ROZDZIAŁ DRUGI
- Jak on śmiał? – Tylor spytała samą siebie gdy składała szybko tuzin bawełnianej bielizny.
Pomimo wściekłości nie popędzała siebie wiedząc, że jeśli nie zajmie się złożeniem każdej części
bielizny w doskonały trójkącik i podzielenia ich według kolorów, to straci cenny czas w
poniedziałkowy ranek gdy sięgnie bez patrzenia do szuflady i wyjmie nieodpowiedni odcień.
- Jak on śmiał mówić mi, że potrzebuję porządnego rżnięcia? – powiedziała do majteczek, jej
ramiona trzęsły się ze wściekłości przez cały czas. Więc co jeśli to byłoby choć w odrobinie
prawdą? Jaki facet potrafi być tak bezczelny by powiedzieć coś takiego kobiecie, którą dopiero
co spotkał?
Jej wargi zacisnęły się we wstręcie gdy przypomniała sobie ostatniego faceta swojej matki – tego,
który przebywał u nich jak Taylor miała już piętnaście lat. Zioło, ze swoim śmierdzącym od piwa
oddechem i spoconymi, szorstkimi dłońmi. Prawdopodobnie pracował na budowie, ale jedyną
rzęczą jaką widziała Taylor, że zbudował była piramida puszek od piwa na ławie zajmującej
ś
rodek jej pokoju dziennego. Zioło spędzał większość swojego czasu na kanapie, krzycząc do
ekranu TV – wtedy, kiedy nie krzyczał na Taylor, mówiąc jej by nie była taka zdenerwowana
tylko milsza dla niego, żeby przyszła i usiadła razem z nim na kanapie tak by mógł dać jej to
czego potrzebowała.
Jej skóra ścierpła od wspomnień, spojrzała na dół i zobaczyła w swojej prawej dłoni parę
czarnych bikini. Ostrożnie wygładziła je na łóżku i złożyła. Jej sąsiad Joe był dokładnie taki jak
Zioło, taki jak pozostali faceci jej matki. Bezduszny, bezczelny facet który myśli, że wszystkie
problemy świata można rozwiązać swoim kutasem.
Usłyszała na zewnątrz szelest i pęknięcie, zostawiła swoją bieliznę by spojrzeć przez okno. Joe
wrócił na swoje podwórko, poprawiając krzaki parą śmiertelnie wyglądających nożyc do
strzyżenia żywopłotu. No dobra, może nie był dokładnie taki jak Zioło i jak każdy inny. To co
Zioło kiedykolwiek widział był sześciopak w lodówce, a perfekcyjne kości policzkowe i
podbródek Joe’a były dalekie jak wszechświat od świńskich oczek i pękatej, rumianej twarzy
Zioła.
Mimo to, nadal był tym niekulturalnym, prymitywnym dupkiem ale w lepszym opakowaniu. Jak
gdyby poczuł, że go obserwuje, Joe wyprostował się i spojrzał na nią w okno. Taylor odskoczyła
na bok, patrząc gdy sięgnął po van- damkę z tylnej kieszeni i wytarł nią twarz. Coś podobnego do
żą
dzy skręciło jej brzuch gdy patrzała jak jego wielka dłoń chwyciła za butelkę wody. Oblizała
usta oglądając muskuły na jego ramieniu gdy podniósł butelkę do swoich ust.
Taa, był dupkiem, ale był bardzo seksownym dupkiem jakiego kiedykolwiek widziała. Pozwoliła
swoim oczom sunąć po jego spoconej klacie, do jego umięśnionych nóg i dużych stóp
przykrytych przez masywne buty do pracy. Palce jej świerzbiły by przejechać nimi po jego torsie,
do zamka jego spodenek i zobaczyć czy jego penis był tak duży jak reszta jego ciała. Być może
mogłaby go tutaj przyprowadzić, to swojego pokoju, związać go do żelaznej ramy swojego łóżka
i ukarać go za jego nieuprzejmość...
Przestał pić, jego usta skręciły się w pół-uśmiech gdy uniósł dłoń by szybko nią pomachać. O
Boże, złapał ją na podglądaniu! Podskoczyła z powrotem do okna, myśląc, że to pomoże sprawie.
Na szczęście, z tej odległości nie mógł zobaczyć oszalałej żądzy w jej oczach i rumieńcu, który
zalał jej twarz. Co na Boga było z nią nie tak? Rzadko fantazjowała na temat seksu, jeśli już by to
zrobiła, to nigdy nie związałaby obcego, nagiego faceta do swojego łóżka tak by mogła usiąść na
nim okrakiem i wziąść jego długiego, grubego, penisa głęboko do...
No i znowu zaczyna! Taylor chwyciła za stos majteczek i wrzuciła je do szuflady. Gdy
przesunęła stos beżowych majteczek by zrobić miejsce dla czarnych, ujrzała w przelocie lodowo-
niebieski atłas wepchnięty gdzieś w kąt. Wyjęła niebieskie satynowe stringi razem z
dopasowanym biustonoszem i podwiązką. Kupiła je na wiosnę na romantyczny weekend, który
ona i Steven planowali w Big Sur. To było rok temu i nawet wtedy, Taylor czuła, że coś utracili,
zmuszając się do poprawienia ich mdłego życia seksualnego.
Ale Steven spędził dwa tygodnie w wyczerpującej zagranicznej podróży i spędził prawie cały
weekend na odespaniu jej.
Niepotrzebnie mówiąc, stringi, podwiązka i biustonosz nadal miały podoczepiane oryginalne
metki z ceną.
Gdzie zniknęło jej libido? Gdzie zniknęło Steve’a? Jak przyznała się Joe’mu, seks nigdy nie był
najważniejszą rzeczą w jej związku ze Stevenem, ale na pewno nie była aseksualna. Po prostu nie
starała się za bardzo. To był problem. Po dwóch latach razem, ich seksualna atrakcja oczywiście
trochę zanikła, a ona pracowała tak ciężko, że naprawdę nie myślała o ponownym rozbudzeniu
tego ognia.
No cóż, nigdy więcej. Bez względu na to, co myślał Joe Tierney, ona mogła być seksowną,
zmysłową kobietą, która miała zadowolonego faceta. Spojrzała na zegarek, jedenasta dwadzieścia
dwa. Steven miał przyjechać dzisiaj późnym wieczorem z podróży do Nowego Jorku, ale
umówili się dopiero jutro na lunch.
Wzięła szybki prysznic i ubrała się w sukienkę do kolan. Miała wystarczająco dużo czasu by
zrobić się na bóstwo zanim Steven wróci do domu i znajdzie ją gotową, czekającą i pragnącą go
w jego dużym kalifornijskim, królewskim łożu.
Joe oparł się rękoma o swoją łopatę i zagwizdał nisko. Jasno blond głowa Taylor okręciła się. –
Masz coś do powiedzenia, - spytała unosząc jedną doskonałą brew. – czy twoje umiejętności
komunikacyjne ograniczają się jedynie do gwizdów?
Wyprostował się jak skarcony uczeń. Może była to szansa na odwet za wcześniejsze jego
zachowanie. – Wyglądasz bardzo ładnie, Taylor. – Co było niedomówieniem. Wyglądała
fenomenalnie. Zarówno seksownie jak i z klasą, w różowej sukience bez rękawów uszytej z
jakiegoś zwiewnego materiału do połowy ud, ukazując tym samym jej niezwykłe nogi. Gdy
przypatrzył się bardziej, zauważył, że był to nylon mimo, że na zewnątrz było nadal jakieś 19
stopni na plusie. Myślał, że dzisiejszego ranka wyglądała gorąco kiedy jej włosy były spięte
pedantycznie i była w bardziej swobodnej sukience.
Ale teraz wyglądała niesamowicie. Mimo, że dekold w kształcie litery V nie był za bardzo
wycięty, to i tak zwrócił uwagę na dojrzałe krzywizny jej piersi. Jej blade ramiona błyszczały w
promieniach popołudniowego słońca co sprawiło, że zastanowił się nad uczuciem jeżdżenia
językiem wzdłuż jedwabistej linii skóry i mięśni. Ciekawy był co by zrobiła gdyby podszedł i
pociągnął za słabe ramiączko jej sukienki w dół po jej ramieniu i wsunąłby swoją dłoń pod jej
sukienkę by dotknąć jej łechtaczki.
Pewnie uderzyłaby go w twarz i popatrzała tak jak patrzała na niego teraz – jakby był nikim,
jakby nawet nie zasługiwał na to by wiedzieć o jego istnieniu. Co z kolei nieźle go wkurwiło.-
Masz namiętną randkę? Uśmiechnął się głupkowato. – Tylko tak dla twojej wiadomości, nie
pomoże ci spojrzenie spiętej suki. – Zwęziły jej się oczy, ale nie chciał się wycofać. Hej,
próbował być miły, powiedzieć jej komplement, a ona podarowała mu spojrzenie jakby był na
równi z psim gównem. O ile to się go tyczyło, jeśli byłaby gdzieś tutaj kałuża pełna błota, Taylor
wylądowałaby w niej twarzą.
- Nie żeby to był twój interes, - powiedziała otwierając drzwi od samochodu, - ale mój facet
wraca dzisiaj z delegacji i mam dla niego bardzo miłą niespodziankę.
Coś w ekskluzywnym sposobie, w jaki wyrzuciła do tyły głowę rozśmieszyło go – To dobrze.
Może pomoże ci się pozbyć kija z tyłka.
Wymamrotała coś o niedojrzałym tępaku, trzasnęła drzwiami i wyjechała z podjazdu.
Joe patrzał, śmiejąc się gdy jej samochód zniknął za rogiem. Cholera, czego on by nie dał by
rzucić Taylor na ziemię i trochę z nią pogrzeszyć.
Taylor ponownie pociągnęła usta błyszczykiem, sprawdzając swoje odbicie ostatni raz we
wstecznym lusterku. Ona naprawdę wyglądała jak spięta suka? Naprawdę próbowała tego
wieczora wyglądać trochę seksowniej, trochę bardziej swobodnie. Może Joe miał rację. Co cię
bochodzi co on myśli? Jego wizja seksownej damy pewnie ma na sobie tonę makijażu, spódnicę,
która mogłaby robić za pasek i poziom IQ równy rozmiarowi biustonosza. Steven myśli, że
jestem atrakcyjna... Nawet seksowna. Wypadliśmy tylko trochę z rytmu.
Wygładziła spódnicę swojej jedwabistej sukienki i ostatni raz przebiegła palcami po włosach
przed tym jak weszła do domu Steven’a. Buchnęła klimatyzacja, wstrząsające zimno
spowodowało ciarki na jej ramionach a jej sutki stwardniały pod satynowym stanikiem.
Wbudowana klimatyzacja była niezłym udogodnieniem mieszkania w nagrzanej jak u kucharza
kamienicy. Taylor kochała swój stary dwupokoleniowy dom i jej spokojną okolicę w
przeciwieństwie do dwuletniego wielgachnego domu Stevena, który potrzebował kilku ulepszeń.
Skazy od razu jej się spodobały gdy tylko zobaczyła to pierwszy raz. Ciepły, słodki, z własnym
ogrodzonym podwórkiem, był to dom, o którym zawsze marzyła. Był przeciwieństwem jej domu,
w którym mieszkała z matką w starej przyczepie na południu Nowego Meksyku. Kiedy kupiła
swój pierwszy dom, poczuła się tak jakby zostawiła za sobą przeszłość raz na zawsze.
Przez półtora roku odkąd się do niego wprowadziła, wydała mnóstwo pieniędzy na stworzenie
swojego wymarzonego domu ale nie zainstalowała sobie AC zanim pojawiło się gorąco. Steven
najwidocznie zostawił ją włączoną kiedy go nie było, co zadowoliło Taylor gdyż nie chciałaby
się zgrzać zanim zaczną baraszkować.
Weszła po schodach na drugie piętro zatrzymując się przez muzykę grającą z wieży. To też
Steven zostawił włączone? To było do niego nie podobne. Mimo, że zarabiał rocznie jakieś
ć
wierć miliona dolarów to jeżeli chodziło o domowe wydatki, był oszczędny. Nie ma mowy by
zostawił włączoną klimę , nie wspominając o elektronice. Jego sprzątaczka, która przychodziła
raz w tygodniu musiała pewnie tego nie wyłączyć.
Weszła do kuchni by włożyć do lodówki butelkę szampana by się schłodziła. Gdy się odwróciła,
poczuła na karku cisnące uczucie, mówiące jej, że coś było nie tak. Powoli ogarnęła kuchnię
wzrokiem. Szklanka wody, do połowy pełna z odciskami palców, stała na blacie. Ale sprzątaczka
by to umyła gdyby była w czwartek...
Huk i stłumiony głos dochodziły z głównej sypialni. Złodzieje? W chwili gdy o tym pomyślała,
zauważyła kluczyki od Audi Steven’a na blacie w kuchni i wiedziała że to nie było włamanie.
Wiedząc, bojąc się co własnie miała zobaczyć i tak nie powstrzymało jej od skierowania się do
sypialni i odkręcenia gałki. Mimo, że kiedy drzwi się otworzyły, nie była całkiem przygotowana
na nieprzewidalny widok krępego Steven’a, z nieco wiątką dupą gdy stał przy łózku wyginając
się i jęcząc nad kobietą będącą na czworaka przed nim.
Wszystkie ograniczenia, spokój, nieskazitelne maniery, których Taylor nauczyła się przez
ostatnie piętnaście lat uleciały jak para. – No kurwa, nie wierzę! – Jeśli nie dostanie tego od
ciebie, weźmie to od innej. Najwidoczniej tą inną była Annamarie, zaledwie prawnie młody
sprzedawca, którą Steven zatrudnił zeszłej zimy. Taylor rozpoznała ją, gdy tylko głowa
Annemarie odwróciła się do niej. – Skurwiel. – Taylor nie wiedziała czy skierowała to do
Stevena, za spanie z inną kobietą – dziewczyną! Czy do Joe’a za to, że miał rację co do jej
związku.
- Taylor! – Steven zagapił się na nią nad swoim ramieniem – Co ty tu robisz?
Wyrzuciła w górę dłonie – No cóż, miałam nadzieję na jakieś bzykanko ale wygląda na to, że
spóźniłam się na imprezę. – Ogarnęła ze wstrętem spocone, nagie ciało Stevena. Z twarzy był
atrakcyjnym mężczyzną, ale tak dawno temu widziała go w pełni w świetle dnia, że zapomniała
jak wyglądał nago. Mimo, że nie był gruby, miał niezłe boczki. A jego tyłek... Taylor nie
myślała, że facet może mieć celulit! Jego ramiona były wychudzone, jego dłonie blade gdy nadal
trzymały Annemarie za biodra, zbyt zszokowany by je puścić.
Taylor zorientowała się, że mimo iż Steven był idealnym dla niej facetem na papierze, to
absolutnie nie pragnęła uprawiać z nim seksu nigdy więcej. A jeśli dałaby radę ujrzeć w nim
atrakcyjnego, seksownego faceta to nigdy, przenigdy nie wybaczy mu zdrady.
Odwróciła się z obrzydzeniem, była już w połowie drogi na schodach zanim złapał ją za ramię.
Odwróciła się, spinając się od kolejnego pełnego widoku ale ulżyło jej gdy okazło się, że miał
ręcznik na biodrach. Podkreślił on miękki brzuszek pod prawie wklęsłą klatą, ale przynajmniej
Taylor nie musiała oglądać już tej części ciała, która ostatnio znajdowała się w innej kobiecie.
- Taylor, przepraszam. – powiedział gdy szarpnęła ręką i zeszła po ostatnich stopniach.
- Nie no proszę cię, nie jest ci przykro. – splunęła. – Przepraszasz za to, że zostałeś złapany, no i
pewnie przykro ci za to, że już nigdy nie będziesz miał wewnętrznych kontaktów z naszymi
spółkami portfelowymi ale nie jest ci przykro, że spałeś z tą.. z tym dzieckiem.
- Annemarie ma dwadzieścia pięć lat. – wybełkotał, chwytając za brzeg ręcznika bo powoli
zaczął opadać.
- Najwyraźniej jest zbyt głupia by zorientować się, że spanie z tobą nie da jej awansu. –
wyszydziła, jej dłoń złapała za klamkę. – Nie wyobrażam sobie by to robiła z innego powodu,
odkąd prawdopodobnie tak jak ja nie czerpie z tego przyjemności.
Jego usta zwinęły się szydercze gdy zaczął kontratakować. – No i się mylisz Taylor. W
przeciwieństwie do ciebie Annemarie wie jak się zrelaksować i zabawić. Jest seksowna i
zabawna...
- A ja nie?
Przewrócił oczami i parsknął. – jesteś tak seksowna jak konopny worek nic dziwnego, że
zrobiłem skok w bok, odkąd seks z tobą jest jak próba zerżnięcia torby lodu.
Ałć. Mimo, że nie była zainteresowana seksem ze Stevenem to i tak zabolało ją wiedza, jak
bardzo on nie chciał spać z nią. Satynowa podwiązka zaczęła ją drapać i nagle poczuła się
bardzo, bardzo głupio.
Wybiegła z domu, prawie skręcając kostkę kiedy jej wysoki obcas wpadł w pęknięcie chodnika.
Łzy upokorzenia pojawiły się w jej oczach gdy trzasnęła drzwiami od samochodu i wyjechała z
podjazdu. Patrząc z drugiej strony: Przynajmniej nie miałaś szansy by skończyć swoją
niefortunną próbę uwiedzenia. Pomyśl jak gorzej byś się czuła gdybyś spróbowała a on by cię
odrzucił.
Zimny komfort psychiczny, nawet jak na “torbę lodu” jaką niby była.
Wjechała w swoją uliczkę, ścisnął jej się brzuch kiedy zauważyła Joe’a, nadal bez koszuli, jego
mięśnie na plecach napięły się gdy schylił się by pozbyć się chwastów wkoło żywopłotu. Na
litośc boską, była prawie osiemnasta! Czy ten facet nigdy nie przestaje pracować?
Być może mogłaby podkraśc się by jej nie zauważył. Ostatnią rzeczą jaką pragnęła była
konfrontacja z nim twarzą w twarz. Wjechała do garażu, chcąc skorzystać z drzwi łączących
garaż z kuchnią i nie musiec iść na około chodnikiem. Niestety, zgubiła klucz do tego zamka
szczęścia i miała napięty grafik by załatwić sobie nowy. Westchnęła. Konieczność dźwigania
zakupów w deszczu było niczym w porównaniu ze stawieniem oblicza zadowolonemu z siebie,
aroganckiemu sąsiadowi.
- Musiał być szybki.
Ramiona Taylor zacisnęły się od dźwięku jego głosu i próbowała się powstrzymać od zabrania
mu tych wielkich nożyc i wbiciu ich w jego doskonale wyrzeźbiony tyłek.
Zamiast tego, wzięła głęboki oddech i odwróciła się, dając z siebie wszystko by utrzymać
wściekłość i ból kipiące z wewnątrz – Jestem pewna, że spodoba ci się fakt, że miałeś rację.
Walczyła o uśmiech, czując jak jej skóra pękała na kościach jej twarzy. – Steven naprawdę
‘dostał to’ od kogoś innego, jak to ty nazwałeś. Faktycznie ‘dostawał to’ od swojej nowej
asystentki kiedy weszłam. No dalej, powiedz ‘ a nie mówiłem’. - Wyprostowała ramiona,
spinając się na kolejną dawkę upokorzenia.
Głupawy uśmieszek Joe’a uleciał, zainteresowanie zaciemniło jego zielone oczy. – Taylor,
przepraszam.
Nie chciała jego litości, ale szczera dobroć w jego głosie rozpaliła ciepły ogień gdzieś w jej
brzuchu. Uniosła dłonie. – Nie musisz. Lepiej jak dowiedziałam się teraz niż później. Poza tym,
najwyraźniej nie byliśmy tak strasznie... zgodną parą. – Jakbym kiedykolwiek była seksualnie
zgodna z kimkolwiek, pomyślała ponuro. Odwróciła się i zaczęła iśc po rozwalonych płytach,
które tworzyły jej chodnik, kiedy zawołał.
- Hej, chciałabyś wypić drinka albo może coś innego?
Ś
wietnie. Teraz jej współczuł. – Nie musisz mnie pocieszać, Joe. Poza tym, pewnie masz lepsze
rzeczy do roboty w sobotnią noc niż ugościć swoją – jak ty to powiedziałeś? – sąsiadkę vel zimną
sukę.
- Myślę, że powiedziałem ‘spiętą sukę’. – jego szeroki uśmiech sprawił, że jej palce u stóp
podwinęły się w jej na wysokich obcasach sandałkach. – Nie mam planów, może obejrzałbym
film i poszedłbym wcześnie do łóżka. – Tylko jej się wydawało, czy jego oczy na chwilę skupiły
się na jej piersiach kiedy mówił ‘łóżko’? Oj, daj spokój Taylor, chyba ugodniliśmy, że nie jesteś
odobą, która potrafi wzbudzić dzikie pożądanie u kogokolwiek, a już na pewno u takiego
młodego ciacha jakim był Joe. Nie żeby chciała, przypomniała sobie wściekle, jak Joe,
wspaniały, zdecydowanie nie był typem faceta dla Taylor.
Ale co szkodzi jeden drink? Jej inną opcją był powrót do domu i użalanie się nad sobą. A w tej
chwili, jedyną bardziej patetyczną rzeczą aniżeli przyjęcie jego litościwej gościnności mógłby
być powrót do domu i jęczenie nad tym co wydawało się perfekcyjnym, stabilnym związkiem.
Po swoim najbardziej promiennym uśmiechu, powiedziała, - Mogłabym pójść po naprawdę
mocną wódkę i tonic.
ROZDZIAŁ TRZECI
Joe zmieszał jej wódkę z tonikiem i przeprosił ją by wziąść szybki prysznic. Taylor skorzystała z
okazji by rozejrzeć się po domu. Tak jak jej, był on dwupokoleniowy, z otwartą przestrzenią na
parterze. Ostatnio wyremontowana kuchnia łączyła się z salonem, wyposażonym w wyglądającą
na wygodną, ultra zamszową kanapę o dopasowanym miejscem dla kochanków. Naprzeciwko
kanapy, na prawie całej ścianie wisiał wielki, płaski telewizor. Małe głośniki były ustawione w
kątach.
Mimo, że Joe cierpiał na typowy męski syndrom wyposażania w elektronikę, to dom i tak
wyglądał lepiej niż mogła się spodziewać bo kawalerze. Czarno- białe fotografie w ramkach
dekorowały ściany w ciekawej aranżacji. No i było też czysto, chociaż stalowy blat kuchenny
uginał się pod mokrymi naczyniami i patelniami. W przeciwieństwie do niej, oczywiście
gotował.
Ogólnie rzecz biorąc był bardzo ładnie urządzony. Ale oczywiście po męsku. Żądnych małych
bibelotów, żadnych małych kobiecych dotknięć. Żądnej dziewczyny. Nie żeby ją to obchodziło.
Sączyła swojego drinka, czując na języku gorzki smak wódki i zimne bąbelki toniku, te
relaksujące ciepło, które rozpływało się po jej żyłach z każdym łykiem. Gdy podziwiała pięknie
urządzone podwórko Joe’a przez przesuwane szklane drzwi w kuchni, wspomnienie zdrady
Stevena zniknęło za alkoholowym zamgleniem.
Opróżniła szklankę gdy ciężkie kroki rozbrzmiały na schodach. Joe wszedł do kuchni a jej
zrobiło się sucho w ustach. Jak on mógł wyglądać tak dobrze w wyblakłej koszulce i spranych
jeansach? – Podziwiałam to co zrobiłeś ze swoim podwórkiem. – powiedziała.
- Dzięki. Mogę zrobić to samo z twoim. – Moim co? Od wódki i sposobu w jaki koszulka opinała
jego klatę ciężko było jej się skupić. – Faktycznie, pozwalając mi ogarnąć swoje podwórko
zrobiłabyś mi przysługę.
- A tak .Moje podwórko. – Potrząsnęła głową gdy jego słowa do niej doszły. – Myślałam o tym.
– Tylko, że ledwo mogła w ogóle myśleć. Czuła, że się całkowicie zarumieniła, było gorąco
nawet w jego zimnym, ciemnym salonie. Podwiązki drażniły jej uda, a pończochy przykleiły się
do jej skóry. Przez ułamek sekundy zastanawiała się co zrobiłby Joe gdyby poprosiła go by
ś
ciągnął je z jej nóg.
- Zrobić ci kolejnego?
Gapiła się głupio dopóki nie wskazał na pustą szklankę. – Oh, pewnie. Ale może mógłbyś zrobić
trochę słabszego tym razem, odkąd szybko wypiłam tego. – I alkohol wyraźnie wdzierał się do jej
mózgu, zamieniając ją w zrogowaciałą, oszałałą od żądzy nimfomankę. Uśmiechnął się i
podszedł by zabrać od niej szklankę. Zapach mydła i ciepłej skóry zaatakował ją, kusząc ją do
wychylenia się i zanurzenia nosa w silną kolumnę jego szyi. Ale wycofał się szybko, idąc do
granitowej kuchennej lady by zrobić im świeże drinki. Jego włosy były nadal wilgotne, falując
trochę z tyłu. Taylor złączyła palce zanim zrobiłaby coś głupiego, jak na przykład podeszłaby i
pogłaskała je do góry po karku.
Odwrócił się, jego uśmiech był jak białe cięcie wzdłuż jego opalonej od pracy skóry. Wzięła
swojego drinka i uniosła w górę w małym toaście. Wzięła łyk i wciągnęła powietrze. – Myślę, że
ten jest mocniejszy niż poprzedni.
Wskazał ręką na kanapę. – Pomyślałem, że po dniu jaki miałaś, zasługujesz na chwile pijaństwa.
Zwykle nie upijała się alkoholem. Wystarczyło, że dorastała wśród pijaków, by wiedzieć z
pierwszej ręki jak nieatrakcyjnie to wyglądało. Dodatkowo, nie lubiła tracić kontroli i mówić
albo robić niewłaścowe rzeczy. W jej profesji, wizerunek był bardzo ważny i nigdy nie
pozwoliłaby na pokazanie się swoim kolegom w świetle innym jak zawodowy.
Ale ona naprawdę wątpiła w to, że Joe gonił za tym samym życiem co ona, to znaczy nie
zamierzał wpaść na jej partnera biznesowego i opowiedzieć mu jak spędziła sobotnią noc
rozwalając się po pijaku na jego kanapie. Poza tym, miał rację. Po dniu jaki miała powinna
pozwolić sobie na trochę luzu.
Opadła na kanapę z lekkim wdziękiem, bez przekonania poprawiając spódnicę kiedy podwinęła
się na jej udzie. – Dzięki, że się nade mną ulitowałeś. Naprawdę nie mogę uwierzyć...- Zacięła
się. Nie chciała mówić o Stevenie, albo o tym, że miała prawie trzydzieści trzy lata i była
cholernie dalej od małżeństwa niż dzień wcześniej. Albo, że została porzucona dla kobiety
prawie o dziesięć lat młodszej, ale przynajmniej o 20 pkt IQ głupszej, jednak bardziej uległej
gdyż pozwoliła Stevenowi zrobić to na styl pieska, na pozycję, której Taylor nienawidziła.
Spojrzała na Joe’a, uśmiechającego się do niej z drugiego końca kanapy. Uniósł szklankę do ust,
jego język się pokazał by zlizać zabłąkaną kroplę ze swojej dolnej, okazałej wargi. Obraz ujawnił
się w jej głowie, zgiętej, nagiej w swoim łóżku gdyż Joe najeżdżał na nią od tyłu. Zamiast
odrzucić ją, ta myśl sprawiła, że poczuła pulsowanie między nogami. Przesunęła niespokojnie
nogi, ściskając uda jakby myślała, że zastopuje gorącą wilgoć napływającą do jej majteczek. –
Nie mogę uwierzyć, że tak długo zajeło mi odgadnięcie kto jest moim sąsiadem. – Powiedziała w
rozpaczliwej próbie rozproszenia siebie samej. – Nigdy bym nie pomyślała, że to będzie ktoś taki
jak ty.
- Ktoś taki jak ja? – Uniósł grubą, ciemną brew, jakby nie mógł się zdecydować czy się obrazić
czy nie.
- No wiesz, jesteś taki młody. A tak w ogóle to ile masz lat?
- Dwadzieścia osiem.
- Jesteś dość młody, by mieć własny własny dom w Bay Area, zwłaszcza na tym terenie.
- Mów za siebie.
- Mam trzydzieści dwa lata. – Powiedziała, przypominając małą dziewczynkę, która się kłóciła,
ż
e zamiast pięciu lat ma pięć i pół.
- Staruszka.- Zachichotał. – Daj mi znać jak będziesz potrzebowała pomocy przy chodzeniu.
- Poza tym,- powiedziała, przewracając oczami, - to osiedle nie jest właściwie Mekką dla
młodych singli.
Przysunął się trochę bliżej, opierając ramię na oparciu kanapy. Kolejne przysunięcie i mógłby
dotknąć palcami jej nagiego ramienia, jeśliby się ku temu skłonił. – Albo dla młodych singielek.
- Nie jestem singielką. – poprawiła siebie – Przynajmniej nie byłam do dzisiaj. A kupiłam ten
dom z zamysłem założenia w końcu rodziny. – Zmarszczyła brwi, nie chcąc rozwodzić się nad
Stevenem ale nie zdołała stłumić myśli o wszystkich swoich nadziejach i oczekiwaniach, które
tak głupio z nim wiązała. Nie, nie był miłością jej życia, ale Taylor zależało i myślała, że jemu
też. Mieli podobne cele, zarówno osobiste jak i zawodowe i Taylor była pewna, że mógł jej dać
dwójkę dzieci, psa i bogate życie, o którym zawsze śniła. Życie, które było zupełnie inne od
ż
ycia jej matki, samotnej kelnerki, która wychowywała Taylor w przyczepie podtrzymując
niekończący się sznur bezrobotnych nieudaczników.
Zamiast tego, musiałaby zacząć wszystko od nowa, zmarnowane dwa lata. Nagle, gorące łzy
zapłonęły w jej oczach i musiała ścisnąć nos by je powstrzymać. Ostatnią rzeczą, jaką chciała
było rozpłakanie się na oczach Joe’go.
- Hej, już dobrze. – powiedział, zabierając jej drinka i niezgrabnie przyciągając ją w swoje
ramiona. Jedną potężną dłonią poklepywał jej plecy gdy drugą przyciągnął jej twarz do swojej
klaty. Przytuliła nos do jego mięśni. Boże, tak ładnie pachniał. Jej ręka spoczęła miękko na jego
talii, gorąco jego skóry promieniowało przez koszulę. Chciała podciągnąć ją do góry nad jego
klatą i przejechać palcami po jego gładkim, brązowym torsie, ale to byłoby niegrzeczne tak
bezwstydnie wpaść na niego kiedy on tylko oferował jej pocieszenie.
Poza tym, przypomniała sobie, pomimo, że mogła być ubrana w najseksowniejszą bieliznę jaką
miała pod sukienką, jeśli nie mogła skusić mężczyzny takiego jak Steven, to Joe mógłby na
pewno poznać jej okrutnie brakujące możliwości uwodzenia.
W końcu, odsunęła się pociągając nosem, wdzięczna minieniu pragnienia by się złamać i
zapłakać. – Zwykle nie jestem taka emocjonalna. – powiedziała.
- Twój facet jest idiotą.
Pokręciła głową i opadła spowrotem na poduszki. – To nie jego wina, że nia chciał ze mną spać.
Joe wychylił się, opierając swoją dłoń na kanapie obok jej uda, wystarczająco blisko, że jeśli
przesunie swoją nogę o milimetr w prawo, to poczuje jego skórę przy swojej. – Taylor, nie ma
faceta, który by nie chciał z tobą spać.- Jego ton był dziki tak jak jego wzrok gdy skupił go na jej
ustach. Oblizała je gdy jego zamiary stały się jasne.
Powinna się ruszyć, powinna wstać z tej kanapy i uciec. On był zbyt młody, zbyt niewłaściwy...
Zbyt dobry w całowaniu, zorientowała się gdy jego usta opadły na jej.
Jego smak zalał ją gdy jego wargi się rozchyliły, jego język wsunął się do jej ust, gorący, śliski i
gładki gdy zaplątał się z jej. Mokre pocałunki stopiły się razem dopóki oddech Taylor nie
zamienił się w małe braki tchu. Długie, szorstkie palce zsunęły ramiączka sukienki po jej
ramionach, jego język powodował iskry palące jej kręgosłup. Nigdy nie myślała o swoich
ramionach, obojczykach i szczęce jak o strefach erogennych dopóki Joe nie zaczął ich szczypać i
ssać. Usłyszała brzęczenie swojego suwaka , równocześnie chłodne powietrze uderzyło o jej
plecy, i wtedy była naga do talii z wyjątkiem jej lodowato- błękitnego, satynowego stanika.
Nie poznała tej dzikiej kobiety wyginającej się i jęczącej pod dłońmi i ustami Joe’a, który
praktycznie porwał swoją koszulkę by mogła go poczuć, skórę przy skórze. Wszystko co Taylor
wiedziała to, że była głodna jego smaku, dotyku, zapachu. Była tak podniecona, skóra po
wewnętrznej stronie jej ud była śliska od jej własnej wilgoci a on nadal nie dotknął jej poniżej
szyi.
Jej dłonie niecierpliwe badały jego plecy gdy pociągnął za miseczki jej stanika. – Piękna-
wymamrotał gdy jej piersi wyskoczyły wolne, jej sutki były ciemno- różowe i tak twarde, że
prawie bolały. Zajęczała w przewidywaniu gdy jego język podkradł się, zaledwie badając
końcówkę jednego, potem drugiego. Niski, gardłowy jęk emanował z jej gardła kiedy jego wargi
zamknęły się na wrażliwym ciele. Gorąco zalało jej brzuch gdy pchnął ją na poduszki i umieścił
się między jej rozłożonymi udami.
Gruba kolumna jego erekcji naparła na jej brzuch, jego wielkość była widoczna nawet przez
ś
ciśnięte jeansy. Wtedy znowu, wszystko w nim było wielkie, od szerokiego, utwardzonego
przez pracę ścisku dłoni na jej piersi po ogromne ramiona zasłaniające jej widok gdy się nad nią
pochylił. Zwyczajna myśl o jego długim, grubym penisie wsuwającym się do jej gładkiego ciała
rozciągając je, sprawiła, że poczuła płynące przez nią dreszcze.
Nowu ją pocałował, tym razem mocniej, jego oddech był szybki i trzęsący się gdy ręką zjechał
po krzywiźnie jej biodra, w dół po jej udzie i z powrotem w górę, podciągając przy tym jej
sukienkę.
Palce mu zastygły na podwiązce. Jak gdyby nie mógł całkiem uwierzyć w to, co poczuł, odchylił
się, powolny, zachwycony uśmiech zalał jego twarz gdy podciągnął zupełnie jej sukienkę dla
niepowstrzymanego widoku. – Proszę, proszę, Panno Taylor Flyn, czyż nie jesteś pełna
niespodzianek?- Jego dłoń była ciemna na jej udzie gdy wyśledził pasek podwiązki, ruszył
krawędzią jej obnażonej pończochy i sunął w górę po gładkiej skórze po wewnętrznej stronie jej
uda, zatrzymując się na jej koronkowych majteczkach.
Jego kciuk spoczął na zgięciu jej uda, okrążając jej wzgórek, głaszcząc puchnące ciało pod
jedwabną tkaniną. Gorący strumień zalał jej ciało, aż blada skóra jej piersi nie zarumieniła się.
Kolejny delikatny krąg, nagi szept jego kciuka otoczający jej łechtaczkę sprawił, że wygięła
biodra i zatopiła palce w jego ramiona.
Nigdy nie doświadczyła czegokolwiek w ten sposób, rozpaczliwą potrzebę czucia jego dłoni na
sobie, dzikie pragnienie prawie bolało. Była podniecona jeszcze zanim Joe położył na nią dłoń.
Nie, to było coś w nim, bogaty zapach jego skóry, sposób w jaki jego zielone oczy się zwężały a
jego usta skręcały kiedy na nią patrzył. Ale naprawdę, nic nie wyjaśniało jej śmiesznej
intensywnej reakcji.
Jego palce przesunęły na bok wilgotną już satynę jej majteczek i prawie wyskoczyła ze skóry od
pierwszego dotyku jego gołych palców na obrzmiałych płatkach jej kobiecości. Była tak
wilgotna, że mogła aż usłyszeć mokre dźwięki, które stwarzały jego palce gdy rozchyliły ją
szeroko by mógł pociągnąć i drażnić jej łechtaczkę. Taylor bryknęła do jego dłoni, potrzebując
więcej przyjemności, mocniejszych dotknięć. Ale wydawało się, że zamierzał poznać każde
zgięcie i wypukłość, zsuwając się by drażnić jej wejście ale zatrzymując się na krótko przed
wepchnięciem wewnątrz.
Energicznie szarpnęła do siebie jego głowę, ssąc i gryząc jego wargi, wsuwając swój język
wewnątrz w ty samym czasie gdy wsunął dwa długie, duże palce wewnątrz niej. Jęknęła w jego
usta gdy jego kciuk zatoczył szorstko kręgi na jej łechtaczce, w końcu, w końcu, obdarzając ją
dotykiem jaki pragnęła.
Jej biodra napierały na jego dłoń, pieprząc jego palce gdy jego usta tworzyły palącą ścieżkę w dół
po jej klatce piersiowej, zlizając krople potu między jej piersiami.
Nagle, jego dłonie zniknęły. – Nie- załkała gdy została przesunięta póki nie usiadła na kanapie.
Joe zignorował jej protest klękając na przeciwko niej, zatrzymując się tylko po to by szarpnąć za
jej majteczki zanim położył sobie jej nogi na szerokie barki. Światło eksplodowało za jej
powiekami gdy jego usta zbliżyły się do niej, ssąc i liżąc ją jakby był głodnym facetem a ona
ambrozją. Jego palce znalazły się z powrotem wewnątrz, pchnąc głęboko, rozciągając ją szeroko,
napierając na kłębki nerwów gdy jego język tańczył na jej łechtaczce.
Kążdy mięsień i każdy nerw rozciągnął się w napięciu gdy wygięła się pod jego ustami.
Spojrzała w dół, widząc jego ciemną głowę schowaną pomiędzy jej nogami, jego usta zwilżone
od jej soków. Spojrzał w górę i spotkał jej spojrzenie, jego własne było tak ciemne i pragnące, to
wystarczyło by wysłać ją na krawędź. Ciasny supeł jej orgazmu eksplodował, zaczynając poniżej
jej brzucha i promieniując rozchodzącymi się pulsującymi falami. Niemiłosiernie, pchnął ją, jego
palce napierały mocniej i mocniej wewnątrz niej, jego usta nigdy nie ustały miękkiego ssania aż
jeden orgazm zamienił się w dwa, potem w trzy, dopóki nie stała się jedynie gumową stertą
bezdechu.
Taylor czuła bicie serca łomoczące między jej nogami, w końcówkach jej palców, sprawiając, że
skóra na jej brzuchu drżała. Joe powoli wycofał palce i miękko pocałował jej uda gdy usiadł na
piętach.
Jej oczy się rozszerzyły gdy ssący dźwięk z jego ust przywrócił ją surowo do rzeczywistości.
Spojrzała w dół, zaatakowana przez widok swoich nagich piersi rozjaśnionych przez promienie
zachodzącego słońca, blask wilgoci na jej udach, szeroko rozstawionych i nadal w połowie
umieszczonych na jego barkach. Jej żołądek się ścisnął gdy zrozumiała co właśnie zrobiła.
Niepomny, Joe uniósł się i położył jedno kolano na kanapie, przeszywając Taylor wzrokiem jak
głodny wilk po soczystym steku.
Musi się stąd wynieść zanim sprawy zajdą za daleko. Jakby zezwolenie mu na położenie się na
niej nie wystarczyło?
Sięgnął po jej dłoń, umieszczając ją na swoim kroku gdy się pochylił by ją pocałować. Gorąco i
wielkość jego erekcji pulsowało przy jej dłoni, i tak mocno jak błagała o dotyk tego gorącego,
grubego, długiego ciała wewnątrz niej, tak jakaś siła zdrowego rozsądku spychała ją z kanapy.
Szybko chwyciła swoją sukienkę by zakryć swoje piersi i nogi podczas gdy Joe usiadł,
wyglądając tak zdezorientowanie, że Taylor prawie rzuciła się z powrotem pod niego. – Co się
stało?- zapytał, unosząc się by móc znowu ją położyć na kanapie.
Odskoczyła jakby poparzona, prawie spadając na tyłek gdy jej sandałki na wysokim obcasie wiły
się pod nią. – Nic. Nic się nie stało. Po prostu przypomniałam sobie, że mam..- zmusiła swój
mózg do pracy by się wiarygodnie usprawiedliwić -... jutro spotkanie. Wcześnie.
- Jutro jest niedziela – odpowiedział z seksownym, małym drgnięciem brwi, co sprawiło, że
prawie straciła determinację.
Zaczęła cofać się do drzwi. Joe wstał i podążył za nią, wolno, jak jakiś zabójca z horroru, który
tylko czekał by chwycić swoją ofiarę. – Taa, ale wiesz, ci wszyscy techniczni kierownicy, zawsze
naciskają. – Prawie była by drzwiach do kuchni.
Jego dłoń zsunęła się po jego gołym brzuchu, zatrzymując się pod paskiem obejmując go
kciukiem po prawej stronie suwaka. Przyciągając nieubłagalnie wzrok Taylor do wybrzuszenia,
które nie wydawało się zmaleć, bynajmniej.
Jej oczy poszerzyły się a w ustach poczuła ślinkę i nagle wszystko co chciała zrobić to upaść na
kolana i spędzić cały wieczór poznając smak Joe’a Tierney’a. Przełknęła mocno i zrobiła kolejny
krok w tył, uderzając ramieniem o framugę drzwi. – Tak czy inaczej, trzeba iść. Dzięki za drinka
i za... – Czuła jakby jej policzki buchnęły płomieniami gdy machnęła ręką w kierunku kanapy.
Jego brwi podniosły się w niedowierzaniu i mogła powiedzieć, że był milimetry od nazwania ją
szaloną suką.
Przerwała to by nie pogorszyć jeszcze sprawy.