się Katarzynie?

- Tutaj wysiadam.

Jonasz przedarł się za nią przez tłum. Byli w centrum miasta. Dogonił ją na ulicy i 

złapał za ramię.

- Wie? Zdradziłaś moją Katarzynę! Oddałaś ją temu... wymoczkowi!

Katja zatrzymała się.

- Puść mnie! W autobusie zachowałeś się nieprzyzwoicie, tego ci nie wybaczę!

- Nie zareagowałabyś tak ostro, gdybyś nie żywiła wobec mnie żadnych uczuć. Wiesz 

o tym doskonale!

Jej twarz straciła wszelki wyraz.

- Zostaw mnie w spokoju, Jonaszu! Prześladujesz mnie!

Przez  chwilę  patrzył  na nią  z nienawiścią i  w końcu się  poddał. Był  zmęczony i 

rozczarowany.

- Jak chcesz, dam ci spokój. Teraz to już wszystko jedno. Nie chcę dzielić Katarzyny z 

kimkolwiek. Jeśli wybrałaś sobie adwokata na powiernika, to nie mam już nic do dodania.

Katja poczuła nagle pustkę.

- Prosiłeś, żebym pomogła urządzić ci mieszkanie - przypomniała żałośnie.

- Nie mam już siły sprzeczać się z tobą. Żegnaj, Katju! Żyj szczęśliwie w swoim 

sztucznym świecie.

W jej oczach znów pojawiły się iskry.

- Jesteś upartym, obrażalskim osłem!

- No to mamy już prawdziwy ogród zoologiczny - mruknął.

-   Dopytujesz   się   o   tę   twoją   Katarzynę,   jakbyśmy   były   dwoma   osobami.   Nie 

opowiadałam Göranowi o swoim dzieciństwie, bo go to w ogóle nie obchodzi. Nigdy nie był 

w domu moich rodziców. A ja nie wyjechałam stamtąd dlatego, że coś  szczególnego się 

zdarzyło. Więc jak mogłam komukolwiek o tym opowiedzieć?

-   Katju,   aniele!   -   Jonasz   roześmiał   się   i   objął   ją   na   środku   chodnika.   -  A  ja   już 

chciałem   wyzwać   wymoczka   na   pojedynek!  Tego,   jak   mu   tam,   Görana?  Wybaczam   mu. 

Możesz iść, nigdy już mnie nie zobaczysz, jeśli taka twoja wola. Będę trzymał się dyskretnie 

na uboczu, jak chiński kelner. A jeśli zechcesz, to odezwij się, ruch należy do ciebie.

- Puść mnie, wariacie! - uśmiechnęła się, wtulona w niego. - Chińscy kelnerzy nie 

6

background image

zachowują się w ten sposób wobec swoich klientów.

- Potargałem ci włosy, moja miła. Pozwól...

Poprawił jasne kosmyki Katji. Obok nich przemykali ludzie.

- Ciemnieją już przy skórze. Czas na kolejny seans piękności.

Katja odsunęła się z godnością.

- Jesteś beznadziejny! - powiedziała, udając powagę. - Miałeś, zdaje się, zachować 

dyskrecję.

- Jedzie mój autobus! - wykrzyknął. - Masz,  to mój nowy adres. Zrób z nim, co 

chcesz.   Wyrzuć,   wpisz   na   listę   trofeów.   Dziękuję   za   długą   wojnę!   Była   niezwykle 

stymulująca.

Wyciągnął dłoń, a ona ją ujęła.

- Jonaszu...

Jonasz był już w autobusie.

Odwrócił się. Katja stała tuż za drzwiami. W jej oczach krył się ból i strach, jak u 

zalęknionej sarny. Przypominała Katarzynę, tę, którą ujrzał przy furtce.

Mógłby przysiąc, że słyszy jej zduszony szept:

- Pomóż mi, Jonaszu!

Drzwi zamknęły się, wciąż widział jej sylwetkę. Młoda, elegancka kobieta ściskająca 

w ręku kawałek papieru.

„Pomóż mi, Jonaszu?” Naprawdę to powiedziała?

Tak, powiedziała! Powiedziała!

Powiedziała! „Pomóż mi...”

Katja? Katja Francke?

Jonasz wyskoczył na następnym przystanku i popędził z powrotem jak szalony. Katji 

już nie było. Szukał jej po najbliższych ulicach, ale na próżno.

7

background image

ROZDZIAŁ X

Jonasz dotrzymał obietnicy i nie odezwał się do Katji. Przez dwa dni.

Potem zadzwonił.

Usłyszał chłodny, ale uprzejmy głos - głos idealnej sekretarki.

- Katja Francke.

- Nie mogę sobie dać rady z firankami.

- Jonasz? - szepnęła. - Zmierz długość i szerokość, przyniosę jakiś materiał.

- Świetnie! Najlepiej brązowy w goryle. Co się z tobą działo?

- Robiłam na drutach, by uspokoić skołatane nerwy.

- Weź taksówkę, bo tu nie trafisz! Ja płacę.

- Nie trzeba, wiem, gdzie mieszkasz.

- Wiesz?

-  Wiem. Wczoraj   wieczorem   stałam   przez   pół   godziny  pod  twoim  oknem.   Jak   ta 

dziewczynka z zapałkami, zmarznięta wpatrywałam się w rozświetlone okna.

W słuchawce zapadła cisza. Jonasz poczuł, że ogarnia go niezwykła, ciepła radość.

- Dlaczego nie weszłaś na górę? - spytał cicho.

- U ciebie się nie paliło.

Uśmiechnął się szeroko.

- Te twoje metafory o rozświetlonych oknach! Byłem na policji. Przyjedź natychmiast! 

Teraz! Wieczorem!

Usiłowała hamować jego entuzjazm.

- Jonasz... nic się nie zmieniło.

- To nieważne. I tak największą radość sprawia mi wygrywanie pojedynków na słowa.

- Mnie też. Wiesz co, sama zmierzę okna. Nie mam zaufania do kawalerów.

- Doskonale, więc przyjedziesz od razu? I wybacz mi moje zachowanie w autobusie. 

Już nigdy nie będę cię naciskał.

- Potrafisz dobierać słowa! - mruknęła. - W porządku, wybaczam.

Jonasz   czekał   na   nią   na   ulicy.   Wokół   panowała   dziwna   cisza.   Padał   pierwszy 

grudniowy śnieg, ale ziemia nie była jeszcze gotowa na jego przyjęcie; zbyt ciepła i wilgotna, 

przemieniała białe płatki w krople wody.

Jonasz miał mokre włosy i ramiona, kiedy zjawiła się Katja.

- Cześć, wyglądasz jak wycięta z „Harper’s Bazaar”.

- Musiałeś to gdzieś wyczytać, nigdy nie miałeś w ręku „Harper’s Bazaar”. Dziękuję - 

8

background image

dodała miękko, kiedy przytrzymał drzwi do budynku.

Miała na sobie ładny płaszcz zimowy, ale Jonasz dostrzegł bez trudu, że musiał służyć 

dziewczynie od paru sezonów. Przyłapał się na myśli, że chętnie kupiłby jej nowy.

- Nowe mieszkanie! Szczęściarz z ciebie!

- Mogę podziękować tym łobuzom. Jak się miewa wymoczek?

- Oświadczył się - odrzekła Katja w drodze do windy.

- A ty? - spytał Jonasz, kiedy jechali w górę. - Chcesz zostać żoną wymoczka?

- Odrzekłam zgodnie z prawdą, że nie chcę zostać niczyją żoną.

- Nawet żoną goryla, osła czy bawołu?

- Zwłaszcza!

- Dlaczego?

- Wyjaśniłam już to w ostatnim liście. Oświadczasz mi się, Jonaszu?

- Bynajmniej! Nie chcę się znaleźć w twym plastikowym świecie! Trenuję.

-   Myślałam,   że...   -   Przerwała   na   chwile,   po   czym   dodała:   -   Trenujesz   na   jakąś 

specjalną okazję?

Jonasz trzymał ją jakiś czas w niepewności, gmerając kluczem w zamku. Wreszcie 

odrzekł przeciągle:

- Nie. Uczę się znosić niepowodzenia. Wiedziałem, że powiesz nie.

- A gdybym powiedziała tak?

- Nie przerażaj mnie! Doznałbym szoku!

Katja rozejrzała się wokół.

- Jonasz! Co za piękne mieszkanie!

- Dość puste - stwierdził skromnie. - Z mojego starego niewiele zostało, a jeszcze nie 

zdążyłem wiele kupić.

-   Cudowne!   Nie   mógłby   ktoś   splądrować   mojego   mieszkania?   Takie   jak   to,   to 

marzenie. Kupiłeś ten komplet wypoczynkowy? Jest wspaniały!

- Tak uważasz? - spytał, dumny z jej pochwały.

- Jasne! Wielki Boże, tu są trzy pokoje! Czym je masz zamiar zapełnić? Będziesz się 

przekrzykiwał z własnym echem?

- Gdzie tam. To się nazywa planowanie rodziny. Długofalowe - dodał szybko.

Katja zniknęła w drugim pokoju, jej głos odbijał się od pustych ścian.

- Jakie tu jest piękne światło!

- Możemy tam wstawić biurko dla ciebie.

Rzuciła mu długie, badawcze spojrzenie.

9

background image

- Nie kuś  mnie - odrzekła. - Pracuję  w fatalnych warunkach. Kiedy kładę arkusz 

papieru na blacie, to nie ma już miejsca dla farb.

-  Oferta   pozostaje   w   mocy -  odrzekł   swobodnie.   - Więc   co,  najpierw  firanki   czy 

filiżanka kawy przy zlewozmywaku?

Zadzwonił telefon, Jonasz podniósł słuchawkę.

- Pewnie Hultén.

Młoda   kobieta   powiedziała,   że   dzwoni   z   lotniska.   Przyszedł   list   do   pana   Jonasza 

Callenberga, gdyby miała nowy adres, mogłaby go natychmiast odesłać.

Jonasz zamierzał już spełnić prośbę nieznajomej, ale się zawahał.

- Proszę przesłać list na stary adres - rzucił krótko i rozłączył się.

- Jakiś problem? - spytała Katja, podchodząc bliżej.

Jonasz westchnął.

- Sądzę, że to była Birgit Karlsson. Próbują różnych sztuczek, by wydobyć ze mnie 

nowy adres.

- Skąd znają numer telefonu?

-   Bo  mi   go   nie   zmieniono,   centrala   ma   tylko   polecenie,   by  nikomu  nie   podawać 

adresu. Och, obrzydła mi już ta zabawa w ciuciubabkę. Nie lubię uciekać, lubię działać! A 

poza tym marzę, żeby wrócić do pracy. Latać, czuć się potrzebny!

- Jeśli brakuje ci pieniędzy...

- Ależ skąd, wypchałem nimi materac! To ta bezczynność mnie zabija! Jeśli potrwa 

dłużej, będę musiał zabrać się za jakieś ćwiczenia, bo diabli wezmą sprawność, moją dumę. 

Policja nigdy ich nie złapie. Puścili dziewczynę wolno, a tamci dwaj ukryli się jak szczury. 

Niech wreszcie coś się stanie!

- Będę wdzięczna, jeśli nic się nie stanie - mruknęła w odpowiedzi.

Jonasz zajrzał do szafki i znalazł jedną filiżankę i jeden kufel Nie miał nic przeciwko 

piciu kawy z kufla. Wstawił rondel z wodą, znalazł dwie porcje kawy rozpuszczalnej i wsypał 

je   do   rondla.   Katja   zdusiła   w   sobie   jęk   rezygnacji,   czyniąc   nadludzkie   wysiłki,   by   do 

pozbawionej firanek kuchni wprowadzić choć odrobinę domowej przytulności.

- Co robisz w święta?

Podskoczyła.

-  W  święta?   Mój   Boże,   znów   są   święta?   Nie   mam   pojęcia.  A  jak   ty  obchodzisz 

gwiazdkę?

- Przez ostatnie lata byłem za granicą. A jeszcze wcześniej jeździłem do siostry, która 

traktowała mnie jak intruza w swoim uporządkowanym świecie. A ty.

0

background image

- Różnie bywa - odrzekła wymijająco. - Raz byłam u siebie, na wsi, ale niezbyt mile to 

wspominam.

- Sama?

- Nie, miałam ze sobą dzieła zebrane Steinbecka. Steinbeck nie zdołał jednak zabić 

wszystkich wspomnień.

Przyglądał się jej w zamyśleniu.

- A poza tym... spędzałaś święta samotnie w mieszkaniu?

- Tak - odrzekła, schylając głowę. - Gwiazdka to głupi wynalazek, stworzona przez 

ludzi, którzy uwielbiają kandyzowane aniołki. Nie lubię gwiazdki.

Jonasz pracowicie rozpakowywał paczkę herbatników.

- Nie chciałabyś spędzić Wigilii ze mną? Tutaj?

Odwróciła się do niego plecami, by nie mógł zajrzeć jej w twarz.

-   To   by   się   chyba   nie   udało   -   odparła   zduszonym   głosem.   -   Jestem   słabym 

pocieszeniem dla kawalera. Pamiętasz, co napisałam? Nie mam ci nic do zaofiarowania.

Jonasz wiedział doskonale, że nie miała na myśli podarków świątecznych.

- Mylisz się - stwierdził z niezwykłą powagą. - Dałaś mi już bardzo wiele.

- Naprawdę? - spytała z niedowierzaniem. I nagle zmieniła ton. - Nie wierzę, ty chcesz 

wyłącznie seksu. A tego nie mogę ci dać.

- Kto powiedział, że ja chcę wyłącznie seksu? - spytał z irytacją.

- Takie przynajmniej sprawiasz wrażenie.

Kawa wykipiała na oczach Jonasza i tylko jego stłumione przekleństwa rozładowały 

napiętą atmosferę.

Zjedli improwizowany posiłek, zajęci beztroską paplaniną, potem zmierzyli firanki i 

omówili   kwestię   pozostałych   mebli.   Dopiero   kiedy   Katja   z   przerażeniem   spojrzała   na 

zegarek, Jonasz wrócił do przerwanego tematu.

- Czemu boisz się seksu, Katju?

- Jonasz! - powiedziała z wyrzutem. - Wszystko musisz popsuć! A było tak miło!

Tak, było miło. Na jej twarzy pojawił się rumieniec, oczy błyszczały jak gwiazdy, 

niewiele w niej zostało uporządkowanej Katji Francke. Teraz w jej spojrzeniu pojawił się 

cień.

- Nie możesz zostać na noc? - spytał.

Wybiegła do przedpokoju.

- To wykluczone! - krzyknęła ostro.

Jonasz ruszył za nią powoli.

1

background image

- Odstąpię ci pokój i łóżko, możesz czuć się bezpiecznie. Jak chcesz, zamknij drzwi na 

klucz, choć to zupełnie zbędne.

- Dlaczego chcesz, żebym została?

- Po pierwsze, znakomicie czuję się w twoim towarzystwie i wprost uwielbiam twoje 

docinki. A po drugie, boję się o ciebie. Dobrze wiesz dlaczego.

- Mam samochód! I policjanta, który mnie pilnuje.

- To nie wystarczy. No, ale jeśli nie chcesz zostać...

Rozglądała się bezradnie wokół.

- Nie o to chodzi. Wcale nie mam ochoty już iść, bo... bardzo mi ciebie brakowało 

przez te parę dni Różnimy się bardzo, ale nadajemy na tej samej długości fali, prawda?

Skinął głową.

Uczyniła niecierpliwy gest.

- Gdybyś tylko nie był tak bardzo...

- Pochłonięty myślami o seksie? Nie jestem, Katju.

- Nie, nie jesteś nachalny. Przynajmniej nie za bardzo - poprawiła się szybko. - Chodzi 

mi o ciebie!

Czekał.

- Co to znaczy, Katju? - spytał łagodnie.

- Spójrz na siebie! - prychnęła gwałtownie. - Stoisz, leniwie oparty o drzwi. I jesteś 

taki... taki... pociągający! Och, muszę już iść - zakończyła z zażenowaniem.

- Katju - powiedział cicho, nie ruszając się z miejsca.

Zaczęła płakać.

- Jesteś gorylem, mówię rzeczy, których... Wcale tak nie myślę, w ogóle mnie nie 

interesujesz. I... Gdzie, do diaska, są moje rękawiczki?

- Tutaj - odrzekł spokojnie, podnosząc je z podłogi - To twoja paczka?

Katja otrząsnęła się i otworzyła szeroko oczy.

- Tak! Korona Łucji i  świece na jutrzejsze  święto! Miałam zostawić je  w  biurze, 

dziewczęta potrzebują ich wcześnie rano. Muszę tam teraz wpaść.

- Jadę z tobą.

- Nie! - zaprotestowała. - Nie, proszę, nie rób tego! Dam sobie radę.

Jonasz zrozumiał, że nie była w stanie znieść jego obecności ani chwili dłużej, więc 

nie nalegał.

- Nie powinnaś ty być Łucją? - zdziwił się.

Katja odrzekła spiesznie, naciągając rękawiczki, jakby chciała już mieć to wszystko za 

2

background image

sobą:

- Byłam w zeszłym roku i teraz znów mnie poproszono, jak wszystkie długonogie 

blondynki.   Odmówiłam.   Mam   złe   doświadczenia.   Żonaci   urzędnicy   dodają   wódki   do 

grzanego   wina,   potem   pojawiają   się   ich   rozhisteryzowane   żony  i   mają   do   nas   pretensje. 

Żałosne przedstawienie.

- Więc wyśpisz się rano? To mi oszczędzi wyrzutów sumienia. Odprowadzę cię do 

windy.

- Nie, Jonasz, żadnych wind! Do widzenia, dziękuję za cudowny wieczór!

- Kiedy się zobaczymy?

Zatrzymała się w drzwiach.

- Znajdź sobie jakąś miłą, seksowną dziewczynę i zapomnij o brzydkiej Katji. Ona 

wybiera się do domu lizać rany i wracać do równowagi.

- A więc ją troszkę naruszyłem?

- Troszkę? Prawdziwe trzęsienie ziemi!

Drzwi   zatrzasnęły   się   i   Jonasz   został   sam.   Powoli   wszedł   do   pokoju,   w   którym 

królowała jedynie sofa obita jasną skórą. W pustych ścianach wciąż rozbrzmiewało echo.

Jonasz uśmiechnął się do siebie. Przepełniała go radość. Chwycił miarkę i rąbnął nią 

w oparcie sofy. Miarka pękła na pół.

To nic. Musiał jakoś dać upust uczuciom.

3

background image

ROZDZIAŁ XI

Dyrektor   Svantesson   siedział   w   hotelu   w   Rio   de   Janeiro   z   drinkiem   w   dłoni   i 

rozkoszował się widokiem na ogromny posąg Chrystusa. Jednak nie sprawy natury duchowej 

zaprzątały jego myśli.

Uratowany, myślał z ulgą i triumfem. Uratowany w ostatniej chwili! Przeżył kilka 

trudnych dni, ale w końcu w genialny sposób wystrychnął ich na dudka. Wszystkich!

Zaniósł się rechotliwym śmiechem.

Niewielu mężczyzn mogło dorównać mu inteligencją. Kissinger, może Einstein, choć 

to   właściwie   zaspany   naukowiec,   a   tacy   się   nie   liczą.  Trzeba   żyć   pełnią   życia,   zarabiać 

pieniądze, działać szybko, a myśleć jeszcze szybciej. Jak on, dyrektor Svantesson!

Tylko jeden człowiek wiedział, gdzie się teraz znajduje. Pilot, Jonasz Callenberg. A 

znając Berrę i Stickana mógł być pewien, że nie ma już nikogo, kto by znał jego miejsce 

pobytu. Berra i Stickan lubili zabijać. Mieli swoje nawyki...

Tak, w genialny sposób zatarł wszelkie ślady.

Wymacał w kieszeni klucz do hotelowego sejfu. W bezpiecznym schowku w recepcji 

spoczywała cała jego fortuna. Dość pieniędzy, by biały człowiek mógł opływać w tym kraju 

we wszelkie zbytki.

Jedynie   konieczność   nagłego   opuszczenia   firmy   mąciła   nieco   jego   znakomite 

samopoczucie. Ale w końcu, zbyt wiele czasu musiał jej poświęcać. Równie dobrze kto inny 

mógł przejąć na swoje barki cały ten ciężar. Pewnie biją się już o schedę po nim! Niech się 

biją! Starczy mu to, co zabrał ze sobą.

Tu nikt nie będzie zadawał nieprzyjemnych pytań.

Znów pojawił się ten mężczyzna. Ten sam, który przyglądał mu się ukradkiem w holu.

Policjant?

Skąd? Czemu, u diabła, miałby to być policjant? Svantesson był jednym z wielu gości, 

rzecz jasna wyglądał lepiej niż większość (odruchowo przejrzał się w lustrze), ale poza tym 

nie rzucał się wcale w oczy.

To pewnie detektyw hotelowy. Taką ma pracę, przygląda się gościom.

Svantesson przeciągnął się z zadowoleniem. Wszystkich oszukał. Jeden po drugim 

dali się złapać na haczyk. I wszystko mogło zostać po staremu, mógłby spędzić w Szwecji 

resztę swych dni, gdyby nie ten przeklęty wypadek. Zdarzył się tak niespodziewanie! Co za 

idioci!

Na samo wspomnienie Svantesson poczerwieniał z irytacji.

4

background image

Zachowując zimną krew, zdołał umknąć na czas.

Nie zostawiając śladów.

Znów przejrzał się w lustrze i przygładził szpakowate włosy. Wciąż był przystojny. 

Czterdzieści trzy lata to żaden wiek. I ten wybitny umysł...

Pora zbudować sobie nowe życie.

Katja zaparkowała samochód przed imponującą fasadą firmy Svantessona. Zbliżała się 

północ,   budynek   pogrążony   był   w   mroku.   Wyjęła   klucz   i   otworzyła   drzwi   wejściowe. 

Wymacała kontakt i zimne światło świetlówek zalało po chwili całe wnętrze. Winda zawiozła 

ją na drugie piętro, głuchy, metaliczny łoskot niósł się echem po opustoszałym budynku.

Ogromne biuro wyglądało dziwnie o tej porze nocy, jak od dawna nieczynna fabryka. 

Katja   podeszła   do   okna,   gdzie   leżał   karton   z   dekoracjami.   Znalazła   małe   świeczniki   dla 

orszaku   Łucji,   ozdobione   gałązkami   borówkowymi.   Otworzyła   swoją   paczkę   i   wyjęła 

świeczki.

Te świece dają słabe światło, pomyślała. Będziecie, dziewczęta, kiepsko wyglądać.

Przed budynkiem zatrzymało się dwóch młodych mężczyzn i badawczym spojrzeniem 

obrzuciło jej samochód. Nie kradnijcie go, poprosiła w duchu. Jest stary i zniszczony, co po 

nim takim twardzielom jak wy!

Jej   prośby   odniosły   skutek.   Obrzuciwszy   wzrokiem   fasadę   budynku,   zostawili 

samochód w spokoju, po czym zniknęli w cieniu bramy. Zamknięte, chłopcy!

Pojawili się ponownie i okrążyli narożnik budynku. Tam też jest zamknięte, nie macie 

czego tu szukać, firma produkuje kartony, a dyrektor zwiał z kasą.

A może nie zwiał. To bez znaczenia. Katja wróciła do wkładania opornych świec. Po 

co ich aż tyle? Dziewczęta mogły zresztą zrobić to same...

Coś kazało jej przerwać pracę. Gdzieś w budynku trzasnęły drzwi.

Urojenie!

Czy   to   nie   odgłos   kroków   na   schodach?   Ostrożnych,   ale   jednak   odbijających   się 

słabym echem od kamiennych ścian.

Katja złapała torebkę i rękawiczki, podkradła się do drzwi i zgasiła światło. Jakiś 

ostrzegawczy głos podpowiadał jej, że nieproszeni goście nie mieli uczciwych zamiarów. 

Stanęła za drzwiami i wstrzymała oddech.

Dobiegły ją jakieś szepty, całkiem dobrze słyszalne w pustym budynku.

- To jest jej samochód, przysięgam! Mamy szansę, Callenberg zrobi dla niej wszystko, 

mogę się założyć.

Możesz?   Ja   nie,   pomyślała   Katja,   drętwiejąc   ze   strachu.   Z   pewnością   zauważyli 

5

background image

światło w biurze...

Rozejrzała się wokół, po czym ruszyła do pokoju kierownika i podniosła słuchawkę 

telefonu Nie miała numeru Hulténa, ale ku swemu zdziwieniu potrafiła z pamięci odtworzyć 

numer Jonasza.

Wykręciła go drżącym palcem i czekała z niecierpliwością. Byli już z pewnością na 

drugim piętrze, ale nie wiedzieli, które drzwi prowadzą do biura.

Przynajmniej taką miała nadzieję.

Wreszcie! Głęboki głos Jonasza.

- Jonasz! - wyszeptała z pośpiechem. - Mówi Katja, jestem w biurze. Oni też tu są, za 

drzwiami! Złap Hulténa, szybko!

- Katja! - krzyknął z przerażeniem. - Powinienem był...

- Pośpiesz się! - przerwała mu. - Boję się, Jonasz! Tylko nie przyjeżdżaj sam, oni chcą 

ciebie, nie mnie.

- Jedziemy! - powiedział i rzucił słuchawkę.

Teraz tylko trzeba znaleźć jakieś drzwi, które można zamknąć na klucz!

W   chwili   gdy   tamci   otworzyli   drzwi   do   biura,   Katja   zniknęła   w   wewnętrznym 

korytarzu. Rozejrzała się nerwowo wokół, nie miała wiele czasu, by wybrać właściwe drzwi, 

jeszcze mniej, by stwierdzić, które z nich zamykają się od wewnątrz.

Damska szatnia.

Bez wahania wpadła do środka i przekręciła klucz w zamku. Nasłuchując ich głosów, 

opadła wyczerpana na ławkę pośród drewniaków i zapomnianych parasolek.

Uratowana! Żeby tylko pomoc z zewnątrz dotarła na czas!

Pięć minut później zza drzwi dobiegł ją wyraźny, młody głos.

- Berra! Chodź tu! Te drzwi są zamknięte od wewnątrz!

Szybkie kroki. I skrobanie do drzwi.

- Małe piwo - powiedział drugi, chropawy głos. - Załatwię je w sekundę.

Nie! Objęła ją gorąca fala strachu. Rozejrzała się rozpaczliwie wokoło. Co teraz?

Jonasz, Hultén i kilku policjantów szarpało za klamkę.

- Zamknięte - stwierdził inspektor. - Musimy znaleźć kogoś z kluczem.

Lodowaty dreszcz strachu przebiegł po plecach Jonasza.

- Tu są świeże ślady - rzucił jeden z policjantów. - Sprawdzę od zaplecza. - Zniknął za 

rogiem budynku.

Pozostali ruszyli za nim. W chwilę później dobiegł ich jego głos:

- Tylna brama jest otwarta. Wyłamano ją.

6

background image

Wbiegli do środka i rzucili się schodami w górę. Jonasz i Hultén wiedzieli, na którym 

piętrze mieszczą się biura.

Nigdy   dotąd   Jonasz   nie   odczuwał   takiego   strachu.   Stracił   mnóstwo   czasu   na 

znalezienie inspektora, a na dodatek ta zamknięta brama... W budynku panowała całkowita 

ciemność. Zapalali kolejne lampy, ale nigdzie ani śladu życia.

W końcu dotarli do korytarza.

Nagle   zobaczyli   dwie   sylwetki,   które   na   ich   widok   zniknęły   za   przeciwległymi 

drzwiami. Policjanci puścili się pędem za nimi, lecz Jonasz się zatrzymał.

Skąd się pojawili?

Drogę wskazały mu wyważone drzwi.

- Katja! - krzyknął i wpadł do środka. Cisza, dziewczyny ani śladu.

- Katju! - krzyknął z rozpaczą.

Jego uwagę zwróciły małe drzwi. Znać było na nich ślady wściekłych kopniaków, 

klamka zwisała.

Rozległ się chrobot zasuwki i drzwi otworzyły się powoli. Jonasz nie był w stanie się 

poruszyć.

W środku stała Katja, nienaturalnie wyprostowana, nienaturalnie blada i poważna.

- Jak godnie opuścić damską toaletę? - spytała żałosnym głosem.

Inspektor   Hultén   znalazł   ich   przed   wejściem   do   damskiej   szatni.   Oparta   o   ramię 

Jonasza,   Katja   drżała   jak   osika,   a   on,   twardy   lotnik   i   łowca   przygód,   szeptał   jej   słowa 

pociechy, gładząc po jasnych lokach.

- Dość nieoczekiwany widok - stwierdził sucho Hultén. - Bez wątpienia jednak krok 

we właściwym kierunku.

7

background image

ROZDZIAŁ XII

Katja nie mogła opanować drżenia.

- Wiem, że to zabrzmi głupio, Jonaszu - szepnęła - ale nie zostawiaj mnie.

- Nie zostawię - zapewnił. - Złapaliście ich, inspektorze?

- Tylko Stickana. Ten drugi uciekł.

- Ten drugi jest gorszy, prawda?

- Obaj to typy spod ciemnej gwiazdy, ale ten Berra to prawdziwy twardziel. Poza tym 

to handlarz, nie bierze narkotyków, tylko żyje z cudzego nieszczęścia. Niech pan się zajmie 

dziewczyną, panie Callenberg, potrzebuje pańskiej opieki. Porozmawiamy jutro rano.

Jonasz skinął głową.

-   Chodź,   Katarzyno!   Wujek   Jonasz   zabierze   cię   do   domu.   W   moim   mieszkaniu 

będziesz bezpieczna.

Odruchowo posłużył się jej prawdziwym imieniem. Wciąż dygocząc, nabrała głęboko 

powietrza i wkładając w to całą siłę woli, na powrót stała się Katją.

- Czy twoja łazienka nadaje się do czegokolwiek?

-  Jest  w   pełni   wyposażona!   Mam  nawet   mydło  i   ręcznik.   I  jedną   szczoteczkę  do 

zębów, ale wolałbym zachować ją dla siebie.

-   Całkowicie   się   z   tobą   zgadzam!   Własny   grzebień,   własna   poduszka   i   własna 

szczoteczka. Mówiłeś, że Hemingway szorował zęby frotowym ręcznikiem? Przyjdzie mi 

więc złożyć hołd literaturze.

- Świetnie! Muszę pamiętać o poduszce, kiedy następny raz złożę ci wizytę. - I dodał 

szybko, zanim zdążyła skomentować jego uwagę: - Cieszę się, że mogę odwzajemnić twoją 

gościnność.

Skinęła głową z wdzięcznością.

- A  twoja   wcześniejsza   obietnica  jest  wciąż  aktualna?  Że  mogę  się  czuć  u  ciebie 

bezpiecznie, pod każdym względem?

- Całkowicie! Uważasz mnie za jakieś zwierzę? No, tak - dodał spokojnie - tak właśnie 

uważasz.   Zapewniam   cię,   jestem   całkowicie   niegroźnym   egzemplarzem.   Wielkim, 

sympatycznym leniwcem, który nawet nie pomyśli o samicy, póki ta nie zniknie z jego pola 

widzenia.

Na twarzy dziewczyny pojawił się słaby uśmiech. Następne pytanie całkowicie go 

zaskoczyło.

- Masz kolegów?

8

background image

- Kolegów? O co ci...? Hm, mam. Pilotów, mechaników. Żadnych bliskich przyjaciół. 

Dlaczego pytasz?

- Nikt z nich nie mieszka w pobliżu? Nie widziałeś się z nimi dzisiaj lub wczoraj? A 

może rozmawiałeś przez telefon?

-   Nie   -   odrzekł   zupełnie   zaskoczony.   -   Nie   rozumiem   cię,   Katju.   Czemu   cię   to 

interesuje?

Odprężyła się.

- Nic takiego.

- Mam do któregoś zadzwonić? Potrzebna ci przyzwoitka?

Znów zadrżała.

- Nie, za żadne skarby! Idę z tobą. Jeśli pozwolisz.

Jonasz patrzył na nią z nie skrywanym podziwem. Inspektor uznał zapewne, że Katja 

wróciła do równowagi, lecz Jonasz wciąż czuł kurczowy uścisk jej wąskiej dłoni. Chciał 

przekazać jej choć odrobinę własnej pewności siebie, ale nie potrafił.

Mógł   wyobrazić   sobie,   co   czuła   przez   te   długie   minuty,   zanim   nadeszła   pomoc. 

Zamknięta w malutkiej toalecie, oddzielona cienkimi drzwiami od dwóch zdesperowanych, 

niebezpiecznych zbirów.

Nie był właściwie w stanie pojąć, jakim cudem wciąż trzymała się na nogach.

Zjechali windą w całkowitym  milczeniu. Katja  nie puszczała jego dłoni, a Jonasz 

uznał, że nie czyniła tego wyłącznie pod wpływem zdarzeń tego wieczora. Pięć lat życia w 

samotności, brak przyjaciela czy powiernika myśli - to musiało pozostawić w jej świadomości 

niezatarty ślad.

Zrobiło mu się ciepło na duszy. Został wybrany! Tylko on zasłużył na jej zaufanie!

- Katju - szepnął czule i pogłaskał ją po włosach.

-   Nie,   Jonasz   -   poprosiła,   odwracając   twarz.   -   Tylko   nie   to!   Powiedz   lepiej   coś 

zabawnego.

- Nie mogę. Jestem pusty, wypalony. Dla mnie to też były ciężkie chwile.

Nie poruszyła się, ale z wdzięcznością i lekkim zażenowaniem ścisnęła jego dłoń.

Jaką tajemnicę skrywała ta kobieta, jakie rozterki nią targały? Co jej się przytrafiło? 

Jonasz czuł podświadomie, że to on właśnie ma szansę, by uchylić drzwi do jej duszy. Gdyby 

tylko znalazł właściwy klucz. Klucz? Uderzyła go myśl, że klucze odgrywały niezwykłą rolę 

w wydarzeniach ostatnich dni...

Wracali   jej   samochodem,   bo   Jonasz   przyjechał   razem   z   inspektorem.   Usiadł   za 

kierownicą, Katja była wciąż zbyt zdenerwowana, by prowadzić. Przez chwilę pomyślał, że 

9

background image

może Berra stoi gdzieś za rogiem i będzie ich śledzić, ale on przecież nie miał auta. Na 

wszelki wypadek Jonasz pojechał do domu okrężną drogą.

Kiedy znaleźli się w mieszkaniu, musiał rozebrać ją z płaszcza. Katja zachowywała się 

apatycznie, jak lunatyk ruszyła przez pokoje. Jonasz miał wrażenie, że szuka śladów czyjejś 

obecności.

Zareagowała dopiero, gdy odstąpił jej swoją sypialnię.

- Nie zostawiaj mnie! - rzuciła pospiesznie.

Spojrzał na nią pytająco. Stała z zamkniętymi oczami, ciężko oddychając. Usta miała 

zupełnie sine.

- Wiem, że nie powinnam - powiedziała głosem na granicy płaczu. - Mogę posiedzieć 

na krześle? Przy twoim łóżku?

- Ja nie chcę spać. Połóż się, będę cię pilnować.

- Nie! To niesprawiedliwe. Jestem taka wściekła na siebie za tę histerię, ale teraz nie 

mogę zostać sama!

- To zupełnie naturalne - uspokoił ją. - Ufasz mi, Katju?

- To nie kwestia zaufania. Wiem, że nie rzucisz się na mnie jak zwierzę. Chodzi o coś 

in... Zresztą nieważne. Ufam ci. Nie mam wyjścia.

- Zrobimy tak, położymy tu oba materace i zaśniemy razem. Przysięgam, że cię nie 

dotknę.

Wpatrywała   się   długo   w   jego   twarz,   której   starał   się   nadać   możliwie   najbardziej 

przyjazny   wyraz.   Patrzyła   na   jego   mocne   ciało,   na   usta,   które   czekały   na   odpowiedź. 

Przypomniała sobie gorący pocałunek na stacji i ujrzała tamto wydarzenie w nowym świetle. 

Wtedy chciał ją rozzłościć i zaszokować i dopiął swego. Teraz na myśl o wargach, które jej 

dotknęły, poczuła falę odurzającego podniecenia. Odwróciła głowę.

- Więc jak, Katju? Złożyłem ci propozycję.

- Jesteś pewien, że nikogo tu nie ma?

- Ależ moja droga!

- Nie przejmuj się mną - dodała szybko, chcąc uniknąć dalszych pytań. - Chcę tylko, 

byś wiedział, że jeśli nie masz wobec mnie uczciwych zamiarów, to... mnie to zabije.

Jej oczy wyrażały przejmujący smutek i Jonasz zrozumiał, że Katja nie histeryzuje. Ta 

świadomość   wstrząsnęła   nim,   jej   problemy   musiały   być   znacznie   poważniejsze,   niż 

przypuszczał.

- Pragnę wyłącznie ci pomóc - zapewnił z powagą. - Nie mogę pozwolić, byś została 

sama.

0

background image

Pochyliła głowę, jej twarz skryła się pod falą jasnych włosów.

- Więc zgadzam się - odrzekła nieśmiało.

- Chcesz kawy?

Mając świeżo w pamięci jego wyczyny kulinarne, odrzekła pośpiesznie:

- Nie, dziękuję, nie teraz!

Jonasz stał przed nią, trochę bezradny; cieszył się, że Katja zostaje, ale nie wiedział, 

jak sprostać sytuacji.

- Możemy się po bratersku podzielić piżamą - powiedział ze zmieszaniem. - Tobie 

wystarczy góra, a ja wezmę... resztę.

- Dziękuję - uśmiechnęła się z przymusem. - Chyba nie będzie mi potrzebna. Zostanę 

w ubraniu.

- Ale... Zresztą jak chcesz, ja też się nie rozbiorę.

Pół godziny później leżeli na materacach, wpatrując się w sufit i trzymając za ręce, bo 

Katja wciąż nie mogła pozbyć się lęku przed samotnością. Jonasz wiedział, że nie spała, 

poznawał to po oddechu.

- Zawróciłaś mi w głowie, Katju - szepnął.

Katja wstrzymała oddech, a jej dłoń znieruchomiała.

- To był głupi żart! - powiedziała po chwili.

- To nie był żart. Mówię poważnie.

Milczała długo. Wreszcie odezwała się:

- Masz na myśli Katarzynę?

-   Nie,   całość.   Doszedłem   do   wniosku,   że   Katja   jest   częścią   twojej   osobowości. 

Katarzyna to autentyczna, zmysłowa dziewczyna ze wsi, a Katja to dowcip i pewność siebie; 

elegancja mniej mnie obchodzi. Podziwiam obie, wszystko co jest tobą! Uwierz mi, nigdy 

dotąd nikomu nie mówiłem o miłości!

Katja milczała uparcie, jakby tocząc ze sobą walkę.

- Nie myśl, że to mnie raduje - dodał cierpko. - Masz skomplikowaną naturę. Nic 

jednak nie mogę poradzić, zajmujesz moje myśli w stopniu wysoce niepokojącym.

- Przykro mi - odrzekła po dłuższej przerwie. Jej głos miał chłodną barwę. Jonasz 

odniósł wrażenie, że mówienie sprawia jej trudność. - Przykro mi, ale nie możesz liczyć na 

wzajemność.

Westchnął.

- Wolałabyś, żeby Göran tu leżał?

- Göran? - zamyśliła się. - Nie wyobrażam go sobie leżącego na materacu na podłodze.

1

background image

- Nie w tym rzecz.

- Wiem. W pewnym sensie wolałabym, bo Göran nic dla mnie nie znaczy.

Jonasz wstrzymał oddech.

- Więc ja coś znaczę dla ciebie?

-   Nie,   ty   nic   dla   mnie   nie   znaczysz   -   warknęła.   -   Zupełnie   nic!   Musisz   zawsze 

przekręcać moje słowa?

Jonasz zrozumiał, że posunął się za daleko i stracił tę drobną przewagę, którą zdołał 

sobie wypracować. Ale przecież powiedziała kiedyś coś o „trzęsieniu ziemi”...

Katja opanowała się z wysiłkiem.

- Wybacz mi! Göran to jest na swój sposób wymoczek, dlatego znajomość z nim 

traktuję   tak   nieobowiązująco.   Jest   nudnawy,   nie   ma   żadnych   wymagań   poza   tym,   bym 

atrakcyjnie   wyglądała   i   zachowywała   się   właściwie.   Oświadczynami   zupełnie   mnie 

zaskoczył. Zresztą to był głupi krok z jego strony.

- Ja też nie stawiałem ci żadnych wymagań - przypomniał jej Jonasz.

- Nie, przynajmniej nie w sposób świadomy. Czy ja leżę na materacu z pieniędzmi? - 

spytała, zmieniając temat.

- Zwariowałaś? Nigdy się z nim nie rozstaję.

Roześmiała się. Słabo i bezradnie.

Jonasz nie mógł się już opanować, miał ochotę coś zrobić i panicznie się bał. Nie 

chciał  skrzywdzić   Katji,   ale  sztuczna  niewzruszoność   pogłębiała  tylko  jej  cierpienie.  Nie 

mógł jej wziąć w ramiona, na to by nie pozwoliła, ale musiał znaleźć sposób na dotarcie do jej 

duszy. Teraz miał jedyną może szansę - byli tak blisko siebie, tak blisko prawdy.

Z pełną premedytacją zapytał:

- Göranowi zwierzyłaś się ze wszystkiego?

Katja była zbyt zmęczona i zdenerwowana, by zauważyć podchwytliwość pytania,

- Göranowi? Nie powiedziałam mu ani słowa!

- Więc jednak skrywasz jakąś tajemnicę?

Zachłysnęła się ze zdumienia.

- Jonasz! Obiecałeś!

Jonasz zdecydował się na kolejny drastyczny krok. Uniósł się na łokciu i wyszeptał:

- Jestem pewien, że jeślibym cię teraz pocałował, to odwzajemniłabyś pocałunek.

Objął ją, a gdy mu się wyrwała, ponownie zamknął ją w mocnym uścisku.

- Oszukałeś mnie! - krzyknęła z goryczą.

- Nie, nie oszukałem cię - syknął. - Pragnę jedynie twego dobra!

2

background image

- Wykorzystujesz swój niezwykły urok jedynie po to, by mnie ośmieszyć!

- Ośmieszyć? - Jonasz oniemiał.

- Tak, ośmieszyć! Zrób to szybko! Ale to nieprawda, nieprawda, nie obchodzisz mnie, 

możesz zrobić ze mną, co zechcesz, i tak mnie nic nie obchodzisz. Nic a nic!

Starała się wyzwolić z jego ramion. Bez powodzenia.

-   Miła   moja!   -   krzyknął   z   przerażeniem.   -   Nie   jesteś   mi   obojętna!   Czy   to 

przestępstwo? A ten idiotyczny urok... zapomnij o nim choć na chwilę. Wcale taki nie jestem. 

Nie gryź, to boli! Mogę zaczekać aż do czterdziestki, ale ani minuty dłużej. Wtedy chcę cię 

mieć. Niezależnie od tego, co powiesz.

Żart   spalił   na   panewce.   Walczyła   jak   dzikie   zwierzę,   by   się   uwolnić.   Jonasz   nie 

zamierzał jej puścić, jeszcze nie w tej chwili. Chciał ją zmęczyć, by wreszcie miała dość.

-   Uspokój   się   -   prosił   -   ze   mną   jesteś   bezpieczna.   Powiedziałem:   jeślibym   cię 

pocałował, a nie mam takiego zamiaru. No już! Katarzyno!

- Jonasz, jesteś bestią, potworem, powinieneś...

Jej głos przeszedł w bolesny krzyk i zaczęła płakać. Opadła na jego ramię, łkając 

bezradnie. Jonasz dziękował w duchu, że jeszcze nie dorobił się sąsiadów.

- Bogu dzięki! - wysapał. - Koniec walki.

Poklepał ją pocieszająco po wstrząsanych płaczem ramionach.

- Doprawdy, stawiłaś twardy opór, dziewczyno!

Pięć   lat   treningu,   pomyślał   ze   współczuciem.   Pięć   lat   treningu,   by   zachować   w 

tajemnicy coś, co powoli zaczęło się przed nim odsłaniać.

- Płacz - szepnął. - To pomaga. Potem porozmawiamy!

3

background image

ROZDZIAŁ XIII

Jonasz   dał   Katji   czas   na   uspokojenie.   Ręce   i   nogi   zdrętwiały  mu   w   niewygodnej 

pozycji, a koszula przemokła od jej łez, ale co to miało za znaczenie? Zwycięstwo wydawało 

się być tak blisko.

W końcu usiadła i pociągnęła nosem.

- Przepraszam - wymamrotała i wytarła oczy rękawem swetra.

- Ostatnim razem świadkiem była krowa - powiedział miękko. - Teraz...

- Nic nie mów - przerwała mu błagalnie. - Nie jesteś gorylem. Jesteś cudowny. Może 

ulepiony z gorszej gliny niż ludzie pokroju Görana, ale rozumiesz znacznie więcej niż oni. I 

jesteś bardziej tolerancyjny.

Pociągnęła nosem.

- Poza tym mam wrażenie, że wyrządziłam krzywdę gorylom - dodała z niepewnym 

uśmiechem. - To miłe i przyjazne zwierzęta, które żują liście i trzymają się z dala od złych 

ludzi. Jesteś miły, Jonasz!

Nie był zbyt pewien, czy żuje liście, ale na wszelki wypadek przytulił ją.

- Nie jesteś zła na mnie? Byłem troszkę brutalny.

Uśmiechnęła się i potrząsnęła głową.

- Chyba tego mi było trzeba.

- Kiedyś poprosiłaś mnie o pomoc, pamiętasz? - zapytał. - To właśnie usiłowałem 

zrobić. Pomóc ci.

- Muszę umyć twarz - powiedziała wstając. - I wytrzeć nos.

Poszła do łazienki. Jonasz też się podniósł. Najchętniej zapaliłby papierosa, ale już 

dawno rzucił palenie. Znalazł butelkę Drambuie w kuchni i napełnił dwa kieliszki.

- Masz - podał jej jeden, kiedy wróciła. - Tego nam trzeba. Obojgu.

- Chcesz mnie upić, żebym była łatwiejsza? - spytała podejrzliwie.

- Tak - przyznał szczerze - żeby ci było łatwiej opowiadać.

Obrzuciła go długim, bardzo długim spojrzeniem. Jej twarz była jak ekran, na którym 

Jonasz   widział   przebiegające   myśli.   Wzięła   kieliszek   i   jednym   haustem   wychyliła   jego 

zawartość.

- W takim razie nalej mi jeszcze jednego - poprosiła.

- Znakomicie! - Jonasz obdarzył ją ciepłym uśmiechem.

I   znów   położyli   się   na   materacach.   Przedtem   jednak   podzielili   się   jego   piżamą   i 

przykryli kołdrami. Jonasz znalazł jej dłoń swoją dłonią, a Katja przyjęła to z wdzięcznością.

4

background image

- Dlaczego tak bardzo chcesz znać prawdę?

- Bo strasznie mi na tobie zależy. Czy to nie tłumaczy wszystkiego? Chcę wiedzieć, co 

zaszło,  bo przytrafiło się to  tobie.  Nie dajesz  mi szansy,  bym  zdobył  twoją  miłość,  jeśli 

skrywasz w sobie prawdziwe uczucia. Ten płacz nie wystarczy.

- Nie - przyznała - nie wystarczy.

- Płakałaś przecież tamtego wieczora.

- Tak, lecz później już ani razu. Aż do dziś.

- Wtedy nie pomogło, teraz też nie pomoże. Tamto zdarzenie musiało być dla ciebie 

tak wielkim szokiem, że zbudowałaś sobie nowe życie, stałaś się inną kobietą. Kobietą, która 

boi się być sobą, nie traktuje siebie poważnie i wszystko zbywa lekkim i dowcipnym tonem. 

Mam rację?

- Chyba tak - zgodziła się nieśmiało.

- Czy teraz rozumiesz, dlaczego muszę wiedzieć? To znaczy, jeśli choć trochę ci na 

mnie zależy.

Nie poruszyła się przez dłuższą chwilę. Jonasz czekał z bijącym sercem.

- Jakie to ma znaczenie? - powiedziała cicho i żałośnie. - I tak nie mogę pokazać ci, co 

czuję.   Nie   mogę   wyjść   za   mąż,   przyjmować   czułości   i   odwzajemniać   jej.   Jestem 

zablokowana, przepełnia mnie bezbrzeżny strach.

Odczekał chwilę.

- Może chcesz się przysunąć bliżej?

- Nie. Tak jest dobrze.

Najgorsze,   że   nie   potrafi   się   przyznać   do   miłości,   pomyślał.   Dlaczego?   Co   ją 

powstrzymuje?

W pokoju zapadła cisza. Światła miasta rysowały się jasną smugą na niebie.

- Chyba nie dam rady, Jonaszu.

- Spróbuj!

- To ohydne! Tak się wstydzę.

-   Moja   mała   Katju,   mam   trzydzieści   dwa   lata   i   niejedno   w   życiu   widziałem. 

Cokolwiek zrobiłaś, nic mnie nie zdziwi.

Ścisnęła jego dłoń z wdzięcznością i niemą prośbą o wyrozumiałość.

- Tak się starałam o wszystkim zapomnieć.

- I nie udało się.

- Nie. Ale i tak trudno wracać do tamtych chwil.

- Świetnie to rozumiem.

5

background image

- Naprawdę tak trzeba?

- Tak! Nie ma wyjścia. Nie odkładaj już tego dłużej.

Katja westchnęła ciężko.

Minęło parę minut, zanim podjęła kolejną próbę.

- Chodziłam do szkoły. W mieście.

Koniec opowieści.

- I? - zachęcił ją Jonasz. - Domyślam się, że nie chodzi o dom rodziców, bo byś nie 

mogła w nim mieszkać.

- To nie stało się w domu. Ani we wsi. W mieście.

- Miałaś osiemnaście lat?

- Tak. Opowiadałam ci, że w szkole mi dokuczano, pamiętasz? Przezywano krową i 

wieśniaczką.   Byłam   brzydka   i   niezdarna,   miałam   przeciwko   sobie   nawet   nauczycielkę 

gimnastyki, co tylko pogłębiało moje kompleksy. Zdawałam sobie sprawę ze swego wyglądu. 

Niewiele mówiłam, słowa przychodziły mi z trudem, a zresztą i tak nikt mnie nie słuchał.

Przerwała, a Jonasz czekał. Cieszył się, że nie musiała wcześnie wstawać następnego 

dnia; było już bardzo późno.

- Ale miałam uczucia, jak wszyscy. I zakochałam się w pewnym chłopcu.

Tego się spodziewałem, pomyślał Jonasz.

-   Niestety,   serce   nie   zawsze   wybiera   właściwie.   On   był   bogaty   i   zepsuty, 

rozpieszczany przez ojca, właściciela warsztatu samochodowego. Nazywał się Sven - Arne 

Lund i stał na czele grupki podobnych do niego chłopaków. Był o rok wyżej i doskonale 

wiedział, że jest obiektem mego cichego uwielbienia. Myślę, że go to dość irytowało.

- Rozumiem - zapewnił Jonasz, ściskając jej dłoń.

- W końcu zrobiłam coś głupiego. Chodziłam od czasu do czasu na dyskoteki, on też 

tam bywał. Tamtego wieczora przyszedł razem z kumplami. Byli wstawieni, ale dla mnie 

istniał tylko on. Tuż przed zamknięciem zatańczył ze mną.

Jonasz zaklął w duchu. Katja musiała to zauważyć, bo spytała z nadzieją w głosie:

- Mam przestać?

- Nie, mów dalej.

Westchnęła z rezygnacją.

- Byłam w euforii. On czekał na mnie przed wyjściem, a ja nie mogłam uwierzyć 

własnemu szczęściu. Wiesz, chłopcy nigdy nie zwracali na mnie uwagi, a tu nagle... Zapytał, 

czy wpadnę do niego na chwilę. Była sobota, zdążyłam już wydoić krowy, więc nie musiałam 

jeszcze wracać do domu. Pojechałam z nim.

6

background image

- To zupełnie naturalne - stwierdził Jonasz.

Poczuł jednak ukłucie zazdrości, chodziło przecież o jego Katarzynę.

-   Po   drodze   naopowiadałam   mu   masę   głupstw,   bo   chciałam   mu   zaimponować. 

Dojechaliśmy na miejsce, jego rodziców nie było w domu. No i wylądowałam bez większych 

oporów w jego sypialni.

Jej głos drżał, kurczowo ściskała go za rękę.

-   Nigdy  przedtem   nie   byłam   w   takiej   sytuacji,   rozumiesz.   On   był   moją   pierwszą 

miłością,   a   ja   opętana   uczuciem   i   jeszcze   bardzo   dziecinna.   Kazał   mi   się   rozebrać, 

zawstydziłam się i z początku odmówiłam, ale w pokoju panowała ciemność, a ja chciałam 

sprawić mu przyjemność. Napomknął coś o innych dziewczynach, na wypadek gdybym mu 

odmówiła, i to podziałało. Właściwie nie miałam ochoty, nie dorosłam jeszcze do takich 

zabaw, ale rodzice już nie żyli, więc czułam się zupełnie samodzielna. Tak przynajmniej 

wtedy sądziłam. Dziewczęta z mojej klasy miały znacznie większe doświadczenie w tych 

sprawach.   Byłam   na   tyle   głupia,   by   uważać,   że   tak   być   powinno!   Choć   zażenowana   i 

zawstydzona, zaczęłam ściągać ubranie, a on mi pomagał. Dziękowałam losowi, że w pokoju 

jest ciemno, bo nie byłam ani ładna, ani szczupła.

Katja cierpiała. Jonasz pomyślał z dumą, że tego nigdy nie opowiedziałaby Göranowi, 

i to go utwierdziło w przekonaniu, że postępuje słusznie. On też cierpiał, nie chciał sprawiać 

jej bólu, ale uznał, że to konieczne.

- Jonasz, chyba zaczynam płakać.

- To nic. Musimy przez to przebrnąć.

- Tak - westchnęła. - Och, boli mnie brzuch, mam kurcz. Nie mogę mówić dalej!

Przyciągnął   ją  do  siebie  i  tym  razem  nie   zaprotestowała.  Położyła  głowę   na  jego 

ramieniu, zbierając siły.

- I wtedy powiedziałam coś głupiego. Że go kocham, od wielu lat. Mój Boże, co ja 

mogłam wiedzieć o miłości?

- Dziewczęta mówią takie rzeczy. To normalne.

- Siedziałam na łóżku i czekałam. Nie wiedziałam, co mam robić, byłam śmiertelnie 

przerażona. To wszystko wydało mi się odrażające, chciałam wracać do domu. Zaczęłam 

szukać ubrania, ale nie mogłam go znaleźć...

- Mów dalej!

- On podszedł do drzwi - zaczęła łkać. - I wiesz, co zrobił?

- Nie?

Płakała już.

7

background image

- Zapalił światło. I wtedy weszli jego kumple, we trzech.

- Nie! To nieprawda! - Jonasz usiadł gwałtownie na łóżku.

- Prawda. I zaczęli rżeć ze śmiechu, cała czwórka! Sven - Arne nie rozebrał się, tylko 

wrzucił   moje   ubranie   za   sofę  i   krzyczał:   „Patrzcie   na   tę   krowę!  Widzieliście   kiedyś   coś 

straszniejszego? Śmierdzi oborą!”

-   Katju!   -   szepnął   Jonasz   i   przytulił   ją   mocniej.   -  Teraz   rozumiem,   dlaczego   nie 

chciałaś przyznać, że dobrowolnie rzuciłaś się w moje ramiona, tam na strychu! I dlaczego 

pytałaś o moich kolegów dziś wieczorem. Czy naprawdę sądziłaś, że ja...?

- Nie - łkała - ale nie mogę pozbyć się lęku, on tkwi we mnie tak głęboko. Jonasz, 

następne minuty, gdy walczyłam o moje ubranie, gdy ubierałam się pod ich nieustannym 

śmiechem... Byłam bliska omdlenia!

- Nie mogę pojąć, jak to zniosłaś!

- Przeszkadzali mi. Rzucali do siebie ubranie. I szydzili. Słowa, które zapadły mi w 

pamięć i nie dają się zapomnieć. Przedrzeźniali mnie, parodiowali moje słowa o miłości.

- Dlatego tak bardzo boisz się okazywać uczucia!

Jonasz   zaczął   kląć   tak   gwałtownie,   że   Katja   nieomal   zapomniała   o   złych 

wspomnieniach.

-   To   wszystko   -   zakończyła.   -   Zachorowałam,   szkoła   skończyła   się   następnego 

tygodnia, więc już ich więcej nie zobaczyłam. Zaraz potem przeprowadziłam się do miasta.

-   Przeszłaś   przez   piekło!   -   szepnął.   -  Teraz   rozumiem,   czemu   przemieniłaś   się   w 

twardą, samotną Katję!

- Tak, mogłam się ukryć pod jej postacią.

Jonasz pogłaskał ją po policzku.

- Trudniej zrozumieć przemianę z brzydkiego kaczątka w łabędzicę - powiedział w 

zamyśleniu.

- Nie zaszła tak od razu, o, nie! To był długi proces, chwilami bardzo bolesny. Przez 

ostatnie dwa lata dokonywałam ostatecznego retuszu.

- Rozumiem. Jestem pod wrażeniem, chociaż wolałbym brzydkie kaczątko.

- Wątpię, czy w ogóle zwróciłbyś na mnie uwagę. Nie było na co. Chłopcy muszą 

widzieć błyszczące opakowanie, dopiero wtedy nabierają ochoty, by sprawdzić, czy w środku 

jest jakaś zawartość.

- To surowy sąd, ale chyba masz rację. A skąd wzięłaś ciętość języka?

- Ćwiczenie czyni mistrza.

Połaskotał ją po policzku.

8

background image

- Wiesz, że leżysz w moich ramionach i nie próbujesz się uwolnić? Może już jest po 

wszystkim?

- O, nie - odrzekła gorzko. - Traktuję cię raczej jak ojca lub starszego brata. I tak jest 

dobrze. Spinam się w sobie dopiero wtedy, gdy ktoś usiłuje dotrzeć do mojego wnętrza. I nic 

nie mogę na to poradzić.

Oparła czoło o jego ramię.

- Jonasz, to boli! Czasami chcę zniknąć stąd na zawsze. Nie mam nic przeciwko 

małżeństwu,   miłości,   dzieciom,   choć   wygaduję   na   ten   temat   niestworzone   historie.   Nie 

marnuj czasu, znajdź sobie dziewczynę, która da ci ciepło, na jakie zasługujesz! Ja nie mogę 

dać ci nic.

- Żartujesz! - odpowiedział i pogładził ją łagodnie po włosach. - Właź pod kołdrę i 

śpij! Zbudzę w tobie tę iskrę, bądź pewna! Trzeba nam obojgu cierpliwości!

Nie  był  tego  jednak  pewien.  Ci  nędznicy  zadali  Katarzynie  śmiertelny cios. Skąd 

miała wziąć wiarę w męską szczerość i odwagę, by wyjść na spotkanie miłości? I dać własną 

w zamian?

Starannie otulił ją kołdrą. Kąciki ust opadły mu w wyrazie gorzkiej bezradności.

Pragnął  jej.  Nigdy wcześniej  nie spotkał  podobnej  kobiety.  Chciał dać jej  miłość, 

opiekę i spokojne życie. Jak miał jednak zburzyć ten mur, który zbudowała wokół siebie?

9

background image

ROZDZIAŁ XIV

Jonasz stał nad Katją. Jeszcze się nie obudziła. Jasne włosy zakrywały jej twarz, palce 

dłoni ginęły w rękawie za dużej piżamy. Nie miał serca jej budzić, bo wiedział, że zasnęła 

dopiero nad ranem.

Przykucnął i dotknął delikatnie ramienia dziewczyny.

- Katja. Jest późno.

- Mmm.

- Katja! Obudź się! Szef stoi z zegarkiem w ręku.

Zatrzepotała powiekami

- Gdzie? Boże, on jest tutaj?

Jonasz uśmiechnął się.

- Ależ skąd. Siedzi pewnie zawiany, z jakąś druhną świętej Łucji na kolanach, i wcale 

nie myśli  o trudach poranka. Jest wpół do dziewiątej. Łazienka wolna, idę kupić coś na 

śniadanie. Chcesz kawy?

Tknięta złym przeczuciem spytała:

- Wsypałeś rozpuszczalnej?

- Nie, właśnie mam zamiar to zrobić.

- Sama to zrobię - powiedziała szybko. - Idź!

- Dasz sobie radę? Trzeba wsypać...

- Nic nie trzeba wsypywać - mruknęła. - Idź, muszę wstać!

Kiedy   wrócił   z   zakupami,   była   już   ubrana   i   nakrywała   do   stołu.   Posiłek   przy 

zlewozmywaku nie miał dla Katji żadnego uroku.

Nie   wiedział,   jak   tego   dokonała,   lecz   o   nocnych   przeżyciach   świadczyły   jedynie 

spuchnięte, choć znakomicie przykryte makijażem powieki.

Była niespokojna.

- Jonasz, przez to wszystko zapomniałam o czymś bardzo ważnym.

Z entuzjazmem zasiadł przy nakrytym stole, nieczęsto miał po temu okazję.

- O czym?

- Mam egzaminy w szkole! Trzy lata pracy, testy zaczynają się jutro! I jeszcze pojutrze 

wieczorem, a trzeciego dnia trwają od rana, nawet na to konto zwolniłam się z pracy. A teraz 

o wszystkim zapomniałam!

- Nic dziwnego, po tylu przejściach. Dasz sobie radę, moja miła, pomogę ci.

Katja zagryzła wargi.

0

background image

- Muszę uczyć się historii sztuki i dokończyć rysunek. Jonasz, nie zdążę.

- Narysuj mnie, wtedy wybaczą ci wszelkie błędy! Dlaczego macie egzamin właśnie 

teraz, szkoła przecież kończy się na wiosnę?

- Przez ostatnie półrocze odbywamy praktyki.

- Więc rzucasz pracę u Svantessona?

Spłoszyła się.

- Jeśli zdam egzamin. Pewnie i tak mnie wyleją.

- Zwolnij się, zanim zdążą cię wylać - poradził. - To nie jest miejsce  dla ciebie. 

Świetna kawa, co z nią zrobiłaś?

- Nic wielkiego - uśmiechnęła się, zastanawiając się nad jego radą. Byłoby cudownie, 

gdyby rzuciła tę firmę...

Chwycił pukiel jej włosów i nawinął sobie na palec.

- Katju, muszę wyjechać. Zobaczymy się wieczorem?

- A chcesz? - spytała zaskoczona. - Nie masz już dość histerycznych bab?

- Nigdy nie mam ich dość. Poważnie mówiąc, musisz iść dzisiaj do szkoły?

- Muszę, skandalicznie się zaniedbałam.

- Więc przyjadę po ciebie.

Zawahała się, potem uśmiechnęła niepewnie.

- To miłe z twojej strony, ale muszę wrócić do domu.

-   Oczywiście,   rozumiem.   Odkazić   się   po   gwałtownym   zetknięciu   z   męskimi 

bakteriami. Jesteś słodka!

Niemal w tej samej chwili zjawił się inspektor Hultén.

- Proszę siadać - powiedziała Katja. - Może kanapkę? Kawę podajemy w kieliszkach.

- Dziękuję, jestem po śniadaniu. Noc minęła spokojnie?

Zapadła cisza.

- Gangsterzy się nie pojawili - zaczął dyplomatycznie Jonasz. - A co u was?

- No cóż, mamy Stickana, ale on, rzecz jasna, nabrał wody w usta. Zrobiliśmy co 

innego.

- Co takiego?

- Wezwaliśmy do domu dyrektora Svantessona. Musimy wreszcie poznać całą prawdę.

- Jak do niego dotarliście?

- Policja brazylijska śledziła go dyskretnie. Dyrektor zaczął rozglądać się za jakimś 

domem, więc zdaje się miał zamiar zabawić tam jakiś czas.

- Wraca dobrowolnie?

1

background image

- Nie - odrzekł sucho Hultén - ale wraca, głęboko obrażony i z gotową bajeczką o 

konieczności nagłego wyjazdu do Brazylii.

- Inspektorze, mogę odebrać samochód? - spytał Jonasz. - Mam dzisiaj ważne sprawy 

do załatwienia.

Inspektor zamyślił się.

- Hm, właściwie czemu nie? Berra został sam, a w pojedynkę już nie jest taki groźny. 

Ale proszę się nim za bardzo nie afiszować!

- Oczywiście. A samolot? Chciałbym wrócić do pracy.

-   Daj   mu  palec...   Nasi  eksperci   zbadają  najpierw,   czy  ktoś  przy  nim  nie   grzebał. 

Szczerze w to wątpię, wszak chodzi im przede wszystkim o klucz, a nie o pańskie życie. 

Potem może pan latać.

- Dziękuję! Mam mnóstwo zleceń, część pewnie straciłem.

Katja spojrzała na zegarek i zerwała się. Jonasz wyprowadził ją do przedpokoju.

- Ciepło się ubrałaś? - spytał. - Ochłodziło się.

- Tak, tato! Dziękuję, Jonasz - dodała, kiedy otwierał drzwi. - Jesteś taki dobry!

I wymknęła się, zanim zdążył zareagować.

Jonasz   zatrzymał   samochód   w   małym   miasteczku   i   zapytał   o   drogę   do   warsztatu 

Lunda. Zajechał na miejsce i wszedł do biura.

- Szukam Svena - Arne Lunda - powiedział do mężczyzny za biurkiem.

- Ma własny salon samochodowy. Niedaleko, w następnym domu.

Jonasz   wszedł   do   eleganckiego,   przeszklonego   salonu   wypełnionego   błyszczącymi 

samochodami. Młody mężczyzna wyszedł z biura i ukłonił się usłużnie.

- Mogę panu w czymś pomóc?

Możesz,   pomyślał   z   goryczą   Jonasz.   Sven   -  Arne   Lund   był   zadbanym   młodym 

mężczyzną, świadomym swej znakomitej prezencji. Jonasz potraktował go lodowato.

- Pamiętasz pewną dziewczynę, Katarzynę Francke?

Firmowy uśmiech zniknął z twarzy Lunda.

- Katarzynę Francke? Słyszałem to nazwisko... - zastanowił się, a potem zarechotał. - 

Ach, ona! Boże! Jasne, że pamiętam! A dlaczego?

- Wiesz, co się z nią stało?

- Nie, nie interesują mnie takie dziewczyny. Pewnie wyszła za jakiegoś wiejskiego 

przygłupa i grzebie się teraz w gnoju.

Jonasz poczuł, jak narasta w nim gniew. Obiecał sobie, ze zapanuje nad emocjami i da 

temu draniowi szansę.

2

background image

- Nie, nie wyszła za przygłupa. Nie ma takich możliwości, ponieważ pewien nic nie 

znaczący sukinsyn i jego kompani zniszczyli jej przyszłość!

Lund rozejrzał się nerwowo.

- Czego pan chce? - spytał. - To był kawał!

Jonasz zrobił się biały na twarzy.

- Kawał? To wszystko, co masz do powiedzenia?

- O co ten hałas? Chcieliśmy dać tej krowie nauczkę. Żeby wyobrażać sobie, że ja 

mogłem być zainteresowany...

Jonasz poczuł, że za moment eksploduje. Koniec z samokontrolą, pomyślał, i przestał 

myśleć.

3

background image

ROZDZIAŁ XV

Dyrektor Svantesson tkwił sztywno w fotelu lotniczym obok mężczyzny, który śledził 

go w hotelu.

A więc jednak był policjantem! I od samego początku miał na niego oko.

Gdzie tkwił błąd? Gdzie tkwił błąd?

Wzywano go na przesłuchanie...

Doskonale wiedział, o co chodzi, choć z wielkim kunsztem odegrał scenę zdziwienia. 

Skąd mogli wiedzieć o wszystkim, i to od samego początku?

Berra i Stickan nie donieśli policji, tego był pewien, mieli zbyt wiele na sumieniu.

Niepojęte! Znali jego miejsce pobytu. Skąd?

Ten Callenberg nie miał najmniejszego powodu, by opowiadać o służbowej podróży 

swego klienta. Zresztą cóż było w niej niezwykłego? Poza tym Callenberg to fantasta, a Berra 

i Stickan obiecali zająć się nim zaraz pierwszego wieczora. I z pewnością wykonali robotę, 

częściowo dla własnej satysfakcji, częściowo dla nagrody.

Dla nagrody? Svantessona przeszedł zimny dreszcz. A zresztą, do diabła z tym, i tak 

ich już nigdy nie spotka.

W firmie nikt nic nie wiedział, to stado głupich baranów.

Załóżmy   jednak,   że   „drobne   nadużycia”   dyrektora   wyszły   na   jaw   w   dniu   jego 

wyjazdu?

Nie. To niemożliwe. A nawet gdyby, to i tak nie wiązano by jego ze sprawą. Minęłyby 

tygodnie, zanim doszliby do sedna...

Svantesson nic nie pojmował, w głowie czuł całkowitą pustkę. Samolot przemierzał 

przestrzeń nad Atlantykiem, unosząc dyrektora do ojczyzny.

W biurze wrzało, omawiano wieczór świętej Łucji i włamanie do damskiej toalety, 

które uznano za szczyt ekscentryczności. Kto chciałby ukraść rolkę papieru toaletowego?

Prawda wyszła na jaw i Katja z miejsca znalazła się w centrum uwagi, tym razem 

wbrew swojej woli. Kierownik biura wezwał ją do siebie.

Miał skwaszoną minę - czy to z powodu kaca, czy rozbitych drzwi, nie sposób było 

stwierdzić.

- Spotkało cię ostatnio zbyt wiele przywilejów - powiedział zrzędliwie, a Katja nie 

była pewna, czy zalicza do nich zamknięcie w toalecie szturmowanej przez bandziorów. - Tak 

dalej być nie może, inne dziewczęta zaraz zaczynają wołać o to samo. A ty znów chcesz się 

zwolnić na jakiś tam hobbistyczny egzamin...

4

background image

Katja nabrała tchu i wypaliła, zanim skończył mówić:

- I jeszcze chcę wymówić posadę od nowego roku.

- Co? Dlaczego? Jesteśmy może zbyt mało elastyczni? Śniadanie do łóżka co rano?

-   Dobry   pomysł.   Zaproponowano   mi   inną   pracę,   właśnie   w   związku   z   tym 

„hobbistycznym egzaminem”, do którego przygotowuję się od trzech lat.

Ryzykowała wiele, co będzie, jeśli nie zda? Spojrzała jednak na swoją dotychczasową 

pracę oczami Jonasza i zobaczyła, jaka jest nudna i jednostajna. Niech się dzieje co chce - 

musi się stąd wyrwać, zaczerpnąć świeżego powietrza!

Kierownik gwałtownie zmienił zdanie. Katja  usłyszała, jakim to skarbem była dla 

firmy. Zaproponował podwyżkę, którą odrzuciła. Miała serdecznie dość Svantessona i jego 

interesów.

Po nocnych zwierzeniach Katja nie potrafiła dokładnie określić, czy ich żałuje, nie 

wiedziała właściwie, czy czuje cokolwiek. Przez cały ranek usiłowała oswoić się z myślą, że 

podzieliła się z kimś swą największą tajemnicą.

Wróciła   do   mieszkania.   Naprawdę   było   całkiem   małe,   że   też   nie   zauważyła   tego 

wcześniej! Meble świetnie by pasowały do...

Skąd u niej takie idiotyczne pomysły?

Zadzwonił Jonasz, na dźwięk jego głosu zrobiło się jej gorąco. Świat wokół nabrał 

kolorów.

-   Chciałem   tylko   zapytać,   co   u   ciebie   -   spytał   przyjaźnie.   Przełknęła   ślinę,   by 

zapanować nad sobą.

- Dobrze. Już wróciłeś? Wszystko załatwiłeś? Tak szybko?

-   Tak,   ja   tylko...  To   była   błahostka   -   dokończył   pośpiesznie,   zamykając   temat.   - 

Jedziesz do szkoły?

- Tak, właśnie wychodziłam. Muszę tylko doprowadzić się do porządku po nocnych 

orgiach.

Po raz pierwszy napomknęła o wydarzeniach poprzedniego dnia. Jonasz zrozumiał, że 

nie chce o tym mówić.

- Przyjadę po ciebie później. Nie mogę się doczekać.

Katja skinęła głową i natychmiast zdała sobie sprawę z absurdalności tego gestu. Nie 

mogła się przełamać, by odwzajemnić jego słowa.

-  Wiesz,   rzuciłam  pracę   -  powiedziała.   -   Jeśli   skończę   jako   uliczna  żebraczka,   to 

będzie twoja wina.

- To znakomicie! Pomogę ci, będę skakał wokół ciebie na łańcuchu z puszką w dłoni.

5

background image

Teraz nie mogła już opanować śmiechu.

- Do zobaczenia w szkole. Dziękuję za telefon.

Odłożyła słuchawkę. Biedny Jonasz, nie zasługiwał na takie traktowanie! Za każdym 

razem,   gdy  chciała   powiedzieć   mu   coś   ważnego,   słowa   grzęzły  jej   w   gardle   i   wszystko 

obracała w żart lub banalną paplaninę.

Gdyby tylko mogła wyrazić swoją wdzięczność, powiedzieć, jak wiele dla niej znaczy, 

coraz więcej z każdym mijającym dniem! Gdyby mogła okazać tęsknotę za jego czułością, 

dłońmi, ustami! Gdyby tylko potrafiła pokonać strach, paniczny strach, który zaglądał jej w 

oczy przy każdej próbie! Tak bardzo pragnęła wybiec mu na spotkanie i najzwyczajniej w 

świecie skryć się w jego objęciach...

I   zaraz   z   przerażeniem   odpędziła   te   myśli,   ten   niewiarygodny   obraz   szczęśliwej, 

zakochanej Katji. Ogarnęła ją rozpacz.

Żyła dotąd w zimnym, sztucznym świecie, w którym nie było miejsca dla nikogo z 

zewnątrz. Jonasz wdarł się w ten świat z dziką, niepohamowaną siłą, a Katja nie potrafiła nic 

jej przeciwstawić. Gdyby pociągał ją wyłącznie fizycznie, byłaby w stanie go odrzucić. Lecz 

Jonasz wniósł swoją osobą znacznie więcej - był dobry, opiekuńczy i wyrozumiały, był jak 

spokojna przystań, w której mogła się schronić. W gruncie rzeczy nie różnili się zbytnio od 

siebie, świetnie się rozumieli i mieli to samo wyrafinowane poczucie humoru. Pochodzili z 

podobnych środowisk, choć ona wychowała się na wsi, a on na przedmieściach. Oboje stawili 

czoło trudom życia i dopięli celu, nie wypierając się swoich korzeni.

Nic dziwnego, że w świecie Görana nigdy nie czuła się swobodnie!

Czasami zdarzało się jej marzyć. Leżała wtedy na miękkich obłokach, Jonasz był przy 

niej i pieścił gorąco. Ta myśl była tak oszołamiająca, że Katja bała się doprowadzić ją do 

końca. Nieosiągalne mrzonki, świat, który na zawsze zamknął się przed nią.

Westchnęła ciężko i zebrała się do wyjścia.

Nie  mogła przestać o nim myśleć.  Nie zdawała sobie zupełnie  sprawy,  że to ona 

właśnie wyzwoliła w nim wszystkie najlepsze cechy. Jonasz nie miał wysokiego mniemania o 

kobietach, a przecież Katja zdobyła sobie jego szacunek.

Samochód stał w zwykłym miejscu, pod wysokimi drzewami, które wiosną skrapiały 

go kroplami gęstego soku. Parking był niewielki i leżał na uboczu.

Błądziła myślami daleko, inaczej w porę zauważyłaby niebezpieczeństwo. Teraz nie 

zwróciła nawet uwagi, że samochód nie był zamknięty. Wsiadła i uruchomiła silnik.

Wyjeżdżała z parkingu, kiedy poczuła dotyk ostrego przedmiotu między łopatkami, a 

jakiś chrapliwy głos szepnął jej do ucha:

6

background image

- Skręć w lewo i nie krzycz, bo pchnę cię nożem!

Lodowaty dreszcz przebiegł jej po plecach i mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy. 

W pierwszym irracjonalnym odruchu pomyślała, że nie zobaczy się wieczorem z Jonaszem. 

Po chwili ogarnęła ją wściekłość, że nie zdąży na egzamin. Dopiero na końcu się przeraziła.

Głos należał bez wątpienia do Berry.

W takich chwilach mało kto dorównałby Katji w zuchwalstwie. Zachowując spokój, 

skręciła w lewo i powiedziała:

-   Jak   rozumiem,   goszczę   w   swoim   samochodzie   terrorystę   amatora.   Mogłabym 

wiedzieć, skąd wzięło się zainteresowanie moją skromną osobą?

- Zamknij się i jedź, bo ci udowodnię, że nie masz do czynienia z amatorami.

- Najwyższy czas!

- Stuknąłem twardszych facetów jak ty. Lepiej uważaj!

- Po pierwsze, nie jestem facetem, po drugie nie mówi się „jak ty” tylko „niż ty”.

- Pieprzę to... Czemu się zatrzymujesz?

- Bo nie dałeś polecenia. W prawo czy w lewo?

- W lewo - syknął z wściekłością.

Katja rozejrzała się, nigdzie nie było policjanta. Czubek noża nieprzyjemnie drażnił ją 

w plecy.

- Szczerze mówiąc, nie mam czasu na te bzdury - powiedziała - więc może przejdźmy 

do rzeczy...

- Nie gadaj, tylko jedź!

Jechali w kierunku wzgórz nad fiordem. Berra był wyraźnie podenerwowany, pewnie 

dlatego, że aresztowanie kompana zmusiło go do działania w pojedynkę.

Katja   nie   straciła   panowania   nad   sobą.   Trudne   lata   samotności   uczyniły   z   niej 

mistrzynię w tej sztuce. Jedynie Jonasz znał jej słabości i potrafił przebić się przez mur, który 

zbudowała wokół siebie.

Nie zdziwiła się wcale na widok willi Svantessona. Nastał wieczór, kiedy wjeżdżali 

przez bramę, ogromna posiadłość pogrążona była w mroku.

- Skręć w prawo! - rozkazał Berra.

Usłuchała. Droga wiła się przez ogród w kierunku brzozowego zagajnika. Większość 

drzew już wycięto, na tle ciemniejącego nieba sterczały ogromne łopaty koparek i lemiesze 

buldożerów.

Berra skierował ją do nie dokończonej stajni Svantessona. Wjechali do środka przez 

otwartą bramę. Zbir kazał jej wysiąść z samochodu i zamknął wrota. Byli sami w ogromnym, 

7

background image

pustym, zimnym budynku.

Nie dał jej najmniejszej szansy ucieczki.

W środku panowała ciemność, lecz Berra miał latarkę. Katja dostrzegła zarys białych 

ścian i podłogi. Budynek nie przypominał jeszcze stajni, miał jednak tę zaletę, że był dość 

szczelny. Temperatura na zewnątrz spadła znacznie poniżej zera.

- Wejdź tutaj! - powiedział.

Znaleźli się w małym pomieszczeniu biurowym. Katja nie miała pojęcia, po co je 

zbudowano. W środku stało krzesło i biurko, na nim telefon, a obok biurka piecyk. Miała 

nadzieję, że tu zostaną.

- Siadaj! - polecił.

Katja nie zaprotestowała, bowiem dostrzegła z przerażeniem, że Berra trzyma w ręku 

pistolet. Pistolet był gorszy od noża, uznała. Z psychologicznego punktu widzenia łatwiej w 

afekcie o strzał niż pchnięcie.

Katja postanowiła powstrzymać się od prowokacyjnych zaczepek.

- Nie odzywaj się, kiedy będę rozmawiał z twoim ukochanym - warknął.

- Nie mam ukochanego.

- Nie kłam, taka gadka u mnie nie przejdzie!

Słownictwo Berry było poniżej wszelkiej krytyki. Oświetlił telefon i wykręcił numer 

Jonasza. W słabym blasku latarki Berra wyglądał odrażająco. Pożółkłe od nikotyny, krótkie 

palce zakończone płaskimi, czarnymi paznokciami Wystrzępione i brudne mankiety koszuli. 

Prymitywna,   zdradzająca   brutalność   twarz.   Tak   prezentował   się   idol   Birgit   Karlsson,   jej 

opiekun. Cóż, są gusta i guściki.

Katja poczuła gorzkie przygnębienie, kiedy nikt nie podniósł słuchawki Z trudnością 

powstrzymała się od łez.

Pozostawało czekać.

Berra przywiązał ją do krzesła, klnąc tak ordynarnie, że aż się zaczerwieniła. Potem 

zapalił papierosa i wyszedł do stajni. Po chwili wrócił i ponownie wykręcił numer Jonasza. 

Żadnej odpowiedzi. Berra usiadł na podłodze i zapalił kolejnego papierosa.

Dzwonił jeszcze kilkakrotnie, obrzucając Katję wyzwiskami, wściekły, że Jonasza nie 

ma w domu. Wyjaśnił jej też, co powinien z nią zrobić, gdyby chciało mu się rozwiązać 

więzy.   Katja   zachowywała   godne   milczenie.   Wiedziała,   że   Jonasz   znalazłby   się   w 

śmiertelnym   niebezpieczeństwie,   gdyby   Berra   ściągnął   go   do   willi   Svantessona,   lecz 

jednocześnie nie mogła opanować tęsknoty. Chciała, by Jonasz znalazł się przy niej i natchnął 

otuchą.

8

background image

Czas mijał powoli. Sznury uwierały ją w nadgarstki i kostki, ścierpła od niewygodnej 

pozycji na twardym krześle. Piecyk dawał niewiele ciepła, od okien i drzwi szedł ziąb.

I jeszcze szkoła! Jak sobie da radę na egzaminie, przecież to już jutro! Czyżby cała jej 

przyszłość miała lec w gruzach?

Pokój wypełnił się nikotynowym dymem, a Katja nie cierpiała dymu.

Zachowanie godności i spokoju przychodziło jej z coraz większym trudem.

Jonasz czekał przed szkołą. Stał dłuższą chwilę, uczniowie opuścili już budynek, ale 

Katji nie było widać. Jego niepokój rósł z każdą minutą.

Wreszcie pojawił się jakiś wykładowca. Jonasz podszedł do niego i zapytał o Katję.

Nie,   Katja   nie   zjawiła   się   na   zajęciach.   Niedobrze,   powinna   była   przyjść,   robili 

powtórkę przed egzaminem. Sporo opuszczała w ostatnich dniach...

Jonasz   wyjaśnił,   że   Katja   przeżywa   trudny  okres,  lecz   wciąż   ma   nadzieję,   że   nie 

straciła szansy na dobrą ocenę.

- Nie, to jej nie grozi. Katja zawsze znajdzie pracę. Ma wszelkie dane na to, by zostać 

dobrą ilustratorką. Bez egzaminu jednak daleko nie zajdzie.

- Obiecuję, że pojawi się jutro - powiedział Jonasz. - Opuściła zajęcia nie z własnej 

winy, pomaga komuś wybrnąć z kłopotów. Poważnych kłopotów.

Czcza gadanina! Myślami Jonasz był już gdzie indziej, musiał ją znaleźć, natychmiast!

Pojechał pod jej dom, ale w oknach nie paliło się światło. Objechał sąsiednie ulice, po 

czym zadzwonił do Hulténa. Inspektor był nieuchwytny.

W końcu wrócił do siebie.

Kiedy wszedł w drzwi, zadzwonił telefon.

Ale ze mnie idiota, pomyślał. Pewnie dzwoni cały wieczór, a ja siedzę w kinie i 

czekam, aż skończą się zajęcia!

- Halo! - wrzasnął do słuchawki.

Katja usłyszała jego głos. Nareszcie, dzięki Bogu! Żeby wreszcie się zjawił! Jakże 

mogła   nazywać   go   gorylem?   Powinna   przestać   oceniać   ludzi   po   niekonwencjonalnym 

zachowaniu.

- Mamy twoją pannę - warknął Berra. - Oddaj klucz, to ją odzyskasz.

Katja siedziała na tyle blisko, że zarejestrowała, iż w słuchawce zapadła głucha cisza. 

Wiadomość musiała ściąć Jonasza z nóg.

- Jaki klucz? - spytał w końcu.

- Nie wysilaj się. Dobrze wiesz. Klucz Svantessona.

- Mogę go oddać wyłącznie dyrektorowi.

9

background image

- W porządku. W takim razie kieruję w nią spluwę.

Katja nieomal usłyszała, jak Jonasz wstrzymał oddech.

- Mogę z nią porozmawiać?

- Po co?

- Nie oddam klucza, póki nie będę miał pewności, że ją macie i że nic jej nie jest.

Berra zawahał się. W końcu odwrócił się do Katji.

- Pogadaj z nim! - powiedział. - Tylko bez wygłupów!

Skinęła głową.

- Mówiłam ci, że nie mam czasu - szepnęła do Berry. - Naprawdę. Jeździłam konno i 

zostawiłam   konia   na   dworze.  Właśnie   wybierałam   się   tam,   kiedy   mnie   zatrzymałeś.   On 

zamarznie na śmierć. Mogę poprosić Jonasza, by...?

- Pieprzę konie.

- A ja nie. Nie rozumiesz, że przez tego konia zaczną mnie szukać znacznie wcześniej, 

niż się spodziewasz?

To była dość naciągana historyjka, ale Berra nie odznaczał się inteligencją; poza tym 

był tak zdenerwowany, że dał się złapać na haczyk. Zmełł w ustach przekleństwo.

- W porządku, tylko nie zrób jakiejś bzdury!

Katja podniosła słuchawkę.

- Jonasz? Mówi Katja.

Berra słuchał z napięciem.

- Najdroższa, gdzie jesteś?

- Nie mogę powiedzieć. Musisz zrobić, co ci każe, ten pistolet jest prawdziwy.

Berra skinął z zadowoleniem głową.

- Ale - ciągnęła - mój koń jest na wybiegu. Możesz odprowadzić go do stajni?

- Twój...?

- Byłeś tam raz, więc dasz sobie radę - przerwała mu.

- Rozumiem - odrzekł. - Załatwię to. Dobrze się czujesz?

- Nic mi nie grozi. Teraz musisz porozmawiać z pewnym dżentelmenem. Rób, co 

każe, bo mu się trzęsą ręce i łydki.

- Zamknij się! - ryknął wściekle Berra.

Katja przekazała mu słuchawkę z łagodnym uśmiechem.

- Słyszałeś, że to nie żarty? - powiedział Berra triumfalnie. - Wsadź klucz do koperty. 

Kopertę złożysz w koszu na rynku o... powiedzmy, wpół do pierwszej w nocy. Zwolnimy 

dziewczynę, jeśli klucz okaże się prawdziwy. Tylko nie nawal, bo ją załatwimy!

0

background image

- Rozumiem.

- Jeśli gliny będą na nas czekać, to ten, co ją pilnuje, ma ją zabić i ukryć ciało.

On jest sam, Jonaszu, on kłamie, powiedziała w duchu Katja.

Berra rozłączył się.

Katja   i   Jonasz   wiedzieli,   że   Berra   nie   dotrzyma   umowy.   Katja   musiała   zniknąć, 

zniknąć bez śladu. Dla bandy oboje stanowili osoby wysoce niepożądane.

Wiadomość o powrocie dyrektora pewnie by ich nawet nie zainteresowała. Berry nie 

obchodził Svantesson. Chciał klucz i zawartość skrytki.

- Dobra - rzucił, zerkając na zegarek - na mnie już czas. Nie myśl, że zostawię cię tutaj 

przy telefonie. W szopie będzie ci przyjemniej. Trochę ochłoniesz.

Uśmiechnął się złośliwie, zadowolony z dowcipu.

Katja westchnęła. Perspektywa spędzenia nocy w zimnej szopie nie przedstawiała się 

zbyt   różowo.   Jedno   było   pocieszające:   Berra   nie   znał   przeznaczenia   tego   budynku,   nie 

wiedział, że Svantesson wznosi stajnię z wybiegiem dla koni!

Nieobecność   Hulténa   wkrótce   się   wyjaśniła.   Inspektor   wyruszył   na   lotnisko,   by 

przywieźć bardzo obrażonego i bardzo zdenerwowanego dyrektora Svantessona.

W drodze do miasta obaj policjanci zaczęli rozmawiać. Svantesson nie odezwał się ani 

słowem.

Czuł nieopisaną ulgę.

Co za głupstwa, myślał z pogardą. Wzywać go z powrotem z tak błahych powodów! 

Nie mieli pojęcia o niczym! Załatwię to w sekundę!

Jak mógł przypuszczać, że tacy twardziele jak Berra i Stickan nie dadzą sobie rady z 

niczego nie podejrzewającym Callenbergiem! Coś się zresztą nie zgadzało. Skąd Callenberg 

wiedział o związku między napadem a kluczem? Poza tym inspektor Lunden, czy jak mu tam, 

wspominał raz po raz o Katji Francke! Katja  pracowała w jego biurze. Co ją łączyło ze 

sprawą?

Inspektor zadał mu pytanie i dyrektor udzielił odpowiedzi.

- Mój wyjazd do Brazylii ma bardzo proste wytłumaczenie. Podróż była ściśle poufna, 

od   dawna   planowałem   otwarcie   tam   filii,   więc   pojechałem   zbadać   możliwości   ku   temu. 

Powinniśmy wspierać kraje rozwijające się - dodał szorstko.

Hultén wykazał sceptycyzm wobec filantropijnych zamiarów Svantessona.

- Rozglądał się pan za domem?

Co za wścibstwo, pomyślał Svantesson.

- Oczywiście! Szef mojego przedsiębiorstwa musi mieć odpowiednią siedzibę.

1

background image

Świetnie mu poszło, inspektorowi całkiem zrzedła mina. Svantesson wiedział o tym 

od dawna: wprawdzie nigdy nie sprawdził swego ilorazu inteligencji, ale i tak miał pewność, 

że mieści się w przedziale geniuszu.

By uwiarygodnić swoją historyjkę, dodał:

-   Inspektorze!   Uważam   się   za   estetę,   kocham   piękno,   nie   znoszę   brzydoty. 

Wyjechałem właśnie teraz, bo nie mogę patrzeć, jak te groteskowe, miejskie maszyny niszczą 

mój piękny brzozowy zagajnik. Mam bardzo specyficzny stosunek do przyrody.

- Nie wątpię - odrzekł Hultén pojednawczo. - Mogę pana pocieszyć. Czytałem dziś w 

gazecie, że zniszczenie się dokonało.

- To dobrze! Następny krok będzie jednak znacznie gorszy! Zbudują ogromne, szpetne 

domy na mojej posiadłości!

-   Należy   do   państwa   -   mruknął   inspektor.   -   Poza   tym   mamy   teraz   lepszych 

architektów.

- Nie jestem taki pewien - odrzekł kwaśno dyrektor.

- A klucz, który dał pan Callenbergowi? - spytał powoli inspektor. - Do czego jest ten 

klucz?

Przeklęty   Callenberg!   Nikomu   już   nie   można   ufać!   Svantesson   miał   gotową 

odpowiedź.

- Do mojej prywatnej skrytki bankowej w Szwajcarii - odrzekł z namaszczeniem. - Nie 

chciałem brać go ze sobą do Brazylii, więc dałem go Callenbergowi, polecając, by zawiózł go 

do Szwecji i nikomu nie przekazywał. Pan Callenberg najwyraźniej nie spełnił tego polecenia.

- O jaki bank chodzi?

- Nie mam obowiązku udzielać panu takich informacji

- Nie, ale mogłoby to pomóc w rozwiązaniu pańskiej sprawy.

- Mojej sprawy? Nie ma żadnej „mojej sprawy” - wybuchnął Svantesson. - Wezwał 

pan mnie bez powodu i w uwłaczający mi sposób. Bez ustanku oskarża mnie pan o kontakty z 

jakimiś   gangsterami.   Już   sama   myśl   o   tym   jest   absurdalna!   Niech   pan   lepiej   zajmie   się 

przeszłością tego pilota, Jonasza Callenberga. Może ma jakieś nieczyste sprawki na sumieniu, 

może popadł w jakiś konflikt z ludźmi jego pokroju. Zrzucanie winy na mnie i łączenie jej z 

kluczem...  Nie, tego  za  wiele!  Zapłaci  mi  za  to!  I  pan też,  inspektorze!  Nie  ma  pan  do 

czynienia z byle kim!

Hultén nie przestraszył się groźby, ale nie mógł ukryć zaniepokojenia. Dyrektor wił się 

jak piskorz. Poza zeznaniem Katji Francke o rozmowie podsłuchanej w archiwum nic nie 

łączyło   Svantessona   z   przestępstwami.   Może   była   mitomanką?   Lub   działała   z   innych 

2

background image

pobudek? Pozostawało jedynie mieć nadzieję, że konfrontacja Svantessona ze Stickanem da 

jakiś rezultat.

-   Jesteśmy   na   miejscu   -   powiedział   Hultén,   kiedy   samochód   zatrzymał   się   na 

opustoszałej o tej porze ulicy. - Proszę na komisariat!

Spotkanie ze Stickanem nie spełniło nadziei inspektora. Svantesson obrzucił młodego 

przestępcę pogardliwym spojrzeniem i wzruszył ramionami.

-   Ma   pan   złe   mniemanie   o   towarzystwie,   w   którym   się   obracam.   To   dla   mnie 

niezwykła obraza!

Tępe oczy Stickana nie wyrażały nic poza tępotą.

-  Nie   znam  tego   starucha   -  stwierdził   z  obojętnością.   - Takie  snoby  nie  powinny 

chodzić po ulicach.

Stickan wykazywał równie małą finezję w doborze słów.

Wszedł dyżurny.

- Inspektorze Hultén, dzwoni Callenberg. Nie po raz pierwszy zresztą. Twierdzi, że to 

ważne. Sprawa życia i śmierci!

3

background image

ROZDZIAŁ XVI

Hultén odebrał telefon. Kiedy wrócił, jego twarz miała inny wyraz.

- A więc, dyrektorze Svantesson! Zaszły nowe okoliczności. Weźmie pan udział w 

akcji policyjnej.

- Co to ma znaczyć? Co to za brednie? W jakiej akcji?

- Najpierw na rynek, potem do pańskiej posiadłości.

- Do mojej posiadłości?

Svantesson   niczego   nie   pojmował,   był   wściekły   i   przestraszony.   Oczy   Hulténa 

natomiast płonęły ogniem. Wyglądał jak pies gończy, który właśnie chwycił trop.

Zatrzymali   się   w   bocznej   uliczce   z   widokiem   na   rynek,   w   samochodzie   siedział 

inspektor   z   jednym   ze   swoich   ludzi   i   Svantesson.   W   pobliżu   nie   było   więcej   wozów 

policyjnych, w tę przedświąteczną noc policja miała dość innych zadań. Inspektor wezwał 

posiłki, ale dotarcie na miejsce musiało zająć im sporo czasu.

Jonasz zjawił się punktualnie i położył kopertę z kluczem w umówionym miejscu.

- Niech pan patrzy! - rzucił z podnieceniem Svantesson. - To Callenberg! Wiedziałem, 

że ma nieczyste zamiary. Proszę go aresztować, inspektorze!

- Niech się pan uspokoi - odrzekł Hultén, - Panujemy nad sytuacją.

Jonasz zniknął im z pola widzenia. Dalszy nadzór nad Berrą zostawił policji, a sam 

ruszył w kierunku willi Svantessona. Nie przypuszczał, by Berra miał zamiar jechać za nim, z 

pewnością zechce najpierw sprawdzić klucz.

Jonasz się bał, bardzo się bał. Nie miał pojęcia, kto pilnuje Katji, ale nie o to chodziło. 

Znacznie straszniejsza była myśl, że dziewczyna może już nie żyć.

Jazda trwała całą wieczność.

Hultén nie miał wolnych ludzi, zresztą Jonasz upierał się, że do stajni pojedzie w 

pojedynkę. Nie chciał czekać, poza tym uważał, że gang składa się z trzech osób. Berra i 

Stickan są zajęci, więc...

Hultén wahał się, ale Jonasz nie dał się zatrzymać. Inspektor udzielił mu niezbędnych 

wskazówek, odradził pośpiech, zalecił rozwagę i cierpliwość.

Jonasz   zaparkował   samochód   z   dala   od   domu   Svantessona   i   resztę   drogi   przebył 

piechotą. Przez nierówny, skopany teren dotarł na tyły stajni. Było cicho i ciemno.

Siedzą w ciemności, pomyślał z niepokojem. A może nikogo tam nie ma? Może już 

nie ma kogo pilnować?

Odpędził od siebie złe myśli.

4

background image

Do   stajni   prowadziło   jedno   wejście,   szerokie,   podwójne   wrota.   Jonasz   okrążył 

budynek, ale okna umieszczono zbyt wysoko, by mógł zajrzeć do środka.

A więc przez drzwi...

Może jednak poczekać na policję?

Nie! Zbyt długo już zwlekał, jeden człowiek mógł zresztą zdziałać więcej niż oddział 

policji, który raczej skłoniłby przestępców do aktów paniki. Poza tym chodziło o jego Katję! 

Jego Katarzynę, która dość w życiu wycierpiała i która odważnie stawiła czoło poniżeniu.

Tu na zewnątrz nic nie mógł zrobić.

Hultén by protestował, ale Hultén był daleko.

Jonasz nacisnął klamkę i ze zdumieniem odkrył, że drzwi są otwarte.

Od wewnętrznej strony znajdowała się zasuwa, której nikt nie użył. Może w środku 

nie ma nikogo? Może źle zrozumiał tajemniczą informację?

Nie, rebus był w jej stylu. Katja wiedziała, że zrozumie. To musi być to miejsce!

W środku panowały takie same ciemności jak na zewnątrz, więc Jonasz założył, że 

nikt nie zauważy otwierających się drzwi. Ostrożnie zamknął je za sobą.

Ani jeden dźwięk nie zakłócił ciszy. Jonasz znalazł się w ogromnym pomieszczeniu, 

które przypuszczalnie miało służyć jako stajnia. Było zimno, Jonasz zadrżał mimowolnie.

Katju, Katju, czyżbym przyszedł za późno? Miałaś być moja. Jesteśmy dla siebie 

stworzeni. Niech się nie kończy coś, co się jeszcze na dobre nie zaczęło!

Zrobił   kilka   ostrożnych   kroków.   Co   kryła   ciemność?   Ilu   ich   było?   Berra   był   w 

mieście,  Stickan  aresztowany,   została  Birgit.   Jonasz   nie  obawiał  się  Birgit  Karlsson.   Nie 

dlatego, że to kobieta - kobiety potrafiły być czasami twardsze i okrutniejsze od mężczyzn. 

Lecz wtedy, na lotnisku, zobaczył jej oczy, oczy znękanej narkomanki Zresztą Birgit nie brała 

udziału w napadach.

Mogli   być   jeszcze   inni,   których   nie   znał.   Nieszczęśnicy   gotowi   na   wszystko,   by 

zdobyć choć jeden gram...

Jeśli są tu naprawdę, to gdzie się ukrywają?

Panowała cisza, tak przeraźliwa cisza, jakby ktoś w ciemności wstrzymał oddech.

Bzdury, tego nikt nie jest w stanie wyczuć. Przynajmniej nie on.

Zrobił jeszcze kilka niepewnych kroków. Latarki nie ośmielił się zapalić.

Nie był przekonany, czy postępuje właściwie, ale teraz nie miał już odwrotu. Poruszał 

się na tyle bezszelestnie, że chyba nikt go nie zauważył.

Pod sufitem wzdłuż jednej ze ścian biegł rząd okienek, w ciemności widać je było 

jako nie do końca czarne czworokąty. Na przeciwnej ścianie nie dostrzegł okienek, czyżby za 

5

background image

nią kryły się jakieś pomieszczenia?

Po omacku zbliżył się do ściany i wymacał drzwi.

Przesunął ręką po murze i znalazł drugie drzwi. A więc dwa pokoje...

Wejść? Które drzwi wybrać?

Może wedrzeć się siłą?

A jeśli wybierze niewłaściwe drzwi i napastnicy zajdą go od tyłu? Nie, lepiej nie.

Z niezwykłą ostrożnością pchnął pierwsze drzwi.

Nic się nie stało. Jonasz wszedł do środka.

Zobaczył   zarys   drabiny   opartej   o   parapet   okienny   i   kubły   z   farbą.   Magazyn 

budowlany. Jonasz już miał wyjść, kiedy coś kazało mu się zatrzymać.

Słaby znajomy zapach.

Delikatne perfumy Katji!

Musiała być tu niedawno albo wciąż jest!

Nie był dłużej w stanie zachować milczenia. Niech się dzieje, co chce,

- Katja? - spytał cicho.

Dobiegł go zduszony jęk. Była blisko, jeszcze krok, a potknąłby się o nią. Jonasz 

zapalił latarkę.

Siedziała na krześle, związana i zakneblowana.

- Katju! - szepnął z ulgą. Teraz mogły zjawić się wszystkie złe moce tego świata, i tak 

by ją obronił. Znalazł ją, żywą! Reszta się nie liczy.

Upadł przed nią na kolana i zaczął mocować się z kneblem.

- Jesteś sama?

Skinęła   gwałtownie   głową.   Jonasz   zerwał   knebel   i   Katja   wciągnęła   łapczywie 

powietrze.

- Jonasz, mój kochany! - jęknęła, opierając czoło na jego ramieniu. Po chwili uniosła 

głowę: - Dziękuję, że się zjawiłeś!

- Obiecałem, że stawisz się na egzamin - starał się żartować, ale głos mu się załamał.

- Szybko, uwolnij mnie, zanim wróci! - poprosiła nerwowo.

- Ilu ich jest? - spytał, szarpiąc węzły. Były mocno zaciągnięte, a Jonasz nie miał noża.

- Tylko Berra. Wziął mój samochód i pojechał po klucz. Jonasz, on naprawdę chce 

mnie zabić!

- Powstrzymamy go - odrzekł stanowczo. - Hultén go śledzi, a potem zaaresztuje.

Jonasz się przeliczył.

W kilka minut po jego odjeździe do kosza zbliżyła się jakaś postać i, zachowując 

6

background image

pozory obojętności, zatrzymała się. Svantesson zdusił jęk. Znał tę postać...

- Berra we własnej osobie - powiedział Hultén do policjanta. - Zaczekaj, a potem rusz 

za nim dyskretnie.

- Widzi pan! - syknął Svantesson. - Wszystko jasne. Callenberg zostawił mu jakąś 

wiadomość. Te typy współpracują ze sobą. I jak pan może wierzyć w jego słowa, a nie w 

moje!

- Klucz należał do pana - odrzekł zwięźle Hultén.

- Klucz? Do skrytki w szwajcarskim banku? Jak pan może na to pozwolić?

- Proszę się uspokoić! - stanowczo zażądał inspektor.

Policjant wysiadł i poszedł za Berrą. Samochód ruszył za nim powoli, utrzymując 

stosowny dystans. Policjant nagle zawrócił.

- On ma samochód! - krzyknął, wskakując do środka. - Gazu!

Po chwili ujrzeli małe, czerwone auto.

-   Chyba   jest   własnością   Katji   Francke.   Jedź,   jesteś   młodszy   -   rzucił   inspektor, 

zatrzymując samochód, by mogli zamienić się miejscami. - Ostrożnie, Anderson, żeby nie 

nabrał podejrzeń!

-   Jaki   jest   związek   między   moją   pracownicą   a   tą   dziwaczną   sprawą?   -   spytał 

Svantesson, kładąc nacisk na każde słowo. - Czy to ona zmyśliła tę historyjkę o mnie?

Hultén obrócił się w jego kierunku.

- Prawdę mówiąc, podsłuchała rozmowę między panem a Stickanem. Kazał pan tym 

draniom zabić Callenberga i odebrać mu klucz.

- Co za oszczerstwo! - Svantesson zzieleniał na twarzy. - I na nim buduje pan swoje 

oskarżenie!

Do diabła, zaklął w duchu. Jak mógł być na tyle nieostrożny? Ale przecież wtedy byli 

sami...

-   Jak   dotąd   potwierdza   się   każde   słowo   -   oznajmił   Hultén   lodowatym   tonem.   - 

Zobaczymy, dokąd zaprowadzi nas ten klucz.

Nie! Dyrektor Svantesson wpadł w panikę. Jeśli Berra to zrobi, to koniec! Obaj przy 

skrytce, w towarzystwie policjantów! Katastrofa! Trzeba coś wymyślić. Tylko co?

Szczęście uśmiechnęło się do niego.

Svantesson poczuł, jak oblewa go zimny pot, kiedy mały samochodzik skierował się 

do centrum. Nagle przyśpieszył i zniknął za rogiem.

- Do diabła! - krzyknął Hultén. - Dodaj gazu!

Svantesson zaciskał dłonie. Ktoś musiał wysłuchać jego modlitwy - choć z pewnością 

7

background image

nie były to żadne dobre moce - bo kiedy skręcili, czerwony samochód zniknął im z oczu. 

Hultén zaklął po raz drugi, a wóz policyjny skoczył do przodu jak strzała. Mknął ulicami, ale 

po samochodzie Katji zaginął wszelki ślad.

- A niech to trafi...! - Hultén z trudem hamował wściekłość.

Katja była wolna. Trzęsąc się masowała nadgarstki.

- Jestem przemarznięta do szpiku kości. Nie mogę się poruszyć!

- Chodź - powiedział Jonasz, obejmując ją czule ramieniem. - Jedziemy do domu. 

Ogrzejesz się.

W stajni przytulił ją mocniej do siebie, a Katja pozwoliła mu na to z ociąganiem.

- Traktuj mnie jak ojca - mruknął. - Lub jak starszego brata!

Odprężyła się.

-   Nie   -   szepnęła   tuż   przy   jego   twarzy   -   nie   tak,   to   zbyt   anonimowe.   Lepiej   jak 

przyjaciela. Bardzo dobrego, silnego, opiekuńczego przyjaciela.

- To znakomity początek - odrzekł.

W tej samej chwili oboje zamarli.

- Posłuchaj! - wyszeptała. - Mój samochód! On wrócił! I jest uzbrojony!

Ostatnie słowa zabrzmiały cicho jak tchnienie.

Jonasz rozejrzał się.

-  Nie  zdążymy wyjść.  Tam jest  jednak   jakaś  nadbudówka, coś  w  rodzaju  strychu 

przykrywającego połowę stajni...

Pomacał dłonią dokoła.

- Wejdź na tę beczkę i spróbuj uchwycić się skraju podłogi.

Pomógł jej wejść. Beczka miała nierówne dno i zachybotała się hałaśliwie.

- Już - wyszeptała. - Podsadź mnie!

W chwilę potem znalazła się na górze, a Jonasz pokonał tę samą drogę z jej pomocą. 

Przemknęli przez podłogę i wcisnęli się w jakiś kąt. W tej samej chwili drzwi do stajni się 

otworzyły.

Katja z trudem opanowała kichnięcie, gdy wzniecili drobiny kurzu i trocin. Złapała 

Jonasza za rękę, ale on wolał objąć ją mocno ramionami. Katja nie protestowała, nie mogła 

się odezwać.

Berra nie był sam.

-   Ja   miałbym   nie   rozpoznać   glin!   -   syknął   pogardliwie.   -   Mogą   się   kamuflować, 

wyczuwam ich na odległość! Zgubiłem ich bez problemu!

- Jedźmy już po to - powiedział jakiś kobiecy głos.

8

background image

- Nie, później, jak się uspokoi. Najpierw załatwimy tę lalę. Callenberg pożałuje, że 

chciał nas nabrać!

Co za język, myślała Katja, tuląc się do Jonasza i bezwstydnie korzystając z ciepła 

jego ciała.

- Nie, Berra - sprzeciwiła się dziewczyna. Jonasz miał wrażenie, że rozpoznaje głos 

Birgit Karlsson. - Nie chcę na to patrzeć.

- Musisz się nauczyć, że ta zabawa nie jest dla mięczaków!

- Wiem, ale nie chcę!

- Chodźmy wpierw do biura na papierosa - zaproponował Berra. - Mamy czas, tu nas 

nikt nie znajdzie. A tam jest ciepło - wykrzywił twarz w uśmiechu.

Zniknęli za drzwiami.

- Uciekamy? - szepnęła Katja.

- Nie, nie da rady. Ta beczka strasznie zgrzyta.

Położył jej dłonie na głowie.

- Zimno ci?

- Tak.

- Schowaj się pod moją kurtkę - powiedział.

Katja znieruchomiała, więc Jonasz dodał:

- Jak przyjaciel.

Usłyszał jej cichy śmiech.

- Jak przyjaciel - odrzekła i przylgnęła do niego, a on opatulił ją połami kurtki. - Czuję 

się jak pilarz podwodny.

- Jak kto?!

- Pilarz podwodny, a właściwie lodowy. Dawniej, kiedy nie było jeszcze lodówek, 

wycinano bloki lodu takimi długimi piłami o uchwytach z obu stron. Wyobrażałam sobie 

zawsze, że jeden człowiek stoi na lodzie, a drugi trzyma za uchwyt pod lodem. Nazywałam 

go pilarzem podwodnym. Chociaż właściwie czuję się jak ten blok lodu.

- O, nie - zaśmiał się. - Mam zupełnie inne wrażenie.

- Nie utrudniaj sytuacji, proszę!

- Już dobrze. Wybacz mi.

Stali nieruchomo, przytuleni do siebie. Katja nie panowała już nad zmęczeniem, bolała 

ją głowa, a stopy miała przemarznięte. Nigdy nie czuła się gorzej, lecz bliskość Jonasza niosła 

ze sobą całkiem nowe doznania - bezpieczeństwo i nawet szczęście! Dopóki traktowała go jak 

przyjaciela, nie czuła strachu. Przyjaciel niczego nie żąda. Przyjaźń to coś dobrego.

9

background image

Podniósł rękę i przeciągnął palcem po jej brwi.

- Jestem taka szczęśliwa, że przyszedłeś - powiedziała. - To było straszne!

- Zrobił ci krzywdę?

- Nie - uśmiechnęła się. - Twierdził, że nie gustuje w kaktusach.

- A więc i jemu nie oszczędziłaś ciętych replik?

- No właśnie - uśmiechnęła się z zawstydzeniem. - Wiesz, Jonasz, teraz się nie boję!

- To dla mnie komplement. Ładnie pachniesz, wiesz o tym?

Wstrzymała na chwilę oddech.

- Naprawdę?

- Chciałbym być jeszcze bliżej ciebie.

Wiedział, że to doceni. Rzucono jej w twarz złe, pogardliwe słowa. Człowiek, którego 

oskarża się o zły zapach, reaguje  zwykle  paniczną potrzebą czystości.  Nie spotkał  dotąd 

nikogo, kto by tak dbał o higienę jak Katja, i był pewien, że wciąż nie może zapomnieć.

Jak miał przywrócić tej biednej dziewczynie pewność siebie?

Koleżanki   z   biura   nie   posiadałyby   się   ze   zdumienia,   gdyby   usłyszały   o   jego 

rozterkach. Katja - biedną dziewczyną? Kto miał więcej pewności siebie niż ona?

Jonasz znał prawdę.

Poczuła jego twarz niebezpiecznie blisko.

- Jonasz - powiedziała błagalnie.

- Tylko wdycham twój zapach - zapewnił. - Jak przyjaciel.

- Ty wariacie! - roześmiała się cicho.

Dotknął wargami jej policzka.

Przez Katję przebiegł dreszcz.

- Nie rób tego!

- Dlaczego?

- Dobrze wiesz.

- Nie, nie wiem - szepnął z podnieceniem. - Nie wiem, co do mnie czujesz. Wciąż 

unikasz odpowiedzi.

Katja walczyła ze sobą. Bliskość Jonasza - jego twarz, którą kochała, ciepłe, silne 

ciało,   osobowość,   głos,   ruchy,   uśmiech   -   wszystko   tak   mocno   na   nią   działało.   Pragnęła 

wyznać mu, że nikt w jej życiu nie znaczył więcej.

-   Powiedz,   Katju   -   szeptał,   lekkimi   pocałunkami   muskając   jej   policzki   i   szyję.   - 

Powiedz, co do mnie czujesz!

Wiedziała, że wciąż jest żywą kobietą, że tamto zdarzenie nie zgasiło w niej żaru. 

00

background image

Lecz gdy zarzuciła mu ramiona na szyję, przeszył ją gwałtowny ból na wspomnienie dawnego 

poniżenia.

Przypomniała sobie swój drżący i niepewny uśmiech na widok chłopaka, który zapalił 

światło.   W   ubraniu,   z   drwiącym   uśmieszkiem   na   wargach,   przywoływał   kumpli.   I   to 

najgorsze - pogardliwy rechot, który miał jej uświadomić, że nie jest nic warta i nie zasługuje 

na miłość.

Katja jęknęła żałośnie, usiłując wyrwać się z mocnego uścisku Jonasza.

- Nie, nie - szepnęła. - Nic dla mnie nie znaczysz, tyle razy już ci mówiłam... Puść 

mnie!

-   Uspokój   się!   -   powiedział   ostro.   -   Katju!   Wybacz   mi,   nie   powinienem   był 

wykorzystywać sytuacji. Mogłaś wpaść w panikę.

Powoli odzyskała równowagę.

Jonasz westchnął. Tak niewiele brakowało, by się poddała. Uraz był jednak wciąż zbyt 

silny i Jonasz dobrze to rozumiał.

Czeka go długa droga, zanim zdobędzie jej zaufanie. A sposób był tylko jeden: miłość, 

nieskończona i delikatna, która sprawi, że Katja uwierzy w jego słowa.

Nieważne, co mówiła. Jonasz wiedział, że nie jest jej obojętny.

- Przepraszam - zaczęła Katja, ale przerwała. W tej samej chwili drzwi otworzyły się i 

wszedł Berra w towarzystwie Birgit.

- Czeka cię pierwsza lekcja - powiedział Berra. - Jak się załatwia panienki z dobrych 

domów.

- Czy to nieprzyjemne?

- Ależ skąd! Sama zobaczysz.

Otworzył drzwi do magazynu.

Katja wstrzymała oddech i poszukała dłoni Jonasza.

01

background image

ROZDZIAŁ XVII

Ryk Berry rozległ się echem w ogromnej stajni.

- Zwiała! Jak, do diabła, się to jej udało?

Biegał   w   napadzie   wściekłości,   omiatając   pomieszczenie   światłem   latarki.   Jonasz 

pociągnął Katję w dół i oboje przykucnęli.

- Nie rozumiem! - wrzeszczał Berra. - Owinąłem ją jak paczkę.

- Co teraz zrobimy? - spytała przestraszona Birgit.

- Musimy stąd zniknąć, zanim ta suka zdąży donieść. Trzeba było załatwić ją od razu...

- Cicho! - pisnęła Birgit. - Ktoś się zbliża.

Berra zesztywniał na sekundę, a potem krzyknął:

- Uciekaj! Szybko!

Było już za późno.

Ktoś otworzył drzwi. Katja i Jonasz usłyszeli jakiś głos:

- Hultén  uważa, że  Callenberg zdążył  zabrać dziewczynę, ale kazał nam dokonać 

rutynowej kontroli. Ma któryś latarkę?

Policjanci wyraźnie nie zdawali sobie sprawy z powagi sytuacji.

Berra zdał się na instynkt.

- Jeszcze krok i strzelam! Mam dziewczynę.

Nie powiedział, którą, policjanci usłyszeli przestraszony pisk Birgit Karlsson.

Miał nad nimi przewagę, bowiem stał w półmroku; sylwetki policjantów rysowały się 

wyraźnie na tle nieba. Byli już w środku, nie mogli więc rzucić się na ziemię i szukać osłony.

- Ilu was jest? Jeden, dwóch, trzech, czterech - powiedział Berra triumfalnym głosem. 

- Mam po kuli dla każdego. No, który pierwszy? Ruszcie się tylko, a strzelam!

Jonasz puścił Katję i podkradł się do skraju poddasza. Chciała go powstrzymać, ale 

tego by jej nie wybaczył; zacisnęła więc tylko wargi.

Napiętą ciszę przerwał szum powietrza i przekleństwa Berry.

W ułamku sekundy policjanci wkroczyli do akcji. Katja  usłyszała strzał i odgłosy 

gwałtownej bijatyki.

Zrobiła kilka niepewnych kroków, ale zatrzymała się, kiedy jej stopa natrafiła na jakiś 

przedmiot,  który  potoczył   się  po  podłodze   z  metalicznym   dźwiękiem.  Lepiej   jeszcze   nie 

zdradzać swej obecności...

Ktoś upadł na podłogę, zapewne Berra, bo słyszała, jak miota obelgi pod adresem 

policjantów.

02

background image

Wreszcie zrobiło się cicho. Do stajni wszedł, spóźniony Hultén.

- Czy ktoś jest ranny? - zapytał.

- Nie, kula ugrzęzła w ścianie.

- Zawsze możemy oskarżyć go o nielegalne posiadanie broni i stawianie czynnego 

oporu - powiedział jeden z policjantów. - Podejrzewam jednak, że lista grzeszków tego typa 

jest znacznie dłuższa.

Ciemność rozdarły reflektory policyjne.

- A gdzie jest panna Francke? - spytał Hultén. - Ta myśl niepokoi mnie od pewnego 

czasu.

Katja zbliżyła się do skraju stryszku.

- Czas, by tchórze  pojawili  się w  świetle  reflektorów - zaszczebiotała. - W czyje 

ramiona mogę się rzucić? Obiecuję, że nie włożę w skok tyle siły, co Jonasz.

Zaczęła tyłem opuszczać się na beczkę, lecz zawisła bezradnie w powietrzu.

-   Nie   należy   oświetlać   dam   w   spódniczkach!   -   rzuciła   z   wyrzutem   w   stronę 

barczystego   policjanta   w   średnim   wieku   i   ten   natychmiast   zgasił   latarkę.   -   Kto   odsunął 

beczkę?

Jonasz złapał ją za stopę i opuścił o parę centymetrów. Uszczęśliwiona Katja znalazła 

się na dole.

- Jonaszu, mój bohaterze! - powiedziała. - Nie wiedziałam, że cierpisz na kompleks 

Tarzana.

- Skoro się jest gorylem? Po tej poniżającej bezczynności paliłem się do akcji. Nie 

przejmujcie się nią - uśmiechnął się do policjantów - w stanie silnego wzburzenia Katja nie 

przebiera w słowach. Inspektorze, mogę odwieźć ją do domu? Jest sina jak szmaragd.

- Że też muszę przebywać w takim towarzystwie! - westchnęła Katja. - Szmaragdy są 

zielone, drogi Jonaszu!

- Nie bądź taka sarkastyczna. Kto umiejscowił Rio de Janeiro w Argentynie?

- No cóż, rzeczą ludzką jest błądzić, przynajmniej w moim wypadku.

- Proszę ją odwieźć - uśmiechnął się Hultén. - Jestem pewien, że zdoła pan ją ogrzać.

Katja udała, że nie słyszy tej uwagi.

- Moje stopy! - powiedziała, usiłując ruszyć się z miejsca. - Zmarznięte na kość! Czuję 

się jak Frankenstein.

-   Frankensteinowi   marzły  stopy?  -   spytał   Jonasz,   po   czym   odwrócił   się   w   stronę 

inspektora. - Co z Svantessonem?

- Siedzi w samochodzie, pilnuje go Anderson. Obawiam się jednak, że będę go musiał 

03

background image

zwolnić,   ryzykując   rzecz   jasna   proces   o   zniesławienie.   Nic   na   niego   nie   mamy,   poza 

podsłuchaną   rozmową   i   niejasnymi   domysłami.   Skąd   mamy   wiedzieć,   do   czego   jest   ten 

klucz?

- Niech pan nie będzie takim pesymistą - pocieszył go Jonasz. - Znajdzie pan sposób, 

by spuścić powietrze z tego nadętego bufona.

- Nic by mnie bardziej nie ucieszyło - mruknął Hultén.

Jeden z policjantów zaofiarował się odprowadzić samochód Katji. Jonasz umieścił ją 

w swoim wozie, opatulił jej nogi pledem i włączył ogrzewanie na pełną moc.

- Jutro nie pójdziesz do pracy - oznajmił stanowczo, ruszając w kierunku centrum. - 

Nie masz już żadnych zobowiązań wobec Svantessona. Musisz odpocząć i skoncentrować się 

na egzaminie!

-   Tak,   panie   sierżancie   -   odrzekła   potulnie.   Przyjęła   rozkaz   z   wyraźnym 

zadowoleniem.

- Obiecałem, że dostarczę cię na egzamin, i tak się stanie - dokończył z satysfakcją.

- Czekasz na pochwały? - spytała, wciąż trzęsąc się z zimna. - A więc to jest twój 

samochód. Bez wątpienia, niezwykle efektowny, Hultén miał rację. Najnowszy model?

- Oczywiście - odparł z dumą.

- Po prostu cudowny! Używasz go jako przynętę?

- Przynętę? Na dziewczyny? Czy nie dostrzegam w twoim głosie cienia zazdrości?

- Nie, wciąż dygoczę z zimna. Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie!

- Możesz być zupełnie spokojna. Kupiłem samochód trzy miesiące temu. Żadnych 

triumfalnych karbów w desce rozdzielczej.

Katja   naprawdę  się uspokoiła  i  stłumiła  uśmiech  radości. A  więc  Jonasz  nie  miał 

dziewczyny co najmniej od trzech miesięcy! To dobrze!

Skręcił na główną ulicę miasta. O tej późnej porze miasto było wymarłe, powitał ich 

błysk świątecznych dekoracji, jakby uradowanych wizytą niespodziewanych gości.

- Pewnie chcesz wrócić do siebie?

- Tak będzie najlepiej. Jestem zamrożona!

- Wszystko będzie dobrze - pocieszył ją. - Na najgorszą ewentualność mam lampę 

lutowniczą w samochodzie.

Przygotował jej gorącą kąpiel - najlepsze lekarstwo dla zmarzniętych, jak stwierdził. 

Gdy Katja się kąpała, Jonasz zaparzył herbatę i zrobił coś do jedzenia z resztek znalezionych 

w lodówce.

- Czuję się bosko! - stwierdziła Katja, wchodząc do kuchni we frotowym szlafroku. - 

04

background image

Mogę poruszać kończynami, Frankenstein ustąpił miejsca kruchej kobiecie. Nie musiałeś się 

trudzić!

Obrzuciła   podejrzliwym   spojrzeniem   jego   dzieło.   Jonasz   był   przypuszczalnie 

najgorszym   kucharzem   Północy,   ale   traktował   swe   kuchenne   dokonania   z   powagą.   Ilu 

mężczyzn jego pokroju zachowywałoby się w ten sposób?

- Nie jesteś głodna? Ja bardzo.

-  Ale   ze   mnie   egoistka!   -   odpowiedziała.   -   Tak   to   jest,   jeśli   ktoś   myśli,   że   ma 

wyłączność na współczucie.

- Wskakuj do łóżka, zaraz znajdzie się coś dla zmarzniętej duszy.

- To nie dusza jest zmarznięta. Masz duńskie landrynki?

- Znalazłem torebkę w samochodzie. Chciałem je podać z herbatą.

- Mogę je wrzucić do środka? - spytała z zachwytem. - Uwielbiam ten dźwięk, kiedy 

pękają od gorąca.

- Ty też? - uśmiechnął się. - Jesteśmy podobni do siebie jak rodzeństwo.

- Jakie szczęście, że nie jesteśmy rodzeństwem! - krzyknęła spontanicznie.

Jonasz spojrzał na nią przeciągle, ale Katja odwróciła twarz. Gorączkową ruchliwością 

usiłowała zatuszować słowa.

- Kładź się!

Dał jej lekkiego klapsa i Katja posłuchała.

- Ładnie pachnie ta potrawa.

- No jasne, przecież ja ją zrobiłem.

- To dość wątpliwa gwarancja - mruknęła. - Postawię wszystko na tacy.

Jonasz nalał jej herbaty. Jego umiejętności kulinarne nie były wcale takie złe, Katja 

rozpoznała   kotlety   mielone   z   poprzedniego   dnia,   spaghetti,   cebulę,   pieczarki,   wszystko 

obficie posypane przyprawami.

I mogła wrzucać landrynki do herbaty i śmiać się za każdym razem, gdy pękały z 

głośnym trzaskiem. Jonasz przyglądał się jej z czułym rozbawieniem.

- Dobrze ci teraz? - spytał cicho.

-   Cudownie!   Pomyśl,   mogliśmy   wciąż   tkwić   w   tej   okropnej   stajni   albo   jeszcze 

gorzej... Och! Po co nam niebo, Jonasz, tutaj jest jak w niebie. Ale, miły, co zrobiłeś sobie w 

rękę? Jest spuchnięta i pokaleczona.

Wstał pośpiesznie.

- Uderzyłem się, bawiąc się w Tarzana.

- Nieprawda - odpowiedziała z namysłem. - Była już taka, kiedy rozwiązywałeś węzły.

05

background image

- Więc musiałem zranić się wcześniej. Nie jest ci za zimno?

Głos Katji zabrzmiał łagodnie lecz stanowczo:

- Jonasz! Chodź tutaj!

Usiadł przy łóżku, ale nie podniósł głowy.

- Co się stało? Kto cię skrzywdził?

- Raczej na odwrót. Katju, musisz zasnąć. Już idę, więc...

Rozgniewała się.

- Dlaczego unikasz odpowiedzi? Jesteśmy kumplami. Przyjaciółmi, prawda?

- Tak. - Westchnął. - Biłem się.

- Jonasz! Z kim? To ta sprawa, którą musiałeś załatwić?

Jonasz wykrzywił twarz z zażenowaniem.

-   Za   dużo   pytań!  To   żadna   sprawa.   Odwiedziłem   pewnego   młodego   człowieka   o 

nazwisku... Sven - Arne Lund.

Katja zaniemówiła.

- Co takiego? - szepnęła po chwili.

Dotknął jej dłoni.

- Wybacz! Nie mogłem się opanować.

- Co mu powiedziałeś? Co on powiedział?

- Hm, pamiętam tylko, jak leżał skulony, opierając się o samochód. Podejrzewam, że 

przez parę dni nie będzie wychodził z domu. Podbiłem mu oczy i rozkwasiłem wargi, jak 

sądzę. Katja... chyba go już nie kochasz?

Wyraz obrzydzenia na jej twarzy wystarczył za odpowiedź.

- To twoje wielkie przeobrażenie nie miało być wyłącznie zemstą wobec niego? - 

spytał. - Chciałaś mu coś udowodnić?

- Zemstą? Nie, zrobiłam to ze strachu i by uniknąć takiego samego losu w przyszłości.

- Ale musiałaś być bardzo zła, skąd inaczej wzięłabyś tyle siły?

Zamyśliła się.

- Tak... byłam zła. Zła na samą siebie, za własną bezradność. Tak, byłam zła.

- To zdrowo. Nie gniewasz się?

- Nie powinieneś był tego robić! - szepnęła. - Nie powinieneś!

I nagle wybuchnęła śmiechem, tak gwałtownym i serdecznym, że Jonasz z miejsca się 

do niej przyłączył.

- Jonasz! Jesteś najbardziej prymitywnym dżentelmenem, jakiego znam! Teraz czekają 

cię przykrości?

06

background image

- Nie przedstawiłem się. Poza tym sądzę, że zachował na tyle rozsądku, by milczeć.

- Wszedłeś po prostu i go uderzyłeś?

- O, nie, najpierw wygarnąłem mu, co o nim myślę. Katja, muszę już iść. Możesz spać 

spokojnie, wszyscy przestępcy są za kratkami.

Nie chciała, by odchodził. Rozpaczliwie pragnęła, by został, ale nie umiała mu tego 

powiedzieć.

- Jonasz - zaczęła, kiedy zakładał kurtkę - pojutrze jest zabawa w szkole, zaraz po 

egzaminach. Göran zagroził, że pójdzie z inną, jeśli go wkrótce nie zaproszę. Uważam, że 

powinien z nią pójść.

- Ja też tak uważam - odrzekł wyczekująco.

Niezdarnie składała słowa.

- Opłacałoby się zaprosić tego, jak mu tam, Jonasza Callenberga?

- Jego? Na zabawę? Jesteś szalona, on nie ma w sobie krzty wychowania!

- Więc nie ma sensu pytać.

Jonasz bawił się rękawiczkami.

- Nie zaszkodzi spróbować. Może jest na tyle bezwstydny i głupi, że się zgodzi.

- Tak uważasz?

- Spróbuj!

- Pójdziesz ze mną, Jonaszu? - spytała cicho.

- Z przyjemnością - odrzekł poważnie i z takim wzruszeniem, że Katja się zdumiała. - 

Z ogromną przyjemnością. W co mam się ubrać?

- W garnitur, który miałeś na sobie w hotelu Majestic.

- Zwróciłaś na niego uwagę?

- Jestem powierzchowną snobką, oceniam ludzi po ubiorze.

- Bzdura! - powiedział czule i pocałował ją w nos. - Dobranoc! I dziękuję!

- To ja dziękuję. Moja przyszłość nagle nabrała sensu i atrakcyjności.

- Dlaczego? - spytał Jonasz, płonąc z ciekawości.

Katja straciła z miejsca pewność siebie.

- Z różnych względów - odrzekła wymijająco. - Rzuciłam pracę w firmie papierniczej 

Svantessona,   mam   ważny   egzamin,   zyskałam   przyjaciela,   któremu   pomogę   urządzić 

mieszkanie i... Poza tym, całkiem mimochodem, uratowałeś mi życie.

- Nie ma za co dziękować.

- To już chyba przesada! - roześmiała się.

Jonasz też się uśmiechnął. Katja chciała coś dodać, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.

07

background image

-   Mogłabyś   założyć   tę   suknię,   którą   miałaś   na   sobie   w   Majesticu?   -   poprosił.   - 

Wyglądałaś w niej jak marzenie.

Katja ucieszyła się.

-   Podobała   ci   się?   To   ją   założę.   Zresztą   i   tak   nie   mam   wyboru,   to   moja   jedyna 

wyjściowa sukienka. Będę mogła kiedyś zaprosić cię na obiad? W dowód wdzięczności?

- Traktuję te słowa jak obietnicę.

- Lubisz tatara?

- Nie wiem - odrzekł niepewnie. - Jak go ostatnio jadłem, był zbyt mało wypieczony.

Roześmiała się serdecznie.

- Nie - dodała. - Tobie nie podam surowego mięsa i jajek. Lepszy będzie zwykły 

pudding.

- W sam raz dla mnie.

W drzwiach obrócił się. W mieszkaniu było prawie ciemno, tylko łagodne światło 

lampki nocnej rozjaśniało jej postać.

- Chyba cię kocham, Katju - powiedział cicho.

I wyszedł, zanim jego słowa zdążyły wprawić ją w zakłopotanie.

08

background image

ROZDZIAŁ XVIII

Trzy   dni   egzaminów   minęły   szybko.   Katja   rysowała   i   uczyła   się,   do   znudzenia 

powtarzając historię sztuki. Jonasz odwoził ją do szkoły, był bardzo dyskretny i opiekuńczy. 

Jego spokój wzbudzał w Katji lęk - taki stan nie mógł trwać wiecznie i prędzej czy później 

musiał skończyć się wybuchem. Na razie Jonasz wydawał się bardzo dumny z jej zdolności 

rysunkowych i niezwykle przejęty egzaminem. Pewnego dnia dwóch posłańców przyniosło 

jej do domu krzesło. Pan Callenberg zapłacił za nie, wyjaśnili. Z ulgą odstawiła niewygodny 

taboret do kąta.

Cieszyła się ze swoich postępów w szkole...

Jonasz całe dni spędzał w samolocie. Krążąc nad ziemią, wciąż myślał o Katji. Nie 

było rzeczy, której by dla niej nie zrobił. Tryskał radością i entuzjazmem.

Inspektor Hultén miał się znacznie gorzej. Przeżył gorzki zawód, musiał wypuścić 

dyrektora Svantessona, który zaszył się w swojej willi z sercem przepełnionym pragnieniem 

zemsty i zakazem opuszczania kraju. Stamtąd słał gniewne listy do przełożonych inspektora, 

którzy  już  zaczynali  się  zastanawiać,  czy Hultén  nie  zasługuje   na  naganę,  a  dyrektor  na 

powrót do Brazylii.

Policja miała dość dowodów, by zatrzymać Berrę, ale nie dość, by uczynić to samo z 

Birgit i Stickanem. Poza tym zginął klucz, poszukiwania w stajni i samochodzie Katji spełzły 

na niczym. Szanse dotarcia do skrytki stawały się złudne.

Dla inspektora Hulténa przyszłość malowała się w ponurych barwach.

Nadszedł   trzeci   i   najdłuższy   dzień   egzaminów.   Katja   spędziła   go   w   klasie,   w 

intensywnym skupieniu odpowiadając na pytania. Wróciła do domu zmęczona i zadowolona i 

resztę dnia poświęciła pracy nad swoim wyglądem. Bardzo jej zależało, by dobrze wypaść na 

wieczornej zabawie.

Kiedy w końcu usiadła przy stole w oczekiwaniu na przyjście Jonasza, na jej twarzy 

rysował się wyraz niezwykłej powagi. Katja postanowiła napisać list.

To już koniec, pisała. To nie ma sensu, nie chce go już więcej widzieć, by go nie 

skrzywdzić. Sama może prowadzić życie bez problemów, jeśli tylko nie będzie angażować się 

uczuciowo, po prostu pracować i spotykać się z ludźmi takimi jaki Göran.

Teraz zaś zaangażowała się po same uszy, co mogło jedynie skończyć się gorzkim 

rozczarowaniem dla nich obojga. A więc czas, by to przerwać.

Jeszcze tylko jeden wieczór spędzi w jego obecności, będzie czuć silny uścisk jego 

dłoni i słyszeć jego głos, który wprawiał jej ciało w drżenie...

09

background image

Wszystko to  przelała na  papier,  nigdy dotąd  równie  łatwo i  szczerze  nie  pisała o 

swoich uczuciach. Mogłaby zresztą dodać znacznie więcej, ale nie chciała narażać się na 

śmieszność.

Usłyszała na schodach kroki Jonasza i zdziwiła się, że tak mocno zabiło jej serce.

Dyrektor Svantesson siedział ze szklanką alkoholu w dłoni. Zagrożenie minęło, zakaz 

opuszczania kraju nic nie znaczył, skoro sprawy potoczyły się w ten sposób. Mógł wrócić do 

firmy i czekać, aż hałas wokół jego osoby ucichnie. Zawartość skrytki nigdy nie zostanie 

ujawniona, klucz zniknął, a Berra i Stickan siedzieli za kratkami. I tak zresztą nie przyszłoby 

im do głowy donieść na dyrektora, mieli dość własnych kłopotów. Inspektor Hultén ma za 

swoje!  Tak   kończyli   wszyscy,   którzy   rzucali   wyzwanie   Svantessonowi   -   geniuszowi   nad 

geniusze!

Dyrektor dostał zaproszenie na zabawę artystów od młodej damy, którą poznał jakiś 

czas temu. Jak na jego  gust była zbyt  ekstrawagancka, ale niebrzydka, więc  czemu nie? 

Bardzo potrzebował odprężenia po przejściach ostatnich dni.

Pierwsza część zabawy przebiegła wspaniale. Zjawiła się Miriam i pożerała Jonasza 

oczami. Jonasz zachowywał wobec niej obojętną taktowność, co Miriam odebrała jak obelgę. 

Katja bawiła się wyśmienicie. Oczy Jonasza wyrażały dokładnie to, co chciała; przychylne 

komentarze szkolnych kolegów o jej partnerze tylko poprawiały jej nastrój.

Potem jednak wszystko się zmieniło.

Jonasz nie chciał tańczyć. Katja nic nie mogła na to poradzić, choć marzyła o tej 

niezobowiązującej bliskości, jaką daje taniec.

Jonasz był zły, wzburzony listem, który właśnie przeczytał. Stali w zatłoczonej sali, a 

on starał się przekrzyczeć muzykę, nie wzbudzając ciekawości najbliżej stojących osób. Było 

to zupełnie niemożliwe, chwycił więc Katję pod ramię i wyprowadził do sąsiedniej sali.

- Katju! - powiedział z rozpaczą. - Nawet nie dajesz mi szansy!

- Bo wiem, że nic z tego nie będzie - odrzekła zmęczonym głosem. - Jestem zimna, 

martwa, nie umiem otworzyć się dla nikogo.

- Próbowałaś?

Westchnęła.

- Był ktoś, rok temu. Uciekłam, kiedy starał się mnie pocałować.

- Czułaś do niego to samo co do mnie?

- O, nie! - krzyknęła impulsywnie. - To znaczy... Skończmy już z tym, sprawiamy 

sobie nawzajem ból.

- A święta, Katju! Miałem takie plany, dotąd nie miałem komu dawać prezentów. Już 

10

background image

nawet kupiłem parę...

Na sekundę na jej twarzy odmalowały się żal i tęsknota, lecz zaraz potrząsnęła głową.

-   Nie   widzisz,   jak   szybko   nasz   związek   zmierza   ku   temu,   co   nieuchronne?   Nie 

możemy być wyłącznie przyjaciółmi, to iluzja. A wtedy przyjdzie katastrofa. Uwierz mi! Boję 

się, a za nic w świecie nie chcę cię skrzywdzić!

- Nie wiem, skąd się bierze ten twój pesymizm...

Przerwał im jakiś głos.

- Cześć, Katja, a więc jednak przyszłaś!

Głos   należał   do   Görana,   który   zjawił   się   na   balu   z   jedną   ze   studentek.   Katja 

przedstawiła im Jonasza, udając, że nie zauważa jego kwaśnej miny. Sama była rada, że ktoś 

przerwał im rozmowę. Jonasz miał niezwykły dar przekonywania, a Katja nie chciała się dać 

przekonać.

- Katja  dużo o panu  opowiadała  - zagadnął przyjaźnie  Göran.  - Autentyczny kult 

jednostki! Aa! Czemu mnie szczypiesz?

- Idiota! - wysyczała przez zęby.

Jonasz przyglądał się młodemu adwokatowi z ciekawością. Nie był może specjalnie 

interesujący, typowy elegancik, ale w sumie dość sympatyczny.  Inaczej zresztą Katja  nie 

obdarzyłaby go przyjaźnią.

Wtedy   zjawił   się   dyrektor   Svantesson   w   towarzystwie   najbardziej   ekscentrycznej 

studentki na kursach. Jej ekscentryczność polegała na demonstrowaniu swej przynależności 

do  bohemy,   z  którą   na   dobrą   sprawę   nie   miała   wiele   wspólnego.   Było   to   rozpieszczone 

dziewczę z dobrej rodziny, które uważało się za niezwykle oryginalną osobowość artystyczną. 

Katja unikała jej jak ognia.

Znaleźli się więc w grupie sześciorga osób, bo dyrektor Svantesson z premedytacją 

przyłączył się do nich. Czuł nieodpartą potrzebę wylania z siebie jadu, który przepełniał mu 

duszę. W końcu to Katja i Jonasz byli powodem jego kłopotów.

Katji dostało się najwięcej. Drobne wzmianki i bezpośrednie oskarżenia o skłonność 

do fantazjowania, potrzebę adoracji, kobiecą lekkomyślność oraz podkreślanie jego własnej 

męczeńskiej   chwały.   Katja   nie   pozostała   mu   dłużna.   Göran   musiał   użyć   całych   swych 

adwokackich zdolności, by hamować wzburzone umysły tych dwojga. Rozmowa toczyła się 

w pozornie ugrzecznionym tonie.

- Zostaje pan w domu, dyrektorze Svantesson? - Göran podjął jeszcze jedną próbę 

mediacji.

-  Tak.   Oczyszczono   mnie   z   wszelkich   zarzutów.   Mam   nadzieję,   że   nikt   mnie   nie 

11

background image

będzie niepokoił w mojej posiadłości. Nie życzę sobie koparek ani nieproszonych gości w 

mojej stajni.

Zanim Katja zdążyła rzucić jedną ze swoich zjadliwych replik, Göran dokończył:

- Słyszałem na posiedzeniu rady miejskiej, że jeszcze trochę pokopią. A Katja nie 

trafiła do pańskiej stajni z własnej woli, stała się ofiarą nieszczęśliwego zbiegu okoliczności

Svantesson włożył w uśmiech cały swój zapas sarkazmu.

- Zbiegu okoliczności? Niezłe sformułowanie! Czyżby szukał pan cynicznej sekretarki 

do swojego nowego biura?

- Spudłował pan, dyrektorze - odrzekła bezczelnie Katja. - Sama wymówiłam pracę 

parę dni temu, nie lubię firm o podejrzanej reputacji. Poza tym nie po to chodzę od trzech lat 

do   szkoły   artystycznej,   by   skończyć   w   biurze   adwokackim.   Nie   mam   zamiaru   narzucać 

Göranowi swojego towarzystwa.

Dwie   pozostałe   dziewczęta   zaniemówiły.   Nie   miały   pojęcia,   o   co   chodzi,   ale 

wyczuwały wzajemną nienawiść tych dwojga.

Podeszła do nich kelnerka.

- Przepraszam... Telefon do pana Jonasza Callenberga. Czy to może...?

- To ja - odpowiedział Jonasz. Ulżyło mu, że ktoś przerwał ten pojedynek na słowa. - 

Idziesz ze mną, Katju?

- Z przyjemnością.

Dzwoniono   z   lotniska   z   nagłym   zleceniem.   Jakieś   małżeństwo   przebywające   na 

wakacjach w górach musiało wracać do chorego dziecka.

- Odwiozę cię najpierw do domu - oświadczył.

- Nie, pojadę taksówką, śpiesz się do czekających rodziców!

Na schodach minęli Svantessona z dziewczyną. Dyrektor nie zaszczycił ich nawet 

spojrzeniem, chyba uznał, że skończył z nimi na dobre.

- Zadzwonię zaraz po powrocie - obiecał Jonasz.

- Czy jest sens, byś dzwonił? Lepiej...

- Tak wcale nie byłoby lepiej! Sądzisz, że się tak łatwo poddam?

Westchnęła.

- Znęcasz się nad samym sobą! No, ale... uważaj na siebie!

Uśmiechnął się.

- Ty też, maleńka!

- Jestem taka bezradna, kiedy cię nie ma. Wiem, że jestem teraz niekonsekwentna, ale 

nic nie mogę poradzić na to, że tęsknię do ciebie.

12

background image

- Wcale nie musisz tęsknić do mnie. Możesz budzić się co rano i znajdować mnie przy 

swoim boku.

- Kolejna próba oświadczyn?

- Nie, skończyłem z próbami. Postanowiłem zdobyć to twoje gospodarstwo za wszelką 

cenę!

Schyliła głowę, by nie zobaczył jej twarzy.

- Jedź już! Istnieją granice mojego poświęcenia.

Stał, przypatrując się jej z namysłem. Wyglądała dokładnie tak, jak wtedy na stacji, 

kiedy ją pocałował. W końcu ruszyła szybko w kierunku czekającej taksówki.

Katja ledwo zdążyła zapaść w sen, kiedy zadzwonił telefon.

-   Cześć!   -   usłyszała   w   słuchawce.   Głos   Jonasza   brzmiał   świeżo,   -   Już   jestem   z 

powrotem.

Nigdy nie przyzwyczai się do brzmienia jego głosu? Serce znów zabiło jej mocniej.

- Jak miło - syknęła przez zęby - zwłaszcza że jest za piętnaście szósta.

- Tak wcześnie? - spytał strapiony. - Przepraszam!

- Nic się nie stało - odparła już rozbudzona - przynajmniej dopóki nie ma telefonów z 

ekranem. Nie przypominam teraz niczym mojego pieczołowicie budowanego wizerunku.

- Brzmi wspaniale! Przyjeżdżam od razu.

-   Daj   mi   chociaż   pięć   minut!   Poza   tym   spędziłeś   całą   noc   w   powietrzu.   Nie 

powinieneś się przespać?

-   Masz   rację.   Przyjdę   o   dziesiątej,   dobrze?   Dokończymy   naszą   dyskusję   od   tego 

samego miejsca, w którym ją przerwaliśmy.

O   dziesiątej   nie   było   czasu   na   dyskusję.   Dwie   minuty  przed   Jonaszem   zjawił   się 

Hultén. Nigdy dotąd nie powitały inspektora równie zakochane oczy i nigdy dotąd ich blask 

nie zgasł równie szybko.

Biedny inspektor był niezwykle zatroskany. W ostatnim odruchu nadziei odwiedził 

Katję. Kiedy zjawił się Jonasz, Hultén wyłuszczył przyczynę swego zmartwienia.

- Sprawy przybrały zły obrót! Wiem, że macie rację, choć moi zwierzchnicy twierdzą 

coś wręcz przeciwnego. Nie dysponuję żadnymi dowodami przeciwko temu człowiekowi!

- Przecież jest winny! - powiedziała Katja.

-   Jasne!   Przyskrzyniłbym   go   z   największą   przyjemnością,   potraktował   mnie   jak 

natrętną muchę! A ten jego triumfalizm jest nie do zniesienia. Nic nie rozumiem. Nie ma 

żadnych dowodów na jego związek z narkotykami, a przecież spotykał się z tymi drobnymi 

handlarzami. Gdyby nie oni, pomyślałbym, że chodzi o coś zupełnie innego.

13

background image

- No właśnie - zamyśliła się Katja - Birgit Karlsson na pewno zależy na narkotykach.

- Gdybyśmy tylko znaleźli klucz do skrytki! Zanim Berra wyjdzie na wolność.

- Klucz? Jeszcze go nie znaleźliście? - spytała ze zdziwieniem.

- Nie. Szukaliśmy wszędzie. Założyliśmy, że Berra miał go ze sobą, kiedy wrócił do 

stajni, ale chyba nie miał. Problem nie do rozwiązania.

Mężczyźni spojrzeli na Katję.

- Wyglądasz jakoś dziwnie - powiedział Jonasz.

- Bo myślę.

- Więc tak wyglądasz, jak myślisz! O czym?

-   Cicho,   usiłuję   się   skoncentrować!   Dlaczego   nie   zwrócił   się   pan   do   mnie, 

inspektorze?

- Zdawała pani egzamin, nie wolno było przeszkadzać. Polecenie pana Callenberga. 

Ma pani coś dla mnie?

Katja nie zareagowała od razu. Poruszała nerwowo rękoma, jakby nie mogła sobie 

czegoś przypomnieć.

- Szukaliście w stajni?

- Oczywiście! We wszystkich możliwych miejscach.

- Poza jednym! Tak mogło być, mogło być!

- Co mogło być? - spytał Jonasz.

Nie słuchała go.

- Kiedy zostałam sama na strychu, po tym jak zeskoczyłeś, chyba potrąciłam coś nogą, 

coś co z brzękiem potoczyło się po podłodze...

- Na górze? - stwierdzili sceptycznie.

- Tak. Może to był...

- Klucz - dokończył Hultén. - Który Berra wyrzucił podczas bójki?

- Przecież nie wiedział, że tam jestem.

Hultén nabrał energii

- Dalej! Jedziemy tam!

Jonasz uśmiechnął się.

- Jak dobrze znów zobaczyć nadzieję w pańskich oczach, inspektorze. Jedziesz z nami, 

Katju?

- Oczywiście! Mam zamiar pogonić dyrektorowi Svantessonowi kota za wszystkie 

jego wczorajsze złośliwości. Co tam kota. Lwa.

- Gonisz lwy? Może podajesz je na obiad? - spytał z niedowierzaniem Jonasz. - Cofam 

14

background image

moje oświadczyny.

- Niech pan tego nie robi - oświadczył Hultén. - Dziewczyna jest pierwsza klasa, niech 

ją pan bierze razem z lwami!

- To już nieaktualne - odpowiedział Jonasz. - Dostałem kosza.

- To bardzo nierozsądnie z pani strony, panno Francke. Bylibyście mistrzami kłótni 

małżeńskiej.

Katja wzięła go pod ramię.

- Ruszamy, panie swacie. I proszę mówić nam po imieniu. Tworzymy zgraną drużynę!

Hultén wezwał Andersona i pojechali do willi Svantessona. W ogrodzie natknęli się na 

jego gospodynię.

- Proszę poprosić Svantessona do stajni - rzucił krótko inspektor.

- Dyrektor Svantesson jest nieobecny - odparła z godnością. - Wyjechał w nocy.

- Co takiego? Nie miał prawa. Dokąd?

- Nie wiem. Spakował walizkę i zabrał samochód. Wyjeżdżał w pośpiechu.

- Rzeczywiście, wyszedł wczoraj dość wcześnie - powiedział Jonasz.

Hultén spoglądał na nich z zaskoczeniem.

- Czy wczoraj zaszło coś niezwykłego?

- Nie - odrzekł Jonasz - poza tym, że Katja i Svantesson obrzucali się wyzwiskami.

- To nic nowego. Z tego powodu nie uciekł. Chodźmy!

Znaleźli się przed stajnią, z niewielkiej odległości dobiegł ich hałas koparek.

- Miałam nadzieję, że nigdy już nie zobaczę tego miejsca - westchnęła Katja. - W 

każdym razie na górę nie wchodzę. Nie mam zamiaru znów niszczyć sobie ubrania.

- My wejdziemy - odrzekł inspektor. - To znaczy Anderson.

- Więc po to pan go zabrał - stwierdził Jonasz. - Wy, inspektorzy, macie wygodne 

życie!

- Tak pan myśli? - mruknął inspektor, kiedy Anderson gramolił się na beczkę.

Policjant zaczaj buszować po strychu, migotliwe światło latarki raz po raz omiatało 

podłogę.

- Nic tu nie ma - krzyknął głucho.

Koparki przestały pracować - pewnie robotnicy mieli przerwę śniadaniową - więc 

słyszeli go całkiem wyraźnie.

- Znalazł pan coś, co mogłam wtedy kopnąć?

Snop światła poruszył się ponownie.

- Nie, nic tu nie ma... Chwileczkę!

15

background image

Zapadła cisza, policjant zniknął im z pola widzenia.

- Czekamy - powiedział cierpliwie Hultén.

- Coś się błyszczy...

Anderson pojawił się po chwili.

- To ten klucz?

Zszedł na dół i wszyscy zaczęli podziwiać jego znalezisko. Nagle ich uwagę przykuły 

jakieś odgłosy na zewnątrz stajni. Szmer podnieconych męskich głosów.

- Wracamy na komisariat, zanim ten klucz znów nam zniknie - oświadczył inspektor.

- I tak nas daleko nie zaprowadzi - stwierdził Anderson. - Wciąż nie wiemy, gdzie jest 

zamek.

W tej samej chwili w drzwiach stajni pojawił się jeden z robotników.

- Przepraszam, zobaczyliśmy samochód policyjny i...

- Tak? Jestem inspektor Hultén. O co chodzi?

- Hm, może chciałby pan rzucić na to okiem. Znaleźliśmy coś...

Spojrzeli po sobie, ruszając za mężczyzną.

- Narkotyki? - spytali wszyscy jednocześnie.

Robotnicy zebrali się pod łyżką koparki, zwieszającą się groźnie nad ich głowami. 

Wpatrywali się w otwór w ziemi. Katja zauważyła, że jeden z mężczyzn odsunął się na bok, 

jakby miał dość tego, co ujrzał.

Hultén z Jonaszem podeszli pierwsi i nachylili się nad wykopem.

- Ojej! - powiedział inspektor z zadziwiającym spokojem.

Jonasz odwrócił się gwałtownie.

- Katja! Nie podchodź!

Zatrzymała się.

- Nigdy nie byłam specjalnie odważna. Co to jest?

- Ciało - odrzekł wstrząśnięty. - Niezbyt przyjemny widok.

- Myślę - powiedział Hultén do Andersona - że wreszcie mamy powód, by ponownie 

zająć się naszym dyrektorem!

16

background image

ROZDZIAŁ XIX

Inspektor Hultén z miejsca nabrał wigoru. Walka z cieniem nareszcie się skończyła.

Katja z podziwem obserwowała szybkość jego działań i sprawność ekipy śledczej, 

którą wezwał na miejsce zbrodni.

- Wracamy do miasta? - spytał Jonasz. Stali w gromadzie robotników, w stosownej 

odległości od wykopu.

Katja   marzła   w   lekkich  botkach,   a  zdarzenie   ją   przygnębiło.   Mimo  to   odrzekła   z 

wahaniem:

- Zaraz. Chcę się dowiedzieć czegoś więcej.

Jonasz przywołał Hulténa gestem dłoni.

- Musimy jechać - powiedział. - Katji jest zimno. Czy możemy coś jeszcze zrobić dla 

pana?

Hultén był podekscytowany czekającym go zadaniem. Oczy mu błyszczały.

- Nie, zrobiliście już dość.

- Wiecie, kto to jest? I jak długo...?

- To ciało kobiety. Lekarz sądzi, że leży tu najwyżej dwa lata, przypuszczalnie tylko 

rok.

Podszedł Anderson.

- Znaleźliśmy torebkę. To może być pani Svantesson.

- Doprawdy? - warknął inspektor.

- Pani Svantesson? - zdziwiła się Katja. - Przecież ona utonęła? Na żaglówce.

- Jak tam z nią właściwie było? - Inspektor podrapał się po karku. - Znaleziono tę 

żaglówkę?

- Tak, przewróconą do góry dnem - odrzekł Anderson. - Nie znaleziono ciała.

- Płynęła sama?

- Tak przynajmniej twierdził Svantesson. Sam miał świetne alibi, cały dzień spędził w 

biurze.

- Sprawdź, czy Berra lub Stickan potrafią obchodzić się z żaglówką! Co powiedziała 

ta gospodyni? Że dokąd wyjechał Svantesson?

- Nie wiedziała. Tylko tyle, że zabrał samochód.

- A więc to go wystraszyło! - wykrzyknął zamyślony Jonasz.

- Co takiego?

- Słowa Görana. O tym, że mają tu kopać. Rozumiecie? Za pierwszym razem uciekł 

17

background image

do Brazylii, wtedy kiedy go wywłaszczono, co to za okropne słowo, nie ma lepszego? No, ale 

musiał wrócić, po to tylko by z ulgą stwierdzić, że chodzi o drobnostkę. W jego oczach to 

drobnostka! Wczorajszej nocy doznał szoku. Koparki wróciły!

- W rzeczy samej, podejrzanie coś mu się wczoraj śpieszyło - powiedziała Katja.

- O której wyjechał? - spytał Hultén Andersona.

- O piątej rano.

Inspektor zamyślił się.

- Musimy zamknąć wszystkie drogi prowadzące do Danii. Jeśli jest na tyle głupi, by 

tam jechać...

- Nie sądzę - przerwała mu Katja. - Ma zakaz opuszczania kraju, prawda? Więc z 

pewnością zostanie zatrzymany na lotniskach czy w portach. Służba promowa też go nie 

przepuści. Coś innego mnie zastanawia.

- Proszę mówić!

-   Kiedy   byłam   tutaj   na   przyjęciu,   dyrektor   gościł   jakąś   Norweżkę.   Była   nim 

oczarowana, co za fatalny gust! Miała wracać do Norwegii następnego dnia.

- Z jakiego regionu Norwegii pochodziła?

- Tego nie powiedziała, ale sądząc po dialekcie, z okolic Oslo.

- Norwegia? - powtórzył inspektor. - Więc albo ukryje się u niej, albo ruszy wprost na 

lotnisko.  To  mu   możemy  utrudnić.   Jest   jeden  kłopot  z  Norwegią,  ma  zbyt   wiele  przejść 

granicznych.

- Mógł już dotrzeć do granicy? - spytał Jonasz.

Hultén spojrzał na zegarek.

-   Nie   sądzę.   Co   to   nam   jednak   daje?   Nie   zdążymy   zawiadomić   wszystkich 

posterunków, a samochodem go nie dogonimy. Wyślemy natychmiast rozkaz aresztowania do 

głównych okręgów policyjnych, ale Svantesson wybrał z pewnością jakąś leśną drogę. Poza 

tym może pozbyć się samochodu i przekroczyć granicę piechotą albo autostopem. Nawet 

pociągiem. Jeśli się mu to uda, wszelki ślad po nim zaginie.

- Niekoniecznie - powiedział Jonasz z namysłem.

Hultén spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.

Nie od razu zrozumiał.

-   Chodzi   ci   o...?   Oczywiście!   Miło   z   twojej   strony,   Callenberg.   Spałeś   w   nocy? 

Przecież miałeś jakieś zlecenie?

- Spałem trzy godziny. W zupełności wystarczy.

- Świetnie! - rzucił Hultén, odzyskując pewność siebie. - Zabierz ze sobą Andersona, 

18

background image

ja muszę zostać tutaj. Sprawdźcie najpierw główną drogę, dopiero potem boczne. Svantesson 

porusza się samochodem kombi, kolor zielony metalik, Anderson zna markę. Powinniście 

dotrzeć do granicy o tym samym czasie. Jeśli wyruszycie natychmiast!

- Jadę z wami - oświadczyła Katja.

- O, nie, moja miła! - Jonasz zatrzymał się na chwilę. - Svantesson jest podejrzany o 

morderstwo!

- Jeszcze nigdy z tobą nie latałam.

- Znajdziemy na to lepszy moment.

- A jeśli coś ci się stanie...

- To stałoby się i tobie, gdybym cię zabrał. Poza tym mam Andersona za opiekuna. 

Głowa do góry! Jeszcze nie tak dawno gotowa byłaś poświęcić się i mnie porzucić.

- Jest pewna różnica! Chcę tylko, byś miał przyszłość bez trosk, a nie żebyś w ogóle 

nie miał przyszłości!

- Wariatka! - uśmiechnął się Jonasz i potargał jej włosy. - Nie chcę mieć przyszłości 

bez trosk, chcę ciebie z całym bagażem złości, rozpaczy, rozczarowań i porażek. To dodaje 

życiu smaku, jak mówią. Idź do domu, uważaj na siebie i bądź piękna, jak wrócę! No, no, 

mamy plamę na buciku! Tak nie można, trzeba dbać o siebie, nawet jeśli przebywa się wśród 

pospólstwa! Będę w domu za parę godzin.

Katja schyliła się i odruchowo przetarła buty.

Jonasz zadzwonił o trzeciej. Katja siedziała jak przyklejona do aparatu, nie odważyła 

się nawet zejść do sklepu w obawie, że odezwie się pod jej nieobecność.

- Nie mogę długo rozmawiać - krzyknął. Połączenie było bardzo słabe. - Anderson 

czeka. Mamy go!

- Wspaniale! Gdzie jesteś?

- Gdzieś pod granicą. Dostrzegliśmy go na małej bocznej drodze i wezwaliśmy policję 

przez   radio.   Svantesson   siedzi   w   moim   samolocie.  Za   dwie   godziny  będę   z   powrotem  i 

przyjadę prosto do ciebie.

- A nie jesteś zbyt zmęczony?

- Na co?

Katja zaczerwieniła się.

- Chodzi mi o...

- Tak, wiem. A o czym myślałaś?

Katja udała, że nie słyszy.

- Wyjadę po ciebie na lotnisko.

19

background image

-   Dobrze!   Obiecuję,   że   będę   w   lepszym   humorze   niż   przy   pierwszym   naszym 

spotkaniu.

Pierwsze spotkanie! Dwoje ludzi od początku nastawionych wrogo do siebie. Z dwóch 

całkowicie różnych światów...

Na ulicach panował przedświąteczny ruch. Katja nie miała nawet czasu, by pomyśleć 

o świętach.

Co miała kupić Jonaszowi? Ekspres do kawy? Nie, coś bardziej osobistego.

Mijały godziny. Katja odbyła już trzy wizyty w kawiarni, kilkanaście razy zasięgała 

informacji. Zapadał zmrok, kiedy przez przypadek w poczekalni, z małego przenośnego radia, 

usłyszała wiadomość:

„W   godzinach   popołudniowych   nad   południową   Szwecją   zaginęła   taksówka 

powietrzna.   Samolot   wyleciał   z  Torsby  o   godzinie   15.15   i   wziął   kurs   na   Sztokholm.  W 

godzinę   później   odebrano   sygnał   z  samolotu,   który  znajdował   się   wtedy  na  południe   od 

Göteborga, ale w chwilę potem stracono z nim łączność. Na pokładzie maszyny znajduje się 

osobnik podejrzany o zabójstwo. Prawdopodobnie uprowadził on samolot i zmusił pilota, 

Jonasza Callenberga, do zmiany kursu w kierunku kontynentu. Nie ma żadnych wiadomości o 

dalszych losach samolotu”.

Katja nie mogła się poruszyć. Nie! To nieprawda! Chyba się przesłyszała. Pobiegła do 

punktu   informacyjnego,   gdzie   potwierdzono   wiadomość   radiową.   Katja   rzuciła   się   do 

telefonu.

Hultén wiedział o wszystkim, od dłuższego czasu usiłował się z nią skontaktować.

- Zaraz tam będę - rzucił zwięźle.

Katja odłożyła słuchawkę drżącą ręką. Jonasz. Och, Jonasz!

Razem z inspektorem zajęli miejsca w pobliżu biura kontroli lotów, by na bieżąco 

śledzić rozwój wydarzeń. Katja chwyciła się krzesła, jakby w obawie, że ją stamtąd wyrzucą. 

Była blada i miała sine usta.

- To jest pani Svantesson - oznajmił Hultén. - Strzał w plecy. A Berra ma pistolet...

- Więc dyrektora nie można łączyć z tym morderstwem?

- Uważasz, że jest niewinny?

- Nie! Co będzie, jeśli znów się wyplącze?

- Nie z tych sideł!

- Jaki miał motyw?

- Jeszcze nie wiemy. Sprawa ma z pewnością związek ze śmiercią jej brata.

- Zmarł po niej, prawda?

20

background image

- Tak, trzy, cztery miesiące.

-   Svantesson   nie   zrobił   tego   przez   jakąś   inną   kobietę   -   powiedziała   Katja   z 

zamyśleniem. - Przez całe życie skakał z kwiatka na kwiatek. Robił to za jej życia, więc 

śmierć żony niczego w jego żałosnej egzystencji nie zmieniała.

Hultén poruszył się nerwowo, wstał i podszedł do ogromnego okna.

- Dowiedzieliśmy się co nieco o jego żonie. Była dużo od niego młodsza. Spotkali się 

w Kopenhadze, Svantesson oszalał na jej punkcie. Pobrali się zaraz potem. Bardzo piękna 

kobieta,   widziałem   zdjęcia.   Miała   sporo   pieniędzy,   no,   może   nie   miliony,   ale   dość,   by 

Svantesson   mógł   zainwestować.   Po   ślubie   jego   majątek   ciągle   rósł.   Motyw   finansowy 

możemy jednak wyeliminować, w końcu zawsze był od niej bogatszy.

Nadeszła  noc. Z  pokoju  kontrolerów lotu nie  było żadnych  wiadomości.  Lotnisko 

oblegali dziennikarze, a Hultén robił co mógł, by nie rozpoznano w nim inspektora policji. 

Katja była śmiertelnie zmęczona, ale nawet hipnotyzer nie zmusiłby jej teraz do snu. Bolał ją 

brzuch, nie tyle z głodu, choć nie jadła cały dzień, lecz z głuchej rozpaczy i bezradności.

Koło   północy   podbiegł   do   nich   jakiś   mężczyzna.   Katja   i   inspektor   zerwali   się   z 

krzeseł.

- Dzieje się coś dziwnego - powiedział mężczyzna. - Dostaliśmy spóźnioną 

wiadomość, że samolot widziano nad wyżyną Småland. Tymczasem w naszą stronę 

leci mała maszyna, tyle że pilot wzywa nas po niemiecku!

- Co? - spytała Katja. - To musi być inny samolot.

- Nie, to na pewno Callenberg. Wygląda na to, że nie działa z własnej woli.

- Ale dlaczego mówi po niemiecku?

- Myślę, że wiem dlaczego - powiedział Hultén.

Mężczyzna skinął głową.

-   Po   to,   żeby   ktoś   w   samolocie   go   nie   zrozumiał.   Pojęliśmy   jego   intencje   i 

odpowiedzieliśmy tak samo.

Katja wreszcie domyśliła się, o co chodzi.

- Sądzicie, że gra przed Svantessonem komedię? Symuluje lot nad Niemcami, choć w 

rzeczywistości dawno już zawrócił w kierunku Sztokholmu?

-   Tak!   Jest   bardzo   słaba   widoczność,   więc   jego   podstęp   ma   szanse   powodzenia. 

Wysyłamy   na   płytę   nasz   personel   naziemny,   wszyscy   mają   polecenie,   by   mówić   po 

niemiecku. Porywacza czeka niezła niespodzianka!

- Z pewnością ma pistolet Andersona! - rzucił ostrzegawczo Hultén. - Mam nadzieję, 

że Andersonowi nic się nie stało!

21

background image

- Jest jeszcze coś - dokończył  z zasępieniem kontroler. - Gonią resztkami paliwa. 

Callenberg musiał wykonać duży łuk, żeby Svantesson nie zauważył zmiany kierunku lotu.

- Nie, dłużej nie wytrzymam tego napięcia! - jęknęła Katja. - Oddajcie mi Jonasza, 

świat bez niego nie będzie taki sam!

- Zostań tutaj! - powiedział Hultén. - Muszę przygotować komitet powitalny.

- Jeśli w ogóle dotrą do lotniska - mruknęła.

Jonasz, musisz dolecieć! Nie wytrzymam myśli, że ty...

Zza drzwi wychynął inny kontroler.

- Podchodzą do lądowania. Pilot twierdzi, że silnik się krztusi.

Katja podbiegła do okna w odruchu panicznego lęku i wyjrzała w ciemność. Nic nie 

zobaczyła.

Jonasz czuł nieznośny ból w zaciśniętych szczękach. Nieustannie omiatał wzrokiem 

wskaźnik paliwa. Wychylona w lewo strzałka przestała się już poruszać.

Svantesson otarł pot z czoła, ale nie puścił pistoletu, którego lufa skierowana była w 

Jonasza. Z tyłu kabiny leżał Anderson ze skrępowanymi  dłońmi i nogami Jęczał z bólu. 

Svantesson uderzył go w głowę kajdankami, później dołożył parę kopniaków. Wszystko stało 

się tak szybko, że Jonasz znalazł się na muszce, zanim zdążył zareagować.

Jonasz Callenberg był zmęczony. Od nieustannego wpatrywania się w ciemność piekły 

go   oczy,   brak   snu   zaczął   się   już   dawać   we   znaki.   Nie   mógł   sobie   pozwolić   na   chwilę 

nieuwagi.

Pojawiły się światła lotniska. Żeby tylko zrozumieli, co miał na myśli, mówiąc po 

niemiecku! Musieli udawać, że to Hamburg - póki Svantesson nie zostanie unieszkodliwiony.

Silnik   małego   czteromiejscowego   samolotu   przerywał   niepokojąco.   Jonasz   napiął 

wszystkie   mięśnie   i   wykonał   zwrot,   aby   ustawić   maszynę   w   odpowiedniej   pozycji   do 

lądowania. Dłoń zacisnął na drążku.

W   tej   samej   chwili   silnik   zamilkł.   Trochę   zbyt   wcześnie.   Lecieli   teraz   siłą 

bezwładności, Jonasz liczył na łut szczęścia; nie mieli już szans na drugie podejście.

Samolot tracił wysokość, trochę za szybko, i wreszcie uderzył w ziemię z trzaskiem. 

Jonasz walczył, by utrzymać go na prostej.

Kabina zatrzęsła się, ciało Andersona przesunęło się bezwładnie w przód. Gdzieś w 

oddali zawyły syreny karetek pogotowia.

Wreszcie drżenie ustało, a Jonasz ze zdziwieniem stwierdził, że sprowadził maszynę 

cało na ziemię.

Dyrektor   Svantesson   podniósł   się.   Był   zamroczony,   ale   trzymał   pistolet   w   pełnej 

22

background image

gotowości

- Zostańcie na miejscach! - rozkazał. - Ja wychodzę. Jeśli odezwiecie się choć słowem, 

zabiję pierwszą napotkaną osobę!

Otworzył drzwiczki i wyskoczył. Jonasz zajął się Andersonem. Uwolnił go z więzów. 

Svantesson wcześniej udał, że jest chory, i kiedy Anderson nachylił się nad nim, powalił go na 

ziemię...

Dyrektor   ruszył   szybkim   krokiem   w   kierunku   wyjścia,   nie   zwracając   uwagi   na 

zbliżające się samochody. Nie posiadał się z radości

Jeszcze raz mi się udało! Jestem w Niemczech, nikt mnie nie dostanie, za chwilę 

zgubię się w tłumie! Jestem niepokonany!

Zbliżył się do hali przylotów. Dziwne, wszystkie lotniska wyglądają tak samo! To 

przypominało do złudzenia sztokholmskie.

Svantesson   pchnął   drzwi   i   znalazł   się   w   ciepłym   wnętrzu.   Otoczyła   go   grupa 

mężczyzn. Wyglądali zupełnie jak...

Kto to? Inspektor Hultén? Tutaj?

Jego wzrok zatrzymał się na tablicy informacyjnej. Cło...

Cło? Napis powinien brzmieć „Zoll”!

Dyrektor chciał rzucić się do ucieczki, ale mężczyźni otaczali go ścisłym kręgiem. 

Sięgnął po pistolet, lecz ktoś wytrącił mu broń z ręki.

- Dyrektorze Svantesson, w imieniu prawa... - zaczął Hultén.

- Przeklęty Callenberg! - zawył dyrektor. - Oszukał mnie!

W kabinie samolotu pojawiło się nagle mnóstwo ludzi. Jonasz oddał Andersona pod 

ich   opiekę,   a   sam   chwiejnym   krokiem   opuścił   maszynę.   Słyszał   zewsząd   pochwały   i 

wykrzywił twarz w grymasie uśmiechu. Był zmęczony i głodny, poruszał się jak we mgle.

Jakaś   postać   biegła   ku   niemu   poprzez   betonowy   plac.   Młoda   dziewczyna   z 

rozwianymi jasnymi włosami. Zalała go fala ciepła i radości, uśmiechnął się i przyśpieszył 

kroku.

- Jonasz! - krzyknęła Katja i rzuciła się w jego ramiona. Objął ją wolną ręką, dłonie 

dziewczyny dotknęły jego szyi, a ciepły, pachnący policzek przylgnął do jego twarzy. Poczuł 

jej słone, gorące łzy.

- Jonasz, wybacz mi wszystko - szepnęła pośpiesznie. - Byłam taka samolubna, taka 

głupia...

- Co masz na myśli, Katju? - powiedział, rozkoszując się sytuacją.

-   To   nic   nie   znaczy,   jeśli   pośmiejesz   się   ze   mnie,   prawda?   To   nic   nie   znaczy, 

23

background image

najważniejsze to dawać! Dawać samą siebie, nie bojąc się wzgardy!

- Znów wszystko ci się pomieszało - uśmiechnął się. - Ale rozumiem, o co ci chodzi.

- Byłam taka małostkowa, że nie chciałam dzielić się z tobą moimi uczuciami. I wcale 

nie chodzi o pociąg fizyczny. Jonasz, najdroższy przyjacielu, mogłeś zginąć! Mogłeś zginąć! 

Nie zniosłabym tego!

- Mów dalej! Nie przerywaj! - mruknął jej wprost do ucha.

- Tak trzymać! - usłyszeli głos Hulténa. - Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Czy 

to jednak nie zbyt drastyczna metoda, by dziewczynie otworzyć oczy? Narażać życie, co?

-   Takie   kobiety   jak   Katja   wymagają   specjalnych   metod   -   oświadczył   Jonasz.   -   I 

heroicznych czynów.

Objął ją i w trójkę ruszyli do wyjścia.

24

background image

ROZDZIAŁ XX

Jonasz zasnął w samochodzie. Katja pojechała wprost do jego mieszkania i zaciągnęła 

go do windy.

- Bądź kochany, nie przewróć się teraz! - prosiła, podpierając go z całych sił. - Jesteś 

taki ciężki. Umieram z ciekawości, ale chyba będę musiała poczekać, aż się wyśpisz.

- Moja gaduło, jak to dobrze być w domu i słuchać tej twojej paplaniny! - mruknął, 

pozwalając wprowadzić się do mieszkania. - Kto tu mieszka?

- Ty.

- Aha, przeprowadziłem się. Materace na podłodze i...

- Nie - przerwała mu szybko. - Tam stoi twoje łóżko. Chcesz coś zjeść?

- Nie mogę. Bolą mnie szczęki, zaciskałem je jak uczniak na pierwszej wizycie u 

dentysty.

Usiadł na skraju łóżka i opadł w tył.

- Zaczekaj! - krzyknęła nerwowo Katja. - Nie rozebrałeś się.

- Mmm - mruknął.

Wybiegła do kuchni i wróciła po chwili ze szklanką mleka.

- Masz. To na pewno przełkniesz.

Uniosła mu głowę i Jonasz mechanicznie opróżnił szklankę.

- Chodź tu - wymamrotał. - Powiedziałaś prawie, że mogę cię pocałować.

- Nie, dziękuję, wolę, żebyś to zrobił, jak oprzytomniejesz. Podnieś rękę, zdejmę ci 

sweter.

Uczynił słaby gest, ale ręka opadła mu z powrotem. Katja mruknęła coś pod nosem, 

zdjęła mu buty, a kiedy nie zareagował, zabrała się za sweter. Kiedy skończyła, była tak 

zmęczona, że musiała usiąść.

Potem przykryła go kocem. Stanęła nad nim, wpatrując się w jego twarz o mocnych 

rysach, teraz wykrzywioną zmęczeniem. Ciemne rzęsy rzucały cień na policzek. Jonasz spał.

Ostrożnie nachyliła się i pocałowała go w czoło, zaskoczona własną śmiałością. Potem 

przytuliła policzek do jego twarzy i szepnęła:

- Kocham cię, Jonasz. Kocham cię bardziej, niż mogę to okazać. Nikogo innego tak 

nie kochałam...

Ze strachem i wahaniem wpatrywała się w jego zmysłowe usta, sen złagodził ich 

zarys.  Bardzo wolno przysunęła się i  musnęła  je wargami, najpierw lekko i  pośpiesznie, 

potem z większą odwagą.

25

background image

Nagle   poczuła   niedźwiedzi   uścisk  w   talii   i   jego   usta   na   swoich,   mocne   i   gorące. 

Instynktownie oparła się, ale zaraz potem uległa i oddała pocałunek.

To było piękne, cudowne!

W końcu puścił ją.

- Jeszcze jest we mnie trochę życia.

- Tak, czuję - szepnęła, łapiąc oddech. - Leżeć, Burek, leżeć!

- Nie wabię się Burek. Jestem Azor, dzielny stróż, po wybitnym ojcu i wybitnej matce.

- Dzielny stróż? Ładny mi stróż, którego trzeba odnosić do domu!

Oczy zalśniły mu pod przymkniętymi powiekami, uśmiechnął się leniwie i odrzekł z 

rezygnacją:

-   Umiesz   wybierać   właściwy   moment!   Zobaczysz   rano!   Teraz   byłoby 

niesprawiedliwie...

Głos Jonasza przeszedł w niezrozumiały bełkot. Katja uwolniła się delikatnie z jego 

uścisku.   W   nagłym   przypływie   odwagi   postanowiła   zostać   na   noc.   Była   roztrzęsiona,   a 

perspektywa   jazdy  zimnym   samochodem   nie   przedstawiała   się   zachęcająco.   Jonasz   i   tak 

prześpi pół dnia, a jej już wtedy nie będzie.

Na   czubkach   palców   przemknęła   przez   mieszkanie,   nucąc   ułożoną   spontanicznie 

melodię. Rozłożyła pościel na podłodze dużego pokoju, rozebrała się i wśliznęła pod kołdrę. 

Drzwi   do  pokoju  Jonasza  stały  otwarte,   ale  Jonasz  spał  jak  zabity.  Katja  poszła   za  jego 

przykładem.

Obudziła się nagle. Gdzieś w mieszkaniu trzasnęły drzwi z głuchym, tajemniczym 

łoskotem.

Usiadła z przestrachem, na wpół rozbudzona. Serce biło jej jak szalone.

Nie dadzą im spokoju? Przecież wszyscy siedzieli za kratkami?  Svantesson, Berra, 

Stickan...

A Birgit Karlsson?

Jonasz spał. Nic nie słyszał!

Zdobyła się na chrapliwy szept:

- Jonasz! - I głośniej: - Jonasz! Ktoś tu jest. Trzasnęły drzwi.

- Wiem - odpowiedział z kuchni. - Drzwi do lodówki. Zgłodniałem.

Opadła z ulgą na poduszkę.

- Łobuzie! Miałeś spać pół dnia.

- Twoja obecność mnie zbudziła. Nie, nie chrapałaś, instynkt podpowiedział mi, że 

jesteś w pobliżu.

26

background image

- I dlatego zgłodniałeś?

- Tak. Chodź na małą przekąskę! Piwo i szynka. I jajka, jeśli masz ochotę.

- Nic nie mów, burczy mi w brzuchu, ale nie mogę się pokazać.

Otworzył drzwi i rzucił jej coś niebieskiego.

- Góra piżamy. Ogrzana.

Katja wymknęła się do łazienki, by się odświeżyć, po czym weszła do kuchni.

- Nigdy się nie zmienisz! - Jonasz siedział przy nowo zakupionym stole i odkrawał 

plastry   z   wielkiego   kawałka   szynki.   -   Umyta   i   uczesana.   Nie   stać   cię   na   odrobinę 

spontanicznego nieładu?

- Nie. Ktoś zbrukał moją prymitywną naturę i teraz jestem jałowa jak pustynia. I 

równie mało we mnie życia.

-   Powinienem   był   tego   „kogoś”   potraktować   surowiej.  Ale   jeszcze   będą   z   ciebie 

ludzie.

- Jesteś optymistą - powiedziała lekkim tonem, biorąc się za smażenie jajek. Jonasz 

wyjął dla niej nakrycie. - Zdaje mi się, że postawiłeś sobie za punkt honoru, by sprawdzić, 

czy ta pustynia nie jest tak całkiem jałowa.

- Możesz wyrażać się jaśniej?

- Hm... Wyczyn sportowy, może. Obudzić zmysłowość w zimnej Katji, pokazać swoją 

męskość i porzucić. Dziękuję i żegnam!

W jego niebieskich oczach zamigotały groźne ogniki, ale odpowiedział równie lekko:

- No właśnie! Wrzucić ją do pojemnika na śmieci, głową w dół!

Katja znieruchomiała ze szklanką piwa w dłoni.

- Wyglądasz teraz mało inteligentnie - rzucił spokojnie - co zupełnie nie pasuje do 

mojej piżamy. Siadaj i jedz.

- Mówiłeś poważnie? - pisnęła żałośnie.

- Tak, mamy dość jedzenia.

- Ja nie o tym. O tym pojemniku na śmieci. Nie dosłownie, ale...

- Twoje prowokacyjne słowa o wyczynie sportowym nie wydały się zabawne osobie, 

która   cię   kocha   i   uczyni   dla   ciebie   wszystko   -   stwierdził   chłodno.   -   Jedz   jajko,   bo   ci 

wystygnie!

- Nie chciałam, by moje słowa zabrzmiały prowokacyjnie. To mnie, po prostu, od 

dawna prześladuje.

Jonasz nachylił się nad stołem.

-   Wiesz   co,   ten   drań   nie   zabił   w   tobie   zmysłowości,   czuję   ją   w   każdym   twoim 

27

background image

oddechu. Zrobił coś dużo gorszego, odebrał ci wiarę w siebie. Ale odbudujemy ją, kawałek po 

kawałeczku, choćby to miało zająć całe życie! Bowiem mam zamiar dożyć z tobą późnej 

starości, Katarzyno, przecież tak nam dobrze ze sobą, nieprawdaż?

- Tak. Bardzo dobrze!

- Więc chcesz? Chcesz się wreszcie pozbyć tego upiora? Pamiętaj, ja też się zestarzeję, 

przybiorę na wadze, zrobię się szpakowaty, nieruchawy i zapominalski, będę nosił okulary, 

przesiadywał przed telewizorem, zasypiał na stołku, chrapał, tracił włosy i zęby i zostanę 

dziadkiem wtedy, kiedy ty zostaniesz babcią... To właśnie rozumiem pod pojęciem miłości! 

Ty zdajesz się sądzić, że traktuję cię jak przedmiot jednorazowego użytku.

Katja usiłowała się uśmiechnąć. Zamrugała powiekami, by odpędzić łzy, i zajrzała do 

szklanki.

- Piwo uderza mi do głowy - powiedziała niepewnie.

- To dobrze! Tego właśnie ci trzeba. Odprężenia i spontaniczności.

Jonasz wstał i podniósł ją z krzesła. Katja spojrzała na niego pytająco, ale nie stawiła 

mu oporu.

-  Powiedziałaś  w  nocy,  że   mnie   kochasz  -  zaczął  łagodnie  -  i  pocałowałaś  mnie, 

pięknie   pocałowałaś.   Stój   spokojnie,   nie   przeprowadzam   egzekucji,   chcę   jedynie,   byś   to 

zrobiła jeszcze raz. Jestem teraz przytomny, ale to żadna różnica. Nie bój się, nie rozbiorę cię. 

Wiem, to by wzbudziło złe wspomnienia.

- Jonasz, proszę! To będzie katastrofa!

- Ubzdurałaś sobie tę katastrofę. W nocy ci się udało! Zamknij oczy i stój spokojnie. 

Będzie dobrze!

Katja   zamknęła   oczy.   Trzęsła   się   teraz   jak   osika.   Walcząc   z   panicznym   lękiem, 

wsłuchiwała się w głos Jonasza, który opowiadał jej o rzeczach nie mających nic wspólnego z 

wyglądem.

- Wiesz, że podziwiam cię bezgranicznie, Katju? Za odwagę samotności, za życiową 

siłę,   którą   dała   ci   chłopska   krew.   Jestem   z   ciebie   dumny,   bo   przezwyciężyłaś   gorycz 

upokorzenia i zmieniłaś się we wspaniałą kobietę. I wiem, że skrywasz w sobie bogactwo, 

które uda mi się wyzwolić.

Czuła się pijana jego słowami. Szepcząc gładził ją po włosach i twarzy, by złagodzić 

drżenie jej ciała. Stała nieruchomo, pojękując ze strachu, gotowa do ucieczki, a jego ręce 

zsunęły się teraz na jej biodra, pod piżamę.

Potem wolno odwrócił jej twarz i pocałował ją.

To był spokojny, ostrożny pocałunek - gwarancja, że Katja nie ma się czego obawiać. 

28

background image

Była   w   nim   też   jednak   ukryta   namiętność,   jak   i   w   rozpalonych   dłoniach   na   jej   skórze. 

Przylgnęła mocniej do Jonasza, pełna wahania niby małe dziecko.

- Jestem taka brzydka! Taka beznadziejna...

-   Gdybyś   była   najbrzydsza   na   świecie   czy   nawet   najpiękniejsza,   co   to   ma   za 

znaczenie? Miłość wszystkich nas czyni pięknymi. Jest coś niezwykłego w każdym twoim 

ruchu, w rysach twarzy, w sposobie mówienia...

Katji zakręciło się w głowie.

- Nie zostawiaj mnie, Jonasz - szepnęła bezgłośnie. - Bądź cierpliwy! Potrzebuję twej 

wyrozumiałości.

- Masz ją.

- Jonasz, chcę powtórzyć to, co powiedziałam w nocy.

- Więc mów! Pragnę to usłyszeć.

Czuła, jak skóra drży i płonie pod dotykiem jego dłoni. Serce Katji biło oszalałym 

rytmem, a ciało przenikało słodkie, niezwykłe ciepło.

Ukryła twarz na jego ramieniu.

- Kocham cię, Jonasz - szepnęła zawstydzona. - Teraz już możesz się śmiać.

Jonasz zadrżał. Pocałował ją jeszcze raz, tym razem mocniej.

Nigdy nie przypuszczała, że Jonasz Callenberg ma w sobie takie pokłady czułości i 

delikatności. Było tak, jakby rozumiał jej strach i zwątpienie, jakby czekał, aż zbierze w sobie 

wszystkie siły. Z ustami na jej ustach podniósł ją i delikatnie położył na swoim łóżku.

Dawny strach wrócił do niej z nową mocą, a wzrok powędrował ku drzwiom od szafy.

- Nie zmieściliby się tam we trzech? - jęknęła żałośnie. - Jest za mała?

- Za mała - zapewnił ją. - Jesteśmy sami, tylko ty i ja, a ja nigdy cię nie poniżę. Czuję 

tylko pokorną wdzięczność za to, że chcesz mnie przyjąć. Rozumiesz, Katju?

Płakała cicho, kiedy rozpinał guziki jej piżamy. Płakała, bo jej ciało płonęło z tęsknoty 

do niego, a strach wciąż tkwił głęboko w duszy.

29

background image

ROZDZIAŁ XXI

Katję zbudziło przeciągłe dzwonienie. Niechętnie otworzyła oczy, odwróciła głowę i 

spojrzała ze zdumieniem na Jonasza.

- Jeszcze tu jesteś? - spytała sennym głosem.

- To moje mieszkanie - wymamrotał.

Katja oprzytomniała.

- Chyba nie tkwię głową w dół w pojemniku na śmieci... Jonasz, dzwoni telefon, lepiej 

będzie, jeśli ty odbierzesz.

Podniósł się z jękiem i złapał słuchawkę.

- Tak?  Dzień dobry,  inspektorze, dzwoni  pan w środku  nocy?... Co, jest wpół do 

dwunastej? Mój Boże, to co się stało z porankiem?... Nic dziwnego, że u niej telefon nie 

odpowiada, Katja jest u mnie... Tak, wszystko dobrze, chce pan być świadkiem na ślubie? 

Obecność   przedstawiciela   władzy   doda   uroczystości   splendoru.   Może   Katja   wreszcie 

zrozumie, że nie żartuję... Pobierzemy się jak najszybciej, niech no tylko Katja się zdecyduje, 

jest trochę kapryśna. Ale nie, właśnie kiwa ochoczo głową, coś skłoniło ją do zmiany zdania, 

zupełnie nie wiem co... Proszę dać nam trzy kwadranse, zjawimy się na pewno.

Skończył, a Katja usiadła na łóżku.

- Ojej - jęknęła - jestem jednym wielkim siniakiem.

- Chyba byłem zbyt gwałtowny - przyznał ze wstydem. - Kiedy wreszcie uległaś, 

ogarnęło mnie takie szczęście, że zachowywałem się w sposób równie mało cywilizowany jak 

ty.

- Ja nie zachowywałam się w sposób mało cywilizowany! - odrzekła dostojnie.

- O, tak, i Bogu za to dzięki! Byłaś cudowna!

Na próżno usiłowała ukryć uśmiech szczęścia.

- Co chciał Hultén?

-   Svantesson   nie   przyznaje   się   do   zabójstwa,   a   policja   nie   ma   wystarczających 

dowodów.

-   Czy  ten   nadęty  bufon   znów   się   wyślizgnie?  Tak   nie   może   być!   Słyszałam,   jak 

planowali zamach na ciebie.

-   Wiem.   Inspektor   sądzi,   że   może   pamiętasz   jakieś   okoliczności   śmierci   pani 

Svantesson.

- Skąd mogę pamiętać? No, ale ruszymy inspektorowi na ratunek, prawda? Musimy 

wziąć w tym udział do końca!

30

background image

W dwie godziny później sprawa Svantessona wciąż nie ruszała z miejsca. Dyrektor 

twierdził, że uwierzył  w śmierć żony, kiedy znaleziono przewróconą żaglówkę. Nie miał 

pojęcia, że jej ciało zakopano na terenie posiadłości! Wyjazd do Norwegii też nie był niczym 

szczególnym.   Chciał   odwiedzić   swoją   przyjaciółkę   i   nie   sądził,   że   zakaz   podróżowania 

obejmuje Skandynawię. Porwanie samolotu? Stracił głowę z powodu brutalnej presji policji, 

bał się niesłusznych oskarżeń.

Niewinna owieczka...

Berra tkwił w celi ze złym uśmiechem przylepionym do warg i milczał. Nie miał, 

rzecz jasna, pojęcia, że policja znalazła klucz; wierzył, że będzie leżał na strychu aż do jego 

wyjścia na wolność. Nawet jeśliby miało to trochę potrwać. Na wieść o zabójstwie  pani 

Svantesson wzruszył jedynie ramionami To nie jego sprawa.

Policja zdołała jednak wyszperać trochę faktów z jego zamierzchłej przeszłości. Berra 

nie był wprawdzie doświadczonym żeglarzem, ale w dzieciństwie pracował jako chłopiec 

okrętowy.

Hultén siedział w swoim biurze z Katją, Jonaszem i Andersonem, który wydobrzał już 

po doznanych urazach.

-   W   starych   sprawach   o   zabójstwo   bardzo   trudno   o   dowody   -   zaczął   Hultén.   - 

Znaleźliśmy przy ciele zabitej notatnik z adresami, prowadzony z pewnością jej ręką, ale zbyt 

zniszczony   i   nieczytelny.   Ten   ślad   prowadzi   donikąd,   więc   pozostaje   już   tylko   jedno 

rozwiązanie. Raz już próbowaliśmy, lecz bezskutecznie. Tym razem lepiej się przygotujemy.

Niedługo   potem   wprowadzono   do   pokoju   Stickana.   Hultén   czekał   na   niego   w 

pojedynkę.

- Co wiesz o tym kluczu? - spytał inspektor.

- Nic - odrzekł niewinnie Stickan.

Hultén odłożył klucz na biurko i zadał młodzieńcowi kilka nieistotnych pytań. Po 

chwili otworzyły się drzwi i zgodnie z planem jakiś policjant poprosił inspektora do siebie. 

Hultén odwrócił się do Stickana.

- W porządku, możesz iść - powiedział ponuro. - Jesteś wolny, nie możemy cię dłużej 

trzymać. Ale pamiętaj, jeśli wpadniesz w kłopoty, trafisz tu ponownie.

I wyszedł z pokoju, zostawiając klucz na biurku.

Stickan nie wahał się ani chwili. Z obojętną miną wymaszerował z komisariatu. Klucz 

tkwił w jego kieszeni.

Zaczął się ostatni akt polowania.

Stickan nie miał samochodu, co znacznie ułatwiało zadanie policji Jego wędrówkę 

31

background image

śledziły czujne oczy. Hultén zakładał, że młodzieniec ruszy wprost do celu, zanim policja 

zauważy brak klucza i puści się w pogoń za nim. Stickan rozglądał się nieustannie, ale agenci 

znali się na swoim fachu.

Szedł   w   kierunku   centrum,   dokładnie   tak   jak   Berra.   Jonasz   i   Katja   czekali   w 

samochodzie w stosownej odległości, by Stickan ich nie zauważył. Z miejsca gdzie stali, 

widzieli samochód Hulténa i siedzącego w nim dyrektora Svantessona. To stanowiło część 

planu - dyrektor miał być obecny przy otwarciu skrytki, choć jeszcze o tym nie wiedział.

Stickan nie marnował czasu, zmierzał wprost do celu.

Radio w samochodzie Hulténa zatrzeszczało.

- Jest na Lövgatan, zatrzymuje się pod numerem pięćdziesiąt cztery. Mieści się tam 

niewielka firma ochrony mienia. Chyba zamierza wejść do środka.

- Jedziemy.

Wszystkie   samochody   i   agenci   ruszyli   pod   wskazany   adres.   Katja   z   Jonaszem 

zajechali w parę sekund po inspektorze i do środka weszli razem z innymi. Oczy Svantessona 

zrobiły się wielkie jak talerze, kiedy dotarli do celu.

Jakiś mężczyzna za kontuarem obrzucił ich pytającym spojrzeniem.

- Policja - rzucił Hultén. - Czy macie skrytki?

-   Tak   -   odrzekł   mężczyzna   z   lekkim   przestrachem.   -   Mamy   niewielki   dział   ze 

skrytkami, pierwsze drzwi na prawo. Wcześniej jednak trzeba okazać klucz.

- Czy wchodził tam przed chwilą jakiś mężczyzna?

- Tak. Zajęło mu to trochę czasu, bo nie znał numeru skrytki. Klucz jednak był nasz, 

więc pozwoliliśmy mu wejść.

- Dziękuję! - powiedział Hultén. - Idziemy!

Dyrektor zaparł się w drzwiach na widok Stickana, ale inspektor pchnął go do przodu. 

Svantesson wyglądał jak przed atakiem apopleksji. Hultén zdawał się tym nie przejmować.

Stickan buszował pośród wysokich na pół metra skrytek. Odwrócił się z irytacją i na 

widok policjantów rzucił się do ucieczki. Drogę zagrodziło mu kilku mężczyzn.

- Poproszę o klucz - powiedział spokojnie inspektor, wyciągając rękę. - Jaki jest numer 

skrytki?

Stickan nie odpowiedział.

- Dyrektorze Svantesson?

- Skąd mam wiedzieć?

Hultén odwrócił się w stronę właściciela.

- Proszę sprawdzić, czy dyrektor Svantesson wynajął u was skrytkę!

32

background image

Mężczyzna wyszedł i po chwili wrócił z grubą księgą.

- Tak, wynajął. Numer czterdzieści trzy.

- Doskonale. Spróbujmy więc.

Wsunął   klucz   w   zamek,   który   wydał   z   siebie   metaliczny   dźwięk.   Powoli,   z 

namaszczeniem inspektor Hultén pociągnął za drzwiczki.

W niewielkim pomieszczeniu zapadła pełna zdumienia cisza.

Skrytka była pusta.

33

background image

ROZDZIAŁ XXII

Stickan zareagował pierwszy. Ze wściekłością odwrócił się do Svantessona.

- Co to ma znaczyć? Gdzie jest towar, który nam obiecałeś? Pełna skrytka, mówiłeś. 

Gdzie to jest?

- A więc, Svantesson! - powiedział inspektor. - Jednak chodziło o narkotyki!

- Oczywiście, że nie! - odrzekł z godnością dyrektor.

- Jednak im pan je obiecał, prawda? Kolejne z pańskich brzydkich oszustw?

- Wręcz przeciwnie. Narkomanom nic się nie należy, dla ich własnego dobra i dobra 

społeczeństwa.

Stickan nie ukrywał wściekłości Inspektor nie miał wątpliwości, że ma do czynienia z 

człowiekiem uzależnionym.

-   Logika   pańskiej   moralności   jest   zadziwiająca,   Svantesson   -   stwierdził   Hultén.   - 

Przyznaje pan jednak, że zmusił pan tych drani do pewnych usług, obiecując im nagrodę?

-  Wręcz   przeciwnie!  To   oni   mnie   naciskali.  Wymyśliłem   ten   podstęp,   by   się   ich 

pozbyć.

-   Kłamiesz!   -   zawył   Stickan,   nie   posiadając   się   z   wściekłości   i   rozczarowania.   - 

Obiecałeś nam cały swój zapas, jeśli załatwimy Callenberga. Kazałeś, byśmy z Berrą zatopili 

tę żaglówkę i zakopali twoją starą! Topielec mógł wypłynąć, a wtedy znaleźliby dziurę po 

kuli, którą zrobił jej Berra.

- Dlaczego? - spytał szybko Hultén.

- Bo obiecał nam prochy, oczywiście. Wtedy dostaliśmy.

- Ale dlaczego chciał się pozbyć żony?

- Nie słuchajcie tego typa - krzyknął Svantesson - on nie wie, co mówi!

- Wiem i powiem wszystko! Nabrałeś nas, ty przeklęty obłudniku, ale teraz już koniec! 

Koniec, rozumiesz?

Svantesson chwycił się za serce.

- Chyba mam atak.. Powietrza, potrzebuję powietrza!

- Pańskie serce wytrzyma - stwierdził zimno Hultén. - Nie dajcie się nabrać, chłopcy!

Stickan odwrócił się do inspektora i z podnieceniem zaczął wyrzucać z siebie całą 

historię. Svantesson raz po raz zagłuszał go okrzykami protestu.

Stickan nie dał się powstrzymać.

- Myślał, że trafił na kurę znoszącą złote jajka, tę Lolę z Kopenhagi, z którą się ożenił, 

ale   ona   była   sprytniejsza.   Luksusowa   dziwka,   sporządziła   kartotekę   klientów,   z   których 

34

background image

później   wyciskała   pieniądze.   Miała   szmalu   jak   lodu!   I   robiła   to   nawet   po   ślubie   z   tym 

szczurem.   Zamknij   się,   Svantesson,   teraz   ja   mówię!   Jej   brat   pilnował   interesu,   zbierał 

pieniądze od tych grubych kozłów, którzy płacili za jej milczenie. Dawała bratu prochy, które 

zdobywała w czasie swych podróży za granicę. Svantesson dowiedział się o wszystkim i 

zaczął robić w portki. Znał Berrę i mnie, bo pomagaliśmy szwagrowi zbierać kasę, ale nie 

chciał nas widzieć w swoim domu. Nie mieliśmy prezencji, mówił. Przeklęty snob! Kiedyś 

przyszedł i prosił nas, byśmy załatwili tę jego lalę. Mieliśmy dostać wszystko, co miała, a 

było tego dużo, więc zgodziliśmy się i załatwiliśmy ją tak, jak chciał. Jej brat niczego się nie 

domyślał,  sądził,  że  siostra  utonęła,  i  wciąż  wyciskał  pieniądze  z  jej  klientów. W końcu 

stoczył   się   i   zaczaj   szantażować   Svantessona.  To   był   jego   koniec.  Wiem,   że   Svantesson 

poszedł do jego mieszkania w dniu jego śmierci, więc to pewnie on podsunął mu za dużą 

dawkę. A potem dyrektor kazał nam załatwić Callenberga, mieliśmy dostać więcej prochów, 

mówił, że zaczął szmuglować narkotyki. Więc połknęliśmy haczyk, bo gliny oczyściły rynek i 

było cienko. A ten drań kłamał, od początku do końca!

Stickan zawył i rzucił się na dyrektora. Policjanci rozdzielili ich.

- Dziękuję, to wszystko - powiedział Hultén z głębokim westchnieniem. - Z powrotem 

na komisariat!

Katja dzwoniła uporczywie do drzwi Jonasza. Jonasz otworzył. Miał złote nitki na 

swetrze i palce ubrudzone klejem.

- Cześć! Czy to ty za tymi paczkami?

- Nie wiem, kogo masz na myśli, mówiąc „ty”, ale w każdym razie to ja. Bądź tak 

miły, odbierz je ode mnie. Na tę jedną uważaj!

- Co jest w tych wszystkich paczkach?

Weszła do środka i strząsnęła śnieg z włosów.

- Dowiesz się wieczorem. Nie miałam komu kupować prezentów świątecznych od 

wielu lat, więc zaszalałam!

- Rzeczywiście jesteś szalona - potwierdził słabym głosem.

-   Nic   nie   mów!   Myślisz,   że   nie   widziałam   tych   pakunków   w   nie   umeblowanym 

pokoju?

Roześmiał się, rozbrojony.

- Lepiej rzuć okiem na pudding, jakoś dziwnie wygląda.

- Boże! - mruknęła pod nosem i ruszyła do kuchni. Jeśli Jonasz twierdził, że jakaś 

potrawa dziwnie wygląda, to sytuacja była w najwyższym stopniu alarmująca.

Pudding okazał się doskonały, Katja odstawiła go na bok i weszła do pokoju, gdzie 

35

background image

Jonasz usiłował utopić w złocie i ozdobach żałośnie wyglądającą choinkę. Katja wybrała takie 

marne drzewko celowo, twierdziła, że zna los niechcianych i odrzucanych. Jonasz obiecał, że 

uczyni je równie pięknym jak ona i Katja zgodziła się, choć zaplanowała prosty wystrój. 

Widząc   rezultat   wysiłków   Jonasza   zastanawiała   się,   czy   i   ona   hołduje   równie 

przeładowanemu i efekciarskiemu stylowi. Miała nadzieję, że nie, zawsze lubiła prostotę.

Jonasz proponował, by święta spędzili na wsi, ale Katja się nie zgodziła. Wieś była 

dobra na lato.

Stanął za nią, wdychając zapach jej włosów.

- Czyż nasza choinka nie jest piękna? - spytał z nabożnym podziwem.

Katja zdusiła protesty swej artystycznej duszy.

- Rzeczywiście, piękna!

I wtedy przypomniała sobie coś.

- Jonasz! - odwróciła się i objęła go ramionami. - Zdałam egzamin! I dostałam pracę! 

Na   początek   na   okres   próbny.   W   wydawnictwie   podręczników   szkolnych.   Będę   robić 

mnóstwo drobnych ilustracji, zaczynam zaraz po Nowym Roku.

- Moje gratulacje - powiedział równie dumny jak ona. - Jasne, że zdałaś, nikt nie 

rysuje lepiej od ciebie - kontynuował w naiwnym uwielbieniu. - Ja mam wiadomości od 

Hulténa. Birgit Karlsson zgodziła się na kurację odwykową, spróbują ją uratować. I jeszcze 

okazało się, że pieniądze Svantessona pochodziły z interesów żony. Na pieniądze miał ochotę, 

na   nią   nie,   bo   była   plamą   na   jego   honorze.   Starał   się   zachowywać   pozory.   Poza   tym 

dostaliśmy prezent świąteczny od Hulténa. Mam go gdzieś tutaj.

- To miło z jego strony! Co to jest?

- Książka. Jest w tej papierowej torbie. Myślisz, że możemy ją otworzyć?

- Czemu nie?

Jonasz wyciągnął książkę z torby. Katja przeczytała tytuł na okładce.

- „Małżeństwo doskonałe”. Ach, ten inspektor! Co on sobie o nas myśli?

- No właśnie, co?

- Nie zaprosimy go na wesele!

- Nie zaprosimy! Za te jego libertyńskie poglądy!

I oboje wybuchnęli śmiechem.

- Chodź, Katju powiedział Jonasz. - Przeglądnijmy tę książkę, może jednak czegoś nas 

nauczy. Ale czekają nas święta! Co za święta!

36


Document Outline