DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci
│
ś
redniowiecze i odrodzenie
│
barok i o
ś
wiecenie
│
1815-1914
│
1914-1989
jak i z czego studiowa
ć
filozofi
ę
│
moje wykłady
│
Wittgenstein
│
filozofowie i socjologowie nauki
Bertrand RUSSELL
PROBLEMY FILOZOFII
przeło
ż
ył opatrzył Wojciech Sady, rozdziały o powszechnikach
SPIS TRE
Ś
CI:
Przedmowa
1. Zjawisko a rzeczywisto
ść
2. Istnienie materii
3. Natura materii
4. Idealizm
5. Wiedza bezpo
ś
rednia i wiedza przez opis
6. O indukcji
7. Nasza wiedza o zasadach ogólnych
8. Jak mo
ż
liwa jest wiedza a priori
9.
Ś
wiat powszechników
10. Nasza wiedza o powszechnikach
11. Wiedza intuicyjna
12. Prawda i fałsz
13. Prawda, bł
ą
d i pogl
ą
d prawdopodobny
14. Granice wiedzy filozoficznej
15. Warto
ść
filozofii
Nota bibliograficzna
Wojciech Sady. Posłowie. Miejsce Problemów filozofii w twórczo
ś
ci Bertranda Russella
9.
Ś
wiat powszechników
Pod koniec poprzedniego rozdziału zauwa
ż
yli
ś
my,
ż
e takim rzeczom jak relacje
przysługuje, jak si
ę
wydaje, byt w pewien sposób odmienny od bytu przedmiotów
fizycznych, odmienny równie
ż
od bytu umysłów i danych zmysłowych. W tym rozdziale
musimy rozwa
ż
y
ć
natur
ę
tego rodzaju bytu, a tak
ż
e, jakim to przedmiotom on
przysługuje. Zaczniemy od pytania drugiego.
Borykamy si
ę
teraz z problemem bardzo starym, do filozofii wprowadził go bowiem
Platon. Jego "teoria idei" stanowi prób
ę
rozwi
ą
zania tego wła
ś
nie problemu, jak dot
ą
d
jedn
ą
z najbardziej, moim zdaniem, udanych. Teoria, jakiej b
ę
d
ę
bronił poni
ż
ej, jest w
wielkiej mierze teori
ą
Platona poddan
ą
takim tylko modyfikacjom, jakie w miar
ę
upływu
czasu okazały si
ę
konieczne.
Problem ten przybrał dla Platona taki mniej wi
ę
cej kształt. Zastanówmy si
ę
, na przykład,
nad poj
ę
ciem takim jak sprawiedliwo
ść
. Je
ś
li zadamy sobie pytanie, czym ona jest, to
zazwyczaj rozwa
ż
ymy ten, tamten i inny jeszcze czyn sprawiedliwy, w celu ustalenia, co
maj
ą
one ze sob
ą
wspólnego. Ka
ż
dy z nich musi, w pewnym sensie, uczestniczy
ć
we
wspólnej istocie, któr
ą
znajdziemy we wszystkim, co sprawiedliwe, i w niczym innym. T
ą
wspóln
ą
istot
ą
, na mocy której wszystkie one s
ą
sprawiedliwe, b
ę
dzie sama
sprawiedliwo
ść
, czysta esencja, której domieszka do faktów
ż
ycia codziennego wytwarza
cał
ą
rozmaito
ść
czynów sprawiedliwych. Podobnie jest z ka
ż
dym innym słowem, jakie
daje si
ę
stosowa
ć
do zwykłych faktów, takim jak na przykład "biel". Słowo to b
ę
dzie si
ę
stosowa
ć
do pewnej liczby rzeczy jednostkowych, albowiem wszystkie one uczestnicz
ą
we wspólnej istocie czy esencji. Owa czysta istota jest tym, co Platon nazywa "ide
ą
" lub
"form
ą
". (Nie wolno zakłada
ć
,
ż
e tak poj
ę
te "idee" istniej
ą
w umysłach, cho
ć
umysły
Strona 1 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
mog
ą
je ujmowa
ć
.) "Idea" sprawiedliwo
ś
ci nie jest to
ż
sama z niczym, co sprawiedliwe:
jest ona czym
ś
odmiennym od jednostkowych bytów, które w niej uczestnicz
ą
. Nie b
ę
d
ą
c
bytem jednostkowym, sama nie mo
ż
e istnie
ć
w
ś
wiecie zmysłów. Co wi
ę
cej: w
przeciwie
ń
stwie do rzeczy postrzegalnych zmysłowo, nie przemija i nie podlega
zmianom: jest wieczna, niezmienna i niezniszczalna.
W ten sposób Platon odkrył
ś
wiat ponadzmysłowy, bardziej realny od zwykłego
ś
wiata
postrzegalnego zmysłowo, niezmienny
ś
wiat idei, któremu
ś
wiat zmysłów zawdzi
ę
cza ów
blady odblask realno
ś
ci, jaki w ogóle posiada. Dla Platona jedynym
ś
wiatem realnym jest
ś
wiat idei; cokolwiek by
ś
my bowiem nie próbowali powiedzie
ć
o rzeczach w
ś
wiecie
postrzegalnym zmysłowo, zdołamy powiedzie
ć
tylko tyle,
ż
e uczestnicz
ą
one w takich to
a takich ideach, które stanowi
ą
zatem cał
ą
ich natur
ę
. łatwo jest w takiej sytuacji popa
ść
w mistycyzm.
ś
ywi
ć
mo
ż
emy nadziej
ę
,
ż
e w akcie mistycznej iluminacji ujrzymy idee, tak
jak widzimy przedmioty zmysłowe; mo
ż
emy te
ż
wyobra
ż
a
ć
sobie, i
ż
idee istniej
ą
w
niebie. Takich przej
ść
do mistycyzmu dokonuje si
ę
w sposób niemal odruchowy, ale
podstawy tej teorii tkwi
ą
w logice i wła
ś
nie jako opart
ą
na logice musimy j
ą
rozwa
ż
y
ć
.
Do słowa "idea" z czasem przylgn
ę
ło wiele skojarze
ń
, które, gdy odnosi si
ę
je do "idei"
plato
ń
skich, zwodz
ą
nas na manowce. Dlatego te
ż
, aby opisa
ć
to, o co chodziło
Platonowi, zamiast słowa "idea" b
ę
dziemy u
ż
ywa
ć
słowa "powszechnik". Istota tego
rodzaju bytu, jaki miał on na my
ś
li, polega na tym,
ż
e stanowi on przeciwie
ń
stwo
jednostkowych rzeczy danych we wra
ż
eniach. Wszystko, co dane jest we wra
ż
eniu, lub
co ma t
ę
sam
ą
natur
ę
, co dane we wra
ż
eniach rzeczy, nazywamy rzecz
ą
jednostkow
ą
;
powszechniki, przeciwnie, b
ę
d
ą
wszystkim, co mo
ż
e by
ć
wspólne wielu rzeczom
jednostkowym i co ma te cechy, które, jak widzieli
ś
my, odró
ż
niaj
ą
sprawiedliwo
ść
i biel
od sprawiedliwych czynów i białych rzeczy.
Kiedy rozpatrujemy zwykłe słowa, stwierdzamy,
ż
e, ogólnie rzecz bior
ą
c, imiona własne
oznaczaj
ą
rzeczy jednostkowe, natomiast innym rzeczownikom, a tak
ż
e przymiotnikom,
przyimkom i czasownikom, odpowiadaj
ą
powszechniki. Zaimki oznaczaj
ą
rzeczy
jednostkowe, ale s
ą
wieloznaczne: jedynie kontekst lub okoliczno
ś
ci powiadamiaj
ą
nas,
jakie to rzeczy jednostkowe im odpowiadaj
ą
. Słowo "teraz" oznacza byt jednostkowy, a
mianowicie chwil
ę
obecn
ą
, ale, podobnie jak zaimki, jest ono wieloznaczne, albowiem
tera
ź
niejszo
ść
nieustannie si
ę
zmienia.
ś
adnego zdania, jak zobaczymy, nie sposób sformułowa
ć
bez jednego cho
ć
by słowa
oznaczaj
ą
cego powszechnik. Najbli
ż
sze temu byłoby twierdzenie w rodzaju "lubi
ę
to"; ale
nawet tutaj słowo "lubi
ę
" oznacza powszechnik, mog
ę
bowiem lubi
ć
inne rzeczy, inni
ludzie te
ż
mog
ą
co
ś
lubi
ć
. A zatem, wszystkie prawdy zawieraj
ą
powszechniki, a wszelka
znajomo
ść
prawd wymaga bezpo
ś
redniej znajomo
ś
ci powszechników (acquaintance with
universals).
Zwa
ż
ywszy na to,
ż
e niemal wszystkie słowa, jakie znale
źć
mo
ż
na w słowniku, oznaczaj
ą
powszechniki, dziwne jest,
ż
e nikt niemal, oprócz filozofów, nie pojmuje,
ż
e takie byty jak
powszechniki istniej
ą
. Zazwyczaj nie zwracamy uwagi na te wyrazy w zdaniu, które nie
oznaczaj
ą
rzeczy jednostkowych, a je
ś
li zostajemy zmuszeni do zastanowienia si
ę
nad
słowem, któremu odpowiada powszechnik, to zwykle s
ą
dzimy, i
ż
oznacza ono jeden z
tych bytów jednostkowych, które pod powszechnik podpadaj
ą
. Kiedy, na przykład,
słyszymy zdanie "Karolowi I
ś
ci
ę
to głow
ę
", to do
ść
odruchowo my
ś
limy o Karolu I, o
głowie Karola I i o operacji
ś
ci
ę
cia jego głowy, czyli wył
ą
cznie o bytach jednostkowych; a
zwykle nie zastanawiamy si
ę
nad tym, co oznacza słowo "głowa", lub słowo "
ś
ci
ę
to", a co
wła
ś
nie jest powszechnikiem. Czujemy,
ż
e takie słowa s
ą
niezupełne i nieistotne; mamy
wra
ż
enie,
ż
e mo
ż
na si
ę
nimi posługiwa
ć
wył
ą
cznie w pewnym kontek
ś
cie. A zatem,
udaje si
ę
nam w ogóle nie zauwa
ż
a
ć
powszechników jako takich, póki badania
filozoficzne nie zmusz
ą
nas do zwrócenia na nie uwagi.
Strona 2 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
Trzeba przyzna
ć
,
ż
e nawet filozofowie cz
ę
stokro
ć
uznawali istnienie tylko tych
powszechników, których nazwami s
ą
przymiotniki i rzeczowniki, przeoczali za
ś
zazwyczaj
te odpowiadaj
ą
ce czasownikom i przyimkom. Pomini
ę
cie owo wywarło na filozofi
ę
wielki
wpływ, bez zbytniej przesady mo
ż
na stwierdzi
ć
,
ż
e zdeterminowało ono wi
ę
kszo
ść
docieka
ń
metafizycznych od czasów Spinozy. Działo si
ę
to mniej wi
ę
cej tak. Ogólnie
rzecz bior
ą
c, przymiotniki i rzeczowniki pospolite wyra
ż
aj
ą
cechy lub własno
ś
ci
pojedynczych rzeczy, natomiast przyimki i czasowniki wyra
ż
aj
ą
raczej relacje mi
ę
dzy
rzeczami. A zatem pomijanie przyimków i czasowników wiodło do przekonania,
ż
e ka
ż
dy
s
ą
d raczej przypisuje własno
ść
pojedynczej rzeczy ni
ż
wyra
ż
a relacj
ę
mi
ę
dzy dwiema
rzeczami lub wi
ę
ksz
ą
ich liczb
ą
. St
ą
d brał si
ę
pogl
ą
d,
ż
e, koniec ko
ń
ców, byty takie jak
relacje mi
ę
dzy rzeczami nie mog
ą
istnie
ć
. We wszech
ś
wiecie mo
ż
e wi
ę
c istnie
ć
tylko
jedna rzecz, lub je
ś
li jest ich wiele, to nie mog
ą
one w
ż
aden sposób na siebie
oddziaływa
ć
, albowiem ka
ż
de oddziaływanie byłoby relacj
ą
, a relacje istnie
ć
nie mog
ą
.
Pierwszy z tych pogl
ą
dów, głoszony przez Spinoz
ę
, a w naszych czasach przez Bradleya
i wielu innych filozofów, zwie si
ę
monizmem; drugi, którego bronił Leibniz - dzi
ś
niezbyt
rozpowszechniony - nazywany jest monadyzmem, jako
ż
e mianem monady okre
ś
la si
ę
ka
ż
d
ą
z izolowanych rzeczy. Obie te przeciwstawne filozofie, cho
ć
same w sobie
interesuj
ą
ce, powstały, moim zdaniem, w wyniku niesłusznego ze
ś
rodkowania uwagi na
powszechnikach jednego rodzaju, a mianowicie na tych, które odpowiadaj
ą
raczej
przymiotnikom i rzeczownikom ni
ż
czasownikom i przysłówkom.
Gdyby jednak kto
ś
chciał całkowicie zaprzeczy
ć
istnieniu czego
ś
takiego jak
powszechniki, to stwierdziliby
ś
my,
ż
e nie jeste
ś
my w stanie przeprowadzi
ć
ś
cisłego
dowodu istnienia takich bytów jak cechy, tzn. powszechników odpowiadaj
ą
cych
przymiotnikom i rzeczownikom - mo
ż
emy natomiast dowie
ść
, i
ż
istnie
ć
musz
ą
relacje,
tzn. tego rodzaju powszechniki, które w ogólnym przypadku odpowiadaj
ą
czasownikom i
przyimkom. We
ź
my za przykład powszechnik biel. Je
ś
li wierzymy,
ż
e on istnieje, to
powiemy, i
ż
rzeczy s
ą
białe, albowiem posiadaj
ą
cech
ę
bieli. Ten pogl
ą
d zawzi
ę
cie
zwalczali jednak Berkeley i Hume, za którymi poszli pó
ź
niejsi empiry
ś
ci. Ich krytyka
przybrała posta
ć
negacji istnienia czego
ś
takiego jak "idee abstrakcyjne". Kiedy
próbujemy pomy
ś
le
ć
o bieli, mówili, to wyobra
ż
amy sobie pewn
ą
jednostkow
ą
rzecz biał
ą
i na jej temat prowadzimy rozwa
ż
ania, staraj
ą
c si
ę
nie dochodzi
ć
do niczego, co nie
byłoby równie prawdziwe o innych rzeczach białych. W ogólnym zarysie jest to
niew
ą
tpliwie prawdziwy opis naszych faktycznych procesów umysłowych. Je
ś
li, na
przykład, w geometrii chcemy dowie
ść
czego
ś
, co by dotyczyło wszystkich trójk
ą
tów, to
rysujemy pewien szczególny trójk
ą
t i rozwa
ż
amy go, staraj
ą
c si
ę
nie korzysta
ć
z
ż
adnej
jego cechy, której nie miałyby te
ż
inne trójk
ą
ty. Pocz
ą
tkuj
ą
cy cz
ę
sto stwierdzaj
ą
,
ż
e dla
unikni
ę
cia bł
ę
dów dobrze jest narysowa
ć
ró
ż
ne trójk
ą
ty, mo
ż
liwie od siebie odmienne,
tak aby upewni
ć
si
ę
,
ż
e prowadzone rozumowanie w równej mierze stosuje si
ę
do nich
wszystkich. Popadamy jednak w trudno
ś
ci, gdy tylko zadajemy sobie pytanie, sk
ą
d
wiemy,
ż
e dana rzecz jest biała, lub
ż
e jest trójk
ą
tna. Je
ś
li chcemy oby
ć
si
ę
bez
powszechników biel i trójk
ą
tno
ść
, to wybierzemy jak
ąś
szczególn
ą
plam
ę
bieli lub pewien
szczególny trójk
ą
t i powiemy, i
ż
co
ś
jest białe lub trójk
ą
tne, je
ś
li we wła
ś
ciwy sposób
przypomina wybran
ą
przez nas rzecz jednostkow
ą
. Ale to wymagane podobie
ń
stwo
b
ę
dzie musiało by
ć
powszechnikiem. A poniewa
ż
istnieje wiele białych rzeczy, to
podobie
ń
stwo musi zachodzi
ć
pomi
ę
dzy wieloma parami jednostkowych rzeczy białych,
to za
ś
stanowi charakterystyczn
ą
cech
ę
powszechnika. Na nic si
ę
nie zda powiedzenie,
ż
e dla ka
ż
dej pary podobie
ń
stwo jest inne, bo wtedy b
ę
dziemy musieli stwierdzi
ć
,
ż
e owe
podobie
ń
stwa podobne s
ą
do siebie, tak wi
ę
c w ko
ń
cu zmuszeni b
ę
dziemy przyzna
ć
, i
ż
podobie
ń
stwo jest bytem ogólnym. Relacja podobie
ń
stwa musi by
ć
wi
ę
c prawdziwym
powszechnikiem. A skoro musieli
ś
my przysta
ć
na istnienie tego powszechnika, to nie
warto ju
ż
wymy
ś
la
ć
trudnych i niewiarygodnych teorii, by unikn
ąć
uznania
powszechników takich, jak biel i trójk
ą
tno
ść
.
Strona 3 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
Berkeley i Hume nie dostrzegli tego argumentu przeciw dokonanemu przez siebie
odrzuceniu "idei abstrakcyjnych", albowiem, podobnie jak ich przeciwnicy, my
ś
leli jedynie
o cechach, całkowicie za
ś
ignorowali relacje jako powszechniki. Tak wi
ę
c, i pod tym
wzgl
ę
dem racjonali
ś
ci mieli najwyra
ź
niej racj
ę
w sporze z empirystami, cho
ć
z tego
powodu,
ż
e pomijali lub negowali relacje, ich wnioski były bardziej nara
ż
one na bł
ę
dy ni
ż
wnioski empirystów.
Zrozumiawszy,
ż
e istnie
ć
musz
ą
byty takie jak powszechniki, nale
ż
y teraz dowie
ść
, i
ż
ich
byt nie ma jedynie charakteru duchowego. A to znaczy,
ż
e bez wzgl
ę
du na to, jakie
istnienie im przysługuje, jest ono niezale
ż
ne od tego, czy si
ę
o nich my
ś
li, b
ą
d
ź
w
jakikolwiek inny sposób ujmuje je umysłowo. Poruszyli
ś
my ju
ż
ten temat pod koniec
poprzedniego rozdziału, teraz jednak musimy gł
ę
biej rozwa
ż
y
ć
, jakiego to rodzaju byt
przysługuje powszechnikom.
Rozwa
ż
my s
ą
d w rodzaju: "Edynburg le
ż
y na północ od Londynu". Mamy tu relacj
ę
mi
ę
dzy dwoma miejscami i jest chyba jasne, i
ż
istnieje ona niezale
ż
nie od naszej o niej
wiedzy. Dowiaduj
ą
c si
ę
,
ż
e Edynburg le
ż
y na północ od Londynu, dowiadujemy si
ę
czego
ś
, co odnosi si
ę
wył
ą
cznie do tych dwóch miast: to,
ż
e
ś
my si
ę
tego dowiedzieli, nie
wpływa na prawdziwo
ść
owego s
ą
du, a przeciwnie: my po prostu ujmujemy fakt, który
istniał, nim go poznali
ś
my. Ta cz
ęść
powierzchni Ziemi, na której poło
ż
ony jest Edynburg,
znajdowałaby si
ę
na północ od tej cz
ęś
ci, na której poło
ż
ony jest Londyn, nawet gdyby
nie było ludzi, którzy wiedzieliby co
ś
o północy i o południu, a nawet gdyby w całym
wszech
ś
wiecie nie było
ż
adnych umysłów. Temu, rzecz jasna, wielu filozofów przeczyło,
z powodów wysuni
ę
tych przez Berkeleya, b
ą
d
ź
przez Kanta. Ale my
ś
my te powody ju
ż
rozwa
ż
yli i stwierdzili
ś
my, i
ż
s
ą
nieadekwatne. Tak wi
ę
c mo
ż
emy teraz przyj
ąć
,
ż
e
prawd
ą
jest, i
ż
fakt,
ż
e Edynburg le
ż
y na północ od Londynu, nie zakłada niczego
duchowego. ów fakt zawiera jednak relacj
ę
"na północ od", która jest powszechnikiem, a
byłoby niemo
ż
liwe, by cały ten fakt nie zawierał niczego duchowego, gdyby relacja "na
północ od", b
ę
d
ą
ca jego cz
ęś
ci
ą
składow
ą
, co
ś
duchowego zawierała. Tak wi
ę
c, musimy
przyzna
ć
,
ż
e ta relacja, podobnie jak jej człony, nie zale
ż
y od my
ś
li, lecz jest cz
ęś
ci
ą
niezale
ż
nego
ś
wiata, który my
ś
l ujmuje, ale którego nie stwarza.
Ten wniosek natrafia jednak na pewn
ą
trudno
ść
, a mianowicie, jak si
ę
zdaje, relacja "na
północ od" nie istnieje w tym samym sensie, w jakim istniej
ą
Edynburg i Londyn. Je
ś
li
zapytamy "Gdzie i kiedy ta relacja istnieje?", to odpowied
ź
musi brzmie
ć
"Nigdzie i
nigdy". Nie ma miejsca lub czasu, w którym mogliby
ś
my znale
źć
relacj
ę
"na północ od".
Nie istnieje w Edynburgu, podobnie jak nie istnieje w Londynie, albowiem ł
ą
czy ona oba
te miasta i jest w stosunku do nich neutralna. Nie sposób te
ż
powiedzie
ć
,
ż
e istnieje w
jakim
ś
szczególnym czasie. A wszystko, co mo
ż
na uj
ąć
za pomoc
ą
zmysłów lub
introspekcji, istnieje w pewnej szczególnej chwili. Tak wi
ę
c, relacja "na północ od" ró
ż
ni
si
ę
radykalnie od tego typu rzeczy. Nie ma jej ani w przestrzeni, ani w czasie, nie jest ani
materialna, ani duchowa, a jednak jest czym
ś
.
I wła
ś
nie ów szczególny rodzaj bycia, jaki przysługuje powszechnikom, skłonił wielu ludzi
do przekonania,
ż
e s
ą
one w rzeczywisto
ś
ci duchowe. Mo
ż
emy my
ś
l
ę
o powszechniku, a
wtedy nasze my
ś
lenie istnieje w całkowicie potocznym sensie, podobnie jak ka
ż
dy inny
akt umysłowy. Załó
ż
my, na przykład,
ż
e my
ś
limy o bieli. W pewnym sensie mo
ż
na wtedy
rzec,
ż
e biel znajduje si
ę
"w naszym umy
ś
le". Mamy tu do czynienia z t
ą
sam
ą
dwuznaczno
ś
ci
ą
, o jakiej była mowa w rozdziale 4, kiedy rozwa
ż
ali
ś
my pogl
ą
dy
Berkeleya. Dokładnie rzecz bior
ą
c, w naszych umysłach znajduje si
ę
nie biel, ale akt
my
ś
lenia o bieli. Zwi
ą
zana z tym dwuznaczno
ść
słowa "idea", o której wtedy
wspomnieli
ś
my, równie
ż
i tutaj wywołuje zam
ę
t. W jednym tego słowa znaczeniu, w tym
mianowicie, w którym oznacza ono przedmiot aktu my
ś
lowego, biel jest "ide
ą
". A zatem,
je
ś
li si
ę
tej dwuznaczno
ś
ci nie wystrzegamy, to mo
ż
emy doj
ść
do przekonania,
ż
e biel
jest "ide
ą
" w drugim znaczeniu, tzn. jest aktem my
ś
lowym; i w ten sposób dochodzimy do
Strona 4 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
przekonania, i
ż
biel jest czym
ś
duchowym. Ale s
ą
dz
ą
c tak, pozbawiamy j
ą
jej istotnej
cechy, a mianowicie ogólno
ś
ci. Akty my
ś
lowe ró
ż
nych ludzi z konieczno
ś
ci nie s
ą
tym
samym aktem; z konieczno
ś
ci nie s
ą
tym samym aktem akty my
ś
lowe jednego człowieka
w ró
ż
nych chwilach czasu. A zatem, gdyby biel była my
ś
l
ą
sam
ą
, a nie jej przedmiotem,
to
ż
adnych dwóch ludzi nie mogłoby o niej my
ś
le
ć
i nikt nie mógłby pomy
ś
le
ć
o niej
dwukrotnie. Tym, co ł
ą
czy wiele ró
ż
nych my
ś
li o bieli, jest ich przedmiot, on za
ś
ż
adn
ą
z
tych my
ś
li nie jest. Tak wi
ę
c, powszechniki nie s
ą
my
ś
lami, mimo
ż
e wtedy, gdy je
poznajemy, stanowi
ą
przedmioty my
ś
li.
Wygodnie jest mówi
ć
o rzeczach istniej
ą
cych jedynie wtedy, gdy znajduj
ą
si
ę
one w
czasie, to znaczy, gdy mo
ż
emy okre
ś
li
ć
czas, w którym istniej
ą
(nie wykluczaj
ą
c
mo
ż
liwo
ś
ci ich istnienia w ka
ż
dej chwili). Tak wi
ę
c my
ś
li i uczucia, umysły i przedmioty
fizyczne istniej
ą
. Ale powszechniki w tym sensie nie istniej
ą
. B
ę
dziemy mówi
ć
,
ż
e
subzystuj
ą
, lub bytuj
ą
, przy czym "byt" ró
ż
ni si
ę
od "istnienia" tym, i
ż
jest bezczasowy. A
zatem,
ś
wiat powszechników mo
ż
na te
ż
opisa
ć
jako
ś
wiat bytu.
Ś
wiat bytu jest
niezmienny, sztywny,
ś
cisły, sprawia rozkosz matematykowi, logikowi, budowniczemu
systemu metafizycznego i tym wszystkim, którzy doskonało
ść
kochaj
ą
bardziej ni
ż
ż
ycie.
Ś
wiat istnienia jest przemijaj
ą
cy, nieuchwytny, pozbawiony ostrych granic, jasnego planu
czy porz
ą
dku, ale zawiera on wszystkie my
ś
li i uczucia, wszystkie dane zmysłów i
wszystkie przedmioty fizyczne, wszystko, co mo
ż
e wyrz
ą
dzi
ć
dobro lub krzywd
ę
,
wszystko, co wywiera jaki
ś
wpływ na warto
ść
ż
ycia i
ś
wiata. Zale
ż
nie od swych
temperamentów b
ę
dziemy woleli kontemplowa
ć
ś
wiat pierwszy lub drugi. Ten, którego
nie wybierzemy, wyda nam si
ę
zapewne jedynie bladym cieniem
ś
wiata wybranego, nie
wartym niemal tego, by uwa
ż
a
ć
go za w takim czy innym sensie rzeczywisty. Ale prawd
ą
jest,
ż
e oba w równym stopniu zasługuj
ą
na nasz
ą
bezstronn
ą
uwag
ę
, oba s
ą
rzeczywiste, oba s
ą
wa
ż
ne dla metafizyka. I faktycznie, gdy tylko te dwa
ś
wiaty
rozró
ż
nili
ś
my, koniecznie musimy rozwa
ż
y
ć
zachodz
ą
ce mi
ę
dzy nimi relacje.
Najpierw jednak musimy zbada
ć
nasz
ą
wiedz
ę
o powszechnikach. Te rozwa
ż
ania
wypełni
ą
kolejny rozdział, w którym oka
ż
e si
ę
,
ż
e dochodzimy do rozwi
ą
zania problemu
wiedzy a priori, który zrazu przywiódł nas do rozwa
ż
a
ń
nad powszechnikami.
10. Nasza wiedza o powszechnikach
Powszechniki, podobnie jak byty jednostkowe, mo
ż
na - ze wzgl
ę
du na wiedz
ę
okre
ś
lonego człowieka w danym czasie - podzieli
ć
na te znane bezpo
ś
rednio (known by
acquaintance), te znane jedynie przez opis i te nie znane na
ż
aden z tych sposobów.
Rozwa
ż
my najpierw bezpo
ś
redni
ą
znajomo
ść
powszechników. Przede wszystkim jest
oczywiste,
ż
e znamy bezpo
ś
rednio powszechniki takie jak biały, czerwony, czarny,
słodki, kwa
ś
ny, gło
ś
ny, twardy itd., tzn. cechy wyst
ę
puj
ą
ce w danych zmysłowych. Gdy
widzimy biał
ą
plam
ę
, zrazu doznajemy (we are acquainted) tej jednostkowej plamy, ale
widz
ą
c wiele białych plam, łatwo uczymy si
ę
wyabstrahowywa
ć
wspóln
ą
im wszystkim
biel, a zyskawszy t
ę
zdolno
ść
, zyskujemy bezpo
ś
redni
ą
wiedz
ę
o bieli. W wyniku
podobnego procesu zaznajamiamy si
ę
z wszelkimi innymi powszechnikami tego samego
rodzaju, którym mo
ż
na nada
ć
miano "cech zmysłowych". Uj
ę
cie ich wymaga mniejszego
wysiłku abstrahowania ni
ż
uj
ę
cie innych, wydaj
ą
si
ę
te
ż
bli
ż
sze bytom jednostkowym ni
ż
pozostałe powszechniki.
Teraz przechodzimy do relacji. Najłatwiej jest uj
ąć
te z nich, które zachodz
ą
pomi
ę
dzy
ró
ż
nymi cz
ęś
ciami jednej, zło
ż
onej danej zmysłowej. Na przykład, jednym spojrzeniem
obejmuj
ę
cał
ą
biał
ą
stronic
ę
, na której pisz
ę
; a zatem ona cała jest w jednej danej
zmysłowej zawarta. Spostrzegam jednak,
ż
e niektóre cz
ęś
ci stronicy s
ą
na lewo od
innych, a pewne cz
ęś
ci s
ą
wy
ż
ej ni
ż
pozostałe. Proces abstrahowania zdaje si
ę
w tym
przypadku przebiega
ć
jako
ś
tak: widz
ę
kolejno pewn
ą
liczb
ę
danych zmysłowych,
Strona 5 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
których jedne cz
ęś
ci s
ą
na lewo od innych; spostrzegam, podobnie jak w przypadku
ró
ż
nych białych plam,
ż
e wszystkie te dane zmysłowe maj
ą
co
ś
wspólnego, a w wyniku
abstrakcji stwierdzam, i
ż
tym czym
ś
jest pewna relacja mi
ę
dzy ich cz
ęś
ciami, ta
mianowicie, któr
ą
okre
ś
lam mianem "bycia na lewo od". W ten sposób bezpo
ś
rednio
poznaj
ę
ow
ą
ogóln
ą
relacj
ę
.
W podobny sposób u
ś
wiadamiam sobie relacj
ę
czasow
ą
"przed i po". Załó
ż
my,
ż
e słysz
ę
bicie dzwonów: kiedy zabrzmi ostatnie uderzenie, mog
ę
odtworzy
ć
je wszystkie w
pami
ę
ci i zauwa
ż
y
ć
,
ż
e wcze
ś
niejsze uderzenia nast
ą
piły przed ostatnimi. W pami
ę
ci te
ż
spostrzegam,
ż
e to, co wspominam, nast
ą
piło przed chwil
ą
obecn
ą
. Na podstawie obu
tych
ź
ródeł mog
ę
wyabstrahowa
ć
ogóln
ą
relacj
ę
"przed i po", podobnie jak
wyabstrahowałem "na lewo od". Tak wi
ę
c relacje czasowe, podobnie jak relacje
przestrzenne, nale
żą
do tych, które poznajemy bezpo
ś
rednio.
Inn
ą
relacj
ą
, któr
ą
poznaj
ę
bezpo
ś
rednio w bardzo podobny sposób, jest podobie
ń
stwo.
Widz
ą
c jednocze
ś
nie dwa odcienie zieleni, mog
ę
zauwa
ż
y
ć
,
ż
e s
ą
one podobne; je
ś
li w
tym samym czasie widz
ę
pewien odcie
ń
czerwieni, to mog
ę
spostrzec,
ż
e owe dwie
zielenie s
ą
bardziej podobne do siebie ni
ż
do czerwieni. W ten sposób poznaj
ę
bezpo
ś
rednio powszechnik podobie
ń
stwo.
Mi
ę
dzy powszechnikami, tak jak mi
ę
dzy bytami jednostkowymi, zachodz
ą
relacje, które
jeste
ś
my w stanie u
ś
wiadamia
ć
sobie bezpo
ś
rednio. Mo
ż
emy spostrzec, jak w
omówionym przed chwil
ą
przykładzie,
ż
e mi
ę
dzy dwoma odcieniami zieleni zachodzi
wi
ę
ksze podobie
ń
stwo ni
ż
mi
ę
dzy pewnym odcieniem zieleni a pewnym odcieniem
czerwieni. Tutaj mamy do czynienia z relacj
ą
"wi
ę
kszy od", zachodz
ą
c
ą
mi
ę
dzy relacjami.
Nasza wiedza o takich relacjach, cho
ć
wymaga wi
ę
kszej zdolno
ś
ci abstrahowania ni
ż
ta,
jakiej potrzeba, by spostrzega
ć
cechy danych zmysłowych, wydaje si
ę
równie
bezpo
ś
rednia i (przynajmniej w niektórych przypadkach) równie niew
ą
tpliwa. Istnieje
zatem bezpo
ś
rednia wiedza dotycz
ą
ca powszechników, podobnie jak ta dotycz
ą
ca
danych zmysłowych.
Stwierdzamy teraz,
ż
e problem wiedzy a priori, który wy
ż
ej pozostawili
ś
my bez
rozwi
ą
zania, potrafimy teraz podj
ąć
w sposób znacznie bardziej zadowalaj
ą
cy ni
ż
przedtem. Powró
ć
my do twierdzenia "dwa plus dwa równa si
ę
cztery". W
ś
wietle tego,
co
ś
my dot
ą
d powiedzieli, jest do
ść
oczywiste, i
ż
wyra
ż
a ono relacj
ę
mi
ę
dzy
powszechnikiem "dwa" a powszechnikiem "cztery". To podsuwa nam twierdzenie,
którego spróbujemy teraz dowie
ść
: Cała wiedza a priori dotyczy wył
ą
cznie relacji mi
ę
dzy
powszechnikami. Jest to twierdzenie niesłychanie doniosłe i bardzo nas zbli
ż
a do
rozwi
ą
zania trudno
ś
ci, jakie wcze
ś
niej rodziła tego rodzaju wiedza.
Jedynym przypadkiem, w którym, na pierwszy rzut oka, nasze twierdzenie mogłoby si
ę
wyda
ć
nieprawdziwe, jest s
ą
d a priori orzekaj
ą
cy,
ż
e wszystkie rzeczy jednostkowe z
jednego zbioru nale
żą
do innego zbioru, lub (co na jedno wychodzi)
ż
e wszystkie rzeczy
jednostkowe maj
ą
ce pewn
ą
własno
ść
maj
ą
te
ż
pewn
ą
inn
ą
własno
ść
. W tym przypadku
mogłoby si
ę
wydawa
ć
, i
ż
mamy do czynienia raczej z rzeczami jednostkowymi
posiadaj
ą
cymi t
ę
własno
ść
ni
ż
z ow
ą
własno
ś
ci
ą
. Tak wła
ś
nie jest w przypadku
twierdzenia "dwa plus dwa równa si
ę
cztery", mo
ż
na je bowiem wypowiedzie
ć
w postaci:
"dowolne dwa i dowolne inne dwa daj
ą
cztery", lub: "dowolny zbiór utworzony z dwóch
par jest zbiorem czteroelementowym". Je
ś
li zdołamy wykaza
ć
,
ż
e tego rodzaju
wypowiedzi w rzeczywisto
ś
ci dotycz
ą
jedynie powszechników, to b
ę
dziemy mogli uzna
ć
nasze twierdzenie za udowodnione.
Jeden ze sposobów ustalania, czego s
ą
d dotyczy, polega na tym,
ż
e zadajemy sobie
pytanie, jakie to słowa musimy zrozumie
ć
- innymi słowy, jakie przedmioty musimy
bezpo
ś
rednio zna
ć
- aby poj
ąć
, co ów s
ą
d znaczy. O ile pojmujemy, co znaczy - nawet
Strona 6 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
je
ś
li nie wiemy, czy jest prawdziwy, czy fałszywy - to jasne jest,
ż
e musimy bezpo
ś
rednio
zna
ć
to, czego ten s
ą
d faktycznie dotyczy. Stosuj
ą
c taki sprawdzian stwierdzamy, i
ż
liczne s
ą
dy, które na pierwszy rzut oka wydaj
ą
si
ę
dotyczy
ć
bytów jednostkowych, w
rzeczywisto
ś
ci odnosz
ą
si
ę
jedynie do powszechników. W przypadku s
ą
du "dwa plus
dwa równa si
ę
cztery", nawet je
ś
li interpretujemy go jako: "dowolny zbiór utworzony z
dwóch par jest zbiorem czteroelementowym", jasne jest,
ż
e mo
ż
emy ów s
ą
d zrozumie
ć
,
tzn. jeste
ś
my w stanie poj
ąć
, co takiego on stwierdza, je
ś
li tylko wiemy, co znacz
ą
"zbiór", "dwa" i "cztery". Całkowicie zbyteczna jest znajomo
ść
wszystkich par we
wszech
ś
wiecie: gdyby była ona niezb
ę
dna, to oczywi
ś
cie nigdy nie mogliby
ś
my tego
twierdzenia zrozumie
ć
, pary bowiem s
ą
niesko
ń
czenie liczne, a zatem wszystkich ich
zna
ć
nie mo
ż
emy. Tak wi
ę
c, cho
ć
z naszego ogólnego twierdzenia wynikaj
ą
twierdzenia
dotycz
ą
ce poszczególnych par, je
ś
li tylko wiemy, i
ż
takie poszczególne pary istniej
ą
, to
ono samo nie głosi,
ż
e istniej
ą
tego rodzaju pary, a równie
ż
nic takiego z niego nie
wynika; a zatem nie orzeka niczego o
ż
adnej parze rzeczywistej. Wypowiedziane
twierdzenie dotyczy "pary", powszechnika, a nie pary tej czy owej.
A zatem, zdanie "dwa plus dwa równa si
ę
cztery" dotyczy wył
ą
cznie powszechników.
Mo
ż
e je wi
ę
c pozna
ć
ka
ż
dy, kto zna bezpo
ś
rednio owe powszechniki i jest w stanie
dostrzec t
ę
relacj
ę
mi
ę
dzy nimi, któr
ą
owo zdanie stwierdza. Trzeba uzna
ć
za fakt,
odkryty w wyniku refleksji nad nasz
ą
wiedz
ą
,
ż
e posiadamy zdolno
ść
dostrzegania
niekiedy takich relacji mi
ę
dzy powszechnikami, a zatem i poznawania ogólnych
twierdze
ń
a priori, takich jak twierdzenia arytmetyczne i logiczne. Kiedy wcze
ś
niej
zastanawiali
ś
my si
ę
nad tego rodzaju wiedz
ą
, to tajemnicze wra
ż
enie sprawiał fakt, i
ż
wydawała si
ę
ona antycypowa
ć
do
ś
wiadczenie i wpływa
ć
na jego przebieg. Teraz
pojmujemy jednak,
ż
e był to bł
ą
d.
ś
adnego faktu dotycz
ą
cego czego
ś
, czego mo
ż
na
do
ś
wiadczy
ć
, nie sposób pozna
ć
niezale
ż
nie od do
ś
wiadczenia. Wiemy a priori,
ż
e dwie
rzeczy i dwie inne rzeczy razem wzi
ę
te daj
ą
cztery rzeczy, ale nie wiemy a priori,
ż
e
gdyby Brown i Jones byli dwoma lud
ź
mi, a Robinson i Smith te
ż
dwoma, to Brown,
Jones, Robinson i Smith byliby czterema. A to dlatego, i
ż
w ogóle nie potrafimy owego
twierdzenia zrozumie
ć
, je
ś
li nie wiemy,
ż
e istniej
ą
tacy ludzie jak Brown, Jones, Robinson
i Smith, to za
ś
mo
ż
emy wiedzie
ć
jedynie na podstawie do
ś
wiadczenia. Tak wi
ę
c, cho
ć
nasze ogólne twierdzenie jest twierdzeniem a priori, to wszystkie jego zastosowania do
faktycznych rzeczy jednostkowych wymagaj
ą
do
ś
wiadczenia, a zatem zawieraj
ą
pierwiastki empiryczne. Teraz wida
ć
,
ż
e to, co w naszej wiedzy a priori sprawiało
tajemnicze wra
ż
enie, opierało si
ę
na bł
ę
dzie.
Aby to jeszcze bardziej rozja
ś
ni
ć
, dobrze b
ę
dzie porówna
ć
nasz autentyczny s
ą
d a priori
z jakim
ś
uogólnieniem empirycznym, w rodzaju "wszyscy ludzie s
ą
ś
miertelni". Tutaj,
podobnie jak poprzednio, mo
ż
emy zrozumie
ć
, co to twierdzenie znaczy, je
ś
li rozumiemy
powszechniki, o których mowa, a mianowicie człowiek i
ś
miertelny. Rzecz jasna, aby
zrozumie
ć
, co nasze twierdzenie znaczy, nie trzeba osobi
ś
cie zna
ć
wszystkich
przedstawicieli rasy ludzkiej. Tak wi
ę
c, ró
ż
nicy mi
ę
dzy ogólnym twierdzeniem a priori a
uogólnieniem empirycznym nie ujawnia jego znaczenie; ujawnia j
ą
natura
ś
wiadectw
przemawiaj
ą
cych na jego korzy
ść
. W przypadku empirycznym
ś
wiadectwa stanowi
ą
jednostkowe przypadki. Wierzymy w to,
ż
e wszyscy ludzie s
ą
ś
miertelni, dlatego, i
ż
wiemy,
ż
e istniej
ą
niezliczone przypadki ludzi umieraj
ą
cych, a nie ma przypadków ludzi,
którzy
ż
yliby ponad pewien wiek. Przekonanie nasze nie bierze si
ę
za
ś
st
ą
d,
ż
e
postrzegamy zwi
ą
zek zachodz
ą
cy mi
ę
dzy powszechnikiem człowiek a powszechnikiem
ś
miertelny. Prawd
ą
jest,
ż
e gdyby fizjologia, na podstawie ogólnych praw rz
ą
dz
ą
cych
ż
ywymi ciałami, zdołała dowie
ść
, i
ż
ż
aden organizm nie mo
ż
e trwa
ć
bez ko
ń
ca, to
ustanowiłoby to zwi
ą
zek pomi
ę
dzy człowiekiem a
ś
miertelno
ś
ci
ą
, który pozwalałby nam
wygłasza
ć
owe twierdzenie bez odwoływania si
ę
do tego
ś
wiadectwa, jakim jest
umieranie ludzi. Ale znaczyłoby to tylko tyle, i
ż
nasze uogólnienie podci
ą
gni
ę
to pod
uogólnienie szersze, nadal potwierdzane przez dane tego samego rodzaju, cho
ć
bardziej
Strona 7 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
ró
ż
norodne. W miar
ę
post
ę
pu nauki nieustannie dokonuje si
ę
takich podporz
ą
dkowa
ń
,
uzyskuj
ą
c w rezultacie coraz szersz
ą
baz
ę
indukcyjn
ą
dla naukowych uogólnie
ń
. Ale
cho
ć
powi
ę
ksza to stopie
ń
pewno
ś
ci, to nie otrzymujemy nowego jej rodzaju: jej
ostateczne podstawy pozostaj
ą
indukcyjne, tzn. wywodz
ą
si
ę
z jednostkowych
przypadków, a nie z apriorycznych zwi
ą
zków mi
ę
dzy powszechnikami, jak to ma miejsce
w logice i arytmetyce.
W zwi
ą
zku z ogólnymi s
ą
dami a priori warto poruszy
ć
dwie przeciwstawne kwestie. Po
pierwsze, je
ś
li znamy wiele przypadków jednostkowych, to mo
ż
emy zrazu otrzyma
ć
nasz
ogólny s
ą
d przez indukcj
ę
, a dopiero pó
ź
niej dostrzec zwi
ą
zek powszechników. Na
przykład, je
ś
li narysujemy trzy linie prostopadłe do boków trójk
ą
ta, przechodz
ą
ce przez
przeciwległe wierzchołki, to, jak wiadomo, przetn
ą
si
ę
one w jednym punkcie. By
ć
mo
ż
e
natkni
ę
to si
ę
na to twierdzenie wielokrotnie rysuj
ą
c prostopadłe i stwierdzaj
ą
c,
ż
e zawsze
przecinaj
ą
si
ę
w jednym punkcie. Takie do
ś
wiadczenie mogło pobudzi
ć
kogo
ś
do
poszukiwania i znalezienia ogólnego dowodu. Tego rodzaju przypadki dobrze zna ka
ż
dy
matematyk.
Druga kwestia jest ciekawsza, a filozoficznie donio
ś
lejsza. Chodzi o to,
ż
e niekiedy
mo
ż
emy zna
ć
twierdzenie ogólne nie znaj
ą
c
ż
adnego jednostkowego przykładu.
Rozwa
ż
my przypadek nast
ę
puj
ą
cy. Ka
ż
de dwie liczby, jak wiemy, mo
ż
na przez siebie
pomno
ż
y
ć
, otrzymuj
ą
c liczb
ę
trzeci
ą
, zwan
ą
ich iloczynem. Wiemy,
ż
e wszystkie pary
liczb całkowitych, których iloczyn jest mniejszy od 100, faktycznie przez siebie
przemno
ż
ono, a otrzymane warto
ś
ci zapisano w postaci tabliczki mno
ż
enia. Ale wiemy
te
ż
, i
ż
liczb całkowitych jest niesko
ń
czenie wiele i
ż
e ludzie pomy
ś
leli dot
ą
d i pomy
ś
l
ą
jeszcze o sko
ń
czonej jedynie ilo
ś
ci ich par. Wynika wi
ę
c st
ą
d, i
ż
istniej
ą
pary liczb
całkowitych, o których nigdy
ż
aden człowiek nie pomy
ś
lał i nie pomy
ś
li i
ż
e wszystkie one
składaj
ą
si
ę
z liczb, których iloczyn jest wi
ę
kszy od 100. W ten sposób otrzymujemy
twierdzenie: "Wszystkie iloczyny dwóch liczb całkowitych, o których
ż
aden człowiek nigdy
nie pomy
ś
lał i nie pomy
ś
li, s
ą
wi
ę
ksze od 100". Jest to twierdzenie ogólne,
niezaprzeczalnie prawdziwe, a jednak sama istota tego przypadku przes
ą
dza o tym, i
ż
nigdy nie zdołamy poda
ć
dla
ń
przykładu; albowiem na mocy warunków tego twierdzenia
wykluczone s
ą
ka
ż
de dwie liczby, o jakich mo
ż
emy pomy
ś
le
ć
.
Cz
ę
sto przeczy si
ę
temu, jakoby mo
ż
na było wiedzie
ć
co
ś
, czego nie sposób zilustrowa
ć
ż
adnym przykładem, albowiem nie zauwa
ż
a si
ę
,
ż
e znajomo
ść
takich twierdze
ń
wymaga
jedynie wiedzy o relacjach mi
ę
dzy powszechnikami, nie za
ś
wiedzy o ich poszczególnych
przypadkach. A jednak znajomo
ść
takich ogólnych twierdze
ń
jest niezb
ę
dna, by
ś
my
mogli wiedzie
ć
bardzo wiele z tego, co, jak si
ę
powszechnie uwa
ż
a, wiemy. Na przykład,
jak to zobaczyli
ś
my w pierwszych rozdziałach tej ksi
ąż
ki, przedmioty fizyczne, w
przeciwie
ń
stwie do danych zmysłowych, poznajemy jedynie przez wnioskowanie; nie s
ą
one czym
ś
, czego doznajemy. A zatem, nigdy nie b
ę
dziemy zna
ć
twierdzenia o postaci
"to jest przedmiot fizyczny", gdzie "to" byłoby czym
ś
, co znamy bezpo
ś
rednio. Wynika
st
ą
d,
ż
e cała nasza wiedza dotycz
ą
ca przedmiotów fizycznych jest wiedz
ą
, której nie
sposób zilustrowa
ć
ż
adnym faktycznym przykładem. Mo
ż
emy podawa
ć
przykłady
stowarzyszonych danych zmysłowych, ale nie mo
ż
emy poda
ć
przykładów faktycznych
przedmiotów fizycznych. Nasza wiedza o przedmiotach fizycznych zale
ż
y wi
ę
c bez reszty
od mo
ż
liwo
ś
ci istnienia ogólnej wiedzy, której nie sposób zilustrowa
ć
ż
adnym
przykładem. To samo odnosi si
ę
do naszej wiedzy o umysłach innych ludzi, czy o ka
ż
dej
innej klasie rzeczy, z których
ż
adnej bezpo
ś
rednio nie znamy.
Mo
ż
emy teraz dokona
ć
przegl
ą
du
ź
ródeł naszej wiedzy, jakie ujawniły si
ę
w toku
dotychczasowej analizy. Najpierw musimy odró
ż
ni
ć
znajomo
ść
rzeczy i znajomo
ść
prawd. Ka
ż
da z nich ma dwie odmiany: jedn
ą
stanowi wiedza bezpo
ś
rednia, a drug
ą
pochodna. Znajomo
ść
rzeczy, któr
ą
nazwali
ś
my wiedz
ą
bezpo
ś
redni
ą
, jest dwojakiego
rodzaju, zale
ż
nie od tego, czy poznane rzeczy s
ą
bytami jednostkowymi, czy
Strona 8 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20
powszechnikami. Do bytów jednostkowych, jakie znamy bezpo
ś
rednio, nale
żą
dane
zmysłowe i (prawdopodobnie) my sami. Je
ś
li chodzi o powszechniki, to nie istnieje, jak
si
ę
wydaje, zasada, na mocy której mo
ż
na by rozstrzyga
ć
, które z nich s
ą
poznawalne
bezpo
ś
rednio, jasne jest jednak,
ż
e do tych, które mo
ż
na w ten sposób pozna
ć
, nale
żą
cechy zmysłowe, relacje przestrzenne i czasowe, podobie
ń
stwo i pewne abstrakcyjne
powszechniki logiczne. Nasza pochodna wiedza o rzeczach, której nadajemy miano
wiedzy przez opis, zawsze wymaga zarówno wiedzy bezpo
ś
redniej, jak i znajomo
ś
ci
prawd. Nasz
ą
bezpo
ś
redni
ą
znajomo
ść
prawd nazwa
ć
mo
ż
na wiedz
ą
intuicyjn
ą
, a
prawdy w ten sposób znane - prawdami samooczywistymi. Niektóre z tych prawd
stwierdzaj
ą
po prostu to, co jest dane zmysłowo, nale
żą
te
ż
do nich pewne abstrakcyjne
zasady logiczne i arytmetyczne, a tak
ż
e (cho
ć
z mniejsz
ą
pewno
ś
ci
ą
) pewne s
ą
dy
etyczne. Na nasz
ą
pochodn
ą
znajomo
ść
prawd składa si
ę
wszystko, co mo
ż
emy
wywnioskowa
ć
z prawd samooczywistych, przy u
ż
yciu samooczywistych zasad dedukcji.
Je
ś
li powy
ż
sze zestawienie jest poprawne, to cała nasza znajomo
ść
prawd zale
ż
y od
naszej wiedzy intuicyjnej. Trzeba zatem rozwa
ż
y
ć
natur
ę
i zakres tego rodzaju wiedzy,
podobnie jak we wcze
ś
niejszym stadium badali
ś
my natur
ę
i zakres wiedzy
bezpo
ś
redniej. Ale znajomo
ść
prawd rodzi problem kolejny, który nie powstaje w
odniesieniu do wiedzy o rzeczach, a mianowicie zagadnienie bł
ę
du. Niektóre z naszych
przekona
ń
okazuj
ą
si
ę
bł
ę
dne, a zatem koniecznie trzeba rozwa
ż
y
ć
, w jaki sposób, i czy
w ogóle, mo
ż
emy odró
ż
ni
ć
wiedz
ę
od bł
ę
du. Taki problem nie powstaje w zwi
ą
zku z
wiedz
ą
bezpo
ś
redni
ą
, albowiem wszystko, co mo
ż
emy w ten sposób pozna
ć
- nawet
ś
ni
ą
c lub ulegaj
ą
c halucynacjom - jest wolne od bł
ę
du, je
ś
li tylko nie wykraczamy poza
ów bezpo
ś
redni przedmiot: bł
ą
d mo
ż
e powsta
ć
jedynie wtedy, gdy uwa
ż
amy przedmiot
bezpo
ś
redni, tzn. dan
ą
zmysłow
ą
, za oznak
ę
pewnego przedmiotu fizycznego. A zatem,
problemy zwi
ą
zane ze znajomo
ś
ci
ą
prawd s
ą
o wiele trudniejsze ni
ż
te zwi
ą
zane ze
znajomo
ś
ci
ą
rzeczy. Jako pierwszy z problemów dotycz
ą
cych znajomo
ś
ci prawd
rozwa
ż
my zagadnienie natury i zakresu naszych s
ą
dów intuicyjnych.
Strona 9 z 9
Bez tytułu 1
2009-10-20