Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
203
**Meredith**
Nastał nowy dzień... dzień nowych wrażeń. Spotkanie z Eleną za
pewne da mi odpowiedź na wiele pytań i wtedy przynajmniej część z
niewiadomych stanie się jasna. Wstałam z łóżka, odsunęła zasłony
wpuszczając do pokoju trochę światła.
Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę 9.00. Wzięłam torebkę z
krwią leżącą na szafce nocnej i zaczęłam pić. Minęło może z jakieś pięć
minut, a worek był już pusty. To co dobre szybko się kończy, pomyślałam.
Niesamowite było, że tak szybko zaczynałam się do tego przyzwyczajać,
kiedyś kojarzyło mi się to z czymś ohydnym, a teraz pozwalało przetrwać
kilka kolejnych dni. Podeszłam do szafy wybierając nowe ciuchy, tym
razem padło na granatową bluzkę, legginsy i botki na wysokim obcasie.
Wykonałam całą poranną toaletę, nakręciłam włosy, a następnie opuściłam
swój pokój kierując się w stronę kuchni.
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
204
Faktycznie kofeina w kawie dodawała mi siły. Przynajmniej tutaj miałam
ten komfort, że nie zobaczę Damona, tak jak to miało miejsce w Grillu.
W całym domu panowała niesamowita cisza, tak jakby nikogo w nim nie
było. Ruszyłam do pomieszczenia, wyciągnęłam kubek z szafki. Następnie
nalałam do niego kawy, która o dziwo był już zaparzona?! Uwielbiam ten
zapach, pomyślałam i zamknęłam oczy pozwalając sobie przez chwilę
rozkoszować się aromatem. Ciepły łyk płynu zdawał się rozgrzewać mnie
od środka. Otworzyłam oczy i kiedy się obróciłam zobaczyłam Klausa
opartego o futrynę drzwi.
- Kawy? - zapytałam przerywając tą dziwną ciszę, która właśnie nastała
- To miło, że częstujesz mnie kawą, którą sam zaparzyłem - rzucił w moją
stronę
- W takim razie sam możesz ją sobie nalać - odparłam nie pozostając
dłużna, po czym usiadłam na krześle stojącym przy ladzie w kuchni
- Ja wczoraj odpowiedziałam na twoje pytania wobec tego czekam na
rewanż - nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź mówiłam dalej -
Dlaczego twój brat, z którego sam możesz wyciągnąć sztylet jest nadal
martwy? - zapytałam
- Elijah, chciał tylko połączyć się z naszą rodziną, więc dałem mu to czego
tak pragnął - odpowiedział w taki sposób jakby było w tym coś zabawnego
popijając przy tym kawę
- Cudownie, a więc zaczynam zważać na to o co proszę, bo nie wiadomo
gdzie mnie to zaprowadzi
- Możesz być spokojna, ciebie to nie spotka - powiedział spoglądając w
moją stronę
- Czyżby?! To samo powiedziałeś swojemu rodzeństwu? - nie wiem czemu
powiedziałam to na głos, powinnam raczej zatrzymać takie słowa dla
samej siebie
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
205
Musiałam jak najszybciej zmienić temat - Obiecałeś, że powiesz mi
prawdę, czyli kiedy? Jak mogę pomóc skoro nic nie wiem?! - zapytałam
już spokojniej, popijając w dalszym ciągu kawę
- Dowiesz się wszystkiego w odpowiednim czasie - odstawił kubek na blat
- ale teraz muszę wyjść - powiedział, po czym ruszył w kierunku drzwi
wyjściowych
- Hej! - krzyknęłam, ale się nie zatrzymał, więc zeskoczyłam z krzesła i
ruszyłam za nim - Będę tu na ciebie czekać! Aż powiesz mi prawdę!
- O nic więcej nie proszę skarbie - zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie
na niego wpadłam. Spojrzał na mnie i powiedział to w taki sposób jakby w
moim w zwrocie będę tu na ciebie czekać było coś niezwykłego, a
następnie opuścił rezydencję
Coraz bardziej mnie to denerwowało niż bawiło, ale z racji tego, że Klausa
nie było, a Rebekah zabalowała gdzieś z Damonem, ja mogłam
poprzeglądać wszystkie kąty. Wchodziłam prawie do każdego pokoju,
przez co natrafiłam na różnego rodzaju dzieła sztuki, obrazy, rzeźby,
aż po stare księgi, ale najbardziej zaciekawił mnie pokój na końcu długiego
korytarza. Najwidoczniej wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi.
Chwyciłam za klamkę, a kiedy otworzyłam drzwi na oścież moim oczą
ukazały się cztery zamknięte trumny. Podeszłam do nich bliżej, ale już sam
widok był straszny i chyba nie do opisania. Cztery wampiry leżące
nieruchomo w czterech trumnach, mogłam sobie to tylko wyobrazić.
Nawet po ich od sztyletowaniu nie można było mieć nadziei, że pierwsze
co zrobią to nie ruszą w miasto mordując każdego człowieka z miasteczka.
Wszystkie z wyjątkiem jednej były zamknięte na nie duże kłódki.
Wzięłam jedną z nich do ręki, wydawała się w miarę lekka, ale pomimo
mojego szarpania się z zamkiem niestety nie do otworzenia. Popatrzyłam
na pozostałe trumny, szukając tej, która była już otwarta. Leżała po prawej
stronie, podeszłam do niej powoli dotykając ją swoimi palcami. Chociaż
było to strasznie głupie, bo wiedziałam czego mogę się spodziewać w
środku to bałam się ją otworzyć. Zmusiłam się więc do tego i złapałam
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
206
za górną część wieka, żeby podnieść je do góry..., ale wtedy usłyszałam
hałas dobiegający z dworu.
W wampirzym tempie opuściłam pomieszczenie zostawiając wszystko
tak jak było. Z powrotem wróciłam do kuchni nie chcą zbudzić niczyich
podejrzeń.
- Nareszcie! - krzyknęłam i ruszyłam w kierunku drzwi frontowych
- Musisz tak krzyczeć - usłyszałam głos Rebekah
- Patrząc na to, że wracasz o tej godzinie można przypuszczać, że dobrze
się bawiłaś - rzuciłam w jej kierunku, gdy ponownie na mnie spojrzała
- Nie powiem, zawsze to jakaś rozrywka, a teraz wybaczysz, ale idę do
siebie. Nie mogę w końcu chodzić w tych samych rzeczach przez kolejny
dzień - odparła z uśmiechem, po czym ruszyła do swojego pokoju
Poczułam małe ukłucie, ale nawet nie wiem czego... to nie była zazdrość,
ani odrzucenie, ale raczej złość. Damon z Rebekah odstawiali ten cały
teatrzyk dla ubogich i kto tu czuł się opuszczony?! Sam mi zarzucał, że
zwariowałam, ale to było już przegięcie. Odsunęłam teraz wszystkie myśli
od siebie, bo zauważyłam, że zaczyna dobiegać godzina 12.30, a więc czas
ruszyć w drogę.
**Damon**
Kiedy Rebekah opuściła już posiadłość, wziąłem prysznic,
przebrałem się i ruszyłem do salonu. Na stoliku leżała torebka z krwią,
którą otworzyłem, a następnie jej część nalałem do stojącej obok
szklaneczki od whisky. Upiłem łyk i wtedy usłyszałem lekkie kaszlniecie.
Obróciłem się za siebie i zobaczyłem na kanapie siedzącą Elenę. Moje
wampirze zmysły mnie zawodziły, jak mogłem jej nie zobaczyć?.
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
207
- Widziałam Rebekah, co ona tu robiła? - zapytała, gdy na nią spojrzałem
- Nie róbmy z tego dramatu - odparłem, a następnie znowu się napiłem -
Jesteś zazdrosna? - rzuciłem uśmiechając się w jej stronę
- Nie jestem! - powiedziała głośniej - Raczej zastanawiają mnie
konsekwencje tego oraz jak Meredith zachowa się w tej sytuacji?
Ty najwidoczniej znowu świetnie się bawisz, nie interesujesz się nikim
dookoła, a jedynie samym sobą - skomentowała moje zachowanie
dziewczyna
- I właśnie tego jestem ciekaw, jak zareaguje? - resztę jej wypowiedzi
puściłem mimo uszu - Eleno wiem, że tego nie rozumiesz, ale ona gra teraz
w swoją własną grę, dlatego to ja ją zaskoczę i zobaczymy czy jest jeszcze
kogo ratować
- Oczywiście inaczej się nie dało? - zapytała
- Wolę połączyć przyjemne z pożytecznym - powiedziałem, co jeszcze
bardziej wkurzyło dziewczynę
W tym czasie w drzwiach pojawił się Stefan. Czułem, że teraz od niego mi
się dostanie i nasłucham się kolejnych dobrych rad, jak to iść odpowiednią
drogą.
- Co jest braciszku, jak ty zamierzasz skomentować moje zachowanie? -
rzuciłem w jego stronę, chyba nikt nie da mi dzisiaj świętego spokoju!
- Eleno, poczekaj w samochodzie - wymienili spojrzenia i dziewczyna
ruszyła przed siebie, by po chwili zniknąć z zasięgu mojego wzroku
- W przeciwieństwie do niej, na mnie nie robi wrażenie twoje zachowanie,
bo w końcu dlaczego mogłoby być inaczej?. Nie przejmujesz się uczuciami
innych, a łatwiej ci jest je wyłączyć niż przyznać się co tak naprawdę
czujesz, ale ty chyba sam już wiesz najlepiej. Meredith jest na granicy
swojego własnego załamania, może i Klaus nie może ją zauroczyć, ale to
dalej nie znaczy, że nic nie robi i nie chce jej mieć po swojej stronie. Przez
ten czas z dala od domu oraz swojego własnego człowieczeństwa mogłem
jedynie trzymać się tego, że Elena nigdy we mnie nie zwątpiła, ale
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
208
Meredith ma gorzej, a ty niestety ułatwiasz jej te wszystkie złe decyzje,
które podejmuje - powiedział, a potem wziął kurtkę leżącą na sofie i ruszył
w kierunku wyjścia - Zaraz ruszamy, jedziesz czy zostajesz?!
- Za chwilę - powiedziałem odstawiając szklaneczkę na stoliku, żeby
na moment wrócić do swojego pokoju
Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej srebrny łańcuszek z błękitnym
serduszkiem. Kiedyś trzymałem się tego, że należał do Katherine, ale
prawda była inna. Przez tyle czasu nie pozwalał mi zwątpić w to co tak
wierzyłem, chodź było to mylne, ale teraz czas, by ktoś inny zaczął mieć
nadzieję. Czas, aby naszyjnik wrócił do prawowitego właściciela.
Schowałem serduszko do kieszeni swojej skórzanej kurtki.
Zszedłem tym razem po woli po schodach w kierunku mojego samochodu.
- A to znowu co? - zapytałem, gdy zobaczyłem samochód Eleny na
podjeździe
Dziewczyna siedziała za kierownicą, obok niej na miejscu pasażera
siedział Stefan.
- To żeby Meredith się nie zorientowała - odparła pospiesznie dziewczyna,
widząc mój opór co do tego pomysłu
- A tak to nas nie wyczuje?! Z resztą jest mi wszystko jedno - rzuciłem i
zająłem miejsce z tyłu, chodź nie przywykłem do tego, aby traktowano
mnie w ten sposób
Po dziesięciu minutach jazdy i słuchaniu smętów grających w radiu
dotarliśmy na most Wickery. Próbowałem namierzyć wampirzycę, ale
najwyraźniej jeszcze jej nie było.
- Niepotrzebnie przyjechaliście tu ze mną. Mogłam jej sama to wszystko
powiedzieć, nie skrzywdzi mnie - powiedziała Elena opierając swój łokieć
o drzwi samochodu
- Jesteś zbyt łatwowierna. Zasad pierwsza, nie ufaj wampirom -
oznajmiłem rozglądając się po samochodzie
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
209
- Pójdziesz do niej sama, my poczekamy tutaj - usłyszałem mojego brata
W tym czasie spojrzałem przez przednią szybę i zobaczyłem Meredith
stojącą parę metrów przed samochodem. Elena wysiadła po chwili z auta i
ruszyła przed siebie. Chwyciłem za klamkę, otworzyłem drzwi i zacząłem
wysiadać. Stefan chce tu czekać to proszę bardzo, ale nikt ze mną tak
głupiego planu nie uzgadniał.
- Damon, co ty robisz? - zapytał, gdy zorientował się co zamierzam zrobić
- Jak to co?, zapewniam jej lepsze bezpieczeństwo niż ty - uśmiechnąłem
się złośliwie w jego kierunku, trzasnąłem drzwiami i tyle go widziałem, ale
dało się słyszeć charakterystyczne uderzanie drzwi z drugiej strony.
No tak nie mogło być inaczej, pomyślałem w duchu.
**Meredith**
Od razu moje wampirze zmysły dały mi znak, że Elena nie przybyła
na umówione spotkanie sama, ale można było się tego spodziewać
zwłaszcza po Damonie, że nie puści jej tutaj samej. Stefan miał pomimo
wszystko większe zaufanie do swojej dziewczyny co i o dziwo do mnie
samej. Dziewczyna ruszyła pierwsza idąc w moim kierunku, to było
oczywiste, że nic jej nie zrobię. Za bardzo przypominała mi tą samą
dziewczynę, która kiedyś byłam, dlatego nie zasługiwała na takie życie
jakie mnie spotkało. Była dla mnie bardziej jak rodzina, jak siostra nawet
jeśli dzieliły nas lata różnicy.
- Tym razem Eleno, widzę, że nie obyłaś się bez dodatkowego wsparcia -
rzuciłam, gdy tylko bracia Salvatore zajęli swoje miejsca po obu stronach
dziewczyny
- Odkąd jesteś na terytorium wroga nie można ci ufać - usłyszałam głos
Damona
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
210
- Terytorium wroga, bardzo zabawne. Jak udało się spotkanie z Rebekah?!
Jak na razie się nie skarżyła, ale jak tylko zorientuje się jaki jesteś może
małą odrobinkę się wkurzyć. Ciekawe co wtedy zrobisz?! - zapytałam
stawiając krok do przodu
- Chcesz to ciągnąć dalej proszę bardzo... nie mogłaś najpierw zająć się
bezdomnym zwierzętami ze schroniska, ale nie ty oczywiście musiałaś od
razu wziąć się za oswajanie wilków!. Zawsze zajmowałaś się tym co
niebezpieczne, przynajmniej to się nie zmieniło na przestrzeni tylu lat! -
spojrzał na mnie tym swoim wkurzony wzrokiem
- Możecie, chodź przez chwilę zacząć ze sobą współpracować i przestać
sobie dogryzać! - tym razem odezwał się Stefan
- W porządku - rzuciliśmy z Damonem prawie równocześnie
- Przejdźmy w takim razie do konkretów, co udało się wam ustalić? -
zapytałam spokojniej krzyżując swoje ręce na piersiach
- Ciekawe jak ci się to spodoba kiedy usłyszysz, że to nie ze swojej
wspaniałomyślności Klaus nie może wyłączyć twoich uczuć, a raczej
dlatego, że coś w twojej krwi go blokuje - wszedł w słowo Elenie Damon
Elena spojrzała tylko na niego niezadowolona tym, że nie pozwolił jej
powiedzieć tego chyba w bardziej odpowiedni sposób, ale na Damona
niestety nie było mocnych.
- Będziesz mogła wrócić z nami - dodała spokojnie dziewczyna
Starając się nie dopuścić do siebie swoich emocji rzuciłam jedynie
- Co jeszcze?
- W tekście brakowało kilku stron. Ostatnie zdanie kończyło się na
informacji o jakiś kluczach i trumnach. Pamiętam, że Klaus woził je ze
sobą, a Elijah próbował odzyskać swoją rodzinę, przez co sam został
zasztyletowany. Co wiesz na ten temat? - zadał pytanie Stefan spoglądając
w moją stronę
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
211
- Nic szczególnego - odparłam, mieli się od tego trzymać jak najdalej, a im
mniej wiedzieli tym byli bezpieczniejsi
- Daj spokój, nie wierze ci... kolejne kłamstwa Meredith!. Już ci mówiłem,
że nie może cię wyłączyć, ale to chyba nie ma znaczenia skoro i tak robi ci
wodę z mózgu - Damon zaczynał mi działać na nerwy swoimi uwagami
- Każda trumna została zamknięta na klucz, ale niestety nie wiem gdzie są
- skłamałam - Jedyną osobą, która może je otworzyć jestem ja, a w
zasadzie dzięki mojej krwi - przemogłam się w sobie, starając się o tym
powiedzieć spokojnie
- No pięknie, zamierzasz wypuścić to całe psychopatyczne rodzeństwo na
wolność? Wiesz co się wtedy stanie?! - widać było, że z każdym moim
słowem Damon był coraz bardziej na granicy swojej wytrzymałości
- Jeśli myślisz, że to zrobię to zwariowałeś! - odpowiedziałam po chwili
dając się ponieść własnym emocją
- Wiesz co, myślę raczej, że zaczynasz przegrywać we własną grę,
a propos trumien, to widziałaś może już piątą? - zapytał i spojrzał na mnie,
w tym czasie ja poczułam się jak zwierzę zagonione pod ścianę
Popatrzyłam na wszystkich po kolei, a Elena ze Stefanem wymienili po
między sobą pytające spojrzenia, zwracając swój wzrok w kierunku
Damona.
- Widziałam tylko cztery - odparłam zdziwiona jego pytaniem
- Czyli zamówienie jest w trakcie realizacji. W takim razie przygotuj się
na to, że za niedługo się pojawi i będzie przygotowana dla ciebie! -
krzyknął w moją stronę
- O czym ty mówisz? - zapytałam przerażona
- O tym, że sztylet, który mamy działa na ciebie tak jak pozostałe sztylety
na każdego Pierwotnego. Myślisz, że mu na tobie zależy? Sam poprzebijał
swoje rodzeństwo, a jak przyjdzie twoja kolej to zrobi to samo z tobą bez
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
212
żadnych skrupułów! - czułam się coraz bardziej oszukana, ale tym razem
przez wszystkich
- Oddaj mi sztylet - powiedziałam, czując jak łzy zaczęły wypełniać moje
oczy, ale starałam się w dalszym ciągu być opanowana
- Nie słyszałaś co powiedziałem? - wyglądał na zdziwionego moim
zachowaniem
- Nie to wy niczego nie rozumiecie. Klaus nawet nie wie, że brakuje tego
sztyletu, ale kiedy się dowie to myślisz, że jak zareaguje, kogo jesteś w
stanie poświęcić, czyje życie jest dla ciebie mniej ważne Damonie?! -
wykrzyczałam, a on wyglądał na zaskoczonego
Wiedziałam, że jakaś część jego samego, ta część, którą sam wyłączył była
gdzieś w nim i obchodziło go ludzkie nieszczęście... o ile sam sobie na to
pozwalał. Największy problem polegał na tym, że znałam go tak jak nikt
inny, a on w taki sam sposób znał mnie. Mógł mówić, że mu nie zależy,
ale prawda była inna... ja to wiedziałam i on również. Nasze charaktery
były wręcz identyczne, co stanowiło teraz problem.
- Chcesz Eleno, żebym z wami wróciła, ale to nie jest takie proste. Muszę
się dowiedzieć jaka jest różnica pomiędzy mną, a tobą. Jeżeli istnieje
chociaż szansa, że mogę cię w jakiś sposób uratować…
- Ale dlaczego? Nie pozwolę na to! - zaczynała zapierać się dziewczyna
Nie powinni mnie widzieć w takim stanie, ale dawna Meredith dawała o
sobie znać.
- Dlatego, że nie zasługujesz na to co mnie spotkało. Masz swoje życie,
marzenia i plany. Powinnaś się cieszyć, a nie martwić tym wszystkim i
zastanawiać czy przeżyjesz do następnego dnia. Każdy powinien mieć
tylko jedno życie, aby mógł je docenić i cieszyć się nim w pełni, a każdy
dzień powinien być jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny - spojrzałam
na Stefana, bo chyba dokładnie wiedział o czym mówię - Dla mnie już jest
za późno, ale nie dopuszczę, by spotkała cię krzywda. Jeśli będzie chociaż
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
213
szansa na to... - czułam, że za dużo powiedziałam, a moje cierpienie w tej
chwili malowało się na mojej twarzy
- Klaus nie może wiedzieć, że na kimkolwiek mi zależy, bo wykorzysta to
przeciwko mnie samej... przeciwko wam. Nie chcę się teraz poddać, nie
mogę, muszę to skończyć dlatego proszę żebyście się do tego nie mieszali -
mówiąc ostatnie zdanie spojrzałam w stronę Damona
- Muszę dostać ten sztylet przed nim. Rozumiem, że go nie macie przy
sobie, dlatego przyjdę do rezydencji dzisiaj o 18.00 - rzuciłam znowu
przyjmując kamienną twarz, a następnie obróciłam się za siebie i ruszyłam
do przodu, gdy usłyszałam głos, który mnie zatrzymał
**Damon**
Wiedziałem, że nie mogła poddać się tak łatwo i jeszcze walczyła.
Przebywając niestety w drużynie Klausa coraz bardziej się zmieniała, a to
chyba sama widziała. Nie mogłem pozwolić jej odejść od tak, ponieważ
bałem się, że może to być nasze ostatnie z wielu pożegnań i tym razem nie
będzie kolejnego.
- Meredith! - krzyknąłem za nią, a ona powoli zaczęła obracać się w moim
kierunku
Znalazłem się przy niej w wampirzym tempie stając tak blisko, że mogłem
dostrzec błękit w jej załzawionych oczach. Wyglądała na zaskoczoną
przede wszystkim tym w jak szybki sposób zmniejszyłem dystans
pomiędzy nami. Mogłem słyszeć jej galopujące serce, a patrząc na nią
zaobserwowałem, że znowu zaczęła rozglądać się na boki w dalszym
czasie nie umiejąc utrzymać mojego spojrzenia. Kolejna rzecz, która się w
niej nie zmieniła.
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
214
- Mam chyba coś co należy do ciebie? - spojrzała na mnie zaskoczona, a ja
wyciągnąłem z kieszeni wisiorek na srebrnym łańcuszku
- Mój naszyjnik - powiedziała i uśmiechnęła się w moim kierunku biorąc
serduszko w dłonie
- Kiedyś myślałem, że należał do Katherine - w tym momencie widziałem
w niej tylko ból i smutek - ale to nic nie znaczy, bo to ty byłaś, tą która
poświęciła swoje własne życie próbując mnie uratować w 1864 kiedy nasz
własny ojciec nas zastrzelił
- Mówiłam ci, że zawsze w tym wszystkim chodziło o ciebie i zawsze
będzie chodziło tylko o ciebie. Jak w ogóle mogłabym żyć wiedząc, że już
nigdy cię nie zobaczę? - mówiąc to pojedyncze łzy zaczęły płynąć po jej
policzkach
- Niech ten naszyjnik pozwoli ci się tego trzymać i nigdy o tym nie
zapominać. Nie przegraj Meredith w swoją własną grę - wziąłem jej twarz
w swoje dłonie zmuszając, by na mnie spojrzała, a później lekko
pocałowałem
- Nie przegram - odparła po chwili, gdy się od niej odsunąłem
- Co jeśli przegrasz? To zbyt niebezpieczne - coraz bardziej nastrój, który
nas otaczał zaczynał pękać jak bańka mydlana
- Dlatego będzie lepiej jeśli o mnie zapomnisz - mówiła to tak spokojnie
jakby to było takie proste - a jeśli przegram to wrócimy do planu A,
pamiętasz? Kiedy przegram, ty pozwolisz mi odejść odczekasz wtedy
dwadzieścia lat, ja już wtedy prawdopodobnie nie będę sobą co ułatwi ci
zadanie... znajdziesz mnie i zabijesz, tak to się skończy - kiedy to
powiedziała puściłem ją, czując się tak jakby ktoś właśnie zmienił sen
w prawdziwy koszmar
- Więc to kombinujesz? - krzyknąłem cofając się od niej na kilka kroków
- Jeśli szybciej to zrozumiesz to będzie nam łatwiej. Ciągłe cierpienie do
niczego nie doprowadzi, dlatego będzie lepiej jeśli mnie znienawidzisz i
nie będziesz mi się plątał pod nogami. Poświęciłam swoje życie dla ciebie
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
215
dwukrotnie, ale tym razem nie ma takiej możliwości bym mogła zrobić to
ponownie, dlatego pilnuj go, bo to chyba ostatnie jakie ci zostało - jej
słowa bolały tak jakby to ona wbiła sztylet we mnie, a później go jeszcze
przekręciła, żeby sprawdzić, że naprawdę ze mną skończyła
Przeniosła później swój wzrok na Elenę i Stefana stojących za mną.
- Im szybciej ze mnie zrezygnujecie tym będzie lepiej dla was. Nie ma tym
razem żadnej możliwości, żeby mogła coś zrobić i kogokolwiek uratowała.
Wasze życie jak i waszych przyjaciół jest teraz w waszych rękach. Jeśli
Klaus kogoś zabije to wy będziecie mieli krew tej osoby na swoich rękach.
Będę po sztylet o 18.00 i nie kombinujcie niczego! - powiedziała, a
następnie zniknęła
Obróciłem się za siebie i ruszyłem w kierunku samochodu zaparkowanego
na końcu mostu.
- Łał, mistrzostwo dyplomacji. Mieliśmy ją przeciągnąć na swoją stronę,
ale nie ty musiałeś to zrobić po swojemu - usłyszałem głos Stefana kiedy
się już przy nich znalazłem
- Dobrze wiesz, że to by nic nie dało, ale nie mam zamiaru zrezygnować
tak łatwo i na pewno nie na jej warunkach - spojrzałem na niego - Widzisz
Eleno, teraz wiesz po kim odziedziczyłaś upór i skłonności samobójcze -
rzuciłem spoglądając na dziewczynę
- W takim razie damy jej to czego chce - odpowiedział Stefan
- Co? - zapytałem zdziwiony, jeszcze chyba niczego głupiego w tym dniu
nie słyszałem - Chcesz jej dać pole do popisu?!
- Ona ma rację Damon, jeśli Klaus się zorientuje, że gra na czas to niczego
się nie dowiemy. Nie wiemy co jest jeszcze zapisane w księgach i jaki
związek to ma z Eleną oraz nią samą?! - powiedział zdecydowanie Stefan
- Skąd wiesz, że nie zamanipuluje nią tak, że faktycznie zacznie wierzyć,
że to co robi jest słuszne?!. Nie mam zamiaru czekać, aż ten psychopata
wbije w nią ten sztylet, a dobrze wiemy, że to tylko kwestia czasu. Nie
mam pojęcia na ile Meredith mówi naprawdę, a na ile kłamie, ale pewne
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
216
jest jedno, coś ukrywa - wkurzali mnie tym, że zaczynali wierzyć w to co
mówiła - Wymyślcie coś do 18.00, ja teraz musze iść na spotkanie Rady
Założycieli - rzuciłem na odchodne, a następnie ruszyłem w wampirzym
tempie do posiadłości Lockwoodów
**Meredith**
Odsunęłam od siebie wszystko co przed chwilą się stało, by
poukładać każde słowo, które usłyszałam w mojej głowie. Nie było sensu
zadręczania się w kółko i tak nie wierzyli w moje zmienione zachowanie.
Teraz już rozumiałam dlaczego sztylet musiał zostać schowany przez
Emily z dala ode mnie, to była nie tylko idealna broń na Pierwotnego
wampira, ale i najwidoczniej na mnie samą. Damon miał rację zapewne
Klaus wbiłby go we mnie jeszcze się przy tym uśmiechając, dlatego
musiałam być sprytniejsza. Niestety do czasu odzyskania sztyletu
pozostawię to tak jak jest.
Wyciągnęłam z kieszeni łańcuszek, na którym widniało błękitne
kryształowe serduszko. Nie mogłam w to uwierzyć, że wciąż je miał przy
sobie. Nie liczyło się dla mnie to, że kiedyś brał je za jedną z rzeczy
należących do Katherine, ale to że je miał i wiedział jak bardzo go
kochałam... nawet za cenę własnego życia. Musiałam teraz odtrącić
Damona, chodź serce mi pękało kiedy pokazał mi, że to co w nim
kochałam jeszcze nie umarło, ale tym razem było dla nas za późno.
Ruszyłam pewnym krokiem do rezydencji i pozwoliłam, by uczucia
powróciły pełną falą. Nie potrafiłam długo z tym walczyć, bo gdy mijała
złość to te wrogie uczucia przeradzały się w smutek. Wszystko przez,
to że za życia byłam dobra, opiekuńcza i odczuwałam ból każdej osoby jak
mój własny, ponieważ tylko wtedy było mi łatwiej zrozumieć cudze
problemy. Najwyraźniej teraz wszystko się mściło.
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
217
Użyłam swoich wampirzych zmysłów, żeby sprawdzić co działo się
aktualnie wewnątrz domu. Rebekah była w swoim pokoju, a Klaus w
którymś z pokoi, ale nie byłam w stanie rozpoznać, w którym dokładnie.
Przekroczyłam próg, a następnie ruszyłam do pokoju znajdującego się
po lewej stronie olbrzymiego korytarza. Usiadłam na kanapie i zaczęłam
wpatrywać się w palący ogień w kominku, a pojedyncza łza spłynęła
po moim policzku. Natychmiast ją starłam, w tym czasie usłyszałam
skrzypienie desek w podłodze.
- Udusisz się kiedyś od tego ciągłego rozmyślania i cierpienia -
rozpoznałam głos Klausa
- Jesteś z siebie zadowolony... nikt mnie już nienawidzi - odparłam patrząc
dalej tępo w ogień
- Za parę lat będzie to tylko mgliste wspomnienie. Patrzysz teraz na to z
perspektywy tych kilku chwil, ale kiedy spojrzysz z punktu widzenia
parunastu lat to sama zrozumiesz, że traciłaś tylko swój czas na
zajmowanie się czymś błahym - powiedział to tak spokojnie jakby
wiedział, że sama potrzebuje jedynie czasu, by do tego dotrzeć
- Może tak się kiedyś stanie, ale w tej chwili tak nie jest. Wszyscy mnie
porzucili tylko dla tego, że zostałam tutaj, ale co ty możesz wiedzieć o
cierpieniu. Sam je zadajesz więc daruj sobie to wszystko - odpowiedziałam
dobrze wiedząc, że oszukuje mnie tak jak wszyscy i było mi to obojętne
jak zareaguje
Damon miał rację przegrywałam w swoją własną grę, ale czy to miało
teraz jakieś znaczenie. Klaus miał na mnie za duży wpływ, ale za niedługo
ta sytuacja zmieni się diametralnie.
- Muszę wyjść - rzuciłam doprowadzając się do porządku
Spojrzałam na zegar zaczęła dobiegać godzina 17.30. Po zakończonym
spotkaniu musiałam sporą część czasu spędzić na dworze, ponieważ wcale
nie zdawałam sobie sprawy, że jest już tak późno.
- Dokąd tym razem? Dopiero co wróciłaś - zapytał zdziwiony
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
218
- Idę odzyskać to co zgubiłeś?! - wyglądał na zaskoczonego, ale nie
pozwoliłam mu zadać kolejnego pytania tylko dlatego, że zdążyłam w
wampirzym tempie opuścić posiadłość
**Damon**
Mogłem się tego domyślić, że dzisiejsze spotkanie Rady Założycieli
będzie jedynie czystą formalnością. Nic ciekawego się nie działo, ale za to
przynajmniej udało mi się dowiedzieć, dlaczego Meredith poprzedniego
dnia odwiedziła burmistrz Lockwood.
Wróciłem z powrotem, trzasnąłem drzwiami rezydencji, by po chwili być
już w środku.
- Nie zgadniecie czego ciekawego się dowiedziałem?! - rzuciłem w stronę
Eleny i Stefana siedzących na kanapie
- Powiesz wreszcie, czy mamy strzelać? - zapytał Stefan oczekując na
moją odpowiedź
- Rick mówił wam, że spotkaliśmy Meredith w Grillu razem z Klausem i
że gdzieś się wybieli. Dokładniej mówiąc nasza złota dziewczyna spotkała
się z burmistrz Lockwood, żeby posłuchać na temat przygotowań do Balu.
Jakimś dziwnym trafem interesowały ją klucze, które posiada każdy z
założycieli, czyli... - powiedziałem, a następnie podszedłem do barku i
nalałem odrobiny whisky do szklaneczki, z której się napiłem pozwalając
w tym czasie Stefanowi oraz Elenie przetrawić wszystkie informacje
- Czyli, chcesz powiedzieć, że to są klucze, które mają otworzyć trumny?!
- powiedział Stefan podążając za moim punktem myślenia
- Bingo i sądzę, że to właśnie dlatego wampirza rodzinka w dalszym ciągu
tkwi w trumnach - rzuciłem podsuwając kolejne rozwiązanie
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
219
- Co w takim razie Meredith miałaby do zrobienia, skoro Klaus mógłby
sam je otworzyć? To musi być w jakiś sposób powiązane? - zapytała Elena
Spojrzałem wtedy na sztylet leżący na stoliku.
- Zamierzacie go jej oddać?! - krzyknąłem zdziwiony - Mieliście coś
wymyślić jak go jej nie zwracać. Jeśli chcieliście być już tacy uprzejmi to
trzeba było go jej wysłać kurierem nie musiałaby się fatygować osobiście
W tym czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Podszedłem do nich,
a następnie otwarłem je na oścież.
- Stęskniłeś się? - rzuciła Meredith uśmiechając się
Wiedziałem, że znowu wróciła do swojego wrednego zachowania.
- Nie muszę za tobą tęsknić i tak wiem, że wcześniej czy później do mnie
wrócisz - kiedy to powiedziałem uśmiech zniknął z jej twarzy, a za to
pojawił się na mojej
Z jednej strony wkurzała mnie tym swoim zmienionym zachowaniem,
a z drugiej było w tym jakieś napięcie, które pojawiało się pomiędzy nami.
Ruszyła na wprost do pokoju i od razu zauważyła sztylet leżący na stoliku.
- Meredith rozumiem, co chcesz zrobić, ale Klaus nie powinien się
dowiedzieć, że nie może kontrolować twojego umysłu... do końca -
słuchałem tego w jaki sposób Stefan mówił do niej, tak jakby za chwilę
miała się spłoszyć i uciec stąd
- Nie wiem co jest w mojej krwi, ale musi być w jakiś sposób... magiczna -
dodała po chwili szukając odpowiedniego słowa - a więc... - rozejrzała się
po pokoju i sięgnęła po jedną ze szklaneczek stojących w barku,
a następnie postawiła ją na stoliku znajdującym się pomiędzy dwoma
kanapami - schowajcie ją, aż do czasu kiedy dowiem się czegoś na ten
temat, albo po prostu gdybyście potrzebowali pomocy, a mnie już by nie
było
Zobaczyłem jak tylko objęła swoją dłonią ostrze sztyletu, a następnie
przeciągnęła nim w górę. Z dłoni zaczęła płynąć bordowa krew, która
kapała do przygotowanego przez nią naczynia. Ta sytuacja przypomniała
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
220
mi pierwszy dzień kiedy pojawiła się ponownie w Mystic Falls. Wtedy
była mi obojętna, natomiast teraz była częścią mnie samego.
- Przykro mi Stefanie, ale nie ma takiej możliwości muszę poznać prawdę.
Nie mogę czekać w kółko, aż on sam mi coś powie. Myślisz, że Klaus
kiedykolwiek mi zaufa? I za ile to będzie sto, dwieście lat?! Elena nie ma
tyle czasu - powiedziała spoglądając na swoją dłoń, która już się zagoiła
- Co zamierzasz zrobić? Wbić w siebie ten sztylet?! - włączyłem się do
rozmowy, a ona tylko spojrzała na mnie znowu się uśmiechając i
potwierdzając w ten sposób moje przypuszczenia - Nie... - krzyknąłem, ale
ona rozpłynęła się i jedynie dał się słyszeć trzask zamykanych za nią drzwi
**Meredith**
Przekroczyłam pewnym krokiem drzwi posiadłości, a późnie
trzasnęłam nimi tak mocno, by każdy słyszał, że wróciłam już z powrotem.
- Widzę, że udało ci się odzyskać sztylet - odezwał się Klaus pojawiając
się z nikąd, a ja jedynie uśmiechnęłam się w jego kierunku
- Wątpiłeś w to?! - zapytałam idą przed siebie do jednego z pokoi
- Możesz mi go teraz oddać - powiedział, po czym wyciągnął swoją dłoń
w moim kierunku
- Dowiedziałam się przy okazji bardzo ciekawych informacji na mój temat
- zauważyłam, że był zdziwiony tym co powiedziałam - Nawet nie wiesz
jakie to było uwłaczające kiedy powiedzieli mi prawdę, tą którą powinnam
usłyszeć od ciebie! W ogóle nie słuchasz tego co mówię! - powiedziałam
- Skąd oni to wiedzą?! i oddaj mi wreszcie ten sztylet! - powiedział coraz
bardziej wkurzony na mnie, przez co zaczęliśmy się razem przekrzykiwać
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
221
- Nie mam zielonego pojęcia i nic mnie to nie obchodzi. Oszukałeś mnie! -
krzyknęłam
- Nie ciebie pierwszą - usłyszałam spokojny ton jego głosu, a słowa, które
powiedział zabolały
- Nie możesz zauroczeniem wyłączyć tego co czuję, dlatego pozwalasz mi
na to wszystko. Przestań zabierać ode mnie to czego nie potrzebujesz,
przestań udawać, że ci na mnie zależy, bo dobrze wiemy, że chodzi jedynie
o moją krew! - krzyczałam w dalszym czasie, a łzy zaczęły płynąć po
moich policzkach przez te wszystkie emocje, które teraz mną zawładnęły -
Więc może w takim razie wbiję w siebie ten sztylet? - zapytałam
przystawiając sobie jego ostrze do brzucha
- Wyciągnę go z ciebie jak tylko to zrobisz - mówił tak opanowanie, że
zaczynało mnie to coraz bardziej drażnić
- Chcesz mojej krwi?! W takim razie zbierzesz ją sobie z podłogi. Jak
widzisz ja też lubię wyzwania. Dlatego wykrwawię się na twoich oczach i
zostanie sam, jak zawsze z resztą - odparłam
Spojrzał jedynie na mnie, a później podszedł do biurka, przy którym stało
krzesło. Spokojnie je od niego odciągnął, a następnie postawił w tym
samym miejscu, w którym stał wcześnie i usiadł na nim.
- Wasze krzyki słychać już na samej górze. Co się tu dzieję? - zapytała
Rebekah stając w przejściu dzielącym dwa pokoje, spoglądając to na mnie
to na swojego brata
- Meredith rzuciła mi wyzwanie, a ja mam zamiar je przyjąć -
odpowiedział swojej siostrze na pytanie świetnie się przy tym bawiąc
- Pobrudzi dywan - odparła jedynie wampirzyca, ale w jej słowach było
coś więcej tak jakby powiedziała to jedyne co osiągniesz w tej swojej
walce, a następnie zniknęła
Klaus znowu spojrzał na mnie, a uśmiech na jego twarzy zniknął.
- Tnij! - krzyknął w moją stronę - a może już się rozmyśliłaś?!
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
222
- Nie ma takiej możliwości. Powiedziałeś, że cenisz moją odwagę, a więc
patrz - odpowiedziałam, a następnie zrobiłam nacięcie na przedramieniu,
z którego zaczęła płynąć krew
Myślałam, że nie będę niczego czuć, ale tak nie było, a każde cięcie bolało
tak samo jakbym w dalszym czasie była człowiekiem. Różnica poległa
jedynie na tym, że leczyłam się zdecydowanie szybciej. Zatem
powtarzałam cały ten proces powoli się wykrwawiając.
Moja krew była wszędzie cała cześć parkietu dookoła mnie była nią
wypełniona, aż faktycznie jakaś jej cześć zaplamiła leżący na podłodze
dywan. Z każdą sekundą słabłam coraz bardziej, nawet nie wiedziałam ile
to już trwało, ale nie byłam już w stanie ustać na nogach. Upadłam na
kolana w dalszym ciągu nie przestając ciąć swojej ręki, a krew tym razem
zaczęła plamić rzeczy, które miałam na sobie. Nawet nie spojrzałam w
stronę Klausa było mi wszystko jedno i on chyba wiedział, że sama nie
mam nic do stracenia.
Moje oczy zaczynały się powoli zamykać, a proces pozbywania się z
mojego organizmu krwi zaczynał powoli się zakańczać. Nie miałam już
w ogóle sił utrzymać się nawet na kolanach. Przewróciłam się na prawą
stronę, a sztylet wypadł z mojej ręki lądują obok mnie. Próbowałam go
jeszcze dosięgnąć, ale było to daremne. Mogłam tylko czekać na powolną
śmierć, gdy usłyszałam skrzypienie krzesła, a następnie kroki.
- Co ja mam z tobą zrobić? - usłyszałam Klausa kiedy przykucnął przy
mnie
Nie miałam nawet sił ani żeby się ruszyć, ani żeby odpowiedzieć, ale jedno
nasuwało mi się na myśl - Zabij mnie. Poczułam jedynie jak wziął mnie na
ręce.
- Jesteś dla mnie zbyta ważna Meredith, żebyś mogła zginąć - powiedział
niosąc mnie, a ja mogłam jedynie słuchać tego co miał mi do powiedzenia
- Obiecałem, że powiem ci prawdę, a musisz wiedzieć, że dotrzymuję
obietnic - usiadł na kanapie, cały czas trzymając mnie w swoich ramionach
i ani przez chwilę nie wypuszczając. Podsunął swój nadgarstek pod moje
usta, a wtedy moje oczy nabiegły krwią, kły się wydłużyły. Najwidoczniej
Ro
zd
zi
ał
X
X
: Me
re
d
ith
P
ie
rc
e
-
n
ie
o
p
is
an
a his
to
ri
a by
mo
n
al
is
a0
0
223
mój organizm wbrew mojemu umysłowi walczył o przetrwanie, by po
chwili zacząć pić.
- Bardzo dobrze, pij skarbie - powiedział spokojnie takim tonem jakby
mówił do dziecka, a drugą ręką gładził mnie po włosach uspokajając w ten
sposób
Po jakimś czasie zabrał swój nadgarstek i zaczął mówić dalej.
- Za nim powiem ci prawdę musiałem mieć pewność, że przy pierwszej
lepszej okazji nie będziesz chciała mnie zabić, ale teraz już wiem, że tak
się nie stanie. Kiedy wróciłaś tu ze sztyletem w ręce mogłaś go próbować
wbić we mnie, ale za to zadałaś ból samej sobie. Możesz udawać, że ci w
dalszym ciągu nie zależy, ale to tylko dlatego, że sama boisz się do tego
przyznać. Jutro rano jak co dzień wstaniesz i będziesz się zastanawiać nad
moimi słowami, a kiedy to już zrozumiesz i się temu podasz to wrócisz do
mnie, to tylko kwestia czasu kochanie. Sądzę, że jesteśmy w stanie pomóc
sobie nawzajem.
Słyszałam jego słowa jak przez mgłę, co on sobie znowu wyobrażał?!.
Niestety nie miałam sił z tym walczyć, a przynajmniej nie w tej chwili.
Zaskakujące było niestety dla mnie to, że wszystko powinno mnie skłaniać
do ucieczki z tego miejsca, a jednak to co złe wciąż odczuwałam tak
dobrze. Znowu mną manipulował, ale mój organizm musiał się
zregenerować, a ja potrzebowałam teraz snu. Po chwili moje oczy się
zamknęły i zapadła ciemność.
Ciąg dalszy nastąpi…