0
Nicola Marsh
Przysięga
małżeńska
Tytuł oryginału: The Wedding Contract Daddy's
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Steve Rockwell nie miał czasu na zabawę. Chyba że służyła ona jego
celom i nie utrudniała zarabiania pieniędzy, które to zajęcie uznawał za
najważniejsze.
– Czy mogę panu pomóc? – Czyjaś ręka dotknęła jego ramienia.
Zatrzymał się niechętnie w pół kroku. Chciał jak najszybciej zakończyć
swoje sprawy na obskurnym Złotym Wybrzeżu i wrócić do Sydney.
– Nie, dziękuję.
Jego niechęć zgasła, gdy ujrzał parę pięknych oczu patrzących z
zaciekawieniem. Nigdy dotąd takich nie widział. Zielono piwne, z regularnie
rozmieszczonymi złotymi plamkami. Obrzucił spojrzeniem ich właścicielkę,
zastanawiając się, czy luźna suknia w cygańskim stylu nie kryje garbu.
Wprawdzie kobieta nosiła dziwny strój, ale przecież byli w wesołym
miasteczku.
– Wygląda pan na zagubionego – jej głos brzmiał miękko, niewinnie i
zdawał się być młodszy od nieco znużonych, niezwykłych oczu.
Spojrzał na rękę, która nadal dotykała jego ramienia. Zauważył krótkie
paznokcie, niepodobne do wypielęgnowanych szponów kobiet, które
dotychczas próbowały go uwodzić. Ciekawe...
– Mam spotkać się z Colinem Lawrence'em. Czy tam jest jego biuro? –
Wskazał na stojący na uboczu, walący się barakowóz.
Podniosła oczy ze zdziwieniem:
– Nie ma go. Czy mogłabym go zastąpić?
Nieomal wybuchnął śmiechem na myśl, że miałby robić interesy z
Cyganką ubraną w warstwy materiału pośledniej jakości.
RS
2
– Nie, chyba że chce pani powróżyć mi z ręki – odparł. Spostrzegł, jak
kobieta założyła ręce w obronnym geście, uwydatniając pełny biust. Poczuł
nagłą chęć sprawdzenia, co kryje się pod dziwacznym strojem. Jej oczy zwę-
ziły się.
– Jestem pewna, że mogę przewidzieć pana przyszłość.
Czy ta kobieta lubi się przekomarzać? Trudno było ją ocenić, mimo że
ocenianie ludzi było jego specjalnością. W przeciwnym razie nie pracowałby
dla prestiżowej firmy prawniczej z Sydney.
– Dobrze, pani wróżko. Proszę pokazać, co pani potrafi. – Wyciągnął
dłoń, coraz bardziej zaciekawiony.
– Nie tutaj. To zbyt publiczne miejsce na tajemnice. Lepiej to zrobić u
mnie.
Poszedł za nią, podziwiając lekkie falowanie jej długiej sukni wokół
kostek. Na stopach miała sandały, na kostce łańcuszek, na drugim palcu u nogi
srebrną obrączkę. Zastanawiał się przez chwilę, czy ten zestaw jest
uzupełnieniem stroju, czy wynikiem jej upodobań. Nie lubił biżuterii, a już
szczególnie obrączek, które kobiety nosiły w różnych miejscach ciała.
– Wejdzie pan wreszcie czy będzie tak stał do wieczora i podziwiał moje
stopy? – Podtrzymała purpurową draperię i gestem zaprosiła go do środka. Jej
wydatne usta rozciągnął bezczelny uśmieszek.
Boże, co za usta! Podkreślone najzwyklejszym różowym błyszczykiem,
pobudzały wyobraźnię do szaleństwa. Południowe słońce musiało mu
zaszkodzić bardziej, niż sądził. Od kiedy to łączył interesy z przyjemnościami?
Przecisnął się obok niej i wszedł w półmrok.
– Kto powiedział, że cokolwiek podziwiam?
– Widzę wszystko – odparła, siadając przy małym stoliku przykrytym
czerwoną satyną. – Oto czas prawdy. Proszę pokazać dłoń.
RS
3
Rozbawiony i zdumiony, co właściwie robi w tym przyprawiającym o
klaustrofobię baraku upadającego parku rozrywki, wyciągnął rękę i
wyprostował palce.
Kiedy dotknęła go pierwszy raz i gdy spojrzał w jej niezwykłe oczy,
wiedział już, że pójdzie za nią wszędzie, by dowiedzieć się więcej...
– Czyta pani we mnie jak w otwartej księdze? Przyjrzała się jego dłoni
uważnie, obracając ją na wszystkie strony.
– Hm... interesujące.
Jej uwaga skupiona była na dłoni, więc mógł bezkarnie na nią zerkać.
Gdy pochyliła się, zawój zsunął się do tyłu i na jej ramiona opadła burza blond
włosów. Wiele czasu musiała spędzać na powietrzu; wypłowiałe pasemka,
migocząc w świetle świecy, okalały jej opaloną twarz. Zauważył też drobną
zmarszczkę na czole. Miał ochotę ją wygładzić i pocałować różowe usta.
Była bardzo piękna. Żałował, że musi wracać do Sydney, bo chętnie
poznałby ją bliżej.
– Jak dotąd, nic mi pani nie powiedziała – zauważył. Podniosła oczy i
przeszyła go wzrokiem.
– Jest pan niecierpliwy, pewny siebie i chodzi pan własnymi drogami.
Prawdziwy zdobywca, który nie da się powstrzymać w dążeniu do celu, nieco
arogancki.
Uniósł brwi.
– Ooo... Nieźle, jestem pod ogromnym wrażeniem. Czy coś jeszcze?
– Sprawia pan tylko kłopoty – powiedziała to spokojnie, ale zauważył, że
jej ręka zadrżała, zanim puściła jego dłoń.
– Tylko gdy ktoś stoi mi na drodze. – Spojrzał na zegarek, uznając, że
stracił już dość czasu. Wstał nagle, zirytowany, że dał się w to wciągnąć.
Musiał odszukać Colina Lawrence'a i przejść do interesów.
RS
4
– Proszę powiedzieć mi coś, czego nie wiem. Czego pan chce od Colina?
– Wyprostowała się i spojrzała na niego władczo.
– Mam do niego interes – odparł. – Gdzie mogę go znaleźć? To pilne.
Pokiwała głową jak mędrzec, który zjadł wszystkie rozumy świata.
– Wiedziałam. Jest pan jednym z tych szakali. Księgowy? Prawnik? –
Wypluła ostatnie słowo jak truciznę.
Podniósł brwi, podziwiając jej przenikliwość.
– Ma pani zdumiewające zdolności. Nazywam się Steve Rockwell i
jestem prawnikiem. Przyjechałem tu w imieniu firmy Water World.
Zacisnęła pięści. Zanim dumnie uniosła głowę, w jej oczach ukazał się
strach.
– Proszę odejść. Nie mamy panu nic do powiedzenia.
– My? – Od kiedy to nierozgarnięta kobiecina zgrywająca wróżkę ma
cokolwiek do powiedzenia w sprawie interesów? Co tu się dzieje?
Nagle wstała.
– Słyszał pan? Mój ojciec i ja nie chcemy robić z panem interesów.
Proszę wracać tam, skąd pan przyjechał!
Boże, wyglądała tak dostojnie, stojąc z groźną miną, dumna jak lwica, z
oczami pełnymi złotych ogni. Miał ochotę poznać ją o wiele bliżej, lecz była
córką Colina Lawrence'a, a Steve nigdy nie łączył interesów z
przyjemnościami.
– To niemożliwe, dopóki właściciel nie uzgodni ze mną warunków
sprzedaży. W przeciwnym razie trzeba będzie ogłosić upadłość.
Stanęła naprzeciw niego.
– Nie będzie żadnej ugody. Te potwory z sąsiedztwa od lat próbują nas
przejąć. Teraz też im się nie uda. Zrozumiano?
RS
5
– Water World to największy park rozrywki w okolicy. Nie macie
żadnych szans. – Górował nad nią niczym olbrzym nad liliputem.
Ku jego zdumieniu zaczęła stukać go w pierś palcem wskazującym.
– Słuchaj pan, to miejsce jest całym życiem mojego ojca i nikt mu go nie
odbierze! A już na pewno nie ludzie pana pokroju.
Nigdy nie był zbyt impulsywny. Wszystko miał zaplanowane w
najdrobniejszych szczegółach. Od narodzin aż do obecnej chwili, ale tylko do
obecnej... Nagle chwycił ją wpół i z niemal brutalną siłą przyciągnął do siebie.
Opierała się bardziej duchowo niż fizycznie. Sam nie wiedział, kiedy ich usta
połączyły się w pocałunku.
Nagle poddała się. Wydała cichy jęk, gdy jego język zagłębiał się między
jej wargi. Próbował ich jak zakazanego owocu, wiedząc, że będzie tego później
żałował. O dziwo, wyszła mu naprzeciw, szarpiąc zachłannie jego koszulę i
wieszając się na nim, gdy pocałunek stał się nieznośnie intensywny. Wiedział,
że w tym momencie mógłby posunąć się dalej, lecz nagle odepchnęła go, a w
jej oczach pojawił się przebłysk złości.
– Co to ma znaczyć?
– Przepraszam — wymamrotał. Miała zarumienione policzki, lekko
spuchnięte usta, a jej oddech świadczył o wzburzeniu. Jednak Steve wcale nie
czuł się winny. Chciałby całować ją bez końca, aż podda mu się całkowicie i
będzie błagać, żeby nie przestawał.
Odwróciła się od niego i poprawiła ręką potargane włosy.
– Myślę, że powinieneś już pójść.
Odczuł wyrzuty sumienia, gdy w jej głosie usłyszał drżenie. Jak mógł tak
zdenerwować córkę człowieka, z którym zamierzał załatwiać interesy? Zwykle
panował nad pokusami. Tym bardziej że uwodzenie kobiet z obrączkami na
palcach u nóg nie było w jego stylu.
RS
6
Chciał jej dotknąć, ale porzucił ten zamiar. To nie był dobry moment.
Zapytał:
– Jak masz na imię?
Odwróciła się, w jej oczach znów pojawiły się złote ognie.
– Nie sądzisz, że jest zbyt późno na wymianę uprzejmości?
Zasłużył sobie na tę reprymendę. Zachował się jak nieopierzony chłystek.
I chociaż nie miał zwyczaju przepraszać, uznał, że powinien zrekompensować
jakoś swoje zachowanie, zanim dziewczyna pobiegnie z płaczem do ojca lub,
co gorsza, zaskarży go do sądu. Pokornie spuścił głowę, licząc, że zostanie to
kupione. Nigdy w życiu nie płaszczył się przed nikim i teraz też nie było mu z
tym wygodnie.
– Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Proszę, wybacz mi. Po prostu tak na
mnie działasz.
– Czy całujesz każdą, która z tobą rozmawia? – Założyła ręce na
piersiach.
Znów opanowało go mroczne pożądanie, gdy spojrzał na jej biust. Myślał
o tym, co kryje się pod szmatkami.
Wzruszył ramionami i z trudem przeniósł spojrzenie na jej twarz.
– Nie, nie mam takiego zwyczaju. Nigdy tak się nie zachowałem.
Wyczuła jego spojrzenie i jej ręce jeszcze szczelniej okryły piersi, a
twarz rozjaśnił słoneczny blask.
– Zawsze się mówi, że to pierwszy raz. Czas już, żeby ktoś dał ci
nauczkę. – Jednak chyba nie była na to zdecydowana, gdyż w jej postawie
widać było wahanie.
Wyglądała na kogoś, kto będzie bronić do upadłego swoich racji, a jej
lojalność wobec ojca była rzadką cechą wśród kobiet, które miał nieszczęście
dotychczas poznać.
RS
7
– Ostrożnie, bo mogę przyjąć wyzwanie – odparł, obrzucając ją
spojrzeniem. – Oboje dobrze wiemy, do czego to doprowadzi.
Spłonęła rumieńcem. Bladoróżowe policzki podkreślały jeszcze bardziej
blask jej urzekających oczu.
– Mój ojciec wróci dzisiaj późno. Powiem mu, że chciałeś z nim
rozmawiać. A teraz pozwolisz, że zajmę się swoimi sprawami. – Podeszła z
podniesioną głową do wyjścia. Podniosła draperię, by mógł opuścić barak.
– Tym razem wygrałaś, ale ja tu jeszcze wrócę. – Wyszedł na oślepiające
słońce z wrażeniem, że musiała rzucić na niego urok.
– Jestem pewna, że wrócisz. Do zobaczenia, ważniaku. Przypomniał
sobie, że nie zna jej imienia.
– Jak masz na imię? – zapytał. Zatrzymała się przez chwilę.
– Amber – rzuciła przez ramię i poszła.
Imię bardzo do niej pasowało. Złotobrązowa cera i włosy przypominały
kolorem bursztyn, dumny i królewski kamień. Taki był też i jej styl. Co za
kobieta!
Amber stała przed biurem ojca, zastanawiając się, po co właściwie zadała
się z tym adwokatem–podrywaczem. Zaczepiła go, gdy tylko wszedł do
wesołego miasteczka. Przedzierał się przez tłum z wysoko uniesioną głową.
Nie dość, że była nieodpowiednio ubrana, to jeszcze ojciec nastraszył ją
przyjazdem bezwzględnego prawnika z Sydney. Spodziewała się raczej kogoś
starszego, pomarszczonego i konserwatywnego. Wszechmogący Steve
Rockwell nie pasował do tego obrazu. Jego pocałunek wstrząsnął nią,
wypełniając jakąś lukę w egzystencji, którą dotąd uważała za w pełni
szczęśliwą. Całowano ją już przedtem, ale nigdy w taki sposób. Być może
Steve miał w sobie tyle ciepła, by roztopić jej serce, ale z tym dałaby sobie
RS
8
radę. Jednak jeżeli uważał, że całując ją, szybciej załatwi interesy z jej ojcem,
to gorzko tego pożałuje.
Zapukała i weszła do prowizorycznego biura ojca.
– Cześć, tato. Masz chwilę czasu?
Colin Lawrence podniósł wzrok. Na jego zmęczonej twarzy pojawił się
lekki uśmiech; zdjął okulary i oderwał się od pracy.
– Zawsze mam czas dla mojej ukochanej córeczki. O co chodzi, Amber?
– Natknęłam się dziś na prawnika, o którym wspominałeś. Wygląda na
to, że będzie sprawiał nam kłopoty. – Zmartwienie na twarzy ojca ścisnęło jej
serce.
– Mówiliśmy już o tym, kochanie. To niestety nieuniknione. Gdzie on
jest?
– Udało mi się go spławić, ale powiedział, że wróci. Czy można coś na to
poradzić? A gdybyśmy postarali się o kolejny kredyt? – Chciała tupnąć nogą i
krzyczeć na taką niesprawiedliwość.
Pokręcił głową, bezradnie rozkładając ręce.
– Nic już nie można zrobić. Nie mam wyboru. Pozostaje nam sprzedać
firmę albo zbankrutować. – Podrapał się w czoło. – Przykro mi, kochanie. To
już koniec.
Amber podeszła do ojca, pochyliła się i przytuliła go.
– Nie martw się, tato. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. – Przełknęła
łzy, zła na siebie za tę obietnicę bez pokrycia.
Od czasu śmierci matki świat nie był już taki sam jak kiedyś. Amber
miała wtedy dwanaście lat. Ojciec robił co w jego mocy, by utrzymać wesołe
miasteczko, które wraz z żoną zbudował od podstaw. Uparł się jednak, że
będzie opłacał koszty nauki córki na uniwersytecie i te wydatki nadwątliły
kondycję finansową firmy. Cały trud poszedł właściwie na marne.
RS
9
Wykształcenie z dziedziny zarządzania, które otrzymała dzięki heroicznej
postawie ojca, nie mogło uratować firmy. Winiła siebie za tę sytuację.
A teraz tato mógł stracić wszystko, co stanowiło sens jego życia. Nie
umiała patrzeć na to bezczynnie.
– Więc dlaczego nie spotkasz się z tym adwokatem i nie wysłuchasz tego,
co ma do powiedzenia? – Próbowała zachować spokój, choć wiedziała, że
szanse na uratowanie firmy są równe zeru, jednak jedna rzecz napawała ją
optymizmem. Wyczuła wrażliwość w prawniku, który na pierwszy rzut oka
wydawał się szorstki i arogancki. Miała nadzieję, że okaże się przyzwoitym
człowiekiem.
Ojciec przytaknął.
– Spotkam się z nim. Dokąd go posłałaś? – zapytał.
Wzruszyła ramionami. Przypomniała sobie pocałunek i zrobiło jej się
gorąco. Musi jak najszybciej zapomnieć o tym aroganckim prawniku, bo
gotowa zrobić coś o wiele głupszego niż zaproszenie go do baraku.
– Myślę, że to raczej on skierował mnie na złą drogę – odparła. Boże,
gdyby ojciec wiedział, jak bardzo działał na nią ten człowiek i jak ją
potraktował.
Ojciec pociągnął ją za nos.
– Masz zbyt ognisty temperament, pannico.
Złapała go za brodę.
– Tato, wiesz, że ty jesteś dla mnie najważniejszym mężczyzną na
świecie.
Zachichotał.
– Przyjdzie czas, kiedy zaczniesz myśleć inaczej. Zapamiętaj te słowa.
RS
10
– Tylko ty się dla mnie liczysz. – Ścisnęła jego rękę, chcąc wyrzucić z
pamięci obraz szarych oczu przystojnego adwokata. Nie był wart jej uwagi,
oby jak najszybciej zniknął z jej życia.
Bo jeśli nie zniknie...
Przed opuszczeniem wesołego miasteczka Steve postanowił jeszcze się
rozejrzeć. Dumny był z tego, że zawsze dokładnie i wnikliwie analizował
każdą sprawę. Uznał, że w tym przypadku nie powinien poprzestać na
przejrzeniu dokumentów. Podjął się tej sprawy dla swego szefa Jeffa Byrne'a,
który dobrze znał właściciela Water Worldu, największego parku rozrywki w
okolicy. To on zlecił Jeffowi przejęcie mało znaczącego konkurenta.
Steve nie spodziewał się długiego pobytu na Złotym Wybrzeżu.
Zamierzał szybko załatwić sprawę i wrócić do apartamentu w pobliżu portu, do
ukochanego jachtu i bujnego życia towarzyskiego. Kochał Sydney równie
mocno, jak nie znosił tandetnego blichtru Złotego Wybrzeża. Już po kilku
godzinach pobytu tutaj tęsknił do wielkomiejskiego życia.
Nagle ujrzał w tłumie sylwetkę Amber. Złapał jakiś zabłąkany balon i
podał przechodzącemu dziecku, ale nie spuszczał wzroku z dziewczyny.
Hm, właściwie Złote Wybrzeże nie jest takie najgorsze.
Spojrzała nieprzyjaźnie, gdy zbliżył się do niej.
– Co tu jeszcze robisz?
– Chciałem się rozejrzeć.
– Po co? Chcesz nas zniszczyć? – zapytała zaczepnie.
O ile wcześniej podobała mu się ta wojowniczość, teraz postanowił
utrzeć dziewczynie nosa.
Jednak z drugiej strony zareagowałby równie agresywnie, gdyby ktoś
zamierzał zniszczyć dorobek jego życia.
– Mam przejąć tę firmę. To wszystko.
RS
11
– Czy zdajesz sobie sprawę, ile to miejsce dla nas znaczy? – Jej oczy
zwęziły się, a powieki trzepotały niczym skrzydła motyla. Och nie, czyżby
zamierzała właśnie teraz zalać się łzami?
– To dlaczego mi tego nie pokażesz? – Niedobrze, pomyślał. Zmiękł po
raz drugi w życiu. Po raz pierwszy ustąpił, gdy Kara Roberts wypłakiwała się
na jego ramieniu z powodu swego chłopaka Matta Byrne'a, ówczesnego
rywala, a obecnie zastępcy Steve'a. Kobiece łzy wyprowadzały go z
równowagi, budziły poczucie winy i bezradności. Pewnie dlatego w
rozmowach z kobietami jak ognia unikał konfliktowych sytuacji. No i co on
miał teraz zrobić? Zostać rycerzem w złotej zbroi?
Jej słaby uśmiech wystarczył za odpowiedź.
– Naprawdę chcesz zobaczyć nasze wesołe miasteczko? –spytała
drżącym głosem.
Spuścił głowę.
–Prowadź.
Dreptał za nią posłusznie, słuchając jej entuzjastycznych komentarzy. Ku
swemu zdziwieniu zorientował się, że firma funkcjonowała lepiej, niż
przypuszczał. Widział to również po zadowolonych twarzach pracowników.
Gdzie zatem podziewały się zyski? Czy Colin Lawrence był hazardzistą
przepuszczającym pieniądze w kasynach? A może tracił je w inny sposób?
– Dlaczego macie kłopoty? Widziałem już gorsze miejsca. Może to
wesołe miasteczko da się uratować.
Spojrzała niego z zainteresowaniem, jakby nagle zobaczyła go w
zupełnie innym świetle.
– Kilka lat temu zaciągnęliśmy pożyczkę, której do dziś nie możemy
spłacić. Gdy Water World otworzył w pobliżu park rozrywki, nasze zyski
znacznie spadły i teraz nie wystarcza na spłatę rat kredytu. Jesteśmy dumni z
RS
12
tego, że nasze miasteczko oferuje tradycyjną rozrywkę, ale nie towarzyszy
temu satysfakcja finansowa. Nie stać nas na nowinki z tej branży, od lat
oferujemy te same atrakcje.
Rozejrzał się wokół i zobaczył karuzelę z kolorowymi konikami,
huśtawki w kształcie jabłek, sprzedawców waty cukrowej i hot dogów. Amber
miała rację, takie miejsca zobaczyć można już tylko w filmach. A on
przyjechał to wszystko zniszczyć.
– Czy nie ma sposobu, żeby to ocalić? – zapytał.
– Próbowaliśmy już wszystkiego. – Zanim odwróciła się od niego,
dostrzegł w jej oczach łzy. – Właściwie co cię to obchodzi? Jesteś po ich
stronie. – Wskazała ręką na wielką zjeżdżalnię wodną, wystającą ponad
wierzchołki drzew.
Nigdy dotąd nie zwracał uwagi na zarzuty czy zniewagi, jakich
doświadczał przy podobnych sprawach. Teraz jednak oskarżenie Amber
poruszyło go, a nawet oburzyło.
– Nie jestem po niczyjej stronie – odparł. – Taką mam pracę. – Mówił
szczerze, ale nawet on musiał przyznać, że zabrzmiało to jak kiepska
wymówka.
Machnęła lekceważąco ręką i ruszyła dalej.
– Mam nadzieję, że będziesz dziś dobrze spał – powiedziała
zrezygnowana.
Ruszył za nią, objął ją i spojrzał jej w twarz.
– Posłuchaj, jeśli mogę ci jakoś pomóc, jestem do usług.
Co on wyprawiał? Reprezentował potężny Water World, a oferował
usługi właścicielce kilku jarmarcznych bud.
Pochyliła się ku niemu i przez krótką chwilę wydawało mu się, że chce
go pocałować.
RS
13
– Jest coś, co możesz dla mnie zrobić...
Wdychał unoszący się wokół niej zapach drzewa sandałowego. Czuł go
już wcześniej, ale myślał, że pochodzi z baraku. Teraz ta słodka woń utrudniała
mu koncentrację i wzmagała pożądanie.
– Co takiego? – Powstrzymał się przed wyznaniem, że zrobiłby dla niej
wszystko. Zgodziłby się nawet zatańczyć na rozżarzonych węglach, byle tylko
poczuć dotyk jej warg na swych ustach.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– Przegraj tę sprawę. – Uwolniła się od jego ramienia, uniosła dumnie
głowę i odeszła.
Próbował ją skłonić, by się odwróciła, ale bez skutku. Tak bardzo chciał,
żeby zobaczyła jego uśmiech.
Jedyną rzeczą na świecie, której w tym momencie pragnął, było
uratowanie jej firmy.
W końcu Amber Lawrence pomachała z daleka zawadiacko czerwonym
kapeluszem, pozostawiając Steve'a z poczuciem klęski i frustracji.
RS
14
ROZDZIAŁ DRUGI
Amber wierzyła w istnienie karmy. Jeśli traktujesz innych źle, ty również
doświadczysz złego traktowania. Powtarzała to sobie nieustannie, obmyślając
taktykę na dzisiejszy wieczór.
– Jesteś pewien, tato, że nie możesz wziąć udziału w tym spotkaniu? –
Nie czuła się zbyt pewnie w bardzo krótkiej zielonej sukience, którą wybrała
po długim wahaniu.
– Wybacz, kochanie. Jeśli pójdę, to z pewnością dopadnie mnie migrena.
Zresztą dasz sobie świetnie radę. Jesteś moją prawą ręką. – Puścił do niej oko,
położył się na łóżku i potarł skronie
– Wiem, tato, ale ostateczna decyzja należy do ciebie. –W krótkiej
sukience, sięgającej do połowy ud, czuła się coraz bardziej nieswojo. Od
dłuższego czasu nie kupowała nowych ciuchów, a podczas wieczornego
spotkania chciała wyglądać w miarę atrakcyjnie.
– Słuchaj uważnie jego słów – pouczał ją ojciec. –I niczego nie obiecuj.
Decyzję podejmiemy jutro rano, zgoda?
Nagle ogarnęło ją poczucie winy. Dlaczego zgodziła się na spotkanie,
skoro sprawę można było załatwić dużo prościej? Ojciec wymówił się bólem
głowy, ale wiedziała, że tak naprawdę nie miał ochoty rozmawiać z tym
człowiekiem.
– Zresztą – dodał ojciec – gdy rozmawiałem z Rockwellem przez telefon,
wydał mi się rozsądnym człowiekiem. Na pewno sobie poradzisz.
Pochyliła się i pocałowała go w policzek. Oby się nie mylił.
– Nie martw się, tato, jakoś to będzie. Jutro wszystko ci opowiem.
Pamiętaj, dzwoń, gdybyś mnie potrzebował.
Żachnął się.
RS
15
– Daj spokój. Po prostu muszę się wyspać.
Jej serce przepełniała miłość, gdy patrzyła na szarą, zmęczoną i
pomarszczoną twarz ojca. Po śmierci matki oddał jej najlepsze lata swojego
życia, wychowując i chroniąc. Nie wyobrażała sobie lepszego ojca. Jedyne, co
mogła teraz dla niego zrobić, to spędzić wieczór z tym okropnym prawnikiem.
Wyszła z pokoju, zastanawiając się, dokąd zabierze ją Rockwell. Od
ponad pół roku nigdzie nie bywała. Musiała zająć się interesami ojca. Poza tym
okoliczni chłopcy nie zabiegali zbytnio o jej względy.
Podskoczyła nerwowo, gdy usłyszała głośne pukanie do drzwi. Spojrzała
szybko w lustro. Powinna była zrobić staranniejszy makijaż. Rzadko się
malowała, ale przecież to była specjalna okazja. Dziś wieczór musi
zaprezentować się jako pewna siebie, stanowcza i twarda kobieta.
Przywołała uśmiech na twarz i otworzyła drzwi.
– Cześć! – Jej towarzysz i przeciwnik w jednej osobie prezentował się
niezwykle atrakcyjnie. Ubrany był w czarne spodnie i białą koszulę, rozpiętą u
szyi. Niedbale, a jednak elegancko, co w zestawieniu z jego pociągającym
wyglądem uznała za nader niebezpieczne.
– Gotowa? – zapytał.
Gdy zmierzył ją spojrzeniem od stóp do głów, miała ochotę zatrzasnąć
mu drzwi przed nosem i zanurkować pod kołdrę. Zwłaszcza gdy wlepił wzrok
w jej nogi...
– Pewnie. – Postanowiła pokryć brak pewności siebie beztroską
paplaniną. Może to zbije go z pantałyku.
Idąc za nim ku wejściu do wesołego miasteczka, przygryzła dolną wargę,
zastanawiając się, jak rozpocząć miłą konwersację. Zauważyła, że kolejka
oczekujących na wieczorny pokaz była krótka. Dobrze, jeśli przynajmniej
zwrócą się koszty. Cóż, kolejny gwóźdź do trumny.
RS
16
– Wynająłem samochód na kilka dni – powiedział.
Szła za nim w kierunku nisko zawieszonego, czerwonego kabrioletu.
Otworzył przed nią drzwi. Wśliznęła się na siedzenie, myśląc o tym, ile kobiet
próbował oczarować tą staroświecką galanterią. Wyobraziła go sobie w
podobnej sytuacji i natychmiast popadła w jeszcze bardziej ponury nastrój. Nie
powinna o tym myśleć. Jest tu po to, by załatwić swoje sprawy. Im szybciej to
zrobi, tym lepiej.
– Świetnie – powiedziała, rozsiadając się wygodnie na skórzanym fotelu i
patrząc, jak Steve próbuje zmieścić w ciasnym wnętrzu długie nogi.
–Co proszę?
Dobrze, że wreszcie przestał się na nią gapić. Nie mogła znieść jego
taksującego spojrzenia. Pewnie zastanawiał się, gdzie kupiła taką śmieszną,
krótką sukienkę i dlaczego nie ubrała się w coś bardziej eleganckiego.
– Samochód. Pasuje do ciebie.
– Próbujesz mnie oceniać? – Zniżył ostrzegawczo głos, co było
sygnałem, że wkroczyła na niebezpieczny grunt.
– A jeśli nawet, to co? – Niedobrze, nie powinna pleść, co jej ślina na
język przyniesie. Jeśli chce uratować wesołe miasteczko, musi dogadać się ze
Steve'em, tymczasem niepotrzebnie go sprowokowała.
– Jesteś pyskata, ale nie dam się. To przecież ja jestem ten duży i zły.
Pamiętasz?
Upięła włosy, żeby po jeździe otwartym kabrioletem nie były zbyt
rozczochrane. Nie chciała, by ludzie w restauracji wytykali ją palcami. Teraz
powinna jakoś załagodzić sprzeczkę ze Steve’em, ale aż ją korciło, żeby się z
niego trochę ponabijać.
– Nigdy nie pozwoliłam się podporządkować żadnemu facetowi. Tobie
też nie pozwolę i nie obchodzi mnie, kim jesteś – powiedziała zaczepnie.
RS
17
–Nic nie zyskasz, walcząc ze mną – odparł, włączając muzykę z
odtwarzacza CD.
Kiedy to robił, musnął palcami odkrytą część jej nogi. Straciła na chwilę
pewność siebie, gdyż poczuła, że w tej chwili pozwoliłaby mu na wiele więcej
niż przelotny dotyk. Co się z nią działo? Dotychczas żaden mężczyzna nie
budził w niej tak silnych emocji.
Cichy, uspokajający szum silnika kabrioletu kontrastował z jej
wojowniczym nastrojem. Zastanawiała się, jak ten podenerwowany i spięty
adwokat mógł słuchać takiej łagodnej muzyki i dlaczego tak ją wyprowadzał z
równowagi. Czasem, gdy zaczynał mówić, miała ochotę złapać go za gardło i
udusić gołymi rękami.
– Świetnie – wymamrotała, myśląc o muzyce. Była podobna do tej, której
słuchała podczas codziennych medytacji. Łagodne dźwięki wprowadzały ją w
stan błogiego spokoju.
– Podoba ci się? – wskazał na odtwarzacz.
Spojrzała kątem oka i zauważyła na jego twarzy niedowierzanie.
– Oczywiście. To kieruje moje myśli do wnętrza.
– Cokolwiek to oznacza.
Zachichotała.
– To jest coś, o czym nie da się opowiedzieć w dwóch słowach. Ale
zaskoczyłeś mnie. Sądziłam, że słuchasz raczej Bacha lub Mozarta. No wiesz,
takiej nudnej klasycznej muzyki.
– Znowu mnie oceniasz, co? – W jego głosie było teraz więcej
rozbawienia niż irytacji. – Płyta należy do firmy, od której wynająłem
samochód. Ale jeśli to cię interesuje, wolę muzykę pop niż klasykę.
Uśmiechnęła się, gdy wyobraziła go sobie tańczącego w rytm
najnowszych hitów.
RS
18
– Specjalnie mnie to nie interesuje, jestem tu, by zjeść z tobą kolację i
uchronić wesołe miasteczko ojca przed bankructwem – odparła.
– A jeśli mowa o kolacji, to niech zgadnę... Jesteś wegetarianką?
– A co w tym złego? – Wsparła ręce na biodrach, ucieszona jego
żartobliwym tonem. Chociaż byłoby jeszcze lepiej, gdyby Steve nie poruszał
zbyt osobistych tematów.
– Nic, tylko powinienem zapytać o to, zanim wybrałem restaurację.
Przepraszam.
Były to przeprosiny człowieka, który przywykł podejmować decyzje za
innych, ale Amber przez chwilę wahała się, czy to komentować.
Jej teatralne westchnięcie zagłuszyło na chwilę delikatny śpiew ptaków
sączący się z głośnika odtwarzacza.
– Ooo... czy to były przeprosiny? Muszę jednak słuchać uważnie, co do
mnie mówisz.
– Ha, ha. Czy twoje talenty aktorskie mają jakieś granice?
– Poczekaj, sam się przekonasz. – Odwróciła spojrzenie od jego silnych
rąk obejmujących kierownicę i przyjrzała się mijanemu właśnie olbrzymiemu
zespołowi parku rozrywki Water World, który rujnował firmę ojca. I chociaż
jako dziecko uwielbiała zjeżdżalnie wodne, to teraz z niechęcią przyglądała się
ogromnej, plastikowej konstrukcji zakłócającej harmonię krajobrazu. Co
gorsza Water World dążył do rozbudowy, a to oznaczało jeszcze głębszą
ingerencję w okoliczną przyrodę i dalszą degradację środowiska.
Co chwilę zerkała na współtowarzysza, bo w tej sprawie wiele zależało
od jego decyzji. Powinna zatem być dla niego nieco milsza i zaprzestać
osobistych wycieczek i przytyków.
– Nie jestem wegetarianką – odparła o wiele bardziej przyjaznym tonem.
Mogłaby od razu zaakceptować wybraną przez niego restaurację, ale nie
RS
19
chciała zbytnio ułatwiać mu zadania. – Kiedy zaczniemy rozmowę o
interesach?
– Nie rozmawiam o interesach przed kolacją – odparł, przekazując
kluczyki obsłudze parkingu, gdy wjechali na dziedziniec „Surfers Paradise".
Amber nic na to nie odpowiedziała. Wysiadając z samochodu, modliła się
w duchu, by Steve nie oczekiwał od niej grzecznej i lekkiej rozmowy podczas
posiłku. Wszystko, czego chciała, to rozwiązać problem firmy ojca. Możliwie
szybko i bez dodatkowych komplikacji, na jakie mogłaby się narazić,
spędzając zbyt wiele czasu w towarzystwie tego pewnego siebie ważniaka.
Nigdy nie spotkała kogoś takiego jak on. Nie działały na niego metody, jakich
zazwyczaj używała do odstraszania mężczyzn. Co więcej, wydawał się bardzo
zrelaksowany w jej towarzystwie. Była z tego zadowolona, ale jednocześnie
odczuwała dziwny niepokój.
– Mam nadzieję, że lubisz owoce morza – powiedział, prowadząc ją do
eleganckiego hotelu „Gold Coast".
– Uwielbiam – odparła, próbując ukryć zmieszanie na widok
wysmakowanego wnętrza z wielkim, kryształowym żyrandolem, rzucającym
przyćmione światło na kremowo–złote umeblowanie.
Ludzie z obsługi hotelowej nosili nienagannie wyprasowane uniformy.
Jeden z nich wskazał im drogę do restauracji.
– Uważaj, wygląda na to, że nasze spotkanie zaczyna ci się podobać. –
Jego zgryźliwe słowa sprowadziły ją na ziemię. Poczuła onieśmielenie, gdy
zaczęła porównywać szałowe kreacje kobiet ze swoją niemodną sukienką. Nie
należała do tego świata. Im szybciej go opuści, tym lepiej.
– Czy coś jest nie w porządku? – Położył rękę na jej ramieniu, co
sprawiło Amber przyjemność i dodało otuchy.
Spojrzała na swoją sukienkę i zagryzła wargę.
RS
20
– Nie czuję się tu dobrze.
Dotknął kciukiem jej podbródka i spojrzał badawczo w błyszczące oczy.
– Wyglądasz pięknie. – Oczy mu pociemniały, a jej puls zaczął nagle bić
z przerażającą szybkością. I chociaż wiedziała, że na to nie wygląda, poczuła
się w tej chwili jak księżniczka.
Zadrżała, gdy Steve delikatnie pogładził jej dolną wargę.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą na tej sali. Teraz coś zamówmy.
Usiedli przy małym, przytulnym stoliku dla dwóch osób, oddzielonym od
reszty sali dorodnymi palmami w olbrzymich doniczkach. Za oknem
rozpościerał się widok na ocean, a migoczące w półmroku światła przy
podłodze sali dawały wrażenie zawieszenia w powietrzu. Zapierający dech w
piersi widok oraz komplement Steve'a sprawiły, że onieśmielona Amber
zamilkła. Z trudem usiłowała skoncentrować się na menu podanym dyskretnie
przez kelnera.
– Wypatrzyłaś coś smacznego?
Podniosła wzrok i przełknęła ripostę, która w pierwszej chwili przyszła
jej do głowy.
– Poproszę krewetki.
– Doskonały wybór. – Złożył zamówienie i rzucił od niechcenia: – Może
uczcimy spotkanie szampanem?
Widocznie zamierzał ją olśnić, chociaż nie potrafiła sobie wyobrazić,
czemu miałoby to służyć.
– Uczcimy? Co uczcimy? – zdziwiła się. Podniósł kieliszek do toastu:
– Początek długiej i korzystnej znajomości.
– Jakiej znajomości?
– Naszej oczywiście.
RS
21
Nieomal zakrztusiła się, gdy bąbelki szampana zaczęły musować w jej
gardle. Nie miała pojęcia, co korzystnego mogłoby wyniknąć z ich znajomości.
Postanowiła pociągnąć Steve'a za język.
–Powiedz mi, jak zamierzacie uratować firmę? – spytał nagle, rozsiadł się
wygodnie w fotelu i założył ręce. Jego twarz przybrała dziwny wyraz.
Zignorowała promyk nadziei, który pojawił się razem z jego pytaniem.
Przecież zainteresowanie Steve'a było czysto zawodowe.
– Potrzebujemy więcej kapitału, by wywiązywać się na bieżąco ze
wszystkich zobowiązań finansowych – odparła. – Gdy spłacimy długi,
wprowadzę kilka moich pomysłów marketingowych, żeby zwiększyć dochody.
Mamy stałą grupę klientów, a do tego dochodzą turyści. Zyski wzrosną, wyj-
dziemy na prostą.
– Skąd ta pewność?
Nie mogła pozwolić, by wyprowadził ją z równowagi.
– Chodziłam na wykłady z marketingu, gdy studiowałam organizację i
zarządzanie. Mam jeszcze kilka asów w rękawie, ale jeśli nie spłacimy długów,
to upadniemy.
– Studiowałaś zarządzanie? – Otworzył szeroko oczy i uchylił usta,
zupełnie jak jeden z klaunów występujących w wesołym miasteczku. Szkoda,
że nie miała przy sobie piłeczki pingpongowej. Mogłaby ją z łatwością wrzucić
do jego otwartych ust.
Zjeżyła się.
– Przepraszam, ale dlaczego założyłeś, że jestem nierozgarniętą panną z
wesołego miasteczka?
Zacisnął usta i unikając jej przenikliwego spojrzenia, starał się skupić na
rozkładaniu lnianej serwetki.
– Nie wiedziałem, że skończyłaś studia – odparł zażenowany.
RS
22
No, teraz to on wkroczył na niebezpieczny grunt. Nie znosiła, gdy
próbowano ją zaszufladkować.
– A sądziłeś, że kim jestem? Kimś znerwicowanym, zarozumiałym i
pretensjonalnym jak ty?
Wzruszył ramionami, jakby zlekceważył jej docinki.
– Jestem dumny z tego, kim jestem. Przynajmniej nie mam kłopotów z
płaceniem długów.
Zalała ją złość. Łatwo mu było tak mówić, skoro był bogaty.
– To nie jest twoja sprawa i istnieje prawdopodobieństwo, że nigdy byś
się o tym nie dowiedział. Ojciec na początku chciał cię spławić – zamilkła na
chwilę, by nabrać oddechu, a jej złość przybierała na sile. – Poczekaj, niech
zgadnę. Chodziłeś do prywatnych szkół, skończyłeś uniwersytet z czołową
lokatą, miałeś domek weekendowy na plaży, grałeś z tatusiem w golfa, a
mamusia organizowała ci randki z miejscowymi księżniczkami. Zgadza się?
Jej tyrada wywołała dziwny efekt. Twarz Steve'a pobladła. Z
roztargnieniem wziął kieliszek i zaczął pić, jakby nie słyszał jej słów.
– Jak już wspomniałem wcześniej, twoje zdolności jasnowidzenia są
zdumiewające. Zapomniałaś tylko o jachcie.
Śmiertelny spokój, z jakim to powiedział, rozbroił ją. Zrobiło jej się
głupio, tym bardziej że Steve spuścił oczy.
Złość Amber znikła tak szybko, jak się pojawiła, a jej miejsce zajęło
poczucie winy. Nie powinna była tego mówić. Steve zjawił się tu, by
dopilnować operacji przejęcia ich firmy. Nie miał obowiązku niczego ratować
ani im współczuć czy wczuwać się w ich sytuację.
– Może zareagowałam zbyt ostro, ale nie znoszę, kiedy ktoś wyciąga
pochopne wnioski na mój temat.
RS
23
– Więc powiedz mi w takim razie – pochylił się ku niej i oparł
przedramiona na stoliku – co lubi Amber Lawrence?
Zaczęła się wiercić, zawstydzona jego badawczym spojrzeniem.
– Jestem wolnym duchem. Uwielbiam nepalskie potrawy, spacery w
buszu i wysmakowaną meksykańską biżuterię. Nie znaczy to, że ją posiadam.
A moje upodobania co do strojów są, jak zauważyłeś, dość nietypowe. Czy
zaspokoiłam twoją ciekawość?
Patrzył na nią z rosnącym zainteresowaniem, a jej się wydawało, że ten
wzrok przenika ją na wylot. Westchnęła, by uspokoić oszalałe serce.
– Wręcz przeciwnie. Moja ciekawość wzrosła.
Zamrugała, by pozbyć się jego hipnotyzującego wpływu.
Zdążyła jednak z zadowoleniem zakonotować, jak łatwo jest wzbudzić
jego zainteresowanie.
Na szczęście w tej chwili podano posiłek i Amber odetchnęła z ulgą,
gdyż oznaczało to przerwę w przesłuchaniu. Ten facet mógł ją omotać, a ona
nie wiedziała, jak, się przed tym obronić. Im szybciej wyłoży karty na stół i
zostawi ją w spokoju, tym lepiej.
Gdy już przełknęła ostatnią krewetkę w sosie czosnkowym, rozsiadła się
wygodnie i pogłaskała po brzuchu.
– To było fantastyczne.
Tym gestem przyciągnęła oczywiście wzrok Steve'a. Szybko
wyprostowała się, zmieszana ciepłem rozchodzącym się po całym ciele.
– Czy dasz się skusić na deser? – zapytał lekko ochrypłym, zmysłowym
głosem.
– To zależy, czy naprawdę proponujesz deser, czy też masz na myśli coś
zupełnie innego. – Widząc rozbawienie na jego twarzy, przeraziła się, że
RS
24
powiedziała to głośno. – Nie, dziękuję. – Złączyła ręce w oczekiwaniu, że
zaraz wstaną od stolika i na tym wieczór się zakończy.
– Było już wystarczająco słodko, hę?
Spojrzała na niego spod rzęs, próbując zachować kamienny wyraz
twarzy. Wiedziała, że nie powinna z nim flirtować, ale jakiś wewnętrzny głos
podpowiadał jej nachalnie wybór właśnie takiej taktyki.
– To ty tak mówisz.
–Jesteś jak cytrynowe ciastko. Wygląda znakomicie, a smakuje kwaśno.
Wpatrywał się w nią z tak wyraźnym pożądaniem, że znów straciła
pewność siebie;
– Ty nigdy go nie zasmakujesz. – Widząc przekorę w jego oczach,
chrząknęła i szybko dodała: – Dziękuję za kolację. A teraz przejdźmy do
interesów. Powiedziałam ci o moich planach. Co ty na to?
Wcześniej nie dyskutował wiele o planach przejęcia tej firmy. Poza tym
do tej pory jego uwaga skupiona była na Amber. Chwilę trwało, zanim
odpowiedział.
– Nie martw się. Jutro spotkam się z twoim ojcem. – Mówił spokojnie,
pewnie, nie okazując emocji, ale w jego słowach wyczuła coś więcej. Czyżby
uważał, że nie jest odpowiednią partnerką do prowadzenia poważnych rozmów
o interesach? Typowy męski szowinista.
Odsunęła się od stolika, gwałtownie wstała i pokręciła głową. Nie mogła
uwierzyć, że zepchnął ją na boczny tor przy pomocy szampana i towarzyskiej
rozmowy. Teraz, gdy potrzebowała konkretnych informacji dla ojca,
potraktował ją jak małe dziecko.
– Mam głowę na karku, więc gdy będziesz chciał pogadać o interesach,
daj mi znać. Poczekam na zewnątrz. – Nie zważając na próby powstrzymania
jej, wyszła z sali z wysoko zadartą brodą.
RS
25
Steve patrzył za nią. Zielona sukienka, którą włożyła na dzisiejszy
wieczór, falowała wokół jej ud. Nie mógł uwierzyć, że ubrała się tak
seksownie, zwłaszcza po tym, jak obcesowo potraktował ją podczas
pierwszego spotkania. Czyżby uważała, że prawnicy są z kamienia?
Niestety, on nie był nieczuły na kobiece wdzięki, a Amber spodobała mu
się od pierwszego wejrzenia. Miała tak wspaniałe ciało, jak sobie wyobrażał.
Szkoda tylko, że czasami kryła je pod tymi dziwacznymi niby–cygańskimi
szmatkami.
Przyznaj się, Rockwell, zwróciła ci w głowie.
Wciąż bijąc się z myślami, zapłacił rachunek i prawie wybiegł z hotelu.
Szła w kierunku plaży. Dość porywisty wiatr rozwiewał jej włosy i owijał
krótką sukienkę wokół kształtnych nóg.
– Jeżeli nie chcesz być aresztowana za nieobyczajny wygląd, proponuję,
żebyś wsiadła do samochodu – wymamrotał jej do ucha, obdarzając
uwodzicielskim spojrzeniem, gdy zwróciła ku niemu twarz.
– Nie mów mi, co mam robić. I nie patrz tak na mnie. –Mówiła
spokojnie, lecz wyczuł w jej głosie tłumioną złość.
Podał jej ramię.
– Mam nadzieję, że cię niczym nie uraziłem. Spojrzała na niego z odrazą.
– Nie uraziłeś? Wkraczasz z impetem i bez krzty taktu w nasze życie i
proponujesz zwinięcie rodzinnej firmy. Potem ściągasz mnie tutaj pod pozorem
poważnej rozmowy, ale gdy próbuję przejść do konkretów, wykręcasz się
sianem. A jeśli chodzi o całowanie, to... – zamilkła i spojrzała w bok.
Postąpił ku niej, zbliżając się niebezpiecznie.
– Nie zamierzam przepraszać za coś, czego nie żałuję.
Przyjrzała mu się uważnie, próbując odczytać jego prawdziwe myśli. Na
szczęście zachował twarz pokerzysty i tym razem udało mu się ukryć
RS
26
pożądanie. Gdyby patrzyła na niego chwilę dłużej, nie byłby w stanie nad sobą
zapanować. Kto wie, czym by się to skończyło.
– Chodźmy. – Obróciła się na pięcie i poszła do samochodu, podczas gdy
jeszcze przez chwilę Steve zmagał się z palącym pożądaniem.
W drodze powrotnej do wesołego miasteczka nie powiedziała ani słowa,
cały czas manifestacyjnie podziwiając mijany krajobraz. Zerkał na nią co
chwila i zastanawiał się, dlaczego poświęca jej tyle uwagi. Chciał poznać
odpowiedź na to pytanie, zrozumieć swoją fascynację Amber. Zazwyczaj
podobały mu się wysokie, wyrafinowane i chłodne brunetki. Jeszcze nigdy nie
spotykał się z żywiołową, bezpośrednią blondynką o niewyparzonym języku.
Zadziwiła go swym wykształceniem. Jakoś nie mógł wyobrazić sobie Amber
kroczącej dostojnie po korytarzu jakiegoś potężnego koncernu, chociaż
wiedział, że gdyby ktoś wszedł jej w drogę, gorzko by tego pożałował. Okre-
śliłby jej upodobania jako ekscentryczne i fascynujące, typowe dla ludzi
interesujących się kulturą alternatywną.
Zastanawiał się, jak przeprowadzić rozmowę z ojcem Amber, by odwlec
przejęcie firmy. Przynajmniej na tak długo, dopóki nie pozna najbardziej
intymnych sekretów tej niezwykłej kobiety.
Wyskoczył za nią z samochodu, gdy zatrzymali się przy wesołym
miasteczku.
– Hej, zaczekaj! – Dogonił ją przy bramie wejściowej. –Dobranoc, do
zobaczenia jutro.
Jej spojrzenie minęło go, a na twarzy pojawił się radosny uśmiech.
– Czas już kończyć, Stan.
Steve odwrócił się i zobaczył staruszka zdejmującego pogryziony przez
mole kapelusz.
RS
27
– Dobry wieczór, panienko. Tak, czas już kończyć. Zdziwiony Steve
spojrzał wyczekująco na Amber. Zrozumiała, o co mu chodzi.
– Stan, przedstawiam ci pana Stevena Rockwella. Stan wyciągnął rękę.
– Miło mi pana poznać. Każdy chłopak panienki Amber jest również
moim przyjacielem.
Steve stłumił uśmiech i uścisnął rękę mężczyzny, nie patrząc na Amber.
– Och Stan, to nie jest mój chłopak. – On jest... – zastanawiała się, co
powiedzieć.
– Starym przyjacielem – dokończył za nią.
Przesłała mu wdzięczne spojrzenie, co natychmiast wykorzystał.
– Nigdy nie jeździłem na tych... no wiesz...
Zmarszczyła brwi, a Stan błyskawicznie zrozumiał aluzję i pospieszył mu
z pomocą.
– Proszę pana, proszę wejść tutaj. Nie ma nic piękniejszego niż być tam
na górze, gdy wiatr smaga twarz, a obok jest ukochana dziewczyna. –
Otworzył drzwiczki gondoli.
Steve złapał Amber za rękę i pociągnął za sobą.
– Chodź, kochanie, będzie cudownie.
– O tak, prawdziwa beczka śmiechu. – Uwolniła rękę, ale poszła za nim.
Nie kłamał, mówiąc, że nigdy nie jeździł na takiej karuzeli. Gdyby
wiedział, jak wąskie są siedzenia, brałby wszystkie swoje dziewczyny na taką
przejażdżkę.
Gdy Amber usiadła obok, dotykając go udem, pogratulował sobie
świetnego pomysłu.
– Mogłaś powiedzieć Stanowi prawdę.
–I rozczarować starego człowieka? Daj spokój. – Próbowała odsunąć się
od niego. – Stan rzadko widuje mnie w męskim towarzystwie.
RS
28
Objął ją ramieniem, wdzięczny i zdziwiony, że go nie odtrąciła.
– Dziewczyna taka jak ty ma na pewno mnóstwo wielbicieli. Dlaczego
ich tutaj nie przyprowadzasz?
– Nie są dla mnie ważni.
To śmieszne, choć znał Amber zaledwie jeden dzień, odczuł piekącą
zazdrość.
– Czy jeździłaś z którymś z nich na karuzeli?
Serce mu zabiło mocniej, gdy spojrzała na niego badawczo. Dziwne,
dotąd nigdy nie przeżywał takich rozterek i kontrolował emocje.
– Nie, ty jesteś pierwszy.
Wiatr porwał jej słowa, gdy karuzela zatrzymała się nieoczekiwanie, a
oni zostali uwięzieni na samej górze. Nie zamierzał podziwiać widoku, jaki się
stąd rozciągał, bo wolał patrzeć na zmysłowe usta Amber, usta, które prosiły
się o pocałunek.
– Nie lubisz nowych doświadczeń? – zapytał, zanim zaczął ją całować.
Westchnęła, ale nie stawiała oporu. Gdy oddała pocałunek, opuściło go
całe napięcie i podniecenie, przyszło otrzeźwienie. Nie powinien był tego
robić. Przecież przyjechał tu w interesach, w dodatku zamierzał pozbawić jej
ojca ukochanej firmy. Chociaż z drugiej strony...
Objął jej szyję i pogłębił pocałunek, jakby chciał ją całkowicie posiąść.
Smakowała jak słodkie ciastko.
Nigdy nie zastanawiał się nad swym wyrachowaniem, ale dotychczas
przy wyborze partnerek kierował się własnym interesem, zastanawiał się, na ile
pożyteczna będzie ta znajomość. Teraz po raz pierwszy zdał się na instynkt,
pozwolił, by rządziło nim pożądanie.
Amber wsunęła palce w jego włosy, przyciągając go do siebie jeszcze
bliżej. Boże, ona teraz dawała mu siebie, a on nie mógł tego wykorzystać.
RS
29
Musnął ręką jej odsłonięte uda. Zapomniał o ostrożności i o tym, po co tu
przyjechał. Mógł myśleć tylko o tej dziewczynie.
– Ach... – odepchnęła jego rękę.
Spojrzał na nią wzrokiem pozbawionym wyrazu. Amber obciągnęła
sukienkę i chrząknęła zakłopotana.
– Czas wracać.
– Myślałem, że pozwolisz mi na więcej – wymamrotał, patrząc na
różnokolorowe światła miasta, które, dobrze widoczne z tej wysokości,
rozświetlały horyzont. Marzył, by ta chwila trwała jak najdłużej.
Amber siedziała nieruchomo obok niego, nic nie mówiąc. W tej chwili
karuzela ruszyła, a oni w milczeniu poszybowali ku ziemi.
Wyskoczyła z gondoli, gdy tylko Steve odblokował drzwiczki.
– Dzięki Stan, to było wspaniałe. – Steve uścisnął mu rękę.
– Jestem pewien, że tak właśnie było, panie Rockwell. Do zobaczenia. –
Wymienili porozumiewawcze spojrzenia i Steve pobiegł za Amber.
Zawsze musiał za nią biec. Zupełnie inaczej było z innymi kobietami. To
one biegały za nim, imponował im jego majątek i status społeczny.
Zatrzymała się, gdy chwycił ją za ramię.
– Do zobaczenia jutro – powiedział.
– Nie sądzę, że się spotkamy. – Złote plamki w jej oczach roziskrzyły się
w blasku księżyca.
– Cholera, przecież tylko się całowaliśmy. Nie bądź taka obrażalska.
– A kto powiedział, że się obraziłam? – Odwróciła się do niego plecami.
Uwielbiał jej cięty języczek i buńczuczność.
– Jesteś jak dynamit. Co chwila wybuchasz.
– A ty jesteś kiepskim znawcą charakterów. Dobranoc. –Odwróciła się na
pięcie i ruszyła przed siebie.
RS
30
Nie miała racji, był dość dobrym znawcą ludzkich charakterów. Jednak
tej dziewczyny rzeczywiście nie umiał rozszyfrować.
– Miłych snów! – zawołał za nią, już ciesząc się na jutrzejsze spotkanie.
Nic na to nie odpowiedziała, co w pierwszej chwili wytrąciło go z
równowagi. Po chwili roześmiał się i postanowił od jutra zmienić taktykę.
RS
31
ROZDZIAŁ TRZECI
Gdy tyko Steve wszedł do pokoju hotelowego, zauważył, że na
automatycznej sekretarce nagrana jest jedna wiadomość. Pomyślał, że to
Amber chce podroczyć się z nim przed snem.
Telefon jednak był od jego matki. Prosiła, by Steve jak najszybciej do
niej zadzwonił.
Wykręcił numer, chociaż nie miał ochoty wysłuchiwać jej tyrad na temat
tego, co zrobił źle i czego nie zrobił w ogóle, mimo że powinien. Odebrała po
pierwszym sygnale.
– Kochanie, gdzieś ty był do tej pory? Przez cały wieczór próbowałam się
do ciebie dodzwonić.
– Interesy, mamo. Wiesz, że muszę zarabiać na życie. Usłyszał
zirytowane sapnięcie i wyobraził sobie pogardliwy wyraz jej twarzy.
– Nie drażnij mnie, kochanie. Wiesz, że nie musisz pracować. To jakaś
perwersja, skoro i tak jesteś bardzo zamożny.
Oto cała pani Rockwell, królowa niedomówień. W jej języku „zamożny"
oznaczało „nieprzyzwoicie bogaty". Nigdy nie rozumiała jego ambicji, dążenia
do sukcesu i uniezależnienia się od rodzinnej fortuny.
Nie chciał z nią na ten temat dyskutować. Dobrze wiedział, że byłaby to
jedynie strata czasu.
– Czego chcesz, mamo?
Westchnęła w znany mu sposób. Postępowała tak, gdy próbowała
wymusić na nim zrobienie czegoś, na co nie miał najmniejszej ochoty.
– Stan zdrowia twojej babci bardzo się pogorszył. Ale to chyba dla ciebie
żadna nowina.
RS
32
Poczuł bolesny skurcz serca, gdy pomyślał o tej delikatnej, starszej
kobiecie, która jako jedyna okazywała mu prawdziwą miłość. Od dawna
chorowała na raka.
– W jakim jest stanie?
– Lekarze dają jej co najwyżej kilka miesięcy życia.
Wpadł w panikę. Złożył obietnicę Ethel St John, kiedy rozpoznano u niej
chorobę, i dotąd jej nie spełnił. Mówiła, że jedynie myśl o ożenku wnuka i
doczekaniu się prawnucząt utrzymuje ją przy życiu. W tej sprawie zawarli
tajne porozumienie za plecami jego matki, która raczej roztrwoniłaby
pieniądze, niż spełniła ostatnią wolę umierającej kobiety. Następne słowa
matki wprawiły go w osłupienie.
– Powiedziała mi o tym, Steven.
– Co ci powiedziała? – Babcia nie tylko nie ufała córce, wręcz nią
gardziła.
– O twojej obietnicy. Co zamierzasz zrobić w tej sprawie?
Steven postanowił działać ostrożnie. Matka nie mówiła o pieniądzach, co
uznał za niezwykłe. Gdyby wiedziała o warunkach postawionych przez Ethel,
krzyczałaby rozkazującym głosem, którego Steve wprost nienawidził.
– Co masz na myśli?
– Nie odpowiadaj pytaniem na pytanie. Dobrze wiesz, o czym mówię.
Babcia powiedziała, że jedynie myśl o twoim ożenku trzyma ją przy życiu. To
prawda?
Jej apodyktyczny głos przypomniał mu lata dzieciństwa: „Steve, nie mów
z pełnymi ustami", „Nie biegaj po domu", „Nie mów jak ktoś z nizin", „Nie
chcę widzieć, jak bawisz się z tym włóczęgą z sąsiedztwa". Koszmar...
RS
33
Skrzywił się, wyrzucając z pamięci niemiłe wspomnienia. Na szczęście
babcia nie ujawniła wszystkiego. Inaczej matka byłaby jeszcze bardziej
napastliwa.
– Nie musisz się o nic martwić.
– A jednak się martwię.
Tak, martwi się. Na przykład tym, że nie ma najnowszego modelu
mercedesa albo torebki z limitowanej serii Gucciego. Jego matka nigdy nie
martwiła się o innych, nawet o syna.
– Daj spokój, nie ma o czym mówić – próbował ją zbyć i jednocześnie
zacisnął dłonie w pięści.
– Och, Steven...
Jak ona potrafi wyrazić dezaprobatę przy pomocy tych dwóch słów...
– Do widzenia, mamo. – Odłożył słuchawkę, nie czekając na odpowiedź.
Rozbierając się, wrócił pamięcią do minionych miesięcy i randek z, jak to
określał, odpowiednimi dla niego kobietami, które myślały poważnie o
małżeństwie. Małżeństwo, według niego, to porozumienie zawierane dla
obopólnej korzyści. Jednak to tej pory nie znalazł kobiety, która chciałaby
urodzić dziecko.
Ukochana babcia umierała, dlatego nie mógł jej zawieść. I nie zawiedzie.
Nagle w jego zmęczonej głowie zaświtała pewna myśl. Potrzebował
kobiety, która zaakceptowałaby jego warunki umowy...
Na szczęście nie musiał szukać daleko.
Nie wszystko da się usłyszeć przez dziurkę od klucza, dlatego Amber
musiała poczekać na zakończenie rozmowy ojca ze Stevenem.
Zajęła się nadzorowaniem rejsu nowego, pirackiego statku, umilając
sobie czas żartami z pracownikami wesołego miasteczka. Większość z nich
pracowała u ojca od wielu lat. Byli to ludzie bardzo lojalni. Nie dali się
RS
34
podkupić konkurencji i nie odeszli z firmy, mimo częstych prób zwerbowania
ich, podejmowanych przez Water World. Wiele im zawdzięczała. Gdyby tylko
mogła zapobiec nieuniknionemu...
– A gdzie twój czarodziejski strój? Podskoczyła na dźwięk głosu Steve'a.
– W praniu – odparła. – Jak udało się spotkanie?
Nie miała teraz czasu na flirt. Chciała jak najszybciej zobaczyć się z
ojcem i dowiedzieć się, co postanowili.
– Czyli że wczoraj chodziło ci tylko o zabawę, a nie o interesy? – Na jego
twarzy pojawił się szelmowski uśmieszek, który przyprawił ją o szybsze bicie
serca.
– Powiedz mi, co postanowiliście, natychmiast! Steve, czy ty lubisz
denerwować wszystkich, czy tylko mnie? – Chętnie starłaby mu z twarzy ten
irytujący uśmieszek. – Taki jesteś... Zamiast się głupawo uśmiechać, po prostu
odpowiedz na moje pytanie.
Roześmiał się wesoło, co wprawiło ją w jeszcze większą wściekłość.
– Odpowiem, gdy spełnisz pewien warunek.
– Chyba żartujesz!
– Mam dla ciebie propozycję, którą możesz uznać za interesującą –
odparł poważnie.
Tego już było za wiele.
– Wątpię. Idę porozmawiać z ojcem. A ty powinieneś już chyba pójść.
– Dzięki mojej propozycji udałoby się wam uratować wesołe miasteczko.
– Odwrócił się nagle i poszedł.
Jeszcze nigdy w życiu nie biegła za żadnym mężczyzną. Ale on
wymachiwał jej przed nosem marchewką, na którą miała wielką ochotę.
Zapominając na chwilę o swojej dumie, zawołała za nim:
RS
35
– Dobrze, obiecuję, że wysłucham z powagą twojej propozycji i
powstrzymam się od wszelkich komentarzy.
– Zaufaj mi.
Równie dobrze mógł prosić ją, by skoczyła z mostu portowego w
Sydney, ale jaki miała wybór? Dla ocalenia interesu ojca była gotowa zaufać
nawet prawnikowi takiemu jak Steve Rockwell.
Pół godziny później nie mogła się nadziwić, jak to możliwe, żeby
wydawać pieniądze z taką szybkością. Wynajęty samochód, wczoraj kolacja
we dwoje, a teraz to... Gdy zgodziła się na propozycję przejażdżki, nie
przypuszczała, że będzie to rejs jachtem.
– To miłe z twojej strony. – Nigdy nie żeglowała kanałami Queenslandu.
Obserwowała ciągnące się wzdłuż brzegu imponujące rezydencje z
prywatnymi przystaniami oraz przycumowane w nich drogie jachty.
– Ostrożnie! – Steve podał jej kieliszek chłodzonego białego wina. – To
zabrzmiało prawie jak komplement.
– Jeszcze za wcześnie na komplementy. Uprzedzę, jeśli będę chciała
jakimś cię obdarzyć.
– Czy kierujesz się tą zasadą we wszystkich dziedzinach życia? – Usiadł
obok niej na rufie. Za blisko, pomyślała natychmiast.
– Jak najbardziej. Nigdy nie rozumiałam ludzi mówiących zagadkami.
Lepiej jest nazywać rzeczy po imieniu.
Przytaknął, promienie słońca rozświetliły jego włosy, opadające na
kołnierzyk koszulki polo. Zbyt długie jak na wziętego prawnika. Ciekawe, a
ona uważała go za konformistę ulegającego presji otoczenia. Może czasami
bywał inny? Jednak perfekcyjnie dopasowane spodnie khaki, emblemat na
koszulce i nieprzyzwoicie drogie buty, dobrane do koloru koszulki, utwierdziły
ją w początkowym przekonaniu.
RS
36
– Masz rację, chociaż prawda czasem boli – powiedział, patrząc w
zamyśleniu na horyzont.
Zastanawiała się, kto go w przeszłości zranił. Tylko tak można było
wytłumaczyć nagłą zmianę jego nastroju – bolesnymi wspomnieniami.
– Boli, ale tylko wtedy, gdy na to pozwolisz – odparła, powstrzymując
nagłą ochotę wygładzenia zmarszczek na jego czole.
– Tak, ale gdy spotyka cię to codziennie, wtedy nie jest łatwo.
Nie miała pojęcia, o czym mówił i uznała, że nie powinna pytać. Jeśli
chciał ujawnić jakiś sekret, zanim przejdą do interesów, jego sprawa, nie
zamierzała się sprzeciwiać.
– Czy kiedyś czułaś się czymś tak przytłoczona, że nie byłaś w stanie od
tego uciec?
Pokręciła głową.
– Nie, nigdy. Prowadziłam dość przyjemne życie. Rodzice zostawiali mi
swobodę wyboru od najmłodszych lat. Nigdy nie czułam się ograniczana,
chociaż bardzo przeżyłam śmierć matki, gdy byłam mała. Nie, nie czułam się
ani trochę stłamszona czy przytłoczona.
– Na co umarła twoja matka?
Westchnęła, zdumiona bólem, który wciąż wywoływało to wspomnienie.
Matka, sympatyzująca z ruchem hippisowskim, była jej bratnią duszą. Od
najwcześniejszych lat przekazywała Amber umiłowanie pokoju. To ona nadała
jej imię.
– Na raka. Długo cierpiała.
Zauważyła, jak się skulił i napiął mięśnie pleców.
– Moja babcia umiera teraz na raka – szepnął.
– Przykro mi – powiedziała, zanim uświadomiła sobie, że te słowa nie
mogą przynieść pociechy, bo brzmią jak wytarty frazes. Chcąc naprawić swój
RS
37
błąd, położyła rękę na jego splecionych dłoniach. Wierzyła w uzdrawiającą
moc dotyku, choć nie zamierzała o tym mówić, by nie uznał jej za czarownicę.
Nie cofnął rąk.
– To straszna choroba. Czuję się bezradny. Nie wiem, co mam zrobić.
– Musisz bardzo kochać babcię. Uśmiechnął się smutno.
– Tak. Gdy dorastałem, tylko ona dawała mi poczucie bezpieczeństwa.
Ojciec był zbyt zajęty zarabianiem pieniędzy, a matka ich wydawaniem.
Babcia akceptowała mnie takiego, jakim byłem i nie chciała mnie zmieniać.
Zachęcała mnie do studiów prawniczych. Rozumiała też moją wolę podążania
własną drogą.
– Wygląda na to, że jest mądrą kobietą.
Zaczęła odczuwać wyrzuty sumienia, że powiedziała mu wczoraj tyle
przykrych słów. Oskarżyła go o życie na koszt bogatej rodziny, wyciągnęła
zbyt pochopne i jakże krzywdzące wnioski. Postanowiła mu to wynagrodzić.
– Myślę, że jesteś do niej podobny.
Spojrzał na nią uważnie. Wydawało się jej, że widzi w jego oczach
odbicie pochmurnego nieba.
– Czy to kolejny komplement? Uważaj, zmieniasz swoje zasady.
Uśmiechnęła się zalotnie.
– Kto wie, może nawet przyznam, że lubię twoje towarzystwo?
– Na pewno. – Nagła zmiana jego tonu przestraszyła ją. Wstała i
odwróciła się od niego.
– No, a co z twoim wielkim planem uratowania wesołego miasteczka? –
zapytała po chwili, by zmienić temat.
Gdy podszedł i objął ją ramieniem, na chwilę zamarła.
– Czy jest ktoś szczególny w twoim życiu? – wyszeptał jej do ucha.
RS
38
Co on sobie myślał? Gdyby kogoś miała, zachowywałaby się zupełnie
inaczej. Nie całowałaby się z jakimś prawie obcym prawnikiem...
– Nie – mruknęła speszona.
– A czy chciałabyś to zmienić? – Otoczyły ją jego mocne ramiona, a jej
puls znowu zaczął szaleć.
– To zależy, kto pyta. – Miała ochotę odwrócić się, by dostrzec wyraz
jego oczu. Czy mówił poważnie, czy tylko żartował, wykorzystując jej brak
doświadczenia? Nie to zresztą było najważniejsze. Po prostu nie mogła się z
nim związać. Żyli w różnych światach, nie mówiąc już o tym, że o ile on
podchodził do tego związku chłodno, ona zupełnie straciła głowę.
– A gdybym zaoferował ci wszystko, o czym marzysz? –Nadal otaczał ją
ramionami, a ona walczyła ze wszystkich sił o zachowanie spokoju.
– Nie przywiązuję wagi do pieniędzy – odparła, gdy on tymczasem
delikatnie położył dłonie na jej ramionach.
– Kto tu mówi o pieniądzach? – Pocałował Amber w szyję, wzbudzając
w niej ochotę na więcej. O wiele więcej.
– Mówisz zagadkami, a ja tego nie lubię. – Emocje toczyły w jej duszy
walkę z rozsądkiem, a jakiś wewnętrzny głos nakazywał ucieczkę.
Nie odpowiedział, muskając delikatnie ustami jej opaloną szyję. Gdy
doszedł do płatków uszu, wstrzymała oddech.
– Och... przestań... nie przestawaj... – Nie mogła jasno myśleć. Dotyk
gorących ust sprawił, że jej opór zaczął topnieć niczym wiosenny śnieg.
Czas przestał istnieć, gdy Steven przytulił ją mocniej. Cała płonęła,
pragnęła jego pieszczot, pragnęła poczuć dotyk jego nagiej skóry. Kołysali się
tak przez chwilę, która jej wydawała się wiecznością. Dlaczego nie miałaby
żyć tą chwilą? Nigdy dotąd nie była w tak romantycznej sytuacji – na jachcie, z
39
zabójczo przystojnym prawnikiem, który nie ukrywał, że jej pożąda. Dlaczego
miałaby się bronić?
Powoli, zmniejszając intensywność pieszczot, obrócił ją do siebie, cały
czas obserwując jej oczy.
– Znam rozwiązanie wszystkich twoich problemów.
– Och, jestem tego pewna. – Patrzyła na niego, tonąc w głębi szarych
oczu, które robiły się coraz ciemniejsze. Wciągnęła powietrze, chłonąc zapach
morza. Jeszcze chwila, a utraci kontrolę nad sobą.
Pragnęła Stevena, choć bała się jego srogości.
Jednak po chwili powrócił rozsądek. Odsunęła się lekko. Jej umysł
mówił, że postąpiła słusznie, a zmysły nadal szalały, domagając się pieszczot.
Pokonując chęć zarzucenia mu ramion na szyję, wyswobodziła się z jego objęć
i poszła na drugi koniec jachtu, tak by znaleźć się jak najdalej od Stevena. Nie
ufała sobie, dlatego potrzebowała dystansu.
– Coś mówiłeś? – Uspokoiła oddech, nawet zmusiła się do nonszalancji.
Miała nadzieję, że Steven da się oszukać.
Spojrzał na nią. Jego rozogniony wzrok nie pozwalał jej się skupić.
– Nie pamiętam. Zamyśliłem się.
– Mówiłeś o rozwiązaniu moich problemów.
Przejechał ręką po włosach, a w jego oczach pojawił się wyraz udręki.
Jak na kogoś, kto spędza większość czasu za biurkiem, był bardzo opalony.
Podeszła do niego blisko. Jej palce dotknęły twardych mięśni brzucha i zaczęły
zsuwać się niżej.
– Ach tak... – uśmiechnął się lekko – to proste. Wyjdź za mnie.
RS
40
ROZDZIAŁ CZWARTY
Pomimo gorących promieni słońca, które wyszło właśnie zza chmur,
ciało Amber przeniknął nagły chłód.
– Co powiedziałeś?
– Słyszałaś przecież. Wyjdź za mnie.
Odetchnęła głęboko, czekając, aż wyjawi jej prawdziwy powód tej
dziwacznej propozycji.
– Czy po to mnie tu sprowadziłeś? Myślałam, że porozmawiamy
poważnie o moich rodzinnych problemach...
– Mówię jak najbardziej poważnie. – Włożył ręce głęboko do kieszeni.
Jego stanowczy głos i budząca zaufanie postawa tylko ją rozjuszyły.
– Oszalałeś. Czy może tak bawią się bogaci chłopcy? Proponują
małżeństwo w zamian za zgodę na szybki numerek? Jeżeli tak, to niepotrzebnie
się wysilasz. – Nawet nie zauważyła, że mówi coraz ostrzejszym tonem. – Nie
potrzebuję weselnej orkiestry, żeby się z kimś przespać.
Nie uważała Stevena za mężczyznę, który musi składać puste obietnice,
by zaciągnąć kobietę do łóżka. Tym bardziej że właściwie oferowała mu siebie
jak na talerzu. Do czego tak naprawdę zmierzał?
Steve zachmurzył się.
– Czy to oznacza, że wolna miłość odpowiada ci bardziej niż
małżeństwo?
Gorący rumieniec oblał jej policzki.
– Nie będę rozmawiać z tobą o moich upodobaniach.
Jego oczy zwęziły się. Założył ręce i usiadł na pokładzie, jakby szykował
się do długiej przemowy na swoją obronę. Jednak powiedział tylko:
– Widzę, że się wygłupiłem.
RS
41
– Chcę wracać do domu. Teraz!
Westchnęła, wciąż roztrzęsiona i wściekła. Gdyby istniała szczepionka
przeciw przystojnym, wysokim prawnikom, natychmiast kazałaby ją sobie
zaaplikować.
Wzruszył ramionami i odwrócił się.
– Jak chcesz, tylko pamiętaj, że odrzuciłaś w tej chwili najlepszą okazję
uratowania rodzinnego interesu, jaką kiedykolwiek otrzymałaś.
Prawdziwy mistrz w torturowaniu innych. Dobrze wiedział, gdzie
uderzyć, by bolało. Powstrzymała się przed wypowiedzeniem ostrych słów i
zapytała:
– W jaki sposób małżeństwo z tobą miałoby uratować nasz rodzinny
interes?
– To proste. Firma miałaby wystarczająco dużo pieniędzy, by spłacić
długi i funkcjonować aż do przyszłego stulecia – powiedział to obojętnie, lecz
w oczach miał triumf zwycięzcy.
Jego propozycja była aż nadto upokarzająca. Już samo pytanie o
szczegóły było w tej sytuacji czymś niestosownym.
– Myślisz, że można mnie kupić?
Zacisnęła dłonie w pięści. Tak mocno, że paznokcie wbiły się boleśnie w
dłonie. To pozwalało jej się skupić i sprawiało, że nie czuła bólu serca. Jak
mogła być tak głupia, żeby polubić tego człowieka? Wystarczyła kolacja,
wycieczka jachtem i kilka pocałunków, aby dała się zmanipulować. Żałosne...
– Nie kupuję cię. Pomyśl o tym jak o umowie między dwiema
zainteresowanymi stronami. – Niesamowite, on mówił jak najbardziej
poważnie.
RS
42
– Czy ty zwariowałeś? – jej głos przeszedł nieomal w krzyk. –
Małżeństwo wynika z miłości i wzajemnego szacunku. Co to ma wspólnego z
biznesem? Jesteś ostatnią osobą, za którą wyszłabym za mąż.
Może i była niepoprawną romantyczką, ale cóż z tego, każdemu wolno
marzyć. Ona chciała znaleźć mężczyznę, z którym spędziłaby całe życie.
– Nawet gdyby twój ojciec miał stracić firmę?
Brawo, tylko tego było jej teraz potrzeba. Zastanowiła się przez chwilę.
Czyżby miała rozważać ten oburzający scenariusz, by odwdzięczyć się ojcu za
lata bezinteresownej miłości i wsparcia?
Gdyby nie poszła na studia, firma ojca byłaby w znacznie lepszej
kondycji. Jednak ona, zamiast mu pomagać, zaczęła realizować swoje
marzenia. Chciała skończyć uczelnię, a potem otworzyć sklep z olejkami do
aromaterapii. Była winna ojcu pomoc i wsparcie i nie zamierzała uciekać od
odpowiedzialności.
– Co ty miałbyś z tego niedorzecznego małżeństwa? Czy robisz to z
dobroci serca? Tak jak królewicz poślubiający Kopciuszka? – Nie mogła
wprost uwierzyć, że w ogóle rozważa i komentuje jego propozycję.
Westchnął głęboko.
– Lubię cię. Wygląda na to, że jesteśmy dobraną parą. Ja potrzebuję
żony, ty zbawcy rodzinnego interesu. To rozsądne wyjście z sytuacji.
– No tak, ty potrzebujesz żony, dlatego wpadłeś na ten genialny pomysł.
– Zaśmiała się nienaturalnie, wręcz histerycznie. – I mamy wiele wspólnego.
Ty lubisz szybkie samochody, ja spacery po buszu, ty lubisz jachty, ja kocham
ocean, ty zarabiasz na życie w kancelarii, a ja daję radość młodym i starym
romantykom. – Złapała się za głowę i wzniosła oczy do nieba. – Tak,
rzeczywiście jesteśmy dobraną parą.
Zignorował jej sarkazm, uderzając w najbardziej czułe miejsce.
RS
43
– A co z chemią? – Jego słowa rozpaliły na nowo pamięć o pocałunkach,
dotyku i pożądaniu, które oboje starali się tłumić.
– Jaką chemią? – Spuściła oczy, by nie wyczytał nic z jej wzroku. Ciało
Amber mówiło prawdę, a on doskonale odczytywał sygnały i teraz zamierzał
wykorzystać to przeciwko niej.
Podszedł i wziął ją pod brodę.
– Myślałem, że nasze pocałunki mają dla ciebie jakieś znaczenie.
Nie mogła zaprzeczyć.
– Mają, ale to trochę za mało.
– Mylisz się. – Mówił tak cicho, że ledwie go słyszała. – Wzajemne
pożądanie jest solidną podstawą małżeństwa. Znam wiele związków, którym
brakuje nawet tego.
Nie mogła znieść jego spojrzenia.
– Ja takich nie znam. A czy słyszałeś o czymś takim jak miłość?
Sardoniczny wyraz jego ust skłonił ją do zastanowienia, kto go w
przeszłości skrzywdził. Być może zostawiła go kobieta, którą kochał. A zatem
nie był aż taki nieczuły i cyniczny, za jakiego chciał uchodzić.
–Miłość jest mocno przereklamowana. Myślę, że do zbudowania dobrego
związku wystarczą szacunek, przyjaźń i dobre łóżko.
Potrząsnęła głową.
– Nie mogę, Steven. Potrzebuję wolności. Gdybym się zgodziła, po
jakimś czasie znienawidziłbyś mnie. Za bardzo się różnimy.
Żachnął się, a ona aż się skuliła. Pod czujnym i przenikliwym
spojrzeniem jego szarych oczu czuła się odkryta, bezbronna i słaba.
– Lubię cię, Amber. Podoba mi się twój stosunek do życia, a szczególnie
lojalność wobec ojca. Są to wartości, które cenię, a już szczególnie są one
RS
44
pożądane u żony. – Przesuwał kciuk od podbródka do jej policzka ze
zdumiewającą delikatnością. – Wiem, że byłoby nam dobrze razem.
– Pozwól, niech się nad tym zastanowię. – Wiedziała już, jaką da mu
odpowiedź.
– O nic więcej cię nie proszę. – Złożył przyjacielski pocałunek na jej
policzku, co tylko podrażniło jej pobudzone zmysły. – Chciałbym, żebyś dała
mi odpowiedź za dwa lub trzy dni, po moim powrocie z Sydney.
W ciągu ostatniej godziny działo się tyle różnych zaskakujących rzeczy,
że nie oczekiwał natychmiastowej odpowiedzi. Amber musiała ochłonąć,
spokojnie rozważyć wszystkie za i przeciw.
– Dobrze. Ale czy możemy już wracać? – Chciała uwolnić się od
przytłaczającej obecności człowieka, który zamierzał wywrócić jej życie do
góry nogami.
– Spieszysz się na sabat?
– Nie, po prostu jestem umówiona z klientem na masaż.
– No proszę, coraz lepiej. Może chciałabyś trochę potrenować? –
Uśmiechnął się szeroko i uniósł brwi.
– Przestań się śmiać. Nie potrzebuję treningu. Masaż robię już
profesjonalnie.
Wiedziała, że marzył o masażu. Myśl o dotykaniu jego ciała zaparła jej
dech w piersiach.
– Nie wątpię. Ta umiejętność jest zawsze wysoko ceniona przez
małżonka. – Odwrócił się, unikając w ten sposób jej groźnego spojrzenia.
Podczas drogi powrotnej Amber prawie się nie odzywała, pochłonięta
własnymi myślami. Na szczęście Steve to uszanował i skupił się na sterowaniu.
RS
45
Pomyślała, że u jego boku mogłaby wieść całkiem przyjemne życie. Nikt
jej nigdy dotąd nie rozpieszczał. Miała zaledwie tyle pieniędzy, by kupić
bezcenne dla niej kryształy.
Gdyby wyszła za Steve'a, mogłaby uratować firmę ojca. Tak, przyjmie
jego oświadczyny i będzie dla niego dobrą żoną. Otaczała ich dobra energia, a
Amber bardzo wierzyła w takie rzeczy.
Niestety, pozostawał jeden problem do rozwiązania –dzieci. Pragnęła
urodzić troje lub czworo, ale powinny mieć kochających się rodziców.
Chciałaby odtworzyć wzorzec zapamiętany z domu. Matka i ojciec byli
dobraną parą, otaczali Amber miłością i wsparciem.
Tego marzenia chyba nie uda jej się zrealizować, gdyż Steve postrzegał
ich małżeństwo jak obustronnie korzystną umowę. Mogłaby zakochać się w
mężu, ale bez jego wzajemności byłoby to zbyt ryzykowne. Nie, nie pójdzie na
to. Z całego serca pragnęła pomóc ojcu, ale nie była sadystką. Weźmie zatem z
małżeństwa tyle, ile okaże się możliwe. A jeśli Steve zapragnie dzieci, odejdzie
od niego. To postanowione.
Zerkając spod półprzymkniętych powiek na Steve'a, doszła do wniosku,
że staranie się o dzieci musi dawać wiele radości.
Steve wszedł do biura firmy Byrne i Spółka, żeby zaprezentować swój
plan. Musiał jak najszybciej przedstawić go Jeffowi Byrne'owi, swemu
partnerowi i zarazem założycielowi firmy, gdyż sprawa nie mogła czekać.
Ledwo przywitał się z recepcjonistką, gdy podszedł do niego Matt Byrne.
– Cześć, Rockwell. Jak było na Złotym Wybrzeżu? Podali sobie ręce i
Steve przybrał maskę obojętności.
– Nieźle, chociaż jest tam jeszcze parę spraw do załatwienia. Prawdę
mówiąc, dlatego chcę się spotkać z Jeffem.
Matt uśmiechnął się.
RS
46
– Cokolwiek dziś powiesz, ojciec i tak wpadnie w zachwyt. Właśnie
dowiedział się, że zostanie dziadkiem.
– To wspaniale. Gratulacje. – Steve klepnął Matta po plecach. – Ty i
Kara nie traciliście czasu.
– Cóż, jest wspaniałą kobietą.
– Wiem. – Związek Steve'a z Karą zakończył się dawno temu. Nie
pasowali do siebie. Niestety Steve nie traktował jej zbyt dobrze i to czasami nie
dawało mu spokoju. – Mam do ciebie sprawę.
Matt spojrzał wyczekująco.
– OK. O co chodzi?
Steve wprowadził Marta do swego biura i zamknął drzwi.
– Wydaje mi się, że możesz być tu głównym rozgrywającym.
Matt usiadł, założył ręce na karku i przeciągnął się.
– Gadaj, o co chodzi. Umieram z niecierpliwości.
Steve odetchnął głęboko, mając nadzieję, że nie popełnia największego
błędu w życiu.
– Chcę rozwinąć działalność firmy na północy i otworzyć nowe biuro w
Brisbane. Dzięki temu zwolniłoby się tu miejsce... – przerwał, wiedząc, że
Mattowi bardzo zależy na zostaniu wspólnikiem.
– Brzmi wspaniale, ale dlaczego chcesz wyprowadzić się z Sydney?
Gdzie tu jest haczyk?
– Nie ma żadnego haczyka. Po prostu muszę zmienić otoczenie. Wiesz,
jak to jest. – Wzruszył ramionami, usiłując zachować kamienną twarz.
Matt starał się nie okazywać żadnych emocji. Odejście Steve'a
wzmocniłoby znacznie jego pozycję, ale...
– Nie, nie wiem, jak to jest. Dlaczego mi nie powiesz? Steve postanowił
nie owijać niczego w bawełnę.
RS
47
– Poznałem kogoś.
Matt opuścił ręce, złączył je i pochylił się do przodu.
– Wiedziałem. Wielki człowiek wpadł... Musi być niesamowita, skoro
omotała cię w kilka dni. Jak wygląda?
– Jest wyjątkowo piękną dziewczyną. Elegancka, dowcipna, inteligentna i
ma wyjątkowo ostry języczek.
Matt zachichotał.
– No, no, Steve w końcu spotkał swoją drugą połowę. Nie mogę
doczekać się spotkania z tym chodzącym ideałem. Ale nie może być taka
doskonała, jak mówisz, skoro wybrała kogoś takiego jak ty.
Steve roześmiał się.
– Niedługo ją poznasz. Poprosiłem ją o rękę. –Co?
– To długa historia. Opowiem ci o tym innym razem. Czyli nigdy.
Rockwellowie nie prali publicznie brudów,
raczej starannie ukrywali rodzinne sekrety. Miał nadzieję, że Amber
nigdy nie pozna całej prawdy, gdyż tego nigdy by mu nie wybaczyła.
Małżeństwo dla pieniędzy to jedna sprawa, ale związek zawarty w celu
spłodzenia dziedzica, który odziedziczy fortunę umierającej kobiety... To
wyjątkowo podłe zagranie w stosunku do kogoś, kto wierzył w potęgę miłości
tak mocno, jak Amber.
Nie, ona nie może się dowiedzieć.
Miał tylko nadzieję, że polubi go na tyle, by urodzić mu dziecko. Na
szczęście prywatny detektyw, którego zatrudnił, dostarczył mu istotnych
informacji. Według nich Amber była dwudziestotrzyletnią zdrową kobietą,
która nie powinna mieć problemu z zajściem w ciążę. Na myśl o ciężarnej
Amber poczuł dziwne wzruszenie. Wierzył, że będzie dobrym ojcem i da
swojemu dziecku więcej, niż otrzymał od rodziców.
RS
48
Matt pokręcił głową.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. Nie chcę cię pouczać, ale czy nie
sądzisz, że zbyt szybko decydujesz się na małżeństwo? A co ze sprawą Water
Worldu?
Steve co noc walczył z demonami, podsycającymi jego wątpliwości, i nie
chciał kontynuować tej walki w dzień.
– Jest tego warta, Matt. A sprawę Water Worldu może dalej prowadzić
ktoś inny.
– Pamiętaj, Steve, ostrzegałem cię. – Wyciągnął rękę. –Powodzenia,
przyjacielu.
– Dzięki. Przekaż Karze moje gratulacje. I nie zapomnij zaprosić mnie na
chrzciny.
– Jasne, liczę na to, że będziesz. A jak ma na imię twoja wybranka?
– Amber.
– Hmm... ładnie – stwierdził Matt na pożegnanie.
Ożywiony rozmową Steve pomaszerował korytarzem w kierunku
gabinetu Jeffa Byrne'a. Im szybciej załatwi tu sprawy i wróci na Złote
Wybrzeże, tym lepiej.
Amber nieustannie myślała o Stevie. Jak mogła dać się oczarować
aroganckiemu kretynowi, który zaproponował jej małżeństwo po dwóch dniach
znajomości?
Tarot też niewiele wyjaśnił. Według kart powinna bez chwili wahania
związać się ze Steve'em.
Bzdury! Kto dzisiaj wierzy w takie wróżby? Ostatnio bawiła się w to
regularnie na uczelni. Chociaż, zaraz, przecież trafnie przepowiedziała Laurze
bliźniaki, Michaelowi roczny wyjazd z Australii i słynnego aktora jako męża
RS
49
Meg. Hm, pewnie do. tego czasu już się rozwiedli. Należało teraz spróbować
innej techniki. Mianowicie run.
Z zamyślenia wyrwało ją pukanie do drzwi.
– Proszę wejść. – Serce jej zabiło. Może Steve już wrócił?
– Co moja kochana córeczka robi w tym ukryciu? – powitał ją ojciec,
wchodząc do przyczepy.
– Cześć, tato. Właśnie zajmuję się medytacją. Może się przyłączysz?
Roześmiał się.
– Wiesz, że nie wierzę w takie dziwactwa. Potem kazałabyś mi siadać
wewnątrz piramidy lub robić coś o wiele gorszego.
– Nie krytykuj, dopóki nie spróbujesz – odpowiedziała ze śmiechem.
Zamilkła na chwilę, zastanawiając się, jak powiedzieć ojcu o propozycji
Steve'a. Teraz był na to dobry moment, bo ojciec wydawał się rozluźniony i
rozpogodzony.
Przesunęła się, by zrobić mu miejsce na sofie.
– Tato, chciałabym z tobą porozmawiać.
Spojrzał na nią uważnie, jakby szukał na jej twarzy oznak choroby.
– G co chodzi, córeczko? Dawno nie widziałem cię takiej poważnej. Czy
ten prawnik znowu był nieznośny? Zdenerwował cię?
– Nie, tato. Ale chodzi o niego.
Wytarła mokre dłonie w szorty, marząc o jakiejś interwencji niebios.
Niestety, nic się nie działo, dlatego wyrzuciła z siebie niemal jednym tchem:
– Tato, kilka dni temu Steve zaproponował mi małżeństwo. Ojciec o
mało nie spadł z sofy.
– Co takiego?
Położyła mu dłoń na ramieniu, by się uspokoił.
RS
50
– Wiem, trudno ci to zrozumieć, ale obiecałam mu, że się nad tym
zastanowię. Według mnie będzie dobrym mężem.
Wydawało się jej, że ojciec postarzał się nagle o dziesięć lat. Siedział z
ustami otwartymi ze zdziwienia.
Zamilkła, chcąc dać mu czas na ochłonięcie i po chwili ciągnęła dalej.
– Działam pochopnie, ale to dobre wyjście z naszych kłopotów.
W końcu ojciec ochłonął i odezwał się.
– Kochanie, popełniasz wielki błąd. Pozwoliłem ci żyć własnym życiem,
wspierałem w miarę możliwości, ale czy twój wolny duch nie poszybował za
daleko? Na miłość boską, prawie nie znasz tego człowieka. – Ojciec nie miał
skłonności do dramatycznych gestów, więc jego zaciśnięte pięści świadczyły o
wielkim wzburzeniu.
Wiedziała, że ta rozmowa będzie trudna. Miała dług wobec ojca, ale
nigdy by mu nie powiedziała, dlaczego tak naprawdę zamierza wyjść za
Steve'a.
– Wy z mamą nie znaliście się długo przed ślubem.
– To co innego. – Ojciec wyprostował się, a Amber zrozumiała, że wciąż
nie pogodził się ze śmiercią żony.
Nagły smutek wypełnił jej serce.
– Jestem taka jak ona, tato. Mama nauczyła mnie radości życia i tego, by
cieszyć się chwilą. – Po jej policzku spłynęła jedna wielka łza. – Chcę wyjść za
Steve'a Rockwella.
Znalazła się w ramionach ojca.
– Jesteś dla mnie darem niebios, córeczko. Od chwili, gdy straciłem
twoją matkę, stałaś się treścią mego życia. – Pogładził jej włosy tak, jak to
robił, gdy była dzieckiem. – Zawsze ci ufałem, a ty nigdy mnie nie zawiodłaś.
Czy jesteś pewna, że chcesz wyjść za Steve'a?
RS
51
Odsunęła się, by widzieć jego twarz.
– Tak, tatusiu.
– Czy to ma jakiś związek z sytuacją naszej firmy? Zawsze zadziwiała ją
przenikliwość ojca. Wiek nie przytępił w nim tej cechy.
– Nie, tato, nie ma żadnego. Chociaż Steve wspomniał, że nie brakuje mu
pieniędzy i po ślubie moja sytuacja finansowa ulegnie radykalnej poprawie.
Wprawdzie nie powiedział tego wyraźnie, ale.
W oczach ojca pojawił się przebłysk nadziei.
– Myślisz, że to prawda?
Klepnęła go w ramię i odetchnęła z ulgą. Ojca opuścił bojowy nastrój.
Teraz tylko pozostało jej powiedzieć „tak" i przygotować się na zmiany w
życiu.
– Wszystko będzie dobrze, tato, zobaczysz.
Amber chciałaby się czuć tak pewnie, jak na to wyglądała.
Gdy tylko samolot dotknął kołami ziemi, Steve sięgnął po aktówkę. Nie
miał czasu do. stracenia. Cały misternie obmyślony plan zależał od jednego
słowa Amber. Lepiej, żeby to było właściwe słowo.
Tym razem nie zawracał sobie głowy wynajmowaniem samochodu. Jeśli
Amber powie „tak", od razu zawiezie ją do hotelu, by nie zdążyła się
rozmyślić. A gdy już zaciągnie ją do łóżka, nie pozwoli jej uciec.
Amber musiała powiedzieć „tak". Musiała. Babci nie pozostało już wiele
czasu, a on chciał, by poznała Amber. Kiedy wczoraj rozmawiał z babcią, był
zaszokowany jej kiepskim stanem. Obiecał, że w następnym tygodniu
przedstawi jej Amber. Już jako swoją żonę.
Zanim zobaczył wesołe miasteczko, zdążył przejrzeć wszystkie
dokumenty potrzebne do zawarcia małżeństwa. Również te dotyczące Amber,
RS
52
zdobyte bez jej wiedzy. Po raz pierwszy docenił fakt, że jako członek bogatej i
wpływowej rodziny, mógł wiele rzeczy załatwić od ręki.
Zadowolony, zamknął aktówkę i odezwał się do kierowcy:
– Poczekaj tu na mnie, Sam, nie zabawię długo. Uprzejmy szofer skinął
głową, a Steve pomknął przez bramę ku przyczepie, w której mieszkała
Amber.
Był zaskoczony, gdy dowiedział się, że mieszka w przyczepie, choć
nigdy o tym nie wspominał, żeby nie czuła się skrępowana. Teraz jednak nie
było czasu na subtelności.
Przyczepa była ciekawie ozdobiona. Jedno z malowideł przedstawiało
kobietę bawiącą się z delfinami. W tym prostym obrazku dopatrzył się wielu
symboli – umiłowania wolności, ucieczki od szarzyzny dnia powszedniego.
Poprawił kołnierzyk koszuli, żałując, że nie ubrał się w wygodniejszy strój i
zapukał dwa razy do drzwi.
Otworzyły się nagle, a gdy zobaczył Amber, jego serce zaczęło bić
mocniej.
– Cześć, ważniaku. Jak tam podróż? – Amber była w kusych płóciennych
szortach i bluzeczce odsłaniającej talię. W pępku tkwiło kółeczko z
czerwonym szkiełkiem podobnym do rubinu. Chociaż nie lubił takich ozdób,
Amber było w nich do twarzy. Nigdy dotąd nie widział tak pociągającej
kobiety.
Żeby nie wziąć jej w ramiona i nie pocałować, włożył ręce do kieszeni.
– Podróż była przyjemna. Obiecałaś mi coś powiedzieć.
Stała nieco zmieszana. Jej brązowe oczy lśniły radosnym blaskiem,
ładnie harmonizując z kolorystyką stroju.
– Nie jestem pewna, co masz na myśli. – Wyprostowała się i uniosła
głowę. W tej chwili przypominała mu krnąbrną uczennicę.
RS
53
– Chcę wiedzieć, czy za mnie wyjdziesz. I lepiej żebyś powiedziała „tak".
Jej reakcja zupełnie go oszołomiła.
Amber cofnęła się i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
RS
54
ROZDZIAŁ PIATY
Amber odetchnęła głęboko, żeby się uspokoić. Nie mogła uwierzyć, że to
zrobiła. Jednak głośne pukanie do drzwi, tym razem bardziej natarczywe niż
poprzednio, utwierdziło ją w przekonaniu, że postąpiła słusznie. No dobrze,
może trochę zbyt impulsywnie. Steve nie odszedł.
Otworzyła drzwi i udając niebotyczne zdziwienie, wykrzyknęła:
– O, ty jeszcze tutaj?
– Co ty do cholery wyprawiasz?
Gdyby postąpił jeden krok do przodu, znowu zatrzasnęłaby drzwi i
zamknęła na klucz, bo wyglądał na rozjuszonego.
Wzruszyła ramionami, zastanawiając się, dlaczego tak się nad nim
pastwi.
– Nie podoba mi się twoje zachowanie. To wszystko.
– Zadałem ci proste pytanie, Amber. A ty powinnaś mi na nie
odpowiedzieć. Nic więcej i nic mniej. – Chociaż mówił spokojnie, wiedziała,
że jest wściekły.
Nikt nie lubi być trzymany w niepewności.
– A co będzie, jeśli powiem, że jeszcze się zastanawiam? – uśmiechnęła
się lekko, widząc, jak Steve zaciska pięści. Świetnie, nareszcie miała nad nim
przewagę.
– Powiedziałbym, że jesteś idiotką. Czas ucieka. – Przestąpił próg, a ona
cofnęła się, pozwalając mu przejść.
Położyła ręce na biodrach i uśmiechnęła się pogodnie.
– Czy tak się rozmawia z przyszłą żoną?
Steve natychmiast się uspokoił. Zamknął drzwi i stanął tuż przy Amber.
Jej pewność siebie w jednej sekundzie gdzieś się ulotniła.
RS
55
– Mądra dziewczynka – powiedział, przyciągając ją do siebie i obejmując
w talii.
– O tak, prawdziwy Einstein. – Próbowała uspokoić oddech, ale jej ciało
już płonęło. Nigdy nikt jej tak nie witał i nigdy nie była taka podniecona.
Steve, obejmując ją jedną ręką, drugą pogładził po policzku.
– Przestań gadać i pocałuj mnie.
Posłuchała go. Zarzuciła mu ręce na szyję i po chwili ich usta złączyły się
w płomiennym pocałunku. Tak bardzo za nim tęskniła, tak bardzo pragnęła
jego dotyku. Do tej pory uważała, że seks jest przyjemny, lecz nieco prze-
reklamowany. Teraz pragnęła tylko jednego – kochać się ze Steve'em.
– Jestem głodny – powiedział, gdy już obsypał jej wargi, policzki i oczy
pocałunkami.
Co mu się stało? W takiej chwili wspominać o jedzeniu?
– Ale nie chcę jeść. – Całował jej szyję i pieścił piersi. Odsunęła się i
oparła o ścianę.
– To chyba dopiero po ślubie – szepnęła, próbując się uspokoić.
Jęknął i wsunął ręce pod jej bluzeczkę.
– Nie bądź staromodna, kochanie.
Westchnęła, gdy kciuki Steve'a kolistym ruchem pieściły jej piersi. Nie
mogła jasno myśleć, miała wrażenie, że traci zmysły Na szczęście dźwięki
muzyki dochodzącej z wesołego miasteczka sprawiły, że oprzytomniała i
uwolniła się z jego objęć. Obciągając bluzeczkę, starała się przybrać pogodnie
obojętny wyraz twarzy.
– Nie sądzisz, że mamy wiele spraw do omówienia, zanim rozpoczniemy
miodowy miesiąc?
Spojrzał na nią, jakby mówiła innym językiem.
– Nie ma o czym dyskutować. Wszystko jest już załatwione.
RS
56
– Co chcesz przez to powiedzieć? – Aż sapnęła ze złości. A zatem
założył, że wyrazi zgodę.
Z niezbyt starannie skrywanym niesmakiem rozejrzał się po przyczepie,
w której Amber mieszkała od dziesiątego roku życia.
– Wszystko jest załatwione. Możemy się pobrać nawet w tym tygodniu.
W hotelu czeka już na ciebie suknia ślubna. Chodźmy.
Tego było za wiele. Amber wpadła w furię.
– Nie waż się mówić mi, co mam robić! Zgodziłam się zostać twoją żoną
ale to nie znaczy, że możesz mną dyrygować! Zostanę tutaj do dnia ślubu i
wyjdę wtedy, gdy będę chciała!
Uśmiechnął się kącikami ust. Ten uśmiech wywoływał w niej dzikie
pożądanie, ale nie tym razem, kiedy to jedynie podsycił furię.
– Nie złość się, bo zrobię ci coś, na co dawno czekasz.
– Co takiego?
– Dziecko.
– Nie ośmielisz się! – Serce jej łomotało jak szalone, gdy nachylił się nad
nią.
– Nie kuś mnie. – Dotknął jej policzka, i ten czuły gest złagodził
szorstkie brzmienie jego głosu. – Kiedy chcesz wziąć ślub? – zapytał.
Powstrzymała się przed jakąś ciętą ripostą. Steve nie był przyzwyczajony
do słuchania innych. To ostatnie, na pozór oczywiste pytanie, musiało go sporo
kosztować.
– Może jutro? Uniósł brwi.
– Nagle zaczęłaś się spieszyć...
– To ze względu na ojca. Im szybciej będę mogła mu pomóc, tym lepiej.
– Nie chciała, żeby się domyślił, że spieszno jej do ślubu również z innych,
bardziej wstydliwych powodów.
RS
57
Wyprostował się i cofnął nieco.
– Dobrze. Proponuję o piętnastej w ogrodzie hotelowym. Zgoda?
– To brzmi dość dobrze. – Zamilkła na chwilę – A co z dokumentami?
– Zostaw te sprawy mnie. Zresztą, wszystko jest już załatwione.
Emanowała z niego pewność siebie i poczucie władzy. Przełknęła ślinę,
zastanawiając się, co pcha ją w ramiona takiego człowieka jak Steve Rockwell.
– A co dalej? – Mówiła teraz spokojnie, chociaż miała ochotę krzyczeć,
bo czuła się jak bezwolna marionetka.
Steve zręcznie i z wprawą pociągał za sznurki... Nie ustalili przecież
jeszcze, gdzie będą mieszkać i czy ona będzie nadal pracować w wesołym
miasteczku.
– Zamieszkamy w Brisbane. Otworzę tam filię mojej firmy. Będziemy
musieli na krótko polecieć do Melbourne, żeby odwiedzić moją babcię. –
Mówił tak, jakby rozmawiali o tym setki razy.
– Nie zrezygnuję z pracy – powiedziała, zastanawiając się, czy
wyznaczył jej rolę potulnej połowicy bogatego prawnika. Czy oczekiwał, że
będzie organizować akcje dobroczynne, grać w tenisa i uczestniczyć w
wystawnych obiadach? Nie chciała takiego życia.
Na szczęście przytaknął.
– Jak wolisz – odparł. – Twojemu ojcu przyda się pomoc.
– Ty również będziesz miał w tym swój udział. Przynajmniej tak
przypuszczam. – Nie chciała, żeby tak było. Wolała prowadzić firmę tylko z
ojcem.
– Wyprowadzę jedynie firmę z długów – powiedział poważnie – i uratuję
przed bankructwem. Ślub to środek do celu.
Wiedziała, że mówi szczerze. Mogła tylko mieć nadzieję, że kiedyś pod
jej wpływem zmieni zapatrywania na temat małżeństwa.
RS
58
Steve przeciągnął się, odetchnął i oznajmił uroczyście:
– Jutro przyślę po ciebie samochód o wpół do trzeciej. Do zobaczenia
przy ołtarzu.
– Sądziłam, że zwyczaj nakazuje, by panna młoda przybyła na
uroczystość z lekkim opóźnieniem. Czy wpół do trzeciej to nie za wcześnie? –
Nagle poczuła strach. Ten niemal obcy mężczyzna miał zostać jej mężem na
dobre i na złe, w dostatku i w biedzie. Przysięga małżeńska znaczyła o wiele
więcej niż podpisanie kilku dokumentów.
– Nie lubię czekać – odparł krótko, otworzył drzwi przyczepy i wyszedł
na palące słońce, nie oglądając się ani razu za siebie.
Pani Amber Rockwell – to brzmiało dziwnie i jakoś fałszywie. Chętnie
zachowałaby panieńskie nazwisko, ale wątpiła, by Steve zgodził się na takie
rozwiązanie. Niestety, zachowywał się jak pan i władca, którego decyzje nie
podlegają dyskusji.
Mamo, mam nadzieję, że postępuję słusznie, posłała niebiosom ciche
błaganie, a zarazem i prośbę o akceptację jej wyboru. Często rozmawiała w ten
sposób z matką. Mama była co prawda niesłychanie tolerancyjną osobą, ale
tym razem nawet ona uznałaby pomysł córki za zbyt impulsywny i szalony.
W natłoku kłębiących się myśli otworzyła szafę i wyjęła suknię
zabezpieczoną plastikowym pokrowcem. Gdy ją wczoraj przymierzała,
doświadczyła jakiegoś błogiego wewnętrznego spokoju, odczuwała też
wyraźnie obecność matki. Amber postanowiła nie kupować nowej kreacji. Jeśli
włożę ślubną suknię mamy, to może jej małżeństwo będzie choć w części tak
udane, jak związek rodziców.
Znów zaczęła rozmyślać o przyszłym mężu. Przypomniała sobie, jak na
nią patrzył, gdy wsiadali na jacht. Już wtedy była w nim trochę zakochana,
RS
59
tylko że on nie miał o tym pojęcia. Nie chciała się w nim zakochać. Jej życie
było i tak wystarczająco skomplikowane.
A jeśli do reszty straci dla niego głowę? Czym skończy się ta
niebezpieczna gra zagrażająca jej sercu?
Steve nigdy nie wierzył w bajki. Ani w świętego Mikołaja. Nie miał
kochającej matki, która czekałaby na niego z mlekiem i ciasteczkami, gdy
wracał do domu ze szkoły.
Nawet jako mały chłopiec był czujny i wyważony w reakcjach. Nie
oczekiwał nigdy happy endu, gdyż nigdy go nie doświadczył. Bardziej
nienawidził rozczarowań niż strat. Na szczęście gdy ujrzał Amber prowadzoną
przez ojca pod rękę, daleki był od rozczarowania. A gdy ona go również zo-
baczyła i lekki uśmiech zagościł na jej twarzy, wiedział, że postąpił słusznie.
Zapamięta na całe życie jej postać ubraną w szyfonową suknię z
marszczoną spódnicą, luźno upięte włosy i trzymany w ręku bukiet polnych
kwiatów. I jeszcze jej drobną dłoń w swej dłoni. Gorącą i ufną.
Przysięgę małżeńską potraktował bardzo poważnie, podobnie jak
wszystko, w co się angażował. Amber nieustannie go zaskakiwała. Tryskała
optymizmem i energią, ale brakowało jej pewności siebie i obycia. Wyraźnie
speszona oglądała mieszkanie, które wynajął na ostatnim piętrze wieżowca.
Dotykała mebli, jakby nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Wypiła duszkiem szampana, zdumiona pożądaniem, jakie odczuwała, gdy
Steve na nią patrzył. Należała do niego. Czas już, żeby to wykorzystał.
Podszedł do niej z kolejnym kieliszkiem szampana.
– Możemy teraz świętować.
Obróciła się ku niemu z szeroko otwartymi oczami. Zanim wzięła od
niego kieliszek, dostrzegł w jej oczach przebłysk lęku.
RS
60
– Dziękuję. – Szybko spuściła oczy, wpatrując się w guziki koszuli
Steve'a.
Zaczął pieścić jej nagie ramiona.
– Nie musisz się mnie obawiać.
Nie odsunęła się, chociaż przysiągłby, że miała na to ochotę.
– Nic o tobie nie wiem... – szepnęła. Widząc jej lęk, Steve postanowił
uzbroić się w cierpliwość.
– Co chciałabyś wiedzieć?
– Cokolwiek... wszystko. – Wreszcie ich oczy spotkały się. Jej lęk
poruszył go do głębi i rozczulił.
Do licha, co on sobie myślał? Oczywiście, chciała się dowiedzieć o nim
jak najwięcej i dzielić jego życie, ale powinien zrozumieć, że teraz miała
ochotę na coś zupełnie innego.
Położył jej ręce na ramionach i uśmiechnął się.
– Nie musimy się spieszyć. Mamy mnóstwo czasu. – Musnął
pocałunkiem jej napięte ramiona. Chciał, by się wreszcie rozluźniła.
– No tak, ale lepiej go nie marnować – mruknęła, opuszczając głowę.
Woń jaśminowych kwiatów wypełniła jego nozdrza i przyprawiła o zawrót
głowy.
– Czy już mówiłem ci, że pięknie dziś wyglądałaś? – powiedział, walcząc
z pożądaniem i zastanawiając się, jak zwykły bukiet polnych kwiatów mógł tak
pięknie przyozdobić jej suknię. Amber nie miała żadnej biżuterii poza
obrączką na palcu u nogi, widoczną przez płaskie sandały, misternie wykonane
ze skóry w kolorze kości słoniowej. Gdy szła ku niemu przez trawnik,
pomyślał w pierwszej chwili, że jest na bosaka.
Nie zdziwiłby się, to byłoby nawet w jej stylu. To utwierdziło go w
przekonaniu, że Amber nie zrezygnuje łatwo ze swoich przekonań i upodobań.
RS
61
Nie zamierzał na nią naciskać, ale musiał jakoś przygotować tę szaloną
dziewczynę do spotkania z jego elegancką i wyniosłą matką.
– To jest suknia ślubna mojej matki. – Zakołysała się lekko. – Tata
powiedział, że wyglądałam dzisiaj jak ona.
– Więc musiała być również niezwykle uroczą kobietą.
Zatrzepotała rzęsami, a Steve natychmiast poczuł, jak wzrasta mu tętno.
– A skoro już mowa o matkach... Czy sądzisz, że twoja rodzina mnie
zaakceptuje?
On też się nad tym zastanawiał, chociaż nie przejmował się zbytnio
reakcją rodziny. Jedyną osobą, na której mu zależało, była babcia. Miał
nadzieję, że przyjmie Amber z otwartymi ramionami. Babcia zawsze była w
opozycji do matki, więc jeśli jego żona nie spodoba się matce, to babcia na
pewno pochwali jego wybór.
Wygładził palcem zmarszczkę na jej czole.
– Nie myśl o tym. Wyszłaś za mnie, nie za rodzinę.
– A czy mają w stosunku do mnie jakieś oczekiwania? W ogóle nie
rozmawialiśmy na ten temat. A jeżeli twoja matka zje mnie żywcem?
Jej obawy były wzruszające. Być może matka rzeczywiście pokaże
pazury i spróbuje ośmieszyć Amber w tak zwanym towarzystwie, ale nie
przejmował się tym.
– Jakoś to będzie. A na razie zostawmy rodzinę i pomyślmy o nas. –
Pogładził lekko jej policzek. Najchętniej pocałowałby ponętne, podkreślone
szminką usta, ale nie wydawała się jeszcze gotowa.
– O nas?
Rzeczywiście. Miał rację. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie w jego
ramionach i zadrżała. Trudno powiedzieć, czy z podniecenia, czy ze strachu.
Uśmiechnął się, by dodać jej otuchy.
RS
62
– O tobie, o mnie, o tym, że dzisiaj był nasz ślub.
– To prawda. – Zwilżyła wargi i nieśmiało odwzajemniła uśmiech. – Daj
mi chwilę, dobrze? – Wyswobodziła się z jego ramion i ruszyła po miękkim
dywanie w kierunku łazienki.
Gdy zamknęła drzwi, Steve uśmiechnął się triumfująco. Przejrzał te jej
kobiece gierki. W jednej chwili wydawała się zalękniona, krucha i delikatna
jak mimoza, a zaraz potem kusiła czerwienią ust, ponętnym ciałem, zalotnym
spojrzeniem. Jakby błagała, by wreszcie zaczął ją pieścić.
Zdjął smoking, położył go na krześle i rozluźnił krawat. Najchętniej
rzuciłby się na Amber od razu po jej wyjściu z łazienki. Na razie tylko zapalił
nastrojową lampkę i wyłączył górne światło. Nie wolno mu okazywać emocji,
bo to na pewno speszyłoby Amber.
Odwrócił się, gdy usłyszał zgrzyt zamka. Stała w blasku światła, które
prześwitywało przez materiał jej koszuli nocnej.
– Mój Boże – powiedział, nie wierząc własnym oczom. Nie zasługiwał na
nią. Nie powiedziałby tego nikomu, ale Amber mogłaby teraz zrobić z nim
absolutnie wszystko. Nigdy tak bardzo nie pragnął żadnej kobiety. A ona była
dosłownie w zasięgu ręki. I należała do niego!
– Podoba ci się? – Zgasiła światło i weszła niemal bezszelestnie do
pokoju.
Przytaknął zaskoczony i wiedząc, że nie zdoła wyrazić swego zachwytu
słowami, wyrzucił z siebie tylko:
– Mogłaś mnie uprzedzić.
Stanęła naprzeciw niego i zaczęła powoli rozpinać guziki jego koszuli.
Wstrzymał oddech, gdy dotarła do najniższego guzika i zsunęła dłoń na
spodnie, muskając przy tym koniuszkami palców mięśnie jego brzucha.
– Chciałam cię zaskoczyć.
RS
63
Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdy zaczęła mu rozpinać pasek od
spodni. Kobiety, z którymi zadawał się w przeszłości, były zimne jak lód.
Żadna z nich nigdy go nie rozebrała.
– Jak zawsze... Ale ja też cię zaskoczę. – Upadł plecami na łóżko,
pociągając ją za sobą.
– Tak już lepiej. – Usiadła, obejmując udami jego nogi i głaszcząc tors. –
To najbardziej odpowiednia pozycja dla kobiety – dodała.
– Nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty – odparł, jednocześnie
chwytając jej ręce, by nie doprowadziła go do granic ekstazy.
– A ja takiego mężczyzny... mężu. – Nachyliła się i pocałowała go w
usta, wsuwając język między wargi i oczekując bardziej śmiałych pieszczot.
Steve przyjął wyzwanie. Zręcznym ruchem obrócił na plecy swą
czarującą małżonkę i znalazł się nad nią. Niech zobaczy, kto tu jest szefem.
Amber patrzyła na niego i wciąż do niej nie docierało, że ten niezwykle
seksowny mężczyzna jest jej mężem.
– Powiesz mi coś jeszcze? – Pieścił jej szyję ustami, a Amber aż
zakręciło się w głowie.
– Nie ma mowy. – Drżała z podniecenia, gdy zsunął jej koszulę nocną,
odsłonił ramię i pokrył żarliwymi pocałunkami.
– W co ty się ubierasz?
– W coś bardzo kuszącego – westchnęła i uniosła biodra, gdy Steve
zaczął ściągać jej koszulę.
– Wolę jednak to, co jest pod spodem, kochanie.
– Chcę, żebyś mnie chciał... mężu. Co to jest? – Zauważyła w jego ręku
małą paczuszkę – To nie będzie potrzebne – dodała – biorę pigułki. A ty jesteś
zdrowy, prawda?
Nagłym pocałunkiem zamknął jej usta.
RS
64
– Nie chcę narażać cię nawet na najmniejsze ryzyko. Jesteś moją żoną.
Uśmiechnęła się, powoli odkrywając swą moc.
– Więc zacznij wypełniać obowiązki męża.
– Wszystko, czego chcesz, kochanie.
Wiedziała, że to pieszczotliwe słowo nic jeszcze w jego ustach nie
znaczyło, ale i tak zrobiło jej się miło. Chciała intensywnie przeżyć każdą
sekundę, zapamiętać jak najwięcej, by mieć co wspominać. Za jakiś czas
będzie wracała do tych wspomnień, jak ogląda się album ze zdjęciami...
Potem oszołomiona i nasycona wyciągnęła się pod nim, czując miłe
zmęczenie.
– Myślałam, że takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach i filmach.
Steve zsunął się z niej i położył obok. – Nam wszystko może się
przydarzyć. Amber desperacko chciała mu wierzyć. Miała cichą dzieję, że i on
zapamięta na zawsze te chwile.
RS
65
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Amber zawsze była marzycielką. Wyobrażała sobie różne sytuacje i
sceny, by jakoś przebrnąć przez nudne lata szkolne. Potem marzenia łagodziły
jej smutek i żal po śmierci matki.
Najczęściej bohaterem tych marzeń był przystojny i bogaty mąż, który
zabrałby ją do pięknej rezydencji i otoczył miłością.
Westchnęła, gdy Steve, wychodząc do pracy, pocałował ją na
pożegnanie. Niesamowite, ale wiele z jej marzeń właśnie się ziściło.
Niestety, równocześnie potwierdziły się jej wcześniejsze obawy. Steve
traktował ją w łóżku jak księżniczkę, za to w ciągu dnia odgradzał się od niej
murem i zachowywał grzecznie, lecz z dystansem. Chciała, żeby był jak
otwarta książka, w której mogłaby bez trudu czytać. Owszem, traktował ja
całkiem dobrze, ale funkcjonowali jak znajomi, a nie jak mąż i żona. Czego się
właściwie spodziewała? Że zakocha się w niej tak szalenie i nierozsądnie jak
ona w nim?
Mimo wcześniejszych postanowień zaangażowała się uczuciowo
bardziej, niż oczekiwała. Nie była to oczywiście jego wina. Traktował ją
chłodno, niemal jak obcą osobę, a ona nauczyła się odpowiadać tym samym.
A teraz, co gorsza, miała się spotkać z jego rodziną i udawać, że jej
małżeństwo ze Steve'em jest niezwykle udane, wprost idealne. Czy uda jej się
wejść w tę rolę?
Na szczęście wesołe miasteczko zaczęło dobrze prosperować dzięki
pokaźnym zastrzykom gotówki. W tej dziedzinie Steve wywiązywał się z
obietnicy. Współpracowała ściśle z ojcem, budując stabilne fundamenty firmy.
Zajęła się zbieraniem danych potrzebnych do opracowania własnego
biznesplanu, nie dzieląc się jednak tym z mężem. Chciała pokazać mu już
RS
66
gotowy projekt, ale bała się ośmieszyć. Oby Steve jej nie wykpił, bo włożyła w
tę pracę sporo wysiłku.
Przestraszył ją dzwonek telefonu. Zamknęła szybko katalog z ofertami
lokali użytkowych do wynajęcia i podniosła słuchawkę. Usłyszała głos Steve'a.
– Nie zapomnij, że o drugiej mamy samolot do Melbourne. Bądź gotowa
o dwunastej. – Szorstka instrukcja nie poprawiła jej nastroju. Amber obudziła
się rano przygnębiona, zapewne z powodu coraz częstszych ponurych refleksji
na temat ich małżeństwa. Ciążyło jej wieczne dostosowywanie się do
oczekiwań męża, nie przywykła też do wysłuchiwania rozkazów.
– Mam swoje plany. Mówiłeś, że spotkamy się później.
– To je zmień. – Przeklął pod nosem, szeleszcząc papierami, jakby chciał
podkreślić, że nie ma dla niej czasu.
Opanowała pokusę, by po prostu odłożyć słuchawkę.
– A co, jeśli nie mogę ich zmienić? – Miała umówione spotkanie z
agentem w sprawie wynajmu lokalu. Wreszcie spełni marzenie o własnym
sklepie z olejkami do aromaterapii. Tym razem się uda.
Na chwilę zapanowała pełna napięcia cisza, wreszcie Steve oznajmił:
– Musisz być gotowa na dwunastą. Nie mogę dłużej rozmawiać.
Rozłączył się, nim zdążyła odpowiedzieć. Miała dziką ochotę rzucić
słuchawką o ścianę. Zamiast tego zadzwoniła do agenta i poprosiła o
przesunięcie spotkania na wcześniejszą godzinę.
Steve zwykle rozkwitał, działając pod presją. Wytrwale dążył do
realizacji coraz ambitniejszych przedsięwzięć. Więc dlaczego nowa filia, którą
otworzył w Brisbane, nie sprawiała mu satysfakcji? Klienci dobijali się do
drzwi, zatrudnił najlepszych prawników, wynajął biuro za niewielkie
pieniądze. I to wszystko zrobił w ciągu dwóch tygodni. A jednak odczuwał
niepokój. Zapewne z powodu oddalenia od domu.
RS
67
Potrząsnął głową, chcąc odegnać myśli o Amber; o ich pełnych
namiętności nocach i jej potarganych rano włosach. Najchętniej spędzałby z
nią cały dzień. Nie lubił tego momentu, kiedy musiał wyjść do pracy. Chyba
rzuciła na niego urok.
Nie wtrącał się w jej sprawy, ona z kolei szanowała jego potrzebę
samotności, co bardzo mu się podobało. Tylko dlaczego miał poczucie
zagubienia, gdy zbyt długo jej nie widział? I dlaczego coraz częściej patrzyła
na niego tak, jakby ją krzywdził?
Powiedział jej na samym początku, że nie zamierza się angażować
uczuciowo. Dlaczego zatem zachowywała się, jakby oczekiwała od niego
znacznie więcej i była rozczarowana?
Im prędzej doczekają się dziecka, które zaabsorbuje Amber, tym lepiej.
Dziecko spowoduje, że Amber odwróci uwagę od niego, a on uzyska pewność,
że spadek po babci, całkiem pokaźny, nie wpadnie w chciwe ręce matki.
Nie mógł się skupić na pracy, dlatego schował dokumenty i powiedział
recepcjonistce, że dzisiaj wychodzi wcześniej. Zamierzał tego dnia złożyć
wizytę babci, przedstawić Amber matce, a wieczorem wrócić do Brisbane. Nie
chciał narażać Amber na dłuższe przesłuchanie ze strony matki. Jeżeli Amber
przetrwa tę wizytę, wykaże się wyjątkowym hartem ducha. Uśmiechnął się,
gdy przypomniał sobie, że Amber zasięgała w tej sprawie porady kart tarota.
Usiadł na tarasie kawiarenki i zamówił kawę, czekając na żonę. Nagle
spostrzegł we wnętrzu znajomą postać. Znajome blond włosy, ale też czerwona
bluzka, w której nigdy dotąd jej nie widział. Amber pochylała się w stronę
młodego mężczyzny w garniturze i rozmawiała z nim wesoło. Co gorsza, strój
podkreślał jej zgrabną figurę. Steve doszedł do wniosku, że jego żona jest
ubrana zbyt wyzywająco...
RS
68
Miał ochotę podejść do nich i stłuc tego gościa na kwaśne jabłko.
Zamiast tego wypił kilka łyków kawy i zamówił whisky. Patrzył osłupiały na
flirtującą Amber, która jakby odżyła w towarzystwie tego mężczyzny. Dawała
mu przy tym jakieś dokumenty.
Steve'a ogarnęła wściekłość. Nie pozwoli, żeby robiła z niego durnia. To
takie miała „plany"! A on, głupi, myślał, że chodziło o ojca i wesołe
miasteczko...
Z hukiem odstawił filiżankę. Widać Amber podobna była do jego matki.
Wprawdzie ich małżeństwo było układem i zgodziła się na nie w zamian za
uratowanie firmy ojca, ale po cichu żywił nadzieję, że żona obdarzy go nieco
cieplejszymi uczuciami. No cóż, pora zaakceptować fakty, nawet te niezbyt
przyjemne. Im szybciej, tym lepiej. Niestety, Amber była taka, jak jego matka,
która nie przebierała w środkach, żeby osiągnąć cel. Odkąd uświadomił sobie,
że matka go nie kocha, stracił do niej serce. Dlaczego żona miałaby być inna?
Rzucił wrogie spojrzenie w kierunku Amber, odwrócił się i powoli
uspokoił.
Amber nie umiała ukryć radości. Spotkanie z agentem udało się lepiej,
niż mogła oczekiwać. Gdy powiedziała mu, że nie ma czasu na obejrzenie
lokalu, zaproponował spotkanie w kawiarni i dostarczenie planów. Była pod
wrażeniem jego profesjonalizmu. Wprawdzie nie było już czasu, by Steve
przyjrzał się planom, ale wystarczyło, że pomoże jej od strony prawnej.
Poderwała się radośnie, gdy Steve wszedł do środka, jak zwykle uroczy i
pociągający.
– Cześć. Jak miło cię widzieć – powiedziała uradowana. Steve cisnął
aktówkę na siedzenie i obrzucił Amber lodowatym spojrzeniem, wprawiając ją
w osłupienie.
– Niezła gadka – warknął.
RS
69
Uśmiechnęła się zdezorientowana, ale nie zraziła się. Czasami po
powrocie z pracy bywał bardzo zrzędliwy.
– Zawsze się cieszę, gdy cię widzę. Mamy wiele do omówienia.
– Nie wątpię – odburknął.
Ku jej zdumieniu podszedł do kontuaru i zamówił szklankę whisky.
Dotychczas wypijał jedynie mały kieliszek wina przed snem, teraz jednak,
mimo wczesnej pory, opróżnił szklankę trzema dużymi łykami...
– Czy wszystko w porządku?
Spojrzał na pustą szklankę a następnie na Amber. Wyraz jego oczu
naprawdę ją przestraszył.
– To ty mi powiedz, czy wszystko w porządku.
– Nie wiem, o czym mówisz. – Chłód w oczach Steve'a zamroziłby nawet
wulkan.
– Dobrze wiesz. – Ściskał w dłoni szklankę, jakby chciał ją zgnieść. –
Powiedz mi o swoich planach!
Westchnęła z ulgą. A więc złościł się, bo zbyt długo trzymała wszystko w
tajemnicy. – A skąd o nich wiesz? Roześmiał się z goryczą.
– Łatwo się zorientować, gdy afiszujesz się z nimi publicznie. A twój
strój i makijaż mają z pewnością zrobić wrażenie na mężu. – Jego gorycz
ustąpiła miejsca ironii. Nagle uświadomił sobie, że reaguje w tej chwili jak
prawdziwy zazdrośnik.
Amber wściekła się nie na żarty. Nie miał do niej zaufania. I pewnie źle o
niej myślał, oczywiście z wyjątkiem chwil spędzanych razem w sypialni...
Uniosła dumnie głowę i spojrzała na niego.
– Właśnie zamierzałam ci powiedzieć o wyniku mego spotkania z
agentem w sprawie wynajmu lokalu na sklep. I dlatego tak się ubrałam. No, ale
dziękuję ci za zaufanie.
RS
70
Pobladł, wyprostował ramiona i ostrożnie postawił szklankę na
kontuarze.
– Jakiego sklepu?
– Mojego, z olejkami do aromaterapii. Przygotowałam szczegółowy
biznesplan i chciałabym, żebyś go sprawdził. –Nie dodała „ty kretynie", choć
miała ochotę. Brak zaufania dotknął ją bardziej, niż się spodziewała.
– Chcesz zrobić interes na śmierdzących olejkach? – już nie mógł być
bardziej sceptyczny, nawet gdyby próbował.
– Nie powinieneś tak mówić. – Odwróciła się i odeszła, żeby nie
zobaczył łez napływających jej do oczu. Nie dość, że oskarżał ją o zdradę i
oszustwo, to jeszcze wyśmiewał jej marzenia. Nigdy mu tego nie wybaczy.
Słyszała jego kroki na lśniącej, wypolerowanej posadzce. Podszedł
bardzo blisko.
– Porozmawiajmy o tym. – Położył jej rękę na ramieniu i próbował ją
odwrócić ku sobie.
– Zostaw mnie. – Wyrwała się i pobiegła do schodów.
Na szczęście nie poszedł za nią, chociaż w głębi ducha chciała, by ją
przeprosił, a następnie wziął w ramiona, pocałował i podtrzymał na duchu.
Zamiast tego, usłyszała zwyczajową komendę:
– Nie zapomnij, że za piętnaście minut jedziemy na lotnisko! – Patrzył na
nią srogo, ale czuł się jak idiota. Przez wiele lat praktyki postępował z finezją
dzikusa: wiele żądał, nie dając nic w zamian. I jak dotąd było mu z tym dobrze.
Do licha, przecież ją zranił. Widział łzy w jej oczach, gdy od niego odchodziła.
Czuł się winien. Na swoje usprawiedliwienie miał tylko tyle, że okoliczności
wskazywały na jej potajemne spotkanie z innym mężczyzną. No i co z tego?
Nie powinien być zazdrosny.
RS
71
Dlaczego jej nie ufał? Hm, był łatwowierny tylko jako dziecko. Ufał
pustym obietnicom matki i doznał zawodu, gdy nie puściła go na pierwszy
mecz piłkarski czy pierwsze regaty wioślarskie. Postanowił wtedy, że już nigdy
nikomu bezkrytycznie nie zaufa, a zwłaszcza żadnej kobiecie. Miał zresztą
wzorzec takiego postępowania. Jego babcia, którą bezgranicznie kochał, też
nikomu nie ufała, nawet jedynemu wnukowi.
Gdyby
było
inaczej,
zapisałaby
spadek
Steve'owi,
zamiast
nieistniejącemu prawnukowi. Żartowała często, że wolałaby, żeby Steve raczej
zarządzał majątkiem spadkowym niż z niego korzystał. Jednak tak naprawdę
obawiała się, że Steve nie znajdzie dość siły i odwagi, by przeciwstawić się
matce w sprawach finansowych.
Po prostu nauczył się mieć twarde serce i panować nad uczuciami. Tak
było bezpieczniej i łatwiej.
A teraz zranił jedyną osobę, która mogła zmienić jego nastawienie do
świata. Kobietę, dzięki której uczył się znowu ufać. I kochać...
Głupi Rockwell... Tenże głupi Rockwell wlókł się teraz po schodach i
miał nadzieję, że uda mu się naprawić zniszczenie, jakiego dokonał. Zranił
boleśnie Amber, choć była ostatnią osobą na ziemi, która na to zasługiwała.
Amber przyjęła jego przeprosiny, gdyż wiedziała, jak dużo muszą go
kosztować. Niestety, nie pochwalił pomysłu ze sklepem, jej wielkiego
wieloletniego marzenia, które dopiero teraz miała szansę zrealizować. I nawet
nie chodziło o to, że tak powiedział. Po prostu wyczuła jego brak entuzjazmu.
Zamiast zainteresować się szczegółami i zaoferować pomoc, wyśmiał jej plan,
zanim zdążyła pochwalić się efektami ciężkiej pracy. Zostawił ją w prze-
konaniu, że ten pomysł jest zły. I to było najgorsze. Cóż, będzie sama
realizować swoje marzenie, ostatecznie jest do tego przyzwyczajona.
RS
72
– Jesteśmy na miejscu – powiedział Steve, gdy taksówka zatrzymała się
przed imponującą bramą z kutego żelaza.
Amber wyciągnęła szyję, by przyjrzeć się domowi, w którym jej mąż
spędził dzieciństwo. Jednak rezydencja państwa Rockwell ukryta była pod
wysokimi dębami i z tego miejsca nie mogła jej zobaczyć.
Była pełna obaw i zapewne w tej chwili żadne lekarstwo na świecie nie
zdołałoby uspokoić jej nerwów. Steve obiecywał, że będzie cały czas przy niej,
ale nie zmieniało to faktu, że nie należała do tego świata. Nie pasowała tutaj
jako żona nieprzyzwoicie bogatego prawnika, w dodatku udająca wielką
miłość i oddanie.
– Wszystko w porządku? – zapytał Steve. Wziął ją za rękę, gdy
wysiadała z taksówki.
Przytaknęła wdzięczna, że rozumie, co ona w tej chwili czuje.
– Pójdziemy teraz odwiedzić babcię, a potem kogoś, kto jest w gorszym
stanie. – Jego poważny ton peszył ją i napełniał obawą.
– Czy z twoją matką jest aż tak źle? – zapytała, ze strachu ściskając
mocno jego rękę.
– Znacznie gorzej – odparł – ale nie martw się. Za kilka godzin wrócimy
do domu.
Amber rozpamiętywała te słowa, gdy wchodziła do bogato zdobionego
holu rezydencji, starając się nie gapić na otoczenie. Wiedziała, że
Rockwellowie są bogaci, ale Steve nigdy nie opowiadał jej o wysokich
sufitach, z których zwisały kryształowe żyrandole, ścianach pokrytych
obrazami czy schodach, jakich nie powstydziłaby się sama Scarlett O'Hara. Nie
mówiąc już o marmurowych posadzkach, po których niemal bała się stąpać.
– Co? Nie macie tu służby? – zapytała, by jakoś rozładować napięcie i
zminimalizować stres.
RS
73
Steve machnął tylko ręką. Weszli do dużego salonu wypełnionego
rzeźbionymi krzesłami i bezcennymi antykami. Prowadził ją przez labirynt
bibelotów, które musiały kosztować fortunę. To już nie był dobrobyt – to był
wręcz nieprzyzwoity luksus. Amber przekazała swoje drobne oszczędności na
pomoc dla sierot w Nepalu. Pieniądze, jakie tu włożono w umeblowanie,
wystarczyłyby na jedzenie i ubranie dla tych dzieci przez całe lata.
Przyjmując maskę obojętności, zapytała męża:
– Czy to właśnie jest twój rodzinny dom? To?
Steve zmarszczył brwi, jakby odczuł boleśnie tę złośliwość.
– Przez długi czas nim nie był. Być może nigdy.
– Nie lubisz go? – zdziwiła się, gdyż Steve rzadko wspominał o rodzinie,
a to co w końcu udawało się z niego wydobyć, brzmiało niezwykle
enigmatycznie.
Uniósł brwi.
– A ty co o nim myślisz?
Amber rozejrzała się raz jeszcze, ponownie uderzona chłodem tego
miejsca. Wyglądało ono raczej na muzeum niż na dom.
– Z pewnością nie jest to miejsce dla dzieci. –I ja tak myślę. Chodź,
przywitamy się z nią.
Pociągnął ją za rękę. Chętnie poszła za nim, opuszczając
miejsce, w którym czuła się jak w grobowcu.
Prowadził ją przez kilka korytarzy, z których każdy wyłożony był
mahoniowym drewnem, aż doszli do tylnej części rezydencji.
– To tutaj – otworzył kolejne drzwi.
Amber stanęła, zachwycona pięknem niewielkiego saloniku oświetlonego
słońcem, które wpadało przez okna sięgające od sufitu do podłogi. Wazony
pełne róż, ustawione na stołach, jeszcze bardziej rozświetlały przestrzeń, a sofa
RS
74
koloru kremowego z rozrzuconymi złotymi poduszkami oraz gustowny stolik
dopełniały całości.
– Jak tu ładnie – powiedziała Amber, mając nadzieję, że harmonia
wystroju odpowiada charakterowi zamieszkującej tu osoby.
Steve uśmiechnął się w sposób, który tak lubiła, i jej obawy nagle
rozproszyły się niczym poranna mgła.
– Uwielbiam ten salon. Gdy babcia przyjechała do nas, odnowiła niektóre
pokoje. To jedyne miejsce w domu, gdzie czuję się dobrze.
– Rozumiem cię. Ja też dobrze się tu czuję.
Spojrzała na niego i zobaczyła, że nadal się uśmiecha. To wprawiło ją w
radosny nastrój.
– Nie będziesz już nigdy umawiała się z facetami za moimi plecami i
ubierała się dla nich tak atrakcyjnie?– spytał żartobliwym tonem.
Westchnęła i uniosła głowę.
– Każde miejsce ma swoją aurę. Aura tego miejsca łagodzi konflikty –
dodała pojednawczo.
Magia otoczenia, uśmiech Steve'a oraz uczucia, jakie do niego żywiła,
sprawiły, że zapomniała o ich dzisiejszej sprzeczce.
– Steven, czy to ty? – dobiegł ich słaby głos.
– Tak, babciu, to ja. Chcę ci kogoś przedstawić. – Spojrzał na Amber, a
gdy dotknął palcami jej policzka, jego oczy raptownie pociemniały. – Nic się
nie bój, to dobra kobieta – dodał szeptem.
Amber przełknęła ślinę, starając się uspokoić szybko bijące serce i zebrać
odwagę przed spotkaniem. Weszła za nim do sypialni, stanowiącej prawie
lustrzane odbicie salonu. Długie zasłony były całkowicie odsunięte, a
współgrająca kolorystycznie narzuta przykrywała wielkie łoże z baldachimem.
RS
75
Leżała w nim drobna, krucha kobieta o potarganych, siwych włosach. Gdy
weszli, podniosła się i usiadła, a następnie przyjrzała się Amber uważnie.
– Ty musisz być Amber. Podejdź tu bliżej, moje dziecko, niech ci się
wreszcie przyjrzę.
Amber, nieco zawstydzona, wysunęła się kilka kroków do przodu.
– Miło mi panią poznać, pani St John.
Starsza dama uśmiechnęła się i uścisnęła jej rękę z zadziwiającą siła.
–I ja również się cieszę. Jak cię traktuje mój wnuk? Mów śmiało, nie bój
się.
Amber zauważyła przebiegły błysk w oczach starszej pani. Babcia
Steve'a była osłabiona chorobą, ale zachowała bystry umysł.
– Lubię życie małżeńskie i wszystkie związane z tym wyzwania –
odpowiedziała w nadziei, że wykpi się tą półprawdą.
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie – starsza pani podniosła lekko
głos. – O ile wiem, wasze małżeństwo zostało zawarte w pośpiechu. Czy jest
coś, o czym powinnam wiedzieć? – Popatrzyła na jej brzuch a następnie
znacząco na Steve'a.
Amber także spojrzała na Steve'a, który dyskretnie zaprzeczył ruchem
głowy.
– Nie, nie jestem w ciąży. Po prostu Steve błyskawicznie zawrócił mi w
głowie. – Miała nadzieję, że ta odpowiedź usatysfakcjonuje babcię.
Przynajmniej to drugie było prawdą.
Starsza pani chrząknęła.
– Cieszę się, słysząc, że jesteś szczęśliwa. Nie czekajcie z dzieckiem zbyt
długo. Nie będę przecież wiecznie żyła, prawda?
Rozmowa zaczęła według Steve'a zmierzać w niepożądanym kierunku.
Postąpił krok do przodu, zdecydowany przejąć inicjatywę.
RS
76
– Wystarczy już, babciu, powiedz lepiej, jak twoje zdrowie. – Pochylił się
i ucałował ją. Wyglądał przy niej jak olbrzym.
– Czuję się tak, jak można było się spodziewać. Nowotwór wykańcza
mnie szybciej niż twoja matka – uśmiechnęła się szeroko, a jej mizerna i
pokryta zmarszczkami twarz rozpromieniła się.
Amber przełknęła łzy, przypominając sobie ostatni dzień życia swej
matki i jej ostatnie słowa: bądź, dziecko, szczęśliwa bez względu na to, co cię
spotyka.
Teraz, gdy patrzyła na męża pochylonego nad babcią, po raz setny
zastanawiała się, czy postąpiła właściwie. Wychodząc za Steve'a, poszła za
głosem serca w nadziei, że mąż kiedyś ją pokocha. Miłość bez wzajemności to
piekielne tortury...
Steve wstał i wziął ją za rękę,
– Musimy iść. Babcia jest już zmęczona. Starsza pani uśmiechnęła się do
niej.
– Jesteś piękna jak marzenie, a Steve to prawdziwy szczęściarz. Opiekuj
się moim wnukiem.
Pod wpływem impulsu Amber schyliła się i pocałowała ją w bladziutki
policzek.
– Było mi bardzo miło panią poznać. Proszę dbać o swoje zdrowie. –
Może te słowa nie były zbyt zręczne, ale pochodziły prosto z serca.
Amber wiedziała, że pomyślnie zdała pierwszy test. Gdyby spotkanie z
teściową przebiegło równie gładko... Tymczasem Steve uściskał babcię.
– W przyszłym tygodniu znów będę w Melbourne, zatem do zobaczenia.
Starsza pani pomachała im na pożegnanie i uroniła łezkę, gdy zamykali
za sobą drzwi.
RS
77
–Jest niesamowita – powiedziała szeptem Amber, z przejęciem ściskając
rękę Steve'a. Rzadko dotykali się poza sypialnią. Chyba już najwyższy czas, by
coś zmienić w tej kwestii.
Wiedziała, że Steve pod maską chłodu skrywa wielką pasję. Należało
tylko sprawić, by zechciał ją uwolnić. Zrozumiała, że w takim domu jak ten
trudno było okazywać uczucia. Przecież nie okazuje się emocji w muzeum czy
w mauzoleum. Na szczęście wiedziała, jak to zmienić.
– Jest wspaniała, to prawda. Chciałbym, cholera, coś dla niej zrobić. –
Zmarszczył z namysłem brwi.
Miała ochotę dodać mu otuchy jakimś czułym gestem. Jej serce
emanowało ciepłem i zrozumieniem.
– Po prostu trwaj przy niej. A jeśli będzie czegoś chciała, zrób to.
Steve rozejrzał się wokoło, pragnąc ukryć zmieszanie. Widziała, że od
wejścia do sypialni babci zachowywał się jakoś dziwnie. Ale właściwie było to
w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Musiał siedzieć i patrzeć, jak umiera jedyna
osoba, którą kochał. To straszne!
– Próbuję, wierz, mi, że próbuję. – Wyglądał, jakby chciał powiedzieć
coś więcej, ale zrezygnował.
Zauważyła też, jak zaczerwienił się, gdy babcia wspomniała o dziecku i
jak gwałtownie zaprzeczył, gdy pytała, czy Amber jest w ciąży. Jeszcze nie
rozmawiali o dzieciach, dlatego nie wiedział, że marzyła o pokaźnej gromadce
potomstwa. Co więcej, chciała, by w ich związku zapanowała miłość, jeszcze
zanim dzieci przyjdą na świat.
Na razie ich małżeństwo było układem, o czym przypominał jej
codziennie swoim zachowaniem. W uporządkowanym życiu Steve'a brakowało
miejsca i czasu na miłość.
– Gotowa na spotkanie z teściową?
RS
78
Amber przytaknęła. To co, że czuła się tak, jakby miała za chwilę stanąć
przed plutonem egzekucyjnym? Zrobiła już gorszą rzecz: wyszła za mąż za
człowieka, którego prawie nie znała. A teraz oczekiwała, że on ją pokocha...
W porównaniu z tym spotkanie z nieznaną jej panią Rockwell będzie
całkiem łatwe.
RS
79
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Amber zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, gdy samolot wreszcie
wystartował. Była skrajnie wyczerpana – tak właśnie czuła się po wieczornej
herbacie z Georgią Rockwell. Jak – osoba okładana pięściami, zastraszana,
przesłuchiwana, a następnie starannie przeżuta i wypluta. Lub jeszcze gorzej.
Od pierwszej chwili ta kobieta, ubrana jak z żurnala, przyszpiliła synową
wzrokiem. Patrzyła na nią jak na trędowatą. Oczywiście była cały czas
grzeczna i jakże wykwintna. Nienaganna fryzura, elegancki kostium, dyskretna
biżuteria, piękne szpilki. Amber czuła się jak woskowa lalka nakłuwana
tysiącem igieł. Steve powinien dostać medal za to, że w ogóle utrzymywał
kontakt z rodzicielką.
– Czy chciałabyś coś zjeść? – Oschły ton Steve'a jeszcze bardziej ją
zirytował. Miała ochotę krzyczeć i wyć. Dlaczego spotkała ją taka
niesprawiedliwość? Dlaczego została tak upokorzona? To wszystko przez
niego.
Otworzyła oczy i obrzuciła go oskarżającym spojrzeniem.
– Nie jestem głodna.
– A może napijemy się czegoś? Wygląda na to, że jeden mały drink
dobrze by ci zrobił. – Gdyby się uśmiechnął, uderzyłaby go. – Co ja znowu
przeskrobałem? – Próbował zrobić minę niewiniątka, ale jakoś kiepsko mu to
wychodziło. Nic dziwnego, skoro miał takie świdrujące spojrzenie, które
przenikało do głębi jej duszy.
– Mogłeś mnie uprzedzić. – No dobrze, uprzedził ją, ale i tak nie była
przygotowana na spotkanie kogoś pokroju pani Rockwell.
Uśmiech, który doprowadzał ją do furii, nagle zamarł.
– Uprzedzałem, tylko nie słuchałaś.
RS
80
– Prawie pożarła mnie żywcem! – Zatrzęsła się na wspomnienie
niechętnego spojrzenia teściowej, która aż zzieleniała, gdy dostrzegła obrączkę
na jej palcu u nogi. Wtedy Amber miała ochotę podciągnąć bluzkę i pokazać
jeszcze kolczyk w pępku, ale porzuciła ten pomysł, kierując się poczuciem
przyzwoitości.
– Przestań się nią przejmować. Nie warto – poradził Steven. Wziął od
stewardesy dwa kieliszki z winem i podał jeden Amber. – To ci dobrze zrobi –
zapewnił.
Pociągnęła łyk białego barossa, takiego samego wina, jakie pili podczas
wycieczki jachtem. Lubiła je i mogła pić, kiedy tylko miała ochotę. Pomyślała,
że to jedna z zalet noszenia nazwiska Rockwell. Inną zaletą były podróże
lotnicze pierwszą klasą. Do tego też łatwo się przyzwyczaiła. Steve odkrył
przed nią świat luksusu, o jakim nie mogła dotąd nawet marzyć. Niestety nie
dał jej najważniejszego – swego serca.
– Steve, tak naprawdę to niewiele o sobie wiemy, nie sądzisz? –
Zauważyła, jak skulił się nagle i opuścił kąciki ust.
– A co tu jest do poznawania – odburknął i odwrócił się do niej.
– Na przykład nie znam twoich poglądów na temat posiadania dzieci, a
zastanawiałam się nad tym, jeszcze zanim zostałam twoją żoną.
Nim odpowiedział, dopił resztę wina.
– Chcę dziecka – powiedział z energią wisielca, a ton jego głosu
wskazywał, że wolałby pętlę na szyi niż wózek dziecięcy i pieluchy.
– Powściągnij swój entuzjazm – powiedziała złośliwie.
Wzięła tygodnik lotniczy i przerzuciła kilka kartek, usiłując ukryć
narastające rozczarowanie. Właściwie czego się spodziewała? Że skłoni
mężczyznę, który kocha jedynie pracę, do świadomego ojcostwa?
Steve delikatnie odebrał jej tygodnik.
RS
81
– Nie złość się – poprosił. – Wiesz przecież, na czym polega nasze
małżeństwo, ale rzeczywiście chcę dziecka. I to im szybciej, tym lepiej.
– A to dlaczego? – zdumiała się Amber.
– A czy ty byś nie chciała? – zręcznie odbił piłeczkę, odwracając wzrok.
– Skąd o tym wiesz? – Nie rozumiała, skąd ta nagła zmiana w jego
nastawieniu. Steve od samego początku był dla niej zagadką.
– Widziałem, jak zajmujesz się dziećmi w wesołym miasteczku. Nie
mówiąc już o tym, jak zareagowałaś, gdy babcia spojrzała na twój brzuch i
zasugerowała, że jesteś w ciąży. Jeśli chcesz dziecka, to nie mam nic
przeciwko temu.
W Amber wstąpiła nadzieja.
– Wychowanie dziecka to poważna sprawa. Powinno mieć dwoje
kochających rodziców, którzy zapewnią mu opiekę i bezpieczeństwo.
– Czy myślisz, że nie potrafiłbym kochać dziecka? –Skrzyżował ręce na
piersiach i spojrzał na nią groźnie.
Przypomniała sobie rezydencję Rockwellów i westchnęła w duchu. To
był wielki dom, ale bardzo nieprzytulny, zupełnie pozbawiony ciepła. Czy
mężczyzna wychowany w takich warunkach byłby dobrym ojcem?
– Miłości nie można kupić, Steve.
– Nie? – Obrzucił ją przenikliwym spojrzeniem, jakby chciał w ten
sposób podkreślić, że on kupił sobie żonę.
Amber wpadła w furię. Z trudem powstrzymała się, by nie rozbić mu na
głowie tacy z obiadem.
– Chcesz przeliczać uczucia na pieniądze?!
– Amber, doceń to, co mamy. – Musiał chyba zauważyć jej stan ducha,
bo przez jego twarz przemknął wyraz bólu.
RS
82
– Doceniam to. Ale to ty sugerujesz, że kupiłeś mnie za pieniądze, które
dałeś ojcu na uratowanie firmy przed bankructwem.
Jego czy zwęziły się i przybrały granatowy kolor.
– A ty uskarżasz się na...
Miała ochotę krzyczeć, ale zamiast tego wycedziła przez zaciśnięte zęby:
– Nie kupiłeś mnie, bo ja nie jestem na sprzedaż. Nie znoszę być
kontrolowana. Nie cierpię, gdy ktoś mówi mi, co mam robić. A najbardziej nie
lubię, jak udajesz świętoszka, człowieka bez skazy i wmawiasz mi, że
pragniesz dziecka, chociaż nasze małżeństwo to farsa.
Popatrzył na nią, jakby zobaczył zjawę.
– Skończyłaś?
Jak on to zrobił? Nagle jego twarz zaczęła emanować chłodem, usta miał
zaciśnięte w wąską linię, a lekko uniesione brwi nadawały jego twarzy wyraz
błazna. Jak ona mogła zakochać się w takim facecie?
Nic nie odpowiedziała, po prostu odwróciła się i zaczęła wyglądać przez
okno. Miała nadzieję, że Steve zrozumie i zostawi ją w spokoju.
– To jeszcze nie koniec, najdroższa. A przynajmniej nie na długo.
Zmarszczyła brwi, gdy pochylił się ku niej. Jego głos brzmiał
uwodzicielsko.
– Kto wie, może jeszcze dziś wieczorem postaramy się o dziecko? –
szepnął.
Jej zły nastrój natychmiast prysnął. Na myśl o upojnej nocy ze Steve'em,
przeniknął ją gorący dreszcz. Oczywiście musiała zachować twarz, więc
szybko wzięła się w garść i nadal wytrwale go ignorowała.
Steve pogodził się z sytuacją. Wyciągnął się w fotelu i zamknął oczy.
Amber również zamknęła oczy i oddała się medytacji, ale tym razem nie
udało jej się odzyskać spokoju ducha.
83
A co gorsza, nie mogła przestać myśleć o tym, jak też wyglądałoby ich
dziecko...
Pomimo późnego powrotu do domu, następnego dnia Steve wyszedł do
biura wcześniej niż zwykle. Musiał oddalić się jak najszybciej od Amber, gdyż
jej zniewalający urok nie pozwalał mu zebrać myśli. Jej obecność była
niezwykle przyjemna i nawet po wyjściu z domu pamiętał dotyk jej nagiego
ciała i smak ust, ale przecież musiał pracować, musiał być chłodny,
obiektywny, beznamiętny i skuteczny, bo tego wymagała jego profesja.
Pomimo ostrej kłótni w samolocie, Amber przyjęła go w sypialni z
otwartymi ramionami. A ściślej rzecz ujmując – pod prysznicem.
Boże, co za kobieta. Ich małżeństwo z rozsądku stało się teraz związkiem
opartym na wspaniałym seksie. Pragnął tylko żony, nie interesowały go inne
kobiety. To go martwiło i zarazem napawało lękiem. Amber nie powinna się
domyślić, jak bardzo się od niej uzależnił. Jeśli wyczuje, że ma nad nim
władzę, spróbuje to wykorzystać, tak jak jego matka.
Ledwo wszedł do gabinetu, zadzwonił telefon.
– Tak, Chelsea? – rzucił do słuchawki.
– Dzwoni pańska matka.
Zmarszczył czoło.
– Proszę łączyć – powiedział niechętnie.
– Steven, kochanie, jak to miło, że do mnie wpadłeś.
Steve stłumił westchnienie.
– Już od dawna planowaliśmy z Amber tę wizytę, mamo.
– Ach tak... Amber – zrobiła dłuższą pauzę, a Steve wiedział, że za
chwilę przystąpi do ataku. – Wygląda jak... Cyganka.
– Właśnie to mi się w niej podoba najbardziej.
– No tak, rozumiem, bo poza tym jest dość pospolita.
RS
84
– Mamo, mówisz o mojej żonie! – Złamał ołówek, jak zawsze, gdy
rozmawiał z matką przez telefon.
– Steven! Jak możesz?! Po tym, jak poznałam cię z tyloma atrakcyjnymi
kobietami? A co się dzieje z Brianną?
Steve skrzywił się szpetnie. Szczęście, że nikt z klientów nie widział go
w tej chwili. Matka zawsze prowokowała go, a on uciekał w dziecięce
zachowania i pozwalał sobą manipulować.
– Nie mam teraz czasu na rozmowę. Czy jest jakiś powód, dla którego
dzwonisz, czy tylko chciałaś powiedzieć kilka paskudnych rzeczy o mojej
żonie?
Chrząknęła znacząco.
– W przyszłym miesiącu przyjeżdżam do Brisbane na pokaz mody.
Myślałam, że może chciałbyś o tym wiedzieć. Zgadłam?
No świetnie, z pewnością będzie musiał jej towarzyszyć. Diabli nadali...
– Oczywiście, mamo. Czy coś jeszcze?
– Babcia poczuła się znacznie lepiej po twojej wizycie. Być może
powinieneś przyjeżdżać częściej.
Hm, zatem zaproszenie nie obejmowało Amber. Coś takiego... Poczuł,
jak zalewa go fala złości. Nie mógł zrozumieć, jak to się stało, że Ethel St John
dochowała się takiej córki.
– Postaramy się przyjechać do Melbourne, gdy Amber zakończy
przygotowania do otwarcia sklepu. Na razie jest to niemożliwe. – Gdy już
kończył zdanie, zorientował się, że powinien podać inną wymówkę. Widać był
bardziej zmęczony, niż sądził.
– Twoja żona otwiera firmę? – spytała z taką pogardą, jakby Amber
zaczynała pracę striptizerki.
RS
85
– Tak, otwiera sklep. A teraz, jeśli pozwolisz, chciałbym wrócić do
pracy.
– Sklep? – Steve odsunął słuchawkę od ucha, spodziewając się krzyku. –
Nie dość, że ty parasz się czymś tak pospolitym i przyziemnym jak prawo, to
jeszcze chcesz zrobić z żony sklepową? Czy ty zwariowałeś?
Steve uśmiechnął się rozbawiony. Gdyby jeszcze dodał, co to za sklep,
matka potrzebowałaby tygodnia, a może i miesiąca w jakimś modnym
uzdrowisku, żeby dojść do siebie. Niezły pomysł, bo wtedy nie przyjechałaby
do Brisbane...
– Steven, czy ty mnie słuchasz? – Jej głos przeszedł w ryk.
– Do widzenia, mamo. – Odłożył słuchawkę, nie czekając na odpowiedź i
zastanowił się, czy nie zorganizować jakiejś konferencji w Sydney podczas
pobytu matki w Brisbane.
Rozweselony tą myślą, pochylił się nad dokumentami, wracając do
przerwanej pracy.
Amber wyrzuciła pigułki antykoncepcyjne po dwóch tygodniach od
powrotu z Brisbane. Ku jej zdumieniu Steve ostatnio bardzo się zmienił. I to w
sposób, o jakim marzyła. Stał się bardziej czuły, także poza sypialnią, zaczął
rozmawiać z nią o swojej pracy i wspierać jej plany biznesowe. Dzięki jego
pomocy mogła zainaugurować działalność sklepu już w nadchodzącym
tygodniu. Ostatnio też coraz częściej marzyła o posiadaniu dziecka.
Gdy Steve wymógł na niej, by odstawiła pigułki, poczuła się jak w
siódmym niebie. Co prawda maż nigdy nie powiedział, co do niej czuje, ale
teraz otaczał ją troskliwą opieką i był wyjątkowo miły. Co go tak odmieniło? A
może po prostu bardzo pragnął dziecka, tak jak ona.
RS
86
Uśmiechnęła się szeroko, ustawiając kryształy na ladzie sklepowej. Jak to
cudownie, że wszystko wreszcie się ułożyło. Czym sobie zasłużyła na ten dar
losu?
Sklep był doskonale zaopatrzony. Było w nim wiele towarów, począwszy
od lampek olejowych, czystych esencji olejkowych i świec, aż po książki z
dziedziny ezoteryki i poradniki. Sprowadziła również biżuterię leczniczą i
jedwabne poduszeczki, wytwarzane ręcznie przez pracowite Hinduski.
Rozglądała się dokoła, wciąż oszołomiona. Jej marzenie stało się
rzeczywistością i to dzięki jednemu mężczyźnie.
Jak na zawołanie otworzyły się drzwi i do sklepu wszedł Steve, lustrując
wszystko wokół okiem wprawnego biznesmena.
– Jak się czuje moja ukochana wróżka? – Nie czekając na odpowiedź,
żarliwie ją ucałował.
Położyła ręce na jego torsie, wyczuwając twardość mięśni pod cienką
tkaniną koszuli.
– Już mówiłam, że wróżyłam tylko raz. Tobie.
– A wyglądasz na profesjonalistkę. Wszystko, co mi wtedy powiedziałaś,
bardzo mnie podnieciło. – Pochylił się ku niej. – Ale czy na pewno nie jesteś
czarownicą?
Przytuliła się do niego, ciesząc się tą chwilą intymności.
– Przykro mi, jeśli cię rozczarowałam. Nie latam na miotle, jeżdżę
samochodem.
Przesunął ręce po jej plecach w dół, aż do talii.
– Absolutnie nic, co jest związane z tobą, nie może mnie rozczarować.
– No i co o tym myślisz? – wskazała ręką na półki pełne towarów.
Patrzył na nią tak pożądliwie, że tętno Amber wyraźnie przyspieszyło.
– Niewiarygodne!
RS
87
– Mam na myśli wystrój sklepu.
– Ach, sklep.
Ledwo spojrzał na pełne półki, ale widziała, że jest z niej dumny.
– Pomówimy o tym później. – Sięgnął za nią i zrzucił na podłogę kilka
jedwabnych poduszek.
– Hej, nie dotykaj towaru! – Złapała go za rękę, przywierając do niego
jeszcze mocniej.
Zaczął obsypywać pocałunkami jej szyję. Ta pieszczota zawsze
doprowadzała Amber do ekstazy.
– Czy w tym sklepie stosuje się zasadę: spróbuj, zanim kupisz? Bo jeśli
tak.
– Interesują cię poduszki? Są ręcznie haftowane, pochodzą z Indii. –
Opierała się, dopóki jego usta nie dotarły do zagłębienia między piersiami.
– Interesuje mnie wszystko, co sklep ma do zaoferowania, a już
szczególnie właścicielka.
Amber dostała gęsiej skórki.
– A co, jeśli ona nie jest na sprzedaż? – Westchnęła, gdy palce Steve'a,
rozpinając sukienkę, musnęły piersi.
– To żaden problem. Wiem, jak postępować z bezcennymi rzeczami.
– Tylne drzwi – wymamrotała między pocałunkami.
– Zamknięte, odpręż się, kochanie.
I odprężyła się, lekko przestraszona gwałtownością męża. Nigdy nie
kochała się na podłodze, wśród jedwabnych poduszek. Było w tym coś
dzikiego, a zarazem bardzo naturalnego. Ledwie mogła mówić, gdy leżeli
potem zmęczeni w uścisku swych ramion.
– Jestem z ciebie bardzo dumny – wyszeptał, całując ją w kąciki ust.
Przytuliła się do jego boku, rozkoszując się ciepłem ciała ukochanego.
RS
88
I chociaż nie czuła się gorsza od męża, chciała, żeby był z niej dumny,
chciała mu we wszystkim dorównać.
Jednak teraz powinna powiedzieć mu o czymś, co przypieczętuje ich
małżeństwo.
– Steve, musisz o czymś wiedzieć. – Dotknęła mięśni na jego plecach,
czując pod palcami przyjemną twardość.
– Pozwól, niech zgadnę. Chodzi o interesy.
– Nie.
Kreślił palcem kółka na jej brzuchu, a to mogło zaniepokoić jej kochane
maleństwo...
– Nie – szepnęła, gdy przesunął palec niżej.
– Potrzebujesz więcej takich pieszczot... – zaczął pieścić jej łono.
– Boże... Taak – westchnęła. Może powiedzieć mu później. Dużo
później.
Amber starła kurze, a potem umieściła na drzwiach tabliczkę z napisem
„Otwarte" i zajęła swoje miejsce za kontuarem. Targały nią wątpliwości. Co
będzie, jeśli nikt nie przyjdzie? A może ludzie ją wyśmieją? A może sklep jest
za bardzo dziwaczny?
Gdy usłyszała dźwięk gongu, uśmiechnęła się promienna, chętna powitać
pierwszego klienta.
– Cześć, Amber.
Poczuła ukłucie w sercu, gdy zobaczyła, kto przyszedł.
– Jak miło znów panią widzieć, pani Rockwell. – Powstrzymała się przed
złapaniem jej za gardło i uduszeniem. – Co sprowadza panią do Brisbane?
Usta teściowej wygięły się w kiepskiej imitacji uśmiechu.
– To Steve nie powiedział, że przyjeżdżamy?
RS
89
– My? – zdziwiła się Amber. Rozejrzała się, czy teściowa nie przyjechała
z niewidzialną siekierą. A może, wzorem królowych, mówiła o sobie w liczbie
mnogiej?
Jakby na sygnał, drzwi ponownie się uchyliły i do sklepu weszła Cindy
Crawford. Lub przynajmniej osoba do niej podobna. Tak oceniła ją Amber,
widząc niezwykle przystojną i elegancką brunetkę, która stanęła po prawicy
pani Rockwell.
– To jest Brianna. Myślę, że panie powinny się poznać, gdyż mają ze
sobą wiele wspólnego.
Uśmieszek na jej wypielęgnowanej twarzy sprawił, że Amber aż
zaświerzbiała ręka. Powstrzymując się przed zapytaniem, co też ona ma
właściwie wspólnego z tą nabzdyczoną pięknością, powiedziała:
– Miło mi cię poznać, Brianno.
Brunetka obrzuciła Amber spojrzeniem od stóp do głów i spytała:
– To ty jesteś żoną Steve'a?
Nie trzeba było Einsteina, aby zorientować się, że Brianna wstąpiła do
klubu teściowej i zamierza poużywać sobie na Amber!
Amber usiłowała się uśmiechnąć, ale tak naprawdę miała. ochotę
wrzeszczeć co sił w płucach.
– Tak, i jesteśmy z sobą szczęśliwi. – Czemu w ogóle cacka się z tą
wyfiokowaną pannicą? Po co opowiada jej o swoim pożyciu małżeńskim?
Brunetka zmarszczyła nieco perkaty nos.
– Masz szczęście. Mnie wciąż brakuje Steve'a. Ja też przeżyłam z nim
wiele szczęśliwych chwil.
Amber zacisnęła dłonie na ladzie, by nie wydrapać dziewczynie oczu. Na
szczęście włączyła się teściowa.
RS
90
– Masz ładny sklep – stwierdziła wspaniałomyślnie, ale zaraz dodała: –
Myślę, że w ten sposób rekompensujesz sobie duchową nieobecność Steve'a. –
Uśmiechnęła się do Brianny. – Szkoda, że nie będziesz z nami wieczorem.
Zapowiada się bardzo interesująca impreza.
Po czym skinęła na Briannę i otworzyła drzwi. Wyszły z dumnie
uniesionymi głowami, zostawiając Amber w bardzo podłym stanie ducha. To
spotkanie z dwoma jędzami wyprowadziło ją z równowagi, zwłaszcza że nie
wiedziała, co miały na myśli, mówiąc o dzisiejszym wieczorze.
– Dziś wieczór? O co im chodziło? – zastanawiała się głośno.
Steve wymówił się od udziału w uroczystym obiedzie z okazji otwarcia
sklepu. Podobno miał jakieś ważne spotkanie w interesach. Zgodziła się pod
warunkiem, że będą świętować w sypialni, gdy wróci do domu. Chciała przy
tym powiedzieć mu coś, co na pewno go ucieszy.
A teraz zrozumiała, że ją oszukał. Kiedyś zrobił jej awanturę z powodu
spotkania z agentem, wiele mówił o uczciwości małżeńskiej. Szkoda, że sam
nie przestrzegał głoszonych przez siebie zasad. Zatem dziś wieczorem miał się
spotkać z byłą dziewczyną i matką, która jak widać, gotowa była na wszystko,
by zniszczyć ich małżeństwo. No świetnie, świetnie.
Tu nie mogła pomóc żadna joga, karty ani medytacja. Amber podjęła
szybką decyzję. Dziś wieczorem dołączy do towarzystwa, bez względu na
reakcję Steve'a, teściowej i Brianny.
RS
91
ROZDZIAŁ ÓSMY
Steve nie znosił oszukiwać Amber. Był już blisko powiedzenia jej
prawdy o obietnicy, jaką złożył babci, ale jednak się powstrzymał. Gdyby
powiedział, że dziecko jest mu potrzebne, aby dostać spadek, Amber zapewne
rozwiodłaby się z nim w ciągu kilku dni.
Coraz bardziej uzależniał się od niej, to już nie ulegało wątpliwości. Gdy
celowo nieco zmniejszył dzielący ich dystans, Amber zaczęła rozkwitać,
wyraźnie ucieszona okazywanym jej zainteresowaniem. Odróżniał opiekuń-
czość od miłości. Emocje, które w nim wzbudzała, wynikały ze wzajemnego
szacunku, sympatii i szaleńczej żądzy. Jednak skąd brał się ten dziwny ból
serca, ilekroć musiał opuścić Amber?
Teraz do szczęścia brakowało mu już jedynie dziecka. Myśl o maleńkiej
dziewczynce, wyglądającej jak jej śliczna matka, przyprawiała go o drżenie
serca. Obdarzyłby ją pokładami miłości i czułości. Wiedział, że jest do tego
zdolny. Żadne jego dziecko nigdy nie czułoby się niechciane, czy niekochane,
nie zamierzał powielać błędów swoich rodziców.
Poza tym potrzebował dziedzica, bo tylko w ten sposób matka zostałaby
odsunięta od dostępu do fortuny babci.
Skulił się na myśl o matce. Skłamał, mówiąc Amber, że ma wieczorem
ważne spotkanie w interesach. Tak naprawdę chciał chronić żonę przed
zjadliwością tej strasznej kobiety, która chyba tylko przez przypadek została
jego matką. Wiedział, że skrzętnie wykorzystałaby każdą chwilę, by pognębić
jego żonę.
Zadzwonił telefon.
– Pana matka jest na drugiej linii, panie Rockwell.
RS
92
Steve westchnął zrezygnowany. Nie powinien nigdy o niej myśleć.
Materializowała się, ilekroć to robił.
– Połącz mnie, Chelsea, i możesz iść do domu.
– Dziękuję, panie Rockwell. Zesztywniał, słysząc słodziutki głosik matki.
– Steven, co ty jeszcze robisz w biurze? Nie jesteś gotowy?
Spojrzał na zegarek, obliczając, czy zdąży po drodze wypić jedno piwo
na wzmocnienie. Gdy przypomniał sobie, jak wyglądają paznokcie matki,
doszedł do wniosku, że jedno piwo nie wystarczy, by przetrwać wieczór w jej
towarzystwie.
– Będę o siódmej, mamo. Czy coś się stało?
– Skądże. Po prostu mam dla ciebie niespodziankę. Zmarszczył brwi,
podpisując ostatni już dziś dokument.
– Wiesz, że nie lubię niespodzianek.
– Zaufaj mi, Steven. Z pewnością ci się spodoba.
Zaufać matce? To byłoby szaleństwo. Już od dawna jej nie wierzył.
– Do zobaczenia o siódmej. I nie planuj żadnej kolacji. Zaraz po pokazie
wracam do żony.
– Zobaczymy – odparła. Steve odłożył słuchawkę.
Amber leżała w kąpieli bąbelkowej, rozkoszując się masażem.
Odprężona przymknęła oczy. To był długi dzień. Sklep odwiedziło wielu
ciekawskich klientów, ale byli też i tacy, którzy coś kupili. Obrót wyniósł trzy
tysiące dolarów, czyli znacznie więcej, niż się spodziewała. Jej marzenie stało
się rzeczywistością.
Przynajmniej jedno.
Jednak obraz szczęścia burzyło wspomnienie wizyty teściowej rodem z
piekła, no i Brianny. I kłamstwo Steve'a, który zadzwonił, by potwierdzić, że
wróci późno. I jeszcze miał czelność prosić, by na niego czekała!
RS
93
Już ona mu pokaże. Wszystko starannie zaplanowała, począwszy od
szałowej sukni, którą kupiła, wracając do domu, a skończywszy na
przygotowaniu sobie ostrej przemowy.
Bez trudu poznała plany Steve'a. Wystarczyło zadzwonić do sekretarki i
zapytać ją o adres miejsca, w którym Steve miał podobno załatwiać interesy.
Teraz tylko musiała zrobić się na bóstwo. Jeżeli jej mąż chwilowo
pobłądził, ona sprowadzi go na właściwą drogę. I zrobi to tak, by na długo
zapamiętał dzisiejszy wieczór.
Steve rozluźnił krawat, marząc o zmianie smokingu na jedną z tych
luźnych, bawełnianych koszul, które Amber sprowadziła z Indii. Na co dzień,
bez względu na pogodę, musiał chodzić w garniturze. Teraz jednak nie miał już
czasu, by pojechać do domu i przebrać się, nie wzbudzając podejrzeń żony.
– Nareszcie jesteś, kochanie. W samą porę. – Jego matka, ubrana w
wysadzaną cekinami czarną zbroję, sunęła na zabójczych szpilkach przez
zatłoczone foyer.
– Przecież obiecałem, że będę – nie mógł ukryć rozdrażnienia. Zawsze go
irytowała, a teraz w dodatku marzył, by jak najszybciej wrócić do Amber.
– Bardzo się cieszę z naszego spotkania. Pamiętasz, jak mówiłam ci o
niespodziance? – Oczy matki błyszczały niemal równie intensywnie, jak jej
brylantowe kolczyki.
– Spokojnie, mamo. Co to takiego?
– Tam jest twoja niespodzianka – pomachała ręką w kierunku drzwi. –
Chodź tu, skarbie.
Steve patrzył, jak przypominająca manekin kobieta przeciska się przez
foyer. Ubrana była w pospolicie wyglądającą czerwoną suknię, która wcięta
głęboko w talii, maksymalnie uwypuklała silikonowy biust.
RS
94
– Cześć, Steven. Dawno cię nie widziałam. – Przesunęła po jego twarzy
palcami uzbrojonymi w szpony koloru sukni.
– O... co za spotkanie. – Steve odsunął się trochę, zastanawiając się, co
on kiedyś widział w tej kobiecie.
Brianna wydęła wargi. Kolor jej ust przypominał Stevowi krew, a ona
sama kojarzyła mu się w tej chwili z nienasyconą wampirzycą.
– Nie bądź taki, Steven. Spędziliśmy ze sobą wiele miłych chwil. –
Przysunęła się, muskając go biustem.
– O, to już historia, stare dzieje. Musisz wiedzieć, że od niedawna jestem
żonaty. I to szczęśliwie.
– Tak? – wyszeptała tak zmysłowo, że Steve instynktownie się
wzdrygnął.
– Zapomnij o tym, nie jestem już tobą zainteresowany. – Odepchnął jej
rękę.
Brianna w sekundzie zmieniła się nie do poznania. Już nie była słodką i
zalotną kokietką, lecz bezwzględną i zimną jędzą.
– Twoja strata po raz drugi. Zawsze miałeś kłopot z właściwą oceną
ludzi.
Wyczuł w jej słowach jakiś ukryty sens.
– O czym ty mówisz?
Spojrzała na niego drwiąco.
– O czym? O twojej beznadziejnej żonie. – Ukłuła go ostrym
paznokciem. – Porzuciłeś mnie dla jakiejś dziwaczki z wesołego miasteczka?
Biedaku!
Steve odetchnął głęboko, żeby się uspokoić. Nie pamiętał, by ktoś go
kiedyś tak rozwścieczył. Żeby nie przyłożyć Briannie, po prostu odwrócił się i
odszedł.
RS
95
Postanowił znaleźć sprawczynię tego zamieszania, bo to przecież ona
wmanewrowała go w tę nieprzyjemną sytuację. Dostrzegł ją rozmawiającą z
jednym z organizatorów. Podszedł do niej i wziął za ramię.
– Muszę z tobą porozmawiać. Teraz.
Pani Rockwell spojrzała na niego wystraszonymi oczami. Steve był blady
jak ściana i najwyraźniej wściekły.
– Chodź ze mną – powiedział. – Albo pożałujesz. Jak nie, to narobię ci
wstydu przed tymi wszystkimi ludźmi.
Jego matka miała klasę. To musiał przyznać. Zamiast załamać się lub
zalać łzami, jak zrobiłaby większość kobiet, podniosła lekko głowę, skinęła
przepraszająco rozmówcy i poszła za synem.
– Ranisz mnie, Steven – powiedziała, gdy wciągnął ją do małego pokoju,
oddzielonego od foyer purpurową draperią.
– A to dopiero początek, mamo. Po jaką cholerę sprowadziłaś tu Briannę?
I co powiedziałaś jej o Amber?
– Próbuję ci pomóc, Steven.
– To nie jest żadna pomoc! – podniósł głos, na co matka zareagowała
brzydkim grymasem.
– Nie krzycz, Steven. Rockwellowie nigdy nie krzyczą.
– To prawda, nie krzyczą. – Rozluźnił pięści i opanował się. – My,
Rockwellowie, wolimy niszczyć bez hałasu, bez emocji i bez uczuć. Obłuda to
nasze zawołanie rodowe. Tak jest zdrowiej – ironizował, nie kryjąc pogardy.
– Nie bądź śmieszny. Wyszedłeś na ludzi dzięki wychowaniu, jakie
otrzymałeś – zrobiła krótką pauzę. – Niestety nie znasz się na kobietach.
Poczuł, jak właśnie coś w nim umarło.
– To koniec. Nie chcę cię więcej widzieć ani słyszeć. Rozumiesz? Nie
mam już matki.
RS
96
Amber weszła do foyer Convention Center, gdzie odbywał się pokaz
mody w chwili, gdy Brianna bezczelnie uwodziła Steve'a. Widziała, jak Steve
ją odepchnął. Chciała podejść do niego i od razu mu wybaczyć, ale on gdzieś
przepadł. Chwilę później zobaczyła, jak wchodził z matką za purpurową
draperię. Nie zamierzała podsłuchiwać, ale potem uznała, że powinna
wiedzieć, o czym rozmawiają. Podeszła więc dyskretnie do draperii,
nasłuchując uważnie.
Zajrzała za zasłonę. Widok matki tłumaczącej się przed Steve'em sprawił
jej satysfakcję.
Pani Rockwell spojrzała karcąco na syna.
– Możesz mnie potępiać, ale to nie zmienia faktów.
Steve przejechał ręką po włosach i Amber natychmiast zapragnęła ukoić
jego ból.
– Mam dosyć twojej ingerencji w moje życie. Daj mi spokój. Nie
zamierzam cię dłużej słuchać.
– Wiem, dlaczego wyciągnąłeś tę dziwaczkę z rynsztoka i ożeniłeś się z
nią – syknęła, gdy spostrzegła Amber.
– Nic nie wiesz. Wynoś się z mojego życia. – Steve znów podniósł głos.
Georgia Rockwell ponownie obrzuciła Amber jadowitym spojrzeniem.
– Jedynym powodem, dla którego ożeniłeś się z tą wywłoką, była
potrzeba spłodzenia dziedzica. Chcesz zgarnąć spadek po babci, prawda? A ta
głupia gęś dała się nabrać na czułe słówka. Albo może poleciała na twoje
pieniądze? – Popatrzyła triumfalnie na Amber.
Amber aż zatoczyła się pod ciężarem takiego oskarżenia. Steve nie
potrzebował spadkobiercy. Na początku znajomości i małżeństwa nie
wspominał w ogóle o dzieciach. Co więcej, to ona przestała brać środki
antykoncepcyjne, gdy Steve stał się bardziej czuły i przystępny. Nagle do jej
RS
97
umysłu dotarły fakty, które napełniły ją przerażeniem. Przypomniała sobie, jak
Steve potrząsnął głową, gdy babcia pytała o dziecko, a potem jego prośba, by
odstawiła pigułki.
Boże, nie! To nie może być prawda. Zmienił się, bo zaczął odczuwać w
stosunku do niej coś więcej niż fizyczne pożądanie. To nie była żadna
sztuczka, żeby skłonić ją do urodzenia dziecka, dziedzica fortuny Rockwellów.
– Skąd wiesz?
Te dwa słowa wypowiedziane przez człowieka, którego kochała nad
życie, złamały ją do reszty. Instynktownie położyła dłonie na brzuchu i ruszyła
do wyjścia. Gdy była już na zewnątrz, oparła się o ścianę i usiłowała stłumić
łkanie. Chwytała głęboko powietrze, by uspokoić narastającą panikę. Bała się,
że zaszkodzi dziecku.
Muszę wracać do domu, pomyślała, zatrzymując przejeżdżającą
taksówkę. Ale jej dom nie był już w Brisbane. Chciała opuścić miasto i wrócić
do swojej przyczepy, jedynego schronienia, w którym zawsze czuła się
bezpieczna.
– Czy pani dobrze się czuje? – zapytał taksówkarz, przyglądając się jej z
niepokojem.
Potwierdziła skinieniem głowy, wiedząc, że nic już nie będzie takie, jak
dawniej.
Steve otworzył drzwi frontowe przy pomocy autopilota. W duszy czuł
głęboki ból. Tęsknił za ramionami Amber i ich kojącym wpływem, którego
potrzebował po wieczornej konfrontacji z matką. Wprawdzie od dawna
pogardzał matką, ale dopiero teraz poznał całą głębię jej zła. W jakiś sposób
dowiedziała się o jego prawdziwych motywach zawarcia małżeństwa z Amber,
a on je bezwiednie potwierdził.
RS
98
– Kochanie, już wróciłem! – zawołał, dziwiąc się panującym wokół
ciemnościom. Gdy szedł po omacku zapalić światło, zahaczył nogą o jakiś
przedmiot, którego z pewnością nie powinno tu być.
Przeklinając po cichu, włączył światło. Poszukał wzrokiem przedmiotu, o
który się potknął, i zobaczył dwie duże walizki.
– Amber, co się stało? – zawołał, czując narastający niepokój.
– Jak w tym wyglądam? – rozległ się jej głos.
Spojrzał w stronę schodów. Amber schodziła powoli ze schodów, ubrana
w obcisłą, niezwykle elegancką, czarną suknię.
Prezentowała się wspaniale. W ostatnich tygodniach nieco przytyła, ale to
tylko dodawało jej uroku.
– Piękna sukienka. Na jaką to okazję?
Zignorowała go. Przeszła przez pokój ze spuszczonymi oczami.
– Odchodzę – powiedziała.
– Żeby zostać modelką? – zażartował, ale gdy Amber chwyciła walizki,
zrozumiał, że to nie zabawa. Chciał jej dotknąć, ale nie miał odwagi. Nigdy jej
nie widział w takim stanie.
– Życzę ci dużo szczęścia – powiedziała z goryczą. W końcu zwróciła się
ku niemu. Twarz miała spuchniętą, a oczy zaczerwienione. Po jej policzkach
spływały wielkie łzy.
– Co się stało, kochana? – Dotknął jej, desperacko pragnąć ukoić jej ból.
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła i odsunęła się, unosząc ręce. – Nie
jestem żadną twoją kochaną – wyrzuciła z siebie, a z jej zazwyczaj
roześmianych oczu emanowała nienawiść. A także... pogarda.
Poczuł się, jakby ktoś wrzucił go do lodowatej wody. Nagle zrozumiał,
jak bardzo kocha Amber. Zdał sobie z tego sprawę w chwili, gdy była na skraju
załamania nerwowego.
RS
99
– Nie rozumiem – szepnął.
Nigdy nikogo o nic nie prosił, ale teraz był tego bliski. Chciał, by
otworzyła się przed nim i wyznała, kto ją zranił.
– To dotyczy nas obojga. Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy, do końca
życia...
Jej słowa sprawiły mu ból, choć nadal nie rozumiał, co się właściwie
stało.
– Amber, co ja takiego zrobiłem? – spytał bezradnie.
Gdy potrząsnęła głową, nie przestając płakać, Steve poczuł się jak ostatni
łajdak. Jednak nadal nie wiedział, czym zawinił.
– Powiedz mi, co ja takiego zrobiłem – powtórzył.
– Nie krzycz na mnie, nie jestem dzieckiem. – Dotknęła ręką brzucha i
Steve się domyślił.
– Na miłość boską, jesteś w ciąży!
Oparł się z wrażenia o ścianę. Amber była brzemienna. Odczuł głęboką
radość. A zatem przyczyną jej dziwacznego zachowania jest lęk przed
nieznanym. Albo hormony...
– Amber, dlaczego mi nie powiedziałaś?
Spojrzała na niego, mocniej obejmując brzuch.
– Czego ci nie powiedziałam?
– Nosisz moje dziecko – uśmiechnął się niepewnie, by ją uspokoić.
Uniosła buntowniczo głowę.
– Mylisz się. To jest moje dziecko. A ty, twoja chora matka i babka
macie trzymać się od niego z daleka!
Krew odpłynęła mu z twarzy i po raz pierwszy w życiu poczuł się słaby i
bezradny. Cholera, musiała się dowiedzieć o warunku babci. Od kogo? Czyżby
od jego matki? Tak, to bardzo prawdopodobne.
RS
100
Na szczęście nie wszystko jeszcze stracone. Powinien teraz wszystkiemu
zaprzeczyć i pokazać, że ją kocha.
– Nie wiem, co powiedziała ci moja matka, ale to wszystko kłamstwa.
Tak się cieszę, że jesteś w ciąży. Nie mogę się doczekać przyjścia dziecka na
świat – przerwał, widząc zgrozę w oczach Amber. – Muszę ci jeszcze coś
powiedzieć... Kocham cię.
Ku jego zdumieniu odrzuciła głowę i wybuchła histerycznym śmiechem.
– Niezłe przedstawienie. Czy ty nie masz poczucia wstydu? – Podeszła
do niego, stukając obcasami. – Takie słowa nic nie kosztują, prawda? Ale są
też niewiele warte – wystukiwała każde słowo palcem wskazującym na jego
piersi. – Miłość? Ty w ogóle nie wiesz, co to znaczy! A jeśli chodzi o dziecko,
to wiem, że jest ci potrzebne tylko po to, byś mógł przejąć spadek po babce.
Steve opadł na najbliższe krzesło, rozpaczliwie poszukując argumentu,
który rozproszyłby jej lęki.
– To nie jest tak, jak myślisz.
– Nie okłamuj mnie! – krzyknęła. – Słyszałam, jak się przyznałeś!
O Boże! Musiała być w Convention Centre; dlatego była tak elegancko
ubrana. I musiała słyszeć jego rozmowę z matką.
– Amber, proszę, nie rób tego. Wszystko ci wyjaśnię... –Zesztywniał,
widząc odrazę na jej twarzy, a w jego sercu pojawił się lęk, że mógłby ją
naprawdę stracić.
– Wyjaśniaj temu, komu na tym zależy. Bo ja mam to gdzieś! – Wzięła
walizki i ruszyła ku drzwiom.
Steve ukrył twarz w dłoniach. Chciał pobiec za Amber, ale nie wiedział,
jak ją przebłagać. Jego żona miała rację, słowa nic nie kosztują.
RS
101
Musiała czuć się fatalnie – oszukana i zraniona. A Steve nie umiał
udowodnić, że naprawdę ją pokochał. Skoro nie wierzyła jego słowom,
przekona ją czynami. To postanowione.
RS
102
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Amber nie mogła wrócić do wesołego miasteczka, choć bardzo o tym
marzyła. Musiała nadal prowadzić interes. Nie chciała, by Steve wykorzystał
jej zawodową klęskę jako argument w ewentualnej batalii o dziecko.
Właśnie, dziecko. Ponownie delikatnie pogłaskała brzuch. To nieważne,
że jej życie legło w gruzach. Miała teraz coś najcenniejszego. Coś, czego
zawsze pragnęła i czego nikt jej nie odbierze.
Nagle cień wątpliwości przysłonił radość. Rockwellowie byli
nieprzyzwoicie bogaci, a Steve był znakomitym prawnikiem. A jeśli
rzeczywiście zechcą odebrać jej dziecko? Nie stać jej było na kosztowną
batalię sądową, ale oni mogliby sobie na to pozwolić...
Mieli wpływowych przyjaciół, należeli do elity. A jeśli Steve zażąda
zwrotu pieniędzy zainwestowanych w sklep i pozbawi ją środków do życia? Z
czego wówczas utrzyma dziecko?
Te pytania dręczyły ją przez cały dzień, dopóki skonana nie legła w
hotelowym łóżku. Zamknęła oczy, usiłując wymazać z pamięci obraz męża.
Mówił, że ją kocha. Łajdak!
Po tygodniach czekania i nadziei powiedział wreszcie te dwa piękne
słowa, tylko że teraz nie miały już one żadnego znaczenia. Wiedziała, że
zrobiłby i powiedział wszystko, byle tylko położyć łapę na fortunie babki.
Potraktował ją instrumentalnie, tak samo zachowałby się w stosunku do
dziecka. Był zimnym, wyrachowanym draniem. Boże, gdzie ona miała oczy?
Długo jeszcze przewracała się na łóżku, zanim wreszcie zapadła w sen.
Steve musiał z kimś porozmawiać. Koniecznie. Jedyną osobą, do której
miał zaufanie, była jego babcia. Zarezerwował bilet na lot do Melbourne, jak
tylko Amber opuściła ich dom. Przeklinał siebie za głupotę, bo przecież to
RS
103
przez jego nonszalancką bezmyślność opuściła go jedyna kobieta, na której mu
zależało.
Miał trochę czasu na pozbieranie myśli podczas dwugodzinnego lotu.
Usiadł w wygodnym w fotelu i zaczął rozważać całą sytuację. Babcia nie była
jedyną osobą, której mógł zaufać, bo miał jeszcze Amber. Przypomniał sobie,
jak troszczyła się o niego, jak pod jej wpływem stopniowo opuszczały go
uprzedzenia i obawy z dzieciństwa.
Gdyby tylko wcześniej zdał sobie sprawę ze swych uczuć do niej,
powiedział prawdę o warunkach dziedziczenia majątku babci i motywach
swego postępowania. Amber na pewno by go zrozumiała. Do licha, pomogłaby
osiągnąć cel, wsparłaby go. Ależ był głupcem! Miał się za intelektualistę, ale w
tym wypadku postąpił jak ostatni głupek.
Miał ochotę zrzucić całą winę na matkę, ale to byłoby chowanie głowy w
piasek. Owszem, jego matka była bezwzględną, pozbawioną wyższych uczuć
kobietą, ale to wiedział przecież od dawna. Wiedział też, czego można się po
niej spodziewać. Z Amber to zupełnie inna sprawa...
Wciąż bił się z myślami, gdy godzinę po przylocie pukał do sypialni
babci.
– Proszę wejść.
Wziął głęboki oddech i otworzył drzwi, oczekując najgorszego. Ostatnio
widział babcię kilka tygodni temu i wyglądała, jakby rak już kończył swe
niszczycielskie dzieło.
– Cześć, babciu, to ja.
O dziwo, tym razem babcia, podparta poduszkami, siedziała na łóżku, a
wyraz jej twarzy był pogodny jak dawniej. Prezentowała się całkiem dobrze.
– Co tym razem przeskrobałeś, mój chłopcze?
RS
104
Schylił się i ucałował pomarszczony policzek, podniesiony na duchu jej
lepszym samopoczuciem.
– Dlaczego, babciu, uważasz, że coś przeskrobałem? Podniosła
wskazujący palec.
– Być może jestem umierająca, ale nie jestem zniedołężniała. Wyglądasz,
Steven, jak kiedyś, gdy nie powiódł ci się jeden z twoich chemicznych
eksperymentów... No, a teraz usiądź i opowiedz mi wszystko.
Steve przysiadł na krawędzi łóżka.
– Najpierw, babciu, powiedz mi, jak się czujesz. Wyglądasz dużo lepiej.
Nie była to grzecznościowa formułka. Babcia miała zaokrąglone policzki,
na których gościł nawet lekki rumieniec. Babcia machnęła lekceważąco ręką.
– To zapewne codswallop. Pigułki, które poprawiają samopoczucie. Nie
leczą, ale wyglądam po nich lepiej. No, a teraz powiedz mi, co się stało.
Zdumiała go jej postawa. Akceptowała śmierć, a jednocześnie nadal
żywo interesowała się światem żywych.
– Chodzi o Amber.
– Czy ona jest w ciąży? – W jej oczach, pojawił się przebłysk nadziei.
Steve przytaknął, zastanawiając się, jak powiedzieć babci, że Amber nie
chce z nim rozmawiać i wyprowadziła się z domu.
– Dobra robota, chłopcze. Wiedziałam, że ci się uda. Mogę teraz
spokojnie umrzeć, bo zaznałam pełni szczęścia.
– Babciu, jest coś jeszcze... Zignorowała tę uwagę.
– Dobrze, że twoja matka cię urodziła, bo co by się stało z moją fortuną?
To jedyna dobra rzecz, jaką zrobiła w swym marnym życiu. Kiedy wasze
dziecko przyjdzie na świat?
– Nie wiem dokładnie.
RS
105
– Co?! Nie wiesz, kiedy ma się urodzić twoje dziecko? To co z ciebie za
ojciec?! – krzyknęła wzburzona.
– Taki sam jak mąż, babciu.
Nigdy nie tęsknił do życia w małżeńskim stadle, ale gdy już zdecydował
się na ten krok, zasmakował w nim. Tak czy inaczej nie zamierzał dołączać do
klubu rozwodników.
Oczy babci zwęziły się, podobnie jak dwadzieścia lat temu, gdy podrzucił
jej do łóżka kilka dużych ślimaków.
– Zraniłeś tę miłą i ładną kobietę, prawda? I pewnie twoje małżeństwo
wisi teraz na włosku?
Steve zmieszał się.
– Coś w tym rodzaju. Nie powiedziałem Amber o klauzuli w twoim
testamencie, a ona dowiedziała się o niej od matki.
Twarz babci pobladła.
– Jak mogłeś być tak nierozsądny?
Wiedział, że zapędził się w kozi róg. Teraz jedynym wyjściem było
powiedzenie prawdy. Całej prawdy.
– Na początku nie kochałem Amber, dlatego nie byłem z nią do końca
szczery.
– To dlaczego się z nią ożeniłeś? – Babcia wyraźnie się zmartwiła i nagle
Steve doszedł do wniosku, że nie powinien jej tego mówić.
– Matka powiedziała mi, że nie będziesz już długo żyła i dlatego
chciałem ci ofiarować jedyną rzecz, której pragnęłaś, zanim... – nie mógł
wymówić tego strasznego słowa. –Lubiłem Amber, ona potrzebowała mnie, a
ja jej. W tej sytuacji małżeństwo wydawało się dobrym pomysłem.
– Potrzebowała ciebie? Co masz na myśli? – Babcia nie zamierzała
pozwolić, by zbył ją jakimiś ogólnikami.
RS
106
Westchnął, wiedząc, że to co ma do powiedzenia, nie będzie przyjemne.
– Firma jej ojca była na krawędzi bankructwa. Potrzebowali pieniędzy,
które ja mogłem im dać. Poza tym wiedziałem, że Amber marzy o dzieciach.
– Kupiłeś ją?! Tak jak się kupuje konia? – Babcia spojrzała na niego z
taką pogardą, że najchętniej schowałby się do mysiej dziury. – Co ty sobie
myślałeś?
Ukrył twarz w dłoniach, głęboko zawstydzony.
– W ogóle nie myślałem.
– Steve, czy pieniądze są dla ciebie aż tak ważne?
– Do licha, babciu. Nie!
– Więc dlaczego? – Ból, który usłyszał w jej słowach, niemal go poraził.
– Chciałem, żebyś była szczęśliwa. Pragnąłem dać ci chociaż małą
cząstkę tego szczęścia, które ty mi dałaś. Gdybyś miała wnuka, wszystko
byłoby łatwiejsze. – Wskazał na stos lekarstw na stoliku i na butlę tlenową,
która stała w rogu pokoju.
Babcia położyła mu rękę na głowie, tak jak dawniej, gdy był mały.
– Kochanie, nie muszę widzieć wnuka, by wiedzieć, że będziesz dobrze i
sprawiedliwie zarządzał moim majątkiem. Zgodnie z moją wolą część
pieniędzy przeznaczysz na stworzenie ośrodka dla dzieci chorych na raka.
Zawsze byłam z ciebie dumna i nic tego nie zmieni.
Steve wziął babcię za rękę.
– Narozrabiałem, babciu, prawda?
Uścisnęła jego rękę.
– Wobec mnie jesteś w porządku, ale chyba powinieneś jak najszybciej
porozmawiać z pewną młodą damą.
– A jeśli nie zechce mnie wysłuchać?
RS
107
Przecież wyśmiała go, gdy powiedział, że ją kocha. Dlaczego miałaby mu
wierzyć?
– Jeśli cię kocha, to wysłucha. Czy nie jesteś znakomitym prawnikiem?
Użyj swoich zdolności negocjacyjnych.
Ethel nie kryła dumy, gdy skończył szkołę. Nigdy nie potępiała jego
wyborów życiowych ani decyzji, że postanowił samodzielnie pracować na swe
utrzymanie. Co innego matka... Nieważne, to w tej chwili nie ma znaczenia.
Gdy odkryła, że babcia chce pozbawić ją spadku, dała synowi spokój. Dzięki
Bogu.
Być może Amber go kochała. Nie był tego pewien, ale było im dobrze w
łóżku, a poza tym chyba lubiła przebywać w jego towarzystwie. Ale czy można
to nazwać miłością? Przecież sam jej powiedział na początku, że uczucia nie
będą odgrywały w ich związku ważnej roli, bo chodzi o układ.
Babcia zachichotała.
– Lubię tę dziewczynę. No, to do roboty, Steven.
Uśmiechnął się. Zawsze robił to, co mu powiedziała.
Amber zamknęła frontowe drzwi sklepu i zasłoniła rolety. Zakończyła
kolejny, ciężki dzień pracy. Znów przyszło wielu klientów, a i obrót był spory.
Nawet jej ojciec wpadł na chwilę, tłumacząc się, że ma coś do załatwienia w
mieście, ale ona wiedziała, że przyszedł sprawdzić, jak sobie radzi. Przecież
nie znosił jeździć samochodem, a na podróż ze Złotego Wybrzeża do Brisbane
musiał poświęcić przynajmniej godzinę. Interesy załatwiał zawsze przez
Internet i telefon.
Colin Lawrence miał się świetnie dzięki sporemu zastrzykowi gotówki od
Steve'a, który tym samym uratował wesołe miasteczko. Na szczęście ojciec
dopilnował, by wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Czyżby przewidywał,
że ich małżeństwo tak szybko się zakończy?
RS
108
Jeżeli tak, to okazał się mądrzejszy od niej, ale tego na razie nie mogła
mu powiedzieć.
Starała się nie okazywać bólu, a ojciec chyba niczego nie zauważył.
Życzył jej wszystkiego najlepszego, a po kupieniu małej buteleczki olejku
lawendowego, opuścił sklep.
Amber krzątała się energicznie, by nie mieć czasu na myślenie o tym, co
przyniesie jej przyszłość.
Nigdy nie chciała być samotną matką, ale los okrutnie z niej zadrwił.
Dotychczas myślała, że rozwody zdarzają się wówczas, gdy małżonkowie nie
dbają o swoje związki, nie pielęgnują ich. Cóż, rzeczywistość okazała się o
wiele bardziej skomplikowana.
Gdy poczuła spływającą po policzku łzę, wytarła ją ze złością. Ostatniej
nocy wylała tyle łez, że można by napełnić nimi ocean. Przysięgła sobie wtedy,
że już nigdy nie będzie się nad sobą rozczulać. Musi prowadzić firmę, urodzić
dziecko i zapewnić mu przyszłość. Tylko dlaczego czuła się tak podle?
Nagle ktoś głośno zapukał do drzwi.
– Już zamknięte! – zawołała, jednak pukanie powtórzyło się. – Idę, idę –
powiedziała z westchnieniem.
Odchyliła żaluzje i zobaczyła mężczyznę, którego za nic w świecie nie
chciała widzieć. A co gorsza, jej serce zaczęło bić jak szalone.
– Amber, musimy porozmawiać! – krzyknął Steve rozkazującym głosem.
Opuściła żaluzje, odwróciła się i przywarła plecami do drzwi.
– Odejdź. Nie mam ci nic do powiedzenia.
– Ale ja mam ci wiele do powiedzenia. Więc otwórz drzwi. Natychmiast!
Nie znosiła, gdy ktoś ją kontrolował, oszukiwał lub jej rozkazywał. Steve
dopuścił się tych wszystkich przewinień. Zakładając ręce na piersiach,
krzyknęła:
RS
109
– Daj mi spokój!
– Nie odpychaj mnie, Amber. – W jego głosie pobrzmiewała groźba.
Co tam, nie dam się zastraszyć, pomyślała. Co mógł jej teraz zrobić?
Serce już jej złamał.
– A dlaczego nie? Przecież i tak na nikim ci nie zależy. –Wiedziała, że
brzmiało to dziecinnie. Powinni chyba porozmawiać jak dwoje dorosłych
ludzi.
Zrobiło się jej żal Steve'a. Jedno spojrzenie przez żaluzje wystarczyło, by
ocenić, w jakim był stanie. Wyglądał na zabiedzonego – nieogolony, z sińcami
pod oczami, w krzywo zawiązanym krawacie. On, zawsze taki wymuskany i
elegancki...
Steve nacisnął klamkę, a gdy drzwi nie ustąpiły, zaczął nią szarpać.
– Amber, wpuść mnie! Nie możemy rozmawiać przez drzwi. – Po
krótkim namyśle dodał: – Proszę...
Otworzyła drzwi, próbując zachować spokój.
– To strata czasu – mruknęła.
Powstrzymała się, by nie przygładzić jego włosów, gdy przejechał po
nich ręką.
– Nie sądzę – odparł.
Próbowała ukryć zdziwienie, gdy zobaczyła, że nie miał również spinki
od krawata, a jego ulubione pióro zwisało z górnej kieszonki marynarki. Może
to śmieszne, ale nagle wstąpiła w nią nadzieja. Czyżby znaczyła dla Steve'a
więcej, niż chciał przyznać?
Powstrzymała go, gdy chciał przekroczyć próg.
– Zanim tu wejdziesz, ustalmy pewne zasady. Po pierwsze nie będziesz
mi rozkazywał, po drugie nie będziesz mówił mi, co mam robić i po trzecie po
rozmowie opuścisz sklep, szanując moją decyzję. Czy zrozumiałeś?
RS
110
Oczy mu ściemniały, usta zacisnęły się w wąską linię, ale nie
zaprotestował.
– Zgoda. Czy mogę teraz wejść?
Kolejne zaskoczenie. Nie awanturował się i przyjął jej warunki. Musiał
być doprawdy w gorszej formie, niż początkowo myślała. No i dobrze mu tak.
Dlaczego tylko ona ma cierpieć?
Weszła za ladę, usiadła na taborecie i natychmiast poczuła się
bezpieczniej. Chociaż zdołała się opanować i jej umysł działał sprawnie, to
zdradzieckie ciało zawsze ochoczo reagowało na bliskość Steve'a.
– No? I co takiego ważnego masz mi do powiedzenia?
Steve popatrzył na półki.
– A gdzie są te wszystkie poduszki?
O, nie! Specjalnie wspomniał o poduszkach, by przypomnieć jej, jak
kochali się na podłodze. Jaki był wtedy czuły, a zarazem gwałtowny i
natarczywy.
Zamrugała szybko powiekami, by wymazać z pamięci wspomnienia,
które nie pozwalały jej się skupić.
– Nie sprzedaję używanych rzeczy w moim sklepie. Chociaż moja
obecność tutaj przeczy tej tezie...
Zdumiony Steve otworzył usta.
– Nie wykorzystywałem cię, Amber.
– Naprawdę? A jak byś to nazwał? – Przyłożyła palce do skroni, jakby
zastanawiając się nad odpowiedzią. – O tak, ożeniłeś się ze mną z miłości?
–Wiele się zmieniło. Ludzie się zmieniają, ja...
– Jestem zmuszona przerwać ci. Wielki i wspaniały Steven Rockwell się
zmienił? To nieprawdopodobne! Zawsze wykorzystywałeś ludzi, bądź dla
RS
111
interesu, bądź dla zwykłej przyjemności. – Położyła ręce na ladzie. – A mnie
wykorzystywałeś dla przyjemności czy w interesach, ważniaku?
Steve zaczął chodzić po sklepie. Był zirytowany do tego stopnia, że bała
się fizycznego ataku z jego strony. Pochylił się nad ladą i zmarszczył groźnie
brwi.
– Przestań. Musimy sobie wszystko wyjaśnić.
– Zaraz, zaraz. Na razie to ty mówisz i oczekujesz, że będę cię słuchać.
Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy. – Potrząsnęła głową, a w jej oczach
zalśniły łzy.
– Amber, ostrzegam cię!
Nigdy nie widziała go w takim stanie. Powinien wyglądać jak
rozwścieczony tygrys w klatce, a on tymczasem, mogłaby przysiąc, wydawał
się rozbawiony całą sytuacją.
– Biedny, mały Steve. I co teraz zrobisz? Sprawisz mi lanie? – roześmiała
się, by go rozzłościć.
– A żebyś wiedziała!
Zanim zdążyła zareagować, skoczył za kontuar i przycisnął ją do ściany.
– Puść mnie! – krzyknęła, wijąc się jak ryba w sieci.
– Czy ty nigdy nie przestaniesz walczyć, głupia kobieto? Spokojnie...
Powinna wyrzucić go ze sklepu. Powinna krzyczeć, bić go i uwolnić się z
uścisku. Albo potraktować go tak, jak podczas pierwszego spotkania, gdy siłą
przytulił ją do siebie i pocałował.
Nic z tych rzeczy. Nagle oblała ją fala gorącego pożądania i zapomniała o
walce.
– Amber, spójrz na mnie.
Ignorując jego prośbę, potrząsnęła energicznie głową. Powinna trzymać
go na dystans. Zwłaszcza teraz.
RS
112
– To niczego nie załatwi – powiedziała cicho, próbując zebrać myśli.
– Czy jesteś tego pewna? – Nie dał jej szansy na odpowiedź, gdyż
przykrył jej usta swoimi i wycisnął na nich gorący pocałunek.
Spodziewała się, że będzie bardziej delikatny. Każda próba oporu
wydawała się bezsensowna, tym bardziej że jej ciało marzyło, by kochać się ze
Steve'em. Chciała zedrzeć z niego koszulę, poczuć jego naga skórę pod
palcami.
Przerwał pocałunek, wplótł palce w jej włosy i spojrzał głęboko w oczy.
– Znasz moje uczucia. Chcę tego dziecka bardziej niż czegokolwiek w
życiu. Czy możemy zacząć jeszcze raz?
Przeszył ją lęk, gdy dotknęła brzucha. Boże, o czym ona myślała?
Wtargnął tutaj, by ją uwieść i kilkoma zręcznymi słowami skłonić do rzucenia
się w jego ramiona. Nie ma mowy.
Odepchnęła go. Steve spojrzał na nią ze zdziwieniem. Wyglądał przy
tym śmiesznie i żałośnie.
– Steve, to koniec. A teraz wynoś się z mojego życia. Wydawał się
oszołomiony. Patrzył na nią jak na przybysza z kosmosu.
– A co z dzieckiem?
Powinna wiedzieć. Dbał tylko o to, by nie przepadła fortuna jego babki.
Gdyby ją przepraszał lub zapewniał o swej dozgonnej miłości, to być
może jeszcze by się wahała. Jednak zachowanie Steve'a potwierdziło jej
najgorsze podejrzenia. Traktował ją jak inkubator i nic poza tym. Czuła w
głowie ból nie do zniesienia. Musiała uciec. I to jak najszybciej.
Nagle wpadła na pomysł, jak pozbyć się człowieka, który stał teraz przed
nią, łamiąc jej serce i pozbawiając ją wszelkich złudzeń.
– Nie jestem w ciąży. – Choć nie była zbyt religijna, modliła się po cichu,
żeby nie pójść do piekła za tak wielkie i podłe kłamstwo.
RS
113
Skuliła się instynktownie, spodziewając się najgorszego. W tej chwili
najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
– Co?!
Odwróciła się, nie chcąc, by widział jej twarz.
– Pomyliłam się. Po prostu opóźnił mi się okres. Zapewne z powodu
stresu związanego z otwarciem sklepu. To wszystko.
Odwróciła się, gdy Steve wydał z siebie zduszony jęk. Była zaszokowana
trupią bladością jego twarzy.
– Mylisz się!
– W czym się mylę?
– We wszystkim – szepnął ochryple. – Mylisz się co do moich uczuć, co
do swojej roli i co do dziecka. Mylisz się!
Wzięła głęboki oddech i zebrała na odwagę, by spojrzeć mu prosto w
oczy.
– Przykro mi, że cię rozczarowałam, Steve, ale widzisz, fabryka dzieci
jest już zamknięta. Życzę ci więcej szczęścia następnym razem. A jeśli chodzi
o małżeństwo, to wyszłam za ciebie jedynie dla pieniędzy. Jeżeli myślałeś, że
jest inaczej, pomyliłeś się.
Obrzucił ją szybkim spojrzeniem, postał jeszcze przez chwilę, a potem
przygarbiony opuścił sklep. A także jej życie.
RS
114
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Steve podpisał ostatni dokument przekazujący Amber pełną kontrolę nad
sklepem, włożył go do koperty i wrzucił do skrzynki pocztowej. Nie chciał
mieć żadnych powiązań z kobietą, która wtargnęła do jego życia z siłą
huraganu i opuściła je w podobny sposób, siejąc po drodze spustoszenie. Poza
tym sklep był jej dzieckiem.
Dzieckiem...
Nie myślał, że po trzech miesiącach od rozstania na myśl o dziecku
obleje się zimnym potem. Sądził, że jeśli na świecie pojawi się maleństwo,
sprawy same jakoś się ułożą. Gdy Amber rozwiała jego nadzieje, uznał
przekonywanie jej o swych uczuciach za bezcelowe. W końcu powiedziała
jasno i otwarcie, że wyszła za niego dla pieniędzy. A to bardzo bolało. Przez
jakiś czas łudził się jeszcze, że być może go okłamała, ale jej milczenie było
wymowne. Amber nie różniła się wcale od jego matki. Omotała go, bo miała w
tym interes. Uratowała firmę ojca i rozkręciła własny biznes, ten cholerny
sklep. No cóż...
Gardził nią z tego powodu. Oszukała go. Już nigdy więcej nie zakocha
się w kobiecie jej pokroju.
W tej sytuacji zrobił jedyną dobrą rzecz, która mogła mu trochę pomóc.
Zajął się pracą. Spędzał w biurze wiele godzin. Nie prowadził życia
towarzyskiego, a kontaktował się jedynie z kolegami z pracy, i to wyłącznie w
zawodowych sprawach.
Jeśli chodzi o matkę, nie rozmawiał z nią od czasu konfrontacji w
Convention Center, a ona też nie dzwoniła. I trudno było się dziwić, skoro w
jej mniemaniu pozbawił ją spadku po babci.
RS
115
Zakleił kopertę bardzo ostrożnie, zupełnie jakby pakował bombę, która za
chwilę może wybuchnąć. Nie chciał już kontaktu z Amber. A o rozwód
wystąpi, gdy upłynie rok od czasu ich separacji. Zaznaczył tę datę na czerwono
w swoim kalendarzu na wypadek, gdyby udało mu się zapomnieć.
Nie było dnia, żeby o niej nie myślał. W co się ubiera, z kim się spotyka,
co porabia. Te rozważania doprowadzały go do szału.
Mocne pukanie do drzwi przywołało go do rzeczywistości.
– Proszę wejść.
Luke Saunders, jeden z adwokatów, specjalista prawa karnego z oddziału
firmy w Sydney, zajrzał przez drzwi.
– Cześć, Steven. Znajdziesz chwilę dla starego kumpla? Steve pomachał
ku niemu.
– Cześć. Co ty tu robisz, przyjacielu?
– Byłem w okolicy. Postanowiłem wpaść i zobaczyć, co się u was dzieje.
– Uścisnęli sobie ręce i Luke rozejrzał się po pokoju. – Nieźle, Rockwell,
całkiem nieźle. A jak idą twoje interesy?
Steve wskazał mu fotel.
– Jak na razie, nie narzekam.
– Słyszałem, że prowadzisz wiele spraw. Pewnie siedzisz tu do północy?
– Byrne rozszerza działalność.
Luke przytaknął.
– Wspominał coś o tym. Jak na młodego małżonka, spędzasz w biurze
zbyt wiele czasu. Pamiętasz, jak to było, gdy Matt poślubił Karę? Zaczął się
notorycznie spóźniać i bez przerwy się zwalniał.
Steve wziął głęboki oddech i zacisnął pięści. Luke i Matt byli jego
najbliższymi przyjaciółmi, ale czy mógł powiedzieć im całą prawdę?
Luke spojrzał na niego z troską.
RS
116
– Daj spokój, Steve. Przecież widzę, że coś cię gryzie.
Steve podjął błyskawiczną decyzję. Wyprostował się za biurkiem, założył
ręce na kark i wyrzucił z siebie:
– Amber i ja jesteśmy od pewnego czasu w separacji. –Miał nadzieję, że
Luke nie zacznie się nad nim użalać.
– To niedobrze... Wyjdziemy się gdzieś zabawić?
Steve potrząsnął głową.
– Od dawna nigdzie nie bywam, bo nie mam ochoty.
– A co się stało?
– Nawaliłem. Przykra sprawa. Pobraliśmy się dość pospiesznie, ale było
nieźle. Potem nawarstwiły się różne problemy, a kiedy postanowiłem je
rozwiązać, okazało się, że jest już za późno – powiedział. Nie, to nie jest
właściwa ocena sytuacji. Kochał Amber i chciał mieć z nią dziecko,
niezależnie od uczuć, które do niego żywiła. – A teraz jest tak, że ona nie chce
widzieć mnie, a ja nie mam ochoty na kontakt z nią – dodał.
Luke potrząsnął głową.
– Znam cię od dawna i wiem, że potrafisz być cholernie uparty. Zawsze
wytrwale dążysz do celu i wtedy wychodzi z ciebie prawdziwy despota. Jesteś
pewien, że nic się nie da zrobić?
– Dzięki za charakterystykę. Jak to się mówi: prawdziwych przyjaciół
poznaje się w biedzie.
Luke zachichotał.
– Jeżeli mi nie wierzysz, to zapytaj swojego szefa.
– Ja tu jestem szefem. Mówię to na wypadek, gdybyś zapomniał. A tak w
ogóle co porabiasz w Brisbane? Czy chodzi o kobietę? – zapytał, gdyż
wiedział, że Luke ma duże powodzenie u płci przeciwnej.
RS
117
Luke uwielbiał otaczać się pięknościami. Niestety nie był stały w swych
upodobaniach, czym zniechęcił do siebie wiele atrakcyjnych dam.
– Kobiety? – Luke otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. – Jestem tu, by
przed nimi uciec, chociaż jedna z nich mocno zawróciła mi w głowie.
– To interesujące – odparł Steve. Chętnie usłyszałby jego historię, żeby
odegnać myśli od swoich problemów. –I co dalej?
– Nie podniecaj się tak bardzo. Mieszkam w hotelu z moją młodszą,
trochę nieznośną siostrą, która gania mnie po różnych okolicznych parkach
rozrywki i wszystkich sklepach na Złotym Wybrzeżu. Jest szalona i
nieobliczalna! Zaciągnęła mnie dzisiaj do jakiegoś hippisowskiego sklepu i
namawiała, bym obwieszał się kryształami i wisiorami, tłumacząc, że mam
bardzo złą aurę i powinienem nosić te dziwactwa. I gdyby nie piękna
dziewczyna za ladą, to uciekłbym stamtąd po pięciu minutach.
Steve nadstawił uszu. Chciał dowiedzieć się więcej o tej pięknej
dziewczynie.
– E tam, ty wszędzie widzisz ładne dziewczyny. Co było w niej takiego
niezwykłego?
– Co takiego? Była przepiękna. Długie blond włosy opadały jej aż do
połowy pleców. Miała brązowe oczy i opalone ciało. A jakie kształty! Piersi
jak u Pameli Anderson!
Steve zdusił w sobie zamiar dołożenia przyjacielowi. Przecież on mówił
o Amber! Ale znali się od dawna i głupio byłoby niszczyć tę przyjaźń. Poza
tym równie dobrze mogło chodzić o inną kobietę. W Queenslandzie nie
brakowało atrakcyjnych blondynek.
Luke kontynuował podniecony.
– Szkoda tylko, że była w ciąży. Gdyby nie to, zaraz bym się z nią
umówił.
RS
118
Steve gwałtownie wstał zza biurka.
– Jak nazywał się ten sklep? – Podszedł do przyjaciela i złapał go mocno
za ramię.
– Uspokój się, chłopie! – zawołał Luke, widząc wzburzenie Steve'a. –
Poczekaj, niech pomyślę... To była jakaś nazwa związana z wewnętrznym
spokojem...
– Może Harmonia? – Steve wstrzymał oddech, starając się opanować.
Gorąco pragnął potwierdzenia swych przypuszczeń, ale nie miał pojęcia, co
wówczas zrobi.
Luke strzelił palcami.
– Tak, chyba tak się nazywał – uśmiechnął się. – Byłeś tam kiedyś? Fajna
babka, nie?
Steve był bliski utraty panowania nad sobą. Wziął wiszącą na krześle
marynarkę i pobiegł do drzwi.
– Ta babka, to może być moja żona. A jeżeli tak, to będzie musiała wiele
mi wyjaśnić.
Luke patrzył osłupiały, jak Steve rusza sprintem przez korytarz.
Amber skrzywiła się i wyprostowała plecy. Po całym dniu na nogach
była zmęczona, tym bardziej że ostatnio przybyło jej kilka bardzo cennych
kilogramów. Czuła też, że sypianie w ciasnej przyczepie nie robi jej dobrze.
No cóż, miała takie warunki jak większość samotnych matek.
Ktoś zapukał do drzwi.
– Puk, puk. Jesteś tam, kochanie? – Ojciec otworzył stare, aluminiowe
drzwi przyczepy i wtoczył się do środka, głośno posapując.
– Cześć, tatusiu! – Wspięła się na palce i ucałowała go w policzek. Z
każdym mijającym dniem miała wrażenie, jakby zbliżała się coraz bardziej do
czasów dzieciństwa. Znowu mieszkała w przyczepie, całowała ojca na dzień
RS
119
dobry i była otoczona zainteresowaniem i szacunkiem pracowników wesołego
miasteczka.
– Jak się czujesz?
– Dobrze, tato. Nie martw się o mnie. Masz przecież firmę na głowie. –
Nastawiła czajnik, by zaparzyć ziołowej herbaty i uspokoić zszargane nerwy.
Usiadła przy małym stoliku, wsypała do filiżanki kawę i wrzuciła trzy
kostki cukru, bo ojciec uwielbiał wszystko, co słodkie.
– Nie miałbym firmy, gdybyś się dla mnie nie poświęciła. To przeze
mnie zmarnowałaś sobie życie.
Amber westchnęła i napełniła filiżanki wrzątkiem. Miała ochotę objąć
ojca i mocno nim potrząsnąć.
– Tato, proszę cię. Rozmawialiśmy już o tym wiele razy. Wyszłam za
Steve'a, bo tego chciałam, a nie dla pieniędzy. A dziecko nie jest
nieszczęściem, lecz darem bożym.
Colin Lawrece nie wydawał się przekonany.
– Więc dlaczego dziecko nie ma obojga rodziców, tylko przepracowaną,
niemal głodującą matkę?
Amber podała mu kawę i usiadła naprzeciw.
– Głodującą? Jestem wielka jak stodoła. Do tego musiałam usunąć
kolczyk z pępka!
– Dobre chociaż i to. Ten kolczyk mógł przecież zaszkodzić dziecku.
– Tato, daj już spokój – próbowała się uśmiechnąć, by rozproszyć jego
obawy.
Colin pociągnął łyk kawy i rozsiadł się wygodnie.
– Czytałem o tym, pod jaką gwiazdą urodzi się dziecko. No wiesz,
wschodzący księżyc, planety i takie rzeczy...
– Naprawdę? – nie wierzyła własnym uszom.
RS
120
Ojciec uśmiechnął się, a zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się.
– Nieee... Tylko tak żartowałem. Odpowiedziała mu uśmiechem.
– Dzięki, tato. Za wszystko. – I tak naprawdę myślała. Po rozstaniu ze
Steve'em, ojciec przyjął ją z otwartymi ramionami. Nie powiedziała mu
wszystkiego, a on był na tyle taktowny, że jej nie wypytywał. Nie protestował
też, gdy zażądała, by pod żadnym pozorem nie kontaktował się z jej mężem.
Colin dopił resztkę kawy i wstał.
– Dzięki za kawę. Odpocznij teraz, córeczko, do zobaczenia jutro.
Steve nie korespondował z Amber, przesyłał jej tylko dokumenty. Nie
pisał żadnych liścików, żadnych osobistych uwag. Na początku była
przerażona, gdyż myślała, że chce jej odebrać sklep. Potem uspokoiła się, bo z
nadesłanych dokumentów wynikało, że Steve zamierza przenieść na nią
wprawo własności do Harmonii. Oczekiwała teraz formalnego potwierdzenia
tego faktu. Sklep miał być zabezpieczeniem majątkowym dla jej dziecka, toteż
chciała jak najszybciej uregulować tę sprawę.
Dni wlokły się jeden za drugim. Jej ból z powodu rozstania ze Steve'em
nie słabł, czas nie chciał uleczyć ran. Ledwie mogła zdobyć się na uśmiech,
odpowiadając na pytania klientów. Także przed ojcem ukrywała swój praw-
dziwy stan. Przyszłość rysowała się w czarnych kolorach. W dodatku od
jakiegoś czasu męczyły ją niedobre wspomnienia.
Ledwie zauważyła, że drzwi uchylają się i ktoś staje na progu.
Steven Rockwell, człowiek, który zrujnował jej życie... W pierwszym
odruchu chciała mu się rzucić na szyję, ale na szczęście zdołała się opanować.
– Co ty tu robisz? – wykrztusiła, siadając na krześle, żeby Steve nie
widział jej brzucha. Czekała, aż uspokoi się jej serce. Jak on mógł nachodzić ją
po tym, co się stało?
RS
121
– Cześć, Amber. Podobno masz dla mnie jakieś nowiny? – Nie czekając
na zaproszenie, wszedł do środka i z trzaskiem zamknął drzwi.
Wiele razy wyobrażała sobie tę scenę. Jak Steve bierze ją w ramiona,
pieści jej piersi i brzuch, całuje, a następnie zapewnia o swej dozgonnej
miłości.
Szkoda, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej i w dodatku o wiele
gorzej, niż można było oczekiwać. No i ten nieznośny ból serca...
Przypomniała sobie, co przechodziła przez ostatnie miesiące i postanowiła być
twarda. Dotykając ręką brzucha, spojrzała Stevenowi prosto w oczy.
– A skąd wiesz, że dziecko jest twoje?
– Przestań kręcić! Dość kłamstw, chcę prawdy! – Złapał ją gwałtownie za
rękę.
Nigdy nie widziała go w takim stanie, był niemal na pograniczu
szaleństwa. Zaczęła się bać. A jeśli Steve z zemsty odbierze jej dziecko,
najcenniejszą rzecz, jaką miała?
Przygryzła dolną wargę. Chciałaby powiedzieć mu prawdę, a potem
wypłakać się w jego ramionach. Jednak niełatwo było jej wyciągnąć rękę do
zgody, bo przez ostatnie miesiące zbyt wiele przez niego wycierpiała.
– Ranisz mnie. Odejdź – powiedziała, zbierając w sobie całą odwagę.
Puścił jej rękę.
– Amber, proszę... – Teraz zaczął ją błagać. – Muszę to wiedzieć. Inaczej
dostanę obłędu. – Wydawał się zagubiony i bezradny.
Patrząc na niego, zaczęła sobie przypominać, jak wspaniale było im
razem w łóżku. Zdumiała ją myśl, że w takiej chwili rozmyśla o seksie. A
przecież ten mężczyzna mógł przewrócić jej świat do góry nogami, a także
odebrać dziecko. Nie powinna o tym ani na chwilę zapominać.
RS
122
– Czy pamiętasz, co powiedziałam podczas naszej ostatniej rozmowy? –
zapytała, próbując zachować zimną krew.
Przytaknął, patrząc w ziemię.
– Zgodziłeś się wtedy zaakceptować moje warunki. Powiedziałam, żebyś
odszedł z mojego życia. To co ty właściwie tutaj robisz?
– Warunki przestają obowiązywać, gdy zostały wymuszone za pomocą
kłamstwa. – Usiadł ciężko na krześle i skrył twarz w dłoniach. – Mój Boże,
Amber, co ty sobie myślałaś? – Przetarł oczy palcami, nie patrząc na nią. Przez
chwilę Amber myślała, że płacze.
Serce się jej ścisnęło, gdy zobaczyła, jak bardzo cierpi. Doznała od niego
także wielu dobrych rzeczy. Przecież to Steve uratował firmę ojca przed
bankructwem.
Cóż, być może chciał użyć dziecka, by odziedziczyć fortunę babci, ale
ona też nie była bez winy. Postąpiła okrutnie, gdy ukryła przed nim ciążę, w
dodatku powiedziała, że wyszła za niego dla pieniędzy.
Pomyślała chwilę, potem położyła mu rękę ma ramieniu. Chciała jakoś
złagodzić jego cierpienia i cofnąć słowa wypowiedziane pod wpływem
niezwykłego wzburzenia.
– Steve.
Spojrzał na nią, a wyraz jego oczu przeraził ją bardziej niż najbardziej
okrutne i napastliwe słowa.
– Nie dbam o to, że mnie nie kochasz. Ani o pieniądze. Chcę tylko, by
dziecko wyrastało w atmosferze ciepła i miłości, której ja nigdy nie zaznałem.
Już otwierała usta, by powiedzieć mu prawdę, ale przerwał jej.
– Rozumiesz? Nigdy nie chodziło o pieniądze. Babcia zdecydowała, że
pieniądze odziedziczy jej wnuk, bo chciała chronić majątek przed moją matką,
która błyskawicznie roztrwoniłaby rodzinną fortunę. Nie uczyniła mnie
RS
123
głównym spadkobiercą, gdyż obawiała się, że ulegnę namowom matki i nie
będę umiał niczego jej odmówić. Przez całe życie zabiegałem o akceptację
matki i dlatego zbyt często jej ulegałem. Zrobiłbym wszystko, byle tylko
spojrzała na mnie z miłością.
Nie strząsnął jej ręki z ramienia, więc mogła wyczuć, jak spięte są jego
mięśnie. Uścisnęła jego ramię, pragnąc dodać mu otuchy, ale on chyba tego
nawet nie zauważył.
– Być może na początku marzyłem o dziecku z czysto egoistycznych
pobudek, ale ty wszystko zmieniłaś. Wiedziałem, że mnie nie kochasz, ale
dziecko mogłoby scementować nasz związek, przynajmniej taką miałem
nadzieję. Łudziłem się, że z czasem odwzajemnisz moje uczucia i... –
Potrząsnął głową. – Wyszedłem na idiotę.
Słysząc to, Amber poczuła, jak w jej serce wstępuje nadzieja. Źle oceniła
męża i teraz musiała naprawić wyrządzoną mu krzywdę.
– Steve, to ja wyszłam na idiotkę.
Popatrzył na nią trochę nieprzytomnie.
– Więc to dziecko jest moje?
Przytaknęła. Marzyła, by wziął ją w ramiona i pocałował. Była tak
wzruszona, że nie mogła mówić.
Wzięła głęboki oddech i mocniej ścisnęła jego ramię.
– Okłamałam cię. Podsłuchałam twoją rozmowę z matką, podczas której
potwierdziłeś jej oskarżenia. Przestałam myśleć rozsądnie. Zakochałam się w
tobie i miałam nadzieję, że odwzajemnisz kiedyś moje uczucia. Zacząłeś
mówić o dziecku... Kiedy poznałam prawdę, wpadłam w złość i zapragnęłam
zranić cię równie mocno, jak ty mnie. Chciałam, żebyś cierpiał. Dlatego
skłamałam na temat ciąży.
RS
124
Spojrzał na nią, a w jego szeroko otwartych oczach dostrzegła cień
nadziei.
– Zaraz... Powiedziałaś, że mnie kochasz?
– Tak – wytarła załzawione oczy – kocham cię, ty... arogancki kretynie!
Przyciągnął ją do siebie i utulił w swych potężnych ramionach. Trwali
tak przez chwilę zupełnie bez ruchu. Amber zastanawiała się, jak mogła tyle
czasu wytrzymać bez niego.
Po chwili, która wydała się im wiecznością, Steve rozluźnił uścisk i
spojrzał jej w oczy.
– Kochasz mnie? Powiedz to jeszcze raz. Uśmiechnęła się
– O, nie. Masz dobry słuch i dobrą pamięć. Nie muszę niczego
powtarzać.
Steve spoważniał.
– Amber, jak mogliśmy być tacy głupi? – Nie czekając na odpowiedź,
pocałował ją. A ona oddała mu pocałunek całym sercem i duszą.
– Mmm... Tęskniłem za tobą. – Ponownie otulił ją ramionami. – Nie
wiedziałem, że miłość to takie wspaniałe uczucie.
– Tak, najwspanialsze ze wszystkich. – Zakołysała się w jego objęciach i
uwiesiła mu na szyi.
– Hej, czy nie dosyć już narozrabiałaś? Nie jesteś wcale taka lekka.
Uszczypnęła go w policzek i roześmiała się. Steve ujął jej rękę i położył
sobie na sercu.
– Widzisz? Zniszczenia, jakich dokonałaś, nie dadzą się naprawić. Już
nigdy nie będę taki jak dawniej. – Pochylił się i obsypał pocałunkami jej nos,
policzki i usta, zostawiając na koniec to, co najlepsze, czyli jej ulubioną
pieszczotę. Leciutko skubał jej dolną wargę, dopóki Amber nie zaczęła drżeć w
jego ramionach.
RS
125
– Ty też nieźle narozrabiałeś, ważniaku. Patrz – położyła jego rękę na
swym brzuchu.
W tym momencie poczuł ruch pod dłonią.
– Czułeś to? – zapytała zachwycona Amber. Przytaknął oszołomiony.
– Och, Steve, dziecko się poruszyło. Czy to nie jest cudowne? –
Przenosiła uradowane spojrzenie to na swój brzuch, to na męża.
– To jest cudowne, kochanie, podobnie jak ty. – Pocałował ją,
zastanawiając się, jak będzie wyglądać ich dziecko. Chciał, żeby to była
dziewczynka, która odziedziczy urodę po mamie.
Samotna łza stoczyła się z policzka Amber i upadła na rękę Steve'a.
– Chyba już jesteś gotowy, żeby zostać ojcem.
– Tak myślisz?
Objęła go za szyję i spojrzała mu prosto w oczy.
– Myślę, że jesteś wspaniały i że cię kocham. A zatem karty tarota nie
myliły się.
Przetarł oczy i spojrzał na nią zaskoczony.
– Sądziłem, że je spaliłaś po ślubie.
– Nic podobnego. Kto z nas nie chciałby poznać swej przyszłości?
Przygarnął ją bliżej.
– Ja też umiem przewidywać przyszłość – zażartował. Przyjrzał się jej
dłoni. – Poczekaj, powróżę ci. Widzę troje dzieci.
–Tylko troje?
Przyjrzał się jej drugiej dłoni.
– Nie spieraj się z wróżbitą! Widzę również wspaniałego mężczyznę u
twego boku. Jest silny, przystojny i mądry.
–E tam...
– Otoczy cię miłością i opieką. Teraz i zawsze. Czy to jest dobra wróżba?
RS
126
Roześmiała się radośnie, pocałowała go w usta i szepnęła:
– Jesteś najlepszy, ważniaku.
RS
127
EPILOG
Steve i Amber weszli do kościoła, w którym zaczynała się właśnie
ceremonia chrzcin Jessiki Kate Byrne.
Do Sydney na chrzciny przylecieli prosto z Melbourne, gdzie odwiedzili
babcię, trzymaną przy życiu przez nieodpartą wolę zobaczenia pierwszego
wnuka.
Steve cieszył się, patrząc na rozkwitającą Amber, dla której zaczął się już
ósmy miesiąc ciąży. Wykazywała teraz olbrzymi entuzjazm. I to we
wszystkich dziedzinach życia, we wszystkim, czym się zajmowała.
Powodowało to czasem zamieszanie, zwłaszcza gdy trzeba było zdążyć z
czymś na czas, który jego małżonka odmierzała teraz własną miarą. Ale Steve
nie miał jej tego za złe. Przynajmniej nie spóźnili się na samolot do Sydney,
chociaż niewiele brakowało.
Gdy po uroczystości goście zebrali się w ogrodzie, Steve podszedł do
Luke'a i położył mu rękę na ramieniu.
– Cześć, Saunders. Myślę, że powinieneś kogoś poznać.
Jego przyjaciel próbował właśnie nawiązać rozmowę z niezwykle
atrakcyjną brunetką. Odwrócił się i powiedział zgryźliwie:
– Steve, to że jesteś szczęśliwym mężem, nie oznacza jeszcze...
– Luke, poznaj Amber – tu Steve zrobił krótką przerwę dla zwiększenia
efektu – moją żonę.
W pierwszej chwili Luke zaniemówił, jednak już po sekundzie odzyskał
rezon.
– Miło cię poznać, Amber. Steven wiele mi o tobie opowiadał. – Posłał
jej swój zabójczy uśmiech, którym uwodził nawet najbardziej niedostępne
kobiety.
RS
128
Amber przybrała zagadkowy wyraz twarzy.
– Czy spotkaliśmy się już kiedyś?
Steve nieomal parsknął śmiechem, widząc zmieszanie na twarzy
przyjaciela. Zanim Luke zdążył odpowiedzieć, podeszli Matt i Kara
Byrne'owie.
Matt klepnął Steve'a po plecach.
– Świetnie, że jesteś, Rockwell. Powinieneś się wstydzić, że tak długo
ukrywałeś przed nami swą uroczą małżonkę. – Mrugnął do Amber. – Jestem
Matt, a ta wspaniała istota, to moja żona Kara.
Amber uśmiechnęła się.
– Wiele o tobie słyszałam. I gratuluję, Jessika jest ślicznym dzieckiem.
Matt podrapał się w brodę.
– Tak, bardzo podobna do mamy.
Kara i Amber uścisnęły się.
– Chodź, Amber, pomożesz mi przy drinkach. Za dużo tu testosteronu –
powiedziała Kara i obie panie odeszły.
Matt złapał Steve'a za ramię.
– Ty cwaniaku. Nie wspominałeś, że jest taka piękna.
– Tak? To Luke nic ci nie powiedział? – Spojrzał znacząco na
przyjaciela, rozbawiony jego zmieszaniem. Wprawdzie wybaczył mu
niestosowne uwagi na temat Amber, ale ich nie zapomniał.
– Widzę, że coś mnie ominęło – roześmiał się Matt, patrząc na przyjaciół.
– Dalej, chłopaki! Nie pozwólcie mi umrzeć w nieświadomości.
Luke spuścił głowę i wpatrywał się w ziemię, udając, że przygląda się
dwóm mrówkom spacerującym po źdźble trawy.
– Jesteś świnia, Rockwell – wydusił w końcu.
Steve parsknął śmiechem.
RS
129
– Śmiało, Luke. Dlaczego nie opowiesz Mattowi, jak to było? Uznałeś
moją żonę za gorącą.
– Dosyć! – Luke zatkał sobie uszy rękami. – Już cię za to przeprosiłem.
Okaż trochę miłosierdzia.
Matt zachichotał.
– Wygląda na to, że musimy znaleźć ci kobietę, Saunders. I to im
szybciej, tym lepiej. Zanim zaczniesz przystawiać się i do mojej żony.
– Obywaj jesteście beznadziejni. Idźcie i udawajcie szczęśliwych
małżonków, a mnie zostawcie w spokoju. – Luke w pierwszej chwili chciał
udawać obrażonego, ale w końcu sam zaczął się śmiać. – Nie musicie się mną
zajmować. Nie wiedziałem, że Kara ma tyle ładnych przyjaciółek.
Steve rozejrzał się i zobaczył, że przyjaciel ma rację. Jednak żadna z
obecnych tu kobiet nie mogła równać się z jego żoną, która wyglądała
oszałamiająco nawet w zaawansowanej ciąży. Ubrana była w spodnie i bluzkę
z błyszczącego materiału. Widziała, że podoba się mężowi, i to dodawało jej
pewności siebie.
Matt szturchnął Luke'a.
– Nie gap się tak na żonę Steve'a. Popatrz lepiej na mnie lub na niego –
upomniał przyjaciela.
– Na wasz widok robi mi się niedobrze. Do zobaczenia później. – Obrócił
się i skierował kroki ku grupce elegancko ubranych młodych kobiet.
Matt wskazał je głową.
– Nie żałujesz, Steven? Nie będziesz już przeżywał emocji
towarzyszących polowaniu.
– Wcale mi tego nie brakuje.
Matt roześmiał się i popatrzył na Karę.
– Mnie też wystarcza żona.
RS
130
– Amen. – Spojrzał na Amber, która przyzywała go energicznym
machaniem. – Na razie, Matt. Obowiązki mnie wzywają. Spotkamy się
później.
Spotkał Amber na środku trawnika.
– Obgadujecie nas czy chwalicie?
Steve uśmiechnął się.
– I jedno, i drugie. Czemu mnie wołałaś?
Amber oparła się o męża.
– Bo chciałam ci coś powiedzieć. – Stanęła na palcach i szepnęła mu do
ucha: – Kocham cię, ważniaku.
Steve wziął ją w ramiona szczęśliwy, że wniosła tyle radości do jego
życia. Wtulił twarz w jej pachnące włosy i szepnął:
– Pani Rockwell, zapewniam panią, że to uczucie jest w pełni
odwzajemnione.
RS