Inne życie 3 7

background image










background image

To, co powiedział Harry uzmysłowiło wszystkim jak bardzo chłopak
cierpi, skoro woli mieszkać sam w znienawidzonym przez siebie
domu, należącym do Syriusza, gdzie przysięgał już nie wracać. Kiedy
Hermiona spojrzała mu w oczy zobaczyła w nich pustkę, równie
wielką jak jej własna. Nie było w nim teraz żadnych uczuć, wybył się
ich na czas pobytu tutaj i to przygnębiało ją jeszcze bardziej. Dotknęła
delikatnie jego policzka opuszkami palców i coś się w nim lekko
poruszyło, ale natychmiast zgasło. Nie patrząc na nikogo,
zaprowadziła go na górę do pokoju Rona, gdzie Harry sypiał.
Wszystkie jego rzeczy zostały ułożone w szafce, którą dzielił z
przyjacielem, ale kiedy ją otworzył były tam ciuchy tylko jego własne.
Hermiona zostawiła go samego na kilka chwil, żeby miał czas
osobiście pożegnać się z przyjacielem i zrozumiał, że została mu
jeszcze ona. Ale wcale nie musiała tego robić. Puste półki boleśnie go
w tym przekonały i po raz setny od wczorajszego wieczoru pożałował
słów, jakie jej powiedział. Wiedział na pewno, że sam nie da sobie
rady, że ona jest mu niezbędna w szukaniu horkruksów, ale miał coraz
mniej przekonania co do tego czy rzeczywiście powinna z nim być.
Jest dla niej niebezpieczny, bez względu na to, co mówią wszyscy
dokoła. Musiał sam wszystko zrobić.

Kiedy po kilku minutach schodził cicho do salonu, usłyszał, jak Lupin
mówi do zebranych:

- On jest za bardzo podobny do Jamesa. Nie będzie chciał cię słuchać,
Molly. Wbił sobie do głowy, że musi zamieszkać w domu Syriusza i
tak zrobi. – przekonywał panią Weasley. – I z pewnością nie poprosi
nas o pomoc. Będzie się izolował dopóki nie uzna, że zapomnieliśmy
o nim. Wtedy będzie uważał, że postąpił dobrze, bo czeka go ważna
misja i musi wykonać ją sam.

- Nie do końca. – usłyszał zrezygnowany głos Hermiony – Ja też
muszę wziąć udział w tej misji. Ale masz rację Remusie. Harry
postąpi dokładnie tak jak to opisałeś. I boję się, że mnie również
będzie chciał odtrącić.

Na samą myśl, że miałby zostawić ją tutaj, nie wiedzieć, co się z nią
dzieje, przechodziły go ciarki, ale musiał tak postąpić. Dla jej

background image

bezpieczeństwa. Pokonał ostatnie kilka schodów szybko i głośno,
ż

eby wiedzieli, że się zbliża. W salonie wszyscy patrzyli na niego

wyczekująco. Hermiona stała przy oknie i wyglądała na zewnątrz, ale
gdy tylko pojawił się wśród nich odwróciła się i uśmiechnęła do
niego. Ruszyła w jego stronę, a on zobaczył jej kufer obok wejścia.
Wiedział, że tak będzie. Kiedy złapała za rączkę i stanęła obok niego,
zapytał chłodno:

- Co ty robisz?

- Idę z tobą do domu Syriusza.

- Nie chcę tego. – jego głos nie stracił na lodowatym brzmieniu, ale
dziewczyna się nie zraziła.

- Przestań pieprzyć. – wybuchła – Obiecałeś mi wczoraj, że mnie nie
opuścisz. Tak mało dla ciebie znaczę, że nie jestem warta dotrzymania
jednej obietnicy?

Zabolały go jej słowa i wiedziała o tym. Nie chciała powiedzieć tego
głośno, ale stało się i nie zamierza żałować, jeżeli przyniesie
zamierzony skutek.

- Hermiona, będzie bezpieczniej, jeżeli zostaniesz tutaj – przekonywał
ją.

- W tej chwili nigdzie nie jest bezpiecznie. A przy tobie najmniej, ale
jesteś moim przyjacielem i kocham cię. Nie zostawiaj mnie tutaj,
Harry – prosiła.

Sam nie wiedział, co podziałało na niego bardziej, jej słowa czy
rozpacz w oczach, ale poddał się praktycznie bez walki. Szybko
chwycił jej dłoń i teleportował się do swojego domu w Londynie.
Kiedy tylko wylądowali przed drzwiami puścił jej dłoń i wszedł do
ś

rodka nawet na nią nie patrząc. Szybko zaniósł swoje rzeczy do

pokoju Syriusza, ale słyszał jak idzie za nim i umieszcza swoje rzeczy
w pokoju obok. Doskonale wiedział, dlaczego to zrobiła. Chciała mieć
go tak blisko siebie, jak to możliwe. Uśmiechnął się na myśl, że z

background image

pewnością zamieszkałaby z nim w jednym pokoju, gdyby jej na to
pozwolił. I ta jedna myśl poraziła go jak prąd. Patrzył przed siebie z
niedowierzanie, ale właśnie przyszło mu do głowy, że Ron i Ginny
dali im swoje błogosławieństwo i prawie nalegali, żeby byli razem.

W jednej chwili znalazł się w jej pokoju i chwycił jej kufer. Patrzyła
zdziwiona jak ciągnie go na korytarz. W pierwszej chwili pomyślała,
ż

e się rozmyślił i ją wyrzuci, ale kiedy przeniósł jej rzeczy do swojego

pokoju uśmiechnęła się. Nie chciała go o to prosić, ale nie wiedziała
czy dałaby radę zasnąć w jednym pokoju sama. Zbyt była
przyzwyczajona do czyjegoś towarzystwa, a na dodatek ten stary dom
był taki wielki.

Bez słowa podeszła i mocno go przytuliła. Poczuła jak znów po jej
policzkach płyną łzy, ale tym razem wdzięczności, a Harry kołysze ją
i uspokaja.

- To jedyna sypialnia w całym domu, która nadaje się do używania,
oprócz kuchni. – powiedział do niej.

- Weźmiemy się do pracy od samego rana – obiecała mu.

- Ale ja na razie nie mogę jeszcze używać czarów. – przypomniał. –
Przesuń to łóżko i wyczaruj sobie drugie.

Nadal w niego wtulona spełniła jego prośbę i już po chwili w pokoju
stały dwa łóżka w przeciwnych stronach.

I tak zaczął się dla nich najbardziej pracowity miesiąc w ich życiu.
Dzięki sobie nawzajem, znów nauczyli się śmiać i korzystać z tego, co
im było dane. Co kilka dni wpadali do nich członkowie Zakonu, a
pani Weasley bywała u nich codziennie. Była świadkiem, jak dwoje
jej przyszywanych dzieci powraca do życia, tylko dzięki sobie
nawzajem i widziała rosnące w nich uczucie nawet, jeśli oni o tym
jeszcze nie wiedzieli. Troska, jaką Harry otoczył Hermionę, cieszyła
ją. Gratulowała swoim dzieciom przenikliwości, której zabrakło jej
samej. Tych dwoje tak się ze sobą utożsamiło, że nie potrafili nawet
opuścić domu bez tego drugiego. Poza tym Harry ograniczał

background image

jakiekolwiek wyjścia z domu do minimum, żeby jak najrzadziej
narażać Hermionę na niebezpieczeństwa poza nim. I nigdy nie był
zadowolony, gdy któryś z jego bliskich pojawiał się na progu jego
domu. Wiedzieli, że to nie dlatego, że nie chce ich widzieć, ale
przerażała go myśl, że w tym czasie mogło by się im coś stać.

Do siedemnastych urodzin Harry’ego, udało im się oczyścić kuchnię,
salon i te pokoje, w jakich zaczęli pracę ostatnim razem. Musieli
radzić sobie ze wszystkim na ślepo, bo nie było już wśród nich
Moody’ego.

Tego dnia do domu na Grimmaud Place przybył także Stworek, i
kiedy zobaczył swój stary dom wypełniony ludźmi i go oczyszczający
znów zaczął mruczeć obelgi pod ich adresem, aż w końcu Harry
odesłał go z powrotem do Hogwartu. Pani Weasley od samego rana
zamknęła się w kuchni i nie pozwalała im tam wejść. Nawet obiad
zjedli w salonie na piętrze.

- Ten dom zaczyna wyglądać jak dom – skomentował Lupin, który im
dzisiaj pomagał z kilkoma rzeczami. – Nie wiem, jaki był za młodości
Syriusza, ale jeśli po jego oczyszczeniu pomaluje się wszystkie ściany
i odpowiednio się go umebluje, będziesz miał całkiem przyzwoity
dom, Harry.

- Ja też zaczynam tak uważać. – powiedział chłopak i popatrzył w
stronę Hermiony.

Dziewczyna miała przymknięte oczy, na kolanach trzymała filiżankę z
herbatą, a na ustach błąkał jej się uśmiech. Widział zmęczenie na jej
twarzy i winił się za to. Codziennie rano zmuszał ją do wstawania i
sprzątania domu, który do niej nie należał. A przynajmniej według
niej. Dla niego ten dom był już ich wspólny. Coraz częściej zaczynał
myśleć o wspólnej przyszłości. Wyobrażał sobie ich wspólne życie i
nienawidził się za to. Od śmierci ich przyjaciół minął zaledwie
miesiąc, a on już spogląda na inną dziewczynę, w dodatku ukochaną
przyjaciela, jak na kogoś, w kim chyba się zakochuje. Dziewczyna,
jakby usłyszała jego myśli i otworzyła oczy, patrząc wprost na niego.
Aż się wstrząsnął, kiedy zrozumiał, że myślała dokładnie o tym

background image

samym. Szybko odwrócili od siebie wzrok, ale ich spojrzenie nie
umknęło Lupinowi, ani stojącej w drzwiach pani Weasley.

Kobieta uśmiechnęła się i powiedziała, że dzisiejszego dnia na kolację
wpadną inni członkowie Zakonu i jej rodzina. Harry wzniósł oczu do
nieba, prosząc o litość, ale wiedział, że nic nie powstrzyma pani
Weasley, więc poddał się bez walki.

I tak właśnie do godziny ósmej w domu zebrało się około dwudziestu
osób. Oprócz Weasley’ów byli także członkowie Zakonu Feniksa, z
profesor Mcgonnagall łącznie. Nowa dyrektorka Hogwartu zajęła nie
tylko to miejsce po Dumbledorze, ale została wybrana także
przywódczynią Zakonu. W kilku krótkich słowach streściła
wszystkim, co się dzieje w społeczności czarodziejów. Harry nie był
zdziwiony tym, że nic nie ukrywała ani przed nim, ani przed
Hermioną. Kiedy dziewczyna zapytała ją o to, dyrektorka
powiedziała, że oni i tak są w to wmieszani, więc będzie lepiej, jeśli
dowiedzą się wszystkiego od nich, niż z plotek. Wspomniała także o
problemach, jakie są w Hogwarcie. Czarodzieje nie chcą wysłać
swoich dzieci do szkoły, przekonani, że Hogwart bez Dumbledore’a
nie jest już bezpieczny. I jak to zwykle, co roku brakowało im
nauczyciela od Obrony Przed Czarną Magią, a w tym roku także od
Transmutacji, jako że ona zrezygnowała z tej funkcji, kiedy została
dyrektorką.

- Jeżeli nie znajdę nikogo do końca wakacji, Ministerstwo Magii
przyśle kogoś od siebie, a wiem, że ten idiota chciałby nam znów
wcisnąć Umbridge. – wstrząsnęła się mimowolnie.

Harry, Hermiona i bliźniaki podzielali jej niechęć. Znali doskonale
profesor Umbridge i wiedzieli, że jej obecność nie pomoże w
Hogwarcie. Ale jeśli Mcgonnagall nie znajdzie odpowiednich
nauczycieli na oba stanowiska, nie będzie miała nic do powiedzenia w
tej sprawie.

Kiedy Harry otworzył swoje urodzinowe prezenty, na widok jednego
z nich zaniemówił. Państwo Weasley podarowali mu zegarek, jaki
otrzymuje każdy czarodziej w siedemnaste urodziny. Tyle, że to nie

background image

był zwykły zegarek, a Harry znał go doskonale. Należał do Rona. Ze
wzruszenia, nie potrafił nic powiedzieć. Przytulił tylko mocno panią
Weasley i wiedział, że ona nie potrzebuje od niego żadnych słów, bo
doskonale go rozumie.

Cały dom opustoszał dopiero koło północy. Jedzenie zostało
spakowane i schowane przez panią Weasley. Harry położył się w
swoim łóżku i czekał, aż Hermiona wyjdzie z łazienki i zgasi światło.
Wtedy wyciągnął spod poduszki zegarek Rona i przyglądał mu się w
ciemności. Przypomniał sobie, jak Ron chwalił się nim, w dzień
swoich urodzin, zaledwie kilka miesięcy temu. To było coś
niezwykłego, bo zegarek był całkowicie nowy, a nieczęsto się
zdarzało, aby ktoś z nich dostawał takie drogie prezenty. Chłopak
wiedział ile ten zegarek znaczył dla przyjaciela i z pewnością dla jego
rodziców, a jednak postanowili mu go powierzyć. Wzruszenie, jakie
go ogarniało, na samą myśl o tym wycisnęło z jego oczu kilka łez, ale
nie pozwolił sobie na więcej.
Już od kilku tygodni może myśleć o Ronie i Ginny bez bólu w sercu, a
nawet potrafi sobie wyobrazić, że jego życie może wrócić, do jako
takiej normalności. A to wszystko było zasługą Hermiony. I choć
wiedział, że nie powinien pozwolić jej tu być wcale tego nie żałował.

- Ron chciałby, żebyś go miał – usłyszał głos dziewczyny.

- Też mi się tak wydaje.

- Pan Weasley chciał mi dać Świstoświnkę, ale nie byłam w stanie jej
przyjąć. – wyznała mu.

Usłyszał jak pociąga nosem i podniósł się z łóżka. Przeszedł kilka
kroków, jakie dzieliły ich łóżka i położył się obok niej, mocno ją
tuląc, tak jak zrobił to w szpitalu. Tyle, że tym razem Hermiona nie
płakała. Wypłakała już wszystkie łzy.

Dziewczyna czuła jak jego ręka gładzi ją delikatnie po ramieniu, tam
gdzie nie osłaniała go koszulka, a ustami dotyka jej skroni i znów
poczuła przypływ nieznanego jej dotąd uczucia. Położyła dłoń na jego
piersi i mocniej wtuliła się w niego twarzą, aż znalazła doskonałe

background image

miejsce w zagłębieniu jego szyi. Ustami dotykała jego skóry i nagle
przyszły jej do głowy takie myśli, jakich nie miała nigdy wcześniej,
nawet wobec Rona. Poczuła jak serce chłopaka przyspieszyło pod jej
dotykiem, a uścisk rąk się wzmocnił, ale nie przeszkadzało jej to.

- Czy myślisz, że moglibyśmy urządzić święta tutaj? – zapytała go.

- Chyba tak, jeżeli pani Weasley się zgodzi.

- Na pewno. Nie chcę jeszcze wracać do Nory. – powiedziała cicho.

- Nie musisz. – obiecał jej Harry.

Niespodziewanie odwróciła głowę tak, że musnęła swoimi wargami
jego usta. Patrzyli na siebie w ciemności przez chwilę. Harry pochylił
głowę i pocałował ją, ale tak na serio, jak chłopak całuje dziewczynę.
Hermiona poczuła jak wybucha w niej ogień. Początkowo był to
niewielki płomyk, który tlił się już od kilku tygodni, ale kiedy ich usta
zetknęły się w pocałunku, namiętność zapłonęła całą mocą. Delikatne
muśnięcie warg zamieniło się w namiętny, głęboki pocałunek, jakiego
dotąd nie przeżyła. Czuła jak język Harry’ego delikatnie, ale
nieubłagalnie rozwiera jej wargi i już po chwili dotyka jej języka.
Wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła go do siebie mocno, a ciało
samoczynnie wygięło się w łuk pod dotknięciem jego rąk na brzuchu.

Kiedy Harry dotknął jej żeber pod półkulami piersi, aż się w nim
zagotowało z pożądania, które rosło z każdą minutą dotykania jej.
Jednak jej koszulka stanowiła przeszkodę, której chyba nie potrafiłby
jeszcze pokonać. Nie, kiedy ma w pamięci dotyk Ginny nawet, jeśli
jest on coraz słabszy i zamazany. Odrywając się niechętnie od jej
słodkich ust, zanurzył twarz w jej włosach. Próbując odzyskać
panowanie nad oddechem, trzymał ją mocno przyciśniętą do własnego
ciała i nie puścił nawet wtedy, gdy oboje już się uspokoili.
Przysłuchiwał się jej oddechowi i dokładnie wiedział, kiedy zasnęła.
Przesunął wtedy rękę i znów zaczął głaskać jej włosy. Ten monotonny
ruch sprowadził na niego sen.

background image

Kiedy Hermiona obudziła się rano od razu wyczuła, że jego ramiona
oplatają ją w talii i mocno przyciskają do muskularnej piersi chłopaka.
Wtuliła się w niego jeszcze mocniej i wtedy wyczuła, że on już
również nie śpi. Jego oddech stał się nierówny, jakby biegał, ale nic
się poza tym nie zmieniło. Nadal leżał nieruchomo i nie pozwalał
poruszyć się także jej.

Chcąc uspokoić swoje niewesołe myśli i uczucia, Harry szybko zerwał
się z łóżka i poszedł do łazienki, gdzie zafundował sobie lodowaty
prysznic. Emocje, jakie go ogarniają w obecności Hermiony przybrały
na sile od dnia, kiedy obudził się w szpitalu i dowiedział się o śmierci
Ginny i Rona. A nie chciał do niej tego czuć, a bynajmniej nie tak
szybko po ich stracie. Odbierał to, jako zdradę wobec nich ze swojej i
Hermiony strony, bo wiedział, że ona też zaczyna coś do niego czuć. I
ż

e jest to tak silne jak jego uczucia. Początkowo myślał, że to z

powodu prośby przyjaciela i troski o najlepszą przyjaciółkę, przecież
zawsze się o nią bał, starał się troszczyć i chronić ją zawsze, kiedy
trzeba było. Ale teraz nie był taki pewny czy to, co usłyszał tamtego
dnia od Rona nie jest prawdą, i że gdzieś w głębi serca zawsze kochał
Hermionę.

Nie chciał teraz o tym myśleć. Na razie oboje są w żałobie po
ukochanych i nie zamierzał tego zmieniać. Kiedy wyszedł z łazienki,
dziewczyny nie było już w pokoju. Zobaczył jej koszulkę nocną na
łóżku i przez chwilę się jej przyglądał, ale szybko pozbył się takich
myśli, wiedząc, że jeśli nie przestanie potrzebny mu będzie kolejny
prysznic. Albo kilka godzin na biegunie północnym. Schodząc na dół
zastanawiał się czy dziewczyna będzie na niego bardzo zła za to, że
tak wypadł z łóżka i za wczorajszy pocałunek.

Hermiona wcale nie była zła. Postanowiła, że powinni udawać, iż do
niczego

nie

doszło

poprzedniego

wieczoru.

I

z

mocny

postanowieniem tego, zeszła do kuchni i jakby nigdy nic zrobiła dla
nich zwyczajne śniadanie. Zobaczywszy Harry’ego w drzwiach, przez
moment powróciły do niej wszystkie uczucia, ale zdusiła je w zarodku
i uśmiechnęła się promiennie. Talerze były już ustawione na stole i
czekała tylko na jego przyjście. Kiedy usiadł, również się do niej

background image

uśmiechając wiedziała, że wszystko jest w porządku. Wieczorny
incydent poszedł w zapomnienie i mogli znów być tylko przyjaciółmi.
Lecz kiedy po godzinie pojawiła się pani Weasley natychmiast się
zorientowała, że coś się między nimi wydarzyło. Nagle stali się wobec
siebie ostrożniejsi, chociaż kobieta zauważyła, że co kilka chwil
spoglądają na siebie, a kiedy jedno nie może sobie z czymś poradzić
drugie natychmiast leci mu z pomocą. Subtelne zmiany w ich
zachowaniu, powiedziały jej o zmianach, jakie między nimi zachodzą.
A przez następne dwa tygodnie znacznie się one pogłębiły. Już nie
tylko nie odstępowali się na krok poza domem, ale kiedy tylko któreś
z nich wyszło z jednego pokoju to drugie, co chwilę spoglądało na
drzwi, albo ruszało na jego poszukiwanie.

Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego Harry i
Hermiona byli tak blisko znalezienia kolejnego horkruksa, co na
samym początku poszukiwań. Mimo, że cały wolny czas poświęcali
na wymyśleniu, gdzie na świecie jest miejsce, które cokolwiek
znaczyło dla Riddle’a, nie potrafili znaleźć nic poza Hogwartem, który
zdecydowanie odrzucili. Raczej niemożliwe było, aby Dumbledore
mógł przeoczyć jednego z horkruksów, jeśli ten znajdował się w
szkole. I nie mieli żadnego pomysłu na to jak zniszczyć znaleziony
medalion Slytherin, ten prawdziwy horkruks, a nie medalion
podrzucony przez brata Syriusza, jeżeli uda im się go znaleźć. A mieli
podstawy myśleć, że znajduje się on właśnie tutaj.

Na dodatek, jak donosił Prorok Codzienny, profesor Mcgonnagall
nadal nie znalazła dwóch nowych nauczycieli. Kiedy tego samego
dnia wpadła do nich na kolację, zaproszona przez panią Weasley,
sama potwierdziła te plotki, dodają, że minister magii już szykuje dla
niej tych nauczycieli.

- Będą to najbliższe osoby z jego własnego otoczenia – rzekła smutno
– jeżeli oczywiście nie udami się kogoś znaleźć – dodała i popatrzyła
na siedzącego naprzeciw Lupina z dziwnym błyskiem w oczach.

- A ma pani już kogoś na myśli? – chciał wiedzieć George.

background image

- Owszem, zastanawiałam się nad tym i nawet zasięgnęłam rady
Remusa, a on powiedział, że to jest wspaniały pomysł. – powiedziała.

- Kto to taki? – zapytała ją pan Weasley.

- Ktoś, kto stawił czoła największemu niebezpieczeństwu – mówił
Lupin – i ma już doświadczenie w uczeniu.

- A uczniowie z pewnością będą się przy nich obojgu czuć swobodnie
i przede wszystkim bezpiecznie. Niemal jak przy Dumbledorze. –
dodała dyrektorka.

- To znaczy, że to musi być bardzo stary i doświadczony nauczyciel. –
zaśmiał się Fred – Na pewno będzie wspaniały – kpił.

- Każdy jest lepszy od Umbridge i jej podobnych – powiedziała
Hermiona.
Harry zdecydowanie podzielał jej zdanie. Nawet najnudniejszy, czy
najstarszy człowiek na świecie byłby lepszy od tej ropuchy.

- Dlatego zamierzam poprosić, żeby w tym roku nauczycielem
Obrony Przed Czarną Magią został Harry – wypaliła dyrektorka.

Wszyscy patrzyli na nią z niedowierzaniem, a sam Harry najbardziej.

On miałby nauczać w Hogwarcie? Ale…

- Przecież ja nie jestem nauczycielem. Nie umiem uczyć. – bronił się.

- Przesadzasz. – mówiła podekscytowana Hermiona – Pamiętasz jak
nas uczyłeś, kiedy Umbridge nie chciała tego robić? Byłeś
niesamowity.

- To był tylko i wyłącznie twój pomysł. – powiedział.

- Ale ty nas uczyłeś.

- Mamy coś do zrobienia, zapomniałaś? – przypomniał jej.

background image

Dziewczyna natychmiast spoważniała i kiwnęła głową, że wie.

- Poza tym nie zostawię cię samej w tym wielkim domu. – dodał.

- Daję ci wolną rękę. – powiedziała natychmiast profesor
Mcgonnagall – Jeżeli będziesz musiał opuścić szkołę na jakiś czas,
Remus zgodził się ciebie zastąpić.

- Jeżeli się zgodzisz być nauczycielem, to ja wrócę na ten ostatni rok
do Hogwartu. – powiedziała znów ucieszona.

- Nie bądź taka szybka, Hermiono. – szepnął Lupin do siebie.

- Jeśli Potter się zgodzi to chciałabym, żebyś i ty objęła posadę
nauczyciela zaklęć w Hogwarcie. – dodała profesorka.

- Ja? – zdziwiła się dziewczyna.

- Jesteś najlepszą uczennicą, jaką miał Hogwart. – powiedział Fred z
zadowoleniem.

Dziewczyna poczerwieniała na tę pochwałę i spuściła nisko głowę.

- Coś w tym jest. – mruknął Harry.

- Zgodzę się, jeśli i ty powiesz „tak”. – powiedziała.

Wiedziała, że taka strategia na niego podziała. Chciał, żeby była
bezpieczna, a zdawał sobie sprawę, że w Hogwarcie będzie, nawet,
jeżeli nie ma tam już Dumbledore’a. ale z drugiej strony ona pragnęła
tego samego dla niego i wiedziała jak wykorzystać posiadane
argumenty.

- A co pan o ty myśli? – zapytał Remusa.

- Zawsze byłeś najlepszy z tego przedmiotu. Lepszy nawet od
Hermiony – dodał. – A z tego, co wiem byłeś w stanie nauczyć czegoś
dobrze Neville’a, tak żeby nie było poszkodowanych.

background image


- Byłeś najlepszym nauczycielem, jakiego mieliśmy – dodał George –
Bez obrazy – zwrócił się do Remusa, ale ten zaśmiał się tylko na to.

- No dalej, Harry. – powiedziała Hermiona.

- Ooooooo… No dobrze – powiedział wreszcie.

Profesor Mcgonnagall popatrzyła na nich z zadowoleniem i
przekazała im listę potrzebnych podręczników i przyborów. Pytania o
aprobatę ministra zbyła machnięciem ręki.

- Hogwart nie jest podporządkowany Ministerstwu. Mogę tam
zatrudnić kogokolwiek. – powiedziała.

Przesiedziała z nimi jeszcze wiele godzin tłumacząc im, na czym
będzie polegało ich zadanie, jako nauczycieli. Wytłumaczyła
wszystkie reguły i zapewniła o kilku ważnych dla nich aspektach.
Dodała również, że na tym stanowisku będą mogli dowoli korzystać z
Działu Ksiąg Zakazanych w szkolnej bibliotece, a także pokaże im
zbiór ksiąg wycofanych ze zbioru ogólnodostępnego, przez samego
Dumbledore’a. Na koniec dodała, że oboje przejmą opiekę nad
którymś z domów.

Zaopatrzeni w nową wiedzę i listę ksiąg oraz potrzebnych im rzeczy
postanowili, że jednak udadzą się na ulicę Pokątną. W tym celu
kilkoro ich przyjaciół z Zakonu stawiło się następnego dnia przed ich
domem i stanowili ich straż, mimo zapewnień Harry’ego, że dadzą
sobie radę, państwo Weasley i Lupin nie dali się zbyć. Tak więc
ruszyli w piątkę w stronę Dziurawego Kotła, a nikt oprócz Hermiony
nie wiedział, że w jednej z kieszeni swojego plecaka Harry chowa
pelerynę-niewidkę, którą Dumbledore polecił mu mieć zawsze ze
sobą.

Ulica Pokątna była pełna czarodziei, którzy przygotowywali swe
dzieci

do

szkoły.

Między

sklepami

widać

było

wielu

podekscytowanych pierwszoroczniaków, którzy kupowali swe
pierwsze różdżki, pióra i kociołki, razem ze wszystkimi

background image

ingrediencjami na zajęcia z eliksirów. Stojąc w kolejce w Esach i
Floresach czuł się jak obiekt chroniony. Nietykalny, zauważalny i
otoczony zabezpieczeniami. I właśnie tak było, mimo że
zabezpieczeniami byli członkowie Zakonu, o których inni czarodzieje
wiedzieli, ale nie mogli tego udowodnić. Ale sam fakt, że są jego
strażą dostarczał plotek, których Harry nie chciał wzbudzać. Ludzie
patrzyli na niego z zaciekawieniem, a czasami nawet z ironią, że ten
sławny Harry Potter, który ma przywrócić im wolność nie dość, że nic
w tym kierunku nie robi, to jeszcze sam jest chroniony.

Kiedy powiedział to do swoich przyjaciół Lupin stwierdził, że nie ma
się czym przejmować. Czarodzieje, tak jak mugole, zawsze będą coś
gadać, nie ważne czy jest to prawdą, czy nie.

W końcu nadeszła kolej jego i Hermiony, ale kiedy sprzedawca zaczął
wykładać książki potrzebne im, jak sądził, do ostatniej klasy,
Hermiona wyrwała listę z rąk Harry’ego i podała starszemu
człowiekowi. Widząc, jakie pozycje na niej występują otworzył
szeroko oczy.

- Ależ to są książki dla nauczycieli, nie dla uczniów. – wykrzyknął na
całą księgarnię, czym oczywiście zwrócił na nich jeszcze większą
uwagę.

- Doskonale o tym wiemy – powiedziała dumnie Hermiona.

I tak właśnie po całym świecie czarodziejów rozeszła się wieść, że
profesor Mcgonnagall znalazła nowych nauczycieli, czyli samego
Harry’ego Pottera i jego najlepszą przyjaciółkę. Siła plotek
czarodziejów jest tak silna, że już w następnym sklepie, gdzie
zaopatrywali się w nowe szaty, czyli u Madame Malkin, sama
właścicielka wiedziała, jakie mają być ich szaty. Tym razem na piersi
nie mieli godła Gryffindora, lecz wszystkich czterech domów.

Kiedy wracali już w stronę przejścia do Londynu, Harry usłyszał
krzyki i natychmiast się odwrócił. Zaskoczony zobaczył jak nad ulicą
Pokątną szybko przemieszczają się czarne chmury. Doskonale
wiedział, że są to śmierciożercy. Państwo Weasley i Lupin

background image

natychmiast ruszyli im do walki, a już po kilku sekundach pojawili się
inni członkowie Zakonu, a także aurorzy. Harry przez chwilę stał jak
zamurowany, ale kiedy tylko się ocknął, rzucił w kąt wszystkie
zakupy i ruszył do walki. Kątem oka widział, jak Hermiona podąża za
nim. Rozglądała się nerwowo i doskonale wiedział, o czym myśli. Co
jeśli znów zawiedzie? Jego prześladowały te same pytania, ale musiał
udowodnić sobie i innym, że jest zdolny do walki. Zwłaszcza po tym,
co się ostatnio stało.

Już po chwili otoczyły ich niewyraźne plamy zwolenników
Voldemorta, a Harry rzucał wszystkie znane mu zaklęcia. Próbując
chronić siebie i Hermionę, rzucił zaklęcie Tarczy, ale przeciwko
czarnomagicznym zaklęciom, nie na wiele się ono zdało. Wystraszył
się, kiedy nie mógł odnaleźć Hermiony, ale już po chwili zobaczył jak
dzielnie walczy z Narcyzą Malfoy. W jednym momencie próbował
robić wiele rzeczy na raz, chciał kontrolować, co się dzieje z
Hermioną, a także innym członkami Zakonu, próbował też
obserwować tych, którzy próbowali chronić się w cieniach budynków,
kobiety z dziećmi, starszych czarodziejów, ale tak jak ostatnio, nie
potrafił zobaczyć wszystkiego. Świadomość tego zezłościła go jeszcze
bardziej niż wtedy. Teraz wiedział, co się może stać, jeżeli nie będzie
dość szybki. Zawsze o tym wiedział, ale wtedy zobaczył to na własne
oczy.

Dlatego, kiedy tylko zobaczył jak grupa śmierciorzerców zbliża się do
kobiety z trójką małych dzieci, natychmiast porzucił swoich
przeciwników i ruszył im na pomoc. Rzucił kolejne Zaklęcie Tarczy,
które było dostatecznie silne, aby powstrzymać klątwy tamtych, ale
załamało się pod Zaklęciem Cruciatus, które trafiło prosto w niego.
Harry był już na to zaklęcie uodporniony, dlatego nawet nie drgnął.
Zdziwieni śmierciorzercy odsunęli się od niego i nie mogli uchronić
się przed Drętwotą, którą Harry na nich rzucił.

W tej samej chwili jeden ze śmierciorzerców zobaczył, że ich siły
słabnął i zarządził odwrót, a Harry usłyszał jak gdzieś niedaleko niego
Bellatrix zaśmiewa się w głos, a kiedy tam spojrzał zobaczył jak
znienawidzona przez niego kobieta pochyla się nad Hermioną,
ś

ciskającą małą dziewczynkę w taki sposób, że chroniła ją przed

background image

torturującym zaklęciem Bellatrix. Ogarnęła go wściekłość tak
potężna, że nie wiedział, co robi.

Rzucił się w tamtym kierunku i już po chwili stał pomiędzy
kobietami. Hermiona podnosiła się z ziemi, równie wściekła co Harry,
ale nie na tyle, aby zrobić to co zrobił chłopak. Nie wypowiadając
nawet zaklęcia na głos, z jego różdżki wystrzelił czerwony promień, a
Bellatrix padła na ziemię, zalewając się krwią. Znienawidzone
zaklęcie Sectunsempra samo wydostało się z jego głowy, a ciszę, jaka
po tym nastała przerwał tylko krzyk Narcyzy. Podbiegła do siostry i
natychmiast się z nią teleportowała. Harry mógł tylko przypuszczać,
ż

e udała się do swojego Pana.


Zaraz za kobietami zaczęli znikać inni śmierciorzercy i już po chwili
na Pokątnej zostali tylko aurorzy i inni uczestnicy walki. Harry powoli
odwrócił się do Hermiony, ale na plecach czuł zlęknione spojrzenia
wszystkich, którzy mogli go dostrzec. Pomagając podnieść się
Hermionie z ziemi, usłyszał jak ktoś do niego podchodzi. Kiedy się
odwrócił, zobaczył jakąś kobietę. Miała nie więcej niż trzydzieści lat,
a po twarzy spływały jej łzy.

- Dziękuję – wyszeptała i rzuciła się najpierw na niego, później na
Hermionę, a w końcu chwyciła w ramiona dziewczynkę, nadal stojącą
za plecami Hermiony.

Podziękowanie czarownicy obudziło innych gapiów i uczestników
walki. Wszyscy zaczęli krzyczeć z radości i wiwatować na cześć
Harry’ego. Ludzie podchodzili do niego, ściskali mu dłoń, przytulali
go, ale on wcale nie czuł się jak bohater. Przecież i inny brali udział w
tej bitwie.

Z całej tej gadaniny zdołał wywnioskować, że nikt nie miał mu za złe
użytego zaklęcia, a wręcz przeciwnie, dziękowali za to, że je znał i
użył go. Tylko Lupin i Hermiona wiedzieli skąd się wzięło to
zaklęcie, ale żadne z nich nie robiło mu wyrzutów.

Harry popatrzył na dziewczynę. Widząc wdzięczność w oczach
przyjaciółki, poczuł jeszcze większe zakłopotanie niż do tej pory, ale

background image

uśmiechnął się do niej tylko i uścisnął mocniej jej dłonie. Rzucił
okiem na porzucone zakupy i jednym machnięciem różdżki posłał je
do domu na Grimmaud Place, a następnie odszukał wzrokiem pana
Weasley’a i kiwnął mu głową na znak, że zabiera Hermionę do domu.

Kiedy tylko znaleźli się w domu, Harry puścił ją i ruszył do swojej
sypialni. Nie zauważył nawet, że Hermiona podążyła jego tropem i
zdziwił się, kiedy poczuł jak go przytula.

- Wiem, co mówiłam o tym zaklęciu, kiedy użyłeś go pierwszym
razem – powiedziała cicho – ale teraz jestem wdzięczna, że go użyłeś.

- Nie myślałem o tym konkretnym zaklęciu, ale kiedy zobaczyłem, jak
do ciebie celuje, to jakoś tak samo ze mnie wyszło. – wyznał jej.

Na drugi dzień przeczytali o tym wydarzeniu w Proroku Codziennym.
Artykuł był zaopatrzony w jedno ze zdjęć Harry’ego, a także jego
wspólne z Hermioną, zrobione jeszcze w czwartej klasie. Autor długo
rozpisywał się na temat czynów ich obojga, ale nie pominął tego, że
kiedy przybyli na ulicę Pokątną byli pod eskortą Zakonu Feniksa oraz
wilkołaka. Wypowiedziało się wiele osób, którzy brali udział w
bitwie, między innymi kobieta, której dziecko ochroniła Hermiona,
ale dziewczyna nie była tym zachwycona, bo przy okazji wyciągnięto
sprawę romansu jej z Harrym i Wiktorem Krumem, dlatego też
wszyscy od razu zapamiętali, kim ona jest.

„- Oboje zachowali się wspaniale – mówi kobieta

- Ta dziewczyna zasłoniła moje dziecko własnym ciałem,

a Harry Potter unieszkodliwił Bellatrix Lastrange. Nigdy

więcej nie zwątpię, że ten chłopak potrafił pokonać Czarnego

Pana.”


Była powiązana z dwoma najsławniejszymi mężczyznami na świecie,
a z jednym z nich przyjaźni się od wielu lat. Takie powiązania
musiały wpłynąć w końcu na to, że wielu czarodziejów będzie ją
znało. To w końcu ona najlepiej znała wszystkie zakazane tajemnice,
jakie Harry Potter ukrywał przed światem i niektórzy ludzie chcieli to

background image

wykorzystać. Podejrzewała, że dlatego w ciągu jednego dnia dostała
aż kilkanaście próśb o wywiad.

Jeszcze tego samego dnia odwiedziła ich profesor Mcgonnagall, która
chciała ich poinformować, że przez to, co się stało poprzedniego dnia
większość czarodziejów jeszcze bardziej boi się wysyłać swoje dzieci
do Hogwartu.

- Przez cały czas dawali mi do zrozumienia, że na miejsce
Dumbledore’a musiałabym znaleźć kogoś równie potężnego –
powiedziała, spoglądając na nich wymownie i wskazując na ich
zdjęcie w gazecie, zrobione podczas wczorajszej walki, – dlatego
zasugerowałam im, że ich dzieci będą miały najlepszą z możliwych
ochronę. Wtedy złagodnieli i jestem niemal pewna, że wieść o was,
jako nauczycielach podniesie na duchu tych przestraszonych
biedaków, jeżeli nie zrobiła tego już wczoraj, kiedy kupowaliście
książki dla nauczycieli.

Harry nie skomentował tego, ale jego zdaniem te wszystkie dzieci
będą jeszcze bardziej zagrożone w jego obecności, niż bez niego.
Pomyślał, że jeśli czarodzieje chcę łudzić się głupią nadzieją to jest to
już tylko ich sprawa, a on ma zamiar wykonać swe zadanie. Te
przekazane mu przez Dumbledore’a i przez profesor Mcgonnagall.

Dlatego też stawił się na stacji King’s Cross w Londynie razem z
Hermioną i ich kuframi dokładnie pięć minut przed odjazdem pociągu
i usiadł w jednym z przedziałów, tak jak zawsze. Wszystko byłoby jak
zawsze, gdyby nie fakt, że siedzieli zupełnie sami, a przechodzący
tamtędy uczniowie, cokolwiek za często, gapili się na nich cały czas, a
kiedy Ernie Mcmillan przyszedł po Hermionę z pytaniem, czemu nie
zjawiła się w wagonie Prefektów, a ona odpowiedziała, że nie jest już
Prefektem, ruch za ich drzwiami zwiększył się dwukrotnie.

Minęła już połowa drogi, kiedy ktoś odważny postanowił zajrzeć do
nich. Byli to Neville z Luną. Na widok tej dwójki oboje uśmiechnęli
się szeroko.

background image

- Wspaniale jest was znów widzieć – powiedziała Hermiona i
uściskała ich mocno.

- Nie byliśmy pewni czy nie wolicie być sami – mruknął Neville.

- Gadasz głupoty – odezwała się Luna – mówiłam ci, że nasze
towarzystwo ich ucieszy.

- Oczywiście – Hermiona śmiała się w głos, ale zauważyła, z jaką
ostrożnością odnosi się wobec nich Neville – Czy coś się stało? –
zapytała go.

- On nie wie jak ma się wobec was zachować – wyjaśniła Luna –
Chodzi nam o Rona i Ginny.

Cień bólu przemknął przez twarze całej czwórki.

- Musimy się z tym pogodzić i żyć dalej – powiedział Harry – Nic nie
mogliśmy na to poradzić i unikanie tego tematu nam nie pomoże.

- Ron i Ginny również dla was byli bliscy – dodała Hermiona.

- Tylko ona traktowała mnie jak normalną dziewczynę. – powiedziała
smutno Luna. – No i oczywiście wy także, ale ona to było coś innego.

Przez kilka minut stali w milczeniu, aż w końcu Harry spytał jak oni
spędzili wakacje. Dowiedzieli się, że oni oboje starali się trzymać jak
najdalej od śmierciożerców i dlatego nigdzie nie wyjeżdżali. Luna
powiedziała, że takie spokojne wakacje zdarzyły jej się pierwszy raz,
ale kiedy rozwinęli temat wydarzenia sprzed dwóch tygodni ich
pytaniom nie było końca.

Nie zabrakło także tego najważniejszego.

- Czy to prawda, że będziecie naszymi nauczycielami? – zapytał
spłoszony Neville.

background image

Hermiona ze śmiechem przyznała, że owszem, ale nie chcieliby żeby
ucierpiała na tym ich przyjaźń, dlatego resztę podróży spędzili w
jednym przedziale, a Harry pomógł Neville’owi przenieść ich bagaże.
Podróż do Hogwartu minęła im w radosnej atmosferze, jednak już nie
takiej jak jeszcze rok temu. Kiedy pociąg zatrzymał się już w
Hogsmeade i całą czwórką ruszyli do powozów, spośród krzyków
podnieconych pierwszoroczniaków i radosnych śmiechów starszych
uczniów dobiegł ich donośny głos Hagrida, który wzywał ich do
siebie. Luna i Neville pożegnali się, a Harry z Hermioną udali się w
stronę przyjaciela.

- Chlibka, Harry tak się cieszę, że widzę cię całego i zdrowego. –
powiedział, ściskając go mocno – Ciebie także, Hermiono.
Zmartwiłem się, kiedy profesor Mcgonnagall powiedziała mi, co się
wydarzyło. Nie było mnie wtedy na miejscu, ale teraz już się stąd nie
ruszam. – zapewnił ich na jednym wydechu, czym wywołał u nich
atak wesołości.

Sam Hagrid również się uśmiechnął i wciąż trzymając swoje wielkie
dłonie na ich ramionach, niemal powodując ich upadek, skierowali się
w stronę jeziora.

Idąc tak, Harry’emu przypomniała się jego pierwsza podróż do tego
wspaniałego zamku i rozmarzony nie zwrócił uwagi, kiedy doszli do
brzegu jeziora.

-

Profesor

Mcgonnagall

prosiła,

abyście

popłynęli

z

pierwszoroczniakami. Żeby poczuli się bezpiecznie – dodał cicho.

Umieścił Hermionę w jednej ze środkowych łódek, Harry’ego w
ostatniej, a sam jak, zwykle płynął na czele kolumny.

Harry wzruszył ramionami i zrobił to, o co go prosił przyjaciel. I
dzięki temu poczuł się znów tak, jakby po raz pierwszy zobaczył
potężny zamek. Swój najprawdziwszy i najwspanialszy dom. Tak jak
przed sześcioma laty szkoła zrobiła na nim niesamowite wrażenie.
Wielka, masywna budowla przypominała starego człowiek, jakim
Dumbledore był za życia. Starego, mądrego i niezwyciężonego,

background image

obdarzonego nietuzinkowym poczuciem humoru, a przede wszystkim
przejmującego się losami wszystkich ludzi na świecie. Szkoła i
dyrektor tak się ze sobą zżyli, że stali się jednością. Według niego i
większości czarodziejów w Anglii Dumbledore’a nie było bez
Hogwartu, a Hogwart nie istniał bez Dumbledore’a.

Z jego własnych myśli wyrwały Harry’ego westchnienia i okrzyki,
jakie wydawali uczniowie, spoglądając na zamek i zdał sobie sprawę,
ż

e jego myśli są niedorzeczne. Przecież Dumbledore nie żyje, a

Hogwart jednak istnieje i, co najważniejsze, nadal przyjmuje uczniów.
Kiedy dobili do brzegu, Harry szybko odnalazł Hermionę i Hagrida, a
po ich myślach zorientował się, że wszyscy myśleli dokładnie o tym
samym.

- Dumbledore byłby szczęśliwy widząc, że do Hogwartu przybywają
nowi uczniowie. – Hermiona wypowiedziała to na głos.

Kilkoro uczniów popatrzyło na nich z uwagą i zatrzymało się, żeby
posłuchać, co oni oboje mają do powiedzenia.

- Pamiętasz naszą pierwszą ucztę powitalną? – zapytał ją Harry.

- Tego nikt nie zapomina, Harry – odezwał się Hagrid.

- Ja na pewno nie zapomnę – powiedziała Hermiona – To właśnie
tutaj poznałam moich najlepszych przyjaciół. – powiedziała i
przytuliła się do nich obojga.

- Brakuje tu tylko Rona – szepnął Hagrid i usłyszeli jak pociąga
nosem.

Nie chcą przeciągać tego tematu, Harry zagonił resztę uczniów do
ś

rodka i klepiąc pocieszająco wielkoluda po ramieniu, prowadził go za

uczniami. Hermiona również miała mokre oczy, ale próbowała ukryć
to przed nim. Jednak Harry znał ją jak nikt inny.

Weszli po schodach za grupą nowych uczniów, a na samym szczycie
czekała na nich sama profesor Mcgonnagall. Patrzyła na nich surowo,

background image

jak na każdego ucznia, jednak ci, którzy zdołali poznać ją w innych
niż te okolicznościach, wiedzieli, że jest to kobieta o wspaniałym
sercu.

- Witam wszystkich nowych uczniów w Szkole Magii i
Czarodziejstwa Hogwart. – zaczęła swoją przemowę – Jestem
profesor Mcgonnagall i od niedawna objęłam stanowisko dyrektora
szkoły. W Hogwarcie są cztery domy: Gryffindora, Ravenclaw,
Hufflepuff i Slytherin. Zaraz przystąpicie do ceremonii przydziału i
Tiara Przydziały przydzieli was do odpowiedniego dla każdego z was
domu. Podczas waszego pobytu wasz dom ma zastąpić wam rodzinę,
razem będziecie chodzić na zajęcia, spędzać wolny czas i spać w
jednym dormitorium. Podczas swojego pobytu tutaj jesteście zarówno
karani za nieposłuszeństwo, jak i nagradzani za osiągnięcia. Dom,
który zbierze największą ilość punktów otrzyma puchar domów. Mam
nadzieję, że każde z was będzie wierne swojemu domowi, bez
względu na to, do którego zostanie przydzielony. Ceremonia
przydziału odbędzie się za kilka minut, kiedy tylko po was wrócę

i

. –

przez chwilę milczała, a później kiwnęła na Harry’ego i Hermionę.

Poszli za nią do najbliższej klasy. Zamknęła za nimi drzwi i przez
chwilę stała, zapatrzona w okna.

- Hermiono, przejmiesz Dom Ravenclaw, a ty Harry Gryffindora.
Chciałabym, żebyście teraz poszli i usiedli na wyznaczonych
miejscach. Wiem, że wasze pojawienie się w takiej, a nie innej postaci
może wzbudzić protest, zwłaszcza wśród Ślizgonów, ale jesteście mi
potrzebni – popatrzyła Harry’emu prosto w oczy – Wiem, że daleko
mi do Dumbledore’a, ale kilka tygodni przed śmiercią powiedział mi,
ż

e sam chciał zaproponować wam obojgu jakieś stanowiska w

Hogwarcie. Mówił, że będą wam potrzebne. Teraz to wy jesteście
potrzebni mi i Hogwartowi – dodała z mocą.

- Jest pani jedyną osobą, która mogła zająć miejsce profesora
Dumbledore’a i cieszę się, że mogę coś dla pani zrobić – powiedział
Harry.

background image

Hermiona pokiwała głową i uśmiechnęła się do dyrektorki, lecz już po
chwili ona i Harry wyszli z klasy, żeby udać się na ucztę powitalną,
zanim dotrze tam profesor Mcgonnagall z nowymi uczniami.
Swoim pojawieniem się w profesorskich szatach w Wielkiej Sali
wzbudzili jeszcze większe zaciekawienie niż w pociągu. Wszyscy
uczniowie patrzyli za nimi, jak stąpali pewnie prosto przed siebie do
stołu, przy którym siedzieli inni nauczyciele, uczący ich zaledwie
kilka miesięcy temu.

A teraz oni zasiadają wśród nich, są im równi i mają uczyć swoich
kolegów. Na samą myśl Hermiona zaczęła chichotać, ale na spojrzenie
Harry’ego wzruszyła tylko ramionami.

W tej chwili drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i do środka
wtłoczyli się przestraszeni nowi uczniowie. Strach i niepewność na
ich twarzach wydawała się śmieszna, bo przecież Hogwart jest
jednym z najwspanialszych miejsc, jakie można zobaczyć.

Jak co roku profesor Mcgonnagall stanęła obok ustawionego pośrodku
podestu krzesła, na którym spoczywała stara Tiara Przydziału, a
wszyscy uważnie słuchali jej długiej pieśni na temat historii Hogwartu
i zagrożeń, jakie kryją się poza nim w dzisiejszych, strasznych
czasach, a następnie dyrektorka odczytywała nazwiska wszystkich
nowych uczniów, którzy podchodzili i zakładali Tiarę na głowę i
siadali szczęśliwi do wskazanego im przez nią domu.

Kiedy nadszedł koniec i każdy dom miał już przydzielonych
mieszkańców, Harry rozejrzał się i zauważył, że uczniów
rzeczywiście jest mniej niż zawsze. Nie była to jakaś wielka liczba,
ale to i tak była wielka strata dla szkoły. Najmniej uczniów było w
Slytherinie, co dowodziło ile spośród nich jest pewne zwycięstwa
Czarnego Pana.

W Harry aż się od tego zagotowało. Świadomość, że czarodzieje nie
wierzą, iż nauczycielom uda się utrzymać zamku poza władzą
Voldemorta bolała. Nie tylko ze względu na swoją własną w to wiarę,
ale ze względu na Dumbledore’a i Mcgonnagall, bo był to całkowity
afront wobec niej i jej zdolności.

background image


Siedząc na zajmowanych wcześniej przez Mcgonnagall i nauczyciela
od obrony miejscach, Harry rozglądał się po Wielkiej Sali z uwagą.
Widział jak uczniowie przypatrują się jemu i Hermionie.

- Ciekawe, co się stało, że zrezygnował z opieki nad Ravenclaw –
powiedziała Hermiona, spoglądając na siedzącego niedaleko
profesora.

- Twierdzi, że jest już za stary na tę funkcję – powiedział im Slughorn
– Chciał zrezygnować już rok temu, ale Dumbledore poprosił go o rok
zwłoki. Podobno miał już kandydata na jego miejsce, ale nie chciał się
przed nikim zdradzić.

Zdziwiona dziewczyna popatrzyła na zbliżającą się do stołu
dyrektorkę, ale nie zdołała podchwycić jej spojrzenia. Profesor
Mcgonnagall usiadła na środku stołu, tak gdzie jeszcze kilka miesięcy
temu zasiadał poprzedni dyrektor, ale już po chwili wstała ponownie.

- Chciałabym powitać was wszystkich w nowym roku szkolnym. Na
pewno będzie to sprawdzian dla nas wszystkich, ale mam nadzieję, że
uda mi się go przejść pomyślnie. Mogę zapewnić was, że tutaj, w
Hogwarcie zapewnimy wam taką opiekę, jaką tylko możemy. Z uwagi
na wydarzenia, jakie się ostatnio dzieją, zastosowaliśmy dodatkowe
ś

rodki ostrożności. Nikomu z was nie wolno opuszczać budynku

szkoły po kolacji, ani wchodzić do Zakazanego Lasu bez nadzoru
nauczyciela. Wypady do Hogsmeade są odwołane. Większość zajęć
będzie odbywać się w zamku. Profesor Hagrid zgodził się przenieść
na ten czas do zamku, więc na zewnątrz będzie tylko zielarstwo.
Treningi quiditcha będą odbywały się pod nadzorem, co najmniej
trzech nauczycieli. – na chwilę zapadła cisza – A teraz chciałabym
przedstawić wam nowych nauczycieli. Zajęcia z Transmutacji w tym
roku poprowadzi profesor Hermiona Granger, a z Obrony Przed
Czarną Magię profesor Harry Potter. – na Sali przez chwilę panowała
głucha cisza, ale zaraz potem przy stole Gryfonów wybuchła owacja
na ich cześć – profesor Granger została także opiekunem domu
Ravenclaw, ponieważ profesor Flitwick zrezygnowała, a moje miejsce

background image

opiekuna Gryffindora zajmie profesor Potter. – oklaski w obu domach
nasiliły się do ogłuszającego stopnia.

Profesor Mcgonnagall nie próbowała już nic mówić, machnęła tylko
różdżką, a na stołach pojawiło się wyśmienite jedzenie i sok dyniowy.
Uczniowie jak zwykle bawili się świetnie tego pierwszego dnia w
szkole, a uczta powitalna dla wszystkich była wspaniałym przeżyciem
i nie dla wszystkich stanowiła zapowiedź przyjemnego pobytu w
szkole. Harry’emu przypomniała się jego własna uczta powitalna, ta
sprzed sześciu lat i uśmiechnął się na to wspomnienie. Wtedy nie znał
jeszcze Hermiony tak dobrze, najbliższy był mu Ron, którego poznał
w pociągu, a dziewczynę od samego początku uznali za nadętą i
wtrącającą się mądralę, która z pewnością będzie wszystkim
pokazywać, do czego jest zdolna.

Naprawdę okazała się właśnie taka jak przewidywali, ale była też
ś

wietną przyjaciółką, która zyskiwała przy bliższym poznaniu. Inaczej

ż

aden z nich nie wytrzymałby przy niej tylu lat, a Ron nie zakochałby

się. Przez te wszystkie lata pokazali jej nie tylko ile punktów
regulaminu można złamać jednej nocy, ale przez nich sama zaczęła to
stopniowo robić, jak choćby po śmierci Dumbledore’a, kiedy to
niezauważona przez wszystkich zdołała wydobyć dla nich kilka
przydatnych ksiąg o horkruksach z gabinetu samego dyrektora

ii

. Kiedy

on i Ron usłyszeli, co zrobiła o mało nie pękli z dumy. Hermiona
sama w sobie była dla nich skarbnicą wiedzy, chociaż nigdy jej tego
nie powiedzieli, bo z pewnością strasznie by się nadęła, ale doskonale
zdawali sobie z tego sprawę.

Ale Hermiona z zakazaną wiedzą może być bardziej niebezpieczna od
samego Voldemorta. Księgi, jakie zdobyła posiadały najczarniejszą
magię i wiedzę o niej, jaka kiedykolwiek istniała. Były tam instrukcje,
które mogły się przydać nie tylko przy stworzeniu horkruksów, ale
zaklęcia tak potężne i straszne, że nawet gorsze od zaklęcia
uśmiercającego, trucizny tak straszne, że człowiek umiera w
cierpieniu przez kilka dni, a nawet tygodni. A na większość z nich nie
ma nawet środka łagodzącego, nie mówiąc już o odtrutce, bo w takich
wypadkach bezoar na pewno nie zdałby się na nic. Harry nie chciał tej
wiedzy, ale niektóre z zaklęć mimowolnie zapamiętał, jak na przykład

background image

Escudo

iii

Zaklęcie Tarczy, które jest o wiele mocniejsze od poznanego

już przez niego Protego, ponieważ jest w stanie powstrzymać nawet
zaklęcie Avada Kedavra. Było to jedno z zaklęć z działu obrony, więc
nie mogło być złe i jeśli Voldemort nie czytał tej księgi to z
pewnością nie będzie wiedział, jakie zaklęcie jest w stanie przebić tę
barierę.

Harry niechętnie wrócił myślami do Wielkiej Sali, szturchany łokciem
przez Hermionę. Kiedy popatrzył na nią, zdał sobie sprawę, że za
bardzo pogrążył się we własnych myślach. Niektóre z jego uczuć
musiały odbić się na jego twarzy, bo kilkoro nauczycieli patrzyło na
niego ciekawie.

- Nie myśl o tym teraz, bo psujesz wszystkim apetyt – powiedziała
dziewczyna.

- Myślisz, że będziemy mogli wypróbować niektórych zaklęć z tych
twoich ksiąg? – zapytał ją.

- Zależy, o których zaklęciach mówisz? – dociekała, patrząc na niego
podejrzliwie.

- Chodziło mi na przykład o te zaklęcie tarczy, czy temu podobne. To
dobre zaklęcia, mogą nam pomóc. – wyszeptał.

- Na pewno, ale myślałam także o innych. – mruknęła, ale starała się
nie patrzeć mu w oczy.

Harry odwrócił się na krześle, tak żeby patrzeć wprost na nią i
nachylił się do niej jeszcze bardziej.

- Co masz na myśli?

Nie obchodziło ich, że zwracają na siebie uwagę innych. Harry musiał
wiedzieć, o co jej chodzi.

background image

- Niektóre zaklęcia są złe, ale z pewnością pomogą nam zniszczyć te
przedmioty. Albo gdybyśmy dzięki nim mieli pokonać Voldemorta…-
zacięła się – To znaczy, czasami warto umieć takie zaklęcia.

- Hermiona, ty wcale nie musisz walczyć z Voldemortem. Ja muszę to
zrobić. Jak nie będziesz chciała, to nie będziesz musiała walczyć. –
przypomniał jej.

- Wiesz, że muszę walczyć – szepnęła z mocą.

Przez chwilę patrzyli na siebie w napięciu, ale szybko się opamiętali.
Wrócili do jedzenia. Kolacja trwała jeszcze przez pół godziny i kiedy
profesor Mcgonnagall ogłosiła, że każdy z opiekunów ma
odprowadzić swój dom do dormitoriów, wszyscy ochoczo wstali z
łóżek. Harry przez chwilę patrzył jak Gryfoni i Krukoni ustawiają się
w dwóch rzędach przy swoich stołach i czekają na niego i Hermionę.
Popatrzył na dyrektorkę, a kiedy ta kiwnęła mu z uśmiechem głową,
pociągnął dziewczyną za sobą. Hermiona natychmiast załapała, o co
chodzi i zrównała z nim krok. Kiedy rozstawali się pomiędzy swoimi
domami, Harry przytrzymał ją przez chwilę za dłoń, ściskając ją
mocno i szepnął:

- Spotkajmy się za pół godziny w Pokoju Życzeń.

Kiwnęła głową i ruszyła do Krukonów. Uśmiechnęła się jeszcze do
niego, kiedy mijali się w drzwiach i już jej nie widział. On skierował
się z uczniami w stronę jednej wierzy, a ona w przeciwnym kierunku,
również do wierzy. Po drodze, co kilka minut poprawiał swój
kapelusz, ponieważ ciągle mu spadał cieszył się, że zdejmie go już za
chwilę. Denerwowało go profesorskie rondo, ciągle zasłaniało mu
oczy. Jako uczeń nie miał nic takiego przy swoim kapeluszu.

- Czekoladowe żaby – powiedział do Grubej Damy, wiszącej w
wejściu do wierzy Gryffindora.

- Dobry wieczór, profesorze Potter. – powiedziała z uśmiechem i
otworzyła przejście.

background image

Harry przepuścił wszystkich uczniów i zwrócił uwagę na znaczące
uśmiech kilku jego kolegów. Na pewno będą się z niego nabijać,
pomyślał. Niechętnie wszedł za nimi do Pokoju Wspólnego i
popatrzył na Cormaca McLaggena, Prefekta Naczelnego. Lekko się w
nim zagotowało, kiedy stał tam z dumnie podniesioną głową, patrząc
na niego z tym swoim zarozumiałym uśmiechem. Od dłuższego czasu
zastanawiał się, kto będzie kapitanem drużyny skoro nie ma ani jego,
ani Ginny. Teraz, kiedy upewnił się, że odznaka nie należy do
McLaggena mógł być spokojny. Nie zniósłby, gdyby dostała mu się
także jego odznaka, tak jak przejął odznakę Hermiony.

Z drugiej strony nikt z obecnych nie miał jego odznaki, więc
pomyślał, że Mcgonnagall czekała z podjęciem decyzji na niego. W
sumie to on był w drużynie i wiedział, kto powinien zająć jego
miejsce. Do tej pory zawsze stawiał na to, że nowym kapitanem
będzie właśnie Ginny lub, ewentualnie, Ron, ale w takiej sytuacji
musi rozpatrzyć kandydaturę kogoś innego.
Przez chwilę w pomieszczeniu trwała głucha cisza, ale już po chwili
przerwało ją pytanie, które nurtowało wszystkich czarodziejów w
Anglii.

- Jak to się stało, że ty i Hermiona zostaliście nauczycielami? –
zapytała Dean.

- Tak zdecydowała profesor Mcgonnagall. – powiedział.

- A ja słyszałam, że taka była wola Dumbledore’a. – powiedziała
Demelza Robbins, ścigająca w drużynie. – Moja mama pracuje w
ministerstwie i była przy odczytywaniu testamentu. – dodała.

- Nie wiem, może – ciągnął Harry – Profesor Mcgonnagall nic mi na
ten temat nie powiedziała. Mówiła tylko, że miała do wyboru
Umbridge i kogoś jej podobnego, bo nikt nie chciał przyjąć tych
posad. Ja i Hermiona po prostu nawinęliśmy się jej. – przerwał na
chwilę, aby zebrać się w sobie – Słuchajcie, wiem jak to wygląda,
zwłaszcza, że wielu z was zna mnie i Hermionę właśnie z jednej
klasy, ale proszę was, żebyście dali nam szansę. Może uda nam się
wypracować wspólny tryb i czegoś się ode mnie nauczycie.

background image


- Ja na pewno – powiedział Neville – Pamiętam jak to było na GD.
Tylko dzięki tobie nauczyłem się tego, co zrobiliśmy w Ministerstwie
rok temu.

- To, co było, Neville już nie istnieje. Teraz jest jeszcze gorzej –
powiedział Harry i odwrócił się w stronę wyjścia.

- Ja tam się cieszę, że jesteś naszym nauczycielem. – powiedziała
Parvati. – Możesz nas nauczyć, jak to jest stanąć z Nim twarzą w
twarz. Tak jak na spotkaniach GD.

- Gdybyś naprawdę się z Nim spotkała, to byś nie przeżyła. –
odpowiedział jej Seamus.

- Nie bądź taki pewny. – Powiedział Harry. – Ja też myślałem, że nie
przeżyję spotkania z Voldemortem, ale udało mi się i to nie jeden raz.

Zostawił ich w Pokoju Wspólnym i ruszył na siódme piętro do Pokoju
Ż

yczeń.


Hermiony jeszcze tam nie było, więc postanowił nie wchodzić do
ś

rodka. Stał przy oknie, spoglądając na pogrążone w ciemnościach

błonia i wydawało mu się, że widzi jakieś kształty. W pierwszej
chwili przypomniał sobie, jak widział w zaroślach Syriusza pod
postacią psa, który rozmawiał z Krzywołapem. Ale teraz nie mógł być
to on.

Harry trzymał kapelusz w rękach, obracając go dokoła i myśląc o
zmarłym ojcu chrzestnym, którego nie zdążył nawet poznać. Nie
usłyszał, kiedy nadeszła Hermiona.

Dziewczyna przyglądała mu się przez kilka minut. Doskonale zdawała
sobie sprawę, że Harry pogrążył się w smutnych wspomnieniach. Nie
lubiła, kiedy na jego czole pojawiała się pionowa zmarszczka.
Oznaczało to, że myśli o czymś nieprzyjemnym i stara się znaleźć
dobre rozwiązanie dla wszystkich z wyjątkiem siebie. Widziała jak
miętosił w dłoniach kapelusz i uśmiechnęła się na ten widok. Harry,

background image

kiedy nad czymś myślał, nie zdawał sobie sprawy, że jego twarz
wyraża targające nim uczucia, a ona właśnie wtedy najwięcej się o
nim dowiadywała. Podeszła do niego cicho i dotknęła jego ramienia.
Wzdrygnął się, ale odwrócił się do niej uśmiechnięty.

- Nie podoba ci się? – zapytała patrząc na kapelusz w jego dłoniach.

- Co? – wyrwany z zamyślenia z początku nie wiedział, o co jej
chodzi, ale po chwili uśmiechnął się. – Nie o to chodzi. Po prostu
różni się od poprzedniego.

Nie czekając ani chwili dłużej podszedł do miejsca, gdzie miały
pojawić się drzwi. Kiedy stanął przed ścianą, zapatrzył się w nią przez
chwilę, zanim ruszył trzy razy wzdłuż jej ścian.

Potrzebne

nam

miejsce,

gdzie

moglibyśmy

porozmawiać

niezauważeni przez nikogo, pomyślał trzykrotnie.
Stanął przed niewielkimi drewnianymi drzwiami, a kiedy wszedł
przez nie, zobaczył w środku kanapę ze stertą poduszek, stolik i dwa
fotele.

Wezwał do siebie Zgredka i poprosił go o dzbanek herbaty, a kiedy
skrzat zniknął usiadł na kanapie obok Hermiony. Żadne z nich nie
drgnęło, gdy skrzat wrócił z trzaskiem, a zaraz potem zniknął. Patrzyli
przed siebie, nie mówiąc nic. Kiedy wreszcie oprzytomnieli,
Hermiona nalała im do filiżanek herbaty, ale żadne z nich nie
odezwało się ani słowem. Nadal mieli na sobie szaty nauczycieli, ale
już nie tak sztywne i eleganckie jak przed kilkoma godzinami, kiedy
zaczynała się uczta powitalna.

- Dziwny dzień. – powiedziała niespodziewanie Hermiona.

- A jutro będzie jeszcze dziwniej – dodał Harry.

Nagle Hermiona wybuchła niepohamowanym śmiechem, a Harry nie
czekając długo, przyłączył się do niej. Nie mogli się powstrzymać i
ś

miali się tak przez kilka minut. Hermiona przechyliła się w jego

stronę, opierając głową o jego ramię i przy okazji chowając ją na jego

background image

szyi, ręce położyła na jego piersi i odwróciła się w jego stronę,
klękając przy nim na kanapie. Harry otoczył ją ramionami i zanurzył
twarz w jej włosach, wdychając zapach różanego szamponu do
włosów. Kiedy się uspokoili i zdali sobie sprawę z tego, ja blisko
siebie się znajdują, zamarli na chwilę i spojrzeli sobie w oczy. Ręka
Harry’ego przesunęła się powoli z jej pleców na głowę. Zaczął
delikatnie głaskać ją po włosach. Przez cały ten czas patrzyli na siebie
uważnie, jakby starali się wybadać jak drugie się zachowa. Drugą rękę
Harry owinął wokół jej pasa i przyciągnął tak, że usiadła mu na
kolanach, a później przesunął na jej biodro. Dziewczyna
wyprostowała się i zaplotła ramiona dokoła jego szyi. Patrząc na
niego w skupieniu, pochyliła głowę w jego stronę, aż dotknęła
wargami jego ust.

Hermiona poczuła jak przyciska ją do siebie jeszcze mocniej. Jej szata
rozchyliła się, ukazując pod spodem długą do kolan sukienkę z
cienkiego, przewiewnego materiału w kolorze szafirów. Od zawsze
pamiętał, że pod szkolną szatą nosiła mundurek, a w normalnych
ciuchach widywał ją tylko w wakacje. Widok sukienki sprawił, że
chciał zdjąć z niej długą i ciemną szatę, a nawet samą sukienkę.

Wzmacniając jej pocałunek, starał się nad sobą panować. Nie chciał
zrobić z siebie jakiegoś nachalnego i napalonego idioty. Problem
polegał na tym, że nawet z Ginny nie czuł takiego naglącego uczucia,
jak przy Hermionie. Miał ochotę się z nią kochać tu i teraz, ale nie
tylko z tego powodu, że jest kobietą. Jego uczucia wobec niej
zmieniały się z dnia na dzień. Oboje zdawali sobie sprawę, że ich
stosunki zmieniają się i to bardzo szybko.

Hermiona rozchyliła wargi, tak żeby mógł wsunąć język do jej ust, a
kiedy to zrobił, jęknęła z przyjemności. Wsunęła palce w jego włosy i
przyciągnęła mocniej do siebie. Poczuła jak jego ręce przesuwają się
po jej ciele w taki sposób, że znalazły się pod grubą szatą i dotykały
jej tylko przez cienką sukienkę, dopóki jedna z rąk nie zsunęła się
wzdłuż jej biodra do kolana i dotknęła jej skóry. Dziewczyna miała
wrażenie, że płonie w miejscach, gdzie jego dłoń miała kontakt z jej
ciałem.

background image

Dłoń Harry’ego przesuwała się w górę jej nogi, aż dotarła do brzegu
koronkowych majtek. Przesunął palcem wzdłuż koronki po jej ciele.
Czuła opuszki jego palców, kiedy sunął nimi po jej pośladkach w dół i
z powrotem do miejsca gdzie zaczęły, a stamtąd znów w dół, ale do
miejsca, gdzie łączyły się jej uda. Nie zauważyła nawet, kiedy
zdejmował z niej szatę i została w samej sukience czy kiedy jej własne
ręce wsunęły się pod jego sweter i dotknęły nagiej piersi chłopaka.
Wyczuła tylko jak gwałtownie wciąga powietrze i oderwała się od
jego ust. Patrzyli sobie w oczy i nie przestawali nawet wtedy, gdy ich
wargi połączyły się znowu.

Drgnęli, kiedy zegar w pokoju wybił północ i zamarli patrząc na
siebie, starając się uspokoi swoje oddechy. W jednej chwili Harry
podniósł się przytrzymując ją za biodra postawił na podłodze. Nadal
dotykał jej ciała, ale teraz Hermiona miała wrażenie, że to nie jest już
to samo ci kilka minut temu. Oderwała swoje dłonie od jego brzucha i
wyciągnęła je spod swetra. Harry niechętnie zabrał też swoje dłonie.

- Myślę, że powinniśmy już wracać do swoich pokoi. – powiedziała
na głos to, o czym oboje myśleli.

Harry sięgnął na kanapę po jej pelerynę i nakrył nią jej ramiona. Nie
czuli krępującej ciszy, ani nie starali się unikać swojego wzroku.
Może i uczucia się zmieniają, ale oni na zawsze będą dla siebie
przyjaciółmi.

Opuścili Pokój Życzeń trzymając się za ręce. Kiedy schodzili na dół,
do wierzy Ravenclaw, nie spotkali nikogo po drodze. Korytarze były
już puste, nawet stary pan Flitch, siedział w swojej komnacie. Przed
posągiem sfinksa, który spoglądał na nich ciekawskim okiem, skręcili
w wąski korytarzyk, który prowadził do komnaty opiekuna domu.
Zatrzymali się na chwilę, a Harry przyciągnął ją do siebie, by jeszcze
raz ją pocałować.

- Wiesz gdzie mnie szukać, jakbyś czegoś potrzebowała – powiedział
głośno, nie zwracając uwagi na to czy posąg ich słyszy, czy nie.

background image

- To samo tyczy się ciebie – odpowiedziała, wskazując na drzwi do
swojego pokoju.

Na ślepo sięgnęła do klamki w drzwiach, a kiedy się otworzyły weszła
do środka, nadal patrząc wprost na niego, dopóki ich nie zamknęła.
Harry natychmiast odszedł do siebie, ale nie mógł zasnąć jeszcze
długo, myśląc o tym, co się stało.

Gdy następnego dnia zjawił się przy stole nauczycielskim na
ś

niadaniu, Hermiona już tam była i przeglądała jakieś papiery. W

pierwszej chwili pomyślał, że zrobiła sobie notatki i uśmiechnął się na
tę myśl, ale kiedy usiadł na swoim miejscu obok niej, z uśmiechem
podała mu jeden zwitek. Zobaczył, że jest to jego plan zajęć. Jego
zajęcia zaczynały się już od godziny ósmej, a miał je z
pierwszoroczniakami. Przerwę miał dopiero na piątej lekcji, a w tym
miejscu, zamiast standardowej pustej linijki znajdowała się napis
„błonia”, nakreślony starannym pismem Hermiony. Przejrzał cały
plan i zobaczył, że takich dopisek jest przynajmniej osiem.

Popatrzył na dziewczynę ciekawie i chwycił jej plan. Dzisiejszy dzień
zaczynała również z pierwszoroczniakami, co świadczyło, że profesor
Mcgonnagall nie rzucała ich od razu na głęboką wodę.

- O co tu chodzi? – zapytał, wskazując na jej dopiski.

- Pomyślałam, że moglibyśmy spotykać się na błoniach, kiedy
będziemy mieli wolne godziny i kontynuować poszukiwania –
powiedziała – A po lekcjach w twoim albo w moim gabinecie.

- Czy to ma sens, skoro nawet nie wiemy, gdzie mamy ich szukać? –
mruknął, z ustami pełnymi jajecznicy.

- Jeżeli nie będziemy nad tym myśleć i próbować to nie znajdziemy
ich nigdy, a nie mamy zbyt wiele czasu. – stwierdziła – Voldemort
rośnie w siłę i sprzymierzeńców.

- No dobrze – powiedział z uśmiechem.

background image

Odpowiedziała tym samym, a w jej oczach zalśniły ogniki. Uścisnęła
jego dłoń pod stołem, a on przytrzymał ją chwilę dłużej. Kiedy
skończyli jeść, ruszyli razem do północnej części zamku, gdzie
mieściły się ich klasy.

- Wiesz, że McLaggen dostał twoją odznakę? – zapytał ją.

Popatrzyła na niego z oburzeniem, ale nie odezwała się ani słowem.
Była zaciekawiona, kiedy chłopak odwrócił się niespodziewanie do
dyrektorki z pytaniem o to, kto jest nowym kapitanem drużyny
quiditcha w Gryffindorze.

- Stwierdziłam, że to ty powinieneś podjąć tę decyzję – powiedziała –
Kapitanowie zawsze sami wybierają swoich następców, tak jak Wood
wybrał ciebie.

To Harry’emu wystarczyło. W jego głowie pojawiła się twarz jedynej
osoby, która w obecnej sytuacji jest w stanie go zastąpić.

Zostawiwszy Hermionę z grupą pierwszorocznych, wpatrzonych w
nich jak w obrazki, poszedł do swoich uczniów, czekających pod
klasą naprzeciw. Zdenerwował się lekko, kiedy zobaczył kolejnych
pierwszoroczniaków pod klasą do Obrony Przed Czarną Magią.

Przez kilka minut czekał, aż uczniowie się rozpakują, ale kiedy tego
nie zrobili, powiedział im, żeby wyciągnęli podręczniki. Sam wziął
swój egzemplarz do ręki. Widział go tylko w księgarni, jak go
kupował, ale później już do niego nie zaglądał. Przesunął spojrzeniem
po spisie treści i z ulgą zobaczył, że są to same najprostsze zaklęcia.
Westchnął ukradkiem i odłożył książkę na biurko.

- Przez kilka lekcji nie będziemy używać różdżek, ale nie musicie ich
chować. – powiedział. – Na razie zajmiemy się prostymi rzeczami,
jakie powinniście wiedzieć z obrony przed czarną magią. Nie jestem
prawdziwym nauczycielem, więc nie obowiązują mnie rygory
Ministerstwa Magii. Wiecie, jakie, czasy nastały. Lord Voldemort –
wśród uczniów przeszedł dreszcz przerażenia – powrócił i ma po
swojej stronie najstraszniejsze stwory, jakie istnieją na świecie, może

background image

poza smokami. Jesteście jeszcze dziećmi i nikt nie będzie od was
wymagał poświęcenia w walce, ale moim obowiązkiem w tym roku
jest nauczyć was przynajmniej najprostszych zaklęć obronnych. Nie
takich, które obronią was przed śmierciożercami czy czymś innym, bo
od obrony macie rodziców i nas, nauczycieli, ale zaklęć, jakie
pozwolą wam się odegrać na głupim koledze, jeśli będzie próbował
podpalić wam skraj szaty – kiedy to mówił, podchodził do jednego z
chłopców z herbem Hufflepuff. Chłopak próbował nieudolnie
wyczarować iskry ognia na siedzącego przed nim kolegę z herbem
Ś

lizgonów. – Aguamenti – powiedział Harry celując na zapalony

koniec różdżki, która dotykała już szaty.

Obaj chłopcy wystraszyli się, a mały Ślizgon zerwał się z krzesła z
okrzykiem przerażenia. Cała klasa wybuchła śmiechem, ale
Harry’emu wcale nie było do śmiechu. Chłopak przypominał mu jego
samego w pierwszych dniach. Starał się ukrywać przed wszystkimi,
był szczupły i miał krzywe okulary, a jego obrania były stanowczo za
duże i zużyte. Harry położył dłoń na jego ramieniu i jednym
machnięciem różdżki przesunął kredą po tablicy tak, że aż
zaskrzypiała. Wszyscy umilkli i popatrzyli na niego.

- Kiedyś, ktoś ciebie mógłby potraktować w taki sposób. – powiedział
do młodego ucznia.

- Ale on jest ze Slytherinu. A oni wszyscy są po stronie Sam-Wiesz-
Kogo – usprawiedliwiał się.

- Mówią też, że do Hufflepuffu trafiają ci, którzy nie wykazują się ani
sprytem, ani mądrością, odwagą, oddaniem czy przebiegłością. –
odparował Harry – A każdy śmierciożerca musi być mądry,
przebiegły, oddany, sprytny i odważny. Voldemort zabija
czarodziejów, w tym także swoich zwolenników, dla zwykłego
kaprysu, bo tak mu się akurat podoba. Jeśli śmierciożerca nie jest
właśnie taki, jak opisałem to nie nadaje się na śmieciożercę. W mojej
klasie nie będzie podziału. Każdy z was jest tu po prostu uczniem tej
szkoły. Każdy taki samosąd będzie karany. Dlatego Hufflepuff traci
dziesięć punktów i niech to będzie przestrogą dla innych, bo jeżeli to
się powtórzy, to będzie gorzej. Na obecną chwilę każdy musi odłożyć

background image

swoje uprzedzenia, bo do walki z Voldemortem potrzebny nam jest
każdy czarodziej i czarownica, a w taki sposób nie zyskamy
pomocników.

Zanim dzień się skończył, każdy uczeń i nauczyciel wiedział, że
profesor Harry Potter staną dzisiaj w obronie ucznia Slytherinu,
chociaż jeszcze kilka miesięcy temu nienawidzi jednego z nich. W
czasie obiadu profesor Mcgonnagall poprosiła go o chwilę rozmowy i
pogratulowała zachowania. Uczniowie patrzyli na niego z
niepewnością, zwłaszcza ci, którzy go znali, a nauczyciele z
szacunkiem, że przezwyciężył swoją niechęć do uczniów Slytherinu.

- Wszyscy już o tym słyszeli. Na mojej lekcji piątoklasiści pytali się
mnie o zdanie. – powiedziała Hermiona, kiedy spotkali się na
błoniach, pod ich ulubionym drzewem. – A przecież wszyscy w
Hogwarcie wiedzą, że masz powód nienawidzić tych uczniów.

- Pewnie, że mam. Najpierw dziedzic Slytherina polował na mnie i
moją przyjaciółkę, później jeden z uczniów i opiekun tego domu
zaatakowali i zabili Dumbledore’a na moich oczach, chociaż powinni
go chronić, przynajmniej Snape. Ale to nie powód szykanować tego
dzieciaka. – powiedział i wskazał głową na siedzącego samotnie
chłopaka. Mały Davids siedział z daleka od reszty uczniów. Głowę
zwiesił tak nisko, że nie mogli zobaczyć jego twarzy, ale wyczuł
chyba, że mu się przyglądają, bo rozejrzał się i speszony kiwnął do
nich głową. Hermiona odkiwnęła mu z uśmiechem.

- A więc to o niego chodziło? – zapytała spoglądając na siedzącego
obok chłopaka. – Przypomina mi ciebie, kiedy spotkaliśmy się po raz
pierwszy –stwierdziła i zobaczyła błysk w oczach Harry’ego. – Więc
też to zauważyłeś.

- Tak, ale ja byłem na tyle arogancki, że poprosiłem Tiarę Przydziału,
aby nie przydzielała mnie do Slytherinu i nigdy nie żałowałem tej
decyzji.

- Nie każdy ma tyle odwagi, co ty, Harry. To nie była arogancja –
powiedziała do niego – Odważyłeś się poprosić i Tiara cię

background image

wysłuchała. Nie ma nic złego w tym, że chciałeś mieć jak najmniej
wspólnego z człowiekiem, który zamordował twoich rodziców.

- Może i jest do mnie podobny, ale on nie miał tyle szczęścia, co ja. –
Harry uśmiechnął się do siebie. – Dla mnie Hogwart stał się domem, a
ty, Ron i Weasley’owie rodziną.

- Ty dla mnie też. – powiedziała ze łzami w oczach i uściskała go
przez chwilę.

Siedzieli na błoniach dopóki nie zapadł zmierzch. Ze swojego miejsca
widzieli jak Hagrid krząta się wokół swojej grządki z dyniami, a
Hardodziob śpi na swoim miejscu pod chatką. Kiedy hipogryf obudził
się z poobiedniej drzemki, rozciągnął się na całą długość swojego
potężnego cielska i poszybował wysoko w niebo. Zataczał wielkie
koła nad zamkiem, wzbudzając zachwyt uczniów, a potem
poszybował ku ziemi lądując kilka metrów przed Harrym i Hermioną.
Chłopak, przestrzegając odpowiedniego rytuału ukłonił się nisko
przed zwierzęciem i patrząc mu w oczy czekał na jego ruch.
Hardodziob odkłonił mu się i spojrzał na Hermionę, która powtórzyła
ruch Harry’ego, z mniejszym lękiem niż kiedyś. Do niej również się
odkłonił i pozwolił im się dotknąć. Kiedy powitanie się skończyło
zwierze ułożyło się pod drzewem i pozwoliło im oprzeć się o swoje
wielkie cielsko plecami, okrywając ich skrzydłem, jakby chciał ich
ochronić przed nadciągającym zimnym wieczorem. Tak zabezpieczeni
siedzieli długo i przeglądali różne księgi związane z czarną magią, a
uczniowie przyglądali im się z ciekawością i podziwem.

W momencie, kiedy z głębi zamku dobiegły ich dzwony wzywające
na kolację i oznajmiające koniec czasu, jaki uczniowie mogli spędzać
na dworze, Harry i Hermiona również podnieśli się z miejsc i pogonili
kilkoro ociągających się uczniów do środka, a sami skierowali się z
Hardodziobem w stronę domku Hagrida, gdzie czekał na nich sam
jego właściciel i przywitał ich szerokim, kudłatym uśmiechem.

- Widzę, że Dziobek się wami zaopiekował. – powiedział do nich.

background image

- Tak i siał tak wielki strach, że wszyscy się nas bali – zaśmiała się
Hermiona.

- Miałem dzisiaj zajęcia z hipogryfami i nikt nie był na tyle odważny,
ż

eby do niego, chociaż podejść, jak zrobiłeś to ty w trzeciej klasie.

Bali się nawet, kiedy im powiedziałam, że ty się odważyłeś –
powiedział dumnie.

Rozmawiali jeszcze kilka minut i ruszyli razem do zamku po ostatnim
sygnale wzywającym na kolację. Hipogryf został na swoim miejscu,
pochłaniając własne jedzenie. Hagrid przez całą drogę wypytywał ich,
jak minął im pierwszy dzień za biurkiem nauczycieli. Próbował
wyciągnąć z nich także coś o tym, czym chcieli się zająć, skoro nie
mieli w planach wrócić do szkoły, ale niestety, nie powiodło mu się,
tak ja każdemu innemu członkowi Zakonu. Swoją misję trzymali w
tajemnicy, a wszystkie księgi, jakie mieli do dyspozycji Hermiona
trzymała w swojej magicznie powiększonej torebce, którą zawsze
miała przy sobie.

Idąc przez całą Wielką Salę, Harry czuł na sobie spojrzenia
wszystkich uczniów, a siedząca przy stole profesor Mcgonnagall
uśmiechała się nieznacznie widząc, jaki podziw i szacunek wzbudzają
oboje. Dyrektorka obserwowała ich przez cały czas, jaki spędzili nad
jeziorem i słyszała każdą plotkę, jakie tworzyły się na ich temat od
dzisiejszego ranka. Swoją postawą Harry zyskał szacunek u wielu
uczniów, nawet tych ze Slytherinu, a najbardziej u nauczycieli, którzy
znali go tylko z wybryków i zachowania, jakie okazywał będąc
uczniem.

Hermiona zawsze była mądrą i pojętną uczennicą, nawet już w
pierwszych dniach od swojego przyjazdu, a dzisiejszego dnia spisała
się niesamowicie. Profesorka przystanęła w pewnym momencie
podczas jej pierwszej lekcji i podsłuchała jak dziewczyna sobie radzi.
Hermiona przez krótko rozwodziła się nad tym, co dzieje się obecnie
w społeczności czarodziejów, wypowiadała głośno imię Czarnego
Pana, tak jak nauczyła się od Harry’ego i Dumbledore’a.
Opowiedziała także o wydarzeniu na ulicy Pokątnej i o Harrym.
Uczniowie zadawali jej wiele pytań dotyczących jej przyjaźni z

background image

najsławniejszym chłopakiem w świecie czarodziejów, ale ucięła te
dociekania i sprowadziła uczniów na tor, jaki przewidywała na lekcji.
Swoim opowiadaniem o możliwościach, jakie czarodziejowi daje
transmutacja tak wszystkich zaabsorbowała, że słuchali jej uważnie i
obserwowali jak pokazuje niektóre z najprostszych zaklęć.

- Na lekcja z obrony przed czarną magią nauczycie się zaklęć do
własnej obrony i ataku, a u mnie jak zmienić swój wygląd czy nawet
jak przemienić coś niewielkiego w coś wielkiego – mówiła do
uczniów – a jeżeli uda wam się odpowiednio połączyć transmutację i
obronę przed czarną magią będziecie w stanie dokonać wielkich
rzeczy.

Mcgonnagall przypomniała sobie jak kiedyś, jeszcze w czasach, kiedy
sama zaczynała uczyć, powiedziała coś podobnego do swoich
uczniów. Ale ona myślała o tym, jak o zwykłej gadce, a Hermiona
ś

więcie w to wierzyła. Dziewczyna zdecydowanie nadawała się na

nauczycielkę. Potrafiła przekazać swoją wiedzę dalej w taki sposób,
jak tylko niewiele ludzi umiało.

Patrzyła jak jej dwoje byłych uczniów zasiada przy jednym stole
razem z innymi nauczycielami i pomimo tego, że strasznie się
krępowali rozmawiali i śmiali się razem z nimi podczas wspólnej
kolacji.

Następnego dnia, kiedy tylko zajaśniało słońce, Hermiona stała już
przy drzwiach do sypialni Harry’ego i nieśmiało otwierała drzwi tak,
aby nikt jej nie zobaczył. Miała na sobie jego pelerynę-niewidkę,
którą pożyczyła poprzedniego dnia. Spędziła całą noc w szkolnej
bibliotece. Przeszukała cały Dział Ksiąg Zakazanych i nie znalazła nic
ciekawego poza wzmianką, że horkruksem może stać się także
człowiek, jeżeli znajduje się dostatecznie blisko, a właściciel nie jest
w stanie zapanować odpowiednio nad rzucanym zaklęciem.

Weszła bez pukania, żeby nie usłyszał jej śpiący portret Grubej Damy
znajdujący się za rogiem. Na szczęście do prywatnych pokoi
nauczycieli nie potrzebne były hasła. Wystarczyło, że ktoś wiedział,

background image

gdzie, który pokój się znajdował i mógł się tam dostać. Dlatego tylko
nauczyciele wiedzieli, w których miejscach są zapadnie.

Spojrzała na salonik urządzony w kolorze czerwono-złotym, jak herb
Gryffindoru. Po lewej stronie znajdował się pięknie rzeźbiony
stoliczek z dwoma fotelami i podnóżkami, a naprzeciw niego było
palenisko, gdzie żarzył się jeszcze ogień. Hermiona zastanawiała się,
o której godzinie Harry poszedł spać, ale kiedy weszła do jego
sypialni, przez drzwi znajdujące się naprzeciw wejścia do salonu,
stanęła jak wryta. Łóżko było już puste. Z początku pomyślała, że
pomyliła się, kiedy sprawdzała godzinę na zegarku i w rzeczywistości
musi być już po siódmej, a nie po piątej. Jest dostatecznie zmęczona,
ż

eby coś jej się przywidziało, w końcu nie spała całą noc. Ale kiedy

spojrzała na tarczę zegara, umieszczonego na gzymsie kominka,
upewniła się, że się nie pomyliła. Naprawdę była dopiero piąta
trzydzieści nad ranem, a Harry już wstał. Nie mogła w to uwierzyć.

W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że z łazienki dochodzi do niej
szum wody wlewanej do wanny. Postanowiła, więc usiąść na skraju
wielkiego łoża i poczekać na Harry’ego. Nie zauważyła nawet, kiedy
zasnęła.

Właśnie w takim stanie zastał ją Harry. Leżała skulona na jego łóżku,
a wyglądała przy tym na bardzo słabą i delikatną osobę. Jednak on
jeden na świecie wiedział, jaka Hermiona potrafi być naprawdę.
Władcza, uparta i czasami nawet apodyktyczna, jeśli się jej na to
pozwoliło. Jednak teraz nie wyglądało na to, że może mu czymś
zagrozić, dlatego stał przez chwilę w rogu łóżka i patrzył na nią.
Zauważył, że miała podkrążone oczy, jakby nie spała całą noc.
Zastanawiał się czy tak jak on, opracowywała kolejne plany na lekcje.
On sam musiał sobie dokładnie przygotować to, co miał dzisiejszego
dnia pokazać starszym klasom. Miał pięć godzin z najstarszymi
uczniami, czyli ze swoimi kolegami, a wcześniej przez godzinę będzie
musiał męczyć się z kolegami Ginny. Na pewno, któreś z nich o nią
zapyta, a nie był przygotowany na takie pytania. Postanowił, że
zajmie im czas w taki sposób, aby nie mieli, kiedy pomyśleć o czymś
innym niż lekcja.

background image

Wczorajszego wieczoru profesor Mcgonnagall zasiała w jego głowie
pewien pomysł, który coraz bardziej mu się podobał. Dlatego, kiedy
patrzył na Hermionę nie myślał wcale o tym, że w jego łóżku śpi
dziewczyna, a o tym, że gdyby nie ona to wielu rzeczy nie umiałby
zrobić, zaś ona nie znała się tak dobrze na samoobronie jak on. Gdyby
połączyli swoje lekcje i spróbowali wykombinować coś wspólnego, to
mogłoby się to okazać bardzo ciekawe.

Nie wiedział ile czasu tak się jej przyglądał, ale dopiero po chwili
zauważył, że w ręce trzyma jakąś książkę. Uśmiechnął się na ten
widok i już wiedział po, co była jej peleryna-niewidka, która leżała
obok niej. Delikatnie wyciągnął wielkie tomiszcze z jej rąk i popatrzył
na okładkę.

Najstraszniejsze stwory stworzone przez czarodziejów.
Odszukał zaznaczoną stronę i znalazł dział o horkruksach. Pomyślał,
ż

e Hermiona jest w to bardziej zaangażowana niż on sam, a powinno

być na odwrót. Przeczytał kawałek i zapatrzył się w tekst.

Ludzki horkruks. Wiedzieli już, że Voldemort zaczarował nie tylko
medalion, pamiętnik, pierścień, czarkę i coś, co należało do
Ravenclaw. Horkruksem jest też jego wąż, a Dumbledore nie uważał,
ż

eby czarnoksiężnik stworzył jednego, kiedy próbował zabić jego. Ale

nieświadome horkruksy? Czy możliwe, żeby jednego takiego
Voldemort stworzył w chwili swojej klęski szesnaście lat temu?
Ziarenko podejrzenia zasiało się w jego głowie, ale szybko pozbył się
tej myśli. Nie chciał nawet myśleć o tym, że mógłby mieć w sobie,
choć kawałek duszy czarodzieja, który zabił tyle bliskich dla niego
osób. Sięgnął do zawieszonego na szyi woreczka, który otrzymał od
Hagrida i wyciągnął złotego znicza. Zapatrzył się na niego i pomyślał,
ż

e Dumbledore powiedziałby mu o czymś takim.


Spojrzał na zegar i ze zdziwieniem stwierdził, że dochodzi już siódma.
Podszedł do łóżka i lekko potrząsnął Hermioną, ale kiedy dziewczyna
nie zareagowała zaczął ciągnąć ją za ramię, dopóki się nie obudziła.
Przeciągnęła się i ziewnęła rozdzierająco, ale powoli otworzyła
zaspane oczy. Uśmiechnęła się do niego i powoli usiadła na łóżku.

background image

- Która godzina? – zapytała.

- Siódma. Musimy iść na śniadanie. – odpowiedział jej i jednym
szarpnięciem ściągnął z łóżka.

Wyszli szybko z jego pokoju i podążyli w stronę Wielkiej Sali.

- Dlaczego już nie spałeś? – przypomniała sobie nagle, o co chciała
zapytać.

- W ogóle nie kładłem się spać. Chciałem przygotować sobie coś na
dzisiejsze lekcje – wyjaśnił – a przy okazji wpadłem na pomysł, że
moglibyśmy

poprowadzić

kilka

wspólnych

lekcji.

Połączyć

transmutację z obroną.

- Podoba mi się. Ale musielibyśmy pomyśleć nad planem takiej lekcji.
I gdzie byśmy ją przeprowadzili – mówiła coraz bardziej podniecona.
– Twoja i moja klasa są za małe, żeby połączyć tak duże klasy. Mają
to być jakieś pojedyncze klasy, czy we wszystkich?

- Chodziło mi bardziej o szóste i siódme klasy. – powiedział, patrząc
jak się rozpromienia.

- Tak byłoby najlepiej, na razie tylko oni mogą używać czarów poza
szkołą. – zgodziła się.

Nie zauważyli nawet, kiedy znaleźli się na swoich miejscach i zjedli
ś

niadanie. Tak bardzo zajęli się rozmową, że nie zwracali uwagi na to,

co dzieje się dokoła nich, a i ich obecność drugiego dnia nie
wzbudzała już takich sensacji, chociaż uczniowie i tak im się
przyglądali. Kiedy nadszedł czas ruszyli razem do swoich klas, gdzie
czekali już na nich uczniowie z siódmych klas. Ta część Gryfonów,
którzy wiązali swoje zawody z obroną przywitali ich oboje burzą
oklasków. Zawtórowali im Gryfoni stojący pod klasą transmutacji. Ich
plany były podobne, dlatego, więc wiele klas mieli po prostu w tym
samym czasie, tylko podzielonych na pół. Harry dostrzegł wśród
uczniów kilkoro Ślizgonów, ale wiedział, że ich obecność nie może

background image

mieć związku z jakimś pożytecznym zawodem. Na pewno nie będą
chcieli być aurorami jak on sam.

- Pamiętaj, że po obiedzie widzimy się na błoniach. Popracujemy nad
kilkoma zaklęciami z nowych ksiąg. – powiedziała.

- Czy biblioteka została już przez ciebie oskalpowana? – zapytał.
Wielu uczniów zaśmiało się na to pytanie. Wszyscy doskonale znali
Hermionę i jej uwielbienie dla książek.

Dziewczyna popatrzyła tylko na niego z udawaną złością i odwróciła
się w swoją stronę. Cicho się podśmiewając, Harry wpuścił swoich
uczniów do klasy. Gryfoni usiedli razem w jednym rzędzie, a reszta
uczniów porozsiadała się po całej klasie. Harry obracał w dłoni
odznakę kapitana drużyny, którą dała mu rano profesor Mcgonnagall.
Patrzył jak jego koledzy i koleżanki zajmują miejsca. Kiedy tylko
Demelza zajęła miejsce w pierwszej ławce. Podszedł do niej i położył
odznakę ot tak, jakby nigdy nic.

Kiedy dziewczyna zorientowała się, co przed nią leży, podskoczyła na
krzesełku i pisnęła z radości.

- Naprawdę? – zapytała go.

- Jesteś jedyną osobą, która na nią zasługuje – powiedział.

- Dziękuję – krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.

- Ustal termin, który uznasz za stosowny na przesłuchanie i powiadom
Gryfonów, że na listę kandydatów trzeba się wpisać u mnie – dodał,
kiedy tylko go puściła.

Pomyślał, że zajęcia z szóstymi klasami nie były takie najgorsze. Była
tam Luna. I nikt nie pytał o Ginny ani o to, co stało się tamtego dnia w
Norze. Gorsze było oczekiwanie aż zjawi się klasa siódma.

- To może nie jest dla nas wszystkich zbyt komfortowa sytuacja –
powiedział do swoich kolegów - ale postarajmy się jej sprostać.

background image

Spędzimy razem tylko ten rok, a ja nie chciałbym zawieść profesor
Mcgonnagall. Czy ktoś z was ma jakieś pytania? – rozejrzał się po
klasie.

Nikt się nie poruszył, wszyscy patrzyli tylko na niego i czekali na to,
co będzie dalej. Tak, więc bez dalszych wyjaśnień kazał im pochować
książki i ustawić się pod jedną ze ścian. Machnięciem różdżki posłał
wszystkie ławki i krzesła na koniec klasy tak, żeby im nie
przeszkadzało i wyciągnął na środek klasy wielką skrzynię.

- Pamiętacie, jak profesor Lupin uczył nas pozbyć się boginów? –
zapytał ich.
Wszyscy kiwnęli głowami.

- Jeden z nich znajduje się w tej skrzyni i pomoże nam w dzisiejszej
lekcji. Dla niektórych z was to zaklęcie będzie proste, jeżeli należeli
kiedyś do GD. Inny może przysporzyć trochę więcej kłopotów. –
dodał stając przed nimi.

Członkowie GD uśmiechnęli się szeroko, ale sami nie wiedzieli
jeszcze, jakie będzie to zaklęcie. Harry doskonale pamiętał, jak wiele
trudności przyniosło ono Seamusowi czy Deanowi, i że nie nauczyli
się go zbyt dobrze.

- Zaczniemy może trochę zbyt ostro, ale za rok zdajecie OWTM-y.
Musimy trochę nadrobić to, co przegapiliśmy w piątej klasie i jeszcze
ciągnąć ten rok.

- No i jeszcze lekcje ze Snapem – mruknęła Lawender Brown.

- Niekoniecznie. Snape nie był może najwspanialszym nauczycielem,
jakiego mieliśmy, ale nas uczył – powiedział Harry.
Cała klasa popatrzyła na niego zdziwiona.

- Nie muszę go lubić, żeby wiedzieć, że tak było – dodał smętnie. -
Dobra, koniec z tym. Popracujemy dzisiaj nad Zaklęciem Patronusa –
widział, jak wielu uczniów patrzy na niego w zdumieniu. –
Dementorzy to najgorsze, co może nas spotkać na ulicach w tych

background image

czasach. Ja uważam, że nawet gorsze od śmierciorzerców. Przy
czarodzieju zawsze jest szansa, że uda wam się obronić, a dementor
jest odporny na wszelkie zaklęcia poza patronusem. Kiedy zaatakuje
was taki stwór musicie wiedzieć jak się go pozbyć. Dlatego istnieje
Zaklęcie Patronusa. Moje zaklęcie jest już na tyle silne, że nie
potrzebuję jakiś specjalnych okoliczności, ale zanim takie się stało,
musiało minąć wiele czasu – mówił i jednocześnie, bez większego
wysiłku wyczarował swojego Patronusa.

Uczniowie patrzyli na niego z zachwytem. Długo ćwiczył zaklęcia
niewerbalne i wychodziły mu one teraz znakomicie. Przede
wszystkim nie sterczał już nad nim Snape, szukając najmniejszej
możliwości, aby go upokorzyć albo ukarać. Kiedy w nauce pomagała
mu jeszcze Hermiona, efekty były niesamowite. Dziewczyna miała
podejście i umiała uczyć. Wiele razy udzielała wskazówek jemu i
Ronowi, co zawsze wychodziło im na dobre.

Odsunął od siebie nieprzyjemne myśli i wrócił myślami do klasy.
Uczniowie wpatrywali się nadal w jego srebrnego jelenia, który krążył
wokół nich i w końcu stanął obok Harry’ego, a wtedy rozpłynął się w
powietrzu. Harry widział jak na twarzach niektórych z nich widnieje
uśmiech wyższości. Ci którzy należeli kiedyś do GD umieli
wyczarować Patronusa, ale nie ćwiczyli tego zbyt często ostatnimi
czasy i, tak jak przypuszczał Harry, po pół godzinie nawet ci
uczniowie, musieli się mocno skupić, żeby z ich różdżek wystrzeliło
coś przynajmniej trochę przypominającego zwierzę.

Uczniowie nie zauważyli nawet, kiedy zadzwonił dzwonek i przerwę
między zajęciami spędzili w klasie. Harry jednak doskonale wiedział,
kiedy w klasie znalazła się Hermiona. Przez chwilę czuł jak mu się
przygląda i zaraz odwrócił się do niej z szerokim uśmiechem, który
przygasł nieco na widok profesor Mcgonnagall. Obie patrzyły na
wysiłki uczniów i śmiały się pod nosem. Chłopak dołączył do nich i
cicho opowiedział o tym, co się działo.

- Czy przynajmniej niektórzy z nich nie powinni tego umieć? Dean,
Seamus, bliźniaczki i Lawender – wyliczała Hermiona.

background image

- Powinni, ale co z tego, jak nie myśleli, że to może im się przydać i
zepchnęli to zaklęcie w zapomnienie. – zauważył Harry.

- Nikt z nas nie myślał, że znów będzie mu potrzebne – westchnęła
dyrektorka.

- Ja wiedziałem i Dumbledore także, dlatego nie powstrzymywał nas,
kiedy założyliśmy GD, a później jeszcze wziął winę na siebie –
powiedział cicho Harry.

- Tak, chyba masz rację, Potter – powiedziała kobieta, kiwając w
zamyśleniu głową.

Wyszła z klasy, ale Hermiona została na swoim miejscu i patrzyła na
ć

wiczenia.


- Mogę tu zostać? – zapytała niespodziewanie. – Nie mam już zajęć, a
nie chcę wracać do pustego gabinetu.

- Jasne, ale będziesz się nudzić – ostrzegł Harry.

- Przyniosę kilka rzeczy do sprawdzenia i usiądę przy biurku, żeby nie
przeszkadzać.

Jak powiedziała, tak zrobiła. Po kilku sekundach wróciła ze stosem
notatek, które zaczęła przeglądać. Była tak zajęta swoimi kartkami, że
nie zauważyła nawet, kiedy zadzwonił dzwonek i uczniowie wyszli z
klasy. Zbudziła się dopiero, gdy poczuła na ramiona dotyk jego dłoni.
Przeszedł ją dreszcz, kiedy jego dłonie dotknęły nagiego kawałka jej
skóry na barkach, ale nie wyrwała się z uścisku. Było jej przyjemnie
czuć jak mięśnie rozluźniają się pod wpływem jego dotyku, a
dreszczyk wcale nie był nieprzyjemny, a wręcz przeciwnie. Po jej
ciele rozlała się fala ciepła i skoncentrował się w dole brzucha.
Wyprostowała się i oparła wygodnie o oparcie fotela. Przymknęła
oczy i zamruczała cicho z zadowolenia.

Nagle otworzyła oczy i rozejrzała się po klasie, sztywniejąc.

background image

- Wszyscy poszli już na obiad. Może i my powinniśmy? – zapytał ją.

- Poprośmy któregoś ze skrzatów, żeby przyniósł nam coś tutaj –
zaproponowała – Jest mi dobrze tak, jak jest.

Usłyszała chichot mężczyzny i z powrotem się rozluźniła. Zaczęła
rozmyślać o tym wszystkim, co się ostatnio z nią działo. Obecność
Harry’ego odbierała, jako coś oczywistego, ale tak było zawsze. Ale
teraz to po prostu był jej wręcz niezbędny do funkcjonowania. Czuje
się nieswojo, kiedy nie widzi go przez kilka godzin, nie wspominając
o tym, że miałaby nie wiedzieć, gdzie on się znajduje.

Już prawie zasypiała, kiedy usłyszała ciche pstryknięcie, a na biurku
pojawiło się jedzenie. Usiadła prosto i poczekała, aż Harry usiądzie
naprzeciw niej. Przez chwilę jedli w milczeniu.

- Znalazłaś coś ciekawego? – zapytał.

- Nie bardzo – odparła – Zdołałam się dowiedzieć, że Voldemort był
w Albanii, gdzieś głęboko w lesie, ale nie wiem, po co.

- Żeby to wiedzieć musiałabyś być nim – powiedział Harry.
Znów zapadła cisza.

- Fajnie było popatrzeć jak prowadzisz lekcje – uśmiechnęła się.

- Fajnie, że przyszłaś.

Uśmiechnął się do niej i przez resztę posiłku ciągnęli lekką rozmowę.
Nie zmienili tonu nawet, kiedy ponownie zabrali się za
przeszukiwanie ksiąg Hermiony.

Ich życie ustatkowało się w ciągu kilku miesięcy. Wstawali, co rano
na śniadanie, prowadzili lekcje, spotykali się na obiedzie i ponownie
wracali na zajęcia. Później zajmowali miejsce nad jeziorem, pod
drzewem, albo zajmowali któryś z gabinetów. Zawsze przy tym
uważali, żeby nikt nie odkrył, o czym rozmawiają lub czego szukają.
Dodatkowo Harry zajmował się treningami quiditcha. Członkowie

background image

drużyny byli zadowoleni, a nauczyciele nie mieli w sumie nic
przeciwko. Nim się obejrzeli, a za oknami zrobiło się ponuro i zimno,
jak przystało na listopad.

Kiedy jednego wieczora, gdy Harry wprowadził Hermionę do pokoju
wspólnego Gryffindoru, przyciągając uwagę wszystkich, usiedli na
swoim starym miejscu przed kominkiem, Hermiona krzyknęła i
walnęła się otwartą dłonią w czoło, czym rozbawiła nie tylko
Harry’ego, ale także innych uczniów. Pocierając czoło nachyliła się do
przyjaciela i zaczęła szeptać:

- Harry, tak właśnie wygląda medalion Slytherina.

- Wiem o tym. – odparł.

- I nic mi nie powiedziałeś?? – oburzyła się.

- Myślałem, że wiesz. Ty zawsze wiesz o takich rzeczach – dodał
speszony.

- Ale o tym nie wiedziałam. Ja go już widziałam – powiedziała – Na
Grimmaud Place, kiedy sprzątaliśmy dom. Ty go nie widziałeś? Leżał
na kominku…

- Mówiłem ci, że to ty wiesz o takich rzeczach. Poza tym – przerwał
jej – nie interesowałem się, co mam w ręce, ale tym żeby móc się
stamtąd wydostać.

- A powinieneś zacząć się interesować, bo to właśnie ten medalion
wyrzuciliśmy do śmieci – powiedziała.

Harry poczuł jak wszystko się w nim wywraca do góry nogami. Skoro
medalion był w salonie, a oni go wyrzucili to znaczy, że nie mieli
szansy na jego odnalezienie. Chyba, że Stworek ukradł go razem z
innymi rzeczami swoich państwa. Chłopak szybko zaczął zbierać
książki i pociągnął Hermionę za rękę. Kiedy znaleźli się już na
korytarzu przed portretem Grubej Damy, pociągnął ją w stronę swojej
sypialni tuż za rogiem.

background image


Zamknął za nimi drzwi, używając kilku ochronnych zaklęć i dopiero
wtedy wskazał jej miejsce na łóżku i wezwał do siebie Stworka, a
skrzat pojawił się w środku pokoju już po sekundzie. Widząc ich
zaczął mamrotać pod nosem obelgi na ich temat, ale Harry nie chciał
tracić na to czasu.

- Czy spośród rzeczy, które były do wyrzucenia z domu Blacków
zabrałeś taki medalion? – zapytał skrzata, pokazując mu zdjęcie.

- Stworek go nie zabrał – wyskrzeczał skrzat – Stworek chciał go
tylko wyczyścić, a kiedy to zrobił śmieci zostały wyrzucone i nie było
gdzie go położyć.

- Więc zachowałeś go dla siebie, prawda? – zapytał z nadzieją.

- Stworek miał go w swojej komórce, ale w nocy przyszedł ten
złodziej i zabrał wszystko, co było cenne w domu. Powiedział, że i tak
nikomu się nie przyda.

- Stworku chciałbym, żebyś odnalazł Mundungusa i odzyskał ten
medalion – powiedział z prośbą w głosie, chociaż obaj dobrze
wiedzieli, że wystarczyło wydać mu twarde polecenie, a skrzat nie
miałby wyboru.

Stworek zniknął z cichym pstryknięciem, a kiedy Harry spojrzał na
Hermionę zobaczył, że dziewczyna przygląda mu się z uśmiechem.

- Co się stało? – zapytał.

- Byłeś dla niego miły. Poprosiłeś go, chociaż mogłeś kazać mu to
zrobić. – powiedziała, a jej oczy się zamgliły.

- Nie chcę zrobić sobie z niego wroga. Nauczyłem się tego na błędach
Syriusza i radach Dumbledore’a – powiedział, a ona rzuciła mu się w
ramiona – Gdybym wiedział, że taką błahostką wywołam w tobie aż
tak wielkie uczucie, zrobiłbym to już wcześniej – dodał ze śmiechem,
jednocześnie wtulając się w jej włosy i zaciągając się ich zapachem.

background image


Stali tak przez dłuższą chwilę, nie mogąc oderwać się od siebie. Tulili
się do siebie, aż w pewnym momencie Harry zaczął się poruszać w
rytm wolnej melodii dochodzącej z radia. Dziewczyna wtuliła się
wygodniej w niego i tańczyła wraz z nim, opierając policzek na jego
piersi. Westchnęła głęboko z zadowolenia i przesunęła dłonie na jego
pierś, wczepiając się palcami w koszulkę, a jednocześnie poczuła jak
jego jedna dłoń wplątuje się w jej włosy, a druga zsuwa się na talię. W
jej uchu zabrzmiał jego cichy śmiech i ona również się uśmiechnęła.
Melodia nagle przyspieszyła, a Harry złapał jej dłoń i odepchnął od
siebie okręcając ją w kółko. Zaśmiała się głośno i powrotem do niego
przylgnęła unosząc w górę roześmianą twarz. Spojrzała mu w oczy i
dotknęła dłonią jego policzka. Jego zielone oczy zahipnotyzowały ją i
nie mogła oderwać od niego wzroku. Uniosła się lekko na palcach, a
jego twarz pochyliła się ku niej. Ich usta spotkały się w połowie drogi.
Harry pocałował ją delikatnie, a kiedy ona się nie odsunęła ani nie
zaprzeczyła, ponownie przywarł do jej ust, ale tym razem pocałunek
był zachłanniejszy. Całował jej usta, brodę, policzki, oczy i czoło, a
kiedy nie mógł już wytrzymać, językiem rozchylił jej usta i wtargnął
do środka. Nieśmiało dotknął jej języka, a kiedy odpowiedziała na
jego pocałunek zaszumiało mu w głowie. Wplątał palce w jej włosy i
mocniej do niej przywarł. Hermiona wykorzystała ten moment, aby
zarzucić mu ręce na szyję i przycisnęła się.

Kiedy oderwali się od siebie, żeby zaczerpnąć oddechu, Harry oparł
się czołem o jej czoło i patrzył na jej twarz. Oczy miała przymknięte,
policzki zaróżowione, a wargi obrzmiałe od jego pocałunków.
Wyglądała pięknie. Przyglądał jej się jak powoli otwierała oczy i od
razu napotkał jej wzrok. Zmuszając ją do tego, aby cały czas na niego
patrzyła, pocałował ją jeszcze raz. Ale tylko jeden.

- Nie zamierzam cię za to przepraszać – powiedział, kiedy jego
oddech się uspokoił – Ani udawać, że nic się nie stało, ani żałować.

- Ja też tego nie zrobię – odparła.

Teraz to ona pocałowała jego usta, patrząc mu jednocześnie głęboko
w zielone, jak trawa oczy.

background image


Kilka minut później siedzieli oboje na jego łóżku i patrzyli w okna
rozmyślając o tym, co się wydarzyło. Nie rozmawiali. Harry objął ją
ramieniem i przyciągną do siebie, a kiedy zadrżała z zimna, przykrył
ją dodatkowo kocem i różdżką rozpalił ogień w kominku. Dziewczyna
chwyciła go za rękę i splotła ze sobą ich palce. Przez chwilę
przyglądali się im, a po kilku sekundach Hermiona popatrzyła na
niego ze łzami w oczach i zapytała:

- To nie jest zdrada wobec nich, prawda?

- Nie – odpowiedział twardo, chociaż sam się nad tym zastanawiał od
pewnego czasu.

Ale czy Ron i Ginny nie chcieli właśnie tego? Żeby zaopiekowali się
sobą nawzajem właśnie w taki sposób?

- Muszę już iść do siebie – powiedziała wstając.

Kiedy stanęła koło łóżka, jeszcze raz spojrzała na niego i przejechała
palcami po jego wargach. Chciał przytrzymać jeszcze chwilę jej dłoń,
ale szybko odwróciła się do drzwi i wyszła. Nie chciała opuszczać
jego pokoju, ale nie widziała innego wyjścia. Podczas tych kilku
tygodni jakie spędzili wspólnie na Grimmaud Place przyzwyczaiła się
do tego, że ma go tylko dla siebie, nikt nie śledzi tego co robią i są
wobec siebie swobodni. I przede wszystkim zawsze mieli dla siebie
czas.

A teraz tego wszystkiego zabrakło. Musieli uważać na każdym kroku,
kiedy chcieli pobyć sami musieli zamykać się w jego lub jej
gabinecie, a czasami nawet uciekali do Pokoju Życzeń. Tak jak na
przykład w Noc Duchów. Nigdy nie przejmowali się takimi sprawami,
ale tego roku Hermiona uświadomiła sobie, że ich przyjaźń nie
rozpoczęła się w pociągu do Hogwartu lecz właśnie ostatniego
października, kiedy to dwaj chłopcy uratowali życie zarozumiałej i
smutnej kujonce. Tacy właśnie wtedy byli. Teraz kiedy zabrakło
wśród nich Rona, ten dzień wydał się im obojgu przygnębiający.

background image

Dlatego postanowili posiedzieć przez kilka godzin na siódmym
piętrze, rozpamiętując swoje przygody i oglądając zdjęcia.

Bywały chwile, kiedy musiał spędzić z Harrym każdą wolną od zajęć
minutę, a czasami, tak jak dziś, wiedziała, że musi przemyśleć
wszystko w samotności. Jego obecność rozpraszała go.

A chciała poukładać sobie w głowie to, co wydarzyło się dzisiejszego
wieczora. Kiedy Harry ją pocałował poczuła w sobie coś dziwnego,
ale nie wiedziała, co to takiego. Nie czuła tego, kiedy całował ją Ron,
a przecież go kochała. Jednak uczucia do Harry’ego były bardziej
skomplikowane. Kochała go od zawsze, ale byli przecież dla siebie
jak brat i siostra. Zawsze mogła mu o wszystkim powiedzieć, a on
przychodził do niej z każdym problemem. Teraz to wszystko się
zmieniało. Harry zajmował w jej sercu specjalne miejsce, ale nie to
Rona. Tylko inne. Nigdy nie przestanie być jej przyjacielem, ale
ostatnie kilka miesięcy zbliżyło ich do siebie jeszcze bardziej. A to, co
się między nimi zaczyna dziać, tylko utwierdza ją w tym przekonaniu.
Kiedy obudziła się następnego ranka, od razu miała dobry humor. Pod
prysznicem nuciła cicho melodię, przy której wczoraj tańczyli. I nawet
profesorskie szaty wydały jej się dzisiaj mniej ponure niż zawsze.
Siedziała właśnie przy toaletce i nakładała na usta różowy błyszczyk,
gdy usłyszała pukanie do drzwi. Krzyknęła „proszę” i nie przerywając
czynności zezowała w stronę wejścia, aby zobaczyć kto przyszedł. W
momencie, kiedy zobaczyła Harry’ego w wejściu jej uśmiech stał się
cieplejszy, a w oczach pojawiły się ogniki, które i on zobaczył.
Podszedł do niej powoli, a kiedy znalazł się za nią tak blisko, że
mogła oprzeć się o niego plecami, wyciągnął zza pleców piękną
fioletową różę. Doskonale wiedziała jaki symbol ma ta róża. Dostała
kiedyś taką od Kruma.

Zachwyt dla danej osoby.

I pożądanie wobec tego, komu się ją daje.
Spojrzała na niego i to samo zobaczyła w jego oczach. Policzki lekko
jej poróżowiały, ale nie spuściła wzroku. Zamiast tego wstała i
włożyła kwiat do wazonu, który wyczarowała. Chciała mu za nią

background image

podziękować, ale żadne słowa nie były w stanie przejść jej przez
gardło więc pocałowała przelotnie w usta.

Gdy tylko poczuł jej usta, wiedział, że będzie mu mało i dlatego
położył dłoń na jej policzku i ponownie przywarł do niej wargami.
Oszołomił ją, wiedział o tym, ale nie przestał. Po bezsennej nocy,
kiedy starał się nie myśleć ani o niej, ani o jej warga, a tym bardziej
ciele, był gotów niemal na wszystko, byle tylko móc jej dotknąć. Tyle,
ż

e kiedy zaczął nie miał ochoty przestać jej dotykać. Przesunął dłoń

na jej szyję, tam gdzie dziko uderzał jej puls, a potem przeciągnął ją
pomiędzy piersiami, muskając je, aż wstrząsnął nią dreszcz i położył
na talii. Przycisnął ją do siebie tak mocno, że poczuła jego naprężoną
męskość. Nie przeraziła się jej, ale tego, że miała wielką ochotę zostać
w pokoju i pomóc odzyskać panowanie nad ciałem.

- Powinniśmy zajmować się innymi rzeczami, ważnymi, a nie sobą. –
szepnęła do niego, kiedy ją puścił.

- Mamy do odnalezienia jeszcze cztery horkruksy, wiem. Ale nie
mogę się powstrzymać – wyznał jej – Nigdy wcześniej tak nie było.
Dopiero teraz.

- Wiem, co masz na myśli – powiedziała i stanowczo się odsunęła –
Musimy iść na śniadanie, bo wylądujemy w łóżku. Będziemy musieli
o tym porozmawiać – dodała.

Ś

cisnął tylko jej ramię i pociągną w stronę wyjścia. Doskonale

wiedział, że ma rację, ale cieszył się z tego, że to ona, a nie on
powiedział to na głos. To co zaczęło się jako wspólna żałoba, powoli
zmieniło się w coś zdecydowanie innego.

Starali się ograniczać swoje zapędy, dlatego postanowili, że będą
spotykać się w takich miejscach, gdzie łatwo będzie ich znaleźć, albo
będą na widoku. Jednak nie zawsze tak było, a niektóre miejsca same
prosiły się o to, aby trochę zaryzykować. I to nie tylko według
Harry’ego. To właśnie Hermiona pierwsza pocałowała go na jednym z
pustych korytarzy. Były rzadko uczęszczane, ale jednak…

background image

A ona ot, tak sobie zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła
gorączkowo całować. Takie korytarze nadawały się idealnie i właśnie
dlatego odwiedzało je tak wiele par.

Innym razem, kiedy byli w bibliotece i szukali jakichś ksiąg z listy
Hermiony, specjalnie był jak najbliżej niej, aby trochę ją podroczyć.
Raz się o nią otarł, już za chwilę wyciągnął rękę tak, aby przy okazji
musnąć jej piersi. Kiedy spojrzała na niego, specjalnie stanął za nią
tak blisko, że niemal przygniótł ją do półek. A już po chwili zaciągnął
w Dział Ksiąg Zakazanych, gdzie mieli kilka chwil tylko dla siebie.

Nim się spostrzegli zaczął padać śnieg, a do świąt zostało tylko kilka
dni. Kiedy Stworek nie pojawił się przez tydzień postanowili, że sami
przeszukają kilka ulic czarodziejów. Bez specjalnego przekonania
zaczęli od Pokątnej, a później zagłębili się w kilka niebezpiecznych
przecznic. Harry starał się wybierać te mniej niebezpieczne, ale i tak
cały czas uważał na to, czy nie są obserwowali. Ze względu ma dobro
Hermiony, poprosił ją, aby trochę zmieniła ich wygląd. To jednak nie
zdało się na nic, ponieważ nie znaleźli ani skrzata, ani złodzieja.

Trwało to dwa dni, ale obeszli cały Londyn, zarówno jego magiczną,
jak i mugolską część. Do zamku wrócili wieczorem następnego dnia.
Cieszyli się, że była to niedziela, ponieważ nie musieli prosić Lupina
o pomoc. Od profesor Mcgonnagall dowiedzieli się, że Remus po raz
kolejny miał problemy z innymi wilkołakami i obecnie nie czuł się
zbyt dobrze. Korzystając z okazji, że wyrwali się ze szkoły,
postanowili, porozmawiać z panią Weasley. Umówili się z nią na
ulicy Pokątnej w sklepie jej synów.

Pomimo całego zamieszania jakie siali śmierciożercy, młodzi
Weasley’owie prowadzili kwitnący interes. Nawet teraz było u nich
wiele czarodziejów. Rozmawiali z Fredem i Georgem, kiedy do
ś

rodka wparowała ich matka, strzepując z siebie płatki białego puchu,

a za nią weszła jej synowa i syn. Przywitali się uściskami i usiedli
przy stoliku w kącie sklepu, każdy z butelką kremowego piwa.

Pani Weasley dokładnie wypytała ich o samopoczucie, szkołę. Bardzo
chciała się dowiedzieć jak sobie radzą, ale Harry i Hermiona

background image

wiedzieli, że dostała szczegółowe informacje od samej dyrektorki.
Sama opowiedziała o wszystkim, co dzieje się w Norze. W jej historii
dało się wyczuć brak dwójki najmłodszych dzieci, chociaż robiła co
mogła, żeby to przed nimi ukryć. Kiedy zeszli na temat świąt od razu
zapowiedziała, że nie chce słyszeć iż nie spędzą ich wspólnie.

- Myślcie sobie, co chcecie, ale nie pozwolę, żeby moje dzieci
samotnie spędzały święta – powiedziała stanowczo.

Harry spojrzał na Hermionę, która odwróciła głowę i ujrzał, że ma w
oczach łzy. Oboje bali się, że Weasley’wie odtrącą ich, mimo tego co
mówili. Postawa pani Weasley oraz jej obecnych synów mówiła im,
ż

e nie mają nic do powiedzenia. Chociażby mieli przetrząsnąć niebo i

ziemię te święta będą wspólne.

Korzystając z okazji, Harry napomknął, że mogliby spędzić te kilka
dni w jego domu w Londynie, ale Molly nie była z tego zadowolona.
Przekonywał ją prawie pół godziny używając najrozmaitszych
argumentów, ale w końcu się zgodziła, a jemu i Hermionie spadł
kamień z serca. Kobieta widziała ich ulgę i od razu zrozumiała o co
im chodzi, dlatego w końcu przestała nalegać. Obiecała sobie jednak,
ż

e następne święta znów odbędą się w Norze, tak jak zawsze. Patrzyła

za nimi, jak wychodzą ze sklepu. Podczas tej krótkiej rozmowy
widziała w ich oczach ogniki i wiedziała, że powoli godzą się ze
stratą, jaką ponieśli i akceptują nowy stan rzeczy.

- Kiedy widzę, jak dzielnie sobie radzą, zaczynam wierzyć, że jeszcze
wszystko może być dobrze – powiedziała i zaśmiała się, gdy oboje
przystanęli na chwilę w otwartych drzwiach.

Harry przytrzymywał je dla Hermiony, ale oboje stanęli w miejscu,
kiedy chciał coś powiedzieć. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami
i pociągnęła go za szalik w sam środek śnieżnej zawiei.

- Stawiam na koniec sierpnia – powiedziała Fleur.

Jej angielski poprawił się znacznie w ciągu dwóch lat.

background image

- A co się wtedy zdarzy? – zapytał George.

- Zrozumiesz jak dorośniesz – odparła jego matka i uśmiechnęła się
jeszcze szerzej.

Bliźniacy popatrzyli na siebie zdziwieni, ale wzruszyli tylko
ramionami. W swoim dwudziestoletnim życiu nauczyli się, że kobiety
ciężko zrozumieć, a ich własną matkę najciężej. Jednak nawet oni
zauważyli subtelne zmiany w zachowaniu dwójki przyjaciół.
Nim zdążyli się zorientować uczniowie zaczęli rozjeżdżać się na ferie
ś

wiąteczne do domów, a i oni byli już spakowani. Harry zaczynał się

martwić bo minęło już ponad dwa tygodnie, a on nie miał żadnych
wiadomości od Stworka. Nie chciał go wzywać, w razie gdyby skrzat
był w trakcie poszukiwań, ale jego zniecierpliwienie rosło.

I nie musiał.

Stworek pojawił się sam.


i

Niektóre fragmenty przemowy są żywcem spisane z tej pierwszej w części „Harry Potter i Kamień

Filozoficzny”


Przypisy do dalszej części opowiadania:

ii

Pisałam to kilka lat temu, kiedy ostatnia część jeszcze nie wyszła, ale wiadomo było, że Dumbledore nie żyje.

Teraz po prostu zmieniam kilka rzeczy, żeby tak w miarę się zgadzało z przyjętymi kryteriami.

iii

Niektóre zaklęcia będą wymyślone przeze mnie, ale to, jeżeli najdzie mnie ochota. W większości będą to

zaklęcia, które znalazła w necie jako zaklęcia z książek, filmów i gier o Harrym Potterze.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Nowe Inne Życie II Zilidya
Nowe Inne Życie ?łość cz 1
Nowe Inne Życie II ?łość
Nowe Inne Życie Zilidya
Nowe Inne Życie II Zilidya
Inne życie 10
Inne życie 11
Inne życie 14
Nowe Inne Życie [Z]
Inne życie 18
Inne życie 1
Inne życie 19
Inne życie 9
Inne życie 16
Inne życie 20
Inne życie 12
Nowe inne życie II [Z]

więcej podobnych podstron