eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Ignacy Krasicki
Monachomachia
Pie
śń pierwsza
Nie wszystko z
łoto, co się świeci z góry,
Ani ten
śmiały, co się zwierzchnie sroży;
Zewn
ętrzna postać nie czyni natury,
Serce, nie odzie
ż, ośmiela lub trwoży.
Dzier
żyła miejsca szyszaków kaptury-
Nieraz rycerzem bywa
ł sługa boży.
Wkrada si
ę zjadłoś i w kąty spokojne,
Tak
ą ja śpiewać przedsięwziąłem wojnę.
Wojn
ę domową śpiewam więc i głoszę,
Wojn
ę okrutną, bez broni, bez miecza,
Rycerzów bosych i nagich po trosze
Same ich tylko m
ęstwo ubezpiecza:
Wojn
ę mnichowską... Nie śmiejcie się, proszę
Godna lito
ści ułomność człowiecza.
Śmiejcie się wreszcie, mimo wasze śmiéchy
Przecie
ż ja powiem, co robiły mnichy.
W mie
ście, którego nazwiska nie powiem,
Nic to albowiem do rzeczy nie przyda;
W mie
ście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem,
W godnym siedlisku i ch
łopa, i Żyda;
W mie
ście (gród, ziemstwo trzymało albowiem
Stare zamczysko, pustoty ohyda)
By
ło trzy karczmy, bram cztery ułomki,
Klasztorów dziewi
ęć i gdzieniegdzie domki.
W tej zawo
łanej ziemiańskiej stolicy
Wielebne g
łupstwo od wieków siedziało;
Pod staro
żytnej schronieniem świątnicy
Prawych czcicielów swoich utucza
ło.
Zbiega
ł się wierny lud; a w okolicy
Wszystko odg
łosem uwielbienia brzmiało.
Święta prostoto! ach, któż cię wychwali!
Wiekuj szcz
ęśliwie!... ale mówmy dalej.
Bajki pisali o dawnym Saturnie
Ci, co za niego tworzyli wiek z
łoty.
Szcz
ęśliwszy przeor jadący poczwórnie,
Szcz
ęśliwszy lektor mistycznej roboty,
Szcz
ęśliwszy ojciec, po trzecim nokturnie
W puchu topi
ący chórowe zgryzoty;
Szcz
ęśliwszy z braci, gdy kaganek zgasnął,
Co w s
łodkim miodu wytrawieniu zasnął.
W tym by
ło stanie rozkoszne siedlisko
Świętych próżniaków. Ach, losie zdradliwy!
Ty, co z niewczesnych odmian masz igrzysko
I nieszcz
ęść ludzkich jesteś tylko chciwy,
Masz
świat, dziwactwa twego widowisko.
J
ęczy pod ciężkim jarzmem człek cnotliwy.
Mniejsza,
żeś państwa, trony, berła skruszył:
B
ędziesz tak śmiałym, żebyś kaptur ruszył?
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 1
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Ju
ż były przeszły owe sławne wojny,
Którym si
ę niegdyś świat zdumiały dziwił.
Ju
ż seraficzny zakon był spokojny,
Ju
ż Karmelowi nikt się nie przeciwił;
Ju
ż kaznodziejskie wzrok mniej bogobojny
Oka na kaptur spiczasty nie krzywi
ł;
Dawnych niech
ęci mgłę rozniosły wiatry,
Szcz
ęśliwe były nawet bonifratry.
Ta, która nasze pado
ły przebiega
I samym tylko nieszcz
ęściem się pasie,
J
ędza niezgody, co Parysa-zbiega
Znalaz
ła niegdyś na górnym Idasie,
S
łodki raj mnichów gdy w locie postrzega,
J
ęknęła w złości i zatrzymała się;
Widz
ąc fortunny los spokojnych mężów
Świsnęły żądła najeżonych wężów.
Wstrz
ęsła pochodnią, natychmiast siarczyste
Iskry na dachy i wie
że wypadły;
Wskró
ś przebijają gmachy rozłożyste,
Ju
ż się w zakąty najciaśniejsze wkradły:
A gdzie milczenia bywa
ły wieczyste,
Wszczyna si
ę rozruch i odgłos zajadły.
Ra
żą umysły żądze rozjuszone,
Budz
ą się mnichy, letargiem uśpione.
Wtenczas, nie mog
ąc znieść tego rozruchu,
Ojciec Hilary obudzi
ć się raczył.
Wtenczas ksi
ądz przeor, porwawszy się z puchu,
Pierwszy raz w
życiu jutrzenkę obaczył.
Kl
ął ojciec doktor czułość swego słuchu,
Wsta
ł i widokiem swym ojców uraczył
I co si
ę rzadko w zgromadzeniu zdarza,
P
ędem niezwykłym wpadł do refektarza.
Na taki widok zbieg
łe braci trzody
Pod rz
ędem kuflów garncowych uklękły:
Biegli ojcowie za mistrzem w zawody;
Ten, strachem zdj
ęty i srodze przelękły,
Wprzód otar
ł z potu mięsiste jagody,
Siad
ł, ławy pod nim dubeltowe jękły,
Siad
ł, strząsnął mycką, kaptura poprawił
I tak wspania
łe wyroki objawił:
Bracia najmilsi! Ach, có
ż się to dzieje?
Có
ż to za rozruch u nas niesłychany?
Czy do piwnicy wkradli si
ę złodzieje?
Czy wysch
ły kufle, gąsiory i dzbany?
Mówcie!... Cokolwiek b
ądź, srodze boleję;
Trzeba wam pokój wróci
ć pożądany..."
Wtem si
ę zakrztusił, jęknął, łzami zalał;
Przeor tymczasem pe
łny kubek nalał.
Ju
ż się dobywał na perorę nową
Doktor, gdy postrzeg
ł likwor przeźroczysty.
Wódka to by
ła, co ją zwą kminkową,
Przy niej toru
ński piernik pozłocisty,
Sucharki mas
ą oblane cukrową,
Dar przeoryszy niegdy
ś uroczysty.
Zach
ęca przeor, w urzędzie chwalebny:
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 2
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Racz si
ę posilić, ojcze przewielebny!"
O rzadki darze przedziwnej wymowy,
Któ
ż ci się oprzeć, któż sprzeciwić zdoła?
Tak
łagodnymi zniewolony słowy,
Wzi
ął doktor kubek w pocie swego czoła,
Łyknął dla zdrowia posiłek gotowy;
Lecz
żeby jeszcze myśl przyszła wesoła,
W
świętym orszaku, w gronie miłych dzieci
Raczy
ł się napić raz drugi i trzeci.
Jako po smutnej chwili, która mroczy,
W pierwszym
świtaniu rumienią się zorze,
Uwi
ędłe ziółka wdzięczna rosa moczy
I rze
źwi kwiatki w tak przyjemnej porze,
Wyiskrzy
ły się przewielebne oczy
Po s
łodko-dzielnym wódczanym likworze.
Odkrz
ąknął żwawo, niby się uśmiechnął,
Przymru
żył oczy, nadął się i kichnął.
Na takie has
ło ojcowie, co rzędem
Wed
ług godności i starszeństwa stali,
Najprzyzwoitszym poruszeni wzgl
ędem,
Wiwat!" chórowym tonem zawo
łali.
Ojciec Honorat, najbli
ższy urzędem,
Którego bracia wielce szanowali,
Niegdy
ś promotor sławny różańcowy,
Tymi najpierwszy aplaudowa
ł słowy:
Pisze Chryzyppus o Alfonsie krolu,
Kiedy prowadzi
ł wojnę z Baktryjany,
I
ż wpośród bitwy na licejskim polu
Od wojska swego b
ędąc odbieżany,
Stan
ął, a wody czerpnąwszy z Paktolu,
Tak si
ę orzeźwił, iż zgnębił pogany.
St
ąd poszło lemma na marmurze ryte
>>Pereat umbra!<< Lemma znamienite.
Wiem, bom to czyta
ł w uczonym Tostacie,
Po ciemnej nocy
że jasny dzień wschodzi.
Na godnym kiedy cnota majestacie
Si
ędzie, o szczęściu wątpić się nie godzi.
Czego
ż się, mili bracia, obawiacie?
Z nami jest ojciec doktor i dobrodziéj.
Da
ł szczęsne hasło, orzeźwił swym wzrokiem;
Cieszmy si
ę pewnym Fortuny wyrokiem".
Sko
ńczył; natychmiast, skosztowawszy trunku,
Ojciec Gaudenty z rz
ędu się wytoczył,
A znie
ść nie mogąc srogiego frasunku,
Na pó
ł drzemiące oczy łzami zmoczył,
Rzek
ł: Okoliczność złego jest gatunku,
Nie chc
ę ja, żebym podchlebstwem wykroczył;
Rozruch dzisiejszy smutne wie
ści głosi;
Wiem ja, ojcowie, na co si
ę zanosi.
Zazdro
ść od wieków na nas się oburza.
Zgn
ębić niewinnych pragnie w tych krainach.
Ju
ż jad z pokątnych kryjówek wynurza,
Chce si
ę sadowić na naszych ruinach.
Od gór Karmelu niebo si
ę zachmurza.
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 3
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Równa zajad
łość w Augustyna synach;
I tym, co z cicha dzia
łają, nie wierzmy:
Póki
śmy w siłach, na wszystkich uderzmy".
Ojciec Pankracy, Nestor ró
żańcowy,
Co trzykro
ć braci i siostry odnowił,
Nim pu
ścił strumień łagodnej wymowy,
Najprzód starszyzn
ę i braci pozdrowił:
S
łodkimi serca zniewalając słowy,
Mi
ękczył umysły a nadzieje wznowił.
Wierzcie - rzek
ł - bracia, zgrzybiałej siwiźnie:
Rzadko si
ę płochość z ust starych wyśliźnie.
Od tylu czasów siedz
ąc na urzędzie,
Znam, co s
ą ludzie, wiem, co są zakony.
Wkrada si
ę zazdrość, wkrada niechęć wszędzie;
I
święty kaptur, chociaż uwielbiony,
Nigdy tak mocnym, tak dzielnym nie b
ędzie,
Żeby człek pod nim był ubezpieczony.
Cho
ć w zacność, mądrość każdy z was zamożny,
Niech b
ędzie czuły, niech będzie ostrożny.
O mili bracia, gdyby
ście wiedzieli,
Jakie to by
ły niegdyś wasze przodki!
Inaczej wtenczas ni
ż teraz myśleli,
Insze sposoby by
ły, insze środki.
Lepiej si
ę działo, byliśmy weseli;
Teraz, nieczu
łe i gnuśne wyrodki,
Albo zbyt trwo
żni, albo zbyt zuchwali,
Nie wa
żym rzeczy na roztropnej szali.
Moja wi
ęc rada: wyzwać na dysputę
Tych, co si
ę nad nas gwałtownie wynoszą.
Niech znaj
ą bronie jeszcze nie zepsute,
Niechaj lito
ści, zwyciężeni, proszą;
A za najsro
ższą hardości pokutę
Niech oni sami nasze laury g
łoszą.
Wyjdziemy s
ławni z niesłusznej potwarzy,
Zgn
ębim potwarców... tak robili starzy".
Rzek
ł; i natychmiast doktor się obudził,
Przeor odeckn
ął, lektor przetarł oczy;
Makary, co si
ę słuchaniem utrudził,
Wymkn
ął się cicho i ku celi toczy.
Ojciec Ildefons, co równie si
ę znudził,
Brykn
ął jak rześki rumak na poboczy.
Morfeusz, patrz
ąc na dzieci kochane,
Sia
ł słodkie spania i sny pożądane.
Pie
śń druga
Ju
ż wschodzącego słońca pierwsze zorze
Opowiada
ły wrzaskliwe grzegotki
Ju
ż się krzątali bracia po klasztorze,
Ju
ż koło furty stękały dewotki,
Ju
ż ojciec Rajmund w pierwiastkowej porze
Wychodzi
ł słuchać świątobliwe plotki,
Gdy my
śląc (kto wie, czy o Panu Bogu)
Zgubi
ł pantofel i upadł na progu.
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 4
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Skoczy
ł na odwrót, a jako uczony,
Fataln
ą wróżkę w tej przygodzie znaczy;
Wtem si
ę kościelne odezwały dzwony,
J
ęk smutny nowe nieszczęścia tłumaczy.
Ledwo odetchn
ąć może, przestraszony,
Czuje, co straci
ł... a w takiej rozpaczy,
Gdy nie wie, czy spa
ć, czy wyniść, czy siedzieć,
S
ąsiad uprzejmy raczył go nawiedzieć.
Ojciec to Rafa
ł od Bożego Ciała,
Rafa
ł, towarzysz niewinnych radości;
Równego góra Karmelu nie mia
ła
W rubasznych wdzi
ękach, hożej uprzejmości.
Ten, skoro postrzeg
ł, jak się wydawała
Twarz przyjaciela, w zbytniej troskliwo
ści
Cieszy go najprzód w tak okropnej doli,
Dalej o
śmiela pytać, co go boli.
Wiesz, przyjacielu - rzecze Rajmund trwo
żny-
Jako krok pierwszy reszt
ą dzieła włada.
Wyszed
łem rano z izby nieostrożny,
Zaraz si
ę w progu zjawiła zawada.
Z
ły to dzień! będzie w nieszczęścia zamożny.
Tak los chcia
ł, nic tu roztropność nie nada.
Trudno przeciwne kazusy odegna
ć
Trzeba si
ę z furtą kochaną pożegnać".
Rzek
ł i zapłakał. Wtem brat Kanty leci:
Panna Dorota do furty zaprasza".
Nic nie rzek
ł Rajmund. Poseł drugi, trzeci,
Jeden go
łaje, a drugi przeprasza.
Porzu
ć te wróżki, straszydła dla dzieci-
Rzek
ł Rafał - prosi przyjaciółka nasza.
Zwyci
ęż tę słabość odwagą wspaniałą,
Śmiałym się zawżdy najlepiej udało".
Porwa
ł się Rajmund; lecz jak groźne wały
Nadbrze
żna skała nazad w morze wpycha,
Stan
ął u proga na poły zmartwiały,
Sili si
ę wyniść, jęczy, płacze, wzdycha.
O
śmiela Rafał, mówca doskonały,
Lecz darmo cieszy, darmo si
ę uśmiecha;
Widz
ąc na koniec bez skutku perory,
Zwo
ływa starszych i definitory.
Wchodzi Elijasz od
świętej Barbary,
Marek od
świętej Trójcy z nim się mieści,
Jan od
świętego Piotra z Alkantary,
Hermenegildus od Siedmiu Bole
ści,
Rafa
ł od Piotra, Piotr od świętej Klary:
Zesz
ło się ojców więcej niż trzydzieści.
Starzy i m
łodzi, rumiani, wybledli,
Wszyscy swe miejsca porz
ądkiem zasiedli
Ju
ż ojciec przeor kaczkowatym głosem,
Wprzód odkrz
ąknąwszy, perorę zaczynał,
Ju
ż ojciec Marek, siedzący ukosem,
Kr
ęcił szkaplerzem i za pas się trzymał;
Ju
ż ojciec Błażej coś szeptał pod nosem,
Ju
ż stary ojciec Elizeusz drzemał;
Ju
ż i niektórzy, znudzeni, odeszli,
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 5
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Bia
łokapturni gdy posłowie weszli.
Pierwszy Gaudenty, ów Gaudenty s
ławny,
Co wst
ępnym bojem chciał losu probować;
Skrytych fortelów nieprzyjaciel jawny,
Świadom swej mocy, nie lubił próżnować;
A walecznymi dzie
łami zabawny,
R
ęką, nie piórem umiał dokazować:
Oko wynios
łe i postać, i cera
Niezl
ęknionego były bohatera.
Hijacynt drugi, w wdzi
ęcznej wieku porze,
Skromnie udatny, pokornie wspania
ły,
U sióstr zakonnych pierwszy po doktorze:
Kszta
łtny, wysmukły, hoży, okazały,
Posuwistymi kroki po klasztorze
P
łynął; zefiry z kapturem igrały;
Razem w
śród rady obydwa stanęli
I tak poselstwo sprawowa
ć zaczęli.
Najprzód Gaudenty pozdrowiwszy
żwawo:
Ojcowie - rzecze - czas pokaza
ć światu,
Kto ma z nas lepsze do nauki prawo,
Czyjego dzie
ła zdatniejsze warsztatu.
Je
śli się książek nudzicie zabawą,
Je
śliście szkole nie dali rozbratu,
Nam na zwyci
ęstwo, a wam za pokutę
Plac wyznaczamy... prosim na dysput
ę".
Trzykro
ć odkaszlnął, uśmiechnął dwa razy
Pi
ękny Hijacynt, nim zaczął przemowę:
Raczcie - rzek
ł - słuchać bez żadnej urazy,
Ojcowie mili, poselstwa osnow
ę.
Je
żeli pełniąc starszeństwa rozkazy
Znajd
ę umysły do względów gotowe,
Szcz
ęśliwym nadto, najszczęśliwszy z wielu,
Żem znalazł łaskę w przezacnym Karmelu.
Zakon nasz jako zbawiennej och
łody
Szacunku waszej wielebno
ści szuka,
A chc
ąc dać swoich prac jawne dowody
I w jakiej cenie u niego nauka,
Wyznacza bitwy plac na
łonie zgody.
Kto zwierzchnie s
ądzi, pewnie się oszuka.
Nie z
łość, nie zemsta te nam chęci zdarza
Równego dzielno
ść pragnie adwersarza".
Sko
ńczył. Natychmiast filozofskiej szkoły
Wyborne punkta do obrania daje.
Na takie has
ło niewdzięcznej mozoły
Rozruch si
ę wzmaga, mruczenie powstaje.
Gaudenty na to, walecznie weso
ły,
Strzela oczyma, gdy usty nie
łaje.
Wtem ojciec przeor, co najwy
żej siedział,
Tak na poselstwo obu odpowiedzia
ł:
Przyjmujem ch
ętnie uczone wyzwanie.
Stawim si
ę w miejscu, które mianujecie;
Jeszcze nam si
ły na tę wojnę stanie,
Jeszcze bro
ń dobra, której spróbujecie:
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 6
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Hardym w przegranej b
ędzie ukaranie,
B
ędzie pokuta, kiedy tego chcecie.
Nie zna zazdro
ści, kto przestał na swoim;
Podchlebstw nie chcemy, a gró
źb się nie boim"
Chcia
ł już Gaudenty ukarać tę śmiałość,
Ju
ż się zamierzał, lecz go kompan wstrzymał;
A mi
ękcząc srogą umysłu zuchwałość,
Gdy postrzeg
ł, że się coraz bardziej zżymał,
Żeby utrzymać poselstwa wspaniałość,
Wypchn
ął go za drzwi, a sam się zatrzymał.
Gniewliwych ojców pozdrowiwszy wdzi
ęcznie,
Wymkn
ął się z cicha, dopadł furty zręcznie.
Nowa przyczyna w Karmelu do rady
Ojciec Makary nie
życzy wojować,
Ojciec Cherubin cytuje przyk
łady,
Ojciec Serafin chce losu próbowa
ć,
Ojciec Pafnucy wysy
ła na zwiady,
Ojciec Zefiryn nie chce i wotowa
ć,
Ojciec Elijasz wielbi stan spokojny:
Starzy si
ę boją, a młodzi chcą wojny.
Za z
łym zwyczajnie idzie większość głosów
Kreski wojenne z nag
ła powiększone.
Wszyscy niepewnych chc
ą próbować losów
I na powszechn
ą gotują obronę.
Starych uwagi zg
łuszył wrzask młokosów,
Nie s
łyszą dzwonów na sekstę i nonę.
Wtem brat Kleofasz na obiad zadzwoni
ł:
Wypadli wszyscy, jakby ich kto goni
ł.
Pie
śń trzecia
Że dobrze myśleć o chlebie i wodzie,
Bajali niegdy
ś mędrcy zapalczywi.
Wierzy
ł świat bajkom, lecz mądry po szkodzie,
Teraz si
ę błędom poznanym przeciwi.
Ju
ż wstrzemięźliwość nie jest teraz w modzie,
Pij
ą, jak drudzy, mędrcowie prawdziwi.
Miód dobrym my
ślom żywości udziela,
Wino strapione serce rozwesela.
Da
ły to poznać ojcy przewielebne,
Skoro jak mogli, wyszli z refektarza;
Wst
ępując w ślady swych przodków chwalebne,
Pe
łni radości, którą trunek zdarza,
Znowu na rad
ę poszli; tam potrzebne
Sposoby,
środki gdy każdy powtarza,
Ojciec Gerwazy od Zielonych
Świątek
Taki radzenia uczyni
ł początek:
"Nie do
ść, ojcowie, najeść się i napić.
Trzeba tu jeszcze co
ś więcej dokazać.
Kto wie? w dyspucie mo
żem się poszkapić.
Ja radz
ę, żeby tę niezgodę zmazać,
Trzeba si
ę wcześnie a dobrze pokwapić.
Niech z nami pij
ą - a wtenczas ukazać
Potrafim
światu, o ich własnej szkodzie,
Co mo
że dzielność w największej przygodzie"
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 7
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
"Daj pokój, bracie - rzek
ł ojciec Hilary-
Nie zaczepiajmy rycerzów zbyt s
ławnych,
Wierz do
świadczeniu, wierz, co mówi stary:
Widzia
łem nieraz w tej pracy zabawnych,
Zbyt to s
ą mocne kuflowe filary,
Nie zdo
łasz wzruszyć gmachów starodawnych.
Znam ja ich dobrze, zna ich brat Antoni:
Pijem my nie
źle, ale lepiej oni".
Ju
ż dziewięć głosów było w różnym zdaniu,
Gdy kolej przysz
ła na Elizeusza:
"
Żeby dogodzić waszemu żądaniu-
Rzek
ł - sprawiedliwa żarliwość mnie wzrusza.
Za nic ju
ż kufle, w księgach i czytaniu
Ca
ła treść rzeczy. Żal mówić przymusza:
Min
ęły czasy szczęśliwej prostoty,
Trzeba si
ę uczyć, upłynął wiek złoty!
Z góry z
ły przykład idzie w każdej stronie,
Z góry naszego nieszcz
ęścia przyczyna
O ty, na polskim co osiad
łszy tronie,
Wzgardzi
łeś miodem i nie lubisz wina!
Cierpisz, pija
ństwo że w ostatnim zgonie
Z ciebie gust ksi
ążek, a piwnic ruina.
Ty
ś naród z kuflów, szklenic, beczek złupił;
Bodaje
ś w życiu nigdy się nie upił!
Trzeba si
ę uczyć. Wiem z dawnej powieści,
Że tu w klasztorze jest biblijoteka;
Gdzie
ś tam pod strychem podobno się mieści
I dawno swego otworzenia czeka.
By
ł tam brat Alfons lat temu trzydzieści
I z starych ksi
ążek poobdzierał wieka.
Kto wie? mo
że się co znajdzie do rzeczy
I s
łaby oręż czasem ubezpieczy".
Rzek
ł; a gdy żaden nie wie, gdzie są księgi,
Na ich szukanie wyznaczaj
ą posły.
Żaden się podjąć nie chce tej włóczęgi,
A uczonymi wzgardziwszy rzemios
ły,
Wolna starszyzna od przykrej mitr
ęgi
Wk
łada ten ciężar na domowe osły:
"Bracia kochani, wam to los nadarza !
Pos
łano w zwiady z krawcem aptekarza.
Mi
ędzy dzwonnicą a furcianym gmachem,
Na staro
żytnej baszty rozwalinach,
Laty spróchnia
ły, wiszący nad dachem,
By
ł stary lamus; ten w tylu ruinach
Nabawia
ł nieraz przechodzących strachem,
Chwiej
ąc się z wiatry w słabych podwalinach.
Tam, cho
ć upadkiem groził szczyt wyniosły,
Po zgni
łych krokwiach dostały się posły.
Czego
ż nie dopnie animusz wspaniały!
Przy po
żądanej mecie ich postawił.
Drzwi okowane pos
łów zatrzymały;
Wi
ęc żeby długo żaden się nie bawił,
Porw
ą za klamry: pękł zamek spróchniały,
Widok si
ę wdzięczny natychmiast objawił.
Wracaj
ą, pracy nie podjąwszy marnie,
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 8
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Daj
ąc znać wszystkim, że mają księgarnię.
W
łaśnie natenczas ojciec przeor trwożny
Dla dobrej my
śli resztę kufla dusił.
Wchodzi w tym punkcie goniec nieostro
żny:
Porwa
ł się ojciec i z nagła zakrztusił.
Ju
ż chciał ukarać, lecz jako pobożny
Wypi
ć za karę, co było, przymusił.
Zagrzany duchem pokory chwalebnym,
Wypi
ł brat resztę po ojcu wielebnym.
Wdzi
ęczna miłości kochanej szklenice!
Czuje ci
ę każdy, i słaby, i zdrowy;
Dla ciebie mi
łe są ciemne piwnice,
Dla ciebie zno
śna duszność i ból głowy,
S
łodzisz frasunki, uśmierzasz tęsknice.
W tobie pociecha, w tobie zysk gotowy.
Byle ci
ę można znaleźć, byle kupić,
Nie
żal skosztować, nie żal się i upić!
Co tam znale
źli, ukrył czas zazdrosny,
Czas, który niszczy nietrwa
łe dostatki.
Mówmy wi
ęc teraz, jak doktor żałosny
Poszed
ł na radę do wielebnej matki.
Co wskóra
ł, dobra zakonu miłosny,
I to czas zakry
ł. Więc dziejów ostatki,
Gdy ka
że umysł natchnieniu posłuszny,
Piszmy, jak mo
żem, na pożytek duszny
Piszmy, jak doktor, wróciwszy od kraty;
Zwo
łał najpierwsze głowy zgromadzenia;
Jak wierne swemu powo
łaniu braty
Byli pos
łuszni na jego skinienia;
Jako si
ę wszystkie zamknęły komnaty,
Jako si
ę postać klasztorna odmienia:
Usta
ł brzęk kuflów i radość obfita,
Nawet Gaudenty w rubryceli czyta.
Tak kiedy Jowisz poprzedniczym grzmotem
I ra
żącymi strzały świat uciska,
Trz
ęsie się Atlas okropnym łoskotem,
J
ęczą pieczary, a Etny łożyska
Pe
łne cyklopów; pod hartownym młotem
Grom si
ę rozżarza i iskrami pryska,
Wulkan je nagli, a z swego warsztatu
Raz wraz pociskiem strasznym grozi
światu.
O miejsce niegdy
ś szczęśliwe prostotą!
Jaka
ż fatalność z gruntu cię odmienia?
Ksi
ążki nieszczęsne, waszą zjadłą cnotą
(Zamiast s
łodkiego z pracy odpocznienia),
P
łochej dysputy złudzeni ochotą,
Dwa przewielebne cierpi
ą zgromadzenia!
Przemog
ła zazdrość, zemsta duch spokojny
Bracia pokoju bior
ą się do wojny.
Pie
śń czwarta
O ty, którego
żaden nie zrozumiał,
Gdy w twoich pismach b
łąkał się jak w lesie.
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 9
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
O ty, nad którym nieraz si
ę świat zdumiał
I dot
ąd sławi, wielbi, dziwuje się!
O ty, co
ś głowy pozawracać umiał,
B
ądź pozdrowiony, Arystotelesie!
Bo
żku łbów twardych i próżnej mozoły,
Witaj, ozdobo starodawnej szko
ły!
Osie
ł w lwiej skórze nieostrożnych zwodził.
Cz
ęsto niezgrabny płód, choć matka hoża,
Nieraz cedr s
łabą latorośl urodził,
Nieraz si
ę zakradł kąkol wpośród zboża.
Nie twoja wina,
żeś głupich napłodził:
S
ą to potomki nieprawego łoża.
Je
śli się śmiejesz patrząc na te fraszki,
Rzu
ć jeszcze okiem dla nowej igraszki.
Schodz
ą się mędrce i bieli, i szarzy,
Czarni, kafowi, w trzewikach i bosi,
Rumiana dzielno
ść błyszczy się na twarzy,
Tuman m
ądrości nad łbami unosi,
Zazdro
ść i pycha zjadłe oczy żarzy.
Jeden si
ę tylko zakon nie wynosi.
Pokor
ę świętą zachowując wszędzie,
Siedli przy ko
ńcu, jednakże nie w rzędzie.
Mniema
ł Cyneasz królów w majestacie,
Kiedy na rzymskie patrza
ł senatory.
Twój to jest obraz, zacny jubilacie,
Wasz, baka
łarze, regenty, lektory,
I wy, co pierwsze miejsca osiadacie,
Prowincyja
ły i definitory.
Zna
ć z twarz powagę: jak Tatry przed burzą,
S
ławą zagrzane łysiny się kurzą.
Powstali wszyscy, póki nie usi
ędzie
Pan wicesgerent, mecenas dysputy.
S
ławny to mędrzec i pilny w urzędzie:
Wzi
ął kunią szubę i czerwone buty.
Dalej ksi
ądz proboszcz w rysiej rewerendzie
Dalej ojcowie, co czyni
ą zarzuty.
Defendens zatem; uchyliwszy g
łowę,
Do mecenasa tak zacz
ął przemowę:
"Na p
łytkim gruncie rozbujałych fluktów
Korab m
ądrości chwieje się i wznosi,
A pe
łen szczepu wybornego fruktów,
Niewys
ławioną korzyść kiedy nosi,
Twoich, przezacny m
ężu, akweduktów
Żąda; a pewien, że względy uprosi,
P
łynie pod wielkim hasłem, głosząc światu,
Żeś ty jest perłą konchy Perypatu.
S
łońce, co światłość znikłą wydobywa,
Planety, które roczne chwile dziel
ą,
Ksi
ężyc, co równie wzrasta i ubywa,
Gwiazdy, co nocn
ą posępność weselą -
Wszystko to w sobie zawiera Leliwa
I dom, szacown
ą wsparty parentelą
Ostrogskich ksi
ążąt, pińczowskich margrabiów,
Górków, Tarnowskich i Krasickich hrabiów.
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 10
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Milczcie, Burbony, lub w koncentach nowych
G
łoście szczęśliwość sarmackiej krainy,
I wy, potomki synów Jagie
łłowych,
I wy, auzo
ńskie Gwelfy, Gibeliny,
Zno
ście wielbienia, a w pieniach gotowych
Dzi
ś uwielbiajcie heroiczne czyny.
Niechaj najdalsza potomno
ść pamięta
Wielko
ść dzieł, nauk, cnót wicesgerenta!
Niechaj si
ę Zoil od zazdrości puka,
Niechaj si
ę Syrty i Charybdy kruszą,
Niechaj i Paktol nowych
źródeł szuka,
Niech si
ę Olimpy i Parnasy wzruszą!
W tobie firmament znajduje nauka,
Ty
ś kraju zaszczyt; tyś ojczyzny duszą.
Przenios
łeś w dziełach sfinksy i feniksy,
W s
ławie Euryppy, Bucentaury. Dixi".
Powszechne zatem nasta
ło milczenie.
Przerwa
ł go ojciec Łukasz od Trzech Krolów,
A nie rozwodz
ąc się w słowach uczenie
Ani cytuj
ąc Szkotów i Bartolów,
Zaraz od rzeczy zacz
ął swe mówienie,
Nie czerpa
ł z źródeł Hydaspów, Paktolów,
Lecz wzi
ąwszy stronę przeciwną na oko
Nabi
ł argument i strzelił z Baroko.
Gdyby nie puklerz Distinguo dwójr
ęczny,
Leg
łby Defendens na pierwszym spotkaniu.
Nim si
ę zastawił, a w ujęciu zręczny,
Nie bawi
ąc długo w reasumowaniu,
Strzeli
ł na odwrót, pocisk niezbyt wdzięczny
Razi
ł; oppugnans w drugim nabijaniu
Odstrzeli
ł zasię z Celarent jak z kuszy,
Ale grot s
łaby poszedł mimo uszy.
Ocalon dwakro
ć rycerz zaczepiony
Ju
ż się na trzeci bój wstępny zdobywał,
Ju
ż jak z cięciwy dzielnie natężonej
Świeży grot tylko co nie wylatywał-
Wtem krzyk ogromny wszcz
ął się z drugiej strony.
Powszechnej bitwy gdy si
ę nie spodziewał,
Wspoj
źrzał na swoich: wtem trąby i kotły
St
łumiły odgłos i wrzawę przygniotły.
Zdr
ętwieli wszyscy na takowe hasło,
Ju
ż i mecenas z krzesła się był ruszył.
Wtem nat
ężywszy figurę opasłą,
Gdy o dyspucie nikt dobrze nie tuszy
ł,
Dwóch jubilatów tak okrutnie wrzas
ło,
Że się dźwięk trąbów i kotłów zagłuszył.
Wezdrgn
ął się doktor i zatrząsł gmach cały;
Echa okropny odg
łos powtarzały.
Upu
ścił kielich, który w ręku trzymał
Pij
ąc za zdrowie wicesgerentowej
Pi
ękny Hijacynt, co się właśnie zżymał
I ju
ż zdobywał na komplement nowy.
Skoczy
ł brat Czesław, lecz go nie utrzymał;
Obla
ło wino żużmant parterowy,
Żużmant - ozdoba dubieńskich kontraktów,
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 11
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Zysk nie
śmiertelny z fałszowanych aktów.
Wtenczas gdy z
łością uwiedzione mnichy
J
ęli się nagle do uczonej broni,
Hijacynt, mi
ły, łagodny i cichy,
Porzuca bitw
ę i od wojny stroni.
S
łodkie rozmowy przerywały śmiechy;
Zegar zbyt pr
ędko bieży, prędko dzwoni:
P
łyną szczęśliwe w zaciszy momenta,
Wesó
ł Hijacynt, dewotka kontenta.
Posta
ć jej wdzięczna, oczy, choć spuszczone,
Przecie
ż niekiedy błyszczą się jaskrawie;
Cho
ć w świętej mowie, akcenta pieszczone;
Kry
ł się subtelny kunszt w skromnej postawie.
Westchnienia, wolnym j
ękiem przewleczone,
Umia
ła mieścić w niewinnej zabawie,
Muszki z ró
żańcem, wachlarz przy gromnicy,
Przy Hipolicie - G
łos synogarlicy.
Ju
ż przeszedł rozdział upiorów i strachów,
Dezyderosa i matki d'Agreda;
Ju
ż się wytoczył dyskurs z miejskich gmachów
I okolicom ju
ż pokoju nie da;
Żarliwość, pełna skutecznych zamachów,
Wojn
ę występkom ludzkim wypowiada,
A gromi
ąc w innych grzechy nieostrożnie,
Z cicha kaleczy, zabija pobo
żnie.
W tym
świętym dziele wrzask je nagły zastał,
Wrzask pop
ędliwy, okropny i srogi:
Po wdzi
ęcznej chwili czas ponury nastał;
Pi
ękny Hijacynt, pełen trosk i trwogi,
S
łysząc, że odgłos coraz bardziej wzrastał,
Porzuca wszystko, bierze si
ę do drogi.
Darmo dewotka i p
łacze, i prosi,
Darmo brat Czes
ław butelkę przynosi.
Trzykro
ć się ku drzwiom alkierza potoczył,
Trzykro
ć go miła ręka zatrzymała;
Wyrwa
ł się wreszcie i przez próg przeskoczył,
Pad
ła dewotka i z żalu omdlała.
(Brat Czes
ław flaszkę do kaptura wtroczył)
I gdy si
ę wzrusza okolica cała,
Przez mostki, k
ładki, bruki i rynsztoki
P
ędził, gdzie górne niosły go wyroki.
Pie
śń piąta
I
śmiech niekiedy może być nauką,
Kiedy si
ę z przywar, nie z osób natrząsa;
I
żart dowcipną przyprawiony sztuką
Zbawienny, kiedy szczypie, a nie k
ąsa;
I krytyk zda si
ę, kiedy nie z przynuką,
Bez
żółci łaje, przystojnie się dąsa.
Szanujmy m
ądrych, przykładnych, chwalebnych,
Śmiejmy się z głupich, choć i przewielebnych.
Wpada Hijacynt, nowa posta
ć rzeczy!
Miejsce dysputy zasta
ł placem wojny,
Jeden drugiego rani i kaleczy,
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 12
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Wzi
ął w łeb do razu nasz rycerz spokojny.
Widzi,
że skromność już nie ubezpieczy,
Wi
ęc, dzielny w męstwie, w oddawaniu hojny,
Jak si
ę zawinął i z boku, i z góry,
Za jednym razem urwa
ł dwa kaptury.
Lec
ą sandały i trepki, i pasy,
Wrzawa powszechna prze
ŕaża i głuszy.
Zdr
ętwiał Hijacynt na takie hałasy,
Chcia
łby uniknąć bitwy z całej duszy,
Wi
ęc przeklinając nieszczęśliwe czasy
Reszt
ę kaptura nasadził na uszy.
Ju
ż się wymykał... wtem kuflem od wina
Leg
ł z sławnej ręki ojca Zefiryna.
Rykn
ął Gaudenty jak lew rozjuszony,
Gdy Hijacynta na ziemi obaczy
ł;
Now
ą więc złością z nagła zapalony,
Żadnemu z ojców, z braci nie przebaczył
Pad
ł i mecenas, z krzesłem wywrócony,
Definitora za kaptur zahaczy
ł,
Łukasz, raniony zwinął się w trzy kłęby,
Straci
ł Kleofasz ostatnie dwa zęby.
Coraz si
ę mnożą i krzyki, i wrzaski,
Ha
łas powstaje i wrzawa aż zgroza.
Ojciec Remigi, s
ążnisty, a płaski,
U
żywa żwawo zgrzebnego powroza;
Wzi
ął w łeb Kapistran obręczem od faski,
Dydak pó
łgarncem ranił Symforoza,
Skacze Regalat do oczów jak
żmija,
Longin si
ę z rożnem walecznie uwija.
Ju
ż był wyciskał talerze i szklanki,
P
ękły i kufle na łbach hartowanych,
Porwa
ł natychmiast księgę zza firanki:
Wojsko afektów zurekrutowanych.
Ni
ą się zakłada, pędzi poza szranki
Rycerzów d
ługą bitwą zmordowanych.
Tak niegdy
ś sławny mocarz Palestyny
O
ślą paszczęką gromił Filistyny.
Widzi to Rajmund, ozdoba Karmelu,
Widzi w tryumfie syna Dominika,
Wyje
żdża na harc i wpada, wśród wielu
Godnego siebie szuka
ć przeciwnika.
Rafa
ł z nim obok: "Ratuj, przyjacielu"-
Rzek
ł. Seraficzna w tym punkcie kronika
Pad
ła nań z góry; legł i ręką kiwnął,
Dwa razy j
ęknął, cztery razy ziewnął.
Zap
łakał Rafał, a mądry po szkodzie,
Wtenczas b
łąd poznał, że wróżkom nie wierzył,
Dotrzyma
ł jednak kroku na odwodzie,
A gdy Gaudenty na niego si
ę mierzył,
Zmok
łym kropidłem w poświęconej wodzie
Oczy mu zala
ł, trzonkiem w łeb uderzył.
Nie spodziewaj
ąc się takowej wanny
Stan
ął Gaudenty, zmoczony i ranny.
Otrz
ąsł się wkrótce, a nabrawszy duchu,
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 13
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
W dwójnasób czyny heroiczne mno
żył.
Ojcze Barnabo! lepiej by
ło w puchu,
Po co
ś szedł w wojnę, po coś się źle złożył?
I ty, Pafnucy, leg
łeś w tym rozruchu,
I ty, Gerwazy, s
łusznieś się zatrwożył.
Nikt go nie wstrzyma w zem
ście przedsięwziętéj
Na wasz
ą zgubę odetchnął Gaudenty.
Tak gdy z wierzcho
łka Alpów niebotycznych
Ma
ły się strumyk sącząc wydobędzie,
Wzmaga si
ę coraz w spadaniach rozlicznych,
Ju
ż brzeg podrywa, już go słychać wszędzie,
Echo szum mno
ży w skałach okolicznych,
Staje si
ę rzeką, a w gwałtownym pędzie
Pieni si
ę, huczy i zżyma w bałwany,
Tym sro
ższy w biegu, im dłużej wstrzymany.
Wojna powszechna! Jak zabie
żeć złemu,
W k
ącie z proboszczem wicesgerent radzą,
A chc
ąc usłużyć dobru powszechnemu,
Doktora tam
że do siebie prowadzą.
Ka
żdy z nich daje zdanie po swojemu.
Pra
łat, gdy postrzegł, że się darmo wadzą,
Bior
ąc wzgłąbsz rzeczy przez swój wielki rozum,
Rozkaza
ł przynieść vitrum gloriosum..
Co niegdy
ś w Troi był posąg Pallady,
Co w Rzymie wieczne westalskie ognisko,
Tym by
ł ten puchar, czczony przez pradziady,
Staro
żytności wdzięczne widowisko.
Wyj
ęto ze czcią z najpierwszej szuflady;
Przytomni zatem sk
łonili się nisko
I t
ę wieczystej załogę rozkoszy
W obydwie r
ęce wziął ksiądz podkustoszy.
Któ
ż cię nad niego mógł lepiej piastować,
Zacny pucharze? kto nosi
ć dostojnie?
On jeden z tob
ą umiał dokazować,
On godzien d
źwigać w pokoju i w wojnie.
Szli dalej,
żeby ten skarb uszanować,
Dzwonnik z szafarzem, ubrani przystojnie,
I Krzysztof tr
ębacz, co w post i Wielkanoc
Z ko
ścielnej wieży trąbił na dobranoc.
Ju
ż się zbliżają ku miejscu strasznemu,
Gdzie si
ę zwaśnione mnichy potykają.
Czyni
ą plac wszyscy dzbanu poważnemu,
Wszyscy ciekawie skutku wygl
ądają.
M
ężny nosiciel - jednak po staremu
My
śli trwożliwe pokoju nie dają;
Umys
ł wspaniały podłej trwodze przeczy,
Orze
źwia dobro pospolitej rzeczy.
Ju
ż są u furty... ta stoi otworem...
Z
ły znak! w tym punkcie z daleka postrzegli,
Jako mecenas, pra
łat wraz z doktorem
Na przywitanie szybkim krokiem biegli
I
żeby z zwykłym wprowadzić honorem,
Niektórych ojców i braci przestrzegli.
Wchodzi szcz
ęśliwie puchar między braty,
Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 14
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Pie
śń szósta
Ju
ż to ostatnia pieśń, mili ojcowie,
Miejcie cierpliwo
ść, czekajcie do końca!
Je
śli czujecie niesmak w przykrej mowie,
Znalaz
ł się krytyk, znajdzie się obrońca.
Po có
ż się gniewać? Wszak astronomowie
Znale
źli plamy nawet wpośród słońca.
W szyszaku, w czapce, w turbanie, w kapturze,
Wszyscy
śmy jednej podlegli naturze.
Postawion puchar na miejscu osobnym;
Odkry
ł go prałat, aby był widziany.
Zadziwi
ł oczy widokiem ozdobnym,
Szklni si
ę w nim kruszec srebrno-pozłacany
Wiele pomie
ścić trunku był sposobnym.
Miara oznacza: by
ł to dzban nad dzbany!
Rze
źba wyborna na górze, a z boku
Wyryte by
ły cztery części roku.
O wdzi
ęczna wiosno, twoje tam zaszczyty
Kunszt cudny wyda
ł! Tu w pługu zziajane
Ustaj
ą woły, oracz pracowity
Nagli, ju
ż niwy na pół zaorane.
Śpiewa pastuszek w chłodniku ukryty,
Skacz
ą pasterki w wieńce przybierane.
P
ękają listki, krzewią młode trawki,
Echo g
łos niesie niewinnej zabawki.
Gospodarz z domu do wiernej czeladzi
Na ogl
ądanie roli swojej spieszy,
Ma
łe wnuczęta za sobą prowadzi,
Widok go zbo
ża już zeszłego cieszy.
Niesie posi
łek; czeladź się gromadzi,
Porzuca brony, odbiega lemieszy.
Kmotry
śpiewają, skaczą, lud się mnoży;
Pleban weso
ły uznaje dar boży.
Ju
ż kłos dojrzały ku ziemi się zgina,
Ju
ż wypróżnione są gniazdeczka ptasze,
Lato swych darów u
życzać zaczyna;
Parafijanie jad
ą na kiermasze.
Pije ksi
ądz Wojciech do księdza Marcina,
Pij
ą dzwonniki, Piotry i Łukasze;
Gromadzi odpust, wesel
ą jarmarki,
Skrz
ętne po domach kręcą się kucharki.
Jesie
ń plon niesie, korzyści zupełne,
Jesie
ń radości pomnaża przyczyny:
Sk
łada gospodarz owiec miętką wełnę,
T
łoczy na zimę wyborne jarzyny,
Cieszy si
ę patrząc, że stodoły pełne;
Śmieje się pleban, kontent z dziesięciny,
Co dzie
ń odbiera nowiny pocieszne,
Co dzie
ń rachuje wytyczne i meszne.
Mróz rol
ę ścisnął, śnieg osiadł na grzędzie.
Zima pos
ępna przyszła po jesieni;
Wrzaski po karczmach, rado
ść słychać wszędzie,
Trunek my
śl rzeźwi i twarze rumieni.
Idzie z wikarym pleban po kol
ędzie,
Żaki śpiewanie zaczynają w sieni.
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 15
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Gospodarz z dzie
ćmi dobrodzieja wita;
Ko
ńczy się kuflem pobożna wizyta.
Wierzcho
łek dzbana przedziwnej roboty
Grono pra
łatów w kapitule stawił,
Ogromne barki kszta
łcił łańcuch złoty,
Dalej wspania
łą ucztę proboszcz sprawił.
Znu
żonej trzodzie z przykładnej ochoty
Pulchnokarczysty pasterz b
łogosławił.
Śmierć była na dnie, za nią w ścisłej parze
Obfite stypy i anniwersarze.
Pas
ą się oczy wspaniałym widokiem,
Ju
ż zapomnieli o bitwie i radzie.
Wtem ojciec Kasper leci szybkim krokiem,
Oko podbite
świadczy, że był w zwadzie,
Doktor zwyczajnym tonem i wyrokiem
I
ść z kuflem w bitwę za pierwszy punkt kładzie
"Z pe
łnym - rzekł prałat i tak rzecz wywodzi -
Puchar ich wstrzyma, lecz wino pogodzi".
W nag
łej potrzebie i skąpy uczynny:
Niesie brat Czes
ław, rumiany i tłusty,
Ogromne dzbany, ju
ż czuć zapach winny
Wina, którego w post i mi
ęsopusty
W swej celi tylko doktor miodop
łynny
Przewielebnymi sam popija
ł usty;
Garniec wla
ł w puchar Czesław, wlał i stęknął;
Roz
śmiał się w duchu prałat, doktor jęknął.
Id
źcież szczęśliwie, gdzie was sława niesie,
Pokoju, zgody i mi
łości dzieci!
Id
źcie! w ciemnościach niech blask ukaże się,
Chwa
ła przed wami przodkuje i leci.
Tobie przekl
ęstwo, Arystotelesie!
Czy
ż cię ta bitwa uczonym zaleci?
Có
ż ma za korzyść, kto twój towar kupi?
Pró
żność nauka! najszczęśliwsi głupi.
Wchodz
ą już w same progi refektarza,
Sk
ąd Mars zajadły Minerwę wypędził;
Rajmund w tym czasie trzonkiem od lichtarza
Jeszcze si
ę bronił. Doktor próżno zrzędził;
"Przesta
ńcie bitwy!" - krzyczy i powtarza.
Wrzask wszystkich zg
łuszył, strach twarze wywędził.
Jeszcze si
ę reszta krzepi bez oręża,
Gaudenty gromi, Gaudenty zwyci
ęża.
Stan
ął, upuścił broń, skłonił się nisko,
Skoro szacowny skarb w progu obaczy
ł.
Stan
ęli wszyscy na te widowisko,
A gdy si
ę puchar coraz zbliżać raczył,
Krzykn
ęli: "Zgoda!"... Tak wojny siedlisko
W punkcie dzban miejscem pokoju oznaczy
ł
Czarni i bieli, kafowi i szarzy,
Wszystko si
ę łączy, wszystko się kojarzy.
Za czyje zdrowie pili w takiej porze?
Nie wiem; lecz gdybym znajdowa
ł się z nimi,
Pi
łbym za twoje, szacowny przeorze.
Za twoje, który czyny chwalebnymi
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 16
eBook
Elektroniczna Ksi
ęgarnia
Jeste
ś i mistrzem, i ojcem w klasztorze
I dajesz pozna
ć przykłady twoimi,
Jak umys
ł prawy zdrożności unika.
Cnota, nie odzie
ż czyni zakonnika.
Czytaj i pozwól, niech czytaj
ą twoi,
Niech si
ę z nich każdy niewinnie rozśmieje.
Żaden nagany sobie nie przyswoi,
Nikt si
ę nie zgorszy, mam pewną nadzieję.
Prawdziwa cnota krytyk si
ę nie boi,
Niechaj wyst
ępek jęczy i boleje.
Winien odwo
łać, kto zmyśla zuchwale:
Przeczytaj, os
ądź. Nie pochwalisz? - spalę
___________________________________________________________________________
Pobrano z
http://www.ebook.zap.only.pl
Strona 17