Czesław Miłosz miedzy Ziemia Urlo s swiatem z naiwnych poemow

background image

1

Czesław Miłosz

między Ziemią Ulro a światem z naiwnych poemów

30 VI 1911 - 14 VIII 2004

Uhonorowany Nagrodą Nobla w dziedzinie literatury

10 grudnia 1980 roku

Autograf Czesława Miłosza

background image

2

Czesław Miłosz (1911-2004)

Urodził się w 1911 r. na Litwie, w powiecie kiejdańskim, jako syn

Weroniki z Kunatów i Aleksandra Miłosza, inżyniera drogowego. Okres I wojny
ś

wiatowej spędził na nieustannych podróżach po Rosji, towarzysząc razem

z matką ojcu, który zmobilizowany do armii carskiej jako oficer saperów budował
mosty i umocnienia w strefach przyfrontowych. W 1921 r. - trzy lata po powrocie
Miłoszów na Litw
ę - Czesław rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Zygmunta
Augusta, a nast
ępnie na wydziale prawa Uniwersyteiu Stefana Batorego w Wilnie,
gdzie działał w Sekcji Twórczo
ści Oryginalnej Koła Polonistów. Debiut poetycki
Miłosza nast
ąpił w 1930 r., kiedy na łamach pisma „Alma Mater Vilnensis"
opublikował wiersze: „Kompozycja" i „Podró
ż". Rok póżniej był jednym
z zało
życieli grupy literackiej „śagary", prezentującej katastroficzny pogląd
na rzeczywisto
ść i przekonanie o nieuchronności zbliżającego się kataklizmu.

Po roku akademickim 1931-1932 spędzonym

na Uniwersytecie Warszawskim i nieudanych egzaminach
poeta wrócił do Wilna, gdzie w 1933 r. nakładem
uniwersyteckiego Koła Polonistów ukazał si
ę jego pierwszy
tomik poetycki „Poemat o czasie zastygłym". W tym samym
roku wspólnie ze Zbigniewem Folejewskim wydał „Antologi
ę
poezji społecznej", co po latach okre
ślił jako próbę ucieczki
od spraw istotnych - czyli podszytych metafizyk
ą.
Po uko
ńczeniu studiów w r. 1934 otrzymał za swoje poezje
główn
ą nagrodę literacką imienia Filomatów, przyznaną
przez Zwi
ązek Zawodowy Literatów Polskich, a następnie
stypendium Funduszu Kultury Narodowej, dzi
ęki czemu mógł
wyjecha
ć na rok do Paryża, gdzie poznawał język francuski

w Alliance Française. W Paryżu uczęszczał na wykłady tomizmu do L'Institut
Catholique, ale najwi
ększy wpływ wywarł nań jego krewny, Oskar Miłosz -
dyplomata litewski i poeta francuski, przejawiaj
ący w swej twórczości skłonności
mistyczne i porównywany cz
ęsto z Rilkem. - On nauczył mnie, jak nie poddawać
si
ę w obliczu katastrofy - wspomni Czesław Miłosz po latach.

W 1936 r. poeta wrócił do Wilna, rozpoczął pracę w miejscowej rozgłośni

radiowej i opublikował zbiór poetycki „Trzy zimy", w którym dał wyraz swoim
doznaniom o charakterze metafizycznym, opartym na przeczuciu bli
żej
nie okre
ślonej klęski i świadomości zagrożenia. W roku następnym usunięty został
z pracy za lewicowe pogl
ądy i przeniósł się do rozgłośni warszawskiej. Wiele
wówczas publikował w prasie literackiej, a za nowel
ę „Obrachunki" otrzymał
nagrod
ę w konkursie literackim pisma „Pion". Rok po wybuchu II wojny
ś

wiatowej Miłosz uciekł z zajętego przez Armię Czerwoną Wilna do Warszawy,

gdzie pracował jako woźny w uniwersyteckiej bibliotece. Wydał wówczas
na powielaczu tomik poezji „Wiersze" pod pseudonimem Jan Syru
ć. Podczas
okupacji zajmował si
ę pisaniem, tłumaczeniem, m.in. Maritaina i Szekspira,
oraz wydał antologi
ę poezji antyfaszystowskiej „Pieśń niepodległa" (1942).
W 1945 r. przeniósł si
ę do Krakowa, sporo publikował w prasie literackiej
i doczekał si
ę druku swoich poezji w tomie „Ocalenie". Znalazły się w nim
wiersze pisane podczas wojny, obrazuj
ące przeżycia okupacji, jak np. zagłada
getta w „Campo di Fiori", ale tym razem twórca nie poddał si
ę katastrofizmowi -

background image

3

jego poezja „cała z nabożeństw majowych, z Biblii, z rytuału, z tradycji,
z dzieci
ęcych lektur", jak przede wszystkim w cyklu „Świat (poema naiwne)", była
prób
ą stworzenia sztucznego świata jako ochrony przed koszmarem realnego.

W grudniu 1945 r. Miłosz wyjechał na placówkę

dyplomatyczną do Stanów Zjednoczonych, gdzie pracował
w konsulacie w Nowym Jorku i ambasadzie
w Waszyngtonie. Napisał wówczas „Traktat moralny",
wydrukowany w miesi
ęczniku „Twórczość" (1947).
W 1950 r. przeniesiony został do Pary
ża na stanowisko
I sekretarza ambasady. Podczas krótkiego pobytu
w Polsce prze
żył wstrząs psychiczny, widząc ogrom
spustosze
ń dokonanych przez komunistyczne władze.

Pod koniec 1950 r. wezwany został do Warszawy, gdzie odebrano mu paszport.
Zwrócono go dopiero po osobistej interwencji Zygmunta Modzelewskiego
u Bolesława Bieruta. W 1951 r. poeta wyjechał do Pary
ża, gdzie zwrócił się
do władz francuskich o azyl polityczny. Pierwszy okres emigracji był dla Miłosza
bardzo trudny - uwa
żał, że poeta, aby tworzyć, musi żyć we własnym kraju.
W dodatku atakowany był przez
środowiska emigracyjne, które miały mu za złe,
prac
ę dyplomatyczną dla rządu komunistycznego (m.in. Sergiusz Piasecki,
Jan Lecho
ń) oraz przez twórców krajowych, którzy oskarżali go o zdradę ojczyzny
(m.in. Konstanty Ildefons Gałczy
ński czy Antoni Słonimski). Poeta przetrzymał
ten ci
ężki okres głównie dzięki pomocy paryskiej „Kultury", której stałym
współpracownikiem pozostanie na wiele lat. Wła
śnie w związanym z „Kulturą"
Instytucie Literackim wydał w 1953 r. gło
śną książkę „Zniewolony umysł",
gdzie analizował przyczyny flirtu pisarzy polskich z komunizmem.

W tymże roku opublikował też powieść „Zdobycie władzy"
(wyró
żnioną nagrodą księgarzy europejskich - Prix Litteraine
Européen) oraz zbiór poetycki „
Światło dzienne", w którym
znalazł si
ę m.in. głośny wiersz „Który skrzywdziłeś".
Po publikacji tych utworów Miłoszowi groziło przypi
ęcie
etykiety twórcy zaanga
żowanego, antykomunistycznego, a tego
bał si
ę najbardziej, ponieważ nigdy sprawy społeczne nie
stanowiły sedna dla jego twórczo
ści. Postanowił więc napisać
powie
ść z czasów swojego dzieciństwa na Wileńszczyżnie

pt. „Dolina Issy", o której jej amerykański tłumacz powiedział, że są to jakby
"przygody Tomka Sawyera opowiedziane przez Thomasa Mertona". W wydanym
w 1957 r. „Traktacie poetyckim" dokonał rewizji dziejów XX-wiecznej poezji
polskiej, oskar
żając ją, że porzuciła „te walki, gdzie stawką jest życie", a umie się
podoba
ć jedynie z przyprawą żartu, błazeństwa i satyry". Kolejny utwór,
„Rodzinna Europa" (1958) był w wi
ększym stopniu adresowany do czytelnika
zagranicznego ni
ż polskiego. W tym czasie poeta zajmował się też działalnością
translatorsk
ą, przetłumaczył na język polski m. in. eseje Jeanne Hersch oraz
pisma Simone Weil, która wywarła na jego twórczo
ść ogromny wpływ. Wydał
równie
ż tom esejów i przekładów poezji pt. „Kontynenty" (1958).
W 1957 r. otrzymał nagrod
ę miesięcznika „Kultura", a w roku następnym
nagrod
ę Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. W 1960 r. poeta przeniósł się
na stałe do USA, gdzie został profesorem na Wydziale Literatur i J
ęzyków
Słowia
ńskich na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Dwa lata póżniej

background image

4

wydał studium krytyczne o Stanisławie Brzozowskim „Człowiek wśród
skorpionów" oraz zbiór poetycki „Król Popiel i inne wiersze", w którym
wyzwolił si
ę całkowicie z tonu publicystyki i skoncentrował się na problemach
metafizycznych. W 1965 r. poeta ogłosił kolejny tomik poezji „Gucio
zaczarowany", gdzie obok swoich wierszy zamie
ścił również przekłady z Walta
Whitmana i Robinsona Jeffersa. Miłosza uwa
ża się za tego, który dokonał zmiany
paradygmatu w XX-wiecznej literaturze polskiej, przesuwaj
ąc punkt ciężkości
z zainteresowania literatur
ą francuską na literaturę anglo-amerykańską.
Popularyzował te
ż rodzimą kulturę za granicą: w 1965 r. wydał w USA antologię
współczesnej poezji polskiej we własnym wyborze i tłumaczeniu, a cztery lata
źniej podręcznik akademicki „The History of Polish Literature". W 1967 r.
wyró
żniony został nagrodą literacką im. Mariana Kistera w Nowym Jorku,
a w roku nast
ępnym nagrodą Fundacji Jurzykowskich.
W 1969 r. poeta opublikował zbiór esejów o tematyce ameryka
ńskiej
„Widzenia nad Zatok
ą San Francisco" oraz tom poezji „Miasto bez imienia",
w którym odchodzi od klasyczno-romantycznej wersyfikacji na rzecz wiersza
biblijnego. W zbiorze tym znalazł si
ę programowy wiersz pt. „Ars poetica?", gdzie
poeta przyznaje: „Zawsze t
ęskniłem do formy pojemnej, która nie byłaby zanadto
poezj
ą ani zanadto prozą". Trzy lata później wydał tom szkiców literackich
„Prywatne obowi
ązki", uznany przez Radio Wolna Europa za najlepszą książkę
polsk
ą 1972 r. za granicą. W 1974 r. Miłosz opublikował tom wierszy „Gdzie
sło
ńce wschodzi i kędy zapada". Tytułowy poemat zbioru przez wielu krytyków
uznawany jest za jego szczytowe osi
ągnięcie. W ślad za nim przyszły liczne
przekłady dzieł poety na j
ęzyki
obce oraz wyró
żnienia, takie jak
m.in. nagroda polskiego PEN-
Clubu za tłumaczenia (1974),
Guggenheim Fellowship (1976),
doktorat honoris causa
uniwersytetu Ann Arbor (1977),
Mi
ędzynarodowa Nagroda
Literacka Neustadt, zwana
„Małym Noblem" (1978),
Berkeley Citation (1978),
czy nagroda literacka
im. Zygmunta Hertza (1979).

W 1977 r. Czesław Miłosz

wydał esej „Ziemia Ulro",
w którym odwołuj
ąc się m.in.
do my
śli Swedenborga, Blake'a
i Oskara Miłosza, sprzeciwił si
ę
racjonalizmowi współczesnego
ś

wiata. W tym samym roku

ukazał się dwutomowy pamiętnik
mówiony Aleksandra Wata
pt. „Mój wiek". Miłosz był jego
pomysłodawc
ą i jednocześnie
rozmówc
ą Wata. Był też

background image

5

popularyzatorem twórczości tego poety, wydał zbiór jego wierszy w przekładzie
na angielski: „Mediterranean Poems" (1978). W nast
ępnym roku opublikował
„Ksi
ęgę psalmów" w tłumaczeniu z języka hebrajskiego oraz zbiór esejów
i przekładów poezji „Ogród nauk". W 1980 r. kontynuował prac
ę translatorską
nad Bibli
ą i ogłosił tłumaczenie „Księgi Hioba" z hebrajskigo. W tym samym roku
uhonorowany został literack
ą Nagrodą Nobla. Podczas bankietu urządzonego
na jego cze
ść w sztokholmskim ratuszu powiedział m.in.: „"Jestem częścią
polskiej literatury, która jest wzgl
ędnie mało znana w świecie, gdyż jest niemal
nieprzetłumaczalna. Porównuj
ąc ją z innymi literaturami mogłem ocenić jej
niezrównan
ą dziwaczność. Jest to rodzaj tajnego bractwa mającego własne
obrz
ędy obcowania z umarłymi, gdzie płacz i śmiech, patos i ironia współistnieją
na równych prawach".

W 1980 r. po wielu latach przerwy utwory Miłosza znów pojawiły się

w Polsce oficjalnie. W roku następnym przyjechał on do ojczyzny, gdzie
otrzymał m.in. tytuł doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu
Lubelskiego. W roku akademickim 1980-81 obj
ął katedrę Eliota Nortona
na Uniwersytecie Harvardzkim w Cambridge, gdzie
wygłosił sze
ść publicznych odczytów o poezji, wydanych
jako „
Świadectwo poezji". Po uzyskaniu Nagrody Nobla
aktywno
ść twórcza poety wcale nie zmalała. W dalszym
ci
ągu pracował nad przekładami ksiąg Starego
Testatnentu, wydawał nowe tomiki poetyckie, takie jak
„Hymn o perle" (1982), „Nieobj
ęta ziemia° (1984),
„Kroniki" (1987), czy „Dalsze okolice" (1991). Wynikiem
jego działalno
ści eseistycznej były zbiory: „Zaczynając
od moich ulic" (1985), „Metafizyczna pauza" (1989),
„Poszukiwanie ojczyzny" (199I). Poeta opublikował
te
ż swój dziennik z lat 1987-88: „Rok myśliwego" (1991).
W latach 90. Miłosz kontynuował swoje pisanie. Wydał
tomiki poetyckie: „Na brzegu rzeki" (1994) oraz „To" (2000) a tak
że kilka
utworów prozatorskich: „Szukanie ojczyzny" (1992), „Legendy nowoczesno
ści"
(1996), „
śycie na wyspach" (1997), „Piesek przydrożny" (1997), „Abecadło
Miłosza" (1997), „Inne Abecadło" (1998) i „Wyprawa w dwudziestolecie"
(1999). Znakomitym autokomentarzem do jego twórczo
ści są wywiady-rzeki,
jakich udzielał Aleksandrowi Fiutowi i Renacie Gorczy
ńskiej (Ewie
Czarneckiej). Uzyskał te
ż tytuły doktora honoris causa uniwersytetów, m.in.
w Nowym Jorku, Krakowie, Bolonii czy te
ż na Uniwersytecie Harvarda, gdzie
scharakteryzowano go jako „artyst
ę języka, który w życiu pełnym prób
i zawiedzionych nadziei u
żył swoich wyjątkowych talentów i moralnej odwagi,
aby przedstawi
ć wymowny komentarz na temat naszej epoki". Znajomość poezji
Miłosza na
świecie rośnie wraz z kolejnymi przekładami jego utworów.
Profesor Helen Vendler z uniwersytetu Harvarda nazwała zbiór jego wierszy
w tłumaczeniu na angielski „Collected Poems 1931-1987" - "by
ć może
najlepsz
ą książką poetycką wydaną na Zachodzie po II wojnie światowej".
Josif Brodski nazwał Miłosza najwi
ększym ze współcześnie żyjących poetów.

background image

6

background image

7

Fragment laudacji wygłoszonej przez Larsa Gyllenstena:

„...Znajdujemy się tutaj w sytuacji nie pozbawionej swoistej ironii – przy tym
ironii, która tu wła
śnie, w tym miejscu, nie jest wcale niestosowna. Według Pana
obco
ść jest jedną z głównych cech sytuacji człowieka – jesteśmy obcy w tym
ś

wiecie i obcy wobec siebie. Ale czy tylko obcy? Czy Nagroda Nobla dla Pana nie

jest również wyrazem i dowodem tego, że granice mogą być przekraczane, że
zrozumienie i sympatia mog
ą się rodzić, że kontakty i więzi między ludźmi mogą
by
ć nawiązywane? Czytanie Pana utworów i możność konfrontowania własnej
postawy z głoszonymi przez Pana przesłaniami oznacza wzbogacenie si
ę o nowe,
wa
żne doświadczenia – mimo całej dzielącej nas obcości ...”.

Odczyt z okazji otrzymania Nagrody Nobla

I.

Moje znalezienie się na tej trybunie powinno być argumentem dla tych wszystkich, którzy

sławią daną nam od Boga, cudownie złożoną, nieobliczalność życia. W moich latach szkolnych
czytałem tomy, wydawanej w Polsce serii „Biblioteka Laureatów Nobla", pami
ętam kształt liter
i kolor papieru. My
ślałem wtedy, że laureaci Nobla to pisarze, czyli ludzie produkujący grube
dzieła proz
ą i nawet, kiedy już wiedziałem, że są wśród nich i poeci, długo nie mogłem się pozbyć
tego my
ślowego nawyku. A drukując w roku 1930 pierwsze wiersze w naszym piśmie
uniwersyteckim pod tytułem „Alma Mater Vilnensis" nie aspirowałem przecie do tytułu pisarza.
Tak samo du
żo później, wybierając samotność i oddając się dziwacznemu zajęciu, jakim jest
pisanie wierszy po polsku, cho
ć mieszka się we Francji czy w Ameryce, podtrzymywałem pewien
idealny obraz poety, który je
żeli chce być sławny, to tylko w swojej wiosce czy w swoim mieście.
Jeden z laureatów Nagrody Nobla, czytany w dzieci
ństwie w znacznym stopniu, myślę, wpłynął
na moje poj
ęcia o poezji i rad jestem, że mogę tutaj o tym powiedzieć. Była to Selma Lagerlöf.
Jej „Cudowna podro
ż”, książka, którą uwielbiałem, umieszcza bohatera w podwójnej roli. Jest on
tym, który leci nad ziemi
ą i ogarnia ją z góry, a zarazem widzi ją w każdym szczególe, co może być
metafor
ą powołania poety. Podobną metaforę znalazłem później w łacińskiej odzie poety XVII
wieku, Macieja Sarbiewskiego, który znany był w Europie pod pseudonimem Casimire. Na moim
uniwersytecie wykładał poetyk
ę. W tej odzie opisuje swoją podróż z Wilna do Antwerpii, gdzie ma
przyjaciół-poetów - na grzbiecie Pegaza. Tak jak Nils Holgersson, ogl
ąda w dole rzeki, jeziora,
lasy, czyli map
ę zarówno odległą i ukonkretnioną.
Tak wi
ęc dwa atrybuty poety: chciwość oczu i chęć opisu. Ktokolwiek jednak pojmuje poezję jako
„widzie
ć i opisywać", musi być świadomy, że wkracza w poważny spór z nowoczesnością
zafascynowan
ą niezliczonymi teoriami specyficznego poetyckiego języka.
Ka
żdy poeta zależy od pokoleń, które pisały w jego rodzinnym języku, dziedziczy style i formy
wypracowane przez tych, co
żyli przed nim. Równocześnie jednak czuje, że te dawne sposoby

background image

8

wypowiedzi nie są dostosowane do jego własnego doświadczenia. Adaptując się, słyszy w sobie
głos, który go ostrzega przed mask
ą i przebraniem. Buntując się, popada z kolei w zależność
od swoich rówie
śników, od przeróżnych kierunków awangardy. Niestety, wystarczy, że wyda
pierwszy tom wierszy, a jest ju
ż schwytany. Gdyż ledwo obeschnie farba drukarska, to dzieło,
które wydawało mu si
ę czymś najbardziej własnym, ukazuje mu się jako uwikłanie w styl, jako
zale
żność. Jedynym sposobem na niejasny wyrzut sumienia jest szukać dalej i wydać nową książkę,
po czym wszystko si
ę powtarza i nie ma końca tej pogoni. A może się nawet zdarzyć,

ż

e zostawiając tak za sobą książki niby zeschłą skórę węża, po to żeby uciekać w przód od tego,

co zrobiło się dawniej, dostaje się Nagrodę Nobla.
Czym jest ten zagadkowy impuls, który nie pozwala zadomowi
ć się w tym, co dokonane,
sko
ńczone? Myślę, że jest to poszukiwanie rzeczywistości. Słowu temu nadaję znaczenie naiwne
i dostojne, nie maj
ące nic wspólnego z filozoficznymi sporami ostatnich stuleci. Jest to Ziemia
widziana przez Nilsa z grzbietu g
ąsiora i przez autora łacińskiej ody z grzbietu Pegaza.
Niew
ątpliwie ta Ziemia jest i bogactw jej żaden opis nie potrafi wyczerpać. Podtrzymywać takie
twierdzenie znaczy odrzuci
ć z góry słyszane dzisiaj często pytanie: „Cóż jest rzeczywistość?",
bo jest ono tym samym co pytanie Poncjusza Piłata: „Có
ż jest prawda?". Jeżeli pośród par
przeciwie
ństw, którymi się co dzień posługujemy, tak ważne jest przeciwieństwo życia i śmierci,
to nie mniej wa
żne jest przeciwieństwo prawdy i fałszu, rzeczywistości i iluzji.
II.

Simone Weil, której pismom wiele zawdzięczam, powiada: „Dystans jest duszą piękna".

Bywa jednak, że jego uzyskanie jest niemal niemożliwością. Jestem „Dzieckiem Europy",
jak wskazuje tytuł jednego z moich wierszy, ale jest to gorzkie, sarkastyczne stwierdzenie. Jestem
te
ż autorem książki autobiograficznej, która w przekładzie francuskim została nazwana
„Une autre Europe”. Niew
ątpliwie, istnieją dwie Europy i zdarzyło się tak, że nam, mieszkańcom
tej drugiej, dane było zst
ąpić w „jądro ciemności" XX wieku. I nie umiałbym mówić o poezji
w ogóle, musz
ę mówić o poezji w jej spotkaniu ze szczególnymi okolicznościami miejsca i czasu.
Teraz, z perspektywy, wida
ć ogólne zarysy wydarzeń, które śmiercionośnym zasięgiem
przewy
ższyły wszelkie znane nam żywiołowe katastrofy, ale poezja moja i moich rówieśników,
czy posługuj
ąca się stylem awangardowym, czy odziedziczonym, nie była do przyjęcia tych
wydarze
ń przygotowana. Niby ślepcy, poruszaliśmy się po omacku, narażeni na wszelkie pokusy,
na jakie w tym naszym stuleciu wystawia sam siebie umysł. Nie jest łatwo odró
żnić rzeczywistość
od iluzji, kiedy
żyje się w okresie wielkiego przewrotu, który zaczął się paręset lat temu na małym,
zachodnim półwyspie euroazjatyckiego l
ądu, po to żeby za jednego ludzkiego życia objąć całą
planet
ę jednym kultem - nauki i techniki. A szczególnie trudno było opierać się rozlicznym
pokusom na tych obszarach Europy, gdzie zwyrodniałe idee panowania nad lud
źmi niby
nad Natur
ą doprowadziły do paradoksyzmów rewolucji i wojny, kosztujących niezliczone miliony
ludzkich istnie
ń, zabijanych fizycznie czy duchowo. Być może jednak nie refleksja nad tymi ideami
jest najcenniejsz
ą naszą zdobyczą, dla nas, to jest tych, którzy zetknęli się z nimi w ich aż nadto
dotykalnym kształcie, ale szacunek i wdzi
ęczność dla tego wszystkiego, co chroni ludzi
od wewn
ętrznej dezintegracji i uległości wobec przemocy. To właśnie było przedmiotem furii
złowrogich sił: pewne obyczaje, pewne instytucje, w pierwszym rz
ędzie wszelkie związki między
lud
źmi, istniejące organicznie, niejako same z siebie, podtrzymywane przez rodzinę, religię,
s
ąsiedztwo, wspólne dziedzictwo, jednym słowem cała ludzkość nieporządna, nielogiczna, tak
cz
ęsto określana jako śmieszna w swoich prowincjonalnych przywiązaniach i lojalnościach.
W wielu krajach tradycyjne wi
ęzi civitas ulegają dzisiaj stopniowo erozji i ich mieszkańcy zostają
wydziedziczeni, nie zdaj
ąc sobie z tego sprawy. Co innego jednak tam, gdzie nagle, w sytuacji
zagro
żenia, ukazuje się tych więzi chroniąca, życiodajna wartość. Tak było na ziemiach, z których
pochodz
ę.
S
ądzę, że tutaj jest właściwe miejsce, aby wspomnieć o darach otrzymanych przeze mnie i moich
przyjaciół w naszej cz
ęści Europy, wymówić słowa błogosławieństw.

background image

9

Dobrze jest urodzić się w małym kraju, gdzie przyroda jest ludzka, na miarę człowieka, gdzie
w ci
ągu stuleci współżyły ze sobążne języki i różne religie. Mam na myśli Litwę, ziemię mitów
i poezji. I chocia
ż, moja rodzina, już od XVI wieku posługiwała się językiem polskim, tak jak wiele
rodzin w Finlandii szwedzkim, a w Irlandii angielskim, wskutek czego jestem polskim,
nie litewskim, poet
ą, krajobrazy i być może duchy Litwy nigdy mnie nie opuściły. Dobrze jest
słysze
ć od dziecka słowa łacińskiej liturgii, tłumaczyć w szkole Owidiusza, uczyć się katolickiej
dogmatyki i apologetyki. Jest błogosławie
ństwem, jeżeli ktoś otrzymał od losu takie miasto studiów
szkolnych i uniwersyteckich, jakim było Wilno, miasto dziwaczne, barokowej i włoskiej
architektury przeniesionej w północne lasy i historii utrwalonej w ka
żdym kamieniu, miasto
czterdziestu katolickich ko
ściołów, ale i licznych synagog; w owych czasach śydzi nazywali
je Jerozolim
ą Północy. Dopiero też wykładając w Ameryce, zrozumiałem, jak wiele przeniknęło
we mnie z grubych murów, naszego starego uniwersytetu, z zapami
ętanych formuł prawa
rzymskiego, z historii i literatury dawnej Polski, które dziwi
ą młodych Amerykanów swoimi
szczególnymi cechami: pobła
żliwą anarchią, rozbrajającym zaciekłe spory humorem, zmysłem
organicznej wspólnoty, nieufno
ścią wobec wszelkiej władzy scentralizowanej.
Poeta, który wyrósł w takim
świecie, powinien być poszukiwaczem rzeczywistości przez
kontemplacj
ę. Drogi powinien mu być pewien ład patriarchalny, dźwięk dzwonów, oddzielenie się
od nacisków i uporczywych
żądań naszych bliźnich, cisza klasztornej celi, jeżeli księgi na stole
to traktuj
ące o tej niepojętej właściwości rzeczy stworzonych, jaką jest ich esej. I nagle wszystko
to zostaje zaprzeczone przez demoniczne działania Historii, maj
ącej wszelkie cechy krwiożerczego
bóstwa. Ziemia, na któr
ą poeta patrzył w swoim locie, wzywa krzykiem zaiste z otchłani
i nie pozwala si
ę oglądać z wysoka. Powstaje niepokonalna sprzeczność, realna, nie dająca
spokoju, w dzie
ń i w nocy, jakkolwiek ją nazwiemy, sprzecznością pomiędzy bytem i działaniem
czy sprzeczno
ścią pomiędzy sztuką i solidarnością z ludźmi. Rzeczywistość domaga się, żeby ją
zamkn
ąć w słowach, ale jest nie do zniesienia i jeżeli dotykamy jej, jeżeli jest tuż, nie wydobywa
si
ę z ust poety nawet skarga Hioba, wszelka sztuka okazuje się niczym w porównaniu z czynem.
Natomiast ogarn
ąć rzeczywistość tak, żeby zachować ją w całym jej odwiecznym powikłaniu zła
i dobra, rozpaczy i nadziei, mo
żna tylko dzięki dystansowi, tylko wznosząc się nad nią
ale to z kolei wydaje si
ę moralną zdradą.
Taka była sprzeczno
ść sięgająca w samo sedno konfliktów XX wieku, odkryta przez poetów
na ziemi ska
żonej zbrodnią ludobójstwa. Co myśli autor pewnej liczby wierszy, które pozostają
jako pami
ątka tamtego czasu, jako świadectwo? Myśli, że zrodziły się z bolesnej sprzeczności
i
że byłoby lepiej, gdyby umiał ją rozwiązać, a one nie zostały napisane.
III.

Patronem wszystkich poetów wygnanych, odwiedzających rodzinne okolice tylko

we wspomnieniu, pozostaje Dante, ale jakże wzrosła ilość Florencji od tamtego czasu! Wygnanie
poety jest dzi
ś prostą funkcją względnie niedawnego odkrycia, że kto posiada władzę, może tez
kontrolowa
ć język, i to nie tylko przez zakazy cenzury, ale przez zmienianie sensu słów. Osobliwym
zjawiskiem jest j
ęzyk społeczności nie-wolnej nabywającej pewnych stałych przyzwyczajeń: całe
strefy rzeczywisto
ści przestają istnieć po prostu, dlatego że nie mają nazwy. Jak się zdaje, istnieje
ukryta wi
ęź pomiędzy teoriami literatury jako écriture, mowy żywiącej się samą sobą, i wzrostem
totalitarnego pa
ństwa. W każdym razie nie ma powodu, żeby państwo nie tolerowało działalności
polegaj
ącej na tworzeniu wierszy i prozy, pojmowanych jako autonomiczne systemy odniesień,
zamkni
ęte w swoich granicach. Tylko jeżeli przyjmiemy, że poeta stale dąży do wyzwalania się
od stylów zapo
życzonych, bo szuka rzeczywistości, jest niebezpieczny. W sali, gdy wszyscy
zgromadzeni zgodnie podtrzymuj
ą zmowę przemilczeń, jedno słowo prawdy brzmi jak strzał
z pistoletu i, co gorsza, pokusa,
żeby je wypowiedzieć, podobna do gwałtownego świerzbienia,
staje si
ę obsesją, która nie pozwala myśleć o niczym innym. Taki jest powód, dla którego poeci
wybieraj
ą wygnanie. Nie jest jednak pewne, czy chodzi tu głównie o przejęcie się aktualnością
czy o pragnienie,
żeby się od niej wyzwolić i w innych krajach, na innych brzegach, móc choćby
chwilami odzyska
ć swoje prawdziwe powołanie, którym jest kontemplacja Bytu.

background image

10

Ta nadzieja jest jednak dość złudna, bo przybysz z naszej „innej Europy" wszędzie, gdziekolwiek
si
ę znajdzie, spostrzega, że od nowego środowiska dzieli go jego zasób doświadczeń, co z kolei
mo
że się stać źródłem obsesji. Na planecie, która maleje z każdym rokiem, przy fantastycznym
rozwoju
środków przekazu, odbywa się proces dotychczas wymykający się określeniom, a który
mo
żna nazwać odmową pamięci. Z pewnością analfabeci ubiegłych wieków - czyli ogromna
wi
ększość ludzkości - niewiele wiedzieli o historii swoich krajów czy swojej cywilizacji. Natomiast
w umysłach nowoczesnych analfabetów, umiej
ących czytać i pisać, nawet uczących młodzież
w szkołach i na uniwersytetach, historia jest obecna, ale w dziwnym pomieszaniu i zamgleniu:
Moliere staje si
ę współczesnym Napoleona, Voltaire, Lenina. Również wydarzenia ostatnich dekad
o znaczeniu tak zasadniczym,
że wiedza albo niewiedza o nich przesądzi o losach naszego gatunku,
oddalaj
ą się, bledną, tracą wszelką konsystencję, jakby dosłownie spełniała się przepowiednia
Nietzschego o nihilizmie europejskim. „Oko nihilisty - pisał Nictzsche w 1887 roku - jest niewierne
wobec wspomnie
ń: pozwala im obnażyć się, stracić liście ... A czego nihilista nie umie zrobić
dla siebie, nie umie te
ż zrobić dla całej przeszłości ludzkiego gatunku: pozwala jej przepaść".
Pełno te
ż już zmyśleń o przeszłości, sprzecznych z najprostszym zdrowym rozsądkiem
i elementarnym poczuciem zła i dobra. Jak doniósł niedawno „The Los Angeles Times", ukazało
si
ę w rożnych krajach około sto książek dowodzących, że the Holocaust, nigdy nie było,

ż

e wynalazła to żydowska propaganda. Jeżeli taki obłęd jest możliwy, czyż zupełnie

nieprawdopodobna jest powszechna utrata pamięci jako stan permanentny i czy nie byłoby to
gro
źbą większą niż manipulacja genami albo zatrucie naturalnego środowiska?
Dla poety z „innej Europy" wydarzenia obejmowane nazw
ą the Holocaust są rzeczywistością
tak blisk
ą w czasie, że może on próbować uwolnić się od ich stałej obecności w jego wyobraźni,
chyba tylko tłumacz
ąc Psalmy Dawida. Czuję jednak lęk, kiedy znaczenie tego wyrazu ulega
stopniowo przekształceniom tak,
że wyraz ten zaczyna należeć tylko do historii śydów, tak jakby
ofiar
ą zbrodni nie padły także miliony Polaków, Rosjan, Ukraińców i więźniów innych
narodowo
ści. Czuję lęk dlatego, że jest w tym jakby zapowiedź być może niedalekiego jutra,
kiedy z historii zostanie to tylko, co uka
że się na ekranie telewizji, natomiast prawda, jako zbyt
skomplikowana, zostanie pogrzebana w archiwach, je
żeli w ogóle nie zostanie unicestwiona.
Równie
ż inne fakty, dla niego bliskie, dla ludzi Zachodu odległe, sprawiają, że nabiera dla niego
wiarygodno
ści wizja H. C. Wellsa w Wehikule czasu: Ziemia zamieszkała przez plemię dzieci dnia,
beztroskie, pozbawione pami
ęci i tym samym historii, bezbronne wobec mieszkańców podziemnych
pieczar, ludo
żerczych dzieci nocy.
Unoszeni przez ruch technologicznej przemiany wiemy,
że zaczęło się jednoczenie naszej planety
i przywi
ązujemy wagę do pojęcia międzynarodowej wspólnoty. Daty utworzenia Ligi Narodów
i nast
ępnie Organizacji Narodów Zjednoczonych zasługują na to, żeby je pamiętać. Niestety, tracą
wag
ę w porównaniu z inną datą, która powinna, być obchodzona co roku jako dzień żałoby,
podczas gdy młode pokolenia o niej nie słysz
ą. Jest to dzień 23 sierpnia 1939 roku. Dwaj
dyktatorzy zawarli wtedy umow
ę zaopatrzoną w tajną klauzulę o podziale między siebie sąsiednich
krajów, maj
ących własne stolice, rządy i parlamenty. Oznaczało to nie tylko rozpętanie straszliwej
wojny. Wprowadzona znów została kolonialna zasada w my
śl, której narody nie są niczym innym
ni
ż trzodą, kupowaną, sprzedawaną, całkowicie zależną od woli każdorazowego właściciela.
Ich granice, ich prawo do samostanowienia, ich paszporty przestały istnie
ć. I można się tylko
zdumiewa
ć, jeżeli dzisiaj mówi się szeptem, kładąc palec na ustach, o zastosowaniu tej zasady
przez dyktatorów czterdzie
ści lat temu. A przecie nie wyznane i nie potępione publicznie występki
przeciwko prawom ludzkim s
ą trucizną, która działa powoli i zamiast przyjaźni stwarza nienawiść
mi
ędzy narodami.
Antologie poezji polskiej podaj
ą nazwiska moich przyjaciół, Władysława Sebyły i Lecha
Piwowara, oraz dat
ę ich śmierci, 1940. Jest absurdem, że nie wolno napisać, jak zginęli, chociaż
ka
żdy w Polsce zna prawdę: podzielili los wielu tysięcy oficerów polskich, rozbrojonych
i internowanych przez ówczesnego wspólnika Hitlera i s
ą pochowani w masowym grobie.
l czy
ż młode pokolenia na Zachodzie, jeżeli w ogóle uczą się historii, nie powinny wiedzieć

background image

11

o dwustu tysiącach ludzi poległych w 1944 roku w Warszawie, mieście skazanym na zagładę
przez obu wspólników?
Dwaj dyktatorzy-ludobójcy dawno nie
żyją, kto wie jednak, czy nie odnieśli zwycięstwa
o trwalszych skutkach ni
ż zwycięstwa czy klęski ich armii. Wbrew oświadczeniom Karty
Atlantyckiej zasada,
że kraje są przedmiotem handlu albo nawet gry w karty czy w kości została
zatwierdzona przez podział Europy na dwie strefy. A stałym przypomnieniem o spadku po dwóch
dyktatorach jest nieobecno
ść trzech państw bałtyckich wśród członków Organizacji Narodów
Zjednoczonych. Przed wojn
ą te państwa należały do Ligi Narodów, ale znikły z mapy Europy
w wyniku tajnych klauzul do układu z 1939 roku.
Niech mi b
ędzie wybaczone obnażanie pamięci jako rany. Przedmiot ten nie jest bez związku
z moj
ą medytacją nad źle często używanym, a przecie godnym szacunku słowem rzeczywistość.
Skarga ludów, pakty bardziej zdradzieckie ni
ż te, o jakich czytamy u Tukidydesa, kształt liścia
klonu, wschody i zachody sło
ńca nad oceanem, cała ta tkanina przyczyn i skutków, czy nazywamy
j
ą Naturą czy Historią wskazuje, jak wierzę, na rzeczywistość inną, dla nas nie do przeniknięcia,
cho
ć nieskończone dążenie do niej jest napędem wszelkiej nauki i sztuki. Chwilami wydaje mi się,

ż

e odcyfrowuję sens nieszczęść, jakimi zostały dotknięte narody „innej Europy" i że jest nim

zachowanie pamięci wtedy, kiedy Europa bez przymiotnika i Ameryka zdają się mieć jej coraz
mniej z ka
żdym pokoleniem. Być może jest tak, że nie ma innej pamięci, niż pamięć ran, jak tego
dowodzi Biblia, kronika ci
ężkich prób Izraela. Księga ta długo pozwalała narodom europejskim
zachowa
ć zmysł ciągłości, który nie jest tym samym, co modny dziś termin historyzm.
W ci
ągu trzydziestu lat spędzonych przeze mnie za granicą czułem się bardziej uprzywilejowany
ni
ż moi zachodni koledzy, czy piszący, czy wykładający literaturę, bo wydarzenia i niedawne
i bardzo dawne, sprzed wieków, przybierały w moim umy
śle kształt ostry, precyzyjny. Zagraniczna
publiczno
ść stykająca się z wierszami czy powieściami pisanymi w Polsce, w Czechosłowacji,
na W
ęgrzech albo oglądająca produkowane tam filmy, zapewne odgaduje podobnie wyostrzoną

ś

wiadomość w ciągłej walce z ograniczeniami cenzury. Pamięć jest, więc tą naszą, nas wszystkich

z „innej Europy" siłą, ona to chroni nas od mowy owijającej się sama o siebie, jak bluszcz owija
si
ę o siebie, kiedy nie znajduje oparcia w murze albo pniu drzewa.
Przed chwil
ą wyraziłem tutaj tęsknotę do pozbycia się sprzeczności, jaka zachodzi pomiędzy
potrzeb
ą dystansu i poczuciem solidarności z ludźmi. Jeżeli jednak uznamy lot nad ziemią,
czy na grzbiecie g
ąsiora czy Pegaza, za metaforę powołania poety, nietrudno zauważyć, że już
w niej zawiera si
ę sprzeczność, bo jak być ponad i równocześnie widzieć ziemię w każdym
szczególe? A jednak, przy chwiejnej równowadze przeciwie
ństw, pewna harmonia może być
osi
ągnięta dzięki dystansowi, jaki wprowadza sam upływ czasu. „Widzieć" znaczy nie tylko mieć
przed oczami, tak
że przechować w pamięci, „widzieć i opisywać" znaczy odtwarzać w wyobraźni.
Dystans, jaki stwarza tajemnica czasu, nie musi zmienia
ć wydarzeń, krajobrazów, twarzy ludzkich
w gmatwanin
ę coraz bardziej blednących cieni. Przeciwnie, może je ukazywać w pełnym świetle,
tak
że każdy fakt, że każda data nabiera wyrazu i trwa na wieczne przypomnienie ludzkiego
znieprawienia, ale i ludzkiej wielko
ści. Ci, którzy żyją, otrzymują mandat, od tych wszystkich,
którzy umilkli na zawsze. Wywi
ązać się ze swego obowiązku mogą tylko starając się odtworzyć
dokładnie to, co było, wydzieraj
ąc przeszłość zmyśleniom i legendom. Tak ziemia widziana
z wysoka, w wiecznym teraz, i ziemia trwaj
ąca w odzyskanym czasie stają się na równi materiałem
poezji.
IV.

Nie chciałbym stwarzać wrażenia, że mój umysł zwrócony jest ku przeszłości, bo nie

byłoby to prawdą. Jak wszyscy moi współcześni byłem skłonny do rozpaczy, do przewidywania
bliskiej zagłady, i wyrzucałem sobie uleganie nihilistycznej pokusie. Na gł
ębszym jednak poziomie
poezja moja, jak mi si
ę zdaje, pozostała zdrowa i wyrażała tęsknotę do Królestwa Prawdy
i Sprawiedliwo
ści. Nazwisko człowieka, który nauczył mnie, że nie trzeba poddawać się rozpaczy,
powinno by
ć tutaj wspomniane. Otrzymujemy dary nie tylko od naszego rodzinnego kraju, jego
rzek i jezior, jego tradycji, ale tak
że od ludzi zwłaszcza, jeżeli silną osobowość spotkamy

background image

12

we wczesnej młodości. Miałem to szczęście, że traktował mnie prawie jak syn, a mój krewny
Oskar Miłosz, paryski samotnik i wizjoner. Jak si
ę stało, że był francuskim poetą, wyjaśnić
mogłyby zawiłe dzieje rodziny i kraju zwanego niegdy
ś Wielkim Księstwem Litewskim.
Jakiekolwiek s
ą przyczyny, można było niedawno czytać w prasie paryskiej wyrazy żalu,

ż

e najwyższe międzynarodowe odznaczenie pół wieku wcześniej nie przypadło poecie tego samego,

co moje nazwiska.
Wiele nauczyłem si
ę od niego. Dał mi głębsze zrozumienie religii Starego i Nowego Testamentu
i narzucił potrzeb
ę, ścisłej, ascetycznej hierarchii we wszystkich sprawach umysłu, łącznie
ze wszystkim, co dotyczy sztuki. Tutaj za najwi
ększy grzech uważał stawianie tego, co drugorzędne
na równi z pierwszorz
ędnym. Przede wszystkim jednak słuchałem go, jak się słucha proroka, który,
jak sam mówił, kochał ludzi „star
ą miłością zużytą przez litość, samotność i gniew" i dlatego
rzucał ostrze
żenie szalonemu światu pędzącemu ku katastrofie. Dowiadywałem się od niego,
ze katastrofa jest nieunikniona, ale te
ż dowiadywałem się, że wielki pożar wróżony przez niego
b
ędzie tylko częścią szerszego dramatu, który musi być dograny do końca.
ębsze przyczyny widział w błędnym kierunku obranym przez naukę XVIII wieku,
co spowodowało lawinowe skutki. Nie inaczej ni
ż William Blake przed nim, zapowiadał
Wiek Nowy, powtórny renesans wyobra
źni dzisiaj skażonej przez pewien typ naukowej wiedzy,
ale jak wierzył, nie przez ka
żdą naukową wiedzę, na pewno nie tę, jaką odkryją ludzie przyszłości.
Nie ma znaczenia, w jakim stopniu brałem jego przepowiednie dosłownie, wa
żna była ogólna
orientacja.
Oskar Miłosz, tak jak William Blake, czerpał inspiracj
ę z pism Emanuela Swedenborga, uczonego,
który wcze
śniej niż ktokolwiek przewidział klęskę człowieka czającą się w newtonowskim modelu
wszech
świata. Kiedy, dzięki memu krewnemu, stałem się uważnym czytelnikiem Swedenborga,
interpretuj
ąc go zresztą nie tak, jak to było przyjęte w erze romantyzmu, nie spodziewałem się,

ż

e odwiedzę jego kraj po raz pierwszy przy takiej jak obecna okazji.

Nasze stulecie dobiega końca i głównie dzięki takim wpływom nie odważyłbym się mu złorzeczyć,
bo było to tak
że stulecie wiary i nadziei. Odbywa sięęboka przemiana, której nie jesteśmy
prawie
świadomi, bo sami jesteśmy jej częścią, i od czasu do czasu daje znać o sobie
w zjawiskach, które budz
ą powszechne zdumienie. Przemiana ta ma związek, z tym co, że użyję
słów Oskara Miłosza, stanowi „najgł
ębszy sekret mas pracujących, bardziej niż kiedykolwiek

ż

ywych, chłonnych i pełnych wewnętrznej udręki". Ich sekret, nie wyznana potrzeba prawdziwych

wartości, nie znajduję języka, w jakim mogłaby się wyrazić i tutaj nie tylko środki masowego
przekazu, tak
że intelektualiści ponoszą ciężką odpowiedzialność. A jednak przemiana dalej się
odbywa, wbrew przewidywaniom na krótk
ą metę i jest prawdopodobne, że mimo horrorów
i niebezpiecze
ństw, nasz czas będzie oceniony jako nieunikniona faza porodowych bólów, zanim
ludzko
ść nie wstąpi na nowy próg świadomości. Wtedy pojawi się nowa hierarchia zasług i jestem
przekonany,
że Simone Weil i Oskar Miłosz, pisarze, w których szkole byłem posłusznym uczniem,
otrzymaj
ą, co im się należy. Wydaje mi się, że powinniśmy publicznie oświadczać o naszym
przywi
ązaniu do pewnych nazwisk, bo w ten sposób jaśniej określamy naszą pozycję, niż
wymieniaj
ąc nazwiska, którym przeciwstawiamy się gwałtownie. Mam nadzieję, że ten odczyt,
mimo meandrów my
śli, co jest zawodowym nałogiem poetów, pokazuje wyraźnie moje „tak"
i „nie", w ka
żdym razie tam, gdzie chodzi o sukcesję. Bo wszyscy, którzy tu jesteśmy, i mówca
i słuchacze, stanowimy jedynie ogniwa pomi
ędzy przeszłością i przyszłością.

[From Les Prix Nobel. The Nobel Prizes 1980, Editor Wilhelm Odelberg, [Nobel Foundation],
Stockholm, 1981]

background image

13

Dyplom pamiątkowy przyznawany wraz z Nagrodą Nobla

background image

14

Czesław Miłosz, Autoportret przekorny, Kraków 1994


„(...). Kiedy dostałem Nagrod
ę Nobla, to już całkowicie straciłem kontrolę i tylko
włosy wydzierałem z głowy, dowiaduj
ąc się, kim jestem w oczach innych. Zawsze
uwa
żałem siebie, na przykład, za poetę dość hermetycznego, dla pewnej nielicznej
publiczno
ści. I co się dzieje, kiedy tego rodzaju poeta staje się sławny, głośny,
kiedy staje si
ę kimś w rodzaju Jana Kiepury, tenora, albo gwiazdy futbolu?
Naturalnie, powstaje jakie
ś zasadnicze nieporozumienie. Zważmy na nowość
tej sytuacji. Poniewa
ż żaden z tzw. poétes maudits, żaden z tych poetów, którzy
wyznaczaj
ą linię nowoczesnej poezji w różnych językach, żaden z nich chyba nie
był ubierany we frak i nie wyst
ępował na przyjęciach u króla. Tak mi się jakoś
to nie widzi.
[...] Bardzo du
żo w naszych rozmowach mówiliśmy o sprawach Polski, rodzajach
polsko
ści itp. Dla mnie jest wysoce żenujące, kiedy ze mnie robią poetę patriotę,
barda, wieszcza, bo jako
ś do tej roli nie byłem przygotowany. Mimo że
okoliczno
ści historyczne, po prostu, często ze mnie wymuszały utwory literackie,
w których albo sam, albo jako podstawiona persona – przewa
żnie jako
podstawiona persona – wypowiadałem si
ę jako medium pewnych nastrojów
zbiorowych.”.



Wielki admirator Czesława Miłosza i jego dzieła, Adam Michnik, wyrażał
przekonanie:

„...Nie mam najmniejszych wątpliwości – Miłosz należy do największych

fenomenów w całej historii polskiej literatury. Bez Miłosza nie jest możliwy
ż

aden sensowny spór o sens Polski i polskości, o historię polskiego Ducha,

o naturę polskiej metafizyki ...”.

background image

15

Dzieła:

„Kompozycja" (1930) – wiersz

„Podróż" (1930) – wiersz

„Poemat o czasie zastygłym" (1933) - tomik poetycki

„Trzy zimy" (1936) - tomik poetycki

„Obrachunki"(1937) - nowela

„Wiersze" (1940) - tomik poetycki

„Pieśń niepodległa" (1942) – antologia

„Ocalenie" (1945) - tomik poetycki

„Traktat moralny" (1947)

„Zniewolony umysł" (1953)

„Zdobycie władzy" (1953) – powieść

Światło dzienne" (1953) - tomik poetycki

„Dolina Issy" (1955) – powieść

„Traktat poetycki" (1957)

„Rodzinna Europa" (1958)

„Kontynenty" (1958) – eseje

„Człowiek wśród skorpionów" (1961) - studium krytyczne

„Król Popiel i inne wiersze" (1961) - tomik poetycki

„Gucio zaczarowany" (1965) - tomik poetycki

„Widzenia nad Zatoką San Francisco" (1969) - zbiór esejów

„Miasto bez imienia" (1969) - tomik poetycki

„Prywatne obowiązki" (1972) - tom szkiców literackich

„Gdzie słońce wschodzi i kędy zapada" (1974) - tomik poetycki

„Ziemia Ulro" (1977) – esej

„Ogród nauk" (1979) - tom esejów i przekładów

„Hymn o perle" (1982) - tomik poetycki

„Nieobjęta ziemia° (1984) - tomik poetycki

„Kroniki" (1987) - tomik poetycki

„Dalsze okolice" (1991) - tomik poetycki”

„Zaczynając od moich ulic" (1985) - zbiór esejów

„Metafizyczna pauza" (1989) - zbiór esejów

„Poszukiwanie ojczyzny" (1991) - zbiór esejów

„Rok myśliwego" (1991) – dziennik

„Na brzegu rzeki" (1994) - tomik poetycki

„Szukanie ojczyzny" (1992)

„Legendy nowoczesności" (1996)

śycie na wyspach" (1997)

„Piesek przydrożny" (1997) – proza

„Abecadło Miłosza" (1997)

„Inne Abecadło" (1998)

„Wyprawa w dwudziestolecie" (1999)

„To" - tomik poetycki (2000)

„Haiku" (2002)

„Druga przestrzeń" - tomik poetycki (2002)

„Orfeusz i Eurydyka" (2003

)

background image

16

15 twarzy Czesława Miłosza

Podobno każdy poeta ma tyle twarzy, ile napisał wierszy... Czesław Miłosz
dzi
ęki swojej twórczości stał się więc człowiekiem o tysiącu twarzach... Oto
niektóre z nich utrwalone na fotograficznej kliszy...

background image

17

Rękopis Czesława Miłosza - Kraina poezji

background image

18

Medal upamiętniający Czesława Miłosza, poetę i eseistę,

laureata literackiej Nagrody Nobla w 1980 r.






Wydanie: Polscy laureaci Nagrody Nobla (10.05.1982)
Henryk Sienkiewicz, Władysław Reymont, Maria Skłodowska-Curie,
Czesław Miłosz

Znaczek wydany przez Pocztę Szwedzką w 1986 r.

Ukazano na nim podobiznę Czesława Miłosza odbierającego Nagrodę Nobla
z rąk króla Karola XVI Gustawa. Autorem rytu znaczka jest również Cz. Słania.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:

więcej podobnych podstron