Gena Showalter Władcy Podziemi 3 1 Mroczny więzień

background image

Antologia „W ciemnościach”

Władcy Ciemności - Gena Showalter

Mroczny więzień

background image

Prolog

REYES, KIEDYŚ NIEŚMIERTELNY boski wojownik, teraz owładnięty przez

demona Bólu, mieszkający w Budapeszcie, wszedł do własnej sypialni. Był rzęsiście
skropiony potem, dyszał wycieńczony treningiem. Ponieważ nie mógł doświadczyć
przyjemności bez zadawania sobie cierpienia fizycznego, ból w jego mięśniach
ekscytował go. Był pasjonujący.

Jak zawsze, odszukał wzrokiem jego kobietę, ukrył w dłoni ostrze, które lubili

wykorzystywać podczas gry wstępnej. Siedziała na krawędzi ich dużego łóżka, jej śliczna
twarzyczka była napięta, ponieważ studiowała płótno umieszczone tuż przed nią. Płótno
podparła na sztaludze, co miało ułatwić jej bezpośredni wgląd. Blond włosy opadły na jej
ramiona w nieładzie, jakby wplątała wiele razy palce w tę grubą masę, przygryzła dolną
wargę.

Zadecydował, że w związku z tym, seks może poczekać. Była zmartwiona, a on

nie byłby w stanie myśleć o czymś innym do czasu aż nie pozna przyczyn tej rozterki.
Cokolwiek to było. Schował do pochwy ostrze.

- Co się dzieje, aniele?

Podniosła oczy i utkwiła je w nim, dostrzegł niepokój na tym szmaragdowym

dnie.

Obdarzyła go słabym uśmiechem. - Nie jestem pewna.

- Cóż, może mogę ci jakoś pomóc? – Zamierzał zniwelować wszystko, co

mogłoby ją niepokoić. Bez wahania. Dla jej szczęścia, mógłby zrobić wszystko, zabić
każdego.

- To miło z twojej strony, dziękuję.

- Mam wziąć prysznic zanim do ciebie dołączę?

- Nie. Lubię cię takiego.

Kochana kobieta. Ale on nie mógł znieść myśli o ubrudzeniu jej ubrań. Szybko

zabrał ręcznik z łazienki i zaczął się wycierać. Dopiero potem usiadł za swoją kobietą,
jego nogami otaczając jej, a ramionami obejmując ją w tali. Zaciągną się głęboko jej
dzikim zapachem, położył swój podbródek w zagłębieniu jej szyi i popatrzył na płótno.

To, co zobaczył zaskoczyło go.

Nie powinno. Jej obrazy były zawsze żywe. Jak Wszystko Widzące Oko,

wyrocznia bogów i jeden z ich bliskich, najbardziej hołubionych współpracowników,
mogła wejrzeć w głąb nieba i piekła. I robiła to, co noc, chociaż nie miała żadnej kontroli
nad wydarzeniami, których była świadkiem. Przeszłość, teraźniejszość, przyszłość, to się
nie liczyło. Każdego poranka, malowała to, co zobaczyła.

Ten obraz przedstawiał mężczyznę. Oczywiście wojownika. Z jego masą

mięśniową,

musiał nim być. Złota obroża otaczała jego szyję, była ciasno dociśnięta. Był na

kolanach, nogi leżały bezwładnie. Ramiona opierał na udach, wznosił dłonie. Rzucał
swoją ciemną głową i wrzeszczał ku sklepieniu. Może z bólu. Może w furii. Krew była
rozmazana na jego klatce piersiowej, sącząca się z wielorakich ran. Ran, które wyglądały
jakby jego skóra była rozrywana.

- Kim on jest? - zapytał Reyes.

- Nie wiem. Nigdy wcześniej go nie widziałam.

background image

W takim razie musieli rozwiązać zagadkę najlepiej jak się dało. - Czy pochodzi z

piekła?

- Nieba. Z całą pewnością. Sądzę, że znajduje się w sali tronowej Kronosa.

O boże, więc o co chodzi? Kilka miesięcy wcześniej, tytani obali Greków i

przejęli kontrolę nad świętym tronem. Więc, więc jeśli ten mężczyzna był w sali tronowej
Kronosa, zakuty w łańcuchy, poraniony, a biorąc pod uwagę fakt, że Kronos był
przywódcą tytanów, musiało oznaczać to, że wojownik był Grekiem. Może niewolnik,
który został ukarany?

- Czy tylko w ten sposób została ci przedstawiona jego postać? - zapytał Reyes. -

Nie widziałaś, dlaczego znalazł się w takim położeniu?

- Tak - powiedziała Danika kiwając głową. – Słyszałam jego krzyk. To było…

Zadrżała, a on otoczył ją ciaśniej ramionami. – Współczułam mu. Nigdy nie

słyszałam takiej wściekłości i bezsilności.

- Możemy wezwać Kronosa.

Kronos nie darzył Reyesa czułością ani kogokolwiek z jego braci, Władców

Podziemi, wszyscy mężczyźni, którzy otworzyli puszkę Pandory, uwalniając drzemiące
w niej zło. Ci mężczyźni zostali przeklęci i od tamtego momentu nosili całe to zło w
sobie. Ale boski król nienawidził ich wrogów, Łowców, co więcej, Danika widziała w
swoich wizjach Galena, przywódcę Łowców, odcinającego głowę Kronosa. Teraz boski
król był zdeterminowany, aby zabić Galena zanim Galen zabije jego. Nawet gdyby to
oznaczało zwrócenie się z prośbą o pomoc do wojowników.

- Możemy zapytać go czy zna tego mężczyznę.

Przez chwilę Danika rozważała jego sugestię. W końcu westchnęła i pokiwała

głową.

- Tak. Możemy. - Ku jego zaskoczeniu obróciła się do niego i obdarzyła go

najsłodszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widział. Cóż, wszystkie jej uśmiechy takie
były. - Ale jest za wcześnie na składanie wizyt i sądzę, że miałeś inne plany wchodząc do
tego pokoju. Dlaczego mi o nich nie opowiesz? – zasugerowała chropowatym głosem.W
jednej chwili poruszyła jego serce, tak właśnie na niego działała.

- Cała przyjemność po mojej stronie, aniele.

Popchnęła go na plecy, śmiejąc się szeroko. - I mojej.

Rozdział 1

- BADŹ SPOKOJNA, NIKE. POGARSZASZ tylko swoją sytuację.

Atlas, tytan, bóstwo Siły, popatrzył w dół na zmorę swojej egzystencji. Nike,

grecka bogini Siły. I Zwycięstwa, w duchu uśmiechnął się szyderczo. Uwielbiała
przypominać mu, że należy się do niej zwracać bogini Siły i Zwycięstwa. Jakby uważała
się za lepszą od niego.

W rzeczywistości, była jego boskim odpowiednikiem. Mu równym. Jego wróg.

Była suką I-stopnia.

Dwóch z jego ludzi trzymywało jej ręce i dwóch kolejnych trzymało ją za nogi.

Powinni móc obezwładnić ją bez żadnych problemów. Na szyi miała obrożę, ostatecznie
to właśnie ona zapobiegała użycia przez nią nadprzyrodzonych mocy. Nawet tej

background image

legendarnej siły, siły, która w porównaniu z jego była niczym, na szczęście. Ale nigdy nie
widział bardziej upartej kobiety lub bardziej zdeterminowanej, aby mu się nie poddać.
Ciągle walczyła pomimo, że ją trzymali, zadawała ciosy pięścią, kopała i gryzła jak
osaczone zwierzę.

- Zabiję cię za to - warknęła do niego.

- Dlaczego? Nie robię nic więcej niż ty zrobiłaś mi.

To przesądziło o jego ruchu, Atlas ściągnął koszulę przez głowę i rzucił ją za

siebie ukazując swoją klatkę piersiową i mięśnie brzucha. Tam, na samym środku,
wielkimi czarnymi literami, które były oddzielone kropkami, napisane było jej imię,
ukazane w taki sposób, aby wszyscy je widzieli. N-I-K-E.

Przyczepiła mu etykietę, aby zdegradować go do jej własności.

Czy zasłużył na to? Może. Po pierwsze, był więźniem w ponurym królestwie. W

Tartarze, świętym lochu. Był bogiem zapomnianym, upadłym, gorszym od
jakiegokolwiek śmiecia. Chciał być wolny, wyjść z tego lochu i był skłonny zrobić
wszystko, aby tak się stało. Wszystko. Więc uwiódł Nike, jedną ze strażniczek, użył jej
wrażliwości przeciwko niej.

Chociaż zaprzeczyłaby temu teraz, naprawdę się w nim zakochała. Dowód:

zaaranżowała jego ucieczkę, przestępstwo karane śmiercią. Była skłonna zaryzykować.
Dla niego. Tylko, zanim zdjęła mu obrożę, pozwalając mu użyć mocy, przemieścić się z
jednego miejsca do innego za pomocą myśli, odkryła, że uwiódł również kilka innych
strażniczek.

Dlaczego miałby opierać się na jednej, kiedy posługując się czteroma mógł zostać

lepiej obsłużony?

Liczył na to, że żadna z greckich kobiet nie chciałaby, aby ich romans z

niewolnikiem, tytanem został ujawniony. Liczył na ich milczenie.

A powinien liczyć na ich zazdrość. Kobiety.

Nike zdała sobie sprawę z tego, ze została wykorzystana, że on tak naprawdę

nigdy nie był zaangażowany w ich związek. Ale nie wrzuciła go z powrotem do celi, aby
udawać, że nigdy dla niej nie istniał, nie uznała, że został pokonany, o nie. Związała go i
oznaczyła.

Przez wiele lat marzył o wyświadczeniu jej tej samej przysługi. Czasami myślał,

że pożądanie jest jedyną rzeczą, która utrzymuje go przy zdrowych zmysłach, kiedy tkwił
wiele lat w tym piekle. Samotnie, ciemność była jego jedynym towarzyszem.

Wyobraźcie sobie jego radość, kiedy mury jego celi zostały zniszczone. Kiedy

pokonano strażników. Kiedy jego obroża opadła. To potrwało trochę zanim jego braciom
udało się eskortować wszystkich więźniów na zewnątrz. Zaatakowali Greków brutalnie i
bez litości.

Kilka dni później osiągnęli ostateczne zwycięstwo.

Grecy byli pokonani i teraz zamknięci na klucz dokładnie gdzie wcześniej

trzymali tytanów. Atlas podjął się nadzorowania tego królestwa i mógł się odpłacić
swoim prześladowcom. W końcu, nadszedł dzień zemsty. Nike będzie już zawsze nosiła
jego znak.

- Powinnaś być wdzięczna, że żyjesz – powiedział jej.

- Pieprz się.

Uśmiechnął się powoli i złowrogo. – Robiłaś to, nie pamiętasz?

background image

Zaczęła się mocniej wyrywać. Bardzo szybko zaczęła dyszeć, była spocona, nie

miała szans z jego ludźmi. – Ty potworze! Obedrę cię ze skóry żywcem. Spalę. Potwór!

- Trzymajcie mocniej – nakazał strażnikom, nie przejmując się jej

przekleństwami.

śadnej litości. Atlas nie miał tyle cierpliwości, aby poczekać aż się zmęczy.

- Ostrzegam cię, Nike. Lepiej bądź spokojna. Będę tak długo wypalał na tobie

swój znak, aż uznam, że jest dość wyraźny.

Podirytowana, wydając ostatnie wrzaski, ostatecznie się uspokoiła. Wiedziała, że

mówił prawdę. Zawsze mówił prawdę. Groźby nie były czymś, na co miałby ochotę
marnować oddech. Jedynie obietnice mogły być czcze.

- Potwór - powtórzyła.

Już nazywano go gorzej. Nawet przez nią samą. – Bądź grzeczną dziewczynką. -

Atlas staną przed nią i podciągną ubranie, tak aby było widać jej plecy. Jej skóra była
taka gładka i delikatna. Nieskazitelna. Kiedyś, on pieścił te plecy. Kiedyś, je całował i
lizał. I tak, bycie z nią było raczej lepsze niż byciem z każdą inną, ponieważ ona patrzyła
na niego z taką adoracją, taką nadzieją i respektem. Czuł się... Był szczęściarzem, że tam
był, dotykając jej.

Ale nie mógł kierować się własnymi potrzebami i uchronić ją przed

napiętnowaniem, nawet jeśli miał nadzieję, że uda mu się ponownie wprowadzić ją do
swego łoża.

Nie zrobi tego.

- Gotowa? – zapytał ją.

- Na ciebie, nigdy – warknęła Nike. – Nie oznaczyłam twoich pleców.

- Wolałabyś, żebym wypalił swoje piętno na twoim ponętnym biuście?

Po tych słowach ugryzła się w język.

Bogowie. Nie chciał oznaczyć jej piersi. One były jak dzieło sztuki, z całą

pewnością najświetniejszy twór. – Nie musisz dziękować - wymamrotał. Wyciągnął rękę
i ktoś wręczył mu niezbędne narzędzie. – A statecznie nie będziesz musiała patrzeć na
moje imię każdego dnia swojego bardzo długiego życia. – Tak jak on musiał. – Lecz
każdy inny będzie. Będą wiedzieć. – Będą wiedzieć, kto ostatecznie stał się twoim
panem.

- Masz na myśli każdego kochanka, którego zapragnę.

Ziewnął. – Ani słowa więcej. Już czas.

- Nie rób tego - zapłakała. - Proszę. Nie. – Obrócił jej głowę, w jej brązowych

oczach zaszkliły się łzy.

Nie była piękną kobietą. Ledwie mogła być nazwana ładną. Jej nos był trochę za

długi, a jej policzki trochę zbyt ostre. Miała zwykłe brązowe włosy sięgające do ramion,
żadnych cudów, aby o nich opowiadać. Może jedynie o piersiach. Nie, miała ciało
wojowniczki. Ale było w niej coś, co zawsze go poruszało.

- Proszę, Atlas. Proszę.

Wywrócił oczyma. – Osusz fałszywe łzy, Nike. – Wiedział, że były fałszywe.

Nigdy nie okazywała uczuć. – Nie robią na mnie wrażenia, jedynie bardziej cie poniżają.

Jak tylko jej powieki się zwęziły, łzy cudem zniknęły. - Dobrze. Ale sprawię, że

pożałujesz tego. Przyrzekam.

- Nie mogę się doczekać. - Prawda. Każda sprzeczka z nią zawsze go

background image

ekscytowała.

Do teraz powinna juz to wiedzieć.

Bez cienia wahania, przycisnął narzędzie poniżej jej łopatki. Jego nacisk był

miarowy, kiedy wypalał pierwszy kontur. A. Nawet się nie wzdrygnęła. Nawet nie
okazała, że ktoś ją rani. Choć on wiedział jak bardzo to boli. Tak, wiedział. Aby oznaczyć
na wieczność nieśmiertelnego boga, ambrozja musiała być zamieszana, stać się
kolorowym płynem, wtedy działała jak kwas.

Nie odzywała się, kiedy skończył rysować kontury liter. Była cicho, nieruchoma,

kiedy wypełniał kontury kolorem. Gdy skończył, oparł się na swoich pośladkach i badał
jego pracę: A-T-L-A-S.

Oczekiwał jakiegoś poczucia satysfakcji, tak długo czekał na ten moment. Ale tak

nie było. Oczekiwał poczucia ulgi; w końcu zemsta została dokonana. To także nie
nastąpiło. Nie oczekiwał poczucia zaborczości rozżarzonej aż do białości, ale dokładnie
tego doświadczył.

Moja.

Od teraz Nike należała do niego. Na zawsze. I cały świat się o tym dowie.

Rozdział 2

NIKE OCENIAŁA, JAKIE OGRANICZENIA nakłada na nią jej cela. Dzieliła ją

z kilkoma innym więźniami. Znając jej porywczy temperament, uważali, aby nie wejść
jej w drogę. Jeszcze. Współlokatorzy cmokali. Mogła poczuć, jak ich oczy przeszywały
wzrokiem jej szatę na plecach, jak gdyby mogli zobaczyć, czyim imieniem została
napiętnowana.

A-T-L-A-S.

Jeżeli ośmielą się choćby pisnąć słówkiem na ten temat… Zabiję ich!

Nie było wystarczająco dużo cel, aby porozdzielać do nich każdego Greka, więc

byli stłoczeni do komnat grupami. Mężczyźni, kobiety, to nie miało znaczenia. Może
tytani nie dbali o zmieszani płci, może w ten sposób chcieli zwiększyć cierpienie każdego
więźnia.

Pewnie chodziło o to drugie. Mężowie nie byli przydzieleni do tych samych cel,

co ich żony, przyjaciele nie byli z przyjaciółmi. O nie, ale rywale przebywali ze sobą w
jednym pomieszczeniu.

Jak dla niej, rywalem był Erebos, drugorzędny bożek Ciemności. Kiedyś, Erebos

traktował ją jak królową. Kiedyś, naprawdę go lubiła. Nawet rozważała możliwość
wyjścia za niego. Ale potem zakochała się w Atlasie, kobieciarzu, kłamliwej bestii
Atlasie, i porzuciła Erebosa. Potem odkryła, że Atlas tak naprawdę nie pragnie jej, tylko
ją wykorzystuje.

Miłość szybko przekształciła się w nienawiść.

Nienawiść, choć może bardziej poprawnie będzie powiedzieć, że ich stosunki się

ochłodziły. Zapomniała o nim. Wiele rzeczy. Kłamstwo. Teraz, z jego imieniem
zdobiącym jej plecy, nienawidziła go każdą cząstką własnego istnienia.

background image

Może, może, przesadzała robiąc mu to samo. Oznaczając go na wieczność.

Impulsywność zawsze była jej słaba stroną. Latami, żałowała swoich decyzji. Nie

chodziło o to, że odczuwała coś takiego w stosunku do jego osoby. śal nie był tym co
teraz czuła.

Nie okłamała go. Kiedyś go za to zabije.

Po pierwsze, musiała znaleźć sposób, aby pozbyć się tej głupiej obroży założonej

na jej szyję. Tak długo jak ją nosiła, robiła się coraz słabsza. Grube złoto nie pozbawiło
jej boskich umiejętności, ale jedynie stłumiło ich siłę. Znacznie. Zbyt znacznie. Po
drugie, musi znaleźć sposób, aby uciec od tego koszmaru.

To pierwsze, w teorii, było proste. Już próbowała drapać i uderzać w nią, nawet

próbowała stopić to z jej szyi. Jedyne co jej się udało to rozciąć skórę, otłuc jej obolałe
ciało i przypalić włosy. Powinna wiedzieć, że tak się stanie. Ile razy obserwowała
więźniów robiących to samo? To drugie, w teorii i praktyce, wydawało się niemożliwe.

Rozejrzała się po otoczeniu. Po ucieczce tytanów, wszystko zostało zwiększone.

Jak, nie wiedziała. Więzienie ponoć należało do Tartarosa, greckiego boga Ograniczeń,
który kiedyś trzymał straż nad tytanami, a kiedy zaczął słabnąć z bliżej nieokreślonych
powodów, królestwo również utraciło silną pozycję. Wszystko w nim stało się, pod
względem struktury, niesolidne. Ale teraz, Tartarosa brakowało. Tytani nie mieli go i nikt
nie wiedział gdzie jest.

Więc nie istniał żaden powód, dla którego królestwo miałoby być takie silne pod

jego nieobecność.

Ściany i podłoga były wyłożone boskim kamieniem tak, żetylko specjalne boskie

narzędzia, narzędzia jakich nie miała, mogły go przebić. Ale nawet teraz, pomimo
nieobecności Tartarosa, nie zauważyła żadnego pęknięcia.

Grube srebrne pręty, które ukazywały pokój strażników poniżej, były wykonane

przez Hefajstosa i tylko Hefajstos mógł stopić ten metal. Niestety, był gdzieś indziej.
Może z Tartarem, nikt nie wiedział gdzie. Z powodu nieobecności Tartarosa, powinna
móc choć wykrzywić ten metal. Nie mogła; właśnie próbowała.

- Czy możesz zrobić coś z tym cholerstwem? - mruknął Erebos z jednego z łóżek.

Nike spojrzała na niego. Poczynając od ciemnych włosów idąc do ciemnej skóry,

od przystojnej twarzy do umięśnionego ciała, był obrazem nieszczęśliwego mężczyzny i
całe to nieszczęście zostało skierowane przeciwko niej.

- Nie - odpowiedziała. - Nie mogę.

- Próbujemy obmyślić plan ucieczki. Więźniowie zawsze próbowali obmyślić

plan ucieczki. - Oprócz tego - kontynuował - twoja obrzydliwa twarzyczka przyprawia
mnie o ból głowy.

- Cmoknij się - odpowiedziała. Choć była tą, która zraniła go wiele wieków temu,

niechcący, odpłacił się jej ponad tysiąc razy. Celowo. Nie znęcając się nad nią
emocjonalnie, ale fizycznie. Nie było nic lepszego niż “przypadkowe” popchnięcie jej,
uderzenie w nią lub pozbawienie jej równowagi, jak również zjzenie części jedzenia,
która była przeznaczone dla niej zanim zdążyła o nią powalczyć, w ten sposób ją głodząc.

Jeśli nie nosiłaby obroży, nigdy nie dałaby poniżyć sie do tego stopnia. Była zbyt

silna.

A on byłby zbyt przerażony. Inny powód, aby gardzić jej niewolą.

- Zrobienie to samemu dałoby o wiele lepszy rezultat, niż jak ty byś to zrobiła

– odszczeknął się.

background image

Garstka bogów i bogiń wokół niego zachichotała.

- Jak uważasz - powiedziała, jakby szyderstwo nie zmartwiło jej. Tyle że, jej

policzki ozdobił rumieniec.

Była uosobieniem Siły, albo powinna być, i zawsze była bardziej męska niż

kobieca.

Dlatego zainteresowanie Atlasa tak ją zaskoczyło i zachwyciło. Ten cudowny

mężczyzna mógł mieć każdą, a on wybrał ją. Przynajmniej tak myślała. Dała się nabrać,
ponieważ sprawił, że poczuła się delikatną, piękną kobietą.

Głupia. Jestem taka głupia.

Kątem oka, zobaczyła na czarno ubranego mężczyznę wchodzącego do pokoju

strażników. Nie musiała dokładnie go zobaczyć, aby wiedzieć kto to jest. Atlas. Czuła go.

Zawsze wyczuwała jego ciepło.

Kiedy dokładniej mu się przyjrzała, odkryła, że przytulał długonogą blondynkę.

Blondynę, która przytuliła się do jego boku tak jakby tam było jej miejsce,

musiała robić to już wiele razy wcześniej.

Ta myśl rozzłościła Nike. Nie powinna; całą sobą wzgardzała osobą Atlasa i nie

dbała o to z kim sypiał. Nie dbała o to, kogo uszczęśliwiał. I tak, on właśnie zadowalał
blondynę tymi uzdolnionymi dłońmi i ustami. Był niesamowitym kochankiem, którego
dotyk prześladował Nike w snach. Ale teraz czuła gniew.

Nie zamierzała tego, ale nagle spostrzegła, że podeszła do prętów, aby mieć na

nich lepszy widok. Troje innych strażników stało wokół nich, rozmawiając i śmiejąc się.
Kiedy więźniowie nosili białe szaty, strażnicy nosili czarne, on doskonale wyglądał w
czerni.

Ubranie pięknie komponowało się z jego ciemnymi, krótko przyciętymi włosami i

morskimi oczami.

Jego twarz była jakby wyrzeźbiona przez mistrza, wszystko w nim było

doskonale dopasowane. Jego oczy były idealnie oddalone od siebie, jego nos miał
doskonałą długość, jego policzki doskonałą ostrość, jego wargi doskonały kształt i kolor,
a jego broda była idealnie kwadratowa.

Był idealny podczas gdy ona miała same skazy.

Powinna wiedzieć, że się nią bawi, kiedy zwrócił na nią te niebezpieczne oczy i

rozpalił w niej płomień. Mężczyźni nie patrzyli na nią w ten sposób. Nawet Erebos, a to
on ją kochał.

- Potwór - wymamrotała, przeklinając obydwu mężczyzn z jej przeszłości.

Jakby usłyszał, Atlas podniósł oczy. W chwili, kiedy ich oczy się spotkały, chciała

puścić kratę. Zapragnęła się ukryć, wycofać z pola widzenia. Ale nie mogła sobie
pozwolić na taki luksus. To byłoby tchórzostwem, a ten mężczyzna widział jej słabość
zbyt wiele razy.

Tylko po to, aby szydzić z niego i przy odrobinie szczęścia sprawić, że poczuje

jak sprawy są poza jego kontrolą, tak jak zazwyczaj robił jej, spojrzała na jego klatkę
piersiową, dokładnie tam, gdzie było jej imię. Uśmiechnęła się zadowolona z siebie
zanim oderwała od niego wzrok, podniosła brew.

Zdobyła punkt. Mięsień drgnął na jego szczęce.

Co twoja kochanka sądzi o znaku?- chciała krzyknąć. – Co blondi sądzi o moim

imieniu wyrytym na twoim ciele?

Przyciągnął głupią blondynkę bliżej siebie i nie tracąc kontaktu wzrokowego z

background image

Nike, umieścił mokry pocałunek na jej ustach. Oczywiście, suka zareagowała jak każda
normalna kobieta. Owinęła wokół niego ręce i przyciągnęła go do siebie ze wszystkich
sił. Jak Nike dobrze wiedziała, ten mężczyzna mógł sprawić, że kobieta osiągała szczyt
po samym zasmakowaniu jego pocałunku.

Gniew Nike nasilił się. Była zdolna do wtargnięcia na dół i rozszarpania ich.

Zapragnęła zabić ich oboje. Nie dlatego, że chciała Atlasa dla siebie, nie chciała, ale
dlatego, że on chciał wykorzystać kolejną kobietę. Jego ciało nie wyrażało pożądania.
Jedynie determinację.

Nike chciała aby kobiety nauczyły się obniżać poziom jego żądzy.

- Erebos - zawołała. - Chodź tutaj. Chcę cię pocałować.

- Co? - wysapał zaszokowany.

- Chcesz całusa czy nie? Chodź do mnie. Szybko.

Usłyszała szelest ubrań tuż za nią i następnie jej były kochanek był już przy niej.

Był więźniem, seks był dla niego rzadkością. Chciał wziąć wszystko co uda mu się
zdobyć, nawet od kogoś kogo nie cierpiał. Tyle jeszcze wiedziała.

Nike obróciła się do niego; już zdążył się pochylić. Tak samo jak blondi, owinęła

rękoma szyje swojego towarzysza i mocno przycisnęła. Tylko, nie cieszyły ją pocałunki,
jak to zazwyczaj bywało. Erebos smakował zbyt… jak? Inaczej niż Atlas, stwierdziła, co
spotęgowało jej złość. śaden mężczyzna nie będzie miał nad nią władzy.

Spokój. Pozwoliła Erebosowi kontynuować. Atlas musiał zdać sobie sprawę z

tego, że juz go nie pożądała. Musiał wiedzieć, że już nigdy, nigdy nie będzie bawił się jej
uczuciami.

Nigdy więcej nie będzie naiwną dziewczynką.

Dowiedzie tego.

Rozdział 3

WŚCIEKŁOŚĆ. ABSOLUTNA WŚCIEKŁOŚĆ WYPEŁNIAŁA Atlasa. Opuścił

swoją towarzyszkę, nie mógł sobie przypomnieć jej imienia, a ona krzyknęła protestując
przeciwko szorstkości jego ruchów. Nie kłopotał się nawet wyjaśnieniem jej, co się stało,
kiedy oddalał się od niej. Wściekłość narastała, kiedy wdrapał się na szczyt schodów i
wpadł do celi, w której przebywała Nike.

Jego imię widniało na jej plecach. Jak śmiała pozwolić innemu mężczyźnie na

położenie swoich warg na jej?

Gdy dotarł do celu, podniósł rękę i czujnik osadzony na nadgarstku spowodował

usunięcie przeszkody. Kilku więźniów siedziało opartych o ścianę. Entuzjastyczny kolor
pokrywał ich twarze, kiedy przyglądali się jak drobny bożek Ciemności i bogini Siły
czyszczą sobie migdałki. Tak zaabsorbowani tym byli, że nie wyprzedzili Atlasa i nie
próbowali uciec.

Albo może to miało coś wspólnego z bólem, który poczuliby gdyby spróbowali.

Musiał tylko nacisnąć guzik, a ich obroże spustoszyłyby im mózgi.

Nike krzyknęła, tak jakby naprawdę podobało jej się to, co robiła. Czerwień

zalała umysł Atlasa. Jak. Ona. Śmiała. Zazgrzytał zębami, chwycił Nike za obrożę i
przyciągnął ją ostro w swoją stronę, byle jak najdalej od Erebosa.

Gwałtowny wydech uszedł z niej. Niepodobny do sapania blondynki, nie pozostał

background image

obojętny Atlasowi. Chciał przełknąć ten dźwięk, zrobić coś, co, spowodowałoby, że Nike
wyda go jeszcze raz.

Co jest ze mną nie tak?

- Hej - kłapnął Erebos, głupio sięgając po nią, próbując skończyć to, co zaczęli.

- Jesteśmy zajęci.

Marszcząc brwi, Atlas kopnął go w klatkę piersiową. Mniejszy mężczyzna

poleciał do tyłu, uderzając w swoich współwięźniów. Szybko drobny bożek skoczył na
nogi, szykując się do ataku. Gdy zobaczył, kto zadał uderzenie rozszerzył nozdrza i
zacisnął dłonie w pięści.

- Dotknij jej jeszcze raz - powiedział Atlas spokojnie, chociaż posypywał

piaskiem słowa jakby przepuszczał je przez maszynkę do mielenia mięsa - a pozbędę się
twojej obroży wraz z głową.

Bóg zbladł, może nawet zaczął skomleć. - Nie będę do niej podchodził. Nie jest

tego warta.

Atlas równie dobrze mógłby zabić go za takie zniewagi. Jej pocałunki były

niebem.

- Co ty robisz, do cholery? - warknęła Nike, nagle budząc się do życia i

przyciągając jego uwagę. Była wściekła, patrzyła na niego. - Nie mogę sypiać z
kimkolwiek zechcę? I wiesz co? Może lepiej wybiorę jednego z twoich przyjaciół. Co o
tym myślisz?

Pomimo jej słów, nie była zadyszana, jak wtedy, kiedy całował ją Atlas, jej

policzki nie poczerwieniały. Jej sutki nie stały się twarde.

W końcu, coś ostudziło gorące płomienie jego wściekłości.

- Zamknij usta. - Załapał Nike za ramię i wyciągnął ją z celi. Automatycznie krata

za nim została zamknięta.

- Co ty robisz, do cholery? - powtórzyła, wyrywając mu się. Nigdy nie była mu

posłuszna.

- A jak myślisz, do cholery? - warknął. Kiedy dotarł na sam koniec schodów,

zatrzymał się. Blondynka, która była właśnie boginką Pamięci, niech to szlak, jak ona
miała na imię? Kneemah? Nie, ale blisko. Nee Nee? Bliżej. Mnemosyne. Tak, to było to,
Mnemosyne, tak samo jak troje innych strażników wyznaczonych do pilnowania Tartaru
dzisiejszego dnia, patrzyła na niego.

- Co? - rzucił. W końcu Nike przestała się opierać. Stała spokojnie przy jego

boku, jej uwaga przeskakiwała od niego na innych, od innych do niego.

- Nie możesz tak po prostu zabierać więźnia - powiedział Hyperion, bóstwo

Światła.

Był to przystojny mężczyzna, jednak tak jasny jak wskazywał jego tytuł, Nike

zmusiła się, aby nie patrzeć na niego jak na rzekomego kochanka.

- Nie zabieram jej - Atlas odpowiedział sztywno. - Tylko ją przenoszę. – Do

osobistej celi, gdzie nikt nie będzie mógł kłaść swoich brudnych, obrzydliwych warg na
jej.

Gdzie nikt nie mógł położyć brudnych rąk na jej ciele. Tam, gdzie nic… na razie

nic nie przychodziło mu do głowy aby dokończyć to zdanie. Po prostu nie chciał, aby
doświadczyła jakiejkolwiek przyjemności. Nie zasługiwała na to.

- Dlaczego? - Mnemosyne przyglądała mu się dziwnie, nie było jednak zazdrości

w jej spojrzeniu.

background image

Dlaczego? - zapytał sam siebie. Mnemosyne chciała się z nim umawiać od

miesięcy, wzywając go ciągle. Wczoraj wieczorem, pojawiła się w jego domu naga. Była
piękna, tak, poddał się i spał z nią. Jego ciało było spragnione po tym co stało się z Nike,
przecież on tylko rozpaczliwie pragnął się uwolnić. Ale zanim się ostatecznie zgodził,
odrzucił boginię.

Czuł się zbyt winny, aby kontynuować znajomość. Jakby zdradzał Nike. Co było

śmieszne.

Jedynym uczuciem, jakie żywił do Nike była nienawiść.

Ostatecznie, kto chciałby przebywać z kobietą, która nigdy nie zapomniała

błędów?

Kobietą, która pamiętałaby każde twoje naruszenie? Kobietą, która mogła

wprowadzić nowe, błędne wspomnienia do twojego umysłu, sprawiając, że wierzyłeś we
wszystko co sobie zażyczyła. Nie on. Wrócił do domu Mnemosyne, aby poprosić ją by
spędziła z nim dzień, więc mógł przyprowadzić ją dziś rano do więzienia. Był dziwnie
rozradowany na myśl o afiszowaniu się z nią przed Nike.

I znowu przypomniał sobie, dlaczego Mnemosyne nie poczuła się zagrożona

przez Nike. Wiedział, że wiele kobiet się tak nie czuło. Słyszał jak rozmawiały. Nike była
za wysoka, zbyt muskularna, jak mówiły. Była zbyt twarda i zbyt szorstka. Ale to były
cechy, które zainteresowały Atlasa. Mogła usidlić jego siłę. Dawała tak wiele ile
otrzymywała.

Nigdy nie poddawała się jego urokowi. Nigdy nie uciekała przed jego gniewem.

Zawsze starała się stawić mu czoło. I lubił to. Bardzo. śadna inna kobieta, którą
kiedykolwiek spotkał, nie posiadała tego rodzaju odwagi.

I jest piękna, pomyślał. Tak, jeszcze wczoraj myślał tak o jej piersiach, ale teraz,

w ten sposób patrzył na nią całą. Przed chwilą, kiedy wszedł do więzienia, poczuł, jak
wpatruje się w niego i także spojrzał się na nią. Na chwilę jej tarcza opadła. Nie
wiedziała, że patrzy na nią, więc nie starała się ukryć uczuć. Wrażenia delikatności,
smutku, świecących oczu.

Jej widok doprowadzał jego krew do wrzenia, jakby wpadał w ogień.

Ale to wcale nie znaczyło, że pragnął jej, swojego wroga. Fakt, że jego imię

zostało wypalone na jej plecach po prostu wprowadziło zamęt w jego umysł, tego był
pewien.

- Więc - pogoniła go Mnemosyne.

- Tak - powiedziała Nike. - Czekamy na odpowiedź.

- Zamknij się, więźniu - warknęła Mnemosyne. Była siostrą Rei, boskiej

królowej, tak elitarystyczna. Zawsze taka była. Kochała władzę i siłę nade wszystko, tak
postrzegało ją większość ludzi pod nią.

Chciał skarcić ją za używanie tego tonu w rozmowie z Nike, ale nie zrobił tego.

Czy nadal czekali na wyjaśnienia?Jakie? - zastanawiał się, rozmyślając o wcześniejszej
rozmowie. Oh, tak. Dlaczego przenosił Nike? Podniósł swoją brodę, odmawiając sobie
spojrzenia na nią. Nie, że musiałby się bardzo nachylać. Miała sześć stóp i była niemal
tak wysoka jak on. - Nie muszę mieć powodu. Jestem odpowiedzialny za to więzienie i
za każdą osobę w nim obecną. Więc, jeśli chcę ją przenieść, to robie to.

Odpowiedź była przeznaczona dla tytanów. Dobrze zrobiliby, nie pytając go o nic

więcej.

Bez słowa, odciągnął Nike.

background image

- Ale Atlas - zawołała Mnemosyne.

Zignorował ją. Gdzie powinien zabrać Nike? Nie było żadnego odosobnionego

miejsca w budynku więziennym. Wszystkie cele były wypełnione jeńcami. W końcu
wybrał. Moje biuro - zadecydował.

- Masz szczęście, że nie zabiłem tego łajdaka - powiedział, kiedy znaleźli się w

kącie i był pewien, że nikt ich nie usłyszy.

Nie musiał pytać Nike kim “ten łajdak” był. - Dlaczego? Nie zrobił nic złego.

Nic złego? Dotykał tego co jest moje. - Nie ma pozwolenia na zadawanie się z

tobą.

Byli tam. Na neutralnym terenie. Szczerze, jeszcze nie myśląc zbyt trzeźwo.

Atlas przemieścił się w inny kąt, na końcu przedpokoju były drzwi do jego

gabinetu.

- Zadawać ze mną? - zakpiła. - Oh, poczekaj. Rozumiem. Ty możesz się pieprzyć

z kimkolwiek zechcesz, ale ja nie.

Bogowie. Nadawali na tych samych falach. - Dokładnie tak. - Wepchnął ja do

środka, kopiąc drzwi, aby się zamknęły, i w końcu puszczając ją. Ręce swędziały go, aby
ponownie po nią sięgnąć, ale utrzymał je przy sobie. Zamiast usadowić się za biurkiem,
stanął naprzeciwko niej, tak, że stykali się nosami. - Masz cierpieć w samotności. -
Bogowie, pachniała cudownie. śądzą. Czysta, biała, gorąca żądza.

- Jakby miało być inaczej. Mam więcej zabawy sama ze sobą, w każdym bądź

razie.

Obraz, który te słowa przywołały niemal powalił go na kolana. Powinien

odwrócić się od niej. Zanim zrobi cos głupiego.

Zwężyła oczy. - Wiesz, wcale się nie zmieniłeś. Jesteś takim samym dupkiem,

jakim byłeś wiele lat temu.

- Jakkolwiek - kontynuował, jakby wcale go nie obraziła. Głupota niech będzie

przeklęta. Była tu i byli sami. - Jeśli będziesz potrzebowała pocałunków, zadbam o to
abyś je dostała.

I, pieprzyć to, ale była to absolutna prawda.

Rozdział 4

NIE BYŁO CZASU na protesty. Szybciej niż zdążyłaby mrugnąć, Nike została

przyciśnięta do ściany, Atlas napierał na nią, twarde mięśnie trące o jej miękki biust, jego
dłonie uciskające jej skronie, jego usta napierające na jej. Jego język wdarł się głęboko,
niespodziewanie, forsując sobie drogę przez jej zęby.

Mogła go ugryźć. Właściwie to, chciała tego, nie okazując czułości. Chciała

spijać jego krew, ból. Zamiast tego, jej ciało stopniowo stawała się jego niewolnikiem,
jakby lata wzajemnej nienawiści minęły, witała go wewnątrz swych ust. Owinęła wokół
niego ręce i otarła się o jego erekcję. Erekcję? O, tak. Był twardy. Twardy, długi i gruby.
Taki jakim go zapamiętała.

Smakował wyśmienicie, tak dziko i ogniście, jak ostre przyprawy. Jego mięśnie

napięły się pod jej dłońmi. Przesuwała je ku górze dopóki jej palce nie wplątały się w
jego włosy.

Krótkie włoski, rozkosznie najeżone, powodowały drżenie całego ciała.

background image

Dotykaj mnie, chciała wykrzyczeć. Minęło tyle czasu, cholernie dużo czasu,

kiedy nie doświadczyła czegoś takiego. No, była z innymi mężczyznami po tym jak Atlas
zrobił z niej kompletną idiotkę, ponieważ poszukiwała czegoś równie intensywnego co
było pomiędzy nimi. Czegoś co by ja uspokoiło, uleczyło. Ale każde doświadczenie z
innym mężczyzną sprawiało, że stawała się coraz bardziej pusta i niezaspokojona. Czuła
się coraz gorzej. Potem została schwytana, przez Atlasa we własnej osobie, i
bezceremonialnie wtrącona do tego więzienia.

Brak prywatności, brak okazji do znalezienia towarzystwa. Nie, że chciałaby

choćby próbować. Nikt już jej nie pociągał. Nikt oprócz Atlasa, pieprzyć go.

Tak, pieprzyć go. Jego. Mężczyznę, który złapał ją dopiero wczoraj i wypalił

swoje imię na jej ciele. Co ona najlepszego robiła, pozwalając na TO? Mógł sobie
pomyśleć, że ciągle się dla niej liczy. Mógłby pomyśleć, że wciąż usychała z tęsknoty za
nim, marzy o nim… łaknie go. To mogła być prawda, niech to szlak, ale nie zamierzała
dać mu tego do zrozumienia.

Dysząc, oderwała od niego usta. Jak śmiesz przestać, zapłakało jej ciało. - Nie

pragnę cię - skłamała. - Pozwól mi odejść. Teraz. - Nigdy mnie nie puszczaj.

Cichy pomruk wypłynął z jego gardła. - Także cię nie pragnę. - Raz, dwa, potarł o

nią swoim członkiem. - Ale nie pozwolę ci odejść.

I dzięki ci za to.

Głupie ciało.

Drgawki rozchodziły się po całej długości jej kręgosłupa. Słodkie niebo. Dotknął

jej wrażliwego punktu i drżenie wzmogło się. Potem jedna z jego rąk opadła i przykryła
jej pierś, kolana się pod nią ugięły.

- Dlaczego? - Słowa były zwykłym kwileniem. Niby dlaczego dawała mu wybór?

Dlaczego nie oderwała się od niego? Jesteś Siłą. I tak się zachowuj.

- Dlaczego nie chcę cię puścić? - Ścisnął jej twardy sutek między swoimi palcami.

Właśnie dlatego stawała się taka, pomyślała, była ogłuszona. Przyjemność

narastała, rozsadzając jej żyły, spalając ja od środka, budząc nową ją do życia. Kogoś, kto
pragnął wyzwolenia. Kogoś, kto nie dbał o to, że osobą za nie odpowiedzialną będzie jej
wróg.

- Tak.

- Po prostu… Ja… - Jego palce zacisnęły się mocniej, podszczypując ją leciutko. -

Po prostu się zamknij i ponownie mnie pocałuj.

- Tak - powtórzyła zanim zdążył ją powstrzymać.

Ich usta ponownie się spotkały, tym razem stanęła na palcach, aby go dosięgnąć.

Kiedy ich języki prowadziły wojnę, nakrył dłonią jej tyłek i oderwał ją od podłoża. Tak
silny był.

Zmuszenie go do przejęcia jej wagi na siebie mogło być zabawne, ale nie tak

bardzo przyjemne jak owinięcie nóg wokół jego pasa i dociśnięcie jej potrzebującego
guziczka do jego męskości.

Mądra dziewczynka.

Z nią podpartą o ścianę, mógł włożyć obie ręce pod jej szatę. Ich ciała były

jednak zbyt blisko siebie, aby mógł dotrzeć do jej śliskiego wnętrza, gdzie pragnęła go
najbardziej, ale trzymanie rąk na jej udach, skóra przy rozgrzanej skórze, było bardziej
niż mile widziane. Był gorętszy niż zapamiętała.

Jego wargi opuściły jej, jednak zanim zdążyła wyrazić swoje rozczarowanie,

background image

całując i liżąc wyznaczał sobie ścieżkę w dół jej szyi.

- Tak - jęknęła. - Właśnie tak.

- Więcej? - Trącił nosem złotą, niewolniczą obrożę jakby była ozdóbką, a nie

urządzeniem, które mogło ją zabić. Po raz pierwszy, nawet lubiła tę obrożę.

- Tak. - Więcej. W tym momencie, to było jedyne słowo jakie była w stanie

wymówić. Choć… czy on myślał, że uda mu się zmusić ją, aby go błagała?

Furia nagle wymieszała się z pożądaniem. Tak, chciała mu to pokazać. Nie będzie

o nic błagać. Nawet o to. Szczególnie o to. Nie jego.

- Więc dam ci więcej niż możesz chcieć - powiedział, zaskakując ją. Nie musiała

błagać, właśnie dawał jej to, co chciała. Szarpnął materiał jej szaty, odsłaniając piersi.
Powietrze uszło przez jego zęby. - Taka słodka. Idealna. – Wysunął język, okrążając jej
sutek, który przed chwilą podszczypywał.- Taka moja.

Odchyliła głowę, jej paznokcie wbiły się w jego plecy. Tak dobrze. Gorąco…

wilgotno…

- Tak! - Ssanie. Ssał ją tak mocno, że aż drżały mięśnie jej brzucha. Nikt nie był

wystarczająco silny aby jej dogodzić. Ich pieszczoty były jak szept, skąpe, całkowicie
niezadowalające. - Atlas - jęknęła. - Nie przestawaj. - Polecenie, nie prośba.

- Nie chcę, nie mogę. - Wyprostował się, jego spojrzenie obezwładniało ją dużo

skuteczniej niż jego ciało. - Pragnę cię, całą ciebie.

Walczyła, aby złapać oddech. Odzyskać zdrowe zmysły. - Masz na myśli seks? -

Tak, tak, tak. Teraz, tutaj.

Szybkie kiwnięcie głową było jedyną odpowiedzią, z którą się spotkała.

Otworzyła usta chcąc odpowiedzieć, ale jakoś znalazł w sobie dość siły, aby ją
powstrzymać. Chłonęła jego spojrzenie, spojrzenie, które zachwyciło ją prawie tak
bardzo jak rozgniewało. Rozgniewało?

Dlaczego? Jej radość powinna być niepohamowana. Jego nozdrza były

rozszerzone, jego wargi ściągnięte. Wyglądał jakby ledwie zachowywał kontrolę. Nie
patrzył w ten sposób na Mnemosyne.

Naprawdę jej pragnie.

Ale… dlaczego? – zastanawiała się. Czy może był jedynie tak dobrym aktorem?

Tak, przytaknęła ponuro. Był całkiem niezłym aktorem. I to stąd zrodził się

gniew.

Patrzył na nią w ten sposób już przedtem, ostatnim razem, kiedy uprawiali seks.

To spojrzenie było katalizatorem do podjęcia decyzji co do jego uwolnienia, pomimo
konsekwencji.

Konsekwencji, które mogły sprowadzić na nią wyrok śmierci. Ale, myślała wtedy,

naprawdę mnie kocha i to tak samo mocno jak ja jego. Stwierdziła, że jest warty tego
ryzyka. Rysowała się przed nimi możliwość spędzenia razem wieczności.

Jak on to sobie wyobrażał, nie wiedziała. Ale chciała spróbować. On nie.

Dziękować bogom, że napotkała jedną ze strażniczek wmieszaną w tę maskaradę

zaledwie kilka minut po eskortowaniu go na zewnątrz, skąd mógłby uciec. Wciąż miał na
sobie jego obrożę, nie chciała jej zdejmować, aż nie ominą każdego strażnika. W ten
sposób, każdy, kto zobaczył, jak wychodzili razem przypuszczał, że po prostu przenosiła
więźnia.

Ale na zewnątrz, zostaliby zauważeni. Nikt nie mógł wyjść albo wejść do

więzienia innym wyjściem niż centralne, każdy musiał przejść przez drzwi główne.

background image

Aergia, bogini Lenistwa, nie do wiary, postanowiła przyjść do pracy wcześniej,
zaskakująco, aby tylko pobyć z Atlasem jeszcze raz. Zatrzymała Nike aby zapytać, gdzie
go zabiera.

Szydzę z niego, pokazując czego nigdy nie odzyska, stwierdziła Nike.

Bogini zmarszczyła brwi. Cóż, zaprowadź go do mojego biura, kiedy skończysz.

Dlaczego?

Zmarszczenie brwi było tak wymowne, zmysłowy uśmiech. Abym mogła

wymierzyć wybrany przeze mnie… rodzaj kary.

Narastał w niej strach. Jak go ukarzesz?

A jak myślisz? Nie martw się. Będzie błagał o więcej. Zawsze tak jest.

Atlas próbował wtedy zbiec, wykorzystując ich kłótnię, ale posiadając ciągle

obrożę, nie uciekł daleko. Nike zamknęła go ponownie na klucz, podejrzewając i
przesłuchując wszystkie strażniczki. Niemal każdej z nich posmakował. Naopowiadał im
tych samych bredni: Jesteś piękna. Pragnę spędzić z tobą moje życie. Wszystko czego
potrzebuję to wolność, potem będę twoim niewolnikiem całą wieczność.

Więc, miała ponownie uprawiać z nim seks? - Na Hadesa, nie.

- Pragniesz mnie - warknął. Pogłębił uchwyt, jego palce mocniej się na niej

zacisnęły, powodując siniaki. - Wiem, że tak jest.

Właśnie tak, wiedziała co ta gra miała przynieść. Planował z nią sypiać, ponownie

sprawić, że się w nim zakocha, a potem porzucić ją. Zdeptać jej dumę. Znowu. Wszystko
to, po to aby ją znieważyć, była tego pewna, zemścić się za to, że go oznaczyła. Jak
widać odwdzięczenie się jej tym samym nie wystarczyło.

- Pragnienie twojej śmierci i pragnienie twego ciała nie idą ze sobą w parze.

Posyłając mu słodki uśmieszek, poklepała jego policzek. - I przysięgam ci, że

pragnę tego pierwszego, teraz tylko cię sprawdzałam. - I kto tu z kim pogrywał?

- Więc… jeżeli już skończyliśmy…? Wierzę, że pewien bożek czeka tam na mój

powrót.

Atlas przeciągnął językiem po swoich zębach. Puścił ją i cofnął się. Niemal

zwaliła się z nóg, ale dała sobie radę z ich poruszeniem i przejęciem na siebie własnego
ciężaru. Była niewzruszona. Właśnie w ten sposób musiała sie prezentować.

- Skończyliśmy - powiedział oschle. - Z całą pewnością skończyliśmy.

Dobrze, pomyślała. Dlaczego jednak nagle zachciało jej się płakać?

Rozdział 5

ATLAS MUSIAŁ OPRÓśNIĆ CELĘ z siedmiu jej mieszkańców oraz znaleźć

bogom i boginiom inną celę, aktualnie już stłoczoną do granic możliwości, aby zrobić
miejsce dla miejsce Nike. Czas i wysiłek, jaki musiał w to włożyć, był tego wart. Nie
mógł znieść myśli o niej w ramionach tego ścierwa Erebosa, robiącej z nim te same
rzeczy, jakie wcześniej robiła z Atlasem.

To. Się. Więcej. Nie. Wydarzy.

Nigdy.

I może, było to dość prawdopodobne, nikła szansa, że to nie miało nic wspólnego

z karaniem jej, a robienie tego sprawiało mu przyjemność, mimo, że wcześniej temu
zaprzeczył. W jej ramionach, budził się do życia. To zdarzyło się już ostatnim razem, ale

background image

uznał, że to obłęd więźnia. Teraz, nie mógł tego niczym wytłumaczyć. Nie był
więzieniem; był strażnikiem. Odżył i potrzebował więcej. Jej, tylko jej. Mimo to ona
twierdziła, że jedynie z nim pogrywa.

Cholernie z nim pogrywała. Pragnął, aby to okazało się kłamstwem nawet

bardziej niż wziąć kolejny oddech. Którego bardzo potrzebował, chciał żyć. Nie
pojmował tego. Była skazana na spędzenie tu wieczności, co oznaczało, że nie było przed
nimi jakiejkolwiek wspólnej przyszłości. Nawet gdyby ją uwolnił. Wtedy zostałby
zamknięty albo uśmiercony.

W przeciwieństwie do niej, nie był skłonny zaryzykować.

Ale że była, przez te wszystkie lata… to było upokarzające. Wciąż nie mógł tego

przeboleć.

Z pewnością ciągle go pragnęła.

Przez tydzień, Atlas lamentował nad jego trudną sytuacją i rozważał co zrobić.

Cały ten czas, trzymał się z daleka od nowej celi Nike. Choć to nie powstrzymało go
przed myśleniem o niej. Co robiła? Czy ona także myślała o nim? Czy śniła o nim i o tym
poruszającym pocałunku?

Bo on tak. Za każdym razem, gdy zamykał oczy, widział namiętność malującą się

na jej twarzy. Na tej idealnej twarzy. Niewyobrażalne piękno, doskonałość. Potrząsnął
głową ze zdumieniem. Zasłużyła na zachwyt. Jej rzęsy były długie i tak wspaniałe jak
czarny aksamit.

Aksamit, który oprawiał zmysłowe oczy o kolorze czekolady. Jej policzki były

gładkie, idealne do pieszczenia, jej duże, czerwone wargi były słodsze niż ambrozja. I ta
siła… jego członek wydłużył i stwardniał na samą myśl. Rzuciła się na niego i podrapała
go brutalnie.

Wciąż nosił ślady ataku.

Dobrze. Okłamał ją. Z cała pewnością nie skończyli. Nawet nie byli blisko końca.

Musiał to powtórzyć.

W końcu, nie mógł juz znieść rozłąki ani chwili dłużej. Na szczęście, jego zmiana

dobiegła końca. Zmiana, która polegała na chodzeniu po salach więziennych, patrząc na
więźniów wewnątrz ich cel i upewnianiu się, że każdy zachował spokój.

To powinno go nudzić. W końcu był wojownikiem. Ale nie. I powinno go to

irytować.

W końcu spędził niezliczoną ilość czasu w tym miejscu i przysiągł sobie, że nigdy

nie wróci jak już uda mu się uciec. Ale teraz, irytacja nie była tym, co odczuwał. Chciał
tu pracować, aby być blisko Nike. Dopełnić zemsty, którą kiedyś sobie obiecał. Teraz, nie
był tego taki pewien. Dziś, po całym ubiegłym tygodniu, szedł korytarzami ożywiony,
wiedząc, że wszystko co musi zrobić, aby choć rzucić na nią okiem to skręcić..

Nie pozwalał sobie na to. Aż do teraz. W końcu, miał ją zobaczyć.

W chwili gdy ją zobaczył, jego krew zawrzała. Jego oddech poszedł za jej

przykładem, spalając jego płuca na popiół. Siedziała na składanym łóżku, rękoma
chwytając prętów, wyciągnęła kolana podczas gdy opadła nieznacznie do przodu. Włosy
przeczesała palcami, chcąc doprowadzić je do normalnego stanu. Zmrużyła oczy, chcąc
w ten sposób zakryć swoje tęczówki i malujące się w nich emocje, ale przynajmniej mógł
zobaczyć cienie, jakie jej rzęsy rzucały na jej policzki. Cienie, które chciał dotykać
koniuszkami palców. Albo językiem.

Oh, tak. Była doskonała.

background image

- Gdzie twoja dziewczyna? - Jej głos był miękki jak jedwab. Choć wyczuł, że

gdzieś pod tym jedwabiem, kryje się nuta złości.

Czy złościło ją to, że przyszedł? Czy może złościł ją fakt, że tak długo go u niej

nie było?

- Nie mam dziewczyny. - Choć Mnemosyne ciągle stara sie to zmienić.

Choć niweczy każdą jej cholerna próbę.

Nike wzruszyła ramionami. - Szkoda, ale wiesz dziwki nigdy się nie angażują.

Wiedział, że zaliczany jest przez nią do tych dziwek, o których wspomniała. Ale

jak sądził zasłużył na to. - Robiłem co musiałem, aby uciec, Nike. To nie znaczy, że nie…
- Nie.

Oh, nie. Nie mógł podążyć tą drogą. Nie chciał nic do niej czuć, ale tak było. Nie

powstrzymało go to jednak przed wykorzystaniem jej, więc nie chciała słyszeć o
przyczynach. - Cóż, uważam, że także będziesz próbowała wszystkiego aby uciec.

Jej wyraz twarzy spochmurniał, ale nie odwołała swoich słów. - Więc przyszedłeś

aby mnie uwolnić?

- Raczej nie.

- Więc po co? Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.

Ponieważ jesteś wszystkim o czym jestem w stanie myśleć. Nigdy nie powinien

jej oznaczyć. Tego można było uniknąć. Lub nie. Mógł sypiać z innymi przez te
wszystkie lata, ponieważ chciał uciec z tego miejsca, ale to jej twarz wyobrażał sobie,
kiedy to robił.

Nie odwracając od niej wzroku, oparł się plecami o kratę za nim i skrzyżował

ręce na piersi. - Wręcz przeciwnie, musimy porozmawiać. Na przykład o tamtym
pocałunku.

Ziewnęła, głaskając piękne usta. Usta, które chciał poczuć na całym ciele. -

Jestem śpiąca.

Cóż. Wciąż chciała, aby myślał, że jest nieporuszona. Pewna część jego wierzyła

w to.

Jego niepewna część, która nigdy tak naprawdę nie wiedziała jak z nią

postępować, równą jemu pod każdym względem. Tak, nawet siłą, chociaż często lubił
temu zaprzeczać. Jego inna część, najbardziej pragnąca jej część, wiedziała, że lubiła
wszystko, co jej oferował.

Krzyczała jego imię, na bogów, nie musiał nawet doprowadzić ją do orgazmu.

- Nadal sądzisz, że mnie nie pragniesz? - zapytał prawie tak miękko jak ona.

- Ani trochę.

- Naprawdę? - Położył dłonie na pasku od spodni nieznacznie uciskając, jej wzrok

podążył za jego ruchem. Jego członek był juz twardy, naprężony, stojący na baczność. W
tym miejscu jego spodnie były już wilgotne. - Nawet ociupinkę, tak malutko?

Przełknęła ślinę. - N-nie. - Słowa przeszły w delikatny chichot. - Ale ty mnie

pragniesz.

Trochę, ale to zawsze coś.

Kłamstwo. Kłamała. Pragnęła go. Dlatego był tak naprężony, dzięki bogom.

Zdemaskował ją. Zaborczość powróciła, intensywniejsza, bo połączona z

zadowoleniem.

- Posiądę cie, Nike. Obiecuję.

- Po prostu… odejdź - powiedziała, nagle brzmiąc tak… smutno. Powoli się

background image

uspokajała, obróciła się tyłem uciekając od niego. - Skończyliśmy ze sobą nawzajem.
Pamiętasz?

Złe posunięcie. Widzenie jej pleców, nawet osłoniętych tą obszerną szatą,

przypomniało mu co zrobił, a to ponownie rozgrzało jego krew. Cokolwiek musiałby
uczynić, będzie miał tę kobietę.

- Znajdę na to sposób - powiedział jej zanim odszedł.

Aby pomyśleć. Aby coś zaplanować.

Rozdział 6

ATLAS PRZECISNĄŁ SIĘ przez dwuskrzydłowe drzwi, które prowadziły do sali

tronowej Kronosa. Uzbrojeni strażnicy, nieśmiertelni wojownicy, których stworzył sam
Kronos, byli ustawieni w kątach pomieszczenia. Każdy trzymał dzidę, a miecze kołysały
się w pochwach przy ich pasach. Stali na baczność, czekali na rozkaz albo groźbę.
Przystąpiliby do działania w obu przypadkach.

Oczywiście, że byli tam również wojownicy, którzy byli ustawieni po obu

stronach fioletowego dywanu z owczej wełny, który poprowadził do udekorowanego
drogimi kamieniami podium, otaczali Atlasa kiedy sunął na przód. Jego broń już została
mu odebrana, ale nie zamierzali ryzykować, patrząc na każdy jego ruch z nieufnością..

Zastanawiał się czy, kiedy Nike była wolną kobietą, kiedykolwiek została

wezwana do tego pokoju, aby spotkać się z Zeusem, jej królem. I jeśli tak, to czy po to,
aby zostać ukarana czy nagrodzona?

Przestań o niej myśleć. Skoncentruj się na Kronosie. On jest przebiegły, pamiętaj

o tym.

Boski król nie był tym samym mężczyzną, za jakiego uchodził przed uwięzienia.

Tysiące lat w Tartarze zmienił go, był twardszy, ostrzejszy. Bardzo pamiętliwy. Wyzbył
się wszelkich słabości.

Teraz Kronos odmówił pobytu w niebiosach bez wojska mającego go chronić. W

końcu, mężczyzna w stanie wojny z własną żoną nie może być zbyt ostrożny. Zwłaszcza,
gdy ta żona jest królową z potężnymi możliwościami i własnymi sojusznikami. śona,
która…

Zawroty głowy zmusiły Atlasa do zaprzestania rozważań, zmarszczył brwi.

Zmarszczył je, ale nie zatrzymał się aż nie doszedł do końca dywanu. Zachował
ostrożność, z trudem skupił się na Kronosie. Co było z nim nie tak?

Król siedział na tronie z litego złota. Ciemne kosmyki przebijały się przez jego

srebrzyste włosy, a jego broda przerzedziła się od momentu, kiedy Atlas widział go
ostatnim razem. Nawet pewne oznaki starości zniknęły z jego twarzy. Nosił długa biała
szatę, podobną do ubioru więźniów zamkniętych w Tartarze. Dlaczego? Atlas zawsze się
nad tym zastanawiał.

Tylko dwa wyjaśnienia miały jakikolwiek sens. Po pierwsze, Kronos nosił taką

szatę przez wieki i teraz było mu w tym najwygodniej. Albo nie chciał zapomnieć czym
kiedyś był... i czym mógł ponownie się stać, jeśli nie będzie dostatecznie uważał. Atlas
był więcej niż szczęśliwy po zrzuceniu tej szaty. Czy Nike zrobiłaby to samo, gdyby
kiedykolwiek odzyskała wolność? Nie żeby było to możliwe...

Znowu o niej myślisz.

background image

Jakaś kobieta stała obok tronu. Posiadała jedną z najgładszych twarzy jakie Atlas

kiedykolwiek widział, miała bladą, pokrytą piegami skórę. Była szczupła, miała ciemne,
kręcone włosy i delikatną posturę. Nie wyczuwało się od niej żadnej mocy. Raczej,
wydawała się… nieistotna. Eteryczna, wydawało mu się, że w ten sposób może wyglądać
duch. Prawie taki sam, tylko prześwitujący. Niby stojąca tam, ale nie do końca. Jej oczy
były ciemne, wolne, jakby nikogo tu nie było.

Gdy podniosła rękę i odgarnęła pasemko włosów z czoła, mógł się tylko gapić.

Elegancja ruchu wywołała jego szacunek. Miała więcej gracji niż tancerz, ruch

był delikatniejszy niż lot motyla. Była z nimi, tylko nie dbała o to, co się wokół niej
działo.

Atlas przestał zwracać uwagę na kobietę i rozejrzał się po sali. Było tam tysiące

żyrandoli, każdy lśnił łzami. Iskrzyły się w wielu barwach. Dziwne, pomyślał,
przechylając się chcąc uzyskać lepszy widok. Powietrze było nawet słodko przesycone
zapachem... zrobił głęboki wdech... ambrozji. Ach. Teraz zrozumiał zawroty głowy i
blask. Zapach suszonej ambrozja wypełniał pokój. Aby stał się potulny?

- Atlasie, bogu Siły - powiedział Kronos kiwając głową, wyciągając go z jego

zadumy.

Atlas stosownie się ukłonił. - Mój królu. To dla mnie honor, że zechciałeś mnie

przyjąć.

Kronos pochylił się do przodu, srebrne oczy emanowały niepokojem. - Wszystko

jest w porządku w Tartarze, prawda?

- Zaprawdę, powodzi nam się niezawodnie.

Chwilę ulgi natychmiast zastąpił niepokój. - Dlaczego więc prosiłeś o to

spotkanie?

Na całym świecie nie było nikogo, kto nienawidziłby Greków bardziej niż ten

mężczyzna, ten tytan, i miał ku temu powody. Pozbawili go jego mocy, upokorzyli przed
jego ludźmi. Również Nike miała w tym swój udział.

Po prostu mu powiedź. Miej to za sobą.

- Chcę przenieść kobietę z więzienia i ulokować ją …

- Chwila. Zatrzymaj się tutaj. - Marszcząc brwi, Kronos podniósł rękę. - Nie

będzie żadnego przenoszenia kogokolwiek z Tartaru. To zbyt niebezpieczne.

Spodziewał się takiej odpowiedzi. Jednakże brnął dalej. - Może nagroda jest

warta niebezpieczeństwa. Trzymałbym ją pod kluczem wewnątrz mojego domu, Wasza
Królewska Mość. Nigdy nie zdjąłbym jej obroży - cóż, nie licząc momentu przewiezienia
jej do jego domu, nie mogła wyjść z Tartaru wraz z nią, ale zamierzał ponownie jej ją
założyć kiedy dotarliby na miejsce - i stałaby się moją niewolnicą. Byłaby strasznie
nieszczęśliwa.

Pierwsze kłamstwo tego dnia i z pewnością nie ostatnie. On tylko chciał zrobić

Nike przyjemność.

Czy wybaczył jej to co mu zrobiła? Nie był pewien. Wszystko, co wiedział to, to

że już nie chciał jej już zabić. Myślał, że może w końcu mu się znudziło czekanie i nie
mógł się doczekać tego dnia. Myślał tak, aż do teraz, to była ostatnia deska ratunku.

Król przeciągnął językiem po zębach. - O kim mówisz?

- O Nike. Greckiej bogini Siły. - Nie pozwolił ani odrobinie sympatii ubarwiać

ton jego głosu.

Król rozszerzył oczy ze zdumienia. - Tej która… - Teraz te oczy wpatrywały się w

background image

pierś Atlasa i niżej, gdzie koszulka zakrywała wypalone litery.

- Tak. Właśnie tej. - Dostrzeż mój gniew, tylko mój gniew. Tyle że, to co zrobiła

już go nie denerwowało. Te ślady były tak bardzo częścią jego osoby, jak jego imię były
częścią jej.

- Interesujące. - Kronos odchylił się do tyłu na tronie rozmyślając. - Nie sądzisz,

że wystarczająco mocno cierpi wewnątrz Tartaru?

Nadszedł czas na kolejne kłamstwo. - Nie. Nie sądzę. - W istocie rzeczy, po

smutku, jaki usłyszał w jej głosie przy okazji ich ostatniego spotkania, mógł orzec, że
bogini cierpiała.

A on tego nie chciał.

- I co zrobisz, aby wzmóc jej cierpienia?

- Tak bardzo mnie nienawidzi - i pożąda mnie, dodał w myślach, nie będzie

ujawniać głębi irytującego pomysłu, że mógłby wywoływać u niej wstręt - iż będzie
szczególnie cierpieć sprzątając mój dom, przygotowując mi jedzenie i grzejąc moje
łóżko.

Król uśmiechnął się do upiornej dziewczyny. - Co chciałabyś uczynić swojemu

Parysowi, co, moja Sienno? Uczyniłaś z niego swojego własnego niewolnika.

Jej wyraz twarzy nigdy się nie zmieniał. Nie udzieliła żadnej odpowiedzi, żadnej.

Czy mówił o Parysie, opętanym nieśmiertelnym, który przyprowadzał nowych

więźniów do Tartaru? Atlas myślał nad tym chwilę, a potem wzruszył ramionami. Nie
dbał o to. W tym momencie tylko Nike go obchodziła.

- Mój królu? - mówił Atlas. - Brakuje mi tylko twojej zgody, aby przysporzyć

Nike więcej męki. Moja determinacja nie ma sobie równej. Nie będziesz rozczarowany
wynikami, panie.

Kronos spojrzał mu prosto w oczy i jego uśmiech spełzł mu z twarzy. Siedzieli

minutę w ciszy. Potem król westchnął. - Obawiam się, że muszę odmówić. Choć podoba
mi się pomysł przysporzenia dodatkowego bólu Nike, nie chce ryzykować usunięcia
obroży, nawet kilka sekund może spowodować jej wybuch. Jest Siłą, jeśli w jakiś sposób
zdoła uciec i uwolnić swoich braci, wybuchnie kolejna wojna. Nie mogę sobie pozwolić
na rozproszenie uwagi. Cóż, nie bardziej, niż jest rozproszona obecnie. I tak spędzam
większość mojego czasu na obserwacji Władców Podziemi.

Władcy Podziemi. Cóż. Dziewczyna o imieniu Sienna chciała zniewolić

nieśmiertelnego Parysa. Atlas nigdy nie zadawał się z facetem lub z którymkolwiek z
jego znajomych, ponieważ w gruncie rzeczy byli jego wrogami, nawet już przebywał w
więzieniu, kiedy stworzył ich Zeus.

Ale słyszał wiele historii i wiedział, że są bezwzględnie… brutalni.

- Mój królu. Jeśli tylko…

- Znasz moją odpowiedź, Siło. Nie rozumiem, dlaczego ciągle tu jesteś.

Poczucie przygnębienia i furia, zaczęły narastać. Chciał wejść na podium, złapać

króla i potrząsać nim. Jak śmiał odmówić jego prośbie? Jak śmiał odmówić mu obiektu
jego pożądania? Zamiast tego jednak odpowiedział: - Cóż, mój królu. Dziękuję za
poświęcony czas - i obrócił się na pięcie. Robiąc to unikał kary.

Wyszedł z sali, jego determinacja okryła cieniem wszystko inne. Już postanowił,

że nic nie powstrzyma go przed roszczeniem sobie pretensji do Nike. Teraz zdał sobie
sprawę, że może wiele zrobić. Niech król będzie przeklęty. Będzie miał tę kobietę, kiedy
tylko zechce.

background image


Rozdział 7

- CHODŹ ZE MNĄ.

Puls Nike przyspieszył na brzmienie tych głębokich tonów. Niepewna,

przewróciła się na swoim łóżku. No tak, jej skóra zadrżała, gdy spojrzała na Atlasa.
Przystojny jak zwykle, stanął przy kratach; kratach, które teraz się rozsunęły. Wyciągną
rękę i ponaglił ją. W tym ruchy była ukryta złość.

Co zrobiła tym razem?

Próbowała go ignorować. Próbowała udawać, że nic do niego nie czuje. Nic

jednak nie mogło powstrzymać tego szaleństwa. Na bogów, nie mogła przestać myśleć o
tamtym pocałunku. Nie mogła sobie darować, że nie pozwoliła sobie na całkowite
zapomnienie.

Chciała wszystkiego zanim odda cokolwiek.

Co z tego, że potem by ją odrzucił? Co z tego, że wyśmiewałby się z jej

kapitulacji? Co jeśli znalazłby kogoś innego i afiszował się z nim przed Nike? Dla tych
kilku błogosławionych godzin... kogo ona oszukiwała? Na kilka błogosławionych minut,
była pewna, że nie chciałby trwać w tym związku ani chwili dłużej, ponownie zaznałaby
radości bycia z nim. Po prostu czując, dając, biorąc, dzieląc się… kochając.

Mając całą resztę, odezwał się zdrowy rozsądek, ale nie mieć miłości.

Miłość byłaby tylko moim odcuciem. Ale najpierw muszę zaoferować mu właśnię

całą tę resztę. Nie żebrałaby o to. Dziewczyna miała swoją dumę.

Duma nie sprawi, że dojdziesz.

- Chodź - powtórzył.

Co kombinował? Czy miało to znaczenie? Wszystko było lepsze od tej monotonii.

Powoli podniosła się. Jej włosy potrzebowały szczotkowania, na bogów, całe jej

ciało potrzebowało prysznica. Jak dawno temu go brała? Więźniom przynoszono miskę
wody każdego dnia i to było na tyle.

- Dlaczego?

Mięśnie zadrgały na jego szczęce. - Chcesz spędzić kilka godzin poza więzieniem

czy nie?

Chwileczkę. Co? Opuścić Tartar? Była na nogach zanim jej mózg zdołał

przetworzyć jego słowa. Jej kolana prawie odmówiły posłuszeństwa, spędziła tak dużo
czasu skulona, znudzona, ale jednak udało jej się stanąć. Nawet przeciągnęła się i splotła
razem palce.

Gorąco płynące od jego skóry nie powinno wstrząsnąć nią, ale tak się stało.

Skostnienie nie powinno pozwolić na rozpalenia ognia w jej krwi, ale zawrzała.

- Zabierasz mnie na zewnątrz?

- Tak. Ale nie możesz powiedzieć choćby jednego słowa, kiedy będziemy w

pokoju strażników. Rozumiesz?

- Tak. - To mogła być sztuczka. Podstęp mający obudzić jej nadzieje tylko po to

aby okrutnie ją potem zniszczyć, ale nie dbała o to. Jeśli była szansa, choćby niewielka,
że mówił prawdę, zrobiłaby wszystko o co poprosi.

Bez słowa, wyprowadził ją z celi i ciągną za sobą w kierunku sali. Inni

więźniowie dostrzegli ją i zaczęli jęczeć. Kilku z nich nawet szeptało między sobą,
plotkując o tym jakich uciech można zaznać w niebie. Inni podbiegli do krat i po prostu

background image

patrzyli w jej smutne oczy.

Erebos nawet krzyknął: - Hej, a teraz to gdzie się z nią wybierasz?

Atlas zignorował go, Nike zrobiła to samo. Poczucie pilnej potrzeby przebiegło

przez jej myśli. Jeśli Atlas naprawdę to robił, zabierał ją na zewnątrz, choćby kilka
godzin… to dlaczego?

- Dostałeś na to pozwolenie? - zapytała. - Wiesz nie jesteśmy jeszcze w pokoju

strażników, więc mogę chyba mówić.

- Nie. Nie dostałem pozwolenia. - Jego słowa były szorstkie, najwyraźniej nie

chciał z nią rozmawiać.

Jakby kiedykolwiek zrobiła to, czego po niej oczekiwał. - Więc dlaczego…

- Po prostu siedź cicho.

- Bo co?

- Jak nie to uciszę cię w mój ulubiony sposób.

Otworzyła szeroko usta. Czy właśnie powiedział, że ma zamiar zamknąć jej usta

pocałunkiem? Czy może raczej ma zamiar nacisnąć przycisk na jej obroży i przepuścić
fale bólu przez jej mózg? Pół na pół, pomyślała. Jego proklamacja wydała jednak
upragnione rezultaty. Była zbyt zajęta rozmyślaniem nad znaczeniem jego słów.

W pokoju strażników, miało wiele uciechy robiąc zakłady o więźniów. Spojrzeli

na Atlasa i pokiwali grzecznie głowami, ale zaraz stali się zimni, gdy ją dostrzegli. Jak
obiecała, zachowała ciszę.

- Próbowała uciec? - zapytał jeden, oczywiście w takim przypadku gotowy ją

ukarać.

- Nie. Po prostu na trochę zabieram ją na zewnątrz - powiedział Atlas.

- Dlaczego? - odezwał się inny głos. - Nikt nie wychodzi na zewnątrz.

- Jej niewyparzony język uraził mnie. Dlatego, zasługuje na nową karę. W tym

celu, planuję pokazać jej czego więcej już nie będzie mieć.

Te same słowa, ona wypowiedziała do Aergii, bogini Lenistwa. Zapamiętał je.

Strażnicy nadal oponowali. - Czy to jest zgodne z…

- To ja zarządzam tym więzieniem i przebywającymi tu ludźmi. Więc zamknijcie

się i róbcie swoje. - Po czym Atlas wyprowadził ją z budynku na światło dzienne. Nikt
nie próbował go zatrzymać.

Kiedy pierwsze promienie dotknęły jej skóry, wyszarpnęła się z jego uścisku i

zatrzymała, po prostu pławiąc się tą chwilą. Chmury. Słońce. Zamknęła oczy, odchyliła
głowę, wyciągnęła ręce. Ciepło kontrastowało z chłodnym podmuchem… światło, jej
skóra napawała się tym łakomie. Oh, jak ona za tym tęskniła. Wolałaby patrzeć na
świątynie, złote ulice i ludzi, ale wzięła to, co mogła dostać bez skarg.

Nagle silne ramiona owinęły sie wokół niej. - Jesteś piękna - wyszeptał Atlas,

potarł nosem jej ucho, mówiąc: - Wiesz o tym, prawda?

- Wiem jak wyglądam. - Zatrzepotała rzęsami. Chmury okryły go powodując

wymarzony cień. Jej serce bębniło i nie mogła powstrzymać się przed położeniem rąk na
jego klatce piersiowej. Uświadomiła sobie ze zdziwieniem, że jego serce także biło
bardzo szybko. Był… czy mógł być tak zafascynowany nią jak ona była nim? - I piękno
nie jest odpowiednim słowem, którym można by mnie opisać.

Podniósł głowę przypatrując się jej. Czułość złagodziła wyraz jego twarzy, mogła

powiedzieć, że nigdy nie był bardziej pociągający. - Więc nie patrzysz na siebie tak jak ja
to robię.

background image

Jak na nią patrzył? Z nienawiścią… ale czy naprawdę nadal jej nienawidził? Jak

mógłby skoro właśnie eskortował ją na zewnątrz? - twierdziłaby raczej, że wyobrażał ją
sobie z rogami, kłami i ogonem.

Chrząknęła, zbyt wystraszona, aby zapytać. - Dlaczego to dla mnie robisz? - Dużo

łatwiejsze pytanie, na które odpowiedź prawdopodobnie nie zniszczyły tak bardzo jej
kobiecej dumy.

- Mam swoje powody - powiedział. - Ale, choć podoba mi się stanie tutaj z tobą,

mamy mało czasu. Chcesz spędzić go tutaj czy jedząc jedzenie, które przygotuję, jak
również wziąć kąpiąc? To były dwie rzeczy za którymi zawsze tęskniłem podczas
swojego pobytu tutaj.

- Je… jeść. Wykąpać się. - Czy to się działo naprawdę? Pewnie ponownie o nim

śniła. Nie wiedziała jak wytłumaczyć jego zachowanie, tę sytuację.

Pocałował ją w koniuszek nosa. - Więc będzie i jedzenie, i kąpiel. Chodź. Skoro

nie mogę wyrwać cię z tego królestwa, a tu nie ma domów, gospód czy sklepów, więc
rozbiłem obozu milę na północ stąd, bez widoku na więzienie.

Śnię, z całą pewnością. Albo to jest jakaś sztuczka, jak pomyślała na początku.

Jednak podążyła za nim nie protestując.

Rozdział 8

W MIĘDZYCZASIE DOTARLI DO obozu, który rozbił. Atlas był już twardy i

obolały. Nike szła przyciśnięta do jego boku, jej kobiecy zapach kręcił go w nosie, jej
gorąco promieniowało do jego ciała.

Gdy dostrzegła namiot, który wzniósł, jęknęła. Jej duże brązowe oczy

uśmiechnęły się do niego zanim pognała do przodu, nie zwolniła, kiedy przechodziła
przez przednie wejście.

Usłyszał kolejny jęk.

Uśmiechając się, Atlas podążył za nią do środka. Lubił tę jej łagodniejszą wersję.

Stanęła na środku, kręcąc się, najwyraźniej próbując zabrać się za wszystko na

raz. Rozłożył na podłodze futra, nawet przytargał tu niewielki okrągły stół i nakrył go jej
ulubionym jedzeniem. Była tam także porcelanowa wanna już napełniona gorącą wodą,
płatki róży pływały po powierzchni.

Nie można było powiedzieć, że tytan, bóstwo Siły, nie wiedział jak oczarować

kobietę.

Ręka Nike zatrzymała się nad sercem, kiedy odszukała wzrokiem talerz, na

którym były truskawki z serem. - Skąd wiedziałeś, że je lubię?

Ponieważ zawsze uważnie obserwowałem każde twoje działanie. Patrzyłem na

ciebie ze swojej celi, kiedy jadłaś je ze swoimi przyjaciółmi i żałowałem, że nie jestem
jednym z nich, rozkoszująch się twoim dobrym humorem. Jednakże, to nie było coś, do
czego miał zamiar się przyznać.

- Ślepy traf - powiedział.

Spojrzała w dół na dywanik i dotknęła go swoją bosą, brudną stopą. - Naprawdę

nie rozumiem, dlaczego to robisz, Atlasie.

- Więc jest nas dwoje - odpowiedział szorstko.

- Ale…

background image

- Po prostu ciesz się tym, Nike. To wszystko co mogę ci dać.

Zamrugała szybko, jej spojrzenie obezwładniło go. - Ale dlaczego chcesz mi

cokolwiek dawać?

- Przestań zastanawiać się nad moimi pobudkami. Zapewniam cię, że nie jest to

żaden podstęp czy kara. Nie zatrułem jedzenia, jeżeli o tym myślałaś. - Zmniejszył
odległość pomiędzy nimi, położył ręce na jej ramionach i skierował ją ku stołowi.

Jedli w ciszy. Zachwyt na jej twarzy, zachwyt, który powiększał się z każdym

kęsem, uszczęśliwiał go. Delektowała się każdą kroplą wina, mrucząc przy każdym łyku.

Zabranie jej tutaj było warte zaryzykowania gniewu Kronosa, pomyślał.

Choć, technicznie rzecz biorąc, Kronos jedynie zakazał mu zabrać ją z Tartaru.

Więc nie sprzeciwił się jego woli. Chmury wkoło więzienia były częścią tego królestwa.
Tak naprawdę, nie złamał jakichkolwiek zasad. Kronos, jednak będąc Kronosem, nie
będzie patrzeć na to w ten sposób.

Ciągle jednak Atlas nie żałował. Nigdy nie widział tej radosnej strony greckiej

bogini i stwierdził, że lubi ją tak bardzo jak wszystko inne w niej samej. To było więcej
niż mógł dostać.

Kiedy dokładnie wysprzątali talerze, zainteresowała się kąpielą. - To dla mnie?

Kompletna tęsknota promieniowała od niej, ale jeszcze nie wykonała żadnego

ruchu w tamtym kierunku.

- Tak. Ale nie mogę spuścić cię z oka. Wiesz o tym, prawda?

Przygryzła dolna wargę i pokiwała głową. - Więc mówisz, że mogę się wykąpać,

kiedy będziesz patrzyć albo wcale.

- Dokładnie.

Spodziewał się, że będzie z nim walczyć. Cholera, mogła odmówić wprost. Nie

oczekiwał, że wstanie i bez wahania pozbędzie się swojej szaty. Na widok jej nagości
zacharczał. Już w jego myślach była piękna… ale teraz, w tej chwili… święci bogowie.
Była najwytworniejszą istotą, jaką kiedykolwiek stworzono.

Jej skóra, tak złota i gładka, okrywająca delikatne mięśnie i soczyste piersi. Te

piersi były miękkie, idealnie dopasowane do jego rąk, a jej sutki były tak soczyście
różowe jak zapamiętał. Marzył o napełnieniu nimi ust.

Podeszła do wanny i weszła do środka. Jej pupa, jej plecy… jego imię. Wstał

zanim zdążył sobie uświadomić co robi. Pragnął całować te tatuaże, choć wtedy z
pewnością podjęłaby walkę. Nie zamierzał jednak przepraszać za to co zrobił. Cholera,
nie. Za bardzo lubił te litery.

Nike obróciła się powoli, napotkała jego wzrok, kiedy osunęła się do wody. Nie

ukrywał pożądania, które czuł, niszczyło go, zżerało i pozostawiało tak nagim jak ona.
Jej twarz jednak wyrażała obojętność.

Wolno wzięła do ręki kostkę mydła, które przyniósł tu dla niej. Wyglądała na

całkowicie niespeszoną, kiedy mydliny zaczęły pokrywać całe jej ciało, spływając do
tych wspaniałych piersi ukrywających się pod płatkami róż. Chciała także umyć włosy,
mokre kosmyki przylepiły się do jej twarzy i ramion.

Z każdym jej ruchem podchodził coraz bliżej. Nie mógł nic na to poradzić. W

końcu skończyła i wstała. Kolejna uczta dla jego oczu. Cała ta siła, której łaknął nade
wszystko na świecie, ociekała wodą, chciał zlizać z niej każdą kroplę.

- O czym myślisz? - zapytała wychodząc z wanny. Jej głos był wyprany z emocji,

tak samo jak wyraz twarzy. Dlaczego?

background image

- Potrzebuję cię - ledwie wychrypiał.

W końcu jakaś reakcja. Ulga i pożądanie, bardzo intensywne, przepłynęły przez

nią, uśmiechnęła się uwodzicielskim uśmiechem. - Więc pokaż jak bardzo.

Naśladowała jego wcześniejsze słowa zupełnie niespodziewanie. Skąd ta nagła

zmiana w niej? Nie ważne. Jak powiedział już wcześniej, nie było sensu zastanawiać się
nad kierującymi nimi pobudkami. śadnymi. Nie teraz.

Zmniejszył odległość pomiędzy nimi w ułamek sekundy. Jego ramiona owinęły

się wokół niej przyciągając ją do niego. Ich wargi dotknęły się wywołując dziką żądzę,
ich języki rozpoczęły poszukiwania plącząc się i zespalając razem. Pocałunek trwał bez
końca, zatapiając go we wszystkim czym była.

Nie chciał przestawać, nawet na chwilę, ale musiał zdjąć swoje ubranie. Jeśli

zaraz nie poczuje skóry na skórze może spłonąć w płomieniach. Dysząc, zerwał z siebie
koszulę, buty i na końcu spodnie.

- Atlas - ponagliła go.

Ponownie złapał ją w ramiona. W końcu. Cudownie. Skóra przy skórze. Oboje

jęknęli z powodu upajającego zapachu. Jej sutki potarły o jego klatkę piersiową, o jego
tatuaże, w tej samej chwili ich dolne partie ciała także naparły na siebie. Zsunęła się w
dół, odnajdując te litery językiem, i bogowie, nigdy nie był szczęśliwszy z powodu ich
posiadania.

Gdy tylko skończyła okrążać językiem ostatnią, zaczęła pocałunkami wyznaczać

sobie drogę w kierunku pachwiny. Upadła na kolana.

Co ona zamierzała zrobić… proszę, błagam, proszę… ale ona nie lubiła go

wystarczająco aby to zrobić. Lubiła? - Co ty…

Wciągnęła jego członek głęboko do ust.

Odchylił głowę do tyłu i krzyknął. Samo poczucie tego wilgotnego gorąca

doprowadzało go do ekstazy, na pewno nigdy wcześniej z nikim nie było mu tak
cholernie dobrze. Ten pierwszy raz zażądał czegoś od niej. Poruszała się to do przodu, to
do tyłu, pozwalając aby uderzał w tylnią cześć jej gardła.

- Bogowie! Nie pozwól mi dojść.

Zaśmiała się, wycofała i zaczęła drażnić językiem jego jądra. - A czy ja

kiedykolwiek cię posłuchałam?

- Lisica.

- Dlaczego mam nie sprawić, że dojdziesz?

- Ponieważ chcę wytrysnąć wewnątrz ciebie. - Warcząc, upadł na kolana. Mogła

posmakować jego nasienia. Później. Nie okłamywał jej. Bardziej od wszystkiego, nawet
od tej ekstazy, chciał już w niej być, nie zamierzał dłużej czekać. - Rozszerz dla mnie
nogi.

Zanim się spostrzegła, wsunął w nią dwa palce. Więcej wilgotnego ciepła. Ku

jego wielkiej radości… - Jesteś już dla mnie gotowa. - Nigdy nie był bardziej dumny z
tego, że doprowadził kobietę do tego stanu. I to za pomocą pocałunków, tylko
pocałunków…

Zadrżała, musiała trzymać się jego ramion aby nadal trzymać pion. - Jestem

gotowa za każdym przeklętym razem, kiedy cię widzę.

I nienawidzę tego, mógł wyczytać z jej tonu, ale był w stanie jedynie rozmyślać o

tych wypowiedzianych słowach. - Zdaje się, że mam to samo.

Początkowo jedynie zamrugała, jakby nie chciała mu uwierzyć. Pojawiła się w

background image

niej...

jak on śmiał to zrobić? ... nadzieja. Złożyła słodki pocałunek na jego ustach i

pochłonęła jego oddech. - Nie mów mi takich rzeczy - wyszeptała.

- Dlaczego nie? Przecież to prawda.

- Ponieważ to mnie rozczula.

Zachował się jakby nie dosłyszał tych słów. - Zróbmy to zanim spłonę, słoneczko.

- Tak, proszę.

Pocił się i dyszał, kiedy przysiadł na pośladkach, wyciągnął się i położył rękę na

jej tyłku. Pociągnął ją na swoje kolana, zmuszając do owinięcia nóg wokół jego pasa.
Kiedy jej ręce zaplątały się w jego włosach, uniósł ją, umieszczając czubek jego członka
tuż nad jej potrzebującym wnętrzem.

- Gotowa? - zapytał ochryple. To było to. Moment, na który czekał od zawsze.

- Tak.

Wsunął się w nią mocno, tak, że odchyliła się do tyłu, w następnej chwili

znajdował się cały w jej ciele, otoczony ciepłem, którego odmówił mu jego król, jego
monarcha, chcąc tylko ją posiąść. Było lepiej niż pamiętał, nawet lepiej niż to sobie
wyobrażał. Nie mógł się zatrzymać, nie mógł dać jej czasu na przyzwyczajenie się do
jego penetracji. Pompował nieustannie, zbyt przytłoczony przyjemnością, nie mogąc nie
wtargnąć w sam środek tej burzy. Być może czuła to samo. Paznokciami poraniła jego
skórę na plecach, a jej jęki dzwoniły mu w uszach Bogowie, byli tak blisko. Cali w
ogniu. Płonęli. Byli zdesperowani. Sięgnął między ich ciała i nacisnął kciukiem w
ulubionym przez siebie miejscu.

- Atlas - wykrzyczała, mięśnie jej pochwy ścisnęły go mocno.

Doszła, gubiąc się tak jak on, świadomość tego także zaprowadziła go nad samą

krawędź. Wytrysnął w niej, gubiąc się w niej, przeżywając najintensywniejszy orgazm w
całym życiu.

Całą wieczność później spazmy przyjemności ustały. Razem upadli do tyłu na

miękkie futra. Przytulał ją do siebie, nie chcąc jej puścić nawet na chwilę. Chciał
zatrzymać ją przy sobie tylko teraz… czy może już na zawsze?

Tak, na zawsze, pomyślał, otwierając szeroko oczy. Pragnął mieć ją zawsze u

swego boku. Mieć więcej niż to, co przeżyli przed chwilą. Mieć więcej jej. Kiedy
całkowicie wybaczył bogini, nie wiedział. Kiedy zmięknął, także nie wiedział. Wiedział
tylko tyle, że ona jest najważniejszą częścią jego życia. Może zawsze była, tylko był zbyt
głupi aby to zrozumieć.

Co on do cholery robił?

Mogli być razem każdej nocy, kiedy przychodziła jego zmiana, ale nie mieliby

zapewnionej prywatności, a ją szybko zdenerwowałoby jego zainteresowanie, kiedy nie
chciałby jej uwolnić. Czułby to samo znajdując się na jej miejscu. Ponadto, pod tym
względem była zbyt podatna na zranienie. Ale miał problem, nie potrafił bez niej żyć.
Zdążył już to sobie udowodnić.

Niech to szlak, kolejna myśl opadła na dno jego żołądka. Cholera!

Kiedy w końcu znalazł tę jedyna kobietę, ich związek okazał się skazany na

niepowodzenie.

Rozdział 9

background image

KOCHAM GO, POMYŚLAŁA NIKE. Znowu. Jestem naiwna.

On był… po prostu niesamowity. Wyciągnął ją z więzienia, dał jej wszystko, o

czym marzyła: jedzenie, wodę i własne ciało. Bogowie, podarował jej to smakowite
ciało.

Delektowała się każdą chwilą. Jego smakiem, dotykiem, uczuciem tego

cudownego tarcia w jej wnętrzu.

Minęły juz cztery dni, ale ona potrzebowała więcej. Zawsze musiała mięć więcej.

Większość czasu spędziła zamknięta w celi, chodząc w kółko, próbując wymyślić

sposób, w jaki mogliby być znowu razem. Jeżeli wciąż jej pragnął. Atlas przychodził
przynajmniej raz na dzień, aby upewnić się, że została nakarmiona, że miska z woda dla
niej jest pełna, ale nie wypowiedział ani słowa. Prawdę mówiąc, nie rozmawiali ze sobą
od momentu opuszczenia namiotu.

Od tego czasu zaczęła się czuć zbyt pusta i odkryta. Obawiała się, że to, co czuła

do niego było widoczne w jej oczach. Miał wszystko, co pragnęłaby we własnym
kochanku.

Jego siła była adekwatna do jej. Nigdy nie musiałaby martwić się, że sprawia mu

ból. Był dowcipny i czarujący. Był opiekunem, wojownikiem. Był mściwy, a to akurat
była wiadomość z pierwszej ręki.

Uśmiechnęła się, pragnęła dosięgnąć do miejsca pomiędzy łopatkami i pod

palcami poczuć wygrawerowane litery, jego imię. Była pewna, że litery będą równie
gorące jak sam mężczyzna. Ale…

Dlaczego z nią nie rozmawiał?

Dlaczego ty z nim nie rozmawiasz?

Ponieważ nie wiedziała co powiedzieć. Czy wciąż jej pragnął? Czy coś do niej

czuł? Co miałaby zrobić, jeśli nie, a niestety było to najbardziej prawdopodobne? Część
jej chciała wziąć wszystko, co mógł jej ofiarować. Inna cześć jej osobowości wiedziała,
że jej duma nie pozwoli na coś takiego. Ale ostatecznie, kiedy wrócili do Tartaru i
zasunął za nią kraty od jej celi, poczuła ukłucie żalu. śałowała, że musiał napiętnować ją
od środka. śałowała, że nie mogli spędzić ze sobą więcej czasu — w łóżku czy poza nim.

Nike szarpnęła za swoją obrożę i wrzasnęła. Pieprzyć to. Była uosobieniem siły, a

teraz była tak bezsilna jak niemowlę. Jak mogłaby zyskać serce mężczyzny, kiedy nie
mogła nawet odzyskać własnej wolności?

***

ATLAS USŁYSZAŁ KRZYK pełen frustracji i od razu wiedział, kto go wydał.

Nike.

Jego Nike. Jego piękna Nike. Zastanawiał się co zrobić, w jaki sposób mogliby

być razem, przez cztery dni. Cóż, ja widać czas na myślenie się skończył. Była blisko
załamania.

Zasmakowała wolności; teraz odizolowana od świata, musiało być tysiąc razy

gorzej niż wcześniej.

Był wściekły, bo musiał ją zamknąć, wiedział, iż nigdy nie będą razem dopóki

będzie pozbawiona wolności. Wiedział także, że nie będą mogli być razem, kiedy ją
wypuści.

Prawdopodobnie uciekłaby, a on definitywnie zostałby ukarany.

background image

Może kochała go, może nie. Może zostałaby z nim. Lub choć próbowała z nim

być.

Lubiła go i pociągał ją, tego akurat był pewien. Inaczej, po tym wszystkim, co się

pomiędzy nimi wydarzyło, nie przespałaby się z nim. Ale miłość? Tego nie wiedział.

Nawet nie miało to znaczenia. Wystarczało, że on ją kochał. Może zawsze tak

było.

Nigdy nie czuł nic tak silnego do kobiety. Nigdy wcześniej nie chciał z kimś

spędzać każdej minuty, nigdy nie pragnął przytulić się do kogoś podczas snu czy zjadać
razem każdego posiłku, rozmawiać i śmiać się z codzienności. Urządzać potyczki słowne
lub siłowe. Z nikim innym, tylko z nią.

Ale nie mogli być razem, choćby nie wiadomo co zrobił. Mógł jednak posunąć się

tylko do jednego.

Strach. To czuł, kiedy wbiegał po schodach kierując się do jej celi. Oraz… ulgę.

Waliła pięścią w ścianę, tumany kurzu unosiły się wokół niej. Jej widok niemal go zgubił.
Chciał całować ją, dotykać jej ciała, znaleźć się w niej. Udawaj zimnego. Rób co trzeba.
Jego ręka drżała, kiedy przyłożył ją do czujnika.

Słyszała dźwięk rozsuwanych krat i odwróciła się. Gwałtowny wdech otworzył

jej piękne wargi. Bez słowa, podał jej dłoń.

- Co…

- Po prostu chodź.

Zmarszczyła brwi jakby zgadzała się na wszystko.

Ciągle się nie odzywając, pociągnął ją za sobą zmierzając tę samą drogą, jaką

pokonał przed chwilą. Taką samą drogą, jaką oni razem zmierzali dokładnie cztery dni
temu. Nikt nie próbowała tym razem go zatrzymywać. Kiedy przechodzili przez pokój
strażników, dwoje bogów wywróciło oczami.

Na zewnątrz, Będąc wśród chmur, spojrzał na Nike. Wciąż chciał ją pocałować,

ale wiedział, że gdyby to zrobił, nie potrafiłby pozwolić jej odejść. A musiał.

- Atlas - powiedziała uwodzicielsko. Próbowała objąć go za szyję. - Kolejne

wyjście?

Jestem zachwycona.

Potrząsnął głową i położył palce na zapięciu obroży. Poczuł pod palcami chłodny

metal.

Pochylił się i dotknął wargami środka.

Jej uśmiech zniknął. Dreszcze rozeszły się po ciele. - C-co robisz?

- Uspokój się. - Wziął głęboki wdech, trzymaj się… trzymaj… następnie powoli

przesunął ustami po obroży. Kiedy jego oddech musnął metalu, ten jakby się
poluzował… w końcu rozłożył się i opadł na ziemię. Taka prosta rzecz. Dotyk ust i
oddech. Równie dobrze jeden bóg mógł uwolnić innego, być może w ten sposób
wyśmiewano się z więźniów. Może, dlatego w ten sposób ich porozmieszczano w celach.

Otworzyła szeroko oczy, wyciągnęła się czując na szyi brak obroży.

- Nie rozumiem co się dzieje - powiedziała. To były prawie takie same słowa,

jakie wypowiedziała już wcześniej. Nie odpowiedział na nie wtedy, bo sam nie rozumiał.

Aż do teraz. Kochał ją, ale nie mógł jej tego powiedzieć.

- Idź - powiedział. - Ukryj się gdzieś. Może na ziemi. I nie zależnie od tego, co się

wydarzy pozostań tam. Rozumiesz?

- Atlas… nie. - Potrząsnęła silne głową, nawet zacisnęła palce na jego koszuli. -

background image

Nie, nie mogę. Kiedy na bogów odkryją, że zniknęłam, a tak się na pewno stanie,
będziesz posądzony o pomaganie mi. Zamkną cię, umieszczą z Grekami, którzy cię
nienawidzą. Lub, jeśli będziesz miał szczęście, zabiją cię.

Była, co ze zdziwieniem przyjął, zarówno zdumiona jak i smutna. Martwiła się o

niego, co znaczyło, że będzie cierpieć. To jednak tylko zwiększyło jego determinację, co
do uratowania jej. Nie zasłużyła na życie za kratami.

Zmusił się do zachowania pozorów. Zmusił się do skrzywdzenia jej. - Nie mogę

znieść tego, że ciągle musze na ciebie patrzeć. Przespałem się z tobą, a teraz już mi się
znudziłaś.

Opuściła ręce i zastygła jakby stała się kamiennym posągiem, ale szybko

wzniosła je ku sercu. - Zamknij mnie z powrotem i trzymaj się z daleka ode mnie. Nie
tego chcesz?

Ofiarowałaby mu swoją wolność tylko po to, aby być z nim? Pieprzyć ją.

Zaczynał kochać ją coraz mocniej. - Idź! Nie słyszałaś co powiedziałem? Nie mogę
znieść twojego widoku. Nie rozumiesz? Gardzę tobą, Nike.

- Zamknij się. - Łzy wypełniły jej oczy. Prawdziwe pieprzone boskie łzy. - Nie

chciałeś tego powiedzieć. Nie mogłeś tego powiedzieć. - Ostatnie słowa zamieniły się w
łkanie.

Serce go bolało, ale musiał tak postąpić. Zrób to. Skończ to. - Wolałbym zostać

zabity lub zamknięty, a nie znosić widok twojej paskudnej twarzy choćby jeszcze przez
chwilę. Za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę, przypominam sobie, co zrobiliśmy i
ja… mam ochotę zwymiotować. Wykorzystałem cię, chciałem ukarać, ale sprawy zaszły
za daleko. Nawet jak dla mnie. - Nienawidząc siebie samego odwrócił się od niej. - Więc
wyświadcz na obu przysługę i zniknij.

Przez dłuższą chwilę nic nie powiedziała. Wiedział, że nie uciekła, nie usłyszał

szelestu szaty. I słyszał kwilenie. Szloch. Większość tych łez musiało właśnie spływać po
jej policzkach.

Bogowie, nie mógł tego ciągnąć. Nie mógł jej wyrzucać w taki sposób. Odwrócił

się, mając zamiar chwycić ją i powiedzieć prawdę, zmusić do słuchania. Sprawić, że
odejdzie, ale nie w ten sposób. Już jej jednak nie było, jego dłonie uchwyciły pustkę.

***

- Ty zuchwały głupcze!

Atlas popatrzał w górę na wyłaniającego się z oparów Kronosa. Nie żeby mógł

zrobić coś innego. Jego nadgarstki były przykute łańcuchem do słupów, zmuszając go do
pozostania na kolanach. Obroża, którą wcześniej zdjął z szyi Nike, teraz otaczała jego
własną szyję.

Wiedział, że tak się stanie, ale nie dbał o to. Nadal go to nie obchodziło. Nike

była wolna i tylko to się liczyło.

- Nie masz nic do powiedzenia?

- Nie.

- Jeden Grek może stworzyć armię. Ta armia może nas zaatakować. Zrujnować.

Powiedziałem ci o tym, a ty mnie zignorowałeś.

- Nike nie zrobi tego - powiedział spokojnie. Wierzył, że zniknie. Pomimo złości,

jaką musiała do niego czuć, nie wpakowałaby się w kłopoty próbując ratować ludzi,
których tak naprawdę nigdy nie lubiła.

background image

Kronos uderzył pięścią w tron jak rozdrażnione dziecko. - Tego nie wiesz! Nie

jesteś moim Wszystkowidzącym Okiem.

Atlas zmarszczył czoło, nie da się zastraszyć. - Zaryzykowałbyś ponowne

wtrącenie do więzienia, aby pomóc twoim tytanom? Nie znam wszystkich tajemnic
niebios i piekieł, a mimo to wiem, że nie zrobiłbyś tego. Ona też nie.

Król nie odnalazł na to żadnej odpowiedzi, ale nie powstrzymało go to przed

warknięciem. - Zignorowałeś moje rozkazy i za to zostaniesz ukarany - Rozumiem. -
powiedział bez wahania. To była prawda. Zrozumiał, że król musi dać go za przykład. W
innym wypadku, inni zobaczyliby słabość Kronosa. Nie słuchaliby go, ponieważ Atlas
nie został ukarany za przewinienie.

- Mam nadzieję, że tak. - Część złości Kronosa wyparowała. - Jak tylko dziś rano

zobaczyłem twój portret. Portret namalowany przez moje Oko. Pokazała mi dokładnie
jak cię ukarać. - Król uśmiechnął się perfidnie i spojrzał na nieruchomą dziewczynę
stojącą przy jego boku. - Wiesz co robić, słodka Sienno.

Sienna podeszła do przodu, nóż pojawił się w jej ręce. Zatrzymała się przed

Atlasem i upadła na kolana, stając się z nim oko w oka. Więc to jest to, pomyślał. Koniec.
Jako nieśmiertelny, nigdy nie sądził, że dojdzie do tego punktu. Jednak ciągle twierdził,
że żałuje, iż nie spędził więcej czasu z Nike, że nie będzie miał okazji, aby przeprosić za
słowa, które wypowiedział ostatnim razem, że nigdy nie będzie miał okazji, aby przyznać
się do miłości.

Bez emocji, dziewczyna wbiła ostrze w jego nadgarstek i wycięła czujnik.

Ostatecznie nie odrąbała mu głowy. Zdał sobie sprawę, że Kronos ma zamiar go
zamknąć, a nie zabić.

Dobrze. Więcej czasu na myślenie o Nike i o tym jakie mogłoby być ich wspólne

życie.

Ale nagle Sienna przeniosła ostrze na jego klatkę piersiową i nacisnęła, krojąc. To

ukuło, ale nie sprawiło jakiegoś wielkiego bólu. Nie, ona pokazała mu tylko, że ma
zamiar wyciąć wypalone na jego ciele imię Nike. Wrzeszczał głośno i długo, walcząc ze
wszystkich sił. Strażnicy napięli mięśnie, ich silne dłonie chwyciły go za ramiona i
pociągnęły na dół, trzymając silnie. Jeszcze jednak walczył, ale ostatecznie Sienna
usunęła cztery litery.

Kiedy puścili go popatrzył na siebie piekącymi i pełnymi łez oczyma. Krew

spływała po jego piersi. Miał cztery otwarte rany ukazujące mięśnie, w tych miejscach
skóra została kompletnie usunięta. Może przez pewną część życia nienawidził tych
znaków, ale dorosnął do miłości do kobiety, która mu je wypaliła. Teraz nawet były
czymś więcej. To był ostatni pozostały dowód jej istnienia.

Zacisnął dłonie w pięści i wyprostował się. Krew i pot zmieszały się, spływając

jako jednolita ciecz po jego ciele. Kolejny ryk wydarł się z jego piersi i odbił się od
sufitu. Nie przestawał krzyczeć dopóki nie ochrypł.

- Skończyłeś? - zapytał go Kronos.

Jego wzrok skupił się na podium.

- Zniszczę cię - powiedział łamiącym się głosem. - Któregoś dnia zginiesz z mojej

ręki.

- Nie wydaje mi się. Zabrać go do Tartaru - polecił król swoim strażnikom. -

Gdzie będzie gnił przez całą wieczność.

background image

Rozdział 10

ZABRAŁO JEJ TO DWA DNI, ale ostatecznie Nike zlokalizowała położenie

domu Atlasa, majątku na terenie Olimpu. Czy raczej Tytani, w końcu Kronos
przemianował nazwę miasta. Olbrzymia kwota, jaką zdobył Atlas, aby nabyć dom
zadziwiła ją; dokładnie wiedziała ile zapłacił, ponieważ wcześniej była to jej własność.
Ale przypuszczała, iż uważał, że posiadłość była warta każdego centa, jakiego na nią
wydał. Po tysiącach lat mieszkania w maleńkiej celi najprawdopodobniej chciał posiąść
jak największy kawałek przestrzeni, jaki uda mu się zakupić. Oczywiście także pełen
uroku.

Był tam basen, więcej niż trzydzieści pokoi, marmurowe schody i cztery kominki,

wszystkie ściany były z litego złota. Jednak nic z tego ją nie zainteresowało. Tylko jego
sypialnia.

Tam, dowiedziała się więcej o mężczyźnie, który stanął na jej drodze.

Mężczyźnie, który nie zaryzykowałby wszystkiego, tylko po to, aby przestać oglądać jej
twarzy. O mężczyźnie, który nie zaryzykowałby swojego życia dla niczego innego, tylko
miłości.

Prawie wszystko było takie, jakim je zostawiła. Duże łóżko zaścielono

jedwabiami.

Ściany były pokryte freskiem przedstawiającym słońce i niebiosa, meble

pachniały intensywnym mahoniem. Były tam też liczne szafy, każda wypełniona
książkami oprawnymi w skórę. Jej książkami. Ozdobione koralikami poduszki leżały na
podłodze. Jego miejsce do czytania, tak samo jak jej.

Jej uwagę przyciągnęła jedyna zmiana wystroju. Portret zawieszony nad

paleniskiem.

Portret przedstawiający ją.

Musiał zamówić go, po ich schadzce w namiocie. Jej podobizna znajdowała się w

porcelanowej wannie, piana spływała po jej ramionach i piersiach, jej włosy były mokre.
Nie wyglądała tak męsko jak zwykle, artysta dodał zmysłowe światło tlące się w jej
ciemnych oczach, a jej wargi były ułożone w uśmiechu mówiącym: "Chodź i weź mnie".

Nagle zrozumiała, w jaki sposób na nią patrzył. Jak na kogoś pięknego. Już raz jej

to powiedział, ale miała problem z uwierzeniem. Ale teraz…

Tylko zakochany mężczyzna mógł zrobić coś takiego. Tylko zakochany

mężczyzna mógł umieścić coś takiego w tak ważnym miejscu. Tylko zakochany
mężczyzna chciałby patrzeć na portret kobiety każdej nocy przed zapadnięciem w sen
oraz o każdym poranku, kiedy otworzy oczu.

Oh, tak. Kochał ją. Tak jak ona kochała jego.

Tam, poza Tartarem, pomyślała, miała nadzieję, że tak było, pozwoliła jego

słowom podnieść jej niskie poczucie własnej wartości. Jak tak piękny i zmysłowy
mężczyzna mógł jej pożądać? - zastanawiała się. Ale pożądał. Kochał ją. Dowód:
zaryzykował dla niej wszystko.

Chciała zrobić dla niego nie mniej.

Nike przeszła przez sypialnię, wiedząc, że jej kochanek miał gdzieś na wszelki

wypadek schowaną broń i dokładnie wiedziała, jak należy się nią posłużyć.

***

background image

ATLAS NIE DOSTAŁ WŁASNEJ CELI, przynajmniej nie od razu. Ciągle

krwawiący został wrzucony do celi razem z Erebosem. To było pewne, że wybiorą
właśnie jego, pomyślał, kiedy wypełniała go coraz większa wściekłość. Mężczyznę, który
kiedyś rościł sobie pretensje do jego Nike. Mężczyznę, który podkradał jej jedzenie,
popychał ją i przezywał.

Atlas zobaczył w tym swoją szansę. Wcześniej nic nie zrobił, wmawiając sobie,

że Nike dostała to na co zasłużyła. Teraz nadarzyła się znakomita okazja.

Nawet ograniczony przez działanie obroży z krwią ściekającą po jego piersi,

nawet teraz, kiedy każdy ruch otwierał jego rany, Atlas wygrał z Erebosem w
rekordowym czasie.

Zadawał ciosy pięścią, kopnał, grał nieczysto, uderzając w kroczę i dobijając

leżącego boga.

W końcu połamany, zakrwawiony Erebos leżał rozpłaszczony na brudnej

podłodze, walcząc dodatkowo z każdym, kto spróbował mu pomóc.

Po tym incydencie Atlas został przeniesiony do pustej celi, którą wcześniej

zajmowała Nike. Wyciągnął się na łóżku, wciągając jej zapach. Jego słodkiej Nike.
Rysowała się przed nim wieczność spędzona bez niej. Nawet bez tatuażu. Wrzasnął po
raz kolejny.

Co teraz robiła? Gdyby szukała pociechy w ramionach innego mężczyzny, nawet

jeśli miałoby mu to zabrać lata pracy, rozbierałby to więzienie kamień po kamień i zabił
łajdaka.

Jeśli. Uwolniłeś ją właśnie po to. Pragnąłeś jej szczęścia.

- Co to za hałas? Mówię poważnie.

Bogowie, ponownie słyszał jej głos. Dwa dni w zamknięciu i już doprowadził się

do obłędu.

Krata zagrzechotała, rozsuwając się. Obrócił się, zdeterminowany aby odesłać

kogokolwiek, kto to był. Gdy spostrzegł jego ukochaną Nike, zamrugał. O, tak,
rzeczywiście dostawał szału. Stała przed nim, ubrana w czarny skórzany top i czarne
skórzane spodnie.

Miała związane włosy w kitkę. Krew obryzgała jej policzki. Nigdy nie była

piękniejsza, jej siła była wszystkim co można było dostrzec.

Trzymała czyjąś rękę. Ale brakowało reszty ciała. Aby przyłożyć czujnik

znajdujący się na nadgarstku?

Jego halucynacja zajęła się nawet szczegółami.

- Więc? - powiedziała niecierpliwie. Strząsnęła coś z ramienia.- Zamierzasz coś

powiedzieć?

Powoli usiadł. Nie chciał aby to się skończyło. Nie chciał przestać jej widzieć.

- Tęskniłem. Bardzo.

- A ja głupia, czekałam na jakieś przeprosiny. Ale te słowa nawet bardziej mi się

podobają. - Uśmiechnęła się, właściwie promieniała. - Ja także tęskniłam, ale pogadamy
później.- Spojrzała na jego pierś i wstrzymała oddech ze zdumienia.

Potem warknęła. - Czy boski król usunął moje imię?

- Tak.

Ścisnęła mocniej nóż w pięści, tak, że aż zbielały jej knykcie. - Zabiję. GO.

- Juz obiecałem mu, że to zrobię.

background image

- Więc zrobimy to razem. Jak tylko się stąd wydostaniemy. - Zerknęła szybko za

siebie, a potem ponownie spojrzała na niego. - Chodź. Musimy uciec zanim ktoś zauważy
co zrobiłam.

- Pozwól mi na siebie popatrzeć. Cieszyć się tą chwilą. Przeprosić za wszystko co

ci powiedziałem. Mówiłaś, że czekałaś na przeprosiny? Nie chciałem tego, znaczy się,
nie chciałem naopowiadać ci tych wszystkich kłamstw, ale…

Zmniejszyła odległość między nimi i trzepnęła go. Mocno. Uderzenie popchnęło

go na łóżko i spowodowało, że zobaczył gwiazdy przed oczami.

Zamrugał. - Uderzyłaś mnie.

- Tak i zamierzam to zrobić jeszcze raz jeśli zaraz nie ruszysz tyłka.

- Jesteś prawdziwa.

- Tak.

- Ale ty jesteś rzeczywista. - Wstał, wypowiadając te słowa tak nie naprawdę nie

wierzył w ich prawdziwość. To nie mogło się dziać.

Upadła na kolana tak, że patrzeli sobie prosto w twarze. - Mówię po raz ostatni.

TAK.

Tak samo jak on, położyła palce na jego obroży i dmuchnęła w zapięcie. Kiedy

metal puścił, w końcu zrozumiał to, co jego mózg próbował mu powiedzieć. Nike była
tutaj.

Naprawdę tutaj była. I ratowała go.

Z zagniewaną miną wstał na nogi. - Powiedziałem ci do cholery, abyś ukryła się

gdzieś na Ziemi.

- Okej, nie takiej reakcji się spodziewałam. - Wstała i wycisnęła szybki pocałunek

na jego wargach. - Dobrze, że nigdy cię nie słucham. Teraz spadajmy stąd. Już usunęłam
strażników na dolnym piętrze. Nie bój się, nie zabiłam twoich przyjaciół.

Tylko wyglądają jakby nie żyli. - Kiedy mówiła, złapała go za rękę i wyciągnęła z

celi. - Kronos w każdej chwili może dowiedzieć się co się dzieje i pojawiać się tutaj,
wtedy obydwoje będziemy mieli kłopoty. Im dłużej tu jesteśmy, tym bardziej
prawdopodobne, że wpadniemy w ręce strażników.

Prawda. Nike była teraz uciekinierką; pragnął wyrwać ją z tego więzienia, z tego

królestwa i to jak najszybciej. - Głuptasie, ryzykowałaś życie aby mnie ratować.

- Cóż, ty ryzykowałeś dla mnie pierwszy.

Zeszli na dół i rzeczywiście leżało tam troje strażników, którzy byli

unieruchomieni.

Jeden nie miał ręki, dokładnie wiedział gdzie ją znaleźć. Nie, żeby marnował czas

rozmawianie o tym. Ręka, brakująca czy też nie, mogła odrosnąć. - Ale byłaś wolna.
Miałaś wszystko czego mogłaś chcieć.

- Nie wszystko - rzuciła ponad ramieniem.

Okej, łał. Właśnie przyznała, że pragnie go bardziej niż wolności. Atlas nie mógł

nic na to poradzić. Pociągnął ją do tyłu tak, że wpadła prosto w jego ramiona. - Kocham
cię - wyznał w końcu i złączył ich wargi. Jego język wdarł się głęboko do jej ust,
smakując. - Dokładnie tak. Kocham cię ponad wszystko. Bardziej niż kogokolwiek.

Przeznaczyła na pocałunek tylko kilka sekund, wplotła palce w jego włosy i

wzięła od niego wszystko, co jej dawał zanim odsunęła się, dysząc. - Też cię kocham. Ale
wynośmy się stąd. Potrzebuję twojej ładnej głowy połączonej z twoim zdumiewającym
ciałem.

background image

Kolejny raz ruszyli do przodu. Ciągle nie mógł uwierzyć, że to się dzieje

naprawdę. To było jak przepiękny sen. - Zamierzam spędzić całą wieczność na
wynagrodzeniu ci tego co zrobiłem - Dobrze. Chyba podobałoby mi się jakbyś zaczął mi
usługiwać. Ale tak między nami, pokocham mój tatuaż i wiem dlaczego powiedziałeś te
wszystkie okropne rzeczy. Faktycznie, znalazłabym lepszy sposób na zapewnienie mi
bezpieczeństwa, ale w końcu jestem bystrzejsza od ciebie, więc nie mogę cię o nic
obwiniać.

Zaśmiał się. Bogowie, kochał tę kobietę. - Lisica.

- Twoja lisica.

- Moja i już na zawsze. Oznaczysz mnie ponownie, kiedy moje rany się zagoją.

- Właśnie tak to zaplanowałam.

Dobrze. Nie czuł się bez nich kompletny.

- Więc gdzie będziemy mieszkać? - zapytał. - Nie możemy zostać w niebie.

- Kazałeś mi ukryć się gdzieś na ziemi. Myślałam, że możemy to zrobić… razem.

Choć szkoda będzie opuścić twój piękny dom.

- Byłaś tam? - Stwierdził, że naprawdę podoba mu się wizja jej, otoczonej jego

rzeczami, wchłaniającej sens jego istnienia. - Wiesz, gdzie zamieszkałem?

- Tak. Dlaczego? Mam na myśli, dlaczego wybrałeś akurat to miejsce?

- Aby być bliżej ciebie.

- Cóż, teraz będziesz mieszkał bliżej mnie. - Śmiech dotarł od jego uszu. śadna

inna kobieta nie była bardziej dla niego.

- Temu domowi brakowało jednak jednej rzeczy, twojego portretu. Ale teraz mam

autentyk. - Wycisnął szybki pocałunek na jej wargach. - Wracając do naszego wspólnego
życia na ziemi. Mieszają tam inni bogowie, Grecy tak jak ty, którzy się ukrywają. Kronos
nigdy ich nie znajdzie. To oznacza, że istnieją miejsca, gdzie jego władza nie sięga.

- Może znajdziemy ich i dołączymy do grupy. W końcu jesteśmy Siłą. I

Zwycięstwem.

- Tak. Zwycięstwem.

- Nasza wygrana będzie upadkiem nowego króla.

- W międzyczasie, możemy nawet spróbować znaleźć Władców Podziemi.

Kronos mówił, że musi na nich uważać. Jeżeli są jego wrogami, mogą stać się naszymi
dobrymi sojusznikami.

Otworzyła szeroko oczy. - Wiem, o kim mówisz. Byli nieśmiertelnymi

wojownikami Zeusa wiele lat temu, ale teraz ich ciała są domem dla demonów
zamkniętych wcześniej w puszce Pandory. Kronos będzie miał przez nich związane ręce
jeszcze przez długi czas.

Dobrze by było mieć takich przyjaciół.

Dotarli po drzwi i wylecieli na zewnątrz, bez żadnych przeszkód. Chmury okryły

ich natychmiast, a słońce oślepiło. Nike obróciła się i wpadła w jego ramiona, całując go
po twarzy.

- Tak zrobimy. A teraz zabierz nas gdzieś. Gdziekolwiek. Liczy się tylko to, że

jesteśmy razem.

- Kocham cię - powtórzył, a potem zrobił dokładnie to co rozkazała mu jego

kobieta.

KONIEC


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gena Showalter Władcy Podziemi 4 1 Mroczny anioł
Gena Showalter Władcy Podziemi tom 3 Mroczna żądza PL
Gena Showalter Władcy Podziemi tom 2 Mroczna więź PL
Gena Showalter Władcy Podziemi tom 3 Mroczna żądza PL
Showalter Gena Władcy Podziemi Mroczna noc wersja uzupełniona
1==05==Władcy podziemi Gena Showalter MROCZNY SZEPT
1==03==Władcy Podziem Gena Showalter MROCZNA ŻĄDZA
1==02==Władcy Podziemi Gena Showalter MROCZNA WIĘŹ
1==01==Władcy Podziemi Gena Showalter MROCZNA NOC
Showalter Gena Władcy Podziemi 12 Mroczna pokusa
1==05==Władcy podziemi Gena Showalter MROCZNY SZEPT
1==06==Władcy Podziemi Showalter Gena MROCZNY ANIOŁ
Władcy Podziemi 08 Mroczne Poddanie Gena Showalter
1==00==Władcy Podziemi Gena Showalter MR0CZNY OGIEŃ
1==00==Władcy Podziemi Gena Showalter MR0CZNY OGIEŃ

więcej podobnych podstron