MARGIT SANDEMO
TAJEMNICE STAREGO DWORU
Z norweskiego prze
a
LUCYNA CHOMICZ-D BROWSKA
POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o.
Otwock 1996
ROZDZIA I
Ciep y powiew wiatru zwiastowa nadej cie wiosny. Zmrok ju zapada , kiedy Catharina szybkim krokiem zd
a do domu. nieg pokrywaj cy dolin
przybra niebieskoliliowy odcie nieba, na jeziorze za w miejscach, gdzie lód by cienki i porowaty, widnia y czarne plamy.
- Nied ugo przyjdzie wiosna - szepn a dziewczyna sm tnym g osem. - Szkoda tylko, e nie dla mnie.
Catharina Borg, najstarsza spo ród czterech córek w
ciciela kopalni, ró ni a si od swych urodziwych i pe nych temperamentu sióstr, bryluj cych w
towarzystwie.
W d oniach, ukrytych pod d ug peleryn , ciska a kopert . Nikomu nie poka
tego listu, nikomu! my la a gor czkowo.
By a we wsi, kiedy zatrzyma si przed ni wóz pocztowy. Wo nica zapyta , czy nie by aby tak mi a i nie odebra a poczty do dworu. „Jestem mocno
spó niony - t umaczy - bo mój ko okula . Zreszt jest tu tak e list do panienki” - doda , kiwaj c zach caj co g ow .
Szarza o ju , gdy wesz a na le
drog , ale nie mog a si powstrzyma przed otwarciem listu. Niecierpliwie rozerwa a kopert i wyj a zapisan
kartk . W miar pojmowania sensu przeczytanych s ów coraz wolniej stawia a kroki. Przystan a wreszcie na d ug chwil , a potem ze ci ni tym
sercem ruszy a w dalsz drog .
Psotny wietrzyk rozwiewa jej ciemne w osy. Odwróci a si i popatrzy a w stron osady. Tu i ówdzie w oknach niewielkich, ton cych w mroku chat
rozb ys y wiat a. To moje rodzinne strony, pomy la a. Tylko tak male
cz stk wielkiego wiata jest mi dane pozna . Pi knie tu, ale ciasno niczym
w klatce, no i troch nudno.
Spojrza a w bok w stron okaza ego dworu z bia fasad , góruj cego nad n dznymi domostwami.
Zastanawia a si , jak rodzina przyjmie tre
tego listu, ale zaraz postanowi a, e nic o nim nie powie. Stanowi by dla jej najbli szych zbyt dotkliwy
cios.
Przemierzywszy dziedziniec, wesz a na schody. Bardziej ni kiedykolwiek odczuwa a dzi swoj marno
. By rok 1861, rok bardzo pomy lny dla
ojca, wie cz cy jego wieloletni prac . Wydobycie w kopalni dwukrotnie przekroczy o oczekiwane wyniki. Szcz
cie mu sprzyja o we wszystkim z
wyj tkiem najstarszej córki.
A teraz jeszcze takie zmartwienie.
Hol powita dziewczyn przytulnym ciep em, jakie nadawa y wn trzu czerwone tapety i pi kne boazerie. Matka urz dzi a dom z wielkim smakiem.
Catharina ukry a list w kieszeni spódnicy i odwiesi a peleryn . Wyg adzi a w osy, które by y mi kkie jak jedwab i z trudem udawa o si je utrzyma w
adzie. W niczym nie przypomina y wspania ych loków wij cych si na g owach jej sióstr.
Trzymaj c w d oni pozosta e listy wesz a do salonu.
- Przynios am poczt , tato - dygn a.
Zebrani w salonie domownicy oderwali si od swych zaj
i popatrzyli na dziewczyn .
- Nie powinna przebywa tak du o na dworze - stwierdzi a matka. - To szkodzi twojej cerze.
- Nie jest zimno, w powietrzu czu wiosn ! - odpowiedzia a Catharina, kieruj c si w stron swego pokoju. Ale najm odsza siostra Bella powstrzyma a
ze skarg w g osie:
- Catharino, mam ju tego dosy . Je li ta sytuacja nie ulegnie zmianie, wszystkie zostaniemy starymi pannami.
Ci gle to samo. Co najmniej raz w tygodniu wys uchiwa a podobnych wyrzutów z ust coraz to innej siostry.
- Przesta dr czy Catharin - upomnia a najm odsz córk matka.
- Ale ja chc wyj
za m
- przerwa a jej Bella. - Mam ju dwadzie cia jeden lat, Siri ma dwadzie cia trzy, a Lotta dwadzie cia pi
. Dlaczego nie
wolno nam po lubi naszych narzeczonych?
- W tym domu przestrzegamy okre lonych zasad! Pierwsza za m
wyjdzie najstarsza córka. Je li nie, pozosta e równie nie zmieni stanu
cywilnego.
Siri, naj adniejsza spo ród sióstr, o wiadczy a:
- Ale Catharina ma ju dwadzie cia siedem lat i jako dziwnie nie zanosi si na lub. Co prawda dostaje od narzeczonego prezenty na Bo e
Narodzenia i na urodziny, ale dlaczego on sam nigdy jej nie odwiedza?
- Dziedzic Järncrona mieszka daleko - mrukn a matka. - I jest bardzo zaj ty. Nie atwo...
- Je li chodzi o nas, mo emy wzi
lub w ka dej chwili - przerwa a jej niecierpliwie Lotta. - Obawiam si , e dalsza zw oka mo e tylko zniech ci
naszych narzeczonych.
- Wykluczone - odezwa si ojciec z ko ca sto u. - Zosta
cie zar czone ju dawno z m odzie cami z najlepszych rodów. Wybierali my bardzo
starannie. Takie umowy mi dzy rodami szlacheckimi obowi zuj nieodwo alnie obie strony.
- Wiemy, kochany ojcze - wtr ci a Bella, która potrafi a owin
sobie ojca wokó ma ego palca. - Doceniamy wasze starania. Nie s dzimy, e nasi
wybrani nas zawiod , jednak d uga zw oka mo e sprawi , e zakochaj si w kim innym. A wówczas przyjdzie nam
w zwi zku formalnym,
tolerowa k amstwa i niewierno
.
Dwie siostry kiwa y g owami potakuj co.
- Niedoczekanie, eby cie stan y przed o tarzem pierwsze przed Catharin ! Okry y ha
biedaczk ! Dopiero by to by o, gdyby m odsze siostry
mia y m
ów i dzieci, gdy tymczasem ona...
- Mnie to nie przeszkadza - mrukn a dziewczyna niepewnie.
- Ale , drogie dziecko, twój wybrany nigdy nie cofn s owa. Prosi jedynie, by mu da troch czasu.
- Troch ? - rzuci a cierpko Siri. - Czy on tu czasem nie zawita incognito, by obejrze , kogo... - przerwa a gwa townie.
Siostry Cathariny w
ciwie nie by y z gruntu z e. Do wybuchu Siri przyczyni a si raczej niecierpliwo
i gniew, ale atakowana u wiadomi a sobie
jasno, e s owa, które pad y, oddaj prawd wszystkim znan : Catharin jest zerem.
Bezwiednie popatrzy a na swe odbicie w wielkim rokokowym lustrze okolonym z ocon ram , ozdobion na górze dwoma pulchnymi amorkami.
Mimo du ej odleg
ci i nierównej, zniekszta caj cej obraz powierzchni zwierciad a dostrzega o si jaskrawy kontrast pomi dzy siostrami. Przy tych
trzech boginkach Catharina wygl da a jak szara mysz.
Mia a jasne nie mia e oczy, blad cer i w osy barwy niezdecydowanego br zu. By a zbyt chuda i porusza a si niezgrabnie, zapewne dlatego, e
zupe nie brakowa o jej pewno ci siebie.
Gdyby kto zada sobie odrobin trudu i popatrzy dziewczynie w oczy, zobaczy , jak si u miecha, porazi by go bij cy od niej blask. Któ jednak
zwróci by na ni uwag , zw aszcza je li pozna jej urodziwe siostry?
- Chyba ju pójd na gór - powiedzia a, a odchodz c czu a na plecach wspó czuj ce spojrzenia.
Kiedy wesz a po schodach, z do u doszed j szept Lotty strofuj cej m odsz siostr :
- Siri, jak mog
sprawi jej tak przykro
? Przecie ta sytuacja na pewno i dla niej jest przygn biaj ca.
- Nie mia am nic z ego na my li - usprawiedliwia a si Siri skruszona. - Wszystko przez te nerwy.
- O, tak, ja tak e ju nie wytrzymuj tego napi cia - przyzna a jej racj Bella.
- Moim zdaniem on jest okrutny - stwierdzi a Siri. Wi cej Catharina nie us ysza a, bo zamkn a drzwi.
Usadowi a si wygodnie w niewielkim, ale przytulnym pokoju, zapali a lamp i wyj a kopert , na której widnia y s owa: Wielce szanowna panna
Catharina Borg. W rodku oprócz listu do niej by a tak e mniejsza koperta zaadresowana do rodziców, ale nie zamierza a jej otwiera . Po raz kolejny
zacz a czyta list, cho ka de zdanie sprawia o jej ból.
Najmilsza Catharino,
Cho nigdy si nie spotkali my, od zawsze by
obecna w moich my lach, zapewne tak jak ja w Twoich. Wszak zostali my sobie przyrzeczeni we
wczesnym dzieci stwie.
Pisanie tego listu przychodzi mi z wielkim trudem. Uwierz, e nigdy nie mia em najmniejszego zamiaru Ci zrani . Ale mo e w
nie dlatego musz
to uczyni . Zdaj sobie spraw , e sprawia em Ci zawód, wielokrotnie przesuwaj c termin lubu. Jednak zaistnia y ku temu powa ne powody.
A teraz, wbrew w asnej woli, musz zerwa umow naszych rodziców. Czyni to z ci
kim sercem. Pragn em bowiem sp dzi
ycie u boku ony, a
Ty, jak mog s dzi na podstawie tych kilku listów i pozdrowie , jakie otrzyma em, jeste osob mi i przyjazn .
Prosz , nie my l o mnie le. Przyczyn mej decyzji nie jest inna kobieta. Nigdy nie z ama bym przyrzeczenia z takiego powodu. Musisz mi uwierzy ,
e nie mia em wyboru, podejmuj c tak trudn decyzj , i uczyni em to przede wszystkim dla Twojego dobra.
Od dawna mnie gn bi wiadomo
, e nigdy nie mia em okazji z
Ci wizyty. Powinienem Ci odwiedzi , jednak uwierz, by o to zupe nie
niemo liwe. Wi cej nie mog wyjawi .
Za czam list do Twoich rodziców, w którym zwalniam Ci z wszelkich zobowi za wobec mnie. Niestety, im równie nie mog poda powodu mej
bulwersuj cej decyzji. udz si jedynie nadziej , e mo e pozna
m
czyzn , którego pokocha
, a którego nie mog
po lubi z powodu danego
mi s owa. Teraz jeste wolna.
Wiem, e post puj wobec Ciebie okropnie, i sprawia mi to prawdziwy ból. Pozostaje mi tylko prosi Ci pokornie o przebaczenie za wszystko.
Oddany
Malcolm Järncrona
a list i nie ruszaj c si z miejsca bezmy lnie zapatrzy a si przed siebie. Znikn y gdzie
ciany pokoju, realny wiat przesta istnie .
Powoli zapada a si we w asny - pe en bólu i straconych z udze .
ciwie nigdy nie widzia a Malcolma Järncrony, ale jako romantyczna panienka cz sto o nim marzy a. Wyobra
a sobie, e jest m odym,
przystojnym blondynem i szaleje z mi
ci do niej, uwa aj c j za najwi ksz pi kno
. Wiedzia a, e starszy od niej o pi
cicielem wielkiego dworu Markanäs w Östergötland, który od pokole pozostawa w r kach przedstawicieli jego rodu. aden z w
go sprzeda , ci
bowiem na nim obowi zek przekazania maj tku najstarszemu synowi. Teraz dziedzicem by Malcolm. I na tym w gruncie rzeczy
ko czy a si wiedza Cathariny o narzeczonym. Chocia nie, przypomnia a sobie jeszcze, e ciotka ze Sztokholmu, siostra matki, wspomnia a kiedy
mimochodem, e o Markanäs kr
nieprzyjemne plotki, jaka historia z duchami czy kl twa, dok adnie nie pami ta a.
Ale Malcolm w swych krótkich listach zawsze odnosi si do niej przyja nie, nie bez pewnej galanterii, jak gdyby uznawa i akceptowa bez zastrze
umow rodziców.
Teraz jednak porzuci j , nie pozostawiaj c najmniejszej nadziei.
Poczu a nieprzyjemne ssanie w do ku, pal cy wstyd, a równocze nie ogarn j dr cz cy niepokój. Jak mog aby pomóc swym siostrom, które
niecierpliwie pragn wyj
za m
?
Niestety, nie mia a w zanadrzu adnego wielbiciela, w którego ramionach znalaz aby wybawienie z tej nieprzyjemnej sytuacji.
Musi pogodzi si z przykr prawd , e do ko ca dni przyjdzie jej
samotnie. Sko czy a ju dwadzie cia siedem lat, a to sporo dla niezam
nej
dziewczyny. W swym rodowisku nie zna a wielu m
czyzn, którzy ewentualnie mogliby stara si o jej r
. Oczywi cie, poza leciwymi wdowcami,
którzy zapewne radzi byliby j po lubi dla maj tku. Jej ojciec wszak by w
cicielem poka nej fortuny. Catharina nie chcia a jednak si wi za z jakim
zniedo
nia ym starcem, który mia by dzieci w jej wieku. Nawet dla swych sióstr nie by a gotowa na takie po wi cenie. Ale je li ona nie wyjdzie za m
,
wówczas i one pozostan starymi pannami. Takie niepisane prawo obowi zywa o w rodowisku, z którego si wywodzi a. Gdyby rodzice przewidzieli to
wcze niej, nie pozbawia aby sióstr mo liwo ci zam
pój cia. Rodzice jednak, przekonani, e zabezpieczyli przysz
swojej córce, nigdy nie pomy leli
o oddaniu jej do klasztoru. W wy szych sferach uciekano si nierzadko do takiego rozwi zania chroni cego samotne kobiety przed wstydem
staropanie stwa.
Catharina zastanawia a si gor czkowo, co zrobi z listem adresowanym do rodziców. Nie mia a przecie prawa go zagarn
. Postanowi a jednak
przetrzyma go przez pewien czas, nim znajdzie jakie wyj cie.
Na odg os kroków Lotty, z któr dzieli a pokój, po piesznie ukry a kopert .
Tej nocy nie mog a spa . Z ca ych si si powstrzymywa a, by si nie rozp aka . Dopiero gdy Lotta usn a, rozszlocha a si w poduszk . Czu a
upokarzaj cy wstyd, a zarazem ci
ar odpowiedzialno ci za siostry. Ogarni ta bezsilno ci , szepta a:
- Bo e, wska mi drog wyj cia z tego koszmaru.
Mo e gdybym umar a, rozwa
a w duchu. Rozwi za oby to wszelkie problemy, tak e te osobiste. Ale przecie nie mog sprawi najbli szym takiego
bólu. Wszak w gruncie rzeczy bardzo mnie kochaj .
Ta my l akurat teraz wyda a jej si wielk pociech . Tylko jak zdo a dalej
w takim upokorzeniu?
Z wolna jej chaotyczne my li zacz y si uk ada w pewien plan, mia y, wr cz szalony. Uczepi a si go jednak niczym ton cy brzytwy.
Wspomniana ciotka ze Sztokholmu, któr panny Berg uwielbia y, cz sto zaprasza a siostrzenice do siebie. Nigdy jako si nie sk ada o, by mog a j
odwiedzi Catharina. Dla m odej damy samotna podró do odleg ej stolicy by a do
niebezpieczna. Teraz jednak Catharina postanowi a napisa do
ciotki list, uknu z ni spisek, by przekona rodziców do wyjazdu. Musia a si spotka z Auror osobi cie. Potrzebowa a kogo , komu mog aby si
zwierzy i zaufa , kto wspar by j , gdy sama nie by a w stanie przeprowadzi swych planów.
Kiedy brzask poranka rozja ni pokój, Catharina zdecydowa a ostatecznie, co zrobi.
Po kilku tygodniach nadesz a odpowied od ciotki, pozytywna, aczkolwiek wielce zagadkowa. Aurora gor co zaprasza a siostrzenic , wyra aj c
nadziej , e wspólnie uwarz z pewno ci jak
smaczn straw . Matka Cathariny ze zdumieniem czyta a te s owa.
- Czy ciotka zamierza ci uczy gotowania? Przecie wszystkiego nauczy
si w domu.
- Ale , mamo, wiesz przecie doskonale, e cioci fascynuje francuska kuchnia i zna wiele wy mienitych potraw. Chyba pozwolisz mi jecha ?
- Moje dziecko, to tak daleko! Mo e wzi aby ze sob Lott , we dwie by oby wam ra niej.
- Nie tym razem! - zaprotestowa a Catharina, która ci gle jeszcze nie pokaza a rodzicom listu od Malcolma Järncrony i prawd powiedziawszy nie
mia a odwagi tego uczyni . - Przecie ciocia zaprasza tylko mnie, bo, jak pisze, z powodu remontu nie mo e przyj
wi cej go ci.
Matka wyra nie zaczyna a si waha .
- A czym tam dojedziesz?
- Kolej .
- Oszala
! Takie nowomodne wynalazki nie s dla panien z dobrego domu! - oburzy a si , ale popatrzy a zamy lona na sw najstarsz córk .
Przyda oby si jej troch odpoczynku od ci
ych przytyków niezadowolonych sióstr. Sama tak e ch tnie oderwa aby si od niespokojnych my li o
przysz
ci najstarszej córki.
- Mo e Nilsson móg by ci towarzyszy ? - rzek a w ko cu niepewnie, zerkaj c ponownie do listu. - Ale na ca y miesi c...
Nilsson by ich starym oddanym kamerdynerem.
- Niech b dzie. Odwiezie ci do Sztokholmu, a po miesi cu ci odbierze - postanowi a matka. - Tylko co zrobi , je li w tym czasie nadejdzie
wiadomo
od dziedzica Järncrony? Niewykluczone zreszt , e przyjedzie osobi cie.
- Nie s dz - odpar a krótko Catharina, w adnym razie nie przewiduj c takiej mo liwo ci. - Gdyby jednak tak si sta o, powiadomcie go, gdzie
przebywam.
Matka w ko cu ust pi a i w par dni pó niej egna y si na stacji. Catharina ubrana skromnie i praktycznie wspi a si po wysokich stopniach do
wagonu przy dyskretnej pomocy Nilssona. Poci g ruszy . Lokomotywa kopci a okropnie, pokrywaj c siedzenia grub warstw sadzy, ale Catharina nie
przejmowa a si niewygodami, bo oto wyrusza a na spotkanie swej wielkiej przygody.
Ciotka Aurora, przemi a, pe na m odzie czego wigoru dama, powita a siostrzenic na dworcu w Sztokholmie dusz cym zapachem perfum i
nieprzerwanym szczebiotem.
Jednak na swobodn rozmow przysz a pora dopiero nast pnego dnia, kiedy odprawi y Nilssona w powrotn drog .
Okaza o si , e ciotka nie zasypia a gruszek w popiele, oczekuj c przyjazdu Cathariny. Siadaj c do niadania przy suto zastawionym stole, zdawa a
jej relacj z tego, czego si dowiedzia a.
- W Markanäs potrzebuj s
cej. Stawiaj jednak wysokie wymagania: dziewczyna musi mie nienaganne maniery i do wiadczenie. Najlepiej, by
nie by a to jej pierwsza praca u ludzi z wy szych sfer.
- S
ca? - W oczach Cathariny pojawi si b ysk przera enia. - Nie wiem, czy podo am. Liczy am na posad guwernantki!
- W Markanäs nie ma dzieci z wyj tkiem przyrodniej siostry Malcolma, Elsbeth, licz cej oko o szesnastu lat.
- To on ma przyrodni siostr ? Nie mia am poj cia, zreszt w ogóle niewiele wiem o cz owieku, którego mia am po lubi .
- No có , ja tak e nie zebra am zbyt wielu informacji o rodzinie Järncronów. S bardzo skryci i nie udzielaj si towarzysko - przyzna a ciotka,
nak adaj c sobie na talerzyk kawa ek ciasta orzechowego.
Ciasto na niadanie? Catharina patrzy a zaszokowana. Ciotka Aurora znana by a jednak z tego, e zawsze robi a to, na co mia a ochot .
- Powiedz, ciociu, co mia
na my li, wspominaj c kiedy , e nad dworem Markanäs ci
y przekle stwo?
- Ee, nic takiego, to jaka bzdura.
- Bardzo mnie zaintrygowa
. Skoro mam tam mieszka , powinnam chyba wiedzie jak najwi cej o tym dworze.
- Hmm... Musia abym sobie przypomnie . S ysza am o tym ju tak dawno.
Ciotka Aurora zamy li a si . Catharina, obserwuj c jej wyrazist twarz, zapragn a rozpaczliwie, by mie tyle pewno ci siebie co ukochana ciotka.
- Chodzi o chyba o jak
dziedziczk , w
cicielk dworu z siedemnastego wieku... By a bardzo pi kna, ale
dna w adzy i okrutna. Nie mog a znie
rz dów swych nast pczy . Powiadaj , e zamordowa a sw rywalk czy synow ... Wszystko w tej historii jest do
niejasne. Pami taj, e powtarzam
tylko pog oski kr
ce w ród tak zwanej elity towarzyskiej. W ka dym razie podobno w Markanäs straszy. Trudno stwierdzi , czy tkwi w tym ziarenko
prawdy, ale plotki nie rodz si bez powodu. Ta licz ca ponad dwie cie lat dama nie akceptuje on kolejnych dziedziców... Catharino, czy jeste pewna,
e chcesz tam pojecha ?
- Tak - odpowiedzia a zdecydowana. - Musz si dowiedzie , dlaczego mnie tak potraktowa . Uwa am, e nie powinnam rezygnowa , nie próbuj c
zrozumie motywów tej decyzji. Mo e Malcolm ma jakie k opoty, finansowe albo osobiste? Mo e jest chory, niewidomy czy Bóg wie co jeszcze! Chc
mu pomóc!
Ciotka popatrzy a na Catharin i rzek a:
- Masz racj , kobiety nie powinno si tak traktowa ! Na twoim miejscu post pi abym dok adnie tak samo. W sumie jednak ci podziwiam. Szczerze
mówi c, nie podejrzewa am ci o tak odwag . Zawsze wydawa
mi si cicha, nie mia a i chyba najbardziej zahukana spo ród moich ukochanych
siostrzenic. Ale wracaj c do rzeczy! - Aurora pocz stowa a Catharin ciastem i dalej ci gn a sw opowie
. - Moja wiedza o rodzinie Järncronów nie
ko czy si na plotkach. Dowiedzia am si , e Malcolm, mimo e jest dziedzicem, wcale nie by najstarszym synem.
- A co si sta o z jego bratem?
- O, to tragiczna historia. Zaledwie trzy dni po lubie jego ona spad a ze schodów i zabi a si . M ody dziedzic tak si przej jej mierci , e pope ni
samobójstwo. Zastrzeli si z rewolweru.
- Uff... - wyszepta a Catharina, czuj c, jak dreszcz przebiega jej po plecach.
- O ile sobie dobrze przypominam, matka Malcolma umar a, gdy ch opcy dorastali. Niewiele o niej s ysza am. Ich ojciec natomiast o eni si
powtórnie z pi kn wdow o imieniu Tamara, która mia a male
córeczk , Elsbeth.
- W takim razie Malcolm i Elsbeth wcale nie s przyrodnim rodze stwem!
- W rzeczy samej! Po kilku zaledwie latach w
ciciel dworu zmar , pozostawiaj c Tamar z trojgiem dzieci. Co prawda ch opcy zd
ale córka by a jeszcze bardzo ma a.
- Tak wi c po mierci brata i jego ony Malcolm mieszka w Markanäs jedynie ze sw macoch i jej córk ?
- Przeprowadzi a si te do nich siostra Tamary, Inez, osoba niezwykle ofiarna.
- Innymi s owy, wdowa Tamara znalaz a ask w oczach okrutnej,
dnej w adzy siedemnastowiecznej damy?
- Fe, Catharino, uwa am, e troch przesadzasz - skarci a j ciotka, zdecydowanym krokiem podchodz c do gustownego sekretarzyka. - Popatrz,
wczoraj przygotowa am list polecaj cy, we miesz go z sob ! Napisa am, e pracowa
u mnie i wykonywa
wszystkie swoje obowi zki bardzo
solidnie. Niestety z pewnych powodów natury osobistej zmuszona jestem wymieni s
. Wspomnia am te , e jeste uczciwa i zr czna... A propos,
moje dziecko, jeste zr czna? No i e masz nienaganne maniery. My
, e w Markanäs nie zdo aj domy li si pokrewie stwa mi dzy nami, nosz
bowiem nazwisko mojego wi tej pami ci m
a. Jednak na wszelki wypadek nazwa am ci Karin Bengtsdatter.
- Wielkie dzi ki, ciociu - Catharina dygn a.
- Tylko, na mi
bosk , zachowaj ostro no
! - ostrzega a ciotka. - Postaraj si nie rzuca Malcolmowi w oczy. Co prawda nie wie, jak wygl dasz,
jednak na wypadek, gdyby si okaza o, e jednak mo ecie wzi
lub, lepiej, by si nie dowiedzia , e go szpiegowa
.
- Rozumiem, ale co ze s
? Przecie przed nimi si nie ukryj .
- Tak, to rzeczywi cie problem. Mo e jednak zrezygnujesz z tej ryzykownej eskapady i zostaniesz u mnie?
Catharina nie odezwa a si s owem, ale jej spojrzenie nie pozostawia o w tpliwo ci, jak podj a decyzj . Ciotka westchn a ci
ko.
- Rozumiem ci , rozumiem doskonale. ycz powodzenia, kochanie.
- A co zrobimy, je li nadejdzie list od mamy?
- Zostaw to mnie. Zawsze potrafi am j zagada , kiedy chcia am odwróci jej uwag . Nie martw si , nikt si nie dowie, czym si zajmujesz.
- Dzi kuj . Ciesz si , e rozumiesz moj determinacj . Przez ca e ycie nie istnia dla mnie aden inny m
czyzna prócz Malcolma. Chc go
zobaczy , pozna go. udz si , e mo e wcale go nie polubi , a wtedy nie b dzie mnie bola o, e mn wzgardzi . Samotne ycie w gruncie rzeczy
mnie nie przera a, uwa am, e mog oby by równie warto ciowe. Ale gdy pomy
o moich siostrach... Dla nich staropanie stwo oznacza oby
prawdziw tragedi , bo kochaj swych narzeczonych. Nie widzia am Malcolma na oczy, ale przyznaj , e lubi am jego krótkie li ciki, podoba mi si te
jego charakter pisma.
Ciotka popatrzy a na siostrzenic i zamy li a si . W tych kilku zdaniach us ysza a nutk nadziei, co j zaniepokoi o. Wyj a elegancki ustnik i zapali a
papierosa.
Catharina spojrza a na ni zgorszona. Co prawda rodzice rozprawiali kiedy z ubolewaniem o zepsuciu kobiet w du ych miastach, ale eby ciotka
Aurora zachowywa a si tak jak m
czyzna? Chocia ... kiedy Catharina otrz sn a si z szoku, uzna a, e po ciotce mo na si by o tego spodziewa .
Wszak zawsze lubi a nad
za mod .
- A wi c ma
stwo ojca Malcolma i Tamary by o bezdzietne? - zapyta a, prze ykaj c lin .
Aurora, wydmuchuj c przez nos chmur dymu, westchn a:
- Có , do
dawno temu kr
y plotki, e Tamara jest ju za stara na dzieci. Ich pierwsze dziecko, córeczka,
o par lat, drugie za urodzi o si
martwe. Szkoda... Doprawdy dziwne rzeczy dziej si w tym dworze. Cz sto zmieniaj s
, w towarzystwie bywaj tylko od wielkiego dzwonu i
milczeniem zbywaj pytania dotycz ce ich rodzinnych spraw. Tak, ten stary dwór kryje wiele tajemnic...
- Nie boj si !
Ciotka zatopi a si w rozmy laniach, nie zauwa ywszy nawet, e zgas jej papieros. Zza okien dochodzi turkot przeje
aj cych doro ek.
Po chwili ockn a si i poklepawszy siostrzenic po d oni, zapewni a:
- Trzymam twoj stron . Je li wpadniesz w jakie tarapaty, odezwij si ! Uczyni wszystko, by ci pomóc.
Wówczas nie przypuszcza y nawet, jak potrzebne oka e si wsparcie ciotki.
ROZDZIA II
I znów Catharina znalaz a si na dworcu. Wsiad a do poci gu jad cego w kierunku Östergötland. Ciotka Aurora wystara a si o osobny przedzia dla
siostrzenicy, bo, jak twierdzi a, w tych nowoczesnych rodkach lokomocji nigdy nie wiadomo, na jakich towarzyszy podró y si trafi. Zanim poci g
ruszy , obsypa a dziewczyn tysi cem przestróg. Wreszcie jej posta zmieni a si w ma y punkcik i znikn a w oddali. Poci g toczy si powoli po
rozmytych przez ulew torach, coraz bardziej zwi kszaj c opó nienie.
Catharina siedzia a jak na szpilkach, wpatruj c si w ciemniej ce wieczorne niebo, a w
ciwie w g st
cian deszczu. W g owie l
y jej si
najczarniejsze my li Mo e na miejscu si oka e, e posada s
cej jest ju zaj ta? A mo e mieszka cy dworu uznaj przybycie bez uprzedniej
zapowiedzi za zbytni
mia
z jej strony? Przera
o j , e dotrze tam w rodku nocy. Markanäs wyda o jej si nagle siedliskiem upiorów,
czyhaj cych z ka dego k ta, Malcolm za bezwzgl dnym okrutnikiem, który wyp dzi j gdzie pieprz ro nie.
Wreszcie poci g zatrzyma si na niewielkiej stacyjce. Catharina dostrzeg a przechadzaj cego si wzd
wagonów konduktora i stoj cego pod
okapem dachu murowanego budynku zawiadowc , który ostrym gwizdni ciem da znak do odjazdu. Poci g ruszy , pozostawiaj c na peronie
przera liwie samotn dziewczyn . Wbieg a pod dach, taszcz c ci
walizk , i nim zawiadowca zd
skry si w budynku, zawo
a zdyszana:
- Bardzo przepraszam, jak mog si dosta do dworu Markanäs?
Zapytany popatrzy na ni szczerze zdumiony. W oddali by o s ycha stukot kó poci gu, strugi deszczu sp ywa y z dachu, tworz c wodn zas on .
- Do Markanäs? - zdziwi si . - Czy panienki tam oczekuj ?
- Tak, ale nie wiedzieli, niestety, e przyjad w
nie dzi - odpowiedzia a, koloryzuj c nieco prawd .
Dziewczyna nigdy nie odczuwa a zak opotania w rozmowie z lud mi równymi sobie stanem, natomiast wobec ludzi z ni szych sfer przybiera a ton
usprawiedliwienia, jakby w obawie, e zostanie pos dzona o wynios
i zarozumialstwo.
Zawiadowca uchyli czapki i podrapa si za uchem.
- Hmm, do Markanäs jest do
daleko. Ale przed budynkiem stacji widzia em Johanssona, wi c je li si panienka po pieszy...
- Johanssona?
- To w
ciciel konia i wozu. Czasem wozi ludzi, teraz te przywióz jakiego podró nego.
Rzeczywi cie, Catharina zauwa
a, e kto wsiada do poci gu. Z obaw pomy la a o swych skromnych zasobach finansowych, nie mia a jednak
wyj cia. Wszak w tej ma ej miejscowo ci na pewno nie by o adnego zajazdu, w którym by mog a przenocowa . Linia kolejowa przebiega a t dy od
niedawna. Ale jak zostanie przyj ta w Markanäs, je li zjawi si o tak pó nej porze? Kiepski pocz tek!
Johansson zgodzi si podwie
dziewczyn . Nie wiadomo, czy kierowa y nim szlachetne pobudki, czy wi kszy wp yw na jego decyzj mia brz k
monet. Mo e jedno i drugie?
Najpierw okry dok adnie konia derk , a dopiero potem zatroszczy si o pasa erk . Nad g ow Cathariny rozpostar koc, innym os oni jej baga e.
Sam schowa si pod obszern peleryn i cmokn na zwierz . Wóz trzeszcz c i skrzypi c ruszy w drog .
Jechali d ugo i koc nie na wiele si zda . Gdy wreszcie w oddali mign o blado jakie
wiate ko, Catharina by a ca kiem mokra i zzi bni ta i
najch tniej by zawróci a. Wo nica nie odzywa si do niej, jego milczenie wyda o jej si wielce wymowne. Sprawia wra enie, e ca kowicie dystansuje
si od jej decyzji. Powinnam chyba potraktowa jego zachowanie jako ostrze enie, pomy la a.
Dr
a z zimna, przemoczona do suchej nitki, ubranie klei o si jej do ramion i kolan. Na dnie wozu utworzy o si bajoro, unios a wi c nogi i opar a
stopy o kraw
. Nowe pantofelki z mi kkiej skórki przesi
y wod , ale gdy próbowa a os oni nogi, deszcz la si strumieniami na walizk , co
wydawa o si jej jeszcze gorsze.
Zbli
a si pó noc, gdy znów co zamigota o. Kiedy podjechali bli ej, okaza o si , e wieci o si w budce stró a pilnuj cego bramy. Wyszed z
latarni i po wieci Catharinie w twarz. Wyja ni a, e s ysza a o wolnej posadzie s
cej i przyjecha a. Niestety, z powodu ulewy poci g mia opó nienie
i dlatego przybywa o tak pó nej porze.
- Pa stwo jeszcze nie pi - mrukn stró i nie kryj c zdziwienia popatrzy na wóz Catharina u wiadomi a sobie, e pope ni a pierwsz gaf , bo czy
by oby sta na wynaj cie wozu?
Johansson zdecydowanie odmówi wjazdu na teren posiad
ci. Przyj wszy zap at zawróci konia i po chwili znikn w mroku.
Stró chwyci walizk , by pomóc dziewczynie, i skierowa si drog pod gór w stron dziedzi ca. Dopiero teraz Catharina zobaczy a roz wietlone
okna. Oto dom, w którym od wielu lat powinnam mieszka , pomy la a, tymczasem nigdy nie b
tutaj pani .
Zreszt wcale mi si nie podoba, pociesza a si w duchu. Mroczny, ponury pa ac, w którym na domiar z ego straszy, nagle wyda jej si odpychaj cy.
Ale jej reakcja przypomina a troch bajk o lisie i kwa nych winogronach.
Weszli po kamiennych schodach i stró zako ata do ci
kich drzwi. Catharina, stoj c za nim, poczu a, jak krople deszczu ciekaj jej z kapelusza na
kark i sp ywaj po plecach. Nie ma co, wspania e entrée, pomy la a w przyp ywie wisielczego humoru.
Otworzy a im kobieta w nieokre lonym wieku, trzydziesto-, mo e czterdziestoletnia, najprawdopodobniej ochmistrzyni, o bladej, pozbawionej wyrazu
twarzy i wydatnych ustach.
- Jaka m oda kobieta twierdzi, e szuka posady s
cej. Poci g mia opó nienie - zameldowa stró ochryp ym g osem, po czym uk oni si i
wyszed z powrotem na deszcz.
Catharina znalaz a si w holu, który oszo omi j swym przepychem. St paj c po kamiennej posadzce popatrzy a na sklepienie tak wysokie, e nie
rozja nia go blask olejnych lamp roz wietlaj cych wn trze.
- Prosz za mn ! - powiedzia a ochmistrzyni i poprowadzi a dziewczyn do wielkiego salonu, wype nionego ciemnymi masywnymi meblami i
skórzanymi sofami. Jak bardzo ró ni si od przytulnych, jasnych pomieszcze w jej rodzinnym domu...
Nasz a j nag a ochota, by st d uciec i wróci do swych bliskich. Wyjdzie za m
za jakiego starego wdowca, eby siostry przesta y czyni jej
wyrzuty. Ponure otoczenie sprawi o, e taka perspektywa wyda a jej si mniej przera aj ca.
Z fotela wsta a i podesz a do nich kobieta najwy ej czterdziestoletnia. Jasne, zaczesane do góry w osy ods ania y twarz niezwyk ej urody, ale jakby
naznaczon zmartwieniami. Spojrza a agodnym wzrokiem. Ochmistrzyni powtórzy a wyja nienie Cathariny.
- Ale przecie w gminie zapewniano mnie, e brakuje odpowiednich kandydatek - zdziwi a si dama.
- Nazywam si Karin Bengtsdatter - przedstawi a si Catharina i dygn a. - Dowiedzia am si przypadkiem w Sztokholmie, e pa stwo potrzebuj
nie straci am posad i dach nad g ow , postanowi am spróbowa . Oto moje referencje - rzek a wr czaj c list polecaj cy
napisany przez ciotk Auror .
Elegancka dama zatopi a si w lekturze.
Nagle Catharina odkry a, e w salonie znajduje si jeszcze jedna osoba. Z ty u, w cieniu wielkiej barokowej szafy, sta nieruchomo m
czyzna.
Pewnie dlatego nie zauwa
a go od razu. Ich spojrzenia spotka y si . M
czyzna podszed bli ej akurat w chwili, gdy kropla deszczu kapn a
Catharinie z w osów na czubek nosa. Wytar a j po piesznie, ale zauwa
a, e m
czyzna wykrzywi k ciki ust w lekkim u miechu.
Liczy sobie oko o trzydziestu lat, by wysoki, ciemnow osy, o melancholijnym spojrzeniu. Twarz mia szczup , policzki zapadni te. Fascynuj ce
spojrzenie czarnych oczu i pe ne wyrazu usta czyni y ze bardzo poci gaj cego m
czyzn .
Oto sta przed ni sam Malcolm Järncrona.
Uk oni a si , czuj c uk ucie w sercu. Szlachetne zamiary, by po wi ci si dla sióstr i po lubi jakiego sklerotycznego wdowca, znikn y niczym rosa
w promieniach s
ca. Chwyci j
al, e los pozbawia j takiego towarzysza ycia. Bardziej ni kiedykolwiek do tej pory zapragn a si dowiedzie ,
dlaczego porzuci j z nieznanych powodów w trudny do zaakceptowania sposób.
Ale jak e zdo a gra przed nim rol obcej osoby, kiedy ju przy pierwszym spotkaniu, zaledwie kilka minut po przybyciu do dworu, zawojowa j bez
reszty? e te mog y by z ciotk Auror takie naiwne, by wierzy w powodzenie tego szalonego planu!
Nagle Catharina przy apa a si na tym, e wpatruje si w dziedzica, gdy tymczasem przyzwoito
nakazuje spu ci wzrok.
- Doprawdy bardzo pochlebna opinia, przeczytaj! - rzek a dama, podaj c list Malcolmowi, i wyja ni a Catharinie: - Na razie posada jest jeszcze wolna,
adna bowiem z kandydatek nie spe nia a naszych wymaga . Decyzj pozostawiam jednak mojemu pasierbowi, on jest tu dziedzicem. W
nie
zamierza am uda si na spoczynek. Dobranoc.
Ochmistrzyni wysz a razem z ni , a Catharina zosta a w salonie sam na sam ze swym niedosz ym m
em.
Poczu a mrowienie w ca ym ciele. Zapewne d ugie lata oczekiwania sprawi y, e ogarn o j teraz jakie dziwne podniecenie. Szkoda, e wszelkie
nadzieje prysn y jak ba ka mydlana, a pozosta a jedynie rozpaczliwa t sknota. Dlaczego jest taki poci gaj cy? Jak trudno przyjdzie jej teraz pogodzi
si z pora
!
Czyta list, nie ruszaj c si z miejsca, a Catharina nie mia a podnie
na niego wzroku.
- Oczywi cie znane s ci obowi zki s
cej - odezwa si w ko cu, obrzucaj c j spojrzeniem czarnych oczu
- Tak - odpowiedzia a niepewnie. Wiedzia a, co robi y s
ce w jej rodzinnym domu, ale w
ciwie nigdy nie przygl da a si ich pracy.
- Najgorsze jest palenie w piecach. Dom jest du y i bardzo ch odny. Zim musimy pali ju o pi tej rano.
Wielkie nieba! pomy la a. O pi tej rano jestem kompletnie nieprzytomna. Cz sto le
am w
ku nawet do ósmej. G
no powiedzia a jednak:
- Jako sobie z tym poradz . Czy pa stwo teraz jeszcze pal ?
- Oczywi cie! Ten dom jest taki zimny, e palimy zwykle a do maja.
Czeka a na dalsze wyja nienia, odnios a bowiem wra enie, e dostanie posad . Mia a wprawdzie tylko jeden list z referencjami, ale to akurat
przemawia o na jej korzy
. Tylko czy aby ciocia nie przesadzi a w swych pochwa ach?
Zdawa si nie dostrzega pop ochu w jej oczach i t umaczy dalej:
- Oprócz tego b dziesz us ugiwa przy stole, to zapewne dla ciebie nic nowego, ale... - zamy li si i po chwili rzek : - Podobno masz nienaganne
maniery, czy jednak potrafisz tak e zachowa dyskrecj ? Na tym zale y nam szczególnie.
- Wydaje mi si , e pod tym wzgl dem nie mo na mi nic zarzuci .
- To dobrze. Pami taj, musisz zapomnie o wszystkim, co zobaczysz czy us yszysz w tym domu!
- Mo e mi pan zaufa - zapewni a z powag , zmuszaj c si , by nie pokaza po sobie, jak bardzo przerazi y j te s owa.
Zamy li si na chwil .
- Dobrze ci patrzy z oczu i wydaje mi si , e jeste osob kulturaln . S dz , e mo emy ci przyj
na prób . Szczegó ów dowiesz si od Inez,
siostry mojej macochy. - Poci gn za dzwonek i do salonu wesz a kobieta, któr Catharina bra a za ochmistrzyni . Malcolm wyda jej kilka krótkich
polece , po czym skin g ow na znak, e uwa a rozmow za sko czon .
A wi c to jest Inez, zdumia a si w duchu dziewczyna. Typ m czennicy. Ciotka Aurora z pewno ci nie powstrzyma aby si przed wetkni ciem jej
jakiej szpili, by okaza a cho odrobin temperamentu.
Catharinie przydzielono pokój na poddaszu. Kiedy wreszcie zosta a sama, zdj a mokre ubrania i rozwiesi a je na belkach podtrzymuj cych uko ne
stropy. Deszcz dudni o dach i sp ywa strugami po niewielkim oknie. W rogu przecieka dach i krople kapa y na pod og . Wsta a wi c i podstawi a
miednic . D wi czne stukanie by o jeszcze bardziej denerwuj ce, ale nie chcia a, by zgni y deski pod ogowe.
Ogarnia o j coraz wi ksze zniech cenie. Przez tyle lat snu a marzenia, w których g ówn rol odgrywa Malcolm. Do tego stopnia si zamartwia a,
e si mu nie spodoba, e nie pomy la a nigdy o tym, e przeznaczony jej m
czyzna mo e si okaza niemi y i odpychaj cy. W jej wyobra ni by czu y
i delikatny. wiat marze jest dla ka dego cz owieka cudown oaz , bo pozostawia mi e wspomnienia, nawet je li rzeczywisto
oka e si ponura.
Z up ywem czasu coraz cz
ciej Catharina odczuwa a bolesne zdumienie.
Dlaczego po mnie nie przyje
a? zastanawia a si . Czy co jest ze mn nie tak? Mo e kto go uprzedzi , e jestem brzydka?
W ko cu przysz o jej spojrze w oczy brutalnej prawdzie. Ów list, w którym dziedzic Järncrona po
kres czemu , co si nigdy nie zacz o, nie
pozostawia
adnych z udze .
A teraz go spotka a, stan a z nim twarz w twarz. Zrozumia a, e tego m
czyzn mog aby pokocha dusz i cia em. Ale czy zyska aby jego
wzajemno
? Mo e mimo wszystko lepiej, e tak si sta o?
Do
tych ponurych roztrz sa . Teraz nie wolno jej o tym wszystkim my le . Postara si wykonywa dok adnie swe obowi zki, ch tnie nauczy si
nowych zaj
. Nikomu nie dostarczy powodów do narzeka . Zreszt taka dewiza przy wieca a Catharinie od dawna.
Bardzo by a ciekawa, jak wygl da dwór Markanäs.
Nast pnego dnia zaspokoi a sw ciekawo
.
Wydawa o si jej, e spa a zaledwie par minut, gdy zobaczy a nad sob pann Inez, która potrz sa a j za rami .
- Jest wpó do pi tej - oznajmi a. - Dzisiaj ci budz , ale ju od jutra b dziesz musia a sama wstawa o w
ciwej porze.
wi ci pa scy! Jak ja tego dokonam? pomy la a dziewczyna, zwlekaj c si z
ka. By a sztywna, nogi z trudem j d wiga y, po omacku z
pó przymkni tymi powiekami powlok a si w k t. Co to? Czy by zapomnieli ustawi w jej pokoju misk i dzbanek z wod ? Nie, przecie misk sama
przestawi a w miejsce, gdzie ciek o z dachu.
Obmywszy twarz, oprzytomnia a nieco. Po piesznie za
a przygotowany dla niej strój pokojówki: obcis y, bardzo twarzowy, czarny kostiumik i bia y
fartuszek. Wygl da a w nim szczup o i atrakcyjnie.
Panna Inez oprowadzi a j po pa acu.
- Najpierw nale y napali w jadalni, gdzie pa stwo b
jedli niadanie. Potem przejdziemy do sypialni.
- Czy jest ich du o?
- Tylko trzy: pana Malcolma, pani Tamary i panny Elsbeth. U siebie pal sama. Potem kolejno napalisz w pozosta ych pokojach, z wyj tkiem dwóch
salonów, bo tam podk adamy do pieców o godzinie czwartej po po udniu. Sala balowa w
ciwie nie jest ogrzewana, chyba e spodziewamy si jakich
wa nych go ci.
Catharina usilnie stara a si wszystko zapami ta , ale prze ladowa o j nieprzyjemne uczucie, e porusza si na bardzo niepewnym gruncie. Bez
trudu poznaj , e jestem nowicjuszka, my la a zatrwo ona.
Najgorsze b
pierwsze dni, z czasem mo e wszystko opanuje. Czy oni w ogóle przewiduj dla niej jakie
niadanie? Mo e w powodzi informacji
czego nie dos ysza a? Nie mia a jednak o nic pyta Inez.
Kiedy sz y wzd
korytarza na pi trze, Inez wyj a p k kluczy i poda a dziewczynie.
- We , prosz - powiedzia a. - To tylko cz
tych, które ja nosz przy sobie, ale otworzysz nimi wszystkie pomieszczenia, do których musisz mie
dost p. Unikniesz biegania za mn za ka dym razem, gdy które drzwi b
zamkni te. Pami taj, pilnuj ich jak oka w g owie.
Catharina uroczy cie skin a g ow . Zatrzyma y si w korytarzu.
- Nie pozwól nikomu ich tkn
. Nikomu! W dzisiejszych czasach nie mo na ufa s
bie, w ka dym razie nie wszystkim. - Panna Inez pog adzi a
klucze, uwa nie obserwuj c Catharin swymi b yszcz cymi oczami. Jej mina jednak nic nie zdradza a. Doda a z niech ci : - Do dwóch pokoi nie wolno
ci wchodzi . Jeden z nich znajduje si za twoimi plecami.
Na d wi k ostatnich s ów Catharina odwróci a si odruchowo, jakby w obawie, e zza uchylonych drzwi wype znie jakie ow osione monstrum. Drzwi
jednak nie ró ni y si niczym od pozosta ych w korytarzu poza tym, e pod oga przed nimi by a mniej zniszczona.
- Niech ci ten pokój w ogóle nie interesuje - przykaza a Inez, starsza od Cathariny o jakie dziesi
lat. - Nie wolno ci te otwiera drzwi w sypialni
pana Malcolma, zreszt do nich i tak nie masz kluczy. Poza tym...
- S ucham?
- Eee, nic takiego. Jeste tu nowa...
- W
nie dlatego nie chcia abym pope ni nietaktu.
Panna Inez potrz sa a g ow , jakby usi owa a przekona sam siebie, e post puje w
ciwie. Jej twarz, z której trudno by o wyczyta emocje,
przybra a jednak przyjazny wyraz.
- Zdaj sobie spraw , e zabrzmi to do
dziwnie - zacz a lekko zak opotana - ale chcia abym ci uczuli , by by a ostro na. Szczególnie kiedy
znajdziesz si w sali balowej.
- Ostro na? Dlaczego?
- Po prostu uwa aj na to, co mówisz i co robisz - t umaczy a niepewnie Inez. - Jej oczy ledz ka dy twój krok, a nie zawsze zyskuje si jej
.
Catharina znowu poczu a dreszcze na plecach. „Nie wszyscy dost pi
aski...”
Zamek ksi cia Sinobrodego...
Dlaczego ni st d, ni zow d przysz a jej na my l ta ba
? Id c dalej korytarzem usi owa a wygrzeba z pami ci zas yszan w dzieci stwie opowie
.
Sinobrody zabroni swej ósmej chyba z kolei onie wchodzi do jednej z komnat. Ale ona nie mog a oprze si pokusie. Przyci gana niczym ma do
zapalonej wiecy, otworzy a drzwi. Skutki okaza y si katastrofalne, dok adnie jednak Catharina nie mog a sobie przypomnie , jaka spotka a j kara.
Chyba zobaczy a poprzednie ony Sinobrodego, le
ce w ka
y krwi.
Panna Inez wyrwa a j ze wiata ponurej ba ni.
- Tutaj znajduj si sypialnie - szepn a. - Pod nieobecno
s
cej osobi cie pali am w piecach. Teraz ty przejmiesz ten obowi zek.
lizn y si po cichu do pokoju pani Tamary, w którym unosi a si s odkawa wo perfum. W s abym wietle wiecy Catharina dostrzeg a gustowne
bia ob kitne mebelki ze z otymi ornamentami.
ko sta o zapewne w g bi pomieszczenia, bo nie zauwa
a go, podchodz c do pieca kaflowego. Inez
rozpali a ogie , by pokaza , jak nale y to robi , i wysz y.
Nast pne drzwi prowadzi y do sypialni Malcolma. Okaza o si , e w
ciciel dworu zd
ju wsta i si ubra . Przygl da im si z boku, gdy
wk ada y drwa do pieca. Catharina nie mia a spojrze w jego stron , ale porusza a si bardziej niezgrabnie ni zwykle.
Dziedzic poprosi pann Inez, by zadba a, eby podano mu jak najszybciej niadanie, bowiem wcze nie musi wyjecha .
Catharina cofn a si o krok, by przepu ci Inez, i wówczas zauwa
a tamte drzwi. Znajdowa y si tu obok pieca, na tej samej cianie. Ci
kie, z
elazn sztab , zamkni te na przynajmniej dziesi
k ódek i rygli. Na moment zakr ci o jej si w g owie, ale szybko odwróci a wzrok.
Nast pnie wesz y do sypialni panny Elsbeth, córki pani Tamary z pierwszego ma
stwa. Dziewczynki nie by o wida , ale z g bi pokoju dobieg o
ich post kiwanie i odg os przewracania si na drugi bok. Staraj c si nie ha asowa , rozpali y ogie w kominku i skierowa y si ku wyj ciu. Nagle
dostrzeg y le
na pod odze kartk papieru. Równocze nie schyli y si , by j podnie
, ale Inez by a szybsza. Zerkn wszy na kartk , zmi a j , z
trudem t umi c w ciek
.
- Okropne dziewuszysko - mrukn a gniewnie i wrzuci a papier do ognia.
Catharina zd
a jednak zauwa
na nim rysunek nagiego m
czyzny i kobiety. Cho wykonany dziecinn nieporadn kresk , emanowa
erotyzmem. Catharina obla a si rumie cem, ale poczu a dziwne poruszenie.
Za enowana zesz a po schodach za pann Inez, która pomog a jej wykona pierwsz prac . Dziewczyna zadr
a na my l o tym, jak sobie sama
poradzi ze wszystkimi obowi zkami.
ROZDZIA III
Malcolm pojecha w interesach do najbli szego miasta. Catharina tymczasem usilnie stara a si wszystkim dogodzi . Wzi a sobie za punkt honoru
wykonywanie swojej pracy w taki sposób, by nikt nie mia powodu si na ni skar
.
Zgarnia a w
nie szczoteczk okruchy ze sto u w jadalni, kiedy przybieg a dziewczynka.
- Kim jeste ? - zapyta a.
- Nazywam si Karin Bengtsdatter i jestem now s
- odpowiedzia a Catharina i dygn a.
Elsbeth przygl da a si jej, przechyliwszy na bok g ow . Niemo liwe, by mia a szesna cie lat, pomy la a Catharina ze zdziwieniem. Da abym jej
najwy ej czterna cie. Zachowywa a si dziecinnie i tak te wygl da a. Cz
w osów zwi za a w kucyk na czubku g owy, pozosta e opada y na uszy i
kark, skr cone w pi kne korkoci gi. Ubrana by a w lekk powiewn sukienk w kolorze bia ym i eleganckie kapcie. Mia a piegi i zadarty nos, a usta
sk ada a w ciup. B kitne oczy spogl da y na Catharin z naiwn ciekawo ci .
Jest wyro ni ta, ale to przecie jeszcze dziecko!
Chocia czy to spojrzenie nie jest nazbyt niewinne? Trudno si rozezna !
- Jeste brzydka - stwierdzi a dziewczynka. - A w
ciwie mo e nie tyle brzydka, co nudna. Zostaniesz tu na d ugo?
- Mam tak nadziej - odpowiedzia a Catharina przygn biona zas yszanym „komplementem”.
- Aha. Nie widzia
czasem mojej pi ki?
- Nie.
- To znaczy, e zostawi am j w sali balowej. Id i mi j przynie !
- Nie wiem, czy powinnam. Jeszcze tam nie by am - oci ga a si Catharina.
- To tamte drzwi z rze bionym portalem w holu.
Có by o robi ? S
ba musia a s ucha polece „pa stwa”, a Elsbeth wszak nale
a do domowników. Ze strachem otworzy a wskazane drzwi.
Uderzy j lodowaty ch ód ogromnej sali. Na przepi knej mozaikowej posadzce sta pod cian rz d efektownych krzese , a nad nimi wisia y portrety
przodków. Wesz a do rodka, ukradkiem prze lizguj c si spojrzeniem po obrazach. Ca kiem zapomnia aby o pi ce, gdyby nie dostrzeg a b kitnej kulki
ze szmat i skóry pod krzes em ustawionym blisko okna. Powy ej wisia obraz, który przyci gn jak magnes jej wzrok.
- To jest Agneta Järncrona, prawdziwa pani Markanäs.
Na d wi k g osu dziewczynki drgn a przestraszona, bo nie s ysza a, e za ni wesz a. Zapatrzy a si zafascynowana w pi kn posta w stroju
odpowiadaj cym kanonom pe nej przepychu mody siedemnastego wieku. Kobieta na portrecie mia a zaczesane do góry w osy, przyozdobione per ami, i
sukni haftowan szlachetnymi kamieniami. Spogl da a wynio le, wiadoma swej w adzy, a w d oni dzier
a symboliczny p k kluczy. Twarz mia a
bardzo urodziw , ale jej wzrok, przewiercaj cy cz owieka na wylot, budzi groz .
- Ona zabi a bratow Malcolma - odezwa a si ponuro Elsbeth. - Nie spodoba a jej si , wi c j zwali a ze schodów. Ale mnie i moj mam lubi.
- Lecz m
czyznom z tej rodziny chyba nie zagra a? - Catharina zmusi a si , by zada to pytanie.
- Przeciwnie. Ojca Malcolma te nie lubi a i pozbawi a go ycia. Matk Malcolma chyba spotka ten sam los, chocia dok adnie nie wiem, bo to si
sta o, nim si tu wprowadzi am.
Catharina poruszaj c wargami wyszepta a bezg
nie do damy z portretu:
- Mam przyjazne zamiary. Oka mi swoj przychylno
!
Agneta Järncrona patrzy a na ni ch odnym, nieodgadnionym wzrokiem.
- Trzeba przyzna , e jest przera aj ca - powiedzia a pó
osem Catharina. - Ale chyba jej w adza nie si ga poza t sal ?
- Ale tak! Jej duch w druje tajnymi korytarzami po ca ym pa acu. Robimy, co mo emy, by j odizolowa , ale ci gle zdarzaj si nieszcz
liwe
wypadki.
„Robimy, co mo emy, by j odizolowa ?”
Catharina poczu a, e w os jej si je y. Podnios a pi
i poda a j Elsbeth, a potem pospieszy a ku wyj ciu. Raz jeszcze obejrza a si za siebie.
Agneta Järncrona nie spuszcza a z niej wzroku. Zawsze portrety zdaj si wodzi za widzem spojrzeniem, kiedy model patrzy malarzowi prosto w oczy.
Catharina postanowi a, e odt d unika b dzie sali balowej, by nie narazi si na gniew surowej damy. Prawdziwej pani Markanäs.
W ci gu dnia wys ano Catharin z jak
spraw do pobliskich zabudowa , gdzie mieszkali robotnicy dworscy.
nie przesta o pada , ale niebo wci
zasnuwa y o owiane chmury.
Catharina wysz a na szeroki go ciniec prowadz cy od zaplecza pa acu do budynków gospodarczych dworu: obory, stajni, stodo y, i dalej do
dworskich czworaków.
Odwróci a g ow , by obejrze Markanäs w ca ej krasie. Pot
ny pi trowy gmach, kompletnie pozbawiony architektonicznych upi ksze , wznosi si
niczym kamienny kolos. Po bokach mia dobudowane dwa skrzyd a, w jednym mie ci a si sala balowa, a w drugim sypialnie domowników.
Tu przy pa acu sta o kilka budynków, w których mieszka zarz dca dworu i s
ba pa acowa. W jednym z okien dostrzeg a twarz mo e
dziesi cioletniego ch opca patrz cego w jej stron . Catharina pokiwa a mu r
i u miechn a si . Uk oni si troch zawstydzony, ale najwyra niej
zadowolony.
liczny ch opiec, pomy la a, lecz kiedy stan bokiem, zauwa
a, e ma na plecach garb. Serce cisn o jej si ze wspó czucia. Domy li a si , ile
drwin i szyderstw musia znie
, nie tylko ze strony swych rówie ników, ale te i doros ych. Sama wprawdzie nie d wiga a garbu w sensie dos ownym,
ale czy i ona nie by a dotkni ta pi tnem? Brzydula w otoczeniu sióstr, o promiennej urodzie?
Odwróci a si wi c i raz jeszcze pomacha a do ch opca, jakby pragn c da mu do zrozumienia, e czy ich wspólna tajemnica. Odpowiedzia na jej
przyjazny gest, a kiedy potem znów spojrza a za siebie, dostrzeg a, e ci gle kiwa jej z zapa em.
Nadesz a pora obiadu. Catharina po raz pierwszy mia a podawa do sto u. Na posi ek zesz y wy cznie panie, gdy Malcolm nie zd
wróci z
miasta.
Pani Tamara, obdarzona niezwyk urod , okaza a si gospodyni z wielk klas . Siedzia a na honorowym miejscu, prosta jak struna, i agodnie, acz
stanowczo upomina a córk grymasz
przy jedzeniu i opieraj
okcie na stole. Nie rzuci a na Catharin nawet jednego spojrzenia, a mimo to
dziewczyna czu a, e jest bacznie obserwowana. Panna Inez z min m czennicy nie odzywa a si wiele, raz tylko zapyta a siostr , jakie nasiona letnich
kwiatów powinna zakupi do ogrodu.
Catharina by a bardzo spi ta. Nie opuszcza a jej my l o w adczej Agnecie. Mia a wra enie, e bia a dama stoi w rogu jadalni, pobrz kuj c p kiem
kluczy, i ledzi ka dy jej ruch, rozwa aj c, czy ma wyda na ni wyrok, czy te u askawi .
Wieczorem wyczerpana nerwowo z trudem dowlok a si do
ka. Ze zm czenia dos ownie pada a z nóg, ale by a z siebie zadowolona. Pierwszy
dzie pracy min bez potkni
, a nawet je li pope ni a jak
drobn gaf , to na szcz
cie Malcolm tego nie widzia , gdy sp dzi ca y dzie poza
domem.
Najgorsze za ni ; mia a nadziej , e z czasem b dzie sobie radzi coraz lepiej.
Catharina poprosi a o po yczenie zegara, który melodyjnie wybija godziny. Dzi ki temu nast pnego dnia obudzi a si , o dziwo, o w
chocia ledwie ywa.
Tego ranka matka z córk planowa y wyjazd do pastora, aby omówi dzia alno
charytatywn w parafii.
Catharina nie mia a poj cia, czy Malcolm jest w domu, bo nie spotka a go o wicie, gdy pali a w piecu w jego sypialni. Pomy la a nawet, nie bez
uk ucia w sercu, e nocowa w mie cie. Co prawda w li cie zapewnia j , e nie zrywa z powodu innej kobiety, ale mo e uciek si do k amstwa, by jej
nie rani ?
Uspokoi a si jednak, kiedy wyjrza a przez okno i zobaczy a go w parku. A wi c po prostu by rannym ptaszkiem.
Spacerowa powoli alejk , trzymaj c za r
jak
dziwn istot ... Nagle j ol ni o. Przecie to ch opiec, który kiwa jej przez okno.
Usi owa a pozbiera my li, ale nie mog a znale
rozs dnego wyja nienia tej niecodziennej sceny. Dziedzic pot
nego maj tku spaceruj cy z
kalekim dzieckiem zarz dcy? Poczu a w sercu przyp yw ciep a. Malcolm Järncrona nie mo e by z ym cz owiekiem, skoro sta go na taki gest,
niezale nie od tego, czym jest on podyktowany. Zreszt zawsze wydawa jej si kim warto ciowym, cho budowa a swój s d wy cznie na podstawie
listów, jakie do niej przez lata przysy
.
Na ka dym kroku widoczne ju by y oznaki wiosny. W Östergötland zawita a znacznie wcze niej ni w jej rodzinnych stronach na pó nocy Szwecji.
Malcolm pochyli si wraz z ch opcem nad k pk przylaszczek, które wyziera y spod suchych zesz orocznych li ci. Wida by o, e obaj prowadz
powa
rozmow .
Nie mog a oprze si wzruszeniu, gdy tak na nich patrzy a.
Trzeba by o si jednak bra za porz dki. Catharina u wiadomi a sobie, e jest zupe nie sama w tym skrzydle pa acu. Malcolm spacerowa po parku,
panna Inez pojecha a do pastora razem z pani Tamar i Elsbeth, a nikomu innemu spo ród s
by nie wolno by o przebywa na pi trze.
Dr
cymi r kami dotkn a pobrz kuj cych kluczy. Tajemniczych drzwi w pokoju Malcolma nie odwa
aby si forsowa , zreszt nie mia a czym
otworzy licznych k ódek i zamków. Ale drzwi w korytarzu?
Zamek ksi cia Sinobrodego...
Do
tych dziecinnych bzdur! zdenerwowa a si i niewiele si namy laj c, podesz a do zakazanych drzwi. Rozejrza a si , wokó
ywej duszy... Po
kolei próbowa a klucze, a w ko cu znalaz a w
ciwy. Chrobot w zamku...
Czu a pulsowanie w skroniach, a serce omal nie wyskoczy o jej z piersi. Ostro nie nacisn a klamk i zajrza a do rodka. Widok, jaki ukaza si jej
oczom, odebra jej mow .
By to pokoik dziecinny, pe en lalek i innych zabawek. W oknach wisia y zas onki w weso y wzór, sta y mebelki,
ko, a obok, dla dekoracji, chyba
nigdy nie u ywany ko na biegunach. Ten pokoik zosta urz dzony dla m odszej córeczki Tamary, zmar ej w wieku dwóch lat, a pó niej mia o
zamieszka w nim kolejne jej dziecko, które niestety urodzi o si martwe. Pokój
oby...
Catharina po cichutku zamkn a drzwi i przekr ci a klucz w zamku. Odesz a po piesznie, zawstydzona swym w cibstwem, a oczy zasnu y jej si
zami.
Jak dobrze, e Tamara ma przynajmniej Elsbeth... Z dzieci, które urodzi a ojcu Malcolma, nie prze
o adne...
Nagle dosz o j wo anie z holu.
- Hej, jest tu kto? - us ysza a zdenerwowany glos Malcolma.
Zbieg a po piesznie po schodach i zobaczy a, jak dziedzic wchodzi, podtrzymuj c jakiego m
czyzn .
- Karin - zwróci si do niej - przynie , prosz , z mojego gabinetu rodki opatrunkowe. S na szafie! Zarz dca zrani si siekier w kolano!
Szybko ruszy a na gór , staraj c si nie patrze na krew. Pierwszy raz znalaz a si w gabinecie dziedzica, ale bez trudu odszuka a to, o co prosi .
Wróci a do holu, gdzie Malcolm zd
ju posadzi rannego na fotelu i w
nie usi owa zdj
mu z nogi but z cholew . W drzwiach sta ma y ch opczyk
i patrzy zal kniony.
- Tato - odezwa si cieniutkim g osikiem.
Zarz dca uczyni lekcewa
cy gest.
- To nic gro nego - rzek . - Biegnij szybko do domu i uspokój mam . Powiedz, e nic mi si nie sta o.
Catharina wyj a z torby wszystko, co uzna a, e b dzie potrzebne.
- Nie robi ci si s abo na widok krwi? - spyta j Malcolm.
- Nie - odpowiedzia a, odwracaj c poblad twarz. - Przynios z kuchni ciep ej wody.
- wietnie, ale prosz , nie opowiadaj nikomu o wypadku. Wola bym unikn
tu t umu plotkuj cych gapiów.
Wróci a po chwili z wod i zacz a przemywa ran . Okaza o si , e nie jest tak g boka, jak by si mo na obawia . Ostrze siekiery na szcz
cie nie
uszkodzi o rzepki.
- Trzeba to zszy - stwierdzi a Catharina. - Sprowadz doktora.
- Nie. Sam zawioz zarz dc do niego - zadecydowa Malcolm. - Zaci nijmy jednak najpierw brzegi rany i zabanda ujmy kolano! Przytrzymaj, a ja
owin .
Delikatnie zacisn a ran , staraj c si jak mog a najlepiej. Tak bardzo pragn a pomóc Malcolmowi. Ich d onie raz po raz dotyka y si , a za ka dym
mu ni ciem Catharina czu a bolesne uk ucie w sercu. Gdybym by a cho troch
adniejsza, my la a, mo e wówczas zwróci by na mnie uwag ...
Có za absurdalna my l, lepiej j natychmiast porzuci ...
Sko czyli. Min y cudowne chwile wspólnej pracy i nie mia a ju pretekstu, by dotyka swymi d
mi jego r k.
Malcolm, podtrzymuj c zarz dc , poprowadzi go ku stajni, gdzie w
nie zaprz gano konie. Wsiadaj c do bryczki, odwróci si i podzi kowa
Catharinie u miechem, który jeszcze bardziej zrani jej krwawi ce serce.
Malcolm Järncrona! Ile to razy powtarza a jego imi . Wydawa o jej si takie pi kne. Marzy a o dniu, w którym przyjedzie po ni i zabierze do siebie.
Niestety ten dzie nigdy nie nast pi .
Teraz, kiedy go ujrza a i pozna a bli ej, jej al i t sknota sta y si tysi ckrotnie silniejsze.
Do obowi zków Cathariny nale
o sprz tanie trzech sypialni: Malcolma, pani Tamary i Elsbeth. Przez t histori z zarz dc by a teraz mocno
spó niona, ale mia a nadziej , e pa stwo oka
jej wyrozumia
.
Polecono jej robi porz dki sprawnie i dyskretnie, niczemu si nie dziwi ani niczym nadmiernie nie interesowa . Jednym s owem, mia a zak ada
klapki na oczy.
Catharina stara a si przestrzega tej zasady i chodzi a ze spuszczonym wzrokiem. A jednak gdy przekroczy a próg pokoju Malcolma, ogarn o j
dziwne uczucie. W
ciwie wn trze niewiele mówi o o w
cicielu. Intrygowa y j jednak drzwi zamkni te na cztery spusty. Cho ba a si nawet spojrze
w ich stron , to jednak przyci ga y jej uwag jak magnes.
W ko cu nie wytrzyma a i podkrad a si bli ej. Dotkn a elaznej sztaby i cofn a gwa townie r
, jakby si oparzy a. Szarpn a lekko wszystkie
ódki i potrz sn a g ow . To by a przeszkoda nie do przebycia.
W nag ym odruchu przy
a ucho do w skiej szpary. Poczu a powiew wie ego powietrza na policzku, ale nie us ysza a najl ejszego nawet
szmeru. Zreszt , sk d jej przysz o do g owy, e powinna co us ysze ?!
Z ogromn czu
ci pos
a
ko Malcolma i wyg adzi a poduszk . By a pewna, e mog aby pokocha bez reszty tego m
czyzn , ale czy on by
odwzajemni jej uczucie?
Raczej w tpliwe. Czym mog aby zwróci jego uwag ? Nie wyró nia a si niczym szczególnym. Nie by a ani adna, ani nadzwyczaj inteligentna.
Uwa
a, e brak jej wdzi ku, nie mia a te innych zalet. Potrafi a jedynie troch haftowa i zajmowa si domem. Na có mu taka ona? Zdaje si , e
to, co si sta o, jest najlepszym rozwi zaniem...
Z wielk wyrazisto ci powróci y do niej m odzie cze rojenia. U wiadomi a sobie z gorycz , jak bardzo by y nierealne. Jak mog a oczekiwa , e
po lubi z mi
ci kogo , kogo w ogóle nie widzia a na oczy? Czyste szale stwo!
Ockn a si nagle, stwierdzaj c ze zgroz , e znów si zamy li a, i po piesznie opu ci a pokój Malcolma.
Kiedy pó niej wysz a na dwór, popatrzy a w okna kamiennego gmachu. Orientowa a si ju , do którego pokoju nale
poszczególne okna. Na
samym ko cu skrzyd a znajdowa a si sypialnia Malcolma. A wi c pomieszczenie, do którego prowadzi y tajemnicze drzwi, powinno dochodzi do
samego szczytu. Tymczasem okna sypialni Malcolma by y ostatnie w tym rz dzie. Czy by wi c to by
lepy pokój? A mo e tamt dy wiedzie jaki
korytarz, tajemne przej cie jak w jakim starym zamczysku?
Sk d bra si ten strumie powietrza?
Przypomnia y jej si s owa Elsbeth:
„Chodzi w asnymi drogami. Ale staramy si j odizolowa ...”
Zamkni ta komnata, ci
kie k ódki na drzwiach... Dreszcz strachu przebieg Catharinie po plecach.
Kiedy przyby a do Markanäs, stary dwór skrywa przed ni trzy tajemnice. Dwie ju pozna a: obejrza a sal balow z portretem w adczej Agnety i
pokoik dziecinny - pami tk po zmar ych dzieciach Tamary. Ale tajemnica, jakiej strzeg y zaryglowane drzwi, ci gle jeszcze pozostawa a nie
wyja niona. Czu a, e wi
e si nierozerwalnie z decyzj Malcolma o zerwaniu. Gdyby potrafi a j rozwik
, dowiedzia aby si , czemu kaza jej tak
ugo na siebie czeka i dlaczego w ko cu zrezygnowa . Domy la a si , e nie atwo mu przysz o podj
tak decyzj . By wszak d entelmenem w
ka dym calu.
Czemu tak zabarykadowa te drzwi? Dlaczego nie chcia , by kto wszed do rodka? A mo e, ol ni o j nagle, chodzi o o to, by nie pozwoli wydosta
si komu na zewn trz?
Nie, to by oby zbyt przera aj ce...
ROZDZIA IV
Wieczorem rodzina zebra a si przy kominku, by jak co dzie wypi herbat . Catharina, podaj c do sto u, nie mog a si oprze pokusie, by nie
spojrze ukradkiem na Malcolma. Nie widzia a go z bliska od chwili, gdy pomaga a mu opatrzy ran zarz dcy.
Musia a przyzna szczerze przed sam sob , e im bli ej go poznawa a, tym bardziej j fascynowa . Mimowolnie nachodzi y j pragnienia, by
znale
si w jego ramionach, opuszkami palców dotyka jego ust, poczu na swoim ciele jego d onie. Z trudem koncentrowa a si na swych
obowi zkach.
Na szcz
cie nikt nie zwraca na ni uwagi, bo przy stole toczy a si rozmowa na temat wiosennych zasiewów. Malcolm i Tamara dyskutowali
zawzi cie, a panna Inez co jaki czas wtr ca a krótkie uwagi. Elsbeth siedzia a na niskim sto eczku u stóp Malcolma i przys uchiwa a si rozmowie.
Naraz wdrapa a si na kolana swego przybranego brata i usadowi a wygodnie.
Panna Inez popatrzy a na ni z gniewem, a matka dziewczynki odezwa a si
agodnie:
- Elsbeth, jeste ju troch za du a, by siedzie na kolanach.
- Ale Malcolm to lubi, prawda, Malcolmie?
- Oczywi cie - odpar zak opotany.
- Zejd , prosz , natychmiast - powiedzia a pani Tamara, tym razem nieco surowszym tonem.
Elsbeth westchn a obra ona i z kwa
min usiad a z powrotem na sto eczku, co Malcolm przyj z wyra
ulg .
Catharina mia a ju wyj
z salonu, ale powstrzyma o j wo anie pani Tamary. Odwróci a si wi c i dygn a z najwy szym szacunkiem.
- S ucham, prosz pani.
- Karin, odnosz wra enie, e kiedy podajesz do sto u, jeste chwilami troch zagubiona. Na przyk ad teraz: nie powinna nalewa herbaty do
fili anek, bo to nale y do mnie. Nakrycie sto u do obiadu pozostawia o tak e wiele do yczenia.
Chyba zosta am zdemaskowana, pomy la a Catharina ogarni ta panik . Poczu a na sobie spojrzenia obecnych. Malcolm patrzy ze zdziwieniem, a
we wzroku Inez czai a si niech
. Elsbeth by a wyra nie rozbawiona.
Przestraszona uciek a si do k amstwa.
- Prosz mi wybaczy - usprawiedliwia a si . - Pani, u której pracowa am, nale
a do osób do
ekscentrycznych. Lekcewa
a ogólnie przyj te
normy, kieruj c si wy cznie w asnym widzimisi . St d zapewne moje przyzwyczajenia mog si wyda do
dziwne. Postaram si ich jak najszybciej
pozby .
Pani Tamara skin wszy askawie na znak, e przyjmuje wyt umaczenie, pozwoli a jej odej
, a Malcolm u miechn si przyja nie.
Niewiele brakowa o, odetchn a z ulg Catharina, wróciwszy do pomieszczenia obok kuchni, gdzie przygotowywano potrawy na stó . Pocz tek by
zbyt sielankowy. Wybacz, ciociu Auroro! Chocia kto wie, mo e wcale nie obrazi aby si na mnie za to, e nazwa am ci ekscentryczk ? Tylko patrze ,
jak przejrz mnie na wylot. Co wówczas znajd na sw obron ?
Catharina czu a si podle w roli szpiega, nie tylko dlatego, e obawia a si , i zostanie rozpoznana. Wrodzona uczciwo
k óci a si z tego rodzaju
post powaniem i po trzech dniach sp dzonych w Markanäs mia a po prostu do
. Gdyby tylko mog a, po
aby natychmiast kres tej
osnej komedii.
Jeszcze tego samego wieczoru przy s abym wietle wiecy napisa a przejmuj cy list do ciotki Aurory. Le
c w
ku, zm czona tak, e z trudem
otwiera a oczy, da a upust swym wyrzutom sumienia. Na koniec zwierzy a si :
Mam w g owie kompletny chaos. Malcolm jest wspania ym cz owiekiem. Pomaga am mu opatrzy zarz dc , który uleg wypadkowi. Kiedy kl cza am
tu obok niego, zapragn am z ca ego serca, by mie w sobie co , co pozwoli oby mi go oczarowa . Zaraz jednak u wiadomi am sobie, jak
paradoksalne s moje marzenia. Nie przecz , cudownie by oby, gdyby Malcolm zakocha si we mnie - Karin Bengtsdatter, ale przecie tym samym
okaza by si niewierny wobec mnie - Cathariny Borg, narzeczonej, z któr nie chcia lub nie móg si o eni . To czyste szale stwo! Przecie nie mog
dopu ci do tego, by mnie zdradzi ze mn sam . Korci mnie, by wyjawi mu ca prawd . Nie powinnam w ogóle powa
si na taki plan, Ciociu.
Szczerze
uj swej decyzji, cho gdzie w g bi duszy jestem szcz
liwa, e mog am zobaczy i pozna bli ej tego wspania ego m
czyzn .
Wybacz mi, kochana Ciociu, e pisz tak niesk adnie. Ale jestem zm czona i nie mog zebra my li. Mam w g owie zupe ny m tlik!
A tak w ogóle, wydaje mi si , e radz sobie ca kiem nie le. Oprócz wymówki, jak uczyni a mi dzi pani Tamara (wspomina am o tym na pocz tku
listu), nie us ysza am adnej nagany.
Intryguje mnie Elsbeth, jest bardzo dziwna. Nie b
opisywa wszystkich jej wybryków, bo wiele z nich nie nale y do zbyt chwalebnych.
Zastanawiam si , czy jest opó niona w rozwoju, czy te z wyrachowaniem udaje dziecko. Nie mam poj cia!
Trudno mi te wyrobi sobie zdanie o pani Tamarze. Na pozór: idea w ka dym calu! Ale wydaje mi si , e pod mask spokoju skrywa gwa towne
uczucia. W
ciwie ledwie mnie zauwa a, chyba e pope ni jaki b d. Przecie to niesprawiedliwe! Ona i Malcolm yj ze sob w wielkiej przyja ni,
oboje wietnie znaj si na zarz dzaniu dworem. Chocia panna Inez, malkontentka o rybich oczkach, uwa a, e to ona kieruje domem, nie siostra. W
pewnym sensie ma racj . Odnosz wra enie, e panna Inez nastawiona jest do mnie przychylnie, o ile ta osoba o pustym spojrzeniu w ogóle jest
zdolna do jakichkolwiek emocji.
Reszt s
by spotykam tylko przy posi kach, ale traktuj mnie bez zarzutu. Okazuje si , e nie atwo dosta posad w tym dworze, bowiem pa stwo
do
wybredni i nie zadowoliliby si byle kim. Jednocze nie ludzie zdaj si unika Markanäs. S ysza am raz w kuchni, jak szeptano po k tach, e w
pa acu straszy, chocia nikt nigdy nie natkn si na adnego ducha. Domy lam si jednak, o kim mówi . Agneta Järncrona jest naprawd straszna,
Ciociu. Jej oczy zdaj si wyziera z ka dego zakamarka.
Musz ju ko czy , bo powieki mi opadaj ze zm czenia. Nie pisz do mnie, Ciociu, bo nie zabawi tu d ugo. Moje sumienie mi na to nie pozwoli.
Catharina zaklei a list i z zamiarem oddania go nast pnego ranka pocztylionowi, od
a na stolik nocny. Zaraz te zasn a niczym zdmuchni ta
wieca.
Nast pnego ranka, kiedy ju nada a list, zabra a si za sprz tanie pokoju Malcolma. Nagle od strony drzwi dobieg j jaki g os.
- Co ci wolno idzie! Ruszasz si jak mucha w smole!
- Poderwa a si przestraszona, a z r ki wypad a jej miote ka, któr odkurza a pó
z ksi
kami. Na w asnej skórze do wiadczy a, co czuj
strofowane s
ce.
- Guzdra a! - prychn a Elsbeth i rzuciwszy spojrzenie na miote
, doda a: - Dlaczego u mnie nigdy nie sprz tasz tak dok adnie? Co tu w ogóle
robisz tak d ugo?
- Ju ko cz - wymamrota a Catharina.
- Pewnie te drzwi nie daj ci spokoju, co? - zapyta a dziewczynka, przekraczaj c próg.
- Jakie drzwi? - Catharina udawa a zdziwion .
- Te, zamkni te na dziesi
spustów - odpar a Elsbeth podchodz c bli ej. - Wiesz, co jest za nimi?
- Nie moja sprawa, eby si zastanawia nad czymkolwiek w domu pa stwa - odpowiedzia a Catharina nie przerywaj c pracy, ale serce jej zabi o
gwa towniej. Mo e dowie si w ko cu czego nowego?
Ma a Elsbeth stan a tu obok niej i wyszepta a:
- Prowadz do piwnicy.
Catharin ogarn strach. Ciarki jej przesz y po plecach i najch tniej uciek aby gdzie pieprz ro nie. Nie wiedzia a, jak ma si zachowa . Dziewczynka
co prawda tak e wygl da a na zal knion . Czego oczekiwa a od s
cej ta rozpieszczona i troch niezrównowa ona panna? Czy powinna jej
odpowiedzie , czy te potulnie milcze ?
Na szcz
cie Elsbeth rozwia a jej w tpliwo ci, ci gn c dalej:
- To tajemne przej cie. Malcolm zamyka dok adnie drzwi, eby nikt si stamt d nie wydosta .
- A któ by mia t dy wyj
?
- Okropny upiór. Kto , kto umar przed kilkuset laty, tak przynajmniej mówi .
- Kto tak mówi?
- Wszyscy, Malcolm te .
Catharina zadr
a. Czy to mo liwe, by Malcolm karmi dziewczynk takimi makabreskami? Nieprawdopodobne, mo e tylko przypadkiem co mu si
wymkn o? Nie straszy by przecie celowo dziecka.
A je li ta historia jest prawdziwa, to dlaczego nie przeniós si do innej sypialni? W pa acu by o przecie mnóstwo wolnych pokoi, nie musia
zajmowa najmniej przytulnego.
Co si za tym kryje, co niepoj tego. A przecie nie mo e prosi nikogo o wyja nienie, bo zosta aby zdemaskowana.
Z zamy lenia wyrwa a j Elsbeth, która podesz a do okna i patrzy a na co z wyra nym zainteresowaniem. Catharina bezwiednie zbli
a si do niej.
Przez park przechodzi a po piesznie pani Tamara, kieruj c si w stron zabudowa s
by. W r ku trzyma a du y, chyba do
ci
ki kosz.
- Mama znowu b dzie odgrywa szlachetn dam - odezwa a si cienkim g osem Elsbeth. - Twierdzi, e wszystkim dzieciom rozdaje po równo, ale
ja doskonale wiem, kto jest jej pupilkiem.
Catharina nie mia a przerywa .
- Faworyzuje tego ch opca dlatego, e Malcolm go lubi. Niedobrze mi si robi, kiedy widz , jak strasznie si narzuca temu Malcolmowi. My li, e on
si w niej kocha, ale ja dobrze wiem, e to nieprawda. Przecie to ja dostaj od niego naj adniejsze prezenty.
Catharina poczu a niesmak.
- Jest mi ym bratem - wydoby a z siebie z trudem, wstrz
ni ta tym, co us ysza a.
- Sk d? Przecie to nie mój brat! Popatrz! Mia am racj , idzie do Joachima.
- Do tego ch opca, który ma troch krzywe plecy?
- Troch ? Przecie to garbus! Po co ona tak demonstruje swoj dobro ? Nie wystarczy jej, e ma mnie?
Catharina jeszcze nigdy nie s ysza a takiego
osnego tonu.
- Ale , panienko Elsbeth - rzek a z przekonaniem. - Mama przecie bardzo panienk kocha!
- Tak my lisz? - W b kitnych oczach ukaza a si rado
.
- Ale tak! Jestem tego pewna. Ona i pan Malcolm s do panienki bardzo przywi zani.
- Wiesz - powiedzia a dziewczynka z u miechem - w
ciwie jeste nawet mi a. e te nie zauwa
am tego od razu.
Wybieg a z pokoju radosna i uszcz
liwiona, a Catharina zamy li a si .
Biedne dziecko, samotne i kompletnie pozbawione poczucia w asnej warto ci. Przecie ca a rodzina bardzo j kocha a, ale ta dziewczynka
najwyra niej mia a w sobie tak siln potrzeb mi
ci, e nigdy nie do
jej by o uczu najbli szych.
Przypomnia jej si rysunek, który znalaz y razem z pann Inez pierwszego dnia w sypialni Elsbeth. A teraz ma a zdradzi a w swej naiwno ci, e pani
Tamara darzy uczuciem swego pasierba.
Hmm... W
ciwie nie by o mi dzy nimi tak du ej ró nicy wieku, a kobiety po czterdziestce nierzadko ywo interesuj si m odszymi od siebie
czyznami. S ysza a kiedy , jak matka rozmawia a o tym z przyjació kami. A pani Tamara jest naprawd pi kn i zapewne obdarzon du ym
temperamentem kobiet , rozmy la a Catharina ze zbola ym sercem.
Zdaje si , e za tymi murami dziej si doprawdy dziwne rzeczy...
Postanowi a przesta o tym my le i z jeszcze wi kszym zapa em zabra a si do porz dków. Omija a wzrokiem zaryglowane drzwi, ale chyba
dlatego tym bardziej j wabi y i przyci ga y. Zdawa o jej si , e s yszy zach caj ce wo anie: „Chod , otwórz zamki! Mo e ci si uda!”
Odwróci a si si woli i czym pr dzej zako czy a sprz tanie, po czym wybieg a, jakby goni j sam diabe , omal nie przewracaj c si o próg.
Popo udniami na ogó si tak uk ada o, e od obiadu do kolacji Catharina nie mia a co robi . Upewniwszy si , e nikt nic od niej nie potrzebuje,
dziewczyna wysz a na dwór. Poniewa nie wypada o, by pokojówka spacerowa a po parku, ruszy a go ci cem w stron zabudowa s
by.
Dzie by pi kny, wiosenny. Catharina s ysza a bzyczenie owadów i ptasi chór w koronach drzew. Ciel ta wypuszczone na pastwisko podskakiwa y
rado nie.
Na awce przed domem, oparty o nas onecznion
cian , siedzia nad szachownic ma y Joachim i najwyra niej rozgrywa parti z wyimaginowanym
przeciwnikiem.
Catharina ostro nie podesz a bli ej. Szachownica by a naprawd pi kna, zapewne otrzyma j od mieszka ców pa acu. Ubrania chyba te , bo
wygl da schludniej i porz dniej ni pozosta e dzieci s
by i robotników dworskich. Najwyra niej Järncronowie interesowali si nim szczególnie, wszak
by synem zarz dcy.
- Witaj! - odezwa si ch opiec, rozpoznaj c Catharin . - Umiesz gra w szachy?
- Umiem - odpowiedzia a z oci ganiem. - Tak mi si przynajmniej wydaje.
- Naprawd ? - ucieszy si . - Zagra aby ze mn ? Tak nudno si gra z sob samym, a moja mama nie potrafi.
Usiad a naprzeciwko, pomy lawszy sobie, e chyba nikt nie we mie jej za z e, i rozweseli troch chore dziecko.
- Jak si czuje twój ojciec? - zapyta a.
Joachim popatrzy na ni , jakby w pierwszej chwili nie rozumia , o co jej chodzi.
- A, ojciec - u miechn si w ko cu. - Dzi kuj , noga si goi, cho on okropnie narzeka.
- To typowe dla silnych m
czyzn. Uwa aj , e nikt nie cierpi bardziej od nich.
Ch opiec roze mia si .
- Rzeczywi cie, te to zauwa
em - odpowiedzia .
Obserwowa a go k tem oka, kiedy ustawiali figury na szachownicy. By
liczny i bardzo bystry. Czaruj co zawstydzony, a zarazem szczery i otwarty.
Otworzy y si drzwi i wyjrza a jego matka, kobieta do
bezbarwna, ale gdy zobaczy a, e graj , cofn a si , ze zdziwienia marszcz c brwi.
Catharina nie mia a najmniejszego zamiaru wypytywa ch opca o jego kontakty z mieszka cami pa acu. Pragn a jedynie przyjrze si dziecku, nad
którym zarówno Malcolm, jak i Tamara rozpostarli opieku cze skrzyd a. Faktycznie potrzebowa opieki, z bliska dopiero mog a oceni rzeczywisty
stopie jego kalectwa. By o gorzej, ni s dzi a, bo oprócz tego, e mia garb, nie porusza jedn r
. Ale za to by bardzo pogodny i w czasie gry cz sto
si
mia .
- Ha! Ha! - zagrzmia a Catharina grubym g osem. - Porywam twoj królow ! - I unios a dramatycznie r
nad sto em.
Rozbawiony ch opiec za miewa si do utraty tchu.
- Widz , Karin, e potrafisz gra w szachy - us ysza a naraz za plecami szorstki g os Malcolma.
Ujrzawszy nad sob surowe oblicze dziedzica, poderwa a si gwa townie i dygn a.
- Tak, ja... - j ka a si - cz sto musia am gra z pani , u której pracowa am poprzednio, i troch si nauczy am. A poniewa teraz mia am woln
chwil ...
- Grasz znakomicie - pochwali dziewczyn , utkwiwszy wzrok w szachownicy. - B dziemy musieli kiedy rozegra parti - doda i odszed w stron
pa acu.
Catharina popatrzy a zdruzgotana na Joachima.
- Pan Malcolm chyba by niezadowolony - rzek ch opiec przestraszony.
- Tak - potwierdzi a dziewczyna. - Wydaje mi si , e powinni my ju ko czy . Nikt nie wygra .
- Przyjdziesz jeszcze kiedy ?
Wzruszy a si , s ysz c w jego g osie niem pro
.
- Nie wiem, Joachimie, ale postaram si . Teraz jednak musz si spieszy .
Wraca a parkow alej , bij c si z my lami. Tak d
ej nie mo e trwa . Nie wolno mi ok amywa tych zacnych ludzi, udawa kogo innego. Poczu a
obrzydzenie do samej siebie.
- Wszystko to fa sz i oszustwo - mrucza a pod nosem.
Najpro ciej by oby wyjecha , ale tchórzostwo nie le
o w charakterze Cathariny. Nie chc c dodatkowo pogarsza sytuacji, któr i tak ju uwa
a za
okropn , postanowi a wszystko wyja ni .
W holu natkn a si na Malcolma i pani Tamar , która sta a wyprostowana jak struna, a na jej twarzy malowa a si powaga.
- Karin, chod tu, prosz - powiedzia a.
Catharina pos usznie wykona a polecenie.
- Pan Malcolm powiedzia mi, e bawi
si z Joachimem.
- Tak, prosz pani. Nie s dzi am, e post puj niew
ciwie.
Nie zmieniaj c wyrazu twarzy, wdowa ci gn a dalej:
- Przedyskutowali my to w
nie. Pan Malcolm twierdzi, e twoja obecno
pozytywnie wp ywa na ch opca. Od dzi wi c czas poobiedni b dziesz
wykorzystywa na zabawy z Joachimem.
- Dzi kuj ! - rzek a Catharina, nie posiadaj c si ze zdumienia. - Uczyni to z najwi ksz rado ci . To taki mi y i m dry ch opiec.
Pani Tamara skin a g ow , ale z wyrazu jej twarzy Catharina wyczyta a, e znów zachowa a si niezgodnie z obowi zuj cymi konwenansami.
Jednak wdowa bez s owa odwróci a si i uda a do salonu.
- Panie Malcolmie - odezwa a si Catharina, prze kn wszy lin i nabieraj c powietrza w p uca. - Czy mo emy porozmawia w cztery oczy?
- Oczywi cie, Przejd my do mojego gabinetu - odpowiedzia po chwili namys u i zmarszczy czo o, zdziwiony, e nowa s
ca pozwala sobie na tak
wiele swobody.
Otworzy drzwi do pokoju, do którego mia wst p tylko on i zarz dca, i przepu ci dziewczyn przodem. W pomieszczeniu wype nionym po brzegi
ksi
kami i zepsutymi narz dziami unosi si lekki odór obory.
Catharina na co dzie nie robi a tu porz dków, bo, jak j u wiadomiono, by to pokój typowo m ski. Wesz a do rodka tylko raz: po torb z
opatrunkami.
- S ucham, o co chodzi? - Malcolm spojrza wyczekuj co, s dz c zapewne, e chce porozmawia o Joachimie.
- Panie Malcolmie, nie prosz o pa skie wybaczenie, bo na nie nie zas
am. Prosz jednak o wyrozumia
w tej tak trudnej dla mnie sytuacji. W
tym wszystkim w
ciwie nie chodzi o mi tyle o siebie, co o moje siostry...
- O czym ty, na mi
bosk , mówisz, Karin?
Zorientowa a si , e powinna zacz
od pocz tku.
- Oszuka am pana i bardzo mi przykro z tego powodu. Nie mam na imi Karin, lecz Catharina... Catharina Borg.
Na twarzy Malcolma odmalowa o si przera enie. W jednej chwili znalaz si przy niej i zakry d oni jej usta.
- Ciii... - wyszepta a - Nie tutaj.
Dopiero gdy uzna , e min pierwszy szok, zdj z jej ust ciep , mocn d
.
- Zejd do piwnicy - szepta dalej. - Klucz wisi za kuchennymi drzwiami. Spotkamy si na dole, ale ja na wszelki wypadek zejd innymi schodami. Tak
dzie bezpieczniej. - Potem wyprowadzi j z pokoju i w holu rzuci g
no: - Tym razem, Karin, wybaczam ci. Ale prosz , by si to wi cej nie
powtórzy o.
- Tak, prosz pana - odpowiedzia a pokornie i ze zdziwion min patrzy a, jak znika w salonie.
Spodziewa a si gwa townej reakcji z jego strony na wiadomo
, e zosta oszukany. Zaskoczy j jednak ca kowicie. Ten strach w jego oczach!
Mo e zatai , e jest zar czony z dziewczyn , która czeka na niego od wielu lat?
A mo e... Zadr
a zal kniona, e przyczyna mo e by ca kiem inna...
ROZDZIA V
Zdumiona Catharina przekrad a si z l kiem do kuchni. Nie zauwa ona przez nikogo wzi a klucze i ze wiecznikiem w r ce zesz a do piwnicy.
Zatrzyma a si na dole, bo nagle przypomnia y jej si s owa Elsbeth: „Malcolm dok adnie zamyka drzwi, eby okropny upiór nie wydosta si z
piwnicy”. Ciekawe, gdzie teraz kr
y duch despotycznej dziedziczki sprzed dwustu lat? pomy la a i ciarki przesz y jej po plecach.
Naraz us ysza a wyra nie odg os kroków i w odruchu przera enia omal nie rzuci a si do ucieczki. Ale agodny g os Malcolma, który poprosi , by
posz a za nim, przywróci jej równowag . Ruszyli d ugim korytarzem, gdzie czu by o st chlizn , a gdzieniegdzie nawet kapa a ze cian woda, a dotarli
do ci
kich masywnych drzwi. Kiedy Malcolm je otworzy , okaza o si , e to piwniczka, w której przechowuje si wina.
- Teraz mo esz mówi . Tutaj nikt nas nie us yszy - powiedzia . - Czy naprawd jeste Catharin Borg? Co to wszystko ma znaczy ?
- Tak, powinnam powiedzie panu o tym wcze niej. Doprawdy wstyd mi, e uciek am si do podst pu.
- Ale dlaczego? Wyt umacz mi, czemu poda
si za kogo innego?
- A czy pozwoli by mi pan zosta , gdybym powiedzia a, kim naprawd jestem?
- Nie - odrzek i westchn ci
ko.
Catharin rozejrza a si wokó . W s abym blasku wiec mign y rz dy butelek i kilka du ych g siorów z winem. Malcolm opar si o pust beczk ,
która zadudni a g ucho.
- A wi c to ty - zacz powoli. - Przyznaj , e inaczej sobie ciebie wyobra
em.
- No có - powiedzia a matowym g osem. - Rozumiem pa skie rozczarowanie, moje siostry s yn z urody... Zreszt , przybywam w
nie z ich
powodu.
- Wspomina
o tym, ale, prosz , mów mi po imieniu, przynajmniej gdy jeste my sami. No, co wspólnego maj z tym wszystkim twoje siostry?
- Moi rodzice s do
konserwatywni, a przy tym nale
do wspólnoty religijnej, w której obowi zuje niepodwa alna zasada, e w rodzinie pierwsza
musi wyj
za m
najstarsza z córek.
Obserwowa j uwa nie. W blasku dwóch wiec ustawionych na drewnianej beczce prezentowa si wspaniale, jego blisko
sprawia a dziewczynie
wr cz fizyczny ból.
- S ysza em ju kiedy o takich surowych zasadach - pokiwa g ow .
- A wi c siostry czeka y na mnie. Najstarsza z nich oko o pi ciu lat, a pozosta e te mniej wi cej tyle samo. Kiedy otrzyma am pa ski... to znaczy twój
list, stchórzy am. Nie mia am odwagi wyzna im ca ej prawdy, przekre li ich nadziei na wst pienie w zwi zek ma
ski.
- Jak to, wi c one nie maj szans u
sobie ycia?
- W
nie.
- Wielki Bo e! - Malcolm zatopi si w rozmy laniach, a potem spyta bezradnie: - A czy ty nie mog aby ...?
- Nie, nie mam nikogo - odpowiedzia a z prostot . - Pozostaje jeszcze takie wyj cie, e po lubi jakiego starego wdowca, który dla pieni dzy zgodzi
si zosta moim m
em. Chyba w ko cu tak uczyni , ze wzgl du na siostry...
- Nie - przerwa jej wyra nie poruszony. - Nie wolno ci tego robi . Nie tobie.
Popatrzy a na niego badawczo i rzek a z namys em:
- Dla mnie nigdy nie istnia nikt poza tym, którego wybrali dla mnie rodzice. I w
nie dlatego tu przyjecha am. Nie pragn
ebra o tw
ask czy
wspó czucie. Chc si jednak dowiedzie , czym podyktowana by a twoja decyzja, by móc co postanowi na przysz
. By znale
z tej sytuacji
wyj cie korzystne dla moich sióstr. Poza tym... - g os jej si zacz
ama . - Ba am si , ze nie ud wign tego wstydu...
Malcolm ukry twarz w d oniach i rzek :
- Jestem zrozpaczony, Catharino! Przez tyle lat udzi em si , e wszystko si jako u
y. Ale w ko cu musia em spojrze w oczy smutnej prawdzie,
e z tej sytuacji nie ma wyj cia. Nic si nie zmieni, nawet gdyby my czekali pi
dziesi t lat. Ten okropny list napisa em ze wzgl du na ciebie. Zreszt
zbiera em si kilka miesi cy i wierz mi, e sp dzi em nad nim wiele bezsennych nocy.
Czeka a, e powie co jeszcze, ale on zamilk , wi c po d
szej chwili odwa
a si zapyta nie mia o:
- Czy móg by mi powiedzie , dlaczego?
Ods oni twarz, która nagle wyda a si Catharinie blada i zm czona, i pokr ci przecz co g ow .
- Nie, Catharino. Nie mog . Wyznam ci jedynie, e w Markanäs czyha na ciebie miertelne niebezpiecze stwo. W
nie na ciebie.
- Gdybym zosta a twoj
on ?
- Tak. Zrozum, nie mog si o eni , mimo e moim najwi kszym marzeniem by oby poprowadzi ci do o tarza. Czytaj c twoje listy, wyczuwa em w
tobie pokrewn dusz . Wydawa o mi si , e jeste wra liwa i masz takie bogate wn trze... Ale s ysza
ju zapewne, co si sta o z moj bratow .
Tylko przez trzy dni by a pani Markanäs. A wkrótce potem dotkn o nas kolejne nieszcz
cie: mier mojego brata.
„Zabi a ich Agneta Järncrona” - przypomnia y si dziewczynie s owa Elsbeth. - „Niewykluczone, e zabi a równie matk Malcolma i jego ojca”.
- A co si sta o twojemu ojcu? - zapyta a z oci ganiem. - Czy i on pad ofiar przekle stwa ci
cego nad Markanäs?
- Tak przypuszczam, cho jego mier by a do
zagadkowa. Zreszt wiele niejasno ci nagromadzi o si przez te wszystkie lata. Doprawdy,
Catharino, trudno by oby ci wszystko zrozumie .
- Dlaczego wi c st d nie wyjedziesz?
- Ten dwór od pokole nale y do mego rodu i moim obowi zkiem jest tu zosta . Zreszt wychowa em si w Markanäs i w
ciwie jestem z nim
bardzo zwi zany. Kiedy lubi em tu przebywa , niestety, teraz wszystko si zmieni o.
- Rzeczywi cie, to cudowny zak tek - przyzna a z rozmarzeniem. A z jej tonu mo na by o wyczyta , e gdyby tylko Malcolm zechcia j po lubi ,
pokocha aby to miejsce.
Zapad a cisza. Oboje zatopili si w rozmy laniach.
Malcolm mia bardzo nieszcz
liw min , ale wreszcie zebra si w sobie i machaj c nerwowo r
, rzek :
- Teraz nie mog zosta tu d
ej. Ale musimy jeszcze koniecznie porozmawia . Mo e spotkamy si wieczorem. Wracaj na gór t sam drog ,
któr przysz
, i powie klucz na miejsce. I, na mi
bosk , pami taj, jeste Karin Bengtsdatter.
Zdumia a si , bo nie s dzi a, e Malcolm b dzie chcia dalej odgrywa t komedi . Nie mia a jednak o nic wi cej pyta i skierowa a si ku drzwiom.
Malcolm powstrzyma j jednak i obj wszy ramieniem, wyzna :
- Pragn ci tylko jeszcze powiedzie , e... nie jestem rozczarowany.
- Naprawd ?
- Nie, a ty?
- Ja? Och, nie, wr cz przeciwnie... - urwa a speszona.
Sta w drzwiach, jakby pragn przed
t chwil , a dostrzeg szy zak opotanie Cathariny, u miechn si ciep o.
- Wiesz, nowa s
ca Karin uj a mnie sw naturalno ci i wra liwo ci . By
taka dobra dla ma ego Joachima. Kiedy wyzna
mi, kim jeste
naprawd , prze
em w pierwszej chwili szok. Ogarn mnie miertelny strach, e co ci si mo e sta , a równocze nie poczu em gniew, e mnie
oszuka
. Prawie natychmiast jednak po
owa em tego, przypomniawszy sobie, co ci uczyni em. Teraz, gdy us ysza em twoje wyja nienie, poczu em
si bezgranicznie nieszcz
liwy, e tak bardzo ci skrzywdzi em. Ale je li chodzi o mój stosunek do ciebie... musz wyzna , e jestem mile zaskoczony.
Na pewno by oby nam... Pasujemy do siebie i na pewno by my si
wietnie rozumieli. Skojarzone ma
stwa nie zawsze bywaj udane, ale wydaje mi
si , e nam by si uda o. A ty jak s dzisz? Czy odczuwasz to samo?
Skin a tylko g ow uroczy cie, bo ze wzruszenia cisn o j w gardle.
Malcolm w odruchu bezsilno ci odchyli g ow i przymkn oczy.
- Och, Catharino, kiedy my
o tym, co si stanie z Markanäs, chwilami ogarnia mnie czarna rozpacz. A teraz, gdy ju wiem, czego zosta em
pozbawiony, b dzie mi jeszcze gorzej.
- Wzruszy
mnie - szepn a.
- Wyzna em ci tylko szczer prawd . Spróbujemy wspólnie znale
jakie wyj cie z tej beznadziejnej sytuacji, musimy pomóc twoim siostrom.
Niczemu nie zawini y, wi c dlaczego mia yby cierpie . Zreszt ty tak e.
- A co z tob ? Przecie i ty zas ugujesz na inny los - wyszepta a Catharina.
cisn wszy jej rami powiedzia :
- Wiesz, poczu em ulg . Wprawdzie nie mog ci wyjawi prawdziwego powodu mojej decyzji z uwagi na kogo , kogo ta sprawa równie dotyczy, ale
czuj , e zyska em w tobie sprzymierze ca.
- Mo esz zawsze na mnie liczy - zapewni a go st umionym ze wzruszenia g osem. - Co mo emy uczyni ?
- Od wielu lat si nad tym zastanawiam - westchn ci
ko. - Ale porozmawiamy o tym wieczorem. Och, nie, ca kiem zapomnia em, dzi wieczorem
musz by na jakim nudnym zebraniu i wróc pó no. A jutro nie b dzie mnie przez ca y dzie , bo zacz y si ju wiosenne prace w polu. Mo e wi c
umówimy si na jutrzejszy wieczór? Dam ci znak!
Potwierdziwszy skinieniem g owy, e si zgadza, rozsta a si z Malcolmem i wróci a do swych codziennych obowi zków. Na szcz
cie nikt nie
zauwa
jej chwilowego znikni cia.
Serce rozsadza a jej rado
, bo Malcolm okaza si bardziej przyjazny, ni przypuszcza a. Zyska a pewno
, e jest wspania ym cz owiekiem, cho w
zwi zku z tym jego decyzja wydawa a si Catharinie jeszcze bardziej niezrozumia a.
Jak to straszn tajemnic próbowano ukry we dworze Markanäs?
Wieczorem, tu przed za ni ciem, us ysza a na strychu czyje kroki.
Strych podzielony by na trzy cz
ci. W jednej, nad gmachem g ównym, przechowywano, jak to zwykle w takim miejscu, stare rupiecie. Nad
skrzyd ami pa acu mie ci y si pokoje dla s
by. Kiedy Catharina przyby a do Markanäs, wszystkie pokoje na poddaszu w cz
domowników by y zaj te. Skierowano j wi c do drugiego, zupe nie pustego skrzyd a. Obiecano jej, e z czasem zamieszkaj tam kolejni pracownicy.
Nie ukrywa a, e pragn a, by nast pi o to jak najpr dzej. Przera
a j bowiem wiadomo
, e jest zupe nie sama nad wielk sal balow , w której
panowa a niepodzielnie okrutna Agneta Järncrona, od lat terroryzuj ca mieszka ców dworu.
y podziemnymi korytarzami i tylko czasami nawiedza pokój Malcolma przez tajemnicze drzwi? zastanawia a si Catharina.
Ciekawe, gdzie w
ciwie znajduje si grób tej mo nej damy? Na ogó szlacheckie rody maj rodzinne krypty w pobliskich ko cio ach. A mo e w
przepastnych lochach tego starego dworu stoj trumny ze szcz tkami przodków, a szczególnie ta jedna, w której spoczywa Agneta? Chyba nie odwa
si tego sprawdza , pomy la a. Uff... Czemu n kaj mnie takie my li, mimo e uporczywie je od siebie odsuwam?
Silny wiatr uderza gwa townie i pogwizdywa pod okapem, cho do uszu dziewczyny dociera y tak e inne odg osy...
Catharina le
a w
ku, nie mog c zmru
oka, gdy nagle us ysza a, e co si poruszy o. Zrazu wydawa o si jej, e to szczury, i wzdrygn a si
z obrzydzeniem, ale kiedy po chwili rozpozna a odg os ludzkich kroków, obla j zimny pot.
Kto podszed do drzwi.
Mo e to przysz a panna Inez, by mnie powiadomi , jakie prace mam wykona jutro rano, zastanawia a si .
Ale nie, panna Inez przecie by si nie skrada a.
Catharina zamar a, le
a cicho jak trusia, cho serce omal nie wyskoczy o jej z piersi.
To na pewno Agneta Järncrona! my la a w pop ochu. Któ inny kr
by po u pionym domu, zagl daj c w ka dy zakamarek? A mo e uda o jej si
wy ledzi , kim jest nowa s
ca, i nie spodoba o jej si pojawienie kolejnej potencjalnej pani Markanäs? Mo e Catharina zd
a popa
w nie ask ?
Przed drzwiami na moment ucich o, s ycha jedynie by o t umiony oddech. Czy duchy oddychaj ? Chyba jedynie wówczas, gdy chc kogo
przestraszy . Co zaszele ci o... szeroka jedwabna suknia z siedemnastego wieku? Nie, znów s ycha oddech przy dziurce od klucza.
Catharina zastanawia a si gor czkowo, czy przekr ci a klucz w zamku. Pewna nie by a, ale wydawa o si jej, e tak.
To absurd, zgani a siebie w my lach. Przecie duchy potrafi przenika przez mury!
Och, czemu to serce bije tak mocno, jeszcze zdradzi moj obecno
!
Na szcz
cie wiat o w pokoiku mia a zgaszone i przez dziurk od klucza nic nie da o si podejrze . Marna to pociecha, ale zawsze jaka .
Rzeczywi cie, tajemnicza istota za drzwiami wyra nie zrezygnowa a. Po chwili kroki si oddali y.
Catharina odetchn a g boko, dr
c na ca ym ciele.
Mo e powinna zawo
: „Kto tam?” Niestety, sparali owana strachem, nie by a w stanie tego uczyni , jakby jaka niewidzialna si a zaw adn a ni
bez reszty i pozbawi a woli.
Naraz przysz o jej do g owy, e to mo e Malcolm sprawdza , czy si jeszcze nie po
a, a poniewa zobaczy , e jest ciemno, odszed , nie chc c jej
budzi .
Niemo liwe, kroki zdecydowanie nie nale
y do m
czyzny. Tak lekko st pa mog a tylko kobieta. Zreszt Malcolm nie patrzy by przez dziurk od
klucza.
Zaskrzypia y drzwi na dole i Catharina us ysza a znajomy g os panny Inez:
- Elsbeth? Czy to ty?
Cisza. Ale zaraz potem g os rozleg si znów, tym razem bli ej schodów.
- Elsbeth! - wo
a surowo panna Inez, a w jej g osie wyczuwa o si strach.
A potem zaleg a cisza.
ugo jeszcze Catharina nie mog a zasn
, mimo e by a miertelnie zm czona. Le
a, nas uchuj c, i rozmy la a o okrutnej Agnecie. Przypomnia a
sobie spojrzenie, jakim j obrzuci a dama z portretu, gdy opuszcza a sal balow ...
Nazajutrz okaza o si , e zupe nie niepotrzebnie tak si jej ba a. Wszak duchy nie zostawiaj kartek z nieprzyzwoitymi rysunkami, a tak znalaz a
rankiem pod drzwiami. Zrozumia a, co oznacza szelest, jaki s ysza a w nocy. Na kartce znów by narysowany m
czyzna i kobieta, cho tym razem z
mniejsz dok adno ci anatomiczn . Pod postaci m
czyzny widnia a litera „M”, za pod postaci kobiety napisane by o dziecinnym nieporadnym
pismem „ja”. Catharina skrzywi a si ze wstr tem i odwróci a kartk . Na odwrocie znajdowa si podpis: „Karin”. Pod spodem za krótka informacja: „On
jest mój. Trzymaj si z daleka, ty dziwko!” i jeszcze podpis: „Agneta Järncrona”, z b dem w imieniu.
Catharina zmi a ohydny papier, by go natychmiast wyrzuci . Có innego mog a zrobi ? Za nic w wiecie nie pokaza aby go Malcolmowi. Umar aby
raczej ze wstydu. A nie mia a tu nikogo innego, komu by mog a si zwierzy .
A mo e powiedzie o tym pannie Inez? przemkn o jej przez g ow , ale natychmiast porzuci a t my l. Co prawda panna Inez odnosi a si do niej
do
przychylnie, ale wtajemniczaj c j , Catharina dzia
aby za plecami Malcolma, a tego wola a unikn
.
Zdecydowanym ruchem podar a kartk na drobne kawa eczki i wrzuci a do pieca. W jednej chwili zamieni y si w popió .
Ale nieprzyjemne wspomnienie nocnych wydarze nie opuszcza o jej przez ca y dzie . Pilnie wywi zywa a si ze swych obowi zków i wykonywa a
wszelkie prace bez zarzutu. Gdy kto poci gn za dzwonek, zjawia a si natychmiast uprzejma i grzeczna, cho pe na l ku, e wszyscy widz , jak
nienaturalny jest jej u miech.
Po po udniu, kiedy wraca a o ywiona od Joachima, z którym rozmowy zawsze poprawia y jej humor, natkn a si na Malcolma, kieruj cego si do
budynków gospodarskich. Tego dnia widzia a go po raz pierwszy. Silny wiatr zdmuchn mu w osy z czo a i Malcolm wyda si Catharinie jeszcze
przystojniejszy ni zazwyczaj.
Dygn a, a on rzuci przelotem:
- Dobrze, zachowuj si tak, jakby si nic nie wydarzy o. Jej oczy ledz nas z bocznego skrzyd a - powiedzia .
Boczne skrzyd o? Catharina zadr
a, patrz c w okna sali balowej. Po piesznie odwróci a wzrok, przypomniawszy sobie widruj ce oczy Agnety.
Czy by Malcolm naprawd wierzy w z moc tej damy? Jego strach sprawi , e przerazi a si jeszcze bardziej.
Uderzenie wiatru porwa o niewielk drucian klatk dla kurcz t, na szcz
cie pust . Niesiona alejk , uderzy a o cian . Dziewczyna chwyci a j i
odnios a na miejsce przy oborze.
Catharina nie obawia a si , e kto , kto podrzuci list, odkry jej zwi zek z dziedzicem. Ale nie mia a adnych w tpliwo ci, e ta osoba nie jest ca kiem
przy zdrowych zmys ach i ma obsesj na punkcie Malcolma. Gotowa jest usun
z drogi ka dego, kto si tylko do niego zbli y.
Dziewczyna wyg adzi a w osy i wesz a do pa acu. W holu us ysza a rozdra niony g os pani Tamary, dobiegaj cy z salonu. Z t umionym gniewem
mówi a:
- I co z tego, e rozmawiam z Malcolmem? Czy mi nie wolno?
- Zabraniam wam potajemnie szepta ! - krzykn a Elsbeth i doda a z pretensj : - Nic was nie obchodz . My licie tylko o sobie.
- Doskonale wiesz, e to nieprawda. I powtarzam ci, Elsbeth, po raz ostatni. Zostaw Malcolma w spokoju i nie wtr caj si do jego spraw! Ma prawo
sam wybiera sobie przyjació . Wiesz dobrze, e ci bardzo kocha i zawsze mia do ciebie anielsk cierpliwo
.
- Tak, wiem - powtórzy a Elsbeth z dzieci cym uporem. - Sam mi to powiedzia ! Ale za du o czasu sp dzacie ze sob . Stanowczo za du o. Ty,
mamo, ci gle si za nim uganiasz.
- Milcz, Elsbeth - odrzek a matka zbola ym g osem. - Co te ci przychodzi do g owy?
Elsbeth wybuchn a p aczem i wybieg a z salonu. Jej b kitne oczy ton y we zach. Kiedy mija a Catharin , zawo
a:
- Ona jest szalona! Zazdrosna o wszystko, wr cz niebezpieczna! - i znikn a.
Catharina z apa a si na tym, e bezwstydnie pods uchiwa a. Kiedy obejrza a si za wybiegaj
dziewczynk , z salonu wysz a pani Tamara. Na jej
poblad ej twarzy malowa o si napi cie.
Sil c si na oboj tny ton, zwróci a si do s
cej:
- O, jeste wreszcie, Karin. Czas podawa do obiadu!
Catharina dygn a i skierowa a si w stron kuchni. Z trudem koncentrowa a si na s owach kucharki, bo my lami kr
a wokó zas yszanej
rozmowy.
W tym pa acu rozgrywa si jaki dramat, mi osny trójk t. Jakie jednak uczucia by y tu wpl tane? Czy Elsbeth pragn a mie matk wy cznie dla
siebie, czy te chcia a jako jedyna obdarza Malcolma uczuciem? A mo e pani Tamara by a zazdrosna o sw dorastaj
córk ? Catharina ci gle nie
mog a si zorientowa , ile w
ciwie lat ma Elsbeth. Czy jest starsza, ni by to zdradza jej wygl d, czy te nad wiek dojrza a?
I jaka jest w tym wszystkim rola Malcolma? Catharin mocno poruszy y pretensje dziewczynki do matki o nadmierne zainteresowanie jedynym w tym
domu m
czyzn . Czy by to jedynie wymys chorej wyobra ni dziecka, obawiaj cego si utraty swej uprzywilejowanej pozycji, czy mo e tkwi o w tych
zarzutach ziarenko prawdy?
Malcolm wspomina mimochodem o niezdrowej atmosferze panuj cej wokó jego osoby. Ale twierdzi , e nic nie mo e zrobi , bo ma zwi zane r ce,
cho nie chcia wyjawi , dlaczego.
Catharin przesz y dreszcze, bo nagle ca a ta sytuacja wyda a jej si bardzo nieprzyjemna.
Zastanawia a si te , co z tym wszystkim ma wspólnego Agneta Järncrona, dziedziczka Markanäs sprzed dwustu lat. No i czemu drzwi w pokoju
Malcolma s tak starannie zaryglowane?
Chc c otrz sn
si z dr cz cych j my li, przypomnia a sobie popo udnie sp dzone z Joachimem. Ch opiec si bardzo do niej przywi za i cieszy
si , kiedy przychodzi a si z nim pobawi . Jego matka, ona zarz dcy, by a prost , ale mi kobiet . Z wdzi czno ci odnosi a si do Cathariny.
Joachim, najstarszy spo ród rodze stwa, by bardzo samotnym dzieckiem. Nie atwo by o go zaj
. Matka wspomnia a, e pan Malcolm w wolnych
chwilach stara si przerabia z ch opcem lekcje, gdy kalectwo uniemo liwia o Joachimowi nauk w szkole. Na pro
Malcolma równie pani Tamara
otoczy a ch opca szczególn opiek . A by o to niezwykle inteligentne i uzdolnione dziecko, tak jakby natura postanowi a zrekompensowa mu fizyczne
braki.
Catharina poczu a ciep o w sercu. wiadomo
, e sprawia si komu rado
, e jest si potrzebnym, ka dego cz owieka podnosi na duchu. A przy
tym ten ch opiec zaskakiwa j swoj wiedz . Chwilami wr cz nie nad
a za biegiem jego my li, ale nie dawa a tego po sobie pozna . Za nic w
wiecie nie przyzna aby si do pora ki. Zreszt w
nie ta cecha charakteru przywiod a j do Markanäs.
Przy nakrywaniu sto u poplami a sokiem fartuszek, wi c szybko pobieg a do swego pokoju po czysty. Na pi trze zatrzyma a si gwa townie, bo oto od
strony sypialni doszed j niepokoj cy odg os. Ws uchiwa a si przez chwil w rozdzieraj cy p acz której z kobiet. Po chwili namys u odesz a, uznaj c,
e gdyby ona znalaz a si na miejscu rozpaczaj cej, nie yczy aby sobie pociechy ze strony s
by.
Kiedy potem podawa a do sto u, dok adnie przyjrza a si obecnym. Bez trudu odgad a, która z kobiet p aka a - by a to pani Tamara....
Catharina zastanawia a si , w jaki sposób Malcolm zamierza powiadomi j o spotkaniu. A mo e o wszystkim zapomnia ? Albo, co gorsza,
owa
tego, co jej wyzna , i b dzie jej unika ?
Jednak kiedy mijali si przy drzwiach salonu po podaniu wieczornej herbaty, wsun jej dyskretnie do r ki karteczk . Catharina ci gle nie pojmowa a,
dlaczego Malcolm zachowuje si w taki sposób... Czy by by przes dny? Chyba nie wierzy , e Agneta Järncrona nadal patrzy i nas uchuje z ka dego
zakamarka?
Ale li cik Malcolma bardzo j uradowa . Kiedy znalaz a si sama w spi arni, rozwin a karteczk i przeczyta a wiadomo
: Czekaj na tylnych
schodach mi dzy kuchni a przej ciem do sypialni o wpó do jedenastej.
O wpó do jedenastej? Tak pó no? Jak ja wytrzymam, eby nie zasn
, zastanawia a si Catharina, która wieczorami bywa a taka zm czona, e
dos ownie pada a z nóg. Wiedzia a jednak, e Elsbeth nie k adzie si do
ka wcze niej ni o wpó do dziesi tej, a matka musi wówczas tak e i
do
sypialni. Dziewczynka bowiem nie mog a cierpie , e co si dzieje pod jej nieobecno
. Panna Inez tak e przy cza a si do nich.
Malcolm wi c chcia mie pewno
, e kiedy spotka si ze s
, wszystkie wspó mieszkanki dworu b
ju spa .
ROZDZIA VI
Ale wieczór nie up yn im tak, jak zaplanowali.
Rodzina zasiad a do herbaty, Catharina za stan a dyskretnie z boku, gotowa w ka dej chwili us
, gdyby zosta a o to poproszona. Wszyscy z
niepokojem nas uchiwali szalej cej za oknami wichury. Od Ba tyku rozko ysanego wiosennym sztormem przewala si przez równin Östergötland
prawdziwy huragan. Stary pa ac trzeszcza w spojeniach.
Catharina rzuci a zatrwo one spojrzenie na Malcolma, ale jego widoczne zdenerwowanie spot gowa o jeszcze niepokój dziewczyny.
- W czasie ostatniej wichury zerwa o dachy w czworakach - mrukn .
- Pami tam - westchn a pani Tamara. - Có to by za ywio !
Elsbeth wsta a od sto u i podesz a do okna.
- Spójrzcie na ksi
yc - odezwa a si zafascynowana. - Gna gdzie mi dzy chmurami. O, teraz znikn ... Nie, znowu wieci! Na dworze jest
cudownie, wiatr szarpie drzewa, omal ich nie wyrywaj c z korzeniami, unosi w gór wszystko, co da si porwa z ziemi. O, znów si
ciemni o niczym w
grobie.
W b kitnych oczach dziewczynki czai o si dziecinne zdumienie nad si ami przyrody, ale nie okazywa a strachu, raczej zachwyt.
- Usi
, prosz , Elsbeth! - upomnia a córk pani Tamara. - Jest ju dostatecznie strasznie. Nie wywo uj wi c z ych mocy.
Ledwie sko czy a mówi , rozleg o si g
ne walenie w drzwi frontowe. Wszyscy odruchowo zwrócili wzrok ku Catharinie, wi c posz a otworzy .
wiadomo
, e w salonie siedzi Malcolm, doda a jej odwagi, inaczej pewnie by si zawaha a.
Nacisn a klamk . Drzwi si otworzy y tak gwa townie, e omal nie wyrwa o jej r ki. Lampy oliwne o wietlaj ce hol zamigota y i zgas y. Zd
a
jednak rozpozna zarz dc .
- Czy mog porozmawia z panem dziedzicem? - zawo
.
- Oczywi cie, wejd ! - odkrzykn mu Malcolm. - Ale zamknij drzwi, na mi
bosk ! Karin, czy mo esz zapali lampy?
Zarz dca, kulej cy nieco po doznanym urazie kolana, przeszed po omacku do salonu, w którym Malcolm kaza zainstalowa nowoczesne lampy
naftowe. Takie same zakupi te na pi tro i zamówi nast pne z zamiarem umieszczenia ich w holu. Tego wieczoru przekonali si , jak bardzo s
przydatne.
Kiedy Catharina mozolnie rozpala a na nowo wszystkie lampy, us ysza a strz py rozmowy prowadzonej w salonie.
- Wszyscy si boj - mówi zarz dca. - Dachy kilku chat trzeba by przymocowa linami... zagroda dla wi ... banda Torstenssona...
Przypomnia a sobie, e w kuchni s
cy rozprawiali o bandzie, a w ich s owach strach miesza si z podziwem. Podobno by a to grupa
rzezimieszków otoczonych glori bohaterów. Rabowali bogate domy, posuwaj c si nawet do brutalnych mordów. Kilku cz onków bandy z apano i
osadzono w wi zieniu, ale natychmiast do czyli nowi, bo przynale no
do gangu nobilitowa a niejako ka dego zbira.
- Pójd z tob - zadecydowa Malcolm i ruszy do wyj cia. Kiedy otworzy drzwi, zapalone z takim trudem lampy oliwne znowu zgas y, ale m
czy ni
nawet tego nie zauwa yli. Poniewa drzwi do salonu by y zamkni te, Catharina nagle zosta a sama w kompletnych ciemno ciach.
Krzykn a przestraszona. Zwabiona ha asem, do holu wesz a pani Tamara, a ujrzawszy, co si sta o, nakaza a:
- Karin, id na gór i znie wszystkie lampy naftowe z korytarza. Ja tymczasem zajrz do kuchni, eby sprawdzi , czy maj zapas nafty. Widzia am,
e jedna z lamp jest ju pusta.
Catharina po ciemku dosz a do schodów, ale w chwili, gdy ksi
yc rzuci blad smug , otworzy y si drzwi do salonu i stan a w nich Elsbeth.
- Zamknij te drzwi, córeczko! - zawo
a pani Tamara. - Bo powstaje straszny przeci g, gdy równocze nie otwarte s drzwi wej ciowe. Je li b dziesz
chcia a pój
do kuchni, u ywaj tylnego wyj cia.
Elsbeth pos ucha a matki. Catharina tymczasem wesz a na pi tro i wzi a lamp , a potem znios a j na dó i postawi a na wielkim kufrze w holu.
nie wchodzi a ponownie na gór po kolejn lamp , gdy nast pi a seria nieoczekiwanych wydarze . Ksi
yc znów skry si za chmurami. Kiedy
Catharina znalaz a si mniej wi cej w po owie schodów, poczu a naraz lodowaty u cisk wokó kostki i silna d
poci gn a j po stopniach w dó .
Przera ona rozejrza a si wokó i wówczas zobaczy a dziwn jasno
na jednej z pobliskich cian. W nast pnym u amku sekundy zrozumia a, e drzwi
do sali balowej stoj otworem i wylewa si stamt d srebrzysta po wiata. Ale zaraz ksi
yc znów zaszed za chmury i zapad y ciemno ci. W dzwoni cej
ciszy rozleg si przera liwy krzyk Cathariny.
cisk wokó ydki zel
, wi c dziewczyna wykorzysta a okazj i wdrapa a si po schodach. Dygocz c ze strachu wzywa a pomocy.
Z kilku stron wpadli do holu domownicy. Pani Tamara trzyma a wiecznik w d oni i o wietlaj c sobie drog wo
a:
- Co si sta o? Czy to ty krzycza
, Elsbeth?
- Nie, mamo - odpowiedzia a córka z min niewini tka.
- Ale , Bo e drogi - us yszeli g os panny Inez. - Dlaczego s otwarte drzwi do sali balowej?
- To ja krzycza am - odezwa a si Catharina schodz c z góry. - Kto mnie napad , gdy wchodzi am po schodach.
- Napad ?
- Tak, jaka lodowata r ka chwyci a mnie za nog .
Zgromadzeni na dole domownicy zamilkli w zdumieniu, jakby nie dowierzaj c s owom s
cej.
- Za nog ? Có to znowu za bzdury? - zdziwi a si panna Inez zgorszona absurdalnym oskar eniem Cathariny.
- To prawda - upiera a si dziewczyna, z trudem powstrzymuj c si od p aczu. - Prosz , czy mo esz, pani, zamkn
te drzwi? Nie odwa
si nawet
zbli
do nich.
Pani Tamara bez wahania zamkn a sal balow i zwróci a si do s
cej ze s owami:
- Karin, co ci si musia o przywidzie . Ale, bardzo prosz , nie opowiadaj o tym w kuchni!
Nagle znowu otworzy y si drzwi frontowe i gwa towny podmuch wiatru zgasi p omienie wiec.
- Drogi Malcolmie, nie otwieraj tak szeroko drzwi! - zawo
a z desperacj w g osie pani Tamara. - Za ka dym razem gdy wychodzisz lub wchodzisz,
powstaje straszny przeci g. Nie nad
amy zapala lamp.
Catharina dr
r
zapali a lamp naftow i w ciemnym wn trzu rozla a si uspokajaj ca jasno
.
Malcolm od razu wyczu napi
atmosfer i zapyta , co si sta o.
Dok adn relacj zda a panna Inez, nie kryj c przy tym swego niedowierzania co do prawdziwo ci zdarze przedstawionych przez Catharin . Ale
Malcolm, rzuciwszy przeci
e spojrzenie na twarz s
cej, poszed dok adnie obejrze schody.
- W którym miejscu to si sta o? - zapyta .
Catharina usi owa a przypomnie sobie, sk d czo ga a si na gór , a Malcolm tymczasem poprosi pani Tamar :
- Mamo, czy mog aby razem z Inez i Elsbeth obudzi s
? Dzisiejszej nocy nie mo emy spa . Trzeba b dzie pomóc robotnikom dworskim i ich
rodzinom.
Pani Tamara skin a g ow .
- Czy wiatr wyrz dzi du e szkody?
- Istnieje du e zagro enie - odrzek krótko, a kiedy kobiety opu ci y hol, zwróci si do Cathariny: - Sta w miejscu, gdzie to si sta o!
Zrobi a tak, jak kaza , i odezwa a si niepewnym g osem:
- To chyba tutaj.
Malcolm bez s owa zatrzyma si w k cie za schodami i prze
ywszy r
przez balustrad , chwyci dziewczyn za nog .
- Tak? - zapyta cicho.
- W
nie tak - wzdrygn a si z l kiem. - Tyle e r ka by a lodowata.
Rozejrza si dooko a. Pod schodami sta o wiadro, zostawione zapewne przez któr
ze s
cych. Nie zastanawiaj c si wiele, zanurzy r
w
brudnej wodzie, a potem wytar szy j o spodnie chwyci dziewczyn ponownie. Tym razem jego d
by a zimna jak lód.
- Tak! - omal nie krzykn a, a Malcolm tylko pokiwa g ow . - Ale drzwi do sali balowej by y otwarte.
- Pewnie kto specjalnie je otworzy .
- S dzisz, e...
- Nic nie s dz , póki co! - rzek i doda pe nym bólu g osem: - Och, Catharino, dlaczego nie mo emy by razem? Przecie jeste my dla siebie
stworzeni. Tak pragn twej przyja ni, t skni do twej... - nie doko czy .
- Wiem - odpowiedzia a cicho, domy laj c si , co chcia powiedzie .
Ale oto us yszeli powracaj cych domowników, wi c Catharina zbieg a po piesznie ze schodów.
- Musisz st d wyjecha , najmilsza - szepn rozgor czkowany. - Chocia serce mi si kraje na sam my l, e strac ci z oczu. Prosz ci jednak,
opu
natychmiast Markanäs, wyjed jutro rano! Kto odkry nasz zwi zek.
Catharina z trudem prze kn a lin . Jak to? my la a rozdarta. Wyjecha st d, teraz, kiedy go pozna a i do wiadczy a jego blisko ci? Po tym, jak j
obejmowa ?
- To zbyt niebezpieczne - szepta . - Boj si o ciebie. Je li ci si co stanie, nigdy sobie tego nie daruj .
Patrzy a z rozpacz na twarz Malcolma, która na krótk chwil znalaz a si tu przy jej twarzy.
Kiedy Tamara z siostr i córk wróci y do holu, zasta y Catharin pochylon nad lamp , Malcolm za kierowa si ku wyj ciu. Nim doszed do drzwi,
rozleg o si g
ne pukanie.
Za drzwiami sta znowu zarz dca, ale tym razem nie sam. Za jego plecami t oczyli si mieszka cy czworaków, a w bladob kitnej po wiacie
ksi
ycowej nocy wiosennej wida by o ich przera one twarze.
- Prosz o udzielenie im schronienia we dworze, panie Järncrona. Boj si siedzie w chatach podczas tej okropnej wichury! Poza tym kr
plotki,
e w okolicy grasuj banda Torstenssona.
Malcolm spojrza pytaj co na Catharin , ale szybko odwróci wzrok na pani Tamar .
Uwa a mnie za prawowit pani dworu, pomy la a nie bez dumy. Omal si nie zdradzi .
Tamara skin a g ow przyzwalaj co.
- Powiedz, e wszyscy, którzy sobie tego ycz , mog si schroni w pa acu.
Malcolm wyda si Catharinie taki dostojny, kiedy wypowiada te s owa. Jak e zaimponowa o jej to, e wszyscy szukaj u niego rady i wsparcia.
- Pozostali - mówi dalej Malcolm - pójd wraz ze mn sprawdzi stan chat i budynków gospodarskich.
- Wydaje mi si , e wytrzymaj nawa nic - rzek zarz dca. - Najbardziej jest zagro ona zagroda dla wi .
W kwadrans pó niej w holu zaroi o si od przyby ych ludzi. Pani Tamara z siostr stara y si ulokowa wszystkich w najwi kszym salonie. Elsbeth
sta a z boku i obgryzaj c paznokcie, obserwowa a z ciekawo ci nieoczekiwanych go ci.
Panna Inez nie kry a swego niezadowolenia i w przeciwie stwie do Tamary podkre la a na ka dym kroku swoj wy szo
.
- Witaj, Joachimie! - zagadn a w przelocie Catharina i cmokn wszy ch opca, po pieszy a do kuchni odnie
herbat , o której w nat oku zdarze
wszyscy zapomnieli. Kucharce wydano ju polecenie, by wszystkich przyby ych w miar mo liwo ci nakarmi .
Catharina zauwa
a, e w ród s
by zapanowa o poruszenie. Uwa ali si za lepszych od robotników pracuj cych w polu i w obej ciu, dlatego z
oburzeniem przyj li polecenie, by serwowa im jaki posi ek, na domiar wszystkiego w salonie.
Catharina, wywodz ca si z wy szych sfer, uzna a w pierwszej chwili sytuacj za zabawn , zaraz jednak u wiadomi a sobie, jak niewiele wiedzia a o
yciu pospólstwa, jego pogl dach i zwyczajach. Mo e jednak, mimo wszystko, dni sp dzone w Markanäs przynios y jej jak
korzy
? Pomog y
rozszerzy horyzonty? Chyba by o mi to potrzebne, pomy la a samokrytycznie.
Wracaj c przez hol, natkn a si na Malcolma, który si po co wróci . Korzystaj c z tego, e wokó panowa nieopisany gwar, zapyta a:
- Czy mog pój
z tob ? Mo e si na co przydam?
Wida by o, e ch tnie widzia by j u swego boku, czy to ze wzgl dów bezpiecze stwa, czy z innych powodów. Po chwili namys u odpar jednak:
- Lepiej zosta w domu. Za bardzo rzuci oby si to w oczy. Tylko b agam ci , zachowaj ostro no
i... nie zapomnij, e mamy si spotka pó nym
wieczorem. Nie zd
ymy o wpó do jedenastej, tak jak planowali my, ale mo e godzin pó niej?
Kiwn wszy g ow na znak zgody, odesz a.
By a nieopisanie szcz
liwa, e Malcolm nada pragnie spotka si z ni sam na sam. Jej twarz rozpromieni radosny u miech. Odwróci a si i omal
nie zderzy a si z pani Tamar stoj
obok córki w drzwiach salonu. Elsbeth nie spuszcza a wzroku z Cathariny.
Nie mog y nic s ysze , na pewno nic nie s ysza y, pociesza a si dziewczyna. Ale pewnie troch si dziwi ...
Odetchn wszy g boko, z udawanym spokojem min a obie damy i wesz a do salonu, który ca kiem zmieni swój wygl d. Uderzy j w nozdrza odór
ubra ch opów pracuj cych w oborze, wo wilgotnej skóry i ca a gama obcych zapachów.
Dzieciaki, szczególnie dziewczynki, siedz c na kraw dzi krzese patrzy y z rozdziawionymi buziami na gobeliny i aksamitne kotary. Ch opcy za nie
mogli oprze si pokusie, by nie dotkn
figurek ze z ota i ko ci s oniowej postawionych dla ozdoby na rokokowej komodzie. Raz po raz która z matek
musia a klapsem powstrzyma swe latoro le.
Catharina kr
a pomi dzy ch opskimi rodzinami, nape nia a pó miski, cz stowa a napojami i przyja nie zagadywa a wszystkich.
To ja powinnam by wasz dziedziczk , my la a rozczulona i zarazem zasmucona. Tymczasem widzicie mnie w ca kiem innej roli...
Podesz a do kolejnego stolika i a podskoczy a, wyrwana gwa townie ze swych rozmy la . Który z siedz cych tam podstarza ych ch opów,
niezdolnych ju do pracy w polu, klepn j w po ladek i gwizdn przeci gle. Pozostali miali si i mrugali do niej.
Catharina prze
a szok. W pierwszym odruchu chcia a przywo
do porz dku bezczelnego gbura, ale zdo
a si powstrzyma , ujrzawszy w
pobli u naburmuszon pann Inez. Ograniczy a si jedynie do ostrego spojrzenia.
Wichura nie ustawa a, szyby dr
y pod naporem silnych podmuchów wiatru. Catharina us ysza a, jak jakie kobiety z l kiem w g osie rozprawiaj o
bandzie Torstenssona. Czego one si w
ciwie boj ? pomy la a. Przecie ich skromny dobytek na pewno nie stanowi pokusy dla takich z odziei.
W drzwiach frontowych pojawi si Malcolm i zawo
g
no:
- Karin!
Po piesznie wysz a mu naprzeciw, k tem oka dostrzegaj c zatroskan twarz pani Tamary i zagniewan Elsbeth. Panna Inez patrzy a z wyra nym
zdumieniem.
- Karin, czy mog aby opró ni magazyn przy schodach kuchennych? Musimy tam przenie
prosi ta. Zagroda dla wi runie lada moment. I
przynie moj kurtk z gabinetu. Dasz j staremu Svenssonovi.
Wyszed , nim zd
a cokolwiek odpowiedzie .
Trzy damy, które zaniepokoi o troch zainteresowanie Malcolma s
, rozpogodzi y si s ysz c, e kierowa a nim jedynie troska o prosi ta.
Catharina znalaz a kurtk Malcolma i zapyta a w salonie o Svenssona. Staruszek ruszy ku wyj ciu, a tymczasem Catharina posz a do kuchni.
Wybra a okr
drog przez jadalni . Mimo panuj cego pó mroku przy kredensie ze srebrami dostrzeg a dwóch m
czyzn, którzy na odg os kroków
odwrócili si gwa townie. Byli zbyt m odzi, by chroni si we dworze, poza tym ich twarze po yskuj ce w ciemno ciach wyda y jej si ma o sympatyczne.
To banda Torstenssona, ol ni o j . Zdj ta l kiem, zmusi a si , by przybra naturalny ton.
- Chyba s yszeli cie, e macie siedzie w salonie, a nie kr ci si po ca ym domu - ofukn a ich i posz a dalej, nie zwracaj c uwagi na przeprosiny,
jakie wymamrotali pod nosem. Kuchennym korytarzem pod
a bez tchu do wyj cia.
Silny podmuch wiatru uderzy w dziewczyn , omal jej nie przewracaj c. W ostatniej chwili uczepi a si
ciany. Nie zdawa a sobie sprawy, e wieje z
tak si . W ciemno ciach straci a orientacj . Nieoczekiwanie z pomoc przyszed jej ksi
yc, który wychyli si zza postrz pionych chmur gnaj cych po
niebie i o wietli
cian pa acu. Jej oczom ukaza y si okna sali balowej, mign rz d portretów. Odwróci a si po piesznie, bo o
o w niej przykre
wspomnienie. Wiedzia a ju jednak dok adnie, w którym miejscu si znajduje.
Zgi ta wpó przedziera a si przez park. W oddali od strony zabudowa gospodarskich us ysza a przera liwy kwik prosi t i g
ne przekle stwa
robotników. Z ciemno ci wy oni a si wysoka posta i doszed j g os Malcolma.
- Panie dziedzicu...
- Catharina? Karin? Co ty tu robisz? Mia
przecie ...
- Panie dziedzicu, widzia am w jadalni jakich zbirów - mówi a zdyszana. - Wydaje mi si , e nale
do bandy Torstenssona. Kradli srebro. Pewnie
wykorzystali zamieszanie, poza tym w holu tyle razy gas y lampy... A mo e dostali si kuchennym wej ciem?
Ch opi zgromadzili si wokó nich i s uchali urywanych wyja nie Cathariny.
- Ilu ich by o?- spyta Malcolm, k ad c jej r
na ramieniu.
- Widzia am dwóch - odpowiedzia a, czuj c ciep o w sercu.
- Ale mog o by ich wi cej. Hans, wsiadaj na konia i czym pr dzej sprowad tu lensmana. Wy trzej zajmiecie si prosi tami, a pozostali pójd ze mn
- zarz dzi Malcolm. - Czy kto ma strzelb ?
- Ja mam - rozleg si g os zarz dcy.
- Doskonale. Karin - zwróci si Malcolm do dziewczyny. - Pójdziesz do mojego gabinetu. Ty mo esz porusza si swobodnie po domu, nie
wzbudzaj c podejrze . W szufladzie biurka jest schowany pistolet, a w dolnej szufladzie w bocznej szafce le y pude ko z amunicj . Ukryj to wszystko
pod ubraniem i przynie tutaj.
Malcolm by przekonany, e Catharina wybierze frontowe drzwi, gdzie kr ci o si wiele osób i nic nie mog o jej zagra
, tymczasem dziewczyna
wróci a po piesznie t sam drog , któr przybieg a. Znikn a w mroku i nikt nie zauwa
, e pod
a w stron kuchennego wej cia.
W sieni zderzy a si z pi cioma drabami.
- Czy nie mówi am ju wam, e nie wolno pl ta si po ca ym domu? - zawo
a g
no w nadziei, e kto j us yszy.
Tymczasem Malcolm, nie wiadom, któr dy posz a Catharina, zaczai si przy tym samym wej ciu.
- Odsu si , dziewczyno! - zawo
pogardliwie jeden z rabusiów na widok s
cej i popchn j na bok. Niemal jednocze nie otworzy y si drzwi i do
rodka wtargn Malcolm ze swymi lud mi. atwo si domy li , jakie uczucia nim ow adn y, gdy zobaczy Catharin szarpi
si z pi cioma
opryszkami. Zrozumia , ile znaczy dla niego ta drobna dziewczyna. Przeklina w duchu sw nieostro no
. Jak móg j wys
po bro , nie upewniwszy
si , e wejdzie frontowymi drzwiami?
Nie namy laj c si ani chwili, jeden z bandytów obezw adni brutalnie Catharin i przystawi jej nó do gard a.
- Jeden krok, a zad gam dziewczyn ! - wrzasn .
Malcolm sta jak skamienia y, patrz c na rabusiów wycofuj cych si w g b domu z Catharina jako zak adniczk .
Na szcz
cie kilku ch opów Malcolma wykaza o si roztropno ci i zosta o przed budynkiem. Kiedy us yszeli, co si dzieje, wbiegli do rodka
ównym wej ciem i zaskoczyli bandytów od ty u. Zarz dca, który tak e by z nimi, podniós nie nabit strzelb i zawo
:
- Pu
cie dziewczyn , i to natychmiast!
Przywódca, prawdopodobnie sam Torstensson, zakl siarczy cie i poci gn zak adniczk w stron drzwi, które mign y mu w pó mroku.
- T dy! Szybko! - krzykn .
- Nie! - zawo
a Catharina. - To piwnica!
Ale bandyci ju otworzyli drzwi i wepchn wszy dziewczyn , przecisn li si za ni . Catharina poczu a, e ziemia usuwa jej si spod stóp.
ROZDZIA VII
Na szcz
cie schodzi a ju kiedy t dy i wiedzia a, z której strony mo na przytrzyma si por czy. Dwaj rabusie run li z hukiem w dó , dwóch innych
ch opi zd
yli pochwyci w korytarzu, na schodach za , tu obok Cathariny, zosta tylko jeden. Zd
jednak w ostatniej chwili zaryglowa drzwi. Po co,
na mi
bosk , elazna sztaba od strony piwnicy? zdumia a si przera ona dziewczyna, s ysz c, jak Malcolm ze swymi pomocnikami szarpie ci
kie
wrota.
- Catharina! - us ysza a g os ukochanego.
mego prawdziwego imienia, pomy la a. To znaczy, e jest bardzo zdenerwowany.
- Tu jes... - nie doko czy a, bo jaka silna d
zas oni a jej usta i zosta a brutalnie poci gni ta w dó .
- Prowad do wyj cia - warkn rabu , którym by , jak s dzi a, sam Torstensson.
- Nie znam drogi - zdo
a wydusi przez zas oni te usta. - Jestem tu nowa.
- Nie kr
! Idziemy, pospiesz si !
Nagle potkn li si o opryszka, który spad ze schodów i musia si mocno pot uc, bo zwija si z bólu.
- Wstawaj - rozkaza mu Torstensson.
- Nie mog , a Kalla chyba si zabi .
- Wstawaj, jak ci ka
- zdenerwowa si szef bandy i zakl siarczy cie.
Poszkodowany podniós si z j kiem.
- Prowad nas do wyj cia, ma a!
W przyp ywie desperacji Catharina wyrwa a si napastnikowi i pop dzi a na o lep, s ysz c z ty u gro ne nawo ywania, aby zawróci a.
Gdzie tu musz by jeszcze jedne schody, my la a gor czkowo. Te, którymi zszed Malcolm! Tylko gdzie?
Och, Malcolmie, ile jeszcze nieszcz
spadnie na ciebie i twoje Markanäs? Czy nie do
cierpisz, zmagaj c si z przekle stwem ci
cym nad
dworem, od pokole nale
cym do twego rodu? Trzeba by o jeszcze takich zbirów, by ci zatru
ycie? Dlaczego to dotyka w
nie ciebie, szlachetnego
i wra liwego cz owieka o wielkim sercu?
Catharina, opieraj c si jedn r
o o liz y mur, posuwa a si naprzód. Za plecami s ysza a g osy goni cych j m
czyzn. Ranny, nie mog c
zapewne nad
, j cza g
no:
- Poczekaj na mnie, Torstensson!
A wi c s usznie si domy la a, e to sam herszt bandy.
Jemu nie chodzi o to, by mnie z apa , pociesza a si , szuka po prostu wyj cia. Ciekawe, w jakim stanie jest ten drugi. Z pewno ci nie jest z nim
dobrze, skoro tak g
no j czy.
Catharina znalaz a si nagle w jakim pomieszczeniu. Znikn mur i odnosi o si wra enie, e wokó jest wi ksza przestrze . Przykucn a pod cian
tu za rogiem, za ustawionymi w tym miejscu workami z w glem.
Potykaj c si , Torstensson min j z ha asem i znikn gdzie w piwnicznej otch ani. Ale co si sta o z tym drugim? Z oddali dochodzi o jakie
powolne cz apanie. Czy by zab dzi , pogubi si w ciemnych korytarzach?
Có , ona tak e straci a ca kiem orientacj i nie mia a poj cia, gdzie si dok adnie znajduje.
Znów us ysza a jakie dalekie odg osy. Pewnie Malcolm ze swymi lud mi zszed drugimi schodami. Ale to musia o by gdzie na drugim ko cu
budynku! Pewnie w s siednim skrzydle. Gdyby jeszcze mog a wezwa pomocy! Tymczasem ba a si nawet pisn
, wiedz c, e gdzie w pobli u czyha
dwóch gro nych rabusiów. Jeden co prawda by prawdopodobnie unieszkodliwiony, ale póki nie mia a ca kowitej pewno ci w tym wzgl dzie, wola a nie
ryzykowa .
Czy odwa y si pój
w kierunku dochodz cych z dala g osów? Chyba tak, napi te do granic wytrzyma
ci nerwy i tak nie pozwol jej siedzie w
jednym miejscu i czeka .
W piwnicznych korytarzach panowa y grobowe ciemno ci, kiedy jednak Catharina mimo l ku ruszy a po omacku naprzód, dotar a do przej cia
biegn cego zapewne wzd
zewn trznej ciany pa acu. Przez umieszczone wysoko trzy okienka s czy o si ksi
ycowe wiat o. Nie by a pewna, czy
powinno j to cieszy . Wprawdzie widzia a teraz lepiej, ale równocze nie sama bardziej rzuca a si w oczy.
skie g osy s ycha by o coraz bli ej, kto wo
j po imieniu, s ysza a te Malcolma. Ba a si jednak odpowiedzie na te nawo ywania. Postanowi a
poczeka , a m
czy ni podejd ca kiem blisko. Minuty nerwowego oczekiwania ci gn y si niemi osiernie, gdy nagle, ku swej rozpaczy i przera eniu,
us ysza a g osy spiesz cych jej na ratunek m
czyzn gdzie na ukos za swymi plecami.
Pocz tkowo nic nie pojmowa a, zaraz jednak zorientowa a si , e przez t ogromn piwnic prowadzi równolegle kilka korytarzy.
To znaczy, e si min li. Jak teraz zdo a dotrze do Malcolma? Ju mia a zawo
, gdy nieoczekiwanie us ysza a w pobli u tu za sob niepewne
kroki.
Bezwiednie wydoby a z siebie cichy zduszony krzyk, po czym niewiele si namy laj c, poderwa a si i pogna a przed siebie. Min a okienka i
przera ona do utraty zmys ów p dzi a dalej, r kami obmacuj c szorstkie mury. Nagle potkn a si na nierównym kamiennym pod
u i upad a,
uderzaj c si w g ow . Le
a, nie maj c si , by si podnie
, poranione d onie piek y j niemi osiernie.
Roz alona pomy la a sobie, e na górze w salonie siedz sobie spokojnie okoliczni ch opi z rodzinami, gdy ona tymczasem le y w ciemnej piwnicy...
Ale co to? Kroki pod
y w lad za ni . Powolne, niepewne...
Catharina ca kiem straci a panowanie nad sob . Rzuci a si do ucieczki, w mroku badaj c wyci gni tymi ramionami przestrze wokó siebie.
Tymczasem z otch ani dochodzi o ci
kie sapanie. Zatrzyma a si na moment, po czym ruszy a w przeciwnym kierunku. Nie s ysza a ju ani Malcolma,
ani jego pomocników, pewnie dotarli do schodów, przy których le
bez ducha jeden z bandytów. Bieg a jak oszala a, nie zastanawiaj c si , czy w
dobr stron . Nagle znów potkn a si o kamie i upad a. R kami wyczu a jakie kraty, elazn furtk , czy co w tym rodzaju. Ostro nie chwyci a za
pr ty i szarpn a lekko. Poczu a opór, ta krata musia a by ogromna. Smuga ksi
ycowego wiat a przedar a si przez piwniczne okienka i rozja ni a
mrok. Za krat znajdowa a si jaka wn ka. Ksi
yc schowa si za chmury i znowu zapanowa y egipskie ciemno ci. Ale Catharina zd
a zauwa
za elaznymi pr tami wyprostowan posta kobiety, spogl daj cej na ni z góry.
Krzykn a, przera ona do utraty zmys ów. Oderwa a d onie od pr tów i odwróciwszy si na pi cie uciek a z tego miejsca. Wo
a Malcolma. Nie
wiedzia a, ile razy potyka a si i przewraca a, nie zwraca a na nic uwagi. Wpad a na kogo , kto tylko zakl i usi owa j z apa , ale ona wyrwa a si i
bieg a dalej, wci
s ysz c skrzypienie kraty. Gdzie w oddali w s siednim korytarzu kto wzywa pomocy. I wreszcie us ysza a g os Malcolma.
- Catharina! - wo
.
Z p aczem pobieg a ku niemu, ale wpad a znów na jak
cian czy drzwi i zrezygnowana osun a si na ziemi , szlochaj c rozpaczliwie.
- Tutaj jest! - krzykn kto i chwyci j za ramiona. - Tu w rodku!
- Pu
mnie! Zostaw! - szlocha a.
- Dobrze, ju dobrze, Karin - us ysza a g os zarz dcy. - To my, znale li my ci , ju nie musisz si ba !
Ale oto dobieg Malcolm i obj j bezpiecznym ramieniem. Wtuli policzek w jej w osy, chc c j pocieszy . Kiedy uspokoi a si troch , wymamrota a
niewyra nie:
- By a tam, widzia am j .
- J ? Chyba ich! Przecie na dole skry o si kilku rabusiów.
- Jeden spad ze schodów i mocno si poturbowa .
- Jeden le
zabity - liczy Malcolm. - Razem dwóch.
Kiwa a g ow , wtulona przez ca y czas w jego ciep kurtk , i usi owa a opanowa p acz.
- Torstensson jest gdzie blisko. Przed chwil si z nim zderzy am.
czy ni ruszyli po piesznie we wskazanym przez dziewczyn kierunku.
- Czy dlatego tak si wystraszy
? - pyta Malcolm.
- Nie, ale to by a ona... tam w krypcie... Agneta Järncrona. Zabierz mnie st d, Malcolmie. Wyprowad mnie z tych ciemno ci!
Na nowo zala a si
zami.
- Nie, poczekaj! Jaka krypta? O czym ty mówisz?
- Kraty. Widzia am j tam w blasku ksi
yca wpadaj cym przez dwa okienka.
Odezwa si zarz dca, który przez ca y czas sta w pobli u:
- Dwa okienka? Wiem w takim razie, gdzie to by o.
- Ja tak e - powiedzia Malcolm. - Chod , Catharino!
Zarz dca zastanawia si , dlaczego dziedzic uparcie nazywa s
Karin innym imieniem, ale nie mia go o to zapyta .
- Nigdy! Nie wróc tam za adne skarby. Chc st d wyj
.
- Tam ci nic nie grozi - uspokaja Malcolm dziewczyn . - Pójdziemy razem, mamy lampy, nie ma si czego ba .
Zrezygnowana apatycznie ruszy a za m
czyznami, kurczowo trzymaj c Malcolma za r
.
Nie uszli daleko, gdy dosz y ich jakie przekle stwa i odg osy bójki.
- Z apali Torstenssona - stwierdzi zarz dca. - Chyba zmusili go, by si podda .
- Chc na gór - poj kiwa a zrozpaczona dziewczyna.
- Zaraz wyjdziemy - pociesza j Malcolm. - Tu niedaleko znajduj si drugie schody.
Jak oni si orientuj w tym labiryncie korytarzy? zastanawia a si oszo omiona.
Ale piwnica o wietlona lampami nie wygl da a ju tak strasznie.
Min li jednego z ch opów, który zdyszanym g osem meldowa , e z apali dwóch opryszków.
- Jeden jest nieszkodliwy - doda . - Wynie li my go kuchennym wyj ciem. Podobno lensman ju przyjecha .
- Doskonale. W takim razie mamy ca pi tk .
- Tak, band Torstenssona w komplecie.
- Troch si wi c tu, w Markanäs, przys
yli my sprawie - orzek z dum Malcolm. - Ale to g ównie zas uga Karin!
Catharina jednak wcale nie zareagowa a na pochwa . Pragn a tylko jednego: wyj
z piwnicy.
- Przepraszam, e pytam - wtr ci si zarz dca. - Jak ona w
ciwie ma na imi , Karin czy Catharina?
Dopiero teraz Malcolm u wiadomi sobie z przera eniem, e si wielokrotnie przej zyczy . Odpar jednak przytomnie:
- Karin. Ci gle mi si myl te imiona.
- Dlaczego tak si przerazi
? - spyta a go szeptem Catharina, kiedy zarz dca ich wyprzedzi .
- Ona czyha na ciebie - wymamrota tylko i zamilk .
„Ona?” Czy by wi c Malcolm mimo wszystko wierzy , e Agneta Järncrona straszy w pa acowych korytarzach?
Zatrzymali si , gdy zarz dca odwróci si do nich i podniós w gór lamp . Catharina miertelnie si wystraszy a pod wietlonej postaci i zawróci a,
umi c okrzyk.
- Nie! Catharino, stój! - powstrzyma j Malcolm. - Tu nie ma nic gro nego! Czy to t krat widzia
?
- Tak - pisn a
nie.
- K ódka nie powinna by zamkni ta - powiedzia z gniewem zarz dca.
- Nie. Ale przecie , kiedy t dy schodzili my, by a otwarta! - odpar zdziwiony Malcolm i zwracaj c si do dziewczyny, rzek : - Spójrz, to, co wzi
za
krypt , jest wn
ze schodami prowadz cymi na gór .
- Ale ja j widzia am! Sta a za krat !
- Pos uchaj, Catharino! To znaczy Karin. W Markanäs nie ma adnej krypty i nigdy nie by o. Wszyscy moi przodkowie zostali pochowani w pobliskim
ko ciele. Agneta Järncrona tak e.
Zarz dca spojrza na Malcolma i potrz sn g ow w zamy leniu.
- Ona znów staje si niebezpieczna - powiedzia .
- Tak, musimy co zrobi - potwierdzi Malcolm.
- S usznie. Z jakiej racji wszyscy maj cierpie przez jedn osob ? Zamkn a k ódk , eby Karin nie mog a si wydosta ... - doda tym samym tonem.
- Tak przypuszczam - westchn Malcolm.
- To prawda, kiedy zbli
am si do kraty, us ysza am jaki trzask - wtr ci a Catharina.
- Hmm... - westchn Malcolm nieobecny duchem. - Wyjd my st d!
Nareszcie upragnione s owa, na które tak czeka a.
czy ni otworzyli k ódk i poprowadzili dziewczyn schodami na gór . Z uczuciem ulgi wysz a z ciemnej piwnicy do holu, tu przy schodach na
pi tro.
Na spotkanie wybieg y im pani Tamara i jej siostra.
- Moja droga, co z tob ? Biedactwo, przez co musia
przej
! - lamentowa a.
W drugim ko cu holu sta a Elsbeth i obserwowa a oboj tnie zamieszanie. Catharina rozejrza a si wokó , bo wyda o jej si , e w domu dziwnie
ucich o. A Tamara, która dostrzeg a zaskoczenie s
cej, wyja ni a:
- Wszyscy ju sobie poszli. Kiedy dowiedzieli si , e z odziejska banda grasuje w pa acu, woleli wróci do swych chat. Ale teraz chod , zaprowadz
ci do kuchni, eby si mog a troch ogarn
. Wygl dasz okropnie.
Catharina popatrzy a na swe obola e d onie, pokryte zadrapaniami i kurzem. Pewnie twarz tak e mia a brudn . Co te Malcolm sobie pomy li?
Ale on nie by zbyt rozmowny.
- K ódka by a zamkni ta - wyja ni tylko.
W drodze do kuchni Catharina us ysza a ciche s owa Inez, skierowane do siostry:
- Tamaro, d
ej tak nie mo na!
Pani Tamara nie odezwa a si , westchn a jedynie ci
ko.
W kuchni panowa o ywiony ruch. Ch opi, którzy brali udzia w ciganiu bandytów, opowiadali swe prze ycia. Lensman aresztowa czterech
przest pców, a cia o zabitego zabrano. Na widok gospodarzy przechwa ki ucich y i wszyscy ochoczo pomogli Catharinie umy si i doprowadzi do
adu. Malcolm delikatnie opatrzy jej otarcia na r kach. Wstydzi a si mu jednak przyzna , e kolana tak e mocno pot uk a. Postanowi a pó niej sama
przemy rany.
Elsbeth, stoj c w drzwiach, spogl da a na nich skwaszona.
- Te mi zamieszanie! - prychn a pod nosem. - Z powodu jakiej s
cej!
Panna Inez straci a cierpliwo
.
- Milcz! - krzykn a i szarpn wszy dziewczynk za rami , wyprowadzi a. - Do
ka!
Pani Tamara popatrzy a za nimi zatroskana, ale nie kiwn a nawet palcem, by przyj
córce z odsiecz .
Histeryczne krzyki obra onej Elsbeth d ugo jeszcze rozlega y si w ca ym pa acu.
- Dlaczego nikt si o mnie nie troszczy? Przez chwil zostawili cie mnie zupe nie sam w salonie. Wiesz, e Agneta mog a przyj
i mnie zabra ,
kiedy Malcolm sobie biega po piwnicy?
W kuchni nikt nie skomentowa nawet jednym s owem zachowania dziewczynki.
- A co z prosi tami? - zapyta a nieoczekiwanie Catharina.
- Nie s yszysz ich? - u miechn si Malcolm.
Rzeczywi cie, teraz u wiadomi a sobie, e docieraj do jej uszu jakie dziwne d wi ki; to by o pokwikiwanie prosi t, niespokojnych w nowym
miejscu.
Na podrapanej twarzy dziewczyny pojawi si promienny u miech.
- Umie cili cie je w magazynie? - zapyta a.
- Tak, zd
yli my wszystkie przenie
dos ownie w ostatniej chwili, nim zagroda run a.
Catharina ws ucha a si w hulaj cy za oknami wiatr. Uderza w ciany pa acu z nie s abn
si , targa koronami drzew i z wyciem przetacza si
przez równin . Do piwnicy dochodzi y tylko st umione odg osy wichury, zreszt uwag mia a skupion na czym innym...
Znów przenikn j dreszcz l ku, wi c czym pr dzej porzuci a przykre wspomnienia.
Panna Inez wróci a do kuchni, trzymaj c w r ce kube z wod .
Elsbeth st uk a doniczk z kwiatami i zabrudzi a pod og - powiedzia a wyra nie wzburzona. - Kaza am jej sprz tn
i wynie
wiadro z wod do
kuchni. Ale my licie, e pos ucha a? Odstawi a je ukradkiem do k ta pod schodami!
Pani Tamara milcza a, ale na jej twarzy malowa o si przygn bienie. Malcolm tak e nic nie mówi .
- Pójd chyba si przebra na gór - przerwa a cisz Catharina. - Bardzo dzi kuj wszystkim za pomoc - doda a i dygn a.
- Mo esz si ju po
, Karin. Mia
ci
ki dzie - powiedzia a pani Tamara, a jej zazwyczaj pe en rezerwy g os zabrzmia przyja nie. - W
ciwie
ju wszyscy powinni my uda si do
ek, bo zrobi o si pó no.
Catharina z wdzi czno ci przyj a jej s owa.
Malcolm popatrzy na Catharin wymownie, jakby pragn jej da do zrozumienia, e ch tnie odprowadzi by j do pokoju na poddaszu, ale
powstrzymywa a go obawa, co inni sobie pomy
. Poleci jednak której ze s
cych towarzyszy Catharinie, co dziewczyna przyj a z wdzi czno ci .
Kiedy znalaz a si w swoim pokoiku, spojrza a na zegar. Dochodzi a jedenasta. Zdziwi a si , bowiem wydawa o si jej, e w tej okropnej piwnicy
sp dzi a pó
ycia.
Umy a si i przebra a, ale zamiast koszuli nocnej za
a sw od wi tn sukienk . W przyp ywie wisielczego humoru pomy la a sobie, e mo e
dobrze si sta o, i nie jest on Malcolma. Nie mog aby tu spokojnie
ze wiadomo ci , e w zakamarkach piwnicznych korytarzy czai si duch
Agnety Järncrony. Nie znios aby tego!
Zaraz jednak ogarn j
al, bo tak naprawd odda aby wszystko, by móc by blisko ukochanego.
Poczu a w sercu ciep o na my l o tym, e za chwil spotka si z nim sam na sam. Nie mia a poj cia, o czym chce z ni pomówi , ale przeczuwa a
niejasno, e postanowi nak oni j do wyjazdu.
ugo usuwa a z w osów paj czyny i kurz,
uj c, e nie ma do
czasu, by umy g ow . Zapragn a pi knie wygl da i pachnie
wie o z
niejasnego powodu, do którego nie chcia a si przyzna nawet przed sob .
Kiedy w ko cu przejrza a si w niewielkim, zmatowia ym lusterku, uzna a wynik swych stara za zadowalaj cy. Wygl da a nie le, poza drobnymi
zadrapaniami na nosie, które, mia a nadziej , Malcolm jako przeboleje.
Odetchn a g boko, próbuj c si odpr
i nabra odwagi przed zbli aj
si chwil spotkania. Dobry Bo e, modli a si , spraw, by nie kaza mi
!
ROZDZIA VIII
Kiedy zegary w pa acu wybi y wpó do dwunastej, Catharina znalaz a si na umówionym miejscu, na mrocznych schodach za kuchni . Serce wali o
jej ze strachu. Prze ladowa a j my l, e gdzie z zakamarków wy oni si nagle posta bia ej damy.
Wprawdzie nikomu si dot d nie ukaza a, ale wszyscy wiedzieli, e kr
y po domu i zabija tych, których nie akceptuje, siej c powszechny strach!
Catharina w ko cu nie otrzyma a wyja nienia, kogo zobaczy a w piwnicy za elazn krat ani te kto j chwyci za nog , gdy wchodzi a po schodach.
Prawd powiedziawszy, nic jej nie wyt umaczono.
ba po
a si ju spa . Catharina, wykonuj c pokornie polecenia kucharki i innych, cz sto przy apywa a si na my li o tym, i to jej powinni
ucha . Ciekawe, jak by zareagowali, gdyby si dowiedzieli, kim naprawd jest?
Ale nigdy nie us ysz tego z jej ust, co napawa o j ogromnym smutkiem. Bynajmniej nie z tego powodu, e nie b dzie rozkazywa kucharkom, ale
dlatego, e nie po lubi Malcolma.
A tak bardzo tego pragn a! Teraz, gdy go pozna a, pokocha a go ca ym sercem.
Za plecami us ysza a jakie skradaj ce si kroki i cichy szept Malcolma:
- ci gnij buty i chod !
Zrobi a, co jej kaza . Kiedy weszli po schodach na pi tro, chwyci j za r
i poprowadzi do swego pokoju.
Zdumia o j , e si na to odwa
, i zadr
a na sam my l, e kto by móg ich teraz zobaczy .
Malcolm przekr ci klucz w zamku i zwróci si do niej ze s owami:
- Musimy rozmawia szeptem. Mam nadziej , e ci to nie przeszkadza.
- Nie, wcale - odpowiedzia a i wzdrygn a si , bo oto znów przerazi j widok zagadkowych drzwi zamkni tych na cztery spusty, o których w nat oku
ostatnich zdarze ca kiem zapomnia a. Min strach przed rabusiami Torstenssona i wichur , ale ze zdwojon si powróci ów pierwotny l k. Jakie
tajemnice skrywa ten stary dwór? my la a z trwog .
W pokoju Malcolma Catharina bywa a codziennie. Nigdy jednak nie przychodzi a tu wieczorem. Nie wiedzia a, co powiedzie . J zyk, ba, i mózg
odmówi y jej pos usze stwa. Bo oto w ciep ym blasku lampy sta przed ni wspania y m
czyzna. Gdy Catharina patrzy a w jego ciemne, wyra aj ce
bok trosk oczy, gdy widzia a jego zdradzaj
si , ale i wielk wra liwo
twarz, wyda jej si niezwykle poci gaj cy. By a pewna, e mog aby go
pokocha ca ym sercem, w
ciwie czu a, e ju si to sta o. Chocia czy to nie za wcze nie, by uczucie, które ni zaw adn o, nazywa mi
ci ?
Ale przecie on tak e da jej co podobnego do zrozumienia. Na sam my l o tym, e ten cudowny m
czyzna odwzajemnia jej uczucia, dozna a
zawrotu g owy. W naj mielszych marzeniach nie przypuszcza a, e ona, pozostaj ca w cieniu swych pi knych sióstr, spotka w ma
stwie prawdziw
mi
, ale zawsze pragn a by dobr
on i wspiera swego m
a w trudach ycia.
Ale tak by o, zanim zobaczy a i pozna a bli ej tego atrakcyjnego m
czyzn .
- Catharino, male ka - odezwa si czule. - Jeste wspania a, nie zas ugujesz na taki los.
- Malcolmie, wyt umacz mi, o co w tym wszystkim chodzi?
- Niestety, kochana, nie mog ci nic wyjawi , cho pragn tego ca ym sercem. Jestem zwi zany przysi
- westchn ci
ko. - Przez wiele lat
czu em si rozdarty pomi dzy ow przysi
a zobowi zaniami wobec ciebie. W ko cu musia em dokona wyboru. Nie s dzi em jednak... nie mia em
poj cia, e ty i ja... e my... e b dzie to takie bolesne dla twoich sióstr, rodziców, no i przede wszystkim dla mnie. Bóg mi wiadkiem, e bardzo bym
pragn mie ci u swego boku na zawsze! Ale ty mog aby przyp aci to yciem, a tego nigdy bym sobie nie darowa .
- Dlaczego nie mo esz z ama tej przysi gi?
- Bo z
em j umieraj cemu, a konsekwencje dotkn yby nie mnie, lecz kogo innego. Mam jednak pewien plan - szepn prostuj c si . -
Domy lam si , e tobie, tak jak i mnie, b dzie trudno znie
rozstanie. Wydaje mi si , e znalaz em wyj cie. Nie jest to, co prawda, rozwi zanie, które w
pe ni by mnie zadowala o, ale mam nadziej , e si na nie zgodzisz.
- Powiedz, co wymy li
! - rzek a Catharina, zerkaj c k tem oka na tajemnicze zamkni te drzwi.
- Zrezygnujesz z posady. Przygoda w piwnicy mo e ci pos
za pretekst. W Markanäs to nic nowego, wszystkie s
ce pr dzej czy pó niej
odchodz . Wyjedziesz do ciotki Aurory, która, s dz c z twoich opowie ci, jest osob wyrozumia . Postaram si przyjecha do ciebie jak najpr dzej.
We miemy skromny lub...
- Ale czy tym samym nie narazisz swego ycia na niebezpiecze stwo?
- Moje ycie jest pozbawione sensu - powiedzia z gorycz . - wiadomo
, e gdzie daleko mam pi kn
on , e odda em przys ug jej i siostrom,
by aby dla mnie jak promyk s
ca.
- Dzi kuj , ale...
- Pomy la em te o tobie. Pomieszkasz troch u ciotki, a potem wrócisz do domu i og osisz, e zosta
wdow .
- Ale , Malcolmie!
- Ciii, nie tak g
no. Uwierz mi, tak b dzie najlepiej! Pragn ci prosi tylko o jedno...
- S ucham.
- Daj mi potomka, Catharino. Chc mie komu przekaza Markanäs, kiedy sko czy si ju ten koszmar. A je li si nie sko czy, podpal stary dwór i
zbuduj nowy.
Catharina nie s ysza a ko cowych s ów. Dotar o do niej jedynie, e Malcolm chce mie z ni dziecko. Czy to znaczy...
- Catharino, na mi
bosk , co ci si sta o? Zachwia
si , omal nie upad
.
- Chyba mia am dzi za wiele wra
.
- Ale odpowiedz mi, czy si zgadzasz?
- Je li nie ma innego wyj cia, a z tego, co mówisz, wynika, e nie ma, zgadzam si na wszystko, o co mnie poprosisz. Malcolmie, ja... - urwa a nagle
i rozp aka a si . - Tak bardzo ci ceni - szlocha a. - Wydaje mi si , e zostali my dla siebie stworzeni. Nigdy nie marzy am, e oka esz si taki mi y, a
zarazem taki poci gaj cy. Nic na to nie poradz , e w ci gu tych kilku dni sp dzonych w Markanäs moje ycie przemieni o si w cudown przygod .
Kocham ci ... Pewnie nie powinnam tego mówi , raczej zachowa odwag i godno
, ale moje serce jest przepe nione mi
ci do ciebie.
- Catharino - szepn , ods aniaj c jej ukryt w d oniach twarz.
- Jestem brzydka i nijaka.
- Jak mo esz tak mówi ! Jeste ... Cii! - Malcolm urwa w pó s owa i podkrad szy si na palcach do drzwi, nas uchiwa . - Kto tu przed chwil by -
szepn . - Wyjd i sprawdz .
- Nie! Nie zostawiaj mnie tu samej z...
- Z kim? - Malcolm cofn si zaintrygowany.
Spojrzenie j zdradzi o.
- A wi c chodzi ci o drzwi? - zdziwi si i zmarszczy brwi. - Dobrze, chod ze mn , ale trzymaj si dyskretnie z ty u.
Catharina stan a wi c w progu, a on tymczasem wyszed na korytarz. Wróci po chwili uspokojony.
- To tylko Inez. Chyba musia a za atwi potrzeb .
Panna Inez, poniewa by a cz onkiem rodziny, mieszka a w tym samym skrzydle.
- Ju wróci a do swego pokoju - oznajmi i przekr ci klucz. Potem odwróci si i powiedzia agodnie: - Catharino, my
, e ju najwy szy czas, by
uchyli przed tob r bka tajemnicy.
Ze zdumieniem ujrza a, e Malcolm wyj z kieszeni p k kluczy i po kolei zacz otwiera k ódki i zamki budz cych w niej przera enie drzwi. Z trudem
api c oddech próbowa a go powstrzyma . Uczepi a si jego d oni.
- Nie! - krzykn a.
Ale Malcolm nie zwa
na jej protesty i otworzy wszystkie zamki.
Instynktownie chwyci a go za r kaw, a drug r
opar a o drzwi, jakby nie chcia a dopu ci , by co si stamt d wymkn o.
- Malcolmie - j kn a. - Nie znios ju dzisiaj wi cej okropno ci. Prosz ci !
Ale on tylko si u miechn i nacisn klamk . Wyobra
a sobie, e drzwi zaskrzypi upiornie, tymczasem otworzy y si ca kiem bezg
nie.
Malcolm ze wiecznikiem w jednej d oni uj Catharin za r
i poci gn do rodka. Dziewczyna dr
a niczym li
osiki. Z zaci ni tymi powiekami
pyta a sam siebie w duchu, czemu si na to godzi, kiedy us ysza a czu y, lekko rozbawiony g os Malcolma.
- Catharino, otwórz oczy!
Z zupe nie niezrozumia ych dla siebie powodów pos ucha a go. Pomieszczenie, do którego weszli, okaza o si zwyk garderob . Wprawdzie nie
wisia y tu ubrania, ale te nie dostrzeg a adnych schodów ani tajemnego przej cia. W cianie znajdowa y si otwory wentylacyjne, którymi dostawa o
si
wie e powietrze, mimo e ptaki uwi y sobie tam gniazda.
Catharina rozszerzy a oczy ze zdumienia.
- Ale... - z trudem wydoby a g os.
Na rodku sta niewielki stó , a na nim le
y wszystkie drobne upominki, jakie mu przys
a na przestrzeni lat, oraz nie pochowane do kopert listy.
Odnosi o si wra enie, e kto je cz sto czyta.
Poczu a, e si rumieni, wspomniawszy sw niem dr pisanin . Przez tyle lat wzajemnej korespondencji przyzwyczai a si do Malcolma i pisywa a
do
otwarcie, powierzaj c mu swe troski, przemy lenia, rado ci. Jej pseudofilozofia musia a go szczerze bawi , o ile w ogóle mia cierpliwo
czyta
do ko ca te gryzmo y. Skoro jednak zgromadzi je w jednym miejscu, to mo e czyta .
- Oto moja tajemnica - rzek powoli. - To, co uwa am za najdro sze skarby.
- Pisa am takie g upstwa - wymamrota a.
- Ale nie, Catharino!
- Najdro sze skarby, powiadasz, a przecie ty mnie w ogóle nie zna
.
- Tak uwa asz? Twoje listy mi wiele o tobie powiedzia y.
Z niedowierzaniem potrz sn a g ow .
- By
moim marzeniem - ci gn dalej smutnym g osem. - Chc , by wiedzia a, e nie mia em innej kobiety. Lubi em twe listy, trafia y mi wprost do
serca. Obdarza
mnie wielkim zaufaniem.
Kiedy jej szloch zmieni si w kanie, doda ciep o:
- Nie wolno ci mówi , e jeste nijaka, nic nie warta, Catharino. Masz najpi kniejsze oczy, uwielbiam na ciebie patrze , ogarnia mnie wtedy taki
spokój, nawiedzaj takie wznios e my li. Równocze nie jednak twoja obecno
dziwnie na mnie wp ywa... Catharino, gdyby wszystko u
o si tak,
jak powinno...
Patrzy a na niego zdumiona. Sam Malcolm Järncrona wyra
si o niej, szarej myszce, w tak cudowny sposób? A przy tym zdawa si mówi
szczerze.
- Chyba by
bardzo samotny - rzek a cichym g osem.
- Tak - przyzna wzdychaj c ci
ko. - Wiesz, e nigdy nie zosta em przygotowany do roli dziedzica, wszak to mój starszy brat mia obj
rodzinn
posiad
, ja za zamierza em studiowa . Ale kiedy on pope ni samobójstwo, z dnia na dzie ca a odpowiedzialno
za dwór spad a na mnie. Nie
mia em zielonego poj cia o rolnictwie...
- Moim zdaniem wietnie sobie radzisz.
miechn si .
- Dzi kuj , ale nauka nie przysz a mi atwo. Ile to razy prze ywa em chwile niepewno ci!
Catharina doskonale rozumia a, e Malcolma, m
czyzn niezwykle wra liwego, kosztowa o niema o wysi ku, by sta si cz owiekiem twardym i
stanowczym, takim, jaki winien by dziedzic. Ale nadal nie potrafi nikogo skrzywdzi , czego dowodem by a jego postawa w obliczu tej trudnej sytuacji,
w jakiej oboje si znale li. Mia nadziej znale
takie wyj cie, które by wszystkich zadowoli o.
Ockn a si z zamy lenia i spostrzeg a, e Malcolm nie spuszcza z niej wzroku. Prze kn a nerwowo lin .
- Dzi kuj ci, Catharino, e tu przyjecha
. Jestem szcz
liwy, e mog em ci bli ej pozna , cho teraz o wiele trudniej przyjdzie mi znie
roz
.
- Och, Malcolmie - ali a si nieszcz
liwa.
Bezwiednie wzi j w ramiona i przywar ustami do jej warg. Dreszcz wstrz sn jej cia em. Chcia a si uwolni z jego obj
, ale on j
agodnie
przytrzyma . Uleg a wi c i z arem, który j sam zaskoczy , zarzuci a mu ramiona na szyj i odpowiedzia a d ugim poca unkiem.
Wreszcie niech tnie oderwali si od siebie.
- Powiedz - szepn do g bi wzruszony, - Dasz mi dziecko?
- Tak - wyszepta a w odpowiedzi. - Je li tego pragniesz!
miechn si .
- Chcia bym, by si to sta o od razu, bo o niczym wi cej nie marz , jak spocz
w twoich obj ciach, ale powinienem ci wpierw poprowadzi czyst
do o tarza.
Sama nie wiedzia a, sk d wzi a si w niej taka odwaga, mo e to sprawi a nami tno
, która rozpali a w niej prawdziwy ogie , w ka dym razie z
zapartym tchem szepn a:
- Nie musimy czeka do lubu... B
twoja, kiedy tylko zechcesz.
- Nie mów tak - ostrzeg . - Jestem za ciebie odpowiedzialny, ale boj si , e strac g ow . Tak d ugo by em samotny. Odk d wyjawi
mi, kim jeste ,
chodz jak b dny. Jeste taka poci gaj ca!
Catharina rozpromieni a si .
- No có , nie wiedzia am, ale ch tnie pos ucham takich wyzna .
- Zdaje si , e zwariowa em na twoim punkcie - wyzna z u miechem. - Od dawna ju powinna by moj
on .
- Kochany - szepn a
nie w odpowiedzi. - Przez wszystkie te lata t skni am do ciebie, ale nie da si tego porówna z t sknot , jak b
odczuwa teraz, gdy przyjdzie nam si rozsta .
- Ze mn b dzie tak samo - odpowiedzia z g bok powag .
Catharina wtuli a twarz w jego rami , ale on uniós jej g ow i d ugo patrzy w oczy. Potem przywar mocno ustami do ust ukochanej. Cofn si
gwa townie, przera ony si swego po
dania.
Ale by o ju za pó no, rozpali ich bowiem taki ar, e nie byli w stanie us ucha g osu rozs dku.
Odnalaz na nowo usta dziewczyny i z niepohamowan nami tno ci ca owa jej szyj i twarz. Niecierpliwe d onie sun y w dó . Nie przestaj c
ca owa ukochanej, chwyci j na r ce i zaniós do swego
ka.
Catharina poczu a nag ch
ucieczki, ale kiedy po
si obok niej i delikatnie zacz pie ci jej cia o, dr
c od powstrzymywanej t sknoty,
zamkn a oczy i u miechn a si lekko. Obj a go i przyj a z mi
ci .
Nie pad o ani jedno s owo, nawet wówczas, gdy ju spokojni le eli w swych ramionach. W milczeniu ch on li siebie i rozkoszowali si sw blisko ci .
Wreszcie Malcolm poca owa Catharin w czo o i wsta . Zamkn drzwi do garderoby na wszystkie k ódki i zamki.
- Dlaczego to robisz? - zapyta a.
- eby ochroni m tajemnic - odpowiedzia , odwracaj c si do ukochanej. - I eby ochroni ciebie. Robi em tak przez wszystkie te lata. Bo moja
mi
jest dla ciebie niebezpieczna. Gdyby zosta a odkryta, popad aby w nie ask .
„W nie ask ?”
- Malcolm, czy ty naprawd wierzysz w duchy? Wierzysz, e Agneta Järncrona straszy w Markanäs?
- Agneta? Ale , Catharino, to jakie stare bajdy. Daj spokój, mam do
zmartwie z ywymi!
A wi c Elsbeth mia a racj , to pani Tamara zastawi a sid a na Malcolma.
- Czy jest k opotliwa? - zapyta a ze wspó czuciem.
- K opotliwa? To do
agodne okre lenie. Ona jest gro na! Chorobliwie mnie uwielbia i nie znosi rywalek. Sytuacja jest beznadziejna, nie mog nic
zrobi , bo ona ma takie same prawo jak ja, eby tu mieszka . Zreszt wol j ca y czas mie na oku, bo wiesz, Inez widzia a, jak ona zabi a moj
bratow .
Catharina wpatrywa a si w niego rozszerzonymi renicami.
- Ale w takim razie nie pojmuj , dlaczego...
- Przecie to jeszcze dziecko. Co mamy zrobi ? Wys
j do zak adu dla ob kanych? Tamara by tego nie prze
a,
- Ale , Malcolmie, o kim ty mówisz, na mi
bosk , o Elsbeth?
- Oczywi cie, a my la
, e o kim? Kiedy ojciec umiera , przysi
em mu, e pozwol jej tu zosta , ze wzgl du na Tamar . Wówczas jednak nie
zdawali my sobie sprawy, e z ni jest tak le...
Catharina, wstrz
ni ta do g bi, tylko pokr ci a g ow .
- My te nie mogli my w to uwierzy - powiedzia Malcolm cicho. - Ale Inez, która jest jej opiekunk i piel gniark , zreszt bardzo oddan , by a
wiadkiem niejednego. Nie pozostaje wi c nawet cie w tpliwo ci. Za ka dym razem, gdy uczyni co z ego, zwala ca win na ducha Agnety.
- Tak, s ysza am - wyj ka a Catharina.
- Ale czy potrafisz zrozumie Tamar , e mimo wszystko nie ma serca odes
swego dziecka do zak adu?
- Rozumiem a nazbyt dobrze. Kiedy odwiedzi am taki zak ad i nie zapomn do ko ca ycia tych biednych ludzi... Nie, nie obwiniam za to Tamary.
- Rozumiesz wi c tak e, dlaczego nie mog em ci tu sprowadzi . Gdyby Elsbeth wiedzia a, kim jeste , nie cieszy aby si d ugo yciem. Musia em
ukry w tym tajemniczym schowku najdro sze memu sercu przedmioty i listy i postraszy troch dziewczynk , e czasami wychodzi t dy duch Agnety.
Wszystko to zakrawa na grotesk . Catharino! Nie wyje
aj jutro - prosi w przyp ywie rozpaczy.
- Przecie to ty kaza
mi wyjecha - przypomnia a mu cicho.
- Ale teraz, po tym co razem prze yli my, nie znios my li o rozstaniu. Jutro wieczorem porozmawiam z Tamar . U wiadomi jej, ile osób cierpi
dlatego, e ona chce zatrzyma we dworze chor córk . Nie mo e oczekiwa ode mnie wi cej wyrzecze . Chyba wolno mi troch pomy le o dobru
innych i o sobie samym.
Catharina nie wiedzia a, co mu odpowiedzie . Serce kraja o si jej na my l o biednej matce, cho rozumia a reakcj Malcolma.
Kilkunastoletnia Elsbeth zamkni ta na reszt
ycia w zak adzie dla ob kanych... Catharinie nie chcia o si wierzy , by to, co us ysza a, by o prawd .
Nadal bardziej sk ania a si ku wersji o strasznej Agnecie, która czai a si gdzie w pa acowych zakamarkach, gotowa zniszczy ka dego, kto nie
znajdzie u niej aski.
ROZDZIA IX
Malcolm odprowadzi j na gór . Przemkn li na palcach przez korytarz na schody prowadz ce na poddasze. Dom trwa pogr
ony w martwej ciszy.
Catharina otworzy a drzwi swego pokoju i razem weszli do rodka. Malcolm by troch onie mielony, nie zdarzy o mu si bowiem nigdy dot d
przekroczy progu kobiecej sypialni. Bez s owa przytuli narzeczon na dobranoc.
- Wiesz - szepn po chwili z rozbawieniem w g osie. - Musz przyzna , e doskonale sobie radzi
w roli s
cej, aczkolwiek od pocz tku wyda o
mi si podejrzane, e Karin odznacza si tak kultur i klas .
Catharina, któr przepe nia o uczucie szcz
cia, zachichota a leciutko.
- Mam ci tak wiele do powiedzenia - ci gn Malcolm. - Najch tniej w ogóle bym si z tob nie rozstawa , ale niestety nie mog tu zosta d
ej.
Wiesz co? Jutro we miesz ma ego Joachima na spacer na pobliskie wzgórze. On od dawna o tym marzy.
- Ciii! - Catharina ostrzegawczo zakry a mu usta d oni , a on poca owa j czule. - Wiem, gdzie jest to wzgórze.
- W takim razie spotkamy si na szczycie. Tam b dziemy mogli sobie swobodnie porozmawia .
- Dobrze, a teraz wracaj do siebie, Malcolmie. Nie uchodzi, by s
ca przyjmowa a w swym pokoju dziedzica.
Roze mia si . Tak trudno mu by o odej
. Jeszcze jeden poca unek i jeszcze jeden...
A na poddaszu sta a nie zauwa ona przez nikogo kobieta. Na jej twarzy malowa a si tak g boka nienawi
, e mo e i lepiej, i nikt jej w tej chwili
nie ogl da . Opu ci a ramiona i zacisn wszy pi
ci, mamrota a pod nosem:
- Tak d ugo! Co on robi u tej dziwki? Zwyk a s
ca...
Kobieta ze zdenerwowania dr
a na ca ym ciele.
- W ko cu zdoby am pewno
! Na w asne oczy si przekona am! Ju od dawna podejrzewa am, e chce go usidli . Przeczucia mnie nie myli y. Ale
poczekaj, ty dziwko, nied ugo si b dziesz radowa swoj zdobycz .
Drzwi si otworzy y i z pokoju wyszed Malcolm.
- Zamknij dok adnie - szepn i poczeka , a dziewczyna zasunie zasuwk . Potem, nie zauwa ywszy nikogo w pobli u, wróci do siebie.
Nast pnego ranka Catharina wydawa a si sobie dziwnie odmieniona. Sta a si dojrza kobiet , nale
a do m
czyzny, który mia do tego
najwi ksze prawo. Czu a si tak, jakby jej cia o by o wi tyni .
- Jaka ty dzisiaj rozpromieniona - zdziwi a si kucharka, gdy dziewczyna stawi a si do swych zwyk ych obowi zków.
- Czy to nie cudowne, e wichura ucich a i wieje tylko lekki wiosenny wietrzyk?
- Och, prawda, prawda! Ale te prze yli my nawa nic !
Catharina wyjrza a na dwór. Wichura poczyni a w okolicy wielkie szkody. W parku le
y powalone dwa drzewa i wiele po amanych ga zi. Ch opi
sprz tali obej cie. Mi dzy drzewami wida by o zabudowania gospodarskie, ale po zagrodzie dla wi pozosta o tylko puste miejsce.
Malcolma Catharina nigdzie nie dostrzeg a. Uprzedza , e prawie ca y dzie sp dzi poza domem. W blasku poranka dwór Markanäs wydawa jej si
pe en niezwyk ego uroku. Teraz bez chwili wahania zgodzi aby si tu zamieszka , jednak kiedy zapada y ciemno ci, pojawia si strach przed bia
dam .
Catharina nala a wody do wiadra, wzi a szczotk i skierowa a si na gór . W holu jednak zatrzyma a j pani Tamara, która obrzucaj c dziewczyn
lodowatym spojrzeniem zapyta a:
- Czy to prawda, Karin, e w nocy przyjmowa
go ci w swoim pokoju?
O Bo e, ratuj! modli a si w panice, ale nie da a po sobie pozna zdenerwowania. Z udanym oburzeniem, cho unikaj c bezpo redniej odpowiedzi,
rzek a:
- Ale , prosz pani! Jestem zar czona i za nic w wiecie nie zdradzi abym swego narzeczonego.
Pani Tamara obrzuci a j spojrzeniem pe nym niedowierzania, ale powstrzyma a si od komentarzy. Uprzedzi a jedynie:
- Panna Elsbeth ma kar . Zabroni am jej wychodzi z pokoju. Prosz , postaraj si by taktowna, kiedy b dziesz u niej sprz ta !
- Oczywi cie, prosz pani.
Pani Tamara odesz a z godno ci . Zachowa a si jak zwykle nienagannie, cho nie ulega o w tpliwo ci, e jest wytr cona z równowagi.
Catharina dygn a i po piesznie oddali a si w obawie przed kolejn bur .
Czy by by a zazdrosna? zastanawia a si . Ciekawe, czy wie, kto mnie odwiedzi dzi w nocy? Zrobi o jej si nieprzyjemnie. Czy mamy z Malcolmem
co do ukrycia? Robimy przecie tylko to, do czego od dawna mieli my prawo. Co prawda, powinni my mo e poczeka na b ogos awie stwo pastora,
ale ostatecznie, czy tak wiele par staje przed o tarzem z kryszta owo czystym sumieniem?
Malcolm obieca , e wieczorem przeprowadzi powa
rozmow ze sw macoch . Catharina bardzo si tego obawia a. Po pierwsze, odczuwa a
przykro
na my l, e z jej powodu ma Elsbeth czeka do ywotnia beznadziejna egzystencja w zak adzie dla ob kanych. Po drugie, ci gle nie mog a
uwierzy , e to w
ciwie jeszcze dziecko zdolne jest a do takiej perfidii.
Bardziej sk ania a si ku wersji o okrutnej Agnecie strasz cej w pa acowych korytarzach.
Sprz taj c, przystan a ko o drzwi zamkni tego pokoiku dziecinnego. Niech Bóg sprawi, bym mog a o ywi to pomieszczenie, pomy la a, k ad c
na klamce. Tak bym pragn a, aby nasze dzieci mog y wprowadzi si do tego s onecznego pokoiku i tu si bawi .
Ze zdziwieniem u wiadomi a sobie, e ju jej nie przera a my l o pozostaniu w Markanäs. Skoro Malcolm tu mieszka, mo e mieszka i ona.
Dostrzeg szy w ko cu korytarza pulchn sylwetk panny Inez, po piesznie odsun a si od drzwi. Ale siostra pani Tamary zd
a zauwa
jej
zainteresowanie.
- Co? Jeste ciekawa? - spyta a g osem nie ca kiem pozbawionym sympatii.
- Troch - przyzna a Catharina, u miechaj c si z zak opotaniem. - Zakazany owoc najlepiej smakuje.
- Prawda. To jest pokoik dziecinny - wyja ni a Inez krótko. - Pewnie wiesz, jakie dzieci potrafi by zazdrosne o m odsze rodze stwo. To by a
straszna tragedia. Niestety, zjawi am si za pó no.
Catharina udawa a, e nie wie, o co chodzi, ale w g bi ducha dozna a kolejnego wstrz su. Czy to znaczy, e Elsbeth zabi a... Nie, to niemo liwe!
- Dzi ma kar - ci gn a Inez. - Bardzo mi przykro, e wczoraj wieczorem zosta
nara ona na takie nieprzyjemno ci, Karin. Nie by am do
czujna.
Catharina wpatrywa a si w pann Inez, która nie spuszczaj c z niej wzroku, zapyta a mimochodem:
- A, prawda, s ysza am, jak pan Malcolm kilkakrotnie nazwa ci Catharina. Czy to twoje prawdziwe imi ?
- Nie - odpowiedzia a dziewczyna przytomnie. - Poprawi am pana Malcolma, ale twierdzi , e si przej zyczy . Podobno jaka jego znajoma nosi to
imi .
Panna Inez pokiwa a g ow .
- Zgadza si . Zna jedn Catharin . To znaczy zna i nie zna... - westchn a ci
ko. - Biedny cz owiek! On chyba najbardziej si po wi ci .
W g bi serca Catharina przyzna a jej racj .
W chwil pó niej uchyli a drzwi do pokoju Elsbeth. Nie zamkn a ich jednak, wchodz c do rodka, a klucz wetkn a do kieszeni.
Dziewczynka siedzia a przy oknie i podpar szy brod , wygl da a na dwór.
- Czy to przysz a g upia Karin? - zapyta a nie odwracaj c g owy.
- W ka dym razie Karin - odpowiedzia a Catharina.
- Przez ciebie do wieczora nie mog st d wychodzi - prychn a.
Catharina nie zareagowa a.
- Mówi , e by am wczoraj niegrzeczna.
- Naprawd ? - Catharina na moment przerwa a s anie
ka. - Dlaczego?
- Mówi , e zesz am do piwnicy, eby ciebie przestraszy . Wcze niej podobno wystraszy am ci na schodach. Ale ja nic nie pami tam.
Catharina nie odzywa a si , widz c, e dziewczynka chce powiedzie co jeszcze.
- Nigdy nie pami tam, kiedy zrobi co z ego.
Biedne dziecko! Ciekawe, czy to objaw choroby?
- W takim razie wcale nie jest pewne, e to panienka zrobi a - odrzek a ze spokojem.
Elsbeth odwróci a si i spojrza a na ni zap akanymi oczami.
- Mnie si te tak wydaje - powiedzia a. - Ale domy lam si , kto naprawd ponosi za to win .
- Kto?
Dziewczynka przy
a palec do ust i wyszepta a:
- Agneta Järncrona.
Catharina sk onna by a jej wierzy . Postanowi a trzyma stron tego czasami niezno nego, ale przecie dziecka.
- Ja te tak my
- przyzna a.
- Naprawd ? - dziewczynka westchn a z ulg , a mo e w poczuciu bezsilno ci. - Nikt mnie nie kocha.
- Ale tak! Wszyscy panienk kochaj : mama...
- Mama? Ona uwa a, e ma ze mn same k opoty. Zale y jej jedynie na Malcolmie. Ugania si za nim, a potem z
ci si na mnie, e si tego
domy lam. A ciocia Inez bez przerwy mi wymy la. Pilnuje mnie jak stra nik wi zienny! - I westchn wszy znowu w bezgranicznym poczuciu
osamotnienia, doda a po chwili: - Tylko Malcolm jest dla mnie mi y. Kiedy dorosn , wyjd za niego za m
.
Poniewa Catharina nie zareagowa a na jej s owa, z uporem ci gn a swój wywód:
- Tak, zrobi to, mog go po lubi , bo nie jeste my ze sob spokrewnieni. On zreszt czeka, a b
pe noletnia.
- Sk d panienka o tym wie?
- Wiem! By zar czony z jak
star prukw z Norrland, ale jej nie chcia . Wyrzuci wszystkie listy i podarunki, jakie od niej dosta . To znaczy, e nic
go nie obchodzi a. Zreszt skoro do tej pory si z nikim nie o eni , to znaczy, e czeka na mnie!
- A ile panienka ma w
ciwie lat?
- Pi tna cie.
Catharina westchn a, w g bi ducha nie mog c pozby si wspó czucia dla tego dziecka.
- Ciocia Inez uwa a, e jestem niem dra, robi c sobie nadzieje - powiedzia a Elsbeth i wyjrza a przez okno. - Twierdzi, e wcale mu na mnie nie
zale y, bo interesuje si kim innym, Ale kim? Mam ? Przecie ona jest ju stara i ma zmarszczki.
- Nieprawda, zmarszczek nie ma - zaprotestowa a Catharina. - My
jednak, e kiedy nadejdzie pora, pan Malcolm sam dokona w
ciwego wyboru.
- Tak, w ka dym razie zerwa z t g upi bab z pó nocy.
- A sk d panienka wie? i
- Sam mi kiedy powiedzia przy obiedzie. Mama i ciocia popar y jego decyzj . Powiedzia y, e post pi w
ciwie, bo mog oby si
gdyby si z ni o eni . Przyzna am im racj . Gdyby tu przyjecha a, osobi cie bym j udusi a!
- Ale , panienko Elsbeth?!
- Ech, artowa am tylko. Cz sto tak mówi . Kiedy mama urodzi a dzieci, to nagada am takich okropno ci, e wszyscy patrzyli na mnie z
przera eniem. To by o nawet zabawne! Tylko e pó niej bardzo si na mnie gniewali, twierdz c, e zrobi am dzieciom krzywd , ale ja zupe nie tego nie
pami tam.
- Ale przecie drugie dziecko urodzi o si martwe - stwierdzi a Catharina, dr
c na ca ym ciele.
- Nie, wypad o z wózka i umar o.
Catharina poczu a md
ci, szybko pochyli a si nad
kiem, by doko czy
cielenie. Po chwili jednak powiedzia a stanowczo:
- Nie wierz , eby panienka mog a to zrobi . Jestem pewna, e i tym razem przy
a si do tego Agneta Järncrona.
- Mnie si te tak wydaje.
Rozmowa z Catharina najwyra niej przynios a dziewczynce ulg . Gdy sypialnia by a ju sprz tni ta, Elsbeth askawie pokiwa a g ow w cibskiej
cej. Catharina opu ci a pokój przygn biona. Zrozumia a, dlaczego najbli si postanowili roztoczy nadzór nad dziewczynk w domu. Przecie ona
kompletnie nie kontrolowa a swego zachowania, nie pojmowa a niczego. Czy by aby w stanie zrozumie , dlaczego rodzina wys
a j do okropnego
zak adu, w którym panowa by g ód i smród, gdzie spotka aby wy cznie ludzi chorych psychicznie?
A dzi wieczorem Malcolm zamierza wyda na ni okrutny wyrok! Tylko po to, by Catharina mog a spokojnie
w Markanäs.
Serce cisn o jej si z bólu, dr czy y j wyrzuty sumienia.
Wiedzia a jednak, podobnie jak i Malcolm, e je li wyjdzie na jaw, i to ona jest t okropn bab z Norrland, Elsbeth znów uderzy, nie zdaj c sobie
sprawy ze swego czynu.
Uporawszy si szybko z przedpo udniowymi obowi zkami, Catharina postanowi a wybra si na krótki spacer. Do spotkania z Malcolmem i
Joachimem na wzgórzu pozosta o jeszcze kilka godzin.
Skierowa a kroki do pobliskiego ko ció ka. Zamierza a wyja ni par spraw zwi zanych z pewn dam , której pono tam w
nie nale
o szuka .
Id c w stron ko cio a Catharina widzia a wokó
lady wichury. Na drodze le
y suche li cie i ga zie, a tak e s oma i deski z pozrywanych strzech
okolicznych chat.
Nie by o ch odno. Wia agodny wiosenny wietrzyk. Pomy la a o swych rodzinnych stronach. Ciekawe, czy nieg ju stopnia , czy te wci
pokrywa
ocienione zbocza. Nie t skni a za domem, jeszcze nie. Zamierza a najpierw wyja ni do ko ca tajemnice Markanäs i znale
takie wyj cie, które by oby
korzystne dla jego mieszka ców, tak e dla Elsbeth. Tylko czy dziewczynka kiedykolwiek j zaakceptuje?
Wszystko si w Catharinie buntowa o na my l, e trzeba by t ma umie ci w zak adzie. Ci gle nie mog a do ko ca uwierzy w win dziewczynki,
mimo e fakty zdawa y si na to wskazywa . Przychyla a si raczej do irracjonalnej wersji, e win za wszystko ponosi na wskro z a Agneta Järncrona.
Ale Elsbeth mo e okaza si bardzo k opotliwa, g ównie z tego powodu, e tak bardzo jest zauroczona Malcolmem i my li tylko o tym, e go kiedy
po lubi.
Zamy lona Catharina dotar a do ko ció ka z bia ego kamienia i nacisn a klamk drzwi wej ciowych. By o otwarte, wesz a wi c do rodka i rozejrza a
si wokó . Kiedy ko cio y budowano w s siedztwie wielkich dworów. Jego mieszka cy mieli zwykle w asn
awk tu przy o tarzu i krypt , w której
chowano zmar ych.
Jest! Catharina bez trudu odnalaz a w bocznej nawie odgrodzone kratami zej cie do podziemi, gdzie znajdowa o si miejsce spoczynku
przedstawicieli rodu Järncrona.
W pustej wi tyni rozlega si g uchy odg os jej kroków. Catharina, ogarni ta naraz nieprzyjemnym uczuciem, zapragn a, by prócz niej kto jeszcze
by w ko ciele. Skoro jednak ju znalaz a si na miejscu, postanowi a wszystko dok adnie obejrze .
Podesz a do kraty i rozpoznawszy herb szlachecki Järncronów, pozby a si ostatnich w tpliwo ci. Lekko szarpni ta k ódka da a si otworzy bez
trudu. Czy pope niam wi tokradztwo, zak ócaj c spokój tego miejsca? pyta a sam siebie. Niech si dzieje, co chce! Wchodz .
W podziemiach zobaczy a ustawione trumny. Kiedy zostan tu umieszczone tak e szcz tki Malcolma, pomy la a i odp dzi a natychmiast t przykr
my l. Wieka trumien zdobi y podobizny zmar ych, na niektórych umieszczono czaszki, symbol ulotno ci ludzkiego ycia. Catharina odczytywa a tabliczki
z imionami i datami. 1780 rok - zbyt pó no, to nie mo e by trumna Agnety, 1701 - blisko...
Catharina zwolni a kroku, czuj c nag y dreszcz, i ju wiedzia a na pewno, e ciemna trumna jest t , której szuka a. Wzi a si w gar
i podesz a
bli ej. Z trudem odczyta a wyryty napis: „Agneta Järncrona, 1608-1675”. A wi c tutaj spoczywa ta okrutna dziedziczka.
Catharina zakry a d oni usta, jakby chc c powstrzyma s owa, które jej si cisn y na usta, a potem nie bez pewnych oporów z
a d onie jak do
modlitwy i wyszepta a:
- Kochana Agneto, b agam, oka mi ask . Je li wszystko dobrze si u
y i b
mog a wprowadzi si do Markanäs, chc , by wiedzia a, e
pragn jedynie dobra i prawdy. Moim najwi kszym marzeniem jest uczynienie Malcolma szcz
liwym. B
troszczy si o dwór, o to, by zawsze
panowa tu porz dek, b
czci tw pami
. Pozwól
mnie i moim bliskim w szcz
ciu i pokoju, a je li to mo liwe, spraw, by ma a Elsbeth
odzyska a rozum.
W po piechu omal nie powiedzia a: Amen, ale w por u wiadomi a sobie, e to nie jest modlitwa. Wysz a z krypty i ukl
a przed o tarzem, po czym
ywaj c prawie tych samych s ów skierowa a swe pro by do agodnego, mi uj cego wszystkich ludzi Pana.
Kiedy opu ci a wi tyni , odurzy j zapach wiosny.
Nadesz a pora obiadowa. Catharina czu a si troch zak opotana, podaj c do sto u. W jadalni by ju Malcolm, ale nie rzuci nawet jednego
spojrzenia w jej stron . Pozwolono te zej
Elsbeth. Wyczuwa o si napi
atmosfer , tylko panna Inez rozprawia a swobodnie o zwyk ych
codziennych sprawach.
Pani Tamara z poblad twarz odpowiada a monosylabami. Catharina domy la a si , e przej a si tym, co poprzedniego wieczoru powiedzia a jej
siostra, e d
ej tak nie mo e trwa . Elsbeth jak zwykle by a naburmuszona i okropnie grymasi a przy jedzeniu. Catharin korci o, by ni solidnie
potrz sn
, i zdaje si , e nie j jedn .
Ukradkiem popatrzy a na Malcolma. Te d onie obejmowa y j i pie ci y, te usta j ca owa y.
Czy to mo liwe? Teraz wydawa jej si taki obcy, taki nieprzyst pny.
Ale przecie mia za sob ci
kie chwile, a w perspektywie trudn rozmow z macoch .
Wszyscy byli tacy podminowani. W
ciwie Catharinie ul
o, kiedy pani Tamara wybuch a gwa townie:
- No nie, Karin! Trzeci raz podajesz drugie danie. O czym ty w
ciwie my lisz, dziewczyno?
Hmm... Gdyby wiedzieli...
Na twarzy Cathariny pojawi si pe en rozpaczy grymas. Malcolmie, prosi a w duchu, nie mów o niczym pani Tamarze! Nie chc , by z mojej winy jej
jedyne dziecko musia o opu ci ten dom.
Uczy my tak, jak proponowa
. We miemy cichy lub w Sztokholmie, a ty tu wrócisz. Mo e kiedy urodz dziecko, zechcesz nas zobaczy . Ach, nie,
prawda, mam uchodzi za wdow ...
Natychmiast jednak targn ni gwa towny al... Nie, Malcolmie, nie mog od ciebie odjecha . Jeszcze nie teraz, nigdy! Nic nie jest dla mnie
wa niejsze, ni
eby by blisko ciebie...
ROZDZIA X
Catharina i Joachim wspinali si pod gór
cie
wij
si stromo w ród brzóz. Co krok natykali si na powalone przez wichur drzewa. al im
ciska serca, gdy patrzyli na delikatne p ki, które ju nigdy nie rozwin si w li cie.
Poruszali si powoli, poniewa ch opiec by do
s aby.
- Popatrz! - zawo
uszcz
liwiony. - Ile tu przylaszczek! Jak okiem si gn
rozpo ciera si b kitny dywan.
- Tak tu pi knie, e a cz owiekowi zy si kr
ze wzruszenia - odpowiedzia a Catharina.
- Czuj dok adnie to samo - rozpromieni si ch opiec. - Doprawdy, wiele nas czy, jeste my do siebie bardzo podobni, prawda?
- Rzeczywi cie.
- Malcolm i ja tak e zgadzamy si w wielu sprawach, ale to zrozumia e. Przecie to mój starszy brat.
Catharina przystan a gwa townie, zaszokowana tym, co us ysza a.
- Co takiego?
Joachim przestraszony chwyci j za r
i przyci gn do siebie.
- Mam przykazane, by nikomu o tym nie mówi . Ale jeste dla mnie taka mi a i tak mi si jako wymkn o. Nikomu tego nie powtarzaj, dobrze?
- Oczywi cie, e nie!
Powoli wspinali si coraz wy ej. Mi dzy ska ami zieleni a si wiosenna trawa, ale Catharina straci a zainteresowanie pi knem przyrody.
Joachim jest bratem Malcolma! my la a. Teraz rozumiem, dlaczego ch opiec jest otoczony tak opiek .
- Ale dlaczego nie mieszkasz w pa acu? - zapyta a, ci gle nie mog c otrz sn
si ze zdumienia.
- Nie mog . Gdyby ona si dowiedzia a, grozi oby mi niebezpiecze stwo.
Nagle Catharina dozna a ol nienia. Na pewno ojciec Malcolma mia romans z on zarz dcy, a pani Tamara nie zgodzi a si , by dziecko z tego
zwi zku zamieszka o z ni pod jednym dachem. No, có , poniek d mo na j zrozumie . Ale eby tak nienawidzi Bogu ducha winne dziecko?
Catharina nareszcie zrozumia a przyczyn cz stych wizyt Malcolma w chacie zarz dcy. Oczywi cie chcia spotyka si ze swym m odszym bratem.
Ale jak wyt umaczy odwiedziny pani Tamary? Mo e próbowa a uciszy wyrzuty sumienia, dbaj c, by ch opiec nie cierpia niedostatku?
A je li zamierza a zrobi ch opcu krzywd ? Niemo liwe, pani Tamara?
Catharina przypomnia a sobie poranek, kiedy po raz pierwszy zobaczy a Malcolma spaceruj cego z ch opcem po parku. Wtedy w pa acu nie by o
nikogo, bo pani Tamara wraz z siostr i córk pojecha y do pastora.
Nagle dziewczyn porazi a pewna my l. Elsbeth w swej naiwno ci wyzna a, e ojca Malcolma dotkn a kl twa ci
ca nad Markanäs.
Niewykluczone jednak, e to Tamara zabi a swego m
a, kiedy wysz a na jaw jego niewierno
...
Nie, to zbyt daleko id ce podejrzenia. Przecie pani Tamara jest tak wytworn dam ... ale bije od niej ch ód... Czy ona zagra a ch opcu? Czy to ona
nie mo e o niczym si dowiedzie ?
W dole za plecami us yszeli wo anie.
- Hej! - zabrzmia cienki g osik. - Mog i
z wami?
Odwrócili si i w oddali ujrzeli jasn czupryn Elsbeth.
- Oczywi cie! - odkrzykn a Catharina, ale nagle oblecia j strach.
Jak ja sobie poradz ? pomy la a w duchu. A poza tym, czy w takiej sytuacji b dziemy mogli z Malcolmem swobodnie porozmawia ? Co wymy limy,
pociesza a si . Mo e wy lemy dzieci, eby nazrywa y przylaszczek? Co prawda zakrawa to troch na egoizm, ale kiedy wreszcie musz pomy le o
sobie.
Elsbeth.” Catharinie ci gle trudno by o uwierzy w to, co us ysza a o dziewczynce. Pi tnastoletnie dziecko, którego rozwój z tych czy innych
powodów zosta zahamowany, a równocze nie niebezpieczna zazdro nica, która tak ubóstwia a Malcolma, e gotowa by a pozby si ka dego, kto sta
jej na drodze. Nie, to niemo liwe. Na pewno zasz a jaka pomy ka!
Zatrzymali si i poczekali na Elsbeth, która ubrana na bia o wygl da a jeszcze bardziej dziecinnie ni zwykle. Spogl da a niewinnie swymi b kitnymi
oczami, a na domiar wszystkiego ssa a kciuk. Kolana i okcie mia a poplamione na zielono od trawy. Zdawa a si by bardzo onie mielona, wi c
Catharina u miechn a si do niej ciep o, mimo e w g bi ducha marzy a o tym, by dziewczynka sobie posz a.
- Dok d si wybieracie? - wysepleni a Elsbeth.
- Na szczyt - odpowiedzia jej Joachim, ciskaj c Catharin za r
, jakby si czego panicznie l ka .
Dziewczynka popatrzy a z wyrzutem.
- Jak mieli cie wybra si bez mojej wiedzy?
- Ja... - Catharina, zaskoczona tonem Elsbeth, straci a rezon i nie wiedzia a, co odpowiedzie .
- E tam, nie t umacz si ! I tak wiem. Na pewno znowu mama chcia a mnie pozbawi odrobiny przyjemno ci.
Ale oto ku bezgranicznej uldze Cathariny na drodze ukaza a si panna Inez.
- Elsbeth! - wo
a zadyszana. - Znowu wysz
bez pozwolenia!
Catharina mia a ochot u cisn
t nieco sztywn w obej ciu kobiet , która po wi ci a si ca kowicie opiece nad dziewczynk .
Wspólnie pokonali ostatni odcinek drogi na szczyt wzgórza i zatrzymali si na skalnej kraw dzi nad urwiskiem.
Catharina zadr
a spojrzawszy w dó i poczu a przyp yw wdzi czno ci dla panny Inez, e jest z ni i mocno trzyma Elsbeth za r
. Nie
przypuszcza a, e b dzie tu tak wysoko i tak stromo. W
nie w takich miejscach w epoce wikingów spychano w dó ludzi starych i chorych, pozwalaj c
im odej
szybko i godnie, nie dopuszczaj c, by stali si ci
arem dla rodziny. Ten, kto skoczy w przepa
, móg by pewien, e po mierci trafi do
Walhalli, raju wikingów.
- Niesamowite - zachwyca si Joachim wyra nie podekscytowany. - St d wida ca e Markanäs. Tam jest moja chata, a tam wasz pa ac. Ale on
wielki!
- A co, zazdrosny? - spyta a Elsbeth, wyra nie szukaj c zaczepki.
- Nie - odpar spokojnie. - Mnie jest dobrze u taty i mamy.
Catharina nie posiada a si ze zdumienia, e ch opiec z tak konsekwencj potrafi utrzymywa w tajemnicy swoje pochodzenie. Nawet Elsbeth nie
wiedzia a, e w jego
ach p ynie krew Järncronów.
Inez odwróci a si w stron p askowy u i zagadn a Elsbeth zach caj co:
- Popatrz, ile dzwoneczków i z ocieni! Chod my tam!
Dziewczynka pobieg a we wskazanym kierunku, a w lad za ni pod
a opiekunka.
To niewiarygodne, pomy la a Catharina po raz nie wiadomo który. Jaka ona dziecinna! Czy to mo liwe, e potrafi tak udawa ?
Z miejsca, w którym sta a z Joachimem, roztacza si malowniczy widok. W milczeniu ch on li pi kno krajobrazu. Nagle w dole Catharina dostrzeg a
sylwetk Malcolma, który wo
co do niej wymachuj c r kami. Jednak ze sporej odleg
ci, jaka ich dzieli a, nie sposób by o nic us ysze . S owa
rozp ywa y si w powietrzu.
Wiem, e Elsbeth jest tutaj, odpowiada a mu w my lach dziewczyna, przypuszczaj c, e t w
nie wiadomo
usi uje przekaza jej ukochany. Na
szcz
cie przyby a tak e panna Inez i pilnie strze e ma ej. Zabra a j gdzie na bok, wi c nic mi nie zagra a.
Rozmawiaj c tak w duchu z Malcolmem, Catharina zauwa
a, e od strony pa acu zbli a si do niego jaka kobieta. Bieg a, jakby goni j sam
diabe . Dopiero po chwili zorientowa a si , e to pani Tamara. Z daleka wygl da o to do
zabawnie. Mo na by o odnie
wra enie, e Elsbeth nie bez
racji zarzuca matce, i spragniona mi
ci nie panuje nad swymi zmys ami i ugania si za Malcolmem.
Nagle Catharina za plecami wychwyci a lekki chrz st kamieni. Bezwiednie odwróci a si i krzykn a przera ona na widok rozp dzonej kobiety, która z
wyci gni tymi r kami i morderczym b yskiem w oku kierowa a si ku niej i Joachimowie jakby chcia a ich oboje str ci w przepa
.
Catharina instynktownie odepchn a ch opca na bok i rzuci a si za nim. Silny ból przeszy jej rami a po obojczyk. K tem oka dostrzeg a, e
Joachim straci równowag i z krzykiem osuwa si w dó . Nie namy laj c si ani chwili poda a mu r
, której ch opiec uczepi si rozpaczliwie.
Wykaza a przy tym du y refleks, drug r
przytrzymuj c si niskiego krzewu, jednego z nielicznych porastaj cych strom skaln kraw
.
Tymczasem rozp dzona napastniczka napotkawszy pustk nie zdo
a si zatrzyma . Z przera liwym krzykiem run a w dó i rozbi a si o ska y.
Catharina le
a wychylona poza skaln kraw
, kurczowo trzymaj c wisz cego nad przepa ci ch opca. Nie mia a si y wci gn
go na gór , ale za
nic w wiecie nie zwolni aby u cisku.
- Elsbeth, ratunku! Po piesz si ! - krzykn a. - Joachimie, wytrzymaj! - prosi a ch opca. - Zaraz nadejdzie pomoc. Nie patrz w dó !
Nic nie odpowiedzia , tylko j kn zatrwo ony, ale spogl da jej prosto w oczy z ufno ci .
- Trzymam ci mocno - uspokaja a go. - Musimy poczeka .
W rzeczywisto ci jednak czu a, e d
, któr chwyci a si zaro li, ze lizguje si niebezpiecznie.
Modli a si , eby korzenie okaza y si dostatecznie silne, by krzak wytrzyma ci
ar dwóch osób. Pragn a tego ze wzgl du na Joachima, który
dozna w swym yciu tyle z a...
Wreszcie pojawi a si Elsbeth.
- Oj, co wy robicie? - spyta a zdziwiona.
- Elsbeth, po
si na brzuchu i chwy mnie za kostki - j kn a Catharina. - Trzymaj mnie z ca ych si . Zaraz przyjdzie tu Malcolm i twoja mama.
Dziewczynka pos usznie zrobi a to, o co j proszono. cisn a Catharin tak mocno, e omal nie zdr twia y jej stopy.
- Gdzie ciocia Inez? - zapyta a.
Lepiej powiedzie prawd , pomy la a Catharina i odrzek a:
- Spad a w przepa
.
- Oj...
Przez d
sz chwil trwa a cisza. Wreszcie dziewczynka odzyska a mow .
- Zreszt , wszystko mi jedno. I tak mia am jej do
. Ci gle tylko straszy a mnie okrutn Agnet .
- Jak to? - pyta a zaskoczona Catharina.
- Mówi a, e duch Agnety zabi wiele ludzi i e musz uwa
, eby i mnie to nie spotka o. Ciocia potrafi nap dzi strachu!
O Bo e, kiedy oni przyjd ? zastanawia a si zdesperowana Catharina. Czy naprawd ten szczyt wznosi si tak wysoko?
Pot perli si jej na czole, a spocone d onie jej i Joachima lizga y si niebezpiecznie.
W ko cu od strony p askowy u rozleg si odg os szybkich kroków.
- Bo e drogi - wymamrota Malcolm. - Catharino, b agam ci , nie rozlu nij teraz u cisku!
Musz wytrzyma jeszcze t krótk chwil , powtarza a dziewczyna w my lach.
Malcolm u
si obok niej i chwyciwszy Joachima pod rami , wci gn go powoli na gór .
Nadbieg a pani Tamara i rzuci a si ku ch opcu, by go przytuli i uca owa .
- Mój synku, mój ma y synku! - szlocha a.
Malcolm tymczasem pomóg wsta Catharinie, która oszo omiona wlepi a wzrok w sw chlebodawczyni .
- Synku? - powtórzy a zdumiona. - S dzi am, e Joachim jest synem ojca Malcolma!
- Bo jest! I moim tak e. To o nim rozpowiadali my wokó , e urodzi si martwy. Byli my zmuszeni tak post pi , eby zapewni mu bezpiecze stwo.
Dzi kuj , Karin, e go uratowa
. Z ca ego serca dzi kuj .
- Ona ma na imi Catharina, mamo. To w
nie z ni by em od lat zar czony.
- Ale , Malcolmie - wyrwa o si pani Tamarze, a w jej oczach b ysn strach. - Jak mog
j tu sprowadzi ? Sam widzisz, co si sta o!
- Malcolm mnie tu nie ci ga , przyjecha am na w asn r
- wtr ci a Catharina. - Ale, prosz , od
my ten temat na pó niej.
Pani Tamara cicho pop akuj c podesz a do Elsbeth i u cisn a j serdecznie.
- Moja dzielna córeczka! Pomog
ich uratowa . Czy wybaczysz nam?
- A co ja mam wam wybacza ? - zdumia a si dziewczynka.
- Nie doceniali my ciebie - odpar dyplomatycznie Malcolm. - Jeste znacznie lepsza, ni nam si zdawa o.
A potem zwróci si ponownie do Tamary:
- Mamo, nie musisz tam i
. Je li chcesz, za atwi to sam. Sprowadz pastora i kilku m
czyzn. Wiesz, Catharino - zwróci si do narzeczonej. -
Tamara zorientowa a si , e Elsbeth posz a za wami, i natychmiast wys
a po ni Inez. Ta za tak si
pieszy a, e zapomnia a zamkn
swego pokoju. Mama wesz a do rodka i zainteresowa a j wsuni ta do po owy pod poduszk moja dawno zaginiona fotografia. Na stole za le
otwarty pami tnik. Przeczyta a zaledwie kilka zda , ale to wystarczy o, by wszystko sta o si dla niej jasne. Wybiegli my za wami jak szaleni, przera eni
my
, e znów mo e przytrafi si nieszcz
cie...
Pani Tamara przytakiwa a, a potem chwyci a za r ce Elsbeth i Joachima.
- Chod cie, dzieci! Nareszcie b
mog a mie was oboje w domu. I wiecie co? Catharina, któr tak lubicie, tak e zamieszka z nami. Zostanie on
Malcolma. W Markanäs b dzie nas teraz pi cioro!
Elsbeth rozszerzy a oczy ze zdumienia.
- Karin wyjdzie za m
za Malcolma? - zapyta a przeci gle i popatrzy a badawczo po twarzach obecnych.
- To ja jestem t g upi star bab z Norrland - o wiadczy a Catharina.
Dziewczynka z trudem prze kn a zas yszan nowin .
- Mamo! - odezwa a si w ko cu. - Przecie ciocia Inez twierdzi a, e to ty uganiasz si za Malcolmem.
- A wi c to ona! - powtórzy a Tamara, przymykaj c oczy. - Elsbeth, zapewniam ci , e nigdy si nie „ugania am” za Malcolmem. Przecie on jest
moim pasierbem, a twoim przybranym bratem!
- To znaczy, e nigdy si ze mn nie o enisz, Malcolmie? - zapyta a Elsbeth dr
cymi ustami.
- Jak e bym móg ? - u miechn si do dziewczynki. - Przecie ty nie jeste dla mnie. Kiedy doro niesz, b
ju stary. Gdzie czeka na ciebie jaki
mi y i przystojny m odzieniec, który przyb dzie tu, by poprosi o tw r
.
Dziewczynka zamilk a, jakby rozwa aj c przedstawion jej wizj przysz
ci. Wreszcie stwierdzi a:
- Ale b
wiadomy, e Karin, to znaczy Catharina, jest strasznie powolna w sprz taniu!
Te s owa ostatecznie udowodni y wszystkim, e Elsbeth pogodzi a si z pora
. A kiedy po chwili zapyta a, jak wygl da ten jej przysz y narzeczony,
wszyscy wybuchn li gromkim miechem.
Tylko w oczach pani Tamary go ci smutek. Wszak Inez by a jej rodzon siostr .
Wieczorem Malcolm, Tamara i Catharina siedli w salonie, eby porozmawia .
- Przeczyta am ca y pami tnik - powiedzia a zm czonym g osem pani Tamara. - Okazuje si , ze Inez ponosi win za wszystkie czyny, które
przypisywali my Elsbeth.
- Zdaje si , e ona sama kierowa a podejrzenia na dziewczynk , prawda? - wtr ci a Catharina.
- Tak! Wielokrotnie zapewnia a, e by a wiadkiem zbrodni pope nionych przez Elsbeth. W
ciwie oprócz jej s ów nie mieli my innych dowodów, a
mimo to wierzyli my jej.
- Najpierw Inez zabi a mojego ojca - wyja nia Catharinie Malcolm. - Nie mog a znie
tego, e jej siostra jest szcz
liwa. W tym czasie Tamara
oczekiwa a trzeciego dziecka. Chyba w
nie wtedy ulegli my ca kowicie sugestiom Inez. Przypomnia a nam nieoczekiwan
mier dwuletniej córeczki
mojego ojca i Tamary. Powiedzia a, e zanim si to zdarzy o, Elsbeth by a przez chwil sama z m odsz siostrzyczk . Zazdro
o m odsze rodze stwo
nie jest zjawiskiem wyj tkowym, a pi cio- czy sze cioletnia wówczas Elsbeth bardzo cz sto demonstrowa a wrogo
wobec ma ej istoty, która odebra a
jej pozycj jedynaczki. Mimo to nie chcieli my przyj
do wiadomo ci sugestii Inez. Ale ona ogromnie strapiona przekonywa a nas, e nie jest do ko ca
pewna, czy mój ojciec zmar naturaln
mierci . Wtedy przerazili my si nie na arty, a kiedy na dodatek którego dnia znale li my wyrzuconego z
eczka na ziemi male kiego Joachima, który dozna wówczas uszkodzenia kr gos upa, nie mieli my odwagi go zatrzyma .
W tym samym czasie ona zarz dcy urodzi a martwe dziecko, wi c jej powierzyli my niemowl . Rozg osili my, e ch opiec urodzi si martwy.
- Ale Inez musia a przecie o tym wiedzie ?
- Nie, nic jej nie powiedzieli my, e dziecko prze
o upadek. Sp dza a tyle czasu z Elsbeth, e bali my si , i mo e przypadkowo si zdradzi . I
dzi ki Bogu, e tak si sta o.
- Ale jak w ogóle mogli cie uwierzy w taki absurd, e dziecko zabi o twego ojca, Malcolmie?
- No có , Elsbeth przywyk a do tego, e mia a matk tylko dla siebie. Mój ojciec by wi c dla niej gro nym rywalem. Poza tym Inez wyzna a nam, e
widzia a, jak ma a wsypa a mu do jedzenia trutk na szczury.
Catharina poczu a ucisk w do ku. Doprawdy, pomy la a, ta kobieta musia a by psychicznie chora, op tana zazdro ci i nienawi ci w stosunku do
tych, którym powodzi o si lepiej.
- Potem na kilka lat zapanowa spokój - ci gn sw opowie
Malcolm. - Ale my czuli my si , jakby my siedzieli na beczce prochu. Kontrolowali my
z Tamar ka dy krok Elsbeth. Kiedy wi c Inez z w asnej woli zadeklarowa a si , e przejmie nadzór nad dziewczynk , byli my szcz
liwi. Tamara
doczyta a si w pami tniku, e Inez pragn a w ten sposób zapewni sobie mo liwo
zamieszkania na sta e blisko mnie. Okazuje si , e ywi a dla
mnie wielk nami tno
.
Malcolm wzdrygn si , wypowiadaj c te s owa, co Catharina doskonale rozumia a. Zaraz jednak podj urwany w tek:
- Potem o eni si mój brat. Inez nie zaakceptowa a jego wybranki i w trzy dni po lubie moja bratowa zabi a si , spadaj c ze schodów. Inez
twierdzi a, e to sprawka Elsbeth, ale mój brat oznajmi g
no, e ma pewne podejrzenia. Zaraz po tym pope ni samobójstwo w do
zagadkowych
okoliczno ciach. Potem znowu na jaki czas ucich o. Pilnowali my Elsbeth i dzi kowali my niebiosom, e Inez z takim po wi ceniem strze e ma ej,
nawet na moment nie spuszczaj c jej z oczu. Jak mogli my by tacy lepi? Dlaczego jej wierzyli my?
- No có , Elsbeth nie jest taka jak jej rówie nice - przyzna a w zamy leniu Catharina.
- Tak - zgodzi a si Tamara. - Nie rozwija si prawid owo, trzeba spojrze w oczy bolesnej prawdzie. A przy tym prze ywa teraz trudny wiek.
- To zrozumia e - wtr ci a Catharina. - Pami tam, e kiedy mia am pi tna cie lat, wszystko wydawa o mi si strasznie trudne. W gruncie rzeczy
zaczynam rozumie , dlaczego wcze niej nie przejrzeli cie Inez. Mnie samej, w ko cu osobie postronnej, ona tak e wydawa a si godna zaufania i
podziwia am j za to, e z takim oddaniem pilnuje Elsbeth.
Malcolm ukry twarz w d oniach i westchn :
- Gdybym wiedzia , kto naprawd dopu ci si tylu morderstw, dawno ju byliby my ma
stwem. Inez przekaza bym bez wahania organom
sprawiedliwo ci. Ale przecie nie mog em odda do zak adu dla ob kanych jedynej córeczki mojej macochy. Serce nam si kraja o, wzi li my wi c z
Tamar na swoje barki ci
ki obowi zek dozoru nad ni , byleby tylko uchroni j przed straszn egzystencj w takim okropnym miejscu. Kiedy w tego
typu instytucjach naucz si traktowa chorych nieszcz
ników jak ludzi? Nie zdawa em sobie sprawy, Catharino, jak cen za moj decyzj p acisz ty i
twoje siostry.
- Wszystko to moja wina - powiedzia a z alem w g osie Tamara. - Ale ja wci
si waha am. Omal ca kiem nie oszala am z tego zmartwienia. A przy
tym odczuwa am straszne wyrzuty sumienia wobec Joachima. T umaczy am sobie jednak, e dzi ki temu ch opiec yje i nie dzieje mu si krzywda, a ja
mog go cz sto widywa . Uwa
am, e nie mog odda Elsbeth pod opiek obcym ludziom. Ach, jaki straszny pope ni am b d. Catharino i Malcolmie,
czy wy i wasze dzieci kiedykolwiek zdo acie mi wybaczy ?
- Doskonale wszystko rozumiemy - agodnym g osem zapewnia a Catharina. - Wiele o tym my la am. Zastanawia am si , co bym zrobi a, gdyby moje
dziecko... nie, nie mog nawet mówi o tym... Tak wi c Inez domy li a si w ko cu, e co jest mi dzy nami, Malcolmie?
- Ca y dom huczy od plotek, e sp dzi
noc w pokoju Cathariny - rzek a surowo Tamara.
Malcolm pokiwa g ow zak opotany.
- Pewnie Inez pods ucha a, e umówili my si na wzgórzu. Wydaje mi si , e ju wcze niej ywi a jakie podejrzenia w stosunku do Joachima. Tak
cz sto odwiedzali my go ja i jego matka.
- O, tak! - pokiwa a g ow Tamara. - Przeczyta am jej notatki i musz przyzna , e nigdy jeszcze nie spotka am si z równie obrzydliw lektur . Nie
chc wchodzi w szczegó y, ale zgadza si to, o czym mówi
, Malcolmie. Inez traktowa a mnie jako swoj w asno
, ale równocze nie chorobliwie mi
wszystkiego zazdro ci a. Nie mog a wi c znie
, bym pod jakimkolwiek wzgl dem mia a nad ni przewag . Poza tym kocha a si do szale stwa w
Malcolmie i wydawa o jej si , e z wzajemno ci . Wiesz, Catharino, nigdy dot d nie czyta am tylu obscenicznych zwrotów, jak te, których u ywa a
snuj c swe fantazje na jego temat. S dzi a, e to przeze mnie Malcolm nie wyznaje jej swych uczu . Podejrzewa a, e co mnie z nim czy...
Buntowa a Elsbeth przeciwko mnie, wmawiaj c jej, e narzucam si Malcolmowi. Prawda jest natomiast taka, e zawsze stara am si jak najlepiej
zast pi mu matk i traktowa am go jak rodzonego syna.
- Docenia em to - u miechn si ciep o Malcolm.
Catharinie przypomnia a, si kartka z nieprzyzwoitymi rysunkami, któr Inez znalaz a w pokoju Elsbeth pierwszego ranka, kiedy podj a prac
cej. „Niezno ne dziewuszysko” - mrukn a wtedy pod nosem. Najprawdopodobniej jednak sama upu ci a niechc cy t kartk , gdy kucn y przy
piecu.
- A co z Agnet ? Czy t histori o duchach tak e wymy li a Inez?
- Oczywi cie! S ysza a gdzie jakie stare bajdy o okrutnej dziedziczce, powtórzy a je Elsbeth i pozwoli a, by dziecko rozg osi o wszem i wobec t
bzdur o duchu Agnety. O ile mi wiadomo, nikt nigdy nie natkn si na bia dam tu w pa acu - u miechn a si Tamara.
- Oczywi cie - potwierdzi Malcolm. - W Markanäs nie ma adnych duchów!
- Ca e szcz
cie - westchn a Catharina i doda a: - Krótko mówi c, tam na wzgórzu Inez zamierza a upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu?
Pozby si Joachima i mnie?
- Tak - odpowiedzia a Tamara. - Zreszt jak wynika z jej zapisków, by a tak e zazdrosna o bratow Malcolma. Pragn a zachowa wszystkich
czyzn dla siebie. Ale kiedy brat Malcolma nabra podejrze , zdecydowa a, e i on musi zgin
. Wszystko w najdrobniejszych szczegó ach opisa a w
pami tniku. Jak podburza a Elsbeth przeciwko Joachimowi, jak pod
a pi
pod portretem Agnety Järncrony, jak nastraszy a Catharin , zostawiaj c
otwarte drzwi do sali balowej, i jak obwini a Elsbeth za wypadek Cathariny na schodach i w piwnicy. Nie, nie mog o tym d
ej rozmawia . Zbyt wielki
sprawia mi to ból.
- Teraz wszystko si zmieni, mamo - pocieszy j Malcolm, przytulaj c Catharin , która poczu a si od razu bezpiecznie i tak b ogo...
Kiedy nadesz o lato, w Borg odby o si huczne wesele. Wszystkie cztery córki w
ciciela kopalni stan y w tym samym dniu na lubnym kobiercu.
Elsbeth i Joachim razem z innymi dzie mi z rodziny zaj li miejsce w orszaku dru bów, z czego byli nies ychanie dumni.
Ciotka Aurora niczym dobra wró ka, która doprowadzi a do szcz
liwego fina u, nie kry a swego zadowolenia i osobi cie czuwa a, by uroczysto
odby a si bez najmniejszych zak óce .
Wszystkie cztery panny m ode wygl da y jednakowo pi knie, ale oczy adnej nie promienia y takim blaskiem jak Cathariny. Nie przejmowa a si
wcale tym, e pierwsze dziecko urodzi si w osiem miesi cy po lubie. Ostatecznie og osz , e dziecko jest wcze niakiem. Nie oni pierwsi, nie ostatni!
Elegancki powóz wióz do Markanäs nowo
ców, Tamar i jej dwoje dzieci.
W drodze Elsbeth rozmarzy a si , wyobra aj c sobie w asny lub.
Catharina promienia a. Zarz dca z on zgodzili si na przeprowadzk Joachima do pa acu. Mieli przecie swoje dzieci, a poza tym wiedzieli, e nie
strac ch opca z oczu.
- Nareszcie pokój dziecinny o yje! - westchn a Catharina uszcz
liwiona.
- O, mam nadziej , e urodz si wam dzieci. Markanäs jest spragnione dzieci cego szczebiotu - powiedzia a Tamara.
- O, na pewno... - zacz a Catharina i urwa a gwa townie.
Tamara unios a swe pi kne brwi.
- Jak e to, Malcolmie? - spyta a ch odno, ale w jej oczach b ysn weso y ognik.
- Mam tylko dwa yczenia - zacz a Catharina i przytrzyma a si mocno, gdy powóz podskoczy na wyboju
- Jakie?
- Czy mogliby my usun
z sali balowej pewien portret?
- Ch tnie to uczyni - oznajmi a Tamara. - Gdziekolwiek bym stan a, czuj na sobie okropne spojrzenie Agnety. Ale co zrobimy z tym obrazem?
- Spalimy - zadecydowa Malcolm. - Przecie to nie jest adne dzie o sztuki. Po co ma wprowadza niepokój? Moim zdaniem nie nale y piel gnowa
niedobrych wspomnie z historii rodu. Lepiej niech znikn w mroku zapomnienia. A wracaj c do rzeczy, Catharino, pragn zamówi u pewnego
znakomitego artysty malarza twój portret. O ile, naturalnie, si zgodzisz. Nie ma najmniejszego ryzyka, e kto kiedykolwiek w przysz
ci go spali.
- Dzi kuj , Malcolmie! Z przyjemno ci b
pozowa - powiedzia a onie mielona. - Zapewniam was, e nie zamierzam wpatrywa si w malarza,
by nikt nigdy nie czu si prze ladowany przez mój wzrok.
- To i tak niemo liwe - roze mia si Malcolm i obj czule sw
on . - A jakie jest twoje drugie yczenie?
- Mam nadziej - rzek a przytulaj c si do niego - e zwolnisz mnie z obowi zku wstawania codziennie o godzinie wpó do pi tej rano.
Jej s owa wywo
y gromki miech. Tak, dla Markanäs nadchodzi y nowe czasy.