Grzegorz Braun
Przemilczani pionierzy jedności europejskiej
Data publikacji: 2012-11-13 15:00
Data aktualizacji: 2012-11-16 14:22:00
Na początek przydługi cytat-zagadka – znacie? To poczytajcie: Koncepcja zjednoczonej
Europy (…) nie jest jakimś abstrakcyjnie wykoncypowanym hasłem lub czczym frazesem
propagandowym, lecz posiada swe głębokie uzasadnienie geopolityczne, gospodarcze, społeczne i
kulturalne. Wielkie idee dziejowe mają to do siebie, że czasem przez całe stulecia nawiedzają
umysły ludzkie, zanim dojrzeją warunki umożliwiające ich urzeczywistnienie. Tak właśnie było z
ideą jedności naszego kontynentu. (…) Europa może dziś sama decydować o losach swych – i od
tego, jak o nich zadecyduje i co potrafi dla siebie uczynić, zależy cała jej przyszłość, wprost jej byt.
(…) Wszyscy wiemy, że jutro nie może być tak, jak było wczoraj (…). Wielkie zagadnienia
społeczne i cywilizacyjne nie dadzą się rozstrzygnąć w chaosie rywalizacji i często nadmiernych
ambicyj kilku dziesiątków państw i państewek. (…) Zjednoczona Europa jest właśnie taką
koniecznością dziejową, tym dalszym obrotem wielkiego koła historii, którego ruchu nikt i nic nie
może powstrzymać. (…) Idea zjednoczenia Europy musi z natury rzeczy przeniknąć do umysłów
stopniowo. Jest ona tak wielka, iż wymaga dużego horyzontu umysłowego i przerośnięcia wielu
dotychczasowych sposobów myślenia.
Powyższe przemyślenia przepisuję bynajmniej nie z aktualnej literatury prop-agitacyjnej spod
znaku „GWiazdy śmierci” z ulicy Czerskiej – a z goebbelsowskiego wstępniaka, zamieszczonego
pod jakże wymownym tytułem Nowa Europa, na pierwszej stronie „Nowego Kuriera
Warszawskiego” (innej polskojęzycznej gadzinówki) w połowie roku 1943. Był to czas, gdy
Niemcom akurat udało się „zjednoczyć” większość europejskich narodów i usiłowali nadać owemu
procesowi nową dynamikę polityczną – w Berlinie ogłoszono wówczas deklarację szumnie
nazwaną Kartą Europejską, na której rozliczne zalety wskazywał minister spraw zagranicznych
Ribbentrop. Karta owa miała stanowić strawną dla wszystkich sojuszników III Rzeszy polityczną
formułę realizującą strategiczny cel: ugruntowanie niemieckiej dominacji przez podporządkowanie
kontynentu systemowi centralnego planowania. Nie darmo już od jesieni 1939 roku oficjalnie
działało Towarzystwo dla Planowania Gospodarczego w Europie i Gospodarki Wielkiego Obszaru
(Gesellschaft für europäische Wirtschaftsplanung und Großraumwirtschaft), a następnie powołano
w tych samych celach Centralny Instytut z siedzibą w Dreźnie (Zentralforschunginstitut für
nationale Wirtschaftsordnung und Großraumwirtschaft). A latem 1940 roku marszałek Rzeszy
Göring jako Pełnomocnik d/s Planu Czteroletniego powołał ministra gospodarki Funka na
Pełnomocnika do Podjęcia Prac Przygotowawczych dla Zorganizowania Niemiecko-Europejskiego
Obszaru Gospodarczego.
Jak pisał peerelowski badacz (bo wszak postpeerelowscy tych badań gremialnie zaniechali),
Czesław Łuczak: Wszystkie publiczne wypowiedzi dygnitarzy hitlerowskich na temat „europejskiej
wspólnoty gospodarczej” [Europäische Wirtschaftsgemeinschaft] i jej pomyślnej przyszłości były
przysłowiową zasłoną dymną, mającą zakryć przed społeczeństwami państw europejskich
rzeczywiste cele ekspansji ekonomicznej Niemiec. W wewnętrznych gremiach hitlerowskich nadal
bowiem mówiono o podboju ekonomicznym Europy i o całkowitej hegemonii gospodarczej
Niemiec” [zob. Polityka ekonomiczna Trzeciej Rzeszy w latach drugiej wojny światowej, Poznań
1982]. Przy czym zakładano daleko idące zmiany na mapie politycznej Europy, zwłaszcza
środkowej: poza bezpośrednią ekspansją terytorialną Rzeszy na najbliższe sąsiedztwo – w trybie
przyłączenia (jak Austrii) lub wcielenia (jak Polski), rezultatem działań wojennych miało być
powstanie szeregu organizmów politycznych ze szczątkową państwowością (Reststaatlichkeit) i
ograniczoną suwerennością, tj. np. bez własnej polityki zagranicznej. Tak ukształtowana wspólnota
gospodarcza – pisze Łuczak – miałaby według planów władz hitlerowskich tworzyć jeden obszar
celny; posiadać wspólne organy planowania, które by decydowały o podziale pracy pomiędzy
poszczególnymi krajami, oraz także z upływem czasu wspólną walutę, wspólne organy zarządzania
niektórymi gałęziami gospodarki, jak i jednolity system rozliczeń międzypaństwowych i kontroli
handlu zagranicznego. Zadaniem przewidywanego we „wspólnocie” międzynarodowego podziału
pracy powinno być według centralnych władz hitlerowskich zaspokojenie w jak najwyższym stopniu
potrzeb Rzeszy i wyeliminowanie wszelkiej dla niej konkurencji rynkowej.
I trzeba przyznać, że narodowo-socjalistyczni planiści łatwo się nie zniechęcali. Jeszcze w styczniu
1945 roku minister-pełnomocnik Funk, jeden z czołowych ekonomistów NSDAP, wygłosił pełen
optymizmu referat pt.: Bilans osiągnięć nowego europejskiego ładu gospodarczego. A jak zauważa
Jarosław Tomasiewicz (dość wyjątkowo, jak na badacza średniego pokolenia): Im bliższa była
klęska, tym silniej rozbrzmiewały wszecheuropejskie tony. Opracowany 3 kwietnia 1945 roku w
Berlinie dokument „Ruch na rzecz wolności Niemiec” w zakresie polityki zagranicznej wysuwa
m.in. żądania „(…) 5. Związek europejski na zasadzie federacji. (…) 8. Europejski sąd arbitrażowy.
(…) 12. Ekonomiczne zjednoczenie Europy” [zob. Brunatna Europa, „Fronda” 25–26]. Ale, jak
wiadomo, cały projekt zdezaktualizował się w błyskawicznym tempie: państwo narodowych
socjalistów, tysiącletnią Rzeszę, postawili w stan likwidacji socjaliści międzynarodowi (ci z ZSRS i
ci z USA), przy czym większość autorów i sygnatariuszy Karty Europejskiej w nieprzyjemnych
okolicznościach straciła lub odebrała sobie życie.
Warto o tym pamiętać, gdy dziś znów mężowie stanu z marsowymi minami zalecają nam pilne
konformizowanie się do ich totalniackich projektów, w imię żelaznej rzekomo logiki dziejów; gdy
legion tzw. niezależnych ekspertów, autorytetów i innych arbitrów elegancji co dzień serwuje nam
filozofię nowej konieczności historycznej; i gdy hordy niezawodnych żurnalistów prześcigają się w
wykładaniu aktualnie obowiązującej mądrości etapu, która rzekomo nieomylnie kieruje nas w
stronę wskazywaną przez aktualny reżim demokratyczny – warto, szczerze zachęcam, upominać się
o pamięć dokonań przemilczanych pionierów jedności europejskiej, wybitnych działaczy
socjalistycznych spod znaku swastyki (których, nota bene, do władzy wyniosła przecież także
demokracja).
Grzegorz Braun
Tekst ukazał się w nr 24 dwumiesięcznika "Polonia Christiana"