Zrób zakupy, wyrzuć śmieci,
dopilnuj gromadki dzieci,
upiecz ciasto bez zakalca,
z mężem ślicznie zatańcz walca,
odbierz setki telefonów
i posprzątaj w całym domu…
Jeszcze słodka bądź jak miód!…
(Zwiałabym na jakiś słup!!!)
Budzik, pora na śniadanie,
praca, obiad i spotkanie,
łyk lektury, polityki,
trzeba przyszyć gdzieś guziki,
pranie, poczta, pęka głowa,
a kolacja niegotowa:
jak zdążę, to będzie cud!
(Zwiałabym na jakiś słup!!!)
Wiem, że to marzenie głupie,
żeby zniknąć gdzieś na słupie,
nic nie mówić, nie narzekać,
przed zegarkiem nie uciekać,
przysiąść tak jak mysz pod progiem:
oko w oko z Panem Bogiem…
Ach! Wolałabym twój słup
niż wakacje w Hollywood!
Ludziom w głowie się nie mieści,
żeś tak siedział lat czterdzieści,
a mnie ciągnie i zachwyca
twojej celi tajemnica,
bo to musi być przygoda –
żyć wciąż na balkonie Boga
i na świat popatrzeć tak,
z góry… jak zasłużył świat…
Więc siedzimy w twojej wieży
jak para błędnych rycerzy:
ty – z powodu wyższych racji,
ja – z banalnej motywacji.
Mnie ktoś ściągnie stąd za szelki,
ty zostaniesz… świętym wielkim.
Żegnaj! Dzięki za gościnę!
Wiesz… mam pracę i rodzinę…
To nie mniejszy cud niż słup!…
Skaczę w życie!…
Trudno!…
Siup!…
Małgorzata Nawrocka
Słup świętego Szymona
R
ys
.: B
a
rb
a
ra M
a
li
n
o
w
sk
a