Padało bardzo mocno, a wiatr odznaczał się niesamowitą prędkością. Jack i barmanka byli w
alejce za tawerną, a deszcz ich nie oszczędzał. Chłopak odwrócił się, aby podziękować
dziewczynie, która go uratowała, ale zanim zdążył to zrobić, ona popchnęła go na ścianę Wiernej
Panny Młodej.
- Jak śmiesz rozpoczynać bijatykę w tawernie mojego ojca? - Położyła swoje ręce na biodrach, a
oczy jej rozbłysły. - Nie mogłeś dzisiejszego wieczoru kraść gdzie indziej? W jakimś miejscu,
którego goście by nie zniszczyli - mówiąc to, popchnęła go jeszcze raz na ścianę i cofnęła się. Jack
otrzepał płaszcz, wygładzając na nim zmarszczki.
- Teraz posłuchaj, panienko, nie jestem złodziejem. Nie przyszedłem tutaj z wyboru. I nic nikomu
nie ukradłem. - Jack pomachał torbą przed twarzą Arabelli. - Kapitan bestia-na-siedem-stóp miał
moją torbę, a ja po prostu chciałem odzyskać swoją własność. Więc jeśli moja wdzięczność jest dla
ciebie bezwartościowa, chciałbym po prostu zabrać moje rzeczy, nie mówiąc ,,dziękuję" za taką
niegościnność. Zrozumiałaś? - Jack uniósł głowę i zaczął odchodzić. Ale Arabella złapała go za
ramię i ponownie popchnęła go na ścianę.
- Czy możesz w jakiś sposób udowodnić, że ta torba naprawdę jest twoja? - spytała.
- Nie. I, prawdę mówiąc, nie obchodzi mnie to - powiedział Jack, wyrywając się z uścisku Arabelli.
- To był kapitan Torrents, idioto - powiedziała Arabella, uderzając Jacka w głowę. Jack spojrzał na
nią pustym wzrokiem. - Niesławny i straszny?... - dodała.
- Dzwony jeszcze nie dzwonią - odpowiedział Jack.
- Najbardziej znany pirat po tej stronie Hispanioli? - Arabella próbowała dalej.
- Oh, czekaj.... - powiedział Jack z nagłym wyrazem uznania. Ale po chwili jego mina stała się taka
sama, jak wcześniej. - Nie, przepraszam.
- Cóż, tak czy inaczej, jesteś dobry, skoro udało ci się go okraść.
- Posłuchaj, nie jestem oszustem - powiedział Jack. - Ta tutaj stara torba - i to, co w niej jest - to
wszystko jest moje. Przyniósłbym więcej, ale schowek ,,na gapę" ma bardzo ograniczoną
pojemność.
Arabella przewróciła oczami.
- Następnie - kontynuował Jack. - Co jest typowe na tej krwawej wyspie, tamten pirat ukradł mi go.
I nie pamiętam, żeby to było specjalnie krwawe. Podkradłem się do faceta od tyłu. Ale mogę
przysiąc, że to jest moja torba.
Jack wskoczył na jakąś beczkę i otworzył torbę.
- Na przykład - powiedział, grzebiąc w nim, a następnie wyciągnął coś, co wyglądało jak kij wosku.
- Ta tutaj rzecz jest... nie moja? - Jack spojrzał na świecę, zdezorientowany, a następnie rzucił ją na
dół.
- Niespodzianka - powiedziała sarkastycznie Arabella.
- Nie, nie nie! - powiedział sfrustrowany Jack. Poszukał głębiej i wyciągnął coś, co mogło być starą
bielizną. Zadrżał i odrzucił ją najdalej, jak mógł. Potem wyciągnął coś, co wyglądało jak stary,
ususzony szczur.
- Arabella, tak przy okazji - powiedziała dziewczyna. Jack nawet na nią nie spojrzał. - Ta
,,panienka" ma swoje imię - kontynuowała. - I jest nim ,,Arabella", Jack.
Jack chrząknął, nie bardzo zwracając na nią uwagę. Te straszne rzeczy w worku nie miały końca.
Odrzucił coś, co było bardzo posobne do skamieniałych kup.
- Słuchaj, przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam - powiedziała Arabella szczerze. - Po prostu
mój ojciec jest bardzo nerwowy. On będzie w strasznym stanie, jeśli będzie musiał spędzić następny
tydzień na doprowadzeniu do porządku tego miejsca. Naprawa krzeseł i stołów, które pomogłeś
zniszczyć...
Rozległ się odgłos uderzenia. To Jack rzucił czymś prosto w czoło Arabelli. Dziewczyna złapała
to, zanim spadło. To była ciężka sakiewka z monetami.
- Dzięki - mruknęła sarkastycznie. - To sprawia, że wszystko jest w porządku.
- Cóż, to tutaj nie jedyna nic nie warta rzecz - powiedział ponuro Jack. - Mój nóż, moja skrzynia,
mój zapas monet... - popatrzył na dziewczynę, oszołomiony. - Tego wszystkiego nie ma -
sfrustrowany i zły, wywrócił torbę do góry nogami, wysypując z niej kilka nasion jabłek.
Potem spadło coś wielkiego i ciężkiego, uderzając o ziemię z całej siły. Jack zeskoczył z beczki,
aby to obejrzeć. Jego oczy zaświeciły się, gdy zacisnął palce na gładkiej skórze: pochwa. Długa
pochwa. Szablę, taka szablę, można by sprzedać za grube pieniądze na czarnym rynku. Ta pochwa
wyglądała, jakby miała za sobą długą historię. Będzie bogaty! A nawet jeśli nie bogaty, to
przynajmniej będzie mógł odkupić rzeczy, które stracił. Albo mógł zatrzymać to dla siebie. On nie
miał szabli. A każdy, kto liczył się na Karaibach, ją miał... Ale kiedy Jack podniósł pochwę,
uświadomił sobie, że z ciężarem jest coś nie tak: jest zbyt lekka, aby mogła być w niej szabla. Jack
jęknął i rzucił pustą pochwę na ziemię.
- Przeklęci piraci! - Przetarł oczy palcami i oparł się o ścianę tawerny, rozważając ponurą - i do tego
dość głodną - przyszłość. Ale Arabella wytrzeszczyła oczy na pochwę, która upadła na ziemię. Czy
to był błysk złota? Podniosła ją, nie zwracając uwagi na burczącego Jacka, i obróciła w dłoniach.
Mimo brudu i rys, złoto i srebro na skórze iskrzyły się w deszczu. Na pochwie było coś wytłoczone.
- Nie, to nie może być.... - szepnęła. - Rozpal mi jakieś światło - poleciła. Normalnie Jack nie
przyjąłby niczyjego rozkazu, a już nie pewno nie od córki wściekłego właściciela tawerny, ale
usłyszał w głosie Arabelli coś, co przykuło jego uwagę. Bez protestu wyjął mały zestaw krzesiw z
kieszeni płaszcza i zapalił świecę z torby. Arabella wzięła świecę, która rzucała słabe światło na
skórzaną pochwę.
- Popatrz na to - powiedziała, wskazują na pochwę. Były tam napisy w języku, którego żadne z nich
nie znało, jakieś ozdobniki, a następnie kilka słów po hiszpańsku. Poniżej był obraz pierzastego
węża, wykonany z czerwonego złota. Był kanciasty i zagraniczny. Quetzalcoalt. Aztecki bóg.
Arabella gwizdnęła.
- Czy wiesz, co to jest? - spytała. Jej głos drżał z podniecenia.
- Coś wiele wartego? - zapytał Jack.
- To pochwa na Miecz Cortésa - szepnęła. Oczy Jacka się rozszerzyły. - Ten należący do Hernána!
Przeklęty miecz, który dał Cortésowi moc wystarczającą do podbicia imperium Azteków! - Oczy
Arabelli błyszczały z podniecenia. - Legenda mówi, że dzięki niemu Cortés był nie do pokonania w
walce... I dał mu dziwne moce, które przekonały Azteków, że jest bogiem. Aztekowie wierzyli, że
bóg Quetzalcoalt kiedyś do nich powróci, a tym mieczem Cortés przekonał ich, że to on nim był.
Legenda mówi, że miecz ma ograniczoną moc, jeśli ten, kto go posiada, nie ma również pochwy. To
przyczyniło się do upadku Cortésa... ,,Utrata pochwy spowoduje utratę królestwa", jak mówi
przysłowie. - Obróciła pochwę w dłoniach, patrząc na zużytą skórę i błyszczące klejnoty, i zadrżała.
- To jest wykonane z wnętrzności Azteckich ofiar.
- Wspaniale - powiedział Jack, biorąc od niej pochwę kciukiem i palcem wskazującym. - Ale jak to
się tu dostało?
- Kamiennooki Sam miał to jako ostatni - powiedziała Arabella, pamiętając rozmowę, którą
wcześniej usłyszała w tawernie.
- Co? Ten piracki kapitan? Plaga Panamy? - spytał Jack. Arabella skinęła głową.
- Wiele lat temu wziął miecz i pochwę i używał ich, aby stać się królem odizolowanych wysp. Nikt
nie wie, co się stało z nim i jego wiernymi poddanymi. Być może fakt, że w tej pochwie nie ma
miecza, ma coś wspólnego z jego upadkiem.
Jack obrócił pochwę w dłoniach, biegając palcami w górę i w dół po szwach. Kunsztowny,
pomyślał. Miecz był jednym z największych skarbów na całych Karaibach. Co oznaczało, że ktoś,
ten, kto tracił połowę tego, co sprawiało, że był taki potężny i przerażający, musiał się złościć...
Świetnie... Jack nie bardzo chciał o tym myśleć.
- A więc - powiedział Jack. - Dlaczego nie mogę po prostu wrócić do tawerny, ostrożnie wsadzić
torbę pod to, co zostało z krzesła kapitana Turnip (ang. turnip: rzepa - przyp. tłum), przeprosić, i po
prostu nic z tym nie robić? ,,Przepraszam, niechcący wziąłem pana magiczną pochwę, sir. Nie
wiedziałem, że planujesz przy jej pomocy stworzyć własne pirackie królestwo. Powodzenia z tym
wszystkim!"
Arabella pokręciła głową.
- Masz duże kłopoty - powiedziała cicho. - Ukraść coś takiemu piratowi jak Torrents... Lepiej
natychmiast opuść Tortugę - albo jesteś trupem. - Odwróciła się, aby wrócić do środka.
- Poczekaj. - Jack złapał ją za ramię. - Chodź ze mną.
Dziewczyna zamrugała, strząsając krople deszczu z rzęs.
- Najwyraźniej wiesz więcej niż ja na temat tych wszystkich legend, a także o lokalnych
,,mieszkańcach'' tych wód. A jeśli ktoś tam widział, jak mi pomagasz, jesteś trupem. Świetnie,
kobieto. Świetnie, dziewczyno! - wyjąkał. Arabella zignorowała go, jednak przemyślała to. - I -
kontynuował Jack. - Pomyśl o wolności, która byłaby nasza, gdybyśmy mieli ten miecz. Wolności i
władzy.
Chociaż Arabella próbowała to ukryć, Jack mógł wyczytać z jej twarzy, że jest zakochana w tym
pomyśle.
- Dobrze. Tak naprawdę, nie mam nic innego do roboty... Poza pracowaniem we Wiernej Pannie
Młodej aż do śmierci lub do czasu, gdy znajdę męża... - powiedziała ze smutkiem. - Albo do czasu,
gdy tata upije się na śmierć - powiedziała, trochę zła. - Raz było już blisko - naprawdę blisko - gdy
rok temu wykopał z Wiernej Panny Młodej jakiegoś paskudnego pirata, razem z mamą. On był
wielki, brzydki i dziki. Tęsknię za nią, za moją mamą. Tata i ja jesteśmy pewni, że jest... - Arabella
urwała. Jack zauważył wyraz jej twarzy i poczuł przypływ sympatii. Arabella spojrzała w matowe
oczy Jacka. - Wszystko w porządku. Pójdę z tobą. Ale gramy na moich zasadach. Słyszysz? Co
oznacza, że nie okradany piratów - ani nikogo innego - w drodze.
- Ile razy mam ci powtarzać - nie jestem złodziejem! - zaprotestował Jack. Arabella zmarszczyła
brwi i kontynuowała.
- Znam wiele idealnych łodzi do używania. I jedną starą, opuszczoną w Słonej Zatoczce. - Jack
wzruszył ramionami.
- Niestety, moja panno. Jestem tutaj nowy, pamiętasz? I, niestety, nie mam pojęcia, gdzie to jest. I
nie sądzę, by było mądrze z mojej strony, abym zapytał jednego z panów z tawerny o drogę.
Arabella zastanowiła się przez chwilę. Potem wyciągnęła drewnianą spinkę ze swoich loków i
przytknęła końcówkę do świecy Jacka. Kiedy zaczęła się palić, zdmuchnęła ją, pozostawiając
zwęglony punkt. Później wyrwała kwadratowy kawałek materiału ze swojego fartucha i przyłożyła
go do ściany tawerny, i zaczęła rysować mapkę dla Jacka, który obserwował to wszystko szeroko
otwartymi oczami.
- Myślę, że będę bardzo zadowolony z tak... zaradnego oficera na moim pokładzie - powiedział,
pochylając się z uśmiechem.
- Mogę być zaradna, ale nie jestem twoją koleżanką. Jesteśmy po prostu partnerami w biznesie, to
wszystko - powiedziała Arabella, umieszczając mały X w miejscu, gdzie znajdowała się Słona
Zatoka, zanim oddał mapę Jackowi. - Masz się nie wychylać przez trzy dni. Zgromadzę zapasy -
wody pitnej i jedzenia. Spotkajmy się na łodzi, o zmierzchu trzeciego dnia.
- Doskonała robota, moja pani - powiedział, robiąc krótki ukłon.
- Mamy łódź. Ale... - spojrzała na tawernę, tracąc na chwilę energię. Wierna Panna Młoda była jej
jedynym domem. - Dokąd pójdziemy?
Jack przewrócił oczami.
- Aby uzyskać przeklęty miecz, oczywiście! Już powiedziałem, że jesteśmy praktycznie martwi.
Chyba nie będziemy dużo bardziej martwi, jeśli zdobędziemy Miecz Cortésa i uprawnienia boga-
króla przed kapitanem TornPants (ang. pants: spodnie - przyp. tłum)?
- Torrents - poprawiła Arabella. - Nie będziemy.