MICHAEL
CONNELLY
Punktwidokowy
PrzełożyłŁukaszPraski
PrószyńskiiS-ka
1
Telefonzadzwoniłopółnocy.HarryBoschczuwał,siedzącwsalonie
pogrążonymwmroku.Lubiłmyśleć,żedziękiciemnościomlepiejsłyszy
saksofon.Tłumiącjedenzmysł,wyostrzałinny.
Alewgłębisercaznałprawdę.Czekał.
DzwoniłLarryGandle,jegoprzełożonywspecjalnejsekcjizabójstw.Było
topierwszewezwanieBoschawnowejpracy.Naniewłaśnieczekał.
-
Harry,nieśpisz?
-
Nieśpię.
-
Czegosłuchasz?
-
FrankaMorgana,zkoncertuw„JazzStandard”wNowymJorku.W
tymmomenciesłyszyszGeorge’aCablesanafortepianie.
-
Brzmijak„AliBlues”.
-
Trafiłeś.
-
Niezłykawałek.Przykromi,żeciprzerywam.
Boschpilotemwyłączyłmuzykę.
-
Ocochodzi,poruczniku?
-
Hollywoodchce,żebyściewzięlizIggymjednąsprawę.Dzisiajmają
natapeciejużtrzyizczwartąsobienieporadzą.Chybazapowiadasię
nowehobby.Robotawyglądanaegzekucję.
DepartamentPolicjiLosAngelesobejmowałsiedemnaścielokalnych
komend,zktórychkażdamiałaswójkomisariatibiurodetektywów,z
wydzielonąsekcjązabójstw.Aledetektywizkomend,działającna
pierwszejlinii,niemogligrzęznąćwdługichsprawach.Gdyjakieś
morderstwomiałozwiązekzpolityką,mediamialbokimśznanym,
dochodzeniezwykleprzekazywanospecjalnejsekcjizabójstw,wchodzącej
wskładwydziałurabunkówizabójstwwParkerCenter.Każdasprawa
wyglądającanaszczególnietrudnąiczasochłonną-którajakhobbymogła
bardzodługopozostawaćprzedmiotemzainteresowaniaśledczych-także
zostawałamurowanąkandydatkądospecjalnejsekcjizabójstw.Tobyła
jednaznich.
-
Gdzie?-zapytałBosch.
-
WpunkciewidokowymnadzaporąMulholland.Wiesz,gdzietojest?
-
Aha,znamtomiejsce.
Boschwstałipodszedłdostołuwjadalni.Otworzyłszufladę
przeznaczonąnasztućce,zktórejwyciągnąłdługopisimałynotatnik.Na
pierwszejstroniezapisałdatęimiejscemorderstwa.
-
Znamyjakieśszczegóły?-spytał.
-
Niewiele-odparłGandle.-Jakmówiłem,zopisuwynika,żeto
egzekucja.Dwastrzaływtyłgłowy.Ktośwziąłgościanadtamęiobryzgał
jegomózgiempięknywidok.
Boschzastanowiłsięnadtymprzezchwilę,poczymzadałkolejne
pytanie.
-
Wiadomo,kimbyłdenat?
-
Ludziezkomendyjeszczenadtympracują.Możebędąjużcośmieli,
kiedyprzyjedziesz.Toprawieposąsiedzkuodciebie,zgadzasię?
-
Niedaleko.
GandlepodałBoschowibliższeinformacjenatematmiejscazdarzenia,
pytając,czyHarrysamzawiadomiswojegopartnera.Boschodrzekł,żesię
tymzajmie.
-
Dobra,Harry,jedźtam,zorientujsięcoijak,apotemzadzwońdo
mnie.Poprostumnieobudź.Wszyscytorobią.
Boschpomyślał,żetotypowedlazwierzchnikaskarżyćsięnauciążliwość
nocnychtelefonówczłowiekowi,któregowtrakcieichwspółpracy
zamierzałstalebudzić.
-
Załatwione-powiedziałBosch.
RozłączyłsięinatychmiastzadzwoniłdoIgnaciaFerrasa,swojego
nowegopartnera.Ciąglesięobwąchiwali.Ferrasbyłponaddwadzieścia
latmłodszyodniegoipochodziłzinnejkultury.Boschbyłpewien,że
wytworzysięmiędzynimiwięź,aletowymagałoczasu.Jakzawsze.
JegotelefonzbudziłFerrasa,któryszybkojednakoprzytomniałiwydawał
sięskorydodziałania,atobyłdobryznak.Jedynykłopotpolegałnatym,
żeFerrasmieszkałażwDiamondBar,mógłwięc
dotrzećnamiejscezdarzeniaconajmniejzagodzinę.Boschrozmawiałz
nimotympierwszegodnia,gdyzostalipartnerami,leczFerrasniebył
zainteresowanyprzeprowadzką.WDiamondBarmiałsystempomocy
rodzinnejiniechciałzniegorezygnować.
Boschwiedział,żezjawisięnamiejscuzdarzenianadługoprzed
Ferrasem,cooznaczało,żebędziemusiałsamotniezałagodzić
zadrażnieniazmiejscowymifunkcjonariuszami.Odebraniesprawy
zespołowizkomendyzawszewymagałodelikatności.Takiejdecyzji
zwykleniepodejmowalidetektywiobecninamiejscumorderstwa,ale
przełożeni.Żadendetektywzwydziałuzabójstwwartzłoceńnaswojej
odznacenigdynieoddałbysprawyzwłasnejwoli.Takikrokbyłsprzeczny
zjegomisją.
-
Dozobaczenianamiejscu,Ignacio-powiedziałBosch.
-
Harry-odrzekłFerras.-Prosiłemcię.MówmiIggy.Wszyscymnie
taknazywają.
Boschzbyłuwagęmilczeniem.NiechciałmumówićIggy.Niesądził,aby
toimiębrzmiałostosowniedorangiichzadańimisji.Wolał,byjego
partnersamdoszedłdotegownioskuiprzestałgopoprawiać.
Przypomniawszysobieoczymś,BoschpoleciłFerrasowiwpaśćpodrodze
doParkerCenteriwziąćprzydzielonyimsamochód.Wiedział,żeto
opóźnijegoprzyjazdokilkaminut,aleBoschzamierzałdotrzećna
miejscewłasnymsamochodem,amiałjużprawiepustowbaku.
-
Dobra,dozobaczenia-zakończyłBosch,dającspokójimionom.
Odłożyłsłuchawkę,poczymwyciągnąłpłaszczzszafyprzydrzwiach
wejściowych.Nakładającgo,zerknąłnaswojeodbiciewlustrzena
wewnętrznejstronieskrzydładrzwi.Mimoswoichpięćdziesięciusześciu
latbyłszczupłyiwysportowany,mógłbynawetprzytyćparękilogramów,
podczasgdyinnymdetektywomwjegowiekurosłyjużbrzuszki.W
specjalnejsekcjizabójstwpracowałaparadetektywów,którychzpowodu
corazokrągłejszychsylweteknazywanoCrateiBarrel*.Boschniemusiał
siętymprzejmować.
*„CrateandBarrel”(dosł.„skrzynkaibeczka”)-nazwasiecisklepów
meblowych(przyp.tłum.).
Siwiznanieobjęłajeszczeniepodzielnegopanowanianadjegociemną
czupryną,choćbyłanadobrejdrodzedozwycięstwa.Wbystrych
brązowychoczachmalowałasięgotowośćsprostania
wyzwaniu,jakieczekałogowpunkciewidokowym.Boschnapotkałw
lustrzewzrokgliniarzaodzabójstwwpełniświadomegocharakteruswojej
pracy-którywiedział,żegdywyjdziezdomu,będziechciałipotrafił
doprowadzićrzeczdokońca,bezwzględunakonsekwencje.Natenwidok
poczułsię,jakgdybybyłkuloodporny.
Lewąrękąsięgnąłpobroń,spoczywającąwkaburzenaprawymbiodrze.
PistoletKimberUltraCarry.Szybkosprawdziłmagazynekidziałanie
mechanizmu,poczymwłożyłbrońzpowrotemdokabury.
Byłgotów.Otworzyłdrzwi.
Porucznikniewielewiedziałosprawie,leczniemyliłsięcodojednego.
MiejscezdarzeniaznajdowałosięniedalekodomuBoscha.Harryzjechał
zewzgórzanaCahuenga,potemskręciłwBarhamBoulevardpodrugiej
stronieautostrady101.StądkrótkiodcinekLakeHollywoodDrive
prowadziłdoskupiskadomównawzgórzachotaczającychzbiorniki
zaporęMulholland.Niebyłytotaniedomy.
Okrążyłogrodzonysztucznyzbiornik,zatrzymującsiętylkoraz,gdy
natknąłsięnastojącegonadrodzekojota.Oczyzwierzęciazalśniływ
blaskureflektorów.Pochwilikojotodwróciłsięipowolutkuprzeszedłna
drugąstronę,znikającwzaroślach.Niespieszyłsię,jakgdybychciał
sprowokowaćBoschadojakiejśreakcji.Widokzwierzęciaprzypomniał
muczasy,kiedysłużyłwpatroluiwidziałpodobniewyzywające
spojrzeniauwiększościmłodychludzi,jakichspotykałnaulicy.
MinąwszyjezioroHollywood,ruszyłdalejTahoeDriveipochwilidotarł
dowschodniegokońcaMulhollandDrive.Znajdowałsiętunieoficjalny
punktwidokowy,zktóregoroztaczałasiępanoramamiasta.Napisyna
tablicachgłosiły„ZAKAZPARKOWANIA”i„PUNKTWIDOKOWY
NIECZYNNYPOZMROKU”,alenaogółjeignorowano,bezwzględuna
porędnia.
Boschzatrzymałsięzakilkomasłużbowymipojazdami-furgonetkami
ekipykryminalistycznejikoroneraoraznieoznakowanymisamochodami
policyjnymi.Zażółtątaśmąotaczającąmiejscezdarzeniastałosrebrne
porschecarrerazotwartąmaską.Autozostałoodgrodzonekolejnym
odcinkiemżółtejtaśmy,zczegoBoschodgadł,żetonajprawdopodobniej
pojazdofiary.
Boschzaparkowałiwysiadł.Funkcjonariuszzpatrolu,pilnującygranicy
miejscazdarzenia,zanotowałjegonazwiskorazemznumeremodznaki-
2997-iwpuściłgozażółtątaśmę.Boschzbliżyłsiędomiejscazbrodni.
Poobustronachciałależącegopośrodkupolany,któragórowałanad
miastem,ustawionodwarzędyprzenośnychreflektorów.Podchodząc
bliżej,Boschzobaczyłtechnikówkryminalistykiiekipękoronera
przeprowadzającychoględzinyciałaiterenu.Jedenztechników,
uzbrojonywkamerę,robiłzapiswideozmiejscazdarzenia.
-
Tutaj,Harry.
BoschodwróciłsięizobaczyłdetektywaJerry’egoEdgaraopartegoo
maskęnieoznakowanegoradiowozu.Edgartrzymałwdłonikubekkawyi
sprawiałwrażenie,jakgdybypoprostuczekał.GdyBoschruszyłwjego
stronę,oderwałsięodsamochodu.
EdgarbyłniegdyśpartneremBoscha,kiedyHarrypracowałwkomendzie
Hollywood.Boschbyłwówczasszefemzespołuwsekcjizabójstw.Dziśtę
funkcjępełniłEdgar.
-
Czekałemnakogośzrabunkówizabójstw-powiedziałEdgar.-Nie
wiedziałem,stary,żetobędzieszty.
-Toja.
-
Pracujesznadtymsam?
-Nie,mójpartnerjużjedzie.
-Nowypartner,nie?NiedawałeśznakużyciaodtamtejaferywEchoPark
wzeszłymroku.
-
Aha.Comamy?
BoschniemiałochotyrozmawiaćzEdgaremoEchoPark.Właściwiez
nikim.Pragnąłskupićsięnabieżącejsprawie.Tobyłojegopierwsze
wezwanieodprzeniesieniadospecjalnejsekcjizabójstw.Wiedział,żejego
poczynaniabędzieobserwowaćwieleosób.Niektórzyznichbędąmieli
nadzieję,żemusięniepowiedzie.
Edgarodsunąłsię,abyBoschmógłzobaczyć,cozostałorozłożonena
mascesamochodu.Boschwyciągnąłokularyinałożyłje,pochylającsię
bliżej.Mimoskąpegoświatładojrzałszeregtorebeknadowodyrzeczowe.
Spoczywaływnichoddzielnieprzedmiotynależącedoofiary.Byływśród
nichportfel,kluczeiprzypinanyidentyfikator.Prócztegoklipsna
banknotyzgrubymplikiemgotówki,orazterminalBlackBerry,wciąż
włączonyisygnalizującyzielonąlampkągotowośćdotransmisjirozmów,
którychjegowłaścicieljużnigdyniemiałodebraćaninawiązać.
-
Właśniedałmitowszystkofacetodkoronera-rzekłEdgar.-Powinni
skończyćzciałemzajakieśdziesięćminut.
Boschwziąłtorebkęzidentyfikatoremiuniósłjąbliżejświatła.Pochodził
zKlinikidlaKobietśw.Agaty.Naplakietcewidniałozdjęciemężczyznyo
ciemnychwłosachiciemnychoczach,azpodpisuwynikało,żebyłto
doktorStanleyKent.Uśmiechałsiędoobiektywu.Boschzauważył,że
identyfikatorbyłrównocześniekartąmagnetycznądootwieraniadrzwi.
-
CzęstorozmawiaszzKiz?
EdgarpytałobyłąpartnerkęBoscha,któraposprawieEchoPark
przeniosłasięnakierowniczestanowiskodobiurakomendantapolicji.
-
Niezabardzo.Aledobrzejejidzie.
Boschskierowałuwagęnanastępnątorebkę,chcącprzerwaćrozmowęo
KizRideriskierowaćjąnaobecnąsprawę.
-
Jerry,możeszmiwskrócieopowiedzieć,jaktowygląda?
-
Chętnie-odparłEdgar.-Trupaznalezionojakąśgodzinętemu.Jak
widziałeśnatablicachodulicy,niemożnatuparkowaćanipętaćsiępo
zmroku.KilkarazywnocyzaglądatupatrolzHollywood,żebyprzegonić
ciekawskich.Tutejsibogaczesąspokojniejsi.Słyszałem,żewtamtym
domumieszkaMadonna.Albomieszkała.
Wskazałokazałąrezydencjęokołostumetrówodpolanki.Wblasku
księżycarysowałasięsylwetkawieżywznoszącejsięnadbudynkiem.
Murybyływrdzawo-żółtepasyidomwyglądałjakkościółwstylu
toskańskim.Rezydencjastałanawzniesieniu,dziękiczemuzokien
roztaczałsięwspaniały,rozległywidoknamiastowdole.Boschwyobraził
sobie,jakgwiazdapopspoglądawładczozwieżynamiastoleżąceujej
stóp.
Boschspojrzałnaswojegodawnegopartnera,czekającnaresztęraportu.
-
Kołojedenastejprzejeżdżałtędypatrolizobaczyłporschezotwartą
maską.Wtychmodelachsilnikjestztyłu,Harry.Czyliotwartybył
bagażnik.
-
Zauważyłem.
-
Okej.Wkażdymraziepatrolzatrzymujesię,niewidzinikogow
porscheaniobok,więcobajgliniarzewysiadają.Jedenwchodzina
polankęiznajdujefaceta.Gośćleżytwarządoziemizdwiemakulkamiz
tyługłowy.Egzekucjajaknic.
Boschwskazałnaidentyfikatorwtorebcenadowody.
-
ItenfacettoStanleyKent?
-
Natowygląda.Zplakietkiidokumentówwportfeluwynika,żeto
StanleyKent,czterdzieścidwalata,zamieszkałytuzarogiem,na
ArrowheadDrive.Sprawdziliśmynumeryporsche,zarejestrowanena
firmę„FizykaMedycznaK&K”.WłaśniesprawdziłemKentaw
komputerze,wychodzinato,żemaprawieczystekonto.Paręmandatów
zaszybkąjazdę,alenicwięcej.Uczciwygość.
Boschkiwałgłową,notującwpamięciwszystkieinformacje.
-
Niebędęmiałdociebieżaluzato,żeweźmieszsprawę,Harry
-powiedziałEdgar.-Wtymmiesiącujedenzmoichpartnerówsiedziw
sądzie,adrugiegozostawiłemnamiejscupierwszejsprawy,jakądzisiaj
trafiliśmy-trzytrupy,czwartaofiaraw„QueenofAngels”podłączonado
aparaturypodtrzymującejżycie.
Boschpamiętał,żedetektywisekcjizabójstwwHollywoodniepracująw
tradycyjnychparach,alewsystemietrójkowym.
-
Niemamożliwości,żebytomiałozwiązekztamtąpotrójnąrobotą?
Wskazałnagrupkętechnikówotaczającązwłokinapunkciewidokowym.
-
Nie,togangsterskieporachunki,nastoprocent-odrzekłEdgar.-
Moimzdaniemzupełnieinnahistoriaicieszęsię,żemogęcijąoddać.
-
Wporządku-powiedziałBosch.-Zarazbędzieszmógłiść.Ktośjuż
zaglądałdosamochodu?
-
Właściwienie.Czekaliśmynaciebie.
-
Dobra.KtośbyłwdomuofiarynaArrowhead?
-
Teżnie.
-
Ktośszukałświadków?
-
Jeszczenie.Najpierwsprawdzaliśmymiejsce.
Edgarnajwyraźniejjużnawstępieuznał,żesprawazostanieprzekazana
wydziałowirabunkówizabójstw.Boschmartwiłsię,żeniczegonie
zrobiono,leczrównocześniewiedział,żebędąmoglizFerrasemzacząć
wszystkoodpoczątku,coniebyłozłe.Departamentmiałdługąhistorię
spraw,którespartaczonoalbonarażononaszwankpodczasprzekazywania
ichprzezlokalnąkomendędetektywomzcentrum.
Spojrzawszynaoświetlonąpolanę,Boschnaliczyłpięciuludziz
kryminalistykiizespołukoronerapracującychprzyzwłokachiwokół
nich.
-
Nowięcjeżelinajpierwsprawdzaliściemiejsce-powiedział-toczy
ktośszukałśladówstópwpobliżuciała,zanimwpuściliścietechników?
Niepotrafiłpowstrzymaćnutyrozdrażnienia,jakazabrzmiaławjego
głosie.
-
Harry-odrzekłEdgartonemzdradzającymrozdrażnienie
rozdrażnieniemBoscha.-Natymcholernympunkciewidokowym
codzienniestoikilkasetosób.Gdybyśmymieliczas,moglibyśmyszukać
śladówdoBożegoNarodzenia.Uznałem,żeniemamy.Wpublicznym
miejsculeżałtrupitrzebabyłosięnimzająć.Pozatymwyglądamitona
robotęzawodowca.Toznaczy,żedotejporybuty,broń,samochódireszta
jużzdążyłyzniknąć.
Boschprzytaknął.Chciałjużdaćtemuspokójizająćsięsprawą.
-
Dobra-rzekłspokojnie.-Wobectegochybajesteśwolny.
Edgarskinąłgłową,aBoschowiprzyszłonamyśl,żemożesię
czućzakłopotany.
-
Mówiłem,Harry,niespodziewałemsię,żetoty.
Chciałprzeztopowiedzieć,żenieutrudniałbypracyHarry’emutylko
komuśinnemuzRiZ.
-
Jasne-powiedziałBosch.-Rozumiem.
KiedyEdgarodjechał,Boschwyciągnąłzbagażnikaswojegosamochodu
latarkę.Wróciłdoporsche,nałożyłrękawiczkiiotworzyłdrzwiodstrony
kierowcy.Wsunąłgłowędoautairozejrzałsię.Nasiedzeniupasażera
leżałaaktówka.Niebyłazamknięta,agdyzwolniłzatrzaski,zobaczyłw
środkukilkateczekzdokumentami,kalkulatororazbloczki,długopisyi
gazety.Zamknąłjąiodłożyłnamiejsce.Fakt,żeznajdowałasięna
siedzeniu,oznaczał,żeofiaraprawdopodobnieprzyjechałanapunkt
widokowysama.Ituspotkałaswojegozabójcę.Boschuznałtozaistotną
informację.
Następnieotworzyłschowek,zktóregowypadłokilkaprzypinanych
identyfikatorów,takichjaktamtenznalezionyprzyzwłokach.Oglądającje
pokolei,zobaczył,żekażdyznichpochodziłzinnegoszpitala.Alena
każdymmagnetycznymkluczuwidniałotosamonazwiskoizdjęcie.
StanleyaKenta,człowieka,który,jakprzypuszczałBosch,leżałmartwyna
polance.
Boschzauważył,żeztyłukażdegoidentyfikatorajestodręcznanotatka.
Przypatrywałsięimprzezdłuższąchwilę.Byłytogłówniecyfryzliterami
LlubPnakońcu,zczegowywnioskował,żetokodydozamków.
Zajrzałgłębiejdoschowkaiznalazłwięcejidentyfikatorówikluczy
magnetycznych.Odniósłwrażenie,żezamordowany-jeślitonaprawdę
byłStanleyKent-miałdostępdoprawiewszystkichszpitaliwokręguLos
Angeles.Znałtakżekodyzamkówcyfrowychwniemalkażdymszpitalu.
Boschprzezmomentzastanawiałsię,czyidentyfikatoryiklucze
magnetyczneniesąfałszywkamiużywanymiprzezofiarędojakiegoś
przekrętu.
Boschwłożyłwszystkozpowrotemdoschowkaizamknąłgo.Potem
zajrzałpodimiędzysiedzenia,nieznalazłjednakniczegowartegouwagi.
Wycofałsięzwnętrzasamochoduipodszedłdootwartegobagażnika.
Bagażnikbyłmałyipusty.WświetlelatarkiBoschdostrzegłjednakcztery
wgłębieniawwykładzinienadnie.Wyraźniebyłowidać,żewbagażniku
przewożonocościężkiegoikwadratowegonaczterechnogachlub
kółkach.Kiedyznalezionosamochód,klapabyłaotwarta,więc
prawdopodobnietajemniczyprzedmiotzostałzabranypodczaszabójstwa.
-
Detektywie?
Boschodwróciłsię,kierującsnopświatłalatarkinatwarzfunkcjonariusza
zpatrolu.Byłtopolicjant,któryspisałjegonazwiskoinumerodznaki
przyżółtejtaśmie.Harryopuściłlatarkę
-
Ocochodzi?
-
PrzyjechałaagentkaFBI.Prosiopozwoleniewejścianamiejsce
zbrodni.
-
Gdzieonajest?
Funkcjonariuszzaprowadziłgodogranicymiejscazdarzenia.Zbliżającsię
dotaśmy,Boschujrzałkobietęstojącąobokotwartychdrzwisamochodu.
Byłasamaimiałapochmurnąminę.Najejwidoksercezabiłomu
niespokojnie.
-
Cześć,Harry-powiedziała,gdygozobaczyła.
-
Cześć,Rachel-odrzekł.
2
Minęłoprawiepółroku,odkądBoschostatnirazwidziałagentkęspecjalną
FederalnegoBiuraŚledczegoRachelWalling.Podchodzącdoniej,
uświadomiłsobie,żewciągutychsześciumiesięcyniebyłoanijednego
dnia,wktórymbyoniejniemyślał.Nigdyniewyobrażałsobiejednak,że
ichdrogiprzetnąsię-jeśliwogólemiałobydotegodojść-wśrodkunocy
namiejscumorderstwa.Rachelmiałanasobiedżinsy,koszulęigranatową
marynarkę.Jejciemnewłosybyływnieładzie,alemimotowyglądała
pięknie.Najwyraźniejwezwanojąprostozdomu,takjakBoscha.Brak
uśmiechunajejtwarzyprzypomniałmu,jakfatalniezakończyłosięich
ostatniespotkanie.
-
Słuchaj-powiedział-wiem,żecięignorowałem,aleniemusiałaś
zadawaćsobietyletruduiszukaćmnienamiejscuzbrodni,żeby…
-
Naprawdęnieczasnażarty-ucięła.-Jeżelimojeprzypuszczeniasię
sprawdzą.
ZerwalikontaktyposprawieEchoPark.Rachelpracowaławówczasw
tajemniczejkomórceFBIkryjącejsiępodnazwą„wydziałwywiadu
taktycznego”.Nigdymuniepowiedziała,czymwłaściwiezajmowałasię
takomórka,aBoschniedomagałsięwyjaśnień,ponieważniebyłoto
istotnedlaśledztwawsprawieEchoPark.Zwróciłsiędoniejopomocze
względunajejdoświadczeniewopracowywaniuprofilipsychologicznych
-atakżenaichprywatnąhistorię.SprawaEchoPark,podobniejakszansa
nadalszyciągromansu,wymknęłamusięzrąk.PatrzącnaRachel,Bosch
niemiałwątpliwości,żezjawiłasiętuzpowodówwyłączniesłużbowychi
żeniebawempoznarodzajzadańwydziałuwywiadutaktycznego.
-
Cotozaprzypuszczenia?-zapytał.
-
Powiemci,jakbędęmogła.Pozwoliszmizobaczyćmiejsce?
Boschniechętnieuniósłtaśmę,reagującnajejzdawkowąodpowiedź
typowymdlasiebiesarkazmem.
-
Nowięczapraszam,agentkoWalling-rzekł.-Czujsięjakusiebiew
domu.
Weszłanazagrodzonytereniprzystanęła,przynajmniejrespektującjego
prawo,bysamzaprowadziłjąnamiejscezbrodni.
-
Myślę,żenaprawdębędęmogłacipomóc-powiedziała.-Jeżeli
zobaczęciało,byćmożeudamisięoficjalniezidentyfikowaćdenata.
Uniosłateczkę,którądotądtrzymaławopuszczonejręce.
-
Wobectegochodźmy-odparłBosch.
Zaprowadziłjąnapolankę,gdziewsterylnymświetleprzenośnych
reflektorówfluorescencyjnychspoczywałyzwłoki.Denatleżałna
pomarańczowejziemiokołopółtorametraodurwiskanaskrajupunktu
widokowego.Blaskksiężycaodbijałsięodtaflizbiornikaponiżej.Za
zaporąrozpościerałsiękobierzecmilionaświatełmiasta,któremigotaływ
nocnymchłodziejakunoszącesięwpowietrzusennewidziadła.
Boschwyciągnąłrękę,abyzatrzymaćWallingnaskrajukręguświatła.
Lekarzzdążyłjużodwrócićofiaręnawznak.Mężczyznamiałotarciana
twarzyiczole,leczmimotoBoschowiwydawałosię,żerozpoznajewnim
człowiekazezdjęćnaszpitalnychidentyfikatorachznalezionychw
schowku.TobyłStanleyKent.Rozpiętakoszulaukazywałabladą
nieowłosionąpierś.Zbokuwidniałśladponacięciu,przezktórelekarz
wprowadziłdowątrobysondędopomiarutemperatury.
-
Dobrywieczór,Harry-przywitałgoJoeFelton,lekarzzekipy
koronera.-Chociażchybapowinienemraczejpowiedzieć:dzieńdobry.
Kimjesttwojakoleżanka?Myślałem,żeprzydzielonociIggy’egoFerrasa.
-
PracujęzFerrasem-odrzekłBosch.-Tojestagentkaspecjalna
WallingzwydziałuwywiadutaktycznegoFBI.
-
Wywiadutaktycznego?Coonijeszczewymyślą?
-Zdajesię,żetocośwstyluBezpieczeństwaKrajowego.Rozumiesz,zero
pytań,zeroodpowiedzi.Mówi,żemożenampotwierdzićidentyfikację.
WallingposłałaBoschowispojrzenie,zktóregowyczytał,żezachowuje
sięjakszczeniak.
-
Możemyjużwejść,doktorze?-spytałBosch.
-
Jasne,Harry,prawieskończyliśmy.
Boschruszyłnaprzód,aleWallingszybkogowyprzedziłaipierwsza
wkroczyławjasnąplamęświatła.Bezwahaniastanęłanadzwłokami.Z
teczkiwyciągnęłazdjęcieformatuosiemnadziesięć.Pochyliłasięi
przysunęłafotografiędotwarzydenata.Boschzbliżyłsię,bysamemu
porównaćtwarze.
-
Toon-oznajmiłaRachel.-StanleyKent.
Boschprzytaknąłskinieniemgłowy,poczympodałjejrękę,żebypomóc
jejprzekroczyćciało.Ignorującwyciągniętądłoń,zrobiłatosama.Bosch
spojrzałnaFeltona,którykucałobokzwłok.
-
Nowięc,doktorze,powiesznam,comamy?
Boschschyliłsiępodrugiejstronieciała,bymiećlepszywidok.
-
Mamyfaceta,którypocośtuprzyjechałalbozostałprzywieziony,a
potemktośmukazałklęknąćnaziemi.
Feltonwskazałnaspodnieofiary.Naobukolanachbyłyślady
pomarańczowegokurzu.
-
Późniejktośdwarazystrzeliłmuwtyłgłowyifacetpadłnatwarz.
Obrażenianatwarzytoskutektegoupadku.Wtymmomenciejużnieżył.
Boschpokiwałgłową.
-
Brakranwylotowych-dodałFelton.-Prawdopodobniecośmałego,
naprzykładdwudziestkadwójka,zrykoszetemwewnątrzczaszki.Bardzo
skuteczne.
Boschuświadomiłsobie,żeGandleużyłprzenośni,mówiącotym,że
mózgofiaryobryzgałpięknywidok.Naprzyszłośćbędziemusiałpamiętać
oskłonnościporucznikadoprzesady.
-
Czasśmierci?-zapytałFeltona.
-
Napodstawietemperaturywątrobymożnapowiedzieć,żeczterydo
pięciugodzintemu-odparłlekarz.-Mniejwięcejoósmej.
OstatniainformacjazaniepokoiłaBoscha.Oósmejbyłojużciemnoipunkt
widokowyjużdawnoopuściliwszyscymiłośnicyzachodówsłońca.Ale
hukdwóchstrzałówmusiałdobiecdodomównapobliskichskarpach.A
jednakniktniezadzwoniłnapolicję,azwłokidopierotrzygodziny
późniejprzypadkowoznalazłpatrol.
-
Wiem,oczymmyślisz-powiedziałFelton.-Dlaczegoniktnicnie
słyszał?Chybadasiętowytłumaczyć.Chłopaki,przekręćmygoz
powrotem.
Boschwyprostowałsięiodsunął,robiącmiejsceFeltonowiijednemuz
jegoasystentów,którzyodwrócilizwłoki.ZerknąłnaWalling,akiedyna
momentichoczysięskrzyżowały,ponowniespojrzałanaofiarę.
Poodwróceniuciałaujrzeliranywlotoweztyługłowy.Czarnewłosy
mężczyznyzlepiałakrew.Tyłbiałejkoszulibyłspryskanykropelkami
jakiejśbrązowejsubstancji,któranatychmiastprzykułauwagęBoscha.
Niepotrafiłbyzliczyćmiejsczbrodni,którewidziałwżyciu.Domyśliłsię,
żeplamynakoszulidenatatoniekrew.
-
Toniejestkrew,prawda?
-
Rzeczywiście,nie-potwierdziłFelton.-Zbadańlaboratoryjnych
dowiemysięzapewne,żetopoczciwysyropcoca-coli.Osad,jakizostaje
nadniepustejbutelkialbopuszki.
ZanimBoschzdążyłodpowiedzieć,ubiegłagoWalling.
-
Prowizorycznytłumikdowygłuszeniaodgłosustrzałów-wyjaśniła.
-Taśmąprzyklejasiędolufypustąlitrowąbutelkępocoliidziękitemu
znaczniezmniejszasięhukwystrzału,bobutelkapochłaniawiększośćfal
dźwiękowych.Jeżeliwbutelcezostałaresztkacoli,płynochlapujecel.
FeltonspojrzałnaBoschaizaprobatąpokiwałgłową.
-
Skądżeśjąwziął,Harry?Prawdziwyskarb.
BoschzerknąłnaRachel.Teżbyłpodwrażeniem.
-
Wiemzinternetu-powiedziała.
Boschskinąłgłową,choćwtoniewierzył.
-
Powinniściezwrócićuwagęnajeszczejednąrzecz-dodałFelton,
odwracającsiędozwłok.
Boschznówsiępochylił.Feltonwyciągnąłrękęipokazałdłońofiarypo
stronie,gdziestałBosch.
-
Matonaoburękach.
Lekarzwskazywałczerwonąplastikowąobrączkęnaśrodkowympalcu.
Boschprzyjrzałsięjej,poczymsprawdziłdrugądłoń.Rzeczywiściena
palcutkwiłaidentycznaczerwonaobrączka.Nakażdejznichpo
wewnętrznejstroniedłonibyłabiałanakładkawyglądającajakkawałek
taśmy.
-
Cotojest?-zapytałBosch.
-
Jeszczeniewiem-odrzekłFelton.-Alewydajemisię…
-
Jawiem-wtrąciłaWalling.
Boschuniósłwzrok.Skinąłgłową.Oczywiście,żewiedziała.
-
TosądawkomierzepierścionkoweTLD-wyjaśniłaRachel.-Tak
zwanedozymetrytermoluminescencyjne.Przyrządyostrzegawcze.Służą
dopomiarupromieniowania.
Potychsłowachzapadłapełnagrozycisza,którąprzerwałaWalling.
-
Damwamjeszczejednąwskazówkę-ciągnęła.-Kiedyobrączkisą
odwróconewtakisposób,detektoremTLDdowewnątrzdłoni,zwykle
oznaczato,żenoszącyjeczłowiekmabezpośrednikontaktzmateriałem
radioaktywnym.
Boschwyprostowałsię.
-
Dobra,niechwszyscysięcofną-polecił.-Cofnąćsię,wszyscy.
Technicykryminalistyczni,ludziekoroneraiBoschzaczęlisię
odsuwaćodzwłok.AleWallingnieruszyłasięzmiejsca.Uniosłaręce,jak
gdybychciałaprosićouwagęwiernychzebranychwkościele.
-
Zaraz,chwileczkę-powiedziała.-Niktniemusisięcofać.
Spokojnie,wszystkowporządku.Jestbezpiecznie.
Przystanęli,leczniktniewróciłnapoprzedniemiejsce.
-
Gdybytubyłozagrożeniepromieniotwórcze,detektoryTLDna
obrączkachzrobiłybysięczarne-ciągnęła.-Tosygnałostrzegawczy.Ale
sąbiałe,czyliwszyscyjesteśmybezpieczni.Pozatymmamto.
Uchyliłapołęmarynarki,ukazującmałączarnąskrzyneczkęprzypiętądo
paskajakpager.
-
Monitorpromieniowania-wyjaśniła.-Gdybyśmymieliproblem,
możeciemiwierzyć,narobiłbyjazgotujakstadopsów,ajapierwszabym
stądzwiała.Alenicsięniedzieje.Wszystkowporządku,jasne?
Ludziezaczęlizwahaniemwracaćnaswojemiejsca.HarryBosch
przysunąłsiębliskoWallingiująłjązałokieć.
-
Możemychwilkępogadać?
Opuścilipolankę,kierującsięwstronęMulholland.Boschczuł,że
sytuacjasięzmienia,leczstarałsiętegonieokazywać.Niechciał
stracićkontrolinadmiejscemzdarzenia,atymwłaśniegroziłsygnałtego
rodzaju.
-
Cotyturobisz,Rachel?-zapytał.-Icosięwłaściwiedzieje?
-Takjaktydostałamtelefonwśrodkunocy.Ściągnęlimnie
złóżka.
-
Nicmitoniemówi.
-
Zapewniamcię,żechcęcipomóc.
-
Nowięczacznijipowiedzdokładnie,coturobisziktocięprzysłał.
Tonapewnomipomoże.
WallingrozejrzałasięizwróciławzroknaBoscha.Wskazałazażółtą
taśmę.
-
Możemy?
Boschwyciągnąłrękę,dającjejznak,byposzłaprzodem.Opuścili
zagrodzonytereniwyszlinaulicę.Kiedyocenił,żeniktspośródosób
zgromadzonychprzyzwłokachniemożeichusłyszeć,przystanąłi
popatrzyłnanią.
-
Dobra,tylewystarczy-powiedział.-Cosiędzieje?Ktocitukazał
przyjechać?
Utkwiłaspojrzeniewjegooczach.
-
Słuchaj,to,cocipowiem,musizostaćmiędzynami-ostrzegła.-
Przynajmniejnarazie.
-
Rachel,niemamczasuna…
-
StanleyKentjestnapewnejliście.Kiedytyczyktóryśztwoich
kolegówsprawdzaliściedzisiajjegonazwiskowbaziedanychNCIC,w
Waszyngtoniezaraztowyłapaliizadzwonilidomniedotaktycznego.
-
Kimonbył,terrorystą?
-
Nie,fizykiemmedycznym.Ipraworządnymobywatelem,oilewiem.
-NotoocochodziztymiobrączkamiiczemuFBIzjawiasięwśrodku
nocy?NajakiejliściebyłStanleyKent?
Wallingzignorowałapytanie.
-
Powiedzmi,Harry,czyktośjużbyłwjegodomualborozmawiałz
jegożoną?
-
Jeszczenie.Najpierwzabraliśmysiędozabezpieczeniamiejsca.
Zamierzam…
-
Wtakimraziemusimytozarazzrobić-powiedziałanaglącym
tonem.-Możeszmniepytaćwdrodze.Weźjegokluczenawypadek,
gdybydombyłzamknięty.Idęposamochód.
Wallingzaczęłasięoddalać,aleBoschzłapałjązarękę.
-
Pojedziemymoim.
Pokazałswojegomustangaizostawiłją.Ruszyłwkierunkuradiowozu,na
któregomascewciążleżałyrozłożonetorebkizdowodami.Zaczynał
żałować,żetakszybkozwolniłEdgara.Przywołałgestemsierżanta.
-
Słuchaj,muszępojechaćdodomuofiary.Powinienemniedługo
wrócić,aladamomentprzyjedzietudetektywFerras.Pilnujciemiejsca,
dopókijedenznassięniezjawi.
-
Załatwione.
Boschwyciągnąłtelefonizadzwoniłdoswojegopartnera.
-
Gdziejesteś?
-
WłaśniewyjechałemzParkerCenter.Będęzadwadzieściaminut.
BoschpoinformowałFerrasa,żeopuszczamiejscezdarzeniaipoleciłmu
siępospieszyć.Rozłączyłsię,złapałleżącąnamascetorebkęzkluczamii
wrzuciłdokieszeni.
Podchodzącdosamochodu,zauważył,żeWallingsiedzijużwśrodku.
Kończyłarozmowęizamykałaklapkętelefonu.
Dokogodzwoniłaś?-spytałBosch,wsiadając.-Doprezydenta?
-
Doswojegopartnera-odparła.-Umówiłamsięznimwdomu
ofiary.Agdzietwójpartner?
-
Jużjedzie.
Boschuruchomiłsilnik.Ledwieruszyli,zasypałjąpytaniami.
-
JeżeliStanleyKentniebyłterrorystą,tonajakiejbyłliście?
-
Jakofizykmedycznymiałbezpośrednidostępdomateriałów
promieniotwórczych.Dlategotrafiłnalistę.
Boschpomyślałoszpitalnychidentyfikatorach,któreznalazłwporsche
ofiary.
-
Dostęp?Gdzie?Wszpitalach?
-
Właśnie.Tamsięjeprzechowuje.Tosubstancjewykorzystywane
główniedoleczeniaraka.
Boschskinąłgłową.Zaczynałrozumieć,wciążjednakmiałzamało
informacji.
-
Wporządku,Rachel,tylkociągleczegośtuniekapuję.Możesz
jaśniej?
-
StanleyKentmiałbezpośrednidostępdomateriałów,naktórych
chcielibypołożyćłapęinniludzie.Domateriałów,któredlatychludzi
mogąbyćbardzo,bardzocenne.Aleniedoleczeniaraka.
-
Mówiszoterrorystach.
-
Otóżto.
-
Chceszpowiedzieć,żefacetmożeottaksobiewejśćdoszpitalai
spokojnietowynieść?Niemażadnychprzepisów?
Wallingskinęłagłową.
-
Zawszesąprzepisy,Harry.Alesameprzepisyniewystarczą.
Powtarzalność,rutyna-toszczelinykażdegosystemuzabezpieczeń.
Kiedyśniezamykaliśmydrzwidokabinypilotówwsamolotachlinii
komercyjnych.Terazjezamykamy.Zmianęproceduriwzmocnienie
środkówostrożnościwymuszadopierozdarzenieotragicznychskutkach.
Rozumiesz,comamnamyśli?
Przypomniałsobienotatkinaodwrotnejstronieniektórych
identyfikatorówwsamochodzieofiary.CzyżbyStanleyKentdotego
stopnianieprzejmowałsiębezpieczeństwemtychsubstancji,żezapisywał
kodydostępunaidentyfikatorach?InstynktpodpowiadałBoschowi,że
odpowiedźnatopytaniejestprawdopodobnietwierdząca.
-
Rozumiem-rzekł.
-
No,więcgdybyśzamierzałobejśćsystemzabezpieczeń,wszystko
jedno,szczelnyczynie,dokogobyśsięzwrócił?
Boschpokiwałgłową.
-
Dokogośzgruntownąznajomościątegosystemu.
-
Otóżto.
BoschskręciłwArrowheadDriveizacząłszukaćnumerówna
krawężniku.
-
Czylitwierdzisz,żetomożebyćzdarzenieotragicznychskutkach?
-
Nietwierdzę.Jeszczenie.
-
ZnałaśKenta?
BoschzerknąłnaWalling,którawyglądałanazaskoczonątympytaniem.
Tobyłstrzałwciemno,alezadałje,bysprawdzićreakcję,niekoniecznie
uzyskaćodpowiedź.Wallingodwróciłasięispojrzaławokno.Bosch
dobrzeznałtengest.Klasycznysygnał.Wiedział,żezarazusłyszy
kłamstwo.
-
Nie,nigdygoniespotkałam.
Boschwjechałwnajbliższypodjazdizatrzymałsamochód.
-
Corobisz?-spytała.
-
Totu.DomKenta.
Staliprzeddomem,wktórymniepaliłysiężadneświatławśrodkuanina
zewnątrz.Wyglądał,jakgdybyniktwnimniemieszkał.
-
Nie,tonietu-powiedziałaWalling.-Jegodomjestzanastępną
przecznicąi…
Urwała,zdającsobiesprawę,żeBoschjązdemaskował.Boschw
milczeniuprzyglądałsięjejprzezchwilęwciemnościach.
-
Powieszmiwreszcieprawdę,czywoliszwysiąść?
-
Słuchaj,Harry,mówiłamci.Sąrzeczy,októrychniemogę…
-
Wysiadaj,agentkoWalling.Samsobieporadzę.
-
Harry,musiszzrozu…
-
Tojestsprawazabójstwa.Mojasprawa.Wysiadaj.
Niedrgnęła.
-
Wystarczyjedenmójtelefoniodbiorąciśledztwo,zanimwróciszna
miejscezbrodni-powiedziała.
-
Todzwoń.Wolęodrazudostaćkopa,niżbyćfrajerem,któremu
federalnibędąopowiadaćbajeczki.Możetojedenzesloganówbiura?
Wciskaćgliniarzomciemnotę,ażsięudławią?Niemnie,niedzisiaj,nie
przymojejwłasnejsprawie.
Sięgnąłdodrzwipojejstronie,abypociągnąćklamkę.Wallingodepchnęła
goiuniosłaręcewgeściekapitulacji.
-
Jużdobrze,dobrze-powiedziała.-Cochceszwiedzieć?
-
Tymrazemchcęusłyszećprawdę.Całąprawdę.
3
Boschzmieniłpozycjęnasiedzeniu,bymócpatrzećprosto
naWalling.Niezamierzałnigdzieruszać,dopókiRachelniezacznie
mówić.
-
Tojasne,żewiedziałaś,kimbyłStanleyKentigdziemieszkał-
powiedział.-Okłamałaśmnie.Gadaj,byłterrorystączynie?
-
Mówiłamjuż,żenie.Naprawdę.Byłzwykłymobywatelem.
Fizykiem.Znalazłsięnaliścieobserwowanych,bomiałkontaktze
źródłamipromieniowania,którewniewłaściwychrękachmogłyby
posłużyćdowyrządzeniakrzywdyludziom.
-
Oczymtymówisz?Jaktobysięmogłostać?
-
Przeznapromieniowanie.Wróżnejformie.Naprzykładatakna
jednegoczłowieka-pamiętaszostatnieŚwiętoDziękczynieniaitego
Rosjanina,któremuwLondyniepodanodawkępolonu?Tobyłzamachna
konkretnąosobę,chociażnieobyłosiębezdodatkowychofiar.Materiał,
doktóregomiałdostępKent,mógłbybyćteżwykorzystanynawiększą
skalę-wcentrumhandlowym,wmetrze,gdziekolwiek.Wszystkozależy
odilościioczywiścieodurządzeniadyspersyjnego.
-
Urządzenia?Mówiszobombie?Ktośmógłbyskonstruowaćbrudną
bombęztąsubstancją?
-
Owszem,doniektórychcelów.
-
Myślałem,żetotylkomit,żenigdynieskonstruowanobrudnej
bomby.
-
Formalneokreślenietoimprowizowanyładunekwybuchowy.
Faktycznie,totylkomit,aletylkodomomentu,gdyktośzdetonujetaki
ładunekpierwszyraz.
Boschskinąłgłowąiwróciłdotematu,wskazującdomprzednimi.
-
Skądwiedziałaś,żetoniejestdomKenta?
Wallingzmęczonymgestempotarłaczoło,jakgdybyodjego
natarczywychpytańrozbolałajągłowa.
-
Bojużuniegobyłam,rozumiesz?Jeszczewtymrokuprzyjechałam
doniegozeswoimpartnerem,żebyostrzecKentaijegożonęprzed
potencjalnymizagrożeniamizwiązanymizjegozajęciem.Sprawdziliśmy
zabezpieczeniawdomuiporadziliśmyzachowaćostrożność.Zrobiliśmy
tozpoleceniaDepartamentuBezpieczeństwaKrajowego,jasne?
-
Tak,jasne.Tobyłorutynowedziałaniewywiadutaktycznegoi
DepartamentuBezpieczeństwaczypojechaliścietam,boktośmugroził?
-
Nie,niktniegroziłmuosobiście.Słuchaj,tracimytylko…
-
Notokomu?Komugrożono?
Wallingpoprawiłasięnasiedzeniuiwestchnęłazirytacją.
-
Niktniegroziłnikomukonkretnemu.Zrobiliśmytopoprostuna
wszelkiwypadek.Szesnaściemiesięcytemuktośdostałsiędokliniki
onkologicznejwGreensborowKaroliniePółnocnej,obszedł
skomplikowanezabezpieczeniaizabrałdwadzieściadwiemałetulejez
radioizotopemcez-137.Tenmateriałwtakichopakowaniachbył
przeznaczonydoradioterapiinowotworówginekologicznych.Niewiemy,
ktotobyłanipocogozabrał,aleizotopzniknął.Kiedydotarładonas
wiadomośćokradzieży,ktośzespecjalnejgrupydozwalczania
terroryzmuwLosAngelespomyślał,żebyłobydobrzeocenić
zabezpieczeniamateriałówpromieniotwórczychwtutejszychszpitalachi
ostrzecludzi,którzysięnimizajmują,żebyzachowaliczujnośćibyli
ostrożni.Będzieszjużłaskawruszyć?
-
Itobyłaśty.
-
Takjest,zgadłeś.Zadziałałafederalnateoriapowszechnejkorzyści.
Namnieimojegopartneraspadłozadanieprzeprowadzaniarozmowyz
ludźmitakimijakStanleyKent.Złożyliśmywizytędoktorowiijegożonie,
przyokazjiobejrzeliśmydomipowiedzieliśmymu,żepowinienzacząćna
siebieuważać.Ztegosamegopowoduzadzwoniliwłaśniedomnie,kiedy
sprawdzaliściejegonazwiskowbazie.
Boschwrzuciłwstecznybiegiszybkowyjechałzpodjazdu.
-
Dlaczegoniepowiedziałaśmiotymodrazu?
Samochódruszyłostronaprzód.
-
BowGreensboroniktniezginął-odparłaprzekornymtonem
Walling.-Twojasprawamogłaniemiećztymżadnegozwiązku.Kazano
mizachowaćostrożnośćidyskrecję.Przepraszam,żecięokłamałam.
-Trochęzapóźno,Rachel.WasiludzieodzyskalicezzGreensboro?
Nieodpowiedziała.
-
No?
-
Jeszczenie.Podobnoizotopzostałsprzedanynaczarnymrynku.
Sammateriałmadośćdużąwartośćpieniężną,nawetjeżelijest
wykorzystywanywcelachmedycznych.Dlategoniejesteśmypewni,z
czymwłaściwiemamytudoczynienia.Idlategomnieprzysłano.
DziesięćsekundpóźniejznaleźlisięzaprzecznicąiBoschznówzacząłsię
rozglądaćzanumerem,aleWallingpokazałamuwłaściwydom.
-
Tochybatenpolewej.Zczarnymiżaluzjami.Wciemnościtrudno
rozróżnić.
Boschzahamowałizezgrzytemustawiłdźwignięwpozycji„parking”,
zanimjeszczesamochódsięzatrzymał.Wyskoczyłipodbiegłdodrzwi.W
domubyłociemno.Nieświeciłasięnawetlampanadwejściem.Ale
zbliżającsiędodrzwi,Boschzauważył,żesąuchylone.
-
Otwarte-powiedział.
BoschiWallingwyciągnęlibroń.Boschpołożyłdłońnadrzwiachilekko
jepchnął.Zuniesionymipistoletamiweszlidocichegoiciemnegodomu.
Boschszybkowymacałnaścianiewyłącznik.
Zapaliłosięświatło,ukazującsalon,utrzymanywidealnymporządku,ale
pustyibezśladówniczegoniepokojącego.
-
PaniKent?-zawołałanacałygłosWalling.Ciszejpowiedziałado
Boscha:-Jesttylkożona,niemajądzieci.
Zawołałajeszczeraz,leczwdomuwciążpanowałacisza.Wprawo
odchodziłkorytarziBoschruszyłwtęstronę.Znalazłnastępnywyłącznik
ioświetliłprzedpokójzczworgiemzamkniętychdrzwiiwnęką.
Wewnęceurządzonogabinetdopracy,którybyłpusty.Boschujrzałna
szybiebłękitnypoblaskmonitorakomputerowego.Minęliwnękęizaczęli
sprawdzaćdrzwi,zaglądającpokoleidopokojugościnnego,potemdo
domowejsiłowni,gdziestałsprzętdoćwiczeń,anaścianiewisiałymaty.
Trzeciedrzwiprowadziłydołazienkidlagości,gdzieniebyłonikogo,a
czwartedosypialnigospodarzy.
WeszlidoostatniegopomieszczeniaiBoschznówpstryknąłwłącznikiem
światła.ZnaleźlipaniąKent.
Leżałanałóżku,naga,zakneblowanaizwiązana,zrękamiskrępowanymi
ztyłu.Miałazamknięteoczy.Wallingpodbiegładołóżkasprawdzić,czy
kobietażyje,aBoschprzeszedłprzezsypialnię,bysprawdzićłazienkęi
garderobę.Niebyłotamnikogo.
Gdyzawrócił,Wallingwyjęłajużkobiecieknebeliscyzorykiemrozcięła
czarneplastikoweopaskizzatrzaskiem,którymiskrępowanojejza
plecamiręceinogi.Rachelzakrywaławłaśnienarzutąjejnieruchome,
nagieciało.Wpokojuunosiłsięwyraźnyzapachmoczu.
-
Żyje?-spytałBosch.
-
Żyje.Chybatylkozemdlała.Takjązostawili.
Wallingzaczęłarozcieraćkobiecieprzegubyinogiwkostkach.Jejdłoniei
stopypociemniałyodbrakukrążenia,przybierającniemalfioletową
barwę.
-
Wezwijpomoc-poleciłamuRachel.
Złynasiebie,żesamniezareagował,Boschwyciągnąłtelefoniwyszedł
nakorytarz,byzadzwonićdocentralizgłoszeniowejpokaretkę.
-
Będązadziesięćminut-poinformował,wracającdosypialni.
Ogarnęłagofalapodniecenia.Mieliżywegoświadka.Leżącanałóżku
kobietamogłaimpodaćprzynajmniejparęszczegółównatemattego,co
sięstało.Wiedział,żekoniecznietrzebająbędziejaknajszybciejskłonić
domówienia.
Rozległsięgłośnyjękikobietaodzyskałaprzytomność.
-PaniKent,jużwszystkodobrze-powiedziałaWalling.-Wporządku.Jest
panibezpieczna.
Kobietastężałaiszerokootworzyłaoczy,widzącprzedsobądwoje
nieznajomych.Wallingpokazałalegitymację.
-
FBI,paniKent.Pamiętamniepani?
-
Co?Cosię…gdziejestmójmąż?
Zaczęłasiępodnosić,alezorientowawszysię,żejestnaga,próbowała
szczelniejotulićsięnarzutą.Nadalmiałazdrętwiałepalceiniepotrafiła
ichzacisnąć.Wallingpomogłasięjejokryć.
-
GdzieStanley?
Wallinguklękłaunógłóżka,takżeichtwarzeznalazłysięnajednym
poziomie.SpojrzałanaBoscha,jakgdybyszukającwskazówek,jak
odpowiedziećnajejpytanie.
-
PaniKent,panimężatuniema-powiedziałBosch.-Detektyw
BoschzpolicjiLosAngeles,atoagentkaWallingzFBI.Staramysię
ustalić,cosięstałozpanimężem.
KobietapopatrzyłanaBoscha,potemnaWalling,zatrzymującwzrokna
agentce.
-
Pamiętampanią.Przyszłapanidonas,żebynasostrzec.Otochodzi?
Ludzie,którzytubyli,złapaliStanleya?
Rachelpochyliłasięiłagodnymgłosempowiedziała:
-
PaniKent…MapaninaimięAlicia,prawda?Alicio,musisiępani
trochęuspokoić,żebyśmymogliporozmawiaćipomócpani.Chciałabysię
paniubrać?
AliciaKentskinęłagłową.
-
Dobrze,zostawimypaniąnachwilę-obiecałaWalling.-Zaczekamy
wsalonie,ażsiępaniubierze.Najpierwjednakproszęmipowiedzieć,czy
odniosłapanijakieśobrażenia?
Kobietaprzeczącopokręciłagłową.
-Napewno…?
Wallingniedokończyła,jakgdybyprzestraszyłojąwłasnepytanie.Bosch
niemiałtakichoporów.Musielidokładniewiedzieć,cosiętuwydarzyło.
-
PaniKent,czydokonanonapanigwałtu?
Kobietaznówpokręciłagłową.
-
Kazalimisięrozebrać.Tylkotyle.
Boschspojrzałjejuważniewoczy,mającnadzieję,żebędzieznich
potrafiłwyczytaćoznakikłamstwa.
-
Nodobrze-odezwałasięWalling,przerywającchwilęciszy.-Proszę
sięubrać.Kiedyprzyjadąratownicy,mimowszystkobędziemychcieli,
żebypaniązbadali.
-
Nicminiejest-odparłaAliciaKent.-Cosięstałozmoimmężem?
-
Niejesteśmypewni-rzekłBosch.-Gdysiępaniubierzeiprzyjdzie
dosalonu,powiemypani,ilewiemy.
Przytrzymującnarzutę,wktórąbyłaowinięta,AliciaKentostrożnie
podniosłasięzłóżka.Boschzobaczyłplamęnamate-
racuipomyślał,żealbooddałamoczzestrachu,albozadługoczekałana
ratunek.
Zrobiłakrokwkierunkugarderobyizachwiałasię,tracącrównowagę.
Boschskoczyłnaprzódichwyciłją,zanimupadła.
-
Dobrzesiępaniczuje?
-
Tak.Chybatrochękręcimisięwgłowie.Któragodzina?
Boschzerknąłnacyfrowybudziknaszafcenocnejpoprawejstronie
łóżka,alewyświetlaczbyłpusty.Zegarniedziałałalbobyłwyłączonyz
sieci.NiepuszczającAliciiKent,przekręciłprawąrękęispojrzałna
zegarek.
-
Dochodzipierwszawnocy.
Poczuł,jakjejciałosięnapina.
-
Bożedrogi!-krzyknęła.-Tylegodzin…gdziejestStanley?
Boschprzesunąłręcenajejramionaipomógłjejstanąćprosto.
-
Porozmawiamyotym,kiedysiępaniubierze-powiedział.
Niepewnymkrokiempodeszładogarderobyiotworzyładrzwi.
Dozewnętrznejstronyichskrzydłabyłoprzymocowanelustro.GdyAlicia
Kentjeuchyliła,Boschzobaczyłwnimswojeodbicie.Przezmoment
zdawałomusię,żeujrzałwswoichoczachcośnowego.Coś,czegonie
było,kiedyspojrzałnasiebiewlustrzeprzedwyjściemzdomu.Wyraz
zaniepokojenia,możenawetlękprzednieznanym.Uznał,żetocałkiem
zrozumiałe.Rozpracowałtysiącemorderstw,ależadnaztychsprawnie
przybierałatakiegokierunkujakta.Możelękbyłstosownąreakcją.
AliciaKentwyciągnęłazszafybiałyszlafrokfrotteiskierowałasięw
stronęłazienki.Zostawiłaotwartedrzwigarderoby,więcBoschmusiał
odwrócićwzrokodwłasnegoodbicia.
Wallingwyszłazsypialni,aBoschpodążyłzanią.
-
Comyślisz?-zapytała.
-
Mamyszczęście,żeznaleźliśmyświadka-odrzekłBosch.-Będzie
nammogłapowiedzieć,cosięstało.
-
Miejmynadzieję.
CzekającnaAlicięKent,Boschpostanowiłjeszczerazobejrzećdom.Tym
razemsprawdziłogródigaraż,atakżeponowniewszystkie
pomieszczenia.Nieznalazłniczegopodejrzanego,choćzwróciłuwagę,że
garażprzeznaczonynadwapojazdybyłpusty.JeśliKentowiepoza
porschemielijeszczejedensamochód,niebyłogonatereniedomu.
PrzeszedłkorytarzemdoogroduipatrzącnaliteryHOLYWOODna
zboczuwzgórza,zadzwoniłdocentrali,proszącoprzysłaniezespołu
kryminalistycznegodozabezpieczeniaśladówwdomuKentów.Zapytał
teżokaretkęwezwanądozbadaniaAliciiKentiusłyszał,żeprzyjedzieza
pięćminut.Dziesięćminutwcześniejpowiedzianomu,żeratownicy
zjawiąsięzadziesięćminut.
NastępniezadzwoniłdoporucznikaGandle’a,budzącgo.Przełożony
słuchałwmilczeniu,gdyBoschprzekazywałmunajnowszeinformacje.
Wiadomośćozaangażowaniuwsprawęsłużbfederalnychi
prawdopodobieństwiemotywuterrorystycznegoskłoniłaGandle’ado
chwilinamysłu.
-
Taak…-rzekł,kiedyBoschskończył.-Wyglądanato,żebędę
musiałobudzićparęosób.
Oznaczałoto,żezamierzałpowiadomićwyższeszczeblehierarchii
departamentuorosnącymciężarzegatunkowymsprawy.Ostatniąrzeczą
jakiejpragnąłbykażdyporucznikzwydziałurabunkówizabójstw,było
porannewezwaniedobiurakomendantazpytaniem,dlaczegowcześniej
nieostrzegłdowództwaprzedmożliwymikonsekwencjamiśledztwa.
Gandlebędziesięstarałchronićsiebieirównocześnieczekaćna
wskazówkizgóry.Boschspodziewałsiętakiejpostawyirozumiałją.Ale
jegotakżesytuacjaskłoniładochwilinamysłu.PolicjaLosAngelesmiała
swojewłasneBiuroBezpieczeństwaKrajowego.Najegoczelestał
człowiek,którywoczachwiększościfunkcjonariuszydepartamentu
przypominałnatymstanowiskumałpęzbrzytwą.
-
CzyjednąznichbędziekapitanHadley?-spytałBosch.
KapitanDonHadleybyłbratembliźniakiemJamesaHadleya,
który,jaksięskładało,zasiadałwkomisjipolicyjnej,zespolepolitycznym,
którynadzorowałpracęDepartamentuPolicjiLosAngeles,atakżemiał
upoważnieniedomianowaniaiodwoływaniakomendanta.Niespełnarok
pozaaprobowanejprzezradęmiastadecyzjiburmistrzaopowołaniu
JamesaHadleyawskładkomisji,jegobratbliźniak,dotychczasowy
zastępcanaczelnikawydziałuruchudrogowegowDolinie,awansowałna
dowódcęnowoutworzonegoBiuraBezpieczeństwaKrajowego.Uznanoto
wówczaszapolitycznyruchówczesnegokomendantapolicji,któryza
wszelkącenęstarałsięutrzymaćstanowisko.Nieudałosię.Został
zwolnionyimianowanonowegokomendanta.Hadleyutrzymałjednak
swojąfunkcję.
ZadanieBBKpolegałonawspółpracyzinstytucjamifederalnymii
wymianiedanychwywiadowczych.WciąguminionychsześciulatLos
Angelesconajmniejdwarazyznalazłosięnacelownikuterrorystów.W
każdymztychprzypadkówpolicjadowiadywałasięozagrożeniudopiero
wtedy,gdyfederalniudaremniliatak.Stawiałotodepartamentw
kłopotliwympołożeniu,aBBKpowstałprzecieżpoto,bystaćsię
narzędziempolicjidozdobywaniainformacjiotym,corządfederalnywie
ojejwłasnympodwórku.
Kłopotwtym,żepowszechniepodejrzewano,iżfederalninadalnie
dopuszczająpolicjidoswoichsekretów.Pragnącwięczamaskowaćten
przykryfaktiuzasadnićistnieniedowodzonejprzezsiebiekomórki,
kapitanHadleyzacząłwystępowaćnaczęstychkonferencjachprasowychi
wtowarzystwieswoichludziwczarnychuniformachasystowałprzy
każdymzdarzeniu,któremiałochoćbynikłyzwiązekzterroryzmem.
KiedynaHollywoodFreewayprzewróciłasięcysterna,namiejscu
wypadkustawiłasięlicznagrupafunkcjonariuszyBBK,leczwkrótce
ustalono,żecysternaprzewoziłamleko.Zpodobnączujnościązareagowali
nazastrzelenierabinawsynagodzewWestwood,dopókinieustalono,że
przyczynąincydentubyłmiłosnytrójkąt.
Itakdalej.PomniejwięcejczwartejakcjiBBK,któraokazałasię
niewypałem,funkcjonariuszedepartamentuprzechrzcilikapitanaDona
Hadleya,nazywającgokapitanemDoneBadly*.
*Donebadly-nieudane,sfuszerowane.
MimotopozostałdowódcąBBKdziękipolitycznejmgiełceokrywającej
zagadkęjegoawansu.Wedługostatnichwieści,jakiedotarłydoBoscha
pocztąpantoflową,Hadleywysłałcałyswójoddziałdoakademiina
ćwiczeniazzakresutaktykioperacjiwtereniemiejskim.
-
CodoHadleya,niewiem-odrzekłGandle.-Prawdopodobnie
zostaniewtajemniczony.Zacznęodswojegokapitana,aonzdecyduje,
komudalejprzekazaćwiadomość.Aletojużnietwojezmartwienie,Harry.
RóbswojeinieprzejmujsięHadleyem.Musiszzatouważaćna
federalnych.
-
Jasne.
-
Pamiętaj,zfederalnymizawszetrzebasięmiećnabaczności,kiedy
zaczynającimówićdokładnieto,cochciałbyśusłyszeć.
Boschskinąłgłową.Radaporucznikabyłazgodnazkultywowanąw
policjiLosAngelesdługątradycjąnieufnościwobecFBI.OczywiścieFBI
równiedługopodtrzymywałatętradycję,niedarzączaufaniempolicjiLos
Angeles.ZtegopowodunarodziłosięBBK.
PopowrociedodomuKentówBoschzobaczył,żeWallingrozmawiaz
kimśprzeztelefon,awsaloniestoimężczyzna,któregonigdywcześniej
niespotkał.Byłwysoki,miałczterdzieścikilkalatiemanowałpewnością
siebie,którąBoschwidziałjużwielokrotnieiktórabezwątpienia
świadczyła,żemadoczynieniazagentemFBI.Mężczyznawyciągnąłdo
niegodłoń.
-
DetektywBosch,jaksądzę-rzekł.-JackBrenner.Racheljestmoją
partnerką.
Boschpodałmurękę.Sposób,wjakiBrennerpoinformowałgo,żeRachel
jestjegopartnerką,dużopowiedziałBoschowi.Tobyłwładczyton.
Brennerdawałmudozrozumienia,żezjawiłsięważniejszyzdwojga
partnerów,bezwzględunato,jakiezdanienatentematmiałasama
Rachel.
-
Widzę,żejużsiępoznaliście.
Boschodwróciłsię.Wallingwłaśniezakończyłarozmowęprzeztelefon.
-Przepraszam-powiedziała.-Składałamrelacjęszefowi.Postanowił
poświęcićtejsprawiecałytaktyczny.Wysyładoszpitalitrzyzespoły,żeby
zaczęłysprawdzać,czyKentbyłdzisiajwktórymśgorącymlaboratorium.
-
Wgorącychlaboratoriachtrzymasięmateriałypromieniotwórcze?-
zapytałBosch.
-
Tak.Kentmiałwstępdoprawiewszystkichwokręgu.Musimy
ustalić,czybyłdzisiajwktórymśznich.
Boschwiedział,żeprawdopodobniemożezawęzićpoleposzukiwańdo
jednejplacówkimedycznej.DoKlinikidlaKobietśw.Agaty.GdyKent
zostałzamordowany,miałprzypiętyidentyfikatortegoszpitala.Wallingi
Brennerotymniewiedzieli,leczBoschpostanowiłjeszczeimniemówić.
Wyczuwał,żeśledztwowymykamusięspodkontroli,chciałwięc
zatrzymaćdlasiebieprzynajmniejjednąpoufnąinformację.
-
Cozpolicją?-spytałtylko.
-
Zpolicją?-powtórzyłBrenner,zanimzdążyłaodpowiedzieć
Walling.-Czyliztobą,Bosch?Pytaszosiebie?
-
Tak,osiebie.Jakąjamamrolę?Brennerrozłożyłręcewgeście
życzliwości.
-
Niemartwsię,niewypadaszzgry.Pracujeszcałyczasznami.Agent
federalnypokiwałgłową,jakgdybytobyłanajlepszaobietnica.
-
Todobrze-odparłBosch.-Właśnietochciałemusłyszeć.Spojrzał
naWalling,szukającwjejoczachpotwierdzeniasłówjejpartnera.Ale
odwróciławzrok.
4
KiedyAliciaKentwreszciewyszłazsypialni,miałauczesanewłosy:ii
umytątwarz,aleubrałasiętylkowbiałyszlafrok.DopieroterazBosch
zobaczył,jakatrakcyjnąbyłakobietą.Drobna,smagła,onieco
egzotycznejurodzie.Przypuszczał,żepodnazwiskiemmężakryjesię
rodowódzjakiegośodległegokraju.Czarne,lśniącewłosyotaczały
oliwkowątwarz,którabyłapięknaizarazemsmutna.
ZauważyłaBrennera,któryprzywitałjąskinieniemgłowyiprzedstawił
się.AliciaKentbyłatakoszołomionarozwojemwypadków,żezdawałasię
niepamiętaćBrennera,choćprzedtempoznałaWalling.Brennerwskazał
jejkanapęipoprosił,żebyusiadła.
-
Gdziemójmąż?-zapytałaznowu,tymrazembardziejstanowczymi
spokojniejszymtonem.-Chcęwiedzieć,cosiędzieje.
Rachelusiadłaobokniej,gotowapodtrzymaćjąnaduchu,gdybytobyło
konieczne.Brennerzająłkrzesłoobokkominka.Boschwolałstać.Nigdy
nielubiłwygodniesięrozsiadać,przekazująctakiewiadomości.
-
PaniKent-odezwałsięBosch,przejmującinicjatywęistarającsię
zaznaczyć,żenadalonprowadzisprawę.-Jestemdetektywemzwydziału
zabójstw.Przyjechałemtu,ponieważdziśwnocyznaleźliśmyzwłoki
mężczyzny,którym,jaksądzimy,mógłbyćpanimąż.Bardzomiprzykro,
żemuszętopanipowiedzieć.
Słyszącwiadomość,raptowniepochyliłagłowę,apotemuniosłaręcei
ukryławnichtwarz.Jejciałemwstrząsnąłdreszczizzadłonirozległsię
stłumiony,bezradnyjęk.Pochwilizaniosłasięszlochem,dygocząctak
gwałtownie,żemusiałaopuścićręceiprzytrzymaćszlafrok,byniezsunął
sięjejzramion.Wallingłagodniepołożyłajejdłońnakarku.
GdyBrennerzaproponowałjejszklankęwody,skinęłagłową.Wyszedł,a
Boschprzyjrzałsiękobiecieizobaczyłłzyspływającepojejpoliczkach.
Zawiadamianieludziośmiercinajbliższychtobyłoparszywezadanie.
Mimożerobiłtosetkirazy,niepotrafiłsięztymoswoićanisiętego
nauczyć.Samtoprzeżył.Kiedyprzedponadczterdziestulaty
zamordowanojegomatkę,usłyszałtęwiadomośćodpolicjantawchwili,
gdywychodziłzbasenuwdomudziecka.Wskoczyłzpowrotemdowody
ipróbowałzostaćnadnie.
Brennerprzyniósłwodęiświeżawdowawypiładuszkiempołowę.Zanim
ktokolwiekzdążyłzadaćjejpytanie,rozległosiępukaniedodrzwiiBosch
wpuściłdwóchratownikówdźwigającychwielkietorbyzesprzętem.
Boschodsunąłsięnabok,asanitariuszeprzystąpilidobadaniakobiety.
DałznakWallingiBrennerowi,byposzliznimdokuchni,gdziemogli
naradzićsięszeptem.Zdałsobiesprawę,żejużwcześniejpowinniotym
porozmawiać.
-
Jakchcecietozniązałatwić?-zapytał.
Brennerznówszerokorozłożyłręce,jakgdybybyłotwartynapropozycje.
Wyglądałotojakjegogestfirmowy.
-
Chybatypowinieneśpoprowadzićprzesłuchanie-rzekłagent.-
Włączymysię,kiedybędzietrzeba.Jeżelisięobawiasz,żemoglibyśmy…
-
Nie,todobrypomysł.Przesłuchamją.
SpojrzałnaWalling,czekającnasprzeciw,aleonateżniemiała
zastrzeżeń.Chciałwyjśćzkuchni,aleBrennerzatrzymałgowprogu.
-
Bosch,chcębyćztobąszczery-powiedział.
Boschodwróciłsiędoniego.
-
Toznaczy?
-
Toznaczy,żekazałemcięsprawdzić.Podobno…
-
Jakto,kazałeśmniesprawdzić?Wypytywałeśomnie?
-
Musiałemwiedzieć,zkimbędziemypracować.Otwojej
dotychczasowejpracywiedziałemtylkotyle,ilesłyszałemoEchoPark.
Chciałem…
-
Jeżelimaszjakieśpytania,możeszjezadaćmnie.
Brenneruniósłręce,otwierającdłonie.
-
Wporządku.
Boschwyszedłzkuchniistanąłwsalonie,czekając,ażratownicyskończą
opatrywaćAlicięKent.Jedenznichsmarowałjakąśmaściąotarcianajej
nadgarstkachikostkach.Drugimierzyłjejciśnienie.Boschzobaczył,że
nałożyliopatrunkinaszyiiprzegubie,widocznienarany,których
wcześniejniedostrzegł.
ZadzwoniłjegotelefoniBoschwróciłdokuchni,żebyodebrać.Zauważył,
żeWallingiBrennerjużwyszli,znikającwinnejczęścidomu.
Zaniepokoiłsię.Niewiedział,czegoszukająanicoplanują.
Dzwoniłjegopartner.Ferraswreszciedotarłnamiejscezdarzenia.
-
Ciałojeszczetamjest?-spytałgoBosch.
-
Nie,ludziekoronerajużjezabrali-odrzekłFerras.-Kryminalistyka
teżjużchybakończy.
Boschprzekazałmunajnowszeszczegółyśledztwa,mówiącoudziale
federalnychwsprawieipotencjalnieniebezpiecznychmateriałach,do
którychmiałdostępStanleyKent.Następniepoleciłmuzacząćchodzićpo
domachiszukaćświadków,którzymoglicoświdziećczysłyszećpodczas
zabójstwaKenta.Wiedział,żemająnikłeszanse,ponieważniktnie
zadzwoniłpod911.
-
Harry,terazmamsiędotegozabrać?Jestśrodeknocyiludzieśpią…
-
Tak,Ignacio,maszsiędotegozabraćteraz.
Boschnieprzejmowałsięporą.Prawdopodobniegenerator,który
dostarczałprąduludziompracującymnamiejscuzbrodni,itakjużzbudził
wszystkichwpobliskichdomach.Alekoniecznienależałoprzesłuchać
mieszkańcówokolicyizawszelepiejbyłoznaleźćświadkówwcześniejniż
później.
KiedyBoschopuściłkuchnię,ratownicypakowalijużsprzętiwychodzili.
Poinformowaligo,żestanfizycznyAliciiKentjestdobry,jeślinieliczyć
drobnychzranieńiotarć.Powiedzieliteż,żepodalijejtabletkęna
uspokojenieizostawilitubkęmaści,którąmiałasmarowaćotarciana
przegubachikostkach.
Wallingznówsiedziałaobokniejnakanapie,aBrennerprzykominku.
Boschusiadłnakrześleprzyszklanymstoliku,naprzeciwAliciiKent.
-
PaniKent-zaczął.-Bardzonamprzykrozpowoduśmiercipani
mężaikoszmaru,jakipaniprzeżyła.Niemożemyjednakzwlekaćze
śledztwem.Gdybyśmyżyliwświecieidealnym,zaczekalibyśmy,aż
będziepanigotowaznamiporozmawiać.Aleświatniejestidealny.Wie
paniotymlepiejodnas.Musimyzadaćpanikilkapytańnatemattego,co
siętudzisiajstało.
Założyłaręcenapiersiizezrozumieniempokiwałagłową.
-
Wobectegozaczynajmy-powiedziałBosch.-Możenampani
powiedzieć,cosięzdarzyło?
-
Tobylidwajmężczyźni-odrzekłagłosemdrżącymodpłaczu.-Nie
widziałamich.Toznaczyichtwarzy.Niewidziałamichtwarzy.Ktoś
zapukałdodrzwiiposzłamotworzyć.Nikogoniebyło.Akiedyzaczęłam
zamykaćdrzwi,naglesiępojawili.Wyskoczylijakspodziemi.Mieli
maskiikaptury-takiebluzyzkapturem.Wdarlisiędodomuizłapali
mnie.Mielinóżijedenznichprzyłożyłmigodogardła.Powiedział,że
poderżniemigardło,jeżeliniezrobiętego,comikażą.
Musnęładłoniąopatruneknaszyi.
-
Pamiętapani,którabyławtedygodzina?-zapytałBosch.
-
Dochodziłaszósta.Byłojużciemnoimiałamwłaśniezacząć
przygotowywaćkolację.Stanleyzwyklewracaokołosiódmej.Chyba
że”akuratpracujenapołudniualbonapustyni.
Wspomnienieozwyczajachmężasprawiło,żewoczachAliciiKentznów
zalśniłyłzyigłoszacząłsięjejłamać.Starającsię,byrozmowanie
zbaczałaztematu,Boschprzeszedłdonastępnegopytania.Zdawałomu
się,żeAliciaKentzaczynamówićtrochęwolniej.Zaczynaładziałać
tabletkapodanaprzezratowników.
-
Cozrobilicimężczyźni?-spytał.
-
Zabralimniedosypialni.Kazalimiusiąśćnałóżkuirozebraćsię.
Potemjedenznichzacząłmniewypytywać.Byłamprzerażona.Chyba
wpadłamwhisterię,bouderzyłmniewtwarzizacząłnamniekrzyczeć.
Mówił,żebymsięuspokoiłaiodpowiadałanajegopytania.
-
Ocopaniąpytał?
-
Niepamiętamdokładnie.Zabardzosiębałam.
-
Proszęspróbowaćsobieprzypomnieć,paniKent.Toważne.Może
nampomócodnaleźćmordercówpanimęża.
-
Spytałmnie,czymamybroń,apotemgdzieją…
-
Chwileczkę,paniKent-przerwałjejBosch.-Wszystkopokolei.
Zapytał,czymapanibroń.Comupanipowiedziała?
-
Bałamsię.Powiedziałam,żetak,mamybroń.Zapytał,gdziejest,
więcpowiedziałam,żewszufladzieszafkinocnejmojegomęża.
Kupiliśmybroń,kiedynaspaniostrzegłaoniebezpieczeństwiezwiązanym
zpracąStana.
PrzyostatnimzdaniuspojrzałanaWalling.
-
Niebałasiępani,żezastrzeląpaniąztegopistoletu?-pytałdalej
Bosch.-Dlaczegopowiedziałaimpani,gdziejestbroń?
AliciaKentopuściławzroknaswojeręce.
-
Siedziałamnaga.Byłamjużpewna,żemniezgwałcąizabiją.
Pomyślałamchyba,żetoitakniemajużznaczenia.
Boschskinąłgłową,jakgdybyrozumiał.
-
Ocojeszczepaniąpytali?
-
Chcieliwiedzieć,gdziesąkluczykidosamochodu.Powiedziałam
im.Mówiłamwszystko,cochcieliwiedzieć.
-
Pytaliopanisamochód?
-
Tak,omój.Wgarażu.Trzymamkluczykinablaciewkuchni.
-
Sprawdziłemgaraż.Jestpusty.
-
Słyszałam,jakotwierałasiębramagarażu-kiedyjużstądwyszli.
Musielizabraćsamochód.
Brennerzerwałsięzmiejsca.
-
Trzebasiętymzająć-wtrącił.-Możenampanipodaćmarkęwozui
numerrejestracyjny?
-
Chryslertrzysta.Numeruniepamiętam.Mogłabymzajrzećdopolisy
ubezpieczeniowej.
Chciaławstać,leczBrenneruniósłręce,powstrzymującją.
-
Toniekonieczne.Sammogęustalićnumer.Najlepiejodrazuto
zgłoszę.
Wstałiwyszedłzadzwonićdokuchni,niechcącprzeszkadzać.Bosch
wróciłdoprzesłuchania.
-
Ocojeszczepaniąpytali,paniKent?
-
Oaparatfotograficzny.Aparat,którymożnapodłączyćdokomputera
męża.Powiedziałamim,żeStanleymaaparatichybatrzymagowbiurku.
Zawszekiedyodpowiadałamnapytanie,jedenznich-ten,któryje
zadawał-tłumaczyłmojąodpowiedźdrugiemunajakiśjęzyk.Tendrugi
wyszedłzpokoju,chybapoaparat.
Wallingwstałaiskierowałasiędokorytarzaprowadzącegodosypialni.
-
Rachel,niczegoniedotykaj-uprzedziłBosch.-Zarazprzyjedzie
ekipazkryminalistyki.
Wallingmachnęłaręką,znikającwkorytarzu.PochwiliwróciłBrenneri
skinąłBoschowigłową.
-
Komunikatnadany-powiedział.
-
Jakikomunikat?-zapytałaAliciaKent.
-
Oposzukiwaniupanisamochodu-wyjaśniłBosch.-Cosiępotem
stałoztymimężczyznami,paniKent?
Odpowiadając,znówzaczęłapłakać.
-
Potem…potemzwiązalimniewtenokropnysposóbizakneblowali
krawatemmęża.Kiedywróciłtamtenzaparatem,tendrugizrobiłmi
zdjęcie.
Boschdostrzegłnajejtwarzyrumieniecupokorzenia.
-
Zrobiłzdjęcie?
-
Tak,nicwięcej.Potemobajwyszlizpokoju.Ten,którymówiłpo
angielsku,pochyliłsięnademnąiszepnął,żemążprzyjdziemnie
uratować.Iwyszedł.
Nastąpiładługacisza.PochwiliBoschpodjąłprzerwanywątek.
-
Czypowyjściuzsypialniodrazuopuścilidom?-zapytał.
Kobietapokręciłagłową.
-
Słyszałam,jakjeszczeprzezchwilęrozmawiali,apotemusłyszałam
bramęgarażową.Wtedyzawszecałydomhuczyjakprzytrzęsieniuziemi.
Poczułamtodwarazy-bramaotworzyłasięizamknęła.Późniejchybajuż
odjechali.
Brennerznówwtrąciłsiędoprzesłuchania.
-
Gdybyłemwkuchni,chybamówiłapani,żejedenznichtłumaczył
drugiemupaniodpowiedzi.Wiepani,wjakimjęzykurozmawiali?
BoschzdenerwowałsięnaBrennerazatopytanie.Zamierzałspytaćo
język,jakimposługiwalisięintruzi,aleniechciałporuszaćwięcejniż
jednegoaspektuprzesłuchanianaraz.Zpoprzednichsprawwiedział,żeto
najlepszysposóbwprzypadkurozmowyzezszokowanąofiarą.
-
Niejestempewna.Utego,którymówiłpoangielsku,słyszałamobcy
akcent,aleniewiemskąd.ChybazBliskiegoWschodu.Akiedy
rozmawializesobą,moglimówićpoarabsku.Takgardłowo.Alenieznam
sięnaobcychjęzykach.
Brennerpokiwałgłową,jakgdybyodpowiedźpotwierdzałajego
podejrzenia.
-
Przypominasobiepanicośjeszcze,oczymmówilialbopytalipanią
poangielsku?-ciągnąłBosch.
-
Nie,towszystko.
-
Wspomniałapani,żemielimaski.Jakiegorodzaju?
Zastanowiłasięprzezchwilę.
-
Nakładanenagłowę.Takiejakienosząbandyciwfilmachalbo
narciarze.
-
Wełnianekominiarki.
Skinęłagłową.
-
Właśnie.
-
Czytobyłykominiarkizjednymotworemnaoczyczyzdwoma
oddzielnymiotworami?
-
Chyba…chybazoddzielnymi.Tak,zoddzielnymi.
-
Czybyłwnichotwórnausta?
-
Hm…tak,był.Pamiętam,żepatrzyłamnaustategomężczyzny,
kiedymówiłwobcymjęzyku.Próbowałamgozrozumieć.
-
Świetnie,paniKent.Bardzonampanipomaga.Ocojeszczepaninie
spytałem?
-
Nierozumiem.
-
Pamiętapanijakiśszczegół,ojakiniezapytałem?
Zamyśliłasię,poczympokręciłagłową.
-
Niewiem.Chybapowiedziałampanuwszystko,copamiętam.
Boschniebyłprzekonany.Odtworzyłjeszczerazprzebiegwydarzeń,
analizująctesameinformacjezinnejstrony.Byłatosprawdzonatechnika
uzyskiwaniaodprzesłuchiwanegonowychszczegółów,któraitymrazem
goniezawiodła.Najciekawsząinformacjąujawnionąwtrakciepowtórnej
analizyzdarzeniabyłfakt,żemężczyzna,którymówiłpoangielsku,
zapytałAlicięKentohasłodojejkontapocztyelektronicznej.
-
Doczegobyłomupotrzebne?
-
Niewiem-odrzekła.-Niepytałam.Poprostupodałamimhasło.
Podkoniecpowtórnejrelacjizjejkoszmarnegoprzeżyciazjawił
sięzespółkryminalistycznyiBoschzarządziłprzerwęwprzesłuchaniu.
AliciaKentzostałanakanapie,aHarryzaprowadziłtechnikówdo
sypialni,abytamzaczęlizabezpieczanieśladów.Następniestanąłwkącie
pokojuizadzwoniłdoswojegopartnera.Ferraszawiadomiłgo,żedotąd
nieznalazłnikogo,ktowidziałlubsłyszałcośnapunkciewidokowym.
Boschpowiedziałmu,żejeślichcezrobićsobieprzerwęwchodzeniupo
domach,powiniensprawdzićdanebroninależącejdoStanleyaKenta.
Musieliustalićmarkęimodel.Wszystkowskazywałonato,że
prawdopodobniezostałzamordowanyzeswojejwłasnejbroni.
Wchwili,gdyBoschzamknąłtelefon,Wallingzawołałagozgabinetudo
pracy.HarryzastałtamRacheliBrennera,którzystalizabiurkiem,patrząc
naekranmonitora.
-
Spójrznato-powiedziałaWalling.
-
Mówiłem,żenarazieniepowinnaśniczegodotykać-zauważył
Bosch.
-Niemożemydłużejtracićczasu-powiedziałBrenner.-Popatrz.
Boschobszedłbiurko,byspojrzećnamonitor.
-
Jeje-mailbyłotwarty-wyjaśniłaWalling.-Weszłamdofolderuz
wysłanąpocztą.Atowysłanopodadrese-mailowyjejmężawczoraj
dwadzieściaposzóstejwieczorem.
WcisnęłaklawisziotworzyławiadomośćwysłanązkontaAliciiKentna
kontomęża.Jejtematbrzmiał:
ZAGROŻENIEWDOMU:PRZECZYTAĆNATYCHMIAST!
WwiadomośćwstawionofotografięnagiejAliciiKentleżącejnałóżkuze
związanymirękamiinogami.Wymowazdjęciabyłabyoczywistadla
każdego,nietylkojejmęża.Podfotografiąbiegłtekstwiadomości:
Mamytwojążonę.Musiszzdobyćdlanaswszystkieźródłacezowe,do
któremaszdostęp.Przywieśjewbezpiecznympojemnikunapunkt
widokowynaMulhollandniedalekotwojegodomuoósmej.Mybędziemy
cięobserwować.Jeżelikomuśpowieszalbozadzwonisz,mysiędowiemy.
Wrezultacietwojażonabędziezgwałcona,torturowanaipociętanatyle
kawałków,żeichniepoliczysz.Przyźródłachcezowychzabezpieczśrodki
ostrożności.Niespóźnijsię,bojązabijemy.
Boschprzeczytałwiadomośćdwarazyzuczuciempodobnejgrozy,jaka
musiałaogarnąćStanleyaKenta.
-
Źródła,doktóremaszdostęp…mysiędowiemy…zabezpieczśrodki
ostrożności…-czytałaWalling.-Błądortograficznyw„przywieś”i
dziwnakonstrukcjaniektórychzdań.Niesądzę,żebynapisałtoktoś
mówiącypoangielskuodurodzenia.
Boschteżtozobaczyłiwduchuprzyznałjejrację.
-
Wysłaliwiadomośćstąd-powiedziałBrenner.-Mążodebrałjąw
biurzealbonaswoimpalmtopie-miałprzysobiepalmtop?
Boschniemiałfachowejwiedzywtejdziedzinie.Zawahałsię.
-
Kieszonkowykomputer-podpowiedziałBrenner.-Wiesz,takijak
palmpilotalbotelefonzmnóstwemgadżetów.
Boschskinąłgłową.
-
Chybatak-odparł.-ZnalezionouniegotelefonBlackBerry.Miał
chybaminiklawiaturę.
-
Tobywystarczyło-orzekłBrenner.-Mógłwięcwkażdymmiejscu
odebraćwiadomośćizapewneobejrzećzdjęcie.
Wszyscytrojezamilkli,uświadamiającsobie,jakiszokmusiaławywołaću
Kentafotografia.WreszcieodezwałsięBosch,czującwyrzutysumieniaz
powoduzatajeniaprzednimijednegoszczegółu.
-
Właśniecośsobieprzypomniałem.Dozwłokbyłprzypięty
identyfikator.Zeszpitalaśw.AgatywDolinie.
OczyBrennerabłysnęłyczujnie.
-
Właśnieprzypomniałeśsobietakąistotnąinformację?-spytałze
złością.
-
Zgadzasię.Zapom…
-
Toitakterazniemaznaczenia-wtrąciłaWalling.-ŚwiętaAgatato
klinikaonkologicznadlakobiet.Cezwykorzystujesięprawiewyłączniew
terapiirakamacicyiszyjkimacicy.
Boschskinąłgłową.
-
Lepiejjużchodźmy-powiedział.
5
KlinikadlaKobietśw.AgatyznajdowałasięwSylmarnapółnocnym
końcuSanFernandoValley.Byłagłębokanoc,więcdośćszybko
pokonywaliautostradę170.Boschsiedziałzakierownicąswojego
mustanga,spoglądającjednymokiemnawskazówkępoziomupaliwa.
Wiedział,żeprzedpowrotemdomiastabędziemusiałzatankować.Obok
niegosiedziałBrenner.Zdecydowano-ściślejmówiąc,zdecydował
Brenner-żeWallingzostaniezAliciąKent,bydalejjąprzesłuchiwaći
uspokajać.Wallingniewydawałasięuszczęśliwionatymzadaniem,lecz
Brenner,chcączaznaczyć,ktozdwojgapartnerówjeststarszyrangą,uciął
wszelkiedyskusjenatentemat.
PrzezwiększączęśćdrogiBrennerodbierałtelefonyidzwoniłdoswoich
przełożonychorazinnychagentów.Ztego,Boschowiudałosięusłyszeć,
jasnowynikało,żewielkafederalnamachinaszykujesiędobitwy.
Zarządzonoalarmwyższegostopnia.WysłanydoStanleyaKentae-mail
nadałśledztwukonkretnykierunek,asprawa,któradotychczasmogła
jedyniewzbudzaćzaciekawieniefederalnych,przybrałazupełnie
nieoczekiwanywymiar.
GdyBrennerwreszciezamknąłkomórkęiwsunąłjądokieszeni
marynarki,zmieniłpozycjęnasiedzeniu,byspojrzećnaBoscha.
-
WysłałemdoŚwiętejAgatyzespółOR-powiedział.-Żeby
sprawdzilisejfzmateriałamipromieniotwórczymi.
-
ZespółOR?
-
Ochronyradiologicznej.
-
Kiedytamprzyjadą?
-
Niepytałem,alemogąbyćprzednami.Mająśmigłowiec.
Boschbyłpodwrażeniem.Oznaczałoto,żegdzieśwśrodkunocy
dyżurujegrupaszybkiegoreagowania.Pomyślał,jaksamczuwał
tejnocy,czekającnatelefon.Członkowiezespołuochronyradiologicznej
czekająnawezwanie,majączapewnenadzieję,żenigdygonieotrzymają.
Przypomniałsobieoćwiczeniachztaktykioperacjiwtereniemiejskim,na
którewysłanofunkcjonariuszypolicyjnegoBBK.Ciekawe,czykapitan
HadleyteżmiałswójzespółOR.
-
Kroisięoperacjatotalna-ciągnąłBrenner.-ZWaszyngtonuakcję
będzienadzorowaćDepartamentBezpieczeństwaKrajowego.Odziewiątej
ranonawschodnimizachodnimwybrzeżuodbędąsięspotkania,żeby
skoordynowaćdziałaniawszystkichsłużb.
-
Wszystkich,czylikogo?
-
Mamyprotokół.WłączamyBezpieczeństwoKrajowe,JTTFitak
dalej.Zrobisięztegoalfabetycznybigos.NRC,DOE,RAP…ktowie,
zanimopanujemysytuację,możenawetrozłożyobózFEMA*.Tobędzie
federalnepandemonium.
*JTTF-PołączonyZespółdoZwalczaniaTerroryzmu;NRC-Komisja
NadzoruNuklearnego;DOE-DepartamentEnergii;RAP-Program
WsparciaOchronyRadiologicznej;FEMA-FederalnaAgencja
ZarządzaniawSytuacjachKryzysowych.
Boschniewiedział,cooznaczająniektóreskróty,aleniemusiałwiedzieć.
Podkażdymznichkryłosięjednosłowo:„federalni”.
-
Ktobędziekierowałakcją?
BrennerspojrzałnaBoscha.
-
Wszyscyinikt.Mówięci,pandemonium.Jeżelipootwarciusejfuu
ŚwiętejAgatyokażesię,żecezzniknął,trzebabędziezrobićwszystko,
żebygoodnaleźćiodzyskać,zanimodziewiątejrozpętasiępiekło.Wtedy
Waszyngtonweźmienaspodlupęizwiążenamręce.
Boschskinąłgłową.Przyszłomunamyśl,żebyćmożeźleosądzał
Brennera.Wydawałosię,żeagentniezamierzagrzęznąćw
biurokratycznymbagnie,alenaprawdęchcedziałać.
-
Ajakąrolęwtejoperacjitotalnejbędziemiałapolicja?
-
Jużcimówiłem,policjazostajewgrze.Tunicsięniezmienia.Tyteż
zostajeszwgrze,Harry.Przypuszczam,żejużprzerzucasięmostymiędzy
naszymiiwaszymiludźmi.Wiem,żepolicjamawłasnebiuro
bezpieczeństwakrajowego,którenapewnozostaniewłączonedo
śledztwa.Dotejakcjitrzebawezwaćwszystkichnapokład.
Boschzerknąłnaniego.Brennermiałpoważnąminę.
-
PracowałeśkiedyśznaszymBBK?-spytałBosch.
-
Współpracujęodczasudoczasu.Wymienialiśmysięinformacjami
przyparusprawach.
Boschskinąłgłową,odnosiłjednakwrażenie,żeBrennerjestnieszczery
albozupełnienaiwny,niezdającsobiesprawy,jakgłębokaprzepaśćdzieli
gliniarzyifederalnych.Alejegouwadzenieumknąłfakt,żeBrenner
zwróciłsiędoniegopoimieniu.Zastanawiałsię,czytowłaśniejedenze
wspomnianychprzezagentamostów.
-
Mówiłeś,żemniesprawdzałeś.Gdziesprawdzałeś?
-
Harry,dobrzesięnamwspółpracuje,pocotopsuć?Jeżeli
popełniłembłąd,przepraszam.
-
Wporządku.Gdziemniesprawdzałeś?
-
Słuchaj,powiemcitylkotyle,żespytałemagentkiWalling,kto
prowadzisprawęzramieniapolicjiipodałamitwojenazwisko.Jadącdo
domuKentów,zadzwoniłemdoparumiejsc.Powiedzianomi,żejesteś
bardzokompetentnymdetektywem.Żemasznakoncieponadtrzydzieści
latsłużby,kilkalattemuposzedłeśnaemeryturę,niebardzocisię
podobałoiwróciłeśdofirmybadaćstaresprawy.SprawaEchoParktrochę
wymknęłacisięspodkontroli-mówięotejhistorii,wktórąwciągnąłeś
agentkęWalling.Niepracowałeśprzezparęmiesięcy,kiedy,hm,
wyjaśnianoszczegóły,alejużwróciłeśizostałeśprzeniesionydo
specjalnejsekcjizabójstw.
-
Cojeszcze?
-
Harry…
-
Cojeszcze?
-
Nodobra.Doszłymniesłuchy,żebywasztrudnympartnerem,
zwłaszczajeżelichodziowspółpracęzesłużbamifederalnymi.Alemuszę
przyznać,żejakdotądniczegotakiegoniezauważyłem.
Boschdomyślałsię,żewiększośćtychinformacjipochodziodRachel-
widział,jakrozmawiaprzeztelefon.Powiedziałamuwtedy,że
rozmawiałazeswoimpartnerem.Rozczarowałago,jeślirzeczywiście
mówiłaonimtakierzeczy.Wiedziałteż,żeBrennerprawdopodobnienie
wyjawiłmuwiększościznich.Wrzeczywistościtylerazyścierałsięz
federalnymi-jeszczezanimpoznałRachelWalling-żeprawdopodobnie
miałunichteczkęgrubąjakksięgamorderstwa.
PomniejwięcejminucieciszyBoschpostanowiłzmienićtemat.
-
Opowiedzmicośocezie-rzekł.
-
ComówiłaciWalling?
-
Niewiele.
-
Toproduktuboczny.Powstajeprzyrozszczepieniuuranuiplutonu.
PokatastrofiewCzarnobyludoatmosferyprzedostałsięwłaśniecez.
Występujewpostaciproszkualbosrebrzystegometalu.Kiedy
przeprowadzanopróbynuklearnenapołudniowymPacyfiku…
-
Niepytamoszczegółynaukowe.Szczegółynaukowemnienie
obchodzą.Powiedzmi,zczymtumamydoczynienia.
Brennerzastanowiłsięprzezchwilę.
-
Dobra-powiedział.-Materiał,októrynamchodzi,jestwkawałkach
wielkościgumkidoołówka.Umieszczasięgowszczelnychtulejachze
stalinierdzewnejwielkościnabojówkalibruczterdzieścipięć.Wleczeniu
nowotworówginekologicznychwprowadzasięgonadokładnieobliczony
czasdociałakobiety-domacicy-żebynapromieniowaćguz.Krótkie
dawkisąpodobnobardzoskuteczne.AzadanietakichludzijakStanley
Kentpoleganaustaleniuokresunapromieniowania-napodstawie
obliczeńfizycznychokreślająwymaganądawkę.Potempobierającezze
szpitalnegosejfuiosobiściedostarczająonkologowinasalęoperacyjną.
Tensystemjestpoto,żebylekarzmiałjaknajkrótszykontaktzmateriałem
promieniotwórczym.Chirurgpodczaszabieguniemożenosićżadnej
odzieżyochronnej,więcmusiograniczyćdominimumczasekspozycji,
rozumiesz,comamnamyśli?
Boschprzytaknął.
-
Tetulejechroniączłowieka,którymaznimikontakt?
-
Nie,jedynymzabezpieczeniemprzedpromieniowaniemgammajest
ołów.Sejf,wktórymtrzymająpojemnikizcezem,jestwyłożonyołowiem.
Urządzeniedotransportutuleiteżjestzołowiu.
-
Nodobra.Jakniebezpiecznymożebyćtenmateriał,gdybywydostał
sięnazewnątrz?
Brennerodpowiedziałpokrótkimnamyśle.
-
Gdybywydostałsięnazewnątrz,wszystkozależyodilości,dyspersji
ilokalizacji.Tosązmienneczynniki.Okrespołowicznegorozpaducezu
wynositrzydzieścilat.Naogółprzyjmujesięmarginesbezpieczeństwa
równydziesięciuokresompołowicznegorozpadu.
-
Zaraz,bosięgubię.Jakiztegowniosek?
-
Taki,żezagrożeniepromieniowaniemzmniejszasięopołowęco
trzydzieścilat.Gdybyrozproszyćdużąilośćtegomateriałuwzamkniętej
przestrzeni-naprzykładnastacjimetraalbowbiurowcu-wtedyobiekt
zostałbywyłączonyzużytkunatrzystalat.
Słyszącto,Boschosłupiał.
-
Aludzie?-zapytał.
-
Toteżzależyoddyspersjiijejopanowania.Promieniowanieo
wysokimnatężeniumogłobyzabićczłowiekawciąguparugodzin.Ale
gdybyizotopzostałrozproszonyzapomocąbombynastacjimetra,
przypuszczam,żeofiartakiegoatakubyłobyniewiele.Niechodzitu
jednakoliczbęofiarśmiertelnych.Tymludziomzależynaczynniku
strachu.Doeksplozjidochodziwjednymmiejscu,alefalastrachuzalewa
całykraj.PomyślotakimLosAngeles.Nigdyniebyłobyjużtymsamym
miastemcodawniej.
Boschskinąłtylkogłową.Niebyłotunicwięcejdopowiedzenia.
6
Weszlidogłównegoholuklinikiśw.Agatyispytalirecepcjonistkęoszefa
ochrony.Oznajmiłaim,żeszefpracujewciągudnia,alepostarasię
poszukaćnocnegokierownikaochrony.Czekającnaniego,usłyszeli
helikopterlądującynadługimtrawnikuprzedcentrummedycznym,apo
chwilidoszpitalawkroczyłczteroosobowyzespółradiologiczny.Każdyz
jegoczłonkówmiałnasobieubranieochronneitrzymałwrękuosłonę
twarzy.Dowódcagrupy-zplakietkąznazwiskiemKYLEREID-miał
ręcznymonitorpromieniowania.
Wreszcie,podwukrotnymponagleniukobietywrecepcji,wholuzjawił
sięmężczyzna,którywyglądał,jakgdybywłaśnieściągniętogozłóżka.
PowitałichiprzedstawiłsięjakoEdRomo.Niepotrafiłoderwaćwzroku
odskafandrówprzeciwpromiennychzespołuradiologicznego.Brenner
mignąłmulegitymacjąiprzejąłdowodzenie.Boschnieprotestował.
Wiedział,żeznaleźlisięnaterytorium,naktórympowinienpozwolićgrać
pierwszeskrzypceagentowifederalnemu,jeślichciał,byśledztwonie
zwalniałotempa.
-
Musimysprawdzić,czyilośćmateriałuwgorącymlaboratorium
zgadzasięzespisem-powiedziałBrenner.-Musimyteżzobaczyćjakiś
rejestrnazwiskczydanychkluczymagnetycznych,gdzieodnotowano,kto
wchodziłdolaboratoriumwciąguostatnichdwudziestuczterechgodzin.
Romoanidrgnął.Wahałsię,jakgdybypróbującpojąćsenssceny
rozgrywającejsięprzedjegooczami.
-
Ocochodzi?-spytałwkońcu.
Brennerzrobiłkrokwjegostronę,stająctużprzednim.
-Właśniemówię-odparł.-Musimywejśćdolaboratorium
naonkologii.Jeżeliniemożenaspantamzaprowadzić,proszęznaleźć
kogośinnego,ktotozrobi.Natychmiast.
-
Najpierwmuszęzadzwonić-powiedziałRomo.
-
Dobrze.Niechpandzwoni.Dajępanudwieminuty,alepotembędzie
pannammusiałzejśćzdrogi.
Wygłaszająctęgroźbę,Brennercałyczasuśmiechałsięikiwałgłową.
Romowyciągnąłtelefonkomórkowyiodsunąłsięodgrupy,żeby
zadzwonić.Brennerprzepuściłgo,spoglądajączgorzkimuśmiechemna
Boscha.
-
Wzeszłymrokurobiłemtuprzeglądzabezpieczeń.Mielizamykane
laboratorium,sejfitowszystko.Późniejwprowadzililepszysystem.Ale
kiedyzbudujeszlepsząpułapkęnamyszy,myszystająsięsprytniejsze.
Boschskinąłgłową.
PodziesięciuminutachBosch,Brenner,Romoiczłonkowiezespołu
radiologicznegowysiedlizwindywpiwnicykliniki.SzefRomajużjechał,
leczBrennernaniegonieczekał.Romokartąmagnetycznąotworzyłdrzwi
laboratoriumonkologicznego.
Pomieszczeniebyłopuste.PrzywejściuBrennerznalazłlistę
inwentarzowąorazrejestrwejśćiwyjśćzlaboratoriumizacząłczytać.Na
biurkustałtakżemonitorpokazującyobrazzkameryumieszczonejw
sejfie.
-
Byłtu-powiedziałBrenner.
-
Kiedy?-zapytałBosch.
-
Zpapierówwynika,żeosiódmej.
Reidwskazałmonitor.
-
Rejestrujecieto?-spytałRoma.-Możemyzobaczyć,coKentrobiłw
środku?
Romopatrzyłnamonitor,jakgdybyzobaczyłgopierwszyrazwżyciu.
-
Hm,nie,totylkomonitor-rzekłwreszcie.-Człowiekprzybiurku
mawidzieć,cosięzabierazsejfu.
Romopokazałprzeciwległykonieclaboratorium,gdzieznajdowałysię
dużestalowedrzwi.Napoziomiewzrokuumieszczonotrójlistnysymbol
ostrzegającyprzedpromieniowaniemoraztablicę:
UWAGA!
ZAGROŻENIEPROMIENIOTWÓRCZE
WSTĘPTYLKOWODZIEŻYOCHRONNEJ
CIUDADO!PELIGRODERADIACIÓN
SEDEBEUSAREOUIPODEPROTECTION
Boschzauważył,żepozaszczelinąnakartęmagnetycznądrzwisą
wyposażonewklawiaturęzamkacyfrowego.
-
Tujestnapisane,żezabrałjednoźródłocezu-rzekłBrenner,nadal
studiującrejestr.-Jednątuleję.Toprzypadekpozatymszpitalem.Miał
przetransportowaćcezdoCentrumMedycznegoBurbanknazabieg.Jest
tunazwiskopacjentki.Hanover.Wedługspisuwsejfiezostałotrzydzieści
jedenzasobników.
-
Towszystko,czegopotrzebujecie?-zapytałRomo.
-
Nie-odrzekłBrenner.-Musimyosobiścieskontrolowaćilość
materiału.Wejdziemytamiotworzymysejf.Jakijestkod?
-
Nieznam-powiedziałRomo.
-
Aktozna?
-
Fizycy.Kierowniklaboratorium.Szefochrony.
-
Gdziejestszefochrony?
-
Mówiłemjuż.Zarazprzyjedzie.
-
Dzwońiprzełącznagłośnik.
Brennerwskazałtelefonnabiurku.Romousiadł.Włączyłgłośnikiz
pamięciwstukałnumer.Natychmiastodezwałsięgłos:
-
TuRichardRomo.
EdRomonachyliłsięnadtelefonem,jakbyzawstydzonyodkryciem
jawnegoprzypadkunepotyzmu.
-
Ee,tato,mówiEd.TenczłowiekzFBI…
-
PanRomo?-wtrąciłBrenner.-TuagentspecjalnyFBIJohnBrenner.
Zdajesię,żeprzedrokiemrozmawialiśmyoszczegółachzabezpieczeńw
klinice.Kiedysiępantuzjawi?
-
Zadwadzieścia,dwadzieściapięćminut.Pamiętam…
-Zapóźno.Musimyzarazotworzyćsejfwlaboratorium,żebyustalićjego
zawartość.
-
Niemożegopanotworzyćbezzgodyszpitala.Nieobchodzimnie,
kto…
-
PanieRomo,mamypowodyprzypuszczać,żezawartośćsejfu
dostałasięwręceludzi,którzynieprzejmująsięinteresemani
bezpieczeństwemAmerykanów.Musimyotworzyćsejf,żebydokładnie
wiedzieć,cotamjesticzegobrakuje.Niebędziemyczekaćdwadzieścia
minut.Proszęposłuchać,wylegitymowałemsiępańskiemusynowi,aw
laboratoriumjestzemnązespółochronyradiologicznej.Musimydziałać,
proszępana.Jakmamotworzyćsejf?
Wgłośnikunaparęchwilzapadłacisza.WreszcieRichardRomoustąpił.
-
Ed,dzwoniszzdyżurkiwlaboratorium,tak?
-
Tak.
-
Dobra,otwórzbiurkoiwysuńdolnąszufladępolewej.
EdRomoodsunąłkrzesłoiprzyjrzałsiębiurku.Górnaszufladazlewej
stronybyłazaopatrzonawzamek,którynajwidoczniejzwalniałblokadę
wszystkichtrzechszuflad.w-Którymkluczem?-zapytałEd.
-
Chwileczkę.
Wgłośnikurozległsiębrzękkluczy.
-
Spróbujczternaścieczternaście.
EdRomozdjąłzpasapękkluczyiodnalazłkluczoznaczonynumerem
1414.Następniewsunąłgodozamkaszufladyiprzekręcił.Dolnaszuflada
zostałaodblokowana.
-
Gotowe.
-
Wszufladziejestsegregator.Otwórzgoiznajdźkartkęzlistami
kodówdosejfu.Kombinacjazmieniasięcotydzień.
Trzymającsegregator,Romozacząłgootwieraćpodtakimkątem,bynikt
pozanimniemógłwidziećjegozawartości.Brennerwyciągnąłrękęi
bezceremonialnieodebrałmusegregator.Położyłgoprzedsobąnabiurku,
otworzyłizacząłprzerzucaćprotokołybezpieczeństwa.
-
Gdzietojest?-rzuciłniecierpliwiedotelefonu.
-
Powinnobyćztyłu.Ugóryjestwyraźniezaznaczone,żetolista
kodówdolaboratoriumgorącego.Alejestmałyhaczyk.Trzebaużyć
zeszłotygodniowegokodu.Kombinacjaztegotygodnianiepasuje.Niech
panużyjekoduzzeszłego.
Brennerznalazłwłaściwąstronęiprzesunąłpalecpokolumniecyfr,
natrafiającnakodzpoprzedniegotygodnia.
-
Dobra,mam.Ajakotworzędrzwisamegosejfu?
RichardRomopoinformowałgozsamochodu:
-
Jeszczerazużyjepankartymagnetycznejiinnegokodu.Tenakurat
znam,bosięniezmienia.Sześćsześćsześć.
-
Oryginalnie.
BrennerwyciągnąłrękędoEdaRomo.
-
Niechmipandaswojąkartę.
Romospełniłpolecenie,aBrennerpodałmagnetycznykluczReidowi.
-
Idź,Kyle-rozkazałBrenner.-Wstukajkodpięćsześćjedenosiem
cztery,aresztęsłyszałeś.
Reidodwróciłsięiwskazałjednegozmężczyznwskafandrach
ochronnych.
-
Będzieciasno.WejdętylkozMillerem.
Dowódcaiwybranyprzezniegoczłonekzespołunałożyliosłonynatwarz
izapomocąkartyorazcyfrowegokoduotworzylisejf.Millerwziął
monitorpromieniowaniaiobajweszlidopomieszczenia,zamykającza
sobądrzwi.
-
Wiepan,ludzie,którzytuwchodzą,nigdyniezakładająskafandrów
kosmicznych-odezwałsięEdRomo.
-
Cieszęsię-odparłBrenner.-Dzisiajmamyjednaktrochęinną
sytuację,niesądzipan?Niewiadomo,coczyhananaszatymidrzwiami.
-
Taktylkomówię-broniłsięRomo.
-
Wtakimraziebądźłaskawnicniemówić,synu.Dajnamrobić,co
donasnależy.
Obserwującobraznamonitorze,Boschszybkozauważyłlukęwsystemie
zabezpieczeń.Kamerabyłazamontowanaugóry,alegdyReidpochylił
się,bywstukaćkodnaklawiaturzesejfuzmateriałami,zasłoniłjąciałem
przedobiektywemkamery.JeślinawetKentbyłobserwowanyprzez
dyżurującegoochroniarza,kiedywszedłdolaboratoriumosiódmej
poprzedniegowieczoru,beztrudumógłukryćto,costamtądwynosił.
Niecałąminutępootwarciusejfudwajmężczyźniwubraniach
przeciwpromiennychwyszlizzastalowychdrzwi.Brennerwstał.Agenci
zdjęlimaski,aReidpopatrzyłnaBrennera.Pokręciłgłową.
-
Sejfjestpusty-powiedział.
Brennerwyciągnąłzkieszenitelefon.Zanimjednakwybrałnumer,Reid
podszedłdoniego,podającmukartkępapieruwyrwanązkołonotatnika.
-
Zostałotylkoto-dodał.
BoschponadramieniemBrenneraspojrzałnakartkę.Nagryzmolonona
niejdługopisemwiadomość,którątrudnobyłoodcyfrować.Brenner
odczytałjąnagłos.
-
„Siedząmnie.Jeżelitegoniezrobię,zabijąmojążonę.Trzydzieści
dwaźródłacezu.NiechmiBógwybaczy.Niemamwyboru”.
7
Boschiagencifederalnimilczeli.Wlaboratoriumonkologicznym
zapanowałaniemalwyczuwalnaatmosferagrozy.Właśniepotwierdzono
podejrzenia,żeStanleyKentzabrałzsejfuwkliniceśw.Agatytrzydzieści
dwazasobnikicezuinajprawdopodobniejprzekazałjenieznanym
sprawcom,którzypotemwykonalinanimegzekucjęwpunkcie
widokowymnaMulholland.
-
Trzydzieścidwapojemnikizcezem-powiedziałBosch.-Iletomoże
wyrządzićszkód?
Brennerposłałmuponurespojrzenie.
-
Trzebabędziespytaćnaukowców,alemoimzdaniemzupełnieby
wystarczyło-odrzekł.-Jeśliktośchcewtensposóbnadaćwiadomość,
możebyćpewien,żebędzieczytelnadlawszystkich.
NagleBoschpomyślałoczymś,cozupełnieniepasowałodoujawnionych
właśniefaktów.
-
Chwileczkę-powiedział.-DawkomierzenarękachStanleyaKenta
pokazywały,żeniemiałkontaktuzmateriałemradioaktywnym.Jaktosię
mogłostać,żezabrałstądcałyceziteobrączkiniezapaliłymusięjak
lampkichoinkowe?
Brennerlekceważącopokręciłgłową.
-
Napewnoskorzystałześwini.
-
Zczego?
-
Taksięnazywaurządzeniedotransportu.Wyglądajakołowiane
wiadrodomopanakółkach.Oczywiścieszczelniezamykane.Jestciężkiei
niskie-jakświnia.Dlategonazwalijeświnią.
-Imógłottaksobiewejśćiwyjśćzczymśtakim?
Brennerpokazałleżącąnabiurkupodkładkęzlistą.
-
Transportźródełizotopowychwykorzystywanychwterapii
nowotworówzjednegoszpitaladodrugiegotocałkiemnormalnarzecz-
powiedział.-Kentwpisałjednoźródło,alezabrałwszystkie.Tojużnie
byłanormalnarzecz,alektobyotwierałświnięisprawdzał?
Boschprzypomniałsobiewgłębieniawwykładziniebagażnikaporsche.
Samochodemprzewożonocościężkiego.Terazjużwiedział,cotobyło,i
wiedział,żemająjeszczejedendowódpotwierdzającynajgorszymożliwy
scenariusz.
Boschpokręciłgłową,aBrennerwziąłtozaniemykomentarznatemat
zabezpieczenialaboratorium.
-
Cościpowiem-rzekłagent.-Zanimwzeszłymrokupoprawiliśmy
imsystembezpieczeństwa,każdywlekarskimkitlumógłtuwejśći
wyciągnąćzsejfucomusiężywniepodobało.Ożadnych
zabezpieczeniachniebyłomowy.
-
Niemiałemnamyślisystemuzabezpieczeń.Chciałem…
-
Muszęzadzwonić-przerwałmuBrenner.
Odszedłnabokiwyciągnąłtelefon.Boschtakżepostanowiłzadzwonić.
Znalazłustronnykątiwybrałnumerswojegopartnera.
-
Toja,Ignacio.
-
Harry,mówmiIggy.Couciebie?
-
Nicdobrego.Kentopróżniłsejf.Całycezzniknął.
-
Żartujeszsobie?Totenmateriał,ztegomożnazrobićbrudnąbombę?
-
Ten.Chybadałimtyle,żemogłobywystarczyć.Jesteśjeszczena
miejscu?
-
Tak.Słuchaj,mamdzieciaka,którybyćmożejestświadkiem.
-
Cotoznaczy„byćmoże”?Ktotojest,sąsiad?
-
Nie,totrochępokręconahistoria.Wiesz,żestoitamdom,którego
właścicielkąbyłapodobnoMadonna?
-
Tak.
-
Nowięcbyła,alejużniejest.Poszedłemtamzapukaćifacet,który
tammieszka,powiedziałmi,żeniczegoniewidziałaniniesłyszał-to
samomówiąmiwkażdymdomu.Wkażdymraziezbieramsięjużdo
wyjściainaglewidzętegogościachowającegosięzadrzewamiw
donicachnadziedzińcu.Wyciągambrońiwzywamwsparcie,rozumiesz,
myślę,żetomożebyćnaszkilerzpunktuwidokowego.Aleokazujesię,
żenie.Todzieciak-madwadzieścialatiwłaśnieprzyjechałzKanady.
Myśli,żewtymdomuciąglemieszkaMadonna.Maprzysobiemapęz
zaznaczonymirezydencjamigwiazd,zktórejwynika,żetojejdom.
Próbowałjąpodglądać,śledzićczycośwtymrodzaju.Przelazłprzezmur,
żebysiędostaćnadziedziniec.
-
Widziałstrzelaninę?
-
Twierdzi,żeniczegoniewidziałiniesłyszał,alesamniewiem,
Harry.Wydajemisię,żemógłsiękręcićpoddomemMadonny,kiedy
kropnęliKenta.Potemsięschowałipróbowałprzeczekać.Tyleżego
znalazłem.
Boschczegośtunierozumiał.
-
Pocomiałbysięchować?Dlaczegopoprostustamtądniezwiał?
Przecieżciałoznaleźliśmydopierotrzygodzinypomorderstwie.
-
Tak,wiem.Toakuratzupełnieniemasensu.Możesiębałalbo
myślał,żejeżeliktośgowidziałwpobliżuciała,zostaniepodejrzanym.
Boschpokiwałgłową.Całkiemmożliwe.
-
Zatrzymałeśgozawtargnięcienaterenprywatny?
-
Tak.Rozmawiałemzfacetem,którykupiłdomodMadonny,i
zgodziłsięnampomóc.Jeżelibędzietrzeba,wniesieskargę.Więcnie
musiszsięmartwić,możemyprzytrzymaćchłopakaitrochęnadnim
popracować.
-
Dobrze.Zabierzgodocentrum,wsadźdopokojuizróbmumałą
rozgrzewkę.
-
Załatwione,Harry.
-
Ignacio,tylkonikomuniemówocezie.
-
Dobra,niepowiem.
Boschrozłączyłsię,zanimFerraszdążyłznowuwtrącić,żebymówiłmu
Iggy.ZacząłsłuchaćkońcówkirozmowyBrennera.Niemiałwątpliwości,
żeagentniezadzwoniłdoWalling.Jegozachowanieitonszacunkuw
głosiezdradzały,żerozmawiazszefem.
-
Wedługrejestruosiódmej-mówił.-Przekazaniemateriałuw
punkciewidokowymmusiałonastąpićokołoósmej,czyliwtym
momenciemająsześćipółgodzinyprzewagi.
Brennerprzezchwilęsłuchał,poczymusiłowałodpowiedzieć,aleza
każdymrazemrozmówcaniedopuszczałgodogłosu.
-
Takjest-rzekłwreszcie.-Takjest.Jużstartujemy.
ZamknąłtelefonispojrzałnaBoscha.
-Wracamhelikopterem.Muszępoprowadzićtelekonferencjęz
Waszyngtonemizłożyćraport.Wziąłbymcięzesobą,alechybalepiej
będzie,jeżelipoprowadziszśledztwozziemi.Późniejprzyślękogośpo
swójsamochód.
-
Niemasprawy.
-
Twójpartnerznalazłświadka?Dobrzesłyszałem?
Boschzdziwiłsię,jakBrennerzdołałtowychwycić,samrozmawiając
przeztelefon.
-
Możliwe,aletojeszczenicpewnego.Jadędocentrum,żebysiętym
zarazzająć.
BrennerzpoważnąminąskinąłgłowąipodałBoschowiwizytówkę.
-
Gdybyśmiałcośnowego,dzwoń.Tusąwszystkiemojenamiary.
Jeżelicokolwieksięzdarzy,dzwoń.
Boschwziąłwizytówkęiwłożyłdokieszeni.Następnierazemzagentami
opuściłlaboratorium,akilkaminutpóźniejprzyglądałsię,jakśmigłowiec
federalnychwzbijasięwciemneniebo.Wsiadłdosamochoduiwyjechałz
parkinguprzedkliniką,kierującsięnapołudnie.Przedzjazdemna
autostradęzatankowałnastacjiprzySanFernandoRoad.
Ruchwstronęcentrummiastabyłniewielki,Boschmógłwięc
utrzymywaćstałąprędkośćstudwudziestunagodzinę.Włączył
odtwarzaczinachybiłtrafiłwybrałpłytę.Jużpopięciunutachpierwszego
utworupoznał,żetojapońskialbumkontrabasistyRonaCartera.Płyta
świetnienadawałasiędojazdy,więcpodkręciłdźwięk.
Muzykapomogłamuuporządkowaćmyśli.Boschzdawałsobiesprawę,że
śledztwozmieniakierunek.Federalniprzynajmniejzamiastmorderców
szukalicezu.Byłatosubtelnaróżnica,choćzdaniemBoschabardzo
ważna.Wiedział,żemusiskupićuwagęnatym,cosięzdarzyłonapunkcie
widokowym,aninamomentniezapominającofakcie,żetośledztwow
sprawiemorderstwa.
-
Jeżeliznajdąsięzabójcy,znajdziesięcez-powiedziałgłośno.
Gdydotarłdocentrum,skręciłzautostradywLosAngelesStreeti
zatrzymałwóznagłównymparkinguprzedcentraląpolicji.Otejporze
niktniebędziesięprzejmował,żeniejestVIP-emaniczłonkiemkadry
kierowniczej.
BudynekParkerCenterchyliłsiękuruinie.Przedprawiedziesięciulaty
zapadładecyzjaobudowienowejsiedzibypolicji,leczzpowodulicznych
opóźnieńnaturypolitycznejibudżetowejinwestycjadopieroruszałaz
miejsca.Tymczasemrobiononiewiele,byuchronićobecnąsiedzibęprzed
całkowitymrozpadem.Wprawdziebudowanowegogmachujużtrwała,
aledojejukończeniazostałookołoczterechlat.Wielupracowników
ParkerCenterzastanawiałosię,czystarybudynekjeszczetylewytrzyma.
Biurowydziałurabunkówizabójstwnatrzecimpiętrzebyłopuste.Bosch
wyciągnąłkomórkęizadzwoniłdoswojegopartnera.
-
Gdziejesteś?
-
Cześć,Harry.Jestemwkryminalistyce.Wezmęcosięda,żeby
zacząćksięgęmorderstwa.Przyjechałeśdobiura?
-
Właśniewszedłem.Gdziemaszświadka?
-
Smażysięwdwójce.Chceszznimsamzacząć?
-
Byłobydobrze,gdybyprzycisnąłgoktoś,kogojeszczeniewidział.
Ktośstarszy.
Tobyładelikatnasugestia.PotencjalnegoświadkaznalazłFerras.Bosch
niezamierzałgoprzesłuchiwaćbezprzynajmniejmilczącejzgody
partnera.Sytuacjanakazywałajednak,abytakistotneprzesłuchanie
przeprowadziłktośzdoświadczeniemBoscha.
-
Weźgowobroty,Harry.Jakwrócę,usiądęprzymonitorzewpokoju
obok.Gdybyśmniepotrzebował,dajznak.
-
Wporządku.
-
Gdybyśmiałochotę,wgabineciekapitanajestkawa.
-
Todobrze,przydamisiętrochękofeiny.Alenajpierwpowiedzmi
cośoświadku.
-
NazywasięJesseMitford.ZHalifaksu.Takiwłóczykij.Powiedział
mi,żeprzyjechałtuautostopeminocujewschroniskach,aczasemna
wzgórzach-kiedyjestwmiaręciepło.Nicwięcejniewiem.
Mało,aletobyłdopieropoczątek.
-
MożezamierzałspaćpoddomemMadonny.Dlategoniezwiał.
-
Niepomyślałemotym,Harry.Możeszmiećrację.
-
Napewnogozapytam.
Boschzakończyłrozmowę,wyciągnąłzszufladybiurkakubekiskierował
siędogabinetukapitana.Wsekretariaciestałstolikzekspresem.Kiedy
Boschprzekroczyłpróg,wnozdrzauderzyłgoaromatświeżoparzonej
kawyijużsamzapachdostarczyłmupotrzebnejdawkienergii.Napełnił
kubek,wrzuciłdokoszykadolaraiwróciłnaswojemiejsce.
Biurkawpomieszczeniuustawionowdługichrzędachwtakisposób,że
partnerzysiedzielinaprzeciwsiebie.Takiukładniepozwalałnażadną
prywatność,anizawodową,aniosobistą.Wwiększościbiurdetektywów
wmieściezainstalowanoboksyzdźwiękoszczelnymiściankami,leczw
PakerCenterniewydawanojużanigroszanamodernizację,ponieważ
budynekitakczekałarozbiórka.
BoschiFerrasdołączylidowydziałuniedawno,więcichbiurka
znajdowałysięnasamymkońcurzędu,wpozbawionymokienkącie,gdzie
byłakiepskawentylacjaiskądmielinajdalejdowyjściawrazieewakuacji
naprzykładwczasietrzęsieniaziemi.
MiejscepracyBoschabyłostaranniewysprzątane,takjakjezostawił.Na
biurkujegopartnerależałplecakiplastikowatorebkanadowody.Bosch
sięgnąłnajpierwpoplecak.Otworzywszygo,zobaczyłprzedewszystkim
ubraniaiinneosobisterzeczynależącedopotencjalnegoświadka.Znalazł
takżeksiążkęStephenaKinga„Bastion”itorebkęzeszczoteczkąipastą
dozębów.Byłtoskromnydobytekświadczącyoskromnymżyciu.
Odłożyłplecakiwziąłtorebkęnadowody.Znajdowałasięwniej
niewielkakwotaamerykańskiejwaluty,klucze,cienkiportfeloraz
kanadyjskipaszport.Pozatymzobaczyłzłożonąmapęznapisem„Domy
gwiazd”.Wiedział,żetakieplanyLosAngelessprzedająnarogachulic.w
całymHollywood.Rozłożyłmapęiznalazłpunktwidokowyprzy
MulhollandDrivenadLakeHollywoodDrive.Tużobokpolewejwidniała
czarnagwiazdkaznumerem23.Byłazakreślonadługopisem.Bosch
zajrzałdoindeksuipodnumerem23przeczytał:DomMadonnyw
Hollywood.
NajwyraźniejmapynieuaktualnianoiBoschpodejrzewał,żeniewielez
umieszczonychnaniejgwiazdekipozycjinadołączonejliściesław
zgadzasięzestanemrzeczywistym.Tomogłowyjaśniać,dlaczegoJesse
Mitfordobserwowałdom,wktórymMadonnajużniemieszkała.
Boschzłożyłmapę,schowałwszystkieprzedmiotydoplastikowejtorebkii
odłożyłnabiurkopartnera.Następniewyciągnąłzszufladyblokdo
pisaniaorazformularzrezygnacjizpomocyadwokata,poczymruszyłdo
pokojuprzesłuchańnumer2,któryznajdowałsięwkorytarzunakońcu
biurawydziału.
JesseMitfordwyglądałnamniejniżdwadzieścialat.Miałciemne,kręcone
włosyikredowobiałącerę.Jegopodbródekpokrywałzarost,którego
wyhodowaniezabrałomuchybacałeżycie.Nozdrzeijednąbrew
przebijałysrebrnekolczyki.Najegotwarzymalowałasięczujnośćilęk.
Siedziałprzymałymstolewmałympokojuprzesłuchań.Pomieszczenie
byłoprzesiąkniętezapachempotu.Mitfordpociłsięjakmyszioto
oczywiściechodziło.PrzedwejściemBoschzerknąłnatermostat
umieszczonywkorytarzu.Ferrasustawiłtemperaturęwpokoju
przesłuchańnadwadzieściaosiemstopni.
-
Jaksięmiewasz,Jesse?-spytałBosch,zajmującpustekrzesło
naprzeciwniego.
-
Hm,niezadobrze.Trochętugorąco.
-
Naprawdę?
-
Jestpanmoimadwokatem?
-
Nie,Jesse,jestemtwoimdetektywem.NazywamsięHarryBosch.
Pracujęwwydzialezabójstwiprowadzędochodzeniewsprawiezdarzenia
napunkciewidokowym.
Boschpołożyłnastoleblokipostawiłkubekzkawą.Zauważył,żeFerras
nierozkułMitforda.Byłotobardzozręczneposunięcie,ponieważmając
narękachkajdanki,chłopakwciążbyłzdezorientowany,zdenerwowanyi
wystraszony.
-
MówiłemtemuMeksykaninowi,żenicwięcejniepowiem.Chcę
adwokata.
Boschskinąłgłową.
-
ToAmerykaninpochodzeniakubańskiego,Jesse-rzekł.-Nie
dostanieszadwokata.AdwokatprzysługujetylkoobywatelowiStanów
Zjednoczonych.
Kłamał,liczącnaniewiedzędwudziestolatka.
-
Maszkłopoty,chłopcze-ciągnął.-Coinnegośledzićbyłą
dziewczynęczybyłegochłopaka,acoinnegośledzićznanąosobę.Tojest
miastosławwkrajusław,Jesse,amydbamyoswojesławy.Niewiem,jak
towyglądauciebiewKanadzie,aleunaskaryzato,codziśrobiłeś,są
dośćsurowe.
Mitfordpotrząsnąłgłową,jakgdybywtensposóbchciałodpędzićod
siebietekłopoty.
-
Mówionomiprzecież,żeonajużtamnawetniemieszka.Toznaczy
Madonna.Czylitaknaprawdęwcalejejnieśledziłem.Tobybyłotylko
wtargnięcienaprywatnyteren.
TerazzkoleiBoschpokręciłgłową.
-
Chodziozamiar,Jesse.Myślałeś,żeMadonnamożetambyć.Miałeś
mapę,wedługktórejtobyłjejdom.Nawetzaznaczyłeśsobietomiejsce.
Takwięcwoczachprawajesteśpodejrzanyośledzenieznanejosoby.
-
Notopocosprzedająmapyzdomamigwiazd?
-
Apocoprzybarachsąparkingi,skoroprowadzeniesamochodupo
pijanemujestkaralne?Niebędziemysięwtobawić,Jesse.Rzeczwtym,
żenamapieniemaanisłowaotym,żemożnaprzełazićprzezogrodzenie
czyjegośdomu,rozumiesz,oczymmówię?
Mitfordspuściłwzroknaswojeskuteręceismutnopokiwałgłową.
-
Alecościpowiem-mówiłdalejBosch.-Głowadogóry,boniejest
jeszczetakźle,jaksięmożewydawać.Zarzutyośledzenieznanejosobyi
wtargnięcienaterenjejdomutopoważnarzecz,alemyślę,żedałobysięto
jakośzałatwić,jeżelizgodziszsięzemnąwspółpracować.
Mitfordpochyliłsięnadstołem.
-MówiłemjużtemuMeksy…temudetektywowikubańskiego
pochodzenia,żenicniewidziałem.
Boschdługąchwilęzwlekałzodpowiedzią.
-
Nieobchodzimnie,comumówiłeś.Terazrozmawiaszzemną,synu.
Iwydajemisię,żecośprzedemnąukrywasz.
-
Wcalenie.PrzysięgamnaBoga.
Wbłagalnymgeścierozłożyłręcenatyleszeroko,nailepozwalałymu
kajdanki.Boschniedałsięjednaknatonabrać.Chłopakbyłzamłody,aby
udałomusięgookłamać.Boschpostanowiłzaatakowaćwprost.
-
Posłuchaj,Jesse.Mójpartnerjestdobryiwysokozajdzie.Codotego
niemamwątpliwości.Alenaraziejakogliniarzjeszczeraczkuje.Został
detektywemmniejwięcejwtedy,gdynatwojejbrodziepojawiłsięten
brzoskwiniowypuszek.Janiejednojużwidziałem,atoznaczy,że
widziałemniejednegołgarza.Czasamiwydajemisię,żeznamsamych
łgarzy.Iwiem,żekłamiesz,Jesse.Ajasięniepozwalamokłamywać.
-
Nie!Wcale…
-
Dlategomasztrzydzieścisekund,żebyzacząćmówić,boinaczej
zawiozęciędoaresztuokręgowego.Napewnobędzietamczekałktoś,kto
siępostara,żebyśjeszczeprzedświtemzaśpiewałdomikrofonuhymn
kanadyjski.Towłaśniemiałemnamyśli,mówiącosurowychkarachza
podglądanie.
Mitfordwpatrywałsięwswojedłoniespoczywającenastole.Bosch
czekałdługiedwadzieściasekund.Wreszciepodniósłsięzkrzesła.
-
Dobra,Jesse,wstawaj.Jedziemy.
-
Zaraz,niechpanzaczeka!
-
Naco?Powiedziałem,wstawaj!Idziemy.Tojestśledztwowsprawie
morderstwainiemamzamiarutracićczasuna…
-
Dobrzejuż,dobrze,powiem.Widziałemto,słyszypan?Widziałem
wszystko.
Boschprzyglądałmusięprzezchwilę.
-
Mówiszopunkciewidokowym?-zapytał.-Widziałeśstrzelaninęna
punkciewidokowym?
-
Widziałemwszystko.
Boschprzysunąłsobiekrzesłoiusiadł.
8
Boschniepozwoliłmumówić,dopókiJesseMitfordniepodpisał
formularzarezygnacjizprzysługującychmupraw.Niemiałoznaczenia,że
byłprzesłuchiwanyjakoświadekmorderstwapopełnionegowpunkcie
widokowymnaMulholland.Jeśliudałomusięcośzobaczyć,totylko
dlatego,żesamwłaśniepopełniałprzestępstwo-wchodzącnateren
prywatnyiobserwującdom.Boschmusiałuważać,byniepopełnić
żadnegobłędu.Byniedaćpodstawdokwestionowanialegalności
uzyskanegozeznania.Niepodłożyćsię.Grałowysokąstawkę,wiedział,
żefederalnispecjalizująsięwwytykaniuwpadek,musiałwięczrobićto
jaknależy.
-
Dobra,Jesse-powiedział,gdychłopakpodpisałformularz.-
Opowieszmi,cowidziałeśisłyszałeśnapunkciewidokowym.Jeżeli
będzieszmówiłprawdęipomożeszmi,wycofamwszystkiezarzutyi
wyjdzieszstądjakowolnyczłowiek.
Formalnierzeczbiorąc,Boschznaczniewyolbrzymiałswojemożliwości.
Niemiałprawawycofywaćzarzutówanizawieraćporozumieniaz
podejrzanymi.Wtejsprawieniemusiałjednaktegorobić,ponieważ
oficjalnieMitfordowiniepostawionojeszczeżadnegozarzutu.Towłaśnie
byłatutBoscha.Wszystkosprowadzałosiędosubtelnościznaczeniowych.
WrzeczywistościBoschproponowałodstąpienieodoskarżeniaMitforda
wzamianzauczciwąwspółpracęzestronymłodegoKanadyjczyka.
-
Rozumiem-powiedziałMitford.
-
Pamiętaj,interesujemnietylkoprawda.Tylkoto,cowidziałeśi
słyszałeś.Nicwięcej.
-
Rozumiem.
-
Podnieśręce.
Mitfordspełniłpolecenie,aBoschzapomocąwłasnegokluczykazdjąłmu
kajdanki.Mitfordnatychmiastzacząłrozcieraćprzeguby,bypobudzić
krążenie.TenwidokprzypomniałBoschowiwidokRachelrozcierającej
ręceAliciiKent.
-
Lepiejsięczujesz?-zapytał.
-
Tak,jużdobrze-odparłMitford.
-
Dobra,zacznijmyodpoczątku.Powiedzmi,skądprzyjechałeś,
dokądsięwybierałeśicodokładniezobaczyłeśnapunkciewidokowym.
Mitfordskinąłgłową,poczymprzedstawiłBoschowi
dwudziestominutowąopowieść,którazaczynałasięnaHollywood
Boulevardodkupnamapyzdomamigwiazdodulicznegosprzedawcyi
długiejpieszejwędrówkinawzgórza.Wspinałsięniemaltrzygodzinyi
stądzapewnewziąłsięnieprzyjemnyzapachpotu,jakiwydzielałojego
ciało.PowiedziałBoschowi,żekiedyzmęczonydotarłdoMulholland
Drive,zapadałjużzmrok.Wdomu,gdziewedługmapymieszkała
Madonna,byłociemno.Wyglądałonato,żenikogotamniema.
Rozczarowanypostanowiłodpocząćpodługimmarszuizaczekaćw
nadziei,żepiosenkarkawkrótceprzyjedziedodomu.Znalazłmiejscew
krzakach,gdziemógłsięoprzećomurogradzającydomjegoofiary-sam
nieużyłtegosłowa-izaczekać.Mitfordpowiedział,żezasnął,alecośgo
zbudziło.
-
Cocięobudziło?-spytałBosch.
-
Głosy.Usłyszałemgłosy.
-
Comówiły?
-
Niewiem.Poprostuobudziłmniedźwiękgłosów.
-
Jakdalekobyłeśodpunktuwidokowego?
-
Niewiem.Możezpięćdziesiątmetrów.Byłemdośćdaleko.
-
Comówiłygłosy,kiedysięjużobudziłeś?
-
Nic.Rozmowasięskończyła.
-
Dobrze,więccozobaczyłeśpoobudzeniu?
-
Zobaczyłemtrzysamochodyzaparkowaneobokpolanki.Porschei
dwawiększeauta.Nieznammarki,alebyłytakiesame.
-
Widziałeśludzinapunkciewidokowym?
-
Nie,nikogoniewidziałem.Byłozaciemno.Alepochwiliznów
usłyszałemgłos,którydobiegałstamtąd,zciemności.Jakbykrzyk.Iw
tymmomenciezobaczyłemdwabłyskiiusłyszałemstrzały.Takie
stłumione.Wbłyskuzauważyłemczłowieka,któryklęczałnapolance.Ale
błysnęłotakszybko,żenicwięcejniewidziałem.
Boschskinąłgłową.
-
Dobrze,Jesse.Idziecibardzodobrze.Powtórzmytoodpoczątku,
żebywszystkobyłojasne.Spałeś,potemzbudziłycięgłosyikiedy
spojrzałeś,zobaczyłeśtrzysamochody.Zgadzasię?
-Tak.
-
Wporządku.Potemznówusłyszałeśgłosispojrzałeśwstronę
punktuwidokowego.Wtedypadłystrzały.Czywszystkosięzgadza?
-
Zgadzasię.
Boschwiedziałjednak,żeMitfordmożepoprostumówićto,coBosch
chciałusłyszeć.Musiałsięupewnić,czychłopakniezmyśla.
-
Nodobrze,powiedziałeś,żewbłyskuzlufyzobaczyłeś,jakofiara
padanakolana,tak?
-
Nie,niezupełnie.
-
Wobectegopowiedz,codokładniewidziałeś.
-
Tenczłowiekchybajużklęczał.Wszystkostałosiętakszybko,żenie
mógłbymzobaczyć,jakpadanakolana.Wydajemisię,żejużklęczał.
Boschpokiwałgłową.Mitfordpomyślnieprzeszedłtest.
-
Wporządku,słusznauwaga.Porozmawiajmyterazotym,co
słyszałeś.Mówiłeś,żezanimpadłystrzały,ktośkrzyknął,zgadzasię?
-
Tak.
-
Cotaosobakrzyknęła?
Młodyczłowiekzastanowiłsięprzezchwilę,poczympokręciłgłową.
-
Niejestempewien.
-
Dobrze,nicnieszkodzi.Lepiejniemówićoniczym,czegonie
jesteśmypewni.Spróbujmyzrobićpewnećwiczenieisprawdźmy,czy
pomoże.Zamknijoczy.
-
Co?
-
Poprostuzamknijoczy-powtórzyłBosch.-Myślotym,co
widziałeś.Spróbujodtworzyćwpamięciobraz,apodkładdźwiękowysam
sięzjawi.Patrzysznatetrzysamochodyinagleczyjśgłoskierujetwoją
uwagęwstronępunktuwidokowego.Copowiedziałtengłos?
Boschmówiłspokojnie,kojącymtonem.Mitfordzgodniezjego
poleceniemzamknąłoczy.Boschczekał.
-
Niejestempewien-odrzekłwkońcumłodyczłowiek.-Niebardzo
rozumiem.Wydajemisię,żemówiłcośoAllahu,apotemstrzeliłdo
tamtego.
Boschprzezchwilęsiedziałzupełnienieruchomo.
-
OAllahu?MasznamyśliarabskiesłowoAllah?
-
Niejestempewien.Takmisięwydaje.
-
Cojeszczesłyszałeś?
-Nicwięcej.Potemprzerwałmuhukstrzałów.ZacząłkrzyczećoAllahu,a
resztęzagłuszyłystrzały.
-
Krzyknąłcośwrodzaju„Allahakbar”?
-
Niewiem.Słyszałemtylko„Allah”.
-
Czywjegogłosiebrzmiałobcyakcent?
-
Obcyakcent?Niewiem.Słyszałemtylkotojednosłowo.
-
Brytyjski?Arabski?
-
Naprawdęniemampojęcia.Byłemzadalekoiusłyszałemtylko
jednosłowo.
Boschzastanowiłsięnadtymprzezchwilę.Przypomniałsobie,jakczytał
zapisrozmówprowadzonychwkabiniepilotówpodczasataków
terrorystycznych11września.Wostatnimmomencieterroryścizawołali
„Allahakbar”,„Bógjestwielki”.CzyżbyjedenzmordercówStanleya
Kentazrobiłtosamo?
Wiedziałjednak,żemusibyćostrożnyidokładny.Dalszytokśledztwa
mógłwdużejmierzezależećodjednegosłowa,którewedługMitforda
padłonapunkciewidokowym.
-
Jesse,codetektywFerrasmówiłciotejsprawie,zanimzamknąłcię
wtympokoju?
Świadekwzruszyłramionami.
-
Nicminiemówił,naprawdę.
-
Niemówiłci,zczymmożemytumiećdoczynieniaalbowjakim
kierunkuzmierzadochodzenie?
-
Nie,nictakiegoniemówił.
Boschpatrzyłnaniegoprzezdłuższąchwilę.
-
Wporządku,Jesse-powiedział.-Cosiępotemstało?
-
Kiedypadłystrzały,ktośpobiegłzpolankiwstronęsamochodów.
Stałatamlatarniaimogłemgozobaczyć.Wsiadłdojednego
zsamochodówicofnąłbliżejporsche.Potemotworzyłbagażnikiwysiadł.
Bagażnikporschebyłjużotwarty.
-
Gdziewtedybyłtendrugimężczyzna?
Mitfordwyglądałnazaskoczonegopytaniem.
-
Chybajużnieżył.
-
Nie,mamnamyślidrugiegosprawcę.Bylidwajsprawcyijedna
ofiara,Jesse.Trzysamochody,pamiętasz?
DlapodkreśleniaswoichsłówBoschpokazałtrzypalce.
-
Widziałemtylkojednegosprawcę-powiedziałMitford.-Tego,który
strzelał.Wsamochodziezaparkowanymzaporschesiedziałktośjeszcze.
Alewogóleniewysiadał.
-
Całyczassiedziałwsamochodzie?
-
Zgadzasię.Właściwiezarazpostrzałachtendrugiwózzawróciłi
odjechał.
-
Ikierowcawogóleniewysiadał,gdysamochódstałnapunkcie
widokowym.
-
Jawkażdymrazieniewidziałem,żebywysiadał.
Boschzamyśliłsięnadtym.ZopisuMitfordawynikało,żepodejrzani
ustalilimiędzysobąpodziałpracy.Tenfaktstanowiłpotwierdzenie
wcześniejszejrelacjiAliciiKent;wedługniejjedenzmężczyznzadawał
jejpytania,apotemtłumaczyłodpowiedziiwydawałpoleceniadrugiemu.
Boschprzypuszczał,żewsamochodziewpunkciewidokowymsiedział
mężczyznamówiącypoangielsku.
-
Nodobrze-podjąłpochwili.-Wracajmydoprzebieguzdarzeń,
Jesse.Mówisz,żekiedypadłystrzały,jedenznichodjechał,adrugicofnął
samochódbliżejporscheiotworzyłbagażnik.Cosiępotemstało?
-
Wysiadł,wyciągnąłcośzporscheiprzeniósłdobagażnikaswojego
wozu.Tomusiałobyćcościężkiego,bonieźlesięnamęczył.Trzymałto
cośwtakisposób,jakbymiałouchwytypobokach.
Boschwiedział,żeMitfordopisujeświnięużywanądotransportu
materiałówradioaktywnych.
-
Copotem?
-
Wsiadłdosamochoduiodjechał.Zostawiłotwartybagażnikporsche.
-
Iniewidziałeśnikogowięcej?
-
Nikogo.Przysięgam.
-
Opiszczłowieka,któregowidziałeś.
-
Właściwieniepotrafięgoopisać.Miałnasobiebluzęzkapturem.W
ogóleniewidziałemjegotwarzy.Pokapturemmiałchybajeszcze
kominiarkę.
-
Dlaczegotaksądzisz?
Mitfordznówwzruszyłramionami.
-
Niewiem.Takmisiępoprostuwydawało.Mogęsięmylić.
-
Byłwysoki?Niski?
-
Chybaśredniegowzrostu.Możetrochęniski.
-
Jakwyglądał?
Boschmusiałspróbowaćjeszczeraz.Tobyłoważne.AleMitfordpokręcił
głową.
-
Niewidziałemgo-powtórzyłzuporem.-Jestemprawiepewien,że
miałzasłoniętątwarz.
Boschnieustępował.
-
Byłbiały,czarny?ZBliskiegoWschodu?
-
Niemampojęcia.Miałkapturikominiarkę,ajabyłemzadaleko.
-
Przypomnijsobiejegoręce,Jesse.Mówiłeś,żeprzedmiot,który
przenosiłzporschedoswojegosamochodu,miałuchwyty.Widziałeśjego
ręce?Jakiegokolorubyłyjegoręce?
Mitfordzastanowiłsięprzezchwilęinagleoczymurozbłysły.
-Niewidziałemdłoni,nosiłrękawice.Dobrzepamiętam,botobyłytakie
dużerękawice,jakiemająludziepracującyprzypociągachwHalifaksie.
Grube,zdługimimankietami,żebychroniłyprzedoparzeniem.
Boschskinąłgłową.Szukającjednejinformacji,uzyskałinną.Rękawice
ochronne.Ciekawe,czytobyłyspecjalnerękawiceprzeznaczonedopracy
zmateriałemradioaktywnym.Uświadomiłsobie,żezapomniałzapytać
AliciiKent,czymężczyźni,którzywtargnęlidojejdomu,mieli
rękawiczki.Miałnadzieję,żeRachelWallingustaliławszystkieszczegóły
wtrakciedalszegoprzesłuchania.
Boschzrobiłpauzę.Czasemchwilemilczeniasądlaświadkanajbardziej
niepokojące.Ciszazaczynawypełniaćluki.
AleMitfordsięnieodzywał.PochwiliBoschwróciłdopytań.
-
Nodobrze,mówiliśmyodwóchsamochodachzaparkowanychobok
porsche.Opiszsamochód,którypodjechałtyłemdoporsche.
-
Naprawdęniepotrafię.Wiem,jakwyglądaporsche,aleotam-
tychsamochodachnieumiemnicpowiedzieć.Obydwabyłyznacznie
większe,czterodrzwiowe.
-
Porozmawiajmyotym,którystałprzedporsche.Tobyłsedan?
-
Nieznamtejmarki.
-
Nie,sedantotypnadwozia,niemarka.Czterodrzwiowy,z
wysuniętymbagażnikiem-takijakradiowóz.
-
Tak,takwyglądał.
Boschprzypomniałsobie,coAliciaKentmówiłaoswoimskradzionym
samochodzie.
-
Wiesz,jakwyglądachrysler300?
-
Nie.
-
Jakikolormiałtensamochód?
-
Niejestempewien,aleciemny.Czarnyalbogranatowy.
-
Adrugi?Ten,którystałzaporsche.
-
Takisam.Ciemnysedan.Trochęsięróżniłodtegozprzodu-jakby
trochęmniejszy.Hm…aleniewiem,cotobyłzawóz.Przykromi.
Chłopakzmarszczyłbrwi,jakgdybynieznajomośćmarekimodeli
samochodówbyławadącharakteru.
-
Nicsięniestało,Jesse,świetnieciidzie-zapewniłgoBosch.
-Bardzonampomagasz.Gdybympokazałcizdjęciaróżnychsedanów,
myślisz,żemógłbyśrozpoznaćtesamochody?
-
Nie,niewidziałemichzbytwyraźnie.Naulicybyłozamałoświatła,
ajabyłemzadaleko.
Boschpokiwałgłową,leczczułsięrozczarowany.Przezchwilęrozważał
sytuację.InformacjeuzyskaneodMitfordapokrywałysięzwersją
wydarzeńprzedstawionąprzezAlicięKent.Intruzimusielimiećjakiś
środektransportu,abydotrzećdodomuKentów.Jedenodjechałstamtąd
ichwozem,adrugiwziąłchrysleraAliciiKent,abyprzewieźćnimcez.
Wydawałosiętooczywiste.
Wzwiązkuztymnasunęłomusiękolejnepytanie.
-
Dokądodjechałtendrugisamochód?
-
Teżzawróciłipojechałwdółzbocza.
-1towszystko?
-
Wszystko.
-
Copotemzrobiłeś?
-
Ja?Nic.Zostałemtam,gdziebyłem.
-
Dlaczego?
-Bałemsię.Byłemprawiepewien,żewłaśniewidziałem,jak
zamordowanoczłowieka.
-
Nieposzedłeśsprawdzić,czyżyjeiczynietrzebamupomóc?
Mitfordodwróciłwzrokipokręciłgłową.
-
Nie,zabardzosiębałem.Przykromi.
-
Wporządku,Jesse.Niemusiszsiętymprzejmować.Onjużnieżył.
Zanimpadłnaziemię,byłjużmartwy.Ciekawimnietylko,dlaczegotak
długosięukrywałeś.Dlaczegoniezszedłeśzewzgórza?Dlaczegonie
zadzwoniłeśpoddziewięćsetjedenaście?
Mitforduniósłręceizarazopuściłjenastół.
-
Niewiem.Chybazestrachu.Wszedłemnawzgórzewedługmapyi
tobyłajedynadrogapowrotna,jakąznałem.Musiałbymprzejśćoboktej
polankiipomyślałemsobie,acobędzie,jeżeliwtymmomenciezjawiąsię
gliny?Mógłbymzostaćgłównympodejrzanym.Pomyślałemjeszcze,że
gdybytobyłarobotamafiiigangsterzydowiedzielibysię,żewszystko
widziałem,moglibymniezabićczycoś.
Boschskinąłgłową.
-
ChybawtejswojejKanadzieoglądaszzadużoamerykańskiej
telewizji.Nieprzejmujsię.Zaopiekujemysiętobą.Ilemaszlat,Jesse?
-
Dwadzieścia.
-
NowięccorobiłeśpoddomemMadonny?Niejestdlaciebietrochę
zastara?
-
Nie,tonietak.Todlamamy.
-
Śledziłeśjądlaswojejmamy?
-
Nieśledziłem.Chciałemtylkozdobyćdlamamyjejautograf,
zapytać,czyniedałabymizdjęciaczyczegośtakiego.Chciałemwysłać
cośmamie,anicdlaniejniemam.Wiepan,żebywiedziała,żeumnie
wszystkogra.Pomyślałemsobie,żegdybymjejpowiedział,żespotkałem
Madonnę,nieczułbymsięjaktaki…rozumiepan.Wdzieciństwie
słuchałemMadonny,bomojamamajejsłucha.Myślałem,żefajniebyłoby
cośjejwysłać.Niedługosąjejurodziny,ajanicdlaniejniemam.
-
PocoprzyjechałeśdoLosAngeles,Jesse?
-
Bojawiem.Poprostuwydawałomisię,żewartotuprzyjechać.
Miałemnadziejęzahaczyćsięwjakimśzespole.Alewyglądanato,
żewiększośćludziprzyjeżdżatujużzeswoimzespołem.Ajaniemam
swojego.
Boschuznał,żeMitfordpozujenawędrownegotrubadura,aleprzyjego
plecaku,któryzostałwbiurze,nieznalazłgitaryaniżadnegoinnego
instrumentu.
-
Jesteśmuzykiemczyśpiewasz?
-
Gramnagitarze,aleparędnitemumusiałemjązastawićw
lombardzie.Odzyskamją.
-
Gdzienocujesz?
-
Teraztowłaściwienigdzie.Wczorajchciałemsięprzespaćna
wzgórzach.Taknaprawdętochybadlategonieuciekłem,gdyzobaczyłem,
cozrobiliztamtymfacetem.Niemiałemdokądiść.
Boschdobrzetorozumiał.JesseMitfordnieróżniłsięodtysięcyinnych,
którzycomiesiącprzyjeżdżalidomiastaautobusamialboautostopem.
Mieliwięcejmarzeńniżplanówczypieniędzy.Więcejnadzieiniż
przebiegłości,zdolnościczyinteligencji.Niewszyscy,którymsięnie
udało,prześladowalitych,którzyodnieślisukces,alekażdybył
naznaczonypiętnemdeterminacji.Iniektórzynigdysięgoniezdołali
pozbyć,nawetgdyichnazwiskaopromieniłysięsławąikupilisobiedomy
nawzgórzach.
-
Zróbmysobieprzerwę,Jesse-powiedziałBosch.-Muszęzadzwonić
dokilkuosób,apotemprawdopodobniebędzieszmusiałjeszczeraz
opowiedziećwszystkoodpoczątku.Możebyć?Postaramsięteżznaleźćci
jakiśpokójwhotelu.
Mitfordskinąłgłową.
-
Myślosamochodachitymczłowieku,któregowidziałeś.Musisz
sobieprzypomniećwięcejszczegółów,Jesse.
-
Próbuję,ale…
Zanimzdążyłdokończyć,Boschwyszedłnakorytarz.
Włączyłklimatyzatoriustawiłtemperaturęosiemnastustopni.Wkrótcew
pokojuprzesłuchańzrobisięzimnoizamiastsiępocić,Mitfordzacznie
marznąć-choćmożenie,skoropochodziłzKanady.Kiedynieco
ochłonie,Boschzamierzałprzycisnąćgojeszczerazisprawdzić,czy
dowiesięczegośnowego.Spojrzałnazegarek.Dochodziłapiątaranoido
zapowiedzianegoprzezfederalnychzebranianatematsprawypozostały
jeszczeczterygodziny.Byłosporodozrobienia,alemiałdośćczasu,by
popracowaćnadMitfordem.
Pierwszarundaokazałasięowocna.Niemiałpowoduwątpić,żewdrugiej
niezyskanicwięcej.
BoschzobaczyłIgnaciaFerrasapracującegoprzybiurku.Jegopartner
siedziałodwróconybokiemistukałwklawiaturęlaptopaustawionegona
wysuwanymblacie.Boschzauważył,żedobytekMitfordazniknął,ajego
miejscezajęłynowetorebkizdowodamiiteczkipełnedokumentów.Były
towszystkiemateriałyśledcze,jakiedotądwyprodukowałwydział
kryminalistycznyzdwóchmiejsczbrodni.
-
Harry,przepraszamcię,niezdążyłemusiąśćiposłuchać-powiedział
Ferras.-Wyciągnąłeścośztegochłopaka?
-
Powolidoczegośdochodzimy.Zrobiłemsobieprzerwę.
Ferrasmiałtrzydzieścilatisylwetkęsportowca.Najegobiurkustała
nagrodazanajlepszewynikiwtestachsprawnościowychnarokuw
akademiipolicyjnej.Byłteżprzystojny.Miałśniadąskóręikrótko
ostrzyżonewłosy,spodktórychspoglądałyprzenikliwezieloneoczy.
Boschpodszedłdoswojegobiurka,żebyzadzwonić.Zamierzałjeszczeraz
obudzićporucznikaGandle’aiprzekazaćmunajnowszewieści.
-
Namierzyłeśjużbrońofiary?-zapytałFerrasa.
-
Tak,znalazłemwbaziedanychBATF.Półrokutemukupiłmały
rewolwerkaliberdwadzieściadwa.SmithandWesson.
Boschskinąłgłową.
-
Dwudziestkadwójka,pasuje-powiedział.-Bezranwylotowych.
-
Pocisksięmelduje,aleniewymeldowuje.
Ferraswygłosiłtoniczymsloganztelewizyjnejreklamyizaśmiałsięz
własnegodowcipu.Boschpomyślałotym,cokryłosiępodżartem.
StanleyaKentaostrzeżonooniebezpieczeństwie,wynikającymz
charakterujegopracy.Kupiłwięcbrońdlaochrony.
Boschbyłgotówiśćozakład,żeztejbronidoniegostrzelano,żezabiłgo
zniejterrorysta,którynacisnąłspustzimieniemAllahanaustach.Coto
zaświat,myślałBosch,gdyktośmatyleodwagi,bystrzelićdodrugiego
człowieka,wzywającimieniaswojegoBoga.
-
Kiepskisposóbnazejścieztegoświata-zauważyłFerras.
Boschspojrzałnaniegoponadpołączonymibiurkami.
-
Cościpowiem-rzekł.-Wiesz,czegosięnauczyszwtejrobocie?
-Czego?
-
Żekażdysposóbzejściaztegoświatajestkiepski.
9
Boschposzedłdogabinetukapitananalaćsobiedrugikubekkawy.
Sięgającdokieszeniponastępnegodolaradokoszyka,znalazłwizytówkę
Brenneraiprzypomniałsobie,żeagentprosiłgooinformację,gdyby
udałoimsięznaleźćświadka.AleBoschwłaśnieskończyłinformować
porucznikaGandle’aotym,comłodyKanadyjczykwidziałisłyszałw
punkciewidokowym,irazempostanowili,abynaraziezachowaćzeznania
Mitfordawtajemnicy.Przynajmniejdozebraniaodziewiątej,gdy
federalnibędąmusieliodkryćkarty.Jeśliszefostwofederalnychnie
zamierzałowyłączaćpolicjiześledztwa,przekonająsięotymwtrakcie
spotkania.Wówczasbędąmogliprzystąpićdowymiany.Boschujawni
relacjęświadkawzamianzadalszyudziałwdochodzeniu.
TymczasemGandlezapowiedział,żeprzekażewyżejnajnowszeustalenia.
Usłyszawszywiadomośćosłowie„Allah”,którepojawiłosięwśledztwie,
poczułsięwobowiązkupoinformowaćprzełożonychorosnącejwadze
sprawy.
Boschwróciłzpełnymkubkiemkawydobiurkaizacząłprzeglądać
dowodyzebranezmiejscazbrodniorazdomu,gdzieintruzi
przetrzymywaliAlicięKent,podczasgdyjejmążpojechałwykonaćich
polecenie.
Znałjużwiększośćprzedmiotówznalezionychwpunkciewidokowym.
ZacząłwyciągaćztorebekrzeczyosobisteStanleyaKentaiuważnieje
oglądać.Wszystkieśladyzostałyjużzabezpieczoneprzeztechników,mógł
więcswobodnieichdotykać.
PierwszymprzedmiotembyłnależącydofizykatelefonBlackBerry.Bosch
nieczułsięzbytpewniewświecieurządzeńcyfrowych,doczego
przyznawałsiębezfałszywejskromności.
Opanowałwprawdzieobsługęwłasnegotelefonukomórkowego,alebyłto
prostymodel,którypozwalałmurozmawiać,zapisywaćnumerywksiążce
telefonicznejinicwięcej-takprzynajmniejsądził.Dlategopróbując
manipulowaćprzybardziejzaawansowanymaparacie,byłbezradny.
-
Pomócci,Harry?
BoschuniósłwzrokizobaczyłFerrasa,któryuśmiechałsiędoniego.
Boschczułsięzakłopotanyswoimbrakiemumiejętnościtechnicznych,
leczniedotegostopnia,byodtrącaćpomocnądłoń.Wtedyjegosłaby
punktzmieniłbysięwcośgorszego.
-
Wiesz,jaktosięobsługuje?
-
Pewnie.
-
Aparatmae-mail,prawda?
-
Powinienmieć.
Boschmusiałwstać,abyponadblatamidwóchbiurekpodaćpartnerowi
telefon.
-
WczorajokołoszóstejwieczoremKentdostałodswojejżonye-mail
oznaczonyjakopilny.ByławnimfotografiaAliciiKentleżącejnałóżkui
związanej.Znajdźtoizobacz,czydałobysięjakośwydrukować
wiadomośćrazemzezdjęciem.Chciałbymjejeszczerazobejrzeć,ale
żebybyłotrochęwiększeniżnatymekraniku.
ZanimBoschskończył,FerrasjużzająłsięaparatemBlackBerry.
-
Niemasprawy-powiedział.-Wyślępoprostutegoe-mailanaswoją
skrzynkę.Potemotworzęiwydrukuję.
Ferraszacząłstukaćkciukamiwminiaturowąklawiaturętelefonu,który
przypominałBoschowizabawkę,podobnądoelektronicznychgier,jakie
widziałudzieciwsamolotach.Nierozumiał,dlaczegoludziezawszetak
zawzięciebębniąwswojetelefony.Byłpewien,żetorodzajostrzeżenia,
znakupadkucywilizacjiczyludzkości,niepotrafiłjednakprecyzyjnie
wytłumaczyćprzyczynytegoodczucia.Głoszonopowszechnie,że
technologiacyfrowatoogromnypostęp,leczBoschwobectychhaseł
pozostawałsceptyczny.
-
Dobra,znalazłemiwysłałem-oznajmiłFerras.-Zaparęminut
powinienbyćwmojejskrzynceizarazzrobięwydruk.Cośjeszcze?
-
Sątamzapisywykonanychiodebranychpołączeń?
Ferrasnieodpowiedział.Manipulowałprzyciskamitelefonu.
-
Jakiprzedziałczasucięinteresuje?-zapytał.
-Narazie,powiedzmy,odwczoraj,odmniejwięcejpołudnia-odparł
Bosch.
-
Dobra,znalazłemtęlistę.Mamcipokazać,jaktosięobsługuje,czy
poprostupodaćcinumery?
Boschwstałiobszedłrządbiurek,byprzezramiępartneraspojrzećna
wyświetlacztelefonu.
-
Możenaraziepowiedzogólnie,jaktowygląda,apotemzajmiemy
siętymdokładnie-powiedział.-Gdybyśmniepróbowałuczyć,trwałoby
towieki.
Ferraszuśmiechemskinąłgłową.
-
Nowięcjeżeliłączyłsięznumerem,któryjestwksiążce
telefonicznej,wyświetlasięnazwiskoalbonazwaprzypisanadotego
numeru.
-
Rozumiem.
-
Naliściejestmnóstwopołączeńzcałegopopołudniazbiurem,
różnymiszpitalamiinazwiskamizksiążki-prawdopodobnielekarzy,z
którymipracował.Sątrzyrozmowyz„Barrym”iprzypuszczam,żeto
jegowspólnik.Sprawdziłemwstanowejewidencjiprzedsiębiorstwifirma
„FizykaMedycznaK&K”należydoKentainiejakiegoBarry’ego
Kelbera.
Boschpokiwałgłową.
-
Właśnie-rzekł.-Dobrze,żemiprzypomniałeś.Musimyzsamego
ranaporozmawiaćzjegowspólnikiem.
BoschnachyliłsięnadbiurkiemFerrasa,bywziąćswójnotes.Zapisał
nazwiskoBarry’egoKelbera,podczasgdyFerraskontynuowałprzewijanie
listypołączeń.
-
PoszóstejKentzaczynawydzwaniaćnazmianędodomuipod
numerkomórkiżony.Wydajemisię,żenieodbierała,bojestzapis
dziesięciupołączeńwciągutrzechminut.Dzwoniłidzwonił.Chwilę
wcześniejdostałtegopilnegoe-mailaodżony.
WszystkozaczynałosięukładaćBoschowiwcałość.Kentspędzałzwykły
dzieńwpracy,prowadząclicznerozmowyzdobrzeznanymiludźmi,gdy
nagledostałe-mailaodżony.Zobaczyłdołączonedowiadomościzdjęciei
zacząłdzwonićdodomu.Żonanieodbierała,cowprawiłogowjeszcze
większypopłoch.Wreszciepojechałzrobićto,copoleconomuwe-mailu.
Alemimojegostarańiposłuszeństwa,itakzostałzastrzelonywpunkcie
widokowym.
-
Coposzłonietak?-zapytałgłośnoBosch.
-
Comasznamyśli,Harry?
-
Zabójstwowpunkciewidokowym.Ciąglenierozumiem,dlaczego
gozabili.Zrobiłto,czegochcieli.Dałimtenmateriał.Coposzłonietak?
-
Niewiem.Możegozabili,bowidziałtwarzjednegoznich.
-
Świadektwierdzi,żeten,którydoniegostrzelał,nosiłkominiarkę.
-
Notomożewszystkoposzłodobrze.Możeodpoczątkuzamierzali
gozabić.Zrobilisobietłumik,pamiętasz?Facetkrzyknął„Allah”,ato
chybanieświadczy,żecośposzłonietak.Świadczyraczej,żetakibył
plan.
Boschskinąłgłową.
-
Dobrze,jeżelitakibyłplan,todlaczegozabiliKenta,anieżonę?Po
comielibyzostawiaćświadka?
-
Niewiem,Harry.Alecinawiedzenimuzułmaniemają,zdajesię,
jakąśzasadęnatematkrzywdzeniakobiet,nie?Żemogąprzeztonie
osiągnąćnirwany,nietrafićdorajuczyjaktosięunichnazywa.Chybao
tochodzi?
Boschnieodpowiedziałnatopytanie,ponieważnieznałsięnapraktykach
kulturowych,októrychogólnikowowspomniałjegopartner.Alepytanie
podkreślałoegzotykęsprawy,zjakąmiałdoczynienia.Przyzwyczaiłsię
dotropieniamorderców,którychmotywembyłachciwość,nieczystośćczy
innyzsiedmiugrzechówgłównych.Fanatyzmreligijnyrzadkopojawiał
sięnatejliście.
Ferrasodłożyłtelefoniodwróciłsiędokomputera.Jakwieludetektywów
wolałkorzystaćzwłasnegolaptopa,ponieważsłużbowekomputery
policyjnebyłystareiwolne,awiększośćznichmiaławięcejwirusówniż
dziwkinaHollywoodBoulevard.
Zapisałotwartydokumentiotworzyłprogrampocztowy.E-mailprzesłany
zeskrzynkiKentajużtamdotarł.Ferrasotworzyłwiadomośćigwizdnął
nawidokfotografiinagiejizwiązanejAliciiKent.
-
Tak,tomusiałopodziałać-powiedział.
Zrozumiał,dlaczegoKentprzekazałsprawcomcez.Ferrasbyłżonatyod
niespełnarokuiniebawemmiałomusięurodzićdziecko.Boschdopiero
poznawałswojegomłodegopartnera,leczjużwiedział,żebardzokocha
żonę.PodszybąprzykrywającąblatbiurkaFerras
miałkolażjejzdjęćześlubu.Boschtrzymałpodswojąszybązdjęciaofiar
morderstw,którychsprawcównadalposzukiwał.
-Wydrukujmito-powiedziałBosch.-Powiększ,jeżelisięda.Ipobawsię
jeszczetymtelefonem.Możecośznajdziesz.
Boschwróciłzaswojebiurkoiusiadł.Ferraspowiększyłzdjęciei
wydrukowałnakolorowejdrukarceznajdującejsięwgłębibiura.Po
chwiliprzyniósłBoschowiwydruk.
Boschnałożyłjużokularydoczytania,alezszufladywyciągnął
prostokątnąlupę,którąkupił,gdyzauważył,żeszkłasąjużzasłabedo
oglądaniadrobniejszychszczegółów.Nigdynieużywałlupy,kiedybiuro
byłopełnedetektywów.Niechciałdawaćinnympowodówdodrwin-
nawetgdybytomiałybyćtylkoniewinneżarty.
Położyłwydruknabiurkuipochyliłsięnadnimuzbrojonywlupę.
Najpierwobejrzałwięzy,którymiskrępowanokończynykobietyzajej
plecami.Intruziużylisześciuopasekzzatrzaskiem,nakładającjekolejno
nanadgarstkiikostki,piątąłączącskrępowanenogi,aostatniąłącząc
opaskinarękachzopaskąwiążącąnogi.
Boschodniósłwrażenie,żetozbytskomplikowanysposób
unieruchomieniakończynkobiety.Samzrobiłbytoinaczej,gdyby
próbowałszybkozwiązaćofiarę,którazapewneusiłowałastawiaćopór.
Użyłbymniejszejliczbywięzów,żebywszystkoodbyłosięprościeji
szybciej.
Niebyłpewien,cotomożeoznaczać,jeśliwogólecokolwiekoznaczało.
MożeAliciaKentwcalesięnieszamotałaiwzamianzajejuległość
napastnicyużylidodatkowychopasek,abymniejsięmęczyła,leżąc
związananałóżku.Wydawałomusię,żedziękitemujejręceinogibyły
mniejwygięte,niżgdybyskrępowanojąbrutalniej.
Mimoto,przypomniawszysobiesińcenaprzegubachAliciiKent,doszedł
downiosku,żeczas,jakispędziłaunieruchomionanałóżku,niebyłdla
niejłatwy.Oglądajączdjęcie,byłpewientylkotego,żemusijeszczeraz
porozmawiaćzAliciąKentiwydobyćzniejwięcejszczegółównatemat
tego,cosięzdarzyło.
Naczystejkartcewnotesiezapisałpytaniaowięzy.Resztęstrony
zamierzałwykorzystaćnadodatkowepytania,jakiemusięnasunąpodczas
przygotowaniadodalszegociąguprzesłuchania.
Nicwięcejnieprzychodziłomudogłowy.Kiedyskończyłoglądać
fotografię,odłożyłlupęizacząłprzebiegaćwzrokiemraporty
kryminalistycznezoględzinmiejscazbrodni.Tutakżenicniezwróciło
jegoszczególnejuwagi,więcszybkoprzeszedłdoprotokołówidowodów
zdomuKentów.RazemzBrenneremszybkoopuścilidom,spieszącsiędo
klinikiśw.Agaty,dlategoBoschaniebyłonamiejscu,gdytechnicy
szukaliśladówpozostawionychprzezintruzów.Byłbardzociekaw,co
udałoimsięznaleźć.
Zobaczyłjednaktylkojednątorebkęzczarnymiplastikowymiopaskami,
którymiskrępowanoAlicięKentiktórerozcięłaRachelWalling,abyją
wyswobodzić.
-
Chwileczkę-powiedziałBosch,unosząctorebkęzprzezroczystej
folii.-TylkotozabezpieczyliwdomuKentów?
Ferrasuniósłgłowęznadbiurka.
-
Tylkotomidali.Sprawdziłeślistędowodów?Tampowinnobyć
wszystko.Możejeszczenadczymśpracują.
BoschprzeszukałdokumentyprzyniesioneprzezFerrasaipochwili
znalazłspisdowodów.Odnotowywanownimkażdyprzedmiotzabrany
przeztechnikówzmiejscazdarzenia.Pomagałotośledzićdowody
podczasichprzekazywania.
Zobaczył,żewspisiefigurujekilkaprzedmiotów,któretechnicyzebraliw
domuKentów,przedewszystkimpróbkiwłosówiwłókien.Tegonależało
sięspodziewać,choćniewiadomo,czyktóraśzpróbekmiałazwiązekz
podejrzanymi.AlewciągulatswojejpracyBoschnigdyjeszczenie
widziałnieskazitelnieczystegomiejscazdarzenia.Podstawoweprawo
naturymówiłobowiem,żekażdeprzestępstwopozostawiaśladw
otoczeniu-choćbynajmniejszy.Zawszedochodzidoprzeniesienia
materiału.Trzebagopoprostuznaleźć.
Każdaopaskazostaławpisananalistępojedynczo,aponichwymieniono
licznepróbkiwłosówiwłókienzebranezróżnychmiejsc,oddywanuw
sypialnipokratkęściekowąwłaziencedlagości.Naliściefigurowała
takżepodkładkapodmyszdomowegokomputeraorazpokrywka
obiektywuaparatuNikon,którąznalezionopodłóżkiemwsypialni.
OstatniapozycjanajbardziejzaciekawiłaBoscha.Dowódopisanopo
prostujakopopiółzpapierosa.
Boschniemiałpojęcia,jakąwartośćdowodowąmógłmiećpopiółz
papierosa.
-
Wkryminalistycznymjestjeszczektośzludzi,którzydziałaliw
domuKentów?-spytałFerrasa.
-
Półgodzinytemujeszczebyli—odrzekłFerras.-BuzzYatesita
kobietaoddaktyloskopii,którejnazwiskanigdyniepamiętam.
Boschpodniósłsłuchawkęizadzwoniłdobiuratechników.
-
Laboratoriumkryminalistyczne,Yates.
-
Buzz,właśnieztobąchciałempogadać.
-
Ktomówi?
-
HarryBosch.ChodziooględzinydomuKentów.Powiedzmicośo
tympopiele,którytamzebraliście.
-
Ach,tak,papierosspaliłsięnapopiół.TamtaagentkaFBIpoprosiła
mnie,żebymgozebrał.
-
Gdziebył?
-
Znalazłagonaspłuczcewłaziencedlagości.Jakgdybyktośchciał
sięwysikaćiodłożyłfajkę,apotemoniejzapomniał.Papierosspaliłsię
dokońcaizgasł.
-
Czyliznalazłasampopiół?
-
Zgadzasię.Zostałatylkoszaragąsienica.Aleagentkachciała,
żebyśmygozabrali,mówiła,żewjejlaboratoriumbędąmoglicośztym…
-
Chwileczkę,Buzz.Oddałeśjejdowódrzeczowy?
-
No,takjakby.Mówiła…
-Cotoznaczy„takjakby”?Oddałeśalbonie.DałeśagentceWallingpopiół
zpapierosa,któryzebrałeśzmojegomiejscazdarzenia?
-
Tak-przyznałYates.-Aleniebezzastrzeżeńigwarancji,Harry.
Powiedziała,żelaboratoriumfederalnychmożeprzeprowadzićanalizę
popiołuiustalićrodzajtytoniu,cozkoleipozwoliustalićkraj
pochodzenia.Mytakichcudówniepotrafimy,Harry.Niemogliśmynawet
tegotknąć.Powiedziała,żetodowódistotnydlaśledztwa,bobyćmoże
sprawcamisąterroryścispozakraju.Nowięcmusiałemsięzgodzić.
Opowiadała,żekiedyśrozpracowałasprawępodpalenia,gdzieznaleźli
drobinępopiołuzpapierosa,odktóregowybuchłpożar.Udałosięim
określićmarkępapierosówipowiązaćjązjednymzpodejrzanych.
-
Atyjejuwierzyłeś.
-
No…tak,uwierzyłem.
-1dałeśjejmójdowód.
Boschpowiedziałtozrezygnowanymtonem.
-
Harry,toniebyłtwójdowód.Przecieżwszyscygramywjednej
drużynie,nie?
-
Tak,Buzz,gramy.
Boschodłożyłsłuchawkęizaklął.Ferrasspytał,cosięstało,leczjego
partnerzbyłpytaniemachnięciemręki.
-
Typowefederalnewciskaniekitu.
-
Harry,zdążyłeśsiętrochęprzespaćprzedwezwaniem?
Boschspojrzałnasiedzącegonaprzeciwpartnera.Doskonalewiedział,do
czegoFerraszmierza,zadająctopytanie.
-
Nie-odrzekł.-Niespałem.AlewkurzamsięnaFBIniezpowodu
brakusnu.Znamtęrobotędłużej,niżtychodziszpoziemi.Wiem,jak
sobieporadzićzniewyspaniem.
Uniósłkubekzkawą.
-
Zdrówko-dodał.
-
Mimotoniejestdobrze-odparłFerras.-Niedługozacznieszleciećz
nóg,partnerze.
-
Niemartwsięomnie.
-
Wporządku,Harry.
Boschwróciłdorozmyślańopopiele.
-
Cozezdjęciami?-spytałFerrasa.-Maszjużzdjęciazdomu
Kentów?
-
Tak,gdzieśtusą.
Ferrasprzerzuciłdokumentynabiurku,wyciągnąłznichteczkęz
fotografiamiipodałmu.Boschszybkoodnalazłtrzyzdjęciazrobionew
łaziencedlagości.Widokcałejłazienki,ujęcietoalety,naktórymbył
widocznypopiółnapokrywiespłuczki,orazzbliżenieszarejgąsienicy,jak
nazwałjąBuzz.
Boschrozłożyłnabiurkutrzyfotografie,ponowniewziąłlupęizacząłje
studiować.Robiączbliżeniepopiołu,fotografpołożyłnaspłuczcelinijkę,
abypokazaćskalęujęcia.Popiółmiałprawiepięćcentymetrówdługości,
prawietylecocałypapieros.
-
Zobaczyłeśjużcoś,Sherlocku?-zapytałFerras.
Boschuniósłgłowę.Partneruśmiechałsiędoniego.Boschnie
odpowiedziałuśmiechem,dochodzącdowniosku,żeniemożejużużywać
lupynawetwobecnościpartnera,nienarażającsięnadocinki.
-
Jeszczenie,Watsonie-odparował.
Miałnadzieję,żetouciszyFerrasa.NiktniechciałbyćWatsonem.
Oglądajączdjęcietoalety,zauważyłpodniesionądeskęsedesową.
Oznaczałoto,żezłazienkikorzystałmężczyzna.Popiółzpapierosa
świadczyłzkolei,żebyłtojedenzintruzów.Boschprzyjrzałsięścianie
nadtoaletą.Wisiałananiejniewielkafotografiawramkach
przedstawiającazimowykrajobraz.Widokbezlistnychdrzewi
stalowoszaregoniebaprzywodziłBoschowinamyślNowyJorkczyinne
wschodnieokolice.
Zdjęcieprzypomniałomusprawę,którązamknąłprzedrokiem,gdy
pracowałjeszczeprzysprawachotwartychiniewyjaśnionych.Podniósł
słuchawkęijeszczerazzadzwoniłdokryminalistyki.Kiedyzgłosiłsię
Yates,Boschpoprosiłdotelefonuosobę,którazdejmowałaodciskipalców
wdomuKentów.
-
Chwileczkę-powiedziałYates.
WidocznienadalbyłzłynaBoschazpowoduwcześniejszejrozmowy,
ponieważniespieszyłsięzwezwaniemtechnika.Boschczekałcztery
minuty,oglądającprzezlupęzdjęciazdomuKentów.
-
MówiWittig-odezwałsięwkońcukobiecygłos.
Boschznałjązpoprzednichspraw.
-
Andrea,tuHarryBosch.ChcęcięzapytaćodomKentów.
-
Ocokonkretnie?
-
Sprawdzałaślaseremłazienkędlagości?
-
Oczywiście.Tam,gdzieznaleźlipopiółisedesbyłotwarty?Tak,
sprawdziłam.
-
Byłocoś?
-
Nie,nic.Wytartedoczysta.
-
Aściananadtoaletą?
-
Tak,teżsprawdziłam.Nicnieznalazłam.
-
Tylkotylechciałemwiedzieć.Dzięki,Andrea.
-
Powodzenia.
Boschodłożyłsłuchawkęispojrzałnafotografiępopiołu.Cośwtym
zdjęciuniedawałomuspokoju,leczniebyłpewienco.
-
Harry,dlaczegopytałeśościanęnadtoaletą?
BoschpopatrzyłnaFerrasa.Zostalipartneramimiędzyinnymipoto,aby
bardziejdoświadczonydetektywmógłwprowadzaćwarkanapracy
śledczejniedoświadczonegodetektywa.Boschpostanowiłodłożyćnabok
dowcipyoSherlockuHolmesieiopowiedziećmudawnąhistorię.
-
SkojarzyłemtozpewnąsprawązWilshiresprzedtrzydziestulat.
Znalezionoutopionąwwanniekobietęijejpsa.Wcałymdomuodciski
palcówzostałydokładniewytarte,aledeskasedesowabyłapodniesiona.
Stądprowadzącyśledztwowiedzieli,żeszukająmężczyzny.Toaletateż
zostaławytartadoczysta,alenaścianiezaniąznaleźliodciskdłoni.Facet
musiałskorzystaćisikając,oparłsięrękąościanę.Napodstawie
wysokościodciskuustalilijegowzrost.Domyślilisięteż,żejest
leworęczny.
-
Jak?
-
Bonaścianiebyłodciskprawejdłoni.Doszlidowniosku,żefacet
zwykletrzymafiutaręką,którąlepiejsięposługuje.
Ferrasprzytaknąłskinieniemgłowy.
-
Czylizidentyfikowalipodejrzanegonapodstawieodciskudłoni?
-
Tak,aledopierotrzydzieścilatpóźniej.Zamknęliśmysprawęw
zeszłymroku,wotwartychiniewyjaśnionych.Wtedywbankachdanych
niebyłozbytwieluodciskówdłoni.Kiedyjaimojapartnerkadostaliśmy
tęsprawę,wrzuciliśmyodciskdokomputera.Itrafiliśmy.Namierzyliśmy
tegofacetawTenThousandPalmsnapustyniipojechaliśmygozdjąć.
Zanimzdążyliśmygoaresztować,wyciągnąłbrońisięzastrzelił.
-
Kurczę.Czyliniemieliścienawetokazjiznimpogadać.
-
Właściwienie.Alebyliśmypewni,żetoon.Popełniłsamobójstwo
nanaszychoczachiwziąłemtozadowódwiny.
-
Nie,jasne.Chodzimitylkooto,żechętniepogadałbymztym
gościemispytałgo,dlaczegozabiłpsa.
Boschprzezchwilęprzyglądałsiępartnerowi.
-
Gdybysięnamudałopogadać,chybabardziejinteresowałobynas,
dlaczegozabiłtękobietę.
-
Tak,wiem.Zastanawiamsiępoprostu,dlaczegopies,rozumiesz?
-
Chybasiębał,żepiesmógłbygozidentyfikować.Wiesz,piesgoznał
imógłbyzareagowaćnajegozapach.Facetniechciałryzykować.
Ferraspokiwałgłowąnaznak,żeprzyjmujewyjaśnienie.Boschwłaśnieto
wymyślił.Wtrakcieśledztwapytanieopsawogóleniepadło.
Ferraswróciłdopracy,aBoschodchyliłsięnakrześle,zastanawiającsię
nadszczegółamisprawy.Naraziesprowadzałysiędogmatwaninymyślii
zagadek.Spośródnichnapierwszyplanwybijałosiępodstawowepytanie:
dlaczegoStanleyKentzostałzamordowany.AliciaKenttwierdziła,że
napastnicymielitwarzezasłoniętekominiarkami.JesseMitfordmówił,że
człowiek,któryzabiłStanleyaKentawpunkciewidokowym,miał
kominiarkę.Boschowinasuwałysiępytania:pocostrzelaćdoStanleya
Kenta,jeślitenniepotrafiłbynawetzidentyfikowaćsprawcy?Ipoco
zakładaćkominiarkę,jeśliodpoczątkuplanowanogozabić?Przypuszczał,
żenałożeniekominiarekbyłosztuczką,żebydaćKentowifałszywe
poczuciebezpieczeństwaiskłonićgodowspółpracy.Tenwniosekteż
jednakbudziłwątpliwości.
Boschznówodłożyłpytanianabok,uznając,żemazamałoinformacji,by
szukaćwłaściwychodpowiedzi.Pociągnąłłykkawyibyłgotówdo
drugiejturyprzesłuchaniaJessegoMitforda.Najpierwjednakwyciągnął
telefon.OdsprawyEchoParkwciążmiałwnimzapisanynumerRachel
Walling.Postanowiłnigdygonieusuwać.
Wcisnąłprzyciskizadzwoniłdoniej,przygotowującsięnato,żezostanie
natychmiastrozłączony.Numernadaldziałał,leczusłyszałtylkonagrany
głosRachel,któraprosiła,byzostawiłwiadomośćposygnale.
-TuHarryBosch-powiedział.-Muszęztobąpogadaćichcędostać
popiółzpapierosa.Tobyłomojemiejscezbrodni.
Zakończyłpołączenie.Wiedział,żewiadomośćjązdenerwuje,możenawet
rozwścieczy.Wiedział,żezmierzakunieuchronnejkonfrontacjizRacheli
biurem,którejprawdopodobniemógłbybeztruduuniknąć.
AleBoschniepotrafiłustąpićpolafederalnym.NawetdlaRacheli
wspomnieńotym,coichkiedyśłączyło.Nawetdlanadzieinaichwspólną
przyszłość,którąwciążnosiłwsobiejaknumerwpamięcitelefonu
komórkowego.
10
BoschiFerraswyszlizhoteluMarkTwainiprzystanęliprzed
drzwiami,oglądającporanek.Światłozaczynałodopierowypełzaćna
niebo.Znadoceanuunosiłasięgęsta,szaramasawilgotnegopowietrza,
pogrążająculicewgłębokimpółmroku.LosAngeleswyglądałojakmiasto
duchów,aleBoschowiwogóletonieprzeszkadzało.Potwierdzałojego
punktwidzenia.
-
Myślisz,żetuzostanie?-zapytałFerras.
Boschwzruszyłramionami.
-
Itakniemadokądiść-odrzekł.
WłaśniezameldowaliswojegoświadkawhotelupodnazwiskiemStephen
King.JesseMitfordstałsięichcennymatutem.Byłasemwrękawie
Boscha.ChoćMitfordniepotrafiłpodaćrysopisuczłowieka,który
zastrzeliłStanleyaKentaizabrałcez,potrafiłszczegółowoopowiedzieć
śledczym,cosięzdarzyłowpunkciewidokowym.Mógłsięteżprzydać,
gdybyudałosiędoprowadzićdoaresztowaniaiprocesu.Jegozeznanie
mogłoposłużyćjakorelacjazprzebieguzbrodni.Najejpodstawie
prokuratormógłprzedstawićprzysięgłymdokładnyobrazwypadków,
dlategoMitfordbyłcenny,bezwzględunato,czypotrafiłzidentyfikować
mordercę.
PokonsultacjizporucznikiemGandle’empostanowiono,żeniepowinni
tracićzoczumłodegowłóczęgi.Gandlezgodziłsięsfinansować
czterodniowypobytMitfordawhotelu.Uznali,żedotegoczasubędąjuż
wiedzieć,wktórąstronęzmierzasprawa.
BoschiFerraswsiedlidofordacrownvictoria,wypożyczonegowcześniej
przezFerrasa,iruszyliWilcoxwkierunkuSunsetBoulevard.Bosch
siedziałzakierownicą.Naczerwonymświetlewyciągnąłkomórkę.Rachel
Wallingjeszczesięnieodezwała,więc
zadzwoniłpodnumer,którymudałjejpartner.Brennerodebrał
natychmiast,aBoschzacząłostrożnie:
-
Chciałemsiętylkodowiedzieć,cosłychać.Dalejjesteśmyumówieni
nazebranieodziewiątej?
PrzedprzekazaniemBrennerowinajnowszychinformacjimusiałsię
upewnić,czywciążuczestniczywśledztwie.
-
Mhm,tak…tak,jesteśmyumówieni,alezebraniezostałoprzełożone.
-
Nakiedy?
-
Chybanadziesiątą.Damyciznać.
Ztonujegoodpowiedzitrudnobyłowywnioskować,żedecyzjao
spotkaniuzpolicjąrzeczywiściezapadła.Boschpostanowiłgoprzycisnąć.
-
Gdzietosięodbędzie?Wtaktycznym?
ZpoprzedniejwspółpracyzWallingBoschwiedział,żewydziałwywiadu
taktycznegopracujewtajnymmiejscu,pozasiedzibąFBI.Chciał
sprawdzić,czyBrennerpuścifarbę.
-
Nie,wbudynkufederalnymwcentrum.Naczternastympiętrze.
Wystarczyzapytaćozebranietaktycznego.Ico,świadekwczymś
pomógł?
Boschpostanowiłnieodsłaniaćkart,dopókiniebędziewiedział,naczym
konkretniestoi.
-
Widziałstrzelaninęzdaleka.Potemzobaczył,jakzabierającez.
Powiedział,żejedenczłowiekzrobiłwszystko,zabiłKenta,apotem
przeniósłświnięzporschedobagażnikainnegosamochodu.Tendrugi
siedziałwswoimwozieitylkosięprzyglądał.
-
Podałcijakieśnumeryrejestracyjne?
-
Nie,żadnychnumerów.Dotransportumateriałuwykorzystali
prawdopodobniesamochódAliciiKent.Niechcielizostawiaćśladówcezu
wswoimwozie.
-
Wiemycośopodejrzanym,któregowidziałświadek?
-
Takjakpowiedziałem,nieumiałbygozidentyfikować.Facetciągle
miałnatwarzykominiarkę.Pozatymnic.
Brennerzamilkłnachwilę.
-
Topech-powiedziałwkońcu.-Coznimzrobiliście?
-
Zchłopakiem?Właśniewysadziliśmygozsamochodu.
-
Gdziemieszka?
-
WHalifaksiewKanadzie.
-
Bosch,przecieżwiesz,ocomichodzi.
Boschwyczułuniegozmianętonu.Izwróciłuwagę,żezwróciłsiędo
niegoponazwisku.Niesądził,byBrennerpytałmimochodemomiejsce
pobytuMitforda.
-
Niematużadnegostałegoadresu-odparł.-Towłóczęga.
PodwieźliśmygodoDanny’egonaSunset.Tamsobiezażyczył.Daliśmy
mudwiedychynaśniadanie.
BoschpoczułnasobiewzrokFerrasa.
-
Możeszchwilęzaczekać,Harry?-spytałBrenner.-Mamdrugi
telefon.TomożebyćWaszyngton.
Wracamydoimion,pomyślałBosch.
-
Jasne,Jack,alemożemysiępoprosturozłączyć.
-
Nie,zaczekaj.
BoschusłyszałwsłuchawcemuzykęispojrzałnaFerrasa.Jegopartner
zaczął:
-
Dlaczegopowiedziałeśmu,że…
BoschpołożyłpalecnaustachiFerrasurwał.
-
Wstrzymajsięnamoment.
Minęłopółminuty.Wtelefonierozbrzmiałasaksofonowawersja„Whata
WonderfulWorld”.Boschzawszeuwielbiałtenfragmentociemnejświętej
nocy.
WreszciezapaliłosięzieloneświatłoiBoschskręciłwSunsetBoulevard.
PochwiliwsłuchawceodezwałsięgłosBrennera.
-
Harry?Przepraszam.DzwonilizWaszyngtonu.Możeszsobie
wyobrazić,jaksięnatorzucili.
Boschpostanowiłcośzniegowyciągnąć.
-
Conowegouwas?
-
Niewiele.DepartamentBezpieczeństwawysyłagrupęhelikopterów
zesprzętemdowykrywaniaśladówmateriałówradioaktywnych.Zacznąw
punkciewidokowymispróbująposzukaćpromieniowania
charakterystycznegodlacezu.Aleprawdajesttaka,żeabyodebrali
sygnał,ktośmusiałbywyciągnąćcezześwini.Mytymczasem
organizujemykonferencję,żebyuzgodnićplandziałania.
-
Tylkotyledokonałypotężnesiłyrządowe?
-
Dopierosięorganizujemy.Mówiłemci,jaktobędziewyglądać.
Alfabetycznybigos.
-
Zgadzasię.Nazwałeśtopandemonium.Federalnisąwtym
mistrzami.
-
Nie,niejestempewien,czytowszystkopowiedziałem.Alenie
możnazapominaćokrzywejuczeniasię.Wydajemisię,żepozebraniu
ruszymydoakcjicałąparą.
Boschniemiałjużwątpliwości,żecośsięzmieniło.Wykrętnaodpowiedź
Brenneraświadczyła,żealborozmowajestnagrywana,alboktośją
podsłuchuje.
-
Dozebraniazostałojeszczeparęgodzin-ciągnąłBrenner.-Co
zamierzaszterazzrobić,Harry?
Boschzawahałsię,lecztylkoprzezchwilę.
-
ZamierzamwrócićdodomuijeszczerazporozmawiaćzpaniąKent.
Mamparęnowychpytań.PotempojedziemydobiuraKentaw
południowejwieżycentrummedycznegoCedars.Musimyjeobejrzeći
pogadaćzjegowspólnikiem.
Odpowiedziałamucisza.Boschdojeżdżałdobaru„Denny’s”naSunset.
Wjechałnaparkingizatrzymałsamochód.Przezoknazobaczył,żeczynna
przezcałądobęrestauracjajestprawiepusta.
-
Jesteśtam,Jack?
-
Hm,tak,Harry,jestem.Słuchaj,toprawdopodobnieniebędzie
konieczne,żebyśjechałdodomu,apotembiuraKenta.
Boschpokręciłgłową.Wiedziałem,pomyślał.
-
Wszystkichjużzgarnęliście,co?
-
Niejaotymdecydowałem.Wkażdymrazieoilewiem,biurobyło
czyste,awspólnikaKentamamyusiebieiwłaśniejestprzesłuchiwany.
PaniąKentsprowadziliśmytuzapobiegawczo.Zniąteżjeszcze
rozmawiamy.
-
Nietydecydowałeś?Tokto,Rachel?
-
Niezamierzamwdawaćsięwdetale,Harry.
Boschwyłączyłsilnik,zastanawiającsię,jakzareagować.
-
Wobectegomożepowinniśmypojechaćzmoimpartneremdo
centrumnatozebranie-powiedziałwkońcu.-Tociąglejestśledztwow
sprawiezabójstwa.Iztego,cowiem,wciążjeprowadzę.
ZanimBrennerodpowiedział,upłynęładługachwilaciszy.
-
Słuchaj,detektywie,sprawaprzybierapoważniejszerozmiary.
Zostałeśzaproszonynakonferencjęnatemataktualnejsytuacji.Tyitwój
partner.Wtrakciespotkaniadowieszsię,copanKelbermiałnamdo
powiedzeniaikilkuinnychrzeczy.JeżelipanKelbernadalbędzieunas,
postaramsię,żebyśmógłznimporozmawiać.RównieżzpaniąKent.Ale
żebywszystkobyłojasne,zabójstwoniejesttunajważniejsze.Kwesta
ustaleniamordercyStanleyaKentaniejestnajważniejsza.Najważniejsze
jestodnalezieniecezu,amamyjużprawiedziesięćgodzinspóźnienia.
Boschdoskonaleotymwiedział.
-
Mamprzeczucie,żejeżeliznajdziemymordercę,znajdziemycez-
rzekł.
-
Byćmoże-odparłBrenner.-Aledoświadczeniepokazuje,żeten
materiałbłyskawiczniezmieniawłaściciela.Wędrujezrękidoręki.
Śledztwomusisiętoczyćszybko.Nadtymwłaśniepracujemy.Chcemy,
żebynabrałoszybkości.Iniepozwolimy,żebyktośzwalniałjegotempo.
-
Kmiotyzpolicji.
-
Wiesz,comamnamyśli.
-
Jasne.Dozobaczeniaodziesiątej,agencieBrenner.
Boschzamknąłtelefonizacząłwysiadać.GdyrazemzFerrasemprzecięli
parkingidochodzilidodrzwirestauracji,partnerzasypałgogradempytań.
-
Dlaczegoskłamałeśmuoświadku,Harry?Cosiędzieje?Pocotu
przyjechaliśmy?
Boschuspokajającymgestemuniósłręce.
-
Chwileczkę,Ignacio.Cierpliwości.Usiądziemy,napijemysiękawy,
możecośprzekąsimyizarazcipowiem,cosiędzieje.
Mogliniemalswobodniewybraćsobiemiejsce.Boschruszyłdostolikaw
rogu,zktóregobyłwidoknadrzwiwejściowe.Kelnerkapodeszładonich
dośćszybko.Byłatostarajędzaostalowoszarychwłosachupiętychw
ciasnykok.NocnaharówkauDanny’egowHollywoodzgasiłażyciewjej
oczach.
-
Harry,kopęlat-powiedziała.
-
Cześć,Peggy.Chybajużdawnoniepracowałemnadsprawąprzez
całąnoc.
-
Towitajzpowrotem.Copodać,tobieitwojemuznacznie
młodszemupartnerowi?
Boschpuściłprzytykmimouszu.Zamówiłkawę,grzankiiśrednio
wysmażonejajkasadzone.Ferraszamówiłomletzbiałekilatte.Kiedy
kelnerkazkpiącymuśmieszkiempoinformowałago,żejednoidrugiejest
niewykonalne,musiałsięzadowolićjajecznicąizwykłąkawą.Gdy
odeszłaodichstolika,BoschodpowiedziałnapytaniaFerrasa.
-
Wyłączająnaszgry-powiedział.-Tosięwłaśniedzieje.
-
Napewno?Skądwiesz?
-
Bozgarnęliżonęiwspólnikaofiaryidamsobierękęuciąć,żenie
pozwoląnamznimiporozmawiać.
-
Harry,powiedzielicito?Mówili,żeniebędziemymogliznimi
porozmawiać?Graidzieodużąstawkę.Chybareagujesztrochę
paranoicznie.Pochopniewyciągasz…
-Doprawdy?Będzieszmiałsięokazjęprzekonać,partnerze.Nawłasne
oczy.
-
Idziemynatozebranieodziewiątej,nie?
-
Podobno.Tyleżezostałoprzesuniętenadziesiątą.Prawdopodobnie
zrobiązniegoszopkęspecjalniedlanas.Niczegonamniepowiedzą.
Zamydląnamoczyiodstawiąnabocznytor.„Wielkiedzięki,chłopaki,ale
resztązajmiemysięsami”.Niechtosobiewsadzą.Chodziozabójstwoi
nikt,nawetFBI,niezabierzemitejsprawy.
-
Odrobinęzaufania,Harry.
-
Ufamtylkosobie.Nikomuinnemu.Jużtoprzerabiałem.Wiem,czym
tosiękończy.Możnabysobiepomyśleć,kogotowłaściwieobchodzi?
Niechprowadząsprawę.Alemniebardzotoobchodzi.Niewierzę,że
porządnietozrobią.Imzależynacezie.Mnienatychdraniach,którzy
przezdwiegodzinyterroryzowaliStanleyaKenta,apotemrzuciligona
kolanaiwpakowalimudwiekulkiwgłowę.
-
Różnicapoleganatym,żechodziobezpieczeństwopaństwa,Harry.
Owyższedobro.Wiesz,odobroporządku.
Boschodniósłwrażenie,jakgdybyFerrascytowałfragmentpodręcznikaz
akademiialbozbioruzasadjakiegośtajnegostowarzyszenia.Nicgotonie
obchodziło.Miałwłasnezasady.
-
Dobroporządkuzaczynasięodzastrzelonegofacetależącegow
punkciewidokowym.Jeżelionimzapomnimy,możemyzapomniećocałej
reszcie.
Zdenerwowanydyskusjązpartnerem,Ferraswziąłsolniczkęiobracałjąw
dłoniach,rozsypującsólnastoliku.
-
Niktotymniezapomina,Harry.Mamnamyślipriorytety.Jestem
pewien,żekiedynazebraniuwyjdąkonkrety,podzieląsięznami
wszystkimiinformacjaminatematzabójstwa.
Boschczułsięcorazbardziejzirytowany.Próbowałchłopakaczegoś
nauczyć,leczchłopakwogóleniesłuchał.
-
Powiemcicośowymianieinformacjizfederalnymi-rzekł.-Jeżeli
chodzioinformacje,toFBIżrejaksłoń,alesrajakmysz.Nierozumiesz?
Niebędzieżadnegozebrania.Wymyślilije,żebynastrzymaćwgarścido
dziewiątej,terazjużdodziesiątej,żebyśmycałyczaswierzyli,żeciągle
jesteśmywdrużynie.Alekiedysięunichzjawimy,znowuprzełożą
zebranie,potemjeszczeraz,ażwkońcumachnąnamprzednosemjakimś
schematemorganizacyjnym,zktóregobędziewynikać,żejesteśmyw
grze,podczasgdynaprawdęjużnaswygryźliiucieklitylnymidrzwiami.
Ferraskiwałgłową,jakgdybybrałtosobiedoserca.Kiedysięjednak
odezwał,wydawałosię,żenieusłyszałanisłowa.
-
Mimotosądzę,żeniepowinniśmyichokłamywaćwsprawie
świadka.Możesięokazaćdlanichbardzocenny.Agdybyjegozeznania
potwierdziłycoś,oczymjużwiedzą?Conamszkodzipowiedziećim,
gdziejest?Możliwe,żewyciągnęlibyzniegocoświęcej.Ktowie?
Boschstanowczopokręciłgłową.
-
Cholera,niemamowy.Jeszczenie.Świadekjestnaszigonie
oddamy.Wymienimygonaudziałwśledztwieiinformacjealbo
zachowamydlasiebie.
Kelnerkaprzyniosłatalerze,zerknęłanarozsypanąnastolesól,przeniosła
wzroknaFerrasa,apotemnaBoscha.
-
Harry,wiem,żejestmłody,aleniemógłbyśgolepiejwychować?
-
Staramsię,Peggy.Tylkocimłodziwogóleniechcąsłuchać.
-
Możeitak.
Odeszłaodstolika,aBoschnatychmiastzabrałsiędojedzenia,trzymając
wjednejręcewidelec,awdrugiejgrzankę.Umierałzgłoduimiał
przeczucie,żeniedługocośsięzaczniedziać.Niewiadomo,kiedy
następnymrazembędąmieliczasnaposiłek.
Byłwpołowieśniadania,gdyzobaczyłczterechmężczyznwciemnych
garniturach,wchodzącychdorestauracjizdecydowanymkrokiem,który
niepozostawiałżadnychwątpliwości,żetofederalni.Bezsłowarozdzielili
sięnadwójkiiruszyliwgłąbsali.
Wlokalubyłookołodziesięciuosób,wwiększościstriptizerkizeswoimi
chłopakamialfonsami,wracającydodomuzklubówczynnychdo
czwartej,nocnetowarzystwoHollywood,którewrzucałocośnaruszt
przedpójściemspać.Boschspokojniejadłdalej,przyglądającsię,jak
ludziewgarniturachprzystająprzykażdymstoliku,pokazująlegitymacjei
prosząodokumenty.Ferrasniezauważył,cosiędzieje,pochłonięty
polewaniemjajecznicysosemchili.Boschpochwyciłjegospojrzeniei
ruchemgłowywskazałagentów.
Większośćklientówsiedzącychwodległychpunktachrestauracjibyłazbyt
zmęczonalubwstawiona,byprotestować,więcposłuszniewyciągali
dokumenty.JakaśmłodakobietazwygolonązbokugłowyliterąZzaczęła
pyskowaćnadwóchagentów,leczoniszukalimężczyzny,więcnie
zwracającnaniąuwagi,czekali,ażjejchłopakzidentycznymZnagłowie
pokażeimdowódtożsamości.
Wreszciedwajmężczyźnizbliżylisiędostolikawrogu.Zlegitymacji
wynikało,żesątoagenciFBIRonaldLundyiJohnParkyn.Zignorowali
Boscha,ponieważbyłzastary,ipoprosiliFerrasaodowódtożsamości.
-
Kogoszukacie?-zapytałBosch.
-
Tosprawarządowa,proszępana.Musimypoprostusprawdzić
dokumenty.
Ferrasotworzyłportfel.Pojednejstroniemiałlegitymacjęzezdjęciem,a
podrugiejodznakędetektywa.Natenwidokagencizamarli.
-
Zabawne-powiedziałBosch.-Jeżelizaglądaciewdokumenty,to
znacienazwisko.PrzecieżniepodałemagentowiBrennerowinazwiska
świadka.Naprawdęciekawe.Czyżbyprzypadkiemwywiadtaktyczny
podrzuciłnamjakąśpluskwędobiuraalbokomputera?
Lundy,którynajwyraźniejdowodziłakcją,spojrzałprostowtwarz
Boscha.Miałoczyszarejakkamienie.
-
Apantokto?-zapytał.
-
Teżmamsięwylegitymować?Dawnojużniktniewziąłmnieza
dwudziestolatka,alepotraktujętojakokomplement.
WyciągnąłportfelzodznakąizamkniętypodałLundy’emu.Agent
otworzyłgoibardzouważnieobejrzałzawartość.Niespieszyłsię.
-
HieronymusBosch-odczytałzlegitymacji.-Czytoniebyłtaki
szurniętymalarz?Amożepomyliłomisięzjednąztychmend,októrych
czytałemwporannychraportach?
Boschuśmiechnąłsiędoniego.
-
Niektórzyuważajątegomalarzazamistrzaokresurenesansu.
LundyrzuciłodznakęnatalerzBoscha.Boschniedokończyłjajek,alena
szczęścieżółtkabyłyzabardzowysmażone.
-
Niewiem,cotujestgrane,Bosch.GdziejestJesseMitford?
Boschwziąłportfeliserwetkąstarłzniegoresztkijajka.Niespieszącsię,
schowałgodokieszeniipopatrzyłnaLundy’ego.
-
AktotojestJesseMitford?
Lundypochyliłsię,kładącręcenablacie.
-
Dobrzewiesz,ktotojest.Musimygozabrać.
Boschskinąłgłową,jakgdybydoskonalezdawałsobiesprawęzpowagi
sytuacji.
-
OMitfordzieiinnychrzeczachporozmawiamynazebraniuo
dziesiątej.GdytylkoskończęprzesłuchiwaćżonęiwspólnikaKenta.
Lundyposłałmuuśmiech,wktórymniebyłocieniawesołościani
życzliwości.
-
Wieszco,stary?Kiedytosięskończy,sambędzieszpotrzebował
okresurenesansu.
Boschznówsięuśmiechnął.
-
Dozobaczenianazebraniu,agencieLundy.Tymczasempozwolisz,
żeskończymyjeść.Idźciezawracaćgłowękomuśinnemu,co?
Boschwziąłnóżizacząłsmarowaćostatniągrzankędżemem
truskawkowymzplastikowegopojemniczka.
LundywyprostowałsięiwycelowałpalecwpierśBoscha.
-
Lepiejuważaj,Bosch.
Potychsłowachodwróciłsięiskierowałwstronędrzwi.Dałznak
pozostałymagentom,wskazującimwyjście.Boschprzyglądałsię,jak
wychodzą.
-
Dziękizaostrzeżenie-powiedział.
11
Słońceniewychynęłojeszczezzawzgórz,alenieborozjaśniłosię
jużblaskiemświtu.WpunkciewidokowymnaMulhollandniezostałoani
śladupotragedii,jakasięturozegrałapoprzedniegowieczoru.Nawet
śmieci,jakiezwyklepozostawałypozabezpieczonymmiejscuzbrodni-
gumowerękawiczki,kubkipokawieiżółtataśma-zostałyuprzątniętelub
rozwianeprzezwiatr.Wyglądałototak,jakbyniktniezastrzeliłStanleya
Kentainieporzuciłjegozwłoknacypluwzniesienia,skądrozpościerałsię
widokzlotuptakanamiasto.Boschwciąguswojejsłużbyprowadziłsetki
śledztwwsprawiemorderstwa.Niemógłsięjednaknadziwić,zjaką
łatwościąmiastoleczyłosięzran-przynajmniejnapozór-iwracałodo
normalnegożycia.Jakgdybynigdynicsięniestało.
Boschkopnąłpomarańczowyżwir,przyglądającsię,jakkamykispadająz
krawędziurwiskaiznikająwzaroślachponiżej.Podjąłdecyzjęizawrócił
wstronęsamochodu.Ferraspatrzyłnaniego.
-
Cochceszzrobić?-zapytał.
-
Wchodzędoakcji.Jeżeliidzieszzemną,wsiadaj.
FerraspochwiliwahaniapobiegłtruchtemzaBoschem.Wsiedlidocrown
victoriiipojechalinaArrowheadDrive.Boschwiedział,żeAliciaKent
jestufederalnych,alewciążmiałkluczeznalezionewporschejejmęża.
Wózfederalnych,któryzauważyliprzeddziesięciomaminutami,jadącw
drugąstronę,nadalstałprzeddomemKentów.Boschzaparkowałna
podjeździe,wysiadłizdecydowanymkrokiemruszyłdodrzwi
frontowych.Niezwracałuwaginasamochódnaulicy,nawetgdyusłyszał
odgłosotwieranychdrzwi.Gdyodnalazłwłaściwyklucziwsunąłdo
zamka,zaichplecamirozległsięgromkigłos:
-
FBI.Stać!
Boschpołożyłdłońnaklamce.
-
Nieotwieraćdrzwi.
Boschodwróciłsięispojrzałnamężczyznęidącegochodnikiemwich
stronę.Wiedział,żedoobserwacjidomuwyznaczonoczłowiekastojącego
nanajniższymszczebludrabinywywiadutaktycznego,jakiegośpartacza
alboagentaozłejreputacji.Mógłtowykorzystać.
-
Policja,specjalnasekcjazabójstw-powiedział.-Chcemytutylko
dokończyćrobotę.
-
Niczegoniebędzieciekończyć-odparłagent.-FBIprzejęłosprawę
iodtądbędzieprowadzićwszystkieczynnościśledcze.
-
Przykromi,niedostałemżadnejnotatkinatentemat-rzekłBosch.-
Jeślipozwolisz.
Odwróciłsiędodrzwi.
-
Nieotwieraj-ostrzegłznowuagent.-Sprawadotyczy
bezpieczeństwapaństwowego.Zapytajciekierownictwa.
Boschpokręciłgłową.
-
Możetymaszkierownictwo.Jamamprzełożonych.
-
Wszystkojedno.Niewejdzieciedotegodomu.
-
Harry-zacząłFerras-możejednak…
Boschmachnąłręką,uciszającgo.Ponowniespojrzałnaagenta.
-
Pokażmijakiśpapier-zażądał.
Agentprzybrałpoirytowanąminęiwyciągnąłlegitymację.Otworzyłjąi
pokazał.Boschtylkonatoczekał.Chwyciłagentazanadgarsteki
błyskawiczniesięobrócił.Ciałoagentarunęłonaprzód,aBosch
przedramieniemprzygwoździłgotwarządodrzwi,zakładającmunaplecy
rękę-tę,wktórejwciążściskałlegitymację.
Agentzacząłsięszamotaćiprotestować,alejużbyłozapóźno.Bosch
oparłsięoniegobarkiem,dociskającgododrzwi,iwolnąrękęwsunąłmu
podmarynarkę.Wymacałkajdanki,zerwałjejednymszarpnięciemi
zacząłmunakładać.
-
Harry,cotywyprawiasz?-krzyknąłFerras.
-
Mówiłemci.Niktnieodstawinasnabocznytor.
Kiedyjużskułagentowiręcezaplecami,wyrwałmulegitymacjęzdłoni.
Otworzyłjąiprzeczytałnazwisko.CliffordMaxwell.Boschobróciłgodo
siebieiwepchnąłmulegitymacjędobocznejkieszenimarynarki.
-
Twojakarierajestskończona-oznajmiłmuspokojnieMaxwell.
-
Cotypowiesz.
MaxwellspojrzałnaFerrasa.
-
Jeżelinatopozwolisz,ciebieteżspuszczą-dodał.-Lepiejsię
zastanów.
-
Zamknijsię,ClitY-poradziłBosch.-Jeżelikogośspuszczą,totylko
ciebie,kiedywróciszdotaktycznegoiopowiesz,jaksiędałeśpodejść
dwómkmiotomzpolicji.
Togoskutecznieuspokoiło.Boschotworzyłdrzwiiwprowadziłagentado
środka.Brutalnieposadziłgonapluszowymfoteluwsalonie.
-
Usiądź-powiedział.-Izamknijgębę.
RozpiąłMaxwellowimarynarkę,chcącsprawdzić,gdziemabroń.Nosił
pistoletwkaburzetypu„motyl”podlewąpachą.Mającręceskuteza
plecami,niepotrafiłbygodosięgnąć.Boschprzeszukałnogawki,
sprawdzając,czyniemaukrytejzapasowejbroni.Usatysfakcjonowany
odsunąłsięodagenta.
-
Terazmożeszsobieodpocząć-powiedział.-Toniepotrwadługo.
Ruszyłwgłąbkorytarza,dającznakpartnerowi,byposzedłzanim.
-
Zacznijodgabinetu,jazacznęwsypialni-polecił.-Interesujenas
cokolwiek.Wszystko,cosięrzucawoczy.Sprawdźkomputer.Gdybyś
znalazłcośdziwnego,mów.
-
Harry.
BoschprzystanąłwkorytarzuispojrzałnaFerrasa.Jegomłodszypartner
byłwyraźnieprzestraszony.Boschpozwoliłmumówić,mimożeMaxwell
mógłgousłyszećzsalonu.
-
Niepowinniśmytegorobićwtensposób-rzekłFerras.
-Ajakpowinniśmytozrobić,Ignacio?Załatwićtooficjalnie?Poprosić
naszegoszefa,żebypogadałzichszefemprzyfiliżancelatteiczekaćna
pozwoleniewykonaniazadania?
Ferraswskazałnakorytarzprowadzącydosalonu.
-
Rozumiem,żetrzebadziałaćszybko-powiedział.-Alemyślisz,że
onnamodpuści?Spiszenumeryodznak,Harry.Niemamnicprzeciwko
temu,żebypoświęcićsiędladobrasłużby,aleniezato,cowłaśnie
zrobiliśmy.
BoschbyłpełenuznaniadlaFerrasazaużycieliczbymnogiej,dlategonie
tracąccierpliwościpodszedłdoniegoispokojniepołożyłmudłońna
ramieniu.Ściszyłgłos,abynieusłyszałgoMaxwell.
-
Ignacio,absolutnieniccisięniestanieztegopowodu.Absolutnie
nic,słyszysz?Pracujęwfirmietrochędłużejodciebieiwiem,jakdziała
FBI.Dodiabła,mojabyłażonajestbyłąagentką,rozumiesz?Ilepiejniż
inniwiem,żedlaFBIpriorytetemnumerjedenjestunikanie
kompromitacji.TakiejfilozofiiucząichwQuanticoimająwekrwikażdy
agentwkażdymbiurzeterenowymwkażdymmieście.„Nie
kompromitowaćFBI”.Dlategokiedywypuścimytegofaceta,nikomunie
piśnieanisłowaotym,cozrobiliśmy,aniżewogólebyliśmytutaj.Jak
myślisz,dlaczegoposadziligoprzeddomem?BojestF-B-Einsteinem?
Bynajmniej.Odpracowujejakąśkompromitację-naktórąnaraziłsiebie
albobiuro.Iniezrobianiniepowienic,comogłobygojeszczebardziej
pogrążyć.
Boschzamilkł,czekającnaodpowiedźFerrasa,którejsięjednaknie
doczekał.
-
Nowięczabierajmysiędorobotyiobejrzyjmydom-ciągnął.-
Kiedybyłemturano,zajmowaliśmysiętylkowdowąapotemmusieliśmy
pędzićdoŚwiętejAgaty.Chcętozrobićszybko,aledokładnie,rozumiesz?
Chcęobejrzećdomwświetledziennymitrochęgłówkować.Takwłaśnie
lubiępracować.Zdziwiłbyśsię,coczasemwtensposóbmożna
wykombinować.Trzebapamiętać,żezawszedochodzidoprzeniesienia.
Cidwajmordercygdzieśwtymdomuzostawiliśladiwydajemisię,że
przegapiligotechnicyicałareszta.Musiałobyćprzeniesienie.Chodźmy
jeznaleźć.
Ferrasskinąłgłową.
-
Dobra,Harry.
Boschklepnąłgowramię.
-
Świetnie.Zacznęwsypialni.Tysprawdźgabinet.
Boschruszyłwgłąbkorytarza,alegdystanąłnaprogusypialni,usłyszał
wołającegogoFerrasa.Zawróciłiposzedłdownęki,gdziemieściłsię
gabinetdopracy.Jegopartnerstałzabiurkiem.
-
Gdziekomputer?-zapytał.
Boschzezłościąpokręciłgłową.
-
Byłnabiurku.Zabraligo.
-
FBI?
-
Akto?Naspisiedowodówniebyłokomputera,tylkopodkładkapod
mysz.Rozejrzyjsię,przeszukajbiurko.Możecościsięudaznaleźć.
Niczegoniezabieramy.Tylkooglądamy.
Boschposzedłdosypialni.Stwierdził,żeodchwili,gdywidziałjąporaz
ostatni,nicsiętuniezmieniło.Wciążwyczuwałsłabyzapachmoczu
unoszącysięzpoplamionegomateraca.
Zbliżyłsiędonocnejszafkistojącejpolewejstroniełóżka.Zobaczył
warstwęczarnegoproszkudaktyloskopijnego,którynałożononagałki
dwuszufladiwszystkiepłaskiepowierzchnieszafki.Stałananimlampa
orazoprawionawramkifotografiaStanleyaiAliciiKentów.Boschwziął
zdjęcie,abymusięprzyjrzeć.Małżonkowiestaliobokkwitnącegokrzewu
różanego.Aliciamiałaprzybrudzonątwarz,leczpromieniałaradościąi
dumą,jakgdybystałaobokwłasnegodziecka.Boschdomyśliłsię,że
wyhodowałatęroślinęwłasnoręcznie,awtlezobaczyłkilkapodobnych
krzewów.Nazboczuwzgórzamożnabyłodostrzectrzypierwszelitery
napisuHOLLYWOOD,zczegoBoschwysnułwniosek,żezdjęcie
prawdopodobniezrobionowogrodziezadomem.Niebędziejużwięcej
takichfotografiiszczęśliwejpary.
Odłożyłzdjęcienamiejsceiotworzyłgórnąszufladę.Znalazłwniej
rzeczyosobisteStanleyaKenta.Kilkaparokularówdoczytania,książkii
fiolkizlekarstwami.DolnaszufladabyłapustaiBoschprzypomniałsobie,
żetuwłaśnieKenttrzymałbroń.
Boschzamknąłszufladyiwycofałsiędorogupomieszczeniapodrugiej
stronienocnejszafki.Szukałpunktuzaczepienia,próbującspojrzećna
miejscezdarzeniaświeżymokiem.Zorientowałsię,żebędąmupotrzebne
zdjęciamiejscazbrodni,którezostaływteczcewsamochodzie.
Wróciłkorytarzemdodrzwiwejściowych.Gdydotarłdosalonu,zobaczył,
żeMaxwellleżynapodłodzeprzedfotelem,naktórymgoposadzono.
Miałzgiętewkolanachnogi,apodnimitkwiłyskutekajdankamiręce,
którezdołałprzesunąćprzezbiodra.Obróciłpoczerwieniałąispoconą
twarzwstronęBoscha.
-
Zaklinowałemsię-wykrztusił.-Pomóżmi.
Boschomalnieparsknąłśmiechem.
-
Zachwilę.
Wyszedłdosamochoduizabrałprotokołyzoględzinmiejscazdarzeniaze
zdjęciami.WcześniejwsunąłdoteczkitakżewydrukzdjęciaAliciiKent
przesłanegoe-mailem.
Gdywróciłdodomuiskierowałsiędokorytarzaprowadzącegodopokoi
wgłębi,Maxwellzawołałdoniego:
-
Człowieku,pomóżmi!
Boschgozignorował.Idąckorytarzem,zajrzałdogabinetu.Ferras
przeszukiwałszufladybiurka,układającnablacierzeczy,którechciał
przejrzeć.
WsypialniBoschwyciągnąłfotografięwydrukowanąze-maila,a
dokumentypołożyłnałóżku.Uniósłzdjęcie,byporównaćjezwidokiem
pokoju.Następniepodszedłdogarderobyiuchyliłdrzwizlustrempod
takimsamymkątemjaknafotografii.Zauważył,żenazdjęciuwidaćbiały
szlafrokfrotteleżącynafoteluwrogusypialni.Wszedłdogarderoby,
znalazłszlafrokiułożyłgonafoteluwidentycznysposób.
Boschstanąłwmiejscu,zktórego,jakprzypuszczał,zrobionozdjęcie.
Przebiegłspojrzeniemposypialniwnadziei,żejakiścharakterystyczny
szczegółprzyciągniejegowzrok.Zauważywszywyłączonyzegarna
nocnejszafce,popatrzyłnafotografię.Zegarnazdjęciutakżeniedziałał.
Boschpodszedłdoszafki,kucnąłizajrzałzanią.Przewódzegarazostał
wyciągniętyzgniazdka.Sięgnąłzaszafkęiwłożyłwtyczkędokontaktu.
Naekraniezaczęłymigaćczerwonecyfry,pokazując12:00.Zegardziałał.
Trzebagobyłotylkoustawić.
Zastanawiającsięnadtym,Boschuznał,żepowinienzapytaćotoAlicię
Kent.Zakładał,żezegarwyłączylimężczyźni,którzynapadlijąwdomu.
Pytanietylkodlaczego.Byćmożeniechcieli,byAliciaKentwiedziała,ile
czasuspędziłazwiązananałóżku.
Boschodłożyłnabokkwestięzegaraiwróciłdołóżka,gdzieotworzył
teczkęiwyciągnąłfotografiezrobioneprzeztechników.Oglądającje,
zauważył,żedrzwigarderobysąotwartepodniecoinnymkątemniżna
zdjęciuze-maila,aszlafrokaniema-oczywiściedlatego,żeAliciaKent
włożyłago,kiedyBoschiWallingjużjąwyswobodzili.Podszedłdo
garderoby,poprawiłdrzwizgodniezfotografiązmiejscazdarzenia,po
czymcofnąłsiędowejściaizlustrowałsypialnię.
Niczegonieudałomusięwypatrzyć.Przeniesieniewciążumykałojego
uwadze.Czułuciskwżołądku.Odnosiłwrażenie,jakbyczegośnie
zauważał.Czegoś,comiałtużnawyciągnięcieręki.
Porażkawywołujenapięcie.Boschzerknąłnazegarekizobaczył,żedo
zebraniaufederalnych-jeślirzeczywiściewogólesięodbędzie-pozostały
niecałetrzygodziny.
Opuściłsypialnięiruszyłkorytarzemwkierunkukuchni,wchodzącdo
każdegopokojuizaglądającdoszafekiszuflad,lecznieznalazłniczego
podejrzanegoanizagadkowego.Wpokojudoćwiczeńotworzyłszafęi
ujrzałrządwieszakówzciepłymiubraniami,lekkozalatującymi
stęchlizną.NajwyraźniejKentowieprzyjechalidoLosAngelesz
zimniejszychstron.Ijakwiększośćprzyjezdnychniemielizamiaru
rozstawaćsięzzimowymirzeczami.Niktniemógłbyćpewien,czy
zagrzejetumiejsce.Zawszedobrzebyłobyćgotowymdodrogi.
Niedotykajączawartościszafy,zamknąłdrzwi.Przedwyjściemdostrzegł
prostokątneodbarwienienaścianieobokhaków,naktórychwisiały
gumowematydoćwiczeń.Śladypotaśmieklejącejświadczyły,żewtym
miejscubyłprzyklejonyjakiśplakatlubdużykalendarz.
Gdydotarłdosalonu,Maxwellnadalleżałnapodłodze,spoconyi
poczerwieniałyzwysiłku.Udałomusięprzełożyćjednąnogęprzezpętlę
utworzonązeskutychrąk,alenajwidoczniejniepotrafiłprzeciągnąć
drugiej,bymiećręcezprzodu.Leżałnawyłożonejpłytkamipodłodzez
rękamiskrępowanymimiędzynogami.JegowidokprzywodziłBoschowi
namyślpięciolatkausiłującegozapanowaćnadpęcherzem.
-
Zachwilęskończymy,agencieMaxwell-zapewniłgoBosch.
Maxwellnieodpowiedział.
ZkuchniBoschwyszedłtylnymidrzwiaminatarasidoogrodu.Światło
dziennezmieniłoperspektywę.Zobaczył,żeogródjestpołożonyna
zboczuwzniesienia,naktórymwczterechrzędachrosłykrzewyróżane.
Niektórekwitły,niektórenie.Częśćznichwspierałasięnapalikach,do
którychdoczepionotabliczkiznazwąodmiany.Boschpodszedłbliżej,
obejrzałkilkakrzewów,apotemwróciłdodomu.
Przekręciwszykluczwzamku,przeszedłprzezkuchnięiotworzył
następnedrzwi,którejakpamiętał,prowadziłydogarażu.Wzdłużtylnej
ścianyciągnąłsięszeregszafek.Boschotwierałwszystkiepokoleii
przeglądałzawartość.Byływnichgłównienarzędziaogrodniczeisprzęt
użytkudomowego,atakżekilkaworkówznawozemipreparatami
odżywczymidohodowliróż.
Wgarażustałkubełnaśmiecinakółkach.Boschotworzyłgoiznalazłw
środkuplastikowyworek.Wyciągnąłgo,rozluźniłtasiemkę,którąworek
byłzwiązany,izobaczył,żesąwnimtylkokuchenneodpadki.Na
wierzchuleżałagarśćzmiętychręcznikówpapierowychzfioletowymi
plamami.Wyglądały,jakgdybyktośstarłnimirozlanypłyn.Bosch
powąchałjedenręcznikiwyczułwońsokuwinogronowego.
Wrzuciwszyśmiecizpowrotemdokubła,Boschwyszedłzgarażuiw
kuchninatknąłsięnaswojegopartnera.
-
Próbujesięuwolnić-poinformowałgoFerras,mającnamyśli
Maxwella.
-
Niechpróbuje.Skończyłeśzbiurkiem?
-
Prawie.Zastanawiałemsię,gdziejesteś.
-
Idźskończyćispadamystąd.
PowyjściuFerrasaBoschsprawdziłszafkikuchenneispiżarnię,oglądając
dokładniewszystkieproduktyizapasynapółkach.Następnieposzedłdo
łazienkidlagościwkorytarzuispojrzałnamiejsce,skądzebranopopiółz
papierosa.Nabiałejceramicznejpokrywiespłuczkiwidniałobrązowe
odbarwieniedługościpołowypapierosa.
Zzaciekawieniemwpatrywałsięwślad.Niepaliłodsiedmiulat,alenie
pamiętał,bykiedykolwiekzdarzyłomusięzostawićwtensposób
papierosa.Gdybygowypalił,wrzuciłbyniedopałekdotoaletyispuścił
wodę.Niemiałwątpliwości,żektośzapomniałotympapierosie.
Skończywszyprzeszukaniedomu,cofnąłsiędosalonuizawołałdo
partnera:
-
Ignacio,jesteśgotowy?Wychodzimy.
Maxwellnadalleżałnapodłodze,leczwyglądałnazmęczonego
bezowocnąszamotaninąipogodzonegozlosem.
-
Niechwasszlag!-krzyknąłwkońcu.-Rozkujciemnie!
Boschzbliżyłsiędoniego.
-
Gdziemaszkluczyk?-zapytał.
-
Wmarynarce.Wlewejkieszeni.
Boschpochyliłsięiwsunąłdłońdokieszeniagenta.Wyciągnąłpękkluczy
ipochwiliodnalazłwśródnichkluczykdokajdanek.Chwyciłłańcuch
łączącyobrączkikajdanekipociągnął,bywłożyćkluczyk.Niesiliłsięna
delikatność.
-
Bądźgrzeczny,kiedytozrobię-poradził.
-
Grzeczny?Kurwa,skopięcityłek!
BoschpuściłłańcuchiręceMaxwellawylądowałynapodłodze.
-
Cotywyprawiasz?-wrzasnąłMaxwell.-Rozkujmnie!
-
Damciradę,Cliff.Gdynastępnymrazemzagrozisz,żeskopieszmi
tyłek,bądźłaskawzaczekać,ażcięuwolnię.
Boschwyprostowałsięicisnąłkluczenadrugikoniecpokoju.
-
Samsięrozkuj.
Boschskierowałsiędowyjścia.Ferrasjużwychodził.Zamykającdrzwi,
BoschrzuciłokiemnaMaxwellarozciągniętegonapodłodze.Agent,z
twarzączerwonąjakznakstopu,wyrzuciłzsiebieostatniąpogróżkę.
-
Toniekoniec,gnojku.
-
Świetnie.
Boschzamknąłdrzwi.Podchodzącdosamochodu,spojrzałponaddachem
naswojegopartnera.Ferraswyglądałnarównieupokorzonegojak
niektórzyzpodejrzanych,którychprzewoziliztyłu.
-
Głowadogóry-powiedziałBosch.
Wsiadajączakierownicę,wyobraziłsobieagentaFBIczołgającegosięw
swoimeleganckimgarniturzepopodłodzesalonu,bywziąćklucze.
Itwarzrozjaśniłamusięwuśmiechu.
12
WdrodzezewzgórzanaautostradęFerrasmilczał.Boschodgadł,że
rozmyślaogroźbie,jakazawisłanadkarierąmłodego,obiecującego
detektywazpowodudziałańjegostaregoilekkomyślnegopartnera.Bosch
próbowałwciągnąćgowrozmowę.
-
Noiklapa-powiedział.-Nicniemam.Znalazłeścośwgabinecie?
-
Niewiele.Pokazywałemci,komputerzniknął.
Wjegogłosiebrzmiałponuryton.
-
Awbiurku?-pytałBosch.
-
Byłoprawiepuste.Wjednejszufladzietrzymalizeznaniapodatkowe
itegotypupapiery.Winnejznalazłemumowępowiernictwa.Ichdom,
nieruchomośćinwestycyjnawLaguna,polisyubezpieczenioweitakdalej
sąwzarządziepowierniczym.Wbiurkubyłyteżichpaszporty.
-
Dobra.Ilefacetzarobiłwzeszłymroku?
-
Ćwierćmilionanarękę.Jestwłaścicielempięćdziesięciujeden
procentfirmy.
-
Żonacośzarobiła?
-
Niemadochodów.Niepracuje.
Boschzamilkł,zastanawiającsięnadsytuacją.Kiedyznaleźlisięustóp
wzniesienia,postanowiłniewjeżdżaćnaautostradę.PojechałCahuengado
Franklin,poczymskręciłnawschód.Ferraspatrzyłprzezokno,lecz
szybkosięzorientował,żezmienilitrasę.
-
Cosiędzieje?Myślałem,żejedziemydocentrum.
-
NajpierwpojedziemydoLosFeliz.
-
CojestwLosFeliz?
-
DonutHolenaYermont.
-
Przecieżjedliśmygodzinętemu.
Boschspojrzałnazegarek.Dochodziłaósmaimiałnadzieję,żejeszcze
zdąży.
-
Niechcęjechaćnapączki.
Ferraszakląłpodnosemipokręciłgłową.
-
ChceszpogadaćzPierwszym?-zapytał.-Żartujesz?
-
Chybażejużgotamniema.Jeżelisięboisz,możeszzaczekaćw
samochodzie.
-
Wiesz,żeprzeskakujeszconajmniejpięćszczebli.PorucznikGandle
dobierzesięnamzatodoskóry.
-
Dobierzesiędomojejskóry.Tyzostanieszwsamochodzie.Tak
jakbyciętamwogóleniebyło.
-
Tyleżezawszezato,corobijedenpartner,drugiponositakąsamą
winę.Przecieżwiesz,Harry,jaktodziała.Dlategowłaśnienazywajątaki
układpartnerstwem.
-
Słuchaj,poradzęsobie.Niemaczasuzałatwiaćtegosłużbowądrogą.
Komendantpowinienwiedzieć,ocochodzi,więcmuopowiem.
Prawdopodobniepodziękujenamzaostrzeżenie.
-
Jasne,tylkożeporucznikGandleniebędzienamdziękował.
-
Znimteżdamsobieradę.
Pozostałączęśćdroginieodzywalisiędosiebie.
DepartamentPolicjiLosAngelesbyłjednąznajbardziejhermetycznych
biurokracjinaświecie.Przezponadstolatrzadkosięgałpozawłasne
podwórkowposzukiwaniupomysłów,rozwiązańczyliderów.Przed
kilkomalaty,gdyradamiejskauznała,żepolicznychskandalachi
niepokojach,jakiewstrząsałymiastem,policjapotrzebujeszefaspoza
swoichszeregów,porazdrugiwdługiejhistoriidepartamentujego
komendantemzostałczłowiek,którydotądniebyłjegofunkcjonariuszemi
nieobjąłtegostanowiskawdrodzeawansu.Nowemu,sprowadzonemuz
zewnątrzszefowiprzyglądanosięzogromnymzaciekawieniemirzecz
jasnasceptycyzmem.Pilnieodnotowywanojegopoczynaniai
przyzwyczajenia,ainformacjerozchodziłysięnieoficjalnymikanałami,
którełączyłydziesięćtysięcyfunkcjonariuszydepartamentujaksieć
naczyńkrwionośnychwzaciśniętejpięści.Wiadomościprzekazywano
sobienaodprawachiwszatniach,zapomocąwiadomościrozsyłanychz
terminaliwradiowozach,we-mailachirozmowachtelefonicznych,w
ulubionychbarachpolicjantówipodczasprzyjęćprzygrillu.Dziękitemu
ludziezpatroliwpołudniowymLosAngeleswiedzieli,najakiejpremierze
wHollywoodkomendantbyłpoprzedniegowieczoru.Funkcjonariusze
obyczajówkiwDoliniewiedzieli,gdziekomendantwysyładoprasowania
galowemundury,awydziałdosprawprzestępczościzorganizowanejw
Veniceznałulubionysupermarketjegożony.
DziękitejwymianieinformacjidetektywHaryBoschijegopartner
IgnacioFerraswiedzieli,wktórejcukiernikomendantzatrzymujesięco
dzieńranonakawęwdrodzedoParkerCenter.
OósmejBoschwjechałnaparkingprzedDonutHole,leczniezauważył
nieoznakowanegosamochodukomendanta.Lokalznajdowałsięna
równinieustóppołożonychnawzgórzuosiedliLosFeliz.Boschwyłączył
silnikispojrzałnapartnera.
-
Zostajesz?
Ferrasmiałwzrokutkwionywszybieprzedsobą.NiepatrzącnaBoscha,
skinąłgłową.
-
Jakuważasz-rzekłBosch.
-
Słuchaj,Harry,niechcęcięurazić,alekiepskosięnamukłada.Nie
potrzebujeszpartnera.Potrzebujeszchłopcanaposyłki,kogoś,ktonie
będziekwestionowałniczego,corobisz.Chybapogadamzporucznikiemi
poproszę,żebyprzydzieliłmniekomuśinnemu.
Boschspojrzałnaniego,starającsięuporządkowaćmyśli.
-
Ignacio,tonaszapierwszawspólnasprawa.Niesądzisz,że
powinieneśsiętrochęwstrzymać?TosamopowieciGandle.Powie,że
lepiejniezaczynaćwwydzialezreputacjągościa,któryzwiewaod
partnera.
-
Niezwiewam.Poprostuźlesięnamukłada.
-
Ignacio,popełniaszbłąd.
-
Nie,wydajemisię,żetakbędzienajlepiej.Dlanasobu.
Boschprzezdługąchwilęmierzyłgobadawczymspojrzeniem,
poczymodwróciłsiędodrzwi.
-
Dobra,jakuważasz.
Boschwysiadłiruszyłwstronęcukierni.Rozczarowałagodecyzja
Ferrasa,wiedziałjednak,żepowinienmutrochęodpuścić.Chłopakmiał
dzieckowdrodzeiwolałnieryzykować.Boschnigdyniewahałsięprzed
podejmowaniemryzykaiwprzeszłościkosztowałogotowięcejniżstratę
partnera.Postanowił,żepozakończeniusprawyjeszczerazspróbuje
wpłynąćnamłodegoczłowieka,byzmieniłzdanie.
WcukierniBoschstanąłwkolejcezadwiemaosobami,apotemzamówił
uAzjatyzaladączarnąkawę.
-
Bezpączka?
-
Bez,tylkokawę.
-
Capuccino?
-
Nie,czarną.
Rozczarowanyskromnymzamówieniem,mężczyznapodszedłdoekspresu
podścianąinapełniłfiliżankę.Kiedysięodwrócił,Boschpokazałmu
odznakę.
-
Byłjużkomendant?
Azjatazawahałsię.Niemiałpojęciaonieoficjalnychkanałach
informacyjnychiniebyłpewien,coodpowiedzieć.Wiedział,żejeślinie
ugryziesięwjęzyk,możestracićwysokopostawionegoklienta.
-
Bezobaw-powiedziałBosch.-Jestemznimumówiony.Trochęsię
spóźniłem.
Próbowałprzywołaćnatwarzuśmiechzakłopotania.Zupełniemunie
wyszło,więcdałspokój.
-
Jeszczeniebył-poinformowałgosprzedawca.
Boschodetchnąłzulgą,zapłaciłzakawę,aresztęwrzuciłdopojemnikana
napiwki.Usiadłprzywolnymstolikuwrogu.Otejporzekupowano
głównienawynos.Ludziewdrodzedopracyzaopatrywalisięw
niezbędnepaliwo.Boschprzezdziesięćminutobserwowałtłoczącysię
przyladzieprzekrójwielokulturowegomiasta,zjednoczonywewspólnym
uzależnieniuodcukruikofeiny.
Wreszciezobaczyłwjeżdżającegonaparkingczarnegolincolnatowncar.
Komendantsiedziałzprzodu.Obajzkierowcąwysiedli.Obajrozejrzeli
siępoparkinguiskierowalisiędocukierni.Boschwiedział,żekierowca
jestfunkcjonariuszempolicjiipełniteżfunkcjęochroniarza.
Kiedyweszli,przyladzieniebyłokolejki.
-
Witam,komendancie-powiedziałsprzedawca.
-
Dzieńdobry,panieMing-odparłkomendant.-Dlamnietoco
zwykle.
Boschwstałipodszedłdolady.Stojącyzakomendantemochroniarz
odwróciłsięizrobiłkrokwkierunkuBoscha.Boschprzystanął.
-
Mogępanupostawićkawę,komendancie?-zapytał.
KomendantodwróciłsięidopieropochwilipoznałBoscha,
uświadamiającsobie,żeniezaczepiagopragnącysięprzymilićobywatel.
Boschdostrzegł,jakprzezjegotwarzprzemknąłcień-komendantjeszcze
sięnieuporałzeskutkamisprawyEchoPark-leczmarsszybkoustąpił
miejscawyrazowiobojętności.
-
DetektywieBosch,chybaniemapandlamnieżadnychzłych
wiadomości?-spytałkomendant.
-
Raczejostrzeżenie.
KomendantwziąłzrąkMingafiliżankękawyimałątorebkę.
-
Proszęusiąść-powiedział.-Mapanpięćminut,azakawęsam
zapłacę.
Boschwróciłdoswojegostolika,podczasgdykomendantpłaciłzakawęi
pączki.Usiadłiczekał,akomendantpodszedłdoladyobok,gdzienalał
śmietankęiwsypałsłodzikdokawy.Boschuważał,żekomendantzrobił
dladepartamentudużodobrego.Wprawdziepopełniłkilkapolitycznych
gafipodjąłparędyskusyjnychdecyzjipersonalnych,leczwdużejmierze
przyczyniłsiędopodniesieniamoralewszeregachfunkcjonariuszy.
Niebyłotołatwezadanie.Gdykomendantodziedziczyłdepartament,
właśniewynegocjowanougodęzwładzamifederalnymiwnastępstwie
dochodzeniaFBIwsprawieskandaluwsekcjiRampartorazogromu
innychafer.Odtądnadzórfederalnybrałpodlupękażdykrokpolicji,
oceniając,czyjestzgodnyzwymogami.Skutekbyłtaki,żedepartament
nietylkozostałpodporządkowanywładzyfederalnych,aletakżezalany
federalnymipapierzyskami.Kadrabyłaszczupła,więcczasemtrudnosię
byłozorientować,czypolicjarobito,codoniejnależy.Alepod
kierownictwemnowegokomendantaszeregipolicjizdołałysię
zmobilizowaćirobićto,codonichnależało.Spadłynawetwskaźniki
przestępczości,cozdaniemBoschamogłooznaczać,żeistotnie
zmniejszyłasięliczbaprzestępstw-zawszepodejrzliwietraktował
statystyki.
Pomijająctowszystko,Boschlubiłkomendantagłówniezjednego
powodu.Otóższefprzeddwomalatyprzyjąłgozpowrotemdopracy.
Boschprzeszedłnaemeryturę,zostającprywatnymdetektywem.
Niebawemprzekonałsię,żetobyłbłąd,agdydoszedłdotegowniosku,
komendantpowitałgozpowrotem.DlategoBoschbyłzawszewobec
niegolojalnyidlategopostanowiłzaaranżowaćspotkaniewcukierni.
Komendantusiadłnaprzeciwniego.
-
Mapanszczęście,detektywie.Zwyklezaglądamtugodzinę
wcześniej.Alewczorajpracowałemdopóźna,musiałemuczestniczyćw
zebraniachsąsiedzkichgrupprewencyjnychwtrzechdzielnicachmiasta.
Zamiastotworzyćtorebkęzpączkamiisięgnąćdoniej,komendantrozdarł
jąpośrodkuirozłożył,abyzjeśćdwapączkiprostozpapieru.Miałpączka
zcukrempudremipolewączekoladową.
-
Otonajbardziejniebezpiecznymordercawmieście-powiedział,
unoszącpączkazczekoladąinadgryzająckęs.
Boschpokiwałgłową.
-
Pewniemapanrację.
Boschuśmiechnąłsięniepewnieispróbowałprzełamaćlody.Jego
poprzedniapartnerkaKizRiderwłaśniewróciładopracypo
rekonwalescencjipoodniesionychranachpostrzałowych.Przeniosłasięz
wydziałurabunkówizabójstwdobiurakomendanta,gdziejużkiedyś
pracowała.
-
Cosłychaćumojejdawnejpartnerki,paniekomendancie?
-
UKiz?Kizświetniesobieradzi.Bardzomipomagaiuważam,że
jestnawłaściwymmiejscu.
Boschznówskinąłgłową.Częstotorobił.
-
Apanjestnawłaściwymmiejscu,detektywie?
Boschspojrzałnakomendanta,zastanawiającsię,czytomożealuzjado
faktu,żepominąłdrogęsłużbową,zwracającsiębezpośredniodoniego.
Zanimzdążyłodpowiedzieć,komendantzadałkolejnepytanie.
-
Przyszedłtupanwzwiązkuzesprawąpunktuwidokowegona
Mulholland?
Boschprzytaknął.Przypuszczał,żekomendantznaszczegółysprawyod
porucznikaGandle’a,któryprzekazałwiadomośćwyżej.
-
Codziennieranoćwiczęprzezgodzinę,żebymócjeśćtesłodkości-
ciągnąłkomendant.-Dostajęraportyznocyfaksemiczytamjena
rowerzetreningowym.Wiem,żesprawępunktuwidokowegoprzydzielono
panuiżezainteresowałysięniąsłużbyfederalne.
DzwoniłteżdomnieranokapitanHadley.Mówił,żemogązatymstać
terroryści.
Boschzdziwiłsię,żekapitanDoneBadlyiBBKjużzostaliwprowadzeni
dogry.
-
CorobikapitanHadley?-zapytał.-Domnieniedzwonił.
-
Tocozwykle.Sprawdzanaszeinformacje,starasiębyćwkontakcie
zfederalnymi.
Boschskinąłgłową.
-
Nowięccomożemipanpowiedzieć,detektywie?Pocopantu
przyszedł?
Boschzdałmubardziejszczegółowyraportzesprawy,podkreślając
zaangażowaniesłużbfederalnych,które,jakpodejrzewał,próbowały
wyeliminowaćpolicjęzjejwłasnegośledztwa.Przyznał,żepriorytetem
jestkwestiazaginionegocezu,zpowoduktórejfederalnirozstawiają
wszystkichpokątach.Zaznaczyłjednak,żedochodzeniedotyczy
zabójstwa,coautomatyczniewłączadosprawypolicję.Poinformował
komendantaozebranychdowodachipodzieliłsięznimniektórymi
teoriami,jakiechodziłymupogłowie.
ZanimBoschskończył,komendantzjadłobydwapączki.Otarłusta
serwetką,poczymspojrzałnazegarek.Obiecanepięćminutdawnojuż
minęło.
-
Copanzataił?-spytał.
Boschwzruszyłramionami.
-
Niewiele.Właśniemiałemmałestarciezagentemwdomuofiary,ale
niesądzę,żebytomiałociągdalszy.
-
Dlaczegoniematupańskiegopartnera?Dlaczegoczekaw
samochodzie?
Boschzrozumiał.Rozglądającsiępoparkingu,komendantzauważył
Ferrasa.
-
Doszłomiędzynamidodrobnejróżnicyzdań.Todobrychłopak,ale
zbytłatwochceustąpićfederalnym.
-
AtooczywiścieniedopomyśleniawpolicjiLosAngeles.
-
Niezamoichczasów,paniekomendancie.
-
Czypańskipartneruznał,żenależypominąćhierarchięsłużbowąi
zwrócićsiębezpośredniodomnie?
Boschwbiłwzrokwstolik.Wgłosiekomendantazabrzmiałsurowyton.
-
Prawdęmówiąc,niebyłztegozadowolony,paniekomendancie-
odrzekłBosch.-Toniebyłjegopomysł,alemój.Sądziłem,żemamyza
małoczasu,żeby…
-
Nieważne,copansądził.Ważne,copanzrobił.Dlategonapańskim
miejscuniemówiłbymnikomuotymspotkaniu,bojazachowam
dyskrecję.1niechpannigdywięcejniepostępujewtensposób,
detektywie.Czytojestjasne?
-
Tak,jasne.
Komendantzerknąłwstronęszklanejwitryny,gdziestałytacepełne
pączków.
-
Nawiasemmówiąc,skądpanwiedział,żetubędę?-zapytał.
Boschwzruszyłramionami.
-
Niepamiętam.Poprostuwiedziałem.
Zorientowałsię,żekomendantmożedojśćdowniosku,żejegoźródłem
informacjibyładawnapartnerka.
-
NieodKiz,jeżelitakpanmyśli,komendancie-dodałpospiesznie.-
Takierzeczysięwie,rozumiepan?Wdepartamenciewiadomościszybko
sięrozchodzą.
Komendantskinąłgłową.
-
Topech-powiedział.-Lubiłemtenlokal.Jestpodrodze,mają
smacznepączki,panMingtroszczysięomnie.Naprawdęszkoda.
Boschzdałsobiesprawę,żeterazkomendantbędziemusiałzmienićswoje
zwyczaje.Wiadomość,żekażdywie,gdzieikiedymożnagoznaleźć,nie
byładlaniegopomyślna.
-
Przykromi,paniekomendancie-powiedziałBosch.-Alejeżeli
mogęcośpolecić,towFarmersMarketjesttakilokal,„Bob’sCoffeeand
Doughnuts”.Wprawdzietrzebatrochęnadłożyćdrogi,aledlatakiejkawyi
pączkówwarto.
Komendantwzamyśleniupokiwałgłową.
-
Będępamiętał.Nodobrze,czegopanodemniechce,detektywie
Bosch?
Boschuznał,żekomendantnajwyraźniejchceprzejśćdorzeczy.
-
Muszękontynuowaćśledztwo,awtymcelumuszęporozmawiaćz
AliciąKentiwspólnikiemjejmęża,niejakimKelberem.Obojesąu
federalnychichybajakieśpięćgodzintemustraciłemdonichdostęp.
PokrótkiejpauzieBoschwyłuszczyłcelniezaplanowanegospotkania.
-
Właśniepototuprzyszedłem,paniekomendancie.Potrzebuję
dostępu.Iprzypuszczam,żepanmożemigoumożliwić.
Komendantskinąłgłową.
-
Pozastanowiskiemwdepartamenciejestemteżczłonkiem
PołączonegoZespołudoZwalczaniaTerroryzmu.Mogęzadzwonićdo
paruosób,podnieśćrabaniprawdopodobnieułatwićpanudostęp.Jak
mówiłem,sprawązajmujesięjużgrupakapitanaHadleya,którybyćmoże
uruchomiodpowiedniekanały.Dawniejniewtajemniczanonaswtakie
rzeczy.Podniosęalarm,zadzwoniędodyrektora.
Boschwysnułztegowniosek,żekomendantzamierzastanąćwjego
obronie.
-
Wiepan,detektywie,cotojestrefluks?
-
Refluks?
-
Schorzenie,wktórymżółćcofasiędoprzełyku.Iwywołuje
pieczenie.
-
Ach.
-
Chcępanupowiedzieć,żejeżelitozrobięiumożliwiępanudostęp,
niechcężadnegorefluksu.Rozumiepan?
-
Rozumiem.
Komendantznówotarłustaipołożyłserwetkęnarozerwanejtorebce.Po
chwilizmiąłją,uważając,byżadenokruchcukrupudruniewylądowałna
jegoczarnymgarniturze.
-
Zadzwonię,alebędzieciężko.Niewidzipanpodtekstupolitycznego
tejsprawy,Bosch?
Boschspojrzałnaniego.
-
Politycznego?
-
Mamnamyśliszersząperspektywę,detektywie.Panwidziśledztwo
wsprawiezabójstwa.Wrzeczywistościchodziocoświęcej.Musipan
zrozumieć,żegdybyzdarzeniewpunkciewidokowymokazałosięczęścią
spiskuterrorystów,byłobytowyjątkowokorzystnedlarządufederalnego.
Prawdziwezagrożeniepomogłobyodwrócićuwagęopiniipublicznejod
innychproblemów.Wojnazupełniesięspieprzyła,wyboryzakończyłysię
katastrofą.BliskiWschód,cenagalonubenzyny,spadającenotowania
ustępującegoprezydenta.Listajestdługa,atuzarysowałabysię
możliwośćzadośćuczynienia.Szansanaprawieniadawnychbłędów.
Szansanazmianęnastawieniaopiniipublicznej.
Boschskinąłgłową.
-
Twierdzipan,żemogąpróbowaćprzeciągaćsprawęczynawet
wyolbrzymiaćzagrożenie?
-
Niczegonietwierdzę,detektywie.Staramsiętylkoposzerzyćpanu
punktwidzenia.Wprzypadkutakiejsprawyniemożnatracićzoczu
kontekstupolitycznego.Niemożesiępanzachowywaćjaksłońwskładzie
porcelany-codawniejbyłopańskąspecjalnością.
Boschpokiwałgłową.
-
Pozatymnależywziąćpoduwagępolitykęlokalną-ciągnął
komendant.-Wradziemiastajestczłowiek,którytylkoczyhanamój
błąd.
KomendantmiałnamyśliIrvinaIrvinga,długoletniegonaczelnikaw
departamencie,któregokomendantzmusiłdoustąpieniazestanowiska.
Irvingwystartowałwwyborachdoradymiejskiejiwygrał.Teraznależał
donajzagorzalszychkrytykówdepartamentuikomendanta.
-
Irving?-spytałBosch.-Przecieżtotylkojedengłoswradzie.
-Znaniejednątajemnicę.Natejpodstawiezacząłsobiebudowaćpozycję
polityczną.Powyborachdostałemodniegowiadomość.Składałasiętylko
ztrzechsłów.„Spodziewajsięmnie”.Niechpanmuniedadoręki
argumentu,detektywie.
Komendantwstał.
-
Niechsiępannadtymzastanowiibędzieostrożny-powiedział.-1
proszępamiętać,niechcęrefluksu.Niechcęnadstawiaćkarku.
-
Takjest.
Komendantodwróciłsię,dającznakkierowcy.Ochroniarzpodszedłdo
drzwiiotworzyłjeprzedswoimpodopiecznym.
13
Boschnieodzywałsię,dopókiniewyjechalizparkingu.Uznał,żew
czasieporannegoszczytuHollywoodFreewaybędziezakorkowanailepiej
będzieniekorzystaćzautostrady.Jegozdaniemnajszybciejdocentrum
moglidotrzećprzezSunset.
Ferrasjużpodwóchskrzyżowaniachzapytałgo,cosięstałowcukierni.
-
Niemartwsię,Ignacio.Niewylejąnaszroboty.
-
Notococisięstało?
-
Powiedział,żemiałeśrację.Niepowinienempomijaćdrogi
służbowej.Alepowiedziałteż,żewykonaparętelefonówispróbuje
umożliwićmiwspółpracęzfederalnymi.
-
Notozobaczymy.
-
No,zobaczymy.
Przezjakiśczasjechaliwmilczeniu,któreprzerwałBosch,wracającdo
planówpartnerazwiązanychzprośbąonowyprzydział.
-
Dalejchceszpogadaćzporucznikiem?
Ferrasodpowiedziałdopieropochwili,wyraźnieskrępowanypytaniem.
-
Niewiem,Harry.Ciąglewydajemisię,żetakbędzienajlepiej.
Najlepiejdlanasobu.Możelepiejpracujecisięzkobietami.
Boschomalsięnieroześmiał.FerrasnieznałKizRider,jegopoprzedniej
partnerki.KiznigdyniepotakiwałaHarry’emu,żebyunikaćspięć.Jeżyła
siętaksamojakFerras,ilekroćpróbowałodgrywaćprzewodnikastada.
BoschzamierzałwyjaśnićtoFerrasowi,gdynaglerozdzwoniłasięjego
komórka,więcwyciągnąłjązkieszeni.TobyłGandle.
-
Harry,gdziejesteś?
Porucznikmówiłgłośniejniżzwykleibardziejponaglającymtonem.Był
przejętyiBoschwpierwszejchwilipomyślał,żejużdotarładoniego
wiadomośćospotkaniuwDonutHole.Czyżbykomendantgozdradził?
-
JestemnaSunset.Jedziemydocentrum.
-
MinąłeśjużSilverLake?
-
Jeszczenie.
-
Todobrze.JedźdoSilverLake,docentrumrekreacyjnegoprzy
końcuzbiornika.
-
Cosiędzieje,poruczniku?
-
ZlokalizowanosamochódKentów.JesttamjużHadley,któryzakłada
zeswoimiludźmistanowiskodowodzenia.Prosilioprzyjazddetektywów
prowadzącychśledztwo.
-
Hadley?Dlaczegotamjest?Pocomustanowiskodowodzenia?
-
BiuroHadleyadostałocynkizanimnaspoinformowali,sprawdzili
to.Samochódjestzaparkowanyprzeddomemnależącymdoosoby,która
znajdujesięwkręguzainteresowania.Chcą,żebyścietampojechali.
-
„Wkręguzainteresowania”?Cotoznaczy?
-
Wdomumieszkaosoba,którąinteresujesięBBK.Ktośpodejrzanyo
sympatyzowaniezterrorystami.Nieznamszczegółów.Dowieszsięna
miejscu,Harry.
-
Wporządku,jedziemytam.
-
Zadzwońipowiedz,cosiędzieje.Gdybymbyłtampotrzebny,daj
znać.
OczywiścieGandleniemiałnajmniejszejochotyopuszczaćbiuraijechać
wteren.Musiałbysięoderwaćodcodziennychobowiązków
kierowniczychipotemnadrabiaćzaległościwpapierach.Boschzamknął
telefonipróbowałprzyspieszyć,leczprzeszkadzałmuwtymgęstyruch.
PrzekazałFerrasowiskąpeinformacje,jakieuzyskałodporucznika.
-
AFBI?-spytałFerras.
-
Co,FBI?
-
Wiedząotym?
-
Niepytałem.
-
Cozzebraniemodziesiątej?
-
Otochybabędziemysięmartwićodziesiątej.
PodziesięciuminutachwreszciedotarlidoSilverLakeBoulevardiBosch
skręciłnapółnoc.TaczęśćmiastawzięłanazwęodzbiornikaSilverLake,
położonegopośrodkudzielnicyzamieszkałejgłównieprzezklasęśrednią,
gdziezbungalowówidomówzbudowanychpodrugiejwojnieświatowej
roztaczałsięwidoknasztucznejezioro.
Kiedyzbliżalisiędocentrumrekreacyjnego,Boschzobaczyłdwalśniące,
czarnesamochodyterenowe,wktórychrozpoznałcharakterystyczne
pojazdyBBK.Przyszłomunamyśl,żewidocznienigdyniebyło
kłopotówzeznalezieniemfunduszydlajednostki,którejzadaniepodobno
polegałonatropieniuterrorystów.ObokSUV-ówstałydwaradiowozyi
miejskaśmieciarka.BoschzaparkowałzaradiowozemiobajzFerrasem
wysiedli.
Wokółotwartejtylnejklapyjednegozsamochodówterenowych
zgromadziłosiędziesięciuludziwczarnychstrojachpolowych-także
charakterystycznychdlafunkcjonariuszyBBK.Boschruszyłwich
kierunku,aFerraspodążyłzanim,trzymającsiękilkakrokówztyłu.
Mężczyźniwczerninatychmiastichzauważyliirozstąpilisię,odsłaniając
kapitanaDonaHadleyasiedzącegonaopuszczonejklapie.Boschnigdynie
spotkałgoosobiście,aleczęstowidywałgowtelewizji.Kapitanbył
zwalistymmężczyznąoczerwonejtwarzyirudoblondwłosach.Miał
okołoczterdziestulatisprawiałwrażenie,jakgdybypołowężyciaspędził
wsiłowni.Rumianaceranadawałamuwyglądkogoś,ktociąglesię
przemęczaalbowstrzymujeoddech.
-
Bosch?-odezwałsięHadley.-Ferras?
-
JestemBosch.TojestFerras.
-
Dobrze,żejesteście,chłopaki.Myślę,żezamomentzamkniemy
wasząsprawęnaczteryspusty.Czekamytylko,ażjedenzmoichludzi
przywiezienakaz,apotemwchodzimy.
Wstałidałznakjednemuzfunkcjonariuszy.SposóbbyciaHadleya
zdradzałwielkąpewnośćsiebie.
-
Perez,sprawdź,coztymnakazem,dobra?Zmęczyłomniejużto
czekanie.Potemzobacz,cosłychaćnapunkcieobserwacyjnym.
NastępniezwróciłsiędoBoschaiFerrasa:
-
Chodźciezemną.
Hadleyoddaliłsięodgrupy,aBoschiFerraspodążylizanim.
Zaprowadziłichzaśmieciarkę,bymogliporozmawiaćzdalaodreszty.
Kapitanprzyjąłwładcząpozę,stawiającstopęnazderzakuśmieciarkii
opierającłokiećnakolanie.Boschzwróciłuwagę,żenosibrońwkaburze
przypiętejdomasywnegouda.JakrewolwerowieczDzikiegoZachodu,
tyleżemiałpółautomat.Żułgumęiniestarałsiętegoukryć.
BoschsłyszałwielehistoriioHadleyu.Miałprzeczucie,żewłaśniezostaje
bohateremjednejznich.
-
Chciałem,żebyścieprzytymbyli-oznajmiłHadley.
-
Czyliwłaściwieprzyczym,kapitanie?-spytałBosch.
Hadleyklasnąłwdłonie.
-
Zlokalizowaliśmywaszegochryslera300.Stoimniejwięcejdwie
przecznicestąd,naulicyprzylegającejdozbiornika.Numerrejestracyjny
zgadzasięzdanymiwkomunikacieisamobejrzałemtensamochód.To
wóz,któregoszukacie.
Boschskinąłgłową.Naraziewporządku,pomyślał.Tylkocodalej?
-
PojazdstoiprzeddomemnależącymdoniejakiegoRaminaSamira-
ciągnąłHadley.-Odkilkulatmamytegofacetanaoku.Można
powiedzieć,żepozostajewkręgunaszegozainteresowania.
Nazwiskobrzmiałoznajomo,aleBoschzpoczątkuniewiedział,skądje
pamięta.
-
Dlaczegosięniminteresujecie,kapitanie?-zapytał.
-
PanSamirtoznanyzwolennikorganizacjireligijnych,którechcą
zaszkodzićinteresomAmeryki.Cogorsza,uczynasząmłodzież
nienawidzićwłasnegokraju.
OstatniainformacjaodświeżyłaBoschowipamięćiwreszcieskojarzył
nazwiskozosobą.
Nieprzypominałsobie,zktóregobliskowschodniegokrajupochodził
RaminSamir,alepamiętał,żebyłkiedyśwykładowcąpolityki
zagranicznejnaUSC,któryzwróciłnasiebiepowszechnąuwagę,
wygłaszającantyamerykańskieopiniewsalachwykładowychiw
mediach.
Mąciłwodęwmediachprzedatakamiterrorystycznymiz11września.
Potemdrobnezpoczątkufaleprzybrałyrozmiarytsunami.Samirzaczął
otwarcietwierdzić,żeatakibyłyuzasadnionąreakcjąnaagresjęi
ingerencjęStanówZjednoczonychwwewnętrznesprawypaństwnacałym
świecie.Wykorzystujączdobytyprzezsiebierozgłos,stałsięmedialnym
ekspertem,doktóregozwracalisiędziennikarze,ilekroćpotrzebowalianty
amerykańskiegokomentarza.PotępiałpolitykęStanówZjednoczonych
wobecIzraela,sprzeciwiałsięoperacjimilitarnejwAfganistanie,awojnę
wIrakunazywałzwykłąbijatykąoropę.
PrzezkilkalatSamirsprawdzałsięjakoprowokatorzapraszanydo
programówpublicystycznychwtelewizjachkablowych,wktórych
wszyscywrzeszczelinawszystkich.Stanowiłdoskonałetłodlalewicyi
prawicy,izawszechętniewstawałoczwartejrano,abywystąpićw
niedzielnychprogramachporannychnawschodnimwybrzeżu.
Tymczasemrobiłużytekzeswojejsławypłomiennegomówcy,pomagając
zakładaćifinansowaćkilkaorganizacjinaterenieuczelniipozanią,które
wkrótcezostałyoskarżoneprzezugrupowaniakonserwatywneozwiązki,
przynajmniejpośrednie,zorganizacjamiterrorystycznymii
antyamerykańskimigrupamiislamistycznymi.Niektórzysugerowali
nawet,żetropprowadzidoarcymistrzaterroryzmu,OsamybinLadena.
AlechoćprzeciwSamirowiprowadzonolicznedochodzenia,nigdynie
postawionomużadnychzarzutów.MimotozostałwyrzuconyzUSCz
powoduformalnegouchybienia-niezaznaczył,żewyrażawłasneopinie,
anieopinieuczelni,piszącartykułdo„LosAngelesTimes”,wktórym
sugerował,żewojnairackajestzaplanowanąeksterminacjąmuzułmanów.
PięćminutSamiradobiegłokońca.Ostateczniezniknąłzmediów,które
przekonałysię,żeniejestwnikliwymkomentatorembieżącychwydarzeń,
tylkonarcystycznymprowokatorem,głoszącymdziwaczneteorie,by
zwrócićuwagęnawłasnąosobę.Przecieżnawetjednązeswoich
organizacjinazwałYMCA-YoungMuslimCauseinAmerica,Ruch
MłodychMuzułmanówwAmeryce-tylkodlatego,byszacowna
organizacjamłodzieżowawytoczyłamugłośnyproces.
GwiazdaSamiraprzygasłaiopiniapublicznaprzestałasięnim
interesować.Boschniepamiętał,kiedyostatnirazwidziałgowtelewizji
czywgazecie.Pomijającjednakretorykę,fakt,żeSamiranigdynie
oskarżonoożadneprzestępstwownajgorętszymokresie,gdyStany
Zjednoczoneopanowałstrachprzednieznanymipragnieniezemsty,
świadczyłzdaniemBoscha,żenicsięzatymniekryło.Gdybysięokazało,
żepozadymembyłteżogień,RaminSamirdawnosiedziałbyw
więziennejcelialbozaogrodzeniemwGuantanamo.Tymczasemmieszkał
wSilverLake,więcBoschpodchodziłsceptyczniedosłówkapitana
Hadleya.
-
Pamiętamtegofaceta-powiedział.-Aletylkogadał,kapitanie.
NigdyniebyłożadnegokonkretnegozwiązkumiędzySamirema…
Hadleyuniósłpalecgestemnauczycielauciszającegoklasę.
-
Nigdynieustalonokonkretnegozwiązku-poprawiłBoscha.-To
jednaknicnieznaczy.FacetzbierapieniądzedlaPalestyńskiegoDżihadui
innychruchówmuzułmańskich.
-
PalestyńskiegoDżihadu?-powtórzyłBosch.-Cotojest?Jakie
ruchymuzułmańskie?Twierdzipan,żekażdyruchmuzułmańskimusibyć
nielegalny?
-
Słuchaj,twierdzę,żetopodejrzanygośćipodjegodomemstoi
samochód,któregoużylimordercyizłodziejecesu.
-
Cezu-powiedziałFerras.-Skradzionocez.
Nieprzyzwyczajony,byktośgopoprawiał,Hadleyzmrużyłoczy
iprzezchwilętaksowałwzrokiemFerrasa.
-
Wszystkojedno.Nazwaniemadużegoznaczenia,synu,jeżeli
wrzuciłtodojeziorapodrugiejstronieulicyalbowłaśniepakujetodo
bomby,podczasgdymysiedzimytuiczekamynanakaz.
-
Federalninicniemówili,żetozagrożeniemożesięprzenosićprzez
wodę-zauważyłBosch.
Hadleypokręciłgłową.
-
Nieważne.Sękwtym,żemamyzagrożenie.Jestempewien,żeotym
federalnimówili.ZresztąniechFBIsobiegada.Mybierzemysiędo
roboty.
Boschcofnąłsię,próbująctchnąćwdyskusjęodrobinęświeżego
powietrza.Towszystkodziałosięzbytszybko.
-
Awięcchceciewejść?-zapytał.
Hadleymocnopracowałszczęką,miażdżącgumęwzębach.Zdawałsię
niezauważaćsilnegozapachuodpadkówunoszącegosięześmieciarki.
-
Otóżto,chcemywejść-odparł.-Jaktylkobędziemymiećwrękach
nakaz.
-
Sędziapodpisałwamnakaztylkodlatego,żeprzeddomemstoi
skradzionysamochód?-spytałBosch.
Hadleymachnąłrękąjednemuzeswoichludzi.
-
Perez,przynieśtorebki-zawołał.ZwracającsiędoBoscha,
powiedział:-Nie,mamycoświęcej.Dzisiajjestdzieńwywózkiśmieci,
detektywie.Wysłałemnaulicęśmieciarkęimoiludzieopróżnilidwa
kubłystojąceprzeddomemSamira.Toabsolutnielegalne,jakpanwie.I
proszę,coznaleźliśmy.
Perezpodbiegłdonich,niosącplastikowetorebkizdowodami,którepodał
Hadleyowi.
-
Kapitanie,rozmawiałemzpunktemobserwacyjnym-zameldował.-
Ciąglespokój.
-
Dziękuję,Perez.
HadleyodwróciłsięztorebkamidoBoschaiFerrasa.Perezwróciłdo
samochodu.
-
Naszpunktobserwacyjnytofacetnadrzewie-wyjaśniłzuśmiechem
Hadley.-Jeżeliktośsiętamruszy,zanimbędziemygotowi,danamznać.
PodałtorebkiBoschowi.Wdwóchznajdowałysięczarnewełniane
kominiarki.Wtrzeciejtkwiłakartkapapieruzręcznienarysowanąmapą.
Boschuważniejąobejrzał.Widniałananiejsiatkakrzyżującychsięlinii,z
którychdwiebyłyoznaczonejakoArrowheadiMulholland.Kiedyto
zobaczył,stwierdził,żemapajestdośćdokładnymszkicemdzielnicy,w
którejmieszkałizginąłStanleyKent.
Boschoddałtorebkiipokręciłgłową.
-
Kapitanie,myślę,żepowinienpanwstrzymaćakcję.
Hadleywyglądałnawstrząśniętegotąpropozycją.
-
Wstrzymać?Niczegoniewstrzymujemy.Jeżelitenfacetijego
kumpledoprowadządoskażeniazbiornikatątrucizną,myślipan,że
mieszkańcymiastaspokojnieprzyjmądowiadomości,żewstrzymaliśmy
akcję,bomusieliśmydopiąćwszystkonaostatniguzik?Nie
wstrzymujemyakcji.
Podkreśliłswojądeterminację,wyjmującgumęzustiwrzucającjądo
śmieciarki.Zdjąłnogęzezderzakairuszyłwkierunkuswojejgrupy,lecz
naglezawróciłipodszedłprostodoBoscha.
-
Jeżelichodziomojezdanie,towtymdomukryjesięprzywódca
komórkiterrorystycznej.Chcemytamwejśćijązlikwidować.Ocopanu
chodzi,detektywieBosch?
-
Chodzimioto,żetojestzaproste.Niemusimyniczegodopinaćna
ostatniguzik,bowłaśnietozrobilijużmordercy.Todokładnie
zaplanowanazbrodnia,kapitanie.Niezostawilibysamochoduprzed
domemaniniewyrzucalitychrzeczydośmieci.Proszęsięzastanowić.
Boschzamilkł,przyglądającsię,jakHadleyprzezkilkachwilrozważa
jegosłowa.Wreszciekapitanpokręciłgłową.
-
Możewcaleniezostawilitegosamochodu-powiedział.-Może
zamierzajągowykorzystaćdotransportu.Jestwieleznakówzapytania,
Bosch.Wieleniewiadomych.Wchodzimy.Wyłożyliśmysprawęsędziemu,
aonpowiedział,żemamyprawdopodobieństwowiny.Tylemiwystarczy.
Czekamynanakazwejściabezpukaniaizamierzamyzniegoskorzystać.
Boschniedawałzawygraną.
-
Skądpandostałcynk,kapitanie?Jakznaleźliściesamochód?
Hadleyznówzacząłpracowaćszczęką,leczprzypomniałsobie,
żewyrzuciłgumę.
-
Zjednegozmoichźródeł-odparł.-Odczterechlatbudujemysieć
wywiadowcówwtymmieście.Dzisiajzbieramyowoce.
-
Toznaczy,żepanwie,ktojestźródłem,czywiadomośćbyła
anonimowa?
Hadleyzniecierpliwionymachnąłręką.
-Nieważne-oświadczył.-Informacjabyładobra.Żetotensamochód.Co
dotegoniemawątpliwości.
Wskazałwstronęzbiornika.UnikHadleyapowiedziałBoschowi,że
wiadomośćbyłaanonimowa,comogłooznaczaćpułapkę.
-
Kapitanie,nalegam,żebysiępanwycofał-rzekłBosch.-Cośtusię
niezgadza.Tosięwydajezaproste,aplanwcaleniebyłprosty.
Podejrzewamjakiśpodstępimusimyspraw…
-Niewycofamysię,detektywie.Tusięmożeważyćludzkieżycie.
Boschpokręciłgłową.NieumiałprzemówićHadleyowidorozsądku.
Facetbyłprzekonany,żetylkojedenkrokdzieligoodzwycięstwa,które
wymażejegowszystkiedotychczasowewpadki.
-
GdziejestFBI?-spytałBosch.-Czyagenciniepowinni…
-NiepotrzebujemyFBI-uciąłHadley,ponownieobracającsiędoBoschai
patrzącmuprostowoczy.-Jesteśmywyszkoleni,mamysprzętipraktykę.
Pozatymmamyjaja.Itymrazemsamizajmiemysięwłasnym
podwórkiem.
Szerokimgestempokazałcałyteren,jakgdybymiałasięturozegrać
ostatecznabitwamiędzypolicjąaFBI.
-
Akomendant?-spróbowałBosch.-Wieotym?Właśnie…
Urwał,przypomniawszysobieprzestrogękomendanta,bynikomunie
mówićospotkaniuwDonutHole.
-
Cowłaśnie?-spytałHadley.
-
Właśniesięzastanawiam,czywieotejakcjiisięnaniązgadza.
-
Komendantdałmiwolnąrękęwkierowaniujednostką.Apan
dzwonidokomendantaprzedkażdymaresztowaniem?
Odwróciłsięizgodnościąodmaszerowałdoswoichludzi,zostawiając
BoschaiFerrasa,którzypatrzyliwśladzanim.
-
Oho-powiedziałFerras.
-
Taa-odrzekłBosch.
Boschoddaliłsięniecoodcuchnącejśmieciarkiiwyciągnąłtelefon.
ZnalazłwspisienumerRachelWalling.Wmomencie,gdywcisnął
przycisk,Hadleyznówwszedłmuwdrogę.
-
Detektywie!Dokogopandzwoni?
Boschodparłbezwahania:
-
Doswojegoporucznika.Poleciłmi,żebymgoinformował,cosię
dzieje.
-
Żadnychrozmówprzeztelefonykomórkowe.Mogąjemonitorować.
-
Kto?
-
Proszęmioddaćtelefon.
-
Słucham?
-
Proszęmioddaćtelefonalbokażęgopanuodebrać.Niepozwolę,
żebycokolwiekzagroziłooperacji.
Boschzamknąłtelefon,nierozłączającsię.Jeślibędziemiałszczęście,
Wallingodbierzetelefonibędziesłuchać.Liczyłnato,żeRachel
zorientujesię,cojestgrane.ByćmożeFBIudasięnawetnamierzyć
komórkęidotrzećdoSilverLake,zanimwszystkozupełniesięschrzani.
OddałkomórkęHadleyowi,któryodwróciłsiędoFerrasa.
-
Pańskitelefon,detektywie.
-
Kapitanie,mojażonajestwdziewiątymmiesiącuciążyimuszę…
-
Pańskitelefon.Albojestpanznami,alboprzeciwnam.
Hadleywyciągnąłrękę,aFerraszociąganiemzdjąłkomórkęzpaskai
oddał.
Hadleypodszedłdojednegozsamochodówterenowych,otworzyłdrzwi
postroniepasażeraiwłożyłkomórkidoschowka.Zamaszyściezatrzasnął
klapkęiwyzywającospojrzałnaBoschaiFerrasa,jakgdybydawałimdo
zrozumienia,bynieważylisiępróbowaćichodzyskać.
Uwagękapitanaodwróciłtrzeciczarnywóz,którywjechałnaparking.
Kierowcapokazałmuuniesionykciuk.Hadleywycelowałpalecwnieboi
zakręciłnimmłynka.
-
Nodobra,chłopaki-zawołał.-Mamynakaz,wszyscyznająplan.
Perez,wezwijwsparciezpowietrza,niechwezmąkamerę.Resztado
wozów!Wchodzimy!
Boschzrosnącymprzerażeniemprzyglądałsię,jakczłonkowieBBK
ładująbrońinakładająhełmyzosłonamitwarzy.Dwajfunkcjonariusze
wyznaczenidozespołuradiologicznegozaczęlizakładaćskafandry
ochronne.
-
Toszaleństwo-szepnąłFerras.
-
Żółtkiniesurfują*-odparłBosch.
-
Co?
-
Nic.Jesteśzamłody,żebytopamiętać.
*ZdaniewypowiedzianeprzezpodpułkownikaKilgore’awfilmieFrancisa
FordaCoppoli„CzasApokalipsy”.
14
Wiatrakprzechyliłsięnadtrzydziestoakrowąplantacjąkauczukowcówi
siadłwstrefielądowaniazsilnymwstrząsem,któryzdawałsięmiażdżyć
kręgosłup.HariKariBosch,BunkSimmons,TedFurnessiGabeFinley
wyskoczyliwbłoto,gdzieczekałnanichkapitanGillette,przytrzymując
hełm,byniestrąciłgopodmuchwirnika.Helikopterztrudemwyrwał
płozyzbłota-byłpierwszysuchydzieńposześciudniachdeszczu-
wystartowałipoleciałwzdłużkanałuirygacyjnegowkierunkukwateryIII
Korpusu.
-Chodźciezamną-krzyknąłGillette.
BoschiSimmonsspędziliwkrajujużtyleczasu,byzyskaćsobie
przydomki,leczFurnessiFinleyjakonowicjuszeodbywaliprzyspieszone
szkoleniepołączonezpraktykąiBoschwiedział,żeobajtrzęsąportkami
zestrachu.Tomiałbyćichpierwszydesant,anic,czegonauczylisięo
tunelachwSanDiego,niemogłoichprzygotowaćnarzeczywistewidoki,
dźwiękiizapachy.
Kapitanzaprowadziłichdostolikaustawionegopodnamiotem
dowództwa,gdziewskrócieprzedstawiłswójplan.PodBenCat
rozciągałasięrozległasiećtuneli,którychzdobyciemiałostanowić
pierwszykrokdozajęciawioski.Rosłystratywludziach,ponieważginęli
saperzyiżołnierzeatakowaniwobozach.Kapitanwyjaśnił,żecodziennie
dostajeopieprzoddowództwaIIIKorpusu.Anisłowemniewspomniał,że
martwigoliczbazabitychirannych.Ichdałosięzastąpić,alełaska
pułkownikawIIIKorpusiebyłabezcenna.
Planzakładałzamknięcienieprzyjacielawkotle.Kapitanrozłożyłmapę
sporządzonązpomocąmieszkańcówwioski,którzybyliwtunelach.
Wskazałczteryukrytewejściaipowiedział,żeczterytuneloweszczury
wejdąjednocześnieizagoniąoddziałWietkonguwstronępiątegowejścia,
gdziewyrżnąichczekającynagórzeżołnierze25.DywizjiTropie
Lightning.Boschijegotowarzyszeotrzymalitakżezadaniezałożenia
ładunkówwybuchowych,aoperacjamiałasięzakończyćwysadzeniem
systemutuneli.
Planwydawałsięprosty,dopókinieznaleźlisięwciemnościachlabiryntu,
którywyglądałzupełnieinaczejniżnamapiewnamiocie.Dotuneli
weszłoczterech,ależywywyszedłtylkojeden.TropieLightningnie
zlikwidowałtegodnianikogo.ItegodniaBoschniemiałjużwątpliwości,
żetawojnajestprzegrana-przynajmniejdlaniego.Wtedydowiedziałsię,
żekadradowódczaczęstotoczybitwyzwrogiemwewłasnychszeregach.
BoschiFerrassiedzieliztyłuwsamochodziekapitanaHadleya.Perez
prowadził,asiedzącyobokniegoHadleymiałsłuchawkęzmikrofonem,
bydowodzićoperacją.Odbiornikwwozie,zwłączonymgłośnikiem,był
ustawionynaczęstotliwośćoperacyjną-którejpróżnobyłobyszukaćw
dostępnychpubliczniespisach.
Jechalijakotrzecipojazdwkawalkadzieczarnychterenówek.Kilka
budynkówprzeddomemSamiraPerezzahamował,byzgodniezplanem
puścićprzodemdwasamochody.
Boschwychyliłsięmiędzyprzednimisiedzeniami,abylepiejwidzieć,co
siędzieje.Nastopniachpoobustronachkażdegozpozostałychwozów
stałopoczterechfunkcjonariuszy.SUV-ynabrałyszybkości,poczym
ostroskręciływstronędomuSamira.Jedenwjechałnapodjazdprzed
niewielkimbungalowemwstyluAmericanCraftsmaniskierowałsięw
stronęogrodu,podczasgdydrugipokonałkrawężnikiprzeciąłtrawnikz
przodu.Gdyciężkipojazdpodskoczyłnakrawężniku,jedenzczłonków
BBKstraciłrównowagęiupadłnatrawę.
Pozostalizeskoczylizestopniiruszylidodrzwiwejściowych.Bosch
domyśliłsię,żetosamodziejesiępoddrzwiamiztyłudomu.Sprzeciwiał
sięakcji,leczpodziwiałprecyzjęplanu.Rozległsięgłośnyhukiładunek
wybuchowywysadziłdrzwi.Niemalrównocześnietakisamodgłos
dobiegłzzadomu.
-
Dobra,ruszaj-rozkazałPerezowiHadley.
Gdypodjechali,wradiurozbrzmiałymeldunkizwnętrzadomu.
-
Jesteśmywśrodku!
-
Jesteśmyztyłu!
-
Przywejściuczysto!Mamy…
Głoszagłuszyłakanonadazbroniautomatycznej.
-
Otwartoogień!
-
Mamy…
-
Otwartoogień!
Boschusłyszałwięcejstrzałów,alejużnieprzezradio.Bylinatyleblisko,
bysłyszećjenażywo.Perezzatrzymałsamochódpodkątemwpoprzek
ulicyprzeddomem.Wszyscyczterejwyskoczylizwozu,zostawiając
otwartedrzwi,zzaktórychjazgotałoradio.
-
Czysto!Czysto!
-
Jedenzpodejrzanychranny.Potrzebnapomocmedycznadla
podejrzanego.Potrzebnapomoc!
Wszystkotrwałoniecałedwadzieściasekund.
BoschbiegłprzeztrawnikzaHadleyemiPerezem.MiałFerrasapolewej.
Wpadlidodomuzuniesionąbronią.Natychmiastwyszedłdonichjedenz
ludziHadleya.NadprawąkieszeniąmiałnaszywkęznazwiskiemPeck.
-
Czysto!Czysto!
Boschopuściłpistolet,leczniechowałgodokabury.Rozejrzałsię.Stałw
skromnieumeblowanymsalonie.Poczułzapachprochuizobaczył
niebieskidymunoszącysięwpowietrzu.
-
Cojest?-krzyknąłHadley.
-
Jednaosobaranna,drugazatrzymana-odrzekłPeck.-Tędy.
RuszylizaPeckiemkrótkimkorytarzemprowadzącymdopokoju
wyłożonegomatamizplecionejtrawy.Napodłodzeleżałmężczyzna,w
którymBoschrozpoznałRaminaSamira.Zdwóchrannapiersisączyłasię
krew,spływającpokremowymszlafrokunapodłogęimatę.Młoda
kobietawidentycznymszlafrokuleżałatwarządoziemizrękamiskutymi
naplecachijęczała.
Boschdostrzegłrewolwerleżącynapodłodzeobokotwartejszuflady
niewielkiejszafki,naktórejstałyzapaloneświecewotywne.Broń
znajdowałasięokołopółmetraodSamira.
-
Rąbnęliśmygo,jaksięgałpobroń-powiedziałPeck.
BoschspojrzałnaSamira.Mężczyznabyłnieprzytomny,ajegopierśw
nierównymrytmieunosiłasięiopadała.
-
Jużspływadościeku-orzekłHadley.-Coznaleźliśmy?
-
Narazieaniśladumateriałów-zameldowałPeck.-Właśnie
wnosimysprzęt.
-
Dobra,chodźmysprawdzićsamochód-rozkazałHadley.-I
zabierzciejąstąd.
GdydwajfunkcjonariuszeBBKwynieślipłaczącąkobietęjakbezwładną
kłodę,Hadleywyszedłzdomunaulicę,gdziestałzaparkowanychrysler
300.BoschiFerrasruszylizanim.
Zajrzelidosamochodu,leczgoniedotykali.Boschzauważył,żewózjest
otwarty.Pochyliłsię,żebyzajrzećprzezoknoodstronypasażera.
-
Kluczykisąwstacyjce-powiedział.
Wyjąłzkieszeniparęlateksowychrękawiczek,rozciągnąłjeinałożył.
-
Niechgonajpierwsprawdzą,Bosch-rzekłHadley.
Kapitandałznakczłowiekowiuzbrojonemuwmonitorpromieniowania.
Funkcjonariuszomiótłurządzeniemsamochóditylkoprzybagażniku
rozległsięcichysygnał.
-
Cośtammożebyć-powiedziałHadley.
-
Wątpię-odparłBosch.-Nictamniema.
-
Bosch,zaczekaj…
ZanimHadleyzdążyłdokończyć,Boschwcisnąłguzikotwierania
bagażnika.Usłyszałpneumatycznysykiklapasięuniosła.Wycofałsięz
samochoduipodszedłdotyłu.Bagażnikbyłpusty,leczBoschzobaczył
takiesameczterywgłębieniajakwbagażnikuporscheStanleyaKenta.
-
Materiałzniknął-powiedziałHadley,zaglądającdobagażnika.-
Pewniejużgogdzieśprzetransportowali.
-
Tak,nadługo,zanimpodstawionotusamochód.
BoschspojrzałHadleyowiprostowoczy.
-
Tobyłpodstęp,kapitanie.Uprzedzałempana.
HadleyruszyłwkierunkuBoscha,abypowiedziećmucośbezświadków,
alezatrzymałgoPeck.
-
Paniekapitanie?
-
Co?-warknąłHadley.
-
Podejrzanyzrobiłkodsiedem.
-
Toodwołajkaretkęiwezwijkoronera.
-
Takjest.Domjestczysty.Niemamateriału,amonitorynie
wykrywajążadnegosygnału.
HadleyzerknąłnaBoscha,poczymszybkoodwróciłwzroknaPecka.
-
Powiedzim,żebysprawdzilijeszczeraz-rozkazał.-Gnojeksięgnął
pobroń.Musiałcośukrywać.Przewróćciedomdogórynogami,jeżeli
będzietrzeba.Zwłaszczatenpokój-wyglądanamiejscespotkań
terrorystów.
-
Topokójdomodlitwy-wtrąciłBosch.-Możefacetsięgnąłpobroń,
bocholerniesięprzeraził,kiedyludzieweszlimudodomuzdrzwiami.
Pecknieruszałsięzmiejsca.SłuchałBoscha.
-
Idź!-ryknąłHadley.-Przeszukaćmitępieprzonąchałupę!Materiał
byłwołowianympojemniku.Jeżeliniewykrywaciesygnału,tonie
znaczy,żegotuniema!
Peckpędemwróciłdodomu,aHadleyutkwiłspojrzeniewBoschu.
-
Samochódmusząsprawdzićtechnicy-powiedziałBosch.-Niemam
telefonu,żebyichwezwać.
-
Idźpotelefonidzwoń.
BoschwróciłdoSUV-a.Przyglądałsię,jakpakujązatrzymanąkobietęna
tylnesiedzeniewozuzaparkowanegonatrawniku.Ciąglepłakała,aBosch
przypuszczał,żejeszczedługobędzielałałzy.TerazopłakiwałaSamira,
potembędzieopłakiwaćswójlos.
WsadziwszygłowędosamochoduHadleya,Boschzauważył,żesilnik
ciąglepracuje.Przekręciłkluczyk,poczymotworzyłschowekiwyciągnął
dwatelefony.Otworzyłswojąkomórkę,abysprawdzić,czyniezostało
przerwanepołączeniezRachelWalling.Połączenianiebyło,aleitaknie
wiedział,czywogóleodebrała.
Kiedyodwróciłsięoddrzwi,stałprzednimHadley.Znajdowalisięzdala
odinnychiniktniemógłichsłyszeć.
-
Bosch,jeżelibędzieszpróbowałnarobićkłopotówtemuoddziałowi,
narobiękłopotówtobie.Rozumiesz?
Boschprzezchwilęprzyglądałmusiębadawczo.
-
Jasne,kapitanie.Cieszęsię,żemyślipanoswoimoddziale.
-
Mamkontaktynasamejgórzeipozadepartamentem.Potrafięcisię
dobraćdoskóry.
-
Dziękizaradę.
Boschzacząłsięoddalać,lecznagleprzystanął.Chciałcośpowiedzieć,ale
sięwahał.
-
Co?-spytałHadley.-Mów.
-
Myślałemwłaśnieopewnymkapitanie,dlaktóregokiedyś
pracowałem.Tobyłodawnotemuiwzupełnieinnymmiejscu.Czegoby
niezrobił,wszystkospieprzył,akażdyjegobłądkosztowałżycieludzi.
Dobrychludzi.Tosięmusiałoskończyć.Jedenzjegowłasnychludzi
wrzuciłmudolatrynygranatodłamkowy.Podobnopotemniemogli
oddzielićjegoszczątkówodgówna.
Boschruszył,aleHadleygozatrzymał.
-
Cotomaznaczyć?Togroźba?
-
Nie,tylkotakahistoria.
-
Itegofacetanazywaszdobrymczłowiekiem?Cościpowiem,ten
facetcieszyłsięiwiwatował,kiedysamolotyuderzyływwieżowce.
Boschodpowiedział,niezatrzymującsię:
-
Niewiem,jakimbyłczłowiekiem,kapitanie.Wiemtylko,żeniebrał
wtymudziałuizostałwrobionytaksamojakpan.Jeżelisiępandowie,
ktodałcynkosamochodzie,proszędaćmiznać.Tomożebyćdlanas
cennainformacja.
BoschpodszedłdoFerrasaioddałmutelefon.Poleciłpartnerowizostaći
nadzorowaćoględzinychryslera.
-
Dokądjedziesz,Harry?
-
Docentrum.
-
AzebraniezFBI?
Boschnawetniespojrzałnazegarek.
-
Itakjesteśmyspóźnieni.Zadzwoń,jeżelikryminalistykacoś
znajdzie.
Boschruszyłulicąwkierunkucentrumrekreacyjnego,gdziezostawiłswój
samochód.
-
Bosch,dokądsięwybierasz?-zawołałHadley.-Jeszczenie
skończyłeś!
Boschmachnąłręką,nieodwracającsię.Szedłdalej.Gdybyłwpołowie
drogidocentrumrekreacyjnego,minęłagopierwszafurgonetka
telewizyjnazmierzającadodomuSamira.
15
Boschmiałnadzieję,żedotrzedobudynkufederalnegoprzed
wiadomościąoszturmienaddomRaminaSamira.Próbowałsię
dodzwonićdoRachelWalling,alebezskutecznie.Wiedział,żeRachel
możebyćwwydzialewywiadutaktycznego,niemiałjednakpojęcia,
gdzietojest.Wiedziałtylko,gdziejestbudynekfederalnyiliczyłnato,że
zewzględunarosnącąwagęirozmiaryśledztwa,niebędzienim
kierowałożadnetajnebiuro,leczcentrala.
Wszedłdobudynkusłużbowymwejściemipoinformowałszeryfa
federalnego,którygowylegitymował,żeidziedoFBI.Wjechałwindąna
czternastepiętroigdyotworzyłysiędrzwi,powitałgoBrenner.
Najwyraźniejbłyskawicznieprzekazanonagóręsygnał,żeBoschjestw
budynku.
-
Myślałem,żedostałeświadomość-powiedziałBrenner.
-
Jakąwiadomość?
-
Oodwołaniuzebrania.
-
Powinienemtochybawiedzieć,kiedysiętylkopojawiliście.Wogóle
niezamierzaliścieorganizowaćżadnegozebrania,co?
Brennerpuściłpytaniemimouszu.
-
Czegochcesz,Bosch?
-
ChcęsięzobaczyćzagentkąWalling.
-
Jestemjejparterem.Wszystko,cochceszjejpowiedzieć,możesz
powiedziećmnie.
-
Nie.Chcęrozmawiaćtylkoznią.
Brennerprzyglądałmusięprzezchwilę.
-
Chodź-rzekłwkońcu.
Nieczekającnaodpowiedź,otworzyłkartąmagnetycznądrzwiiwszedł,a
Boschruszyłzanim.Gdyszlidługimkorytarzem,Brennercałyczas
rzucałpytaniaprzezramię.
-
Gdzietwójpartner?
-
Namiejscuzdarzenia-odparłBosch.
Niekłamał.Niepowiedziałtylko,októremiejscezdarzeniachodzi.
-
Pozatym-dodał-uznałem,żetambędziebezpieczniejszy.Niechcę,
żebyściepróbowaligonaciskaćiprzezniegodobraćsiędomnie.
Brennernaglesięzatrzymał,obróciłinatarłnaBoscha.
-
Bosch,zdajeszsobiesprawęztego,corobisz?Przeszkadzaszw
śledztwie,któremożemiećdalekosiężnekonsekwencje.Gdziejest
świadek?
Boschwzruszyłramionami,jakgdybytobyłopytanieretoryczne.
-
GdziejestAliciaKent?
Brennerpokręciłgłową,alenieodpowiedział.
-
Zaczekajtu-rzekł.-PójdępoagentkęWalling.
Brennerotworzyłdrzwioznaczonenumerem1411iprzepuściłgo
przodem.Boschstanąłwproguizobaczyłmały,pozbawionyokienpokój
przesłuchań,podobnydotego,wktórymspędziłczęśćdzisiejszego
porankazJessemMitfordem.Naglezostałwepchniętydośrodka,agdy
sięodwrócił,zdążyłdojrzećBrennera,któryzostałwkorytarzu.-Ej!
Boschzłapałzaklamkę,alebyłojużzapóźno.Zostałyzamkniętyod
zewnątrz.Załomotałdwarazywdrzwi,leczwiedział,żeBrennerichnie
otworzy.Odwróciłsię,byzlustrowaćciasnąprzestrzeń,wktórejzostał
uwięziony.Takjakwpolicyjnychpokojachprzesłuchań,stałytutylkotrzy
meble.Niewielkikwadratowystółidwakrzesła.Przypuszczając,żejesttu
gdzieśzainstalowanakamera,Boschwyciągnąłrękęiuniósłśrodkowy
palec.Dlawzmocnieniaefektupotrząsnąłdłonią.
Boschwysunąłkrzesłoiusiadłnanimprzodemdooparcia,gotówto
przeczekać.Wyciągnąłkomórkęiotworzył.Wiedział,żejeśligo
obserwują,niepozwolą,bydokogośdzwoniłiinformowałosytuacji
-mogłobytopostawićbiurowniezręcznympołożeniu.Gdyjednak
spojrzałnawyświetlacz,niebyłosygnału.Tobyłbezpiecznypokój.Nikt
wewnątrzniemógłnadawaćaniodbieraćsygnałówradiowych.Na
federalnychzawszemożnaliczyć,pomyślałBosch.Owszystkozadbają.
Minęłodwadzieściadługichminut,poczymwreszcieotworzyłysiędrzwi.
WeszłaRachelWalling.Zamknęładrzwiibezsłowausiadłanaprzeciw
Boscha.
-
Przepraszam,Harry,byłamwtaktycznym.
-
Cholerajasna,Rachel.Przetrzymujeciejużgliniarzywbrewich
woli?
Wyglądałanazaskoczoną.
-
Cotywygadujesz?
-
Cotywygadujesz?-powtórzyłkpiącoBosch.-Twójpartnermnietu
zamknął.
-
Kiedyweszłam,niebyłozamknięte.Samspróbuj.
Boschzbyłtebajeczkimachnięciemręki.
-
Dajspokój.Niemamczasunakomedie.Cosiędziejeześledztwem?
Zacisnęłausta,jakgdybyzastanawiałasię,jakodpowiedzieć.
-
Przedewszystkimto,żetyitwójdepartamentbiegaciejakzgraja
złodzieiujubilerairozwalaciekażdągablotęwzasięguręki.Nie
potraficieodróżnićszkiełekodbrylantów.
Boschskinąłgłową.
-
CzylijużwieszoRaminieSamirze.
-
Aktoniewie?Mówilijużwwiadomościach.Cotamsięstało?
-
Koncertowospieprzyliśmysprawę.Ktośnaswrobił.Ktośwrobił
BBK.
-
Zdajesię.
Boschpochyliłsięnadstołem.
-
Aletocośznaczy,Rachel.Ludzie,którzynasłaliBBKnaSamira,
wiedzieli,kimjestiżebędziełatwymcelem.Podstawilipodjegodomem
samochódKentów,bowiedzieli,żetołykniemy.
-
MogliteżwtensposóbwziąćrewanżnaSamirze.
-
Jakto?
-
PrzezparęlatwCNNdolewałoliwydoognia.Byćmożeuważali,że
szkodziichsprawie,bodajewrogowitwarz,podsycagniewAmerykanów
iutwierdzaichwdeterminacji.
Boschniezrozumiał.
-
Zdawałomisię,żecelowowywoływaliporuszenie.Przecież
uwielbialitegofaceta.
-
Może.Trudnopowiedzieć.
Boschniebyłpewien,comiałanamyśli.Alekiedynachyliłasięnad
stołem,naglezobaczył,jakajestwściekła.
-
Pogadajmylepiejotobie,otym,jaksamkoncertowowszystko
spieprzyłeś,zanimjeszczeznalezionotensamochód.
-
Oczymtymmówisz?Staramsięwyjaśnićsprawęzabójstwa.To
mój…
-
Tak,wyjaśnićsprawęzabójstwakosztemnarażeniana
niebezpieczeństwocałegomiasta,próbujączoślim,egoistycznym
uporem…
-
Przestań,Rachel,myślisz,żeniewiem,jakiezagrożeniewchodziw
grę?
Pokręciłagłową.
-
Chybaniewiesz,skoroukrywaszprzednamikluczowegoświadka.
Nierozumiesz,corobisz?Niemaszpojęcia,dokądprowadziśledztwo,bo
musiszmelinowaćświadkówizzaskoczeniaspuszczaćmantoagentom.
Boschodsunąłsię,wyraźniezdumiony.
-
TakpowiedziałMaxwell,żespuściłemmumantozzaskoczenia?
-
Nieważne,copowiedział.Próbujemyopanowaćsytuację,któramoże
sięskończyćkatastrofą,izupełnienicnierozumiemztego,co
wyprawiasz.
Boschpokiwałgłową.
-
Tologiczne-powiedział.-Jeżeliwyłączaciekogośzjegowłasnego
śledztwa,nicdziwnego,żeniewiecie,corobi.
Uniosłaręce,jakgdybychciałazatrzymaćpędzącypociąg.
-
Dobra,skończmyztym.Pogadajmyspokojnie,Harry.Ococi
chodzi?
Boschpopatrzyłnanią,poczymprzeniósłspojrzenienasufit.Obejrzał
rogipokojuiutkwiłwzrokwjejoczach.
-
Chceszpogadać?Tochodźmysięgdzieśprzejść.
Niewahałasięanichwili.
-
Wporządku-odrzekła.-Chodźmynaspacer.Apotemdaszmi
Mitforda.
Wallingwstałaipodeszładodrzwi.Boschzauważył,jakrzuciłaprzelotne
spojrzenienakratkęprzewoduwentylacyjnegonaprzeciwległejścianie,
copotwierdziłojegopodejrzenia,żeobserwowałoichokokamery.
Otworzyładrzwi,awkorytarzuczekałBrennerwtowarzystwiedrugiego
agenta.
-
Idziemynamałyspacer-poinformowałagoWalling.-Sami.
-
Bawciesiędobrze-odparłBrenner.-Mytymczasembędziemy
próbowaliznaleźćcez,możeuratujemyżycieparuosobom.
WallingiBoschnieodpowiedzieli.Rachelposzłaprzodemprzezkorytarz.
Kiedystanęliprzeddrzwiamiwindy,Boschusłyszałzaplecamiczyjśgłos.
-
Hej,kolego!
OdwróciłsięiwtymmomencieramięMaxwellatrafiłogowpierś.Agent
przygwoździłgodościanyiunieruchomił.
-
Tymrazemmamymałąprzewagęliczebną,co,Bosch?!
-
Przestań!-krzyknęłaWalling.-Cliff,przestań!
Boschzłapałgozagłowęizamierzałzałożyćmuchwyt,żebysprowadzić
godoparteru.AlerozdzieliłaichWalling,któraodciągnęłaMaxwellana
bokipchnęłagowgłąbkorytarza.
-
Zabierajsięstąd,Cliff!Wracajdoroboty!
Maxwellzacząłsięwycofywać.PonadramieniemWallingwycelował
palecwBoscha.
-
Wypierdalajzmojegobudynku!Iwięcejsiętuniepokazuj!Walling
wcisnęłagodopierwszegootwartegopokojuizamknęła
drzwi.Zamieszaniezwabiłojużnakorytarzkilkuagentów.
-Koniecprzedstawienia-oznajmiłaWalling.-Wracajciedopracy.
WróciładoBoschaiwepchnęłagodowindy.
-
Nicciniejest?
-
Bolitylkojakoddycham.
-
Sukinsyn!Facetzaczynasięwymykaćspodkontroli.Zjechalina
poziomgarażuiprzezwjazdwyszlinaLosAngelesStreet.Walling
skręciławprawo,aBoschpochwilisięzniązrównał.Oddalalisięod
zgiełkuautostrady.Wallingspojrzałanazegarek,poczymwskazała
nowoczesnybiurowiec.
-
Majątamniezłąkawę-powiedziała.-Aleniemamzadużoczasu.
ByłtonowygmachAdministracjiUbezpieczeńSpołecznych.
-
Jeszczejedenbudynekfederalny-westchnąłBosch.-Agent
Maxwellpewniesądzi,żeteżnależydoniego.
-
Możeszjużdaćtemuspokój?
Wzruszyłramionami.
-
Poprostudziwięsię,żeMaxwellwogólesięprzyznał,żebyliśmyw
domuKentów.
-
Dlaczegomiałbysięnieprzyznawać?
-
Pomyślałemsobie,żepostawionogoprzeddomem,bopodpadłza
jakieśpartactwo.Pocomiałbysięprzyznawaćijeszczebardziejsobie
przechlapać?
Wallingpokręciłagłową.
-
Nicnierozumiesz-powiedziała.-Popierwsze,Maxwelljest
ostatniotrochępodminowany,alewtaktycznymniemanikogo,ktoby
podpadł.Tozbytważnapraca,żebymiećpartaczywzespole.Podrugie,
nieobchodziłogo,coktopomyśli.Uważał,żebędzielepiej,jeżeli
wszyscysiędowiedzą,jakimiwyjesteściepartaczami.
Spróbowałzinnejstrony.
-
Powiedzmi,czyuwaswiedząotobieiomnie?Mamnamyślinaszą
dawnąhistorię.
-
Trudno,żebypoEchoParkniewiedzieli.Alemniejszaztym,Harry.
Todzisiajnieważne.Cosięztobądzieje?Szukamyilościcezu,któraby
wystarczyładozamknięcialotniska,aciebiejakbytoguzikobchodziło.
Patrzysznatotylkojaknamorderstwo.Wporządku,zginąłczłowiek,ale
nieototuchodzi.Tobyłskok,Harry.Rozumiesz?Chcielicezigomają.
Dlategodobrzebybyło,gdybyśmymogliporozmawiaćzjedynym
znanymświadkiem.Nowięcgdzieonjest?
-
Jestbezpieczny.GdziejestAliciaKent?Iwspólnikjejmęża?
-
Sąbezpieczni.Wspólnikawłaśnieprzesłuchują,ażonazostaniew
taktycznym,dopókiniebędziemypewni,żewyciągnęliśmyzniej
wszystko,cosiędało.
-
Niebędziewammogłapomóc.Niepotrafiła…
-
Tusięwłaśniemylisz.Jużnambardzopomogła.
Boschspojrzałnaniąznieukrywanymzdziwieniem.
-
Jakto?Przecieżpowiedziała,żeniewidziałanawetichtwarzy.
-
Niewidziała.Alesłyszałaimię.Kiedyzesobąrozmawiali,usłyszała
imię.
-
Jakieimię?Przedtemnicotymniemówiła.
Wallingskinęłagłową.
-
Dlategowłaśniepowinieneśprzekazaćnamświadka.Mamyludzi,
którzyspecjalizująsięwyłączniewprzesłuchiwaniuświadków.Umiemy
wyciągnąćznichinformacje,którychwyniepotrafilibyściewyciągnąć.
Jeżelizniąsięudało,znimteżsięuda.
Boschpoczuł,żetwarzoblewamusięczerwienią.
-
Jakieimięwyciągnąłzniejtenmistrzprzesłuchiwania?
Pokręciłagłową.
-
Niebędzieżadnejwymiany,Harry.Wgręwchodzibezpieczeństwo
państwa.Jesteśzzewnątrz.Inawiasemmówiąc,tosięniezmieni,bez
względunato,dokogozadzwonitwójkomendant.
Boschjużwiedział,żespotkaniewDonutHolenanicsięniezdało.Nawet
komendantokazałsięosobąpostronną.ImiępodaneprzezAlicięKent
musiałorozświetlićfederalnątablicęwynikówjakTimesSquare.
-
Mamtylkoświadka-rzekł.-Mówięserio,wymienięgonatoimię.
-
Pocociimię?Przecieżniemasznajmniejszejszansyznaleźćtego
człowieka.
-
Chcęwiedzieć.
Skrzyżowałaręcenapiersi,zastanawiającsięprzezchwilę.Wreszcie
spojrzałananiego.
-
Typierwszy-powiedziała.
Boschzwahaniempatrzyłwjejoczy.Półrokuwcześniejbyłbygotów
powierzyćjejwłasneżycie.Wszystkosięjednakzmieniło.Boschniebył
jużtakipewien.
-
Zamelinowałemgousiebie-powiedział.-Chybapamiętasz,gdzie
tojest.
Zkieszenimarynarkiwyciągnęłakomórkęiotworzyła,zamierzając
zadzwonić.
-
Chwileczkę,agentkoWalling-powstrzymałjąBosch.-Jakieimię
podaławamAliciaKent?
-
Przykromi,Harry.
-
Byłaumowa.
-
Przykromi,bezpieczeństwopaństwa.
Zaczęławstukiwaćnumer.Boschpokiwałgłową.Miałrację.
-
Skłamałem-rzekł.-Niemagowmoimdomu.
Zatrzasnęłaklapkętelefonu.
-
Coztobą?-spytałazezłością.Wjejgłosiezabrzmiałpiskliwyton.-
Cezzaginąłponadczternaściegodzintemu.Zdajeszsobiesprawę,że
moglijużnafaszerowaćnimbombę?Mogli…
Boschzrobiłkrokwjejstronę.
-
Podajmitoimię,adostanieszświadka.
-
Wporządku!
Odepchnęłago.Byławyraźniezła,żedałasięprzyłapaćnakłamstwie.
Drugirazwciąguniecałychdwunastugodzin.
-
Powiedziała,żesłyszałaimię„Moby”.Zpoczątkuniezwróciłanato
szczególnejuwagi,bosiępoprostuniezorientowała,żetoimię.
-
Dobra,ktotojestMoby?
-
SyryjskiterrorystaMomarAzimNassar.Podobnojestwkraju.
WśródprzyjaciółiwspólnikówznanyjakoMoby.Niewiemydlaczego,
alerzeczywiścietrochęprzypominaMoby’ego,tegoartystę.
-
Kogo?
-
Nieważne.Nieztwojegopokolenia.
-
Alejesteśpewna,żesłyszałatoimię?
-
Tak.Samajenampodała.Ajaprzekazałamtobie.Nowięcgdziejest
świadek?
-
Zaczekaj.Jużrazmnieokłamałaś.
Boschwyciągnąłtelefon,chcączadzwonićdopartnera,leczprzypomniał
sobie,żeFerrasprawdopodobnienadaljestwSilverLakeiniebędzie
mógłspełnićjegoprośby.Otworzyłspistelefonów,odnalazłnumerKiz
Rideriwcisnąłprzyciskpołączenia.
Riderodebrałanatychmiast.EkranwyświetliłnumerBoscha.
-
Cześć,Harry.Maszdzisiajspororoboty.
-
Wieszodkomendanta?
-
Mamparęswoichźródeł.Cojest?
Boschrozmawiałznią,patrzącnaWallingiwidząc,jakjejoczyciemnieją
zgniewu.
-
Mamprośbędodawnejpartnerki.Ciąglenosiszdopracylaptopa?
-
Oczywiście.Cotozaprośba?
-
Możeszztegokomputerawejśćdoarchiwum„NewYorkTimesa”?
-
Mogę.
-
Dobrze.Mampewnenazwiskoichciałbym,żebyśsprawdziła,czy
pojawiłosięwjakichśartykułach.
-
Zaczekaj.Muszęwejśćdosieci.
Minęłokilkasekund.Rozległsięsygnałoznaczającydrugąrozmowę,ale
BoschnierozłączałsięzRider,którapochwilibyłagotowa.
-
Jakienazwisko?
BoschzasłoniłrękątelefonipoprosiłWallingopełneimięinazwisko
syryjskiegoterrorysty.NastępniepowtórzyłjeRidericzekał.
-
Tak,długalistaartykułów-powiedziała.-Najstarszesprzedośmiu
lat.
-
Streśćmniejwięcej.
Znówmusiałzaczekać.
-
Hm,głównierelacjezBliskiegoWschodu.Jestpodejrzanyoudział
wparuporwaniach,zamachachbombowychitakdalej.Wedługźródeł
federalnychmazwiązkizAl-Kaidą.
-
Oczymjestnajnowszyartykuł?
-
Zaraz…OatakubombowymnaautobuswBejrucie.Szesnaścieofiar
śmiertelnych.Artykułjestztrzeciegostyczniadwatysiąceczwartego.
Potemjużnic.
-
Wymieniasiętamjakieśpseudonimyalboprzydomki?
-
Hm…nie.Niczegoniewidzę.
-
Dobra,dzięki.Zadzwoniępóźniej.
-
Chwileczkę.Harry?
-
Co?Muszęjużkończyć.
-
Słuchaj,chcęcitylkopowiedzieć,żebyśbyłostrożny.Graszw
zupełnieinnejlidzeniżzwykle.
-
Dobra,będępamiętał-odrzekłBosch.-Muszękończyć.
RozłączyłsięispojrzałnaRachel.
-
„NewYorkTimes”anisłowemniewspomina,żetenfacetjestw
kraju.
-
Boniktotymniewie.Dlategosądzimy,żeAliciaKentniekłamała.
-
Jakto?Wierzyciejejnasłowo,żegośćjestwkraju,tylkodlatego,że
usłyszałajakieśsłowo,któremożewcaleniebyłoimieniem?
Wallingzałożyłaręcenapiersi.Traciłacierpliwość.
-
Nie,Harry,poprostuwiemy,żejestwkraju.Mamyzapiswideoz
kontrolipaszportowejwPorcieLosAngeleszsierpniazeszłegoroku.Nie
zdążyliśmygozdjąć.Przypuszczamy,żebyłzniminnybojownikAl-
Kaidy,MuhammadEl-Fayed.Wjakiśsposóbudałosięimprzeniknąćdo
kraju-cholera,mamygranicejaksito-iBógjedenwie,coplanują.
-
Myślisz,żetoonimającez?
-
Tegoniewiemy.AlezinformacjinatematEl-Fayedawynika,żepali
tureckiepapierosybezfiltrai…
-
Popiółztoalety.
Przytaknęła.
-
Zgadzasię.Analizajeszczetrwa,alewbiurzemamyosiemgłosów
dojednego,żetobyłtureckipapieros.
Boschskinąłgłowąinaglepoczułsięokropniegłupiozpowoduswoich
posunięćiukrywaniaistotnychinformacji.
-
UmieściliśmyświadkawhoteluMarkTwainnaWilcox-powiedział.
-Pokójtrzystatrzy,podnazwiskiemStephenKing.
-
Uroczo.
-
Rachel?
-
Co?
-
Powiedziałnam,żemorderca,zanimnacisnąłspust,wzywałimienia
Allaha.
Obrzuciłagotaksującymspojrzeniem,ponowniewyciągająctelefon.
Wcisnęłajedenklawisziczekającnapołączenie,powiedziaładoBoscha:
-
Módlsię,żebyśmydopadlitychludzi,zanim…
Urwała,gdyktośodezwałsięwsłuchawce.Przekazaławiadomość,nie
przedstawiającsięaniniewitajączrozmówcą.
-
JestwhoteluMarkTwainnaWilcox.Pokójtrzystatrzy.Jedźciepo
niego.
ZamknęłatelefonipopatrzyłanaBoscha.Wahaniewjejoczachustąpiło
miejscawyrazowirozczarowaniailekceważenia.
-
Muszęjużiść-powiedziała.-Lepiejtrzymaćsięzdalekaodlotnisk,
metraicentrówhandlowych,dopókinieznajdziemycezu.
Odwróciłasięizostawiłagonaśrodkuulicy.Boschpatrzyłwśladzanią,
gdynaglezadzwoniłajegokomórka.Odebrał,nieodrywającwzrokuod
Rachel.TobyłJoeFelton,zastępcakoronera.
-
Harry,ciąglepróbujęsiędociebiedodzwonić.
-
Cojest,Joe?
-
Właśnieprzyjechaliśmydo„QueenofAngels”pociało-jakiegoś
gangstera,któregoodłączyliodaparaturypowczorajszejstrzelaniniew
Hollywood.
Boschprzypomniałsobiesprawę,októrejmówiłJerryEdgar.
-
Noi?
Boschwiedział,żelekarzniezadzwoniłbydoniego,żebyzajmowaćmu
czas.Musiałmiećpowód.
-
Nowięcwpadłemdobufetunakawęiprzypadkiemusłyszałem
rozmowęratownikówogościu,któregowłaśnieprzywieźli.Mówili,żena
izbieprzyjęćrozpoznaliuniegoOCP,amnieprzyszłodogłowy,żeto
możemiećzwiązekztamtymfacetemwpunkciewidokowym.Wiesz,bo
nosiłnapalcachdawkomierze.
-
Joe,cotojestOCP?-spytałcichoBosch.
-
Ostrachorobapopromienna.Ratownicymówili,żeniewiedząz
czymtengośćmiałkontakt.Byłpoparzonyiciąglerzygał,alekarzna
izbiepowiedział,żemusiałdostaćcholerniedużądawkę,Harry.Teraz
ratownicymusząsprawdzić,czysaminiesąnapromieniowani.
BoschzacząłiśćwkierunkuRachelWalling.
-
Gdziegoznaleźli?
-
Niepytałem,aleskoroprzywieźligotutaj,topewniegdzieśw
Hollywood.
Boschprzyspieszyłkroku.
-
Joe,zaczekajtamnamnieiniechktośzochronyszpitalaprzypilnuje
tegofaceta.Jużjadę.
Boschzatrzasnąłklapkętelefonuicosiłwnogachruszyłbiegiemza
Rachel.
16
SznursamochodównaHollywoodFreewayposuwałsiępowoliw
kierunkucentrum.Zgodniezprawamifizykiruchudrogowego-według
którychkażdejakcjitowarzyszyreakcjarównacodowartościi
skierowanaprzeciwnie-napółnocnejnitceautostradyHarryBoschmiał
prawiewolnądrogę.Oczywiściepomagałamusyrenaiświatła
ostrzegawcze,naktórychdźwiękiwidoknielicznikierowcyszybko
zjeżdżalinabok.InnymdobrzeznanymBoschowipojęciembyła„siła
czynna”.Pędziłstarymfordemcrownvictoriastoczterdzieścipięćna
godzinę,mocnościskająckierownicę.
-
DOKĄDJEDZIEMY?-pytałaRachelWalling,przekrzykującwycie
syreny.
-
Mówiłemci.Zabieramciędocezu.
-
Toznaczy?
-
Toznaczy,żekaretkawłaśnieprzywiozłado„QueenofAngels”
facetazobjawamiostrejchorobypopromiennej.Zaczteryminuty
będziemynamiejscu.
-
Niechtoszlag!Dlaczegoniepowiedziałeś?
Chciałpoprostuuzyskaćprzewagę,aletegojejniepowiedział.Milczał,
podczasgdyWallingotworzyłatelefoniwstukiwałanumer.Pochwili
sięgnęładodachuiwyłączyładźwigienkęsyreny.
-
Corobisz?-krzyknąłBosch.-Musibyćwłączona…
-
Ajamuszęmiećwarunkidorozmowy!
Boschzdjąłnogęzgazuidlabezpieczeństwazwolniłdostudziesięciu.Po
chwiliusłyszał,jakRachelrzucadosłuchawkipolecenia.Miałnadzieję,
żetelefonodebrałBrenner,nieMaxwell.
-
Skierujzespółz„MarkaTwaina”do„QueenofAngels”.Zawiadom
oddziałochronyradiacyjnej,niechteżtamprzyjadą.
PrzyślijwsparcieigrupęekspertówzDepartamentuEnergetyki.Mamy
przypadeknapromieniowania,którymożenasdoprowadzićdo
zaginionychmateriałów.Zadzwońpotemdomnie.Będęnamiejscuzatrzy
minuty.
Zamknęłatelefon,aBoschponowniewłączyłsyrenę.
-
POWIEDZIAŁEM,ŻEZACZTERYMINUTY!-wrzasnął.
-
POSTARAJSIĘ!-odkrzyknęłaWalling.
Znówwcisnąłpedałgazu,mimożeniemusiał.Byłpewien,żepierwsi
dotrądoszpitala.MinęlijużSilverLakeizbliżalisiędoHollywood.Ale
ilekroćmiałokazjęlegalnierozpędzićwózdostupięćdziesięciuna
HollywoodFreeway,zawszezniejkorzystał.Niewieleosóbwmieście
mogłosiępochwalić,żedokonałotegowbiałydzień.
-
KIMJESTOFIARA?-krzyknęłaRachel.
-
NIEMAMPOJĘCIA!
Przezdługąchwilęnieodzywalisiędosiebie.Boschskoncentrowałsięna
prowadzeniusamochodu.Inaszczegółachsprawy.Mnóstworzeczynie
dawałomuspokoju.MusiałsiępodzielićzRachelgnębiącymigo
pytaniami.
-
JAKTWOIMZDANIEMGOZNALEŹLI?-zapytał.
-
CO?-krzyknęłaWalling,wyrwanazzamyślenia.
-MOBYIEL-FAYED.JAKNAMIERZYLISTANLEYAKENTA?
-
NIEWIEM.MOŻEBĘDZIEMYMOGLIZAPYTAĆ,JEŻELITO
JEDENZNICHJESTWSZPITALU.
Boschumilkł,zmęczonykrzykiem.Zarazjednakzadałkolejnepytanie.
-NIEZASTANAWIACIĘ,ŻEWSZYSTKOPOCHODZIŁOZTEGO
DOMU?
-
OCZYMTYMÓWISZ?
-
ORZECZACH,KTÓRYCHUŻYLI.BROŃ,APARAT,
KOMPUTER.WSZYSTKO.WSPIŻARNISTOICOLAW
LITROWYCHBUTELKACH,ZWIĄZALIALICIĘKENT
IDENTYCZNYMIOPASKAMI,JAKIMIPODWIĄZYWAŁARÓŻEW
OGRODZIE.NIEDZIWICIĘTO?GDYWESZLIDODOMU,MIELI
TYLKONÓŻIKOMINIARKI.WOGÓLECIĘTONIEDZIWI?
-
MUSISZPAMIĘTAĆ,ŻESĄBARDZOZARADNI.UCZĄSIĘ
TEGOWOBOZACH.EL-FAYEDBYŁSZKOLONYWOBOZIEAL-
KAIDYWAFGANISTANIE.INAUCZYŁNASSARA.WYSTARCZA
IMTO,COMAJĄPODRĘKĄ.MOŻNAPOWIEDZIEĆ,ŻEZBURZYLI
WORLDTRADECENTERZAPOMOCĄDWÓCHSAMOLOTÓWI
DWÓCHSKŁADANYCHNOŻYWSZYSTKOZALEŻYODTEGO,
JAKNATOSPOJRZYSZ.WAŻNIEJSZEODNARZĘDZIJESTICH
ZDECYDOWANIE-JAKSAMNAPEWNODOBRZEWIESZ.
Boschchciałodpowiedzieć,aledotarlidozjazduzautostradyimusiałsię
skupićnamanewrowaniumiędzysamochodaminaulicach.Podwóch
minutachwyłączyłsyrenęizatrzymałfordaprzedszpitalem„Queenof
Angels”napodjeździedlakaretek.
Feltonczekałnanichwzatłoczonejizbieprzyjęć,apotemzaprowadziłich
dosalioddziałuratunkowego,wktórejznajdowałosięsześćstanowiskdla
pacjentów.Przedjednymzzasłoniętychłóżekstałochroniarz.Bosch
podszedłdoniegoipokazałodznakę.Niemalniezwracającuwagina
wynajętegostrażnika,odsunąłzasłonęipodszedłdołóżka.
Pacjent-drobny,ciemnowłosymężczyznaobrązowejskórze-leżałpod
gęstąsieciąrurekiprzewodów,którełączyłyjegoręce,nogi,ustainosz
aparaturąmedyczną.Łóżkoprzykrywałprzezroczystyplastikowynamiot.
Mężczyznazajmowałzaledwiepołowęłóżkaiwyglądałjakofiara
zaatakowanaprzezotaczającągomaszynerię.
Miałpółprzymknięte,nieruchomeoczyiobnażoneprawiecałeciało.
Genitaliaprzysłaniałniewielkiręczniczek,alenogiitułówbyływidoczne.
Prawąstronębrzuchaiprawebiodropokrywałyczerwoneśladyoparzeń.
Naskórzeprawejrękiwidniałyidentycznebolesneoparzeliny-czerwone
kręgiotaczającewilgotne,fioletowepęcherze.Oparzeniaposmarowano
jakimśprzezroczystymżelem,leczodnosiłosięwrażenie,żetoniewiele
pomogło.
-
Gdziesąwszyscy?-spytałBosch.
-
Harry,niepodchodź-ostrzegłaWalling.-Jestnieprzytomny,więc
zanimcokolwiekzrobimy,lepiejchodźmyporozmawiaćzlekarzem.
Boschwskazałnaoparzeniapacjenta.
-
Tomożebyćodcezu?-spytał.-Takszybko?
-
Owszem,jeżelidoszłodobezpośredniejekspozycjinadużądawkę.
Zależy,jakdługotrwałaekspozycja.Wyglądanato,żetenfacetnosił
materiałradioaktywnywkieszeni.
-
WyglądajakMobyalboEl-Fayed?
-
Nie,nieprzypominażadnegoznich.Chodź.
Wallingcofnęłasięzazasłonę,aBoschposzedłzanią.Poleciła
ochroniarzowisprowadzićlekarza,któryzajmowałsiępacjentem.
Otworzyłatelefoniwcisnęłajedenprzycisk.Odebranonatychmiast.
-
Topotwierdzone-powiedziała.-Mamyprzypadekbezpośredniej
ekspozycji.Trzebazałożyćstanowiskodowodzeniaiuruchomićprocedurę
awaryjną.
Przezchwilęsłuchała,apotemodpowiedziałanapytanie:
-
Nie,tożadenznich.Nieznamjeszczetożsamości.Zadzwonię,kiedy
tylkobędęwiedziała.
ZamknęłakomórkęispojrzałnaBoscha.
-
Wciągudziesięciuminutbędzietuzespółradiologiczny
-powiedziała.-Będędowodzićakcją.
Podeszładonichkobietawniebieskimkitlu,zpodkładkązdokumentami
wręku.
-
JestemdoktorGarner.Nienależysięzbliżaćdopacjenta,dopókinie
dowiemysięczegoświęcejotym,cosięznimstało.
WallingiBoschpokazalilegitymacje.
-
Comożenampanipowiedzieć?-spytałaRachel.
-
Narazieniewiele.Mapełenzespółobjawówprodromalnych
-pierwszesymptomynapromieniowania.Kłopotwtym,żeniewiemy,z
czymmiałkontaktanijakdługotrwałaekspozycja.Dlategonieznamy
pochłoniętejdawki,abeztegoniemożemypodjąćwłaściwejterapii.
Improwizujemy.
-
Jakiesąobjawy?-pytaładalejWalling.
-
Oparzeniapaństwowidzą.Tojednaknajmniejszyproblem.
Poważniejszesąobrażeniawewnętrzne.Przestajedziałaćukład
odpornościowy,większaczęśćnabłonkażołądkowegouległauszkodzeniu.
Układpokarmowyniepracuje.Ustabilizowaliśmygo,aleniemamzbyt
wielkiejnadziei.Rozmiarurazówdoprowadziłdozatrzymaniaakcjiserca.
Piętnaścieminuttemubyłtuzespółreanimacyjny.
-
Ileczasupoekspozycjimogąwystąpićteobjawyproduro…czyjak
tosięnazywa?-zapytałBosch.
-
Prodromalne.Wciągugodzinyodpierwszejekspozycji.
Boschspojrzałnaczłowiekależącegopodplastikowymbaldachimem.
Przypomniałsobie,copowiedziałkapitanHadley,gdySamirumierałna
podłodzeswojegopokojudomodlitwy.„Spływadościeku”.Wiedział,że
mężczyznanaszpitalnymłóżkuteżjużtamspływa.
-
Możenampanipowiedzieć,ktotojestigdziegoznaleziono?-spytał
Bosch.
-
Ratownicypowiedząpaństwu,gdziegoznaleźli-odrzekładoktor
Garner.-Niemiałamczasusiętymzajmować.Słyszałamtylko,że
znalezionogoleżącegonaulicy.Jeżelinatomiastchodzionazwisko…
Uniosłapodkładkęiodczytałazkartki:
-
DigobertoGonzalves,czterdzieścijedenlat.Niemamtujegoadresu.
Wtymmomencienicwięcejniewiem.
Wallingodeszłanabok,ponowniewyciągająctelefon.Boschdomyśliłsię,
żechcepodaćnazwiskoswoimludziom,żebysprawdzilijewbazach
danychterrorystów.
-
Cosięstałozjegoubraniem?-zapytałlekarki.-Gdziejestjego
portfel?
-
Ubranieiwszystkierzeczyusuniętozoddziałuzewzględuna
zagrożenieradiologiczne.
-
Ktośjeprzeglądał?
-
Nie,niktniechciałryzykować.
-
Dokądjezabrano?
-
Dowiesiępanodpersonelupielęgniarskiego.
Wskazałastanowiskopielęgniarekznajdującesiępośrodkusali.Bosch
ruszyłwtęstronę.Dyżurnapielęgniarkapoinformowałago,żewszystkie
rzeczypacjentaumieszczonowpojemnikuzodpadkamimedycznymi,
którynastępniezabranodospalarni.Niewiadomo,czytaknakazywały
szpitalneprzepisyozagrożeniuskażeniem,czyzrobionotakwyłącznieze
strachuprzedniewiadomymizwiązanymizosobąGonzalvesa.
-
Gdziejestspalarnia?
Zamiastwskazaćmudrogę,pielęgniarkawezwałaochroniarzaipoprosiła
go,byzaprowadziłBoschadospalarni.ZanimBoschodszedł,zawołałago
Walling.
-
Weźto-powiedziała,podającmumonitorpromieniowania,który
zdjęłazpaska.-Ipamiętaj,zaraztubędziezespółradiologiczny.Sam
lepiejnieryzykuj.Jeżeliwłączysięalarm,wycofajsię.Mówiępoważnie.
Maszsięwycofać.
-
Rozumiem.
Boschwłożyłurządzeniedokieszeni.Razemzochroniarzemszybko
wyszlinakorytarz,apotemschodamizeszlidopiwnicy.Następnieskręcili
wkolejnykorytarz,którysięgałconajmniejprzeciwległegokońca
budynku.
Gdydotarlidospalarni,pomieszczeniebyłopuste,awpiecuniepaliłysię
żadneodpadymedyczne.Napodłodzestałmetalowypojemnikwysokości
jednegometra.PokrywabyłazabezpieczonataśmąznapisemUWAGA:
NIEBEZPIECZNEODPADY.
Boschwyciągnąłklucze,przyktórychnosiłniewielkiscyzoryk.Kucnął
obokpojemnikaiprzeciąłtaśmę.Kątemokadostrzegł,jakochroniarzcofa
sięokrok.
-
Możezaczekapannazewnątrz-powiedziałBosch.-Niema
potrzeby,żebyśmyobaj…
Zanimzdążyłskończyćzdanie,usłyszałtrzaskzamykanychdrzwi.
Spojrzałnapojemnik,głębokonabrałpowietrzaizdjąłpokrywę.Zobaczył
wrzuconebylejakubranieDigobertaGonzalvesa.
Wyciągnąłzkieszenimonitor,którydałamuWalling,iniczym
czarodziejskąróżdżkąpomachałnimnadpojemnikiem.Aparatniewydał
żadnegosygnału.Boschwypuściłpowietrze,poczymjednympłynnym
ruchem,jakgdybyopróżniałkosznaśmieci,obróciłpojemnikiwysypał
jegozawartośćnabetonowąposadzkę.Odrzuciłpojemniknabokijeszcze
razwykonałaparatemparęokrężnychruchównadubraniem.Alarm
milczał.
OdzieżGonzalvesazostałarozciętanożyczkami.Składałasięzpary
brudnychdżinsów,flanelowejkoszuli,T-shirtu,bieliznyiskarpet.Stroju
dopełniałaparabutówroboczych,którychsznurowadłatakżeprzecięto
nożyczkami.Napodłodzemiędzyrzeczamileżałmałyportfelzczarnej
skóry.
Boschzacząłodubrań.Wkieszenikoszuliznalazłdługopisi
ciśnieniomierzdoopon.Ztylnejkieszenidżinsówwyciągnąłrękawice
robocze,azlewejprzedniejkieszenikluczeitelefonkomórkowy.
Pomyślałooparzeniach,którewidziałnaprawymbiodrzeiręce
Gonzalvesa.Kiedyjednakzajrzałdoprawejprzedniejkieszenidżinsów,
nieznalazłcezu.Kieszeńbyłapusta.
Boschpołożyłkomórkęikluczeobokportfela.Najednymzkluczy
zauważyłlogoToyoty.Wiedziałjuż,żewgręwchodzisamochód.
Otworzyłtelefonipróbowałodnaleźćspisnumerów,aleniepotrafiłsobie
poradzićzaparatem.Odłożyłgonabokiotworzyłportfel.
Niewielewnimbyło.Zobaczyłmeksykańskieprawojazdyznazwiskiemi
fotografiąDigobertaGonzalvesa.PochodziłzOaxaca.Wjednejz
przegródekBoschznalazłzdjęciakobietyitrojgamałychdzieci-
przypuszczał,żezrobionojewMeksyku.Niebyłozielonejkartyani
certyfikatuobywatelstwa.Gonzalvesniemiałkartkredytowych,aw
częściprzeznaczonejnagotówkętkwiłotylkosześćbanknotów
dolarowychorazkilkakwitówzlombardówwDolinie.
Boschpołożyłportfeloboktelefonu,wstałiwyciągnąłswojąkomórkę.
SzybkoodnalazłwspisienumerWalling.
Odebrałanatychmiast.
-
Sprawdziłemjegorzeczy.Aniśladucezu.
Niebyłoodpowiedzi.
-
Rachel,mówię…
-
Tak,słyszałam.Poprostużałuję,żenieznalazłeścezu,Harry.
Szkoda,żetojeszczeniekoniec.
-
Jateżżałuję.Znalazłaścośnatonazwisko?
-
Jakienazwisko?
-
Gonzalves.Kazałaśjesprawdzić,nie?
-
Ach,tak.Nie,nicniema.Zupełnienic,nawetprawajazdy.
Nazwiskomusibyćfałszywe.
-
Mamtumeksykańskieprawojazdy.Wydajemisię,żefacetjest
nielegalnymimigrantem.
Zastanowiłasięnadtym.
-
PodobnoNassariEl-FayeddotarlituprzezMeksyk.Możetusię
kryjezwiązek.Możetenfacetznimipracował.
-
Niewiem,Rachel.Miałubranierobocze.Roboczebuty.Chybapo
prostu…
-
Harry,muszękończyć.Jestjużmójzespół.
-
Dobra.Wracamdociebie.
Boschwłożyłtelefondokieszeni,poczymwrzuciłubraniaibutyz
powrotemdopojemnika.Portfel,kluczeikomórkępołożyłnawierzchui
wyszedłzespalarni,zabierajączesobąpojemnik.Wdługiejdrodzeprzez
korytarzponowniewyciągnąłtelefonizadzwoniłdomiejskiegocentrum
powiadamianiaratunkowego.Zapytałdyżurnąoszczegóływezwania
karetki,któraprzywiozłaGonzalvesado„QueenofAngels”ipoproszono
go,żebyzaczekał.
Boschzdążyłpokonaćschodyidotrzećnaizbęprzyjęć,gdydyżurna
odezwałasięponownie.
-
Zgłoszenie,októrepanpytał,przyjętoodziesiątejpięć.Ktoś
zadzwoniłztelefonuzarejestrowanegonapunktEasyPrintprzyCahuenga
Boulevarddziewięćsettrzydzieściizawiadomił,żenaparkinguleży
człowiek.Dowezwaniawyjechaliratownicyzposterunkustrażypożarnej
numerpięćdziesiątcztery.Bylinamiejscuposześciuminutachi
dziewiętnastusekundach.Cośjeszcze?
-
Jakiejestnajbliższeskrzyżowanie?
Pochwilidyżurnapoinformowałago,żenajbliższąpoprzecznąulicąjest
LankershimBoulevard.Boschpodziękowałjejisięrozłączył.
GonzalvesaznaleziononiedalekopunktuwidokowegonaMulholland.
Boschuświadomiłsobie,żeprawiewszystkiemiejscawjakikolwiek
sposóbzwiązanezesprawą-miejscezbrodni,domofiary,domSamira,a
teraztakżeparking,naktórymzasłabłGonzalves-niesązbytdalekood
siebieoddalone.ZwyklepodczasśledztwwsprawiemorderstwaBosch
musiałsięprzemieszczaćdonajbardziejodległychzakątkówmiasta.Tu
jednakbyłoinaczej.
Boschrozejrzałsiępoizbieprzyjęć.Zauważył,żewzatłoczonejprzedtem
poczekalniniemajużnikogo.Przeprowadzonoewakuację,apooddziale
krążyliagenciwstrojachochronnych,uzbrojeniwmonitory
promieniowania.DostrzegłRachelWallingstojącąprzystanowisku
pielęgniarekipodszedłdoniej,pokazującjejpojemnik.
-
Tosąjegorzeczy.
Wallingwzięłapojemnik,postawiłanapodłodze,poczymwezwała
jednegozludziwochronnychskafandrach.Poleciłamuzająćsię
pojemnikiem.SpojrzałanaBoscha.
-
Wśrodkujesttelefonkomórkowy-powiedział.-Możesięudacośz
niegowyciągnąć.
-
Przekażęim.
-
Cozofiarą?
-
Zofiarą?
-
Nawetjeżelibyłwtozamieszany,mimowszystkojestofiarą.
-
Skorotaktwierdzisz.Ciąglenieprzytomny.Niewiem,czywogóle
będziemymieliokazjęznimporozmawiać.
-
Wobectegojadę.
-
Co?Dokąd?Jadęztobą.
-
Myślałem,żemusiszkierowaćakcją.
-
Dałamsobieztymspokój.Jeżeliwszpitaluniemacezu,nictupo
mnie.Zostanęztobą.Powiemtylkoparuosobom,żejadęsprawdzićtrop.
Boschzawahałsię.Wgłębiduszywiedziałjednak,żechce,bymu
towarzyszyła.
-
Czekamwsamochodzie.
-
Dokądjedziemy?
-
Niewiem,czyDigobertoGonzalvesjestterrorystą,czytylkoofiarą,
alewiemjedno.Jeździtoyotą.Ichybawiem,gdziejąznajdziemy.
17
HarryBoschwiedział,żewprzełęczyCahuengaprawafizykiruchu
drogowegoniebędądziałałynajegokorzyść.Przezwąskiegardło
przesmykuwłańcuchugórskimsamochodynaobunitkachHollywood
Freewayzawszesunęływżółwimtempie.Postanowiłtrzymaćsięulici
ruszyłwkierunkuprzełęczyHighlandAvenue,mijającHolywoodBowl.
PodrodzeprzekazywałRachelWallingnoweinformacje.
-
KaretkęwezwanozpunktukseronaCahuenganiedaleko
Lankershim.Gonzalvesmusiałbyćwtejokolicy,kiedyzasłabł.Ktoś
zawiadomił,żenaparkinguleżyczłowiek.Mamnadzieję,żewłaśnietam
stoijegotoyota.Idęozakład,żejeżelijąznajdziemy,znajdziemycez.
Pytanietylko,pocogomiał.
-
Idlaczegobyłnatyległupi,żebynosićcezwkieszenibezżadnej
ochrony-dodałaWalling.
-
Zakładasz,żewiedział,cotojest.Możeniemiałzielonegopojęcia.
Możejestinaczej,niżsięnamwydaje.
-
Bosch,cośmusiłączyćGonzaWesazNassaremiEl-Fayedem.
Prawdopodobnieprzeprowadziłichprzezgranicę.
Boschomalsięnieuśmiechnął.Dobrzepamiętał,żegdychciałaokazać
muserdeczność,zwracałasiędoniegoponazwisku.Kiedyśtakbyło.
-
NiezapominajoRaminieSamirze-zauważył.
Wallingpokręciłagłową.
-
Ciąglemisięwydaje,żetobyłfałszywytrop-odrzekła.-Zmyłka.
-
Całkiemniezła-powiedziałBosch.-Dziękiniejwszechwładny
kapitanDoneBadlyzostałwyłączonyzgry.
Zaśmiałasię.
-
Takgonazywają?
Boschskinąłgłową.
-
Oczywiściezajegoplecami.
-
Atyjakiemaszprzezwisko?Pewniejakiegośzimnegotwardziela.
Zerknąłnaniąiwzruszyłramionami.Wahałsię,czyniepowiedziećjej,że
wWietnamienazywanogoHariKari,alemusiałbyjejtłumaczyć
dlaczego,atoniebyłanatonajlepszaporaimiejsce.
WjechałzHighlandnaCahuenga.Ulicabiegłarównolegledoautostradyi
kiedyspojrzałwtęstronę,przekonałsię,żemiałrację.Hollywood
Freewaybyłazakorkowanawobukierunkach.
-
Wiesz,ciąglemiałemwkomórcetwójnumer-powiedział.-Chyba
nigdyniechciałemgousuwać.
-
Zastanawiałamsięnadtym,kiedyzostawiłeśmidzisiajtęwredną
wiadomośćopopielezpapierosa.
-
Przypuszczam,żetyniezachowałaśmojegonumeru,Rachel.
Odpowiedziałapodłuższejchwilimilczenia.
-
Chybateżciąglecięmamwkomórce,Harry.
Tymrazemmusiałsięuśmiechnąć,mimożeznówbyłdlaniej„Harrym”.
Jestjednakjakaśnadzieja,pomyślał.
ZbliżalisiędoLankershimBoulevard.Zprawejstronyulicawpadaław
tunelbiegnącypodautostradą.Zlewejkończyłasiępasażemhandlowym,
wktórymznajdowałsiępunktEasyPrint,skądwezwanopogotowie.
Boschprzebiegałwzrokiemsamochodynaniewielkimparkingu,szukając
toyoty.
Zatrzymałsięnapasielewegoskrętuiczekał,bywjechaćnaparking.
Obróciłsięnafoteluiszybkospojrzałnaautazaparkowanepoobu
stronachCahuenga.Niedostrzegłżadnejtoyoty,alewiedział,żejest
mnóstworóżnychmodelitejmarki.Gdybynieznaleźlisamochoduna
parkinguprzedpunktemksero,będąmusieliprzyjrzećsiępojazdomprzy
krawężnikach.
-
Masznumerrejestracyjny,wieszjakwyglądatenwóz?-pytała
Walling.-Znaszkolor?
-
Trzyrazynie.
Boschprzypomniałsobie,żeRachelmazwyczajzadawaniawielupytań
naraz.
Gdyzapaliłosiężółteświatło,skręciłnaparking.Niebyłowolnych
miejsc,aleniezamierzałparkować.Krążyłpowoli,oglądająckażdeauto.
Niebyłowśródnichżadnejtoyoty.
-
Kiedypotrzebujesztoyoty,jaknazłośćniemaanijednej
-powiedział.-Musibyćgdzieśwokolicy.
-
Możesprawdźmynaulicy-zaproponowałaWalling.
Skinąłgłowąiskierowałfordadoalejkinakońcuparkingu.Zamierzał
skręcićwlewo,potemzawrócićizpowrotemwjechaćwulicę.Alegdy
sprawdzał,czynicnienadjeżdżazprawej,zobaczyłstaregobiałegopikapa
znadbudówkąkempingowązaparkowanegowgłębialejkiobokzielonego
konteneranaśmieci.Samochódstałzwróconyprzodemwichstronęi
Boschnieumiałrozpoznaćmarki.
-
Tojesttoyota?-zapytał.
Wallingodwróciłasięispojrzała.
-
Bosch,jesteśgeniuszem!-wykrzyknęła.
Boschskręciłiruszyłwkierunkusamochodu,akiedysięzbliżyli,
zobaczył,żetorzeczywiścietoyota.Wallingteżtozobaczyła.Wyciągnęła
telefon,leczBoschpołożyłnanimrękę.
-
Lepiejnajpierwsprawdźmy.Mogęsięmylić.
-
Nie,Bosch,jesteśnafali.
Mimotoschowałatelefon.Boschwolnoprzejechałobokbiałejtoyoty,
obrzucającjąprzelotnymspojrzeniem.Następniezawróciłnakońcu
uliczkiizatrzymałsamochódtrzymetryzapikapem.Wózniemiałztyłu
tablicyrejestracyjnej.Zamiastniejprzymocowanodoniegokawałek
tekturyznapisemTABLICAZGUBIONA.
Boschżałował,żeniewziąłzesobąkluczyznalezionychwkieszeni
DigobertaGonzalvesa.Wysiedliizbliżylisiędotoyoty,pochodzączobu
stron.ZbliskaBoschzauważył,żeuchylneokienkoztyłunadbudówki
kempingowejjestniedomknięte.Sięgnąłdoszparyszerokościkilku
centymetrówipodniósłokienko,zaopatrzonewpneumatycznyzawias,
któryniepozwoliłmusięzamknąć.Boschnachyliłsięizajrzałdośrodka.
Wewnętrzupanowałmrok,ponieważpikapstałwcieniu,aszyby
nadbudówkibyłyprzyciemniane.
-
Harry,masztenmonitor?
Wyjąłzkieszenimonitorpromieniowaniaitrzymającgowwyciągniętej
ręce,pochyliłsięiwsunąłgłowędociemnejprzestrzenibagażowej.Nie
rozległsiężadensygnałalarmowy.Boschwyprostowałsięizawiesił
aparatnapasku.Następniesięgnąłdoklamkiiotworzyłtylnąklapę.
Częśćbagażowapikapabyławyładowanarupieciami.Wszędziewalałysię
pustebutelkiipuszki,wśródktórychleżałoskórzanekrzesłobiuroweze
złamanąnogą,kawałkialuminium,starydystrybutorwodyiinneśmieci.A
przyprawymkolestałszary,ołowianypojemnikprzypominający
niewielkiewiadronakółkach.
-
Zobacz-powiedział.-Tojestświnia?
-
Chybatak-odrzekłazprzejęciemWalling.-Chybatak!
Napojemnikuniebyłożadnejnalepkizinformacjąozagrożeniuani
symboluostrzegającegoprzezpromieniowaniem.Zostałyzerwane.Bosch
pochyliłsięizłapałjedenzuchwytów.Wyciągnąłświnięzestertyśmiecii
przesunąłjąbliżejtylnejklapy.Pokrywabyłazabezpieczonaczterema
zamkami.
-
Otworzymy,żebysprawdzić,czymateriałjestwśrodku?-zapytał.
-
Nie-odparłaWalling.-Wycofamysięiwezwiemyzespół.Mają
odpowiedniąochronę.
Ponowniewyciągnęłatelefon.Gdywzywałazespółradiologicznyi
wsparcie,Boschpodszedłdoprzedniejczęścipikapa.Przezoknozajrzał
doszoferki.Pośrodkudeskirozdzielczejleżałoniedojedzoneburritona
zgniecionejbrązowejtorebce.Częśćkabinypostroniepasażerarównież
przykrywałyśmieci.WzrokBoschazatrzymałsięnaaparacie
fotograficznym,któryspoczywałnastarejaktówcezurwanymuchwytem,
leżącejnasiedzeniupasażera.Aparatniesprawiałwrażeniabrudnegoani
zepsutego.Wyglądałnazupełnienowy.
Boschpociągnąłklamkę.Drzwibyłyotwarte.Zrozumiał,żeGonzalves
zapomniałoswoimsamochodzieidobytku,gdycezzacząłparzyćmu
ciało.Wysiadłiszukającpomocy,powlókłsięwstronęparkingu,
zostawiającwszystkonałascelosu.
Boschotworzyłdrzwiodstronykierowcyiwsunąłdokabinymonitor.Nic
sięniestało.Żadnegoalarmu.Wyprostowałsięizawiesiłaparatnapasku.
Zkieszeniwyciągnąłparęlateksowychrękawiczekinakładającje,
słuchał,jakWallingrozmawiazkimśoznalezieniuświni.
-
Nie,nieotwieraliśmy-powiedziała.-Mamyotworzyć?
Słuchałaprzezchwilę.
-
Takmyślałam.Przyślijichtujaknajprędzejimożejużwreszciesię
toskończy.
Boschsięgnąłdokabinyiwyjąłaparatfotograficzny.Byłtocyfrowy
nikon.Przypomniałsobie,żepodłóżkiemwsypialniKentówtechnicy
znaleźlipokrywkęobiektywuaparatutejmarki.Sądził,żemawręku
aparat,którymzrobionozdjęcieAliciiKent.Włączyłgoitymrazemnie
byłbezradny,mającdoczynieniazurządzeniemelektronicznym.Miał
własnyaparatcyfrowy,któryzwyklezabierałzesobą,jadącdo
Hongkongu,byzobaczyćsięzcórką.Kupiłgo,gdywybralisięrazemdo
chińskiegoDisneylandu.
Niemiałwprawdzienikona,aleszybkosięzorientował,żewaparacienie
mazapisanychżadnychfotografii,ponieważwyciągniętozniegokartę
pamięci.
Odłożyłaparatizacząłprzeglądaćstertęrzeczynafotelupasażera.Poza
aktówkąbyłtamdziecięcypojemniknakanapkiorazpodręcznikobsługi
komputeraAppleipogrzebaczdokominka.Żadnaztychrzeczyniemiała
związkuzesprawąiżadnagonieinteresowała.Napodłodzeprzed
siedzeniemzauważyłkijgolfowyizwiniętyplakat.
Odsunąłnabokbrązowątorebkęiburrito,poczymoparłsięłokciemo
podłokietnikmiędzyfotelami,abysięgnąćdoschowka.Spoczywałwnim
tylkojedenprzedmiot-broń.Boschwyciągnąłjąiobróciłwdłoni.Tobył
rewolwerSmith&Wessonkaliber.22.
-Chybamamynarzędziezbrodni-zawołał.
Wallingnieodpowiedziała.Wciążstałazapikapem,zożywieniem
wydającpoleceniaprzeztelefon.
Boschodłożyłrewolwerdoschowkaizamknąłgo,uznając,żelepiej
zostawićbrońnamiejscudoprzyjazduekipykryminalistycznej.Znów
zerknąłnazwiniętyplakatizczystejciekawościpostanowiłgoobejrzeć.
Wspierającsięnapodłokietniku,rozwinąłgonazaśmieconymsiedzeniu.
Plakatprzedstawiałdwanaściepozycjijogi.
Boschnatychmiastprzypomniałsobieprostokątneodbarwienie,które
widziałnaścianiewpokojudoćwiczeńwdomuKentów.Niemiał
pewności,aleprzypuszczał,żerozmiarplakatupasowałbydotamtej
plamy.Szybkozwinąłplakatizacząłsięwycofywaćzkabiny,abypokazać
Wallingswojeznalezisko.
Wysiadając,zauważył,żeoparciedzielącesiedzeniapełnitakżefunkcję
schowka.Zatrzymałsięigootworzył.
Zamarł.Wschowkubyłuchwytnakubek,wktórymtkwiłokilka
stalowychkapsułekprzypominającychspłaszczonenaobukońcach
pociski.Lśniącastalprzypominałasrebro.Możnająbyłonawetpomylić
zesrebrem.
Boschwziąłmonitoriwykonałkilkaokrężnychruchównadkapsułami.
Nieusłyszałalarmu.Obróciłaparatwrękach.Nabokuurządzenia
dostrzegłmałyprzełącznik.Przesunąłgokciukiem.Inaglezawyłalarm,
wydającseriędźwiękówztakączęstotliwością,żebrzmiałotojakjeden
przeciągłyryksyreny,odktóregopękałybębenki.
Boschwyskoczyłzkabinyizatrzasnąłdrzwi.Plakatwylądowałnaziemi.
-
Harry!-krzyknęłaWalling.-Cosiędzieje?
Podbiegładoniego,zamykającobiodroklapkętelefonu.Boschwyłączył
monitor.
-
Cosiędzieje?!-zawołała.
Boschpokazałdrzwipikapa.
-
Wschowkujestbroń,awśrodkowejprzegródcecez.
-
Co?
-
Wschowkupodśrodkowymoparciemjestcez.Gonzalveswyjął
kapsułyześwini.Dlategoniemiałichwkieszeni.Byływoparciumiędzy
siedzeniami.
Dotknąłprawegobiodra-miejsca,którepoparzyłsobieGonzalves.Gdy
siedziałwpikapie,taczęśćciałaznajdowałasiętużobokschowkapod
oparciem.
Rachelprzezdługąchwilęmilczała,patrzącwjegotwarz.
-
Nicciniejest?-zapytaławkońcu.
Boschomalsięnieroześmiał.
-
Niewiem-powiedział.-Spytajzadziesięćlat.
Wahałasię,jakgdybywiedziałacoś,czegoniemogłamuwyjawić.
-
Co?
-
Nic.Alemimowszystkopowinnicięzbadać.
-
Icozrobią?Słuchaj,niebyłemwkabinietakdługo.Napewno
krócejniżGonzalves,którydosłownienatymsiedział.Prawieztegojadł.
Nieodpowiedziała.Boschpodałjejmonitor.
-
Byłwyłączony.Myślałem,żejestwłączony,gdymigodałaś.
Wzięłaaparatiobejrzała.
-
Teżtakmyślałam.
Boschuświadomiłsobie,żezamiastnapasku,nosiłmonitorwkieszeni.
Dwarazywyjmującgoichowając,prawdopodobnienieświadomiego
wyłączył.Spojrzałnapikapa,zastanawiającsię,czytomożliwe,że
właśniezaaplikowałsobiegroźnądlazdrowiaalbożyciadawkę
promieniowania.
-
Muszęsięnapićwody-powiedział.-Mamwbagażnikubutelkę.
Podszedłdotyłuswojegosamochodu.ChowającsięprzedWallingza
uniesionąklapąbagażnika,oparłsięrękamiozderzak,starającsię
rozszyfrowaćsygnały,jakiejegociałowysyłałodomózgu.Czuł,żecośsię
znimdzieje,leczniewiedział,czytoreakcjafizjologiczna,czyprzyczyną
dreszczysąemocjewywołanetym,cosięprzedchwiląstało.Przypomniał
sobie,colekarkamówiłaopoważnychobrażeniachwewnętrznych,jakich
doznałGonzalves.Czyjegoukładodpornościowyprzestajedziałać?Czy
teżjużspływadościeku?
Naglewmyślachmignąłmuobrazcórkinalotnisku,gdziewidziałją
ostatniraz.
Zakląłgłośno.
-
Harry?
Boschwyjrzałzaklapębagażnika.Rachelszławjegostronę.
-
Ludziejużtujadą.Będązapięćminut.Jaksięczujesz?
-
Chybawporządku.
-
Todobrze.Rozmawiałamzszefemzespołu.Sądzi,żeekspozycja
byłazakrótka,żebymiałajakieśpoważniejszeskutki.Mimoto
powinieneśpojechaćnaizbęprzyjęćisięzbadać.
-
Zobaczymy.
Sięgnąłdobagażnikaiwyciągnąłlitrowąbutelkęwodyzeswojego
zestawuawaryjnego.Przydawałamusiępodczastrwającychdłużejniż
zwykleobserwacji.Otworzyłjąipociągnąłdwadużehausty.Wodanie
byłazimna,aledobrzemuzrobiła.Zupełniewyschłomuwgardle.
Zakręciłbutelkęiwłożyłdobagażnika.PodszedłdoWalling.Podrodze
spojrzałwstronępołudnia.Zdałsobiesprawę,żealejkabiegnieza
punktemEasyPrinticiągniesięwzdłużzapleczysklepówibiurna
Cahuenga.SięgałaażdoBarham.
Walejcewmniejwięcejdwudziestometrowychodstępachstałyzielone
kontenerynaśmieci,ustawioneprostopadledotyłubudynków.Bosch
uświadomiłsobie,żekonteneryzostaływysunięte
zprzestrzenimiędzybudynkamiiogrodzonymidziedzińcami.Takjakw
SiłverLake,byłdzieńwywozuśmieciikonteneryczekałynamiejskie
śmieciarki.
Naglewszystkopojął.Jakgdybydoszłodosyntezy.Dwaelementyłączą
sięzesobą,tworząccośnowego.Szczegółyzdjęćzmiejscazbrodni,które
niedawałymuspokoju,plakatzpozycjamijogi,wszystkonabrałosensu.
Promieniegammaprzeszyłyjegociałoirozjaśniłymumyśli.Jużwiedział.
Zrozumiał.
-
Tośmieciarz.
-
Kto?
-
DigobertoGonzalves-odrzekłBosch,spoglądającwgłąbalejki.-
Jestdzieńwywózki.Wystawionokontenery,żebyśmieciarkimogłyje
opróżnić.Gonzalvesjestśmieciarzem,śmietnikowymnurkiem.Wiedział,
żedzisiajwystawiająkonteneryiżewartobędzietuprzyjechać.
PopatrzyłnaWallingidokończyłmyśl:
-
Podobniejakktośjeszcze.
-
Chceszpowiedzieć,żeznalazłcezwkontenerzeześmieciami?
Boschskinąłgłową,wskazującalejkę.
-
TamnakońcujestBarham.BarhammożnadojechaćdoLake
Hollywood.LakeHollywoodmożnadojechaćnapunktwidokowy.Sprawa
niewychodzipozajednąstronęmapy.
Wallingstanęłaprzednim,zasłaniającmuwidokalejki.Boschusłyszałw
oddalisyreny.
-
Cochceszprzeztopowiedzieć?ŻeNassariEl-Fayedukrylicezw
kontenerzeustópwzgórza?Atenśmieciarzgoznalazł?
-
Chcętylkopowiedzieć,żeodzyskałaścez,więcznowumamydo
czynieniazesprawązabójstwa.Zpunktuwidokowegomożnadojechaćna
tęalejkęwciągupięciuminut.
-
Coztego?SkradlicezizabiliKentatylkopoto,żebytuprzyjechaći
ukryćmateriał?Taksądzisz?Amożesądzisz,żepoprostugowyrzucili?
Pocomielibytorobić?Czytowogólemasens?Wtensposóbnie
wywołalibypaniki,aprzecieżotoimchodzi.
Boschzwróciłuwagę,żetymrazemzadałasześćpytańnaraz,
ustanawiajączapewnenowyrekord.
-
Sądzę,żeNassariEl-Fayedwogóleniemieliwrękachtegocezu-
odparł.
Podszedłdotoyotyipodniósłzziemizwiniętyplakat.PodałgoRachel.
Syrenywyłycorazgłośniej.
Wallingrozwinęłaplakatispojrzałananiego.
-
Cotojest?Cotoznaczy?
Boschzabrałplakatizacząłgorolować.
-
Gonzalvesznalazłgowtymsamymkontenerze,wktórymznalazł
broń,aparatiołowianąświnię.
-
Noi?Cotoznaczy,Harry?
Walejkęskręciłydwasamochodyfederalnychiruszyływichstronę,
omijającslalomemwystawionekontenery.Kiedysięzbliżyły,Bosch
zobaczył,żezakierownicąpierwszegowozusiedziJackBrenner.
-
Słyszyszmnie,Harry?Cotozna…
NagleBoschowiugięłysiękolanaiosunąłsięnaRachel,zarzucającjej
ręcenaszyję,abynieupaść.
-
Bosch!
Złapałagoiprzytrzymała.
-
Eee…nieczujęsięzadobrze-wymamrotał.-Chybalepiejbędzie…
możeszmniezabraćdosamochodu?
Pomogłamusięwyprostowaćizaczęłagoprowadzićwstronę
samochodu.Boschopierałrękęnajejramionach,słyszączasobątrzask
zamykanychdrzwi,kiedyagenciwysiedlizwozów.
-
Gdziemaszkluczyk?-zapytałaWalling.
KiedyBoschpodawałjejkluczyki,podbiegłdonichBrenner.
-
Cojest?Cosięstało?
-
Zostałnapromieniowany.Cezjestwschowkupodśrodkowym
oparciemwtoyocie.Uważajcie.Zabieramgodoszpitala.
Brennerodsunąłsię,jakgdybyBoschbyłnosicielemzakaźnejchoroby.
-
Wporządku-rzekł.-Zadzwoń,kiedybędzieszmogła.
BoschiWallingszlidosamochodu.
-
No,Bosch,trzymajsię-mówiłaWalling.-Bądździelny,zarazsię
tobązajmiemy.
Znówzwróciłasiędoniegoponazwisku.
18
Samochódszarpnąłgwałtownie,gdyWallingwyjechałazalejkiiskręciła
napołudnie,włączającsiędoruchunaCahuenga.
-
Zabieramciędo„QueenofAngels”,żebydoktorGarnermogłacię
obejrzeć-powiedziała.-Trzymajsię,zróbtodlamnie,Bosch.
Wiedział,żeczułenazywanieponazwiskuniebawemsięskończy.
WskazałpaslewegoskrętuprowadzącynaBarhamBoulevard.
-
Dajspokójzeszpitalem-powiedział.-Zawieźmniedodomu
Kentów.
-
Co?
-
Późniejpojadęsięzbadać.JedźdodomuKentów.Skręćtu.Jedź!
Wjechałanapaslewegoskrętu.
-
Cosiędzieje?
-
Nicminiejest.Wszystkowporządku.
-
Toznaczy,żetozasłabnięcieprzedchwiląbyło…
-
Musiałemcięstamtądzabrać,musiałemcięzabraćodBrennera,żeby
tosprawdzićiztobąpogadać.Bezświadków.
-
Cosprawdzić?Oczympogadać?Zdajeszsobiesprawę,cozrobiłeś?
Myślałam,żeratujęciżycie.TerazBrenneralboktośinnyzapiszesobiena
koncieodzyskaniecezu.Wielkiedzięki,gnojku.Tobyłomojemiejsce
zdarzenia.
Rozpiąłmarynarkęiwyciągnąłzrolowanyizłożonyplakat.
-
Nieprzejmujsiętym-powiedział.-Tybędzieszmogłazapisaćsobie
nakonciearesztowania.Tylkomożeniebędzieszchciała.
Rozłożyłplakat,zaginającgórnączęśćikładącjąnakolanach.
Interesowałagodolnaczęść.
-
Dhanurasana-powiedział.
Wallingzerknęłananiego,apotemnaplakat.
-
Zacznieszwreszciemówić,ocotuchodzi?
-
AliciaKentćwiczyjogę.Wjejpokojudoćwiczeńwidziałemmaty.
-
Jateż.Coztego?
-
Widziałaśodbarwienieodsłońcanaścianiepojakimśobrazie,
kalendarzualboplakacie?
-
Tak,widziałam.
Boschuniósłplakat.
-
Idęozakład,żetenbędziepasowałjakulał.Tojestplakat,który
Gonzalvesznalazłrazemzcezem.
-
Icotooznacza?Jeżeliplakatfaktyczniebędziepasował?
-
Żetobyłazbrodniaprawiedoskonała.AliciaKentukartowała
zabójstwomężaigdybyDigobertoGonzalvesprzypadkiemnieznalazł
wyrzuconychdowodów,uszłobytojejnasucho.
Wallinglekceważącopokręciłagłową.
-
Dajspokój,Harry.Twierdzisz,żeweszławzmowęz
międzynarodowymiterrorystami,żebyzabilijejmężawzamianzacez?
Niewierzę,żewogóletorobię.Muszęwracaćnamiejscezdarzenia.
Spojrzaławlusterka,przygotowującsiędomanewruzawracania.Jechali
LakeHollywoodDriveioddomuKentówdzieliłyichdwieminuty.
-
Nie,jedźdalej.Jesteśmyprawienamiejscu.AliciaKentweszław
zmowę,aleniezżadnymterrorystą.Dowodemjestcezwśmieciach.Sama
mówiłaś,żeMobyiEl-Fayedniemogliukraśćcezu,żebygowyrzucić.
Jakiztegowniosek?Toniebyłakradzież.Tonaprawdębyłomorderstwo.
Cezbyłfałszywymtropem.TakjakRaminSamir.AMobyiEl-Fayed?Też
mielinaszmylić.Tenplakatpomożetoudowodnić.
-
Jak?
-
Dhanurasana,łuk.
Przysunąłplakatbliżej,żebymogłazobaczyćpozycjęjogiwdolnymrogu.
Ilustracjaprzedstawiałależącąnabrzuchukobietę,zrękamiztyłu,
trzymającsięzakostkiwtakisposób,żejejtułówbyłwygiętywłuk.
Wyglądała,jakgdybyjązwiązano.
Wallingzerknęłanazakrętprzedsobą,poczymjeszczerazprzyjrzałasię
pozycjinaplakacie.
-
Wejdziemydodomuisprawdzimy,czyplakatpasujedoplamyna
ścianie-rzekłBosch.-Jeżelitak,toznaczy,żeonaimordercazdjęligo,
boniechcieliryzykować,żezobaczymygoiskojarzymyztym,coją
spotkało.
-
Tonaciągane,Harry.Itomocno.
-
Wcalenie,jeżelipopatrzymynatowszerszymkontekście.
-
Atyoczywiściepotrafiszgoprzedstawić.
-
Jaktylkowejdziemydodomu.
-
Mamnadzieję,żeniepozbyłeśsięklucza.
-
Jasne,żenie.
WallingskręciławArrowheadDriveiwcisnęłagaz.Alepochwili
zwolniłaiznówzniedowierzaniempokręciłagłową.
-
Toniedorzeczne.Przecieżpodałanamimię„Moby”.Niemogła
wiedzieć,żejestwkraju.Pozatymtwójświadektwierdzi,żewpunkcie
widokowymmordercanacisnąłspust,wzywającAllaha.Jak…
-
Najpierwspróbujmyprzyłożyćplakatdościany.Jeżelipasuje,
wszystkocidokładniewytłumaczę.Obiecuję.Jeżeliniepasuje,toręczę
słowem-przestanęcizawracaćgłowę.
Ustąpiłaiprzezostatniodcinekdroginieodezwałasięanisłowem.Przed
domemKentówniebyłojużwozuFBI.Boschprzypuszczał,żewszyscy
jakjedenmążruszylidomiejscaodnalezieniacezu.
-
DziękiBogu,żeniemuszęjeszczerazspotykaćsięzMaxwellem-
powiedział.
Wallingnawetsięnieuśmiechnęła.
Boschwysiadł,niosącplakatorazteczkęzezdjęciami,któretechnicy
zrobiliwdomuKentów.KluczamiStanleyaKentaotworzyłdrzwiiod
razuskierowalisiędopokojućwiczeń.Stanęlipoobustronach
prostokątnegoodbarwienianaścianie,aBoschrozwinąłplakat.Trzymając
gozagórnerogi,przyłożyliplakatdorogówplamy.Boschprzesunąłdrugą
rękąprzezśrodekplakatu,wygładzającgonaścianie.Plakatpasował
idealnie.Cowięcej,śladypotaśmienaścianiepasowałydośladówi
resztektaśmynaplakacie.Boschniemiałnajmniejszychwątpliwości.
PlakatznalezionyprzezDigobertaGonzalvesawkontenerzeprzy
CahuengazpewnościąpochodziłzdomowegostudiajogiAliciiKent.
Rachelpuściłaswojąstronęplakatuiwyszłazpokoju.
-
Będęwsalonie.Niemogęsiędoczekaćtwoichwyjaśnień.
Boschzrolowałplakatiposzedłzanią.Wallingusiadłanatymsamym
fotelu,naktórymprzedkilkomagodzinamiposadziłMaxwella.Bosch
stanąłprzednią.
-
Balisię,żeplakatichzdradzi-powiedział.-Jakiśsprytnyagentczy
detektywmógłbyzobaczyćpozycjęłukuizacząćsięzastanawiać.Kobieta
ćwiczyjogę,możemogłabywytrzymaćzwiązananałóżku,możetobyłjej
pomysł,możezrobiłato,żebypomócwprowadzićnaswbłąd.Woleliwięc
nieryzykować.Plakatmusiałzniknąć.Trafiłdokonteneranaśmiecirazem
zcezem,broniąiwszystkim,czegoużyli.Zwyjątkiemkominiarekilipnej
mapy,którepodrzucilirazemzsamochodempoddomemSamira.
-
Jestmistrzyniąprzestępstwa-powiedziałaWallingzdrwinąw
głosie.
Boschciągnął,niezrażonyjejsarkazmem,wiedział,żejąprzekona.
-
Jeżelikażeszswoimludziomprzeszukaćtamtenszeregkontenerów,
znajdzieszresztę-tłumikzbutelkipocoli,rękawiczki,pierwszyzestaw
opasek,którymijązwiązano,wszystkie…
-
Pierwszyzestawopasek?
-
Zgadzasię.Zarazdotegodojdę.
NaWallingniezrobiłotożadnegowrażenia.
-
Lepiejdojdźdowszystkiegopokolei.Bowtejhistoriijestmnóstwo
dziur.Cozimieniem„Moby”?CozwzywaniemAllahaprzezmordercę?
Co…
Boschpodniósłrękę.
-
Zaczekaj-powiedział.-Muszęsięnapićwody.Wyschłomiwgardle
odtegogadania.
Poszedłdokuchni,pamiętając,żerozglądającsiętamwcześniej,widział
wlodówcebutelkischłodzonejwody.
-
Chceszcoś?-zawołał.
-
Nie-odkrzyknęłaWalling.-Niejesteśmyusiebie,zapomniałeś?
Boschotworzyłlodówkę,wyciągnąłbutelkęwodyiwypiłpołowę,stojąc
przedotwartymidrzwiami.Zimnepowietrzeteżdobrzemuzrobiło.
Zamknąłlodówkę,lecznatychmiastotworzyłjąponownie.Cośzauważył.
Nagórnejpółcestałaplastikowabutelkazsokiemwinogronowym.
Wyciągnąłjąiobejrzał,przypomniawszysobie,żegdyprzeglądałśmieci
wgarażu,znalazłpapieroweręcznikiześladamisokuwinogronowego.
Kolejnykawałekukładankitrafiłnawłaściwemiejsce.Boschodstawił
butelkęnamiejsce,poczymwróciłdosalonu,gdzieRachelczekałana
dalszyciąg.Nadalniezamierzałsiadać.
-
Dobra,kiedyzłapaliścienawideowporcieterrorystęznanegojako
Moby?
-
Cotomawspół…
-
Proszęcię,odpowiedznapytanie.
-
Dwunastegosierpniazeszłegoroku.
-
Dobra,dwunastegosierpnia.Apotemco,ogłoszonojakiśalarmw
FBIiDepartamencieBezpieczeństwaKrajowego?
Skinęłagłową.
-
Alenieodrazu-powiedziała.-Dopieropodwóchmiesiącach
analizywideopotwierdzono,żetobyliNassariEl-Fayed.Napisałam
komunikat.Wyszedłdziewiątegopaździernikaizawierałinformacjęo
tym,żewidzianoichobuwkraju.
-
Dlaczegonieogłosiliścietegopublicznie?Pytamzczystej
ciekawości.
-
Bomieliśmy…właściwieniemogęcipowiedzieć.
-
Właśniepowiedziałaś.Pewnieobserwowaliściejakąśosobęczy
miejsceiliczyliścienato,żesiętampojawią.Gdybyścietopodalido
publicznejwiadomości,moglibyzejśćdopodziemiaijużnigdybysięnie
pokazali.
-
Możemywrócićdotematu?
-
Jasne.Awięckomunikatwychodzidziewiątegopaździernika.Tego
dniazrodziłsięplanzamordowaniaStanleyaKenta.
Wallingskrzyżowałaręcenapiersiipatrzyłananiego.Boschpomyślał,że
byćmożezaczynarozumieć,doczegozmierza,iniejestzachwycona.
-
Najlepiejzacząćodkońcaicofnąćsiędopoczątku-powiedział
Bosch.-AliciaKentpodaławamimięMoby’ego.Skądmogłajeznać?
-
Usłyszała,jakjedenzwracałsiętakdodrugiego.
Boschprzeczącopokręciłgłową.
-
Nie,powiedziałaci,żeusłyszała.Alejeżelikłamała,skąd
wiedziałaby,jakieimięmapodać?Czyżbytobyłzbiegokoliczności,że
podałapseudonimfaceta,którypółrokuwcześniejbyłwidzianywkraju-
itoakuratwokręguLosAngeles?Niesądzę,Rachel,tychybateżnie.
Takiegoprawdopodobieństwaniedasięobliczyć.
-
Nodobrze,więctwierdzisz,żeimiępodałjejktośzbiuraalboinnej
agencji,doktórejtrafiłmójkomunikat.
Boschskinąłgłowąiwycelowałwniąpalec.
-
Zgadzasię.Podałjejimię,żebymogłaznimwyskoczyć,kiedy
będziejąprzesłuchiwałtenmistrzzFBI.Imięrazemzplanem
podrzuceniasamochoduprzeddomemRaminaSamiramiałozmylićtrop,
żebyFBIiresztazaczęliszukaćterrorystów,którzyniemieliztymnic
wspólnego.
-
„Podał”?On?
-
Właśniedotegozmierzam.Maszrację,imięmógłjejprzekazać
każdy,ktowidziałkomunikat.Przypuszczam,żewgręwchodziłobysporo
osób.SporowsamymLosAngeles.Jakwięczawęzićtęgrupędojednego
człowieka?
-
Tymipowiedz.
Boschotworzyłbutelkęiwypiłresztęwody.Trzymającwręcepustą
butelkę,kontynuował:
-
Spróbujmyjązawęzić,cofającsięjeszczedalej.Gdziemogłysię
przeciąćdrogiAliciiKentijednejzosób,którewiedziałyoMobym?
Wallingzmarszczyłabrwiipokręciłagłową.
-
Przytakichparametrach,gdziekolwiek.Wkolejcewsupermarkecie
albogdykupowałanawózdoróż.Gdziekolwiek.
Boschnaprowadziłjądokładnietam,gdziezamierzał.
-
Wobectegonależyzawęzićparametry-ciągnął.-Gdziemogłaby
spotkaćkogoś,ktowiedziałoMobym,ajednocześniewiedział,żejejmąż
madostępdomateriałówradioaktywnych,któremogłybyinteresować
Moby’ego?
Wallinglekceważącopotrząsnęłagłową.
-Nigdzie.Musiałobydojśćdonadzwyczajnegozbieguokoliczności,żeby…
Urwała,kiedywreszciedoniejdotarło.Doznałaolśnienia.Iszoku,gdy
zrozumiała,coBoschmanamyśli.
-
MójpartnerijanapoczątkuzeszłegorokuodwiedziliśmyKentów,
żebyichostrzec.Chybachceszmidaćdozrozumienia,żejestem
podejrzana.
Boschpokręciłgłową.
-
Mówiłemopodejrzanymwrodzajumęskim,pamiętasz?Nie
przyjechałaśtusama.
Gdypojęłasugestię,wjejoczachzamigotałazłość.
-
Toabsurd.Wykluczone.Niewierzę,żemógłbyś…
Niedokończyła,jakgdybyodnalazławpamięcijakiśszczegół,którymógł
podważyćjejzaufanieilojalnośćwobecpartnera.Boschwychwyciłten
sygnałipodszedłbliżej.
-
Co?-spytał.
-
Nic.
-
Co?
-
Słuchaj,dobrzeciradzę-powiedziałastanowczo-lepiejniemów
nikomuoswojejteorii.Maszszczęście,żejapierwszająusłyszałam.Bo
gadaszjakjakiśpomyleniec,któremuzależytylkonawendecie.Niemasz
dowodów,niemaszmotywu,niemaszżadnychobciążającychzeznań,nic.
Tylkochorąhipotezęopartąna…plakaciezpozycjamijogi.
-
Niemainnegowyjaśnienia,którepokrywasięzfaktami.Mówięo
faktachsprawy.Nieofakcie,żeFBI,DepartamentBezpieczeństwaireszta
rządufederalnegobylibyzachwyceni,gdybytobyłzamachterrorystyczny,
bodziękitemuudowodniliby,żesąpotrzebniiodwróciliuwagękrytyków
odswoichwpadek.Wbrewtemu,comyślisz,sądowodyisąobciążające
zeznania.GdybyśmypodłączyliAliciiKentwykrywaczkłamstw,
przekonałabyśsię,żewszystko,copowiedziałamnie,tobieitemu
mistrzowiprzesłuchiwaniatołgarstwo.PrawdziwymmistrzembyłaAlicia
Kent.Mistrzyniąmanipulacji.
Wallingpochyliłasięispuściławzroknapodłogę.
-
Dziękuję,Harry.Taksięskłada,żetymmistrzemprzesłuchiwania,z
któregotaksobieszydzisz,jestemja.
Boschnamomentotworzyłusta.
-
Och…tak…toprzepraszam…aletoniemaznaczenia.Ważne,że
AliciaKentjestmistrzyniąkłamstwa.Nakłamałanam,aleskorojuż
wiemy,jakbyłonaprawdę,łatwojąbędziezdemaskować.
Wallingwstałazfotelaipodeszładooknapanoramicznego.Pionowe
żaluzjebyłyzasłonięte,alerozchyliłajepalcamiiwyjrzałanaulicę.Bosch
widział,żerozmyślanadjegoteorią,analizującwszystkieszczegóły.
-
Aświadek?-spytała,nieodwracającsię.-Słyszał,jakmorderca
krzyknął„Allah”.Teżnależałdospisku?Amożeprzypadkiemwiedzieli,
żetamjest,ikrzyknęli„Allah”wramachswojejmistrzowskiej
manipulacji?
Boschdelikatnieodchrząknął.Gardłogopiekłoicoraztrudniejbyłomu
mówić.
-
Nie,toakuratlekcjanatematsłyszeniatego,cochcesięusłyszeć.
Przyznajęsię,żekiepskizemniemistrzprzesłuchiwania.Chłopak
powiedziałmi,żemordercakrzyknął,naciskającspust.Mówił,żeniejest
pewien,alebrzmiałotojak„Allah”,cooczywiściezgadzałosięztym,co
wtedymyślałem.Usłyszałemto,cochciałemusłyszeć.
Wallingodsunęłasięodokna,usiadłaiznówzałożyłaręce.Boschw
końcutakżeusiadłnafotelunaprzeciwniej.
-
Aleskądświadekmógłwiedzieć,żekrzyczałmorderca,anieofiara?
-ciągnął.-Siedziałponadpięćdziesiątmetrówodnich.Byłociemno.Skąd
mógłwiedzieć,żetonieStanleyKentwykrzyczałostatniesłowoprzed
egzekucją?Imiękobiety,którąkochał,bomiałumrzeć,niewiedzącnawet,
żegozdradziła.
-
Alicia.
-
Otóżto.„Alicia”zagłuszonaprzezstrzałzmieniłasięw„Allaha”.
Wallingopuściłaręceiwychyliłasiędoprzodu.Tobyłdobryznak.Z
językajejciałaBoschodczytał,żepowoliosiągacel.
-
Mówiłeśwcześniejopierwszymzestawieopasek-powiedziała.-Co
miałeśnamyśli?
Boschskinąłgłowąipodałjejteczkęzfotografiamizmiejscazdarzenia.
Najlepszezostawiłnakoniec.
-
Przyjrzyjsiętymzdjęciom-rzekł.-Cowidzisz?Otworzyłateczkęi
zaczęłaoglądaćfotografie.Przedstawiałyróżne
ujęciasypialniKentów.
-
Sypialnie-odparła.-Czegośniezauważyłam?
-
Otóżto.-Co?
-
Chodzioto,czegoniewidzisz.Nazdjęciuniemaubrania.Alicia
powiedziałanam,żekazalijejusiąśćnałóżkuisięrozebrać.Mamy
uwierzyć,żezanimjązwiązali,pozwolilijejschowaćubranie?Włożyćdo
koszanabrudnąbieliznę?Popatrznaostatniezdjęcie.Jestze-maila,
któregowysłalidoStanleyaKenta.
Wallingprzerzuciładokumentywteczceiznalazławydrukzdjęciaze-
maila.Oglądałajewskupieniu.Boschdostrzegłwjejoczachbłysk
zrozumienia.
-
Coterazwidzisz?
-
Szlafrok-odrzekłazprzejęciem.-Kiedypozwoliliśmysięjejubrać,
poszłaposzlafrokdogarderoby.Nafoteluniebyłoszlafroka!
Boschprzytaknąłizaczęliwspólnieuzupełniaćbrakująceelementy
historii.
-
Conamtomówi?-zapytał.-Żeterroryścibylitakuprzejmi,że
kiedyzrobilizdjęcie,powiesiliszlafrokwgarderobie?
-
AmożepaniKentzostałazwiązanadwarazy,aszlafrokzniknął
międzyjednymadrugim?
-
Popatrzjeszczeraznatozdjęcie.Zegarnanocnejszafcejest
wyłączony.
-
Dlaczego?
-
Niewiem,możesiębali,żebynafotografiinieznalazłsiężadenślad
wskazującynagodzinę.Możepierwszegozdjęciawogóleniezrobiono
wczorajtylkopodczaspróbygeneralnejdwadnialbodwatygodnietemu.
Rachelskinęłagłową,aBoschwidział,żejużmuwierzy.
-
Pierwszyrazzostałazwiązanadozdjęcia,apotemprzednaszym
przyjazdem-powiedziała.
-
Takjest.Dziękitemumogłapomócwrealizacjiplanunapunkcie
widokowym.Niezabiłamęża,alesiedziaławdrugimsamochodzie.Gdy
Stanleyjużnieżył,ceztrafiłdośmieci,asamochódpodrzucono
Samirowi,wróciłazeswoimwspólnikiemdodomuidałasięzwiązać.
-
Kiedyprzyjechaliśmy,wcaleniezemdlała.Grałazgodniezplanem.
Azmoczyłałóżkotylkopoto,żebylepiejsprzedaćnamnumer.
-
Zapachmoczuzamaskowałteżzapachsokuwinogronowego.
-
Oczymtymówisz?
-
Osinychśladachnajejkostkachiprzegubach.Terazwiemy,żenie
leżałazwiązanaprzezparęgodzin.Mimotomiałasińce.Wlodówcestoi
otwartabutelkasokuwinogronowego,awkuble
naśmiecileżąpapieroweręcznikizgranatowymiplamami.Zrobiłasobie
sińcesokiem.
-
OBoże,niemogęwtouwierzyć.
-
Wco?
-
Byłamzniąwtaktycznym,wmałympokoiku.Zdawałomisię,że
czujęzapachsokuwinogronowego.Myślałam,żektośtambyłprzednami
ipiłsok.Czułamgo!
-
Samawidzisz.
Niebyłojużwątpliwości.Boschzdołałjąprzekonać.Naglejednakprzez
twarzWallingniczymchmuraprzemknąłcieńniepokojuizwątpienia.
-
Alecozmotywem?-spytała.-Mówimyoagenciefederalnym.Żeby
gooskarżyć,musimymiećwszystko,nawetmotyw.Niemożnaniczego
pozostawiaćprzypadkowi.
Boschbyłprzygotowanynatopytanie.
-
Samawidziałaśmotyw.AliciaKenttopięknakobieta.JackBrenner
jejpragnął,anadrodzestałmuStanleyKent.
Wallingwszokuotworzyłaszerokooczy.Boschdowodziłdalej.
-
Towłaśniemotyw,Rachel.Sama…
-
Aleprzecież…
-
Dajmiskończyć.Wyglądałototak.Tyitwójpartnerzjawiliściesię
tuwzeszłymroku,żebyostrzecKentówprzedzagrożeniemzwiązanymz
jegopracą.MiędzyAliciąiJackiemcośzaiskrzyło.Zainteresowałago,on
zainteresowałją.Zaczynająsiępotajemnieumawiaćnakawę,nadrinka,
wszystkojedno.Sprawarozwijasiękrokpokroku.Nawiązująromansi
angażująsięcorazbardziej,ażwreszciedochodządowniosku,żetrzeba
cośzrobić.Onamusizostawićmęża.Albomusząsięgopozbyć,bostawką
jestubezpieczenieipołowafirmy.Towystarczającymotyw,Rachel,ioto
chodziwtejsprawie.Nieocezaniterroryzm.Mamypodstawową
formułę:sekspluspieniądzerównasięmorderstwo.Towszystko.
Pokręciłagłową,marszczącbrwi.
-
Niewiesz,oczymmówisz.JackBrennerjestżonaty,matrojedzieci.
Jestspokojnym,nudnymfaceteminieinteresujągoskokiwbok.Nie
był…
-
Każdegofacetainteresująskokiwbok.Nieważne,czyjestżonatyani
ilemadzieci.
-Pozwoliszmiskończyć?-spytałacicho.-MyliszsięcodoBrennera.
PoznałAlicięKentdopierodzisiaj.Kiedytuprzyjechałamwzeszłym
roku,niebyłmoimpartnerem.Anirazuniemówiłamci,żetobyłon.
WiadomośćwstrząsnęłaBoschem.Odpoczątkuzakładał,żejejobecny
partnerwspółpracowałzniąteżwzeszłymroku.Przedstawiającjejswoją
wersjęwypadków,całyczasmiałwgłowieobrazBrennera.
-
Napoczątkurokuwewszystkichzespołachwtaktycznymbyły
przetasowania.Wramachpromowanialepszejkoncepcjiwspółpracy.Z
Jackiempracujęodstycznia.
-
Ktobyłtwoimpartneremwzeszłymroku,Rachel?
Przezdłuższąchwilępatrzyłamuwoczy.
-
CliffMaxwell.
19
HarryBoschomalsięnieroześmiał,leczbyłzbytzszokowany,więctylko
zniedowierzaniempokręciłgłową.RachelWallingpowiedziałamu,że
wspólnikiemAliciiKentwmorderstwiebyłCliffMaxwell.
-
Niemogęwtouwierzyć-rzekłwkońcu.-Pięćgodzintemu
mordercależałtunapodłodze,skutykajdankami!
RachelwydawałasięupokorzonaświadomościążemorderstwaStanleya
Kentaniedokonałniktobcy,akradzieżcezuokazałasięjedyniedobrze
rozegranympodstępem.
-
Rozumieszjużresztę?-spytałBosch.-Rozumiesz,jaktosięmiało
potoczyćdalej?Pośmiercijejmężatakbardzojejwspółczuje,żezaczyna
jąodwiedzać,pozatymprowadzisprawę.Zaczynająsięspotykać,
zakochująsięwsobieiniktsięniczemuniedziwi.Wszyscynadalszukają
Moby’egoiEl-Fayeda.
-
Acobysięstało,gdybyśmyichzłapali?-podjęłaWalling.-Mogliby
sięwszystkiegowypierać,dopókiOsamabinLadennieumarłbyze
starościwswojejjaskini,alektobyimuwierzyłikogobytoobchodziło?
Niemalepszegopomysłu,niżwrobićterrorystówwzbrodnię,którejnie
popełnili.Niezdołalibysięobronić.
Boschpokiwałgłową.
-
Zbrodniadoskonała-rzekł.-Planposypałsiętylkodlatego,że
DigobertoGonzalveszajrzałdokontenera.Gdybynieon,ciągle
ścigalibyśmyMoby’egoiEl-Fayeda,przekonani,żeSamirukrywałichw
swoimdomu.
-
Coterazzrobimy,Bosch?
Boschwzruszyłramionami,leczmimotoodpowiedział:
-
Chybazastawimyklasycznąpułapkęnaszczury.Wsadzamyobojedo
pokojówprzesłuchań,odsłaniamykartyizapowiadamy,żektopierwszy
zaczniemówić,możeliczyćnaugodęzprokuratorem.Stawiałbymna
Alicię.Złamiesię,pewniezrzucicałąwinęnaniego,powie,żedziałała
podjegowpływem.
-
Cośmimówi,żemaszrację.Prawdęmówiąc,niesądzę,żeby
Maxwellmiałtyleolejuwgłowie,żebytegodokonać.Pracowałamz…
Zadzwoniłjejtelefon.Wyciągnęłaaparatzkieszeniispojrzałana
wyświetlacz.
-
ToJack.
-
Dowiedzsię,gdziejestMaxwell.
OdebrałainajpierwodpowiedziałanaparępytańostanBoscha,
zapewniającBrennera,żenicmuniejest,tylkotracigłos,boboligo
gardło.Boschposzedłponastępnąbutelkęwody,alesłuchałzkuchni.
WallingmimochodemspytałaoMaxwella.
-
Przyokazji,powiedzmi,gdziejestCliff?Chciałamznimpogadaćo
tymzajściuzBoschemwkorytarzu.Niepodobałomisię,co…
Urwała,słuchającodpowiedzi,aBoschdostrzegłwyrazzaniepokojeniaw
jejoczach.Cośbyłonietak.
-
Kiedy?-zapytała.
Pochwiliwstała.
-
Słuchaj,Jack,muszękończyć.Boschachybazarazzwolnią.
Zadzwonię,gdytylkowszystkotuzałatwimy.
ZamknęłatelefonispojrzałanaBoscha.
-
Niecierpięgotakokłamywać.Niewybaczymitego.
-
Copowiedział?
-
Żenawiadomośćoznalezieniucezuzjechałosiętamzadużo
agentów-ściągnęliprawiewszyscyzcentrumiczekalinazespół
radiologiczny.Maxwellzgłosiłsięnaochotnika,żepojedziepoświadka
do„MarkaTwaina”.Nikttamniedotarł,boodwołałamzespół,którygo
miałodebrać.
-
Pojechałsam?
-
TakmówiłJack.
-
Dawno?
-
Półgodzinytemu.
-
Zabijego.
Boschszybkimkrokiemruszyłdowyjścia.
20
TymrazemprowadziłBosch.WdrodzedoHollywoodpowiedział
Walling,żeJesseMitfordniematelefonuwpokoju.Zakresusługwhotelu
MarkTwainpozostawiałwieledożyczenia.Boschzadzwoniłwięcdo
szefazmianywkomendzieHollywoodipoprosiłowysłaniepatroludo
hotelu,abysprawdzono,czyświadekjestbezpieczny.Następniezadzwonił
nainformacjęizostałpołączonyzrecepcjąhotelu.
-
Alvin,tudetektywBosch.Byłemuwasrano,pamiętasz?
-
Tak,tak.Ocochodzi,detektywie?
-
CzyktośpytałoStephenaKinga?
-
Hmm,nie.
-
Aczywciąguostatnichdwudziestuminutwpuszczałeśkogoś,kto
wyglądałnagliniarzaalboniemieszkałwhotelu?
-
Nie,detektywie.Cosięstało?
-
Posłuchaj,musisziśćnagóręipowiedziećStephenowiKingowi,
żebysięstamtądzabierał,apotemzadzwoniłnamojąkomórkę.
-
Jestemsamwrecepcji,detektywie.Niemamkogotuzostawić.
-
Tobardzopilne,Alvin.Muszęgowyciągnąćzhotelu.Tocizajmie
najwyżejpięćminut.Zapiszmójnumer:trzydwatrzy,dwaczterycztery,
pięćsześćtrzyjeden.Zapisałeś?
-
Zapisałem.
-
Dobra,idź.Gdybyktośpozamnągoszukał,powiedz,żesię
wymeldował,odebrałresztępieniędzyiwyszedł.Idź,Alvin,zgóry
dziękuję.
BoschzamknąłtelefonipopatrzyłnaRachel.Jegominawskazywała,że
niedowierzarecepcjoniście.
-
Tenfacettochybaćpun.
Przyspieszył,starającsiękoncentrowaćnaprowadzeniusamochodu.
WłaśnieskręcilizBarhamnaCahuengaijechalinapołudnie.
Przypuszczał,żejeślinieutknąwkorku,powinnidotrzećdo„Marka
Twaina”wciągupięciuminut.Bezradniepotrząsnąłgłową.Maxwellmiał
półgodzinyprzewagi,więczapewnejużbyłwhotelu.Mógłsięzakraść
tylnymwejściemidopaśćMitforda.
-
Maxwellmógłtamwejśćodtyłu-powiedziałdoWalling.-Podjadę
odstronyalejki.
-
Wiesz-odrzekłaWalling-możewcaleniechcemuzrobićkrzywdy.
Zabierzegozhotelu,pogadaznimisamoceni,czychłopakwidziałtyle,
żebystanowićzagrożenie.
Boschpokręciłgłową.
-
Wykluczone.Maxwellnapewnowie,żejeżeliznalezionocez,jego
planrozleciałsięnakawałki.Musizlikwidowaćwszystkiezagrożenia.
Najpierwpozbędziesięświadka,potemAliciiKent.
-
AliciiKent?Myślisz,żemógłbywykonaćruchprzeciwkoniej?
Przecieżtowszystkostałosięprzeznią.
-
Tojużniemaznaczenia.Dogłosudoszedłinstynkt
samozachowawczy,aAliciastanowizagrożenie.Tonieuniknione.
Przekroczyłgranicę,żebyzniąbyć.Terazprzekroczynastępną,żeby
ratowaćwłasny…
Boschumilkłipoczuł,żeoblewagozimnypot,kiedynaglecośsobie
uświadomił.GłośnozakląłiwyjeżdżajączprzełęczyCahuenga,wcisnął
gazdodeski.PrzeciąłtrzypasyHighlandAvenueprzedHollywoodBowli
zpiskiemoponzawróciłtużprzednadjeżdżającymisamochodami.Dodał
gazuifordemgwałtowniezarzuciło,gdyruszyłwstronęwjazduna
południowąnitkęHollywoodFreeway.Rachelzłapałasiędeski
rozdzielczejiuchwytudrzwi.
-
HARRY,COTYWYPRAWIASZ?JEDZIESZWZŁĄSTRONĘ!
Włączyłsyrenęiniebieskieświatłaostrzegawczenamasceitylnejszybie.
-
MITFORDTOZMYŁKA!-odkrzyknąłwodpowiedzi.-JADĘ
DOBRZE.KTOJESTWIĘKSZYMZAGROŻENIEMDLA
MAXWELLA?
-
ALICIA?
-
JASNE,ATERAZMANAJLEPSZĄOKAZJĘ,ŻEBYJĄDOPAŚĆ
WTAKTYCZNYM.WSZYSCYSĄWALEJCEPRZYCEZIE!
Naautostradziepanowałznośnyruch,adźwięksyrenypomagałgo
przerzedzić.Boschdoszedłdowniosku,żeMaxwellmógłjużdotrzećdo
centrum,jeżeliudałomusięuniknąćkorków.
Rachelotworzyłatelefonizaczęławstukiwaćnumery.Próbowałakilka
razy,leczniktnieodbierał.
-
NIEMOGĘSIĘDONIKOGODODZWONIĆ!-krzyknęła.
-
GDZIEJESTTAKTYCZNY?
Wallingniewahałasięanichwili.
-
NABROADWAYU.WIESZ,GDZIEJESTMILLIONDOLLAR
THEATER?TOWTYMSAMYMBUDYNKU.WEJŚCIEOD
TRZECIEJ.
Boschwyłączyłsyrenęiwyciągnąłtelefon.Zadzwoniłdoswojego
partnera,aFerrasodebrałnatychmiast.
-
Ignacio,gdziejesteś?
-
Właśniewróciłemdobiura.Technicyobejrzeliwózi…
-
Posłuchaj.RzućwszystkoiprzyjedźpodwejściedobudynkuMillion
DollarTheaternaTrzeciej.Wiesz,gdzietojest?
-
Cosiędzieje?
-
Wiesz,gdziejestMillionDollarTheater?
-
Tak,wiem.
-
SpotkamysięprzywejściunaTrzeciej.Wszystkowyjaśnięna
miejscu.
Zamknąłtelefoniznówwłączyłsyrenę.
21
Następnedziesięćminutzdawałysiętrwaćdziesięćgodzin.Boschkluczył
międzysamochodami,ażwreszciedotarłdozjazdunaBroadway.
Skręcając,wyłączyłsyrenęipomknąłwdółzbocza.Odceludzieliłyich
trzyskrzyżowania.
MillionDollarTheaterzbudowanowczasach,gdyprzemysłfilmowy
chwaliłsięswoimidziełamiwkinachwytwornychjakpałaceprzyodcinku
Broadwayuznajdującymsięwcentrum.Odkądostatnirazwyświetlonotu
premierowąprodukcję,minęłojednakparędziesiątkówlat.Bogato
zdobionąfasadęzasłaniałkiedyśpodświetlanyafisz,któryzamiastfilmów
reklamowałodrodzeniereligijne.Dziśkinoczekałopustenaratuneki
remont,anadnimwznosiłsiędwunastopiętrowybudynek,niegdyś
uważanyzaokazały,gdziedziśmieściłysiębiuraśredniejjakościoraz
mieszkalnelofty.
-
Niezłemiejscenatajnebiurotajnejjednostki-powiedziałBosch,
gdygmachwyłoniłsięprzednimi.-Niktbysięniedomyślił.
Wallingnieodpowiedziała.Znówpróbowałasiędokogośdodzwonić.Po
chwilizezłościązatrzasnęłaklapkętelefonu.
-
Niemogęsiępołączyćnawetzsekretarką.Zawszewychodzina
lunchdopieropopierwszej,więcwbiurzezawszektośjest,gdyagenci
wychodząwcześniej.
-GdziedokładniejesttobiuroiwktórejczęścijestAliciaKent?
-
Mamycałesiódmepiętro.Jesttammałysalonikzkanapąi
telewizorem.Posadzilijątam,żebymogłaoglądaćtelewizję.
-
Ileosóbpracujewwydziale?
-
Ośmioroagentów,sekretarkaikierowniczkabiura.Kierowniczka
właśnieposzłanaurlopmacierzyński,asekretarkajestnalunchu.
Mamnadzieję.AleniemoglizostawićAliciiKentsamej.Towbrew
przepisom.Ktośmusiałzniązostać.
BoschskręciłwprawowTrzeciąinatychmiastzatrzymałwózprzy
krawężniku.IgnacioFerrasjużnanichczekał,opartyoswojevolvo
kombi.Przednimstałzaparkowanyjeszczejedensamochód.Radiowóz
federalny.BoschiWallingwysiedli.BoschpodszedłdoFerrasa,aWalling
zajrzaładoradiowozu.
-
WidziałeśMaxwella?-spytałpartneraBosch.
-
Kogo?
-
AgentaMaxwella.Faceta,któregoranorozłożyliśmynałopatkiw
domuKentów.
-
Nie,nikogoniewidziałem.Co…
-
Tojegosamochód-powiedziałaWalling,podchodzącdonich.
-
Ignacio,tojestagentkaWalling.
-
Iggy.
-
Rachel.
Podalisobieręce.
-
Dobra,więcmusibyćnagórze-powiedziałBosch.-Iletujest
klatekschodowych?
-
Trzy-odrzekłaWalling.-Alenapewnowszedłdotejnajbliżej
samochodu.
Wskazałapodwójnestalowedrzwiniedalekorogubudynku.Bosch
podszedłtamsprawdzić,czysązamknięte.FerrasiWallingruszylizanim.
-
Cosiędzieje?-spytałFerras.
-
Maxwelltonaszmorderca-odparłkrótkoBosch.-Poszedłnagórę…
-Co?
Boschsprawdziłdrzwiwyjściowe.Odzewnątrzniebyłożadnychklamek
aniuchwytów.OdwróciłsiędoFerrasa.
-
Słuchaj,mamymałoczasu.Uwierzmi,toMaxwell.Wszedłtu,żeby
załatwićAlicięKent.Wej…
-
Coonaturobi?
-
FBImatuswojebiuro.TamjestAlicia.Koniecpytań,zgoda?Po
prostusłuchaj.AgentkaWallingijawjedziemywindąnagórę.Ty
zaczekaszprzytychdrzwiach.JeżeliMaxwellwyjdzie,rozwalaszgo.
Rozumiesz?Rozwalaszgo.
-
Dobra.
-
Wporządku.Wezwijwsparcie.Idziemy.
BoschpoklepałFerrasapopoliczku.
-
trzymajfason.
ZostawiliFerrasaiskierowalisiędogłównegowejścia.Wbudynkunie
byłożadnegoholu,tylkokorytarzzwindą.Drzwiotwierałosię
przyciskiem,aWallingzapomocąkartymagnetycznejodblokowała
przyciskzsiódemką.Windaruszyławgórę.
-
Cośmimówi,żenigdyniebędzieszgonazywałIggy-powiedziała
Walling.
Boschzbyłjejuwagęmilczeniem,alenaglecośmuprzyszłodogłowy.
-
Czykiedywindadojeżdżanapiętro,włączasięjakiśdzwonekczy
brzęczyk?
-
Niepamię…chybatak.Tak,napewno.
-
Notoświetnie.Będzienasmiałjaknadłoni.
Boschwyciągnąłzkaburyswojegokimberaiodbezpieczył.Walling
zrobiłatosamozeswojąbronią.BoschodsunąłWallingnabok,sam
przywierającdodrugiejścianywindy.Uniósłpistolet.Windawreszcie
dotarłanasiódmeiwkorytarzurozległsięcichydźwiękdzwonka.Drzwi
zaczęłysięrozsuwać,ukazującnajpierwBoscha.
Nikogoniebyło.
Kiedywysiedli,Rachelwyciągnęłarękęwlewo,dającmuznak,żetam
znajdująsiębiura.Boschprzyjąłpozycjęstrzeleckąinalekkougiętych
nogachruszyłkorytarzem,trzymającbrońwpogotowiu.
Nadalniebyłonikogo.
Szedłzwróconywlewo,podczasgdyRachelosłaniałagozprawej.
Dotarlidoobszernegopomieszczenia-biurawydziału-gdzieznajdowały
siędwarzędyboksóworaztrzyoddzielnegabinetywotwartymplanie.
Międzyboksamiumieszczonodużestojakizesprzętemelektronicznym,a
nakażdymbiurkustałydwamonitorykomputerowe.Biurosprawiało
wrażenie,jakgdybywkażdejchwilimożnajebyłospakowaćiprzenieść
winnemiejsce.
Boschwszedłdalejiprzezoknojednegozgabinetówzobaczył
mężczyznę,którysiedziałnakrześlezodchylonądotyługłowąi
otwartymioczami.Wyglądał,jakbymiałnaszyiczerwonyśliniaczek.Ale
Boschwiedział,żetokrew.Mężczyznadostałstrzałwpierś.
PokazałgoRachel.Najegowidokszybkowciągnęłahaustpowietrzai
wydałacichewestchnienie.
Drzwidogabinetubyłyuchylone.PodeszlidonichiBoschotworzyłje,a
Wallingosłaniałaichztyłu.GdyBoschznalazłsięwgabinecie,zobaczył
AlicięKentsiedzącąnapodłodze,opartąplecamiościanę.
Kucnąłprzyniej.Miałaotwarte,lecznieruchomeoczy.Międzyjejstopami
leżałpistolet,aścianazaniąbyłazbryzganakrwiąifragmentamimózgu.
Boschodwróciłsięiobejrzałpomieszczenie.Zrozumiał,naczympolegała
inscenizacja.Miałotowyglądaćtak,jakgdybyAliciaKentwyrwała
agentowibrońzkabury,zastrzeliłago,apotemusiadłanapodłodzei
odebrałasobieżycie.Niebyłożadnegolistuzwyjaśnieniem,leczMaxwell
niemógłwymyślićniczegolepszego,mającdodyspozycjiniewieleczasu.
BoschodwróciłsiędoWalling.Opuściłabrońistała,patrzącnamartwego
agenta.
-
Rachel-powiedział.-Ontumusijeszczebyć.
Wyprostowałsięiwyszedł,byprzeszukaćbiuro.Zerkającprzez
szybę,dostrzegłjakiśruchzastojakamizesprzętem.Zatrzymałsię,uniósł
brońizajednymzestojakówzauważyłczłowiekazmierzającegow
kierunkudrzwiztabliczkąWYJŚCIE.
WtymmomencieMaxwellwyskoczyłzukryciairzuciłsiędodrzwi.
-
Maxwell!-krzyknąłBosch.-Stój!
Maxwellbłyskawiczniesięobróciłiuniósłpistolet.Wchwili,gdydotknął
plecamidrzwi,zacząłstrzelać.Szybapękła,aodłamkiszkłaprysnęłyna
Boscha.Odpowiedziałogniemiposłałsześćkulwkierunkuotwartych
drzwi,aleMaxwellajużniebyło.
-
Rachel?-zawołał,nieodrywającoczuoddrzwi.-Jesteścała?
-
Tak.
Jejgłosdobiegłzdołu.Gdypadłystrzały,rzuciłasięnapodłogę.
-
Dokądprowadzątamtedrzwi?
Rachelwstała.Boschruszyłdowyjścia,oglądającsięnanią.Zobaczył
kawałkiszkłanajejubraniuirozcięcienapoliczku.
-
Naschodyprostodojegosamochodu.
Boschwybiegłzbiuranaklatkęschodową.Otworzyłtelefoniwcisnął
przyciskszybkiegowybierania,dzwoniącdopartnera.Ferrasodebrał,
zanimrozległsiępierwszysygnał.
-
Schodzi!
Boschrzuciłtelefonibiegiemruszyłposchodach.Słyszałtupotkroków
Maxwellanastalowychstopniachiinstynktmówiłmu,żeagentjestjużza
daleko.
22
Boschpokonałtrzypółpiętra,przeskakującpotrzystopnie.Słyszałkroki
biegnącejzanimWalling.Pochwilizdołudobiegłsięgłuchyłomot,gdy
Maxwelldotarłdodrzwiwyjściowych.Zarazpotemrozległysiękrzykii
hukstrzałów.Następowałytakszybkoposobie,żeniemożnabyło
określić,ktostrzelałpierwszyiilepadłostrzałów.
DziesięćsekundpóźniejBoschdopadłdowyjścia.Wyskoczyłnachodniki
zobaczyłFerrasaopartegootylnyzderzaksamochoduMaxwella.Wjednej
ręcetrzymałbroń,adrugąściskałłokieć.Narękawiewykwitłaplama
krwi.RuchnaTrzeciejzamarł,apiesibieglichodnikiem,szukając
schronienia.
-
Dostałdwarazy-krzyknąłFerras.-Tędyuciekł.
Wskazałgłowąstronę,gdzieTrzeciaprzechodziławtunelbiegnącypod
BunkerHill.Boschpodbiegłdopartneraizobaczyłranęprzystawie
barkowym.Niewyglądałaźle.
-
Wezwałeśwsparcie?-zapytałBosch.
-
Jużjadą.
Ferrasskrzywiłsię,chwytającmocniejuszkodzonąrękę.
-
Naprawdędobrzesięspisałeś,Iggy.Trzymajsię,ajaidędorwaćtego
faceta.
Ferrasskinąłgłową.BoschodwróciłsięiwdrzwiachujrzałRachelz
twarząumazanąkrwią.
-
Tędy-powiedział.-Maxwelldostał.
RuszyliTrzecią,biegnącoboksiebie.PokilkukrokachBoschznalazłtrop.
Maxwellmusiałbyćpoważnierannyitraciłdużokrwi.Tymłatwiejbyło
gowyśledzić.
KiedyjednakdotarlinarógTrzeciejiHill,tropsięurwał.Naulicynie
byłośladówkrwi.Boschzajrzałwgłąbdługiegotunelu,aleniezauważył
nikogoporuszającegosiępieszo.RozejrzałsiępoHillStreetiniezobaczył
nic,dopókijegouwaginieprzyciągnęłojakieśzamieszanieprzedGrand
CentralMarket.
-
Tam-powiedział.
Szybkoskierowalisięwstronędużejhalitargowej.PrzedwejściemBosch
odnalazłśladykrwiiwpadłdośrodka.Dwupiętrowahalabyłaskupiskiem
budekzjedzeniem,stoiskisklepikówzprzeróżnymitowarami.W
powietrzuunosiłsięsilnyzapachkawyitłuszczu,docierającyzapewnedo
każdegopiętrabudynkuponadhalą.Panowałtutłokihałas,które
utrudniałyBoschowipodążanietropemMaxwella.
Nagletużprzednimirozległysiękrzykiiktośdwarazystrzeliłw
powietrze.Ludzienatychmiastwpadliwpopłoch.Dziesiątkiklientówi
sprzedawcówzwrzaskiemzalałoprzejście,wktórymstaliBoschi
Walling,irzuciłosięwichkierunku.Boschzorientowałsię,żezachwilę
zostanąstratowani.Jednymruchemodsunąłsięwprawo,chwytając
Wallingwpasieipociągającjązaszerokibetonowyfilar.
Gdytłumprzecwałowałobok,Boschwyjrzałzzafilaru.Halabyłapusta.
NigdzieniewidziałMaxwella,leczpochwilidostrzegłruchwjednejzlad
chłodniczychprzedsklepikiemmięsnymnakońcukorytarza.Przyjrzałsię
uważniejizdałsobiesprawę,żecośsięporuszyłozaladą.Patrzącprzez
szybywitryny,wktórejwystawionoporcjewołowinyiwieprzowiny,
BoschzobaczyłtwarzMaxwella.Agentsiedziałnapodłodze,oparty
plecamiolodówkęwgłębisklepu.
-
Jestprzednami,wmięsnym-szepnąłBoschdoWalling.-Idźw
prawodokońcaprzejścia.Będzieszgomogłazajśćzprawej.
-
Aty?
-
Pójdęprostoiodwrócęjegouwagę.
-
Możemyzaczekaćnawsparcie.
-
Niezamierzamczekać.
-
Takmyślałam.
-
Gotowa?
-
Nie,zamienimysię.Japójdęprostoiodwrócęjegouwagę,aty
zajdzieszgozboku.
Boschwiedział,żetolepszyplan,ponieważznałaMaxwella,aMaxwall
znałją.Oznaczałotojednak,żeRachelnarażasięnanajwiększe
niebezpieczeństwo.
-
Napewno?-spytał.
-
Tak.Takbędzielepiej.
Boschjeszczerazwyjrzałzzafilaruistwierdził,żeMaxwellnieruszyłsię
zmiejsca.Miałczerwonąispoconątwarz.BoschpopatrzyłnaWalling.
-
Ciągletamjest.
-
Dobrze.Chodźmy.
Rozdzielilisięiruszyli.Boschszybkopokonałprzejściemiędzy
stoiskami,którebiegłorównolegledokorytarzakończącegosięsklepem
mięsnym.Kiedydotarłdokońca,znalazłsięwmeksykańskimbarzeo
wysokichścianach.Miałosłonęizzarogumógłzbokuzajrzećzaladę
sklepumięsnego.ZobaczyłMaxwellapięćmetrówodsiebie.Agent
siedziałbezwładnieopartyolodówkę,wciążściskającbrońwoburękach.
Jegokoszulabyłaprzesiąkniętakrwią.
Boschschowałsięzpowrotem,zebrałsiłyiprzygotowałsię,bywyjśći
zbliżyćsiędoMaxwella.WtedyjednakusłyszałgłosWalling.
-
Cliff?Toja,Rachel.Pomogęci.
Boschspojrzałzzarogu.Wallingstałanaotwartejprzestrzeni,półtora
metraodladychłodniczej,zbroniąopuszczonąwzdłużboku.
-
Niepotrzebamiżadnejpomocy-odpowiedziałMaxwell.-Jużza
późno.
Boschzorientowałsię,żegdybyMaxwellchciałdoniejstrzelić,pocisk
musiałbyprzebićprzedniąitylnąszybęwitryny.Przedniaszybabyła
ustawionapodkątem,więcmusiałbynastąpićcud,żebypocisktrafił
Rachel.Alecudasięzdarzają.Boschuniósłbroń,oparłjąościanęibył
gotówstrzelić,gdybymusiał.
-
Dajspokój,Cliff-ciągnęłaWalling.-Niekończtegowtensposób.
-
Niemamwyjścia.
NagleciałemMaxwellawstrząsnąłgłęboki,mokrykaszel.Najegoustach
pojawiłasiękrew.
-
Jezu,naprawdędostałem-wykrztusiłprzedkolejnymatakiem
kaszlu.
-
Cliff?-nieustępowałaWalling.-Pozwólmitamwejść.Chcęci
pomóc.
-
Nie,jakwejdziesz,wtedy…
Dalszesłowautonęływhuku,gdyMaxwellotworzyłogieńdolady
chłodniczej,strzelającnaoślepdoszklanychdrzwi,którerozprysnęłysię
nakawałki.Rachelzrobiłaunik,aBoschwyszedłzukryciaiuniósł
pistolet,trzymającgooburącz.Niestrzelał,leczniespuszczałokazlufy
broniMaxwella.GdybywycelowałdoWalling,byłgotówstrzelić
Maxwellowiwgłowę.
Maxwellopuściłbrońiwybuchnąłśmiechem.Krewsączyłasięzkącików
jegoust,nadającmuwyglądupiornegoklowna.
-
Chyba…chybawłaśniezabiłembefsztykzpolędwicy.
Znowusięzaśmiał,alezarazzaniósłsiękaszlem,którywyraźnie
sprawiałmuból.Kiedysięuspokoił,zacząłmówić.
-
Chcętylkopowiedzieć…żetoona.Onachciała,żebyzginął.Aja…
chciałemjej.Towszystko.Aleupierałasię,żetomatakwyglądać…
zrobiłem,cochciała.Izato…niechmnieszlagtrafi.
Boschzrobiłkrokwjegostronę.Przypuszczał,żeMaxwelljeszczegonie
zauważył.Kiedyzrobiłjeszczejedenkrok,Maxwellznówsięodezwał.
-
Przykromi.Rachel?Powiedzim,żemiprzykro.
-
Cliff-odpowiedziałaWalling.-Samimtomożeszpowiedzieć.
Boschzobaczył,jakMaxwellprzyłożyłsobielufędopodbródkaibez
wahanianacisnąłspust.Siłastrzałuodrzuciłamugłowędotyłu,anadrzwi
lodówkitrysnęłastrugakrwi.Pistoletwylądowałnabetonowejpodłodze
międzyjegowyciągniętyminogami.WchwiliśmierciMaxwellprzyjąłtę
samąpozycjęcojegokochanka,kobieta,którąwłaśniezabił.
Wallingobeszławitrynę,stanęłaobokBoschaiobojepopatrzylina
martwegoagenta.Rachelmilczała.Boschspojrzałnazegarek.Dochodziła
pierwsza.Poprowadziłsprawęodpoczątkudokońcawciąguniecoponad
dwunastugodzin.Stratyzamknęłysięliczbąpięciuofiarśmiertelnych,
jednejosobyrannejijednejumierającejnachorobępopromienną.
Samteżniewyszedłbezszwanku.Boschzastanawiałsię,czyw
ostatecznymrozrachunkuniedołączydolistyofiar.Gardłopaliłogo
żywymogniem,awpiersiczułbolesnyucisk.
SpojrzawszynaRachel,zobaczyłstrużkękrwispływającąpojejpoliczku.
Będąmusielizałożyćjejszwynaranę.
-
Wieszco?–rzekł-Zawiozęciędoszpitala,jeżelityzawieziesz
mnie.
Uśmiechnęłasięzesmutkiem.
-
DorzućIggy’egoumowastoi.
BoschzostawiłjąprzyMaxwelluiwróciłpodMillionDollarTheater
sprawdzić,jaksięczujejegopartner.Kiedyszedł,ulicęzaczęływypełniać
radiowozyitłumygapiów.Boschuznał,żezostawizabezpieczeniemiejsc
zdarzeniafunkcjonariuszompatroli.
Ferrassiedziałwotwartychdrzwiachsamochodu,czekającnakaretkę.
Trzymałrękępoddziwnymkątemiwyraźniecierpiał.Koszulęmiałwe
krwi.
-
Chceszwody?-spytałgoBosch.-Mamwbagażnikubutelkę.
-
Nie,zaczekam.Chciałbym,żebyjużprzyjechali.
Zoddalidobiegłcharakterystycznydźwięksyrenykaretkipogotowia,
którazbliżałasiędonich.
-
Harry,cotamsięstało?
Boschoparłsięotoksamochoduipowiedziałmu,żeMaxwellpopełnił
samobójstwo,kiedygootoczyli.
-
Todopierozejście-rzekłFerras.-Wosaczeniu,bezwyjścia.
Boschskinąłgłowąalemilczał.Gdyczekalinaratowników,wróciłmyślą
napunktwidokowynawzgórzu,gdzieostatniąrzeczą,jakąStanleyKent
zobaczyłprzedśmiercią,byłomiastomieniącesięujegostóptysiącami
pięknychświateł.MożeStanleyowizdawałosię,żetoniebo,którena
niegoczeka.
LeczBoschniesądził,bytomiałojakiekolwiekznaczenie,czyczłowiek
umieraosaczonywsklepiemięsnym,czynawzgórzuześwietlistą
panoramąraju.Schodziszztegoświataifinałniemawiększego
znaczenia.Wszyscyspływamydościeku,pomyślał.Niektórzysąbliżej
czarnejdziuryniżinni.Niektórzywidzą,cosięświęci,inniniemają
pojęcia,kiedywpadnąwwir,którynazawszewciągnieichwciemność.
Ważne,żebyznimwalczyć,powiedziałsobieBosch.Nigdysięnie
poddawać.Nigdyniedaćsiępokonaćwirowi.
Zzaroguwyjechałakaretka,ominęłakilkazaparkowanychnaBroadwayu
samochodów,poczymzahamowałauwylotualejkiiwyłączyłasyrenę.
Boschpomógłpartnerowiwstaćirazempodeszlidoratowników.