background image

Fiasko polityki półśrodków 
Nasz Dziennik, 2011-03-08 

Z prof. Andrzejem Kaźmierczakiem, członkiem 
Rady Polityki Pieniężnej, rozmawia Małgorzata 
Goss
 
 
Co wynika z najnowszej projekcji inflacji NBP? 
- Ta projekcja mówi wyraźnie, że od drugiej połowy 
roku tempo wzrostu PKB będzie słabło, i co istotne, 
ten spadek będzie nieco głębszy, niż przewidywano w 
projekcji październikowej. Skoro polityka fiskalna 

będzie musiała być zacieśniona, to zmniejszy się popyt globalny, trzeba będzie ciąć wydatki 
albo podnosić dochody, albo jedno i drugie. Ponadto wzrost cen nośników energii także 
będzie wpływał hamująco na wzrost gospodarczy, ograniczając zakupy i spożycie. Już 
obecnie mamy do czynienia ze spadkiem sprzedaży detalicznej. Zmaleje także spożycie 
publiczne, bo unijne programy będą wygasać. Część unijnych środków pozostanie 
niewykorzystana, ponieważ samorządy osiągnęły już granicę zadłużenia bankowego i nie są 
w stanie zdobyć środków na tzw. wkład własny. Zmniejszą się zatem inwestycje publiczne, a 
jednocześnie przyrost inwestycji sektora prywatnego jest niezwykle słaby. Tempo wzrostu 
będzie wprawdzie dodatnie, ale wyraźnie niższe niż obecnie, średnio około 3,4 proc. PKB 
rocznie. Taki wzrost nie rozwiąże kwestii bezrobocia, które w lutym wyniosło 13,2 proc. i 
nadal rośnie. To kluczowy wniosek. Szczególnie niepokojąca jest spadająca liczba ofert pracy 
ze strony przedsiębiorców. 
 
O ile wzrosną ceny? 
- Inflacja ogólna [wskaźnik dóbr i usług konsumpcyjnych - przyp. red.] gwałtownie 
podskoczyła do 3,8 procent. Inflacja ogólna napędzana jest przez ceny żywności, energii i 
tzw. ceny regulowane, na które NBP nie ma wpływu, bo wzrost cen jest spowodowany 
szokami zewnętrznymi o charakterze podażowym. Jeśli wyłączyć te ceny - otrzymujemy tzw. 
inflację popytową (bazową), czyli wzrost cen wynikający ze wzrostu dochodów. Otóż nastąpił 
wzrost inflacji bazowej, czyli popytowej z 1,6 do 1,9 proc. w styczniu w stosunku do grudnia.  
Biorąc pod uwagę, że wzrost inflacji nie był spowodowany głównie czynnikami popytowymi, 
ale szokami zewnętrznymi, i wiedząc, że tempo PKB spadnie w II półroczu oraz spadnie 
inflacja w III kwartale (na koniec grudnia planowana jest na 2,6-2,8 proc., czyli wokół celu 
inflacyjnego) - można było powstrzymać się od podwyżki stóp procentowych z nadzieją, że 
szoki zewnętrzne będą miały charakter przemijający. Ważnym czynnikiem, który 
powstrzymał RPP przed podwyżką stóp, była zła sytuacja na rynku pracy oraz wzrost tzw. 
indeksu napięć na rynku pracy, czyli liczby bezrobotnych do liczby ofert pracy. To 
sygnalizuje, że nie istnieje niebezpieczeństwo wzmożonych żądań płacowych, które by 
napędzały inflację. 
Przyrost kredytów dla ludności spada, dla przedsiębiorstw - jest śladowy, rośnie bezrobocie, a 
przy tym rosną ceny zewnętrzne. Jeśli NBP zacznie walczyć z inflacją zewnętrzną za pomocą 
podwyżki stóp, to pogłębi napięcia wewnętrzne na rynku pracy i uderzy we wzrost 
gospodarczy. Podnosząc stopy, nie zahamujemy inflacji, a jeszcze przy okazji zdusimy 
wzrost. 
 
RPP ma dylemat? 
- To sytuacja najgorsza z możliwych. Zachodzi niebezpieczeństwo, że wzrost inflacji i 
drastyczny spadek siły nabywczej pieniądza może wywołać żądania płacowe. Po drugie - 

background image

stopy niższe od wskaźnika inflacji oznaczają, że w ujęciu realnym stopa procentowa jest 
ujemna [stopa NBP 3,75 minus stopa inflacji 3,8 - przyp. red.], czyli nie skłania do 
oszczędzania ani do lokowania pieniędzy w bankach. Teoretycznie powinna ona skłaniać do 
wzmożonych zakupów, ale pod warunkiem że zasoby społeczeństwa są wysokie. Ujemnej 
stopy nie da się bez końca utrzymywać. 
 
Sytuacja trudna dla RPP, dla rządu i dla społeczeństwa. Doszliśmy do ściany? 
- Trudna zwłaszcza dla RPP, która musi zdecydować, czy podnieść stopy w walce z inflacją, 
ryzykując dalsze zduszenie wzrostu, zahamowanie inwestycji przedsiębiorstw i wzrost 
bezrobocia i równocześnie bez pewności, czy uda jej się tę inflację zahamować. 
 
Czy nie pomogłoby osłabienie kursu złotego? 
- To też należy brać pod uwagę. Jeśli podniesiemy stopy i kurs się umocni, to uderzymy w 
eksport, który już teraz ma ujemny wkład do wzrostu. 
 
A jeśli złoty nie będzie taki stabilny, jak wynika z projekcji? 
- Złoty w tak niewielkiej jak nasza gospodarce poddany jest czynnikom globalnym, mamy na 
niego niewielki wpływ. Sądzę, że będzie się wahał, ale w określonym przedziale, zwłaszcza 
że NBP jest absolutnie zdecydowany interweniować w razie sytuacji kryzysowej. Ale kurs dla 
decyzji o stopach nie był najważniejszy. 
 
Idą zatem ciężkie czasy? 
- Tak. Z jednej strony mamy presję inflacyjną, niezależną od polityki wewnętrznej, z drugiej - 
wzrost bezrobocia. To jest tzw. skłonność do stagflacji, czyli połączenia inflacji ze stagnacją 
gospodarczą. RPP ma dylemat, co dalej robić. Radykalne posunięcia nie są wskazane, bo 
można wylać dziecko z kąpielą. Dlatego stosuje półśrodki jak podnoszenie stóp z 
opóźnieniem, a nuż się ten trend odwróci? Ale on się nie odwraca... 
 
Dziękuję za rozmowę.