Alexandra Sellers
Zawód: milioner
Rozdział 1
Poszukuję milionera
Jesteś bogaty, a chcesz być jeszcze bogatszy? Naukowiec-wynalazca bez
środków do pracy poszukuje osoby gotowej zainwestować w kilka
obiecujących, potencjalnie bardzo dochodowych projektów. Referencje.
Kontakt: Vancouver Herald, skrytka 1686.
– Może w tym tygodniu będziesz miała więcej szczęścia – powiedziała
Bel, odkładając „Heralda" na bok. Ale myślę, że powinnaś spróbować
zamieścić ogłoszenie w ogólnokrajowych gazetach.
Jej siostra Tallia przełknęła ostatni kęs śniadania i skinęła głową.
– Masz rację. Jeśli nie dostanę żadnej odpowiedzi, to w przyszłym
tygodniu spróbuję to zrobić. Ale jestem przekonana, że mam większe szanse
tutaj, w Vancouverze.
Ludzie na wschodzie – mówiąc to, miała na myśli Toronto, a nie Kalkutę
– sądzą, że na zachodzie mieszkają same półgłówki.
Bel uśmiechnęła się lekko.
– A piękna blondynka z zachodniego wybrzeża nie może być bardziej
inteligentna niż...
– Niż ogrodowy szpadel – dokończyła Tallia. Obydwie siostry zazwyczaj
jadały śniadanie w mieszkaniu Bel, gdzie przed południem balkon skąpany
był w słońcu. Mieszkanie Tallii znajdowało się w tym samym budynku, lecz
o piętro wyżej i miało balkon wychodzący na zachód, tam więc spotykały
się na kolacjach kilka razy w tygodniu, jeśli Tallia nie była akurat zajęta w
laboratorium, a Bel nie siedziała w uniwersyteckiej bibliotece. Ostatnio
jednak Tallia nie miała już zajęć w laboratorium, toteż wspólne kolacje stały
się częstsze.
– Opowiedz mi, jak ci poszło z Melem Carterem – poprosiła Bel.
Odgadła, że spotkanie nie było udane, chciała jednak poznać szczegóły.
Odkąd jej siostra zaczęła umieszczać w gazetach swoje ogłoszenie, Bel
codziennie mogła liczyć na dawkę dobrej zabawy.
Tallia zazgrzytała zębami i zmarszczyła nos.
– Mel Carter ma więcej ramion niż ośmiornica. Doszło do tego, że
musiałam pozbyć się go siłą.
Bel otworzyła szeroko oczy.
– Coś takiego! I jak on zareagował?
– Powiedział, że znajomość karate w świetle prawa uznawana jest za
broń i że zaskarży mnie o napaść.
– Ale przecież ty nie znasz karate! – zdumiała się Bel.
– Co mu właściwie zrobiłaś?
Tallia tylko wzruszyła ramionami.
– Powiedziałam mu, że to nie było karate, tylko desperacja kobiety, która
wie, czego nie chce. Był wściekły, ale ja też.
Bel spojrzała przelotnie na rowek między piersiami siostry, który na
chwilę ukazał się znad rąbka znoszonej zielonej piżamy, i tylko pokiwała
głową.
– Nawet nie możesz spokojnie wzruszyć ramionami – stwierdziła
beznamiętnie. – Biedny facet musiał być kompletnie ogłuszony.
Jej siostra była piękna. Nawet rodzina musiała to przyznać, choć tego
rodzaju nieskromność nie leżała w charakterze Kanadyjczyków. Od końców
naturalnie jasnych włosów aż po palce u stóp dwudziestosześcioletnia Tallia
Venables była bez skazy. Jej włosy, stopy, łydki, dłonie, usta, zęby i oczy, a
także całe ciało, wielokrotnie pojawiały się w reklamach. Jasne włosy, gęste
i miękkie, opadały na ramiona. Duże oczy miały niezwykły, błękitnozielony
kolor, na widok którego mężczyźni zaczynali śnić o tropikalnych morzach.
Nosa Tallii nie powstydziłaby się rzeźba Michała Anioła, usta były
naturalnie pełne, bez pomocy zastrzyków z kolagenem, a głowa osadzona na
długiej, smukłej szyi. Piersi, bujne i jędrne, jej agentka uważała za nieco
zbyt duże, mężczyźni jednak byli odmiennego zdania. Do tego dochodziła
szczupła talia i fascynująco zaokrąglone biodra oraz długie, smukłe nogi.
Bel nie była zazdrosna o urodę siostry. Nikt z rodziny Venables nie był
brzydki i Bel mogła się wydawać przeciętna jedynie w obecności Tallii.
Trudno było zresztą zazdrościć siostrze urody, która przysparzała jej tylu
kłopotów. Bel zdała sobie z tego sprawę dopiero od niedawna, odkąd
zaczęła studia i zamieszkała w tym samym budynku co Tallia. Dzięki temu
siostry znów stały się sobie bliskie, tak jak w dzieciństwie.
Właśnie uroda była powodem, dla którego Tallia przed kilku laty
opuściła rodzinę. Agentka przypadkiem zobaczyła jej fotografię, przyjechała
do miasteczka, gdzie mieszkała rodzina Venables, i namówiła dziewczynę,
by zamiast wstępować na uniwersytet, zajęła się sprzedawaniem swego
wyglądu.
– Mózg ci nie zginie – przekonywała. – Ale jeśli chcesz wykorzystać
swój wygląd, musisz to zrobić teraz. Potem będzie za późno.
Tallia miała wtedy siedemnaście lat. Dała się namówić, a rodzice
wyrazili zgodę pod jednym warunkiem: że przez dwa lata pozostanie w
Vancouverze, a jeśli po tym okresie okaże się, że jej zajęcie przynosi
przyzwoite dochody, a ona sama wciąż spragniona jest rozgłosu i uznania, to
będzie mogła opuścić rodzinne strony. Toronto, Hollywood i Nowy Jork
muszą jednak poczekać, choć agentka straszyła, że gdy Tallia ukończy
dwadzieścia lat, jej szanse na karierę w tych miejscach zmaleją do zera.
Okazało się, że rodzice zachowali się bardzo rozsądnie, a inteligencja
Tallii stała się ich sprzymierzeńcem. Dwa lata pozowania z pustym
uśmiechem pod nazwiskiem Natasha Fox, które wybrała dla niej agentka,
śmiertelnie znudziły dziewczynę. Owszem, duże zarobki łagodziły minusy
tego zawodu, ale sława, nawet lokalna, szybko stała się ciężarem. Gdy Tallia
skończyła dziewiętnaście lat, wróciła na studia, do swej pierwszej miłości –
nauk stosowanych. Nie zarzuciła zupełnie pozowania, traktowała je jednak
wyłącznie jako sposób na opłacenie nauki. A gdy jej siostra Bel zaczęła
studia na tym samym uniwersytecie, Tallia mogła również i ją wesprzeć
finansowo. Tylko to trzymało ją jeszcze przy zawodzie modelki.
Ale przede wszystkim Tallia była wynalazcą, a w tej dziedzinie jej uroda
stawała się nieznośnym ciężarem. Odczuła to szczególnie dotkliwie, gdy
utraciła posadę na uniwersytecie za przyczyną swojego przełożonego, który
nie mógł ścierpieć, że Tallia odrzuciła jego awanse. Teraz miała wybór:
mogła przyjąć ofertę pracy w laboratorium badawczym pewnej fabryki i
robić to, co interesowało jej pracodawców, albo zająć się tym, co
interesowało ją samą – do tego jednak potrzebowała środków finansowych.
Dlatego właśnie postanowiła dać to ogłoszenie. Niestety, Tallia
przekonała się szybko, że myśli o seksie nie były obce nawet zachłannym
milionerom, którzy pragnęli przekształcić swoje miliony w miliardy. Choć
opowiadanie o wieczorze spędzonym w towarzystwie Mela Cartera brzmiało
zabawnie, w głosie Tallii dźwięczała desperacja.
– Bel, co ja mam zrobić, żeby przekonać tych ludzi, że potrafię myśleć?
– westchnęła w końcu.
– Nie w tym rzecz – odrzekła Bel, która po matce odziedziczyła zmysł
praktyczny. – Oni wierzą, że potrafisz myśleć, tylko że bardziej interesuje
ich seks. Może mogłabyś jakoś ukryć swoją urodę.
– Ale jak? Widziałaś przecież, jak wyglądałam wczoraj wieczorem! –
oburzyła się Tallia. – Bez makijażu, włosy związane w koński ogon,
skromny kostium...
Bel skinęła głową, myśląc o czymś intensywnie.
– Marlon Brando – powiedziała w końcu.
– Co? – zdumiała się Tallia.
– Pucołowate policzki. Pamiętasz ten stary film, który widziałyśmy parę
miesięcy temu w Art Cinema? Brando miał tam wkładki w policzkach.
Przeczytałam to w programie. Brak makijażu nie wystarczy. Musisz
zbrzydnąć. Ten charakteryzator, który zajmował się tobą w „Północnej
opowieści", na pewno potrafiłby ci pomóc.
Tallia przez chwilę patrzyła na siostrę, a potem potrząsnęła głową.
– Nic z tego nie wyjdzie. Film to nie jest zwyczajne życie.
– Ależ oczywiście, że wyjdzie! – śmiała się Bel, coraz bardziej
podniecona własnym pomysłem. – Możemy ci dorobić garb albo...
Urwała, słysząc znajome stuknięcie listów wpadających do mieszkania
przez szparę w drzwiach. Tallia również je usłyszała i zerwała się na równe
nogi.
– Listonosz! – zawołała, biegnąc do drzwi. Otworzyła je i wykrzyknęła:
– Lee!
Listonosz był już przy następnych drzwiach. Na dźwięk swojego imienia
obejrzał się przez ramię i na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Cześć, Tallio! – zawołał z entuzjazmem.
– Masz coś dla mnie? – zapytała dziewczyna.
– Wiesz, że nie wolno mi tego robić. Mógłbym stracić pracę.
– Ale przecież obydwoje wiemy, że ja to ja, prawda? – przekonywała go
Tallia, podchodząc bliżej. – Natalia Venables. Więc kto niby miałby na
ciebie donieść?
Listonosz wzruszył ramionami, jakby od początku wiedział, że stoi na
przegranej pozycji.
– Poczekaj chwilę – rzekł, przeglądając plik listów trzymanych w dłoni.
– Same rachunki. Zdaje się, że znów nie napisał.
Podał jej kilka kopert. Tallia rzuciła na nie okiem i wbiegła do
mieszkania siostry, z podnieceniem wołając od progu:
– Poczta! Jest coś z gazety!
– Otwórz! – ponagliła Bel, podnosząc wzrok znad własnych rachunków.
Tallia nie potrzebowała zachęty. Rozdarła brązową kopertę z
nagłówkiem „Heralda". Wypadła z niej następna koperta, podłużna i biała.
– Nie wierzę własnym oczom! – szepnęła Tallia, spoglądając na podpis
na kopercie.
– Od kogo to? – zaciekawiła się Bel.
Tallia wzięła głęboki oddech.
– Od Brada Slingera – szepnęła. – Och, Bel!
– Jake, nie ma najmniejszego sensu, żebym tam szedł – oznajmił Brad
Slinger. – Mogę ci od razu powiedzieć, że nie zainwestuję nawet pięciu
centów w żaden film, nawet gdyby to miał być nowy Francois Truffaut.
– Widzisz, na tym właśnie polega twój problem – odrzekł jego
przyjaciel, prawnik, a od czasu do czasu również doradca inwestycyjny w
jednej osobie. – Każdy powiedziałby raczej: Steven Spielberg. Jesteś
uprzedzony do komercyjnych filmów.
– Jestem uprzedzony do wszystkich filmów – sprostował Brad z
łagodnym uśmiechem. – I nic nie jest w stanie tego zmienić.
– Ale przecież mówimy o kanadyjskim filmie. To nie jest inwestycja,
tylko darowizna. Damon Picton najprawdopodobniej wpadłby w panikę,
gdyby się dowiedział, że jego film ma szanse na sukces kasowy. Uznałby, że
szwankuje jego inteligencja.
– Ha!
– Brad, muszę ci to powiedzieć – westchnął w końcu Jake. – Wciąż
prześladuje cię matka.
Jego przyjaciel zmarszczył brwi.
– Jak może mnie prześladować matka, której praktycznie nie widziałem
od trzeciego roku życia?
Jake był pewien, że ma rację, ale ponieważ nie potrafił tego wyjaśnić,
zmienił temat.
– Posłuchaj. Film to znaczy: kobiety. Wspaniałe kobiety. Brad, przecież
lubisz wspaniałe kobiety. Idź tam po prostu po to, żeby się rozejrzeć.
– Owszem, lubię wspaniałe kobiety, ale nie wtedy, gdy są aktorkami.
Bo... – Przerwał mu dzwonek telefonu. – – Przepraszam – mruknął i
podniósł słuchawkę. – Tak, Lindo?
– Dzwoni kobieta o nazwisku Tallia Venables. Mówi, że jest wynalazcą i
że napisałeś do niej list z prośbą o rozmowę.
– To kobieta? – zdziwił się Brad. – Dobrze, połącz ją.
W słuchawce odezwało się szczęknięcie, a po chwili wyraźny, czysty
głos:
– Czy pan Slinger? Dzień dobry. Czy sekretarka powiedziała panu, kim
jestem?
– Tak. Tallia Venables. Przyznam się jednak, że to dla mnie
niespodzianka.
– Prosił pan przecież w liście, żebym zadzwoniła – zdziwiła się Tallia.
– Owszem, ale spodziewałem się raczej Aleksandra Grahama Bella.
Tallia zaśmiała się krótko. Brad z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że
zapewne już nieraz zetknęła się z podobną reakcją.
– No cóż, tu mówi Aleksandra Graham Bell.
Po chwili swobodnej rozmowy Brad poczuł sympatię do swojej
rozmówczyni.
– Na pewno jest wiele rzeczy, których nie uda nam się omówić przez
telefon – powiedział po kilku minutach.
– Niestety, zanim przejdziemy do poważnej rozmowy, będzie musiał pan
podpisać umowę o dochowaniu tajemnicy – rzekła Tallia rzeczowym, lecz
przyjaznym tonem.
– W takim razie może się spotkamy? Kiedy ma pani czas?
– Mam dużo czasu. Nie pracuję już w laboratorium. Kiedy pan zechce.
– Chwileczkę. – Brad przełączył rozmowę na oczekiwanie i wcisnął
guzik interkomu. – Lindo, znajdź mi jakiś wolny termin podczas lunchu w
tym tygodniu – poprosił. Sekretarka odezwała się po chwili:
– Może pan odwołać piątkowe spotkanie z Brianem Holdissem. I tak
szukał pan pretekstu – dorzuciła sucho.
– Jesteś nieoceniona – zaśmiał się Brad i wrócił do rozmowy z Tallią. –
Pani Venables, czy odpowiada pani lunch w piątek?
– Jak najbardziej. Gdzie się spotkamy?
– Proszę podać adres mojej sekretarce. Przyśle po panią samochód.
Odłożył słuchawkę i zwrócił się do Jake'a:
– Widzisz, to właśnie kobieta z rodzaju, który podziwiam.
– A co to za rodzaj? – zapytał Jake z niedowierzaniem. – Przecież nawet
nie widziałeś jej na oczy?
– Co z tego. Jest inteligentna i ton jej głosu świadczy o tym, że nie
handluje seksem.
– Może nie ma czym handlować.
– No to co?
Jake spojrzał na niego podejrzliwie.
– Brad, jesteśmy przyjaciółmi od szóstego roku życia i nigdy jeszcze nie
widziałem cię z kaszalotem u boku. Gdy pojawiasz się gdzieś z dziewczyną,
zawsze jest na co popatrzeć.
– Może czas to zmienić. Sądzę, że to właśnie jest mój problem.
– Problem? Masz jakiś problem z kobietami? Od kiedy?
– Jake, nie potrzebuję psychoanalityka, żeby wiedzieć, że nie potrafię
zaufać pięknej kobiecie, dlatego że moja piękna matka zostawiła mnie i ojca
i pojechała do Hollywood, gdy miałem trzy lata. Ostatnio się nad tym
zastanawiałem. Jak myślisz, dlaczego do tej pory się nie ożeniłem?
Przyjaciel patrzył mu prosto w oczy.
– Nie ożeniłeś się, bo, po pierwsze: masz dopiero trzydzieści trzy lata, a
to zbyt młody wiek na małżeństwo, a, po drugie: lubisz sobie poszaleć.
Musisz się wyszumieć, jak mawiała moja babcia. I trzeba przyznać, że nie
żałujesz na to czasu ani energii.
– Ale teraz zrozumiałem, że byłbym szczęśliwszy ze zwykłą kobietą –
odrzekł Brad z uporem. – W każdym razie mógłbym jej zaufać, że mnie nie
opuści. Może nawet udałoby mi się w niej zakochać.
– Czyś ty zupełnie postradał zmysły? Skąd to nagłe gadanie o
zakochiwaniu się i dlaczego właściwie miałbyś się zakochać w brzydkiej
kobiecie?
– Nie powiedziałem, że musi być brzydka – obruszył się Brad. – Po
prostu, gdy stanąłem przed tym dylematem, naraz zacząłem widzieć
wszystko jaśniej.
Jake nie wiedział, czy ma się śmiać, czy płakać. Nie był pewien, czy
przyjaciel mówi poważnie, czy tylko go nabiera, szósty zmysł podpowiadał
mu jednak, że zbliża się koniec wspaniałej epoki.
– Przed jakim dylematem? – zapytał z rozpaczą.
– Widzisz, z jednej strony są twoi nie ustatkowani przyjaciele ze świata
filmu oraz cała masa pięknych kobiet, a z drugiej poważna, inteligentna,
prawdopodobnie bardzo przeciętnej urody kobieta-naukowiec. Obie strony
szukają funduszy. A ja nagle zrozumiałem, po której stronie lokują się moje
prawdziwe zainteresowania.
Jake uśmiechnął się z ulgą.
– Aha! W takim razie cieszę się, że to ustaliliśmy. Powiem Damonowi,
że może oczekiwać cię na premierze. Poproś Lindę, żeby odwołała to
spotkanie z panią Venables.
Brad spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Widzisz, to z kolei jest twój problem, Jake. Nie potrafisz rozmawiać ze
mną poważnie.
– Ale skąd, Brad – zawołał Jake w przypływie paniki. – Daj spokój! Po
prostu przyjdź na tę premierę. Dobrze nas tam nakarmią, więc co masz do
stracenia?
Brad westchnął ze znużeniem.
– Dobrze, skoro mają ochotę marnować na mnie łososia i szampana, to
proszę bardzo. Ale jeszcze nigdy w życiu nie zainwestowałem w żaden film
i nie mam zamiaru teraz tego robić.
– Znakomicie – mruknął Jake, podnosząc się z miejsca. – Do zobaczenia
w środę wieczorem.
Zamierzał zaraz zadzwonić do Damona Pictona i uprzedzić go, że na
premierze musi się znaleźć jakaś olśniewająca piękność, której zadaniem
będzie dotrzymywanie Bradowi towarzystwa przez cały wieczór.
Tallia odłożyła słuchawkę i zaczęła tańczyć na środku pokoju.
– Mamy pieniądze, tra la la la – zanuciła, ciągnąc Bel za rękę. –
Będziemy mieć śliczne nowe laboratorium, tra la la la!
Razem okrążyły pokój, tańcząc i śpiewając na dwa głosy.
– Wspaniale! Masz pieniądze, będziesz miała sekretarkę i telefon
komórkowy! – improwizowała Bel w dziwnej tonacji. Naraz zatrzymała się i
zapytała trzeźwo: – A dlaczego właściwie jesteś taka pewna, że Brad Slinger
da ci te pieniądze?
– Bo jest właścicielem sieci klubów sportowych – uśmiechnęła się
Tallia.
– Naprawdę? Wydawało mi się, że jest właścicielem sieci sklepów
komputerowych czy tym podobnych.
– Sklepy komputerowe też posiada. Ale ma również sieć siłowni.
– Myślisz, że spodoba mu się ten pomysł z rzeczywistością wirtualną?
– Uważany jest za człowieka, który lubi innowacje. Gdybym o tym
wcześniej pomyślała i gdyby wystarczyło mi odwagi, to poszłabym do niego
od razu.
Bel spojrzała na zegarek i poderwała się, chwytając w biegu torbę z
książkami.
– O rany, muszę już lecieć na zajęcia! Zamkniesz drzwi?
– Ja też już wychodzę – odrzekła Tallia. Zgarnęła koperty i obie wyszły
na korytarz.
Ledwie przestąpiła próg swojego mieszkania, zadzwonił telefon. Rzuciła
listy na stolik i podniosła słuchawkę.
– Natasha?
– Cześć, Damonie! – uśmiechnęła się. – Jak ci leci?
– Świetnie, Natasho. Nie może być lepiej. Posłuchaj, przyjdziesz jutro na
premierę? Mam nadzieję, że tak. Bardzo na ciebie liczę.
– Owszem, przyjdę. A co się stało?
– Mam dla ciebie coś specjalnego. Jest pewien gość, który ma więcej
pieniędzy, niż potrafi wydać, tylko że z zasady nigdy nie inwestuje w filmy.
Ale przyjdzie tu jutro z przyjacielem. Znasz Jake'a Drummonda, tego
prawnika, który spisywał dla mnie kontrakty? To właśnie on ma go
przyprowadzić.
– A co ja mam z tym wspólnego? – zapytała Tallia z rezygnacją,
wyczuwając pismo nosem.
– On podobno lubi piękne kobiety.
– Oj, Damon! – jęknęła.
– Musisz tylko siedzieć obok niego podczas kolacji i roztaczać swoje
wdzięki – tłumaczył Damon błagalnym tonem. – I powtarzać mu, jak ważne
są nasze filmy dla kanadyjskiej kultury. Kochanie, obiecaj, że to zrobisz.
– Damonie...
– Natasho, nie proszę cię, żebyś z nim poszła do łóżka. Tylko odrobinę
poflirtuj z tym facetem. Rozluźnij go trochę – nalegał Damon. – Obiecuję ci
za to, że w moim następnym filmie dostaniesz rolę inteligentnej i zupełnie
pozbawionej biustu kobiety. Możesz nosić okulary i ucharakteryzować się
na intelektualistkę, i wcale nie będziesz musiała się rozbierać... No nie,
trochę się zagalopowałem. Jest tam taka jedna scena, może banalna, ale
niezmiernie fascynująca, gdy brzydkie kaczątko niespodziewanie ukazuje
swój cudowny biust...
– Damonie, sam sobie kopiesz grób – ostrzegła Tallia ponuro.
– Kochanie, jest absolutnie konieczne, żebyś to zrobiła.
– Dobrze, zastanowię się nad tym – mruknęła Tallia i westchnęła z
rezygnacją. Damon naprawdę był świetnym reżyserem, a ona sama
doskonale wiedziała, co to znaczy potrzebować pieniędzy na wyśniony
projekt.
Damon natychmiast wyczuł jej kapitulację.
– Jesteś cudowna. Posłuchaj, może trochę ułatwimy ci zadanie?
Przebierzemy cię za Honey. Możesz grać jej rolę przez cały wieczór.
Tallia odetchnęła z ulgą. Honey Childe, którą grała w ostatnim filmie
Damona, była śpiewaczką country, kobietą o łagodnym charakterze,
seksownym wyglądzie i zmysłowym głosie. Tallia nosiła do tej roli bujną
perukę i wypchany biustonosz, który znacznie powiększał i podnosił jej
piersi.
– Och, Damonie, naprawdę dałoby się to zrobić? Czy myślisz, że on
niczego nie zauważy?
– Natasho, ci bogaci biznesmeni w sprawach filmu są naiwni jak dzieci.
On będzie się spodziewał zobaczyć Honey. Byłby rozczarowany, gdyby jej
nie spotkał. Poproszę Marie, aby przyniosła twoją perukę i całą resztę i żeby
ci pomogła zrobić odpowiedni makijaż.
– Damonie, wiedz, że to będzie tylko ten jeden raz, dobrze? Mam
nadzieję, że nie będę musiała spotykać się z nim później?
– Natasho, to zależy tylko od ciebie. Może się przecież zdarzyć, że on ci
się spodoba... albo jego pieniądze. Ale wtedy będziesz się musiała ze mną
nimi podzielić. Postarasz się ze względu na mnie, prawda? – dopytywał się
Damon niespokojnie.
– Powiem mu, że jesteś drugim Francoisem Truffautem.
Dopiero po odłożeniu słuchawki Tallia zorientowała się, że nawet nie
zapytała o nazwisko tego bogatego naiwniaka. Ale to nie było ważne. I tak
miała je wkrótce poznać.
Rozdział 2
W filmie Damona Pictona Natasha Fox grała rolę Honey Childe, słynnej
amerykańskiej śpiewaczki country. Subtelna, choć niezbyt inteligentna
Honey przybyła pewnego dnia na rodzinną wysepkę należącą do Kolumbii
Brytyjskiej i tam uwiodła młodego chłopca na oczach zakochanej w nim
młodej dziewczyny, głównej bohaterki filmu. W dziesięć lat później, na
wieść o samobójstwie Honey, bohaterka wspomina tamto przepełnione
cierpieniem lato.
Rola Honey była prawdziwą perełką. Choć niezbyt rozbudowana,
stwarzała wielkie możliwości aktorskie. Na scenie Honey była olśniewająca,
jednak gdy z niej schodziła, stawała się wrażliwą, ciężko doświadczoną
przez życie kobietą nieustannie poszukującą utraconej niewinności. Z
potarganymi włosami i wspaniałymi nogami była ciepła, uwodzicielska,
seksowna i jednocześnie smutna. Na jej widok mężczyznom topniały serca.
Nie inaczej było z Bradem. Przez cały film powtarzał sobie, że to
przecież tylko rola, a grająca ją aktorka w życiu na pewno jest kimś zupełnie
innym, nie potrafił jednak oprzeć się fascynacji. Sceny, w których Honey
biegła boso po wysokiej trawie, śmiała się w pełnym słońcu, pochylała w
krótkich dżinsowych szortach nad muszelką lub całowała pierś młodego
bohatera, zbyt wyraźnie przywodziły Bradowi na myśl jego własne pierwsze
doświadczenia erotyczne. Co prawda kobieta z jego wspomnień niezbyt
przypominała Honey Childe, ale dojmująca intensywność młodzieńczych
pragnień była uniwersalna. Przez cały film Brad niecierpliwie czekał na
kolejne sceny z udziałem Honey.
Gdy w końcu pojawiły się napisy, poszukał wzrokiem nazwiska aktorki,
która grała Honey. Natasha Fox. Od razu było widać, że to fałszywe
nazwisko. Podobnie jak grana przez nią postać, pomyślał Brad ze
zniechęceniem. Nieprawdziwa osobowość, nieprawdziwe włosy,
nieprawdziwe oczy, nieprawdziwe usta, nieprawdziwe... no nie, chyba nie
nogi. Tego już nie można dorobić sztucznie.
– Wychodzę – powiedział do Jake'a, gdy oklaski zaczęły cichnąć.
Przyjaciel chwycił go za ramię.
– Zwariowałeś? Nie widziałeś jej? Jest absolutnie doskonała!
– Kogo miałem widzieć? – mruknął Brad obojętnie.
– Dobrze wiesz, kogo. Zaprosili ją tu dzisiaj specjalnie dla ciebie! Będzie
siedziała obok ciebie przy kolacji! Nie bądź głupi! – wołał Jake, ciągnąc go
za rękaw do holu, gdzie Damon Picton przyjmował gratulacje przyjaciół.
Jake wepchnął Brada w krąg otaczający reżysera i szybko go przedstawił.
Damon natychmiast skupił na nim uwagę.
– Miło mi pana widzieć! – zawołał i mocno potrząsnął dłonią milionera.
– Podobał się panu film?
– Bardzo dobry – odrzekł Brad krótko. Zawsze czuł się niezręcznie w
towarzystwie ludzi, którzy mówili do jego pieniędzy.
– Damonie, ten film był niesamowity! – zawołała bardzo szczupła,
ciemnowłosa aktorka o ostrych rysach twarzy. – Teraz już rozumiem,
dlaczego nie mogłeś obsadzić – mnie w roli Honey, chociaż wcześniej
byłam na ciebie wściekła. – Szybko pocałowała reżysera w policzek. –
Natasha była doskonała w tej roli. To boski film!
– Dziękuję. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny – wymamrotał
Damon.
– Mam na imię Harmony – przypomniała mu aktorka. Brad wpatrzył się
w nią bez słowa. Nigdy jeszcze nie widział osoby noszącej równie
nieodpowiednie imię. Bardziej pasowałaby Niezgoda, pomyślał.
Damon pozbył się aktorki i ujął Brada pod ramię, jakby się obawiał, że
ten ucieknie mu przy pierwszej sposobności.
– Gdzie, do diabła, podziewa się Nash? – wymruczał do kogoś przez
ramię. – Czy ktoś widział Natashę? – zapytał głośniej.
– Tu jestem, Damonie, skarbie – odezwał się głos, na dźwięk którego
krew w żyłach Brada zaczęła krążyć szybciej. Rozejrzał się dokoła. Tak, to
była Honey Childe – te same błękitnozielone oczy, które przed chwilą
widział w powiększeniu na ekranie, do połowy odsłonięte piersi i szczupła
talia, która aż się prosiła o to, by otoczyć ją dłońmi. – Co mogę dla ciebie
zrobić? – zapytała dziewczyna. Nawet głos był ten sam. Aksamitnie miękki,
gardłowy, z wyraźnym akcentem z południa Stanów.
– Natasho, chciałbym, żebyś kogoś poznała – powiedział Damon.
Dziewczyna ukazała w uśmiechu białe, równe zęby.
– Oczywiście – rzekła i spojrzała na Brada, on zaś poczuł, że serce na
chwilę przestało mu bić.
– Brad, to jest Natasha Fox. Widziałeś ją na ekranie. Nash, poznaj Brada
Slingera.
Pod makijażem twarz Natashy zbielała i straciła wszelki wyraz.
– Brad Slinger? – powtórzyła szeptem. Brad był pewien, że usłyszał w
jej głosie przerażenie. Wypowiedziała jego nazwisko bez odrobiny
południowego akcentu i zachwiała się na nogach, a ponieważ była w butach
na bardzo wysokich obcasach, upadłaby, gdyby Brad jej nie podtrzymał.
– Dziękuję – szepnęła oszołomiona, powtarzając sobie w myślach:
pamiętaj, jesteś Natashą Fox i grasz rolę Honey Childe.
– Wszystko w porządku? – zapytał Brad ze współczuciem.
– Co się stało, Nash? – zdziwił się Damon. – Zwichnęłaś sobie nogę?
– Nie – odrzekła Tallia głosem Honey Childe. – Tylko zahaczyłam
obcasem o dywan.
Damon skinął głową, a potem mruknął coś pocieszającego. Zauważył
jednak, że coś jest nie tak, i zaklął w duchu. Jeśli tych dwoje kiedyś coś ze
sobą łączyło... Spojrzał na Brada, próbując przeniknąć wyraz jego twarzy,
ale dostrzegł na niej jedynie ciekawość i wyraźne zainteresowanie, typowe
dla mężczyzn, którzy spotykali Natashę po raz pierwszy.
– Dziękuję za to, że uchroniłeś mnie przed upadkiem – powiedziała
Natasha do Brada.
– Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł z galanterią, mocniej
przyciskając do siebie jej ramię. Z każdym uśmiechem Natashy trudniej mu
było myśleć jasno.
– Zawsze możesz się na mnie oprzeć – dorzucił.
Tallia miała ochotę krzyczeć ze złości. Dlaczego nie zapytała Damona o
nazwisko tego milionera? Czemu nikt jej wcześniej nie powiedział, że Brad
Slinger jest taki przystojny? Wiedziała, że jest młody, czytała o nim w
gazetach, ale fotografie nie oddawały rzeczywistości. Nie pokazywały jego
magnetycznego spojrzenia ani błękitu oczu, ani męskiego zapachu...
W kilka minut później znalazła się wraz z nim na tylnym siedzeniu
limuzyny, która wiozła ich na kolację, i nadal nie miała pojęcia, co robić
dalej. Jako Natasha Fox powinna dołożyć wszelkich starań, by przekonać
Brada do finansowania następnego filmu Damona. A w piątek, jako Tallia
Venables, miała się z nim spotkać, by go namówić na zakup sprzętu do
swojego laboratorium. Wszystko wskazywało na to, że tylko jedna z nich
dostanie pieniądze. Ta myśl była okropna. Nie mogła przecież ni stąd, ni
zowąd powiedzieć: och, tak się składa, że jestem również obiecującym
wynalazcą i naprawdę nazywam się Tallia Venables. To było wykluczone.
Mężczyźni lekceważyli jej intelekt nawet wtedy, gdy widzieli ją w
zwyczajnym ubraniu, teraz zaś, w stroju Honey Childe z biustonoszem
powiększającym jej piersi o jakieś dwa numery, nie miała żadnych szans, by
przekonać Brada o swoim intelektualnym potencjale. Pomyślała, że znacznie
łatwiej będzie mu to wyjaśnić w piątek, gdy wróci do swojego zwykłego
wyglądu. Najprościej było odłożyć decyzję o dwa dni; i tak właśnie zrobiła.
– Podobał ci się film? – zapytała z uwodzicielskim uśmiechem.
– Bardzo – odpowiedział Brad natychmiast. – Szczególnie twoja rola.
Tallia wygładziła sukienkę na kolanie.
– Naprawdę?
– Naprawdę – powtórzył sucho. – Przecież dlatego tu jesteś.
Tallia badawczo spojrzała na jego twarz.
– Jak to?
– Przecież jesteś najbardziej seksowną aktorką w całym filmie, czyż nie?
Założę się, że Damon ma już dla ciebie przygotowaną następną rolę.
– Och... nie wiem. Ale co z tego wynika?
– Bo skoro tak, to w twoim interesie jest namówić mnie, żebym
zainwestował w ten film.
– Zrobiłabym to całkiem bezinteresownie – odrzekła Tallia. – Damon
jest bardzo dobrym reżyserem i zasługuje na swoją szansę.
Brad uśmiechnął się szeroko.
– No cóż, jest możliwe, że „Północna opowieść" odniesie sukces
komercyjny i Damon nie będzie potrzebował wsparcia finansowego.
– Mam nadzieję, że tak się stanie – rzekła Tallia, spoglądając na Brada z
zaciekawieniem. – Czy to znaczy, że już podjąłeś decyzję i nie dasz mu
żadnych pieniędzy?
– Aha – mruknął Brad.
– Ale dlaczego? – zdumiała się Tallia. – Przecież przed chwilą
powiedziałeś, że film ci się podobał!
– Owszem, podobał mi się, ale ja nie inwestuję w filmy.
– Nigdy, w żadnym wypadku?
– Nigdy, w żadnym wypadku – powtórzył stanowczo Brad i zdziwił się,
widząc uśmiech na twarzy Natashy.
– Ale dlaczego? – dopytywała się. – Boisz się, że zainwestowane
pieniądze się nie zwrócą?
– Niezupełnie o to chodzi – mruknął Brad i naraz uświadomił sobie, że
nie ma ochoty rozmawiać z tą dziewczyną o pieniądzach. Chciał ją
pocałować, ale wydawało mu się, że nie powinien się zbytnio spieszyć. Po
chwili jednak pomyślał: a czemu nie, do diabła, i pochylił się w jej stronę,
wdychając zapach ciężkich perfum.
– Chcę cię pocałować – powiedział napiętym głosem, z twarzą tuż nad
jej twarzą.
Tallia wstrzymała oddech. Zdziwiło ją nie tyle zachowanie Brada – do
tego typu męskich reakcji zdążyła już bowiem przywyknąć – lecz własne
podniecenie. Mężczyźni, zwłaszcza natrętni, nigdy tak szybko nie wzbudzali
w niej odzewu; zwykle ją irytowali.
– Zdaje się, że uważasz to za komplement – rzekła, siląc się na spokój.
– Uważam to za stwierdzenie faktu – odpowiedział Brad. – Pocałuj mnie.
– Nie! – zawołała Tallia z oburzeniem.
– Przecież chcesz tego.
– Dlaczego jesteś taki pewny siebie?
Brad bez słowa przesunął palcem po jej szyi. Tallia zdała sobie sprawę,
że na jej skórze pojawiła się wyraźna gęsia skórka, i odsunęła się szybko.
– Pieniądze dają ci wielką pewność siebie – rzuciła sucho.
Brad wyprostował się, zdumiony. Co mu się właściwie stało? Nie miał
najmniejszego zamiaru pozwolić się sprowokować jakiejś aktorce,
szczególnie o takiej aparycji jak Natasha. Na pierwszy rzut oka widać było,
że jest to kobieta, która przy najbliższej sposobności ucieknie do
Hollywood. Dziwne tylko było to, że taka sposobność jeszcze jej się nie
trafiła.
– Przepraszam – powiedział szorstko. – Sądziłem, że tego właśnie
oczekujesz.
Tallia badawczo patrzyła mu w oczy.
– Nie wyglądasz na mężczyznę, który zwykle robi to, czego inni od
niego oczekują – odrzekła. – Chyba że zgadza się to z twoimi własnymi
celami.
Brad musiał się roześmiać. Ta aktoreczka nie była taka głupia. Dlatego
właśnie należało jak najszybciej się jej pozbyć.
– Masz rację, to była wyłącznie moja wina. Jeszcze raz przepraszam.
Limuzyna zatrzymała się przy krawężniku i Tallia przyłączyła się do
grupy osób, które wysiadły z drugiego samochodu. Jeśli jednak miała
nadzieję, że uda jej się uwolnić od towarzystwa Brada, to była w błędzie.
Gdy tylko zauważył, że dziewczyna próbuje się od niego odsunąć, instynkt
myśliwego przeważył nad zdrowym rozsądkiem. W progu restauracji Tallia
poczuła dłoń obejmującą ją w pasie i nie musiała odwracać głowy, by się
przekonać, kto stoi obok niej.
Poza tym Damon pilnował, by nic nie pokrzyżowało jego planów.
Natasha i Brad nie mieli żadnej możliwości uniknięcia swojego
towarzystwa. Przy stoliku Tallia miała po jednej stronie Brada, a po drugiej
charakteryzatorkę, której Damon surowo nakazał, by pod żadnym pozorem
nie próbowała odciągnąć uwagi Natashy od milionera. Brad z kolei miał po
swej drugiej stronie kierownika produkcji, którego uwaga skupiona była
wyłącznie na tym, by tych dwoje nie przerywało rozmowy.
Ani Brad, ani Natasha nie zdawali sobie sprawy z tej perfekcyjnie
uknutej intrygi, zauważyli tylko, że, praktycznie rzecz biorąc, skazani są na
rozmowę ze sobą.
Szampan lał się strumieniami. Jeszcze przed kolacją wszyscy wypili co
najmniej po dwie lampki. Była to ta sama marka, która pojawiała się w
filmie, i producent sponsorował również drinki serwowane podczas kolacji.
Przypominały o tym karteczki dyskretnie rozmieszczone na stołach. W
filmie była scena, gdzie niewinny, choć przepełniony młodzieńczym
pożądaniem bohater zawędrował do sklepu z alkoholem i poprosił
sprzedawcę o pomoc w wyborze czegoś naprawdę nietuzinkowego na
wieczór z Honey. Sprzedawca zaproponował mu szampana. Marka wywarła
odpowiednie wrażenie na Honey. Ze zmysłowym śmiechem stwierdziła, że
szampan bardzo na nią działa...
Brad był światowcem odpornym na tego typu haczyki, a jednak i on z
zapartym tchem patrzył, jak Natasha Fox pije szampana duszkiem tak, jak
czyniła to na ekranie.
– Lubisz szampana? – zapytał.
– Och, tak – odrzekła Tallia szczerze. Polubiła szampana właśnie przy
kręceniu tej sceny.
– Działa na ciebie?
– Czasami.
– W takim razie pocałuj mnie – rzekł Brad władczo i znów pochylił
twarz w jej stronę.
– Przestań! – syknęła Tallia.
– Pocałuj mnie.
– Nie! Brad zaklął.
– Tu jest parkiet taneczny. Czy będą tańce?
Tallia wiedziała, że chodzi mu o to, by jej dotknąć. Równie dobrze
mogła od razu pójść z nim do łóżka.
– Nie – odparła stanowczo, po chwili jednak zmitygowała się: – Nie
wiem. Ale nawet jeśli będą, to nie zatańczę z tobą.
Spojrzenie Brada wyraźnie wskazywało na to, że jej nie uwierzył.
– Jak daleko Damon Picton pozwolił ci się posunąć?
– zapytał. – Jakiego rodzaju władzę ma nad tobą?
Sam nie mógł uwierzyć, że tak się zachowuje, ale nie potrafił się
powstrzymać.
– Jak śmiesz! – wykrzyknęła Tallia i zerwała się z krzesła. Brad mocno
pochwycił jej rękę.
– Nie! – zawołał ze złością. – Jeśli stąd wyjdziesz, to ja wyjdę za tobą.
– Powiedziałeś przecież, że Damon i tak nic od ciebie nie dostanie –
szepnęła Tallia z wściekłością, ale usiadła.
Brad zignorował jej słowa.
– Jesteś do tego przyzwyczajona – rzekł gniewnie. Na pewno wszyscy
mężczyźni zachowują się podobnie w twojej obecności. Dlaczego akurat
przede mną odgrywasz niewiniątko? Przecież przyznaję, że wygrałaś.
Jedną z cech charakteru Tallii było to, że nie potrafiła nikomu urządzić
sceny. Wiedziała, że powinna po prostu wstać i wyjść, ale nie była w stanie
się na to zdobyć. Ich sąsiedzi przy stoliku starannie ignorowali tę wymianę
zdań.
– Nigdy w życiu nie spotkałam większego grubianina i aroganta! – wy
buchnęła Tallia.
– Pragnę cię – odrzekł Brad, wpatrując się w nią uporczywie. – Co masz
zamiar z tym zrobić?
– Chyba zwariowałeś!
– Owszem – zgodził się, nie spuszczając wzroku z jej ust. – Czy bierzesz
zastrzyki z kolagenem?
– Oczywiście, że nie! – zirytowała się. Na szczęście w tej chwili kelner
postawił przed nią przystawkę. Tallia z ulgą sięgnęła po widelec.
– Wszystko w tobie jest naturalne, tak?
– Nawet gdyby to nie była prawda, to i tak nie miałbyś okazji przeżyć
rozczarowania – powiedziała przeciągle, przypominając sobie o
południowym akcencie. Nie była – pewna, czy pod wpływem wzburzenia
nie zaczęła mówić normalnie.
– Nie bądź taka pewna. Mam wielkiego sprzymierzeńca w twoim obozie.
Tallia utkwiła w nim wzrok.
– Jeśli sądzisz, że Damon ma...
– Mówię o tobie – przerwał jej.
Tallia pochyliła głowę. Wiedziała, że Brad ma rację. Była wobec niego
bezbronna, nie miała jednak zamiaru poddawać się tak łatwo.
– Wielu mężczyzn pragnęłoby w to wierzyć.
Brad nagle oprzytomniał. Co, u diabła, go dziś napadło? Zachowuje się
jak nastolatek. Przecież niejednokrotnie widywał mężczyzn, którzy mylnie
oceniali wrażenie wywarte na upatrzonej kobiecie, i takie sceny
nieodmiennie napawały go niesmakiem. Nie mógł uwierzyć, że sam zniżył
się do poziomu tych żałosnych podrywaczy.
– W takim razie zaklep mi kolejkę – mruknął oschle.
Tallia rzuciła mu lodowate spojrzenie.
– Jesteś taki sam jak wszyscy! – rzekła pogardliwie i odwróciła się do
charakteryzatorki.
Do końca kolacji nic już nie było w stanie zmusić Tallii, by zamieniła z
Bradem jeszcze choć jedno słowo. On zaś na próżno powtarzał sobie, że im
szybciej ta kobieta zejdzie mu z oczu, tym lepiej dla niego.
Wyszła po chwili i wróciła do domu taksówką. Brad odprowadził ją
wzrokiem, ale nie próbował zatrzymywać. Należała do tego gatunku kobiet,
z którymi absolutnie nie powinien się zadawać.
Rozdział 3
Tallia bardzo źle spała. Wstała o świcie i niespokojnie chodziła po
pokoju, próbując znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. O wpół do ósmej
zadzwoniła do siostry.
– Uhm? – mruknęła Bel w słuchawkę.
– Bel, strasznie mi przykro, że cię budzę, ale mam ogromny problem –
powiedziała Tallia przepraszająco.
– Zaraz do ciebie przyjdę – rzekła Bel już zupełnie przytomnie. W razie
potrzeby potrafiła się rozbudzić w dwie sekundy. Po pięciu minutach stała
już pod drzwiami mieszkania Tallii.
– Co się stało? – zapytała z miejsca.
Tallia westchnęła głęboko.
– Ten milioner, którego Natasha Fox miała namówić na finansowanie
filmu Damona, to Brad Slinger – wypaliła.
Bel szeroko otworzyła oczy.
– O rany boskie! Naprawdę? Ale numer! I co, będzie finansował ten
film?
– Powiedział, że nigdy nie inwestuje w filmy.
– A ty co mu powiedziałaś? Jak wyjaśniłaś, że jesteś aktorką i
naukowcem w jednej osobie?
– W ogóle nie wyjaśniłam. Stchórzyłam.
Bel przez dłuższą chwilę patrzyła na nią w milczeniu.
– Nie powiedziałaś mu, że Natasha Fox to Tallia Venables i że jesteś z
nim umówiona na jutro? – zapytała w końcu.
Tallia tylko machnęła ręką.
– Nie.
– Nie wierzę własnym uszom! – zawołała Bel. – Więc on nic nie wie? A
co mu powiesz jutro?
– Po to cię właśnie zawołałam. Musimy coś wymyślić. Widzisz, to nie
było takie proste. Napalił się na Natashę jak głupi. Oczywiście, był to czysto
fizyczny pociąg. Gdy pomyślę, jak byłam ubrana, to mam ochotę dać sobie
kopniaka!
– Przecież nie wiedziałaś, z kim się spotykasz – jęknęła Bel.
– On pewnie myśli, że nie potrafię zliczyć do trzech. A już na pewno nie
zechce słuchać moich pomysłów, gdy będzie miał w głowie tylko seks.
Wyłączy umysł i skupi się na wrażeniach wzrokowych. Chyba że zgodzę się
pójść z nim do łóżka.
– A mogłabyś to zrobić? – zapytała Bel ze zdziwieniem.
– Nie! – wykrzyknęła Tallia. – Oczywiście, że nie! Bel zmarszczyła nos.
– Czy on jest stary i okropny?
– Nie – westchnęła Tallia znad ekspresu do kawy. Jest młody i...
– I bardzo przystojny? – dokończyła Bel. Tallia milczała.
– Umówił się z tobą, to znaczy z Natashą?
– Nie. Bardzo jasno dał mi do zrozumienia, że, jego zdaniem, w końcu i
tak wylądujemy w łóżku, ale nie zaproponował kolacji ani teatru na
początek. A potem się pokłóciliśmy i już więcej z nim nie rozmawiałam.
– Pokłóciliście się? Pokłóciłaś się z milionerem, który jest twoim
potencjalnym sponsorem? Tallio! Jak mogłaś?
– Sama się nad tym zastanawiam – mruknęła dziewczyna, nalewając
kawę do kubków. – I co ja mam teraz zrobić?
Bel beznadziejnie wzruszyła ramionami.
– Może mogłabyś odłożyć to spotkanie o parę dni.
– I co by to dało?
– Sama nie wiem. Może zapomniałby, jak wyglądasz.
– Od razu pozna, że jestem Natashą Fox. Naraz Bel wyprostowała się i
odstawiła kubek.
– A może właśnie nie.
– Daj spokój, Bel, przecież...
– Nie! Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy parę dni temu? Trzeba
sprawić, żebyś zbrzydła!
Tallia wpatrzyła się w siostrę z nadzieją.
– Naprawdę myślisz, że to mogłoby się udać? Nie poznałby mnie?
– Rzecz w tym, że jeśli będziesz wyglądać nieatrakcyjnie, to on w ogóle
nie będzie ci się przyglądał. Największy problem to głos.
Tallia uśmiechnęła się szeroko.
– Ależ skarbie, ja wczoraj mówiłam z akcentem Honey Childe –
szepnęła zmysłowo i skrzywiła się. A w każdym razie mam nadzieję, że tak
było.
Bel opuściła poranne zajęcia. O dziesiątej rano obie siostry rozpoczęły
wędrówkę po sklepach. Do południa kupiły wszystko, czego potrzebowały, i
wróciły do domu na próbę generalną.
– Zacznijmy od podstawowych rzeczy – stwierdziła Bel. – Umyj włosy.
Zdecydowały, że Tallia nie powinna nosić peruki. Ponieważ Natasha
wystąpiła w peruce, Brad nie widział włosów ani uszu Tallii. Kupiły czarną
płukankę, która miała się zmyć po kilku tygodniach i od której włosy Talii
przybrały mysi odcień.
– Świetnie! – zachwyciła się Bel po zakończeniu operacji. – Ten kolor
jest absolutnie nieatrakcyjny.
Tallia spojrzała w lustro i musiała przyznać siostrze rację. Płukanka była
zbyt słaba, by drastycznie zmienić kolor jej włosów, nadała im tylko
błotnisty, niezdrowy odcień.
– Teraz biustonosz – zakomenderowała Bel. To był jej pomysł, by Tallia
spłaszczyła sobie biust, owijając go szerokim bandażem elastycznym. W
efekcie jej tułów stał się zupełnie bezkształtny.
Tallia kupiła tani kostium ze spodniami ze sztywnego poliestru w
jasnobrązowym kolorze. Żakiet był o jeden numer za mały, a spodnie z kolei
za duże. Ich krój zniekształcał linię bioder Tallii. Do tego włożyła okropną
poliestrową bluzkę barwy jaskrawopomarańczowej, z wielkim żabotem,
przy którym jej szyja wydawała się zbyt cienka. Całości dopełnił makijaż,
stwarzający złudzenie nie istniejących w rzeczywistości cieni na twarzy.
Kolor oczu Tallii zmienił się na brązowy za sprawą kosmetycznych
szkieł kontaktowych. Ponieważ nie było czasu, by zrobić je na receptę,
Tallia musiała je ukryć pod parą starych okularów, których nie używała od
czasu, gdy skończyła piętnaście lat. Duże soczewki i ciężkie oprawki
niegdyś uchodziły za ostatni krzyk mody, teraz jednak wyglądały po prostu
nieatrakcyjnie. W dodatku oprawki były zdecydowanie za małe, przez co
oczy Tallii wydawały się osadzone zbyt blisko siebie.
Bel cofnęła się o krok i przyjrzała siostrze krytycznie.
– Hm! W tych okularach nie wyglądasz zbyt inteligentnie – mruknęła z
powątpiewaniem.
– Nie szkodzi – uśmiechnęła się Tallia z podnieceniem, czując powiew
wolności. Dlaczego nigdy wcześniej nie przyszło jej to do głowy? Na
własnych oczach zmieniała się w szarą mysz. Pozostało jeszcze tylko kilka
drobiazgów.
W mgnieniu oka zmieniła kredką rysunek brwi, które stały się czarne i
gęste. Do tego makijaż w niewłaściwych barwach. Brązy i pomarańcze
zdecydowanie nie pasowały do karnacji Tallii. Wyglądała w nich niezdrowo.
Ostateczny szlif nadały jej twarzy zęby. Tallia przypomniała sobie o
wkładce ortodontycznej, którą zrobiono jej kiedyś dla potrzeb reklamy
prezentującej efekty działań ortodontów. Wkładka z cienkiej emalii,
nakładana na górną szczękę, sprawiała, że jej zgryz stawał się krzywy, a
górne zęby wystawały do przodu, co zupełnie zmieniało zarys ust.
Prawdziwe zęby Tallii w tej reklamie ukazywały stan po korekcie zgryzu.
Producent zapewniał, że reklama nie jest fałszywa, gdyż ortodonci
rzeczywiście potrafią uzyskać obiecywane efekty, tylko że trzeba na to wielu
miesięcy, a nawet lat. Ponieważ wkładka była zrobiona specjalnie dla Tallii,
mogła ją później zatrzymać.
Na koniec obie dziewczyny stanęły przed lustrem, podziwiając swe
dzieło. Nie, Tallia absolutnie nie była brzydka. Stała się po prostu
nieatrakcyjną kobietą, która nie potrafiła podkreślać swych zalet i nie umiała
się odpowiednio ubrać, ale bardzo się starała, by poszczególne części
garderoby pasowały do siebie. Widać było jednak jej ignorancję w kwestii
mody i fryzury, a poza tym strój, który nosiła, postarzał ją.
– Nie rozumiem, jak możesz wyjść w czymś takim na ulicę – zdziwiła
się Bel.
Tallia promieniała.
– Nie uśmiechaj się tak do niego – ostrzegła ją Bel – bo pomimo zębów
ten uśmiech cię zdradzi. Uśmiechaj się z zamkniętymi ustami.
– Dobrze – zgodziła się Tallia.
– I zachowuj się jak kobieta pozbawiona pewności siebie. Przygarb
trochę ramiona. Chód i postawa również mogą cię zdradzić.
Tallia skinęła głową i kilkakrotnie przemierzyła pokój, ćwicząc nowy
sposób chodzenia. Na dźwięk dzwonka telefonu drgnęła nerwowo.
– Ciekawe, kto to?
– Nash? – odezwał się głos w słuchawce. Tallia natychmiast rozpoznała
Damona Pictona.
– Cześć, Damonie – odrzekła, zastanawiając się, czy reżyser ma zamiar
czynić jej wyrzuty z powodu ostatniego wieczoru.
– Posłuchaj, chciałem cię przeprosić.
– Nie ma za co. Przeżyłam to jakoś.
– Aha, to znaczy, że już dzwonił? Próbowałem ostrzec cię z samego
rana, ale nikt nie odbierał telefonu.
Tallia zmarszczyła brwi.
– Przed czym próbowałeś mnie ostrzec?
– Brad Slinger wyłudził ode mnie wczoraj twój numer telefonu –
przyznał reżyser zgnębionym głosem.
– Och, Damonie! – wykrzyknęła Tallia z rozpaczą.
– Wiem, wiem. Naprawdę bardzo cię przepraszam.
– Mam nadzieję, że przynajmniej obiecał ci za to jakieś fundusze –
rzekła Tallia z goryczą.
– Nie! – oburzył się Damon szczerze. – To nie było – tak! Podziałała na
mnie siła jego osobowości. Mówię szczerze, Nash. Nie potrafiłem mu
odmówić. Wiesz sama, że są tacy ludzie. Już rozumiem, dlaczego on ma tyle
pieniędzy. Skarbie, proszę, powiedz, że mi wybaczasz!
– A niech to! – mruknęła Tallia z rezygnacją. Gdy Damon rozłączył się,
powtórzyła rozmowę siostrze.
– I co ja mam teraz zrobić? – jęknęła. – Jeśli jutro dam mu swój numer
telefonu, to na pewno zauważy, że to ten sam!
Bel skrzywiła się.
– Owszem, jeśli będzie dzwonił do was obydwu, musi to zauważyć.
– Niech diabli wezmą tego Damona! Co to znaczy, że nie potrafił
odmówić?
Bel uniosła brwi.
– No cóż, na twoim miejscu przyjęłabym ostrzeżenie. Tobie
prawdopodobnie też trudno będzie temu facetowi odmówić. Może lepiej
podaj mu mój telefon.
– Mam przeczucie, że to wszystko skończy się jakąś katastrofą! – jęknęła
Tallia. – Chyba wolałabym, żeby Slinger zadzwonił i odwołał to jutrzejsze
spotkanie.
Brad Slinger jednak nie odwołał spotkania. W południe następnego dnia,
po całej nocy spędzonej na niespokojnych rozmyślaniach, zdenerwowana
Tallia wysiadła z samochodu, który Brad po nią przysłał, i przestąpiła próg
drogiej, modnej restauracji. Stoliki nakryte były adamaszkowymi obrusami,
srebrem i kryształami, zaś wszyscy bez wyjątku kelnerzy byli Francuzami
albo też udawali Francuzów.
– Jestem umówiona z panem Slingerem – powiedziała Tallia do kelnera,
który skinął głową w wystudiowany sposób.
– Witam panią, madame.
Tallia już kilkakrotnie była w tej restauracji, kelner jednak nie uczynił
żadnego gestu świadczącego o tym, by ją rozpoznał. Wiedziała, że personel
tego rodzaju lokali stara się pamiętać twarze gości, toteż odetchnęła z ulgą.
Za jej plecami drzwi znów się otworzyły i Tallia wyczuła narastające
napięcie. To był Brad Slinger. Siła jego osobowości w połączeniu z jedyną
w swoim rodzaju atmosferą pieniędzy sprawiała, że nigdzie nie mógł się
pojawić nie zauważony. Kelner obdarzył go ukłonem zarezerwowanym dla
wybranych gości.
– Pan Slinger! Zawsze miło nam pana widzieć. Ta pani właśnie o pana
pytała. Proszę tędy.
Brad ubrany był w garnitur z krawatem.
– Pani Venables? – rzekł, wyciągając dłoń na powitanie.
Po doświadczeniach ostatniego wieczoru Tallia poczuła się nieco zbita z
tropu jego chłodną postawą, szybko jednak wzięła się w garść i podała mu
rękę. Po długich, ciemnoczerwonych paznokciach ani po biżuterii nie było
już śladu. Płaskie obcasy sprawiały, że Tallia była o pięć centymetrów
niższa niż Natasha Fox. Zauważyła, że Brad Slinger patrzy na nią bez śladu
seksualnego zainteresowania, i poczuła się pewniej.
– Miło mi pana poznać – rzekła spokojnie.
Usiedli i przejrzeli karty dań.
– Czego się pani napije? – zapytał Brad, nie podnosząc na nią wzroku.
– Proszę o sok pomidorowy.
Dopiero po złożeniu zamówienia Brad spojrzał na twarz Tallii.
Uśmiechnęła się z zamkniętymi ustami i podniosła do ust szklankę z sokiem.
No cóż, Jake miał rację, pomyślał Brad. Ta kobieta nie stawiała na swą
urodę, bo nie miała na co stawiać, choć był pewien, że gdyby się odrobinę
postarała, mogłaby wyglądać znacznie lepiej. Widział, że uśmiecha się z
zamkniętymi ustami, by zasłonić krzywe zęby. Ale te zęby wcale nie były
takie złe. Powinna wiedzieć, że dałoby się je wyprostować.
Brad był dobrze obeznany w cenach damskiej garderoby, ale to, co Tallia
miała na sobie, zadziwiło go. Nigdy jeszcze nie widział podobnej kreacji.
Może kupiła ją w sklepie z używaną odzieżą. Pomyślał ironicznie, że jeśli
ma zainwestować w nią pieniądze, to powinien się cieszyć, iż nie jest
rozrzutna. Czuł jednak irytację. Marnotrawstwo talentów i niedbalstwo
zawsze go złościło, a ta kobieta zdecydowanie nie troszczyła się o swoją
urodę.
Przypomniał sobie, jak mówił Jake'owi, że chciałby się zakochać w
zwyczajnej kobiecie. Chyba jednak miał na myśli kogoś zupełnie innego,
jakąś szczupłą, ciemnowłosą dziewczynę, w gruncie rzeczy interesującą, a
nie bezbarwną. Kogoś zupełnie niepodobnego do tej kobiety o oczach
osadzonych zbyt blisko siebie, nijakich włosach zebranych w nieporządny
warkocz w stylu ciotki Mary, ze zbyt cienką szyją i niezdrową cerą.
Ale gdy zaczęli rozmawiać, Brad poczuł sympatię do nieznajomej. Była
inteligentna – a tę cechę zawsze bardzo cenił w ludziach – i dziwną ulgę
sprawiło mu przebywanie w towarzystwie kobiety, która nie starała się mu
za wszelką cenę spodobać. Miała bardzo bezpośredni sposób mówienia i to
również mu się podobało, chociaż w duchu przyznawał, że manipulantki,
takie jak Natasha Fox, bardzo pobudzały jego zmysły. Podejrzewał, że
wszystko w Nataszy było fałszywe, oprócz bystrości umysłu – tego nie
mogła udawać.
W pewnej chwili Brad przyłapał się na zastanawianiu, czy potrafiłby się
zakochać w kimś takim jak Tallia Venables i siłą woli wyrzucić Natashę ze
swoich myśli. Zmarszczył brwi. To nie było w jego stylu. Nigdy nie oceniał
każdej napotkanej kobiety jako potencjalnej zdobyczy, szczególnie jeśli była
to osoba, z którą łączyły go interesy. Tallia Venables była wynalazcą i
szukała pieniędzy. Nic nie wskazywało na to, by szukała również męża.
– Jak to się stało, że straciła pani posadę na uniwersytecie? – zapytał w
końcu, przerywając zdawkową wymianę zdań.
Tallia wzruszyła ramionami.
– W zasadzie chodziło o seksualne molestowanie powiedziała bez
namysłu. – Powiedziałam „nie" mojemu przełożonemu o jeden raz za dużo.
Brad opuścił wzrok na talerz.
– Skoro tak było, to dlaczego nie skieruje pani swojej sprawy do sądu?
– Bo wyrobiłam już sobie nazwisko – rzekła Tallia. – Nie chcę rozgłosu,
jaki dałaby mi sprawa w Komisji Praw Człowieka. Takie sprawy wloką się
latami. Poza tym w gruncie rzeczy jestem zadowolona, że nie pracuję już z
Henrym. Zawsze obawiałam się powiedzieć mu, nad czym pracuję, żeby nie
ukradł mi pomysłu, a przy badaniach taka sytuacja działa bardzo hamująco.
Brad skinął głową, usatysfakcjonowany tym wyjaśnieniem. Cóż,
pomyślał, gusta bywają różne. Zapewne istnieją mężczyźni, którzy lubią
stosować przymus wobec kobiet niezależnie od ich fizycznej atrakcyjności,
po to tylko, by poczuć władzę. Jednakże słowa o molestowaniu seksualnym
w ustach kobiety o takiej aparycji brzmiały dość dziwnie. Przeszło mu przez
myśl, że może Tallia ubiera się niedbale właśnie ze względu na swoje
przeżycia. To również wydawało mu się do przyjęcia.
– Nad czym pani pracuje? – zapytał.
Tallia przez chwilę milczała.
– Mam kilka projektów, ale pana chyba najbardziej zainteresuje ten,
który dotyczy rzeczywistości wirtualnej.
Zresztą jest on również w najbardziej zaawansowanym stadium. – Talia
odłożyła widelec i sięgnęła do stojącej przy stoliku teczki. – Mam tu
dokument napisany przez prawnika.
Dokument stwierdzał, że Brad Slinger po raz pierwszy usłyszał opisane
w załączniku pomysły od... i tak dalej. Brad sięgnął po pióro i skinął na
kelnera.
– Czy zechciałbyś być świadkiem podpisania tego dokumentu, Francois?
Odsunął talerz, położył papier na stoliku i podpisał. Kelner dopisał niżej
swoje nazwisko i adres, spojrzał na Tallię z zaciekawieniem i zniknął.
– W porządku – powiedział Brad.
– Wirtualne wakacje – rzekła cicho Tallia. – Mógłby pan to zainstalować
w swoich klubach. Oferujemy wyczerpanym stresem ludziom godzinę w
tropikach, tutaj, w Vancouverze.
Brad wyprostował się na krześle.
– A jak dokładnie miałoby to wyglądać?
– Co pan wie o technikach rzeczywistości wirtualnej?
– Kilka razy miałem na głowie hełm i strzelałem do jakichś najeźdźców.
Dzieci mojego kuzyna są tym zafascynowane.
– Aha. No cóż, jeśli chodzi o wirtualne wakacje, widziana w hełmie
scena przedstawia tropikalną plażę. Znajduje się pan w sali z basenem, dno
pokryte jest piaskiem, a oświetlenie ma charakterystykę pełnego widma,
czyli odtwarza światło słoneczne na tyle wiernie, na ile to tylko możliwe.
– Czy to nie jest niebezpieczne? – zapytał Brad.
– Brak pełnego widma powoduje stany depresyjne – wyjaśniła Tallia. –
Światło nie będzie tak silne jak słońce w tropikach, ale przy użyciu lamp
cieplnych wrażenie powinno być podobne. Nie będziemy przesadzać z
promieniami ultrafioletowymi, więc to światło nie będzie opalać.
– Wygląda na to, że przemyślała pani już większość szczegółów. Co
jeszcze pozostało?
– Jest kilka problemów logistycznych. Po pierwsze, trzeba, żeby światło
docierało do oczu, bo badania dowodzą, że to właśnie oczy najbardziej
cierpią z powodu braku pełnego widma, choć nie ma żadnych wątpliwości,
że ciało również go potrzebuje. Światło musi więc jakoś przeniknąć przez
hełm i tu leży pewna trudność. Po drugie, muszę znaleźć jakiś sposób, żeby
zgrać wirtualną scenę z ruchem prawdziwych fal i piasku. Rozumie pan, o
czym mówię?
Brad skinął głową.
– W hełmie widać nadchodzącą falę i w tej samej chwili fala uderza w
stopy.
– Właśnie – rozpromieniła się Tallia. – To chyba największy z
pozostałych do rozwiązania problemów.
Zamilkła, zostawiając swemu rozmówcy czas do namysłu. Po chwili
Brad skinął głową.
– Ile czasu i jakiego sprzętu trzeba, by zrealizować ten projekt? –
zapytał. Pomysł był nietypowy, ale spodobał mu się. Tallia miała rację. Coś
takiego powinno cieszyć się powodzeniem w jego klubach. Największym
wydatkiem, po badaniach, byłyby baseny z falami. Trzeba sporządzić
kosztorys. Ale nawet gdyby Brad nie zdecydował się na wprowadzenie tego
pomysłu w życie, rozmowa z Tallią przekonała go, że warto wyposażyć jej
laboratorium i dać wolną rękę.
Rozmawiali o niezbędnym sprzęcie, prawdopodobnych kosztach i czasie,
koniecznym, by przygotować prototyp. Gdy zamówili kawę, Brad
zorientował się, że jest już spóźniony na spotkanie w biurze. Poprosił o
rachunek.
– Czy moja sekretarka ma pani numer telefonu? – zapytał.
– Chyba nie – odrzekła szybko Tallia.
– Proszę do niej zadzwonić i podać jej numer. Muszę już wracać do biura
– rzekł, rzucając na stolik hojny napiwek. – Podoba mi się ten pomysł.
Zadzwonię do pani za dzień lub dwa. Mówiła pani coś o jeszcze innych
projektach.
– Jeśli odrzuci pan wirtualną plażę, to mogę zaproponować coś zupełnie
innego, ale to by wymagało więcej czasu. Na przykład środki transportu
niezależne od paliw kopalnych. I kilka innych rzeczy – dorzuciła
pośpiesznie.
Brad skinął głową.
– Dobrze. Przykro mi, że teraz nie mam już czasu.
Skontaktuję się z panią w najbliższych dniach.
Wstał, dotknął czoła palcem wskazującym i rzekł do kelnera:
– Francis, przywołaj taksówkę pani... pani, która wymyśla przyszłość,
dobrze? Dopisz to do mojego rachunku.
– Oczywiście – skłonił się kelner, ale Brada już nie było.
– Czy napije się pani jeszcze kawy, madame? – zapytał – kelner z
szacunkiem, którego nie było w jego głosie przed godziną.
– Dziękuję, chętnie – uśmiechnęła się Tallia.
Siedziała przy stoliku jeszcze około dziesięciu minut, przepełniona
nadzieją. Dlaczego właściwie wcześniej nie wpadła na ten pomysł? Brad
Slinger przez cały czas traktował ją jak naukowca, a nie jak kobietę.
Szanował jej intelekt i był w stanie skupić się na jej słowach, bo myśli o
seksie nie rozpraszały jego uwagi. Ani na chwilę w jego wzroku nie
pojawiła się intensywność uczuć, którą Tallia poznała jako Natasha Fox.
Westchnęła ciężko. To tylko dowodziło, że jego reakcja na Natashę była
czysto fizyczna. Brada nie interesowała jej inteligencja ani osobowość.
Tallia nie była pewna, dlaczego ta myśl ją przygnębiła. W końcu
potwierdzała tylko to, o czym wiedziała już wcześniej.
Rozdział 4
– Spotkaj się ze mną.
Rozkaz wydany był niskim, cichym głosem, w którym jednak
dźwięczało wyraźne napięcie. Tallia poczuła gęsią skórkę na całym ciele.
– Nie – odrzekła chłodno i przypomniała sobie o akcencie. – Skąd
właściwie wziąłeś mój numer?
– Dobrze wiesz, skąd. Twój przyjaciel mówił, że cię uprzedzi.
– Nie powinien dawać ci mojego numeru, a ty nie powinieneś go o to
prosić.
– I co z tego – odrzekł krótko Brad. – Proszę tylko o wspólną kolację.
Czy masz czas dzisiaj wieczorem?
– Dla ciebie w ogóle nie mam czasu.
– Dlaczego?
Nie mogła odpowiedzieć na to pytanie, nie mówiąc przy tym całej
prawdy, więc milczała. W słuchawce rozległ się cichy śmiech Slingera.
– Bo nie jesteś w moim typie – odrzekła w końcu, ale było już za późno.
– To nieprawda – odrzekł Brad.
– Widocznie myślisz, że za pieniądze możesz mieć wszystko –
powiedziała sucho i natychmiast pożałowała swego tonu, który za bardzo
mógł mu się skojarzyć z Tallią Venables. Nie potrafiła jednak pohamować
irytacji. Gdyby dostawała dolara za każdego mężczyznę, który powtarzał –
jej: „Przecież wiem, że bardzo tego chcesz", to nie musiałaby teraz szukać
sponsora dla swoich badań.
– Nie uważam, bym mógł mieć wszystko za pieniądze – odrzekł Brad z
cieniem złości w głosie. – Czy mam to potraktować jako wskazówkę?
– Co takiego? – zdumiała się Tallia. – Nie!
– Nie założyłbym się – mruknął z ironią.
– Jak śmiesz! – oburzyła się Tallia.
– W końcu jesteś aktorką.
Z wściekłością odłożyła słuchawkę, ciesząc się zarazem, że Brad tak jej
ułatwił sprawę.
Brad trzymał słuchawkę w dłoni i w myślach obrzucał się obelgami. Co
to za ton w rozmowie z kobietą? Natasha Fox wzbudzała w nim jednak
dziwne instynkty. Przez całe życie Brad trzymał się zasady, by nigdy nie
umawiać się z aktorkami, i oto nagle, gdy raz postanowił złamać tę zasadę,
okazało się, że dostał kosza! Co za frustracja!
Nie był to pierwszy otrzymany kosz w jego życiu, choć prawdę mówiąc,
kobiety coraz rzadziej mu odmawiały, w miarę jak rosło jego konto w
banku. Brad powtarzał sobie, że w przypadku Natashy chodzi mu tylko o
zranioną ambicję. Najprościej byłoby zapomnieć o niej na zawsze. Na
świecie jest wiele pięknych kobiet, na pewno znacznie więcej niż bogatych
mężczyzn. Niech idzie do diabła!
– Och, fantastyczne! – zawołała rozpromieniona Tallia i rzuciła Bradowi
radosny uśmiech, przypominając sobie w porę, by nie odsłaniać przy tym
zębów. – Absolutnie cudowne!
To było laboratorium jej marzeń. Dwa razy większe niż życzyła sobie w
rozmowie, pełne światła i przestrzeni, z wysokimi sufitami, wielkimi
oknami i znakomitym oświetleniem. Stały tu komputery, o których w
czasach pracy na uniwersytecie Tallia mogła jedynie pomarzyć. Stoły do
rysowania, wygodne biurka... i jej własne biuro. Po prostu czysta poezja!
– Jestem rad, że ci się podoba – rzekł Brad.
– Ale to laboratorium jest takie wielkie! Nie spodziewałam się aż tak
dużych pomieszczeń. To znaczy, myślę o kosztach...
– Chciałbym, żeby wszyscy przestali wreszcie mówić o pieniądzach! –
zawołał Brad z irytacją, ale natychmiast się zmitygował. – Przepraszam. Coś
mi się przypomniało – mruknął. Od telefonicznej rozmowy z Natashą Fox
minęły już dwa tygodnie, ale Bradowi jeszcze nie udało się wybić jej sobie z
głowy. – Nie martw się o swój budżet – dodał. – Nie obejmuje on czynszu.
Jestem właścicielem tego budynku i mogę to sobie odpisać od podatku.
– To wspaniale! – powtórzyła Tallia któryś raz z rzędu.
– Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy.
Pogładziła powierzchnię deski kreślarskiej takim ruchem, jakby dotykała
skóry kochanka. Patrząc na tę scenę, Brad przypomniał sobie nagle
rozmowę z Jakiem. Powiedział wtedy, że chciałby się zakochać w kimś
takim jak Tallia, chociaż wówczas jeszcze jej nie znał. Gdyby nie spotkanie
z Natashą Fox, może rzeczywiście byłby do tego zdolny.
– Chciałabyś pójść ze mną na kolację? – zapytał niespodziewanie.
Tallia, stojąca teraz przy komputerze, skierowała na niego zdumione
spojrzenie.
– Co powiedziałeś? – zapytała jednym tchem.
– Czy masz czas dzisiaj wieczorem, żeby zjeść ze mną kolację?
Spod kiepskiej fryzury o mysim kolorze spojrzały na niego brązowe oczy
w źle umalowanej twarzy. Brad nigdy jeszcze nie spotykał się z równie
nieatrakcyjną kobietą. Tallia była swego rodzaju żeńskim odpowiednikiem
roztargnionego profesora.
– Na jakich zasadach, Brad? – zapytała cicho. – Czy chodzi o interesy?
– Nie! Dla czystej przyjemności, a w każdym razie mam nadzieję, że
byłaby to przyjemność! – mruknął. – Pytam po prostu, czy zjesz ze mną
kolację?
Serce Tallii waliło mocno, a umysł na chwilę przestał działać. Patrzyła
na niego z otwartymi ustami. Jak to możliwe? Chyba się nie przesłyszała?
Brad Slinger chce się z nią umówić? Pomimo tego wyglądu? Wygięła kąciki
ust w uśmiechu i już miała się zgodzić, ale opamiętała się w ostatniej chwili.
Nie, to byłoby zbyt ryzykowne. A gdyby Brad naprawdę chciał się do niej
zbliżyć? Tallia była pewna, że przy pocałunku wyczułby aparat
ortodontyczny.
– Przykro mi, Brad – powiedziała cicho – ale nie.
Brad przypomniał sobie, że Tallia opowiadała mu o molestowaniu na
uniwersytecie. W jej oczach zauważył dziwny lęk i zaczął się zastanawiać,
jak naprawdę wyglądało to molestowanie.
– Dlaczego nie? – zapytał łagodnie.
– Bo ja nie... nigdy nie umawiam się z mężczyznami – wykrztusiła
wreszcie z nadzieją, że te słowa brzmią wystarczająco stanowczo.
Brad w jednej chwili zrozumiał wszystko. A więc to dlatego ubierała się
nieatrakcyjnie i nie chciała podkreślać zalet swej urody. Uciekała przed
własną seksualnością i była to wina jakiegoś mężczyzny. Brad poczuł, że w
tej chwili nie powinien na nią naciskać.
– Przykro mi to słyszeć – rzekł i zaczął mówić o zaangażowaniu
sekretarki dla Tallii.
Przyjął tę odmowę o wiele spokojniej niż odmowę Natashy, pomyślała
Tallia cynicznie i serce jej się ścisnęło na myśl, że zmarnowała być może
jedyną w życiu szansę na randkę z mężczyzną, który naprawdę podziwiał jej
intelekt.
Jake sięgnął po kolejną ostrygę i rozłupał ją z głośnym trzaskiem.
– Widzę, że znakomicie radzisz sobie z kobietami zauważył. – A więc
rzuciłeś się na nią na tylnym siedzeniu limuzyny, a teraz ona nie chce z tobą
rozmawiać. – Potrząsnął głową i uśmiechnął się szeroko. – Gdzie byłeś, gdy
uczono dobrych manier?
Brad z irytacją zmarszczył czoło.
– Wiem, na czym polegają dobre maniery, i sam nie mam pojęcia, co mi
się stało. To chyba te jej perfumy.
Jake z namysłem oglądał następną ostrygę.
– Dlaczego nie przyznasz, że chodziło raczej o rozmiar biustonosza?
Poza tym włosy, oczy i nogi... Jesteś stracony, chłopcze. I co zamierzasz
teraz zrobić?
– Przejdzie mi – mruknął Brad.
– Dopiero wtedy, gdy uda ci się zaciągnąć ją do łóżka. Może mógłbym ci
w tym pomóc – dodał z nadzieją.
– Trzymaj się od tego z daleka – ostrzegł Brad.
– Ha! Widzisz? Jesteś zazdrosny! Wiesz co, Brad? – uśmiechnął się Jake
złośliwie. – Coś mi się zdaje, że twoje kawalerskie dni należeć już będą do
przeszłości. W takich momentach zaczyna się pisać kiepskie wiersze.
– Nie jestem zakochany w żadnej aktorce ani nie mam zamiaru się w niej
zakochiwać – rzekł Brad z uporem.
– Jest w tym pewien psychologiczny rezonans, który mi się podoba –
ciągnął Jake, jakby go nie usłyszał.
– A już na pewno nie będę pisał żadnych wierszy – parsknął Brad.
– Zawsze uważałem, że masz kompleks matki, i właśnie...
– Bardziej prawdopodobne jest, że zakocham się w Tallii.
– Mówiłeś, że jest brzydka – przypomniał mu Jake bezlitośnie.
– Wcale tak nie mówiłem. Nie jest brzydka, tylko brakuje jej pewności
siebie.
– Wydaje mi się, że jednak czegoś więcej. Może mogłaby pożyczyć od
Natashy Fox trochę tego towaru, który tamta upycha w biustonoszu.
Mogłaby tym obdzielić jeszcze ze dwie inne kobiety.
– Jake, przecież nigdy jej nie widziałeś.
– Nie muszę jej widzieć, by mieć pewność, że gdybyś postawił je obok
siebie, to bez wahania wybrałbyś Natashę. Bądź szczery wobec siebie i
przyznaj, że mam rację.
– To tylko kwestia powierzchowności. Po bliższym poznaniu chyba
wolałbym Tallię.
Jake rzucił na stół nóż do ostryg i wyciągnął obie ręce przed siebie.
– No, dobra! O ile chcesz się założyć?
– Nash, skarbie, to ja.
– Cześć, Damonie! – zawołała Tallia. – Jak ci idzie zdobywanie
funduszy?
Nastąpiła chwila milczenia i Tallia natychmiast pożałowała, że zadała to
pytanie.
– Widzisz, Nash, mogłoby być świetnie. Ale to zależy również od ciebie.
– Co tym razem? – zapytała Tallia niepewnie, ogarnięta złymi
przeczuciami.
– Właśnie wróciłem ze spotkania z twoim przyjacielem Bradem
Slingerem.
Tallia znów poczuła gęsią skórkę na całym ciele. Brad dzwonił do niej
trzy razy z rzędu. Za każdym razem odkładała słuchawkę.
– Nie chcę o nim słyszeć, Damonie.
– Ale nie wiesz jeszcze, co on proponuje.
– Nic mnie to nie obchodzi! Nie dam się przekupić człowiekowi,
któremu zależy tylko na jednym, jak mawiała moja babcia.
– Powiedział mi, że wystarczy mu tylko twoje towarzystwo – nie
ustępował Damon.
Tallia z dreszczem przypomniała sobie scenę w samochodzie.
– Kłamał. On mi proponuje zwykłą prostytucję. Wiesz, kim ty się stajesz
w tej sytuacji?
– Skarbie, Nash, proszę, posłuchaj tylko, co on zaproponował. Po prostu
posłuchaj, dobrze?
Tallia westchnęła z rozpaczą.
– I tak się na nic nie zgodzę, ale skoro już musisz, to mów.
– Dostanę pięćdziesiąt tysięcy za każde spotkanie z tobą, pod
warunkiem, że zgodzisz się na pięć spotkań – rzekł Damon szybko.
Tallia omal się nie zakrztusiła.
– Co takiego?! Czy to on zwariował, czy ty? A może ja?
– Natasho, to jest ćwierć miliona dolarów! Przy takim udziale Brada
Slingera nie będę miał kłopotu z gwarancjami dla banków. Mógłbym zrobić
swój film jeszcze w tym roku. Proszę cię!
Tallia nie zapytała, o jakim filmie Damon mówi, bo wszyscy jego
znajomi dobrze wiedzieli, że jest to film jego marzeń, który reżyser
zamierzał zrobić, gdy zbierze dość pieniędzy. Niezbędny był do tego co
najmniej milion. Nurtowało ją jednak inne pytanie: jak ta propozycja Brada
ma się do przyszłości jej laboratorium? Ile pieniędzy Brad Slinger
przeznaczył na dotacje? Czy te ćwierć miliona dolarów miały być odliczone
z przyznanego jej budżetu? A jeśli nie zgodzi się na spotkania? Czy wtedy
Brad podniesie stawkę i zabierze jej jeszcze więcej? Omal nie oszalała ze
zdenerwowania. Gdyby wiedziała, że do tego dojdzie, to bez względu na
ryzyko zgodziłaby się na spotkanie z Bradem już wcześniej.
– Damonie, proszę, nie każ mi spotykać się z tym człowiekiem. Nie
masz pojęcia, co to za typ – błagała.
Reżyser milczał. Tallia również zamilkła, myśląc o tym, jak wiele mu
zawdzięcza. Poznała go jako niewinna, wychowana na prowincji
siedemnastolatka, zaraz po przyjeździe do Vancouveru, i miała masę
szczęścia, że w tutejszym środowisku teatralnym trafiła akurat na niego.
Była jednak pewna, że Damon jej tego nie przypomni.
– Pomyślę o tym – powiedziała w końcu, gdy milczenie stało się
nieznośne, i nie słuchając przedwczesnych podziękowań, odłożyła
słuchawkę.
– O rany! – zawołała Bel. – I co teraz zrobisz?
– Nie mam pojęcia – jęknęła Tallia. – Zupełnie nie rozumiem, jak ja się
w to wszystko wplątałam.
– Och, jakże misterną sieć utkałaś.
– Bel, potrzebuję pomocy, a nie cytatów z Szekspira.
– Z Waltera Scotta – sprostowała Bel. – To z „Marmiona".
– Jego też nie potrzebuję.
– Tal, przecież nie możesz umawiać się z Bradem Slingerem, więc po
prostu powiedz: nie.
– Nie wiesz, ile zawdzięczam Damonowi.
– To prawda, nie wiem. Więc co mu właściwie zawdzięczasz?
Tallia przez chwilę siedziała w milczeniu, wspominając dawne lata.
– Od kiedy poszłam na pierwsze przesłuchanie, mężczyźni nie dawali mi
chwili spokoju – powiedziała.
Na szczęście prawie od razu poznała Damona, a ten w jednej chwili
zrozumiał, co się dzieje, i zanim Tallia zdążyła zorientować się w sytuacji,
ona i Damon zaczęli udawać, że są zaręczeni. Dzięki temu liczba
dwuznacznych propozycji otrzymywanych przez Tallię znacznie zmalała.
Wszyscy wiedzieli, że Damon Picton ma silny charakter i dobrą pamięć.
Teraz zdawała sobie sprawę, że uchronił ją wówczas przed bardzo
nieprzyjemnymi doświadczeniami. W tamtych czasach była zbyt
niedoświadczona, by to zrozumieć, i zbyt uprzejma, by móc się skutecznie
bronić.
Damon nie prosił o nic w zamian. Po kilku miesiącach, gdy Tallia
mocniej stanęła na nogi, zaręczyny niepostrzeżenie odeszły w niepamięć.
– A co on właściwie z tego miał? – zdziwiła się Bel. – Czy jest
homoseksualistą?
– Nie, jestem pewna, że nie jest – odrzekła Tallia, myśląc, że Bel jest
znacznie mniej niewinna, niż ona sama była w jej wieku. – Wtedy też się
nad tym zastanawiałam.
– Myślałam, że może przeżył nieszczęśliwą miłość albo coś w tym
rodzaju i chce się w ten sposób bronić przed kobietami. Ale właściwie nie
miałam żadnych podstaw, by tak przypuszczać. To chyba wynikało po
prostu z jego charakteru.
– I teraz masz wrażenie, że jesteś mu coś winna.
– Damon nigdy by mi tego nie wypomniał i zresztą to nie jest największy
problem. Tylko skąd mają pochodzić te pieniądze? Czy z budżetu
przyznanego mojemu laboratorium?
– Masz rację. Nawet Brad Slinger nie może być aż tak bogaty, żeby
szastać milionami – zamyśliła się Bel. – O kurczę, jesteś w sytuacji nie do
pozazdroszczenia! Przepraszam, siostro, ale muszę cię o coś zapytać: jakim
sposobem ty się wplątujesz w takie kabały?
Tallia złowieszczo przymrużyła oczy.
– Po części przez to, że słucham mojej młodszej siostry. Przecież to był
twój pomysł!
– Jakie jedzenie lubisz najbardziej? – zapytał Brad, starannie maskując
nuty triumfu w głosie.
– Każde, byle w miejscu, gdzie jest dużo ludzi – odrzekła chłodno
Natasha Fox. – Chcę ci wyraźnie powiedzieć, że nasza umowa nie obejmuje
intymnych kolacyjek ani zaproszeń do domu, panie Slinger.
– Masz tak złe zdanie o wszystkich mężczyznach czy tylko o mnie?
– Sam chyba rozumiesz, że to zwykły szantaż.
Na drugim końcu linii telefonicznej zapadła cisza.
– Szantaż? – zapytał w końcu Brad ze zdumieniem. – A kto cię
szantażuje? Damon Picton?
– Na litość boską, ty! – wykrzyknęła Tallia. Bardzo – trudno było się
złościć, mówiąc z południowym akcentem. Może dlatego kobiety z Południa
zawsze wydawały się takie miłe.
– Ja nikogo nie szantażuję – rzekł stanowczo Brad.
– Kto ci o tym powiedział?
– Ja sama tak twierdzę! Pięćdziesiąt tysięcy za każde spotkanie ze mną.
Jak inaczej można to nazwać?
– Ja bym to nazwał przekupstwem – rzekł Brad.
– Wybacz, ale nie dostrzegam różnicy.
– A jednak jest pewna różnica. Być może ją dostrzeżesz, kiedy padniesz
ofiarą prawdziwego szantażysty. Miejmy nadzieję, że nigdy do tego nie
dojdzie.
– Jedynym powodem, by mnie szantażować, może być to, że umawiam
się z tobą za pieniądze! – wy buchnęła Tallia. – Muszę ci powiedzieć, że
wolałabym to zachować w tajemnicy.
– Jeśli ktoś cię spróbuje szantażować z tego powodu, to przyślij go do
mnie – zaproponował Brad.
Tallia tylko prychnęła lekceważąco. Brad zdał sobie sprawę, że ona ma
rację. Gdyby ta historia miała wyjść na jaw, on sam zrobiłby z siebie idiotę.
A jak by wyglądała Natasha Fox? Oczywiście, jeszcze gorzej.
– Dobrze – powiedział. – Jeśli dasz mi słowo, że pojawisz się na pięciu
spotkaniach, to powiem twojemu reżyserowi, że to był tylko żart, i od razu
wyłożę pieniądze – obiecał, zastanawiając się, do czego jeszcze nakłonią go
te przeklęte hormony. Może już zaczyna się starzeć? Powinien znaleźć sobie
miłą kobietę i ustatkować się. Może mógłby się ożenić ze swoją
wynalazczynią, oczywiście, o ile ona by go zechciała.
– Dam ci słowo, jeśli ty też mi je dasz – zgodziła się Natasha Fox.
– Co mam ci przyrzec?
– Seks nie jest częścią umowy. Obiecaj, że pod żadnym pozorem nie
będziesz próbował mnie pocałować ani... ani zrobić niczego więcej.
Kupujesz sobie tylko moje towarzystwo przy pięciu kolacjach.
Brad wpatrzył się w przestrzeń i głęboko westchnął.
– Powiedzmy, że nie zrobię nic bez twojego przyzwolenia.
Natasha zaśmiała się, szczerze rozbawiona.
– Och, nie! Mężczyźni zawsze wyobrażają sobie, że mają przyzwolenie
kobiety. „Twoje usta mówią: nie, ale twoje oczy temu zaprzeczają... " Czy
nigdy nie używałeś takich słów?
Brad skrzywił się boleśnie. Owszem, zdarzało mu się to, choć w odległej
przeszłości.
– Niech będzie! Nie zrobię nic, o co mnie nie poprosisz.
– Muszę cię poprosić wyraźnie – sprecyzowała Tallia łagodnie.
– Dobrze. Niech będzie – zgodził się Brad z irytacją, gdyż ta obietnica
zdecydowanie krzyżowała jego plany. Dążył z tak wielką determinacją do
spotkania z Natashą nie ze względu na zakład zawarty z Jakiem, lecz
dlatego, że wiedział, iż tego rodzaju kobieta może prześladować mężczyznę
do końca życia. Nie chciał stać się jednym z facetów, którzy kiedyś spotkali
kobietę swego życia, lecz w odpowiednim momencie nie przystąpili do
działania i żałowali tego przez resztę swoich dni. Brad zawsze uważał, że
takim mężczyznom w zupełności wystarczają fantazje i gdyby zdobyli swoją
wyśnioną wybrankę, marzenie zginęłoby, przytłoczone ciężarem
rzeczywistości. On zaś chciał świadomie zniszczyć swoje marzenie.
– Czego ty właściwie chcesz? – zapytała Tallia po chwili. Nie czuła
satysfakcji. Miała nadzieję, że Brad nie zgodzi się na jej warunki, dając jej
tym samym pretekst do wycofania się z umowy. – Co tych pięć spotkań ma,
twoim zdaniem, udowodnić?
– To już moja sprawa. •
– Przypuszczam, że ktoś na tym finansowo ucierpi – powiedziała Tallia.
– Inwestycje, sierotki albo coś jeszcze innego? – Słyszała, że Brad Slinger
przeznaczał duże sumy na dobroczynność, chociaż nigdy nie nadawał temu
rozgłosu.
– To są wolne pieniądze, nie przeznaczone na żaden inny cel, więc nie
musisz się martwić – usłyszała. – Moje sierotki, jak to ujęłaś, są
zabezpieczone. Dokąd mam po ciebie przyjechać?
Rozdział 5
– To dosyć ryzykowne, prawda? – spytała Bel.
Tallia, zajęta przyklejaniem sztucznych rzęs, spojrzała na odbicie siostry
w lustrze.
– Owszem, dość niebezpieczne – zgodziła się z ironią.
– A co, twoim zdaniem, powinnam zrobić?
Nie oczekiwała odpowiedzi, Bel jednak zaczęła nerwowo skubać zębami
dolną wargę.
– Może będziesz udawać zupełną kretynkę, żeby znudziły mu się te
spotkania, zanim przejrzy twój kamuflaż?
– To mi się podoba. Dowód pełnego zaufania rodziny Venables.
– Tal, to całkiem rozsądne wyjście. Im częściej będziesz się z nim
widywać, tym mniejsze masz szanse, że cię nie rozpozna. I to nie ma nic
wspólnego z twoimi umiejętnościami aktorskimi.
– Zaraz, powoli. Nie zapominaj, że mówisz o moim życiu.
– W takim razie wyznaj mu prawdę! Możliwe, że będzie się po prostu
śmiał.
– Tak, przez całą drogę do banku, gdzie zablokuje mi kredyt.
– Ale...
– Mężczyźni nie znoszą, kiedy ktoś robi z nich idiotów – rzekła Tallia,
obracając się na stołku. – Jak wyglądam?
– Jak dziewczyna roku „Playboya".
– Miejmy nadzieję, że nie będzie próbował niczego mi oderwać –
uśmiechnęła się Tallia, kryjąc zdenerwowanie.
Bel miała rację. Natasha wyglądała tego wieczoru jak karykatura samej
siebie. Dobrane do koloru jedwabnej sukni jaskrawobłękitne szkła
kontaktowe zupełnie maskowały wyraz jej oczu. Sukienka opinała się na
ciele, ale żakiet zasłaniał ramiona i kark. Perukę Tallia natarła żelem i
ułożyła w pierścionki opadające na twarz i ramiona, co maskowało kształt
twarzy i uszy. Wypchany biustonosz powiększał jej piersi o jakieś dwa
numery, a wysokie obcasy dodawały jej dziesięć centymetrów wzrostu.
Najtrudniej było z rękami. Nie potrafiła ich zmienić, więc tylko nalepiła
na paznokcie jaskrawe tipsy, nałożyła dwie ciężkie bransolety i mnóstwo
pierścionków.
– To jest moja siostra, Bel – powiedziała w kilka minut później, gdy
Brad zastukał do drzwi. – Mieszkamy razem – dodała na wypadek, gdyby
zamierzał odprowadzić ją do domu. Mieszkanie Bel miało odgrywać rolę
mieszkania Natashy. Młodsza siostra starannie pochowała wszystkie swoje
zeszyty podpisane: Annabel Venables.
Bel uśmiechnęła się promiennie do Slingera.
– Dzień dobry – powiedziała. – Wie pan chyba, że jeśli spadnie jej
choćby włos z głowy, to będzie pan miał do czynienia ze mną.
– Wiem – uśmiechnął się Brad. – Kogoś mi pani przypomina.
Bel wydęła usta i odgarnęła włosy do góry.
– Zapewne moją siostrę.
– To nie to – potrząsnął głową Brad. – Kogoś innego.
– To chyba nie był komplement – zasmuciła się dziewczyna. – Przykro
mi, ale nie wiem, kogo jeszcze mogła– bym przypominać. Mamy dużą
rodzinę, ale nasi krewni rzadko przyjeżdżają do miasta.
Natasha nagle zaczęła się śpieszyć do wyjścia. Brad z uśmiechem ruszył
w ślad za nią. Był absolutnie zdeterminowany dotrzymać słowa, toteż w
drodze do windy w ogóle jej nie dotknął i starał się nie patrzeć na rowek
między jej piersiami, gdy wsiadała do jego porsche. Jak na kobietę zupełnie
nie zainteresowaną towarzyszącym jej mężczyzną, Natasha ubrana była
bardzo wyzywająco. Niebieska sukienka opinała jej ciało we wszystkich
właściwych miejscach. Brad zauważył, że sukienka ma cienkie ramiączka, i
zastanawiał się, czy w restauracji będzie na tyle ciepło, by Natasha zdjęła
żakiet. Ale gdy usiadł za kierownicą, ona natychmiast odsunęła kolana jak
najdalej od dźwigni zmiany biegów.
– Smakuje ci jedzenie?
– Och tak, dziękuję – odrzekła Natasha, spoglądając na Brada przelotnie.
Przez cały wieczór wydawała się zupełnie zaabsorbowana własną osobą.
Odzywała się tylko wtedy, gdy Brad o coś ją pytał. Głowę miała pochyloną
nad talerzem, więc podczas niemal całej kolacji widział wyłącznie jej włosy.
Ciekaw był, dlaczego Natasha tak bardzo nie chciała się z nim spotykać.
Zaczynał już być zły. Przy pierwszym spotkaniu sprawiła na nim wrażenie
całkiem interesującej osoby, teraz jednak próbował zacząć rozmowę na kilka
tematów i za każdym razem słyszał tylko: „Aha, to bardzo ciekawe" albo
„Naprawdę nic o tym nie wiem".
Właściwie powinien się z tego cieszyć. Znacznie gorzej byłoby, gdyby
Natasha rzeczywiście zaczęła mu się podobać. Tymczasem zanosiło się na
to, że jedna randka wystarczy, by skutecznie wybić ją sobie z głowy. Czuł
się jednak zaintrygowany. Był pewien, że Natasha ukrywa przed nim swoją
prawdziwą osobowość, i chciał wiedzieć, dlaczego.
Tallia wzięła sobie do serca radę Bel, by udawać idiotkę, a na to były
dwa sposoby – gadać bez przerwy o niczym albo w ogóle się nie odzywać.
To pierwsze byłoby łatwiejsze, ale Tallia uznała, że im mniej będzie mówić,
tym trudniej Bradowi będzie rozpoznać jej głos. Odpowiadanie
monosylabami nie przychodziło jej jednak łatwo, tym bardziej że Brad był
inteligentniejszy niż przeciętny mężczyzna i miał własne, głębokie
przemyślenia na wiele tematów. Tallia starała się jak najczęściej uśmiechać
bezmyślnie, pokazując przy tym wszystkie zęby.
– Ile masz rodzeństwa? – zapytał nagle Brad. Spojrzała na niego ze
zdziwieniem.
– Pięcioro. To znaczy, razem jest nas pięcioro.
– Twoja siostra nie ma tak wyraźnego akcentu jak ty – zauważył.
– Młodsze rodzeństwo wychowało się tutaj. Ale ja byłam starsza, gdy tu
przeprowadzili się nasi rodzice, i często odwiedzam rodzinne strony.
To wszystko były kłamstwa, ale co miała robić? W ten sposób udało jej
się wyjaśnić, dlaczego czasami gubi południowy akcent. Wiedziała jednak,
że musi zmienić temat.
– A czy ty też pochodzisz z dużej rodziny? – zapytała.
– Nie, jestem jedynakiem. Moja matka opuściła nas, gdy miałem trzy
lata, a ojciec dopiero niedawno ożenił się powtórnie. Jego żona ma dzieci,
ale nie znam ich zbyt dobrze.
– Matka cię zostawiła? Och, to straszne! Dlaczego?
– Brad wpatrywał się w blat stolika.
– Chciała poszukać szczęścia w Hollywood.
– Och! – powiedziała Natasha i umilkła. Po chwili spojrzała Bradowi
prosto w oczy, pochylając głowę na bok. – Co w takim razie robisz tutaj ze
mną?
– Podobasz mi się.
Gdy powiedział to w ten sposób, bezpośrednio, patrząc jej w oczy,
poczuła dreszcz na całym ciele. Był bardzo męski. Czarne włosy opadały mu
na oczy, twarz miał gładko ogoloną i pachniał dobrą wodą kolońską. Tallia
wzięła się w garść.
– Czy nienawidzisz swojej matki za to, co zrobiła?
Brad wzruszył ramionami.
– Dlaczego miałbym jej nienawidzić? Zrobiła, co chciała, a tak się
podobno powinno żyć.
– W moich stronach ludzie myślą inaczej – odrzekła Tallia stanowczo.
Miała na myśli Whistler, miasteczko w górach, ale Brad oczywiście sądził,
że chodzi jej o Alabamę albo Tennessee.
– Moja matka wyszła za mąż, gdy miała dziewiętnaście lat. W rok
później ja się urodziłem. Powiedziała mi kiedyś, że wtedy jeszcze nie miała
pojęcia o życiu i nie czuła się szczęśliwa. Była bardzo ładna i jakiś łowca
talentów przekonał ją, że powinna poszukać szczęścia w Hollywood.
– I jak jej poszło? – zapytała Natasha ironicznie. – Czy znam jej
nazwisko?
– Nie znasz, ale szczęście jej dopisało. Żyje otoczona luksusem i
wygląda na dziesięć lat starszą od ciebie. Nie potrafiła wyrzec się kariery dla
rodziny, ale bez namysłu zrobiła to dla pieniędzy. Wyszła po raz drugi za
mąż za bogatego producenta, dwa razy od siebie starszego, który – w tej
chwili ma około siedemdziesięciu pięciu lat i nadal świetnie prosperuje.
Brad wymienił znane nazwisko i czekał na nieuniknioną reakcję
Natashy, ciekaw, ile minut minie, zanim ona go poprosi, by ją poznał ze
swoim ojczymem. Zerknął na zegarek.
– Czy mają dzieci?
– Nie. Mojej matce jedno wystarczyło. Ojczym ma kilkoro z
poprzednich małżeństw.
– Pewnie nie widujesz ich zbyt często.
Aha, pomyślał Brad. Ta chwila nadchodzi. Zerknął na zegarek. Minęły
trzydzieści dwie sekundy.
– Niezbyt często – przyznał.
– Powinieneś poznać moją matkę – rzekła Natasha. – Twierdzi, że skoro
już zdecydowała się założyć rodzinę, to uznała, że należy pójść na całość.
Dlatego urodziła aż pięcioro dzieci. Polubiłbyś ją.
Gratulacje za nietypowy wstęp, pomyślał Brad. Pięćdziesiąt jeden
sekund.
– Dziękuję. Bardzo bym tego chciał – rzekł natychmiast.
Naraz Tallia zdała sobie sprawę z tego, co powiedziała. Jak mogła się tak
zapomnieć?
– No, tak. Przypuszczam, że... – wyjąkała, zmieszana.
Minuta trzydzieści. Postanowił wybawić ją z kłopotu.
– Może chciałabyś kiedyś poznać mojego ojczyma? Na pewno byłby
tobą zachwycony.
Natasha zmarszczyła czoło.
– Ojczyma?
– Tak. Nie chciałabyś go poznać?
Tallia wzruszyła ramionami, zastanawiając się, o co Bradowi chodzi.
– Dziwne, że chcesz mnie zapoznać ze swoim ojczymem, a nie z ojcem.
– Mój ojciec nie jest słynnym producentem z Hollywood.
Tallia spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Nie zbieram autografów znanych osób.
– Ale jesteś aktorką – zdziwił się Brad.
Zarumieniła się i zasłoniła twarz rękami.
– Och! Och! Tak, rozumiem! Nie przyszło mi to wcześniej do głowy.
Brad nie wierzył własnym uszom. Czy Natasha rzeczywiście była tak
niewinna, czy po prostu ślepa na szanse, które zsyłał jej los?
– Pomyśl o tym – zaproponował łagodnie. Może najlepiej byłoby ją
wysłać do Hollywood. Co z oczu, to z serca. W każdym razie wiedziałby, na
czym stoi.
Tallia uśmiechnęła się, pozorując zainteresowanie.
– Dziękuję ci. To bardzo miło, że o tym pomyślałeś.
Może kiedyś skorzystam z tej okazji – rzekła mgliście.
Ciekawość Brada znów została rozbudzona. Natasha Fox miała w sobie
coś tajemniczego. Jego zainteresowanie nią rosło z minuty na minutę.
W drodze do domu Brad włączył radio w samochodzie i poszukał stacji,
która nadawała romantyczną muzykę. Zmrok w lipcu zapadał późno i Brad
specjalnie przedłużał kolację, czekając, aż się ściemni. Opuścił szybę i
wybrał okrężną drogę wzdłuż zatoki, a potem zatrzymał samochód na
nadmorskim bulwarze.
„Czy mogę być pewien? Muszę to wiedzieć", śpiewał rzewnie wokalista.
Tallia westchnęła, ale miała się na baczności.
– To ulubiona piosenka moich rodziców – przyznała, ogarnięta nagłą
tęsknotą za domem. Wizyty w domu zawsze napełniały Tallię energią.
Sprawiała to miłość jej rodziców, która przetrwała lata, dobre i złe chwile, i
pozwalała im zachować pogodę ducha nawet w najgorszych momentach.
Naraz Tallia zatęskniła za taką miłością dla siebie.
Brad milczał, dopóki nie przebrzmiały ostatnie nuty piosenki, a potem
zapytał:
– Masz ochotę na spacer?
– Dobrze – szepnęła Tallia.
Jej buty zupełnie nie nadawały się na spacery po plaży, toteż zdjęła je i
zostawiła w samochodzie. Dzień był upalny. Nagrzany słońcem chodnik pod
ich stopami jeszcze nie wystygł. Brad zdjął marynarkę i wrzucił ją do
samochodu.
Bulwar był pełen ludzi, ale zmrok zapewniał im intymność. Brad
milczał, zadowalając się samą obecnością Natashy, zapachem jej perfum i
morza. Wysoka fala rozbijała się o betonowe nabrzeże, zraszając
spacerowiczów deszczem słonych kropel. Po drugiej stronie bulwaru, w
wysokiej trawie, jakaś para całowała się namiętnie. Obok nich przeszedł
ktoś z cicho grającym radiem.
„Zapach jej czarnych włosów – pełnych szeptanych przeze mnie słów",
usłyszeli słowa piosenki.
Wydawało się, jakby cały świat spiskował, by pchnąć ich w swoje
ramiona, gdyż utrzymywany przez nich dystans stanowił wykroczenie
przeciwko prawom natury.
– Jesteś boso? – zapytał Brad głosem pełnym napięcia.
Tallia przełknęła ślinę.
– Tak. W tych butach nie da się tu spacerować.
Skinęła głową i w jej włosach odbiło się światło księżyca. Brad
przysunął się bliżej, wdychając ich zapach.
– Chcę cię pocałować – szepnął ochryple.
– Brad, dałeś słowo – odrzekła cicho Tallia.
– To prawda. Zwolnij mnie z niego. Chcę cię pocałować. – Zamilkł na
chwilę. – Chcę... chcę leżeć z tobą w tej trawie. Tu jest tak ciepło.
Na swoje szczęście Natasha w porę przypomniała sobie o peruce. Była
pewna, że gdyby Brad zanurzył dłonie w jej włosach, peruka zostałaby mu
w rękach.
– Obiecałeś – wymamrotała.
– Ale dlaczego? – niecierpliwił się Brad. – Dlaczego nie mogę cię
pocałować?
– Mówiłam ci, dlaczego.
– Powiedz mi to jeszcze raz.
– Bo ja tego nie chcę.
– Kłamiesz – rzekł z brutalną szczerością. Natasha zatrzymała się w
miejscu.
– Odwieź mnie do domu.
Brad ujął ją za rękę i obrócił twarzą ku sobie.
– Poproś mnie, żebym cię pocałował. Powiedz: Brad, pocałuj mnie.
Natasha wyrwała mu rękę. W tej samej chwili wysoka fala opryskała ją
deszczem kropel. Zachwiała się, ale Brad wyciągnął rękę i przytrzymał ją w
porę.
Na chwilę znieruchomieli, przemoczeni i wstrząśnięci, patrząc sobie w
oczy. Brad ukazał białe zęby w uśmiechu.
– Pięknie wyglądasz, kiedy jesteś mokra – rzekł, wiedząc, że to, o czym
marzył, w końcu musi się wydarzyć.
A skoro już był tego pewien, to mógł sobie pozwolić na czekanie. Tylko
głupiec chwyta pośpiesznie to, co i tak należy do niego. Zanim minie
umówiony termin, Natasha sama będzie go o to błagać.
– Brad, proszę... puść mnie – powiedziała Tallia z pozornym spokojem,
opanowując wewnętrzne drżenie.
– Mamy dużo czasu – rzekł Brad i odsunął się od niej. – Na taką kobietę
jak ty warto poczekać.
Tallia wyprostowała się i wygładziła przemoczoną sukienkę. Choć noc
była ciepła, drżała na całym ciele. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że
sprawiły to słowa Brada, a nie wilgoć.
Rozdział 6
– Wyglądasz wspaniale – rzekł Brad z uznaniem.
Tallia drgnęła nerwowo. Brad uznał to za przejaw jej nieśmiałości wobec
mężczyzn, w gruncie rzeczy chodziło jednak o to, że Tallia poczuła się
zaniepokojona, widząc go w drzwiach swojego mieszkania. Miała zamiar
spotkać się z nim na dole.
No cóż, może tak było lepiej. W każdym razie Brad przekonał się na
własne oczy, że Tallia i Natasha Fox zajmują dwa różne mieszkania.
– Dziękuję – rzekła, zadziwiona łatwością, z jaką to kłamstwo wyszło z
jego ust. Wcale nie wyglądała wspaniale. W gruncie rzeczy wciąż nie mogła
uwierzyć, jak okropnie można wyglądać w tanich, źle dopasowanych
ubraniach, z niewielką pomocą niezdrowej cery, krzywego zgryzu oraz nie
uczesanych włosów.
Od jakiegoś już czasu nie przebierała się za „Tallię". Na początku,
obawiając się, że Brad może niespodziewanie zajrzeć do laboratorium,
stosowała pełny kamuflaż każdego dnia. Potem jednak, gdy przekonała się,
że biuro Brada znajduje się daleko, a on sam rzadko zagląda do laboratorium
i zawsze zapowiada swoje wizyty, trochę sobie odpuściła. A jeszcze później
zatrudniła sekretarkę i przestała zawracać sobie głowę przebierankami,
pozostawiając tylko wkładkę ortodontyczną i brązowe szkła kontaktowe.
Ubierała się prosto i schludnie i nie nosiła do pracy makijażu.
Brązowa płukanka zdążyła już zmyć się z włosów, więc tego wieczoru
Tallia nałożyła perukę w nijakim kolorze, pewna, że Brad nie będzie jej się
przyglądał na tyle uważnie, by dostrzec różnicę. Najczęściej porozumiewali
się przez telefon i bardzo jej to odpowiadało. Kamuflaż nie dawał jej już
takiego poczucia wolności jak na początku. Prawdę mówiąc, zaczęło ją już
drażnić to, że Brad prześlizguje się po niej wzrokiem bez większego
zainteresowania. Wolała nie słuchać fałszywych komplementów, którymi
czuł się zobowiązany ją obdarzać, gdy spotykali się osobiście.
– Czy twój prawnik jest na dole? – zapytała.
– Nie, będzie na nas czekał w restauracji.
Aby zaprosić Tallię na kolację, Brad użył prostego podstępu. Powiedział
jej, że konieczne jest spotkanie z prawnikiem. Niczego by jednak nie
wskórał, gdyby nie to, że gdy zadzwonił, Tallia była akurat zaabsorbowana
pewnym odkryciem.
– Chodzi o kąt odbicia promieni w stosunku do... – tłumaczyła mu z
podnieceniem. Brad nic z tego nie rozumiał, ale znał kobiety, toteż pozwolił
jej mówić.
– To bardzo obiecujące – stwierdził w końcu, gdy odniósł wrażenie, że
Tallia wyczerpała już temat. – Wiem, że chcesz jak najszybciej wrócić do
pracy. Będziesz pracować przez cały wieczór, czy też uda ci się wyrwać na
kolację? Chciałbym, żebyś poznała Jake'a Drummonda.
Tallia nie spuszczała wzroku z ekranu komputera.
– Dzisiaj wieczorem? Dobrze. Gdzie mam się z nim spotkać?
– Mamy. Ja też tam będę – wtrącił Brad gładko. Przyjadę po ciebie.
Moja sekretarka zna twój adres.
Do Tallii chyba w ogóle nie dotarło to, co powiedział.
– Dobrze – powtórzyła machinalnie.
– O siódmej?
Wiedział, że Tallia zupełnie o nim zapomniała, nim jeszcze odłożył
słuchawkę. Ostatnie tygodnie bardzo nadwerężyły jego męską ambicję.
Obrał sobie za cel dwie kobiety i żadna z nich nie miała dla niego czasu.
Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo zależy mu na spotkaniu z Tallią.
Jake miał rację, Brad przez całe życie gustował w pięknych kobietach.
Jednak w Tallii było coś, co go intrygowało. Sam nie wiedział, co to
takiego. Miał wrażenie, że pod chłodną maską kryje się kobieta, którą
mógłby polubić, gdyby tylko mu na to pozwoliła.
Ona jednak już dwukrotnie odrzuciła jego zaproszenie na kolację i
doszło do tego, że musiał uciec się do wybiegu.
W drodze do windy położył rękę na jej plecach. Tallia zdała sobie
sprawę, że umowa o wystrzeganiu się kontaktu fizycznego dotyczyła
wyłącznie Natashy.
Przy krawężniku stał czerwony porsche. Tallia westchnęła z podziwem,
przypominając sobie w porę, że dotychczas widziała ten samochód
wyłącznie jako Natasha.
Brad zawiózł ją do tej samej restauracji, w której przed kilkoma dniami
jadł kolację z Natashą. Tallia wiedziała, że ten lokal jest modny, była jednak
pewna, że wielu mężczyzn za żadne skarby nie pokazałoby się tutaj z
kobietą taką jak ona w swoim „naukowym" wcieleniu. Brad zarobił u niej
kilka punktów.
Gdy zbliżali się do stolika, Tallia uśmiechnęła się w odpowiedzi na jakiś
żart Brada, zapominając, że powinna nie otwierać ust. Dzięki temu Jake już
na wstępie mógł dokładnie obejrzeć jej krzywy zgryz. Miał także czas, by
należycie ocenić jej figurę i stwierdził, że jest wysoka, ale dziwnie
bezkształtna. Jej strój był wręcz niewiarygodny, a włosy miała poskręcane w
pierścionki. Wyglądała jak postrach szkolny ze zdjęć maturalnych ojca
Jake'a.
– Cześć – powiedział, potrząsając jej dłonią. – Brad mówił mi, że zbijasz
dla niego kolejną fortunę.
To wydawało mu się zupełnie możliwe. Kobieta do tego stopnia nie
dbająca o swój wygląd musiała być geniuszem.
Obecność Jake'a przy kolacji była tylko zasłoną dymną. Za pół godziny
prawnik miał dostać pilne wezwanie przez telefon i szybko wyjść z
restauracji. Aby nie budzić podejrzeń, na wstępie miał zadać Tallii kilka
pytań, a potem pozwolić, by rozmowa toczyła się swobodnie.
Jake jednak miał własne plany i po pierwszym spojrzeniu na Tallię
zdecydowanie postanowił wprowadzić je w czyn. Owszem, pod jednym
względem Brad miał rację: ta kobieta mogłaby wyglądać o wiele lepiej,
gdyby tylko zechciała poświęcić swojej prezencji odrobinę uwagi. Jake
jednak od pierwszego rzutu oka był pewien, że nie będzie nawet próbowała.
Brad mógł zapomnieć o roli Pigmaliona. Nawet gdyby ją zaprowadził do
najlepszych butików i salonów piękności, to i tak ta kobieta po tygodniu
wróciłaby do dawnego wyglądu. Jake zaś nie miał zamiaru pozwolić, by
jego najlepszy przyjaciel wpadł w sidła kogoś takiego. Dokoła przecież
mnóstwo było kobiet inteligentnych, a do tego nie pozbawionych wyczucia
stylu. Gdyby Brad związał się z kimś takim jak Tallia Venables, na pewno
bardzo szybko poczułby się nieszczęśliwy.
Jake za wszelką cenę chciał uchronić przyjaciela przed popełnieniem
okropnego błędu, toteż gdy Brad przeglądał kartę win, prawnik otworzył
walizkę, wyjął z niej żółty notatnik i ukradkiem wyłączył telefon, gotów
złożyć ten wieczór na ołtarzu prawdziwej przyjaźni.
Okazało się jednak, że rozmowa z Tallią nie była z jego strony żadnym
poświęceniem. Przekonał się szybko, że Tallia jest bardzo inteligentna, a
ponadto ma silną osobowość. Trochę go to zdziwiło, gdyż w pierwszej
chwili sprawiała wrażenie nieco nieśmiałej. Po godzinie żółty notatnik pełen
był zapisków na temat zasad odpowiedzialności prawnej związanych z
wprowadzeniem wirtualnych wakacji, a Tallia i Jake zanosili się śmiechem
jak starzy przyjaciele. Zirytowany Brad rzucił przyjacielowi znaczące
spojrzenie spod przymrużonych powiek, ten jednak tylko lekko wzruszył
ramionami, jakby sam nie rozumiał, dlaczego telefon nie dzwoni.
Tallia również bawiła się znakomicie. Jake Drummond należał do tego
typu mężczyzn, którzy zwykle uprzykrzali jej życie, gdyż mówiąc do niej,
zaglądali jej w dekolt, zamiast patrzeć w oczy. Fakt, że ktoś taki traktował ją
jak ludzką istotę, sprawiał jej wielką przyjemność. Poza tym, rozmawiając z
Jakiem, nie musiała patrzeć wprost na Brada. Dzięki temu, że widział tylko
jej profil, zmniejszała się szansa, że ją rozpozna. Natashę widywał zwykle
en face.
A poza tym jako Tallia nie musiała się tak bardzo mieć na baczności.
Sposób mówienia i zachowania Natashy był udawany, natomiast tego
wieczoru Tallia mogła być sobą. Dlatego nie zmartwiła się za bardzo, gdy
wino zaszumiało jej w głowie. Nie rozumiała tylko, dlaczego z twarzy Brada
nie znika ponury wyraz.
Jedynym minusem wieczoru było jedzenie. Wkładka ortodontyczna
trzymała się mocno, ale Tallia wolała nie ryzykować zamawiania czegoś, co
wymagałoby gryzienia albo żucia, wybrała więc filet z soli z ryżem. Nawet
w dobrej restauracji ta potrawa była pozbawiona smaku. Nic jednak nie
zmieniało jej twarzy równie skutecznie jak ten krzywy zgryz; zmieniał nie
tylko zarys szczęki, ale również głos. Mimo to wkładka była irytująca.
Prawdziwa Tallia skorygowałaby zgryz już wiele lat temu.
Przy deserze prawnik schował notes i długopis do teczki i ukradkiem
włączył telefon. Jak się spodziewał, sygnał odezwał się już po kilku
minutach. Jeden z pracowników biura otrzymał polecenie, by wykręcać
numer Jake'a co dwadzieścia minut, aż do skutku.
– Dobrze, dobrze – powiedział do słuchawki. – Chyba powinienem tam
zajrzeć. Do zobaczenia za dwadzieścia minut. Nie róbcie nic, dopóki nie
przyjadę.
– Przepraszam was, ale muszę wyjść – odezwał się do Tallii i Brada,
chowając telefon.
– Przykro mi to słyszeć – rzekł Brad z pogróżką w głosie. Był pewien, że
telefon zadzwonił zaraz po tym, jak Jake sięgnął do teczki.
– Jest pewien problem w biurze, którym muszę się zająć. Cieszę się, że
cię poznałem, Tallio. Sądzę, że niedługo znów się spotkamy.
– Po co? – nie wytrzymał Brad, choć nie miał pojęcia, dlaczego tak go
zirytowało zachowanie przyjaciela. Jake Drummond przez całe swoje życie
nawet nie spojrzał na kobietę ubraną tak jak Tallia. – Wydaje mi się, że
wszystko już wyjaśniliśmy. Nie ma żadnego powodu, żebyście musieli się
znów spotykać.
Jake tylko uśmiechnął się znacząco, skinął im głową i zniknął.
– Twój przyjaciel jest bardzo miły – stwierdziła Tallia.
– Zdawało mi się, że nie umawiasz się z mężczyznami – mruknął Brad
ponuro.
Tallia osłupiała.
– Ale przecież to nie była randka, tylko spotkanie w interesach –
wyjąkała.
– Ale wychodząc, Jake zaproponował ci randkę! – oburzył się Brad. –
Sądzę, że po doświadczeniach z twoim przełożonym powinnaś umieć
rozpoznawać podrywaczy!
Tallia otworzyła usta ze zdumienia.
– Jake Drummond w niczym nie przypomina Henry'ego Clubbinsa! Czyś
ty zwariował?
Możliwe. Brad sam nie był pewien, czy jest przy zdrowych zmysłach i
skąd wzięła się jego nagła zaborczość.
– Jake zmienia kobiety znacznie częściej niż samochody.
– Piękne kobiety – sprostowała Tallia. – Chyba się nie mylę?
– Dobrze wiesz, że mogłabyś być bardzo atrakcyjna – parsknął Brad. –
Czy myślisz, że Jake nie potrafi przejrzeć takiego kamuflażu?
Tallia zamarła.
– K... kamuflażu? – wyjąkała.
Brad sam nie wiedział, co w niego wstąpiło, ale musiał brnąć dalej.
– Nie wiem, czy twój uraz spowodowany jest doświadczeniem z
Clubbinsem, czy czymś innym, co zdarzyło się wcześniej, a może zresztą
był to cały łańcuch różnych nieprzyjemnych zdarzeń, ale czy naprawdę
sądzisz, że to najlepszy sposób, by sobie z nim poradzić?
Tallia odzyskała już równowagę wewnętrzną, ale niebezpieczeństwo
bynajmniej nie minęło.
– Obawiam się, Brad, że musisz to pozostawić do mojego uznania.
Radzę sobie z życiem po swojemu i bardzo cię przepraszam, ale to tylko
moja sprawa.
– Pewnego dnia może się okazać, że ta sprawa interesuje także kogoś
innego.
– Nie przypuszczam.
– A jeśli ktoś... Jeśli komuś się spodobasz? – zapytał Brad niezręcznie,
nie chcąc używać niebezpiecznego wyrażenia: jeśli ktoś się w tobie zakocha.
Tallia ze zdenerwowania głośno przełknęła ślinę. Skąd u Brada to nagłe
zainteresowanie życiem emocjonalnym brzydkiego kaczątka?
– Jeśli spodobam się komuś taka, jaka jestem, to po co miałabym się
zmieniać?
Ma rację, pomyślał Brad. Coś tu się jednak nie zgadzało, chociaż nie
wiedział dokładnie, co.
– No dobrze – odrzekł. – Ale mogłabyś się stać atrakcyjną kobietą, nie
tracąc przy tym niczego ze swojej inteligencji. To byłaby znakomita
kombinacja.
Tallia zaśmiała się ze szczerym rozbawieniem.
– Pozwól, że wyznam ci pewną tajemnicę. Mężczyźni widzą w kobiecie
albo urodę, albo inteligencję. Jeśli widzą urodę, stają się ślepi na wszystko
inne. Spróbuj porozmawiać o czymś interesującym z kimś, kto uważa, że
jesteś mniej więcej na tym samym poziomie umysłowym co główka
kapusty.
Brad spojrzał na nią uważnie.
– Czy to dlatego ty... – nie dokończył.
Zza brzydkich okularów spokojnie patrzyły na niego brązowe oczy.
Pomyślał z roztargnieniem, że te oprawki zupełnie zniekształcają jej twarz.
– Brad, snujesz mnóstwo przypuszczeń, ale nie masz żadnych dowodów
na to, że są prawdziwe. Sądzę, że chciałeś mi powiedzieć komplement, gdy
mówiłeś, że nie potrafię eksponować swoich atutów. Nie było to jednak zbyt
przyjemne.
Ona ma rację, pomyślał Brad. Zachował się jak zupełny idiota. Zaprosił
kobietę na kolację i powiedział jej, że nie potrafi się ubrać ani umalować.
– Przepraszam – potrząsnął głową. – Zdaje się, że nie zachowałem się
jak dżentelmen.
Tallia zerknęła na zegarek i oznajmiła, że chciałaby już wrócić do domu.
W pięć minut później znaleźli się w samochodzie. Brad opuścił szybę.
– Pojedziemy brzegiem zatoki? – zapytał. – Noc jest taka piękna.
Instynkt podpowiedział Tallii, że Bradowi najłatwiej byłoby rozpoznać
ją w mroku.
– Nie, jestem zmęczona – odparła pośpiesznie. – Wolałabym już wrócić
do domu.
To kłamstwo nie przyszło jej łatwo. Towarzystwo Brada sprawiało jej
przyjemność i chętnie znów wybrałaby się z nim na spacer. Pomyślała
jednak, że być może zaryzykuje, gdy wcieli się w skórę Natashy.
– Musisz przestać spotykać się z nim jako Natasha stwierdziła Bel
stanowczo. – To zbyt niebezpieczne.
– Nie mogę. Obiecałam mu pięć spotkań, a do tej pory odbyliśmy tylko
jedno.
– Damon będzie musiał oddać mu pieniądze.
– Przestań. To nie jest omawianie roli do odegrania. Mówisz o żywych
ludziach.
– W takim razie opowiedz mu wszystko teraz, zanim wkopiesz się
jeszcze bardziej.
– Już się wkopałam. Powiem mu, ale dopiero wtedy, – gdy projekt
wirtualnych wakacji zostanie wprowadzony do realizacji. Wtedy Brad
będzie musiał się dobrze zastanowić, zanim zablokuje moje fundusze. Nie
będzie mógł mnie wyrzucić z pracy w trakcie instalacji.
– Siostro, jak na geniusza zachowujesz się bardzo głupio.
Jakaś część umysłu Tallii przyznawała rację słowom Bel, ale inny głos
podpowiadał jej, że największy lęk budzi w niej perspektywa przerwania
spotkań z Bradem. Ten głos przeważył.
– Bel, potrzebuję twojej rady. Co mam zrobić, żeby on nie skojarzył ze
sobą tych dwóch osób, które udaję?
Bel zrozumiała, że nie uda jej się wbić siostrze do głowy ani odrobiny
rozsądku, i ciężko westchnęła. Było jasne jak słońce, że Brad pewnego dnia
odkryje ten kamuflaż, ale do Tallii ta prosta prawda nie docierała.
– No cóż, to ty jesteś aktorką, a nie ja. Co możesz zrobić, żeby te dwie
osoby zaczęły się jeszcze bardziej od siebie różnić?
– Masz rację. Natasha musi się stać bardziej...
– Głupia, to chyba chciałaś powiedzieć.
– To też, ale również... powinna być bardziej zmanierowana. Muszę
robić rzeczy, których nigdy nie robię jako Tallia. Marszczyć nos albo
potrząsać głową, czy coś takiego...
– Przypuszczam, że używasz dwóch rodzajów perfum – wtrąciła Bel.
– Jako Tallia nie używam żadnych.
– A chyba powinnaś. Zapachy bardzo działają na podświadomość, a poza
tym musisz ukrywać swój naturalny zapach. Gdyby Brad kiedyś miał okazję
sprawdzić, jak pachnie Natasha nie uperfumowana, to przekonałby się, że
ma zapach Tallii.
– Tallia jęknęła.
– O rany, masz rację! Może coś lekkiego i kwiatowego.
– I taniego. Drogie perfumy mają bardzo charakterystyczny zapach.
– Co ja bym bez ciebie zrobiła, siostrzyczko? – zaśmiała się Tallia. – Jest
jeszcze jedna możliwość, bardzo przekonująca, ale do tego będę
potrzebować twojej pomocy.
– Co to takiego?
– On musi zobaczyć oba moje wcielenia jednocześnie. To przeważy
szalę.
Rozdział 7
– Piknik? – wyjąkała Natasha.
– W moim domku – wyjaśnił Brad gładko, jakby ta propozycja była
wynikiem nagłego natchnienia, a nie starannie zaplanowanym krokiem w
kampanii zdobywania Natashy. Swobodna atmosfera i wiele wspólnie
spędzonych chwil... był pewien, że w takiej sytuacji dziewczyna się
rozluźni.
– Popływamy, zjemy coś, a potem odwiozę cię do domu – zapewnił ją.
– Och, ja... chyba nie... – mamrotała Tallia nieskładnie, rozpaczliwie
szukając jakiegoś pretekstu, by odmówić. Wypoczynek na łonie natury? To
oznaczało: kostium kąpielowy, brak makijażu i mokre włosy. – Właściwie to
o czymś zapomniałam, możesz mi uwierzyć? Jestem z kimś umówiona.
Mam to zapisane w kalendarzu... – mówiła z coraz większą determinacją,
Brad jednak nie zwracał uwagi na jej słowa.
– W takim razie zobaczymy się w niedzielę – powiedział stanowczo,
uśmiechając się lekko. Ha! Najwyraźniej jest na właściwym tropie. Panika w
głosie Natashy mogła oznaczać jedynie to, że dziewczyna przeczuwała, iż w
takiej sytuacji nie będzie bezpieczna.
Tallia pomyślała żałośnie, że gdyby odmówiła, Brad po prostu
przełożyłby piknik na następny weekend. Trzeba było wykazać się
większym refleksem, gdy po raz pierwszy zaproponował spotkanie po
południu, i stwierdzić stanowczo, że umowa dotyczyła wyłącznie kolacji.
Teraz jednak na to było już za późno. Nie chciała wzbudzać w nim
podejrzeń.
– Dobrze, spotkajmy się w niedzielę – westchnęła. – A jeśli będzie
padać?
– To zajmiemy się czymś innym. Ale nie będzie padać.
– Chcesz mi powiedzieć, że masz większościowe udziały w niebie?
– Nie, ale wierzę w prognozy pogody.
Tallia modliła się o deszcz. Natasha również modliła się o deszcz. Bel
zachowywała obojętność.
– Przygotuj się na najgorsze – poradziła praktycznie.
– Modlitwy nie mogą ci zaszkodzić, ale co będzie, jeśli nie zostaną
wysłuchane?
Brad zatrzymał samochód przed domem i zauważył Tallię Venables,
która wyszła z budynku i skręciła na ulicę. Nie widziała go. Odetchnął z
ulgą. Nie po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że spotykanie się z dwiema
kobietami mieszkającymi w jednym budynku może spowodować pewne
problemy. Pomyślał, że coś trzeba będzie z tym zrobić.
– Zaraz schodzę – odezwała się Natasha przez domofon. Brad dobrze
znał obyczaje pięknych kobiet, toteż wrócił do samochodu, usadowił się
wygodnie i włączył radio, przygotowany na dłuższe czekanie. Po chwili
znów zobaczył Tallię. Wracała do domu, ale wyraźnie śpieszyła się i
wbiegła po schodach tak szybko, że nie usłyszała, jak za nią zawołał. Na
schodach minęła się z Natasha.
Na widok Natashy Brad poczuł rozczarowanie. Absolutnie nie
przypominała dzisiaj Honey Childe, ale raczej Jayne Mansfield w filmie z
lat pięćdziesiątych. Ubrana była w bawełniane spodnie, wielki słomkowy
kapelusz z powiewającą szarfą, okulary słoneczne ozdobione diamencikami
i sandały na wysokich obcasach. Na ramieniu miała słomianą torbę. Brad,
nie ogolony, w skórzanych klapkach na bosych stopach, znoszonych
szortach i bawełnianym podkoszulku, poczuł się, jakby był z zupełnie
innego filmu. No cóż, w każdym razie samochód Brada pasował do stroju
Natashy.
Otworzył jej drzwiczki. Natasha kokieteryjnie wsunęła się do środka,
wypełniając wnętrze samochodu zapachem ciężkich perfum, zupełnie
nieodpowiednich na upalny dzień. To były te same perfumy, których
używała na wieczór. Widocznie uważała je za coś w rodzaju swojej
wizytówki.
– Cześć! – uśmiechnęła się szeroko. – Piękny dzień, prawda?
Przydech w jej głosie nie był spowodowany wyłącznie wymogami
południowego akcentu. Tallia czuła, że ze zdenerwowania brakuje jej tchu.
Bała się, że Brad zbyt wcześnie zauważy Bel i zdąży ją zatrzymać, by
zamienić kilka słów.
– Znasz Tallię Venables? – zapytał Brad, zapalając silnik samochodu.
Natasha uroczo zmarszczyła nos.
– Chyba nie. Kto to taki?
– Właśnie ją minęłaś. Mieszka w tym samym domu co ty.
– Och! Chodzi ci o tę dziwną kobietę-naukowca z czwartego piętra?
– Dlaczego uważasz, że jest dziwna?
– W każdym razie nie jest zbyt atrakcyjna, prawda? – rzekła Tallia z
lekkim odcieniem złośliwości.
– Chyba nie. Ale za to jest bardzo inteligentna. Ciemne szkła okularów
zwróciły się w jego stronę.
– Znasz ją?
– Jest wynalazcą. Spotykam się z nią. Sądzę, że powinnaś o tym
wiedzieć.
– Z nią? – powtórzyła Natasha z mieszanką przerażenia i niedowierzania
w głosie. – Przecież ty nie... – urwała, uświadamiając sobie nagle, że chciała
powiedzieć: przecież ty się z nią nie spotykasz. Jedna kolacja z prawnikiem,
poświęcona interesom, nie dawała Bradowi prawa, by tak mówić! Dlaczego
kłamał? Czyżby chciał wzbudzić w niej zazdrość? No cóż, ona mu jeszcze
pokaże! Jak mogłaby być zazdrosna o taką...
Brad obrzucił ją zagadkowym spojrzeniem.
– A dlaczego by nie?
– Ona ma wystające zęby!
– Ale ja nie inwestuję w jej zęby – zaśmiał się Brad.
– Aha, więc to tak! – rozpromieniła się Natasha. – Myślałam, że
spotykasz się z nią prywatnie! A może ona zawarła z tobą taki sam kontrakt
jak ja? Dostaje pieniądze na badania w zamian za spotkania z tobą?
– Niezmiernie mi pochlebiasz. Może będziesz zaskoczona, jeśli ci
wyznam, że z reguły nie muszę przekupywać kobiet, by chciały się ze mną
spotkać. Niektóre wręcz uważają to za wyróżnienie.
– Płacisz tylko mnie i Tallii, tak? Więc po co to robisz, skoro jest tak
wiele innych chętnych?
– Nie płacę Tallii Venables za spotkania ze mną – rzekł Brad z irytacją.
– A całujesz ją? – zapytała Natasha, chcąc się przekonać, jak daleko
Brad posunie się w kłamstwach.
– Jeszcze nie – odrzekł z uśmiechem.
– Tallia zadrżała na myśl, że Brad nie odrzuca zupełnie myśli o
całowaniu jej pomimo krzywych zębów, brzydkiej cery i okropnego ubrania.
Do rozpaczy doprowadzała ją myśl, że oto znalazła wreszcie mężczyznę,
który ceni ją dla zalet charakteru, a ona w żaden sposób nie może tego
wykorzystać. Gdyby tylko udało się znaleźć jakieś wyjście z tej pułapki...
– Dlaczego właściwie mówisz mi o tym?
Brad usłyszał w jej głosie przygnębienie.
– Bo spotykam się z tobą i chcę, żebyś wiedziała, że nie jesteś jedyna.
– O co ci właściwie chodzi? Próbujesz wybrać między urodą a
inteligencją? Sprawdzasz, co jest ci bardziej potrzebne? – wybuchnęła
Tallia, sama zdziwiona własnymi słowami.
Brad spojrzał na nią z szacunkiem. Przyszło mu do głowy, że może
Natasha nie jest inteligentna w klasycznym znaczeniu tego słowa, ale ma
instynkt, gdy chodzi o relacje międzyludzkie. Zauważył to już nie po raz
pierwszy.
– Chyba coś w tym rodzaju – przyznał.
– Założyłeś się z kimś czy co?
Teraz Brad był naprawdę zdumiony. Jakim cudem Natasha to odgadła?
On sam nigdy w życiu by się do tego nie przyznał.
– Oczywiście, że nie! – odrzekł z chłodnym oburzeniem.
– Bardzo cię przepraszam, ale wydajesz ćwierć miliona dolarów na pięć
spotkań, a jednocześnie widujesz się z kimś innym! Czy to nie jest dość
dziwne?
Na to Brad nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
– Och, sama nie wiem, czemu o tym mówię. – Tallia wzruszyła
ramionami. – Możesz się umawiać, z kim tylko chcesz, a ja nie mam tu nic
do gadania. Zawarłam z tobą kontrakt, podobnie jak Tallia, i to wszystko. Po
dzisiejszym dniu zostaną nam jeszcze trzy spotkania, a potem możemy o
sobie zapomnieć na zawsze.
Pod warunkiem, że uda mi się wybić cię sobie z głowy, pomyślał Brad.
Domek Brada był zupełnie inny, niż się Tallia spodziewała. Zamiast
letniej rezydencji bogatego biznesmena zobaczyła surową chatę z
drewnianych bali z prymitywną kuchnią i łazienką. Nie było tu
wypolerowanych drewnianych podłóg ani koronkowych firaneczek.
Większą część domu stanowił duży pokój z kominkiem. Były także trzy
małe sypialnie i łazienka. Meble, z wyjątkiem wytartych sof, wyglądały tak,
jakby ktoś w wolnych chwilach pozbijał je z przypadkowych kawałków
drewna.
Dom stał na brzegu prywatnego jeziora, otoczony lasem. W szopie był
kajak. Z brzegu prowadził w głąb jeziora drewniany pomost, przy którym
kołysała się rybacka łódka. Plaża była porośnięta trawą, a woda bardzo
czysta.
Tallia oddałaby wszystko, by móc po prostu zrzucić ubranie i zanurzyć
się w jeziorze. Natasha jednak musiała udawać, że boi się słońca i nie lubi
wody. Brad nie próbował jej przekonywać, tylko rozebrał się do spodenek i
wskoczył do wody.
W końcu jednak uległa pokusie. Upięła włosy wysoko i w okularach i
kapeluszu przepłynęła kilka metrów żabką. Brad patrzył na to w milczeniu,
obiecując sobie, że któregoś dnia zerwie z niej to idiotyczne przebranie. Tak
piękna kobieta nie musiała się martwić o wygląd. Byłaby piękna nawet
wtedy, gdyby zaczęła się topić.
A może nie? Po raz pierwszy Brad zaczął się zastanawiać, jak
wyglądałaby twarz Natashy, gdyby wsadzić tę aktoreczkę pod kran z zimną
wodą i porządnie wyszorować. Miał na to wielką ochotę. Chciał ją zobaczyć
bez makijażu.
Ale jeśli wydawało mu się, że zauważył w niej przebłysk inteligencji, to
albo się pomylił, albo te przebłyski nie zdarzały się często. Przez całe
popołudnie Natasha była skupiona wyłącznie na sobie. Słuchała go z
szeroko otwartymi oczami, a potem mówiła coś, co dowodziło, że w ogóle
go nie rozumiała.
Zapytała go o sieć klubów sportowych. Brad odpowiedział krótko, nie
chcąc się wdawać w rozważania o interesach, zaraz jednak przekonał się, że
nie musi się o to martwić. Natasha słuchała go z fascynacją, a potem
powiedziała z zadowoleniem:
– Ja ćwiczę regularnie, ale nigdy nie przesadzam. Kobieta nie powinna
mieć zbyt twardych mięśni, prawda?
Słońce, woda i obecność pięknej kobiety wprawiły Brada w erotyczny
nastrój, powstrzymał się jednak od komentowania tych słów. Natasha
najwyraźniej grała w jakąś grę, a on nie miał zamiaru jej w tym
przeszkadzać, dopóki się nie przekona, o co jej naprawdę chodzi.
Zastanawiał się, czy wymyśliła to wszystko razem z Damonem Pictonem
specjalnie po to, by wyciągnąć od niego pieniądze. Słyszał, że kiedyś byli
zaręczeni, a potem żadne z nich nie zawarło małżeństwa... może nadal łączył
ich potajemny związek. No cóż, to się wyjaśni później.
Natasha ani na chwilę nie zdjęła kapelusza, nawet podczas
przygotowywania posiłku. Zjedli około siódmej, gdy słońce zaczęło już kryć
się za wzgórzem, a nad jeziorem powiał chłodny wietrzyk.
Ten wietrzyk okazał się zgubny dla Natashy. Rondo jej kapelusza
załopotało. Dziewczyna instynktownie wyciągnęła ręce, by je przytrzymać, i
natrafiła dłonią na gorący garnek. Krzyknęła z bólu i przyłożyła dłoń do ust.
Brad szybko wysypał lód ze szklanki i przyłożył kostkę do obolałego
miejsca. Oparzenie było rozległe. Przyniósł apteczkę z samochodu,
posmarował je maścią i zabandażował. Na koniec zakleił opatrunek plastrem
i dopiero wtedy uświadomił sobie, że wbrew umowie dotknął Natashy.
Obydwoje zaczerwienili się i przez pięć długich sekund patrzyli sobie w
oczy. Brad modlił się w duchu, by Natasha zwolniła go z obietnicy.
Wystarczyłoby jedno słowo. Czekał na nie z niecierpliwością. Tallia nie
była w stanie się odezwać. Wiedziała, że jeśli otworzy usta, powie nie to, co
trzeba, milczała więc, przełykając ślinę.
– Natasho, powiedz to – prosił Brad. Zacisnął dłoń na jej ramieniu, a
drugą ręką przesunął po jej włosach. Ten gest wyrwał Tallię z
hipnotycznego transu. To nie były włosy, tylko peruka.
– Brad, obiecałeś – szepnęła, odsuwając się od niego.
Usiedli po przeciwnych stronach okrągłego cedrowego stołu do kolacji
składającej się ze steków i pieczonych kartofli. Brad nie spuszczał wzroku z
jej twarzy. Pod jego palącym spojrzeniem coraz trudniej było Tallii mieć się
na baczności.
– Peruka – wymamrotała pod nosem, nie uświadamiając sobie, że mówi
do siebie.
– Co takiego? – zdziwił się Brad.
– Powiedziałam, że... że pora chyba już wracać – mruknęła zmieszana
Tallia. – O której jest ostatni prom?
Niech to diabli! pomyślał Brad, zerkając na zegarek.
***
Kto by pomyślał, że ta ślicznotka okaże się żelazną damą? Nigdy jeszcze
nie spotkał się z podobnym oporem.
– Za godzinę – odrzekł kwaśno. Miał zamiar spóźnić się na ten prom o
kilka minut. Natasha miała jednak niezwykły instynkt. Brad pomyślał, że
chyba musi zmienić zdanie na temat jej inteligencji. Sprawiała wrażenie
osoby, która nie potrafi zliczyć do trzech, a jednak odznacza się niekiedy
niezwykłą przenikliwością.
Tallia zerwała się z miejsca.
– W takim razie musimy się śpieszyć. Trzeba tu jeszcze posprzątać.
Starannie obmyślone plany Brada znów wzięły w łeb.
Rozdział 8
Następnego ranka Tallia z niedowierzaniem patrzyła na czerwony ślad
po oparzeniu na grzbiecie dłoni. Nie było sposobu, by go ukryć. A dzisiaj
umówiona była z Bradem w jednym z jego klubów, gdzie mieli
przygotowywać próbną instalację. W jaki sposób Tallia Venables miała
wyjaśnić pochodzenie blizny identycznej, jaką ma po oparzeniu Natasha?
– Nie wiadomo, co z tym zrobić – stwierdziła Bel. – Bez żadnych
wątpliwości widać, że to jest oparzenie. Nie możesz się dzisiaj z nim
spotkać, chyba że nałożysz średniowieczną suknię z okrywającymi dłonie
rękawami.
– Myślałam o tym, żeby zakleić rękę plastrem i powiedzieć, że
oddawałam krew.
– Naprawdę myślisz, że krew pobiera się z wierzchu dłoni? – zdziwiła
się Bel.
– A nie?
– Tal, żyły by ci popękały!
– To co ja mam zrobić?
– Zachorować na grypę.
– Ale to bardzo ważne spotkanie! Mamy omawiać instalację!
– Serce mi krwawi – mruknęła Bel bez odrobiny współczucia. – Ale jeśli
chcesz mieć to nowe laboratorium, to lepiej, żeby Brad Slinger nie odkrył, w
co grasz.
– Będziesz musiała wyrzec się dzisiejszej przyjemności na rzecz
przyszłych rozkoszy. Talia wzdrygnęła się.
– Boże, jak ja się w to wpakowałam?
– Tak samo jak zawsze – rzekła bezlitośnie jej siostra.
– Z tchórzostwa.
W końcu Tallia zadzwoniła do laboratorium i powiedziała sekretarce, że
leży w łóżku przeziębiona. Do Brada nie zadzwoniła w ogóle. Chciała go
ukarać za kłamstwa, jakie opowiadał Natashy poprzedniego dnia. Brad
spotyka się z Tallią? Niech się w takim razie przekona, że ona zupełnie
zapomniała o spotkaniu w sprawie instalacji.
Bel miała zupełną rację. Tallia znów pakowała się w kłopoty.
O pierwszej ktoś załomotał do drzwi, a potem Tallia usłyszała zgrzyt
klucza obracanego w zamku.
– Tal! – wykrzyknęła jej siostra, wpadając do kuchni.
– Bogu dzięki, że jesteś w domu! Brad dzwonił! Zaraz tu przyjedzie w
odwiedziny!
Przemiana Tallii jeszcze nigdy nie dokonała się w tak oszałamiającym
tempie.
– On myślał, że rozmawia z tobą! – wysapała Bel, wklepując podkład w
twarz siostry, pokrywając różem jej nos i nasadzając na głowę perukę.
Jednocześnie Tallia mocowała na zębach wkładkę i pogrubiała brwi czarną
kredką. – Gdy odebrałam telefon, oczywiście pomyślał, że ja to ty. Co
miałam zrobić? Nie wyprowadzałam go z błędu!
Pomyłka Brada nie była niczym nadzwyczajnym. Nawet rodzina nie
odróżniała głosów sióstr mówiących przez telefon.
– Gdzie ten bandaż do piersi?
Po pięciu minutach Bel ostrożnie wyjrzała na korytarz i upewniwszy się,
że Brad jeszcze nie stoi za progiem, pomknęła do swojego mieszkania.
Tallia zaś rzuciła na sofę poduszkę i koc, przygotowując się do wejścia w
rolę chorej. Na szczęście dzień był mglisty i dżdżysty. W szarym świetle
wszystko wyglądało nijako, również ona sama, ale Tallia przed żadną
jeszcze rolą w życiu nie czuła takiej tremy. Na szczęście jej szlafrok miał
długie, zawinięte mankiety, które po odwinięciu zasłaniały jej dłonie. Mimo
wszystko, gdy odezwał się brzęczyk domofonu, zadrżała ze zdenerwowania.
– Brad, naprawdę jestem chora i nie mam ochoty na towarzystwo –
powiedziała, ale on szybko jej przerwał:
– Nie zostanę długo.
Gdyby rzeczywiście była chora, może by go nie wpuściła, ale nic tak nie
zmienia naturalnego zachowania jak poczucie winy. W chwilę później Brad
przestąpił próg jej mieszkania.
– Brad, co ty tu robisz? – zapytała Tallia niepewnie.
Podał jej bukiet kwiatów. Wzięła je niezręcznie, jedną ręką.
– Dziękuję, są piękne – powiedziała, chowając w nich twarz. Bała się
jednak wstawić je do wody, by Brad nie dostrzegł jej dłoni, toteż położyła
bukiet na sofie. – Ale zarazisz się ode mnie.
– Ja nigdy nie łapię wirusów. Jak się czujesz?
Tallia pociągnęła nosem. Zdążyła wcześniej wpuścić sobie do oczu
krople, od których zawsze dostawała kataru.
– Nie jest tak źle. Za dzień lub dwa wrócę do pracy.
– Jadłaś coś? Może ugotować ci jakąś zupę?
– Wiem, że świetnie gotujesz, ale dziękuję, nie potrzebuję niczego.
Brad zmarszczył brwi.
– A skąd wiesz, że umiem gotować?
Tallia zamarła. Przecież to Natasha była świadkiem kulinarnych popisów
Brada! A w dodatku dopiero wczoraj.
– Znasz Natashę Fox? – zapytał Brad, przechylając głowę na bok.
Tallia miała ochotę odpowiedzieć, że nie, ale jak wówczas wyjaśniłaby,
skąd wie o jego kulinarnych talentach? Spojrzała na niego z oburzeniem.
– Powiedziałeś jej, że się ze mną spotykasz i że przekupiłeś mnie
funduszami na laboratorium!
Brad miał ochotę wymierzyć sobie kopniaka. Naraz zrozumiał, skąd się
wzięła nagła grypa Tallii. Wszystko robił na opak!
– Wyciągnęła zbyt daleko idące wnioski. Była zazdrosna – dodał
desperacko.
– Zazdrosna? – powtórzyła Tallia z niedowierzaniem. Przecież nie była
zazdrosna!
Brad potrząsnął głową. Boże, co za galimatias! Zapomniał, jak
podejrzliwa jest Tallia wobec mężczyzn.
– A dlaczego nie miałaby być o ciebie zazdrosna? Jesteś od niej znacznie
inteligentniejsza.
– Jest za głupia, żeby zazdrościć mi inteligencji – burknęła Tallia.
– Nie ma tak bystrego umysłu jak ty, ale w żadnym wypadku nie
nazwałbym jej głupią – odparł Brad. Wiedział, że postępuje wbrew
wszelkim zasadom, ale coś go zmuszało, by brnąć coraz dalej. – Znasz ją
dobrze?
Tallia przypomniała sobie, że jako Natasha mówiła Bradowi, iż tylko
mijają się w korytarzu. Muszę prowadzić szczegółowe notatki z każdego
spotkania, pomyślała.
– Przyszła tu wczoraj wieczorem pod jakimś pretekstem. Bardzo się
zdziwiłam, gdy usłyszałam, że uważa mnie za rywalkę.
Brad spojrzał jej prosto w oczy w sposób, od którego jej serce zaczęło
bić mocniej.
– Tallio, nie możesz się ukrywać do końca życia.
Tallii zaschło w ustach. Poruszyła się nerwowo na sofie i strąciła kwiaty.
Gdy się pochyliła, by je podnieść, stało się najgorsze – bandaż opinający jej
ciało zsunął się aż do pasa i uwolnione piersi zafalowały pod szlafrokiem.
Tallia zdrową ręką szybko pochwyciła poły szlafroka i zakryła dekolt, ale
było już za późno. Osłupiały Brad wpatrywał się w piersi, których jeszcze
przed chwilą nie było.
– Tallio, co ci się stało? – wyjąkał.
– To nowy wynalazek! – wymyśliła naprędce. – Eksperymentowałam na
sobie!
– Wymyśliłaś sposób na powiększenie piersi? Dobry Boże, w ciągu
jednego dnia stałaś się milionerką! Sprzedasz mi prawa do wprowadzenia
tego preparatu na rynek?
– Brad, muszę jeszcze dopracować wiele szczegółów. Może się okazać,
że to niebezpieczny środek.
– Czy to jest jakiś lek? Nie powinnaś eksperymentować na sobie z
lekami! – rzekł surowo.
– Nie, to jest... to jest... na razie nie mogę ci tego powiedzieć –
wymamrotała, ogarnięta paniką. – Nie jestem jeszcze pewna, czy skutki
będą trwałe, czy nie.
– Czy dlatego zostałaś dzisiaj w domu?
– Tak... Nie. Brad, wolałabym, żebyś już sobie poszedł.
– Czy zawarłaś już umowę z kimś innym? Czy w tym leży problem?
– Nie, nie! – zapewniła go pośpiesznie Tallia. – Jeśli się okaże, że środek
jest skuteczny, to ty będziesz go – produkował, ale nie jestem jeszcze
pewna... – urwała, zdając sobie sprawę, jak głupio brzmią jej słowa.
Brad patrzył na nią z uśmiechem. Był pewien, że wreszcie wszystko
zrozumiał. Uważał jednak, że Tallia nic nie zyska, udając i kłamiąc,
niezależnie od wszelkich psychologicznych problemów, jakie mogły ją
gnębić.
– Posłuchaj, Tallio, to niczego nie zmienia. Czy ci się to podoba, czy nie,
na swój sposób jesteś bardzo atrakcyjna i piersi nie mają tu nic do rzeczy.
Jest w tobie coś, co podoba się mężczyznom.
Tallia wpatrzyła się w niego ze zdumieniem.
– Tobie też?
– Mnie też. – I Jake'owi, dodał w myślach, nie miał jednak zamiaru
mówić jej tego.
– Och, nie! – jęknęła Tallia.
– Tallio, proszę, nie wpadaj w panikę. Nie mam zamiaru rzucać się na
ciebie ani cię przekupywać. Ale chyba powinnaś wiedzieć, że twoje wysiłki,
by stać się jak najmniej atrakcyjną, nie są w stanie ukryć twojej prawdziwej
osobowości.
– Myślisz, że mężczyzn pociąga moja osobowość? – zapytała Tallia z
goryczą.
– Owszem. Wszystkich mężczyzn wartych zachodu.
– A co z Natashą Fox? Czy w niej również mężczyzn pociąga
osobowość?
Brad uśmiechnął się szeroko. A więc jednak Tallia była zazdrosna.
– Przyznaję, że trudniej jest przejrzeć kogoś przez zasłonę tak
oszałamiającej urody. Ale wydaje mi się, że w Natashy jest coś więcej. Gdy
przestaje mieć się na baczności, okazuje się inną osobą, nie taką, jaką chce
się wydawać. A poza tym obdarzona jest pewnego rodzaju instynktem,
którego nawet ty nie powinnaś lekceważyć. Ona rozumie ludzi.
Tallii zbierało się na płacz. Oto wreszcie znalazła mężczyznę, jakiego
szukała przez całe życie – mężczyznę, który potrafił zignorować pozory. I w
żaden sposób nie mogła powiedzieć mu prawdy o sobie, zarazem go nie
tracąc.
– Musimy coś wymyślić! – powiedziała z rozpaczą do Bel. – Pomóż mi!
Siostra pojawiła się u niej w chwilę po tym, jak Tallia powiadomiła ją
telefonicznie, że Brad już wyszedł. Teraz leżała na podłodze, wygodnie
rozciągnięta na kilku poduszkach.
– Ciekawe, że nigdy nie słuchasz moich rad, zanim wpakujesz się w
kłopoty, ale zawsze chcesz, żebym ci powiedziała, jak masz się z nich
wyplątać – zauważyła spokojnie, wygładzając supełek na bawełnianej
bluzie.
– Mniejsza o to! – zawołała Tallia, nie chcąc w tej chwili wypominać
siostrze, że cała ta intryga była jej pomysłem. – Co ja mam zrobić? Wyznać
mu wszystko?
– Oczywiście, że możesz to zrobić...
– Naprawdę tak myślisz?
– .. . jeśli chcesz stracić laboratorium i nigdy więcej nie zobaczyć Brada
Slingera – dokończyła Bel. – Jasne, że teraz nie możesz mu wszystkiego
powiedzieć! W tej chwili on sam nie jest pewien, która z was podoba mu się
bardziej, a ty chcesz go przekonać, że nie chce żadnej?
Tallia westchnęła ciężko.
– Masz rację. Więc co jeszcze mogę zrobić?
– Chyba musisz grać na zwłokę.
– I co mi to da?
– Bel charakterystycznym gestem uniosła rękę.
– Poczekaj chwilę! Mam pewien pomysł.
Tallia zawsze uważała, że to Bel jest geniuszem w rodzinie. Patrzyła na
siostrę niespokojnie. Bel kilkakrotnie skinęła głową, a potem wsunęła
kosmyk włosów za ucho.
– Już wiem. Trzeba, żeby Brad zaangażował się emocjonalnie.
Wówczas, gdy wszystko się wyda, nie będzie mógł cię tak po prostu
zostawić.
Tallia z powątpiewaniem zmarszczyła brwi.
– Czy nie sądzisz, że im bardziej się zaangażuje, tym bardziej będzie
później zraniony i wściekły?
– Tak, ale jeśli cię pokocha, to będzie musiał do ciebie wrócić. Nie jest
tak łatwo odejść od miłości.
Na dźwięk słowa „miłość" Tallię przeszył dreszcz. Czy Brad
rzeczywiście mógł się zakochać w jednym z jej wcieleń? Naraz zrozumiała,
jak bardzo tego pragnie. Utrata laboratorium nie była najgorszą rzeczą, jaka
mogła jej się przytrafić.
– Och, Bel, tak się boję!
– Nie, nie, to się musi udać! Musimy po prostu stopniowo zbliżyć do
siebie obydwa twoje wcielenia.
– Jak to?
– Natasha musi stać się bardziej inteligentna albo Tallia musi wypięknieć
– mówiła Bel w transie. – A potem ta druga zniknie.
– Zniknie? – powtórzyła Tallia, nie rozumiejąc.
– Zniknie z jego życia. W której, twoim zdaniem, Brad powinien się
zakochać?
– Nie wierzę, żeby mógł się zakochać w którejkolwiek. Przecież on uzna,
że ja go wykorzystałam! Może jednak lepiej byłoby wyznać mu prawdę?
– Siostra patrzyła na nią spokojnym, stanowczym wzrokiem.
– Jeśli powiesz mu o tym teraz, to obie go stracicie.
Jej głos brzmiał jak wyrocznia. Tallia zadrżała i przycisnęła dłonie do
powiek.
– Niech będzie!
– Musisz tylko zdecydować, czy wolisz, żeby się zakochał w Natashy,
czy w Tallii.
– Myślisz, że ten wybór należy do mnie?
– Przecież on już ci powiedział, że uważa Tallię za atrakcyjną, a Natashę
za inteligentną! Jeśli mężczyzna jest w stanie do tego stopnia przejrzeć
kobietę, to znaczy, że już jest w niej zakochany! Więc jak wolisz?
– Chyba wolę Tallię. To jestem prawdziwa ja. Ale Bradowi znacznie
bardziej podoba się Natasha.
– Mniejsza o to, co jemu się podoba. W końcu przecież i tak dostanie
was obie! W takim razie zaczynamy kampanię upiększania Tallii. Zrobiłaś
już bardzo dobry początek z tym biustem.
– Chcesz powiedzieć, że nie powinnam go krępować? Miałam zamiar
powiedzieć Bradowi, że skutki mojego eksperymentu nie okazały się trwałe.
– Nie, tego nie możesz zrobić. To zbyt dobra okazja.
– Ale on będzie chciał zdobyć patent na mój preparat! Powiedział, że
mogę na tym zarobić miliony!
Bel tylko machnęła ręką.
– Musisz go przekonać, że testy rynkowe byłyby zbyt niebezpieczne. I
natychmiast zafunduj sobie aparat ortodontyczny.
– Przecież taka korekta trwa całe lata! Chcesz powiedzieć, że nie mogę...
– Tal, nie będziesz musiała czekać latami na to, by – znów mieć proste
zęby. Musisz tylko przekonać go teraz, że jesteś piękna, tak żeby wybrał
ciebie, a nie Natashę, i to wszystko. Nie zapominaj, że na koniec i tak mu
wyznasz prawdę i wtedy będziesz mogła zdjąć aparat. A na razie wspomnij
mu, że być może przefarbujesz sobie włosy.
– Mam to powiedzieć Bradowi?! Dlaczego miałabym mu wspominać o
czymś takim? Żadna kobieta by tego nie zrobiła!
– Och, daj spokój. Zachowuj się jak kobieta, która chce wybadać grunt.
Powiedz coś w rodzaju: „Ciekawa jestem, jak bym wyglądała jako
blondynka?" – zapytała Bel piskliwym głosem, kokieteryjnie przechylając
głowę na bok.
– Ale on mi na pewno powie, żebym tego nie robiła, bo podobam mu się
taka, jaka jestem – odrzekła Tallia stanowczo. – I co wtedy?
– Uśmiechnij się z wdzięcznością, podziękuj mu za komplement, a
potem i tak zrób swoje, jak normalna kobieta. A co do Natashy, to zaczniesz
się trochę zaniedbywać. On nie powinien jej podziwiać, tylko być nią
znudzony.
– Wiem, ale tak mi jakoś wyszło. Wiesz, zawsze dotychczas starałam się
udowadniać wszystkim, jaka jestem bystra pomimo swojego wyglądu, i
nauczyłam się intuicyjnie unikać zachowań głupiej, ale zmysłowej
blondynki. Ale kiedy nie próbuję niczego udowadniać, odzywa się we mnie
to, czego wciąż unikam.
– Co ty właściwie chcesz powiedzieć?
– Sama nie wiem! Może to, że w gruncie rzeczy naprawdę jestem taką
osobą, jaką nigdy nie chciałam być – głupią, ale obdarzoną intuicją
blondynką.
– Nikt, kto by się dowiedział, w jaką kabałę się wplątałaś, nie mógłby w
to wątpić, siostrzyczko – pocieszyła ją z uśmiechem Bel.
– Niepotrzebnie się w to wszystko wplątywałem zżymał się Brad. –
Mówię ci, Jake, zakochałem się w dwóch kobietach naraz, a w każdej z nich
podoba mi się zupełnie coś innego.
– Przyznaję, że w obliczu inteligencji Tallii mężczyzna może przymknąć
oko na pewne jej niedostatki fizyczne – zgodził się niechętnie Jake. On
również żałował, że dał się wmieszać w tę całą historię. Bez jego udziału
Brad prawdopodobnie już dawno zapomniałby o swych intencjach
względem Tallii. Tymczasem wyglądało na to, że wmieszanie się Jake'a
ściągnęło na Brada los, od którego przyjaciel najbardziej pragnął go
uchronić. – Pomyśl jednak, o ile łatwiej jest zapomnieć o braku inteligencji
Natashy, gdy się widzi jej urodę.
– Nic nie rozumiesz. To właśnie w Tallii podoba mi się uroda, a w
Natashy inteligencja.
Nastąpiła długa chwila milczenia.
– Musisz mi to powtórzyć jeszcze raz. Chyba się zamyśliłem i źle
usłyszałem – powiedział wreszcie Jake.
– Wiem, że to z pozoru nie ma żadnego sensu. Ale... To prawda, że
Tallia jest absolutnie przeciętna, ale jest coś w jej ruchach... pewien
nieświadomy wdzięk, którego brakuje Natashy. Natasha jest tak
zaabsorbowana własną urodą, że przez to prawie zupełnie ją traci.
Jake tylko wzniósł oczy do nieba.
– Widziałeś ją jedynie w tym filmie. Gdybyś się z nią kilka razy spotkał,
zrozumiałbyś, o czym mówię. Jasne, że ona mnie podnieca. Takiego ciała
nie widuje się codziennie. Ale jej wygląd nie wpływa na moje uczucia. Te
wielkie piersi sprawiają wrażenie, jakby były wyjęte prosto z marzeń
każdego mężczyzny, ale jeśli się nad tym zastanowisz, to zmienisz zdanie. Z
drugiej strony, piersi Tallii – oczywiście, wszystko, co mi opowiadała o ich
powiększeniu, to kupa bzdur; spłaszczała je, żeby nie zwracać na siebie
uwagi mężczyzn – ale one są prawdziwe, rozumiesz? Zupełnie by mi
wystarczyły. Z kolei w Natashy naprawdę podoba mi się swego rodzaju
kobieca intuicja. Ona patrzy na ciebie, a potem mówi coś, co odkrywa
prawdziwe motywy twojego działania. Za każdym razem, gdy to się zdarza,
jestem wstrząśnięty. To na mnie działa, rozumiesz?
– Stary, nie rozumiem absolutnie nic z tego, co powiedziałeś. Ale mów
dalej. Jestem pewien, że dobrze ci to zrobi. Zawsze mogę ci wystawić
rachunek za seans psychoterapeutyczny.
– Gdybym mógł dać Natashy wygląd Tallii, albo Tallii umysł Natashy –
westchnął Brad.
Rozdział 9
Pod wpływem rad Bel Tallia zdecydowała, że najlepiej będzie, jeśli jej
naukowe wcielenie zacznie pięknieć dopiero wtedy, gdy Natasha zakończy
już całą serię pięciu spotkań z Bradem.
– A poza tym – mówiła Bel – nie zaszkodziłoby, gdybyś go wcześniej
przygotowała na zniknięcie Natashy.
– Jak mam to zrobić? Powinnam zacząć mówić o samobójstwie? –
zapytała Tallia ironicznie.
– Nie żartuj – odrzekła siostra ponuro. – Powinnaś mu powiedzieć, że
wyjeżdżasz na czas nieokreślony na zdjęcia do jakiegoś filmu, więc musicie
przyśpieszyć pozostałe spotkania. Zaraz, poczekaj, już wiem! – Bel aż
podskoczyła z podniecenia. – Och, to świetny pomysł, naprawdę genialny!
Musisz mu powiedzieć, że wybierasz się do Hollywood, żeby poszukać tam
szczęścia!
Tallia patrzyła na nią jak ogłuszona.
– Naprawdę mam tak powiedzieć?
– Jasne! Co mogłoby być dla niego bardziej zrozumiałe niż to, że
Natasha Fox pragnie zrobić wielką karierę? I to załatwia cały problem!
Wyjeżdżasz i nie ma cię. Finko!
Tallia wiedziała, że Bel ma rację, ale mimo wszystko...
– Jego matka wyjechała do Hollywood – powiedziała cicho. – Chyba nie
myślisz...
– Że co?
– Och, sama nie wiem. Tylko że jeśli naprawdę podoba mu się Natasha,
to będzie się czuł bardzo zraniony.
– Jak na geniusza, jesteś czasami wyjątkowo tępa – odrzekła Bel z
uczuciem. – Nie rozumiesz? Pocieszy się Tallią!
Brad patrzył na kobietę siedzącą po drugiej stronie stolika, zdumiewając
się tym, jak bardzo podnieca go przesadnie eksponowana kobiecość.
Dłuższe od rzęs Natashy były tylko jej ciemnoczerwone paznokcie. Biust
zajmował połowę blatu stolika, a włosów miała tyle, że prawie nie było
widać spod nich twarzy.
Brad nigdy nie przywiązywał przesadnej wagi do żadnego z tych
atrybutów i dlatego tak zirytowało go odkrycie, że mimo wszystko reaguje
jak typowy mężczyzna. Były to cechy zewnętrzne, być może sztuczne, a
jednak jego pożądanie rosło z chwili na chwilę. Dlaczego kobieta tak piękna
jak Natasha nie mogła po prostu zaufać swojej urodzie? Po co podkreślała ją
tak ostentacyjnie? Nie pojmował tego.
– Policzmy – mówiła właśnie Natasha, odliczając na palcach. Ruchy jej
dłoni były wystudiowane, ale pozbawione naturalnego wdzięku. Brad
przypomniał sobie ruchy Tallii i pomyślał, że tamta mogłaby udzielać
Natashy lekcji prawdziwej kobiecości.
– To jest nasze trzecie spotkanie, tak?
A w dodatku liczy! Teraz już Brad był zupełnie pewien, że jedyny
sposób, by uwolnić się od obsesji, to zaciągnąć tę ślicznotkę do łóżka.
Dlatego dzisiaj przyprowadził ją do niewielkiej, lecz piekielnie drogiej
restauracyjki, którą znali tylko wybrani członkowie miejscowej elity. W
karcie dań królowały afrodyzjaki, a pianista mógłby poruszyć kamień.
– Chyba powinnam ci powiedzieć, że za trzy tygodnie wyjeżdżam, więc
nie mamy wiele czasu na te dwa pozostałe spotkania.
– Możemy się spotkać, gdy wrócisz.
Natasha uśmiechnęła się szeroko.
– Jeśli wszystko ułoży się po mojej myśli, to już tu nie wrócę.
– A dokąd wyjeżdżasz? – zapytał Brad z nagłym niepokojem.
– Do Los Angeles! – oznajmiła Natasha z satysfakcją.
– A niech to – mruknął Brad, potrząsając głową. – Zdawało mi się, że nie
interesuje cię Hollywood.
– Tak mówiłam? Ach, prawda! Twój ojczym! – przypomniała sobie
Tallia. – Zupełnie o nim zapomniałam.
Brad uśmiechnął się smutno. No cóż, to było oczywiste od samego
początku. Wiedział, że ten moment w końcu nadejdzie.
– Oczywiście chciałabyś poznać Gartha.
Natasha westchnęła i obdarzyła Brada promiennym uśmiechem.
– Och, Brad, mógłbyś to dla mnie zrobić?
Mógłbym to zrobić za seks, pomyślał Brad, ale natychmiast odrzucił ten
pomysł. Nigdy jeszcze nie płacił kobiecie za seks i nie miał zamiaru robić
tego teraz. Być może był to najlepszy sposób, by się zniechęcić do kobiety,
ale skoro nie mógł zdobyć Natashy innymi metodami, to wolał się obejść
bez niej. Pięćdziesiąt tysięcy dolarów, które płacił jej za każde spotkanie, to
było co innego: ofiara złożona na ołtarzu sztuki.
– Oczywiście. Zadzwonię do niego jutro i powiem mu, że przyjeżdżasz.
Natasha wyraźnie okazywała mu wdzięczność i Brad pomyślał
melancholijnie, że dzisiejszy wieczór może uznać za stracony. Nawet gdyby
okazała się chętna, to Brad nie życzył sobie, żeby poszła z nim do łóżka z
wdzięczności.
Tallia zauważyła, że blask w oczach Brada zgasł. Wiedziała, że powinno
ją to cieszyć, jednak od tej chwili wieczór stracił dla niej cały urok.
– Zaraz, czy ja cię na pewno dobrze rozumiem – mówił Jake. – Masz
świetny argument i nie chcesz go użyć?
– Nigdy nie marzyłem o seksie z poczucia obowiązku – mruknął Brad.
– Ale marzyłeś o Natashy Fox.
Brad nic na to nie odpowiedział. Jake przyjrzał mu się uważnie.
– Wiesz, co to jest? Zwykła duma. Jesteś wkurzony, że nie udało ci się
jej poderwać na twój męski urok, tylko na znajomości.
– Zamknij się – rzekł krótko Brad i zajął się stekiem.
Jake potrząsnął głową.
– Wietrzę tu niebezpieczeństwo. Gdy mężczyzna pragnie, żeby kobieta
pożądała jego samego, a nie jego pieniędzy i wpływów, to zaczynam słyszeć
weselne dzwony! A przy okazji, coś mi się zdaje, że wygrałem zakład.
– Przecież ona jedzie do Hollywood.
Jake pochylił się nad stolikiem i szepnął konfidencjonalnie:
– Wiesz co? Możesz sprawić, żeby została. Wystarczy, że ją o to
poprosisz.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Możesz to nazwać, jak chcesz. – Przyjaciel wzruszył ramionami. – Nie
zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że – ten pomysł ma na celu wyłącznie
sprowokowanie cię do wyznania jej swoich uczuć.
– W takim razie wybrała nieodpowiedniego mężczyznę i nieodpowiedni
sposób działania. Nie mam zamiaru jej prosić, żeby została.
– Nie?
– Jeśli ciągnie ją do Hollywood, Jake, to prędzej czy później to
pragnienie zwycięży. Nie chcę być ojcem jej dzieci, gdy ten dzień nadejdzie.
Wolę zamknąć sprawę teraz.
– Jeśli potrafisz – odrzekł Jake.
Projekt wirtualnych wakacji był już na ukończeniu. Brad rozbudował
jeden ze swoich klubów i zainstalował w nim mały basen z falami. Ściany
dokoła ozdobiono widoczkami z mórz południowych. Tu miał być
zamontowany prototyp sprzętu z próbnym programem autorstwa Tallii.
Zmuszało ją to do częstych spotkań z Bradem.
– Widzę, że ten środek na powiększenie biustu daje trwałe efekty –
zażartował Brad pewnego dnia.
Tallia uśmiechnęła się nieśmiało.
– Na to wygląda.
– Cieszę się, że wreszcie nabrałaś do mnie zaufania. Może pewnego dnia
zostawisz w domu tę perukę?
Tallia przypomniała sobie rady Bel.
– Kto wie? Może nawet rozjaśnię włosy!
Na twarzy Brada pojawił się szybki błysk, który jednak natychmiast
zniknął.
– Och, nie rób tego – powiedział.
On się kocha w Natashy, pomyślała Tallia z goryczą. Gdy tamta zniknie,
ja nie będę miała żadnych szans.
Nic jednak nie była w stanie z tym zrobić. Nie mogła zabić Tallii i na
resztę życia przedzierzgnąć się w Natashę.
– Zjesz ze mną dzisiaj kolację? – zapytał Brad.
– Przecież właśnie jemy lunch – zdziwiła się Tallia.
– Teraz rozmawiamy o interesach. Na kolację chciałbym cię zabrać
wyłącznie dla przyjemności – uśmiechnął się.
– Och, Brad! – zawołała Tallia ze skrępowaniem. Bel miała rację.
Najpierw trzeba było pozbyć się Natashy, by nie dawać mu zbyt wielu
okazji do porównań. – Wolałabym, żebyś na razie mnie o to nie prosił!
– Powiedz mi, dlaczego tak się mnie boisz. Tallia zwiesiła głowę.
– Nie boję się ciebie, Brad.
To była prawda, ale zabrzmiała jak kłamstwo.
– Skoro tak, to zjedz ze mną kolację.
– Dlaczego chcesz mnie zaprosić? – zapytała, patrząc na niego
brązowymi oczami w sposób, który trochę przypominał mu Natashę.
Dobre pytanie, pomyślał Brad. Bo pociągasz mnie w jakiś dziwny
sposób, bardziej niż inne piękne kobiety, a skoro tak, to chciałbym, żebyś się
mną bardziej zainteresowała. Nie powiedział tego jednak głośno z obawy
przed jej reakcją.
– Tallio, nie każdy mężczyzna jest potencjalnym gwałcicielem – rzekł
tylko.
Tallia spojrzała na niego ze zdumieniem. Czyżby sądził, że ona tego
właśnie się obawia?
– Nigdy cię nie uważałam za potencjalnego gwałciciela! – zawołała.
– Nie?
– Oczywiście, że nie! Nigdy! Nawet tamtego wieczoru... – Zamilkła
nagle, przypominając sobie, że ma na myśli pierwszy wieczór, jaki Brad
spędził z Natashą.
– Którego wieczoru? – zdziwił się Brad.
– Mniejsza o to. Po prostu nigdy tak o tobie nie myślałam.
– Wszyscy mężczyźni zbijają cię z tropu?
– Wolałabym, żebyś mi nie zadawał takich pytań – powiedziała Tallia ze
smutkiem. – Możemy wrócić do tej rozmowy...
– Kiedy?
– Za kilka tygodni. Jeśli nadal będziesz chciał – dodała.
Brad usłyszał w jej głosie smutek, ale nie miał pojęcia, jakie mogły być
jego przyczyny. Może Tallia była w trakcie terapii albo w jej życiu pojawił
się jakiś mężczyzna z przeszłości? Ktokolwiek to był, Brad miał ochotę
zabić go za to, że rozbudzał jej lęki.
Zabawne, że w jego życiu pojawiły się jednocześnie dwie kobiety, z
których żadna nie chciała związać się z nim poważnie, i że on sam, choć był
pewien, że zmienił się bardzo głęboko, nie potrafiłby określić, która z nich
była przyczyną tej zmiany. I żadna nie chciała mu pomóc tego zrozumieć.
Może więc to on potrzebował psychiatry.
Na czwartym spotkaniu Brad zabrał Natashę na wyścigi konne. Jeśli
jednak miał nadzieję, że w upalny dzień na torze wyda mu się mniej
atrakcyjna niż wieczorem w klubie, to się pomylił.
Natasha była dobra w typowaniu zwycięzców.
– Stawiam na Patsy Pokabout. Podoba mi się to imię – oznajmiła przed
pierwszym biegiem i oczywiście Patsy Pokabout przeszedł linię mety o kilka
długości przed innymi końmi. Pięćdziesiąt dolarów wygranej sprawiło jej
więcej radości niż innym kobietom zegarek wysadzany brylantami. Brad
zmarszczył czoło, próbując zanalizować jakąś myśl.
– Jesteś bardzo podobna do swojej siostry – powiedział w końcu.
– Do której, Bel? – zapytała Tallia, trzeźwiejąc nagle.
– Nie znam innych twoich sióstr.
Od tej chwili Tallia bardzo pilnie wystrzegała się spontaniczności.
Cztery randki mamy za sobą, pomyślała. Jeszcze jedno spotkanie, a
potem Brad nigdy więcej nie zobaczy Natashy. Ostatnia szansa, by
doświadczyć jego namiętności.
Och, Boże, co ona powinna zrobić?
Rozdział 10
Próbował już przekupstwa, powrotu do natury, intymności i
afrodyzjaków, a także podniecenia hazardem. Nadszedł czas na ostatnią
pułapkę.
Starannie przygotował się do piątego spotkania z Natasha. Tym razem
musiało się udać. Tego wieczoru musiała powiedzieć: „Pocałuj mnie, Brad".
Był pewien, że dalej już sobie poradzi. Gdy raz otrzyma pozwolenie, by jej
dotknąć, Natasha nie będzie dłużej protestować. Wiedział, że ją pociąga, i
nie miał pojęcia, dlaczego Natasha tak się opiera, ale gotów był założyć się o
wszystkie swoje pieniądze, że czyni to wbrew sobie.
Tańce! To było to! Ten pomysł przyszedł mu do głowy nagle, jak
większość dobrych pomysłów. Trzeba Natashę wyciągnąć na parkiet gdzieś,
gdzie gra bardzo dobra orkiestra...
– Czy mogę cię objąć? – zapytał Brad, gdy melodia zmieniła się z
szybkiej na wolną. Natasha odruchowo przysunęła się bliżej. Za nic na
świecie nie potrafiłaby mu teraz odmówić. Nie wiedziała, ile wina wypiła
ani ile zjadła homara, ale czuła się lekko i zmysłowo, szczególnie gdy
patrzyła w jego stanowcze, błękitne oczy, przepełnione pragnieniem i
namiętnością. Musiała co chwila odwracać wzrok, by zaczerpnąć tchu.
Chyba nie powinna się była zgadzać na dzisiejsze spotkanie, ale żadne z
obu jej wcieleń nie widziało Brada od tygodnia i tęskniła już do jego
towarzystwa. Nie powinna się była godzić na tańce, ale Brad wyciągnął ją
na parkiet, gdy muzyka była szybka, ona zaś nie przewidziała w porę
niebezpieczeństwa albo też wolała o nim nie myśleć. Z drugiej strony jednak
taniec w zatłoczonej salce powinien chyba być bezpieczny?
Uśmiechnęła się, odrzucając głowę do tyłu. Tego wieczoru nie nosiła
peruki. Gdyby Bel była w domu, nie uszłoby jej to na sucho, ale siostra
wyjechała na weekend do rodziny, a Tallia zmęczona już była ciągłym
kamuflażem. Błękitne szkła kontaktowe i sztuczne rzęsy również zostały w
domu. Z całego rynsztunku Natashy pozostał tylko wypchany biustonosz.
„Czy mogę być pewien? Muszę to wiedzieć" – śpiewał wokalista
aksamitnym, zmysłowym głosem. Brad na pewno zamówił tę piosenkę.
– Powiedz to – poprosił, chociaż brzmiało to raczej jak rozkaz.
– Co mam powiedzieć?
– Powiedz: „dotknij mnie, Brad. Obejmij mnie".
– Dotknij mnie, Brad. Obejmij mnie – wyszeptała Tallia posłusznie.
Gdy otoczył ją ramionami, z wrażenia zaparło jej dech.
– Brad! – szepnęła.
– Tak, to ja. A ty kim jesteś? – szepnął jej do ucha.
Tallia już wcześniej zdjęła szpilki na wysokich obcasach, które
przeszkadzały jej w tańcu, i teraz była boso. Jej głowa znajdowała się na
wysokości szyi Brada.
– Czy chcesz, żebym cię pocałował? – zapytał, dotykając jej szyi. – Tutaj
mogę to zrobić. Chcesz tego?
– Och, Brad!
Brad odetchnął z ulgą. Teraz już Natasha była jego. Usłyszał w jej głosie
charakterystyczny ton i wiedział, że zwyciężył. To jednak nie wystarczało.
Natasha musiała powiedzieć to wyraźnie. Czekał na te słowa już
wystarczająco długo.
– Czy mam to zrobić?
– Brad!
– Powiedz to! – jęknął. Jego ciało było napięte z podniecenia i wiedział,
że Natasha dobrze sobie zdaje z tego sprawę. Wie, na co ma się zgodzić. Nie
będzie miała prawa wypierać się tego później.
Tallia jeszcze nigdy w życiu nie czuła tak obezwładniającego pragnienia.
Rozpaczliwie próbowała oszacować ryzyko. Chciała, by Brad ją pocałował,
tylko ten jeden raz... ale jak to się skończy? Jeśli nie będzie umiała oprzeć
mu się tutaj, wśród tłumu, to czy będzie w stanie powiedzieć „nie" później,
gdy zostaną sami?
Nie była jednak w stanie myśleć logicznie. Pragnęła Brada. Już od zbyt
wielu tygodni opierała się pożądaniu.
– Czego chcesz, Brad? – zapytała bezradnie.
– Chcę cię położyć na tym stole i kochać się z tobą – odrzekł posępnie,
przeszywając ją wzrokiem. – Ale tego nie zrobię. Na tyle jeszcze potrafię się
kontrolować. Nic więcej nie mogę ci obiecać.
Natasha drżała.
– Będziemy się dzisiaj kochać – mówił Brad. – W samochodzie, na
plaży, u mnie albo u ciebie... Pogódź się z tą myślą, bo nie chcę, żebyś
później żałowała. Pragnę cię, ty też mnie pragniesz i to jest nasza noc. A
teraz poproś, żebym cię pocałował.
„Czy miłość trwa wiecznie?" – śpiewał wokalista.
Może sprawiło to wielokrotnie powtarzane pytanie śpiewaka, ale Tallia
poczuła, że już dłużej nie jest w stanie się opierać.
– Czy miłość trwa wiecznie? – zapytała szeptem.
– Nic nie trwa wiecznie – odrzekł Brad. – Ale na pewno nasza
namiętność przetrwa tę noc.
Natasha spojrzała mu w oczy. Jego ciało znajdowało się tuż przy jej
ciele. Czuła przepływające między nimi fale gorąca. Podniosła głowę i
spojrzała mu prosto w oczy.
– Pocałuj mnie, Brad – szepnęła i zanim jeszcze skończyła mówić,
poczuła na swoich ustach jego gorące wargi.
Brad nie pamiętał, kiedy wyszli z klubu po tym pocałunku. Uświadomił
sobie za to, że mylił się, sądząc, iż jego pożądanie Natashy nie jest zbyt
głębokie. Przekonał się, że tym, co go do niej przyciągało, nie była fizyczna
uroda ani kobiecy instynkt, lecz sama istota jej osobowości.
Gdy muzyka przestała grać, Brad oderwał usta od warg Natashy,
oddychając ciężko. Nie zeszli z parkietu; mocno objęci stali pośrodku sali.
Tallia również czuła się jak zahipnotyzowana. Widziała jedynie jak przez
mgłę niebieskie oczy Brada nad swą twarzą. Jego ciało pociągało ją w
niekontrolowany sposób. Nigdy jeszcze nie czuła takiego podniecenia, tak
głębokiej potrzeby, by posiąść ciało i duszę drugiego człowieka.
– Wyjdźmy stąd – powiedział Brad ochryple.
Trzymając ją za rękę, poprowadził do stolika, gdzie zebrał ich rzeczy i
rzucił na blat kilka banknotów. Kelner zgiął się w ukłonie, Brad chyba
jednak nawet nie zauważył, ile pieniędzy zostawił, ogarnięty jednym
pragnieniem: zostać wreszcie z Natashą sam na sam.
Noc była deszczowa. Skóra Natashy lśniła w świetle lamp. Bradowi było
zupełnie wszystko jedno, dokąd ją zabierze. Jeśli ona zechce pojechać do
Hollywood, on pojedzie za nią, jeśli zapragnie urządzić sobie laboratorium
w środku dżungli, to on spełni jej zachciankę... Zaraz, zaraz, zreflektował
się, przecież tu chodzi o inną kobietę. Było jednak w tej sytuacji coś, co nie
podlegało regułom logicznego myślenia. Brad wiedział tylko, że wreszcie
odnalazł to, czego przez całe życie szukał.
– Jedziemy do ciebie? – zapytał. Wiedział, że każda kobieta czuje się
bezpieczniej na swoim terytorium, a chciał, żeby Natasha czuła się
bezpiecznie. Przypomniał sobie o jej siostrze, ale ponieważ Natasha
powiedziała już:
„tak", pojechali do niej. Może Bel nie nocuje dzisiaj w domu, pomyślał
Brad, naciskając guzik w windzie.
Tallia prawie nie zauważyła, że Brad nacisnął trójkę. Oprzytomniała
dopiero wtedy, gdy drzwi windy otworzyły się i wyszli na korytarz. Na
śmierć zapomniała, gdzie mieszka Natasha! Gdyby Brad nie nacisnął guzika
pierwszy, zawiozłaby go do swojego mieszkania, które on znał jako
mieszkanie Tallii. Uderzona tą myślą, stanęła pośrodku korytarza, usiłując
sobie przypomnieć, kiedy przestała mówić z południowym akcentem.
– Co się stało? – zapytał Brad z uśmiechem. Przyciągnął ją do siebie i
znów pocałował, a potem prawie zaniósł do drzwi mieszkania Bel.
Tallia chyba od samego początku wiedziała, że tak się to musi skończyć.
Pragnęła Brada i jako Natasha mogła go mieć. Trzeba było tylko
wykorzystać szansę. Nie miała pojęcia, co przyniesie jej przyszłość.
Otworzyła drzwi kluczem i weszli do środka. Zaraz za progiem Brad
znów pochwycił ją w ramiona.
– Gdzie jest sypialnia? – jęknął, podnosząc ją do góry.
Tallia poczuła, że świat wokół niej zawirował. Dokonała wyboru. Teraz
już nie było odwrotu.
Rozdział 11
Tallia obudziła się i przeciągnęła ze zmysłowym uśmiechem. A więc to
jest szczęście. Tego właśnie szukała, to było dane jej rodzicom, dzięki temu
udało im się wytrwać razem nawet w najtrudniejszych chwilach.
To była miłość! Kochała Brada chyba już od pierwszego spotkania, choć
wtedy była zbyt zdenerwowana i przejęta kamuflażem, by to zauważyć.
Uśmiechnęła się do tej myśli, zdumiona cudem miłości.
Łóżko obok niej było puste. Przewróciła się na bok i wtuliła twarz w
poduszkę, na której spał Brad, chłonąc jego zapach.
– Brad? – zawołała.
Jego zegarek leżał na stoliku pod lampą. Była dziewiąta. Przez szyby do
pokoju wlewało się światło słońca. Deszcz przestał już padać. Tallia leniwie
wzięła zegarek do ręki i nałożyła go na swój przegub, ciesząc się jego
wielkością i ciężarem. Przypominał kajdanki. Była teraz przykuta do Brada,
ale to zniewolenie paradoksalnie obdarzało ją nowym, nie znanym
dotychczas poczuciem wolności. Miała wrażenie, że gdyby chciała, mogłaby
pofrunąć.
– Brad? – zawołała jeszcze raz, spoglądając na drzwi.
Miłość wszystko zmieniła, pozwoliła jej dostrzec rzeczy, które powinna
była zauważyć już wcześniej. Teraz musi mu tylko wszystko wyjaśnić. Po
ostatniej nocy była pewna, że Brad ją kocha, czuła, że chciał jej to
powiedzieć... ona również pragnęła mu wyznać swoją miłość, ale zachowała
to wyznanie na później. Teraz jednak nie mogła już dłużej czekać.
Wyskoczyła z łóżka, naga w porannym słońcu, czując, że jej ciało nigdy
nie było piękniejsze, że nigdy nie było naprawdę piękne, dopóki on go nie
dotknął.
– Brad?
Drzwi do łazienki były otwarte. Tallia poszła w stronę salonu i kuchni.
Mieszkanie było puste, a łańcuch zdjęty z drzwi. Brad zniknął.
Na pewno wyszedł tylko po gazetę albo bułeczki na śniadanie, myślała
Tallia, krzątając się po kuchni. Zaparzyła kawę i nakryła stół na balkonie.
Piła swoją kawę w porannym słońcu, przeglądając wczorajszą gazetę. Kawa
w dzbanku zdążyła już wystygnąć, a Brada nadal nie było. Po raz setny
Tallia spojrzała na zegarek: dziewiąta czterdzieści.
Przyszło jej coś do głowy i sprawdziła całe mieszkanie, szukając jakiejś
kartki, ale niczego nie znalazła. Gdyby Brad miał jakieś ważne spotkanie w
niedzielę rano albo inny powód, by ją opuścić, to przecież zostawiłby
wiadomość?
Zaczęła się martwić, że zdarzył mu się wypadek. Przyszło jej do głowy,
by zadzwonić na policję, wyobraziła sobie jednak, jak wyjaśnia, kim jest i
co się stało: „Ostatniej nocy, po kilku tygodniach nalegań, po raz pierwszy
poszłam do łóżka z pewnym mężczyzną. Wyszedł dzisiaj wcześnie rano z
mojego mieszkania, nie zostawiając żadnej wiadomości, i do tej pory nie
wrócił". Powiedziała te zdania na głos i wyobraziła sobie reakcję policjanta,
który by je usłyszał, po czym skrzywiła się boleśnie.
O dziesiątej zadzwonił telefon. Tallia natychmiast pochwyciła
słuchawkę.
– Halo? – zawołała z nadzieją.
– Tallia? – odezwał się głos Brada. Zadrżała w szoku, przypominając
sobie, że Brad znał ten numer jako numer Tallii.
– Cześć, Brad! Co słychać?
– Czy masz dzisiaj czas?
Zaskoczona, zamrugała oczami.
– Czy mam... Tak, chyba tak – odrzekła niepewnie. Po raz pierwszy Brad
zadzwonił do niej do domu. Zawsze kontaktował się z nią w pracy.
– To świetnie. Czy moglibyśmy się spotkać w moim klubie za pół
godziny?
– Tak, ale co... – Zreflektowała się jednak i powiedziała szybko: –
Dobrze, do zobaczenia – a potem odłożyła słuchawkę.
Przez chwilę stała nieruchomo, patrząc w przestrzeń. Co się właściwie
działo? Brad nigdy wcześniej nie prosił jej, by pracowała w weekendy, choć
Tallia czasami robiła to z własnej woli. Naraz jednak dotarła do niej
świadomość, że jeśli Brad dzwonił do Natashy, to wiadomość jest w jej
własnym mieszkaniu, na górze!
Pobiegła do siebie i włączyła sekretarkę, niecierpliwie czekając, aż taśma
się przewinie. Na pewno Brad dzwonił do Natashy, a ponieważ nie było jej
w domu, postanowił popracować!
– Cześć! To ja – odezwał się z taśmy głos Bel. – Nie zostanę tu dzisiaj na
noc, wieczorem będę w domu. Pogadamy, gdy wrócę.
To była jedyna wiadomość. Tallia wpatrzyła się w sekretarkę, która
wyłączyła się bezlitośnie. Nie miała jednak czasu na rozmyślania. Pół
godziny to bardzo niewiele czasu.
Musiała się przebrać za Tallię, choć miała zamiar dzisiaj wyznać
Bradowi prawdę. Nie mogła jednak pokazać mu się we własnej skórze bez
żadnego ostrzeżenia, toteż starannie umocowała wkładkę na zębach i
włożyła brązowe szkła kontaktowe. Zanosiło się na upalny dzień.
Wepchnęła włosy pod czapkę baseballową, ubrała się w dżinsy i biały
podkoszulek. Spojrzała w lustro i stwierdziła, że jeśli będzie nadal w tym
samym tempie pozbywać się kamuflażu, to już niedługo Brad bez żadnej
pomocy zdoła dodać dwa do dwóch.
Podszedł do niej, ledwie stanęła w progu klubu, ale nie poprowadził jej
do piwnicy, gdzie instalowano urządzenie do przebywania w wirtualnej
rzeczywistości, lecz do windy, a stamtąd na dach budynku. Na małym
lądowisku stał helikopter. Brad ujął ją pod rękę i pomógł wsiąść do kabiny.
– Brad, gdzie my właściwie... – zaczęła Tallia, ale on bez słowa usiadł na
miejscu pilota i włączył silnik.
Unieśli się wysoko nad miastem i skierowali na zachód, w stronę
lśniącego w promieniach słońca morza. Po chwili znaleźli się nad wodami
zatoki. Tam Brad skręcił na północ. Tallia siedziała w całkowitym milczeniu
przez kwadrans, a potem nagle zrozumiała, dokąd zmierzają.
Obróciła się do niego i wykrzyknęła:
– Czy lecimy do...
Urwała jednak, uświadamiając sobie, że nie może zapytać: Czy lecimy
do twojego domku? bo to przecież Natasha była tam gościem Brada.
Ale tam właśnie zmierzali. Z każdą minutą Tallia była tego bardziej
pewna. Nie miała tylko pojęcia, co ta wyprawa ma oznaczać. Zapewne Brad
miał w tym jakiś interes. Ale jaki? Gdyby wybierał się na wyspę dla
przyjemności, zabrałby raczej Natashę.
To wszystko nie miało sensu!
Wkrótce helikopter zaczął zataczać kręgi nad jeziorem. Ryk silników
zamilkł i w uszach Tallii zadudniła cisza.
– Brad, co się właściwie dzieje?
Od jego uśmiechu stopniało jej serce.
– Obydwoje ostatnio ciężko pracowaliśmy – odrzekł.
– Czas na mały odpoczynek.
Wyciągnął kilka toreb z zakupami i wygramolił się z helikoptera. Tallia
siedziała nieruchomo, dopóki nie otworzył drzwi po jej stronie.
– Chodź! – rzekł i wziął ją za rękę. – Woda jest doskonała!
– Nie mam kostiumu kąpielowego – zaprotestowała Tallia, idąc za nim
do domku. W kuchni Brad postawił torby na stole i podał jej plastikową
torebkę z emblematem jednego z najdroższych sklepów w Vancouverze.
– W środku znajdziesz kilka różnych kostiumów. Któryś powinien na
ciebie pasować – rzekł i zajął się upychaniem zakupów w lodówce.
Tallia nie mogła dojść do siebie ze zdumienia.
– Brad, myślałam, że dzwonisz w sprawie pracy!
– W niedzielę? – zdziwił się, nie przerywając swego zajęcia. – Ja nigdy
nie pracuję w niedzielę. Ludzie, którzy nie przeznaczają jednego dnia w
tygodniu na wypoczynek, umierają na atak serca. Poza tym zdobywają
pieniądze kosztem wszystkich innych rzeczy w życiu, a pieniądze nie są aż
tak ważne.
– Tak, ale...
Brad podniósł na nią wzrok.
– Idź do tamtego pokoju i przebierz się – nakazał, popychając ją lekko w
stronę drzwi. Na pożegnanie klepnął ją w pośladek. Tallia rzuciła mu przez
ramię pełne zdumienia spojrzenie. Jego stosunek do niej wyraźnie się
zmienił. Zawsze traktował ją delikatnie i z dystansem, teraz jednak – Tallia
sama nie mogła w to uwierzyć – zachowywał się jak drapieżnik.
Tym razem to Tallia miała otrzymać swoją porcję zalotów Brada.
Wszystkie kostiumy kąpielowe, które znalazła w torebce, były
dwuczęściowe. Wybrała ten, który zasłaniał najwięcej ciała, choć i on nie
ukrywał zbyt wiele. Kostium był w tropikalne wzory, błękitnozielony z
dodatkiem różowego. Gładko przylegał do ciała, miał wysoko wycięty dół i
górę na szerokich ramiączkach. Tallia związała włosy w węzeł na czubku
głowy z nadzieją, że Brad nie od razu zauważy zmianę ich koloru.
– Och, ufarbowałaś włosy! – zawołał jednak z aprobatą, gdy pojawiła się
przed domkiem. – Wyglądasz bardzo atrakcyjnie.
– Dziękuję – wyjąkała.
Brad rozebrał się już i był tylko w spodenkach. Tallia wpatrzyła się w
niego z podziwem. Nie wiedział, że ona zna już jego ciało. Na widok
mocnych ramion i ud westchnęła i pochyliła głowę, by Brad nie zauważył jej
znaczącego uśmiechu.
– To pachnie bardzo apetycznie – powiedział, odsuwając przykrywkę z
grilla. – Idziemy popływać?
Pochwycił ją za rękę i wbiegli do wody. Jednocześnie ruszyli kraulem w
stronę środka jeziora. Płynęli obok siebie; Tallia była pewna, że Brad
zwalnia tempo ze względu na nią. Po kilku minutach zatrzymali się na
mieliźnie i Tallia dopiero teraz zauważyła przed sobą niewielką wyspę.
– Och! Nie widziałam tej wyspy, gdy... – ugryzła się w język. – Gdy
byliśmy na brzegu – dokończyła.
– Występuje tu pewnego rodzaju złudzenie optyczne – wyjaśnił Brad. –
Opłyniemy ją dokoła?
Po kilku okrążeniach wyspy Tallia poczuła się zmęczona. Wyszli na
stromy brzeg i opadli na ciepłe kamienie. Leżeli obok siebie, tak jak
ostatniej nocy, dysząc ze zmęczenia.
– Wspaniałe! – powiedziała Tallia, gdy jej oddech trochę się wyrównał.
– Co to za przyjemność popływać dla odmiany w czystej wodzie!
Zazdroszczę ci, że to jezioro należy do ciebie!
Znów ugryzła się w język. Tallia nie powinna wiedzieć o tym, że Brad
jest właścicielem całego jeziora. On jednak chyba nie zwrócił na to uwagi.
Mimo wszystko czas było już skończyć tę grę. Usiadła, podciągając kolana
pod brodę.
– Brad – zaczęła – co do Natashy Fox, to...
On również usiadł i uśmiechnął się w sposób, od którego po całym ciele
Tallii rozlało się przyjemne ciepło.
– Tallio – powiedział cicho – nie martw się o Natashę.
Ona zupełnie nic dla mnie nie znaczy i już się z nią nie widuję.
Tallia zamrugała powiekami.
– Jak to?
– Natasha Fox należy do tych kobiet, na których punkcie mężczyzna
może zwariować na jakiś czas, ale potem, pewnego dnia, to po prostu mija.
– Minęło ci? – powtórzyła oszołomiona. – Jakim sposobem?
Ciekawa była, czy Brad przyzna, że minęło mu, bo w końcu zaciągnął
Natashę do łóżka. Poczuła wzbierający gniew.
– Nieważne, jak – powiedział Brad autorytatywnie.
Nigdy jeszcze Tallia nie słyszała u niego takiego tonu.
Uśmiechał się do niej, jakby wiedział, skąd się biorą jej wątpliwości, i
chciał ją zapewnić, że to tylko głupie kobiece lęki. Takiego uśmiechu
również nie widziała wcześniej na jego twarzy. Przez chwilę zastanawiała
się, czy Brad dopasowuje swój sposób bycia do osobowości kobiety, w
której towarzystwie akurat przebywa.
– Czy Natasha wie, że to już koniec?
Brad skinął głową.
– Umawialiśmy się na pięć spotkań. Ostatnie było wczoraj wieczorem.
– Rozumiem. A teraz moja kolej, tak? Ile spotkań masz w planie? –
zapytała Tallia ironicznie.
Brad uśmiechnął się zagadkowo.
– Wydaje mi się, że jesteś zdenerwowana. Dlaczego?
– Nie jest mi szczególnie przyjemnie odkryć, że znalazłam się na liście
twoich potencjalnych zdobyczy, a ponieważ kobieta przede mną została
wykreślona, to przyszedł czas na mnie – rzekła przez zaciśnięte gardło.
Nagle wstała, weszła do wody i zaczęła płynąć do brzegu. W głowie jej
wirowało. A więc ostatnia noc z Natashą nic dla niego nie znaczyła! Podczas
gdy ona zaczynała go kochać, dla Brada było to tylko wybijanie sobie
Natashy z głowy! Boże, i co teraz? Jasne było, że teraz Brad spróbuje w
podobny sposób wybić sobie z głowy Tallię. Jak miała się bronić?
– Potrzebowała czasu do namysłu, ale Brad właśnie tego nie zamierzał
jej dać. On również wszedł do wody i płynął za nią. Wkrótce się z nią
zrównał. Tallia miała wrażenie, że Brad pilnuje jej jak pies, i po raz
pierwszy przyszło jej do głowy, że to, co brała za zrozumienie jej lęków,
było po prostu strategią mężczyzny, który zachowywał całą swoją amunicję
na decydujące starcie.
Brzeg był coraz bliżej, a Tallia nadal nie miała pojęcia, co robić. Nie
mogła wyładować na Bradzie gniewu, nie ujawniając zarazem, jak wiele wie
o całej tej historii z Natashą. A wyznanie mu prawdy w tej chwili nie
wchodziło w grę. Brad powiedział już przecież, że nie ma zamiaru więcej
widywać się z Natashą. Skoro Tallia pomyliła się w ocenie uczuć Brada do
Natashy, równie dobrze mogła się mylić w ocenie jego uczuć do siebie. Była
pewna, że uczucia te nie mogą być silniejsze. Wyglądało na to, że skazana
jest na podwójnie złamane serce.
Trzeba jakoś przetrwać ten dzień, a potem zastanowić się, co robić dalej.
W tej chwili miała zbyt wielki zamęt w myślach. Wyszła na brzeg, a Brad
tuż za nią. Zanim zdążyła się zorientować, co on robi, objął ją od tyłu
ramionami i mocno przycisnął do siebie.
– Jesteś taka piękna, Tallio – szepnął, całując ją w kark.
Tallia poczuła dreszcz przeszywający całe ciało. Chciała się odsunąć od
Brada, ale na wspomnienie ostatniej nocy poczuła, że nogi odmawiają jej
posłuszeństwa.
– Puść mnie, Brad – zaprotestowała bez przekonania. W odpowiedzi jego
usta przesunęły się dalej, na ramię, a palce odsunęły ramiączko kostiumu.
– Zrelaksuj się i ciesz się pogodnym dniem – wymruczał Brad.
– Dlaczego nie? szepnął zdradziecki głos w jej duszy. To wymarzony
kochanek, który ciebie pożąda.
Kolana ugięły się pod nią i opadła na płócienny leżak, próbując
pozbierać myśli. Brad pragnął jej, bo uważał ją za nową zdobycz, ona jednak
wiedziała, że tak nie jest. Kochał się już z nią ostatniej nocy. Gdyby teraz
powiedziała mu, kim jest, na pewno już by jej nie chciał. Tylko w ten
sposób mogła się uchronić przed kolejnym rozczarowaniem.
Z drugiej strony nadal pragnęła Brada i jeśli chciała go mieć, to musiała
trwać w kłamstwie. Po co miałaby przyśpieszać to, co i tak jest
nieuniknione? Lepiej będzie odwlekać tę chwilę jak najdłużej. Niech Brad
wierzy, że Tallia jest jego kolejną zdobyczą.
Boże, co robić?
Rozdział 12
Brad zawinął dwa ziemniaki w folię i wsunął je pod rozżarzone węgle
grilla.
– To potrwa mniej więcej godzinę – oznajmił. – Napijesz się czegoś?
Nie czekając na odpowiedź, zniknął w domku i po chwili wrócił z
butelką szampana i dwoma kieliszkami. Ze swobodą, jaka mogła być
wynikiem tylko długiej praktyki, otworzył korek tak, że piana nie wylała się
z butelki, i napełnił kieliszki.
– Za obopólne zadowolenie! – rzekł, podając jej jeden z nich.
Zachowywał się jak Casanovą! Tallii nie podobało się to, ale
jednocześnie nie potrafiła się oprzeć jego fizycznemu urokowi. Brad był
najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego do tej pory spotkała. Podniecał ją
sam jego wygląd, a teraz w dodatku wiedziała, że jest on wyrafinowanym
kochankiem, jakby specjalnie dla niej stworzonym. Wyraźnie jednak
rozumiała, że jest to również mężczyzna pozbawiony skrupułów, jeśli
chodzi o uwodzenie kobiet. Przypomniała sobie jego słowa, że Jake
Drummonds zmienia kobiety częściej niż samochody, i miała ochotę
krzyczeć. Wyglądało na to, że Brad zmienia kobiety po każdych pięciu
kolacjach!
Ale jeśli w łóżku zawsze zachowywał się tak jak ostatniej nocy, to trzeba
przyznać, że zasłużył na swoje sukcesy, pomyślała z goryczą.
Pierwszy kieliszek szampana wypiła stanowczo za szybko. Chciało jej
się pić i właściwie powinna zacząć od szklanki wody. Brad natychmiast
ponownie napełnił jej kieliszek. Siedzieli w słońcu, z nogami opartymi na
stoliku. Tallia robiła się coraz bardziej senna.
– Rozłożymy ten leżak i nasmaruję cię olejkiem, a potem odpoczniesz i
popatrzysz, jak przygotowuję obiad – rzekł Brad, gdy Tallia wysączyła drugi
kieliszek cudownie chłodnego szampana.
Uśmiechnęła się sennie. Ton głosu Brada sugerował, że nie zacznie
gotować, dopóki się nie upewni, że Tallia odprężyła się należycie, nie była
jednak w stanie się opierać. Nie jadła śniadania, rano wypiła tylko kawę.
Dwa kieliszki szampana na pusty żołądek w piękny, upalny dzień... W takiej
sytuacji niezmiernie trudno było odrzucić zaloty przystojnego, seksownego,
półnagiego mężczyzny. Posłuchała polecenia Brada i położyła się na
brzuchu na rozłożonym leżaku.
Usłyszała stuknięcie plastikowej zakrętki i poczuła zapach kokosów i
banana. Brad odpiął pasek jej stanika, odsłaniając plecy. Jego dłonie, śliskie
od olejku, dotknęły jej ciała. Palce odnalazły twarde mięśnie karku i zaczęły
je delikatnie masować. Tallia poczuła, jak zesztywnienie, będące skutkiem
długich godzin spędzonych przy komputerze, ustępuje. Brad nie śpieszył się,
powoli jednak jego dłonie przesunęły się na ramiona i Tallia pojęła, że jego
celem wcale nie jest nasmarowanie jej olejkiem. To był pełny masaż.
Westchnęła z rozkoszy.
Jego dłonie przesuwały się wzdłuż kręgosłupa, masując każdy kręg i
przyczepione do niego mięśnie. Brad zaczął od dołu pleców i powoli
wędrował do góry. Masował kciukami krzyż, opierając pozostałe palce na
biodrach Taili. Na przemian gładził i ugniatał jej mięśnie. Każdy jego ruch
był dla Tallii rozkoszą. Zapach olejku kokosowego, palące słońce i silne
dłonie Brada... Opór Tallii malał w zastraszającym tempie.
Od pleców Brad przeszedł do ramion, łokci, przegubów i dłoni. Wsunął
palce między jej palce, rozsuwając je szerzej gestem tak erotycznym, że
Tallia jęknęła. Brad jednak nie reagował na wydawane przez nią odgłosy,
toteż po chwili umilkła i skupiła się na przeżywaniu przyjemności.
Przesunął dłonie znów na jej plecy, a stamtąd na wewnętrzną stronę
ramion i na boki odsłoniętych piersi, a potem znów na biodra. Każdy ruch
jego palców był magiczny. Tallia topniała jak wosk. Jej ciało stało się
zupełnie bezwolne, zanim jeszcze Brad dotknął jej nóg.
Zaczął od stóp, mocno przytrzymując jedną i jednocześnie wbijając
kciuk we wrażliwy punkt na podeszwie drugiej. Potem zajął się palcami,
przeszedł do pięt i kostek i powoli, niespiesznie wędrował w górę po łydce.
Tallia cała drżała w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić dalej. Wreszcie
dłonie Brada znalazły się na jej udzie, zataczając kręgi od kolana do biodra.
Końce palców przelotnie muskały jej bikini. Brad systematycznie rozbudzał
w niej pożądanie, którego jednak nie śpieszył się rozładować. Gdy zaczął
masować jej pośladki, czubki jego palców jakby przypadkiem wsuwały się
pod materiał kostiumu.
Wrócił do drugiej stopy. I znów to samo: długie, powolne muśnięcia.
Niecierpliwość Tallii rosła z chwili na chwilę. I znów posmarowane
olejkiem palce znalazły się na jej udzie, ocierając się przelotnie o
najwrażliwsze miejsce jej ciała.
Potem Brad położył jedną dłoń na każdym udzie Tallii, masując ich
wewnętrzną stronę aż do linii kostiumu.
– Obróć się – powiedział łagodnie.
Tallia nie była w stanie wykrztusić ani słowa. Uniosła się, przytrzymując
jedną ręką stanik kostiumu, i położyła się na plecach.
Brad zaczął od jej twarzy, delikatnie głaszcząc czoło, oczy, policzki i
wargi. Tallia na chwilę otworzyła oczy, on jednak nie zwrócił na to uwagi,
skupiony na płatkach uszu. Gdy dotarł do ramion, bez słowa odrzucił stanik
na bok.
Gładził jej piersi lekkimi, lecz pewnymi ruchami, obejmował je dłońmi,
aż stały się obolałe z nie rozładowanego pożądania. Nagle poraziło Tallię
uderzenie ciepłego gorąca i otworzyła oczy. Usta Brada otaczały czubek jej
piersi. Tallia westchnęła i odrzuciła głowę do tyłu. Brad ucałował z kolei
drugą pierś, zatrzymując na niej usta przez dłuższą chwilę. Potem przyszła
kolej na brzuch, a później Brad znów wrócił do stóp i powoli posuwał się
coraz wyżej.
Tallia z trudem tłumiła jęki rozkoszy. Dawno już minęła ostatnia chwila,
w której mogła stawić opór. Teraz miała ochotę błagać go, by nigdy nie
kończył. Brad rozsunął jej uda, by zyskać dostęp do ich wewnętrznej strony.
Ten ruch, nacisk jego dłoni, podnieciły Tallię jak nic dotąd w życiu.
Jego kciuk zatrzymał się na wzgórku między jej udami i przez cienki
materiał kostiumu gładził wrażliwe miejsce. Tallia poczuła, że kręci jej się w
głowie. Miała wrażenie, że za chwilę zasłabnie. Pod zamkniętymi
powiekami nie widziała już światła, lecz czarne kręgi.
Palce Brada odsunęły na bok elastyczną tkaninę. Tallia była naga. Nic
już nie mogło powstrzymać doznań, które ogarniały całe jej ciało, od czubka
głowy aż po palce stóp.
Wykrzyknęła, wstrząsana dreszczem rozkoszy. Kciuk Brada nie
przestawał jej gładzić, dopóki drżenie nie minęło. Tallia uśmiechnęła się
leniwie.
– Dziękuję – powiedziała, ale zamilkła, gdy dłonie Brada zatrzymały się
na brzegu jej kostiumu i ściągnęły go przez biodra. Teraz naprawdę była
naga. Brad jeszcze szerzej rozsunął jej uda i w następnej chwili Tallia
poczuła ciepło jego ust.
Rozkosz, która na nowo budziła się w jej ciele, była zupełnie inna i dotąd
nie znana. Pochodziła z głębin, o których Tallia nie miała wcześniej pojęcia.
Czuła się tak, jakby za chwilę miała eksplodować. W końcu krzyknęła coś
dziwnym, gardłowym głosem. Wszystkie jej myśli uleciały gdzieś daleko.
Nie była pewna, jak długo już tu jest i czy spała. Otworzyła oczy i
zobaczyła nad sobą duży plażowy parasol. Wokół roznosił się zapach
steków pieczonych na grillu. Usiadła, przyciskając do siebie dużą koszulkę,
którą nakrył ją Brad.
– Dobrze spałaś? – zapytał.
Tallia poczuła onieśmielenie. Odkryła przed nim tę część siebie, której
nikt jeszcze nie widział.
– Jak długo spałam?
– Obiad jest już prawie gotowy. Jeśli chcesz popływać, to w tej chwili
masz ostatnią szansę.
Jezioro wyglądało kusząco. Woda była świeża i przejrzysta. Kostium
kąpielowy Tallii wisiał na poręczy leżaka, ona jednak nie miała ochoty się
ubierać. Wstała, przytrzymując koszulkę, którą się okrywała, weszła na
drewniany pomost i wskoczyła do wody.
Woda była niebiańska. Tallia po raz pierwszy w życiu poczuła się
jednością z całym wszechświatem. Była wodą i pływającą w niej rybą,
blaskiem słońca na falach, niebem i powiewem wiatru. Leniwie płynęła w
stronę wyspy, a chłodna woda pieściła jej ciało.
Brad dał jej nie tylko fizyczną przyjemność, ale także radość duszy.
Powinna chyba martwić się, dokąd to uczucie ją doprowadzi. W tej chwili
jednak nie miała ochoty na myślenie. Odłożyła to na później.
Wytarła się do sucha, nałożyła bikini oraz koszulkę i usiadła przy stole,
na którym Brad ustawił talerze z sałatką, czosnkowymi stekami, pieczonymi
ziemniakami oraz miseczkę ze śmietaną.
– Jeśli będę spędzać więcej czasu w twoim towarzystwie, to na pewno
utyję – zauważyła, krojąc delikatne, wspaniale soczyste mięso.
Brad uniósł brwi.
– Gotujesz tak świetnie, że nie sposób oprzeć się łakomstwu – wyjaśniła.
– Jesteś taka szczupła, że kilka obfitych posiłków z pewnością ci nie
zaszkodzi.
Tallia już otwierała usta, by mu powiedzieć, że jest o wiele za gruba, bo
nowe trendy w modzie wymagają drastycznie chudych modelek, ale w porę
ugryzła się w język.
– Będę musiała sporo poćwiczyć w następnym tygodniu, żeby zrzucić te
dwa ostatnie posiłki, które...
Znów urwała w pół słowa. Każdy temat wydawał się niebezpieczny.
Brad patrzył na nią badawczo. Tallia wzruszyła ramionami.
– Wolę ćwiczyć, zamiast katować się dietami – wyjaśniła obojętnym
tonem. – Gdzie się nauczyłeś tak gotować?
– Co chciałaś powiedzieć? – Brad nie dał się zwieść. – Dwa ostatnie
posiłki, które...
– Wczoraj wieczorem jadłam kolację z kimś, kto również próbował...
– Stępić twoją czujność smacznym jedzeniem?
Tallia uśmiechnęła się i znów wzruszyła ramionami. To właściwie nie
było kłamstwo, ale sprawiło, że nie czuła się dobrze.
– A czy mu się udało? – zapytał Brad, przeżuwając kawałek steku.
Tallia zaczerwieniła się.
– Co za pytanie! To nie twoja sprawa!
Brad uśmiechnął się bez śladu zazdrości.
– No cóż, jesteś bardzo atrakcyjną kobietą i jestem pewien, że czeka nas
jeszcze wiele miłych przeżyć.
– W każdym razie tak długo, dopóki będziesz tego potrzebował –
odparowała.
– A dlaczego myślisz, że lubię szybkie podboje?
– Twój stosunek do mojej poprzedniczki dał mi wiele do myślenia.
– Ale może to właśnie tobie uda się zatrzymać przy sobie na dłużej moje
serce.
Tallia wiedziała, że te słowa nic nie znaczą, a jednak serce zabiło jej
mocniej. Uśmiechnęła się do Brada.
– Ale nie wiadomo, czy to właśnie tobie uda się zatrzymać mnie przy
sobie – odrzekła.
Natychmiast jednak pożałowała tych słów, bo oczy Brada pociemniały i
pojawił się w nich ten sam wyraz, który jako Natasha widziała ostatniej
nocy.
Rozdział 13
– A więc – rzekł Jake, wyjmując z lodówki dwie puszki piwa – więc jak
ci idzie z twoją... wynalazczynią i z królową piękności?
Rzucił jedną puszkę Bradowi. Siedzieli przy basenie Jake'a i oglądali
telewizję.
– Tak się składa, że przed przyjazdem tutaj odwiozłem Tallię do domu.
– Tallia to ta o przeciętnej urodzie, ale inteligentna, tak?
– To twoje zdanie – odrzekł ze spokojem Brad.
– Spędziłeś z nią cały dzień?
Brad skinął głową i podniósł do ust garść chipsów.
– I jak było?
– Mniej więcej tak, jak planowałem.
– Więc dlaczego teraz jesteśmy tu sami?
– Jake, wiesz, że umówiliśmy się, żeby obejrzeć mecz. Postawiłem pięć
dolarów na Lionsów.
– Oni nie wygrają tylko dlatego, że ty będziesz na nich patrzył.
– Nigdy nic na pewno nie wiadomo – mruknął Brad.
– Spędziłeś z Tallią cały dzień, a potem odwiozłeś ją do domu o szóstej
po południu po to, żeby przyjść tutaj i oglądać mecz? – zapytał Jake z
niedowierzaniem.
– Jake, twój problem polega na tym, że jesteś zbyt zachłanny. Brakuje ci
finezji. Zawsze trzeba zostawić kobietę w takim stanie, żeby miała ochotę na
więcej – stwierdził Brad.
– Ja uważam, że jeśli zostawisz ją w takim stanie, to weźmie sobie
więcej od jakiegoś innego faceta.
– Nie Tallia.
– A czy sprawa Natashy nadal jest aktualna?
– Przyznaję, że nie tak miało być, ale jestem ciekaw, czy ona zechce się
ze mną jeszcze zobaczyć.
– Nie chcesz przypadkiem, żebym zdjął ci ten kłopot z głowy?
Brad odstawił puszkę z piwem i rzucił przyjacielowi groźne spojrzenie.
– Jake, dobrze wiesz, że obie te kobiety są mi koniecznie potrzebne do
szczęścia, i zatłukę cię na śmierć, jeśli spróbujesz którejkolwiek z nich
choćby uścisnąć dłoń.
– I ty śmiesz nazywać mnie człowiekiem zachłannym?
– Jest pewna różnica między zachłannością a koniecznością.
– Rzucasz się na głęboką wodę, chłopcze – ostrzegł go Jake nie bez
pewnego rodzaju satysfakcji. – Czy one... Ach, nie wiem, jak powinienem to
ująć... Czy one wiedzą o sobie nawzajem?
– Naturalnie – odrzekł z uśmiechem Brad. – Mieszkają w tym samym
domu.
– I jak to możliwe, że się wzajemnie nie pozabijały?
– Natasha mieszka z siostrą. Jake potrząsnął głową.
– Podobno znają się tylko z widzenia – dodał Brad.
– Chłopcze, angażujesz się w niebezpieczne gry. Powinieneś dać sobie z
tym spokój. Jak to się skończy?
Brad sięgnął po pilota i ściszył telewizor.
– Zgodnie z moim życzeniem – oznajmił z uśmiechem, po czym nagle
spoważniał. – A w każdym razie mam taką nadzieję.
– Natasha?
– Brad?!
– Tak, to ja. Co u ciebie słychać?
Serce Tallii zaczęło bić tak głośno, że ledwie słyszała głos swojego
rozmówcy.
– Co... Hm, wszystko w porządku. A dlaczego pytasz?
– Jak to, dlaczego? Nie powinnaś chyba się dziwić, że po ostatniej nocy
chcę cię zapytać, jak się czujesz?
– Och! Nie, ale...
– Przepraszam, że cię zostawiłem samą, ale bardzo wcześnie rano
dostałem pilną wiadomość i nie chciałem cię budzić. Przez cały dzień
pracowałem.
– Naprawdę? – zapytała Tallia, z trudem kryjąc oburzenie. Miała ochotę
powiedzieć temu bezczelnemu kłamcy, że właśnie spotkała w korytarzu jego
współpracowniczkę i tamta wyjawiła jej, iż spędziła cały dzień w domku
Brada, ale uznała, że lepiej będzie pozwolić mu na łgarstwo.
– Tak. Miałem spotkanie na temat strategii działania. – No cóż, można
powiedzieć, że rozmawiał z Jakiem o strategii. – Mam nadzieję, że nie
dzwonię zbyt późno. Czy jesteś zajęta?
– Nie. Oglądałam mecz – odrzekła Tallia.
– Naprawdę? Oglądasz kanadyjski futbol? Postawiłem na jedną z drużyn
pięć dolarów. Czy Lionsi wygrali?
– Obawiam się, że straciłeś swoje pieniądze. Roughridersi przerobili ich
na szmaty.
Brad zachłysnął się.
– Czy ty oglądałaś... – zaczął, ale urwał, bo uświadomił sobie, że chciał
zapytać: czy oglądałaś ten sam mecz co ja? Patrzył na słuchawkę ze
zmarszczonym czołem. Lionsi wygrali mecz dwudziestu ośmiu punktami do
siedemnastu! Był to najlepszy dotychczas mecz w sezonie. Dlaczego
Natasha kłamie? Co ona właściwie robiła od chwili gdy... – Czy oglądałaś
mecz do końca?
– Tak. Dopiero teraz wyłączyłam telewizor.
Tallia uśmiechnęła się nerwowo do Bel, która robiła głupie miny. Sama
nie wiedziała, dlaczego kłamie. Może po to, by nauczyć Brada, że nie tylko
on potrafi prowadzić podwójną grę. Skoro nie oglądał meczu, chociaż
podobno właśnie dlatego odwiózł ją do domu, to co robił przez cały
wieczór?
Oglądała mecz wyłącznie ze względu na niego. Wiedziała, iż on również
będzie go oglądał, i wydawało jej się, że w ten sposób będzie z nim w
kontakcie. Czy Brad okłamywał Tallię, czy Natashę? I dlaczego?
– Aha. No to straciłem pięć dolarów.
– Myślę, że jakoś to przeżyjesz.
– Stratę dla kieszeni, owszem. Gorzej z dumą.
– No cóż, Brad, bardzo mi miło, że zadzwoniłeś.
– Natasho, kiedy znów się zobaczymy? – zapytał Brad szybko.
Tallia zaniemówiła.
– Jak to, zobaczymy się? – powtórzyła ze zdumieniem.
– Dlaczego tak się dziwisz?
– Bo... – Bo przecież powiedziałeś Tallii, że już więcej nie będziesz
widywał się z Natashą, pomyślała. – Przecież nasza umowa już wygasła –
rzekła stanowczo.
– Nie mów tak, Natasho. Przecież nie możemy tak tego zostawić – rzekł
Brad przekonująco. – Jadłaś już coś? Pojedźmy gdzieś na kolację.
– Dzisiaj jestem na diecie. Nie będę jadła kolacji.
– W takim razie napijemy się czegoś.
– Brad, alkohol też ma kalorie.
– To napijesz się wody mineralnej – przekonywał.
– Brad, wczoraj wieczorem złamaliśmy ustaloną zasadę i popraw mnie,
jeśli się mylę, ale chyba dostałeś to, za co zapłaciłeś, prawda? – rzekła z
goryczą.
– Natasho, nie patrz na to w ten sposób. To nie jest tak.
Tallia desperacko pragnęła znów się z nim zobaczyć i gdyby w tej chwili
występowała w swoim drugim wcieleniu, przyjęłaby zaproszenie na kolację
bez wahania. Nie miała zresztą wątpliwości, że jeśli Natasha odmówi, Brad
zadzwoni do Tallii.
– Brad, bardzo mi przykro...
Zamilkła jednak w pół zdania. A co będzie, jeśli Natasha odmówi, a
Brad nie zadzwoni do Tallii? Skoro mówił jej kłamstwa o Natashy, to może
kłamał również w kwestii swoich uczuć dla niej? Może jedynie jako Natasha
miała szansę znów zaznać jego bliskości?
– Dobrze – odrzekła ze smutkiem.
– Przyjadę po ciebie za pół godziny.
– Jak długo jeszcze masz zamiar ciągnąć tę grę? – zapytała siostrę Bel.
– Dopóki Brad będzie miał ochotę widywać się z jedną z nas.
– To playboy. Złamie ci serce i zostawi na lodzie.
– Już mi złamał serce. Jeśli przestanę się z nim widywać, w niczym mi to
nie pomoże. Wiem, że kiedyś będę musiała się nauczyć żyć bez Brada
Slingera, ale chcę odwlec tę chwilę jak najdłużej.
– Czy ty nie masz żadnego poczucia godności?
– Oczy sióstr spotkały się w lustrze.
– Nie rozumiesz tego, Bel, bo nie jesteś zakochana. Gdy naprawdę kogoś
kochasz, duma staje się zupełnie nieważna.
– W takim razie mam nadzieję, że nigdy się nie zakocham!
Tallia potrząsnęła głową.
– Nie, nic nie rozumiesz. To się po prostu zdarza i nic nie możesz na to
poradzić.
– Dlaczego mu wszystkiego w końcu nie powiesz?
– Wcześniej obawiałam się, że zabierze pieniądze mnie i Damonowi.
Teraz wiem, że nawet by sobie tym nie zawracał głowy. Żadną z nas nie
interesuje się poważnie. Obawiam się jednak, że jeśli wyjdzie na idiotę, to
przestanie się widywać z nami obydwiema. To by za bardzo zraniło jego
dumę.
Bel poszła za siostrą do sypialni i patrzyła, jak Tallia się ubiera.
– Po co nakładasz ten biustonosz? On już przecież wie, że jest
wypchany.
Tallia mimo wszystko włożyła pełny rynsztunek.
– Bo teraz już widział figurę Tallii, a niezależnie od tego, co już wie, w
ten sposób trudniej mu będzie mnie rozpoznać.
– Naprawdę myślisz, że on nie pozna twojego ciała, gdy... – Bel
potrząsnęła głową. To wszystko wydawało jej się coraz bardziej tajemnicze.
Nigdy jeszcze nie widziała siostry w takim stanie.
Natasha, ubrana już do wyjścia, spojrzała na nią spod rzęs.
– Natasha kocha się tylko w ciemnościach, skarbie szepnęła gardłowo.
– Przecież on musi zauważyć, że obie, Tallia i Natasha mają identyczne
ciała!
– Wcześniej lub później – rzekła Tallia z pociemniałymi nagle oczami. –
Postaram się, by to stało się jak najpóźniej.
– Jak pięknie dzisiaj wyglądasz.
Siedzieli na tarasie apartamentu położonego na ostatnim piętrze
wieżowca i patrzyli na słońce zachodzące nad zatoką. Apartament ze
wszystkich stron otoczony był szerokim tarasem, przypominającym
podniebny ogród. Na jednym jego końcu zbudowano nawet szklarnię. Tallia
była tu po raz pierwszy, ale natychmiast poczuła się jak w domu.
– Piękno fizyczne nie świadczy o zaletach charakteru.
– Tallia uśmiechnęła się. – Czy zastanawiałeś się kiedyś, jaka jestem
naprawdę?
– Owszem. Opowiedz mi o sobie. Gdzie się wychowałaś?
Tallia miała ochotę dać sobie kopniaka. To była ostatnia rzecz, o której
miała ochotę mówić. Z uśmiechem wzruszyła ramionami.
– Miałam bardzo zwyczajne dzieciństwo.
– Żadnych historyjek o biedzie i opuszczeniu?
– Obawiam się, że nie – zaśmiała się. – Czy właśnie coś takiego
chciałbyś usłyszeć? Mój tato uczy w szkole średniej, a mama daje lekcje gry
na pianinie. A ty? Wychowałeś się tutaj, w Vancouverze?
Skinął głową.
– Gdybym miał lornetkę, mógłbym stąd dostrzec dom mojego
dzieciństwa.
– Czy twój ojciec nadal tam mieszka ze swoją nową rodziną?
– Nie. Sprzedał ten dom po ślubie. A twoja rodzina gdzie teraz mieszka?
– Cóż za irytujący facet. Wszyscy inni byliby zachwyceni, mogąc mówić
o sobie.
– Och, coś mi się przypomniało! Mam twój zegarek! Zostawiłeś go u
mnie! – zawołała i sięgnęła do torebki. Brad wziął od niej zegarek i położył
go na stole.
– Gdy nie wracałeś, pomyślałam, że może zostawiłeś go specjalnie, jako
coś w rodzaju pamiątki – wyznała.
– Miałaś ochotę go zatrzymać?
Natasha zmarszczyła brwi.
– Niewiele brakowało, a wrzuciłabym go do sedesu. Ale zdrowy
rozsądek zwyciężył.
– Bel wspominała chyba, że twoja rodzina mieszka w...
– Och, spójrz! Co to za wspaniała chwila, gdy słońce wreszcie dotyka
wody i zabarwia fale na złoty kolor! Nie lubisz tego widoku?
– Oczywiście, że lubię – uśmiechnął się Brad. – Zapomniałem już, ile
masz rodzeństwa?
Natasha zamilkła na chwilę, udając, że napawa się zachodem słońca.
Dlaczego Brad nie mógł się zamknąć i na przykład jej pocałować? Czy nie
miał ochoty na fizyczny kontakt? Jeśli nie miał, to dlaczego usiadł tak blisko
niej? W końcu przypomniała sobie, że Bel jest siostrą Natashy, a zatem jako
Natasha może się przyznać do czworga rodzeństwa.
– O co pytałeś? Aha, mam czworo rodzeństwa. Jest nas pięcioro –
odpowiedziała nieobecnym głosem.
Brad przysunął się jeszcze bliżej. Natasha siedziała na leżaku z nogami
opartymi wysoko, on zaś na zwykłym krześle obok. Oparł łokcie na
kolanach i pochylił się nad nią.
– Jak się nazywają twoi bracia i siostry? – zapytał łagodnie.
– Ach... Poznałeś już Bel. Jest jeszcze... – Z trudem przypominała sobie
imiona rodzeństwa, a już zupełnie nie pamiętała, czy przypadkiem wcześniej
nie podała Bradowi fałszywych. – Mhm, Russ, który tak naprawdę nazywa
się Cyrus, ale nie lubi tego imienia. Następni bracia to Dom i Jordan.
– ... ?
Natasha ujrzała tuż nad sobą jego błękitne oczy i uświadomiła sobie, że
na chwilę ogłuchła.
– Co powiedziałeś? – wydyszała.
– Powiedziałem...
– Brad – przerwała mu.
– Natasha?
– Pocałuj mnie wreszcie.
Brad nie spodziewał się takiej prośby, choć czekał na najmniejszy sygnał
z jej strony. Odstawił szklankę na stolik i pochylił się nad jej twarzą.
Tallia zarzuciła mu ramiona na szyję, wzdychając z satysfakcją. Brad
stracił równowagę i potknął się. Na chwilę obydwoje znieruchomieli. Słońce
znikało w falach oceanu, zabarwiając go na złoty kolor. Wszystko lśniło
złotem: metalowa barierka tarasu, rośliny, nawet lód w zapomnianej
szklance. Brad czuł się jak Midas: wszystko, na co spojrzał, zmieniało się w
złoto. Zatrzymał wzrok na kobiecie, którą trzymał w ramionach. Jej skóra i
włosy również lśniły złotem, ale to złoto było żywe, ciepłe. Bez słowa wziął
ją na ręce i zaniósł do sypialni.
O wiele, wiele później Tallia wyprężyła się w łuk pod jego dotykiem i
takim tonem, jakby wyznawała Bogu swój sekret, szepnęła:
– Kocham cię!
Te słowa sprawiły, że Brad zapomniał o całym świecie i ze stłumionym
jękiem zatracił się w doznawanej rozkoszy.
Rozdział 14
Tallia po omacku odnalazła słuchawkę i wymruczała coś
niezrozumiałego.
– Uciekłaś ode mnie – powiedział łagodnie Brad. Natychmiast
oprzytomniała i usiadła na łóżku.
Ostatniej nocy leżała, słuchając jego spokojnego oddechu i zmuszając
się, by nie zasnąć. Gdy już była pewna, że Brad mocno śpi, wysunęła się z
jego objęć, pozbierała porozrzucane ubranie i wyszła do salonu. Tam ubrała
się przy świetle księżyca i zjechała na dół prywatną windą. Na dole portier
bez zdziwienia zadzwonił po taksówkę.
– „Mój panie, cóż za qui pro quo" – zacytowała gładko.
Nastąpiła chwila ciszy.
– Możesz to powtórzyć?
Tallia wybuchnęła śmiechem.
– W języku Szekspira znaczy to: ząb za ząb – wyjaśniła.
– Aha – mruknął Brad. – A jak chcesz się wytłumaczyć?
– Wcześnie rano dostałam pilną wiadomość i nie chciałam cię budzić –
wyrecytowała.
– Czy to dokładny cytat? – zapytał Brad sucho, rozpoznając własne
słowa.
– Podobno szybko się uczę.
– Czy to znaczy, że zapamiętujesz wszystkie głupstwa, – jakie ludzie
mówią, a potem wykorzystujesz je przeciwko nim?
– Coś w tym rodzaju – zaśmiała się Tallia.
– Czy zobaczymy się dziś wieczorem? – zapytał Brad, zmieniając
taktykę.
Tallii nagle zabrakło tchu.
– Och, Brad – wymamrotała.
– Tylko mi nie mów, że nie chcesz się ze mną więcej widzieć.
– Tego ci nie powiem, ale mam wiele rzeczy do zrobienia.
– Na przykład: co? – zapytał ostro. Tallia uśmiechnęła się w duchu. W
tym pytaniu wyraźnie brzmiała zazdrość.
– Brad, mam jeszcze innych przyjaciół.
– Czy to mężczyźni?
Nie odpowiedziała.
– Dlaczego widujesz się z innymi mężczyznami? – dopytywał się Brad.
Natasha musiała się roześmiać.
– Brad, a czy ty widujesz się z innymi kobietami?
– Nie!
Serce zamarło jej w piersi.
– A gdybym ci powiedziała, że twoja wynalazczym wspomniała mi, że
była z tobą wczoraj w domu nad jeziorem?
Nastąpiła chwila milczenia, a potem ciężkie westchnienie.
– Ach, tak. Zupełnie o tym zapomniałem – rzekł Brad żałośnie.
– Czy masz zamiar się z nią nadal widywać?
– Natasho, nie będę kłamał. Mam taki zamiar.
– Jak długo?
– Nie potrafię tego powiedzieć.
– Brad, gdybyś w tej chwili musiał wybrać jedną z nas, to która byłaby tą
szczęściarą?
Brad znów westchnął.
– Muszę przyznać, że w tej chwili nie byłbym w stanie podjąć takiej
decyzji.
Tallia nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
– W takim razie może zadzwonisz do niej i sprawdzisz, czy ma dzisiaj
czas.
– Posłuchaj, Natasho, jest coś, co chcę ci dzisiaj wyjaśnić. I chciałbym,
żebyś kogoś poznała. Proszę, zgódź się, dobrze?
Gdy tak ją prosił, była zupełnie bezbronna.
– No dobrze – wyjąkała.
– O siódmej? – zapytał, skrywając uczucie triumfu.
– Halo?
– Czy to Tallia?
Nastąpiła chwila podejrzliwego milczenia.
– Przepraszam, a kto mówi?
– Brad.
– Och, Brad! Cześć! Co u ciebie słychać?
– Obawiałaś się, że to kto?
– Po prostu ktoś, z kim nie mam ochoty rozmawiać. Wiesz, jak to bywa.
– Henry Clubbins?
– Henry? Och, nie! Chyba żartujesz. Henry ani razu nie próbował do
mnie dzwonić, odkąd odeszłam z poprzedniej pracy. Gratuluję, twoja
drużyna wygrała. A może już ci to mówiłam?
Brad zmarszczył brwi.
– Oglądałaś wczorajszy mecz?
– Tak, z moją...
– Z kim?
– Co za mecz! – zaśmiała się. – Widziałeś tę ostatnią akcję?
– Widziałem – przyznał z entuzjazmem. – To był naprawdę znakomity
mecz.
– Powiedz, dlaczego dzwonisz?
– Tallio, chciałbym cię dzisiaj zaprosić na kolację. Masz czas?
– Naprawdę? Och, to świetnie!
– Jesteś pewna? – zapytał Brad po chwili milczenia.
– Oczywiście, a dlaczego pytasz? Brad odchrząknął.
– Bardzo chciałbym, żebyś kogoś poznała.
– Dobrze, oczywiście. Kto to taki?
– Jestem pewien, że spodoba ci się ta osoba.
– Dobrze.
– O siódmej? – zapytał Brad.
– Coś ty zrobiła?! – zawołała przerażona Tallia. – Bel, jak mogłaś!
– Daj spokój. Co miałam powiedzieć? Kto oprócz ciebie mógł odebrać
telefon o ósmej rano? – oburzyła się Bel. – Chyba nie chcesz, żeby on
pomyślał, iż jesteś lesbijką!
– Mogłaś powiedzieć, że musisz się zastanowić!
– Mogłam również odmówić! Nie wiedziałam, co mam zrobić, więc
podjęłam decyzję!
Tallia wyskoczyła z łóżka i pobiegła do salonu.
– Boże, Bel, i co ja mam teraz zrobić? Przecież to okropne!
Bel szła za nią, niczego nie rozumiejąc.
– Tal, na litość boską, o co ci właściwie chodzi?
Myślałam, że umierasz z pragnienia, żeby się z nim zobaczyć!
Tallia obróciła się w miejscu i dramatycznie wyrzuciła przed siebie
ramiona.
– Bo Natasha właśnie zgodziła się zjeść dzisiaj kolację z Bradem!
Bel poczuła, że nogi się pod nią uginają. Szybko usiadła na najbliższym
krześle.
– Och! O rany! O rany boskie! Przepraszam cię, siostro! A myślałam, że
jestem taka bystra! Boże, jaka jestem głupia! Nawet nie pomyślałam... zaraz,
zaczekaj chwilę, Tal! Zaczekaj! Dlaczego...
– Dlaczego Brad umówił się jednocześnie z Tallią i z Natashą? –
zapytały jednogłośnie i przez dłuższą chwilę patrzyły na siebie, coraz szerzej
otwierając oczy.
– Powiedział mi, że...
– Że chce cię z kimś poznać? – wykrzyknęła Tallia. Bel skinęła głową.
– W co on gra? Po co chce, żebyśmy się spotkały?
– Może ma nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
– Czy znasz jakiegoś faceta, który by chciał, żeby dwie jego dziewczyny
zaprzyjaźniły się ze sobą?
– Mahomet. Czytałam o tym. Chciał, żeby wszystkie jego żony
pozostawały w dobrych stosunkach.
Tallia spojrzała na siostrę ponuro.
– Wróć na ziemię! Mahomet był prorokiem. Zwyczajni faceci nie mają
ochoty na to, żeby kobiety, z którymi romansują, wymieniały spostrzeżenia
na ich temat.
– No cóż, jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, o co mu chodzi.
Tallia zastygła i wzięła głęboki oddech.
– Tylko jeden... Czy ty myślisz o tym, o czym ja myślę?
– Chyba tak – odrzekła Bel, potrząsając głową. – Ale zastanawiam się,
jak się to wszystko skończy. Pamiętasz, co zawsze powtarzała nam mama,
gdy byłyśmy małe i wymyślałyśmy głupie zabawy? „Dziewczynki, to się
skończy łzami".
– Wiedziałem, że to się źle skończy – powiedział Jake.
– Co masz na myśli? To się jeszcze wcale nie skończyło.
– Owszem, Brad – rzekł przyjaciel. Siedzieli w restauracji przy jednym z
klubów sportowych Brada. Rzadko tu jadali, ale tego dnia Brad się uparł. –
Skończyło się tym, że zupełnie straciłeś rozum. Zawsze ci to
przepowiadałem. Czyś ty zwariował? Co ty w ogóle wygadujesz?
– A co w tym jest takiego dziwnego? Mnóstwo ludzi tak robi. Mahomet
miał chyba z dziesięć żon.
– W takim razie musiał mieć piekło w domu! – odparował Jake. –
Możesz mi wierzyć!
Brad poskrobał się w ucho.
– Właściwie to masz rację. Te jego żony ciągle knuły przeciwko sobie
intrygi. Opowiadały mu, że zawsze śmierdzi czosnkiem, gdy wychodzi z
domu żony numer trzy i temu podobne rzeczy.
– Naprawdę? Skąd wiesz?
– Widzisz, Jake, ja czasami czytuję coś jeszcze oprócz artykułów o
ekonomii i finansach.
– Ale to tylko potwierdza moje słowa.
– Mahomet miał dziesięć żon. Ja chcę mieć tylko dwie.
– Zdaje się, że Mahomet był prorokiem, a ty jesteś zwykłym
człowiekiem. Jeśli ośmielisz się zaproponować – im coś takiego, to
wydrapią ci oczy albo zrobią coś jeszcze gorszego – wzdrygnął się Jake. –
Nie rozumiem. Przecież istnieje znacznie lepsze wyjście.
– Chyba nie.
– I co chcesz im zaproponować? Żebyście we trójkę zamieszkali u
ciebie? „Mam tyle miejsca, że każde z nas dostanie osobną sypialnię i
jeszcze będzie gdzie pofiglować"?
– Zobaczę, co zaproponują mi Tallia i Natasha.
– Czy one wiedzą, że zamierzasz nakarmić je obydwie za jednym
zamachem?
Brad uśmiechnął się.
– Och, chyba tak. Nie zapominaj, że czasem ze sobą rozmawiają.
– Za to po dzisiejszym dniu żadna z nich nie będzie chciała rozmawiać z
tobą. Może kup sobie kota, bo od jutra kobiety nie będą miały z ciebie
żadnego pożytku.
– Chcesz się założyć?
– I naprawdę żadna z nich nie odwołała dzisiejszego spotkania?
– Na razie nie. Sprawdzałem pocztę głosową.
Jake potrząsnął głową i uważnie przyjrzał się przyjacielowi.
– Czy jesteś pewien, że to najlepszy sposób wyjścia z sytuacji? A jeśli
stracisz je obie? Kobiety nie lubią takich zagrywek...
Urwał, słysząc za plecami okrzyk.
– Cześć, Brad! Nie wiedziałam, że tu jadasz!
Odwrócił się i zobaczył Tallię Venables, która właśnie podchodziła do
ich stolika.
– Cześć, Tallio – uśmiechnął się Brad. – Pamiętasz Jake'a?
– Oczywiście. Cześć, Jake.
– Przy siądziesz się do nas? Czekamy na kawę, ale...
– A nie będziesz miał mi za złe, jeśli usiądę gdzie indziej? – uśmiechnęła
się Tallia. – Umówiłam się tu z projektantem wnętrz. Mamy kilka spraw do
omówienia.
– Oczywiście.
– Zresztą zobaczymy się wieczorem. Czy ta osoba, którą mam poznać, to
Natasha Fox?
Brad zaniemówił.
– Hm, no tak. To ona.
Tallia uśmiechnęła się szeroko.
– Mówiła mi, że coś podejrzewa. Spotkałam ją dzisiaj rano w windzie.
W takim razie do zobaczenia.
Pomachała im ręką i poszła do innego stolika, radosna jak szczygiełek.
Brad ze zmarszczonym czołem odprowadził ją wzrokiem.
– No, no, no! – rzekł z podziwem Jake. – Węglem w kominie zapisać!
Chyba spodziewałeś się raczej małej rewolty?
Brad skinął głową, głęboko zamyślony.
– Byłem pewien, że jedna z nich odwoła spotkanie. Sądziłem, że zrobi to
Tallia. Wówczas wyjaśniłbym wszystko Natashy, jako światowej kobiecie, i
namówiłbym ją, żeby mi pomogła przekonać Tallię do mojego pomysłu.
Jake z niedowierzaniem potrząsał głową.
– Chłopcze, ty naprawdę igrasz z ogniem.
– Muszę się zastanowić, co to oznacza.
– Właśnie dlatego tu jesteśmy – domyślił się Jake. – Żeby dać Tallii
okazję do odwołania spotkania. „Och, Brad, muszę dzisiaj dłużej
popracować!" Czy mam rację?
– Brad jednak był tak zamyślony, że go nie usłyszał. Wciąż patrzył na
Tallię.
– Co ona takiego wymyśliła? – zapytał z zadumą.
– Nadal uważam, że ja powinnam się przebrać za Tallię, a ty za Natashę.
– Nie gadaj głupstw! – oburzyła się Tallia. – Czy sądzisz, że on by tego
nie zauważył?
– Mężczyźni nigdy nie zwracają na mnie uwagi, gdy ty jesteś w pobliżu
– powiedziała Bel ze smutkiem. – Sądzę, że Brad jest taki sam.
– Brad zna mnie jako Tallię. Oczywiście, że będzie na mnie patrzył! To
znaczy na ciebie! – odrzekła Tallia z irytacją. Nie podobała jej się myśl, że
Brad woli Natashę, ale w głębi serca obawiała się, że tak jest. Przy Natashy
zupełnie tracił głowę, natomiast przy Tallii nad jeziorem był tak opanowany,
że nie była pewna, czy to, co wówczas zrobił, nie było podyktowane litością.
– A jeśli umrze na atak serca, gdy cię zobaczy?
– Bel, Brad ma trzydzieści trzy lata i jestem pewna, że nie choruje na
serce. A poza tym jeśli naprawdę marzy mu się życie w trójkącie, to zasłużył
sobie na odrobinę szoku – stwierdziła Tallia ponuro.
Bel tylko wzruszyła ramionami.
– Ty wiesz najlepiej – rzekła bez przekonania. – Więc co zamierzasz
zrobić?
Tal uśmiechnęła się.
– Tym razem przebiorę się za siebie i zobaczę, za którą mnie weźmie. Bo
ta, którą zobaczy, gdy ujrzy prawdziwą mnie, będzie tą, która podoba mu się
bardziej.
Bel schowała twarz w dłoniach.
– Rany boskie, ale z ciebie psycholog! Nigdy w życiu bym nie zgadła, że
studiowałaś nauki ścisłe!
Minuta po minucie, w domu, w którym mieszkała Tallia, tego wieczoru
rozległy się dwa dzwonki. W mieszkaniu Tallii rezydowała Bel.
– Cześć, Brad – powiedziała, starając się jak najwierniej naśladować głos
siostry. – Już schodzę.
W mieszkaniu Bel odpowiedziała Tallia jako Natasha.
– Gotowa jesteś, Natasho? – zapytał Brad.
– Już idę – odrzekła śpiewnie i nacisnęła guzik domofonu, by wpuścić
gościa do holu, a potem podeszła do telefonu i nakręciła własny numer.
– Zadzwonił? – zapytała, gdy Bel podniosła słuchawkę.
– Przed chwilą. Schodzisz na dół? Tallia wzięła głęboki oddech.
– Aha.
– Mogę też zejść i popatrzeć na rozlew krwi?
– Bel, proszę cię, przestań. I tak jestem wystarczająco zdenerwowana!
– Przepraszam! Powodzenia.
Brad stał przy oknie, patrząc na popołudniowe słońce. Gdy nadjechała
winda, obrócił się i wpatrzył w wychodzącą zeń kobietę. Tallia uśmiechnęła
się na powitanie, ale nic nie powiedziała, żeby nie zdradził jej głos.
Jej długie jasne włosy były czyste, lśniące i luźno opuszczone na
ramiona. Brad po raz pierwszy widział ją w tej prostej fryzurze. Oczy, teraz
koloru tropikalnego morza, były lekko podmalowane. Wysokie, wygięte w
łuk brwi nadawały jej twarzy otwarty, niewinny wyraz. Na pełnych ustach
lśniła różowa szminka. Doskonałe ciało ubrane było w obcisłą u góry,
szeroką u dołu bawełnianą sukienkę w kolorze oczu, na którą Tallia
narzuciła małe, białe bolerko. Na szyi miała złoty łańcuszek, a na stopach
jasnobrązowe sandałki na niskich obcasach. Do tego w ręku trzymała
jasnobrązową torebkę. Paznokcie u rąk nie były pomalowane. Całości
dopełniały kolczyki w kształcie skarabeuszy i złota bransoletka na
delikatnym przegubie ręki. Była doskonała. Absolutnie doskonała. Kobieta z
jego snów.
Wiedział o tym wcześniej, a jednak obawiał się, że to nie może być
prawda.
Uśmiechnął się i podszedł bliżej, by ją powitać.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem w życiu – rzekł niskim
głosem. – Ale teraz cię nie pocałuję.
Wolę nie zaczynać.
Tallia wpatrzyła się w niego.
– Kim jestem, Brad? – szepnęła.
Zaśmiał się i mimo wszystko pocałował ją w usta.
– Jesteś moją Ewą – stwierdził. – Kobietą z moich marzeń. A teraz
wyjdźmy stąd, bo ta sofa zaczyna mi się za bardzo podobać.
– Nie poczekamy na... ?
Brad uśmiechnął się zagadkowo.
– Jak na dziewczynę z najwyższym ilorazem inteligencji na swoim roku,
myślisz dosyć powoli – zauważył i z przyjemnością obserwował jej
zdumienie.
– Brad! – wykrzyknęła. – Ty wiedziałeś!
Zaśmiał się z satysfakcją.
– Oczywiście, że wiedziałem, kochanie. Czy naprawdę myślałaś, że
jestem aż tak głupi?
Otworzył drzwi i wyprowadził ją na zewnątrz.
– Ale... kiedy? Kiedy? – dopytywała się Tallia. – Niczego po sobie nie
pokazałeś!
Brad pochylił się, by otworzyć drzwiczki samochodu.
– Musimy wyjaśnić wiele spraw – zapewnił ją. – Ale mamy na to
mnóstwo czasu.
Podczas jazdy Brad nie chciał rozmawiać na poważne tematy, toteż
Tallia, drżąc z niecierpliwości, musiała odczekać długie dziesięć minut. W
końcu Brad zaparkował samochód przed restauracją, do której po raz
pierwszy zabrał Natashę, a potem Tallię.
– Dzień dobry pani. Dzień dobry, panie Slinger – witał go kelner,
kłaniając się nisko. – Bardzo miło znów państwa... – urwał. Zatrzymał
wzrok na Tallii, zawahał się nieco, po czym natychmiast z jego twarzy znikł
wyraz ciekawości i znów się ukłonił.
– Dziękuję – odrzekła Tallia, idąc za kelnerem do stolika. Był niewielki,
dwuosobowy, skryty w zacisznym kącie osłoniętym parawanem.
Brad usiadł plecami zwrócony do sali. Przed sobą miał tylko Tallię.
Zamówił potwornie drogiego szampana, a gdy kelner spełnił jego życzenie,
podał Tallii kieliszek, a sam uniósł drugi.
– Za co pijemy? – zapytała.
– Za przyszłość – uśmiechnął się Brad. – Mam nadzieję, że będzie ona
nieco mniej zwariowana niż kilka ostatnich tygodni, ale nie mniej
interesująca.
Serce Tallii zabiło mocniej.
– Dobrze, zgadzam się na taki toast.
Wypili, patrząc sobie w oczy. Brad odstawił kieliszek i mrugnął do niej
porozumiewawczo.
– Powiedz mi, kochanie, jak długo jeszcze zamierzałaś odgrywać tę
maskaradę i dlaczego sądziłaś, że przez tyle czasu niczego się nie domyśle?
– To długa historia – odrzekła Tallia.
– Jestem pewien, że również niezwykle interesująca.
Tallia bardzo chciała wszystko mu wyjaśnić. Była pewna, że podejrzenia
Brada są znacznie gorsze od prawdy. Zaczęła jednak niepewnie, zacinając
się i jąkając. Opowiedziała mu o ogłoszeniu i odpowiedziach, jakie
otrzymywała.
– Znasz Marielle Humphries? – zapytała naraz. Było to nazwisko znanej
dziedziczki fortuny wyrosłej na sprzedaży używanych samochodów.
– Owszem, znam.
– Otóż nawet ona nie zauważyła we mnie niczego więcej oprócz tego, że
jestem atrakcyjna. Jakby jasne włosy i... i...
– I doskonale zgrabne ciało – dokończył Brad.
– No właśnie. Równie dobrze mogłabym mieć na czole wytatuowany
napis „Głupia blondynka". A potem Damon prosił mnie, żebym...
Opowiedziała mu o Damonie i o swoim przerażeniu, gdy odkryła, kim
jest ów bogaty facet, którego obiecała uwieść.
– Więc to przerażenie, które dostrzegłem na twojej twarzy, gdy się po raz
pierwszy spotkaliśmy, było prawdziwe? – uśmiechnął się Brad.
– Och, tak. Zupełnie nie wiedziałam, co zrobić! Mimo wszystko
wydawało mi się, że powinnam ci powiedzieć, ale potem, w samochodzie...
byłeś taki napalony!
– Owszem – wtrącił, uśmiechając się do swoich wspomnień.
– I wtedy pomyślałam, że skoro nie dostrzegasz nic oprócz wypchanego
biustonosza, to na pewno nie będziesz – chciał słuchać tego, co mam ci do
powiedzenia. Razem z Bel wymyśliłyśmy, że powinnam wyglądać jak
najgorzej na spotkaniu z tobą.
– Niezupełnie ci się to udało – rzekł Brad. – Tallia również mi się
podobała, chociaż dłużej trwało, zanim to odkryłem.
– A więc udało mi się zmylić cię na jakiś czas?
– Och, tak.
– A kiedy odgadłeś prawdę?
Z twarzy Brada nie znikał tajemniczy uśmiech.
– Kochanie, czy naprawdę myślisz, że mógłbym się z tobą kochać i nie
odgadnąć, że trzymam w ramionach jednocześnie Tallię i Natashę?
Tallia szeroko otworzyła oczy.
– Wtedy?! Ale w takim razie... Czy to dlatego zostawiłeś mnie rano samą
i nie... Brad, czy byłeś bardzo zły?
– Owszem, przez pierwszych kilka godzin. Poszedłem na plażę i
przeklinałem kobiety oraz własną łatwowierność.
– Czy zamierzałeś się ze mną wciąż widywać?
– Nie. A w każdym razie tak wtedy myślałem. Oczywiście nie byłbym w
stanie dotrzymać tego postanowienia.
– I co się potem stało?
– Siedziałem sobie na plaży, na kłodzie drewna, wschodziło słońce, a ja
przeklinałem cały świat i wtedy pewien... bezdomny, do którego sypialni
przypadkiem wtargnąłem, wstał i przyłączył się do moich narzekań.
Tallia wybuchnęła śmiechem.
– Naprawdę?
– Owszem. A gdy już dokładnie omówiliśmy perfidię kobiet, które przed
niczym się nie zawahają, byle zdobyć – to, czego pragną, wtedy on
powiedział coś bardzo mądrego. Później zresztą odkryłem, że inni bezdomni
nazywali go Mądrym Williamem.
– I cóż takiego mądrego powiedział Mądry William? – zapytała Tallia,
nie spuszczając wzroku z twarzy Brada.
– Jeśli nadal będziesz tak na mnie patrzeć, to nie doczekasz kolacji –
ostrzegł ją. – Powiedział coś takiego: „Popraw mnie, jeśli się mylę, ale
chodzi o to, że są dwie kobiety, między którymi nie potrafisz wybrać, i
właśnie się przekonałeś, że te dwie kobiety to jedna i ta sama osoba, i
zastanawiasz się, dlaczego ona to zrobiła?" Odpowiedziałem, że wszystko
się zgadza, a on na to: „A co cię obchodzi, dlaczego to zrobiła?" Kochanie,
nie potrafiłem mu odpowiedzieć. Miał rację! Najważniejsze było to, że
znalazłem coś, czego prawdopodobnie nie znalazł żaden inny mężczyzna na
świecie – dwie połówki idealnej kobiety w jednej osobie. Po co miałbym się
gryźć tym, jak to się stało i dlaczego? I naraz uświadomiłem sobie, co mnie
właściwie najbardziej gryzło. Otóż bałem się, że to wszystko to tylko jakiś
kawał i że nie podobam się ani Natashy, ani Tallii, a wcześniej byłem
zupełnie pewien, że podobam się wam obydwu.
Uśmiechnął się i wziął Tallię za rękę.
– Stwierdziłem, że tak naprawdę to powinienem się zastanawiać, jak
sprawić, żebyś mnie pokochała. I jeszcze zauważyłem, że mam w ręku jeden
mocny atut.
– A co to takiego?
Brad ucałował przegub ręki Tallii i uśmiechnął się z zadowoleniem na
widok jej reakcji.
– Właśnie to – rzekł z satysfakcją. – Pomyślałem, że w najgorszym razie
mogę cię uzależnić od siebie fizycznie. A miłość może przyjdzie później.
– A co chciałeś zrobić dzisiaj wieczorem? Dlaczego umówiłeś się z nami
obydwiema na tę samą godzinę?
– No cóż, byłem pewien, że tylko jedna z was się pojawi, chyba że
znowu zaangażujesz Bel.
– To też odgadłeś?
– To było całkiem oczywiste. Sądziłem jednak, że nie zechcesz
ryzykować powtórki w zbliżeniu. Chciałem więc powiedzieć tej, która się
pojawi, że kocham was obydwie i chcę, żebyśmy zamieszkali razem we
trójkę.
Tallia poczuła, że brakuje jej tchu.
– Brad, dlaczego chciałeś to powiedzieć? – szepnęła.
– Bo naprawdę tak myślę. Tallio, czy zamieszkasz ze mną? – zapytał z
pociemniałymi oczami.
– Och, Brad, czy ty mówisz poważnie?
– Chcę cię pocałować – rzekł porywczo. – Po co ja cię przyprowadziłem
do tej restauracji?
Tallia z niedowierzaniem wpatrywała się w jego oczy.
– Brad, czy ty... czy ty mnie kochasz?
– Tak, kocham cię. Jako Natashę i jako Tallię. Kocham cię jako piękną,
inteligentną kobietę i będę cię kochał, gdy staniesz się piękną, inteligentną
starą kobietą. W zdrowiu i w chorobie. Proszę, Tallio, daj mi odpowiedź.
Tallia uśmiechnęła się i bezwładnie odchyliła głowę do tyłu, gdy Brad
znów ucałował przegub jej ręki.
EPILOG
– Czy to może Bel? – zapytał głęboki, męski głos.
– We własnej osobie – odrzekła Bel wesoło.
– Hm... jak mam to ująć? Nazywam się Jake Drummond. Jestem
przyjacielem Brada Slingera. Myślę, że go pani zna.
Te słowa natychmiast rozbudziły czujność Bel.
– Owszem, spotkałam go kilka razy, ale raczej nie powiedziałabym, że
go znam.
– Czy pani siostra spędza ten wieczór z nim?
– Która... Ach... To znaczy... – zawahała się Bel. – Tak, chyba tak. To
znaczy, wyszła z nim jakieś dwie godziny temu.
– I jeszcze nie wróciła? Bel znów poczuła niepokój.
– Czy coś się stało?
– Nie, przepraszam, jeśli się pani zdenerwowała. O ile wiem, nic się nie
stało. Zastanawiałem się tylko, czy wróci do domu z rękami splamionymi
krwią mojego przyjaciela.
– Aha – westchnęła Bel ze zrozumieniem.
– No właśnie.
– Chce pan powiedzieć, że Brad już o wszystkim wie, tak?
– Hm, właściwie chciałem powiedzieć coś innego, ale jest pani bardzo
bystra. Zresztą niewątpliwie powinienem się tego spodziewać po siostrze
Tallii.
– Mnie też zżera ciekawość, ale naprawdę nic nie wiem – rzekła Bel,
pewna, że Jake Drummond przeżywa w tej chwili dokładnie to samo co ona.
– Nie ma ich u Brada. Może pani wie, dokąd poszli na kolację?
– Nie. Ale...
– Ale ten czerwony porsche jest bardzo charakterystyczny – dokończył
Jake, tknięty tą samą myślą. – Możemy go poszukać. Nie jest pani
przypadkiem głodna?
– Będę gotowa za piętnaście minut.
– Poczekam przed pani domem.
Brad znów odwoził Tallię do domu okrężną drogą wzdłuż zatoki.
Zatrzymał samochód tuż nad wodą. Tallia zrzuciła sandały. Trzymając się za
ręce, poszli na spacer po plaży.
– Czy to tu spotkałeś Mądrego Williama? – zapytała w pewnej chwili.
– Spotkałem go nieco dalej stąd.
– Czy myślisz, że teraz tam będzie? Chciałabym go poznać.
– On już tu nie mieszka. Teraz pracuje w moim dziale kadr.
Tallia spojrzała na Brada z uśmiechem.
– Naprawdę dałeś mu pracę?
– Przecież nie mogłem pozwolić, by taki filozof marnował się, żyjąc pod
kłodą. Byłaby to niepowetowana strata dla świata.
– Chyba ja też wiele mu zawdzięczam. Gdyby nie on, pewnie nadal
byłbyś na mnie wściekły.
– Wolę myśleć, że sam też bym w końcu zmądrzał.
Plaża stawała się coraz bardziej kamienista. Tallia i Brad wspięli się na
skały i usiedli nad wodą, wspominając wieczór, gdy znaleźli się tu pierwszy
raz.
– Dlaczego wtedy nie pozwoliłaś, żebym cię pocałował? – zapytał Brad.
– Byłem pewien, że chcesz tego, ale uparłaś się.
Tallia roześmiała się.
– Miałam wtedy na głowie bardzo ciężką perukę. Obawiałam się, że jeśli
ją pociągniesz, to spadnie mi z głowy, a wtedy cały kamuflaż natychmiast
by się ujawnił.
Brad również się zaśmiał. Potem wstał i oboje ruszyli brzegiem plaży.
Zza chmur wyszedł złoty księżyc. O skały pod nimi rozbijały się fale
oceanu.
Oboje zatrzymali się jednocześnie.
– Brad – szepnęła Tallia głosem Natashy – tak bym chciała, żebyś mnie
pocałował!
Brad bez słowa chwycił ją w ramiona. Na chwilę zapomnieli o całym
świecie.
W końcu oderwał usta od twarzy Tallii i głośno westchnął.
– Wracajmy do domu – szepnął.
– Tak – powtórzyła Tallia. – Wracajmy do domu.