MYRNIN
U
znałem, że sztuczka z robieniem niemożliwego, to po prostu nigdy
nie rozczulać się nad przeszłością, tylko myśleć o tym, co ma się w
danej chwili w zasięgu ręki. Rób rzecz, którą masz przed sobą.
Później następną. A później jeszcze kolejną. W takich warunkach
mężczyźni budowali piramidy, albo wspinali się po pasmach górskich
lub latali rakietami na księżyc.
To właśnie dzięki temu ryłem, cal po bolesnym calu, wnęki na moje
ręce i nogi, w kamiennej ścianie mojego lochu. Nie patrzyłem w górę;
nie patrzyłem w dół. Patrzyłem tylko na zadanie przede mną i
ignorowałem ból, tak samo jak wszelakie efekty uboczne. Z
pewnością miałem w tym wiele praktyki.
Z wystarczającą koncentracją, ataki paniki wyblakły, uciekając jak
paplanina, gdzieś na dno mojej świadomości, niczym szybko- pędząca
rzeka, która stała się hałasem w tle i nie czułem potrzeby, żeby
zwracać na to swojej uwagi. W taki sposób, był to komfortowy rodzaj
rozproszenia. To trochę tak, jakbym nie był sam, nawet jeśli moim
jedynym rzeczywistym towarzyszem była moja własna, potwornie
pokręcona, krzycząca wyobraźnia.
Właśnie odkryłem, jak wysoko zaszedłem, moją ciężką pracą, kiedy
zgubiłem moją koncentrację, ale to nie była moja wina. Byłem
wybitnie skupiony, gdy nagle poczułem w środku mojej wyobraźni
zimne, lodowate palce przeczesujące moje myśli i… echm. Kiedy ktoś
ma skłonności do tego, żeby go łatwo rozproszyć, dzieje się coś
takiego…
Moje palce ześlizgnęły się, a później moje nagie palce u stóp i kiedy
spadałem – licząc
1
stopy, w mojej drodze na dół, o mój Boże,
niemalże dokończyłem ich dziesięć. – zobaczyłem twarz Claire. Tylko
jej przebłysk. Była blada i zmartwiona. I kolejną twarz, kobiety, z
blado- złotymi włosami i jasnymi oczami. Nie była to Amelie, ale w
jakiś sposób była do niej podobiena… To był ktoś, kogo nie znałem.
Jakiś człowiek. Wybitnie podobny, człowiek, którego mentalne
odciski palców, czyściły moją pamięć. Jasnowidz, prawdziwy, jak ta
dziewczynka, Miranda – ktoś, kto mógł widzieć przyszłość, ale nie
tylko to; ktoś kto mógł dosięgnąć i dotknąć mentalności innych.
Wątpiłem, czy to doświadczenie sprawiało jej przyjemność, bardziej
niż mi, ale byłem przekonany, że przez nią, Claire powiedziała coś o
mnie.
Przyjdź po mnie, błagałem ją ponownie, w momencie, gdy nagle
skończyłem w lodowato- zimnej wodzie i na nawet zimniejszym
kamieniu pod nią. Połamane kości, oczywiście. Zostałem tam,
zagłuszony niezręcznym dyskomfortem, na samym dnie piekła,
dopóki nie skupiłem się wystarczająco i nie zebrałem siły, by się
uleczyć i rozważyć ponowne wspinanie się.
Claire, pomyślałem. Przyjdź po mnie. Proszę.
Ze względu na wątpliwości, które nasunęły się do mojej głowy, że
dziesięć stóp, to był dopiero początek, miałem przed sobą jeszcze
bardzo, bardzo, ale to bardzo długą drogę do pokonania… a głód już
deptał mi po piętach. Wkrótce, jasność umysłu i skupienie, które
pozwoliły mi osiągnąć tak wiele, będą zagłuszone. I stanie się to
niemożliwe.
Nie dasz sobie rady, zadeklarowała jakaś zimna, logiczna część mnie,
która w ogóle mi nie pomagała. Chciałem odciąć tą część mojego
mózgu i zostawić ją dryfującą na wodzie, ale być może nie byłaby to
zbyt rozsądna reakcja.
Więc zamknąłem logiczną część siebie w więzieniu zrobionym z
mentalnych prętów i skupiłem się na kolejnej rzeczy przed moim
nosem - zacząłem się wspinać.
1
Stopa (org. Foot) – dawna jednostka miary nawiązująca do przeciętnej długości stopy ludzkiej. W różnych krajach
miała inną długość. Zmieniała się także na przestrzeni wieków. Obecnie przez stopę najczęściej rozumie się stopę
angielską (foot) = 30,480 cm, czyli 1 m = 3,280840 stóp. (przyp. Tłum.) (źr. Wikipedia.pl)