NIEŚMIERTELNY SZKOT
IMMORTAL HIGHLANDER
MONING KAREN MARIE
Seria Highlander cz. 06
Tłumaczenie nieoficjalne
DirkPitt1
ADAM BLACK O BYCIU ADAMEM BLACKIEM
Tuatha Dé Danaan: (tua dej danna)
Z Ksiąg Wróżek O’CALLAGHAN
Adam Black:
OSTRZEŻENIE: ZACHOWAĆ EKSTREMALNĄ OSTROŻNOŚĆ W
PRZYPADKU ZAUWAŻENIA.
UNIKAĆ KONTAKTU ZA WSZELKĄ CENĘ.
Z Ksiąg Wróżek O’CALLAGHAN
Prolog
LONDYN, ANGLIA
Adam Black stał w centralnej komnacie kamiennych katakumb pod Belthew Building i
obserwował Chloe Zandrs, zataczającą się i szukającą swego kochanka, Szkota, Dageusa
MacKeltara.
Łkała, jakby sama jej dusza była rozrywana. Nieprzerwane i przeszywające, to wystarczyło
by rozłupać głowę Tuatha Dé.
Albo człowieka, jeśli już o to chodzi, pomyślał ponuro.
Zaczynał być cholernie zmęczony jej nieustannym zawodzeniem. Miał własne problemy.
Wielkie problemy.
Aoibheal, królowa Anatolia Dé Danaan, w końcu uczyniła zadość jej od dawna składanym
groźbom ukarania go za ciągłe wtrącanie się w świat śmiertelników. I wybrała najokrutniejszą
karę ze wszystkich.
Odarła go z jego nieśmiertelności i uczyniła go człowiekiem.
Rzucił spojrzeniem w dół, na siebie i odczuł ulgę, że przynajmniej pozostawiła go w jego
ulubionym uroku: ciemnowłosego, umięśnionego, nieodparcie seksownego kowala, trwającą
tysiące lat mieszaninę Kontynentalnego Celta i Szkota wojownika, odzianego w tartan, obręcze
na ręce i torques. Okazjonalnie zmieniała go w istoty, które nie znosiły dobrze światła
słonecznego.
Jego ulga jednakże, była krótkotrwała. To, co, że wyglądał jak zwykły on? Był człowiekiem,
na miłość Chrystusa!
1
Ciałem i krwią. Ograniczonym. Żałosnym. Skończonym.
Przeklinając dziko, popatrzył na szlochającą kobietę. Ledwie mógł usłyszeć własne myśli.
Być może, gdyby poinformował ją, że Dageus nie był naprawdę martwy, to by się zamknęła.
Musiał znaleźć wyjście z tej, niedopuszczalnej sytuacji i to szybko.
— Twój kochanek nie jest martwy. Przestań wyć, kobieto. — Rozkazał władczo. Powinien
to wiedzieć. Aoibheal zmusiła go do oddania swej nieśmiertelnej esencji życiowej by ocalić
życie tego Szkota.
Jego komenda nie przyniosła zamierzonego efektu. Przeciwnie, dokładnie w chwili, gdy był
pewny, że prawdopodobnie nie mogłaby być głośniejsza — a jak tak małe stworzenie mogło
robić tak ogromny hałas, było poza jego zrozumieniem — jego nowo uzyskane bębenki zostały
zagrożone wyciem, które wzrosło wykładniczo.
1
Czy Tuatha Dé nie powinien raczej wzywać imienia Danu nadaremno?
— Kobieto, przestań! — Ryknął, zaciskając dłonie na uszach. — Powiedziałem on nie jest
martwy.
Nadal płakała. Nawet nie spojrzała w jego kierunku, jakby wcale się nie odezwał. Wściekły,
przeskoczył przez szczątki, rozrzucone po komnacie — pozostałości bitwy, która miała miejsce
kwadrans temu, między Dageusem MacKeltarem i druidzką sektą Draghara, bitwy, w której
nigdy nie powinien interweniować — i podszedł do niej. Chwycił ją za kark, żeby obrócić jej
głowę w jego stronę i wymusić ciszę.
Jego ręka prześlizgnęła się prosto przez tył jej czaszki i wyszła jej nosem.
Nawet nie mrugnęła. Po prostu czknęła i na nowo zaczęła zawodzić.
Adam przez chwilę stał bez ruchu, potem spróbował znowu, sięgając po jedną z jej piersi.
2
Jego ręka wsunęła się gładko przez jej serce i wyszła jej lewą łopatką.
Znów znieruchomiał, skrzydła niepewności rozwijały się w jego całkowicie zbyt ludzkim
żołądku.
Na Danu, Aoibheal nie zrobiłaby tego. Jego ciemne oczy zmrużyły się do szparek.
A może?
Z zaciśniętą szczęką spróbował jeszcze raz. I jeszcze raz jego ręka przeniknęła przez ciało
Chloe Zanders.
Jezu, zrobiła to! To suka!
Królowa nie tylko zrobiła z niego człowieka, przeklęła go potrójną mocą féth fiada!
3
Adam potrząsnął niedowierzająco głową. Féth fiada było czarem, którego jego rasa używała
do chodzenia wśród śmiertelników, bez wykrycia. Tuatha Dé zazwyczaj przywoływali tylko
jeden aspekt tego potężnego, potrójnego zaklęcia — niewidzialność. Ale mogło ono także
uczynić jego cel niemożliwym do usłyszenia przez ludzi, jak również do wyczucia. Féth fiada
było użytecznym narzędziem, gdy ktoś chciał wtrącać się, niezauważony.
Ale, gdy było się nim trwale przeklętym? Jeśli było się niezdolnym od tego uciec?
Ta myśl była zbyt wstrętna do przywoływania.
Zamknął oczy i zagłębił się w swym umyśle by przeniknąć czas/miejsce i powrócić na
Wyspę Wróżek, Morar. Nie obchodziło go, kogo królowa obecnie zabawiała w jej Królewskim
Alkierzu, cofnie to teraz.
2
Zboczeniec… No dobra, każdy by to zrobił, podejrzewając, że jest niewidzialny. Wszyscy wiemy do czego Harry
Potter używał peleryny niewidki, gdy nikt nie czytał książki.
3
Feth Fiada lub Fiadha (Czyt fetk fieda) oznacza: feth – mgła i fiada – pan, władca, posiadacz. Magiczna mgła,
która sprawia, że używający są niewidzialni. Znana też, jako céo druidecta lub ceo draiodheachte (Druidzka
Mgła). Uważa się, że tę moc podarował druidom i Tuatha dé Danaan, Manannán mac Lir, po tym jak Tuatha Dé
zostali pokonani przez Milezjan.
Nic się nie stało. Pozostał dokładnie tam, gdzie był.
Spróbował znowu.
Żadnego, krótkiego uczucia braku wagi, żadnej, nagłej powodzi tej oszałamiającej wolności
i niezwyciężoności, które zawsze czuł, gdy przekraczał wymiary.
Otworzył oczy. Nadal w tej, kamiennej komnacie.
Grymas wykrzywił jego usta. Człowiek, przeklęty i bezsilny? Oddzielony od królestwa
Wróżek? Odrzucił głowę w tył, odgarniając długie, ciemne włosy z twarzy. — W porządku.
Aoibheal, udowodniłaś swoją rację. Zmień mnie teraz z powrotem.
Nie było żadnej odpowiedzi. Nic, poza dźwiękiem niekończącego się łkania kobiety,
odbijającego się głucho w chłodnej, kamiennej komnacie.
— Aoibheal, słyszałaś mnie? Powiedziałem „rozumiem.” A teraz mnie przywróć.
Nadal żadnej odpowiedzi. Wiedział, że słuchała, pozostając w rozszczepieniu wymiaru, tuż
poza królestwem ludzi. Obserwując, rozkoszując się jego dyskomfortem.
I czekając na pokaz podporządkowania, przyznał ponuro.
Mięsień drgnął na jego szczęce. Pokora nie była i nigdy nie będzie jego mocną stroną.
Jednak, jeśli jego wyborami były, upokorzenie albo człowiek — i to przeklęty i całkowicie
pozbawiony mocy — jadłby placek z upokorzenia, aż by się nim zadławił.
— Moja Królowo, miałaś rację, a ja się myliłem. Widzisz, mogę to powiedzieć.
Choć to kłamstwo smakowało paskudnie na jego języku. — I przysięgam nigdy więcej nie
okazywać nieposłuszeństwa.
Przynajmniej nie, dopóki nie będzie pewny, że jest znów bezpieczny w jej łaskach.
— Wybacz mi, Najpiękniejsza Królowo. — Oczywiście, że to zrobi. Zawsze to robiła.
— Jestem twym, najbardziej pokornym, wielbiącym sługą. O wspaniała Królowo.
Czy szył to zbyt grubymi nićmi? Zastanowił się nieobecnie, gdy cisza się przedłużała.
Zauważył, że zaczął stukać odzianą w buta stopą o podłogę w najbardziej ludzki sposób. Tupnął
nią by zmusić ją do bycia nieruchomo. Nie był człowiekiem. W niczym nie był jak oni.
— Słyszałaś mnie? Przeprosiłem. — Powiedział ostro.
Po jeszcze kilku chwilach westchnął. Zgrzytając zębami, opadł na kolana. Było powszechnie
wiadome, że Adam Black nienawidził bycia na kolanach, z żadnego powodu, dla nikogo.
— Wielka przywódczyni Prawdziwej Rasy. — Wymruczał w starożytnym, rzadko
używanym języku swego rodzaju. — Zbawicielko Danaan. Wnoszę prośbę do łaski i chwały
twego tronu. — Rytualne, starożytne słowa formalnego, dworskiego protokołu, oznaczały tak,
jak nic innego nie mogło, jego kompletny i zupełny hołd. A rytuał wymagał by odpowiedziała.
Wręcz przeciwnie, suka tego nie zrobiła.
On — który nigdy wcześniej nie cierpiał upływu czasu — teraz czuł go wyraźnie, gdy
rozciągał się za bardzo.
— Do cholery, Aoibheal, napraw mnie! — Zagrzmiał, zrywając się na nogi. — Oddaj mi
moje moce! Uczyń mnie znów nieśmiertelnym!
Nic. Czas mijał.
— Posmak. — Zapewnił samego siebie. — Ona po prostu daje mi posmak tego, żeby dać
mi lekcję.
Teraz pojawi się w każdej chwili. Zgani go. Podda go ciętej reprymendzie za jego liczne
wykroczenia. On pokiwa głową, obieca nigdy więcej tego nie robić i wszystko będzie w
porządku. Dokładnie tak, jak przy tysiącu innych razów, gdy nie posłuchał i rozgniewał ją.
Godzinę później nic nie było w porządku.
Dwie godziny później i Chloe Zanders odeszła, zostawiając go samego, w cichych,
zakurzonych grobowcach. Prawie brakowało mu jej zawodzenia. Prawie.
Trzydzieści sześć godzin później i jego ciało było głodne, spragnione i — rzecz dla niego
prawie nie do pojęcia — zmęczone. Tuatha Dé nie spali. Jego umysł, zwykle ostry jak brzytwa
i szybki jak błyskawica, robił się zamroczony i powolny, wyłączając się bez jego zgody.
Nieakceptowalne. Niech go szlag, jeśli jakakolwiek część niego będzie robiła jedną rzecz
bez jego zgody. Nie jego umysł. Nie jego ciało. Nigdy tak nie było i nigdy nie będzie. Tuatha
Dé zawsze miał kontrolę. Zawsze.
Jego ostatnią myślą, zanim zawładnęła nim nieświadomość, było, że cholernie wolałby być
czymkolwiek innym: utknąć wewnątrz góry na kilkaset lat, zmieniony w oślizgłego,
trzygłowego, morskiego potwora, znów zmuszony do grania dworskiego błazna przez wiek lub
dwa.
Wszystko, tylko nie… tak… odrażająco… żałośnie… niekontrolowanie… ludz —