Żołnierz swojski
o czym Broniewski nie napisał
Ze spuszczoną głową, powoli
idzie żołnierz z imprezki u Loli.
Pochlał wczoraj - tęgiego ma kaca!
Czacha dymi, głos słaby i zwraca.
Jego zdrowie nadszarpnęła wóda,
teraz bolą go stopy i uda;
mózg przetacza się w głowie na boki,
ból sprawiają nawet drobne kroki.
Siadł pod dębem u drogi skraja -
opatruje obolałe jaja.
Swędzą bardzo, bo rzadko są myte -
na dodatek mendami okryte,
co od kurwy je jednej przypadkiem
złapał, gdy ją jebał ukradkiem.
Może syfa też dostałby, gdyby
nie używał był prezerwatywy.
Lecz on żołnierz, on na granic straży
jemu w gumce jest nawet do twarzy.
Biedny żołnierz, głowę spuścił smętnie -
jak wytępić te mendy przeklęte?
Już nie może pierdolić jak dawniej,
jaja przyjdzie ogolić dokładnie.
Hej, ty dębie, przydrożny kolego,
smutno szumisz nad niedolą jego;
opłakujesz i jaja, i wódkę,
i złe mendy, i prostytutkę...
Siedzi żołnierz ze spuszczoną głową,
zasłuchany w tę skargę dębową;
bez flaszki, bez kurwy u boku,
bez nadziei i bez... włosów w kroku