Bezgraniczny W pogoni za szczęściem Paweł Horyłek ebook

background image
background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.

background image

Rozdział 3.

POMOC

Nikt z nas nie wie, kto z otaczających nas ludzi jest tak

naprawdę prawdziwym, a kto udawanym przyjacielem. Wielu

z nich możemy wystawić na próbę, jednak po wstępnej wery-

fikacji liczba naszych znajomych może ulec diametralnej zmi-

anie, zmniejszając się.

— Cześć.
David oparł się na łóżku. Był już ranek. Stała przed nim

Sara. Najwidoczniej niedawno wstała, gdyż była jeszcze w
pidżamie. Chłopak ucieszył się na jej widok. Zbudziła go z
jego typowego koszmaru sennego, który wciąż nie dawał mu
spokoju.

— Hej. Coś się stało? — zapytał rozespany jeszcze David.
— W zasadzie to nie. Chciałam tylko jeszcze raz podz-

iękować za wczoraj. Przyniosłam kawę i pączki. Może masz
ochotę? — spytała

— Pewnie. Siadaj — zaprosił David, po czym razem z dziew-

czyną siadł na łóżku i włączył telewizor.

— Rodzice właśnie wyjechali. Przed wyjazdem chcieli z tobą

o czymś porozmawiać, ale jeszcze spałeś. Tata mówił, że
później do ciebie zadzwoni.

— Dzięki. To chyba dobrze, że wyjechali nawet na ten jeden

dzień. Myślę, że odpoczynek im się należy. Dziwię się jednak,

background image

że nie odwołali go. Jeszcze wczoraj wydawali się trochę
niepewni. Rozumiałem ich nawet. Zostawić swój dom z ob-
cym chłopakiem w środku.

— Nie jesteś obcy. Jesteś naszym przyjacielem. Ty buraku

— powiedziała Sara i przyjaźnie położyła rękę na jego rami-
eniu. — Ale masz rację, nie byli pewni. Przekonałam ich jed-
nak, że mogą jechać. Powiedziałam o tym, że obroniłeś mnie
wczoraj przed Tomem. Co prawda, pominęłam fakt, co on
chciał… no wiesz.

— A właśnie. Wiesz może, co się z nim teraz dzieje? — za-

ciekawił się David.

— Nie bardzo. Wiem tylko tyle, że zarówno Tom, jak i

Danny odgrażali się, że obaj z Brianem nie macie już życia. W
sumie to się im nie dziwię. Tom jest typem przywódcy. Miał
całkiem spore poparcie wśród innych. Dowiedziałam się
dzisiaj, że siedzi w areszcie za posiadanie narkotyków.

— Dobrze mu tak. A ja się go nie boję. Ty też nie powinnaś.

Ze mną nic ci nie grozi — zapewnił solennie David.

Zauważył, że Sara lekko poczerwieniała i zawstydziła się.

Zmienił więc temat:

— Jakieś konkretne plany na dzisiaj? — zapytał.
— Wiesz. Myślałam, że może spędzimy więcej czasu razem.

W końcu jutro wyjeżdżasz. Nie wiem nawet, dokąd się udasz.
To okropne…

— Nie martw się. Jakoś to będzie. Masz rację, może po

prostu pogramy, co?

— Brzmi świetnie, cieniasie — Sara mrugnęła do niego

okiem, po czym oboje zaczęli się śmiać.

David i Sara długo ze sobą rozmawiali. Głównym tematem

ich rozmów był sam David. Sara chciała dowiedzieć się jak
najwięcej na jego temat. Niewiele o nim wiedziała, gdyż
wcześniej nie chciała o nim w ogóle słyszeć. Wreszcie
postanowili zjeść śniadanie. W kuchni dołączył do nich Brian.

3/14

background image

David czuł się jak w prawdziwej rodzinie. W końcu przekonał
do siebie nawet Sarę, z którą już się nie kłócił. Jednak już
jutro to wszystko miało się skończyć. Po śniadaniu David
poszedł do pokoju Briana. Musiał powiedzieć mu o swoich
planach.

— Słuchaj, stary, muszę z tobą o czymś porozmawiać.

Tylko proszę cię, żeby Sara nie wiedziała nic o tej rozmowie
— zaczął poważnie David.

— Jasne. Dobra. Jesteś bardzo tajemniczy. O co chodzi?
— Jutro w południe Alan miał mnie odwieźć do jakiegoś

ośrodka czy rodziny zastępczej... Nie znam szczegółów i,
szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to w ogóle.

— Jak to nie obchodzi? Nie obchodzi cię miejsce, w którym

będziesz mieszkać?

— Nie, bo nie wybieram się tam.
— Co? O czym ty w ogóle mówisz? — zapytał zdziwiony

Brian.

— Dzisiaj o północy uciekam.
— Co? Dlaczego?
— Nie zrozumiesz. Nie chcę żyć w jakimś zamknięciu. Nie

chcę czuć się jak w więzieniu. Wolę żyć na własną rękę, ale
na wolności.

— Co ty gadasz? I co niby chcesz robić?
— Słuchaj mnie uważnie. Jesteś moim najlepszym przyja-

cielem. Dlatego myślę, że mi pomożesz.

— A co niby miałbym zrobić?
— O północy, kiedy już wszyscy będą spać, zawieziesz mnie

do jakiegoś dużego miasta, najlepiej daleko stąd. Nie chcę,
żeby Alan albo Jurate mnie szukali. Już dość mi pomogli. W
tamtym mieście znajdę jakąś pracę i tanie mieszkanie.
Będziesz musiał mi pożyczyć trochę gotówki, ale jak tylko za-
robię pierwsze pieniądze, spłacę ci dług. To jak, jesteś ze
mną?

4/14

background image

— Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł, ale jeżeli

tylko tego chcesz, to jestem z tobą. Zaraz po treningu po-
jedziemy do sklepu, kupimy torbę i wszystkie rzeczy, które
będą ci potrzebne.

David zgodził się, traktując te zakupy jak pożyczkę, i

przysięgając sobie w duchu, że kiedyś zwróci Brianowi wszys-
tkie te pieniądze. Chłopak poszedł teraz do domku gościn-
nego, w którym mieszkał, wziął kąpiel i przyszykował się do
treningu. Wziął ze sobą torbę i chwilę później czekał już przy
samochodzie. Tym razem Brian i David byli razem w
drużynie. Cieszyli się nawet z tego, z ostatnich chwil spędzo-
nych razem. I tym razem drużyna Davida zawdzięczała mu
swoje zwycięstwo. Każdy darzył chłopca ogromnym sza-
cunkiem, nie tylko ze względu na jego niesamowitą grę w
koszykówkę, ale także ze względu na wydarzenia z ostatniej
imprezy. David widział w oczach Prestona jego podziw.
Podejrzewał, że jego wyjazd pokrzyżował plany trenera związ-
ane z jego osobą. Po meczu David podsłuchał chłopaków w
szatni, mówiących coś o stanowych mistrzostwach
koszykówki dla chłopców w wieku licealnym. David słyszał o
tym kiedyś w swoim rodzinnym Derry. Jeden z chłopców
opowiadał, że czytał w gazecie o niezwyciężonej jak dotąd
drużynie Lizards. Podobno w finałach rozgromili drużynę prze-
ciwną, nie dając im jakichkolwiek szans. Wynik mówił sam za
siebie — 86:32.

„To by dopiero była gra” — pomyślał przez chwilę David.

Czas na sali dobiegał końca. David ostatni raz spojrzał na nią
z podziwem. Był dumny z tego, jakie zwycięstwa tu odnosił.
Zrobiło mu się smutno. W szatni pożegnał się ze wszystkimi
przyjaciółmi.

— Stary, będzie nam cię brakowało — stwierdził Jerry.
— Na pewno nie zapomnimy takiego wielkiego mistrza jak

ty — dodał Steve.

5/14

background image

David i Brian wybrali się do sklepu, jak wcześniej planowali.

Nie sądzili jednak, że zejdzie im na to tak dużo czasu. Była już
późna popołudniowa godzina, kiedy wrócili do domu. Sara
czekała na nich z jedzeniem. Po posiłku David był tak
zmęczony, że ledwo doszedł do swojego domku. Poczuł przer-
ażający ból głowy. Nie był to pierwszy raz, lecz zdecydowanie
silniejszy niż poprzednie. Chłopak z początku myślał, że to za-
raz minie. Mylił się jednak. Zemdlał.

Ocknął się na podłodze. Wstał i usiadł na łóżku, trzymając

się za głowę. Doszedł do siebie, lecz zaniepokoił go fakt om-
dlenia. Spojrzał na zegarek. Była godzina osiemnasta.
Spakował się teraz, gdyż wiedział, że potem nie będzie miał
czasu. Na dwudziestą umówiony był z Sarą i Brianem.
Tradycyjna gra na konsoli w jego ostatnim dniu pobytu brzmi-
ała trochę prymitywnie. Spakowaną torbę wsunął pod łóżko,
żeby Sara jej nie zobaczyła. David przeczuwał, że nie poz-
woliłaby mu jechać. Teraz miał odrobinę czasu, żeby wziąć
prysznic. Kiedy wyszedł z łazienki, wycierając jeszcze mokrą
głowę, zauważył rodzeństwo siedzące na łóżku i grające na
konsoli w wyścigi samochodowe.

— Nawet nie dacie człowiekowi odpocząć — zażartował

David z uśmiechem na twarzy.

— No przecież nie w twoim ostatnim dniu — odparował

Brian.

— Ej, przecież jest jeszcze jutro. Możemy z rana iść do

kina? — zaproponowała Sara.

Chłopcy spojrzeli na siebie. David zrobił groźną minę w

kierunku Briana. Ten z kolei wiedział, że o mały włos nie
wygadał się przed siostrą.

— Tak, byłoby fajnie — rozmarzył się David.
— Siadaj. Zobaczymy, co potrafisz. Wydaje mi się, że dużo

tego nie ma — zagadnęła z uśmiechem na twarzy Sara.

— Dla jednych mało, a dla innych dużo — odparł David, na

6/14

background image

co wszyscy troje wybuchli śmiech.

Siedzieli teraz razem, oddając się przyjemności. David

wyraźnie prowadził w ich rozgrywkach konsolowych. Czuł, że
gdyby nie jego wyjazd, zbliżyłby się bardziej nie tylko do Bri-
ana, ale także i do Sary. To go martwiło. W tym samym mo-
mencie dostał sms od Caroline o treści: „Wskazałam Ci drogę,
a ty chciałeś uciec bez pożegnania? Nieładnie, wędrowcze.
Mam nadzieję, że mi się godnie odwdzięczysz. Będę dzisiaj u
Ciebie o 23:45. Całuję, Caroline”. David od razu pokazał go
Brianowi, który wzruszył ramionami.

— Powinieneś się cieszyć — stwierdził.
— Cieszyć z czego? — zapytała Sara.
— Caroline chce godnie pożegnać Davida. Domyślasz się, o

co chodzi? — roześmiał się.

Sara milczała.
Minęła godzina. Pasjonującą grę przerwało im pukanie do

drzwi. David wyszedł na zewnątrz. To był James. Wyglądał
jednak dziwnie. Kiedy David bardziej mu się przyjrzał, odkrył,
że mężczyzna musiał chyba brać udział w jakiejś bójce, bo na
jego twarzy widniały ślady krwi, poza tym miał lekko potar-
ganą koszulę, nie wspominając o licznych zadrapaniach i
siniakach.

— Musisz mi pomóc — oświadczył przybysz.
— Naturalnie. Co się stało? — zapytał David.
— Zamknij drzwi, chłopcze. Nie chcę, żeby Brian i Sara nas

słyszeli.

David zamknął za sobą drzwi. Najwidoczniej wujek czegoś

się wstydził i to bardzo. Nie chciał nawet pomocy ze strony
swojej rodziny. Potrzebował tylko Davida.

— Nie będę owijał w bawełnę. Na pewno domyśliłeś się, że

nie jestem taki, jak mój brat, że mam w sobie coś, co skłania
mnie do ciemnych interesów. Nawet Alan o tym nie wiedział.
Powiedziałem mu, że pracuję w firmie budowlanej i rozwożę

7/14

background image

różne materiały. To nieprawda. To cholerne kłamstwo. Szybko
zorientował się o moim prawdziwym zajęciu. A jest to
paserka, sprzedaż kradzionych rzeczy. Alan kazał mi z tym
skończyć. Uwierz mi, naprawdę chciałem. To miało być ostat-
nie zlecenie. Nazywaj to jak chcesz, ale błagam, teraz mi
pomóż.

— No dobrze, ale nadal nie wiem, co mam robić — odparł

chłopak.

— Otóż zaraz po doręczeniu mi towaru… zostałem chol-

ernie wystawiony. Byłem śledzony. To dlatego znali moją
kryjówkę. Okradli mnie, spuszczając mi manto. Za dwie godz-
iny jestem umówiony ze zleceniodawcą i jeżeli nie dostarczę
towaru, on… on… on mnie zabije.

— Wiesz gdzie oni są? — zapytał David bez zbędnego

drążenia tematu.

— Tak, te sukinsyny nie zauważyły za domem mojego auta,

więc zrewanżowałem się im i również ich śledziłem — dodał z
lekkim uśmiechem.

— No dobra, to jedziemy.
David ruszył za Jamesem, ale gdy był już przy samochodzie

Jamesa, złapali ich Brian i Sara. Byli natrętni.

— Nie wiem, o co chodzi, ale to z pewnością jest coś

ważnego. My też chcemy pomóc — oznajmiła Sara.

— Saro, Brianie. Posłuchajcie mnie, to bardzo

niebezpieczne. Nie możecie się w to mieszać.

— Niebezpieczne? A David może? — Brian ściągnął brwi w

grymasie zdziwienia.

— Daj spokój, James. Nie ma czasu. Przydadzą się. Ufam

im. Musisz im o wszystkim powiedzieć, bo inaczej ja też nie
pojadę i radź sobie sam — zaszantażował mężczyznę David.

Tymi słowami David ponownie w niezwykły sposób zaim-

ponował Sarze. Poczuła, że rozumieją się bez żadnych
przeszkód… że jest on… niesamowity.

8/14

background image

— Cholerny dzieciak! No dobra, wskakujcie — zaprosił ich

James.

Samochód ruszył w nieznanym kierunku, a wujek James po

drodze wyjaśnił wszystko Sarze i Brianowi. Zaskoczyli go,
gdyż w ogóle nie byli zdziwieni, a nawet po części wyrazili sk-
ruchę. Wszyscy obiecali zachować tajemnicę. David
przeczuwał, iż nie obejdzie się bez użycia przemocy. Chciał
jednak w jakikolwiek możliwy sposób tego uniknąć.
Samochód zatrzymał się nieopodal budynku. Było to odludzie.
Przedstawiony przez Jamesa plan kradzieży drogocennego
posążku nie spodobał się Davidowi.

— Jeżeli cię zobaczą, to nie dadzą ci spokoju. Muszą być

przekonani, że to ktoś inny. Zrobimy tak: Saro.

— Tak?
— Zabezpieczysz nam transport powrotny z łupem. Jak

tylko zaczniemy uciekać, podjedziesz i zabierzesz nas. James,
zajmiesz się ich pojazdem. Uszkodź go jakoś. W żadnym
wypadku nie mogą za nami pojechać. Mnie i Brianowi zostaw-
cie resztę.

James nie miał specjalnie wyboru. Zgodził się na ten plan

działania. Musiał zaufać młodemu.

— Jesteś pewien tego, co chcesz zrobić? — spytał tylko.
— Jasne. Zaufajcie mi — zapewnił chłopak.
I razem z Brianem ruszyli w kierunku małej chatki.
— Naprawdę jesteś pewien? — Brian powtórzył pytanie za-

dane przed chwilą przez swego wujka.

— A skąd. Nawet nie mam planu. Będziemy improwizować.
— Cholera, a miałeś mnie uspokoić.
Brian znalazł jakąś belkę niedaleko budynku. Stanął zaraz

za drzwiami, przygotowany uderzyć nią w każdym momencie.
David natomiast przykucnął przed drzwiami, krzycząc z całej
siły. Nie musiał się przejmować o ewentualną interwencją in-
nych ludzi. To było pustkowie. Była tu tylko ta jedna chatka.

9/14

background image

— Ratunku! Pomocy! Niech mi ktoś pomoże! Moja noga! —

krzyczał w niebogłosy.

Po paru minutach tego hałasu drzwi się uchyliły, a postać

zaczaiła się zaraz za nimi.

— Czego chcesz, szczeniaku? — warknął mięśniak z tatu-

ażem na szyi.

— Jezuu… błagam pana. Niech mi pan pomoże. Złamałem

nogę i… ten ból. To on… on.

David zaczął wymachiwać w kierunku pustych pól, których

po ciemku nie było widać. Miał szczęście. Mężczyzna wyszedł,
nie przypuszczając, że jest to pułapka. Brian tylko na to
czekał. W tym samym momencie belką uderzył mięśniaka w
głowę, powalając go. Mężczyzna tarzał się po ziemi z bólu.

— Teraz! — krzyknął David i wbiegł do pokoju.
W tym samym momencie od razu otrzymał potężny cios w

twarz. Wpadł prosto na stół, który złamał się pod jego ciężar-
em. Posążek znajdujący się wcześniej na nim, wyleciał w
powietrze i wpadł teraz prosto w ręce Davida, który z kolei
oberwał ponownie, gdy tylko się podniósł. Tym razem w
brzuch. David upadł po raz kolejny. Mężczyzna stał teraz nad
nim, rechocząc. Zamachnął się ponownie, ale wtedy Brian
zaatakował go od tyłu, belką uderzając go w plecy. David
szybko się podniósł, lecz mężczyzna również. Obaj chłopcy
rzucili się razem na mięśniaka. Niestety, złapali go na tyle
nieszczęśliwie, że wylecieli we trójkę przez oszklone okno.
Szkło posypało się razem z nimi. Wypadli z niewysokiego
piętra chatki. David i Brian natychmiast wystartowali w kier-
unku drogi. Mężczyzna po krótkiej chwili również się podniósł,
a do tego ocknął się też jego kompan, zamroczony wcześniej
przez Briana. Teraz obaj ścigali uciekających chłopców.

— O kurwa, już po nas! — zaklął szpetnie przerażony Brian.
W tym samym momencie podjechał samochód kierowany

przez Sarę. David i Brian wsiedli do niego, po czym pojazd

10/14

background image

ruszył z piskiem opon. Wszyscy teraz oglądali się za siebie.
Mieli nadzieję, że James skutecznie uszkodził samochód
wroga. Musiał zrobić to dobrze, gdyż oprawcy faktycznie nie
mogli go odpalić. Cała czwórka zaczęła krzyczeć i wiwatować
z radości. Można by rzec, że właśnie miał miejsce jakiś cud.

— Pierdolenie! Mało co nie zginęliśmy! To był ostatni raz —

krzyknął podekscytowany Brian.

— Przepraszam was najmocniej. Obiecuję solennie, że to

już więcej się nie powtórzy — oznajmił uroczyście James.

— Możesz być spokojny. Tata i mama na pewno o niczym

się nie dowiedzą — zakomunikowała Sara.

Samochód zatrzymał się gdzieś w drodze do domu. James

wziął posążek i podziękował, po czym udał się do jakiegoś ta-
jemniczego budynku. Młodzi nie czekali na wujka. Miał wrócić
sam. Jechali oni teraz w kierunku swojego domu, oglądając
przy tym swoje rany odniesione w walce. Brian miał rozciętą
rękę. Nie krwawiła ona jednak mocno. David miał na twarzy
kolejnego siniaka. Był jednak względnie mały. Cała trójka dot-
arła bezpiecznie do domu. Przed wejściem do niego czekała
Caroline. David spojrzał na zegarek. Była 23:50. Brian
uśmiechnął się i powiedział do Davida, że na pewno poczeka
na niego. Sara spojrzała tylko obojętnie na Davida, po czym
weszła do domu, trzaskając drzwiami. David nie miał pojęcia,
co ją ugryzło. Podszedł teraz do Caroline.

— Spóźniłeś się — wytknęła mu.
— Przepraszam, ale zatrzymało mnie coś naprawdę bardzo

ważnego.

— Wiesz, kiedy pierwszy raz cię spotkałam, wydałeś mi się

dziwny. Nieważne było, że jesteś cholernie przystojny. Po
prostu wydałeś mi się ciekawym człowiekiem. Polubiłam cię i
to nawet bardzo. Teraz przykro mi będzie się z tobą
rozstawać.

— Ja też cię lubię. Mam jednak nadzieję, że jeszcze kiedyś

11/14

background image

się spotkamy, Caroline.

David pocałował ją, po czym dziewczyna się rozpłakała.
— Żegnaj, Davidzie Starsie.
David ruszył w kierunku domku gościnnego. Zaraz po wejś-

ciu rozejrzał się wokoło. Chciał uchwycić i zachować w pam-
ięci ten widok. Sięgnął po torbę pod łóżkiem i położył ją na
łóżku. W tym samym momencie do pokoju weszła Sara.

— Nie uwierzysz, kto… — nie dokończyła.
Spojrzała na niego z żalem i gniewem, po czym wybiegła z

domku.

David podążył za nią, lecz gdy znalazł się w domu, za-

uważył, że obok Briana stali Alan i Jurate.

— Davidzie. Wróciliśmy wcześniej, ponieważ chcieliśmy ci

coś oznajmić — zagaił Alan.

— Oznajmić? — David był zaskoczony.
— Zostajesz z nami. Postanowiliśmy z Jurate, że za-

opiekujemy się tobą lepiej niż jakiś durny ośrodek. Od tej
pory będziemy twoimi prawnymi opiekunami. — za-
komunikował uroczyście Alan.

— Tak z początku nie byliśmy pewni, ale jesteś niesamow-

itym człowiekiem. Poza tym każdy z naszej rodziny chciałby,
żebyś tu został. Przez tych kilka dni przekonałeś do siebie
prawie wszystkich członków naszej rodziny. Brian prosił nas,
żebyś został, bo jesteś jego przyjacielem. A James mówił
same pozytywne rzeczy na twój temat — dodała Jurate.

— Stwierdził, że jeśli zrobimy inaczej, popełnimy największy

błąd naszego życia. Niełatwo jest go do siebie przekonać —
kontynuował Alan.

— Nawet Sara z początku cię nie lubiła, a teraz… teraz

ciągle o tobie mówi. Osobiście nas poprosiła, żebyśmy
rozważyli tę decyzję — uzupełniła Jurate.

Nagle życie Davida pojaśniało. Zmieniło się nie do pozn-

ania. Nabrało nowych, kolorowych barw. Chłopak nigdy nie

12/14

background image

był bardziej szczęśliwy. Od śmierci ojca był zawsze smutny.
Do teraz. Do tego momentu. David stał teraz na środku poko-
ju jak wryty. Łzy same pociekły mu po policzkach. Po raz pier-
wszy od dłuższego czasu.

— Dziękuję — zdołał tylko wyszeptać.
Tymczasem James szykował się do wyjazdu. Stał teraz

przed domem Vanfordów z walizkami i pomyślał: „Należy mu
się to. Właśnie jemu, jak nikomu innemu.” — James nie mógł
zrozumieć, dlaczego zupełnie obcy człowiek tak bezin-
teresownie i bez pytania o przyczynę pomógł mu. „Narażał
przecież swoje życie. To złoty chłopak. Dlatego należą mu się
moje podziękowania. Zrobię to po swojemu” — pomyślał, po
czym wyjął z kieszeni swój telefon i wybrał jakiś numer,
odczekał chwilę, po czym rzucił do odbiorcy po drugiej
stronie:

— Cześć, Frankie. Nadal mieszkasz w tamtej dzielnicy

Derry? Wspaniale się składa. Pamiętasz, że jesteś winny mi
pewną przysługę? Masz teraz okazję ją spłacić. Zbierz chło-
paków i udaj się do niejakiego Grega. Mieszka w domu
wdowy. Tak, Stars. Widziałeś ją? Jest posiniaczona. Rozu-
miem. Dopilnuj z chłopakami, żeby ten dupek więcej już jej
nie uderzył. Przekaż mu pozdrowienia od Davida.

James rozłączył się, po czym napisał sms do Jurate: „Podz-

iękuj Davidowi ode mnie i przekaż mu, że jego mama ma się
dobrze. Greg już się nad nią nie znęca. Pozdrawiam. James”.

Dobrze jest mieć w swoich zastępach grono znanych nam

ludzi. Nie powinniśmy jednak ich wszystkich traktować
poważnie, a zamiast tego wziąć pod uwagę tylko tych
prawdziwych, znanych jako nasi przyjaciele. Już dzisiaj
doświadczył tego sam James.

13/14

background image

@Created by

PDF to ePub

background image

Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment

pełnej wersji całej publikacji.

Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji

kliknij tutaj

.

Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora

sklepu na którym można

nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji

. Zabronione są

jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z

regulaminem serwisu

.

Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie

internetowym

Bookarnia Online

.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bezgraniczny W pogoni za szczęściem Paweł Horyłek ebook
Horyłek Paweł Bezgraniczny W pogoni za szczęściem
Konar Aleksander W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM
Anders Karen W pogoni za szczęściem
Palmer Diana W pogoni za szczęściem 2
914 Palmer Diana W pogoni za szczęściem Long Tall Texans40
Cassandra Austin W pogoni za szczęściem
O pogoni za szczesciem
Palmer Diana Long Tall Texans 34 W pogoni za szczęściem
psychologia blisko nie za blisko terapeutyczne rozmowy o zwiazkach pawel drozdziak ebook
W POGONI ZA REKORDEM, NAUKA, WIEDZA
W pogoni za orgazmem
35.Stosunek pisarzy polskich do pogoni za cudzoziemszczyzna , „Powrót posła”
GR702 Moreland Peggy Rodzina Tannerów 03 W pogoni za marzeniem

więcej podobnych podstron