background image

ANNETTE BROADRICK 

PRZEZNACZENIE PUKA DO DRZWI 

background image

PROLOG 

28 listopada 1978 roku 

Wiem,  wiem,  skurcze  są  coraz  mocniejsze  i  bardziej  bolesne.  -  Doktor  James 

MacDonald uspokajał dziewczynę, która leżała na stole porodowym. - Świetnie sobie radzisz, 

naprawdę znakomicie. 

Zjawiła się wieczorem w jego gabinecie domowym, ledwie żywa i skostniała z zimna 

od lodowatego wiatru hulającego po Wyżynie Szkockiej. Nigdy wcześniej jej nie widział, gdy 

jednak stwierdził, że rozpoczęła się akcja porodowa, natychmiast przystąpił do pracy. Zdołał 

dowiedzieć się od dziewczyny, że to będą trojaczki. 

Jego żona, Margaret, stała w pobliżu i ocierała pot z czoła rodzącej. 

- Wszystko idzie dobrze - zapewniła, ale doktor ujrzał na jej twarzy głęboki niepokój. 

Dziewczyna  miała  wysoką  gorączkę.  James  MacDonald  zaaplikował  leki 

nieszkodliwe dla mających wkrótce przyjść na świat dzieci. Ten poród powinien odbyć się w 

szpitalu, ale nie było czasu tam pojechać. 

Doktor  wiedział,  że  musi  nawiązać  kontakt  z  rodzącą,  by  wspierać  ją  nie  tylko 

medyczną wiedzą 

i doświadczeniem, ale również psychicznie. 

- Jak ci na imię, kochanie? 

- Moira. 

- A gdzie jest twój mąż, Moiro? 

- Nie żyje - zaszlochała. - Widziałam, jak brat go zamordował. Uciekłam, bo zabiłby i 

mnie! - krzyknęła. 

-  Już  nic  ci  nie  grozi,  kochanie.  Przy  mnie  i  Maggie  jesteś  bezpieczna.  -  Zamilkł  na 

chwilę. - Moiro, jak się nazywał twój mąż? 

- Douglas, ale niech pan nikomu tego nie zdradzi. Proszę, by w aktach urodzenia nie 

było imienia męża, inaczej jego brat może nas znaleźć. 

- Nie martw się. Uwierz mi, jesteś tu bezpieczna. Odpręż się, pomyśl o czymś miłym. 

Twoje dzieci już wybierają się do nas. 

-  Trochę  za  wcześnie.  Termin  mam  za  trzy  tygodnie.  -  Gwałtownie  wciągnęła 

powietrze, bo zaczął się kolejny silny skurcz. 

James  MacDonald  praktykował  w  rodzinnym  Craigmor  od  ponad  trzydziestu  lat  i 

niejednokrotnie  bywał  w  sytuacjach  krytycznych.  Tego  wieczoru  musiał  stawić  czoło 

background image

kolejnej.  Młodziutka,  najwyżej  osiemnastoletnia  pacjentka  zmagała  się  nie  tylko  ze 

skomplikowanym porodem, ale i z ostrym zapaleniem płuc. 

Po  kilku  godzinach  na  świat  przyszły  trzy  drobniutkie,  ale  zdrowe  dziewczynki. 

Struny głosowe miały w najlepszym porządku i natychmiast zrobiły z nich użytek. Margaret 

umyła  i  zważyła  noworodki,  po  czym  owinęła  w  ciepłe  kocyki  i  ostrożnie  ułożyła  w 

wiklinowej kołysce. 

- Masz silne i śliczne córeczki, Moiro - powiedział James z ulgą. 

Ś

wieżo upieczona matka uśmiechnęła się z wysiłkiem i zamknęła oczy. Spełniła swoje 

zadanie.  Jej  dzieci  pojawiły  się  na  świecie.  Nagle  na  jej  udręczonej  twarzy  pokazało  się 

przerażenie 

-  On  nie  może  znaleźć  moich  dzieci!  -  Moira,  mimo  że  wyczerpana  i  chora,  z 

zadziwiającą siłą złapała lekarza za rękę. Jej oczy płonęły od gorączki, głos się rwał. - Gdy do 

nich dotrze, zabije je. Błagam, niech pan nie pozwoli, by je odszukał! 

-  Moiro,  nic  tu  nie  grozi  ani  tobie,  ani  twoim  córeczkom.  Teraz  odpoczywaj,  to 

najważniejsze.  Jesteś  tuż  po  porodzie,  no  i  masz  zapalenie  płuc.  Gdy  dojdziesz  do  siebie, 

sama zaopiekujesz się dziećmi. - Próbował dodać jej otuchy, lecz w oczach Moiry dostrzegł 

ból i rozpacz, a także to, co najgorsze: brak wszelkiej nadziei. 

- Tak bardzo kochałam Douglasa. Nie chcę bez niego żyć... 

- Masz trzy cudowne córeczki, które cię potrzebują, Moiro. 

Znał  te  objawy.  Dziewczyna  rezygnowała  z  życia.  Gdy  ciężko  chory  człowiek 

przestaje  walczyć,  nic  nie  może  go  uratować.  Jak  miał  natchnąć  ją  nadzieją?  Co  zrobić,  by 

uwierzyła, że ma przed sobą przyszłość? 

- Proszę, niech pan im znajdzie dobry dom. Błagam, niech rai pan to obieca - szepnęła. 

- Niech pan chroni moje dzieci. 

Doktor  wiedział,  że  nadeszła  chwila  krytyczna.  Moira  poddawała  się,  odchodziła  w 

krainę śmierci. 

- Posłuchaj, to ty musisz chronić swoje dzieci. Teraz jesteś słaba i chora, ale to minie. 

Twoje córeczki potrzebują ciebie... 

Zamilkł,  bo  Moira  straciła  przytomność.  Przekazała  swą  ostatnią  wolę,  tylko  na  tyle 

starczyło jej sił. 

Doktor  rozpaczliwie  walczył  o  jej  życie,  choć  czuł,  że  nie  ma  żadnych  szans.  Z 

dziewczyny przy każdym oddechu uchodziły siły. Wreszcie westchnęła po raz ostatni. 

Zrobiła  wszystko,  co  w  jej  mocy.  Urodziła  dzieci  i  w  obliczu  śmieci  przekazała 

doktorowi  opiekę  nad  nimi.  Teraz  James  i  Margaret  musieli  zdecydować,  co  zrobić  z  tym 

background image

legatem. 

background image

ROZDZIAŁ 1 

16 października 2003 

Greg  Dumas  miał  już  wszystkiego  dosyć.  Był  sfrustrowany  i  zrezygnowany.  Ledwie 

widział maskę samochodu przed sobą. Pochylił się do szyby, z której wycieraczki na próżno 

usiłowały usunąć wilgotną mgłę. Na dodatek właśnie zaczął padać deszcz, co jeszcze bardziej 

ograniczyło widoczność. 

Po kilku tygodniach spędzonych w Szkocji Greg nie miał wątpliwości, że znalazł się 

w obcym, posępnym świecie, w którym zawsze pada deszcz. 

Doskonale wiedział, że powinien zatrzymać się na noc w Craigmor, zamiast wyruszać 

po  ciemku  na  poszukiwanie  maleńkiej  wioski  w  zachodniej  części  wyżyny.  Według  mapy 

wioska nie była zbyt odległa, ale Greg nie wziął pod uwagę, że teren będzie aż tak górzysty. 

Był wykończony. W dodatku kaszel, którego nabawił się w ubiegłym tygodniu, zaczął 

przybierać  na  sile.  W  zeszłym  miesiącu  Greg  wylądował  w  Glasgow  i  od  tego  czasu  był  w 

nieustającym ruchu. Wypożyczył samochód i pojechał do Edynburga w przekonaniu, że za 

trzy dni będzie już w drodze powrotnej do Nowego Jorku. Edynburg okazał się jednak 

zaledwie  pierwszym  przystankiem  na  długiej  drodze  poszukiwań.  Greg  podążał  coraz  to 

innym tropem, przemierzając wzdłuż i wszerz Wyżynę Szkocką niczym oszalały pies gończy. 

Kiedy  tego  popołudnia  trafił  na  kolejny  ślad,  nie  chciał  czekać  do  następnego  dnia, 

ż

eby go sprawdzić. 

Uświadomił  sobie,  że  jego  kaszel  coraz  bardziej  przypomina  poszczekiwanie  foki. 

Oddychał ze świstem, a w dodatku miał wrażenie, że w głowie kłębią się strzępy waty. Coraz 

trudniej mu było zebrać myśli. 

Na  domiar  złego  dochodziła  północ,  a  on  zabłądził.  Wydawało  mu  się,  że  jechał 

zgodnie  z  mapą,  na  której  starannie  wytyczył  trasę,  ale  najwyraźniej  znowu  trafił  na  jakąś 

krętą, górską drogę, która prowadziła donikąd. 

Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz widział światła ludzkich siedzib. Oczywiście w tak 

gęstej  mgle  mógł  przejechać  środkiem  osady,  wioski  czy  nawet  miasta,  i  nie  zauważyć,  że 

dotarł do celu. 

- Manhattan to nie jest - orzekł zjadliwie. 

Doszedł  do  wniosku,  nie  po  raz  pierwszy  zresztą,  że  nie  powinien  przyjmować  tego 

zlecenia pomimo pieniędzy, jakie mu zaoferowano. Od trzech lat prowadził prywatną agencję 

detektywistyczną,  początkowo  jednoosobową.  Zaczęła  się  jednak  rozrastać  i  teraz  Greg 

background image

zatrudniał kilku detektywów, byłych policjantów - takich jak on sam. Personel pomocniczy z 

trudem mieścił się 

w obecnym lokalu i za rok trzeba będzie pomyśleć o zmianie siedziby. 

Dlaczego więc w końcu zgodził się przyjąć to zlecenie? Nie ze względu na pieniądze, 

chociaż  klientka  zobowiązała  się  zapłacić  podwójną  stawkę  plus  zwrot  kosztów,  jeżeli  Greg 

osobiście zajmie się tą sprawą. 

Początkowo  odmówił.  Nigdy  nie  zostawiał  swojej  córeczki  Tiny  na  więcej  niż  jedną 

noc,  więc  podróż  do  Wielkiej  Brytanii  nie  wchodziła  w  grę.  Przekonała  go  babcia  Tiny, 

Helen.  Twierdziła  stanowczo,  że  Greg  powinien  wyrwać  się  na  jakiś  czas  z  monotonii  dnia 

codziennego, a przy okazji zobaczyć kawałek świata. 

Oczywiście  podjął  się  tej  roboty  w  przekonaniu,  że  szybko  znajdzie  odpowiedzi  na 

wszystkie  pytania.  Niestety,  za  to,  że  uległ  sugestii  Helen,  przyszło  mu  teraz  zapłacić 

błądzeniem po szkockich bezdrożach. 

Nie  miał  pojęcia,  jak  by  sobie  poradził,  gdyby  po  śmierci  Jill  teściowa  nie  pomogła 

mu  w  opiece  nad  Tiną.  Kiedy  tylko  trzeba  było,  z  radością  zajmowała  się  wnuczką,  nie 

ingerując przy tym zbytnio w życie zięcia. Rzadko cokolwiek mu doradzała, lecz kiedy już to 

robiła, Greg z reguły stosował się do jej wskazówek, i to z korzyścią dla siebie. 

Tym  razem  było  inaczej.  Po  trzech  tygodniach  pobytu  w  Szkocji  Greg  miał  już 

pewność, że popełnił błąd. Znalezienie biologicznych rodziców klientki, co początkowo uznał 

za dziecinnie proste, okazało się niezwykle skomplikowane i czasochłonne, a dotychczasowe 

poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. 

Gdyby nagle nie pojawił nowy trop, Greg poddałby się i wrócił do Nowego Jorku. Był 

przekonany,  że  wyczerpał  wszelkie  inne  możliwości.  Jeżeli  i  ten  ślad  okaże  się  fałszywy, 

definitywnie zakończy akcję. 

W  tej  chwili  marzył  tylko  o  tym,  żeby  znaleźć  się  wreszcie  na  pokładzie  samolotu 

lecącego do Stanów i przespać całą drogę. Musiał szybko rozejrzeć się za jakimś miejscem, w 

którym  dałoby  się  trochę  odpocząć.  A  jeszcze  lepiej  byłoby  znaleźć  nocleg.  W  chłodzie  i 

przenikającej do szpiku kości wilgoci ciałem Grega wstrząsały dreszcze. 

Jechał na zachód, żeby spotkać się z kobietą, która zaszyła się na odludnych terenach 

północno  -  zachodniej  Szkocji.  Greg  wyliczył,  że  musiała  być  dobrze  po  trzydziestce,  a  ze 

skąpych  informacji  mieszkańców  Craigmor  wynikało,  że  mogła  okazać  się  najlepszym 

ź

ródłem informacji. 

Przed  przyjazdem  do  Szkocji  Greg  sądził,  że  wystarczy  skontaktować  się  z 

adwokatem,  który  przeprowadził  adopcję,  i  ewentualnie  z  lekarzem,  który  odebrał  poród, 

background image

ż

eby poznać nazwisko biologicznych rodziców klientki. W najgorszych przewidywaniach nie 

przyszło - by mu do głowy, jak bardzo się pomylił. 

Pierwszą  przeszkodę  napotkał  podczas  poszukiwań  mecenasa  Calvina  McCloskeya. 

Greg udał się pod figurujący w dokumentach adres. Nadal działała tam kancelaria adwokacka, 

a  nawet  nosiła  tę  samą  nazwę,  ale  pracujący  w  niej  przed  dwudziestu  pięciu  laty  prawnicy 

przeszli już na emeryturę bądź zmarli. 

Greg  przeraził  się,  że  McCloskey  również  zszedł  z  tego  świata,  ale  asesor,  z  którym 

rozmawiał, zapewnił go, że stary poczciwy Calvin wciąż jest pełen energii i wigoru. Podał mu 

jego domowy adres i życzył powodzenia. 

Jednak gospodyni poinformowała, że pan McCloskey pojechał na ryby, lecz nie podał 

miejsca.  Greg  zajął  się  więc  poszukiwaniem  doktora  MacDonalda,  który  ponoć  ostatnio 

praktykował w Edynburgu. Niestety, i w tej sprawie nic nie osiągnął. 

Greg  musiał  więc  czekać  na  powrót  mecenasa.  Z  braku  lepszego  zajęcia  zaczął 

zwiedzać  zabytki  Edynburga.  Podziwiał  doskonale  zachowane  zamki  i  poznawał  dzieje 

Szkocji.  Było  to  całkiem  przyjemne  i  pouczające,  jednak  nie  miało  nic  wspólnego  z  pracą. 

Greg coraz bardziej się denerwował, że czas przecieka mu przez palce, czego nienawidził. 

Pod  koniec  pierwszego  tygodnia  osłuchał  się  już  ze  szkockim  akcentem,  a  nawet 

przestał  wsiadać  do  samochodu  z  lewej  strony,  bo  wreszcie  przywykł,  że  kierownica  jest  z 

prawej. 

Szczęśliwie  w  następnym  tygodniu  McCloskey  zostawił  Gregowi  w  hotelu 

wiadomość, że będzie mógł się z nim zobaczyć. 

Spotkanie  odbyło  się  w  domu  prawnika.  McCloskey  okazał  się  człowiekiem 

niezwykle  uprzejmym,  chociaż  do  pytań  Grega  odnosił  się  z  wyraźną  rezerwą.  Kiedy 

detektyw wyłuszczył powody wizyty, adwokat oświadczył stanowczo, że nie będzie w stanie 

mu pomóc. 

Wyraźnie  kręcił,  opowiadając,  że  jego  kartoteka  została  zdeponowana  w  jakimś 

magazynie i że nie pamięta, gdzie mogła się znajdować dokumentacja tej sprawy. 

Owszem, Greg był w stanie zrozumieć, że odnalezienie konkretnej teczki po upływie 

ć

wierć  wieku  przysporzy  trudności.  Kiedy  jednak  McCloskey  zaczął  go  dość  natarczywie 

wypytywać o klientkę, doszedł do wniosku, że kryje się w tym wszystkim jakaś tajemnica, o 

której on sam nie ma pojęcia. 

Wyjaśnił,  że  etyka  zawodowa  nie  pozwala  mu  udzielać  jakichkolwiek  informacji  o 

klientce.  Mecenas  przyjął  to  ze  zrozumieniem,  ale  od  razu  urwał  rozmowę.  Wtedy  Greg 

pokazał  akt  urodzenia  klientki  i  dokumenty  adopcyjne,  w  których  rzeczywiście  brakowało 

background image

nazwiska biologicznych rodziców. Wiedział, że jest to niezgodne z obowiązującą procedurą, i 

miał nadzieję, że adwokat objaśni tę nieprawidłowość. 

McCloskey  westchnął  i  w  zamyśleniu  popatrzył  przez  okno.  Wreszcie  spojrzał  na 

Grega i powiedział stanowczo: 

-  Z  tych  poszukiwań  nie  wyniknie  nic  dobrego,  zapewniam  pana.  Proszę  wrócić  do 

Nowego  Jorku  i  powiedzieć  klientce,  że  pańskie  zabiegi  nie  mają  sensu.  Proszę  jej  też 

przypomnieć, że to adopcyjni rodzice zapewnili jej dom pełen miłości. 

- Skąd pan o tym wie, mecenasie? Czyżby pan ich znał? 

-  Owszem,  znałem.  To  byli  wspaniali,  pełni  zrozumienia  dla  innych  i  kochający  się 

ludzie. 

-  W  takim  razie  musiał pan  również  znać  rodziców  biologicznych  mojej  klientki.  Bo 

inaczej skąd by pan wiedział, że została przeznaczona do adopcji? 

-  To  nie  tak,  detektywie.  O  załatwienie  sprawy  poprosił  mnie  lekarz,  który  odebrał... 

hm... pańską klientkę. 

McCloskey nie powiedział wszystkiego. Greg wyczuł to z jego tonu. O co tu chodzi? - 

głowił się. Nie chciał jednak naciskać na starego adwokata, bo tą metodą i tak pewnie nic by 

nie osiągnął. 

-  Panie  mecenasie,  jak  rozumiem,  chodzi  o  doktora  MacDonalda.  Czy  wie  pan,  jak 

mógłbym się z nim skontaktować? 

- Niestety, zarówno on, jak i jego żona spoczywają na cmentarzu pod Craigmor. 

- A więc doktor MacDonald zmarł... - Była to fatalna informacja dla Grega. 

- Mało mi serce nie pękło, kiedy dowiedziałem się o nagłej śmierci jego i Maggie. - W 

głosie McCloskeya zabrzmiał prawdziwy smutek. 

Po raz pierwszy prawnik ujawnił emocje, co bardzo zaintrygowało Grega. 

- Co się z nimi stało? 

Oczy McCloskeya zaszkliły się. 

- Jamie i ja zaprzyjaźniliśmy się jeszcze w szkole i tak już pozostało. Znałem go chyba 

jak  nikt  inny.  Dlatego  nie  zdziwiłem  się,  że  on  i  Maggie  zginęli,  ratując  życie  innym.  - 

Zapatrzył  się  w  przestrzeń.  -  Pojechali  do  Irlandii  odwiedzić  przyjaciół.  Kiedy  wracali  do 

domu, nastąpiła jakaś awaria i prom zaczął tonąć. Rozbitkowie, którzy przeżyli, opowiadali, 

ż

e  Jamie  odmawiał  opuszczenia  pokładu,  dopóki  wszyscy  inni  nie  znaleźli  się  w  szalupach. 

Oczywiście  Maggie  nie  odstępowała  go,  jak  przez  całe  życie.  Jedna  z  kobiet  mówiła  mi,  że 

niechybnie straciłaby dwójkę dzieci, gdyby MacDonaldowie nie złapali ich i nie wsadzili do 

łodzi.  Błagała,  żeby  wsiedli  wraz  z  nimi,  ale  kategorycznie  odmówili.  Twierdzili,  że  muszą 

background image

jeszcze pomóc innym. Kiedy widziała ich po raz ostatni, wracali na główny pokład. Wkrótce 

potem prom poszedł na dno. Zanim nadeszła pomoc, było już po wszystkim. Jedyną pociechą 

w tej tragedii jest to, że Jamie i Maggie zginęli razem. Wątpię, by jedno z nich mogło żyć bez 

drugiego. 

Na  długą  chwilę  zapadła  cisza.  McCloskey  najpewniej  cofnął  się  myślami  w 

przeszłość,  wrócił  do  czasów,  gdy  wszyscy  byli  jeszcze  bardzo  młodzi.  Wreszcie  detektyw 

przerwał milczenie. 

-  Panie  mecenasie,  wnioskuję  z  pana  słów,  że  doktor  MacDonald  nie  odmówiłby 

prośbie  mojej  klientki  i  umożliwiłby  jej  poznanie  biologicznych  rodziców.  Nie  mylę  się, 

prawda?  Proszę  mi  powiedzieć,  czy  on  praktykował  tutaj,  w  Edynburgu?  Z  pewnych 

informacji mogę bowiem wnioskować, że tak było. 

-  Nie.  Po  zakończeniu  studiów  wrócił  do  rodzinnego  Craigmor.  Przez  wiele  lat  był 

jedynym lekarzem w tamtych stronach. 

Craigmor. To był jakiś trop. Słaby, ale Greg doszedł do wniosku, że warto odwiedzić 

miasteczko i przekonać się, czy nie znajdzie się w nim ktoś, kto pamięta dawne czasy i może 

odpowiedzieć na kilka pytań. 

Kiedy  Greg  uznał,  że  niczego  więcej  już  się  nie  dowie,  McCloskey  nagle  zaczął 

mówić, jakby zwracał się do niewidzialnej osoby: 

-  Minęło  dwadzieścia  pięć  lat,  Jamie.  Czy  nie  wystarczająco  długo  chroniliśmy  te 

dzieci? Może przyszła pora, by się odnalazły. 

Zaskoczony Greg doszedł do wniosku, że się przesłyszał. A jeżeli nie? 

-  Było  więcej  niż  jedno  dziecko?  -  zapytał  cicho,  by  nie  spłoszyć  pogrążonego  we 

wspomnieniach mecenasa. Poczuł wielkie podniecenie. Czyżby wreszcie zaczynał zbliżać się 

do sedna tej tajemniczej sprawy? 

McCloskey powoli kiwnął głową. 

-  To  były  trojaczki.  Musieliśmy  podjąć  niezwykle  trudną  decyzję.  Wiedzieliśmy,  że 

przede wszystkim trzeba znaleźć dla dziewczynek odpowiednie rodziny jak najdalej stąd, i to 

w możliwie najkrótszym czasie. 

- Dlatego je pan rozdzielił. 

- Tak. Musieliśmy chronić te dzieci. 

-  Chronić?  Ale  dlaczego?  Co  mogło  grozić  noworodkom?  Czyżby  ktoś  zamierzał  je 

skrzywdzić? - Ciekawość Grega sięgnęła zenitu. 

-  Matka  zdołała  umknąć,  natomiast  ojciec  na  dzień  przed  narodzeniem  dziewczynek 

został  zamordowany  przez  własnego  brata.  Kiedy  matka  dotarła  do  Craigmor,  była  ciężko 

background image

chora. Do zapalenia płuc doszły szok i rozpacz. W rezultacie zmarła wkrótce po rozwiązaniu. 

Obawiała się, że brat jej męża znajdzie i zabije dzieci. Błagała MacDonalda, by je chronił. 

- Ogromnie panu dziękuję, mecenasie - powiedział Greg. 

Naprawdę  był  głęboko  wdzięczny.  Domyślał  się,  że  jako  pierwszy  usłyszał  te 

rewelacje. 

-  Dotąd  trzymałem  to  wszystko  w  tajemnicy,  ale  chyba  nadszedł  czas,  by  ujawnić 

prawdę. 

- Tym bardziej panu dziękuję. Chciałbym jeszcze o coś zapytać. 

- Słucham, detektywie. 

- Czy zna pan nazwisko rodziców? 

-  Nie,  nikt  z  nas  go  nie  znał.  Matka  miała  na  imię  Moira,  ale  nazwiska  nie  podała. 

Natomiast wyrwało jej się imię męża. 

- Tak? 

- Nazywał się Douglas. MacDonaldowie ani nie znali jej nazwiska, ani nie wiedzieli, 

skąd pochodziła. Z oczywistych względów po śmierci Moiry nie próbowali zbyt energicznie 

dochodzić prawdy. Zrozumiałe, że nie chcieli zwracać na siebie uwagi. No i w rezultacie nic 

nie ustalili. 

Greg  notował  każde  słowo  mecenasa,  zastanawiając  się  jednocześnie,  w  jaki  sposób 

poinformować o tym klientkę. Jest jedną z trojaczków. Ta wiadomość z pewnością będzie dla 

niej szokująca. 

- Rozumiem. Najważniejsze przecież było bezpieczeństwo dzieci. 

-  Oczywiście.  Jamie  i  Maggie  dołożyli  wszelkich  starań,  żeby  uchronić  dziewczynki 

przed stryjem. 

Greg wstał i wyciągnął rękę. 

- Dziękuję panu za szczerość. Muszę przyznać,  że po rozmowie z panem nadal mam 

więcej pytań niż odpowiedzi, ale teraz już wiem, co robić dalej. 

McCloskey również wstał i uścisnął dłoń Grega. 

- To znaczy? 

- Poszukam krewnych MacDonaldów i sprawdzę, czy nie pamiętają czegoś z tamtych 

lat.  -  Zajrzał  do  notatek.  -  Wspomniał  pan  o  Craigmor.  Będę  kontynuował  poszukiwania 

właśnie tam. 

- Wątpię, czy uda się panu czegokolwiek dowiedzieć. Tamtejsi mieszkańcy nie są zbyt 

rozmowni.  -  W  głosie  starszego  pana  dawało  się  wyczuć  irytację,  jakby  miał  nadzieję,  że 

Greg zrezygnuje z dalszych poszukiwań. 

background image

Najpewniej  starym  prawnikiem  miotały  sprzeczne  emocje.  Z  jednej  strony  chciał,  by 

siostry  wreszcie  się  odnalazły  i  poznały  prawdę  o  swych  rodzicach,  z  drugiej  jednak  jako 

adwokat  był  zobowiązany  do  zachowania  tajemnicy.  Powiedział  detektywowi  więcej,  niż 

zezwalała na to etyka zawodowa, i obawiał się teraz, co z tego wyniknie. 

- Zapewne ma pan rację, ale muszę sprawdzić wszelkie ewentualności. 

Okazało  się,  że  stary  adwokat  miał  rację.  Greg  nigdy  dotąd  nie  spotkał  równie 

małomównych  ludzi.  W  dodatku  wszyscy  wieśniacy,  których  udało  mu  się  skłonić  do 

rozmowy, upierali się stanowczo, że w tej okolicy nigdy nie przyszły na świat trojaczki. 

Zachodził  w  głowę,  jak  to  możliwe.  Czyżby  McCloskey  zmyślił  tę  historię,  żeby  go 

się  pozbyć?  Greg  uznał  to  za  mało  prawdopodobne.  Kuty  na  cztery  nogi  prawnik  był 

początkowo  nieskory  do  mówienia  i  trudno  przypuszczać,  że  nagle  postanowił  kłamać.  Nie, 

ten człowiek powiedział prawdę, chyba że Greg kompletnie nie znał się na ludziach. 

Jeden  z  wiekowych  rozmówców  wspomniał  mimochodem  o  córce  MacDonaldów  i 

Greg  doszedł  do  wniosku,  że  przed  złożeniem  raportu  klientce  powinien  ją  odszukać.  Teraz 

jednak  żałował,  że  się  na  to  zdecydował,  zamiast  wrócić  do  domu.  Trzeba  było  powiedzieć 

klientce, że nie ma najmniejszych szans na odnalezienie w Szkocji jej korzeni. 

Nie  mógłby  jednak  zrobić  tego  z  czystym  sumieniem,  ponieważ  szanse  były,  choć 

niezbyt wielkie. Może ta córka przypomni sobie coś, co naprowadzi go na nowy ślad? A jeśli 

nie?  To  się  okaże.  Dopóki  istniała  szansa,  Greg  nie  mógł  zrezygnować  z  rozmowy  z  Fiona 

MacDonald. 

W  kolejnym  okropnym  ataku  kaszlu  zdjął  stopę  z  pedału  gazu.  Przynajmniej  nie 

musiał się martwić, że ktoś niespodziewanie wyłoni się z mgły i wpadnie pod samochód, bo 

nikt rozsądny nie wyjdzie na dwór w taką noc. 

Najwyraźniej  w  świecie  zaczynał  mieć  halucynacje,  bo  kłębiąca  się  przed 

samochodem mgła nagle utworzyła skierowaną w prawo skrzydlatą strzałę. Dostrzegł zjazd w 

wąską  drogę  prowadzącą  pod  górę.  Nie  było  żadnej  tablicy  informacyjnej,  ale  Greg  poczuł 

dziwny  przymus,  by  tam  skręcić.  Może  na  końcu  tej  drogi  znajdzie  jakąś  farmę,  gdzie  mu 

powiedzą, jak ma dojechać do najbliższego miasta. 

Ruszył  wąską  drogą  o  jednym  pasie  ruchu,  okoloną  z  obydwu  stron  kamiennym 

murem.  Greg  zaczął  się  zastanawiać,  co  będzie,  jeśli  z  naprzeciwka  pojawi  się  drugie  auto. 

Nie było miejsca, żeby się minąć czy zawrócić, więc w razie spotkania jeden z samochodów 

będzie  musiał  wycofać  się  tyłem.  Nie  widać  było  jednak  żadnych  świateł  ani 

kierunkowskazów, więc uznał, że przynajmniej tym nie musi sobie zawracać głowy. 

Fiona  MacDonald  siedziała  przy  kominku  zatopiona  w  lekturze  najnowszej  powieści 

background image

ulubionej  autorki.  Do  tego  stopnia  dała  się  wciągnąć  w  wykreowany  na  stronicach  książki 

ś

wiat,  że  straciła  rachubę  czasu.  Okrywający  jej  kolana  ciepły  afgański  koc  pełnił  rolę 

posłania  dla  Tygrysa,  żółtego,  pręgowanego  kota,  który  rozwalił  się  na  plecach  z 

wyciągniętymi  do  góry  łapkami.  Pogrążone  we  śnie  zwierzę  wyglądało  na  bezgranicznie 

szczęśliwe.  Przy  fotelu  Fiony  leżał  McTavish,  wspaniały  mastif,  wygrzewający  się  w  cieple 

płonącego na kominku torfu. 

Fiona  prawie  przez  cały  dzień  jeździła  po  domach  wieśniaków  z  doliny,  którzy 

potrzebowali pomocy medycznej. Wróciła do domu bardzo zmęczona, ale nie chciało jej się 

spać. Postanowiła więc oddać się ulubionej rozrywce, czyli czytaniu. 

Ona słyszała tylko trzaskanie ognia i cichutkie pochrapywanie Tygrysa, ale McTavish 

podniósł łeb i wpatrywał się w okno frontowe. Fiona odłożyła książkę i zaczęła nasłuchiwać, 

lecz  nadal  nie  docierał  do  niej  żaden  dźwięk.  Ponieważ  jednak  pies  miał  słuch  wręcz 

fenomenalny, więc czekała cierpliwie, aż i ona coś usłyszy. 

Najpierw  dostrzegła  słabiutkie  światło,  ledwo  przebijające  się  przez  gęstą  mgłę,  i 

zrozumiała, że ktoś nadjeżdża drogą prowadzącą do jej domu. Westchnęła i niechętnie zdjęła 

Tygrysa z kolan. Spojrzała na zegarek. Minęła północ. Jeżeli zdarzył się jakiś nagły wypadek, 

to dlaczego nie wezwano jej przez telefon? Komu chce się tłuc po nocy w taką pogodę? 

Dobrze chociaż, że miała na sobie gruby sweter i ciepłe wełniane spodnie, a nie nocną 

koszulę  i  szlafrok.  Włożyła  buty  i  z  McTavishem  u  boku  podeszła  do  frontowego  wejścia. 

Zdjęła  grubą  kurtkę  ze  stojącego  przy  drzwiach  wieszaka,  włożyła  ją  i  naciągnęła  na  głowę 

kaptur. Dopiero gdy otwarła drzwi, zdała sobie sprawę, że padający wcześniej deszcz zmienił 

się w boleśnie zacinający w twarz śnieg z deszczem. 

Wyszła wraz z psem na ganek i czekała, aż samochód podjedzie pod dom. McTavish 

nie szczeknął, ale jego czujna postawa demonstrowała wyraźnie, że gdyby 

ktoś  zanadto  zbliżył  się  do  jego  pani,  zachowując  się  przy  tym  podejrzanie,  on 

natychmiast go zaatakuje. 

Samochód wreszcie wtoczył się na podjazd i zatrzymał pod wolnostojącym  garażem. 

W tej samej chwili Fiona zapaliła lampę, żeby przyjrzeć się spóźnionemu gościowi. Przednie 

ś

wiatła wciąż się jednak paliły, więc nie widziała wnętrza auta. 

Dopiero  kiedy  kierowca  wysiadł,  ujrzała  mężczyznę  ubranego  w  lekką  kurtkę, 

nieodpowiednią na tę pogodę. Rozejrzał się i podniósł kołnierz, żeby osłonić uszy. Pomiędzy 

nim a Fioną kłębiła się mgła, a śnieg z deszczem jeszcze bardziej ograniczał widoczność. 

Z głębi piersi McTavisha dobiegał głuchy pomruk, ale pies nawet nie drgnął. Fiona w 

uspokajającym  geście  położyła  mu  rękę  na  łbie.  Wreszcie  mężczyzna  dostrzegł  zarys  jej 

background image

postaci i nie ruszając się na krok od samochodu, zaczął mówić: 

-  Przepraszam,  że  niepokoję  panią  o  tak  późnej  porze,  ale,  niestety,  zabłądziłem.  - 

Zaczął kaszleć. Okropny, głęboki paroksyzm musiał być bardzo bolesny. - Mam nadzieję, że 

wskaże  mi  pani  drogę  do  najbliższego  miasta,  gdzie  mógłbym  przenocować.  -  Mówił  z 

wyraźnym amerykańskim akcentem. 

Fiona już wiedziała, że ten jankes jest chory. Nie mogła odprawić od drzwi człowieka, 

który pilnie potrzebował pomocy. 

- Proszę wejść. Ten kaszel bardzo mi się nie podoba. Mężczyzna potrząsnął głową. 

- Nie, dziękuję. Nic mi nie jest. Proszę mi tyli wskazać drogę. 

Latarnia  na  podjeździe  wydobyła  z  mroku  jego  gęste,  ciemne  włosy,  wysokie  kości 

policzkowe i mocną szczękę, znamionującą upór, który Fiona słyszała też w jego głosie. 

Wpatrywała się w niego bez słowa. Mimo że z pewnością przemarzł do szpiku kości, 

trzymał się prosto. Odbierała mnóstwo sygnałów płynących od tego mężczyzny - długotrwałą, 

głęboką  rozpacz,  wyczerpanie,  frustrację,  ból  fizyczny.  Zapewne  był  na  granicy  zapalenia 

płuc. 

Przynajmniej  trafił  tam,  gdzie  mógł  się  wykurować.  Oczywiście  nie  zdawał  sobie 

sprawy, że wylądował u uzdrowicielki. Tej nocy dopisało mu szczęście, uznała Fiona z nieco 

sarkastycznym rozbawieniem. 

- Proszę wejść do środka, porozmawiamy o pana sytuacji. Musi się pan schronić przed 

tą pogodą. 

Mężczyzna rozejrzał się, jakby dopiero w tej chwili zauważył siekący jego twarz śnieg 

z  deszczem.  Z  rezygnacją  wyłączył  światła  i  silnik  samochodu,  po  czym  ruszył  w  stronę 

ganku. 

Fiona  otworzyła  drzwi  domu  i  gestem  zaprosiła  nieznajomego  do  środka.  Teraz, 

widząc  go  z  bliska,  upewniła  się  ostatecznie,  że  tajemniczy  gość  jest  bardzo  chory. 

Niewątpliwie  miał  wysoką  gorączkę,  co  w  połączeniu  z  duszącym  kaszlem  znamionowało 

zapalenie płuc, a w najlepszym razie poważne zagrożenie tą chorobą. 

McTavish  nie  odstępował  gościa  na  krok.  Stanął  pomiędzy  nim  a  swoją  panią  i  nie 

spuszczał  go  z  oka.  Fiona  z  uśmiechem  obserwowała,  jak  poważnie  pies  traktował  rolę 

obrońcy. Tak było zawsze, gdy w pobliżu pojawiał się ktoś, kogo nie znał. Rzadko odwiedzali 

ją obcy ludzie. Ten człowiek intrygował ją szczególnie. Czy chodziło o zawodową ciekawość 

uzdrowicielki,  czy  też  była  to  reakcja  na  wyjątkowo  atrakcyjnego  mężczyznę?  Tego  nie 

wiedziała. 

Zamierzała jednak dociec prawdy. Zamknęła drzwi, podeszła do gościa i z uśmiechem 

background image

wyciągnęła rękę. 

- Jestem Fiona MacDonald. Z kim mam przyjemność? Wytrzeszczył oczy. 

-  Fiona  MacDonald?  Niemożliwe!  Jest  pani  kobietą,  której  szukam.  Nazywam  się 

Greg Dumas. - Uścisnął jej rękę. 

Ten dotyk odczuła jak wstrząs. A może to jego słowa tak na nią podziałały? 

Powiedział, że jest kobietą, której szuka. Niesamowite! Czyżby wzbudziła w nim takie 

same reakcje, jakie zauważyła u siebie? 

Jakoś  nie  mogła  w  to  uwierzyć.  Wielka  miłość,  wkraczająca  w  jej  życie  w  samym 

ś

rodku burzliwej nocy, to było za dużo nawet dla romantycznej natury Fiony. 

Uporczywe spojrzenie gościa coraz bardziej zaczynało ją denerwować. 

- Zapraszam do pokoju. Przemarzł pan, czemu przy takiej pogodzie trudno się dziwić. 

Pańska kurtka jest 

stanowczo za lekka. Proszę się rozgrzać przy ogniu. Zaraz przyniosę gorącej herbaty, 

powinna pomóc na gardło. 

Spojrzał na nią półprzytomnie. Fiona nie była nawet pewna, czy ją zrozumiał. Zacisnął 

powieki,  a  potem  szeroko  otworzył  oczy,  jakby  starał  się  skoncentrować  na  niej  zamglone 

spojrzenie. 

-  Nie  mogę  zostać.  -  Sprawiał  wrażenie,  jakby  słowa  Fiony  dopiero  teraz  do  niego 

dotarły. Zachwiał się, aby nie upaść, przytrzymał się ściany. - Potrzebuję tylko informacji. 

No,  tak.  Będzie  się  upierał.  Linia  szczęki  nie  kłamała.  Stoi  wyłącznie  siłą  woli,  jest 

bliski omdlenia, lecz za żadne skarby się nie podda. 

Znów zaczął mrugać, jakby starał się poprawić ostrość widzenia. Wreszcie zauważył, 

ż

e  Fiona  przygląda  mu  się  bacznie,  więc  uśmiechnął  się  do  niej  z  zakłopotaniem.  Tym 

wymuszonym uśmiechem chwycił ją za serce. Było jednak coś imponującego w mężczyźnie, 

który był wyczerpany, ale nie zamierzał się do tego przyznać. 

-  To  nie  potrwa  długo.  -  Wskazała  ruchem  głowy  drzwi  do  frontowego  pokoju.  Cóż, 

ona  też  potrafiła  być  uparta.  Głos  miała  stanowczy,  mówiła  jak  do  krnąbrnego  dziecka.  - 

Proszę wejść i się rozgrzać. 

Powiesiła kurtkę i ruszyła do kuchni. 

Greg  stał  w  holu  i  nie  spuszczał  z  niej  wzroku.  Minęła  go  i  poszła  gdzieś  dalej 

korytarzem.  Nie  interesowało  go  gdzie.  Skupił  się  na  jednym.  To  miała  być  Fiona 

MacDonald? Nie. Niemożliwe. Poszukiwana kobieta powinna być grubo po trzydziestce, a ta 

niedawno  przestała  być  nastolatką,  a  może  nawet  jeszcze  nie  przekroczyła  dwudziestki. 

MacDonald to bardzo pospolite nazwisko w Szkocji. Greg potarł ręką kark i pokręcił głową. 

background image

Szkoda, że trafił na niewłaściwą osobę. Ale nie powinien za wiele wymagać, przecież 

w tej sprawie nic nie przychodziło mu łatwo. 

Ta  Fiona  MacDonald  miała  ogniście  rude  włosy,  opadające  na  ramiona  w  ciężkich 

falach, i niewiele ponad metr sześćdziesiąt wzrostu. Sięgała mu zaledwie do ramienia. .. kiedy 

stanęła na palcach. 

Potrząsnął głową, żeby zmusić mózg do działania. Był wyczerpany, powinien znaleźć 

nocleg. Poprosił ją tylko o wskazanie drogi. Czy nie wyrażał się dość jasno? 

Zajrzał  do  frontowego  pokoju.  Wygodnie  umeblowane  wnętrze  wyglądało  bardzo 

przytulnie,  ciepło  jak  magnes  przyciągało  do  ognia.  Podszedł  do  kominka  i  wyciągnął 

skostniałe dłonie. Gdy nadszedł kolejny atak kaszlu, Greg zakrył rękami usta. 

Kiedy  odzyskał  oddech,  usiadł  w  przepastnym  fotelu.  Ogromny  pies  obserwował  go 

spod  drzwi.  Greg  doszedł  do  wniosku,  że  bestia  spogląda  na  niego  w  taki  sposób,  jakby 

oceniała swój następny posiłek. 

Po  drugiej  stronie  kominka,  na  oparciu  fotela,  siedział  żółty  pręgowany  kot  i 

wpatrywał się w niego zło - śliwie. Przez drugie oparcie przewieszony był koc do okrywania 

kolan, a na podręcznym stoliczku leżała grzbietem do góry otwarta książka. 

Najwyraźniej  przed  jego  przyjazdem  Fiona  była  pogrążona  w  lekturze.  Dedukcja 

godna  Sherlocka  Holmesa.  Greg  spojrzał  na  płomienie  i  zamknął  oczy,  które  piekły  ze 

zmęczenia. 

Jęknął  głośno.  A  jeżeli  udzielane  mu  wskazówki  prowadziły  właśnie  do  tej 

niewłaściwej  Fiony  MacDonald?  To  byłby  odpowiedni  akord  na  zakończenie  męczącego 

dnia. 

Położył  łokieć  na  poręczy  fotela  i  oparł  głowę  na  ręce.  Wykonał  sporo  roboty,  ale 

ostatecznie wszystkie te poszukiwania zakończyły się na beznadziejnym błądzeniu po górach. 

Jednak Greg był zbyt zmęczony, by się tym teraz przejmować. 

W  pokoju  było  ciepło  i  Greg  robił  się  coraz  bardziej  senny.  Z  wysiłkiem  starał  się 

zachować świadomość. Walczył z zawrotami głowy. Jeżeli ta kobieta zaraz nie wróci, to on... 

-  Jest  herbata.  -  Fiona  przerwała  jego  mętne  rozmyślania.  -  Poczuje  się  pan  znacznie 

lepiej. - Podała mu ogromny kubek, znad którego unosił się obłoczek pary. 

-  Naprawdę  nie  mogę...  -  zaczął  Greg,  ale  Fiona  uciszyła  go  stanowczym  ruchem 

dłoni, choć na osłodę dodała lekki uśmiech. 

Co,  u  licha?  Kiedy  tak  stała  na  tle  ognia  płonącego  w  kominku,  wydawało  się,  że 

promienieje  niczym  postać  z  magicznej  opowieści.  Nie  sposób  tego  inaczej  określić.  Jej 

włosy błyszczały przy tym oświetleniu jak aureola. 

background image

- Proszę wypić. Przysięgam, że to nie trucizna. 

Niechętnie  sięgnął  po  kubek.  Podniósł  go  do  ust  i  powąchał.  Napar  nie  pachniał  źle, 

ale Greg nie należał do wielbicieli herbaty. Zdecydowanie wolał kawę. Był to jednak gorący 

płyn,  który  mógł  go  rozgrzać.  A  poza  tym  ta  kobieta  okazała  się  bardzo  gościnna,  więc  nie 

chciał jej sprawiać przykrości, odmawiając poczęstunku. 

Rozkoszne  ciepło  biło  z  kubka  i  Greg  z  lubością  zacisnął  wokół  niego  dłonie.  Nie 

zdawał  sobie  sprawy,  jak  straszliwie  jest  przemarznięty,  dopóki  nie  znalazł  się  w  ciepłym 

domu. Zauważył, że Fiona usiadła w stojącym naprzeciwko fotelu. Kot natychmiast wskoczył 

jej na kolana, nie przestając spoglądać na gościa z pogardliwym lekceważeniem. 

Kiedy herbata nieco przestygła, Greg podniósł kubek do ust i wypił łyk. Ciepły napój 

złagodził  ból  gardła.  Nie  znal  się  na  herbacie,  ale  ta  była  całkiem  niezła.  Upił  kolejny  łyk  i 

jeszcze jeden. Po chwili kubek był pusty. 

Greg podniósł wzrok na Fionę. 

- To było naprawdę dobre - powiedział uprzejmie. 

-  Czyżby  to  pana  zaskoczyło,  panie  Dumas?  -  Spojrzała  na  niego  z  kpiącym 

uśmieszkiem. 

-  Skądże...  Mówiąc  jednak  szczerze,  nie  należę  do  wielbicieli  herbaty  -  odparł  z 

zakłopotaniem.  Zaczął  kaszleć,  więc  pospiesznie  odstawił  kubek  na  stolik.  Kiedy  wreszcie 

atak minął, Greg odetchnął głęboko, odchylił głowę na oparcie fotela i przymknął oczy. 

Gdy otworzył je po chwili, Fiona znów stała przed nim z parującym kubkiem. 

- To powinno pomóc - powiedziała łagodnie. Westchnął i podniósł na nią wzrok. Jest 

miła, ciepła 

i dobra, pomyślał. 

Kaszel kompletnie pozbawił go sił, z trudem trzymał kubek. Fiona zorientowała się, w 

czym  rzecz,  i  przysunęła  ciepły  napój  do  ust  Grega.  Chciał  jej  powiedzieć,  że  nie  jest  już 

dzieckiem, ale mówienie przerastało jego siły. Lepiej było wypić herbatę bez gadania. 

Kiedy skończył pić, zamknął oczy, ale wiedział, że Fiona wciąż jest przy nim. Owiał 

go lekki zapach kwiatów, przywodząc obraz słońca, łąki, szczęścia i... 

Musiała  odejść,  bo  cudowny  aromat  rozwiał  się  powoli,  zabierając  ze  sobą  również 

słońce i szczęście. 

Powinien podziękować jej za herbatę. Powinien... 

Fiona  zaczęła  coś  mówić,  ale  jej  głos  dobiegał  z  bardzo  daleka.  Greg  zmusił  się  do 

uniesienia powiek. Nadal otaczał ją dziwny blask, jakby była tworem jego fantazji. Ale chyba 

nawet najbujniejsza wyobraźnia nie mogłaby wyczarować takiej kobiety jak ona. 

background image

Potrząsnął  głową,  żeby  uporządkować  myśli.  Nic  nie  pomogło.  Myślenie  wymagało 

straszliwego wysiłku. Greg już nie próbował nawet zrozumieć, co mówi do niego gospodyni. 

Odpływał powoli, kołysany melodyjnym głosem. 

-  Zrobiło  się  zbyt  późno,  żeby  szukać  wioski,  panie  Dumas.  Nie  jest  pan  zdrowy  i 

potrzebuje  pan  wypoczynku.  Proszę  za  mną.  Mam  pokój  gościnny,  w  którym  będzie  panu 

znacznie wygodniej. 

Wyciągnęła  do  niego  rękę,  której  Greg  przyglądał  się  przez  chwilę,  zanim  podał  jej 

swoją.  Fiona  pomogła  mu  wstać.  Chciał  iść  za  nią,  ale  pokój  zawirował  mu  przed  oczami. 

Działo  się  z  nim  coś  złego.  Tak  bardzo  szumiało  mu  w  uszach,  że  ginęły  wszystkie  inne 

dźwięki. 

Fiona  poprowadziła  go  do  holu.  Otworzyła  jakieś  drzwi,  zapaliła  światło  i  szybko 

podeszła do łóżka. 

- Może by pan zdjął buty i kurtkę - zasugerowała z anielskim uśmiechem. 

Greg  zaczął  się  szarpać  z  suwakiem  skórzanej  kurtki,  ale  nie  mógł  sobie  z  nim 

poradzić.  Pewnie  się  zaciął,  pomyślał.  Fiona  łagodnie  odsunęła  jego  ręce  i  bez  trudu  zdjęła 

przemoczoną kurtkę. Kiedy zrobiła ruch w stronę jego butów, Greg usiadł na brzegu łóżka i 

niezgrabnie pozbył się obuwia. 

Fiona przeszła na drugą stronę łóżka i odwinęła kołdrę. 

- Powinno być tu panu wygodnie. 

Greg rozbudził się na tyle, by zrozumieć jej słowa. 

-  Co  mi  pani  dała  do  wypicia?  To  pani  sprawka,  że  wszystko  widzę  jak  przez  mgłę! 

Kim pani jest, do licha? - Znów złapał go atak kaszlu. 

- Porozmawiamy o tym rano, panie Dumas. Nic tu panu nie grozi. Proszę odpoczywać 

- powiedziała łagodnie i ruszyła do wyjścia. 

Zgasiła światło i zamknęła za sobą drzwi, zostawiając go w ciemnościach. 

Zaczął rozmyślać nad tym, jak doszło do tego, że siedzi oto w sypialni obcej kobiety i 

rozważa, czym go 

odurzyła. Miał wrażenie, że ktoś przywiązał mu do rąk potężne ciężary, które ciągnęły 

go w dół. Ostatkiem sił pozbył się ubrania i został tylko w bokserkach. 

W  chłodnym  pokoju  wstrząsnął  nim  dreszcz,  więc  szybko  zakopał  się  w  ciepłej 

pościeli.  W  porządku.  Rozsądek  nakazywał  spędzić  tutaj  noc.  A  rano  zażąda,  by  gospodyni 

pokazała mu drogę, i wyruszy na dalsze poszukiwania właściwej Fiony MacDonald. 

To była jego ostatnia myśl, nim zmógł go sen. 

background image

ROZDZIAŁ 2 

Fionę  obudził  dźwięk  duszącego  kaszlu,  który  rozlegał  się  echem  w  całym  domku. 

Zerknęła na stojący przy łóżku zegar. Dochodziła piąta. 

Herbata zapewniła Gregowi kilkugodzinny sen, którego bardzo potrzebował, do czego 

oczywiście za nic się nie przyzna. O nie, bo pan Dumas, ten twardziel nad twardziele, będzie 

się  upierał,  że  nic  mu  nie  dolega,  no,  może  małe  przeziębienie,  i  bezwzględnie  musi 

kontynuować podróż. 

Fiona usiadła i ziewnęła. Przydałoby mu się jeszcze trochę ziołowej mikstury. Wstała 

z  łóżka,  włożyła  szlafrok  i  zeszła  do  kuchni,  by  przygotować  mieszankę  ziół  o  działaniu 

przeciw kaszlowym, wykrztuśnym i obniżającym gorączkę. 

Odmierzała i rozdrabniała składniki, pozwalając myślom odpłynąć w przeszłość. 

Już jako nastolatka wiedziała, że chce leczyć ludzi. Pracowała z ojcem, który był już, 

co  prawda,  na  emeryturze,  ale  starsi  pacjenci  woleli,  żeby  nadal  miał  nad  nimi  pieczę.  Gdy 

ojciec  przekonał  się,  że  zainteresowania  córki  nie  są  przelotnym  kaprysem,  poradził  Fionie, 

by studiowała medycynę. Tak też zrobiła. 

Szybko porzuciła uczelnię. Uznała, że akademicka medycyna nie jest jej powołaniem. 

Interesowało  ją  zdrowe  odżywianie,  profilaktyka  i  leki  naturalne,  które  działają  równie 

skutecznie,  jak  farmaceutyki,  a  dają  bez  porównania  mniej  skutków  ubocznych.  Wiele  razy 

dyskutowała z ojcem o różnych  rodzajach medycyny  alternatywnej, wciąż umacniając się w 

swych  przekonaniach.  W  rezultacie  zamiast  studiów  ukończyła  liczne  kursy  zdrowego 

odżywiania i medycyny naturalnej. 

Po  śmierci  rodziców  Fiona  poczuła,  że  musi  znaleźć  miejsce,  w  którym  mogłaby  w 

samotności uporać się z bolesną stratą. Podczas  wędrówki po  górach przypadkiem trafiła do 

Glen Cairn i pod wpływem impulsu zapytała, czy znajdzie się w okolicy jakieś mieszkanie do 

wynajęcia. 

Domek  idealnie  odpowiadał  jej  potrzebom.  Znajdował  się  na  tyle  blisko  siedzib 

ludzkich,  że  zawsze  mogła  znaleźć  towarzystwo,  a  jednak  w  izolacji,  więc  zapewniał  też 

samotność, której często łaknęła. Zamieszkała w Glen Cairn i nigdy nie żałowała tej decyzji. 

Kiedy rozeszła się wieść o jej umiejętnościach, zaczęli zgłaszać się do niej wieśniacy 

ze  swymi  dolegliwościami.  Fiona  szybko  stwierdziła,  że  pomaganie  innym  łagodzi  jej 

smutek. 

Nigdy  nie  zdradziła  nikomu,  jak  to  się  dzieje,  że  tak  znakomicie  potrafi  postawić 

background image

diagnozę. Po pierwsze ludzie pewnie by jej nie uwierzyli. Po drugie nie chciała, by uważano 

ją za dziwoląga, jak to miało miejsce w Craigmor. 

Prawda była taka, że Fiona widziała barwną aurę wokół każdej z napotykanych osób. 

Z  biegiem  lat  zrozumiała,  że  poszczególne  kolory  odpowiadają  określonym  dolegliwościom 

fizycznym.  Również  emocje  odbierała  w  postaci  barw.  Jednak  trzymała  to  w  tajemnicy  nie 

tylko  dlatego,  by  nie  uznano  jej  za  nawiedzoną.  Po  prostu  nie  umiała  mówić  o  tym,  co 

widziała. 

Jako  dziecko  była  przekonana,  że  wszyscy  ludzie  dostrzegają  te  kolory  i  znają  ich 

znaczenie. Uważała, że właśnie w ten sposób ojciec diagnozuje pacjentów. 

Kiedy  podrosła,  zrozumiała,  że  aura  jest  widoczna  tylko  dla  niej.  Parę  razy  ją 

wyśmiano,  więc  nauczyła  się  trzymać  język  za  zębami  i  nie  rozprawiać  o  kolorach,  których 

nikt poza nią nie widział. 

Wykorzystywała jednak swą wiedzę i zdolności do leczenia ludzi mieszankami ziół i 

balsamami, które sama przyrządzała. 

Fiona przygotowała napar, zaczekała, by nieco przestygł, i zaniosła go do gościnnego 

pokoju. Zapukała do drzwi, nie było jednak odpowiedzi. Cicho nacisnęła klamkę, weszła do 

ś

rodka i zapaliła małą lampkę przy drzwiach. Dopiero wtedy odwróciła się, żeby spojrzeć na 

gościa. 

Leżał  na  plecach,  okryty  kołdrą  do  pasa,  z  nagą  piersią.  W  pokoju  jeszcze  brzmiało 

echo ostatniego ataku kaszlu. 

- Przyniosłam panu herbatę. 

Greg powoli odwrócił ku niej głowę i spojrzał nieprzytomnie. 

Dotknęła jego ramienia i stwierdziła, że płonie z gorączki. Potrząsnęła nim leciutko. 

- Czy mógłby pan usiąść? Proszę. 

Zamrugał  powiekami.  Kiedy  znów  otworzył  oczy,  wyglądał  nieco  bardziej 

przytomnie. 

- O co chodzi? - zapytał bełkotliwie. 

- Chcę, żeby pan to wypił. - Usiadła na brzegu łóżka i przysunęła kubek do jego warg. 

Greg  oparł  się  na  łokciu,  wziął  kubek  i  wypił  do  dna,  jakby  był  bardzo  spragniony. 

Bez słowa oddał go Fionie i opadł na łóżko. 

Uśmiechnęła się, rozbawiona zmianą, jaka zaszła w jego zachowaniu. Pewnie był zbyt 

chory,  by  się  przejmować  tym,  co  dostał  do  picia.  Podeszła  do  stojącej  w  rogu  pokoju 

wysokiej komody, wyjęła z szuflady wielką flanelową koszulę i podeszła do łóżka. 

- Proszę to włożyć. Musi pan trzymać klatkę piersiową w cieple. 

background image

Greg otworzył oczy i spojrzał na Fionę ze zmarszczonym czołem. 

- Gorąco mi. Nie potrzebuję koszuli. 

-  Niech  mi  pan  uwierzy  na  słowo.  Naprawdę  musi  pan  dbać  o  ciepłe  okrycie  klatki 

piersiowej. 

Zmarszczka na czole Grega pogłębiła się, ale usiadł i bez słowa wciągnął koszulę, po 

czym rzucił Fionie wymowne spojrzenie i położył się tyłem do niej. 

- Zgaś światło, jak będziesz wychodzić - mruknął niczym wyrwany ze snu zimowego 

niedźwiedź. 

Fiona już wiedziała, że to nie będzie łatwy pacjent. 

Zapaliła  lampkę  nocną,  potem  zgasiła  górne  światło  i  poszła  do  kuchni  po  maść  do 

smarowania piersi. 

McTavish  nie  odstępował  jej  ani  na  krok.  Siedział  teraz  w  drzwiach  kuchni, 

spoglądając na Fionę z pretensją. 

-  Tak,  wiem  -  powiedziała  przepraszającym  tonem.  -  Tobie  również  zakłóciłam 

wypoczynek. Wracaj na górę. Zaraz tam przyjdę. 

Ze  stłumionym  pomrukiem  pies  wyszedł  do  holu,  zatrzymał  się  na  chwilę  pod 

drzwiami, a potem podreptał po schodach. Bywało, że zachowywał się, jakby rozumiał każde 

słowo Fiony. 

Może naprawdę rozumiał? 

Po  cichu  wróciła  do  pokoju  gościnnego  ze  słoiczkiem  i  kolejnym  kubkiem  herbaty. 

Lampka nocna oświetlała łóżko i mały stolik, na którym Fiona położyła przyniesione rzeczy. 

Usiadła na skraju łóżka. 

Greg znów leżał na plecach z szeroko rozrzuconymi rękami. Fiona położyła mu rękę 

na czole i stwierdziła, że musi za wszelką cenę obniżyć temperaturę. 

System  immunologiczny  toczył  ciężką  walkę  i  potrzebował  wsparcia.  Greg  bez 

wątpienia  eksploatował  swój  organizm  ponad  wszelką  miarę,  co  czyniło  go  człowiekiem 

interesującym. Teraz jednak dopadła go paskudna infekcja. Niewiele energii pozostało mu do 

walki z chorobą. 

Sięgnęła po balsam. 

Greg odwrócił głowę w jej stronę. 

- Jill? - wymamrotał. - Tak bardzo za tobą tęskniłem. 

Złapał  ją  za  rękę  i  pociągnął  do  siebie.  Mało  brakowało,  a  Fiona  upadłaby  na  niego 

całym ciężarem. Zdołała tylko odkręcić się tak, by leżeć obok niego z głową wspartą na jego 

ramieniu. 

background image

- Panie Dumas - powiedziała łagodnie - muszę koniecznie obniżyć panu temperaturę. 

Powinnam też natrzeć pana maścią ułatwiającą oddychanie. 

Odsunęła się i sięgnęła po kubek. Greg nie puszczał jej ręki. 

- Jill? - W jego głosie brzmiało zdumienie. 

- Nie. Mam na imię Fiona. 

Greg  otworzył  oczy.  Najwyraźniej  jej  nie  poznał.  Powieki  znów  mu  opadły. 

Przysunęła kubek do jego ust. 

- To złagodzi kaszel i gorączkę. 

Wypił  równie  skwapliwie,  jak  poprzednio.  Fiona  odstawiła  kubek  i  położyła  głowę 

Grega  na  poduszce,  po  czym  odkręciła  słoiczek  i  wzięła  trochę  mazidła  na  palce.  Kiedy 

delikatna maść ogrzała się do temperatury ciała, podniosła koszulę i zaczęła miarowo wcierać 

balsam w pierś Grega. 

Nie  spodziewała  się,  że  przeżyje  takie  emocje.  Była  przecież  uzdrowicielką  i 

zajmowała się chorym, a tu... 

Greg Dumas, nawet w tak marnej kondycji, był znakomicie umięśnionym mężczyzną. 

Bardzo silnie działał 

na  Fionę.  Z  trudem  zmusiła  się  do  wykonywania  miarowych  ruchów  dłonią,  żeby 

wmasować w skórę kojący lek, chociaż wcale nie czuła spokoju. 

Greg  uśmiechnął  się,  nie  otwierając  oczu.  Ten  uśmiech  wprowadził  zamęt  w  duszę 

Fiony. Teraz wcierała maść szybciej, pragnąc mieć ten zabieg za sobą. Szeroki i muskularny 

tors wzbudził niecodzienne marzenia. Dotąd nie zaznała takich wrażeń. 

Sprawdziła,  czy  chory  jest  dokładnie  okryty,  zanim  zaczęła  wysuwać  rękę  spod  jego 

koszuli. Ale Greg przytrzymał jej dłoń. 

- Teraz powinien pan zasnąć, panie Dumas. Jest bardzo wcześnie. Proszę się przespać 

jeszcze parę godzin. 

Otworzył  oczy.  Błyszczały  w  przyćmionym  świetle.  Przyglądał  jej  się  przez  chwilę, 

wreszcie powiedział: 

- Usnę, jeżeli położysz się przy mnie. 

Już  nie  pomrukiwał  jak  rozdrażniony  niedźwiedź.  Teraz  był  władczym  mężczyzną, 

który doskonale wiedział, czego chce. A w tym momencie chciał ją mieć przy sobie. 

Fiona  nigdy  jeszcze  nie  znalazła  się  w  podobnej  sytuacji.  Nigdy  nie  leczyła 

mężczyzny,  przy  którym  nie  było  żony  czy  kogoś  innego  z  rodziny.  Nigdy  również  nie 

pomyślała,  że  mogłaby  jako  kobieta  pociągać  chorego,  bo  relacja  uzdrowicielka  -  pacjent  z 

samej swej istoty gasiła tego rodzaju emocje. 

background image

- To nie najlepszy pomysł - oznajmiła tak spokojnym i kojącym tonem, na jaki tylko 

mogła się zdobyć. 

Zorientowała się, że Greg nie wiedział, co mówi, i najpewniej po powrocie do zdrowia 

nie będzie pamiętał z tego wszystkiego ani słowa. 

A do tego czasu... nie była pewna, co należało zrobić. 

Greg  całkiem  dosłownie  wziął  sprawy  w  swoje  ręce,  bo  po  prostu  przyciągnął  Fionę 

do siebie. Z uśmiechem, który jeszcze dodał mu uroku, otoczył ją ramionami i powiedział: 

- Teraz mogę zasnąć. 

Fiona  leżała  spokojnie.  I  tak  nie  zdoła  wstać  z  łóżka  bez  szarpaniny.  Najbardziej 

jednak  zdumiewał  ją  fakt,  że  w  ogóle  nie  boi  się  Grega,  chociaż  nigdy  nie  była  tak  blisko  z 

ż

adnym mężczyzną. 

Rozluźniła  napięte  mięśnie  w  nadziei,  że  sprowokuje  tym  samym  osłabienie  uścisku 

ramion Grega. Zioła, które mu podała, powinny go uśpić w ciągu kilku minut. 

Wtulił twarz w jej szyję i westchnął głęboko. 

- Cudownie pachniesz - szepnął. 

Zamarła  ze  zdumienia,  zaś  Greg  powiódł  językiem  wzdłuż  jej  małżowiny  usznej,  aż 

Fionę  przeszył  dreszcz.  Potem  wsunął  dłoń  pod  jej  koszulę  i  szlafrok  i  zaczął  pieścić  nagą 

pierś,  a  ona  z  trudem  łapała  oddech.  Greg  mruknął  coś  z  zadowoleniem  i  nadal  gładził  ją  i 

pieścił,  aż  brodawka  ściągnęła  się  pod  jego  dłonią  w  twardy  guziczek.  Fionę  ogarnęła 

zmysłowa rozkosz. 

Wpadła w panikę. Nie wolno dopuścić, by to trwało! Greg będzie się czuł potwornie 

zawstydzony - podobnie zresztą jak ona - kiedy uświadomi sobie, co robił. 

Przygryzł leciutko jej ucho. 

-  Panie  Dumas!  -  wykrztusiła,  z  trudem  łapiąc  oddech.  -  Naprawdę  powinien  pan 

zasnąć. 

Greg zignorował jej słowa i zaczął okrywać pocałunkami szyję i krągłe ramię. 

- Tak strasznie za tobą tęskniłem, kochanie. Brakowało mi ciebie, nie wiedziałem, jak 

ż

yć, wiele razy chciałem umrzeć. Ale jesteś tutaj. Zostań ze mną i pozwól mi cię kochać. 

Wreszcie zioła uśpiły  go i ręka Grega zsunęła się z piersi Fiony. Odetchnęła z ulgą i 

czekała, by jej tętno i oddech się wyrównały. 

Potem  ostrożnie  wstała  z  łóżka,  z  zażenowaniem  przyglądając  się  Gregowi.  I  nagle 

poczuła  nieznaną  tęsknotę.  Gęste,  ciemne  włosy  opadły  mu  na  czoło.  Twarz  była 

zaczerwieniona od gorączki i Fionę ogarnęła pokusa, żeby odgarnąć z niej włosy i zanurzyć w 

nie palce. 

background image

Nie  uległa  jednak  impulsowi.  Wysunęła  się  z  sypialni,  zanim  pokusa  stała  się 

nieodparta,  i  pośpieszyła  do  kuchni.  Sama  bardzo  potrzebowała  teraz  ziołowej  herbatki  na 

uspokojenie. 

Popijając aromatyczny napar, jeszcze raz powiedziała sobie, że Greg nie wiedział, co 

robi.  Temperatura  podskoczyła  mu  gwałtownie,  kiedy  położył  się  do  łóżka,  a  to  było 

niepokojącym objawem. 

Fiona martwiła się o niego. Wzięła lekarstwa, między innymi zioła i maści, i wróciła 

do gościnnego pokoju. 

Miała poczucie, że powinna dokładniej zbadać stan pacjenta. 

Był nieprzytomny, bezustannie poruszał nogami i bredził. Kilkakrotnie wymówił imię 

Jill w taki sposób, jakby była przy nim. Mówił coś do niej, o coś prosił. 

Należało  za  wszelką  cenę  zbić  gorączkę.  Fiona  sporządziła  mocniejszą  mieszankę 

ziołowa, żeby pomóc organizmowi w walce z infekcją, bo nie dawał sobie rady. Usiadła przy 

Gregu. 

- Panie Dumas, proszę to wypić. - Wsunęła mu rękę pod głowę, przysunęła kubek do 

ust i zdołała go napoić, nie wylewając cennego płynu. 

Kiedy naczynie było puste, natychmiast odeszła od łóżka. Wiedziała, że musi czuwać 

przy  chorym,  bo  infekcja  rozwijała  się  w  zatrważającym  tempie  i  zagrażała  życiu.  Usiadła 

więc  w  przepastnym  fotelu,  ustawionym  w  rogu  pokoju.  Po  chwili  w  drzwiach  stanął 

McTavish. Obserwował przez chwilę swoją panią, po czym podszedł do fotela i wyciągnął się 

na podłodze u stóp Fiony, jakby chciał posłużyć jej za podnóżek. 

Okryła ramiona kocem i czekała, kiedy wreszcie leki zaczną działać. 

Greg nie mógł oddychać. Jakiś ciężar uparcie przygniatał mu piersi. 

Kiedy zakaszlał, straszliwy ból przeszył klatkę piersiową. 

Wyraźnie działo się z nim coś złego. 

Rozdzierający  kaszel  nie  ustawał,  pozbawiając  płuca  tej  odrobiny  powietrza,  którą 

udało im się zdobyć. 

Gdzieś  w  pobliżu  szemrał  jakiś  głos.  Czyjeś  dłonie  chłodziły  jego  ciało  wilgotnym 

ręcznikiem, który przyprawiał go o dreszcze. 

- Jill? - wyszeptał ochryple. - Fiona. Wypij, to ci pomoże. 

Kojący płyn spływał do jego ust i wyschniętego gardła. Odprężył się. 

Fiona. Już słyszał to imię. Czy zna jakąś Fionę? Nie mógł sobie przypomnieć. 

A  tak!  Przecież  szukał  Fiony  z  powodu,  którego  teraz  nie  pamiętał.  Była  to  bardzo 

ważna sprawa. 

background image

Więc  koniecznie  musi  ją  znaleźć,  i  to  jak  najprędzej,  bo  powinien  już  wracać  do 

domu. 

Tina go potrzebuje. 

Jill go potrzebuje. 

Nie. Za późno, żeby pomóc Jill. Nie zdołał jej uratować. 

Jill umarła. Przez niego. 

Teraz  płacił  za  to,  że  jej  nie  uratował.  Został  skazany  na  męki  piekielne.  Czuł 

diabelskie płomienie, które paliły jego ciało i wysysały powietrze z płuc. 

Dawniej  nie  wierzył  w  piekło,  lecz  teraz  mógł  powiedzieć  światu,  że  istnieje 

naprawdę. Trawił go żar, ból był nie do zniesienia. I miał trwać całą wieczność, bo gdy ktoś 

trafi w piekielne czeluści, musi porzucić wszelką nadzieję. 

Jakaś młoda kobieta wciąż go odwiedzała, dawała 

mu pić, mierzyła temperaturę, myła, pomagała w załatwianiu potrzeb fizjologicznych. 

Powinien  się  czuć  skrępowany.  Nie  znał  jej  przecież,  nie  wiedział,  kim  jest,  lecz  o 

dziwo nie miało to dla niego znaczenia. Ciekawe, za jaką zbrodnię została zesłana do piekła? 

Co  takiego  zrobiła,  że  Sprawiedliwy  Pan  skazał  ją  na  niekończącą  się  opiekę  nad  takimi 

potępieńcami  jak  Greg?  To  musiało  być  coś  okropnego,  skoro  sobie  na  to  zasłużyła. 

Biedactwo.  Na  pewno  zgrzeszyła  straszliwie,  lecz  uczyniła  to  nieświadomie  lub  przez 

przypadek. Wyglądała przecież tak niewinnie... 

A  może  to  tylko  pozory?  Choć  uśmiechała  się  ciepło  i  głos  miała  kojący,  w  istocie 

była zła, rozpustna i okrutna, za co spotkała ją sprawiedliwa kara. 

Był  zmęczony,  tak  straszliwie  zmęczony,  że  nie  mógł  porozmawiać  z  nią  jak 

potępieniec  z  potępieńcem,  dlaczego  się  tu  znalazła.  Ale  ma  całą  wieczność,  by  wyjaśnić  tę 

zagadkę. 

Chwilami dostrzegał jakąś dziwną sypialnię. Niekiedy w pokoju panowała oślepiająca 

jasność, która raziła w oczy, słońce wypełniało całe pomieszczenie. Kiedy indziej ciemności 

zdawały  się  pochłaniać  Grega.  Ale  ani  oślepiająca  jasność,  ani  kompletny  brak  światła  nie 

miały wpływu na żar trawiący jego ciało. 

Greg zobaczył broń. Dał znak Jill, żeby opuściła sklep, zanim ten stuknięty bandzior z 

trzydziestką ósemką ją zauważy. 

Skąd się wziął ten facet z gnatem? Radiowóz powinien już tu być. 

Wokół  Grega  posypały  się  odłamki  rozbitego  kulą  szkła.  Musiał  powstrzymać 

strzelaninę. I sprawdzić, co z Jill. 

Krew. Tyle krwi. 

background image

- Wielki Boże - szepnął kompletnie załamany. - Jill. 

- To tylko sen. Jesteś tutaj bezpieczny. Wyzdrowiejesz. Śpij. 

Ten głos, który do niego docierał, był spokojny i kojący. 

- Tina? 

-  Fiona.  Nie  zostawię  cię.  Lekarstwa  już  zaczynają  działać.  Wyjdziesz  z  tego.  Jesteś 

bezpieczny. 

Oczywiście, że był bezpieczny. To Jill została bez opieki. 

Fiona  zdawała  sobie  sprawę,  że  tej  nocy  nastąpi  przesilenie.  Od  przybycia  Grega 

upłynęły już trzy doby. Była przy nim przez cały ten czas, z krótkimi przerwami najedzenie i 

mycie. Kiedy spał spokojnie, ona też drzemała w fotelu. Chwilami odzyskiwał przytomność, 

ale częściej zapadał w nieświadomość, nierzadko wypełnioną koszmarami. 

Zdarzało  się  jej  tracić  rachubę  czasu.  Upływające  godziny  mierzyła  odstępami 

pomiędzy  chłodnymi  kąpielami,  które  obniżały  temperaturę  pacjenta.  Czy  kaszel  naprawdę 

stał  się  nieco  lżejszy?  Czy  do  płuc  dostawało  się  trochę  więcej  powietrza?  Nie  miała 

pewności. 

Wiedziała tylko, że nie może zostawić Grega, by samotnie toczył walkę o życie. 

Gorączka  spadła  około  piątej  nad  ranem  czwartego  dnia  i  Greg  zapadł  w  głęboki, 

uzdrawiający sen. 

Fiona była wykończona. 

Z największym wysiłkiem, trzymając się poręczy, wdrapała się po schodach na piętro 

do  swej  sypialni.  Ostatkiem  sił,  słaniając  się  na  nogach,  wyjęła  z  komody  nocną  koszulę  i 

padła na łóżko. 

Natychmiast zasnęła. 

background image

ROZDZIAŁ 3 

Fionę obudziło uporczywe stukanie. Zdezorientowana otworzyła oczy i rozejrzała się 

dokoła.  Przez  okna  wlewało  się  światło  słoneczne.  Zmrużyła  oczy.  Zwykle  budziła  się  o 

ś

wicie. 

Wreszcie przypomniała sobie Grega oraz to, co działo się przez ostatnie dni i noce. Od 

kilku  godzin  nie  słyszała  jego  kaszlu.  Miała  nadzieję,  że  świadczyło  to  o  poprawie  stanu 

chorego, a nie o jej krańcowym wyczerpaniu. 

Zerknęła  na  zegarek  i  jęknęła.  Minęła  już  trzecia  po  południu  i  ktoś  dobijał  się  do 

drzwi. 

McTavish nie szczekał, czyli przyszedł ktoś znajomy. 

Podeszła do okna i wyjrzała, a wtedy jej uszu dobiegł kobiecy głos: 

- Fiono, moja droga, otwórz mi, proszę. Naprawdę muszę z tobą porozmawiać. 

Pani Cavendish... 

Rany  boskie!  Sarah  Cavendish  była  najlepszą  kobietą  na  świecie,  dobroduszną  i 

uczynną, zarazem jednak cieszyła się zasłużoną sławą największej plotkary  w dolinie. Fiona 

nie  miała  nic  przeciwko  temu,  by  opowiedzieć,  jak  spędziła  kilka  ostatnich  dni  i  nocy, 

wolałaby jednak nie robić tego wyrwana z głębokiego snu, z mętnym jeszcze umysłem. 

Cóż,  nie  było  rady.  Sarah  Cavendish  wytrrwale  stalą  pod  drzwiami,  a  zaparkowany 

przed  domem  samochód  stanowił  niepodważalny  dowód,  że  Fiona  ma  gościa.  Wkrótce  cała 

okolica się dowie, że ktoś odwiedził uzdrowicielkę, jako że wścibska sąsiadka była lepszym 

ś

rodkiem przekazu niż prasa i telewizja. 

-  Chwileczkę,  pani  Cavendish.  Już  do  pani  schodzę.  -  Odwróciła  się  i  omal  nie 

nadepnęła  na  McTavisha,  który  obserwował  ją,  leżąc  na  plecionym  dywaniku  przy  łóżku.  - 

Jaki z ciebie pies obronny? - Zaczęła się w pośpiechu ubierać. - Zwykły leń i tyle. Dlaczego 

mnie nie ostrzegłeś? 

Po chwili ruszyła na dół, żeby wpuścić panią Cavendish. Zatrzymała się pod drzwiami 

i wzięła kilka głębokich oddechów, by przywitać gościa w sposób naturalny i serdeczny. 

Pani Cavendish stała w progu, zdumiona tak długim oczekiwaniem na otwarcie drzwi. 

Dźwigała wielki i ciężki kosz. 

- Przepraszam, że nie otworzyłam od razu. - Fiona najpierw się uśmiechnęła, a potem 

przybrała wyraz skruchy. - Proszę do środka. Pozwoli pani, że wezmę koszyk. 

- Dziękuję - wysapała z ulgą starsza pani. - Bałam się, że go upuszczę. Jest okropnie 

background image

ciężki. Jakiś mężczyzna podwiózł mnie do twojej drogi dojazdowej, ale skręcić już mu się nie 

chciało.  Pewnie  uznał,  że  uwielbiam  długie  spacery.  Ale  przysięgam,  że  ten  kosz  z  każdym 

krokiem stawał się cięższy. - Pewnie pani zmarzła. Proszę do kuchni, zaparzę herbatę. 

- Czy przyszłam w nieodpowiednim momencie, moja droga? - Kiedy tylko usadowiła 

się przy kuchennym stole, natychmiast rozpoczęła przesłuchanie. 

Fiona  odmierzyła  herbatę  i  czekała,  aż  woda  się  zagotuje.  Nie  odwróciła  się.  -  Nie, 

dlaczego.  Wszystko  w  porządku.  -  Tak  tylko  pomyślałam,  bo  masz  włosy  w  nieładzie  i 

włożyłaś sweter na lewą stronę. Fiona przymknęła oczy i zastanowiła się, czy naprawdę musi 

się tłumaczyć, dlaczego wygląda tak, jakby dopiero co wstała z łóżka. Co komu do tego? 

Pewnie  nie  miałaby  takiego  poczucia  winy,  gdyby  nie  pieszczoty  Grega  podczas 

pierwszej  nocy.  Był  chory,  w  malignie.  Kiedy  spojrzało  się  na  to  z  tej  strony,  wszystko 

stawało  się  proste  i  jasne.  Niestety,  uczucia  Fiony  nie  miały  nic  wspólnego  ze  zdrowym 

rozsądkiem. 

Zmusiła się do śmiechu, zabrzmiał jednak tak sztucznie, że nie mógł nikogo oszukać. 

Zakłopotana przeczesała palcami włosy. 

- Nie zdawałam sobie sprawy - powiedziała. - Ależ ze mnie idiotka. Przeproszę panią 

na chwilę i doprowadzę się do porządku, a herbata przez ten czas się zaparzy. 

Nie  czekając  na  odpowiedź,  popędziła  na  górę.  Zamknęła  za  sobą  drzwi  sypialni  i 

westchnęła. Zobaczyła swoje odbicie w lustrze. Rzeczywiście, włosy wyglądały okropnie. 

Ś

ciągnęła  sweter,  wyjęła  z  bieliźniarki  stanik,  włożyła  go  i  znów  ubrała  sweter,  tym 

razem sprawdzając, czy wszystko w porządku. Potem pobiegła do łazienki, wy - szczotkowała 

włosy, spięła je z tylu dwoma grzebieniami, ochlapała twarz wodą i zeszła do sąsiadki. 

Sarah nalewała herbatę. Wyjęła ciasto z kosza i ukroiła kilka kawałków. Ustawiła na 

stole  filiżanki  i  spodeczki,  ułożyła  ciasto  na  talerzykach  deserowych  i  rozpromieniona 

spojrzała na Fionę. 

-  Upiekłam  kilka  placków  i  pomyślałam,  że  ucieszyłabyś  się  z  takich  słodkości.  - 

Wskazała Fionie krzesło. - Przyniosłam też trochę świeżych jaj i parę bochenków domowego 

chleba.  Zawsze  robię  za  dużo,  a  ty  pewnie  przy  takiej  ilości  zajęć  nie  masz  czasu  na 

pieczenie. 

Fiona podniosła do ust filiżankę i wypiła kilka łyków, żeby mieć coś w żołądku. Nie 

mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio jadła. Stwierdziła nagle, że jest okropnie głodna. 

- Dziękuję, to bardzo miło z pani strony. Sarah zarumieniła się z zadowolenia. 

- Tyle robisz dla nas wszystkich, kochanie, że uznałam to za drobny rewanż. 

Fiona uśmiechnęła się. 

background image

- Jestem sowicie wynagradzana za swoje usługi, pani Cavendish. 

Sarah zbyła jej słowa machnięciem ręki. 

- Nonsens. Twoje rachunki nijak się mają do czasu, jaki nam poświęcasz. Dopiero co 

opowiadała  mi  Teresa,  jak  długo  siedziałaś  przy  jej  chłopaczkach,  dopóki  nie  poczuli  się 

lepiej. Nie wiem, jak ty to robisz. Codziennie dokonujesz cudów. 

- Wcale nie. Proszę pamiętać, że mój ojciec był lekarzem. Przeszłam przy nim niezłą 

szkołę. 

Sarah uniosła brwi. 

- Ale przecież to nie on nauczył cię zielarstwa, prawda? A twoje herbatki i balsamy są 

cudowne. 

-  Nie  on  mnie  tego  nauczył  -  przyznała  Fiona  z  uśmiechem.  -  Skończyłam 

specjalistyczne  kursy,  żeby  poznać  lecznicze  właściwości  ziół.  Uważam,  że  leki  stosowane 

przez medycynę naturalną są niezwykle skuteczne. - Dolała do filiżanek herbaty i sięgnęła po 

kawałek ciasta. Rozpływało się w ustach. Nic dziwnego, przecież to był sam cukier i masło. 

Wydawało jej się, że z każdym kęsem zatykają się jej tętnice. 

Gawędziły jeszcze przez kilka minut, wreszcie Sarah spojrzała na zegarek. 

- Ojej, nie wiedziałam, że już tak późno! Muszę wracać, póki jest widno. 

- Jeszcze raz dziękuję za te wszystkie pyszności. Już widzę, jak od nich tyję, ale muszę 

przyznać, że warto. 

Sarah parsknęła śmiechem. 

-  Nonsens!  Doskonałe  wiesz,  że  jesteś  szczuplutka  jak  baletnica.  Przydałoby  ci  się 

parę  kilogramów  więcej.  -  I  z  figlarnym  spojrzeniem  dodała:  -  Chłopcy  wolą  pulchne 

dziewczyny. 

Tylko  nie  to!  Wszystkie  kobiety  w  wiosce  próbowały  swatać  Fionę,  choć  wcale  o  to 

nie prosiła. 

Odprowadziła sąsiadkę do drzwi. Gdy je otworzyła, Sarah spojrzała na nią uważnie. 

- Och, na stare lata robię się zapominalska. Od przyjścia miałam cię o to zapytać. Czyj 

to samochód? 

- Ja... no... 

Przerwał  jej  dochodzący  z  gościnnego  pokoju  atak  kaszlu.  Chociaż  nie  mogła  już 

ukrywać obecności Grega, poczuła ulgę, że kaszel brzmi znacznie lepiej. 

Oczy Sarah zrobiły się okrągłe ze zdumienia. 

-  Mój  Boże!  Ktoś  tu  jest  naprawdę  chory.  Nic  nie  wiedziałam,  bo  nie 

zatrzymywałabym cię przecież tak długo. 

background image

Fiona uśmiechnęła się. 

- Rzeczywiście, muszę zaraz przygotować zioła na kaszel. 

- Już ci nie przeszkadzam, kochanie. Czy to ktoś ze wsi? Nie poznaję samochodu. 

- On nie jest stąd. Przyjechał z... 

-  On?!  Masz  w  domu  mężczyznę?  Ojej,  Fiono,  uważasz,  że  to  rozsądne?  Powinnaś 

zadzwonić, żeby jedna z nas zamieszkała z tobą na ten czas. 

-  To  niepotrzebne,  pani  Cavendish.  On  jest  zbyt  chory,  by  stanowić  zagrożenie  dla 

kogokolwiek.  -  Pech  chciał,  że  właśnie  w  tym  momencie  przypomniała  sobie  męską  dłoń 

pieszczącą jej pierś. Fiona wiedziała, że zmieniła się na twarzy na to wspomnienie. 

Nigdy  nic  nie  uchodziło  uwagi  pani  Cavendish.  Skinęła  głową  ze  znaczącym 

uśmiechem. 

-  A  więc  to  tak?  No,  nie  zatrzymuję  cię.  -  Odwróciła  się  i  zdecydowanym  krokiem 

ruszyła alejką. 

Fiona zamknęła drzwi. McTavish stał na wprost schodów z wyjątkowo żałosną miną. 

-  Tak,  wiem,  że  my  tu  sobie  rozmawiamy,  a  ty  konasz  z  głodu.  Zajrzę  tylko  do 

pacjenta i nakarmię cię, kiedy będą się parzyć jego zioła. 

Zerknęła do pokoju gościnnego, Greg jeszcze spał. Podeszła do łóżka i przyjrzała mu 

się uważnie. Zniknęły gorączkowe wypieki, nie oddychał już tak ciężko, jak poprzednio. 

Nastąpiła wyraźna poprawa. Czas podać mu lekki posiłek, żeby odzyskał siły. 

McTavish  poszedł  za  nią  do  kuchni.  Nakarmiła  go  i  wypuściła  na  dwór,  a  potem 

przygotowała owsiankę i grzanki. Zanim skończyła, pies drapał już w drzwi, żeby go wpuścić 

do domu. 

- Wróciłeś, żeby spełnić powinność psa obronnego, tak? - zapytała półgłosem. 

McTavish  zamerdał  ogonem  i  podał  jej  łapę.  Smętnie  potrząsnęła  głową.  Sama  nie 

była pewna, kto się kim opiekuje w tym domu. Podniosła wzrok 

w  samą  porę,  żeby  dostrzec  Tygrysa  wychodzącego  zza  rogu.  Niewątpliwie  pojawił 

się na scenie w odpowiednim momencie, żeby zaznaczyć, iż to on jest władcą tego zamku. 

Obwąchał swoją miseczkę i rzucił Fionie wymowne spojrzenie. 

- W porządku! Ale nie wmówisz mi, że jesteś głodny, mój panie! 

Nakarmiła Tygrysa, po czym ustawiła na tacy posiłek dla Grega i ruszyła korytarzem. 

Balansując tacą na jednej ręce, drugą zapukała. 

Ż

adnej odpowiedzi. Uchyliła drzwi. 

- Panie Dumas? 

-  Proszę  wejść  -  wychrypiał  i  znów  się  rozkaszlał.  Jednak  kaszel  brzmiał  już  mniej 

background image

groźnie, chociaż 

niewątpliwie był jeszcze bolesny. 

Otworzyła drzwi. Greg leżał wsparty na poduszkach. Był wyraźnie oszołomiony. 

- Dzień dobry. - Fiona z uśmiechem ustawiła tacę na stoliku przy łóżku. - Przyniosłam 

na początek coś lekkiego. Mam nadzieję, że jest pan głodny. 

Greg przyglądał jej się ze zmarszczonym czołem. 

- Nie rozumiem, co tu robię, nawet nie wiem, gdzie jestem. Kim jest pani? 

-  Jest  pan  w  Glen  Cairn,  panie  Dumas.  Przez  ostatnie  dni  był  pan  ciężko  chory. 

Przyniosłam  panu  lekki  posiłek  i  zioła  na  kaszel.  -  Wzięła  z  tacy  napar  i  podała  mu  do 

wypicia. 

- A co to za mikstura? 

Greg spojrzał na filiżankę, jakby zawierała cykutę. Nie był z niego pokorny pacjent, o 

nie. Znów stał się sobą, co świadczyło o tym, że czuł się znacznie lepiej. Rozmawiał z nią jak 

pierwszej  nocy.  Zgryźliwy,  nieufny,  wręcz  podejrzliwy.  To  naprawdę  świetnie  rokowało. 

Fiona poczuła ulgę. 

Greg wodził wzrokiem od jej twarzy do trzymanej przez nią filiżanki. 

- Skąd się tu wziąłem? - Nawet nie wyciągnął ręki po napój. 

- Zabłądził pan i wjechał w moją aleję, żeby zapytać o drogę. - Pochyliła się ku niemu, 

podsuwając zioła. - To pomoże panu wrócić do zdrowia, jeśli będzie pan łaskaw wypić. 

Greg  jedną  ręką  przytrzymywał  kołdrę  na  piersi,  a  drugą  wyciągnął  po  napój. 

Powąchał.  Fiona  dodała  cynamonu,  żeby  nadać  lekarstwu  przyjemniejszy  smak  i  aromat. 

Greg był miło zaskoczony zapachem i poczuł wyraźną ulgę. Ostrożnie upił łyk. 

Wiedziała,  że  napar  podziała  kojąco  na  wyschnięte  usta  i  obolałe  gardło.  Wypił 

wszystko aż do dna. 

Podała  mu  owsiankę,  po  którą  sięgnął  z  wyraźnym  zainteresowaniem.  W  niedługim 

czasie miseczka była pusta 

Rozejrzał się po pokoju. 

- Muszę... no... skorzystać z łazienki. 

- Zaraz obok pokoju jest mała łazienka. Potrzebuje pan pomocy, by do niej dotrzeć? 

Greg zmierzył ją ostrym wzrokiem. 

- Nie. Potrzebuję tylko odrobiny prywatności. Mam na sobie jedynie  cudzą koszulę i 

własną bieliznę. 

Jego wstydliwość rozbroiła Fionę. Musiał całkiem zapomnieć, że go myła. To dobrze, 

bo przypuszczalnie nie pamiętał również tego, że ją pieścił i próbował wciągnąć do łóżka. A 

background image

gdyby nawet cokolwiek pamiętał, uznałby to zapewne za majaczenia. 

Skinęła  głową,  starając  się  ukryć  wrażenie,  jakie  zrobiły  na  niej  jego  słowa. 

Powiedział to w taki sposób jakby podejrzewał, że to ona go rozebrała. 

Bez  słowa  opuściła  pokój  i  poszła  do  kuchni.  Musiał  zjeść  coś  poza  ciastem,  a 

gderanie Grega pozwalało sądzić, że i jemu przydałaby się dodatkowa porcja owsianki 

Usłyszała odgłos uderzenia i wiązankę przekleństw potem zapadła cisza. Wreszcie jej 

uszu dobiegł dźwięk 

otwieranych  drzwi  łazienki.  Postanowiła  nie  sprawdzać,  co  się  działo  z  Gregiem. 

Jeżeli ją poprosi o pomoc, to się nim zajmie. 

Ustawiła dwie miseczki owsianki na stole i zrobiła grzanki. 

Kończyła  jeść,  kiedy  jej  uwagę  zwrócił  cichy  dźwięk.  Podniosła  wzrok.  W  drzwiach 

stał  Greg,  opierając  się  o  futrynę.  Rozglądał  się  po  kuchni,  jakby  nigdy  w  życiu  niczego 

podobnego nie widział. 

Fiona zapomniała już, jaki jest wysoki. Teraz, kiedy temperatura spadła, wydawał jej 

się bardzo blady. Miał potargane włosy i zarost na brodzie. 

Ledwo  powstrzymała  uśmiech.  Ten  pełen  nieufności  ponurak  wydał  jej  się 

zachwycającym  mężczyzną.  Czuła  wyraźnie,  że  Greg  nienawidzi  własnej  słabości,  dlatego 

starał się ukryć marną kondycję pod płaszczykiem szorstkości. 

Rozumiała to, ale nie zamierzała rozładowywać jego smętnych nastrojów. I nie chciała 

zastanawiać się nad tym, jak silne emocje wzbudzała w niej obecność tego mężczyzny. 

Na tę myśl rumieniec wypłynął na jej policzki, więc odwróciła głowę. 

-  Zrobiłam  panu  kolejną  miseczkę  owsianki.  -  Postawiła  na  stole  talerz  grzanek.  - 

Proponuję,  żeby  po  jedzeniu  wrócił  pan  do  łóżka.  Upłynie  jeszcze  trochę  czasu,  zanim 

odzyska pan siły. 

- Czyżbym był pani niewolnikiem? Wytrzeszczyła na niego oczy. 

- Co? 

-  Do  diabła,  co  tu  jest  grane?!  -  Greg  nie  zawsze  bywał  uprzejmy  i  właśnie  nadeszła 

taka chwila. 

-  Proponuję  panu  posiłek.  Nie  widzę  w  tym  nic  złego.  -  Zaczęła  smarować  masłem 

grzankę. 

Cicho przemierzył kuchnię i stanął po przeciwnej stronie stołu. 

- Ignoruje pani moje pytania. 

Odgryzła kawałek grzanki, przeżuła ją i połknęła, zanim raczyła udzielić odpowiedzi. 

- Niektóre z pana pytań są zbyt śmieszne, by zawracać sobie nimi głowę. - Fiona, gdy 

background image

ktoś nastąpił jej na odcisk, też potrafiła być niemiła. Greg odsunął krzesło i usiadł. 

- Czy to, że chcę wiedzieć, jak się pani nazywa, jest śmieszne? 

- To akurat nie. Nazywam się Fiona MacDonald. - Podała mu masło. 

Wziął je odruchowo, zamyślił się na chwilę, a potem powiedział: 

- Szukam kobiety o tym nazwisku. 

- Wspomniał pan o tym zaraz po wejściu do mojego domu. 

- Niewiele z tego pamiętam. Przypominają mi się jakieś strzępy, oderwane fragmenty, 

to wszystko. 

- Spędził pan tutaj cztery dni, panie Dumas. 

- Cztery dni! Jak to możliwe? 

-  Walczył  pan  z  poważną  infekcją  płuc.  Na  szczęście  moje  napary  z  ziół  i  balsamy 

pomogły panu pokonać chorobę. 

- Jest pani lekarzem? 

- Kimś w tym rodzaju. Zrobiłam co w mojej mocy, żeby panu pomóc. Najwidoczniej 

się udało, skoro siedzi pan ze mną przy stole i je. Choć jednak czuje się pan znacznie lepiej, to 

jeszcze  przez  kilka  dni  będzie  pan  osłabiony.  Powinien  pan  odpoczywać  i  kurować  się,  w 

przeciwnym razie choroba może wrócić. 

Greg  z  ochotą  zjadł  drugą  miseczkę  owsianki  i  tost,  wypił  napar,  a  potem  stwierdził 

stanowczo: 

-  Nie  mam  czasu  na  odpoczynek.  Muszę  jechać  do  wsi  i  znaleźć  kobietę,  której 

szukam. 

- Sądziłam, że chodzi o mnie. 

Przez chwilę przyglądał jej się uważnie. Potem potrząsnął głową. 

- Chyba nie. Czy Fiona jest popularnym imieniem w Szkocji? 

- Nie bardzo, szczególnie w zestawieniu z nazwiskiem MacDonald. 

Znów potarł czoło. 

-  Cóż,  pani  nie  może  być  poszukiwaną  przeze  mnie  kobietą.  Tamta  powinna  być 

dobrze po trzydziestce, może nawet starsza. 

- Boli pana głowa? 

- Co? A, owszem. Tak. 

- Obawiam się, że wraca też gorączka. Dlaczego się pan nie położy? 

- Nie słyszała pani, co powiedziałem?! - odparł zirytowany. - Może pani ma, ale ja nie 

mam czasu na wylegiwanie się w łóżku. Do diabła, ja pracuję! Muszę jechać do Glen Cairn i 

znaleźć tę kobietę! 

background image

-  Jeżeli  łaskawie  mi  pan  pozwoli,  coś  panu  wyjaśnię  -  powiedziała  drwiąco.  Musiała 

założyć  uzdę  temu  arogantowi,  bo  inaczej  skona  gdzieś  w  drodze.  -  Po  pierwsze  jestem 

jedyną Fioną MacDonald, która mieszka w tej okolicy. Po drugie wasza wysokość gotów jest 

runąć  w  całym  swym  majestacie  na  podłogę,  bo  ledwie  się  pan  trzyma  na  krześle.  Pokornie 

więc  dopraszam  się,  by  jaśnie  pan  hrabia  raczył  wyrazić  zgodę  na  odprowadzenie  go  do 

łóżka, nim straci przytomność. Nadmieniam przy  tym, książę, że ciężar  waszego dostojnego 

ciała  jest  co  najmniej  dwa  razy  większy  od  mojego,  więc  ciągnięcie  was  po  podłodze 

sprawiłoby mi niejaką trudność, nie mówiąc już o konfuzji, która by dotknęła pana barona. 

Była bardzo rada ze swej przemowy, potrzebna jednak była jeszcze kropka nad i. 

- Panie Dumas, niech pan nie udaje chojraka, tylko marsz do pokoju! 

background image

ROZDZIAŁ 4 

Greg  patrzył  na  nią  w  osłupieniu.  Jej  słowa  ledwo  do  niego  docierały,  a  jednak 

bezbłędnie wychwycił ich sens. Otóż Fiona Mac  Donald beształa  go i drwiła, wręcz gotowa 

była go pobić, byle tylko spełnił jej rozkaz. Kto poza nią odważyłby się na coś takiego? Nikt, 

po prostu nikt. A oto ta drobina, to mikre kobieciątko, czy raczej dziewczynina, śmiała się mu 

w nos i tonem nieznoszącym sprzeciwu wydawała polecenia. 

Powinien ostro zareagować, ustawić ją do pionu, jednak nie potrafił. W głowie łupało 

mu niemiłosiernie, sił nie miał w ogóle i marzył tylko o tym, by położyć się do łóżka i zasnąć. 

To  właśnie  Fiona  MacDonald  mu  zaproponowała,  czy  raczej  nakazała.  Do  diabła, 

przecież miała całkowitą rację! Dlaczego więc on siedzi tutaj i zgrywa macho? 

Bo zachowała się skandalicznie. 

Nie  miał  jednak  sił,  by  z  nią  walczyć.  Na  razie.  Później  utrze  nosa  tej  zarozumiałej 

panience. 

Bez  słowa  dźwignął  się  z  krzesła  i  ruszył  do  drzwi  z  największą  godnością,  na  jaką 

było  go  stać.  W  korytarzu  oparł  się  ciężko  o  ścianę,  modląc  się  w  duchu,  by  dotrzeć  do 

sypialni,  nim  zemdleje,  bo  to  okryłoby  go  hańbą.  Już  widział,  jak  Fiona  przestępuje  nad 

rozciągniętym ciałem, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. 

Jej  piekielne  psisko  wyłoniło  się  nagle  z  frontowego  pokoju  i  przyglądało  mu  się  w 

zamyśleniu. Greg z narastającym zdenerwowaniem obserwował zbliżającą się powoli bestię, 

która po chwili lekko oparła się o niego. Greg uświadomił sobie ze zdumieniem, że pies nie 

ma wcale złych zamiarów. Wręcz przeciwnie, zaoferował mu pomoc. 

Greg najpierw ostrożnie, a po chwili mocniej jedną ręką wsparł się na psim grzbiecie, 

a  drugą  o  ścianę.  McTavish  bez  trudu  zniósł  ten  ciężar.  Zaczęli  krok  po  kroku  pokonywać 

korytarz. 

Pies zatrzymał się pod drzwiami sypialni, przepuścił Grega przodem, a potem wszedł 

za nim do środka. 

-  Dzięki,  stary  -  mruknął  Greg  i  opadł  na  łóżko.  Przez  chwilę  myślał,  że  umiera. 

Jeszcze nigdy łóżko nie  wydawało mu się równie pociągające. Skrzywił  się. No, może poza 

miesiącem miodowym, ale do tamtych wspomnień wolał nie wracać. 

Zdjął  ubranie  i  potwornie  zmęczony  wsunął  się  pod  kołdrę.  Odwrócił  się  na  bok  i 

wtedy zauważył dzbanek i szklankę z wodą. Wsparł się na łokciu i sięgnął po szklankę. Woda 

złagodziła poczucie suchości w ustach i ból gardła. 

background image

Odstawił  pustą  szklankę  i  spostrzegł,  że  pies  nie  wyszedł  z  pokoju.  Siedział  i 

wpatrywał się w niego nieruchomym wzrokiem. 

- Jak ci na imię, stary? 

Pies  nadal  mu  się  przyglądał.  Greg  gotów  był  przysiąc,  że  dostrzegł  w  jego  ślepiach 

iskierkę rozbawienia, iż oto człowiek oczekuje od niego odpowiedzi. 

- McTavish. 

Greg  właśnie  odwracał  się  na  plecy,  kiedy  usłyszał  psie  imię.  Odwrócił  głowę.  W 

drzwiach stała Fiona z tacą w ręku. Na szczęście nie miał omamów słuchowych. Zresztą taki 

ogromny pies nie mógłby mówić wysokim, kobiecym głosem. 

-  Cześć,  McTavish.  -  Uprzejmie  skłonił  głowę  przed  psem.  Miał  poczucie,  że  udało 

mu się znaleźć sojusznika w tym domu. 

Fiona  postawiła  przy  łóżku  tacę,  na  której  stała  parująca  filiżanka.  Napełniła  znów 

szklankę wodą i podała Gregowi dwie kapsułki. 

Wziął je i uważnie im się przyjrzał. 

- Gdybym chciała pana otruć, panie Dumas, miałam mnóstwo okazji w ciągu ostatnich 

czterech dni. 

Przez kilka chwil wpatrywał się w nią w milczeniu, wreszcie spytał: 

- Zawsze jest pani taka drażliwa? 

-  Tylko  wobec  marudnych  pacjentów.  Prowadzę  ich  ranking.  Muszę  panu 

pogratulować, znalazł się pan na samym szczycie listy. 

-  Tylko  się  zastanawiałem.  -  Ponownie  spojrzał  na  kapsułki.  -  Czy  znów  okażę  się 

wyjątkowo marudny, jeśli zapytam, na co to? 

-  Niestety,  nie  na  poprawę  charakteru.  Przykro  mi,  ale  dopiero  pracuję  nad  tym 

specyfikiem. To są zwyczajne środki na ból głowy, które można kupić w każdym sklepie. 

- A zioła? - Bardzo się starał, by pytanie zabrzmiało jak najuprzejmiej. 

-  To  właśnie  one  pomogły  panu  zwalczyć  infekcję.  Dodałam  również  zioła  na 

złagodzenie  kaszlu.  Gdyby  znów  się  zaczął,  proszę  wypić  kilka  łyków.  Natomiast  teraz  dla 

własnego  dobra  powinien  pan  połknąć  te  pastylki,  wypić  napar  i  przespać  się  trochę  - 

oświadczyła stanowczo. - Jestem pewna, że jutro poczuje się pan lepiej. 

- Dobrze, proszę pani - powiedział Greg. 

Wybuchnęła  śmiechem,  który  wypełnił  pokój  kaskadą  melodyjnych  dźwięków.  Był 

tak zaraźliwy, że Greg też zaczął ochryple chichotać, co spowodowało kolejny atak kaszlu. 

Fiona wyszła z pokoju bez słowa. 

Spodziewał  się,  że  McTavish  pójdzie  za  swoją  panią,  ale  pies  pozostał  na  miejscu. 

background image

Greg  wziął  kubek  i  wypił  go  do  dna.  Łaskotanie  w  gardle  natychmiast  ustąpiło,  lecz  Greg 

nadal czuł się bardzo słaby. 

Fiona wróciła z dzbankiem herbaty. 

-  Przepraszam  za  swój  śmiech,  ale  nie  mogłam  się  powstrzymać  na  widok  pańskiej 

fałszywej pokory. - Nalała herbatę. - Proszę wypić, ile pan może. To powstrzyma kaszel. 

-  Dlaczego  pani  sądzi,  że  jestem  obłudnikiem?  -  zapytał  Greg  ochryple.  Przy 

mówieniu bolało go gardło. Do licha, bolało nawet przy oddychaniu. 

Fiona przechyliła głowę i Greg nagle uświadomił sobie ze zdumieniem, że jest bardzo 

atrakcyjna. Dotąd uważał, że idealna kobieta powinna być wysoka, ciemnowłosa i ciemnooka. 

Taka była Jill, na taką wyrastała Tina. 

Fiona  natomiast  była  bardzo  drobna  i  niewysoka,  pewnie  nie  ważyła  nawet 

pięćdziesięciu  kilogramów.  Miała  gęste,  falujące  włosy,  które,  zależnie  od  oświetlenia, 

wydawały się albo płomiennorude, albo bardziej złociste. 

Jej  oczy,  niczym  morze,  mieniły  się  różnymi  kolorami.  Czasami  były  szare,  kiedy 

indziej przybierały głęboką, niebieskozieloną barwę, a w chwilach rozbawienia wydawały się 

jasnobłękitne, niemal srebrzyste. Odzwierciedlały wszystkie uczucia Fiony. 

Ciekaw był, jaką miały  barwę podczas miłosnych uniesień. Puścił na moment wodze 

fantazji, dopóki nie dostrzegł, że Fiona zarumieniała się, jakby czytała w jego myślach. 

Pewnie  znowu  podskoczyła  mu  temperatura,  bo  jak  inaczej  wytłumaczyć  tak 

niestosowne myśli? 

- Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby odczuwał pan pokorę. 

Mroczne wspomnienia próbowały zawładnąć myślami Grega. Potrząsnął głową, by je 

odpędzić. 

- I proszę na to nie liczyć - odrzekł i pociągnął łyk herbaty. 

-  Przepraszam.  Nie  chciałam  pana  dotknąć.  -  Odwróciła  się  i  podeszła  do  drzwi. 

Wtedy spojrzała na psa. - Chodź, McTavish. Daj panu Dumasowi odpocząć. 

Mastif  nawet  nie  drgnął,  zajrzał  tylko  ogromnymi,  brązowymi  oczami  w  głąb  duszy 

Grega. 

- Może zostać, naprawdę mi nie przeszkadza. Fiona podniosła ręce do góry i wyszła, 

mrucząc pod 

nosem o „tych cholernych facetach". 

Gdy  tylko  zamknęły  się  za  nią  drzwi,  McTavish  wskoczył  na  łóżko,  po  czym 

wyciągnął się u boku Grega. 

On  zaś  z  największym  wysiłkiem  stłumił  wybuch  śmiechu  na  widok  uszczęśliwionej 

background image

miny  psa.  Nie  zamierzał  zdradzić  Fionie  niecnego  postępku  swego  nowego  przyjaciela. 

Pogłaskał olbrzymi łeb, za co został nagrodzony pełnym zadowolenia westchnieniem. 

- Ci cholerni faceci to my - powiedział, patrząc w psie oczy. - I tak trzymać, stary. 

Upił jeszcze łyk herbaty i ziewnął. Nie miał pojęcia, co było w tym napoju, ale sądząc 

po działaniu, jakiś zwalający z nóg narkotyk. A może napar działał tak silnie, bo to choroba 

zwaliła Grega z nóg? 

Teściowa  powtarzała  mu  do  znudzenia,  żeby  zrobił  sobie  wolne,  żeby  odpoczął  i 

zatroszczył się o siebie.  Dobrze, że Helen nie wiedziała, jak srodze przyszło mu zapłacić za 

lekceważenie jej rad. 

Greg  zamknął  oczy  i  zapadł  w  sen,  ukołysany  sapaniem  leżącego  przy  nim 

McTavisha. 

W parę godzin później Fiona zajrzała do pokoju gościnnego. Wyglądało na to, że Greg 

i McTavish zaprzyjaźnili się w błyskawicznym tempie. Wtuleni w siebie, chrapali pogrążeni 

w głębokim śnie. 

Ucieszyła  się,  że  McTavish  będzie  miał  na  oku  Grega  podczas  jej  krótkiego  wypadu 

do wsi. 

Ale  najpierw  postanowiła  przynieść  jego  ubrania  z  samochodu.  Na  szczęście 

zapomniał zamknąć auto. Fiona znalazła walizkę i teczkę, które zaniosła do domu. 

Weszła znowu do pokoju gościnnego, postawiła walizkę na podłodze koło komody, a 

teczkę  położyła  na  stole.  McTavish  uniósł  łeb  i  spojrzał  na  nią,  jakby  chciał  zapytać,  czy 

nadal może sobie leżeć w pościeli. 

Fiona uspokoiła go lekkim ruchem ręki i skierowała się do drzwi. McTavish westchnął 

z zadowoleniem i złożył głowę na poduszce. 

Pogoda  się  poprawiła,  ale  nadal  wiał  porywisty  wiatr.  Zazwyczaj  Fiona  chodziła  do 

wsi na piechotę, lecz dziś postanowiła pojechać samochodem, żeby szybciej wrócić do domu. 

Musiała zrobić zakupy, miała przecież na garnuszku gościa. Pragnęła również dowiedzieć się, 

jak wieś zareagowała na rewelacje Sarah Cavendish. 

Wolałaby nie być tematem plotek, jednak pobyt obcego mężczyzny w jej domu mógł 

skreślić ją z listy panien na wydaniu, co byłoby pożądane. 

Wizyta  we  wsi  bardzo  się  przeciągnęła  i  Fiona  wróciła  dopiero  po  zmroku.  W  domu 

nie paliły się światła, więc doszła do wniosku, że Greg jeszcze śpi. 

Zdrowy sen był teraz dla niego najlepszym lekarstwem. Organizm potrafi sam wracać 

do  zdrowia,  jeśli  mu  się  w  tym  nie  przeszkadza.  Fiona  podejrzewała,  że  Greg  od  dłuższego 

czasu nadmiernie się eksploatował, aż wreszcie ciało ogłosiło bunt. 

background image

Kiedy otworzyła kuchenne drzwi, powitał ją McTavish. 

-  Czyżbyś  się  wreszcie  wyspał?  -  Ułożyła  artykuły  spożywcze  na  kuchennym  stole. 

Tygrys zeskoczył z parapetu i łasił się do nóg, utrudniając poruszanie się. - Tak, wiem. Ty też 

umierasz  z  głodu.  Obaj  z  McTavishem  jesteście  traktowani  skandalicznie.  Tak,  rozumiem. 

Nie przeżyjesz następnej godziny, jeżeli natychmiast nie dostaniesz pełnej michy. 

Fionie udało się wreszcie nakarmić zwierzaki. 

Tygrys jak zwykle zabierał się do jedzenia grymaś - nie, natomiast McTavish pożerał 

pospiesznie, nie zastanawiając się nad smakiem. Wszystko wciągał jak odkurzacz, a na koniec 

wielkim  jęzorem  wylizał  miskę  do  czysta.  Ilość  interesowała  go  zdecydowanie  bardziej  od 

jakości. 

Fiona ugotowała esencjonalny bulion z pulpetami i zaczęła się zastanawiać, czy Greg 

lubi  tę  potrawę.  Uśmiechnęła  się  na  wspomnienie,  jak  udawał  pokorę.  Przypomniała  sobie 

również jego uśmiech o magicznej mocy. 

Musiała  spojrzeć  prawdzie  w  oczy:  obecność  Grega  Dumasa  stanowiła  poważne 

zagrożenie dla jej spokoju ducha. Widywała na jego twarzy odbicie silnych namiętności, nad 

którymi starał się panować, ale ponieważ nic nie wiedziała o jego życiu, nie miała pojęcia, co 

je  wywoływało.  Nie  wiedziała,  na  przykład,  czy  jest  żonaty.  Kilkakrotnie  wspominał  jakąś 

Jill, ale to tylko oznaczało, że coś ważnego łączyło go z tą kobietą. 

Nie powinno jej to obchodzić. Przecież jej gość był bardzo przystojnym mężczyzną i 

należałoby się raczej dziwić, gdyby nie był żonaty. 

Poza  tym  Greg  Dumas  zamierzał  stąd  wyjechać,  gdy  tylko  wyzdrowieje.  Fiona 

zamarła  w  bezruchu.  Uświadomiła  sobie  nagle,  że  nie  zapytała  go,  dlaczego  jej  szukał.  Nie 

miała pojęcia, jaką sprawę mógłby mieć do niej jakiś Amerykanin. Nigdy nie była w Stanach, 

nie znała też nikogo, kto tam mieszkał. 

Do tej chwili. 

Fiona  westchnęła.  Czuła  się  jak  nastolatka  zakochana  po  uszy  w  nauczycielu 

literatury.  Czas  spojrzeć  prawdzie  w  oczy.  Greg  jasno  dał  do  zrozumienia,  że  Fiona  jest  w 

jego życiu jedynie denerwującym epizodem. 

Ustawiła  posiłek  na  tacy  i  zaniosła  do  pokoju  gościnnego.  Drzwi  były  uchylone, 

pewnie  przez  McTavisha.  Fiona  trzymała  w  rękach  dużą  i  porządnie  załadowaną  tacę,  więc 

otworzyła  sobie  drzwi  ramieniem  i  bez  pukania  weszła  do  pokoju...  akurat  w  momencie, 

kiedy Greg, w samych bokserkach, próbował wciągnąć dżinsy. 

- Och, przepraszam, że nie zapukałam. - Odwróciła się i postawiła tacę na toaletce. - 

Naprawdę powinien pan zostać w łóżku. 

background image

Usłyszała pełne irytacji westchnienie. 

- Wiem, co pani o tym sądzi, ale nie zwykłem się wylegiwać całymi dniami. Nigdy w 

ż

yciu tak długo nie spałem. Pani zioła zwaliły mnie z nóg, a to kompletnie mi nie odpowiada. 

- Wyraźnie był w wojowniczym nastroju. 

Podszedł  do  Fiony,  która  z  prawdziwą  ulgą  stwierdziła,  że  miał  już  na  sobie  gruby 

sweter, dżinsy i buty. 

-  Skoro  odmawia  pan  położenia  się  do  łóżka,  to  odniosę  kolację  do  kuchni.  - 

Demonstracyjnie zignorowała złośliwą uwagę o jej miksturach. 

Greg odwrócił się i ruszył do drzwi. 

- Pani wola. Natomiast ja muszę się ogolić - powiedział i zniknął jej z oczu. 

Kiedy  Fiona  usłyszała  odgłos  zamykanych  drzwi  łazienki,  padła  na  fotel  i  zaczęła 

wachlować płonące policzki. Mycie nieprzytomnego Grega to było jednak całkiem co innego 

niż oglądanie go niemal nagiego i w pełni świadomości! 

Miał  piękne  ciało;  nie  można  było  tego  nazwać  inaczej.  Pan  Dumas,  z  szerokimi 

barami,  wąskimi  biodrami  i  muskularnymi  udami,  mógłby  służyć  za  model  do  greckiego 

posągu. 

Nagi tors lśnił w świetle lampy, twarde mięśnie  klatki piersiowej i brzucha wyraźnie 

rysowały się pod skórą. 

Fiona drgnęła na to wspomnienie. Nie mogła się dłużej okłamywać, że ten mężczyzna 

wcale jej nie pociąga. Nie zamierzała jednak mu tego okazywać. Za nic w świecie nie chciała, 

by się zorientował, z jaką łatwością obudził w niej gorętsze uczucia. 

Kiedy  Greg  wszedł  do  kuchni,  Fiona  zdążyła  już  nakryć  do  stołu  i  postawić  na  nim 

bulion. 

-  Gdzie  McTavish?  -  Greg  rozejrzał  się,  jakby  zaniepokoiła  go  nieobecność  nowego 

przyjaciela. 

-  Patroluje  teren.  -  Uśmiechnęła  się.  -  Uważa,  że  pilnowanie  mojego  bezpieczeństwa 

to  jego  podstawowy  obowiązek,  a  zarazem  pretekst  do  gimnastyki.  Musi  codziennie  trochę 

pobiegać, żeby wyładować nadmiar energii. 

-  Chciałbym  mieć  taki  problem.  Dzisiaj  nie  miał  zbyt  wiele  ruchu.  Kiedy  się 

obudziłem, ciągle leżał obok mnie. 

- Pilnował pana pod moją nieobecność. 

- Pani wychodziła? 

- Pojechałam po zakupy. - Ruchem głowy wskazała stojący przed nim bulion. - Musi 

się pan dobrze odżywiać, by dojść do siebie. 

background image

- Zwrócę pani wszystkie związane ze mną wydatki. 

- Źle mnie pan zrozumiał. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Nic nie jest mi pan winien. 

Greg potrząsnął głową. 

-  Zawsze  reguluję  swoje  długi.  Zaopiekowała  się  pani  mną  w  chorobie,  przyjęła  pod 

swój dach, a teraz mnie pani karmi. 

- Samarytańska przysługa i tyle. 

- Muszę się jakoś pani odwdzięczyć. 

- Skoro tak, to proszę powiedzieć, dlaczego mnie pan szukał. 

- Już tłumaczyłem... 

- Tak, że jestem zbyt młoda. Wobec tego proszę mi opowiedzieć o kobiecie, której pan 

szuka. 

- Poszukuję córki doktora... 

- .. Jamesa MacDonalda z Craigmor, prawda? Spojrzał na nią zdumiony. 

- Skąd pani wie? 

-  Bo  jestem  jego  córką,  chociaż,  jak  pan  widzi,  daleko  mi  do  trzydziestki.  Dlaczego 

pan sądził, że powinnam dobiegać tego wieku? 

Greg nie odrywał od niej oczu. 

-  Mówiono  mi,  że  w  chwili  śmierci  doktor  miał  siedemdziesiąt  lat.  Jego  córka 

powinna być... - Urwał i machnął ręką. - Uznałem, że będzie dużo starsza od pani. 

- Zostałam adoptowana.  Moi prawdziwi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, 

kiedy  byłam  maleńka.  Moja  matka  była  siostrą  Margaret  MacDonald,  więc  wujostwo  mnie 

adoptowali. 

- Kiedy przeniosła się pani do Glen Cairn? 

- Dwa lata temu, po śmierci rodziców. 

-  Z  przykrością  dowiedziałem  się  o  pani  stracie.  O  ile  wiem,  pani  rodzice  byli 

wyjątkowymi ludźmi. 

- Owszem. Ale jeśli już musiałam ich stracić, to 

przynajmniej dobrze, że do końca byli razem. Bardzo się kochali. Jedno nie mogłoby 

bez drugiego żyć. 

Greg  przypomniał  sobie,  że  adwokat  mówił  coś  podobnego.  To  niesprawiedliwe,  że 

niespodziewany wypadek zmienił na zawsze życie tylu ludzi. 

Opuścił  wzrok  na  swoją  miseczkę  i  stwierdził  ze  zdumieniem,  że  jest  już  pusta.  W 

czasie rozmowy zjadł wszystko, co Fiona przed nim postawiła. Ból w piersiach ustąpił. Kiedy 

to  się  stało?  Co  więcej,  mógł  również  bez  trudu  głęboko  wciągnąć  powietrze.  Jak  długo 

background image

odczuwał ból w klatce piersiowej, zanim się rozchorował? Nie pamiętał. 

Kuracja  Fiony  poskutkowała.  Greg  poczuł  zakłopotanie,  że  tak  niegrzecznie  się  do 

niej odnosił. Powinien okazywać jej wdzięczność. 

-  Ja...  no...  chciałbym  podziękować  pani  za  opiekę  -  wystękał.  -  Wiem,  że  nie  byłem 

zbyt miłym pacjentem. 

- To za słabo powiedziane. 

Powiedziała  to  z  uśmiechem,  a  miała  olśniewający  uśmiech.  Dostrzegł  w  niej  także 

parę  innych  intrygujących  szczegółów.  Poczuł  gwałtowny  pociąg  do  Fiony,  ale  natychmiast 

zdławił świeżo wzniecony płomień. 

- Naprawdę przepraszam za moje zachowanie. 

- Drobiazg. Pacjenci bywają różni, już przywykłam do tego. Może teraz powie mi pan, 

dlaczego mnie pan szukał? Nie zaznam spokoju, dopóki się tego nie dowiem. - Nalała herbatę 

do dwóch filiżanek i wróciła do stołu. 

Greg przyjrzał się filiżance. Ileż by dal za łyk kawy! Może to niewdzięczność po tym 

wszystkim,  co  Fiona  dla  niego  zrobiła,  ale  herbata  nie  mogła  zastąpić  mu  małej...  a  raczej 

dużej czarnej. 

-  Jestem  prywatnym  detektywem  z  Nowego  Jorku.  Kilka  tygodni  temu  przyszła  do 

mojego  biura  klientka,  która  niedawno  odkryła,  że  została  adoptowana.  Po  śmierci 

przybranych rodziców postanowiła dowiedzieć się czegoś o swych biologicznych rodzicach i 

pochodzeniu. Zleciła mi dochodzenie w tej sprawie. 

- Rozumiem, co czuje pana klientka i dlaczego poprosiła o pomoc. - Zadumała się na 

chwilę. - Ja przynajmniej wiem, kim byli moi biologiczni rodzice, natomiast ona... Naprawdę 

bardzo jej współczuję, ale co to ma wspólnego ze mną? 

-  W  akcie  urodzenia  figuruje  nazwisko  lekarza  odbierającego  poród.  Był  nim  James 

MacDonald.  Poznałem  też  Calvina  McCloskeya,  adwokata,  który  przeprowadził  procedurę 

adopcyjną.  To  właśnie  od  niego  wiem,  że  jedynymi  osobami,  które  mogły  udzielić  mi 

bliższych  informacji,  byli  pani  przybrani  rodzice.  Niestety,  już  nie  żyją.  Dowiedziałem  się 

jednak,  że  mieli  córkę,  postanowiłem  więc  sprawdzić  jedyny  ślad,  jaki  znalazłem  w 

Craigmor. 

- Calvin nadal zarządza majątkiem rodziców, chociaż przeszedł już na emeryturę. Nie 

mam pojęcia, co bym bez niego zrobiła. - Zamilkła i zamyśliła się głęboko. Minuty mijały w 

ciszy. Wreszcie Fiona powiedziała: 

-  Nie  wiem  jednak,  co  rodzice  mogli  mieć  wspólnego  z  tą  adopcją.  Craigmor  to 

niewielka  społeczność,  wszyscy  o  wszystkim  wiedzą,  a  ja  nigdy  nie  słyszałam,  aby 

background image

ktokolwiek oddał dziecko do adopcji. 

-  Nie  od  pani  pierwszej  to  słyszę.  Jak  już  mówiłem,  skontaktowałem  się  z  panem 

McCloskeyem. Najpierw nie chciał ze mną rozmawiać, ale na szczęście zmienił zdanie. Bez 

jego pomocy nie wiedziałbym, gdzie dalej szukać. 

Fiona oparła ręce na stole i pochyliła się do przodu. 

- To zabrzmiało szalenie tajemniczo. Co panu powiedział? 

-  Że  pani  rodzice  zwrócili  się  do  niego,  bo  mieli  trzy  nowo  narodzone  dziewczynki, 

których  matka  zmarła  po  porodzie.  Znali  tylko  jej  imię:  Moira.  Mówiła  im,  że  jej  mąż, 

Douglas,  został  poprzedniej  nocy  zamordowany  przez  brata.  Poprosili  prawnika  o  pomoc  w 

znalezieniu dla dziewczynek bezpiecznego domu, gdzie stryj nie mógłby ich znaleźć. Wpadli 

na pomysł, żeby osobno oddać je do adopcji. 

-  Coś  podobnego!  Kiedy  to  było?  Dziwne,  że  rodzice  nigdy  mi  nie  wspomnieli  o 

urodzonych w Craigmor trojaczkach. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, a tu nagle taka tajemnica. 

- Mam w aktach datę urodzenia klientki. Chyba pod koniec siedemdziesiątego ósmego 

roku. 

-  O!  -  Fiona  roześmiała  się.  -  W  takim  razie  nic  dziwnego,  że  o  tym  nie  słyszałam. 

Urodziłam się w tym 

samym  roku.  Pewnie  rodzice  zapomnieli  już  o tym  wydarzeniu,  zanim  podrosłam  na 

tyle, żeby cokolwiek rozumieć. 

- Ma pani dwadzieścia pięć lat? - Greg nie mógł w to uwierzyć. 

- Skończę za miesiąc. Dlaczego pan pyta? 

-  Myślałem,  że  jest  pani  nastolatką.  Nie  miałem  pojęcia...  -  Zdumienie  odebrało  mu 

głos.  Po  chwili  podjął:  -  Nie  spodziewałem  się,  że  pani  będzie  pamiętała  tamte  wydarzenia, 

sądziłem  jednak,  że  dowiem  się  czegoś  od  mieszkańców  Craigmor.  Ale  wszyscy  twierdzili 

stanowczo, że nie wiedzą nic o Moirze i Douglasie ani o urodzonych w Craigmor trojaczkach. 

- Zatem ma pan problem. 

-  Rozmawiałem  z  praktykującymi  w  okolicy  lekarzami,  którzy  znali  pani  ojca. 

Prosiłem ich o wskazówki, gdzie jeszcze mógłbym szukać pomocy, i jeden z nich wspomniał 

o pani. 

- Dlaczego o mnie? 

-  Bo  pani  może  wiedzieć,  co  się  stało  z  kartoteką  ojca.  Możliwe,  że  jest  tam 

dokumentacja  medyczna  Moiry  i  Douglasa.  Wiem,  że  trudno  ją  będzie  znaleźć,  nie  znając 

nazwiska tych ludzi, ale nie mam innego tropu. Gdybym dotarł do akt pani ojca, z pewnością 

odszukałbym  adnotację  o  narodzinach  trojaczków  w  interesującym  nas  roku,  i  być  może 

background image

udałoby  mi  się  ustalić  ich  nazwisko.  Nie  chciałbym  wrócić  do  klientki  z  informacją,  że  ma 

siostry,  o  których  istnieniu  dotychczas  nie  wiedziała,  ale  ustaliłem  tylko,  iż  ich  rodzice  nie 

ż

yją i zgubiłem trop. 

Fiona kiwnęła głową ze zrozumieniem. 

- Czy pan McCloskey powiedział, kto adoptował pozostałe dziewczynki? To mogłoby 

pomóc w poszukiwaniach. 

- Nie. Pytałem tylko o to, co bezpośrednio dotyczyło mojej klientki, a i tak odpowiadał 

bardzo  niechętnie.  Z  pewnością  nie  zdradziłby  mi  żadnych  informacji  na  temat  pozostałych 

dzieci. Powiedział, że nic więcej nie wie o mojej klientce, i wierzę, że to prawda. 

- Sądzi pan, że mój ojciec mógł mieć w aktach dokładniejsze dane? 

- Mam nadzieję. 

-  Nie  wiem,  czy  zdołam  panu  pomóc.  Przede  wszystkim  nie  mam  pełnych  akt. 

Wyprowadzając się z domu rodziców, zabrałam archiwum taty, ale tutaj nie zmieściłoby się w 

całości, więc większą część oddałam na przechowanie ciotce. 

Greg przyglądał się przez chwilę Fionie. 

- Dlaczego przeniosła się pani do Glen Cairn? 

-  W  Craigmor  wszystko  przypominało  mi  rodziców.  Musiałam  stamtąd  wyjechać, 

ż

eby  uporać  się  z  bólem  po  ich  stracie.  Pewnie  niedługo  tam  wrócę,  ale  nie  wyznaczyłam 

jeszcze konkretnej daty. 

- Chodziło mi o to, dlaczego wybrała pani właśnie Glen Cairn. 

- Najbliższy lekarz przyjmuje dziewięćdziesiąt kilometrów stąd. Doszłam do wniosku, 

ż

e mogę być potrzebna okolicznym wieśniakom. I chyba tak się stało. 

Greg  potarł  czoło,  które  znowu  zaczynało  pulsować  bólem.  Z  tego,  co  usłyszał, 

wynikało, że Fiona wcale nie musiała posiadać potrzebnych mu dokumentów. Mogły zresztą 

w ogóle nie istnieć. Niewykluczone, że przyjdzie mu wrócić do Nowego Jorku z niczym. 

Zacisnął zęby. Nie poddawał się tak łatwo. 

- Czy mógłbym przejrzeć to, co ma pani na miejscu? 

- Oczywiście, ale uprzedzam, że z powodu braku nazwiska najpewniej zajmie to panu 

sporo czasu. 

-  A  może  będę  miał  szczęście  i  znajdę  teczkę  zatytułowaną  „Adopcje".  To  by  mi 

znacznie ułatwiło zadanie. Pojadę wieczorem do wsi, wynajmę pokój i wrócę jutro rano, żeby 

zająć się kartoteką pani ojca. 

-  Nie  ma  sensu  szukać  innego  mieszkania.  Przecież  mam  pokój  gościnny,  w  którym 

może pan pozostać. 

background image

Greg pokręcił głową. 

-  To  nie  jest  dobry  pomysł.  Mieszka  tu  pani  sama  i  przeze  mnie  może  pani  popsuć 

sobie reputację. 

Fiona błysnęła olśniewającym uśmiechem. 

- Za późno. 

Greg zmarszczył czoło. 

- Co to znaczy? 

-  Miałam  nad  wyraz  wścibskiego  gościa,  który  odkrył  pańską  obecność.  Kiedy 

pojechałam  do  wsi,  wszyscy  sąsiedzi  już  wiedzieli,  że  wdałam  się  w  grzeszny,  namiętny 

romans z tajemniczym mężczyzną, który zjawił się nie wiadomo skąd. 

- Przepraszam. To moja wina, że zwaliłem się pani na głowę. Nie mogę uwierzyć, że 

chorowałem tyle dni. 

-  Proszę  się  nie  martwić.  Nie  przejmuję  się  plotkami  i  radzę,  by  pan  wziął  ze  mnie 

przykład. Robię, na co mam ochotę, i nie zamierzam nikomu się z tego tłumaczyć. Wystarczy, 

ż

e my wiemy, jak naprawdę było. Zachorował pan i potrzebował opieki. Niektórzy ludzie nie 

mają  nic  innego  do  roboty  poza  wtykaniem  nosa  w  nie  swoje  sprawy.  Wolna  wola,  niech 

każdy robi to, co mu sprawia przyjemność. 

-  Brzmi  to  całkiem  sensownie.  -  Sięgnął  po  filiżankę,  wypił  do  dna  i  lekko  się 

skrzywił. 

- Nie przepada pan za herbatą? 

- Przepraszam, nie chciałem być niegrzeczny. Po prostu zapomniałem, że to nie kawa, 

i ten smak mnie zaskoczył. 

- Mogę zrobić panu kawę. 

-  Naprawdę?  Byłbym  bardzo  zobowiązany.  Fiona  poderwała  się  z  krzesła  i  zaczęła 

myszkować 

po półkach. Wreszcie z zadowoloną miną odwróciła się do Grega. 

-  Wiedziałam,  że  gdzieś  tu  powinna  być.  Nie  wiem  tylko,  czy  nie  jest  zwietrzała.  - 

Przygotowała filtr i ekspres. 

-  To  nieważne.  Jeżeli  naprawdę  nie  ma  pani  nic  przeciwko  temu,  żebym  został,  to 

przyjmuję zaproszenie pod warunkiem, że zgodzi się pani, abym zapłacił. 

Fiona przerwała odmierzanie kawy. 

- Mówiono już panu, że jest pan uparty jak osioł? 

-  Mówiono,  i  to  często.  -  Roześmiał  się.  -  Muszę  pani  zapłacić.  Nie  ma  innej 

możliwości, panno MacDonald. 

background image

- Mam na imię Fiona. Skończmy z tymi oficjalnymi formami, skoro masz tu pozostać. 

- Mam na imię Greg. 

-  Tak,  wiem.  -  Zabrała  się  do  parzenia  kawy.  -  Dokumentacja  taty  jest  w  pudłach  w 

garażu.  Proponuję,  żebyś  przyniósł  je  tutaj  i  przejrzał.  Nie  ma  co  narażać  płuc  na  kolejne 

przeziębienie, siedząc w nieogrzewanym pomieszczeniu. 

- Nie będę ci przeszkadzał? 

-  Nie.  Na  ogół  aż  do  wieczora  nie  ma  mnie  w  domu.  Codziennie  jeżdżę  z  wizytami 

domowymi, więc do kolacji będziesz miał ciszę i spokój. 

- Dziękuję. 

Kawa  zaczęła  ciurkać  do  dzbanka.  Fiona  napełniła  ciężki  kubek  ciemnym  płynem  i 

podała Gregowi. 

- Dodajesz coś do kawy? 

- Nie. Lubię właśnie taką. - Przez chwilę rozkoszował się cudownym aromatem. - Bez 

kawy  czułem  się  jak  pijak  na  odwyku.  -  Pociągnął  łyk  i  uśmiechnął  się  szeroko.  -  Niebo  w 

gębie. Prawdziwy szatan. 

- Zawsze taką pijesz? 

- Uzależniłem się, gdy pracowałem w policji. Innej tam nie dawali. Na podgrzewaczu 

zawsze stał dzbanek 

z  kawą.  Była  mocna,  ale  smakowała  podle,  bo  rzadko  kiedy  trafiało  się  na  świeżo 

parzoną.  Podobnie  jest  w  mojej  firmie.  Natomiast  ta  to  prawdziwa  ambrozja.  Serdeczne 

dzięki. - Z rozkoszą pociągnął następny łyk. 

Zza  drzwi  dobiegło  basowe  szczeknięcie.  Fiona  wpuściła  McTavisha  do  domu. 

Wszedł z dostojeństwem i stanął przy swojej pani. Podrapała go za uszami i Greg doszedł do 

wniosku,  że  pies  wyraźnie  się  uśmiechnął.  Po  chwili  McTavish  podszedł  do  niego,  by 

również z nim się przywitać. 

Greg podrapał go po łbie, a kiedy podniósł wzrok, zauważył zdumioną minę Fiony. 

- Coś nie tak? - zapytał. 

- Nie. Po prostu nigdy nie zachowywał się tak przyjaźnie w stosunku do moich gości. 

Odnosi się z rezerwą do wszystkich poza mną. - W zamyśleniu przyglądała się McTavishowi. 

- To do niego niepodobne. 

- Po prostu zna się na dobrych ludziach, prawda, stary? 

- Widzę, że czujesz się już znacznie lepiej. 

- No, cóż, przespałem kilka dni. Aż dziw, że nie mam odleżyn. - Uśmiechnął się. 

- Masz gorączkę? Wzruszył ramionami. 

background image

- Chyba nie. Czuję się prawie normalnie. 

-  Przenieśmy  się  do  frontowego  pokoju.  Jest  tam  kominek  -  zaproponowała  Fiona, 

wkładając brudne naczynia do zlewu. Kiedy się odwróciła, Grega już nie 

było.  Zastała  go  na  klęczkach  przed  kominkiem.  Odwrócił  się  ze  zmarszczonym 

czołem. 

- Czegoś brakuje? - spytała. 

- Szukam drewna na podpałkę. 

- Mógłbyś długo szukać. Używam torfu do ogrzewania domu. Drewno pojawia się tu 

tylko od święta. 

Greg odsunął się, żeby zrobić miejsce Fionie, usiadł w głębokim fotelu i obserwował 

ją. Ustawiła parawan przed kominkiem i zajęła drugi fotel. 

Tygrys  natychmiast  wskoczył  jej  na  kolana  i  stał,  przyglądając  jej  się  uważnie. 

Posłusznie  okryła  nogi  kocem  i  poczekała,  aż  zwierzak  zwinie  się  w  kłębek  na  ulubionym 

miejscu. 

- Jak ten kot ma na imię? 

-  Tygrys.  Był  zupełnie  maleńki,  kiedy  go  znalazłam  pod  kuchennymi  drzwiami. 

Pewnie  jakiś  dzieciak  ze  wsi  tam  go  posadził,  bo  wiedział,  że  nie  będę  w  stanie  wyrzucić 

kotka. Oczywiście wszystkie okoliczne dzieci przysięgały, że nie miały z tym nic wspólnego. 

- Nie czujesz się samotna na takim odludziu? 

- Tak by się mogło wydawać, prawda? Całe dnie wypełnia mi praca. Leczę dorosłych i 

pomagam matkom opiekować się chorymi dziećmi. 

- Teraz rozumiem. 

- Co rozumiesz? 

- Twój stosunek do pacjentów. - Greg uśmiechnął się od ucha do ucha. - Traktowałaś 

mnie jak nieznośnego bachora. 

- Tylko dostosowałam się do twoich dziecinnych grymasów. 

- To się doczekałem na stare lata... - Greg wybuchnął śmiechem. 

Fiona, widząc, że jest w znacznie lepszym nastroju, odważyła się poprosić: 

- Nie chcę być wścibska, ale może powiedziałbyś mi coś o sobie. 

- A po co? - zapytał bez ogródek. 

Zrobiło jej się przykro, że prosta prośba tak go poruszyła. 

-  Żebyśmy  się  trochę  lepiej  poznali.  Ty  wiesz  o  mnie  bardzo  dużo:  gdzie  mieszkam, 

czym się zajmuję, ile mam lat i jakie zwierzęta trzymam w domu. Natomiast ja wiem tylko, że 

jesteś  prywatnym  detektywem.  Chciałabym,  na  przykład,  wiedzieć,  dlaczego  wybrałeś  ten 

background image

zawód i jaką masz rodzinę. 

Greg przed dłuższą chwilę przyglądał jej się bez słowa. 

-  Może  powinienem  jednak  poszukać  innego  mieszkania  -  powiedział  wreszcie.  - 

Wolałbym utrzymać nasze kontakty na gruncie czysto zawodowym. 

background image

ROZDZIAŁ 5 

Fiona  jeszcze  długo  po  wyjściu  Grega  z  frontowego  pokoju  wpatrywała  się  w 

płomienie  na  kominku.  McTavish  i  Tygrys  dotrzymywali  jej  towarzystwa.  Zdawała  sobie 

sprawę, że już późno i powinna iść do łóżka, żeby trochę odpocząć, ale siedziała bez ruchu, a 

niespokojne myśli kłębiły się jej w głowie. 

Zapewniła  Grega,  że  skoro  sobie  tego  nie  życzy,  nie  będzie  mieszała  się  do  jego 

prywatnego życia, ale on i tak niemal natychmiast poszedł do swojego pokoju. 

Zastanawiała się nad jego zachowaniem. Niewątpliwie miał rację. Był profesjonalistą i 

wykonywał swoją pracę. Fiona interesowała go jedynie jako właścicielka dokumentacji ojca. 

Natomiast zdradzając swe zainteresowanie Gregiem, przekroczyła granice dobrego smaku, co 

bez ogródek jej uświadomił. 

Nakreślił  rozsądne  granice  ich  kontaktów.  Zamierzał  wypełnić  zadanie  i  zniknąć,  a 

ona nie powinna mu przeszkadzać wścibskimi pytaniami. 

Od  kilku  już  godzin  zmagała  się  z  takimi  myślami.  Problem  polegał  na  tym,  że  nie 

potrafiła  wyrzucić  z  głowy  Grega  i  jego  bolesnych  przeżyć.  Cierpiał  z  innego  powodu  niż 

choroba. To prawda, całkiem jeszcze nie wyzdrowiał, ale nie miało to nic do rzeczy. Infekcja 

wreszcie minie, natomiast ból duszy pozostanie. 

Greg  znów  zaczął  kaszleć.  Fiona  zaparzyła  zioła  i  zaniosła  mu  do  sypialni.  Zmusiła 

się, by spojrzeć Gregowi prosto w oczy. 

- Zrobiłam ci zioła na kaszel. Powinieneś je mieć pod ręką. 

- Dzięki - powiedział ochrypłym głosem i wziął od niej tacę. 

- Weź sobie do spania jakąś koszulę z drugiej szuflady. 

- Czyje to koszule? 

- Taty. Sama czasami w nich śpię. Są bardzo wygodne. Ruszyła do drzwi. 

- Fiono, zaczekaj. 

- Tak? 

- Nie chciałem cię obrazić. 

- Jak również nie chciałam cię obrazić. Zachowałam się niewłaściwie. 

- Nieprawda. Problem leży we mnie. Nigdy nie rozmawiam o przeszłości. 

- Nie musisz. 

- Dziękuję za herbatę. Naprawdę doceniam twoją troskę. 

- Proszę bardzo. 

background image

Wróciła  do  frontowego  pokoju.  Siedziała,  roztrząsając  w  myślach  wszystko,  co 

wiedziała  o  Gregu  Dumasie.  Nie  musiała  znać  przyczyny  jego  cierpień,  pragnęła  tylko  je 

ukoić.  Jeżeli  przeszłość  była  tak  bolesna,  że  Greg  nie  chciał  o  niej  rozmawiać,  to  tragiczne 

wspomnienia powodowały coraz większe problemy natury psychicznej. 

Próbowała  zająć  się  lekturą,  ale  powieść,  która  przed  pojawieniem  się  Grega 

wydawała się pasjonująca, teraz nie mogła przykuć jej uwagi. Życie wdarło się w jej spokojną 

egzystencję. 

Fiona nie wiedziała, w jaki sposób mogłaby pomóc Gregowi.  Zrobiła wszystko co  w 

jej  mocy,  żeby  uśmierzyć  ból  fizyczny.  Nigdy  nie  ingerowała  bez  pozwolenia  w  sferę 

psychicznych przeżyć innych ludzi, a Greg stanowczo nie dał jej na to zgody. 

Starała  się  nie  wiązać  emocjonalnie  z  ludźmi,  którzy  przychodzili  do  niej  po  pomoc 

medyczną. W przeciwnym razie opieka nad chorymi stałaby się nazbyt wyczerpująca. 

Zdawała sobie jednak sprawę, że zachowanie dystansu wobec Grega Dumasa było nie 

lada  wyzwaniem,  bo  ten  przybysz  zza  oceanu  szalenie  ją  pociągał,  bardziej  niż  ktokolwiek 

przed  nim.  Dziecięce  zauroczenia  i  przelotne  miłostki  z  czasów  szkolnych  rozwiały  się  jak 

dym. Fiona przekonała się wielokrotnie, że jej niecodzienne uzdolnienia działały na mężczyzn 

deprymująco.  Reakcja  Grega  na  ziołowe  napary  była  typowa.  Podobnie  jak  większość 

mężczyzn, odniósł się z niechęcią do tego, co nieznane. 

A nawet zademonstrował coś więcej niż niechęć. 

Otoczył  swe  uczucia  tak  grubym  murem,  że  Fiona  wątpiła,  by  ktokolwiek  zdołał  się 

przez te umocnienia przebić. Była bardzo ciekawa, czy Jill, której imię wspominał kilka razy, 

miała w tym udział. Czy zraniła go tak głęboko, że nie mógł tego wybaczyć? 

Serce  Fiony  ścisnęło  się  boleśnie  na  myśl  o  cierpieniu  Grega,  a  to  świadczyło 

wyraźnie, że tym razem nie zdołała zachować dystansu. Musi z tym skończyć. Za kilka dni on 

wyjedzie, zniknie z jej życia równie nagle, jak się pojawił. 

Poprawiła  ogień,  zgasiła  światło  i  poszła  na  górę.  Tygrys  i  McTavish  deptali  jej  po 

piętach. W łóżku Fiona oddała się uspokajającym medytacjom, które pomagały jej, kiedy nie 

mogła się odprężyć. 

Tygrys wskoczył na łóżko i zwinął się w kłębek u jej stóp. McTavish wyciągnął się na 

plecionym dywaniku przy łóżku. Fiona westchnęła z żalem i zamknęła oczy. 

Kiedy następnego dnia  Greg wszedł do kuchni,  śniadanie już było  gotowe. Fiona nie 

zdawała sobie sprawy z jego obecności, dopóki się nie odezwał. 

- Poczułem zapach kawy. To wystarczyło, żeby wyrwać mnie z głębokiego snu. 

Odwróciła się od tostera i spojrzała na Grega. Umył twarz i przyczesał włosy, ale na 

background image

jego policzkach ciemniał ślad zarostu. 

Miał na sobie dżinsy i zwykły sweter, więc dlaczego serce zabiło jej tak mocno? 

- Dzień dobry - odpowiedziała bez uśmiechu. - Jak się dziś czujesz? 

-  Od  dawna  już  nie  czułem  się  tak  dobrze.  Ból  w  piersiach  ustąpił.  Myślę  jasno  i 

jestem gotów do pracy. 

Postawiła przed nim talerz z jedzeniem. 

- W takim razie zjedz śniadanie, a potem pokażę ci, gdzie są akta ojca. - Nalała kawę i 

postawiła filiżankę obok talerza Grega. 

Nie  potrzebował  dalszej  zachęty.  Natychmiast  usiadł,  sięgnął  po  kawę,  wciągnął  z 

lubością jej aromat i dopiero potem upił łyk. 

- Dziękuję. - Odstawił filiżankę i westchnął z zadowoleniem. 

Fiona pomyślała, że wygląda, jakby dała mu klucze do raju. 

- Proszę bardzo - mruknęła, usiadła naprzeciwko i również zabrała się do jedzenia. 

Milczenie zaczęło się przedłużać. 

- Wczoraj wieczorem mówiłem poważnie - przerwał wreszcie ciszę Greg. - Naprawdę 

mam nadzieję, że cię nie obraziłem. 

- Przyjęłam do wiadomości, że jesteś skrytym człowiekiem, i muszę to uszanować. 

- Nigdy nie lubiłem mówić o sobie. 

- Mało kto lubi. 

- Mógłbym natychmiast wymienić co najmniej kilkanaście osób, których zachowanie 

przeczy twojej teorii - skomentował ze śmiechem. 

Fiona  skończyła  śniadanie  i  wstawiła  naczynia  do  pełnego  piany  zlewu.  Wyczuła  za 

plecami obecność Grega, odwróciła się i wzięła od niego talerz. 

- Dziękuję. 

Nie odszedł, tylko oparł się o blat i założył ręce na piersi. 

- Świetnie gotujesz. Czy już ci ktoś to mówił? - zapytał tonem swobodnej pogawędki. 

Fiona pomyślała, że jak na niego, jest tego ranka nieomal wylewny. 

- Miło mi to słyszeć - odparła z lekka podenerwowana. - Uwielbiam jeść. 

Przesunął  po  niej  wzrokiem,  od  okrytych  grubym  swetrem  ramion  aż  po  nogi  w 

ciepłych bawełnianych spodniach i butach do kostek. 

- Nie widzę choćby odrobiny zbędnego tłuszczyku. Fiona zarumieniła się po uszy. Jak 

zwykle przegrała 

batalię  z  rumieńcem.  Przeklinała  swą  jasną  karnację.  Nie  była  w  stanie  ukryć 

zażenowania. Skoncentrowała się na zmywaniu. 

background image

- Jeszcze chwila, a zetrzesz kwiatki z tych talerzyków - orzekł Greg z rozbawieniem. 

Policzki Fiony zapłonęły żywym ogniem. Pospiesznie opłukała talerzyk i ustawiła na 

suszarce. 

-  Chodź,  pokażę  ci  te  pudła  -  powiedziała,  nie  patrząc  na  Grega.  Złapała  wiszący  na 

haku pęk kluczy i ruszyła do kuchennych drzwi. Wyszła z domu, nie oglądając się za siebie. 

90 PRZEZNACZENIE PUKA DO... 

Wiatr rozwiał włosy Fiony, zmieniając je w bezładną plątaninę loków. Nie przejęła się 

tym,  tylko  pobiegła  ścieżką  przecinającą  ogród  pełen  ziół.  Otworzyła  drzwi  garażu  i  weszła 

do środka. Na końcu pomieszczenia znajdował się zamykany na klucz magazynek. 

-  Jak  widzisz,  nie  ma  tu  prądu  -  powiedziała,  nie  odwracając  się  do  Grega.  - 

Proponuję,  żebyś  zaniósł  pudła  do  domu.  -  Dopiero  teraz  spojrzała  mu  w  twarz.  -  Tu  są 

klucze.  Nie  będzie  mnie  przez  cały  dzień.  Pani  Tabor  odczuwa  dolegliwości  związane  z 

pierwszym  trymestrem  ciąży,  a  ja  obiecałam,  że  do  niej  przyjadę  i  odpowiem  na  wszystkie 

pytania, bo to jej pierwsze dziecko. Nie wiem, ile czasu mi to zajmie. 

Greg powoli wyciągnął rękę i Fiona położyła na niej pęk kluczy. 

Nie czekając na odpowiedź, wyminęła go i wyszła z garażu. Czuła się, jakby goniły ją 

wściekłe psy. Nie chciała dać Gregowi pretekstu do bardziej przyjaznego zachowania. Nazbyt 

intensywnie reagowała na jego obecność i bliskość, choć nie miała jeszcze okazji poznać tej 

milszej strony jego osobowości. 

Chwilami  sądziła,  że  Greg  wcale  jej  nie  ma.  Ponury  zgryźliwiec,  skupiony  na  sobie 

egocentryk i arogant. 

Wiedziała, że byłoby lepiej dla niej, gdyby tak właśnie było, a jednak wcale tego nie 

chciała. 

Greg  odprowadzał  ją  wzrokiem.  Nie  po  raz  pierwszy  żałował,  że  wczoraj  tak 

zareagował na pytania Fiony. Powinien postępować bardziej dyplomatycznie. Wiedział, że ją 

obraził,  choć  w  żaden  sposób  na  to  nie  zasłużyła.  Teraz  uznał  swoje  zachowanie  za 

niewybaczalne, a późniejsze przeprosiny niczego nie zmieniały. 

Fiona była pierwszą kobietą, która od śmierci Jill wzbudziła jego zainteresowanie. Nie 

mógł  dłużej  udawać,  że  go  nie  pociąga.  Śnił  o  niej,  co  przyjął  z  irytacją.  Próbował  wybić 

sobie z głowy marzenia o Fionie i nawet mu się to udało. Do czasu gdy ujrzał ją po wejściu 

do kuchni. 

Jego  ciało  natychmiast  zareagowało.  Greg  zapragnął  na  jawie  spełnić  sny,  które 

nawiedziły go w nocy. 

Zaskoczyło  go  to  bardzo.  Od  śmierci  Jill  ani  razu  nie  chciał  kochać  się  z  kobietą. 

background image

Wreszcie doszedł do wniosku, że już na zawsze skazany jest na samotność, bo ta sfera życia 

przestała dla niego istnieć. Teraz jednak zrozumiał, że bardzo się mylił. Nie wiedział, jak się 

w  tej  sytuacji  zachować.  Fiona  z  dobroci  serca  przyjęła  go  pod  swój  dach.  Wprawdzie 

zamierzał  jej  za  wszystko  zapłacić,  ale  to  niczego  nie  zmieniało.  Gdyby  spróbował 

wykorzystać sytuację, okazałby się zwyczajnym gnojkiem. Greg miał swoje zasady i twardo 

się  ich  trzymał.  Unikał  łatwych  okazji,  nie  manipulował  ludźmi.  Jako  detektyw  musiał 

chwytać  się  różnych  sposobów,  by  dociec  prawdy,  ale  w  życiu  prywatnym  starał  się  być 

rygorystą. Dlatego sytuacja, w jakiejś się znalazł, była dla niego taka trudna. 

Zdołał  zapanować  nad  podnieceniem,  powtarzając  sobie,  że  winien  jest  Fionie 

wdzięczność za wszystko, co dla niego zrobiła. 

Przyjęła  mnie  pod  dach,  wyleczyła  z  ciężkiej  choroby,  udostępniła  kartotekę  ojca, 

tłumaczył sobie raz po raz, by odpędzić niestosowne myśli. 

Po przebudzeniu Greg stwierdził, że od kilku miesięcy nie czuł się tak dobrze. Chciał 

jej  za  to  podziękować,  ale  jedno  spojrzenie  na  twarz  Fiony  przekonało  go,  że  nie  była 

zainteresowana tym, co miał do powiedzenia. 

Zasłużył  sobie  na  chłodne  powitanie,  mógł  mieć  o  to  pretensje  wyłącznie  do  siebie. 

Brakowało  mu  serdeczności  Fiony,  stanowczych  poleceń  wydawanych  w  trosce  o  jego 

zdrowie, cudownego uśmiechu. 

Greg zmusił się do dokładnego obejrzenia mrocznego wnętrza. Przy każdym porywie 

wiatru  drzwi  garażu  trzaskały  o  ścianę.  Przewalające  się  po  niebie  ciężkie  chmury 

zapowiadały ulewę. 

Podszedł  do  pudeł,  które,  niestety,  nie  były  oznakowane.  Czekały  go  więc  długie 

godziny  grzebania  w  papierach.  Pocieszał  się  jednak  tyra,  że  lekarze  zazwyczaj  nie  niszczą 

dokumentacji,  nawet  jeśli  dotyczyła  dawno  zmarłych  osób.  Był  to  nawyk  zawodowy,  który, 

być  może,  nie  miał  większego  sensu,  jednak  czasami  oddawał  nieocenione  usługi  w 

naukowych  badaniach,  a  także  w  wyjaśnianiu  zagadek  z  przeszłości.  Dlatego  Greg  miał 

nadzieję, że i jemu się uda. Bardzo możliwe, że w jednym z tych pudeł kryły się karty Moiry i 

Douglasa,  rodziców  trojaczków.  Zastanawiające  jednak,  że  wszyscy  mieszkańcy  Craigmor 

stanowczo twierdzili, że nie słyszeli ani o trojaczkach, ani o małżeństwie noszącym te imiona. 

Cóż, nic mu nie przyjdzie ze sterczenia w garażu 

i wpatrywania się w stertę pudeł. Greg wziął się w garść, z nową energią chwycił dwa 

pudla i zaniósł je do domu. 

McTavish powitał go w drzwiach kuchni. 

Greg instynktownie wyczuł, że Fiony już nie ma w domu. Poszła pieszo, bo samochód 

background image

nadal  stał  w  garażu.  Ciekawe,  jak  daleko  stąd  do  Glen  Cairn.  Mógł  tam  pojechać,  żeby  się 

przekonać. 

Wszedł  do  holu  i  przez  łukowate  drzwi  zajrzał  do  frontowego  pokoju.  Fiona  zdążyła 

już rozpalić w kominku. Postanowił z tego skorzystać. Ustawił pudła blisko ognia i wyszedł z 

domu. Obrócił jeszcze dwa razy, zanim doszedł do wniosku, że papierzysk wystarczy na cały 

dzień pracy. Jeszcze raz poszedł do garażu, tym razem po to, żeby go zamknąć. 

Kiedy wracał, już zaczynało kropić, więc czym prędzej schronił się w ciepłym domu. 

Nie chciał znowu złapać infekcji. Miał dość chorowania do końca życia. Ale co z Fioną? Greg 

miał nadzieję, że wzięła ze sobą płaszcz nieprzemakalny. 

- Fiono, brakowało mi twojego ślicznego uśmiechu! 

-  zawołał  rozpromieniony  Timothy  McGregor,  kiedy  weszła  do  jego  sklepu 

warzywnego. - Mam nadzieję, że nie byłaś chora. 

- Ależ skąd, Timmy. - Uśmiechnęła się do niemal całkiem łysego i dwa  razy od niej 

starszego mężczyzny. 

-  Byłam  tylko  bardzo  zajęta.  Na  pewno  słyszałeś  o  moim  gościu,  podobnie  jak 

wszyscy, którzy mnie dziś wezwali do chorych. Mam nadzieję, że tegoroczna zima nie będzie 

zbyt ciężka, bo wiele osób, z powodu różnych chorób, ma osłabiony system immunologiczny. 

Nie przerywając rozmowy, chodziła po sklepie i wybierała świeże jarzyny. 

-  Jeśli  chodzi  o  twojego  gościa,  to  dotarło  do  mnie  tyle  różnych  wersji,  że  w  końcu 

byłem zmuszony wszystkie odrzucić, tak jak odrzuca się różne fantastyczne mity i podania. - 

Oczy  Timmy'ego  rozbłysły  wesoło.  -  Niektórzy  twierdzą,  że  to  twój  od  dawna  niewidziany 

brat lub krewny. Inni są święcie przekonani, że to przez tego faceta nie chciałaś umawiać się z 

miejscowymi chłopakami, bo od lat jesteście zaręczeni. Słyszałem też, że to twój mąż, który 

zbiegł  z  więzienia  i  ukrywa  się  u  ciebie.  Ponoć  podczas  gry  w  karty  miał  kogoś  zastrzelić. 

Nowa wersja głosi, że był nie jeden, a dwa trupy. Poczekajmy, a doliczymy się z dziesięciu. - 

Timmy  zachichotał.  -  Przed  godziną  usłyszałem  natomiast,  że  twój  gość  to  żaden  mąż 

zabójca,  tylko  tajny  agent,  który  ściga  chińskiego  szpiega,  a  ty  mu  pomagasz,  bo  też  jesteś 

agentką. 

Fiona złapała się za głowę. 

-  Zabawne,  prawda?  Gdyby  zboże  wyrastało  tak  bujnie  jak  plotki,  na  świecie  nie 

byłoby głodu. 

- Masz rację. A kim jest twój gość, jeśli wolno spytać? 

- Wprawdzie nie jest ani moim bratem, ani mężem mordercą, ani tajnym agentem, ale 

też  nie  wypadł  sroce  spod  ogona.  Nazywa  się  Greg  Dumas,  pochodzi  ze  Stanów  i  jest 

background image

właścicielem agencji detektywistycznej. 

- Naprawdę ciekawe - zapalił się Timmy. - Zjawił się tu w celach zawodowych? 

-  Tak.  Przyjechał  przejrzeć  archiwum  lekarskie  mojego  ojca,  żeby  znaleźć  pewne 

informacje dla swojej klientki w Stanach. 

- Coś podobnego! Kogo szuka? 

-  W  tym  problem.  Nie  wiadomo.  Ustalił,  że  mój  ojciec  zajmował  się  przed  laty 

adopcją trojaczków, ale nie zna nazwiska ich rodziców. Moim zdaniem narodziny trojaczków 

zdarzają się na tyle rzadko, że ojciec na pewno by mi o tym wspomniał, ale tak się nie stało. 

Pokazałam panu Dumasowi stojące w garażu pudła kartoteką ojca i zostawiłam go samego. 

- Jak długo zamierza tu zostać? 

- Aż sprawdzi, czy w aktach są informacje o rodzicach tych trojaczków. 

- Uważaj, bo jak zakosztuje twojej kuchni, gotów zostać na stałe. 

Fiona roześmiała się, bo sklepikarz najwyraźniej tego oczekiwał. 

- Będę uważać. Może od czasu do czasu coś przypalę. To powinno go zniechęcić. 

Wyszła ze sklepu z uśmiechem na ustach. Timothy był jedną z pierwszych osób, które 

spotkała w Glen Carin. Zrozumiał bez słów, że jej ból po śmierci rodziców jest zbyt głęboki, 

by mogła o nim rozmawiać. Gdy wspomniała, że chciałaby wynająć mieszkanie, zaprowadził 

ją  do  biura  nieruchomości,  dzięki  czemu  znalazła  przytulny  domek.  W  ciągu  dwóch  lat 

pobytu w Glen Cairn stopniowo pogodziła się ze stratą rodziców. 

Nie była przygotowana na rozstanie z nimi, ale czy można się do tego przygotować? 

Może właśnie dlatego Greg nie chciał rozmawiać o swojej przeszłości. Może cierpiał 

po stracie zbyt bolesnej, by o niej mówić. Postanowiła uszanować jego wolę i nie zadawać mu 

już  żadnych  pytań  pomimo  zawstydzającego  wręcz  pragnienia,  by  dowiedzieć  się  o  nim 

wszystkiego. 

Fiona  odwiedziła  panią  Tabor  i  kilku  rolników,  po  czym  skierowała  się  do  domu  ze 

złożoną  parasolką.  W  ciągu  dnia  trochę  padało,  ale  teraz  niebo  zaczynało  się  przecierać. 

Zapowiadał się piękny zachód słońca. 

Zatrzymała się po drodze, żeby przez chwilę napawać się urodą łagodnych wzniesień i 

lśniących  oczek  wodnych,  charakterystycznych  dla  zachodniej  części  Wyżyny  Szkockiej. 

Wybrała przepiękny zakątek do leczenia swego smutku. 

Fiona westchnęła z zadowoleniem i ruszyła w dalszą drogę. W południe zjadła trochę 

owoców, domowej roboty chleb, który dostała od matki jednego z pacjentów, i odrobinę sera. 

Teraz miała ochotę na gorący posiłek. 

Czy  Greg  wziął  sobie  coś  do  jedzenia?  Zapomniała  mu  powiedzieć,  żeby  brał,  na  co 

background image

tylko ma ochotę. Cóż, jeśli się nie domyślił, to sam był sobie winien. 

Zapadł  już  zmrok,  gdy  Fiona  wreszcie  dotarła  do  domu  i  zobaczyła  oświetlone  okna 

frontowego pokoju. 

Poczuła nieoczekiwaną przyjemność, że wraca do domu, w którym ktoś na nią czeka. 

Nagle pomyślała, jak by to było nie kłaść się do łóżka samej. Na myśl o tym poczuła 

przypływ  emocji,  które  nawiedzały  ją  za  każdym  razem,  gdy  przypominała  sobie  krótką 

chwilę  pieszczot  Grega.  Tamtej  nocy  obudziła  się  do  nowego  życia,  poznała  świat 

zmysłowych doznań. Już nigdy nie będzie taka jak dawniej. 

Przestań  marzyć  o  mężczyźnie,  którego  nie  możesz  mieć,  skarciła  się  w  duchu. 

Pomyśl lepiej, co ugotować na obiad! 

Po  południu  Greg  zrobił  sobie  przerwę  w  pracy.  Nie  chciał  czegoś  przeoczyć,  więc 

uważnie odczytywał wszystkie dane z każdej karty, by mieć absolutną pewność, że to nie ta, 

której szukał. 

Przed  południem  zaparzył  kolejny  dzbanek  kawy,  a  w  środku  dnia  zjadł  kanapkę  i 

trochę  ciasta.  Teraz  od  -  grzał  kawę,  zaniósł  ją  do  salonu  i  zerknął  na  zegarek.  W  Queens 

dochodziła ósma i Tina z pewnością szykowała się do snu. 

Greg  nie  rozmawiał  z  nią  od  tygodnia  i  doszedł  do  wniosku,  że  najwyższy  czas 

zadzwonić. Skorzystał ze swojej karty i po chwili usłyszał w słuchawce sygnał telefonu Helen 

i George'a Santinich. 

Gdy Helen odebrała po trzecim dzwonku, Greg powiedział: 

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. 

-  Greg!  Jak  dobrze  usłyszeć  twój  głos!  Zaczekaj  chwileczkę,  dobrze?  Tino!  Tatuś 

dzwoni!  Najpierw  dam  ci  ją  do  telefonu,  bo  od  kilku  dni  zamęcza  mnie  pytaniami,  kiedy 

wrócisz. 

-  Tata!  Tata!  Tata!  -  zapiszczała  dziewczynka.  -  Kiedy  wracasz,  tatusiu?  Tęsknię  za 

tobą! Mam ci tyle do powiedzenia! 

- Naprawdę? To może powiedz mi od razu. 

- No dobrze. Dzisiaj poszłam do szkoły w nowej sukience, bo robili nam zdjęcia. 

- Naprawdę? Dlaczego nic o tym nie wiedziałem? 

- Bo dopiero wczoraj nam o tym powiedzieli. 

- Nauczycielka przysłała do domu zawiadomienie w ostatni piątek - wtrąciła Helen. 

- Tak - potwierdziła Tina. - W piątek. 

- Jaką włożyłaś sukienkę? 

- Śliiiczną! Babcia ją wybrała. Miała trochę czerwonego i trochę zielonego. 

background image

- Kratkę - podpowiedziała babcia. 

- Kratkę - powtórzyła Tina. - Babcia powiedziała, że ludzie tak się ubierają tam, gdzie 

teraz jesteś. 

- A, w szkocką kratę. Już nie mogę się doczekać, żeby cię w niej zobaczyć. 

-  Babcia  zrobiła  mi  zdjęcie,  zanim  wyszłam  do  szkoły,  więc  po  przyjeździe  będziesz 

mógł zobaczyć. Kiedy wrócisz, tatusiu? Tak długo cię nie ma! 

Greg nerwowo potarł czoło. 

- Naprawdę nie wiem, kochanie. Szukam pewnej 

informacji dla klientki i muszę tu zostać, dopóki tego nie znajdę. 

-  Mówiłeś,  że  nie  będzie  cię  tylko  przez  kilka  dni.  -  Dziewczynka  wyraźnie 

posmutniała. - A to jest o wiele więcej niż kilka dni. Minęło już baaardzo dużo czasu! 

-  Wiem,  kochanie.  Mnie  też  czas  dłuży  się  bez  ciebie.  -  Odchrząknął.  -  Pewnie  już 

pora, żebyś poszła spać, prawda? 

- Tak. Dziadek obiecał mi poczytać przed snem, tak jak ty. 

-  Masz  dobrego  dziadka.  Kocham  cię,  malutka.  Daj  mi  jeszcze  do  telefonu  babcię, 

dobrze?  -  Kiedy  usłyszał  głos  Helen,  powiedział:  -  Przepraszam,  że  to  trwa  dłużej,  niż  się 

spodziewałem. 

-  Przecież  wiem,  że  już  byś  wrócił,  gdybyś  tylko  mógł,  Greg.  U  małej  wszystko  w 

porządku,  nie  licząc  uwagi  od  nauczycielki,  że  gada  na  lekcjach.  Ale  to  nas  nie  dziwi, 

prawda?  -  Parsknęli  śmiechem,  bo  Tina  była  nieprawdopodobną  gadułą.  -  Jak  twoje 

dochodzenie? 

-  Mówiąc  szczerze,  jestem  coraz  bardziej  zniechęcony.  Kiedy  wreszcie  mi  się 

poszczęściło  i  zdobyłem  pewne  informacje  od  prawnika,  wydawało  mi  się,  że  potrzeba  mi 

jeszcze  tylko  kilku  dni.  Niestety,  tak  się  nie  stało.  Pojechałem  do  Craigmor,  żeby  odszukać 

rodzinę lekarza, który załatwiał adopcję. 

- I nie znalazłeś nikogo? Ojej. A to pech! 

- Znalazłem jego córkę, jest jednak zbyt młoda, by cokolwiek pamiętać. 

- I co teraz? 

- Obecnie jestem w domu tej córki. Nie mieszka już w Craigmor, więc znalezienie jej 

zajęło mi trochę czasu. Potem złapałem jakiegoś wirusa, który kompletnie mnie rozłożył. Na 

szczęście ta córka dała mi coś, co pomogło zwalczyć infekcję. 

- Ona też jest lekarzem? 

- Nie znam dokładnie jej kwalifikacji. Jest zielarką czy coś w tym rodzaju. W każdym 

razie postawiła mnie na nogi. 

background image

- Przykro mi, że chorowałeś. Co za szczęście, że miał się kto tobą zająć. 

- Amen. 

- O nas możesz się nie martwić. Radzimy sobie doskonale. Jestem pewna, że niedługo 

znajdziesz to, czego szukasz. Nie tak łatwo cię zniechęcić. 

Greg się roześmiał. 

- To samo mówiłaś, próbując mnie przekonać, że nie jestem odpowiednim mężem dla 

Jill. 

-  Oczywiście  musisz  mi  to  ciągle  wypominać!  Po  prostu  chcesz,  bym  powtarzała  w 

kółko, że pomyliłam się co do ciebie. 

Greg spoważniał. 

-  Właściwie  wcale  się  nie  pomyliłaś,  Helen.  Gdyby  Jill  za  mnie  nie  wyszła,  pewnie 

jeszcze by żyła. Szkoda, że cię nie posłuchała. 

-  Wiesz,  że  to  nieprawda,  Greg.  Tyle  razy  już  o  tym  rozmawialiśmy.  Nie  możesz 

powstrzymać wszystkich przestępców w mieście. 

- Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałem. 

-  Proszę,  przestań  robić  sobie  wyrzuty!  Co  się  stało,  to  się  nie  odstanie.  Mamy 

przynajmniej  Tinę,  która  oczywiście  przed  pójściem  spać  koniecznie  musi  jeszcze  coś  ci 

powiedzieć. 

-  Dobrze,  ale  na  wszelki  wypadek  zapisz  sobie  ten  numer  telefonu,  gdybyś  pilnie 

musiała się ze mną skontaktować. 

Podyktował teściowej numer Fiony, a potem słuchawkę przejęła Tina, która zasypała 

ojca informacjami o szkole, o swoim kociaku i o planach na weekend. 

- Tata tęskni za tobą, maleńka - powiedział, kiedy wreszcie zamilkła. - Wyobraź sobie, 

ż

e jestem przy tobie, ściskam cię mocno i całuję. 

Fiona  nie  zamierzała  podsłuchiwać.  Weszła  do  kuchni,  żeby  odłożyć  warzywa,  i 

wtedy usłyszała głos Grega. Pomyślała, że ktoś przyszedł z wizytą. Stanęła jak wryta, kiedy 

dobiegły jej słowa o jego małżeństwie i stwierdzenie, że Jill żyłaby jeszcze, gdyby nie była z 

Gregiem.  Potem  Fiona  nie  mogła  już  zmusić  się  do  odejścia.  Coś  jej  kazało  wysłuchać  tej 

rozmowy do końca. 

Kiedy  usłyszała,  jak  mówił,  że  tęskni  za  córką,  zrozumiała  wreszcie,  jak  ciężkie 

brzemię musi dźwigać ten człowiek. 

background image

ROZDZIAŁ 6 

Fiona czuła się zażenowana tym, że podsłuchiwała Grega. 

Z  całą  pewnością  był  przekonany,  że  jest  sam  w  domu.  Powinna  głośno  trzasnąć 

drzwiami lub w inny sposób zaznaczyć swój powrót. 

Niestety,  było  już  za  późno.  Od  tej  pory  Fiona  musiała  żyć  z  tym,  czego  się 

nieopatrznie dowiedziała. 

Pospiesznie  zabrała  się  do  przyrządzania  posiłku.  Kiedy  obiad  był  gotów,  stanęła  w 

drzwiach frontowego pokoju. 

- Z pewnością jesteś głodny. Przygotowałam coś do zjedzenia. 

Greg spojrzał na nią ze zdumieniem. 

- O, cześć. Nie słyszałem, jak wróciłaś. Fiona odetchnęła głęboko. 

- Weszłam, kiedy rozmawiałeś przez telefon. 

- Ach tak... - Greg spojrzał na nią bez uśmiechu. 

- Jesteś głodny? Wstał i otrzepał ręce. 

- Jeszcze jak, mimo że po południu zjadłem kanapkę i trochę ciasta. Zaparzyłem drugi 

dzbanek kawy. Bez niej po prostu umieram. Chyba nie masz o to pretensji? 

- Pewnie, że nie mam pretensji. Rządź się w mojej kuchni jak u siebie. 

-  Twoja  kuchnia  w  niczym  nie  przypomina  mojej.  Rzadko  mam  w  domu  coś  więcej 

niż mleko i płatki śniadaniowe. Żywię się głównie mrożonkami. - Spojrzał na Fionę. - Umyję 

ręce i zaraz będę gotów. 

- Dobrze. - Uciekła spojrzeniem. 

Ciężko  oparła  się  o  blat  i  popadła  w  zadumę.  Miała  poważny  problem,  z  którym  nie 

potrafiła się uporać. Ten problem nazywał się Greg Dumas. 

Pewnie reagowała na niego tak silnie, bo nigdy dotąd nie mieszkała z mężczyzną. Tak 

zawsze jest z każdą nowością: najpierw ekscytuje, a potem powszednieje. 

Czyżby? 

Nie  zdawała  sobie  nawet  sprawy,  jak  bardzo  przez  cały  dzień  brakowało  jej  Grega, 

dopóki  nie  zobaczyła  go  po  powrocie  do  domu.  W  dodatku  patrzył  na  nią  znacznie 

serdeczniej niż poprzednio. Oczywiście wtedy był chory,  a teraz już nie, więc miał zupełnie 

inny nastrój. 

Bardzo mocno odczuwała jego obecność. I nie mogła zapomnieć, jak pieścił jej szyję i 

piersi, biorąc ją za swą zmarłą żonę. 

background image

Mogła mu spojrzeć prosto w oczy tylko dlatego, że nie pamiętał tamtej nocy. Niestety, 

ona nie mogła zapomnieć, wciąż o tym myślała. Ciągle od nowa przeżywała tamte uczucia i 

doznania i - Panie Boże ratuj! - pragnęła znów ich zaznać. 

- Coś tu wspaniale pachnie - powiedział Greg, wchodząc do kuchni. Fiona natychmiast 

wzięła się w garść, ale zdążył dostrzec jej minę. - Coś się stało? 

- Jestem zmęczona, to wszystko. Siadaj. - Zajęli miejsca przy stole. - Jak minął dzień? 

Może już coś znalazłeś? 

- Ujmijmy to inaczej. Wyeliminowałem mnóstwo akt. Czy ktoś z twojej rodziny może 

pamiętać wydarzenia sprzed dwudziestu pięciu lat? 

- Jedynie moja  ciotka,  Minnie MacDonald. Urodziła się w Craigmor i na pewno tam 

umrze.  Zna  wszystkich,  którzy  mieszkali  tam  od  jej  narodzin.  To  u  niej jest  pozostała  część 

archiwum ojca. 

- Ciekawe, dlaczego nikt z mieszkańców Craigmor mi o niej nie wspomniał. 

- Na pewno próbowali cię chronić - roześmiała się Fiona. 

- Przed czym? 

-  Ciotka  Minnie  ma  cięty  język  i  niewiele  cierpliwości.  Wątpię,  by  cokolwiek 

powiedziała nieznajomemu. Jest wprost modelową kobietą niezależną. 

Greg przeraził się. 

- Modelowo niezależna MacDonaldówna! Jeszcze bardziej niezależna od ciebie?! 

- Och, ja dopiero się uczę. 

- Ciotka Minnie... Wieje grozą. - Uśmiechnął się, co natychmiast wzbudziło w Fionie 

znajome emocje. 

O  tak,  obecność  tego  mężczyzny  stanowiła  poważne  zagrożenie  dla  spokoju  jej 

umysłu! 

-  Jeżeli  nie  znajdziesz  tutaj  tych  informacji,  mogę  zabrać  cię  do  ciotki.  W  mojej 

obecności będzie bardziej przystępna. 

- Nie chcę odrywać cię od pracy. Zrobiłaś dla mnie już tak dużo, że nie wiem, jak ci 

się odwdzięczę. 

- Drogi rekonwalescencie, to, co zamierzam zrobić, nie płynie z dobroci  mego serca. 

To zawodowa kalkulacja. Wizyta u ciotki Minnie pomoże ci w pracy i tym samym poprawi 

kondycję psychofizyczną. Moim zaś celem jest doprowadzić pacjenta do optymalnej formy. 

- Robisz to znakomicie. 

-  Dziękuję.  -  Spojrzała  mu  w  oczy  i  zdumiała  się  promieniejącym  z  nich  ciepłem. 

Nigdy przedtem tak na nią nie patrzył. W jego wzroku dostrzegła podziw i ...chyba pożądanie. 

background image

Poczuła się zakłopotana. Czy Greg zauważył, jak ją do niego ciągnie? Miała nadzieję, 

ż

e nie. To byłoby zbyt krępujące. 

- Cóż, spotkanie z twoją ciotką może okazać się konieczne. Niestety, nie mam innych 

ś

ladów. 

Po  obiedzie  Greg  przeprosił  i  wrócił  do  pracy.  Fiona  sprzątnęła  kuchnię  i  zaczęła 

rozglądać się za jakimś zajęciem, które trzymałoby ją z dala od detektywa. 

W  duchu  nawymyślała  sobie  od  idiotek.  Była  przekonana,  że  przeżywa  spóźnioną 

młodzieńczą  fascynację.  Nie  zakochała  się  w  żadnym  nauczycielu  ani  starszym  kuzynie, 

natomiast teraz, gdy miała dwadzieścia pięć lat, zachowywała się niczym nastolatka. 

Musiała się z tym zmierzyć. 

Dlatego  poszła  do  frontowego  pokoju,  umościła  się  w  swoim  ulubionym  fotelu  i 

sięgnęła po książkę. Od czasu do czasu zerkała na Grega, który siedział przy biurku i sortował 

akta. Sprawdził już zawartość sześciu pudeł, dwa następne czekały w kolejce. 

Po chwili tak bardzo wciągnęła ją magia powieści, że przestała zauważać otoczenie. 

McTavish  zajął  ulubione  miejsce  na  dywaniku  przed  kominkiem.  Tygrys  drzemał  na 

oparciu  fotela.  Kiedy  wreszcie  Fiona  podniosła  wzrok  znad  książki,  dostrzegła,  że  śnieg  z 

deszczem zacina o szyby. 

Przeniosła  wzrok  na  Grega,  który  siedział  rozparty  w  fotelu  i  obserwował  ją. 

Wyglądało na to, że robi to od dłuższego czasu. 

Fiona natychmiast się zarumieniła. 

- Dlaczego to robisz? - zapytał. 

- Co robię? 

- Rumienisz się za każdym razem, kiedy na ciebie patrzę. 

Fiona  rozpaczliwie  próbowała  wymyślić  ripostę,  ale  bez  skutku,  pozostało  jej  więc 

tylko wyznać prawdę: 

- Nie przywykłam do tego, by ktoś gapił się na mnie - burknęła zakłopotana. 

- Czyżby wszyscy Szkoci byli ślepi? 

- Nie rozumiem. 

-  Czy  nikt  ci  nie  powiedział,  jak  bardzo  jesteś  piękna?  I  jakie  nieocenione  skarby 

kryjesz w swej duszy? 

Zamknęła oczy, zbyt wzburzona, by zdobyć się na odpowiedź. 

- Nie chciałem cię wprawiać w zakłopotanie, Fiono. powiedziałem tylko to, co myślę. 

- Nie rób tego. Ty nie lubisz mówić o sobie, ja natomiast nie lubię zwracać na siebie 

uwagi. Bardzo mnie to krępuje. 

background image

-  I kotu wolno patrzeć na króla, więc sobie patrzę. - Uśmiechnął się.  - Natomiast nie 

mam nic ciekawego do powiedzenia o sobie. 

- Jakoś nie wierzę, ale niech ci będzie. Masz rację, nie ma powodu, żebyśmy bliżej się 

poznawali. 

Wróciła do książki i udawała, że  czyta, chociaż  nie rozumiała ani słowa. Tak bardzo 

starała się nie zważać la jego obecność, że kiedy się odezwał, drgnęła. 

-  Pracowałem  w  nowojorskiej  policji.  Trzy  lata  te  -  mu  zwolniłem  się  i  założyłem 

własną agencję detektywistyczną. To w skrócie całe moje życie. 

Fiona  pomyślała  o  jego  żonie,  Jill,  która  przez  niego  zginęła,  i  o  córce,  którą 

najwyraźniej bardzo kochał. 

-  Jeszcze  raz  przepraszam,  że  próbowałam  naciągnąć  cię  na  zwierzenia.  Wybacz,  ale 

muszę szykować się do snu. 

Prawdę mówiąc, musiała jak najprędzej uciec od Grela... bo tak bardzo chciała objąć 

go i zapewnić, że nie est winien nieszczęściom, jakie go dotknęły. 

Ale oczywiście by jej nie uwierzył. 

Co do jednego miała niezbitą pewność: Greg pociągał ją jak nikt inny. 

Kiedy  przechodziła  obok  niego  w  drodze  do  drzwi,  zatrzymał  ją  dotknięciem  ręki. 

Spojrzała pytająco. 

- Powinnaś jednak coś o mnie wiedzieć. Cofnęła się o krok, żeby uwolnić się od jego 

dotyku. 

- To znaczy? 

- Bardzo mnie pociągasz, a zdarza mi się to niezwykle rzadko. Mówię o tym dlatego, 

byś wiedziała, że nie zamierzam cię prowokować ani działać podstępnie. Nie musisz się mnie 

obawiać. 

Oczy Grega mówiły to samo co słowa. 

- Hm... tak... - bąknęła. 

-  Jak  widzę,  zdumiało  cię  moje  wyznanie.  Czuję  się  jak  ostatni  idiota  -  oświadczył 

Greg  poirytowanym  tonem.  -  Nie  powinienem  o  tym  wspominać  -  Nie  o  to  chodzi,  Greg  - 

wyszeptała Fiona. - Deprymuje mnie raczej fakt, że ja również cię pragnę. 

background image

ROZDZIAŁ 7 

Jego oczy pociemniały z pożądania. Ona też je czuła i była ciekawa, czy widać to na 

jej twarzy. Po raz pierwszy w życiu Fiona zapragnęła się kochać. 

Cóż,  dopiero  teraz  spotkała  właściwego  mężczyznę.  Chciała  go  dotykać  i  poznawać 

jego  ciało.  Czuć  pod  palcami  bicie  jego  serca.  Chciała  stopić  się  z  nim  w  jedno  i  zaznać 

rozkoszy. 

Zaschło jej w ustach na myśl o tym. 

Greg zamknął na chwilę oczy. 

-  Szkoda,  że  mi  to  powiedziałaś.  Teraz  powinienem  natychmiast  się  pożegnać.  - 

Zatrzymał się z ręką na klamce. - Oczywiście gdybyś to ty postanowiła mnie pocałować, nie 

można by mi zarzucić, że próbuję wykorzystać sytuację, prawda? 

Ciało  Fiony  zareagowało  natychmiast.  Miała  takie  poczucie,  jakby  straciła  nad  nim 

kontrolę.  Gdy  w  jej  umyśle  zapanował  kompletny  chaos,  ciało  dążyło  do  jasno  określonego 

celu. W tej sytuacji rozum skapitulował. 

Fiona,  niczym  przyciągana  magnesem  igła,  podeszła  do  Grega  i  zatrzymała  się  tuż 

przy nim. 

Ujął w dłonie jej twarz. 

- To nie jest dobry pomysł i oboje o tym wiemy. Nie chcę cię skrzywdzić. 

Te  słowa  zwiększyły  jeszcze  zamęt  w  jej  głowie.  Zdawała  sobie  sprawę,  że,  co 

prawda, wzbudziła w Gregu pożądanie, lecz zarazem bardzo go to irytuje. Zdrowy rozsądek 

podpowiadał jej, że wystawanie we dwoje w korytarzu było czystym idiotyzmem, ale niczego 

bardziej nie pragnęła, niż przylgnąć całym ciałem do Grega. 

- Wiesz, jestem twarda - zdołała wykrztusić. Oczy Grega wesoło rozbłysły, usta lekko 

drgnęły. 

-  Kiedy  marzę  o  tobie,  a  zdarza  mi  się  to  niepokojąco  często,  nasuwa  mi  się  wiele 

określeń, ale na pewno nie „twarda". 

Pochylił  się  i  z  delikatnością,  jakiej  Fiona  nigdy  by  się  po  nim  nie  spodziewała, 

musnął wargami jej usta, jakby chciał jej dać czas na oswojenie się z jego dotykiem. 

Fiona  dała  się  porwać  doznaniom.  Zniknęły  wszelkie  wątpliwości,  liczyły  się  tylko 

zmysły. Greg przesunął czubkiem języka po jej wargach. 

Westchnęła  i  rozchyliła  usta.  Pocałunek,  choć  nadal  bardzo  delikatny,  był  wprost 

upojny. Fiona przysunęła się do Grega, przylgnęła do niego jak najmocniej. Nie zmuszał jej 

background image

do niczego, wciąż zostawiał jej drogę odwrotu, zarazem jednak nie krył, czego pragnie. 

Powoli przesuwał ręce do góry, aż objął ramiona 

Fiony,  a  ona  wspięła  się  na  palce,  domagając  się  następnego  pocałunku.  Gdy 

otrzymała  to,  o  co  prosiła,  nagle  zrozumiała,  w  jak  poważnych  znalazła  się  tarapatach,  bo 

pragnęła więcej, znacznie więcej... 

Musiała  zebrać  wszystkie  siły,  żeby  zrobić  krok  do  tyłu.  Ciężko  dysząc,  przycisnęła 

ręce  do  boków.  Dopiero  w  tym  momencie  uświadomiła  sobie,  co  robi  i  czym  to  się  może 

skończyć. Odczuwała bardzo silnie bliskość Grega. 

-  Ja...  muszę  wypuścić  McTavisha  -  szepnęła.  Greg  poważnie  kiwnął  głową,  tylko 

oczy zdradzały 

rozbawienie. 

-  Oczywiście,  że  musisz  -  powiedział  miękko.  -  Dobranoc,  Fiono.  Spij  dobrze.  - 

Wszedł do pokoju i cicho zamknął za sobą drzwi. 

McTavish  usłyszał  swoje  imię,  więc  podszedł  do  pani.  Oparła  rękę  na  jego  karku  i 

razem podeszli do drzwi kuchennych. McTavish wypadł na dwór z impetem, jakby przez cały 

dzień siedział zamknięty w klatce. A przecież przed posiłkiem odbył wspaniały długi spacer. 

Fiona wyszła za nim, żeby chłodne powietrze ostudziło jej rozgorączkowanie. Śnieg z 

deszczem ustąpił miejsca gęstej mgle. Podeszła  do ławeczki ustawionej na skraju ziołowego 

ogródka, opadła na nią ciężko i zapatrzyła się w przestrzeń. 

Wydawało  jej  się,  że  przypomina  pociąg,  który  wymknął  się  spod  kontroli  i  pędzi  w 

stronę zerwanego mostu. Powinna natychmiast pociągnąć za hamulec 

bezpieczeństwa, ale nie miała pewności, czy to wystarczy, jeżeli przyjdzie jej spędzić 

więcej czasu z Gregiem. 

Nigdy nie spotkała kogoś takiego jak on, co zresztą jeszcze o niczym nie świadczyło. 

Z  własnej  woli  trzymała  ludzi  na  dystans,  ale  dopiero  teraz  spostrzegła,  jak  bardzo 

odizolowała się od świata. O dziwo, wcale nie poczuła dyskomfortu, kiedy przyszło jej dzielić 

dom z kimś innym. Wręcz przeciwnie, bardzo jej odpowiadało towarzystwo Grega. 

Czy po jego wyjeździe zdoła wrócić do dawnego trybu życia, czy też będzie jej czegoś 

brakowało? 

McTavish wyłonił się z mroku i oparł łeb na udzie Fiony. 

- Cześć, stary - powiedziała. - Jesteś gotów iść do łóżka? 

Użyła  magicznego  słowa,  więc  natychmiast  pobiegł  do  drzwi.  Nie  chodziło  o  to,  że 

lubił  spać  w  łóżku,  bo  sypiał  tam,  gdzie  akurat  miał  ochotę.  Rzecz  w  tym,  że  McTavish 

zawsze przed snem dostawał specjalny psi przysmak. 

background image

Kiedy  Fiona  otworzyła  drzwi,  pierwszy  wpadł  do  domu  i  natychmiast  pobiegł  pod 

drzwi spiżarni. Pokiwała smętnie głową. Psa bez trudu można uszczęśliwić, ale z człowiekiem 

sprawa jest bardziej skomplikowana. A jeśli chodzi o mężczyznę... 

Nie miała w tym żadnego doświadczenia, nie wiedziała nawet, od czego zacząć. 

Dlaczego  właściwie  zastanawiała  się  nad  tym?  Nie  było  mowy  o  jakimkolwiek 

związku z Gregiem. Miał rodzinę i pracę w Stanach, niecierpliwie czekał na powrót do kraju. 

Co  najwyżej  mógł  uznać  Fionę  za  miłą  rozrywkę  podczas  pobytu  w  Szkocji.  A  Fiona  nie 

miała ochoty być czyjąkolwiek zabawką. 

Dała  McTavishowi  smakołyk,  sprawdziła,  czy  wszystko  zostało  porządnie 

pozamykane,  poprawiła  ogień  i  weszła  na  górę.  Miała  nadzieję,  że  zdoła  zasnąć.  Jeżeli  nie 

chciała, żeby niepokoiła ją bliskość Grega, powinna obmyślić taki plan zajęć na nadchodzące 

dni, by większość czasu spędzać poza domem. 

Aż wreszcie Greg upora się ze swoją robotą i wyjedzie za ocean. 

Przynajmniej taką miała nadzieję. 

- Dzień dobry. - Greg pojawił się w kuchni z samego rana. 

Wyglądał  na  wypoczętego.  Fiona  bez  słowa  nalała  mu  kawy  i  pomyślała,  że  miał 

szczęście,  bo  ona  przez  całą  noc  przewracała  się  z  boku  na  bok,  nie  mogąc  zasnąć.  Krótkie 

drzemki  wypełnione  były  rojeniami  o  Gregu.  Oczywiście  sny  Fiony  niewiele  miały 

wspólnego z rzeczywistością, ale nie ulegało wątpliwości, że ten mężczyzna wzbudza w niej 

niepożądane uczucia. 

- Dobrze spałaś? - zapytał z troską. 

Pewnie zauważył cienie pod jej oczami. Rzuciła mu krótkie spojrzenie. 

- Znakomicie. - Postawiła przed Gregiem talerz z jedzeniem i znów odwróciła się do 

zlewu, żeby pozmywać naczynia. 

- Nie będziesz jadła? 

-  Jestem  już  po  śniadaniu.  -  Nadal  stała  tyłem  do  niego.  -  Powinnam  być  w  mieście 

wczesnym rankiem i nie wiem, kiedy wrócę. 

- Muszę cię o coś poprosić przed wyjściem. 

Fiona  zamknęła  na  chwilę  oczy,  stłumiła  westchnienie,  starannie  wytarła  ręce  i 

wreszcie odwróciła się, by spojrzeć na Grega. 

Srebrzystoszary sweter robiony grubym ściegiem idealnie podkreślał kolor jego oczu. 

Zresztą Greg nie potrzebował niczego, by zwracać na siebie uwagę. 

- Tak? 

-  Doszedłem  do  wniosku,  że  zamiast  przekopywać  się  przez  te  wszystkie  akta, 

background image

powinienem najpierw porozmawiać z twoją ciotką. A może ma jakieś informacje o Moirze i 

Douglasie? A jeśli zna odpowiedzi na moje pytania? - Sięgnął po widelec i zaczął jeść. 

Fiona  doszła  do  wniosku,  że  Greg  ma  rację.  Problem  w  tym,  jak  nakłonić  ciotkę 

Minnie do współpracy. Od wielu lat rzadko wychodziła z domu, ograniczała się do kontaktów 

z ludźmi, których dobrze zna, prawie obsesyjnie nie ufała obcym. Wizyta Grega z pewnością 

wprowadzi zamęt w jej poukładane życie. 

Ale  wyjedzie  stąd  na  dzień  lub  dwa,  co  da  Fionie  trochę  oddechu  i  pozwoli  zebrać 

myśli. 

- Co o tym sądzisz? - nalegał. Skrzyżowała ramiona na piersi i oparła się o blat. 

- Jeśli twoja klientka urodziła się w Craigmor, to ciotka Minnie z pewnością wie, kim 

byli  jej  rodzice,  bo  zna  wszystkich  w  okolicy.  Problem  w  tym,  jak  ją  przekonać,  by 

współpracowała z tobą. 

Greg kiwnął głową. 

-  Wiem.  Spotkałem  się  już  z  tą  niechęcią  do  rozmowy,  prowadząc  poszukiwania  w 

Craigmor. Wy, Szkoci, jesteście bardzo nieufni. 

Fiona zachichotała. 

-  Zapewniam  cię,  że  w  porównaniu  z  ciotką  Minnie  ludzie  z  miasteczka  są  wręcz 

wylewni. Powierzono jej wiele sekretów, bo jest wyjątkowo dyskretna. Być może coś wie w 

tej  sprawie,  ale  to  jeszcze  nic  nie  znaczy.  Jeśli  tata,  Calvin  czy  ktokolwiek  inny  prosił  ją  o 

zachowanie tajemnicy, mimo upływu dwudziestu pięciu lat będzie milczała jak grób. 

- Może zgodzi się ze mną porozmawiać, gdybyś i ty była obecna? 

- Ja? - Fiona miała wrażenie, że tonie. 

- Tak. Proszę, przedstaw mnie jej, jak to obiecałaś, gdy po raz pierwszy wspomniałaś 

o ciotce. Jeśli zapewnisz ją, że jestem całkiem nieszkodliwy, może zgodzi się mi pomóc. 

Fiona zapomniała już o swojej propozycji. Gdzie miała głowę?! 

- Raczej nie mogę z tobą pojechać - odparła po 

chwili namysłu. - Mam mnóstwo pracy, a poza tym... - Urwała, wzięła talerz Grega i 

wstawiła do zlewu. 

- Coś mi się zdaje, że wstałaś dziś lewą nogą. Dlaczego zmieniłaś zdanie? Co ci się nie 

podoba w mojej propozycji? 

Fiona  czuła  się  jak  skazaniec,  ale  starała  się  trzymać  fason,  by  nie  dać  Gregowi 

satysfakcji. 

-  Poza  tym  mój  wyjazd  nie  jest  konieczny.  Wystarczy,  że  zatelefonuję  do  ciotki  i 

opowiem o tobie, a ona przyjmie cię jak znajomego. Przynajmniej powinna tak zrobić. 

background image

- Nie przepadasz za nią? 

- Uwielbiam ją! 

- Więc o co chodzi? 

Naprawdę tego nie rozumiał? Czyżby nie domyślił się, że nie chce spędzić z nim kilku 

godzin w ciasnym samochodzie? Że panicznie się tego boi? 

Cóż, pewnie dla męskiej głowy jest to zbyt subtelna - sprawa. Jak trzeba coś załatwić, 

to wskakuje się do auta, jedzie, gdzie należy pojechać, robi to, co trzeba zrobić, i tyle. 

To  wcale  nie  było  wszystko.  Niestety,  nie  mogła  mu  tego  powiedzieć,  musiała 

natomiast  znaleźć  wymówkę.  Ale  jaką?  Przecież  Greg  na  pewno  już  się  zorientował,  że  co 

jakiś czas zostawała w domu i mieszkańcy Glen Caim doskonale sobie bez niej radzili. 

Musi  więc  wymyślić  jakiegoś  obłożnie  chorego  pacjenta,  którego  nie  może  zostawić 

choćby na pół dnia. 

Gdy się odwróciła, napotkała badawcze spojrzenie Grega. 

- Po prostu zaskoczyła mnie twoja propozycja. Jeżeli naprawdę sądzisz, że mogłabym 

ci pomóc, to oczywiście pojadę z tobą. 

- Dobrze. - Greg wstał. Fiona miała nadzieję, że nie zamierza podejść bliżej. Na razie 

dzieliła ich szerokość stołu. Jednak po wczorajszych doświadczeniach nie była pewna, kogo 

tak naprawdę ten mebel chroni. - Kiedy możesz wyjechać? 

- Po południu. Muszę odwiedzić kilka osób. 

- W porządku. Do twojego powrotu zajmę się dokumentacją. Kto wie, może znajdę to, 

czego szukam, i nie będę musiał odrywać cię od obowiązków. 

Czyżby  z  niej  drwił?  Fiona  przyjrzała  mu  się  podejrzliwie,  ale  dostrzegła  w  jego 

oczach  całkowity  spokój.  Wcale  nie  zaniepokoił  się  tym,  że  spędzą  razem  kilka  godzin  w 

ciasnym  aucie.  Natomiast  ona  najchętniej  uciekłaby  na  antypody,  byle  tylko  do  tego  nie 

dopuścić. 

- Muszę iść - rzuciła pospiesznie. - Wrócę najszybciej, jak się da. W miarę możności 

unikam jeżdżenia górskimi drogami po zmroku. 

Greg wsunął ręce do tylnych kieszeni spodni i patrzył na drzwi, za którymi zniknęła. 

McTavish powęszył przy nich przez chwilę, po czym odwrócił się i spojrzał na niego. 

- Ciekawe, czym jej podpadłem. Masz jakiś pomysł? 

Pies zamerdał ogonem i podszedł. Greg podrapał go za uszami. 

-  Przyniosę  parę  pudeł.  Kto  wie,  może  coś  znajdę  i  twoja  pani  jeszcze  dzisiaj  będzie 

mnie miała z głowy? Zdaje się, że to by ją bardzo ucieszyło. 

Po  kilku  godzinach  Greg  zrobił  sobie  przerwę  w  pracy  i  zaparzył  kawę.  Spojrzał  na 

background image

zegarek. Tina pewnie wróciła już ze szkoły. 

Zadzwonił, by opowiedzieć córce i Helen o swoich planach na najbliższy okres. 

-  Jeśli  w  Craigmor  nie  zdobędę  istotnych  informacji,  wracam  do  domu  -  obiecał 

teściowej.  -  Sprawdziłem  już  wszystkie  ślady.  Założę  się,  że  ludzie  w  wiosce  coś  wiedzą  i 

mogliby pomóc, ale nikt nie chce ze mną rozmawiać. Mam nadzieję, że Fiona zdoła nakłonić 

ciotkę do współpracy. 

- Kim jest Fiona? 

- Moja gospodyni. Chyba już ci o niej mówiłem. To córka lekarza, który dwadzieścia 

pięć lat temu odebrał trojaczki. 

- Lubisz ją? 

- Sam nie wiem. Jest inna od wszystkich znanych mi kobiet. 

- To znaczy, że nie jest podobna do Jill. Greg milczał przez chwilę. 

- Masz rację. Bardziej nie mogłyby się różnić. 

- Ile ma lat? 

- Co ty wyprawiasz, Helen? - Roześmiał się. - Co to ma do rzeczy? 

- Po prostu jestem ciekawa. 

- Dwadzieścia pięć, ale nie wygląda na tyle. 

- Nie wiedziałam, że u niej mieszkasz. 

- Tylko błagam, nie wyciągaj z tego żadnych wniosków, dobrze? 

Helen zachichotała. 

- Zaczynasz się bronie, Greg! Ciekawe dlaczego? 

- Słuchaj, muszę kończyć. Zadzwonię jutro, zgoda? 

- Baw się dobrze. 

Wspaniale!  Teściowa  zaczyna  się  interesować  jego  życiem  towarzyskim.  Powinna 

lepiej go znać i wiedzieć, że nie ma żadnego życia towarzyskiego. 

Przypomniał  mu  się  wczorajszy  pocałunek.  Dziwne,  że  tak  bardzo  pociągała  go 

kobieta, która w niczym nie przypominała tych, z którymi umawiał się przed ślubem z Jill. 

Powiedział  Helen  prawdę.  Nigdy  nie  spotkał  kogoś  podobnego  do  Fiony.  Może 

dlatego  wydawała  mu  się  taka  intrygująca...  taka  niezwykła...  taka  seksowna...  i  zupełnie 

niepojęta. 

Wieczorem przyznała, że bardzo ją pociąga. Podeszła, kiedy zaproponował pocałunek. 

Co się wydarzyło w nocy, że rano potraktowała go jak obcego? 

Nalał  sobie  kawy  i  wyszedł  na  dwór.  McTavish  wypadł  z  domu  i  popędził  za 

królikiem. Greg usiadł na ławeczce w ogródku i rozejrzał się dokoła. Inaczej sobie 

background image

wyobrażał  te  góry.  Były  zielone,  choć  rosło  na  nich  niewiele  drzew.  Dostrzegł  stado 

owiec, które schodziło ze wzgórza. 

Okolica  zupełnie  nie  przypominała  Queens.  Jak  Fiona  w  niczym  nie  przypominała 

innych  kobiet.  Fiona,  urocza  opiekunka,  która  przygarnęła  Grega  pod  swój  dach  i 

pielęgnowała w chorobie. Czarodziejka, magiczna istota, której jakimś cudem udało się ukryć 

przed zwykłymi śmiertelnikami delikatne skrzydełka elfa. 

Greg potrząsnął głową.  Może to górskie powietrze sprawiało, że przychodziły mu do 

głowy takie dziwaczne myśli. Zaczynał bujać w obłokach, a to zły znak. 

Dopił kawę i wrócił do domu. Gwizdnął na McTavisha, który skwapliwie przybiegł na 

wezwanie. Przynajmniej on nie stroił  fochów. Greg pomyślał ponuro, że psa o  wiele łatwiej 

zrozumieć niż kobietę. 

Fiona  wróciła  koło  południa  i  weszła  do  domu  kuchennymi  drzwiami,  żeby  jak 

najdłużej unikać Grega. Pobiegła po schodach na górę, nie sprawdzając nawet, czy siedzi we 

frontowym pokoju, czy u siebie. 

Ze względu na czekającą ich podróż Fiona starała się skracać czas wizyt u pacjentów. 

Poprosiła sąsiadkę, żeby miała oko na poważnie chorą panią Grant. W jej wieku łatwo mogło 

wywiązać się zapalenie płuc. 

Wyjęła  niewielką  torbę  i  szybko  spakowała  trochę  rzeczy  potrzebnych  na 

jednodniowy  wyjazd  do  Craigmor.  Wiedziała,  że  ciotka  będzie  nalegała,  by  zanocowała  u 

niej.  Nie  miała  natomiast  pojęcia,  jak  Minnie  przyjmie  Grega.  Mieszkała  w  dużym  domu  o 

kilku sypialniach, więc mogła ugościć ich oboje. 

Czas pokaże. 

Fiona w pierwszej chwili chciała zadzwonić do ciotki, by uprzedzić ją, że wybiera się 

do  niej  z  wizytą,  i  to  w  towarzystwie.  Jednak  byłaby  to  tylko  strata  czasu,  bo  słuchawkę 

podniosłaby  gosposia  Becky.  Ciotka  Minnie  nie  cierpiała  telefonu,  dlatego  udawała,  że  jest 

głucha  i  nie  może  rozmawiać  przez  to  dziwne  urządzenie.  W  innych  jednak  sytuacjach 

przykra dolegliwość nie występowała. 

Fiona przejrzała się w lusterku i zeszła na dół. Postawiła torbę przy schodach i weszła 

do frontowego pokoju. 

McTavish drzemał przy fotelu Grega, który obstawił się pudłami i badał metodycznie 

akta. Ależ wybrał sobie pracę! 

Mastif podniósł łeb i spojrzał na Fionę. Greg również obrzucił ją wzrokiem. 

- A, jesteś. Nie słyszałem, jak weszłaś. 

- Pomyślałam, że na lunch zrobię kanapki. Kiedy chcesz jechać? 

background image

Greg zerknął na zegarek 

- Straciłem rachubę czasu. Wyruszymy zaraz po jedzeniu. - Spojrzał na McTavisha. - 

Co z nim robisz, kiedy wyjeżdżasz? 

-  Zazwyczaj  biorę  go  ze  sobą,  ale  nie  tym  razem.  Patrick  McKay  z  wioski  obiecał 

zabrać go do siebie na farmę. McTavish lubi tam przebywać. 

- A Tygrys? 

-  Tygrys  nienawidzi  podróżować.  Zostawiam  mu  dodatkową  porcję  jedzenia.  Przez 

piwnicę  potrafi  wychodzić  z  domu  i  wracać,  kiedy  ma  taką  fantazję.  Dopóki  nie  sprowadza 

swoich kumpli, pozwalam mu na to. 

- Fiona rozejrzała się po pokoju. - Pewnie teraz jest na dworze. Pójdę zrobić kanapki. 

Greg  odchylił  się  w  fotelu  i  poklepał  McTavisha  po  łbie,  zdumiony,  że  pies  nie 

wyszedł z pokoju za swoją panią. Uśmiechnął się na myśl, że być może psisko potrzebuje od 

czasu do czasu męskiego towarzystwa. 

- I co o tym myślisz, stary? - zapytał półgłosem. 

-  Czy  twoja  pani  jest  w  trochę  lepszym  humorze?  Przecież  znasz  ją  lepiej  niż  ja.  A 

może przydałaby mi się ochrona? 

McTavish wstał z głębokim pomrukiem i dostojnym krokiem opuścił pokój. 

- Jest aż tak źle? - mruknął Greg. 

Fiona nie traciła czasu. W godzinę później siedzieli już w samochodzie. Kiedy Patrick 

McKay  przyszedł  po  McTavisha,  przyjrzał  się  Gregowi  z  nieskrywaną  ciekawością.  Greg 

miał  ochotę  coś  mu  powiedzieć,  ale  się  powstrzymał.  Podobno  w  małych  miasteczkach 

wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Ponieważ Fiona mieszkała sama, Greg uważał to za plus. 

Nie podobało mu się, że jej dom stoi tak daleko od sąsiadów. Do głównej drogi były, 

co prawda, tylko trzy kilometry, ale gdyby Fionie się coś stało, nie dałaby rady 

pokonać  tej  trasy.  A  jeśli  wierzyć  Patrickowi,  od  Glen  Cairn  dzieliło  ją  jeszcze 

następne osiem kilometrów. 

Greg  podejrzewał,  że  pomimo  całej  opiekuńczości  McTavisha,  będą  go  teraz  nękały 

nocne koszmary o mieszkającej na odludziu Fionie. 

Zapatrzona  przed  siebie,  siedziała  przy  nim  w  milczeniu.  Myślami  była  daleko  stąd. 

Nie  mogłaby  wyraźniej  okazać  Gregowi,  że  wolałaby  być  gdziekolwiek  indziej,  byle  nie  z 

nim. 

Zrozumiał. 

Ku  jego  utrapieniu  wyglądała  wyjątkowo  pociągająco  z  włosami  splecionymi  we 

francuski  warkocz.  Jill  też  czasami  tak  się  nosiła,  dopóki  nie  obcięła  włosów.  Ale  u  Jill 

background image

uczesanie było gładkie i lśniące, u Fiony natomiast miękkie, niesforne loczki wysuwały się z 

warkocza wokół uszu i na karku. 

Grega  aż  świerzbiały  palce,  żeby  wsunąć  je  w  jej  włosy.  Nie  mógł  dopuścić,  żeby 

rozpraszały go takie myśli. Owszem, ciągnęło go do niej, i to z każdym dniem bardziej. Lecz 

co z tego? Jak tylko wyjedzie ze Szkocji, wróci mu rozum. Prawda? 

- Opowiedz mi o rodzicach - poprosił, żeby przerwać milczenie. 

- Co mam o nich powiedzieć? 

- Co zechcesz. 

Fiona  usiadła  wygodniej  i  uśmiechnęła  się.  Miała  nadzieję,  że  Greg  wybrał  ten  w 

miarę bezpieczny temat, by 

pomóc jej się odprężyć i odbyć podróż w przyjemniejszej atmosferze. 

-  Najlepiej  pamiętam  ich  miłość  do  mnie.  Ciotka  Minnie  twierdzi,  że  okropnie  mnie 

rozpieszczali. Ale jeżeli byłam psuta, to nadmiarem miłości, a nie dóbr materialnych. Zawsze 

byli ze mnie dumni. Przychodzili do szkoły na  wszystkie imprezy, w których brałam udział. 

Podobno  jako  dziecko  sprawiałam  mnóstwo  kłopotów.  Tak  twierdzi  ciotka  Minnie,  bo  oni 

uważali,  że  jestem  pozbawiona  wszelkich  wad.  -  Zachichotała.  -  Jak  się  pewnie  domyślasz, 

ciotka dopilnowała, bym przestała w to wierzyć już jako mała dziewczynka. Twierdziła, że co 

wieczór padali z nóg z wyczerpania. 

- Chciałbym zobaczyć twoje zdjęcia z dzieciństwa. 

- A po co? - zdumiała się Fiona. 

- By się utwierdzić w podejrzeniach, że od urodzenia potrafiłaś chwytać ludzi za serca. 

Gdy  Fiona  zamilkła,  Greg  przestraszył  się,  że  ją  obraził.  Znowu!  Kiedy  wreszcie  się 

odezwała, demonstracyjnie zignorowała jego „podejrzenia". 

- Ciotka Minnie ma zdjęcia, jeśli naprawdę chcesz je obejrzeć. 

-  Tak,  chcę.  -  Ponieważ  Fiona  milczała,  zapytał  znowu:  -  Ciotka  Minnie  to  siostra 

ojca, tak? 

- Owszem. 

- Pewnie nigdy nie była mężatką, skoro używa nazwiska MacDonald. 

-  Była  zaręczona.  Znała  swojego  narzeczonego,  Robbiego,  od  dziecka.  Marzył  o 

lataniu. Wstąpił do RAF - u, kiedy ciotka kończyła szkołę. Zginął w katastrofie samolotowej 

na kilka tygodni przed ich ślubem. 

- Straszne! Musiała go bardzo kochać. 

- Na pewno. Kiedy byłam już na tyle duża, że zaczęłam zadawać pytania, powiedziała 

mi, że Robbie był jedynym mężczyzną na tyle odważnym, by nie bać się małżeństwa z nią. 

background image

Greg wybuchnął śmiechem. 

- Już lubię ciotkę Minnie. Nie mogę się doczekać, by ją poznać. 

-  Tylko  nie  spodziewaj  się  za  wiele.  Mam  nadzieję,  że  zachowa  się  uprzejmie,  bo 

różnie z tym bywa, ale nie sądzę, żeby udzieliła ci zbyt wielu informacji. Zdarzyłoby się jej to 

pierwszy raz w życiu 

background image

ROZDZIAŁ 8 

Droga  przez  kilka  kilometrów  biegła  wzdłuż  strumienia,  zanim  dotarła  do  Craigmor. 

Fionę  ogarnął  znajomy  smutek,  który  pojawiał  się  zawsze,  gdy  wracała  tu  po  śmierci 

rodziców.  Ciągle  wydawało  jej  się,  że  zastanie  ich  w  domu,  czekających  na  jej  przyjazd. 

Rozejrzała  się  dokoła  z  nadzieją,  że  zauważy  jakieś  zmiany,  które  zaszły  w  ciągu  ostatnich 

dwóch lat. 

Craigmor  wydawało  się  takie  samo.  Sklep  owocowo  -  -  warzywny,  rzeźnik,  poczta, 

kościół... wszystkie te miejsca wspominała jak najlepiej. 

Drgnęła, kiedy głos Grega wyrwał ją z zamyślenia. 

- Gdzie mam dalej jechać? 

- Skręć przy kościele w  kierunku jeziora. Powiem ci później, pod którym domem się 

zatrzymać. 

Zmusiła się, żeby skupić uwagę na dniu dzisiejszym. Choćby nie wiem jak chciała, nie 

zdoła zmienić przeszłości. 

Dom  był  niewidoczny  z  drogi  z  powodu  wybujałego  żywopłotu,  którego  ciotka 

Minnie nie pozwalała strzyc. 

Greg zatrzymał samochód i przyjrzał się kamiennej budowli. 

- To prawie zamek! - zawołał z podziwem. 

-  Prawie  -  odparła  z  uśmiechem.  -  Ma  ponad  czterysta  lat.  Od  pokoleń  należy  do 

MacDonaldów. 

Wysiedli i po szerokich, płaskich kamiennych stopniach podeszli pod dwuskrzydłowe 

drzwi. Fiona ujęła kołatkę i zastukała. Wewnątrz domu odezwało się echo. 

Jak  zwykle  początkowo  nikt  nie  otwierał.  Kolejny  zwyczaj  ciotki  Minnie.  Zawsze 

miała nadzieję, że przybysz da za wygraną i odejdzie. 

Kiedy  Fiona  zastukała  po  raz  trzeci,  tym  razem  tak  długo  i  głośno,  jak  tylko  mogła, 

usłyszała dobiegające zza drzwi zrzędzenie. 

Idę,  już  idę,  weź  na  wstrzymanie,  dobrze?  Poznała  głos  gospodyni,  kucharki  i 

towarzyszki  ciotki  w  jednej  osobie.  Minnie  nie  przeżyłaby  nawet  dnia  bez  Becky,  co 

przyznawała bez oporów. Becky otworzyła drzwi, spostrzegła Fionę i natychmiast porwała ją 

w ramiona. 

-  Panienka  Fiona!  Dlaczego  nie  zawiadomiłaś  nas  o  swoim  przyjeździe,  dziecinko? 

Taka jestem wzruszona! Panna Minnie wyskoczy ze skóry! 

background image

Fiona uśmiechała się od ucha do ucha. 

- Nie wątpię, Becky, ale jakoś sobie z tym poradzi. - Cofnęła się o krok. - Do moich 

występków dodaj jeszcze jeden: przywiozłam ze sobą kogoś, kto pragnie ją poznać. 

Becky  nie  zauważyła  Grega,  dopóki  Fiona  go  nie  odsłoniła.  Stał  z  rękami  w 

kieszeniach i obserwował ich powitanie. Na jego widok gospodyni przycisnęła dłoń do serca. 

-  Niemożliwe,  panienko  Fiono!  Panna  Minnie  na  pewno  dostanie  zawału.  -  Obróciła 

się  na  pięcie  i  pędem  wbiegła  do  domu,  krzycząc  wniebogłosy:  -  Panno  Minnie,  panno 

Minnie, nie uwierzy pani! Przyjechała panienka Fiona ze swoim chłopakiem. Wygląda na to, 

ż

e  doczekamy  się  wreszcie  ślubu  w  rodzinie.  Najwyższy  czas!  -  Jej  głos  stawał  się  coraz 

cichszy,  w  miarę  jak  oddalała  się  w  głąb  korytarza.  -  To  prawdziwy  przystojniak.  Zaraz  go 

pani zobaczy! 

Fiona  początkowo  słuchała  słów  Becky  z  rozbawieniem,  potem  z  osłupieniem,  a 

wreszcie z zażenowaniem. Odwróciła się, by spojrzeć na Grega. Przyglądał się jej spokojnie. 

Może  nie  słyszał  tej  paplaniny?  Boże,  spraw,  by  nie  słyszał!  Gdyby  Fiona  nie 

wpatrywała się w Grega z takim natężeniem, pewnie uszedłby jej uwagi wesoły błysk w jego 

oczach i trwający ułamek sekundy uśmieszek. 

Natychmiast stanęła w pąsach. 

- Przykro mi, Greg. 

- Nie masz za co przepraszać. To tylko nieporozumienie, które bez trudu wyjaśnimy. 

Wyprostowała ramiona. 

- Racja. Oczywiście. - Miała nadzieję, że jej głos 

wyraża  pewność.  Odwróciła  się  i  zdecydowanym  krokiem  weszła  do  domu.  Kiedy 

usłyszała za sobą odgłos zamykanych drzwi, zrozumiała, że Greg odważył się podjąć kolejne 

wyzwanie. 

Wszedł  za  nią.  Każdy  zdrowy  na  umyśle  człowiek  byłby  przekonany,  że  Greg  tak 

postąpi, ale Fiona nie rozumowała jak osoba zdrowa na umyśle. Chciała tylko dopaść ciotkę 

Minnie i wyjaśnić nieporozumienie, zanim Greg się do niej zbliży. 

Zatrzymała  się  w  drzwiach  bawialni  i  spostrzegła  wolno  zmierzającą  ku  drzwiom 

ciotkę.  Najwyraźniej  artretyzm  się  nasilił,  co  zapewne  nie  poprawiało  jej  nastroju.  Fiona  od 

początku  wiedziała,  że  ta  wyprawa  zakończy  się  klęską,  nie  spodziewała  się  jednak,  iż 

zamieni się w farsę. 

-  Fiona!  -  zawołała  ciotka.  Była  wysoką,  chudą,  zawsze  wyprostowaną  jak  trzcina 

kobietą.  Postawy  mógłby  jej  pozazdrościć  każdy  wojskowy.  Pochyliła  się,  żeby  uścisnąć 

bratanicę i krótko cmoknąć ją w policzek, po czym zmrużonymi oczami zmierzyła stojącego 

background image

za plecami Fiony Grega. - Chyba się nie znamy - stwierdziła wyniosłym tonem. Wyciągnęła 

do  niego  rękę  takim  gestem,  że  nie  było  wiadomo,  czy  powinien  ją  uścisnąć,  czy  też 

pocałować. 

Fiona niemal jęknęła. Greg z miejsca został poddany próbie. 

- Ciociu Minnie - zawołała pospiesznie - chciałabym ci przedstawić... 

-  Nie  wyręczaj  go,  niech  mówi  za  siebie!  -  przerwała  jej  stanowczo  ciotka,  dla 

większego efektu stukając laską o podłogę. 

Greg  ujął  wyciągniętą  na  powitanie  dłoń  i  z  wdziękiem,  który  zaskoczył  Fionę, 

leciutko uniósł do góry i musnął wargami. 

-  Nazywam  się  Gregory  Dumas,  panno  MacDonald.  Jestem  zaszczycony,  że  mogę 

poznać panią. 

Minnie cofnęła dłoń jak oparzona. 

- Jest pan Amerykaninem! Do czego to dochodzi?! - Odwróciła się w stronę Fiony. - 

Nie  dość,  że  się  wyniosłaś  do  tej  zapadłej  dziury,  to  chcesz  jeszcze,  żebym  zgodziła  się  na 

twój wyjazd za ocean?! Nigdy tego nie zaakceptuję! Słyszysz? 

-  Ciociu!  -  Serce  Fiony  waliło  tak  mocno,  jakby  miała  dostać  wylewu.  -  Nic  nie 

rozumiesz. Ja... 

-  Oczywiście,  że  rozumiem!  Nie  jestem  idiotką  ani  naiwną  babą,  której  bez  trudu 

można zamącić w głowie. Wiem, dlaczego tak zgłupiałaś na punkcie tego jankesa. Dziw, że w 

ogóle  cię  znalazł,  bo  zaszyłaś  się  na  kompletnym  odludziu.  Ale  jest  cudzoziemcem!  I  to 

Amerykaninem!  -  krzyknęła  ze  zgrozą.  -  Jak  coś  podobnego  mogło  ci  przyjść  do  głowy, 

Fiono! 

Głośny  śmiech  Grega  odbił  się  echem  od  ścian  pokoju.  Fiona  patrzyła  na  niego  ze 

zdumieniem. Minnie również. 

Chciał  coś  powiedzieć,  ale  gdy  spojrzał  na  kompletnie  oszołomione  panie,  znów  się 

roześmiał.  Wyraźnie  starał  się  odzyskać  panowanie  nad  sobą.  Nawet  zaczął  coś  mówić,  ale 

rozbawienie okazało się silniejsze. 

- Co się stało temu jankesowi? - zwróciła się Minnie do bratanicy. - Jest pijany? 

Kompletnie  zbita  z  pantałyku  Fiona  bezradnym  gestem  rozłożyła  ręce,  co  z 

niewiadomych względów jeszcze bardziej rozśmieszyło Grega. 

-  Przepraszam  -  wyjąkał  w  końcu,  z  trudem  łapiąc  oddech.  Wyjął  z  tylnej  kieszeni 

spodni  chusteczkę  i  otarł  oczy  i  twarz.  -  Nie  chciałem  być  niegrzeczny.  Ja  po  prostu...  - 

Urwał,  żeby  powstrzymać  chichot.  -  Po  prostu  miałem  wrażenie,  że  trafiłem  w  sam  środek 

farsy i zapomniałem roli. 

background image

Fionę ogarnęło zdumienie, że i jemu sytuacja kojarzyła się z farsą. 

- Pomyślałam to samo. - Uśmiechnęła się do Grega. 

- Domagam się stanowczo, żebyście mi wyjaśnili, co się tutaj dzieje - zażądała Minnie 

tonem królowej, która rozkazuje, by kat ściął skazańcowi głowę. 

Zanim Fiona zdążyła wyjaśnić, weszła Becky. 

- Podano do stołu - zaanonsowała niczym królewska ochmistrzyni. 

Fiona zauważyła, że Greg zacisnął zęby i wbił wzrok w sufit, jakby bał się napotkać 

jej spojrzenie. 

-  W  takim  razie  chodźmy  -  powiedziała  Minnie.  -  W  czasie  obiadu  łaskawie  mi 

wyjaśnisz,  w  jaki  sposób  poznałaś  i  kiedy  zamierzasz  poślubić  tego  młodego  człowieka.  - 

Spojrzała  surowo  na  Grega.  -  Ostrzegam  pana,  panie  Dumas.  Być  może  nie  jest  pan 

łapserdakiem, być może jest pan dobrym kandydatem do ręki 

mojej  bratanicy.  Nawet  wśród  jankesów  zdarzają  się  porządni  ludzie.  Ale  w  żadnym 

wypadku  nie  uda  się  panu  wywieźć  stąd  Fiony.  Tutaj  jest  jej  dom  i  życzę  sobie,  by  tutaj 

upłynęło jej życie. 

Greg natychmiast popatrzył na własne buty i kiwnął głową z całą pokorą, na jaką tylko 

mógł się zdobyć, zważywszy, że rozpaczliwie starał się nie roześmiać. 

-  Ciociu...  -  zaczęła  Fiona  zdławionym  głosem,  ale  Minnie  przerwała  jej,  unosząc  w 

górę dłoń. 

-  Nie  teraz,  moja  droga.  Porozmawiamy  podczas  obiadu.  -  Zmierzyła  wzrokiem 

Grega. - Może mnie pan poprowadzić do stołu, młody człowieku. 

Greg,  ku  zaskoczeniu  Fiony,  natychmiast  podał  ramię  Minnie.  Ciotka  wsparła  się  na 

nim  i z  wysoko  uniesioną  głową  ruszyła  dostojnym  krokiem  do  jadalni,  w  której  mogło  bez 

trudu  zasiąść  czterdziestu  biesiadników.  Przy  końcu  stołu  Becky  położyła  trzy  nakrycia,  u 

szczytu dla Minnie, a dla Fiony i Grega po obu jej stronach. 

Fiona bała się spojrzeć Gregowi w oczy. 

Kiedy pomógł Minnie usiąść, poprosiła go, by odmówił modlitwę. 

Kolejna  próba.  Fiona  miała  szczerą  ochotę  nawymyślać  ciotce.  Jednak  zamiast  tego 

pochyliła  głowę  i  zmówiła  w  duchu  własną  modlitwę,  chociaż  miała  poważne  wątpliwości, 

czy Bóg spełni jej prośbę. Chodziło o to, by przeniósł ją do jej spokojnego domku, i to zanim 

na jego progu pojawił się Greg. 

On  tymczasem  zmówił  modlitwę  z  taką  swobodą,  jakby  robił  to  codziennie.  Fiona 

zauważyła pełen aprobaty uśmiech Minnie. 

Jak  dotąd  Gregowi  udało  się  pomyślnie  przejść  wszystkie  próby,  ale  Fiona  nie  miała 

background image

nadziei,  by  zdołał  wytrzymać  ataki  ciotki  przez  cały  wieczór.  Zaczęła  łamać  sobie  głowę, 

gdzie spędzą noc, gdyby musieli opuścić ten dom zaraz po obiedzie. 

Jedzenie  było  znakomite,  czego  Fiona  nie  omieszkała  powiedzieć  Becky,  kiedy 

przyszła zabrać talerze i podać deser. Wydawać by się mogło, że gosposia była przygotowana 

na przybycie gości. Fiona zachodziła w głowę, jak to możliwe. 

-  Powiedz  mi  teraz,  młody  człowieku,  jak  poznałeś  Fionę  -  zażądała  ciotka  podczas 

deseru. 

Fiona postanowiła wreszcie wyjaśnić sprawę. 

- Obawiam się, ciociu, że nie rozu... 

-  Nonsens!  -  przerwała  jej  gwałtownie  Minnie.  -  Doskonale  rozumiem.  Spojrzał  na 

ciebie i natychmiast się zakochał, co dobrze o nim świadczy. Jak widać, umie docenić to, co 

wartościowe. Pozwól mu samemu mówić, Fiono. My porozmawiamy sobie później. 

Fiona ukryła twarz w dłoniach i zamknęła oczy. 

W  głosie  Grega  dźwięczało  rozbawienie,  ale  przynajmniej  nie  dostał  znowu  ataku 

ś

miechu. Fiona żałowała, że nie umie spojrzeć na to wszystko z humorem, zamiast skręcać się 

z zażenowania. 

- Przyjechałem do Szkocji, żeby odszukać świadectwo urodzenia mojej klientki, która 

niedawno  dowiedziała  się,  że  dwadzieścia  pięć  lat  temu  została  adoptowana  w  Edynburgu. 

Poszukiwania zaprowadziły mnie do Fiony. 

- W jaki sposób Fiona mogłaby panu pomóc? - zapytała Minnie ze zniecierpliwieniem. 

-  Powiedziano  mi,  że  dodatkowych  informacji  o  adopcji  mógłby  mi  udzielić  doktor 

MacDonald.  Dowiedziałem  się,  że  zmarł,  więc  odszukałem  jego  córkę  w  nadziei,  że 

przechowuje  dokumentację  doktora  zawierającą  informacje  o  tej  adopcji.  Kilka  dni  temu 

wybrałem  się  więc  do  Fiony,  zabłądziłem  w  górach  i  dostałem  gorączki.  Przyjęła  mnie  pod 

swój  dach,  potraktowała  tajemniczymi  naparami  o  potężnej  mocy,  a  kiedy  wydobrzałem, 

pozwoliła przejrzeć ojcowskie archiwum. 

- Jak mogłaś dopuścić do czegoś podobnego? - Minnie ostro spojrzała na Fionę. 

Zaciekawiona  do  granic  możliwości,  Becky  tkwiła  w  progu.  Fiona  zastanawiała  się, 

jak długo stała tam niezauważona i podsłuchiwała. 

- Nie widziałam powodu, aby mu zabronić. - Fiona wytrzymała miażdżące spojrzenie 

ciotki. 

-  To  archiwum  zawiera  prywatne  informacje  objęte  lekarską  tajemnicą,  Fiono. 

Powinno zostać zniszczone po śmierci twojego ojca. 

- Możliwe, ale nie zostało zniszczone, więc Greg mógł rzucić na nie okiem w czasie 

background image

rekonwalescencji. 

- Czy on mieszka w twoim domu?! - Do Minnie dopiero teraz dotarł ten skandaliczny 

fakt. 

- Był chory, ciociu. Postanowiłam opiekować się nim we własnym domu. 

-  Uwiodłeś  ją,  łajdaku!  -  Minnie  spojrzała  na  Grega  z  pełną  nienawiści  odrazą.  -  Ty 

potworze! Archiwum Jamiego to był tylko pretekst, Podły, podstępny, prostacki jankes! 

- Ciociu Minnie! Jak możesz tak mówić?! Greg jest dżentelmenem! 

-  Nie,  panno  MacDonald,  nie  uwiodłem  pani  bratanicy  -  oświadczył  Greg  bez  śladu 

rozbawienia.  -  Wbrew  temu,  co  pani  sądzi,  jestem  człowiekiem  honoru.  Nie  wykorzystuję 

ludzi, a już z całą pewnością nie dybię na cnotę niewieścią. Pani oskarżenie obraża nie tylko 

mnie, ale i pani bratanicę. - Odsunął się z krzesłem od stołu. - Proszę też nie naigrawać się z 

mojego narodu. - Wstał. - Panie wybaczą - dodał i wyszedł z pokoju. 

Minnie i Fiona siedziały bez ruchu i wsłuchiwały się w jego kroki, a potem w odgłos 

zamykanych drzwi wejściowych. 

Zapadła cisza. 

-  Jak  sądzisz,  dokąd  poszedł?  -  zapytała  Minnie.  Fiona  wpatrywała  się  w  swoje 

złożone na kolanach 

dłonie. Nie podniosła wzroku nawet po pytaniu ciotki. Potrząsnęła tylko głową. 

Becky wśliznęła się po cichu do pokoju, niosąc tacę z kawą. 

-  Dziękuję,  moja  droga  -  powiedziała  Minnie.  -  Wypijemy  kawę  w  bibliotece. 

Napaliłaś w kominku, prawda? 

- Tak, panno Minnie. 

Ciotka wstała i rozejrzała się dokoła, jakby nie była  pewna, co teraz robić. Spojrzała 

na Fionę, która również wstała od stołu. 

- Uraziłam go. 

- Tak. 

- To jeden z minusów podeszłego wieku. Mówię, co mi ślina na język przyniesie. Nie 

chciałam go obrazić. 

Fiona podsunęła ciotce ramię i ruszyły za Becky do biblioteki. 

-  A  co  chciałaś  osiągnąć?  -  zapytała  Fiona,  usadziwszy  ciotkę  w  fotelu.  -  Gdy  tylko 

stanęliśmy w drzwiach,  zaczęłaś go przesłuchiwać, jakbyś podejrzewała, że zamierza ukraść 

srebra.  Nigdy  nie  widziałam,  żebyś  była  wobec  kogoś  tak  niegrzeczna,  ciociu.  Popędliwa  i 

niecierpliwa bywałaś często, ale nie grubiańska. 

Minnie skrzywiła się. 

background image

-  Wiem.  Zachowałam  się  w  sposób  niewybaczalny?  Chciałam  cię  chronić.  Nie 

zastanawiałam  się,  jak  moje  słowa  mogą  zabrzmieć.  Oskarżyłam  go,  że  cię  podstęp  -  nie 

uwiódł,  naigrawałam  się  z  jego  pochodzenia...  A  przecież  to  bardzo  miły  młody  człowiek. 

Rozumiem, dlaczego się w nim zakochałaś. 

- To nie tak, ciociu Minnie. Od przyjazdu próbuję ci wyjaśnić, że Becky się pomyliła. 

Greg  wcale  nie  jest  moim  chłopakiem.  Przyjechał  tu  tylko  po  to,  by  załatwić  sprawę. 

Zaoferowałam  mu  gościnę.  Niedługo  wraca  do  domu,  niezależnie  od  tego,  czy  zdobędzie 

informacje, po 

które  przyjechał,  czy  też  nie.  Pomyślałam,  że  może  ty  mogłabyś  mu  pomóc,  bo  tak 

dużo  wiesz.  Gdybym  przypuszczała,  że  nasza  wizyta  spowoduje  tak  gigantyczne 

nieporozumienie,  wcale  bym  go  tu  nie  przywiozła.  Nie  jesteśmy  w  żaden  sposób  związani 

uczuciowo. Chcę to wyraźnie podkreślić. 

Minnie ostrożnie odstawiła filiżankę na stolik. 

-  Nie  ma  powodu,  żebyś  mnie  okłamywała,  moja  droga.  Wiem,  co  to  znaczy  kochać 

mężczyznę. 

-  Ciociu,  w  ogóle  mnie  nie  słuchasz.  Nie  jestem  związana  uczuciowo  z  Gregiem 

Dumasem! 

Minnie przez dłuższą chwilę wpatrywała się w twarz bratanicy. 

- Rozumiem. - Kiwnęła głową z przekonaniem. - Teraz rozumiem. 

- O czym ty mówisz? - Fiona była coraz bardziej rozdrażniona. 

-  Nie  uświadomiłaś  sobie  jeszcze,  że  go  pokochałaś.  I  nie  ma  w  tym  nic  dziwnego, 

naprawdę. Nigdy nie spędzałaś zbyt wiele czasu  z młodymi ludźmi. Byłam pewna, że kiedy 

się wreszcie zakochasz, to bez pamięci. 

Fiona zaczęła się zastanawiać, czy ciotka już wpadła w starczą demencję. Na pierwszy 

rzut oka wydawało się, że nie, ale jej ostatnie słowa... 

Gdyby częściej tu przyjeżdżała, już dawno zauważyłaby, że coś jest nie tak. Ogarnęło 

ją poczucie winy. 

Wzięła ciotkę za rękę. 

-  Jesteś  zmęczona,  ciociu  -  powiedziała  miękko.  -  Zbyt  długo  trzymaliśmy  cię  na 

nogach. Może jutro będziesz bardziej sobą. Minnie wstała. 

-  Moja  panno,  nie  mów  do  mnie  jak  do  osoby  nienormalnej  tylko  dlatego,  że  nie 

zdołałaś  dostrzec  własnego  szaleństwa.  Albo,  nawet  jeśli  je  dostrzegłaś,  to  starasz  się  o  tym 

zapomnieć. A może poprawi ci humor informacja, że pan Dumas również za tobą szaleje? 

- To nieprawda. Niewiele o nim wiem, dowiedziałam się jednak, że stracił żonę. Nadal 

background image

ją opłakuje, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. 

-  Pewnie  opłakiwał,  ale  potem  przyjechał  do  Szkocji...  -  Minnie  pokiwała  głową.  - 

Wstrząsnęłaś nim, uświadomiłaś mu, że wciąż jeszcze żyje. 

-  Greg  ma  małą  córeczkę  -  obstawała  przy  swoim  Fiona.  -  Nie  wiem,  w  jakim  jest 

wieku. 

-  Jeśli  wszystko  się  między  wami  ułoży,  rozpoczniesz  życie  małżeńskie  z  gotową 

rodziną. 

Fiona  zerwała  się  z  fotela.  Miała  ochotę  rwać  włosy  z  głowy.  Zaczęła  krążyć  po 

pokoju, przesuwając niewidzącym wzrokiem wzdłuż rzędów książek. 

-  Dlaczego  nie  mogę  cię  przekonać,  że  wcale  nie  jesteśmy  w  sobie  zakochani  i  nie 

zamierzamy się pobrać? To idiotyczny pomysł! 

- Rozumiem twoją frustrację, Fiono - oświadczyła ciotka z rozbawieniem. - Mam ten 

sam problem, to znaczy mówię, a ty nie przyjmujesz moich słów do wiadomości. Pogódź się 

wreszcie z tym, że coś ważnego dzieje się między wami. Nie tłamś, nie odpychaj tego, co jest 

tak ważne i piękne. Obserwowałam was i szybko zobaczyłam, co i tak wprost bije po oczach. 

Kiedy  jesteście  razem,  wytwarza  się  napięcie,  które  wystarczyłoby  do  oświetlenia  całego 

domu. Widziałam to i czułam, a ty możesz sobie zaprzeczać do woli. 

Fiona  obróciła  się  na  pięcie.  Ciotka  obserwowała  ją,  a  wyglądała  przy  tym  na  osobę 

zrównoważoną i całkowicie zdrową na umyśle. Serce  Fiony zabiło mocniej, miała kłopoty z 

oddychaniem. Minnie pokiwała głową z wszechwiedzącą miną. 

-  Również  Becky,  jak  tylko  was  zobaczyła,  natychmiast  to  zrozumiała.  Nie 

próbowałaś  nawet  tego  ukryć.  Wręcz  promieniałaś  miłością  do  Grega.  To  widać,  ilekroć  na 

niego  spojrzysz,  ilekroć  słyszysz  jego  głos.  Musiałaś  na  pewno  mieć  jakieś  podejrzenia...  - 

Spojrzała na Fionę i zamilkła z przerażeniem. - Przykro mi, że uświadomienie sobie tego jest 

dla ciebie tak bolesne, kochanie. 

Fiona wróciła na fotel. Po jej policzkach spływały łzy. 

- Nie wiedziałam - szepnęła. 

- Albo nie chciałaś wiedzieć. 

- On wraca do Nowego Jorku. Może nawet już wyjechał, ciociu. 

Minnie potrząsnęła głową. 

-  Nie,  moja  droga.  On  tu  wróci.  Wyszedł,  żeby  nie  być  nieuprzejmym  wobec  starej 

kobiety, która wtyka nos w nie swoje sprawy. Nie zostawi cię tutaj. Zobaczysz. Wróci, kiedy 

się uspokoi. - Minnie pochyliła się do przodu. - Jeżeli miałam jakieś wątpliwości co do jego 

uczuć,  to  zostały  rozwiane  w  chwili,  gdy  stanął  w  twojej  obronie.  -  Pocieszającym  gestem 

background image

dotknęła dłoni Fiony. 

-  Przed  wami  jeszcze  trudna  droga,  ale  jestem  święcie  przekonana,  że  prawdziwa 

miłość  zwycięży.  Zawsze  przecież  zwycięża,  czyż  nie?  -  Nalała  Fionie  kolejną  filiżankę 

kawy.  -  Napij  się  jeszcze  kawy  przed  pójściem  do  łóżka.  Poczekam  tu  na  pana  Dumasa. 

Jestem mu winna przeprosiny. Nie zasnę, dopóki tego nie zrobię. 

- A skąd twoja pewność, że wróci? 

- A dokąd miałby pójść? - Ciotka uśmiechnęła się. 

-  Powiedziałaś,  że  przyjechał,  żeby  ze  mną  porozmawiać,  prawda?  W  dodatku  musi 

cię odwieźć do domu. Prędzej czy później wróci. Jestem przekonana, że prędzej. 

- A jeśli się mylisz? 

-  To  nie  pierwszy  raz  prześpię  noc  w  tym  fotelu  przy  wspaniałym,  ciepłym  ogniu.  I 

pewnie nie ostatni. 

Fiona  nie  wiedziała,  co  robić.  Była  wyczerpana  napięciem,  które  jej  nie  opuszczało 

przez ostatnie godziny... a raczej dni. 

- W takim razie idę na górę. Gdzie mam spać? 

- Oczywiście w swoim pokoju. Porozmawiamy rano. Spokojnych snów, moja droga. 

Minnie  ze  ściśniętym  sercem  obserwowała  opuszczającą  pokój  bratanicę.  Człowiek, 

który  twierdził,  że  miłość  jest  cudownym  uczuciem,  był  idiotą.  Miłość  niosła  ze  sobą 

cierpienie, szczególnie nieodwzajemniona. 

A  Fiona  i  Greg  jeszcze  nie  rozumieli,  co  dzieje  się  w  ich  sercach,  i  wzajemnie  się 

ranili,  odtrącając  uczucie.  Sytuacja  mogłaby  wydawać  się  komiczna,  gdyby  nie  była  tak 

poważna.  Minnie  nigdy  nawet  przez  myśl  nic  przeszło,  że  Fiona  mogłaby  opuścić  Szkocję, 

Bratanica  była  jej  jedyną  krewną...  jedyną  spadkobierczynią.  ()dziedziczy  po  niej  ten  dom  i 

wszystko, co w nim jest. A pieniądze z ubezpieczenia rodziców, które już otrzymała, mogły 

zaspokoić jej potrzeby do końca życia. 

Minnie odchyliła głowę na oparcie fotela i z westchnieniem zamknęła oczy. 

- Ach, Robbie, tak bym chciała, żebyś był przy mnie i poradził, jak przez to wszystko 

przebrnąć.  Byłeś  taki  mądry  i  rozsądny.  Czy  dożyję  dnia,  kiedy  obudzę  się  rano  wolna  od 

tęsknoty i zasnę bez marzeń o tobie? 

Z  drzemki  wyrwał  ją  odgłos  kół  samochodu  na  podjeździe.  Natychmiast 

oprzytomniała.  Wstała  z  fotela  i  najszybciej  jak  mogła  ruszyła  do  drzwi,  żeby  otworzyć 

Gregowi,  zanim  zdąży  zapukać.  Nie  było  sensu  zakłócać  wypoczynku  dwu  pozostałym 

mieszkankom domu o tak późnej porze. 

Otworzyła  drzwi  w  chwili,  gdy  Greg  stanął  na  najwyższym  stopniu  schodów. 

background image

Zatrzymał się na skraju podestu i spojrzał na Minnie. 

-  Jestem  panu  winna  przeprosiny,  panie  Dumas  -  powiedziała  pospiesznie.  -  Proszę 

wejść do środka, żebym nie przypłaciła tych przeprosin przeziębieniem. 

Nie była pewna, czy posłucha jej prośby. 

- Przyjechałem po Fionę. 

-  Tak,  wiem.  Była  bardzo  zmęczona,  więc  posłałam  ją  wcześnie  do  łóżka.  Proszę 

wejść. 

Cofnęła  się,  żeby  go  wpuścić  do  środka.  Poczuła  lekki  zapach  piwa.  Cóż,  pub  był 

jedynym miejscem, w którym Greg mógł się schronić. Pewnie jeden czy dwa kufle pozwoliły 

mu opanować gniew. 

Poprowadziła  go  do  biblioteki.  Becky  przed  pójściem  spać  podsyciła  ogień  w 

kominku, ale teraz został już tylko żar. Greg bez pytania przyklęknął przy palenisku i dołożył 

drewna. 

- Zostało jeszcze trochę kawy. Niestety, całkiem wystygła. 

- Nieważne. - Podniósł się z klęczek. 

Minnie  usiadła  w  fotelu  i  wskazała  mu  gestem  drugi,  który  poprzednio  zajmowała 

Fiona. 

- Zazwyczaj nie gadam wszystkiego, co mi ślina na język przyniesie, jak to zrobiłam 

dzisiaj.  Przykro  mi,  że  zachowałam  się  tak  bardzo  niegrzecznie,  i  serdecznie  za  to 

przepraszam.  Becky  przygotowała  dla  pana  pokój.  Trzeba  wejść  na  piętro  i  skręcić  w  lewo. 

Drugie drzwi po prawej stronie. Mam nadzieję, że będzie panu wygodnie. 

Greg pochylił się do przodu. 

-  Obawiam  się,  że  zaoferowała  mi  pani  gościnę  pod  swoim  dachem  na  skutek 

nieporozumienia,  panno  Mac  -  Donald.  Fiona  i  ja  nie  jesteśmy  parą.  Nie  zamierzamy  się 

pobrać. Przyjechałem tutaj w określonej sprawie. To wszystko, niech mi pani wierzy. 

- Wiem. Fiona wyjaśniła mi to po pana wyjściu. 

- Proszę mi wybaczyć, że zachowałem się niegrzecznie, wychodząc w trakcie obiadu, 

ale... - Greg urwał, wyraźnie szukając słów. 

- Nie chciał pan wchodzić w spór z trzęsącą się starą idiotką, więc uznał pan, że lepiej 

się na pewien czas wycofać. - Uśmiechnęła się. - Tak, rozumiem. 

Spojrzał na nią zaskoczony. 

- Coś w tym rodzaju - przyznał z ociąganiem. Minnie rozsiadła się wygodnie w fotelu. 

-  Niech  mi  pan  powie,  młody  człowieku,  w  jaki  sposób  mogłabym  panu  pomóc  w 

poszukiwaniach. 

background image

- Proszę mi podać nazwisko pary małżeńskiej noszącej imiona Moira i Douglas. Pani 

brat odebrał jesienią siedemdziesiątego ósmego roku trojaczki urodzone przez Moirę. Muszę 

poznać nazwisko matki tych dziewczynek. 

- Niestety, nie mogę panu pomóc. Na pewno nie  pochodzili z Craigmor,  bo nic mi o 

nich nie wiadomo. 

Greg potarł policzek. 

-  W  ten  sposób  urywa  się  ostatni  trop.  Straciłem  mnóstwo  czasu,  uganiając  się  za 

cieniem.  -  Znany  z  wytrwałości  detektyw  zrozumiał,  że  chyba  będzie  musiał  się  poddać. 

Ostatnia, nikła nadzieja tkwiła w archiwum doktora MacDonalda. 

-  Ciekawa  jestem  -  zapytała  Minnie  po  chwili  -  co  pan  zrobi,  jeśli  nie  uda  się  panu 

zdobyć poszukiwanych informacji? 

Greg wzruszył ramionami. 

- Wrócę do domu. Przejrzę jeszcze do końca kartotekę pani brata, a poza tym nie mam 

tu już nic do roboty. 

- Szkoda, że nie znam odpowiedzi na pańskie pytania. 

-  Ja  też  żałuję.  To  dziwne,  że  narodziny  trojaczków  nie  zapisały  się  w  pamięci 

mieszkańców. 

-  Wspomniał  pan,  że  to  były  dziewczynki,  prawda?  Na  pewno  wiedziałabym,  gdyby 

jakaś kobieta urodziła trojaczki. 

- Na to właśnie liczyłem. Przeszukałem mnóstwo dokumentacji medycznej i jak dotąd 

na  nic  nie  natrafiłem.  Zaczynam  podejrzewać,  że  nie  ma  nic  do  znalezienia.  -  Greg  pocierał 

sobie skronie, jakby rozbolała go głowa. 

Minnie  obserwowała  go  przez  chwilę.  Kiedy  zaczęła  mówić,  Greg  spojrzał  na  nią, 

zaskoczony zarówno brzmieniem głosu, jak i poruszonym przez nią tematem. 

-  Fiona  mówiła,  że  ma  pan  córkę.  W  jakim  jest  wieku?  Jakim  cudem  Fiona 

dowiedziała o Tinie? - zdumiał 

się. 

-  Moja  córka?  -  Nagle  przypomniał  sobie,  że  rozmawiał  z  Tiną,  gdy  Fiona  wróciła 

wieczorem do domu. - Ma pięć lat. 

- Uroczy wiek. Pięciolatki zadają tyle pytań, są tak pełne życia. 

- To prawda. 

- Czy przed pójściem spać miałby pan ochotę obejrzeć zdjęcia Fiony z dzieciństwa? 

Zmrużył  oczy.  Czy  Fiona  wspomniała  ciotce,  że  chciał  obejrzeć  jej  fotografie?  W 

pierwszej  chwili  zamierzał  powiedzieć  Minnie,  żeby  o  tym  zapomniała,  ale  naprawdę  był 

background image

ciekaw przeszłości Fiony. Zresztą co w tym złego, że obejrzy zdjęcia, by zrobić przyjemność 

starszej pani? 

- Chętnie - powiedział po namyśle. 

- Widzi pan te albumy na trzeciej półce? Mógłby mi pan je podać? Wszystkie trzy. 

- Oczywiście. 

Zrobił, o co go poprosiła Minnie.. 

-  Myślę,  że  te  zdjęcia  mówią  same  za  siebie,  ale  gdyby  potrzebował  pan  wyjaśnień, 

chętnie służę. 

Greg  otworzył  pierwszy  album.  Ogarnęły  go  wyrzuty  sumienia,  że  ogląda  te 

fotografie, nie pytając Fiony o zgodę, ale sam był zaskoczony własną ciekawością. Miał oto 

przed  oczami  swoistą  kronikę  życia  Fiony  zapisaną  w  ulotnych  migawkach.  Widział,  jak 

jasnookie  niemowlę  zmienia  się  w  raczkującego  brzdąca,  potem  przeistacza  się  w  malutką 

dziewczynkę, w niezgrabną nastolatkę i wreszcie w filigranową panienkę. Na wielu zdjęciach 

Fionie towarzyszyła starsza wiekiem para. 

- Jak się domyślam, to jej rodzice. Minnie uśmiechnęła się. 

- To mój brat, James, i jego żona, Maggie. Fiona została adoptowana. 

- Powiedziała mi, że w rzeczywistości jest ich siostrzenicą. 

- Tak sądzi. 

- Co to znaczy? 

- Z niewiadomych przyczyn Jamie i Maggie postanowili powiedzieć Fionie, że jest z 

nimi spokrewniona. 

- A to nieprawda? 

- Maggie była jedynaczką, Jamie poza mną także nie miał rodzeństwa. 

-  Fiona  nigdy  niczego  nie  podejrzewała?  Nie  natrafiła  na  coś,  co  wzbudziłoby  jej 

wątpliwości? 

-  Nie.  Ale  ja  mam  kilka  pytań.  Odkrył  pan,  że  pańska  klientka  była  jedną  z 

trojaczków. Zna pan jej datę urodzenia? 

- Dwudziestego ósmego listopada siedemdziesiątego ósmego roku. 

- Ciekawe. Fiona urodziła się dwudziestego ósmego listopada tego samego roku. 

-  Tak.  Mówiła  mi,  że  urodziła  się  jesienią  tego  roku.  Ja...  -  Greg  urwał  i  spojrzał  na 

Minnie pytająco. - Chyba pani nie sugeruje... 

- Nie mam oczywiście pewności, ale podejrzewam, że Fiona i pańska klientka to dwie 

z  tamtych  trzech  dziewczynek.  Muszę  przyznać,  że  to  pan  podsunął  mi  tę  myśl,  mówiąc  o 

trojaczkach. Nic nie wiedziałam o ich narodzinach. 

background image

Greg zawahał się, zanim zadał Minnie pytanie. 

- Wiedziała pani o moim poprzednim pobycie w Craigmor, prawda? 

-  Oczywiście.  Nie  przypuszczałam  jednak,  że  mogłabym  udzielić  jakichkolwiek 

informacji o trojaczkach. 

- Dlaczego postanowiła pani powiedzieć mi o pochodzeniu Fiony, skoro ona nic o tym 

nie wie? 

- Waham się, czy odpowiedzieć panu na to pytanie. Bardzo dużo już dzisiaj mówiłam i 

wielu rzeczy żałuję. Nie chciałabym żałować następnych. 

- Teraz nie będę już się  tak łatwo obrażał. - Greg uśmiechnął się czarująco. W życiu 

prywatnym nie manipulował ludźmi, teraz jednak był w pracy. 

Minnie też się do niego uśmiechnęła, zaraz jednak spoważniała. 

-  W  żaden  sposób  nie  zdołam  się  dowiedzieć,  kim  byli  rodzice  Fiony.  Jeżeli  moja 

bratanica  jest  jedną  z  trzech  sióstr,  które  z  ważnych  na  pewno  powodów  zostały  tuż  po 

urodzeniu  rozdzielone,  to  moim  zdaniem  powinna  o  tym  wiedzieć.  Nie  chciałabym,  żeby 

miała pretensję do Jamiego i Maggie za bajeczkę, którą jej opowiedzieli, ale nie chciałabym 

również pozbawiać jej możliwości poznania rodziny. 

- Uchyliła pani rąbka tajemnicy, bo... ? Minnie starannie dobierała słowa. 

- Powiedziałam panu, bo zauważyłam, że Fiona zaczyna odczuwać do pana pewnego 

rodzaju  przywiązanie.  A  skoro  tak,  to  czuję  się  zobowiązana  podzielić  się  z  panem  swoimi 

skąpymi  wiadomościami  na  temat  jej  narodzin.  Pańskie  dochodzenie  może  się  okazać 

bolesnym ciosem dla Fiony. Chciałabym mieć pewność, że 

zdaje  pan  sobie  sprawę  z  wszelkich  możliwych  komplikacji.  Rozumie  pan,  o  czy 

mówię? 

- Chyba nie proponuje mi pani, żebym to ja jej powiedział? 

-  Nie,  chyba  że  zdobędzie  pan  dowód.  W  przeciwnym  razie  nie  ma  sensu  jej 

informować.  A  znając  brata,  nie  wierzę,  żeby  zostawił  jakiekolwiek  świadectwa  na  piśmie, 

skoro zadał sobie tyle trudu, by skomponować taką historyjkę. 

- Sugeruje więc pani, że niczego nie znajdę? - Greg zamyślił się na chwilę. - Niestety, 

muszę  się  z  panią  zgodzić.  Gdyby  było  coś  do  odkrycia,  już  bym  to  znalazł.  -  Westchnął.  - 

Muszę wrócić do Nowego Jorku i poinformować klientkę, co zdziałałem. 

- Ile pan ma lat, panie Dumas? 

- Trzydzieści trzy. 

- Aha... 

- O co chodzi, pani MacDonald? - Spojrzał na nią podejrzliwie. 

background image

-  Wcale  nie  jestem  tajemnicza,  panie  Dumas  -  zachichotała  Minnie.  -  Tylko 

ciekawska. 

Greg rozparł się w fotelu i zapatrzył w płomienie. Nie lubił przyznawać się do porażki, 

ale trop, którym próbował iść, po prostu zniknął. Nie było sensu się oszukiwać. Czas wrócić 

do zawodowej rutyny i czekających na niego domowych obowiązków. 

Miał  nadzieję,  że  starsza  pani  się  myli.  Nie  pragnął,  by  Fiona  się  do  niego 

przywiązała. Fizycznie bardzo go 

pociągała, ale zdawał sobie sprawę, że ich romans skończyłby się dla niej cierpieniem. 

Jill  była  pierwszą  osobą,  którą  Greg  pokochał,  i  jej  śmierć  nauczyła  go,  że  miłość 

czyni człowieka bezbronnym. Doszedł do wniosku, że lepiej korzystać z lekcji, jaką otrzymał 

od życia: jeśli człowiek nie zbliża się do innych, nie może zostać zraniony. 

Fiona  zasługiwała  na  więcej,  niż  mógł  jej  ofiarować,  Tak.  Uczciwiej  będzie  trzymać 

się na uboczu. 

background image

ROZDZIAŁ 9 

Kiedy Fiona weszła rano do jadalni, zastała Grega przy sutym śniadaniu. 

- Dzień dobry - powitał ją z uśmiechem. Becky nadeszła z kuchni. 

- Trzymam jedzenie na ogniu, panno Fiono. Panna Minnie nie zejdzie na dół. Prosiła, 

ż

eby jej przynieść śniadanie na tacy. 

- Jest chora? - zapytała przejęta Fiona. 

- Nie, panienko. Tylko zmęczona. 

-  Obawiam  się,  że  to  moja  wina  -  powiedział  cicho  Greg,  kiedy  Becky  wróciła  do 

kuchni  po  śniadanie  dla  Fiony.  -  Rozmawialiśmy  do  późnej  nocy.  Nie  powinienem 

zatrzymywać jej tak długo. 

Fiona  usiadła  na  krześle  i  spojrzała  na  Grega.  Wyglądał  na  wypoczętego  i 

rozluźnionego. 

- Natomiast tobie świetnie służą nocne rozmowy. 

- Nie tyle rozmowy, ile pogodzenie się z myślą,  że dalej już nie zdołam się posunąć. 

Nie  ma  sensu  grzebać  w  archiwum,  bo  twój  ojciec  z  całą  pewnością  nie  zostawił  żadnej 

adnotacji o trojaczkach, skoro tak skrzętnie 

ukrył  przed  światem  ich  narodziny.  Dlatego  ostatecznie  uznałem  swoją  porażkę  i  od 

razu poczułem ulgę. - Uśmiechnął się ponuro. - No i kilka piw wypitych w pubie. Dzięki nim 

się odprężyłem. 

-  Nie  byłam  pewna,  czy  w  ogóle  wrócisz,  ale  ciocia  Minnie  nie  miała  co  do  tego 

najmniejszych wątpliwości. 

- Wspaniała z niej kobieta. Jestem pod wrażeniem. 

- Naprawdę? Po tym, co ci powiedziała? 

- Stanęła w twojej obronie. Nie zna mnie, więc jest podejrzliwa. Kończąc drugie piwo, 

uznałem,  że  jej  reakcja  była  zupełnie  zrozumiała.  Nie  powinienem  tak  łatwo  się  obrażać,  a 

przyznaję, że wychodząc stąd, wprost kipiałem z wściekłości. 

Becky  postawiła  talerz  i  porcelanowy  dzbanek  herbaty  przed  Fioną,  dolała  Gregowi 

kawy i wyszła z pokoju. 

-  Rozumiem,  że  ciotka  nie  mogła  ci  pomóc,  skoro  postanowiłeś  zrezygnować  z 

dalszych poszukiwań. 

- Nigdy nie słyszała o Moirze i Douglasie, co świadczy o tym, że nie pochodzili z tej 

okolicy.  Była  zaintrygowana  informacją  o  trojaczkach,  ale  o  nich  też  nic  nie  wiedziała.  To 

background image

wszystko. Podejrzewam, że nikt z żyjących nie mógłby powiedzieć mi nic więcej. 

- Szkoda. 

- Owszem. 

- Wracasz więc do Stanów. - Fiona zmusiła się do uśmiechu. 

-  Tak.  Jeśli  nie  masz  nic  przeciwko  temu,  wyjedziemy  do  Glen  Cairn  po  śniadaniu. 

Zadzwonię na lotnisko i zabukuję bilet, a potem podjadę do twojego domu po bagaż. 

- Oczywiście. 

Fiona  nie  mogła  się  zdobyć  na  nic  więcej.  Jedli  śniadanie  w  milczeniu.  Potem 

przeprosiła Grega i poszła na górę zajrzeć do ciotki. 

Stanęła pod drzwiami i cichutko zapukała. 

- Wejdź, Fiono. Ciebie etykieta nie obowiązuje. Weszła do sypialni ciotki, która leżała 

wsparta o stertę poduszek i popijała coś z filiżanki. 

- Jak się czujesz? - Podeszła do łóżka, dotknęła czoła Minnie i z ulgą stwierdziła, że 

jest chłodne. 

W jasnym świetle poranka ciotka wyglądała na swoje osiemdziesiąt lat. Jej twarz była 

poorana  głębokimi  zmarszczkami,  ale  jasne  oczy  patrzyły  przenikliwie  jak  zawsze.  Fiona 

doszła  do  wniosku,  że  bardzo  kocha  ciotkę,  pomimo  -  a  może  właśnie  z  powodu  -  jej 

rozlicznych dziwactw. 

- Zaraz wyjeżdżamy, ciociu. Cieszę się, że znów cię zobaczyłam. 

-  Za  rzadko  mnie  odwiedzasz.  Obie  doskonale  o  tym  wiemy.  Rozumiem  powody 

twojego wyjazdu. Ja również tęsknię za Jamiem i Maggie. Ale miałaś już chyba dość czasu, 

ż

eby się uporać z ich stratą. Sądzę, że nadeszła pora, żebyś wprowadziła się do mnie. Co ty na 

to? 

Fiona usiadła w stojącym przy łóżku fotelu. 

- Coś ci jest, prawda? Byłaś u lekarza? Co powiedział? Zrobił ci badania? - Pomimo 

starań,  nie  widziała  wokół  ciotki  barwnej  aury.  Może  dlatego,  że  była  z  nią  związana 

uczuciowo. 

-  Fiono,  kochanie,  nic  mi  nie  jest  poza  tym,  że  korzystam  z  tego  ciała  już  od  bardzo 

dawna.  Szybciej  się  teraz  męczę,  więc  więcej  odpoczywam.  Ale  to  rozsądek,  a  nie  choroba. 

Nie zamierzam udawać chorej, żebyś zamieszkała ze mną. Chcę, byś wróciła, bo tu jest twój 

dom,  a  my  jesteśmy  rodziną.  No,  tak,  jednak  apeluję  do  twojego  współczucia.  Oczywiście 

przejrzałaś moją grę! 

Fiona roześmiała się. 

-  Co  zaplanował  na  dzisiaj  twój  chłopak,  oczywiście  poza  tym,  że  odwiezie  cię  do 

background image

domu? 

- Ciociu Minnie, on nie jest... 

- To tylko figura stylistyczna, kochanie. Nie musisz od razu się jeżyć. 

- W tej chwili dzwoni na lotnisko, żeby zabukować bilet powrotny do Nowego Jorku. 

Wyjedzie najszybciej, jak się da. 

- Szkoda. Spodobał mi się. 

- W takim razie możecie założyć towarzystwo wzajemnej adoracji. 

Ciotka uśmiechnęła się z zadowoleniem. 

- Miło mi to słyszeć. Powiedz mu, żeby przyszedł się ze mną pożegnać, dobrze? 

-  Wedle  rozkazu,  madame.  -  Fiona  pochyliła  się  i  pocałowała  ciotkę  w  policzek.  - 

Kocham cię, ciociu Min. 

- Ja też cię kocham. - Ciotka pogłaskała Fionę po twarzy. - Byłaś dla nas wszystkich 

prawdziwym błogosławieństwem, moja droga. 

- Cieszę się. - Przytuliła się na chwilę do ciotki. - Przyślę Grega na górę. 

Minnie  patrzyła  na  bratanicę,  która  szła  do  drzwi  lekkim,  pełnym  wdzięku  krokiem. 

Naprawdę była błogosławieństwem dla wszystkich MacDonaldów. 

Starsza  pani  zdawała  sobie  sprawę,  jak  bardzo  zaryzykowała,  informując  Grega  o 

tajemniczych  okolicznościach  narodzin  Fiony.  Jednak  powinien  to  wiedzieć.  Istniało  spore 

prawdopodobieństwo,  że  jego  klientka  jest  jedną  z  sióstr  Fiony,  która  powinna  się 

dowiedzieć, że poza wiekową, ekscentryczną ciotką ma jeszcze inną rodzinę. 

Zapowiadał się interesujący okres w życiu jej bratanicy. Minnie żałowała, że nie było 

już  na  świecie  Jamie  -  go  i  Maggie,  którzy  potrafiliby  wszystko  wyjaśnić.  Tak  mało 

wiedziała.  Aż  dziw,  że  brat  nie  dopuścił  jej  do  tajemnicy.  Gdyby  to  zrobił,  teraz  bardzo 

mogłaby pomóc i Fionie, i Gregowi. 

Fiona  zostawiła  drzwi  sypialni  otwarte.  Greg  zatrzymał  się  na  progu  i  delikatnie 

zapukał w futrynę. 

-  Wygląda  dziś  pani  nadspodziewanie  pogodnie,  zważywszy  niedostatek  snu  - 

powiedział i bez wahania podszedł do łóżka. Ujął rękę Minnie w obie dłonie. 

Zachichotała. 

-  Co  za  ulga  usłyszeć  to  z  pańskich  ust.  Z  zachowania  Fiony  można  by  wnosić,  że 

gasnę w oczach i zapewne nie dożyję nocy. Greg roześmiał się. 

- Jest pani cudowna. I doskonale pani o tym wie, prawda? 

-  Oczywiście.  -  Uniosła  w  górę  brwi.  -  I  zapewne  natychmiast  rzuciło  się  to  panu  w 

oczy. 

background image

-  Cóż,  właściwie  to...  -  Greg  zawiesił  głos.  -  A  mówiąc  serio,  poznanie  pani 

zrekompensowało  mi  wszystkie  te  dni,  kiedy  goniłem  za  własnym  ogonem  w  poszukiwaniu 

informacji. 

- Natomiast poznanie Fiony było wydarzeniem marginalnym, tak? 

Uśmiech zniknął z twarzy Grega. 

- Martwię się o nią. 

- Ja też. 

- Mieszka na odludziu. Minnie kiwnęła głową. 

- Właśnie o tym rozmawiałyśmy. - Milczała przez chwilę. - A co z panem? 

- Nie rozumiem... - Greg spojrzał na nią ze zdziwieniem. 

- Zastanawiał się pan kiedyś nad przeprowadzką do Szkocji? 

Uśmiechnął się ponuro. 

- Nie, panno Minnie, nigdy o tym nie myślałem. Jestem rodowitym nowojorczykiem. 

Poza tym moja córka, Tina, byłaby niepocieszona, gdybym zabrał ją tak 

daleko od ukochanych dziadków. To oni po śmierci mojej żony wnieśli stabilizację w 

ż

ycie nas obojga. 

- Może mógłby pan zasugerować im przyjazd tutaj. Niewykluczone, że mieliby ochotę 

zamieszkać gdzie indziej. 

Greg uznał pomysł za absurdalny. 

-  Dziękuję  za  gościnność,  panno  MacDonald.  Niezależnie  od  tego,  że  przegrałem  na 

froncie zawodowym, była to bardzo owocna wizyta. 

- Owszem. Udało się panu zabukować bilet powrotny? 

- Tak. Muszę wrócić do Glasgow jutro wieczorem, żeby zdążyć na pierwszy poranny 

samolot. 

- Rozumiem. W takim razie powinien pan już jechać. 

- Proszę dbać o siebie. - Greg pochylił się i pocałował Minnie w czoło. 

Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. 

- Jasne, zamierzam jeszcze długo chodzić po tym świecie. 

Opuścił pokój w zamyśleniu. Wydawało mu się, że ta rozmowa przebiegała niejako na 

dwóch poziomach. Skąd starszej pani przyszło do głowy, że mógłby się przenieść do Szkocji? 

Kiedy  o  tym  pomyślał,  odpowiedź  nasunęła  się  sama.  Fiona.  Chciała,  żeby  przeniósł  się  do 

Szkocji dla Fiony. 

A  więc  zabawiała  się  w  swatkę.  Wielka  szkoda,  że  uznała  go  za  odpowiedniego 

kandydata dla bratanicy, bo mogło ją spotkać tylko rozczarowanie. Nie zamierzał się z nikim 

background image

wiązać. Miał Tinę. Wystarczała mu za całą 

rodzinę. Natomiast George i Helen okazali się wspaniałymi dziadkami i nie było sensu 

burzyć rodzinnej harmonii, wprowadzając do tego kręgu jeszcze jedną osobę. 

W  tym  momencie  dostrzegł  Fionę,  która  z  torbą  stała  przy  drzwiach  wyjściowych  i 

obserwowała go uważnie. 

Wpadające  przez  okno  słońce  skąpało  jej  postać  w  złocistym  blasku.  Kiedy  spojrzał 

jej w oczy, uśmiechnęła się i wydała mu się nagle bardzo młoda i krucha. Włosy lśniły wokół 

jej głowy jak aureola. 

Ogarnęło go wzruszenie. 

Zatrzymał się przy niej i podniósł swoją torbę podróżną, którą zostawił przy drzwiach. 

Bez słowa wziął od Fiony jej bagaż i ruszył do wyjścia. Otworzyła mu drzwi, a Greg wyszedł 

szybko i zbiegł po schodach do samochodu. 

Fiona zamknęła drzwi i poszła za nim. 

-  Po  wyjściu  od  ciotki  Minnie  byłeś  bardzo  ponury  -  zauważyła  z  nutką  zdziwienia, 

kiedy samochód wjechał na szosę. - Powiedziała ci coś przykrego? 

- Nie. Mam teraz mnóstwo na głowie. 

- Zarezerwowałeś lot? 

- Tak. Jutro wieczorem muszę być w Glasgow. Nic na to nie powiedziała, więc rzucił 

jej ukradkowe 

spojrzenie.  Lubił  obserwować  jej  profil.  Teraz  dostrzegał  rodzinne  podobieństwo 

pomiędzy  Fiona  a  jego  klientką,  chociaż  miały  inny  kolor  oczu  i  włosów.  To  na  pewno  nie 

były trojaczki jednojajowe. 

Obie  były  niewysokie,  o  delikatnych  rysach.  Obie  były  piękne,  choć  klientka  nie 

wzbudziła w Gregu pożądania. 

- Co ci jest? Coś cię boli? - spytała natychmiast. 

- Nic mi nie jest. Pewnie z ulgą się mnie pozbędziesz i wrócisz do swoich zajęć. 

- Będę musiała się przyzwyczaić, ale jakoś sobie, poradzę. 

- Tak, na pewno. 

On  również  będzie  musiał  przywyknąć  do  jej  braku;  Próbował  sobie  wmówić,  że 

pragnie  jej  tak  bardzo,  bo  przez  ostatnie  kilka  dni  wiele  czasu  spędzali  razem.  A  w  dodatku 

nie  był  z  kobietą  od  śmierci  Jill.  Nie  był,  bo  nie  chciał.  Reakcja  na  urodę  Fiony  świadczyła 

tylko o tym, że jest normalnym, zdrowym mężczyzną. 

Po wyjeździe ogień, który w nim rozpaliła, szybko zgaśnie. 

Dotarli  do  Glen  Cairn  wczesnym  popołudniem.  Greg  nie  zajechał  pod  dom,  lecz 

background image

zgodnie ze wskazówkami Fiony ruszył przez wieś na farmę Patricka McKaya. Gdy tylko się 

zatrzymali, z domu wypadł McTavish i pognał ku nim, szczekając głośno. 

Oboje  wysiedli.  Fiona,  by  zawiadomić  żonę  Patricka,  że  zabiera  McTavisha,  a  Greg, 

by  otworzyć  tylne  drzwi.  McTavish  galopem  obiegł  swoją  panią  i  popędził  w  stronę  Grega. 

Powitał  go  równie  wylewnie.  Kiedy  Fiona  wróciła  do  samochodu,  McTavish  siedział  już  na 

tylnym  siedzeniu  i  wyglądał  przez  okno  z  miną  łaskawego  władcy,  gotowego  pozdrowić 

wiwatujące tłumy poddanych. 

Fiona roześmiała się. 

- Myślałby kto, że nie było mnie przez kilka tygodni. 

- Miło być witanym z takim entuzjazmem, a równocześnie z pewną powściągliwością. 

Każdy inny pies skakałby na człowieka, ale nie McTavish. 

-  Oczywiście.  -  Wsiadła  do  wozu  i  popatrzyła  na  psa.  -  Jesteś  dobrze  wychowanym 

młodym dżentelmenem, prawda? 

Pies potwierdził tę opinię stłumionym szczeknięciem. 

- On cię rozumie, prawda? 

-  Bez  trudu,  chyba  że  woli  udawać  głuchego,  na  przykład  kiedy  goni  królika,  a  ja 

wołam go do domu. 

- Trudno mu się dziwić. 

Dzięki obecności McTavisha dojechali do domu w o wiele swobodniejszej atmosferze. 

Kiedy  Greg  wypuścił  psa  z  samochodu,  McTavish  zaczął  natychmiast  gorliwie  obwąchiwać 

teren,  jakby  chciał  sprawdzić,  kto  przychodził  z  wizytą  pod  jego  nieobecność.  Nagle,  nie 

wiadomo skąd, wyłonił się Tygrys, przeciągnął się, ziewnął i zamrugał na ich widok. 

-  Same  powitania  -  stwierdził  Greg.  Wziął  bagaże  i  podszedł  za  Fiona  do  głównego 

wejścia. 

W domu panował przenikliwy ziąb. Greg zaniósł swoje rzeczy do gościnnego pokoju, 

torbę  Fiony  postawił  u  stóp  schodów  i  poszedł  do  salonu  rozpalić  ogień.  Potem  wrócił  do 

swojej sypialni i zamknął drzwi. 

Brak  snu  i  gwałtowne  uczucia,  z  którymi  zmagał  się  w  ciągu  dnia,  zrobiły  swoje. 

Wyciągnął się na łóżku i zasnął niemal natychmiast. 

Fiona  poszła  do  kuchni  i  zabrała  się  do  szykowania  obiadu.  Robiła  wszystko 

machinalnie, bo zastanawiała się, jak będzie wyglądało jej życie po wyjeździe Grega. 

Poprzedniej nocy śnił jej się niemal bez przerwy. W jednym ze snów Fiona biegła za 

odjeżdżającym  Gregiem  i  błagała,  by  z  nią  został,  a  kiedy  powiedział,  że  musi  wracać  do 

domu, zalała się łzami. 

background image

W  innym  śnie  Greg  wrócił  do  domu  późną  nocą,  wszedł  do  jej  pokoju  i  położył  się 

przy  niej.  Obudził  ją  pocałunkami,  a  ona  pomogła  mu  się  rozebrać.  Całowała  go  i  pieściła, 

szczęśliwa,  że  może  się  z  nim  kochać.  Obudziła  się  gwałtownie,  czując  mrowienie  skóry, 

jakby  naprawdę  Greg  jej  dotykał.  Fiona  za  nic  by  się  do  tego  nie  przyznała,  ale  poczuła 

rozczarowanie, że to tylko sen. 

Nakarmiła zwierzęta, nakryła do stołu i nałożyła jedzenie na półmiski, zanim ruszyła 

na poszukiwanie Grega. Od przyjazdu nie słyszała jego głosu. 

W salonie było pusto, ale płonący w kominku ogień przegnał ziąb. Najwyraźniej Greg 

zadbał o to, zanim schronił się w pokoju, który zajmował. 

Fiona podeszła do drzwi i zapukała. Żadnej odpowiedzi. Otworzyła, żeby upewnić się, 

ż

e nie ma go w domu, zanim zacznie szukać na dworze. Spał spokojnie w łóżku. 

Leżał na brzuchu z rozrzuconymi po bokach rękami. 

Nogi,  nadal  w  butach,  zwisały  poza  krawędź  łóżka.  Musiał  być  kompletnie 

wykończony, skoro ich nie zdjął. 

- Greg! - zawołała Fiona. - Obiad gotowy. Żadnej odpowiedzi. 

Podeszła  do  łóżka  i  zawołała  znowu.  Także  teraz  nie  doczekała  się  reakcji.  Usiadła 

więc na skraju łóżka i lekko dotknęła pleców Grega. Przez sweter czuła ciepło jego ciała, od 

którego  bił  leciutki  zapach  wody  po  goleniu,  stworzonej  chyba  specjalnie  dla  niego.  Bez 

zastanowienia  wsunęła  rękę  pod  sweter  i  podkoszulek,  żeby  wyczuć  pod  palcami  twarde 

mięśnie pleców. 

Greg poruszył się i powoli przewrócił na plecy. Ziewnął i otworzył oczy. 

- To miłe - mruknął. 

- Co? 

- Budzenie głaskaniem po plecach. 

- Przepraszam - szepnęła czerwona jak burak. Z determinacją spojrzała mu w oczy. - 

Kiedy  byłeś  chory,  przecierałam  cię  mokrą  gąbką,  żeby  obniżyć  temperaturę  i  chyba 

przywykłam cię dotykać... - Umilkła zawstydzona. 

- Fiono... - Oczy Grega pociemniały. 

- Wiem. Nic nas nie łączy. Nic nas nie może łączyć. To tylko... - Głos jej się załamał. 

Pogładził ją po policzku. 

- Nie chciałbym cię skrzywdzić ani wykorzystać. Nagle zrozumiała, że jeżeli pozwoli, 

by Greg zniknął, a ona nie pozna smaku jego miłości, to do końca życia 

będzie  tego  żałowała.  A  nie  chciała  niczego  żałować.  Szczególnie  kiedy  w  grę 

wchodził Greg. 

background image

Wstała i szybko zrzuciła z siebie ubranie, została tylko w staniku i majteczkach. 

- Co robisz? - Zaskoczony Greg usiadł na łóżku. 

Doskonale  wiesz,  co  robię,  pomyślała  i  znowu  usiadła  obok  niego.  Przesuwał 

wzrokiem po jej cudownym ciele, a gdziekolwiek spoczęło jego spojrzenie, czuła mrowienie 

skóry. 

- Uwodzę cię. - Zarzuciła mu ręce na szyję i zaczęła go całować. 

background image

ROZDZIAŁ 10 

Fionie  przemknęła  przez  głowę  myśl  o  stygnącym  w  kuchni  obiedzie.  Nie  mogła 

uwierzyć, że okazała się tak bezwstydna i zaproponowała... 

Dała do zrozumienia, że pragnie... 

Ż

e dopuszcza możliwość... 

Przekręciła  się,  aby  być  jeszcze  bliżej  Grega.  Ciężko  oddychał,  podobnie  jak  ona. 

Ogarnęło  ją  silne  pożąda  -  nie,  rozpaczliwie  pragnęła  kochać  się  z  Gregiem,  i  teraz,  gdy 

ujawniła swe emocje, zaczęła się obawiać, że ją odrzuci. 

Nie  poruszył  się,  kiedy  zarzuciła  mu  ręce  na  szyję.  Jego  wargi  były  miękkie,  jakby 

stworzone do pocałunków, więc Fiona uznała, że chyba nie miał nic przeciwko temu. 

Kiedy  ramiona  Grega  objęły  ją  mocno,  a  usta  zaczęły  oddawać  pocałunki,  Fiona 

niemal roześmiała się, poczuwszy radosną ulgę. Będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze. 

Po kilku oszałamiających minutach Greg odsunął się od niej. 

- To chyba nie najlepszy pomysł... Przerwała mu, kładąc palec na jego ustach. 

- Nie myśl. Nie analizuj. Bądź tylko ze mną tu i teraz. Niczego od ciebie nie chcę. Nie 

oczekuję obietnic ani nieszczerych zapewnień. 

Gdy  podciągnęła  jego  sweter,  Greg  podniósł  ręce  i  pozwolił  go  z  siebie  zdjąć,  a  za 

chwilę zdjął podkoszulek. 

Fiona  sięgnęła  do  klamry  paska,  ale  napotkała  ręce  Grega,  który  już  rozpiął  pasek  i 

spodnie. Po chwili był całkiem nagi. 

Miał  wspaniałe  ciało.  Fiona  położyła  dłoń  na  napiętych  mięśniach  brzucha.  Jej  oczy 

rozszerzyły  się,  kiedy  Greg  zadrżał.  Chciała  cofnąć  rękę,  ale  przykrył  ją  dłonią  i  przesunął 

trochę niżej. 

Jak to możliwe, żeby... Nie, nawet w myślach nie chciała posuwać się tak daleko. 

- Nie bój się mnie dotknąć - szepnął. - Przysięgam, że nie gryzę. - Uśmiech zamarł mu 

na ustach, gdy Fiona usłuchała jego prośby. - Chociaż... chętnie bym lekko cię skubnął. 

Delikatnie ugryzł ją w ucho. Fiona zmrużyła oczy i przeciągnęła się jak kotka. Płonęła 

z  pożądania,  a  zarazem  czuła  się  oszołomiona.  Wzbierała  w  niej  energia,  która  zaraz  miała 

eksplodować. 

Ale  to  za  chwilę.  Teraz  był  czas  leniwych  pieszczot,  intymnego  przekomarzania  się, 

wzajemnego rozpoznawania reakcji. Już wiedziała, że zbytni pośpiech zabiłby to, co jest tak 

cudowne: słodką torturę oczekiwania. 

background image

Dobrze  wiedziała,  że  zachowuje  się  skandalicznie,  lecz  wcale  o  to  nie  dbała.  Greg 

wkrótce  wyjedzie  i  nigdy  go  już  nie  zobaczy.  Chciała  z  nim  być  w  tej  chwili  chociaż 

protestował, to jednak był przy niej. 

Była więc dobrą uwodzicielką. 

Wcale jej nie odpychał. 

Wręcz przeciwnie, położył się na łóżku i obserwował Fionę, czekając, co teraz zrobi. 

Ona również się nad tym zastanawiała. 

Taka z niej uwodzicielką... 

- Ta noc należy do nas - szepnęła. 

- Fiono, czy naprawdę tego chcesz? 

- Naga wskoczyłam ci do łóżka. Wydedukuj, co to oznacza, detektywie. 

-  Hm,  muszę  pomyśleć  -  droczył  się.  Wędrowała  dłonią  po  jego  twarzy,  torsie,  a 

potem 

niżej .Czuła się coraz pewniej. 

- Już wydedukowałeś? 

- Twoja wola, pani. 

- Pragniesz mnie? 

- Tak... 

Zapomniała  o  stygnącym  w  kuchni  jedzeniu.  Jakie  to  miało  znaczenie,  gdy  jej  ciało 

budziło  się  do  życia,  było  gotowe  do  doznań,  które  przeczuwała  i  zaraz  miała  ich 

doświadczyć. 

Nie zapomni nigdy tego  pożegnania.  Bo była to ich pierwsza i zarazem ostatnia noc. 

Ż

ycie bywa okrutne, choć od czasu do czasu dostarcza pięknych chwil. 

Więc trwaj, chwilo. 

Greg intensywnie wpatrywał się w Fionę. 

- Jesteś jeszcze piękniejsza niż w moich marzeniach - szepnął. 

Leżał  jednak  bez  ruchu.  Pozwalał  się  uwodzić,  przy  znał,  że  jej  pragnie,  lecz  wciąż 

dawał szansę, by się wycofała. 

Zaczęło ją to denerwować. 

Co miała zrobić, by wreszcie zaczął traktować ją jak spragnioną miłości kobietę, a nie 

naiwną panienkę, którą łatwo można skrzywdzić? 

- Do diabła, Greg! - krzyknęła. 

- O co chodzi? - Udawał, że nie rozumie. 

- Proszę... - Już nie była zła, tylko rozżalona. 

background image

- O co prosisz? - zapytał z lekkim rozbawieniem. 

- Nie wiem, co teraz robić. Chwilę milczał. 

- Dlaczego mnie to nie dziwi? Co chcesz zrobić Fiono? Muszę to wiedzieć, żeby nie 

doszło do pomyłki Posunęliśmy się już za daleko. 

- Za daleko? Jak to za daleko? Jesteśmy dopiero n; początku drogi. 

- Fiono, dawałaś mi to już do zrozumienia, ale nada mam wątpliwości. Nie chcę, byś 

później żałowała... 

- Do diabła, przestań traktować mnie jak niedorozwiniętą smarkulę! 

- Wcale tak cię nie traktuję. 

- A jednak. To prawda, że brak mi doświadczenia, b< 

dotąd nie chciałam być z żadnym mężczyzną. Ale mam dwadzieścia pięć lat i dobrze 

wiem, czego pragnę. 

- To znaczy? 

- Pragnę się z tobą kochać. 

Greg  mruknął  z  rozkoszy,  gdy  Fiona  zaczęła  delikatnie  go  pieścić.  Wyzbyła  się 

wszelkiego wstydu. Chciała być odważna i wyuzdana. 

I była. 

- Fiono, a więc klamka zapadła. Nie wyjdziesz stąd do rana. 

- Naucz mnie wszystkiego, proszę. 

- Tak... 

Wyczuła w nim ogromne napięcie. 

- Dlaczego jesteś zdenerwowany? Że ja się denerwuję, to oczywiste, ale ty? 

Przyciągnął ją do siebie. Oparła głowę na jego ramieniu. 

-  Tak  długo  nie  byłem  z  kobietą,  że  nie  wiem,  jak  to  się  ułoży.  -  Pokrył  jej  wargi, 

oczy, nos i policzki króciutkimi pocałunkami. - Boję się, że nie zapanuję nad sobą, zatracę się 

w  egoistycznej  miłości.  To  może  być  dla  ciebie  bolesne,  a  nawet  przerażające.  A  przecież 

chciałbym dać ci wszystko, co najpiękniejsze. 

- Nie boję się ciebie - wyznała, zajrzawszy mu w oczy i w duszę. 

-  A  powinnaś...  -  Błyskawicznie  przekręcił  się  na  plecy,  nie  wypuszczając  jej  z 

ramion. W jednej chwili zdjął z niej stanik i majteczki, po czym zaczął gwałtownie pieścić i 

całować jej piersi. 

Trochę bolało, lecz zaraz potem Fiona zaczęła krzyczeć z rozkoszy. 

Opadła  na  Grega,  opasała  nogami  jego  biodra  i  okrywała  pocałunkami  każdy 

centymetr ciała. Pragnęła dać mu tyle rozkoszy, ile on jej ofiarował. 

background image

Nagle poczuła jego dłoń w najbardziej intymnym miejscu. Potem gwałtownie zrzucił z 

siebie Fionę. Gdy padła na łóżko, ukląkł między jej nogami, pochylił się... 

Po chwili zatraciła się zupełnie. Greg pieścił ją coraz gwałtowniej na przemian ustami 

i dłonią. Poczuła potężne dreszcze rozkoszy. Jej krzyk rozszedł się po całym domu. 

Wreszcie  nieco  się  uspokoiła,  a  zarazem  była  gotowa  do  nowych  doznań.  Czuła  w 

sobie niezwykłą energię, potężną moc, która wprost ją rozsadzała. 

Greg patrzył na nią z bezbrzeżną czułością. Odpowiedziała mu tym samym, a jej oczy 

zaszkliły się łzami. 

- To prawda - szepnął. 

- Co? 

-  Twoje  oczy  zmieniają  kolor,  kiedy  się  kochasz.  Tak  jak  to  sobie  wyobrażałem.  - 

Pochylił się i pocałował ją gorąco. 

Pocałunek w niczym nie przypominał tego sprzed dwóch dni. 

Czy to było tak niedawno? - pomyślała zdumiona. 

Szybko przeszli od niewinnych pieszczot do... 

A to dopiero początek. Tak naprawdę noc dopiero się zacznie. 

Fiona przeciągnęła się. Dziwiła się swej śmiałości, ale nie czuła wstydu, o nie. 

- Zaraz stanę się prawdziwą kobietą - szepnęła cichutko, jakby do siebie. 

- Co mówisz? 

- Zaraz stanę się prawdziwą kobietą! - krzyknęła na całe gardło. 

Lecz  w  Gregu,  tym  niepoprawnym  skrupulancie,  znów  odezwały  się  wyrzuty 

sumienia. Czy jednak nie wykorzystuje Fiony? Czy postępuje uczciwie? 

- Jeśli chcesz, możemy na tym poprzestać - stwierdził pełnym napięcia głosem. 

-  Greg,  o  czym  ty  mówisz?!  -  zawołała  ze  złością.  Dlaczego  mi  to  robisz  -  szepnęła 

rozżalona. - Ta noc 

miała być nasza... 

- To ty mnie uwodzisz. To ty decydujesz. 

- Już zdecydowałam. 

- Wiem, Fiono. Więc niech ta noc będzie nasza. 

-  Och!  -  Uśmiechnęła  się  i  zarzuciła  mu  ręce  na  szyję.  -  Czekam,  Greg,  tak  bardzo 

czekam. 

Sięgnął po spodnie, wyciągnął z kieszeni portfel i wyjął z niego foliowy pakiecik. 

- Mam nadzieję, że spełni swoją rolę. Nosiłem to od niepamiętnych czasów. - Szybko 

naciągnął prezerwatywę. - Daj mi znać, jeżeli cię zaboli - powiedział ochrypłym głosem. 

background image

Trochę się bała, ale przede wszystkim chciała, by spełniło się jej pragnienie. 

I spełniło się. 

To  nie  było  kochanie  się  z  dziewicą,  choć  Fiona  nią  była.  To  był  seks  ze  świadomą 

swych potrzeb kobietą która wreszcie spotkała właściwego mężczyznę. 

Idealnie  do  siebie  pasowali.  Z  niesamowitą  energią,  a  zarazem  z  głęboką  czułością 

wspinali się na szczyt. 

I razem tam dotarli. 

- Chyba umarłem i poszedłem do nieba - powie - dział Greg z westchnieniem. 

-  To  niesamowite,  jesteś  taki  wielki...  a  jednak  troszkę  bolało  tylko  na  początku. 

Potem  było  już  cudownie.  A  sam  koniec...  Greg,  to  po  prostu  niesamowite!  Masz  rację, 

byliśmy w niebie. - Roześmiała się. 

- Też się bałem, bo jesteś taka drobniutka. Ale potem... Boże, było tak cudownie! 

- Co teraz, profesorze? - niecierpliwie dopominali się o dalszą naukę. 

- Och, jest tego całkiem sporo... 

Lekcja, z przerwami na odpoczynek, trwała bardzo długo. Greg pokazał Fionie różne 

oblicza miłości. Wyrafinowane pieszczoty, rozmaite sposoby osiągania rozkoszy. 

Chwytała wszystko w lot, domagała się więcej. Od kryła swe ciało, dowiedziała się, że 

w pełni żyje i roz kwita, gdy złączy się z mężczyzną. Było to dla nie radosne odkrycie. Śmiała 

się, przekomarzała, krzyczała w ekstazie. To było takie cudowne i niezwykłe. 

Nie  tylko  jej  pożądał.  Był  nią  oczarowany.  Teraz  już  wiedział  na  pewno,  że  jest 

wspaniałą kobietą. Delikatną, skromną i subtelną, a zarazem odważną i pełną temperamentu. 

Czułą i nieco wyciszoną, a także gwałtowną i nienasyconą. 

I nie chodziło tylko o seks. 

Takich  kontrastów  było  w  niej  mnóstwo.  Kto  zdoła  do  końca  poznać  Fionę,  będzie 

najszczęśliwszym  człowiekiem.  I  bardzo  starym,  bo  trzeba  na  to  ze  sto lat  z  okładem,  uznał 

Greg. 

Wreszcie zmęczenie wzięło górę. Leżeli w milczeniu, rozkosznie wyczerpani. 

- Przynieś coś do picia - porosiła. 

Gdy wrócił z kuchni z wodą mineralną, powiedział: 

- Czy wiesz, że na stole stoi obiad? Całkiem już wystygł. 

- Przyszłam tu, by ci powiedzieć, że obiad gotowy. Wsunął dłoń pod kołdrę i ujął pierś 

Fiony. 

- Mam ci przynieść szlafrok? 

- Jasne. - Roześmiała się. - Przecież nie będziemy jedli na golasa. 

background image

- A dlaczego nie? — zapalił się do tego pomysłu. - Może być całkiem ciekawie. 

- Też tak myślę. Ale jest za zimno. Przyniósł jej szlafrok. 

- Proszę, madame. - Skłonił się z szacunkiem. Fiona poczuła się nagle onieśmielona, 

więc owinęła 

się szlafrokiem, nie wychodząc spod kołdry. 

Greg pokręcił głową, ale nie skomentował ani słowem jej zachowania. 

Fiona podgrzała potrawy i usiedli do stołu. Greg nie spuszczał jej z oka. 

Jednak ona nie śmiała spojrzeć mu w oczy. 

Zaczęli jeść. 

Pomyślała,  że  seks  zużywa  mnóstwo  energii.  Jako  osoba  praktyczna  postanowiła 

dostarczyć organizmowi nieco więcej kalorii, na wypadek gdyby miłosna noc miała następną 

odsłonę. 

Po  posiłku  poszła  na  górę  wziąć  prysznic.  Czuła  na  skórze  zapach  męskiej  wody  po 

goleniu. Z radością zostawiłaby go sobie na pamiątkę. 

Posmutniała gwałtownie. Ten Amerykanin skradł je serce, by zaraz wyjechać i nigdy 

nie wrócić. 

Drzwi kabiny otworzyły się tak gwałtownie, że prze straszona Fiona krzyknęła. Stał w 

nich Greg, za cały ubiór mając tylko uśmiech. 

- Mogę się przyłączyć? - Mimo że grzecznie spytał, nie poczekał na odpowiedź, tylko 

wszedł pod prysznic. - Chodź, umyję ci plecy. 

Wyjął  mydło  i  myjkę  z wilgotnej  dłoni  Fiony,  odwrócił  ją  plecami  do  siebie  i  zabrał 

się do pracy. Skrupulatnie wymył nie tylko plecy, ale i biodra, pośladki, nogi, piersi... 

- Straszny brudas z ciebie - narzekał. - Szoruję i szoruję, ale wciąż nie widać skóry. A 

te włosy... 

Pisnęła z zadowolenia, gdy jego ręka zawędrowała między jej uda. 

Przyciągnął ją do siebie, uniósł w górę i zaczął wykonywać tak prowokacyjne ruchy, 

ż

e Fiona była gotowa się na niego rzucić. 

Co też się stało. 

Wskoczyła  mu  na  biodra,  gwałtownie  domagając  się  spełnienia.  Po  jakimś  czasie  w 

łazience rozległ się ekstatyczny krzyk. 

Potem przeszli do sypialni. Jak to się działo, że wciąż byli nienasyceni? 

Jednak wreszcie zasnęli znużeni. 

Fiona ocknęła się, gdy Greg wchodził do sypialni. Zapalił lampkę, bo zapadła już noc. 

-  Nakarmiłem  Tygrysa  i  McTavisha,  potem  wypuściłem  go  na  wieczorny  spacer, 

background image

poczekałem, aż wróci, i rozpaliłem ogień. Należy mi się za to jakaś nagroda, prawda? 

- Tak? - zapytała słabym głosem. 

- Owszem. - Ukląkł między jej nogami. Bardzo polubiła tę pozycję. 

Jak i wiele innych. 

Czytała  wiele  razy,  że  podczas  pierwszej  w  życiu  miłosnej  nocy  kobieta  powinna 

uważać, by nie przesadzić. Jednak co miała oznaczać owa przesada, skoro Fiona, choć szalała 

bez opamiętania, czuła się cudownie i wciąż było jej mało? 

Greg pieścił ją, było jej tak dobrze... i nagle pomyślała, że też mogłaby... 

Nie, to zbyt śmiałe. 

- Greg, czy jest coś, czego nie wolno robić? 

Uniósł się nieco. 

- Można robić wszystko, co nie czyni krzywdy i da - je rozkosz. 

- Więc się odwróć - szepnęła. 

Był  zdumiony  jej  śmiałością.  Nigdy  by  się  nie  odważył  zaproponować  jej  tego 

sposobu. Gdyby spędzili ze sobą kilka nocy, to tak. Lecz była to ich jedyna noc. 

Spełnił jej prośbę. Powiedział Fionie, co i jak powinna robić. 

Jej dłonie i usta dały mu niezwykłą rozkosz. 

A ona poczuła się kompletnie zepsuta, i było jej z tym dobrze. 

Zbyt długo była dziewicą. Czyja to wina? 

Nikt nie zawinił. Prawda była taka, że gdyby ni spotkała Grega, pozostałaby niewinna. 

Skupiła  się  na  tym,  co  daje  rozkosz.  Eksperymentowała,  badała  reakcje  Grega. 

Cudowna miłosna zabawa 

Aż wreszcie nastąpiło spełnienie. 

- Nie powinienem... - szepnął. 

Nie  wycofał  się  w  ostatniej  chwili,  a  przecież  była  t  pierwsza  miłosna  noc  Fiony. 

Roześmiała się. 

- Daj spokój, Greg. Jeszcze nie wiesz, że masz do czynienia z kobietą ponad wszelką 

miarę zepsutą? 

Też się roześmiał. 

Przekomarzali się jakiś czas, aż znów wezbrał w nich pożądanie. 

- Kochaj mnie - szepnęła. 

- Niestety, nie mam już zabezpieczenia - stwierdził ze smutkiem. 

- Mam tego pełno w domu - oznajmiła radośnie. 

- Co?! 

background image

- Jestem głównym zaopatrzeniowcem w wiosce. Niektóre mężatki są tak wstydliwe, że 

krępują się prosić w sklepie o prezerwatywy. 

- A ty się nie krępujesz? - Roześmiał się. 

-  Kupuję  hurtem,  gdy  wyjeżdżam  gdzieś  dalej,  gdzie  nikt  mnie  nie  zna.  Gdybym 

kupowała tutaj, uznano by mnie za ladacznicę. 

- A nie jesteś? 

- Jestem, ale nie mów o tym nikomu. 

-  Obiecuję,  zachowam  dyskrecję.  To  świetnie,  że  te  wieśniaczki  są  tak  wstydliwe. 

Gdzie to trzymasz? 

- Kuchnia, szafka po prawej stronie, najwyższa półka. 

- Już pędzę. 

Pognał jak na skrzydłach, wrócił za moment i wskoczył do łóżka. 

- Masz tego mnóstwo. 

- Mówiłam, że kupuję hurtem. 

- Moglibyśmy kochać się co najmniej kilka miesięcy. 

- Ale nie będziemy. - Posmutniała gwałtownie. 

- Tak, nie będziemy - powtórzył jak echo. Długą chwilę leżeli w milczeniu. 

- Nie mówmy już o tym - poprosiła Fiona. - Greg, czas ucieka. Kochajmy się. 

- Kochajmy się... - znów za nią powtórzył. 

Już wiedział na pewno, że Fiona niczego od niego nie oczekuje poza tą jedną nocą. Że 

nie  będzie  do  niego  dzwonić,  szukać  kontaktu.  Oddawała  mu  się  całkowicie  szukała  z  nim 

bliskości, zarazem jednak pozostawał? samotna i zamknięta w sobie. 

Była dziewicą, a uwiodła go. 

Nagle  zrozumiał.  Ta  noc  to  była  jej  sprawa.  Nie  ich  tylko  jej,  bo  Fiona  tak 

postanowiła. 

Był  doświadczonym  mężczyzną,  lecz  poza  swoim  pożądaniem  nie  miał  nic  do 

zaoferowania. To zrozumiałe, przecież nie chciał się angażować. 

Ale  dlaczego  o  niczym  nie  decydował?  Dlaczego  wszystko  działo  się  według  jej 

scenariusza? 

Bo Fiona tak postanowiła. 

Powinno go to zdenerwować, a jednak nie zdenerwowało. Więcej, wzbudziło podziw. 

Ta kobieta naprawdę jest niezwykła. 

- Fiono... 

- Nic nie mów, proszę. Tu nie ma co wyjaśniać Przecież to rozumiesz. 

background image

-  Tak,  rozumiem.  -  Chciał  jej  powiedzieć  coś  ważnego..  .  Nie,  coś  bardzo  głupiego, 

czego w żadnym wypadku nie powinien mówić. 

- Żadnych obietnic, Greg. 

- Żadnych... 

- Kochaj mnie wreszcie. 

Tym razem nie było powolnych ruchów i czułych 

szeptów. Równocześnie osiągnęli spełnienie, które przypominało wybuch. 

Tego 

chcieli. 

Zwierzęce 

pożądanie, 

gwałtowne 

spełnienie, 

ucieczka 

od 

najintymniejszej bliskości. 

Tak  musiało  się  stać,  to  było  nieuniknione.  Przecież,  choć  tak  bardzo  spragnieni,  już 

zaczęli oddalać się od siebie. 

Greg dobywał wszystkich sił, Fiona szalała, zaprze - czając tym samym, że jest słabą 

kobietą. 

Mimo  dramatu,  który  rozgrywał  się  w  ich  samotnych  duszach,  było  im  ze  sobą 

cudownie.  Gdy  Greg  wreszcie  opadł  na  Fionę,  uśmiechnęła  się  szeroko,  bardzo  z  siebie 

zadowolona.  Odpędziła  już  złe  myśli  i  cieszyła  się,  że  tak  szybko  czyni  postępy  w  sztuce 

kochania. 

Oczywiście zdawała sobie sprawę, że nigdy nie będzie dzielić takich doznań z innym 

mężczyzną. 

Zasypiając,  pomyślała,  że  byłoby  dobrze,  gdyby  ciotka  Minnie  zdążyła  nacieszyć  się 

taką  rozkoszą  z  Robinem,  zanim  zginął.  Jeśli  tak  się  stało,  to  nic  dziwnego,  ze  nigdy  nie 

spojrzała na innego mężczyznę. 

background image

ROZDZIAŁ 11 

Fiona  ocknęła  się  po  kilku  godzinach  i  sennie  wyciągnęła  rękę  do  Grega,  żeby  się 

upewnić, że nie był jedynie tworem jej wyobraźni. 

Nie znalazła go. 

Otworzyła  oczy  i  rozejrzała  się  po  pokoju.  Greg  mu  siał  zgasić  lampę,  bo  jedynym 

ź

ródłem  światła  było  okno,  na  tle  którego  dostrzegła  sylwetkę  Grega,  oparte  go  o  framugę. 

Miał na sobie szlafrok, ręce schował do kieszeni. 

- Co się stało? - spytała Fiona. 

Stał tyłem do światła, więc jego twarz pogrążona była w mroku. 

- Nie chciałem cię obudzić. 

- Nie obudziłeś. Porozmawiaj ze mną... proszę.  Milczał tak długo, że Fiona przestała 

czekać na 

odpowiedź. Wreszcie wyprostował się, podszedł do łóżka i usiadł na brzegu. 

Czuła,  że  stało  się  coś  złego.  Kiedy  się  kochali,  był  tak  namiętny,  jakby  pragnął  ją 

przekonać, że tylko ona jedna dla niego istnieje. Nawet po bolesnej rozmowie o rozstaniu. 

Czyżby jednak żałował, że się kochali? 

Usiadła i przyciągnęła kolana do piersi. 

- Co mam ci powiedzieć? - zapytał w końcu. 

- O czym myślałeś, stojąc przy oknie? 

-  O  wielu  sprawach  -  odparł  niechętnie  po  chwili  namysłu.  -  Nie  ma  sensu  o  tym 

opowiadać. 

Głos Grega wyrażał smutek i rezygnację. Fioną pochyliła się do przodu i dotknęła jego 

dłoni. Potrzebowała kontaktu fizycznego. 

- Żałujesz tego, co między nami zaszło? Odwrócił się i złapał ją za rękę. 

- Żałuję? - zapytał pełnym napięcia głosem. - - To zdecydowanie zbyt słabe określenie 

na to, co w tej chwili czuję. 

Przysunęła się bliżej. 

-  Proszę,  nie  obwiniaj  się  o  to,  co  się  stało,  Greg.  Gdybym  nie  była  tak  bardzo 

natrętna... 

- Nie bierz na siebie odpowiedzialności za to: co zrobiliśmy. Dziwię się, że nie doszło 

do tego wcześniej. Napięcie między nami było  wręcz namacalne.  Zauważyła to nawet twoja 

ciotka. 

background image

-  Więc  o  co  chodzi?  Dlaczego  nie  śpisz?  Milczał  przez  chwilę,  wreszcie  ciężko 

westchnął. 

-  Nie  jestem  zachwycony,  że  wykorzystałem  cię  dla  zaspokojenia  własnych  potrzeb, 

nie zważając na to co 

dla ciebie dobre. Wiele razy powtarzałem, że nie zamierzam cię wykorzystać, a jednak 

właśnie to zrobiłem. 

- Rzeczywiście żałujesz, że się kochaliśmy. A przecież to j a cię uwiodłam. 

Słowa Fiony wywołały leciutki uśmiech na twarzy Grega. Pochylił głowę i obdarzył ją 

tak  słodkim  uśmiechem,  że  stopniała  jak  wosk.  Jego  ciało  mówiło  własnym  językiem,  nie 

bacząc na niespokojne sumienie. 

Gdy Fiona go objęła, oboje zadrżeli. 

Greg oparł czoło o jej czoło. 

-  Pewnie  to  się  nie  dzieje  naprawdę.  Pewnie  nadal  mam  halucynacje  i  kiedy  się 

obudzę,  okaże  się,  że  to  był  tylko  sen.  Niemal  chciałbym,  by  to  był  tylko  sen.  Widzisz,  to 

niczego nie zmienia. Musisz to wiedzieć. Niczego nie zmienia. 

-  Wiem.  Wcale  nie  miało  zmieniać.  Mówiliśmy  o  tym  w  nocy,  żadnych  wyjaśnień, 

ż

adnych obietnic. Po prostu stało się i już. Nie żałuję. I nie chcę, żebyś ty żałował. 

- Nie miałem prawa... - zaczął Greg, ale Fiona położyła mu palce na ustach. 

-  Nie  marnujmy  czasu,  zostało  nam  ledwie  kilka  godzin  -  szepnęła.  -  Pamiętaj, 

ż

adnych wyjaśnień i obietnic... a także oskarżeń. Tylko przyjemność. Rozkoszujmy się nią. 

Greg  zrzucił  szlafrok,  wrócił  do  łóżka  i  kochał  się  z  Fioną  z  taką  czułością,  że  łzy 

napłynęły jej do oczu. 

Obudził  się  po  kilku  godzinach.  Było  już  zupełnie  jasno.  Spojrzał  na  Fionę,  która 

leżała przy nim z ręką na jego piersi. 

Ze snu wyrwało go skrobanie w drzwi. Wstał ostrożnie, żeby nie obudzić Fiony. Ubrał 

się  i  otworzył  drzwi.  Siedział  pod  nimi  McTavish  z  nieszczęśliwą  miną  opuszczonego, 

porzuconego psa. 

Greg  bez  słowa  zszedł  na  dół,  nakarmił  oba  zwierzaki  i  wypuścił  je  na  dwór.  Potem 

poszedł do łazienki na parterze i przygotował się na spotkanie nowego dnia. 

Wziął  prysznic  i  się  ogolił.  Następnie  wrócił  do  pokoju  i  w  ciągu  kilku  minut 

spakował manatki. Rozejrzał się uważnie, po czym wyszedł do holu i postawił walizkę przy 

drzwiach. 

Fiona  nadal  była  pogrążona  we  śnie.  Wiedział,  że  musiała  być  kompletnie 

wykończona. Powinien być hardziej ostrożny, ale cóż, stało się. Po prostu nie potraf zostawić 

background image

jej w spokoju. Wmawiał sobie, że był to skutek trzyletniej abstynencji. 

Teraz  już  tak  nie  myślał,  ale  to  w  niczym  nie  zmieniało  faktów.  Miał  obowiązki  i 

musiał wracać do życia, w którym nie było miejsca dla leżącej przed nim młodej kobiety. 

Wydarł  karteczkę  z  notesu,  który  zawsze  nosił  przy  sobie,  nakreślił  kilka  słów  i 

położył ją na poduszce. 

Zszedł  na  dół,  podszedł  do  drzwi  kuchennych  i  gwizdnął  na  McTavisha,  który 

przybiegł do niego skwapliwie. Greg przykucnął i spojrzał na psa. 

- Zostawiam cię tu na straży. Opiekuj się nią, dobrze? Trzymaj się blisko niej i pilnuj, 

ż

eby była bezpieczna. - Przyglądał się wchodzącemu po schodach McTavishowi, widział, jak 

otworzył sobie łapą drzwi sypialni i zniknął w środku. 

Podniósł walizkę i wyszedł frontowymi drzwiami. 

Od Glasgow dzieliło go kilka godzin jazdy. Potem planował zatrzymać się w hotelu w 

pobliżu  lotniska,  żeby  zdążyć  na  poranny  samolot  do  domu.  Starał  się  nie  myśleć  o  niczym 

innym. Nie chciał wspomnień. 

Wracał do domu. Tylko to się liczyło. 

Fiona czuła ciężar ciała Grega, leżącego w jej łóżku. Jeszcze nie wyjechał, pomyślała 

zadowolona.  Zdawała  sobie  sprawę,  że  powinien  wcześnie  wyruszyć  w  drogę,  ale  mogła 

jeszcze przez chwilę poudawać przed sobą, że zamierzał pozostać z nią w Szkocji. 

Nie otwierając oczu, wyciągnęła rękę. I gwałtownie otworzyła oczy. Usiadła na łóżku 

i spojrzała na wyciągniętego przy niej McTavisha. 

-  Co  ty  tu  robisz?!  -  zawołała  rozczarowana  i  zarazem  rozbawiona.  -  Przecież  wiesz, 

ż

e nie wolno ci spać w łóżku! 

McTavish walił ogonem w materac. 

Fiona  rozejrzała  się  po  pokoju...  i  nagle  zrozumiała,  że  Greg  wyjechał.  Spojrzała  na 

zegarek i ze zdumieniem stwierdziła, że dochodzi południe. Niewątpliwie Grega nie było już 

od kilku godzin. 

Odrzuciła  kołdrę,  wstała  i  poszła  do  łazienki.  Dopiero  pod  prysznicem  dała  upust 

uczuciom. Przestała trzymać się ryzach. I tylko ona wiedziała, ile łez spłynęło 

tego ranka wraz ze strumieniami wody. 

Kiedy wytarła się i ubrała, zdołała już wziąć się w garść. Przecież miała swoje życie. 

Od początku wiedziała, że Greg wyjedzie. 

Nie żałowała, że się z nim kochała. Nieważne, w jaki sposób postrzegał to, co się im 

przytrafiło. Fiona była pewna, że głęboko przeżywał rodzące się między nimi uczucie, nawet 

jeśli nie chciał się do tego przyznać. 

background image

Przynajmniej  na  kilka  godzin  pozwolił,  by  runęły  mury,  którymi  odgrodził  się  od 

ś

wiata,  i  pozwolił  Fionie  zbliżyć  się  do  siebie.  Otworzył  się  przed  nią,  dzięki  czemu 

zrozumiała,  jak  bardzo  jest  wrażliwy.  W  przeciwnym  razie  nie  zerwałby  się  w  środku  nocy 

dręczony wyrzutami sumienia z powodu tego, co między nimi zaszło. 

Zanim  Fiona  wróciła  z  łazienki,  McTavish  zszedł  już  na  dół.  Zdjęła  z  łóżka 

prześcieradła i pościeliła czyste. 

Dopiero wtedy dostrzegła na podłodze złożoną kartkę. Podniosła ją, rozłożyła i powoli 

usiadła na brzegu łóżka. 

Fiono! 

Nie miałem sumienia cię budzić, więc wymykam się jak tchórz i tą drogą mówię ci do 

widzenia. Nigdy nie zdołam odwdzięczyć ci się za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. 

Trzymaj się. Greg 

Łzy znowu pociekły jej po policzkach, ale nie zamierzała się rozklejać. Ani teraz, ani 

nigdy.  Co  się  stało,  to  się  nie  odstanie,  choćby  nawet  tego  chciała.  A  wcale  nie  chciała. 

Dotknęła palcem opuchniętych warg i wyszeptała: 

- Nigdy cię nie zapomnę, Gregu Dumasie. To moje błogosławieństwo i przekleństwo 

zarazem. 

Greg  wszedł  na  pokład  lecącego  do  Stanów  samolotu  jako  jeden  z  pierwszych.  W 

nocy prawie nie zmrużyć oka, pomimo zmęczenia wielogodzinną jazdą z Gler Cairn. 

Kiedy wreszcie zasnął, śnił o Jill, w czym nie było nic niezwykłego, ale ten sen różnił 

się od innych. Tym razem nie dotyczył jej śmierci. Greg tłumaczył jej, dla czego kochał się z 

inną kobietą. 

Obudził się z poczuciem, że jest najgorszym bydlakiem, jaki chadza po ziemi. Nawet 

po przebudzeniu nie mógł pozbyć się poczucia winy, że związał się z inną kobietą. 

Zapiął  pasy,  zamknął  oczy  i  czekał  na  start  samolotu  W  tym  momencie  uświadomił 

sobie, że swoim zachowaniem skrzywdził Fionę, a nie Jill. 

Przyjął,  co  mu  ofiarowała,  z  pełną  świadomością,  że  niewiele  mógł  dać  w  zamian. 

Była wspaniałomyślna i kochająca, pragnął chronić ją przed jej własnymi nieprzemyślanymi 

decyzjami. Ale nie zrobił tego. Wręcz przeciwnie, w pełni wykorzystał okazję. 

Zanim  samolot  wystartował  z  Glasgow,  Greg  już  mocno  spał.  Przespał  prawie  całą 

drogę  do  Nowego  Jorku.  Po  lądowaniu  był  gotów  stawić  czoło  wyzwaniom  nadchodzącego 

dnia, mimo że mocno odczuwał zmianę czasu. 

Rodzice  Jill  wraz  z  Tiną  czekali  na  niego  tuż  za  odprawą.  Córka  rzuciła  mu  się  w 

ramiona, gadając przy tym bez przerwy i obcałowując go od brwi po czubek brody. 

background image

Helen  uściskała  go  ze  śmiechem,  a  George  podał  mu  rękę.  Dopiero  w  domu  Greg 

mógł w miarę spokojnie zrelacjonować wyniki swojej wyprawy. 

Podczas  lunchu  opowiadał  o  Szkocji.  Wręczył  Tinie  pamiątki,  które  dla  niej 

przywiózł, i ciekawska dziewczynka zasypała go mnóstwem pytań. 

Po południu Greg zadzwonił do klientki, żeby zdać raport ze swojej klęski. 

- Rezydencja MacLeodów - usłyszał w słuchawce. 

- Czy mogę prosić pannę MacLeod? Mówi Greg Dumas. 

-  A  tak,  pan  Dumas.  Mówi  Janet  O'Reilly,  gospodyni  panny  MacLeod.  Wspominała, 

ż

e może pan zadzwonić pod jej nieobecność. 

- Nie ma jej w domu? 

-  Wyjechała  do  Włoch.  Nie  wiem,  gdzie  teraz  jest.  Jeśli  to  coś  pilnego,  mogę  podać 

panu kilka numerów telefonu. 

-  Wydaje  mi  się,  że  to  nie  jest  tak  pilne,  aby  zawracać  jej  głowę  w  czasie  podróży. 

Proszę powiedzieć, żeby zadzwoniła do mnie po powrocie, dobrze? 

- Oczywiście, panie Dumas. - Gospodyni zapisała jego numer i odłożyła słuchawkę. 

To  załatwione.  Greg  postanowił,  że  następnego  dnia  pójdzie  do  biura  napisać  raport. 

Wolał  osobiście  przekazać  pannie  MacLeod  wiadomość,  że  Fiona  może  być  jej  siostrą. 

Ciekawe,  czy  McCloskey  potwierdzi,  że  Fiona  jest  jedną  z  trojaczków.  To  dałoby  pannie 

MacLeod jakiś punkt zaczepienia. 

Helen  zaproponowała,  żeby  oboje  z  Tiną  zostali  u  nich  na  noc,  zamiast  wracać  do 

domu.  Gregowi  było  wszystko  jedno,  więc  decyzję  pozostawił  córce.  Teraz,  kiedy  tatuś  był 

wreszcie w domu, Tina gotowa była spędzić z nim tę noc pod dachem dziadków, zanim wrócą 

do zwykłej domowej rutyny. 

-  Wreszcie  możesz  nam  powiedzieć  to,  czego  dotąd  nie  mówiłeś  -  zażądała  Helen, 

kiedy Tina poszła do łóżka. W jej oczach błyszczały wesołe iskierki. 

Greg  spojrzał  na  nią  ze  zdumieniem,  a  George  prychnął  z  niesmakiem  zza  gazety,  a 

potem mruknął: 

- Pójdziesz do piekła za swoje wścibstwo. 

- To pójdę. Co się wydarzyło, Greg? 

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. 

-  W  takim  razie  zadam  bardziej  szczegółowe  pytanie.  -  Helen  uśmiechała  się  już 

otwarcie. - Nie wspomniałeś ani słowem o Fionie. Chcę dowiedzieć się o niej czegoś więcej. 

-  Przecież  już  ci  mówiłem,  Helen.  Fiona  była  tak  miła,  że  zaopiekowała  się  mną  w 

chorobie. Potem logika nakazywała zostać u niej i na miejscu przejrzeć archiwum jej ojca. 

background image

-  Mówiłeś,  że  ma  dwadzieścia  pięć  lat.  Wysoka,  niska,  blondynka,  brunetka?  Jak 

wygląda? 

Greg westchnął i przeczesał ręką włosy. 

- Drobna, szczuplutka, takie pięć minut. Ruda. 

-  Spodobała  ci  się,  prawda?  -  zapytała  Helen,  kiedy  po  dłuższej  chwili  ciszy 

zrozumiała, że Greg nie zamierza nic więcej powiedzieć. 

George odłożył gazetę. 

- Zostaw go w spokoju, Helen. Czy nie ma prawa do swoich tajemnic? 

- Prawo może i ma, ale jakie to prawo, gdy pyta stara kobieta. 

- Nie jesteś jeszcze stara, tylko ciekawska jak diabli. 

- Taka się urodziłam i taka umrę. - Roześmiała się Helen. - Więc jak, Greg, polubiłeś 

ją? 

- Trochę - mruknął. 

- Tylko trochę? Przyznaj, że ci się spodobała. 

- Skąd to przypuszczenie? - żachnął się. Helen zupełnie się tym nie przejęła. 

- Wywnioskowałam to z twojego głosu. Nawet nie wiesz, jaka to dla mnie ulga. 

- Ulga? - zdumiał się. 

- Przez ostatnie trzy lata obsesyjnie pracowałeś. Nie utrzymywałeś kontaktów z nikim 

poza  Tiną  i  nami.  Praca  nie  rozwiąże  twoich  problemów,  Greg.  Liczę  na  to,  że  wreszcie  to 

zrozumiałeś. Potrząsnął głową. 

-  Prowadzę  aktywne  życie,  Helen.  Jestem  zajęty.  Mam  córkę,  którą  bardzo  kocham. 

Czego mi jeszcze potrzeba? 

- Kobiety. 

- W twoich ustach to brzmi dość dziwnie. 

- Bo jestem matką Jill? Ona powiedziałaby ci to samo. Rozpacz po jej śmierci była w 

pełni  zrozumiała.  Wszyscy  przez  to  przeszliśmy.  Ale  życie  toczy  się  dalej.  Tina  rośnie. 

Odsunąłeś się od znajomych. Pora, żebyś trochę zwolnił tempo i poznał nowych ludzi. 

- Co to ma wspólnego z Fioną? 

- Właśnie o to cię pytam, ty zakuta pało! Coś się w tej Szkocji wydarzyło poza sprawą, 

nad  którą  pracowałeś,  i  założę  się,  że  miało  to  bardzo  bliski  związek  z  Fioną  MacDonald. 

Powiedz, czy się mylę? 

- Mylisz się! 

- Ha! - krzyknęła Helen. 

- Odpowiedział ci - wtrącił George - a teraz daj mu święty spokój. 

background image

- Właśnie - burknął Greg. 

-  Dobrze,  jeśli  ci  tak  na  tym  zależy.  -  Helen  podniosła  ręce  w  geście  poddania.  - 

Myślałam,  że  może  chciałbyś  z  kimś  o  tym  porozmawiać.  Z  kimś,  kto  cię  rozumie.  No,  ale 

jeżeli  chcesz  dusić  wszystko  w  sobie  jak  przez  ostatnie  trzy  lata,  to  proszę  bardzo!  - 

Odwróciła się i wymaszerowała z pokoju. 

- Kobiety! - mruknął George. 

- Jednak nie możemy bez nich żyć - odparł nagle rozpromieniony Greg. 

George obrzucił go przenikliwym spojrzeniem. 

-  Wiesz,  że  Helen  miała  jak  najlepsze  intencje.  Martwi  się  o  ciebie.  Oboje  się 

martwimy. 

Greg podszedł do wyciągniętego z wygodnym fotelu teścia i poklepał go po ramieniu. 

- Dzięki. Cenię was oboje dużo bardziej, niż mógłbym to wyrazić. 

Podszedł  do  pianina,  na  którym  Helen  ustawiła  rodzinne  fotografie,  i  długo  się  im 

przyglądał. 

Jill  uśmiechała  się  do  niego  z  kilkunastu  szkolnych  zdjęć,  potem  z  fotografii 

uwieczniającej odbiór uniwersyteckiego dyplomu, a wreszcie z pstrykniętej w szpitalu fotki, 

na której dumna i szczęśliwa tuli w ramionach nowo narodzoną Tinę. 

Jill  była  piękną  kobietą,  ciałem  i  duszą.  Wysoka,  zmysłowa,  o  ciemnych,  kręconych 

włosach  i  egzotycznych  rysach.  Pierwszą  rzeczą,  na  którą  Greg  zwrócił  uwagę,  był  jej 

uśmiech. Biła od niej radość życia. 

Przypomniał sobie, jak mu wytykała ponuractwo. Pewnie miała rację. W ciągu pięciu 

lat małżeństwa z Jill Greg śmiał się częściej niż przez poprzednie dwadzieścia pięć lat swego 

smutnego życia. 

Potrząsnął głową i odwrócił się. 

Powiedział  George'owi  dobranoc  i  poszedł  do  gościnnego  pokoju.  Rozebrał  się  i 

położył do łóżka, ale sen 

nie nadchodził. Greg założył ramiona pod głową i wrócił do wspomnień. 

Matka umarła, kiedy miał osiem lat. Wychowywał go, jeśli w ogóle można użyć tego 

określenia, ojciec, który po pijanemu zachowywał się wyjątkowo podle. A trzeźwy nie bywał 

nigdy. 

Dopóki  razem  mieszkali,  Greg  wielokrotnie  wpłacał  kaucję,  by  ojciec  mógł  wyjść  z 

więzienia,  gdzie  wsadzano  go  za  kolejne  pijackie  rozróby.  Robił  to,  chociaż  czuł  do  niego 

wyłącznie pogardę. Kiedy opuścił dom, nigdy już go nie odwiedził. 

Nie miał nawet pojęcia, czy ojciec jeszcze żył. 

background image

Przebrnął jakoś przez szkołę i w wieku dwudziestu jeden lat wstąpił do policji. Ciężką 

pracą dosłużył się awansu i kiedy cztery lata później w jego życiu pojawiła się Jill, Greg był 

już sierżantem. 

Została  zatrudniona  w  jego  komisariacie  jako  cywilny  pracownik  policji  do 

papierkowej roboty. Pobrali się w tym samym roku, a trzy lata później przyszła na świat Tina. 

Greg  był  wówczas  bardzo  z  siebie  zadowolony.  Zresztą,  dlaczegóż  by  nie?  Miał  wszystko, 

czego  pragnął:  dobrą  pracę,  piękną  żonę,  miły  domek  w  spokojnej  dzielnicy  i  ukochaną 

córeczkę. 

Tina  miała  dwa  latka,  kiedy  zostawili  ją  pod  opieką  Helen  i  George'a,  żeby  pójść 

wieczorem  do  kina.  Ciągle  jeszcze  miał  przed  oczami  obraz  Jill.  Pamiętał  jej  sukienkę, 

uczesanie, skromną biżuterię... 

Po seansie wyszli z kina i szli ulicą, rozmawiając 

o filmie. Pamiętał, że Jill rozpłakała się pod koniec ze wzruszenia, a on wyśmiewał się 

z jej sentymentalizmu. 

Kiedy  mijali  sklep,  Jill  przypomniała  sobie,  że  kończyło  się  im  mleko,  więc  weszli. 

Ona ruszyła do stoiska z nabiałem, a Greg przeglądał stojak z prasą przy wejściu. 

Przypadkiem  skierował  wzrok  na  sprzedawcę.  Stał  jak  sparaliżowany  za  ladą  i 

wpatrywał  się  w  trzymany  przez  klienta  przedmiot.  Greg  przesunął  się  nieco,  żeby  lepiej 

widzieć,  i  wtedy  zauważył  trzydziestkę  ósemkę  w  ręku  nastoletniego  punka  w  skórzanej 

kurtce. 

Greg po cichu odnalazł Jill i wręczył jej telefon komórkowy. Kazał jej wyjść ze sklepu 

i  zawiadomić  policję.  Słyszał,  jak  spanikowany  sprzedawca  tłumaczy  bandycie,  że  nie  ma 

dostępu do sejfu, a w kasie jest zaledwie pięćdziesiąt dolarów. 

Greg wyjął broń i stał, czekając na przyjazd radiowozu. Nie przyszło mu do głowy, że 

szczeniak  postawi  na  rogu  wspólnika,  który  oczywiście  zauważy  faceta  z  bronią  i  podniesie 

alarm. W chwilę później puścił do wnętrza sklepu serię z broni półautomatycznej i wrzasnął 

do kumpla, żeby spadał. 

Radiowóz  podjechał  na  sygnale  w  momencie,  gdy  Greg  zastrzelił  stojącego  na  ulicy 

bandytę. Rabuś ze sklepu pognał na zaplecze, ale tam czekali już na niego policjanci. 

Greg  błysnął  odznaką  i  ruszył  biegiem  do  frontowego  wejścia,  żeby  sprawdzić,  co  z 

Jill. Na ulicy zgromadził się już tłum. Jill leżała na ziemi. Jeden z policjantów 

klęczał  przy  niej.  Zabłąkana  kula  trafiła  ją  w  szyję  i  rozerwała  tętnicę.  Nie  dało  się 

zatamować krwotoku. 

Zmarła w jego ramionach przed przyjazdem karetki pogotowia. 

background image

Od  tego  czasu  żył  w  ciągłym  poczuciu  winy.  Nie  powinien  wyjmować  broni. 

Powinien złapać Jill i zwiewać gdzie pieprz rośnie, a dopiero potem dzwonić na policję. 

A  najlepiej,  żeby  w  ogóle  nie  wstępował  do  policji.  Gdyby  został  księgowym  albo 

kierowcą  ciężarówki,  to  nie  próbowałby  zapobiec  napadowi,  tylko  zabrał  stamtąd  żonę, 

troszcząc się o jej bezpieczeństwo. 

Przez niego zginęła. 

Terapeuci, do których chodził przez kilka miesięcy uparcie wbijali mu do głowy, że to 

jedno z bezsensownych, przypadkowych zabójstw. I że nie było w tym jego winy. 

Nawet  Helen  pytała  Grega,  jak  długo  jeszcze  zamierza  obarczać  się 

odpowiedzialnością za to, co się stało. A teraz chciała wiedzieć, co wydarzyło się w Szkocji. 

Wydarzyła się Fiona. 

Czarodziejka,  która  przyjęła  pod  swój  dach  i  pielęgnowała  w  chorobie 

nieprzytomnego z gorączki nieznajomego. 

Fiona,  która  wyglądała  tak  krucho,  a  miała  niespożyte  siły.  Święcie  przekonana  w 

swej naiwności, że uwiodła Grega. 

A może i uwiodła... 

Fiona, która obudziła w nim coś, co jak sądził, już dawno w nim umarło. 

I  od  tej  pory  prześladowały  go  dwie  kobiety.  Jedna,  która  nigdy  nie  wróci,  i  druga, 

zbyt daleka i nazbyt odmienna, by mogła zaistnieć w jego życiu. 

Co nie znaczyło oczywiście, że pragnął, by w nim zaistniała. Nie chciał już nigdy czuć 

się tak bezbronnym. Doświadczyć takiego bólu i poczucia straty. 

Wyjechał, nie mówiąc Fionie nic o sobie. Nie było powodu, by do niej wracać. 

Kiedy  Greg  zdołał  wreszcie  zasnąć,  znowu  przyśniła  mu  się  Jill.  Przyszła  do  niego  i 

próbowała  go  pocieszyć.  Chciał  się  przed  nią  tłumaczyć,  ale  z  uśmiechem  pokręciła  głową. 

Wyglądała  na  szczęśliwą.  Powiedziała,  że  niczego  nie  żałuje.  Że  go  kocha.  Że  pragnie  jego 

szczęścia. Prawdziwego szczęścia. 

- Już czas, żebyś pozwolił mi odejść - szepnęła. - Jest mi dobrze. Musisz nauczyć się 

ż

yć beze mnie. 

Pocałowała  go  po  raz  ostatni  i  odeszła.  Oddalała  się  od  niego,  stawała  się  coraz 

mniejsza i mniejsza, aż wreszcie całkiem zniknęła. 

background image

ROZDZIAŁ 12 

Greg wysiadł z metra i przedzierał się przez tłum, by dotrzeć do restauracji, w której 

umówił się z Kelly MacLeod. Był już w Nowym Jorku od dwóch tygodni, ale nie udało mu 

się wrócić do codziennej rutyny. Z dnia na dzień stawał się bardziej niespokojny. 

Erotyczne sny o Fionie sprawiały, że budził się rano rozdygotany, w stanie skrajnego 

podniecenia. Po kilka  razy dziennie łapał się na  tym, że o najdziwniejszych porach sięga po 

telefon, żeby choćby usłyszeć jej głos. 

Kelly MacLeod oddzwoniła do niego wczoraj. Jej głos przypomniał mu Fionę, chociaż 

nie było w nim śladu szkockiego akcentu. 

Teraz Greg miał się z nią spotkać, żeby przekazać jej ostatnie informacje, których nie 

zamieścił w raporcie. 

Wszedł  do  restauracji  i  natychmiast  dostrzegł  ją  przy  stoliku  pod  oknem.  W  pełnym 

ś

wietle  rzuciły  mu  się  w  oczy  wyraźne  podobieństwa:  ten  sam  owal  twarzy,  długa,  smukła 

szyja i drobna budowa jak u dziewczyny, która każdej nocy nawiedzała go we śnie. 

Kiedy panna MacLeod odwróciła się i spojrzała na 

Grega, bardziej uwidoczniły się  różnice. Oczy jego klientki były  ciemnoniebieskie, a 

nie  zielone  jak  morze.  Włosy,  choć  równie  jedwabiste,  jak  Fiony,  były  jasno  -  blond,  bez 

ś

ladu rudego odcienia. Greg odsunął krzesło i usiadł. 

- Mam nadzieję, że nie czekała pani zbyt długo. 

Uśmiechnęła  się,  ale  z  jej  oczu  wyzierał  smutek,  którego  w  nich  nie  było  podczas 

poprzedniego spotkania. A może wówczas nie przyglądał jej się tak dokładnie? 

- Niech pan zajrzy do menu, to złożymy zamówienie. Ja już wybrałam. 

- Muszę pani powiedzieć o czymś, co pominąłem w raporcie - stwierdził Greg, kiedy 

przyjęto od nich zamówienie i podano im aperitify. 

- Tak? O Douglasie i Moirze? 

-  Nie.  Niestety,  jeśli  o  nich  chodzi,  wyczerpałem  wszelkie  możliwości  śledztwa. 

Adwokat udzielił mi pewnej informacji, którą moim zdaniem ma pani prawo poznać. 

- To znaczy? 

-  Jest  pani  jedną  z  trojaczków,  które  przyszły  na  świat  tamtego  wieczoru...  i  chyba 

wiem, gdzie mieszka jedna z pani sióstr. 

Kelly wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. 

- Twierdzi pan, że jestem jedną z trojaczków? 

background image

- Tak. 

- I nie zatrzymano nas razem? 

- Adwokat twierdzi, że postanowili wraz z doktorem was rozdzielić, by zapewnić wam 

bezpieczeństwo. 

- Ze względu na tego krewnego, przed którym uciekła moja matka - powiedziała Kelly 

w zamyśleniu. 

- Właśnie. 

- Powiedział pan, że wie, gdzie mieszka jedna z nich. Ale nie obie? 

- Szukałem jedynie pani rodziców. Tuż przed wyjazdem ze Szkocji dowiedziałem się 

od siostry lekarza który odebrał poród, że adoptował on dziewczynkę urodzoną tego samego 

dnia, co pani. Sądzę, że jego córka Fiona MacDonald, jest pani siostrą. 

- Powiedział jej pan o tym? 

- Nie mam do tego prawa. To pani jest moją klientką. Przekazuję pani tę informację, a 

pani sama zdecyduje, co z nią zrobić. 

Kelly była bardzo poruszona. 

- Siostra - szepnęła. - Mam siostry, o których istnieniu nic nie wiedziałam. Moje życie 

staje się coraz dziwniejsze. 

Przyniesiono zamówione dania, więc zajęli się jedzeniem, nie rozmawiając o sprawie. 

- Proszę mi opowiedzieć o Fionie MacDonald - poprosiła Kelly przy kawie. - Czy pan 

ją widział? 

- Nie tylko ją widziałem, ale ponad tydzień mieszkałem w jej domu. Po przyjeździe do 

Szkocji zachorowałem, a ona opiekowała się mną, dopóki nie wyzdrowiałem. 

Wargi Kelly drgnęły. 

- To szalenie romantyczne. 

Greg  wiedział,  że  tylko  się  z  nim  przekomarza,  ale  i  tak  nie  zdołał  opanować 

zakłopotania. Kelly natychmiast to zauważyła. 

- Nie ma w tym nic romantycznego - bronił się. 

- Czyżby? - Uśmiechnęła się z życzliwą ironią. - proszę powiedzieć coś więcej. 

- Naprawdę mało w tym było romantyzmu. Nie na - leżę do potulnych pacjentów. 

- Mogę sobie wyobrazić. - Zachichotała. 

Greg  rozumiał,  że  Kelly  chciała  dowiedzieć  się  jak  najwięcej,  więc  zaczął  jej 

opowiadać  o  domku,  o  McTavishie  i  kocie,  wreszcie  o  Fionie.  Dał  się  ponieść  tematowi  i 

mówił bez końca. 

Panna  McLeod  wsparła  brodę  na  dłoniach  i  słuchała  uważnie,  jak  Greg  opisywał 

background image

szkockie  krajobrazy,  ludzi  i  wydarzenia.  Kiedy  skończył,  nie  odzywała  się  przez  dłuższą 

chwilę, co spotęgowało jeszcze zakłopotaniega. Uznał, że dostarczył jej więcej informacji, niż 

ciała usłyszeć. 

- Jest pan w niej zakochany - powiedziała wreszcie. Greg zmarszczył czoło. 

- Skądże. To tylko kobieta, która... 

-  Stop,  stop!  Doskonale  wiem,  że  „to  tylko  kobieta,  która".  Jest  pan  niebywale 

spostrzegawczy, panie Duglas, i potrafi pan drobiazgowo opisać wszystko, co pan widział. To 

nie podlega dyskusji. Zresztą bez tego nie odnosiłby pan takich sukcesów w swoim zawodzie, 

wiele  osób  polecało  mi  pana,  kiedy  szukałam  detektywa,  który  zająłby  się  tą  sprawą.  Nie 

chodzi o to, co pań powiedział. Chodzi o to, jak pan to powiedział. Jak pan wymawia jej imię. 

Proszę  nie  zaprzeczać,  panie  Dumas,  I  czy  chce  pan  do  tego  się  przyznać,  czy  też  nie, 

pozostaje  faktem,  że  jest  pan  w  niej  zakochany.  Jeżeli  pan  sobie  życzy,  obiecuję,  że 

pozostanie to między nami - Łobuzerski uśmiech Kelly tak bardzo przypomina Fionę, że Greg 

poczuł silniejszy niż zwykle przypływ bolesnej tęsknoty. 

- To nieważne - burknął. - Sądziłem po prostu, że będzie pani chciała czegoś się o niej 

dowiedzieć. 

-  Tak,  i  to  bardzo.  Mam  teraz  trochę  czasu.  Chciałabym  wybrać  się  do  Szkocji  i 

poznać  siostrę,  może  spotkałabym  się  również  z  tym  adwokatem.  Mam  kolejne  zlecenie  dla 

pana: pragnę odszukać także drugą siostrę I chciałabym, żeby przedstawił mnie pan Fionie. 

- Nie będę pani do niczego potrzebny, panno MacLeod - stwierdził Greg pospiesznie. - 

Jestem pewien że może pani wytłumaczyć... 

-  Pan  dobrze  ją  zna.  Lepiej,  żeby  uprzedził  ją  par  o  istnieniu  siostry,  zanim  się 

spotkamy, nie sądzi pan? 

Nie  był  w  tej  chwili  zdolny  do  myślenia.  Skąd  w  nim  tak  gwałtowne  uczucia  do 

osoby, o której postanowi zapomnieć? 

-  Zapłacę,  ile  pan  zażąda,  jeśli  pojedzie  pan  ze  mną  do  Szkocji  i  załatwi  dla  mnie  tę 

sprawę. 

Patrzył  na  nią  oszołomiony.  Mówiła  serio,  ale  jej  się  nie  dziwił,  przecież  szukała 

rodziny.  Nie  znalazła  biologicznych  rodziców,  których  pragnęła  poznać,  okazało  się  jednak, 

ż

e miała żyjących krewnych. 

-  Nie  wezmę  od  pani  pieniędzy,  panno  MacLeod,  ale  jeśli  pani  sobie  życzy,  zabiorę 

panią do Szkocji i przedstawię panu McCloskeyowi i pannie MacDonald. 

- A więc ona jest dla pana panną MacDonald? - Zachichotała. - Dobrze, może ją pan 

tak nazywać, jeśli pan chce. Mam nadzieję, że przygotuje ją pan odpowiednio na wstrząsające 

background image

odkrycie, że ma siostrę. 

- Dla niej to będzie podwójny wstrząs. Jest przekonana, że została adoptowana przez 

doktorostwo, bo była siostrzenicą pani MacDonald. Odkrycie, że została oszukana, sprawi jej 

ogromną przykrość. 

-  Naprawdę?!  W  takim  razie  mamy  ze  sobą  jeszcze  więcej  wspólnego.  -  Kelly 

spojrzała na zegarek.  - Skoro już wszystko uzgodniliśmy, zajmę się rezerwacją biletów. Nie 

przyjmuję pana rycerskiej propozycji, zapłacę za stratę czasu i wydatki. - Wstała. - Cieszę się, 

ż

e  nie  napisał  pan  o  tym  w  raporcie.  Mogłabym  się  założyć,  że  nie  dowiedziałabym  się  z 

niego wszystkich szczegółów, które pan ujawnił podczas naszej rozmowy. 

- Obawiam się, że doszukała się pani w moich słowach więcej, niż chciałem wyrazić, 

panno MacLeod. 

- Naprawdę? Cóż, pożyjemy, zobaczymy. 

Greg ruszył do domu Santinich. Bal się powiedzieć 

Helen, że wraca do Szkocji. W drodze do Queens przez 

cały czas zastanawiał się nad słowami Kelly i te rozmyślania wcale nie poprawiły mu 

nastroju.  Kiedy  dotarł  do  teściów,  był  tak  rozdrażniony  i  zdenerwowany,  że  zaczął  się 

zastanawiać, czy nie zrobiłby lepiej, gdyby najpierw poszedł do domu i nieco się uspokoił. 

- To ja! - zawołał, idąc w stronę kuchni, w której skupiało się życie rodziny. 

Helen  właśnie  kończyła  dekorować  ciasto  wiśniami.  Spojrzała  na  Grega  ze 

zdumieniem. 

- Czy mój zegarek źle chodzi, czy też wróciłeś wcześniej? 

-  Wróciłem  wcześniej  -  stwierdził  krótko  i  nalał  sobie  kawy.  Usiadł  na  krześle  i 

odchylił się do tyłu, balansując na dwóch nogach. Patrzył w przestrzeń. 

Helen  wsunęła  blachę  z  ciastem  do  piekarnika,  nastawiła  czas,  nalała  sobie  kawy  i 

usiadła przy stole naprzeciwko Grega. 

- Zły dzień? 

Greg usiadł prosto i odstawił filiżankę. 

- Tak. Zły dzień, zły tydzień, zły miesiąc! 

- Chcesz mi o czymś powiedzieć? 

Oparł ramiona na stole i wbił wzrok w filiżankę. 

- Tak, bo musisz o tym wiedzieć. 

Helen  cierpliwie  czekała.  Wiedziała,  że  prędzej  czy  później  Greg  powie,  o  co  mu 

chodzi.  Nigdy  nie  był  zbyt  rozmowny,  szczególnie  gdy  w  grę  wchodziły  uczucia,  ale  od 

dawna nie widziała go tak wytrąconego z równowagi. 

background image

Spojrzał na nią i zaraz odwrócił wzrok. 

-  Czy  ktoś  ci  kiedyś  poradził,  żebyś  słuchała,  co  inni  o  tobie  sądzą?  Jeżeli  ktoś 

zaczyna  się  czepiać  wyglądu  twojego  ogona,  to  możesz  się  nie  przejmować,  bo  przecież 

doskonale  wiesz,  że  nie  masz  ogona.  Ale  jeżeli  następna  osoba  napomknie  coś  o  nim...  to 

zaczynasz  się  zastanawiać,  dlaczego  ludzie  z  uporem  mówią  o  czymś,  co  nie  istnieje.  Jeśli 

jednak trzeci człowiek wspomni o tym samym, powinieneś obejrzeć się za siebie, bo istnieje 

duże prawdopodobieństwo, że jednak masz ten cholerny ogon. 

Helen uśmiechnęła się. 

- A więc odkryłeś, że masz ogon? Greg jęknął głucho i potarł ręką twarz. 

-  Gorzej.  Znacznie  gorzej!  Wreszcie  dotarło  do  mnie  to,  o  czym  mówiły  mi  Minnie 

MacDonald,  ty  i  Kelly  MacLeod:  zakochałem  się  w  Fionie.  -  Jednym  haustem  opróżnił 

filiżankę. 

- I to cię tak niepokoi? - zapytała Helen z uśmiechem. 

-  Właśnie,  do  diabła,  to  mnie  tak  niepokoi!  Jak  mogłem  być  tak  nieświadomy 

własnych  uczuć,  tak  pewny,  że  pociąg  fizyczny  to  jedno,  a  budowanie  trwałego  związku  to 

całkiem co innego? A przecież wciąż o niej myślałem i śniłem po nocach. 

- Rozumiem, że Kelly MacLeod pytała cię o Fionę. 

- Tak. - Westchnął. - Prosiła, żebym o niej opowiedział. Więc to zrobiłem. Ale tylko 

to, co widziałem i czego się o niej dowiedziałem. Kelly uznała, że jestem 

zakochany, choć  wcale  mnie nie zna. Najwyraźniej to było oczywiste dla wszystkich 

poza mną! 

- Bardzo słuszna uwaga. 

Greg bawił się uszkiem filiżanki. 

-  Ciągle  nie  mogę  w  to  uwierzyć.  Jak  mogłem  zakochać  się  w  kimś,  kto  mieszka  po 

drugiej stronie Atlantyku? To idiotyczne! 

-  Wiesz,  nie  zawsze  mamy  wpływ  na  to,  w  kim  się  zakochujemy.  Gdyby  tak  było, 

nigdy  nie  wyszłabym  za  George'a  Santiniego!  -  Zachichotała  na  jakieś  wspomnienie.  -  Co 

zamierzasz z tym fantem zrobić? 

Podniósł  wzrok  znad  filiżanki  i  Helen  w  jednej  chwili  zrozumiała,  przez  co 

przechodzi. 

-  Nie  wiem  -  odparł  cicho.  -  Naprawdę  nie  wiem.  Spójrz  na  to  wszystko  rozsądnie. 

Nasze życie jest tak różne... wywodzimy się z innych kultur... Wiem, że ona nie mogłaby żyć 

tutaj, a czy ja mógłbym się tam przenieść? - Potrząsnął głową. - I to jeszcze przy założeniu, że 

Fiona odwzajemnia moje uczucia, co wcale nie jest takie pewne. 

background image

Pomyślał o ich ostatniej wspólnej nocy. Czy to wtedy zwyczajny pociąg zmienił się w 

dręczącą, chorobliwą wręcz obsesję? Nie mógł zasnąć, żeby o niej nie śnić. Marzył o Fionie 

bez przerwy, w domu i w pracy. 

- Rozmawiałeś o tym z Tiną? 

- Skądże! Ona by tego nie zrozumiała. 

-  To  wcale  nie  jest  takie  pewne.  Tina  nie  pamięta  Jill.  Porozstawiałam  wszędzie  jej 

zdjęcia, żeby dziecko 

wiedziało  przynajmniej,  jak  wyglądała  matka.  Czasami  mnie  o  nią  pyta,  ale  widzę 

wyraźnie, że bardzo potrzebuje matki, młodej kobiety, która jest taka jak matki jej koleżanek. 

- Nie wiedziałem. 

- Nie chciała ranić twoich uczuć. Kocha tatusia, ale nie może zastąpić jej mamy. Czy 

Fiona wie o Tinie? 

- Wie. Aż mi w to trudno uwierzyć, przecież znaliśmy się tylko tydzień. 

- Mówiłeś, że zakochałeś się w Jill od pierwszego wejrzenia. 

Greg uśmiechnął się leciutko. 

- Tak, choć nie jestem pewien, czy to była miłość. Helen zmarszczyła brwi. 

- Dobrze, może w pierwszej chwili to było tylko pożądanie, ale szybko przerodziło się 

w coś o wiele głębszego. 

Greg wstał i nalał sobie kawy, napełniając też filiżankę teściowej. 

- Nie chcę znów przez to przechodzić, Helen. 

-  Przez  miłość?  Wydawało  mi  się,  że  wreszcie  pogodziłeś  się  z  myślą,  że  to  już  się 

stało. 

- Nie chcę znowu takiego cierpienia i poczucia pustki jak po śmierci Jill. To za bardzo 

bolało. 

-  Rozumiem  twoją  obawę,  Greg.  Niestety,  kiedy  kogoś  kochamy,  rzeczywiście 

stajemy się bezbronni. Tak to już w życiu bywa. Ale nie przestajemy przez to kochać. Równie 

dobrze  moglibyśmy  przestać  żyć.  Jeżeli  tracimy  ukochaną  osobę,  nie  pozostaje  nam  nic 

innego, jak pogrążyć się w żałobie i żyć dalej. - Przykryła ręką jego dłoń. - Już wystarczająco 

długo cierpiałeś z powodu miłości. Pora, żebyś zaczął się nią radować, cieszyć życiem u boku 

ukochanej  kobiety.  Oboje  wiemy,  że  nic  nie  jest  pewne,  więc  trzeba  doceniać  każdą  chwilę 

spędzoną z najdroższą osobą. Już czas, żebyś posłuchał własnych pragnień, Greg. -  Zajrzała 

mu  głęboko  w  oczy.  -  Jedną  z  twoich  zalet  zawsze  szczególnie  podziwiałam.  Chodzi  o 

wytrwałość.  Nie  rezygnujesz  i  się  nie  poddajesz.  Greg  spojrzał  na  nią  niewidzącym 

wzrokiem. 

background image

-  Od  powrotu  do  domu  już  z  dziesięć  razy  zaczynałem  wykręcać  numer  Fiony,  ale 

odkładałem słuchawkę. Wyjeżdżając, nie wspomniałem ani słowem o powrocie... a teraz jadę 

tam znowu, czy mi się to podoba, czy nie. 

- Naprawdę? Klientka prosiła, żebyś tam wrócił? 

- Zamierza spotkać się z Fioną. I pragnie się dowiedzieć, co się stało z trzecią siostrą. 

Planuje tam polecieć jak najszybciej i chce, żebym je sobie przedstawił. 

- Więc jedziesz do Szkocji. Znakomita sposobność do ponownego spotkania z Fioną. 

Trzasnęły drzwi i rozległ się tupot nóżek. 

- Tatusiu, już jesteś! - zawołała Tina i rzuciła mu się na szyję. 

Wziął ją na kolana, objął i pocałował. 

- Jak było w przedszkolu? - zapytał. 

-  Nuudno.  Ale  wiesz  co?  Jedna  z  mam  przyniosła  dla  wszystkich  dzieciaków 

ciasteczka, więc mieliśmy przyjęcie. 

- To świetnie. 

Tina zerknęła na Helen. 

- Może ty też mogłabyś czasem coś dla nas przynieść? 

- Jasne. Powiedz tylko kiedy. - Spojrzała ponad główką Tiny na Grega. - Tatuś ma dla 

ciebie fantastyczną wiadomość. 

Dziewczynka odwróciła się, żeby spojrzeć na ojca. 

- Naprawdę? 

Greg nabrał powietrza i rzucił się na głęboką wodę. 

- Muszę znów pojechać na trochę do Szkocji. Mieszka tam pewna pani, którą bardzo 

lubię i tęsknię za nią. Mam nadzieję, że ona też za mną tęskni. 

- To znaczy, że się z nią ożenisz? 

- Nie wiem, ale zamierzam ją zapytać. 

- Mogę pojechać z tobą? 

- Nie tym  razem, ale niedługo tam  cię zabiorę. -  Greg spojrzał na Helen.  - Jej ciotka 

zapytała mnie, czy chcielibyście się tam przeprowadzić. 

Zaskoczona Helen wyprostowała się gwałtownie. 

- My? George i ja? 

- Tak. 

- A wiesz, że to ciekawy pomysł. George od kilku lat mówi o przejściu na emeryturę, 

ale rezygnuje z obawy, że nie miałby co robić. 

-  Zamierzam otworzyć filię naszej agencji w Edynburgu - wyjawił Greg.  - Mógłbym 

background image

zatrudnić George'a w biurze, gdyby taka praca mu odpowiadała. 

- Kiedy wyjeżdżasz? 

- Nie wiem. Kelly MacLeod da mi znać, gdy kupi bilety. 

-  Zadzwonisz do Fiony, żeby jej powiedzieć? Pomyślał, że mógłby usłyszeć jej  głos, 

wyznać swoje 

uczucia, poprosić ją o rękę. 

- Chyba nie  - odparł po  chwili zastanowienia. - . Wolę porozmawiać z nią osobiście. 

Może  mi  nawymyślać.  Kiedy  pomyślę,  jak  się  zachowywałem  przez  większość  czasu 

spędzonego w jej domu, wcale bym się nie zdziwił. 

- Czy ta pani zostanie moją nową mamusią? - zapytała Tina. 

- Jeżeli zgodzi się wyjść za mnie, to tak. Tina klasnęła w dłonie. 

-  Na  pewno  się  zgodzi.  Chcę  mieć  mamusię.  -  Spojrzała  na  Helen.  -  Jesteś  bardzo 

dobrą mamusią... - zaczęła, ale Helen powstrzymała ją ruchem ręki. 

-  Nie,  jestem  twoją  babcią.  I  zawsze  będę  twoją  babcią.  Już  czas,  żebyś  miała 

prawdziwą mamusię. Mam nadzieję, że Fiona zechce wejść do klanu Dumasów.. 

i może również Santinich. 

background image

ROZDZIAŁ 13 

W trzy tygodnie po wyjeździe z Glen Cairn Greg był już tam znowu. Tym razem miał 

więcej  szczęścia,  bo  zastał  pana  McCloskeya  w  domu.  Adwokat  przyznał,  że  Kelly  i  Fiona 

należały  do  trojaczków.  Teraz,  kiedy  przyjechała  Kelly,  zgodził  się  podać  nazwisko  ludzi, 

którzy  adoptowali  trzecią  siostrę,  i  ich  ostatni  znany  adres.  Wyjaśnił,  że  etyka  zwodowała 

zabraniała mu przekazywać te informacje komukolwiek poza samymi trojaczkami. 

Gdy  skończyli  rozmowę  z  adwokatem,  Kelly  wysłała  Grega  do  Fiony,  żeby 

przygotował ją na spotkanie z siostrą. 

W ciągu godziny był już w drodze, nie mógł się doczekać spotkania. Kiedy dotarł do 

skrętu w drogę dojazdową, serce waliło mu jak młotem. Od tygodnia układał sobie w głowie, 

co jej powie w zależności od tego, jak zareaguje na jego widok. Był przygotowany na każdą 

ewentualność. 

Poza tą jedną. 

Zatrzymał samochód przed domkiem. Z komina nie unosił się dym, co świadczyło, że 

Fiona spędzała dzień w wiosce. 

Wiedział, gdzie chowała zapasowy klucz od kuchennego wejścia. Postanowił przed jej 

powrotem przywitać się z McTavishem. 

Wysiadł  z  auta,  zadowolony,  że  zaopatrzył  się  w  Edynburgu  w  odpowiednie  na  tę 

pogodę  buty  i  płaszcz.  Obszedł  dom  dookoła,  niecierpliwie  nasłuchując  znajomego 

szczekania, ale wszędzie panowała głucha cisza. Nie było też śladu Tygrysa. 

Greg znalazł klucz i wszedł do kuchni. 

W środku ziąb przenikał do szpiku kości, jakby dom nie był ogrzewany od kilku dni. 

Rozejrzał  się  po  kuchni i  nagle  wszystko  zrozumiał.  Była  pusta.  Poza  standardowym 

wyposażeniem nie było w niej nic. 

Ruszył w stronę głównego wejścia. 

-  McTavish?  Gdzie  jesteś,  piesku?  -  Greg  stanął  w  drzwiach  salonu.  Pomieszczenie 

zostało  ogołocone  ze  wszystkich  drobiazgów,  które  sprawiały,  że  wyglądało  ciepło  i 

przytulnie.  Meble  zostały  na  swoich  miejscach  z  wyjątkiem  małego  biureczka,  przy  którym 

pracował.  Zniknęły  książki,  dywany  i  bibeloty,  jakimi  z  takim  upodobaniem  otaczają  się 

kobiety. 

Popędził na górę, przeskakując po dwa stopnie. Sypialnia również opustoszała, łóżko 

straszyło  gołym  materacem.  Greg  próbował  zebrać  myśli.  Kogo  mógł  zapytać  o  Fionę? 

background image

Przypomniał sobie farmera, u którego zostawili McTavisha. Nazywał się Patrick McKay. 

Natychmiast tam pojechał. 

Miał  nadzieję,  że  McTavish  powita  go  jak  poprzednim  razem,  ale  kiedy  zatrzymał 

samochód, na podwórku nie pojawiło się żadne zwierzę. Ciepłe światło padało z okien domu, 

a z komina unosił się zapach palonego torfu. 

Serce waliło mu mocno, otarł zimny pot z czoła. Oświetlone okna wiejskiego domu i 

zapach torfu kojarzyły mu się z Fioną. Wrócił we wspomnieniach do chwil, kiedy rozpalała w 

kominku,  gdy  on  wertował  dokumenty,  a  płomienie  nadawały  jej  włosom  złoty  połysk. 

Wróciły też do niego zapachy i dźwięki przypominające ich ostatnią noc. 

Gdzie  się  podziewała?  Zamierzał  wyjaśnić  jej  wszystko,  o  czym  nie  chciał  mówić 

poprzednio. Musiał wreszcie jej wyznać, jak bardzo ją kocha i jak gorąco pragnie, by weszła 

na stałe do jego życia. 

Ogarnęła go panika na myśl, że mógłby już nigdy jej nie odnaleźć. 

Potrząsnął  głową  i  wysiadł  z  samochodu.  Patrick  otworzył  drzwi  po  pierwszym 

pukaniu. 

- O, cześć. Greg, prawda? Wydawało mi się, że słyszałem na podwórku samochód, ale 

kiedy  nikt  nie  wysiadł,  doszedłem  do  wniosku,  że  kierowca  zabłądził  i  wjechał  tutaj,  żeby 

zawrócić. 

„Zabłądził" to dobre określenie stanu, w jakim znajdował się Greg. 

- Wejdź i rozgrzej się. Jadłeś już? Jedzenie jest w piecu, naszykuję ci. 

- Nie chciałbym sprawiać kłopotu... - zaczął Greg, ale Patrick uciszył go ruchem ręki. 

-  Nonsens.  Zawsze  mamy  mnóstwo  jedzenia.  Powiem  Sharon,  żeby  postawiła 

dodatkowe  nakrycie.  -  Greg  był  oszołomiony  nadspodziewanie  serdecznym  powitaniem.  A 

jeszcze bardziej zdumiało go pytanie gospodarza: - A jak się miewa Fiona? Bardzo jej nam tu 

brakuje. I nie mów o tym nikomu, ale za McTavishem tęsknimy niemal równie mocno. 

Patrick  poszedł  przodem,  a  Greg  zatrzymał  się  na  chwilę,  żeby  umyć  ręce.  Kiedy 

wszedł do kuchni, na stole stała wielka micha gulaszu i bochenek świeżo upieczonego chleba. 

-  Szukam  Fiony  i  miałem  nadzieję,  że  wy  mi  powiecie,  gdzie  ona  się  podziewa  - 

wyjaśnił Greg, zabierając się do jedzenia. 

- Myślałem, że pojechała za tobą. - Patrick postawił przed nim dzbanek kawy. 

- Ze mną? Dlaczego tak pomyślałeś? 

-  Kilka  dni  po  twoim  zniknięciu  oznajmiła,  że  stąd  wyjeżdża,  więc  myślałem,  że 

pojechała za tobą. Mówisz, że nie? 

- Nie. Nie miałem z nią kontaktu. Ale w końcu wróci do domku, prawda? 

background image

-  Powiedziała,  że  domek  spełnił  już  swoją  rolę.  Kiedy  go  ode  mnie  wynajmowała, 

uprzedziła  od  razu,  że  nie  jest  pewna,  jak  długo  zostanie.  Uspokoiłem  ją  wtedy,  że  może 

zostać, dopóki zechce. Przepraszała za tak 

nagłą  decyzję  o  wyjeździe,  ale  to  dla  mnie  żaden  problem.  Mam  syna,  który 

wprowadzi się tam za kilka miesięcy. Będzie zadowolony, że ma gdzie mieszkać. 

Greg  był  wykończony  kilkugodzinną  jazdą  i  przygotowywaniem  się  do  rozmowy  z 

Fioną. Jej zniknięcie było dla niego prawdziwym wstrząsem. 

-  Szkoda,  że  nie  wiedziałeś  o  jej  wyjeździe  -  zauważył  Patrick.  -  Dlatego  tu 

przyjechałeś. Chciałeś zobaczyć się z Fioną. 

- Tak. 

- Wyobrażam sobie, jak by się ucieszyła na twój widok - rzekł z szerokim uśmiechem. 

Greg niezgrabnie wstał. 

-  Jedzenie  było  pyszne.  Podziękuj  Sharon.  Bardzo  mi  smakowało.  -  Zerknął  na 

zegarek. - Nie chcę być niegrzeczny, ale muszę ruszać w drogę. 

- Wybij sobie z głowy dalszą jazdę po ciemku. Zostań u nas na noc, wyjedziesz jutro 

wczesnym rankiem. Mamy kilka wolnych łóżek, a ty, przepraszam, że to mówię, wyglądasz, 

jakbyś koniecznie potrzebował paru godzin snu. 

Greg  nie  mógł  się  nadziwić  serdeczności  tego  człowieka.  W  pierwszej  chwili 

zamierzał  się  opierać,  ale  wiedział,  że  Patrick  ma  rację.  W  tej  chwili  nie  był  w  stanie 

prowadzić przez kilka godzin. 

-  Bardzo  dziękuję  za  zaproszenie.  Okazujecie  niezwykłą  serdeczność  prawie  obcemu 

człowiekowi. 

Patrick wstał i klepnął Grega po plecach. 

-  Bzdura.  Przyjaciel  McTavisha  jest  moim  przyjacielem.  Chodź,  pokażę  ci,  gdzie 

możesz się przespać. 

Greg  nie  miał  problemów  z  zaśnięciem.  A  rano  stwierdził  ze  zdumieniem,  że  spał 

nadspodziewanie  dobrze.  A  może  był  po  prostu  bardziej  zmęczony,  niż  sądził.  Postanowił 

pożegnać  się  z  gospodarzami  i  natychmiast  ruszać  w  drogę.  Musiał  odnaleźć  Fionę,  choćby 

nie wiedzieć jak długo przyszło mu jej szukać. 

Kiedy  wszedł  do  kuchni,  Patrick  i  Sharon  siedzieli  już  przy  suto  zastawionym  stole. 

Godzinę później machał im ręką na pożegnanie jak starym przyjaciołom. 

Wrócił  myślami  do  Fiony.  Pragnął  znów  ją  zobaczyć,  objąć,  wytłumaczyć,  dlaczego 

wyjechał tak nagle i dlaczego nie umiał rozmawiać z nią o bólu, który nosił w sobie. Chciał 

usłyszeć jej kojący głos, poczuć jej delikatny dotyk, zobaczyć uśmiech. 

background image

Zaczarowana  chatka  z  jego  wspomnień  zmieniła  się  w  zwyczajny  mały  domek  z 

podniszczonymi meblami, który czekał, aż ktoś znowu uczyni z niego prawdziwy dom. 

Greg zmierzał do Craigmor, bo nie miał pojęcia, gdzie jeszcze mógłby szukać Fiony. 

Może Minnie będzie coś wiedziała? 

Nie  było  powodu  do  podejrzeń,  że  Fionie  przytrafiło  się  coś  złego,  ale  Greg  był 

zaniepokojony. 

Zanim  dotarł  do  Craigmor,  zdołał  już  sobie  wmówić,  że  na  pewno  zamieszkała  u 

ciotki. 

Podjechał pod rezydencję MacDonaldów i zatrzymał 

samochód  u  stóp  szerokich  schodów  prowadzących  do  frontowego  wejścia.  Musiał 

zapukać kilka razy, zanim Becky otworzyła. 

-  Wielki  Boże!  -  zawołała  na  widok  Grega.  -  A  kogóż  my  tu  mamy?!  Proszę  wejść, 

panie Dumas. Ochłodziło się od pańskiego wyjazdu, prawda? 

-  Przepraszam,  że  niepokoję...  -  zaczął,  ale  zamilkł,  bo  Becky  ruszyła  w  głąb 

korytarza, dając mu ręką znak, żeby szedł za nią. 

- Panna Minnie ucieszy się na pana widok. Czuje się osamotniona, co wydaje się dość 

dziwnie, zważywszy, że prawie całe życie mieszkała sama. 

Greg upadł na duchu. Skoro Minnie MacDonald czuła się osamotniona, to znaczy, że 

Fiony nie zastanie w tym domu. 

Stanął  na  progu  bawialni,  Minnie  siedziała  w  fotelu  przed  kominkiem  z  kolanami 

starannie  opatulonymi  kocem  i  czytała.  Ta  scena  przypomniała  mu  sposób,  w  jaki  Fiona 

zwykle spędzała wieczory. Gregowi ścisnęło się serce. 

Minnie odwróciła głowę na dźwięk głosu Becky. 

- Przyniosę panu coś ciepłego do picia. Kawy, prawda? Greg kiwnął głową. 

-  Witaj,  Greg  -  powiedziała  Minnie  takim  tonem,  jakby  rozstali  się  zaledwie  przed 

kilku godzinami. - Podejdź do ognia i ogrzej się. Zima przynosi ze sobą wszelkiego rodzaju 

bóle i dolegliwości, które lokują się w moich kościach. Dlatego nie wstaję na powitanie. 

Zdjął płaszcz i kapelusz, po czym podszedł do kominka. 

- Miło mi znów panią widzieć, panno MacDonald. Mam nadzieję, że jest pani zdrowa. 

- Usiadł obok niej w fotelu. 

- Jadł pan lunch? - zapytała Minnie, kiedy pojawiła się Becky z tacą. 

- Nie. Nie chciałem zatrzymywać się po drodze. 

- Zajmę się tym - obiecała Becky z uśmiechem. Potrwa to tylko chwilę. 

Minnie nalała mu filiżankę parującej kawy, sobie wzięła herbatę. 

background image

- Co pana sprowadza tak szybko z powrotem Oczywiście cieszę się na pana widok, ale 

przed wyjazdem twierdził pan, że dochodzenie jest już zakończone. 

Greg  grzał  dłonie  o  filiżankę,  zastanawiając  się,  w  jaki  sposób  odpowiedzieć  na 

pytanie. Swoje uczucia chciał najpierw wyznać Fionie, więc odparł: 

-  Moja  klientka  postanowiła  przyjechać  do  Szkocji,  żeby  się  upewnić,  czy  Fiona 

naprawdę jest jej siostrą. Poprosiła, żebym jej towarzyszył i przedstawił pani bratanicy. 

- Gdzie jest pana klientka? 

-  W  Edynburgu.  Powiedziałem,  że  Fiona  nie  ma  pojęcia  o  łączącym  je 

pokrewieństwie,  więc  doszła  do  wniosku,  że  powinienem  najpierw  ją  uprzedzić,  zanim 

postawię przed nią nieznaną siostrę. 

-  Dobrze,  że  zjawił  się  pan  u  mnie.  Od  kiedy  powiedziałam  panu  o  możliwym 

pokrewieństwie  pana  klientki  z moją  bratanicą,  zastanawiałam  się  ciągle,  czy  nie  powinnam 

Fiony o tym poinformować. W końcu nic jej nie powiedziałam. 

-  Przyjechałem  tu  prosto  z  Glen  Cairn.  Myślałem,  że  znajdę  tam  Fionę,  ale  się 

wyprowadziła. Mam nadzieję, że dowiem się od pani, gdzie ją znaleźć. 

Minnie pociągnęła łyk herbaty i spojrzała w płomienie. Milczała, dopóki nie opróżniła 

filiżanki i nie odstawiła jej na stolik. 

-  Cóż,  stało  się  to,  co  było  chyba  nieuniknione.  Nigdy  nie  zapytałam  Jamiego, 

dlaczego wymyślił taką bujdę, żeby wyjaśnić ludziom pojawienie się Fiony. Trudno jej będzie 

zaakceptować prawdę. 

- Wiem. 

-  Świadomość,  że  ma  siostrę,  może  poprawić  jej  nastrój.  Była  ostatnio  bardzo 

przygnębiona. 

Serce Grega zabiło mocniej. 

- Rozmawiała z nią pani ostatnio? 

- Mniej, niżbym chciała. - Minnie wzruszyła ramionami. - Zawiadomiła mnie o swoim 

powrocie na tydzień przed przyjazdem do Craigmor, ale dotąd nie udało mi się jej namówić, 

ż

eby wpadła z wizytą. - Spojrzała na Grega. - Jest uparta, jeśli jeszcze pan tego nie zauważył. 

-  Zauważyłem  - stwierdził Greg lakonicznie. Mam nadzieję, że powie mi pani,  gdzie 

mieszka. 

Becky przyniosła gorący lunch. 

- Rozpieszcza mnie pani - powiedział Greg. 

-  Jeśli  pan  dopuści, żeby  jedzenie  wystygło,  to  bardzo  ją  pan  obrazi  -  rzuciła  Minnie 

po wyjściu Becky. 

background image

Greg posłusznie zabrał się do jedzenia, delektując się każdym kęsem. 

- Powiedział pan, że szuka Fiony - zagadnęła Minnie kilka minut później. 

- Tak. 

- Wróciła do domu. Odziedziczyła go po rodzicach, ale po śmierci Jamiego i Maggie 

nie mogła w nim mieszkać. Nie wiem, dlaczego postanowiła wrócić, ale cieszę się, że mam ją 

bliżej. Szkoda tylko, że wciąż przekłada wizytę u mnie. Twierdzi, że nie zdążyła się jeszcze 

zadomowić,  ale  to  zwykły  wykręt.  -  Minnie  spojrzała  na  Grega  z  przebiegłą  miną.  -  Może 

panu uda się ją przekonać. 

Uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. 

-  Poproszę  Becky,  żeby  wskazała  panu  drogę.  Mam  nadzieję,  że  przywiezie  pan  do 

mnie drugą siostrę. Chciałabym ją poznać. 

Minęła  godzina,  zanim  Greg  zdołał  wyrwać  się  dwóm  paniom,  które  zarzucały  go 

niezliczonymi radami. Okazało się, że dom Fiony  stał w odległości piętnastu kilometrów od 

siedziby Minnie. Kiedy Greg zatrzymał się przed nim, rozejrzał się z niemym podziwem. 

Kamienny  dom  wzniesiono  na  wrzynającym  się  w  jezioro  cyplu.  Sceneria  stwarzała 

nastrój spokoju i błogości. Krajobraz różnił się od okolic Glen Cairn przede 

wszystkim  tym,  że  tutaj  wzgórza  porośnięte  były  gęstą  roślinnością,  a  wokół  rosło 

mnóstwo drzew. 

Kiedy  wysiadł  z  samochodu  i  otworzył  drewnianą  furtkę,  usłyszał  szczekanie  psa. 

McTavish zawiadamiał o jego przyjeździe. Szczekanie wyrażało taką radość i podniecenie, że 

Greg uśmiechnął się. Wyglądało na to, że przynajmniej jeden z mieszkańców domu powita go 

przyjaźnie. 

Po  kilku  schodkach  wszedł  na  szeroki  ganek  i  stanął  pod  zaopatrzonymi  w  owalne 

okienko  drzwiami.  Widział  miotającego  się  pod  drzwiami  McTavisha,  ale  nic  nie 

wskazywało, by ktokolwiek poza nim był w domu. 

Greg zapukał i czekał. 

Chociaż  w  holu  panował  półmrok,  widział  część  klatki  schodowej  i  zauważył 

schodzącą na dół Fionę, która mówiła coś do psa. 

Potem otworzyła drzwi i spojrzała na niego, zaszokowana, zaś Greg wpatrywał się w 

nią  z  bezbrzeżnym  wprost  zachwytem.  Pragnął  natychmiast  porwać  ją  w  ramiona,  mocno 

przytulić  i  błagać,  by  już  nigdy  nie  znikała  z  jego  życia.  ;  -  Greg?  -  zapytała  z 

niedowierzaniem. 

Kiwnął tylko głową, bo nie ufał własnemu głosowi. 

McTavish wypadł zza drzwi i przywitał go po swojemu. Greg zyskał kilka chwil, żeby 

background image

wziąć się w garść. 

- Miło cię znów widzieć, stary - powiedział, poklepując wielki psi łeb. 

Fiona nagle przypomniała sobie o dobrych manierach. 

- Wejdź, proszę. Pewnie zmarzłeś. - Otworzyła drzwi szeroko, żeby wpuścić do domu 

Grega i McTavisha. 

- Masz wspaniały dom - powiedział Greg, rozglądając się po szerokim holu. 

Uśmiechnęła się. 

- Dziękuję. Jest o wiele za duży dla jednej osoby. Zastanawiam się, co z nim zrobić. 

- Mogłabyś go sprzedać? - zdumiał się. 

-  Nie  jestem  pewna.  Tutaj  mieszkali  moi  rodzice,  tu  także  mieścił  się  gabinet,  w 

którym  ojciec  przyjmował  pacjentów.  Zaczynam  się  zastanawiać  nad  powrotem  na 

medycynę. Po studiach mogłabym korzystać z tego gabinetu. 

Greg zajrzał do jednego z pokojów na parterze, który niegdyś służył za poczekalnię. 

- Gdzie moglibyśmy porozmawiać? 

Fiona  odwróciła  się  i  bez  słowa  poprowadziła  go  w  drugi  koniec  holu.  Otworzyła 

drzwi i zaprosiła go do bawialni, w której Greg  zauważył wiele przedmiotów znanych mu z 

poprzedniego domu. 

- Dlaczego zostawiłaś Glen Cairn? 

-  Przyszedł  czas.  Nie  spodziewałam  się,  że  jeszcze  kiedyś  ciebie  zobaczę.  Po  co 

przyjechałeś? 

Stała przy drzwiach, jakby gotowała się do ucieczki. Była bardzo blada i miała ciemne 

sińce pod oczami. Chciał zapytać, czy nie chorowała, ale zawahał się. 

Usiadła  w  fotelu  i  zaprosiła  gestem,  by  uczynił  to  samo.  Wybrał  fotel,  który  stał 

najbliżej Fiony. Usiadł 

na brzeżku, oparł łokcie na kolanach i pochylił się do przodu. 

- Jak się czujesz? - zapytał w widoczną troską. 

Twarz  Fiony  okryła  się  natychmiast  ciemnym  rumieńcem,  przypominając  mu,  z  jaką 

łatwością wpadała w zakłopotanie. Kolory przynajmniej ukryły niepokojącą bladość. 

- Jestem trochę przemęczona. Musiałam się rozpakować i zadomowić. 

Greg nie zdołał się opanować i ujął ją za rękę. 

-  Przepraszam,  że  ulotniłem  się  bez  słowa.  Ten  wyjazd  był  jedną  z  najtrudniejszych 

decyzji, jaką w życiu podjąłem. 

Napięcie na twarzy  Fiony  zelżało. - Musiałeś zdążyć na samolot. Wiedziałam o tym. 

Odetchnął głęboko. 

background image

- Nazywam się Gregory Alan Dumas. Przez całe życie mieszkałem w Queens. Mama 

umarła, kiedy byłem mały. Do czasu kiedy mogłem sam zatroszczyć się o siebie, mieszkałem 

z ojcem, który był alkoholikiem. 

Do licha! To trudniejsze, niż się spodziewał. Odchrząknął. 

-  Wstąpiłem  do  policji.  -  Urwał  i  znów  głęboko  odetchnął.  -  Przed  ośmioma  laty 

poznałem  i  poślubiłem  Jillian  Noreen  Santini.  Mam  pięcioletnią  córkę.  Trzy  lata  temu 

zabłąkana kula ugodziła Jill podczas napadu na sklep. Nie byłem wtedy na służbie, a w tym 

sklepie znaleźliśmy się przypadkowo. Ale na służbie czy nie byłem policjantem. Nie mogłem 

odejść, skoro na moich oczach popełniano przestępstwo. Więc zostałem i dlatego Jill zginęła. 

Greg  słyszał  własne  słowa,  które  obiektywnie  relacjonowały  śmierć  Jill,  i  nie  poczuł 

dobrze znanego, gwałtownego poczucia straty. Po raz pierwszy od tamtej chwili zrozumiał, że 

to naprawdę był tragiczny wypadek, któremu nie mógł w żaden sposób zapobiec. Zareagował 

na napad, jak go uczono, i gdyby znów znalazł się w podobnej sytuacji, zrobiłby to samo. 

- Odszedłem z policji i otworzyłem prywatną agencję detektywistyczną. - Uświadomił 

sobie,  że  przez  cały  czas  trzymał  dłoń  Fiony,  która  nie  spuszczała  z  niego  wzroku.  - 

Przepraszam, że nie powiedziałem ci tego wszystkiego, kiedy zapytałaś. Nie zdawałem sobie 

jeszcze sprawy, co się ze mną dzieje. 

Oswobodziła rękę i dotknęła jego policzka. 

- A co się działo? - zapytała cicho. 

- Kiedy stąd wyjechałem, moje serce zostało przy tobie, choć nie byłem jeszcze gotów 

przyznać się do tego ani przed tobą, ani nawet przed sobą. - Odwrócił głowę i ucałował dłoń 

Fiony.  -  Aż  do  czasu  gdy  zniknęłaś  z  mojego  życia,  nie  zdawałem  sobie  sprawy,  że  cię 

kocham.  -  Serce  Grega  gwałtownie  przyspieszyło  rytm.  Oddychał  z  trudem.  -  Nigdy  nie 

rozmawialiśmy o tym, co między nami zaszło, więc nie mam pojęcia, co czujesz. - Znów ujął 

dłonie Fiony i wyczuł, że jej puls bił bardzo szybko. 

Umilkł.  Czy  to,  co  powiedział,  miało  sens?  Przygotował  sobie  przecież  całkiem  inną 

przemowę. 

Fiona położyła mu ręce na ramionach i uśmiechnęła się. 

-  Pierwszej  nocy  po  przyjeździe,  kiedy  majaczyłeś  w  gorączce,  wydawało  ci  się,  że 

jestem  Jill.  Pociągnąłeś  mnie  na  łóżko  i  wsunąłeś  dłoń  pod  ubranie.  Aż  do  tej  pory  nie 

wiedziałam,  co  to  pożądanie.  Nie  miałam  pojęcia,  jak  potężna  może  być  namiętność...  a 

przecież zdawałam sobie sprawę, że twoje słowa i pieszczoty nie były przeznaczone dla mnie. 

Greg  spojrzał  na  nią  z  przerażeniem.  Ledwo  pamiętał  gorączkowe  majaki,  ale  nic 

takiego... - Przepraszam, Fiono. Nie wiedziałem. Mocniej zacisnęła palce na jego ramionach. 

background image

-  Oczywiście,  że  nie  wiedziałeś,  i  gdybyś  nie  wrócił,  to  na  pewno  byś  się  o  tym  nie 

dowiedział. Nawet nie przypuszczałam, że można w taki sposób reagować na mężczyznę. Od 

tego  czasu  nie  mogłam  przestać  o  tobie  myśleć,  a  ostatniej  nocy  przed  twoim  wyjazdem 

doszłam do wniosku, że chcę choć raz w życiu zaznać twojej namiętności przeznaczonej dla 

mnie, a nie dla kogoś innego. Musiałam się z tobą kochać. - Zamilkła na chwilę i uśmiechnęła 

się nieśmiało. - I nie zawiodłam się. 

Greg  nie  wytrzymał  dłużej.  Porwał  Fionę  na  ręce  i  ruszył  do  holu.  Przebył  schody, 

przeskakując po dwa stopnie, i zatrzymał się dopiero na górze. 

- Twój pokój, Fiono! - zawołał niecierpliwie. - Który to? 

Wskazała uchylone drzwi. Zaniósł ją na ogromne łoże i w wielkim pośpiechu rozebrał 

ich oboje. 

Fiona wyciągnęła do niego ręce. Objął ją i zaczął całować z miłością i namiętnością, 

które  do  tej  pory  starał  się  trzymać  na  wodzy;  Nie  przerywając  pocałunku,  zmienił  pozycję 

tak, że Fiona znalazła się nad nim, opasując nogami jego biodra. 

Chciał  kochać  się  powoli  i  delikatnie,  żeby  wyrazić  całą  swą  miłość,  ale  oboje  byli 

zbyt  niecierpliwi.  Pędzili  naprzód  bez  wytchnienia  i  równocześnie  eksplodowali  w 

oszałamiającym orgazmie. 

Zanim  wrócił  im  normalny  oddech,  Greg  znowu  zaczął  całować  Fionę,  wędrując 

wargami po jej szyi i piersiach. Nie miał najmniejszych wątpliwości, z kim się kochał i z kim 

pragnął się kochać aż po kres swoich dni. Okrywał pocałunkami każdy centymetr ukochanego 

ciała. 

Uniósł głowę i powoli znowu wszedł w Fionę, patrząc jej w oczy. 

-  Wyjdź  za  mnie.  -  Zarazem  błagał  i  żądał,  wiedząc,  że  walczy  o  coś,  co  w  życiu 

najważniejsze. - Zgódź się, bo nie wypuszczę cię z łóżka, dopóki nie zdołam cię przekonać, 

ż

e jesteśmy dla siebie stworzeni. 

Oddawała mu się namiętnie, z rozkoszą. Błyszczące oczy utkwiła w źrenicach Grega. 

- Chcę za ciebie wyjść - zdołała wykrztusić - ale tyle spraw trzeba najpierw rozważyć, 

na  przykład  gdzie  będziemy  mieszkać  i  jak  mnie  przyjmie  twoja  rodzina...  -  Wywód  Fiony 

przerwał pomruk rozkoszy. 

- Poradzimy sobie ze wszystkim. Obiecuję... 

Już nie byli w stanie rozmawiać, bo miłość pochłonęła ich bez reszty. Czas rozłąki był 

bolesny, lecz teraz los sowicie im to wynagradzał. 

Zmierzali do celu, wiedząc, że oto spełnia się cud. Będą razem na zawsze. 

Fiona krzyknęła, przeżywając najwyższą rozkosz, a potem opadła bez sił. 

background image

Greg objął ją ramionami i zapadł w sen. 

Obudził się jakiś czas później, kiedy Fiona próbowała uwolnić się z jego objęć. 

- Dokąd się wybierasz? - spytał i przygarnął ją do siebie. 

- Podsycić ogień. - Wskazała na dogasający żar w kominku. 

- Daj mi chwilę. - Wciąż był kompletnie wyczerpany. Opuściło go napięcie, z którym 

zmagał się tyle czasu. Leżeć, nic nie robić... - Zaraz dojdę do siebie i zajmę się kominkiem. 

Odsunęła się od niego. 

- Nie. Zostań. Zaraz wracam. - I rzeczywiście, po chwili była już przy nim w łóżku. 

- No więc - mruknął Greg, skubiąc wargami jej ucho - naprawdę wyjdziesz za mnie? 

Moja  rodzina  z  radością  akceptuje  ten  pomysł.  Już  nie  mogą  się  doczekać,  kiedy  zostanę 

zaobrączkowany.  Solidnie  im  zalazłem  za  skórę,  ale  mają  nadzieję,  że  małżeństwo 

zbawiennie wpłynie na mój charakter. 

Podniosła głowę i spojrzała na niego z powątpiewaniem. 

- Tak sądzisz? Trudna sprawa... 

-  Jak  już  byłaś  uprzejma  zauważyć,  masz  w  tej  dziedzinie  spore  pole  do  popisu.  - 

Przyciągnął ją do siebie. - Zamierzam otworzyć filię mojej agencji w Edynburgu. Co ty na to? 

To by ci odpowiadało? 

Głośno wciągnęła powietrze, bo ujął jej piersi w dłonie i zaczął drażnić brodawki. 

- A Tina i jej dziadkowie? - wykrztusiła. 

-  Myślę,  że  Minnie  miała  dobry  pomysł.  Zasugerowała,  żebyśmy  przeprowadzili  się 

tutaj wszyscy. 

Fiona zesztywniała i odsunęła się nieco od Grega, by spojrzeć mu w oczy. 

- Minnie? Czy masz na myśli moją ciotkę? Kiedy ci to powiedziała? 

-  Rano,  po  tej  nocy,  którą  przegadaliśmy,  oglądając  albumy  z  twoimi  zdjęciami  z 

dzieciństwa. 

- Nie mówiłeś mi o tym. 

- Podobały mi się te zdjęcia. Mówiłem ci przecież, że chciałbym je zobaczyć. Minnie 

zaspokoiła moją ciekawość. 

- Miałam na myśli jej sugestię, żeby wszyscy przenieśli się do Szkocji. 

- Zdaje się, że to mój dzień zwierzeń. - Greg spojrzał na zegarek. - Wrócisz ze mną do 

Edynburga? 

- Dzisiaj? Dlaczego? 

Wyglądała przepięknie w blasku płomieni, które nadawały jej skórze i włosom ciepły 

połysk. Greg jeszcze nie przywykł do gwałtownych przypływów miłości; które ogarniały go, 

background image

ilekroć spojrzał na Fionę. 

Usiadł i pocałował ją w czubek nosa. 

- Jest tam ktoś, kogo pragnę ci przedstawić.