—…Niewiem,dlaczego,alezanimtozrobię,chcęjeszczeusłyszećludzkigłos…Swoją
drogę
muszęskończyćsama,nikłmiwtymniepomoże,więcniewiem,dlaczegomówięwłaśnie
dowas…
Widoczniedo-pókiczłowiekoddycha,wciążjeszczeczegośpragnie,atojestmojeostatnie
pragnienie,któresięspełniło,bonieodkładapansłuchawki,nicprzerywami,milczyi
słucha…
Czujęto,słuchamniepanbardzouważ-
nie…Człowiekodchodzącynatamtenmrocznybrzeg,skądniktnigdyjeszczeniewrócił,
taki
człowiekjestgodnyuwagibardziejaniżeliktośszukającyuwaschwilowejpomocy.Imoże
nawet
wstydpanuzatęcieka-wość,możejejpannawetnigdywsobienieprzeczuwał…Siedzi
panteraz
pewniewjakimśfotelu,niewąt-pliwiezabiurkiem,zpudełkiemtelefonuwzasięgurekii…
bardzo
możliwe,żekiedyś,zanimpanprzytymbiurkuusiadł,wierzyłpanwswojeposłannictwoi
to
skłoniłopanadoukończeniawymaganych,niemogępowiedziećprzydatnych,przytym
zajęciu
studiów…Awięcpanie…
—Majewski,nazywamsięŁukaszMajewski…—psychologTelefonuZaufania
skinieniemręki
przywołujekoleżankę,zajętąprzysąsiednimbiurku,piszenakartce:Kandydatna
samobójcę.
Sprawdź,jakinumernalinii!
Dziewczynamomentalniewychodzizpokoju.
—…świętyŁukaszuewangelisto,magistrzesprawostatecznych,niechpanpowieszczerze,
ale
takszczerze,jaktopowinnopowiedziećsięczłowiekowiprzedśmiercią,dlaczegotkwipan
tam.w
jakimśświec-kimkonfesjonaleispowiadalaickichdesperatów,niedoszłychsamobójców.
rozchwianychnadwrażliwcówihisteryków,dlaczegopantamsiedzi?
Naprawdępanwierzy,żepomagapanświatu…no,możeniecałemuświatu,aletemu
miastu,tej
ludzkiejtermitierze,gdzieprzeszłomilionjadowitychibezwzględnychmrówekwalczyze
sobą
nieustannie,zjadasię,okalecza,wariuje,unicestwia?Apanchcetemuzapobiecza
pomocądobrej
woliitelefonicznegokabla?
—Dziewczyno…
—Iza,proszępana,IzabelaBiałoń.Przedstawiamsię,chociażtojużitakjestbez
znaczenia…
Niechsiępanprzyzna,nibysiępanprzejmujezagrożonymtworemnatury,tątrzciną
myślącą,to
chybaPascal,prawda?
Więcnibyobchodzipana,comamdopowiedzenia,atotylkodlatego,abyktośinnyzdążył
zbadać,skąddzwonię,tak?
—Chcępanipomócijestemwdzięcznyzatenłutzaufania,bejednakzadzwoniłapanido
nas.
—Niemamnikogobliskiego,dlategozadzwoniłamdowas.
—Czasamiłatwiejzwierzyćsięnieznajomemu.
—Tak,masięmniejoporów,tojakrozmowawpociąguzprzygodnymtowarzyszem
podróży,
tylkożejazarazwysiadam…Iniemamsięwłaściwiezczegozwierzać.Miałamszare,
nieudane
życie,niebyłownimszczęścia.Anijednozmoichpragnieńnieziściłosię.Możebyłyzbyt
ambitne?Idlatego.Niewyszło,nicminicwyszło,rozumiepan?Tylkoniechmipannic
mówi.że
każdyjestkowalemswegolosu…
—Niemówię…
—Każdyjestwięźniemswegolosu…Pomyślałpan:taniafilozofia,tak?
Proszęniekłamać,niegodzisięokłamywaćumierającego,niechwięcpanpowie,copan
pomyślał!
—Pomyślałem,żenicwszystkojeszczestracone,jeśliczłowiekszukainnegoczłowieka,
chociażbytylkozapośrednictwemtelefonu…Więcnieutracił
jeszczezupełnienadziei.
—Atawizm,resztkainstynktu.
—Wolażycia.Posłuchajmnie,byćmożetotylkochwilowadepresja,niepoddawajsięjej
biernie,musiszsiębronić,pomogęci!Toniesątylkosłowa,masztuprzyjaciół…
Słyszyszmnie?Iza!
Izabela…Iza.
odezwij.się…mówzemną,totakżeobrona!
—Wypiłamkieliszekkoniaku.Nie.jeszczenieztym…Jeszczemamtrochęczasu,alenie
odpowiedzia-
łeśminapytanie.
—Jakie?
—Chceszmiprzeszkodzić?
—Tak.
—Toprzecieżniemożliwe,wystarczy,abymodłożyłasłuchawkę.
—Iza,obraziłaśsięnażycie?Chceszzniszczyćje,razdane,niepowtarzalne,zniszczyć
pod
wpływemniepowodzeń,możerozpaczy,amożetylkonastrojuzrodzonegoz
samotności…
—Każdymaswojąmiarę,mojajestjużwypełnionapobrzegi.Możliwe,żewtwojejto
byłaby
tylkokropla,małakroplapodkreślającasmakżyciajakostraprzyprawa.Nicniewieszo
samotności,omojejsamotności,bokażdasamotnośćjestinna,takjakjanicnicwiemo
twojej…
Możetyzabijaszswojąsamotnośćzapomocątelefonustojącegotamnatwoimbiurku?
Wypełniasz
jąnieudanymilosamiludzi,coszukająuwasratunku.oparciaiprzeztoczujeszsięmniej
samotny
imniejnieszczęśliwy…Przygnębiającajestjesień,deszczitenokropnywicher…Czyto
prawda,że
najwięcejsamobójstwludziepopełniająwlistopadzie?
—Prawda.
—Dręczymniewyciewiatru,odwieludniodbierasen…Targadrzewawogrodzie.
Bezlistne
gałęziewyglądająjakszubienice…
—Maszpodoknemdrzewa?
—Tak.Domstoiwdużymogrodzie,botodomzczasów,gdydziałki,parcele,jakjewtedy
nazywano,niebyłyjeszczewielkościłatynadżinsach.
Należycoludzi,którymsięwszystkowżyciuudało,nawetniedomyślaszsię.
jakbardzo.Terazbędąmielikłopot,bostracądobrąsłużącą,czylipomocdomową,jaksię
obecniemówi,alewiadomo,nazwaniezmieniaistotyrzeczy.
—Zawódjakkażdyinny.
—Nieżartuj,cóżtozazawód?Kuchta!Kiedyśtaksięonichmówiło,trułysięesencją
octową,
gdyjeporzucalistrażacy.Ijajestemkuchtą,itakżesictruję,tyleżenieesencjąoctowąi
nieprzez
strażaka…Otojaksięzmieniająobyczaje…
—Posłuchajmnie,Iza…
—Jeszczesłucham!Czywszyscykandydacinasamobójcówsątakgadatliwi?1naprawdę
bierzeszmniepoważnie?Możejestemzwykłąhisteryczkąalboudaję?Niktwamnigdynie
zrobił
kawału?…—głossięłamie.
Łukaszsłyszystłumionyszlochicośjakbydźwiększkła.Trwaprzykutydosłuchawki,łowił
słabe
odgłosyżyciadocierająceztamtejstronyprzewoduimyśli,żejeślitamtenczłowiek
odezwałsię
sam,toon,Łukasz,maszansę,abygopowstrzymaćiodwieśćod.samounicestwienia.
Czyznalazłwłaściwytonijakichsłówpotrzeba,abydotarłydotejdziewczyny?Ma
wrażenie,
jakbyonabyłaodgrodzonaodniegoniewidzialnąścianą,agdybyniepytaniai
odpowiedzimożnaby
sądzić,żetencochwilazmieniającybarwęgłosnagranyzostałnapłytę;głębokialtpełen
dramatycznegonapięcia.
Pochwilirwącysięszeptwsłuchawce:
—…nieuratujeszmnie,DonKichocie…—jeszczejakiśnieartykułowanydźwięk,jak
gdyby
spazma-tycznewestchnienie,icisza;ztamtejstronysłuchawkazostałapołożonaalbo
wypadłazręki.
—Rozłączyłasię?—zaglądakoleżanka.—Naadreschwilętrzebazaczekać…
Gdypsycholog,wyprzedzająclekarzapogotowiaratunkowego,przeskakujestopnie
dzielącegood
willinaSaskiejKępie,dopieroprzychodzimunamyśl,żeprzecieżtedrzwi—masywne,
zczarnego
dębu,zmetalowąrozetązamiastklamki—mogąbyćzamknięte.Aleprzekręconado
oporurozeta
zwalniaza-trzaskidrzwiustępują.
Mrokobszernegohallurozrzedzająplamynikłegoświatłasączącegosięzchińskiego
lampionu;
obokwejściaszara-gizlśniącegoibardzociemnegodrzewa,wgłębiskrzynia,wielka
chińska
szkatułkapołysku-jącalakąimasąperłową,nadniąlustrowwąskiejramie,takżez
lakierowanego
drzewa,wlustrzeodbicierozwartychdwuskrzydłowychdrzwii…wyprostowanej
sylwetki
mężczyzny.
WszystkotoŁukaszrejestrujewczasiekrótszymniżmgnienieiuczucieulgi,żektoś
nadszedłz
pomocą,zanimonizdążyliprzyjechać,takżetrwakrócejniżmgnienie.
—Cotusięstało,namiłośćboską,kimpanowiesą?!—krzyczynaichwidokmężczyzna
łamiącymsięgłosem.
Olbrzymipokój;całąścianęnawprostdrzwizajmująłukowatosklepioneoknasięgające
podłogi,
udrapowanefirankamizbiałegotiulu.Nielicznestylowesprzętynawygiętychpajęczych
nóżkach—
po-
.lyskszlachetnejpolitury,ftiatowezłotoobićibiel;wrogupokojukominekz
marmurowym
fryzem,przynimstolik,fotel;oboknadywaniekonwulsyjnieskręconeciało.
Lekarzodsuwazdrogiszpakowategomężczyznę,przyklękaprzyleżącejkobiecie.Bada
puls,
wywijapowieki,potemoglądanapoczętąbutelkęszkockiejwhisky,stojącąnastoliku.Na
tymsamym
stolikutelefon,słuchawka,zwieszonanasznurze,opierasięobiało-złotydywan
wyściełający
podłogę,oboksłuchawkileżyprzewróconykryształowykieliszek.
Lekarzjeszczerazpochylasięnadkobietą—zrezygnowanygestdłoni.
—Nieżyje?—upewniasięŁukasz,chociażzachowanielekarzajestdostatecznie
wymowne.
—Nieżyje—potwierdzatamten.—Chybajakaśtrucizna.Trzebazawiadomićmilicję—
sięga
dotelefonuicofarękę…—Możeposzukapanautomatu?—proponujeŁukaszowi.—
Oninielubią,
gdysięczegośdotykaprzedichprzybyciem.
Milicja—inspektor,fotografitechnikkryminalistykizkomendydzielnicowej—jestpo
kwadransie.
—KapitanAndrzejCzyżewicz,inspektorsłużbykryminalnej—
przedstawiasięmłodymężczyzna,ubranywociekającywodąnieprzemakalnysztormiaki
gruby
golfwnorweskiwzór.
Jestchybawmoimwieku—oceniapsycholog—najwyżejtrzy,czterylatapostudiach.
—Majewski—Łukaszwyciągadoniegorękę.—Tojadopanadzwoniłem.
—MagisterPiotrPawełŁapiński—anonsujesięceremonialniestarszypan—kierownik
działu
pla-nowaniawcentralihandluzagranicznego.
—Dlaczegotwierdzipan,żetosamobójstwo?—Czyżewiczzzainteresowaniem
przyglądasię
Łukaszowi;psychologszczegółowoopowiadaprzebiegrozmowyzTząBiałoń.
—Zadzwoniłakilkaminutprzedósmą,kiedyprzyjechaliśmytutaj,byłopiętnaściepo
dziewiątej,
alemiałemnadzieję,żejąuratujemy…—milknieprzygnębiony;czujesięjakchirurg,
którypopełnił
błądwsztuce.Niezapobiegł
śmiercidziewczyny,boniepotrafiłnawiązaćzniąkontaktu,nieumiał
uruchomićpsychicznychrezerwistniejącychwnajbardziejnawetzałamanymczłowieku.
Technikzawijarękawyswetra,naciąganadłoniecienkiegumowerękawiczki;Łukasza
nie
opuszczauczuciedojmującejklęskiiżalu,paradoksalnegożaludozmarłej.Wbrewwoli
wciąż
wracaspojrzeniemdomartwejdziewczyny.Musipatrzeć.
Najejtwarzyrozmazanymakijaż,niebieskąpastelęnałożonąnapowiekipogłębiateraz
cień
śmierci.
Ubranajaknabal,wwieczorowąsuknięzciężkiejszafirowejmory.
Głębokodekoltowanagóraiszerokaspódnica,omotanawokółnóg,obutychwpłytkie
czółenkaz
tejsamejtkaniny,cosuknia.
Ramięoplątaneszalemzbeżowejgipiury.Długierękawiczkiztejsamejkoronki,wiotkie,
jakbyz
nichtakżeuciekłożycie,zwisajązporęczyfotela,jednazsunęłasięipalcamidotyka
dywanu.
Dziewczynależybliskokominka,gdzieniedawnomusiałpłonąćogień,bożarząsię
jeszczegrube,
spopielaległownie;twarzmazwróconąwstronęłukowatosklepionychwerandowych
okien,
wychodzącychwprostnaogród.
Przezdrapcrięfiranekmajaczązaszybaminagiekonarydrzewtarganychwiatrem.
Łukaszznówpowracaspojrzeniemdopostacipodkominkiem;naprzegubierękizłota
bransoletka,
awłaściwiekilkakrotnieokręconyłańcuszek,spiętybrelokiemzkoralu.Napiersiach
owalny
staroświeckimedalionzezłotegofiligranu.
—Przecieżtoniejej!—wolanaglePiotrPaweł,wskazującklejnotnaszyidziewczyny.
—Akimpanwłaściwiejest?—kapitanCzyżewiczjakgdybydopieroterazzauważył
Łapińskiego.
—Przecieżprzedstawiłemsiępanu.
—Kimpanjestdlazmarłej?
—Obcym!Zupełnieobcym—gwałtownieodżegnujesięPiotrPaweł.
—Mniepowiedziała,żejestsłużącą—włączasięŁukasz;przyglądasięrękom
dziewczyny.
Technikwłaśniedaktyloskopujezmarłą;mocne,szerokiedłoniezezbytkrótkimipalcami,
lecz
starannieutrzymane,zpaznokciamiprzyciętymiwkształtmigdału,pokrytymipołyskliwą
emaliąo
barwiekoralu.
—Prawdępowiedziała—skwapliwieprzyznajePiotrPaweł.—ToIza,IzabelaBiałoń,
pomoc
domowamoichprzyjaciół,awłaściwieprzyjaźńłączymniezpaniąstarszą,matkąpani
domu—
uzupełniaipochwili:—…atenmedaliontoniejej,tylkopamiątkowypaniCeliny.
Proszę,niechpan
kapitansamsprawdzi.Naodwrociejestmonogram…Nierozumiem,skąduIzyten
naszyjnik…
Technikodpinazameczekiostrożniezdejmujezszyidziewczynystaromodnąozdobę—
umieszcza
jąwprzezroczystejtorebce.Naawersiewypukłegoowaluwidaćinicjałyzniebieskiej
emalii:C.W.
—Dlaczegoona…—niemożedarowaćPiotrPaweł.
—Pasowałdocałościstroju—zauważamilczącydotychczaslekarz.
—Owszem,pasował—godzisięŁapiński—alepaniCelinanaogółnierozstajesięz
tym
medalio-nem,topamia.tkajeszczepojejbabce.
—Tymrazemwidoczniesięrozstała—zamykakwestięCzyżewicz;fotografstrzela
fleszem,kilka
ogólnychzdjęćsytuacyjnych,potemposzczególnefragmenty,następnieciałozmarłej,
twarz,stolikz
butelką,kieliszeknapodłodze.
Technikzbierazestolikażyletki.
—Chciałaprzeciąćsobieżyły?—głośnorozważakapitan:jedennożykjestwysuniętyz
papierka,
pozostałedwawnietkniętychfirmowychopakowaniach.
Technikpęsetąwkładażyletkidokoperty,zbieraśladyznapoczętejbutelkiszkotai
kryształowego
kieliszka.Pozatelefonemnicwięcejnastolikuniema,blatjestidealnieczysty.
—Gdziesądomownicy?—pytakapitanCzyżewiczPiotraPawłaŁapińskiego.
—Celina,toznaczypaniWójcikowawyjechaładosanatorium.Marysia,jejcórka,gdzieś
z
JackiempozaWarszawą,aleniewiem,gdzie,natomiastOlansky,mążMarysi,chybaw
podróży
handlowej.
—Olansky?—unosibrwioficer.
—NorbertOlansky—skandujestarszypart.—Achtak!—pojmujezdziwieniekapitana
—to
Kanadyjczykpolskiegopochodzenia,urodzonyiwychowanywKanadzie,stądtakie
brzmienie
nazwiska.
—Reemigrant?
—Niezupełnie.Jestobywatelemkanadyjskim,aleodkądożeniłsięzMarysią,mieszkaw
Warszawie.
—Czymsięzajmuje?
—Robiwskórze…prowadziwKanadziejakieśprzedsiębiorstwootymprofilu.
Dokładnienie
jestemzorientowany—powściągliwieoznajmiastarszypan.
—Pocopanprzyszedł,skorowiedziałpan,żenikogopozagosposiąniemawdomu?
—Dzwoniłem,telefonbyłwciążzajęty,sądziłem,żeprzyjechałaCelina…
—jąkaŁapiński.—Kartę,którąjejposłałemdosanatorium,zwróconoi…
dlategoprzyszedłem.Byłemtuokołodziewiątej—uprzedzapytaniekapitanaizaraz
szybko
zaczynaopowiadać,cozastałpowejściudowilli:—Wprzedpokojupaliłsięlampion,
obaskrzydła
drzwidosalonubyłyotwarte,świeciłsiękandelabrnakominku.Izyniespostrzegłem,bo
jakpan
widzi,kominekjest.wrogu.Dopierogdyzajrzałemdosalonu,zobaczyłemjązatymfote-
lemi
stolikiem.„Zemdla-łaVTakpomyślałem.Dotknąłemjejra-mienia,aramięzimne.
Ogarnęłomnie
przerażenie,stałemjaksparaliżowany,żadnejmyśli,tylko:„Cosiętustało?”Izaraz
weszlici
panowie…—
Łapińskikończyzwidocznąulgą.
—Więcdrzwiwejściowebyłyotwarte,amożedysponujepankluczami?
—wypytujekapitan.
—MimowielkiejzażyłościzCelinąnieprzyjąłbymkluczyoddomujejzięcia—
odpowiadaz
urażo-nągodnością.
—Niezamykasiędrzwi,czytupanujątakiezwyczaje?
—Zamykasię!Izamusiałapozostawićotwarte…Wystroiłasięnibytonaśmierć,ale
ryglinie
zasunę-
ła,abyłatwiejjąbyłoratować.Widoczniepewnabyła.żepanprzybiegniezpomocą—
zwraca
siędoŁukasza—pocozresztąbydzwoniła?Tylkochybazawielełyknęłategojakiegoś
paskudztwa
iprzeliczyłasię.
Łukaszmyśli,żeniemożnaodmówićpewnegosensuwywodomPiotraPawła,mogłobyć
itak.
—Dlaczegotwierdzipan,że„łyknęłajakieśpaskudztwo”?—podchwytujeCzyżcwicz;
zastanawiagozorientowaniePiotraPawła.
—No,aodczegoby…Przecieżpandoktorteżtakprzypuszcza—
przytomnieratujesięŁapiński.
—Czemuonatozrobiła?—pytaŁukasz.
—Kiedyśjużmiałajakieśdepresje—Łapińskiinatoznajdujeodpowiedź.—Nieżeby
zarazsię
tru-
ła,aletakpowtarzała:„Życiemizbrzydło”,itakietamgłupstwa.Celinawspominała.Ale
żenikt
poważnietegonietraktował,tomożeterazchciałanastraszyć,takiezwykłefanaberie…
—milknie,
boprzypominasobie,żemimotychzwykłychfanaberiiIzanieżyje.—Nibyalienacje
wiejskiej
dziewczyny,conieumiałażyćwwielkimmieście,tetammodneteraznowinki…A
wszystkojedno,
młodymwgłowachsięprzewraca.
WeźmychoćbyiIzę.możeźlejejbyło?Widzipan,jakubrana,wpierwszejchwilina
pewnopan
pomyślał,żetopanidomu,niesłużąca.
—JakdługoIzapracowałauOlanskich?
—Zedwalala.dokładnieniepamiętam.
—Zpewnościąmiałajakichśznajomych.
—Nieinteresowałymniejejznajomości,aleowszem,miałanarzeczonego,nawetrazgo
tu
widziałem.
ChybaCelinamówiła,żemanaimięAdam,pewnyniejestem.
—Trzebazawiadomićkogośr.domowników—decydujekapitan.Gdziejestpani
Olanska?—
Ła-pińskinieznaadresu.—ApaniWójcikowa?
Wspominałpanosanatorium.
—Tak…MiałabyćwNałęczowie,wilia„Jaskier”.Wiepan,kapitanie?
Mogęponiąpojechać—nie-spodziewanieofiarowujesięŁapiński.
—Załatwimytoprościej—Andrzejniekorzystazjegouprzejmości,zamawia
błyskawiczną,w
kilkaminutpóźniejjestnaliniiNałęczów.
—Niemaunastakiejkuracjuszki…—informujegorecepcjadomu
„Jaskier”.—Nie,tonieżadnapomyłka,paniekapitanie,niemainiebyłozcałą
pewnością.
CzyżewiczłączysięzposterunkiemmilicjiwNałęczowie—zlecasprawdzeniewinnych
ośrodkachkuracyjnych.
—Możeniew„Jaskrze”,możewinnymdomulubnakwaterzeprywatnej
—wycofujesięŁapiński.
—Chciałpanponiąjechać,niewiedząc,dokąd?—zachowaniestarszegopanacoraz
bardziej
zastanawiaAndrzeja.
—Sądziłem,żeCelinajestwNałęczowie—bronisięniepewniePiotrPaweł;myślałtak,
bo
ostatniostarszapaniuskarżałasięnaserceiwspominałaotejmiejscowości;jestprzecież
rencistką
służbyzdrowia,więczpewnościąbeztrudumogłasobiezapewnićmiejscewNałęczowie.
—Anajakiadreswysłałpankartępocztowądosanatorium?—przyszpilagoŁukasz;
wydajemu
się,żeCzyżewiczowiumknęłotamtozdanieŁapińskiegoozwróconejmukorespondencji.
—Młodyczłowieku,wypraszamsobie!—grzminaglezurażonągodnościąPiotrPaweł.
—Jak
panśmiemiimputować…Awogólewjakimcharakterzepantujest?Dlaczegopanmu
nato
pozwala?—ostatniąpretensjękierujedoCzyżewicza.
—Mojaobecnośćjesttubardziejuzasadnionaniżpańska!—podkreślaŁukaszizaraz
żałujetego,
copowiedział,bomagisterŁapińskipochwilowymuniesieniuoklapłnagleiwydajesię
bezbronny
jakdziecko.
DyplomatycznewkroczenieAndrzejazgałązkąoliwnąprzerywasygnał
telefonu;kapitanpodnosisłuchawkę,uprzedzaskwapliwąinicjatywęPiotraPawła.
—MieszkaniepaństwaOlanskich.
—TuMariaOlanska,alektoprzytelefonie,panKornacki?—dopytujesięzdziwiony
głos.Oficer
przedstawiasięiprosionatychmiastowyprzyjazd.
ZdenerwowanaOlanskachcewiedzieć,cosięstało.
Czyżcwiczinformujeowypadkuzgosposią,proponujewysłaniewozu.
Mariadziękuje,mawłasny—zarazprzyjedzie.
—CzytodzwoniłaMarysia?—ożywiasięznówPiotrPaweł.
—Tak.Apanuchwilowodziękuję,proszęwracaćdodomu—spławiagoAndrzej.—We
wtorek
nadziesiątąproszęprzyjśćdokomendy.Muszęzaprotokołowaćpańskiezeznania.
—AleżMarysiawtakiejchwilibędziepotrzebowałapomocy—protestujeŁapiński;
Czyżewicz
od-prowadzajednakPiotraPawładoprzedpokoju,czeka,ażsięubierzeidopierogdyza
tamtym
zamykająsiędrzwi,wracadosalonu.
—Dziwnatapomocdomowa…—zaczynaŁukasz,ciekawopiniikapitana.
—Tak,tenstrój—przyznajeAndrzej.—Gosposieraczejtaksięnienoszą,aletomoże
być
sukniaOlanskiej.podobniejakmedalionnaszyi.Cośjednakniewyraźnegodziejesięz
matkąrodui
tenprzyjacieldomu…
—Zwróciłpanuwagęnajejręce?—Łukaszbrniezaswojąpoprzedniąmyślą,puszczając
mimo
uszuuwagęostarszejpani.
—Mocne,szerokiedłonie,bardzostarannieutrzymane,otopanuchodzi?
—Łukaszpotwierdza.—
Przypracywgospodarstwiedomowymistotnietrudnozachowaćniezniszczoneręce.lecz
jeślisię
oniedba…Wiepan,mojamatkazawszewszystkorobisama,adodziśmapięknie
utrzymaneręce…
Używarę-
kawiczek,kosmetyków.
—Ciąglemamwpamięcirozmowęztąkobietą.Właściwiebyłtoniemalmonolog,ja
tylko
słucha-
łem.Widzipan,jejsposóbwysławianiasię.formułowaniezdańwskazywałona
dziewczynę
oczytaną,zeznacznąogładą…Toniebyłjęzykosobyprymitywnej.
—Awedługutartychpojęćsłużącatokonieczniektośprosty,wręczograniczony,tak?
Onazaśnie
pasujedoschematuitopananiepokoi.
—Nietylko…—ŁukaszadrażniironiaCzyżcwicza,aniepotrafisprecyzowaćuczucia,
jakie
prześla-dujego,odkądznalazłsięwwilliOlanskich.
—Przyczyny,szukapan.przyczyny—pomagamukapitan.—Człowiekobardziej
złożonej
psychice,awięcibardziejskomplikowanemotywypostępowania…
—Przecieżniconiejjeszczeniewiadomo—przerywaŁukasz.
—Przedchwilącharakteryzowałjąpanjakodziewczynęinteligentną—
Andrzejpodkreślaniekonse-kwencję.
—Tak,alewszystkotakiesprzeczne—Łukaszwciążnieumiewyjaśnić,comanamyśli.
—Ten
jejpatos!Jestem,jakpanuwiadomo,psychologiem,wówczasprzytelefoniebyłembardzo
przejęty,
możetoniedobrzetaksięangażowaćemocjonalnie,nocóż,inaczejniepotrafię,zapewne
kiedyś
stępieję…
Tarozmowautkwiłamiwpamięcijakzapisstenograficzny.Kiepasujedosamobójcy!
Albo…
—AlboPiotrPawełmarację:zainscenizowaładramatiprzeliczyłasię—
kończyzaniegoAndrzej
—Wswojejpraktycenatknąłemsięnafacetkę,którąjużsześćrazyodratowano—
wspomina
Łukasz.—
Stałaklientka,alenigdyniewiadomo,któryrazbędzietymostatnim.
Oczywiścietoprzypadekskrajny,patologiczny.Jednaknieodniosłemwrażenia,abyIza
Białoń
należaładotejkategorii…
MariaOlanskajestprzerażona,wstrząśniętawypadkiem.Naścieżceogrodowejminęliją
sanitariuszezezwłokami.Tenwidokrozstroiłjądoreszty.
—Boże!Ajadzwoniłam,żebyprzygotowałapuszkizananasemiwogóle…Bowtym
Otwocku
nicniemożnadostać,amamusiniemaiNorbertaniema…uczepiłasiętychananasów,
sweterkówi
rajstopdlaJacka,niesposóbzniąrozmawiać.
Czyżewiczprzynosicośnauspokojenie,beztruduznalazłrelaniumwdomowejapteczce.
Olanska
odsuwapastylkę,niechce.Nigdyniebierzeżadnychpigułek!
Zestylowejkomodywyciągabutelkę.Panowiebędątakuprzejmiisięzniąnapiją?
Panowiesą
uprzejmi.
Wbarkustojąrzędempięknekryształowekieliszki,leczMariawychodzidokuchnii
przynosi
stamtądinne,zezwykłegoszkła.CzyżewicziŁukaszspoglądająnasiebie,Łukasz
nieznacznie
wzruszaramionami.
Olanskanalewakoniak,duszkiemwychylapełnykieliszekiodrazunapełnianastępny.
—KtotojestKornackiidlaczegomyślałapani,żetowłaśnieonodebrał
telefon?—Andrzejryzykujepierwszepytanie.
—ToostatniasympatiaIzy—Mariaśledzirefleksyświatłaprzenikającebursztynowy
napój.—
Po-myślałam,żeontujestiwpierwszejchwiliwzięłampanazaniego.
—Magłospodobnydomojego?—uśmiechasięAndrzej.
—Nie!Poprostuusłyszałamgłosmłodegomężczyzny,atembrNorbertaiPiotraPawła
znam…
CzyIzapozostawiłajakiślist?—pytapochwiliwahania.
Andrzejzaprzecza;nicmuotymnicwiadomo,leczprzedśmierciąrozmawiała
telefoniczniez
psychologiemTelefonuZaufania—wskazujeŁukasza.
—Comówiła?!—MarianiespokojnieprzypatrujesięMajewskiemu;wjejdużych,
przedłużonych
pasteląoczachkryjesięstrach,taksięprzynajmniejCzyżewiczowiwydaje.—Czy
wspominałacoś
omnie,onas?
—Tyletylko,żejestsłużącąuludzi,którympowiodłosięwżyciu.
—Tylkotyle?!—wtymokrzykubrzminiedowierzanieiulga,przedewszystkimulga.
—Jeszczeonieudanymżyciu,samotności,nigdyniespełnionychpragnieniach.
—Zawszezazdrościłainnymimiałapretensjedolosu.Malkontentka—
mówiMariazniechęcią.
—…zwracałasiędomnieper„magistrzesprawostatecznych”—
podejmujeŁukasz,podobniejakCzyżewiczśledzącuważniereakcjeOlanskiej—
ipoddawaławwątpliwośćskutecznośćmoichusiłowańwratowaniulaickichdesperatówi
rozchwianychnadwrażliwcówzapomocądobrejwoli.
—Cośtakiego!
—Dlaczegopaniątodziwi?
—Nonie…Aleonabyładośćmałomównairaczejnieużywałametafor.
Nierozumiem,cosięzniąstało.Prawiecodzienniedzwoniłamdodomu,nie,nie
wymagałam,aby
tkwiłaodranadonocyprzytelefonie.Umówiłyśmysię,żebędędzwoniłapodziesiątej
wieczorem.
Wczorajwogólenietelefonowałam,natomiastprzedwczorajwydawałasięcałkiem
zwyczajna,
nawetniesmutna…
Skądtaelokwencja?Chybabyłapijana!—badawczoizniedowierzaniemprzypatrujesię
Łukaszowi.
—Piła?—podchwytujeCzyżewicz.
—Rzadko,aletylkowtymstaniestawałasięrozmownaiskłonnadozwierzeń.Awogóle
tobyła
bardzorozsądna:praktycznaosoba,zapewniampana.—Chciałapanipowiedzieć,żepod
wpływem
alkoholutraciłarozsądek?
—Zdarzałosię.
—OdjakdawnaIzaBiałońbyłaupaństwa,skądprzyszła?—Czyżewiczwracado
konkretów.
—Byłaunas…Boże!Była—Mariaunosidłoniedoskroni.—Oddwóchlat,przyszłaz
ogłoszeniawpaździerniku72roku.PoprzedniopracowałaupaniL.—padanazwisko
znanej
aktorki.—Miałaznakomitereferencje,zresztąrozmawiałamzpaniąL.,boczasamiw
referencjach
piszesięniekoniecznieto,conaprawdęjest…PaniL.szczerzejejżałowałaizupełnienie
rozumiała,
dlaczegoIzazrezygnowałazpracyuniej.Poprostudziewczynawymówiłaiodeszła,nie
podając
przyczyn,
—Dałajejpanilepszewarunki?
—No…możeniecolepsze—przyznajeOlanskazociąganiem.—Nie,niepodkupiłam
jej,jak
panzdajesięsądzić,kapitanie,chociażniebyłobywtymnicdziwnego,boodobrąpomoc
domową
jestniesłychanietrudno.AIzaokazałasiębardzosumiennąirzetelnąpracownicą.Zresztą
była
równiezadowolonaznas,coimyzniej.Ostatniozarabiaładwaipółtysiącamiesięcznie,
miała
unormowanegodzinypracy,peł-
neutrzymanie,dwatygodnieurlopuigratyfikacjezróżnychokazji,czytomało?Miała
także
własnypokój,proszę,niechgopanobejrzy!
—Chodźmy—podnosisiękapitan.—Muszęzabraćjejdokumenty.Pana
—zwracasiędoŁukasza
—proszęjakoświadkaprzeszukania.
—Proszętędy—prowadziOlanskaniechpanniemyśli,toniejestjakaśklitka.
DopomieszczeniazajmowanegoprzezIzęwchodzisięprzezmałykorytarzykzarazprzy
głównym
wejściu.
—Tukąpielowy—Olanskazapalaświatłoizrozmachemotwierapierwszedrzwi;
łazienkalśni
gla-zurąiidealnączystością.
Naszklanejpółcenadniklowymikranamibardzoładneprzyborydomycia,bateria
kosmetyków,
kompletdomanicure.kilkaflakonówlakierudopaznokci.Całośćtchniepedantycznym
porządkiemi
byćmożedlategowłaśniekapitanzwracauwagęnalaseczkęałunuwuchwyciezżółtego
metalu,
pozostawionąnaumywalce.
CzyżewiczowikojarzysiętenałunześwieżymlakieremnapaznokciachBiałoniówny.
.“Skaleczyłasięrobiącmanicureiużyłaałunudozatamowaniakrwi,lecznieodłożyłago
napółkę.
Czymyślisięotakichdrobiazgowychzabiegachtoaletowychprzedodebraniemsobie
życia?Jak
tomiałobyć,przygotowujeżyletki,jakąśtruciznęispokojnieopiłowujepaznokcie,
dobieralakier
pasującydobarwybrelokaspinającegobransoletkę?
Podczasdaktyloskopowaniatechnikniezauważyłskaleczenianarękachdziewczyny;co
prawda
dra-
śnięciacążkamimógłniedostrzec.Daktyloskopiatoprzecieżtylkoopuszkipalców.Jeśli
jednak
używałaniedawnoałunu,wlaboratoriumpotrafiątostwierdzić.
PokójIzy:perłowetapety,jednokolorowydywan,dobranywkolorzedo
.ścian,meblezjasnegojesio-nu.Telewizor,radio—anijednejksiążki,aniśladujakiegoś
pisma.
Natapczanie,jakwyjętezinnegotła,panosząsiędwieolbrzymielale:Pierrotw
atłasowymkimonie
zczarnymipomponamiiColombinawsuknirozłożystejjakczaszaparasola.
—ToulubionemaskotyIzy,jejzdaniembardzoeleganckie—zprzekąsempodkreśla
Mariai
otwieraściennąszafę,nabitągarderobą.
Andrzejzaglądadoszuflad;ścinkimateriałów,przyborydoszycia,pończochy,chustkido
nosa,
apaszki,rękawiczki.Spodstertypościelowejbieliznywyłuskujejakiśpapieri
sfatygowaną
książeczkęPKO;gęstowniejodwpisówizastanawiającesaldo,okołodwustutysięcy
złotych.
—Oszczędzała?—CzyżewiczpytapowściągliwieOlanską,chowającksiążeczkę.
—Pewnocośtamoszczędzała—niechętnieprzyznajeMaria.—Przecieżunasmiała
wszystko,
tomogłasobieodłożyć.
AndrzejzabieradowódosobistyBiałoniównyikalendarzykznalezionywtorebce.
—Cozrobićzjejosobistymirzeczami?—dowiadujesięMaria.
—Znapanijejrodzinę?—Olanskawspominaorodzicach.—Oddaćrodzicom—
decyduje
Andrzejiopuszczapokój;nurtujegotapokaźnasumanakonciegosposi.
—Zapewniliśmyjejnaprawdędobrewarunki—podkreślaOlanska.—O
takichniemogłanawetma-rzyćwtychswoichRosławicachpodMławą.Tamsię
urodziła.Była
najstarszazsiedmiorgarodzeństwa.
Mającsiedemnaścielatledwiedobrnęładoszóstejklasyszkołypodstawowej.Wtedy
uciekłaz
domuiprzyjechaładoWarszawy.ZanimtrafiładopaniL.,zmieniłakilkadomów.
—CzęstojeździładoRosławic?
—Niezbyt.Alejużgdysięwybrała,tokupowałaprezenty,ubierałasięwnajlepsze
rzeczy,chyba
nieprzyznawałasię,żejestpomocądomową.Wtymrokuzrobiłanawetprawojazdyijuż
było
umówione,żenaBożeNarodzeniepojedziedodomumoimwozem,boNorbertniechciał
jej
pożyczyćswojego.
—Ipaństwogodziliściesięztymiwszystkimiwymaganiami?—dziwisiękapitan
Czyżewicz.
—Izabyłauczciwymczłowiekiem,możnabyłocałydompowierzyćjejpieczy,atoma
wielkie
znaczenie.Jachętniepożyczyłabymjejcadillaca,abyzadałaszykuprzedrodziną,ale
Norbertsię
uparł.Uwa-
żał,żemyzmamąnieumiemypostępowaćzesłużbą,aleonnierozumie,jakw
Warszawietrudno
odobrąpomocdomową.
—ZastałemtupanaŁapińskiego—zmieniatematkapitan;Mariitoniedziwi.
—Przyjacielmojejmatki,zadomowionyunasodlat—wyjaśnia.
—WspominałojakichśdepresjachBiałoniównyiochłopcuIzy.
—Depresje?Niezauważyłam,chociażistotniecośsiępopsułomiędzyniąatymjej
chłopcem.
Nieta-kiznówzniegochłopiec,machybazetrzydzieścilat.
Elektryklubmaszynistawobjazdowymteatrze,niejestemzresztąpewna,alecośwtym
rodzaju.
—Przychodziłtutaj?
—Oczywiście.WswoimpokojuIzabyłausiebieimiałaprawoprzyjmowaćswoich
znajomych.
Na-turalnieczuwaliśmy,abyniesprowadzałabylekogo,niebyłotonamobojętne,takze
względuna
nią,jakinanas.Tylesięsłyszyokradzieżach,włamaniachzprzyczynyniestosownych
znajomości.
AleAdamKornackijestprzyzwoitymczłowiekiem.
—Dawnogopoznała?
—Niewiemdokładnie,gdzieikiedy.Odjakiegośczasuzaczęłasiębardzostroić,noi
przepadała
nacałewieczory.PrzeztesiedemlatpobytuwWarszawienabrałatrochęogładyi
pierwsze
wrażeniesprawiałakorzystne,niebrzydkaidobrzeubrana.Jednakpobliższympoznaniu
tobyła
dziewczynanieciekawainadobrąsprawęinteligentnyczłowiekniemiałzniąoczym
mówić.
—PaństwozasięgaliopiniiotymKornackim?
—Czytopanadziwi?
—Nie.Dziwimnieraczej,.żepaniniepamięta,gdzieonpracuje.
—Botozałatwiałamojamama,onapowiepanudokładnie,jeślitopanatakinteresuje.
Awięcrzuciłjąmężczyzna—myśliprzysłuchującysięŁukasziprzypominasobie
ironiczne
słowaIzy:„Jestemkuchtąitakżesiętruję,tylkonieesencjąoctowąinicprzezstrażaka”.
—CzyIzamówiącosobieużywałaokreślenia:kuchta?—pytagłośno.
—Nie,nigdyijaksądzę,mocnobysięobraziła,gdybyktośjątaknazwał.
Alecopanuprzyszłodogłowy?Unaswdomunigdyiniktjejtaknienazywałanitaknie
traktował…CzysięrozstałazKornackim,niewiem,możebyłotoprzejściowe
nieporozumienie?Iza
bardzopowściągliwiemówiłaoswoichspra-wach,zwłaszczaintymnych.Ajeślijużsięz-
czegoś
zwierzyła,toprędzejmojejmatceniżmnie.
—Białoniównabyłaubranawwieczorowąsuknięzczegośtakiegoszeleszczącego,w
takie
słoje…—
plączesięCzyżewicz.
—Tomora—wyjaśniaOlanska—specjalnygatunektafty.
—Nieotochodzi—kapitanowijestnajzupełniejobojętnaróżnicamiędzymorąataftą.
—Czy
sukniaikoronkowyszalnależałydoniej?
—Oczywiście!Samajejdobrałamikolor,ifason—Olanskapodkreślatenfaktzbabską
satysfakcją.
—Aledlaczegotopanatakdziwi?
—Niedziwi,tylkochciałemsięupewnić,bomedalion,którymiałanaszyi,zdaniempana
Łapińskiegoniebyłjej,leczpanimatki.
—Medalion?!—reakcjaMariiOlanskiejjesttyleżgwałtowna,coiniezrozumiała.—O
Boże!
—Niczniegoniezginęło—uspokajająkapitan,zaskoczonywybuchem.
—Wewnątrzznaleźliśmyfotografięiwłosydziecka.
—Lokmegodzieckanapiersitrupa,trupasamobójcy—szlochaMaria;trzęsiesięjakw
febrze,
pół-
przytomnazestrachu.
Dwajmłodzimężczyźni,prawnikipsycholog,zcałymswoimracjonalnym
światopoglądemsą
bezradniwobecpozarozumowejpotęgiprzesądu,któremuuległatakobieta.
—Lepiejbyłoby,abypaniniezostawałatudziśsama.Dokądwyjechałapanimatka?—
troszczy
sięAndrzej.
—Do…Nałęczowa,nietrzebajejniepokoić—szczękazębamiMaria.Jestwtakim
stanie,że
kapitanniestarasięwyjaśnić,gdzienaprawdęprzebywaCelinaWójcikowa.
—Kiedywracapanimąż?
—Podkoniecnastępnegotygodnia,aleproszęsięomnieniemartwić.Jatylkomuszę
wyjśćztego
pokoju,turobięsiękompletniechora.
—Jeszczedrobnaformalność…—CzyżewiczprosiOlanskąodowódosobisty.
MariaWójcik,urodzona18grudnia1940rokuwWarszawie,panna…—
spisujejejpersonalia.
—NiemamformalnegoślubuzNorbertem—Olanskajestzażenowana.
—Panistancywilnymnienieinteresuje—Andrzejzwracajejdowód.
KapitaniMajewskiżegnająsię;Mariazamykazanimidrzwiiznarożnegopokoju
obserwuje
widocznystądskrawekogrodu,którytamcimusząprzebyć;śledziichwzrokiem,gdy
wchodząw
prostokątświatłapadającegozoknainiknązaogrodzeniem.
Stojącywsalonieantycznyzegarwydzwaniapierwsząpopółnocy;Olanskaprzełącza
telefonz
salonunahalliwtejsamejchwilibrzmidzwonekuwejścia.
Norbert?—zastanawiasię.—Matka?Niemożliwe,więckto?—Znówprzyspieszony
rytmserca
ifa-laleku:bezszelestniepodchodzidodrzwi,zaglądawwizjerizarazotwiera.
—Piotr!—witagozulgą.
Łapińskijestdoszczętnieprzemoczony,skostniałymirękomaztrudemściągapłaszcz.
Maria
zapraszagodalej,leczmijadrzwisalonuilokujegowsąsiednimpokoju.
—Wypij!—nalewamukoniaku;starszypanmościsięwfotelu,naciągananogipled.
—Trzygodzinyczekałempodwaszymparkanem—szczękazębami.—Coonitutak
długorobili?
Nalejmidoszklanki—odsuwakieliszek—jeśliniezłapięlumbago,tobędzie
prawdziwycud.
—Dlaczegonieczekałeśtutaj?
—Tenkapitankazałmiodejść.Żeteżnamniemusiałotopaść,właśniejamusiałembyć
pierwszy.
Cojaprzeżyłem!Powiadamci,wrogowinieżyczę!
Przypięlisiędomniejakkleszcze,aco,ajak…ajakręci-
łem,żeniechPanBógbroni,ażzacząłemsięgubić…
—Nierozumiem,dlaczegomusiałeśkręcić,aleocowłaściwiepytałsiękapitan?
Łapińskiwierniepowtarza,aMariiznówzaczynajądygotaćdłonie.
—…idzwoniłdoNałęczowa,atamtwojejmatkiniema!Zgryzłemsięstrasznie.
Marysiu,nie
jestemprzesądny,alenieszczęścia,odpukać,chodząwparze.—Przestańmówić
głupstwa.
—Marysiu,botyjeszczewszystkiegoniewiesz!Jawidziałemtwojąmatkęw
niesłychaniedwu-
znacznychokolicznościachitotutaj,wWarszawie…—PiotrPawełjestbardzoprzejęty;
tego
wieczoruzobaczyłCelinęWójcikową,jakprzemykałasięNowogrodzką,cojużsamow
sobiebyło
dośćniesmaczne,aledotegojejgłowa!Bopozatymstarszapaniodzianabyłanawet
szykownie.
Miałanasobieznanymuskądi-nądfutrzanypłaszczzbrązowychnorek,ściągniętywtalii
brązowym
paskiem,nogizaśwnajmodniejszychbucikachtypukozakdoński,lansowanychwtym
sezonieprzez
Paryż,teżbyłybezzarzutu.Tylkotagłowa!
Otóżnagłowiemiałamamusiakapeluszzolbrzymimrondem,głębokowciśniętyna
czoło,spod
tegokapeluszawystawałybujnewłosy,zakrywającepoliczkiisięgająceramion.Ajakby
tego
wszystkiegojeszczebyłomało,oczymiałacałkiemzasłonięteciemnymiszkłami.
Pomyśleć,
listopadowywieczór,aonawprzeciwsłonecznychokularach!Zjejtwarzywidocznabyła
tylko
broda,aitoniebardzo,orazkawaląteknosa.
PiotrPaweł,choćwstrząśnięty,jednakwiedzionydelikatnościąuczućnienaraził
przyjaciółkina
kło-potliwewtejsytuacjispotkanie,tylkocofnąłsiędyskretnie,cosprawiło,żenie
skrzyżowałysię
ichdrogi.
Alemusiałzobaczyć,dokądkroczymamusia.AonazniknęławhoteluForum!
Więccomasądzićokobiecie,bądźcobądźwlatach,zpozorustatecznejmatceibabce,
nie
mówiącjużoPiotraPawłauczuciach,którazamiastleczyćskołatanesercewNałęczowie
—gdzie
rzekomoprzebywaoddnidziesięciu—
lalawieczoramipoWarszawiewkowbojskimkapeluszuimłodzieżowejperuce
—
boprzecieżprzezdziesięćdniwłosynieurosłyjejdopasa—iwekscentrycznychszkłach
dobrychnapla-
żę.PiotrPawełdoprawdyniewie,cootymsądzić.
Niepuściłfarbyprzedmilicją,boniemiałsercapogrążaćdługoletniejprzyjaciółki,już
wolał
raczejnasiebieskierowaćpodejrzenie,coteżsięstało,aleniemogącskomunikowaćsięz
mamusią,
zwierzasięcór-ce,coczyniniechętnieizprzykrością,borozumiejejpołożenie.
—Kiedyjąwidziałeś?—Mariacierpliwiewysłuchałatyradyiniewydajesięporuszona
donosemŁapińskiego,
—Dziś,toznaczywczorajokołosiódmej—prostujePiotrPaweł,słysząc,jakzegar
wybija
drugą.
—CelinajestwNałęczowie,wieczoremrozmawiałamzniątelefonicznie.
Mieszkaprywatnieidlategotwojakartkawróciłaz„Jaskra”.
—Takbymsięomylił?—PiotrPawełjestzbityztropu.—Jednaknieładnie,zmieniła
adresinie
zdobyłasięnato,abymniepowiadomić?—
rozgoryczasięnastarsząpanią.
—Znaszją,notorycznieniepisujelistów,domnieteżnieskreśliłanawetsłowa!Nie
chowaj
urazy,terazjaknigdypotrzebujęprzyjaciół!—Mariatłumiłzy.PiotrPawełsamsobie
wydajesię
łajdakiem.
—Rozporządzajmną,mojedziecko—ŁapińskiczujesięjedynąpodporąMarii.—Mam
tu
zostać?
—Musisziśćzarazdodomu—decydujeOlanska.—KapitanCzyżewiczzapowiedział
sięna
rano—
kłamiegładko—niepowinienciętuwidzieć;potychtwoichkrętactwachgotów
pomyśleć,że
jesteśmywzmowie.
Mariazulgązamykadrzwizaprzyjacielemdomu;wykręcanumerhoteluForum,zgłasza
się
recepcjaiłączyjązżądanymwewnętrznym.Długorozbrzmiewasygnał,zanimsłyszy
zaspanei
rozdrażnione:
—Słucham?
—Maszsenjakdrwal!—mówizpretensją,tachwilaoczekiwaniaznówwytrąciłająz
równowagi.
—Czystesumieniedajezdrowysen—ostatniesłowoginiewpotężnymziewnięciu.
—Przestań,dodiabła,gadaćosumieniu!?krzyczyMaria.—Izapopełniłasamobójstwo!
CelinaWójcikowąnatychmiastzjawiasięwdomu.Mariazpłaczemrzucasięjejw
ramiona.
Starszapanizdążyłasięjużopanowaćijestjakopoka.
Spokojnymi,rzeczowymipytaniamiwydobywazcórkiprzebiegwydarzeń.
—Bógpołożyłpalecnatejdziewczynie—oświadczaznamaszczeniem.
—NiezasłaniajsięBogiem—denerwujesięMaria.
—Jesteśhipokrytką.Nieżałujętejdziewczyny,tytakżejejnieżałujesz,tylkojamani
odwagę
powiedziećtogłośno—niezłomnieciągniematka.—No,dośćtego!Nicwięcejnie
gadała,nie
opowiadałaprzedśmiercią,tylkotenbełkot?Aswojądrogąnieposądzałamjejotaką
swadę!
Pewnosięupiła…
—Wypiłaprawiecałąbutelkęszkota—donosiOlanska.
—Skaranieboskie!Zawszemówiłam,żebyzamykaćbarek…Jednakczytomożliwe,aby
zawinęła
sięottak,bezjednegosensownegosłowa?Możegdzieśwetknęłalist,słuchajno,
przejrzałaśjej
rzeczy?
—Nieprzyszłomitodogłowy.
—Nopewno,gdzieżbyśotympomyślała,odpraktycznychsprawmaszmatkę.Jeszcze
dziśtrzeba
przeszukaćjejpokój,słyszysz?
—Milicjazrobiłatodokładnie,wsamejłaziencewetrzechsiedzieliprzeszłogodzinę.
Gdybycoś
by-
ło,twojaprzezornośćitakbyniepomogła.
—Ajeślionijednakcośznaleźli?—martwisięstarszapani.—Tobiemożnaspodnosa
zabraći
niezauważysz.
—Apropos,gdzieśtyzostawiłaswójmedalion?
—Chybawhallunaskrzynipodlustrem.boprzypomniałamsobieonimdopierona
wychodnymi
niemiałamjużczasuwracaćnagórę.Zostawiłam,botylkobymiprzeszkadzał,ale
dlaczegopytasz?
—Wiesz,gdziebył?…Onagomiałanaszyi!!!
—Wielkiemecyje…—nastarszejpaniwiadomośćtanierobiwrażenia,natomiast
martwiją
Łapiń-
ski.—Złośliwośćlosuużalasię—żebywmilionowymmieścieniektoinny,tylko
właśnieON
zobaczył
mniewtymprzebraniu!IlejestodForumnaNowogrodzką,noile?
Dwieściemetrów.Pomyśleć,wychodzi-
łamrazdziennie—iwłaśnieonnatychdwustumetrach!
—KapitanaCzyżewiczatakżebardzozdziwiłatwojanieobecnośćwNałęczowie.
—NiekapitanaCzyżewiczainteres,czytoNałęczów,czyForum,mniezależyna
Łapińskim.Dla
niegojestemwNałęczowie,rozumiesz?Cholera,będęmusiałakryćsięwewłasnym
domu.
—Agdybyśmujakośoględniepowiedziała?
—Zwariowałaś,wolałabymumrzeć!
—Jaktymożeszwtakiejsytuacjimyślećtylkoosobie!
—Wystarczającodługomyślałamtylkootobie,aterazbędędbałaprzedewszystkimo
własne
interesyiniktmiwtymnieprzeszkodzi!Lataminęły,zanimwmówiłamŁapińskiemu,że
żyćbeze
mnieniemożeiterazmiałabymryzykować?Młodszeniepotrafiązłapaćchłopa,acóż
dopierotaka
landarajakja!Obła-skawiłamgo,przywiązałaminiemamzamiarurezygnować.Docna
zbrzydłmi
jużetatteściowejtegokanadyjskiegoskąpiradła.Jaktylkoskończysiętenkramzpowodu
Izy—też
niemiałasiękiedywybrać—
przenoszęsiędoPiotraPawła.Boże!Jakminadojadłocałetostrażowanie,dopieroteraz
czujęi
zupełnieniewiem,jakmogłamtoznosićprzezokrągłedwalata.Jestemwolna,wolna!
Czyżewiczżegnasięzpsychologiem,razemztechnikiemifotografemwracado
komendy.Dyżur
ope-racyjnykończymusiędopierooósmejrano.
—Wdzielnicyspokój—mówinajegowidokkolega,odkładaksiążkęiprostujeramiona;
porucznikMarianJózefczykpełnisłużbęrazemzAndrzejem.
—Dlaczegoniezadzwoniłeśpowóz?
—Chciałemsięprzejść—kapitanotwierawalizkęśledczą.Wykładanabiurko
plastykowy
woreczekzlaseczkąałunuzabranązłazienkiIzy.Wystukujenamaszyniemetryczkę:ałun
ześladami
krwi,zakwe-stionowanynamiejscusamobójstwaIzabeliBiałoń,aktaNr…—numer
ewidencyjny
sprawaotrzymarano,gdywszczęciedochodzeniaodnotujesekretariatwswoimrejestrze.
Podobnymimetryczkamiopatrujebutelkę;kieliszekitrzyżyletkiznalezionenastoliku
obok
telefonu.
Przeglądadowódosobisty:IzabelaBiałoń,córkaBronisława,urodzonawRosławicach,
powiat
Mła-wa,dnia14sierpnia1950roku—niezamężna.
Adnotacjaozatrudnieniu:pomocdomowa.Wrubryceza-meldowaniapięćadresów.
Wsuniętewdowódkwitytokopiałyzamówieńnamateriałybudowlane—
cement.szkłospecjalne,zbrojenie—zamówieńzłożonychprzezIzęBiałońwPZGSw
Mławie.
JesttakżepokwitowanietegożPZGS:zlecenieprzyjęto,przypuszczalnytermindostawy
—drugi
kwartał1975.Tytułemzaliczkipobranosumętrzydziestupięciutysięcyzłotych.Data,
stempel,
podpis.
KsiążeczkaPKOzostałazałożona17czerwca1970rokuwWarszawieitegożsamego
dnia
odnotowa-nopierwsząwpłatęwwysokościtrzydziestutysięcyzłotych.Wlipcu,sierpniui
wrześniu
tegożrokuBiało-niównapodejmowałaraznamiesiącposześćsetzłotychwurzędzie
pocztowymw
Rosławicach.
Odmaja1971dowrześnia1972rokusystematycznielokowałacomiesiącpotysiąc
złotych.Pod
koniecpaździernika1972rokuwpłaciłapięćtysięcyzłotychiodtądtasumapowtarzasię
wkażdym
miesiącuniemalprzezdwalata,ażdolipca1974roku;wsierpniu,wrześniui
październiku1974
rokumiesięcznewkładyskurczyłysiędodwóchipółtysiącazłotych.
Wsierpniu1973rokuwpłaciłajednorazowodziesięćtysięcyzłotych,wmarcu,sierpniui
grudniu
1973orazwmarcuisierpniu1974rokupozaregularnąwpłatądodatkowopopięćtysięcy
złotychi
jeszczepięćtysięcyzłotychmiędzymarcemakwietniem.
Odmaja1971rokuniepodjęłaanizłotówki;stanjejoszczędnościwrazzodsetkami
wynosiponad
dwieścietysięcyzłotych.Ostatniejwpłaty,dwaipół
tysiącazłotych,dokonałapodkoniecpaździernika1974roku—wlistopadziezmarła.
Suchecyfry,
datyistemple,zaktórymikryjąsięczterylatużyciaIzyBiałoń.—Marian,odłóż
czytanie,chodźtu.
Porucznikwydobywasięzgłębokiegoklubowca.Czyżewiczdzielisięznimswoimi
spostrzeżeniami.
—Wdowodziejestpięćadnotacjiozameldowaniu,pięćadresów,gdziepracowałaIza.
Pierwsze
dwanajmniejmnieinteresują,obejmująlata1968—
1969.Natomiasttrzecizasługujenauwagę.UlicaSzaserów,stamtądwymeldowałasięw
czerwcu
1970roku,asiedemnastegoczerwcawpłaciłanaksiążeczkętrzydzie-
ścitysięcy.
—Możejakieśrozliczeniezrodzinnejschedyczyteżsubstytutprzypadającegojej
majątku,
wypłaco-nyprzezrodzicówlubrodzeństwowrezultaciedziałów—oceniaporucznik.—
Należy
wyjaśnićwRosławicachlubwhipotecewMławie.
—Czwartyadres—podejmujeCzyżewicz—ulicaTopolowapojawiasięwpaździerniku
1970
roku,wymeldowałasięstamtądwewrześniu1972.Biorącpoduwagęinformację
Olanskiej,należy
przyjąć,żetookrespracyuaktorkiIlonyL.WciągutychdwóchłatIzazaoszczędziła
siedemnaście
tysięcyzłotych.
—Siedemnaścietysięcyprzezdwalata,jeślimasięprzytymzapewnioneutrzymanie,
można
uskładaćnawetzbardzoskromnejpensji.
—Piątyiostatniadres:Olanscy,SaskaKępa,ulicaKoralowa.
Zameldowanawpaździerniku1972ro-kuizarazwtymsamymmiesiącuwpłacana
książeczkę
pięćtysięcyzłotych.Odtądtasumapowtarzasięsystematyczniecomiesiącaźdolipca
1974roku,a
odsierpniamalejedodwóchipółtysiąca.
Następniejednorazowelokaty.Wsierpniu1973rokudziesięćtysięcyzłotych,wmarcui
sierpniu
1973i1974rokupopięćtysięcyzłotych,wgrudniu1973rokupięćtysięcyijeszczedwie
wpłaty
pozaregularnymiwpływami,wkońcumarca1973inapoczątkukwietnia1974roku,
takżepopięć
tysięcyzłotych.
—PlustrzydzieścipięćtysięcyzaliczkidokasyPZGS—uzupełniaporucznik.
—Wsumiepodczasczterechlatzgromadziłaokołoćwierćmiliona,aprzeważającączęść
tych
pienię-
dzywciągulatdwóch.
—Andrzej,śmiesznasprawa—porucznikoglądadowódBiałoniówny—
onaurodziłasięwsierpniu!
Wksiążeczcezaśpowtarzająsięwpłatywmarcuisierpniu.Otrzymywałatepiątakiw
prezencie?
—Adziesięćtysięcytotakżeprezent?
—Tadychapsujemiładnąkoncepcję—przyznajeMarian.—Alecomamywmarcu?
Święto
Kobietoczywiście!
—Świętojestósmego,awpłatybyłydokonywaneposzesnastym—
Andrzejmimowolidajesięwciągnąćwtęzabawę.Porucznikkartkujekalendarzyk.
—Proszębardzo!Szesnastegomarca:HilaregoiIzabeli—odczytujeztriumfem.—Kioś
obsypywał
jąforsązokazjiurodziniimienin—pokpiwa,bosamniewierzywtakąmożliwość.
—WgrudniujestBożeNarodzenie,amiędzymarcemikwietniembywaWielkanoc—
śmiejesię
Andrzej.—Wtensposóbdasięusprawiedliwićjeszczedwadzieściatysięcy,areszta?
—Ciemnasprawa,Andrzej—poważniejeporucznik.—Stary,tepieniądzemogą
pochodzićz
przestępstwa.Iczynietunależyszukaćmotywów?
—Jeszczerazmuszęprzejrzećjejrzeczy—Czyżewiczwyrzucasobie,żewnocyzrobili
tozbyt
pobieżnie.
ZranaidziedoOlanskich.OtwieraMaria;niespodziewanywidokkapitanabudziwniej
niepokój.
Andrzejtodostrzega,cojeszczebardziejpotęgujejejzdenerwowanie.
—Celina!Przyszedłkapitan—woładonośnie,zadzierającgłowękugórze.
Andrzejowiwydajesię.
żejejgłosbrzmijakwołanieoratunek.
—Zaraz—spływazmrocznegoszczytuschodówiCzyżewiczdopieroterazpojmuje,
kogo
przyzywaMaria.Dziwigo:jakszybkoodnalazłasięstarszapani.—Muszęjeszczeraz
obejrzeć
pokójIzyBiałoń—zawiadamiaMarię.—
Jeśliczegośbędępotrzebował,topaniąpoproszę—pozbywasięjejasysty.
Kapitanrozglądasięizarazogarniagonieodpartewrażenie,żepokójbył
przeszukiwanypojegopierwszejbytności.Nie,żadnegobałaganu,ajednakzdradzato
wiele,z
pozorumałoistotnych,szczegółów.
Chociażbytedwielalenatapczanie,upozowanewinnysposób,inaczejułożona
olbrzymia
krynolinaCo-lombiny.
Czegoonetuszukały?—zastanawiasięCzyżewicz,złynasiebiezatamtefatalne
oględziny.
Starannie,choćbeznadzieinaznalezienieczegośinteresującego,przeglądapokój.
Zajmujemuto
sporoczasu;pogodzinierozlegasiępukanie,zaglądaMaria.
—Mamyczekać?—niespokojnymspojrzeniemomiatawnętrze.—
Powinnamjechaćpomałego…
Wezwanawnocy.pozostawiłamśpiącedzieckonaopieceobcychludzi.
—Niezajmęwieleczasu,tutajjużskończyłem—CzyżewiczwracazOlanskądosalonu.
—Wójcikowajestem—podnosisięnajegowidokpostawnaniewiasta,podajemu
upierścienionądłoń.
Matkaroduwyglądafatalnie!Sylwetkawprawdziewporządku,modnaspódnicaw
szkockąkratę
wnajlepszymgatunku,amoherowysweterdobranywkolorze;jeszczepółbiedy,żejego
golf
zakrywacałypodbródekichybaopierasięouszy,aledalej!Strzechabardzogęstych,
prostychi
długichwłosówzgrzywąsięgającąolbrzymichprzeciwsłonecznychszkieł.Resztatwarzy
mamusi,
międzybrzegiemkołnierzaakrawędziąokularów.budzigrozę!Tojedenwielkisiniec,
który
wprawdziejużgdzieniegdziezmieniłbarwęzfioletunapurpurębiskupią,apobrzegach
na
zielonożółtą,nieulegajednakwątpliwości,żesątowielkiekrwawewybroczynyinie
maskujeich
nawetgrubawarstwapudru.
—Napijesiępankoniaku?—pytaniejestretoryczne,mamajestjuż.przykomodzie
mieszczącej
barek.
Ktojątakurządził?—dociekaAndrzejudając,żewidokmamusiwogólegonie
poruszył.
—Marysiu!—Wójcikowazastyganaglezbutelkąwręku.—Gdziesiępodziałytrzy
kieliszkiz
kompletu?Raz,dwa.trzy…-liczygłośno—oczywiście,jesttylkodziewięć!Skaranie
boskiez
wami.ilerazymampowtarzać,abynieruszaćkryształów,sątakiekruche.
—Mamo,czytoodpowiednimoment…
—Chcęwiedzieć,gdziezniknęłytrzykieliszkipotrzystasześćdziesiąt,złotychsztuka!
Andrzejdobrzepamiętaswojezaskoczenie,gdyMaria,częstującichwnocykoniakiem,
nietknęła
za-stawywbarku,tylkoprzyniosłakieliszkizkuchni,ijeszczeprzypominamusięten,z
któregopo
razostatnipiłaIza,aleniewspominaWójcikowej,żejedenztrzechbrakującychbadają
właśniew
zakładziekryminalistyki.
Naprawdęzginęłystąddwakieliszki…—medytuje.—OdkilkudnipozaIząnikogow
domunie
by-
ło;jejgościepotłuklikryształy?Ajeślizniszczonotujakiśśladczychociażbytylko
wskazówkę?
PrzychodzimunamyślPiotrPaweł.—Czyabynapewnopozagosposiąnikogotunie
było?Tak
twierdzązainteresowani.
Albofaktjestjeszczeprostszy:potłukłktośzdomownikówiniewspomniał,byuniknąć
gderań
panistarszej.
—Jeślinieprzestaniesz—strofujematkępurpurowazewstyduMaria—
jeślizaraznieprzestaniesz,towtejsekundziewytłukęresztę!Siadaj—starszapani
potulniejei
posłuszniemościsięwfotelu.Mariastawiatecennekieliszkiinalewakoniak.
—Właściwiepocojasięwtrącam?Możecienawetrozgrabićcałydom!—
obrażasięskarconamamusia.
—Przykromizaciebie,mamo—mówicierpkoMaria.—Znalazłaśsobieporęna
liczenie
kryszta-
łów!KapitanabardzointeresujepanKornacki,natomiastjanicbliższegonieumiałamo
nim
powiedziećCzyżewiczodnosiwrażenie,żeOlanskiejszczególniezależyna
sprowokowaniu
rozmowyoKornackim.
—Tynigdyoniczymniepamiętasz—Wójcikowawysapujeurazę.—
KornackijestelektrykiemwobjazdowejscenieEstrady—ożywiająjednaktentemat.—
Mieszka
naPiaskach,niedawnootrzymałtamkawalerkę,telefonuwdomuniema,botonowa
dzielnicaisą
trudnościzzałożeniemaparatu…
Andrzejanie.przestajeintrygowaćnagłepojawieniesięstarszejpaniidotegoztak
koszmarnie
skan-cerowanąbuzią;chętniebyusłyszał,skądwróciłaicojąspotkało,alenarazienie
znajduje
pretekstu,aniechcepytaćwprost.
—UkogozasięgałapaniopiniioKornackim?—podejmujenarzuconytemat.—W
kadrach,
nadzwyczajmiłaosobatapersonalna,teżmadorosłącórkęiwybierasięnarentę…U
kierownikatechnicznego…Rozmawiałamtakżezimpresariem„Varietés”,taksięnazywa
ta
ruchomascena,alecoonitamwiedzą:pracuje,niespóźniasię,niekarany,koleżeński—
przedrzeźnia.—Aimpresariopowiedział:„Owszem,porządnydziwkarz,leczbardzo
możliwe,że
sięwreszcieożeniitonawetzpanicór-ką”.
—Dlaczegozcórką?—niezrozumiałAndrzej.
—BoprzedstawiłamsięjakomatkaIzy…Copantakpatrzy?Matceprędzejpowiedzą
prawdęniż
ob-cejosobie.AtakKornackizrobiłmidzikąawanturę,bopodobnotenimpresario
rozpowiadał,
jakobyKornackiegościgałateściowaoalimentyczyjakieśinnegłupstwa.Ośmieszałgo.
—Izawiedziałaopaniinicjatywie?
—Nniee…Alejaksięwszystkowydało,tonawetniemiaławielkichpretensji.
Przynajmniej
dowiedziałasię,jaksprawystoją,zrozumiała,żeKornackitożadnaprzyszłość,iwtedyon
przestał
donasprzychodzić.
—Izachciaławyjśćzamąż?
—Pytanie!Każdachceipotozadajesięzmężczyzną.Aonamiałajużswojelatai
rozglądałasię
zamężem.Zwyczajnie.
—Stracilibypaństwodobragospodynię.
—Acóżbytozmieniło?—nieszczerzedziwisięWójcikowa.—Godzinypracyitak
miała
normowane,najwyżejmieszkałabyumęża.
—Pozamążpójściumogłabyzrezygnować.
—Wielkierzeczy,zatakąpensjęzawszemożnaznaleźćinną—przerywaWójcikowa.—
Ale
domy-
ślamsię,doczegopanzmierza.Świadomiepopsułammiędzynimi,abyzatrzymaćIzę.
Bzdura!
ProszęzapytaćKornackiego!Chybabędziedośćuczciwy,abypowiedziećpanuprawdę.
—IzaprzyszładopaństwaodpaniL.—upewniasięAndrzej.—Adokładnieodkiedy
podjęłau
waspracę?
—Wpaździerniku1972roku,jużpanotopytał—przypominamuMaria.
—Przyszłazogłoszenia,płaciłamjejdwaipółtysiącazłotychmiesięcznie,totakże
wyjaśniłam.
—Czyopróczpensjiotrzymywałajakieśgratyfikacjepieniężne?
—Prezentyowszem,leczniepieniądze.Sukienkęlubmateriał,pantofle…
Ostatniooddałamjejswojefutro—objaśniapanistarsza.--Karakuły!
Oczywiściestare.Przerobiłaje,wytartemiejscapodreperowanoświeżąskórkąiwygląda
prawie
jaknowe.Możepanzobaczyć.
—Jakiemiałaźródładochodówopróczpensji?—dowiadujesięCzyżewicz.Kobietom
nicotym
niewiadomo.—Czyotrzymywałapieniądzezdomu?
—Ciągnęładodomu,alenigdyniezdarzyłosię,abycośstamtąddostała
—kostycznieuśmiechasięWójcikowa.
—Toniezamożnarodzina,wielodzietna—łagodziMaria.
—PrzezdwalatapracyupaństwaIzazaoszczędziłabliskodwieścietysięcyzłotych—
informuje
Andrzej.
—Ile?!—wykrzykujewzburzonaWójcikowa.—Pansięniemyli?Skądonawzięłataką
sumę?!
Mariazdziwnymwyrazemtwarzyprzyglądasięswejmatce.
—Jaktosięnicniewieoczłowieku—przenosispojrzenienakapitana.
—Panieniewiedziały,żeonasystematycznieoszczędza?
—Systematycznie?—powątpiewaOlanska.
—Osobiścienieinteresowałamsiętym,zresztąonaswojerzeczytrzymałapodkluczem
—
niechętniewspominaWójcikowa.
Panistarszaniesprawiawrażeniaosobypozbawionejtakichzainteresowań,wręcz
przeciwnie.A
dotego—myśliAndrzej—tejnocyksiążeczkaniebyłazamkniętaanizbytprzemyślnie
ukryta.
Jednakbardzomożliwe,żetaksięzdarzyłotylkotejnocy.
—Wżadnymrazienieoceniałamjejnatakiepieniądze—niemożedarowaćWójcikowa.
—
Jakieśgroszoweoszczędności.nototak…Wiepan.onabardzodużowydawałanastroje,
nawet
papierosypaliłapodwanaściezłotychpaczka,szastałapieniędzmi,jakbyzarabiałakrocie.
Rozrzutna!
—Tak,onaniebyłaskrzętna,miałagestdorobkiewicza—wtórujemamieOlanska.
—Jeszczejedno—błyskalustrzanymiszkłamiWójcikowa—panjestbardzotaktowny,
alewtej
sytuacjiwszelkieniedomówieniasąnienamiejscu.JaniebyłamwNałęczowie,aten
safandułaPiotr
Paweł
podobnowszystkopoplątał.Nietrzebamutegobraćzazłe,onnieumiekłamać.
—Panicórkapowiedziałatosamo,dlaczego?
—Adlatego—Wójcikowazdeterminacjązdejmujeokularyiściągaekscentryczną
perukę;całą
twarzpokrywająkrwawewybroczyny,miejscamitylkolekkopobladłe.Zapuchnięte
powiekii
oczodołymajątakżebarwęwątroby.
—Operacjakosmetyczna—ponurooświadczaCelina.Energicznienadziewaperukęina
powrót
przysłaniaoczyszkłami.
SkonsternowanyCzyżewiczmilczy.
—Pewnomyślałpan,ktojątakurządził—wisielczouśmiechasięstarszapani.—Sama,
młody
człowieku,samaitozapiętnaścietysięcyzłotych!—
wprowadzakapitanawszczegóły.
Instytutchirurgiikosmetycznejmawieluklientówijeślitakmożnarzec,małemoce
przerobowe,
toteżCelinaWójcikowaczekałanaprzyjęciekilkamiesięcy.Nakorektęnosaczyuszu
terminysą
krótsze,azoszpeceniamiwogólenieobowiązują.Leczonamusiałaczekać,bozabiegowi
upiększającemumiałapoddaćcałątwarz.
—Dziesięćdnitemuzrobionomitęrenowację…—miałototakiskutek,żemusiała
ukrywaćsię
jakprzestępca,bozanimkunsztartystyrzeźbiącegowżywymcieledawłaściweefekty,
ciałobuntuje
sięiniemożnabezwywołaniapowszechnejzgrozypokazaćsiępublicznie.Instytut
uprzedzaotym
lojalnie,zanimpacjentkapoddasięoperacjiodmładzającej.Dlategostarszapani
wymyśliłana
użytekwszystkichznajomych,aszczególniePiotraPawła,Nałęczówiosłabioneserce,
które
nawiasemmówiącmajakdzwon,zaśulokowałasięwnajbliższymsąsiedztwieinstytutu,
czyliw
hoteluForum,bopooperacjimusiałajeszczeuczęszczaćnaopatrunki.
WszystkodziałosięwnajwiększejtajemnicytakżeprzedzięciemiIzą;szczególnieprzed
zięciem,
abynicpomyślał,żemamusiadałasięupiększyćzajegopiętnaścietysięcy;ojej
heroizmiewiedziała
tylkocór-ka.
—WedługzapewnieńinstytutupodwóchtygodniachmiałambyćmłodajakFaust—
wzdycha
dzielnaniewiasta.—Copansobiemyśl:omnie,kapitanie,
-topańskasprawa,alePiotrPawełnieśmiewiedzieć,żejestemwdomu.aniew
Nałęczowie.
PrzedpanemmusiałamsięUjawnić,chociażBógświadkiem,jakmiciężko,bopan
chociażmłodyi
milicjant,toteżmężczyzna.
—CzyopróczKornackiego—Andrzejwysłuchałzwierzeńmamusibezmrugnięcia
okiem—
Biało-niównamiałajeszczejakieśtowarzystwo?
—Kiedyśspotkałamuniejchłopcawmundurze.Pytałam,powiedziała,żetosyn
sąsiadówz
Rosławic,odbywaczynnąsłużbęijestprzejazdemwWarszawie.
Razzajrzałamatka…
—Dawnopanijestnarencie?
—Odczterechlat,odkiedyodeszłamzeszpitala,alecotomadorzeczy?
—niepokoisięWójcikowa.
—Niepracującłatwiejbyłomiećnadniąkontrolę.
—Panmniemazajakiegośżandarma!—żachnęłasięstarszapani.—Nieprzesiadują
bez
przerwywdomu,mamswojeżycietowarzyskieinieingerowałamwsprawyIzytak,jak
tosiępanu
wydaje.
—CzyzmieniłpanpoprzedniądecyzjędotyczącąrzeczyIzy?—nieśmiałowtrącaMaria.
Inajego
pytającespojrzenie.—…bomyślałam,skoropanznówjeprzeglądał,że…
—Proszęjeoddaćrodzicom.
—Aproposrodziców…—włączasięstarszapani.—Będęzobowiązanaza
poinformowanie,
kiedymożnazająćsiępogrzebem.Muszęichzawiadomić,aniechcę,abynamsiedzieli
nakarkuw
oczekiwaniunatęprzykrąceremonię—
kończyzbrutalnąszczerością.
CzyżewiczwychodziodOlanskichzwrażeniem,żepanie—takztrudempanującanad
sobą
Maria,jakichłodna,rzeczowaCelina—pożegnałygozulgą.
Popowrociedokomendysprawdza,czywysłanodolaboratoriumkryminalistycznego
przedmioty
za-bezpieczonenamiejscuwypadku.Wysłano—
zadbałotooficer,któryobjąłponimsłużbę.
—Andrzej,maszcośpilnegodlamnie?—zaglądaMarian.—Bojeślinie,toidęspać.
—Idź.AjutrozasięgnijjęzykaoWójcikowej,bopozaogólnąwiadomością,żepracowała
w
szpitalu,niewieleoniejwiem.
—Podpadłacipanistarsza?—ziewaporucznik.
—Obiesąniewyraźne,jakbycośmiałynasumieniu…Astarapokroiłasobietwarzi
wyglądajak
upiór.Odmładzasię,wyobraźsobie--Andrzejdzielisięzporucznikiemswojąświeżo
nabytą
wiedząZ
dziedzinychirurgiikosmetycznej.
Wreszcieobajmogąpójśćdodomu.
WponiedziałekzsamegoranaCzyżewiczjedziedoEstrady—jakonajpilniejsze
zanotowałsobie
wywiadyuaktorkiIlonyL.ipaniM.zulicySzaserów,trzecichronologicznieadresz
dowodu
Białoniówny,rozmowęzKornackimiwywiadwRosławicach.Zaczynaodelektryka.
Wdyrekcjimówiąmu,żerewiaobjazdową„Variétés”właśnierealizujeplanzabawiania
województwawarszawskiegoizgodniezgrafikiemwinnabyćwPułtusku,leczmogłajuż
plan
wykonać,wówczasprawdopodobniebędziewMałkini,bowiemwlistopadzie,jeślima
wyrobić
premię,musiobjechaćtakżewojewództwobiałostockie.Powrót„Variétés”spodziewany
jest
dopierowpierwszejdekadziegrudnia;potemzespółwypoczywaażdoświątecznego
programu.
AndrzejdzwonidokomendypowiatowejwPułtuskuipytao„Variétés”;jest,nawetma
powodzenie,bitekomplety,więcprzedłużyliwystępyokilkadni.
KapitanjedziedoPułtuska.Kornackiegozastajewsaliwidowiskowej,sprawdzającego
urządzeniana-głaśniająceprzedpopołudniowymspektaklem,bo„Variétés”dajeidrugi
—“wieczorny.
Odwołujeelektrykanastronę,przedstawiasię,Kornackinierozumie,czegoodniegochce
milicja.
—Sprawyadministracyjnezałatwiaimprésario,jeślimilicjamajakieśzastrzeżenia…
—MnieinteresujeIzaBiałoń,panjąznał,prawda?
—Adasiu,skarbie—przerywaimmocnoumalowanapiękność—wczorajdałeśza
szjrbkie
temponagrania,przecieżjataknieśpiewam!Wyszłofatalnie,widownianieodebrała
nastroju,aja
niemogłamnadążyćzmarkowaniem…
Marzena,tażmija,bębniteraz,żewyglądałamjakkarprzuconynapiasek,ze-psułeśmi
numeri…
—Synchronbyłtaki,jakchciałaś,tylkotysamaniewiesz,czegochcesz,codzień
inaczej…
Przepraszamcię,Marieta,alejestemzajęty.Marzenąsięnieprzejmuj,onatakzzawiści.
Jesteś
świetna,każdytoprzyzna.Miałaśbisy?
Miałaś.
—Adam,jasamaczułamsiętak,jakbymmiałajakiśkłapiącyryjek,anieusta,nieczaruj!
Jakim
cu-dempublicznośćniezorientowałasię,żeszlagierleciztaśmy,todlamniezagadka…
—Adam…—dopadagodruga.
—Nieprzeszkadzaj,Jola,niewidzisz,żemamgościa?—opędzasięKornacki.—Tunie
sposób
rozmawiać—rozkładaręce;uprowadzaAndrzejazsali.—…zprotekcjidostaładwa
numerywtym
programieiżyciemizatruwa
—elektrykmówioMariecie.—Wciążjejsięzdaje,żewrócijeszczenawielkąscenę,bo
w
czasachswejnajwiększejświetnościuda-
łojejsięzagraćkilkaogonów…
Niemalwszystkiepiosenkiidąztaśmy,anaestradziedziewczynytylkomarkująśpiewi
stądte
pretensje—zdradzaCzyżewiczowikuchnię„Varietés”.
Tojedynypewnysposóbnaobjazdówki.Namagnetnagrywasięwstudio,jestdobra
aparatura,
aku-styka,warunkiprawieidealne.Bopotemtygodniamiwautokarze,poróżnych,często
nie
opalanych,salach,lichychhotelach,dziewuchyzakatarzone,zachrypnięte,jednarozpacz!
Cobyto
było,gdybymusiaływyjśćinaprawdęśpiewaćnascenie?Noiprzytaknapiętymplanie,
podwa
spektakledziennie,zdarłybygłospokilkudniach.Aztaśmy—słowiki!Był
tuprzedemnąelektryk,cokochałsięzjednąpieśniarką.Ijakośtaktużprzed
przedstawieniem
chłopakdowiadujesię,żeonakochasiętakżezpewnym
.tekściarzem.Dziewczynawychodzinascenę,sukniazdżetami,nagłowiestroikze
strusichpiór,
kuperkiemkręci,jakpotrzeba,acosłychaćztaśmy?Leciariatoreadora!Publiczność
ryczyze
śmiechu,atawpłaczidylazesceny.Elektrykawylano,anadodatekonapodałagodo
sądu.
Przysiądziemywkawiarni?—
proponujeKornacki,gdydochodządorynku.
—Mamydwakrokidokomendypowiatowej,tamniktniebędzieprzeszkadzał.
—Jakpanwoli—sztywniejeKornacki.
Kapitanponawiaswepytanie.
—ZnamIzę—przyznajejakbyzzażenowaniemKornacki—aledlaczegomoje
znajomości
interesująmilicję?—Jestwyraźniezaniepokojny.
—Izanieżyje.
—Ranyboskie,cosięstało,wypadek?!
—Samobójstwo.
—Samobójstwo?Straszne!Ale…cojamamztymwspólnego?
—Byłjejpanbardzobliski,możenajbliższy.
—Rozumiem—elektrykzniesmakiemprzyglądasięCzyżewiczowi—
napuściłapananamnietastarawiedźma,Wójcikowa!Kapitanie,nieprzeczę,spotykałem
sięzIzą,
alebezżadnychzobowiązań.Poznałemjąnawyjeździe,byliśmyakuratwMławie.W
moichfachu
człowieksięwyśpidopołudnia,apospektakluniechcemusięspać.Comożnarobić
wieczoramiw
takiejChandrzeUnyńskiej?Niemawyboru:kawiarniazfajfem,apotemnocnylokal.
Wpadłamiw
okowkawiarni,poderwałem,zaprosiłemdohotelu,poszłabezoporów…Nowiepan,jak
sięjestz
dziewczynąprzezcałąnoc,tosiętamcośtrajluje…Onabyłatajemnicza,wspomniała
tylko,że
pochodzispodMławy,alepracujewWarszawie.Wkawiarniprzeczeki-wałaczasdo
odjazdu
warszawskiegoautobusu.
—Wtedypowiedziałapanu,gdziepracuje?
—Nic.ŚwitemodprowadziłemjąnadworzecPKS.Żegnającsię,dałamiswójadresi
numer
telefonu.
Igłupiasprawa,kapitanie,bojakonazapisywałaadres,tojadopierowtymmomencie
przypomniałemjąsobie.Widywałemjąjużwcześniej,tylkoodtejporyminęłozedwa
lata,aona
przeztenczasbardzosięzmieniła,itonakorzyść,ależebyażtakiezaćmienie…Głupio
mibyłoisam
zsiebiesięśmiałem,bomójsfinksbyłgosposiąuIlonyL.,chybanieobcepanuto
nazwiskozesceny
lubtelewizji.
—Izatakżepanapoznała?
—Niejestempewien.Mogłamnienaprawdęniepamiętać,bouIlonybywałemnaogółw
tłumie
go-
ściinieczęsto.Amożeudawała?Wkażdymbądźrazienieprzypomniałemjejsięwtedy,a
potem
zupełnieoniejzapomniałem,ażktóregoświeczorusiedzęwdomusamjakkołek,smutno,
nudno,na
jakiśsolidnywy-skokbrakujeforsy,bowłaśniedostałemmieszkanieiwyprułemsię
doszczętniedo
kopiejki.notokartkujęnotes,dokogobytuzadzwonićinatykamsięnazapomniany
telefonIzy.
Niewielemyśląc,skokdoautomatujdzwonię.Jest.
Ktośmówi„Chwileczkę,przełączęnajejpokój—iodzywasięBiałoniówna.
Proponuję,abyprzyszładomnie,aonanie,prosidosiebie.Podrodzekupiłembutelkęi
kwiatek,
alepatrzęwilla,drzwiotwieramionawwieczorowejsukni—
wielkagala.Wchodzę,hallnachińsko,dziewczynawprowadzamniedopokojujak
bombonierka.
Nastolikukoniak,szkot,krewetkiwkonserwie!Głupiomisięzrobiło,animwspomniał,
żew
płaszczumampółlitrażytka.„Ranyboskie—
mówię—gdziejatrafiłem,wkadramerykańskiegofilmuzwyższychsfer?’
„Dorenomowanejsłużącej”—śmiejesięonaipowiada,żezarzą-
dzadomemkanadyjskiegofutrzarza,osiadłegowWarszawie.
Wobjazdachmamprzerwę,pieniędzyjeszczemniej,bogdypauzujemy,topłacąnam
tylkozatak
zwanągotowość,czylijakkotnapłakał,adziewczynaładna.czystainiekłopotliwa,do
tegonicnie
kosztuje
—mówiępanuszczerze,jakbyło.
Spotykamysię,aleraczejumnie.bonatepółlitrazawszemniestać,akrępująmnie
koniaki
futrzarza.
Ibomba!PanistarszaszorujedoEstrady,zasięgaomnieopinii!Paniekapitanie,szlag
mnietrafił,
bojużnawetnieto,żemnieośmieszyłagruntownie,rozpowiadając,jakjasięnapaliłem
do
małżeństwazjejkuchtą,aleczyabyjestemuczciwy,jednymsłowem,czymożnamnie
wpuszczaćdo
takiegoświetnegodomu.boanużzginąsrebrnełyżeczki…—elektrykmilknie.
—WójcikowaużyłatakiegoWłaśnieokreślenia:kuchta?—dopytujesięCzy-żewicz.
—Niedosłownie,alepodkreśliłamojepoważnezamiarymatrymonialnewzględemjej
służącej.
By-
łemwściekłyiposzedłemdonichjeszczetegosamegodnia.Wieczór.
większetowarzystwo,partywogrodzie,snujesięwatahapocałymdomu.
Przyłapałempaniąstarsząipowiedziałem,cosądzęojejpostępowa-niu.Nie,nieprzy
ludziach,
niezniżyłemsiędojejpoziomu…ZIząniechciałemsięjużwidzieć,aleonaprzyszłado
mnie.„
Starapowiedziałami,cozrobiła—mówi.
—Niebierztegodoserca,onaniejesttakazła,tylkomataktdorobkiewiczaitrzęsiesięo
swojebogactwo,panicznieboisięwłamywaczy“.
Posłałemjądodiabłarazemzjejdobrąstarą.
„Jużmiparętakichgnoizrobiła,kilkuchłopcówwypłoszyła—
rozpłakałasięIza—alenatamtychznajomościachspecjalnieminiezależało…”i
rozwinęłasię.Gorącomisięzrobiło,gdyusłyszałem.jakienadziejeonazemnąwiążei
prawiebyłem
wdzięcznystarejzawywiad.bomogłemwymanewrowaćsięzniezręcznegoukładuz
honorem,jako
ciężkoobrażony.
WidocznieIzamusiałasięprzedtamtąprzechwalaćichybastądtaniedźwiedziaprzysługa
Wójcikowej.Powiedziałemdziewczyniewprost:unikamjakzarazykobiet,którepragną
wychodzić
zamniezamąż.Alepaniekapitanie,działosiętokilkamiesięcytemu,czymożnamnie
obarczać
moralnąodpowiedzialnościązato,coonazrobiłateraz?Aswojądrogąjestmipie-kielnie
przykro.
—Możeinaczejtłumaczyłasobiewaszezerwanie?
—Tobyłatrzeźwadziewczyna,ajanicjejnieobiecywałem.Kapitanie,janiemuszę
uciekaćsię
donieuczciwychchwytów,abymiećdziewczynę—nawettrudnozarzucićmu
chełpliwość,bo
Kornackijestwyjątkowoprzystojny.
—Tobyłainteresującaosoba?
—Zwyczajna.Trochęprymitywna,aleociosanaprzezmiasto.Niekompromitująca,
śmieszna
przezsweaspiracje,bostarałasięuchodzićzakogośinnego,niżbyła.
—KiedypanjąspotkałwMławie,którytomógłbyćrok?
—Możedwalatatemu.Dokładnieniepamiętam.
—Wspominałaojakichśplanachnaprzyszłość?
—Niemówiłosięopoważnychrzeczach.Wypiłosiękielichaalbowypiłoizatańczyło,a
jakna
chacie,tomuzykaztaśmyigadaniemamzgłowy…nowiepan,jaktojest—bąka
zażenowany.
—Przezdwalatazgromadziłaokołodwustutysięcygotówki,nicpanuotymnie
wiadomo?
—Alegrosz!—ażzachłystujesięKornacki.—Pojęcianiemiałem,żetakanadziana,
niepuściła
farbyanisłowem.Chłopskanatura,zcichapękikażdyzłociakdopończochy,cholera,
tyle
naskrobać!—
dziwisięzupełniezaskoczony.Niewydajesię,abyproblem,wjakisposóbdziewczyna
zdobyłate
pienią-
dze,miałdlaniegojakieśznaczenie.Nawetnieto,poprostużadnejinnejrefleksjipoza
zdumieniemznutkązawiści.Właśniezdumienie,jaktoinnipotrafią.
NastępnegodniapopowrociezPułtuskaAndrzejzMarianemdzieląsięzadaniami:
porucznik
będzieasystowałprzysekcji.CzyżewiczjestumówionyzŁapińskim.
—Przypilnujoznakowaniagrupykrwi—przypominaAndrzej.
—Noinacotokomu?—wzruszaramionamiJózefczyk.—Byleutrudnićżyciesobiei
innym…
—Ałun—wyjaśniakrótkokapitan.
PiotrPawełzjawiasiępunktualnieodziesiątej.Jestbardzozdenerwowanyoczekującągo
rozmową—
zwłaszczadeprymujegookreślenie:przesłuchanie—iwcaleniestarasiętegoukryć.
—Byłpanpierwszymczłowiekiem,któryznalazłsięwwiliiOlanskichpośmierciIzy
Białoń—
Czy-
żewiczbezwstępówprzeciiodzidomeritum.—Pańskarolawtejsprawiewydajemisię
dość
dwuznaczna,sampantochybarozumie.
—Dwuznaczna!—jąkazrozpacząPiotrPaweł.—Czyjachciałempopaśćwtakie
terminy?—
maminębardzosmutnegopsa.—Panmnieprzeraża,kapitanie—wyciągazkieszeni
chusteczkęi
ocierazwil-gotniałeczoło.—ComogęmiećwspólnegozsamobójstwemIzy,tojakieś
nieporozumienie.Dlaczegopanmniestraszy?
Czyżewiczwmilczeniuwkręcawmaszynędopisaniaarkuszprotokołu,wystukuje
personalia
Łapiń-
skiego,uprzedzaoodpowiedzialnościkarnejzazłożenieniezgodnych2
prawdązeznań,apotempyta,kiedyipocoPiotrPawełprzyszedłdoOianskich.
cozobaczyłpowejściudosalonu,wktórymzastałIzę,cowieojejstosunkachz
Olanskimi,
Kornackimiinnymiznajomymi.
Łapińskipowtarzaswąpoprzedniąrelację,podajetensampowódprzybyciaiczas:kilka
minut
przeddziewiątą.
—Liniabyławciążzajęta,myślałem,żewróciłaCelinairozmawia…—
dobrzewie,ile’czasujegoprzyjaciółkapotrafiprzegadaćzkumami,gdysięprzypniedo
telefonu.
Uznawszydodzwonieniesiędoniejzabeznadziejne,wsiadłwtaksówkęiprzyjechał.
Drzwizastałotwarte,cogozdziwiło,agdywszedłdosalonu,zobaczył
martwąíze.Niezdążyłochło-nąć,kiedywbieglipsychologzlekarzem.O
WójcikowejiNałęczowieniewspominaanisłowem,aAndrzej,lojalnywobecstarszej
damy,
takżenieporuszategotematu.
—Proszęprzeczytać—kapitanpodajemuprotokół—proszędokładnieprzeczytaći
podpisać,
jeśliwierniezanotowałempańskiezeznanie.
PiotrPawełdługowgłębiasięwtreśćtychniewielulinijekiniesięgapopióro.
—Paniekapitanie—odsuwanareszcieprotokół—przedpodpisemchciałbym
uzupełnić…
—Słucham—Czyżowiczbezpośpiechuznówwkręcaarkuszwportabla.
—Zanimtamprzyszedłem…—milknie,wystukujezfajkiniewypalonyzresztątytoń,
nabija
świeży,
-otaczasiękłębemdymu—więczanimtamprzyszedłem,hm!…
‘RozmawiałemzBiałoniównątelefonicznie…—Łapińskiemuniezmiernieciężko
przychodzito
wyznanie,terazzerkanaAndrzejasprawdzającefekt,alekapitanpozostajeobojętny,nie
wydajesię
wstrząśniętytąinformacją.
—Októrejpanzniąrozmawiał?
—Mogłabyćszósta…—pytałoCelinę,oczywiścieniebyłoanijej,aninikogoz
domowników.
NatomiastIzazaprosiłagodosiebienawieczór;chłopięcyrumieniecpokrywajego
starannie
wygolonątwarz,peszygotojeszczebardziej,więcznówratujesięfajkąiniepatrzyna
kapitana.
„Wydzwaniapaniwydzwania—miałapowiedziećIza—nudzisiępanimniesięnudzi,
przyjdź
pan,zagramywbelotkę,napi-jemysiękoniaku…”
—Umówiliśmysięnadziewiątą—dukaPiotrPaweł.
—Niechtobędziebelotka—zgadzasiękapitan.
—Ależtak,wsobotyczęstogrywałemzCeliną,czasamitowarzyszyłanamIza.A
przecieżtobyła
sobota…—milknieiwreszcieodważasięspojrzećnaCzyżewicza.—Teraznie
rozumiem,dlaczego
mniezwabiła…Możeniewierzyła,żetamcizTelefonuZaufaniająodnajdą,więc
zabezpieczała
sobieratunekzróżnychstron?
KapitanzwalniaŁapińskiegoidzwonidoaktorkiL.,przedstawiasię,chciałby
porozmawiać.W
słuchawcebrzminiski,pięknyalt:
—Proszęprzyjechać…
Sadyba—ulicaTopolowa.Typowydomek-bliźniak,przynimmikroskopijnyogródek,a
raczej
kilkadoniczozdobnymikrzewamiiskrawektravvnika.
OtwierapaniL.Wdomowejsukiencekoszulowegokroju,nieumalowana,zgładko
uczesanymi
włosamiwyglądabardzomłodoimałoprzypominaosobę,którąAndrzejpamiętaze
sceny.
WmieszkaniuCzyżewiczzastajepsychologaiterazrozumie,dlaczegoumawiającsięz
aktorką
telefonicznie,odniósłwrażenie,żeIlonaL.jestjużpoinformowanaowypadkuIzy.
Majewskiczekanakapitana.Poczyniłpewneistotnespostrzeżenia,musisięnimi
podzielićz
Andrzejem.Umawiająsięwpobliskiejkawiarni.Czyżewicztamprzyjdzie,gdyzałatwi
sprawyz
aktorką.
PaniL.wspominaIzęjaknajlepiej;tak,Białoniównapodjęłauniejpracęjesienią1970
roku,
natomiastodeszławkwietniu
1971roku.Zarekomendowałająiudzieliłaświetnychreferencjipoprzedniapraco-
dawczyni,pani
M.,zzawodumodystka.Opiniapotwierdziłasięwcałejrozciągłości,dziewczyna
sprawowałasię
bezzarzutu.
TowarzystwoIzy?Natentemataktorkanicnieumiepowiedzieć.
—JestemgościemwdomuiwzasadzieIzamiałaniczymnieskrępowanąswobodę,ale
nie
zauważy-
łam,abyjejnadużywała.
—WokresiepracyupaniBiałoniów-nawpłaciładoPKOdwadzieściajedentysięcy
złotych.Ile
upanizarabiała?
—Dwatysiącemiesięcznie,oprócztegomiałapełneutrzymanie.Nierozliczałamjej
drobiazgowo,pozostawiałamzbieżącychrachunkówjakieśdrobnesumy.Zcałą
pewnościąmogła
tyleuskładać,bobyłabardzogospodarnaioszczędnaażdoskąpstwa…—zasadniczo
różnisię
charakterystykaIzypodanaprzezaktorkęodopiniipańWójcik;onepodkreślały
rozrzutnośćIzy,gdy
tawspominaoskrzętnościbliskiejskąpstwa.Dwieprzeciwstawnecechy,awięctylko
jednaznich
prawdziwa.Ktoprzypisujedziewczynieusposobienieinne,niżmiaławrzeczywistości,
IlonaL.czy
kobietyzSaskiejKępy?
Andrzejpytaotenjednorazowywkładtrzydziestutysięcyzłotych,któryzapoczątkował
konto
Biało-niówny.Aktorkaniewie.Nicorientowałasięwoszczędnościachgosposiiczyw
ogóleje
miała;nieinteresowałasię,coonarobizeswojąpensją.
PracęIzaporzuciłanagle,bezwcześniejszegowypowiedzenia.PaniL.
gotowabyłapodwyższyćjejpłacęwjakichśrozsądnychgranicach,leczBiałoniównaw
ogólenie
reagowałanapropozycję.Iniepodałaprzyczyn,dlaktórychodchodzi.
—Poniejniemiałamszczęściadopomocydomowych—dodaje.—Odtamtejpory
zmieniłosię
ichpięć,awtymczasiezostałamokradziona.Przeztoodeszłapewnastarszapani,z
którejbyłam
zadowolonaisądziłam,żesięumnieprzyjmie…
Napoczątku1973rokudomieszkaniaaktorkidokonanowłamania,owastarszapani,
zatrudniona
naprzychodne,poprzesłuchaniujejwcharakterzeświadkapoczułasiędotkniętai
zrezygnowałaz
pracyupaniL..chociażniktjejokradzieżnicpodejrzewał.Sprawcówniewykryto.PZU
wypłaciło
aktorceodszkodo-wanieztytułuubezpieczenia.
—ZnapaniAdamaKornackiego?
—Znam,znam”—uśmiechasięIlona—przezkilkalatpracowałwTeatrzePółnocnym.
Tomoja
ro-dzimascena,nawszystkichinnychczujesiętylkogościem…Alecopanmado
Adasia?
—Częstobywałupani?
—Często?Nie.Wiepan,zokazjipremierzespółstawiasobie,nazwijmyto,małąwódkę.
CzasamiwSpatiiie,raczejjednakukogośzkolegów,aponieważjamamstosunkowo
duże
mieszkanieijestemsama,niekiedydziejesiętoumnie.Udanyspektakl,kapitanie,tonie
tylko
aktorzy,aletakżetalenttych,którychnazwiskniedrukujesięnaafiszach.
—KornackipoznałIzęBiałońupani?
—Poznał?Zpewnościąwidywał…—aktorkaznamysłemprzyglądasiękapitanowi.—
Chciał
panpowiedzieć,żetennicpońinteresowałsięniąbliżej?
—Niczegoniesugeruję,aledlaczego„nicpoń”?
—Niezauważyłam,abyzajmowałsięjakośszczególnieIzą—mówizwahaniem—ale
przecież
wielurzeczyniezauważyłam,nawettego,corobimójwłasnymąż…Niedawnosię
rozwiodłam,lecz
toniemanicwspólnegozIzączyAdamem.AleAdamiIza?Chociaż,czemubynie!On
niema
wielkichwymagań,każdaładnaanowabuziajestwstaniezająćgonajakiśczas.Znany
jestztegow
środowisku,aponieważtoprzystojnyimiłychłopiec,pełnowokółniegokobiet.
Stądskłonnośćdopowierzchownych,nietrwałychzwiązkówczyzupełnieprzelotnych
zbliżeń.
Jednakbyłabymjednostronna,mówiąctylkoolekkomyślnościKornackiego,staćgotakże
inapiękne
odruchy.ostatniomniezawstydził.Któregośdniazadzwoniłdomniedoteatru:„Ilona,na
waszych
oczachginieczłowiek!”Jakiczłowiek?—nierozumiałam,czegoonchce.
„MarietaJaromianka!”
Powiempanuszczerze,rozzłościłamsię.Marieta!Wciążwracaładomniejejsprawajak
bumerangiwciążodemnieczegośoczekiwano.Tylkodlatego,żedwadzieścialattemu
razem
chodziłyśmydoszkołyaktorskiej,aterazmniesiępowiodło,ajejnie.
Jadorabiałamsięnazwiska,onaciąglegrywałaogony.Możezniejiniezupełnie
beztalencie,bo
taknaprawdęniemiałaokazjisięsprawdzić.Totylkotaksięmówi,szczególniewe
wspomnieniach
owielkichaktorach,żegrającepizodwrodzaju:„Jaśniepanie,podanodostołu!”
stworzyli
niezapomnianąkreacjęizarazpowierzonoimwielkierole.WkażdymrazieMarietęnic
takiegonie
spotkało,niezauważonalatacałebłąkałasiępomarginesachsceny.
Charaktermiałatrudny,aprzezniepowodzeniacoraztrudniejszyiteatryangażowałyją
niechętnie,
dochodziłodokonfliktówzludźmi,którychobrażała,nieumiaławspółżyćzko-legami.
Potemwystępowaławnocnychlokalachwprogramachrozrywkowych,aleznów
powtarzałosięto
samo,adotegolekceważąctozajęciepotrafiłanieprzyjśćnawystęp.Miaławciąż
wysokie
wyobrażenieoswoichmożliwościach,kwalifikacjach.wieciodpowiedniedotych
wyobrażeń
aspiracje.
Częstojejpomagałam,gdywpadaławkolejnetarapaty,alecorazmibyłotrudniejznaleźć
odważnego,którychciałbyjązaangażowaćchoćbydoepizodu,inawetnicmożnasię
ludziomzbytnio
dziwić,boMarietabyłaniedozniesienia.
Towszystkoodbiłosięnajejpsychice,wkońculeczyłasię,itowzakładziezamkniętym.
Kilka
miesięcytemuwróciłazeszpitala,AdamKornackispotkałjąchybawŚpatifie.Byłabez
środkówdo
życia,innejpracyniżscenaniemogłasobiewyobrazić,zresztącóżinnegoumierobić?
„Alezwaszgraja!—napadłnamnieAdam,boprzejętyjejlosemszukał
protekcjiuróżnychdawnychznajomych,awszyscysięwykręcali.Niktniechciał
narażaćswegoautorytetu,boniktjużniewierzył,żeonapotrafiwspółpracowaćz
jakimkolwiek
zespołem.—Ilona,bądźczłowiekiem,pogadajzimprésario
»Variétés«—nalegałKornacki.—Dobrzegoznasz,jeślitylkozechcesz,togonamówisz.
Nie
chodziowielkie-rzeczy,niechdaMariecicpiosenkę,skecz,przecieżtotakniewiele,a
podratuje
psychicznieizapewnikawałekchleba”.
Iubiłaminteres,sprzedażwiązana,jeślitakmożnapowiedzieć…—
uśmiechasięIlona.
„Varietes”zaangażowałoJaromiankę,apaniL.obiecaławziąćudziałwichstyczniowym
programie.
—Narazieprzyjęłasięwtymzespole—podejmujeaktorka.—Inawetnaniezłym
poziomie
opra-cowałateswojenumerki.JestemwkontakciezAdamem,zobowiązałamgo,abyjej
pilnował.
Ostatniobyliumnie,zaprosiłamtakżekilkaosóbliczącychsięwbranży,chciałam,abyją
zobaczylii
pomoglidalej,bojejkontraktzEstradąwygasawgrudniu,aonawierzy,żeodbuduje
sobie
pozycję…Życzęjejjaknajlepiej,jednakztakąopiniąniełatwozaczynaćkarieręw
naszymzawodzie,
gdysięwdodatkudobiegaczterdziest-ki…
Rozgadałamsięuśmiechasięprzepraszająco—alepowiedziałamoKornackim:nicpoń,a
pan
mógłbytowziąćzbytdosłownie.
WpustejkawiarniCzyżewiczspotykaczekającegonańcierpliwiepsychologa.
—Niechcęwdzieraćsięwtajemnicęśledztwa,aletenwypadekinteresujemniez
zawodowego
punktuwidzenia.Czyjużwyrobiłpansobiejakiśpoglądnamotywyczynu?—dowiaduje
sięŁukasz.
—Nie—kapitanjestpowściągliwy.
MajewskiwróciłwłaśniezRosławic,widziałsiętakżezKornackim,aleonniechciał
rozmawiać
natematBiałoniówny.
—Topierwszytegorodzajuwypadekwmojejpraktyce…—tłumaczysiępsycholog;
pracujew
insty-tucienaukowym,awTelefonieZaufaniapełnidyżurydwarazywtygodniu.To
raczejpraca
społeczna,wy-nagrodzeniejestsymboliczne,licząsięjednakdoświadczenia,potrzebnedo
przygotowywanegodoktoratu.
DoTelefonuZaufanianaderrzadkozwracająsięludzie,którzymajązamiarpopełnić
samobójstwo.Naogółszukająteżpsychicznegowsparciaosobymłode,uwikłanew
trudnesytuacje
życiowe;przeważniesa-motni;prosząoradęczynawetkonkretnąpomoc.
—Alemamcoś,copanazainteresuje,proszęposłuchać!—Łukaszustawianastoliku
miniaturowymagnetofon.
—…Niewiem,dlaczego,alezanimtozrobię,chcęjeszczeusłyszećludzkigłos…—
niski,lekko
schrypnięty,dobrzeustawionyalt,pełenekspresji,niesietakiładunekdramatycznej
prawdy,żeaż
chwytazagardło,zmuszadosłuchaniazzapartymtchem.Ternugłosowiniemożnanic
wierzyć,
przekonujeszczerościąrozpaczy,rezygnacji.
—…nieuratujeszmnie,DonKichocie…—zamierającyszept,alewnimuwięziony
krzyk,ostatni
krzykodchodzącegożycia.
—Ktotomówi?!—Andrzejjestpodwrażeniemtegogłosu,aprzecieżwie,żew
Telefonie
Zaufanianiczegosięnienagrywa;pełnaanonimowośćidyskrecjasąnienaruszalnązasadą
tej
instytucji.
—Niepoznałpan,IlonaL.tonaprawdęwielkaaktorka.Tamtazmegotelefonunie
dorosłajejdo
pięt.
—JakitomazwiązekzpaniąL.?—nierozumiekapitan.
ŁukaszzpamięcispisałmonologIzy,akiedyszukająconiejinformacjitrafiłdoaktorki,
wpadłna
pomysł,abytentekstwjejinterpretacjiutrwalićnataśmiemagnetofonowej.Ilona
potraktowała
projektzaktorskąpasjąizagrałarolę.Wtakisposóbpowstałzapis.
—Chciałemodtworzyćtamtąrozmowę.IkiedymówitoIlonaL.,niemożnajejnie
wierzyć!
—Więctamtejdziewczynieniezupełniepanwierzył?
—Wtedywierzyłemibardzosięprzejąłem.Wydawałomisię,żeniepotrafiłem
powstrzymać
tegoczłowieka,nieumiałemnawiązaćznimkontaktu,terazniewierzę.Więcej,niemal
mam
pewność,żekobieta,zktórąrozmawiałemwsobotęwieczorem,niebyłaIząBiałoń.
—Kiedypandoszedłdotegowniosku?—Czyżewiczcorazuważniejsłucha
Majewskiego.
—WątpliwościogarnęłymniepopowrociezRosławic,aterazpoanaliziejęzykowej
tekstu
nagra-negoprzezpaniąL.jestemprawieprzekonany.TakniemogłamówićIza!
KobietapodającasięzaIzępoprawniewymawiałaposzczególnegłoski,żadnegoakcentu
czy
nalecia-
łościgwarowych,odktórychniebyłwolnyjęzykBiałoniówny.
WyjaśniłemtozjejnauczycielkąwRosławicach.RozmawiałazIząniedawno,spotkała
jąw
autobusie,gdyjechaławodwiedzinydorodziców.Aczysłyszałpankiedy,jakmówią
ludziew
powieciemławskim?
Ponadto:kobietaztelefonustaranniedobierałasłowa,zręcznieposługiwałasięmetaforą;
łączenie
wyrazówbezzarzutu,wyrobionepoczuciejęzykowecechującełudzioczytanychw
literaturze,
sprawnośćkompozycjiidobradykcja!
Nietrzebabyćfilologiem,kapitanie,byprzykonfrontacjitego,czegodowiedziałemsięo
Izie,z
tre-
ściąrzekomojejtekstuwyciągnąćtakiwniosek.
„…zamkiotworzonezostałyzapomocądorobionychkluczy,potwierdziłytobadania
mechanoskopij-ne…Sprawcówwłamanianiewykryto…”
AktaśledztwawsprawiewłamaniadodomuaktorkiL.,wypożyczoneprzezCzyżewiczaz
komendydzielnicowejnaSadybie,tocieniutkateczkazawierającalakoniczneprotokoły
przesłuchań
kilkuświadków,którzynicistotnegododochodzenianiewnieśli,orazdośćsmętne
sprawozdanie
wieńczącewszelkieczynnościśledcze.
—SzukaszźródełdochodówBiałoniówny?—domyślasięMarianzaglądająckapitanowi
przez
ramię.
—Wdwóchdomachzapewnionocięorzadkiejuczciwościtejdziewczyny,aty
dopasowujeszjej
udziałwewłamaniu?
—Nicniechcędopasować!—złościsięAndrzej.—Skądjednakmiałatylepieniędzy?
Niewykluczone,żetutkwiźródło—poważniejeMarian.—Dziewczynazaskarbiasobie
zaufanie
pracodawców,umożliwiawspólnikowidorobieniekluczy,podajerozkładmieszkania,
zwyczaje
domowników,potemzmieniamiejsce,gdzieznówbłyszczywszelkimicnotami,
utwierdzonymi
zresztądoskonałymireferencjamizpoprzednichdomów.Poparumiesiącach,wciągu
którychu
aktorkiL.przewinęłosięjużkilkapomocydomowych….
—Tylkodwie—prostujeAndrzej.
—…wparęmiesięcypóźniejaktorkazostajeokradziona.Sumastrat:trzysta
osiemdziesiąttysięcy
złotych.Ilezaterzeczymógłdaćpaser?W
najlepszymwypadkujednątrzecią,awtymkręgutaryfazanadanierobotywałiasięod
dziesięciu
dodwudziestupięciuprocent.Powiedzmy,żeBiałoniównaotrzymaładwadzieściapięć
procent,
czyliokołotrzydziestutysięcyzłotych.
—Trzebaporozmawiaćzresztąchlebodawców,czyniebyłounichkradzieży.
KapitanwybierasiędopaniM.naulicęSzaserów,kiedywkomendziezjawiająsię
rodziceIzy
Białoń.
Andrzejniedajeimczekać,prosidosiebie.Białońprzemierzapokójzamaszystymi
krokami,za
nimdrobiżona.
—Takienieszczęście,kapitanie—tłumiszlochspłakanakobieta.
—TelegrammydostaliodpaniOlan-skiej—informujeBiałoń—iróżnerzeczypo
córcepani
starszawydała—podajeAndrzejowikartkę,naktórejzpedantycznądokładnością
wymienionajest
pościeliubranie,wtymkarakułowefutro,bielizna,obuwie,różnedrobiazgiz
toaletowymiwłącznie,
atakżedwiedekoracyjnelalezpokojuIzy.
PodrejestremwidniejepokwitowaniepodpisaneprzezBiałoniów,nieconiżejczytelny
podpis
Wójcikowej,atakżepodpisświadka,aktualnejpomocydomowej.
Prędkozdobylinowągosposię—myśliCzyżewicz.
—Czyonawszystkooddała?—badastary.
—Nicwiem,conależałodowaszejcórki,sądzęjednak,żetouczciwiludzie—uspokaja
ich
Andrzej.
—Mypoksiążeczkę—zzakłopotaniemzacieraręceBiałoń.—Młodszapanimówiła,że
wydala
pa-nukapitanowi,toznaczytego…pankapitanzabezpieczył,notornywdzięczni,bow
rozgardiaszu
mogłabygdzieprzepaść,ataktobyłanaprzechowaniuwmilicji.
—Dziękujemypanukapitanowizaopiekęizabierzemy—dodajeBiałonio-wa.
—Książeczkabędziezwrócona—tłumaczyCzyżewicz—pozakończeniudochodzenia,
narazie
mu-sipozostaćtutaj.
—Aczemutotak?—niepokoisięstary.—Przecieżwiadomo,Izanaszacórka,apo
córceto
rodzicomsięnależy.
Czyżewiczpowtarzaswoje;daimpokwitowanie,aletymczasemksiążeczkajest
dowodemw
sprawieionniemaprawajejwydać.Słuchająuważnie,zezrozumieniemkiwają
głowami.
—Tak,totak—poddajesiędecyzjikapitanaBiałoń,aleniekryjeniezadowolenia.
—Czycórkaotrzymałaodwasjakąświększąsumęw1970lub1973roku?
—Andrzejniewymieniawysokościkwoty,abyniepłoszyćstarych,aleitopytanie
wystarcza.
—Panie,mybiedniludzie,askądmybywzięli?—wzdychaBiałoniowa.
—Mybiedniludzie—wtórujejejmąż.—Naszewszystkiedziecipoświecieza
zarobkiem,
żadnegoniewywianowali,boizczego?—podejrzliwietraktujątopytanie.
Przyszliodebraćksiążeczkęiwszystkieswewyjaśnieniaformułująwtensposób,abyjak
mniemają,niezaszkodzićwjejodzyskaniu;-
—A…iletam,tejwpłaty?—odważasięzapytaćstary;gdykapitanwymieniasumę,
Białoniowie
spoglądająnasiebiezosłupieniem,ichnieufnośćizaniepokojeniepotęgujesięjeszcze
bardziej.—?
Apanposądzacórkęonierzetelnośći.dlategoniechcewydaćksiążeczki?—precyzuje
wreszcie
ojciec.
ZrozumiałtomimooględnychwyjaśnieńCzyżewiczaizrezygnacjąprzyjmuje
pokwitowanie.Lecz
terazpytaniadotyczącecórkitraktujepodejrzliwie.Tegoniewie,tamtegoniepamięta.W
ich
przekonaniuwszystkowy-mierzonejestprzeciwkocórce,abypozbawićich
zgromadzonych
oszczędności.
—Onabyłabardzoskrzętna,groszadlasiebieskąpiła,toiuzbierała—
przekonujeBiałoniowa.—Aizarabiaładobrze,posadęmiałajaksiępatrzy!Jakraysię
martwili,
skądweźmienabudowanie,totylkosięzaśmiała.„Mamo”,powiada,„moipaństwo
wszystkodla
mniezrobią,jakbędziepotrzeba,ajakzabraknie,tomipożyczą”.
KapitanwspominaopokwitowaniachzPZGS.
—Anoszklarniępostawićzamiarowa-ła,gruntudokupić—przyznajeBiałoń—
poważnieo
przyszłościmyślała.—Izarazznajdujedowódnauczciwośćcórki:—Jakbytoniebyły
sprawiedliwepieniądze,tobyjewskrytościtrzymała,awidaćniebałasię,skorotaksię
nimi
rozporządzała…
PoodejściuBiałoniówAndrzejzMarianemzastanawiająsięnadwywiademw
Rosławicach.
—Mogęjechaćchoćbyzaraz—ofiarowujesięporucznik—alemoimzdaniem
posterunek
załatwitolepiej,uzyskawięcejinformacji.Sąnamiejscuiznająwieś.
ArgumentyporucznikatrafiająCzyżewiczowidoprzekonania,więctelefonicznie
porozumiewasię
zkomendantemwRosławicach.Naświetlamuwypadek.
—Słyszałem,żenieżyje—mówichorąży.—Białoniowieukrywająprzyczynęiniema
się
czemudziwić.Tutejszyobyczajjestbardzosurowydlasamobójców.
—Interesujemniewszystko,codotyczydziewczyny…—kapitanwspominao
oszczędnościach
Izy.
—Mielikupićkawałekziemi—komendantnieznaszczegółów,aletenprojektobiłmu
sięouszy
—
…tak,ludziemówią,żecórkamiałakupićiinwestowaćwhodowlęczywogrodnictwo,
niejestem
pewien.
Wyjaśnię.
ChorążyidziedoSasinów,najbliższychsąsiadówBiałoniów,alespostrzegaSasi-nowąna
gumnie
Białoniów,więcwchodzitam,pozdrawiakobietęipytaogospodarzy.
—Aniemaich,niema—odpowiadaSasinowa—znówdoWarszawypojechali,ajaich
żywinę
do-glądam.Niedawnomysiętrochęprzemówili,alecóż,wnieszczęściutrzaludziom
pomócio
urazachzapo-mnieć.Słyszałpan,komendancie,jakabiedananichspadła?—kobieta
wspierasięna
styliskuwideł.Właśniepodrzucałasianokrowie.
—Słyszałem—przyznajekomendant—podobnonieszczęśliwywypadek.
—Ale,wypadek!—parskaSasinowa.—Samaśmierćsobiezrobiła!Niezawszemilicja
wie
najlepiej,komendancie—dodajeznietajonąsatysfakcją.
—Niezawsze—zgadzasięchorąży.—AleskądtopaniSasinowawie?
—Toniechkomendantmipowie,czemuonijużtrzecirazwWarszawie,aopogrzebie
anisłychu,
anidychu,co?ZapierwszymrazempełnykuferijeszczetobółpoIzieprzywieźli,dragi
raztakie
smutnewróci-li,żesięsercekrajało,aterazpocoznówpojechali?Cichcemdziewuchę
będą
grzebać.
—Zczegojątonapadło?—dziwisiękomendant.
—Tegotoistarzypewnieniewiedzą—zasępiasięSasinowa.—Ciekawimnietylko,
gdzieIza,
świećPanienadjejduszą,pieniądzetrzymała?Bopieniądzetoonamiała…Iniechpan
patrzy,
komendancie,cowarteludzkieżycie!Marnośćnadmarnościami,Jakpuchzmlecza,iiuu!
Iniema.
Jużdlaniejnanicsiętepieniądzeniezdadzą,aleBiałoniowiechybajedostaną,jakpan
myśli,panie
chorąży?
—PodobnokawałeksiedliskaIzauwastargowała,aleco?Niedogadaliściesię?Widzę,
płotnie
prze-sunięty—komendantoceniaodległośćsąsiedzkichparkanów.
—Nieee—markotniejeSasinowa.—Wtymtygodniumielimydorejentadopowiatu
jechać…
Aletam,człowiekstrzela,aPanBógkulenosi…Prawiemysięjużugodzili,choćprzy
tymwłaśniei
przemówi-li,boIzaprzyjemnaniebyła,nie!Poniżyćczłowiekachciała.„Takitamgrunt
—powiada
—ugórprzezgęsinabębenwyskubany,ilepieniędzytrzabędziejeszczewniego
włożyć…Jak
wytrzymaćmożecie,Sasinowa—powiada—żebywam,zaprzeproszeniem,gęsipod
progiem
srały”.Jejinteres!…„Odnaszegosadkuażpotąd—powiada—
szklarnięwyszykuję”.Tojanato:„Takaśbogata,ogrodnictwozakładasz,aotedwa
tysiącez
nami,sąsiadami,sięhandryczysz?”
Bomyśmychcielirównesiedemdziesiąttysięcy,aonanie!Ary,’powiada,policzone,
stawkazaar
takaitaka,wypadasześćdziesiątosiemtysięcy.Jamówię:„Alepunktdobry,przy
przystanku
pekaesu!”„Pomido-rówszklarniowych—powiadaIza—pekaesemwozićniebędę,wóz
dostawczy
kupię’
.—Idogaduje,ścierwo:—„Długobędziecieinnegokupcaszukaćnatenpłacheć.
Chociażoniprzyprzystanku,niktniepoleci,botobyłbyzagonjakkiszka,między
naszyma
waszymparkanem,topocotokomu?Atenwaszsyn.cogotakpodniebowynosicie.na
syrenkę
potrzebuje”.
„Askądtywiesz?’—niewytrzymałamjakgłupia.
„Jawszystkowiem—powiada,i—prześmiewasię—cotozasamochód,tonędza,nie
samochód.
Ja—przechwalasię—półciężarówkękupiędlagospodarskiejpotrzeby.
Fiu-bździumawgłowietenwaszAntekidoniczegoniedojdzie,tylkowasztorbami
puści.Nie
dam—powiada—anigroszawięcej,świ-niakasprzedajcieimudołóżcie,jaktakwam
zależy,żeby
onwozemrozjeżdżał.JaniejestemtakadobrajakwaszAntek,alejaswoichniecyckam,
tylkoim
pańskieżyciewyszykuję,abratanainteligentawykieruję,niedamdojakiegośterminu
jakwy
swojego,tylkonauniwersytetalboinapolitechnikębędziewWarszawieuczęszczał!1’
Tegotojużniezniosłam,boktomituAntkiemgębęwyciera,kto?!
Dziewczyniskobezszkólżadnych,uczyćsięnigdyniechciała,starzykrzyżpańskiznią
mielii
wstydtylko,boleniwabyłaipodwalatawklasiezimowała,potemjądoWarszawy
poniosło,
czarnąrobotęrobiłaijakniepysznawróciła,prawiegołaibosa,astarzytrzymaćjejnie
chcieli,boi
poprawdziecałydomdzieciwtedyunichbyłinieprzele-wałosię…Pytapan,kiedytaka
przegrana
wróciła?Achybaporokutej„stolicy”.Apotemznównalatojakzłygroszjąprzyniosło,
tylkojuż
wtedyksiążeczkęmiała,pieniądzenapoczciecomiesiącwybierała.Anatępocztę
wystrojona
spacerowałaitakąporęwybierała,abyjąludziewidzieli,śmiechuwarte.Próżniaczyłasię
tak
prawiecałelato,odgryzłasięihajda,botelegramęzWarszawydostała.Białoniowasię
przechwala-
ła:„Patrzcie,sąsiadko,jakmojącórkęcenią…”NoipojechaładotejWarszawynalekki
chleb…
—Jakiontamlekki,paniSasinowa!
—Komendancie,mojedzieciposzkołach,asiedemdziesiąttysięcygotówkążadnenie
ma,zaś
Biało-niównasiedmiuklasnieprzebrnęła,tojakpanmyśli,zpracyrąktobogactwo?Nikt
mitego
niewmówi—
zacietrzewiasięSasinowa.—Zporóbstwa!…Takmidopiekłatymgadaniem,żejejto
wszystko
wygarnę-
łam,ataksięrozwściekliłam,żezajednomibyło:kupizagon,niekupi,swoje
powiedziałam.Aż
Białoniowazaczęłanamniepomstować,aIzatylko:
„Cichobądźcie,mamusiu”—idomnie:„Patrzcieswegonosa,Sasinowa,aniemojej
rzyci!
Gdzieśmamwaszegadanie,ciemnababo—powiada—byłabymmożeidoło-
żyłatedwatysiące,aleniedodamzawaszozór.Mojącenęznacie,jawinteresachgniewu
nie
chowam,jakwampropozycjadogadza,zatydzieńlitkupszykujcie!”
Noiugodzilimysię,iterazonamiałaprzyjechać,abyrejentalnieumowępodpisać.
—…nie,toniejestsamobójstwo!Anisamobójstwo,aninieszczęśliwywypadek.Iza
Białoń
zostałazamordowana,zamordowanazpremedytacją.
Rozmowazkomendantemdzielnicyniezapowiadasięgładko;pospotkaniuzszefem
prokuratury
pułkownikjestzawszemonotematyczny,przeważająkwestieformalne:przekroczone
terminy,zaległe
sprawy.AwteczceCzyżewicza,obokśledztwadotyczącegośmierciIzyBiałoń,leży
jeszczekilka
innychniczałatwionychdochodzeń.Andrzejwiejednak,żenajważniejszesątesprawy,
którymi
interesująsięzwierzchnicy.
Terazczujesiępewnie,wczorajporannapocztaprzyniosłaprotokółsekcjizwłoki
orzeczenie
ekspertówowynikachbadaniadowodówrzeczowychzabezpieczonychwwilliOlanskich,
zaś
dzisiajotrzymał
sprawozdaniekomendantaposterunkuzRosławic,przesłanedalekopisemzKomendy
Powiatowej
wMławie.
—Wsprawiecośsiędzieje!—ucieszyłsięMarian;obajwiedzą,najbardziejniecierpliwi
zwierzchni-kówstwierdzenie:nicnowegowśledztwie!
Alepułkownikaniełatwoprzekonać,jestdoświadczonymoficerem;sceptycznietraktuje
hipotezy
inspektorów,woliobalaćjetutaj,zanimsprawawyjdziezkomendy,niżpóźniejsłuchać
krytycznych
uwagprokuratora.
Czyżcwiczmusiobiektywnieprzedstawićzgromadzonymateriał,wyeksponować
wszystko,co
potwierdzajegotezę,atakżeito,cojejprzeczy.
—OkołoosiemnastejumówiłasięnawieczórzŁapińskim.Małoprawdopodobne,abyw
ciągu
trzechgodzin,międzyosiemnastąadwudziestąpierwszązdarzyłosięcośtakiego,co
mogłoją
pchnąćdozamachunawłasneżycie.Anitreść,aniokolicznościichrozmowynie
zapowiadały
dramatu.
InformacjezRosławiccharakteryzująIzęBiałońjakodziewczynęrzeczową,chłodnąi
niełatwo
poddającąsięnastrojom.Skrzętniegromadzipieniądze,trzeźwoplanujeprzyszłość.
Wbrewpozorom
niebudujejejnazwiązkuzKornackimaniniewiążezWarszawąizzawodempomocy
domowej.
Jeszczekilkadnitemutadziewczynamocnostoinaziemi,wie,czegochce,zchłopską
przezornością,bezpośpiechu,alekonsekwentniedążydowytkniętegocelu…inagle
krach!Atuż
przedkrachemspeechprzeztelefon?—
WświetletychargumentówAndrzejodrzucawersjęsamobójstwanatlezałamania
psychicznegoz
powoduniepowodzeńuczuciowych.
—TonieIzaBiałoń,leczktośinny,podającsięzanią,rozmawiałzpsychologiem
Telefonu
Zaufania.
Tenktoś,jakaśinnakobietaużywałasłówizwrotówwłaściwychludziomosporejwiedzy
i
kulturzejęzyka.
Napodstawietejrozmowymożnaodtworzyćnawetfragmentyjejportretu
psychologicznego.
—Pascal,DonKichot,bólibezsensistnienia?TowżadnymrazieniejestwstyluIzy—
kończy
Czy-
żewiczsweuzasadnienie.
—Przypuśćmy,żetoniejestsamobójstwo—powściągliwieprzystajepułkownik.
—PrzedŁapińskimbyływtymdomupróczIzyjeszczedwieosoby.
Mężczyznaikobieta.
—Skądtowiemy?
—NaumywalniwłazienceBiałoniównyznalazłemlaseczkęałunu.Nasieksperci
wypowiedzieli
się,żebyłonświeżoużywany,ujawniononanimkrew.
KrewnależydomężczyznyogrupieA.Byłojejzbytmało,abystwierdzićjeszczeiinne
cechy,
braknawetpodgrupy.NiejesttojednakkrewPiotraPawłaŁapiń-
skiego.
—Totylkodowódpomocniczy.Natejpodstawiezaledwiemożnapowiedzieć:taita
osobanie
uży-wałaałunuowegowieczoru,nicponadto!
—Toteżbadaniekrwinikogonieeliminujezesprawy,azatemnarazieniejestcelowe.
—Niejest—przyznajeszefkomendy.
—Kwadransprzeddwudziestązpsychologiemrozmawiałakobieta,podającasiezaIzę
Białoń.
PrzedstawiłasięMajewskiemu,apóźniej,mimoprzerwaniarozmowy,nierozłączyłasię.
Zrobiła
wszystko,abyzasugerowaćmuzamachsamobójczyiumożliwićodnalezienieadresu.
—KobietaudającaIzęBiałońnadzwłokamiIzyBiałoń,powiadasz?Dośćniezwykłe.Nie
spotkałemsięwswejpraktyceztakimwypadkiem.
—Natympolegałplan.InscenizującrozmowęIzyzpsychologiemsprawcazałożył.że
zeznanie
Majewskiegobędziedlamilicjiwystarczającympotwierdzeniemfaktusamobójstwa,a
Majewski
początkoworzeczywiścieuległ
sugestii.Dośćszybkojednakzwróciłuwagęnarozbieżnościwportreciepsychologicz-
nymIzyi
osobyztelefonu—kapitanoddajesprawiedliwośćpsychologowi.
—Czymjąotruto?
—Środkiemniebanalnym.Jakiślekprzeciwalkoholowy,antabusczyapomorfinaalbooba
razem.
Podanewpołączeniuzalkoholemspotęgowałysweśmiertelnedziałanieprzezwzmożenie
czynnościfarma-kodynamicznych.Zmarłanaskuteksynergizmu,taktoformułuje
protokółmedycyny
sądowej.
—Stwierdziliczasśmierci?
—Lokalizujągomiędzyosiemnastąadwudziestąpierwszą.Potwierdzatozeznanie
Łapińskiego,
telefonicznierozmawiałzBiałoniównąokołoosiemnastej.
—Wczymjejpodanopreparat?
—Niewiem.Resztkaalkoholuwbutelceniezawierałasubstancjitoksycznychlub
synergicznych,
awjejkieliszkutakżenieujawnionożadnychśladów.
—Dodiabła,przecieżwczymśmusianotorozpuścić,zpewnościąniepoczęstowanojej
pastylkami!
—Niebadałemżadnychnaczyńwkuchni—Andrzejwogóletamniebył,dokuchninie
zaglądał
anitechnik,anifotograf,aleCzyżewiczprzezornienicwspominaotymszefowi—lecz
niesądzę,
abymznalazł
tamcośistotnego.
—Atodlaczego?
—ZbarkuwsalonieOlanskichzginęłydwakieliszki,dużekryształoweopojemności
0,75.Moim
zdaniempiliznichsprawcyimożewpośpiechuzabralijezesobą.abyzniszczyćślady.
—Cotomawspólnegoznaczyniem,wktórympodanolekprzeciwalkoholowy?
—Prawdopodobnieonotakżezostałozabrane,zniszczonelubumyte.
—Tosątylkodomysły—wgłosieszefabrzminagana.—Tadziewczynaniebyła
alkoholiczką?
—Zcałąpewnościąnie,chociażniestroniłaodalkoholu:takżewjejnajbliższym
otoczeniuo
nikimtakimniesłyszałem,alewykluczyćpodobnejewentualnościniemogę.Naprzykład
sposób
piciaMariiOlanskiejisięganiepoalkoholprzyladaokazjidajedomyślenia…—
Andrzejpamięta,
jakMariatamtejkrytycznejnocywypiłatrzydużekieliszkikoniakuijakszybkoalkohol
rozładował
jejzdenerwowanie,podobnąreakcjęzaobserwowałwtedy,gdymamaWójcikowaodkryła
zniknięcie
kieliszków.—Alejakwiadomoprzychodnieleczącealkoholikówutrzymująwścisłej
tajemnicy
nazwiskapacjentówibezzgodyprokuratoraniktzemnąniebędzienatentemat
rozmawiał.
—Niemampodstaw,abystaraćsięoprokuratorskiplacetnawglądwkartychorych—
sucho
stwier-dzapułkownik.
—Wcaleotonieproszę—zastrzegasięAndrzej.—Zresztąlekmógł
zdobyćniekonieczniealkoholikiniekonieczniereceptęmusiałwystawićlekarz;receptę
można
sfałszować.Tądrogątrudnotrafićdosprawcy.
—Czynieprzeginaszwdrugąstronę?Nicrezygnujtakłatwo.Niezapominaj,że
właściwościtego
le-kuznająprzedewszystkimlekarzeipacjenci.
Jeśliprzedstawiszkonkretnenazwiskoiuzasadniszpodejrzenie,postaramsięjednako
prokuratorskąsankcjęnawglądwkartotekę.
—Nanożykupo!silverekspertyzastwierdziłaśladystartejkrwi.Jejskładuniedałosię
wypreparo-wać,botozaledwiemikrony.Nożykjestfabrycznienowyiniebyłjeszcze
używany
zgodniezeswoimprzeznaczeniem.Napozostałychdwóch,wnienaruszonychfirmowych
opakowaniach,nieujawnionożadnychśladów.
—Twoimzdaniemżyletkipołożonotam,abysamobójstwobyłotymbardziejoczywiste?
—Tak.Iprzefajnowano.Gdyspostrzegłemałun,wpierwszejchwilimyślałem,że
Białoniówną
zrani-
łasięrobiącmanicure.Lecznatychmiastzastanowiłomnie,czywtakiejchwili
dziewczynabyłaby
zdolnazajmowaćsiępielęgnacjąpaznokci.Żyletkąprawdopodobnieskaleczyłsię
morderca.
—Motywyzabójstwa?
—Niconichniewiem.PróbujęwyjaśnićpochodzeniećwiercimilionaoszczędnościIzy.
Jeślito
odkryję,znajdęmotywy.
—Masznapiętyterminwdochodzeniuowłamanie—przypominapułkownik—oddaj
je…—
wymienianazwiskojednegozinspektorów—resztamożezaczekać!
KomendantujmującCzyżewiczowiobowiązkównietylkoprzyznajepierwszeństwo
sprawie
zabójstwa,alewewłaściwysobie,powściągliwysposóbpodkreślatakżeuznaniedlapracy
oficera.
Andrzejtorozumie,bodobrzeznausposobienieszefa.
—Jakcięprzyjąłstary?—chcewiedziećMarianczekającynakapitana.
—Wyżyłował,alekierunekśledztwaakceptuje.Odciążyłnasodinnychsprawinawet
jakbybył
kontent.
—Przeszłomutoprzezgardło?—niewierzyMarian.
—Pośrednio.Pochwałąchybabysięudławił,alewogólenieczepiałsięterminówinnych
dochodzeń.
Starczy?
—Notobierzmypodświatłocałetotowarzystwo!
Musządokładniewszystkozbadać,niewolnoniczegopominąć;przedewszystkimludzie
zkręgu
Bia-
łoniówny.Mariannazywatoobrzędowymdreptaniem.
—Iwtakisposóbnieuchronniedochodzimydoalibi…—Czyżewiczniemoże
powstrzymać
ciężkiegowestchnienianasamąmyślowielubezużytecznychczynnościachigodzinach
pracy,które
trzebapoświęcić,abywyliczyćipotwierdzić,gdziebyliicorobiliwdniusiódmego
listopada,
międzyszóstąadziewiątąwieczorem:NorbertOlansky,jegożona,teściowa,Kornackii
nawet
Łapiński.
SprawdzajątorazemzMarianem,korzystajączpomocykolegówzWrocławia,Otwockai
Pułtuska.
NorbertOlansky—Wrocław;telefoniczniepróbowałzarezerwowaćhotelwOpolu—
odmowaz
brakumiejsc.OkołoszóstejpopołudniuwjechałswoimwozemdoOpola,tamwhotelu
Merkury
dowiadywał
sięopokój,skierowanogonakwateręprywatną.
PodWrocławieminaŚląskuOpolskimmieszcząsięzakładykuśnierskie,zktórymi
Norberta
Olansky’egowiążązawartekontrakty.
MariaWójcik-Olanska—Otwock;jejobecnośćwieczoremsiódmegolistopada
potwierdzatylko
wła-
ścicielkadomu,uktórejOlanskaczęstowynajmujepokój;zawszebywatamzdzieckiem,
lekarz
zaleciłmuotwockiklimat.Dompołożonyjestwsosnowymlesie,właściwiejużza
miastem,wejście
dowynajętychpomieszczeńniekrępujące.Olanskadysponowaławozeminiemożna
wykluczyćjej
ewentualnegowyjazdudoWarszawy.
CelinaWójcikowa—Warszawa;zameldowanawhoteluForum.Pokójpojedynczy,
wynajętyna
dziesięćdni.Drugiegolistopadapopołudniupoddałasięzabiegowi.Następniecodziennie
około
osiemnastejprzychodziłanaNowogrodzkądoInstytutuKosmetykiUpiększającejna
zmianę
opatrunków.
Nosiławtedyciemneszkła,dłogowłosąperukęikapeluszzolbrzymimrondem.
Całypersonel,poczynającodportierki,anachirurgukończąc,doskonalezapamiętał
pacjentkę,
którachybamniejbyzwracałauwagęwidocznymibandażaminiżtymprzesadnym
maskowaniem.
Niktjednakniejestwstaniepotwierdzić,gdzieznajdowałasięwieczoremwdniu
siódmego
listopada.
AdamKornacki—Pułtusk;siódmegolistopada„Variétés”dałotylkojedenspektakl
popołudniowy.
Występzakończyłsięogodzinieosiemnastej,alejużodziewiętnastejniektórzyaktorzy
rewiibrali
udziałwprogramieartystycznymnazabawietanecznejzorganizowanejwklubie,
trwającejdo
godzinytrzeciejrano.
ObecnośćKornackiegonazabawiepotwierdzililicznikoledzyzzespołu,wtym
imprésario;lecz
tutajpodczaswystępówpiosenkarkiśpiewałybezpośredniodomikrofonu,żadnego
numerunie
odtwarzanoztaśmy.CzyliKornackiniebył
zajętyprzyurządzeniachtransmitujących,jaktomamiejscepodczaszwykłychspektakli;
przebywałtamprywatnie.DotrzymywałtowarzystwaMariecieJaromian-ce,takżenie
zaangażowanejwtymprogramie.OkołopółnocyKornackiodprowadziłjądohoteluisam
teżnie
powróciłnasalę.
PiotrPawełŁapiński—Warszawa;zpracywyszedłogodzinieszesnastejijużnie
wychodziłz
domu.
Jednaknikogoniemożewskazać,ktopotwierdziłbyjegowyjaśnienie.
—NorbertOlanskyniewchodziwrachubę—poprzejrzeniumateriałuAndrzejwyklucza
futrzarza.
—Leczinni?
CzyżewiczkoncentrujerozpoznaniewokółwilliOlanskich;interesujągoludzie
zamieszkalina
pobliskichulicach.Wprawdziepogodabyłafatalna,aleniewszyscyprzecieżsiedzieliw
domu.
Możedostrzeglicoś,cookażesięistotnedladochodzenia?
Którąśztychulicprzybyliiodeszlilubodjechalisprawcy:wieckapitanzMarianem
cierpliwie
chodząoddomudodomu.Celnieokreśliłtoporucznikobrzędowymdreptaniem.
Drepcząipytają.Wciążtesamepytania:czyktoświdziałlubsłyszał,możejakiśrysopis
czy
charakte-rystycznacecha,możenumerlubchociażmarkawozu.Licząnaszczęśliwytraf,
przypadek
albobłądmor-dercy.
MożekogoświdzianotamtegowieczoruwpobliżuwilliOlanskich?
Przecieżzbrodniczaparamusiałanajpierwprzekroczyćfurtkęzaopatrzonąwdomofoni
otwieraną
zapomocąautomatuzwewnątrz.Oczywi-
ściejeślibyłtodomownik,tomiałkluczeijegoobecnośćpodwłasnymparkanemnikogo
nie
zastanowiła,awięciniepozostaławpamięci.
CzyżewiczzMarianemżywiąsłabąnadziejęnauzyskaniekonkretnejinformacji.Tamten
wieczór
był
deszczowy,wietrznyiciemny;ulice,atakżeobszernyogródwokółdomuOlanskich,
pełnestarych
drzew,achociażbezlistnychotejporzeroku,jednakdającychcieńiosłonę.
Sąsiedzizlewa,zprawa,sąsiedzizprzeciwnejstronyuliczki—wszystkojednorodzinne
domy,
bliź-
niaczousytuowane;o-grodzonepłotamispłachetkiwiększychlubmniejszychtrawników,
drzewa,
krzewy;wzdłużchodnikastarekasztany.
Nicszczególnegoniezwróciłouwagimieszkańców,żadenprzechodzień,żadenparkujący
samochód.
NarogukioskRuchu.AjentkanawetznazwidzeniacałąrodzinęOlanskichprowadziten
kioskod
lat.
Znałatakżeichgosposię;prenumerowaliprasęimająwkioskutakzwanąteczkę.Gazety
odbierała
przeważnieIza.
Nie,nikogoznichtamtegowieczoruniewidziała,bardzojednakmożliwe,żeBia-
łoniównaokoło
siódmejprzyszłapopapierosy.
—Czynapewnowłaśniesiódmego?—nalegaCzyżewicz:informacjadrobna,lecz
cenna.
Oznacza-
łoby,żeIzaBiałońokołogodzinysiódmejżyła.Skróciłobytoczas,jakimusząrozliczyć.
Jednakkobietaniejestpewna.Tyleludziprzewijasięcodziennie,przezwielegodzinod
ranado
wieczorawidzityletwarzy,tosięmiesza,nakłada.
-Onanicprzychodziłaczęsto,zawszebrałakilkakartonównaraz,botamkażdyznich
paliinne—
sumiennieuzupełniakioskarka.Rozumiewagęswoichinformacji,owypadkuna
Koralowej
słyszałajużnastępnegodniaodklientów.
Kiedyzamknęłakiosk?Jakzwykleodziewiątej.Chybapadało,zresztąterazpada
codziennie.Nie,
nieprzypominasobie,abywidziałacośpodejrzanegolubgodnegouwagi.
Dojednejzokolicznychkawiarni,mieszczącejsięnasąsiedniejulicy,równoległejdo
Koralowej,
wstępująjużtylkogwolizawodowejsumienności.
Leżybardzobliskoitrudnoprzypuszczać,abypokazywałsięwniejmordercaprzedlub
po
dokonaniuzbrodni.
Lokalikjestmały,zamiastszatnikilkawieszaków,stolikioddzielajądrewniane
kratownice,po
któ-
rychpnąsięszerokolistneroślinyumieszczonewceramicznychrynienkach.Łagodne
boczne
światła—
ciasno,przytulnie.
Anijednegowolnegomiejsca:taokolicaSaskiejKępytopustyniagastronomiczna.
Andrzej
okazujebarmanceznaczekrozpoznawczysłużbykryminalnejipyta,czyczęstobywau
nichtakitłok.
—Zawszejestkomplet—?odpowiadabarmanka.—Klienciróżni.
Najwięcejmłodychludziztejdzielnicy,wdzieńinteresancipobliskichambasad.
—Awieczorem?
—Rzadkotrafiasięniezajętystolik—barmankanabijapodłużnebułeczkinagorące
metalowe
walce,wotwórwtakisposóbopieczonejgrzankiwciskaniecomusztardyiparówkę
wyjętąze
szklanegopodgrze-wacza.—Czteryhot-dogi!—wołagłośno,przesuwającpobarze
tackęz
zamówieniem.—Panowiezajmu-jeciesięmorderstwemnaKoralowej?—domyślasię
dziewczyna.
Dlaczegomorderstwo?Ludziemówili.Podobnojakiśtrójkąt,wogólecośskandalicznego,
konkubincórkialbokochanekmatki.Nie.nieznanikogoztejrodziny,nazwiskoOlansky
czyWójcik
nicjejniemó-
wi.Nasłuchałasięplotekwlokalu.Ktojekolportuje?Starszepanie,rezydującetuniemal
codziennieprzedpołudniem.Tepanieznatylkojakoklientkilokalu,aleproszę,niech
panowie
przyjdąokołojedenastej-
kawiarnięotwierasięodziesiątej—toonetuzpewnościąbędą.
KiedydowiedziałasięowypadkunaKoralowej?Następnegodnia.Czywprzeddzień,to
znaczy
siódmegolistopada,jacyśgościeniezwrócilijejuwagi,szczególniewieczorem?
—Myślipan,żeONbypotymmógłprzyjśćspokojnienakawę?—otrząsasię
barmanka.
—Torównieżmogłabyćona—zauważaCzyżewicz.
—Atakżepara-uzupełniaMarian.
—Niezapamiętałamnikogo,przecieżniktniemanapisanenaczole…
Gdybysięczłowiekspodziewał…—dziewczynajestbardzoprzejęta,groząnapawają
myślo
kimś,ktomordujeizarazpotemjakgdybynigdynicwchodzidokawiarni.
—Ajednagościówatozostawiłaportmonetkę—odzywasiemłodziutkakelnerka,od
dobrej
chwiliprzysłuchującasięrozmowie.—Pokaż—mówidokoleżanki.—Bardzośmieszny
portfelik.
—Nietakierzeczygościezostawiają—barmankaszukawszufladzie.—
Mamyjużosiemparasoli,toczkęzmaszynopisem,kilkanaścieksiążekiskórzanąkurtkę,
zupełnie
dobrą…Proszę—podajekapitanowiuszategojamnikazbrązowegozamszu.Piesekma
nagrzbiecie
zamekbłyskawiczny.
Kapitanwytrząsazniegotrochębilonuistuzłotowybanknotzłożonywkostkę.—Więcej
pieniędzytamniebyło—podkreślabarmanka.—Tapanibardzosięspieszyła,kupiła
papierosy,no
izapomniałaportmonetkęnabarze.
—Jakwyglądałaowaroztargnionapani?—Czyżewiczpytaraczejpoto,abyokazać,że
docenia
do-brąwolęobudziewczyn.
—Miałaprzepięknekozaczki!—wzdychazrozmarzeniemmłodziutkakelnerka.—
Wysokiobcas,
cienkazelówkaicholewkaniezbytbliskonogi,najmodniejsze!
Kelnerkaspostrzegłapozostawionąportmonetkęiwybiegłazarazzaklientką,alejejjuż
naulicy
niebyło;możeodjechałasamochodem,amożeskręciłazaróg.noboprzecieżnie
rozpłynęłasięw
deszczu.
DaJejzaniąnieposzła,zimno,dąłwiatr,aonamiałanasobietylkosłużbowymundurek,
noiprzy
stolikachniecierpliwilisięgoście.
—Ajakwogólelaosobabyłaubrana?
—Płaszczmiałatakżemodny,chybaciemnybrązzjakiegośpłaskiegofutra,szytyw
poprzeczne
pa-sy.Tosięnazywaszpaltowanie—oświecaichkelnerkamarzącaotakimstroju.—
Dołem
rozkloszo-wany,wtaliiściągniętyszerokiemzamszowympaskiem,szyk!
—Czynosiłakapelusz?—Czyżewiczanaglebardzointeresujeroztargnionapani,opis
płaszcza
pasuje,jakulał,dofutraznorekCelinyWójcikowej,aifasonbucikówjesttakisam.
—Nie,byłazgołągłową.Miałaciemnewłosydoramion,opadającenapoliczki,i
grzywkę;
nosiłaciemne,dużeszkła.
—Lustrzane,przeciwsłoneczne?!
—Niepamiętam,alechybaoptyczne,przydymione.
—Wjakimmogłabyćwieku?
—Bardzomłodatoonaniebyła,aleprzytychszkłachitejgrzywietwarzyprawienie
byłowidać,
tylkomocnoumalowaneusta.
—Panijestpewna,żetęportmonetkępozostawiławłaśniekobietawbrązowymfutrze?
Kelnerkajestpewna,zapamiętałamodnystrój,atakżezabawnykształtportmonetki,którą
tamta
trzymaławręku.
—Niemiałazesobątorebki?
—Miała,alepodchodzącdobaruwyjęłaportfelik.Októrejgodzinieprzyszła?Z
pewnościąbyło
towieczoremichybas:ódmegolistopada,bonajprawdopodobniejjużnastępnegodniaw
lokalu
mówionoowypadkunaKoralowej.—Kelnercewtensposóbkojarząsiętedwafakty.
Kapitandziękujedziewczętomzlokaliku.Zabierazesobąportmonetkę-
maskotkę.
CzyżbytambyłaCelinaWójcikowa?—zastanawiająsięzMarianem.
Wójcikowamogłaswobodnieporuszaćsięwtejdzielnicy,niezwracającnasiebie
szczególnej
uwagi.Dlaczegojednaknieodebrałaportmonetki?
Domyślasiępewnie,gdziejązapomniała,iboisiętamiść.Miałaprzecieżkilkadni,aby
odzyskać
zgubę.
Czytowogólejestjakiśdowód?Tyleprzedmiotówzpewnościąpozostawianow
kawiarence,
gdziezawszepanujedużyruchikażdydzieńzacierapoprzedniezdarzenia.Zczasemjuż
niktz
personeluniebę-
dziepamiętał,ktoikiedyzostawiłdrobiazgwartościkilkudziesięciuzłotychzgarścią
bilonui
stuzłotowymbanknotem.Leczjeślipójdziegoodebraćnazajutrzczywkilkadnipóźniej,
gdywcałej
dzielnicygłośnoozdarzeniunaKoralowej,tojejosobautrwalisięwpamięci
pracowników
kawiarni;musiałabytakżejakośudowodnić,żezamszowypieseknależydoniej,awięc
trzebaby
powiedzieć,kiedygopozostawiła.
Alemożetobyćznacznieprostsze:Wójcikowanieprzyszłapoportmonetkę,bonie
pamiętała,
gdzieiwjakichokolicznościachjązgubiła:ciekawe,czyjeślizwrócisięjejten
przedmiot,przyzna
siędoniego?
KapitanpowtórniezaglądadolokalikunaSaskiejKępie.Maprośbędokelnerki:czy
zechceoddać
muprzysługęipójśćzportmonetkąnaKoralowądostarszejpaniWójcik?
Dziewczynazgadzasię.Tak,rozumie,ocochodzi,oczywiścieniewspomnioinicjatywie
kapitana.
—Znampaniadres,jesteśmyprawiesąsiadami—przedstawiasiępanistarszej.—
Widujępanią
unasnakawie.Znalazłamnabarzeładnydrobiazg.
Bardzomożliwe,żenależyondopani.Ponieważstanowipewnąwartość,proszęsię
zastanowić,
copanibrakujeiopisaćzgubę.
Wójcikowanamyślasię,badapierścionkinapalcach,zegarek;biegniedoswegopokoju,
przewracawswejkasetce:medalion,bransoletka,brosza,klipsy
—wszystkiecenneprzedmiotysą.
—Niewiem,comogłamuwaszostawić—uśmiechasiębezradnie.
—Ato?—kelnerkapokazujejejzamszowegopieska..
—Maskotka!—mówirozczarowanaWójcikowa.—Nie,toniemoje.Icóżwtym
wartościowego?
—dziwisięszczerze.—Dlaczegoprzyszłopanidogłowy,żetomożebyćmoje?—
sprawia
wrażenie.jakbyniemiałapojęcia,doczegosłużyskórzanyjamnik.
—Niewypał—zawiadamiaMarianaCzyżewicz.—AlboWójcikowanigdyniewidziała
portmonetkiotakimkształcie,albotakaszczwana.
—Alboteżportmonetkanależydoinnejpani,którejpozaroztargnieniemnicniemożemy
zarzucić
—
Mariansceptycznietraktujepodejrzeniawiązanezzamszowymjamnikiem.
KapitanjedziedopaniM.naulicęSzaserów;otwieramumłodziutkanaburmuszona
dziewczyna,z
buziączerwonąjakpiwonia.
—…szynkiteżbrakujeprawiećwierćkilo…—wgłębiotwartejkuchniszczupła
blondynaw
czarnychspodniachiczerwonymgolfiezdejmujezwagiłomszynki,ciskanaszalkę
osznurowaną
polędwicę.—Aktotam?—przerywazajęcieistajewramiekuchennychdrzwi.
Andrzejprzedstawiasię,chcerozmawiaćzpaniąM.
—Toja—mówidamawczerni,odruchowowycieraręce,spostrzegagapiącąsięna
Czyżewicza
dziewczynę.
—Schowajwszystkodolodówki—zagarniajądokuchni.—Możekawy?
—todoAndrzejainieczekającnajegoodpowiedź:—Iwona,zróbkawę…—
wyraźnieusiłujezagadaćscenę,którejstałsięmi-mowolnymświadkiem.
—Ajakiej?—chcewiedziećIwona.—MaragoczyOrient?
PanidysponujeMokkę:
—Ipodajciasto—upychadziewczynędokuchni.
—Ajakie?—znówwykwitaIwona.—
Keksztamtejniedzieliczysernik,aleonteżzeschnięty…A,jestjeszczeimakowiec.ale
onstarszy
odkeksu—zezującnaCzyżewiczazłośliwiemrużyładneoczy,ciekawaefektu,jaki
sprawiłyjej
informacje.
Andrzejmanieprzeniknionątwarzpokerzysty.
—Niedawajżadnego—kapitulujepaniM.izrozmachemzamykadrzwi.
ProsiAndrzejadopokoju.
—Onamnietyranizuje…—otwierakluczemwrotaolbrzymiegokredensu,wyciąga
czekoladki.—
Niemamczasuzajmowaćsiędomemanistaćwkolejkach,zewsiprzywożąmiwyroby
masarskie…Człowiekcałydzieńciężkopracuje,mampracownięmodniarską,wiepan
czapki,
kapelusze.Alekapeluszetoterazżadeninteres,ktodziśnosikapelusze?Prawienicsięnie
zarabia.
Aznówklientkitobychciałyzabylegrosz,bonibycotojestkapelusz?Pewno,tonie
sukienkaczy
futro!Wmojejpracowniubierająsięaktorkiiwogóleświatartystyczny…Panpewno
myśliomnie
bardzoźleprzeztezłośliwościIwony!Wzięłamjązewsi,anitome,anibe,tłuktakibył,
wszystkiegomusiałamuczyć…Wpółrokuztrusiżmija!Zacomniekompromituje?
Niechpansam
powie,czytakadziewczynamożezjeśćwdwadni,oprócznormalnychpo-siłków,ćwierć
kilo
baleronu,prawietylesamoszynkiićwierćpolędwicy?Noprzecieżsięwędlinaotylenie
zeschła,
prawda?Tocoonazniąrobi,wynosi?Alekomu,nikogotuniema.
Zjada.Jakjąztejwsiwzię-
łam,tojadła,jakbymiałaso-litera.Myślę,odgryziesię,wrócidonormy.
Gdzietam…Aleonewszystkietakie,przyjdzienierozgarnięta,azaparęmiesięcy
wycwanisięi
żądapodwyżki,jaknie,odchodzi…
—IlepanipłaciIwonie?—Andrzejkorzystazlukiwmonologu;modystkamówi,że
dziewięćset
złotych.—AilepanipłaciłaIzieBiałoń?
—Któratobędzie?—szukawpamięcipaniM.Teniewdzięcznedziewczynyśrednio
wytrzymują
uniejodtrzechdosześciumiesięcy.Tyleichzmieniłosięprzeztelata,niemożesobie
przypomnieć
Izy.
—Onapracowałaupaniprawierok.Przyszławsześćdziesiątymdziewiątym,odeszła30
czerwca
1970,pochodzispodMławy,wieśRosławice—
wspierajejpamięćAndrzej.
—Ach,Iza…Tak,byłataka,oddałamjąswejklientce,sławnejaktorce.
Wtedyjechałazagranicęinagwałtszukałasłużącej.przemiłaosoba…Robiłamjejwtedy
trzy
kapelusze:budkęzkoronki,stylowegoRembrandtazczarnegoaksamitu—jakiżtobył
słodki
kapelusz!—noitrzeci,zaraz,jakitentrzeci:turbanczyamazonka?
Andrzejmężnieznosicharakterystykętrzech’kapeluszysławnejaktorki.
—…jechałanatourneeipilniepotrzebowałakogośpewnegoigospodarnego,botenjej
mąż
herbatynawetniepotrafiłzaparzyć!Taksiętrzęsłanadtymmężem,aonjąrzucił.Itodla
kogo?Dla
teatralnejfry-zjerki!Tacysąmężczyźni!Robiłambidulikapelusiknasprawęrozwodową:
Grande
duehesse,paryskimodelzdużymrondem…
—PanibyłazadowolonazIzy?—modystkaskwapliwiepotwierdza.—Adlaczegoona
odeszła,
tak-
żezażądałapodwyżki?
—Powiempanu.Skoromilicjasięniąinteresuje,niebędękryć.Możnajejbyłazaufać,co
prawda,toprawda.Aleonabyławciąży.
—Idlategojąpaniodprawiła?
—Nietakprędko,jakpanmyśli—wzdychapaniM.—Późnozauważyłam,bo
maskowałafigurę.
Pytam.Przyznałasię,płacze.Nazabiegzapóźno.Zkim?Wwesołymmiasteczkuna
Powiśluz
takimodkaruzeli.Szukajgoteraz,jaktylkowiadomo,żemubyłoMirek.„Mojadroga—
mówię—-
janieprowadzęzakładudladziewczątwodmiennymstanie,japotrzebujęgosposi.Masz
tuzaostatni
miesiącizabierajsię”.
Rozpacz,onaniemadokąd,jużraczejwolidorzekiniżdorodziców.
Wściekłajestem,boitrochęszkoda,iwjakiśsposóbjestemodpowiedzialna,przecieżpod
moim
da-chembyła.Ajeślinaprawdęsięutopi,toco?Milicja,wyrzutysumieniaijeszczeprasa
napisze:
prywatnainicjatywazaszczułabiednądziewczynę!Nototrzymałamją,ażposzłado
szpitala.Ale
powiadam:„Iza,wymawiamci,wrócisz,zabieraszrzeczyizBogiem…”
Odwiozłamjądopołożniczegowpołowieczerwca,podobnourodziłachłopca.
—Dlaczegopodobno?
—Jadzieckaniewidziałam,doszpitalaniechodziłam.Copanchceitakzrobiłamwięcej,
niżdo
mnienależało.Aonajakwróciłaporozwiązaniu,powiedziała:tobyłchłopiec.
—Dlaczego„był”?
—Bogooddała.Powiedziała:oddałamwdobreręce,jakbymówiłaoszczeniakachalboo
kociętach…
Wtedypojechałanawieś,doswoich.Odetchnęłam,alenienadługo.Listdomniepisze,
żebyjąz
powrotemwziąć.Zażadneskarby,myślę.Jawiem,czyoddaładziecko,możemitylkotak
powiedziała,aokażesięinaczej…Możejeszczemiprzyjdziepieluchyjejbębnaprać,no
bojak
wyrzucić,jeślisięzaprowadziznie-mowlęciem?Noiakuratnapatoczyłasięartystka.
Pomogłam
Izieioddałamprzysługęstałejklientce.Wy-słałamdepeszę,przyjechałazaraz.
Mówięjej:„Dziewczyno,miejscejakmarzenie,damcidobrąopinię,odzieckunie
wspominaj,bo
tomożezrazić”.
AndrzejpytaodochodyIzy,jejoszczędności,ludzi,zktórymisięprzyjaźniła.
—Niewiemożadnychoszczędnościach—odżegnujesięmodniarka.—
Kiedyodwiozłamjądoszpitala?Wpołowieczerwca,alednianiepamiętam…—
Ośrodowiskudziewczynynicnieumiepowiedzieć.
Andrzejwracadosiebie,musizałatwićbieżącąkorespondencjędotyczącąinnychspraw,
nagromadzi-
łosięjejniepokojącodużo:ostatniostałsięutrapieniemkoleżanekzsekretariatu
komendy,
odpowiedzial-nychzaterminarz.
Zhalimaszyn,gdziepodyktowałnajpilniejsząpocztę,wyciągagoMarian.
—…wszyscypamiętają,żeKornackibyłnazabawietamtegowieczoru,leczzabawa
trwałaod
siódmejwieczoremdotrzeciejnadranem,arozpoczęłasięprogramem„Variétés”,przy
którymon
niemiałzajęć,tożadnealibi…—
przekonujeporucznik;wpodzialepracyjemuprzypadłozebraniewiadomościoelektryku
ijego
środowisku.
—MimotoznacznielepszeniżWójcikowejczyŁapińskiego,booniniemajągowcale!
—
CzyżewiczchcespławićMariana;potwierdzenieinformacjiuzyskanejodmodystki
wydajemusięw
tejchwilisprawąnajważniejszą,pytajednakodruchowo:—Czyprzezcałyczaswidziano
goz
Jaromianką?
—Takżenicpewnego,aleterazKornackiwogólesięniąniezajmuje,codzieńwidujągo
zinną
kobietą,gęstowokółniegooddziewczyn.Zespół
zakończyłtourneeiczasumuniebrakuje…NatomiastangażJaromiankiwygasł
iniewygląda,abyKornackichciałjejznówpomagaćwuzyskaniunowego.Samazabiega
o
kontraktwEstradzie,cijednakniekwapiąsię.Obiecującośdopieronaokresświąteczny,
na
sylwestralubwkarnawale.Wtedyrestauracjerozłapująestradowcówbezwzględuna
nazwisko.
Oczywiściekażdystarasięoznamienitszych,aleponieważwówczaspopytprzewyższa
podaż,biorą,
jakleci,iEstradasprze-dajeichniczymświeżebułki.Coobrotniejsiorganizatorzy
kaperująbardziej
znanenazwiska…
—NiezadużootejEstradzie?Szkódaczasu!—niecierpliwisięAndrzej.
—MnieinteresująstosunkiKornackiegoztąpaniąonieznośnymcharakterze—
przypominaopinięIlonyL.oJaromiance—atakżeonasama.Przymierzyłeśdoniej
„Roztargnioną”zkafejkinaSaskiejKępie?
—KelnerkanierozpoznałaJaromiankizezdjęcia.
—Tojeszczeniczegoniedowodzi!Mogłaniepoznać.Cześć!—Czyżewiczśpieszydo
szpitala,
wktórymwedługinformacjipaniM.IzaBiałońpięćlattemuurodziładziecko.
Marianjestumówionyzdzielnicowym—wjegorejoniemieszkaMarietaJaromianką—
isierżant
jużodkilkudnipomagaporucznikowi.
—…nosikożuchalbobrązowypłaszcz—informujeMariana—jasiętamnieznamna
futrach,no
topokazałemartystkężonie,aonamówi.żetonieżadnefutro,tylkomiś.Takałudząca
imitacja…
Owszem,wcięty,izeskórzanympaskiem,aletakiepłaszczeniesąrzadkością.—
Dzielnicowyz
rezerwątraktujezainteresowanieporucznikagarderobąMariety.
—Niesąrzadkością—zgadzasięMarian—aletylkootomogęsięzahaczyć.
—…onarzadkobywawdomu—ciągniesierżant—zsąsiadamiwcalesięniezadaje,
stróżkateż
pretensjidoniejniema.Wiadomo,żeartystka,pewniejednakmałoznana,bonawetw
telewizjinikt
jejnigdynieoglądał.
—Towszystko,cowiecie,sierżancie?
—Jeśliniemaskarganibrewerii…—obruszasiędzielnicowy.—Tzarazraptemkażdy
szczegół
chciałbypanwiedzieć,poruczniku.Toniepożar,ajaniestrażak.Niemamdoniej
żadnego
dyskretnegodojścia,atakwprost,jakiemamprawoniepokoićspokojnegoobywatela?…
Odszukałem
adrestakiejjednej,couniejsprzątałakiedyśnaprzychodne,niejakaMajzlakowa.Kobieta
na
miejscu,tyleżezcórkąmakło-poty.Dziewuchapomaturze.aleniepracujeidalejteżsię
nieuczy.
Wieczorowadziewczyna,lokale,męż-
czyźni.
—Prostytutka?
—Dodomuniesprowadza,matkabyniedała,alepieniędzyzawszemawbród.Askąd?
Karana
niebyła…Majzlakowa—mała,suchakobiecinaztwarzyczkątrójkątnąjakpyszczek
łasicy—
niechętnieprzyjmujeporucznika.
—Mamterminowąrobotę—demonstracyjniesiadaprzymaszynie,naktórejrozłożone
jestjakieś
szycie;Marianrozumie,onajegowizytękojarzyzcórką,więcprędkopytaoJaromiankę.
—Jużuniejnierobię—uspokojonacodopowoduzainteresowaniamilicji,stajesię
przystępniejsza.
—Chałupnictwowzięłam—wskazujesztukępłótna.
—Pewno,tolżejszapraca—przyznajeporucznik.
—Dobrzesiętrzebanaślęczeć,abyteparęzłotychzarobić—wzdychakobieta.—Tonie
jaod
niejodeszłaminawetnieonamiwymówiła,tylkotenjejkochaniec…potym,jakjądo
czubów
posłał.Będziejużzpółroku,jaktamniechodzę.Pięćsetzłotychmiesięcznieztego
miałam.
—Tenmężczyznamieszkałunici?
—Dochodzący.Niemójinteres,alejakażondlaniejpara?Mnietonawetiżaljejtrochę
było,bo
stara,agłupia.Cozniegomiała,co?Pustebutelki,panieporuczniku,ot,comiała!
—Takpił?
—Jatamniewidziałam,czypił.Raznatydzieńprzychodziłam,aleniewąskielibacje
musiały
odchodzić,jaknierazbywało,dziesięćalboiwięcejflaszekztygodniawynosiłam.Z
tygodnia!
Rozumiepan?
Powiadam,niemójinteres,alejakonjądoPruszkowaodstawił,tosięzarazzmojącórką
zadał.
Prawda,ladacodziewczyna,cotuukrywać.Jakpantuprzyszedł,tojużpanitakwie.Na
striptizerkę
obiecywałjąwykierować,boonteżprzyartystach,niechgomorowepowietrze!Panie,ja
zeswoją
dziewuchąporadzićsobieniepotrafię,ależebymiwstydrobiłanaoczachcałejdzielnicy?
Całeżycietumieszkam,ludziemnieznają,amojacórkakręcizchłopemkobity,cona
chorobę
poszła,dotegojatamwobowiązkujestem…My-
ślęsobie,artystaonczynieartysta,apomordzienakładęitęrozpustęrozgonię.Trudno,
szlajasię
mojapomieściezzagranicznymifacetami,aletutaj,podmoimbokiem,niebędzie…No
to
przypilnowałam,kiedyznówprzyszedł,iposzłamrobićporządek,aleznim.
,.Niebędziesz,draniu,pośmiewiskazemnierobił!”—powiadamipraskgomokrą
ścierkąprzez
łeb.
Aon,łobuz,domnie:„Wynośsię,tystara…”—ikaralniemnienazwał.—
Nawtykałammu.ilemo-głam,ażsąsiedzipowychodzili,toprzycichł,bomusięwstyd
zrobiło.I
takmysięrozstali,nawetmipieniędzyzaostatnimiesiącnicoddał.
—CzypaniJaromiankamiałafutro?—dowiadujesięporucznik.
—Zamoichczasówfutratoonaniemiała—Majzlakowajestzdziwionaobrotem
rozmowy—
tylkokożuch.
—Możewidziałapanijejportmonetkę?
—Awidziałam,nieraz,jakmipłaciła.Takipieszzamszu,nojakmutam?
Jamnik!Podobałmisięnawet,toonapowiedziała,żewpawilonachnaŚwiętokrzyskiej
takie
sprzedają.Chciałamsobiekupićtakiego,aledrogo,stodwadzieściazłotychkosztuje…
WPruszkowiepotwierdzająsiępodejrzenia.jakiepowziąłporucznikpodwpływom
informacji
Majzlakowej;MarietaJaromiankabyłaleczona,aleniezrozstrojunerwowego,jak
zgodniea
powściągliwiezapewniałyniektóreosobyzjejotoczenia,tylkozprzewlekłego
alkoholizmu;zresztą
niebyłatojejpierwszahospitalizacja.
Ludziezjejśrodowiska,chociażbyIlonaL.,rozmowni,chętnieopowiadającyospecyfice
swojego
zawodu,niekiedyzłośliwieoceniającyumiejętnościartystyczneswoichkolegów,czasem
zwalczającysięwzajemniebezpardonu,częstoskłócenimiędzysobąizawistni,ani
słowemnie
wspomnielionałogu,którywykoleiłizniszczyłkarieręichkoleżanki.
Solidarnośćklanu?Notak,opiniapublicznaskłonnajestdogeneralizowania;aktorzy,
szczególnie
ciznani,sąnatympunkciebardzodrażliwi,zresztąinneśrodowiskareagująidentycznie.
PorucznikjestpodwrażeniemwiadomościuzyskanychoJaromiance;wprawdzieopisana
przez
Majzlakowąportmonetkaaktorkiłudzącoprzypominatę,którąroztargnionapani
zapomniaław
kafejcenaSaskiejKępie,lccztojeszczeżadendowód;sprawdził:rzeczywiściew
pawilonachna
Świętokrzyskiejsprzedanoiwciążsprzedająwieletakichportfe-lików.Alejestinastępny
szczegół:
brązowypłaszczzpłaskiegofutrazeskórzanympaskiem.Takipłaszcznosiłatamta
kobieta.Jednak
płaszczzbrązowychnorekotakimsamymkrojumatakżeCelinaWójcikowa.Natomiast
kelnerkanie
rozpoznałanaokazanychjejzdję-
ciachaniWójcikowej,aniJaromianki.Ale…Kobietazkawiarnimiałagęste,długiewłosy
z
grzywką.Wójcikowa,gdybyłau.niejkelnerka,nienosiłajużperukianiokularów.
Jaromianka
równieżmawłosykrótkieinieużywaszkieł.
Marianchciałbyprzeprowadzićpewieneksperyment,doktóregopotrzebnajestaktorkai
Wójcikowa,leczbezCzyżewiczaniemożeotymdecydować,akapitanjużtrzecidzień
wciążjest
nieuchwytny.
TymczasemAndrzejsiedziwarchiwumszpitalapołożniczego,wertująckartotekę
pacjenteksprzed
pięciulat.Dokumentacjajestdośćzaniedbanaidługotrwa,zanimrazemzarchiwistką
odnajdują
wreszciekartęIzyBiałoń.
Szesnastegoczerwcaodrugiejnadranemurodziłachłopca,zeszpitalawypisanojąze
zdrowym
dzieckiemdwudziestegoszóstegoczerwca1970roku.
Andrzejodkładakartęidopierowtedydostrzegapodpis:(—)CelinaWójcikowa,referent
ewidencji—
iadnotacjęzdniaszesnastegoczerwcaoprzesłaniuzawiadomieniadoUrzęduStanu
Cywilnegoo
narodze-niusiędzieckapłcimęskiejzmatkiIzabeliBiałoń.Kapitanspisujeinformacjez
karty
ewidencyjnej;niemożliwe,abyIzanastępnegodniapourodzeniudzieckaposzładoPKO.
Aprzecież
wjejksiążeczceoszczędnościowejwidniejewyraźnadatazałożenia:siedemnastyczerwca
1070
roku.Osobiścietegoniezrobiła,więcktośzałatwiłtowjejimieniu.Kto?Ktoś.
komuzaufałatakąsumęalboktoś,ktojejtepieniądzedał!„Oddałamdzieckowdobre
ręce”—
powiedziałamodystce..Czytenpierwszywkład,trzydzieścitysięcyzłotych,majakiś
związekz
oddaniemdziecka?
Możetoccnaniechcianegonoworodka?
Jednojestpewne:CelinaWójcikowa—formalnie—wsposóbprzewidzianyprawem,
odnotowałaje-goprzyjścienaświat.
PorucznikowiprzypomniałasięwykrzywionaprzerażeniemtwarzMariiOłan-skiej,gdy
zapytałw
tamtenpamiętnywieczór,dokogonależymedalionzfiligranu,ijejkrzyk:„Lokmego
dzieckana
piersitrupa!”
IlelatmachłopiecOlanskich,niecałepięć?Jestwięcrówieśnikiemtamtego,nic
chcianego,
oddanegowdobreręce.
Istniejelogicznyzwiązekmiędzyniezrozumiałymidotychczasfaktami,ichsuma
przekształcasięw
konkretnydomysł.
NazwiskoMariiOlanskiejwewidencjipacjentekniefigurujeidopierownastępnejchwili
Andrzejuświadamiasobie,żeMarianienosinazwiskaswegomęża,tylkopanieńskie:
Wójcik.
Spisywałjejpersonaliazdowoduosobistego,aleprzyzwyczaiłsięmyślećoniejjakoo
Olanskiej.
PodnazwiskiemWójcikarchiwistkaszpitalaodnajdujekartęMarii.
Urodziłachłopcaszesnastegoczerwcaogodziniezerodwanaście.Tegodniaopiątejrano
dziecko
zmarło.Łacińskaformułaokreślaprzyczynęzgonu:wrodzonawadaserca.
ZawiadomienieourodzeniuiśmiercidzieckaadministracjaszpitalawysłaładoUrzędu
Stanu
Cywilnegotakżeszesnastegoczerwca,podpisałajereferentkaewidencji.Celina
Wójcikowa.
—Olanska…-Wymieniłpantonazwisko,prawda,kapitanie?—upewniasięarchiwistka.
—W
pierwszejchwilinieskojarzyłamsobie…Toonjednaknaskarżyłdomilicji?
Kilkamiesięcytemu—urzędniczkaniepamiętadokładniedaty,alezpewnościądziało
siętow
lecie,chybawsierpniu—przyszedłjakiśpan.
PrzedstawiłsięjakoNorbertOlansky,Kanadyjczykpolskiegopochodzenia,prosiło
pomoc;otóż
przeszłopięćlattemupoznałMarięWójcik,dziewczynęzWarszawy,któraprzyjechaław
odwiedzinydokrewnychmieszkającychwOntario.Pokilkumiesiącachwróciładokraju.
Potemzawiadomiłagoourodzeniusyna.Wysyłałpieniądze.Gdywrokpóźniej
przyjechałdo
Warszawy,miezobaczyłdziecka.Mariapowiedziała,żejestzjejmatkąwuzdrowiskuw
Czechosłowacji.InteresyniepozwoliłymuzostaćwEuropiedłużej,więcpowróciłdo
siebieidalej
słałpieniądze.
ZaprosićjejdosiebiedoKanadyniemógł.jestżonaty.Starałsięorozwód,wlegalnym
związku
dzieciniemiał,uzyskałtylkoseparację.Zaraznapisał,żebyMariaprzyjechała.Owszem,
przyjechała,leczbezdziecka.Zbytmęczącapodróżdlamalucha—tłumaczyła.
Znówsłałpieniądze,aonafotografiechłopczyka.Terazmającdozałatwieniasprawyw
Europie
—
jesthurtownikiemfuter—załatwiłjeszybciejiwykroiłdodatkowyczasnapobytw
Warszawie.
Aledzieckaitymrazemniezobaczył,podobno2nowuprzebywazbabciązagranicą.
Chciałdonich
jechać,Marianiezgodziłasięjednakiniepodałamu,gdzieprzebywajejmatkaz
dzieckiem.
Wiedział,żeCelinaWójcikowapracowaławtymszpitalu,przypuszczawięc,żetutakże
urodziłsię
jegosyn,jeśliwogóleprzyszedł
naświat.
Zachowałjeszczesentymentdomatkidzieckainiechcejejzrobićkrzywdy,ztego
powodunie
zwró-
ciłsiędotychczasdosądu,alejużniemożedłużejznieśćniepewnościimusisięczegoś
konkretnegodowiedzieć,bojeślidzieckoistnieje,pragniezapisaćmumajątek.
Archiwistka,poruszonaniezwykłymzwierzeniemtegoczłowieka,odnalazłakartęMarii
Wójciki,
przyznaje,dałaKanadyjczykowidowglądu.
Prawiepłakał,spisującsobiedane.
—DlaczegonieskierowałagopanidoRadyNarodowej?—dziwisiękapitan.
—Takibyłprzygnębionyibezradny…—bąkaurzędniczka.
—Paniwidziałajegopaszport?
—Nnnie…—doresztystropiłasiękobieta.—Biletwizytowy…Pomogłammu
bezinteresownie.
Na-leżyunieszkodliwiaćtakiehienyżerującenacudzychuczuciach.Tyluchłopównie
płaci
alimentów,atuzwodzączłowieka,wmawiającmusyna…
Kapitanniepodejmujetematu,śpieszydoUrzęduStanuCywilnegowdzielnicy,wktórej
leżyulica
Szaserów.TamwczasiepobytuwszpitalubyłazameldowanaIzaBiałoń,więcwtym
urzędzie
powinnaznajdowaćsięmetrykajejdziecka.
Niemametryki,leczaktzgonu!“SynIzyBiałońzostałspisanyzewidencjiludnościw
dniu
szesnastegoczerwca1970rokupoprzeżyciuniecałychpięciugodzin.
SaskaKępa—rejonulicyKoralowej.TumieszkająOlanscy.Zapismetrycznyichdziecka
głosi:
JacekNorbertOlansky,urodzonywdniuszesnastegoczerwca1970roku…
Kapitanrozumiejuż,skądpochodzipierwszawpłatanakontoIzyBiałoń,jednakmusi
wyjaśnić
rzeczdokońca.IjegoprzypuszczeniapotwierdzająsięwcentraliPowszechnejKasy
Oszczędności.
Tak,książeczkęPKOnanazwiskoIzyBiałońotworzyławdniusiedemnastegoczerwca
1970roku
CelinaWójcikowa,onateżwpłaciłanajejkontotrzydzieścitysięcyzłotych.
—Cenamalutkiegochłopczyka!—zżymasięMarian,kiedyCzyżewiczmówimuo
wynikachwy-
wiaduumodystkiorazoinformacjachzebranychwszpitaluiwcentraliPKO.—Ale
późniejchcc
sięwię-
cejitakprzezdwalatauzbierałosięprawiećwierćmiliona.DaninęBiałoniów-naściąf.Ja
regularnie:pięćtysięcycomiesiącijeszczekilkarazydoroku,możepodpostacią
prezentów.Noto
jużwiesz,skądmiałapieniądze?
—Niejestempewien,czytojedyneźródłojejdochodów…
—Jakonemusiałyjejnienawidzić!Tomożebyćmotyw…Powinieneśzatrzymać
Wójcikową,
fałszerstwojestbezsporne!Możnabyjąwtedy,ubranąwfutroperukę,pokazaćkelnercez
Saskiej
Kępy,tosamozrobićzJaromianką…—
Marianzapoznajekapitanazwiadomościamiuzyskanymioaktorce.
—Zastanawiające!—informacjeporucznikarobiąwrażenienaAndrzeju.
—Tylkożadnychcharakte-ryzacji!Jaktytosobiewyobrażasz?Chceszprzystosować
wyglądtych
kobietdorysopisutamtejzkafejki?
Wtakisposóbmogęcipodtypo-waćpierwszązbrzegu…
—Taportmonetkateżniejestdowodem,naŚwiętokrzyskiejsprzedająjenapęczki.
—Oczywiście,żeniejestdowodem,aleposzlakąnapewno.Wdodatkualkoholizm
aktorki…
Zapewneotrzymywałalekiidodomu…No,niewszystkonaraz,trzebanajpierw
porozmawiaćz
Wójcikową—
decydujeAndrzej.
Podtęrozmowęporucznikmusiprzygotowaćgrunt,dowiedziećsięmożliwienajwięcejo
rodzinie
Olanskich.Nienastręczatowiększychtrudności.
OsiemlattemuMariaWójcikowapodjęłapracęwbiurzewycieczkowymjakohostessa.
Wjakiś
czaspóźniej,opiekującsięwycieczkąPoloniikanadyjskiej,poznałaNorberta
Olansky’ego,syna
emigrantówzRzeszowszczyzny…Olanskyprzemierzyłoceannietylkozsentymentudo
staregokraju,
któregonigdyniewidział,bourodziłsięwKanadzie—komentujeporucznik.—W
Ontario,z
pierwszejręki,odtraperów,jegospółkaakcyjnaskupujeskóry,wyprawiająjegarbarnie
firmy,także
ichrzemieślnicyszyjąfutra.
Alekuśnierstwojestjednąznielicznychdziedzinskutecznieopierającąsięmechanizacji.
O
wszystkimdecydujekunsztrękodzieła.Żadnamaszynaniezestawiruna,niedobierze
odcienifutra.
Tomusizrobićrzemieślnik,acizOntarioceniąsiębardzo…
OlanskybywananajsłynniejszychaukcjachbranżowychwParyżuiLondynie.W
Londyniezwraca
jegouwagępawilonpolski,prezentującyrzemiosłonajwyższejklasy.Olanskywczasie
najbliższej
podróżypokrajachEuropyprzyjeżdżadoPolski,aopuszczająpozawarciu
długoterminowych
umówz„Ambasado-rem”,zzakładamibiałoskórniczyminaGórnymŚląskuiz
prywatnymi
warsztatamikuśnierskimi.Umowysąkorzystnedlaobustron.
Olanskyprzysyłasurowiecimodelesporządzoneprzezparyskichilondyńskich
projektantów
firmy,arobociznęopłacaszlachetnymiskórami.
Terazkilkarazydorokuprzyjeżdżadoglądaćswoichinteresów.Każdytakipobyttrwa
parę
tygodni,ahostessaMariajużprywatniedotrzymujetowarzystwaKanadyjczykowi,
patronujetemu
obrotnamamusia.
Mariaspodziewasiędzieckaiwswoimbiurzewycieczkowymbierzeurlopbezpłatny,
motywując
towyjazdemdoKanady.NiemalażdorozwiązaniasiedziwOtwockuutychsamych
ludzi,gdziei
teraz.Znajomymniepokazujesięnaoczy,zwyczajniesięukrywa.Wtymczasie
Kanadyjczykaniema
wPolsce,jegobiznesniepozwalamuzagrzaćdługomiejsca,alepotrafizróżnychstron
świata
dzwonićdoOtwocka.Natomiastjegowarszawskipełnomocnikpodczujnymokiem
Celiny
Wójcikowejkupujeiwyposażawillę.
Wszelkieupoważnieniadotyczącespodziewanegopotomkależąutegożadwokataigdy
tylko
urodzisiędziecko,ojcostwoOlansky’egozostajewpisanewjegometrykę.Terazbabcia
kablujeza
ocean:„SynT’
WodpowiedziOlahskyczyniwswojejKanadziepoważnyzapisnaimiędziecka,a
notariatz
Ontarioprzesyłakopięstosownychdokumentówdowarszawskiegoadwokata.
Wtrzymiesiącepourodzeniudzieckaznajomiotrzymujądrukowanezaproszenia.Wynika
znich,
żeMariaWójcikiNorbertOlanskyzawarliślubwpolskimkonsulaciewOntario,ateraz
zapraszają
naweselenaSaskąKępęwWarszawie.
Weselegromadziwieleosób,wtymniemalcałypersonelbiurawycieczkowego.Znajomi
potem
komentujątozdarzenie,boMariaWójciknadalfigurujewdokumentachjakopanna,tyle
żez
dzieckiem.Alefaktpozostajefaktem,żeKanadyjczykzachowujesięjaktroskliwymążi
ojciec.W
zasadziemieszkazni-mi,jeślimożnapowiedziećofaceciespędzającymśredniokilka
miesięcyw
rokuwpodróżachpodwóchkontynentach,żewogólegdzieśmieszka.
Futra,garbarnieicałytenkrampędzągobezwytchnieniapoświecie,aterazjeszcze
bardziej,bo
majużdlakogogromadzić.WWarszawierośniesyn!
Jegojedynedziecko,któreurodziłosię,gdyOlanskyliczyłjużpięćdziesiątdwalata.
NiemożeożenićsięzMariąanisprowadzićjejdoKanady,bowOntariojestmałżonka—
nie
tylkolegalniepoślubionawedługobrządkurzymsko-katolickiego,aletakżewspólniczka
firmy,ai
kilkuczłonkówjejrodzinyrównieżposiadaakcjefutrzarskiejspółki.Orozwodziesięnie
mówi.tak
jakjest,jestdobrzeiwszyscysąprawiezadowoleni.Wkażdymraziegodząsięnaten
kompromis.
—PanizałożyłaksiążeczkęIzieBiałońiwpłaciłanajejkontotrzydzieścitysięcyzłotych.
Byłoto
siedemnastegoczerwca1970roku—podkreślaAndrzej.
—Zjakiegotytułupodarowałajejpanitakznacznąsumę?
Wójcikowamilczy;twarznieruchomajakgemma,świeżatwarzzmatowącerąbez
zwiotczeń
przeczywiekowitejkobiety.Jejlatapozostałytylkowwyrazieoczu.
—Jeślipanjużtylewie,toznapaniodpowiedź!Spodziewałamsiętego…
—dodajezrezygnacją;Andrzejrozumie,niezaskoczyłjej,oczekiwałatakiejrozmowyi
bałasię,
miałajednaknadzieję,żeonnieodkryjeichtajemnicy.Teraztanadziejaprysła.
—Mimowszystkostarałasiępaniukryćtęsprawęprzedemną.
—Ukrywałamprzedcałymświatem,awłaśniepanu,milicjantowi,miałamsięzwierzyć?
Z
fałszer-stwa,latamipłaconegookupu?Ktozwłasnejwolipchasiędowięzienia?Ateraz
gdyona
umarła…
—Onazostałazamordowana.
—Boże!…—Następnesłowazamierająjejnaustach.Wpatrujesięwkapitanatymi
starymi
oczymazrozpaczą.—Inaspanpodejrzewa,mnielubmojącórkę?
—Nikogoniepodejrzewam,rejestrujęibadamfakty,tymczasemwyjesteściejedynymi
ludźmi,
któ-
rzymielimotyw,abyjąusunąć…Iniewiem,copanirobiławtamtenwieczór.
—Możewpanapraktycezdarzałysięitakiewypadki,alenamiłośćBoga,myjesteśmy
normalnymiludźmi!Mogłampopełnićfałszerstwo,abyzdobyćprawodotegodziecka,
które
kochamyjaknaszewłasne,alenigdyniezabiłabymjegomatki…Todlategotak
wypytywanoludzi…
—Wójcikowaopadanaoparciekrzesła—amniedogłowynieprzyszło,pocoto…Pan
będzie
przesłuchiwał
MarięiNorberta?Kapitanie,zaklinampananawszystko,copanudrogie,niechpan
ominie
Norberta!Jeśliwdzięczność,starejkobiety…
cóżpanupomojejwdzięczności…Wszystkopanupowiem,wielemuszęwyjaśnić,sądzi
pan
pewno,żeutraciwszywłasne,zwyrachowaniazaplanowanedziecko,kupiłyśmysobie
inne,abytylko
związaćbez-dzietnego,niemłodegomężczyznęiwtensposóbtrafićdojegokasy?
Toniejesttakieprosteijednoznaczne,kapitanie!Mojacórkajużnigdyniebędziemiała
dzieci..
Tenwyrokogłoszonotamwszpitalu,gdyjejmaleństwozostałotakżeskazane.Ija
zdecydowałam,
ja,tylkoja!
Mariabyłazbytchora,zrozpaczonaibezwolna.AgrałamnieokasęNorberta,aleo
normalną
przyszłośćdlamojejjedynejcórki.KiedyspotkałaNorberta,miałajużtrzydzieścicztery
latai
naprawdęszczerzesięcieszyła,gdyokazałosię,żespodziewasiędziecka.Tenczłowiek
widziałz
niąprzyszłość,byłyśmypewnejegoopiekiiprzywiązania.Leczskądpewność,czyontę
przyszłość
będzietaksamowidziałbezdziecka,któregopragnął,izjużnazawszebezdzietnąMarią?
Przecieżz
tegopowodurozchwiałsiępierwszyjegozwiązek,chociażformalnieistniejedodziś…
aletojuż
zupełnieinnasprawa.
Atadziewczyna?Fakt,byłabezśrodkówdożyciainiemiaładokądiśćzeszpitalaz
dzieckiem,
leczonatraktowałatoprzypadkoweiniechcianemacierzyństwojakhańbę!Bez
namawianiazgodziła
sięnawarunki,najakichuwalniałamjąoddziecka…Nie,onaniewyznaczyłazanie
ceny,chociaż
teraztakmogłabympowiedziećiodnikogopanbysięniedowiedział,jakbyłonaprawdę.
Ale
zdecydowałamsiępowiedziećpanuwszystko,bochodzioloschłopca,aprawoniemoże
byćażtak
bezmyślnieokrutne,żeby—
choćbywimięprawdy—wyrządzićtakstrasznąkrzywdęmalutkiemudziecku.
—Izanieżądałaokreślonejsumy,onachciałatylkotrochępieniędzy,bobyłabezgroszai
bez
pracy.
Tojaprzeznaczyłamdlaniejtrzydzieścitysięcy,leczniedałamdorękianigrosza,tylko
wpłaciłamnaksią-
żeczkę,abynieroztrwoniłazarazpowyjściuzeszpitala.
—O,niechpanspojrzy…—drżącymirękamizdejmujezszyimedalion,otwierakopertę.
—To
pa-semkowłosówponaszymzmarłymdziecku,atofotografiaJacusia,gdybyłjeszcze
bardzo
maleńki.Mamdwóchwnuków,proszępana,jedenumarł,adrugiżyjeichowasięzdrowo,
niechże
panpostarasięzrozumieć,toniejesttakieniezwykłe,ajanieusiłujępanawzruszać.
Jacekto
naprawdęnaszedziecko!
—Jakpanisądzi,dlaczegoIzawłożyłatenmedalion?
—Onaczęstozprzekoryużywałaróżnychnaszychrzeczy,chociażmiaładośćswoich.
Poza
wypłaca-nymipieniędzmikupowałyśmyjejubranieiwszystko,czegopotrzebowała,
nawet
papierosy.Anigroszaniewydawałanasiebiezpensji.Odcórkidostałanawetbransoletkę
i
pierścionek.Tenmedalionnależydomnie,nosiłamgozawszealbostaranniechowałam.
boIza
nierazpróbowałagowkładać.Owszem,jestład-ny,bardzostarejroboty,aleniedlatego
brałagoz
takimupodobaniem.RobiłanazłośćMarii,odkądspostrzegła,jakjątodenerwuje…Już
nieraz
zastanawiałamsię.czyniewyjąćzniegofotografiiJacka,aleniemiałamserca.
—JakwasIzaodnalazła?
—Przyszłazogłoszenia,szukaliśmygosposi;późniejpowiedziała:szczęśliwy
przypadek…Jak
byłonaprawdę,niewiem.Zeszpitalaodeszłamwpół
rokupourodzeniunaszychdzieci,chciałamzatrzećślad.Idlategoposzłamnaniepełną
rentę.Może
tądrogątrafiładonas?Trafiłaizostała.Powiedziała:zżerajątę-
sknotazadzieckiem,chcebyćbliskoniego,dapomocwgospodarstwie,oczywiściew
rozsądnych
granicach,ibezczelniezażądałapięćtysięcymiesięcznie.Byłamzbytprzybita,aby
protestować.O
Mariiniemacomówić.
Została,ajakieżmiałyśmywyjście?Tak,tedwieścietysięcyuzbierałaunas.
Ostatniopoprosiłaotrzydzieścipięćtysięcynamateriałybudowlane.Córkadała.Zlękłam
się,że
potymżądaniu,spełnionymbezszemrania,onastraciumiarizadławinas.Postawiłam
się.
„Iza—powiedziałam—cozyskasz,jeślirozbijesznaszdomisprowadzisznieszczęście?
Zrobiszto:acodalej?Złotażyławyschnieiniewyciśnieszjużnawetzłotówki,bomynie
będziemymiałyżadnegointeresu,abycięopłacać,aOlanskytymbardziejniezapłacici
za
wiadomość,żehodujedzieckotwojeijakiegoścyrkowca,anieswegosyna.Czynawaszej
wsi
zarzynasiękrowędającąmleko?”
„Jaksięustawięwżyciu,tozejdęwamzkarkuianiomnieusłyszycie”
—obiecała;tobyłyjejzwykłezapewnienia,kiedyprzychodziłapopieniądze.
Mimowszystkoprzeczuwałam,żedopókiniezbudujemyjejszklarni,onanamnie
popuści.
„Tetrzydzieścipięćtysięcybędęcistrącałapodwaipółmiesięczniezwypłaty”—
uparłamsię.
By-
łamzdeterminowanaimusiałamzaryzykować,trzebabyłowreszciepostawićtamęjej
zachłanności.NieczerpałyśmydowolizzasobówNorberta,niechpanniemyśli.To
bardzodobry
człowiek,alekupiec,onrachujeirozliczaztego,codaje.Szczęściemniewtrącałsiędo
zarobków
córki,noinieinteresował
sięmo-jąemeryturą.NaIzęszłapensjaMariiimojarenta…Porazpierwszywsierpniu
potrąciłamIziedwaipół
tysiącazłotychzpensji,awlistopadzietosięzniąstało.
—Adziesięćtysięcywpłaconew1973roku?—Czyżewiczwymieniaostatniąnie
wyjaśnioną
pozycjęzkontaBiałoniówny.
Wójcikowanieprzyznajesiędotejsumy;oneniedały,aNorbertwogóleniewchodziw
rachubę.
Onsiędobrzenamyśli,zanimdastozłotych,acóżdopierodziesięćtysięcy.
—Kapitanie,powiedziałampanwszystko,aterazniechżepanmawzglądnadziecko!Tu
jużnie
chodziopieniądze,tylkoosieroctwoJacka.Kłamstwoczychociażbyprzemilczeniebywa
niekiedy
litościwsze,aprawdaokrutna.Takwłaśniejestwnaszymwypadku…Cokomuprzyjdzie
ztej
prawdy,jeśliprzedewszystkimuderzyonawdziecko!Tojasfałszowałamzgłoszeniao
dzieciachi
tylkojazatoodpowiadam!O
tymniemożedowiedziećsięNorbert,tojużniemłodyczłowiek,materazpięćdziesiąt
sześćlatiw
niczymniezawinił…
—Niechciałbympanimartwić,alepanOlanskyzdajesięwiejużowszystkim.
—Toniemożliwe!—kredowabladośćpowlekajejtwarz,znówopadanaoparciekrzesła.
Andrzejboisię,żeWójcikowazarazzemdleje.—Wszyscysięsprzysięgliprzeciwtemu
dziecku?
Niedamgoskrzyw-dzić,niedam…Tochybaniemożliwe—powtarza.—DlaNorberta
byłbyto
strasznyciosionbytegoniepotrafiłprzednamiukryć,nawetjeślibychciał.Przecieżgo
dobrze
znam.Poczućsięażtakoszukanymimilczeć?
—CzypanŁapińskiwielubdomyślasiępochodzeniadziecka?
—AniechBógbroni!Nikt!Nikt,tylkoIza,Mariaija.
—CzypanicórkapoznałaNorbertaOlansky’egowOntario?
—NigdyniebyławKanadzie,NorbertapoznaławWarszawie.
—DlaczegowięcOlanskyopowiadałwszpitalu,żespotkałcórkęwKanadzie?
—Ach,więcbyłwszpitaluitamsiędowiedział…Alekiedy,paniekapitanie?
—Wsierpniu—dopieroterazuderzakapitanatenczas;wsierpniuWójcikowaporaz
pierwszy
potrą-
ciłaIziezpensjidwaipółtysiącazłotych.
—ToniemógłbyćNorbert!…—GdyWójcikowadochodzidotegowniosku,wybucha
płaczem,
dłu-goniemożesięuspokoić.—Przepraszam,alezupełniepuściłyminerwy…Tonie
mógłbyć
Norbert,wlipcuwyjechalizMariąnaurlopdoWłoch,awsierpniuiwewrześniuzięćbył
w
Kanadzie,słyszypan,wKanadzie!—niemalkrzyczy,aleulgatrwatylkochwilę:—W
takimrazie…
ktotobył,paniekapitanie,idoczegopotrzebowałtychinformacji?
—Bardzochciałbymtowiedzieć—zasępiasięCzyżewicz.—GdziepanOlansky
przechowuje
biletywizytowe?
—Wchińskiejkomodziewhallu—Wójcikowanierozumie,cotomadorzeczy.lecz
intuicyjnie
wy-czuwa,żechodzituowyjaśnieniejakiejśbardzoistotnejsprawy.
—Jeślibyktośpróbowałwasszantażować—mówiponamyślekapitan—
proszęmuobiecaćwszystko,czegobędzieżądałinatychmiastmniepowiadomić…Jeżeli
będzie
panizmuszonadaćjakieśpieniądze,proszęprzedtemspisaćserieinumerybanknotów.Na
raziew
innysposóbniemogęwampomóc.
—AjeślitenktośzgłosisiędoNorberta?
—TenktośniegorzejniżBiałoniównawie,żeodNorbertanicnieuzyska.
Tagroźbaprzynosipienią-
dze,dopókijestniespełniona.Ijeszczejedno:janieprowadzęśledztwawsprawie
zamiany
dzieci,interesujemniemorderstwo,niedomnienależyinformowaniepanizięcia,chociaż
z
odpowiedzialnościązafałszerstwomusisiępaniliczyć.
Urzędniczkaszpitala,zapytanaowyglądNorbertaOlansky:ego.mówiomężczyźnie
młodym,
wyso-kim,ciemnowłosymibardzoeleganckim.Innychszczegółówniezapamiętała.
Kanadyjczyk,owszem,ubierasiębardzostarannie,alenatympodobieństwosiękończy;
to
człowiekznaczniestarszy,szpakowaty,niskiiraczejniepozorny.
AndrzejpokazujefotografięOlansky’ego;kobietadługoogląda.Nie,tonieon,tamtenz
pewnością
był
owielemłodszyiwogóleinny.
WięcktoipocowynotowałdaneozmarłymdzieckuMariiWójcik?Ktoś,kogoposłała
Iza
Białoń?
Alewjakimcelu,skoroonawiedziaławszystko?Ajeślitenmężczyzna,poznawszyw
jakiś
sposóbtajemnicetrzechkobiet,szukałpotwierdzenianieinspirowanyprzezIzę,leczbez
jejwiedzy,
todlaczegomunatymzależało?
Amożejesttotensamczłowiek,którypozostawiłśladykrwinaałuniewłazienceIzyw
dniujej
za-bójstwa?
—Kornacki?—poddajeMarian.—JabymtypowałKornackiego!
Zdjęcieelektryka„Variétés”archiwistkaszpitalaotrzymujepośródkilkunastuinnych.Nie
rozpoznajenikogo.
—WjakimcelumógłbytampójśćKornacki?Powiedzmy,dowiedziałsięwszystkiegood
Izy.W
takimraziepocotoryzykownepodszywaniesiępodOlansky’ego?—zastanawiasię
kapitan.
—MożeojcemdzieckaniejestmitycznyMirekodkaruzeli,tylkowłaśnieKornacki?
—Potylulatachzatęskniłzadzieciakiem?…
—Nic.DowiedziałsięopowodachzależnościrodzinyOlanskichiprzywilejach
wymuszanych
przezmatkęjegodziecka.Takawiadomośćmogłaożywićuczuciaojcowskieipostanowił
potwierdzićjąwszpitalu.Widocznieniebardzoorientowałsię,jaktobyłonaprawdę,bo
niesądzę,
abyBiałoniównazwłasnejwoliwprowadziłagowistotęsprawy.Apotemdoszedłdo
wniosku,że
ontakżemożenatymskorzystać.
—Siłazłegonajednomałedziecko.
—Kiedyprzejrzałukłady,pozbyłsięIzy…Niepatrztaknamnie,tojestmotyw.Z
bardziej
błahychpowodówzdarzałysięzabójstwa…Tylkodlaczego,jeśliplanowałmorderstwo,
obnosił
swojąfizysposzpitalu,udająckogośinnego?
—Możewówczasniemyślałjeszczeomorderstwie,kiedyzaśzdecydował
się,nicbrałpoduwagętychwszystkichszczegółów,któremyterazbadamy.
Inaczejalbobytegoniezrobił,albonigdynie
.doszlibyśmydosprawcy.
Zaglądadonichkomendant,pytaoprzebiegprzesłuchaniaCelinyWójciko-wej.
Interesujągo
takżeszczegóływywiadówoKornackimiJaromiance.
—…moimzdaniemaniWójcikowa,aniOlanskaniezamordowałytejdziewczyny—
przekonuje
Andrzej.—UważamtakżezabezcelowepowtórnepokazywanieWójcikowejkelnercez
Saskiej
Kępy.Rozmawiałazniąjużpóźniej,byłauniejwdomu,zportmonetką,inierozpoznała
wstarszej
panitamtejroztar-gnionejkobiety.Terazzeznaniekelnerkiitakniebędziemiałorangi
dowodu.
NatomiastwświetlezgromadzonychprzezMarianainformacji—
oddajesprawiedliwośćkoledze—rolaJaromiankijestwięcejniżdwuznaczna,jest
podejrzana!
—Kapitanproponuje,abyaktorkędoprowadzićdokomendy,pokazaćkelnercei
niezależnieod
wynikówkonfrontacjiprzesłuchać.
—Prawdopodobnietoonabyłaowąkobietą,którapozostawiłaportmonetkęwkawiarni
—
CzyżewiczopierasweprzypuszczenianawiadomościuzyskanejodMajzlakowej;która
widziałau
Jaro-miankizamszowegojamnika.
—JeślipotwierdzimyobecnośćaktorkiwkawiarninaSaskiejKępiemiędzygodziną
osiemnastąa
dwudziestą,tymsamymobalimywyjaśnieniaKornackiegodotyczącetamtegowieczoru.
Zachwieje
sięjegoalibi—podkreślaMarian.
—Dobrze—przystajeszef.—AleKornackiegonarazienieruszać.
Najpierwuderzyćwsłabszeogniwo.
Kapitanwspólniezporucznikiemstarannieprzygotowujescenariuszspotkaniaz
Jaromianką;
AndrzejporozumiewasięŁukaszemMajewskim.
NazajutrzoumówionejporzepsychologzajmujeswemiejscewTelefonieZaufania.
Marianwybierawkomendziekilkakoleżanek,którerazemzJaromiankązostaną
pokazane
kelnercezSaskiejKępy;dwieznichubranesąwbrązowefutrzanepłaszczewypożyczone
natę
okazjęzzakładuku-
śnierskiego.
NastępnegodniaCzyżewiczprzywozikelnerkę;umieszczająwpokoju,skąd—
niewidocznadla
innych—będziemogłaswobodnieprzyjrzećsięzaprezentowanymjejkobietom.
PoaktorkęjedzieMarian;widokmilicyjnejlegitymacjiistanowczezaproszeniedo
komendy
wprawiająwstanodrętwienia.Poruszasięjaklunatyczka,zbierasicniesporo,znalezienie
szalika
czyrękawiczekwydająsięczynnościamiprzerastającymijejmożliwości.Wreszcie
zdejmujez
wieszakakożuch.
—Zaciepłynadzisiaj—Marianwyjmujegojejzrąk.Jaromiankanieprotestuje,takim
samym
nie-skoordynowanymruchemotwieraściennąszafę,sięgapobrązowypłaszczze
sztucznegoruna.
Kelnerkadługoobserwujedefilującekobiety;rozumie,jakąwagęmożemiećjej
oświadczenie.
Świadomośćodpowiedzialnościodbierajejpewnośćsiebie,paraliżujejąlekprzed
popełnieniem
omyłki.
Kategorycznieniczegostwierdzićniepotrafi,zastrzegasiękilkakrotnie,ipotem—wciąż
z
wahaniem
—wskazujeMarietę.Podobnypłaszczibuciki,włosyjednaktamtaklientkakawiarni
miała
zupełnieinne.
Znaczniedłuższe,bardziejgęste,prostagrzywka.Atwarzyniezapamiętała.
PorucznikprowadziJaromiadkędopokojuCzyżewicza.Widokoficera,którego
zapamiętałaz
Pułtuska,powiększajejpanikę;przytymzdajesobiesprawę,żekonfrontowanojązkimś,
kogoprzed
niąukryto,aniktotymniewspomina.
CzyżewiczwyjmujezszufladyzamszowegopieskaipodsuwagoMariccie.
—Czypaniznatęportmonetkę?Proszęjąobejrzeć?
Jaromiankasiedzibezruchu,ztrudempanujenadsobą.
—Toniejestmoje!Proszęminiewmawiać…—Wreszciesięgapoportfelik.—Nie.to
niemój
powtarza.
—Czywdniusiódmegolistopadabyłapaniwkawiarni„Stokrotka”naSaskiejKępie?
—Nieznamtakiegolokalu,asiódmegograłamwPułtusku.
—Pozostawiłapanitęportmonetkęw„Stokrotce”,kupowałatampanipapierosy.
Jaromiankanieodpowiada.
Kapitanpodajejejkartkęmaszynopisu,ugóryjestnumerTelefonuZaufania.Podspodem
tekstod-
tworzonyzpamięciprzezpsychologa.
—Tentelefonpowinnapanipamiętać.Proszęwykręcićnumeriprzeczytaćtentekst.—
Andrzej
podsuwajejaparat.
—Nieee!—krzyczyaktorka.Drzekartkę,zrzucazbiurkazamszowegopieska.—Jajej
nie
zabiłam!
Jakimiałabympowód?Widziałamjązaledwierazwżyciu!
—Adragiraz?Musiałająpaniwidziećidrugiraz.
—Nie,niewidziałam…ja…jatylkodzwoniłamirozmawiałam…
—Dlaczegopanitozrobiła?
—PrzezKornackiego!Aleonjejniezabił,tostrasznyzbiegokoliczności!
—Proszęmówić,wszystko,copaniwie.
—My…mykradliśmy.Okradaliśmymieszkania…—Jaromiankaczepiasiętego
wyznaniajak
ratunku—…tak,uIlonyI,.totakżemy,jaiAdam…Tonicbyłotakietrudneczy
niebezpieczne.
Kornackicieszyłsięwielkąsympatiąizaufaniemwśrodowisku…Zresztąjatakże.
Nikomudogłowy
nieprzyszłoposą-
dzaćnasotakierzeczy…Mnieunikanotylkowówczas,gdypiłam,wtedystawałamsię
przykrai
kłopotliwa.
Dlategoostatniopozadomemniepiłam,wolałamsama.Przynajmniejniewpadałamw
konflikty…
—Proszęmówić,jakbyłotamtegowieczoru.
—OkołoszóstejKornackipowiedział,żejedziemydoWarszawy,manawidokuświeży
domi
pewnegowspólnika,dziewczynę,którakiedyśpracowałauIlonyL.Będziemybezpieczni,
cała
rodzinapozadomem…Włożyłamperukęiciemneszkła.Zawszetrochęzmieniałam
wyglądprzy
podobnejokazji…Skądwzięłamperukę?Pełnoichwrekwizytorni…Przyjechaliśmyna
SaskąKępę,
kazałmiczekaćwwozie…
—Zawszewtakichwypadkachczekałapaniwwozie?
—Nie.Jednaktomnieniczdziwiło,przecieżtamwśrodkubyłatadziewczyna.
—GdzieKornackizaparkowałauto?
—Zarogiemulicy,przyktórejznajdujesiękawiarnia,atamjestruchiwciążparkują
wozy…
Czeka-
łam,czasmisiędłużył.Niemiałampapierosów,waucieteżichniebyło.
Pobiegłamdokawiarni,bardzosięśpieszyłam,bogdybyAdamwrócił,amnieniezastał!
…On
tylkozpozorujesttakiujmujący,zresztąmniej-szaoto…
Szybkowróciłam,ajegojeszczeniebyło.Zaczęłamsięjużniepokoić,alewkońcu
nadszedł.
„Chodź,musiszmipomóc”—papierosamizabrałiwyrzucił…Gdyweszłamdowilli,z
początku
tamtejniespostrzegłam,onjączymśprzykrył,izasłaniałjąstolikorazfotel…
Podprowadziłmnie
szybkodoczegośtakiegowrodzajustylowejkomody,byłwniejbarek.„Wypij!”—
podałmipełny
kieliszek,byłwrękawiczkachimnieteżkazałnałożyć.Tomnieniezdziwiło,alezdziwił
tenkoniak;pozwalałmipić.nawetdużo,leczdopieropowyprawie,nigdywtrakcie.
„Musisz
improwizować!”—jeszczeniezrozumiałam,cochciałprzeztopowiedzieć,bopodsunął
midrugi
kieliszek.Tobyłydużekieliszki.Potakiejporcjinigdyniejestempijana,aleobojętnieję
całkowicie
nawszystko,cosięwokółmniedzieje,trawimnietylkojednopragnienie:więcej
alkoholu.Onotym
dobrzewie.„Tadziewczynasięotruła,leżytam,niemusiszpatrzeć.Niewiem,dlaczego
tozrobiła,
aleobojemożemybyćpodejrzaniomorderstwo…”
Słuchałamgoibyłamjakzdrewna.Wiedziałamtylko,żemuszęjaknajprędzejstamtąd
wyjść,bo
groziniebezpieczeństwo,apotemnapićsieiNiezastanawiałamsię,dlaczegoonasię
otruła.„Ateraz
dzwoń—powiedział
Kornacki—imówmniejwięcejtak…”—jednymsłowemmiałamodegraćrolę
samobójczyni
„jeślidobrzetozrobisz,niebę-
dziemymieliżadnychkłopotów”—iwykręciłnumertelefonu…Aja…
rozmawiałam,aleotymjużpanwie.
—Zjakiegoszkłabyłykieliszki,zktórychpiliście?
—Kryształowe.KornackizabrałjezesobąipotłukłnaszosiepodPułtuskiem.Bałsię
zostawićje
namiejscu.
—Wspomniałapani:żebyłwrękawiczkach,więcwjakisposóbskaleczył
sięwpalecżyletką?
—Panotymtakżewie?!…Tostałosiępóźniej,jarozmawiałam,aonaranżowałscenerię.
Wyłożyłteżyletkinastolik,alewrękawiczkachniemógł
wysunąćzopakowania,wtedyzdjąłjenachwilęiskaleczył
się,denerwowałsię,ręcemulatały…
—CzyktośwaswidziałwWarszawietegowieczoru?
—Nikt…—kurczysiękobieta.—Kornackitakwszystkozorganizował,żeniktnasnie
mógł
zobaczyć,tylkojaniewytrzymałambezpapierosówistądtowszystko…
—Proszęjednakspróbowaćprzypomniećsobie,możezatrzymywaliściesięgdzieśpo
wyjeździez
Pułtuska,przecieżtoniepustynia.
—Nie,nigdzie…Kornackibrałtylkobenzynę,aleniewPułtusku,zarazprzywjeździedo
Warszawy,zdajesięgdzieśkołoŻerania.Jajednakwogóleniewychodziłamzwozu.
Mówiłmi
potem,żeprzeznie-uwagędałdwieściezłotych,wiepan,tęnowąsrebrnąmonetę,zamiast
dwudziestki,apracownikstacjioddał
mu…Kornackizbieramonety,skolekcjonowałwszystkie,jakieemitowanopowojnie,a
tęzdobył
wPułtuskuijeszczewtedyniedołączyłdozbioru…
—Proszęnampowiedzieć,czyprzywyjściuzeszpitalaotrzymywałapanijakieśleki
przeciwalkoholowe?
—Tak,aleKornackiodrazumijezabrał,miałjewydzielać…WPułtuskupiliśmy
wieczorami,
więcmiichniedawał.
KiedyKornackizostajezatrzymanypodzarzutemzabójstwaikradzieży,początkowo
wszystkiemu
zaprzecza.
—…tochory,niezrównoważonyczłowiek-oburzasiępokonfrontacjizJaromianką.—
Onamoże
tamibyła,skądzresztąmogęwiedzieć,aleniezemną…Natejpodstawieoskarżapan
mnieo
morderstwo?
—Dlaczegowszpitalu,podającsięzaOlansky’ego,interesowałsiępandzieckiemMarii
Wójcik?
Kornackitracitupet,zaczynasięplątać.PrzerywamuwejścieMariana.
—Rozpoznał—porucznikmówitylkotojednosłowoiopuszczapokój.
—Właśnierozpoznałpanapracownikstacjibenzynowej,wktórejtamtegowieczoru
tankowałpan
pa-liwoprzedwjazdemdoWarszawy,azwróconeprzezniegodwieściezłotychznalazłem
w
pańskimzbiorze…
Możemywięcejnierozmawiać,jestdośćmateriałunaaktoskarżenia—
Czyżewiczwstaje.
—Będęmówił…—poddajesięKornacki.
Tak,IzęBiałońpoznałuIlonyI..,aniewMławie.Skłamałpodczaspierwszejrozmowyz
kapitanem,chciałswejznajomościzBiałoniównąnadaćjaknajbardziejprzelotny
charakter.Już
wtedybyłzIząbardzoblisko,podobałamusię,potemonazaproponowałamutękradzież
ujej
pracodawczyni.TaktwierdziKornackiteraz,leczjakbyłonaprawdę,jużniktnieodkryje.
—…złupuwypłaciłemjejdziesięćtysięcy—elektrykpodobniejakMarietaniemal
chętnie
opowiadaowłamaniach.
KradzieżyuIlonyL.dokonałdopierowkilkamiesięcypoporzuceniuprzezBiałoniównę
pracyu
aktorki.TobyłwarunekIzy;onadałamuodbitkikluczyiwskazałamiejsce,gdzie
przechowywanesą
kosz-towności.
Winnychwłamaniach—podejrzanyjestwspólniezJaromiankąosześćkradzieży—
Białoniównaudziałuniebrała.Dlaczego?Poprostupopodjęciuprzezniąpracyu
Olanskichniebyła
mupotrzebna.Jednakniezerwałzniąkontaktu,kiedyśzaproszonyprzezniąprzyszedł,
późniejbywał
niekiedy,zwłaszczapodnieobecnośćdomowników.
KusiłagozamożnośćOlanskich,intrygowałaszczególnapozycjaIzywichdomu.Ocenił,
żebez
wiel-kiegoryzykamożnasiętuobłowić.ZaproponowałIzieudziałwkradzieżywedług
takiego
samegoscenariu-szajakiuaktorkiL.Obiecał
trzeciączęśćwartościłupu.Białoniównaniezgodziłasię,kazałamusiętrzymaćzdalaod
domu
Olanskich.Nawetzagroziłamilicją.ZrezygnowałwięczprojektuiprzestałsięzIzą
widywać.
—…przyszładomniesama,kiedyWójcikowaobcięłajejharaczdodwóchipół
tysiąca…—
Wtedywyjawiłamuhistorięzamianydzieciiprosiłaopomoc.
Chciałazmusićkobietydoprzywróceniajejpo-przedniejstawki.
—Towtymceluzbierałpaninformacjewszpitalu?
—Chciałemmiećtoczarnonabiałym,wiedziałem,żeIzazamierzawycofaćsiępo
uruchomieniu
ogrodnictwaiwiązałemztympewienprojekt…
IzawyjawiłaKornackiemuswątajemnicewidoczniepodwpływempierwszegoimpulsu,
wzburzonamanewremWójcikowej.Kiedyochłonęła,poczuła,żepopełniła
nieodwracalnybłąd;
rychłopożałowałanierozważnegokroku,alenaprawićgojużniemogła,zdałasobie
sprawę,żeten
bezwzględnyczłowiekniepomożejej,bomyślitylkoowyciągnięciujakichśkorzyścidla
siebie.
Zlękłasięolosdziecka,wżadnymrazieniechciałaprzeciągaćstrunywstosunkudo
Olanskich,a
terazgdytaklekkomyślniewydałaichisynanapastwęczłowiekapozbawionego
skrupułów—nie
miałaspokojnejchwili.Nicdopuścićdoskandalu!Zakażdącenęwyeliminować
Kornackiegozgry.
Tostałosięjejobsesją.WodczuciuBiałoniównyelektrykzagrażałwszystkim,mógłw
każdejchwili
zburzyćdotychczasowyukład.Dlategogotowabyłanawiele,włącznieznarażeniem
siebie,abytylko
toniebezpieczeństwozażegnać.
Kornackidopieropojakimśczasiespostrzegł,wjakimstaniepsychicznejdeterminacji
znalazła
sięIza.Iterazjużprawieniemyśli,jakwykorzystaćinformacjęBiałoniówny,natomiast
rozpaczliwie
szukasposobu,abyskuteczniezabezpieczyćsięprzedIzą;awżadnejegoobietniceczy
zapewnienia
onaniewierzy.
Starasięjejunikać.Topogarszasytuację,bowiemonaniepozostajebierna.Jużnie
kończysięna
groźbach,Białoniównaatakuje!WiebardzowieleojegodziałalnościzJaromiankąi
szantażujego,
żądapieniędzy!Wylicza,żeoszukałjąprzypodzialełupówpochodzącychzkradzieżyu
aktorkiL.
—…zlekceważyłemjąpoczątkowo.Myślałem:Gęś!Postraszęidamispokój…Kiedy
się
spostrzegłem,byłojużzapóźno,onastałasięniebezpieczna,gotowapogrążyćnawet
siebie,aby
tylkomnieutopić.
Narastałownimuczuciezagrożeniaimglistyzpoczątkuzamiarprzyoblekałsiępowoliw
zupełnie
konkretnykształt.Świeżozdobytawiedzaolekachprzeciwalkoholowychiłatwość
zabraniaich
Jaromianceprzesądziłysprawę,tymbardziejżeobmyśliłdoskonały—wjegomniemaniu
—sposób
pozbyciasięBia-
łoniówny.
Tegodnia—wydawałomusię,żezabawaiwystępy„Variétés”wPułtuskuzapewniają
mualibi
—
zadzwoniłdoIzy:madlaniejpieniądze,chcejednakotrzymaćwzamianpokwitowanie,
abymieć
jakąśgwarancjęiwtensposóbzakończyćwszelkierachunkimiędzynimi.Izaprzystała
na
proponowanągodzinę,napominałanawet,abybyłpunktualny,bopotemjestzajęta.
Gdyprzyjechał,poczęstowałagosokiemzpuszkiiszkotem—takichgestówniepotrafiła
sobie
od-mówić,aKornackidobrzeznałjąpodtymwzględem—poprosiłoszklankęgorącej
herbaty.
KiedyIzawy-szładokuchni—
wrzuciłdojejszklankizsokiempastylki.
Potempilitensok,piliszkota.PotrzecimkieliszkuBiałoniównapoczułasiębardzoźle.
Wtedy
Kornackipobiegłdołazienki—tammieściłasiędomowaapteczka—niedotknął
niczego,natomiast
popowrociezaaplikowałdziewczyniedużądawkęlekuprzeciwalkoholowegojako
aviomarin.Na
zapiciepodał
jejporcjęszkotawszklance.Wkilkaminutpóźniejstraciłaprzytomność,ponastępnym
kwadransienieżyła.
Szklankiipuszkęposokuzgarnąłdotorby,butelkęzresztkąalkoholustaranniewytarł.
Potem
sprowadziłdowilliczekającąwsamochodzieinieświadomąbieguwydarzeńJaromiankę.
Mimo
ostrożności,nieustrzegłsiębłędu.Gdyzdjąłrękawiczki,abywyjąćzopakowaniażyletkę,
skaleczył
się.
Wówczasjużtrzęsłymusięręce,niepanowałnadnerwami.
Koniec