Brian Kate Reed Brennan 02 Impreza zamknięta

background image
background image

KATEBRIAN

IMPREZAZAMKNIĘTA

TytułoryginałuInvitationOnly

WHITTAKER

Nocbyłazimna.Zimnaiciemna,bezgwiazd,bezksiężyca,zwiatrem,któryporywał

zdrzewtumanyliści,wciążmokrychpoprzedpołudniowejmżawce.Wzetknięciuze
skórą

byłyoślizłeiobrzydliwe,kiedywięcnastępnypodmuchzaświstałnadwzgórzami,
wszyscy

poszukaliśmyosłony.Zaczynałammiećdreszcze.

-Au!Przykleiłomisięjakieśświństwo!-wrzasnęłaTaylorBell,wciskającgłowęw

ramiona.Wjednejręcetrzymałabutelkęwódki,zktórejpopijałajużodgodziny,adrugą

nerwowoklepałasiępoplecach.Dużyżółtyliśćklonuprzywarłdojejkarku,mierzwiąc
jasne

loki,którewymknęłyjejsięzkońskiegoogona,-Weźcieto!

Taylornaogółniezdradzałaszczególnegoupodobaniadoalkoholu,aletejnocy

wlewałagowsiebie,jakbytobyłnektarbogów.Może-podobniejakinni-czułapotrzebę

wymazaniazpamięciweekenduotwartego,któryzaledwieparęgodzinwcześniej
zakończył

sięuroczystościąwszkolnejkaplicy.RodziceTaylorwydawalisięjednakcałkiem

sympatyczni,asamaTaylorwyraźnieodprężyłasięwichtowarzystwie.Zastanawiałam
się,

czyniemartwijejcośinnego.

-Zdejmijcietozemnie!-wyjęczała.-Dziewczyny!

-Namnienielicz-odpartaKiranHayes.Zgracjąpociągnęłałykzesrebrnej

piersiówkiiszczelnieokryłakolanadługimkaszmirowympłaszczem.-Właśniemiałam

depilacjęwoskiem.

Kiran-pierwszaprawdziwamodelka,którąspotkałamwżyciu,ijednaz

najpiękniejszychznanychmidziewczyn-nieustanniepoddawałasięjakimśzabiegom:
jasne

pasemka,ciemnepasemka,dermabrazja,okładyzwodorostów,arabskaregulacjabrwi.

Sprawiałotowrażeniewymyślnychtortur,alenajwidoczniejbyłoskuteczne.

NoelleLangeprychnęłaizdjęławilgotnyliśćzkarkuTaylor.

-Primadonny-powiedziałaszyderczo.

background image

Rzuciłaliśćnaziemię.Wylądowałdokładnienawprostpodłużnegopłaskiegogłazu,

naktórymsiedziałaArianaOsgood.Arianaprzezmomentwpatrywałasięwliść,jakby

chciałaodczytaćzniegosensżycia.Lekkipowiewporuszyłjejdługimi,jasnymi,prawie

białymiwłosami.Uniosłagłowęiprzymknęłaoczyzzadowoleniem.

Wyjęłampiwozturystycznejlodówkistojącejpodrugiejstroniepolanyi

obserwowałamTaylor,Kiran,NoelleiArianę,jakbymbyłaantropologiembadającym

nieznanynaucepodgatunekczłowieka.DziewczynyzBillingsfascynowałymnieod

miesiąca,odkądspostrzegłamjezoknabursywEaston-naturalnie,fascynowałymniena

odległość,boniespodziewałamsię,żekiedykolwiekzyskamdonichbliższydostęp.
Sytuacja

jednaksięzmieniła.DziewczynyzBillingsbyłyterazmoimiprzyjaciółkami.

Współlokatorkami.Osobami,zktórymiregularnieiwbrewregulaminowiszkoły

imprezowałamwlesienaobrzeżachkampusu.

Jeślidwieimprezymożnauznaćzaregularność.

Byłamterazjednąznich.Wspięłamsięnaeastońskiewyżyny.Gdybyjednakktoś

mniezapytał,jaksiętamznalazłam,niemiałabympojęcia,coodpowiedzieć.Nie
nadążałam

zabiegiemwypadków:ostatnio-oilesięorientowałam-dziewczynywściekłysięna
mnie,

boniezerwałamzeswoimchłopakiemThomasemPearsonem,któryzdecydowanieimsię
nie

podobał.Myślałam,żenieodwołalniezraziłamjedosiebie,kiedyzaichplecami
obiecałam

Thomasowipomocwuporaniusięzproblemamiosobistymi.Atymczasemnajwyraźniej

dziewczynomzaimponowałam.

Czymkonkretnie-niewiadomo.Całeszczęściejednak,żetaksięstało:zich

poparciemmiałamszansęuwolnićsięodswojejprzeszłości.Miałamszansęniedołączyć
do

licznegogronamłodychobywateliCrotonwPensylwanii,którzypodwuletnichkursach

policealnychwracajądorodzinnegomiasta,żebypracowaćjakozastępcykierownikasieci

handlowej.DziękidziewczynomzBillingsmogłamszukaćdlasiebiejakiegośżycia.
Mogłam

próbowaćdostaćsiędoświata,ojakimzawszemarzyłam-światasukcesu.Świata
wolności.

-Cotam,Reed?-zawołałaNoelle.-Jeśliznudziłocisiępiwo,zgłośsiędoKiran.Z

background image

radościąpoczęstujeciękoktajlemwłasnegowyrobu.

Patrzyłanamniekpiąco.Napewnospostrzegłamojezamyślenie.Aprzecieżchciałam

okazaćimwdzięcznośćzato,żezaprosiłymnienaimprezę.Zawszystko,codlamnie
zro-

biły.Zato,żemogłamterazsamaczęstowaćsiępiwem,zamiastbiegaćdlanichna
posyłki,

czymzajmowałamsięniemalbezprzerwyodpierwszegotygodniawEaston.

-Nie,dzięki.Piwojestokej-odpowiedziałam,unoszącbutelkę.

Zerwałamkapselzardzewiałymotwieraczemipociągnęłamsporyłyk,wiedząc,że

Noellenadalmnieobserwuje.Wcześniejtegowieczoruspróbowałampierwszegopiwaw

życiu.Terazzaczynałamtrzecieiwyraźnienabierałamwprawy.Najważniejsze-jak

odkryłam-byłopiciedużymihaustamiiszybkieprzełykanie,takżebysmakniezdążył

zagnieździćsięnajęzyku.

No,owszem.Całkiemprzyjemne.Odetchnęłamiszczelniejotuliłamsięswetrem.Już

zamierzałamdołączyćdodziewczyn,kiedydoleciałmniefragmentrozmowyprzy
ognisku.

-Cośwampowiem-mówiłDashMcCafferty.-Będzietojednoznajsłynniejszych

zniknięćwhistorii.

-MożepojechałdoswojejbabkidoBostonu-odparłJoshHollis.

Dashwzruszyłramionami.

-E.napewnojużuniejsprawdzali.

Thomas.RozmawialioThomasie.Niemogłamuwierzyć,żekiedypoprzedniobyłam

natejpolanie,spotkałamtutakżeThomasa.Minęłymniejwięcejdwiedoby,odkąd
widziano

goporazostatni.ZniknąłzEaston,niezostawiającżadnejwiadomości.IwedługJosha,
jego

współlokatora-stojącegoterazzkolegamiprzyogniskuiwpatrzonegowpłomienie-nie

wziąłzesobążadnegoubrania,nawetulubionegoczarnegoT-shirtu.Wpiątekrano
wyznał

mimiłość,nakłoniłmniedoobietnicy,żenieopuszczęgowpotrzebie,poczymulotniłsię
jak

kamfora.

Zastanawiałamsię,ileJoshwie-omnie,otym,corobiliśmyzThomasem.Czy

ThomaspowiedziałJoshowi,czymzajmowaliśmysięwichwspólnympokoju?Czymiał

background image

zwyczajchwalićsięmiłosnymipodbojami?Niebyłampewna.Niepoznałamgotak

gruntownie.IlekroćjednakspotykałamterazJosha,czułamsiębardzonieswojo.Byłoby

niemiło,gdybypołowaszkołyusłyszała,żestraciłamdziewictwozfacetem,którymoże

chciałdobrze,alewyraźnienienadawałsiędotrwałegozwiązkuuczuciowego.Straciłam

dziewictwozfacetem,zktórym-jaksięzorientowałam,jeszczezanimzniknął-

prawdopodobnieniepowinnambyłachodzić,aledoktóregomimowszystkoczułam

przywiązanie.StraciłamdziewictwozThomasemPearsonem,głównym-jakodkryłam

niedawno-dileremnarkotykówwEaston.Wciążniemieściłomisiętowgłowie.

Joshpociągnąłłykpiwa.Miałtakdziecinnątwarz,żewyglądałdziwniezbutelką

alkoholuprzyustach.Jegoblondlokitańczyłynawietrzewrazzdługimprążkowanym

szalikiem,któryzamotałsobienapomiętymrdzawymT-shircieibrązowejsztruksowej

marynarce.Joshbyłsympatycznieartystowski,otwarty,pełentwórczejfantazji.Imówił

sympatyczniedonośnymgłosem-wystarczającodonośnym,żebymmogłapodsłuchiwać

niezauważona.

-Ciekawe,czysprawdziliteżichposiadłośćwVail-powiedział.

-Człowieku,Pearsonniezadekowałsięwtakoczywistymmiejscu-odparłDashi

charknąłznamysłem.Jaknatakniesamowicieprzystojnegofaceta:blondynaosylwetce

modelazdomumodyAbercrombiego,wykazywałpoważnebrakiwhigienieosobistej.

Splunąłwogieńisięgnąłpopiwo.

-Czarujące,Dash-zawołałaNoellezdrugiejstronypolany.

-Dzięki,skarbie-rzuciłniedbaleiwróciłdorozmowy.-Niemogęuwierzyć,że

wezwalimiejscowąpolicję.Cozagłupota.JeśliPearsonchciałzaszaleć,pojechałdo
Nowego

Jorku.

-Taksądzisz?-zapytałJosh.

Nadziejawjegogłosiepodsyciłamojąnadzieję.

-Dajspokój-odezwałsięGageCoolidge,wysoki,chudy,metroseksualnybruneto

typowobojsbandowejurodzie.-ThomasPearsonwłaśniewycinanumerstulecia.Szuka
go

całeWschodnieWybrzeże,aonimprezujesobiegdzieśnacałego.

-Możeitak-powiedziałJoshzwahaniem.

-Żadne:może-burknąłDash.-Począteklistopadazaparętygodni.Wiesz,coto

oznacza.

background image

-Ach…Dziedzictwo.

-Właśnie-DashwycelowałpalecwJosha.-Pearsonsobietegonieodpuści.Jeślisię

mylę,zrezygnujęzeswojegolotusa.

-Poważnasprawa,stary-ostrzegłGage.

-Wiem,comówię.

-Racja-przyznałJosh,kiwającgłową.-PearsontostuprocentowyDziedzic.

-WartobygostamtądprzywlecdoEastonizgłosićsiępomedale-powiedziałGage.

-Zrobione!-zawołałDashiprzybiłpiątkęzGage’emnadgłowąJosha.

Dziedzic?Dziedzictwo?Ocochodziło,ulicha?Odsunęłamsięoddrzewa,spod

któregopodsłuchiwałamrozmowę,iruszyłamkudziewczynompewna,żezarazwszystko
mi

wyjaśnią.Zanimjednakdotarłamnaśrodekpolany,natknęłamsięnaNataszęCrenshaw.

-Reed!Dokądsięwybierasz?-zapytała,obejmującmnieramieniem.

Zamarłamzezdumienia.NataszaCrenshawbyłamojąnowąwspółlokatorkąw

Billings.Abyłaniądlatego,żejejnajlepszaprzyjaciółkaLeanneShorewyleciałazEaston
za

ściąganie,wywołującnajwiększyszkolnyskandaltejjesieni.Odubiegłegoprzedpołudnia,

kiedyzaczęłamrozpakowywaćswojerzeczy,Nataszagotowałasięzezłości.Urazazniej

emanowała.

Stądmojeosłupienieteraz.

-Dobrzesięczujesz?-zapytałam.

-Oczywiście!-odparła,ukazującwuśmiechuśnieżnobiałezęby.Nataszamiała

ciemnąskórę,ciemnewłosyizdecydowaniekobiecekształty.Poczułamjewyraźnie,
kiedy

mniedosiebieprzycisnęła.Jakodziewczynaoraczejchłopięcymwyglądzienie
potrafiłam

zrozumieć,jakmożnaporuszaćsięswobodnieztakimiwypukłościami.-Słuchaj,
chciałam

cięprzeprosić.Ostatniozachowywałamsięniezbytmiło.Jeszczeniedoszłamdosiebiepo
tej

historiizLeanneichybawyładowywałamsięnatobie.Atoniewporządku.Niegniewasz

się?

Jejcechącharakterystycznąbyływłaśnietakieszczere,zdroworozsądkowe

wypowiedzi.WprzeciwieństwiedoinnychznanychminastolatekNataszanajwyraźniej

background image

nie

miałanicdoukrycia.Budziłotomojągłębokąkonsternację.

-No…jasne…-wybąkałamniepewnie.

-Świetnie!Bochciałabym,żebyśmyzostałyprzyjaciółkami.Dobrymiprzyjaciółkami.

Patrzyłanamnieztakimprzejęciem,żemusiałamsięuśmiechnąć-zrozbawieniem,

aleteżzradością.

-Fajnie.Jateżbymtegochciała.

-Wspaniale!-zawołała.Zkieszeniskórzanejkurtkiwyjęłamalutkiaparatcyfrowyi

uniosłagowjednejręce,adrugąprzyciągnęłamniedosiebie.-Uśmiech!

Błysnąłflesz.Przedoczamizawirowałymifioletoweplamy.

-Nictylkowywołaćioprawićwramki-stwierdziławesoło,spoglądającna

wyświetlacz.

PatrzyłamponadjejramieniemnaJoshaichłopaków,którzynaradzalisię

przyciszonymigłosami.Zastanawiałamsię,czynadalrozmawiająoThomasieiczybyliby

skłonnipodzielićsięzemnąswojąwiedzą.

-Zarazwrócę.

Zrobiłammożetrzykroki,kiedychłopcyspojrzelinamnienagleikrzyknęli:

-Whittaker!

Omałosięniepotknęłam.-Co?!

-Panowie!Panie!Ach,jakżemiłoujrzećwastuzebranychrazem,jakzadawnych

czasów…

Odwróciłamsięizobaczyłamnajpotężniejszyokaznastolatka,jakinapotkałampoza

szkolnymboiskiemfutboluamerykańskiego.Mierzyłzapewneokołometra

dziewięćdziesięciu,ważyłdobrzeponadstodwadzieściakilogramów,aleporuszałsięz

godnością,prostyjakstruna.Miałrumianepoliczki,okrągłeokularyifryzuręznacznie

starszegomężczyzny:zaczesanedotyłuwłosyprzygładzoneżelem,wznoszącesięrówną
falą

ojakieśdwacentymetrynadczołem.Kroczyłprzezpolanę,arystokratycznieskłaniając
głowę

przeddziewczynamizBillings,anastępniezpowagąprzybiłpiątkęzDashem,Gage’em,

Joshemipozostałymi.

-Jaksięmiewamywtenuroczywieczór?-zapytałtubalnymgłosem.Wyciągnąłręce

nadogniskiemizatarłdłonie.

background image

Kimbyłtenfacet?Idlaczegowyrażałsiętak,jakbywyszedłprostozpowieściJane

Austen?

-JaktamwewschodniejAzji?CzychińskiejedzeniejestnaprawdęlepszewChinach?

-zapytałżartobliwieGage.

ZnowuzerwałsięwiatriniedosłyszałamsłówWhittakera,wkażdymraziechłopcy

sięroześmiali.Zgromadzilisięwokółniegorozbawieni,zroziskrzonymwzrokiem,
zupełnie

jakbyŚwiętyMikołajzjawiłsięnaglewśródprzedszkolaków.‘Dołączyłamdo
dziewczyn.

-Reed,jużmyślałam,żeonaszapomniałaś-powiedziałaNoelleiłyknęłapiwa.Była

jedynądziewczynązBillings,którapiłapiwo,iwłaśniedlategosięnaniezdecydowałam.

ResztawolaładrinkisporządzonezróżnychalkoholiskombinowanychprzezKirani

chłopaków.-Coto,znowuzakochana?

-Ja?

-GapiszsięnaWhittakerajakurzeczona-wtrąciłaKiran,patrzącnamnie

zmrużonymioczami.-Hm…interesującywybór.

-Gapięsię?Dajspokój.Poprostu…Ktotojest?

-Whittaker?To…Whittaker.Niedosklasyfikowania-powiedziałaNoelle.Popatrzyła

napozostałedziewczynyiuśmiechnęłasiękrzywo.-Wzasadzie…powinnaśgopoznać.

Poderwałasię,złapałamniezanadgarstekipociągnęławstronęogniska.Nie

zdążyłamnawetzaprotestować.

-Whit!Hej,Whit!-zawołała.-Todziewczyna,októrejcimówiłam.

PchnęłamniewstronęWhittakera.Zaskoczonapośliznęłamsięnatrawieioparłam

dłonieojegoszerokąpierś.Chłopcyzarechotali.Whittakerdelikatnieująłmniezałokciei

podtrzymał.

-Wszystkowporządku?-zapytał.Miałżyczliwebrązoweoczy.

-Tak-odpowiedziałamzzakłopotaniem.

Zaraz,zaraz.CzyNoelleprzedstawiłamniejakodziewczynę,októrejmumówiła?Co

mówiła?Idlaczego?

-JestemWaltWhittaker-powiedział,wyciągającrękę.-Przyjacielenazywająmnie

WhittakeralboWhit.Wybierzsama.

-ReedBrennan.

Jegodłońbyłaniewiarygodniemiękkaiciepła.

background image

-Azatem,Reed,jeślidobrzezrozumiałem,jesteśwEastonodniedawna.Witamy.

Barwajegogłosuprzyprawiłamnieołagodny,przyjemnydreszczyk.Byłaujmująca.I

jakbyznajoma.

-Tyteżtutajodniedawna?-zapytałam.

Znowuwszyscywybuchnęliśmiechem,takżeWhittaker.

-Nie,nie.Mojarodzinakształcisiętuodpokoleń.Byłemzrodzicaminadługich

wakacjach.ZwiedziliśmywschodniąAzję,Chiny,Singapur,Hongkong,Filipiny…Dużo

podróżujesz,Reed?

Nie,jeślinieliczyćwyprawydopensylwańskiegoparkurozrywkiwczasach,kiedy

jeszczenosiłamróżowetenisówki.

-Raczejmało-przyznałam.

Wpatrywałsięwemnieprzezchwilę,jakbymojesłowagozdziwiły.Zaczynałamsię

czućnieswojopodjegobadawczymwzrokiem.

-Szkoda-stwierdziłwkońcu.-Człowieknieznasamegosiebie,dopókinierozejrzy

siępoświecie,prawda?

Próbowałamwymyślićodpowiedź,któraniezabrzmiałabynaiwnie,alewtrąciłsię

Gage.

-Stary,chodźdonas!-zawołał,walnąwszyWhittakerawramię.-Właśnie

rozmawialiśmyoDziedzictwie.Musisznamprzekazaćnajświeższeinformacje.

Whittakeruśmiechnąłsięlekko.

-Ach,Dziedzictwo.Istotnie,porasięzbliża.

OcochodziłoztymDziedzictwem?Napewnobyłotocoś,oczymwEastonnie

wypadałoniewiedzieć,agdybymzapytała,stałobysięoczywiste,żejaniewiem-i

przypomniałabymwszystkim,jakąjestemtuautsajderką.Postanowiłamwięctrzymać
język

zazębamiwnadziei,żezczasemdotrądomniepotrzebneinformacje.

-Porozmawiamypóźniej?-powiedziałdomnieWhittaker.

-Eee…jasne.

GagepociągnąłWhittakerapomiędzychłopców,aprzymniestanęłaNoelle.

-Ico?Jużgozauroczyłaś?-zapytała.

-Mówiłaśmuomnie?

-Aczemunie?Pomyślałam,żepowinniściesiępoznać-powiedziała,wzruszając

ramionami.-Whitbyłbydlaciebieniezły.Jestbardzo…kulturalny.

background image

Postanowiłamzignorowaćukrytyprzytyk.

-Noelle,zapomniałaś?ChodzęzThomasem.

Nieprzejmowałamsięjuż,czyNoellemacośprzeciwkoThomasowi.Jegotajemnicze

zniknięciejakbyunieważniłowszystkiezastrzeżenia.

Skrzywiłasię.

-Doprawdy?AThomasjest…gdzie?-zapytałaidemonstracyjnierozejrzałasię

wokół.

-Niewiem-odpowiedziałamcicho.

Ariana,KiraniTaylorzbliżyłysiędonaswyraźniezainteresowane.

-Nowłaśnie.Teżmichłopak,którynieinformujeswojejdziewczyny,dokądsię

wybiera.Aninawetżewogóledokądśsięwybiera-burknęłaNoelle.Zrobiłaznaczącą
pauzę

iłyknęłapiwa.-Słuchaj,Whittoświetnyfacet.Miły.

-Wprzeciwieństwiedoniektórychinnychfacetów-wtrąciłaKiranzjadliwie.

Ach.Mimowszystkoniepotrafiływyzbyćsięniechęci.NigdynielubiłyThomasa.I

niezamierzałygopolubić.

-Whitmożeciwieledać-powiedziałaAriana.-Możedaćcicoś,czegosama

zapewnebyśniezdobyta.

Ciekawe.

PatrzyłanaWhittakeraspokojnymijasnoniebieskimioczami.Zastanawiałamsię,czy

jejspojrzenieprzyprawiagoociarki,podobniejakmnie.

-Anibycotakiegomożemidać?-zapytałam.

-Choćbyjakieśżycie-prychnęłaKiran.

-Kiran!-upomniałająAriana.

-Poprostuznimporozmawiaj-powiedziałaNoelle.-Niktwasniezmuszado

małżeństwa.

Pociągnęłamłykpiwa,spoglądającnaWhittakera.Rzeczywiście,wydawałsięmiły.

Cywilizowany.Dojrzały.Ichłopcywyraźniezanimprzepadali.Możepowiniennieco

schudnąć,alekimbyłam,żebygoosądzać?

-Zanieśmutrochętego-zaproponowałaKiraniwręczyłamizapasowąpiersiówkęze

swoimspecjałem.-Whittakeruwielbiamojekoktajle.

Piersiówkabyłaeleganckailodowatozimna.Trzymałamjąwjednejręce,butelkę

piwawdrugiej.Możewartodaćszansęfacetowiaprobowanemuprzezdziewczynyz

background image

Billings?Byłamterazjednąznich.Najwyższyczas,żebysięzachowywać,jakna
dziewczynę

zBillingsprzystało.

NIEBYLEKTO

-Życiewśródtubylcówotwieraczłowiekowioczy-mówiłWhittaker,kiedy

odchodziliśmyrazemzpolany.-Biedacyniemająniczegoopróczdrewnianejmiskii
garści

ryżu,alewykazujątylehartuducha,wiesz?Tylehartu!

-Więcspaliściewwiosce?-zapytałam,nieodrywającwzrokuodziemi.Przedchwilą

napoczęłamczwartepiwoiotaczającymnieświatjakbytroszkętraciłostrekontury.-Nie-

samowite!

Niepamiętałam,ktozaproponowałtenzapoznawczyspacerwedwoje.Whittaker?Ja?

Noelle?

-Skąd!Wróciliśmynanocdohotelu.Zdajeszsobiesprawę,ilechoróbmożnazłapać

wtakimmiejscu?

Zdziwionapodniosłamnaniegowzrok.

-Aleprzecieżmówiłeśożyciuwśródtubylców…Potknęłamsięowystającykamieńi

wpadłamnaWhittakera.

-Oj,przepraszam.

-Czyabydobrzesięczujesz?-zapytał,podtrzymującmnieramieniem.

Odchrząknęłam.Drzewawokółmniechwiałysięzupełnieniezależnieodwiatru.

-Tak.Abydobrze-zapewniłam,próbującdostosowaćsiędostylujegowypowiedzi.

-Możespoczniemy?

Ziemiapodskoczyłamipodnogami.Kto,dodiabła,twierdził,żepiciealkoholuto

fajnazabawa?

-Faktycznie.Spocznijmy.

Poprowadziłmniedoporośniętegomchempniaiposadziłnanimtroskliwie.Dla

bezpieczeństwaoparłamdłonienaszorstkiejkorze.Whittakerusiadłobokmniei
przyglądał

misięzszerokimuśmiechem.

-Noelleniekłamała.Jesteśnaprawdępiękna-powiedział.-Maszklasycznąurodę.

JakGraceKelly.

-Kto?

background image

Uśmiechnąłsięjeszczeszerzej.

-GraceKelly.Aktorka.Iksiężna.Wiesz,tozupełnieniewiarygodnahistoria.Grace

Kellybyłaskromnądziewczyną,którazyskałasławęwHollywood,wyszłaza
europejskiego

księcia…

-Nieźle-wymamrotałamiuniosłambutelkęwtoaście.

-…izginęławwypadkusamochodowym-dokończyłWhittaker.

-Och.

Miłosłyszeć.Dzięki.

Poczerwieniałnagleipociągnąłłykzpiersiówki.

-Poczęstujeszsię?-zapytał.

Wgłębiduchawiedziałam,żetonienajlepszypomysł.Wiedziałamteżjednak,że

Kirandomieszaładoswojegospecjałutrochęsokuowocowego.Iniespodziewanie
nabrałam

przekonania,żesokświetniemizrobi.Zawieraprzecieżtylewitaminiwogóle.

-Jasne.Czemunie?

Schyliłamsię,żebyodstawićprawiepustąbutelkę,iomatonieupadłamnatwarz.

Podparłamsięrękąipodźwignęłamzpowrotemdopozycjisiedzącej,alemójzmysł

równowagiuległjużznacznemuosłabieniu.Kiedysięgnęłampopiersiówkę,zatoczyłam
się

prostowobjęciaWhittakera.Ziemiazdecydowanieniechciałapozostaćnaswoim
miejscu.

-Przepraszam-wybąkałam.

-Nicnieszkodzi.Poczekaj,pomogę.

Objąłmnieramienieminatychmiastpoczułamsiępewniej,mniejchwiejnie.Zdjęłam

nakrętkęzpiersiówkiipociągnęłampotężnegołyka.Mmmmmm.KoktajlKiran
smakował

wyśmienicie.AWhittakerbyłtakiciepły…Przymknęłamoczy,rozkoszującsięchwilą…

Naglezakręciłomisięwgłowie,płyntrafiłwniewłaściwyotwóriZakrztusiłamsię.
plując

wokółkoktajlem.

-Dobrzesięczujesz?-zapytałWhittakerniespokojnie.

-Tak…świetnie!-wychrypiałamzgiętawpół.Przejętypodałmichustkę.

Wykaszlałamsięiotarłamniątwarz.Byłamiękka,pachniałapiżmemimiała

background image

wyhaftowane

inicjałyWW.Elegancjawdawnymstylu.Whittakerbyłpierwszymznanymmi
posiadaczem

chustkizmonogramem,alejakośnieczułamzaskoczenia.

-Straszniemigłupio-wybąkałam,kiedyjużodzyskałamoddech.

Chciałamoddaćmuchustkę,alepotrząsnąłgłowąiująłmniezarękę.

-Zatrzymajją.Jesttwoja.

-Pewnieuważaszmniezaostatniąofermę…

-Wprostprzeciwnie-powiedział,patrzącmigłębokowoczy.-Uważam,żejesteś

nadzwyczajna.

Ipocałowałmnie.

Ojoj.Niedobrze,NiepowinnamsięcałowaćzWaltemWhittakerem.Powinnamsię

całowaćzeswoimchłopakiemThomasemPearsonem.ZThomasem,absolutnie
cudownym

Thomasem,którypozbawiłmniedziewictwa.Gdybytylkotubyt.Gdybymtylko
wiedziała,

gdzie,docholery,siępodziewa.

Ogarnęłamniefalawspomnień.Thomas.WargiThomasa,dłonieThomasa,palce,

język…

Inaglegocałowałam.Jegokochaneciepłeusta.Szczupłesilneręce.Naprzekór

wszystkiemu,przezcoprzeszliśmywostatnichdniach,straszliwietęskniłamzajego

dotykiem.WtymjednymThomasbyłzawsze,niezawodnie,dobry.

NawpółprzytomnazarzuciłamWhittakerowiręcenaszyję.Awtedycośwniego

wstąpiło.Gwałtownieprzesuwałwargamiwteiwewtepomoichwargach,jakbypróbował

skrzesaćogień.

Oj.ZdecydowanieniejakThomas.Chwyciłamjegotwarzwdłonie,żebyopanowaćto

szaleństwo,aleWhittakernajwidoczniejuznałmójruchzaprzejawentuzjazmu.Zdwoił
wy-

siłkiinaglepoczułam,jakjegojęzykpróbujewcisnąćsiępomiędzymojezęby.

Biednydzieciak.Zupełniebezpojęcia.Odepchnęłabymgo,aleniechciałamsprawić

muprzykrości.Czekałamwięcwnadziei,żezaraznabierzewprawyalbożezabrakniemu

tchuibędziemusiałprzestać.

Wtemjegowielkadłońzamknęłasięnamojejpiersi.Mocno.Jakbywyciskałsokz

background image

pomarańczy.

IThomaspowrócił.Widziałamgoprzedsobąwyraźnie:Thomaszeswoim

zmysłowymuśmiechemidelikatnymwprawnymdotykiem,tużprzymnie.Co,udiabła?
Kim

byłtenfacetobmacującymnie,jakbymbyłamodelemdoćwiczeńzpierwszejpomocy?

Naglepoczułamskurczwprzełyku.Wstrzymałamoddech.Ranyboskie!Zaraz

zwymiotuję.PuszczępawiaprostowtwarzWhittakera!

Odsunęłamsięraptownie.Wymruczałcośzezdziwieniem.Odwróciłamsięszybko,

zgięłamnadpowalonympniemizwymiotowałamwleżącezanimliście.Piekłymnie
oczy,

paliłomniewgardle,żołądekskręcałsięzbólu.Whittakerpoderwałsię,odszedłoparę

krokówistanąłtyłemdomnie,żebyzapewnićminiecoprywatności.Bogudzięki.
Ostatnią

rzeczą,jakiejbymsobieżyczyła,byłoto,żebychłopak,zktórymwłaśniesięcałowałam,

obserwowałmójhaniebnyodjazddoRygi.

Wreszcieskończyłosię.

-Dobrzesięczujesz?-zapytałWhittaker.

Tegowieczorubyłatonajwyraźniejjegoulubionafraza.Kiwnęłamgłową.Zewstydu

niemogłamwydusićanisłowa.

-Pozwolisz,żeodprowadzęciędoBillings?

Znowukiwnęłamgłową.Whittakerpomógłmiwstaćimocnoobjąłmnieramieniem.

Wlokłamsięwtulonawniego,nanogachjakzgalarety.Napolaniewszyscywybałuszyli
na

nasoczy.PrzezułameksekundymignęłamitwarzJosha,zaciętaiponura.

-Proszę,proszę!Tylkospójrzcienatęparęgołąbków-zawołałaNoellez

uśmieszkiem.

Joshpoczerwieniałiodwróciłwzrok.Szybkołyknąłpiwazbutelki.

-OdprowadzamReeddobursy-oznajmiłWhittakerzdumąwgłosie.

-Jakmiło-mruknąłDash.

-Słusznie.ZaopiekujsięnasząReed-powiedziałaNoelleipoklepałaWhittakerapo

plecach.

Zogromnymwysiłkiemzdobyłamsięnacieńuśmiechu.Nawetwmoimgodnym

pożałowaniastanieodczuwałamwartośćaprobatyNoelle.Dowiodłam,żeniejestembyle

background image

kim.AimwyżejceniłamnieNoelle,tymlepiejdlamnie.

KOPCIUSZEKWREALU

Pierwszymświadomymdoznaniembytobrzydliwysmakwwyschniętychnawiór

ustach.Drugim-potwornełupaniewczaszce.Trzecim-wrażeniechłodu.Czwartym-
łomot.

Łomot.Natarczywy,ogłuszającyłomot.

-Pobudka!Jużposzóstej,nowa!Ztakimpodejściemniczegowżyciunieosiągniesz!

Każdyzłomoczącychdźwiękówodbijałsięstraszliwym,bolesnymechemwmoim

mózgu.

Zwysiłkiemrozwarłampowiekiizamrugałam,żebyprzezwyciężyćokropnąsuchość

oczu.Przedsobąwidziałamkremowąścianęmojegopokoju.Podsobączułammaterac.
Poza

tymnicsięniezgadzało.

-Takjest,leniu!Konieclaby!Rusztyłekzłóżka!Noelle.Noellekrzyczałaminad

uchemprzyakompaniamenciedzikiegołomotu.Ztrudemobróciłamsięnaplecy
spojrzałam

wokół,gwałtownieprzełykającżółć,któranaglewypełniłamiusta.Noellepochylałasię
nade

mnązjakąśbiałąfalbaniastąszatąprzerzuconąprzezramię.Kiran,Taylor,Ariana,
Nataszai

czteryinnedziewczynyzBillings,którychimionzanicniemogłamsobieprzypomnieć,

otaczałymojełóżkociasnymkręgiem.Kiranwaliłanożyczkamiwczerwono-czarny

blaszanybęben.Taylor,wyraźnieskacowana,zponurądeterminacjąściskaławręcekij
mopa

jakdzidę.Nataszawnogachłóżkatrzymałazdartązemniekołdrę.Ach.Stąduczucie
zimna.

-Cowywyprawiacie?-wychrypiałam,zamykającoczy.Bogudzięki,łomotustał.

Chwyciłamsięobiemadłońmizagłowę,żebyzapobieceksplozjimózgu.

-Czasruszaćdoroboty,nowa-powiedziałaNoelle.Zaskoczonazmarszczyłamczoło.

Bólomatonierozsadziłmiczaszki.

-Co?

Noellezłapałamniezanadgarstkiiszarpnięciempodźwignęładopozycjisiedzącej.

Potwornepulsowaniewgłowieprawiemniesparaliżowało.Czułammdłości.Siedziałam

nieruchomo,zlanapotem,modlącsięwduchu,żebyniezwymiotować.Noelletymczasem

background image

włożyłamicośprzezgłowę,apotemzawiązałajakieśtasiemkizamoimiplecami.Kiedy

wreszciezdołałamotworzyćoczy,zobaczyłamnasobiebiałyfartuszekpokojówki
narzucony

napidżamę.Dolewegoramiączkaprzypiętokartonowąplakietkęznapisem„potrzebujesz

pomocy?służę!lorneta”.

Jęknęłam.Nanicwięcejniewystarczyłomisiły.

-Chybaniesądziłaś,żebędziesztuleżałabrzuchemdogóry?-zapytałaKiran.

Rozjaśnionepasemkamiwłosyupiętawysokonadczołem;jejśniadaskóralśniłanatle

białegojedwabnegoszlafrokajakwypolerowana.PoprzedniegowieczoruKiranwchłonęła

więcejalkoholuniżinniuczestnicyzabawy,apokilkugodzinachsnumogłabybez

przygotowańpozowaćdofotografii.-Onie,nie,nie.Jakmyślisz,dlaczegowpuściłyśmy
cię

doBillings?Mamyterazdostępdociebieprzezokrągłądobę.Atooznacza,żeprzez
okrągłą

dobęjesteśnanaszeusługi.Zgadzasię,dziewczyny?

-Owszem,owszem-odpowiedziałaAriana.

Nawetjejdelikatnypołudniowyakcentniemógłzłagodzićniegodziwościtychsłów.

Żart.Tomusiałbyćżart.Boczynaprawdęzamierzaływywlecmniezłóżkawsamym

środkustraszliwegokaca,pierwszegowmoimżyciu,izaprzącdoharówki?Potym
wszyst-

kim,czegodokonałam,żebysiędostaćdoBillings,czekałomniejeszczecośgorszego?

Wierzyłam,żeokrespróbnydobiegłkońca,żestałamsięjednąznich.Jednak
najwyraźniej

byłtodopieropoczątekmordęgi.

Czułamwewnętrznąpustkę,coprzyłupaniuwczaszceiszarpiącychżołądek

mdłościachwcaleniebyłoprzyjemne.Alecomiałamzrobić?Powiedziećdziewczynom:

„Spadajcie”?Jasne.Niezdążyłabymnawetmrugnąć,ajużwylądowałabymzpowrotemw

bursieBradwelljakoniegodnauwagimiernotazgłuchejprowincji.

-Trzymaj-burknęłaTayloriwepchnęłamiwręcemopa.Kacdodałjejjakieśdziesięć

lat.-Niesprzątałampodswoimłóżkiem,odkądprzeniosłamsiędoBillings.Kurzzaczyna
źle

działaćnamojezatoki.

Przycisnęłammopadosiebie,myślączestrachem,cosięstanie,jeśliznowuspróbuję

sięporuszyć.Gwałtownautratagłowywydawałamisięcałkiemprawdopodobna.

background image

-Akiedyjużsięztymuporasz,pościelłóżka-zakomenderowałaNoelle.-Iodkurz

korytarzeprzedśniadaniem.Odkurzaczjestwschowkunapierwszympiętrze.

Wpatrywałamsięwniewnadziei,żezarazwybuchnąśmiechemizawołają:„Aleśsię

dałanabrać!”.Jednaktylkospoglądałynamnieniecierpliwie.

-Mówicieserio-wychrypiałam.

Noellezmarszczyłanosipomachałaprzednimdłonią.

-Proponuję,żebyśnajpierwporządniewypłukałasobieusta.Niechcę.żebytwój

toksycznyoddechzatrułmicałypokój.

-Lorneta,tak?Amożebyzmienićjejprzydomek?-zapytałajednazbezimiennych

dziewczyn.-Wybierzmycośbardziejstosownego.ChoćbySzczota.

-AlboFroterka-powiedziałaTaylor.

-Prochówa?-podsunęłaNatasza.Noellezmrużyłaoczywzamyśleniu.

-Nie.Lornetabrzmiwyjątkowodobrze.Ipasujejakulał.Poklepałamnieporamieniu.

Mocno.

-Chodźmy,drogiepanie.

Bezpośpiechuopuściłypokój-wszystkieopróczNataszy,którarzuciłamojąkołdrę

napodłogęiprzeszłaponiejbosymistopamiwdrodzedołazienki.

Chciałamwstać.Naprawdęchciałam.Jednakprzybólupulsującymmiwgłowie,

wściekłymuciskuwżołądkuiwyschniętymgardleuznałamtozacałkowicieniemożliwe.

-Aha,jeśliniezałatwisztegowszystkiegoprzedśniadaniem-dodałaNoelle,

zatrzymującsięnaprogu-dzisiajwieczoremwyczyściszubikacjeszczoteczkądozębów.

Własnąszczoteczką.

-Jużidę…

Podniosłamsięzłóżka.Natychmiastnatarłnamniecałypokój,miażdżącmiczaszkę.

Zamknęłamoczy,żebyobronićsięprzedkolejnąfaląmdłości.

-Grzecznadziewczynka-pochwaliłaNoelle.Iwyszła,bezlitośnietrzaskając

drzwiami.

WEWNĄTRZWNĘTRZA

-Dobrzeprzetrzepmojepoduszki-poleciłaCheyenneMartin.

Właśniewpinałasobiewuszydiamentoweklipsy,którewybrałazimponującej

kolekcjiwwykładanejaksamitemszkatułce.Przygładziłaprostejasnewłosyiz
satysfakcją

popatrzyławlustro.Odkądweszłamdoprzenikniętegowoniąperfumpokoju,który

background image

dzieliłaz

RoseSakowitz,nieprzestawałamnieinstruować,aleanirazunamnieniespojrzała.

-Iporządniewygładźprześcieradło,żebymwieczoremnieznalazłananimżadnych

zmarszczek.

Przesunęłamdłoniąpokołdrzezsurowegojedwabiu,wyrównującfałdki.Marzyłam

tylkootym,żebyzapaśćsięwtęmiękkośćizasnąć.Byłotoczternasteścieloneprzeze
mnie

łóżko.ŁóżkoRosemiałobyćpiętnaste.Moje-szesnaste.Poodkurzeniukorytarza.
Ogarnęło

mniejednakponureprzeczucie,żedoswojegołóżkajużniedotrę,bopodczasodkurzania

umręzpowodutętniaka.ŚmierćnaPosterunku.

-Słyszałaś,comówiłam,Lorneto?

-Tak-odpowiedziałamswoimnowymchrypliwymgłosem.-Przetrzepaćpoduszki.

Żadnychzmarszczeknaprześcieradle.

Cheyenneodwróciłasięizaczerpnęłapowietrza.Niepojmowałam,jakmożnagłębiej

oddychaćwtakwyperfumowanymotoczeniu.

-Właśnie.Byłampewna,żeświetniesiędotegonadasz-oznajmiła,poprawiając

mankietybluzkiodRalphaLaurena.

-Maszwsobietakąprawdziwą,zdrowąrobociarskość.

Zamarłamzrękaminapoduszce.Niemożliwe.Poprostuniemożliwe,żepowiedziała

micośtakiego.Stałamoszołomiona,niezdolnadojakiejkolwiekreakcji.Pogłowie
krążyłami

jednamyśl:„Zatłuc.Zatłuctęcholernąbabę”.

-Cheyenne-upomniałaRose,drobniutkadziewczynaopółdługichrudychwłosachi

lekkopomarańczowejopaleniźnie,którazaczynałajużblednąc.Dziwiłamsię.żetaka
chu-

dzinamożeudźwignąćpotężnąskórzanątorbęzksiążkami,którazwisałazjejwątłego

ramienia.-Niesłuchajjej-mruknęładomnie.

Zmusiłamsiędouśmiechu,apotemrzuciłamCheyennespojrzenie,którepowinno

stopićczterywarstwypodkładuEstéeLaudernajejtwarzy.

-Ocochodzi,Rose?Przecieżpowiedziałamjejkomplement.Zgadzasię,Lorneto?

-Jasne-wycedziłam.-Wolęprawdziwą,zdrowąrobociarskośćodchorejpodróbki

elitaryzmu.Cheyennezerknęłanamniezukosa.

background image

-Ktośtumaniewyparzonyjęzyk-powiedziałasłodziutko.

-Trzebatemukomuśpokazać,gdziejestjegomiejsce.

Wzięłapudełkozróżemwkulkachiodwróciłajedogórydnemnadbiało-zielonym

dywanem.

-Oj!Atopech!

-Cheyenne!-zawołałaRosekarcąco.

Cheyenneuniosłastopęweleganckimpantoflu,zmiażdżyłakuleczkiobcasemi

staranniewtarłajewgęstewłosiedywanu.Miałamogromnąochotęzłapaćjązablond
kudłyi

wepchnąćjejtwarzwróżowyproszek.Naochociejednaksięskończyło.

-Możesztoposprzątać,Lorneto,kiedyjużzaścieliszmiłóżko.Chybażewolisz,abym

poinformowałaNoelleotwojejarogancji.

Zezłośliwymuśmieszkiemwyszłazpokoju.Roseprzystanęłaniepewnienaprogu.

-Niemusiszsiętymterazprzejmować-powiedziała.-Maszjeszczecałydzisiejszy

wieczór.Iniezawracajsobiegłowymoimłóżkiem.Wystarczy,żepołożysznanim
narzutę.

NawypadekgdybyNoellesprawdzała.

-Asprawdza?-zapytałamzdumiona.

Rosepopatrzyłanamniezpolitowaniem.Najwyraźniejokazywałamwyjątkową

naiwność.

-Powodzenia.

Cichozamknęłazasobądrzwi.Pochwiliodgłosjejkrokówzamarłnakorytarzu.

Zerknęłamnazegarek.Półgodzinynaodkurzanie,prysznicisprintdostołówki.Nieżeby

śniadanieszczególniemnienęciło,alemusiałampojawićsięprzystole,bowprzeciwnym

razieNoellemogłabywysłaćmniewieczoremdoszorowaniaubikacji.Wiedziałam,żez

czegośtrzebabędziezrezygnować.Prawdopodobniezprysznica.

ZciężkimwestchnieniempodeszłamdołóżkaRose.Byładlamniemiła,nie

zamierzałamwięcpoprzestaćnaułożeniunarzuty.Wygładziłamprześcieradłoikołdrę,

podniosłampoduszkęiwtedyspostrzegłamcoś,cozaklinowałosięmiędzybrzegiem
łóżkaa

ścianą.Przyklękłamnamateracuiprzyjrzałamsiębliżej.Cośgrudkowatego,
zielonkawego

i…

background image

-OmójBoże.

Kawałekciastka.Niedojedzonego,spleśniałegoczekoladowegociastkazfragmentem

opakowania-sądzączwyglądu,zapewnewciśniętegowtęszczelinęprzedparomatygo-

dniami.Nawetwśródelityzdarzająsięflejtuchy.

Szybkozakryłamustadłonią,poderwałamsię,wpadłamdołazienkiirunęłamna

kolanaprzedmuszląklozetową.

Niematojakporządnypawnadobrypoczątekdnia.

GRUZŁO

Kiedywreszciedotarłamdorozświetlonejsłońcemstołówki,dziewczyny,które

odważyłysięzaryzykowaćprzyswojenienadprogramowychkalorii,byłygotowena
dokładkę

śniadania.Chociażniemiałamnajmniejszejochotypatrzećnajedzenie,musiałampójść
do

bufetuizapełnićdwietacezamówionymigrzankami,owocamiinapojami.

-Jajecznicy?-zaproponowałmężczyznazakontuarem,wskazującnapatelniężółto-

białejpapki.

Wzdrygnęłamsię.

-Nie,dzięki.

Chwyciłampreclaipołożyłamgonajednejztacwnadziei,żejakośzdołamgow

siebiewepchnąć.Wkolejceprzedemnądwóchpierwszoklasistówzagadywałoładną

pierwszoklasistkęoczarnychkręconychwłosach,aonachichotałairzucałaimzalotne

spojrzenia.Uśmiechnęłamsięzgoryczą.Ach,byćtakbeztroskąipełnąenergii.I
świeżutką.

-Podobnowzeszłymrokuwszystkiedziewczynyzpierwszejklasywróciłystamtądz

tatuażem-mówiłjedenzchłopców.

-Dziewicomwytatuowanozamkniętekłódki,aniedziewicom:odciskwarg.Nalewym

policzku.

-Amyślałam,żeżadnadziewczynaniewracazDziedzictwajakodziewica-

odpowiedziałbrunetka.Zanurzyłałyżeczkęwjogurcieioblizałająprowokacyjnie.

Nadstawiłamuszu.Dziedzictwo?CzyDashnierozmawiałwczorajzkumplaminaten

temat’:Mojewspomnieniazpoprzedniegowieczorubyłymgliste,alepamiętałam,że
chłopcy

mówilioDziedzictwiewzwiązkuzThomasem.Bylipewni,żeThomasnigdysobie

background image

Dziedzictwanieodpuści.

Jakimcudemtepierwszoroczniakibyłytakdobrzezorientowane?

-Aletychybamaszjużtęsprawęzgłowy,co,Gwen?-zapytałdrugizchłopcówi

zerknąłznacząconajejpupę,którąledwiezakrywałaminispódniczkawszkockąkratę.

-Może,Peter,może-odparłaGwen.-Amożenie.Wzięłatacęzkontuaruiodeszła,

kołyszącbiodrami.

-Stary,naDziedzictwiepójdę?nacałość-oznajmiłPeterkoledze.-Tylkopoczekaj.

-Poczekam-burknąłtamten.

-Och,prawda!Przecieżciecietamniebędzie!BiednyMartin-powiedziałPeterz

drwiną.-Alenicsięniemartw.Możetwojewnukidostanązaproszenie.

Wybuchnąłśmiechemipomaszerowałztacądostołu.

Aha.CzyliDziedzictwobyłoimpreządlawybranych.ImpreząotwartądlaGweni

PeteraalezamkniętądlaMartina.Postanowiłamprzechowaćtęinformacjęwpamięci,
dopóki

mójmózgniezacznieznowufunkcjonowaćnormalnie.

Naglepoczułamzapachświeżejfarby.Odwróciłamsięizobaczyłamzasobą

uśmiechniętegoJoshaHollisawpoplamionychfarbamidżinsach.Odrazuusztywniałamz

napięcia.NiepotrafiłampatrzećnaJosha,niemyślącoThomasie-niezastanawiającsię,

gdziejest,czywszystkoznimwporządkuiczyprzekazałJoshowijakieświadomości.

-Ojoj,Reed.Wyglądasz…jakgruzło.

-Jakco?-zapytałam.

-Gruzło.Kiedynieznajdujęstówa,któretrafnieoddajestanrzeczy,tworzęnowe-

wyjaśniłJosh.-A„gruzło”jesttutajcałkiemnamiejscu.

-Cozaradośćbyćinspiracjądlasłowotwórstwa-powiedziałamlekko.

Wcaleniebyłamradosna,aleniemogłamzatowinićJosha.Niedziwiłamsięteż,że

mojenieumytewłosyspiętewtłustawykucykizielonkawaceraniewprawiajągow
zachwyt.

-Jaksięczujesz?-zapytał,kiedyprzesuwaliśmysiędoprzoduwkolejce.-Wczoraj

wieczoremtrochęsięociebiemartwiłem.

GdzieśzzakamarkówmojejpamięciwynurzyłsięobrazposępnejtwarzyJoshana

polanie.Ocotamwtedychodziło?IwłaściwiedlaczegoJoshmiałbysięomniemartwić?

Ledwiesięprzecieżznaliśmy.Wtemprzyszłamidogłowypokrzepiającamyśl.

-Thomascięprosił,żebyśsięmnązaopiekował?Joshzamrugał.

background image

-Nie.Wzasadzienicminiepowiedział.Poprostubyłinaglegoniebyło.

-Och.Więcnaprawdęniewiesz,gdziesiępodziewa?

-Nie.Aty?

-Teżnie.

Przesunęliśmysięwzdłużkontuaru.Sercetłukłomisięboleśnie.

-Typowe-mruknąłJoshpodnosem.

-Proszę?

-Nic.Tylko…możnabysięspodziewać,żechociażtobiedaznać,dokądsięwybiera.

Ach.JoshwiedziałzatemomnieiThomasie.Albopodejrzewał,comiędzynami

zaszło.Amożenie.MożepoprostusięzorientowałżewieleznaczędlaThomasa.Oile

rzeczywiściewieledlaniegoznaczyłam.

Jaktomożliwe,żepodjegonieobecnośćmiałamjeszczewięcejwątpliwościniż

wtedy,kiedysprzeczałamsięznimigodziłam?

-Alepowinienembyłsiędomyślić-mówiłdalejJosh.-Thomasnigdyszczególnie

nieprzejmowałsiękimkolwiekpozasobą.

Ztrudemprzełknęłamślinę.Tenporanekbyłjużwystarczającokoszmarny.Nie

chciałamjeszczegopogarszaćkrytykowaniemmojegozaginionegochłopaka.

-Pogadajmyoczymśinnym-zaproponowałam.-Jasne.Przepraszam.Napewno

odezwiesiędociebie.

Niedługo.

Bezradnieszukałamnowegotematurozmowy.

-Atoco?-zapytałamwkońcu,wskazującnatacęJoshaobładowanąjeszczebardziej

niżmojedwie.-Zapasynazimę?

-Etam.Chłopakizjedlibyjeszczetrochę,więc…-wzruszyłramionami.

-Nierozumiem.

-Czego?-zapytał,kładącnatacyczekoladoweciastko.Odwróciłamwzrok.

Czekoladoweciastkazdecydowanieniebyłypożądanymprzezemniewidokiem.

-Czemuciąglecośdlanichrobisz?Przecieżniemusisz.Wprzeciwieństwiedo

niektórychosób.

-Mamczworomłodszegorodzeństwaitylkojednegostarszegobrata,którynaprace

domowereagujealergicznie-wyjaśnił.-Pomaganiechybaweszłomiwkrew.

Wzięłamzkontuarumiseczkęnapłatkiśniadaniowe.-Aha.

background image

-Atydlaczegotorobisz?-zapytał.

-No,bomikażą-odpowiedziałamodruchowo.Przyjrzałmisięzezdziwieniem.

-Jakto?

Zamrugałamoczami.Joshniewiedział?Niewiedział,żejestemnasłużbieujaśnie

pańzBillings?Awydawałomisię,żetoogólnieznanainformacja!Inniprzynajmniej

zauważyli,jakćwiczonomnieprzedzmianąbursy.ZwłaszczaDashniekryłuciechyz
mojej

męki.Jaktomożliwe,żeJoshniczegoniespostrzegł?

-Chwileczkę.Ktocikaże?-zapytał.

Alarm!Alarm!SkoroJoshniewiedział,możeniemiałwiedzieć?Cholerajasna.

-Nieważne-mruknęłam,machającręką.Sercepodeszłomidogardła.

-Reed…-Josh.

Wjegooczachpojawiłsiębłyskzrozumienia.

-Aha,niemożeszmipowiedzieć-stwierdziłżartobliwymtonem.-Agdybyśmi

powiedziała,musiałabyśmniezabić.

Dotarliśmydokońcakontuaru.Ostrożniepodniosłamobładowanetacei

podtrzymywałamjerozcapierzonymipalcami.

-Zapomnij.Chlapnęłambezsensu-powiedziałamdoJosha.

-Wostatecznościzawszemożesznaplućimdokawy.

Spojrzałamnaparującekubkiustawionenajednejztac.Kuszącasugestia.

-Wkażdymrazie…niedawajsię-doradził.-Niepozwól,żebyzmuszałyciędo

czegoś,wiesz…

Czegośgłupiego?Niebezpiecznego?Ponadsiły?Dziękizatroskę,Josh,alespóźniłeś

sięodrobinę.Jedenzkubkówzkawązakolebałsięniebezpiecznie.

-Poczekaj,pomogę-zaproponowałJoshisięgnąłpocięższątacę.

-Dzięki,ale…

Zerknęłamnaśrodeksaliizamarłam.WaltWhittaker.potężnyjakgóra,siedziałprzy

końcustołuBillings.Wspomnieniaeksplodowałymiwczaszce.

MojedłonienaklatcepiersiowejWhittakera.ŻyczliwebrązoweoczyChustkaz

monogramem.Gruberamiona.Niewprawneszorstkiewargi.Język.Język…

Istraszliwyuciskwmoimżołądku.

Ranyboskie!Czynaprawdępozwoliłam,żebytenfacetmnieobmacywał?!

-Ej,ostrożnie!

background image

WostatniejsekundzieJoshzłapałrozkołysanątacę.Jedenzpączkówstoczyłsięzniej

iplasnąłnapodłogęlukremnadół.

-Muszęlecieć-wymamrotałam.

Zhukiemodłożyłamzamówionepotrawynanajbliższystółipopędziłamnadrugie

tegoporankawielkierzygando.

DZIEŃSĄDU

Naporannymnabożeństwiezjawiłamsiękilkasekundprzedzamknięciemkaplicy.

Wewnątrztrwałygorączkowe,choćniezbytgłośnerozmowy,wktórychpowtarzałosię
na-

zwiskoPearson.Szłam,awkołoodwracałysiędziesiątkigłów,słyszałamzasobą
narastające

szepty.ZniknięcieThomasastałosięogólnoszkolnąsensacją,askorozabrakłogłównego

bohatera,najwyraźniejwybranomnienajegomiejsce.Sympatia.Porzuconadziewczyna.

Osoba,którątrzebamiećnaoku.

Naglepoczułamzadowolenie,żeporęśniadaniaspędziłamzmuszląklozetowąw

objęciach.Gdybymzostaławstołówce,zapewnepadłabymofiarązmasowanegoataku.
Tutaj

byłambezpieczna,choćbytylkoprzezkwadrans.Zyskałamczasnazebraniesił.

Wśliznęłamsiędojednejzławekprzeznaczonychdladrugoklasistekiusiadłamobok

MissyThurber,najmniejlubianejPrzezemnieosobywszkole.Powizyciewgabinecie
lekar-

skimiwypiciusokujabłkowegozaczynałampowoliwracaćdorównowagi.Awtedy
Missy

ostentacyjnienabrałapowietrzawdziurkiodnosaprzypominającewylotytuneli,
nachyliłasię

kumnie,znowupociągnęłanosemijęknęła.

-Fuj!Gdzieśtynocowała?-zapytałazgrymasemobrzydzenia.-Woborze?

Wstała,przestąpiłaprzeznogimojejbyłejwspółlokatorkiConstanceTalbotizmusiła

ją,żebyprzesunęłasięnaławcewmojąstronę.Oblałamniefalagorąca.

-Cześć-szepnęłaConstanceniepewnie.

Oddwóchdni,odkądporzuciłamjądlaBillings,prawiejejniewidywałam.Zmieniła

fryzurę:kręconerudewłosyzaplotławdwawarkocze.Zeswoimipiegamiiokrągławą
twarzą

zawszewydawałasięmłodsza,niżbyławrzeczywistości.Terazwyglądałana
dwunastolatkę.

background image

-Jakleci?-zapytała.

-Wporządku.

Jak,wporządku-pozatym,żemójchłopakzapadłsiępodziemię,żepopijanemu

pozwoliłamsięobmacywaćobcemufacetowi,żemamkacawielkiegojakstepyAzjiiże
za

chwilępustyżołądekzwiniemisięwtrąbkę”.

-WszyscymówiąoThomasie.Odezwałsiędociebie?Patrzyłanamnieztroską,a

zarazemznadzieją,żezarazrzucęjakąśświeżą,soczystąplotkę.

-Nie.Acouciebie?-zapytałam,główniepotożebyzmienićtemat.

-No,zrobiłosięmnóstwomiejscawpokoju-odparłazesmutnymuśmiechem.

Constancebyłaosobątowarzyską,niestworzonądomieszkaniawpojedynkę,zczego

obieświetniezdawałyśmysobiesprawę.Chciałampowiedziećcoś,copoprawiłobyjejna-

strój,alenicnieprzychodziłomidogłowy.Niezamierzałamprzecieżwracaćdo
Bradwell.

NawetgdybydziewczynyzBillingszmuszałymniecodzienniedokatorżniczejpracy,
kwa-

terawnajbardziejluksusowejbursieEastonbyłaniedoprzecenienia.LokatorkiBillings

wiodłycudowneżycie:bytypopularne,miałyniesamowiteosiągnięciawszkoleiczekała
je

wspaniałaprzyszłość.Ateraztowszystkostałosiędostępnerównieżdlamnie.
Oczywiście,

jeśliNoelleispółkaniezamęcząmniewcześniejnaśmierć.

-Dobrzesięczujesz?-zapytałaConstance,przypatrującmisięuważnie.

-Tak.Nieźle.Tylkojestemtrochęzmęczona.

DyrektorMarcusstanąłprzypulpicienapodwyższeniu,wybawiającmnieoddalszych

pytań.

-Witam-powiedziałdomikrofonu.-Dzisiajobędziemysiębezporannych

uprzejmości,bomamycośpilnegodoomówienia.Jakzapewnewszyscyjużwiecie,
zaginął

jedenzwaszychkolegów,ThomasPearson.

Ścisnęłomniewgardle.Kaplicanatychmiastwypełniłasięgwarem:otonajwyższy

szkolnyautorytetostateczniepotwierdziłsensacyjnąpogłoskę.

-Aha,wolelizaczekaćztymobwieszczeniemdoczasu,kiedyrodzicewyniosąsięz

kampusu-mruknąłktośzamoimiplecami.

background image

-Proszęociszę!-zawołałMarcus.Wszyscyumilkli.

-Traktujemytęsprawębardzopoważnie.Ponieważniezgłoszononamżadnych

informacjiomiejscupobytuThomasaPearsona,poprosiłemkomendantaSheridana,
stojącego

naczelekomendypolicjiwEaston,abyzabrałgłospodczasdzisiejszegonabożeństwa.

Oczekuję,żewysłuchaciegoznależytąuwagą.Paniekomendancie?-zwróciłsiędo

siedzącegoobokszpakowategomężczyznywgranatowymgarniturze.

Wkaplicyzaskrzypiałyławki:wszyscychcielizobaczyćdowódcępolicji.Sheridan

podszedłdomikrofonu.PrzewyższałMarcusaniemalogłowę;miałkwadratoweramiona
i

równiekwadratowąszczękę.

-Dziękuję,paniedyrektorze-powiedział.

Patrzyłnanasstalowoniebieskimioczamizwyraźnymniezadowoleniem.

Zastanawiałamsię,czynieżałuje,żeliceumznajdujesięnapodległymmuterenie-czy
nie

uznałzniknięciaThomasazakłopot,odktóregowolałbytrzymaćsięzdaleka.Amoże

dostrzegałwtejsprawiecośinteresującego,urozmaiceniecodziennejrutyny?Zapewne

niewielesiędziałowtymsennym,elitarnymmiasteczku.Możekomendantrwałsiędo

prawdziwegośledztwa?

-Przykromi,żeznalazłemsiętutajwtaknieprzyjemnychokolicznościach.Toduża

szkołainapewnoniektórzyzwasznająThomasaPearsona,aniektórzynie.

Poczułamdłońnaswojejdłoni.Constancespoglądałanamnieciepło.Odruchowo

chciałamsięodsunąć,alepowstrzymałamsięwostatniejchwili.Constancepróbowałabyć

dobrąprzyjaciółką.Aterazbardzopotrzebowałamprzyjaźni.

-Wtymtygodniujednakbędziemyrozmawiaćzkażdymzwas.

Znowurozległysięszepty.Wkaplicypanowałaatmosferapodekscytowanego

oczekiwania.Niemogłamtegopojąć.Czyciludzieniezrozumielisensuwypowiedzi
komen-

danta?Policjauważała,żeThomasowiprzydarzyłosięcośzłegoiżektośznasjest
wplątany

wjegozniknięcie.Skądwięc,udiabła,tobeztroskiepodniecenie?

-Niedenerwujciesię,kiedyzostanieciewywołanizlekcjiizaproszeninarozmowę.

Pamiętajcie,żenietraktujemywasjakpodejrzanych.Chodzinamwyłącznieoto,żeby

odnaleźćwaszegokolegęioddaćgorodzicomcałegoizdrowego.

background image

Jasne.Arodzicejużzmuszągodouległościipoślądoszkoływojskowej”.

-Wszystkobędziesięodbywałobezjakiegokolwiekosądzania.Gorącojednak

zachęcam,abyściedzielilisięznamikażdąprzydatnąinformacją.

Kiedywypowiadałtesłowa,spojrzałprostonamnie.Osunęłamsięnasiedzeniu.

„Dlaczegopatrzyakuratwtęstronę?Adlaczegonie?Weźsięwgarść,dziewczyno!”

-Zgórydziękujęwamzapomoc.

Komendantodszedłodmikrofonuizacząłkonferowaćcichozdyrektorem.Wrzędach

ławekrozpętałosięistnepandemonium.

-Jakmyślicie?Pearsondałnogęzeszkoły?

-Możegoporwano?

-TencałyRicknapewnowie,gdziegoszukać.Ciekawe,czypolicjajużgo

przesłuchała.

-Czemumiałabygoprzesłuchiwać?Któryznauczycielipodejrzewa,skądThomas

brałprochy?Sąkompletniebezpojęcia!

Rick?CozaRick,udiabła?”

Próbowałamignorowaćprowadzonewokółmnierozmowy,atakżewynikającyznich

straszliwywniosek:wszystkietepodekscytowanedrugoklasistkiwiedziałyoThomasie
dużo

więcejniżja.

-Etam.Założęsię,żePearsonłyknąłjakiśtrefnytowarileżyterazgdzieśwe

własnychrzygach.

Dosyć.Dosyć.

Okropnemyśli,któretłumiłamoddwóchdni,uderzyływmojąosłabionączaszkęz

siłąrozpędzonegopociągutowarowego.Wątłanadzieja,żezThomasemwszystkojestw
po-

rządku,prysłaniemalbezśladu.Sercezabiłomiraptownie,płytko.Wpanicepochyliłam
się

doprzoduioparłamczołonapulpicieławki.Gwałtownieprzełykałamślinę,walczącz
kwaś-

nymsmakiemwustach.

„Oddychaj.Poprostuoddychaj”.

Wiedziałam,żewszyscynamniepatrzą.Czułamnasobieichciekawskie,wścibskie

spojrzenia.

background image

-Reed?Możepójśćztobądogabinetulekarskiego?-zapytałaniespokojnie

Constance.

-Najpierwzaprowadźjąpodprysznic-poradziłaMissy.„Oddychaj.Oddychaj”.

„Porwanogo.Trefnytowar.Wewłasnychrzygach”.GdziebyłThomas,docholery?

Gdziesię,docholery,podziewał?

JEGODZIEWCZYNA

Szeptytowarzyszyłymiponabożeństwieprzezcałądrogędodrzwikaplicy.

Skrzyżowałamramionaizacisnęłamjenapiersiachwobawie,żestrachinarastające

wrażeniezaszczuciaeksplodujązemnienawszystkiestrony.Thomaszaginął.Policja

traktowałanasjakpodejrzanych.Iobserwowałamnieterazcałaszkoła.

CzemuThomasniewracał?Gdybypokazałsięnakampusiechoćbynaparęminut,

skończyłybysiętespojrzenia,teprzyciszonerozmowy.Bardzochciałam,żebysię
skończyły.

Kiedywynurzyłamsięnazewnątrz,zobaczyłamprzeddrzwiamiArianęiTaylor.

Ucieszyłamsięnawidokprzyjaznychtwarzy,choćbytytotwarzeosób,któreoświcie

wywlokłymniezłóżkaiubraływfartuchpokojówki.Nawetrozluźniłamniecouścisk

ramion.

TaylorjednakszepnęłacośdoAriany,popatrzyłanamnieniemalzpopłochemi

pospiesznieruszyłaprzezdziedziniec.Pomyślałam,żemożeczujesięwinnazpowodu

porannychwydarzeńwbursie.Zawszeprzejawiałaodrobinęwięcejprzyzwoitościniż

pozostałelokatorkiBillings.

-Przecieżpodobnozesobązerwali…

-Tak,aleznowusiępogodzili,tużprzedjegozniknięciem…

Spojrzałamzasiebiezfurią.Dwiedrugoklasistkizamilkły,spłonęłyrumieńcemi

czymprędzejsięoddaliły.

-Cosłychać?-zapytałaAriana,przyłączającsiędomnie.

Doskonale.Zyskałamchwilowąochronęprzedeastońskimwścibstwem.

-Nicnowego-powiedziałamzudawanąnonszalancją.Cośmimówiło,żeAriana

docenitwardąpostawę.-CozTaylor?

-Och,wciążnieczujesiędobrze.-Kac?-szepnęłam.

-Międzyinnymi.JesieniąTaylorzaczynamiećkłopotyzpaciorkowcemwgardle,pół

zimyspędzawłóżkuidochodzidosiebiedopieronawiosnę.Słabąkondycjęma
dziewczyna

background image

-westchnęła.-Szkoda.

Posępniewpatrywałamsięwbrukdziedzińca.Chorobaiprzymusowypobytwłóżku

wydałymisięnaglecałkiemniezłymrozwiązaniem.

„MożepowinnampoprosićTaylor,żebynamniechuchnęła?”

-Auciebiewszystkowporządku?-zapytałaAriana.

-Jasne.

Jasne,żeabsolutnieniewporządku.Byłamobolałanacieleinaduszy.Czułamsię

tak,jakbymzarazmiałarozpaśćsięnakawałkizezdenerwowaniainiepokoju.Czemu
Tho-

masdomnieniezadzwonił?AlbodoJosha?Dokogokolwiek?Dlaczegonamtorobił?

Czydlategożewszeptanychplotkachtkwiłoziarnoprawdy?CzyThomasowi

rzeczywiścieprzytrafiłosięcośzłego?Poplecachprzebiegłmidreszcz.Poruszyłamsię

niespokojnie.Ariananiespuszczałazemniewzroku.

-Więccozamierzaszimpowiedzieć?-zapytałaztroską.

-Komu?

-Policji.Zamarłam.

-Jakto?

Przysunęłasiędomnietakblisko,żemogłabympoliczyćwszystkieporynajejnosie,

gdybyjemiała.Jejcerabyłagładkajakporcelana.

Porcelana.Muszlaklozetowa.Dosyć.Dosyć.

-Jesteśjegodziewczyną.Napewnozadadzącimnóstwopytań.Powinnaśsiędobrze

przygotowaćdotejrozmowy.

Naglezaschłomiwgardle.Niemożliwe.Musiałamjąźlezrozumieć.

Powiewwiatruszarpnąłjejwłosy,uniósłkońceszalika.Tużobokjakiśchłopak

krzyknąłcośdokolegów.Nieporuszyłasię,nawetniemrugnęła.

-Ariana,janiewiem,gdziejestThomas-powiedziałamcicho.

Patrzyłanamniebadawczo.Patrzyłatakbadawczo,żepowoliogarnęłamniefala

gorąca.Takbadawczo,żezaczęłamsięzastanawiać,czyjednakniemamczegośdo
ukrycia.

Iwtedysięuśmiechnęła.

-Okej.

-Co?-spytałamzdezorientowana.

-Nic.Alegdybyśchciałazkimśpogadaćprzedspotkaniemzpolicją,poprostudajmi

background image

znać.

-Dzięki.

Odsunęłasiębezpośpiechu.

-Dozobaczeniapolekcjach.

Dopierokiedyzostałamsama,zauważyłamwszystkietewlepionewemnieoczy.

Ilekroćspojrzałamwczyjąśstronę,błyskawicznieodwracanowzrok;ilekroćpodeszłam

bliżej,natychmiasturywałasięrozmowa.Czywłaśnietakmiałobyćodtejpory?Czy
każdy

mójruchmiałstaćsięprzedmiotemobserwacjiitematemkomentarzy?Jużpierwszego
dnia

wEastonwiedziałam,żeniechcęwtopićsięwszareniedostrzegalnetło.Nigdyjednaknie

życzyłamsobietakiegopublicznegozainteresowania.

Zerknęłamnazegarek.Dziesięćminutdolekcji.Potrzebowałamżyczliwegosłuchacza

-kogoś,ktopomożemiochłonąćiprzypomni,dlaczegowogóleprzeniosłamsiędo
Easton.

Usiadłamnanajbliższejławce,wyciągnęłamztorbykomórkęizadzwoniłamdobrata,
który

byłterazdaleko,wPensylwanii.Odebrałpopiątymsygnale.

-Tak?

-Scott,tuReed.Obudziłamcię?

-Skąd!Zaczynamzajęcianiewcześniejniżzatrzygodziny,aleoczywiścieczekam

jużspakowanyigotowy-burknął.

Uśmiechnęłamsię.Grupkadziewczynprzyglądałamisięzodległościkilkumetrów.

Patrzyłamnanie,dopókiwpanicenieumknęłyzdziedzińca.

-Jaktamsprawynauniwerku?-zapytałam.

-Świetnie.Acosłychaćwliceuml-Zgon?

-Ha,ha.Widzę,żeniezałapałeśsięnaprzydziałgenówinteligencji.

-Zatoodziedziczyłemkompletgenówurody-odparł.-Nomów,wczymproblem?

-Amusibyćjakiśproblem?

-Wnaszejrodzinie,owszem.Westchnęłam.

-Nieprzyjemniesięunasporobiło.Thom…takijedenzniknąłzkampusuimamytu

mnóstwopolicji.Będąnaswszystkichprzesłuchiwać.

-Zniknął?Porwaligoczyco?

background image

-Niewiem-powiedziałamześciśniętymgardłem.

-Tojakiśtwójznajomy?„Bliższyniżsobiewyobrażasz”.

-Takjakby.Zaprzyjaźniliśmysiętrochę.

-Och.Faktycznienieprzyjemne.Alenapewnogościusiępojawi.Założęsię,żeludzie

ciągletamuwasznikająiodnajdująsięnaluksusowychjachtach.

Zaśmiałamsię.

-Co.niemamracji?Pamiętam,żeFeliciaopowiadałaojakimśfacecie,któryzaprosił

całączwartąklasędorodzinnejposiadłościnaBahamach.

Felicia.Oczywiście.ByładziewczynaScotta.Jakmogłamzapomnieć,żeScottznał

kogośzEaston?PrzecieżwłaśniepodwpływemFeliciizainteresowałamsiętąszkołą.
Felicia

ukończyłatutrzeciąiczwartąklasę.Atooznaczało,żewiedziałaoEastonwszystko.

-SkorojużjesteśmyprzyFelicii-zagadnęłam-czyniemówiłacikiedyśo

Dziedzictwie?

-Odziedzictwie?Nie,raczejnie.Czyimdziedzictwie?

-Niewiem.Chybachodziojakąśimprezę.Wszyscysiętymterazpodniecają.

-Todlaczegokogośniezapytasz?

-Boniechcęwyjśćnamatoła-powiedziałam.

Cozaulgasiędotegoprzyznać.Cozaulgamócporozmawiaćzkimśszczerze.

-Jużzapóźno-zażartował.-Słuchaj,muszękończyć,zanimToddcałkiemsię

wścieknie.

Wyobraziłamsobie,jakwspółlokatorScottajęczyizakrywasobiegłowępoduszką.

-Aha,Reed,zadzwońwreszciedotaty.Natychmiastopadłymniewyrzutysumienia.

Nietelefonowałamdoojcajużkawałczasu.

-Poco?Żebympoczułasięwinna?

-Zaskoczęcię.dziecinko.Miałemtutrochęćwiczeńzpsychologii.Wyglądanato.że

jesteśmyskazaninapoczuciewinydokońcanaszegonędznegożywota.Więclepiejsiędo

tegoprzyzwyczajaj.

Westchnęłam.

-Wporządku.Zadzwonię.

-Tęsknizatobą.Mamazresztąteż,naswójchoryipokręconysposób.

Naglezapragnęłamjaknajszybciejzakończyćtęrozmowę.Scottjednakspełniłswoje

zadanie:uprzytomniłmiwyraźnie,czemuznalazłamsięwEastoniprzedkimuciekałam.

background image

-Nodobra.Śpijdalej-powiedziałam.-Odezwęsięjeszcze.

-Narazie.

Ciężkopodniosłamsięzławkiiruszyłamdosalilekcyjnej,ignorująctowarzyszącemi

wdrodzeszepty.Donichteżpowinnamsięprzyzwyczajać.Powinnamsięprzyzwyczajać
do

mnóstwarzeczy.

STARCIE

-WczymsięwybierasznaDziedzictwowtymroku?

Stanęłamjakwryta,ściskającwręcedługopisy,którewłaśniekupiłamwszkolnym

sklepiepapierniczym.Zdajesię,żekiedynakampusienierozmawianoomnie,mówiono

tylkooDziedzictwie?Alemożedziękitemuzdołamuzyskaćpotrzebneinformacjebez

niczyjejpomocy…

-Niewiem.ZastanawiałamsięnadczarnąsukniąodChanel.

Kilkakrokówodemniesiedziałynaławcedwiedrugoklasistki,któreznałamz

Bradwell:długowłose,płaskobrzucheblondynyzkomórkowymitelefonamiwiecznie

przyklejonymidouszu.Nawetterazjednaznichtrzymałakomórkęnawysokości
policzka,

najwyraźniejwpogotowiu,adrugawystukiwałanaswojejSMS-a.Szybkoprzyklękłami

udawałam,żezawiązujęsobiesznurowadło.

-Czyniewtejsuknibyłaślatemnaślubiemamy?-zapytałajaśniejszablondyna

ciemniejszą.

-Owszem.Boco?

-Jakto?Przecieżcięsfotografowano!NiemożeszsiępokazaćnaDziedzictwiew

czymś,cowidzianojużnazdjęciach.Poprostuniewypada!

Ciemniejszablondynapokiwałagłową.

-Maszrację.Żeteżotymniepomyślałam!Właśniewtedyjaśniejszadostrzegłamnie

kątemoka.

-Atyco?Dobrzesiębawisz?

-Przepraszam-powiedziałam,wstając,apotemzapytałamprostozmostu:-

Słuchajcie,cotojesttocałeDziedzictwo?

Blondynyspojrzałyposobiezniedowierzaniem.

-Coś,cociebiezupełnieniedotyczy-oświadczyłaciemniejsza.-Nawetjeśliudałoci

siędostaćdoBillings.

background image

-Dana!Nieładnie,nieładnie!-zachichotałajaśniejsza,szturchająctamtąłokciem.

Poczułamgorąconatwarzy.

-Coto,udiabła,miałooznaczać?-wycedziłam.

-Poprostuniewyobrażajsobie,żeskoroprzyjętociędoBillings,jesteśkimś

nadzwyczajnym-syknęłaciemniejsza.

-Wszyscywiemy,jaktutrafiłaś,biedusiuzestypendium.

-Ale-dodałajaśniejsza-możektośsięnadtobąjednakulitujeiweźmiecięna

Dziedzictwo,skorotwójlubyzaginąłbezwieści…

Cośwemnienabrzmiewało,cośniebezpiecznego.Agdybytakwepchnąćimte

cholernekomorywgardła?Nigdyprzedtemnieuczestniczyłamwbójce,aleblondyny

wybrałyzdecydowanieniewłaściwąporęnazaczepki.Chęćspuszczeniaimsolidnego
manta,

zwłaszczaDanie,stawałasięcorazsilniejsza.Jużniemalsłyszałamichprzestraszone
piski,

widziałamichwybałuszoneoczy…Całkiemzabawnascena.

Zrobiłamkrokwstronęławkijeszczeniezupełniepewnacodalej.Patrzyłynamniez

uśmieszkami;jaśniejszawyraźnieszykowałasiędonastępnejzłośliwości.Inagleobie

zamarły,auśmieszkizniknęłyjakstartegąbką.Rogimiwyrosłyczyco?

-Lepiejjużchodźmy-wymamrotałajaśniejsza.Dopierokiedywstałyiprawie

odbiegły,poczułamzasobączyjąśobecność.Odwróciłamsięibezszczególnego
zdziwienia

zobaczyłamNoelle.

-Ojej,czyżbymspłoszyłatwojeprzyjaciółki?-powiedziała,unoszącjednąbrew.

-Natowygląda.Dzięki.

-Niemasprawy.Niechznająswojemiejsce.

-Tak?-zapytałam.-Mianowicie?

-Jakimprawemsięciebieczepiają?-burknęłaiobjęłamnieramieniem.-Tomoja

rola.

Zdołałamnawetsięroześmiać.

-Ico,wszystkogra?-zapytała.-PewniemaszjużdosyćtejhistoriizPearsonem.

Ścisnęłomniewżołądku,jakprzykażdejwzmianceoThomasie.

-Noelle,czywywogólesięoniegoniemartwicie?Spojrzałamiprostowoczy.Jak

zwykleniczegoniepotrafiłamwyczytaćzjejtwarzy.

background image

-Reed,ThomasPearsondoskonaleopanowałsztukęspadanianaczteryłapy.

-No,niewiem…

-Niesłuchaj,cowygadujątebezmózgiemiernoty-powiedziałatwardo.-Ważne,co

mówiąDashiGage.ZnająPearsonaodlatiabsolutniesięoniegoniemartwią.A
dlaczego?

Właśniedlategożegoznają.Iniewątpią,żeświetniesięgdzieśbawinaszymkosztem.

-Takmyślisz?

-Niemyślę,jawiem.Przestańsięnimprzejmować.Wcześniejczypóźniejzjawisiętu

caływskowronkachibędzieszwściekła.żezmarnowałaśnaniegotyleczasu.

Odetchnęłamgłęboko.ZThomasemwszystkobyłowporządku.Takuważalijego

kumple-ludzie,którzyznaligonajlepiej.Sądzilinawet,żepokażesięnaDziedzictwie

zdrowyiwesolutki.Czemumiałabymkwestionowaćichopinię?

-No,gotowanamałytreningkopaniatyłkównaboisku?-zapytałaNoellekpiąco.-

Obiecuję,żedzisiajskopięciętylkolewąnogą.Chociażnie,niemogętegoobiecać.

UśmiechnięteruszyłyśmydoBillings,żebyprzebraćsięprzedtreningiem.Tak,trochę

kopaninybyłodokładnietym,czegopotrzebowałam.

-Awłaściwieoczymtutajrozmawiałyście?-odezwałasięNoelle.-Wyglądało

bardzoserio.

Przezmomentsięzastanawiałam,czyniezapytaćjejoDziedzictwo.Niechciałam

jednakprzypominać,jakhaniebniemałowiemoEaston.

Nie,nadalpowinnampróbowaćzdobyćinformacjesamodzielnie.

-Och.wiesz,onajnowszejkolekcjiChanel-odparłambeztrosko.

Roześmiałasięserdecznie.

-Towłaśniemisięwtobiepodoba,Reed-powiedziała.-Czasaminaprawdęmnie

powalasz.

TWÓJTHOMAS

-Uch!Niemogęjużpatrzećnatenłach!-oświadczyłaLondonSimmons.

Zdjęłaprzezgłowękremowysweterizrozmachemcisnęłagodosrebrzystego

pojemnikanapapiery.Ciemnobrązowewłosyidealnierównymifalamiopadłyjejnagołe

ramiona.

-London!Toczystykaszmir!-zawołałajejwspółlokatorkaViennaClark.

LondoniVienna-BliźniaczeMiasta,jaknazywanojewBillings-byłyserdecznymi

przyjaciółkamiodorodnychkształtachibogatymżyciutowarzyskim.Wezwałymniedo

background image

swo-

jegopokoju,kiedytylkoprzestąpiłamprógbursypokolacji,zapragnęły,żeby
uporządkować

imbutywedługwysokościobcasaikoloru.Właśnietymsięterazzajmowałam,klęczącna

podłodze.

-Niemożesztakpoprostuwyrzucaćkaszmiru!Przekażgonacelecharytatywnealbo

coś-poradziłaVienna.

London,którapodziwiaławlustrzeswójwydatnybiust,odwróciłasięispojrzałana

mnieznamysłem.

-Faktycznie.Maszochotę,Lorneto?-zapytała.-Weźsobie.Patrzyłanamnie

niewinnie,czekającnamójwybuchentuzjazmu.

-Dzięki,alenie-odparłamkrótko.

-NiechodzioLornetę,chodzioludziwpotrzebie!-wykrzyknęłaVienna,

przewracającoczami,adomniepowiedziała.--Nieprzejmujsię.Imjestchudsza,tym

głupsza.

-Poprostumizazdrościsz!-zawołałaLondon.

Uśmiechnięteusiadłynaswoichłóżkach:Viennazpilnikiemdopaznokci,Londonze

szczotkądowłosów.Wyciągnęłamzszafykolejnąparępantoflinaobcasieiustawiłamją
na

właściwymmiejscuwszereguczerwonychbutów.Powolizbliżałamsiędokońcakatorgi.
Na

horyzonciezaczynałamajaczyćłazienkawmoimpokojui-wreszcie,wreszcie-prysznic.

-WidziałamdzisiajWaltaWhittakera-odezwałasięLondon.

Zesztywniałam.PrzezcałydzieńudawałomisiętrzymaćzdalekaodWhittakera.

Ilekroćspojrzałwmojąstronę,rumieniłsięiodwracałwzrok.Widoczniewspomnieniaz
po-

przedniegowieczorubudziływnimtakiesamozażenowaniejakwemnie.Większość
czasuw

stołówcespędziłnarozmowachprzynauczycielskimstole,co-jaksięzorientowałam-
było

wEastonczymśwyjątkowym.Pozastołówką,naszczęście,niewpadliśmynasiebie.

Ciekawe,czyBliźniaczeMiastawiedziałyonaszymwczorajszymtête-à-tête?

-Vienna,Whittakerwkrótcebędziemój.Aha.Najwyraźniejniewiedziały.Vienna

prychnęła.

background image

-Dajspokój!Wnajbliższychtygodniachbędziezanimganiaćcodrugadziewczynaw

szkole.

Żeco?!

-Noi?Uważasz,żemisięnieuda?-zapytałaLondonzniedowierzaniem.

-Masztakiesameszansejakkażdainna.Zresztąniewiadomo,cosiędziejewtejjego

wypomadowanejgłowie.Osobiściezawszeuważałam,żeWhittakerjestgejem.

Uśmiechnęłamsięlekko,chowającostatniąparęczerwonychbutównamiejsce.No,to

mogłobytłumaczyćjegoniedociągnięciawdziedzinieorganoleptycznej…

-Gejczyniegej,zdecydowaniemisięprzyda-oświadczyłaLondon.

Obiezachichotały.

Wstałamiotrzepałamręce.Bardzochciałamsiędowiedzieć,wczymWhittakermoże

byćprzydatnyLondon.Raczejniechodziłoopieniądze,botychlokatorkomBillingsna

pewnoniebrakowało.Jeszczebardziejchciałamjednakzostaćwreszciesamaiwyciągnąć
się

wygodnienawłasnymłóżku.Pozatympodejrzewałam,żeLondonniebędzieskłonna

wtajemniczyćmniewswojezamiary.

-Zrobione-oznajmiłam.

-Możeszodejść-powiedziałaLondonłaskawie.

Spojrzałamnaniązfurią,czegonawetniezauważyła,iprawiepobiegłamdoswojego

pokoju,mijajączawieszonenaścianachczarno-białefotografieEaston„wciągu
wieków”.

KiedyśpodziwiałampięknewyposażenieBillings:lśniącedrewnianemeble,puszyste

dywany,ściennekinkietyzbrązu,drzwibalkonowenakońcachkorytarzy.Teraz
widziałam

tujedynieprzedmiotyipowierzchniedoodkurzania,czyszczenia,polerowania.Byleuciec
od

tegowszystkiegojaknajszybciejischronićsięusiebie…Jużchwytałamzaklamkę…

-PannoBrennan.

Zamknęłamoczy.Takbliskobyłam,takblisko.

PhilippaLattimer,opiekunkabursyBillings,szłakumniedrobnymkroczkiem,do

któregozmuszałająniezwyklewąskaspódnica.Ciemnewłosyściągnęławkok;jejbiałą

bluzkę,jakzawszezapiętąpodsamąszyję,zdobiłytrzysznurypereł.Lattimerbyłachuda
i

kościstaimiałazniszczonącerę.Nigdyniepokazywałasiębezgrubychkresekna

background image

powiekach

irówniegrubejwarstwytuszunarzęsach,jakbysądziła,żerozmówcy,wpatrzeniwjej

nadmierniepodkreślonewodnisteoczy,niezauważąsporegoznamienianapodbródku.
Po-

znałamjąwdniuprzeprowadzkidoBillings:patrzyławtedynamniejaknaprzybyszaz

kosmosu.Odtamtejporystarałamsięjejunikać.

-Brennan,zdajesię,żedzisiajranościeliłaśłóżkawnaszejbursie-zaczęłasurowo.

Cośtakiego.Wiedziałaotym?

-Zjakiegośpowodupominęłaśjednakmoje.Byłabymwdzięczna,gdybyśzechciała

wyświadczyćmitęsamąuprzejmość,którąwyświadczaszpozostałymmieszkankom
bursy.

Niemożliwe.Musiałamsięprzesłyszeć.Nietylkowiedziałaotymponiżającym

rytuale,alegoakceptowała?Chciaławnimuczestniczyć?

-Czywyrażamsięjasno?

-Eee…tak-wymamrotałam.

-Świetnie.

Przezmomentstałyśmynaprzeciwkosiebiewmilczeniu.

-Wracajdoswoichzajęć-powiedziaławreszcie,odprawiającmnieruchemdłoni.

Zamknęłamzasobądrzwipokojuioparłamsięonie,żałując,żeniezamontowanow

nichzamka.Rygla.Porządnegosystemualarmowego,którybymnieostrzegałprzed

nadciągającymijaśniepaniami.Niemieściłomisięwgłowie,żeopiekunkabursybierze

udziałwtymwyzyskuczłowieka.Czyibeztegoniemiałamdośćroboty,dość
zmartwień?

Odetchnęłamgłęboko.Byłamwykończonanerwowo.Przezcałydzieńczekałam,

kiedyotworząsiędrzwisalilekcyjnejizostanęwezwananapolicyjneprzesłuchanie.Nie

potrafiłamsięnaniczymskoncentrować;podarłamnakawałeczkiprzynajmniejdziesięć

kartekdosegregatora.Nicjednaksięniewydarzyło.Podwieczórrozeszłasiępogłoska,
że

policjazaczynaodczwartychklas,adonas,drugoklasistów,weźmiesiędopieropod
koniec

tygodnia.

Osobiściewolałabymmiećtojużzasobą.Czułamsiętak,jakbywżyłachpłynęłami

czystakofeina.Dlaczegoprzynajmniejniewezwalimnie?Czyjeszczesięnie
zorientowali,że

background image

Thomasmadziewczynę?

Zeznużeniemrozejrzałamsięwokół.Byłamusiebie.Wcałymtymzamieszaniunie

znalazłamdotądczasu,żebynacieszyćsięnowąkwaterą.Miałamtutrzyrazywięcej
miejsca

niżwswoimdawnympokojuwBradwell.Potężnełukowateoknowychodziłona
dziedziniec

międzybursami.Szerokiełóżkowydawałosięmałeprzyogromnymbiurkuzwbudowaną

tablicąkorkowąiprzypodwójnejtoaletce,zresztąwpołowiepustej,bezzdjęćwramkach,

szkatułekzbiżuteriąinajróżniejszychbibelotówtypowychdlainnychtoaletekwBillings
-

któretymtrudniejbyłoodkurzać.

Tak,mojaczęśćpokojuwyglądałażałośnieubogowzestawieniuzczęściąnależącądo

Nataszy,pełnąrówniutkozawieszonychplakatówiułożonychwdoskonałymporządku
ksią-

żek,zpyszniącymsięnatoaletceprzezroczystympojemnikiemzprzegródkami,w
których

znajdowałysięolśniewającepierścionki,klipsyinaszyjniki.Byłatojednakmojakwatera
-

kwaterawBillings.Niepowinnamotymzapominać.Dostałamsiędoelitarnejbursy.

Wszystkiekatorżniczeprace,doktórychmnietuzmuszano,bytytegowarte.

Chyba.

Podeszłamdobiurka.Sporomoichksiążekleżałonadalwpudle,wktórym

dziewczynyprzeniosłyjetutajzBradwell.Równiedobrzemogłamjewypakować,dopóki

jeszczemiałamresztkienergii.Chwyciłamkilkapodręcznikówdohistorii,któreBarber
kazał

miwypożyczyćpierwszegodniawszkole,iwepchnęłamjenapółkę.Jedenztomów

ześliznąłsięiupadłzhukiemnapodłogę,azanim,pomimomoichrozpaczliwych
ruchów,

poleciałynastępne-prostonamojestopy.

-Cholera!

Usiadłamnadywanieioparłamsięplecamiołóżko.Uff.Jakmiłosięodprężyć.

Wypakowanieksiążekchybamogłopoczekać.

Starającsięjaknajmniejangażowaćzmęczonemięśnie,odsunęłamkilkatomówna

bok.Iwtedyzobaczyłamleżącąpodnimizłożonąkartkę.

Hę?Atoskądsiętuwzięło?

background image

Podniosłampapieriprzyjrzałammusiędokładniej.Widziałamgoporazpierwszy.

Czyżbywypadłzktórejśzksiążek?Wszystkiewypożyczyłamzbibliotekinapoczątku
wrześ-

nia.Możewjednejznichzostawionoprzeznieuwagęliścikmiłosny?Zaintrygowana

rozprostowałamkartkęizobaczyłam,żetowydrukzkomputera,alepodpisanypiórem.

PodpisanyprzezThomasa.

Pulszałomotałmiwuszach.Wczubkachpalców.Woczach.Ścisnęłampapier

drżącymidłońmiizaczęłamczytać.

Reed,

dzisiajopuszczamEaston.Nicinnegominiepozostaje.Znajomysłyszałopewnym

ośrodkuholistycznejterapiiuzależnień,wktórymniewymagajązgodyrodziców.Nie
podam

Ciadresu,boniechcę,żebyktokolwiekpróbowałmnieodnaleźć.Zamierzamskończyćz

piciem.Awtymcelumuszęzerwaćwszystkiedotychczasowekontakty.

Niegniewajsię,proszę.TakbędziedlaCiebielepiej.NiejestemdlaCiebie

wystarczającodobry,Reed.BardzoCiękocham,alezasługujesznakogoślepszegoode
mnie

-znacznielepszego.Zemniejestkompletnygnojek.

Doszedłemdowniosku,żepotrzebujętrochęczasudlasiebie,zdalekaodrodzicówi

całegotegoszaleństwa.Wiem,żemnierozumiesz.Znaszmniejakniktinny.

TakCiękocham,Reed.IbędęzaTobątęsknił.Nawetsobieniewyobrażaszjak

bardzo.

TwójThomas

Poczucieulgiogarnęłomnietakgwałtownie,żełzynapłynęłymidooczu.Otarłamje

wierzchemdłoniiprzeczytałamlistjeszczeraz.Ijeszcze.Thomasowinieprzydarzyłosię
nic

złego.Wszystkobyłowporządku!Wcalenieleżałgdzieśwewłasnychrzygach.Szukał
dla

siebieratunku-starałsięwyjśćzdołka.Byłnawetwlepszymstanieniżkiedykolwiek

przedtem!

Odetchnęłamiznowuprzebiegłamkartkęwzrokiem.Inagleprzyszłamidogłowy

paskudnamyśl,którazatrułacałąradość.Thomaszemnązerwał.Listownie.Ponaszej

ostatniejrozmowie,kiedyobiecałammuwszelkąmożliwąpomoc,zniknąłbez
pożegnania,a

background image

listozerwaniupodrzuciłmiukradkiemdopokoju.Cotowłaściwiezametoda?

Gorzej:zostawiłnotkęwwypożyczonympodręczniku,najwyraźniejpewny,że

prędzejczypóźniejnaniąnatrafię.Przecieżmogłamoddaćksiążkędobibliotekiinie

dostrzeckartkiwetkniętejmiędzystrony-izamartwiałabymsiębezkońca!Awystarczyło

zatelefonować.Wpółminutyprzekazałbymitosamo,tylkoustnie.Czynaprawdęnie

rozumiał,najakiemękimnienaraża?

-Dupek!

Zmięłampapiericisnęłamgowkątpokoju.Zakogo,docholery,Thomassięuważał?

Uznałpoprostu,żemiędzynamikoniec.Nieraczyłzapytaćmnieozdanie.Zwiałimiał
nas

wszystkichgdzieś.Temufacetowipotrzebnabyłapomoc.Poważnaprofesjonalnapomoc.

No,przynajmniejjąsobiezałatwił.

Paręsekundporzuceniukartkipoderwałamsięipodniosłamjązpodłogi.Niemogłam

zostawićjejnawidokupublicznym.Rozprostowałamjąiprzeczytałamlistjeszczeraz.

Inasunęłamisięnastępnaokropnamyśl.

Policja.Czypowinnamzawiadomićpolicję?Thomasniewątpliwiebyłbytemu

przeciwny.Napisałwyraźnie,żechceuciecodcałegotegoszaleństwa-odrodziców.

Gdybympokazałalistpolicji,wytropilibyThomasawośrodkuiniedalibymuczasuna

wyjścieznałogu.Przemilczenietejinformacjirównałobysięjednakkłamstwu.
Ukrywaniu

dowodów.Groziłybymipoważnekłopoty.

Boże,gdybymtylkomogłazobaczyćsięzThomasem!Gdybymmogłagodotknąć,

przemówićmudorozumu!Możezdołałabymnakłonićgodoprzyjęciaodpowiedzialności
za

własneczyny.Czynierozumiał,jakiwywołałchaos?Czytakbardzoobawiałsię
rodziców,

żeuznałucieczkęzajedynewyjście?

WyobraziłamsobieThomasawjakimśnędznympokoju,samotnego,bladegoi

roztrzęsionego,rozpaczliwiewalczącegoznałogiem,izakłułomniewsercu.Byłamna
niego

wściekła,owszem,aleteżstraszliwiezanimtęskniłam.Martwiłamsięoniego.Tak
bardzo

pragnęłamsięznimspotkać,porozmawiać,zapewnićgo,żewszystkobędziedobrze.

Apotemporządniedaćmuwłeb.

background image

Zdumiewające,jakmiłośćłączysięznienawiścią.

-Chrzanićto!

Niemiałamterazdotegogłowy.Byłamzbytzmęczona.Zbytrozchwiana

emocjonalnie.Zbytskłonnadoprzemocy.Złożyłamlist,wsunęłamgogłębokodo
szuflady

biurkaizatrzasnęłamjązrozmachem.

Okej.Oddychaćgłęboko.Wkażdymraziewiedziałam,żeThomasowinicsięnie

stało.Wiedziałam,żejestgdzieśtam,bezpieczny.Ajeślimiałchoćresztkisumienia,

powinienwkońcudomniezadzwonić.Listniewystarczał.Musieliśmyporozmawiać.

Szczerze.

OBROŃCZYNIMORALNOŚCI

Podługimpobyciepodprysznicemirówniedługimnamyślepoczułamsię

zdecydowanielepiej.ListodThomasamimowszystkouwolniłmnieodparutrosk.Po

pierwsze,Thomaszerwałzemnąprzedkilkomadniami,cooznaczało,żeniezdradziłam
go

naspacerzezWhittakerem,atobardzopoprawiłominastrój.Podrugie,Thomaszniknął
na

czasnieokreślony,niemusiałamwięcsięmartwić,jakutrzymaćnaszzwiązekbez
narażania

siędziewczynomzBillings.Właściwieitakbymsięniemartwiła,skoroThomaszemną

zerwał.

Potrafiłampodejśćdosprawypraktycznie.Reed-wcieleniezdrowegorozsądku.

PostanowiłamtakżezebraćjaknajwięcejinformacjioDziedzictwieiwkręcićsięjakoś

natęimprezę,żebydopaśćThomasa,urwaćmugłowę,apotemewentualniewysłuchać
jego

wyjaśnień.Chłopcytwierdzili,żeThomaszanicnieopuściDziedzictwa,żejest

stuprocentowymDziedzicem.Skorotak,napewnoniezamierzałprzejmowaćsię
wymogami

jakiejśholistycznejterapii.

Owszem,napisał,żeniejestdlamniedośćdobry.Zapewnemiałrację.Prawdę

mówiąc,pokrótkimokresieszczęściasprowadziłnamniesamekłopoty,niepokójiwstyd.

Szczęściejednakbyłoabsolutne-takżeoddałamThomasowiswojedziewictwo.Inie

mogłamotymtakpoprostuzapomnieć.Niemogłampozwolić,żebyodszedłwsinądali

zostawiłmitylkolist.To,cosięmiędzynamiwydarzyło,byłodlamniebardzoważnei

background image

Thomaspowinienotymwiedzieć.Powinienwiedzieć,żegoniezapomnę,choćbyśmy
nigdy

jużniemielibyćrazem.Zależałominanim.Koniec,kropka.

Włożyłamfrotowyszlafrokizaczęłamwycieraćsobiewłosyręcznikiemtakmocno,

jakbymwrazzwilgociąchciałausunąćwszystkiewątpliwości.Ponieważwyszłamz

zaparowanejłazienkizpochylonągłową,niespostrzegłamNataszy,dopókinaniąnie

wpadłam.

-Oj,przepraszam!-powiedziałamześmiechem.-Aleśmniewystraszyła!

Nawetniedrgnęła.Stałanieruchomoispoglądałanamnieponurymwzrokiem.

-Cojest?-zapytałamtrochęnerwowo.

CzyżbyznalazłalistThomasa?Chryste,czyjakimścudemznalazłajegolist?

-Musimypomówić-oznajmiła.

-Niemasprawy-odparłam,próbującbeztroskąskłonićjądouśmiechu.

Bezpowodzenia.

Podeszładoswojegobiurka,naktórymczekałwłączonylaptop.

-Siadaj-powiedziałaiprzysunęłamikrzesło.

-Cosiędzieje?

-Urządzimymałypokazslajdów.

Pochyliłasięnademnąkrępującobliskoikliknięciemotworzyłaoknonaśrodku

ekranu.Zezdumieniemujrzałamcoś,cowydawałomisięzdjęciemjęzykawywalonego

wprostdoaparatuisfotografowanegozdużądokładnością.Apotemoknopowiększyłosię
na

całyekranizamarłam.

Rzeczywiście,byłtojęzyk.Mójjęzyk.Zdjęcieprzedstawiałomojątwarz.Miałamna

nimpółprzymknięteoczyiśmiałamsięidiotycznie.

-Skąd…?-zapytałam.

-Niegadaj,tylkopatrz.

Patrzyłam.Nanastępnychzdjęciachpiłampiwowlesie.Opierałamsięnapiersi

Whittakera.OdchodziłamzWhittakeremzpolany.Przyklejonadoniegopodnosiłam
butelkę

dołapczywieotwartychust.Obejmowałamdłońmijegotwarz,kiedymniecałował,kiedy

międliłmójbiust.

Patrzyłamiogarniałamniegroza.Naostatnimzdjęciuodchylałamgłowędotyłu,

background image

jakbymnieposiadałasięzrozkoszy,aprzecieżtaknaprawdępróbowałampowstrzymać

mdłości.Wyglądałamjakkompletnazdzira.Jakpijanadziwka,którazwabiłafacetaw
krzaki.

-Dlaczego…dlaczegomitopokazujesz?

Projekcjadobiegłakońcairozpoczęłasięnanowo.OdwróciłamwzrokodNataszy,od

ekranu,odprzerażającegoświadectwawydarzeńminionejnocy.

-Bochcę,żebyśdobrzezrozumiałaswojąsytuację-wycedziła.Ustawiłakrzesło

przodemdosiebie,zacisnęładłonienaporęczachipochyliłasięnademną.-Zdajeszsobie

sprawę,cooznaczajątezdjęcia,prawda?Wystarczy,żestuknęwparęklawiszy,a
wyleciszz

Eastonjakzprocy.

Podpowiekamiczułamłzy.Oczywiście,Nataszamiałarację.Mogłaudowodnić,że

złamałampodstawowezasadyszkolnegoregulaminu.Cogorsza,zfotografiiwynikało,że

byłamwlesiesamazWhittakerem.Chociażwimprezieuczestniczyłookołotuzinaosób,

pozanamidwojgiemnazdjęciachniebyłonikogo.

-Czemutorobisz?

Czyjużzupełniestraciłamrozum?UwierzyłamNataszy,kiedymówiła,żechcesięze

mnązaprzyjaźnić.Naprawdęstałamsiętaknaiwna?

-Bomamdlaciebiezadanie-powiedziała,prostującsię.

-Zadanie?

PrzecieżbyłamjużnasłużbieumieszkanekBillings.Pocotacałaszopka?

-NoelleLangijejbandadoprowadziłydousunięciaLeannezliceum.Wrobiłyją

celowo.

SłowaNataszymnieniezaskoczyły.Wdniu,wktórymjejpoprzedniawspółlokatorka

LeanneShoreopuszczałaEaston,wydalonazeszkołyzaściąganienaegzaminie-czyli

złamanieeastońskiegokodeksuhonorowego-byłamświadkiem,jakNataszaoskarża
Noelle

oudziałwtejaferze.Stałamwtedywtłumiegapiównadziedzińcuimyślałam,żepo
prostu

jejodbiło.

-Skąd…skądwiesz?-zapytałam.

-Wiem,ikropka.Problemwtym,żeniemamdowodów.Ituwłaśniezaczynasię

twojarola.

background image

„OBoże,nie.Nie.Chybaniezamierzazmusićmniedo…”

-Skorojesteśnasząnowąsprzątaczką,masznieograniczonydostępdopokojów.

Chcę,żebyśdokładnieprzeszukałarzeczyNoelleijejkumpelek.Dziewczynynapewno
coś

schowały.Lubiątrzymaćtrofea.Przynieśmicoś.copozwoliprzygwoździćjedościany.

Wpatrywałamsięwniąprzerażona.Zimnawodakapałamizwłosównaszyję.

-Niemogętegozrobić!

Dziewczynynapewnobysięzorientowały.WykopałybymniezBillings.

Przestałabymdlanichistnieć.Straciłabymwszystko,coosiągnęłamztakimwysiłkiem.

NoiNoelleudusiłabymniegołymirękami.Nienależałootymzapominać.

-Oczywiścieżemożesz-odpowiedziałaNataszaznieprzyjemnymuśmiechem.-

Chybażewolisz,abytwojefotkitrafiłydoskrzyneke-mailowychdyrekcji,zarządu,

nauczycieliiwszystkichuczniówEaston.

Zerknęłamnalaptopa.NaekranieWhittakerwłaśniewpychałmijęzykdogardła.Łzy

znowunapłynęłymidooczu.Tezdjęciaoznaczałymójkoniec.Koniecżycia,koniec
szansna

przyszłość.CzyNataszategoniewidziała?

-Myślałam,żesięprzyjaźnimy-wybąkałam.

Możewzbudzęwniejpoczuciewiny?Chwytałamsiębrzytwy…

-Och!Jakietosłodkie!-zadrwiła.-Czylidobrzesięrozumiemy?

Spoglądałamnaniąbezsłowa.Niedostrzegałamaniśladużaluczyniezdecydowania.

Niewiarygodne.ByłaprzecieżobrończyniąmoralnościwEaston-taknazwalająkiedyś

NoelleiNataszawydawałasiędumnaztegookreślenia.Aterazproszę,pokryjomurobiła

pornograficznezdjęciaswoimrzekomymprzyjaciółkomiwykorzystywałajedo
szantażowa-

niaich.Gdzietumoralność?

Naturalnie,byłateżprzewodniczącąklubuMłodychRepublikanów.Asądzącz

informacjiwtelewizjiiprasie,właśniezastosowałamanewr,któregoniepowstydziłbysię
ża-

denpolityk.

-Reed?Zadałamcipytanie.

Niemogłamwykonaćjejpolecenia.Niepotymwszystkim,codziewczynyzBillings

dlamniezrobiły.Iwobectegowszystkiego,czegoniewahałybysięmniepozbawić.

background image

Nataszajednakmogłapozbawićmnieczegoświęcej.Miałamprzedoczaminiezbity

dowód.

Sytuacjabyłabezwyjścia.

-Tak…rozumiemysię.

-Świetnie.Aterazporaspać-powiedziałailitościwiezamknęłaoknozezdjęciami.-

Odjutraczekacięmnóstwopracy.

WŁAŚNIETO

NastępnegorankametodyczniesprzątałamBillingsnieobecnaduchem.Zjakiegoś

powoduwszystkiemieszkankiwcześnieopuściłyswojepokoje,mogłamwięcścielić
łóżka

bezwysłuchiwaniazłośliwychkomentarzyiszczegółowychinstrukcji.WpokojuNoellei

ArianysłowaNataszykrążyłymipogłowiejakzacinającasiępłyta:„Przygwoździćjedo

ściany…przygwoździćjedościany…przygwoździćjedościany…”.

WpatrywałamsięwtoaletkęNoelle.Kusiłamnie,zapraszała,żebyposzperaćwjej

szufladach.Nikogoniebyłowpobliżu,potrzebowałamtylkokilkuminut.GdybyNatasza

spełniłaswojągroźbę,wkrótcewylądowałabymwautobusiezbiletempowrotnymdo

pensylwańskiegoCroton,domatkilekomankiipogrążonegowdepresjiojca.Zbiletem

powrotnymdonicości.

GdybymnatomiastznalazłapotrzebneNataszydowody,Noelle,Ariana,Kirani

Taylorznienawidziłybymniepotwornie,owszem,alewyleciałybyzeszkoły.Zostałyby

usuniętezEaston,ajanadalmieszkałabymtu,wBillings.Beznichteżmiałabymszanse
na

przyszłość,nie?Możetrzęsłycałąbursą,nawetcałymkampusem,alepoichodejściu
wciąż

byłabymdziewczynązBillings,atozawszesięliczyło,prawda?

Cowłaściwiemiałamdostracenia?

Podeszłamdotoaletkiinatychmiastopanowałmnielęk.Nie,niemogłamtegozrobić.

Niemogłamgrzebaćwichrzeczachosobistych.NiemogłampogrążyćNoelleiAriany-
je-

dynychosób,któreokazałymiżyczliwośćpozniknięciuThomasa.Fakt,narzuciłymirolę

pokojówki,alebyłymoimiprzyjaciółkami.Takjakby.PozatympomysłNataszybyłpo

prostupodły.Powiedziałamwięcsobie,żemamzamałoczasu-zajmęsiętymkiedy
indziej-

iruszyłamdalej.

background image

Wzięłamprysznic,złapałamtorbęzksiążkamiiwybiegłamnakorytarz.Iwtedy

usłyszałamwrzawę.

-Orany!Spójrzcienatenkomplet!

-Otwórztodużepudło!Toduże!

Strzeliłkorekodszampana.Cosiędziałotamnaparterze?Zeszłampowolipo

wyłożonychchodnikiemschodachiprzystanęłam.

Pocałymholufruwałybiałebalony.MieszkankiBillingstłoczyłysięnaśrodkuwokół

stosukunsztownieopakowanychprezentów.Podścianamileżałyotwartejużpudełka,
podło-

gęzaścielałykawałkiozdobnegopapieru,zporęczyikrzesełzwisałykolorowewstążki.

Kiran,stojącawsamymcentrumtegozamieszania,jednąrękąowijałasobiewokółszyi

jedwabnyszalik,awdrugiejtrzymałakieliszek.

Byłowpółdoósmejrano.

-Cojest?-zapytałamzdumiona.

-Lorneta!Wsamąporę!-zawołałaKiranradośnie.Chwyciłamałepudełkoiwręczyła

mijezamaszystymgestem.-Dlaciebie!

WpudełkubytiPod.PołyskującyniebieskozielonyiPodzlimitowanejserii.

-Jakto?

-Kiranmadzisiajurodziny!-oznajmiłaTaylor,tegorankawyglądającaznacznie

lepiejniżostatnio.

Wokółzabrzmiałyśmiechyioklaski.

-Naprawdę?Wszystkiegonajlepszego!

-AwurodzinyKiranwszystkiedostajemyprezenty-dodałaVienna.

-Dlaczego?

-Corokujesttosamo-wyjaśniłaKiran.-Podarunkiodprojektantów,fotografów,

wydawców,stylistów…Tyletego,żeniemieścimisięwpokoju.

-Izawszemnóstwoprezentówsiępowtarza-powiedziałaNoelle,którawłaśnie

przyglądałasiętorebceodLouisaVuittona.

-Dlategowszystkorozdaję.Wkażdymraziewiększość.Bochybazatrzymamten

zestawtoreb.

-Och-mruknęłaRosezwyraźnymrozczarowaniem.Krążyłapożądliwiewokół

pięcioczęściowegokompletu,odkądpojawiłamsięwholu.

-WięciPodjestdlaciebie-powiedziałaKiran.

background image

-Tak?NawetKopciuszekdostanieprezent?-zapytałamżartobliwie.

KiraniNoellewymieniłyspojrzeniaiparsknęłyśmiechem.

-NawetKopciuszek-potwierdziłaNoelle.

Aha.Oczywiście.NiktinnyniemiałochotynaiPoda,więczaoferowanogomnie.

Mimowszystkoniemogłamnarzekać.Niezwykłe,żedziewczynywogóleomnie
pomyślały.

-Chodźtu!-powiedziałaKiran.Objęłamnieramieniemizaprowadziłanaśrodek

holu.-Napewnoznajdziesięjeszczecośfajnego,czegoniktniezagarnął.Cofnąćsię,
drogie

panie!Lornetawybierzecośdlasiebie!

Usłyszałamtrochęprotestów,aledziewczynyodsunęłysięposłusznie.Patrzyłamna

metkiznanychprojektantów,naniebieskiepudełeczkazbiałymikokardami,naczarne
pudła

przewiązanezłotąwstążką.WłasnośćKiran,jejprezentyurodzinowe.AKiranbyła
gotowa

sięnimipodzielić.Zemną.Bezżadnychwarunków.

-Reed,będzieciświetniewtymkolorze!-zawołałaTaylor,wyjmujączopakowania

czerwonąjedwabnąsuknię.

-Weźzamszowąkurtkę-poradziłaAriana.-Każdejdziewczynieprzydasiętrochę

zamszu.

-Jeszczezrobimyzciebieelegantkę-powiedziałaKiraniwręczyłamikieliszek

szampana.

-OranyDzięki,Kiran-wymamrotałamoszołomiona.Spojrzałamiprostowoczy.

-No,aodczegosąprzyjaciółki?

Poczuciewinyboleśnieścisnęłomiżołądek.Szybkopociągnęłamłykzkieliszka.

Przyjaciółki,tak?CoKiranbyomniepomyślała,gdybywiedziała,żekwadranswcześniej

zastanawiałamsięnadprzeszukaniemjejpokoju?Czynadalnazywałabymnie
przyjaciółką?

Małoprawdopodobne.

Potrząsnęłamgłową,próbującpozbyćsięprzygnębienia.Przecieżniezdradziłam

dziewczyn.Wkażdymraziejeszczeichniezdradziłam.Kiedyjednakpatrzyłamnaich

roześmiane,życzliwetwarze,porazpierwszyzdałamsobiesprawę,costracę,jeśli
pomogę

Nataszywrealizacjijejplanu.Właśnietostracę.Jeślijejdopomogę,dziewczynyzniknąz

background image

tegomiejsca,zniknązmojegożycia.

Właśnietomiałamdostracenia.

DŻENTELMEN

Przedpołudniowelekcjespędziłamwstanieodurzenia.GdybyTreacle,nauczycielka

historiisztuki,zadałamipytanienatematomawianegowłaśnieimpresjonizmu,prawdo-

podobniewyjąkałabymcośwrodzaju:„Stosunekwysokościdoprzeciwprostokątnej”.

Myślamiprzebywałamzupełniegdzieindziej.

LojalnośćwobecNoelleczypodporządkowaniesięNataszy?Kiedypolicjawezwie

mnienaprzesłuchanie?IczypowinnampowiedziećimoliścieodThomasa?

Miałamdoprzemyśleniakilkaważniejszychsprawniżto,czyClaudeMonetmoże

uchodzićzarewolucjonistęwmalarstwie.

Kiedyostatnieprzedpołudniowezajęciawreszciedobiegłykońca,pierwszaznalazłam

sięnakorytarzuipopędziłamschodamidowyjścia.Musiałampoukładaćsobiewszystko
w

głowie.Musiałampomedytowaćwsamotności.Niezapamiętałamanijednegosłowaz
lekcji.

Wiedziałam,żejeśliszybkoniezapanujęnadsytuacją,groźbyNataszyprzestanąsię
liczyć,

zanimmojawspółlokatorkadoprowadzidousunięciamniezeszkoły,wylecęza
skandaliczne

wynikiwnauce.

Pchnęłamdrzwi,wyszłamnasłońceiwdychałamrześkiejesiennepowietrze.Właśnie

tegobyłomitrzeba.Zamierzałamprzespacerowaćsięprzedlanczempokampusieiupo-

rządkowaćmyśli.Psychoanalitykniemógłbyudzielićmilepszejrady.

-Dzieńdobry,Reed.

WaltWhittakeropierałsięokamiennyfilar.Oczamiduszynatychmiastujrzałam

zdjęciaNataszy:wargi,dłonie,języki.Uch.Chłopaknajwyraźniejuznał,żeporapogadać.

Głównykandydatdonagrodyzanajgorszewyczucieczasu.

-Cześć-odpowiedziałam,idącdalej.

Spragnienisensacjiplotkarzeznowukrążyliwpobliżuiliczyłamnato,żeWhittaker,

zakłopotany,szybkozniechęcisiędopogawędki.Wzdrygnęłamsię,przechodzącobok
niego.

Coś,copowinnobyćnicnieznaczącymepizodem,chwiląsłabościspowodowanej
nadmiarem

background image

alkoholu,przeobraziłosięterazwstraszliwewydarzenienazawszewyrytewmojej
pamięci.

Dogoniłmniedwomakrokami.

-Miałemnadziejęnarozmowę.

Okej.NiepowinnamżywićpretensjidoWhittakera.Nieonmnieszantażował.

Zapewnenawetniewiedziałoistnieniutychkoszmarnychzdjęć.Noiprzecieżnie
mogłam

unikaćgobezkońca.

„Załatwmytoodrazu.Przynajmniejjednozmartwieniezgłowy”.

SkręciłamzalejkipodrozłożystyklonipopatrzyłamWhittakerowiwtwarz.Dużo

mnietokosztowało.

-Jaksięmiewasz?-zapytałztroską.

-Ujdzie.Aty?

-Dziękuję,dobrze.Posłuchaj,jeślichodziotamtenwieczór…

Żołądekzawiązałmisięnasupeł,-…pragnęcięprzeprosić.Przypuszczam,że

wypiłemodrobinęzadużo.Chybatytakże.

-Odrobinę.Niedomówieniestulecia.

-Obawiamsię,żewykorzystałemsytuację-powiedziałzwzrokiemutkwionymw

czubkachswoichbutów.-Jestminiezmiernieprzykro.

Jejku.Niewieleodemniestarszy,aprawdziwydżentelmen.Najwyraźniejodpoczątku

miałamrację,choćpierwsząopinięsformułowałamwpijanymwidzie.ZWhittakera
rzeczy-

wiściebyłmiłychłopak.Niepowinnamwyładowywaćnanimfrustracjiwywołanejprzez

Nataszę.

-Nicsięniestało-mruknęłam.

-Ależstałosię,Reed.Niestety.Nigdybym…

-Whittaker,jateżtambyłam.Wiedziałam,cosiędzieje…

Przynajmniejtakmisięwydawało.Dopókiniezobaczyłamnaekranie,jakto

wyglądałonaprawdę.

-…iniemożeszwinićtylkosiebie.Uśmiechnąłsięzwdzięcznością.

-Mimowszystkojesteśdamą.Izasługujesz,żebytraktowaćcięjakdamę.

Och,trafiłeśjakkuląwpłot,kolego.

-Dziękuję.

background image

-Notozałatwione-powiedziałizaśmiałsię.-Askoronieprzyjemnączęśćmamyjuż

zasobą,możezostaniemy…poprostuprzyjaciółmi?

„Przyjaciółmi?Jasne.Och,dzięki.Stokrotne,stokrotnedzięki”.

-Chętnie-odpowiedziałam.

-Bardzosięcieszę.

Ująłmojąrękęipocałowałjąlekko.Wporządku.Żadenzmoichprzyjaciółtegonie

robił,alewporządku.

-Wybieramsięteraznaspotkaniezdyrektorem.Chybazobaczymysięprzykolacji?-

zapytał.

-Pewnietak.Narazie.

Szłamnalancz,zastanawiającsię,czyWhittakerniekombinujeczegośztąnaszą

przyjaźnią.Uznałamjednak,żemamważniejszesprawydoprzemyślenia.Tymczasem

zamierzałamwziąćdżentelmenazasłowo.Imocnogozanietrzymać.

SEKRETY,SEKRETY

Imwięcejosóbprzesłuchiwałapolicja,tymbardziejszkołatrzęsłasięodplotek.Jeśli

usunięcieLeannezeszkołyoznaczałoósemkęwskaliBeauforta,zniknięcieThomasa
było

mocnądziesiątką.Wszyscygorączkowowymienialiinformacje,aleniczegoniewiedziano
na

pewno.Atmosferastawałasięcorazbardziejnapiętaizaczynałamsięobawiać,żeenergia

kinetycznauczniówEastonmożewkońcuwywołaćprawdziwywybuchjądrowy.

-Słyszałaścośnowego?-zapytałamnieConstance,kiedyusiadłyśmyoboksiebie

przedlekcjątrygonometrii.

-Nie.Aty?

-PodobnotrzymaliDashaMcCafferty’egoponadgodzinę-powiedziała.-ATaylor

Bellwyszłacałazapłakana.

-Cotakiego?Bzdura.DlaczegoTaylormiałabypłakać?

-MożepodkochujęsięwThomasie?

Taylor?Wykluczone.Nigdyniezauważyłam,żebywpatrywałasięwThomasa-a

wpatrywaniesięwniegobyłobyzupełniezrozumiałe.Bardziejprawdopodobne,żenie

wytrzymałanerwowo.Alboktośwymyśliłtęhistorięzpłaczem.

PrzypomniałamsobieteorięNoelle.CzyThomasrzeczywiściebawiłsięnaszym

kosztem?Czydlategonikomuniezdradził,dokądsięwybiera?Och,gdybymtylkomogła

background image

się

znimzobaczyćizapytać,co,udiabła,sobiemyśli!Byłjednaknatopewiensposób.
Gdybym

zdołaładowiedziećsięczegośoDziedzictwieiuzyskaćzaproszenie,miałabymszansęw

końcudopaśćdrania.

-Constance,słyszałaścośnatematDziedzictwa?Prychnęła.

-Wygłupiaszsię?-powiedziała.-Nikttuoniczyminnymniemówi.Jeślipominąć

sprawęThomasa,oczywiście!

-Noi?Cototakiego?

-JakieśnadzwyczajneprzyjęciewNowymJorku.Wielkisekret.Wkażdymraziedla

takichosóbjakmy.Zamrugałam.

-Jakmy?

ComiałamwspólnegozConstancepozatym,żeobiebyłyśmyuczennicamidrugiej

klasy?

-Dlaosób,któreniesąDziedzicamilubDziedziczkami-wyjaśniła.-Jeśliktośnie

pochodzizrodziny,któraodpokoleńuczysięwprywatnychszkołach,niedostanie
zaprosze-

nia.Czyliodpadamy.

Och.Todlategoblondynypowiedziały,żeDziedzictwojestczymś,cokompletnie

mnieniedotyczy…

-Serio?

-No.Okropne,co?Podobnotoniesamowitaimpreza.Missymówiła,żewzeszłym

rokuwszystkimchłopcompodarowanoplatynoweroleksy,adziewczynomnaszyjnikiz

limitowanejseriiHarry’egoWinstona.OddałabymwszystkozaWinstona.Mamanie
pozwala

minosićporządnejbiżuterii,dopókinieskończęosiemnastulat.Uważa,żezarazbym

zgubiła.

-Cholera-mruknęłam.

NadziejenaspotkaniezThomasemrozwiewałysięjakdym.

-Czekaj,aleskorojesteśterazwBillings,pewnieniemusiszsięmartwić!

-Jakto?

-No,przecieżdziewczynyzBillingsmogąwszystko-stwierdziła,jakbytobyłocoś

oczywistego.-Założęsię,żezaproszenieprzysługujeciautomatycznie.

background image

Zastanawiałamsięprzezchwilę.Hm.Niegłupiahipoteza.WEastonwiedziano

powszechnie,żedziewczynomzBillingsniczegosięnieodmawia.Możetrafiłamisię

pierwszaokazjawykorzystaniatejuprzywilejowanejpozycji.Iszansarozmowyz
Thomasem.

Boże,jakbytobyłodobrze…

-Orany!Zobacz,ktoprzyszedł!-wyszeptałaConstance,chwytającmniezarękę.

Sercewemniezamarto.

-Thomas?Gdzie?

-WaltWhittaker.Tam,nakorytarzu!Notak,słyszałam,żejużwróciłzAzji…

Ochłonęłamwmgnieniuoka.Niezłapodpucha.

Obróciłamsięnakrześleirzeczywiście,przeddrzwiamiklasystałWhittaker

pogrążonywrozmowieznaszymnauczycielemtrygonometrii.BliźniaczeMiasta,London
i

Vienna,krążyłyniecierpliwiewpobliżu.NajwyraźniejLondonjużrozpoczęłaswoją

tajemnicząkampanięwhittakerowską.

-Znaszgo?-zapytałam.

-Czygoznam?Naszerodzinyprzyjaźniąsięodwieków!TorodziceWhittakera

doradzili,żebymzłożyłapodaniewEaston.Och,popatrznaniego.Czyniejestcudowny?

Osłupiałam.

-Rany,jakzeszczuplał-szepnęłazpodziwem.-Napewnodużoćwiczy.

Zeszczuplał?Niewiarygodne.Wtakimrazieileważyłpoprzednio?Ćwierćtony?

-Zaraz,zaraz…podobacisię?-zapytałam.ConstanceoderwaławzrokodWhittakera

ispojrzałanamnie.Wyglądałajakrozanielonafankanakoncercierockowym.

-Szalejęzanimodkilkulat!Oczywiście,ledwiemniezauważa,ale.,.

-AClint?

MiałaprzecieżchłopakawNowymJorku.

-Och,gdybyWaltWhittakerokazałmicieńzainteresowania,rzuciłabymClintaot,

tak-oznajmiła,pstrykającpalcami.

-No,no.Niewiedziałam.

Trudnomibyłosobiewyobrazić,żefacetwrodzajuWhittakeramożebudzić

dziewczęcyzachwyt.Widoczniejednakkażdyjestwczyimśtypie.AwtypieConstance

okazałsięakuratktoś,ktoparędnitemupróbowałwetknąćmijęzykdogardła.

-Niktotymniewie.Toabsolutnatajemnica-szepnęłaConstanceizarazdodała

background image

niespokojnie:-Niemównikomu,dobrze?

-Jasne.Nikomuniepowiem.

„Podobniejakniepowiemciopewnymkłopotliwymsamnasamwsobotniwieczór

wlesie”.

Tylkotegomibrakowało:kolejnychsekretów.Zaczynałamsięmartwić,żewkrótce

całkowiciesięwnichpogubię.

POPROSTUPRZYJACIELE

Minetanoc.Inastępna.AnisłowaodThomasa.Całyczaswypełniałamiharówkaw

Billings,naukalubunikanieNataszy-niełatwe,oczywiście,skoromieszkałyśmyrazem.
Nie

przeszukałampokojuNoelle.Niezajrzałamdożadnejszuflady.Aimdłużejmoja

współlokatorkaniewracaładotegotematu,tymwiększąmiałamnadzieję,żeporzuciła
swoje

plany.

Każdemuwolnomarzyć.

Praca,zdenerwowanieiukradkowemanewrywokółNataszymiałyjednakprzykre

konsekwencje.Niemogłamspać,prawienicniejadłam,nieustannieczekałamna
wezwaniez

policji.PodkoniectygodniawyglądałamjakcieńdawnejReed.

WpiątekwporzelanczuprzydźwigałamobładowanątacędostołuBillings,poczym

opadłamnajednozdwóchwolnychkrzesełizwestchnieniemwyjęłampodręcznikdo
trygo-

nometrii.Popołudniuczekałmnietest,anawetniepamiętałam,którerozdziały
powinnam

powtórzyć.

Apatycznieprzewracałamkartki,spoglądającsmętnienaswojeszorstkiedłonie,

podrażnioneśrodkamidoczyszczenia,pokrytezadrapaniamiiskaleczeniami.Niebyło

wątpliwości:stawałamsiępracownicąfizyczną.

Wybrałamwreszcierozdziałdopowtórki-araczejjednozdaniedobezmyślnego

odczytywaniawkółko-kiedynaksiążkępadłczyjścień.Ktośodchrząknął.Niechętnie
pod-

niosłamwzrok.

PrzedemnąstałWhittaker,trzymającręceztyłu,szelmowskouśmiechnięty.Miałna

sobiezielonysweterwząbki,którywyglądałnanimjakpyskmonstrualnegokrokodyla.

background image

-Witaj,Reed.-Cześć…

Kilkadziewczynobserwowałonaszzainteresowaniem,zwłaszczaLondon,która

siedziałazaNoelle.

-Cosłychać?-zapytałam.

-Mamcośdlaciebie.Nicszczególnego.Poprostu…zobaczyłemiodrazu

pomyślałemotobie.

Ojoj.

-Cozobaczyłeś?

Whittakerwyjąłręcezzapleców.Najegootwartejdłonispoczywałolśniącepopielate

pudełeczkozezłotymnapisem.

Niedobrze.Cokolwiekkryłosięwśrodku,napewnoniebyłostosownedla

„przyjaciół”.Wzasadziekażdyprezentofiarowanybezokazjiwykraczałpozanormalnie

rozumianą„przyjaźń”.Bardzoniedobrze.

Rozejrzałamsię.Przyciągnęliśmyjużuwagękilkuosóbprzysąsiednichstołach.

Londongapiłasięnamniezjawnązazdrością.KatemokaspostrzegłamConstancena
końcu

kolejkiprzybufecie.Jeszczeniezauważyła,cosiędzieje.

-No,dalej.Otwórz-zachęciłWhittaker.

Wiedziałam,żebezpieczniejbędzieniezwlekaćaninieprotestować.Narazieosoba,

któraabsolutnieniepowinnazorientowaćsięwsytuacji,byłapozazasięgiemwzroku.

-Reed,cosiętakcertolisz?-zapytałaKiranniecierpliwie.-Tobiżuteria,niebomba.

-Dajeszjejbiżuterię?-odezwałsięJoshzwidocznymniezadowoleniem.

-E,todrobnostka-powiedziałWhittaker.-Otwórz,Reed.

Uśmiechnęłamsiędoniegozakłopotana.Szybkouniosłamwieczkoiwyjęłamkryjące

sięwewnątrzpudełkoobiteczarnymaksamitem.Otwierałamjedrżącymipalcami.Kiedy

odemknęłosięztrzaskiem,zaskoczonaomalniewypuściłamgozrąk.

-Jasnacholera.Wszyscysięroześmieli.

Naczarnymatłasieleżałydwawielkiekwadratowediamenty.Diamentowekolczyki.

Nigdywżyciuniepodarowanomiczegośtakkosztownego.

TayloriKiranwspięłysięnapalce.LondoniViennauklękłynakrzesłachiprawiesię

przepychały,żebyuzyskaćjaknajlepszywidok.

-Cojest?-zapytałagniewnieLondon.

Viennaszturchnęłająostrzegawczo.Londonusiadłaznaburmuszonąminą.

background image

-Świetnywybór,Whit-pochwaliłaKiran.-Maszniezłeoko.

Whittakercałysięrozpromienił.

-Byłemwczorajnakolacjizbabciąizobaczyłemjenawystawieujubilera.Poprostu

niemogłemsięoprzeć.Ico,Reed?Podobającisię?

Diamentowekolczyki.Dlamnie.WszystkiedziewczynyzBillingsmiałypodobne.

Kiedyjezakładały,starałamsięniegapić,niezazdrościć.Aterazmiałamwłasne.Własne

brylanty.Niewiedziałam,jakzareagować.Chybatylkozapytać:dlaczego,dlaczegomije

dajesz,Whittaker?

-Są…fantastyczne-wymamrotałam.Apóźniejzebrałamwszystkiesiłyi

oświadczyłam:-Aleniemogęichprzyjąć.

-Oczywiścieżemożesz-odparłnatychmiast.

-Posłuchaj,tozadużo…

-Reed-warknęłaNoelle.-Niebądźniekulturalna.

Spojrzałamnaotaczającemnietwarze.Dziewczynypiorunowałymniewzrokiem.

Niekulturalna?Czybyłabymniekulturalna,gdybymniewzięłakolczyków,zaktóre

prawdopodobnieopłaciłabymswojetrzyletnieczesnewEaston?Gdybymzwróciła

Whittakerowipieniądze,żebyniemarnowałichnakogoś,ktoniezamierzał-aniteraz,ani
w

przyszłości-tworzyćznimpary?Gdybymniechciałagozwodzić,czytowedługich

kryteriówbyłobyniekulturalne?

Sądzączoburzonychmindookoła,zdecydowanietak.

PopatrzyłamnaWhittakera.Wydawałsiętakiuradowanyipełennadziei.Nie

chciałamgoupokorzyć-itoprzywszystkich.PozatymConstanceladachwilamogła

wynurzyćsięzkolejkiprzybufecie.Niepowinnanaszobaczyć.Dlawłasnegodobra.

-Dziękuję,Whit.Tonaprawdę…przemiłe-powiedziałamwkońcu.

Zamknęłampudełeczko.

-Reed.przyjemnośćpomojejstronie-odparłwyraźniezadowolonyzsiebie.Zerknął

wstronęstołunauczycieli.

-O,jestpaniSolerno.Jeszczezniąnierozmawiałem.Babcianigdybyminie

wybaczyła,gdybymsięnieprzywitał.

Kim,udiabła,byłajegobabcia?Ijakmogłamjąnakłonić,żebyniezabierałagodo

miastainiepozwalałamutrwonićpieniędzynaniefortunnepodarunki?

-Narazie-powiedział.Uścisnąłmiramięiodszedł.

background image

-Noproszę.Whitniewątpliwiecięlubi-stwierdziłaAriana.-Idobrze-pochwalił

Dashtonemdumnegotaty.-Szybkozmieniaszobiektswoichuczuć,co,Reed?-zapytał
Josh.

Zapadłacisza.Twarzmniepaliła.Joshtakżepoczerwieniał,jakbyuświadomiłsobie

nagle,copowiedział.Spuściłoczy.

-Popierwsze,Hollis,życieosobisteReedtonietwojasprawa-wycedziłaNoelle.-Po

drugie,twójkumpelzwinąłsięzEastonbezsłowapożegnania.Wtejsytuacjizmiana
obiektu

uczućjestcałkowicieuzasadniona.

-Przepraszam-wybąkałJosh.Zmiąłserwetkęirzuciłnastół.-Muszęlecieć.

Cośściskałomniewgardle.Wszyscyobserwowalimniewyczekująco.

-Niechciałabymwasrozczarowaćiwogóle-powiedziałamwreszcie-aleWhittaker

ijajesteśmypoprostuprzyjaciółmi.

Pospieszniewsunęłampudełkozkolczykamidotorby.

-Jasne-odezwałsięGagezironią.-Bojateżzupełniebezpowodukupuję

przyjaciółkombiżuterięzapięćtysięcydolców.

Zamrugałam.Pięćtysięcydolców.Pięćtysięcy.

-Dajspokój,nowa.Pocieszchłopaka-powiedziałDashiwrzuciłsobiedoustkilka

winogron.-Biedakzasłużyłnatrochęzabawy.

Noellepacnęłagowramię.Chłopcyzarechotali.

-Ha,ha-burknęłam,udając,żeznowuzabieramsiędoczytania.-Przykromi,aleto

naprawdętylkoprzyjaźń.Whittakersamzaproponował,żebyśmybylipoprostu
przyjaciółmi.

-Naturalnie-powiedziałaNatasza.Nasamdźwiękjejgłosudostałamgęsiejskórki.-

Powtarzajtosobie,Reed,powtarzaj.

KIMNAPRAWDĘJESTEM

-Reed.

Szłamprzedsiebie,walczączwiatrem.Tochybaoczywiste,żeniemogłamjej

usłyszeć?Wiałoprzecieżzbytmocno.

-Reed!Reed,wiem,żemniesłyszysz.

ZatrzymałamsięispojrzałamnaNataszę.Jejkręconewłosytańczyływpodmuchach

wiatru,upodabniającjądoMeduzy.

-Zauważyłam,żemnieunikasz-powiedziała-alechciałamdaćcitrochęczasu.A

background image

terazsłucham.Coznalazłaś?

-Nic.

Uniosłabrwi.

-Nic?

Westchnęłamiutkwiłamwzrokwbrukudziedzińca.

-Miałaminnesprawynagłowie-powiedziałam,udającirytację.-Samarozumiesz…

lekcje,treningi,mójchłopakzaginął…

„Okażwspółczucie.No,dalej,Natasza.Jakmożnaminiewspółczuć?”

-Chybaniemyślałaśoswoimzaginionymchłopaku,kiedyobmacywałaśWhittakera,

co?Wiesz,Thomasteżjestnamojejliściee-mailowej.Chcesz,żebywróciłiprzekonał
się,

kimnaprawdęjesteś?Zakipiałamgniewem.

-Tak?Mianowiciekim?

Podeszłabliżejipopatrzyłanamniezrozbawieniem.

-Jesteśpuszczalską,któralubiwypić,zasłabą,żebynawetosiebiezadbać.Może

zainteresowałybygoteżteświecidełkawtwojejtorbie.Przyjmowanieprezentówod
innego

faceta-potrząsnęłagłową.-Taaak.Prawdziwyzciebiewzórwiernościioddania.

Zatłukłabymją.Zprzyjemnościązatłukłabymjąnamiejscu,gdybyakuratniekręcili

siętamnauczycieleipolicjanci.

-Nicimniejesteświnna,Reed.Zróbto,codociebienależy.Wiesz,czegosię

spodziewaćwprzeciwnymrazie.

Iodeszłaswobodnymkrokiem,jakbyśmywłaśnierozmawiałyopogodzie.

Odwróciłamsięroztrzęsiona-istanęłamtwarząwtwarzzJoshem.Ztrudemstłumiłam

okrzyk.

Mojawytrzymałośćbyławyraźnienawyczerpaniu.

-Oj,przestraszyłemcię.

-Nicpodobnego.

Pojegoostatniejwypowiedziwstołówceniemiałamochotynapogawędki.

-Reed!Pozwólmiprzeprosić…Odetchnęłamgłęboko.

-Awłaśnie-warknęłam.-Cotysobie,docholery,wyobrażasz?

Patrzyłnamnieprawiezdesperacją.

-Przepraszam,Reed.Bardzocięprzepraszam.Takmisięjakośwymknęło…

background image

-Noellemiałarację.Nietwojasprawa,corobię.

-Niemówtak-poprosił.

-Boco?

-Bo…myślałem,że…czyjawiem…żebędziemyprzyjaciółmi.Jesteśjednązniewielu

normalnychosóbnakampusiei…lubięcię.

Powiedziałtotakprostoiszczerze,żenaglemojazłośćuleciała.

-Serio?

Uśmiechnąłsię.Miałsympatycznychłopięcyuśmiech.

-Serio.

-Todlaczegonamnienapadłeś?Myślisz,żetomiłe?

-Nie.Przepraszam.Wiem,żemamskłonnośćdoosądzania.Alejestemgotowy

popracowaćnadtąwadą.Jeślimiprzebaczysz.

Niemogłampohamowaćuśmiechu.

-Wporządku.Bierzsiędopracy.

-Naprawdę?Dzięki.Borzeczywiściejestmistrasznieprzykro…

Uniosłamrękę.

-Nierozmawiajmyotymwięcej.

-Okej.No,tochybatrzebaleciećnalekcje.

Ach,racja.Lekcje.RzekomonajważniejszyelementżyciawEastonzajmowałteraz

dalekąpozycjęnamojejliściepriorytetów.

-Zobaczymysięwieczorem?-zapytałJosh.

-Napewno.

Odwróciłamsięiuśmiechniętaruszyłamdoszkoły.Niewiarygodne.Wpółminuty

JoshHollissprawił,żeprawiezapomniałamopogróżkachNataszy.

Prawie.

OSKARŻENIE

Czekałamnadzwonekobwieszczającypocząteklekcjitrygonometrii,nerwowo

przebierałamnogamipodławkąiusiłowałamwtłoczyćsobiejeszczedogłowyjakieś

informacjezpodręcznika.Uśmiechnęłamsięsmętnie,kiedyConstanceopadłanakrzesło

obokmnie.

-Gotowanatest?-szepnęłam.

-Owszem.Imampytaniedociebie-powiedziałanienaturalniewysokimgłosemi

background image

obróciłasiędomniegwałtownie.-ZjakiegopowoduWaltWhittakerdajeciprezenty?

Tegotylkobrakowało.

-Widziałaśnas?

-Janie.MissyiLornawidziały-odparła.-Topoprostuniewiarygodne.Wczoraj

opowiedziałamciomoichuczuciachdoniego,atyromansujeszsobieznimwnajlepsze.
Ale

zemnieidiotka.

-Nie,Constance.Wcaleznimnieromansuję.Niemażadnegoromansu.

-Jasne-prychnęła.-Ciekawe,cobyThomaspomyślał,gdybyotymwiedział.

Ztrudemprzełknęłamślinę.Otak,mojekoleżankiikoledzyzEastonpotrafili

ugodzićwnajczulszemiejsce.

-Nicbyniepomyślał,boniemiałbyoczym.Constanceuporczywiewpatrywałasięw

tablicę.Wokółnaszapełniałysięławki.

-Słuchaj,możetroszkępodobamsięWhittakerowi,alenicwięcej.Iniczegowięcej

niebędzie,boprzysięgam,żeniezamierzamsięwtoangażować.

Jakmogłabymsięangażować,skoronadalnierozmówiłamsięzThomasem?

PrzypomniałmisięoskarżycielskitonJoshawstołówceipoczułamsięnieswojo.

Nagleuświadomiłamsobie,jaktowszystkowygląda.Ludzietutajnierozumieli,że

zależymitylkonaponownymspotkaniuzThomasem,naupewnieniusię,czywszystkoz
nim

wporządku.Chciałamzamknąćsprawymiędzynami.Niemogłamjednakmiećpretensji,

jeśliposądzanomnieonajgorsze.

Constancespojrzałanamniekątemoka.

-Przysięgasz?

-Przysięgam.

Trochęrozluźniłasztywnąpostawę,którąprzyjęłanapoczątku,iopadłanaoparcie

krzesła.Zerknęłamwstronędrzwi.NakorytarzunasznauczycieltrygonometriiPeter
Crandle

rozmawiałzinnymnauczycielem.

-Słuchaj,skorotaklubiszWhittakera,czemuznimniepogadasz?-szepnęłam.-Kto

wie,możecośzaiskrzymiędzywami.

Zarumieniłasięiwbiławzrokwswojepaznokcie.

-Nawetniewieomoimistnieniu-wymamrotała.

background image

-Dajspokój.Niewierzę,żeWhittakermógłbyzapomniećoznajomejrodziny.

-Alegdybymnienieskojarzył?Wyszłabymnakretynkę-powiedziała.Nagletwarz

jejsięrozjaśniła.-Czekaj!Amożetybyśznimomnieporozmawiała?Wymieniłabyś
moje

nazwiskoizobaczyłabyś,jakWhitzareaguje,co?

Byłapoprostusłodka.Wręczmniekusiło,żebyzawiązaćjejnaszyiróżowąkokardę.

-Jasne-powiedziałam.-Porozmawiamznim.

-Naprawdę?-chwyciłamniezałokieć.-Jesteśniesamowita!

Zdecydowanaprzesada.GdybymzareklamowałaConstanceWhittakerowiigdybysię

niązainteresował,gładkopozbyłabymsiękilkuproblemów.DziewczynyzBillings
byłyby

rozczarowane,żenieusidliłamfaceta,którymógłmi„wieledać”,aletrudnobyłobymieć
do

mniepretensje,gdybyzakochałsięwkimśinnym.NoiWhittakerbyłbyzadowolony,aja
nie

musiałabymspędzaćtyleczasuwjegotowarzystwie,nieustanniemyślącotych
koszmarnych

zdjęciach.Skoncentrowałabymsięnapilniejszychrzeczach:nazałatwieniusprawyz
Nataszą,

napodciągnięciuocenwszkoleizdobyciuzaproszenianaDziedzictwo,któredawałomi

szansęspotkaniazThomasem.Samekorzyści.Dlamnie,WhittakeraorazdlaConstance.

-Żadenkłopot-oświadczyłamłaskawie.

-Dzięki,Reed!

Crandleskończyłpogawędkęnakorytarzuiwszedłdoklasyztymdrugim

nauczycielem,któregoniewidziałamwEastonnigdywcześniej.Wokółzabrzmiałyszepty
i

sercezałopotałomizestrachu.

Toniebyłnauczyciel.

-PannoBrennan,detektywHauerchciałbyztobąporozmawiać-powiedziałCrandle.

-Proszęspakowaćtorbęipójśćznim.

Wszyscygapilisięnamnie,jakbynastąpiłocoś,czegoniktabsolutniesięnie

spodziewał.Drżącymipalcamizamknęłampodręcznik.Zerknęłamnadetektywa-krępego

mężczyznęwwymiętejkoszulizbawełnianymkrawatem.Stałprzydrzwiachzrękami

założonymidotyłuiobserwowałmniebystrymiciemnymioczami.

background image

Winna.Taksięczułampodjegospojrzeniem.Winna.Alewinnaczego?Znalezienia

listuodswojegobyłegochłopaka?Dalej,zakućmniewkajdanyizawlecnagilotynę!

Wstałamipodeszłamdodetektywa,szczęśliwieuniknąwszypotykaniasięowłasne

nogi.

-Dzieńdobry,Reed-powiedziałgłębokimgłosem.

-Dzieńdobry.

Nawetteprostesłowazabrzmiaływmoichuszachpodejrzanie.

Detektywuprzejmieprzepuściłmniewdrzwiach.

-Zapraszamnatestjutro-zawołałCrandleżyczliwie,kiedybyłamjużnaprogu.

No,rzeczywiście.Botestztrygonometriibyłterazmoimnajwiększymzmartwieniem.

NIE,NIE,NIE

„Poprostuimpowiedz.

Nie.Thomassięwścieknie.

Noicoztego?Samajesteśnaniegowściekła.Zresztązłamieszprawo,jeśliimnie

powiesz.Moglibycięaresztować.

Nie.Rodzicezarazbygodopadli.Tobyłabyzdrada.

Aczyoncięniezdradził,zawiadamiająclistownieozerwaniu?

Powiedzim.

Nie.

No,dalej.

Nie.Nie”.

-Niemapowodudozdenerwowania,Reed-odezwałsiędetektywHauer.

Przestałamżućkoniecsznurkaodkapturabluzyiwyprostowałamsięnakrześle.

-Wcalesięniedenerwuję.

Jasne.Piskliwygłosbyłszczególnieprzekonujący.

-Napijeszsięczegoś?Wody?Soku?

-Nie,dziękuję.

UśmiechnęłamsiędoHaueraprzypatrującegomisięzzaszerokiegobiurkaido

komendantaShendana,któryopierałsięowypełnionyksiążkamiregałwgabinecie
Marcusa.

ZamnąsiedziaławfotelumojadoradczynizawodowaMargaretNaylor,najwyraźniej

ściągniętatudlaochronyprawswoichpodopiecznych.Oznaczałoto-jakprzypuszczałam
-

background image

żegdybyHauerzSheridanemzaczęliokładaćmnieksiążkątelefoniczną,Naylorpowinna

zwrócićimuwagęnaniestosownośćtakiegozachowania.

Innasprawa,czywywiązałabysięztejpowinności.Zawszemiałamwrażenie,że

NaylorniejestzachwyconamoimpojawieniemsięwEastonorazkoniecznością
roztoczenia

nademnąopieki.

-Reed,podobnospotykałaśsięzThomasemPearsonem-zacząłHauer,zerknąwszy

należącąprzednimkartkę.

-Tak.

Wyciągnęłamszyję.Hauerprzysunąłkartkędosiebie.

-Jakdługototrwało?

-Odtrzeciegotygodniaszkoły-powiedziałam.-Wcalenietakdługo.

-Tocośpoważnego?Odchrząknęłam.

-Zależy,copanrozumieprzez„poważne”.Uśmiechnąłsiępobłażliwie.

-Dobrzegoznasz?

-Chyba.No,alekażdymaswojesekrety.

-Tak?-zapytał,unoszącbrwi.

„OBoże.Pocomutopowiedziałam?Poco?”

-CzyThomaszwierzałcisięzjakichśsekretów?Naprzykładztego,dokądsię

wybiera?

„Iowszem”.

-Nie.Niestety.

Hauerświdrowałmniewzrokiem.Zrobiłomisięgorąco.

-Czytoprawda,żewzeszłymtygodniupokłóciliściesięprzedstołówką?

Czułam,żeoblewamsiępurpurą,-Skądpan…

-Słyszeliśmyodświadków.

Cudownie.Poprostucudownie.Czywszyscyprzychodzilitutajiwskazywalinamnie

palcem?

-Tak…pokłóciliśmysiętrochę.-Oco?

„Oto,żeThomasrozprowadzaprochypocałejszkole.Ijaksiętopanupodoba,

detektywie?”

-Eee…wolałabymniemówić.

HaueriSheridanpopatrzylinamniezniedowierzaniem.Co,nigdyniemielido

background image

czynieniazgburowatanastolatką?

-Wolelibyśmyjednakwiedzieć,pannoBrennan-odezwałsiękomendant.-Staramy

sięustalićmiejscepobytuThomasa.Czasamiludzieniedostrzegająznaczeniapozornych
dro-

biazgów.Chcemysięprzekonać,czyktośzwasniezauważyłczegoś,cobyłobydlanas

pomocne.Nicwięcej.

-No…notak-wymamrotałam.-Poprostu…Thomasmnieokłamał.

-Wjakiejsprawie?

-Twierdził,żerozmawiałonaszrodzicami,awogóleimomnieniewspomniał.

Niebyłatozupełnabujda.Rzeczywiście,odkryłamcośtakiego,choćparędnipóźniej.

-Wściekłamsięizerwaliśmyzesobą.

-Zerwaliście?-zapytałdetektyw.

-Tak.Alepóźniejsiępogodziliśmy.Wiepan,jaktojest.

Zachichotałam.Prawdziwaflirciarazemnie.Mocnozdenerwowanaflirciara.

Hauerwestchnąłipotarłczoło.

-Kiedysiępogodziliście?-zapytał,notująccośnakartce.

-Wpiątekrano.Pewnośćsiebie,Reed.

Wcalenieszłominajgorzej.Odpowiadałamnapytania.Niemiałamnicdoukrycia.

-Wpiątekrano?

Obajwydawalisięzaintrygowanitąinformacją.-Tak.

-Czyliwdniu.wktórymThomaszniknął.Odchrząknęłam.

„Dlaczegomusiałamterazodchrząknąć?”

-Przepraszam-wychrypiałam.-Tak,wtamtenpiątek.

-AkiedywidziałaśThomasaporazostatni?-zapytałHauer.

-Wtedy.Toznaczywpiątekrano.Wmoim…

„Nie!Cotygadasz?Niewolnoprzyjmowaćchłopcówwpokojach,kretynko.Przyznaj

się,awyleciszzeszkoły,zanimzdążyszpowiedzieć:NataszaCrenshaw!”

Czułam,jakNaylorwypalamiwzrokiemdziurywczaszce.

-Eee…podmoimoknemwBradwell.Przedśniadaniem.Alejużtamniemieszkam.

WBradwell.BoterazmieszkamwBillings.Nawypadekgdybypanowie…nawszelki

wypadek.

„Zamknijsię.Zamknijsię,głupiababo”.-Ipóźniejwpiątekjużgoniewidziałaś?

Znowuodchrząknęłam.Najwyraźniejzamieniałamsięwswojegodziadka.

background image

-Nie.Dzwoniłamdoniegokilkarazy,alewłączałasiępocztagłosowa.

-Aczyodtamtejporykontaktowałsięztobąwjakiśsposób?-zapytałHauer.

Noiproszę.Dotarliśmydosedna.

-Reed?CzyThomassięztobąkontaktował?„Kontaktowałsię,owszem.

Skąd.Ależtak.”

-Nie-odpowiedziałam.

-Wogólesiędociebienieodezwał?

„Ściślemówiąc,nie.Nieodezwałsiędomnie.Zostawiłmiwiadomośćnapiśmie,ato

coinnego”.

-Reed?

-Nieodezwałsię.

Czymoglizdobyćnakazrewizjilokaluzamieszkanegoprzezniepełnoletnią?

Niewykluczone,żenawetniepotrzebowalioficjalnegozezwolenia.Niewykluczone,że
już

zarządzilirewizję,właśnieteraz,iprzetrzymywalimniewgabineciedyrektora,podczas
gdy

brygadaspecjalnaprzetrząsałamojerzeczy.Powinnamspalićtenlist.Powinnam
natychmiast

wrócićdoBillingsispalićlist.

-Nie.

HaueriSheridandługopatrzylinamniewmilczeniu.Takdługo,żeprzypomniałymi

sięsłowaAriany:„Powinnaśsiędobrzeprzygotowaćdorozmowy”.Takdługo,że
zaczęłam

siępocić.Takdługo,żeprzedoczamistanęłamiwizjaprzejażdżkipolicyjnymautemi

dalszegoprzesłuchanianakomendzie.

CzyprzedtymostrzegałamnieAriana?Czychciałapomócmiprzeztoprzejść?Może

onicmnieniepodejrzewała.Możepoprostustarałasiębyćmiła.

Cholera.Czemuniezastosowałamsiędojejrady?

-Jesteśpewna,Reed?Późniejjużnieodzywałsiędociebie?

-Nie.

Byłotojedynestówo,któremogłamzsiebiewydobyć.

Nie.Nie.Nie.

Jeśliwnieuwierzę,możeoniuwierząmnie.

background image

-Wporządku,pannoBrennan-powiedziałwreszciekomendant.-Dziękujemyza

rozmowę.

MODELOWAPRZYJACIÓŁKA

Kiedywyszłamzgabinetudyrektora,czułamsiępustawśrodku.Miałamwrażenie,że

wykręconomniedosuchaiodrzucononabok.Potrzebowałamsolidnejdrzemki.

Zamknęłamzasobądrzwi,oparłamsięościanęiodetchnęłamgłęboko,patrzącw

sufitnabrzęczącącicholampęzmatowegoszkła.

„Boże,spraw,żebyThomaswrócił.Albożebydokogośzatelefonował.Niechtosię

wreszcieskończy”.

-Ijaktam?

Kiransiedziałanadrewnianejławiepodrugiejstroniekorytarza.Zatrzasnęła

puderniczkę,rozplotładługienogiiwstała.Miałanieskazitelnymakijaż,ześwieżo
nałożoną

pomadkądoustinowąwarstwątuszunadziesięciocentymetrowychrzęsach.Wyglądała

olśniewająco,jakzawsze.Oswoimwyglądziewolałamniemyśleć.

-Coturobisz?-zapytałamzezmarszczonymibrwiami.

Awydawałomisię,żejestemsamanakorytarzu.

-Och,chciałamtylkosprawdzić,czywszystkoztobąwporządku.Aleskoroci

przeszkadzam…

Zdębiałam.

-Chciałaśsprawdzić,czywszystkozemnąwporządku?

-Tak,słyszałam,żejesteśnastępnanaliście,ipomyślałam…nowiesz…żetomoże

byćdlaciebietrudne-powiedziałazociąganiem.-Alejeśliwoliszbyćsama.okej.

Odwróciłasię,żebyodejść.Zatrzymałamją,kładącrękęnajejramieniu,inatychmiast

sięcofnęłam:Kiranmiałanasobieżakietzniewiarygodniemiękkiegoaksamituiprzestra-

szyłamsię,żegozniszczę.

-Zaczekaj.Niewiedziałam…Dzięki,żeprzyszłaś.Nigdybymniepodejrzewała,że

właśnieKiranokażeżyczliweuczucia.Wkażdymrazieżyczliweuczuciawobecmnie.

Przyjrzałamisięzuśmiechem.

-Niemasprawy.Chodźmy,zanimNaylorprzyłapiemniepozaszkołą.Jużodroku

próbujemniedorwać.

Ruszyłyśmyszybkodotylnychschodów,tychsamych,poktórychpędziłamkiedyśw

nocy,kiedyKiranijejprzyjaciółkikazałymiwykraśćtestzfizykiprzechowywanyw

background image

jednym

znauczycielskichgabinetów.Staredobreczasy.Niewielewtedybrakowało,aznerwów

zawaliłabymzadanie.Terazbyłabymgotowaconocwykradaćtesty,gdybytylkouwolniło

mnietoodnajnowszychproblemów.

Zeszłyśmynaparter.Kiranpchnęładrzwi.

-Wracaszdoklasy?-zapytała,wsuwającnanosokularyprzeciwsłoneczneod

Gucciego.

-Nie,mogęspędzićresztędniawbibliotece.

-Świetnie.Pójdziemyrazem.

Ciekawiłomniemnóstwospraw.NaprzykładskądKiranwiedziała,żejestem

następnanaliście?Jakwydostałasięzlekcji?DlaczegoNaylorchciałajądorwać?Onic

jednakniezapytałam.

-No,jaktambyło?-odezwałasię,postukującobcasaminaalejceprowadzącejdo

biblioteki.

-Nerwowo.

-Czemu?

-Bojawiem…Tyteżjużznimirozmawiałaś?Kiwnęłagłową.

-Paskudniepatrząnaczłowieka,nie?-zapytałam.-Jakbygoocośpodejrzewali.

-Hm…namnietakniepatrzyli.Och.Dzięki.Odrazumiulżyło.

-Zresztąniepierwszyrazprzesłuchujemniepolicja-dodałalekkoznudzonymtonem.

-Jakto?

-Miewałamnieprzyjemnelistyitelefony.Policjazawszewzywamnie,jakbytobyła

mojawina,żerozmaicipsycholesiedząprzedkomputerem,śliniącsięprzymoich
zdjęciach.

Aha.Wszystkojasne.

-Ocociępytali?

Wzięłamoddechipróbowałamwymazaćzmyśliobraztłustego,łysiejącegofacetaw

podkoszulku,tkwiącegoprzedmonitorem…

Uch.Zdecydowanielepiejjestunikaćsławy.

-Chybaotosamocociebieipozostałych-odparłam.Zaśmiałasię.

-Wątpię.Wkońcujesteśjegodziewczyną.

-Notak…PytaliomojerelacjezThomasem,oto,kiedyostatniogowidziałam…

-Icoimpowiedziałaś?

background image

-Prawdę.Żewidziałamgowpiątekrano.-Itowszystko?

-No-zawahałamsię-byliciekawi,czysięzemnąpóźniejkontaktował.

Nawetterazztrudempowstrzymywałamgrymas.-Aha…

-Powiedziałamim,żenie.

Zerknęłanamniekątemoka.Zwyraźnympowątpiewaniem.

-Bosięniekontaktował!-burknęłam.-Dlaczegotaktrudnowtouwierzyć?

„Otaczająmniesamijasnowidzeczyco?”

-Pewniedlategożegdybychciałsięzkimśskontaktować,tonapewnoztobą-

wyjaśniła.-Thomassłynieztraktowaniaserioswoichzwiązkówzdziewczynami.Za
każdym

razemangażujesięwstuprocentach.

-Zakażdymrazem?

Popatrzyłanamniesponadokularów.

-Dajspokój.Myślałaś,żejesteśpierwsza?Gdzieśtysięchowała?Wszafie?

Zaraz,zaraz.Związkizdziewczynami?Jakimidziewczynami?Znałamje?Byłytu,w

Easton?

-Nie-powiedziałamiPrychnęłamlekceważąco.-Poprostu…zemnąniemiałtego

problemu.

-Takcisięwydaje.

Dotarłyśmydobiblioteki.Kiranzdjęłaokularyispojrzałanamnieswoimipięknymi

oczami.Poczułamsięniemalzaszczycona.

-Słuchaj,niemartwsiępolicją.Przynajmniejmasztozgłowy.Powiedziałaśim

wszystko,cowiesz,iterazmożeszprzestaćsięprzejmować.

Przezułameksekundyzrobiłomisięraźniej,prawdopodobniedlategożeKiran-

Kiran!-próbowaładodaćmiotuchy.Samapróbapoprawiłaminastrój.Możenaprawdę
sta-

wałyśmysięprzyjaciółkami?

AleKiranniemiałapojęcia,żewcaleniepowiedziałampolicjiwszystkiego.

-Niczegoprzecieżniezrobiłaś,nie?-dodała.

-No…Dzięki,Kiran.Dzięki,żeprzyszłaś.Skrzywiłasięzabawnie.

-Tylkomisiętunierozklejaj.

Otworzyładrzwiiwkroczyławzakurzonąciszębiblioteki.-Uwielbiamtomiejsce-

mruknęłazironią.-Taaa…

background image

Jeślichodziłoomnie,perspektywaparugodzinspokojuucieszyłamniebardziejniż

cokolwiektejjesieni.

IDEALNABROŃ

PorozmowiezKiranstwierdziłam,żeabsolutnieniemogęszpiegowaćdziewczynz

Billings.Wykluczone.Chodziłoprzecieżomojeprzyjaciółki.Nataszapowinnato
zrozumieć.

Uporawszysięzwieczornąharówką,powlokłamsiędopokojuzdecydowanapołożyć

krestymwariackimintrygom.Przystanęłamprzeddrzwiamiiwzięłamgłębokioddech.
Tak

jest.ZamierzałampowiedziećNataszy,żeodmawiamudziałuwjejplanach,izaapelować
do

jejsumienia.Musiałamiećjakieśjegoresztki,bowprzeciwnymrazienieprzejmowałaby
się

taklosemLeanneiwymierzaniemsprawiedliwościwinowajcom.Chciałamjej
uświadomić,

żezmuszamniedoczegośrównieobrzydliwegojakto,ocoposądzałaNoelleijejgrupę.

Tomusiałozadziałać.

-Nowa,niewejdziesz,jeślinieotworzyszdrzwi-powiedziałaCheyenne,

wynurzywszysięnaglezzazakrętukorytarza.-Chybażemaszjakieśnadzwyczajne

zdolności,którychnamjeszczenieobjawiłaś.

Spojrzałamnaniąponuroiszarpnęłamzaklamkę.

ŁóżkoNataszyprzykrywałyzeszyty,notatnikiiprzyborydopisaniaułożonew

oddzielnestosy.Nataszawyciągałazszufladkolejneszpargały.Najwyraźniejsprzątaław

biurku.

-Dobrze,żejesteś-powiedziała.-Składajraport.

-Jakiraport?

-Raportzpostępówwpracy.Co,naszawcześniejszarozmowaniewywarłanatobie

wrażenia?Zprzyjemnościąpowtórzępokazslajdów,jeślichceszodświeżyćsobiepamięć.

Sięgnęładolaptopa.

-Obejdziesię-burknęłam.

Cisnęłamtorbęnaswojeniepościelonełóżko.Oboknapodłodzeleżałaparabrudnych

skarpetek,anabiurkuponiewierałysiępuszkiponapojach.

Wbajceniebyłomowyotym,żeKopciuszekmanajbardziejzabałaganionypokójw

całymdomu.

background image

-No?Wiem,żesprzątałaśwbursieodkolacji-powiedziałaNatasza,krzyżując

ramionanaswojejeastońskiejbluzie.-Znalazłaścoś?

Zanosiłosięnaciężkąprzeprawę.

-Nie.

Otworzyłaszerokooczy.

-Nie?Reed,zaczynamsięzastanawiać,czynietraktujesznaszegoprojektuzalekko.

-Natasza,tosąmojeprzyjaciółki.Niechcęimtegorobić!

Zamrugała.Czyżbymniąwstrząsnęła?

-Ale…przecieżmusisz…-powiedziałajaknadąsanapięciolatka.

No,jeśliniemiałamocniejszychargumentów,byłamjużwdomu.

-Słuchaj,aniemożeszzałatwićtegowinnysposób?-zapytałam.

Podeszłabliżejispojrzałamiprostowoczy.

-Tychybanierozumiesz,co?Uważasz,żepowinnamjepoprosić,żebysięprzyznały?

Powiemchoćbysłówkoiżegnajcie,dowody.Trzebadziałaćprzezzaskoczenie.
Dziewczyny

mająjednąsłabość:sązbytpewnesiebie.Nawetnieprzypuszczają,żemogłabyśzwrócić
się

przeciwkonim.Właśniedlategojesteśidealnąbronią.

Patrzyłamnaniąwoszołomieniu.Wszystkosobieprzemyślała.Byładokładna.I

chybaniezupełnienormalna.

-Nie,jeślimamjezaatakować,muszędowieśćichwinyczarnonabiałym.Anieuda

misiętobezciebie.

-Natasza…

-Czymamciprzypomnieć,gdziewylądujesz,jeślistądwylecisz?-zapytała.

Zamarłam.

-Oczymtymówisz?

-WyszukałamtwojąrodzinnąmieścinęwInternecie.Urocza.ZwłasnąIzbą

Handlowąiwogóle.Pewnieświętowaliścienacałego,kiedyotwartouwastennowybar

kanapkowywzeszłymroku?

Ręcesamezacisnęłymisięwpięści.

-Podobnomacietamnawetstudiapolicealne.Karieraponichgwarantowana,co?

-Jesteśchora-wysyczałam.

-Myliszsię.Jestemabsolutniezdrowanaumyśle.ToNoelleijejkumpelkimają

background image

problemyzgłową.Samabyśsięotymprzekonała,gdybyśwreszciewzięłasiępoważnie
do

roboty.

Wróciładobiurkaiotworzyłalaptopa.

-Amożejednakwyślęparęe-maili…

-Nie!

Zerknęłanamnieprzezramię,trzymającpalcenadklawiaturą.

-Zostawto-mruknęłamzrezygnowana.-Wporządku.Rozejrzęsię.Alewątpię,czy

cokolwiekznajdę.

Zatrzasnęłalaptop.

-Oczywiście,złotko-powiedziałaprotekcjonalnie.-Oczywiście.

WARIATKOWO

Następnegodniawstałam,jeszczezanimsłońceukazałosięnaćwzgórzami

otaczającymiEaston.Przewracaniesięzbokunabokprzezcałąnocniczegonie
rozwiązało.

Gapiłamsiętylkoniewidzącymwzrokiemwciemnośćiwyobrażałamsobie,jakNoelle,

Ariana,KiraniTaylorwnajrozmaitszychokolicznościachprzyłapująmnienagorącym

uczynku.WjednejwersjiwydarzeńNoellechwytałakijdobejsboluiwaliłamnienimpo

głowie,obryzgującprzyjaciółkikrwiąikawałkamimózgu.Chybazapadałamwtedyw
sen,bo

wizjaniebyładopracowanawszczegółach.Wkażdymrazieniepozwoliłamizasnąć
przez

następnetrzygodziny.

Wstałamwięc,pościeliłamłóżko,uporządkowałamswojerzeczyiwzięłamprysznic.

Nataszawierciłasięgniewnie,ilekroćspowodowałamgłośniejszydźwięk,alesięnie

odzywała.Noidobrze.Wkońcurobiłamtodlaniej.

Idlasiebie.Idlaswojejprzyszłości.

Wkrótcewszyscybylijużnanogachimogłamzacząćodkurzanie.Niektóre

dziewczynywitałysięzemną,schodzącnadół;inneniezaszczyciłymnienawet
spojrzeniem.

Nieważne,Myślałamtylkooczekającymmniezadaniu.

Skryłamsięwmrocznymkąciekorytarza,kiedyKiraniTaylorwyszłyrazem,

spierającsię,czypodróżposąsiednichstanachUSAjestwartachoćbywysiłku
spakowania

background image

torby(Tayloruważała,żeowszem;Kiran-żeabsolutnienie).Trzęsącsięznerwów,

patrzyłamzanimi,dopókiniezniknęłyzazakrętem,apotemwparususachdopadłamich

drzwiiwśliznęłamsiędośrodka.Będącjużwewnątrz,uświadomiłamsobie,żete
manewry

niemiałyżadnegosensu.Dziewczynyprzecieżwcalebysięniezdziwiłynamójwidok.

Zostawiłyminiepościelonełóżka,zachlapanąłazienkę.Mogłamwejść,kiedysięubierały,
i

wszystkobyłobywporządku.

Ipocosiędodatkowostresować?

Odetchnęłamizabrałamsiędościeleniałóżek.Postanowiłamnajpierwuporaćsięze

sprzątaniem,adopieropóźniejpowęszyć,bogdybymnaglemusiałasięewakuować.
Kirani

Taylorniemogłybymizarzucićzaniedbaniaporannychobowiązków.

Kiedyjużsięupewniłam,żewszystkowyglądanieskazitelnie,rozejrzałamsięwokół

siebie.Odczegozacząć?SzafawnękowaKiran.Mojeulubionemiejscewtympokoju.
Pode-

szłambliżejiprzezchwilęnadsłuchiwałam.Zaścianąszumiaławodawprysznicu,poza
tym

cisza.Zacisnęłamzębyi-powtarzającsobie,żerobięto,bomuszę-pchnęłamrozsuwane

drzwiszafy.

„Okej.Ubrania.Całkiemniezłe.Odnajlepszychprojektantów.Wartedziesiątki

tysięcydolarów.Icoztego?”

Dnoszafyzajmowałypudłaustawionewdługimszeregujednonadrugim.Uklękłami

zajrzałamdopierwszegozbrzegu.Czarneszpilki.Wpudełkuobok-zamszoweczółenka.

Obokczerwonesandałyzkieliszkowatymobcasem.Trafiłamdobabskiegoraju.

„Weźsięwgarść,Reed.Przymiarkaobuwiaczytwojaprzyszłość?”

Wybrałamprzyszłość.Otwierałamkolejnepudłaiznajdowałamwnichtylkobuty,

dziesiątkibutów.Późniejprzedarłamsięprzezwszelkiegorodzajutorbyitorebki;na
półceu

górypiętrzyłysięswetry.Byłamzdyszanaispocona.Zapowiadałsięnadzwyczaj
pracowity

ranek.

Weszłamnakrzesłoiostrożnieodsunęłamnabokpierwszystosswetrów,uważając,

żebygonieprzewrócić,niezostawićśladów.Naglezauważyłamcośdziwnego,coniepa-

background image

sowałodoreszty:wielki,czarno-białynapis:nie!.

Podejrzane.

Delikatniezdjęłamzgórydwastosyubrańiznabożeństwempołożyłamjenałóżku

Kiran.Wróciłamnakrzesło.Napółce,wnajdalszym,najciemniejszymkącieszafytkwiła
za-

mykananakłódkęskrzynkaoklejonawycinkamizczasopism.Jakbywziętazdomu
seryjnego

mordercy.

NIE!

NIEDOTYKAĆ!

NIEBEZPIECZEŃSTWO!

Sięgnęłamponiązaintrygowana.Byładrewnianaidosyćciężka.Przyklejononaniej

literyorazzdjęciazwierząthodowlanych,głównieświńikrów.Co,udiabła?

Chwyciłamkłódkę,spodziewającsię,żebędziezatrzaśnięta.Otworzyłasięodrazu.

Wstrzymującoddech,odemknęłamwieko-izobaczyłamprzyczepionąodwewnątrz

fotografięmonstrualnej,pokrytejcellulitempupywróżowymkostiumiekąpielowym.A

potempoczułamzapachczekolady.

O,mójBoże.

Wskrzyncebytysłodycze.Batony,wafelki,cukierki,pomadki,galaretki,ciasteczka-

całemnóstwo.Szaleństwo.DlaczegoKirantrzymałatowszystkowzamknięciu,pod
strażą

fotograficznejtrzody,opatrzoneostrzeżeniami?Jeślibałasięwchłonąćtyletłuszczówi

cukrów,pocozafundowałasobietenskarbiec-sezam,doktóregozakazałasobiewstępu?

Czytojakaśtortura?

Zboku,międzybatonami,spostrzegłamkołonotatnik.Napierwszejstroniebyła

zapisanadata:9września,aponiżejlistapotraw,któreKiranzjadłatamtegodnia,z
wyliczoną

zawartościąkalorii.Nadoledopisano:„Dwadzieściaprecelków”,aobokrozpaczliwe
„Nie,

nie,nie!!!”.

Zakryłamdłoniąusta.Biednadziewczyna.Biedna,biednadziewczyna.Tojużniebyły

zwykłezaburzeniaodżywiania,alejakaśstrasznachoroba.Kiranmiałapoważnyproblem.

Przewróciłamkartkę.10wrześniaminąłbezsłodyczy;udołustronynarysowano

uśmiechniętąbuźkę.Późniejjednakcodzienniepojawiałysięnazwyniedozwolonych

background image

smako-

łykówipełnedesperacjiwykrzyknienia.

Noproszę.Kiranniebyłatakimideałem,zajakichciałauchodzić.Nigdybymsiętego

niedomyśliła,obserwującjejniefrasobliwezachowaniewstołówce.Ichoćbyłomijej
bardzo

żal,niemogłamniepoczućleciutkiegozadowolenia.Dobrzewiedzieć,żektośtak
doskonały

wrzeczywistościnieistnieje.TyleżetoniemiałonicwspólnegozLeanne.

Wsunęłamkołonotatniknamiejsce,wepchnęłamskrzynkęwkątipoukładałamswetry

napółce.Rewizjaszafynieprzyniosłaniczego,cozainteresowałobyNataszę.

Czytodobrze,czyźle?

Miałamjeszczetrochęczasu,postanowiłamwięczajrzećpodłóżkoTaylor.Tkwiło

tamkilkapudełznotatkami.Wyciągnęłamjednoznich-inaglestoskartekeksplodował
na

całypokój.

-Cholera!

Kartkimusiałyleżećluzemnapudle.Niebyłoszansnaułożenieichzpowrotemwe

właściwymporządku.

„Boże,żebytylkobyłyponumerowane.Proszę”.

Pospieszniechwytającrozsypanepapiery,zorientowałamsięszybko,żenumeracjanie

jestmipotrzebna.Nakażdejkartcepowtarzałosiędokładnietosamozdanie
wydrukowane

setkirazy:

„Jestemcałkiemniezła.Jestemcałkiemniezła.Jestemcałkiemniezła”.

Zaskoczonaparsknęłamśmiechem.Niemogłamsiępowstrzymaćmimowspółczucia

dlaTaylor.Wiedziałamoczywiście,żegeniuszebywająniezupełnienormalni,ale
zachowanie

Taylorwydałomisiępoprostuśmieszne.Conajmniejpięćdziesiątstronczegośtakiego?

ByłaprzecieżnajbardziejuzdolnionąuczennicąwdziejachEaston!Pocotakmaniacko

zapewniaćsięowłasnejwartości?Ikiedyzdążyłatowszystkonapisać?

Ukrytesmakołykiiobsesyjnewyrażaniewłasnychkompleksów.Nicdziwnego,żete

dwiedziewczynymieszkałyrazem.Ciekawe,czyjednaznałatajemnicędrugiej.Gdyby
tak

było,możezdołałybysobiewzajemniepomóc.

background image

-Taylor!Pospieszsię!-zawołałktośzparteru.

Serceskoczyłomidogardła.Naschodachrozległysiękroki.

-Zaraz,tylkowezmęswójnoteselektroniczny!-usłyszałamgłosTaylor.

Byłajużwkorytarzunapiętrze.

Wpanicerzuciłamstoskarteknapudłoipchnęłamwszystkopodłóżko.Pudło

zaczepiłoocośbokiem,akiedywsuwałamjenamiejsce,otworzyłysiędrzwipokoju.
Wsta-

łam,poprawiłamnasobiesweterispojrzałamwzdumioneoczyTaylor.

-Reed!Alesięprzelękłam!-zawołałaizerknęłanaswojełóżko.

-Właśniekończę.

-Och-powiedziała,podchodzączwahaniem.Zupełniejakbywiedziała,coznalazłam

podjejłóżkiem.Wzięłanoteszestolikaiuśmiechnęłasięniepewnie.-Noto…chodźmy
na

śniadanie.

-Okej.Tylkoskoczęposwojątorbę.Wyszłyśmynakorytarz.

-Słuchaj,Reed-powiedziałaiprzystanęła.-Znaszsięnaamerykańskichklasykach,

prawda?

-No,trochę…

-Więcmoże…możeprzejrzałabyśmójreferat?-Wyjęłaztorbyzadrukowanekartki

wpółprzezroczystejoprawie.-Wiem,żejestemorokstarszaiwogóle,aleprzydałabymi
się

czyjaśbezstronnaopinia.Chciałabymmiećpewność,że…no…żepracajestnaprawdę

całkiemniezła.

„Całkiemniezła.Całkiemniezła.Całkiemniezła”.

OBoże.Jejnerwicaujawniałasięnamoichoczach!

-Jasne,żejestniezła-powiedziałamstanowczo.-Wszyscymówią,żejesteś

absolutnągwiazdąEaston.

-Och,takimsięwydaje-odparłazesłabymuśmiechem.-Przeczytasztodlamnie?

-Oczywiście.Jeszczedzisiaj.

-Dzięki,Reed.

WswoimpokojuspojrzałamnatekstTaylor.Biednadziewczyna.Zależałojej,żeby

marnadrugoklasistkąpotwierdziławartośćjejpracy.AKiran?Ktobysięspodziewał,że
te

background image

chodzącedoskonałościskrywajątakwstydliwetajemnice!

WieledziewczynwEastonbyłobygotowychzabićdlatychcennychinformacji.

Niestety,byłaturównieżosoba,dlaktórejosobisteproblemyKiraniTaylorniemiały

żadnegoznaczenia.Nataszęinteresowałajednakonkretnasprawa,jedenkonkretny
dowód,

któregoniezdobyłam.Jeszcze.

SWATKA

Wsobotępogodabyłapiękna,prawdziwiezłotojesienna,zrześkimwiatreminiebem

takbłękitnym,żewydawałosięsztuczne.Wymarzonydzieńnameczpiłkinożnej-na
wyła-

dowaniefrustracjinaniczegoniepodejrzewającejdrużyniezliceumwBarton.Żółte,

pomarańczoweiczerwoneliścietańczyłynalśniącychodrosytrawnikach,kiedyszłamz

Joshem,Noelle,KiraniTaylornaszkolnyparking,skądautokarymiałyzawieźćnasna

terenysportowenaszychrywali.TayloriKiranwybierałysięnameczhokejanatrawie,
który

odbywałsięjednocześnieznaszymmeczem.Zanosiłosięnaciężkąprzeprawę:wrzaski,

gwizdyitrzaskłamanychkości.Niemogłamsiędoczekać.

-Rany,alechcemisięspać-powiedziałJosh.-Chybazjadłemzadużonaleśnikówna

śniadanie.

-Będziezciebieogromnypożyteknaboisku-zakpiłam.Joshgrałwobronie,takjak

ja.Oczywiściewmęskiejdrużynie.

-Nierozumiem,jakmożesztylejeść-odezwałasięKiran.-Takastertanaleśnikówto

więcejniżcałotygodniowyzapaskalorii.

-Iktotomówi-powiedziałaNoellezironią.-Nieprzypominamsobie,żebyś

kiedykolwiekwchłonęłailośćkaloriiwystarczającąnacałytydzień.Nawetjeśli
zsumujemy

twojeposiłkizcałegotygodnia.

-No,cośty!Przecieżjem!Samawidziałaś,żejem!-zawołałaKirannagle

rozgorączkowana.-Reed.widziałaś,ilejem?

-Eee…jasne-wymamrotałam.Widziałam,oczywiście.Dopókinieodkryłamtej

skrzynkiwjejszafie,niemiałampojęcia,żeKirancierpinazaburzeniaodżywiania.-
Jesz,ile

trzeba.Zresztą,wyglądaszdoskonale.

Nieszkodziłowzmocnićjejpoczuciawłasnejwartości,prawda?

background image

-Słyszycie?-Kiranzapytałatriumfalnie.-Reedwidziała,żejem!

-Wporządku,wporządku.Pocotenerwy?-mruknęłaNoelle.

-Proponujęzmienićtemat-wtrąciłaTaylor,spoglądającnaKiranniespokojnie.

Hm.MożewięcTaylorwiedziała,cojejwspółlokatorkaukrywawszafie?

-Słusznie-powiedziałaNoelle.-Reed,jakciidziezWhittakerem?

ZerknęłamnaJosha.Wpatrywałsięzzainteresowaniemwnajbliższedrzewo.

-Jakmiidzieco?

-Zaprosiłcięjużnarendez-vous?-zapytałaKirankpiąco.Taylorparsknęła

śmiechem.

-Przysłałciliścikzdołączonymbukietemfiołków?

-Fakt,wydajesięjakbyzinnejepoki-powiedziałam.-Wjegotowarzystwie

chciałobysięnosićspódnicebombkiiwłosyupiętewkońskiogonnaczubkugłowy.

-Uważam,żetosłodkie-oświadczyłaNoelle.-Przynajmniejjestdżentelmenem.

Stanęliśmyjakwryci.Noellepopatrzyłananasiwestchnęłazirytacją.

-Cojest?

-Właśniekogośpochwaliłaśbezśladuzłośliwości-wyjaśniłaKiran.

-Niekogoś,tylkoWaltaWhittakera-uściśliłaTaylor.

-Znowuuprawiaszautoterapię,Noelle?

-Kiran,jesteśmodelką.Niepróbujbyćdowcipna-powiedziałaNoelle,czym

serdecznierozbawiłaJosha.-Imamdlawasnowiny.TojaskojarzyłamReedz
Whittakerem.

Czyliniepowinnamsięzniegonabijać,dopókiniezajmąpozycjihoryzontalnej.

Wszyscyskrzywiliśmysięzniesmakiem.

-Niemamynajmniejszegozamiaru…no…zajmowaćpozycji-powiedziałam.-

Jesteśmypoprostuprzyjaciółmi.

-Pewnajesteś?-zapytałaNoelle,robiąckrokwmojąstronę.

Zmarszczyłambrwi.Noellemogłazmuszaćmniedosprzątaniajejpokojuido

pastowaniajejbutów,aleniemiałaprawanarzucaćmichłopaków.Gdzieśtrzebabyło

wyznaczyćgranicę.

Joshobserwowałmnieuważnie.

-Owszem,jestempewna-odparłam.

-Notomożepowinnaśmutowyjaśnić-powiedziałaNoelle.

Ruchemgłowywskazałanaalejkęzamoimiplecami.Odwróciłamsię.Whittaker

background image

zbliżałsiędonasrozpromieniony,patrzącprostonamnie.

-Botoniejesttwarzkogoś,ktochceporozmawiaćzprzyjaciółką-dodałaNoelle.

-Witamwszystkich-powiedziałWhittakerzukłonem.-Jaksamopoczuciewten

pięknyporanek?

-Wyborne,Whit.wyborne.Dziękujemyuprzejmie-odpowiedziałaNoelle,aKiran

ukryłatwarzwdłoniach,chichocząc.-No…niebędziemywamprzeszkadzać.

-Dozobaczenia,Whit!-dodałaTaylor.

Ipowędrowaływetrójkęnaparking,objęteramionami,porzucającmnienapastwę

Whittakera.

-To…narazie-powiedziałJosh,takżeodchodząc.

-Cześć,Josh!-zawołałam,jakbympodniesionymgłosemmogłaskłonićgodo

pospieszeniaminaodsiecz.

-Reed-odezwałsięWhittakerdźwięcznymbarytonem-jaksięmiewasz?

-Nieźle.Aty?

Odwróciłamsięiruszyłamwstronęautokarów.Whittakeroczywiścieznalazłsięu

megoboku.

-Dziękuję,dobrze-odparłzpowagą.

Naparkinguzawodnicyczekaliwgrupkach,podczasgdytrenerzyikierowcy

próbowaliustalićtrasyautokarów.NiewszyscywybieralisięnameczedoBartoni

najwyraźniejpowstałozamieszanie.Zatrzymałamsię,wzdychając.Nadziejana
schronienie

sięprzedWhittakeremwautokarzerozwiałasięjakdym.

-Jakądyscyplinęsportuuprawiasz,Reed?

-Piłkęnożną.

-Twardysport.Wydajeszmisięzbytdelikatna.

-No,wtakimraziesłabomnieznasz-odburknęłambardziejszorstko,niż

zamierzałam.

Whittakerchybategoniezauważył.Patrzyłnamniezuśmiechemprzezdługąchwilę,

jakbympowiedziałacośzabawnego.Inagleminamuzrzedła.

-Cojest?-zapytałam.

-Nienosiszkolczyków.

Dotknąłmojegoucha,delikatniepocierającjegopłatekpalcami.Odchyliłamgłowę.

Niewiarygodne.Czytenczłowiekniepotrafiłpojąćaluzji?Możenależałopowiedzieć

background image

muotwarcie,żemamchłopaka?Tyletylkożejużgoniemiałam,oczymświadczyłlistod

Thomasa.List,októrymniktniewiedział.

Boże,takbardzochciałam,żebyThomaswróciłdoEaston.Żebymmogła

własnoręczniegoudusić.

-Wiesz…kolczykizbrylantamiraczejniepasujądostrojusportowego…

-Aleniezałożyłaśichodczasu,kiedycijedałem.Niepodobającisię?

-Nieotochodzi,Whittaker.Poprostu…

KątemokadostrzegłamConstancewgrupieuczestnikówbieguprzełajowego.

Obserwowałanas.Ukradkiemkiwnęłamnaniąpalcem.

-…poprostuwydająsięprzeznaczonenaspecjalneokazje-dokończyłam.-Sąza

ładne,żebynosićjecodziennie.

Constanceleciutkopokręciłagłową.Kiwnęłamnaniąznowu,bardziejnagląco.

-Alesprzedawcazapewniał,żemożnanosićjenacodzień-zaprotestowałWhittaker.

-Właśniedlategojekupiłem.Chciałem,żebyśczęstojenosiła.

Zasobąusłyszałamchichot.Cholernipodsłuchiwacze.Nieodpowiadałamita

rozmowa,zwłaszczajeśliodbywałasięprzynieproszonychświadkach.Zrobiłamwięc
jedyną

rzecz,jakaprzyszłamidogłowy:poświęciłamprzyjaciółkę.

-Constance!-zawołałamzudawanymzaskoczeniem.-Wszędziecięszukałam!

Constanceprzypominałaterazsarnępochwyconąwświatłasamochodowych

reflektorów:zamarłazoczamiwielkimijaktalerze.Otrząsnęłasię,popatrzyłana
Whittakerai

wyrazjejtwarzyzmieniłsięcałkowicie:czarującyuśmiech,kokieteryjnieprzechylona
głowa,

delikatnyrumieniecnapoliczkach.

-Cześć,Reed-powiedziała.-Jaksięmasz,Walt?PrzezchwilęWhittakerwydawał

sięurażonytąnieoczekiwanąpoufałością.Zarazjednaksięrozpogodził.

-Constance!ConstanceTalbot!Rodzicemimówili,żeprzenosiszsiędoEastonwtym

semestrze.Miłocięwidzieć!

Constancepodeszładonas.Whittakerpochyliłsięipocałowałjąwpoliczek.Miałam

wrażenie,żemojabyławspółlokatorkaroztopisięzeszczęścia.

-Och,więcjużsięznacie?-zapytałam.-Niesamowite!Dwojemoichprzyjaciółw

nowejszkole-iniemuszęichsobieprzedstawiać!

background image

Whittakerpopatrzyłnamniepytająco.

-WewrześniumieszkałyśmyrazemwBradwell.Constancejestwspaniała.

Objęłamjąramieniem.Uśmiechnęłasiędomniepromiennie.

-Awiesz-dodałam-żeConstancepisujedoszkolnejgazety?No,opowiedz

Whittakerowiotymartykulenapierwsząstronę,nadktórympracujesz.

Zaczerwieniłasię.

-E,tonicwielkiego-wymamrotałaipopatrzyłanaWhittakerarozjaśnionym

wzrokiem.-Wolałabymposłuchaćotwojejpodróży.JakbyłowAzji?

Brawo!Zmiejscatrafiławjegoulubionytemat.Nieźle,całkiemnieźle!

-Och,podrożbyłafascynująca-odparłWhittaker.-Chinyzapierajądechwpiersiach.

Kiedystoisiętam,podWielkimMurem,porazpierwszynaprawdęrozumiesięzdolność

człowiekado…

-Wiecieco,niebędęwamprzeszkadzać-wtrąciłamsięczymprędzej.-Chyba

wsiadamyjużdoautokarów.Trenerzywreszciesiędogadali.

Whittakerzmarszczyłbrwi.-Alechciałem…

-Dozobaczenia!-zawołałamiodbiegłam.

Wautokarzeopadłamnapierwszesiedzeniezprzoduiostrożniewyjrzałamprzez

okno.Whittakermówiłcoś,gestykulujączzapałem,aConstancesłuchałagojak
urzeczona.

Kiedytakstaliwsłońcu-Constanceweastońskiejbluzie,Whittakerweleganckim
trenczu-

wyglądalijakidealna,beztroska,uprzywilejowanaparazprywatnejszkoły.

Miałamnadzieję,żerównieżWhittakerwkrótcetodostrzeże.

background image

COŚDOUKRYCIA

NoelleLangeposiadałaogromnezbiory.WjejszafiebyłysetkipłytCDwskórzanych

pudełkachiwykładanejedwabiemszkatułkizesplątanyminaszyjnikami,bransoletkamii

kolczykami,zktórychwiększośćwydawałasięzbytkosztowna,żebytraktowaćjetak

niedbale.Szufladypełnebyłyfotografii,pocztówek,zaproszeńnaimprezycharytatywnei
po-

kazymody,biletówzlondyńskichteatrów,szklaneczekzegzotycznychlokali,iPodówo

rozmaitychkształtachikolorach,ozdobnychpojemnikównakosmetyki,złotych
łańcuszków

dokluczy,świeczapachowych,przybornikówdomanikiuru,cyfrówek,futerałówna
komórki.

Niemiałampojęcia,jakprzedrzećsięprzeztęobfitość.

Zasunęłamdolnąszufladębiurkaiwyprostowałamsięzwestchnieniem.Ażbałamsię

zajrzećpodłóżko.CoNoelletamwsadziła?Nielegalnefutra,sztabyzłotaisrebra?

Przynajmniejmiałamsporoczasu.NoelleiArianaplanowałyspędzićcaływieczórw

bibliotece,przygotowującsiędojakiegośokropnegosprawdzianuzliteratury
amerykańskiej.

Albomożeraczejzamierzałysiedziećtam,plotkowaćiliczyćnatutszczęścia,które

najwyraźniejnieopuszczałoichaninalekcjach,anipozanimi.

Właśniezewzględunatakiegwarantowaneszczęścieznalazłamsięwichpokoju-

takiegoszczęściapotrzebowałamwżyciu.Szkoda,żemogłamjezdobyćtylkoich
kosztem.

Niechciałamjednakterazsięnadtymzastanawiać.Miałamzadaniedowykonania.

OpadłamnaczworakiobokłóżkaNoelle,lekkouniosłamzwisającąkołdręinagle

zauważyłamcośkątemoka:fragmentczerwonegoprzedmiotuwystającyzzatoaletki.
Zain-

trygowanapodpełzłambliżej.Poczułam,żepulsmiprzyspiesza.

Sięgnęłamzatoaletkęizciekawościąprzyjrzałamsięczerwonejkopertowejtorebce.

Usiadłamnapodłodzeiprzesunęłamzamekbłyskawiczny.Wśrodkubyłodziesięćdużych

fotografii.

Wyciągnęłamjedną-izdębiałam.ZdjęcieprzedstawiałoDasha.GołegoDasha.

Golusieńkiegoibardzo…hm…pobudzonego.

Szybkopołożyłamfotografięwierzchemnadółiparsknęłamśmiechem.

Orany.Chybamisięnieprzywidziało?Ostrożnieodchyliłamrógzdjęciaizerknęłam.

background image

Nie.Bezzmian.Dashleżącynabokunapodwójnymłóżku,zgłowąopartąnadłoni,
szeroką

klatkąpiersiowąipenisemwpełnymwzwodzie.

Aniechmnie.Chłopakbythojnieobdarzonyprzeznaturę.Przemysłpornograficzny

oszalałbyzzachwytu.

Wyjęłamresztęzdjęć.GołyDashsiedzącynaskrajułóżka.GołyDashzironicznym

wyrazemtwarzy.GołyDash.GołyDash.GołyDash.Igwóźdźprogramu:gołyDash
tulący

dosiebiepluszowegomisia.

Ha!GdybyDashMcCaffertykiedyśmiwczymśpodpadł,apotrzebowałabymtrochę

kasy,trafiłamwłaśnienażyłęzłota.

Potrząsnęłamgłową,włożyłamzdjęciadokopertówkiiwsunęłamjązpowrotemza

toaletkę,upewniającsię,żetymrazemniebędziewidoczna.Niktwięcejniepowinienjej

zobaczyć.Cotam,trochęwspaniałomyślnościzmojejstronyniezaszkodzi!

PrzeniosłamsiędoczęścipokojunależącejdoAriany.Postanowiłamzacząćodszafy

wnękowejiodgórnejpółki,bopoprzedniotamodkryłamwstydliwątajemnicęKiran.
Nieste-

ty,szafaArianyniezawierałażadnychkompromitującychmateriałów,pozaróżowym

szydełkowymswetrem,któregonigdynaArianieniewidziałamimiałamnadziejęnigdy
nie

zobaczyć.Przypuszczalniebyłtoprezentodbabcilubcioci,któregoAriananiemiała
serca

wyrzucić.Westchnęłam,zeskoczyłamzkrzesłaizajrzałampodwieszaki.

Nadnieszafy,wciśniętywkąt,stałstaroświeckikufer.Hm.Zdecydowaniewart

zbadania.Przyciągnęłamgodosiebieiuniosłamwieko.Wewnątrzpiętrzyłysięstosy

zeszytów,egzemplarzelicealnegokwartalnikaliterackiego,numeryczasopism„Poetry”i

„Writer’sWeekly”.Wyjęłamstertęmagazynówiprzekopałamsięprzezleżąceluzem
papiery,

długopisyiołówki,szukającczegoś,coniepasowałobydoreszty.Przerzucałam
zabazgrane

kartkiikarteluszki,szkicewierszyinotatki.GdybymmiaławięcejczasuizgodęAriany,

chętniebymjepoczytała,aleniepotoprzecieżgrzebałamwjejrzeczach.Wyglądałona
to,

żeznowuzabrnęłamwślepąuliczkę.

Właśniemiałamwłożyćczasopismazpowrotemdokufra,kiedyzauważyłamkawałek

background image

brązowejtasiemkisterczącymiędzydnemabocznąścianką.Skądsięwziął?Chwyciłam
go,

pociągnęłam-izamarłam.Czydnokufrasięnieporuszyło?

Starannieobejrzałamkuferodwewnątrziodzewnątrz.Aha!Pomiędzydnemi

podłogąbyłodobrychkilkacentymetrów.

Kufermiałpodwójnedno.

Sercewaliłomiterazjakoszalałe.Pospieszniewyjęłamcałązawartośćkufra.

Wiedziałam,żetoryzykowne.Wpakowanietegowszystkiegozpowrotemwymagało

mnóstwaczasu.Musiałamjednaksprawdzić,cokryjesiępodspodem.Byłooczywiste,że

jeśliArianacośtamschowała,zależałojejnadyskrecjiznaczniebardziejniżjej

przyjaciółkom.

Kiedykuferbyłjużpusty,szarpnęłamzatasiemkę.Dnouniosłosiędogóry.Pod

spodemleżałniedużyczarnylaptop.

Zerknęłamprzezramię.NabiurkuArianystałmacintosh.Pocouczennicyliceumdwa

komputery?

Trzęsącymisięrękamiwyjęłamlaptopaipołożyłamgosobienakolanach.

Otworzyłamgoiwcisnęłamklawiszstartu,modlącsięwduchu,żebyniktniewszedłdo

pokoju.Minęłokilkasekundstraszliwegooczekiwania.Cokryłlaptop?Dowód,którego

poszukiwałaNatasza?CzyArianazprzyjaciółkaminaprawdędoprowadziłydousunięcia

Leannezeszkoły?Nieulegałowątpliwości,żeprzynajmniejArianamacośdoukrycia.
Na

pewnoniechodziłopoprostuozabezpieczeniesięprzedkradzieżą.Zwłaszczażeniemal

każdywEastonmógłsobiepozwolićnakilkanaścietakichlaptopów.

-Nodalej-szepnęłam.-Dalej,dalej,dalej…

Wreszcienaekranieukazałosięokienkologowania.

„Witaj,Ariana,Hasło?”

Aponiżejramkazmrugającymszyderczokursorem.

Cholera.

Naparterzetrzasnęłydrzwi.Wułamkusekundypoderwałamsięnanogi.Spakowałam

kufer,wsunęłamgodoszafy,wyśliznęłamsięnakorytarzipognałamschodaminaniższe

piętro.Dopierowswoimpokojuodważyłamsięodetchnąćopartaplecamiozamknięte
drzwi.

Trafiłamnacoś.Byłamtegopewna.Musiałamzdobyćhasłodolaptopa,alewjaki

background image

sposób?Nierozumiałamnawetpołowyztego,coArianamówiłamiprostowoczy,jak
więc

mogłamodgadnąćjejsekretnehasło?

Nieważne.Musiałampróbować.Bojeślibyłocokolwiekdoznalezienia,niewątpliwie

powinnamtegoszukaćwjejlaptopie.

IDEALNAPARA

-Reed!Zaczekaj!

Przystanęłamnastopniachprzeddrzwiamibiblioteki.Constancedogoniłamnie

biegiem.Miałarumieńceiroziskrzoneoczy.Wystarczyłonaniąspojrzeć,żeby
natychmiast

myślećowiosennychłąkachiświergolącychptaszkach.

-Reed,straszniejestemciwdzięczna,żenakłoniłaśmniedorozmowyzWhittakerem

-powiedziała,ztrudemchwytającoddech.-Samanigdybymdoniegoniepodeszła,ale
był

cudowny.Rozmawialiśmytakdługo,żetreneromałoniezawlókłmniesiłądoautokaru.

Przezemniespóźniliśmysięnabiegprzełajowy!

-Cieszęsię,żemogłampomóc.

-WhittakeropowiadałmioswojejpodróżypowschodniejAzjiipytałowakacjena

CapeCod.Pamiętał,żewleciejeździmynaCapeCod!No,oczywiście,paręrazy
odwiedzał

nastamzrodzicami.Mimowszystkomiłozjegostrony,żezapytał,prawda?

-Jasne.

Trudnobyłosięnieuśmiechać,patrzącnatoszczęście.

-Jakmyślisz?Flirtowałzemną?-zapytała,chwytającmniezaramię.-A…

-Nie,oczywiścieżenie.Dlaczegomiałbyzemnąflirtować?-odpowiedziałasama

sobieiodciągnęłamnienabok,żebyodblokowaćdostępdobiblioteki.-Znamnieod
czasów

mojejgłupiejfascynacjiElmo.

-Elmo?

-Och,miałambzikanapunkcieElmo.nowiesz,jednegozbohaterówUlicy

Sezamkowej.Nosiłamzesobątegopluszaka.dopókinieskończyłamdziewięciulat.O
wiele

zadługo-wyjaśniłazewzrokiemwbitymwziemię.-MójbratTreywrzuciłkiedyśElmo
do

background image

morzaiWaltwskoczyłdowody,żebygowyciągnąć.Nigdytegoniezapomnę.

Westchnęła.Porazpierwszymogłamsięprzekonać,coznaczywyrażenie„mieć

gwiazdywoczach”.Dosyćniepokojącywidok.

-No,no-mruknęłam.-Prawdziwyzniegosuperman.

-Waśnie!Wkażdymraziechybatroszeczkęsięmnąinteresuje.WaltWhittaker.

Niewiarygodne.Nawetzaproponował,żebyśmykiedyśzjedlirazemkolację.Wedwoje!

Ogarnęłomniepoczuciegłębokiejulgi.

-Constance,towspaniale!Ogromniesięcieszę!

-Jateż,Reed!-zawołała.Chwyciłamniewobjęciaiuściskała.Mocno.Byłabardziej

koścista,niżwydawałasięnapierwszyrzutoka.-Nodobrze,chodźmysiępouczyć!

Kiedywchodziłyśmydobiblioteki,nieprzestawałamsięuśmiechać.Uniknęłam

przynajmniejjednegoniebezpieczeństwa.GdybyWhittakeriConstancezaczęlispędzać

więcejczasurazem,Whittakernapewnobyzrozumiał,żeConstancejestdlaniego

zdecydowaniebardziejodpowiednia.Izdecydowaniebardziejspragnionajego
towarzystwa.

Awtedyniemusiałabymsiębronićprzedjegozalotamiiprzypominaćmu,żeprzecież

mieliśmybyćpoprostuprzyjaciółmi.Jednozmartwieniezgłowy.

Bardzotegopotrzebowałam.Bardzo.

TAKILOS

Kiedywieczoremzjawiłamsięprzynaszymstole,toczyłasiętamgorącadyskusja.

DashiNoellewyraźniezajmowaliprzeciwnestanowiska;opiniapozostałychbyłanarazie

niejasna.Zaczerwieniłamsię,mijającDasha,iusiadłamtak,żebyniemiećgowzasięgu

wzroku.OdkąddokonałamodkryciazatoaletkąNoelle,niepotrafiłampatrzećnaDasha,
nie

widzącoczymaduszyintymnychczęścijegociała.

Joshusiadłnaprzeciwkomnie.

-Cześć-powiedział.Uśmiechnęłamsię.

-Cześć.

-Dajciespokój-mówiłDash.-Jedentelefonimamydodyspozycjilimuzynę.

Naprawdęchceciemęczyćsięprzezdwiegodziny?

-Dash,czytyniczegonierozumiesz?Wtejimpreziechodziotradycję-warknęła

Noelle,gestykulującwidelcem.

-Aczęściątradycjijestpodróżpociągiem.

background image

Serceprawieprzestałomibić.BezwątpieniarozmawialioDziedzictwie.Dziewczyny

zBillingsnigdytakotwarcienieporuszałytematuDziedzictwawmojejobecności.
Czyżby

wreszcie,wreszciezamierzałymniezaprosić?

-Noellemarację,stary-odezwałsięGageodchylonydotyłurazemzkrzesłem.-

Jazdapociągiemtopołowazabawy.

-Faktycznie.Takjakostatnimrazem,kiedywdrodzepowrotnejzarzygałeścałąszybę

ipociekłominakołnierzpłaszcza-burknąłDash.-Ubawiłemsięsetnie.

-Słuchaj,Dziedzictwotrwaodpokoleń-powiedziałaNoelle.-Nasiprzodkowie

jeździlinaniepociągiemimyteżpojedziemypociągiem.

-Odkądprzejmujeszsięswoimiprzodkami?-zapytałDash.

-Odkądużywaszżeludowłosów?-odpartaNoelle,przypatrującmusiękrytycznie.

-Acotomadorzeczy?

Boże,cozamęka.Czynaprawdęniewiedzieli,żeniktdotądniepoinformowałmnie

oficjalnieoDziedzictwie?Niechcieli,żebymwnimuczestniczyła?Kopciuszekzemnie,

istnyKopciuszek.Właśnietakmusiałasięczućtabiedaczka,kiedyjejsiostrunie
rozprawiały

ocholernymksiążęcymbalu.

Wporządku.Musiałamwziąćsprawywswojeręce.

-Eee…słuchajcie,mampytanie-odezwałamsię.Wszyscyodwrócilisię,żebyna

mniepopatrzeć:Noelle,Kiran,Taylor,Ariana,Dash,Gage,JoshiNatasza.Zupełniejakby

zapomnieliomoimistnieniuidoznaliterazgłębokiegoszoku.

-GdziewłaściwieodbywasięDziedzictwo?

NoelleiKiranwymieniłyspojrzenia.Gageparsknąłśmiechem.

-Tamgdzieprogisądlaciebiezawysokie-oświadczyłzażnadtowidocznąuciechą.

-Aledowcip-warknęłam.Joshodchrząknął.

-Gageraczejnieżartuje-powiedziałprzepraszającymtonem.

Oblałamniefalagorąca.

-Dajspokój…

Dashpochyliłsięwmojąstronęimusiałamprzygryźćwargi,żebyniezachichotać.Z

całychsiłstarałamsięwymazaćzpamięcifragmentpewnejinteresującejfotografii,który

uparcieprzesłaniałmijegotwarz.

-Reed,Dziedzictwotoimprezadlawybranych-powiedziałDashpoważnie.-Tylko

background image

dlaosób,którychrodzinykończyłyprywatneszkoły.

Czułamnarastającyuciskwżołądku.Niktzestołownikówniespieszyłz

zapewnieniem,żezostanępotraktowanawyjątkowo,żeznajdziesięsposóbnaominięcie

surowychzasad.Czytomożliwe,żeteoriaConstanceniemiałażadnychpodstaw?

-Iniewystarczy,żeabsolwentamiprywatnychszkółsąnasirodzice-uściśliłaKiran.-

Trzebawielupokoleńtakichabsolwentów.

-Och-mruknęłam.

-Wzasadzienależymiećprzodkówwśródpasażerów„Mayflower”-powiedział

Gage.

„Okej,zrozumiałam.Dlamnieimprezajestzamknięta.Dziękizaciosmłotkiemw

głowę”.

-Jedynymsposobem,żebydostałsiętamktośspozalisty,jestznalezieniesobie

DziedzicalubDziedziczkizprawemdoprzyprowadzeniaosobytowarzyszącej-odezwała
się

Noelle,przypatrującsięDashowi,którynaglezainteresowałsięzawartościąswojego
talerza.-

Atakieprawoprzysługujebardzonielicznym.Wzasadzieichrodowódmusisięgać
wczes-

negośredniowiecza.

-AskądReedmogłabywytrzasnąćtakiegoDziedzica?-zapytałaKiranzeznaczącym

uśmiechem.

Spoglądałamnaniezwyczekiwaniem.Noellelekkimruchemgłowywskazałana

prawo.Powiodłamwzrokiemzajejspojrzeniem.Whittaker.Whittakerjakzwykle
pogrążony

wrozmowiezkimśdorosłym.TymrazemzdyrektoremMarcusem.

Inaglepojęłam.TodlategoLondonczatowałanaWhittakera.DlategoVienna

twierdziła,żewnajbliższychtygodniachbędziezanimganiaćcodrugadziewczynaw
szkole.

WhittakermiałprawozaprosićjednąosobęnaDziedzictwo.Jeślimarzyłamodostaniusię
na

tęimprezę,musiałamstaćsięjegodziewczyną.

ZnowupopatrzyłamnaNoelle.Uniosłabrwiiwzruszyłaramionami,jakbychciała

powiedzieć:„Przecieżcimówiłam”.Zaplanowałatoodsamegopoczątku.Otymwłaśnie

myślała,kiedyzapewniałamnienapolanie,żeWhittakermożemiwieledać.Niechodziło

background image

o

brylantowekolczykianiinneluksusy,aleowstępnaspecjalneimprezy.Odołączeniedo

elity.SamapozycjadziewczynyzBillingsniewystarczała.Potrzebowałamwsparcia.

Noellenierozumiałajednak,żeniemogębyćosobątowarzyszącąWhittakerowi.Nie

mogęzwodzićgotylkopoto,żebyotrzymaćzaproszenienaimprezę,choćbynajbardziej

intrygującąielitarną.Whittakerwyraźnieczułdomniesympatię.Wykorzystywaniego

byłobypoprostupodłe.ApozatymConstanceświatapozanimniewidziała.Niemogłam
jej

tegozrobić.Chybaże.,.

-Naprawdęmyślicie,żePearsonsiętampojawi?-zapytałJosh.

Chybażewłaśnieto.

-Żartujesz?-odparłDash.-NieopuściłbyDziedzictwanigdywżyciu!

ThomaswybierałsięnaDziedzictwo.Jegoprzyjacielewydawalisiętegopewni.A

przecieżwłaśniezewzględunaThomasachciałambyćnatejimprezie,prawda?Poto
żebym

mogłananiegonawrzeszczeć.Żebysięwytłumaczył.Żebymsięprzekonała,czy
wszystkou

niegowporządku.

ZwahaniemspojrzałamnaWhittakera.Śmiałsięzczegoś,copowiedziałMarcus-

śmiałsięmiłym,głębokimśmiechem.Irzeczywiście,kilkadziewczynprzypatrywałomu
się

roziskrzonymwzrokiem,czekającnaswojąszansę.ThomaswybierałsięnaDziedzictwo.

Jedynymsposobem,wjakimogłamdostaćsięnatęimprezę,byłouzyskaniezaproszenia
od

Whittakera.Jeślizależałominazobaczeniusięzeswoim(prawdopodobnie)byłym

chłopakiem,musiałamposłużyćsięswoimobecnym(prawdopodobnie)absztyfikantem.

Takilos.Loscholerniepokręcony.

NIEWŁAŚCIWEZAPROSZENIE

Dnistawałysięcorazkrótsze.Kiedywychodziłamzbibliotekipowieczorze

spędzonymnadksiążkami,drogępowrotnądoBillingsoświetlałymilatarnie.Wrazz

przedłużającymsięmrokiemprzyszłozimno.Pokilkudniachrozpaczliwegooporui

szczękaniazębamipoddałamsięiwyciągnęłamzszafyswójkoszmarnyszarywełniany

płaszczzprzykrótkimirękawamiiniezidentyfikowanąplamąudołu.Starałamsięnie

dostrzegaćpełnychniesmakuspojrzeńrzucanychmiprzezżeńskączęśćuczniowskiej

background image

społecznościEaston.Corazczęściejmyślałamorozmowietelefonicznejzojcem,ciągle

odkładanejnapóźniej.Wiedziałam,żemiędzyinnymibędęmusiałagopoprosićo
dokonanie

zakupuwsekcjiodzieżowejcrotońskiegocentrumhandlowego.

Tak:podczasgdymojekoleżankiparadowaływwierzchnichokryciachodPradyi

MiuMiu,firmazcentrumhandlowegopozostawałaszczytemmoichmarzeń.

Zignorowałamdwiedziewczyny,któreprzechodzącobok,wpatrywałysięwemnie

szerokootwartymioczami.Jużprawieniezwracałamuwaginatakiezachowanie.
Gdybym

zdobytakiedyśstawę,mójpierwszysemestrwEastonbyłbydoskonałymprzygotowaniem
do

roligwiazdy.

SkręciłamwalejkęprowadzącądoBillings,powtarzającsobiewduchulistę

wieczornychobowiązkówwyznaczonychmiprzezjaśniepanie.Nagleprzydrzwiach
bursy

dostrzegłamciemnąpostać.Przezsekundęwydawałomisię,żewidzęThomasa,iserce
we

mniezamarto.Zarazjednakuświadomiłamsobie,żetakokazałasylwetkajest

charakterystycznadlakogośzupełnieinnego.

-Reed.

-Whittaker-odpowiedziałam,naśladującjegopoważnyton.

-Jakminetasesjawbibliotece?

Postanowiłamniepytać,skądwie,gdziespędziłamwieczór.Niechciałamusłyszeć,że

staletowarzyszymimyślami.

-Nieźle.Ocochodzi?

-Reed…mampytanie.Araczejzaproszenie.

Cholera.Dziedzictwo.Odpoprzedniegowieczorumojesumienietoczyłonieustanną

walkęzpragnieniamiinarazieżadnazestronniewywiesiłabiałejflagi.Niebyłam
jeszcze

gotowa.Coodpowiedzieć?Jakpostąpić?Zoknanadnamidobiegałydźwiękiskrzypiec.

Szybkie,maniackierzępolenieniepomagałowpodjęciudecyzji.

-Zastanawiałemsię,czyzechciałabyśuczynićmitenzaszczytiwpiątekwieczorem

zjeśćzemnąkolację.

Zaraz,zaraz.Kolacja?Jakakolacja?AgdziezaproszenienaDziedzictwo?Iczy

background image

WhittakernieproponowałjużwspólnejkolacjiConstance?Rzucałtezaproszeniana
prawoi

lewoczyco?

-Whittaker,przecieżjadamyrazemkolacjęcodziennie-powiedziałam.

ZerwałsięwiatripoczułamostrysosnowyzapachużywanegoprzezWhittakerapłynu

pogoleniu.Wstrzymałamoddechipróbowałamstłumićkaszel.

Whittakersięroześmiał.

-Nie,nie.Niechodzionasząstołówkę,Reed.Widzisz,wpiątekwypadająmoje

osiemnasteurodziny.Mamzgodęnakolacjępozakampusemichciałbym,żebyśbyła
moim

gościem.

Taniespodziewanapropozycjabudziłatylezastrzeżeń,żeniewiedziałam,odktórego

zacząć.

-Jakudałocisięzdobyćzezwolenie?-zapytałamwkońcu.

-Dziękimojejbabci.Jestwzarządzieszkołyijeślitrzeba,niewahasiępociągnąćza

sznurki-wyjaśniłzdumą.-Załatwiłazezwolenietakżedlaciebie.Iniemusimyzabierać
ze

sobąprzyzwoitki.

Słowo„przyzwoitka”nigdynawetnieprzyszłomidogłowy.

-Whittaker,acozinnymi?Totwojaosiemnastka.Przecieżniechceszjejspędzić

tylkozemną!

Jegominaświadczyładobitnie,żeWhittakerchcewłaśnietego.

Niedobrze.Okropnieniedobrze.NajwyraźniejWhittakerowizależałonamnie

bardziej,niżprzypuszczałam.Mógłuczcićosiemnasteurodzinypopijawąwtowarzystwie

Dasha,Gage’airesztykumplinapolanie,atymczasempostanowiłwyciągnąćmniena

kolacjęwjakimśpozakampusowymlokalu.

-Zgódźsię,Reed.Wystroimysięiwybierzemysięnaprzejażdżkę.ZnamwBostonie

takąniesamowitąwłoskąrestauracyjkę…

-WBostonie?-wychrypiałam.

NigdyniebyłamwBostonie.Niebyłamwżadnymwiększymmieścieoprócz

Filadelfii,doktórejpojechałamkiedyśzklasowąwycieczką.

-Oczywiście.Chybaniemyślałaś,żebędęświętowałosiemnasteurodzinywktórejśz

trzechprzyzwoitychrestauracjiwEaston?-zapytałzdumiony,apotemująłmniezarękęi

background image

spojrzałmigłębokowoczy.-Reed,proszę,powiedz,żesięzgadzasz.

Sercemidrgnęłonatęprośbę.Cowtymdziwnego?SłowaWhittakerabrzmiałytak

szczerze.Mogłamodmówićisprawićstraszliwąprzykrośćtemuprzemiłemufacetowi
oraz

zaprzepaścićwszelkieszansenazaproszenienaDziedzictwoizobaczeniesięz
Thomasem.

Albomogłamprzyjąćpropozycję,pojechaćdowykwintnejrestauracjiwBostonieinie

pogrzebaćnadzieinaspotkaniezeswoimeks.

Szczerzemówiąc,wewnętrznejwalkiprawieniebyło.Sumienie,pokonane,zamilkło.

-Wporządku-powiedziałam,przezwyciężającsuchośćwustach.-Zogromnąchęcią.

PRESJA

Myciezębówzawszebyłodlamnieczynnościąkojącąnerwy.Manewrując

szczoteczkąwustach,bezpośpiechumogłamanalizowaćwydarzeniaminionegodnia:

rozważać,conależałopowiedziećlubzrobićinaczej,igratulowaćsobieudanych
posunięć.

Moirodzice-wprzeciwieństwiedoprzeważającejwiększościrodzicównakuliziemskiej
-

nierazmusielinamniewrzeszczeć,żebymprzestałapastwićsięnadswoimuzębieniem.
Na

łazienkowychmedytacjachmijałymidługieminuty,nawetkwadranse.Dziwne,żejeszcze

miałamnazębachjakieśszkliwo.

Tegowieczoruzaczynałamwłaśnieswójdrugikwadransprzyumywalce,kiedydrzwi

zamnąotworzyłysięzhukiem.Omałonieudławiłamsiępianą.

-Cosłychać?-zapytałaNatasza.

Skrzyżowałaramionanawydatnymbiuścieioparłasięoframugę,wpatrującsię

gniewniewmojeodbiciewlustrze.

Pochyliłamsięnadumywalką,wyplułampianę,powolinapełniłamkubekwodąi

wzięłampotężnegołyka.Popółminutowympłukaniuwyplułamznowu.NiechNatasza
sobie

poczeka.Itakczekałanapróżno.

-Nicnowego-odparłam,kiedyjużwytarłamtwarzręcznikiem.-Niezłydzieńw

szkole.

-Dobrzewiesz,żenieotopytam.Coznalazłaś?„Pomyślmy:rocznyzapassłodyczy,

dowodynagłębokieproblemyzsamoocenąorazplikzdjęćzdecydowanie

background image

nieodpowiednich

dladzieci.Aha,iukrytywkufrzekomputerstrzeżonyhasłem”.

Powiesiłamręczniknahaczykuiodwróciłamsię,wzdychajączirytacją.

-Nic.Nieznalazłamniczego.

Wspomniałabymolaptopie,gdybymuważała,żechociażnachwilęzapewnimito

niecoswobody.Miałamjednakprzeczucie,żewywołałabymprzeciwnąreakcję:Natasza

naciskałabynamniejeszczemocniej.Aitakjużztrudemchwytałamoddech.

-Chybażartujesz.Dziesięćdniszukaniaiżadnychwyników?Myślisz,żewto

uwierzę?

Przeszłamobokniejdopokojuibeztroskousiadłamnałóżku.

-Możeszwierzyć,wcocisiępodoba-oświadczyłam.-Natejzasadziezbudowano

naszkraj.

Przycisnęładłoniedoczoła,jakbymprzyprawiałająomigrenę.Świetnie.Trochębólu

jejniezaszkodzi.Możeodechcesięjejszantażowania.

-Reed,cojest?-zapytała.-Czyżbymniewyjaśniła,cozrobię,jeślimnie

zawiedziesz?

-Ależnie,wyjaśniłaś.Znadzwyczajnąklarownością.Problemwtym,żejeśli

dziewczynycośukrywają,ukrywajątobardzodobrze.Natasza,tuchodzioNoelle.Chyba
nie

sądziłaś,żepowiesiobciążającedowodynadswoimłóżkiem?

Nataszazamilkła.Nawetonaniemogłapodważyćtegoargumentu.

-Poprostu…bądźcierpliwa-powiedziałam.

Ileczasuzajmiekomuś,ktoniemazielonegopojęciaoinformatyce,złamaniehasłado

cudzegokomputera?No,ile?

Wzięłamzestolikalekturęnalekcjeliteraturyangielskiejwnastępnymtygodniui

oparłamsięopoduszkę.

-Robię,comogę-dodałam.Otworzyłamksiążkęnapierwszejstronie.

-Więcróbtoszybciej-warknęłaNatasza.

Izanimzdążyłamprzeczytaćchoćbysłowo,zgasiłaświatło.

AHASŁEMJEST…

Podwóchporankachspędzonychnabezskutecznymwpisywaniuwszystkiego,co

wiedziałamoArianie,wokienkonaekraniejejlaptopapoczułamsiękompletnie
bezradna.

background image

Potrzebowałamwsparcia.Jakiegośpunktuwyjścia.

Jakjednakmiałamzasięgnąćporady,niezdradzając,dlaczegojestmipotrzebna?

Nieprzestawałamzadawaćsobietegopytania,kiedypewnegodeszczowego

popołudniaszłamdobiblioteki.Opracowałamplan,aleniebyłamprzekonana,że
zadziała.

Niestety,nienasuwałmisiężadeninnypomysł.Wiedziałam,żetrzecieklasymają
wkrótce

trudnysprawdzianzhistorii;połowaBillingsiKetlarślęczałanadksiążkami.Wczytelni

skierowałamsięodrazudonajdalszychregałów,gdziedziewczynyzmojejbursyzwykle

zakładałybazę.

Strzałwdziesiątkę.Kiran,Taylor,Rose,London,Vienna,JoshiGagesiedzielirazem

przystole.Czytali,robilinotatkilubrozmawialiprzyciszonymigłosami.Jednomiejsce
było

wolne.

Notojazda.

Opadłamnakrzesłoizciężkimwestchnieniempołożyłamprzedsobąstertę

skserowanychartykułów.Wszyscypopatrzylinamniezadowolenizchwiliprzerwy.

-Cotam,Reed?-zapytałaTaylor.

-E,nic.Cholernyreferat.Osiemstronnatematostatniegoskandaluzpiractwem

komputerowym.

KiraniTaylorwymieniłyspojrzenia.Nieuwierzyłymi.Isłusznie.Niebyłożadnego

referatu.

-ChodziotęawanturęwliceumwNowymJorku?-zapytałJosh.

-Słyszałamotym!-zawołałaLondonzprzejęciem.-Ktośwłamałsiędokomputerów

wbursachizdobyładresynielegalnychstroninternetowychodwiedzanychprzezuczniów.

Kompromitacja.

-Biedakomwykasowanowszystkiemateriałypornograficzne-dodałGage.-Tonie

kompromitacja,topotwornastrata.

-Wkażdymraziejestponadsetkaartykułówotejsprawieiniewiem,jaksięprzez

nieprzedrzeć-powiedziałam.-Zwłaszczażesądośćprzerażające.Wiecie,że
dziewięćdzie-

siątprocentnastoletnichużytkownikówkomputerówwybieraoczywistehasła?Imię

chłopaka,datęurodzenia…

background image

Spoglądalinamniewmilczeniu.Czybyłamażtakimaktorskimbeztalenciem?

-Nigdybymnieużyłczegośrówniekretyńskiego-odezwałsięGage.

-Jasne.Wolałbyśświńskiesłowapisanewstecz-powiedziałJoshześmiechem.

-Dziecinada-stwierdziłaRoselekceważąco.-Jastosujęprzypadkoweznaki.

Onie,tylkonieto.JeśliArianaposłużyłasięprzypadkowymiznakami,byłojużpo

mnie.

-Ajakjezapamiętujesz?-zapytałaVienna.

-Powtarzamjesobietylerazy,żeutrwalająmisięwgłowie.Cztery,pauza,symbol

dolara,osiem.jot.gwiazdka.Cztery,pauza,symboldolara,osiem,jot.gwiazdka…

-Och.znamyteraztwojehasło-powiedziałGage.-Dzięki,Rose.

Rosepoczerwieniała.

-Jużjestnieaktualne-burknęła.

-Wcalenie!Wcalenie!-zawołałaLondonradośnie,podskakującnakrześle.-

Wiemy,jakwejśćdotwojegokomputera,aha!

-Taaak?-zapytałaRose.-Awięcjakbrzmimojehasło?

Londonodchrząknęłaispojrzaławsufit.

-Cztery,pauza,symbollara…eee…jot…jot…Wszyscyparsknęliśmiechem.

-Cholera-mruknęłaLondonponuro.

-Nieprzejmujsię-powiedziałaVienna,poklepującjąpoplecach.-Wkomputerze

Roseraczejnieznajdziesznicinteresującego.

RosepopatrzyłanaViennęzezłościąipochyliłasięnadswoiminotatkami.

-Osobiściewolętytułypiosenek-oświadczyłaKiran.-Przypuszczam,żewiększość

wybieratakiehasła.Tytułypiosenek,filmów,książek…

Tytuły.Tak.Bardzoprawdopodobne.AskorochodziłooArianę,możetytuły

wierszy?

-Wiesz,Reed,czytałamwjakimśartykule,żemnóstwoludzizapisujeswojehasła

gdzieśpodręką-powiedziałaTaylor.-Notująjewkalendarzu,naprzykładpodważnądla

siebiedatą.Nawypadekgdybyzapomnieli.

-Serio?

-No.Jeślichcesz,poszukamusiebietegoartykułu.Niewyrzucamniczego.

Owszem,zdążyłamsięotymprzekonać.OczywiścieTaylorniemiałapojęcia,ile

czasuspędziłamjużpodjejłóżkiem.

background image

-Iniezaharujsięprzytymreferacie-powiedziałaKiran.-Klineniejest

wymagającymbelfrem.

-Niektórzytwierdzą-dodałJosh-żezawszeczytatylkopierwsząstronę.

-Miłosłyszeć-powiedziałamzudawanąulgą.

Wszyscywrócilidoswoichksiążekizrozumiałam,żerozmowadobiegłakońca.Nie

mogłamkontynuowaćtematupiractwakomputerowego,bostałobysięoczywiste,do
czego

zmierzam.Zyskałamjednakkilkawskazówek.Terazpoprostumusiałamsprawdzić,ilesą

warte.

PRZEJRZYSTOŚĆ

Powinnambyłaprzygotowywaćsiędosprawdzianuzfrancuskiego.Powinnambyła

wkuwaćhistorięprzedpiątkowymtestem.Powinnambyłaczytaćlekturęnazajęciaz
literatu-

ryangielskiej.PowinnambyłarozmawiaćzKiranostrojuodpowiednimnaurodzinową

kolacjęzWhittakerem.TymczasemsiedziałamprzybiurkuNataszyiwpatrywałamsięw

ekranjejkomputera,szukającpotencjalnychhasełdolaptopaAriany.

StosującsiędoinformacjiotrzymanychodKiran,przeglądałamzamieszczonew

szkolnejsiecinumerylicealnegokwartalnikaliterackiego„Pióro”.Jeślihasłemdolaptopa

rzeczywiściebyłjakiśtytuł,prawdopodobniebyttotytułktóregośzwierszyAriany.Na
moje

nieszczęściewkażdymwydaniu„Pióra”Arianapublikowałaodtrzechdosiedmiu
utworów,a

zaczęłajużwpierwszejklasie.Listajejwierszyzajmowaławmoimnotesiecałąstronę.

Westchnęłam,zamknęłamoknozostatnim„Piórem”zminionegorokuikliknęłamna

linkdonajnowszegonumeruwydanegowpaździerniku.Wiedziałam,żewydrukowanow
nim

przynajmniejpięćutworówAriany.Weszłamnastronęzespisemtreściizanotowałam
tytuły:

Przejrzystość

Upadekbezkońca

Tainna

Strachnawróble

Wiekciemny

Otak,Ariananiewątpliwiebyłapogodną,beztroskądziewczyną.

background image

Drzwipokojuotworzyłysięnagle.Tętnoskoczyłomidosetki,apotemśmignęło

jeszczewyżej,bonaproguzobaczyłamArianę,NoelleiTaylor.Zatrzasnęłamnotesi

zamierzałamzrobićtosamozlaptopem,aleuświadomiłamsobie,żewyglądałobyto
bardzo

podejrzanie.Zresztądziewczynystałyjużzamną.Noellepołożyłanapodłodzepapierową

torbę.Miałamprzeczucie,żejejzawartośćwcalemisięniespodoba.

-KorzystaszzkomputeraNataszy?-zapytałaNoelle,kładącdłonienaoparciu

krzesła,takżeprzechyliłamsiędotyłu.-Apoprosiłaśjąozgodę?Bojeślinie,spodziewaj
się

brygadyantyterrorystycznej.

-O,przeglądasz„Pióro”-powiedziałaAriana.-Szukaszwskazówek,co?

Serceprzestałomibić.Wułamkusekundycałeżycieprzemknęłomiprzedoczami.

Arianawiedziała.Potrafiłaczytaćwmyślach.

-Wskazówek?Jakich?-wykrztusiłam.

-No,wskazówekcodowłasnychtekstów.Słyszałam,żeczytaszsporoliteratury.Od

dawnasięzastanawiam,czyniemaszteżzainteresowańpisarskich.

-Och.Jasne!-zawołałam.Ariananicniewiedziała,naturalnie.Skądmogłaby

wiedzieć?-Chybamam.Zainteresowania.Nawetrozważałam,czyniezgłosićsiędo
„Pióra”.

Gdybyniechodziłoomojeprzetrwanie,corazwiększałatwość,zjakąwygłaszałam

kłamstwa,byłabywnajwyższymstopniuniepokojąca.

-Wspaniale!Chętniezobaczymytwojeprace-zapewniłaArianazuśmiechemi

zerknęłanaNoelleteższerokouśmiechniętą.-Jakąformęliteraturyuprawiasz?

Powolizamknęłamlaptopa,główniedlazyskaniachwilidonamysłu.Nienapisałam

żadnegotekstuliterackiegoodpierwszejklasyszkołypodstawowej,kiedymoje
opowiadanie

Wesołezwierzątkozostałobezlitośnieskrytykowaneprzezwszystkichmoich
sześcioletnich

kolegówikoleżanki.

-Eee…przeważnieeseje-odpowiedziałam.-Aleostatniomamzamałoczasu.

„Wamtozawdzięczam,dziewczyny-chciałamdaćimdozrozumienia.-Przezwasi

waszewymaganiamusiałamporzucićmuzę”.

-Ibędzieszgomiałajeszczemniej-oznajmiłaNoelleradośnie.

Przygarbiłamsięnakrześle.

background image

-Dlaczego?

-Okna-wyjaśniłaTaylorniemalprzepraszającymtonem.-Sąskandaliczniebrudne.

Okna?Czywliceumniezatrudnianoosób,którychzadaniembyłomycieokien?

-Któreokna?-zapytałam,chociażjużznałamodpowiedź.

-Wszystkie-odparłaNoelle.Zpapierowejtorbywyciągnęłapłyndomyciaikilka

ścierek.-Możeszzacząćodmojego.

ZAMIĘKKA

-Będziepadać-mruknęłaAriana,spoglądającnastępnegowieczorunazachmurzone

niebo.-Musimysiępospieszyć.

Owinęłamszalikwokółszyiizbiegłampostopniachprowadzącychzbiblioteki.

MinionągodzinęspędziłamwtowarzystwieArianyipozostałychredaktorów„Pióra”,
którzy

omawialitekstynadesłanedonajbliższegonumerukwartalnika.Ponieważwpanice

wyraziłamzainteresowanieczasopismem,Arianazaprosiłamnienazebranieredakcji,
żebym

sięprzekonała,czynaprawdęchcęangażowaćsięwdziałalnośćliteracką.Teraz,

wysłuchawszytychpretensjonalnychosóbpastwiącychsięwzajemnienadswoją
twórczością,

mogłampodsumowaćwłasnewrażeniatrzemasłowami:

Niedlamnie.

Mimowszystkodoceniałam,żeArianamniezaprosiła.Najwidoczniejuznała,żewarto

podzielićsięzemnączymś,comiałodlaniejwielkieznaczenie.Och,gdybywiedziała,że

kiedypospieszniebazgrałamwnotesie,nienotowałamredakcyjnychkomentarzy,ale
nowe

pomysłynahasłodojejlaptopa…

Tegorankazamiastczyścićpodłogi,przeszukałampokójAriany,żebyprzetestować

teorięTaylornatematukrywaniahasełwkalendarzu.Stwierdziłamjednak,żejeśliAriana
ma

kalendarzlubterminarz,trzymagozawszeprzysobie.Potem,podskakującnerwowoprzy

każdymgłośniejszymszeleście,przezpółgodzinywpisywałamdojejlaptoparozmaite
słowa

klucze,któreprzyszłymidogłowy.Wszystkieokazałysiębłędne.Ogarnęłamnieponura

determinacja.Poświęciłamtemuzadaniuzbytwieleczasu.Musiałamzłamaćhasło,
choćby

background image

potożebyniemiećpoczuciaklęski.

Lekcjeminęłymigłównienawymyślaniukolejnychpotencjalnychhaseł.Groźba

przymusowegoopuszczeniaEastonzpowoduhaniebnychwynikówwnaucestawałasię
coraz

bardziejrealna,alepowtarzałamsobie,żeprzynajmniejsięprzekonam,czydziewczynyz

BillingsdoprowadziłydowyrzuceniaLeannezeszkoły.

Taaak.Dlaczegośtakiegowartobyłosięnarażać.

Ha.

-Ico?-zapytałaAriana,kiedypędziłyśmyzpowrotemdobursy.-Jakcisiępodobało

nazebraniu?

-Byłociekawie-odparłamostrożnie.-Aleniewiem.czyodpowiadamitakie

znęcaniesięnadcudzymiwierszami.

-Czemu?

-No,poezjatonajbardziejosobistemyśliiuczucia.Chybatrzebasporoodwagi,żeby

pokazaćjepublicznie.Awyrzucaliścieokreśleniawrodzajużałosne,przyziemne,
oklepane…

Jednazautorekjestwwaszymzespoleredakcyjnym.Stwierdziłaś,żewjejwierszachw

ogóleniemaoryginalnychmyśli.Siedziałaobokimusiałategowysłuchiwać.

-Wiem.Toniełatwe-powiedziała.Przycisnęładosiebieksiążkiipochyliłasię,

walczączwiatrem.-Jeślijednakzapisujeszcośnakartceiprosiszinnych,żebyto

przeczytali,musiszbyćprzygotowananakrytykę.

-Pewnietak.Alebrzmiałototrochępodle.PrzystanęłyśmyprzeddrzwiamiBillings.

Wczołopacnęłamipierwszakropladeszczu.

-Słuchaj,Reed,jeśliniedajeszsobieztymrady,możeniepowinnaświęcej

uczestniczyćwzebraniach-powiedziałaAriananiespodziewanieszorstko.

Chwyciłazaklamkętakmocno,żepobielałyjejpalce.

-Niemówiłam,żeniedajęsobierady.Poprostu…

-Nie.Jesteśnatozamiękka-oświadczyła,patrzącmiwoczy.-Nicwtymzłego,

tylkonieudawaj,żejesteśkimś,kimniejesteś.Tostrataczasu.Twojegoimojego.

Zaraz,zaraz.Cotomaznaczyć?

Otworzyłazrozmachemdrzwiiweszła,nieoglądającsięzasiebie.Przezdługąchwilę

stałambezruchu.Czułamsiętak,jakbymdostaławtwarz.Zakogo,docholery,Arianasię

uważała?Jakimprawemodzywałasiędomniewtensposób?Nieznałamnienatyle,żeby

background image

wiedzieć,doczegojestemzdolnalubniezdolna.

Gotowałamsięzgniewu.Najpierwsugestia,żemamcośwspólnegozezniknięciem

Thomasa,aterazto?Ocotuchodziło?

Wpadłamdoholu,myśląc,żezobaczęArianęnaschodach,alewzasięguwzrokunie

byłonikogo.Naglezauważyłam,żeobokwświetlicywygaszonowszystkielampy.
Powoli

ściągnęłamszalikipodeszłambliżej,żebyzorientowaćsięwsytuacji.Hm.Kanapyi
fotele

ustawionowkręguoboksiebie,przodemdowielkiegotelewizora.Zajmowałyjemoje

współlokatorkiwpatrzonewnajnowszyfilmzOrlandoBloomem.

Przytulnie.Doskonałyleknafrustracjępokilkudniachwaleniagłowąwmur.

-Cześć,Reed-szepnęłaTaylorzkanapy.

Kiranzamachała.Rosezuśmiechemobejrzałasięnamnieprzezramię.

-Cześć-odszepnęłamiprzysiadłamnawolnymmiejscu.Naprzeciwkomnie,przy

kominku,ArianasadowiłasięnapufieobokNoelle.Noellepodałajejkoc,nieodrywając

oczuodekranu,isięgnęładotalerzazprzekąskami.Wzięłakrakersapokrytegojakąś
czarną

maziąiwsadziłagosobiedoust.

-Cosiętudzieje?-zapytałamcicho.

-Wieczórfilmowy-wyjaśniłaszeptemRose.-Urządzamygorazwmiesiącu.

-Fajnie.

-Niedlaciebie,nowa-powiedziałaNoelległośno.-Tywracaszdomyciaokien.

Zamrugałam.

-Przecieżjeumyłam…

-Tak,isącałewsmugach-burknęłaCheyenne.

-Bierzsięraźnodoroboty-poleciłaNoelle.-Możejeszczesięzałapiesznaostatnie

pięćminutfilmu.Chociażwątpię.

Wybuchnęłyśmiechem.Całapiętnastka.Piętnastokrotneupokorzenie.Arianapatrzyła

namnieswoimibladoniebieskimioczamiiuśmiechałasięironicznie.

-Zaniesieszmitorbęnagórę,Reed?-zapytałasłodko.-Dzięki.

Wtedyzobaczyłam,żeNataszarównieżniespuszczazemniewzroku.Leciutko

kiwnęłamgłową.Wymarzonaokazjadorealizacjinaszegoplanu.Okazjadopodjęcia
walkiz

background image

laptopem.Ariananiezdawałasobiesprawy,żewłaśniedałamicoś,cobyćmożepozwoli
mi

wreszciezłamaćjejsekretnehasło.Wręczyłamiswojątorbę.Awniejzapewneterminarz.

Uważała,żejestemzamiękka?Zobaczymy.

ZWYCIĘSTWO

GodzinępóźniejsiedziałamnapodłodzewpokojuArianyzpiekącymioczami,

sztywnymkarkiemiłupaniemwczaszce.Coparęminutzerkałamnerwowonazegarek,

zastanawiającsię,jakdługojeszczeOrlandobędzieszukałmiłości.Kwadrans?Trzy

kwadranse?

-Dalej,Reed-mruknęłamdosiebie,rozprostowujączdrętwiałepalce.

Przerzuciłamkolejnąkartkęwterminarzu.PodpowiedzTaylorokazałasię

dobrodziejstwemizarazemprzekleństwem.Początkowozamierzałamszukaćwskazówek
pod

datąurodzinAriany,aleuświadomiłamsobie,żeniewiem,któregodniaurodziłasięmoja

koleżankazBillings.Wertowałamwięcterminarzstronazastroną,zakładając,żeważne
dni

będąwnimjakośzaznaczone.

Myliłamsię.WterminarzuArianyniebyłonicoczywistego-pozatym,że

właścicielkalubiwnimbazgrać.Każdastronabyłazapełnionapospiesznienotowanymi

fragmentamiwierszy,nawpółuformowanymipomysłami,tytułami.Taktuiówdzie

znalazłamtytuły,aleniepotrafiłamrozstrzygnąć,czyumieszczonojepodszczególnie
istotną

datą.Dlategoprzezgodzinęwstukiwałamdokomputeraprawiekażdesłowo,naktóresię

natknęłam.

Wkrótceztrudemporuszałampalcami.Wczesnyatakartretyzmu.Jedynyrezultat

moichstarań.

Postanowiłampróbowaćjeszczeprzezkwadrans,apotemdaćsobiespokójzlaptopem

iprzynajmniejprzetrzećszybyuNoelleiAriany(wedługmnie,zupełnieczyste),żebynie
na-

razićsięnazarzutzaniedbaniazleconejpracy.

Dotarłamdokwietnia.Podpiątkąwidniałojednosłowo.Odetchnęłamizaczęłam

stukaćwklawisze.

Opaska,o-p-a-s-k-a.Enter.

„Błędnehasło!”-odpowiedziałkomputer.

background image

Okej…dalej.Walnięte,w-a-l-n-i-ę-t-e.Enter.

„Błędnehasło!”

Jęknęłam.Przerzuciłamkilkakartek,szukającczegośchoćodrobinęniezwykłego.

Ostatnidzieńmiesiąca.Poddatątrzydziestegokwietniazobaczyłamsłowo„dom”
zapisane

wielkimiczerwonymiliterami.Apodspodem,drobniejszympismem,tytułjednegoz

najnowszychutworówAriany:Tainna.Wierszopublikowanywpaździernikowym
„Piórze”.

Przezchwilęsiedziałambezruchu.Ręcemidrżały.Okej.Tainna.Dwasłowa.

t-a[spacja]i-n-n-a.Enter.

„Błędnehasło!”

Gdzieśoboktrzasnęłydrzwi.Serceskoczyłomidogardła;niemogłampodnieśćsięz

podłogi.Zamarłam,nadsłuchując.Kroki.Corazbliżej…

OBoże,nie!Rzuciłamsiędokufra,omałonieupuszczająckomputera.Niebyło

szans,żebymzdążyławłożyćwszystkonamiejsce…

Krokiminetydrzwiistopniowosięoddaliły.Opadłamnapodłogę,całasiętrzęsąc.

Wiedziałam,żepowinnamnatychmiastwpakowaćwszystkozpowrotemdokufrai
odejść.

Kiedyjednaktrafiłabymisięznowutakdoskonałaokazja?

Zociąganiemotworzyłamlaptopa.Pomyślałam,żespróbujęostatniraz.

Tainna.Jednosłowo.

t-a-i-n-n-a.Enter.

Komputerzapikał.Znieruchomiałam.

Zaszumiałdysktwardy,okienkologowaniazniknęłoinatlefotografiibezchmurnego

niebapojawiłysiędwanajpiękniejszesłowa,jakiekiedykolwiekwidziałamnaekranie

komputera:

„Witaj,Ariana!”

Złamałamhasło.Niesamowite.Złamałamhasło.Ranyboskie-udałosię!Miałam

ochotęskakać,wrzeszczećzradościiwycinaćhołubce.Biorącjednakpoduwagę
skrzypiącą

podłogęipiętnaściedziewczynwnabożnymmilczeniuwpatrzonychwOrlandaBlooma
dwa

piętraniżej,niebyłbytonajlepszypomysł.

„Nietraćgłowy,Reed!”

background image

Wygrzebałamztorbydyskietkę,którąwzięłamzesobąwnikłejnadziei,żewreszcie

natknęsięnacośwartegoutrwalenia.Włożyłamjądostacjilaptopaipróbowałam
zapanować

nadoszalałymbiciemserca.Mogłobyzagłuszyćdźwiękidobiegającespozapokoju,anie

chciałamryzykowaćwpadki.Nie,zwłaszczanieteraz.

Napulpiciebyłokilkaikonfolderówoznaczonychkolejnymilatami.Kliknęłamna

ostatniąznichiotworzyłasiędługalistaplikówtekstowych.Wiersze.Setkiwierszy,
niektóre

ztytułamiznanymimiznumerów„Pióra”.Czyktóryśznichzawierałobciążające
dowody?

Czygdzieśmiędzywierszamikryłsiędokumentświadczący,żeArianaprzyczyniłasiędo

usunięciaLeannezliceum?Niemiałamczasunaprzeglądaniekilkusetstronpoezji!

Przewinęłamokienkowdół,szukając,samaniewiedziałamczego.Nasamymdole

zobaczyłampojedyncząikonęfolderu.Folderwfolderze.Zatytułowany„Projekty”.

Hm.Ciekawe.Kliknęłamdwarazy.Wewnątrzbyłynastępneplikitekstowe,każdy

opatrzonyinicjałami:„PW”,„LA”,„IP”,„NL”,„KI”,„TL”,„LS”.

„LS”.LeanneShore.

PlikdotyczącyLeanne.

Wgłębiduchachybazawszesądziłam,żetoniemożliwe.Niemożliwe,żebyNoellei

ArianawłaściwiebezprzyczynydoprowadziłydowydaleniakogośzEaston.Aoto
znalazłam

potwierdzenieniemożliwego.Zarazmiałamujrzećdowód.

Zwahaniemkliknęłamnaikonę.NaekraniepojawiłsiędokumentWorda.Ugóry

słowa:„letniaszkoła”,poniżej:„łacina5.08”.Omałoniewybuchnęłamśmiechem.Ariana

uczęszczaławsierpniunakursłaciny.Wletniejszkole.

NiemiałotożadnegozwiązkuzLeanne.Arianabyłaniewinna.

Odetchnęłamizamknęłamdokument.Przezchwilęnadsłuchiwałam,alenakorytarzu

panowałacisza.NajwyraźniejOrlandonadalroztaczałswojewdzięki.Postanowiłam
spraw-

dzićpozostałeplikiwfolderze,tylkodlazaspokojeniaciekawości,skorodotarłamjużtak

daleko.Wybrałamplik„PW”-listężeńskichimioninazwisk,przyktórychzapisano„tak”
lub

„nie”;podspodembyłyjakieścyfry.MożeArianapomagałamatcewurządzeniu
przyjęcia

background image

dlajejznajomych?

Następnymplikiembyło„la”.Kliknęłam-isercemizamarło.

Kiedyumieram,Faulkner,1930.

Niewidzialnyczłowiek,Ellison,1947.

Ściąga.Zapisanedrobnączcionkątytułylekturznazwiskamiautorówidatami

wydania;sądzączinformacji,przygotowanenasprawdzianzliteraturyamerykańskiejw

czwartejklasie.WłaśniepodczastakiegosprawdzianuLeanneShoremiałazłamaćkodeks

honorowyEaston.Adowodemjejprzestępstwabytyściągi.

WielkiBoże.Jeślispis,którywidziałamprzedsobą.pojawiłsięnaściągach

obciążającychLeanne,podejrzeniaNataszybytysłuszne.Noelleijejprzyjaciółkiwrobiły

Leanneispowodowałyusunięciejejzeszkoły.Aledlaczego?Dlategożeirytująco

przypochlebiałasięNoelle?Czytobyłpowód,żebykomuśzniszczyćżycie?

Niecierpliwieotworzyłamplik„ki”.Jakmożnabyłosięspodziewać,zawierał

skopiowanewiadomościzkomunikatorainternetowego,głównierozmowyArianyi
Noelle.

Przejrzałampoczątkowekomunikaty.Wyglądałycałkiemzwyczajnie-plotkiolekcjachi

imprezach.

Apotemzobaczyłamwłasneimięitchumizabrakło.

*Ariana*:Czylijesteśmyzdecydowane.

Noalle_1:ABSOLUTNIE.ChcemyReed,tak?

*Ariana*:Tak.Lattimerjużspacyfikowaną.Kiranzałatwiłajejwejściówkęnawyprzedaż
kolekcji

Manolo.

Noelle_1:Świetnie!Lattimerniepiśnieanisłowa.Ściągisą?

*Ariana*:Są.Tylkopowiedzgdzieikiedy.

Noelle_1:JUTRO.Reedbędzietujeszczeprzedweekendem.ALeannewylatuje.Coza

szczęście!

*Ariana*:Paskudnejesteśmy.

Noalle_1:Asamopoczuciecudowne.

Niemogłamsięruszyć.Niemogłamdrgnąć.Niezareagowałabym,nawetgdybydo

pokojuwpadłapiętnastkamoichwspółlokatorek.

Dziewczynyzrobiłytodlamnie.ŻebyzapewnićmimiejscewBillings.Wszystko

zorganizowanozmyśląomnie.

background image

Cośzaskrzypiałonaschodachinagleożyłam.Niebyłoczasunarozważania.

Pospiesznieprzekopiowałamnadyskietkęwszystkieopisaneinicjałamipliki-na
wypadek

gdybyzawierałyjeszczecośgodnegoprzeczytania.Wepchnęłamdyskietkędokieszeni

dżinsów,zatrzasnęłamlaptopaispakowałamkufer.Właśniewsuwałamgodoszafy,kiedy

usłyszałamgłosynaparterze.Wieczórfilmowydobiegłkońca.Zamknęłamszafęi

wybiegłam.

Wiedziałam,żedziewczynybędąnagłównychschodach,popędziłamwięcdowyjścia

ewakuacyjnego.Ciężkousiadłamnapierwszymstopniuiusiłowałamzłapaćoddech.

Leannepogrążonozmojegopowodu.Przezemniewyleciałazeszkoły.Przezemnie

Nataszabyłatakzdeterminowana,żezdecydowałasięnaszantażiszpiegowanie
współlokato-

rek.Wszystkoprzezemnie.Potożebymmogłatuzamieszkać.Żebymzostaładziewczyną
z

Billings.

Tobyłochore,obrzydliwe,podłe.Zostałojednakzaaranżowanezewzględunamnie.

Niktnigdyniezrobiłdlamnieczegośpodobnego.Dziewczynyogromnieryzykowały,
żeby

ściągnąćmniedoBillingsizapewnićmijakąśprzyszłość.Byłampełnaodrazy,owszem,
ale

teżprzyjemniezaskoczona.

Ajaksięimodwdzięczyłam?Przetrząsnęłamichpokoje.Odkryłamichbolesne

tajemnice.

Zdradziłamswojeprzyjaciółki.Wstyd.

Pozostawałyjednakdręczącepytania.Dlaczegodziewczynychciałysięzemną

zaprzyjaźnić?DlaczegowogólesprowadziłymniedoBillings?Jakimiaływtyminteres?
Po

cozrobiłymnieswojąwspółlokatorką?Potożebymnąswobodniedyrygować?Bez
sensu.

Kompletniebezsensu.

Tużnademnątrzasnęłydrzwi.Poderwałamsięipognałamnadół.Musiałamwrócić

doswojegopokojuiporządniepomyśleć.Zdobyłamposzukiwanedowody.Miałamjużto,

czegopotrzebowałaNatasza.Pytaniebrzmiało:czypodzielęsięzniąswojąwiedzą?

PODEJRZLIWOŚĆ

background image

Następnegodniarano,kiedyNataszazniknęławłazience,pospieszniewłożyłam

dżinsyibluzę,spięłamwłosywkońskiogoniwyśliznęłamsięnakorytarz,jaknajciszej

zamykajączasobądrzwi.Wstałamwcześnieiponownieumyłamoknanaparterze,żeby
tylko

uniknąćprzebywaniawpobliżuNataszy,kiedyzadzwonijejbudzik.Teraznatomiast
miałam

doskonałąokazję,żebywymknąćsięzbursy,zanimNataszazapyta,czypoprzedniego

wieczoruodkryłamcośinteresującegowpokojuNoelleiArianyizanimpozostałe

współlokatorkiwynajdądlamnienastępneporanneobowiązki.

Dzieńbyłpochmurnyichłodny.Nadziedzińcunarzuciłamnasiebiepłaszczi

wystukałamnakomórcenumerpokojuThomasa.Wokółpanowałagrobowacisza.Zust

wydobywałymisięobłokipary.Nagietkirosnącewzdłużalejkipochylałysiępod
ciężarem

szronu,którypokrywałichpłatki.Ztrudemzapięłamguzikipłaszczazgrabiałymi
palcami.

Joshodebrałpopiątymsygnale.

-…lo?-wymamrotał.

Jeszczesięnieobudził.

-Josh.przepraszam,żedzwoniętakwcześnie…

-Ktomówi?

-Reed.

Nagleodniosłamwrażenie,żektośmnieobserwuje.Zatrzymałamsięnaskrzyżowaniu

alejkiprowadzącejdożeńskichburszalejkądobibliotekiirozejrzałamsięuważnie.

Dziedziniecbyłpusty,jeślinieliczyćwiewiórkiskaczącejpodławkami.

-Reed?-zapytałJosh.-ChodzioThomasa?Odezwałsiędociebie?

-Nie,alemuszęztobąoczymśporozmawiać.Mógłbyśprzyjśćdostołówkizajakieś

piętnaścieminut?

-Eee…jasne.Jużsięzbieram.

-Dzięki.

Wchwilikiedywyłączyłamkomórkę,poczułamdreszczprzebiegającymipoplecach.

Odwróciłamsięiomałoniewrzasnęłam.DetektywHauerbyłpółtorametraodemnie.

Zakrztusiłamsięizaczęłamgwałtowniekaszleć.Hauerpodszedłdomnieze
zmarszczonymi

brwiami,powiewającpołamiczarnegotrencza.

background image

-Wszystkowporządku,pannoBrennan?-zapytał.

PannoBrennan.Pamiętałmojenazwisko.Przezostatniedwatygodnierozmawiałz

kilkusetosobami,apamiętał,jaksięnazywam.Niedobrze.

-Tak,wporządku-wysapałam.-Trochęmniepanwystraszył.

-Przykromi-powiedział,choćniewyglądałnazmartwionego.-Ranochętnie

spaceruję.Topomagamirozjaśnićumysł.

-Naprawdę?-zapytałam,bonicinnegonieprzyszłomidogłowy.-Wspaniale.

-Aty,Reed?-Ja?

-Coturobiszotejporze?Dawnetodzieje,przyznaję,alemamwrażenie,żejako

nastolateklubiłemsobiepospać.

-Och,wiepan,jestemindywidualistką-powiedziałamześmiechemirozłożyłam

ręce.

Zachowywałamsięjakoszalałystrachnawróble.

-Zkimrozmawiałaś?-zapytał,patrzącnamojąkomórkę.Zatarłzmarzniętedłonie.

-Ach…

Niewidziałampowodu,żebykłamać.

-…zJoshem.JoshemHollisem.Mamysięspotkaćwstołówce.

-ZewspółlokatoremThomasaPearsona?-zapytał,unoszącbrwi.-ZtymJoshem

Hollisem?

Dlaczegomówiłtotakpodejrzliwie?Czemu,udiabła,niemiałabymsięzobaczyćz

Joshem?Wzruszyłamramionami.

-Nieznaminnego-odparłam,apotemzprzesadnymniepokojemspojrzałamna

zegarek.-Oj,muszęiść,bosięspóźnię.Miłegospaceru!

-Smacznegośniadania-odpowiedział,przyglądającmisięzmrużonymioczami.

-Dziękuję!-zawołałammożliwiebeztrosko.Beztroskachybaminiewyszła.

Przecinającdziedziniec,ciągleczułamnasobiejegowzrok.Ztrudempowstrzymywałam
się

odzerknięciaprzezramię.Kiedydotarłamwreszciedostołówkispoconaze
zdenerwowania,

niemogłamznieśćtegoanichwilidłużej.Przystanęłam,udając,żeszukamczegośw
torbie,i

spojrzałamkątemokanaskrzyżowaniealejek.Owszem,detektywHauerstałnadalna
środku

background image

dziedzińca.Stałimnieobserwował.

IDEALIZM

Porazpierwszyodwieludnimogłamwkolejceprzybufeciepołożyćnatacy

wyłącznieto,cosamachciałamzjeść.Wiedziałam,żekiedywstołówcepojawiąsię

dziewczynyzBillings,będęmusiaławrócićdoogonkaizrealizowaćichliczne
zamówienia.

Naraziejednakcieszyłamsięswobodą.Zasługiwałamnaniąpotymwszystkim,przezco

przeszłamtegoranka.

Dwaplasterkibekonu,grzankazmasłem,miseczkasłodkichpłatkówśniadaniowych.

UsiadłamprzystoleBillingsizaczęłamodgrzanki,żebyuspokoićwzburzonyżołądek,
zanim

wchłonętłuszczeicukry.Przestronnastołówkabyławciążtakpusta,żemogłam
obserwować

drobnepyłki,którewirowaływpromieniachsłońcawpadającychprzezświetlik.
Patrzyłam,

jakJoshstajewkolejceprzybufecieipochwilipodchodzidonaszegostołuzkawąi
trzema

ciastkaminatacy.

-Ronęzciekawości-powiedział,siadającnakrześlenaprzeciwkomnie.

Odgryzłkawałekciastkazcynamonem,rozsypującwokółrdzawyproszek.

Zauważyłam,żewłosyzjednejstronyprzylegająmupłaskodogłowy,azdrugiejsterczą
na

boki.Notak:kilkanaścieminutwcześniejspałsobiewnajlepsze.Namojąprośbęporzucił

przytulne,ciepłełóżko.

-Josh,przypuśćmy…

Odłożyłciastkonatalerz.

-Uwielbiamsłowo.przypuśćmy”-powiedział,opierającłokcienastole.

Zaśmiałamsię.

-Nowięcprzypuśćmy,żejedenzchłopakówwtwojejbursiezłamałkodeks

honorowyiwjakiśsposóbsięotymdowiedziałeś…doniósłbyśnauczycielom?

Zmarszczyłbrwi.

-Oczywiście,wiem-dodałampośpiesznie-żejesteśzobowiązanyimdonieść,alew

rzeczywistości…zrobiłbyśto?

-Absolutnietak-stwierdził,kiwającgłową.

background image

-Naprawdę?

Drzwisięotworzyłyiweszłagrupauczniów.Stołówkapowolizaczynałasię

zapełniać.

-Tak.Niemamwątpliwości.Podpisałaśumowę,jakmywszyscy.Pewniezabrzmito

pompatycznie,alepodpisanieumowycośdlamnieznaczy.Kiedysiędoczegoś
zobowiązu-

jesz,niepowinnaścofaćdanegosłowa.Zresztątoniebyłobywporządku.Jeśliktoś
postąpi

niewłaściwie,musipogodzićsięzkonsekwencjami.

Aniechto.Joshtraktowałsprawębardzoserio.Zjakiegośpowoduzrobiłomisię

nieswojo.

-PanieHollis,proszęopisaćmiswojeprawdziweodczucia-zaproponowałam

żartobliwie,żebyrozładowaćnapięcie.

-Jegoprawdziweodczuciasąkretyńskie.

Zaskoczenipodnieśliśmywzrok.PrzynaszymstolezatrzymałsięWhittaker.

-Bezobrazy-rzuciłdoJosha.

-Och…bezobrazy-odparłJoshlekkimtonem.

Przysunąłsiędostołu,żebyumożliwićWhittakerowiprzejście.Whittakerusiadłna

sąsiednimkrześle,łyknąłsokugrejpfrutowegoioblizałwargi.

-Niezamierzałempodsłuchiwać,alemówiliściedosyćgłośno-wyjaśnił,opierając

nadgarstkinakrawędzistołujakdobrzewychowanychłopiec.-Reed,jeślirzeczywiście
ktoś

wBillingsposłużyłsięściągą…wżadnymrazieniewolnociinformowaćnauczycieli.

-Cotakiego?-wyjąkałJosh.

-Twojaopiniajestnieconaiwna,niesądzisz?-zapytałgoWhittaker.-Atakże

obłudna.

Joshskrzyżowałramionanapiersi.

-Noproszę.Jeszczesięniezaczęłoporannenabożeństwo,ajużnazwanomnie

naiwnymobłudnikiem.Tocidopiero.

-Dziwiszsię?Siedzisztuitwierdzisz,żetrzebaponosićkonsekwencjeniewłaściwego

zachowania,aczyzareagowałeśkiedyśnadilerskądziałalnośćswojegowspółlokatora?

Wydałomisię,żeprzezstołówkęprzeleciałmroźnypowiew.Dostałamgęsiejskórki.

Joshpobladł.

background image

-Nietwojasprawa-warknął.

-Przeciwnie,moja,skoropróbujeszuczyćReedhipokryzji.Zadowolony,że

skutecznieuciszyłJosha,Whittakerobróciłsiędomnie.

-Reed,niezrażajdosiebiemieszkanekBillings.Posłuchajmojejrady.Niedziałaj

przeciwkonim,jeślichceszmiećjakieśżyciepoopuszczeniuEaston.Takajest

rzeczywistość.

PrzełknęłamślinęispojrzałamnaJosha.Potrząsnąłgłową,alesięnieodezwał.

Uświadomiłamsobie,żeWhittakertrafnierozpoznałpowód,dlaktóregoopiniaJosha

wprawiłamniewzakłopotanie.NiemalodpierwszegodniawEastonsłyszałam,że

dziewczynyzBillingsmająprzedsobącudownąprzyszłość.Wszystkoopierałosięna

właściwychkontaktach.Dziękikontaktommożnabyłodotrzećwszędzie.Czygdybym

doniosłanaNoelleijejgrupę,mojecennekontaktyzostałybyzerwanenazawsze?Czy

zdobytaprzezemniepozycjamieszkankiBillingsautomatyczniestraciłabyznaczenie?

-Wiesz,żemamsłuszność-oświadczyłWhittaker.-Poznajętopotwoichoczach.

-Wybaczcie-powiedziałJosh,wstając.-Nagledostałemmdłości.

Wziąłciastkoztalerzainieoglądającsię,ruszyłdodrzwi.Whittakerwestchnął.

-Jeszczesięnauczy.Kiedyś.

Obserwowałam,jakWhittakerpakujesobiejajecznicędoust,iogarnęłamnie

straszliwaniechęć.Nawetjeślimiałrację,jegowszechwiedzącytonbyłniedozniesienia.

Znalazłsię,mędrzecjeden.

-Askorozostaliśmysami…-zacząłiprzesiadłsięnakrzesłoJosha,naprzeciwko

mnie.-Reed,wszystkojużzałatwionenapiątkowywieczór.Przyjadępociebieoszóstej.

PowinniśmybezkłopotuzdążyćdoBostonu.Jużniemogęsiędoczekać.

Patrzyłnamnietak,żeprawieotrząsnęłamsięzodrazą.Woczachmiałpożądanie-

wyraźne,oczywiste.Wierzył,żepiątkowarandkaskończysiętaksamojaknaszanocna
roz-

mowawlesie.

No,zapewnewolałbyuniknąćtegokawałkazrzyganiem.

-Cieszyszsię?-zapytał.

JodlaThomasa.PotożebyśdostałasięnaDziedzictwoimogłasięzobaczyćz

Thomasem”.

-Jasne-odpowiedziałamsłabo.

Ująłmniezarękęiukryłjąwswoichdużych,niezdarnychdłoniach.Nagle

background image

przypomniałamisięinnaparadłoni.szczupłych,alemocnych,wprawnychiczułych.Para

dłoni,którychdotykzawszebyłdlamnienajwyższąprzyjemnością.

Zerknęłamwbokiprzysąsiednimstolezobaczyłamkilkatrzecioklasistek,które

przypatrywałymisięzazdrośnie.Wiedziały,cooznaczagestWhittakera:byłamokrok
bliżej

towarzyszeniaWhittakerowipodczasDziedzictwa,one-okrokbliżejpozostaniawbursie
w

nocHalloween.

-Możezatrzymamysięgdzieśpokolacji-wymruczałWhittaker,lekkosięrumieniąc.

-Gdzieś,gdziebędziemytylkowedwoje.

Nacisnąłmojądłońkciukiem.Cofnęłamrękę.

Niemogłamtegozrobić.Niemogłamgodzinamisiedziećznimwsamochodzie,

niepokojącsię,kiedyprzystąpidodziałania,kiedypoczujęnaustachjegowargi.
Whittaker

byłprzemiłymchłopcem-niezdarnym,pełnymnajlepszychchęcichłopcem,którybardzo
się

starał.Doskonaletorozumiałam.Problemwtym,żestarałsięoniewłaściwądziewczynę.

-Cośnietak?-zapytałzszerokootwartymioczami.

-Nie,nie-odpowiedziałam.-Tylkoprzypomniałamsobie,żezostawiłamwpokoju

notatkidohistoriii…ipowinnamjemiećnalekcji.Muszęiść.

-Och.Oczywiście.Zobaczymysiępóźniej?Podniósłsięzkrzesła,jakprzystałona

dżentelmena.

-Jasne-zapewniłam.-Zprzyjemnością.Narazie.Kiedyjednakszłamdodrzwi,w

myślachtworzyłamnowyplan.MusiałistniećjakiśsposóbdostaniasięnaDziedzictwo
bez

pomocyWhittakera.Poprostumusiał.

PRZEDIMPREZĄ

WieczoremprzystanęłamprzeddrzwiamipokojuNoelleiAriany.Przedchwilą

usłyszałamgłosydochodząceześrodkaizatrzymałamsięodruchowo;teraz,kiedy
poznałam

niektóretajemnicedziewczyn,miałamogromnąochotędowiedziećsięczegośjeszcze.
Zza

drzwidocierałyjednaktylkoniewyraźnedźwięki,apozatymprzypomniałamsobie,że

przyszłam,abypoprosićdziewczynyoprzysługę.Podsłuchiwanieraczejniezjednałoby
mi

background image

ichsympatii.Wyprostowałamsię,odetchnęłamizapukałam.

-Entrez!-zawołałaNoelle.

Wpokojuzgaszonolampy,anawszystkichdostępnychpowierzchniachustawiono

płonąceświece,którenapełniałypowietrzezapachempiżma.Noelle,Ariana,Kirani
Taylor

siedziałyrazemwpiżamachiszlafrokach:Taylornakrześle,pozostałenałóżkuAriany.

ArianauniosłakieliszekiKirannalaładoniegoczerwonegowina.

-Reed!Miłocięwidzieć!-powiedziałaNoelleradośnie.-Chodź,napijsięznami.

Gramyw„Nigdynie…”.

„Nigdynie…”?Czytedziewczynyniemiałypilniejszychzajęćniżgraw„Nigdy

nie…”?Byłśrodektygodnia.Czyniepowinnyczytaćlektur,pisaćreferatówlubmoże

planowaćpozbyciasięzeszkołykolejnejniewygodnejosoby?Ztyłu,wszafieAriany,

wyczuwałamobecnośćtajnegolaptopa,jakbykuferzostałzanurzonywsubstancji

radioaktywnejijarzyłsięterazwciemności,drwiączemnie.Przypominającmiotym,co

zrobiłam.Coodkryłam.

-Nigdynie…upiłamsięinieprzekupiłampilotamojegoojca,żebyzabrałmniedo

Rzymunaprawdziwąpizzę!-oświadczyłaTaylor.

-Och!-zaśmiałasięNoelle.Kiranskrzywiłasięlekko.

-Nienależywdawaćsięwtakieszczegóły-powiedziała.OjciecTaylormiałwięc

pilota.Miałpilota,którynażądaniebyłgotowyleciećnatychmiastdoRzymu.

-Reed!Atyczegonigdyniezrobiłaś?-zapytałaNoelle.

-Właściwietochciałamzwamioczymśporozmawiać.

-Dopierokiedyusłyszymytwoje„Nigdynie…”-powiedziałaArianaioczyjej

zabłysły.

Wspaniale.Niemajaknistąd,nizowądznaleźćsięnacelowniku.Desperacko

szukałamwmyśliczegoś,coniebrzmiałobycałkiembeznadziejnie.

-Nigdynie…uprawiałamseksuwsamochodzie-powiedziałamwreszcie.

Noelle,KiraniTaylorwybuchnęłyśmiechem.Arianajednakniewyglądałana

rozbawioną.

-Cojest,Ariana?-zapytałaKiranzezdziwieniem.-Tyteżnie?Nawetwlimuzynie?

Awiesz,bywająnadzwyczajwygodne.

-Chybazacznęcięnazywaćcnotką-dodałaNoelle.Arianawestchnęła,jakby

znużonaprzyziemnościąprzyjaciółek,iodstawiłakieliszek.

background image

-Oczymchciałaśporozmawiać,Reed?-zapytała.

-Och…poprostu…chodzioDziedzictwo.Wymieniłymiędzysobąspojrzenia.

-Weźsobiekrzesło-zakomenderowałaKiran.

PodeszłamdobiurkaNoelle,zdjęłamzjejkrzesłastertęswetrówzkaszmiru,jedwabiu

iangoryiwróciłamdołóżkaAriany.Dziewczynyobserwowałymniezeskupionąuwagą.

Dziwne.

-Wczymproblem?-zapytałaNoelle.

Założyłanogęnanogęipochyliłasiędoprzodujakzatroskanagospodyniprogramu

talk-show.Tyleżeżadnaoglądanaprzezemniegospodynitalk-showniemachała

kieliszkiemwinaprzedoczamipublicznościwstudiu.

-Whittakerjeszczecięniezaprosił?

-Nie.Nieotochodzi-odparłam.-Napewnomniezaprosi…

-Och,cóżzawybujałeego-mruknęłaKirankpiąco.Zignorowałamjejkomentarz.

-Poprostu…wolałabymznimniejechać.Czyżadnazwasniemożemniezaprosić?

Noelle?

Noelleprychnęła.Wyprostowałasięiodrzuciławtyłgęsteciemnewłosy.

-Reed,nawetmyniemożemywszystkiedostaćsięnaDziedzictwobezczyjejś

pomocy.

Gapiłamsięnaniąbezsłowa.DziewczynyzBillingsniemogłybezpomocydostać

sięnaDziedzictwo?Absurd.Ktoodmówiłbyimwstępunaimprezę-jakąkolwiekimprezę
-

któraprzypadłaimdogustu?

-Dajspokój-wykrztusiłamwkońcu.

NoelleiArianaparsknęłyśmiechem.Kiran,zarumieniona,skubałaskórkęprzy

paznokciu.Taylornieruchomymwzrokiemwpatrywałasięwswójkieliszek.

-Niesłyszałaś,jaktłumaczyłamprzedkilkomadniami?-zapytałaNoelle.-

Dziedzictwotoimprezazamknięta,osurowychzasadach.Reed,jestemjedyną
mieszkanką

Billings,któramaprawoprzyprowadzićosobętowarzyszącą.

-No,jestjeszczeCheyenne-poprawiłająTaylor.

-Ach.rzeczywiście.Cheyenne.Potomkiniamerykańskichrewolucjonistów.Czemu

ciągleoniejzapominam?

Ariana,KiraniTaylorzachichotały,jakbydoskonalewiedziały,dlaczegoCheyenne

background image

niejestgodnazapamiętania.Następnasprawa,wktórąmnieniewtajemniczyły.
Skoncentro-

wałamsięjednaknaistocierzeczy.

-Niemówiszpoważnie,Noelle.Jakto.niemożecieprzyprowadzićswoich

chłopaków?

-Jamogę-odpowiedziała.-IprzyprowadzamDasha.

-ToDashsambysięniedostał?

Niewiarygodne.Dash,którypouczałmnieoregułachDziedzictwa.Dash

przemawiającydomniezwysokościswojejuprzywilejowanejpozycji.

-Skąd!-powiedziałaNoelle.-Jestdopierodrugimpokoleniemwprywatnejszkole.

JegodziadekchodziłdojakiegośpaństwowegoogólniakanaBronksie.

-Alezanimskończyłdwadzieściadwalata-wtrąciłaKiran-zarobiłswójpierwszy

milion.Whandlunieruchomościami.

-PoprośDasha,tokiedyściopowie.Budującahistoria-mruknęłaNoellezgryźliwie.

-AkogoprzyprowadzaCheyenne?-zapytałam,chociażniemiałamzłudzeń,że

Cheyennesięnademnązlituje.

-SwojegoabsztyfikantazBostonu-odpowiedziałaKiran.-Jakonmanaimię?

Dureń?

-Dougray-powiedziałaArianazdoskonalenaśladowanymwyniosłymbostońskim

akcentem.

-Nieznamykogośjeszcze,ktomaprawodoosobytowarzyszącej?-zapytałamz

nadzieją.

-TylkoGage’a.AonzabieraKiran.

-Właśnie.MambyćdziewczynąGage’aCoolidge’a-westchnęłaKiran.-Jużsięnato

cieszę.

-Takącenępłacąnowicjusze-powiedziałaNoelle.Widzącmojązdumionąminę,

wyjaśniłateatralnymszeptem:

-Pierwszepokolenie.Och!Aletytakże,prawda?

-Przykronam,Reed,nicniemożemyporadzić-powiedziałaAriana.

-WłaśniedlategoprzedstawiłyśmycięWhittakerowi-dodałaNoelle.-Jesttwoją

jedynąszansą.

-Chwileczkę.Kiran,tyniemożeszsiędostaćnaDziedzictwo?Przecieżjesteś

supermodelką!-zawołałam.

background image

Kiranzaśmiałasięszyderczo.

-Słonko,nawetScarlettJohanssonbysięniedostała,jeśliWhittakerniedałbyjej

zaproszenia.

Spojrzałanamnieznacząco.Jakbymówiła:„Chceszbyćnatejimprezie?Tonie

schrzańokazji”.

Noellewstałaipochyliłasięnademnątak,żejejtwarzznajdowałasięokilkanaście

centymetrówodmojej.Próbowałamodwrócićwzrok,żebyniepatrzećjejprostowoczy,
ale

wtedyzerknęłamwdekoltjejkoszulinocnejiomałoniespłonęłamzzażenowania.

-Reed,kiedywreszciezrozumiesz,żeniczegonierobimybezprzyczyny?-zapytała,

kładącmidłońnaramieniu.

-ZapoznałyśmycięzWhittakerem,żebyśmogłasiędostaćnaDziedzictwo.Nie

chcemytamjechaćbezciebie.

Poczułamnagleciepłowsercu.-Toznaczypojedziemy,aleniechętnie-dodałaKiran

zchichotem.

Noellewyprostowałasięipodeszładookna.Przezchwilęspoglądałanadziedziniec,

popijającwino,apotemodwróciłasiędomnie.

-Nowięc?Jakbędzie?

Noellechciała,żebymwzięłaudziałwDziedzictwie.Thomaswybierałsięna

Dziedzictwo.Mniesamązżerałaciekawość:wkońcuteżbyłamczłowiekiem.Aimpreza,
na

którąKiranniemogłasiędostaćdziękiswoimdługimnogom,musiałabyćniezwykle

interesująca.

OdetchnęłamipopatrzyłamnaKiran.

-Mogłabyśpożyczyćmijakieściuchynapiątkowywieczór?Mamrandkę.Z

Whittakerem.

MÓJRYCERZ

WpiątekwieczoremLattimerodprowadziłamnienaspotkaniezWhittakerem,

postukującraźnoobcasaminadziedzińcu,choćitakporuszałyśmysięwślimaczym
tempie.

Najwyraźniejwobrębiekampusupotrzebowałamprzyzwoitki,alepozakampusem
mogłam

przebywaćzWhittakeremsamnasam.Niewykluczone,żeLattimerwolałasięupewnić,
czy

background image

niewsiądędojakiegośwesołegoautobusuzmierzającegonabalangęwMontrealu.Miała

dopilnować,żebymnieopuściłaterenuszkołyznikiminnymopróczWhittakera.

WciuchachpożyczonychodKiranwyglądałamnaprawdęnieźle.Tak,nawetja

musiałamtoprzyznać.KiranwybraładlamnieeleganckączarnąsukienkęodCalvina
Kleina,

odsłaniającąplecyisięgającątużnadkolana,zwąskimipaskamiwokółszyi,które

podkreślałymojeramionamuśniętesamoopalaczemdlanadaniaim„zmysłowego
blasku”.Na

sukienkęnarzuciłamzłocistyżakietodCocoChanel,awuszywpięłamkolczykiz

brylantami,prezentodWhittakera.Kirannalegała,żebymzrobiłasobiewyrafinowaną

fryzurę,akiedysięokazało,żemojezdolnościniewykraczająpozakońskiogoniprosty

warkocz,poświęciłamiprawiegodzinę,coprawdautyskując,izebrałamojewłosyw

wymyślny,luźnyiseksownykok.CałościdopełniałyczarnepantofelkiodBlahnika.

Rezultat?Mogłampróbowaćswoichsiłnawybiegudlamodelek.

Szkoda,żeczułamsię,jakbymszłanaszafot.

-Zyskałaśszczególnyprzywilej,Brennan-powiedziałaLattimer,kiedymijałyśmy

Bradwell.Podniosłakołnierzpłaszcza,żebyochronićsięprzezzimnem.-PaniWhittaker
nie

wyświadczatakichprzysługbylekomu.

Spojrzałamnaniąkątemoka.Porewelacjachzkomunikatorainternetowegow

laptopieArianyniepotrafiłamtraktowaćjejpoważnie.Przekupionojąprzepustkądo
salonu

ManoloBlahnika.Przekupionojąpoto,żebykilkadziewczyn,którymprzewróciłosięw

głowachodnadmiarudobrobytu,mogłodoprowadzićdousunięciazliceumniewinnej
osoby.

Ico,Lattimermiałabyćdlamnieautorytetem?

-Wiem-mruknęłam.

-Chybacięniedoceniłamprzynaszympierwszymspotkaniu.

Cudownie.Terazmogłamumrzećszczęśliwa.

-Eee…dziękuję.

-Waltermusiżywićwobecciebiegłębokieuczucia-stwierdziła,przypatrującmisię

bacznie.Zwyczekiwaniem.Jakbysięspodziewała,żewyjawięjejszczegółynaszegopło-

miennegoromansu.

-Pewnietak.

background image

Zmrużyłaoczyiodniosłamwrażenie,żejąuraziłam.Wzbudzeniezainteresowania

wspaniałejrodzinyWhittakerówprzypuszczalniezasługiwałonawięcejwdzięcznościz
mojej

strony.Powinnamczućsięwyróżniona.Ajapoprostuchciałamjaknajprędzejmiećto

wszystkozasobą.

-Ach,otoion.Twójrycerzwlśniącejzbroi.

Niemiałampewnościcodorycerza,alezbrojaniewątpliwielśniła.Przykrawężniku

stałsrebrzystysamochódsportowy,taksmukłyizgrabny,żenierozumiałam,jak
Whittaker

mógłsiędoniegowcisnąć.KiedyWhittakernaszobaczył,wysiadłizamknąłdrzwiz

dyskretnymtrzaskiem.Niestrzeliłnimi,niehuknął.Byłototrzaśnięciedrzwidrogiego

samochodu,stłumioneprzezsolidnąkonstrukcjęi-oilezdołałamdostrzec-obite
kremową

skórąwnętrze.

-Dobrywieczór-powiedziałWhittakerdoLattimer,podchodzącdonas.

Trzymałwręceogromnybukietczerwonychróż,anasobiemiałczarnygarniturz

białąkoszuląikrawatemwmaleńkieherby.Wydawałsięnawetcałkiematrakcyjny:
dorodny,

krzepkiiprzystojny.Odraza,którączułamkilkadniwcześniej,minęła,naszczęście-a

przynajmniejzeszłanadalszyplan.

-Walter-odpowiedziałaLattimer,skłaniającgłowę.

-Reed,wyglądaszolśniewająco.

-Dzięki-powiedziałamlekkimtonem,próbującwprowadzićswobodniejszynastrój.

Wręczyłminiewiarygodniepachnąceróże.

-Todlaciebie.

-Dzięki-powtórzyłam.Lattimerodchrząknęła.

-Są…eee…prześliczne-dodałampospiesznie.Uśmiechnąłsię.

-Pozwolisz?-zapytał.

Podałmiramię,zupełniejakwfilmie,iomałonieparsknęłamśmiechem.Lattimer

popatrzyłanamnieznacząco.Ułożyłambukietwzagłębieniulewejręki,prawąwsunęłam

Whittakerowipodramię.Dziwne,żezdołałamzrobićtopłynie,bezupuszczenia

czegokolwiek.Godzinyspędzonewsalikinowejnajwidoczniejsięopłaciły.

Whittakerodprowadziłmniedosamochoduizlekkimukłonemotworzyłdrzwi.

background image

Opadłamnasiedzenieipoprawiłamżakiet.KiedyspojrzałamnaLattimer,potrząsnęła
głową.

Och.Najwyraźniejnależałozrobićtobardziejelegancko.WkażdymrazieWhittaker

chybaniedostrzegłwmoimzachowaniuniczegoniewłaściwego.Zamknąłzamnądrzwii

wróciłpożegnaćsięzLattimer.Chciałamupchnąćróżenapodłodze,alezabrakłonanie

miejsca.Tylnegosiedzenianiebyło.Wkońcupołożyłamsobiekwiatynakolanachi
zapięłam

podnimipasbezpieczeństwa.

Głębokowciągnęłampowietrze,wdychajączapachróżiskórzanychobić,i

próbowałamodsunąćodsiebieciemnąchmurę,którawisiałanademnąodpopołudnia.

Wolałamnienadawaćjejimienia.Dotknęłamchromowanejtablicyrozdzielczeji
usiłowałam

wykrzesaćzsiebieodrobinęentuzjazmu.Nadzwyczajne,rzeczywiścienadzwyczajne:ten

samochód,sukienka,kwiaty,przejażdżkadoeleganckiejrestauracjiwBostonie,podczas
gdy

wszyscysiedzieliweastońskiejstołówce,jedzącmięsoduszonezjarzynami.Poszczęściło
mi

się.Naprawdę.

Dooczunapłynęłymiłzy.

Problemwtym,żebyłamzniewłaściwymfacetem.

Ciemnachmuraspowiłamniejakgryzącydym.MiałanaimięThomas.Ten

romantycznywieczórpowinienbyćzaplanowanyprzezThomasa.Powinnamspędzaćgoz

Thomasem.Thomasbyłjednakniewiadomogdzie,ajaumówiłamsięnarandkęzinnym.

OtworzyłysiędrzwiiWhittakerwsunąłsięzakierownicę.

-Jestemzaszczycony,żezgodziłaśsiętowarzyszyćmidzisiaj,Reed-powiedział.

Odetchnęłamizmusiłamsiędouśmiechu.Towszystkosłużyłokonkretnemucelowi.

Poprostu.Ijeśliwieczórdobrzebysięułożył,miałamszansęwkrótcezobaczyćsięz

Thomasem.

-Jestemzaszczycona,żemniezaprosiłeś,Whittaker.

SOLENIZANT

KiedyzbliżaliśmysiędoBostonu,spostrzegłamnadbrzegiemzatokineonkoncernu

naftowegoCitgoorazznakiwskazującedrogędostadionubejsbolowegoFenwayi
Uniwersy-

tetuHarvarda.Patrzyłamnazabytkowebudynki,nakopułyiwieżepodświetlone

background image

reflektorami.Nawodziekołysałysiędziesiątkizacumowanychsmukłychjachtów.Nad
nimi

wznosiłysięwysokieapartamentowce,zktórychnapewnoroztaczałsięniesamowity
widok

nazatokęiwschodysłońca.

Zawszesięzastanawiałam,czypodobałobymisięmieszkaniewpobliżuwody.

DorastałamwśrodkowejPensylwaniiinigdyprzedtemniewidziałamoceanu.Teraz,
patrząc

naAtlantyk-nawetAtlantykwpostaciujarzmionejzatoki-oniemiałamzzachwytu.

Wszystkotubyłopiękne,spokojneipogodne.

-Wyglądasznaoszołomioną-powiedziałWhittaker.Skręciliśmyizatokapozostaław

tyle.

-Cudownietu.Dzięki,żemniezabrałeś.Uśmiechnąłsię.

-Przyjemnośćpomojejstronie.

Mknęliśmywzdłużeleganckichhoteliisupernowoczesnegoakwarium.Musiałamsię

pilnować,żebyniegapićsięzotwartymiustami.ByłamwBostonie.Naprawdę.W
Bostonie,

siedzibieprestiżowychuczelniBostonCollegeiMassachusettsInstituteofTechnology,w

mieście,wktórymmiałamiejscesłynnaherbatkabostońska,zapoczątkowująca
amerykańską

rewolucję,orazsetkiinnychhistorycznychwydarzeń.Tak,Whittakerrzeczywiściemógł

pokazaćmikawałświata…

Restauracjaznajdowałasięwuroczejpółnocnejdzielnicypełnejdomówzpiaskowcai

staroświeckichlatarninabrukowanychuliczkach.Bojwsmokinguwziąłkluczykiod

samochoduWhittakeraiWhittakerznowupodałmiramię.Nakamieniuwęgielnym

kamienicyprzeczytałamzatartądatę1787.

Wewnątrzrestauracjiinnybojwziąłodemnieżakiet,ajeszczeinnypoprowadziłnas

dostolikaumieszczonegoblisko-alenienadmiernieblisko-kominkaroztaczającego

przyjemneciepło.Rozmowywsalibyłyprzyciszone,atowarzyszyłimdyskretnybrzęk

porcelanyisrebrnychsztućców.Usiadłamnawyściełanymkrześleipróbowałamnie
wybału-

szaćoczunadiamentypołyskującenaszyjachidłoniachkobietprzysąsiednichstolikach.

Nigdywżyciuniebyłamwtakwykwintnejrestauracji,otoczonaludźmi,dlaktórych
pienią-

background image

dzeniemiałyżadnegoznaczenia.

„Gdybyrodzicemoglimnieterazzobaczyć…”

-Miłopanaznowugościć,sir-powitałWhittakerawysokimężczyznazwąsem.-Czy

zechcepanspojrzećnakartęwin?

-Nie,John,nietrzeba.WeźmiemyBarolo,roczniksiedemdziesiątytrzeci,ten,który

taknamsmakowałwrocznicęślubumoichrodziców.

Zamrugałam.Czywnaszymkrajujużnieobowiązywałyograniczeniawiekowew

kwestiispożywaniaalkoholu?

-Doskonaływybór,sir.Bethzarazprzyniesiepaństwumenu-powiedziałwąsatyJohn

iwycofałsięzlekkimukłonem.

-Niebędąsprawdzaćnaszychdokumentów?-zapytałamszeptem.

Whittakerzachichotał.-Oj,Reed…

Okej.Założyłamnogęnanogę,uderzająckolanemwspódstolika.Sztućceikieliszki

lekkozadygotały.

-Przepraszam.

-Nicnieszkodzi-odpowiedziałgłębokim,wibrującymgłosem.-Spokojnie.

Spokojnie.Jasne.Oparłamłokcienastoleinatychmiastjecofnęłam.Czytastarsza

kobietapolewejobserwowałamniezniesmakiem,czytakibyłnaturalnywyrazjej
twarzy?

PodosłonąbiałegoobrusanerwowobawiłamsięzłotąbransoletąpożyczonąodKiran.Na

szczęścieWhittakerniedostrzegłmojegopodrygiwania.Patrzyłzuśmiechem,jak
szczupły

mężczyznawczarnejkamizelcenalewanamwodęzlodem.Dopierowtedyzauważyłam,
że

przykażdymtalerzustojątrzykieliszkioróżnychkształtachirozmiarach.Najwyraźniej

czekałonassporopicia.Isporojedzenia,sądzącpoliczbieozdobnychsztućców.Dwie
łyżki,

trzywidelce,dwanoże.Pocoażtyle?

-Czymadameżyczysobiepieczywa?

Niewiadomoskądpojawiłsięprzymniekolejnymężczyznawkamizelce,

podsuwającymikoszykpełenchlebaibułek.Pachniałycudownieiczułambijąceodnich

ciepło.

-O…oczywiście-powiedziałam,sięgającdokoszyka.Mężczyznaodchrząknął.

background image

Zamarłam.

-Jeślimadamezechcecośwybrać,zradościąjejpodam-powiedział.

-Och.

Zrobiłomisięgorąco.Zerknęłamnakobietęprzysąsiednimstoliku.Nie,niebyło

wątpliwości:obserwowałamniezniesmakiem.

-Poproszętenciemnychlebek-wymamrotałam.

-Pumpemikiel?Doskonaływybór-powiedziałzprzyklejonymdotwarzyuśmiechem.

Wyjąłzzaplecówsrebrneszczypce,ująłwnieciemnepieczywoipołożyłjenamoim

talerzu.

Ukrywanieszczypiecbyłoniefair.Gdybymjewidziała,napewnoodrazubymsię

domyśliła.

-Dlapana,sir?

KiedyWhittakerdokonałwyboru,facetodpieczywawycofałsięistanąłprzyfacecie

odwodyzlodem,czekającnakolejnewezwanie.Niemogłamuwierzyć,żecidwaj
reprezen-

tująpełnoprawnezawody.CopisaliwswoichCV?„Specjalistaoddostarczania
składników

zbożowych”?„Dyplomowanygasicielpragnienia”?

TerazpodeszładonasładnablondynkaipodałaWhittakerowimenuwskórzanej

oprawie.

-WitamywTraviacie.MamnaimięBeth.Zradościąodpowiemnapaństwapytania.

-Dziękuję,Beth-mruknąłWhittaker,otwierająckartędań.

-Eee…Beth?-odezwałamsię,zatrzymującdziewczynęwpółkroku.-Chcęocoś

zapytać.

Kilkaosóbspojrzałonamnieznadsąsiednichstolików.Możemówiłamzagłośno?

-Tak.madame?

-Mogędostaćmenu?-zapytałamszeptem.BethiWhittakerwpatrywalisięwemnie

skonsternowani.Facetodpieczywazachichotał;facetodwodydyskretnietrzepnąłgopo

nodze.-O,przepraszam.Czymogęprosićomenu?

BethzerknęłaniepewnienaWhittakera.Uśmiechnąłsiępobłażliwieiskinąłgłową.

-Chwileczkę-powiedziałaBeth.

Nieufniezmierzyłamniewzrokiem,jakbymbyłazabłąkanympsemdomagającymsię

darmowejmiski,iodeszła.NachyliłamsiędoWhittakera.

background image

-Zrobiłamcośnietak?

-Ależskąd-odpowiedział.-Podobamisię,żejesteśtaka…niezależna.

-Niezależna?Bopoprosiłamomenudlasiebie?

-Widzisz,tuobowiązująstarezasady.Mężczyznaskładazamówieniedlaswojej

partnerki.

-Och.Cozaprzesądy.

-Nie,totradycja-poprawiłmnie.

Poczułamsięnaglejakpięcioletniasmarkulaiogarnęłamniezłość.Wcalenie

chciałamtubyć.Niemusiałamtubyć.Whittakermiałniezłytupet,jeślitraktowałmniew
ten

sposób.

Bethwróciłazmoimmenu.Otworzyłamjebezpodziękowania.Szybkoprzejrzałam

zestawpotrawiwykluczyłamwiększośćznich,boalboskładałysięzowocówmorza,na

którereagowałamalergicznie,albomiałyniewymawialnedlamnienazwy.Odłożyłam
menu

nastół.

-Jużwybrałaś?-zapytałWhittaker,unoszącbrwi.-Tak.

Zirytacjąpostukiwałamstopamiwpodłogę.

-Nacomaszochotę?

-Amusiszwiedzieć?-warknęłam.Zamrugał.

-Owszem,jeślimamzłożyćzamówienie.

-Dzięki,alemogęzłożyćjesama.

Westchnąłniecierpliwieiomałoniezazgrzytałamzębami.Spojrzałnamnieniemal

surowoponadkrawędziąswojegomenuimigocącymipłomykamiświec.

-Reed,przynajmniejpozwólmizamówićpotrawydlaciebie.Takiesątutajobyczaje.

Patrzyłamnaniegobezsłowa.Cotozaczłowiek?Czynaprawdęchciałwtensposób

spędzićswojeosiemnasteurodziny?Wrestauracjitakstaroświeckiej,żenawetmój
dziadek

czułbysięwniejnieswojo?Takwyobrażałsobiefajnązabawę?

-Whittaker,mogęcięocośzapytać?

-Naturalnie.

-Dlaczegotujesteśmy?DlaczegonieurządziłeśimprezyzDashem,Gage’emi

kumplami?Napewnowymyślilibydlaciebiejakieśszaleństwo.Przecieżtaksięświętuje

background image

osiemnastkę,nie?

Skrzywiłsięlekko.Odchrząknąłiznagłymzainteresowaniemzacząłznowu

studiowaćmenu.

-DashiGage…majądzisiajinnezajęcia-powiedział.-Mówiłemcizresztą,jesteś

jedynąosobą,zktórąpragnęobchodzićswojeosiemnasteurodziny.

Iwtedywszystkostałosięjasne.Whittakerkłamał.Kłamał,kiedymówił,żeniechce

świętowaćosiemnastkizDashem,Gage’emiJoshem.ToDash,GageiJoshniemieli
ochoty

świętowaćznim.IchopowieścioprzyjaźnizWhittakerembyłytylkoopowieściami.

Whittakerichbawił,alenieprzyjaźnilisięznimnaprawdę.Gdybysięprzyjaźnili,nie

pozwoliliby,żebyspędzałtenwieczórsamzemną.

Doskonalerozumiałam,jaktojest.Wielemoichurodzinminęłobezimprezy,bez

przyjaciół,wtowarzystwiebrataiojca,którzyniemoglimniezostawićzutyskującąw

pobliżu,naburmuszonąmatką.Wiedziałamzdoświadczenia,żesamotne,nieudane
urodziny

towyjątkowykoszmar.

Odetchnęłamipodjęłamdecyzję.Whittaker,przycałymswoimzamiłowaniudo

staroświeckichzasadorazskłonnościdowyniosłychpóz.byłporządnymgościem.
Zasługiwał

nafajnąosiemnastkę.Amoimzadaniembyłoterazmujązapewnić.

-Wezmęfiletmignon,średniowysmażony-powiedziałam.Uśmiechnąłsięi

wyprostowałnakrześle.

-Dobrypomysł.Aprzystawki?Deser?

-Twojeurodziny,Whit,twójwybór.

ZŁAMANESERCE

-Ha!Znowuwygrana!-zawołałam,kiedyWhittakerprzejeżdżałprzezbramę

kampusu.

Nazewnątrzbyłozupełnieciemno.Ochroniarzmachnąłnanas,nieodrywającwzroku

odekranutelewizora.Uświadomiłamsobienagle,żeszkodabędziemirozstaćsięz

Whittakerem.Kiedyjużpostanowiłamtraktowaćnaszespotkaniejakowieczórz

przyjacielem,któremuzależynamiłychurodzinach,zaczęłamsięnaprawdędobrzebawić.

-Ile?-zapytałWhittakerradośnie.

-Dwadolaryipięćdziesiątcentów.Mówiłamci,żetoświetnainwestycja.

background image

Podłogasamochodubyłazaśmieconabezużytecznymikartonikamiloteriizezdrapką.

Nakolanachtrzymałamstosikzwycięskichkuponów:pięćdolarówtu,dwadzieścia
dolarów

tam-razemniezłasumka.

-Możenawetodzyskaszzainwestowanepieniądze-powiedziałam,biorącostatni

niezdrapanykupon.

PółgodzinywcześniejWhittakerzatrzymałsięprzedsupermarketemprzyautostradzie

iwydałstodolarównakuponyloterii.Sprzedawcapatrzyłnanasjaknaparęwariatów,ale

cierpliwieodliczyłsetkękartoników.

-Kuponyloteryjne.Nigdybymitonieprzyszłodogłowy-powiedziałWhittaker,

redukującbieg,kiedywjeżdżaliśmykrętądrogąnawzgórze.

-Serio?-zapytałam.-Wmoimmieściezawszeodtegozaczynamyświętowanie

osiemnastki.

Oczywiściedomyślałamsię,żeludziepokrojuWhittakeraniegrywająnaloterii.

Zdziwiłabymsięnawet,gdybywiedzieliojejistnieniu.

Zdrapałamostatniesreberkonakuponie.Ukrytysymbolniepasowałdożadnegoz

pozostałych.

-Pudło-oznajmiłam,rzucająckartoniknapodłogę.

-Więcjakijestostatecznywynik?

Zapaliłamlampkęnadgłową.Szybkoprzejrzałamzwycięskiekupony,dodającw

pamięciwygrane.

-Stodwadolaryipięćdziesiątcentów.Zarobiłeś.

-Noproszę!

-Musisztylkozanieśćkuponydopunktuloteryjnegoiodebraćpieniądze-

wyjaśniłam.

-Zatrzymajjesobie.

-Co?Wykluczone.Totwojaloteriaurodzinowa!

-Alepomysłbyłtwój-odparł,wjeżdżającnaokrągłyplacprzedbursami.-Nalegam,

Reed.

Czułamgorąconatwarzy.Stodolarów.Mnóstwopieniędzy-przynajmniejdlamnie.

DlaWhittakeranajwidoczniejbyłytodrobniaki.Wyrzucenieichprzezoknoniestanowiło
dla

niegoproblemu.

background image

-Wporządku-odpowiedziałamwreszcie.-Dzięki.Zaparkowałsamochódprzy

krawężniku.Atmosferanatychmiastzmieniłasięzradosnejwpełnąnapięcia.Chwila
prawdy.

Koniecwieczoruwedwoje.Paręgodzinwcześniejzdecydowałam,żejeśliWhittaker

zechcemniepocałować,wporządku.Byłabytoniewielkacenazawszystko,comidał,co

mógłmidać.Terazjednak,kiedynadszedłkluczowymoment,niebyłampewna,czy

dotrzymampostanowienia.ImwięcejczasuspędzałamzWhittakerem,tymbyłmibliższy
-

aleniewsposób,najakimmuzależało.

Zaczynałamtraktowaćgoprawiejakbrata.Marneperspektywynaromans.

Odchrząknął.Popatrzyłamnaniego.Okej.Damradę.Totylkopocałunek.

-Reed,zastanawiałemsię…-powiedział,pocierającnogawkęspodni.

„…czymógłbyśmniepocałować?Śmiało.Miejmytojużzasobą”.

-…czywyświadczyszmitenzaszczytibędziesztowarzyszyćmijutrowieczorem

podczasDziedzictwa.

-Co?

ZaproszenienaDziedzictwo.Rzucone,ottak,mimochodem.Dokładniewchwili,

którejsięobawiałam.Takmiulżyło,żeomałoniewybuchnęłamśmiechem.

-Nowiesz.Dziedzictwo.Wszyscysięnaniewybierają-wyjaśniłWhittaker,błędnie

interpretującmojezaskoczenie.-Bardzochciałbym,żebyśbyłatamzemną.

-Ach.Oczywiście.Zprzyjemnością.

Całysięrozpromienił.Przezmomentsiedzieliśmybezsłowaiuśmiechaliśmysiędo

siebie.Pomyślałam,żemożeWhittakerczujejednaktosamocoja:jesteśmydobrymi

kumplami,poprostuprzyjaciółmi.

Wtedyschwyciłmojątwarzwdłonieizacząłmniecałować.

Notak.Możebyliśmynietylkoprzyjaciółmi.

UstaWhittakeraprzesuwałysięniezdarniepomoichwargach.Próbowałamoddychać

nosem.Wreszcieodsunąłsięispojrzałmiwoczy.Łapczywiewciągnęłampowietrze,
starając

sięniepokazać,żeprawiemnieudusił.

-Marzyłemotymprzezcaływieczór,Reed.Wiem,mówiłem,żebędziemypoprostu

przyjaciółmi,aletakbardzopociągamysięnawzajem.Niemożemytegodłużej
ignorować.

background image

Taaa…

Wyraźnieczekałnaodpowiedź,napotwierdzenie.Niemogłamjednakokłamaćgow

takiejsprawie.Iniemogłamteżwyjawićmuprawdy-oświadczyć,żebardzogolubięina

tymkoniec.Złamałabymmuserce,ategoabsolutnieniechciałam.Zwłaszczawjego

urodziny.

-Ogromniesięcieszę,żepojedzieszzemną-dodał.

Wporządku.Wystarczy.Musiałamwyjaśnićsytuację,nawetjeślioznaczałobyto

utratęzaproszenianaDziedzictwo-razemzokazjąspotkaniasięzThomasem.Nie
mogłam

takpodlewykorzystywaćWhittakera.

-Słuchaj,Whit…

Usłyszeliśmypukaniewszybęipodskoczyliśmyoboje.

-PaniLattimer-szepnął.

-OBoże.

Jakdługoczaiłasięwpobliżu?Widziałanaszpocałunek?

-Masz,Reed,weź-powiedziałWhittaker,wkładającmicośwdłoń.

Byttonaszyjnik,złotyłańcuszekzowalnymwisiorkiem.Wśrodkuowaluzobaczyłam

małąkoronęzdiamencików.

-Coto?

-Będziecipotrzebnejutrowieczorem.Schowaj.Szybko-odpowiedział,zerkającza

szybę.

Zbijącymsercemwłożyłamnaszyjnikdotorebki.Wsunęłamluźnekosmykiwłosów

zauszy,wygładziłamsukienkęipopatrzyłamzmieszananaLattimer,któraodpowiedziała
mi

znaczącymspojrzeniem.

-Dobrywieczór,pannoBrennan.PorapożegnaćsięzpanemWhittakerem.

Whittakerwysiadłzsamochodu.Wepchnęłamkuponyloteriidokieszeniichwyciłam

bukietróż.Whittakerotworzyłmidrzwiczki.Kiedyniepewniepostawiłamnachodniku
stopę

wbucienawysokimobcasie,dostrzegłmojewahanieiniemalwyciągnąłmniena
zewnątrz.

-Dobranoc.Reed-powiedział.

Lattimercofnęłasięokrok,okazująctrochętaktu.

background image

-Dobranoc.Whit-odparłam.-Wszystkiegonajlepszegozokazjiurodzin.

-Dziękuję.

Apotem,kumojejkonsternacji-iniewątpliwiekukonsternacjiLattimer-pochyliłsię

ipocałowałmnie,delikatnieiniespiesznie.

-Ehem-powiedziałaLattimer.Nieodchrząknęła,tylkowymówiłatosłowo.

Whittakerodsunąłsięzrozmarzonymuśmiechemiwsiadłdoauta.Spojrzałamna

Lattimerzakłopotana.

-Rozumiem,żewieczórbyłprzyjemny-stwierdziła.Próbowałamstłumićpoczucie

winy.NiezdążyłamniczegowyjaśnićWhittakerowi.Wracałdobursyprzekonany,że
załatwił

sobienastępnąrandkę.Cogorsza,wgłębiduchabyłamnawetzadowolona.Naprawdę

zależałominatejimprezie.Musiałamsięnaniądostać.

Czyrzeczywiściebyłowtymcośzłego?Whittakerchciałbyćtamzemną.Nie

zaprosiłżadnejinnejdziewczyny.Czemuniemiałabymprzyjąćzaproszeniaodbliskiego

przyjaciela?

Uch.Samasobągardziłam.

-Chodźmy-powiedziałaLattimer.-Jestjużpóźno.

Głębokowciągnęłampowietrze,próbującsięuspokoić-uspokoićsiępopocałunku,

pozaskoczeniunasprzezLattimer,powiadomości,żeczekamnieDziedzictwoi
wszystko,

cotooznaczadlamnie,dlaWhittakera,dlaThomasa.Odetchnęłamispojrzałamwniebo.

Mójwzrokniesięgnąłjednaktakwysoko.Zatrzymałsięnaoknieczwartegopiętra
Bradwell-

naoknie,przezktórespoglądałynamnieMissy,LornaiConstance.

Zamarłamzezgrozy.Constance.Widziaławszystko.Pojęłamtonatychmiast,patrząc

najejtwarz.Widziałasamochód,róże,pocałunek.Stałaprzyoknie,obserwowała,aserce
pę-

kałojejnakawałki.Łamałosięprzezemnie.

PIERWSZEWRAŻENIA

WsobotęranoszybkozaścieliłamłóżkaiwybiegłamzBillingswnadziei,żezłapię

Constance,kiedytylkoprzekroczyprógBradwell.Nadziedzińcuzrozumiałam,żesię

spóźniłam:Constancebyłajużwpołowiedrogidostołówki.AsystowałyjejKikiiDiana
oraz

LornaiMissy,naglezniązaprzyjaźnione.Ponieważjeszczetydzieńtemunicichnie

background image

obchodziła,wiedziałam,żesprzymierzyłysięznią,bowtensposóbuderzaływemnie.

Nieobawiałamsięichjednak.Wporównaniuzdziewczynami,zktórymicodziennie

miałamdoczynieniawBillings,wydawałysięniewinneisłodkie.

-Constance!

Zawahałasię.Lornazerknęłaprzezramię,szepnęłacośdoConstanceiwszystkie

przyspieszyłykroku.

-Constance!Zaczekaj!

Niezatrzymałysięaniniezwolniły.Naszczęściepotrafiłabymjedogonić,nawet

gdybymskręciłanogęwkostcealbopotrzebowałarespiratora.Podbiegłam.Constance
rzuciła

mitakzbolałespojrzenie,żezabrakłomitchu.Wykorzystałytenmoment,żebymnie

wyminąć.

-Constance!-zawołałamipołożyłamjejrękęnaramieniu.Obróciłasiędomnie

gwałtownie.

-Czego?-warknęła.

Miałaspuchniętąodpłaczutwarzichorobliwiebłyszcząceoczywczerwonych

obwódkach.

-Bardzo…bardzomiprzykro-powiedziałam.

-Zjakiegopowodu?-zapytała,zadzierającpodbródek.-Zpowodu…wczorajszej

nocy.Wiem,żenaswidziałaś.

Przysięgam,niechciałam,żebysięwydarzyłoto,cosięwydarzyło.Uwierzmi.

-Jasne.NiechciałaśrandkizjednymznajwspanialszychfacetówwEaston.Nie

chciałaśdostaćodniegokwiatów.Niechciałaś,żebycięcałował.

-Fakt.Widziałyśmy,jaksiętrzęsieszzobrzydzenia-powiedziałaMissykąśliwie.

Zignorowałamją.Byłanieważna.

-Constance,posłuchaj.Whittakermnienieinteresuje.

-Tak?Adlaczego?Niejestdlaciebiedośćdobry?-zapytaławyraźniedotknięta.-

PrzeprowadziłaśsiędoBillingsichłopak,zaktórymodlatszaleję,niejestciebiegodny?

-Nie,wcalenieotochodzi.

Cojednakmiałamjejpowiedzieć?Jakwytłumaczyćscenę,którąwidziałazokna

Bradwell?Zresztąpostanowiłam,żeniezerwęzWhittakerem,przynajmniejdotego

wieczoru.DoDziedzictwa.Cowięcstarałamsiętuosiągnąć?

-Poprostu…chciałamcięprzeprosić-powiedziałamwreszcie.-Przykromi.

background image

-Mnieteżjestprzykro-wjejgłosiepobrzmiewałyłzy,aleniepozwoliła,żeby

napłynęłyjejdooczu.-Przykromi,żekiedykolwiekciufałam.Przykromi.że
próbowałam

sięztobązaprzyjaźnić.

MissyiLornaprzypatrywałysięnamzuśmieszkiemiwymieniałyszeptemuwagi.

Dianawierciłasięzzakłopotaniem.Kikispoglądałanadrzwistołówkiwsłuchanaw
muzykę

zeswojegoiPoda.

-Kiedysiępoznałyśmy,myślałam,żemamniesamowiteszczęście.Trafiłamisię

fajnawspółlokatorka,takabezpretensjonalna,sympatyczna-mówiłaConstance.-Aleto

wszystkobyłypozory.OdpoczątkumarzyłaśtylkoodostaniusiędoBillings.Ateraz
jesteś

równiewrednaipowierzchownajakdziewczynystamtąd.

NawetMissywydawałasięwstrząśnięta.Niktniewyrażałsiękrytycznieo

mieszkankachBillings.Awkażdymrazienikt.ktozajmowałweastońskiejhierarchiitak

niskąpozycjęjakConstanceTalbot.

-Totylkodowodzi,żenienależywierzyćpierwszymwrażeniom-zakończyła

Constance.-Chodźcie,dziewczyny.

Odwróciłasięiodeszła,chybanawettrochęzadowolonazpozycji,jakązyskaławśród

koleżanek.Zyskałachwilowo,oczywiście.Doczasukiedyprzymierzezniąstraciswój
uroki

użyteczność.

Nagledotarłodomnie,cozrobiłam.Constancebyłajedynąosobą,któraodpoczątku

mnielubiła,którazawszespieszyłamizpomocąinigdynieoczekiwałaniczegow
zamian.

Miałazadatki-conajmniejzadatki-naprawdziwąprzyjaciółkę.Zniszczyłamje.

DziewczynyzBillingsbytyterazwszystkim,comipozostało.Jeślizamierzałamszukać

jakichśżyczliwychludziwEaston,wogóleszukaćtujakiegośżycia,musiałamzdaćsię

właśnienanie.Pozaniminiebyłojużnikogo.

WYZNANIE

WeszłamdoBillingszdeterminacją,jakiejnieodczuwałamodczasu,kiedypod

koniecpodstawówkipostanowiłamwreszcieurządzićmatceawanturę.Wtedy
determinacja

zniknęławmomencie,kiedywpadłamjakburzadodomuiznalazłammatkęnapodłodze,

background image

zaślinionąinieprzytomną.Tymrazemjednakniezamierzałampozwolić,żebycokolwiek

mniepowstrzymało,nawetNataszaizdjęciazferalnegowieczoruzWhittakerem.Miałam

zadaniedowykonania-bezwzględunakonsekwencje.

Mieszkankibursypatrzyłynamniezezdumieniem,kiedypędziłamposchodach,

przeskakującpodwastopnienaraz.Wkrótceznalazłamsięznowuprzeddrzwiamipokoju

NoelleiAriany.Zapukałam.

-Wejść!

-Słuchajcie,muszęzwami…

Notak.Tomogłomniepowstrzymać.Noellewcudownejczarnejsuknibalowej

pomagałaArianiewłożyćjeszczecudowniejsząsuknięwmorskimkolorze.Arianamiała
na

sobietylkostringiistanikbezramiączek.Dziewczynywcalesięniezarumieniłyaninie

próbowałysięzasłonićnamójwidok.

-Cześć,Reed-powiedziałaArianazuśmiechem.

Wśliznęłasięwsuknię,Noellezasunęłajejzamekbłyskawicznyiotostałyobok

siebie:Noelle-królowawampów,iAriana-księżniczkaelfów.Nigdyniewidziałamtak

wspaniałychstrojówpozagaląOscarówwtelewizji.

-Wtym…wtymwybieraciesięnaDziedzictwo?-zapytałam.

Nałóżkuleżałyróżnobarwnemaskikarnawałoweozdobionecekinami,pióramii

koralikami.

-Jeszczeniepodjęłyśmydecyzji-powiedziałaNoelle,podchodzącdolustra.

Czyżbywpokojukryłosięwięcejtakichsukien?Dlaczegonienatrafiłamnaniew

trakcieswoichposzukiwań?

-Chciałaśznamioczymśporozmawiać?-zapytałaNoelle,patrzącnamniewlustrze.

Otóżto.Nadszedłczas.Czas,żebystawićczołoniebezpieczeństwu.Apotemuciecz

wrzaskiem.

-Muszęwamcośwyznać-powiedziałamzbijącymmocnosercem.-Coś,cosięwam

raczejniespodoba.

Wymieniłyspojrzenia.Arianaprzysiadławdzięcznienaskrajułóżkaiskrzyżowała

nogiwkostkach.

-Słuchamy.

-Odczegozacząć?-zapytałamzwahaniem,wycierającspoconedłoniewdżinsy.

-Możeodpoczątku?-podsunęłaAriana.Zaśmiałamsięnerwowo.

background image

-Okej.Więc…pamiętacietamtąimprezęwlesie?Poweekendzieotwartym,kiedy

poznałamWhittakera…Ztrudemprzełknęłamślinę.

-Owszem-powiedziałaNoelle.przykładającsobiedouchadiamentowykolczyk.

-Nataszazrobiłamizdjęcia…pokryjomu…zWhittakerem.Toznaczyukradkiem

zrobiłazdjęciamojeiWhittakera.Wróżnychsytuacjach.

Wreszciejezainteresowałam.Noelleodwróciłasięodlustraispojrzałabezpośrednio

namnie.Spodziewałamsię,żebędziewstrząśnięta,alenajejtwarzyzobaczyłam
uśmieszek.

-Wjakichsytuacjach?-zapytała.

Boże.Zmuszałamniedodokładnegoopisu.Niewidziała,żechętniejzapadłabymsię

podpodłogę?

-No,kiedysięcałowaliśmy.Piliśmyalkohol.Takietam.

-I?-zapytałaAriana.

-Ipóźniejpokazałamitezdjęcia,izagroziła,żeprześlejedyrektorowi,idoprowadzi

dowyrzuceniamniezeszkoły,jeśli…jeślinie…

Byłampewna,żesątomojeostatniechwile,żedziewczynyzarazzłapiąmnieza

włosy,obedrązeskóryiwykopiązEaston,zanimzdążęspakowaćwalizki.

-Jeślinie…?-ponagliłaAriana,niefrasobliwiemachającdłonią.

-Jeśliniebędęwasszpiegować-wydusiłam.-No,niezupełnieszpiegować.Miałam

poszperaćwwaszychpokojach.Nataszasądzi,żeprzezwasLeanneShoreusuniętoz
liceum.

Chciała,żebymznalazładowody.

Czekałamnawybuch.Nienastępował.Arianaspoglądałanamniebeznamiętnie,

Noellewciążuśmiechałasięzagadkowo.Co,docholery?Gdzieichkonsternacja?Gdzie

oburzenie?Dziewczynypowinnybyćnamniewściekłe.Wściekłe,aprzynajmniej

zaskoczoneirozgniewanenaNataszę,którapróbowałaużyćmnieprzeciwkonim.Nie

rozumiałam,cosiędzieje.

-Ico?Spełniłaśjejżądanie?-zapytałaNoelle.

-Czyszperałamwwaszychpokojach?Czyznalazłamdowody?

-Jednolubdrugie.Albojednoidrugie-powiedziałaAriana.

Zwiesiłamgłowę.

-Tak.Poszperałamicośznalazłam,alenikomuotymniemówiłam.Przysięgam.

Dlaczegosięnieoburzały?Wolałabym,żebyzaczęłynamniewrzeszczeć.Milczały

background image

jakparagłazów.Byłotoznaczniegorszeniżawantura.

-Znalazłamcośtakiego-powiedziałam,wyciągajączkieszenidyskietkę.

Żadnasięnieporuszyła.MusiałamprzejśćobokNoelleipołożyćdyskietkęnajej

biurku.Wróciłamnapoprzedniemiejsceiczekałam.Czekałam.Iczekałam.Byłato

najokrutniejszaztortur.

-Więc…cozamierzaciezrobić?

Noellewestchnęłateatralnieiwyjęładrugidiamentowykolczykzeszkatułkiz

biżuterią.

-Nic.

-Jakto:nic?

Powoliogarniałamniezłość.Czynaprawdęnierozumiały,jaktrudnajestdlamnieta

sytuacja?Nierozumiały,żebojęsięoswojąprzyszłość?Mogłybyprzynajmniej
zareagować

jakludzie!

-Niejesteściewkurzone?

-Niebardzo-odpowiedziałaAriana,wstając.

Przeszłaobokmnieiwyjętazszafyparęsrebrzystychsandałów.

-Ale…cozNataszą?-zapytałamzrozpaczona.-Jeślisiędowie,żeoddałamwam

dyskietkę,prześlezdjęciadyrektorowi.WywaląmniezEaston!

-Niejęcz-uciętaNoelle.-Todociebieniepasuje.

-Dziewczyny…-zaczęłamgniewnie.Noellepołożyłapalecnaustach.

-Ciii-szepnęłaiuśmiechnęłasiępogodnie.-Zapomnijmyotymnachwilę,dobrze?

Lepiejpowiedz,czyWhittakerzaprosiłcięnaDziedzictwo.

Coto,udiabła,miałodorzeczy?-Tak.

-Doskonale.Dałcinaszyjnik?

-Dał.Niewiempoco.

-Totwojaprzepustka.Beznaszyjnikaniewejdziesz-wyjaśniła.

Aniechmnie.Przepustkawpostacizłotegonaszyjnikawysadzanegodiamentami?

Ktozatowszystkopłacił?

-Notododzieła-powiedziałaNoelleikiwnęłagłowądoAriany.

Arianasięgnęładoszafyiwyjęłaolśniewającązłotąsuknięwprzezroczystym

pokrowcu,doktóregodoczepionozłocistąmaskękarnawałowązbiałympiórem.
Przewiesiła

background image

suknięprzezramięipodeszładomniezuśmiechem.Zabrakłomitchu.

-Todlamnie?-wychrypiałam.

-Kiranodgadłatwojewymiary.

-Amiewaracjęwdziewięćdziesięciudziewięciuprzecinekdziewięciuprocentach-

stwierdziłaNoelle.-Tadziewczynatoprawdziwygeniusz.

-Słuchajcie…poprostuniewiem,co…Noellewzruszyłaramionami.

-Och,RobertoCavallibyłmicośniecoświnien.Niemożeszwybraćsięna

DziedzictwowdżinsachiT-shircie-powiedziałazrozbawieniem.Odwróciłasiędo
mnie

tyłem.

-Rozepniesz?

Zawahałamsię.-Rozbieraciesię?

-Amyślałaś,żewymkniemysięzkampusuwsukniachbalowych?Rzucałybyśmysię

trochęwoczy,niesądzisz?

-Notak.

Rozsunęłamjejzamekbłyskawiczny.Sukniaopadłanapodłogę.Noelle,zupełnie

naga,podeszłabezpośpiechudoszafyiwłożyłajedwabnyszlafrok.Dostrzegłam
czerwoną

bliznęnajejbrzuchu.Niestarałasięjejukryć-aniczegokolwiekinnego.

-Trzymaj-powiedziałaAriana,podającmizłocistąsuknię.

-IdźdoKiranizapytaj,czydobierzecijakieśbuty-dodałaNoelleizaśmiałasię.-

Chybamożemybyćpewne,żedobierze.

OstrożniewzięłampokrowieczrąkAriany.Uśmiechałasiędomniezdumą,jakby

byłamatkąprzygotowującącórkęnajejpierwszybal.Zupełniesiępogubiłam.
Oczywiście,

powinnampodziękować,alejakmogłamterazsobiepójść,skoronicniezostało

rozstrzygnięte?

-Dziewczyny…

-Porozmawiamyotympóźniej-powtórzyłaNoellestanowczo.-Ruszaj.Mamytylko

godzinędozmierzchu.

Czułam,żejeszczesekundaiprzeciągnęstrunę.Unoszącsuknię,wyszłamwięc

stamtądzżarliwąnadzieją,żejakimścudemsprawysamesięułożą.

DZIWNIE

background image

Półtorejgodzinypóźniej,kiedypociągmknąłprzezwiejskieipodmiejskieokolice,a

mijanedrzewaibudynkirozmazywałysięwpędzie,zrozumiałam,dlaczegoNoelle
mówiła,

żejeszczeniepodjęładecyzjiwsprawiestrojunaDziedzictwo.Wszystkieeastońskie

dziewczyny,którewybierałysięnaimprezę,zgromadziłysięwtylewagonui
przymierzały

ciuchy,wymieniałysięnimi,chichotałyiparadowaływskąpejbieliźnienaoczach

zachwyconychchłopców.Janatomiastsiedziałamwzłocistejsukni,zwisiorkiem-

przepustkązapiętymnaszyi,starannieunikałamkontaktuzNatasząizastanawiałamsię,
co

właściwietamrobię.

-Dalej,mała!Zdejmuj!-zawołałGagewstronęroześmianychdziewczyn.

ZtyłuwagonunadleciałyjedwabnestringiiplasnęłyGage’awtwarz.Dashpodał

kumplowibutelkę.Gageschowałbieliznędokieszeniiłyknąłwódki,nieodrywając
wzroku

odkoleżanek.

-Ipomyśleć,żewolałeśjechaćlimuzyną-powiedziałkpiącodoDasha.

-Potrafięprzyznaćsiędobłędu-odparłDashzuśmieszkiem.

-Niemiałaśochotynaprzebieranki?

Podniosłamgłowę.Joshstałwprzejściumiędzysiedzeniami,opierającjednąrękęna

moimfotelu,adrugą-nafoteluprzedemną.Wczarnymsmokingu,zrozwichrzoną(jak

zwykle)czuprynąwyglądałprzeuroczo.

-Jestemzadowolonazeswojegostroju-powiedziałam.

Przebrałamsięnatychmiastpowejściudopociągu,manewrującztrudemwciasnej

łazience,iniezamierzałamzdejmowaćsukniażdopowrotudoEaston.Nigdynie

przypuszczałam,żekiedyśbędęmiećnasobiecośtakcudownego.

-Icałkiemsłusznie.Uśmiechnęłamsięzakłopotana.

-Mogęsięprzysiąść?-zapytał.

-Jasne.

CieszyłamsięztowarzystwaJosha,któreoznaczało,żeWhittakerniebędziemógł

zbytniomisięnarzucać,kiedywgroniekolegówzbursyskończyjużomawiaćostatnią
decy-

zjęSąduNajwyższego.Chłopcynajwyraźniejobejrzeliwswoimżyciuwystarczająco
wiele

background image

gołychdziewczynalbopoprostumieliinnezainteresowania.

-NiezaprosiłeśnikogonaDziedzictwo?-zapytałam.

-Mamszczęście,żesamsiędostałem.Jestemdopierotrzecimpokoleniem,więc

ledwiespełniamkryteria.

-Ach.

-No.alety!ZałatwiłaśsobiejednązkilkuwejściówekdostępnychwEaston.Musisz

byćzsiebiedumna.Zresztąniejestemzaskoczony.

-Nierozumiem.

Niebyłampewna,czymnienieobraził.

-Niejestemzaskoczony,żespośródwszystkichdziewczynwszkoleWhittakerwybrał

właśnieciebie-wyjaśnił.

Ach.CzyliJoshmnienieobraził.Wprostprzeciwnie.

-Niewiem,czybymkogośzaprosił,nawetgdybymmiałprawodoosoby

towarzyszącej.Jeślinieznalazłbymkogośnaprawdęfajnego,pojechałbymsam.Taki
jestem.

Zaśmiałamsięipotrząsnęłamgłową.

-Dziewczynyzjadłybyciężywcem.

-Trudno.No,alejaksięmiewasz,ReedBrennan?

-Znakomicie.

-Przekonujące-powiedziałzżartobliwymukłonem.-Powtarzajtosobieczęsto,a

możesamauwierzysz.

Trochęprzygasłam.

-Josh,myślisz,żeThomaspojawisięnaimprezie?Westchnąłizacząłskubaćoparcie

fotela.-Takąmamnadzieję.Bowtedymógłbymmuskopaćtyłek.

Uniosłambrwipytająco.

-Zato,żemusieliśmysiętylenamartwić.

-Ach-powiedziałam.-Faktycznie.Prawiezapomniałamotymdrobiazgu.

Przezchwilępatrzyliśmynasiebie.Spoglądałamprostowjegozieloneoczy-

życzliwe,szczerezieloneoczy.Uśmiechnąłsięiodpowiedziałammuuśmiechem.A
potem

jegospojrzeniepowędrowałowdółizatrzymałosięnamoichwargach.

Iwtedysercefiknęłomikoziołka.

FiknęłozpowoduJoshaHollisa.

background image

Szybkoodwróciłamwzrok,czującgorąconatwarzy.Joshnatychmiastzrobiłtosamo.

Thomas.JechałamnaDziedzictwozewzględunaThomasa.Kręciłomisięwgłowie.

OczywiścieWhittakermusiałpojawićsięwłaśniewtymmomencie.

-Jaksięmasz,Josh-powiedziałjowialnie.-Zdajesię,żezająłeśmojemiejsce.

Joshzerknąłnamnie.Siedziałambezsłowa,splatającpalcezezdenerwowania.

-Tonarazie-mruknąłiwstał.

-Narazie.

Whittakerusiadłobokmnieiobjąłmnieramieniem.

-Reed,zapowiadasięniesamowitanoc.

-Tak-odparłam,bawiącsięmaskąkarnawałową.ObserwowałamJoshaponad

krawędziąfotela.RozmawiałzGage’emiDashem,śmiejącsięjakbynigdynic.-Będzie

niesamowita.

DROGASŁAWY

KiedywysiedliśmyzpociągunanowojorskiejstacjiGrandCentral,prawiewszyscy

bylijużwstanielekkiegozamroczenia.Wcalesięwięcniezdziwiłam,kiedyKirani
Taylor

wzięłymniepodręceiześmiechempoprowadziłydogłównegoholu,pijanepoczuciem

swobody.Naszegłosyodbijałysięodkopuływysokowgórze;pędziłyśmyprzedsiebie,

próbującniezaplątaćsięwdługiesuknie.Niemogłamuwierzyć,żejestemwNowym
Jorku,

wcentrumwszechświata.Ajeszczebardziejniewiarygodnebyłoto,żeznalazłamsiętam

właśnieztymiludźmi,żemiałamnasobieolśniewającąsukniębalową,żeprzyciągałam

zachwyconespojrzeniamijanychosób.

Czułamsięjakdebiutantka,jaksławnaosobistość-jakktoś,kimzpewnościąnie

byłam.

-Dokądidziemy?-zapytałam,kiedywynurzyłyśmysięzbudynkudworcajako

sześcionogaksiężniczkanazbytwysokichobcasach.

Resztaeastończykówszłazanami,rozmawiającgłośno,nietroszczącsięoto,ktonas

słuchaiobserwuje.Obokprzemykałysamochody,manewrując,hamujączpiskiemi

trąbieniem.Ulicznysprzedawcapchałwózekzhotdogamipochodniku,klnąc
siarczyście.

ZgrajadzieciakówwkostiumachSpidermanaiBatmanadreptałaraźnozamamamio

wyraźnieudręczonychminach.Dwóchosiłkówwskórzanychkurtkachprzedarłosięprzez

background image

naszągrupę;RoseiCheyenneuskoczyłyimzdrogi.

ParęminutwNowymJorkuiujrzałamwięcejzamieszanianiżprzeztewszystkielata,

którespędziłamwpensylwańskimCroton.

-Zobaczysz!-zawołałaKiran,ciągnącmniezasobą.

Kilkoronastolatkówprzebranychzawampiryprzebiegłoobok,przypatrującsięnam

ciekawie.Wysokimężczyznawkostiumiemałpytrzymałzarękęślicznądziewczynę
ubraną

jakNaomiWattswKingKongu.Straszydławychylałysięzokientaksówek;z
szyberdachu

limuzynywyłoniłosięczterechfacetówwdamskichsukniachipokrzykiwałoradośnie,

wypinającobfitebiusty.

-UwielbiamNowyJorkwHalloween-powiedziałaNoelle.-Wyłażąwtedy

wszystkieświry.

Minęliśmykilkaprzecznic,skręciliśmyparęrazy.Zaczynałymniebolećstopyw

pożyczonychodKiranbutachnaniebotycznymobcasie.Nierozumiałam,czemute

nieprzyzwoiciebogatedzieciakiniewynajęłyauta,aprzynajmniejniewezwałytaksówki.
Im

dłużejjednakwędrowaliśmyulicami,imwięcejosóbpatrzyłonanaszpodziwem,tym

jaśniejszystawałsięsensnaszegomarszu.Chcieliśmywidzów,chcieliśmyichuznania.

Właśnieotochodziło.Byłatonaszadrogasławy.

Igodziłamsięnaniązradościąmimopiekącychstóp:stwarzałamiokazjędo

zwiedzeniaNowegoJorku.Usiłowałamniegapićsięnaeleganckiebutikiirestauracjepod

barwnymimarkizami,usiłowałamniezaglądaćnachalniewoświetloneoknawytwornych

kamienic,dowspaniałychpokojówonowoczesnymwyposażeniulubpełnychantycznych

mebli.Nawetniemrugnęłam,kiedyprzeszliśmyobokkobietyzwózkiemspacerowym,
która

zdecydowanieprzypominałaSarahJessikęParker,icałkiemmożliwe,żeprzystanęła,aby

przyjrzećsięmojejsukni.Zauważałamjednaktowszystkoinotowałamwpamięci,

powtarzającsobie,żenaprawdętujestem,żetowcaleniesen,zktóregosięobudzę,lecz
jawa

-mojajawa.

Znaleźliśmysięnaszerokiejalei,pośrodkuktórejrosłykępydrzewikrzewów.Minęła

nasubranawieczorowoparawśrednimwieku;kobietaszeleściłajedwabiem,wuszach

połyskiwałyjejolbrzymiediamentyirubiny.Ukradkiem,żebyniewydaćsięignorantką,

background image

zerknęłamnatabliczkęznazwąulicy.ByliśmynaParkAvenue.NatejParkAvenue.Park

Avenuerzeczywiścieistniała,aja,ReedBrennan,mogłamsięotymprzekonaćnawłasne

oczy.

-Tędy!-zawołałDash,prowadzącnasnadrugąstronęalei.

Przeszliśmyobokzaparkowanegorolls-royce’a;starałamsięniewpatrywaćwszofera

wuniformie.Zerkałamdokażdegootwartegoholu,podziwiałammarmuroweposadzki,

lśniąceżyrandole,wspaniałearanżacjekwiatówiniemogłamwykrztusićanisłowa.Kiran
i

Taylor,ubawione,słuchałymiarowegostukotunaszychobcasów-takubawione,że
prawie

minęłyśmypozostałycheastończyków,którzynaglezatrzymalisięprzedbramązkutego

żelaza.Najwyraźniejdotarliśmydocelu.

Dashwcisnąłguzikwkamiennymmurzeinatychmiastpojawiłsięmężczyznaw

zielonymuniformiezezłotymszamerunkiem.Zlustrowałnaspogardliwymspojrzeniem,

jakbyśmybyliwłóczęgami.

-Wczymmogępomóc?-wycedził.Noellepodeszładoniego,niemalodtrącając

Dashanabok.Odźwiernymiałprzynajmniejtyleprzyzwoitości,żezamilkłwobliczu

imponującejistoty,którastanęłanaprzeciwkoniego.Jegowzrokpowędrowałtużnad

wycięciejejdekoltu,gdziepołyskiwałowalnywisiorek.Mężczyznauśmiechnąłsię.

-Zapraszamy.

Otworzyłbramę,którazaskrzypiałaantycznie.Dashpodciągnąłrękawysmokingu,

demonstrujączłotespinkiprzymankietachkoszuli-męskąwersjęprzepustkina
Dziedzictwo

-iodźwiernypowitałgoukłonem.Whittakerwziąłmniezarękę,odciągającmnieod

przyjaciółek.Błysnąłspinkami;odźwiernyspojrzałnamójnaszyjnikiskinąłgłową.Z
przeję-

ciazaschłomiwgardle.Dostałamsię.

POWITANIE

-Aleniesamowicie-szepnęłamdoWhittakera,kiedyprzedzieraliśmysięprzeztłum

gości.

Prawiemiażdżyłmirękęwgorącymuścisku.Wolałabymprzystanąćiporządniesię

rozejrzeć,aleWhittakerwyraźniesiędokądśspieszył.

-Chodźmy,chodźmy-mruczał.-Musimyznaleźćsobiedobremiejsceprzed

background image

powitaniem.

Podtrzymywałammaskę,próbujączobaczyćcośwświetleświec.Chętnie

odsłoniłabymtwarz,wszyscyjednakkrylisięzamaskami,aniechciałamsprawiać
wrażenia

prowincjuszki,którąbyłam.

-Przedpowitaniem?

Nieodpowiedział.Byłotakciemno,żeledwiedostrzegałamotaczającemniepostacie,

aobserwacjędodatkowoutrudniałymicekinynaszytenamojejmasce.Pomyślałam,że
przy

takprzyćmionymświetleniezauważęThomasa,zwłaszczajeśli-jakinni-będzie

zamaskowany.Mogłamtylkomiećnadzieję,żepostanowiłwyróżniaćsięwtłumie.Było
to

zresztącałkiemprawdopodobne.

Wokółmnieszeleszczonojedwabiem,sączonodrinki,rozmawianoprzyciszonymi

głosami.Imprezawydawałasięnaraziedosyćstonowana.Szybkoomiotłamwzrokiem
salęi

niezobaczyłamnikogoznajomego.Jużwcześniej,kiedywyszliśmyzwindy,eastończycy

zniknęliwmorzuzamaskowanychtwarzy.

Whittakerwreszcieprzystanąłimogłamodetchnąć.Szepnąłcośdotyczkowatego

kelnera,którybłyskawiczniewróciłzdwomadrinkaminatacy.Whittakerpodałmi

oszronionykieliszekzprzeraźliwieróżowympłynem,samwziąłszklaneczkęzczymś

ciemnym.Próbowałamtrzymaćkieliszekwjednejręceinatychmiastwychlapałamtrochę

alkoholunapięknąmarmurowąposadzkę.

Odsłonićtwarzczynarobićbałaganu?Wetknęłammaskępodpachęiujęłamkieliszek

obiemadłońmi.

-Ktotumieszka?-zapytałam.

-Dreskinowie-odpowiedziałWhittaker,obojętniespoglądającnadziesiątki

wyelegantowanychDziedziczekiDziedzicówwsali.-DonaldDreskin,DeeDeeDreskin
i

ichrodzice.Naszerodzinyprzyjaźniąsięodlat.

-Och,bywałeśtuwcześniej?

-Odczasudoczasu.NoicorokunaHalloween.Dreskinowiezaczęliorganizowaću

siebieDziedzictwo,jeszczezanimsięurodziłem.

Niewiarygodne.Mówiłotymtakbeznamiętnie,jakbycodziennieodwiedzał

background image

luksusoweapartamentyprzyParkAvenue,wjeżdżającnagóręprywatnąwindą,którą

uruchamiałosięzapomocąspecjalnegokodu;jakbyczułsięzupełnieswojskowtym

mieszkaniuzajmującymdwagórnepiętrabudynkuipięciokrotniewiększymniżmójdom.
Do

tejporyzdążyłamzobaczyćprzestronnyholzmalowidłamiPicassaiżyrandolemwstylu
art

décoorazprzestronnąsalęzoknamiwychodzącyminaCentralPark-autentycznyCentral

ParkwNowymJorku!-ijużbyłamcałkiemoszołomiona.

Nagleprzeztłumgościprzebiegłszmeriwszyscyobrócilisięwnasząstronę.

Zaskoczonaspojrzałamprzezramięizobaczyłam,żezanamiotwierająsiędrzwi.Dotej

częścisaliwchodziłosiępotrzechstopniach,jaknascenę.

-Oho.Zaczynasię-powiedziałWhittakerwyczekująco.

Wotwartychdrzwiachstanąłwysokimężczyznawsmokingu,ztwarzązakrytą

drewnianąmaskąklowna.Złożyłręceprzedsobąizapanowałacisza.

-Witamwszystkichikażdegozosobna-powiedziałniecostłumionymprzezmaskę

głosem.-JakomistrzceremoniipodczastegorocznegoDziedzictwamamzaszczyti
przywilej

zaprosićwasdozabawy.

Wtłumiedawałosięwyczućnarastającepodekscytowanie.Podzielałamje,chociaż

absolutnieniewiedziałam,czegosięspodziewać.Mistrzceremoniipodniósłpalec

ostrzegawczo.

-Pamiętajciejednak,żeto,cotuwidzicie…corobicie…kogodotykacie…zkimsię

pieprzycie…

Wokółrozległsięśmiech.

-…wszystkopozostanietutaj.BotojestDziedzictwo,moidrodzy.Jesteście

wybrańcami.Zawrzyjciewięcpokójztymi,którychwielbicie,inigdyjuż…nie
oglądajciesię

zasiebie.

Odsunąłsięnabokiwszyscyruszyliwstronęstopni,jakbyzarządzonobłyskawiczną

ewakuację.

-Cotamjest?-zapytałamWhittakera,kiedypociągnąłmniezarękę.Słowamistrza

ceremoniitrochęmniezaniepokoiły.

-Zobaczysz-odparłzszelmowskimuśmiechem.Kiedyzbliżaliśmysiędodrzwi,

background image

mocniejuchwyciłmojądłońipomyślałamznagłąobawą,żebyćmożerzuciłamsięna
zbyt

głębokąwodę.

WTANY!

Przejścieprzezdrzwibyłojakprzejścienadrugąstronęlustra.Gigantycznąsalę

balowąodgórydodołuspowijałczerwony,czarny,różowyifioletowyatłasiszyfon.

Wszędziepołyskiwałylusterka,któreodbijałystroboskopoweświatłaisłały
pryzmatyczne

błyskinasetkizamaskowanychtwarzy.Nasznurachzwieszonychzsufituwirowali
akrobaci,

wyginającskąpoodzianeciałapomalowanewjaskrawebarwy.Większośćgościzaczynała

jużtańczyćdomuzykipuszczanejprzezdidżejaprzykonsoli.Obokniego,nakolistej
scenie,

małaorkiestragrałaszalonąmelodię,którałączyłasięzdudniącymrytmemwniezwykłą

egzotycznącałość.Pięknekobietywwymyślnychkostiumachkrążyływśródtłumu,po-

dawałydrinkiikierowałygościdosalekzakotarami.

Kręciłomisięwgłowie.Zawielebodźców,pędu,zamieszania.

-Reed!

Nistąd,nizowądKiranpojawiłasięprzymnieizłapałamniezarękę.

-Potańczymy?-zawołała.SpojrzałamnaWhittakera.Machnąłdłonią.

-Idź!

-Znajdziemysiępotem?

Wydawałsięterazjedynymsolidnympunktemoparciawmoimżyciu.

-Będęsięzatobąrozglądał-obiecał.

Porazsetnytegowieczorupozwoliłam,żebyktośpociągnąłmniezasobą.Minęłyśmy

szerokikontuar,zzaktóregokobietawstrojuanielicyrozdawałaroześmianymgościom
pudła

ipudełkaowiniętewbiałąbibułę.

-Cotojest?-zapytałam.

-Białeprezenty,specjalnośćDziedzictwa-wyjaśniłaKiran.-Nictańszegoniżtysiąc

dolarów.

-Tysiąc?-powtórzyłamosłupiała.

-Aleitaknaogółniedostajesztego,naczymcizależy.Późniejwszyscysię

wymieniają.

background image

Niewiarygodne.Poprostuniewiarygodne.Czynaświecienaprawdębyłotyle

bogactwa?

KiranodszukałaNoelle,Dasha,Arianę,TayloriGage’anaparkiecie.Okręciłamnie

wokółsiebieizanurkowaławtłumtańczących,pozostawiającmniesamejsobie.Nigdy
nie

byłamdobrątancerką,dlategoprzezmomentdreptałamniepewniewmiejscu,
zażenowana,

dopókinierozejrzałamsięwokółsiebieiniestwierdziłam,żewzasadzieniemam
powodudo

kompleksów.Zamknęłamoczy,uniosłamręceipoddałamsięmuzyce.

Katharsis.Trafneokreślenietego,cosięzemnądziało.Katharsis.Imdłużej

tańczyłam,tymbardziejoddalałamsięodtego,przezcoprzeszłamiprzezconiewątpliwie

miałamjeszczeprzejść.Rytmwypełniałmojewnętrze,odbijałsięechemwkażdej
komórce

ciałaitłumiłwszystkoinne.

Błogostan.Absolutnybłogostan.Doskonałeodizolowaniepośrodkusalibalowej.

OdizolowanieodWhittakera.odukrytychzakotaramipomieszczeńiichmrocznych

tajemnic.OdizolowanieodpogróżekNataszy,odoskarżeńConstance,odzdrady
Thomasa,

odniepokoju,któryzawszetowarzyszyłmyślomonim.Mojastrefabezpieczeństwa.
Gdybym

tylkomogłaspędzićwniejresztęnocy,wszystkobyłobywporządku.

-Jaktam?Przyjemnie?

Noellewynurzyłasięspomiędzytańczącychizarzuciłamiręcenaszyję.Poruszałasię

swobodnie,beznajmniejszegozakłopotania.Próbowałamdostosowaćsiędoniej,
naśladować

jejkroki,jejpewnośćsiebie.

-Bardzo!-odkrzyknęłam.

-Świetnie.Przydacisię.

-Comówisz?

Usłyszałamjejsłowa,aleichniezrozumiałam.

-Przydacisię!-powtórzyła,patrzącmiwoczy.-Więcbawsiędobrze!

Zgubiłamrytm.OdwróciłasięodemniezuśmiechemidołączyładoDasha.

Czyżbyzajej„bawsiędobrze!”kryłosięniewypowiedziane„pókimożesz”?

background image

Chryste.Jednakbyłynamniewściekłezato,żeustąpiłamprzedszantażemNataszy.

Chciałypotrzymaćmniewniepewności.Tenwieczórbyłaktemmiłosierdzia.Czymśw

rodzajuostatniegożyczeniaskazańca.Pozwalałymizajrzećwgłąbswojego

uprzywilejowanegoświata,uczestniczyćwDziedzictwie,żebytymmocniejzabolało,
kiedy

wszystkiegomniepozbawią.

Nagleopuściłamniecałaenergia.Rozglądałamsięzajakimśoknem,balkonem,gdzie

mogłabymzaczerpnąćświeżegopowietrza.

Wtedygozobaczyłamisalazawirowałamiprzedoczami.

ZobaczyłamThomasa.

SZALEŃSTWODOKWADRATU

-Reed!Reed!Dokąd?-krzyknęłazamnąTaylor.

Nieodpowiedziałam.Niemiałamczasu.Przepchnęłamsięłokciamiprzezroztańczony

tłum,depczącludziompostopach,puszczającmimouszuprzekleństwaiprotesty.
Błyskały

światła,drogętarasowałymiwirująceciała,aleniespuszczałamzniegooczu,

skoncentrowanajaksnajpernaswoimcelu.Stałtam,sączącdrinka,zrękąwkieszeni.
Gdyby

obróciłgłowętrochęwlewo,patrzyłbyprostonamnie.

Jakbyzareagował,gdybymniezobaczył?Uciekłby?Podszedłbybliżej?Dlaczegonie

chciałspojrzećwmojąstronę?

-Thomas!-wrzasnęłam.

Dotarłamnaskrajprzestrzenizajmowanejprzeztańczących,kiedyuniósłzasłonę

bocznejsalkiizniknąłwewnątrz.Chwyciwszyfałdysukni,puściłamsiębiegiem,
omijając

paręobmacującąsięprzybarze,uchylającsięprzedakrobatą,którywyraźniezamierzał
nabić

sięnajednązmoichwsuwekdowłosów.Zdyszanagwałtownieszarpnęłamkotaręioto
stał

przedemnąodwróconydomnieplecami.Złapałamgozaramię.

-Thomas!-wyszeptałamsłabo.

ToniebytThomas.Chłopakspojrzałnamniewystraszonymibrązowymioczamii

pospieszniewycofałsięzazasłonę.Byłzbytwysoki,miałzadługiewłosy.Wogólenie

przypominałThomasa.Jakmogłamsiętakpomylić?

background image

Sercewaliłomiszaleńczo.Podniosłamwzrokznużonaizdezorientowana-i

zamarłam.Niebyłamsama.Naglezrozumiałam,dlaczegorzekomyThomasuciekłstądz

minąwinowajcy.

Przedemnąnakanapieznogązarzuconąnaudoinnejdziewczyny,zpalcami

wplecionymiwjejjasnewłosy,zustamiszukającymijejustleżałaNataszaCrenshaw.

-Bożeświęty-powiedziałam.

Odwróciłasię,chwytającoddech,iwtedyzobaczyłamtwarztejdrugiej:krągłe

policzki,mocnymakijażispuchnięteodpocałunkówwargiLeanneShore.

SZANTAŻ,SZANTAŻ

-Świetnie.Poprostuświetnie-syknęłaLeanne.

Ach.Niezmieniłasięzupełnie.Wciążtasamasłodycziżyczliwość.

-Przepraszam-wymamrotałam.-Wydawałomisię,żewszedłtumójznajomyi…

Nataszausiadłaprosto,wygładziłanasobieubranieiwstała.Podciągnęłagorsetsukni,

któryobsunąłsięjejnaimponującymbiuście.

-Pójdęjuż-powiedziałamwpoczuciuzagrożenia.-Zaczekaj.

Bytysetkimiejsc,wktórychwolałabymsięznaleźć,aleniemogłamwykonać

najmniejszegoruchu.

-Niewolnocinikomuotymmówić.Proszę.Reed.Wiem,żemnienieznosisz,inie

bezpowodu,alebłagam.niemównikomu.

Przełknęłamztrudemślinę,patrząctonanią,tonaLeanne,któraunikałamojego

wzroku.Nataszamnieocośprosiła?Przyznała,żemampowód,abyjejnieznosić?
Bezlitos-

naNataszaCrenshaw?

-Niepowiem.Przyrzekam.Odetchnęła.

-Więc…chodziciezesobą?-zapytałam.

NataszausiadłaobokLeanne,szeleszcząckrynoliną.Spoglądałysobienawzajemw

oczy.Nazewnątrzmuzykadudniłabezustanku.

-Nodobrze-mruknęławreszcieLeanne.Opadłanaoparciekanapyiskrzyżowała

ramiona.-Dobrze,wyjaśnijjej.Niechwie,cosiędzieje.

Czemunaglenabrałamprzekonania,żedowiemsięwięcej,niżbymchciała?

NataszaujętaLeannezarękęisplotłazniąpalce.

-Tak,jesteśmyparą-powiedziałaspokojnie.-Oddrugiejklasy.

-Dlategochciałaś,żebymprzeszukałaichpokoje.Dlategotakcizależałonapowrocie

background image

Leanne.

-Reed,szantażtoniemójpomysł.Taknaprawdęwcalecięnieszantażowałam.Noelle

szantażowałamnie.

Zniedowierzaniempotrząsnęłamgłową.

-Zaraz,zaraz.Oczymtymówisz?

-Kazanomizrobićtezdjęcia,Reed-powiedziała,pochylającsięwmojąstronę.-

Dziewczynykazałymicięszantażować.

Czułamsiętak,jakbyktóryśzakrobatówporwałmniewpowietrze,wywinąłzemną

saltoigwałtowniespuściłmnienapodłogę.Przedoczamitańczyłymiczarneplamy.
Wpatry-

wałamsięwścianęipróbowałamstłumićmdłości.

-Dobrzesięczujesz?-zapytałaNatasza,Przyłożyłamzimną,lepkąrękędo

rozpalonegoczoła.

-Ale…ale…-wyjąkałam-dlaczegosięzgodziłaś?ZerknęłanaLeanne.

-Bogroziły,żewszystkimonasopowiedzą.

-Ibałaśsię,żetwoirepublikańscyrodzicesięciebiewyprą?Dlatego?

-Nie!Niechodziłoomnie.Rodzicewiedzą,żejestemlesbijką.Przyznałamimsię,

kiedymiałamtrzynaścielat.Sącałkiemzadowoleni.Chybauważają,żedziękitemu
nadążają

zaepoką.

-Notodlaczego?

-Oj,zrobiłatodlamnie!Dotarło?-krzyknęłaLeanne.-Gdybymoirodzicesię

dowiedzieli,wylądowałabymnaulicy.Wyparlibysięmnie,zniszczylibymniezupełnie.

Miałabymszczęście,gdybymdostałapracęwdomutowarowym.Zrozumiałaśwreszcie?

Zrobiłatodlamnie.

Gapiłamsięnaniązotwartymiustami.Nataszadelikatniedotknęłajejtwarzy

wierzchemdłoni.Leannewestchnęłaspazmatycznieiotarłałzę.Apotemsiępocałowały:

niespiesznie,czule,iNataszaprzyłożyłaczołodoczołaLeanne.

Nietylkobyłyparą.Byłyzakochanąparą.

Natychmiastimwybaczyłam.Całkowicie.Nataszakierowałasięmiłością,podobnie

jakja.kiedyukrywałamwiadomośćodThomasaipodsycałamwsobienadzieję,że
zobaczę

sięznimwtrakcieDziedzictwa.KierowałasięteżstrachemprzedNoelle,awszystkie

background image

wiedziałyśmydoskonale,żeNoellebudzistrachniebezprzyczyny.Natasza,jakja,nie
miała

wyboru.

Próbowałamzebraćmyśli-próbowałamzdecydować,jakipowinienbyćmójnastępny

krok,czegopowinnamsięjeszczedowiedzieć.Narzucałosięjednopytanie.

-Dlaczegotozrobiły?Dlaczegocięszantażowały,żebyśzmusiłamniedowęszeniaw

ichpokojach?Wiedziały,cooznaczadlamniewylotzEaston.Wiedziały,żesięnie

przeciwstawię.Znalazłamunichtakierzeczy…Wogólesiętymnieprzejmowały?

-Możepowinnaśsamajezapytać-powiedziałaLeanneponuro.

-Właśnie.Łatwiejuwierzysz,jeśliusłyszysztobezpośrednioodnich-dodała

Natasza.

Kiwnęłamgłowąwciążoszołomiona.Usłyszećbezpośrednioodnich.Słusznie.

Dziewczynymiałymisporodowyjaśnienia.

-Mogłabyśjużzostawićnassame?-zapytałaLeanne,ujmującdłońNataszy.-Rzadko

zdarzanamsięterazspotkać.

Wjejgłosiezabrzmiałooskarżenie,jakbymbyłatemuwinna.Noiwpewnymsensie

byłam.

-Oczywiście.Przepraszam-powiedziałam,podnoszącsięchwiejnie.Przystanęłam

przedkotarąispojrzałamnaNataszę.-Niemartwsię.Dochowamwaszejtajemnicy.

Uśmiechnęłasiędomnie.Porazpierwszyuśmiechnęłasiędomnieszczerze.

-Dzięki,Reed.Odsunęłamzasłonęiwyszłam.

PIONEK

Dlaczego?Dlaczegotozrobiły?

Zatrzymałamsięnamoment,żebyzłapaćoddech;fiszbinywgorseciesukniboleśnie

wpijałymisięwskórę.Szukałamodpowiedzi,alenapróżno.Jakąkorzyśćmogłyodnieść

dziewczynyzBillings,zmuszającmniedoprzeszukaniaichpokojów?Chciały,żebym

odkryłaichsekrety?ŻebymznalazładowódichpodłościwobecLeanne?Aledlaczego?

Musiałatobyćjakaśskomplikowana,choragra.wktórejNatasza,Leanneija

byłyśmytylkopionkami.Dostarczyłyśmydziewczynomrozrywki.Obserwowałyz
uciechą,

jakdalekosięposuniemy.Tojedynesensownewyjaśnienie.Kiedytegowieczoru
przyszłamz

wyznaniemdoNoelleiArianyioddałamimdyskietkę,wcaleniebyłyzaskoczone.Od

background image

początkuwiedziały,cosiędzieje.Samewszystkozorganizowały.

Pewnieoddawnazaśmiewałysięzamoimiplecami.„SpójrzcienaReed.Ależzniej

kretynka.Mamyjąwgarści!”

Imwięcejotymmyślałam,tymbardziejchciałamkomuśprzywalić.

Wyprostowałamsięiruszyłammiędzytańczących.Porazepsućkilkuosobomzabawę.

Napędzanafaląadrenalinyprzebijałamsięprzeztłum.ZnalazłamNoelle,Arianę,

TayloriKirantam,gdziesięznimirozstałam,pośrodkusali.Wepchnęłamsięprzed
Noelle,

dyszączgniewu.

-Musimypogadać-oznajmiłam.

-Reed,jesteśmynaimprezie-powiedziała,kładącmidłonienaramionach.-To

okazjadorelaksu.CzyżbyimprezybyłyczymśnieznanymwZadupiuNiżnymw

Pensylwanii?

Złapałamjązanadgarstki.Mocno.Ariana,KiraniTaylornatychmiaststanęłyprzy

nas.Byłamotoczona,samaprzeciwkoczterem,alemiałamtogdzieś.

-Musimypogadać-powtórzyłamprzezzęby.

Noelleprzechyliłagłowę.

-Reed,nieróbsceny.

-Och.zrobięjąchętnieibędzienacopopatrzeć.Tylkoniewiem,czywamteżsię

spodoba.

Spoglądałanamnie,sprawdzając,czynieblefuje.Blefowałam,oczywiście.Gdybym

zaczęławrzeszczećirzucaćoskarżenia,nietylkozdradziłabymtajemnicęNataszyi
Leanne,

aletakżeokazałabymsięnaiwnąofermą,ategozdecydowaniewolałamuniknąć.

Zmrużyłamoczy.Imdłużejtaktkwiłyśmy,tymmocniejczułamswojąprzewagę.

Widziałam,żeNoelleustępuje.Noproszę-jateżumiałamgraćwteklocki.

-Wporządku-mruknęła,wyrywającręcezmojegouścisku.-Zachowujmysię

kulturalnie.

PopatrzyłanaArianę,KiraniTaylor.

-Drogiepanie,poszukajmyjakiegośzacisznegomiejsca.

KONIECSEKRETÓW

-Nodobrze,Reed,jesteśmytuwszystkie-powiedziałaNoelle,opadającnaobity

aksamitemfotelwbocznejsalce.

background image

Kopnięciemzrzuciłabutyipodwinęłanogipodsiebie,jakbyprzygotowywałasiędo

miłejpogawędkiprzyherbacie.Pozostałatrójkausiadławokółniejnakrzesłachi
kanapach.

Wszystkowyglądałouprzejmieicywilizowanie.Grupapięknych,wytwornych,

uprzywilejowanychkobiet.Awemniesięgotowało.

-Wiem,cościezrobiły-oświadczyłam,stającnaśrodku.-Szantażemzmusiłyście

Nataszę,żebyszantażowałamnie.

Noellepatrzyłanamniebeznamiętnie.

-Ico?Spodziewaszsięmedalu?Dłoniezacisnęłymisięwpięści.

-Chcęwiedziećdlaczego.Cozamierzałyściedziękitemuzyskać?

Noelleodwróciłaodemniewzrokiwestchnęła,jakbybyłaokropnieznudzona.

-Niechodzioto,comymogłyśmyzyskać,aleoto,cotymiałaśdozyskania-

odpowiedziałaArianapółleżącanakanapie.

Wszystkiespojrzałynamniewyczekująco,jakbyuważały.żepowinnamim

podziękować.

-Nierozumiem.Cotoznaczy?

-Toznaczy,żecięsprawdzałyśmyiprzeszłaśsprawdzianpomyślnie-oznajmiła

Kiran.Wyjęłaztorebkinieodłącznąpiersiówkęiuniosłająwtoaście.-Możetouczcimy?

Pogubiłamsiękompletnie.

-Sprawdzałyściemnie?Jak?Poco?

Kiranpociągnęłałykaiprzytknęłapalcedowilgotnychwarg.Noellepotrząsnęła

głowązeznużeniem;Arianadalejspoglądałanamnienieruchomymioczami.

-Chciałyśmysięprzekonać,czymożemyciufać-powiedziałacichoTaylor.Siedziała

zestopamizwróconyminiecokusobie,jakdzieckoczekającenamamęnaprzystanku

autobusowym.-Dlategotozrobiłyśmy.

Zrobiłyto,bochciałysięprzekonać,czymogąmiufać.Chciałysięprzekonać,czy

mogąmiufać?

-Iprzeszłamsprawdzianpomyślnie?Ciekawe.Przecieżprzeszukałamwaszepokoje.

Odkryłam…różnesekrety.Naruszyłamwasząprywatność.Ico,przeszłampomyślnie?

Noellezaśmiałasię.

-Niczegonienaruszyłaś.Zaaranżowałyśmytowszystko,żebyśmiałacoodkrywać.

-Jakto?

Musiałamusiąść.Osunęłamsięnawyściełanąławę.Przedoczamiprzemknęłomi

background image

ostatnichkilkatygodni.Cowydarzyłosięnaprawdę,cobyłofikcją?

-Chyba…chybażartujecie-wyjąkałam.

-Uwierzyłaś,żeukradkiemobżeramsięsłodyczami?-zapytałaKiraniparsknęła

śmiechem.-Dajspokój!Jem,nacomamochotęikiedymamochotę.Poprostu

odziedziczyłamdobregeny.

-SkrzynkawszafieKirantomójpomysł-oświadczyłaTaylorzdumą.

-AlemaniackiezapiskiTaylorbyłymoimpomysłem-powiedziałaKiran.-

Genialnym,musiszprzyznać.

-Rzeczywiście,pomysłniezły-potwierdziłaTaylor.-Tyleżepokilkugodzinach

przyklawiaturzeniemogłamruszaćpalcami.

-ZatofotosyDashabyłyprawdziwe.Bezretuszu-powiedziałaNoellezsatysfakcją.-

Szczęściarazemnie,co?

Czułamgorzkismakwustach.Dziewczynywszystkozaaranżowałyiwłożyływten

projektwieletrudu.Uważałamjezaswojeprzyjaciółki,aonenieustanniesnułyintrygi.

Manipulowałymnąprzezcałyczas.Czycokolwiekztego,comimówiły,byłoprawdą?

-Niezapomnętwojejminydzieńpotym,kiedyzobaczyłaśswojezdjęcia-

powiedziałaKiranradośnie.-Ranowmojeurodziny.Wręczałyśmyciprezenty,aty

zieleniałaścorazbardziej.

-Świetniesięzłożyło-przyznałaAriana.-Poczuciewinymiałaśwypisanenatwarzy.

-Szczerzemówiąc,trochęsiędziwię,żesięniepołapałaś-stwierdziłaNoelle.-Parę

razybyłyśmyokrokodwpadki.

-Właśnie-przytaknęłaTaylorzprzejęciem.-Naprzykładwtedykiedynatknęłamsię

naciebieprzyporannymsprzątaniu.Kompletniewyleciałomizgłowy,żemasz
przeszukiwać

naszpokój.Odrazusięzorientowałam,żezajrzałaśpodmojełóżko.Wymyśliłamtę
historięz

referatemzliteraturyizareagowałaśtakuroczo,„Wszyscymówią,żejesteśabsolutną

gwiazdąEaston”-powiedziała,przytaczającmojesłowa.Słowa,którychużyłam,żebyjej

pomóc.-Bardzotobyłomiłe,Reed!

-Atebrednieohasłachdokomputera!-zaśmiałasięKiran.-Wkażdymrazieudało

namsięwcisnąćciinformacjeodostępiedolaptopaAriany.

-Przypuszczam,żemójterminarztrochęcięzdenerwował-powiedziałaAriana.-

Wybacz.

background image

Nigdywżyciunieczułamsiętakupokorzona.Wiedziałyowszystkimodpoczątku.

Sterowałymną.TamtegowieczoruArianacelowooddałamiswojątorbę.Niebyłam
sprytna

aniprzebiegła.Zostałamzrobionawkonia.

-Zasadniczysprawdzianpolegałnatym,czydoniesiesznanas,jeśliznajdzieszjakieś

kompromitującemateriały-wyjaśniłaNoelle.-Gdybyśmyzagroziłyodebraniemci

wszystkiego:odebraniemciEaston,igdybyśpozostałalojalna,przeszłabyśtest
pomyślnie.

-Iprzeszłaś-powiedziałaAriana.-Przekonałyśmysię,żemożemycizaufać.W

każdejsprawie.

Przebiegłmniedreszczimocnoobjęłamsięramionami.Niemogłamuwierzyćwto,

cosiędziało.Tylestrachu,podstępów,wewnętrznejszarpaniny-wszystkobezsensu.

-Cobyściezrobiły,gdybymzgłosiłasięztądyskietkądodyrektora?-wychrypiałam,

patrzącwpodłogę.-Waszazabawabyłatrochęryzykowna,nie?Mogłyściewyleciećze

szkoły.

Noelleznowuparsknęłaśmiechemitymrazemprzyłączyłasiędoniejpozostała

trójka.

-Niewygłupiajsię,Reed.Trzebaczegośznaczniepoważniejszego,żebynas

wyrzucić.Nie.niebyłożadnegoryzyka.

-No,owszem,było,dlaciebie-powiedziałaKiran,wskazującnamnie.-Gdybyte

zdjęciatrafiłydoobiegu,wtrymigasiedziałabyśwpowrotnymautobusiedoCroton.

-Azdjęciarzeczywiściesądlaciebieobciążające-stwierdziłaNoellerzeczowo.

Kurczowozacisnęłamdłonienaskrajuławkiipochyliłamsiędoprzodu,walczącz

faląmdłości.Śmiechdziewczyndźwięczałmiwuszach.Bawiłajetasytuacja.Bawiłoje

igraniezuczuciami,zczyimśżyciem,zczyjąśprzyszłością.

-Och,Reed,dajżespokój-powiedziałaAriana.Usiadłaobokmnie,objęłamnie

ramieniemilekkodotknęłamojejręki.Miałalodowatozimnepalce.-Wszystkojestjużw

porządku.Będziedobrze.Nierozumiesz?

„Rozumiemdoskonale.Rozumiem,żejesteściewalnięte.Jesteściewyjątkowopodłe.

Sprzymierzyłamsięzczystymzłem”.

-Jesteśterazjednąznas-powiedziałaArianacicho.-Naprawdęjednąznas.

-IjużwięcejniemusiszbyćKopciuszkiem-dodałaTaylor.

-Czegotrochężałuję,bonieznoszęścielićłóżka-mruknęłaKiranipociągnęła

background image

kolejnegołyka.

-JesteśwBillings-powiedziałaNoelle.-Tymrazembezzastrzeżeń,bezwarunkowo.

Koniecsekretów.

Sercedrgnęłomiprzytychdwóchsłowach.Koniecsekretów.Nawetwfurii,w

całkowitejdesperacji,zależałominasympatiitychkoszmarnychdziewczyn.Cosięze
mną

działo?

Dałamsięuwieść.Niebyłonajmniejszychwątpliwości.Iniepotrafiłamjużsię

wycofać.

PodniosłamwzrokispojrzałamwciemneoczyNoelle.

-Koniecsekretów?-zapytałam.

-Absolutnykoniec.

PopatrzyłamnaArianę.Spoglądałanamniezzagadkowymuśmiechem.

Nadaltliłsięwemniegniew.Wiedziałam,żezawszebędzietliłsięgdzieśgłębokowe

mnie.Samajednakwybrałamtędrogę.KiedyporazpierwszyweszłamdoBillings,byłam

świadoma-przynajmniejdopewnegostopnia-doczegozdolnesątedziewczyny.Mimo

wszystkopostanowiłamsięznimisprzymierzyć,borozumiałam,ilemogądlamnie
zrobić,

jakąmogąmizapewnićprzyszłość.Sprawiły,żepoczułamsiękimśszczególnym,kimś

ważnym.Jakbymmiałaprawdziweprzyjaciółki.Wkońcuotochodziło.Owszem,
stosowały

choremetody,alepoprostuchciałysięprzekonać,czyjestemgotowadoprawdziwej

przyjaźni.

Liczyłasięlojalność,takjakmówiłWhittaker.Lojalnośćbyłasprawąpierwszorzędnej

wagi.

Cenneżyciowedoświadczenie.

-No,więcmiędzynamiwporządku?-zapytałaAriana.

-Właśnie,czymożemyjużwracaćnaimprezę?-dodałaNoelle.-Mamdosyćtej

rozmowy.

-Tak-powiedziałam,prawieniewierząc,żetomówię.-Wporządku.

Byłamzupełniewyczerpana,alejakośpodniosłamsięzławy.Tayloruściskałamniei

wymknęłasięnazewnątrz.Kiranucałowałamniewpoliczki,mrugnęłairuszyłazanią.
Aria-

background image

naspokojnieodsunęłakurtynęiwyszła.Wtedyprzypomniałamsobieopewnejistotnej

sprawie.PrzystanęłamispojrzałamnaNoelle.

-Atepliki,któreznalazłamwlaptopieAriany,ściągiiwiadomościzkomunikatora-

powiedziałam-teżbyłyspreparowane?

Uśmiechnęłasięlekko.

-Nicbezprzyczyny,pamiętasz,Reed?Wszystkomaswojąprzyczynę.

JUŻPRZESZŁOŚĆ

KilkagodzinpóźniejwynurzyłyśmysięrazemnaParkAvenue,objęteramionami,

roześmiane,podtrzymującKiran,którachwiałasięniebezpiecznienawysokichobcasach.

Nocbyłapełnawrażeń,tańcaialkoholu.Ażdokońcaimprezyunikałambocznych

pomieszczeń,pozostajączdziewczynamiwsalibalowej.NoelleiDashzniknęlinatrzy

kwadranseipojawilisięrozczochrani,półprzytomniizadowoleni.Kiranodeszłazgrupą

znajomychzKentiwróciławinnejsukni,wzbudzającpowszechnąwesołość.Byłtożart,

któregoniezrozumiałam,alewolałamniezadawaćpytań.Czułam,żeodpowiedzinie

przypadłybymidogustu.

DziękitradycjibiałychprezentówKiranparadowałaterazwetolinarzuconejnanową

suknię,TaylorbeztroskomachałacudnątorebkąodCoacha,Ariananiosłaniedbaleparę

butówodDiora,aNoellewsunęłasobienagłowękryształowydiadem,któryniewątpliwie

miałtrafićnastertębłyskotekpodjejłóżkiemnatychmiastpopowrociedobursy.Mnie
udało

siędokonaćtransakcjizdziewczynązBarton:wymieniłampaskudnypaseknaprzepiękny

platynowypierścionekzszafiremodTiffany’ego.Byttopierwszyprawdziwyklejnot,jaki

posiadałam(nielicząckolczykówodWhittakera).Niemogłamsiępowstrzymaćod

spoglądaniananiegocopółminuty.

Właśniepatrzyłamnaszafirpołyskującynamoimpalcu,kiedyzakryłagoczyjaś

szerokadłoń.BramadziedzińcaDreskinówzamknęłasięzanami.Podniosłamwzrok,

zaskoczonainiecozamroczona,izobaczyłamWhittakera.

-Whit!-zawołałamzuśmiechem.-Gdziesiępodziewałeś?

-Właśnieotosamochciałemzapytaćciebie-powiedziałnieconaburmuszony.-

Przezcałąnocprawiecięniewidziałem.

Noelle,ArianaiTaylorchichotałyszaleńczozamoimiplecami.

-Wiem,Whit.Przepraszam.Świętowałamzdziewczynami.

-Świętowałaś?Co?

background image

NoellepodeszładonasiobjęłaWhittakera.

-Dziewczyńskiesprawy,skarbie.Dziewczyńskiesprawy-powiedziała.

Poklepałagopieszczotliwiepotwarzyiparsknęłaśmiechem.Niemogłamsiędoniej

nieprzyłączyć.Możebyłambardziejwstawiona,niżsądziłam.

-Chodźcie-zawołałJoshkarcąco.-Spóźnimysięnaostatnipociąg!

Ruszyliśmyzanim-chwiejącesiętowarzystwowjedwabnychsukniachi

niedopiętychkoszulach,nawysokichobcasachizpłaszczamiwlokącymisiępochodniku.

Whittaker,którywydawałsięnadzwyczajtrzeźwy,podtrzymywałmnieramieniem.Byłam

muwdzięcznazatociepłoidodatkoweoparcie.Ztyłusłyszałamnierównekroki
dziewczyni

myślałam,żebędzieprawdziwymcudem,jeśliżadnaznichniezłamiesobienogi.

-Dobrzesiębawiłaś?-zapytałWhittaker.

-Cudownie!Dziękuję,żemniezaprosiłeś,Whit.

-Niemazaco-powiedziałiprzycisnąłmniemocniejdosiebie.-Wiesz,kiedy

nadejdziezima,moglibyśmysięwybraćdonaszegodomuwTahoe.Rodzicenapewno

chcielibyciępoznać.

Potknęłamsięichwyciłamgozaramię,żebyodzyskaćrównowagę.

Rodzice.Spotkaniezjegorodzicami.Nie.Absolutnienie.

Przezchwilęwszystkowirowałowokółmnie,alewkrótcewróciłonaswojemiejsce.

ŁagodnieodsunęłamsięodWhittakeraispojrzałammuwoczy.

-Whit,możemyporozmawiać?Wedwoje.

-Naturalnie-odpowiedział.Popatrzyłnapozostałych.-Idźcie.Zarazwasdogonimy.

Dziewczynynaswyminęły;Noelleuśmiechałasięznacząco.Nabrałamtchu.Pomimo

nielichegozamroczeniawiedziałam,comuszęzrobić.Sprawaciągnęłasięzbytdługo.
Whit-

takerzasługiwałnaszczerość.

-Whit,straszniemiprzykro,aleuważam,żeniepowinniśmyjużsięspotykać.

-Słucham?

-Przykromi,naprawdę.Bardzocięlubię.Jesteśświetnymfacetem.Problemwtym,

że…żepoprostumnieniepociągasz.

-Och-powiedziałwpatrzonywswojebuty.-Nocóż.Toniezłycios.

-Przepraszam!Niechciałamcięzranić-zawołałamzełzamiwoczach.-Myślałam

tylko…myślałam,żewolałbyśznaćprawdę.

background image

Przełknąłślinęipokiwałgłową.

-Rzeczywiście,takjestlepiej-powiedziałpodejrzaniedziarskimtonem.-Niebędę

udawał,żeniejestemzawiedziony,ale…aledoceniamtwojąszczerość.

Ujęłamgozarękę.

-Whit,zobaczysz,jeszczeuszczęśliwiszjakąśwspaniałądziewczynę.

Zaśmiałsię.

-Mamnadzieję-powiedział.

Zachwiałamsięiznowuobjąłmnieramieniem.Przedchwiląznimzerwałam,aon

nadalsięomnietroszczył,nadalmniewspierał.PrzypomniałamisięConstanceijejdłoń
na

mojejdłonipodczasporannegonabożeństwa,kiedyoficjalniepowiadomiononaso
zniknięciu

Thomasa.Inaglezapragnęłamzewszystkichsił,żebytychdwojeodnalazłosię
nawzajem.

Bylidlasiebiestworzeni.

-Zobaczysz!-zapewniłam.-Nawetznamodpowiedniąosobę.Tyteżjąznasz.

Wystarczy,żerazzaprosiszjąnarandkę,azakochaszsiępouszy.

Uśmiechnąłsięsmutno.

-Możepowinniśmyotymporozmawiaćwpociągu-powiedział,prowadzącmnie

delikatniezapozostałymieastończykami.

-Okej-wymruczałam.

Pociąg,miękkifotel,drzemka:cozauroczaperspektywa.Niemogłamjednak

uwierzyć,żetowszystkojestjużprzeszłością:Dziedzictwo,mój„związek”z
Whittakerem,

pierwszapodróżdoNowegoJorku.Nocminęłabłyskawicznie-ibezśladuThomasa.

Thomassięniepojawił.Konieckońców,wcaleniemusiałamtakgorliwiezabiegaćo

zaproszenienanowojorskąimprezę.

Westchnęłamciężko.ChciałamjużtylkowrócićdoEastonizostawićprzeszłość

naprawdęzasobą.

ŻYCIEPRZEDEMNĄ

Zczołemopartymochłodnąszybępatrzyłam,jakświatbudzisięwpromieniach

słońcawschodzącegonadjesienniekolorowymidrzewami.Miarowystukotpociągu
dawno

jużuśpiłmoichkolegówikoleżanki,alejaniepotrafiłamoderwaćsięodwidokuza

background image

oknem.

Byłopięknie.Pięknieibarwnie,iobiecująco.Niechciałamstracićanisekundytego

spektaklu.

Wokółmniesłychaćbyłogłębokieoddechyipochrapywania.Noellezasnęłazgłową

napiersiDasha,zdiadememnabakier.Dash,okrytykurtką,obejmowałNoelle
ramieniem,

czułymgestemzamykającdłońnajejłokciu.Odczasudoczasuspoglądałamnanichz

uśmiechem.Nigdyprzedtemniewidziałamichrazemwtakiejharmonii.

ZtyłuwagonuArianaiTaylorrozmawiałyszeptem.Kiranleżałanieprzytomnana

dwóchfotelach,podłożywszysobiepodgłowęzdobycznąetolę.Whittakerpróbował
nakłonić

Gage’adoużyczeniajejpłaszczadlaochronyprzedzimnem,aleGageburknął:

-Jeszczeczego.Mnieteżniejestzaciepło.

WhittakerczymprędzejzdjąłwięczsiebiepłaszcziokryłnimnieruchomąKiran.

Terazdrzemałskulonynasiedzeniuzprzodu,pochrapującwyjątkowogłośno.

Usłyszałamwestchnienieizerknęłamwbok.Nataszasiedziaławyprostowanawfotelu

przyoknie,opierającrękęnazgiętymkolanie.Patrzyłaprzezszybęzamyślonaismutna.

Zastanawiałamsię,jakułożąsięnaszestosunki.Podzieliłasięzemnąswojąnajwiększą

tajemnicą-chociażniecałkiemdobrowolnie.Czyzdołamysięzaprzyjaźnić?Czy

pozostaniemywrogami?Liczyłamnaprzyjaźń.Teraz,kiedywiedziałam,żemoja

współlokatorkaniejestszantażystką,zaczynałamdostrzegaćwniejinteresującąosobę.

Wtemktośzasłoniłmiwidoknawnętrzewagonu.Zamrugałamwyrwanaztransu.

SpojrzałamwtwarzJoshaimójpulsprzyspieszyłraptownie.Tojużdrugiraztejnocy.Co

właściwiewyprawiałomojeserce?

-Cześć-powiedziałam.

-Cześć.Mogę…?-zapytał,wskazującnawolnemiejsceobokmnie.

-Jasne.

Spośródwszystkichchłopcówwpociąguwydawałsięnajmniejrozchełstany.Koszulę

wciążmiałwłożonąwspodnie,krawattylkotrochęrozluźniony,wszystkieguzikipoza

jednymzapięte.NajprawdopodobniejwięcnieodwiedzałbocznychsalekuDreskinów.Z

jakiegośpowoduniezwyklepoprawiłomitohumor.

-Ijak?Przyjemnanoc?-zapytał.

-Otak.

background image

-AlebezThomasa.

Pociągwszedłwzakrętizapiszczałprzeraźliwie.Oparłamsięrękamiofotelzprzodu,

ztrudemchwytającoddech.Joshuśmiechnąłsięlekko.

-Spokojnie.Niewylecimyztorów.

-Wiem-wymamrotałam.

Bardziejniżperspektywakatastrofykolejowejprzeraziłomnieto,żeodkądnatknęłam

sięnaNataszęiLeanne,anirazuniepomyślałamoThomasie.Zupełnieonim
zapomniałam.

Imożenienależałosiętymmartwić.

-ZThomasemnapewnojestwszystkowporządku-mruknęłam,główniedlategoże

Joshczekałnaodpowiedź.

Botaknaprawdęzrozumiałam,żewłaśnieprzestałamzawracaćsobieThomasem

głowę.Porzuciłmnie.Zwiałbezpożegnaniaimusiałamsamaradzićsobiez
dziewczynamiz

Billings,zWhittakeremipolicją.Zrobiłamwszystko,comogłam-nawetspotykałamsię
z

chłopakiem,którywogólemnieniepociągał-byletylkozdobyćzaproszeniena
Dziedzictwo

imiećszansęzobaczeniasięzThomasem.Onjednaknieprzyszedł.Powinienodgadnąć,
że

postaramsiędostaćnatęimprezę.Najwyraźniejniezbytmunamniezależało.

Nie.Thomasbyłjużdlamnieprzeszłością.Iodtejchwiliniezamierzałamspoglądać

zasiebie.

-Napewno-odpowiedziałJoshniezbytprzekonany.

-Wieszco?Niechcęonimwięcejrozmawiać.Oczywiście,życzęmuwszystkiego

najlepszego,alechybagojużprzebolałam.Wyjechałimaswojeżycie.Wporządkują
także

mogęmiećswoje.

Zerknąłnamnie,unoszącbrwi.

-Serio?

-Serio.

-Bardzotrzeźwepodejście-powiedział.-Teżtaksądzę.

Ziewnęłampotężnie.Miałamwrażenie,żepobranomizkrwiprzynajmniejlitr

adrenaliny.Oczysamemisięzamykały.OparłamgłowęnaramieniuJosha.

background image

-Zmęczona?

-Takjakby.

Objąłmnieiprzytuliłdosiebie.Pulsznowumiprzyspieszył,alegestJoshawydałmi

sięabsolutnienaturalny.WostatnichtygodniachJoshokazałsiędobrymkumplemiw
jego

towarzystwieczułamsięcałkiemswobodnie.SwobodniejniżwtowarzystwieWhittakerai

zdecydowanieswobodniejniżwtowarzystwieThomasa,któryzawszeutrzymywał
dziewczy-

nęwniepewności.

Pokilkusekundachzesztywniałmikark.Poruszyłamsię,szukającwygodniejszej

pozycji.Joshuniósłramięipchnąłmnieleciutko.Ułożyłamgłowęnajegokolanach.

Ach.Jakmiło.

-Dzięki-wymruczałam.

-Niemazaco.

Odpływałamwsen,wsłuchanawszeptymoichprzyjaciółekorazstukotkółi

mogłabymprzysiąc,żepalceJoshaostrożnie,delikatnieodsuwająmiwłosyztwarzy.

Uśmiechnęłamsię.

WMARTWEJCISZY

KiedywysiedliśmyzpociąguiospalepowędrowaliśmyuliczkamiEaston,ostatnie

śladyświtublakły,pozostawiajączasobąmlecznobiałąmgłę.Cienkieobcasyzagłębiały
się

wziemi.Zmordowanazdjęłambutyizulgąporuszyłampalcamiustóp.Ulgaminęłapo

kilkunastusekundach,amojestopyzamieniłysięwblokilodu.

-Wszystkowporządku?-zapytałJosh.

-Wporządku.Tylkoniemogęsiędoczekaćpowrotudodomu.

Dodomu.Eastonbyłodomem.BursaBillingsbyłamoimdomem.Uświadomiłamto

sobieporazpierwszy.

Wreszciedotarliśmydoogrodzeniaotaczającegoterenszkoły.Ostrożnieposuwaliśmy

sięwzdłużżelaznychsztachet,dopókinienatrafiliśmynaotwórukrytyzakrzakami.

Przeciskaliśmysięprzezniegokolejno,szeptemprzekazującsobiewskazówki;
dziewczyny

unosiłysuknie,żebyniezaczepićnimiowystająceprętyikorzenie.Teraz,pobalu,nie

chciałonamsięprzebieraćwdżinsyiswetry:byliśmyzbytzmęczeni,agdybywpadłna
nas

background image

któryśznauczycieli,naszstrójniemiałbyjużznaczenia.

PodrugiejstronieogrodzeniatrzymałamsiębliskoJosha.Wspinaliśmysięnawzgórze

isłyszałamgłosypozostałych,alenikogoniewidziałamwgęstejmgle.

-Niesamowicie,co?-zapytałJosh.

Zadrżałamiprzesunęłamdłońmiposwoichgołychramionach.

-Przynajmniejniełatwobędzienaswyśledzić.

Jeślitęimprezęorganizowanocoroku,jeślicorokutrzydziestkaosóbwracałanad

ranemwbalowychstrojachiwstaniekompletnegozamroczenia,dziwne,żenikogo
jeszcze

nienakryto.Imbliżejbyliśmybudynkówszkoły,tymbardziejszczękałamzębami.Gdyby
nas

złapano,byłobypomnie.Gdybynaszłapano,wszystkonanic.

Przemknęliśmyprzezboiskodopiłkinożnejidalejwzdłużliniidrzew,kierującsięna

tyłyBillingsiinnychbursstarszychroczników.Przystanęliśmynamoment,żeby
odetchnąć.

Wokółpanowałamartwacisza.Mgłatłumiławszystkiedźwięki.

-Gotowi?-szepnąłDash.

Kilkaosóbpokiwałogłowami.Ztrudemprzełknęłamślinę.Nadeszłakrytyczna

chwila.Jeszczekawałekibędziemybezpieczni.

-Jazda!

Pochylenipuściliśmysiębiegiem.Joshchwyciłmniezarękę.Pokonaliśmyostatnie

metryotwartejprzestrzenimiędzydrzewamiibursąDaytonizatrzymaliśmysię,dysząc,
przy

wilgotnymceglanymmurze.Mgłabyłaturzadsza.Jużzamierzałampożegnaćsięz
Joshemi

ruszyćdoBillings,kiedyzerknęłamnaotaczającemnietwarzeizobaczyłamnanich
upiorne

odbłyskiświatła:czerwone,niebieskie,czerwone,niebieskie.

-Cojest?-zapytałktośniespokojnie.

-Zaczekajcie.

Joshpuściłmojąrękę,przekradłsięwzdłużścianyiwysunąłgłowę.

-OmójBoże.Zamarłam.-Co?

Nawetlękprzedprzyłapaniemnasprzeznauczycieliniemógłterazodwieśćnasod

zaspokojeniaciekawości.Przesunęliśmysiędorogubudynkuizebraliśmysięwokół

background image

Josha.

Wyjrzałam-iogarnęłamniezgroza.

Samochodypolicyjne.Wszędzie.Natrawnikach,nadziedzińcu.Tłumy

zdenerwowanychuczniówwnocnychidziennychstrojach.Umundurowanipolicjanci

rozmawiającyprzyciszonymigłosamilubwykrzykującykomendy.

-Jużponas-mruknąłktośzamną.

Trudnobyłosięniezgodzić.Nakampuswezwanochybawszystkichpolicjantóww

promieniustukilometrów.Inicdziwnego.Zaginęłotrzydzieściorouczniów.
Trzydzieścioro

szczególniecennych,uprzywilejowanychuczniów.Tozrozumiałe,żewładzeogłosiły
alarm.

-Nie.Tonieznaszegopowodu-powiedziałJosh.-Widzicie?

Miałrację.Niektóreosobysiedziałynaławkachprzygarbione,zwyrazem

oszołomienianatwarzach;innepłakały.Trzydziewczynystałyobjętekurczowoprzed

tylnymwejściemdoBradwell.Skądśdobiegałospazmatycznełkanie.

-Cosiędzieje,udiabła?-zapytałDash.

-Sprawdźmy.

Josh,Dash,Gage,Whittakerijeszczekilkuchłopakówwymknęlisięnadziedziniec.

Resztaznieruchomiała.Pogłowiekrążyłamijednamyśl.

-Thomas-wyszeptałam.

SpojrzałamnaNoelle.Byłabiałajakpapier.Patrzyłaprzedsiebieszerokootwartymi

oczami.

-Noelle,czyto…

Naramieniupoczułamczyjąśdłoń.Przepełniłmniepotwornylęk.

-Reed-powiedziałJosh.Głosmusięrwał.-Reed…Odwróciłamsiępowoli.Nie

chciałamnaniegopatrzeć.Niechciałamwyczytaćwjegowzrokutego,cosłyszałamw
jego

słowach.Oddychałciężko.Potwarzypłynęłymułzy.

-Reed,toThomas.Znaleźlijegociało.Reed…Thomasnieżyje.

Czasstanąłwmiejscu.

Zacisnęłamdłonietakmocno,żepaznokciewbiłymisięwskórę.Wmilczeniu

mówiłamswojemusercu:bij,apłucom:wciągajciepowietrze.Wpatrywałamsięwswoje

ręce,wmójnowypierścioneklśniącywczerwono-niebieskichbłyskach.Starałamsięna

background image

tymskoncentrować.Tylkonatym.

Wiedziałam,żejeślichoćodrobinęotworzęusta,natychmiastzacznękrzyczeć.

Zacznękrzyczećinigdynieprzestanę.

background image

DocumentOutline

Imprezazamknięta

Whittaker
Niebylekto
Kopciuszekwrealu
Wewnątrzwnętrza
Gruzło
Dzieńsądu
Jegodziewczyna
Starcie
TwójThomas
Obrończynimoralności
Właśnieto
Dżentelmen
Sekrety,sekrety
Poprostuprzyjaciele
Kimnaprawdęjestem
Oskarżenie
Nie,nie,nie
Modelowaprzyjaciółka
Idealnabroń
Wariatkowo
Swatka
Cośdoukrycia
Idealnapara
Takilos
Niewłaściwezaproszenie
Presja
Ahasłemjest…
Przejrzystość
Zamiękka
Zwycięstwo
Podejrzliwość
Idealizm
Przedimprezą
Mójrycerz
Solenizant
Złamaneserce
Pierwszewrażenia
Wyznanie
Dziwnie
Drogasławy
Powitanie

background image

Wtany!
Szaleństwodokwadratu
Szantaż,szantaż
Pionek
Koniecsekretów
Jużprzeszłość
Życieprzedemną
Wmartwejciszy


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Brian Kate Reed Brennan 06 Impreza musi trwać
Reed Brennan 02 Impreza zamknięta
Brian Kate Reed Brennan 05 W wąskim gronie
Brian Kate Reed Brennan 05 W wÄ…skim gronie
Brian Kate Reed Brennan 05 W wąskim gronie
Zgloszenie Imprezy Zamknietej
step# 02 2011 zamkniete www przeklej pl (2)
Brian Kate (Scott Kieran) Idealny chłopak
Scott Kieran (Brian Kate) Megan przewodnik po chłopcach
Scott Kieran (Brian Kate) Idealny chłopak
Reichs Kathy Temperance Brennan 02 Dzień śmierci(1)
Brian Kate Megan Przewodnik Po Chłopcach
Brian Kate (Scott Kieran) Księżniczka i żebraczka
Brian Kate Megan Przewodnik Po Chłopcach CAŁOŚĆ
MacAllister Heather Walentynki 02 Za zamkniętymi drzwiami
Scott Kieran (Brian Kate) Megan przewodnik po chłopcach
Scott Kieran (Brian Kate) Klub niewiniątek

więcej podobnych podstron