Second Chance 5 rozdział

background image

Rozdział piąty

Zafascynowana dziwnym zachowaniem wilka, ostrożnym głaskaniem jego uszu i pyska

oraz patrzeniem na niego z uśmiechem i szokiem na twarzy, nie zauważyłam, kiedy Alex
odjechał. Przez tę krótką chwilkę zdążyłam zobaczyć jedynie światła jego poruszającego się w
ciemności motoru. Gdy zniknął za zakrętem, ocknęłam się i zorientowałam, że mnie samą
otaczał mrok i jasne światło księżyca na przemian.

Popatrzyłam w stronę domu. Paląca się niedawno lampa na ganku została zgaszona, a

reszta domowników zanurzyła się we wnętrzu budynku. Spojrzałam z powrotem na zwierzę.
Ono cały czas się we mnie wgapiało. Chciałam już iść, ale nie mogłam się ruszyć. Być może
bałam się tego, co czekało mnie w środku, ale to i tak było nieuniknione.

Powoli wstałam z kolan i od razu znieruchomiałam. Adrenalina działała dosyć długo i

uśmierzała ból. Nie byłam w stanie dokładnie opisać swojego stanu zdrowia. Pod względem
psychicznym czułam się dobrze, jednakże moje ciało mówiło zupełnie co innego. Czułam, że
moja bluzka była przyklejona do pleców, ale jej sztywność mi przeszkadzała. Zgarbiona
zrobiłam dwa kroki, po czym przystanęłam. Przy poruszaniu dolną częścią ciała nie
odczuwałam żadnego bólu, więc podjęłam dalszą drogę. Nie obchodziło mnie, co w tym
momencie robił wilk. Chciałam tylko jak najszybciej dotrzeć do swojego pokoju i położyć się
spać. Kiedy wchodziłam po schodach na ganek, bluzka zaczęła się lekko przesuwać, a skóra
szczypać. Otwierając drzwi, zerknęłam jeszcze przez ramię. Nie obeszło się przy tym ruchu bez
skręcenia lekko tułowiem, a to zabolało. Wilk obdarzył mniej ostatnim krótkim spojrzeniem i
pobiegł do lasu.

Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Zaskoczyło mnie, że było ciemno, cicho,

nawet odrobinę przerażająco. Poczekałam chwilę, ale nic się nie działo. Byłam przekonana, że
rodzice czekali na mnie w salonie lub w kuchni, by zacząć wykład na temat mojego
nieodpowiedzialnego zachowania i dać mi jakąś karę. Wzięłam dwa głębokie wdechy i
ruszyłam na górę, co nie było łatwe. Zwykle wchodzenie po schodach zajmowało mi około
dwudziestu sekund, teraz – trzy minuty. Moim zabezpieczeniem przed upadkiem była poręcz,
której się podtrzymywałam. Przy każdym kolejnym ruchu było coraz gorzej. Czułam jak
bluzka zaczynała się odklejać od mojego ciała, co doprowadziło do tego, że ciepła krew sączyła
się malutkimi strużkami w dół pleców.

Gdy dotarłam w końcu na górę, zdjęłam buty zostawiając je przy drzwiach pokoju i

skierowałam się prosto do łazienki. Usiadłam na brzegu wanny, podpierając łokcie na kolanach
i schowałam twarz w dłoniach. Zawsze kiedy coś szło nie tak, byłam zdenerwowana i chciało
mi się płakać. Teraz również, ale opanowałam się i nie pozwoliłam wściekłości wynurzyć się
na zewnątrz. Nie rozumiałam, dlaczego Maria i Tyler niczego nie zrobili. Dlaczego nie
powstrzymali Alexa przed odrzuceniem mnie. Dlaczego nie byli bardziej stanowczy w
stosunku do mnie, bym posłuchała ich i nie stawała Alexowi na drodze. Nagle zachciało mi się
śmiać z własnej głupoty, bo gdybym nie zachowała się tam, przed domem, jak ostatnia
kretynka, nie musiałabym teraz cierpieć i jęczeć z bólu.

Umyłam najpierw twarz i ręce, żebym nie dostała jakiegoś zakażenia, gdy będę

opatrywać sobie plecy. Siedząc z powrotem na brzegu wanny zaczęłam powoli, bardzo
delikatnie, zdejmować bluzkę. Już na samym początku napotkałam duży opór. Byłam
zdziwiona, że aż tak poraniłam sobie plecy, bo według mnie powinny być tylko lekko obtarte.
Odrywałam tkaninę kawałek po kawałku, ale to nic nie dało. Bolało jak diabli. Nie mogłam
uwierzyć, że w tak krótkim czasie materiał przylgnął do ciała tak mocno. W oczach nazbierało
mi się łez, więc gdy je zamknęłam, pociekły mi po policzkach. Uporawszy się z ostatnim
skrawkiem bluzki odetchnęłam z ulgą. Wywinęłam ją na lewą stronę i zobaczyłam, że w
niektórych miejscach oderwałam zaschniętą już krew przeobrażającą się w strupy. Nie
musiałam długo czekać. Po krótkiej chwili ciepły płyn dał znać. Płynąc w dół niósł ze sobą

background image

nawet przyjemny dreszczyk. To był jedyny plus całego zdarzenia.

Wyjęłam z szafki pod umywalką wodę utlenioną. Trzęsła mi się ręka, a serce waliło

dwa razy szybciej. Sama nie dałabym rady przykleić sobie plastrów, więc musiałam się nią
zadowolić. Wzięłam głęboki wdech, odkręciłam wieczko buteleczki i wylałam substancję u
nasady ramion. Piekło niewyobrażalnie, tak, jakby ktoś wylał na mnie kwas lub wrzątek.
Chciałam wrzeszczeć, ale nie mogłam. Nie chciałam zwołać tym rodziców, więc zacisnęłam
zęby na prawej ręce i skupiłam się na tym bólu. Może i w tym momencie wyszłam na
masochistkę, ale nic innego nie przyszło mi do głowy, nie miałam żadnego kołka czy czegoś
podobnego, by wsadzić sobie do ust. Nie wiem skąd wziął się strach w tym wszystkim. Moje
źrenice się poszerzyły, a oddech przyspieszył jeszcze bardziej. Z oczu znowu pociekły mi łzy,
ale nie przejmowałam się nimi. Nie wiem, ile trwałam w tej pozycji, ale ocknęłam się kiedy
ręka zaczęła mi drętwieć. Plecy już tak nie szczypały, ale aby je oczyścić do końca, musiałam
jeszcze raz użyć wody utlenionej. Tym razem już tak nie bolało, jedynie skuliłam się, gdy do
jakiegoś fragmentu skóry ciecz dotarła pierwszy raz.

Po wszystkim odłożyłam butelkę na miejsce, bluzkę wrzuciłam do kosza razem ze

spodniami, które również były całe we krwi i nie nadawały się do ponownego założenia. Nie
było mowy o piżamie, więc postanowiłam spać w samej bieliźnie.

Wróciwszy do pokoju, nie zapalałam światła, ponieważ księżyc świecił wprost w moje

okno i bez trudu trafiłam do łóżka. Zastanawiało się w jaki sposób moja skóra mogła się tak
szybko leczyć. Chyba, że dawno nie doznałam żadnego urazu i zapomniałam już, jak to jest
być poszkodowanym.

Spałam w bardzo niewygodnej pozycji. Na brzuchu. Pamiętam, że chciałam się

przekręcić na bok, ale od razu zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. Westchnęłam tylko i
próbowałam znów pogrążyć się we śnie.

Wstałam około dziesiątej. Należało mi się po dniu pełnym wrażeń. Mogłam oczywiście

spać dłużej, ale poprzedniego wieczoru, a dokładniej poprzedniej nocy, obiecałam Annabelle,
że do niej zadzwonię.

Umówiłyśmy się na małe zakupy. Zaproponowałam, że przyjadę

swoim autem, ale, dla bezpieczeństwa, pojedziemy jej. Podczas krótkiej rozmowy telefonicznej
słyszałam, jak bardzo była szczęśliwa i podekscytowana. Jeśli zamierzała mi opowiedzieć
szczegóły, to ja pasuję.

Nie czułam się najlepiej. Byłam obolała, śpiąca i miałam niedające o sobie zapomnieć

ani na chwilę wyrzuty sumienia.

Ann nie zawracała sobie głowy małymi sklepami, które mijałyśmy po drodze, zawiozła

nas od razu do centrum handlowego. Wysiadając z samochodu zasyczałam cicho, ponieważ
rany przypomniały mi o sobie. Rano oczywiście sprawdziłam ich stan. Małe zadrapania
całkowicie zniknęły, natomiast te największe dopiero co się zasklepiły. Miałam dosyć spore
trudności przy ubieraniu, nieźle się przy tym nagimnastykowałam.

Po dwóch godzinach chodzenia od jednego sklepu do drugiego zażądałam przerwy,

tym bardziej, że nic nie jadłam. Weszłyśmy do kawiarni. Zamówiłam dwa kawałki ciasta i
kawę. Miałam nadzieję, że to pomoże i będę bardziej kontaktować.

Będąc już przytomniejszą zauważyłam, że Annabelle cały czas się wierciła. Lekko mnie

to irytowało. Była obładowana torbami. Kupiła sobie bluzki, spodnie i seksowną bieliznę. Nie
wnikałam po co. Tak naprawdę nie interesowałam się tym, co konkretnie wybrała, a kiedy
mnie zapytała czy jakaś fioletowa bluzka jej pasuje, przytaknęłam tylko głową.

W końcu nie wytrzymała i rozpoczęła rozmowę:
- Jessy - zaczęła powoli – co się wczoraj stało, że musiałaś tak nagle wyjść? -

Zakrztusiłam się kawą, a potem podniosłam na nią wzrok. Nie spodziewałam się, że zapyta o
to.
- To dość długa historia...
- I dlatego jesteś taka niewyspana? - wtrąciła.
- Między innymi. – Nie chciałam opowiadać jej o tym, co zaszło, więc musiałam szybko coś
wymyślić.
- Czekam, Jessy. - Spuściłam wzrok i patrzyłam na opróżnioną do połowy filiżankę.

background image

- W środę przyjechał do nas gość. - Zerknęłam na Ann. Usiadła wygodniej na krześle i
przyglądała mi się z uwagą. - To była niezapowiedziana wizyta. Ma na imię Alex...
- Oho! - przerwała mi. Spojrzałam na nią kątem oka i westchnęłam. - Już dobrze, będę cicho. -
Uśmiechnęła

się.

- Wczoraj, grając na scenie, zauważyłam go stojącego z jakimś chłopakiem. Zdziwiłam się, bo
nie mówił, że przyjedzie, nic na to nie wskazywało. Chciałam do niego podejść i porozmawiać,
ale wyszedł, więc zwinęłam swoje rzeczy i pojechałam do domu. Pokłóciliśmy się, a on
odjechał.
- O co się pożarliście? Nie powiedział ci, po co przyjechał do klubu i to był powód, tak?
- Mniej więcej.
- No dziewczyno! Nigdy by mi nie przyszło na myśl, że popełnisz taką gafę!
- Ja też nie. A teraz mam wyrzuty sumienia. Obiecał, że wróci, ale nie wiem kiedy. Chciałabym
go przeprosić i mam nadzieję, że mi wybaczy.
- Ej, a przystojny chociaż ten Alex? - Wbiłam w nią wzrok. Powoli uśmiechnęłam się pod
nosem.

- Przystojny, nawet bardzo, ale to nie jest w tej chwili najważniejsze. Pomijając wyrzuty
sumienia, czuję coś dziwnego. Był u nas raptem dwa dni, niepełne zresztą, a mam wrażenie, że
bardzo się do niego przywiązałam. I tak naprawdę nie prowadziliśmy żadnej dłuższej
rozmowy, ale... - urwałam. Nie wiedziałam, co więcej powiedzieć.
- Moja kochana przyjaciółko – Zawsze, gdy Ann tak mówiła, bałam się, że powie coś, w co ja
nie będę chciała na początku uwierzyć. - Moim zdaniem sytuacja jest jednoznaczna. Ty się w
nim po prostu zadurzyłaś! Przeproś go jak tylko przyjedzie i zabieraj się za niego! Czas
najwyższy, żebyś się zakochała. Nie, co ja mówię! Czas najwyższy byś w końcu poznała smak
miłości, a przekonasz się, jakie to cudowne uczucie. - I nie pomyliłam się.
- Proszę cię, nie wygaduj takich rzeczy. Muszę się nad tym wszystkim zastanowić.
- Później, teraz mi powiedz jeszcze jakie ma oczy, włosy, jakiego jest wzrostu, czy jest
umięśniony i tak dalej. - Przysunęła się bardziej i czekała aż zacznę mówić.
- Hmm... Coś mi się przypomniało...
- No nie mów mi tylko, że musisz już wracać. A nawet jeśli, to ta rozmowa cię nie ominie.
- Nie o to mi chodzi. - Uśmiechnęłam się łobuzersko. - Czy ty nie masz przypadkiem chłopaka?
Hmm... Myślę, że będzie zazdrosny, jak mu powiem, że rozmawiałyśmy o Alexie.
- Możesz sobie mówić, nie uwierzy ci!
- Jesteś tego pewna? Gdzie mój telefon? - Zaczęłam się obmacywać po kieszeniach, a Annabelle
sięgnęła ręką przez stolik i pacnęła mnie w ramię. Spojrzałam na nią spod grzywki i obie
wybuchnęłyśmy

śmiechem.

Trochę okłamałam moją najlepszą przyjaciółkę, ale zrobiła to dla jej dobra. Ominęłam wiele
faktów, między innymi takie, że chciałam zastrzelić własnych rodziców, Alex jest wampirem i
niewiadomo dlaczego, ale przyplątał się do mnie prawdziwy wilk z lasu. Miałam małą
nadzieję, że kiedy dowiem się, czemu spotkał mnie taki los, opowiem o tym nie tylko jej.

Wypiłam do końca kawę, zapłaciłam rachunek, ale nie chciało mi się jeszcze wychodzić

z kawiarni. Panowała w niej przyjazna atmosfera. Ludzie tutaj wydawali się nie przejmować
tym, co działo się wokół, jakby dla nich czas się zatrzymał; żartowali, śmiali się, inni z kolei
mieli poważne miny, na pewno coś ich trapiło.

Spojrzałam na zegarek, który miałam na lewej ręce. Wskazywał godzinę drugą po

południu. Odwróciłam głowę w prawą stronę i zapatrzyłam się. Tylko obserwowałam. Często
tak robiłam. Zauważyłam idącą matkę z dzieckiem, z chłopczykiem. Kiedy dostatecznie się
zbliżyli, maluch mnie ujrzał i uśmiechając się do mnie, pomachał mi. Odwzajemniłam gest i
zerknęłam na środek kawiarni. Siedząca naprzeciwko mnie Annabelle chciała mi wyraźnie coś
jeszcze powiedzieć, ale chyba nie wiedziała, jak zacząć.
- Wal prosto z mostu – odezwałam się.
- Yyy... Okej, tylko nie wściekaj się. Ty i Sarah, obie jesteście moimi przyjaciółkami, ale tak
naprawdę ty jesteś tą jedyną. Jej tak dużo nie powiedziałam, ledwo co nawet o tym

background image

wspomniałam rozmawiając z nią chwilę przed twoim telefonem. Z tobą muszę się tym
podzielić. - Domyślałam się o co jej chodziło. Nie chciałam tego słuchać, ale dla świętego
spokoju lepiej, żeby już z siebie to wyrzuciła niż miałoby ją nosić przez nie wiadomo jak długi
czas i wracałaby do tego.
- Może umówmy się tak, że zadam parę pytań, a ty po prostu na nie odpowiesz i dodasz coś
jeszcze. Tylko nie przesadzaj – ostrzegłam ją. - Pierwsze podstawowe pytanie: jak było?
- Myślałam, że będzie gorzej, ale było naprawdę miło. Wiadomo, trochę bolało, ale John był
bardzo delikatny i po krótkim czasie przestałam zwracać na to uwagę. - Cholera, czułam się tak
niezręcznie, że nawet nie da się tego opisać słowami. - Zjadłam tak mało w klubie, bo
wiedziałam, że przyszykował dla nas kolację ze świecami i nie chciałam odmówić jedzenia,
które było przepyszne.
- Mniemam, że wyznał ci po raz kolejny miłość?
- Tak. - Nagle Ann się zarumieniła i dodała cicho: - Zrobiliśmy to dwa razy. I wtedy ja
przejęłam kontrolę nad sytuacją - zachichotała.
- Myślę, że wystarczy mi tych rewelacji – uśmiechnęłam się słabo. - A jak tam rodzice? Wrócili
już z twoją siostrą? - Młodsza siostra Annabelle, Natalie, jest astmatyczką i miała ostatnio dość
poważny napad kaszlu, więc państwo Santos pojechali z nią do szpitala i zostali tam, z czego
Ann

i

John

skorzystali.

- Przyjechali wczesnym rankiem. Natalie poszła od razu spać, była wyczerpana. Dostała nowe
leki, silniejsze. Nikt u nas w rodzinie nie cierpiał na astmę i akurat złapało właśnie moją siostrę.
Mam nadzieję, że więcej nie będzie musiała jeździć do szpitala.
- Ludzie z astmą mogą żyć normalnie, ale muszą przestrzegać niektórych zasad.
- Wiem, wiem, Natalie też. Był okres kiedy studiowałam całą historię choroby, jej leczenie i
wszystko, co z tym związane, jakbym to ja była chora. Po prostu chciałam jej pomóc.
- Rozumiem. Chciałabym mieć taką kochaną, troskliwą siostrę jak ty.
- Możesz mieć, tyle że też młodszą. Twoi rodzice są jeszcze w takim wieku, że mogą sobie
pozwolić na dziecko. - Nawet nie miała pojęcia, jak bardzo się myliła. Ann nie wiedziała o
naturze moich rodziców. Odwiedzała mnie, ale wtedy Maria i Tyler rzadko bywali w domu.
Może i Annabelle coś tam zauważała, ale nie chciała o tym głośno mówić. I dobrze.
- Wiesz, zawsze mogę im coś powiedzieć, reszta zależy od nich – uśmiechnęłam się kłamiąc jej
w żywe oczy.
- Chcesz coś jeszcze kupić czy wracamy?
- Chodźmy, bo później mogę znowu żałować, że nie wykorzystałam czasu do woli.

Spędziłyśmy dodatkową godzinę w centrum handlowym. Ann znalazła pretekst, że jej

szczotka do włosów jest już stara i potrzebuje nowej. Tak samo było z wodą toaletową.
Podobno zużyła już cały flakonik. Niczego jej nie broniłam, nie miałam nawet zamiaru. Skoro
miała pieniądze, niech je wyda na co chce. Chciałam, aby była szczęśliwa.

Kiedy wróciłyśmy, mój samochód czekał przy krawężniku, ale nie wsiadłam do niego i

nie pojechałam. Pomogłam Ann i wzięłam od niej jedną torbę. Więcej nie mogłam, ponieważ
nie chciała mi dać i powiedziała, żebym nie protestowała, więc wzruszyłam tylko ramionami i
weszłam po cichu do jej domu, gdyż nie darowałabym sobie, gdybym obudziła Natalie. Ona
jednak nie spała. Przywitała nas kiedy ruszyłyśmy w stronę schodów.

Nie wiedziałam, gdzie mam usiąść, gdy znalazłyśmy się w pokoju Ann. Na łóżku, z

wiadomego powodu, byłoby mi niezręcznie, a na krześle wisiało pełno ciuchów.
- No siadaj! Co tak stoisz? - zapytała. Podskoczyłam przerażona, bo weszła tak
niespodziewanie. Nie słyszałam, jak wchodziła po schodach.

Przyniosła szklanki i napój, nalała i podała mi moją szklankę. Dalej stałam. Odwróciła

się i zrozumiała, o co mi chodziło.

- Aaa... Nie martw się, wyprałam rano, więc spokojnie siadaj. Nie ma żadnej skazy –

próbowała rozładować śmiechem moje małe napięcie.

Rozmawiałyśmy mniej więcej dwie godziny. Chwilę obgadywałyśmy nauczycieli,

uczniów z naszej szkoły, czyli jak przy prawie każdej konwersacji. Annabelle zaczęła też
trajkotać o swojej przyszłości. Rozmyślała, czy pójść na studia lingwistyczne, czy może wybrać

background image

psychologicznie. Wiele osób teraz wybierało psychologię, powszechny kierunek. Skrzywiłam
się, gdy o tym powiedziała, bo na początku mogłoby być fajnie, ale potem stałaby się taka jak
inni specjaliści. Zapytałam, czy wie, co chce studiować John, a ona odpowiedziała mi, że on
interesuje się motoryzacją i chciałby robić coś w tym kierunku. Może warsztat samochodowy
lub tuningowanie. Na koniec powiedziałam jej, żeby rozstawiła te myśli w spokoju, bo nie
uciekną. I poza tym jesteśmy w pierwszej klasie.

Podziękowałam Ann za miły dzień i wychodząc natknęłam się na jej rodziców.

Przywitałam się z nimi i od razu pożegnałam.

Do domu zajechałam równo o osiemnastej. Nie spieszyłam się, chciałam jak najdłużej

cieszyć się wolnością, którą już za chwilę mogłam utracić.

Na progu usłyszałam włączony telewizor. Weszłam do salonu i rozejrzałam się.

Rodzice siedzieli na kanapie oglądając kończące się wiadomości, po których miała być
prognoza pogody. W ogóle na mnie nie spojrzeli ani nie odezwali się. Nie było mowy, żeby nie
usłyszeli mojego samochodu. Postanowiłam zrobić ten pierwszy krok i odezwałam się:
- Cześć. Co słychać? – zaczęłam, może nie najlepiej, ale wolałam najpierw zorientować się, jak
się sprawy mają.

Odpowiedziała mi cisza, no, może nie do końca, bo telewizor nadal grał, ale rodzice

nawet nie drgnęli. Bardzo się zdziwiłam. Kiedy podeszłam bliżej, by mieć lepszy kąt widzenia,
również czekało na mnie zero reakcji. Postanowiłam poczekać aż skończy się prognoza
pogody. Najbliższy tydzień zapowiadał się naprawdę ładnie. Miało być tak ciepło, by można
było chodzić w samym bluzach, a nawet bluzkach z krótkim rękawkiem. Wiosna w pełni, w
końcu to koniec kwietnia. Pomyślałam też, że wreszcie koniec deszczu i zachmurzonego nieba,
ale za szybko, bo pokazali pogodę długoterminową. Cały kolejny tydzień, i pewnie jeszcze
następny, miało lać jak z cebra, a pogodynka zaznaczyła, że nie obejdzie się bez mocnych burz
w ciągu dnia i nocy. Możliwy był nawet niewielki opad gradu. Skąd taka zmiana? Efekt
zanieczyszczania naszej planety: spaliny, wycinka drzew, budowanie coraz to nowszych firm i
osiedli.

Prognoza się skończyła i rodzice wyłączyli telewizor. Spojrzeli po sobie, wstali i zaczęli

wychodzić. Nie przesunęłam się, nie musiałam. Ominęli mnie szerokim łukiem. Nie
rozumiałam ich postępowania.

Zaczęłam lekko panikować i mówić coraz szybciej.

- Hej, przepraszam za wczoraj. Wiem, że zachowałam się jak dziecko, a nie jak osoba rozsądna.
Jak tylko Alex wróci, od razu go przeproszę. Nie zachowujcie się tak. Nie wychodźcie przeze
mnie. Zostańcie. Przemyślałam wszystko, już więcej tak nie zrobię. W ogóle niczego
podobnego nie uczynię. Chcecie, dajcie mi jakąś karę, jeśli to was uspokoi.

I mogłabym tak sobie mówić bez końca i bez rezultatu. Szybciej doszłabym do

porozumienia ze ścianą.

Stałam w salonie wpatrzona w drzwi wejściowe ze strachem na twarzy. Po chwili

usłyszałam pracę silnika i koła poruszające się po żwirze.

Nie wiedziałam, dlaczego rodzice przyjęli taką „taktykę”, dlaczego postanowili nie

odzywać się do mnie. Ale skoro taka była ich wola, ja nie zamierzałam ich błagać, by przestali.
Miałam tylko nadzieję, że niebawem im przejdzie.

Z nieustającym jeszcze szokiem i zdziwieniem poszłam do kuchni. Zaparzyłam sobie

herbatę i usiadłam przy stole. W domu panowała grobowa cisza.

Ja już za swoje przeprosiłam i więcej nie będę się powtarzać, pomyślałam. Zacznę

oczywiście bardziej uważać na to, co robię i mówię, ale konsekwencji i tak nie da się uniknąć.
Umywszy kubek i odstawiwszy go na suszarkę, udałam się do swojego pokoju. Za oknem
słońce dopiero zachodziło, chmury z koloru białego przeszły w wściekły pomarańcz. Układały
się w najróżniejsze kształty. Można było dostrzec niewyraźne rysy twarzy jakiejś kobiety,
tygrysa

w

biegu

oraz

kwiat,

chyba

tulipan.

Wzięłam laptopa z biurka i położyłam się na łóżku. Poczekam aż się uruchomi i włączyłam
muzykę. Nigdy nie słuchałam tak, aby dudniło w domu. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się
w melodię. Właśnie odtwarzało się Doomsday Clock, Smashing Pumpkins, kolejne na liście

background image

było The Rasmus – In The Shadows. Większość plików muzycznych stanowili moi ulubieni
wykonawcy i to nie tak, że nie byłam otwarta na nowe brzmienia, wręcz przeciwnie. Kiedy
słuchałam radia i spodobała mi się piosenka, a na wyświetlaczu pokazał się tytuł, zapisywałam
i potem przeszukiwałam całą sieć, żeby ją znaleźć. Niektóre „metalowe piosenki” też były
naprawdę świetne. Mój gust muzyczny opierał się głównie na rocku.

Zasnęłam podczas słuchania. Kiedy się obudziłam laptop nadal grał. Wyłączyłam go i

położyłam na podłodze. Spojrzałam na zegarek na ręku. Były trzydzieści trzy minuty po
dwudziestej drugiej. Nie miałam nic do roboty, więc wykąpałam się i poszłam spać.

Następny dzień przesiedziałam w pokoju. Wstałam po dwunastej i odrabiałam lekcje z

trzy godziny. Nigdy nie było tego dużo i poszłoby mi szybciej gdybym się tak nie leniła, ale
nigdzie nie wychodziłam, więc nie musiałam. Później spędziłam dwie godziny na oglądaniu
telewizji, puścili jakąś komedię z Benem Stillerem. To jeden z moich ulubionych aktorów.
Moim zdaniem każda rola, jaką dostawał, była dobra. Świetnie wciela się w historie bohaterów.
Nie wiedząc już, co robić i będąc lekko znudzoną, poszłam po prostu spać.

Przez cały następny tydzień rodzice nie zmienili nic, nadal się nie odzywali, ale dbali o

mnie: uzupełniali zawartość lodówki, zostawiali nawet parę dolarów, gdyby mi zabrakło. Nie
gniewałam się już na nich tak, jak jeszcze przez pierwsze trzy dni po kłótni z Alexem.

Każdą wolną chwilę po szkole spędzałam z moim nowym towarzyszem.

Poznawaliśmy się nawzajem; ja odnosiłam trochę gorszy skutek. Spacerowaliśmy po całym
lesie, pokazał mi swoje legowisko. Nie wiem, czy był samotny czy może akurat wtedy reszta
stada była gdzieś na polowaniu. Bawiliśmy się w chowanego, trudno było mi się ukryć, bo wilk
znał każde drzewo, każdy kąt na pamięć. Jeśli ktoś by mnie zobaczył ze zwierzęciem, mógłby
pomyśleć, że zrobiłam z niego psa bo rzucałam mu patyki, a on aportował i je przynosił.

Cały czas moją głowę zaprzątał Alex. Chciałam go już zobaczyć, przeprosić, przytulić.

To, co zrobiłam nie dawało mi spokoju, chociaż, według mnie, to nie była jakaś zbrodnia.
Zaczynałam się martwić, nie wiedząc, gdzie teraz był i co robił, dlaczego tak długo nie wracał.
Kiedy tylko go wspominałam, jego twarz, oczy, po moim ciele rozlewało się przyjemne ciepło.
Annabelle miała jednak rację, co do tego, żebym się nim bardziej zainteresowała. W tej sprawie
mogłam powiedzieć z czystym sumieniem, że nawet w tak krótkim czasie zadurzyłam się w
nim i chciałam rozwinąć to uczucie. Miałam tylko nadzieję, że Alex będzie czuł do mnie to
samo.

Zaniedbałam swój pokój całkowicie. Książki leżały gdzie popadnie, na podłodze,

parapecie, a nawet na łóżku. Gdy kładłam się spać przenosiłam je na biurko. Ciuchy walały się
po kątach; czystych, świeżo wyjętych z prania, nie chciało mi się składać i umieszczać na
półkach, a brudnych zanosić do łazienki, więc lekki, nieprzyjemny zapach unosił się w moim
pokoju,

ale

jakoś

mi

to

nie

przeszkadzało.

Jeśli chodzi o przyjaciół, to zaczęłam od nich trochę odstawać. Nie chciałam się spotykać,
nigdzie wychodzić, wolałam spędzać czas z wilkiem. Oni także nie byli dłużni i mało ze mną
rozmawiali na przerwach i w stołówce, a na lekcjach w ogóle.

Deszcz, padający codziennie, zaczynał mnie już wkurzać. Wszystko było wilgotne,

tonące w błocie. W ciągu dnia, nawet w szkole, okropnie się nudziłam, ledwo słuchałam
nauczycieli i spałam na ławce. Raz zostałam za to ukarana i musiałam spędzić dodatkową
godzinę w kozie.

W końcu, w sobotę, się opamiętałam. Posprzątałam w pokoju aż lśniło. Otworzyłam

okno na parę godzin, by smród wywietrzał, ale jeszcze dla pewności użyłam odświeżacza o
zapachu lawendy. Zrobiłam ogromne pranie, a potem wszystko schowałam w szafie
uprasowane i ładnie złożone. Wszystko zajęło mi dwie i pół godziny.

Zadzwoniłam do Ann, Johna, Reida i Sarah i zapytałam, a jednocześnie poprosiłam,

żeby spotkali się ze mną. Zaproponowałam również pójście do kina na film, a wszyscy się
zgodzili. Ucieszyłam się, ale byłam też lekko zaskoczona, że żadne z nich nie narzekało na
mnie. Być może z ich strony czekała mnie rozmowa po lub przed seansem. Nawet gdyby, to
przynajmniej w ten niezbyt oryginalny sposób chciałam wynagrodzić im moje zachowanie.

Szybko się ubrałam, umalowałam i zeszłam na dół. Zabrałam z wieszaka cienki płaszcz

background image

przeciwdeszczowy i wyszłam. Ann umówiła się ze mną pod jej domem. Czekała na mnie w
swoim samochodzie, a razem z nią John. Zgasiłam silnik i podeszłam do jej auta od strony
kierowcy. Dowiedziałam się, że podjedziemy po Sarah i Reida oraz, że mam ich zabrać swoim
samochodem.

Jadąc już w komplecie spojrzałam przez szybę na niebo. Znowu zbierały się czarne chmury
zwiastujące potężną burzę z piorunami. Miałam nadzieję, że opuści Portland, gdy będziemy
już

wracać.

Zaparkowawszy przed kinem, wzięłam z siedzenia pasażera telefon, płaszcz i wysiadłam.

Razem z Reidem i Sarah czekaliśmy na Ann i Johna i dopiero weszliśmy.

Zdecydowaliśmy się na film „Miłość albo śmierć”. Pewnie kolejna komedia romantyczna z
nutką

dramatu,

pomyślałam.

Seans zaczynał się za pół godziny, a ja zgłodniałam i poszłam kupić popcorn i colę. W ślad za
mną podążyli moi przyjaciele. Przy każdej sali kinowej była kanapa, więc wróciliśmy i
zajęliśmy

miejsce.

Zajadaliśmy się, gdy ciszę przerwał Reid.
- Jess, wszyscy wiemy, jaki jest prawdziwy powód, dla którego znajdujemy się tutaj. Nie
chodzi o kino i miło spędzony czas. - Podniosłam na niego wzrok znad popcornu i odezwałam
się. Mówiłam powoli, ostrożnie dobierając słowa.
- Tak, to prawda. I wszyscy się domyślacie, jaki to powód. Przez ten tydzień nie byłam sobą.
Pokłóciłam się z rodzicami, którzy teraz nie odzywają się do mnie, ale nieważne o co poszło.
Nie będę wam zawracać tym głowy. A was zostawiłam. Nie chciałam rozmawiać, nie chciałam
nigdzie wychodzić. Przepraszam was za to... Bardzo. Wytłumaczę się z tego, ale chyba już nie
dzisiaj.
- O czym ty mówisz? - zapytała Sarah marszcząc brwi. - Zanim odpowiedziałam, spojrzałam na
zegarek. Wybiła siedemnasta.
- Myślę, że jak wyjdziemy z kina będziemy zmęczeni, a poza tym nie wierzę, żeby
komukolwiek z was chciało się do mnie jechać w taką okropną pogodę, więc spotkamy się jutro
u mnie i coś wam pokażę. Zobaczycie, czym się zajmowałam. - Nie miałam zamiaru ukrywać
przed nimi wilka, chociaż tyle im się ode mnie należało. Ciekawa byłam, czy ich też polubi tak
szybko, jak mnie.
- No dobra – zgodził się z lekką niechęcią John.

Drwi sali kinowej otworzyły się i ludzie zaczęli wychodzić. Zostało jeszcze dziesięć

minut do naszego filmu. Odczekaliśmy chwilę, aż sala zostanie posprzątana i weszliśmy.

Pomyliłam się. Nie ocenia się książki po okładce, ani filmu po ulotce. Fabuła była

naprawdę ciekawa. Wśród osób z FBI, którzy ścigali szajkę narkotykową i dodatkowo
handlującą bronią, była kobieta. Nazywała się Megan Sullivan. Nie znałam aktorki, która ją
grała. Megan była szatynką, bardzo ładną. Można się było zastanawiać, co robi w FBI, powinna
chodzić po wybiegu dla modelek. W pewnym momencie filmu nie będąc na służbie, złapała
trop jednego z przestępców i rozpoczęła pościg. Została złapana, związana i zamknięta w
jakiejś piwnicy. Przestępcy zrobili nagranie, a potem wysłali je do FBI. Wszyscy policjanci w
stanie California zostali w gotowości i zaciekle szukali Megan, ale bez skutku. Będąc porwaną
dowiedziała się trochę o wszystkich członkach szajki. Szef, chciał ją zabić, by pokazać, że
policja nie jest w stanie nic zrobić, ale nie pozwolił mu na to jego brat, który przychodził do
Megan podczas, gdy jego nie było. Opatrywał jej rany, które odniosła, ponieważ była bita.
Najwięcej rozmawiali o sobie, Jack opowiedział jej o swoim dzieciństwie i o tym, że nie chce
takiego życia. Zabił raz człowieka i to wstrząsnęło nim tak, że nie mógł się pozbierać przez
długi czas. Film nie skończył się dobrze. Przestępcy zostali złapani, Megan uwolniona, ale
mimo jej zeznań w sprawie Jacka, mimo oczyszczających go dowodów, sąd skazał go na
piętnaście lat.

Popłakałam się na końcu, nie mogłam sobie wyobrazić, jak można zrobić coś takiego

zakochanej kobiecie, jak świat może być tak niesprawiedliwy. Megan okropnie cierpiała. Jack
obiecał, że będzie pisać, a Megan, że będzie go odwiedzać, ale to przecież nie załatwiło sprawy,
bo

tak

naprawdę

nie

mogli

być

ze

sobą.

background image

Wychodząc z kina przywitał nas niemiły widok. Chmury nie opuściły Portland, jedynie
wzmogły się i zasnuły całe niebo. Zaczął wiać silny, zimny wiatr i zaczynał padać deszcz.

Pożegnałam się od razu z Annabelle i Johnem. Nie chciałam już zajeżdżać do Ann i

zatrzymywać ich przed schronieniem się przed burzą.

Odwiozłam pozostałych i ruszyłam do domu. Burza rozszalała się na dobre. Deszcz

padał tak gęsto, że mało widziałam, nawet światła przeciwmgielne nie pomagały. Błyskawice i
pioruny ciskały swoje promienie w kierunku ziemi z takim hukiem, że przechodziły mnie
dreszcze. Aby trochę się uspokoić otworzyłam schowek i zaczęłam szukać jakiejkolwiek płyty
w stercie papierków. Musiałam na chwilę odwrócić swoją uwagę od drogi. Kiedy nareszcie
wyciągnęłam płytę i włożyłam ją do odtwarzacza, wszystko potoczyło się w niesamowitym
tempie. Na drogę wyskoczyło mi jakieś duże zwierzę, sarna albo coś podobnego. Chciałam je
ominąć, więc skręciłam szybko kierownicą i wpadłam w poślizg. Próbowałam hamować i
ustabilizować samochód, ale nie udało mi się. Auto odwróciło się w poprzek drogi i sunęło
bokiem. Nagle przekoziołkowało parę razy i rozbiłam się na drzewie. Miałam zapięte pasy,
dzięki którym nie wyleciałam przez przednią szybę, ale uderzyłam z wielką siłą o kierownicę.
Pech chciał, że poduszka powietrzna nie napompowała się. Podczas szybowania wszystkie
szyby pękły i parę kawałków wbiło mi się w twarz i ciało. Reszta przecięła mi skórę. Zaczęłam
krwawić. Byłam obolała, ale próbowałam się jakoś wydostać. Bez skutku, utknęłam we
własnym samochodzie.

Wyczerpana i słaba, straciłam przytomność. Nie wiem, na jak długo, ale jedno było

pewne. Nadal padał rzęsisty deszcz i było ciemno.

Wzięłam parę głębokich wdechów i zaczęłam zastanawiać się, jak wyjść z auta.

Spojrzałam na pasy, które mnie trzymały i spróbowałam je rozciągnąć do oporu. W połowie się
zbuntowały. Byłam bliska płaczu, ale nagle wpadłam na inny pomysł. Zaraz przy lewarku
miałam mały, schowek a tam były klucze od domu. Wyjęłam je i wzięłam w palce klucz, który
był najostrzej zakończony, a potem zaczęłam przyciskając go do pasów w jednym miejscu,
zaczęłam je przecinać. Zajęło mi to z pół godziny, kiedy wreszcie się uwolniłam. Nie było to
łatwe zadanie, ponieważ samochód był przewrócony na prawy bok. Musiałam poruszać się
ostrożnie i użyć resztek sił by wyjść przez okno. W prawą dłoń wbiło mi się szkło, które nie
wypadło przy wypadku.

Nie było trudno uwierzyć, że nikt tędy nie przejeżdżał i mnie nie znalazł. Nikomu nie

chciało się wychodzić z domów, a ci, którzy do nich jeszcze nie powrócili, nie mieli zamiaru
ryzykować i zatrzymali się w jakimś całonocnym barze czy motelu, by przeczekać burzę.

Usłyszałam grzmot, a potem pojawiło się jasne światło, kolejny piorun. Przestraszyłam

się i ruszyłam przed siebie, w głąb czarnego lasu. Nic nie widziałam w przerwach między
błyskawicami i piorunami, więc co chwilę się potykałam. Szłam wolno, ociężale. W pewnym
momencie upadłam na kolana. Nie mogłam dalej iść, nie dałabym rady. Położyłam się na
plecach w kałuży wody. Nawet tak nisko, przez drzewa porośnięte gęsto liśćmi, dopadły mnie
krople deszczu. Padały na moje obolałe ciało i spływały tworząc coraz większą kałużę i
roztapiając ziemię, która przeradzała się w okropne błoto.

Myślałam tylko o tym, by żaden piorun we mnie nie uderzył ani żadne dzikie zwierzę z

tego lasu nie
pofatygowało się, aby przyjść i sprawdzić, kim jest gość znajdujący się na jego terytorium.

Moje powieki stały się tak ciężkie, że nie walczyłam już, żeby je podnieść. Zasnęłam z

nadzieją, że ktoś mnie jednak znajdzie.

Usłyszałam pluski wody w kałużach. To były kroki. Leżałam nieruchomo, próbując

oddychać równomiernie, by ten ktoś nie zorientował się, że jestem świadoma jego obecności.
Szybko jeszcze zdążyłam przełknąć ślinę zanim podszedł. Zabolało. Miałam tak sucho w
gardle, że zapiekło mnie tak, jakbym w środku miała zdartą skórę i zjadła sól.

Osoba zatrzymała się jakiś metr ode mnie. Usłyszałam jakiś szmer, zabrzmiało groźnie,

może było to przekleństwo. Z jednej strony cieszyłam się, ale z drugiej nie wiedziałam z kim
mam do czynienia. Wyłapałam uszami wystukiwanie jakiegoś numeru, a potem krótką
rozmowę, z której wynikło tylko tyle, że ten ktoś ma mnie gdzieś zawieźć. Postanowiłam

background image

poruszyć ręką, ale nie byłam w stanie. Wyczerpanie dało się we znaki. Było jeszcze gorzej niż
kilka lub kilkanaście godzin temu.

Mój wybawiciel podszedł do mnie wolno i uklęknął. Nie wiem nad czym się

zastanawiał patrząc na mnie. Wyglądałam pewnie ohydnie, cała brudna i zakrwawiona. W
końcu jedną rękę włożył mi pod plecy i lekko je uniósł, a drugą pochwycił moje nogi, a potem
mnie podniósł. Nie był zbyt delikatny, ponieważ szarpnęło mną, co spowodowało nowy ból.
Nie miałam siły otworzyć oczu, dlatego nie wiedziałam czy nadał była noc czy może już
świtało. Byłam mokra, zziębnięta i nawet przy najlżejszym wietrzyku, moje ciało przechodził
dreszcz, bardzo silny.

Nie wiem, jak udało się otworzyć drzwi tej osobie, ale położyła mnie ona na tylnym

siedzeniu swojego samochodu i przykryła czymś. Myślę, że była to marynarka. Chociaż tyle
ten ktoś mógł zrobić, aby odrobinę mnie ocieplić.

Zatrzasnął najpierw tylne drzwi, a potem swoje, gdy już usiadł na miejscu kierowcy.

Poczułam, że zawracamy, potem ruszył z piskiem opon, a ja znowu straciłam przytomność.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Second Chance 2 rozdział
Second Chance Rozdział 8
Second Chance 4 rozdział
Second Chance 1 rozdział
Second Chance 6 rozdział
Second Chance Rozdziały 1 15
Second Chance 3 rozdział
Cara Colter Second Chance with the Rebel
082 Debbie Gould Second Chance
No Regrets (A Second Chance Romance) Vivian Ward
Hot Latin Men 4 Second Chances Delaney Diamond
Second Chance
Stormy Glenn & Lynn Hagen Elite Force 01 Second Chances
One More Try A Second Chance R Ted Evans
Alex Riley Dirty Boss A Second Chance Romance
Aurora Rose Reynolds 4 5 Second Chance Holiday
Sea of Flames (Second Chances # Madison Street
Peter F Hamilton Second Chance In Eden
James Patterson Club 02 Second Chance

więcej podobnych podstron