BENTE PEDERSEN
OBCY PTAK
PROLOG
Był rok 1718.
Od osiemnastu lat trwała wielka wojna północna. Królestwo duńsko - norweskie
zdążyło już raz skapitulować i w dziewięć lat później, w roku 1709, ponownie rzuciło się w wir
walki. Fryderyka IV zachęciła klęska, którą Szwedzi ponieśli w tym roku pod Połtawą, a
pewnie także chciał się zemścić za to, że w początkowej fazie wojny Karol XII zmusił go do
uległości.
Norwegia również została uwikłana w konflikt. Karol XII usiłował ją podbić już w 1716
roku, a teraz właśnie ponowił próbę.
Zrezygnował z podporządkowania sobie Europy, ale Norwegia miała być rekompensatą
za poniesione klęski. W 1716 roku Karol XII wkroczył do Christianii
∗
twierdzy Akershus
jednak nie udało mu się zdobyć. Norwegowie zajęli pozycje na zachód od miasta i skutecznie
odpierali ataki wojsk szwedzkich usiłujących ich otoczyć szczelnym pierścieniem. Wkrótce
uzyskali wsparcie ze strony Danii.
Sytuacja Karola XII stawała się coraz trudniejsza, w końcu musiał podjąć decyzję
odwrotu, żeby uniknąć zamknięcia w Christianii. Król nie zamierzał jednak wracać jak nie-
pyszny do domu, chciał wycofać się jedynie do granicy szwedzko - norweskiej, po drodze zająć
Halden wraz z twierdzą Fredriksten i stamtąd podjąć kolejne natarcie.
Tymczasem mieszkańcy Halden spalili swoje miasto, by nie wpadło Szwedom w ręce,
zaś Peter Wessel Tordenskiold, kapitan duńskiej floty, z pochodzenia Norweg, zdobył i zni-
szczył szwedzkie okręty w Dynekil, chociaż sam dysponował zaledwie kilkoma statkami. Ów
chwalebny czyn, za który uhonorowano Tordenskiolda stopniem komandora, na zawsze
pozostał w pamięci potomnych.
Karol XII zbierał siły do kolejnej wyprawy. Mądry po szkodzie, tym razem zamierzał
rozpocząć działania wojenne od Fredriksten i dopiero stamtąd ruszyć na podbój Norwegii. Był
to z pewnością rozsądny zamiar, tyle tylko że pozostał jedynie zamiarem. Król szwedzki nigdy
nie dotarł dalej niż do Fredriksten, tam bowiem, gdy obserwował oblężenie miasta, trafiła go
kula.
Nie wiadomo, kim był zabójca, być może tak precyzyjnie wycelował jakiś Norweg, ale
równie dobrze mógł to zrobić któryś z ludzi króla.
Karol XII nie cieszył się miłością poddanych. Rządził krajem żelazną ręką i wdawał się
w wojny, które były takim samym nieszczęściem dla Szwedów, jak dla ich wrogów.
*
∗
Christiania - dawna nazwa Oslo (przyp. tłum.).
Trwająca od dwóch dziesięcioleci wielka wojna na północy pochłonęła wiele ludzkich
istnień i kosztowała mnóstwo pieniędzy. N a r ó d musiał płacić b a r d z o wysokie podatki,
wsie cierpiały z powodu utraty rąk do pracy. Chłopów siłą wcielano do wojska, król bowiem
dla pokonania wroga i rozszerzenia swego imperium potrzebował coraz więcej żołnierzy.
Luty 1718, Tornedalen
Finlandia również należała do Karola XII i ona także została zamieszana w prowadzoną
przez niego wojnę. Pod koniec XVII wieku kraj wyczerpany był wieloma latami katastrofalne-
go nieurodzaju. Na skutek głodu zmarła wtedy niemal jedna czwarta ludności. Ledwo naród
zdołał otrząsnąć się z tragedii, a już ponownie został zmuszony do uległości. Także Finowie
mieli płacić podatki na nową wojnę, mieli też w niej walczyć...
Erkki Alatalo skończył dopiero trzydzieści dwa lata, lecz wyglądał na dużo więcej. Na
razie uniknął przymusowego wcielenia do armii króla Karola XII, ale to w każdej chwili mogło
się zmienić.
Erkki miał żonę i dwoje dzieci. Spłachetek ziemi, który uprawiał, musiał wyżywić ich
czworo. Na pooranej bruzdami twarzy udręczonego mężczyzny odcisnęły swe piętno liczne nie
przespane noce. W piwnych oczach zastygła niejedna łza.
Doświadczył w życiu wielu już nieszczęść i obawiał się, że przyszłość nie będzie lepsza.
Ubogi chłop z Tornedalen bał się coraz bardziej. Nie o siebie, ale o żonę i dzieci.
1
- Jeść! Jestem głodna, mamo! Jeść! Cienki głosik dziecka przeszedł w żałosne
zawodzenie.
Dwoje dużych ciemnych oczu na wpół z wyrzutem, na wpół z błaganiem wpatrywało
się w siedzącą przy kamiennym palenisku wychudzoną kobietę, która trzymała w ramionach
niemowlę. Przynajmniej mały Matti mógł zaspokoić głód, na razie Marja miała jeszcze w
piersiach trochę pokarmu.
Nikt w rodzinie nie najadał się do syta. Od dawna kładli się spać o głodzie.
- Jeść! - pochlipywała dziewczynka, wkładając do buzi brudny kciuk.
- Będziesz ty cicho! - zagrzmiał ojciec, surowo mierząc wzrokiem córkę. Od jego głosu
zatrzęsła się niska chata.
- Raiju, kochanie! - wtrąciła pośpiesznie Marja, obejmując mocniej niemowlę. -
Wszyscy jesteśmy głodni i nic na to nie poradzimy. Popatrz, mały Matti powinien zasnąć, nie
marudź tak okropnie! Jesteś już przecież dużą i mądrą dziewczynką, opowiedz lepiej jakąś
historyjkę! Tak ładnie opowiadasz!
Raija posłusznie usiadła, w milczeniu smutnym wzrokiem popatrzyła na mamę i
braciszka.
Opowiedz historyjkę! Łatwo powiedzieć!
Raija nie mogła nieustannie fantazjować, nie zawsze zresztą miała na to ochotę. Nie
odkryła jeszcze, że ucieczka do świata marzeń pozwala zapomnieć o smutnej codzienności.
Matka, dostrzegłszy pełne wyrzutu spojrzenie dziecka, poczuła się jeszcze bardziej
zmęczona. Miała dopiero trzydzieści lat, ale wychudzona i spracowana, nie przypominała
dorodnej panny o rumianych policzkach, którą była w młodości. Jej samej zresztą wydawało
się, że od tamtego czasu minęły wieki. Wciąż jeszcze można było powiedzieć, że jest ładna, ale
dawna olśniewająca uroda przyblakła. Włosy, które niegdyś mieniły się niczym dojrzałe zboże
w pogodny letni dzień, zaczesywała teraz gładko i upinała na karku w kok. O lokach dawno już
zapomniała.
Marja pracowała ponad siły. Uprawiali wraz z mężem kawałek pola, ziemia jednak była
jałowa, a w jesienne noce często zjawiał się podstępny mróz, który nie zawsze zapowiadał swe
przybycie.
Erkki i Marja dobrze pamiętali nieurodzajne lata z końca poprzedniego stulecia. Żywili
nadzieję, że uchronią swoje pociechy od takich wspomnień i dzieciństwo nie będzie im się
kojarzyć ze smakiem chleba pieczonego z kory drzew.
Tyle że nadzieja i marzenia bywają złudne, zwłaszcza gdy jest się biednym.
Lato i jesień 1716 roku przyniosły nieurodzaj, a gdy nieszczęście powtórzyło się rok
później, oznaczało to dla nich całkowitą katastrofę.
Dwa lata głodu wystarczyły, by złamać każdego. Erkki i Marja zdołali zebrać trochę
zboża, ale ziarno nie nadawało się na sprzedaż. Nie wystarczyło go też, by wyżywić rodzinę
podczas długiej zimy.
Najcięższe jarzmo stanowiły podatki. Chłopi popadali w coraz większe długi i coraz
większą nędzę. Erkki i Marja musieli sprzedać jedyną krowę i obórka stała pusta, a nędzne
grosze, jakie dostali, nie wystarczyły na długo. Marja dodawała coraz mniej mąki do chleba,
który piekła, i teraz, w końcu lutego 1718 roku, było w nim już więcej kory brzozowej niż
mąki.
Erkki z bólem patrzył na to, jak oczy jego żony i dzieci tracą blask, jak wszyscy troje
marnieją z dnia na dzień, a on nie potrafi temu zaradzić.
Dla tego dumnego mężczyzny bezradność, jaką odczuwał, była nie do zniesienia. Tyle
miał planów, tyle nadziei. Dręczyło go, że nie potrafi uchronić najbliższych przed głodem.
Zasługiwali na lepszy los.
Serce mu krwawiło, kiedy spoglądał na smutną, drobną buzię ukochanej córki.
Dziewczynka rozpaczliwie próbowała pokonać głód, potwora gryzącego jej trzewia, lecz nie
udawało się go oszukać chlebem z kory. Erkki zadręczał się myślą, że jego dzieci wychowują
się w domu, w którym panuje taka straszna nędza. Po tylu chudych latach tkwił po uszy w
długach. Potrzebował dobrych plonów, żeby je spłacić. Przestał już wierzyć, że kiedykolwiek
mu się to uda.
Przyszłość jawiła się Erkkiemu w ponurych barwach. Gdyby teraz wcielono go do
wojska i zmuszono do udziału w wojnie... Nie wiadomo, jak długo potrwa wojna ani jak się
skończy. Królowie nie wtajemniczali maluczkich w swoje plany, choć to właśnie zwykli ludzie
najbardziej cierpieli z powodu chorobliwych ambicji monarchów, którym marzyły się wielkie
zwycięstwa.
Marja wstała i ułożyła Mattiego w kołysce. Erkki sam ją zrobił. Mąż miał zręczne ręce,
wszystkie meble w izbie były jego dziełem. Kołyskę wyrzeźbił przed laty dla Raiji, dumny, że
żona urodziła mu taką piękną córkę. Dziewczynka zajmowała w sercu ojca szczególne miejsce.
Erkki oczywiście kochał także Mattiego. Zawsze marzył o synu, dziedzicu, teraz jednak żałował
skrycie, że chłopiec przyszedł na świat w tak ciężkich czasach.
Matti tymczasem, nieświadom niczego, leżał w kołysce i gaworzył radośnie. Raija
uwielbiała braciszka, uważała, że jest najśliczniejszy na świecie. Gotowa mu była ofiarować
wszystko.
Teraz siedziała przy nim i kołysała go do snu. Matti wyciągnął rączkę i złapał siostrę za
palec. Ciepło wypełniło po brzegi serce dziewczynki, gdy dostrzegła na maleńkiej buzi coś na
kształt uśmiechu, a potem braciszek zamknął swoje brązowe oczki i zasnął.
Erkki porwał kubrak i czapkę i z ponurą miną wymknął się z chaty. Mijając po drodze
poletka sąsiadów, pomyślał przygnębiony, że wszyscy cierpią jednakową nędzę. Po raz kolejny
zadał sobie pytanie, jakie też będą zbiory w tym roku. Czy znów takie marne jak w ubiegłych
latach? Niechętnie się nad tym zastanawiał, ale miał przecież rodzinę na utrzymaniu. Do tego
jeszcze ta wojna...
W głowie mu huczało.
Już od jakiegoś czasu rozważał pewien plan, który teraz postanowił urzeczywistnić.
Wiedział, że Marja będzie się temu sprzeciwiać i z płaczem błagać go, by odstąpił od
swych zamiarów. Lękał się, że po tym, co uczyni, żona odsunie się od niego.
Podjął jednak decyzję, najtrudniejszą chyba i najgorszą w życiu, ale kierowała nim
przecież miłość do najbliższych. Bywa, że ojciec właśnie z miłości do dzieci musi dokonać tak
dramatycznego wyboru...
Doszedł do obozu Lapończyków. Słyszał wcześniej od jakiejś chłopki, że ponoć pewna
rodzina lapońska z Ruiji, krainy nad morzem, szykuje się do wyprawy na swoje wiosenne i
letnie pastwiska. Dowiedział się, że chodzi o Pehra, który ożenił się z Ravną, córką starego
Matte, co to niedawno umarł. Ravna wywodziła się z Lapończyków, którzy wędrowali w
obrębie Finlandii, ale jej mąż wypasał renifery na pastwiskach bliżej morza.
Erkki skierował się więc wprost do jurty Lapończyka z północy.
- Dzień dobry, jak się macie? - pozdrowił gospodarzy.
- Dziękujemy, dobrze! - odpowiedział mu Pehr, jak nakazywał zwyczaj.
W jurcie panował mrok, ale mimo to Erkki poczuł na sobie przenikliwe spojrzenie
trzech par oczu. Oprócz Pehra w środku znajdowała się także jego żona i syn.
Erkki usiadł i zagadnął:
- Podobno ruszasz na północ. W głębi duszy czuł się jak ostatni nędznik.
Pehr, ubrany w dork
∗
i samodziałowy kaftan, pokiwał głową. Miał pokrytą
zmarszczkami, ogorzałą od słońca i wiatru twarz, zwichrzone włosy, czarne jak smoła, i oczy w
kolorze miodu. Nie był stary, ale pełne trudu życie dodało mu lat.
- Najpierw wstąpimy na jarmark do Lyngen. Erkki słyszał o Lyngsbotn, osadzie
położonej w głębi fiordu Lyngen, do której zamierzał wstąpić Pehr. Tu w okolicy krążyło wiele
*
∗
Dork (lap.) - futrzana bluza nakładana na gole ciało włosem do wewnątrz (przyp. tłum.).
opowieści o Ruiji.
- Och, nie powinienem był w ogóle wyruszyć na zimowe leże - westchnął Pehr, którego
mieszkańcy Tornedalen nazywali Peeri Lapończyk, i potrząsnął ze smutkiem głową. - Spotkały
nas same nieszczęścia.
Erkki zauważył kątem oka, że Ravna spochmurniała gwałtownie, a że słyszał o śmierci
jej ojca, wymamrotał słowa współczucia. Na twarzach małżonków zagościło przygnębienie.
- Matte był już stary, przeżył swoje - rzekł Pehr, a po chwili dodał: - Podczas wyprawy
straciłem córkę! Odeszła od nas nasza mała Laila... po prostu zgasła. Byliśmy zupełnie bezradni
wobec tej choroby, która drążyła ją od środka. Biedne dziecko kasłało i pluło krwią, wreszcie
umarło! Moja mała córeczka!
- Ile miała lat? - zapytał Erkki, doskonale pojmując cierpienie tych ludzi.
- Siedem... Nasza Laila przeżyła zaledwie siedem lat. Pehr, opowiadając o nieszczęściu,
jakie ich dotknęło, w jednej chwili się postarzał.
- Ale mamy jeszcze syna Mikkala, dzięki niemu lżej nam znosić żałobę. Chłopak liczy
sobie czternaście lat. To już dorosły mężczyzna!
Pehr poklepał syna po ramieniu. Erkki dopiero teraz przyjrzał się młodzieńcowi.
Pehr się nie mylił, to był naprawdę krzepki chłopak. W oczach Mikkala, nieco
jaśniejszych niż oczy ojca, brakowało tego błysku wyrachowania, tak charakterystycznego dla
Peeri Lapończyka. Szeroka, nieco kanciasta twarz młodzieńca nie była bynajmniej pozbawiona
urody. Jak na tak niedojrzałego chłopca, miał wyjątkowo wyraziste rysy twarzy.
- Straciłem trzy córki - ciągnął dalej Pehr. - Mikkal jest moim jedynym synem.
- Ja mam córkę - odezwał się Erkki, a jego słowa jakby zawisły w powietrzu. - I syna.
Raija ma osiem lat. Matti urodził się w grudniu...
- Bieda tu w okolicy - zauważył Pehr. - U ciebie zdaje się nie lepiej, Erkki?
Ojciec Raiji zrozumiał, że Lapończyk go przejrzał. Pehr zmienił temat nieprzypadkowo,
choć tak się z pozoru mogło zdawać. Nie do końca jednak zapanował nad swym głosem i
wyrazem twarzy i to go zdradziło.
Erkki potwierdził domysły Lapończyka. Zresztą, co tu ukrywać, zbiory były marne, a
zima długa. Na szczęście miała się ku końcowi i Erkki tęsknie wyglądał wiosny. Uznał jednak,
że nie może pokładać całej nadziei wyłącznie w Bogu. Do tej pory tak postępował, ale im
więcej było brzozowej kory w chlebie, tym częściej nachodziły go chwile zwątpienia. Erkki nie
pamiętał już, jak smakuje chleb upieczony z mąki. Słowo „chleb” kojarzyło mu się ze smakiem
drewna.
- W Ruiji nie ma biedy - opowiadał Pehr. - Nikt tam nie głoduje, ani dorośli, ani dzieci.
- Tu pewnie też nastaną w końcu lepsze czasy - odparł Erkki bez przekonania.
- Wielu Finów postanowiło przyłączyć się do nas. Razem z nami ruszają na wybrzeże -
mówił Pehr, a jego żółte oczy świeciły w mroku jak kocie ślepia. - Ludzie mają już dość
zmagania się z biedą w tym kraju. A ty, Erkki, nie myślałeś o tym? Nad morzem czeka na
pracowitych chłopów dużo uprawnej ziemi.
Erkki pokręcił głową.
- To nie dla mnie - odparł ze smutkiem. - Zbyt głęboko zapuściłem tutaj korzenie.
- To znaczy, że głód nie dokuczył ci jeszcze tak naprawdę - stwierdził Pehr, uśmiechając
się z przymusem.
- Bardziej niż ci się zdaje - westchnął chłop z Tornedalen. - Powiadasz więc, że tam nad
morzem jest tak dobrze?
- Ludzie muszą tam pracować tak samo jak tutaj - odrzekł Pehr i wzruszył ramionami. -
Nie wszyscy opływają w dostatek, ale też nikt nie chodzi spać głodny...
- Mówisz, że wielu Finów wyrusza na północ... - Erkki spuścił głowę i popatrzył na swe
spracowane dłonie.
- Nie bez powodu - potwierdził Pehr.
- Chciałbym cię prosić o przysługę - rzucił pośpiesznie Erkki, umykając spojrzeniem
przed przenikliwymi oczami Lapończyka.
Pehr jednak domyślił się, o co mu chodzi, i przerwał mu w pół słowa.
- Rozumiem. Jakoś to się da urządzić. Jedna osoba więcej, jedna mniej, nie robi różnicy.
Ale co z tobą, Erkki? Ty nie dasz się namówić?
Erkki ze smutkiem pokręcił głową.
- O co mu chodzi? - nieoczekiwanie wtrącił się Mikkal. Erkki drgnął, usłyszawszy
bezpośrednie pytanie chłopca.
Znowu odezwały się wyrzuty sumienia. Poczuł na sobie pytające spojrzenie młodego
Lapończyka i popatrzył mu w oczy. Teraz uderzyła go łagodność malująca się na twarzy tego
młodzieńca. Emanowało zeń tyle ciepła i dobra, że chłopak w jednej chwili wzbudził jego
zaufanie. Z pewnością nie odziedziczył tych cech po ojcu, bo Pehr był szczwany jak lis. Erkki
nigdy by mu nie zaufał, gdyby nie zmusiły go do tego okoliczności.
- Mikkal za dużo pyta. - Pehr pośpiesznie usprawiedliwił syna i uśmiechając się,
wyjaśnił mu: - Zdaje się, że Erkki zamierza wysłać do Ruiji swoje dzieci...
- Tylko jedno - przerwał mu Erkki. - Tylko Raiję. Chłopiec jest jeszcze mały...
Erkki dojrzał we wzroku Mikkala nieme oskarżenie. Nie zaskoczyło go to, sam czuł się
podle. Ale cóż począć, skoro życie zmusza go, by stawił czoło brutalnej rzeczywistości. Nie
patrząc już w miodowe oczy młodzieńca, znowu zwrócił się do Pehra.
- Słyszałem, że i inni wysyłają dzieci do Ruiji - rzekł głucho. - Ponoć im tam dobrze,
ludzie, którzy przyjmują je pod swój dach, traktują je jak swoje... Jedni nie mogą mieć dzieci, a
inni mają, ale nie są w stanie ich wykarmić... - Mikkal na te słowa spuścił głowę, a Erkki z
goryczą mówił dalej: - Nie mogę patrzeć, jak moja córeczka głoduje. Chyba w tej Ruiji nie jest
znowu tak źle... pewnie będzie jej tam lepiej niż tu. Mam długi... jeśli w tym roku znów zdarzy
się nieurodzaj, nie wiem, co nas czeka. Matti urodził się tuż przed Nowym Rokiem...
- Znajdziemy dla. twojej córki dobrych rodziców! - usłyszał zdecydowany glos Ravny.
Oczy Laponki zapłonęły dziwnym blaskiem. Erkkiemu Alatalo zdawało się, że ta kobieta
zagląda wprost w najgłębsze zakamarki jego duszy.
- Przyrzekam ci, Erkki Alatalo, że twojej córce będzie dobrze w Ruiji - przemówiła,
akcentując każdą sylabę. - Wybierzemy dla niej najlepszych rodziców.
Erkki poczuł, że spływa nań spokój. Obietnica została złożona z takim żarem, że chłop
nabrał pewności, iż Laponka uczyni wszystko, by znaleźć dla Raiji dobry dom.
- Nie mam wam czym zapłacić... Pehr pomachał lekceważąco pomarszczoną dłonią.
- Nie warto o tym mówić! To nic wielkiego! - powiedział.
- Chętnie oddam ci przysługę. Widzę przecież, jaką biedę cierpicie. Zabiorę
dziewczynkę do Ruiji, tam czeka ją lepsze życie. Jakże mógłbym żądać za to zapłaty? -
roześmiał się.
- Zresztą bez trudu znajdę dla niej dom. Do Lyngsbotn zjeżdżają na jarmark tłumy ludzi
z okolic nad fiordem Lyngen, ba, nawet mieszkańcy Dalekiej Północy i całej Laponii. Nie
pożałujesz, że zwróciłeś się z tym do mnie, Erkki! Uwierz mi, twoja córka będzie w Ruiji żyć
jak księżniczka.
- Kiedy ruszasz w drogę?
- Jutro - odrzekł Pehr. Odpowiedź Lapończyka poraziła Erkkiego niczym grom z
jasnego nieba. Liczył, że będzie miał więcej czasu na to, żeby przygotować Raiję i żonę, a także
samego siebie, na rozstanie. Pośpiesznie zebrał się do wyjścia i zapewnił na odchodnym, że
nazajutrz przyprowadzi małą.
Wymienili jeszcze zwykłe uprzejmości, ale Erkki odpowiadał jak nieobecny duchem.
Wyszedł z jurty Lapończyków, unikając wzroku czternastoletniego Mikkala, który z powagą
dorosłego mężczyzny odprowadzał go spojrzeniem. Erkkiemu zdawało się, że z jego wąskich
oczu płynie strumień oskarżeń.
W chwilę później także Mikkal opuścił jurtę. Bez trudu odgadł, jakimi motywami
kierował się jego ojciec. Nie miał złudzeń, wiedział, że na tej drobnej przysłudze Pehr zamierza
ubić interes. Odda Raiję ludziom, którzy zapłacą za nią najwięcej, nie przejmując się wcale, do
kogo dziewczynka trafi.
Mikkal przejrzał także zamiary matki. Nieszczęsna, nie otrząsnęła się jeszcze z żalu po
śmierci Laili. Ciągle nie mogła się oswoić z prawdą, że córeczki nie ma wśród żywych.
Nie zważając na silny wiatr, młodzieniec stał bez ruchu i odprowadzał wzrokiem
niknącą w oddali zgarbioną sylwetkę Erkkiego Alatalo. Czuł głębokie współczucie dla tego
człowieka, który powodowany skrajną rozpaczą podjął tak dramatyczną decyzję, ale nie mógł
go zrozumieć...
Po powrocie do domu Erkki niewiele mówił. Burknął tylko, że był w obozie u
Lapończyków i rozmawiał z tymi, którzy wyruszają do Ruiji, a potem przez cały wieczór sie-
dział w kącie i nie spuszczał wzroku z córki. Pochłaniał ją spojrzeniem, pragnąc na zawsze
utrwalić w pamięci każdy najdrobniejszy szczegół jej wyglądu.
Raija zauważyła, że ojciec zachowuje się inaczej niż zwykle, ale szybko przestała
zwracać na to uwagę. Nauczyła się przyjmować fakty bez zadawania zbędnych pytań.
Marja także dostrzegła zmianę w zachowaniu męża i niepojęta trwoga chwyciła ją za
serce. Szybko jednak odrzuciła podejrzenie. Niemożliwe, tłumaczyła sobie. Erkki nigdy nie
zrobiłby czegoś takiego swojej córce. Przecież ją ubóstwia! Mimo to tego wieczoru Marja
zerkała co rusz na swego męża i nie przestawała się zastanawiać...
Rodzice odesłali Raiję do łóżka, ale dziewczynka nie mogła zasnąć.
Ruija... Tata miał dziś takie dziwne, niespokojne oczy, kiedy wspomniał o Ruiji. Nie
wiadomo dlaczego. Zatopiła się w myślach, które tak ją pochłonęły, że zapomniała o głodzie
szarpiącym wnętrzności.
Ruija, baśniowa kraina na północy daleko nad wielkim morzem... Dziewczynka
zapragnęła, by ojciec powtórzył jej trochę więcej z tego, co usłyszał. Nigdy nie bywał taki mil-
czący, kiedy dowiedział się czegoś nowego. Chyba że przynosił złe nowiny...
Nie, to niemożliwe. Złe wieści o Ruiji? Przecież tam nikt nie cierpi głodu, nikt nie
dodaje kory do mąki, żeby upiec chleb! W morzu roi się od ryb, wystarczy tylko zarzucić sieci,
by je wyciągnąć. Tam ludzie są szczęśliwi. Głuszce przelatują całymi stadami i niemal się
proszą, by je złowić w sidła. W lasach i na rozległych równinach jest mnóstwo dzikiej
zwierzyny. W rzekach zaś podobno pływają ryby tak duże i tłuste, że wprost nie można
uwierzyć własnym oczom.
Ruija to kraina spełnionych marzeń!
Raija westchnęła, pozwalając się ponieść fantazji. Jej myśli poszybowały w górę rzeki
Torne, do nadmorskiej krainy.
Pomyśleć tylko, najadać się codziennie do syta! To by dopiero było coś!
Raija zapragnęła ujrzeć znowu radosną twarz mamy, usłyszeć jej wesoły śmiech, który
tak bardzo lubi, a którego od dawna nie słyszała! Gdyby tak tata dostał w Ruiji chatę, oborę i
łódź, a także własną ziemię... żeby zbożu nie zagrażało ani słońce, ani mróz, żeby mama
ubierała się w najładniejsze suknie, a mały Matti miał okrągłe rumiane policzki i pulchne rączki
z dołkami na łokciach!
To byłoby całkiem inne życie! Nie to, co teraz, gdy w pocie czoła harują na codzienny
chleb, a mróz w ciągu jednej nocy niweczy cały wysiłek rodziców.
Brzmi to jak bajka! I zapewne tylko bajką zostanie. Ośmioletnia Raija uśmiechnęła się z
goryczą, w tej jednej chwili nad wiek dojrzała.
Marząc o krainie, w której dzieci bawią się, śmieją i najadają do syta, ciemnooka
córeczka Erkkiego Alatalo wreszcie zasnęła. Nikt nie mógł odebrać jej tych marzeń o wielkim
morzu i Ruiji, do której droga była dłuższa, niż dziewczynka przypuszczała. Nigdy pewnie tam
nie dotrze, będzie żyć w głodzie i nędzy w Tornedalen, ale przecież nikt nie zabroni jej marzyć.
Erkki pustym wzrokiem wpatrywał się w mrok. Marja leżała wsparta na ramieniu męża.
- Raiję odeślemy do Ruiji, już wszystko uzgodniłem. - Erkki powiedział to tak cicho, że
ledwie było go słychać. Nie chciał, żeby córeczka wiedziała, o czym mówią.
Marja zerwała się i ścisnąwszy ramię męża, odezwała się ze złowróżbnym spokojem:
- Erkki Alatalo, sprzedajesz własne dziecko?
- Milcz, kobieto! Odwrócił się do żony plecami, ale ona rzuciła się ku niemu niczym
gronostaj i zmusiła, by spojrzał jej prosto w oczy.
- Nigdy byś sobie tego nie wybaczył! Nie wierzę ci, Erkki! Nawet nie chcę myśleć, że
coś takiego przyszło ci do głowy!
- To już postanowione!
- Nie zgadzam się! - Marja, blada jak kreda, usiadła na łóżku. - Nie możesz mi tego
zrobić! Przecież to także moje dziecko! - Ze szlochem ukryła twarz w dłoniach, a jej wychudłe,
drobne ramiona zadrżały.
Erkki nie mógł słuchać jej płaczu. Rękami sztywnymi jak kłody przygarnął żonę.
- Myślisz, że mnie jest to miłe? - odezwał się z ciężkim sercem. - Sądzisz, że bez żalu
oddaję nasze dziecko? Czy nie wiesz, Marjo, jak bardzo ją kocham?
- Wydawało mi się, że wiem - odpowiedziała bezbarwnie. - Ale teraz w to zwątpiłam.
Erkki zacisnął powieki, by powstrzymać łzy palące jak ogień. Raija, jego oczko w
głowie! Cudny kwiatuszek, który po nim odziedziczył charakter. Natura obdarzyła ją urodą
matki, miała jej rysy twarzy i zgrabną sylwetkę, ale oczy, które ciskały gromy, kiedy się
złościła, mieniły się tą samą barwą co oczy ojca. Mała Raija była jego radością i najdroższym
skarbem. Ona nie powinna cierpieć!
Trafiała jej się szansa - szansa na życie, jakiego on sam nie może jej zapewnić, życie
bez biedy czającej się pod powałą niczym mroczny, złowieszczy cień. Właśnie takie życie sobie
dla niej wymarzył, dla niej i dla całej rodziny, bo najbliżsi byli dla niego wszystkim. Wiedział
jednak, że to marzenie nigdy się nie spełni.
A może jeszcze nadejdą lepsze czasy? Bo czy przez trzy kolejne lata mogą być takie
marne plony? Uznał jednak, że i to jest możliwe. Nie umiał już wierzyć w nadejście lepszych
dni.
- Nie tego pragnąłem dla ciebie - mruknął Erkki i pogładził żonę po plecach.
Marja pochlipywała cicho, połykając łzy.
Erkki wyczul pod palcami wystające kości. W młodości Marja była urodziwą panną.
Najmłodszą córką chłopa, który, choć miał ośmioro dzieci, radził sobie doskonale. Marja przy-
wykła do lepszego życia niż to, które ofiarował jej Erkki. Serce mu pękało, bo przecież kochał
ją tak mocno, a stał się przyczyną jej nieszczęścia. A teraz jeszcze odbiera jej dziecko...
- Nie tylko nam jest ciężko - wyjąkała Marja załamującym się głosem. - Inni mają
więcej dzieci niż my...
Po wychudzonych policzkach Erkkiego Alatalo popłynęły łzy. Jego postanowienia nic
już nie mogło zmienić. Być może kiedyś znienawidzi siebie za to, że tak właśnie postąpił, ale
gdyby nie wykorzystał okazji, by poprawić los dziecka, pogardzałby sobą do końca swych dni.
Nie mógł skazywać córki na głód i cierpienie, to byłby egoizm z jego strony. W Ruiji nikt nie
cierpiał biedy, Peeri Lapończyk nie jedyny tak twierdził. Nad morzem mieszkają dobrzy ludzie,
zaopiekują się jego córeczką, jego kwiatuszkiem. Wychowają ją jak swoją. Raiji będzie tam
dobrze...
Odczuł swego rodzaju ulgę, gdy podjął wreszcie tę trudną decyzję - miał nadzieję, że i
Marja jakoś się z tym oswoi - ale równocześnie cierpiał tak, jakby ktoś ugodził go nożem prosto
w serce. Bał się, że jego przyszłość bez radosnego śmiechu córeczki i jej łagodnego głosu
zamieni się w piekło.
Ale za to Raija będzie szczęśliwa!
- Marjo, spójrz prawdzie w oczy! Tu nie zdołamy zachować jej przy życiu. Ledwie nam
starczy jedzenia dla niej na jutro. Mamy więc ją zatrzymywać, skoro tam może jej być lepiej?
Odetchnął głęboko. Jak na niego była to długa przemowa, ale bardzo mu zależało, by
Marja zrozumiała jego intencje.
Stracą córkę. Erkki nie chciał jednocześnie stracić także żony. Teraz najważniejsze, by
wzajemnie się wspierali, bo w nadchodzącym czasie będą siebie bardzo potrzebować.
- A więc to prawda! - wyszeptała Marja pozbawionym wyrazu głosem, jakby nagle
uszło z niej życie.
Erkki nie odpowiedział, jedynie mocniej ją przytulił. Zrozumiała.
Delikatnie głaskał żonę po włosach, ale czy cokolwiek mogło ją teraz pocieszyć?
- Kiedy? - Marja nie była w stanie wydobyć z siebie nic ponad to jedno słowo.
Czekając na odpowiedź, zamknęła oczy, próbowała się uspokoić. Matti cicho
pochlipywał w kołysce, miała nadzieję, że nie zacznie płakać i nie zbudzi Raiji...
- Jutro...
- Nie! - krzyknęła z rozpaczą. Erkki pokiwał głową. Usiadł, dotykając stopami zimnej
podłogi, i ugiął kark jakby pod brzemieniem podjętej decyzji.
Dopiero teraz Marja dostrzegła w jego oczach łzy. Odruchowo wyciągnęła rękę i
wytarła słone strużki płynące po pooranej zmarszczkami twarzy.
Nagle poczuła, jak ogarnia ją bezmierna czułość. Nie, Erkki nie robi tego ze względu na
siebie, po to tylko, by mieć do wykarmienia o jedną gębę mniej, jak przez chwilę skłonna była
przypuszczać.
Marja zrozumiała jego intencje, ale wcale nie zrobiło jej się lżej, gdy pomyślała, że
nazajutrz ma pożegnać jedyną córkę.
- Jutro - wymamrotała i opadła ciężko na posłanie. Wpatrzona w powałę, czuła, jak łzy,
których nie mogła zatrzymać, płyną jej z oczu.
Erkki przytulił mocniej wychudzone ciało Marji. Leżeli w milczeniu wpatrzeni w mrok,
starając się oswoić z prawdą, że nie ma innego wyjścia.
Przed świtem Erkki z ulgą usłyszał spokojny oddech żony. Ucieszył się, że przynajmniej
Marja trochę wypocznie, bo sam nie miał nadziei, że uda mu się zasnąć. Wreszcie jednak i jego
zmogło zmęczenie. Ostatnie, co pomyślał, nim zapadł w sen, to jak bardzo podobne jest imię
jego ukochanej córeczki do nazwy krainy nad morzem. Raija i Ruija...
Może Opatrzność zdecydowała już dawno, że Raija nie będzie dorastać w Tornedalen?
Raiję obudził głośny płacz Mattiego. Zaspana, usiadła na łóżku. Słońce. To znaczy, że
jest już późny poranek, pomyślała. Usłyszawszy krzątaninę mamy, wstała zdziwiona, dlaczego
jej nie obudzono. Nie lubiła zaniedbywać swoich obowiązków.
Boso podeszła do kołyski i wzięła na ręce zapłakanego braciszka. Zauważyła, że ojciec
jeszcze nie wyszedł. Siedział nachmurzony, na jego pooranej bruzdami twarzy czaił się smutek.
Mama miała podpuchnięte i zaczerwienione oczy. Czy to znowu coś z wojną? Raija słyszała
kiedyś sporo na ten temat.
- Co się stało? - zapytała, chociaż wiedziała dobrze, że nie wolno mieszać się w sprawy
dorosłych.
- Ubierz się, dziecko! - poprosiła mama i wzięła na ręce Mattiego.
Raija posłusznie założyła ubranie. Smutne spojrzenia rodziców napełniły ją nagle
niewytłumaczalnym lękiem.
- Wyruszasz do Ruiji, moje dziecko - odezwał się ojciec. Córka popatrzyła na niego z
niedowierzaniem, ale zaraz rozpromieniła się, uszczęśliwiona. Czyżby jej skryte marzenia
miały się spełnić?
- Do Ruiji! - powtórzyła z nabożeństwem. - Kiedy? W chacie zapanowała niemal
namacalna cisza.
- Dziś - odpowiedziała w końcu Mar ja. Dziewczynka obrzuciła rodziców uważnym
spojrzeniem i dostrzegła w ich oczach dziwny żal. Oboje zachowywali się jakoś nienaturalnie.
Wreszcie wewnętrzny głos podpowiedział jej, że coś się musiało stać i że jej marzenia jednak
się nie spełnią.
Patrzyła i powoli docierała do niej straszliwa prawda, tłumiąc w zarodku ledwie co
powstałą radość.
- Wy zostajecie! - zawołała zdruzgotana. Marja z płaczem odłożyła synka do kołyski i
przytuliła mocno Raiję, której drobne ciałko zesztywniało.
- Zobaczysz, w Ruiji będzie ci dobrze, o wiele lepiej niż w domu! - przekonywała
matka. - Zaopiekują się tobą mili ludzie. Wszystko będzie jak w bajce!
Raija wyczuwała jednak, że matka sama nie wierzy w to, co mówi, i jej słowa wcale nie
podniosły dziewczynki na ducha.
- Nie chcę! - zawołała zrozpaczona, ale rodzice odpowiedzieli jej milczeniem.
Zrozumiała wówczas, że cokolwiek powie czy uczyni, to i tak nie zdoła zmienić ich
postanowienia.
Ten dzień zamienił się w koszmar, godziny wlokły się niemiłosiernie. Raija dostała
wszystko, co było w domu najlepszego do jedzenia, ale ledwie to tknęła. Nie chciała jeść, wo-
lałaby umrzeć. Jeśli nie może zostać z najbliższymi, to nie ma po co dłużej żyć. Co zrobi bez
nich w Ruiji?
Marja i Erkki mocno tulili córeczkę, jakby chcieli przelać na nią całą swoją miłość.
Pragnęli, by zapamiętała, jak bardzo ją kochają. Wysyłając ją do obcych, kierowali się miłością.
Nie sprzedawali własnego dziecka...
Nadeszła chwila rozstania. Raija, ubrana w długą czarną spódnicę i kumagi
∗
, założyła
*
∗
Kumagi - buty z garbowanej skóry z charakterystycznym zawiniętym noskiem (przyp. tłum.).
płaszcz, a matka otuliła ją brązową chustą. Pod stertą ubrań chude ciałko małej zdawało się
jeszcze drobniejsze. Dziewczynka wzięła na ręce Mattiego i przez chwilę, trwającą wieczność
całą, tuliła mocno braciszka. Czy jeszcze kiedyś go zobaczy? Lepiej o tym nie myśleć!
Potem ostrożnie ułożyła niemowlę w kołysce. Cherubinek ze złotymi loczkami na
główce patrzył na nią jakby ze zdziwieniem swymi dużymi brązowymi oczami.
- Żegnaj! - szepnęła, mrugając powiekami, by powstrzymać napływające łzy. Potem
mocno przycisnęła usta do pulchnego policzka braciszka.
Zmuszono ją do wyjazdu do Ruiji. Och, udałaby się tam z radością, gdyby towarzyszyli
jej Matti, mama i tata, ale teraz sama myśl o wyprawie wzbudzała w niej tylko smutek i lęk.
Marja patrzyła na dwoje swoich dzieci, z trudem powstrzymując łzy. Erkki otoczył żonę
ramieniem, ale ten gest nie zdołał jej pocieszyć. Kiedy już w żaden sposób nie dało się odwlec
rozstania, Marja załamała się. Przytuliła mocno córeczkę i z płaczem błagała ją, by zrozumiała,
że robią to z miłości.
- Bardzo cię kochamy, dziecinko! - powtarzała, całując ją w policzki.
Raija pośpiesznie pogłaskała matkę po wychudzonej twarzy. Przez chwilę jej oczy
wyrażały ogromną miłość, ale zaraz przygasły.
Raija ujęła dłoń ojca i wyruszyli.
Nie potrafiła dłużej powstrzymać się od płaczu. Łzy ziębiły jej policzki, ale ona nie
przestawała szlochać. Jej mała rączka spoczywała w dużej, silnej ręce ojca, dziewczynka jednak
nie czuła się bezpieczna. Najchętniej wyrwałaby mu się i uciekła. Biegłaby z całych sił i gdzieś
ukryła...
Może wtedy pozwoliliby jej zostać w domu?
Ale Erkki Alatalo nie dał córce najmniejszej szansy ucieczki.
Małe nóżki nieustannie posuwały się naprzód.
Zbliżali się do miejsca, gdzie mieli się pożegnać, do miejsca, w którym miała zostać
przerwana ostatnia nić łącząca Raiję z rodzinnym domem. Tam dziewczynka dołączy do Pehra i
towarzyszących mu ludzi.
Nie chcę! Nie chcę opuszczać najbliższych! kołatało jej w głowie. Niech sobie będzie
nawet najcudowniej w tej Ruiji, wcale nie chcę tam jechać! Wszystkie te marzenia były na niby,
tak naprawdę wcale nie pragnęłam, żeby się spełniły...
Przecież nie o tym marzyłam, by jechać sama do tej północnej krainy nad morzem! Nie
chcę być sama, należę do nich, do Mattiego, mamy i taty. Czy tata tego nie pojmuje?
Bezładne myśli układały się w pytania, ale choć dziewczynka poruszała ustami, nie
mogła wydobyć z siebie głosu, płakała tylko.
Erkki czuł się jak morderca. Jakie znaczenie miało to, że wiedział, iż ratuje córce życie,
skoro ona sama nie zdawała sobie z tego sprawy? Może go nawet nienawidziła? Lękał się jej
zapytać o cokolwiek, bał się odpowiedzi. Raiją zawsze targały skrajne uczucia, kierowała się
raczej głosem serca niż rozsądkiem.
Erkki westchnął ciężko.
- Raiju, maleńka - wykrztusił wreszcie. Tak bardzo pragnął, by jego głos zabrzmiał
czule i z miłością, a tymczasem z jego ust wydobył się jedynie smutny szept. - Robię to, po-
nieważ bardzo cię kocham!
Przemawiał do córki, choć doskonale wiedział, że i tak go nie zrozumie, ale samo to, że
słucha, stanowiło dla niego pewną pociechę. Ten dzień wryje się Raiji w pamięć. Jego słowa
zapadną w jej serce na zawsze. Kiedyś być może zrozumie, że miłość można wyrażać na różne
sposoby! Erkki żywił nadzieję, że tak się stanie.
- Chcę, żeby ci było dobrze, córeczko! Dlatego wysyłam cię z Pehrem do Ruiji. Tam
będzie ci lepiej niż tu z nami, kochanie!
Raija milczała. Ani nie potrafiła, ani nie chciała odpowiedzieć. Oczywiście słyszała, co
tata mówi, ale sens jego słów do niej nie docierał. Była za mała, by zrozumieć.
Ojciec ścisnął ją mocno za rękę. Dziewczynka mimo to czuła, że ją zawiódł.
- Przecież tak marzyłaś, córeczko, żeby zobaczyć Ruiję! - Erkki za wszelką cenę
próbował do niej dotrzeć. - Pamiętasz, rozmawialiśmy o rybach i o morzu, o górach...
Raija z zaciśniętymi ustami wpatrywała się w dal. Niech nie próbuje jej wmówić, że
chciała jechać do Ruiji, bo to nieprawda! Jej dom jest tutaj, w Tornedalen! Marzenia o Ruiji
snuła sobie dla zabawy! Czy on, jej własny ojciec, nie potrafi tego zrozumieć?
Dochodzili do obozu. Lapończycy i fińskie rodziny, które przyłączyły się do
koczowników, żeby wraz z nimi odbyć wędrówkę ku morzu, ku lepszemu jutru, właśnie
zbierali się do wymarszu.
Raija szła coraz wolniej, coraz niechętniej. Wszystko wokół niej było obce i nowe:
ludzie, renifery, lapońskie sanie. Obce twarze, same obce twarze!
Niektórzy przyglądali się dwojgu Finom z ciekawością, inni w ogóle na nich nie
zwracali uwagi, pochłonięci swoją pracą. Raija była przerażona. Bezwiednie przytuliła się do
ojca, który ścisnął mocniej jej dłoń, próbując dodać córce odwagi. Ale wtedy dziewczynce
przypomniało się, dlaczego się w tym miejscu znaleźli. Ojciec miał ją tutaj zostawić, samą
wśród tych obcych ludzi. Oni zabiorą ją do Ruiji.
Przez chwilę prawie o tym zapomniała. Nowe otoczenie rozpaliło jej ciekawość,
napawało ją lękiem, ale zarazem przedziwnie wabiło.
Szybko jednak stłumiła w sobie kiełkujące zainteresowanie. Przecież tu, w tym miejscu,
miała zostać pozbawiona wszystkiego, co kocha.
Pehr zauważył, że nadchodzą, i na swych wykrzywionych jak pałąki nogach wyszedł im
roześmiany na spotkanie.
- Już sądziłem, że się rozmyśliłeś - odezwał się na przywitanie.
W odpowiedzi na te nie najstaranniej dobrane słowa na twarzy Erkkiego Alatalo
przemknął jedynie cień uśmiechu.
- Ładna dziewczynka - mruknął Pehr. Raija obrzuciła go hardym, przepełnionym
nienawiścią spojrzeniem. Nikt nigdy jej nie zmusi, by polubiła tego człowieka!
Pehr aż się wzdrygnął, ujrzawszy emanującą z oczu dziecka nienawiść. Wiele można
było zarzucić temu mężczyźnie o pooranej bruzdami twarzy, który podjął się przeprowadzić
Raiję do Norwegii, jednak z pewnością potrafił doskonale odczytywać uczucia i nastroje. Miał
to po prostu we krwi, wielokrotnie jego przeczucia się potwierdzały.
- Tak, tak... Pożegnaj się z małą. Ruszamy... - burknął, umykając wzrokiem przed parą
dziecięcych oczu, które ciskały iskry.
Nadeszła chwila, której Erkki najbardziej się lękał - rozstanie.
Powoli przykucnął i przytulił Raiję. Nie mógł jednak znieść pełnego wyrzutu spojrzenia
dużych brązowych oczu. Nieme potępienie, które odmalowało się na twarzy ośmioletniego
dziecka, miało go prześladować przez resztę życia. Płacz ściskał mu gardło, więc tylko bez
słowa mocniej przygarnął córkę.
- To dla twojego dobra, Raiju! - wyszeptał raz jeszcze. Było mu ogromnie ciężko, bo
wiedział, że ona, niczego nie pojmując, właśnie jego obarcza odpowiedzialnością za to, co się
stało.
Wstał, poklepał córeczkę po policzku i odszedł, zataczając się jak pijany.
Raija nie wyrzekła ani jednego słowa.
Dopiero gdy przygarbiona sylwetka ojca zginęła w oddali, z oczu dziewczynki
popłynęły łzy, a jej ciałem wstrząsnęły dreszcze, jakby dokuczał jej chłód.
Sama. Została zupełnie sama. Nic by nie dało, gdyby pobiegła za ojcem. I tak
przyprowadziłby ją z powrotem. Ogarnięta paniką odwróciła się do obcych ludzi. Przez łzy nie
mogła ich rozróżnić - zlewali się w rozmazane plamy. Nagle jedna postać oddzieliła się od
pozostałych. Do zapłakanej dziewczynki podszedł starszy od niej chłopak i otoczył ramieniem
jej drobne ciało wstrząsane szlochem. Raija przytuliła się do tego obcego, który okazał jej
ciepło i czułość. Ukryła twarz na piersi syna Pehra i płakała, płakała.
Mikkal nie pojmował, skąd się w nim bierze taka czułość dla małej Raiji. Zwykle
spoglądał na dziewczyny z pogardą. Ale to samotne dziecko o dużych, wyrażających rozpacz
oczach poruszyło w nim jakąś strunę. Dziewczynka była taka mała i bezradna. Chłodny wiatr
targał wystające spod chusty czarne pukle, które wyglądały jak skrzydła zmagającego się z
wichurą kruka.
Mikkal, trzymając Raiję w ramionach, usłyszał swój własny głos:
- Płacz, płacz, maleńki kruku! Jest ci teraz bardzo ciężko, ale ja się o ciebie zatroszczę,
zawsze będę się troszczyć...
2
Ludzie. Sami obcy ludzie, którzy przywędrowali tu z południa całymi rodzinami. Z ich
oczu wyzierał głód, rozpacz i tłumiona nadzieja. Dorośli, mężczyźni i kobiety o zniszczonych
od ciężkiej pracy dłoniach, i dzieci, tak jak Raija oderwane od korzeni. Ich jednak nie czekała
tak drastyczna odmiana życia, bo przecież miały przy sobie rodziców. Raija tymczasem
znalazła się całkiem sama pośród obcych. Dziecko, które nigdy dotąd nie opuszczało rodzinnej
wsi w Tornedalen, nigdy nie przebywało poza rodzinną chatą!
Finowie, którzy przyłączyli się do Lapończyków, próbowali zaprzyjaźnić się z
dziewczynką. Użalali się nad tym dzieckiem wyrzuconym z rodzinnego gniazda. Ale Raija nie
chciała litości. Była zbyt dumna, by znieść ludzkie współczucie. Słyszała za plecami
potępiające szepty: „To potwory! Kto widział, żeby sprzedawać własne dziecko!”
Opuszczający kraj Finowie nie mogli pogodzić się z tym, że ludzie wywodzący się z
tego samego co oni dumnego narodu upadli tak nisko. Raija słyszała, co mówią, i odgrodziła się
od nich grubym murem.
Nikomu nie wolno tak mówić o mamie i tacie!
Co prawda sama nie przestawała w myślach oskarżać rodziców, ale to całkiem inna
sprawa! Każdego, kto ośmielił się powiedzieć o nich choć jedno złe słowo, Raija obrzucała
lodowatym spojrzeniem i odwracała się plecami.
Dziewczynką zajęli się Lapończycy: Pehr i jego żona o nieprzeniknionym obliczu.
Ravna starała się nawiązać kontakt z małą Finką, ale Raija nie chciała przyjąć miłości,
którą Laponka pragnęła ją obdarzyć. Odsuwała się, gdy tylko Ravna wyciągnęła dłoń, żeby ją
pogłaskać po głowie albo otrzeć policzki z łez.
Za nic na świecie nie polubi tych ludzi! Została zmuszona, by z nimi być, ale nikt nie
może jej nakazać, by ich pokochała.
Jej zaufania nie można kupić ani zdobyć siłą.
Stanęła z boku i kuliła się niczym przerażone pisklę, gdy tylko ktoś się do niej zbliżał.
Szeroko otwartymi oczami śledziła czujnie każdego, kto próbował nawiązać z nią kontakt, i
odpychała go wzrokiem. Raija nie chciała się z nikim zaprzyjaźnić.
Dopuściła do siebie tylko jedną osobę - Mikkala. Tylko jemu zaufała i dobrowolnie
podała rękę. Nikomu innemu nie udało się wywołać uśmiechu na bladej, poważnej twarzyczce
dziecka.
Młody Lapończyk stał się jedynym przyjacielem Raiji dość nieoczekiwanie, właściwie
•wbrew swej woli. O niczym takim nie myślał, kiedy podszedł, by pocieszyć zapłakane dziecko
pozostawione przez ojca. Ale równocześnie nie miał nic przeciwko obcowaniu z Raiją, bo przy
tej małej dziewczynce, delikatnej jak źdźbło trawy, poczuł się dorosły. Stał się nie tylko jej
przyjacielem, ale i obrońcą. To opuszczone dziecko obudziło w nim nie znane dotąd uczucie.
Nie potrafił go nazwać, bo w końcu aż tak dorosły nie był, wiedział jedynie, że jest za Raiję
odpowiedzialny.
Rozmawiał z nią w jej ojczystej mowie. Poznał fiński dzięki matce, która wyrosła w
Finlandii. Od maleńkiego mówił językami obojga rodziców, a potem nauczył się jeszcze
norweskiego. Tak więc ten dojrzały nad wiek chłopak potrafił porozumieć się aż w trzech
językach.
Pocieszał Raiję i opowiadał jej ciekawe historyjki, żeby czymś zająć jej myśli,
namawiał, by coś zjadła, a kiedy płacz znowu chwytał ją za gardło i dziewczynce zdawało się,
że świat wokół niej się zawalił, przytulał ją mocno. Raija wypłakała na ramieniu Mikkala morze
łez, ale on z niej nie szydził.
Nowe, obce otoczenie budziło w niej lęk. Nie odezwała się ani słowem, kiedy Ravna
nałożyła jej kaftan uszyty ze skóry renifera. Dziewczynka czuła się w nim jakoś nieswojo, ale
zaakceptowała nowe ubranie, bo dzięki niemu nie marzła.
Pehr, ujrzawszy ją w tym stroju, przeżył wstrząs. W jego oczach odmalowało się
zaskoczenie i ból. Raija domyśliła się, że kaftan należał do Laili, zmarłej córki Pehra i Ravny.
W głębi duszy czuła wdzięczność, że Ravna podarowała jej ubranie córeczki, ale upór i smutek
nie pozwalały jej podziękować.
Broniła się ze wszystkich sił przed pozytywnymi uczuciami. Nie zamierzała pozwolić,
by nowi opiekunowie stali się dla niej kimś ważnym. Nienawidziła ich z całego serca!
Największą wrogość budził w niej Pehr. Mógł wszak powiedzieć ojcu, że jej nie
zabierze! To on przecież decydował o wszystkim! Ale on chciał ubić interes. Raija nasłuchała
się o tym wystarczająco dużo. Towarzyszący Lapończykom Finowie rozprawiali o rodzicach, w
desperacji wysyłających swoje dzieci z Lapończykami do Ruiji. Na wybrzeżu bezdzietni ludzie
przygarniali fińskie dzieci. Na ogół trafiały w dobre ręce, choć niektórzy brali je do siebie tylko
dlatego, że potrzebowali siły roboczej, kosztującej tyle co pożywienie. Tym, którzy przywozili
małych Finów do Ruiji, płacono wcale pokaźne sumki. Dziewczynka rozumiała, że dla Pehra
jest wyłącznie towarem, który sprzeda na jarmarku, i dlatego za każdym razem, gdy patrzyła na
przebiegłego Lapończyka, jej oczy zwężały się w szparki.
Nie zgodziła się wsiąść do pulek, którymi powoził. Kiedy niezbyt delikatnie chwycił ją,
żeby posadzić w tych saniach bez płóz, zaparła się, a jej ciało zrobiło się ciężkie jak ołów. Pehr
złapał Raiję mocniej i siłą umieścił w pułkach. Napotkawszy jednak spojrzenie dziewczynki,
zadrżał, bo nigdy jeszcze nie okazano mu tak jawnie wrogości. Raija nie bała się, ona go
nienawidziła! Wrażenie było tak silne, jakby dziecko wykrzyczało mu to prosto w oczy.
Powinien postawić na swoim, ale zdenerwowany wysadził małą i popchnął w stronę syna, który
bez słowa przyglądał się zajściu.
Mikkal znieruchomiał, tylko policzki mii drgnęły, zdradzając, że nie podobało mu się, w
jaki sposób ojciec potraktował Raiję. Nie patrząc na niego, pociągnął dziewczynkę do swoich
sań. Nie okazywał jej litości ani nie narzucał się z przyjaźnią. Nie należał do ludzi, którzy
gadają tylko po to, żeby przerwać milczenie. Choć był jeszcze bardzo młody, zdążył się
nauczyć, że cisza może być równie cenna jak potok słów.
Nie odezwał się, ale z jego twarzy i gestów Raija odgadła nie wypowiedziane słowa.
Nie potrzebowała o nic pytać. Wiedziała, że na Mikkalu może polegać.
Pułki, którymi powoził, najwyraźniej jej odpowiadały. Pehr na ten widok zacisnął zęby
ze złości i pomyślał, że dziewczyna, która już teraz jest utrapieniem, może przysporzyć mu
jeszcze wiele kłopotów. Z prawdziwą radością się jej pozbędzie. Gdy tylko trafi się okazja,
dobije targu z jakimiś poczciwcami z wybrzeża.
Dostrzegł w tym dziecku niebezpieczny temperament. Poznał to po oczach. Póki co
żarzyły się w nich tylko iskierki, ale nie miał żadnych wątpliwości, że rozpalą się złym
płomieniem, nim minie parę lat.
Ale to już nie moje zmartwienie! pomyślał, dziękując w duchu dobrym mocom. W
Lyngsbotn otrzymam zapłatę i nasze drogi się rozejdą...
Ruszyli przed wieczorem, nie bacząc na zapadające ciemności. Posuwali się naprzód
nawet wówczas, gdy noc przemalowała granat wieczoru na nieprzeniknioną czerń. Renifery i
zaprzęgi ciągnęły długim łańcuchem wzdłuż białych pustkowi. Finowie, którzy przyłączyli się
do Lapończyków, mogli dotrzymać tempa dzięki temu, że użyczono im zaprzęgu. Ufali
Pehrowi i czuli się przy nim bezpiecznie, nie po raz pierwszy bowiem pokonywał tę trasę i
dobrze znał szlaki. Raiji z trudem przychodziło się z tym pogodzić. Po drodze mijali inne grupy
Finów, pieszo zdążających do Ruiji, ku nowej przyszłości. Mężczyźni, kobiety, dzieci... Cały
swój skromny dobytek ciągnęli za sobą na małych sankach.
Grupa prowadzona przez Pehra zatrzymała się dopiero przed świtem, gdy noc zaczynała
powoli rzednąć i nie otaczała ich już grubą ścianą, lecz wydawała się łagodniejsza, jakby
bardziej przyjazna. Raija nie pojmowała, dlaczego poruszają się nocą, ale jak się okazało, miało
to swoje wytłumaczenie. Nocny mróz tworzył na śniegu szreń, grubą lodową skorupę, na której
sanie miały lepszy poślizg, a zwierzęta i ludzie nie musieli brnąć w głębokich zaspach.
Lapończycy potrafili wykorzystywać to, co ofiarowywała im natura.
Raija spała przez większą część drogi i prawdę mówiąc niewiele zapamiętała. Odnosiła
wrażenie, że przesuwający się przed jej oczami krajobraz właściwie się nie zmienia, widziała
tylko śnieg i mrok. Miejsce, w którym zatrzymali się na postój, niczym się nie różniło od
innych miejsc. Raija zmrużyła oczy. Połyskujące niebieskawo połacie śniegu niemal zlewały się
w jedno z granatowym niebem. Gdzieniegdzie wystawały spod białej pokrywy poskręcane
karłowate brzozy, które swym wyglądem przypominały budzące grozę postaci z
nierzeczywistego świata. Drzewa rzucały przedziwne cienie na bezkresny ocean bieli.
Lapończycy postawili jurtę ze zręcznością, której się nabywa przy wykonywaniu po
tysiąckroć tej samej czynności. Finowie towarzyszący rodzinie Pehra mieli zająć dwie jurty.
Bardzo się namęczyli, zanim zdołali je wznieść. Raija uważnie obserwowała ich poczynania i
po raz pierwszy od chwili, kiedy opuściła rodzinny dom, poczuła rozbawienie. Ale nie
roześmiała się, nawet usta jej nie drgnęły.
Ravna popatrzyła na dziewczynkę, która wsunęła się do jurty za innymi, i zdawało się
jej, że widzi tylko parę dużych zalęknionych oczu. Pehr wyraźnie unikał dziecka. Wprawdzie
ośmioletnia dziewczynka nie mogła mu w żaden sposób zagrażać, jednak Pehr wyczuwał, że
ciemnooka, filigranowa Raija Alatalo przysporzy mu kłopotów. Nawet on jednak nie
przewidział, ile siwych włosów przybędzie mu na głowie za jej sprawą...
Pehr i Ravna zajęli prawą stronę jurty, a dziewczynce przydzielili miejsce po lewej
stronie od wejścia. Raija rozglądała się bacznie wokół, mimo że nowe otoczenie nadal
wzbudzało w niej trwogę. Domyśliła się, że w lapońskiej jurcie wszystko ma swoje ściśle
określone miejsce. Ziemia została przykryta kilkoma warstwami skór reniferowych, a wnętrze
pod ścianami wymoszczono skórzanymi worami i derkami, które chroniły przed przeciągiem.
Przy samym wejściu Pehr i Mikkal złożyli opał, a żywność i sprzęt gospodarski rozmieścili w
taki sposób, by Ravna miała do nich łatwy dostęp. Pośrodku znajdowało się palenisko, na
którym już wkrótce trzaskał ogień. Przyjemne ciepło wypełniło wnętrze jurty i rozgrzało
przemarznięte ciała wędrowców. Nawet Raija poczuła błogość.
Ravna wyciągnęła suszone mięso z renifera i ugotowała je. Raija obserwowała
Lapończyków szeroko otwartymi oczami, zaciekawiona wszystkim, co robili. Ich codzienne
życie tak bardzo różniło się od sposobu życia chłopów w Tornedalen.
W innych okolicznościach zasypałaby ich pytaniami, póki nie dowiedziałaby się
wszystkiego, co ją interesowało. Ale teraz nie chciała przyjmować niczego od Ravny i Pehra,
nie chciała nawet słuchać ich odpowiedzi na pytania. Pozostało jej jedynie obserwować i
chłonąć nowe wrażenia.
Pehr błogosławił ciszę, jaka panowała w jurcie. Pomyślał, że jeśli tylko ten dzieciak nie
będzie się wiele odzywał, jakoś zniesie jego obecność i dowiezie do Lyngen.
W milczeniu, z cierpliwością, którą sam uznał za anielską, pokroił mięso i podał
dziecku. Dziewczynka nie zareagowała. Szturchnął ją lekko, ale ona cofnęła się gwałtownie,
jakby ją uderzył, i odsunęła się pod ścianę jurty. Kiedy popatrzyła mu w oczy, nie dostrzegł w
nich strachu, ale upór.
- Będziesz jeść, dziewczyno! - powiedział stanowczo i niemal rzucił jej miskę pod nogi.
Raija pokręciła głową.
- Ach, nie?! Widać było, że Pehr z trudem nad sobą panuje. Gdyby to było jego własne
dziecko, nie pozwoliłby nigdy na taką bezczelność, bez wahania złoiłby mu skórę! Pehr
oczekiwał od swych dzieci szacunku.
- Zajmij się tą wroną, Mikkal, skoro już się tak ciebie uczepiła. Nie zazdroszczę ci... Nie
zapominaj jednak, że masz inne obowiązki...
Mikkal skinął głową i spokojnie podniósł miskę. Obrzucił Raiję nieprzeniknionym
spojrzeniem i nie spuszczając wzroku z naburmuszonej twarzy dziewczynki, podsunął małej je-
dzenie. Raija szybko wyciągnęła dłoń i chwyciła naczynie.
Pehr obserwował spod oka córkę Erkkiego. Kawałek za kawałkiem wkładała mięso do
ust i żuła energicznie. A więc jedzenie jej smakowało! Gdy dziewczynka zorientowała się, że
Pehr na nią patrzy, skuliła się i wciąż go obserwując, przybrała postawę obronną.
To samo powtórzyło się kilkakrotnie podczas posiłku, aż wreszcie Pehr nie wytrzymał.
- Ty, Raija Alatalo! - rzucił ostro.
Raija niechętnie popatrzyła na Lapończyka, który podniósł się z miejsca i stanął nad nią.
- Ojcze! - odezwał się Mikkal, starając się załagodzić sytuację.
- Masz mnie słuchać! - ciągnął Pehr, nie zwracając uwagi na syna. - Obojętnie, czy ci
się to podoba, czy nie. Kiedy każę ci jeść, to znaczy, że masz jeść! Nie na rękę mi, żebyś
dojechała do Ruiji wychudzona, z zapadniętymi policzkami. Poza tym nikt mi nie będzie
mówił, że morzę dzieci głodem. Jesteś pod moją opieką, rozumiesz?
- Mniej ci zapłacą, jeśli będę chuda? - spytała Raija zaczepnie.
- Zrozumiano? - warknął Pehr, udając, że nie słyszy jej uwagi.
Raija dyszała ciężko, w końcu, blada jak kreda, skinęła głową.
- To dobrze. I nie patrz na mnie, jakbym był stallo! - rzucił jeszcze Pehr, a potem
chwycił czapkę i wyszedł.
Pozostali w milczeniu dokończyli posiłek, a potem Mikkal pomógł dziewczynce ułożyć
się do snu. Otulił ją starannie okryciem ze skór i sam przygotował sobie posłanie obok.
Jakiś wewnętrzny głos podpowiedział mu, że dziewczynka potrzebuje kogoś bliskiego
właśnie teraz. Po raz pierwszy w życiu miała spać z dala od rodzinnego domu.
Myśli Raiji poszybowały z powrotem do małej zagrody w Tornedalen, do niewielkiej
izby i trojga ludzi, którzy byli całym jej życiem.
Czuła zmęczenie w każdym skrawku ciała, głowa opadała, jednak sen, który mógłby
przynieść małej wytchnienie i spokój, nie nadchodził.
Nie opuszczały jej wspomnienia, a sceny z rodzinnego domu zamieniały się w cudowne
obrazy. Ból rozsadzał jej piersi, kiedy rozmyślała o najbliższych. Ukradkiem wyjęła rękę spod
przykrycia i powoli przesuwając ją po reniferowych skórach, wsunęła pod derkę, którą okryty
był Mikkal.
- Co ci jest, Mały Kruku? - wyszeptał chłopak, uścisnąwszy mocno dłoń dziewczynki.
Przez chwilę wpatrywała się w niego z rozpaczą, a potem wydusiła z siebie:
- Mikkal, co to jest stallo? Spodziewał się wszystkiego, tylko nie takiego pytania.
Uśmiechnął się promiennie, miodowe oczy zalśniły w półmroku niczym gwiazdy, a
surowa, poważna twarz złagodniała.
Raija uznała, że Mikkal jest piękny. Do tej pory dostrzegała w nim tylko oparcie i
dobroć, której tak strasznie łaknęła. Od tej chwili stał się dla niej ideałem.
Przyciszonym głosem Mikkal wyjaśnił dziewczynce, że stallo to taki olbrzym, głupi i
brzydki troll.
- Ale to tylko postać z baśni - dodał, żeby jej zanadto nie wystraszyć.
- Przecież rozumiem! - prychnęła.
Mikkal był zaskoczony. Nie przypuszczał, że baśniowy stallo tak poruszy wyobraźnię
Raiji. Przecież dziewczynka doskonale pojmowała, że ktoś taki nie istnieje naprawdę, więc też
nie mogła się go bać. Potrzebowała jednak widać czegoś, czym mogłaby zająć myśli, ulatujące
ciągle do rodzinnego domu, a okropny troll znakomicie się do tego nadawał.
- Twój ojciec nie jest stallo! - wyszeptała, nie wypuszczając dłoni Mikkala. - On nie jest
głupi!
Był to w jej ustach prawdziwy komplement. Niestety, Pehr go nie usłyszał, bo pojawił
się w jurcie trochę później. Przy palenisku zastał zasępioną żonę. Kiedy zobaczył, że syn
zasnął, trzymając za rękę niesforną córkę Erkkiego Alatalo, ukucnął przy ogniu i mruknął:
- Nic dobrego z tego nie będzie.
Ravna nie odpowiedziała. Wzruszył ją widok dwojga szepczących ze sobą dzieci.
Niemal czuła, jak tworzy się między nimi więź. Kiedy zasnęły, w jej sercu zrodziło się
marzenie.
Kolejne dni wyprawy upływały w tym samym rytmie. Nocą posuwali się naprzód, spali
i odpoczywali za dnia. Raija straciła poczucie czasu. W jej pamięci na zawsze pozostał
monotonny biały krajobraz, mrok, chłód i groźne cienie rzucane przez poskręcane wiatrem
karłowate brzozy, a także grupki wędrujących pieszo ludzi, którzy tak jak i oni zdążali w
kierunku morza - ku Ruiji.
Przemierzali pustkowia, postępując wytyczonym przez renifery szlakiem, wąskimi
ścieżkami wydeptanymi w głębokim śniegu północy. Po drodze mijali chaty, w których
pomimo ciasnoty zatrzymywali się na odpoczynek inni wędrowcy. Raija, choć nadal wrogo
usposobiona do swych nowych opiekunów, zrozumiała, że ci, którzy przyłączyli się do Pehra,
mieli dużo szczęścia. Im bowiem nie brakowało pożywienia.
Raija nie głodowała, nie marzła i był przy niej ktoś, komu ufała. Codziennie grzała się
przy ogniu paleniska. Trzask płomieni, zapach skóry, smak zupy ugotowanej na mięsie renifera
- wszystko to, zrazu obce, z czasem stało się znajome. Polubiła też suszone twarde mięso z
renów, było smaczniejsze, niż mogłaby sobie wymarzyć.
Raija wędrowała do krainy, o której tyle rozmyślała, tylko że ta kraina przestała jawić
się jej jako miejsce szczęśliwe.
Ruija straciła dla niej ów tajemniczy, magiczny urok. Marzenia dziewczynki, podobnie
jak kiedyś ku północy, teraz ulatywały na południe, ku znajomym traktom i bliskim ukochanym
osobom, których miała zapewne więcej nie zobaczyć.
Pragnęła ujrzeć znowu zielone zbocza i poczuć zapach świerkowych lasów. Nie
pociągało jej już ogromne morze pełne srebrnych ryb.
Któregoś pogodnego poranka zatrzymali się na postój i Pehr, wskazując na prowadzący
w dół długi wąski tunel w śniegu, wyjaśnił, że zbliżają się do celu, do fiordu Lyngen.
Raija popatrzyła na góry piętrzące się stromo ku niebu i puściła wodze fantazji.
Zapragnęła nagle zobaczyć z bliska tę wyśnioną krainę. Równocześnie nienawidziła samej my-
śli, że już wkrótce dotrą do osady nad fiordem, bo nazbyt dobrze wiedziała, co to oznacza. Dla
Mikkala i innych miał to być kolejny krótki postój przed dalszą wędrówką, ale dla niej
wyprawa dobiegała końca.
W dolinie nad fiordem los Raiji zostanie przypieczętowany.
Prawda, że nienawidziła Pehra i nie przywiązała się jakoś szczególnie do jego żony, ale
przecież Pehr, Ravna, Mikkal i ona - Raija - stanowili jedność. Przywykła do panującego w
jurcie przytulnego ciepła, polubiła nowe otoczenie i zapachy, zwłaszcza gdy nauczyła się je
rozpoznawać.
Rodzina lapońska oznaczała bezpieczeństwo, bez względu na to, czy dziewczynka
akceptowała to, czy nie. Nie tak dawno, gdy oderwano ją od bliskich, ziemia usunęła się jej
spod stóp. Teraz udało się jej zadzierzgnąć więzy z opiekunami, które, choć jeszcze wątłe,
dawały jakieś poczucie bezpieczeństwa.
Wkrótce jednak i ta słaba nić pęknie. Znowu wszystko się zmieni. Tak naprawdę Raija
sama nie wiedziała, czego chce. Miotały nią sprzeczne uczucia. Niechęć, nienawiść, zwątpienie
zmagały się w niej z potrzebą bezpieczeństwa, pragnieniem, by mieć choć jednego bliskiego
człowieka, który by się o nią troszczył.
Dlatego też gdzieś w głębi serca lękała się rozstania z lapońską rodziną. Bardzo
przywiązała się do Mikkala i ta przyjaźń, pierwsza w jej życiu, wydawała się dziewczynce
czymś pięknym. Nie chciała jej utracić.
W ciągu kilku tygodni wyzbyła się wielu iluzji, to, w co wierzyła dotąd z dziecięcą
naiwnością, okazało się ułudą. Zrozumiała, że rzeczywistość różni się od obrazów podsu-
wanych jej przez wyobraźnię.
Marzenia należały do świata cieni, do którego mogła wśliznąć się ukradkiem na parę
chwil, by poznać smak nieosiągalnego, ale zaraz musiała stamtąd wracać. Wracać do rze-
czywistości, która obchodziła się z ośmioletnią dziewczynką z Tornedalen wyjątkowo
bezlitośnie.
Na szczęście marzeń nikt nie mógł jej odebrać, to światełko ukryte gdzieś głęboko w
sercu jaśniało tylko dla niej i nikt nie mógł jej go wykraść lub podstępnie pozbawić.
Zatrzymali się po raz ostatni na wspólnym postoju, po którym mieli do pokonania
jeszcze tylko jeden etap - zjazd po zboczu doliny nad fiord.
Raija wysiadła z sań i obejrzała się za siebie, tam gdzie w oddali pozostały jej rodzinne
strony. Jakie to dziwne uczucie - stąpać po ziemi Ruiji. Była trochę rozczarowana; tak jak
przedtem widziała wokół siebie jedynie przykrytą śniegiem bezkresną przestrzeń. Kiedyś
dziewczynce się wydawało, że Ruija to tylko góry i morze.
- Tam powędrujemy. Mikkal wskazał ręką na północny zachód, gdzie daleko na tle
błękitnego nieba wznosiły się szczyty.
- A tu w dole leży Lyngen, mała Raiju.
- Zobaczymy morze? - spytała z nadzieją w głosie, przypomniawszy sobie opowieści o
wielkich rybach i falach uderzających o piasek.
- Nie, tylko fiord. Morze jest dalej. Jarmark odbywa się w Lyngsbotn, prawie na samym
końcu fiordu. Tam jest dużo lasów, prawie tak jak w Finlandii, tyle że u was są lasy świerkowe,
zaś nad fiordem rosną sosny i brzozy. Zobaczysz, spodoba ci się...
Raija wcale nie była tego pewna. Odszukała niemal dorosłą dłoń Mikkala, który uścisnął
drobną rękę dziewczynki, jakby chciał dodać jej odwagi.
- Chyba nie chcę tam jechać. Nigdy więcej cię nie zobaczę, Mikkalu!
Czternastolatek nie odpowiedział. Bo i cóż miał rzec? Raija widziała sprawy
wystarczająco jasno. Westchnął. Mógłby próbować ją pocieszyć, podsłuchał kiedyś rozmowę
rodziców na jej temat, ale miał świadomość, że fałszywe nadzieje sprawiłyby Raiji jeszcze
większy ból.
Stali, trzymając się za ręce: mała fińska dziewczynka, rzucona daleko od rodzinnego
domu, i na wpół dorosły lapoński chłopak. Patrzyli w dół na dolinę kończącą się nad oto-
czonym górami fiordem, na góry i płaskowyż, który ciągnął się po horyzont. Śnieg i niebo.
Żadne z nich nie znało tych traktów.
Nie wiedzieli nic o przyszłości, skrytej jak natura pod śnieżną powłoką.
Los, być może na zawsze, miał rozdzielić dzieci, które tak do siebie przylgnęły.
Świadomość tego rozdzierała obojgu serca.
- Nie ma mowy! - oświadczył stanowczo Pehr.
- Raija zostanie! - rzekła z uporem Ravna, nie podnosząc głosu, a jej twarz pozostała
nieruchoma.
- Przyrzekłem Erkkiemu Alatalo, że oddam jego córkę jakiejś rodzinie w Ruiji, i
obietnicy dotrzymam.
- Przecież my też mieszkamy w Ruiji - nie ustępowała Ravna. - Będziemy dbać o małą,
Mikkalowi zresztą także jej towarzystwo wyjdzie na dobre.
Pehr wciągnął powietrze, usiłując opanować zdenerwowanie.
- Kobieto! - jęknął. - Erkki Alatalo myślał o rodzinie Norwegów, nie rozumiesz czy nie
chcesz zrozumieć?
- Przyznaj się, Pehr, chodzi ci o zarobek! Zamierzasz zabrać Raiję na jarmark i ubić
interes, co?
Ravna dotknęła czułego punktu Pehra.
- Dla mnie najważniejsze jest dobro dziecka! - wykrzyknął. - I twoje. Chciałabyś
uczynić z niej nową Lailę, żono, ale to niemożliwe. Nasza córka umarła! A Raija trafi do nor-
weskiej rodziny w Lyngen. To moje ostatnie słowo!
- W takim razie nie jadę do osady. - Ravna pomimo gwałtownego wybuchu męża
pozostała spokojna i opanowana. - Zostanę tutaj razem z Raiją.
- Ha! - wrzasnął Pehr, odwracając się do żony. - Chciałbym to widzieć! Ledwie pozwoli
ci się dotknąć, a ty chcesz ją u nas zostawić! Przecież ten dzieciak traktuje nas jak
zadżumionych! No, może z wyjątkiem Mikkala.
Ravna uśmiechnęła się leciutko, bo nie zwykła okazywać uczuć nie w porę. Teraz
jednak podeszła do Pehra i ujęła go za ramię.
- Znam cię dobrze, Pehr - powiedziała łagodnie. - Wiem, o co ci chodzi. Ty się jej boisz.
Boisz się córki Erkkiego Alatalo. Jak to Mikkal ją nazywa? Mały Kruk... Boisz się tego Małego
Kruka, dlatego chcesz się jej pozbyć. Poza tym chciałbyś zarobić...
Przypuszczenia Ravny były niebezpiecznie bliskie prawdy.
Pehra prześladowało przepełnione nienawiścią spojrzenie Raiji. Kiedy patrzyła na niego
tymi ciemnymi oczami, które paliły jak rozżarzone węgle, kulił się w sobie i ogarniało go
poczucie winy.
Nie nazwałby tego strachem... Prędzej wstydem. Ale strach? Nie! W tundrze nie raz
natknął się na drapieżnika, uchodząc cało z opresji, a nawet zdobywając skóry... Miałby więc
się bać ośmioletniej dziewczynki?
- Będzie, jak postanowiłem - powtórzył z uporem. Ravna, nie zważając na sprzeciw
męża, pociągnęła go za sobą. Przepchnęli się przez gromadę ludzi, minęli zaprzęgi i stado
reniferów. I wtedy pokazała mu oddalone od wszystkich dwie postaci. Dwoje dzieci z dwóch
różnych światów, dzieci, które połączył los. Stały blisko siebie i wyglądały, jak gdyby były
całkiem same na ziemi.
- Obchodzi cię trochę twój syn, Pehr? - zapytała Ravna łagodnie, nie mogąc oderwać
wzroku od Mikkala i dziewczynki z Tornedalen. - Czy nie zauważyłeś, że Raija stała mu się
bliska jak młodsza siostra? Stracił wiele rodzeństwa, ostatnio małą Lailę. Czy chcesz, by i ta, do
której tak się przywiązał, odeszła?
Pehr toczył walkę ze sobą. Starał się myśleć rozsądnie, ale przecież nie był człowiekiem
bez serca.
Surowe życie uczyniło go twardym, ale gdzieś głęboko tliła się w nim zwykła ludzka
dobroć. Ravna, dobrze o tym wiedząc, użyła właściwych słów.
- No dobrze, niech tak będzie - zdecydował Pehr, bo zrozumiał, że został pokonany. -
Ale pamiętaj, że byłem temu przeciwny. Chyba mam za miękkie serce... - westchnął i kręcąc
głową, odszedł.
Ravna uśmiechnęła się. Raija to nie Laila, nie wolno jej o tym zapominać, ale będzie
córką, której tak pragnęła, odkąd śmierć zabrała jej Lailę. Ravna prawie biegła w kierunku
dwojga stojących nieruchomo dzieci.
Kiedy znalazła się przy nich, Mikkal podniósł wzrok na matkę. Ravnie zdawało się, że
dostrzega w jego twarzy cień nadziei, jakby nieme pytanie.
Nabrała podejrzeń, że syn podsłuchiwał jej wcześniejsze rozmowy z mężem.
Po raz kolejny starała się uchwycić spojrzenie dziewczynki, ale ta próba, tak jak i
wcześniejsze, skazana była na niepowodzenie. Jak ma przebić się przez pancerz, którym oto-
czyło się to dziecko?
- Raija zostaje z nami! - powiedziała. Poczuła na sobie palące spojrzenia obojga dzieci.
- Powędruje z nami do Varanger. Od dzisiaj będzie twoją siostrą, Mikkalu.
Chyba jeszcze nigdy syn nie patrzył na matkę z taką miłością i wdzięcznością.
Nim Laponka zdążyła się zorientować, Raija rzuciła jej się na szyję i twarz przytuliła do
jej twarzy. Ravna poczuła łzy na policzku i nie wiedziała, czy to jej własne, czy dziecka. Ciepły
oddech dziewczynki muskał jej skórę.
- Dziękuję, Ravno - wyszeptała Raija. - Dziękuję... mamo... Dla tej jednej chwili warto
było walczyć. Ravna zyskała córkę, podobnie jak i Pehr, on jednak nie był tak jak żona
zachwycony z powodu powiększenia się rodziny. Nie protestował jednak więcej. Z natury
małomówny, uznał, że tego przedpołudnia dość się już nagadał.
Nastąpiło pożegnanie. Towarzyszący Lapończykom Finowie ruszyli w dół w stronę
fiordu Lyngen, gdzie większość z nich zamierzała się osiedlić. Niektórzy postanowili iść
jeszcze dalej, ale odłożyli to na później. Teraz nęcił ich jarmark, o którym tyle słyszeli. Pragnęli
spotkać ludzi, zobaczyć, czy uda im się wymienić jakieś towary.
Pehrowi odechciało się jarmarku. Nie miał już przecież nic na sprzedaż. Uznał, że skoro
Raija zostaje z nimi, nie ma po co jechać w dół doliny.
W głębi duszy żałował, że uległ Ravnie, Lękał się konsekwencji tej udzielonej pod
wpływem chwilowej słabości zgody. Już nie raz mu się zdarzało, że dał się ponieść emocjom i
potem zbierał tego gorzkie owoce, żadna jednak z dotychczasowych decyzji nie miała tak
poważnego wpływu na losy całej jego rodziny. Czul się jak ostatni głupiec. Wiele by dał, by
cofnąć dane słowo i zgodnie z wcześniejszymi planami jechać teraz z innymi na jarmark.
Zmrużył oczy i patrzył na zachód, gdzie na tle śniegu i nieba widać było przesuwające
się ciemne sylwetki ludzi, których przyprowadził z Finlandii. Jakże im zazdrościł!
Czym były ich zmartwienia w porównaniu z kłopotami, które spadły na jego głowę!
Ravna wymusiła na nim, by zgodził się przyjąć do rodziny obce dziecko. Ośmioletnia
Finka, w której czaił się ognisty temperament, miała być odtąd jego córką.
Raiję Alatalo i Lailę dzieliło wszystko - to tak, jakby porównywać niebo i ziemię. Laila,
ukochane dziecko. Na wspomnienie zmarłej córki Pehr poczuł w sercu przeszywający ból. Była
taką czułą istotką, radosną i pełną życia. Zdarzało się, że stroiła fochy, ale nigdy przy ojcu. W
oczach Pehra Laila urosła do ideału. Odeszła tak nagle! Po śmierci dziewczynki zaczął jej
przypisywać o wiele więcej zalet, niż miała ich naprawdę, i ze zwykłego dziecka uczynił anioła,
niemal świętą.
Nawet Ravna miałaby trudności z rozpoznaniem własnej córki we wspomnieniach
męża.
Raija zaś była całkowitym zaprzeczeniem tej idealnej istoty, której wizerunek Pehr
stworzył we własnej pamięci.
Zapewne rzeczywiście różniła się od Laili, jaką ta była za życia, ale nie do tego stopnia,
jak to wydawało się Pehrowi.
Raija była dzieckiem bardzo żywo reagującym. Odznaczała się gwałtownym
usposobieniem, z jej twarzy jednak trudno było odczytać uczucia i myśli, tak że nigdy właści-
wie nie było wiadomo, co temu dziecku chodzi po głowie. Oczy Raiji nie potrafiły kłamać,
choć często jej spojrzenie pozostawało nieodgadnione.
Pehr westchnął ciężko. W duchu przyznawał Ravnie rację: bał się tego obcego dziecka,
które, choć urodą nie różniło się tak bardzo od dzieci lapońskich, naturę jednak miało całkiem
odmienną. Pojęcia nie miał, o czym ta mała myśli - może z wyjątkiem chwil, gdy dziewczynka
na niego patrzyła. W takich momentach nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że Pehr wziął
sobie na kark duży kłopot. Jego nowa córka go nienawidziła...
Lapończyk odwrócił się plecami do niknących w oddali wędrowców. Ravna z
Mikkalem stawiali jurtę, a Raija biegała wokół, zajęta zbieraniem wystających spod śniegu ga-
łązek na opał.
Pehr podszedł do żony i syna. Kiedy pomagał im stawiać jurtę, jego twarz była
nieprzenikniona, a usta zaciśnięte. Tego dnia zamierzali odpocząć. Potem mieli ruszyć na
wschód i rozbić obozowisko w tym samym, co zwykle o tej porze roku miejscu.
Mikkal wszedł do jurty i rozrzucił na śniegu drobne gałązki, które następnie przykrył
skórami z renów. Pehr wyładowywał sanie, zerkając raz po raz na Raiję, nadal zajętą przydzie-
loną jej pracą. Westchnął ciężko. W rodzinie nikt nie powinien żywić wzajemnie do siebie
takiej niechęci jak on i Raija. Skoro już ma odgrywać rolę ojca, jego obowiązkiem jest scalać
rodzinę, wyjaśniać wszelkie nieporozumienia.
- Zostańcie tu - nakazał krótko żonie i synowi. Mikkal wyprostował się i na wpół ze
zdziwieniem, na wpół z lękiem spojrzał na ojca.
- Chyba nie chcesz nastraszyć Raiji? - zapytał.
- Nie jestem stallo! - huknął Pehr. Mikkal uśmiechnął się.
- To samo powiedziała Raija, kiedy wyjaśniłem jej, kim jest stallo. Stwierdziła, że ty
taki nie jesteś...
Dziewczynka zebrała całą naręcz chrustu. Mikkal śmiał się, że podnosi z ziemi same
drzazgi, ale grubszych gałązek nie było w pobliżu, a oni potrzebowali przecież ciepła.
Wcześniej Raija nie włączała się do pomocy. Było jej wszystko jedno. Teraz jednak, kiedy
Ravna powiedziała, że należy do rodziny...
Tak, teraz robiła to dla swojej rodziny...
Raija wiedziała dobrze, że nigdy głośno tego nie przyzna. Przełamała się jedynie wobec
Ravny. Nazwała ją mamą... Dalej nie mogła się posunąć, nie zdradzając tych, których zostawiła
w swym prawdziwym domu.
Pehra zauważyła dopiero wtedy, gdy stanął przy niej. Właśnie przyklękła na śniegu,
więc wrażenie, że ma nad sobą jakiegoś olbrzyma sięgającego błękitnego nieba, jeszcze się
spotęgowało. Tak naprawdę Pehr był tylko o głowę wyższy od Mikkala.
Odruchowo przycisnęła mocniej chrust do piersi, co nie uszło uwagi Pehra.
Ponury grymas odmalował się na jego twarzy, a bruzdy jakby się pogłębiły. Chrząknął i
powiedział:
- Musimy porozmawiać, ty i ja! - Tak? Dziecięcy głos zabrzmiał dźwięcznie, ale
wyczuwało się w nim niechęć.
Pehr przykucnął i oparł dłonie na kolanach.
- Ravna zdecydowała, że u nas zostaniesz - rzekł, tym razem nie odwracając wzroku od
ciemnych oczu dziewczynki, w których płonęło nieme oskarżenie. - Masz być naszą córką,
dlatego też jak córka masz się zachowywać.
- Tak - powiedziała Raija obojętnym tonem. Pehr ciągnął uparcie:
- Nie ukrywam, że wolałbym wieźć ciebie teraz do Lyngen. Nadal jestem przekonany,
że tak byłoby najlepiej dla nas wszystkich. Ale ustąpiłem Ravnie. Wiem, że mnie nie lubisz, i
niech tak zostanie. Ale skoro masz być naszą córką i mamy się tobą opiekować, wymagać będę
od ciebie tego samego, czego wymagam od Mikkala. Nie licz na jakieś szczególne
traktowanie...
Przerwał na chwilę, by słowa zapadły dziecku w pamięć.
Raija była wdzięczna Pehrowi, że powiedział jej całą prawdę, choć oczywiście wcale
nie cieszyła się z tego, że od tej pory będzie jej opiekunem. Skłamałaby, gdyby udawała, że jest
inaczej, ale niewątpliwie poczuła do niego cień sympatii.
- Żądam od ciebie posłuszeństwa - dodał stanowczo Pehr. - Żebyś nie przyniosła wstydu
ani mnie, ani pozostałym członkom rodziny. To wszystko! Zrozumiałaś, Raija?
Dziewczynka zareagowała dopiero po dłuższej chwili. Niechętnie skinęła głową.
Pehr uśmiechnął się pod nosem, tak by tego nie zauważyła. Zdawał sobie sprawę, ile ta
zgoda kosztowała uparte i dumne dziecko. Widać, że była córką Erkkiego Alatalo, chłopa z
Tornedalen, któremu poza uporem nic już nie pozostało.
Zresztą dla Pehra Raija zawsze pozostanie córką Erkkiego. Przyrzekł sobie, że nigdy
więcej nie zbliży się nawet w okolice Tornedalen. Nie mógłby spojrzeć w oczy temu dumnemu
chłopu i przyznać się, że próbował okiełznać jego córkę.
Ale przecież musiał ją ujarzmić, by zrozumiała, kim jest. Nie może sobie wyobrażać, że
jest lepsza. W ich codziennym trudnym bytowaniu nie było miejsca na fochy i grymasy, dziew-
czynce należało to wbić do głowy, zanim dotrą do Varanger.
Podniósł się z kucek i pomógł dziewczynce wstać. Z ogromną niechęcią Raija chwyciła
wyciągniętą do niej dłoń. Razem ruszyli w stronę samotnej jurty ukrytej pośród pojedynczych
głazów. Raija zastanawiała się, skąd wzięły się na tym pustkowiu. Może przyniósł je jakiś troll?
Ale przecież trolle istniały tylko w baśniach...
Pehr uchylił zasłonę przy wejściu do jurty, ale zanim wpuścił Raiję, powiedział:
- I jeszcze jedno... Raija patrzyła na niego wyczekująco.
- Nie nazywasz się odtąd Raija Alatalo, ale Raija córka Pehra.
Dziewczynka już chciała zaprotestować, ale się powstrzymała.
- Tak? - rzekła jedynie i zacisnęła usta. Potem weszła do środka, położyła chrust na
stałym miejscu i usiadła obok Mikkala. Wszystko jedno, jak mnie będą nazywać, pomyślała. I
tak wiem, kim jestem, i to jest najważniejsze. Na zawsze pozostanę Raiją Alatalo, nigdy, ale to
nigdy nie stanę się córką Pehra.
Nie powiedziała jednak tego na głos. Przyrzekła posłuszeństwo, a obietnica jest
obietnicą. Raija umiała dotrzymywać danego słowa.
3
Czerwiec, pora słońca i komarów.
Raija wymachiwała ręką, żeby się opędzić od natrętnych owadów, które wielką chmarą
niczym rozwścieczona armia atakowały każdy skrawek jej odsłoniętego ciała.
Dziewczyna poirytowana opuściła rękawy i powróciła do ścinania turzycy. Nie
przepadała za tą pracą, ale skoro trzeba ją wykonać... Zresztą, wolała już ścinać turzycę niż szyć
kumagi czy też zajmować się robótkami ręcznymi. Wprost nienawidziła wszelkich prac
uchodzących za typowo kobiece, związanych z prowadzeniem domu i rodziną. Bardziej od
gotowania i szycia nęciły ją inne zajęcia.
Czasami marzyła, by być chłopcem, chodzić całymi dniami po tundrze, łowić ryby,
wypasać renifery, polować. O ileż to ciekawsze niż nudna praca, jaką wykonywały kobiety w
obozowisku!
Właściwie Raija powinna teraz pomagać Ravnie gotować obiad i przeczesywać
zgrzebłem turzycę. Miała jednak zły humor i nic jej nie wychodziło. Nie pojmowała, czemu tak
się dzieje. W każdym razie jej przybrana matka wysłała ją poza obóz.
Tutaj była przynajmniej sama i mogła spokojnie rozmyślać. A jej myśli potrafiły
ulatywać daleko. Poza tym pracowała powoli. Nie dlatego żeby była leniwa, ale marzenia
potrzebowały czasu. Nie wszystkim się to podobało, Ravna jednak rozumiała swą przybraną
córkę. Powiedziała Raiji, żeby uporała się z pracą do wieczora, a gdy mówiła te słowa, w jej
oczach pojawił się dziwny błysk. Dziewczynka nie dostrzegła w spojrzeniu Ravny niczego
szczególnego, nie domyślała się nawet, że i jej lapońska matka także o czymś marzy.
Minęło pięć lat od czasu, kiedy Raija Alatalo wbrew swej woli została przywieziona do
Ruiji. Pehr i Ravna przygarnęli córkę chłopa z Tornedalen, a Mikkal stał się jej przybranym
starszym bratem.
Pięć lat na dobre i na złe.
Raija skończyła trzynaście lat, ale wyglądała na piętnastolatkę. Była niewysoka i
szczupła jak matka, a biegała tak szybko, że mogłaby się ścigać z wiatrem. Sukienka uszyta ze
skóry rena skrywała przybierające kobiece kształty ciało.
Córka Erkkiego Alatalo już jako dziecko była wyjątkowo ładna, a teraz jej okrągła
dziecięca buzia stała się bardziej wyrazista. Dziewczynka miała łagodnie zarysowane policzki i
błyszczące brązowe oczy pod ciemnymi, wygiętymi w łuki brwiami, ale jej wzrok przestał już
być dziecinny i ufny. Usta miała pełne i miękkie, a kiedy poważniała, co zdarzało się dość
rzadko, wysuwała dolną wargę do przodu, tak jakby była nadąsana.
Minęło pięć lat, odkąd opuściła rodzinny dom. W tym czasie wiele zobaczyła,
doświadczyła też niejednego. I choć życie nauczyło ją kryć się z tym, co naprawdę czuje, to jed-
nak to dziewczę, w którym budziła się kobieta, nie potrafiło w pełni zapanować nad sobą.
Już jako dziecko objawiła swą zdolność do odczuwania skrajnych emocji - albo kogoś
kochała, albo nienawidziła - i pod tym względem niewiele się zmieniło. Raija nigdy nie zdołała
polubić Pehra, ale starannie ukrywała niechęć, jaką do niego żywiła.
Nawiasem mówiąc, niechęć była wzajemna. Ojciec i przybrana córka rozmawiali ze
sobą rzadko i chłodno, choć nie bez wzajemnego respektu.
Natomiast Ravnę Raija pokochała całym sercem, mimo że tylko jeden raz nazwała ją
matką. Zresztą tej kobiety nie można było nie lubić. Płynęło z niej tyle ciepła i dobroci!
Raija chodziła z dumnie podniesioną głową. W ciężkich chwilach nie zginała karku ani
nie okazywała uległości. Nie leżało to w jej naturze. Wiedziała, kim jest, i znała swoją wartość.
Dawało jej to pewność i wewnętrzną moc, zupełnie niezwykłą u trzynastoletniej dziewczynki.
Czasami jednak Raija czuła się znacznie starsza. Zdarzało się, że uciekała do świata marzeń
nawet wtedy, gdy przebywała wśród hałaśliwej gromady. Potrafiła siedzieć z ludźmi, a
równocześnie oddalać się myślami do miejsc, do których nikt nie mógł dotrzeć. Jej brązowe
oczy zdawały się wówczas zasnuwać mgłą, a twarz zastygała. Dziewczynka nadal miała bujną
wyobraźnię, a nawet rozwinęła ją jeszcze pod wpływem przeżyć.
Południowe słońce silnie prażyło. Raija otarła pot z czoła. Im bardziej się pociła, tym
bardziej natrętne stawały się komary. Krwiożercze bestie!
Jaka szkoda, że Pehr nie ma pastwisk bliżej morza tak jak wielu Lapończyków. Nie...
Pehr był jedyny w swoim rodzaju. Nawet lanie z jego stada cieliły się w innych miejscach niż
łanie z innych stad.
Kiedy większość Lapończyków podążała za reniferami na wybrzeże, Pehr i jego rodzina
wędrowali w głąb lądu, na płaskowyż, gdzie wprost roiło się od komarów.
Raija gotowa byłaby sądzić, że wynika to ze złośliwości Pehra, gdyby nie świadomość,
że nawet on nie jest w stanie narzucić swej woli zwierzętom, które kierowały się odwiecznym
instynktem.
Zresztą nie byli na górskim pastwisku całkiem sami. Towarzyszyła im stara ciotka Pehra
i paru krewnych, a także Pawa syn Matty ze swoją rodziną: dwoma synami i córką. Aslak,
najstarszy z trojga rodzeństwa, był o dwa lata młodszy od Mikkala, następna w kolejności była
Sigga, a potem Anders. Cała trójka przyszła na świat rok po roku.
Pawa, jak przypuszczała Raija, był w wieku Pehra. Miał ogromny brzuch i wyjątkowo
gęste, krzaczaste brwi.
Raija nie zdradzała się z tym, co sądzi o wyglądzie Pawy, bo zapewne zostałaby
posądzona o brak szacunku dla starszych, póki jednak trzymała język za zębami, nikomu nie
przynosiło to szkody. Pawa naprawdę był otyły, a spod czapki, którą zdejmował chyba tylko do
spania, sterczały brwi. Cieszył się ogólnym poważaniem. Miał liczne stado reniferów, jego
synowie dobrze się zapowiadali, a córka wyróżniała się wyjątkową urodą.
Raija, która nie była z tego powodu zachwycona, nie przestawała się dziwić, jakim
cudem Pawa mógł być ojcem tak pięknej dziewczyny, tym bardziej że, jak słyszała od Ravny,
zmarła przy narodzinach najmłodszego syna żona Pawy także nie słynęła z urody.
Nie dało się jednak zaprzeczyć, że szesnastoletnia Sigga o piwnych oczach była
prawdziwą pięknością. Eteryczna, skromna i powściągliwa - stanowiła dokładne przeciwień-
stwo Raiji.
Bo choć Raija także przypominała delikatny kwiat, w istocie była silna, odznaczała się
nieprawdopodobną wolą życia - tak jak kwiaty w targanej wichrami tundrze. Na pozór
delikatne, znosiły lepiej niż wiele większych i silniejszych roślin nieurodzajną glebę i surowy
klimat.
Do uszu Raiji doleciał zza pobliskiego wzniesienia dźwięk dzwonków i głuche
dudnienie. Niemal czuła, jak ziemia drży pod jej stopami. Usłyszawszy nawoływanie,
dziewczynka w jednej chwili porzuciła ścinanie turzycy i zerwała się na równe nogi. Pomyślała
sobie, że ma przed sobą jeszcze długi dzień i do wieczora zdąży wykonać przydzieloną jej
pracę.
Pobiegła tam, skąd rozlegało się pobrzękiwanie. Dobrze wiedziała, co oznacza ten
dźwięk. Już pięć lat przebywała u Lapończyków i wszystko to, co składało się na ich życie,
teraz stanowiło także jej świat.
Renifery źle znosiły ostre słońce, męczył je skwar i komary. Czasem, gdy miały już
dość upału i natrętnych owadów, potrafiły wyrwać z kopyta całym stadem. Zapewne właśnie to
przytrafiło się Mikkalowi, który sam, bo Pehr miał go zmienić dopiero pod wieczór, pilnował
zwierząt.
Raija wspięła się na niewielkie wzniesienie, z którego roztaczał się widok na okolicę.
Na twarzy dziewczynki pojawił się szeroki uśmiech. Miała rację, Mikkal starał się zagonić
renifery w stronę skalnego nawisu, gdzie mogłyby znaleźć trochę cienia.
Udało mu się to wreszcie po wielu trudach. W chłodnym cieniu stado uspokoiło się i
niebawem pasło tak spokojnie, jakby się nic nie zdarzyło.
Mikkal rozłożył się na mchu, dłonią osłaniając oczy przed słońcem.
Raija uśmiechnęła się i pobiegła w jego kierunku. Pewna, że Mikkal ją widzi, z daleka
pomachała mu wesoło ręką.
- I co, niepoprawne dziecię, znowu się wymknęłaś? - zapytał żartobliwie, gdy znalazła
się przy nim.
Raija prychnęła i pogroziła mu zaciśniętą piąstką.
- Dziecię, ja ci dam dziecię - udawała obrażoną. - Poza tym wolno mi tutaj być -
wyjaśniła, sadowiąc się obok. - Ravna kazała mi naciąć turzycy.
Mikkal uniósł lekko brwi, po czym włożył do ust liść szczawiu.
- Widzę, że ciężko harujesz - zauważył z uśmiechem. - Nic bardziej nie cieszy moich
oczu, jak widok pracowitych dziewcząt.
Raija poklepała go przyjaźnie po policzku.
- A ty to co? Przed chwilą omal nie straciłeś stada. Tylko szczęśliwym trafem udało ci
się zapędzić renifery pod skałę...
- I tak nie uda ci się mnie zdenerwować, Raiju. Jestem nieczuły na twoje zaczepki. Nie
zauważyłaś?
Mikkal starał się zachować spokój, ale w głowie kłębiły mu się gorączkowe myśli.
Matka wysłała Raiję...
Domyślił się zamiarów Ravny. Już dość dawno pojął, jakie matka ma plany. Najgorsze,
że wcale go to nie przerażało. Ale przecież matka powinna wiedzieć to, z czego i on dobrze
zdawał sobie sprawę.
- Jesteś nudny - oznajmiła Raija, choć naprawdę wcale tak nie sądziła. Mikkal nie był
nudny. Nazwała go tak, ponieważ ostatnio zachowywał się jakoś inaczej, a nie potrafiła znaleźć
właściwego słowa na określenie tej zmiany. Kiedyś świetnie się razem bawili, teraz coraz
częściej jej unikał. Ostatnimi tygodniami często wymykał się do jurty Pawy i nie zabierał jej ze
sobą.
Wprawdzie twierdził, że spotyka się z kolegami, ale Raija go przejrzała. Wiedziała
swoje! To z powodu Siggi biegał jak kot z pęcherzem!
- Dziwne, że chcesz ze mną rozmawiać, skoro jestem taki nudny...
Mikkal pociągnął Raiję za długi, gruby warkocz, opadający jej na plecy.
- Czy mam duży wybór? - odparła Raija, posyłając mu pełne irytacji spojrzenie. - Za
rodziną Pawy nie przepadam jak niektórzy.
- Doprawdy, z wiekiem stajesz się coraz bardziej złośliwa - drażnił się z nią. - A takim
byłaś słodkim dzieckiem...
Mikkal sięgnął po nóż i kawałek kości, w której rzeźbił. Pewnie szykuje jakaś ozdobę,
pomyślała Raija, patrząc z nieskrywaną niechęcią na pochłoniętego pracą Mikkala.
- Dla kogo to? - zapytała niezadowolona. - Pewnie dla Siggi?
Mikkal długo przyglądał się Raiji. Była piękna nawet teraz, kiedy patrzyła na niego
rozczarowana i zła. Przez ostatnie lata obserwował, jak dorasta, na jego oczach przemieniła się
z kanciastego podlotka w taką Raiję, jaką teraz widzi. Mały Kruk... jego młodsza siostra.
Mikkal odwrócił wzrok i ciężko westchnął. Wszystko między nimi dobrze się układało,
póki Raija była samotnym, bezbronnym dzieckiem, które potrzebowało opieki i troski. Teraz
ich wzajemne stosunki się skomplikowały. Coraz trudniej było mu odgrywać rolę starszego
brata. Podobnie jak Raija, on także od dawna szukał ucieczki w świecie marzeń.
Bał się samego siebie, bał się, że nie zdoła zapanować nad pragnieniami, które
nawiedzały go, gdy siedział samotnie na pastwisku i pilnował stada. Wiele rozmyślał, a jego
wyobraźnia wykazywała niebezpieczną skłonność do błądzenia po zakazanych ścieżkach.
Wiedział, że matka myśli o tym samym, aczkolwiek jej marzenia zapewne nie były tak
nieskromne.
- No cóż, myślę, że Sigga ucieszyłaby się z jakiejś ładnej ozdoby, nie sądzisz? - zapytał
lekko.
Raija wzruszyła ramionami, udając obojętność, jednak ten gest był dość wymuszony.
- Zdaje się, że ma braci, którzy mogą się o to postarać - rzuciła niechętnie.
Mikkal nie wytrzymał dłużej i roześmiał się. Odłożył nóż i otoczywszy Raiję
ramieniem, powiedział wesoło:
- A ty, Raija, masz tylko jednego brata. Prawda, że to chciałaś powiedzieć? I ten jedyny
brat siedzi i rzeźbi ozdoby dla Siggi. Uważasz, że postępuję jak głupiec?
Potargał Raiji grzywkę, a potem zdjął rękę z jej ramienia. Jego śniade silne palce
pogładziły pieszczotliwie nie dokończoną jeszcze figurkę.
Kiedy Raija zobaczyła z bliska ozdobę, w jej zachmurzonych oczach rozbłysła radość.
Bez namysłu rzuciła się Mikkalowi na szyję i wycałowała, omal nie pozbawiając go tchu.
- To dla mnie! - krzyknęła mu wprost do ucha. - Czemu od razu nie powiedziałeś? Jesteś
stallo!
Ostrożnie uwolnił się z uścisku Raiji i podał jej swoje dzieło. Usta rozciągnęły się w
uśmiechu, ale w oczach, w jego osobliwych miodowych oczach, czaił się ból.
Malutka rzeźba nie została jeszcze skończona, ale już było widać, że przedstawia ptaka,
kruka w locie.
- Myślisz, że by mi się chciało robić ozdoby dla Siggi? - spytał z przekorą.
Ucieszyło go, że figurka tak się spodobała Raiji. Właściwie nie zamierzał pokazywać
jej, póki nie skończy, to miała być tajemnica. Tak bardzo pragnął zrobić dziewczynce
niespodziankę, ofiarować jej coś niezwykłego! Długo się zastanawiał, aż wpadł na pomysł,
żeby wyrzeźbić kruka, ptaka Raiji. Bo cóż pasowało do niej lepiej niż właśnie kruk?
Wśród cennych przedmiotów, jakie posiadał, tylko jedna rzecz nadawała się dla młodej
panny - srebrna broszka. Ale tej ozdoby nie mógł ofiarować Raiji. Była to rodzinna pamiątka,
część należącego do rodziny srebra odziedziczonego po babce ze strony ojca, które kiedyś miał
podarować w prezencie zaręczynowym swej wybrance. Taką broszką nie obdarowywało się
młodszej siostry, nawet jeśli się ją mocno kochało. Poza tym srebro po babce nie byłoby kom-
pletne, gdyby zabrakło broszki.
Ale ponieważ miał zręczne ręce, pomyślał sobie, że wyrzeźbi dla Raiji ptaka.
- Zdawało mi się, że lubisz Siggę? - rzuciła pytająco dziewczynka, opierając się o ramię
Mikkala. Objął Raiję, choć lękał się, by nie odkryła targających nim uczuć. W roztargnieniu
nawijając na palec pukiel czarnych włosów dziewczyny, odpowiedział:
- Właściwie to nawet lubię.
- Bardzo? - chciała koniecznie wiedzieć.
- Dosyć - odpowiedział, uśmiechając się lekko. Musiał się pilnować, by nie zdradzić
swych prawdziwych uczuć.
Raija, która pomimo swych trzynastu lat czasem nadal zachowywała się bardzo
dziecinnie, pytała dalej:
- Bardziej niż mnie?
- Przecież ty jesteś moją siostrą, Mały Kruku! - odrzekł, delikatnie gładząc ją po
włosach swą mocną dłonią.
Raiję zalała fala osobliwych uczuć: coś pięknego, a zarazem obcego i niebezpiecznego
zawładnęło na moment jej ciałem. Uwolniwszy się z uścisku Mikkala, poderwała się na równe
nogi i prychnęła pogardliwie:
- Phi, siostra! Nazywam się Raija Alatalo i pochodzę z Tornedalen.
- A mimo to jesteś moją młodszą siostrą!
Jego miękki głos wywołał uśmiech na twarzy dziewczynki.
- Tak, masz rację, starszy bracie! - zgodziła się nagle z niezwykłą jak na nią uległością i
spuściła oczy. Zaraz jednak uśmiechnęła się przekornie i z figlarnymi błyskami w oczach
nachyliła nad nim i cmoknęła w policzek. - Nazywam się Raija Alatalo - powtórzyła i
odwróciwszy się na pięcie, podbiegła lekko z powrotem do swoich zajęć.
Mikkal zamarł i jak skamieniały wpatrywał się w nie dokończoną figurkę. Siostrzana
pieszczota wywołała w jego sercu prawdziwy zamęt. Ciągle czul palący dotyk delikatnych warg
Raiji. Z ciężkim westchnieniem podciągnął wysoko kolana, objął je ramionami i oparł na nich
głowę. Nawet nie zauważył, że rzeźbiony kruk wypadł mu z rąk w kępy porostów i mchu.
Co się ze mną dzieje? myślał przerażony. Ściągam przecież tylko nieszczęście na siebie
i na nią!
Był tak wzburzony, że nie zorientował się, iż ktoś mu się bacznie przygląda.
Tymczasem Pehr już od jakiegoś czasu z bezpiecznej odległości obserwował syna. Coś mu
kazało tu przyjść, sprawdzić, jak Mikkal sobie radzi.
Jakie to szczęście, że posłuchał wewnętrznego głosu! Okazało się, że syn zajmuje się
nie tylko pilnowaniem stada. Pehr zaklął siarczyście, przyglądając się Mikkalowi, który siedział
nieruchomo niczym głaz, sprawiając wrażenie człowieka ciężko doświadczonego przez los.
Lapończyk, nie przestając pod nosem wymyślać swemu niepoprawnemu synowi, ruszył w kie-
runku obozowiska. Zamierzał poważnie rozmówić się z żoną.
To, co zobaczył, zaniepokoiło go nie na żarty. Obawiał się, że może to pokrzyżować
wszystkie jego plany.
Był ślepy! Tak, chyba był ślepy, że wcześniej nic nie zauważył.
Przecież dziewczynka dorastała tuż pod jego bokiem, a on jakby wcale tego nie
dostrzegał.
Ale teraz przejrzał wreszcie na oczy i zobaczył zmiany, jakie zaszły w jej wyglądzie.
Nie była już dzieckiem!
I to właśnie Mikkal wytrącił go z uśpienia. Przeklęty młokos! Najgorsze jednak, że i on
- syn Pehra - przestał być dzieckiem i, co było widać wyraźnie, nie cierpiał, jak ojciec, na
ślepotę.
Mikkal od razu się zorientował, co siedzi w Raiji, rozmyślał ponuro Pehr. Pewnie zdążył
też już bliżej poznać jej wdzięki. Ale nic z tego!
Tym razem nie pozwoli, by uczucia i sentymenty zniszczyły jego zamiary.
Pehr postanowił już dawno, jak pokieruje życiem Mikkala. Rozmawiał parę razy na ten
temat z Pawą i ułożyli się co do szczegółów. W zaplanowanej dla Mikkala przyszłości nie było
miejsca dla Raiji.
Ravna z daleka zauważyła Pehra i od razu się domyśliła, jak bardzo jest wzburzony.
Udając, że niczego nie dostrzegła, weszła do jurty. Znała dobrze gwałtowny charakter męża i
nie chciała, by ktoś prócz niej był świadkiem niepohamowanego wybuchu jego złości.
Pehr pospieszył za nią i zasłonił otwór wejściowy. Nie kryjąc wściekłości, zerwał z
głowy czapkę i zwracając się do siedzącej przy palenisku żony, wycedził:
- I co powiesz na to, że twój syn obcałowuje na pastwisku tę twoją niby - córkę?
- Naprawdę?
- Pewnie uważasz, że nic się nie stało? Pehr podszedł bliżej i popatrzył Ravnie prosto w
oczy.
Dumna Laponka nie uciekła spojrzeniem.
- A może to twoja robota? Coś mi się tak zdaje... Od początku miałaś dziwną słabość do
tego fińskiego bachora! Ale ostrzegam cię, Ravno, nie pozwolę na to!
- Przecież nie są rodzeństwem!
- Nie są! - wrzasnął Pehr, ale zaraz zaczął mówić spokojniej: - Nie są rodzeństwem,
choć razem się wychowali... Ale ja i tak nie pozwalam!
Głos mu drżał.
- To nie jest twoje życie, Pehr - wtrąciła Ravna. - Pozwól młodym zadecydować...
- A niby dlaczego? - Pehr popatrzył na żonę zaskoczony. - Czy my sami postanowiliśmy
o naszym ślubie? Nie! Nikt nas o nic nie pytał! A jednak czy któreś z nas ucierpiało z tego
powodu?
Ravna przyjęła słowa męża milczeniem. Ożyły wspomnienia. Przypomniała sobie, jak
bardzo rozpaczała, kiedy rodzice postanowili wydać ją za Pehra, choć wówczas był nawet dość
przystojny i dziarski. Nigdy jednak nie przyznała mu się do tego. Minęły lata, które oprócz
radości przyniosły wiele smutku. Czas odcisnął swój ślad na twarzy Pehra, znacząc ją
zmarszczkami i głębokimi bruzdami, a i z nią nie obszedł się zbyt łaskawie. Niewiele pozostało
w niej z młodej roześmianej panny, pełnej nadziei i ufności. Nie, życie u boku Pehra nie było
takie, jak sobie niegdyś wymarzyła. Przywykła do męża, ale czy go pokochała?
Ravna przeczuwała, że w życiu można otrzymać znacznie więcej niż to, co los darował
jej.
Pragnęła, by Mikkalowi dane było zaznać szczęścia, i tego samego życzyła Raiji, w
której odnajdywała siebie samą z młodości. Pehr jednak nigdy się tego od niej nie dowie! A
zresztą, nawet gdyby mu się zwierzyła, i tak by nie zrozumiał.
- Chyba wiesz, jakie mam plany wobec Mikkala? - zagrzmiał Pehr, wytrącony z
równowagi milczeniem żony.
Denerwowało go, że Ravna potrafi przejrzeć go na wylot, podczas gdy on sam nigdy tak
naprawdę nie zdołał poznać i zrozumieć swojej żony. Syn zaś był zatrważająco podobny do
matki. Pehr zdawał też sobie sprawę, jak wielki wpływ ma Ravna na Mikkala, a także na
krnąbrną córkę Erkkiego Alatalo, i lękał się, że teraz może to wykorzystać.
- Czy Raiji też zaplanowałeś już przyszłość? - usłyszał spokojny głos.
Pehr spojrzał na żonę zdumiony i nagle go olśniło. Ravna niechcący podpowiedziała mu
dziecinnie proste rozwiązanie. Czemu sam na to nie wpadł?
Postanowił działać także i w tej sprawie, ale z największą ostrożnością, tak by nie
wzbudzić niczyich podejrzeń.
Usiadł obok Ravny w milczeniu, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że powiedział
ostatnie słowo i nie zamierza dłużej strzępić języka.
- Coś bym zjadł, kobieto! - rzekł, z trudem skrywając uśmiech triumfu. - Zaraz idę
zmienić Mikkala przy reniferach.
Ravna spełniła prośbę męża. Nie zdołał jednak uśpić jej czujności, od razu w jej sercu
zrodziła się obawa, że Pehr zamierza brutalnie wkroczyć w życie jej ukochanych dzieci.
Z wieloletniego doświadczenia wiedziała jednak, że nie ma sensu zadawać teraz
żadnych pytań. Pozostawało jedynie czekać i bacznie obserwować rozwój sytuacji. Miała tylko
nadzieję, że mąż nie podejmie żadnych drastycznych kroków.
Tymczasem Mikkal i Raija wracali razem do obozowiska. Mikkal podejrzewał, że
dziewczyna specjalnie na niego poczekała, ale nie rzekł na ten temat ani słowa. Skończył już
rzeźbić kruka, ale nie miał zamiaru na razie ofiarować go dziewczynie. Zresztą Raija nie
zapytała o figurkę. Może już o niej zapomniała?
Mikkal niósł turzycę, której nacięła Raija. Dziewczyna co prawda mówiła, że da sobie
radę sama, ale on i tak wziął od niej snopek. Musiał za wszelką cenę zająć ręce, by nie uczynić
czegoś, czego mógłby potem żałować.
- Jestem wykończona! - oznajmiła Raija. - Dość mam tej pracy. Nie wyobrażasz sobie,
jak bardzo nienawidzę być dziewczyną!
- Nie mów tak! - przerwał jej Mikkal surowo.
- Naprawdę tak uważam! - rzekła z przekonaniem. Po chwili jednak dodała: - No, może
niezupełnie. W każdym razie nie cierpię tych nudnych prac, które muszą wykonywać kobiety.
Wy, mężczyźni, macie o wiele ciekawsze zajęcia.
- Chciałbym cię widzieć, jak łapiesz reny na ubój - zauważył ironicznie. - Zanim byś się
zorientowała, średniej wielkości roczniak pociągnąłby cię do samego fiordu Varanger!
Raija jednak nie podzielała jego obaw, przekonana, że pomimo swej drobnej postury
jest dosyć silna.
- A może podobałoby ci się kastrowanie samców? - kpił dalej Mikkal.
Przekomarzając się, doszli do namiotu. Chłopak rzucił snopek turzycy na ziemię.
Raija zmarszczyła czoło. Czy w tym, co mówi Mikkal, jest trochę racji? Być może
rzeczywiście nie wszystkie męskie zajęcia są takie ciekawe, jak jej się dotąd wydawało, ale
większość na pewno jest lepsza od tego, czym muszą się zajmować kobiety.
Powiedziała to Mikkalowi, a on roześmiał się ciepło i pogłaskał Raiję po policzku.
- Wolę, Mały Kruku, że jesteś dziewczyną - odrzekł i przytrzymał jej brodę. Dotyk jego
gorącej dłoni wywołał rumieniec na policzkach Raiji. Stała nieruchomo pod jego spojrzeniem,
które mówiło więcej, niż trzynastolatka potrafiła zrozumieć. - Jesteś piękną młodziutką kobietą,
Mały Kruku. Nie zapominaj o tym i bądź z tego dumna.
Drżący głos Mikkala wyrażał bezgraniczną czułość.
Chłopak cofnął gwałtownie rękę i wszedł do środka, pozostawiając Raiję oniemiałą ze
zdumienia.
Ten Mikkal się jakoś dziwnie zachowuje! pomyślała, odprowadzając wzrokiem swego
przybranego brata, którego nagle przestała rozumieć.
Zaraz jednak podążyła jego śladem.
Jedli w milczeniu. Mikkal raz po raz zerkał ukradkiem na Raiję, co nie uszło uwagi
Ravny. Serce krwawiło jej z żalu nad synem. Ile czułości kryło się w tych spojrzeniach!
Czy patrzyłby z takim samym żarem na Lailę, gdyby żyła? Czy tak patrzy brat na
siostrę?
W głowie Ravny roiło się od pytań i wątpliwości. Mikkal, choćby nie wiadomo jak się
starał, nie potrafił ukryć swego uwielbienia dla Raiji. Zachowywał się jak zakochany
mężczyzna.
Stało się to, o czym Ravna marzyła.
Wiedziała, co prawda, że Pehr umyślił sobie na synową Siggę. Nigdy nie powiedział
żonie tego wprost, ale bez trudu wysnuła taki wniosek na podstawie rzucanych przez niego
mimochodem słów.
W gruncie rzeczy Ravna nie miała nic przeciwko urodziwej córce Pawy, zręcznej i
skromnej. Doprawdy była to wymarzona kandydatka na żonę, a przy tym miała szesnaście lat -
osiągnęła więc w przeciwieństwie do Raiji wiek odpowiedni do zamążpójścia.
Ale pomimo wszystkich tych zalet Ravna nie umiała sobie wyobrazić Siggi w roli
przyszłej synowej. Wiedziała, że ta dziewczyna nie nadaje się na żonę dla Mikkala. Ravna tak
bardzo pragnęła, by jej syn był szczęśliwy i dostał od życia to, co najlepsze! Sigga niewątpliwie
mogła być wspaniałą żoną, ale dla innego mężczyzny. Nie dla Mikkala.
Po posiłku syn położył się na posłaniu i przyglądał się krzątającym kobietom.
- Czy dziś się nie wybierasz do synów Pawy? - rzuciła niby to obojętnie Raija.
Ravna, słysząc to, uśmiechnęła się w duchu.
- Nie - odrzekł stanowczo Mikkal.
- Mogę z tobą pójść! - mówiła dalej z uśmieszkiem Raija, bawiąc się warkoczem. -
Potrzymam cię za rękę, starszy bracie...
- Wykluczone! - twarz Mikkala stężała.
- A może sama pójdę? - ciągnęła Raija.
- Nie wolno ci! - rzucił Mikkal, unosząc się na łokciach.
- Ha! - prychnęła Raija. - Chyba nie sądzisz, że będę cię pytać o pozwolenie?
- Nie wypada, żebyś sama odwiedzała synów Pawy - chłodno oświadczył Mikkal. - Bo
jak przypuszczam, to do nich się wybierasz, za Siggą przecież nie przepadasz!
- W przeciwieństwie do innych... - odcięła się Raija. Mikkal był śmiertelnie poważny.
- Chyba nie chcesz, żeby chłopcy czynili sobie jakieś nadzieje?
Raija uniosła brwi w udanym zdumieniu. Nie była głupia. Sprowokowała Mikkala, żeby
sprawdzić jego reakcję.
- Może to wcale nie byłoby takie niemądre - rzuciła, lekko wzruszając ramionami. - Ja
dostanę któregoś z synów Pawy, a ty ożenisz się z Siggą. Może niedługo będziemy prawdziwą
rodziną, starszy bracie?
Raija wiedziała, że sprawia przykrość Mikkalowi, ale choć w duchu czuła do siebie
pogardę, nie mogła się powstrzymać od złośliwości.
Ile to razy jej było przykro, kiedy Mikkal wymykał się w kierunku jurt Pawy! Teraz
odpłacała mu pięknym za nadobne.
- W takim razie, siostrzyczko, pewnie ucieszy cię wiadomość, że Aslak jest tobą
zainteresowany. - Mikkal zacisnął pięści, a oczy mu pociemniały.
Raija już miała na końcu języka ciętą replikę, ale powstrzymała ją Ravna.
- Zamilcz! - nakazała, a potem zwróciła się do syna: - Tego, co właśnie powiedziałeś,
nie mów nigdy ojcu. Nigdy!
Dlaczego mąż nie miał się o tym dowiedzieć, Ravna nie wyjaśniła, ale Mikkal
zrozumiał.
W twarzy matki wyczytał bowiem wyraźne ostrzeżenie, ale i zrozumienie. Domyślił się,
że odkryła jego najskrytszą tajemnicę, że wiedziała to, czego on nawet w myślach nie śmiał
nazwać. Matka wiedziała...
I nagle poczuł się tak, jakby uszło z niego powietrze. Złość, jaką wywołały przycinki
Raiji, zniknęła jak poranna rosa w promieniach słońca.
- Dobrze, mamo, nic nie powiem - odezwał się przytłumionym głosem.
Ravna odetchnęła z ulgą i uspokojona zajęła się pracą. Raija wyczuła, że coś się
wydarzyło pomiędzy matką a synem, ale zarówno Ravna, jak i Mikkal dali jej do zrozumienia,
że nie chcą o tym rozmawiać.
Mikkal pociągnął dziewczynę lekko za warkocz.
- To co, Mały Kruku? Zgoda?
Uśmiechnął się tak rozbrajająco, że Raija bez najmniejszego wahania mu wybaczyła.
Nie potrafiła gniewać się na Mikkala, w każdym razie niezbyt długo.
- Zgoda - odpowiedziała i odsłoniła w szerokim uśmiechu białe zęby. - Szczerze
mówiąc, nie przepadam za Aslakiem...
W oczach Mikkala pojawiły się wesołe błyski.
Raija cmoknęła go paradnie, a on odwzajemnił się dziewczynie żartobliwym klapsem.
Normalnie pewnie by ją to rozzłościło, ale teraz zrobiło się jej wesoło. Nikomu innemu nie
pozwoliłaby na taką poufałość. Mikkal jednak był wyjątkiem.
Wiedział, dlaczego traktowała go inaczej. Dla niej był starszym bratem.
Ravna, która mało mówiła, choć tak wiele rozumiała, odgadła uczucia syna. Zapragnęła,
by jej mąż nie był taki uparty.
Ale, niestety, Pehr był surowy i nieustępliwy, a przy tym jeszcze bardziej oszczędny w
słowach niż żona. W milczeniu obserwował syna i Raiję przez następne dni i jego niepokój
przybierał na sile. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ma rację, i postanowił
pozbyć się kłopotliwej wychowanki.
Mijały tygodnie, życie toczyło się zwykłym rytmem. Każdy zajmował się swoją pracą.
Raija baczniej niż kiedyś przyglądała się Aslakowi, pewna, że nikt tego nie widzi. Nie
miała w stosunku do niego żadnych specjalnych zamiarów, kierowała nią zwykła ciekawość. To
Mikkal, wspomniawszy, że Aslak jest nią zainteresowany, zdołał zaintrygować budzącą się w
niej kobietę.
Teraz widziała Aslaka w innym świetle, ale z jej strony nie mogło być mowy o jakimś
głębszym uczuciu.
Wydawało się, że nic nie zburzy spokojnej codzienności. Stało się jednak inaczej.
Któregoś wieczoru Pehr wybierał się wraz z Pawą pilnować stada. Ci dwaj mężczyźni
spędzali ostatnio ze sobą wiele czasu. Bez porozumienia z Ravną Pehr rozmówił się z Pawą i
wspólnie ustalili, jak załatwić wszystko najlepiej dla obu stron.
Pehr przywołał Raiję i bez ogródek oświadczył:
- Dłużej nie możesz u nas zostać, Raiju. Nie jesteś jedną z nas. Przyrzekłem twemu ojcu
przeprowadzić cię do Ruiji i dotrzymałem słowa. Ale obiecałem mu także, że znajdę dla ciebie
norweskich opiekunów. Nie daje mi to spokoju, dlatego zdecydowałem, że wyjedziesz.
Raija wpatrywała się w Pehra szeroko otwartymi oczyma. Słyszała jego słowa, ale nie
pojmowała ich znaczenia. Głos mężczyzny dochodził do niej jakby z daleka, ona sama zaś
miała wrażenie, że unosi się gdzieś wysoko pod chmurami. W jednej chwili jakby cofnęła się w
czasie o pięć lat. Bo przecież już kiedyś to przeżyła. Dokładnie to samo.
I tak jak wtedy, w domu w Tornedalen przed pięciu laty, całe jej życie legło w gruzach.
- Nie mogę u was dłużej zostać? - wyszeptała tylko zbielałymi wargami. Oczy jej
płonęły taką rozpaczą, że nawet Pehr poczuł się nieswojo.
- Lepiej ci będzie u swoich - odrzekł, unikając bezpośredniej odpowiedzi na pytanie. -
Zresztą to już postanowione - dodał zapatrzony w horyzont. - Wkrótce Pawa wyruszy na
zimowe leże, a ty zabierzesz się z nim.
To powiedziawszy, odwrócił się i ruszył w stronę pastwiska.
Raija ocknęła się, pobiegła za Pehrem i chwyciła go za rękę.
- Dokąd mam jechać? Popatrzył na nią obojętnym wzrokiem. Raija puściła go, a on
poszedł dalej, rzucając przez ramię tylko jedno słowo:
- Lyngen.
Łzy cisnęły się Raiji do oczu, nie mogła zebrać myśli.
Po raz drugi już w jej krótkim życiu otworzyła się przed nią otchłań. Dławił ją płacz,
ledwie zdołała stłumić szloch. Nic nie widząc przez zasłonę łez, rzuciła się przed siebie, byle
jak najdalej od obozowiska. Nie zastanawiała się, dokąd ucieka. Po prostu biegła, biegła...
Oczy ją piekły, ocierała je, ale nie mogła przestać płakać.
Co chwila potykała się i upadała. Pokaleczyła ręce i kolana, zabłociła twarz. Ale za
każdym razem wstawała i znowu biegła przed siebie. Dalej, coraz dalej...
Gdy tylko Mikkal wszedł do jurty, wyczuł, że coś się stało.
Omiótł spojrzeniem niewielką przestrzeń. Matka siedziała nieruchomo na swoim
zwykłym miejscu, ale wyglądała na zmartwioną.
- Gdzie Raija? - zapytał, zatrzymując się w wejściu. Matka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Widziałam, jak rozmawiała z ojcem. Nie przyszła razem z nim?
Mikkal pokręcił przecząco głową.
Niechętnie usiadł do posiłku, ale nic mu nie smakowało. Nie potrafił wyjaśnić, skąd się
w nim bierze ten dziwny niepokój. Co prawda wiedział, że Raija bywa czasem lekkomyślna,
jednak nie miała zwyczaju znikać bez uprzedzenia.
- Chyba nie poszła do Pawy? - zapytał zdjęty nagłym strachem. Przypomniał sobie, że
ostatnio Raija wyraźnie zainteresowała się Aslakiem.
Ravna zaprzeczyła.
Mikkal wstał i wyjrzał na zewnątrz. Czy ojciec nie wyglądał jakoś dziwnie? zastanowił
się nagle. Nie, chyba nie. Nie ma co wpadać w panikę! Może Raija po prostu chciała pobyć
trochę sama?
W jurcie zapanowała przygnębiająca cisza.
- Ojciec coś knuje - odezwała się nagle Ravna, nie podnosząc wzroku znad roboty i nie
przerywając ani na chwilę szycia kumagów. W tej pracy nie miała sobie równych. Członkowie
rodziny szybko zdzierali obuwie, więc Ravna szyła kolejne pary. Raija starała się pomagać, ale
brakowało jej cierpliwości. Zazwyczaj więc Ravna poprawiała i sama kończyła jej szycie.
Właściwie szybciej poradziłaby sobie z tą pracą bez pomocy przybranej córki.
- Nic mi nie powiedział - ciągnęła Ravna. - Ale ja czuję, że coś knuje.
Odłożyła na bok but i opuściła dłonie. Popatrzyła z powagą na Mikkala, a potem rzekła
głosem przepełnionym smutkiem i miłością:
- Nie powinieneś tak otwarcie okazywać swoich uczuć, synu.
Mikkal oblał się gwałtownym rumieńcem i zacisnął usta, nozdrza mu drgały.
Ravna uśmiechała się z matczyną czułością, pełna zrozumienia. Mikkal chciał coś
powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. Odwrócił się i oparł czołem o ścianę jurty.
- Ja także tego chciałam. - W głosie Ravny wyczuwało się drżenie. - Przez cały czas o
tym marzyłam. Tak bardzo ją pokochałam, nie chcę jej stracić. Ale nie przewidziałam, że to
przyjdzie tak wcześnie. Gdybyś trochę poczekał, Mikkalu! Raija jest jeszcze taka młoda...
Młodzieniec wyprostował się, z jego przymrużonych oczu wyzierała rozpacz, twarz
miał ściągniętą bólem.
- Myślisz, mamo, że o tym nie wiem? Ravna nie odpowiedziała. Zajęła się ponownie
pracą. Mikkal patrzył przed siebie. Wszystko to, co skrywał w sobie, jak mu się zdawało przez
całą wieczność, wypłynęło teraz na powierzchnię niczym śmietana na mleku, którą można
łatwo zebrać.
- Nie chciałem tego - rzekł ze smutkiem. - Naprawdę nie chciałem. Ale nic na to nie
poradzę. Nie dało się tego uniknąć...
Wpatrywał się w milczeniu w niebo, w pustkę. Potem odetchnął ciężko i zapytał już
niemal zwykłym głosem:
- Gdzie ona się podziewa?
Ravna wyszła za nim z jurty i razem przeszukali obozowisko.
Raiji nigdzie nie było. Żeby tak zniknąć bez uprzedzenia? To zupełnie do niej
niepodobne. Matka i syn popatrzyli po sobie.
Coś się musiało stać, coś, o czym żadne z nich nie wiedziało. Obojgu niemal
równocześnie przyszło na myśl, że ostatnią osobą, z którą rozmawiała Raija, był Pehr.
Mikkal wsunął kciuki za pas. Zmrużył oczy i zacisnął usta.
- Pójdę z nim pomówić - oznajmił po chwili głosem nie zdradzającym żadnych uczuć. -
Z pewnością maczał w tym palce! Sam mi powie o wszystkim.
Ravna stała nieruchomo, odprowadzając wzrokiem oddalającego się pośpiesznie syna.
Wieczorne słońce rzucało złociste promienie i barwiło krajobraz na czerwono.
Przemknęło jej przez myśl, że nie chciałaby teraz znaleźć się w skórze męża. Mikkal był
w takim nastroju, że byle co mogło go rozwścieczyć.
Ravna liczyła, że mąż wykaże rozsądek.
Nagle przestała się obawiać o Raiję. Wiedziała, że Mikkal ją odnajdzie.
4
Mikkal ani myślał bawić się w grzeczności. Stanął przed ojcem w szerokim rozkroku i
popatrzył mu prosto w oczy - nie jak zbuntowany wyrostek, ale jak dorosły mężczyzna.
Pawa zrozumiał, że coś musiało się stać, i bez słowa odszedł na bok. Nie chciał być
świadkiem sprzeczki między Pehrem a jego synem.
- Gdzie Raija? - rzucił krótko Mikkal. Pehr był zaskoczony pytaniem syna, ale nie dał
tego po sobie poznać.
- Pytałem cię o coś! - Mikkal nie podniósł głosu, ale nie ulegało najmniejszej
wątpliwości, że jest zdesperowany.
Patrząc na swego dorodnego jedynaka, przez ułamek sekundy Pehr poczuł ojcowską
dumę. Szybko jednak przypomniał sobie, że chłopak może ściągnąć wstyd na całą rodzinę.
Doprawdy, nie zasługuje na to, by się nim szczycić!
- Raija? - Pehr rozłożył ręce. - Tutaj jej nie ma. Zapytaj matkę! Nie pałam taką jak ona
miłością do tego dzieciaka.
- Raiji nie ma w obozowisku - wyjaśnił Mikkal już nie panując nad niepokojem.
- Ach, nie? - Pehr uśmiechnął się lekko.
- Co jej powiedziałeś?
- Siadaj! Mikkal zawahał się przez moment, ale został wychowany w posłuszeństwie
wobec ojca. Kucnął więc i zmrużywszy oczy, popatrzył wyczekująco. Pehr postanowił być
szczery.
- Nie podoba mi się twój stosunek do Raiji - rzekł twardo. Z zastygłej twarzy Mikkala
trudno było wyczytać targające nim uczucia. Jego oblicze przypominało maskę. Tylko oczy
żyły, błyszczały żółto z wściekłości.
Ale Pehr nie przeląkł się złości syna.
Powie mu wszystko. Mikkal musi go wysłuchać!
Nie dopuszczał myśli, że mogłoby stać się inaczej.
- Raija nas opuści, po części sam jesteś temu winien - oznajmił stanowczo.
Z twarzy Mikkala opadła maska, tak szczelnie dotąd skrywająca jego uczucia.
- Powiedziałeś jej to? - spytał z niedowierzaniem, unosząc brwi.
- Musiałem - odparł ze spokojem ojciec.
- Aslak? - wychrypiał z trudem Mikkal.
- A więc wiesz o tym? - Na twarzy Pehra nie drgnął ani jeden mięsień. - Nie, nie Aslak.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- Postanowiłem, że odeślę Raiję do Lyngen, do norweskiej rodziny, tak jak mnie prosił
Erkki Alatalo.
- Nie możesz tego uczynić! - przerwał ojcu wzburzony Mikkal. - Miejsce Raiji jest tutaj.
U nas! - Omal nie powiedział „u mnie”, ale opamiętał się w ostatniej chwili.
- Mogę! - Pehr wstał. - Mogę, Mikkalu, i właśnie to uczynię! Nikt mi w tym nie
przeszkodzi! Zapamiętaj to sobie! Nikt! - Odetchnął głęboko i dodał: - I radzę ci, skończ z tymi
głupstwami. Im szybciej, tym lepiej!
Mikkal spuścił głowę i w milczeniu patrzył na swe dłonie.
- Skończ z tymi głupstwami - powtórzył ojciec. - Mam wobec ciebie pewne plany.
Chodzi o Siggę.
- Czy to także już zostało postanowione? - W głosie Mik - kala zabrzmiało szyderstwo,
ale ojciec nie zwrócił na to uwagi.
- Tak.
- A jeśli nie zechcę? Pehr popatrzył na syna zdumiony. Sama myśl o tym, że Mikkal
mógłby się przeciwstawić jego woli, była dla niego wstrząsem.
- To postanowione - wysyczał przez zęby. - Pawa i ja zdecydowaliśmy o tym już dawno.
- A Raija?
Pehr usiadł i popatrzył na syna. Na jego twarzy nie dostrzegł najmniejszych oznak
synowskiego oddania.
- Raija, Mikkalu, nie powinna cię w ogóle obchodzić - rzekł z naciskiem. - Trafi do
swoich.
- Raija jest u swoich - z uporem odparł Mikkal. Pehr pokręcił głową.
- Mylisz się, Raija nie jest jedną z nas, nigdy nie była. To dziewczyna nie dla ciebie.
Sigga bardziej nadaje się na twoją żonę. Pochodzicie z tego samego ludu, pamiętaj o tym!
Mikkal westchnął.
- Ojcze - zaczął niepewnie - kochałeś mamę, czy zostaliście przymuszeni do zawarcia
małżeństwa?
Twarz Pehra drgnęła.
- To nie ma nic do rzeczy - odpowiedział i zamilkł. A po chwili dodał: - Kochałem
twoją matkę, ale pobierając się, wypełniliśmy wolę naszych rodziców.
Pehr najwyraźniej chciał przez to podkreślić, że niezależnie od swych uczuć
podporządkowałby się woli rodziców.
- Nie możesz odesłać Raiji do Lyngen! - Głos Mikkala przybrał błagalny ton. -
Obiecuję, że skończę z tymi, jak powiadasz, głupstwami. Tylko pozwól jej zostać. Zrobię wszy-
stko, co zechcesz - ciągnął, nie patrząc na ojca. - Ożenię się z Siggą. Tylko pozwól Raiji zostać
z nami.
Pehr spoważniał.
- Nic nie wytargujesz, Mikkalu! Martwi mnie tylko, że tak przejmujesz się tym, bo
zdania nie zmienię. Raija pojedzie do Lyngen. A jeśli nawet by została, to dla Aslaka, nie dla
ciebie. Nie czyń sobie żadnych nadziei!
Mikkal zacisnął zęby. Poczuł się tak, jakby dostał w twarz. Słowa ojca odbijały się w
jego głowie złowieszczym echem. Minęła cała wieczność, nim odzyskał mowę.
- Rozumiem, Raija pojedzie do Lyngen. Porozmawiam z nią - rzekł bezbarwnie,
podźwignąwszy się z miejsca.
Zdawało mu się, że coś w nim umarło. Przegrał walkę, nim jeszcze na dobre się zaczęła.
Miał dopiero dziewiętnaście lat, a czuł się tak, jakby przeżył całe stulecie. Oślepiony bólem
szedł przez płaskowyż, zadając sobie jedno tylko pytanie: Czy na tym polega sens życia, by
doświadczać porażki za porażką? Czy narodził się tylko po to, by cierpieć? Nigdy nie będzie
mu dane zaznać szczęścia, które było tak blisko...
Raiji zabrakło łez. Spuchnięte i zaczerwienione oczy, z których wyzierała pustka,
wpatrywały się w jakiś odległy punkt, nie widząc niczego.
A było jej tak dobrze! Zaczynało kiełkować w niej jakieś nowe, wzniosłe uczucie, obce,
ale zarazem niezwykle delikatne. Jeszcze nie rozumiała, co to, ale wydawało się jej takie
cudowne. Słodki ból gdzieś głęboko w środku... Może tak właśnie się dzieje, gdy człowiek
dorasta?
Na pewno czas odsłoniłby przed nią tę tajemnicę, przeczuwała to. Przycisnęła dłonie do
piersi. Serce waliło jej jak szalone, tłukło się jak u przerażonego pisklęcia wyrzuconego z
gniazda.
Czuła tam w środku ciepełko, maleńki słaby płomyk na wietrze. Nie rozumiała, kto go
w niej rozpalił, ale wiedziała, że jeśli stąd wyjedzie, płomyk zgaśnie.
Raija zapatrzyła się na otaczające ją grzęzawiska, gęste łozinowe zarośla i kępy
północnych wrzosów. Kwitnące moroszki porastające mokradła bieliły się, z daleka przypo-
minając błyszczące w słońcu płatki śniegu. Niebo na zachodzie przybrało barwę purpury. Zza
wzgórza znajdującego się za moroszkowym kobiercem wyglądała słoneczna tarcza. Chmury
przypominały plamy krwi. Może to jakiś znak?
Raija oparła się o głaz, przy którym odpoczywała. Pochylony kolos porośnięty mchem,
przypominający zgarbionego starca, chronił od wiatru i niepogody.
Raija pomyślała sobie, że przed nią na tym miejscu siedziało pewnie wiele ludzi, ale
chyba nikomu nie towarzyszyły takie ponure myśli.
Zapragnęła umrzeć. Może umrze, jeśli tu zostanie dość długo? Ciekawe, czy by jej
szukali?
Pehr z pewnością nie, raczej by się ucieszył, że zniknęła. Może Aslak by się
zaniepokoił? Trudno powiedzieć. Ale Ravna na pewno będzie się martwić, i Mikkal... Mikkal
będzie jej szukać.
Raija wyobraziła sobie, jak ją znajduje martwą... Nie! To okropne! Dziewczynka
pośpiesznie otworzyła oczy, by uciec od ponurego obrazu, jaki podsuwała jej wyobraźnia.
Tłumaczyła sobie, że musi pogodzić się z rzeczywistością.
Otworzyła szeroko oczy i zamrugała gwałtownie powiekami... Co to? C z y ż b y w z r o
k spłatał jej figla? N i e , nawet ona, Raija, nie potrafiła nadawać marzeniom tak realnych
kształtów.
Na tle słonecznej tarczy wychylającej się zza wzgórza dostrzegła ciemną postać. Na
pewno nie był to głaz ani wierzbowe zarośla.
A więc szukali jej! Dziewczyna nie widziała wprawdzie z daleka twarzy, ale bez trudu
domyśliła się, kim jest nadchodzący. Wstała jak lunatyczka i pobiegła mu na spotkanie. Kiedy
Mikkal chwycił ją w ramiona i uścisnął z całych sił, poczuła ulgę, choć bała się, że połamie jej
kości.
W kółko szeptał jej imię i gładząc po włosach, mówił nieskładnie o swej rozpaczy i
lęku.
- Raiju, maleńka, dlaczego to zrobiłaś?
Zdumiona zwróciła ku niemu twarz. Czyżby nie wiedział? Nie rozumiał?
Mikkal, dostrzegłszy w oczach dziewczyny nieme oskarżenie, wypuścił ją gwałtownie z
objęć. Znużony osunął się na wrzosy i otarł czoło. Komary, zwabione zapachem potu, obsiadły
mu twarz, ale on ledwie je zauważał.
Raija nie usiadła.
Ze łzami w oczach i na pół rozplecionym warkoczem wyglądała jak ucieleśnienie
cierpienia.
- Nie mów, że i ty chcesz mnie stąd odesłać, Mikkalu!
W milczeniu patrzył na jej ciemną sylwetkę na tle płonącego nieba. Chociaż niewysoka
i drobnej budowy, dominowała teraz nad nim. Wieczór powoli przechodził w noc, ochłodziło
się, powietrze stało się klarowniejsze, ale Raija zdawała się tego nie zauważać.
Mikkal odniósł nagle wrażenie, że Raija stoi w samym środku płonącego stosu, nie
dostrzegając wcale języków ognia. Ale to nie był ogień, lecz postrzępiona chmura w kolorze
krwi i miłości...
Wydało mu się, że ta mała zrozpaczona dziewczyna posiada w sobie niesamowitą moc.
Zdziwił się, ale zarazem uradował, bo nagle zyskał pewność, że Raija nie przelęknie się nawet
wtedy, kiedy na swej drodze napotka stallo czy inne złe moce.
Poradzi sobie! przemknęła mu nagła myśl. Przeciwstawi się wszelkim przeciwnościom
losu. Będzie przygotowana, nie da się zaskoczyć. Z zasadzek, jakie szykuje jej życie, wyjdzie
cało, z podniesionym czołem. Czy jednak była to dla niego jakaś pociecha? Nie miał do końca
pewności.
- Chcesz, żebym wyjechała? - powtórzyła. Powoli pokręcił głową.
- Dlaczego jestem dziewczyną? - wybuchnęła z rozpaczą i zrezygnowana opadła na
kolana. - Gdybym była chłopakiem, Pehr pozwoliłby mi zostać. Potrzebowałby mnie wówczas.
- To nie dlatego...
Mikkal uświadomił sobie, że bierze w obronę swego ojca. Raija zwróciła się ku niemu i
zawołała z gniewem:
- Skoro jesteś taki mądry, wytłumacz mi, czemu przestałam być tu mile widziana?
Dlaczego mam wyjechać gdzieś, gdzie nie znam żywej duszy?
- Tak będzie najlepiej - wydusił Mikkal przez zaciśnięte zęby.
Mógłby jej oczywiście powiedzieć, skąd ten pośpiech, by ją odesłać. Mógłby... ale nie
uczyni tego. Wolał zaoszczędzić jej bólu. Lepiej nie pozbawiać jej resztki złudzeń. Na zawsze
pozostanie dla niej kochanym starszym bratem, na którego może liczyć. Tak powinno być. Nie
chciał zniszczyć tego obrazu. Nie powie o roli, jaką odegrał w tym dramacie. Ukryje przed
Raiją prawdę, by nie skrzywdzić tego dziecka, jakim nadal była.
- Nie zawiedź mnie, Mikkalu! - W błagalnym geście chwyciła go za łydki. Mocny
uścisk małych dłoni parzył jak ogień, przenikając przez cholewy aż do nagiej skóry.
Mikkal zaczerpnął parę haustów chłodnego powietrza, by się opanować i żeby jego głos
zabrzmiał mocno i zdecydowanie.
- Twój ojciec życzył sobie, żebyśmy zabrali cię na wybrzeże i umieścili w norweskiej
rodzinie.
Raiji wydawało się, że słowa Mikkala docierają do niej z bardzo daleka.
- Mnie jest tutaj dobrze - powiedziała.
- Wiem, że dobrze się u nas czułaś. Ja... my... bardzo cię kochamy. Ale niedługo
staniesz się dorosła i musisz pojechać tam, dokąd chciał cię wysłać ojciec, tam, gdzie spotkasz
swoich rodaków. Wiem, że wielu Finów osiedliło się w Lyngen...
Raija, wciąż jeszcze bardzo dziecinna, nie dostrzegała żadnej logiki w tym, co mówił
Mikkal.
- Dorosła! - prychnęła, zaśmiawszy się krótko. - Mam jechać do obcych ludzi, dlatego
że niedługo będę dorosła? Nie rozumiem!
Mikkal westchnął i odgarnął z czoła długą czarną grzywkę. Dlaczego ojciec nie zadbał o
to, by Raiji wyjaśnić wszystko do końca? Doprawdy, wiele załatwił, ale najgorsze pozostawił
Mikkalowi...
Z rezygnacją popatrzył w brązowe oczy dziewczynki.
- Niedługo staniesz się na tyle dorosła, by wyjść za mąż. Kogo tutaj poślubisz? Aslaka?
Andersa? Nie, Raiju, ty nie jesteś stworzona dla żadnego z nich. Powinnaś sobie znaleźć kogoś
ze swoich. Tak będzie najlepiej dla wszystkich.
Raija zagryzła dolną wargę i zarumieniła się. O tym nie pomyślała... Rzeczywiście,
wkrótce... Sądziła zawsze... Co właściwie sądziła? Policzki spłonęły jej jeszcze bardziej, gdy to
sobie uzmysłowiła. Uznawała za oczywiste, że Mikkal zawsze będzie ją chronił i otaczał
opieką. Że nie musi wychodzić za mąż, skoro Mikkal zawsze będzie przy niej.
Jak mogła okazać się aż taka niemądra? Rozgniewała się na samą siebie. Nigdy nie
przyszło jej do głowy, że przecież Mikkal zechce się ożenić i założyć rodzinę.
Mikkal nie pozostanie na zawsze jej ukochanym starszym bratem, któremu ufa
bezgranicznie, jej opiekunem i ostoją. Wcześniej czy później będzie należał do innej kobiety.
Nie jako brat, ale jako...
Nie będzie mogła dzielić z nim tamtych uczuć, nie będzie mogła dzielić się nim z tamtą
kobietą. Co ona sobie w ogóle wyobrażała? Przecież tak naprawdę wcale nie jest jego siostrą!
Tylko Raiją Alatalo z Tornedalen.
Nagle uświadomiła sobie, że ta na nowo odkryta prawda otwiera przed nią nieznane
dotąd perspektywy...
Mikkal dostrzegł, że jego słowa wywarły pożądany skutek.
O ile ją znał, dotąd nie pomyślała o tym, że kiedyś będzie dorosła.
- Myślisz, że łatwo mi będzie rozstać się z tobą? - zapytał z troską, uścisnąwszy
przyjaźnie jej dłoń. - Ale ostatnie, czego pragnę, to widzieć cię w roli żony któregoś z synów
Pawy. Przecież nie po to przybyłaś do Ruiji, Mały Kruku! Myślę, że nie po to!
Sądził, że Raija będzie protestowała, ale ona milczała. Nie atakowała go, nie ciskała
przekleństwami, jakie nie przystoją dziewczynce, w jej oczach nie dostrzegł uporu ani błagania.
Twarz Raiji była pusta, bez wyrazu. Dziewczynka poddała się.
- Ach, tak - wyrzekła tylko, cofając rękę. Drobne dłonie na kolanach wyglądały
żałośnie. Kiedy patrzył na nią, przeżywał prawdziwe tortury.
Słońce zniknęło, ale niebo nadal płonęło wszystkimi odcieniami purpury, rozjaśnionej tu
i ówdzie złotem i oraniem. Było pięknie.
Mikkal potrafił okiełznać złość Raiji, przywykł do tego, ale nie mógł znieść jej cichej
rezygnacji. Napawała go lękiem. Nadal nie potrafił wyjaśnić Raiji wszystkiego. Prawda była
zbyt zawikłana, a jego rola w tym dramacie aż nazbyt oczywista. Czy mógł wyznać
dziewczynie, że to on ponosi winę za wszystko, co ma się stać?
- Musimy wracać. Wstał i nie patrząc na dziewczynę, ruszył wolno przed siebie.
- Poczekaj! - dogonił go cichy, zalękniony głos. Fala czułości złagodziła jego surową
twarz. W kilku susach znalazł się przy dziewczynie.
- Jesteś zmęczona - powiedział. Raija pokiwała głową. Dopiero teraz zorientowała się,
że nogi ma jak z waty i że boli ją całe ciało, a przy tym uświadomiła sobie, że od śniadania nic
nie jadła. Od tej pory upłynęło wiele godzin i głód wyraźnie jej dokuczał. Poza tym przemokły
jej stopy i drżała na całym ciele, zziębnięta.
Mikkal, widząc, jak dygocze, przytulił ją mocno. Raija zarzuciła mu ręce na szyję i
chłonęła ciepło, którego jej użyczał. W jego silnych ramionach czuła się bezpieczna.
Mikkal obejmował ją delikatnie. Oczy mu pociemniały, skrywając tajemnicę, której
Raija nigdy nie miała poznać.
- W każdym razie nie możemy stać w tym błocie - zadecydował i wziął ją na ręce, jakby
ważyła tyle co piórko. Rozejrzał się wokół i uznał, że tylko głaz, przy którym odnalazł Raiję,
może dać im osłonę przed chłodnym wiatrem, który nocą na płaskowyżu wiał dość silnie.
Skierował kroki w stronę kamiennego kolosa, leżącego na suchym podłożu tuż obok
niewielkiego zagłębienia.
Nie raz nocował już pod gołym niebem, sam bądź z innymi, bywało, że bez jedzenia.
Jedzenie... no tak, nie pomyślał, żeby coś zabrać ze sobą! Sam był po obiedzie, gorzej z
Raiją. Wybiegł z obozowiska na łeb, na szyję, pochłonięty jednym tylko pragnieniem - żeby ją
znaleźć. Nie mógł sobie darować takiej bezmyślności. Przecież pragnął się o nią troszczyć,
chciał jej dobra. Teraz jednak niewiele mógł zrobić, by jej pomóc.
Naciął wierzbowych witek i przygotował legowisko pod osłoną głazu. Raija tymczasem
nazbierała szczawiu. Jadła teraz grube zielone liście i rozgniatała w palcach czerwone kwiaty.
Mikkal, spojrzawszy na nią, uśmiechnął się sam do siebie. Inna na jej miejscu użalałaby
się, uderzyła w płacz, wymyślała mu od najgorszych, ale nie Raija. Miał rację, ta dziewczyna
poradzi sobie w każdej sytuacji. Wiedział, że jest głodna, ale zamiast się skarżyć, starała się
oszukać pusty żołądek tym, co miała pod ręką.
Podziwiał ją za to. Jego mała Raija była wyjątkowo dzielna. Przypominała mu uparty
górski kwiatek, który kolejny raz miał zostać wyrwany z ziemi i przesadzony w inne miejsce.
Była jak obcy ptak, który na swój sposób potrafił się przystosować do nowych warunków,
niezależnie od przeciwności, jakie by napotykał.
Raija. Dumna córka Erkkiego Alatalo. Jego przybrana siostra. Mały Kruk. Dziewczyna,
która nigdy nie będzie należeć do niego.
- Mikkal, śpisz? - Głos Raiji wyrwał go z zamyślenia. Potrząsnęła nim, a potem ufnie
wsunęła mu rękę pod pachę. Mikkal nie protestował, bo czuł, że dziewczyna spragniona jest
bliskości drugiego człowieka.
- Myślę, że przenocujemy tutaj. Rano będziemy mieć więcej sił.
- Ale przecież ty o świcie musisz iść pilnować stada - zaprotestowała.
Mikkal uśmiechnął się tylko i poprowadził ją na przygotowane legowisko. Umieścił
dziewczynę przy samym kamieniu, gdzie najmniej wiało, a sam ułożył się obok. Ogrzewał ją
swym ciałem, a równocześnie osłaniał od wiatru. Raija wyciągnęła się przy nim, wzruszająco
ufna. Wierzyła mu bez najmniejszych zastrzeżeń. Mikkal wsunął jej pod głowę ramię, żeby
miała wygodnie. Czy ufałaby mu tak ślepo, gdyby potrafiła czytać w jego myślach? Gdyby
poznała choć małą cząstkę jego marzeń?
Zacisnął usta i zamknął oczy, nie liczył jednak na to, że noc ześle mu sen. Raija,
przytuliwszy się mocno do niego, zasnęła skulona w kłębek.
Mikkal słyszał jej spokojny oddech. Rozplecione włosy dziewczyny łaskotały go w
policzek. Leżał jednak nieruchomo, wpatrzony w nocne niebo, tracące z wolna odcień purpury.
Zmagał się z myślami, które trudno by nazwać braterskimi. Wszystko mogłoby wyglądać
inaczej, gdyby Raija była trochę starsza!
Brakowało kilku lat, by mógł zadecydować o ich wspólnej przyszłości.
Trwająca zaledwie parę godzin noc zdawała się Mikkalowi długa jak całe życie.
Przeżywał tortury. Raija leżała tak blisko, a była dlań nieosiągalna jak gwiazda na niebie.
Tuż przed świtem obudził ją, pociągając lekko za włosy. Dziewczynka, choć nadal
głodna, nie narzekała, bo zdawała sobie sprawę, że sama napytała sobie biedy. Najważniejsze,
że odzyskała siły, a poranne słońce ogrzewało jej ciało.
Szli ku obozowisku. Mikkal milczał, co trochę dziwiło Raiję. Nie należał wszak do
osób, które od rana miewają kiepski humor. Nie dociekała jednak, co się stało.
Wystarczyło jej, że idzie kilka kroków za nim. Musiała dobrze wyciągać nogi, żeby
nadążyć, ale nawet nie przeszło jej przez myśl prosić go, by zwolnił. Rozumiała, że śpieszy się
do stada, i dopasowała się do tempa, jakie narzucił. Miała nadzieję, że Mikkal zdąży jeszcze coś
zjeść, nim pobiegnie na pastwisko.
Kiedy zmęczeni i głodni dotarli do obozowiska, Ravna nie zapytała ich o nic. Mikkal
popatrzył na Raiję surowo i nakazał, by zmieniła ubranie i trochę się przespała. Sam nie musiał
się przebierać. Futrzana bluza nakładana na gołe ciało włosem do wewnątrz, dork, utrzymywała
ciało suche i w cieple nawet w razie przemoczenia.
Potem wyszedł z jurty i sięgnął po kij pasterski, u dołu grubszy, u góry zaś ostro
zakończony.
Matce, która za nim wyszła, opowiedział w kilku zdaniach o zamiarach ojca.
- Nie możemy na to pozwolić! - wykrzyknęła porywczo Ravna.
Stanęła przed synem, a z jej oczu wyzierała niema prośba o pomoc. Chciała, by
wspólnie przeciwstawili się Pehrowi.
Ale Mikkal umknął wzrokiem przed błagalnym spojrzeniem matki.
- Tak będzie najlepiej - powiedział bezbarwnie i odszedł, ucinając w ten sposób
rozmowę.
- Nie poznaję cię, synu! - zawołała za nim Ravna, ale Mikkal nie odwrócił się.
Raija mimo woli usłyszała rozmowę matki i syna. Ciągle jeszcze ubrana w zabłoconą i
mokrą sukienkę ze skóry, wyszła do Ravny. Choć miała dopiero trzynaście lat, na jej twarzy
malowała się powaga jak u dorosłego, doświadczonego przez życie człowieka. W milczeniu, ze
smutkiem w oczach objęła mocno przybraną matkę. Obie były niemal tego samego wzrostu.
Ravna popatrzyła z rozpaczą na dziewczynkę, którą traktowała jak rodzoną córkę.
- Mikkal ma rację, tak będzie najlepiej - powiedziała Raija i ze szlochem wtuliła twarz
w kaftan Ravny. Przed nią nie wstydziła się łez.
Przybrana matka obejmowała drżącą jak liść na wietrze dziewczynkę, ale nawet ona,
która w głębi ducha pragnęła tego, czemu Pehr wszystkimi sposobami starał się zapobiec, mu-
siała przyznać, że decyzja męża, choć brutalna, jest słuszna...
Popatrzyła na słońce, jakby szukała rady w jego złotym blasku, ale ono jedynie ją
oślepiło.
- Biedne dziecko - szepnęła, ale Raija tego nie słyszała.
5
Nie wszystko jednak ułożyło się po myśli Pehra. Lapończyk najchętniej wyprawiłby
Raiję do Lyngen od razu, ale ponieważ trwało jeszcze lato, musiał uzbroić się w cierpliwość i
czekać, aż Pawa ruszy za stadem na zimowe pastwiska. Wyglądał tego dnia jak zbawienia, póki
co czyniąc wszystko, by utrzymać Mikkala i Raiję z dala od siebie.
Gdy tylko widział ich razem, natychmiast wynajdywał zajęcie dla jednego z nich bądź
dla obojga. Ale odnosił wrażenie, że Ravna skrycie niweczy jego zamiary, bo gdy tylko
nadarzała się okazja, wysyłała młodych razem. Kiedy jej to wypominał, a zdarzało się to często,
robiła niewinną minę i zaprzeczała wszystkiemu. Zarzekała się przy tym, że nigdy by jej nawet
nie przyszło do głowy postępować wbrew woli męża. Ale Pehr nie wierzył żonie, więc i ją
zaczął uważnie obserwować. Co prawda Ravna nie sprzeciwiała się mocno, kiedy oznajmił jej,
jakie ma plany wobec Raiji, nie umiał jednak odgadnąć, co ukrywała za swym mądrym
spojrzeniem.
Kiedyś kochał ją do szaleństwa i właściwie nadal darzył ją uczuciem, tyle że coraz
częściej zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę nie zna kobiety, która od tylu lat była jego żoną.
Syna, którego mu urodziła, także chyba nie.
Lato płynęło na pozór normalnie. Liście wierzbiny powoli blakły, a tundra gotowała się
do zmiany szaty. Soczysta zieleń miała rychło ustąpić pola całej gamie czerwieni. Na
mokradłach dojrzewały moroszki. Ciągle były jeszcze twarde, ale Raija wiedziała, że niebawem
będzie można zbierać soczyste, żółciutkie owoce. Odwiedziła wszystkie sobie tylko znane
miejsca, gdzie rosły te maliny. Wydawało jej się, że nie ma na świecie nic pyszniejszego nad
owe złociste kuleczki. Smakowały długimi letnimi nocami, podczas których nie zapadały
ciemności, smakowały słońcem.
Cieszyła się, powracając do znajomych miejsc, które odwiedzała co roku, odkąd
przybyła do Ruiji. Pehr zawsze latem wypasał swoje stado w tym rejonie, renifery bowiem
miały stałe pastwiska i miejsca, gdzie się cieliły.
Rajia pokochała te strony, a teraz na swój sposób się z nimi żegnała. Nigdy więcej już
nie spędzi tu lata!
Wkrótce stado zostanie zebrane i rodzina Pehra wyruszy na wschód, by dotrzeć na
jesienne pastwiska, nim u zwierząt zacznie się czas rui. Przygotowania zresztą były już w toku.
Należało dokładnie przejrzeć odzież, narzędzia i sprzęty, które mieli ze sobą zabrać. Trwało
wielkie pakowanie i wszyscy byli bardzo zajęci.
Raija wykonywała sumiennie swoje obowiązki, ale praca nie sprawiała jej radości.
Wiedziała, że nie powędruje na wschód wraz z pozostałymi. Tutaj ich drogi miały się
rozdzielić.
Czas płynął nieubłaganie szybko i wnet dojrzały moroszki.
Raija z Ravną wybrały się na mokradła nazrywać soczystych owoców. Stały w grząskim
błocie z przemoczonymi nogami i lepkimi palcami, ale warto było podjąć ten trud.
Raija wkładała do ust maleńkie słoneczne kulki i zanim połknęła, długo rozkoszowała
się ich smakiem. Zastanawiała się, czy w Lyngen też rosną moroszki, ale nie miała kogo o to
zapytać.
Renifery zostały spędzone w jedno miejsce, a potem oddzielono stado Pehra od stada
Pawy. Wszyscy brali udział w selekcji renów, także kobiety. Raija pracowała jak szalona i na-
wet Pehr musiał przyznać, że jest zręczna i wytrwała.
Starszy syn Pawy, siedemnastoletni Aslak, wprost nie mógł oderwać oczu od
dziewczyny i prawił jej komplementy. Raija, rozbawiona, raz po raz posyłała mu uśmiechy,
które bynajmniej nie studziły zainteresowania chłopaka. Aslak wiele sobie obiecywał w
związku z tym, że Raija miała towarzyszyć im w drodze do Lyngen. Często puszczał wodze
fantazji i wyobrażał sobie, co się wtedy zdarzy...
Ale cierpliwość nie była jego mocną stroną. Wieczorem, kiedy rozdzielono już stada,
podążył za Raiją, która odeszła poza obozowisko, by w samotności pożegnać się z każdą kępą
wrzosów, z krajobrazem, z chmurami...
Aslak nie rozumiał zachowania dziewczyny, ale było mu na rękę spotkać się z nią sam
na sam z dala od innych.
Wyłonił się powoli z cienia i chrząknął delikatnie, żeby jej nie przestraszyć. Raija nie
wyglądała na zaskoczoną. Odwróciła się i skinąwszy nieznacznie głową, zapytała, dokąd się
wybiera.
- Tam gdzie ty - odpowiedział Aslak w przypływie odwagi, bo w gruncie rzeczy był
dosyć nieśmiały.
Roześmiała się.
- Ja nigdzie nie idę.
- To się dobrze składa - rzekł cicho Aslak i zbliżył się do niej jeszcze o krok. Potem,
niewiele myśląc, chwycił dziewczynę w ramiona i mocno przycisnął do siebie.
W pierwszej chwili Raija była zbyt zaskoczona, by zareagować.
O co temu Aslakowi chodzi? pomyślała tylko, bo jego zachowanie wcale nie wydało jej
się zabawne.
Zaraz jednak wstąpiła w nią złość i zaczęła się szarpać.
- Puść mnie, ty głupcze! - syknęła, uderzając drobnymi piąstkami w jego tors.
Był tak zaskoczony, że posłuchał.
Raija stała nieruchomo, a jej oczy ciskały błyskawice. Aslak uznał, że przypomina teraz
rozzłoszczonego leminga, ale to uczyniło ją jeszcze ponętniejszą w jego oczach. Sigga, kiedy
się denerwowała, wyglądała jak troll, a Raija była po prostu słodka.
- Głupi jesteś, czy co? - grzmiała. - O co ci chodzi? Aslak rozłożył ręce, przeczesał
palcami włosy, znów rozłożył ręce i zrobił krok w jej stronę.
Dziewczyna odskoczyła.
- Nie udawaj niewiniątka! Czyżbyś nic nie pojmowała? - W głosie Aslaka zabrzmiało
zniecierpliwienie. - Mało razy się do mnie uśmiechałaś? Myślisz, że nie zauważyłem? Zerkałem
ku tobie, przecież wiesz, a ty nie sprzeciwiałaś się temu...
- Uśmiechałam się, spoglądałam na ciebie? - powtórzyła Raija zdumiona. - Możliwe, ale
to nic nie znaczy - roześmiała się. - I nie daje ci żadnych praw, żebyś tak się do mnie odnosił.
To obrzydliwe!
Aslak przytrzymał ją, nim zdołała uciec.
Nieoczekiwanie jego zielonobrązowe oczy znalazły się tuż przy twarzy Raiji, jego
grzywka dotknęła jej czoła. Poczuła nieprzyjemny zapach z ust chłopaka. To było takie
wstrętne, takie głupie...
- Obrzydliwe? - wyszeptał Aslak, wykręcając jej ręce i mocno ściskając ją w pasie. -
Nie, Raiju, to wcale nie jest obrzydliwe, to...
Chciał, by się przekonała sama, jak to jest naprawdę. Wpatrzony w usta dziewczyny,
pochylił się nad nią, ale nim zdążył ją pocałować, poczuł nagle na ramieniu żelazny uścisk.
Ktoś oderwał go od Raiji. W oczach dziewczyny dostrzegł uwielbienie, a z ruchu jej warg
domyślił się, kto stoi za jego plecami. Zaraz też usłyszał, jak Mikkal chrapliwym głosem prosi
Raiję, by odeszła. Dziewczyna posłuchała od razu.
Jej reakcja zaskoczyła Aslaka bardziej niż to, co się wydarzyło później.
Mikkal odepchnął go od siebie z odrazą jak jakiegoś gada, a potem, nie przebierając w
słowach, nakazał mu trzymać łapy z daleka od Raiji.
- Bo jeśli nie, to gorzko pożałujesz! - zakończył, a ruch ręki w stronę wiszącego u pasa
noża był aż nadto wymowny.
Syn Pawy jednak nie był wcale głupi. W jego skośnych oczach pojawił się błysk
zrozumienia.
- Chcesz ją mieć dla siebie! - zawołał. Nie powinien był tego mówić. Mikkal, zwykle
spokojny i opanowany, niełatwo dawał się sprowokować, jednak kiedy wpadał w gniew, biada
temu, przeciwko komu był on skierowany.
Jeden cios przekonał Aslaka, że powinien trzymać język za zębami. Chłopak runął na
ziemię jak rażony gromem. Na to, by stawić czoło starszemu i silniejszemu koledze, nie miał
nawet cienia szansy.
- Nie waż się zrobić czegoś takiego jeszcze raz, Aslak! - usłyszał.
Nie widział wyraźnie twarzy stojącego nad nim Mikkala, ale ton, jakim ten przemówił,
dobitnie wskazywał, że syn Pehra nie żartuje.
- Nie radzę ci nawet o tym myśleć! - wycedził Mikkal przez zęby. - Raija jest moją
siostrą, trzymaj się od niej z daleka! Zapamiętaj: ona jest dla ciebie za dobra!
Aslak nie odpowiedział, ale obiecał sobie w duchu przemyśleć wszystko. Nie miał
wcale ochoty narażać się Mikkalowi. Aż tak bardzo ta chuda Finka go nie obchodziła!
Ostatni wieczór nadszedł zbyt prędko. Ravna pomogła Raiji spakować jej skromny
dobytek w niewielki tobołek. Wytłumaczyła dziewczynce, że nie powinna brać ze sobą zbyt
wielu skórzanych kaftanów i sukni, bo norweska rodzina, do której trafi, wyposaży ją w inną
odzież.
Ravna wyjaśniła także, że niektórzy Norwegowie uważają Lapończyków za gorszych od
siebie, więc nowa rodzina Raiji z pewnością dołoży starań, by dziewczynka porzuciła lapońskie
obyczaje: stroje, język i obrzędy - to, do czego przywykła. Ravna prosiła jednak, by zachowała
ich w pamięci, ale by nie przeciwstawiała się jawnie woli nowej rodziny.
Raija, połykając łzy, zapewniała, że nigdy ich nie zapomni.
Wieczory stawały się coraz ciemniejsze. Słońce wisiało nisko nad horyzontem niczym
czerwona kula i nie wysyłało już złotych promieni. W powietrzu czuło się chłód. Natura
okrywała się rumieńcem przed nadejściem zimy, która rychło miała ogołocić ją z listowia.
Raija, choć tak wrażliwa na piękno, nie zachwycała się otaczającą ją przyrodą.
Przechadzając się samotnie pomiędzy jurtami, chłonęła zapachy, dźwięki, nastrój. Czyniła tak
wielokrotnie, lecz teraz to nie było to samo. Pragnęła po prostu wszystko zapamiętać i zabrać ze
sobą.
Przy jurcie starej Elle natknęła się na Mikkala. W mroku błysnęły białka jego oczu.
- Chciałam pożegnać się z Elle - powiedziała odruchowo.
Mikkal odsłonił otwór prowadzący do jurty i Raija musiała wejść do środka, choć tak
naprawdę wcale nie zamierzała odwiedzać Elle. Staruszka, o której Pehr mówił, że ma nie po
kolei w głowie, wzbudzała w niej lęk.
Teraz jednak odwrotu nie było. Kątem oka dostrzegła, że Mikkal wszedł za nią, i
odetchnęła z ulgą.
- Raija przyszła cię pożegnać, Elle - wyjaśnił Mikkal, gdy usiedli.
Stara Laponka ukazała w uśmiechu bezzębne dziąsła i pokiwała głową.
- A więc odchodzisz? - stwierdziła raczej, niż spytała, wpatrując się w ogień. -
Rozumiem, dobrze to rozumiem, nie jesteś jedną z nas. Wiedziałam to, kiedy cię zobaczyłam
po raz pierwszy. Pomyślałam sobie wówczas: ta tutaj nie zostanie. Jej los splecie się z naszym,
ale ona tu nie zostanie. Naprawdę tak pomyślałam...
- Chciałam się pożegnać - wtrąciła Raija, która najchętniej opuściłaby natychmiast jurtę
Elle. Nie mogła nic poradzić na to, że ciotka Mikkala budziła w niej dziwny lęk.
- Chodź tu do mnie - odezwała się Elle w chwili, kiedy Raija zamierzała wstać i
chyłkiem się wycofać. Dziewczyna nie mogła jednak okazać nieposłuszeństwa. Z ociąganiem
podeszła do kościstej kobiety i przyklękła obok niej. Czuła się niepewnie, choć Mikkal był w
pobliżu.
- Pokaż mi swoją dłoń, dziecko! Raija znów posłusznie spełniła polecenie Elle, ale
mdliło ją na samą myśl, że starucha dotknie jej swą żylastą ręką. Opanowała się jednak, bo
odgadła, co tamta chce uczynić. Wiele słyszała o tym, że Elle potrafi przepowiadać przyszłość.
Nawet Pehr pomrukiwał, że Elle za dużo wie, i dodawał, że od tego pomieszał jej się
rozum.
Raija wiedziała, że Elle nie jest całkiem normalna, i zastanawiała się nie raz, czy
staruszka w ten sposób chce dodać sobie aury tajemniczości, czy może...?
Nagle ogarnęła ją ciekawość. Lęk, który Raiji przez cały czas towarzyszył, ustąpił
miejsca przemożnemu pragnieniu, by poznać własną przyszłość. Zaintrygowana przysunęła się
do starej Laponki i utkwiła spojrzenie w jej pomarszczonej twarzy, jakby sama chciała z niej
coś wyczytać.
Ale twarz Elle pozbawiona była wyrazu.
- Co widzisz? - spytała Raija drżącym szeptem. Elle nie odrywała oczu od drobnej,
noszącej już ślady ciężkiej pracy ręki dziewczynki. Bez słowa wodziła kościstym palcem po
liniach wewnątrz jej dłoni.
- Co widzę? - mruknęła po chwili. - Wszystko! Tutaj zaznaczone jest całe twoje życie,
dziecko.
Dziewczynka wzdrygnęła się i pośpieszne zerknęła na Mikkala, który siedział po drugiej
stronie dopalającego się ognia. W jurcie panował mrok, ale Elle najwyraźniej zdołała dojrzeć
to, co najważniejsze.
- Powiedz mi, co zobaczyłaś - poprosiła Raija. Elle uśmiechnęła się szeroko.
Zmarszczki na jej wychudzonej twarzy przypominały wyryte w skale bruzdy.
- Dobrze, dziecko. Powiem ci...
I zaczęła mówić cicho, ale dobitnie, tak żeby Raija i Mikkal zrozumieli każde jej słowo.
- Jesteś jeszcze dzieckiem, Raiju, ale bardzo szybko staniesz się dorosła. Widzę w
twoim życiu wielu mężczyzn. Niektórzy są potężni, dzierżą władzę, żaden nie jest miernotą.
Będą wśród nich tacy, dla których staniesz się przyczyną nieszczęść. Szczęście nie jest ci
pisane. Będziesz musiała o nie walczyć. Ludzie zwrócą się przeciwko tobie, niektórzy cię
znienawidzą, odwrócą się do ciebie plecami i dziwić się będą tym, którzy staną po twojej
stronie. Ale nie widzę wiele łez. Jesteś dumna, dziecko. Widzę ludzi, którzy cię wspierają, ale
tylko jeden z nich będzie dla ciebie znaczył coś szczególnego. Ten jeden będzie ci przyjacielem
i pozostanie ci wierny przez całe życie. Dzieci? Nie będziesz miała dużo dzieci. Widzę więcej
mężczyzn niż dzieci, ale te, które urodzisz, przysporzą ci tyleż trosk, co radości. Widzę zimne
światło, Raiju... Widzę, że poświęcasz dziecko...
Elle przerwała na chwilę, by nabrać powietrza. Napięcie, które wyczuwało się w
dusznym pomieszczeniu, nieco zelżało.
- Twoje życie nie zawsze będzie piękne - dodała Elle, puszczając dłoń Raiji. - Ale
musisz je przeżyć. Dla wielu ludzi staniesz się kimś ważnym. Zapamiętają cię nie tylko z po-
wodu twej urody.
Elle zamilkła.
- Nie strasz Raiji! - Głos Mikkala przerwał ciszę, burząc nastrój. - Przyznaj się, że
zmyśliłaś większą część tej przepowiedni!
- O, nie! - Elle pogroziła mu pięścią, ale w tym geście nie było surowości. Elle miała
słabość do Mikkala. Dostrzegała w nim cechy, które wydawały się jej obiecujące. - Wszystko,
co mówię, jest prawdą - zapewniła przenikliwym, drżącym głosem.
- Niech i tobie powróży - zaproponowała Raija. - Skoro i tak w to nie wierzysz, to co ci
szkodzi?
Ale Mikkal odmówił stanowczo.
- Niech Raija wierzy sobie w to, co usłyszała, ale co do mnie, możesz sobie darować
wymyślanie dramatycznej i ponurej przyszłości, pełnej tajemniczych kobiet i dzieci, które nie
spełniają pokładanych w nich nadziei - powiedział, wstając z miejsca.
Raija poderwała się w tej samej chwili i rzuciła na odchodnym:
- Żegnaj, Elle!
Twarz staruszki znów stała się nieprzenikniona.
- Zadziwiające - mruknęła do samej siebie. - Doprawdy zadziwiające...
Mikkal skierował kroki poza obozowisko, tam gdzie nie dochodził blask płomieni z
ognisk, a głosy tłumił tajemniczy szept wiatru. Raija pospieszyła za nim, ale chłopak za-
chowywał się tak, jakby jej w ogóle nie widział.
Dopiero gdy się zatrzymał i przykucnął, rzekł, z trudem wymawiając słowa:
- Chcę się już teraz z tobą pożegnać, Raiju. Jutro, kiedy wyruszysz w drogę, mnie tutaj
nie będzie.
- Chyba nie mówisz tego poważnie! - Raija opadła na kolana, daremnie usiłując
uchwycić w ciemności spojrzenie chłopaka.
Mikkal pochylił głowę. Nie był w stanie opisać targających nim uczuć. Być może po raz
ostatni rozmawia z Raija, ostatni raz ją widzi...
Opanował się ogromnym wysiłkiem woli. Wsunął rękę za kaftan, po czym chwycił
Raiję za rękę i nic nie mówiąc, włożył coś do jej drobnej dłoni.
Raija poczuła na skórze metal. Nie był jednak chłodny, bo Mikkal ogrzał go własną
piersią. Nim jeszcze otworzyła dłoń i zobaczyła błyszczący w mroku przedmiot, domyśliła się,
że to srebrna broszka. Tyle razy się nią zachwycała! Stanowiła część srebra odziedziczonego po
babce Mikkala ze strony ojca. Srebra, którym Mikkal miał kiedyś obdarować narzeczoną.
- Nie mogę jej przyjąć - wyszeptała Raija, wpatrując się jak zaczarowana w srebrną
ozdobę.
Mikkal próbował zmusić się do uśmiechu, ale jego twarz wykrzywiła się tylko w
żałosnym grymasie.
- Jest dla ciebie, Raiju - odezwał się zmienionym głosem. - Jedynie tobie chcę ją
ofiarować.
- Ale przecież ta broszka stanowi nieodłączną część rodzinnego srebra - protestowała
nadal Raija.
- Mimo to chcę ci ją dać - odparł stanowczo Mikkal i żeby uciąć dalszą dyskusję,
chwycił drobną dłoń dziewczyny i zacisnął ją wokół broszki. - Chcę, by ta broszka stała się dla
ciebie pamiątką. Obiecaj mi, że nigdy się jej nie pozbędziesz, a kiedy ją będziesz przypinała, bo
mam nadzieję, że czasem się w nią ustroisz, pomyślisz o mnie.
Na gęstych, ciemnych rzęsach Raiji zalśniły łzy.
- Dziękuję! - wyszeptała uroczyście. - Dziękuję, Mikkalu! Nigdy cię nie zapomnę!
Zawsze będę o tobie pamiętać, nie tylko wtedy, gdy przypnę broszkę... I nigdy się z nią nie
rozstanę, nigdy...
- Tylko nie pokazuj jej mojemu ojcu - ostrzegł Mikkal. Raija zrozumiała i przypięła
broszkę na piersi od spodu koszuli, tak, by czuć przez cały czas jej dotyk. Policzki miała mokre
od łez, jej duże, głębokie oczy wyrażały na przemian radość i smutek. Dziewczyna ściskała
mocno dłonie Mikkala. W ciemności, do której oboje zdążyli już przywyknąć, widzieli swoje
zmienione twarze.
- Co mogłabym ci ofiarować, Mikkalu, żeby odwdzięczyć się za taki podarek? Nie
posiadam niczego równie pięknego...
Mikkal zmusił się do uśmiechu.
- Owszem, Raiju - odezwał się miękko. - Masz coś o wiele piękniejszego, co po
tysiąckroć przewyższa wartość tej broszki...
Popatrzyła na swego przybranego brata, nie rozumiejąc jego słów. O czym on mówi?
Chyba sobie z niej żartuje?
- Twoje włosy, Raiju - wyszeptał uroczyście i zanurzył dłonie w czarnej gęstwinie,
opadającej kaskadą na szczupłe ramiona dziewczyny.
Zaskoczona Raija pomyślała, że Mikkal chyba stracił rozum.
- Nigdy nie widziałem piękniejszych włosów niż twoje, Mały Kruku! Daj mi pukiel, na
pamiątkę po mej uko... małej siostrze...
Popatrzyła na niego uważnie. Czyżby sobie z niej kpił? To do niego niepodobne. Patrzył
jednak śmiertelnie poważnie. Policzki mu pobladły, brwi się ściągnęły, a nozdrza drgały niczym
u spłoszonego zwierzęcia. Ani w oczach, ani w kącikach ust nie dostrzegła cienia uśmiechu.
Raija wzruszyła ramionami i roześmiała się lekko. Uniesiona jej dłońmi czarna grzywka
zatańczyła przed twarzą Mikkala.
- Proszę bardzo - zawołała wesoło. - Dużo chcesz? Mam nadzieję, że zostawisz mi
trochę, bo wiesz... nie chciałabym wyglądać tak jak Elle.
Mikkal uśmiechnął się. Stara ciotka Elle miała takie liche włosy, że ledwie przykrywały
jej czaszkę, i by to ukryć, nie zdejmowała czapki nawet w nocy. Widać zachowała jeszcze
resztki kobiecej próżności.
- Nie, Mały Kruku, nie będziesz wyglądać jak Elle!
Smukłymi palcami pogładził jej jedwabistą grzywkę i delikatnie obciął pukiel czarnych
włosów. Nawet sposób, w jaki to uczynił, zdradzał jego troskę i czułość.
- Zachowam go na zawsze! - zapewnił, a w jego zachrypniętym głosie słychać było
wzruszenie.
Raija, do głębi poruszona tym, co się stało, zapragnęła powstrzymać napór
niezrozumiałych uczuć i zmusiła się, by myśleć praktycznie.
- Jeśli chcesz zachować na zawsze moje włosy, nie możesz ich tak trzymać luzem -
stwierdziła, po czym zdjęła z szyi skórzany mieszek, w którym ukrywała różne swoje skarby:
ładne kamyki, zasuszone kwiatki, grzebyk z kości, kilka igieł. Wysypała wszystko na dłoń.
Kiedyś i tak musiałaby się pozbyć tych śmieci, bo przecież tak naprawdę nie były to skarby.
Akurat nadarzała się po temu okazja.
- Schowaj tutaj! - poleciła, zawieszając Mikkalowi mieszek na szyi.
Uśmiechnął się i posłuchał, a potem nie był już dłużej w stanie oprzeć się pokusie.
Wziął Raiję w ramiona i stali tak, objęci, przez długą chwilę.
Brat i siostra - choć nie zrodzeni z jednej matki.
Młody mężczyzna i dziewczynka, która zaczynała przeobrażać się w kobietę.
- Postaraj się mnie odwiedzić, Mikkalu - wyszeptała Raija z desperacją w głosie. -
Umrę, jeśli cię już nigdy nie zobaczę...
- Odwiedzę cię - odpowiedział, nie do końca pewien, czy nie karmi jej kłamstwem. -
Odwiedzę cię, nie zapomnij mnie!
Oślepiona łzami, pokręciła głową. Jej wargi ułożyły się w słowo „nigdy”, ale głos nie
wydobył się z gardła. Mikkal pocałował ją szybko w policzek.
- Idź już spać, Raiju! Żegnaj, Mały Kruku!
- Zegnaj!
Uścisnęła go mocno raz jeszcze i, nie oglądając się za siebie, pobiegła w stronę jurty.
Mikkal widział, jak wchodzi do środka. To było pożegnanie, być może na zawsze. Punkt
zwrotny w życiu Raiji, a także w jego życiu.
6
- Musicie przechodzić tam, gdzie jest najgłębiej? Daję głowę, że robicie to tylko po to,
żeby mnie zdenerwować!
- Bzdura! - zaprzeczył stanowczo siedemnastoletni Reijo, zatrzymując się na środku
rzeki, gdzie nurt był wartki i woda sięgała mu za kolana. Chłopak był raczej niewysoki i krępy,
miał szerokie barki i trochę krzywe nogi. Wyglądał dojrzale jak na swój wiek.
- Oj, te dziewczyny! - westchnął ciężko, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie ze
szczupłym chłopcem, który stał na drugim brzegu. Tamten tylko wzruszył ramionami i
uśmiechnął się nieznacznie, a potem wyciągnął na trawie i rozejrzał się wokół pozornie
obojętnym wzrokiem.
- Mam tutaj tak stać? Nie ma co, wspaniali z was przyjaciele!
- Dobrze, już dobrze - ugodowo odezwał się Reijo i zawrócił, brodząc w wodzie. -
Chodź! - rzucił i wziąwszy Raiję na ręce, ostrzegł: - Tylko pamiętaj, nie kręć się, bo się
skąpiesz.
Raija roześmiała się głośno i objęła masywny kark chłopaka, przykryty gęstymi
płowymi włosami. Potarmosiła go przekornie za czuprynę, na co zareagował wściekłym spoj-
rzeniem i zaciśnięciem ust.
I tak mnie nie oszukasz, pomyślała Raija, uśmiechając się w duchu. Dobrze wiedziała,
że nie była mu całkiem obojętna, choć Reijo usilnie starał się dowieść, że nic dla niego nie
znaczy.
- Przeklęte kobiety - prychnął, wypuszczając dziewczynę z rąk metr od brzegu. Raija nie
zdążyła unieść w porę spódnicy i zamoczyła ją do pół łydki. Udawała jednak, że nic się nie
stało. Wystudiowanym gestem objęła młodzieńca i przytuliła się do niego. Kątem oka zerkała
na Karla, który, przygryzając źdźbło trawy, z największym zainteresowaniem obserwował
szczyt po drugiej stronie rzeki. Ale Raija wiedziała, że przez cały czas ma ich w zasięgu
wzroku.
- Dziękuję ci, Reijo! - odezwała się ciepło. - Wiedziałam, że nie zostawisz mnie tam
samej.
- Hmm... - chrząknął chłopak i wyswobodził się z jej ramion. Czy musiała to robić?
Przecież w ten sposób tylko prowokuje awanturę! Czyżby nie zdawała sobie z tego sprawy? -
Puść! - powiedział z niechęcią i położył się na trawie obok przyjaciela.
- Raija! - usłyszeli dochodzące zza drzew głośne wołanie. - Raija!
Młodzieńcy wymienili spojrzenia i uśmiechnęli się lekko, ale pilnowali się, by Raija
tego nie zauważyła.
- O, nie, znowu! - syknęła dziewczyna przez zaciśnięte zęby i zniecierpliwiona
przewróciła oczami. - O co znów chodzi?
Nie zwracając uwagi na przyjaciół, pobiegła w stronę ścieżki i po chwili zniknęła w
brzozowych zaroślach, kierując się w stronę zabudowań, skąd dochodziło wołanie.
Kristina stała przy chacie surowa, wyprostowana jak struna, z trudem skrywając złość.
Ta Raija z dnia na dzień stawała się coraz bardziej nieznośna! Znikała przy każdej nadarzającej
się okazji. Chyba powinna wiedzieć, ile zostało jeszcze do zrobienia! Przecież były tylko we
dwie i mogły liczyć jedynie na siebie.
Szare oczy prześliznęły się badawczo po okolicy. Kolo ich poletka, które zdążyły już
skosić, płynęła leniwie rzeka. Pachniało jesienią. Wysuszone siano trafiło już do stodoły.
Zbocza powoli traciły świeżą zieloną barwę, a liście na drzewach gdzieniegdzie pożółkły.
Kristina zauważyła, że nad brzegiem rzeki coś się poruszyło. Niewiele dało się ukryć
przed jej bystrym wzrokiem. Już z daleka dostrzegła rękę, niebieską spódnicę i kruczoczarną
czuprynę. Zwróciła też uwagę na mokry brzeg spódnicy.
Ledwie Raija znalazła się w zasięgu ręki Kristiny, poczuła mocne szarpnięcie za włosy.
Dziewczyna zacisnęła zęby i bez mrugnięcia wytrzymała spojrzenie opiekunki.
- Mówiłam ci, żebyś nie latała nad rzekę z tymi chłopaczyskami! To nie przystoi pannie
w twoim wieku! I chyba pamiętasz, że masz swoją robotę, prawda?
Raija skinęła lekko głową i zacisnęła usta. Z doświadczenia wiedziała, że jeśli się
odezwie, będzie jeszcze gorzej.
Kristina z rękami na biodrach prawiła dalej swoje kazanie, a jej podniesiony głos niósł
się daleko.
- Wstydu nie masz, Raiju! Kto to widział, żeby tak ciągle włóczyć się po okolicy? Poza
tym ile razy ci powtarzałam, żebyś trzymała się z dala od syna tego zarośniętego Kwena z
przylądka. Słyszysz? Nie wolno ci się zadawać ani z Kwenami, ani z Lapończykami!
Dziewczyna uśmiechnęła się pogardliwie. Kristina najwyraźniej zapomniała, że Raija
sama pochodzi z Finlandii, a więc także jest Kwenką, wychowywała się zaś wśród La-
pończyków.
- Karl powinien mieć na tyle rozumu w głowie, żeby nie przyprowadzać pod drzwi
uczciwych ludzi tego wyrzutka - mruknęła Kristina.
Karla, syna sąsiadów, Kristina uważała za porządnego chłopaka. Był Norwegiem z krwi
i kości. Do jego rodziny nie przyplątał się żaden Kwen, jak nazywano tutaj przybyszów z
Finlandii, ani Lapończyk, a takich rodzin nie dało się naliczyć wiele wzdłuż fiordu Lyngen!
Te tereny nie były gęsto zaludnione, a znaczną większość ich mieszkańców stanowili
Lapończycy. Z biegiem lat przez góry dotarli tu także Finowie - głównie w następstwie wielkiej
wojny na północy - i osiedlili się nad brzegami obfitującego w ryby fiordu. Norweskich rodzin
nie żyło nad fiordem Lyngen wiele. Raczej wątpliwe, by Kristina wywodziła się z rodziny,
która nie miała żadnych związków z Lapończykami, ale za żadne skarby by się do tego nie
przyznała. Jej rodzice przypłynęli w głąb fiordu z wysp na początku osiemnastego wieku, kiedy
na wybrzeżu nastały gorsze czasy.
Połowy były w tym czasie mało obfite, mało też ryb dostarczano do nadmorskich
okręgów. Po Hanzeatach handel suszonymi rybami przejęli kupcy, którzy zamiast zbożem
woleli płacić innymi towarami. A tymczasem właśnie na zboże było na wybrzeżu północnej
Norwegii największe zapotrzebowanie.
W wielu osadach zapanowała bieda, ludzie umierali. Inni zaś, tak jak rodzice Kristiny,
przenieśli się w głąb fiordu, gdzie prócz rybołówstwa można się było jeszcze zająć uprawą roli.
I tak tu już osiedli na dobre. Póki nie pomarli, pracowali na wydzierżawionym kawałku
ziemi. Potem Kristina poznała Pedera, pobrali się i wspólnie uprawiali nadal ten sam kawałek
pola. Dwa razy do roku Peder wypływał na połów: zimą na Lofoty, a do Finnmarku latem.
Łudzili się, że urodzą im się dzieci, mimo że już nie byli pierwszej młodości, gdy los ich ze
sobą połączył. Ale lata mijały, a w ich chacie nie słychać było ani dziecięcego płaczu, ani
śmiechu. Zestarzeli się bez potomstwa...
- Karl nie powinien się zadawać z tym włóczęgą - mamrotała Kristina, wyraźnie
adresując swoje słowa do Raiji, która jednak tylko wzruszyła ramionami. - Nie ufam ani ojcu,
ani synowi - dodała, mając na myśli Reijo i jego ojca, Anttiego Kesaniemi.
Nie lubiła tego rybaka z Finlandii, który pobudował chatę na przylądku. Nie żadną tam
ziemiankę, ale drewnianą chatę! Za kogo on się w ogóle uważa? Mieszka tylko z synem, bo
podobno żona mu umarła. Kristina i inne baby ze wsi podejrzewały nawet, że pomógł biedaczce
opuścić ten świat. Nie ufały ani trochę osiłkowi z gęstą jasną brodą, choć można było
przypuszczać, że skore do wydawania surowych opinii kobiety tak naprawdę czuły nie tylko
pogardę do tego samotnego mężczyzny z przylądka...
- To podstępny człowiek - mówiła dalej Kristina, wzdrygając się na samą myśl o rosłym
Kwenie.
Nawet nie zauważyła, że Raija znów wykorzystała jej nieuwagę. Kiedy opiekunka z
gniewem i pogardą rozmyślała o Kwenie, który przywlókł się do osady i sprowadził nad fiord
zarazę, dziewczyna znów się wymknęła nad rzekę. Kristina nie zauważyła jej zniknięcia nawet
wówczas, gdy Raija dotarła do zagajnika i zbiegła w dół. Wkrótce była już u ujścia rzeki, skąd
niespiesznie powędrowała wzdłuż brzegu zaznaczonego mokrą linią przez fale przypływu.
Dziewczyna bardzo lubiła spacerować boso, zdjęła więc kumagi i zawiesiła je na
drzewie. To prawda, że zimno jej było w nogi, poza tym musiała uważać na ostre kamienie, ale
ponieważ stąpała lekko, nie kaleczyła stóp.
Wiedziała, że fiord to nie otwarte morze, ale i tak ją fascynował. Fiord Lyngen wyglądał
dokładnie tak, jak Ruija z dziecięcych marzeń dziewczynki: Strome góry tonęły w wodzie, a ich
pokryte śniegiem szczyty przypominały siwe głowy potężnych starców. Tutejszy krajobraz w
niczym nie przypominał bezkresnych przestrzeni w ojczystej Finlandii. Tutaj wszystko zdawało
się takie majestatyczne, takie przytłaczające!
Od fiordu wzdłuż obu brzegów rzeki ciągnęła się niezbyt szerokim pasmem płaska,
zielona równina, a tuż za nią wyrastał mieszany las, który wyglądał tak, jakby schodził po
zboczu góry. Raija kochała to miejsce, ale zarazem go nienawidziła.
Spędziła tu już dwa lata. To długi czas.
- Kristina mnie nie lubi - powiedziała Raija na głos. - Kristina mnie nie cierpi.
Cisza. Ten, do którego zwracała swe słowa, nie mógł odpowiedzieć. Dziewczyna nie
rozmawiała bowiem z morzem, kamieniami czy cyplem, mówiła do kogoś, kogo wprawdzie nie
było przy niej, lecz kto przez minione dwa lata towarzyszył jej nieustannie. Jedyny, z którym
mogła być zupełnie szczera, jedyny, któremu ufała.
Tego przyjaciela wcale by nie zaskoczyły kolejne słowa Raiji.
- Nienawidzę Kristiny! Szkoda, że nie zostałam dłużej u Elle, że jej nie wysłuchałam...
Miała na myśli starą ciotkę Pehra, która wróżyła jej ostatniego wieczoru przed
wyjazdem. Jak dotąd niewiele z jej przepowiedni się spełniło. Właściwie tylko to, że Raija
szybko dorosła. Ale dziewczynka wierzyła gorąco, że Elle potrafiła nie tylko wróżyć z ręki. Im
dłużej rozmyślała o staruszce, tym większej nabierała pewności, że Elle umie także rzucać
czary.
- Chciałabym umieć czarować! - zawołała Raija, zwracając się w stronę fiordu, skąd
wiała lekka bryza. - Chciałabym umieć czarować! - krzyknęła najgłośniej, jak mogła, ku falom,
które obmywały jej kostki. Brzeg spódnicy, który zdążył już prawie wyschnąć, znów się
zamoczył i zabrudził. Ale Raija się tym specjalnie nie przejęła. Zaśmiała się, wystawiając twarz
pod wiatr.
- Chcesz czarować? Okropny rechot, niczym ostre smagnięcie, rozległ się tuż przy
policzku Raiji.
Dziewczyna odwróciła się błyskawicznie. Odór potu, tytoniu i wódki osaczył ją jak mur.
Instynktownie cofnęła się i w odruchu obronnym zasłoniła rękoma pierś. Ale nie była
dość szybka.
Brutalna dłoń przytrzymała jej nadgarstki, druga zaś obmacywała szczupłą talię.
- Zdaje się, że trafił ci się niezły kąsek, Isak! - rozległ się obleśny śmiech z niewielkiego
pagórka tuż za naniesionymi przez przypływ kamieniami.
- Może się podzielimy? - dorzucił trzeci mężczyzna równie bezceremonialnie.
- Może - mruknął Isak, uśmiechając się i lubieżnie oblizując wargi.
Isak miał koło dwudziestu pięciu lat i przez całe życie mieszkał nad fiordem. Był średni
spośród jedenaściorga rodzeństwa, ale do pracy się nie rwał i do niczego nie doszedł. O niczym
także nie marzył. Łowił ryby, trochę polował, włóczył się ze znajomymi i upijał do
nieprzytomności mocną gorzałką, kupioną od wędrownych handlarzy.
Właśnie siedzieli, opróżniając butelkę, Isak, jego młodszy brat Sigurd, a także Svend,
kompan od pijatyk, kiedy nieświadoma niczego Raija pojawiła się na brzegu.
Teraz dziewczyna starała się go odepchnąć, ale jej opór na niewiele się zdał. Isak z
łatwością przyciągnął ją do siebie, była wszak szczupłą i niepozorną dziewczyną, a on za
plecami miał dwóch kompanów gotowych mu przyjść z pomocą.
- Pewnie nauczyłaś się tego i owego u Lapończyków... - mruknął Isak, a w jego oczach
pojawił się groźny błysk.
- Wiadomo - zaśmiał się Svend i otworzył kolejną flaszkę. - Trzeba to uczcić, taka
ptaszyna trafiła się nam w sobotnie popołudnie! - Przystawił szyjkę butelki do ust i pociągnął
łapczywie, nie spuszczając wzroku z Isaka i dziewczyny.
Sigurd także wpatrywał się w nich nieruchomo, ciężko dysząc.
- Daj sobie na wstrzymanie! - rzucił Sigurdowi Svend, starszy od niego o trzy lata, i
podał mu butelkę. - Obowiązuje kolejka!
Demonstracyjnie położył się na trawie z rękami pod głową. Sigurd niechętnie wyciągnął
się obok, ale cały czas bacznie obserwował, co dzieje się na brzegu.
- Puść mnie! - warknęła wojowniczo Raija, próbując się wyrwać. Ale jej opór tylko
dodatkowo podniecił Isaka.
- Taka ładna dziewczyna jak ty... - ciągnął, przyciskając ją mocno do siebie.
Gdy pochylił się i jego nabrzmiała czerwona gęba znalazła się przy twarzy Raiji,
dziewczynie zrobiło się niedobrze.
- Ty wściekła suczko! - szeptał dalej. - Wychowana u Lapończyków. Jasne, że umiesz to
i owo...
Wypuścił z dłoni nadgarstki dziewczyny i zaczął obmacywać jej piersi. Dyszał coraz
gwałtowniej, podobnie jak Sigurd, który nawet na moment nie spuszczał wzroku z brata i
pięknej dziewczyny. Svend tymczasem nasunął czapkę na oczy i udawał, że śpi.
Raiji zdawało się, że zaraz zwymiotuje. Nagle poczuła, że ma wolne ręce, i na nowo
wstąpiła w nią nadzieja. Znieruchomiała na moment, a wtedy na pełnych wargach Isaka pojawił
się obleśny uśmiech. Ścisnął ją jeszcze mocniej, usiłując równocześnie podciągnąć jej spódnicę.
- Jesteś gorętsza, niż udajesz, Laponeczko - zaśmiał się chrapliwie. - Postaraj się trochę
współdziałać. Zobaczysz, że ci się to spodoba...
Raija odpowiedziała mu na to tak, jak zasłużył. Kopnęła go w łydkę, a równocześnie
wbiła paznokcie w jego twarz, drapiąc oba policzki.
Była boso, więc kopnięcie okazało się mało bolesne, ale jej ostre pazurki dały się
Isakowi we znaki.
W jednej chwili niemal wytrzeźwiał, a w jego oczach błysnął gniew.
- Ty diabelska dziewko! - zaklął, ogarnięty furią, i z całej siły wykręcił jej ręce. Już nie
namawiał dziewczyny do współdziałania, tylko brutalnie cisnął ją na trawę za naniesionymi
przez przypływ kamieniami.
- Przeklęta kocico! - wysyczał przez zaciśnięte, żółte od tytoniu zęby. Zadrapania na
policzkach podeszły mu krwią. - Drogo mi za to zapłacisz!
- Daj tej dziwce porządną nauczkę - zachęcał brata pijany Sigurd, wymachując butelką.
Trzeci kompan tymczasem zasnął.
Isak rzucił się na Raiję i jednym szarpnięciem rozerwał jej bluzkę. Wsunął dłoń za
zniszczony materiał, a ustami przywarł do szyi dziewczyny.
Raija krzyknęła. Krzyczała ze wszystkich sił. Sigurd rechotał głośno.
- Zamknij się, lapońska dziwko! - Isak zakrył ręką usta Raiji, ale ona go ugryzła. - Do
diabła!
Cofnął gwałtownie dłoń, a dziewczyna znów krzyknęła na całe gardło.
- Ja ci pokażę! - wrzasnął Isak, rozgniewany już nie na żarty. Nagle jakby diabeł w
niego wstąpił. Zamknął w żelaznym uścisku uniesione nad głową ręce Raiji, a drugą dłonią
wymierzył dziewczynie serię policzków. Każdemu uderzeniu towarzyszyło wyzwisko.
- Ty piekielna Laponko! Dziwko! Lapońska szmato! Wiedźmo! Suko!
Na pierwsze uderzenia Raija zareagowała krzykiem, ale potworny ból sprawił, że już po
chwili nie była w stanie wydobyć głosu. W głowie jej huczało, świat wokół niej zawirował, a
kolejne uderzenia na moment zatrzymywały go i na nowo wprawiały w ruch.
W uszach usłyszała dzwonienie. Niebo, fiord, góry - wszystko zlało się w siną jednolitą
masę. Nad sobą widziała już tylko Isaka, który wydał się jej groźnym olbrzymem. Było jej
niedobrze, pociemniało jej w oczach z bólu i ze strachu.
- Lapońska dziwka! Szmata! - dosłyszała jeszcze dochodzący gdzieś z daleka głos
napastnika, a potem zapadła w czarną otchłań.
- Co tu się dzieje?
Isak opuścił rękę i podniósłszy wzrok, zobaczył zbliżającego się Fina.
- Sigurd! - wrzasnął, wzywając pomocy, ale brat uznał, że lepiej będzie zniknąć.
Ściskając w garści cenną flaszkę, umknął w stronę lasu.
Svend zaś, obudzony ze snu, także się wycofał. Nie był zbyt odważny, a poza tym nie
zamierzał oberwać za coś, czego nie zrobił.
Isak został sam.
Ciężko dysząc, przybrał postawę obronną. Szczypały go krwawiące zadrapania na
policzkach.
Antti jednym spojrzeniem ocenił sytuację. Jego zielone oczy napełniły się nienawiścią.
Szeroko stawiając nogi, podszedł do Isaka.
- Wynoś się stąd do diabła! - zawołał, mocno uderzając go w twarz. Isak, oszołomiony
gorzałką, nie zdążył się uchylić. Cofnął się, z trudem utrzymując równowagę. Ale Antti nie
zamierzał odstąpić. - Spróbuj jeszcze raz tknąć Raiję! - krzyknął i wymierzył następny cios,
żeby podkreślić wagę swych słów. - Jeśli jeszcze kiedykolwiek ją ruszysz, będziesz żałował do
końca życia!
Kolejne mocne uderzenia powaliły Isaka na ziemię.
Trudno było uwierzyć, że ten skamlący z bólu podpity osiłek jeszcze przed chwilą tak
odważnie napastował bezbronną dziewczynę.
Antti, nie zwracając więcej na niego uwagi, ukląkł przy nieprzytomnej Raiji.
Delikatnie poklepał ją po opuchniętych policzkach. Gniew całkiem go opuścił, ustępując
miejsca bezsilności. Nie chciał nawet myśleć o tym, co by się stało, gdyby nie usłyszał krzyków
dziewczyny, kiedy zsuwał łódź na wodę.
Szeptał jej imię i dziękował Stwórcy, że udało mu się ją ocalić.
Mała Raija. Mała Raija, która okazywała mu tyle zaufania. Społeczność żyjąca nad
fiordem nie przyjęła go z otwartymi ramionami, dlatego Antti uważał za swój obowiązek
wspierać drobną dziewczynę, która przed dwoma laty przybyła do osady. Wzięło ją do siebie
małżeństwo Norwegów w podeszłym wieku. Nowi opiekunowie jednak nie przywykli do
dzieci, więc nie najlepiej się to wszystko ułożyło. Raija była wyjątkowym dzieckiem, ale oni
tego nie zauważali. Jej upór tłumaczyli tym, że wywodziła się z Finów - z marnych Finów - i
postawili sobie za cel wychować ją tak, by spełniła ich oczekiwania.
Ale Raija nie była w stanie się zmienić. Kiedy tylko mogła, biegła na przylądek do
Anttiego, jedynego spośród dorosłych, który starał się ją zrozumieć.
- Nie... nie... - mamrotała Raija na wpół przytomna.
Antti w kółko powtarzał jej imię, a jego wielkie, zniszczone od ciężkiej pracy dłonie
wciąż gładziły ją delikatnie po policzkach.
- Gdzie... ty.... co? Fin z największą czułością zapewnił dziewczynę, że nic jej już nie
grozi.
Pomyślał, że na zawsze zapamięta jej wzrok, wzrok zaszczutego zwierzęcia. Nikomu
nie wolno niszczyć tak delikatnej i wrażliwej istoty!
Okrył Raiję swoim kaftanem, a potem wziął ją na ręce. Przeklinał w duchu Isaka i jego
kompanów, drani i nierobów, którzy poważyli się zaatakować bezbronne dziecko.
A najgorsze, że rodzina i znajomi i tak staną po ich stronie. Przecież pochodzili z tej
wioski, tu uważano ich za swoich. Winą za to, co się stało, zostanie obarczona Raija, bo
powiedzą, że ich sprowokowała.
Kiedy Kristina zobaczyła Raiję w ramionach Kwena, wobec którego żywiła jedynie lęk
i pogardę, wybiegła mu naprzeciw. Z pewnością wyrwałaby Raiję z jego ramion, gdyby
władczym tonem nie nakazał jej zachować spokój.
Kristina posłuchała, była wszak tylko bezbronną kobietą, ale od razu zobaczyła, że Raija
jest bosa i ma na sobie kaftan tego brudnego przybłędy. Co to mogło znaczyć, nie chciała nawet
myśleć. Jednak chyba nie dopuścił się aż takiej podłości?
- Co się stało? Co jej zrobiłeś? Znów rzuciła się ku Anttiemu, jednak zapomniała unieść
spódnicę i nadepnęła na nią. Przewróciłaby się niechybnie, gdyby jej nie przytrzymał. Gdy
tylko odzyskała równowagę, wzdrygnęła się i puściła ramię Fina.
Opiekunka Raiji zawsze uważała się za coś lepszego, choć tak naprawdę nie miała ku
temu żadnych powodów. Antti, widząc jej zachowanie, uśmiechnął się tylko pogardliwie.
- Co zrobiłeś Raiji? - zapiszczała Kristina cienkim głosem, zadzierając głowę ku górze.
Ale Antti jej nie odpowiedział. Bez słowa wszedł do chałupy i położył dziewczynę na łóżku.
Raija otworzyła oczy, które w mroku wydawały się nienaturalnie duże. Antti poczuł, jak ściska
go w gardle. Szybko odwrócił wzrok i poszukał skóry, którą mógłby okryć dziewczynę.
- Już dobrze, Raiju - odezwał się do niej po fińsku. Po drobnej, bladej twarzy
dziewczynki przemknął uśmiech.
- Antti, jesteś taki dobry! Twardy, surowy mężczyzna poczuł pod powiekami łzy.
Tymczasem do chaty wbiegła Kristina i nie posiadając się z oburzenia, drżącą ręką
wskazała mii drzwi.
- Wynoś się stąd! - zawołała.
Antti wyprostował się i założył na głowę czapkę. Nie zamierzał kłaniać się tej kobiecie
z szacunkiem.
- Ta leniwa dziewka pewnie umyśliła sobie spędzić resztę dnia w łóżku? - gderała dalej
Kristina.
Teraz Antti rozgniewał się nie na żarty. Wyciągnął Kristinę za drzwi i powiedział
wreszcie to, co od dawna leżało mu na sercu.
- Takim jak ty nie powinno się pozwalać wychowywać dzieci! Skoro Bóg nie dal ci
urodzić własnych, nie powinien też pozwolić, byś niszczyła życie cudzych!
- Ty byś się pewnie chętnie podjął jej wychowania, co? - przerwała mu Kristina z
szyderczym uśmiechem. - Ty obleśny samcze!
Ale Antti nie zamierzał ustąpić.
- Raiję napadł syn porządnego Norwega! - Jego oczy pociemniały na samo wspomnienie
tego zdarzenia i wyglądały teraz jak morze w czasie sztormu. Nie pomijając żadnych
szczegółów, Antti opowiedział o wszystkim, co wydarzyło się na brzegu. Kristina pobladła,
pierś jej falowała, a w jej sercu walczyły sprzeczne uczucia. Nie była pewna, czy powinna
dawać wiarę słowom Kwena.
- Myślę, że Raija szła właśnie do mnie - ciągnął Antti. - Nie powinnaś jej pozwalać
chodzić samej. Nigdy nic nie wiadomo. Teraz pewnie będą się chcieli zemścić...
- Spróbuj jej czegoś zabronić... - zaczęła Kristina, ale zaraz ugryzła się w język i
spuściła oczy. Kiedy Antti ponownie uchwycił jej spojrzenie, niemal zrobiło mu się żal tej
kobiety.
To prawda, Raija miała trudny charakter. Zapewne niełatwo było jej matkować. Do tej
pory patrzył na wszystko oczami Raiji, bo bardzo pokochał to dziecko.
- Przepraszam - przez zaciśnięte blade wargi wydusiła Kristina. Bez wątpienia wiele ją
kosztowały te słowa. - A właściwie, po co ona do ciebie chodzi? Ma przecież robotę w domu.
Po śmierci Pedera przybyło mi obowiązków. Niełatwo gospodarzyć wdowie, a z tą dziewczyną
tylko dodatkowy kłopot.
- Uczę Raiję czytać.
- Czytać? A na co jej to?
- Sama mówisz, że kobiety mają ciężkie życie - odparł spokojnie Antti. - Umiejętność
czytania może się Raiji kiedyś przydać. Jest bardzo pojętna. I uczy się chętniej niż Reijo.
- To twój syn także umie czytać?
- Oczywiście.
To przesądzało sprawę. Kristina podjęła decyzję. Wprawdzie nadal nie widziała w tym
większego sensu, ale skoro hałaśliwy wyrostek, syn Anttiego z przylądka, potrafił czytać, to
Raija tym bardziej powinna posiąść tę umiejętność.
- Przypilnuję, żeby nie chodziła sama - obiecała. - Nie wiem... jak mam ci dziękować... -
dodała bardzo cicho. Słowa podziękowania niemal uwięzły jej w gardle.
Anttiego rozbawiło to i półżartem powiedział:
- Być może jeszcze za wcześnie o tym mówić, ale mam przecież syna, który pewnego
dnia zechce się ożenić. Raija pochodzi z Finlandii, tak jak my. Myślę, ze Reijo nie byłby złym
mężem...
- Masz rację - odrzekła surowo Kristina. - Za wcześnie jeszcze o tym mówić.
Antti uśmiechnął się w duchu. Domyślił się, co miały znaczyć te słowa. Ta Norweżka
uważa, że Reijo nie jest dość dobry dla jej wychowanki.
- Pomyśl jednak o tym - rzucił na odchodnym.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Antti na miejscu padłby trupem. W Kristinie wszystko się
gotowało. Co za bezczelność! Jak on śmiał w ogóle wystąpić z taką propozycją? Wydaje mu
się, że jego syn jest odpowiednim kandydatem na męża dla Raiji! Prawda, Antti uratował
dziewczynę od hańby, ale to nie daje mu żadnych praw, by żądać takiej zapłaty!
Kristina i Peder snuli kiedyś własne plany, o których wspomnieli nawet Kristianowi i
Marcie Elvejordom. Sąsiadom przypadły one do gustu, jednak obie strony uznały, że można z
tym poczekać jeszcze kilka lat.
Kristina chętnie odłożyłaby tę sprawę, ale czas zaczynał ją poganiać. Bóle ramienia,
zawroty głowy, słabnące siły - to sygnały, których nie można było lekceważyć. Teraz doszło
kolejne ostrzeżenie. Raija wprawdzie jest bardzo młoda, ale przestała już być dzieckiem.
Trzeba porozmawiać z Elvejordami i jak najszybciej wszystko uzgodnić. Kristina nie
miała już sił, by samotnie dźwigać ciężar odpowiedzialności za dziewczynę. Kiedy brali ją na
wychowanie, nie zdawała sobie sprawy, że będzie to takie trudne. Razem z Pederem planowali
taką wspaniałą przyszłość dla swej podopiecznej, ale ze strony dziewczynki napotykali niemal
wyłącznie upór, rzadko wdzięczność za to, że się nią zajęli.
Raija nigdy nie stała się posłuszną córką, jakiej pragnęli. Niełatwo było ją sobie
podporządkować. Kristina zauważyła, że w miarę jak dziewczyna dorasta, właśnie ta cecha cha-
rakteru zaczyna w niej dominować. Jeśli silny charakter Raiji objawi się wyraźnie,
Elvejordowie mogą wycofać się z obietnic i poszukają dla syna bardziej ustępliwej żony.
Raija zapadła w głęboki sen. Nie mogła nic wiedzieć o tym, że po raz kolejny ktoś
decydował, w jakim kierunku potoczy się jej życie. Po raz kolejny dziewczyna miała się
dowiedzieć ostatnia, jaki los jej gotują. Bo nie tylko Kristina myślała o przyszłości Raiji.
Nad rzeką, kilka kilometrów od zabudowań wioski, siedzieli dwaj młodzieńcy.
Reijo z obojętnym wyrazem twarzy żuł źdźbło trawy, Karl natomiast nie przestawał
ciskać kamieniami, jakby w ten sposób starał się rozładować targającą nim złość.
- Co się tak wściekasz? - zagadnął Reijo. Podniósł głowę i mrużąc oczy, popatrzył w
niebo. - Dziś się przytuliła do mnie, jutro przytuli się do ciebie! - Wypluł trawę i unikając
wzroku przyjaciela, dodał: - To chyba nie powód, żebyś się tak miotał.
Karl nie przestawał rzucać kamieniami. Na jego twarzy malowało się cierpienie. Karl
miał siedemnaście lat, ale okrągłe policzki sprawiały, że wyglądał młodziej niż Reijo, mimo że
był od niego wyższy. Reijo wydawał się dojrzalszy, silnie zarysowany podbródek i pociągła,
wyrazista twarz dodawały mu powagi. Karl doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nawet krępa
sylwetka Reijo wydawała się bardziej męska niż jego szczupłe ciało. Karl był pewien, że Raija
także to zauważyła, i gdyby miała wybierać, wolałaby Reijo.
Zresztą dała tego dowód. Przecież nie rzuciła się Reijo na szyję tylko dlatego, że
przeniósł ją przez rzekę. Chyba że...
Karl poczuł w piersi ból.
- • Posłuchaj, Karl! - Reijo usiłował uspokoić przyjaciela. - Dla Raiji to nic nie znaczy.
Zrozum, ona jest jeszcze dzieckiem.
- Ale ty nie patrzysz na nią jak na dziecko - głos Karla zabrzmiał lodowato. - Nie
udawaj, że nie zwróciłeś uwagi na to, jak się dziś do ciebie tuliła. Nie oszukuj mnie, Reijo!
Myślisz że nie zauważyłem, jak na nią patrzysz?
Reijo zarumienił się lekko. Próbował zbyć przyjaciela żartem, ale zrozumiał, że nic nie
ukryje przed badawczym spojrzeniem Karla.
- N o , cóż - westchnął. - Może masz rację. Jest nas więc dwóch. Ale ona przecież jest
naprawdę jeszcze dzieckiem. Żaden z nas nie może sobie rościć do niej praw.
- Robisz wszystko, żeby wzbudzić jej zainteresowanie - rzekł Karl. - Gdyby to od ciebie
zależało, nie pozwoliłbyś mi się w ogóle do niej zbliżyć.
Reijo popatrzył surowo na Karla.
- To kłamstwo, dobrze o tym wiesz. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Ufam ci.
Jeśli kiedyś Raija wybierze ciebie, nie ośmielę się wchodzić ci w drogę. Chcę, żebyś o tym
wiedział. Ale wszystko zależy od niej.
- Co za szlachetność!
Karl nie wierzył przyjacielowi, nie był w stanie. Bo wiedział, że gdyby dziewczyna
wybrała Reijo, starałby się ich rozdzielić. Dlatego nie potrafił pojąć, że Reijo mógłby się
zdobyć na taki gest. Karl gotów był uczynić wszystko, by zdobyć Raiję. Nie rozumiał, że
miłość Reijo jest inna.
- Nie wierzysz mi - odezwał się cicho Reijo. Karl potrząsnął głową. Twarz mu stężała.
Nie zauważył nawet, że grzywka opadła mu na oczy.
- Ja się pierwszy nią zaopiekowałem, kiedy przybyła do wioski - mówił, nie patrząc na
Reijo. - Byłem jej pierwszym przyjacielem. Do mnie przyszła...
- To jednak wcale nie znaczy, że możesz ją mieć na własność. Poza tym wcale nie
wiadomo, czy cię kiedyś zechce!
- Nie? - syknął Karl, a jego twarz wykrzywiła wściekłość. Reijo naprawdę się zmartwił,
nigdy dotąd nie widział przyjaciela tak wzburzonego. Karl był zwykle spokojny, wręcz
flegmatyczny. Rzadko kiedy źle się wyrażał o innych i nigdy wcześniej nie okazywał tak
gwałtownych uczuć.
- Raiji chyba wolno ze mną rozmawiać - ciągnął spokojnie Reijo. - Nie możesz jej tego
zabronić. Mnie zresztą także nie.
Karl milczał. Reijo miał rację, nie może im przeszkodzić.
A może jednak...? Tych dwoje tyle łączy... Raija i Reijo... Nawet ich imiona brzmią
podobnie, jak zaklęcie. Raija żartowała często, powtarzając: „Raija i Reijo przybyli do Ruiji”.
Może to przeznaczenie?
Oboje mówili po fińsku. Ileż to razy Karl zastawał ich pochłoniętych rozmową w
języku, z którego on sam rozumiał zaledwie parę słów. Kilka razy przyłapał Raiję na tym, że
rozmawiała na głos sama ze sobą w obcej dla niego mowie. Bardzo go bolało, że przyjaciele
mają przed nim sekrety, a on stoi z boku tylko dlatego, że nie zna fińskiego.
Czasami Raija droczyła się z nim, mówiąc do niego w swoim rodzinnym języku. Co
prawda zazwyczaj wyjaśniała nie znane mu słowa, ale nie był do końca pewien, czy zawsze tłu-
maczyła je dokładnie.
Tęsknota, którą dostrzegał w jej oczach, napawała go większym lękiem, niż chciał się
do tego przyznać. Zaprzedałby duszę, byleby się tylko dowiedzieć, o czym myśli, kiedy tak
wpatruje się w dal. O czym... A może o kim? O Reijo? Nie, Karl nie dopuszczał nawet tej
myśli. Raija należała do niego, w marzeniach była tylko jego, by ją zdobyć, gotów był nawet
zabić.
Reijo przeraził się, patrząc na twarz przyjaciela. Spojrzenie błękitnych oczu nie należało
do Karla, którego znal. Dostrzegł w nim błysk okrucieństwa.
- Przestań ją zachęcać tak jak dziś - syknął Karl przez zaciśnięte zęby.
Reijo nie pojmował. Czy on ją rzeczywiście zachęcał? Żeby jednak uspokoić Karla,
gotów był obiecać wszystko.
- Jak chcesz - rzekł, ale zaraz, jakby za podszeptem diabła, dodał: - Tylko że to dotyczy
także ciebie!
Karl wypuścił z rąk kamień.
- Co masz na myśli?
- Nie udawaj niewiniątka, Karl. Kręcisz się koło niej i wprost wychodzisz ze skóry, żeby
pomóc Kristinie w cięższych pracach, a wszystko po to, by być bliżej Raiji!
- Skąd wiesz? Reijo wzruszył ramionami.
- Nie muszę daleko pytać, wystarczy, że porozmawiam z Raiją...
Nie dokończył, bo Karl rzucił się na niego i powalił na ziemię. Jego twarz wykrzywiła
się z wściekłości. Reijo znów dostrzegł ów dziwny błysk w oczach przyjaciela.
- A więc rozmawiacie o mnie? Nie życzę sobie! - krzyczał, uderzając ciałem Reijo o
ziemię.
Reijo otrząsnął się z zaskoczenia i pojął, że to nie żarty. Karl był zdecydowany na
wszystko. Reijo zrozumiał, że musi się z nim bić.
Był co prawda niższy od Karla, ale równie zręczny i silny. Obaj młodzieńcy od dziecka
nawykli do ciężkiej pracy, wyrobili więc sobie i muskuły, i wytrzymałość. Wiele razy się
siłowali, ale nigdy nie bili.
Reijo nie chciał uderzyć przyjaciela, szybko jednak zrozumiał, że nie ma wyboru.
Błękitne oczy Karla błyszczały fanatyczną nienawiścią. Chłopak walczył zaciekle.
Reijo zacisnął zęby. Zrozumiał, że tym razem na nic się nie zda odwoływanie do
przyjaźni.
Rozluźnił mięśnie, żeby Karlowi się wydawało, iż zyskał nad nim przewagę. Kiedy Karl
przydusił go do skalistej ziemi, Reijo poczuł, jak ostry kamień wbija mu się w plecy, i syknął z
bólu.
- Może jednak powstrzymam cię od rozmów z Raiją... - głos Karla zabrzmiał
nienaturalnie chrapliwie.
Reijo wycelował cios w twarz Karla, ale ten uchylił się i zaraz Karl odwzajemnił się
ciosem w brzuch. Reijo jęknął z bólu. Karl był górą.
Reijo poczuł kolejne mocne uderzenie w twarz. Policzki, nos, usta zapiekły go
niemiłosiernie. W głowie mu łomotało, pulsowały skronie.
Co my robimy? przemknęła mu myśl. Przecież byliśmy nierozłącznymi przyjaciółmi, a
teraz gotowi jesteśmy się pozabijać z powodu dziewczyny? Właściwie dziecka jeszcze...
Więcej nie zdążył pomyśleć, bo przez czerwoną mgłę zobaczył uniesioną do góry rękę
Karla i jakiś szary cień. Instynktownie obrócił się na bok, a wówczas coś mocno uderzyło o
ziemię w miejscu, w którym przed chwilą miał głowę. Mgła ustąpiła. Reijo dźwignął się na
kolana, plując krwią, ale nie odrywał oczu od Karla, który stał nieruchomo, mrugając nerwowo
powiekami, jakby chciał się obudzić z koszmarnego snu.
Opuścił bezwładnie ręce i wpatrywał się z osłupieniem w kamień, którym przed chwilą
rzucił. Po długiej chwili, która zdawała się trwać wieczność, zwrócił twarz ku Reijo. Blady jak
trup zdołał jedynie wykrztusić:
- Chciałem cię zabić...
Potem osunął się na ziemię. Klęczał, kryjąc twarz w dłoniach i zanosząc się
spazmatycznym płaczem. Ramiona mu drżały, kiedy szlochał przejmująco jak dziecko.
Reijo, choć uczestniczył w bójce, miał wrażenie, że przyglądał się temu, co zaszło,
jakby z boku. Widział siebie i Karla i był kompletnie porażony tym, co się stało.
Otarł się o śmierć. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że gdyby kamień trafił w jego
głowę, leżałby teraz martwy, zamordowany przez przyjaciela.
W końcu Karl zdołał stanąć na nogach i chwiejnym krokiem podszedł do Reijo. Drżącą
ręką odgarnął z czoła grzywkę. Jego oczy, z których jeszcze przed chwilą biła nienawiść i żądza
mordu, wyrażały teraz bezgraniczną rozpacz.
- Dzięki ci za to, że żyjesz - wyszeptał i otarł krew z policzka przyjaciela.”
Reijo usiłował przywołać uśmiech.
- Nie byłoby warto... Nawet ona nie jest tego godna... - Karl wyciągnął dłoń,
pozdzieraną do krwi na kostkach. Nadal nie mógł uspokoić jej drżenia. Reijo popatrzył na
swoje ręce, zabrudzone ziemią i mocno podrapane.
Karl nie cofał dłoni. Reijo usłyszał jego słowa:
- Czy możesz mi wybaczyć? Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale to się nigdy więcej nie
powtórzy. Nigdy! Przyrzekam, że nikogo nie uderzę, jeśli nie będę musiał... Tylko wybacz mi,
Reijo - dokończył gasnącym szeptem.
Reijo przełknął ślinę, w ułamku sekundy przypomniał sobie lodowaty chłód w oczach
Karla, jego nieludzkie spojrzenie. Zobaczył nadlatujący w swoim kierunku kamień, poczuł
pocałunek śmierci...
Ale ta chwila minęła. Teraz znów stał przed nim Karl, którego znal, i wyciągał do niego
rękę z prośbą o wybaczenie.
Popatrzyli na siebie w milczeniu. Usta Karla drżały, oddychał ciężko. W jego oczach
Reijo widział rozpacz i błaganie. Chwycił dłoń przyjaciela i mocno uścisnął. A potem padli
sobie w ramiona. Karl dygota! na całym ciele. Reijo dotknął policzkiem mokrej od łez twarzy
przyjaciela, a potem uświadomił sobie, że i on płacze.
Zakłopotani odsunęli się od siebie. Reijo podszedł na brzeg i obmył w rzece ręce i
twarz. Karl zrobił to samo. Woda zesłała cudowny chłód, ukoiła ból i ostudziła emocje.
Młodzieńcy bez słowa wymienili spojrzenia.
- Może to była próba naszej przyjaźni - powiedział w końcu Reijo, zapatrzony w wartki
nurt.
- Nie mogę cię prosić o to, byś pozostał moim przyjacielem po tym, co się stało - rzekł
Karl przygnębiony.
Reijo uśmiechnął się blado. Długo siedział w milczeniu ze wzrokiem utkwionym w
rzekę. Ktoś, kto obserwowałby go z boku, mógłby sądzić, że wypatruje ryb. Karl poczuł się
żałośnie mały. Szydził z Reijo, wyśmiewał jego szlachetność uczuć. A teraz Reijo udowodnił
mu, że być szlachetnym to coś wielkiego.
Omal go nie zabił, a on mu prawie natychmiast wybaczył. Samo to dowodziło, że Reijo
jest od niego lepszy, bardziej niż on godny Raiji...
- Jesteśmy przyjaciółmi. - Reijo uśmiechnął się szeroko, patrząc na Karla. - Oczywiście,
że jesteśmy przyjaciółmi!
Karl w życiu nie słyszał piękniejszych słów. Nie śmiał w nie uwierzyć. Przez chwilę
zdawało mu się nawet, że może się pomylił. Ale wyraz twarzy Reijo świadczył o tym, że ich
przyjaźń ocalała.
- Ze względu na Raiję, dobrze, że tak się to skończyło. Nie zasługuje, żebyśmy z jej
powodu stali się wrogami.
Reijo, dostrzegłszy pustkę w spojrzeniu Karla, dodał pośpiesznie:
- Nie tylko dlatego. Nadal jesteś moim najlepszym przyjacielem. Przyjaźnimy się od
wielu lat i to się liczy. Ten koszmar trwał zaledwie parę minut. Nie byłeś sobą. A skoro udało
nam się wyjść cało z takiej próby, myślę, że nasza przyjaźń przetrwa cale życie...
7
Tak naprawdę wszyscy się jednak mylili co do Raiji: Kristina, która pośpiesznie udała
się do sąsiadów, Antti, który, patrząc ponuro przed siebie, wiosłował zamaszyście przez fiord,
Karl, który uciekł w góry, nienawidząc siebie za swe grzeszne myśli, wreszcie Reijo, któremu
chodziły po głowie takie same myśli, a który uważał Raiję za nie rozumiejące niczego dziecko.
Wszyscy byli w błędzie. Raija dawno już przestała być dzieckiem. Na długo przed tym,
nim Karl i Reijo zdali sobie sprawę ze swych uczuć, ona wiedziała. Zauważyła, jak prześcigają
się w wyświadczaniu jej drobnych przysług, jak obaj starają się być blisko niej. Wystarczyło
jedno jej słowo, a ich twarze rozpromieniały się bądź posępniały.
Bawiło ją to, a zarazem napełniało lękiem. Oczywiście, igrała z ogniem, wykorzystując
tę nowo odkrytą władzę nad przyjaciółmi. Ale która młoda dziewczyna nie uczyniłaby
podobnie?
Kiedy jednak pojęła, jakie namiętności potrafi w nich wywołać, przeraziła się i zaczęła
kontrolować swoje zachowanie w ich obecności. Uśmiechnąwszy się do jednego, natychmiast
kierowała uśmiech do drugiego. Jeśli Reijo wzbudził jej irytację, krzyczała także na Karla. Raz
po raz jednak korciło ją, by zabawić się trochę ich kosztem. Na przykład wówczas nad rzeką...
Gdyby chciała, przeszłaby sama, ale podkusiło ją, by pozwolić płowowłosemu Finowi
przenieść się na drugi brzeg. Znów sprawdziła, jak ci dwaj znoszą rywalizację. Jeden i drugi
chciał zyskać przewagę, ale żadnemu się nie udawało.
Teraz Raija zrozumiała coś jeszcze. Upokarzający epizod z Isakiem otworzył jej oczy.
Zrozumiała, co by się mogło stać, gdyby przypadkowo nie zjawił się w pobliżu Antti, i na samą
myśl o tym wszystko się w niej burzyło.
Raija nie była tak naiwna, by nie wiedzieć, na czym polega związek między kobietą a
mężczyzną. Miała oczy i uszy i już dawno to zrozumiała.
Wiedziała, że miłość fizyczna nie musi być wstrętna i brudna, tak jak to odczuwała, gdy
Isak próbował wziąć ją siłą. Wiedziała, że może być piękna, choć do końca nie potrafiła sobie
tego wyobrazić. Tak daleko nie sięgała wyobraźnią.
Przywoływała różne obrazy: Reijo gładzi zakamarki jej ciała, których wcześniej dotykał
Isak, tyle że delikatniej i czulej... Nie!
Raija skuliła się i zakryła cała futrzaną narzutą. Zamrugała gwałtownie powiekami, by
odpędzić koszmar. Gdy powoli spłynął na nią spokój, znów zamknęła oczy. Karl... Równie
gwałtowna reakcja. Znowu uczucie wstrętu! Jej dłonie wędrowały po całym ciele. Kuliła się
nawet pod własnym dotykiem. Brzydziła się samej siebie.
Odsunęła na bok okrycie, chwyciła chustę i uciekła z bezpiecznej chaty. Nogi niosły ją
nad rzekę. Nie widziała ani nie słyszała, co się dzieje dookoła. Pragnęła tylko jednego: jak
najprędzej zmyć z siebie brud.
Zdjęła chustę i rzuciła ją na kamienie przy brzegu, po czym weszła do wody.
Ciało dziewczyny zdrętwiało z zimna, jednak nawet chłód wody nie zdołał ostudzić jej
rozgorączkowanych myśli. Zatrzymała się na środku rzeki, gdzie woda sięgała powyżej piersi.
Bez wahania przykucnęła, wystawiając tylko głowę nad powierzchnię.
Szczękała zębami z zimna, ale równocześnie doznawała wrażenia cudownej świeżości.
Tarła pod wodą całe ciało, jakby chciała usunąć ślady brutalnych rąk Isaka.
Spłukiwała gorące policzki chłodną wodą.
Nogi jej ścierpły. Choć stąpała po ostrych kamieniach, nie czuła bólu. Ledwie
utrzymywała równowagę, ale na szczęście rzeka w tym miejscu była szeroka, a nurt niezbyt
wartki. Ostatkiem sił dotarła na brzeg i rzuciła się w wysoką trawę. Drżące z zimna ciało okryła
chustą. Marzła, ale równocześnie było tak, jakby na nowo odżyła. Co prawda kiedy zamykała
oczy, nadal wydawało jej się, że pożądliwe dłonie obmacują jej nagą skórę, jednak lodowata
kąpiel spłukała z niej najgorszy brud.
- Dlaczego dzieją się takie rzeczy? - wyszeptała, nie do siebie ani nie do wiatru. Jej
słowa były skierowane do przyjaciela, którego tylko ona widziała, bo istniał jedynie w jej
wyobraźni.
- Dlaczego oni posuwają się do takich postępków? - przemawiała, szlochając, w języku
niezrozumiałym dla Karla. - Ty byś nigdy tak nie postąpił, prawda? Ani wobec mnie, ani wobec
nikogo innego.
Niewidzialny przyjaciel Raiji nie odpowiedział. Nie mógł ukoić cierpienia piętnastolatki
ani zetrzeć śladów, jakie pozostawiła w jej duszy brutalna napaść Isaka. Ale Raiji zdawało się,
że czuje ciepło jego życzliwego spojrzenia. Dzięki przyjacielowi nigdy nie była samotna,
zawsze miała przy sobie kogoś, na kogo mogła liczyć, kto, łagodny i wyrozumiały, potrafił
dawać i nie żądał od niej więcej, niż sama była gotowa ofiarować. Ten ktoś istniał w wyobraźni
Raiji, a jednak był niemal równie rzeczywisty jak otaczający ją ludzie.
W powszednim życiu Raiji nie pozostawało wiele miejsca na marzenia, ale dziewczyna
posiadała niezwykłą zdolność przydawania słonecznego blasku nawet całkiem szarej
codzienności. Dzięki temu łatwiej było jej znosić trudy życia wśród otaczających ją ludzi,
którzy nie byli w stanie zrozumieć takiej jak ona marzycielki. Opacznie tłumaczyli sobie jej
zachowanie - izolowanie się od otoczenia, zamyślone, nieobecne spojrzenie. Sądzili, że w ten
sposób dziewczyna chce zademonstrować swoją wyższość. Tymczasem Raija była po prostu
ulepiona z innej gliny. Choć wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, nie potrafili określić, na
czym to polega. Raija nigdy nie odnalazła się w nowym środowisku. Miała tylko dwóch
przyjaciół: Reijo i Karla. Kristina była dla dziewczyny ostoją, a Antti jedynym dorosłym,
którego darzyła zaufaniem. Od wszystkich innych odgrodziła się grubym murem.
Raija zauważyła, że Kristina w ostatnim czasie podupadła na zdrowiu. Co prawda
zawsze była szczupła, ale w ostatnim roku zostały z niej dosłownie skóra i kości. Rysy twarzy
jej się wyostrzyły, a spojrzenie utraciło blask.
Raija nie kochała Kristiny. Starała się być wobec niej posłuszna, ale robiła tylko to, co
musiała. Nie okazywała opiekunce żadnych uczuć. Właściwie nigdy nie troszczyła się o nią.
Dostrzegała, że Kristina gorzej wygląda, ale nie przejmowała się tym, tak jakby dotyczyło to
kogoś obcego.
Kristina nigdy nie znalazła miejsca w jej sercu.
- Odprowadzę cię do Anttiego na przylądek. Raiji wydawało się, że się przesłyszała.
Ciemne oczy z niedowierzaniem spoczęły na kobiecie, która kazała się nazywać matką. Co
prawda w końcu z tego zrezygnowała, bo Raija i tak zwracała się do niej po imieniu.
- Nauczysz się czytać! - rzuciła Kristina, odwrócona plecami do Raiji i wyprostowana
jak kij. - Jeśli syn tego zawszonego Kwena może, to i ty potrafisz.
- Idę sama!
- Nie! - głos Kristiny ciął jak ostrze noża. - Nadal jesteś pod moją opieką i nie chcę,
żeby ci się coś stało...
Raija zrozumiała, że nie ma sensu się sprzeciwiać. Wzruszyła więc ramionami i
zawiązała na piersi brązowo - żółtą chustę. Pomaszerowała przed siebie, demonstracyjnie na-
rzucając takie tempo, że Kristina ledwie nadążała. Słysząc, jak opiekunka ciężko dyszy, Raija
uśmiechnęła się złośliwie.
Dobrze jej tak! pomyślała. Rozrusza się trochę. Nie prosiłam, żeby mi deptała po
piętach.
Wczorajsza napaść Isaka naprawdę przestraszyła Raiję, ale dziewczyna nie wierzyła,
żeby coś takiego mogło się powtórzyć. Przecież nikt nie jest aż tak na wskroś zły! Mimo-
chodem obejrzała się za siebie, ale nie dostrzegła Kristiny.
Przystanęła, przez chwilę rozglądała się bezradnie, a potem zawróciła ścieżką, którą
przyszła. Nagle usłyszała Kristinę, która wołała ją zduszonym głosem. Raiję ogarnął strach.
Co jej się stało? pomyślała w popłochu.
Bez wahania ruszyła przed siebie. Kiedy zobaczyła leżącą na ziemi Kristinę, podbiegła
do niej. Starsza kobieta, czepiając się pnia brzozy, usiłowała się podnieść. Była blada, wręcz
sina, a na pooranym zmarszczkami czole wystąpiły jej krople potu. Raija pośpiesznie chwyciła
wychudzoną opiekunkę, która, wyczerpana, osunęła się w jej ramiona. Przyciskając do piersi
spracowane, pomarszczone dłonie, oddychała nierówno, a z jej ust wydobywały się urywane
jęki.
- Och... boli... w piersiach... To nic takiego...
- Czy już cię kiedyś tak bolało? - zapytała tknięta złym przeczuciem Raija.
Kristina skinęła głową bez słowa. Raija przełknęła ciężko ślinę. Powinna się domyślić!
Widziała, że Kristina pracuje ponad siły. Tej myśli towarzyszyła inna: To twoja wina, Raiju,
twoja wina... Jeśli ona umrze, to będzie twoja wina... Zrobiłaś to celowo... To twoja wina...
- Idź! - jęknęła Kristina. - Zaraz... zaraz mi przejdzie...
Ale Raija nie odeszła. Bała się zostawić Kristinę bez opieki, dobrze też wiedziała, że
sama nie zdoła zanieść jej do chałupy. Jedyne, co mogła zrobić, to być przy niej.
- Idź! - jęknęła znów Kristina. Raija pokręciła głową. Po raz pierwszy popatrzyła na
opiekunkę z odrobiną czułości. Kristina zawsze była silna, to ona wydawała polecenia,
dyrygowała wszystkim. Teraz leżała w ramionach Raiji, nie będąc w stanie nawet usiąść.
Dziewczyna nagle popatrzyła na Kristinę innym wzrokiem. Z oddaniem, to może za
wiele powiedziane, ale w każdym razie dostrzegła w niej człowieka.
- Co się stało? - usłyszała nagle nad głową glos Karla. Raija nie słyszała, gdy
nadchodził, ale gdy go zobaczyła, ulżyło jej na sercu.
- Jak dobrze, że jesteś! - zawołała. Kristina otworzyła oczy, a w jej spojrzeniu, podobnie
jak u Raiji, odmalowała się ulga.
- Karl! - westchnęła i znów przymknęła oczy.
- Musimy przenieść ją do chaty - zadecydowała Raija. Wstała ostrożnie, nie
wypuszczając staruszki z rąk. - Chciała mnie odprowadzić do Anttiego - wyjaśniła, odczytując
nie wypowiedziane pytanie we wzroku Karla.
- A ty jej uciekałaś? - stwierdził rzeczowo Karl.
Milczenie Raiji stanowiło wystarczającą odpowiedź. Zauważył w jej twarzy lęk, którego
nigdy wcześniej nie widział. Raija nie była strachliwa. Najwyraźniej jednak wydarzenia
poprzedniego dnia pozostawiły w niej trwały ślad.
O tym, co się stało, Karl dowiedział się po wizycie Kristiny w ich domu. Zresztą nie
była to jedyna rewelacja, jaką przekazał mu ojciec...
Karl pomógł Raiji podnieść Kristinę. Kto by przypuszczał, że ta wysuszona staruszka
jest taka ciężka? Ukradkiem zerknął na Raiję. Na pewno jeszcze o niczym nie wie. Ojciec prosił
go, by nie mówił nic dziewczynie, póki się nie otrząśnie po tej sprawie z Isakiem.
Aż się palił, by jej przekazać nowinę, zobaczyć jej reakcję, ale dał przecież ojcu słowo!
Przypadkowo dotknął dłoni Raiji i poczuł, jak oblewa się rumieńcem. A niech to! On,
dorosły mężczyzna, rumieni się jak jakaś panienka! Miał nadzieję, że Raija tego nie zauważyła.
- Zaniosę ją! Zacisnął zęby i wziął Kristinę na ręce. Nie patrząc na Raiję, w milczeniu
ruszył ścieżką w stronę chałupy. Kristina ciążyła mu jak ołów, jej ciał był całkiem bezwładne.
Czuł jednak oddech staruszki, a to znaczyło, że żyje. Nie wolno jej teraz umrzeć! Teraz, kiedy
wreszcie wszystko zaczęło się układać po jego myśli! Jeśli Kristina wyzionie ducha, to, co już
zostało uzgodnione, trzeba będzie odłożyć na bliżej nieokreślony czas. Oby tak się nie stało!
Kristina musi żyć! Musi!
Położyli chorą w łóżku i otulili ją futrzanym okryciem. Raija obmyła twarz opiekunki
kawałkiem płótna zamoczonym w wodzie. Odetchnęli z ulgą, gdy Kristina mrugnęła
powiekami.
- Zawołam matkę! - powiedział Karl.
- Nie... - odezwała się Kristina z wysiłkiem. W tym jednym słowie zabrzmiało takie
błaganie, że Karl zawrócił.
- Nie?
- Zaraz mi przejdzie.
Na czoło Kristiny znów wystąpiły krople potu. Raija wymieniła z Karlem zatroskane
spojrzenia.
- Może jednak lepiej będzie, jeśli Karl sprowadzi Martę - odezwała się niepewnie, ale
Kristina ostatkiem sił pokręciła głową.
- Idźcie do Anttiego!
- Nie mogę od ciebie teraz odejść! . - Raija była równie stanowcza.
Kristina jednak spojrzała surowo na Raiję.
- Pójdziesz! Przynieś mi tylko wody, żebym miała pod ręką... Idź już!
Karl wzruszył lekko ramionami, a Raija posłuchała opiekunki, nie chcąc jej
niepotrzebnie denerwować. Wyjęła miseczkę i napełniwszy ją wodą, postawiła przy łóżku
Kristiny.
- Karl pójdzie z tobą. Raija uniosła brwi w zdumieniu. Do tej pory Kristina wciąż
powtarzała, by nigdy nie zostawała sam na sam z którymś z młodzieńców, tymczasem teraz
prosiła ją o coś dokładnie przeciwnego.
- Wyjdziesz za niego... - wyjaśniła chora. - To już postanowione.
Karl skinął głową bez słowa, kiedy Raija popatrzyła na niego osłupiałym wzrokiem.
- Ach, tak... - odpowiedziała tylko, zaciskając usta i mrużąc oczy.
Karl miał świadomość, że niezbyt szczęśliwie się stało, iż Raija w taki sposób
dowiedziała się o planowanym małżeństwie. Dobrze znał jej charakter. Domyślał się, co znaczą
złowrogie milczenie, zaciśnięte usta i kocie spojrzenie. Wychodząc z chaty, Raija nawet nie
obejrzała się na niego, odrzuciła w tył szczupłe ramiona i wyprostowała się dumnie...
Karl popatrzył bezradnie na Kristinę.
- Idź z nią - wyszeptała chora. - I na nią uważaj... Karlowi zdawało się, że Kristina
wygląda trochę lepiej, choć może było to tylko jego pobożne życzenie. Oczy miała żywsze, a
cera nie była już tak woskowo blada...
- Idź, chłopcze! Zabrzmiało to jak rozkaz, choć wychudzona kobiecina ledwie mogła się
ruszyć.
- Raija ma się nauczyć czytać!
Oczy Kristiny zalśniły osobliwym blaskiem. Karl wyszedł z chaty uspokojony. Teraz,
gdy już wszystko zostało ustalone, Raija znajdzie się pod jego opieką.
Karl ruszył biegiem i dogonił dziewczynę. Popatrzył na nią kątem oka i nagle zapragnął,
by rozpuściła włosy, splecione teraz w gruby warkocz przerzucony na plecy. Chętnie
pogładziłby jej jedwabne pukle.
Raija należy do mnie, śpiewało mu w duszy. Należy do mnie!
Ale nawet głupiec by zauważył, że dziewczyna z tego powodu nie szaleje z radości.
Karl wcisnął ręce do kieszeni spodni, przybierając postawę dorosłego mężczyzny.
- No i co na to powiesz? - zapytał, udając obojętność.
- Mogło być gorzej - odparła bezbarwnym głosem.
- A cóż to za odpowiedź - żachnął się, ale zaraz się opanował i dodał: - Czyżbyś wolała
kogoś innego?
- Innego? - Raija zatrzymała się i popatrzyła na Karla, próbując odczytać z jego twarzy,
co też miał na myśli.
Dopiero teraz zauważyła ślady po wczorajszej bijatyce. Jej rozszerzone ze zdumienia
piękne brązowe oczy nieoczekiwanie napełniły się czułością.
- Co zrobiłeś? - wyszeptała. - Mów, Karl! Co zrobiłeś? Chyba nie biłeś się z Isakiem?
Karl wykrzywił usta w uśmiechu i wykorzystując sytuację, objął dziewczynę.
Przyciągnął ją do siebie, a Raija, zaskoczona, nawet nie próbowała się uwolnić.
- Rozmawialiśmy z Reijo - odrzekł niedbale. - I doszło do kłótni.
- Biliście się? Ty i Reijo? Przecież jesteście przyjaciółmi!
- Poróżniliśmy się, przecież mówię... Ale w końcu doszliśmy do porozumienia... Skąd ci
przyszedł do głowy Isak?
Raija popatrzyła w bok i mruknęła:
- Tak tylko pomyślałam. Po tym, co się stało... Sądziłam, że wiedziałeś o planach
Kristiny i twoich rodziców. Myślałam... Zresztą, nieważne!
- Myślałaś, że porachowałem się z Isakiem za to, co ci zrobił? - Karl uśmiechnął się z
goryczą. - Czy takiego mężczyznę rada byś poślubić, Raiju?
- Powiedziałam „nieważne”.
- A może powinienem się z nim rozprawić? - rzekł z namysłem.
Raija zatrzymała się i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Nie rób tego, Karl! Nigdy nie daj się sprowokować! Nie odpowiedział. Raija szła obok
niego, była tak blisko, że czuł niemal dotyk jej ciała. Gdy wyrwała się z jego objęć, zrozumiał,
że nie życzy sobie jego bliskości. Jeszcze nie... Trochę go to zabolało i w głębi serca zadawał
sobie pytanie: Czy zareagowałaby podobnie, gdyby jej mężem miał zostać Reijo?
- Czy chcesz porozmawiać o tym, co się stało... o Isaku? - zapytał w końcu.
- Nie! Westchnął. Chyba posunął się za daleko, ale skąd mógł o tym wiedzieć? Nie miał
pojęcia, jakimi ścieżkami wędrują myśli dziewcząt, nie nadążał za Raiją, za tokiem jej rozu-
mowania. Nigdy nie nadążał... I nagle napełniło go to lękiem. Co prawda Raija będzie należała
do niego, to już przesądzone, ale przestraszył się, że nigdy tak naprawdę nie zdoła posiąść jej do
końca.
Szli dalej w milczeniu. Oboje zręcznie unikali się spojrzeniem. Raija była
rozczarowana. Kristina mogła ją chociaż zapytać. Raija nie lubiła być do niczego przymuszana.
Niewykluczone, że gdyby kazano jej wybierać, uznałaby Karla za najlepszego kandydata na
męża. To co innego! Ale fakt, że nie liczono się z jej zdaniem w sprawie tak dla niej ważnej,
postawił Karla w mniej korzystnym świetle.
- A co to za głupstwa z tym czytaniem? Po co ci to?
- Chcę się nauczyć czytać - odpowiedziała po prostu. - Może i ty powinieneś się trochę
pouczyć? Przyjaźnisz się z Reijo od tylu lat i nie znasz ani słowa po fińsku.
- I co z tego? - Karl przyjął postawę obronną. - Po co miałbym się uczyć fińskiego? Kto
prosił Kwenów, by tutaj przychodzili? Robią to z własnej nieprzymuszonej woli, a skoro tak,
niech się uczą naszego języka. Przecież ja się nie będę uczył tej mowy, która przypomina
krakanie!
Raija uśmiechnęła się cierpko.
- A może jednak dobrze by było, gdybyś nauczył się trochę tego krakania, Karl. Przyda
ci się, skoro mamy się pobrać...
Karl zaczerwienił się. Znowu palnął głupstwo. Że też nie zastanowił się nad tym, co
mówi! Całkiem zapomniał, że przecież Raija także jest Kwenką. Ale też o byle co się obraża!
Jakby jej pochodzenie było jakimś powodem do dumy! Czy ma przez całe życie stąpać na
palcach, by jej nie urazić?
- Nie możesz mi zabronić się uczyć! - oznajmiła stanowczo Raija. - Jeśli cię to nie
interesuje i wolisz pozostać niedouczonym głupcem, to twoja sprawa, Karl. Ale mnie nie
możesz odmówić prawa do nauki!
Spurpurowiał ze złości. Raija szydziła z niego w żywe oczy, najwyraźniej miała go za
nic.
Z zastygłą niczym maska twarzą brutalnie przyciągnął ją do siebie. W jego błękitnych
oczach pojawił się błysk bezwzględności, który przeraził Raiję. To nie był Karl...
- Może i ja cię mogę czegoś nauczyć, Raiju - wyszeptał gorąco. - O ile okażesz się
wystarczająco pojętna...
Delikatne, trochę dziecinne usta przywarły z całych sił do warg Raiji. Dziewczyna
opierała się. Ta sytuacja aż nadto przypominała jej zdarzenie z poprzedniego dnia. Raija miała
dość ognisty temperament i nie należała do słabeuszy, jednak Karl był o wiele silniejszy niż
drobnej budowy dziewczyna. Zraniła go chyba bardziej, niż przypuszczała. Karl gotów był jej
przychylić nieba, a ona z niego szydziła!
Nie zważał na to, że dziewczyna się broni. Należała wszak do niego, była jego i nic już
tego nie mogło zmienić! Robił to, do czego miał prawo, wnet zresztą otrzyma bło-
gosławieństwo Boga i ludzi.
Ale Raija nie chciała się poddać. Wprawdzie rozsądek podpowiadał jej, że opierając się
Karlowi, tylko podsyca jego pożądanie, ale Raija rzadko szła za głosem rozsądku. Wiedziała
jedno: zawsze będzie walczyć z tymi, którzy zechcą narzucać jej swą władzę. Silna wola
dziewczyny i potrzeba niezależności nie przystawała do oczekiwań ludzi, wśród których
przyszło jej żyć. Raija jednak nie potrafiła odstąpić od tego, co było dla niej ważne, nie chciała
zadawać gwałtu własnej duszy.
Brutalne pocałunki Karla stały się bardziej zmysłowe, ale jego dłoniom nadal brakowało
delikatności. Raija czuła, że spragniony jest jej bliskości, czuła, jak narasta w nim podniecenie,
słyszała, jak dyszy, nieporadnie gładząc ją po plecach. Zdołała wreszcie uwolnić rękę i
błyskawicznie, niby broniący się kociak, wbiła paznokcie w już i tak sine i podrapane policzki
Karla. Zareagował natychmiast. Wypuścił ją z rąk, jakby poparzył się żarem z paleniska. W
ułamku sekundy błękitne oczy chłopaka zapłonęły złością, jednak Raija nie odwróciła wzroku.
Patrzyła na niego wyzywająco, nabrzmiałe usta drżały, warkocz rozplótł się, a zwichrzone
włosy przysłoniły jej twarz.
Karl spuścił głowę. Zadrapania na policzkach, które pozostawiły paznokcie Raiji, piekły
niemiłosiernie, ale to nie miało większego znaczenia.
Nawet nie patrząc na nią, czuł na sobie jej oskarżycielski wzrok. Zawstydzony, oparł się
o pobliską brzozę. Kora chłodziła jego rozpalone czoło.
Ależ z niego głupiec! Nie potrafił nad sobą zapanować, zupełnie oszalał... ale to żadne
wytłumaczenie. Dlaczego tak się zachował? Przecież ją kocha...
- Czy nie powinniśmy pójść do Anttiego? - zapytała nieoczekiwanie lekko, jakby nic
między nimi nie zaszło.
Karl przełknął ślinę i odgarnął grzywkę z czoła. Czuł pod powiekami łzy, ale walczył z
całych sił, by się nie rozpłakać. O, nie, Raija nie zobaczy jego łez!
- Wybacz mi! - wykrztusił. Wiele kosztowało go to wyznanie, dla Raiji jednak gotów
był uczynić niemal wszystko.
- Idziemy - rzekła chłodno dziewczyna, nie wracając nawet słowem do tego, co się stało
przed chwilą.
Reijo zaklął, kiedy zobaczył, że nadchodzą. Że też muszą zjawiać się właśnie teraz,
kiedy ojciec wypłynął na połów. Obecność Anttiego znacznie by wszystko ułatwiła. Musiałby
się skupić na książkach i nauce. Reijo zastanawiał się, co czuje Karl. Zapewne słyszał o Isaku...
Reijo, myśląc o tym, co wydarzyło się wczoraj, mimowolnie zacisnął pięści, aż
pobielały mu kostki. Napiął mocno mięśnie, zaś twarz, na której uwydatniły się kości policzko-
we, zastygła jak maska. Reijo czuł, że mógłby zabić Isaka. Kiedy poprzedniego wieczoru ojciec
opowiedział mu o tym, co zaszło, omal nie rzucił się do drzwi, by odszukać Isaka i dać mu
nauczkę. Antti z trudem odwiódł go od tego zamiaru. Zdołał przemówić synowi do rozsądku i
przekonać go, że w ten sposób nie pomoże Raiji. Reijo nie był do końca przekonany, że ojciec
ma rację. Wydawało mu się, że Raija byłaby zadowolona, gdyby się dowiedziała, iż porachował
się z Isakiem. Zwykle nie miała litości dla swych wrogów.
Kiedy Karl usłyszał, że Antti wypłynął, chciał natychmiast wracać, ale Raija
zadecydowała, że zaczekają.
- Wiem, że wczoraj się pobiliście, ale chyba możecie wytrzymać przez chwilę w swoim
towarzystwie! - orzekła. - Zresztą zdawało mi się, że już się nie gniewacie.
- Doszliśmy do zgody - skwitował Karl, pośpiesznie zerkając na Reijo, który posłał
Karlowi pytające spojrzenie, jakby chciał się zorientować, czy Raija zna całą prawdę o
przyczynie ich bójki. Odetchnął z ulgą, domyśliwszy się z miny Karla, że dziewczyna nie ma
pojęcia, co ich poróżniło.
- Pewnie cię rozbawi nowina, że nie pytając nas o zdanie, zadecydowano, że mamy się z
Karlem pobrać - odezwała się ironicznie Raija, z niewzruszoną miną żując źdźbło trawy. Po
Karlu natomiast widać było, że cierpi. Reijo dobrze go rozumiał, choć sam poczuł się tak, jakby
coś w nim umarło.
- Czy to źle? - zapytał.
- Tak sobie - odrzekła. Reijo omal się na nią nie rozgniewał. Czy nie rozumie, że
każdym swym słowem rani Karla? W pełni pojmował ból w oczach przyjaciela. On nigdy by
nie pozwolił Raiji na takie zachowanie, choć żywił do niej równie gorące uczucia.
- Nie rozumiem tego pośpiechu - ciągnęła Raija. - Dlaczego właśnie teraz?
Karl wbił wzrok w ziemię, z trudem przełykając ślinę. Reijo drżącą ręką ujął
dziewczynę pod brodę i zmusił, by spojrzała mu prosto w oczy.
- Zdaje się, że między wami są jakieś niedomówienia, ale mnie to nic nie obchodzi -
rzekł cicho. - Najlepiej porozmawiaj z nim szczerze. Wydaje mi się, że lepszego męża nie
znalazłabyś, Raiju, zresztą sama o tym wiesz. Nie jesteś przecież jakąś bogatą panną, tylko
zwyczajną Raiją Alatalo. Piękną dziewczyną z Finlandii. Pamiętaj o tym, Raiju! Może Karl jest
nawet za dobry dla ciebie... Raija nawet nie mrugnęła okiem.
- Może - rzekła gwałtownie, patrząc daleko w fiord. A więc Reijo bierze stronę Karla.
Cały świat się sprzysiągł przeciwko niej. Czy nikt jej nie rozumie?
- Ty byś mnie zrozumiał - wyszeptała do siebie, ujrzawszy przed oczami znajomą twarz.
- Ty byś zrozumiał.
Obaj młodzieńcy słyszeli niezrozumiałą mowę, ale nie zareagowali.
- Chyba wyjadę stąd - powiedział Reijo, sam nie pojmując, po co to mówi. Nigdy o tym
nie myślał, gdy jednak padły te słowa, zrozumiał, że tak musi się stać. Zapewne ta decyzja
dojrzewała głęboko w nim od dawna.
Teraz, gdy Karl ożeni się z Raiją, osada stanie się za ciasna dla nich dwóch.
Dziewczyna jest dla niego już na zawsze stracona, nie będzie miał czego szukać blisko
niej. A nie należał do osób, które zadowalają się okruchami.
- Dokąd? - zapytała odruchowo Raija, nawet nie odwracając głowy. Karl natomiast
wpatrywał się w przyjaciela zdumionym wzrokiem.
Reijo oparł brodę na kolanach i śledził lecącą wysoko mewę. Na nowo ożyły dziecinne
marzenia, które niegdyś roiły się w jego głowie.
- Pamiętasz, Raiju, w naszych rodzinnych stronach, w Finlandii... Czy słyszałaś
opowieści o skarbach ukrytych w Ruiji?
- Oczywiście, że tak - potwierdziła krótko.
- Opowiadano, że w Ruiji złoto leży wprost na ziemi i każdy, kto chce, może zostać
bogaczem - rzekł Reijo z ożywieniem.
Raija uśmiechnęła się ze smutkiem, ale i z wyrozumiałością, jak dorosły, który właśnie
postanowił oznajmić dzieciom, że baśnie nie są prawdziwe. Jak realista, który zamierza rozwiać
cudze marzenia.
- Chyba w to nie wierzysz? Ja także śniłam o złocie i srebrze... - Raija mówiła teraz tak,
jakby dawno już przestała być piętnastolatką. - Ale nie wiem, czy tak naprawdę w to
wierzyłam...
Zapatrzyła się gdzieś w przestrzeń, przenosząc się myślami w całkiem inną
rzeczywistość, w której nie było miejsca ani dla Karła, ani dla Reijo.
- Chciałam im tak wiele ofiarować...
- Twojej rodzinie? - zapytał zaciekawiony Karl.
- Zamilcz! - zaszlochała Raija, ukrywając twarz w dłoniach. Ramiona jej drżały, jednak
kiedy Karl chciał ją objąć i pocieszyć, odsunęła się.
Reijo posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: „Zostaw ją!”
To jeszcze bardziej zasmuciło Karla. Zrozumiał, że Reijo zna Raiję lepie;, niż on sam
zdoła ją kiedykolwiek poznać.
Reijo nie zwrócił jednak uwagi na reakcję przyjaciela. Sam w pierwszym odruchu chciał
przytulić dziewczynę i poprosić, by wypłakała mu się na ramieniu, ale dobrze wiedział, że na
nic się to nie zda...
Wiedział, gdzie uciekła myślami, przebywała wśród ludzi, którzy kiedyś stanowili jej
najbliższą rodzinę. Karl swoim pytaniem wyrwał ją z tego magicznego stanu i zmusił niejako,
by wróciła do rzeczywistości.
Cóż, może ta rzeczywistość nie rozpieszczała dziewczyny, jednak właśnie tu i teraz
przyszło jej żyć. Choć Reijo jak nikt inny potrafił wyczuć nastroje Raiji, zdał sobie jednak
sprawę, że nadszedł czas, by wreszcie dorosła. Powinna zrozumieć, że nie jest najważniejszą
osobą pod słońcem i że nie zawsze cały świat musi się kręcić wokół niej.
- Nie sądzę, że to tylko bajka - rzekł z przekonaniem. - Może rzeczywiście niektóre
opowieści są nieco przesadzone, ale nie wszystkie. Myślę, że ci, którzy nam je przedstawiali,
dawali się trochę ponieść fantazji, bo też i nietrudno było nas, którzyśmy znali jedynie lasy i
biedę, zachwycić. Ale na pewno tkwi w nich ziarno, a choćby ziarenko, prawdy. Ktoś pewnie
kiedyś znalazł złoto... - zakończył Reijo, zniżając głos.
Na jego twarzy odmalowało się napięcie, w oczach zapłonął żar na samo wspomnienie
szlachetnego kruszcu, którego co prawda nigdy nawet nie widział na oczy, ale o którym słyszał
cuda.
- Będę bogaty - dodał drżącym głosem, a z całej jego postaci biła niezłomna wiara. -
Znajdę złoto i będę bogaty!
- Sam w to nie wierzysz - zauważyła sucho Raija, która już wyzbyła się wszelkich iluzji
co do Ruiji. Zresztą jej marzenia błądziły wokół całkiem innych spraw.
- A może jednak coś w tym jest? - odezwał się Karl, któremu wyraźnie udzielił się zapał
przyjaciela.
Lubił napięcie i przygodę, więc doskonale rozumiał pragnienia Reijo. Bogactwa...
złoto... Przecież wszystko jest możliwe! Nawet biedaków takich jak oni, harujących w pocie
czoła na dzierżawionej ziemi czy zmagających się z twardą pracą na morzu, może spotkać
szczęście. Bogactwa... złoto...
Reijo nie zdawał sobie sprawy, że jego słowa rozpaliły w Karlu wielkie marzenie.
- Oczywiście, że w Ruiji jest złoto! - mówił podniecony Reijo. - I znajdę je ja, Reijo
Kesaniemi!
- A gdzie zamierzasz go szukać? - Raija nie skrywała swej dezaprobaty dla dziecinnego,
jej zdaniem, pomysłu przyjaciela.
- Na wschodzie - odparł Reijo.
- Chętnie bym się do ciebie przyłączył - w głosie Karla zadźwięczała nuta entuzjazmu.
Raija podniosła wzrok, a Reijo, który przechwycił jej spojrzenie, odniósł wrażenie, że
błysnęła w nim nadzieja.
- Szkoda, że to niemożliwe - dodał po chwili Karl, uświadomiwszy sobie, że to nie takie
proste.
- Jeśli trafię na żyłę złota, poślę po ciebie - zażartował Reijo, pragnąc rozładować
napięcie.
- Chyba jednak będę się musiał zadowolić srebrem z morza - uśmiechnął się z żalem
Karl. - Chociaż Bóg tylko raczy wiedzieć, czemu ostatnio tak go mało.
- Raija woli pewnie być żoną rybaka, niż mieć za męża awanturnika uganiającego się za
złotem! - Reijo po przyjacielsku poklepał Karla po ramieniu, unikając spojrzenia ciemnych
oczu Raiji, które zdawały się protestować przeciwko wszystkiemu, co mówił.
- Wracam do domu! - Raija poderwała się gwałtownie, jakby nagle odeszła jej ochota na
czekanie. - Powiedz Anttiemu, że byłam! Mam nadzieję, Reijo, że znajdziesz kiedyś złoto.
Z lekkim uśmiechem na twarzy wyglądała jak anioł. Ale Reijo dobrze wiedział, że
daleko jej do świętości. Jednak w jej słowach nie kryło się szyderstwo. Chociaż nie wierzyła w
tę historię o złocie, życzyła mu jak najlepiej.
- Przecież on jeszcze nie wyjeżdża - prychnął Karl.
- A co to zmienia? - Raija posłała Reijo olśniewający uśmiech i chwyciwszy Karla za
ramię, rzekła: - Chodź!
Karl poszedł za Raiją jak posłuszny pies żebrzący o jej przyjaźń. Reijo, choć także
kochał się w dziewczynie, patrząc za nimi pomyślał, że chyba nie chciałby być na miejscu
Karla.
Raija mogła ofiarować mężczyźnie raj na ziemi, ale mogła też przemienić jego życie w
piekło.
- Pewnie wolałabyś na męża Reijo, co? - zacietrzewił się Karl.
Aż nadto dała mu do zrozumienia, że nie pała zachwytem z powodu rychłego z nim
ślubu. Tylko brakowało, by mu to rzuciła prosto w twarz.
- Nie - odpowiedziała, wprawiając Karla w osłupienie. - Za nic na świecie nie
poślubiłabym Reijo.
- Ale... - zdumiał się. - Tak dobrze się rozumiecie... Tyle was łączy... - zająknął się, bo
zabrakło mu słów, które mogłyby w pełni wyrazić, co czuje.
Ale Raija te słowa znalazła:
- Oczywiście, że wiele nas łączy! Oboje jesteśmy Kwenami, mówimy tym samym
językiem, pochodzimy z tego samego kraju, więc to oczywiste, że się rozumiemy. Reijo jest dla
mnie jak brat... Mojego rodzonego brata nie dane mi było obserwować, gdy dorastał...
- Chcesz porozmawiać o... o twoim bracie? - Karl delikatnie ujął dłoń Raiji. Tak bardzo
pragnął poznać choć niektóre jej myśli.
- Nie - odparła. - Matti jest częścią mojego życia. Nie zrozumiesz tego...
Tymi słowami raz jeszcze obróciła nóż w krwawiącym sercu Karla.
Pozwoliła jednak trzymać się za rękę. Może mimo wszystko nie jest jej całkiem
obojętny?
W miejscu, gdzie ścieżka się rozwidlała, Karl spróbował ją objąć, ale Raija nie miała
ochoty na pieszczoty i ze śmiechem wywinęła się z jego objęć.
- W ogóle cię nie obchodzę! - wybuchnął rozżalony. Pod wpływem jego wyrażającego
cierpienie spojrzenia Raija złagodniała. Uśmiechnęła się ciepło i gładząc go lekko po twarzy,
wyszeptała:
- Ależ tak, głuptasie! Tylko że jesteś zbyt niecierpliwy i zbyt dobry...
Po czym uciekła od niego lekkim krokiem.
Słowa Raiji obudziły w sercu młodzieńca nadzieję. Niewiele było trzeba, by na nowo
zakwitła.
Raija dochodziła właśnie do chaty, gdy nagle ze środka dosłyszała jakieś głosy.
Zmarszczyła brwi. Czyżby z Kristiną było już tak źle, że mówiła do siebie? A może odwiedziła
ją Marta? Nie, to raczej niemożliwe. Marta nie była już pierwszej młodości i nie zdążyłaby tak
szybko dotrzeć tu ze swej zagrody.
Dziewczyna podkradła się bliżej i nastawiła uszu.
Ostry, kąśliwy głos Kristiny wyraźnie przenikał przez ścianę, natomiast ten drugi... też
kobiecy, wydał się jej dziwnie znajomy. Czyżby już go kiedyś słyszała?
Raija przycisnęła dłonie do piersi i jeszcze mocniej wytężyła słuch.
Nie, to niemożliwe... niemożliwe... A jednak jakże znajomo brzmi miękki, śpiewny
akcent...
Niski, melodyjny glos. Kaleczone słowa w obcym dla tej kobiety języku.
Łzy popłynęły Raiji z oczu, ale nawet ich nie poczuła. Drżąc z napięcia, przygryzała
dolną wargę, żeby nie zacząć krzyczeć pod wpływem uczucia tak obezwładniającego, że nawet
słowo „szczęście” nie w pełni oddawało jego intensywność.
Ona! To nie może być nikt inny!
Raija odetchnęła głęboko. Długo zamknięte wrota, którymi odgrodziła się od
przeszłości, otwierały się powoli, wpuszczając przesycone zapachem wrzosów wspomnienia
szczęśliwych dni. Jeśli ona tu była... Przecież nie przyszła sama...
Policzki zapłonęły, a w oczach dziewczyny pojawiła się nadzieja. Przełknęła ślinę.
Poczuła, że pocą jej się dłonie, więc szybko wytarła je o spódnicę. Przeczesała włosy i wre-
szcie, zebrawszy się na odwagę, wkroczyła do pogrążonej w półmroku izby.
Kristina coś mówiła, ale Raija jej nie słuchała, ślepa i głucha na wszystko, prócz jednej
jedynej osoby, która siedziała przy łóżku opiekunki. W tej krótkiej chwili istniała dla niej tylko
niewysoka, pulchna kobieta w lapońskiej czapce, spod której wystawały siwe włosy, kobieta o
krągłych policzkach, na których znać było głębokie bruzdy.
Raija domyśliła się, że ciemne oczy gościa próbują rozróżnić w mroku jej postać, więc
podeszła bliżej światła.
Oślepiały ją łzy, wzruszenie odebrało mowę... Zaraz poczuła na swej twarzy dotyk
szorstkiego policzka, poczuła ukochany zapach skór i dymu z tysięcy ognisk.
- Ravna! Ravna! - rozszlochała się w ramionach kobiety, która była jej bliska jak matka.
Jedyna, którą Raija kochała równie mocno jak rodzoną matkę, mieszkającą gdzieś w Finlandii.
8
Raija zasypała Ravnę pytaniami, na które nie dość było odpowiedzieć tak lub nie.
Dziewczyna chciała wiedzieć wszystko: Co Ravnę sprowadza do wioski? Jak się tu znalazła?
Dokąd się udaje? Czy jest sama? Ledwie nadążała zaczerpnąć tchu pomiędzy jednym a drugim
niezmiernie ważnym pytaniem.
Ravna roześmiała się tym swoim dobrym śmiechem, którego Raija nigdy nie
zapomniała, a jedynie ukryła głęboko w pamięci, bo wiązał się ze wspomnieniami, które
wywoływały ból.
Laponka na chwilę odsunęła delikatnie Raiję. Jej twarz rozpromieniła się miłością i
ciepłem. Raija nadal pozostała jej córką, zesłaną przez los po śmierci małej Laili.
- Poczekaj, dziecinko! - poprosiła w języku, w którym przez ostatnie dwa lata Raija
rozmawiała jedynie ze sobą, i, nie wypuszczając z objęć dziewczyny, odwróciła się do Kristiny.
Zdawało jej się, że dostrzegła w oczach obcej kobiety cień zazdrości, ale ponieważ
trwało to zaledwie moment, do końca nie była pewna, czy się jej to nie przywidziało.
- Dziękuję, że mnie przyjęłaś - odezwała się łamaną norweszczyzną. - Nie będę dłużej
przeszkadzać. Porozmawiam z Raiją na zewnątrz.
Raija przytaknęła jej z zapałem.
- Ale nie zabierzesz jej ze sobą?! - Kristina uniosła się na łokciach.
Na twarzy Ravny odmalowało się zaskoczenie, szybko jednak zrozumiała, że w słowach
kobiety kryje się lęk przed utratą dziecka, które Ravna także kochała.
- Nie - uśmiechnęła się, pogładziwszy pośpiesznie Raiję po włosach. - Tutaj jest jej
miejsce - dodała ze smutkiem.
Kristina opadła na łóżko uspokojona.
- Porozmawiajcie więc sobie... Ravna przepuściła Raiję przodem. Ależ ta dziewczyna
wypiękniała! Nie była już dzieckiem! Szła wyprostowana, głowę trzymała wysoko. Ravna
poczuła przypływ dumy i na nowo ożyło w niej dawne marzenie, poruszając jakże bolesną
strunę. Tyle razy wyobrażała sobie, że wszystko jeszcze ułoży się po jej myśli, teraz jednak
zrozumiała, że jest to bardziej niż kiedykolwiek nierealne.
Raija zatrzymała się dopiero nad rzeką, do której zawsze coś ją wabiło. Usiadła nad
brzegiem i utkwiwszy uważne spojrzenie w twarzy Ravny, poprosiła:
- Opowiadaj! Wszystko. Muszę wiedzieć wszystko, rozumiesz? - I odetchnąwszy
głęboko, dodała cicho: - Ravna, mamo.
Nawet gdyby dwa lata rozłąki osłabiły więź między tymi dwoma kobietami, to słowa
Raiji przełamały lody. Ravna chyba nigdy jeszcze nie czuła takiej radości. Tak bardzo się
martwiła, że dziewczynka o niej zapomni, że w nowym świecie Raiji zabraknie dla niej miejsca.
Podczas rozmowy z Kristina ten lęk jeszcze bardziej się w niej spotęgował. Dystans, z jakim ją
potraktowała nowa opiekunka Raiji, sprawił, że Ravna poczuła się jak intruz. Świat Raiji
tworzyli teraz ludzie o norweskich imionach i Ravna obawiała się, że córka Erkkiego Alatalo
stała się jedną z nich.
Teraz zrozumiała, że bała się niepotrzebnie. Powinna wiedzieć, że Raija nie zapomina, i
jeśli już raz kogoś obdarzy swoją miłością, to na zawsze. Była dzieckiem, gdy nazwała ją
mamą, i tak pozostało. Nadal dla Raiji była mamą.
- Powoli, dziecinko - poprosiła Ravna. - Mów najpierw ty! Twoja stara matka chciałaby
usłyszeć o tych latach, których nie mogła z tobą dzielić.
- Nie jesteś stara! - Raija pogładziła z miłością pokryty bruzdami policzek Ravny.
- Pawa wspominał, że byłaś... krnąbrna - zaczęła Ravna. - Ze nie odzywałaś się do
nikogo prócz Siggi, a i do niej niewiele. Że nie jadłaś...
- O czym miałam rozmawiać z Pawą? - Raija odrzuciła w tył głowę. - Z jego synami też
nie miałam żadnych wspólnych tematów. Miałam może rozprawiać o odgłosach wydawanych
przez renifery?
W pełnych życia oczach Ravny rozpaliły się błyski.
- Za to Sigga twoim zdaniem zasługiwała na to, żeby zamienić z nią parę słów?
Raija wzruszyła ramionami.
- Przecież z kimś musiałam rozmawiać, a ona wydawała mi się z nich najrozsądniejsza.
Poza tym jest dziewczyną. Co nie znaczy od razu, że ją szczególnie polubiłam.
O, nie, pomyślała Ravna. Dobrze wiem, że nie polubiłaś Siggi. Głośno zaś dodała:
- Nic dobrego nie wyjdzie z twojego uporu, Raiju!
- Pawa sprzedał mnie Pederowi i Kristinie.
- Sprzedał?
- Zapłata, jaką otrzymał od Pedera, była bardzo wysoka. Nie wydałby na mnie tyle,
nawet gdybym więcej jadła. Może razem z Pehrem podzielili się zarobkiem? - Głos Raiji
brzmiał teraz bardziej hardo. - Póki Peder żył, nie było mi tu aż tak źle... on był dobry. Zaginął
zimą na Lofotach. Kristina jest do niczego.
- Może nie potrafi inaczej, chociaż się stara - tłumaczyła ostrożnie Ravna. Teraz
zaczynała pojmować, skąd w Kristinie tyle goryczy, kiedy mówiła o Raiji. Nigdy nie udało jej
się zdobyć serca dziewczynki.
- Może.
- Jaki jest ten chłopak, którego dla ciebie znalazła?
Ach, więc Kristina zdążyła i o tym powiedzieć? W spojrzeniu Raiji znać było pustkę.
- Oswojony - rzekła w końcu, uśmiechając się krzywo. Chociaż na twarzy Ravny nie
drgnął ani jeden mięsień.
Raija szybko się poprawiła:
- Jest chyba miły. Nawet bardzo. Przystojny, tak mi się wydaje - zamyśliła się. - Tak,
jest przystojny, ale to dla mnie nie ma specjalnego znaczenia. Oczywiście lepiej, by był uro-
dziwy niż stary i brzydki, ale to wszystko nie jest takie ważne. Ma błękitne oczy i jasne włosy.
Niezbyt wysoki. Co jeszcze? Jest urodziwy i dobry.
- Za dobry? Raija długo patrzyła na Ravnę. W spojrzeniu przybranej matki dostrzegła
zrozumienie. Oczy, które widziały tak wiele, przejrzały ją na wylot.
- Tak - westchnęła Raija. - Jest za dobry. Ja nie potrafię taka być, Ravno. I dlatego
czuję, że się nie nadaję. Że jest za dobry dla mnie.
- Nikt nie jest dla ciebie za dobry, Raiju! Pamiętaj o tym, córko! Nikt nie jest dla ciebie
za dobry. Ale... - Ravna uśmiechnęła się. - Myślę, że i ty nie zawsze jesteś aniołem, nie sądzę,
byś się mogła aż tak zmienić. Postaraj się zapanować nad złością i gniewem, postaraj się
pokochać więcej osób. Przecież nic nie tracisz, obdarzając innych przyjaźnią...
- Nie mogę zaprzyjaźnić się z kimś, kogo nie lubię!
- Polubisz większość ludzi, jeśli tylko się trochę postarasz, dziecko.
Raija nie zaprotestowała, chociaż wcale nie była przekonana, że Ravna ma rację.
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa!
- Ja także - odparła oschle dziewczyna. - Lubię Karla, choć nie sądzę, że potrafię
pokochać go ponad wszystko na świecie.
Ravna uśmiechnęła się z wyrozumiałością.
- Może powinnaś się z tego cieszyć? Wielkie i gwałtowne uczucia łatwo się wypalają,
cóż wówczas pozostaje? Uwierz mi, Raiju, że lepiej, by uczucie między wami dojrzewało
powoli. Jesteś jeszcze taka młoda!
- No właśnie! - weszła jej w słowo Raija. - Nie mam najmniejszej ochoty wychodzić za
mąż. Zupełnie nie rozumiem, skąd ten pośpiech!
Ravna uśmiechnęła się ze smutkiem. Wystarczyło rzucić okiem na Raiję, by zrozumieć
pośpiech Kristiny, która ponadto nie wyglądała na zdrową. Ravna ją rozumiała.
- My także będziemy wyprawiać wesele. Raija znieruchomiała. Wiadomość poruszyła ją
bardziej, niż chciała się do tego przyznać. Poruszyła i napełniła smutkiem.
- Sigga? - zapytała cienkim głosem. Ravna skinęła głową. Dostrzegła to, czego Raija nie
chciała po sobie pokazać. Serce Laponki krwawiło. Jej marzenia mogły się spełnić, gdyby nie
Pehr. A teraz było już za późno.
- Mikkal także nie widział powodu do pośpiechu - uśmiechnęła się z matczyną miłością.
- Zdaje się, że pod tym względem jesteście do siebie podobni. Ale Pawa uważa, że jego córka
osiągnęła już odpowiedni wiek do zamążpójścia i że należy wypełnić starą umowę.
- A więc zaręczyny - zaśmiała się Raija głucho i nerwowo przełknęła ślinę. Łzy paliły ją
pod powiekami, ale zdołała powstrzymać się od płaczu.
- Mikkal chciał się z tobą zobaczyć, ale ja wolałam z tobą pomówić pierwsza.
Ravna nie zdradziła ani słowem, że jej syn wykazywał większy zapał, by spotkać się z
Raiją niż ze swą przyszłą żoną. Tylko gniew Pehra zdołał go powstrzymać.
Z obowiązku spędził w jurcie Pawy wieczór, po którym Ravna, chcąc nie chcąc, musiała
przyznać rację mężowi: Mikkal zachowywał się, jakby był na pogrzebie, i zupełnie nie
przypominał zalotnika, który przybył się oświadczyć.
Ledwie zaszczycił Siggę kilkoma obojętnymi spojrzeniami, a słowa, które zamienili,
dałoby się policzyć na palcach jednej ręki. I bynajmniej nie były to miłosne wyznania. Ravna
udawała, że nie słyszy, o czym mówią, ale w głębi serca zrobiło jej się żal córki Pawy.
Uważała co prawda, że jej syn jest wspaniałym i przystojnym młodzieńcem, ale dla
Siggi byłoby chyba lepiej, gdyby poślubiła kogoś innego.
Sigga była śliczną dziewczyną, a przy tym pracowitą i zręczną. Zasługiwała na miłość.
Zasługiwała na kogoś lepszego niż mąż, który żył wspomnieniami. Była jednak tak zauroczona
Mikkalem, że nie domyślała się wcale, iż on jej nigdy tak naprawdę nie pokocha.
Pehr, odsyłając Raiję do Lyngen, zniszczył życie nie tylko jej. Ravna często nad tym
rozmyślała. Teraz zaś miała już tylko nadzieję, że Mikkal nie zrobi niczego, co by jeszcze
bardziej pogmatwało los tego dziewczęcia. Nie powinien zawracać jej głowy! Ravna bez trudu
dostrzegła, że Raija nie pali się do małżeństwa z Karlem. Zawsze miała słabość do Mikkala...
Najlepiej by było, gdyby tych dwoje się teraz ze sobą nie spotkało, ale Ravna wiedziała,
że nie zdoła im przeszkodzić. To tak, jakby próbować zatrzymać przypływ. Mikkal uczyni
wszystko, co w jego mocy, by zobaczyć się z Raiją.
- Zwykle jestem w obejściu. - Raija starała się nadać swym słowom obojętny ton.
Ravna jednak bez trudu ją przejrzała.
- Powiem mu o tym.
- Czy Sigga jest równie piękna jak kiedyś? Ravna wychwyciła w glosie dziewczyny
zazdrość przemieszaną z ciekawością i uśmiechnęła się.
Raija jej nie zwiedzie, tak naprawdę chciałaby się dowiedzieć, czy Sigga jest ładniejsza
od niej.
- Jest bardzo piękna. Raija, najwyraźniej niezadowolona z takiej odpowiedzi,
wymownie zacisnęła usta, co bardzo rozbawiło Ravnę.
- Sigga ciągle ma duże, trochę dziecinne oczy. Nabrała ciała, ale dobrze jej z tym.
Trochę zaokrągliła się też na twarzy i wygląda bardzo korzystnie. Po prostu promienieje urodą.
- Ale włosy zawsze miała dość liche - przerwała Raija ostrym głosem. Długo musiała
sobie przypominać, by znaleźć jakąś niedoskonałość w narzeczonej Mikkala.
- No, cóż - zaśmiała się pogodnie Ravna. Jakże dobrze rozumiała Raiję! A równocześnie
niezmiernie bolała nad swą przyszłą synową. - Takich włosów jak ty nie ma nikt, Raiju. Włosy
Siggi pojaśniały w ostatnich latach, ale niesprawiedliwością byłoby przyrównywać je do
twoich.
- Czy Mikkal ją kocha?
- Mikkal? Na to wygląda - rzekła Ravna, starając się ubarwić nieco prawdę.
Ale i Raiji nie dało się tak łatwo oszukać. Ona także potrafiła wyłapywać ukryte tony i
znaczenie nie wypowiedzianych słów. Domyśliła się, że Ravna nie jest z nią do końca szczera.
- Cieszę się, że zobaczę Mikkala - odezwała się wesoło, nagle zmieniając ton rozmowy.
- Musi być już stary, odkąd pamiętam, zawsze był taki dorosły...
- Ma dopiero dwadzieścia jeden lat - odpowiedziała Ravna, pewna, że Raija wie to
równie dobrze jak ona sama.
Raija podniosła oczy ku niebu, nadal udając zdziwienie, i zawołała:
- Naprawdę już tyle? A ja mam piętnaście i wydaje mi się, że jestem już stara. -
Zamilkła na chwilę, a po namyśle dodała: - Karl ma siedemnaście, ale według mnie jest prze-
raźliwie młody.
Ravna westchnęła cicho. Czy potrzebowała więcej dowodów?
Raija chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z sensu swoich słów.
Ravna poczuła ogarniającą ją bezradność. Wiedziała, że w żaden sposób nie może
zabronić Mikkalowi odwiedzić dziewczyny, gdyby jednak wcześniej wiedziała to, co w tej
chwili, nie zgodziłaby się nigdy na ich spotkanie.
Raija zawsze była obcym ptakiem, wcale nie małym krukiem, jak tego pragnął Mikkal.
Zawsze była inna, Ravna nie znała nikogo podobnego do tej dziewczyny. W ich wspólnocie
była obca, tutaj najwyraźniej także. Kto wie, może była obca także wśród swoich?
Ta ciemnooka dziewczynka, którą Ravna niegdyś przygarnęła, kryła w sobie tak wiele
tajemnic. Ale Ravna nie mogła jej nie pokochać. Tak naprawdę było to dobre dziecko, choć
Ravna miała świadomość, że jeśli wezmą w niej górę gorsze cechy, może doprowadzić się do
zguby. Nie raz też zastanawiała się, czy Mikkal naprawdę tak dobrze rozumie Raiję.
- Czy jest przystojny? Ravna, pogrążona w rozmyślaniach, nie usłyszała, o co pyta ją
Raija.
Dziewczyna powtórzyła pytanie.
- Matka zawsze uważa, że jej dziecko jest najpiękniejsze na świecie.
Raija uśmiechnęła się, a Laponce zdawało się, że dostrzega w tym uśmiechu odbicie
własnych uczuć.
- Oczywiście, że Mikkal jest przystojny - powiedziała Raija z uporem. - Zawsze był
piękny i dobry.
- Nie uważasz, że był zbyt dobry? - Ravna nie mogła się powstrzymać od drobnej
złośliwości.
Raija wbiła w nią swe duże ciemne oczy i uniosła brwi. Wyglądała na zdumioną.
- Mikkal za dobry? Nie, Mikkal ma taką naturę. Przebywając z nim, po prostu trzeba
być dobrym.
Ravna wreszcie zrozumiała to, czego Raija nie powiedziała wprost. Karl był za dobry,
ponieważ obdarzał swą dobrocią głównie Raiję, natomiast Mikkal był dobry z natury, a nie
specjalnie dla niej. Na tym polegała różnica. To zresztą określało także po trosze, jakim
człowiekiem jest Raija.
Nagle Ravna zapragnęła, by móc cofnąć czas. Gdyby jej mąż nie zabrał córki Erkkiego
Alatalo do Ruiji i pozostawił ją w Tornedalen, oszczędziłoby to cierpienia wielu ludziom.
- Pehr pewnie jest zadowolony. Wnet będzie miał piękną Siggę za synową? Postawił na
swoim - z niechęcią w głosie stwierdziła dziewczyna.
- Życzyłabym sobie, byście z Pehrem nie byli tak wrogo do siebie usposobieni -
westchnęła Ravna, unikając odpowiedzi na pytanie.
Raija roześmiała się. Spontanicznie objęła Ravnę i uściskała ją mocno. Zaraz jednak
zawstydziła się i zakłopotana odgarnęła grzywkę z czoła.
- Przykro mi - powiedziała. - Niektórzy ludzie tak na mnie działają. Wcale tego nie
chcę. Tak po prostu jest...
- A czy twoja opiekunka także się do nich zalicza?
- Tak - przyznała Raija, oblewając się rumieńcem. - Czasami nawet myślę, że
mogłabym ją polubić, ale potem znów coś jest nie tak. Próbuję, ale mi nie wychodzi.
- Postaraj się bardziej - poprosiła Ravna. - Nie jest takie pewne, czy długo jeszcze ją
będziesz miała.
Raija szybko podniosła wzrok. Dokładnie ta sama myśl przyszła jej do głowy. Ravna
zrozumiała, że Raija dostrzega wiele spraw i rozmyśla nad nimi częściej, niż mogłoby się to
wydawać otaczającym ją ludziom.
- Powinnaś do niej wrócić. Sprawdź, jak się czuje, czy niczego jej nie trzeba.
- A ty? A wy? - przerwała jej bezradnie Raija. - Gdzie jesteście? Czy was jeszcze
zobaczę?
- Na pewno. Nie zapraszam cię do naszego obozu, maleńka, bo nie wiem, czy
pogodzilibyście się z Pehrem. Zresztą wy przecież w ogóle nie chcecie zgody. Ale ja tu jeszcze
wrócę! Pozwolisz mi?
- Czy ci pozwolę? Nie żartuj! Przecież jesteś, Ravno, moją matką.
Powiedziała to tak szybko, z takim przekonaniem, że Ravna zrozumiała, iż jej słowa
płyną z głębi serca. Tak ją to wzruszyło, że dodała coś, czego nie powinna była mówić.
- Nie mogę też Mikkalowi zabronić ciebie odwiedzić...
Dopiero gdy dostrzegła na twarzy dziewczyny triumfalny uśmiech, zrozumiała, że
powiedziała za dużo. Przecież nie chciała jej czynić płonnych nadziei, a tymczasem tak się
właśnie stało.
Uśmiech Raiji dowodził, że dziewczyna nie jest na tyle naiwna, by nie pojąć sensu
rzuconych niebacznie słów. Zrozumiała je i sprawiły jej radość. Ravna natomiast wpadła w
popłoch. Pośpiesznie się pożegnała i odeszła, z lękiem rozmyślając, co przyniosą najbliższe dni.
Raija wróciła do chaty i zobaczyła, że Kristina śpi. Nie miała ochoty spędzać przy łóżku
opiekunki więcej czasu, aniżeli było to konieczne, Kristina przecież nie potrzebowała
towarzystwa podczas snu. Zresztą wyglądała już znacznie lepiej... Raija znalazła resztki ze
śniadania - zimną zupę z ryb - i postawiła przy łóżku chorej. Może zje, jak się obudzi, choć
zapewne nie będzie miała apetytu.
Raz jeszcze upewniwszy się, że Kristina śpi naprawdę, a nie obserwuje jej spod
przymkniętych powiek, podkradła się do swego łóżka i wsunęła dłoń pod futrzane przykrycie.
Wyjęła coś ze skrytki, o której istnieniu tylko ona wiedziała, po czym, nie oglądając się za
siebie, wyszła z izby i po cichu zamknęła za sobą drzwi.
W dłoni ściskała skarb, który chowała przed całym światem. Nie miała żadnych
wyrzutów sumienia, że znów się wymyka z domu. Wszystko, co zostawiła za sobą, mogło
poczekać. Chociaż raz nie śledził jej sokoli wzrok Kristiny, czyż więc mogła przepuścić taką
okazję? Tym bardziej że, jak nieopatrznie zdradziła się Ravna, Mikkalowi bardzo zależało na
spotkaniu z nią.
Raija zatrzymała się dopiero w gęstwinie, gdzie nikt nie mógł jej dostrzec.
Mikkal... Jest gdzieś w dolinie. Oddycha tym samym powietrzem, dobry, miły Mikkal.
Ostrożnie otworzyła dłoń, w której ściskała swój skarb. Nieliczne promienie słoneczne,
które zdołały się przedrzeć przez liściaste korony drzew, roztańczyły się w srebrze i zalśniły
magicznie.
Drżącymi rękoma Raija przypięła ozdobę na piersi. Broszka od Mikkala, ta sama, którą
ofiarował jej na pożegnanie. Miał podarować srebrne ozdoby dziewczynie, którą wybierze na
żonę. Raija, zawiązując ciasno chustę, nie mogła powstrzymać się od uczucia triumfu. Sigga
nigdy nie dostanie tej broszki! Mikkal chciał, by ona, Raija, nosiła to cenne cacko!
Zatopiona w myślach, rozplotła warkocz i rozczesała włosy palcami. Wiedziała, że
ładnie jej w rozpuszczonych. Nie raz przeglądała się w lustrze wody i była w pełni świadoma,
że urodą przewyższa większość dziewcząt, jakie zna.
Czy Mikkal uzna, że jest piękniejsza od Siggi?
Raija położyła się we wrzosach na niewielkiej polance. Do zabudowań było stąd daleko.
Polankę ze wszystkich stron osłaniały drzewa, tak że można było przejść obok, wcale jej nie
zauważając, a równocześnie był to znakomity punkt obserwacyjny. Raija odkryła to miejsce
krótko po przybyciu do osady i nikomu o nim nie powiedziała.
Ani Karl, ani Reijo nie wiedzieli o kryjówce Raiji. To było jej miejsce. Przychodziła tu,
gdy potrzebowała trochę samotności. Tutaj rozpamiętywała wszystko, co się zdarzyło,
uspokajała skołatane myśli. Tutaj jej marzeniom wyrastały skrzydła, nadając szarej
codzienności jaśniejsze barwy.
Był to mały skrawek Ruiji, który miała tylko dla siebie, choć nikt nie obdarował jej
aktem własności. Pewnie nikt nie zrozumiałby jej przywiązania do kawałka ugoru, porośniętego
jedynie kępkami północnych wrzosów i niewymagającą karłowatą brzozą. Nikt - z wyjątkiem
jednej osoby...
Raija wiedziała, że on jest gdzieś niedaleko, odgadywała jego bliskość. Tych dwoje
łączyła tak silna więź, że takie porozumienie było możliwe. On gdzieś tu jest i na pewno ją
znajdzie.
Zaszeleściło w leśnym poszyciu, rozległ się trzask łamanych gałęzi. Raija wstała i
skrzyżowała ręce na piersi, drobnymi dłońmi mocno zaciskając rogi chusty. Ciało miała napięte
niczym cięciwa łuku. Cała zamieniła się w słuch. Gdy usłyszała odgłos kroków, nawet nie
przyszło jej do głowy, że może to być kto inny niż ten, na którego czekała.
Policzki jej płonęły, w oczach zalśnił pełen nadziei blask. Chwilę później las drgnął.
Jakaś dłoń odsunęła na bok gęste gałęzie. Serce Raiji wypełniło nieznane, ale jakże cudowne
uczucie. Oczywiście, że to on! Nikt inny nie odnalazłby drogi do tej polanki. Wyszedł z zarośli,
z cienia, i stanął na tle zieleni.
Raija zobaczyła znajomą śniadą twarz i zgrabne, silne ciało. Może tylko nogi miał nieco
bardziej krzywe, niż zapamiętała, ale to przecież drobiazg bez znaczenia.
Czas jakby się zatrzymał. Oboje stali nieruchomo i wpatrywali się w siebie.
Przez dwa lata żyli marzeniami, a teraz ich marzenia się ucieleśniły. Jakże blade wydały
im się w zderzeniu z rzeczywistością!
Raija, nie zważając na włosy, które wiatr zwiał jej na czoło, uśmiechnęła się do
Mikkala.
W jego opalonej twarzy błysnęły białe zęby, on także odpowiedział uśmiechem.
Raija zauważyła, że w ciągu tych lat wydoroślał i stał się prawdziwym mężczyzną.
Przez moment zapragnęła wiedzieć, czy zrobiła na nim wrażenie, ale w chwilę później już o
niczym nie myślała. Postąpiła do przodu nieśmiało, a on zrobił to samo.
Łzy płynące strumieniem po policzkach niemal ją oślepiły, ale cóż to znaczyło? Nic już
się nie liczyło prócz tego jednego: Mikkal był przy niej.
Płacząc ze szczęścia, powtarzała w kółko jego imię. Jaką radość sprawiało jej
wymawianie tego imienia! Jej rozmarzony głos przypłynął do Mikkala niczym rzeka pieszczot.
Nikt nigdy nie szeptał jego imienia z taką czułością.
Zatrzymała się o krok od niego. Jej drobna, szorstka od pracy dłoń miękko i delikatnie
dotknęła policzka Mikkala. W ciemnych, głębokich oczach dziewczyny błysnęło oddanie.
Nigdy nawet nie marzył, że ktoś będzie tak na niego patrzył.
- Mikkalu! - wyszeptała, wtulając twarz w jego szyję.
Między nimi nic się nie zmieniło.
9
- Raija, mój Mały Kruk! - wyszeptał ochrypłym ze wzruszenia głosem. Ujął w dłonie
twarz dziewczyny, popatrzył czule w ciemne oczy.
Minęły dwa długie lata od chwili, gdy widzieli się po raz ostatni, ale on przez cały czas
był obecny w jej marzeniach. Każdy dzień, w którym zdołała przywołać w wyobraźni jego
obraz i choć przez chwilę porozmawiać z nim w myślach, uznawała za wart przeżycia.
Dla dorastającej dziewczyny przyjaciel z dzieciństwa stał się ideałem. Nikt inny mu nie
dorównywał, wspomnienie dawnych wspólnych chwil pomagało jej godzić się z trudną
rzeczywistością.
- Mikkal! - powtarzała cicho, rozjaśniona bezmierną radością. Potem w spontanicznym
odruchu rzuciła mu się na szyję i przytuliła się do niego całym ciałem.
Musiała go poczuć, by się upewnić, że naprawdę jest przy niej, że stoi tu prawdziwy, z
krwi i kości.
Mikkal wiedział, że nie powinien tak mocno tulić tej drobnej istoty, ale nie był w stanie
wypuścić jej z objęć.
Trzymał w ramionach Raiję! I niczego więcej nie pragnął.
Wydoroślała ta mała dziewczynka, która była dla niego jak młodsza siostra. Nadal co
prawda reagowała bardzo żywiołowo, ale dzieckiem być przestała.
Mikkal przygarnął ją jeszcze mocniej...
Dziewczyna roześmiała się dźwięcznie i odchyliwszy się lekko do tyłu, popatrzyła mu
w twarz. Jej brązowe oczy promieniały.
- Chyba cieszysz się, że mnie widzisz?
- Czy się cieszę? - powtórzył Mikkal i nie mogąc oprzeć się pokusie, pocałował krągły i
miękki policzek dziewczyny, dokładnie taki jaki zapamiętał. - Tak, Mały Kruku, cieszę się
ogromnie!
Puścił ją w końcu i usiedli wygodnie na wrzosach. Raija przysunęła się do niego, tak
jakby pragnęła cały czas czuć jego bliskość. Uradowało go to bardziej, niż potrafiłby dać temu
wyraz słowami. Zdawało mu się, że pierś nie pomieści ogromu uczuć, jakie wywołało w nim to
spotkanie. Spojrzenie Raiji paliło mu twarz, sam zresztą także pożerał ją wzrokiem. Nareszcie
mógł sobie na to pozwolić. Przed dwoma laty była jeszcze dzieckiem, jego młodszą siostrą, i
wtedy nie miał odwagi okazać swoich uczuć.
Teraz wyglądała tak, jak widział ją w marzeniach przez długi czas rozstania. Nie, była
piękniejsza niż wszystkie obrazy podsuwane mu przez wyobraźnię! Czuł, jak w skroniach
pulsuje mu krew.
- Słyszałam, że jesteś bardzo zajęty - rzuciła Raija na pozór obojętnie, ale Mikkal
natychmiast wyczuł w jej głosie jakiś ostry ton i ze zdziwieniem uniósł brwi. - Nie udawaj
niewiniątka - ciągnęła, patrząc w bok. - Czy Sigga nadal jest taka piękna? Twoja matka
wspominała...
Nic nie mogła poradzić na to, że mówienie o tamtej dziewczynie sprawia jej ból. Ba,
nawet myśleć o niej nie potrafiła bez ukłucia w sercu!
Mikkal w jednej chwili pojął wszystko. Czytał z twarzy Raiji jak z otwartej księgi,
zresztą tak było od zawsze.
- Jesteś zazdrosna o Siggę, Mały Kruku - stwierdził i odruchowo odgarnął kosmyk
opadający dziewczynie na czoło. Po chwili powtórzył drżącym głosem: - Jesteś zazdrosna.
- Dlaczego miałabym być zazdrosna o Siggę? - zapytała bezradnie, odwracając wzrok. -
Mam przecież wszystko, czego pragnę. Zresztą ja także wychodzę za mąż.
Nabrawszy oddechu, popatrzyła Mikkalowi w twarz i dodała prowokacyjnie:
- Karl jest bardzo miły!
A więc jest już ktoś w jej życiu! pomyślał Mikkal z rozpaczą. Kiedy uświadomił sobie,
że inny mężczyzna będzie miał prawo do tego wszystkiego, z czego on sam musiał zre-
zygnować, poczuł się straszliwie bezradny. Ów Karl dostanie to, czego on, Mikkal, pragnął w
życiu najgoręcej, choć przecież wiedział, że to pragnienie nigdy się nie spełni.
- Sigga jest bardzo piękna - usłyszał własne słowa jakby wypowiedziane przez kogoś
obcego.
Ale gdy napotkał wyzywające spojrzenie Raiji, roześmiał się nagle na cały głos. W
takiej chwili jak ta nietrudno mu było zapomnieć o Karlu, a także o dziewczynie imieniem
Sigga.
Ostrożnie położył ręce na ramionach Raiji i popatrzył w jej oczy, które przyciągały jak
magnes. Nagle poczuł się lekki, jakby unosił się nad ziemią. Świat wokół przestał istnieć, prócz
nich dwojga nie było już niczego i nikogo.
- Żadna nie dorównuje tobie, Raiju - wyznał stłumionym głosem, bo nagle zrozumiał, że
musi jej powiedzieć prawdę.
Cisza, jaka między nimi zaległa, zdawała się niemal namacalna. Dziewczyna długo nie
odrywała od Mikkala swych ciemnych oczu, a potem odsunęła na bok chustę. Zobaczył wtedy
srebrną broszkę, którą podarował jej na pożegnanie.
Wciąż nosiła broszkę od niego, chociaż miała poślubić innego mężczyznę!
Potem spuściła oczy i wyszeptała ledwie słyszalne słowa, tak ciche jak lekki podmuch
wiatru:
- Tak, jestem zazdrosna o Siggę, Mikkalu! Gdy Mikkal zrozumiał sens tego wyznania,
jego śniada twarz rozjaśniła się niepojętą radością.
- Mały Kruku! - wyszeptał i podniósłszy drżącą dłoń, pogładził leciutko policzek
dziewczyny, zachwycony delikatnością jej skóry.
Kiedyś była jego małą przybraną siostrą i obdarzała go czystą dziecięcą miłością. Teraz
mogła mu ofiarować inną miłość. Nie mógł jej jednak prosić o to, czego najbardziej pragnął, bo
popełniłby niegodziwość względem niej i względem nieznajomego mężczyzny o imieniu Karl,
którego miała poślubić.
- Kochasz Siggę? - wyszeptała Raija ze ściśniętym sercem.
- Nie, Mały Kruku! - odpowiedział ze smutkiem. Nie potrafił skłamać, nie przed Raiją.
Potem przełknął kilkakrotnie ślinę, ale i tak pytanie ledwo przeszło mu przez gardło. - A ty?
Czy naprawdę jesteś szczęśliwa, czy tylko przede mną udajesz? Kochasz go?
Raija pogładziła Mikkala po ramieniu i uścisnęła leciutko jego dłoń, muskającą jej
szyję.
Mikkal domyślał się odpowiedzi, ale zapragnął usłyszeć ją z ust dziewczyny.
- Czy mogłabym pokochać innego? - spytała żałośnie, a kiedy podniosła ku niemu
twarz, dostrzegł, ile jest w niej rozpaczliwej tęsknoty. - Nic na to nie poradzę, Mikkalu. Nie
istnieje mężczyzna podobny do ciebie...
Nagle Mikkala przestało obchodzić, że być może komuś wyrządza krzywdę. Świat
znajdował się gdzieś daleko, tu zaś byli tylko oni i nic poza tym...
Wolną ręką objął Raiję. Zdumiał się, jak bardzo jest szczupła, niemal tak samo jak
wtedy, kiedy była małą rozdokazywaną dziewczynką o rumianych policzkach.
- Myślałaś o mnie, Mały Kruku? - zapytał.
- Nieustannie. Mikkal uśmiechnął się uradowany i zanurzywszy twarz w jej włosach,
chłonął ich woń. Pachniały lasem, świeżym powietrzem, morzem, kobietą. Pachniały Raiją.
Najdelikatniej jak potrafił pieścił wargami jej krągły policzek. Dotyk jego ust wprawiał
Raiję w drżenie. Całował jej czoło, włosy, powieki... Był czuły i delikatny, powściągał trawiącą
go namiętność, by nie zrazić do siebie dziewczyny.
Teraz pragnął jedynie okazać jej całą miłość, miłość, którą gromadził dla niej.
Powinien był jednak się domyślić, że Raiji to nie wystarczy. Dziewczyna czuła bowiem,
że jest gotowa ofiarować mu nieskończenie więcej niż to, o co on ośmieli się poprosić.
Wiedziała też, że takie spotkanie może się już nie powtórzyć.
Podniosła powieki i patrzyła w milczeniu na Mikkala, a jej usta drżały.
- Pocałuj mnie! - poprosiła. - Pokaż, ile naprawdę dla ciebie znaczę!
Miodowe oczy Mikkala rozbłysły i Raija pośpiesznie spuściła wzrok, zawstydzona
nagle swą śmiałością. Co on sobie o mnie pomyśli? przeraziła się w duchu. A jeśli mnie źle
zrozumie?
Ale Mikkal zbyt dobrze znał Raiję, by ją niewłaściwie zrozumieć, a szczerość jej słów
wzruszyła go i uradowała zarazem. Kochał Raiję taką, jaka była, i nie chciał, by zachowywała
się inaczej. Ujął jej twarz mocnymi dłońmi. Któż mógłby przypuszczać, że są tak czułe i
delikatne? pomyślała dziewczyna.
Przez długą chwilę w milczeniu patrzyli sobie prosto w oczy, potem Mikkal pochylił się
i zamknął usta ukochanej pocałunkiem, w którym wyraził całą swą tęsknotę i nadzieję. Jej
wargi były takie miękkie i gorące, kiedy całował je, zrazu lekko, a potem coraz gwałtowniej.
Wiedział, że Raija tego pragnie, że do niczego jej nie zmusza.
- Zawsze kochałem tylko ciebie, Mały Kruku - wyznał wzruszony, gdy wreszcie ich usta
się rozdzieliły. - Tylko ciebie pragnąłem! Ale ty byłaś wtedy jeszcze taka mała...
- Teraz nie jestem już dzieckiem! - odrzekła drżącym głosem.
- Nie kuś mnie, bo możesz przebrać miarę! - rzucił ostrzegawczo Mikkal.
- Nie jestem też podlotkiem, nawet jeśli tak myślisz uśmiechnęła się lekko, przytulając
miękki policzek do jego twarzy.
Mikkal objął ją mocniej. Teraz żadna już siła na tym świecie nie zdołałaby ich
rozdzielić.
- Wiesz, mam przyjaciela, z którym mogę rozmawiać o wszystkim - szepnęła
Mikkalowi do ucha, łaskocząc go swym oddechem.
Po co ona mu to mówi! On wcale nie chce słuchać o jej przyjaciołach! Świadomość, że
ma kogoś tak bliskiego, wywołała w nim odruch niechęci. Nie chciał się dzielić swym Małym
Krukiem z nikim, a już szczególnie w tej niezwykłej chwili.
- Jest przy mnie zawsze, kiedy pragnę się komuś wyżalić, i zawsze mnie rozumie. To
prawdziwy przyjaciel.
- Któż to taki? - spytał, nie panując dłużej nad zazdrością.
- Ty, Mikkalu!
- Nie pojmuję!
Raija delikatnie zakryła mu usta palcem, a jej oczy roziskrzyły się radością.
- Pamiętasz Elle?
- Jakże by nie! - uśmiechnął się i leciutko ugryzł ją w palec.
- Mówiła o wiernym przyjacielu, pamiętasz?
Mikkal pokiwał głową. Przypominał sobie tamten pożegnalny wieczór w jurcie Elle, nie
sądził jednak, że Raija tak bardzo przejęła się wróżbą jego starej ciotki. On sam nigdy nie
przywiązywał zbytniej wagi do jej słów. Nie wierzył w ponadnaturalne zdolności Elle.
- To ty jesteś moim przyjacielem, Mikkalu! - oznajmiła Raija uroczyście. - Kiedy
potrzebowałam bliskości drugiego człowieka, wyobrażałam sobie, że jesteś przy mnie, i po
prostu rozmawiałam z tobą.
Z piersi Mikkala wyrwało się westchnienie ulgi. Ach, ta Raija i jej fantazje! pomyślał, a
na głos rzekł:
- Naprawdę przestraszyłaś mnie, dziewczyno!
- Nie musisz się niczego bać, Mikkalu! Nikt nie znaczy dla mnie tyle co ty! Nikt nie
zdoła obudzić we mnie podobnych uczuć. Jestem tego pewna! Zresztą ty sam także o tym
wiesz.
- Czy wiem? - wyszeptał tuż przy jej twarzy.
W odpowiedzi pogładziła Mikkala, a bijące od niego ciepło sprawiło, że przez jej ciało
przepływały gorące prądy. Kiedy dotknęła jego karku, wyczula cienki rzemyk. Na jej twarzy
odmalowało się zdziwienie. Z niedowierzaniem wyjęła ukryty pod koszulą mały skórzany
mieszek, ten sam, który niegdyś zawiesiła ukochanemu na szyi.
Mikkal zamknął w swej cieplej dłoni drobną rękę Raiji, zaciśniętą na woreczku, i
odezwał się miękkim głosem:
- Odkąd mi go podarowałaś, nie zdjąłem go ani razu.
- Czy już wtedy tak wiele dla ciebie znaczyłam? - rzuciła spontanicznie i zaraz spuściła
wzrok, nie mając odwagi spojrzeć na Mikkala.
Chłopak roześmiał się.
- Już wówczas byłaś dla mnie wszystkim. Uważasz, że to dziwne?
Nie odpowiedziała, oszołomiona, nie śmiała nawet myśleć. Przecież to szaleństwo,
szaleństwo! Trudno uwierzyć w słowa Mikkala, ale przecież nigdy jej nie okłamał!
Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego wówczas podarował jej srebrną broszkę. Ozdobę
przeznaczoną dla narzeczonej...
To, o czym nawet nie śmiała marzyć, stało się rzeczywistością. Tylko na jak długo?
Jego silne dłonie, ciepłe i szorstkie, pogładziły ją po szyi, potem dotknęły na moment
broszki i znieruchomiały na jej piersi. Raija słyszała, że Mikkal dyszy ciężko, ręce drżały mu z
podniecenia. W jego twarzy dostrzegła dziwny grymas, lęk zmagał się z pożądaniem.
- Raiju, nie chcę ci zrobić nic złego! - powiedział, a jego miodowe oczy płonęły,
błagając ją o to, by go powstrzymała, by położyła kres temu, w co nieuchronnie brnęli.
Mikkal się bal. Ale nie chciał też odepchnąć Raiji, pragnął jej i zarazem lękał się, że ją
zrani.
Ten jeden jedyny raz! powtarzał sobie.
Los zadecydował, że na nic więcej nie mogli mieć nadziei.
Raiji wydawało się, że płynie w powietrzu. Nogi uginały się pod nią, kolana drżały.
Nigdy by nie przypuszczała, że Mikkal, ten silny i twardy jak stal Mikkal, potrafi być taki
czuły. Miły, owszem, ale nie taki czuły...
Raija przestała kierować własną wolą, straciła kontrolę nad ciałem. Pożądała tego
cudownego mężczyzny, przyjaciela z marzeń, brata z przeszłości. Zaraził ją swą tęsknotą, swą
namiętnością.
Wiedziała, że Mikkal stara się opanować, że nie chce jej do niczego zmuszać. Nie
myślał teraz o sobie, przeciwnie, wszystko, co czynił, świadczyło o jego bezgranicznej czułości
i oddaniu.
- Nie możesz mnie skrzywdzić - powiedziała, ale niemal w tej samej chwili zarzuciła
mu ręce na szyję i pociągnęła za sobą na miękkie poszycie, w pełni świadoma tego, co robi. -
Pragnę ciebie, Mikkalu!
Nagle opuścił go wszelki rozsądek. Jego usta drżały lekko, gdy patrzył na tę kruchą
dziewczynę, delikatną jak mały górski kwiat i chyba równie silną i wytrzymałą.
Och, jak dygotały mu ręce!
Raija posłała mu pełen wyrozumiałości uśmiech. Odpięła broszkę i przyczepiła ją do
chusty, żeby się nie zawieruszyła.
Wsunął dłonie pod jej bluzkę. Skóra Raiji płonęła, miękka i gładka jak jedwab.
Dziewczyna przymknęła oczy, a na jej twarzy odmalowała się niemal ekstaza.
Mikkal z trudem przełykał ślinę, w gardle miał zupełnie sucho. Pieścił piersi
dziewczyny, zadając sobie pytanie, czy zostały stworzone właśnie dla jego rąk. Wierzył, że tak
było w istocie. Błądził ustami po jej twarzy, całował policzek, a potem delikatnie ugryzł ją w
ucho. Raija zmienionym głosem wyszeptała jego imię, a jej zręczne, niecierpliwe dłonie
wyciągały koszulę ze spodni chłopaka.
Uśmiechnął się ledwie dostrzegalnie. Raija nie była taka nieśmiała, by oddać mu
inicjatywę.
Poczuł, że skóra pali go pod dotykiem jej rąk.
- Raiju moja! - szepnął dziewczynie wprost do ucha i przywarł do niej jeszcze mocniej. -
Mały Kruku, kocham cię!
- Mikkal! - niemal załkała, składając na jego szyi wilgotne pocałunki. - Ja też cię
kocham!
Nigdy dotąd Raija nie była tak świadoma swego ciała i nigdy jeszcze tak bardzo jej nie
zależało na tym, by się komuś podobać. Dla niego, dla Mikkala, chciała być wszystkim.
- Mały Kruku, to szaleństwo! - Starał się zachować resztki rozsądku, ale dłonie
wędrowały nieprzerwanie po szczupłych biodrach dziewczyny.
- Nie! - usłyszał nagle cichy krzyk. Niemal z ulgą cofnął ręce, zaraz jednak zobaczył jej
oczy płonące błagalnie pod gęstymi rzęsami. Potrząsnęła głową i pogłaskała go po nagich
plecach. Czy ona w ogóle wie, co robi? Jak to na niego działa?
- Tak się musiało stać - rzekła, a gdy on wciąż się wahał, rzuciła zdecydowanie: -
Mówisz, że mnie kochasz, Mikkalu! Niech więc to nie będą tylko słowa! Dowiedź swoich
uczuć!
- Sama nie wiesz, o co prosisz - wyszeptał niemal z rozpaczą, ale i on przestał walczyć
ze sobą. Ta dziewczyna przyciągała go z magiczną wprost siłą. Wsunął dłonie pod spódnicę
Raiji i rozpoczął wędrówkę po jej ciele. Każda linia, każda krągłość miała w sobie coś
zmysłowego.
Nie próbował już dłużej panować nad swym pożądaniem. Ich usta połączyły się w
niecierpliwym pocałunku. Mikkal czuł ukochaną każdą najmniejszą cząstką swego ciała. Krew
pulsowała mu w żyłach, a serce tłukło mocno.
Oszołomiony obserwował, jak dziewczyna przemienia się w młodą kobietę, gorącą i
namiętną. Nie cofnęła się, gdy pieszczoty stały się bardziej intymne.
Pragnęła zbadać każdy zakątek jego ciała z taką samą pasją, z jaką on poznawał jej
tajemnice. Kiedy nieporadnie próbował zdjąć z niej ubranie, odsunęła go na bok i z
szelmowskim uśmieszkiem na ustach zaczęła się rozbierać. Uwolniła się z bluzki i spódnicy i
stanęła przed nim naga.
- Jesteś piękna, Mały Kruku! - jęknął zduszonym głosem. - Jakaż ty jesteś piękna!
Potem i on zrzucił z siebie ubranie. Zapewne był pierwszym mężczyzną, którego Raija
widziała nago. Czul na sobie spojrzenie ciemnych oczu ukochanej i nie mogąc tego dłużej
znieść, przyciągnął ją mocno do siebie.
- Raiju - wyszeptał po chwili. - Dla ciebie gotów jestem umrzeć.
- Cii! - powstrzymała go i uszczęśliwiona zamknęła mu usta pocałunkiem. Drobne
dłonie, choć niedoświadczone, pieściły jego ciało coraz śmielej, doprowadzając go niemal do
szaleństwa. Teraz Raija wiedziała tylko jedno: tęsknota, którą w niej obudził, musi znaleźć
ujście.
Mikkal studził swe myśli, przywołując obrazy szemrzących lodowatych strumieni.
Chciał jak najdłużej napawać się dotykiem gładkiej gorącej skóry, każdym swym nerwem
odczuwać cudowne ciało ukochanej.
Obsypywał ją pieszczotami, a ona drażniła jego skórę. Wciąż jeszcze starał się
opanować, ale oczy Raiji prosiły, by ofiarował jej to, o czym do tej pory ledwie ważyła się ma-
rzyć. W tej wyjątkowej chwili, jaką zesłał im los, pragnęła zaznać pełni szczęścia. Wszedł w nią
delikatnie, był czuły i ostrożny, ale i tak twarz Raiji wykrzywiła się w bólu, a do oczu napłynęły
łzy.
Mikkal scałował słone krople i pieścił jej ciało, tak by i ona mogła rozkoszować się
miłosnym zbliżeniem. Nie spieszył się, pragnął ją rozpalić, było to dla niego ważniejsze niż
szybkie zaspokojenie własnej żądzy.
Raija zrozumiała, czym jest miłość, nareszcie zrozumiała, co znaczy kochać ciałem i
duszą. Bo tak właśnie kochała Mikkala.
Poddała się rytmowi i otworzyła Mikkalowi drogę do gwałtownego spełnienia.
Kiedy podniósł powieki, wdzięczny i zawstydzony, napotkał spojrzenie ukochanej.
Raija wytarła mu spocone czoło, a on, pochwyciwszy jej dłoń, złożył w jej wnętrzu gorący
pocałunek.
- Przepraszam - wyszeptał. - Płakałaś przeze mnie.
- To naprawdę nieważne. Już myślałam, że żałujesz tego, co się stało. Byłeś taki dobry,
Mikkalu!
Dotknął jej biodra i przesuwał dłoń, jakby starał się zapamiętać linie jej ciała. Raija
uśmiechała się do niego, teraz już śmiało patrzyła mu w oczy.
- Niewiele o tym wiem, ale słyszałam, że ten pierwszy raz bywa trudny. Ale... -
wstrzymała oddech - ty uczyniłeś to cudownie. I tak bardzo chciałam, żebyś to był właśnie ty!
Po prostu musiałeś być pierwszym mężczyzną w moim życiu.
Jej słowa napełniły go niewysłowionym szczęściem. Czuł, że właściwie nie żył, póki jej
nie spotkał, a już szczególnie podczas ostatnich lat rozłąki. Choć fizycznie istniał, tak naprawdę
był martwy.
Teraz, kiedy w jego życiu znów pojawiła się Raija, cała rzeczywistość jawiła mu się w
całkiem nowym świetle. Raija, która tak naprawdę nigdy go nie opuściła... Obserwował ją
zmrużonymi oczami, kiedy przez głowę nakładała bluzkę i zapinała spódnicę.
- Masz zamiar tak leżeć i marznąć? Czyżbyś chciał umrzeć dla mnie? - zapytała ze
śmiechem.
Dopiero teraz poczuł, że drży z zimna. Chłodny wieczorny wiatr owiał jego spocone
ciało, które pokryło się gęsią skórką.
Już ubrany uklęknął przed dziewczyną, która podała mu broszkę.
Mikkalowi wydawało się, że wypełnia jakiś święty obrzęd, kiedy przypinał srebrną
ozdobę do bluzki Raiji. To był dowód uczuć, jakie do siebie wzajemnie żywili.
Pocałowali się delikatnie, a Mikkal niemal utonął spojrzeniem w głębokich jak czarne
stawy oczach Raiji. Chyba nigdy w życiu nie zdołam dotrzeć do samego dna tych oczu, nigdy
nie poznam jej tak naprawdę, pomyślał zasmucony. Zaraz jednak uświadomił sobie, że na
pewno nie uda się to także nikomu innemu...
Raija oparła się plecami o pień brzozy, a Mikkal położył głowę na ramieniu
dziewczyny. Okryli się grubą chustą. Mikkal po raz pierwszy w swym życiu poczuł się w pełni
szczęśliwy.
- To chyba niczego nie zmieni, prawda? - usłyszał zdławiony głos Raiji. Właściwie to
nie było pytanie, raczej stwierdzenie. Raija znała odpowiedź równie dobrze jak Mikkal. -
Wrócisz do Siggi, a ja zostanę żoną Karla.
Mikkal zacisnął szczęki. Bolało go, że o tym mówi, ale równocześnie miał świadomość,
że między nimi nic nie może zostać niedopowiedziane.
- Tak musi być, Mały Kruku. Wiesz, co do ciebie czuję, i tak będzie zawsze. A ja wiem,
co ty czujesz do mnie. Ale masz rację, to niczego nie zmienia.
- Nigdy nie będziesz kochał Siggi tak jak mnie - rzekła Raija z determinacją.
Mikkal popatrzył w twarz ukochanej.
- Wiesz przecież - rzekł łagodnie. - A twój Karl nie dostanie takiej Raiji, jaką ja
pokochałem. Nigdy nie dotrze do twego serca...
- Elle wywróżyła mi wielu mężczyzn... - mruknęła Raija, zasłuchana w wieczorną ciszę.
- Mówiła, że wielu mężczyzn będzie cię kochać - poprawił ją. - To i ja mógłbym ci
przepowiedzieć, Mały Kruku, choć nie jestem jasnowidzem.
- A mnie się zdaje, że twoja ciotka mówiła prawdę - przerwała mu gniewnie Raija, ale
złagodniała zaraz pod spojrzeniem Mikkala. On jeden potrafił okiełznać gwałtowność
dziewczyny, z którą nikt inny nie potrafił sobie poradzić.
- Na twoim miejscu nie przywiązywałbym do tych słów zbytniej wagi.
Mikkal starał się myśleć trzeźwo, chociaż i on zastanawiał się nad przepowiednią, którą
Elle ofiarowała Raiji na pożegnanie przed dwoma laty. Choć teraz nie chciał się do tego
przyznać, dobrze zapamięta! każde wypowiedziane przez starą kobietę słowo.
- Elle nie powiedziała, że nigdy nie będę szczęśliwa! - W głosie Raiji pobrzmiewała
nadzieja. Mikkal rozumiał, co chce przez to wyrazić. Nazbyt często jego własne myśli wę-
drowały w tym samym kierunku. - Mówiła tylko, że będę musiała 'walczyć o szczęście...
- No cóż, i tak oboje musimy zrobić to, czego od nas oczekują! Kto wie, może nasza
wzajemna miłość jest zbyt silna? Sigga mnie kocha, byłoby lepiej, gdyby tak nie było. Jestem
pewien, że twój Karl także cię ubóstwia...
- Ale ja pragnę tylko ciebie, Mikkalu!
- Myślisz, że ze mną jest inaczej? Sądzisz, że łatwo mi rozstać się z tobą, kobietą, którą
wielbię ponad wszystko?
- Nie powinniśmy byli nigdy się spotkać... Zesztywniał w jej objęciach, a potem odsunął
się gwałtownie.
- Chyba tak nie myślisz - rzekł, zaciskając dłonie na jej ramionach. - Nie wolno ci,
Raiju! Serce mi pęka, gdy pomyślę o rozstaniu, a jednak wolę to, niż gdybym miał cię nigdy nie
spotkać. Już samo twoje istnienie nadaje sens mojemu życiu. Być może żadne z nas nie zazna
nigdy pełni szczęścia, ale przecież możemy uczynić szczęśliwymi dwoje innych ludzi. To także
jest ważne, najdroższa!
- Nie jestem taka szlachetna jak ty, Mikkalu. Do diabła z innymi! - wybuchnęła. - Ty
jesteś moim życiem!
Mikkal nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Rozumiem cię, Raiju. Los nie obszedł się z tobą zbyt łaskawie. A jednak dobrze wiesz,
że żadne z nas nie może odmienić tego, co nam przeznaczone...
- Jesteś taki strasznie rozsądny - westchnęła, wtulając twarz w jego pierś. - I tego akurat
w tobie nie lubię. Ale pewnie masz rację... - dodała zrezygnowana. - Zgadzam się z tobą, ja
także bym żałowała, gdybyśmy się nie spotkali. Znasz mnie zbyt dobrze, Mikkalu! Znasz mnie
lepiej, niż ja znam samą siebie.
Uśmiechnął się z dumą. Prawdziwej Raiji nie pozna żaden inny mężczyzna. Ona należy
do niego. Tylko on wie, co tkwi w jej sercu. Wszystko jedno, co im się przydarzy, ścieżki ich
losu i tak nierozerwalnie się ze sobą splotły. I nikt tego nie zmieni.
- Opowiedz mi o swoim życiu tutaj, Raiju! Zaczęła mówić. Wyjawiła wszystkie myśli,
które dusiła w sobie przez minione dwa lata. Przyniosło jej to wielką ulgę. Opowiedziała o
ciężkiej pracy, o tym, jak brakowało jej zwykłej życzliwości i ludzkiego ciepła. Wyznała, że
niewiele ją obchodzą mieszkańcy wioski, i nie kryła, że niechęć jest obopólna. Opowiedziała o
swych rozczarowaniach i upokorzeniach. O tym, jak starała się, by ją zaakceptowano, ale jak
bez przerwy, raz za razem, odrzucano ją. Mówiła o ludziach, którzy ją odepchnęli, gdy
ofiarowała im swe zaufanie. Raija odgrodziła się od nich murem i tak samo jak oni jej, tak i ona
ich nie dopuszczała do swego świata.
Zapewniała, że się tym nie przejmuje, ale Mikkal wyczuł, że nie mówi wszystkiego,
duma nie pozwala jej wyznać prawdy.
Wreszcie beznamiętnym głosem, tak jakby mówiła o kimś obcym, Raija opowiedziała,
że Isak usiłował ją zgwałcić.
Mikkal zacisnął pięści w bezsilnej wściekłości.
- I co uczynił twój Karl?
- Jak to: co uczynił? - zapytała, nie pojmując, o co mu chodzi.
- N o , rozprawił się z tym Isakiem?
- Nie.
- Nie? - Mikkal potrząsnął czarną jak smoła grzywką i popatrzył na dziewczynę z
niedowierzaniem. - Chyba mi nie powiesz, że puścił to płazem? Co z niego za mężczyzna? Ja
bym zabił tego nędznika gołymi rękami! Zabiję go!
- Nie, Mikkalu! Nikogo nie będziesz zabijał! Nie rozumiesz, że on nie jest tego wart?
Nie chcę, żeby twoje ręce splamiły się jego krwią.
Mikkal powoli opanowywał wzburzenie, ale ciągle nie mógł dojść do siebie po tym, co
usłyszał.
- Odejdziesz stąd, Mikkalu, do Siggi - rzekła Raija po chwili milczenia. - Pobierzecie się
i będziecie żyć w tundrze. Dochowacie się wielu czarnowłosych dzieci... o miodowych oczach.
- Nic nie mów! Raija udawała, że nie słyszy jego słów, i ciągnęła dalej:
- ... a ja zostanę żoną rybaka. Urodzę Karlowi jasnowłosych synów o błękitnych oczach.
Będę dobrą żoną. Ale od czasu do czasu spojrzę w niebo i pomyślę, że to samo niebo znajduje
się nad twoją głową. I być może w zimową noc popatrzymy na tę samą gwiazdę.
- Nie mów o tym, Raiju! - błagał zduszonym głosem.
- Oboje będziemy zadowoleni, ja z życia z Karlem, a ty z Siggą. Może kiedyś się
spotkamy, zobaczymy, jak czas się z nami obszedł. Policzymy zmarszczki, poszukamy w
swych oczach śladów cierpienia i pozwolimy sobie na niewinny pocałunek. Będziesz mówił do
mnie „kochana siostrzyczko”, a ja nazywać cię będę „kochanym starszym bratem”.
- Czy słyszałaś kiedyś baśń o stallo, który zmusił lapońską dziewczynę, by poślubiła
jego syna? - spytał nieoczekiwanie.
- Twój ojciec nigdy nie opowiadał mi o sobie - odpowiedziała ostro.
Mikkal uśmiechnął się.
- Może nie wyraziłaś się o nim szczególnie miło, ale chyba sobie na to zasłużył.
- Co się stało z tą dziewczyną? - zapytała Raija, choć właściwie nic jej to nie
obchodziło. Kiedyś uwielbiała lapońskie legendy i często błagała Ravnę, by jej opowiedziała
którąś z nich. Teraz jednak nie miała czasu na baśnie, w głowie roiło się jej od własnych myśli.
- Dziewczyna sobie poradziła...
- Zapewne była taka brzydka, że syn stallo jej nie chciał i musiano ją odprawić.
Mikkal uśmiechnął się lekko.
- To mało oryginalne zakończenie. Gdzie się podziała twoja fantazja, Mały Kruku? Nie,
dziewczyna była piękna, czy gdyby było inaczej, stallo chciałby ją na synową? N o , może nie
była aż tak urodziwa jak ty, ale podobnie jak ty była osobą rozumną. Udawała, że pogodziła się
ze swym losem. Syn stallo nie był radością dla oczu ani też nie grzeszył rozumem. Ale pobrali
się i odbywała się uczta weselna. Młoda para miała przynieść z pieca kociołek z mięsnym
wywarem. Wówczas Laponka przechytrzyła wszystkich. Podniosła kociołek ze swej strony
trochę wyżej, niż to uczynił syn stallo, i gorący wywar wylał się na niego. Niewiele pozostało z
jego męskich atrybutów po tej przygodzie...
- Radzisz mi, bym wylała obiad weselny na kolana Karla? Wątpię, czy to się uda.
Pociągnął ją za włosy.
- Chcę tylko powiedzieć, że sobie poradzisz tak samo jak ta Laponka. Ty także jesteś
bystra i rozsądna. Poradzisz sobie, Raiju!
- A może ty byś wylał wywar z mięsa na kolana Siggi?
- Nienawidzisz jej? Raija nie od razu odpowiedziała, wpatrzona w chmurę
przypominającą kształtem ptaka. Ale wiatr zaraz porwał obłok na strzępy.
- Nie - odrzekła po długiej chwili, która zdawała się trwać wieczność. - Wydaje mi się,
że nie. Tylko że ona nie wiadomo dlaczego otrzyma to wszystko, czego ja pragnę. Sądzę, że
zasłużyłam na ciebie, Mikkalu, bardziej niż Sigga. Ona nawet nie ma dość rozumu, by docenić,
kto jej się dostanie.
- Sigga mnie potrzebuje - stwierdził Mikkal z powagą. - Ty mnie nie potrzebujesz tak
bardzo jak ona, bo właściwie jesteś bardzo silna, mój ty biedny Mały Kruku. Masz w sobie
niezwykły hart, a Sigga jest jak trzcina. Ona potrzebuje takiego męża jak ja.
- Za chwilę mi jeszcze wmówisz, że Karl nie może się obejść beze mnie? Taki jesteś
mądry, na pewno i to wiesz?
- Ty to powiedziałaś, Raiju, i być może jest to prawda. Jestem pewien, że nie jest taki
jak ja, bo gdyby ktoś cię skrzywdził, a ja miałbym prawo czuć się za ciebie odpowiedzialny, ów
nędznik nie pożyłby długo, zapewniam cię!
Raija niechętnie przyznała mu rację. Karl był łagodny, miękki, pokieruje nim, jak tylko
sama zechce. Mikkal zaś podobny jest do niej - uparty, dumny i silny.
- Możemy żyć sami, ty i ja, dlatego i tej sytuacji sprostamy. Na pociechę mamy
świadomość, że tamtych dwoje nas kocha, będziemy więc kochani jakby podwójnie. Każde z
nas będzie miało kochającego małżonka. I choć nie odwzajemniamy w pełni ich uczuć, mamy
wielką miłość, która nas łączy. Może nie zasłużyliśmy nawet na tak wiele miłości. Mamy
siebie, choć nie będziemy żyć razem. Należymy do siebie, mimo że dzielą nas góry i doliny.
- Cudownie to brzmi - mruknęła Raija z przekąsem. - Nie jestem jednak pewna, czy
równie cudowne okaże się i nasze życie.
- A jak sądzisz? - spytał się z uśmiechem. - Zdawało ci się, że życie to zabawa?
- Akurat takich pytań nie musisz mi zadawać, Mikkalu - rzekła urażona.
Mikkal w tej samej sekundzie pożałował swych słów, bo nie kto inny, ale właśnie Raija
najboleśniej doświadczyła tego, czym może być życie.
- Wybacz mi! - poprosił, całując jej dłoń. Dziewczyna pochyliła się i przytuliła policzek
do jego czarnych włosów.
- Wszystko jest takie trudne - westchnęła cicho. - Zdawało mi się kiedyś, że w Ruiji
będzie niczym w baśni...
- A tymczasem życie różni się od marzeń - dokończył za nią.
Raija wyraziłaby to inaczej, ale nie odezwała się. I tak się rozstaną. Nic go nie zatrzyma,
obojętnie, co powie czy uczyni. Mikkal należy do Siggi.
Mikkal milczał. Chłonął wszystkimi zmysłami otaczającą ich przyrodę, przekonany, że
nawet za sto lat będzie pamiętał każdą sekundę tego niezwykłego wieczoru.
Rozżarzone słońce, które daremnie usiłowało wyjrzeć zza szczytów po drugiej stronie
fiordu. Chmury przepływające po niebie, zmieniające co chwila kształty, to rozpadając się na
małe obłoki, to łącząc się w większe. Zapragnął popatrzeć na nie oczami Raiji. Pamiętał, jak
śledząc pierzaste obłoki, umiała w nich dojrzeć obrazy, których on nigdy by się nie domyślił.
Zrudziałe wrzosowisko w tundrze mieniło się różnobarwnymi owocami: czerwonymi
borówkami, czerwono - granatowymi jagodami, czarną bażyną. Zieleń zaczynała z wolna
ustępować rudym i czerwonym barwom z jesiennej palety. Zbocza już lekko się zapłoniły, ale
nie tylko ciężkie wieczorne słońce nadawało im ów czerwonozłoty odcień. Lato dobiegało
końca.
Jakże współgrało to z jego uczuciami! Do jego serca także wkradała się jesień,
zapowiadając długą, mroźną zimę.
Jakże go kusiło, by odwlec ten czas! W przyszłości będzie mógł tylko marzyć o tym, by
leżeć w ramionach Raiji tak jak teraz. Przez resztę życia przyjdzie mu się karmić
wspomnieniem tych kilku zaledwie godzin. Pragnął je więc wydłużyć w nieskończoność. Tak
bardzo nie chciał się rozstawać z Raiją, ale im dłużej zwlekał, tym trudniej było mu się z nią
pożegnać. Wiedział, co oznacza rozłąka. Już raz to przeżył.
- Mały Kruku! - szepnął, tchnąwszy miłość w każdą głoskę.
- Tak, Mikkalu! - odpowiedziała z lekkim drżeniem. A więc rozumiała. Wykradziony
czas dobiegał końca.
- Pora się żegnać.
Mikkal wstał i podał Raiji rękę, by jej pomóc się podnieść. W naturalnym odruchu objął
ją wpół. Raija przytuliła się mocno i z płaczem ukryła twarz w jego koszuli. Mikkal czuł na
piersiach jej łzy. Cokolwiek by rzekł, nic nie mogło ukoić jej bólu.
W milczeniu trzymał ją w ramionach. Przypomniał sobie Tornedalen i małą
dziewczynkę pozostawioną przez ojca późną zimą w wietrzny dzień.
Wtedy potrafił ją pocieszyć, teraz jednak nie mógł ofiarować jej nic, co osuszyłoby jej
łzy i rozpromieniło twarz cudownym uśmiechem.
Płacz ucichł. Raija podniosła zapuchnięte oczy.
Mikkal poczuł, jak ściska go w gardle. Widział, że dziewczyna stara się przybrać
dziarską minę, a nawet usiłuje wykrzywić usta w uśmiechu. Ale jej brązowe oczy były głębokie
jak studnie bez dna i śmiertelnie poważne.
- Chyba jestem głupia - chlipnęła, wycierając dłonią nos.
- Nie, Raiju. Ja także ledwie powstrzymuję się od łez. Nie chcę tylko, byś widziała, jak
płaczę, Mały Kruku. Moje łzy należą do mroku nocy. Tobie chcę ofiarować wyłącznie uśmiech.
- Ale ja pragnęłabym dzielić z tobą nawet łzy.
Uśmiechnął się ze smutkiem, kładąc dłoń na jej policzku. Gładził palcami jej ucho,
zawinął lok miękkich czarnych włosów.
Ale i on nie mógł znieść tego napięcia. Przycisnął Raiję mocniej do siebie, zapatrzony
szeroko otwartymi oczami w niebo. Śniada twarz wyrażała cierpienie tak wielkie, że graniczyło
z szaleństwem. Ciepło bijące od dziewczyny powoli przywróciło mu spokój. Zwolnił uścisk i ze
spuszczoną głową chwycił Raiję za ramię. W milczeniu ruszyli w stronę ścieżki.
Doszli do zagajnika w pobliżu chaty Kristiny. Mikkal chciał odejść bez pożegnania. I
bez tego było mu strasznie ciężko. Najchętniej udałby, że...
- Gdzie rozbiliście obóz? - spytała tylko po to, by odwlec moment rozstania.
Mikkal stał bardzo blisko Raiji, ale jej nie dotykał. Tłumaczył cicho, że zatrzymali się
kilka kilometrów stąd w górę rzeki. Akurat teraz spora odległość nie miała dla niego żadnego
znaczenia. Potrzebował czasu, by ochłonąć, by uspokoić i zebrać myśli. Na pewno nie pójdzie
na skróty. Domyślając się, że Raija zaraz zasypie go kolejnymi pytaniami, powstrzymał ją, nim
zdążyła otworzyć usta.
- Rajiu - rzekł i sięgnął po gałąź, by nie ulec pokusie i nie pochwycić znowu
dziewczyny w ramiona. - Nie przeciągaj tego dłużej, Mały Kruku! Nie zniosę więcej! Nie mam
czasu, wiesz o tym równie dobrze jak ja.
- Nie! - jęknęła, chwytając go wpół. Mikkal ścisnął gałąź, ale przecież i on był tylko
człowiekiem. Przecież to w jego ramionach było miejsce Raiji...
Nie miał pojęcia, jak długo tak stali, mocno przytuleni. Później żadne z nich nie
potrafiło przypomnieć sobie, co wówczas mówili. Zresztą, jakież to miało znaczenie? Pragnęli
przecież być jak najbliżej siebie, chcieli jeszcze wykraść choćby odrobinę czasu.
Jak dwoje tonących trzymali się nawzajem kurczowo, świadomi, że może dzieje się tak
po raz ostatni, z uczuciem bowiem, jakie nosili w sercach, nie wolno im było się ujawniać.
Ich usta znów się złączyły desperacko w ostatnim pocałunku, w którym zawarli
wszystko: czułość, pożądanie, miłość.
Ale ziarenka piasku szybko przesypywały się w klepsydrze.
Duże, szorstkie dłonie ujęły delikatnie twarz dziewczyny. W wieczornym mroku
zalśniły miodowe oczy.
- Mały Kruku, zawsze będę cię kochał. I zawsze będę z tobą myślami. Nie opuszczę
cię...
Leciutko, jak muśnięcie letniej bryzy, Raija pogładziła jego policzek, naznaczony przez
wiatr, słońce i deszcz.
- Do zobaczenia, Mikkalu, mój ukochany! - wyszeptała, po czym odwróciła się na pięcie
i uniósłszy spódnicę, pobiegła w stronę chaty. Włosy powiewały jej na wietrze. Nie obejrzała
się ani razu, nawet gdy otworzyła drzwi, nie zerknęła przez ramię za siebie.
Mikkal podziwiał ją za to. Na zawsze zapamiętał ten obraz. Złamał gałązkę brzozy i w
roztargnieniu skubał na drobne kawałki, oddalając się ciężkim krokiem. Potrzebował
samotności i ciszy, którą mogła mu dać tylko noc.
Raija zamknęła drzwi i wstrzymała oddech. Długą chwilę stała nieruchomo,
nasłuchując, czy czasem nie usłyszała jej Kristina. Ale zorientowawszy się, że nie, westchnęła z
ulgą i przekradła się cichutko do swojego łóżka. Równie bezgłośnie się rozebrała i wsunęła pod
narzutę z futra. Gdyby Kristina odkryła, że jej podopieczna gdzieś wychodziła, rozpętałaby się
prawdziwa burza. A Raija wolała odłożyć tę kłótnię do następnego dnia. Do tej pory zdąży
wymyślić jakąś przekonującą historyjkę, usprawiedliwiającą jej nieobecność. A może Kristina
w ogóle nie zauważyła jej zniknięcia?
Mikkal...
Kiedy przymknęła powieki, widziała go zupełnie wyraźnie, zdawał się taki rzeczywisty.
Zdawało jej się nawet, że słyszy jego oddech...
Oddech!
Raija poczuła, jak lodowata dłoń ściska jej serce. Szczelniej okrywszy się futrem,
nabrała powietrza w płuca i nastawiła uszu.
Cisza.
Pełna najgorszych przeczuć z rosnącym lękiem wstała z łóżka, pośpiesznie narzuciła na
siebie ubranie i boso, ściskając kurczowo rogi chusty, podeszła do łóżka Kristiny.
Zmusiła się, by stać cicho. Wsłuchała się raz jeszcze.
Niechętnie dotknęła twarzy opiekunki. Pomarszczona, wysuszona skóra była zupełnie
zimna. Dla pewności Raija przyłożyła dłoń do ust leżącej.
Nic.
Raija wybiegła z chaty i zatrzymała się dopiero, gdy dom został daleko za nią.
Ciężko dysząc, oparła się o pień drzewa i przymknęła oczy. Nie myliła się. Kristina nie
oddychała. Umarła.
10
Ravna nie odzywała się, choć dobrze wiedziała, że Pehr posądza ją o to, iż w tajemnicy
przed nim doprowadziła do spotkania syna z Raiją.
- Gdzie się, do diabła, podziewa ten chłopak? - warknął chyba po raz dziesiąty w ciągu
ostatniej półgodziny, drapiąc się nerwowo po brodzie. - Jesteś pewna, że nie było go tam, dokąd
poszłaś?
- Najzupełniej - odrzekła Ravna z naciskiem.
Pehr zachowywał się jak dziecko, uparcie unikał imienia Raiji, jakby się bał, że kryje w
sobie jakąś magiczną formułę i wypowiedzenie go na głos sprowadzi na niego nieszczęście.
- Czy ten chłopak nie ma w sobie za grosz poczucia odpowiedzialności? - burknął,
patrząc posępnie. - Załatwiłem mu najlepszy ożenek, lepszej panny nie znajdzie od wybrzeża po
południowe krańce Laponii. Zamiast mi być wdzięczny... Ale to wina tej czarnowłosej diablicy!
- Którą przecież sam zabrałeś z jej rodzinnego domu - rzuciła Ravna.
Mężczyzna zmrużył oczy, które teraz przypominały dwie szparki w siatce zmarszczek, i
pokiwał ze smutkiem głową:
- Wystarczająco często tego żałowałem, Ravno. Córka Erkkiego Alatalo nigdy nie
powinna była przybyć do Ruiji! Ta dziewczyna sprowadza same nieszczęścia!
- Posłuchaj, ktoś biegnie! - przerwała mu Ravna, słysząc pośpieszne kroki. - Masz
swojego syna, Pehr!
Mężczyzna wstał i z zaciśniętymi pięściami skierował się do wyjścia.
- Jeżeli był u tej małej wrony... Brzmienie jego głosu nie wróżyło dobrze Mikkalowi.
Raija, zalana łzami, biegła na oślep. Pędziła boso przed siebie, byle dalej od martwej
Kristiny. Za nic w świecie nie spędzi nocy w jednej izbie z trupem!
Śmierć opiekunki wywołała w niej lawinę wyrzutów sumienia. Może gdyby została w
chacie, nie stałoby się najgorsze. Ale przecież tak bardzo tęskniła za Mikkalem, tak bardzo
pragnęła go zobaczyć...
A może Kristina umarła, kiedy ona i Mikkal... Nie! Raija nawet nie chciała o tym
myśleć.
Biegła instynktownie przed siebie, nie zastanawiając się, dokąd niosą ją nogi. Nie czuła,
że rani stopy i marznie w nocnym chłodzie. Jakiś wewnętrzny głos wytyczał jej drogę.
Zdyszana, z walącym sercem i twarzą spuchniętą od łez, kierowała się wprost do
stojącej samotnie nad brzegiem rzeki jurty.
Z dymnika unosił się dym. Poruszyły się skóry osłaniające wejście do namiotu i w
otworze pojawiła się jakaś postać. Nie był to jednak szczupły młodzieniec o szerokim torsie, ale
niewysoki, przygarbiony mężczyzna o sylwetce zdradzającej słabość do zawiesistych mięsnych
zup.
Raija rzuciła się ku niemu wyczerpana i żeby nie upaść, chwyciła go za ramiona. Nigdy
wcześniej z własnej woli nie szukała u niego wsparcia.
Pehr, który nie przypuszczał, że jeszcze kiedyś zobaczy Raiję Alatalo, przeżył głęboki
wstrząs. Dziewczyna uczepiła się go blada, jakby goniło ją jakieś monstrum.
- A więc niepisane mi było raz na zawsze rozstać się z tobą - odezwał się z trudem.
Raija nie miała nawet dość sił, by mu odpowiedzieć.
Tymczasem Ravna wstała od paleniska i przecisnęła się do nich. Zatroskana objęła
Raiję, posyłając mężowi ostrzegawcze spojrzenie. Pehr jednak, udając, że tego nie widzi,
wsunął kciuki za pas i zapytał nieprzyjaźnie:
- Może mi powiesz, gdzie się podziewa mój syn? Dziewczyna na chwilę podniosła
wzrok.
- Mikkal? - zapytała zagubiona.
- O ile mi wiadomo, nie mam więcej synów - zagrzmiał Pehr, teraz już pewien, że
młodzi się spotkali.
Raija milczała, nerwowo przełykając ślinę.
Pehr odwrócił się do niej plecami i zaklął pod nosem. Chyba z diabelską pomocą ta
dziewucha wyrosła na taką piękność! Postanowił dołożyć wszelkich starań, by w przyszłości
trzymać syna od niej z daleka. W końcu Mikkal jest tylko mężczyzną, a Raija stanowi
śmiertelne zagrożenie dla każdego osobnika w spodniach. Pehr dostrzegł to od razu. Nawet z
zapuchniętymi od płaczu oczami i potarganymi włosami była piękna. Nie powinien nigdy
zabierać jej z Tornedalen, niechby tam nawet zdechła z głodu!
- Kristina - wyszeptała wreszcie Raija tak cicho, że tylko Ravna ją zrozumiała.
- Co z nią? - zapytała Laponka, przeczuwając najgorsze. Zaraz też jej przypuszczenia się
potwierdziły.
- Ona umarła, Ravno. Nie żyła, kiedy wróciłam...
- Nie byłaś przy niej? - wyrwało się Ravnie. Pehr, który bacznie przysłuchiwał się
rozmowie, złapał Raiję za ramię i potrząsnął nią mocno.
- Gdzie byłaś, kiedy umierała twoja opiekunka? Raija nie odpowiedziała. Płakała, zdając
się nie zauważać, jak brutalnie traktuje ją Pehr.
- Gdzie byłaś? - ryknął ponownie Lapończyk. Raija starała się mu wyrwać, ale był zbyt
silny. Podczas szarpaniny zsunęła jej się z ramion chusta i wówczas na bluzce błysnęła broszka.
Pehr rozpoznał ją od razu.
Wyciągnął rękę i zerwał ozdobę. Głos drżał mu z gniewu, kiedy przyłożył Raiji broszkę
niemal do samych oczu i zażądał, by wyjaśniła, skąd ją ma.
- On nie miał prawa pozwolić ci jej nosić! Podarował ci srebro po mojej matce, które
powinno należeć do Siggi!
Ravna próbowała uspokoić męża, ale bezskutecznie. Pehr rzucił się na dziewczynę,
która biernie znosiła jego gniew. Ani słowem nie zaprotestowała. Jej twarz nie zdradzała żad-
nych uczuć. Płakała tylko, wpatrzona gdzieś w pustkę, jakby nie dostrzegała nikogo wokół
siebie.
Ravna bała się, że Pehr uderzy Raiję, jego nagromadzona przez lata złość łatwo mogła
się przerodzić w agresję.
I nagle usłyszeli w mroku gniewny, zmieniony przez cierpienie głos:
- Ojcze, nie waż się tknąć Raiji! Po chwili Mikkal pojawił się przy dziewczynie. Jakby
to było najbardziej oczywiste na świecie, objął opiekuńczo jej dygoczące ramiona, chroniąc
przed furią ojca. Wyrwał mu broszkę i wcisnął ją w dłoń dziewczyny.
- Podarowałem jej tę broszkę i nikt nie ma prawa jej odebrać. - A potem znacznie
łagodniej przemówił do Raiji: - Co się stało, Mały Kruku? Dlaczego płaczesz?
- Jej opiekunka nie żyje! Umarła, kiedy zabawiałeś się z tą wroną!
Pehr splunął w stronę syna.
W oczach Mikkala zalśniły błyskawice. Zacisnął usta i nic nie odpowiedział ojcu.
- Czy to prawda? - zapytał Raiję. Delikatnie głaskał ją po włosach i po plecach. - Czy to
prawda, Mały Kruku?
Raija ukryła twarz na jego piersi i pokiwała głową. Mikkal westchnął ciężko i przytulił
dziewczynę mocniej, jakby pragnął ochronić ją przed zimnym i bezwzględnym światem.
- Powinienem był pójść z tobą - mruknął, tuląc twarz do jej włosów.
- Ach, tak, więc byłeś razem z nią! - wykrzyknął triumfalnie Pehr.
- Tak, spotkałem się z nią. Ale resztę swoich brudnych myśli zatrzymaj dla siebie - rzeki
lodowatym tonem Mikkal.
Pehr w y m a m r o t a ł coś pod nosem, ale nikt nie usłyszał jego słów.
- Nie wrócę tam - szlochała Raija. - Nie wrócę!
- Oczywiście, że nie. Zostaniesz tutaj! Mikkal spojrzał na ojca zdecydowanym
wzrokiem.
- Nie ma mowy! - sprzeciwił się Pehr. - Co powiem Pawie? Że mój syn sypia z tym
szatańskim pomiotem?
- Raija jest moją młodszą siostrą! - Głos Mikkala był zimny jak polarna noc. - I nie
opowiadaj o uwodzeniu, bo tej dziewczynie potrzebny jest teraz ktoś, kto ją rozumie.
- I to masz być ty? - zapytał z ironią Pehr. - Święta naiwności! Nie wiń mnie, jeśli Pawa
zerwie wszystkie nasze umowy. Przecież ta dziewucha może zwrócić się o pomoc do innych.
Ma wyjść za mąż! Nie może więc pójść do narzeczonego?
- Raija zostanie tutaj! - uciął Mikkal i pociągnął dziewczynę za sobą do jurty.
- Już ja was przypilnuję! Bo w twoje braterskie uczucia ani trochę nie wierzę! - wrzasnął
Pehr i demonstracyjnie rozsiadł się obok syna i Raiji.
Siedział ponury jak chmura gradowa, śledząc każdy ruch młodych. Kiedy minęło kilka
godzin nocy, a on ciągle nie zauważył niczego, co potwierdziłoby jego najgorsze podejrzenia,
ogarnęły go wątpliwości. Może niesłusznie ich posądzał? Może Mikkal wreszcie odzyskał
rozsądek i przeszła mu ta młodzieńcza namiętność?
Poza tym Pehrowi zachciało się spać. Był zmęczony. Wyprawa do Pawy, oświadczyny
niepoprawnego syna, wszystko to dało mu się mocno we znaki.
Oczy go rozbolały od wpatrywania się w mrok, bo ogień w palenisku już ledwie się tlił.
Z ukłuciem zazdrości pomyślał o Ravnie, która już dawno ułożyła się do snu. Co jakiś czas
słyszał szept syna, ale nie rozumiał dokładnie znaczenia słów. Wątpił zresztą, czy to coś
ciekawego - pewnie jakieś bzdury! Mikkal w kółko powtarzał ów idiotyczny przydomek, jaki
nadał tej diablicy zaraz na początku. „Mały Kruk”! Też mi coś, pomyślał Pehr z gniewem.
Znacznie bardziej pasowałoby: „szatański pomiot”.
Ciche głosy stawały się coraz bardziej odległe, czyżby wreszcie umilkli?
Pehr, strażnik moralności, nic więcej nie słyszał. Zasnął wyczerpany.
- Teraz możesz już mówić - szepnął Mikkal Raiji do ucha. Pokręciła głową.
- Dobrze tak po prostu leżeć. Słowa przeszkadzają, prawda?
- A ja mógłbym z tobą nieustannie rozmawiać, chciałbym przytulać cię zawsze...
- Przytul mnie, Mikkalu! - Raija oparła głowę na ramieniu ukochanego i odetchnęła,
wciągając w nozdrza jego zapach. Wystarczyło jej, że była blisko niego. Zbyt wiele wydarzyło
się w ciągu ostatnich dni, w ciągu tego dnia...
Upokorzenie i największe szczęście szły w parze. Ta noc mogłaby być najpiękniejsza w
życiu Raiji. Mogłaby zasypiać ze świadomością, że Mikkal nigdy nie obdarzy tak gorącym
uczuciem innej kobiety.
Ale widocznie szczęście nie jest jej pisane, zaczynała już w tym dostrzegać pewną
prawidłowość: ilekroć czuła się uszczęśliwiona, natychmiast życie boleśnie ją doświadczało.
Nie, szczęście nie jest dla niej.
- Nie obwiniaj się, Raiju! Mikkal delikatnie pocałował dziewczynę w czoło, kątem oka
obserwując ojca. Nie warto ryzykować, że Pehr przyłapie ich na czymś zabronionym. Ojciec
nienawidzi Raiji. Dla niego jest nikim - wychudzonym dzieciakiem, któremu kiedyś uratował
życie. Nie spodziewał się wówczas, że właśnie ta przybłęda w przyszłości zagrozi jego
misternie obmyślanym planom.
Już raz niemal obróciła je wniwecz, a teraz, kiedy Pehr prawie zdołał przeforsować
swoją wolę, znowu się pojawiła. Piękniejsza jeszcze niż dawniej, ale równie niepokorna.
Raija, choć taka drobna i krucha, nie miała w sobie owej bezradności, która wzbudza
uczucia opiekuńcze u większości mężczyzn. Zawsze dumnie wyprostowana, wzrok miała hardy
i zuchwały. To jasne, że Pehr nie lubił takich kobiet, wprawiały go w zakłopotanie.
Mikkal uśmiechnął się do swych myśli. Może był jedynym mężczyzną, który czuł
potrzebę chronienia Raiji?
Bez trudu dostrzegał łagodność ukrytą w tej małej kobietce. Inni widzieli tylko twardą
skorupę i odsuwali się od dziewczyny, przekonani, że sama sobie poradzi, pewni, że nie życzy
sobie ich towarzystwa. Widzieli jej urodę, ale także siłę.
Dla Mikkala zaś była ciemnowłosą pięknością o najcudowniejszych oczach.
Zagadkową, spontaniczną, pełną miłości i nienawiści. Zbyt młodą na doświadczenia, jakie
zebrała.
Ta dziewczyna pojawiła się jak promyk słońca w jego życiu.
- Spróbuj zasnąć, maleńka!
- Co się teraz ze mną stanie, Mikkalu? Teraz nie mam nikogo...
- Masz mnie - zapewnił cicho, zdając sobie sprawę, że to nie jest odpowiedź na jej
pytanie.
- Ciebie? - pokręciła głową, a smutek, jaki odmalował się na jej twarzy, rozdarł
Mikkalowi serce.
Westchnął. Raija miała rację. Co z tego, że obdarzył ją całą swą miłością, skoro i tak
nigdy nie będzie należał do niej? Była sama.
- Tutaj przecież nie mogę zostać...
Raija nie myliła się. Pehr obudził się z takim właśnie przekonaniem, a umocnił się w
nim jeszcze bardziej, kiedy ujrzał dwoje młodych pogrążonych w głębokim śnie, przytulonych
jak para kochanków.
Odwrócił się w stronę Ravny, ale żony nie było w namiocie.
A więc wstała i go nie obudziła. Nie obudziła też syna i tej małej diablicy!
Ravna zawsze miała słabość do tej przeklętej dziewuchy! Rozgniewany Pehr zerwał się
i szarpnął gwałtownie Mikkala.
- Wstawaj, chłopcze, w imię przyzwoitości! Nie będziemy czekać, aż trup zgnije,
podczas gdy ty się oddajesz braterskim uczuciom!
Karl i Reijo wracali razem znad fiordu. Byli z Kristianem na rybach, ale udało im się
przybić do brzegu odrobinę przed nim. Połów nie okazał się szczególnie obfity. Chłopcy
wyręczyli Kristiana i nieśli ryby do domu.
- Zdaje się, że macie gości - odezwał się Reijo, zauważywszy grupę ludzi na podwórku
EIvejordów.
Ojciec Karla, który dogonił młodzieńców, zmrużył oczy i zmarszczył brwi.
- Lapończycy - rzekł wyraźnie zdumiony. - Czego ci ludzie tutaj szukają? Nie zadaję się
z takimi...
Przyspieszył kroku, a Karl i Reijo podążali tuż za nim. Niemal równocześnie zauważyli
Raiję. Karl już miał się puścić ku niej biegiem, gdy nagle stanął jak przygwożdżony do ziemi.
Raija w ogóle na niego nie patrzyła. Włosy opadały jej niedbale na szczupłe ramiona,
grzywka zasłaniała oczy, ale z wyrazu jej twarzy od razu odgadł, że coś się musiało stać.
A kim jest ten obcy, który trzyma ją w ramionach, który ją przytula z miną właściciela?
Ten, ku któremu Raija tak ufnie się przechyliła, oparła mu głowę na piersiach? Ten, który, o
zgrozo, obejmuje ją w pasie? Kto to jest?
Karl popatrzył na młodego mężczyznę z wyraźną pogardą. Nietrudno się było domyślić,
że to Lapończyk. Był niewiele wyższy od Reijo, ale mocniej zbudowany. Karl uznał, że z
pewnością nie udałoby mu się pokonać obcego w pojedynkę. Zamyślony pocierał dłonie o uda.
Ten typek chyba sobie nie myśli, że tak po prostu zabierze mu Raiję?
- Cóż to sprowadza do nas takich gości? - zwrócił się Kristian do żony stojącej wśród
nieznajomych.
Marta rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Kristina nie żyje - odpowiedziała. - A to są dawniejsi opiekunowie Raiji - dodała,
wskazując na Pehra i Ravnę. Pehr podał rękę Kristianowi, wykrzywiając twarz w grymasie
mało przypominającym uśmiech. Najwyraźniej czuł się nieswojo.
- Mój syn... - burknął i machnąwszy ręką, wskazał na Mikkala.
Karl od razu się odprężył, to wyjaśniało bowiem wszystko.
- Raija przybiegła do nas w nocy - tłumaczył Pehr niechętnie. - Powiedziała, że jej
opiekunka nie żyje. Bała się z nią zostać sama. Pomyśleliśmy, że dziewczyna powinna trochę
się przespać, umarłej i tak nic nie przywróciłoby życia.
- Dlaczego nie przybiegłaś do nas? - zapytał Karl. Dopiero na te słowa Raija podniosła
wzrok i pokręciła głową. Oczy miała zapuchnięte, twarz bladą.
- E, ci młodzi... - westchnął Pehr. - Z Raiją zawsze są kłopoty.
- Kristina nie może tam tak leżeć - przerwał mu Kristian, urywając komentarze na temat
swej przyszłej synowej. Nie miał ochoty o tym dyskutować, szczególnie w obecności tylu
świadków.
- Jest tak ciepło... - odezwała się Marta.
- Trzeba zbić trumnę. Marta z przerażeniem w oczach popatrzyła na męża.
- Tak nie uchodzi - zaprotestowała. - Co powie na to pastor?
- Pastor z Karlsoy może sobie gadać, co mu się żywnie podoba - stwierdził Kristian,
który nigdy nie był szczególnie religijny. - Przyjeżdża tu cztery razy do roku, a my mamy może
miesiącami przechowywać zwłoki? Jest gorąco, Marto, dobrze wiesz, co to znaczy. Lepiej
będzie od razu ją pochować.
- Ale...
- Żadnego ale - uciął mąż. - Mamy złożyć ciało w jakiejś jamie do czasu, aż pastorowi
przyjdzie ochota odwiedzić te strony? Czy nie może równie dobrze poświęcić grobu, zamiast
grzebać rozłożone ciało?
- W każdym razie trzeba tam pójść - oznajmiła Marta niechętnie, wyraźnie
niezadowolona z pomysłu męża.
Pehr natomiast zgadzał się z Kristianem, podobał mu się sposób, w jaki ten podszedł do
sprawy. Pozostawała jeszcze jedna ważna kwestia, o której najwyraźniej nikt nie pomyślał.
- A co z dziewczyną? - zapytał. - Zdaje się, że ma poślubić waszego syna?
- Jeszcze nic nie jest przygotowane.
- My jej nie zabierzemy! - oświadczył zdecydowanie Pehr.
Reijo stał z boku i obserwował całą scenę z rosnącym zainteresowaniem. Co ten stary
ma przeciwko Raiji? Popatrzył uważniej na dziewczynę i syna Lapończyka. Oboje sprawiali
wrażenie, jakby znajdowali się w innym świecie...
- Skoro była u was wcześniej... - zaczęła Marta, rozglądając się nerwowo.
Ale jej słowa wywołały tylko wzburzenie Pehra.
- I o to właśnie chodzi... Była już u nas wcześniej. Jeśli ją teraz zabierzemy, wy
zapomnicie o umowie, a ja znów będę ją miał na karku. Nie, nie i jeszcze raz nie!
- Dosyć, ojcze! Chcesz jej jeszcze dołożyć cierpienia?
Karl posłał młodzieńcowi, który chyba nie był dużo starszy od niego, pełne
wdzięczności spojrzenie. Nikomu nie wolno tak mówić o Raiji! Gdyby starczyło mu odwagi,
sam by się wtrącił.
Raija stała nieruchomo, przytulona do swego przybranego brata, i nawet jeden mięsień
nie drgnął w jej twarzy.
Przybrany brat... To tylko przybrany brat, utwierdzał się Karl i to określenie jak tarcza
chroniło go przed niepokojem.
- Mikkal ma dziwne upodobanie do tej wrony - zauważył Pehr, spoglądając znacząco na
Kristiana Elvejorda, który zaczynał się rozeznawać w sytuacji. - Śpieszę się - mówił dalej. -
Przybyłem w te strony, żeby wyswatać chłopaka. Mam renifery, obowiązki. Nie mogę
pozwolić, żeby ta wrona mi przeszkadzała. Dość mi już przybyło siwych włosów z jej powodu.
- Nie możemy. Nie są małżeństwem... Co powiedzą ludzie?
Marta popatrzyła bezradnie na męża.
Reijo zaczął dostrzegać komizm całej tej sytuacji. Oto dwie pary rodziców mają ten sam
kłopot i wszystko z powodu Raiji... A tymczasem Karl zdaje się wcale nie rozumieć, co
rozgrywa się na jego oczach.
- W takim razie ją weźmiemy - przerwał Kristian długie milczenie. - Przyspieszymy ten
ślub... Przecież da się to jakoś załatwić...
- Dobrze! - rozpromienił się Pehr.
Karl odetchnął z ulgą. Mikkal zacisnął zęby, a Raija wtuliła mocniej twarz w jego pierś.
Tych dwojga najwyraźniej nie ucieszyła decyzja Kristiana...
Całą gromadą ruszyli do chaty nad rzeką, do domu Raiji. Kristina leżała na łóżku, tak
jak ją dziewczyna zostawiła. Marta i Ravna weszły do izby, żeby zająć się zmarłą.
- A ty, panienko, dokąd? - warknął Pehr, widząc, jak Raija wymyka się z chaty. - Nie
zamierzasz pomóc?
- Zostaw Raiję w spokoju! - Mikkal natychmiast znalazł się przy dziewczynie i wziął ją
w obronę. - Już i tak jest jej ciężko. Nie musisz więc jej jeszcze dręczyć!
Pehr na swych wygiętych w pałąk nogach podszedł do syna. Był niższy i musiał
zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
- A ty, synu? - wysyczał. - Coś mi się zdaje, że też nie masz czystego sumienia.
Zastanawiam się, czym się zajmowałeś, kiedy ta kobieta odchodziła z tego świata...
- To się zastanawiaj - Mikkal wzruszył ramionami, udając obojętność. - Ale Raiję
zostaw w spokoju!
Dziewczyna usiadła na porośniętym trawą pagórku obok chaty. Podkurczyła kolana i
objęła je rękoma. Pehr odwrócił się plecami do syna i swej dawnej podopiecznej. Mikkal
przyglądał się Raiji, która wpatrywała się w jakiś odległy punkt. Stracił z nią kontakt. Nigdy
wcześniej mu się to nie zdarzyło.
Zasmucony odwrócił się do Kristiana, postanawiając się jakoś włączyć do pomocy.
Kristian wyglądał na zmartwionego. Jak na schyłek lata było nienormalnie gorąco. Zmarła nie
powinna leżeć długo.
- Musimy ją pogrzebać - westchnął, podjąwszy ostateczną decyzję. - Nikt inny tego nie
zrobi. Po śmierci Pedera na morzu Kristina została sama z Raiją. A teraz dziewczyna nie ma już
nikogo. Raczej trudno oczekiwać, że zajmie się wszystkim jak należy. Na pewno przeżyła
wstrząs, kiedy znalazła Kristinę martwą. Lepiej pozostawić ją samą ze swymi myślami. Na
rozmowę przyjdzie czas później.
- Trzeba pogrzebać Kristinę w poświęconej przez pastora ziemi - odezwała się Marta,
która wyrosła jak spod ziemi.
Kristian westchnął ciężko. Ta jego Marta była mądrą kobietą, ale za bardzo
przejmowała się tym, co powiedzą ludzie, zamiast myśleć rozsądnie.
- Pastorowi i tak wszystko jedno - odrzekł hardo. - A w ten upal najlepiej zrobić tak, jak
powiedziałem. Zrozum, matka, dla Kristiny to nie ma już żadnego znaczenia. Reijo! - zawołał
przechodzącego obok chłopaka. - Czy twój ojciec nie ma czasem kilku zbędnych desek? Zdaje
się, że widziałem je u niego.
- Zaraz przyniosę - pokiwał głową Reijo.
- Lepiej niech Karl pójdzie - zdecydował Kristian. - Ty masz większą krzepę, więc
wykopiesz dół, a on jest szybszy w nogach - uśmiechnął się do syna. - Sprowadź Anttiego i
przynieście deski. Zbijemy trumnę dla Kristiny.
- Tam? - Reijo wskazał ręką na skraj pola w pobliżu rzeki. Kristian pokiwał głową.
- Poradzisz sobie sam? Reijo odsłonił zęby w uśmiechu i podążył we wskazanym
kierunku. Gdy zaczął kopać, pojawił się przy nim przybrany brat Raiji z łopatą w ręce.
- We dwóch zrobimy to szybciej - wyjaśnił krótko i zaczął kopać z drugiej strony.
Reijo nie sprzeciwiał się, przyznając Mikkalowi rację.
Zrobili sobie krótką przerwę, kiedy dół był już dość głęboki. Usiedli na chwilę na
brzegu naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.
Reijo domyślał się, co czuje Lapończyk. Usłyszał przypadkiem, co powiedział Pehr do
syna, znał bowiem sporo lapońskich słów. Może nie miał takiej fantazji jak Raija, ale bez trudu
potrafił złożyć fragmenty układanki.
- Czy to dobry chłopak, ten, którego ma poślubić Raija? - zapytał Mikkal, obserwując
ptaka krążącego nad ich głowami.
Reijo bez trudu usłyszał ból pobrzmiewający w jego głosie.
- Karl? Tak! - odrzekł Reijo. - Solidny, spokojny i kocha ją. Poza tym jest Norwegiem,
nie jakieś byle co. Kristina chciała go na męża dla Raiji.
Mikkal podniósł wzrok i dostrzegł w oczach chłopaka podobną do własnej tęsknotę.
- Co z twoją twarzą? - zapytał. Reijo roześmiał się gorzko.
- Karl jest spokojny, ale okazało się, że czasem i jego można wyprowadzić z
równowagi...
- Co się stało?
- Zdaje się, że się domyślasz - uśmiechnął się Reijo. - Raija jakoś tak działa na
mężczyzn... Budzi w nich szaleństwo...
- On wygrał?
- Nikt nie wygrał - skwitował Reijo krótko. - Obaj uszliśmy z życiem. Zresztą ja i tak
nie miałem szans... - Chłopak nie potrafił ukryć goryczy. - Jestem Finem, Kwenem, jak tu nas
nazywają. W oczach Kristiny nie byłem dostatecznie dobrym kandydatem na męża.
- Rozumiem - rzekł Mikkal z nieruchomą jak maska twarzą. Tylko oczy, pełne smutku,
żyły. - Ale czy on będzie dla niej dobry? Nie nazbyt gwałtowny? - Mikkal popatrzył na Reijo w
napięciu.
- Gdybym nie był tego pewien, biłbym go tak długo, póki bym na nim nie wymusił
takiej obietnicy.
Mikkal odetchnął z ulgą i uśmiechnął się blado. Reijo zaś, spojrzawszy z ukosa na
młodego Lapończyka, zadał mu pytanie, które go dręczyło.
- Widziałeś ją wczoraj? Kiedy umarła Kristina? Mikkal skinął ciężko głową, czarna
grzywka opadła mu na czoło, odbijając słoneczne promienie pogodnego nieba.
- Nazwałeś to szaleństwem - rzeki z ociąganiem. - Ale to coś więcej... - urwał i
zerwawszy się na równe nogi, zawołał: - To co, kończymy?
Reijo poszedł za jego przykładem. Nie spodziewał się usłyszeć więcej zwierzeń z ust
tego mężczyzny o niezwykłych oczach. Usłyszał jednak dość, by poczuć przyjaźń do obcego
przybysza.
Karl wrócił razem z Anttim. Przynieśli deski na trumnę. Antti jednym rzutem oka ocenił
sytuację. Zobaczył swojego syna i młodego Lapończyka, wspólnie kopiących dół. Nad
brzegiem rzeki siedział starszy Lapończyk, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co się dzieje
wokół, a z chaty dolatywały kobiece głosy. Raija przycupnęła bez ruchu na uboczu, a Karl,
choć wyraźnie miał ochotę do niej podejść, nie potrafił się na to zdobyć.
Karl jest zbyt delikatny, pomyślał Antti.
Kiedy Kristian wszedł do chaty po narzędzia stolarskie, Antti Kesaniemi uczynił to, na
co żaden z młodzików się nie odważył, bo zabrakło im rozumu: poszedł wprost do Raiji.
Nawet on, który widział w życiu niejedno nieszczęście, przeraził się, kiedy popatrzył na
jej znieruchomiałą, jakby martwą twarz. Raija, zawsze taka pełna życia!
Nie miał nawet cienia wątpliwości, że to nie śmierć opiekunki tak ją załamała. Znał się
na ludziach, od razu pojął, że nikt by tak nie rozpaczał po stracie Kristiny.
- Dziecko! - odezwał się przerażony. - Co się stało?
- Karl nic ci nie powiedział? - spytała bezbarwnym głosem. - Przecież mieliście zbić
trumnę...
Zielone oczy Fina, tak bardzo podobne do oczu Reijo, popatrzyły na nią badawczo.
- Nie o to pytam - rzekł łagodnie po fińsku. - Pytałem, co się tobie stało.
- Aż tak to się rzuca w oczy?
- Znam cię, dziecko. Chcesz o tym porozmawiać? Pokręciła głową.
- Rozmowa nic tu nie pomoże, Antti. Gdyby mogła mi pomóc, byłbyś pierwszą osobą,
do której bym się zwróciła. Ale to na nic. Na nic...
- Życie toczy się dalej, Raiju. Obojętnie co się stało, pamiętaj, że życie się na tym nie
kończy.
Antti wstał i popatrzył raz jeszcze z namysłem na dziewczynę. Raija podniosła na niego
pozbawione blasku, zaczerwienione oczy i martwym głosem rzekła:
- Tak... To było niczym lodowate tchnienie zimy.
- Nie zrób czasem jakiegoś głupstwa, Raiju! - wyrwało się Anttiemu.
Uśmiechnęła się blado, a w jej oczach dostrzegł tylko cień dawnego uporu, który tak
dobrze znał.
- Nie, nie zrobię żadnego głupstwa. Nikomu nie sprawię tej przyjemności.
Reijo i Mikkal dalej kopali grób. Dobrze im się razem pracowało. Nawiązała się między
nimi cicha sympatia. Obaj spoglądali z ukosa na Karla, śmiejąc się pod nosem, że przyszło mu
pomagać przy zbijaniu trumny.
Kiedy grób został wykopany, Mikkal skierował się w stronę Raiji. Dwa kroki za nim
podążał Reijo. Zdumiony, spostrzegł, że Raija przy Mikkalu jest zupełnie inną dziewczyną. Nie
znali jej takiej. Ten chłopak potrafił wydobyć z niej coś, czego nikt inny nie zdołał w niej nawet
dostrzec...
Młody Lapończyk ukucnął przed Raiją. Reijo nie potrzebował więcej dowodów na
potwierdzenie swych domysłów, wystarczyło, że spojrzał na twarz dziewczyny wyrażającą
bezmierny smutek i rozpaczliwe oddanie. Jej oczy nigdy nie płonęły takim żarem, gdy patrzyła
na Karla czy na niego.
- Idź się przebrać, Mały Kruku! Uczesz się i przemyj oczy wodą.
- Po co?
Mikkal pogłaskał dziewczynę czule po głowie, odgarniając jej z oczu niesforny lok.
Twarde, jakby wykute w brązie rysy zmiękły. Reijo nigdy by się nie spodziewał, że w tym
człowieku może być tyle czułości.
- Jesteś piękna, kochana. Bądź piękna dla mnie!
Zduszony głos Mikkala skrywał uczucia, których nie wolno mu było okazać. Oczy mu
rozbłysły na chwilę, by zaraz znów przygasnąć. Ale dziewczyna bez protestów wstała. Trzymali
się za ręce o sekundę za długo. W ich oczach pojawił się zachwyt, wyraźnie zauważalny dla
kogoś, kto potrafił patrzeć.
Reijo pozazdrościł Mikkalowi tej niezwykłej harmonii, jaka łączyła go z Raiją, tego
rzadko spotykanego zrozumienia.
Po chwili obaj patrzyli, jak Raija, dumnie wyprostowana, z czystą bluzką i świąteczną
spódnicą przewieszoną przez ramię, skierowała się nad rzekę.
Reijo podziwiał Mikkala za to, że potrafił ją do tego nakłonić.
- Masz powód do rozpaczy - powiedział mu. - Tracisz więcej, niż ja kiedykolwiek
mógłbym sobie wymarzyć.
Twarz Mikkala drgnęła, cierpienie wypełniło jego osobliwe miodowe oczy.
- Rzeczywiście mam - rzekł tylko. Reijo patrzył, jak zbijają skrzynię i wieko, ale nie
czuł szczególnego smutku. Mikkal, dostrzegłszy to, uśmiechnął się i położył w trawie, w
miejscu gdzie wcześniej siedziała Raija.
- Nie kwapisz się zbytnio do pomocy?
- Nie, nie lubiłem tej baby za życia, czemu więc miałbym udawać, że ją lubię po
śmierci?
- No tak. - Mikkal żuł trawę i obserwował zamieszanie wokół chaty, gdzie długo trwały
narady, kto ma wynieść zmarłą. Ostatecznie mężczyźni doszli do porozumienia i przybili wieko
skleconej z desek trumny. W pewnym momencie chłopak zaniepokoił się o Raiję. Spoglądał w
stronę rzeki, jednak brzozowy zagajnik zasłaniał mu cały widok.
- To chyba trwa zdecydowanie za długo - powiedział w końcu.
Reijo przyznał mu rację, choć wiedział, że dziewczęta zwykle bardzo długo się stroją.
- Gdzie Raija? - zapytał Antti, który także zauważył nieobecność dziewczyny.
Reijo zapewnił ojca, że jej poszukają, i spiesznie ruszył za Mikkalem, który pobiegł
ścieżką.
Tuż za zakrętem rzeka tworzyła zakole, woda w tym miejscu była dość głęboka, a na
samym brzegu zamiast ostrych kamyków leżał miękki piasek. Dalej wśród kamieni zieleniły się
podobne do gwiazdek liście tłustosza pospolitego, a jego błękitne kwiatki próbowały przyćmić
urodą delikatne liliowo - żółte fiołki: barwne plamki wśród smutnych kępek trawy,
szarobrązowego piasku i równie zwykłych szarych kamieni.
Jednak ani Mikkal, ani Reijo nie dostrzegali uroku kwitnącej roślinności.
Na brzegu było pusto, jedynie błękitna bluzka, w którą Raija zamierzała się przebrać,
leżała wśród kwiatów.
- Co tu się stało? - spytał przerażony Mikkal. Równocześnie odkryli ślady. Tam, gdzie
rzeka leniwie opłukiwała brzeg, dostrzegli odciski stóp, małe i duże. Mikkal wszedł do wody,
nie zważając na to, że jest chłodna. Reijo pośpieszył za nim, czując, jak strach ściska mu serce.
Po drugiej stronie brzeg był kamienisty, gęsto porośnięty krzakami. Pokryte mchem
kamienie stanowiły wystarczające podłoże dla rozkrzewiającej się łatwo łoziny.
Na kamieniach młodzieńcy odkryli więcej mokrych śladów. Wśród wielu dużych
odcisków stóp ciągnął się cienki mokry pas, zapewne pozostawiony przez zmoczony brzeg
spódnicy. Raija nie szła dobrowolnie, to pewne, wlekli ją silni mężczyźni!
- Łotry! - wydusił Mikkal przez zaciśnięte zęby i mrużąc oczy, wpatrywał się w
gęstwinę. Wiatr poruszał gałęziami drzew i listowiem, a ptaki pewnie nie bez powodu wszczęły
głośny jazgot. Nagle usłyszeli ochrypły śmiech i zduszone krzyki. Mikkal zniknął między
krzakami...
Reijo, który ruszył w ślad za nim, zdążył dotrzeć na miejsce w chwili, gdy Mikkal
wyrwał Raiję z rąk człowieka, którego on sam nienawidził najbardziej na świecie.
- Isak, ty łajdaku! - jęknął z wściekłością.
- A więc to ty? - usłyszał zatrważająco spokojne pytanie Mikkala, który w mocnym
uścisku trzymał za kark napastnika.
Reijo szybko stanął pomiędzy Mikkalem a dwoma kompanami Isaka, tak by żaden z
nich nie mógł zaatakować Lapończyka. Sigurd ani Svend nigdy nie odważyliby się stanąć do
walki twarzą w twarz, natomiast nie wahaliby się zadać ciosu w plecy.
Raija stała skulona za swym przybranym bratem i w milczeniu obserwowała zajście.
- Nie ma się o co tak wściekać. - Isak próbował robić dobrą minę do złej gry. -
Zabawiliśmy się trochę z tą małą... Zresztą była dość chętna... Wyraźnie lubi mężczyzn...
- Nie nazywaj siebie mężczyzną! - warknął Mikkal, wymierzając pięścią cios w sam
środek nabrzmiałej gęby napastnika.
Kiedy Isak się ocknął, jego rozbiegane oczy wyrażały ogromne zdumienie. Reijo
zobaczył krew i przełknął ciężko ślinę. Usłyszawszy, że Svend i Sigurd pośpiesznie salwują się
ucieczką, błyskawicznie ruszył za nimi. Nie mógł pozwolić, by uszło im płazem to, co uczynili
Raiji. Dopadłszy ich, bil bez litości, wyładowując całą nagromadzoną w sobie złość. Na łeb, na
szyję rzucili się do rzeki, odgrażając się głośno i zapowiadając zemstę. Ale Reijo nie przejął się
tym zbytnio.
- Co tam się, u diabła, dzieje? - zawołał Antti z drugiego brzegu, gdzie hałas ściągnął też
pozostałych.
- Kilku drani dostało nauczkę! - wyjaśnił Reijo.
Przy akompaniamencie głośnych przekleństw z lasu wyszedł Mikkal, ciągnąc za sobą
Isaka. Jedną ręką przytrzymywał mu głowę, a drugą bił po twarzy. I choć Isak bronił się ze
wszystkich sił, nie miał żadnych szans. Rozwścieczony Mikkal uznał, że Isak ciężko zapłaci za
to, że ośmielił się tknąć Raiję.
Kolejne uderzenia zepchnęły go do rzeki. Isak cofał się na coraz głębszą wodę, a Mikkal
napierał na niego, niby drapieżnik polujący na ofiarę, pewny, że za chwilę wbije w nią swe
szpony. Śniada, niczym odlana z brązu twarz wyrażała głęboką nienawiść.
Reijo uświadomił sobie, że się uśmiecha. Cieszył się z każdego zadanego Isakowi ciosu,
żałując tylko, że nie sam je wymierza.
Z lasu wyszła Raija. Reijo usłyszał okrzyki niedowierzania zebranych na drugim brzegu
ludzi.
Dziewczyna stanęła obok niego. Zimna woda omywała jej bose stopy, lecz ona tego nie
czuła. Ubranie miała poszarpane, zapiaszczone i brudne od błota i trawy. Nie próbowała jednak
wcale doprowadzić się do ładu. Wpatrywała się nieruchomo w walczącego na samym środku
rzeki Mikkala, który spychał Isaka coraz głębiej, w rwący nurt.
Reijo zadrżał, gdy zobaczył w jej ciemnych oczach mściwą satysfakcję. To, że on sam z
przyjemnością przyglądał się temu groteskowemu przedstawieniu, zdawało mu się zrozumiałe,
uważał jednak, że Raija nie powinna tak reagować.
- Powstrzymaj go! Ktoś go musi powstrzymać! - rozległo się wołanie Laponki, matki
Mikkala.
Reijo ocknął się, wracając do rzeczywistości. Pozostali stali całkowicie porażeni, nie
będąc w stanie, a może nie chcąc przerwać krwawego widowiska.
- Raiju! - błagała Ravna. - Powstrzymaj go, nie widzisz, co się dzieje? Nie pozwól, by
zabił!
Dziewczyna jednak nawet się nie poruszyła. I wtedy Reijo zrozumiał, że nie może
dopuścić, by stało się najgorsze. Zauważył, jak dłoń Mikkala sięga po zawieszony przy pasku
nóż, dostrzegł sztywny uśmiech na ustach chłopaka, a w jego oczach zimną nienawiść. Reijo
wiedział, że młody Lapończyk gotów był dla Raiji na wszystko.
Rzucił się do rzeki w chwili, gdy Mikkal wyjął nóż.
Ostrze, niczym pieszczotliwy dotyk śmierci, musnęło policzek Isaka.
Powietrze rozdarł donośny krzyk, który przeszedł w przeciągłe wycie. Mikkal jęknął,
kiedy Reijo szarpnął mu rękę do tyłu. Isak osunął się do wody z głośnym pluskiem, a wciąż
zaślepiony wściekłością Mikkal poprzysiągł mu zemstę, przemawiając w trzech językach.
Reijo walczył co sił, by go uspokoić, ale chyba nie udałoby mu się to nigdy, gdyby nie
Raija. Podeszła do nich, złapała Mikkala za włosy i zanurzyła jego twarz w lodowatej wodzie.
Ta orzeźwiająca kąpiel pomogła, bo gdy wyszedł z wody, cały mokry, zachowywał się
znacznie spokojniej. A Isak był już daleko na drugim brzegu, przeklinając i trzymając się za
zakrwawiony prawy policzek. Rana ciągnęła się od skroni po brodę.
Mikkal dyszał ciężko, patrząc z rozpaczą na Raiję. Otworzył ramiona i dziewczyna
przytuliła się do jego piersi. Stali tak po pas w wodzie, jakby stopieni w całość.
- Twoje włosy - wyszeptał Mikkal zmienionym głosem, zanurzając dłoń w żałosnych,
postrzępionych kosmykach na głowie Raiji. Isak i jego kompani obcięli dziewczynie włosy.
Długie, jedwabiste włosy zniknęły, ścięte w nierówne schodki poniżej uszu.
Raija połykała łzy, starając się być dzielna.
- Odrosną - powiedziała. Mikkal wziął ją na ręce i wyniósł na brzeg, przyciskając gorące
wargi do jej czoła.
Nie zdążyli dotrzeć do brzegu, gdy Pehr, nie panując nad złością, wymierzył synowi
siarczysty policzek. Chłopak, zaskoczony, przewrócił się i wpadł tyłem do wody. W tym miej-
scu nie było głęboko, ale Raija od razu rzuciła mu się na pomoc. Pehr tymczasem obrócił się na
pięcie i odszedł.
Reijo stanął obok Karla. Gorąco pragnął, by przyjaciel nie domyślił się uczuć Raiji,
która, klęcząc przy Mikkalu, trzymała mu głowę nad powierzchnią w o d y i gładziła po po-
liczku. Gdyby Karl odgadł prawdę, ani chybi rozpętałaby się kolejna awantura.
- Nic mu nie będzie! - rzuciła na pozór lekko Ravna, spoglądając na syna ostrzegawczo.
- Nie zapomnę - wyszeptała Raija po lapońsku i puściła Mikkala.
- Trzymaj się z dala ode mnie, Mały Kruku! - poprosił, choć chętnie błagałby ją o coś
przeciwnego. - Pamiętaj, co mi obiecałaś. Nasz czas się skończył. - Po chwili dodał z sa-
tysfakcją: - To jednak była prawdziwa przyjemność porachować kości temu nędznikowi!
Raija uśmiechnęła się słabo i cofnęła o kilka kroków. To, czego oboje pragnęli, nie było
rozsądne. Zresztą już się pożegnali...
Kristina została pochowana. Jej samej zapewne własny pogrzeb by się nie spodobał. W
kondukcie szła ostrzyżona Raija w mokrym i poszarpanym ubraniu, niewysoka Laponka i jej
przemoczony do suchej nitki potomek, Kwen Antti ze swym zielonookim synem oraz Marta,
Kristian i Karl.
Kristinie z trudem przyszłoby się pogodzić z tym, że tylko trzy osoby w żałobnym
orszaku były Norwegami.
Trumna z surowego drewna została opuszczona do dołu i zasypana ziemią. Aby nadać
ceremonii pogrzebowej bardziej uroczysty charakter, Kristian i Antti odmówili modlitwy,
każdy we własnym języku. To też pewnie nie spodobałoby się Kristinie. Ale Kristian, który
sprawował nad wszystkim pieczę, uznał, że Bóg nie jest tak małostkowy, by nie wysłuchać
modlitwy po fińsku.
Lapońska rodzina zebrała się do pożegnania. Mikkal zamierzał podejść do Raiji, ale
przeszkodził mu w tym ojciec, który nagłe wyrósł jak spod ziemi.
- Trzymaj się od niej z daleka! - syknął. - Ona nie jest dla ciebie! Chyba nie chcesz
narobić kłopotów sobie i jej!
Mikkal zamierzał coś odpowiedzieć, ale Pehr nie dopuścił go do głosu.
- Skoro tak bardzo zależy ci na jej dobru, zostaw ją w spokoju! Jeśli ta wrona nie ma
dość rozumu, to ty masz już tyle lat, że powinieneś to pojąć. Wracaj do obozowiska i zapomnij
o tej dziewczynie!
Raija słyszała wszystko, bo Pehr, przekonany, że nikt niepowołany nie rozumie
lapońskiej mowy, nie starał się nawet zniżyć głosu.
- Zegnaj, Mikkalu! - odezwała się głośno, jakby nie zauważając Pehra. Uśmiechała się
blado, ale z odwagą. - Będę zawsze pamiętać!
- Ja też! - odpowiedział z żarem. Przez kilka chwil stali bez ruchu zapatrzeni w siebie.
Ale zaraz czar prysnął i ich twarze zamieniły się w nieruchome maski.
Mikkal odszedł. Ravna, z oczami pełnymi łez, uściskała mocno Raiję. Tyle pragnęła
powiedzieć temu dziecku, które już wcale nie było dzieckiem, ale brakowało jej słów.
Zdławionym głosem zdołała jedynie szepnąć: „Żegnaj!”.
- Jeśli będziesz miała kiedykolwiek jakieś kłopoty, zawsze możesz zwrócić się do mnie
- dodała przekonana, że nigdy nie zapomni tej dziwnej dziewczynki, która przez pewien czas
była jej córką. Nie zapomni Raiji - obcego ptaka z Tornedalen.
Już wkrótce wyjdzie za mąż za tego urodziwego chłopca, który wyraźnie ją ubóstwia.
Ravnie na samą myśl o tym zbierało się na płacz. Z pewnością był to dobry chłopak, ale nie
nadawał się na męża dla Raiji. Ta dziewczyna całkiem nad nim zapanuje! Ona potrzebowała
mężczyzny z charakterem, a tego błękitnookiemu Karlowi brakowało.
- Zegnaj, Ravno - szepnęła Raija. - Mamo... Ucałowała szybko Ravnę i pośpiesznie
odeszła. Ravna stała nieruchomo z oczami mokrymi od łez. Kiedy Raija kogoś kochała, dawała
więcej, niż spodziewała się otrzymać w zamian...
11
Późną jesienią, gdy mróz pozbawił drzewa resztek listowia i pokrył gałęzie cienką
warstwą szronu, do Lyngen przybył pastor z Karlsoy, żeby odprawić nabożeństwo, jedno z
czterech, które zwykł odprawiać w roku.
Do tych północnych dystryktów misjonarze dotarli zaledwie dziesięć lat wcześniej.
Podjęli się trudnego zadania wykrzewienia pogańskich zwyczajów, które w małych, oddalo-
nych od świata osadach nadal były żywe. Kościołowi, któremu przewodził Thomas von
Westen, udało się wprowadzić przez ten czas wiele zmian, jednak ciągle brakowało
duchownych i do mieszkańców odległych fiordów i wysp słowo Boże docierało nazbyt rzadko.
Tam też stare tradycje nadal były mocno zakorzenione.
Ogólnie jednak mieszkańcy północy, przynajmniej na pozór, podporządkowywali się
kościelnym prawom, tak więc podczas duszpasterskiej wizyty pastora Raija córka Erkkiego
Alatalo poślubiła Karla Kristiansena Elvejorda.
Podczas uroczystej ceremonii stała dumnie wyprostowana, poważna i piękna.
Dźwięcznym głosem wypowiedziała sakramentalne „tak”. Patrząc na spokojną twarz
dziewczyny, żaden z uczestników uroczystości nigdy nie domyśliłby się jej prawdziwych
uczuć. Nikt nie potrafił odgadnąć, co się kryje na dnie brązowych oczu oblubienicy.
Nawet pan młody, który podczas przeprawy łodzią przez fiord spoglądał z miłością na
swą świeżo poślubioną żonę, nie domyślał się tajemnicy jej serca.
Przybili do brzegu późnym popołudniem. Skromny weselny orszak skierował się do
chaty rodziców Karla. O wystawnym weselu nie było mowy, ale Marta uparła się, by przyjąć
gości skromnym poczęstunkiem. Tym bardziej że prócz rodziny gości było tylko dwóch, Antti i
Reijo. Mieli wracać o głodzie ze ślubu jedynego jej syna?
Zasiedli przy zniszczonym stole i w milczeniu jedli gorącą zupę. Karl nie spuszczał
zachwyconych oczu z Raiji. Była dla niego niczym bogini i najchętniej całowałby ziemię, po
której stąpała. Nie posiadał się ze szczęścia, że Raija wreszcie należy do niego...
Raija w przeciwieństwie do rozmarzonego Karla dobrze wiedziała, co je. Sama wkroiła
mięso owcze do zupy, a Marta przygotowała resztę. W każdym razie potrawa była bardzo dobra
i Raija jadła powoli, żeby nasycić się jej smakiem. Na twarz przywołała wymuszony uśmiech.
Marta z właściwą sobie wielkodusznością oddała Raiji suknię, w której sama brała ślub.
Co prawda suknia była czarna, ale z bardzo dobrego materiału. Wystarczyło ją zebrać trochę w
pasie, bo Raija, choć była mniej więcej tego samego wzrostu co Marta, miała znacznie
szczuplejszą talię. Raiji właściwie nie zależało na ładnym wyglądzie, nie przejmowała się też,
że kołnierzyk ją trochę uciska i rękawy są za ciasne w nadgarstkach. Wyglądała jednak
prześlicznie w tej uszytej przed wielu laty sukni zapinanej po samą szyję, która prócz
niewielkiego kołnierzyka nie miała innych ozdób. Spódnica, która dość frywolnie opinała
biodra Marty, na znacznie drobniejszej Raiji wydawała się za szeroka.
Czarne włosy niczym wieniec okalały twarz dziewczyny. Po tym jak Isak z kompanami
oszpecili Raiję, Marta wyrównała jej obcięte włosy. Z krótszymi włosami dziewczyna wy-
glądała jeszcze młodziej, bardziej jak dziecko niż jak panna młoda. Cerę też miała bladą, po
letniej opaleniźnie nie pozostało śladu, a czarna suknia jeszcze mocniej to podkreślała.
Właściwie wydawało się, że tylko jej oczy nie straciły nic ze swego blasku. Oczy, które
potrafiły oczarować, uwięzić, ale nigdy nic nie obiecywały.
Raija uśmiechnęła się lekko, obserwując Karla. Na siłę starał się zachowywać jak
dorosły mężczyzna i popijał alkohol, który Kristian postawił na stole pomimo pełnego wyrzutu
spojrzenia swej żony. Raz w życiu człowiek żeni syna! bronił się rybak przed łajaniem Marty.
Karl był także elegancko ubrany na tę szczególną okazję. Spodnie, uszyte przez matkę,
opinały mu wąskie biodra i były bardziej strojne niż grube samodziałowe portki noszone na co
dzień. Ale chłopak wyglądał w nich jakoś obco. Zresztą pozostałe części ubrania podkreślały to
pierwsze wrażenie. Koszulę uszyła Raija, co dałoby się zauważyć, gdyby czyjeś wprawne oko
obejrzało dokładnie szwy. Natomiast kamizelka i kaftan należały do Kristiana w czasach, gdy
jeszcze był bardzo młody i marzył o lepszym życiu. Tymczasem los obdarował go lichą zagrodą
na kawałku dzierżawionej ziemi, trzema dziecięcymi grobami, a jedyny syn żenił się na łeb, na
szyję z dziwną dziewczyną z obcego kraju.
Raija szybko odwróciła wzrok, widząc, że Karl na nią spojrzał. Nie chciała go
oszukiwać, nie chciała, by sobie wyobrażał coś, co nie było prawdą.
Właściwie to nawet miły chłopak, pomyślała niechętnie. Grzywka zaczesana, miękkie i
jedwabiste włosy ładnie mu się układają, a nie sterczą sztywno na wszystkie strony, wiecznie
potargane...
Uważaj! ostrzegł ją wewnętrzny głos. Raija szybko się opanowała i pomyślała o czymś
innym. Ręce nawet jej nie zadrżały. Spokojnie maczając kawałki chleba, dokończyła jeść zupę.
Karl zbudował dla nich dom, porządny dom z prawdziwych bali. Postawił go nad rzeką
blisko chałupy Kristiny i Pedera. Większość ludzi w okolicy mieszkała w lichych chatach, ale
Karl pragnął, by ich dom był solidny. Raija, której stara chałupa norweskich opiekunów
przywoływała na myśl niemal wyłącznie przykre wspomnienia, była bardzo wdzięczna swemu
mężowi.
Karl za wszelką cenę pragnął wyglądać dorośle, był wszak żonaty. Zdawało mu się, że
w ciemnym kaftanie prezentuje się jak prawdziwy mężczyzna. Ale dziecinnie zaokrąglone
policzki nie bardzo pasowały do tego poważnego stroju. Poza tym na łokciach rękawy były
wyświechtane, czego, jak domyślała się Raija, Karl w ogóle nie zauważył. Ale mimo wszystko
był jakiś inny... Raija poczuła w sercu odrobinę czułości dla tego chłopca, który tak bardzo się
starał zachowywać jak prawdziwy mężczyzna, choć mu jeszcze tak wiele brakowało, by nim się
stać naprawdę.
Chyba dzięki temu spłynął na nią nagle spokój i poczucie bezpieczeństwa. Bo przez cały
czas obawiała się tego narastającego oczekiwania, które dawało się odczytać w błękitnych
oczach Karla. Ten chłopak w dorosłych męskich ubraniach był wszak jej mężem i oboje dobrze
wiedzieli, co to oznacza.
Mimo woli przywołała nagle w wyobraźni rozkochane miodowe oczy. Zdawało jej się,
że słyszy pełne miłości i czułości słowa: „Raiju, teraz bardziej niż kiedykolwiek jesteś podobna
do kruka. Małego, zalęknionego kruka...”
Czy to właśnie by jej powiedział Mikkal? Nie wiedziała. Nie wiedziała nawet, czy w
ogóle jeszcze o niej pamięta. Czasem jednak czuła tak intensywnie jego bliskość, że ją to wręcz
przerażało, ale nie miała pewności, czy dzieje się tak dlatego, że to on wysyła ku niej swe
myśli, czy też za sprawą jej własnej wyobraźni...
Mały Kruk... Tak, chyba przypominała kruka, czarnego zalęknionego ptaka z
nastroszonymi piórami, który był całkiem sam.
Skrępowano ją więzami, przed którymi tak bardzo się wzbraniała, bo odbierały jej
wolność. Była ptakiem, pragnęła czuć powietrze pod skrzydłami. A tymczasem nie mogła ich
rozwinąć, nie mogła uciec. Już teraz trawiła ją tęsknota, podobna do tej, jaką odczuwają żyjące
w klatce ptaki.
Została usidlona. Nie była już wolnym krukiem. Mały Kruk Mikkala nie mógł nigdzie
pofrunąć, przestał istnieć wraz z utraconą wolnością.
Raija zorientowała się, że Antti coś do niej mówi. Uśmiechnęła się niepewnie, nie mając
pojęcia, o co chodzi.
Dopiero by się wszyscy zdziwili, gdyby wiedzieli, gdzie błądziła myślami!
Marta roześmiała się i pogładziła synową po policzku.
- Nie co dzień wychodzi się za mąż - rzekła ze zrozumieniem.
Pozostali roześmiali się. Ich wyrozumiałość rozdrażniła Raiję, wszystko się w niej
zagotowało.
Karl, lekko już podpity, spoconą ręką ścisnął ukradkiem jej dłoń. Wymuszony uśmiech
zamarł na jej ustach.
- Oboje jesteście tacy młodzi - mówił tymczasem Antti, skupiając na sobie uwagę
zebranych.
Raija oparła się o ścianę z drewnianych bali. Domyślała się, że oto nadeszła pora na
rady i upomnienia przemycane niby mimochodem przez starszych.
- W młodości człowiek tak łatwo ulega wrażeniom i daje się porwać najróżniejszym
prądom. Tak łatwo wówczas uwierzyć, że złudne wyobrażenia o życiu są prawdą. Mam jednak
nadzieję, że nie dacie się zwieść. Postarajcie się dostrzec to, co najlepsze... w samych sobie
także.
Antti popatrzył wprost na Raiję, która spoważniała nagle, domyśliwszy się, że to do niej
mówi i jej udziela rad. Aż nazbyt dobrze rozumiała sens jego słów.
Antti nie był zwolennikiem długich przemówień, więc na zakończenie rzekł tylko:
- Zawsze bardzo cię kochałem, Raiju. Byłaś mi niczym rodzona córka. Nie mogłaś
dostać lepszego męża niż Karl, oczywiście jeśli nie brać mnie pod uwagę... - zażartował.
Wszyscy roześmiali się, a Raija spuściła głowę i zobaczyła znów ukochaną twarz. Antti
się mylił.
- A ty, Karl, masz żoneczkę o wielkim sercu. Możliwe, że jest trochę gwałtowna, ale
taki mężczyzna jak ty z pewnością sobie z tym poradzi. Bo tak naprawdę to bardzo delikatna
istota. Troszcz się o nią, chłopcze!
- Masz na to moje słowo! - zapewnił Karl i wyprostował się, jakby chciał sobie dodać
kilka centymetrów. Z miną właściciela objął swą nowo poślubioną żonę, która skuliła się w
nagłym odruchu. Natychmiast jednak rozluźniła się, starając się dobrze odegrać nową rolę,
świadoma, że nie zdoła od tego uciec.
- Ty też powinieneś sobie poszukać żony, Reijo! - zwrócił się żartobliwie Kristian do
przyjaciela syna.
- Poradzę sobie bez kobiety - mruknął Reijo ochryple, wbijając wzrok w blat stołu.
Młody Fin nie wylewał za kołnierz i był już na lekkim rauszu. - Mężczyzna nie zajdzie daleko,
jeśli uwiesi mu się na szyi baba...
Karl uśmiechnął się z wyższością i mocniej przyciągnął do siebie Raiję, zastanawiając
się w duchu, co się stało z przyjacielem, z którym niedawno walczyli o dziewczynę.
- Tak, tak, my też się tak kiedyś zastrzegaliśmy - mruknął Antti, mrugając do Kristiana,
który w odpowiedzi parsknął śmiechem.
Żadnemu z nich nie udało się jednak rozładować ponurego nastroju, który zapanował
przy stole. Doprawdy, trudno było uwierzyć, że to przyjęcie weselne. Raija pomyślała cy-
nicznie, że na pogrzebie Kristiny wszyscy mieli lepszy humor.
- Zanuć coś, Antti! - poprosiła, uśmiechając się spontanicznie do brodatego Fina. -
Chętnie zatańczę na własnym weselu! A ty masz taki piękny głos!
Antti zrazu się wzbraniał, ale kiedy inni przyłączyli się do prośby Raiji, dał się w końcu
namówić. Tymczasem odsunięto ławy, by zrobić miejsce pośrodku izby. Pierwszy Kristian
porwał do tańca swą żonę, a potem Raija pociągnęła za sobą opierającego się mocno Karla.
Reijo wiedział, że przyjaciel nie jest zbyt dobrym tancerzem, i sytuacja wydała mu się zabawna.
Odezwała się w nim złośliwość, nie czuł się bowiem na tym przyjęciu najlepiej. Antti
odchrząknął i zaintonował wesołą melodię. Raija tańczyła lekko i żwawo, ale Karl, choć ze
wszystkich sił starał się dotrzymać jej kroku, ciągle się mylił. Zdawało mu się, że wciąż spóźnia
się o kilka taktów, i strasznie go to złościło. Uśmiech na twarzy Reijo zdenerwował go jeszcze
bardziej.
Kto to widział, żeby wystawiać się na pośmiewisko na własnym weselu? żachnął się w
duchu i nim Antti dokończył śpiewać, Karl wyrwał się z objęć żony i wrócił do stołu.
- Co z tobą?
Raija oparła ręce na biodrach i marszcząc brwi, popatrzyła na niego badawczo.
- Czemu się tak naburmuszyłeś? - pytała, starając się zmienić ton, ale i te słowa nie
przyniosły żadnego skutku.
Antti zamilkł, a Marta i Kristian wstrzymali oddech. Byli oto świadkami pierwszego
małżeńskiego nieporozumienia. Reijo, oparty o ścianę, z zainteresowaniem obserwował parę
przyjaciół.
Raija zamilkła, jakby się zastanawiała, co robić, ale widząc ponurą twarz Karla,
zrezygnowała. Karl tymczasem w milczeniu posyłał jej niechętne spojrzenie, za nic w świecie
nie chciał się przyznać, że nie potrafi tańczyć.
- Przecież to nic takiego, że mylą ci się kroki - odezwała się nieoczekiwanie łagodnie
Raija. - Poprowadzę cię, po prostu rób to co ja!
- Nie! - uciął krótko, acz stanowczo Karl. Raija nie grzeszyła nadmiarem cierpliwości.
Była młoda i nie miała zamiaru rezygnować z przyjemności tylko dlatego, że Karl się uparł.
Dała mu szansę, ale jej nie wykorzystał. Porzuciwszy więc wszelkie skrupuły, wyprostowała się
i dumnie podniosła głowę.
- Nie to nie! - wycedziła zdyszana i odwróciła się do męża plecami. - Reijo dobrze
tańczy!
Biedny Reijo chciał pozostać lojalnym druhem, lecz jego serce wyczyniało tego
wieczoru harce, a gorzałka przytępiła nieco wrażliwość. Stanął przed niełatwą decyzją. Łatwiej
jednak przyszło mu umknąć przed wzrokiem przyjaciela, aniżeli zrezygnować z zaproszenia
Raiji, a kiedy poczuł ją w ramionach, zapomniał o wyrzutach sumienia.
Dziewczyna uśmiechnęła się z przekorą, niemal prowokacyjnie. W przeciwieństwie do
Reijo wcale nie unikała oczu Karla, mimo że dostrzegała w nich ból. Nie było jej go ani trochę
żal, przeciwnie, uważała, że sobie na to zasłużył. Czyż nie wyciągnęła do niego pomocnej
dłoni?
- Śpiewaj, Antti! - poprosiła. - Śpiewaj!
Raija przetańczyłaby chętnie nawet całą noc, nie przejmując się specjalnie tym, co
myślą ani co czują inni. Tak naprawdę niewiele ją to obchodziło.
Reijo, któremu przez chwilę mignęła przed oczami ściągnięta bólem twarz Karla, ocknął
się nagle i uświadomił sobie, że musi ją powstrzymać. Może Raiji nie przeszkadzało, że rani
męża, ale Reijo nie miał zamiaru dla jej przyjemności pognębiać przyjaciela. Uśmiechając się
szeroko, chwycił Raiję na ręce i zaskoczoną, posadził Karlowi na kolanach.
- Kto z nią chwilę potańczy, pozdziera sobie zelówki! - zażartował. - Najlepiej trzymaj
się swojego męża, to nikt ci nie będzie wyrzucał, że przez ciebie ma dziurawe buty!
- Niech państwo młodzi dokonają uroczystego otwarcia swojego domostwa! - rzucił
pośpiesznie Kristian, który najwyraźniej odetchnął z ulgą, gdy taniec dobiegł końca. Serce mu
się krajało, kiedy patrzył na ponurą twarz syna, choć wiedział, że Karl jest sam sobie winien.
Nie wyglądali wcale jak nowożeńcy, kiedy odsunięci od siebie szli powoli w stronę
własnej chaty.
Jeszcze niedawno dobrzy przyjaciele, teraz, jako mąż i żona, nie mieli sobie nic do
powiedzenia. W milczeniu pokonali drogę do swego nowego domu.
A miało to być takie wyjątkowe, wspaniałe! pomyślał Karl, wbijając ręce w kieszenie
spodni. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że Raija traktuje go jak powietrze.
Taki był dumny z tego domu! Budował go wspólnie z Reijo, który swą pomoc traktował
jako ślubny prezent dla przyjaciół.
Karl czuł przepełniające go szczęście, kiedy patrzył, jak dom, w którym miał
zamieszkać wraz z Raiją, rośnie z dnia na dzień.
Nic jednak nie było tak, jak sobie wymarzył. Zacisnął mocniej zęby i pomyślał z
goryczą, że marzenia są niebezpieczne.
Nagle chata wydała mu się mała i brzydka, niemal się jej wstydził. Bo tak naprawdę nie
byli z przyjacielem najlepszymi cieślami, a już szczególnie on sam. Raija sądziła pewnie, że jest
całkiem do niczego. Nie potrafił budować, tańczyć, nie znał fińskiego i brakowało mu zdolności
do składania liter. Od biedy potrafił się podpisać, dalej jednak wkraczał na bardzo już niepewny
grunt. Reijo natomiast opanował te wszystkie umiejętności...
Karl zerknął ukradkiem na Raiję i od razu przypomniał sobie, jak jego żona uśmiechała
się w tańcu do przyjaciela.
Dlaczego do mnie się tak nie uśmiecha? myślał. Nawet w tym mu nie dorównuję!
Nie jestem dla niej kimś wyjątkowym... Ot, po prostu mąż!
Mąż... Karl poczuł, jak zalewa go fala gorąca, bo nagle uświadomił sobie, że słowo to
kryje w sobie więcej, niż śmiał do tej pory przyznać.
Mam swoje prawa!
Niech sobie milczy, skoro jest taka uparta. Nie będę jej zmuszał do rozmowy. Ale w
małżeństwie wcale nie pogaduszki się liczą! Nowożeńcy Zajmują się czym innym!
Ledwie zamknęli za sobą drzwi, Karl ściągnął kaftan i rzucił go na stojącą przy stole
lawę, po czym bez zbędnych ceregieli zaświecił lampę. Izbę zalała łagodna poświata. Było
przyjemnie ciepło, bo Marta przyszła tu wcześniej i rozpaliła w palenisku.
Karl zdjął kamizelkę, a potem zrzucił buty, do których noszenia nie przywykł. Spociły
mu się stopy. Spocone miał także dłonie. Spokój Raiji wyraźnie go rozdrażniał. Wydawało mu
się, że przyjmuje wszystko z cichą rezygnacją! Zastanawiał go wyraz jej twarzy. Sprawiała
wrażenie, że ona, dziecko jeszcze, wie więcej niż on.
To ja jestem mężczyzną! powtórzył sobie parę razy, ale choć poruszał wargami, żaden
dźwięk się nie wydobył z jego ust. Wróciło mu jednak nieco pewności siebie.
Wyciągnął rękę i przygarnął mocno Raiję. Dziewczyna chciała mu się wymknąć, ale on
na to nie pozwolił.
Raija poczuła wzbierającą złość, ale nie dala nic po sobie poznać. Musiała się z tym
pogodzić, to należało do jej nowej roli. Karl był teraz w jej życiu najważniejszy. On decydował!
Musiała porzucić wspomnienia.
Jego delikatne, niemal kobiece usta drżały lekko, gdy zbliżyły się do twarzy Raiji.
Zamknęła oczy, by uniknąć wzroku męża.
Karl całował nieporadnie, bez doświadczenia, ale był taki przejęty, że przez moment
poruszył w niej jakąś czułą strunę. Jednak tak naprawdę nie wywołał burzy uczuć. Jeśli można
powiedzieć o pocałunku, że jest nudny, to takie wydawały jej się pocałunki Karla. Oddawała
mu je bez żadnego zaangażowania.
Karl wprawdzie nie należał do mężczyzn, którzy wyczuwają nastroje i którym
wystarczy jedno spojrzenie, by dowiedzieć się wszystkiego o drugim człowieku, ale mimo to
bierne zachowanie Raiji nie uszło jego uwagi. Ze smutkiem odsunął ją lekko i wyszeptał
urażony:
- Jestem aż taki odpychający?
- Nie - odparła Raija. - Właściwie jesteś bardzo przystojny.
- Ale - naciskał - czegoś mi brakuje? Raija nie odpowiedziała.
- Jaki powinienem być, żebyś mnie pokochała? Kim musiałbym być?
- Przecież ja cię bardzo lubię... - Raija nie kłamała. Naprawdę lubiła Karla, choć w inny
sposób niż Mikkala.
- Tak?
- Tylko że wszystko jest takie nowe, takie obce... - wyznała i wsunęła się w objęcia
męża z silnym postanowieniem, że będzie się zachowywać, jak przystało na świeżo poślubioną
małżonkę. A jednak ramiona, które z taką łatwością zarzucała na szyję Mikkalowi, teraz ciążyły
jej niby ołów. Bliskość Karla doprowadzała ją do udręki.
Och, Mikkalu! Gdybyś to był ty, łkało w niej wszystko.
Udało jej się pobudzić wyobraźnię i nagle odniosła wrażenie, że znalazła się w
objęciach Mikkala. W tej krótkiej chwili tłumione uczucia znalazły ujście i przyjęła Karla jak
kochająca kobieta.
Z ust Karla wydobył się jęk. Nastrój prysnął jak bańka mydlana. Raija powróciła do
rzeczywistości i z bólem uświadomiła sobie, że nie potrafi przywołać ponownie w marzeniach
tego, którego naprawdę kocha. Mało brakowało, a wymówiłaby jego imię. Musi je zdusić w
sobie, a najlepiej zapomnieć.
Karl zauważył zmianę w zachowaniu żony. W jednej sekundzie taka delikatna i gorąca,
nagle zamieniła się w sopel lodu. Wprawdzie nie odepchnęła go od siebie, ale poczuł się tak,
jakby to zrobiła. Kiedy pocałowała go ponownie bez odrobiny namiętności, zdawało mu się, że
ktoś wylał na niego kubeł lodowatej wody. Nawet gdyby go uderzyła w twarz, nie czułby się
bardziej odepchnięty niż w tej właśnie chwili.
Nie zamierzał jednak wypuścić Raiji z objęć. To co, że stoi przy nim sztywna jak kłoda!
Przełknął ciężko ślinę i nie zważając na to, że ściska ją za mocno, przyciągnął ją do siebie.
Przytulił policzek do jej włosów. Wyglądała tak ślicznie w nowej fryzurze! Nigdy jej
tego nie powiedział, ale naprawdę tak uważał.
Raija nie protestowała, gdy ją przytulał, choć była sztywna, jakby połknęła kij. Położyła
mu ręce na biodrach, ale w tym geście nie było ani odrobiny ciepła. Karl zacisnął powieki, by
powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Za nic w świecie nie zamierzał się zdradzić, że przez nią
płacze.
- Jak możesz być taka zimna, widząc, że rozpalasz mnie do białości?
- Wiedziałeś, jaka jestem, gdy mnie brałeś - odparła chłodno. - Niełatwo mnie zmienić,
Karl...
Zrozumiał, że rozmowa nie ma sensu, Raija i tak nie dopuści go do siebie, obojętnie jak
szczere były jego zamiary.
Tak bardzo pragnął, by ta chwila pozostała w ich pamięci jako coś wyjątkowego, ale
chłód i niechęć Raiji zniszczyły wszystko. No cóż, skoro jej nie zależy, odpłaci pięknym za
nadobne!
Ścisnął ją mocniej i pociągnął w stronę łóżka.
Zrobił je zupełnie sam. Nie zgodził się, by pomagał mu w tym Reijo, bo bał się, że
mebel ciągle przypominać mu będzie o długu wdzięczności wobec przyjaciela.
- Co robisz? - jęknęła Raija w reakcji na jego nagłą brutalność.
- Sądziłem, że to dla ciebie oczywiste! - odrzekł głosem twardym jak skała.
Równie bezwzględny był jego pocałunek, przy którym dziewczyna jęknęła z bólu.
- Ściągnij suknię! - nakazał stanowczo, zwalniając uścisk. Oczy pociemniały mu z
pożądania.
- A jeśli odmówię?
- To ją z ciebie zedrę - odpowiedział, zachowując lodowaty spokój.
Rozebrała się. Zdjęła suknię, rozpięła ze spokojem lnianą koszulę, ściągnęła halkę i
pończochy. Choć kipiała ze złości, nie dała tego po sobie poznać.
Zdawała sobie sprawę, że Karl ma do niej prawo, nie może mu niczego odmówić.
Jednak nie chciała, by brał ją gwałtem.
Naga, odwróciła się do niego z twarzą pozbawioną wyrazu.
- Zadowolony? - zapytała. Karl z trudem przełknął ślinę. Boże, jaka ona jest piękna,
pomyślał. Ciało, które pod ubraniem wydawało się takie wychudzone, wcale nie było kanciaste,
lecz niezwykle harmonijne. Biodra miała wąskie, niemal chłopięce, piersi jędrne, a uda i brzuch
lekko zaokrąglone, lecz twarde.
Niebiosa! przemknęło mu przez myśl. Czuł, że w ustach całkiem mu zaschło.
- Podejdź, Raiju - wyszeptał chrapliwie.
Jego słowa zabrzmiały bardziej jak rozkaz niż jak prośba, ale dziewczyna nie
oponowała i posłusznie zbliżyła się do męża.
Tak bardzo jej pragnął, że czuł niemal fizyczne cierpienie. Zasypał ją najgorętszymi
pocałunkami, a dłonie spragnione pieszczot powędrowały po jej jedwabistej skórze. Karl starał
się być delikatny, ale nie potrafił obchodzić się z kobietą.
Jego pieszczoty były nieporadne, mało subtelne. Niecierpliwe dłonie, zamiast rozpalać
Raiję, sprawiały jej ból.
Czuł, jak krew pulsuje mu w skroniach i szybciej krąży w żyłach. Pochłonięty własnym
pożądaniem, nie zauważył wcale, że ciało Raiji nie odpowiada na jego pieszczoty.
Drżały mu ręce, gdy na chwilę oddalił się nieco, by zdjąć spodnie. Nie zważając wcale,
czy jest gotowa go przyjąć, rozsunął gwałtownie jej uda i wtargnął w nią.
Słyszał jęk Raiji, lecz nie zareagował, jakby to wcale go nie obchodziło. Do głowy mu
nie przyszło, że zadaje jej ból. Rozsadzało go pulsujące płomienne pożądanie. Musiał je ugasić.
Musiał...
Pchnął mocno kilka razy, po czym runął na nią spocony i gorący.
Powoli spływał na niego spokój. Paliła go skóra. Chciał coś powiedzieć, lecz brakowało
mu słów. Przełknął ślinę, ale choć w ustach nie miał już tak sucho, nie potrafił wyrazić, co czu-
je, ile znaczyła dla niego ta chwila i jaka cudowna była Raija. W milczeniu pocałował ją w
szyję, po czym wsparł się na łokciu. Zamarł, kiedy zobaczył spływające po jej policzkach łzy.
Oczy miała zamknięte i ani jedno słowo skargi nie wydobyło się z jej ust. Karl odsunął się na
bok, niczego nie pojmując. Włożył ubranie i zakłopotany usiadł na brzegu łóżka.
Jakiś głos podpowiadał mu, że źle obszedł się ze swoją żoną. Widocznie nie tak to
trzeba robić... chociaż jemu było cudownie.
Skąd miał jednak wiedzieć, co jest słuszne, a co nie? Nikt nigdy nie rozmawiał z nim
szczerze i rzeczowo o związku pomiędzy kobietą i mężczyzną. Jedynym punktem odniesienia
były zasłyszane wulgarne opowieści, w których nie było miejsca na delikatność, która, jak mu
się teraz wydawało, musiała się z tym wiązać.
Szorstką dłonią pogłaskał żonę po włosach i wyjąkał:
- Wybacz mi, Raiju! Nie chciałem cię zranić! Nie odpowiedziała. Leżała apatyczna z
mokrą od łez twarzą, a dolna warga drżała jej lekko.
Karl wstydził się, patrząc na te łzy, a jeszcze bardziej na ślady pozostawione przez swe
niecierpliwe dłonie i spragnione usta.
Dlaczego nikt mu nie mówił, jak się to robi?
Nie potrafił o tym z nią rozmawiać. Oznaczałoby to przyznanie się do porażki, a tego by
nie zniósł.
- Nie bądź na mnie zła, Raiju! - błagał, nie spodziewając się bynajmniej odpowiedzi.
Pod tym względem znał ją dobrze, Raija długo chowała urazę. Może musi poczekać do jutra? -
Przecież ja... zależy mi na tobie! - wydusił z siebie zrozpaczony i musnął wargami jej czoło.
Oprócz łez nie było innej reakcji.
Karl wstał i otulił żonę okryciem. Sam nie miał ochoty spać. Zgarbiony siadł przy stole i
przez całą noc, która zdawała się nie mieć końca, patrzył nieruchomo przed siebie. Oczy go
piekły, ale kiedy je zamykał, nie potrafił się uspokoić.
Zupełnie inaczej wyobrażał sobie noc poślubną. Po raz kolejny przekonał się, że
marzenia są niebezpieczne. Przynoszą jedynie rozczarowanie.
A jednak mimo wszystko Karl zasnął. Jak przez mgłę usłyszał odgłos zamykanych
drzwi i półprzytomny otworzył oczy. Ciało miał zdrętwiałe. Za oknem było jasno, a Raija
zniknęła...
Odeszła od niego? Nie, Raija nie zrobiłaby tego, wiedziała, co to poczucie obowiązku.
Na pewno wzięła się za robotę, chyba karmiła owce.
Jego wzrok padł na drugi koniec stołu, ten, który nie służył mu za poduszkę, i w tej
samej chwili poczuł jeszcze większy wstyd. Raija przygotowała dla niego jedzenie.
Po tym wszystkim, co uczynił w nocy, stać ją było na to, by zachować się zupełnie
normalnie! Ścisnęło go w gardle i trochę potrwało, nim zdołał przełknąć ślinę.
Powoli rozebrał się i nieporadnie, bo nigdy sam tego nie robił, poskładał odświętne
ubrania. Z kufra ustawionego przy zaścielonym łóżku wyjął codzienny strój. W grubych samo-
działowych portkach i połatanej koszuli poczuł się nareszcie swobodnie. W eleganckim
ubraniu, które nosił poprzedniego dnia, czul się jakoś głupio. Nie pasowało do niego.
Raija, oczywiście, poradziła sobie doskonale nawet w tej niezwykłej sytuacji.
Zachowywała się tak, jakby codziennie paradowała w odświętnym stroju. Wczoraj był tym
speszony, dziś spojrzał na to inaczej. Poczuł dumę, gdy zrozumiał, że Raija zawsze będzie
wyglądać jak bogini. Strój nie ma w jej przypadku żadnego znaczenia. W zgrzebnej połatanej
sukni prezentuje się równie pięknie, jak prezentowałaby się w sukniach z drogich tkanin
sprowadzanych przez bogate damy z Bergen.
Chętnie przychyliłby nieba swej nowo poślubionej żonie.
Poruszony, zacisnął dłonie. Dojrzało w nim postanowienie, że ta nieudana noc i nędzna
parodia miłosnego aktu nigdy więcej się nie powtórzy. Będzie inaczej! Nie dopuści do tego, by
Raija przez niego płakała z bólu.
Może ona nie darzy go miłością, ale nie będzie z jego powodu wylewać łez.
Miłość... to słowo przywoływało rumieniec na jego twarzy. Nie potrafił powiedzieć tego
na głos, ale wiedział już, że kocha Raiję.
Przyjmowała obojętnie jego pieszczoty, ale to się zmieni. Karl wierzył gorąco, że jeśli
się postara, Raija obdarzy go także uczuciem. Da jej wszystko. Wtedy żona zrozumie, że jest jej
godny...
Postanowił pójść do Reijo. Przyjaciel ciągle opowiada o wyjeździe z osady, musi więc
się pośpieszyć, by zdążyć się z nim rozmówić. Musi dowiedzieć się wszystkiego o złocie...
Pośpiesznie zaczął jeść owsiankę. Z kawałkami ryby smakowała nie najgorzej.
Posiłki spożywane w tych stronach nie były szczególnie urozmaicone. Na śniadanie
zwykle jedzono owsiankę z mięsem lub rybą, na obiad ryby i zupę lub kaszę na kolację.
Nie był to przejaw braku pomysłowości ze strony Raiji. Tak było we wszystkich
domach. Po prostu mieszkańcy wioski nie dysponowali innymi produktami, starali się więc
wykorzystać najlepiej, te, które mieli.
Był już po śniadaniu, kiedy Raija, zarumieniona na twarzy od mrozu, weszła do izby.
Na jej włosach bieliły się płatki śniegu.
- Nie śpisz - stwierdziła, ani jednym gestem czy słowem nie zdradzając swych uczuć.
Gdyby nie to, że wydarzenia minionej nocy tak mocno wryły mu się w pamięć, Karl
skłonny byłby uwierzyć, że śnił mu się koszmarny sen, bo Raija zachowywała się zwyczajnie.
Tylko usta miała nabrzmiałe i zaczerwienione, a na szyi dostrzegł siniaki. Zrobiło mu się wstyd,
bo wiedział, że to on pozostawił te znaki. Gdyby tak potrafili o tym ze sobą porozmawiać,
wyznać, co leży im na sercu! Tak bardzo pragnął się dowiedzieć, czego Raija od niego
oczekuje, ale nie śmiał o to zapytać.
- Dziękuję za śniadanie! - rzucił tylko zakłopotany, nie wiedząc, co zrobić z rękoma.
Raija zdjęła chustę i rozwiesiła przy palenisku, a sama zasiadła przy kołowrotku.
Poprzedniego dnia jej oczy błyszczały. Do czasu, gdy o szarym poranku założyła
odświętny strój, była rozbawiona i wesoła. Ciskała śnieżkami w pnie brzóz i trafiała celnie. A
teraz siedziała z poważną twarzą, pochłonięta typowo kobiecym zajęciem.
- Czy ojca tu czasem nie było? - zapytał.
- Dzisiaj miał wypłynąć sam na połów - przypomniała mu. Karl pamiętał o tym, ale nie
wiedział, co ma ze sobą zrobić.
Czuł się bezradny jak dziecko. Nie mógł tu z nią siedzieć. Z pewnością wiele od niego
oczekiwała, spodziewała się, że coś zrobi. Tylko co? Nie zdobył się na to, by ją zapytać.
Rodzice zawsze nim kierowali, mówili, gdy był potrzebny. Raija tymczasem oczekiwała
od niego, że będzie mężczyzną. Miał wiedzieć wszystko, załatwiać sprawy, podczas gdy ona
będzie siedziała w chacie i odgrywała rolę jego żony.
Nie potrafił tak.
- Idę do Reijo - oznajmił, odwracając się do niej plecami. - Muszę z nim porozmawiać.
- Idź! - odpowiedziała bezbarwnym głosem. Karl założył wierzchnie okrycie i ruszył do
drzwi. Było mu przykro, że ją tak zostawia, ale też wychodził z wyraźną ulgą.
Reijo nie spodziewał się takiej wizyty. Gdyby to on się ożenił z Raiją, ostatnie, co
przyszłoby mu na myśl, to odwiedzanie przyjaciół nazajutrz po ślubie. Tak się nie zachowują
nowożeńcy!
Karl udawał, że nie dostrzega zdziwionego spojrzenia, które posłał mu Reijo. Otrzepał
się ze śniegu i wszedł do niewielkiej izby.
- Nie wyjechałeś? - zapytał.
- O, nie, poczekam do wiosny. Ruszę, gdy stopnieją śniegi i puści lód na rzekach...
- Ale wierzysz w to?
Karl drążył temat, jakby od tego zależało jego życie. Reijo popatrzył na niego
zdziwionym wzrokiem.
- Muszę w to wierzyć, Karl. Jedyne, co mam, to marzenia. Chciałbym wierzyć, że
można dostać od życia coś więcej niż to, co mamy teraz. Jeśli zamierzam zdobyć coś, choćby
niewielką cząstkę tego, o czym marzę, muszę się stąd ruszyć. Nie chcę liczyć tylko na to, co
wyciągnę z morza czy z ziemi.
- Uda ci się?
- Nie wszyscy, którzy marzą o złocie, znajdują je - odpowiedział Reijo. - Ale wszystkim
wolno marzyć, tak samo mnie, jak innym.
- Chciałbym, żebyśmy mogli pojechać razem! We wzroku Karla pojawił się dziwny
blask, który zdumiał Reijo.
- Czy to mówi chłopak, który właśnie ożenił się z najpiękniejszą dziewczyną w Ruiji?
Ogień w oczach Karla zniknął.
- A czy mnie nie wolno marzyć? - zapytał i szybko przeskoczył na inny temat: - Zresztą,
może i tutaj na miejscu jest złoto?
O tym Reijo nigdy nie pomyślał. Z początku przypuszczenie rzucone mimochodem
przez Karla uznał za całkowicie niedorzeczne, ale gdy się dłużej nad tym zastanowił, stwierdził,
że wcale nie jest to wykluczone. Dlaczego bogactwo nie miałoby czekać na odkrycie gdzieś
blisko?
Przecież to właśnie w te strony przybywali pierwsi osadnicy fińscy. Ten fiord i te trakty
znali. Patrzyli na te góry, pokonywali tę wąską dolinę, patrzyli na tę rzekę!
Dlaczego zawsze mu się zdawało, że to, czego szuka, znajduje się gdzieś daleko na
wschód?
Czy to jego pragnienie ucieczki sprawiło, że kraina na wschodzie wydawała mu się taka
kusząca? Trudno powiedzieć. Teraz jednak Karl natchnął go myślą, którą postanowił
urzeczywistnić.
- No właśnie, dlaczego nie? - Reijo słyszał, że jego zachrypnięty glos zabrzmiał jakoś
obco i że ze zdenerwowania wtrąca fińskie słowa. - I tak nie wyjadę prędzej niż na wiosnę -
ciągnął podekscytowany. - Mamy więc dużo czasu na poszukiwania. Może naprawdę
znajdziemy złoto tutaj?
- Zgodzisz się, bym szukał razem z tobą? Reijo zwrócił na przyjaciela rozszerzone z
emocji oczy.
- Oczywiście! A kto mi podsunął tę myśl? Może zostaniemy bogaci! Bogaci!
W błękitnych oczach Karla, wpatrzonych z przejęciem w przyjaciela, pojawił się
fanatyczny blask. Ale teraz Reijo się temu nie dziwił. Karla trawił ten sam ogień, wypełniało go
to samo marzenie. Być bogatym! Być kimś!
- Tylko nikomu ani słowa! - ostrzegł go Reijo. - Możesz powiedzieć jedynie Raiji, bo
ona umie trzymać język za zębami.
- Nie, Raiji nie! Stanowcze słowa Karla zaskoczyły Reijo.
- Chcę jej zrobić niespodziankę - dodał Karl już spokojniej i trochę się plącząc, mówił
dalej: - Nie chcę, żeby wiedziała. Jeśli nam się uda, jeśli dopisze nam szczęście, wtedy ofiaruję
jej wszystko, czego zapragnie...
Karl wierzył gorąco, że przychylność Raiji zdoła kupić pięknymi rzeczami.
Reijo poczuł ukłucie w sercu. Obawiał się, że Karla może spotkać wielkie
rozczarowanie. Raija nie potrzebowała złota ani manny z nieba. Karl nie mógł ofiarować jej
tego, czego naprawdę pragnęła. Reijo także nie. Ale powiedzieć prawdę Karlowi byłoby
okrucieństwem.
- Dobrze - zapewnił ochryple. - Nie powiemy Raiji... Zbliżała się pora obiadu i Karl nie
mógł pozostać dłużej z przyjacielem. Był przecież świeżo po ślubie i chociaż dom wywoływał
w nim mieszane uczucia - wabił go, a zarazem odpychał - to tak czy inaczej musiał do niego
wrócić.
Karl zastanawiał się, co też Reijo sobie o nim pomyślał, ale szybko porzucił te
rozważania. Mniejsza o to, najważniejsze, że nie pytał za wiele i powstrzymał się od komen-
tarzy. Karl zapomniał mu już, że poprzedniego wieczoru ku jego zazdrości obtańcowywał jego
młodziutką żonę.
Nad brzegiem fiordu minął paru rybaków, którzy właśnie schodzili na ląd. Łagodne rysy
twarzy Karla stężały, gdy usłyszał za plecami kąśliwe uwagi. Zacisnął jednak zęby, nie
zaszczycając złośliwców ani jednym spojrzeniem. Nie usłyszeli też odpowiedzi na zaczepkę.
- Jemu ta dziwka też nie dała? - usłyszał. Karl domyślał się, do kogo należy ten tubalny
głos, po którym rozległ się gromki śmiech.
- Ta kocica, która uważa się za nie wiadomo co, woli pewnie Lapończyków!
Isak bezceremonialnie ubliżał Raiji. Nie zapomniał nauczki, którą dał mu Mikkal.
Blizna na prawym policzku codziennie mu o tym przypominała. Nie przepuścił więc żadnej
okazji, by się odegrać na dziewczynie, za każdym razem wywołując salwy śmiechu wśród
zebranych.
Wszyscy zgodnie przyznawali, że Raija Alatalo zasłużyła sobie, by jej wskazać, gdzie
jest jej miejsce. Teraz co prawda nazywała się Elvejord, ale najwyższy czas, by ta pyskata dzie-
wucha zapamiętała, kim jest! Rybacy, patrząc za dumnie wyprostowanym Karlem, wulgarnie
go zaczepiali. Dobrze wiedzieli, że ich słyszy, ale szczeniak pewnie bał się podnieść na nich
ręki. Syn Kristiana Elvejorda nie cieszył się opinią zabijaki. Zawsze miał w sobie coś ze
słabeusza.
I to jemu trafiła się taka żona!
Mężczyźni zazdrościli mu, ale dworowali sobie z niego. Uważali, że chłopak jest za
łagodny, by poskromić tę dziką kotkę. Choć żaden by się do tego nie przyznał, wielu wodziło
tęsknym wzrokiem za ciemnooką szczupłą dziewczyną. Co prawda mało kto chciałby się z nią
ożenić, ale niejeden chętnie wziąłby ją tak, jak tego próbował Isak.
Karl wrócił do pustego domu. W stronę rzeki prowadził rząd drobnych śladów.
Raija wpatrywała się ponuro w przerębel, wyrąbany w lodzie dokładnie w tym samym
miejscu, gdzie Mikkal na całe życie naznaczył Isaka.
Dziewczyna dobrze wiedziała, że rzeka płynęła pod lodem ciemna i zimna. Tu było
najgłębiej... To byłoby takie proste...
- Nie myśl o głupstwach, dziewczyno! - powiedziała głośno sama do siebie, zanurzając
wiadro w przeręblu.
Patrzyła, jak wlewa się do niego lodowata woda, a gdy już było pełne, wyciągnęła je.
Zaraz też zanurzyła drugie. Raija była szczupła, ale ręce miała silne.
Zmarzły jej pałce. Gdzieś odłożyła rękawice i nie mogła ich znaleźć. Ale dosłownie
dusiła się w izbie i czuła, że musi czym prędzej wyjść na zewnątrz. Zdawało jej się, że ciepło i
wabiąca przytulność nowego domu wciąga ją jak wir. Uciekła więc, by nie dać się pochwycić.
Nie będzie im dobrze! Nie dopuści do tego, by poczuć się szczęśliwa w nowym
związku! powtarzała uparcie, a zaraz potem wbrew sobie samej zachwycała się przytulną izbą.
Nieudana noc poślubna stanowiła swoisty dowód na to, że z tego małżeństwa nie
wyniknie nic dobrego. Dziwnie koiło to jej ból, a równocześnie miało posmak goryczy.
Woda drwiła sobie z niej, wabiła, jakby chciała ją wessać w swą głębię.
Raija szarpnęła wiadro, próbowała je wyciągnąć, ale bolały ją ramiona, straciła czucie w
palcach. Nagle przeszył ją ostry ból w plecach. Zamierzała się cofnąć o krok, ale nogi nie chcia-
ły ruszyć się z miejsca, nie chciały dźwigać jej ciężaru.
To stało się tak szybko. Z jakiegoś powodu nie puściła wiadra, które pociągnęło ją w
dół, do przerębla. Usłyszała trzask lodu załamującego się wokół otworu, a potem poczuła
niesamowicie zimną wodę. Uderzyła głową o ostrą lodową krawędź, ale jakimś cudem nie
straciła przytomności. Woda, która tak ją wabiła do siebie, czarna i rwąca, przenikała przez
grube warstwy ubrania i kłuła ciało niczym tysiące ostrych igieł. Raija zdołała wreszcie puścić
wiadro.
Udało jej się wyprostować zgrabiałe palce i chwycić się skraju lodu. Wpiła się niemal w
chropowatą warstwę zmieszaną ze śniegiem, ale palce całkiem jej zdrętwiały i nawet nie za-
uważyła, że ostre kryształy lodu do krwi ranią jej dłonie.
Woda nacierała bezlitośnie, szarpiąc spódnicę dziewczyny i wabiąc ją w swój
tajemniczy cudowny nurt. Lodowata toń sprawiła, że Raija nie czuła już swego ciała, ale
krzyczała z całych sił, bo głos nadal dobywał się jej z gardła. Krzyczała w trzech różnych
językach, używając słów, których przyzwoita kobieta nawet nie powinna znać. Krzyczała tak
głośno, aż wreszcie ochrypła. Palce, zsuwając się coraz bliżej krawędzi przerębla, zostawiały na
lodzie czerwone ślady krwi.
Ale zimna woda nie zdołała pozbawić Raiji woli życia, zgasić w niej tego płomienia.
Odbierała jej siły, ale dziewczyna za wszelką cenę pragnęła się uratować.
Raija nie przestawała krzyczeć, choć oczy jej się już zamykały. Wszystko zlało się w
migocącą pustkę. Czyżby umarła? Czy tak właśnie wygląda śmierć?
Nie czuła dotyku rąk, które wyciągnęły ją z przerębla. Zdawało jej się tylko, że minął
rozdzierający ból zadawany jej przez tysiące lodowych igieł.
- Głupia dziewczyno! - mówił zdenerwowany Karl, wiedząc, że Raija i tak go nie
słyszy. - Nie mogłaś zaczekać, aż wrócę do domu?
Gniewem usiłował zamaskować strach.
Ten krzyk... Nikt chyba nigdy nie przeżył tak koszmarnych chwil jak on, gdy
zaalarmowany gnał nad rzekę, a potem szarpał się, by wyciągnąć Raiję z przerębla.
- Zawsze byłaś uparta - mamrotał, czując, jak łzy płyną mu po policzkach.
Bogu dzięki, że wrócił do domu! Przecież mógł ją na zawsze stracić...
Chwycił żonę na ręce i przycisnąwszy mocno jej przemoczone i przemarznięte ciało,
ruszył pędem w stronę chaty.
Z trudem otworzył drzwi. Ku swej radości zauważył, że Raija dygocze. A więc żyje!
Tak strasznie się bal, strach go niemal paraliżował, gdy leżała całkiem bez ruchu w jego ra-
mionach.
Zdjął z niej przemoczone ubranie. Brzeg spódnicy był sztywny od lodu, a zamarznięte
wysokie kumagi stały, nie przewracając się.
Muszę ją szybko wysuszyć! przemknęło mu przez myśl.
Chwycił, co miał pod ręką, i zacząć wycierać jej rozdygotane ciało. Dopiero po chwili
zorientował się, że ściska w dłoniach ślubną koszulę. Ale jakież to miało znaczenie?
Szybko ułożył żonę w łóżku i otulił grubymi okryciami ze skór. Zdawało mu się, że na
sinobladych policzkach pojawił się słaby rumieniec. Pośpiesznie rozpalił w palenisku. Jej ciało
musi się porządnie rozgrzać!
Nad rzeką zostało przewrócone wiadro i nosidło. Karl wrócił po nie dopiero, kiedy Raija
zaczęła dochodzić do siebie. Okazało się, że nosidło przymarzło do oblodzonego brzegu, a
resztki wody w wiadrze pokryły się warstwą lodu.
Karl rozbił tę lodową skorupę i skierował się do przerębla, łypiącego nań złym okiem.
Od teraz będę sam nosił wodę, postanowił. Raija nie może się tak narażać!
Miał nadzieję, że zdoła przepędzić chłód z jej ciała - dosłownie i w przenośni.
12
Nadeszła zima, a wraz z nią polarna noc. Słońce zniknęło na długi czas z horyzontu.
Kolejne dni mijały powoli, jak to zwykle takie ponure dni. Przechodziły do przeszłości,
nie pozostawiając po sobie żadnych godnych zapamiętania śladów.
Wreszcie nastąpiło przesilenie. Zaczęło przybywać dnia, zrazu nieznacznie, później
coraz wyraźniej. Nawet najzatwardzialsze serca topniały, gdy w najwyższych partiach gór niby
wstydliwy rumieniec pojawiła się pierwsza poświata słonecznego blasku. Złote smugi pełzały
po zboczach, a w połowie lutego ukazała się słoneczna tarcza. Raija, ociężała, wyszła przed
chatę i chciwie chłonęła pomarańczowe światło, jakby te pierwsze nieśmiałe promienie mogły
już teraz ofiarować jej życiodajne ciepło. Uśmiechnęła się. Wprawdzie ciągle trwała zima i
jeszcze przez kilka miesięcy nie opuści tych stron, a nawet pod koniec maja chłodne śnieżne
szpony dusić będą osiadłych daleko za kręgiem polarnym mieszkańców, jednak słońce było
zwiastunem, zwiastunem światła, którego wszyscy z utęsknieniem wyczekiwali.
Słońce rozpraszało pomrokę, która spowijała ich od miesięcy. Niosło obietnicę nagrody
za trudy życia w ciemnościach. Wnet rozstąpi się wszechobecny mrok, a potem noc i dzień
zleją się w jedno.
Raija objęła rękami rosnący brzuch. Już od dawna jej odmienny stan został przez
wszystkich dostrzeżony. Jej dziecko miało przyjść na świat w porze światła, w porze nadziei. A
tej zarówno Raija, jak i jej nie narodzone dziecię potrzebowało szczególnie.
Raija weszła z powrotem do chaty, gdzie zawsze było coś do zrobienia. Karl wypływał z
ojcem na połów ryb i miał niewiele wolnego czasu, a i tę odrobinę, jaka mu pozostawała,
spędzał najchętniej poza domem. Raija była spokojna, bo wiedziała, że mąż przebywa w
towarzystwie Reijo. Nie miała pojęcia, czym ci dwaj się zajmują. Nigdy Karla o to nie pytała,
on sam też jej nic nie mówił.
Karl był szczęśliwy. Z dumą spoglądał na powiększający się brzuch Raiji. Kiedy tak
obrzucał ją pełnym szacunku spojrzeniem, dziewczyna zaczynała się bać.
A z jaką czułością mówił o ich wspólnym dziecku! Raija natomiast nigdy nie używała
określenia „nasze”, mówiła: „moje dziecko”.
Kiedy z zewnątrz doleciało ją skrzypienie śniegu, podniosła szybko wzrok znad robótki.
Nie, to na pewno nie Karl, pomyślała. Nigdy nie wraca tak wcześnie.
Szelest przy drzwiach obudził w niej niemądre pragnienie, które jednak natychmiast
stłumiła, tak niedorzeczne się jej wydało.
Przeraziła ją jednak własna reakcja: przez okamgnienie czuła bezgraniczne szczęście...
Dźwięcznym głosem odpowiedziała na pukanie, zastanawiając się, kto składa jej wizytę
w środku dnia. Ale w drzwiach nie pojawił się wyczekiwany z takim utęsknieniem człowiek.
Raija nie zdradziła się, że spotkał ją zawód. Z niewzruszonym spokojem odłożyła robótkę i
wstała, by się przywitać.
Aslak, starszy syn Pawy, uścisnął jej dłoń i ku swemu zadowoleniu stwierdził, że
dziewczyna jest przy nadziei. Uświadomił sobie przy tym, że nie potrafi nienawidzić Raiji.
Poprosiła, by spoczął, i ugościła go, czym chata bogata. Kiedy się posilał, rozmawiali o
wszystkim i o niczym. Nie wspomniał ani słowem o tym, czego Raija była najbardziej ciekawa,
więc w końcu musiała sama zapytać:
- Mikkal, zdaje się, poślubił twoją siostrę, Siggę? Aslak właśnie z tego powodu zjawił
się u Raiji, ale nie odpowiedział od razu. Przeżuwał jedzenie dokładniej, niż to było konieczne.
Przyszedł, żeby ją trochę podręczyć. Chciał ją sprowokować do zadawania pytań, na
które miał gotowe odpowiedzi. Zamierzał zapewnić Raiję, że jego siostra jest bardzo szczęśliwa
w małżeństwie. Wydawało mu się, że gdy ujrzy gasnący w oczach dziewczyny blask i nadzieję,
poczuje radość. Tak... Przyszedł tu, by ją złamać.
A jednak nie wzbudziła w nim nienawiści, mimo że tak tego pragnął. Jej mądre oczy
przyciągały jego spojrzenie. Wydawały mu się jeszcze bardziej niezwykłe, aniżeli zapamiętał.
Nie, nie potrafił nią nawet gardzić, a co dopiero nienawidzić!
Może Raija w niczym nie zawiniła?
Nie wiedziała, że oczy Siggi całkiem przygasły.
Aslak przez cały czas starał się jakoś wytłumaczyć zachowanie Mikkala.
Usprawiedliwiał go. Dobrze wiedział, kiedy Mikkal tak się zmienił, i całą winą za to obciążał
Raiję.
- Tak, Mikkal i Sigga pobrali się - odpowiedział w końcu. Popatrzył uważnie na Raiję,
ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Odbyło się huczne wesele. Zgodnie z tradycją trwało trzy dni. Nie wiem, kto był
bardziej pijany na samym końcu, Mikkal czy ja.
Uśmiechnął się lekko, a Raija także przywołała uśmiech.
- Sigga także spodziewa się dziecka. Raija zbladła i przełknęła ciężko ślinę, ale dzielnie
przyjęła i tę wiadomość. Zdobyła się nawet na uśmiech i gratulacje.
- Jak miło! Kiedy?
- Ma rodzić późnym latem, jeśli słuchać tego, co Ravna i ona sama mówią. Ale chyba
się na tym znają. Sigga odchodzi od zmysłów ze strachu, bo Elle przepowiedziała, że to dziecko
przysporzy jej ogromnych zmartwień.
Raija uśmiechnęła się słabo.
- Mnie też Elle wywróżyła, że wszystkie moje dzieci przysporzą mi trosk. Może ona
zawsze tak mówi? - urwała. Po chwili zaś oznajmiła: - Ja się spodziewam dziecka na początku
lata. Powiedz Ravnie, na początku lata...
Odruchowo położyła dłoń na brzuchu. Aslakowi wydała się piękniejsza niż zwykle, a za
piękność uważał ją zawsze.
Jej uśmiech skierowany był do maleńkiego życia, które w sobie nosiła. Aslak poczuł się
zakłopotany. Przybył tu, żeby rozpalić w niej zazdrość. Zazdrość, która miała ją zniszczyć, tak
jak zatruła życie Siggi i wypełniła je smutkiem.
Sigga wiedziała, że nie jest kochana. Aslak pragnął dostrzec to samo cierpienie w
oczach Raiji; nie powinna ufać Mikkalowi, który tak okrutnie zawiódł jego siostrę.
Ale Raija promieniała radością, mówiąc o dziecku, którego oczekiwała. A chyba nie
kocha się dziecka mężczyzny, którego nie darzy się uczuciem? Aslak umocniony w prze-
konaniu, że Raija naprawdę odnalazła szczęście u boku poślubionego Norwega, nie chciał już
jej ranić.
Wzbudziła w nim instynkt opiekuńczy, wcale jej nie pożądał. Być może właśnie takim
samym uczuciem kieruje się Mikkal. Może związek, który ich łączy, jest zupełnie niewinny?
Aslak przyszedł tu, żeby kłamać, a tymczasem zmienił zdanie i postanowił szczerze
wyznać prawdę.
- Mikkal i Sigga nie powinni byli się pobrać. To się musi źle skończyć. Wszystkiemu
winni są rodzice. Pehr i mój ojciec tak nalegali na to małżeństwo. - Uśmiechnął się ze
smutkiem. - Moja siostra jest śliczną dziewczyną, Raiju. Powinna mieć męża, który by się o nią
troszczył, a nie takiego, który ledwie raczy ją zauważać.
- Chyba musiał być z nią blisko, skoro spodziewają się dziecka - skomentowała z ironią
Raija.
- Przecież jest mężczyzną - uśmiechnął się krzywo Aslak. Raija nie odpowiedziała, ale i
ona rozciągnęła usta w uśmiechu.
- Pewnie nie powinno się rozmawiać na te tematy z kobietą, ale ty nie jesteś taka
przeczulona, Raiju, prawda? Pamiętam, że potrafiłaś kląć równie siarczyście jak my, dora-
stający chłopcy. Nigdy nam w niczym nie ustępowałaś... Raija uśmiechnęła się do wspomnień z
przeszłości.
- To było wieki temu - powiedziała.
- Nic nie rozumiem - ciągnął Aslak, na nowo podejmując temat. - Sigga cierpi, a Mikkal
zachowuje się tak, jakby nie był sobą.
- Przykro mi - rzekła Raija obojętnie. - Poproś go, żeby był dla niej dobry.
Na nic więcej się nie zdobyła. Mikkal sam wybrał Siggę. Raija gotowa była pójść za
nim na koniec świata, ale on powtarzał coś o obowiązku i sam zrezygnował z życia, które mogli
razem rozpocząć. Oczywiście, że zrobiło się jej przykro, gdy usłyszała, że jest nieszczęśliwy.
Pewnie powinna nienawidzić Siggi, ona przecież dostała to wszystko, czego Raija tak gorąco
pragnęła. Ale nie potrafiła wzbudzić w sobie takich uczuć, po tym jak usłyszała, że i ona cierpi.
- A ty jak żyjesz? Jest ci dobrze? Pytanie spadło na nią zupełnie znienacka. Rozmowa o
Mikkalu i Sigdze nie była dla niej łatwa, jednak nie dotyczyła jej bezpośrednio. O sobie nie
chciała opowiadać.
- Ja? - zapytała bezradnie. - Mnie... to znaczy nam... wszystko się dobrze układa. A co u
ciebie, Aslak? - pośpiesznie, może nazbyt pośpiesznie, zmieniła temat. - Żadnych dziewczyn?
Aslak podchwycił wątek. Nie miał ochoty przeciągać tej trudnej rozmowy na temat
cudzego szczęścia i nieszczęścia. Wolał mówić o sobie, to było dużo mniej skomplikowane.
- Mnóstwo, a zarazem żadnej - roześmiał się beztrosko.
Od tej chwili rozmawiali już tylko o jego burzliwym życiu. A kiedy zabrakło im tematu,
Aslak podniósł się z miejsca i pożegnał, zabierając ze sobą pozdrowienia dla wszystkich
wspólnych znajomych.
Najwyraźniej on i Karl natknęli się na siebie, bo Karl wszedł do chaty chwilę później.
- A po co ten tu przyszedł? - chciał się dowiedzieć, z trudem skrywając podejrzliwość.
Tak jakby przypuszczał, że Raija pomimo odmiennego stanu mogłaby go zdradzić.
- To szwagier Mikkala - odpowiedziała z uśmiechem, choć w środku czuła się martwa.
Karl nie przestawał patrzeć na nią z niedowierzaniem, sadowiąc się na miejscu, na
którym przed chwilą siedział Aslak.
- Aslak jest moim przyjacielem z dzieciństwa - tłumaczyła dalej. - Przyszedł zobaczyć,
jak nam się wiedzie. Opowiedział też, co nowego u nich. Sigga i Mikkal pobrali się, ale to
żadna nowina. Zeszłego roku przecież jej się oświadczył. Spodziewają się dziecka u schyłku
lata.
- Co za zbieg okoliczności - rzucił Karl sucho, jakby go to w ogóle nie interesowało.
Raija nie podjęła wątku. Bała się, że Karl może się czegoś domyślić. Teraz jeszcze
może westchnąć z ulgą, patrzeć mu prosto w oczy, choć z każdym dniem przychodzi jej to
coraz trudniej. Prawda i tak wyjdzie na jaw. Raija nie była taka głupia, by nie zdawać sobie z
tego sprawy. Ale po co martwić się na zapas...
Karl podrapał się po brodzie.
- Miejmy nadzieję, że nikt go nie widział!
- A to dlaczego? - zapytała ostro. - Czy ja nie mogę mieć przyjaciół? Nie wtrącam się do
tego, z kim ty się spotykasz, ani co robisz całymi dniami. Dlaczego mam być inaczej trak-
towana niż ty?
- Bo jesteś kobietą! Zrozum wreszcie, że nie wypada, żeby podczas mojej nieobecności
kręcili się tu jacyś mężczyźni. Co ludzie powiedzą!
- No właśnie, co ludzie powiedzą? - powtórzyła wyzywająco, ujmując się pod boki.
- Ze masz dziwną słabość do Lapończyków! Zaciśnięte usta pobielały, zaznaczając się
na twarzy Raiji cienką kreską. Dziewczyna bez słowa podeszła do męża i wymierzyła mu
siarczysty policzek. Jej oczy ciskały gromy.
W miejscu, gdzie uderzyła, pojawił się czerwony ślad.
Zerwał się jak oparzony i przytrzymał mocno jej ręce, zaraz jednak ją puścił.
Ciężko opadł na stołek i zamknął oczy. Kobiety, które oczekują dziecka, zachowują się
dziwnie. Tak powiedział mu ojciec. Prosił, by był wyrozumiały dla Raiji, bo kobiety w tym
stanie zdolne są do wszystkiego.
Na stole tuż przed nim opadła z brzękiem miska. W taki sam sposób Raija cisnęła mu
łyżkę. Słyszał za plecami, jak szura brzegiem spódnicy o podłogę. Przytrzymał żonę, zanim
zdążyła usiąść na swoim stołku.
- Nie miałem nic złego na myśli - wymamrotał skruszony, pochylając się nad jej
brzuchem. - Naprawdę, Raiju. Wybacz mi, jeśli cię uraziłem!
Przez długą chwilę stała nieporuszona, a potem pogłaskała go po włosach. Nie
spodziewał się z jej strony takiego czułego gestu. Nieczęsto ofiarowywała mu spontaniczne
pieszczoty.
- Nie chciałam uderzyć... Ale wątpliwości Karla nie zniknęły wraz z tymi słowami.
Tkwiły gdzieś głęboko na dnie serca i nawet ta chwila czułości nie zdołała ich rozwiać.
We wsi ludzie powtarzali jeden drugiemu, że Raija pod nieobecność męża przyjmowała
gościa. Odwiedził ją jakiś nieznany Lapończyk z gór.
Nie sposób dociec, jak ludzie to zwęszyli. Nad fiordem stało niewiele chat, okoliczni
mieszkańcy żyli w rozproszeniu, a jednak wszyscy wiedzieli wszystko o wszystkich.
Może ktoś widział Lapończyka, a może tylko mu się zdawało, że go widział, i wymyślił
sobie resztę?
Fakt, że Raija wychowała się u Lapończyków, był powszechnie znany, wszyscy
pamiętali też Lapończyka, który na zawsze oszpecił Isaka.
Niektórzy dodali dwa do dwóch i przez przypadek wyszło im cztery.
W każdym razie po wsi rozeszły się plotki. Ludzie gadali, snuli domysły, ktoś coś
dopowiedział, żeby ubarwić całą historię. Zaczęto gadać, że Raija trochę za wcześnie zaszła w
ciążę.
Tak, tak... W tej sprawie nic nie było tak do końca jasne. Co do tego ludzie mieli
całkowitą pewność.
Kristina pewnie przewraca się w grobie, gadali. Takie nadzieje wiązała z dziewczyną,
którą wraz z mężem przygarnęli przed laty. Ale - tu dobrzy ludzie znów kiwali znacząco
głowami - czegóż się można spodziewać po Kwence? Nie wiadomo, skąd w ogóle pochodzi,
ani czyja jest. Twierdziła, że nazywa się Raija Alatalo i jest córką Erkkiego. Może to i prawda?
Ale nie wyszło jej chyba na dobre to, że dorastała wśród Lapończyków. Biedna Kristina! Pokój
jej duszy! Zrobiła wszystko, co w jej mocy. Peder także, póki żył. Pokój jego duszy! Ale na tej
dziewczynie ciąży chyba jakieś przekleństwo! Teraz syn Kristiana Elvejorda ma z nią krzyż
pański. Tylko że ten naiwny chłopak chyba nie zdaje sobie z tego sprawy.
Ludzie śmiali się pod nosem i dodawali: „Biedak, pewnie wcale nie wie, że jest
rogaczem! Ale niech ręka boska broni tego, co mu to powie. Prędzej czy później sam się o tym
dowie! Nikt nie powinien lecieć do niego z jęzorem!”
Ale znaleźli się tacy, którzy nie mieli skrupułów. Isak był jednym z tych, co to aż się
palili, by powiadomić o wszystkim Karla.
Tego lutowego dnia Reijo i Karl ukryli się w darniowej chacie, którą zbudowali w
pobliżu rodzinnego domu Karla. To tutaj marzyli, tu przechowywali narzędzia i planowali,
gdzie będą szukać złota...
W to piątkowe popołudnie spędzali czas na rozmowie. Reijo wyjął butelkę i
poczęstował Karla, wyjaśniając:
- Własny wyrób!
A potem, dzieląc się sprawiedliwie, zaczęli opróżniać zawartość. Gorzałka szybko
uderzyła im do głowy, ponieważ żaden z nich nie pił za często.
Wtedy to w chatce zjawił się Isak, i to bynajmniej nie przez przypadek. Nie mógł
wybaczyć Raiji i postanowił posłużyć się jej mężem, by ją zniszczyć. Nie interesował go Reijo
Kesaniemi, zastawiał sidła na Karla Elvejorda.
Od razu zorientował się, że nie jest mile widziany, ale rozsiadł się jakby nigdy nic.
Czubkiem języka zwilżył wargi i uśmiechnął się obleśnie.
- Słyszałem, że miałeś gościa - zwrócił się do Karla, całkowicie ignorując Reijo, który
zakorkował i odstawił na bok butelkę.
Karl wstał i spojrzał uważnie na Isaka, Reijo poszedł jego śladem. Napięcie w ich
oczach wyraźnie sprawiało Isakowi przyjemność.
- A właściwie nie ty, ale Raija. - Isak usadowił się wygodnie, mówił poufałym tonem, a
z jego twarzy nie znikał obleśny uśmieszek. - Zdaje się, że to jej znajomy.
- Owszem - odparł Karl, odruchowo zaciskając pięści. - Przyjaciele Raiji są moimi
przyjaciółmi.
Na twarzy Isaka pojawił się jeszcze szerszy uśmiech. Reijo pobladł, ale zachował zimną
krew i nie spuszczał wzroku z Karla. Isak nie zdawał sobie sprawy, na co się naraża, drażniąc
męża Raiji.
- Nie przeszkadza ci, że żona zabawia się raz po raz z twoimi przyjaciółmi, hę? - rzucił
Isak z pozorną obojętnością.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał Karl lodowatym tonem ze ściągniętą z
wściekłości twarzą.
Reijo odruchowo przysunął się bliżej przyjaciela. Isak jednak nie wyczuwał, że
atmosfera się zagęszcza, nie dostrzegał sygnałów ostrzegawczych. Zdołał wytrącić Karla z
równowagi. Uznał to za połowiczne zwycięstwo, ale nie zamierzał na tym poprzestać.
- Chyba nie wierzysz, że to ty spłodziłeś tego dzieciaka? Wszyscy wiedzą...
Isak nie dokończył, bo oto nagle spokojny syn Kristiana Elvejorda znalazł się tuż przy
nim i złapał go za gardło. Isak zaczął rzęzić, bo uścisk stawał się coraz mocniejszy. W uszach
mu szumiało, pociemniało w oczach, głowa wprost pękała...
Te ręce... przemknęła mu myśl. Muszę się wyrwać temu szaleńcowi...
Ale ręce Karla ściskały go jak dyby.
Nagle uścisk zelżał. Isak, dysząc spazmatycznie, łapczywie połykał powietrze. Cudem
zdołał podnieść się na nogi. Świat zawirował mu przed oczami. Przełykając z trudem ślinę,
dopiero po kilku próbach wydobył z siebie głos.
- Tylko spytaj ją... spytaj tę sukę... o jej Lapończyków...
- Wynoś się stąd, Isak! - wrzasnął Reijo. - Zabieraj swój jadowity jęzor i wynoś się
czym prędzej!
- Tak... ty to masz... chyba powody, żeby... jej bronić... - nie dawał za wygraną Isak,
choć z trudem oddychał.
- Jeszcze chwila, a nie zdołam go powstrzymać - rzucił spokojnie Reijo. - A może nawet
zdecyduję się mu pomóc?
Teraz Isak, choć nadal kręciło mu się w głowie, zrozumiał, że lepiej będzie dla niego,
jeśli czym prędzej się wycofa. Odwróciwszy się na pięcie, z szyderczym śmiechem ruszył przed
siebie chwiejnym krokiem.
Reijo puścił przyjaciela dopiero wtedy, gdy Isaka pochłonął mrok. Ledwie mu się udało
oderwać Karla od tej kanalii. Gdyby Karl nie był podpity, Isak już by nie żył.
- Zabiję go! - wykrzykiwał Karl. - Przysięgam, że go zabiję!
- Nie wierz w jego gadanie! - przerwał mu Reijo, ściskając przyjaciela za ramię. - Wiesz
dobrze, dlaczego nienawidzi Raiji...
- I tak go zabiję!
- Opamiętaj się! - Reijo potrząsnął nim mocno. - Isak to kawał drania. Pokaż, że nic cię
nie obchodzi jego plugawa gadanina! Zlekceważ go!
Karl zacisnął usta.
- Nie rozumiesz? Jeśli rzucisz się na niego, ludzie uwierzą, że to, co rozpowiada o Raiji,
jest prawdą. Nie łudź się, że jesteś jedyną osobą, której gadał te bzdury. Jeśli go tkniesz, wszy-
scy uwierzą w to błoto, jakim obrzuca twoją żonę.
Karl osunął się na ziemię i zamrugał oczami. Chwycił butelkę i jednym haustem wypił
prawie wszystko, co w niej zostało.
Reijo nienawidził samego siebie, a jeszcze bardziej nienawidził własnych myśli. Mimo
że bronił Raiji, do jego duszy wkradły się podejrzenia, których nie potrafił się pozbyć. Ale o
tym Karl nigdy od niego się nie dowie. Mój Boże, żeby tylko nie była to prawda! Tak bardzo
pragnął się mylić! Mimo to trudno mu było uwierzyć, że Karl jest ojcem dziecka, które Raija
nosiła pod sercem.
- Chyba nie muszę mieć twojego pozwolenia, by go nienawidzić?
Roześmiali się i choć nie był to serdeczny śmiech, panujące między nimi napięcie
zelżało.
- Dlaczego ludzie nie mogą zaakceptować Raiji? - zastanawiał się Karl.
Reijo sięgnął po butelkę i pociągnąwszy łyk gorzałki, zacisnął usta. Dobre to nie było,
paliło w gardło, ale za to po ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
- Jest inna niż wszyscy - odpowiedział cicho, zły, że musi tłumaczyć takie sprawy jej
mężowi. - Ci, którzy się odróżniają od reszty, zawsze są prześladowani. Właśnie tak jak Raija...
- Jest lepsza niż oni wszyscy razem wzięci! - zaperzył się Karl, usiłując pokryć z trudem
powstrzymywany płacz. - Jest najlepsza! I pewnie dlatego jej nienawidzą.
Nieoczekiwanie Karl się uśmiechnął. Z zaokrąglonymi policzkami wyglądał nad wyraz
młodo.
- Czasem myślę sobie, że Raija jest jak ptak. - Potrząsnął grzywką i dodał: - Jak ptak
obcy w tych stronach. Może to głupie, ale tak właśnie mi się zdaje. Jest inna niż reszta, nie
mewa, sroka czy wrona, ale piękny ptak, który znalazł się tu tylko przez przypadek. Jej miejsce
jest gdzie indziej. Rozumiesz, Reijo? Ptak...
Być może Karl powiedział coś jeszcze, ale Reijo go już nie słuchał. W jego uszach
pobrzmiewał inny głos, wypowiadający podobne słowa. Niski głos, który z bezgraniczną
czułością nazywał Raiję Małym Krukiem.
Karl nigdy nie opowiedział Raiji o incydencie z Isakiem. Obawiał się, że mógłby się
zdradzić, jak wielki strach i wątpliwości nim targają, a właśnie te uczucia chciał przed nią
ukryć.
Choć pełen goryczy, pragnął myśleć o żonie z taką samą niezachwianą wiarą, jak Reijo.
Bardzo jednak cierpiał nad tym, że Raija przez cały czas ukrywała przed nim jakąś cząstkę
siebie.
Tak, Raija była i pozostanie obcym ptakiem, także dla niego.
Karl przeżył szok, kiedy tego samego wieczoru Raija nie odwróciła się do niego plecami
po chłodnym pocałunku na dobranoc. Bez żadnej zachęty przysunęła się do niego tak blisko,
jak pozwalało jej na to zniekształcone ciało.
- Tyle rozmyślam - zwierzyła mu się cicho. Raija naprawdę się starała. Zresztą
potrzebowała kogoś realnego, z kim mogłaby porozmawiać. Karl usłyszał w jej głosie uśmiech.
- Rozmyślam o małym chłopczyku, który leżał w kołysce, kiedy widziałam go po raz
ostatni... - W zamyśleniu wtuliła policzek w ramię męża. Karl ledwie śmiał oddychać. Nigdy
jeszcze nie byli ze sobą tak blisko, nigdy wcześniej tak z nim nie rozmawiała, nie dzieliła się
swymi myślami.
Boże, spraw, by tak już zostało! modlił się w duchu.
- To był mój braciszek, Karl... Mój braciszek... - Głos jej drżał tak, jakby się za chwilę
miała rozpłakać.
Trochę niezgrabnie pogłaskał ją po włosach, które już nieco odrosły.
Karl zamknął oczy, a wyobraźnia podsunęła mu cudowny obraz: Raija i on żyjący w
pełnej harmonii, nie nękani upiorami z przeszłości.
Gotów był jej przychylić nieba i ofiarować się bez reszty. Po raz pierwszy zdawało się
mu, że otrzymał od żony odrobinę... miłości. Pierwszy raz dała mu coś więcej niż nijaką
przyjaźń.
- Ma na imię Matti - szeptała Raija. - Mój braciszek marniał na imię Matti.
Głos jej zamarł. Po chwili westchnęła, zrezygnowana i zmęczona.
- Może on już nie żyje. Może oni wszyscy pomarli...
- Na pewno nie! - wyszeptał Karl, całując ją delikatnie w czoło. - Na pewno nie,
kochana!
Raija jakby go nie słyszała. Zaczęła chaotycznie opowiadać o swym szczęśliwym
dzieciństwie wśród świerkowych lasów i łanów zbóż.
Załamującym się raz po raz głosem mówiła mu o domu, którego już prawie nie
pamiętała. Wspominała matkę imieniem Marja, zawsze uśmiechniętą, choć w pieczonym przez
nią chlebie było więcej kory niż mąki, i ojca, którego przedstawiła mniej wyraziście.
Uczucia, jakie żywiła do niego, były dziwnie poplątane: miłość i nienawiść mieszały się
ze sobą. Przez to jakoś trudno było Karlowi wyobrazić sobie Erkkiego Alatalo. Raija nie
rozumiała ojca i nie wybaczyła mu.
Z wielką czułością natomiast opowiadała o Mattim. Jego najdokładniej zapamiętała:
maleńkie ciałko, oczy o najpiękniejszym w całym Tornedalen odcieniu brązu i włosy w kolorze
dojrzałego zboża.
- Matti - rozkoszowała się smakiem tego imienia. Po raz pierwszy od bardzo dawna je
wymawiała głośno. - Myślę o nim jak o niemowlęciu w kołysce, a tymczasem on ma już osiem
lat!
Karl wyczuwał, że to odkrycie ją przeraża, choć nie pojmował dlaczego.
- Odnajdziemy ich pewnego dnia - usłyszał swój głos. Nawet jeśli mu nie uwierzyła, nie
dała tego po sobie poznać.
- Jesteś taki dobry, Karl - powiedziała tylko. Wcale się nie czuł dobry. Wiedział, że
nigdy nie pojadą do Tornedalen. Takiej obietnicy nie mógł dotrzymać.
- Nie bądź taki dobry, Karl! - wyszeptała Raija ze smutkiem. - Byłoby nam ze sobą
lepiej, gdybyś nie był taki dobry!
Nie pojmował jej.
- Przecież cię kocham, głuptasie. To normalne, że jestem dobry, skoro tak mi na tobie
zależy.
- To niech ci zależy na mnie trochę mniej!
- Teraz opowiadasz bzdury - rzucił Karl wyraźnie urażony. - Chyba nie myślisz tak
naprawdę?
- Nie - odrzekła w końcu, wbijając wzrok w powałę, ale jej głos nie zabrzmiał
przekonująco. - Wszystko będzie dobrze!
Karl wierzył w to gorąco. Raija zamilkła. Słyszał jedynie jej równy oddech. Zwinięta w
kłębek po raz pierwszy tuliła się do niego, szukając jego bliskości.
Karl, choć zwykł twardo stąpać po ziemi, zatracał granice pomiędzy tym, co było
fantazją, a co rzeczywistością, kiedy myślał o żonie.
- Nie będziesz się już musiała tak męczyć, Raiju. Dostaniesz wszystko, o czym
zamarzysz. Ty i dziecko. Dam wam wszystko!
Poczuł na policzku delikatny, niczym muśnięcie ptasiego skrzydła, dotyk jej palca.
- Przecież jest nam dobrze, Karl. Mamy tyle, co inni. Po co uganiać się za czymś
więcej?
- Dostaniesz wszystko, Raiju! - powiedział stanowczo, jakby sam chciał uwierzyć
mocno w to, co mówi. I rzeczywiście bardziej chyba przekonał samego siebie niż Raiję.
- Poczekaj tylko! Jeszcze wszystkim pokażę! Reijo i ja zostaniemy naprawdę kimś.
Pokażemy im, Raiju! - rzekł tajemniczo.
- Ty i Reijo? - zdziwiła się. - Chyba nie robicie nic złego?
- O, nie! - zapewnił ją pośpiesznie. - Ale im wszystkim pokażemy! Dostaniesz piękne
suknie, Raiju. Nie będziesz ich szyć ze zgrzebnych tkanin. Ludzie będą ci się kłaniać z
szacunkiem. Pojęcia nie masz, jaka będziesz piękna, ty i dziecko! - powiedział z żarem.
Karl w swym chłopięcym zapale omal nie zdradził wspólnej, jego i Reijo, tajemnicy.
Ledwie się powstrzymał, by nie powiedzieć żonie o wyprawach nad rzekę, o przeręblach w
lodzie i o tym, jak po wielu godzinach wypłukiwania ledwie utrzymywali sita w zgrabiałych
dłoniach. Musiał ugryźć się w język, by nie wspomnieć o szaleńczych wspinaczkach w góry i o
kuciu w skałach, bo przecież tam także można znaleźć złoto.
Nieomal wyjawił jej marzenia, którymi się karmili, poszukując kruszcu, mającego im
zapewnić szczęście.
- Nie wiem, co robicie, ale nie mogę cię zmusić, byś mi to powiedział, Karl. Pamiętaj
jednak, że jest mi dobrze tak, jak jest. Więcej nie oczekiwałam od życia. Wiem, że starasz się
jak możesz. Niczego ponad to od ciebie nie wymagam. Nie szata zdobi człowieka. Nie stanę się
kimś innym, jeśli zgrzebną suknię zamienię na elegancką...
- Nie pasujesz do tego prymitywnego domu - uciął dalszą dyskusję Karl.
Swoim sceptycyzmem Raija omal wszystkiego nie zepsuła. Pozbawiła jego marzenia
blasku.
- Chcę ci ofiarować wszystko, czego zapragniesz!
- Jesteś za dobry, Karl...
Raija nie mogła mu przecież powiedzieć, że nikt nie może jej dać tego, czego pragnie
naprawdę. Wzruszyło ją jednak, że mąż tak się o nią troszczy. Na co dzień jednak drażniła ją ta
jego dobroć. To dlatego czasem tak się na niego złościła i bywała okrutna. Potrzebowała
prawdziwego mężczyzny, a nie wiernego psiaka, który chodzi za nią krok w krok.
Był dobry, ale w swej dobroci taki naiwny, że aż ją to żenowało. W chwilach takich jak
ta modliła się o siłę, by mogła go pokochać. Zasługiwał na to. Zasługiwał na odwzajemnienie
uczuć. Za całą miłość, jaką ją darzył.
Raiji było przykro, że nie potrafi się odwdzięczyć Karlowi za jego bezgraniczne
oddanie, ale nie mogła podzielić swojego serca, które biło tylko dla Mikkala. Nie umiała i nie
chciała rozmienić na drobne tej wielkiej miłości.
- Tylko nie straćcie poczucia rzeczywistości - ostrzegła, zamykając oczy.
Z doświadczenia wiedziała, że fantazja często sprowadza człowieka na manowce.
Ale tego samego dnia wcześniej i ona dała się porwać marzeniom, które na nowo
obudziły w niej próżne nadzieje.
W wyobraźni znów siedziała w pogrążonej w półmroku jurcie Elle. Pomarszczone palce
staruszki wodziły po liniach wyrytych na dłoni dziewczyny i czytały z nich przyszłość. Czuła
zapach turzycy, ognia i skór. Po przeciwnej stronie paleniska mignął jej Mikkal. Z nie
ukrywanym sceptycyzmem odnosił się do przepowiedni Elle, ale nie pozwolił, by powróżyła i
jemu.
Karl zasnął, kręcąc się niespokojnie. Raija ze smutkiem pogłaskała go po policzku,
który, choć dziecinnie okrągły, był szorstki i ogorzały. Chciała być dla niego lepszą żoną, ale on
często swym zachowaniem rozniecał w niej ogień buntu. Właściwie stał jej na drodze. Być
może Karl mógł być szczęśliwy tylko z nią, ona jednak nie była pewna, czy kiedykolwiek
dozna przy nim takiego uczucia.
Wsparta na ramieniu męża, wsłuchiwała się w jego równy oddech. Zapatrzyła się w
mrok. W myślach znów była dzieckiem, które w jurcie Elle słuchało chciwie przepowiedni
dotyczącej jego życia. Rozpamiętywała wróżbę słowo po słowie. W uszach Raiji pobrzmiewał
zachrypnięty głos staruszki.
Szybko stała się dorosła, w jej życiu był niejeden mężczyzna. Ludzie obrócili się
przeciwko niej, być może nawet jej nienawidzili. Elle uprzedzała ją, że na mężczyzn, którzy się
z nią zwiążą, sprowadzi nieszczęście. Może i tak. Szczęście nie chciało samo wpaść jej w ręce,
to prawda. Przepowiednia staruszki spełniała się z przerażającą dokładnością. Czy reszta tego,
co jej powiedziała, także się sprawdzi?
Raija, niczym tonący brzytwy, uczepiła się myśli, że Elle nie pozbawiła jej całkiem
nadziei na szczęście. Mówiła tylko, że będzie musiała o nie walczyć.
Dziewczyna, choć tak drogo zapłaciła za tych kilka jasnych chwil, jakimi obdarzyło ją
życie, wierzyła, że jeszcze i dla niej zaświeci słońce. Nie chciała pogodzić się z losem. W jaki
sposób nada swemu życiu głębszy sens, jeszcze nie wiedziała, ale pragnęła czegoś więcej,
pragnęła czegoś innego.
Nie chciała nikogo zranić, a już szczególnie Karla.
Jednak czy o tak wiele błagała? Marzyła jej się odrobina szczęścia! Czy nie miała do
tego prawa?
A może już tak jest, że małe kruki muszą się zadowolić nędznymi resztkami...
13
Byli tacy, którzy kwiecień nad fiordem Lyngen nazywali wiosną. Bardziej skrupulatni
używali trafniejszego określenia „późna zima”, natomiast umiarkowani optymiści mówili o
„wiosennej zimie”.
Ale wszyscy jednakowo grzęźli w śniegowej brei, przyznając, że do wiosny jeszcze
daleko. Góry wciąż jeszcze wyglądały jak lapońskie maty utkane z czarnej i białej wełny,
poprzetykane różnymi odcieniami szarości, ziemię nadal zakrywała gruba na pół metra
pokrywa śniegu, a brzegi rzeki były skute lodem.
Pomimo to w powietrzu wyczuwało się jakiś nowy, łagodniejszy powiew. Słońce
powoli, lecz skutecznie topiło zatwardziałe zimowe serca.
Robiło się coraz widniej i cieplej.
Raija stała się jeszcze bardziej milcząca i spoglądała wokół chmurnym wzrokiem. Karl
często zastawał ją zapatrzoną nieruchomo w ogień lub rzekę. Za każdym razem odnosił wraże-
nie, że ona widzi coś, czego on nie dostrzega. Co? Tego nie wiedział, nie umiał nakłonić jej do
zwierzeń. Ilekroć ją o to pytał, zbywała go śmiechem, ale jej oczy pozostawały smutne, a
śmiech brzmiał coraz bardziej głucho.
Nawet kiedy mówił o dziecku, była obca i nieprzystępna. Karla rozpierała duma, gdy
myślał o tym, że wkrótce zostanie ojcem. Raija uśmiechała się tylko krzywo, widząc, jak mąż
tryska szczęściem.
- To będzie wspaniały syn! - twierdził z niezachwianą pewnością siebie, poklepując
Raiję leciutko po brzuchu. Wyczuwał to nowe życie, które nosiła pod sercem: dziecko
poruszało się, kopało... - Mój syn - mówił z przekonaniem, nie mogąc się doczekać, żeby
udowodnić to tym wszystkim, którzy tak źle wyrażali się o Raiji.
Karlowi udało się w końcu pokonać własną nieufność. Raija nigdy nie dała mu powodu
do podejrzeń. Starała się, jak mogła. Ich małżeństwo było chyba całkiem normalne. Karl
przypuszczał, że innym wcale nie układa się lepiej. Zdążył się trochę nauczyć i wiedział już, co
może się kryć za udawaniem i pozorami.
Wszystko się zmieni, gdy tylko urodzi im się dziecko, a Raija znów będzie sobą. Staną
się rodziną.
- Trzeba czekać aż do lata - westchnął, nie spuszczając wzroku z brzucha Raiji. - Patrząc
na ciebie odnoszę wrażenie, że to będzie mocarz. Jesteś taka gruba! Ten chłopak pewnie zaraz
po urodzeniu wyruszy ze mną na połów.
Raija nie komentowała jego słów, ale też nie okazywała zbytniego zachwytu.
- A może ona - powiedziała tylko z dziwnym jak na nią spokojem. - Nie pomyślałeś, że
to może być dziewczynka?
Na twarzy Karla pojawił się cielęcy uśmiech.
- Pomyślałem, ale to na pewno będzie chłopak. Jeśli jeszcze trochę urośnie, to pękniesz!
- Bez obaw - mruknęła Raija i wróciła do swoich zajęć. Żeby jeszcze choć tydzień albo
dwa! Zbyt dużo byłoby prosić o trzy... ale niechby tak dwa tygodnie dłużej!
Raija nie była zbyt pobożna, ale tej wiosny naprawdę się modliła całym sercem. Błagała
Boga, w którego istnienie nigdy tak do końca nie wierzyła, by pozwolił jej nosić to dziecko
jeszcze przynajmniej czternaście marnych dni, tak by urodziło się już w maju.
Zdradziła Karla, a milcząc, okłamywała go. Może i zasłużyła na karę. Najwidoczniej
wszystko na tym świecie było tak urządzone, że człowiek za piękne chwile musi drogo płacić.
Raija była przygotowana na najgorsze, ale najbardziej obawiała się, że kiedy prawda
wyjdzie na jaw, nie ona najmocniej ucierpi, lecz Karl.
Gdyby tak mogła ukryć prawdę, by ochronić Karla! Już wystarczająco dotkliwie go
zraniła.
To dla niego modliła się o te parę tygodni.
Karl tymczasem chodził własnymi drogami. Czul się odrzucony. Nieustannie dręczył się
tym, że Raija zupełnie się przed nim zamknęła.
Pewnie to już tak jest z kobietami, próbował się pocieszać i przekonywał samego siebie,
że kiedy urodzi się dziecko, wszystko się jakoś ułoży.
Lód na rzece zaczął pękać i powoli topił się w słabym wiosennym słońcu.
Reijo i Karl, którzy przez całą zimę żyli marzeniami o bogactwie, mogli w końcu wziąć
się do roboty.
Z niecierpliwością charakterystyczną dla młodych chłopców wybijali w lodzie
przeręble. Nie chcieli czekać z założonymi rękami, aż zrobi to za nich wiosna. Nie mieli czasu!
Do zmroku przesiadywali przy przeręblach i trzęsąc się z zimna, obracali w dłoniach
sita. Nikt nie nauczył ich sztuki wypłukiwania złota, nie pokazał, jak ani czego szukać.
Umiejętność przyszła sama z siebie. Pomogły im opowieści zasłyszane przez Reijo,
zapewne mocno przesadzone i w istotny sposób rozmijające się z prawdą, ale tak naprawdę
kierowali się intuicją oraz na przemian marzeniami i zdrowym rozsądkiem. Nie mieli żadnych
wątpliwości, że gdyby znaleźli złoto, rozpoznaliby je natychmiast.
Cierpliwie pochylali się nad brzegiem rzeki, zjednoczeni marzeniem biedaków o tym, że
kiedyś stać ich będzie na wszystko, czego zapragną.
Będą najadać się do syta, mieć to, co niezbędne, i jeszcze więcej. Pozostawią po sobie
jakiś ślad. Udowodnią wszystkim, którzy się na nich nie poznali, ile są warci.
Reijo, podobnie jak Karl, bezgranicznie wierzył, że dzięki bogactwu to wszystko się
spełni.
Obaj byli przekonani, że razem ze złotem zdobędą szczęście.
Lecz póki co wśród błyszczących w sitach drobin nie znaleźli upragnionego kruszcu. W
nadrzecznym szlamie trafiała się błyszcząca mika, zwana sroczym srebrem, kryształki lodu, ale
nie to, czego szukali.
Młodzieńcy zaciskali zęby i choć blask w ich oczach nieco przygasł, nie przestawali
marzyć. Trzymając w zgrabiałych z zimna palcach sita, zanurzali je w wodę w nadziei, że może
następnym razem... albo jeszcze następnym...
W kalendarzu ciągle jeszcze był kwiecień 1726 roku.
Marta Elvejord obrządziła owce i wracając do chaty, nagle zatrzymała się w drzwiach.
Jej wzrok powędrował w kierunku domostwa syna. Było za daleko, by mogła cokolwiek
dojrzeć, ale poczuła niezrozumiały niepokój. Marta, która miała dość roboty wśród własnych
czterech ścian, rzuciła wszystko, przeświadczona, że właśnie teraz musi pójść do Karla i Raiji.
- Wychodzisz? Dokąd? - Kristian popatrzył na żonę zdziwiony, bo przecież dopiero co
wróciła.
- Myślę, że powinnam zajrzeć do Raiji - odpowiedziała mu, zanim dobrze się nad tym
zastanowiła. Ale tak już z nią było. Po prostu wiedziała swoje i kierowała się intuicją. Teraz zaś
miała przeczucie, że jest synowej potrzebna.
Popatrzyła na męża i powtórzyła stanowczo:
- Raija potrzebuje pomocy, czuję to wyraźnie. Karla, zdaje się, nie ma w domu?
Kristian zrozumiał, co miała na myśli.
- N o , ale chyba jeszcze nie pora... - zauważył.
- Niby nie - odparła ze spokojem Marta. - Ale właśnie się zaczęło. Czy kiedyś się
pomyliłam?
Kristian pozwolił jej iść. To prawda, że Marta miała przerażającą zdolność
przewidywania ważnych zdarzeń w życiu bliskich jej ludzi. Skoro więc twierdziła, że Raija jej
potrzebuje, nie wątpił w jej słowa.
Kiedy Marta weszła do chaty syna, zastała Raiję w łóżku zlaną potem. Wcale jej nie
zdziwiło, że i tym razem się nie pomyliła. Zaniepokoiło ją natomiast co innego.
- Dawno się to zaczęło? - zapytała synową, obrzucając ją badawczym spojrzeniem.
- Dawno... - wystękała Raija przez nabrzmiałe wargi, na których Marta zauważyła ślady
zębów. - Tam jest woda... Na ogniu...
Zaskoczona Marta odwróciła wzrok od drobnej kobiety i popatrzyła na palenisko, gdzie
w kociołku, największym, jaki był w chacie, bulgotała woda.
Mądra dziewczyna, pomyślała z uznaniem Marta i zakasała rękawy.
Dziecko zbyt wcześnie przychodzi na świat, przemknęła jej przyprawiona lekką goryczą
myśl, ale matka Karla nie czuła gniewu. O nic nie oskarżała Raiji, na razie... Teraz Raija
potrzebowała jedynie jej pomocy i wsparcia.
- Gdzie Karl? - zapytała niezamierzenie ostrym tonem. Przecież chłopak powinien mieć
tyle rozumu, by siedzieć w domu, gdy dla żony zbliża się czas rozwiązania.
- Poszedł do Reijo... Raija zacisnęła zęby, żeby powstrzymać ból wywołany kolejnym
skurczem. Twarz miała mokrą od potu, włosy przykleiły się jej do czoła, a oczy wydawały się
ciemniejsze niż kiedykolwiek. Raija nie krzyczała, z jej ust wydobywały się jedynie ciche jęki.
Marta była z niej dumna. Przygotowując wszystko do odebrania porodu, w duchu jednak
złorzeczyła synowi, że zostawił żonę samą w taką porę. Co on sobie w ogóle wyobraża?
- Krzycz! - nakazała Marta, gdy przy kolejnym skurczu Raija zagryzła z bólu dolną
wargę.
Ale ta w odpowiedzi tylko kilka razy pokręciła głową.
Marta westchnęła, zastanawiając się, czego synowa tak się boi. Czyjego imienia nie
chciała wymówić? Dla kogo tak cierpiała?
Już po zmierzchu w chacie nad rzeką rozległ się krzyk, ale nie był to krzyk Raiji. Jej
usta nie wyjawiły żadnych tajemnic. To płacz dziecka przeciął ciszę w ten wieczór.
Marta wprawnymi rękami zawinęła niemowlę w pieluszkę i zasmucona wzięła je na
ręce.
Raija leżała blada, a jej spoconą twarz okalały czarne loki. W jej oczach czaiło się
tysiące pytań, ale poranione do krwi usta milczały. Jedyne, co dostrzegała, to pomarszczona
twarzyczka i czarne jak noc włosy maleństwa.
Znowu rozejdą się plotki, ale teraz nie skończy się na domysłach. Kiedy plotkarze
zobaczą dziecko, nie będą musieli dłużej zgadywać, myślała Marta, układając niemowlę w ra-
mionach Raiji.
- Dziewczynka - oznajmiła. Raija, nic nie mówiąc, długo przyglądała się córeczce, a
potem drżącym palcem ostrożnie pogłaskała maleńką, śliczną twarzyczkę.
- Wygląda na to, że nie powiedziałaś nam wszystkiego - stwierdziła Marta sucho, lecz
nie bez pewnej czułości.
Matka Karla była wyjątkową kobietą.
Raija milczała, nawet nie podniosła wzroku. Wciąż nie mogła się nasycić widokiem
córeczki. Patrzyła i patrzyła, choć piekły ją oczy.
- Dla niej warto było przejść przez to wszystko. Marcie cisnęło się na usta tyle pytań, ale
słowa Raiji ją powstrzymały. Zawstydzona odwróciła się od młodej matki. Jakież miała prawo
ją osądzać?
Po raz pierwszy wydało jej się, że rozumie tę dziwną dziewczynę, z którą ożenił się
Karl, i bezwiednie wzięła jej stronę. Wiedziała, że synowa będzie pazurami walczyć o tę
maleńką istotę.
Westchnęła ciężko. Dobrze wychowała swojego syna.
Miała nadzieję, że wartości, które przekazywała mu przez te wszystkie lata -
odpowiedzialność, wyrozumiałość, zdolność wybaczania - nadal w nim tkwią, bo bardzo ich
będzie teraz potrzebować.
Pierwszy, jeszcze przed Karlem, pojawił się Kristian. Także on zobaczył i zrozumiał.
Ale podobnie jak żona powstrzymał się od wyrzutów. Spojrzenia, jakie wymienili między sobą
małżonkowie, były wymowne, ale Raija nie usłyszała ani jednego słowa, które by było
skierowane przeciwko niej i dziecku.
Zdążyli zapalić lampy, gdy do środka wpadł Karl, zupełnie nie przygotowany na to, co
zastał. Popołudnie jak zwykle spędził wraz z przyjacielem nad rzeką. Pracowali, póki nie zapadł
zmrok. Ale i tego dnia szukali na próżno.
Jak skamieniały stanął w wejściu i ojciec musiał sam zamknąć za nim drzwi.
Krokiem lunatyka podszedł do Raiji. Nie odrywał wzroku od niej i dziecka. Nie mógł
uwierzyć w to, co zobaczył. Zagryzł mocno wargi, by się nie rozpłakać. Nikt nie zobaczy jego
łez! Był już mężczyzną, a nie małym chłopcem. Żona i dziecko, które leżało w jej ramionach,
stanowiło tego najlepszy dowód. Jego rodzina.
- Co się urodziło? - wyszeptał.
- Dziewczynka. Raija obejmowała dziecko, jakby je chciała obronić przed całym
światem, jakby je chciała obronić przed Karlem...
Widział jedynie drobniutką rączkę i kruczoczarne włosy sterczące na wszystkie strony.
Nowa malutka Raija.
Podszedł bliżej, żeby przyjrzeć się dziecku. Raija czujnym spojrzeniem śledziła każdy
jego ruch. Wstrzymując oddech, odchyliła kocyk.
Karl zamarł.
Córeczka otworzyła oczy i w tej samej chwili cały jego świat legł w gruzach. Prysnęło
całe jego szczęście.
Oczy miała ciemnobrązowe jak Raija, ale nawet w słabym świetle Karl dostrzegł
miodowy pierścień wokół źrenic. Zauważył też co innego: skórę o złocistym odcieniu i brwi
zupełnie niepodobne do wygiętych w łuk brwi Raiji.
Ów miodowy pierścień wyjaśniał wszystko.
- Jak mogłaś? - jęknął Karl i rzucił się do drzwi.
Nic do niego nie docierało. Jak przez mgłę słyszał nawołujące go głosy, ale nie zwracał
na nie uwagi.
Musiał stamtąd uciec, uciec od tych oczu. Raija go zdradziła! Oczy dziecka stanowiły
dowód jej zdrady.
Zaślepiony rozpaczą gnał przed siebie, daleko, jak najdalej. Zatrzymał się dopiero nad
fiordem i dysząc ciężko, połykał łzy, które z domu nad rzeką przygnały go aż tutaj. Oparł się o
szopę, w której rybacy trzymali łodzie, i wystawił mokrą twarz, by wiatr wiejący od morza ją
wysuszył.
Właściwie nie uświadamiał sobie w ogóle, że płacze. Miał wrażenie, że wszystko w nim
umarło. Nie czuł nic poza tym piekącym bólem, który szarpnął nim na widok żywego dowodu
zdrady żony.
A tak się cieszył, że zostanie ojcem! Sama myśl o tym napawała go radością. Teraz
trudno mu było nawet wyobrazić sobie, że jeszcze kiedykolwiek się roześmieje.
To dziecko miało połączyć jego i Raiję. Wierzył gorąco, że wszystko się ułoży, gdy
tylko przyjdzie na świat.
A tymczasem stało się inaczej. Dziecko pomogło mu zrozumieć, że Raiję i jego dzieli
przepaść nie do pokonania. Dopiero teraz ujrzał to z całą ostrością!
Na twarzy młodzieńca odmalowała się gorycz. Córka Raiji miała ich jeszcze bardziej
oddalić od siebie. Córka Raiji. Nie jego.
Co mu zatem pozostało? Do kogo ma się zwrócić? Nie do Raiji, już nie. Ufał jej ślepo, a
ona tymczasem przez cały czas nosiła w sobie nasienie zdrady. Dziecko innego mężczyzny.
Wiedział, którego. Wreszcie to do niego dotarło. Był to jedyny człowiek, którego nie
uważał za rywala.
Ależ z niego głupiec! Tak ją kochał i starał się jej przychylić nieba, wierzył jej. A ona
odpłaciła mu się czymś takim.
Jak po tym wszystkim spojrzy ludziom w oczy? Rodzicom? Mieszkańcom wioski? Jak
mógłby znieść życie u boku Raiji? Patrzeć, jak jej córka dorasta? Każdego dnia widzieć ją i
doszukiwać się w niej rysów tamtego mężczyzny...
Zacisnął bezradnie pięści.
Nikt nie może tego żądać od niego.
Powiódł wzrokiem ku morzu, ku zimnym, mrocznym falom z białymi spienionymi
grzywami.
W stronę lądu wiał silny wiatr.
Fiord.
To byłoby takie proste. Ale zarazem najtrudniejsze.
- Nie poszedłeś do domu? Karl drgnął, słysząc znajomy głos. Upewniwszy się, że to
Reijo, odetchnął z ulgą. Na jego twarzy pojawił się grymas, który w żaden sposób nie
przypominał uśmiechu.
Reijo natychmiast się zorientował, że przyjaciel jest bardzo wzburzony.
- Co się znowu stało? - zapytał cicho, podchodząc bliżej.
- Raija urodziła dziecko.
- O! - uśmiechnął się szeroko. - Syna czy córkę? Zdawało mi się, że spodziewa się
rozwiązania dopiero latem.
Karl walnął pięścią w ścianę szopy, aż zadudniło.
- Wszyscy tak myśleliśmy - rzekł ponuro. - Wszyscy z wyjątkiem Raiji.
- Czy nie powinieneś teraz być przy niej? - zapytał Reijo ostrożnie, czując, że coś jest
nie tak.
Gdy Karl oparł się plecami o szopę, Reijo uderzyła myśl, że nigdy jeszcze nie widział
przyjaciela w takim stanie. Twarz miał szarą jak popiół, oczy zaczerwienione, a gorzko
wykrzywione usta nie pasowały do twarzy świeżo upieczonego ojca.
- Raija urodziła córkę. - Chrapliwy głos Karla zabrzmiał jakoś obco.
Reijo uśmiechnął się niepewnie.
- Wiem, że marzyłeś o synu - wszedł mu w słowo. - Ale przecież nie ma się co martwić,
że to dziewczynka. Dziewczynki też są dobre. Następny będzie syn, chłopie!
Z ust Karla wydobył się ponury śmiech.
- Cieszyłbym się, gdybym miał córkę.
- Nie rozumiem... - zaczął Reijo, ale zamilkł, bo nagle uświadomił sobie całą prawdę.
- To nie moje dziecko! Słyszysz, Reijo? Nie moje. Ma żółte oczy i czarne jak smoła
włosy, a do tego śniadą cerę. Nie jestem głupcem. Trzeba być ślepcem, żeby się nie domyślić,
kto ją spłodził. Ja ślepy nie jestem, rozumiesz, Reijo? Choć Bóg mi świadkiem, że zbyt długo
byłem. Ale teraz koniec!
Wzrok Karla stwardniał, rysy stężały pod wpływem doznanej goryczy i rozczarowania.
Reijo zaniepokoił się, widząc, co dzieje się z przyjacielem.
- Nie zachowuj się jak szczeniak! - syknął. Karl natychmiast zareagował.
- Szczeniak? Tak, rzeczywiście, do tej pory zachowywałem się jak szczeniak! Kochałem
ją. Ale to koniec! Już jej nie kocham.
Przez długą chwilę panowało milczenie. Reijo w zamyśleniu przyglądał się
zapatrzonemu w dal Karlowi.
Co też ta Raija narobiła? Chociaż w pewnym sensie ją rozumiał. Tak samo jak rozumiał
Karla, a już szczególnie mężczyznę o miodowych oczach.
- Kiedyś biłeś się ze mną, Karl. Pamiętasz?
- Wtedy sobie wszystko wyjaśniliśmy - odparł sucho Karl.
- Dla niej gotów byłeś mnie zabić...
- Zamilcz! - warknął Karl i zduszonym głosem dodał: - Nie wracajmy do tego!
Skończyłem z Raiją.
- A więc taka jest ta twoja miłość na wieki? - ciągnął Reijo. - Wystarczyło dziecko
innego mężczyzny, żeby zabić tę płomienną miłość, wielką i nieporównywalną z niczym miłość
Karla Elvejorda! - Reijo świadomie prowokował przyjaciela, przychodziło mu to zresztą bez
trudu. - Szkoda, że tak późno się dowiaduję, ile są warte twoje uczucia, Karl! Pomyśleć, że
byłeś gotów mnie zabić, żeby tylko ją zdobyć.
Reijo zaśmiał się ironicznie, ale w jego śmiechu nie słychać było radości.
Karl wciąż milczał.
- Zapewniałeś też, że jesteś gotów dla niej umrzeć! Umierać jest łatwo - mówił dalej
Reijo. - Podobno to przynosi honor i sławę! O wiele trudniej jednak stawić czoło urągliwym
szyderstwom i plotkom. Poddać swą miłość próbie. Kochać mogą tylko żywi, Karl. Martwi nie
kochają...
Przerwał na chwilę, a potem podjął na nowo tym samym ostrym tonem:
- Chciałeś jej dać gwiazdkę z nieba, prawda, Karl? Piękne suknie i nie wiem co jeszcze.
Chciałeś, żeby wszyscy zobaczyli, jaki z ciebie wielki pan. Chciałeś pokazać im, jakie szczęście
spotkało Raiję, że mogła poślubić Karla Elvejorda... Tak, Raija miała dostać wszystko, o czym
zamarzy...
Zawiesił głos, a ponieważ Karl nadal nie reagował, chwycił go za ramiona i mocno nim
potrząsnął. Oczy zapłonęły mu zielonkawym blaskiem. Przebił się przez mrok i spojrzał wprost
w błękitne oczy Karla.
- Na razie ani ty, ani ja nie znaleźliśmy bogactwa. Ty jednak masz teraz szansę
ofiarować Raiji coś cenniejszego niż całe złoto świata. Ludzie może nie będą patrzeć na ciebie z
podziwem i zachwycać się, jakim to jesteś mężczyzną, ale czy to ważne? Spójrz prawdzie w
oczy! Raija nie marzy o pięknych sukniach. Jeśli naprawdę ją kochasz, zachowaj się jak dorosły
mężczyzna i uznaj to dziecko za swoje! Nie odtrącaj jej, nie zasłużyła na to! Nic nie mogła na
to poradzić... tak samo jak ty nic nie poradzisz na to, że ją pokochałeś... - Reijo uśmiechnął się
smutno i dodał: - Ja także nic na to nie poradzę, że ciągle tyle dla mnie znaczy.
- Ty oczywiście na moim miejscu tak właśnie byś postąpił? - Karl popatrzył
wyzywająco na przyjaciela.
- A żebyś wiedział! - odrzekł Reijo bez namysłu i zaraz dodał: - Jeśli ty ją zawiedziesz,
Karl, to bądź pewien, że ja tego nie uczynię. Powiem wszystkim, którzy zechcą posłuchać, że to
moje dziecko.
- Nie zrobisz tego! Reijo tylko uśmiechnął się na te słowa, a Karl zrozumiał nagle, że
dotąd nie miał nawet pojęcia, jak szlachetnym człowiekiem jest jego przyjaciel.
- Chcesz się przekonać? - zapytał cicho Reijo. - Myślisz, że bałbym się narazić na
szwank naszą przyjaźń? A może kocham Raiję tak bardzo, że dla niej gotów jestem poświęcić
nawet przyjaźń z tobą? Może to właśnie z miłości do niej pozwoliłem, by została twoją żoną, bo
wydawało mi się, że z nas dwóch ty możesz jej więcej ofiarować? Mogłem próbować ją
zdobyć, ale nie zrobiłem tego. Nie mów mi, Karl, że moja ofiara była daremna! Nie mów, że się
tak co do ciebie pomyliłem!
- Nie potrafię - jęknął Karl zgnębiony. - Nie potrafię! Wiedzieć, że to jego dziecko... że
Raija cały czas myśli o nim...
Reijo położył mu dłoń na ramieniu i powiedział spokojnie:
- Przecież wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że nie kocha żadnego z nas, dlatego z takim
zapałem o nią walczyliśmy. Mieliśmy równe szanse, Karl... I obaj byliśmy tego świadomi.
- Teraz to zrozumiałem, ale on... Jak to możliwe, że tyle dla niej znaczy... Nie pojmuję...
- Łączy ich miłość silniejsza niż moja i twoja razem wzięte. Czy nie rozumiesz, że inni
też potrafią mocno kochać? Że ona także jest zdolna do wielkiego uczucia?
Karl otarł dłonią twarz. Słowa przyjaciela wcale go nie pocieszyły. Bronił Raiji z takim
przekonaniem. Reijo nadal ją kochał, nic się nie zmieniło. Ale to przecież on, Karl, był jej
mężem!
- Jaki on jest? - zapytał. - Rozmawiałeś z nim. Jaki jest? Reijo ukucnął i oparł się o
ścianę szopy. W jaki sposób ma powiedzieć najlepszemu przyjacielowi, że mężczyzna, który
spłodził dziecko z jego żoną, jest wspaniałym człowiekiem? myślał z ciężkim sercem.
- Spodobał mi się. Myśl sobie, co chcesz, ale polubiłem go. A jego uczucia do Raiji były
piękne i prawdziwe. Kochał ją równie mocno jak ty...
- A więc wiedziałeś o wszystkim? - Karl odwrócił się gwałtownie do Reijo, a na jego
twarzy malowało się bolesne niedowierzanie. - Też mi przyjaciel! Wygląda na to, że wszyscy,
którym ufałem, oszukali mnie.
- Posłuchaj, Karl... - Reijo pociągnął przyjaciela, żeby przykucnął obok. - To, co
zdarzyło się między Raiją i Mikkalem, stało się bez niczyjego błogosławieństwa. Nie
wiedziałem o tym, co zaszło, ale nie sposób było nie dostrzec, że coś ich łączy. Coś więcej niż
przyjaźń. Rozstali się, ponieważ uznali, że tak będzie najlepiej. I Raija wyszła za ciebie. Od tej
pory nie uczyniła niczego, co mógłbyś poczytać jej za zdradę. Zachowywała się tak, jak
przystało na dobrą żonę...
- Poza tym, że urodziła dziecko tamtego mężczyzny - uśmiechnął się pogardliwie Karl.
- A może miała pozbyć się tego dziecka? Są przecież sposoby, no wiesz...
- Przenigdy! Raija nie jest z tych... - przeraził się Karl.
- Nie rozumiem cię! - Reijo uśmiechnął się cierpko. - Uważasz, że nie powinna
pozbywać się dziecka, ale równocześnie nie powinna go urodzić. Doprawdy, trudno ci do-
godzić.
- Wiesz, o co mi chodzi!
- To zależy, jaki z ciebie mężczyzna! - Reijo podparł brodę. - Czy stać cię na taki gest,
na jaki on się zdobył...
- Nie kręć! Jaki gest? O co ci chodzi? Reijo wzruszył ramionami.
- Pozwolił jej odejść. Musiało go to wiele kosztować. Dużo więcej niż ciebie
kosztowałoby uznanie tego maleństwa za swoje. Wbrew pozorom masz więcej niż on. - Tak?
- Pewnie nigdy nie przyszło ci do głowy - ciągnął Reijo - jak wielu marzy, by znaleźć
się na twoim miejscu. To ty masz wszystko, czego Mikkal i ja pragnęliśmy najbardziej! Czego
kiedykolwiek moglibyśmy zapragnąć...
- Wcale nie - wydusił Karl przez zaciśnięte zęby. - Raija o nim myśli, urodziła jego
dziecko!
- Jesteś jej mężem. - Słowa Reijo, choć kryło się w nich cierpienie, zabrzmiały nad
wyraz miękko. - Nie sądzisz, że on ci zazdrości? A dziecko jest twoje, nigdy nie pozna innego
ojca. Nawet się nie dowie, że ma innego ojca, Karl. Raija już cię więcej nie zdradzi. Teraz
wszystko zależy od ciebie, albo ją odtrącisz, albo zostaniesz najszczęśliwszym mężczyzną w
całej Ruiji.
Karl poczuł się żałośnie. W porównaniu z przyjacielem wydał się sam sobie
niedojrzałym szczeniakiem. Reijo był jego rówieśnikiem, a mówił o trudnych sprawach z taką
pewnością. Jego sytuacja przerosła. Może gdyby chodziło o kogoś innego, radziłby to samo.
Wybaczyć. Łatwo powiedzieć! Karl nie był pewien, czy okaże się na tyle dojrzały, by sprostać
wyzwaniu.
- Ty powinieneś zostać jej mężem, Reijo...
- Prawda - potwierdził przyjaciel, usiłując zdobyć się na żartobliwy ton.
Żaden z nich się jednak nie roześmiał.
- Strasznie jest być tym drugim i przez cały czas mieć świadomość, że się jest
porównywanym do kogoś, komu nie dorasta się do pięt.
- Raiji nigdy nie przyszłoby do głowy, by was ze sobą porównywać - zaprotestował
Reijo. - A ty, Karl, wcale nie przestałeś jej kochać. Nie potrafisz kłamać!
Karl zwiesił głowę i wyglądał, jakby przybyło mu lat.
- Masz rację - rzekł w końcu. - Nadal ją kocham.
Kiedy Karl wrócił do chaty, zastał tam jeszcze rodziców. Matka, obrzuciwszy go
spojrzeniem, którego nie potrafił zrozumieć, rzekła:
- Musisz zachować się jak dorosły mężczyzna, Karl. Sytuacja Raiji i tak już jest dość
skomplikowana.
Karl przełknął ślinę.
Ojciec milczał, ale chłopak czuł, że i on na swój sposób prosi go, by dobrze wszystko
przemyślał. Rodzice nie odsunęli się od Raiji. Widzieli i zrozumieli, co się stało, ale nie potępili
jej. To jej dawali swoje wsparcie, a jeśli zaszłaby taka potrzeba, gotowi byli nawet odwrócić się
od własnego syna.
- Jeśli nie opuścisz głowy, ludzkie gadanie nie będzie miało żadnego znaczenia -
odezwał się w końcu ojciec.
- Gadanie? - Karl wyprostował się, a gdy popatrzył na rodziców, jego błękitne oczy
zalśniły radością. Uśmiechając się szeroko, powtórzył głośno: - Jakie gadanie? Chyba nikt nie
będzie miał nam za złe, że pofolgowaliśmy uczuciom, nim pastor zdążył nas pobłogosławić?
- Chłopak jest dorosły! - stwierdził Kristian, wstając z miejsca. Wytarł rękę o spodnie i
podał ją synowi, mówiąc: - Pozwól, że twój stary ojciec pogratuluje ci pięknej córki!
- Dziękuję! Karl zdobył się na uśmiech, kątem oka dostrzegając, że matka ociera
ukradkiem łzy.
Gdyby odtrącił Raiję, zraniłby również rodziców. Karl pozwolił się wyściskać matce.
- Teraz jestem z ciebie naprawdę dumna, synu - szepnęła mu do ucha, wzruszona i
szczęśliwa. Jej pokryty zmarszczkami policzek był mokry od łez.
- Damy sobie radę! - powiedział Karl i ostrożnie uwolnił się z ciepłych objęć matki. -
Jesteśmy teraz rodziną. Prawdziwą rodziną.
Odczekał, aż rodzice wyjdą, i dopiero potem ośmielił się otworzyć drzwi, które dzieliły
go od Raiji.
Maleństwo leżało w kołysce, którą sam zrobił. Karl powoli podszedł do śpiącej
dziewczynki, czując na sobie niespokojny wzrok żony. Nie chciał jej jednak jeszcze nic mówić,
nie był gotowy. Najpierw musi sprostać próbie. Pochylił się nad córeczką Raiji. Jakaż ona była
mała i bezradna!
Jej miękkie, krągłe wargi były wierną kopią zmysłowych ust żony. A jaką miała
czuprynkę! Zawsze mu się wydawało, że główkę noworodka przykrywa parę zaledwie kosmy-
ków, tymczasem to dziecko miało długie czarne włosy. Ośmielił się dotknąć ich palcem. Były
miękkie jak puch. Przełknął ślinę.
Oczywiście, że dostrzegał też obce rysy. Kości policzkowe były bardziej wystające niż
kości policzkowe Raiji, nos także miał inny kształt, a oczy stanowiły przedziwną mieszankę
brązowych roziskrzonych oczu Raiji i miodowych oczu Mikkala.
To dziecko wstrząsnęło całym jego bezpiecznym światem.
Karl wyprostował się, nie mogąc oderwać wzroku od maleńkiej śpiącej dziewczynki,
która poruszyła w nim najczulsze struny. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie pojmował,
jak mógł przez chwilę nienawidzić tego dziecka.
- Jest piękna - powiedział łamiącym się ze wzruszenia głosem, nadal nie patrząc w
stronę Raiji. - Jak chcesz ją nazwać?
- Marja - odpowiedziała Raija. - Moja matka tak miała na imię.
Karl poczuł przez moment chłód w sercu, ale usiadł na krawędzi łóżka.
Raija, choć leżała taka drobna i blada, nie była już zagubioną bezradną dziewczynką.
Promieniała niespotykaną urodą. Zrozumiał nagle, dlaczego inni ją kochają, ale to wcale nie
pomagało mu pogodzić się z jej zdradą. Była jego żoną, czy nie może jej mieć tylko dla siebie?
- Nie chcę nic wiedzieć - rzekł szybko. - Nic oprócz jednego: Powiesz mu?
- Nie - odpowiedziała bez wahania.
- Czy mogę być jej ojcem? - spytał, wstrzymując oddech.
- Chcesz nas?
- Niczego bardziej nie pragnę - zapewnił gorliwie, chwytając ją za ręce.
- Nie będziesz żałował - wyszeptała Raija z powagą. - Nigdy cię nie zawiodę.
Tego wieczoru Karl zasnął jako najszczęśliwszy człowiek w Ruiji.
Raija zaś długo leżała, wpatrując się w gęsty mrok.
- Być może tak właśnie miało się stać - szepnęła bezgłośnie i wydawało jej się, że czuje
zapach dymu w jurcie Elle. - Karl nie jest złym człowiekiem. Może to właśnie miałaś na myśli,
Elle, kiedy mówiłaś o szczęściu?
Twarz staruszki zniknęła, a w jej miejsce pojawiła się inna. Otoczona aureolą czarnych
włosów twarz o ostrych rysach. Oczy w kolorze miodu spoglądały na nią ze smutkiem.
- Przecież mnie nie chciałeś! - Raija układała wargi w słowa, ale żaden dźwięk nie
wydobywał się z jej ust.
Zamknęła oczy, ale obraz nie zniknął.
- Zostawiłeś mnie, zawiodłeś. Ja też potrzebuję kogoś, przy kim będę bezpieczna.
Kogoś, kto będzie przy mnie naprawdę, a nie dzielił ze mną jedynie marzenia i gwiazdy na
niebie...
- Czy to jest szczęście? - usłyszała głos znikąd. - Czy to jest szczęście, o które ma
walczyć Raija Alatalo?
Dziewczyna nie znała odpowiedzi. Miała ją wyjawić przyszłość.