Andrzej Pilipiuk Na rybki


Andrzej Pilipiuk
NA RYBKI
Południowa część stawu, znajdującego się w Wojsławicach, a nale\ąca do stra\y po\arnej,
była tego lata wyjątkowo silnie zarośnięta trzcinami. Pewnego sierpniowego dnia Józef
Paczenko jechał koło stawu na rowerze i zobaczył wśród nich jakiś dziwny przedmiot. Wzrok
miał ju\ mocno przytłumiony i dlatego dopiero po dłu\szej chwili domyślił się, co to jest.
- Ach - powiedział sam do siebie, a potem zjechał z szosy i ruszył wąską ście\ką nad wodą z
zamiarem obejścia jeziora od drugiej strony.
Jakub Wędrowycz urządził się idealnie. Na wodzie wśród trzcin kołysała się dętka od traktora.
Wokół niej przywiązano dwanaście butelek piwa  Perła", które chłodziły się zanurzone w
wodzie. Jakub rozwalił się wygodnie w dętce i zwiesił nogi do wody. Chwilami wiatr rozwiewał
nieco trzciny, a wtedy w odległości około dwóch metrów od dętki widać było pionowy słupek
ozdobiony tablicą z napisem:
AOWIENIE RYB POD KAR WZBRONIONE.
Słupek przydał się w sam raz, \eby zaczepić o niego cumę. Jakub miał ochotę zerwać wra\y
napis gwałcący jego swobody, ale słoneczko rozleniwiło go tak, \e nie miał siły się ruszyć. Od
czasu do czasu wyławiał jedną butelkę i zerwawszy resztkami zębów kapsel, lal w gardło
spienioną zawartość. Alkohol mile szumiał mu ju\ w głowie, a palące problemy
współczesności zeszły na plan dalszy. Wr lewej dłoni trzymał dwumetrowej długości kij, na
którego końcu zaczepiona była \yłka z haczykiem. Na haczyk nadziany był plasterek mocno
czosnkowej kiełbasy. Jakub lubił czasami posiedzieć z wędką nad wodą. Jeśli potrzebował
trochę ryby, to brał elektrykę albo dynamit, a jeśli nie miał ochoty, to siedział sobie i moczył kij.
Nikt mu nie przeszkadzał. Gdy Jakub wybierał się na ryby, ludzie starali się omijać staw.
Wściekał się, \e mu płoszą. A w gniewie był nieobliczalny. Józef wszedł na resztki
spróchniałej kładki i stojąc na jej końcu, zawołał kumpla:
-Biorą?!
Wędrowycz poruszył lekko jedną nogą i odwrócił się razem z dętką w jego stronę.
- Tak sobie, dzisiaj chyba nie pogoda na ryby. Napijesz się^  Perły"? Mam jeszcze chyba ze
sześć butelek?
- Nie, dzięki, muszę jakoś zajechać do domu.
- Ja tam się nie przejmuję. Koń sam zawiezie. Jego kumpel poszukał wzrokiem kłaczki
Karoliny i stwierdził, \e weszła w szkodę na pobliskim polu. Wzruszył ramionami.
- Co zrobisz, jak złapiesz złotą rybkę? - zagadnął. Umysł jego przyjaciela byi ju\ nieco
zmącony przez zawartość tych butelek, które opró\nione z zawartości, unosiły się wokoło na
wodzie.
- Jak złotą, to przetopię.
- Nie, to nie taka. Taką, która spełnia \yczenia. Złapiesz, a ona pyta: Co chcesz dostać, \ebyś
ją wypuścił.
- A. To słyszałem musi w bajkach. Ale tu takich nie ma.
- A wiesz, słyszałem wczoraj na targu dobry dowcip.
- A to opowiedz.
- Jeden ruski złapał złotą rybkę i ona mówi:  Wypuść mnie, a spełnię ka\de twoje \yczenie".
- I co chciał?
- Początkowo nic, a potem zapragnął zostać bohaterem Związku Radzieckiego.
- Hm!
-No to ona zaklaskała w płetwy, a on patrzy, \e siedzi w okopie, wokoło trupy sołdatów i jedzie
na niego sto szwabskich czołgów. No wziął karabin i wali do nich, ale nic nie pomogło, bo ona
pośmiertne mu dała.
Jakub obśmiał się koszmarnym śmiechem, płosząc stadko kaczek na rzeczce pół kilometra
dalej.
- Galantny dowcip. A jeszcze jakieś takie?
- Aha. Tylko chciał zostać królem i zrobiła z niego tego tam francuskiego Ludwika, czy Filipa,
co to go ścięli na gilotynie.
- Myślałem, \e na gilotynie to Napoleona. Nu nic.
- Jak coś złowisz, to wpadnij do mnie. Upieczemy, popijemy, mam świetny ruski koniak.
- A pomyśle.
- No to bywaj.
- Do zobaczenia.
Poszedł sobie. Niebawem nadszedł posterunkowy Birski.
- Co wy tu robicie obywatelu? - zagadnął.
- Ach, pan posterunkowy. Mo\e piwko?
- Obywatelu Wędrowycz...
- A tak tak. Powtarzajcie moje nazwisko, bo jeszcze zapomnicie. Poza tym na słu\bie nie
jesteście panem tylko obywatelem. Aha i na słu\bie nie wolno pić.
- Tu nie wolno pływać.
- A gdzie jest jakaś tablica z zakazem pływania? Zresztą ja nie pływam, tylko unoszę się na
falach. Chcesz mnie spałować, to będziesz musiał tu wlezć.
Birski popatrzył na swój czyściutki mundur i zabłocone trzcinowisko dzielące go od Jakuba.
- Za stary jesteś, \eby cię pałować.
- No to aresztuj mnie za zakłócanie porządku, tyle \e ja mam dziewięćdziesiąt lat i zaraz mnie
zwolnią, a wszystko, co robię, podlega pod starczą demencję.
- Ty Jakub się nie zasłaniaj starczą demencją. Taka jasność umysłu nie zdarza się często
nawet u czterdziestolatków.
- Ach. Miło słuchać.
- Co chcesz złowić?
- A złotą rybkę, Birski roześmiał się.
- Znam świetny dowcip.
- O złotej rybce? .
- Aha. Jeden ruski złapał złotą rybkę, a ona poprosiła, \eby ją wypuścił, to spełni jego
\yczenie. To on powiedział, \e chce zostać
księciem. W oczach mu zmętniało i zobaczył, \e le\y na jedwabnej pościeli. A potem weszła
księ\na i powiedziała:  Ferdynandzie zbudz się, jedziemy do Sarajewa".
- A to zrobiła go tym od wybuchu pierwszej światowej. Hi, hi, hi.
- Nu nic. Muszę lecieć. Ktoś właśnie popełnia przestępstwo.
- Kto taki? - zaciekawił się Jakub.
- Och, to takie powiedzenie z jednego filmu.
Poszedł sobie. Na polu spostrzegł klacz Jakuba, buszującą w zbo\u. Wszedł w pszenicę po
pas i ruszył w jej stronę. Na jego widok odwróciła się do niego tyłem i uniosła kopyto. Takie
małe przyjacielskie ostrze\enie. Zniknął. Jakub odkorkował kolejną butelkę. W głowie niezle
mu ju\ szumiało, a nadgarstki trochę mu napuchły. A potem wyciągnął wędkę z wody i
zobaczył na jej końcu złotą rybkę.
- O karwia! - wymamrotał.
Odczepił ja zręcznie i wsadził do słoika z wodą.
- Nu nic, zje się. Dobrze, \e nic nie mówi - powiedział sam do siebie.
- Jakubie...- odezwała się rybka ze słoika.
Wzdrygnął się. Na szczęście przypomniał sobie, \e czasami gdy był pijany, to słyszał, jak
zwierzęta rozmawiają ze sobą.
- Mo\e to tylko delirium - pocieszył się.
Wyciągnął zza pazuchy flaszkę ze spirytusem i pociągnął dwa lub trzy łyki.
- Słuchaj, ubijemy interes - powiedziała rybka.- Ty mnie wypuścisz, a ja spełnię twoje
\yczenie.
- Jeszcze czego - wściekł się. - Ju\ ja was znam rybki. śadnych \yczeń, tylko patelnia.
Dopił spirytus, ale wcale mu się od tego nie polepszyło.
- Popatrzcie na tego idiotę - powiedziała mama kaczka do swoich dzieci. - To miejscowy
kłusownik Jakub Wędrowycz. Uwa\ajcie na niego.
Potrząsnął głową. Nadgarstki mu pulsowały.
- Jasna cholera, zalałem się w trupa właśnie wtedy, kiedy mózg jest mi nieobchodzimo
potrzebny do myślenia - zdenerwował się.
Brodząc po pas w błocie, wypełzł ze słoikiem w ręce na brzeg. Dopiero na twardym lądzie
zrozumiał, jak bardzo jest pijany. Postawił słoik na ziemi i przycisnął go cegłą, \eby mu rybka
nie wyskoczyła, i poszedł po konia. Karolina na jego widok odsunęła się.
- Najpierw się umyj, a potem właz na czyste zwierzę - powiedziała.
Nie mógł nie przyznać jej racji. Wrócił do jeziora i zdjął spodnie. Wrzucił je do wody, \eby się
wypłukały, a sam świecąc gołym zadkiem, wrócił po konia. Tymczasem na brzegu jeziora
pojawił się miejscowy plugawy (to znaczy plugawszy od Jakuba) degenerat Mariusz Bardak.
Jakub biegał za klaczą, tote\ nie zauwa\ył go, zupełnie. Wreszcie udało mu się jej dosiąść.
Kozacka krew zawa\yła i mimo \e był zupełnie pijany, zdołał nad nią zapanować. Myślał ju\
tylko o jednym. Uciec, uciec jak najdalej od śmiercionośnej rybki.
- Do Józefa - rzucił polecenie, po czym zaczai odlatywać. Doszedł do siebie, gdy stał na
podwórzu kumpla. Klacz Józefa Marika wyjrzała ze stajni.
- Znowu się ululał? - zapytała Karolinę.
- W trupa. Cholera, kiedyś go zrzucę prosto pod pekaes, tyle tylko, \e mogę trafić na
gorszego właściciela ni\ on.
- To jest pewne ryzyko.
W drzwiach chałupy stanął Józef. Zagdakał coś jak kura. Jakub padł mu w objęcia z pijackim
szlochem.
- Ratuj stary, złowiłem złotą rybkę!
Józef uratował go, przenocował w stodole i dał mu nawet stare portki dla przykrycia nagości.
Rano Jakub wskoczył na konia i uciekł do domu. Podobno zabarykadował się i przez miesiąc
nie zbli\ał do \adnej wody.
Ale czego to ludziska nie gadają.
*
Posterunkowy Birski stał na podwórzu plugawej siedziby plemienia Bardaków. Nowiutki
mercedes na zachodnich numerach swoją
nieskazitelną czystością wyraznie psuł estetykę podwórka, na którą składały się zaniedbane
budynki, snujące się wokoło, szare od brudu kury oraz jeziorko szaro-czarnej gnojówki.
- A więc pytam po raz ostatni: gdzie są papiery tego wozu? -posterunkowy tracił resztki
cierpliwości.
- Nie ma - wymamrotał Bardak, patrząc w ziemię. - A mo\e zresztą są w środku.
- Tak. A kluczyki, te\ ich nie ma? Skąd ten wóz? Pytam po raz ostatni.
- No złota rybka...
Dzieciaki i reszta plemienia Bardaków wycofali się do szop i domu.
- Ja ci poka\ę złotą rybkę, cholerny złodzieju - wydarł się Birski, a potem zaczął walić pałą, a\
drzazgi leciały.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Andrzej Pilipiuk Na rybki
Pilipiuk Na rybki
Andrzej Pilipiuk Ostateczna polisa na zycie (2)

więcej podobnych podstron