Rivers Francine Synowie pocieszenia 01 Arcykapłan

background image

ARCYKAPŁAN

ZA PLECAMI TYCH, KTÓRZY TWORZYLI HISTORIĘ, STOJĄ

BOHATEROWIE, KTÓRZY NA ZAWSZE ZMIENILI JEJ BIEG

Z charakterystyczną błyskotliwością pióra Francine Rivers

opowiada kolejno, w fascynujący sposób charakteryzując

poszczególne postaci, historie pięciu ludzi, którzy

wiernie poszukiwali Boga, stojąc w cieniu wybranych przez

Niego przywódców.

background image

Arcykapłan

Wojownik

Prorok

Książę

Skryba

Tych pięciu mężczyzn odpowiedziało na wezwanie Boga, aby

służyli Mu wiernie, mimo że nie spotykało ich uznanie ani

sława. Dawali z siebie wszystko, wiedząc, że nagrodę

otrzymają być może dopiero po śmierci. Nie wolno nam

zapomnieć historii ich życia. Niech ci wierni Bogu ludzie

będą dla Ciebie, Drogi Czytelniku, wyzwaniem.

FRANCINE RIYERS

SYNOWIE

ARCYKAPŁAN

POCIESZENIA

Tłumaczył: Krzysztof Bednarek

background image

Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne Radom 2007

Redakcja i korekta: Bożena Kowaliszyn-Jabłońska

Redakcja techniczna: Anna Korba

Projekt okładki: copyright 2004 by Philip Howe

Wszelkie prawa zastrzeżone. Wykonano za pozwoleniem

Tyndale House Publishers

Występujące w książce cytaty z Pisma Świętego przytoczono

według Biblii Tysiąclecia,

wersja online, Pallotinum/Wydział Teologiczny UAM, Poznań

2003

Copyright © 2007 by Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne

za zgodą Browne&Miller Literary Associates, LLC Wszelkie

prawa zastrzeżone

The Priest: Aaron

Copyright © 2004 by Francine Rivers

Published by arrangement with Browne&Miller Literary

background image

Associates, LLC Ali rights reseryed

ISBN 978-83-7557-015-1

Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne 26-606 Radom, ul.

Wiejska 21 tel./fax (48) 366 56 23, 384 66 66 e-mail:

polwen@polwen.pl; http://www.polwen.pl

Druk i oprawa:

Zakład Graficzny COLONEL sp. j.

30-532 Kraków, ul. Dąbrowskiego 16

tel. (12) 423 66 66, e-mail: biuro@colonel.com.pl

Ludziom wiary, którzy służą w cieniu innych

Chcę podziękować Peggy Lynch za wysłuchanie moich

po¬mysłów i dostarczanie mi wyzwań, które skłaniały mnie

do co¬raz głębszego poznawania poruszanych tematów.

Chciałabym również podziękować Scottowi Mendelowi, który

przesłał mi materiały ujmujące opisywane przeze mnie

sprawy z punktu widzenia religii żydowskiej. A także

Danielle Egan-Miller, która pomogła mi dojść do siebie po

śmierci mojej przyjaciółki i wie¬loletniej agentki, Jane

Jordan Browne.

Jane była dla mnie znakomitą nauczycielką i wiem, że

znalaz¬łam się w dobrych rękach. Chciałabym wreszcie

podziękować mojemu wydawcy, Kathy Olson, za ciężką pracę,

którą włożyła w realizację naszych projektów, na koniec

background image

zaś wszystkim pracow¬nikom wydawnictwa Tyndale, za

wysiłek, dzięki któremu moje opowieści trafiają w ręce

czytelników. To od początku do końca zbiorowe dzieło.

Chciałabym jednocześnie podziękować wszystkim, którzy

przez lata modlili się za mnie, także podczas realizacji

tego, szczególnego przedsięwzięcia. Niech Bóg posłuży się

opowie¬dzianą przeze mnie historią, przyciągając ludzi do

Jezusa, naszego ukochanego Pana i Zbawiciela.

Ws T Ę P

DROGI CZYTELNIKU,

W Twoich rękach znalazła się pierwsza z serii pięciu

krótkich powieści traktujących o biblijnych bohate¬rach,

którzy służyli Bogu i ludziom, pozostając w cieniu

innych. Żyli w czasach starożytnych, w kulturze

odmien¬nej od naszej - a mimo to można odnieść ich losy

do życia każdego z nas i trudnych problemów, z jakimi

zmagamy się we współczesnym świecie. Znajdowali się w

niezwykle trudnych sytuacjach, wykazywali się odwagą,

podejmo¬wali ryzyko, postępowali w nieoczekiwany sposób.

Żyli śmiało, czasami popełniali błędy - bardzo poważne

błędy. Nie byli ludźmi idealnymi, jednak Bóg w Swoim

nieskoń¬czonym miłosierdziu posłużył się nimi dla

realizacji Swojego doskonałego planu ukazywania Siebie

światu.

background image

W dzisiejszych czasach wielu ludzi znajduje się w

de¬speracji, miliony szukają odpowiedzi na nurtujące ich

pytania. Ukazani w niniejszej serii powieści bohaterowie

wskazują nam drogę. Rzeczy, których możemy się od nich

nauczyć, pozostają tak samo aktualne jak tysiące lat

temu, kiedy owi bohaterowie żyli.

Są postaciami historycznymi, zaś tworząc swoje opo¬wieści

o życiu każdego z nich, opierałam się na przeka¬zie

biblijnym. Aby lepiej zapoznać się z życiem Aarona,

zajrzyj, Drogi Czytelniku, do Pisma Świętego - do ksiąg:

Wyjścia, Kapłańskiej oraz Liczb. Porównaj także z jego

życiem opis Chrystusa jako naszego arcykapłana,

przed¬stawiony w Liście św. Pawła do Hebrajczyków.

Z drugiej strony niniejsza książka zalicza się do gatunku

powieści historycznej, a zatem fikcji literackiej. Zarys

opisanej historii pochodzi z Biblii - tworząc, wyszłam od

podanych nam przez Pismo Święte faktów. Osnowę tę

obudowałam fikcyjną akcją, dialogami, wykreowanymi przeze

mnie wewnętrznymi motywacjami bohaterów, wprowadziłam

także tu i ówdzie zmyślone postaci, które w moim poczuciu

pasują do opisanych w Biblii sytuacji. Starałam się w

każdym miejscu pozostać wierną przeka¬zowi biblijnemu,

dodając doń jedynie to, co uznałam za niezbędne, aby

pomóc Czytelnikowi zrozumieć przekaz Pisma Świętego.

Najbardziej autorytatywnym dla chrześcijanina teks¬tem

jest jednak samo Pismo Święte. Dlatego też zachę¬cam Cię,

Drogi Czytelniku, do jego lektury, dla lepszego

background image

zrozumienia jego rzeczywistego przekazu. Modlę się, abyś

czytając Biblię, zdał sobie sprawę z ciągłości, spójności

i potwierdzania się planu, jaki Bóg przygotował dla nas

na całe wieki - planu, który dotyczy także Ciebie.

Francine Rwers

1

Aaron zdjął formę i odłożył na bok wysuszoną ce¬głę.

Wyczuł, że w pobliżu ktoś stoi. Ogarnięty nagłym

strachem, podniósł wzrok - w pobliżu nie było nikogo.

Najbliżej niego stał Hebrajczyk, pisarz, który

nadzoro¬wał ładowanie cegieł na wózek. Miały powiększyć

zapas jednego z należących do faraona składów. Aaron

otarł kropelki potu sponad ust i powrócił do pracy.

Wokół opalone, zmęczone od pracy dzieci dźwi¬gały słomę,

znosząc ją do kobiet, które ją roztrząsały. Opadała na

muł, pokrywając go warstwą, niczym koc. Wówczas kobiety

wdeptywały słomę w muł. Zlani potem mężczyźni wypełniali

mieszaniną wiadra i zginając się pod ich ciężarem,

wlewali muł do form, aby powstały cegły. Praca trwała od

świtu aż do zmierzchu, bez prze¬rwy. Jedynie przed świtem

Hebrajczycy mogli zajmować się uprawą swoich niewielkich

ogródków i karmieniem zwierząt, by mieli co jeść.

Gdzie jesteś, Panie? Dlaczego nam nie pomożesz? - myślał

Aaron.

- Ej, ty! Ruszaj się!

Aaron skulił głowę i kryjąc gniew, przesunął się do

background image

następnej formy. Kolana bolały go od kucania, plecy — od

noszenia cegieł, szyja - od schylania się i ukłonów.

Pousta¬wiał cegły w stosy, żeby inni mogli je ładować. W

dołach i wokół nich roiło się od robotników, powietrze

było ci꿬kie i gęste od nieprzyjemnego zapachu

spracowanych ciał; ledwie dało się oddychać. Czasami

śmierć wydawała się lepsza niż tak nieznośny los. Jakaż

nadzieja przyświecała jemu czy komukolwiek spośród jego

narodu? Bóg ich opuścił. Aaron starł pot z oczu i zdjął

formę z następnej wysuszonej cegły.

Znów ktoś do niego przemówił. Głos był cichszy niż szept,

a jednak krew zaszumiała Aaronowi w uszach, a włosy na

karku zjeżyły się. Znieruchomiał i pochylił się naprzód,

nasłuchując. Rozejrzał się - nikt nie zwra¬cał na niego

uwagi.

Może coś się ze mną dzieje z powodu upału? — pomy¬ślał.

Tak, to na pewno to. Każdy rok był dla niego cięższy,

trudniejszy do ścierpienia. Miał już osiemdziesiąt trzy

lata - dużo; i nie doświadczył w swoim długim życiu

niczego poza niedolą.

Aaron uniósł dłoń, drżał cały. Nadbiegł chłopiec z

bu¬kłakiem wody. Aaron zaczął łapczywie pić, jednak

ciepła ciecz nie uspokoiła go. Wciąż miał wrażenie, że

ktoś przy¬gląda mu się z tak bliska, że czuł jego wzrok

aż w kościach. Było to dziwne uczucie, bardzo silne, i

przez to przera¬żające. Opadł na kolana i pochylił się

naprzód jeszcze bardziej, pragnąc ukryć się przed słońcem

i odpocząć.

Nadzorca krzyknął znowu. Aaron wiedział, że jeśli zaraz

nie powróci do pracy poczuje piekące uderzenie bata.

background image

Nawet starzy jak on mężczyźni mieli obowiązek wyro¬bić

dziennie ogromną ilość cegieł. Jeśli go nie wypełnili,

spotykała ich dotkliwa kara. Ojciec Aarona, Amram, umarł

z twarzą w błocie, podczas gdy Egipcjanin przy¬gniatał mu

szyję stopą.

Gdzie wtedy byłeś, Panie? Gdzież byłeś?

Aaron nienawidził izraelskich pisarzy równie mocno jak

Egipcjan. Dziękował jednak chociaż za nienawiść, gdyż

dawała człowiekowi siłę. Im prędzej wyrobił obowiązkową

liczbę cegieł, tym szybciej mógł zająć się pasaniem

swojego stada owiec i kóz, i tym prędzej jego synowie

mogli poświęcić czas uprawie skrawka ziemi Goszen, który

rodził plony potrzebne na ich stół.

Egipcjanie próbują nas zniszczyć, ale my wciąż żyjemy.

Rozmnażamy się - myślał. Lecz jakież dobro na nas z tego

powodu przychodzi? Wciąż tylko cierpimy i cierpimy.

Aaron zdjął jeszcze jedną formę. Krople potu ściekały z

jego brwi na utwardzoną glinę, plamiąc cegłę. Pot i krew

Hebrajczyków skrapiały wszystko, co budowano w Egip¬cie!

Posągi Ramzesa, pałace Ramzesa, spichrze Ramzesa, miasto

Ramzesa - wszystko było poplamione. Władca Egiptu lubił

nazywać wszystko własnym imieniem. Na tronie Egiptu

zasiadała pycha! Stary faraon próbował topić hebrajskich

synów w Nilu, teraz zaś Ramzes chciał powgniatać ich w

błoto! Aaron dźwignął cegłę i postawił ją na stosie

poprzednich.

Kiedy nas wybawisz, Panie? Kiedyż strzaskasz zgina¬jące

nasze plecy jarzmo niewolnictwa? Czyż to nie nasz przodek

Józef ocalił ten plugawy kraj od głodowej śmierci?

Spójrz, jak jesteśmy traktowani teraz! Faraon

background image

wykorzystuje nas jako bydło robocze, do budowy swoich

miast i pałaców! Czemuż nas opuściłeś, Boże? Ileż

jesz¬cze, o ileż jeszcze czasu będą zabijać nas ciężką

pracą, zanim nas od nich wyzwolisz, Panie?

Aaronie.

Tym razem Głos był wyraźny, pojawił się nie wia¬domo

skąd, jakby w głowie Aarona, uciszając jego skłę¬bione

myśli. Aaron poczuł Obecność, tak oczywistą, że

przytłumiła wszystko inne, niewidzialne dłonie

unie¬możliwiły mu mowę i unieruchomiły go. Tego Głosu nie

można było pomylić z żadnym innym. Aaron rozpo¬znawał go

całym sobą.

Wyjdź na pustynię naprzeciw Mojżesza!

Obecność opuściła Aarona. Wszystko stało się takie samo,

jak przed chwilą. Do uszu Aarona znów dobiegały dźwięki -

odgłosy mułu odklejającego się od stóp, stękanie mężczyzn

dźwigających wiadra, wołanie kobiet o słomę, chrzęst

piasku, który oznaczał, że ktoś nadchodzi, wypo¬wiedziane

przekleństwo, wykrzyknięty rozkaz, świst bata. Aaron

krzyknął, czując na plecach ból. Skulił się i osłonił

głowę, mimo wszystko mniej bojąc się dozorcy niż Tego,

który zawołał go po imieniu. Bat rozciął skórę Aarona,

lecz Słowo Pana przedostało się głęboko do jego serca.

-

Wstawaj, starcze!

Jeśli miał szczęście, umrze.

Poczuł kolejne, bolesne uderzenie. Potem usłyszał gło¬sy

background image

krzyczących ludzi, a później ogarnęła go ciemność.

Przypomniał sobie...

Od iluż lat nie myślał o swoim bracie? Przypuszczał, że

jego brat nie żyje, że jego wysuszone kości leżą gdzieś

zapomniane na pustyni. Pierwszym wspomnieniem Aarona był

płacz jego cierpiącej, zrozpaczonej i prze¬pełnionej

gniewem matki. Powlekła wyplecioną przez siebie skrzynkę

z papirusu żywicą i smołą.

-

Faraon rozkazał oddać synów izraelskich Nilowi,

Amramie, więc zrobię tak. Niech Pan go ocali! Niech okaże

Swoje miłosierdzie!

I Bóg okazał miłosierdzie, sprawiając, że skrzynka

trafiła w ręce córki faraona. Ośmioletnia Miriam poszła

za nią, żeby zobaczyć, co stało się z jej nowo

narodzo¬nym braciszkiem. Zaproponowała śmiało Egipcjance,

że sprowadzi kobietę, która wykarmi dziecko, po czym

przyprowadziła swoją i jego matkę.

Aaron zapamiętał ten dzień, chociaż miał wówczas dopiero

trzy lata. Matka odsunęła od siebie jego rączkę i

powiedziała:

-

Puść mnie. Muszę iść. - Złapała go mocno za

nad¬garstki, odepchnęła i powiedziała: - Weź go, Miriam.

Kiedy wyszła, Aaron zaczął przeraźliwie płakać. Matka

opus'ciła go.

-

Cicho, Aaronie - szepnęła Miriam, przytulając go

moc¬no. — Płacz nic ci nie pomoże. Wiesz, że Mojżesz

potrzebuje mamy bardziej niż ty. Ty jesteś już dużym

chłopczykiem. Możesz pomagać mi uprawiać ogródek i pasać

owce.

Każdego wieczoru matka wracała wraz z Mojżeszem, jednak

background image

zajmowała się przede wszystkim najmłodszym synkiem.

Zgodnie z rozkazem córki faraona, każdego ranka zanosiła

dziecko do pałacu i pozostawała w pobliżu, na wypadek

gdyby czegokolwiek potrzebowało.

Mijały dni, i jedyną pocieszycielką Aarona pozosta¬wała

Miriam.

-

Wiesz, ja też za nią tęsknię - mówiła, ocierając

poli¬czki z łez. - Ale Mojżeszowi jest potrzebna bardziej

niż nam. Jeszcze karmi go piersią.

-

Ja chcę do mamy!

-

Nie zawsze ma się to, czego się chce. Przestań

jęczeć.

-

Dokąd mama codziennie wychodzi?

-

Idzie tam, w górę rzeki.

-

W górę rzeki?

-

Do pałacu. - Miriam pokazała palcem. - Mieszka w nim

córka faraona.

Pewnego dnia, kiedy Miriam poszła doglądać ich stadka

owiec, Aaron wymknął się. Mówiono mu, żeby tak nie robił,

ale poszedł nad Nil, a potem zaczął iść wzdłuż rzeki,

oddalając się od wioski. W wodzie żyły niebez¬pieczne,

złe zwierzęta. Wysokie, ostre trzciny raniły rącz¬ki i

nóżki przeciskającego się przez nie dziecka. Aaron

usłyszał jeden i drugi chrzęst, to znów ryk, i jeszcze

prze¬nikliwe wycie i gwałtowne chlapanie wody. To były

kroko¬dyle. Mama mówiła mu, że mieszkają w Nilu.

Usłyszał śmiejącą się kobietę. Przecisnął się pomię¬dzy

trzcinami i podpełzł bliżej, aż zobaczył między gęstymi

zielonymi łodygami kamienny taras, a na nim Egipcjankę

trzymającą na kolanach niemowlę. Kołysała je i

background image

przemawiała do niego cicho. Pocałowała je w szyję, a

potem uniosła w stronę słońca niczym ofiarę. Dziecko

zaczęło płakać.

- Jokebed! - zawołała kobieta.

Wtedy z cienia wstała matka Aarona, zeszła po schod¬kach

i uśmiechając się, odebrała dziecko. Aaron wiedział już,

że to jego braciszek. Kobiety zamieniły parę słów, po

czym Egipcjanka weszła do pałacu.

Aaron wstał, żeby mama zobaczyła go, gdyby spojrzała w

jego stronę. Nie widziała go jednak - cały czas patrzyła

tylko na małego Mojżesza. Karmiła go i śpiewała mu. Aaron

stał osamotniony, przyglądając się, jak matka czule

głaszcze Mojżesza po główce. Chciał do niej zawołać, ale

głos uwiązł mu w gardle. Kiedy matka skończyła karmić,

wstała i odwróciła się plecami do rzeki, biorąc Mojżesza

na ramię. Potem sama weszła po schodkach do pałacu.

Aaron usiadł w mule, kryjąc się wśród trzcin. Wokół

bzyczały komary, rechotały żaby, a w dole odzywały się

inne, bardziej złowieszcze dźwięki. Gdyby dopadł go wąż

albo krokodyl, mama się nie zmartwi, bo ma Mojże¬sza! -

myślał Aaron. Teraz kocha tylko jego. Całkiem zapomniała

o swoim starszym synku.

Aaron cierpiał, czuł się okropnie samotny. Jego młode

serce pałało nienawiścią do braciszka, który odebrał mu

matkę. Żałował, że skrzyneczka z papirusu niegdyś nie

zatonęła. Wolałby, żeby Mojżesza zjadł krokodyl -

wszyst¬kich innych nowo narodzonych chłopców pożerały

krokodyle.

Nagle Aaron usłyszał, że pomiędzy trzcinami coś idzie.

Próbował się schować.

background image

-

Aaron? - To była Miriam. - Wszędzie cię szukam! Jak

ty tu trafiłeś? - Podniósł główkę, zapłakany. - Och,

Aaronie... - Miriam popatrzyła tęsknie w stronę pałacu. -

Widziałeś mamę?

Aaron zwiesił głowę, łkając. Chude ramiona jego siostry

otoczyły go. Miriam przytuliła Aarona i szepnęła:

-

Ja też za nią tęsknię. - Głos jej się łamał. Aaron

oparł główkę o jej pierś. - Ale musimy iść - ciągnęła. -

Nie możemy narobić mamie kłopotów.

Kiedy miał sześć lat, pewnej nocy matka wróciła do domu

sama, cała zapłakana. Rozpaczała i mówiła bez przerwy o

Mojżeszu i córce faraona:

-

Ona kocha twojego braciszka. Będzie dla niego dobrą

matką. Muszę pocieszyć się tym i zapomnieć, że to

poganka. Wykształci go. A Mojżesz podrośnie i któregoś

dnia stanie się wielkim człowiekiem. — Matka zwinęła w

kłębek chustę i zaczęła przyciskać ją sobie do ust, żeby

stłumiła jej szloch. Kołysała się naprzód i w tył.

- Pewnego dnia Mojżesz do nas wróci - stwierdziła z

za¬dowoleniem.

Aaron miał nadzieję, że Mojżesz już nie wróci, że nigdy

więcej nie zobaczy swojego brata. Miał ochotę krzyknąć:

„Nienawidzę go! Nienawidzę go za to, że mi cię zabrał!".

-

Mój syn będzie naszym wybawicielem — oznajmiła matka.

Była w stanie mówić jedynie o Mojżeszu, wyba¬wicielu

Izraela.

W sercu Aarona narastała gorycz, aż wreszcie nie mógł już

słuchać imienia brata.

-

Po co w ogóle wróciłaś?! - zawołał pewnego

popo¬łudnia, z wściekłością i łkaniem. — Dlaczego nie

background image

zostałaś z Mojżeszem, skoro tak bardzo go kochasz?!

-

Zamilcz, bo mama pomyśli, że pozwoliłam ci biegać do

woli, kiedy jej nie było! - ostrzegła Miriam, łapiąc go

za ręce.

-

Ona nie myśli ani o tobie, ani o mnie! - odkrzyknął

Aaron. Po czym, zobaczywszy wyraz twarzy matki, uciekł.

Pobiegł aż do dołów, skąd wydobywano muł. Pracował tam

już, rozrzucając słomę dla robotników, żeby można było

wdeptywać ją w muł i robić z tego cegły

Przynajmniej od tamtej pory matka mniej mówiła o

Mojżeszu. W ogóle prawie przestała się odzywać.

Aaron ocknął się z bolesnych wspomnień z dzieciń¬stwa,

zobaczył przez półotwarte powieki nachylający się nad nim

cień. Ktoś skropił jego usta kilkoma kroplami drogocennej

wody Echa przeszłości opadały z niego jesz¬cze,

teraźniejszość mieszała mu się ze wspomnieniami.

-

Nawet jeżeli rzeka go ocali, Jokebed, ktokolwiek

zobaczy, że jest obrzezany, będzie wiedział, że to

dzie¬cko skazane na śmierć.

-

Nie utopię własnego syna! Nie podniosę ręki na

swojego syna - ty także nie! - Matka z płaczem włożyła

śpiącego Mojżesza do skrzynki.

Z pewnością Bóg zakpił owego dnia z bogów egip¬skich,

bowiem sam Nil, życiodajna krew Egiptu, zaniósł małego

Mojżesza w ręce córki faraona, która go poko¬chała. Córka

człowieka, który rozkazał topić wszystkich nowo

narodzonych izraelskich chłopców. Czyhający nad brzegami

Nilu pomniejsi bogowie, pod postacią kroko¬dyli i

hipopotamów, także nie zechcieli wykonać rozkazu faraona.

Nikt jednak się z tego nie śmiał, gdyż zbyt wielu już

background image

umarło i umierało co dnia. Aaron myślał czasami, że

faraon jedynie dlatego odwołał w końcu zarządzenie, żeby

mieć dostatecznie dużo niewolników, którzy będą wyrabiać

mu cegły, odłupywać kamienne bloki i budo¬wać jego

miasta.

Dlaczego brat Aarona jako jedyny przeżył? Czy

rzeczywiście miał stać się wybawicielem Izraela?

Życiem małego Aarona dyrygowała Miriam, nawet po powrocie

do domu ich matki. Siostra chroniła Aarona, niczym lwica

ochrania swoje szczenię. Nawet wówczas, pomimo

niezwykłych wydarzeń związanych z Mojże¬szem, życie

Aarona nie zmieniło się. Nauczył się paść owce. Zanosił

słomę do dołów z mułem. W wieku sześciu lat zaczął już

nabierać mułu do wiader.

Żył życiem niewolnika, podczas gdy Mojżesz dora¬stał w

pałacu. Aarona uczono jedynie ciężkiej pracy, był

popychany i bity przez dozorców; tymczasem Mojżesza

uczono czytać, pisać, mówić i żyć życiem Egipcjanina.

Aaron ubierał się w nędzne szmaty. Mojżesz zaś nosił

piękne, lniane ubrania. Aaron jadał niewyrośnięty chleb i

to, co matka i siostra zdołały wyhodować na należącym do

nich skrawku twardej, suchej ziemi. Mojżesz napeł¬niał

swój żołądek jedzeniem podawanym przez niewol¬ników.

Aaron pracował pod palącym słońcem, umazany po kolana

mułem. Mojżesz przesiadywał w chłodnych, kamiennych

korytarzach i był traktowany jak egipski książę, mimo

swojej hebrajskiej krwi. Życie Mojżesza było łatwe, a nie

pełne trudu i znoju. Był człowiekiem wolnym, nie

niewolnikiem. Nie cierpiał niedostatku, ale cieszył się

obfitością wszystkiego. Aaron wiedział, że urodził się

background image

niewolnikiem i umrze jako niewolnik.

Chyba że Bóg wybawi Swój lud.

Czy Mojżesz jest Twoim wybranym, Panie?

Prawie całe życie targała Aaronem zazdrość, nosił w sobie

urazę do brata. Lecz czy to wina Mojżesza, że został

odebrany rodzinie i wychowany przez czczących bożki

obcych?

Aaron nie widział Mojżesza przez wiele lat, aż wresz¬cie

któregoś dnia Mojżesz stanął w progu ich domu. Matka

zerwała się z krzykiem i przytuliła syna. Aaron nie

wiedział, co myśleć, ani nawet — co czuć. Tym bardziej,

czego spodziewać się po bracie, który wyglądał jak

Egip¬cjanin i nie umiał nawet mówić po hebrajsku. Dotąd

Aaron czuł do niego urazę, teraz ogarniało go zmieszanie,

kiedy okazało się, że Mojżesz pragnie przebywać pośród

niewolników. Dlaczego postanowił zamieszkać w ziemi

Goszen? Mógł przecież jeździć rydwanem i polować na lwy,

w towarzystwie innych młodych mężczyzn z domu faraona.

Cóż pragnął zyskać, pracując ramię w ramię z

niewolnikami?

Nienawidzisz mnie, prawda, Aaronie? - spytał kiedyś.

Aaron znał egipski, choć Mojżesz nie rozumiał

hebraj¬skiego. Aaron musiał się chwilę zastanowić.

Nie. Nie nienawidzę cię - odparł. Nie czuł nic

specjal¬nego poza brakiem zaufania. — Co właściwie tu

robisz?

Jestem jednym z was.

Odpowiedź Mojżesza rozwścieczyła Aarona.

Czy po to wszyscy ryzykowaliśmy życiem, żebyś

skończył jak my, w dole z mułem?!

background image

Jeśli mam spróbować uwolnić mój lud, czyż nie

powinienem go poznać?

Cóż za wspaniałomyślność!

Potrzebny wam przywódca.

Matka za każdym razem broniła Mojżesza.

Czy nie mówiłam ci, że mój syn wybierze własny naród,

a nie naszych wrogów? - powtarzała.

A czy Mojżesz nie przydałby się im raczej w pałacu

faraona, wstawiając się u niego za Hebrajczykami? Czyżby

myślał, że zaskarbi sobie szacunek faraona, pracując

pośród niewolników? Aaron nie rozumiał Mojżesza, i nie

wiedział, czy go lubi, po wszystkich latach nierównych

warunków, w jakich żyli.

Dlaczego właściwie miałby lubić Mojżesza? O co temu

człowiekowi chodziło? Czy był szpiegiem faraona,

przy¬słanym do nich, aby dowiedział się, czy ci nędzni

Izraelici planują sprzymierzyć się z nieprzyjaciółmi

Egiptu? Być może i przechodziło im to przez myśl, jednak

w rękach Filistynów nie byłoby im lżej niż u Egipcjan.

Gdzież jest Bóg, kiedy Go potrzebujemy? Daleko, ślepy i

głuchy na nasze wołanie o wybawienie! — myślał Aaron.

Jako adoptowany syn córki faraona, Mojżesz prze¬chadzał

się po wspaniałych pałacowych korytarzach, odziedziczył

jednak krew i temperament Lewitów. Kiedy zobaczył, jak

Egipcjanin bije niewolnika Lewitę, posta¬nowił wymierzyć

sprawiedliwość. Aaron i kilku innych patrzyło z

przerażeniem, jak Mojżesz powala Egipcjanina na ziemię.

Gapie uciekli, podczas gdy Mojżesz ukrył ciało zabitego

przeciwnika w piasku.

background image

Ktoś musi was bronić! — zawołał Mojżesz do Aarona,

który pomagał mu zakopywać dowód przestępstwa. -Pomyśl

tylko: gdyby tak tysiące niewolników powstało przeciw

swoim panom... Tego właśnie boją się Egipcja¬nie,

Aaronie. To dlatego ładują wam na plecy trudne do

udźwignięcia ciężary i starają się zabić was pracą.

Takim właśnie chcesz być przywódcą? — zapytał w

odpowiedzi Aaron. - Chcesz zabijać Egipcjan, podob¬nie

jak oni zabijają nas? - Czy to była droga do wyba¬wienia?

Czy ich wybawicielem miał być wojownik, który poprowadzi

ich do bitwy? Czy włoży w ich ręce miecz? Serce Aarona

przepełniała nienawiść, narosła w ciągu długich lat

niewolniczego życia. Och, jak łatwo byłoby poddać się

nienawiści!

Plotka rozeszła się błyskawicznie, jak drobny piasek

gnany pustynnym wiatrem. Dotarła do uszu samego fa¬raona.

Następnego dnia Mojżesz zobaczył bijących się między sobą

Hebrajczyków. Próbował uspokoić winnego, a wtedy ten

spytał:

- Któż cię ustanowił naszym przełożonym i rozjemcą? Czy

chcesz mnie zabić, jak zabiłeś Egipcjanina? —

Najwy¬raźniej ludzie nie chcieli, żeby Mojżesz był ich

wyba¬wicielem. Był w ich oczach zagadkowym człowiekiem,

któremu nie można ufać.

Tym razem córka faraona nie była w stanie ocalić

Moj¬żesza. Ile czasu może przeżyć człowiek znienawidzony

i ścigany przez faraona, a jednocześnie wzgardzony przez

zazdrosnych braci?

Mojżesz odszedł na pustynię i odtąd więcej o nim nie

słyszano.

background image

Nie zdążył nawet pożegnać się z matką, która wierzyła, że

urodziła go po to, aby wyzwolił lud Izraela z niewoli.

Mojżesz zabrał jednak ze sobą na pustynię nadzieje i

ma¬rzenia matki. Nie minął rok, kiedy umarła. Los

egipskiej matki Mojżesza nie był znany, ale faraon wciąż

żył i żył, budował swoje spichrze, posągi, i przede

wszystkim, swój ogromny grobowiec. Był on leciwie

wykończony, kiedy w Dolinę Królów zaniesiono sarkofag z

zabalsamowanym ciałem faraona. Podążał za nim

wielotysięczny orszak, ze złotymi bożkami, należącymi do

faraona przedmio¬tami i zaopatrzeniem dla niego na życie

pośmiertne, które, jak wierzono, miało być jeszcze

wspanialsze niż to, które wiódł na ziemi.

Teraz jego syn, Ramzes, nosił koronę w kształcie węża i

wznosił miecz nad głowami Izraelitów. Był okrutny,

arogancki i uwielbiał ich gnębić. Dlatego kiedy Amram nie

był w stanie podnieść się z dołu, został uduszony w mule.

Aaron dobiegł wieku osiemdziesięciu trzech lat, był chudy

jak trzcina. Wiedział, że niedługo umrze, po nim zaś jego

synowie, wreszcie synowie ich synów, i tak przez

pokolenia.

Chyba że Bóg ich wyzwoli.

Panie, Panie, czemuś opuścił Swój lud?—modlił się Aaron,

zdesperowany, zrozpaczony. Jedynym przejawem wolno¬ści,

jaki mu pozostawał, była możliwość wołania do Boga o

pomoc. Czyż Pan nie zawarł przymierza z Abrahamem,

Izaakiem i Jakubem? Panie, Panie, wysłuchaj mojej

modli¬twy! Pomóż nam!... Jeśli Bóg istniał, gdzie był?

Czy widział krwawe pręgi na plecach Izraelitów, i ich

zmęczone, wyblakłe spojrzenia? Czy słyszał płacz dzieci

background image

Abrahama? Ojciec i matka Aarona trwali w wierze w

niewidzialnego Boga.

Gdzież indziej możemy odnaleźć nadzieję, Panie? — wołał w

myśli Aaron. - Ileż, o ileż czasu musimy czekać, aż nas

wybawisz? Pomóż nam! Boże, dlaczego nam nie pomagasz?

Rodzice Aarona już dawno zostali pochowani w piasku.

Aaron postąpił zgodnie z wolą ojca i ożenił się z

Elżbietą, z pokolenia Judy. Zanim zmarła, urodziła mu

czterech pięk¬nych synów. Były takie dni, w które Aaron

zazdrościł zmar¬łym. Przynajmniej oni odpoczywali.

Przynajmniej ich ciągłe modlitwy ustały, a Boże milczenie

już ich nie bolało.

-

Ojcze? - Ktoś uniósł głowę Aarona i podał mu wody.

Aaron otworzył oczy i zobaczył, że stoi nad nim jego syn

Eleazar.

-

Bóg do mnie przemówił — szepnął cichutko Aaron.

-

Nie słyszę cię, ojcze - odpowiedział Eleazar,

nachy¬lając się. - Co powiedziałeś?

Aaron zapłakał; nie był w stanie mówić więcej. Bóg

nareszcie przemówił. Aaron wiedział, że od tej chwili

jego życie się zmieni.

Zebrał wszystkich czterech synów: Nadaba, Abihu, Eleazara

i Itamara, a także swoją siostrę Miriam, i oznaj¬mił im

wszystkim, że Bóg nakazał mu wyjść na pustynię naprzeciw

Mojżesza.

-

Nasz wuj nie żyje - odparł Nadab. - To słońce do

ciebie przemówiło.

-

Ojcze, od czterdziestu lat się nie odzywał.

-

Mojżesz żyje — przerwał Aaron, unosząc rękę.

background image

-

Skąd wiesz, że to Bóg do ciebie przemówił, ojcze? -

dopytywał się Abihu. - Cały dzień pracowałeś na słońcu.

Pewnie dało ci się we znaki, przecież nie pierwszy raz.

Jesteś pewien? - wtórowała Miriam. - Od tak dawna na

to czekamy!

Tak, jestem pewien. Nie można sobie wyobrazić

po¬dobnego głosu. Nie umiem tego wytłumaczyć, nie mam

nawet na to czasu. Musicie mi po prostu uwierzyć!

Za granicami Egiptu są Filistyni! Nie przeżyjesz na

pustyni, ojcze! - posypały się zewsząd głosy bliskich

Aarona. - Co mamy powiedzieć innym starszym, kiedy będą o

ciebie pytali? Będą chcieli wiedzieć, dlaczego nie

powstrzymaliśmy swojego ojca przed tego rodzaju

szaleń¬stwem! Schwytają cię, zanim dojdziesz do szlaku

handlo¬wego! A jeśli nawet dojdziesz, jak tam przeżyjesz?

Kto pójdzie z tobą? Ojcze, ty masz osiemdziesiąt trzy

lata!

Jednak Eleazar położył w końcu dłoń na ramieniu ojca i

powiedział:

Ja z tobą pójdę.

Dość! — Miriam tupnęła nogą. — Pozwólcie ojcu mówić!

Nikt ze mną nie pójdzie — odezwał się Aaron. — Bóg o

mnie zadba.

A jak znajdziesz Mojżesza? Pustynia jest olbrzymia.

Skąd weźmiesz wodę?

I żywność? Nie zdołasz wziąć ze sobą zapasu, który

wystarczyłby na taką podróż.

Miriam wstała.

Czy chcecie spróbować zniechęcić ojca do czegoś, co

polecił mu Bóg? - spytała.

background image

- Usiądź, Miriam. - Aaron uznał, że siostra powięk¬sza

tylko zamieszanie; potrafił mówić za siebie. — To Bóg

wezwał mnie do odbycia tej podróży - oznajmił -i z

pewnością pokaże mi drogę. - Wszak modlił się od lat.

Może Mojżesz będzie coś wiedział? Może Bóg zamie¬rzał w

końcu pomóc Swojemu ludowi? — Muszę zaufać Bogu Abrahama,

Izaaka i Jakuba - kontynuował. - On będzie mnie

prowadził. - Mówił pewnym głosem, choć w rzeczywistości

zadawane mu pytania niepokoiły go. Dlaczego jednak

synowie mieliby powątpiewać w jego słowa? Skoro Bóg

polecił mu iść, musi iść. I to szybko, zanim opuści go

odwaga.

Aaron opuścił wioskę przed wschodem słońca. Miał ze sobą

bukłak wody, siedem małych bochenków przaś-nego chleba i

swoją laskę. Szedł cały dzień. Widział Egip¬cjan, ale nie

zwracali na niego uwagi. Nie przyspieszał też ani nie

skręcał na ich widok, żeby się nie zdradzić. Bóg dał mu

życiowy cel i wlał w jego serce nadzieję. Nie dokuczało

mu już zmęczenie ani samotność. Szedł i czuł się jakby

odrodzony. Bóg istnieje! Bóg przemówił! — myślał. Bóg

powiedział mu, dokąd iść i z kim się spot¬kać. Z

Mojżeszem!

Jaki okaże się jego brat? Czy całe czterdzieści lat

przeżył na pustyni? Czy miał rodzinę? I czy wiedział, że

brat idzie mu na spotkanie? Czy Bóg przemówił także do

Mojżesza? A jeśli nie, co Aaron powinien powiedzieć

Mojżeszowi, kiedy go odnajdzie? Bez wątpienia Bóg nie

wysyłałby go tak daleko bez celu. Ale jaki był ów cel?

Pytania skierowały myśli Aarona i ku innym rzeczom.

background image

Zwolnił kroku, zakłopotany. Łatwo mu było wydostać się

spomiędzy swoich. Nikt go nie zatrzymywał. Miał ze sobą

laskę, niósł na ramieniu bukłak wody i zapas chleba,

wyszedł z nimi na pustynię. A może powinien był zabrać ze

sobą Miriam i swoich synów?

Nie, nie. Musi postępować dokładnie tak, jak powie¬dział

Bóg.

Aaron szedł więc cały dzień, i tak dzień po dniu. No¬cami

sypiał na otwartej przestrzeni, spoglądając wśród ciszy

na wiszące ponad jego głową gwiazdy. Nigdy jeszcze nie

był zupełnie pozbawiony towarzystwa i nie czuł się tak

samotny. Odczuwał pragnienie. Zaczął ssać mały, płaski

kamień, żeby nie wyschły mu usta. Jak bardzo chciałby móc

unieść rękę i odebrać bukłak z wodą z rąk nadbiegającego

chłopca! Chleb też prawie mu się skończył. Burczało mu w

brzuchu, jednak bał się jeść wcześniej niż dopiero późnym

popołudniem. Nie wiedział, jak daleko będzie musiał iść

ani czy starczy mu chleba. Nie wiedział, co jeść na

pustkowiu. Nie umiał polować na zwierzęta. Był zmęczony i

głodny, i zaczy¬nał już zastanawiać się, czy rzeczywiście

usłyszał głos Boga, czy też jedynie to sobie wyobraził.

Ile jeszcze dni? — myślał. Jak daleko? Słońce paliło

niemiłosiernie, aż wreszcie, wyczerpany, odnalazł skalny

wyłom, w którym mógł się schować. Czuł się żałośnie. Nie

pamiętał już brzmienia Bożego głosu.

Czy to tylko moja wyobraźnia, wzbudzona przez lata

cierpień i przygasającą nadzieję, że nadejdzie Zbawiciel,

który oswobodzi mnie z niewoli? Może jego synowie mieli

rację, może to tylko gorączka wywołana słońcem? Bez

wątpienia w tej chwili słońce dawało mu się mocno we

background image

znaki.

A jednak nie. Usłyszał głos Boga. Już wiele razy w ży¬ciu

znajdował się na skraju wyczerpania i udaru słonecz¬nego,

a jednak nigdy wcześniej nie słyszał tak niezwy¬kłego

głosu, mówiącego:

Wyjdź na pustynię naprzeciw Mojżesza!

Wyruszył więc znowu i szedł aż do zmroku, kiedy to

znalazł sobie miejsce na odpoczynek. Nieznośne gorąco

ustąpiło miejsca chłodowi, który kłuł go w kości i

przy¬prawiał o drżenie. Kiedy Aaron zasnął, śniło mu się,

że siedzą z synami przy stole, śmiejąc się i ciesząc

wzajemną obecnością, podczas gdy Miriam podaje chleb i

mięso, suszone daktyle i wino. Obudził się, bliski

rozpaczy. W Egipcie wiedział przynajmniej, czego się

spodziewać - każdy dzień był taki sam, a jego życiem

dyrygowali dozorcy. Wiele razy bywał spragniony i głodny,

ale nie do tego stopnia, jak teraz. Nie zaznawał

wytchnienia, nie miał towarzysza podróży, który

zachęcałby go do dalszej drogi.

Boże, czy wyprowadziłeś mnie na pustynię, żeby mnie

zgubić? Nie ma tu wody, tylko nie kończące się mo¬rze

skał.

Stracił już rachubę dni, jednak czerpał nadzieję z tego,

że każdego dnia okazywało się, iż znajduje akurat tyle

wody i żywności, by mieć siłę iść dalej. Kierował się na

północ, a następnie na wschód, do kraju Madian. Wciąż

żył, dzięki nielicznym napotykanym oazom. Z każdym dniem

coraz mocniej opierał się na lasce. Nie wiedział, jak

background image

daleko zaszedł ani dokąd musi jeszcze iść. Wiedział

tylko, że w tej chwili wolałby umrzeć na pustyni niż

zawrócić. Całą nadzieję, jaka mu pozostała, skupiał na

myślach o odnalezieniu brata. Nie mógł się doczekać

spotkania z Mojżeszem, myślał o nim równie intensywnie,

jak

0

długim łyku wody i dużym kawałku chleba.

Kiedy pozostało mu jedynie parę kropel wody, a chleb

całkiem się skończył, Aaron znalazł się na szerokiej

równi¬nie, za którą była widoczna góra o poszarpanym

kształcie. Czy to osioł i namiot? - pomyślał, ścierając

pot z powiek

1

mrużąc oczy. W wejściu namiotu siedział jakiś

mężczy¬zna. Wstał, trzymając w ręku laskę, i wyszedł na

otwartą przestrzeń, a potem popatrzył w kierunku Aarona.

Aaron zapomniał o głodzie i pragnieniu, jego serce

przepełniła nadzieja.

- Mojżesz! - zawołał. Panie, Panie, spraw, żeby to był

mój brat! - modlił się w myślach. - Mojżeszu!

Mężczyzna ruszył ku niemu biegiem, rozpościerając

ramiona.

-

Aaron!

Aaron poczuł się chyba równie niezwykle jak wtedy, kiedy

przemówił do niego Bóg. Zszedł ze śmiechem ze skalistego

stoku, czując w sobie przypływ siły, jak gdyby nagle stał

się orłem. Prawie biegł, kiedy padł w ra¬miona bratu.

-

Bóg mnie przysłał, Mojżeszu! - oznajmił. Ucałował

brata, jednocześnie śmiejąc się i płacząc. - Bóg posłał

mnie do ciebie!

-Aaronie, bracie mój! - wołał Mojżesz, płacząc i

background image

przytulając go mocno. — Bóg zapowiedział mi, że przy-

będziesz.

-

Czterdzieści lat, Mojżeszu, czterdzieści lat!

Myśle¬liśmy wszyscy, że nie żyjesz.

-

Cieszyłeś się, kiedy odszedłem.

-

Przebacz mi. Teraz cieszę się, że cię widzę! - Aaron

upajał się widokiem młodszego brata.

Możesz zmienił się. Nie był już ubrany jak Egipcja¬nin,

miał na sobie długie ciemne szaty i okrycie głowy, jakie

nosili nomadzi. Był smagły i pomarszczony, na jego

ciemnej brodzie widać było pasemka siwizny. Wyglądał jak

obcy, a lata życia na pustyni uczyniły go chyba pokor-

niejszym.

Aaron jeszcze nigdy tak bardzo się nie cieszył, że kogoś

widzi.

-

Och, Mojżeszu, jesteś moim bratem. Tak bardzo się

cieszę, że widzę cię całego i zdrowego! — Płakał, myśląc

o wszystkich latach, kiedy żyli w oddaleniu.

W oczach Mojżesza także błysnęły łzy.

-

Bóg, nasz Pan, zapowiedział, że się ucieszysz -

oznajmił łagodnym głosem. — Musisz odpocząć, zjeść coś i

napić się. Musisz poznać moich synów.

Usługiwała im Sefora - cudzoziemska żona Mojżesza, o

ciemnej skórze. Jadł z nimi syn Mojżesza, Gerszom,

podczas gdy drugi syn, Eliezer, leżał na legowisku w tyle

namiotu, blady i spocony.

-

Twój syn jest chory - zauważył Aaron.

-

Sefora obrzezała go dwa dni temu.

Aaron skrzywił się. Imię Eliezer znaczyło „Bóg jest

pomocą". W którym jednak Bogu pokładał Mojżesz swoje

background image

nadzieje? Sefora usiadła koło syna, spuszczając ciemne

oczy, i przetarła jego czoło wilgotną szmatką. Aaron

spytał Mojżesza, dlaczego sam nie obrzezał syna, kiedy

ten miał osiem dni. Tak postępowali Izraelici od czasów

Abrahama.

-

Łatwiej pamiętać zwyczaje swojego ludu, kiedy mieszka

się pośród niego - odparł Mojżesz, opuszczając głowę. —

Kiedy obrzezałem Gerszoma, okazało się, że Madianici

uważają to za coś odrażającego. Tymczasem ojciec Sefory,

Jetro, jest ich kapłanem. — Mojżesz popa¬trzył na Aarona.

- Przez szacunek dla niego nie obrze¬załem Eliezera.

Kiedy przemówił do mnie Bóg, Jetro dał mi swoje

błogosławieństwo, i wówczas opuściliśmy namioty

Madianitów. Wiedziałem, że mój syn musi zostać obrzezany

Sefora sprzeciwiała się temu, opóźnia¬łem więc

obrzezanie, nie chcąc wymuszać na niej swojej woli. Nie

postrzegałem tego jako buntu przeciwko Bogu, aż w końcu

sam Pan postanowił odebrać mi życie. Powie¬działem wtedy

Seforze, że jeśli obaj moi synowie nie będą mieli na

ciele znaku Przymierza, umrę, zaś Eliezer pozo¬stanie

odcięty od Boga i Jego ludu. Dopiero wtedy wzięła

krzemień i zbliżyła go do ciała naszego syna.

Mojżesz popatrzył na gorączkującego Eliezera,

zakło¬potany.

-

Mój syn mógł nawet nie pamiętać, jak powstał ów znak

na jego ciele, gdybym był posłuszny Panu, zamiast naginać

się do zdania innych. A teraz cierpi przez moje

nie¬posłuszeństwo.

-

Wkrótce wyzdrowieje, Mojżeszu.

-

Tak, ale zapamiętam, że przez moje nieposłuszeń¬stwo

background image

cierpią inni. - Mojżesz wyjrzał na górę, a potem

popatrzył znowu na Aarona. - Mam ci wiele do

opowie¬dzenia, kiedy tylko wypoczniesz na tyle, żeby

słuchać.

-

Siły wróciły mi, gdy tylko cię zobaczyłem -

odpo¬wiedział Aaron.

Mojżesz wziął laskę i wstał. Wyszli z Aaronem na dwór.

Kiedy znaleźli się na wolnej przestrzeni, Mojżesz

zatrzymał się i oznajmił:

-

Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba pojawił mi się w krzaku

gorejącym, na tej oto górze. Napatrzył się na

uciemiężenie Izraela i zstąpił, aby wyrwać go z ręki

Egiptu i wyprowadzić do ziemi, która opływa w mleko i

miód. Posyła mnie do faraona, żebym wyprowadził lud Pana

z Egiptu. Byśmy mogli oddać Bogu cześć na tej górze.

To mówiąc, Mojżesz chwycił się laski, oparł czoło na

dłoniach i przekazał Aaronowi wszystkie słowa, jakie

wypowiedział do niego Bóg na górze. Aaron poczuł, że są

prawdziwe, upajał się nimi jak wodą. Bóg posyła

Mojże¬sza, aby nas wyzwolił! - myślał.

-

Błagałem Pana, żeby wysłał kogoś innego, Aaronie

-

ciągnął Mojżesz. - Spytałem Go, kimże jestem, żeby

iść do faraona. Mówiłem, że mój własny lud mi nie

uwierzy, i że zawsze brakowało mi daru wymowy, że moje

usta ociężały, a język zesztywniał. - Mojżesz wziął

głęboki oddech i popatrzył na Aarona. - Wtedy Pan,

którego imię jest JESTEM, KTÓRY JESTEM, odrzekł, że to ty

będziesz moimi ustami.

Aaron poczuł nagły dreszcz strachu, jednak lęk szybko

ustał, w obliczu tego, że Bóg wysłuchał jego długoletnich

background image

modlitw. Pan usłyszał płacz Swojego ludu. Wyzwolenie

czekało w zasięgu ręki. Pan widział cierpienie ludu i

za¬mierzał je zakończyć. Aaron był tak poruszony, że głos

uwiązł mu w gardle.

-

Czy pojmujesz, co do ciebie mówię, Aaronie? - pytał

Mojżesz. — Obawiam się faraona i boję się własnego ludu.

Dlatego Bóg posłał cię do mnie, żebyś stał u mojego boku

i mówił zamiast mnie.

Dwaj bracia zadali sobie to samo pytanie. Czy Aaron

zamierzał stać u boku Mojżesza?

-

Jestem twoim starszym bratem. Któż mógłby mówić za

ciebie lepiej niż ja? - odpowiedział Aaron.

-

Czy nie boisz się, bracie?

-

Cóż znaczy życie niewolnika w Egipcie? Co

kiedy¬kolwiek znaczyło moje życie, Mojżeszu? Tak, boję

się. Całe życie się bałem. Schylałem plecy przed

dozorcami i czułem uderzenie bicza, kiedy ośmieliłem się

podnieść wzrok. Kiedy jestem w domu, pośród moich braci,

mówię śmiało, ale cóż to znaczy? Nic się nie zmienia.

Moje słowa są jak wiatr - i myślałem, że moje modlitwy

także. Ale teraz wiem, że tak nie było. Tym razem będzie

inaczej. Z moich ust nie będą padać słowa niewolnika,

lecz Słowo Pana, Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga

Jakuba!

-Jeśli nie zechcą nam wierzyć, Pan dał mi znaki, abym im

pokazał. - Mojżesz opowiedział Aaronowi, jak jego laska

zmieniła się w węża, a ręka pokryła się trądem. -A jeśli

to nie wystarczy, zaczerpnę wody z Nilu, a wtedy stanie

się krwią.

Aaron nie prosił brata o pokazanie mu znaku.

background image

Uwierzą ci, jak i ja ci wierzę — powiedział.

-

Wierzysz mi, bo jesteś moim bratem i dlatego, że Bóg

cię do mnie przysłał. Wierzysz, ponieważ Bóg odmienił

twoje serce w stosunku do mnie. Ale nie zawsze

spoglądałeś na mnie tak samo jak teraz, Aaronie.

Tak, ponieważ myślałem o tym, że ty jesteś

czło¬wiekiem wolnym, a ja niewolnikiem.

-

Nigdy nie czułem się w domu faraona, jak u siebie.

Pragnąłem żyć pośród mojego ludu.

A my wzgardziliśmy tobą i odrzuciliśmy cię... —

zauważył Aaron. Może to życie pośród dwóch różnych

narodów i brak akceptacji ze strony któregokolwiek z nich

sprawiły, że Mojżesz tak spokorniał. Musiał jednak

postą¬pić zgodnie z rozkazem Boga, bo inaczej Hebrajczycy

będą egzystować tak, jak do tej pory, pracując w pocie

czoła w dołach z mułem i umierając, twarzami w błocie. -

Bóg wybrał cię, Mojżeszu, żebyś nas oswobodził - rzekł

Aaron. -1 tak zrobisz. Cokolwiek Bóg ci powie, ja

powtórzę. Jeśli będę musiał krzyczeć, zrobię tak, żeby

lud słyszał. Mojżesz popatrzył na Bożą górę.

-

Rankiem wyruszymy do Egiptu - oznajmił. - Zbie¬rzemy

starszyznę Izraela i przekażemy jej, co powiedział Pan.

Potem udamy się przed oblicze faraona i powiemy mu, żeby

wypuścił nasz lud, by urządził na pustyni uroczystość ku

czci Boga. - Mojżesz zacisnął powieki, jakby poczuł nagle

ból.

-

Co się stało, Mojżeszu? - spytał Aaron.

-

Bóg zatwardzi serce faraona i uderzy na Egipt

zna¬kami i cudami, a kiedy stamtąd wyjdziemy, to nie z

pu¬stymi rękoma, ale z wieloma srebrnymi i złotymi

background image

naczy¬niami, oraz szatami.

-

W ten sposób Bóg złupi Egipcjan, tak jak Egip¬cjanie

łupili nas! - skomentował ze śmiechem Aaron. - Nigdy się

nie spodziewałem, że doczekam sprawied¬liwości. Będzie to

radosny widok!

-

Nie ciesz się klęską Egipcjan, Aaronie. To ludzie,

tak samo jak my.

-

Nie są tacy sami jak my.

-

Faraon nie ustąpi, dopóki nie umrze jego pierworodny

syn. Wtedy nas wypuści.

Aaron zbyt długo cierpiał pod butem egipskich dozor¬ców

niewolników i zbyt wiele razy czuł na plecach uderze¬nia

bata, żeby współczuć jakiemukolwiek Egipcjaninowi.

Widział jednak, że Mojżesz im współczuje.

Wyruszyli, kiedy nastał dzień. Sefora prowadziła osła,

który wiózł zapasy i ciągnął nosze. Eliezer czuł się

lepiej, ale nie na tyle dobrze, żeby iść wraz z matką i

bra¬tem. Aaron i Mojżesz kroczyli przodem, podpierając

się laskami pasterskimi.

Skierowali się na północ i poszli szlakiem handlowym

pomiędzy Egiptem a południową częścią ziemi Kanaan, przez

Szur. Była to krótsza trasa niż na południe i zachód, a

potem znowu na północ, przez pustynię. Aaron chciał

usłyszeć wszystko, co Pan powiedział Mojżeszowi.

- Opowiedz mi wszystko jeszcze raz, od samego po¬czątku —

prosił. Ogromnie żałował, że nie był z Mojże¬szem, kiedy

ten ujrzał gorejący krzak! Wiedział, co znaczy słyszeć

głos Boga, lecz stanąć z Nim twarzą w twarz, to było coś

niewyobrażalnego.

background image

Gdy dotarli do Egiptu, Aaron wziął Mojżesza, Se-forę,

Gerszoma i Eliezera do swojego domu. Mojżesza przepełniło

wzruszenie, kiedy Miriam zarzuciła mu ręce na szyję, zaś

wokół stanęli synowie Aarona. Aaronowi zrobiło się niemal

żal Mojżesza - widać było, że mówienie po hebrajsku nadal

nie przychodzi mu łatwo. Przemówił więc za niego:

-

Bóg wezwał Mojżesza, aby wyzwolił nasz lud z

nie¬woli. Sam Bóg dokona wielkich znaków i cudów, by

faraon nas wypuścił.

-

Nasza matka modliła się, żebyś był obiecanym przez

Boga wyzwolicielem - zwróciła się do Mojżesza Miriam,

znowu go obejmując. - Kiedy ocaliła cię córka faraona,

matka była pewna, że Bóg uchronił cię z jakiegoś ważnego

powodu.

Sefora usiadła ze swoimi synami i przyglądała się temu

wszystkiemu z zakłopotaniem, nachmurzona.

Synowie Aarona chodzili po całej ziemi Goszen - od¬danym

wiele wieków wcześniej Hebrajczykom rejonie Egiptu, w

którym teraz mieszkali w niewoli. Przekazali starszyźnie

Izraela wieść, że Bóg przysłał im wybawiciela, i że

starsi mają zebrać się, aby wysłuchać słów Pana, które

Mojżesz miał im do przekazania.

Aaron rozmawiał tymczasem z Mojżeszem i modlił się wraz z

nim. Widział, że Mojżesz zmaga się z lękiem przed

faraonem i ludem, wreszcie przed Bogiem, który powołał go

do tak wielkich rzeczy. Mojżesz niewiele jadł, a kiedy

wstawał rano, wydawał się bardziej zmęczony niż

poprzed¬niego wieczoru. Aaron robił, co tylko mógł, żeby

dodać mu otuchy. Z pewnością to po to Bóg posłał go na

spotkanie Mojżesza. Aaron kochał brata. W jego obecności

background image

sam czuł się umocniony i miał ochotę służyć Panu i

Mojżeszowi.

-

Przekazałeś mi słowa, które wypowiedział do ciebie

Bóg, Mojżeszu, a ja powtórzę je ludowi. Nie pójdziesz

przed oblicze faraona sam - tłumaczył. - Pójdziemy razem.

Sam Bóg bez wątpienia będzie tam z nami.

— Jak to się dzieje, że nie zaznajesz strachu? — pytał

Mojżesz.

Nie zaznaję? Być może zaznaję go mniej — myślał Aaron.

Mojżesz nie doznawał przemocy, kiedy dora¬stał, nie

tęsknił za spełnieniem się obietnicy Bożej interwencji.

Nie otaczali go inni niewolnicy ani człon¬kowie rodziny,

którzy pomagali sobie nawzajem, doda¬wali sobie nawzajem

sił, aby byli w stanie przetrwać kolejny dzień. Czy

Mojżesz kiedykolwiek zaznał miło¬ści innej niż miłość

matki, przy której piersi przebywał jako malutkie

dziecko? Czy córka faraona pożałowała później, że

adoptowała Mojżesza? Jakie skutki miał dla niej jego bunt

przeciw faraonowi i jaki wywarło to wpływ na Mojżesza?

Aaron nigdy wcześniej o tym wszystkim nie pomy¬ślał, był

zbyt zaprzątnięty własnymi uczuciami. Mało¬stkowymi

urazami, dziecinną zazdrością. Tymczasem w

przeciwieństwie do Mojżesza nie dorastał jako adop¬towany

syn córki faraona, pośród ludzi, którzy nim gardzili. Czy

aby przeżyć, Mojżesz nauczył się trzymać z dala od

ludzkich spojrzeń i niewiele mówić? Aaron nie był nigdy

zawieszony pomiędzy dwoma światami, z których w żadnym go

nie akceptowano. Nie musiał bratać się ze swoim ludem,

tylko po to, aby zorientować się, że także i on go

nienawidzi. Nie musiał też ucie¬kać zarówno przed

background image

Egipcjanami, jak Hebrajczykami, szukając schronienia u

obcych, gdyż inaczej groziłaby mu śmierć. Wreszcie nie

spędził wielu lat w samotności, pasając owce na

pustkowiu.

Dlaczegóż nigdy wcześniej nie przyszło to Aaronowi do

głowy? Czy dopiero teraz jego umysł i serce otwo¬rzyły

się na to, jakie w rzeczywistości musiało być życie

Mojżesza? Aarona ogarnęło współczucie w stosunku do

brata. Ogromnie pragnął mu pomóc, popychać go ku

wyznaczonemu mu przez Pana zadaniu. Albowiem sam Bóg

zapowiedział, że Mojżesz ma stać się wyzwolicielem

Izraela. Aaron wiedział też, że Pan wyznaczył mu zadanie

wspierania brata i robienia wszystkiego, czego Mojżesz

nie był w stanie robić.

Panie, wysłuchałeś nasz płacz!

-

Mojżeszu, całe życie przeżyłem w strachu, kłania¬jąc

się i pełzając przed dozorcami i pisarzami, a mimo to

dostawałem baty, kiedy nie pracowałem tak szybko, jak

chcieli — powiedział Aaron. - A teraz, pierwszy raz w

życiu, odczuwam nadzieję. - Z jego oczu polały się

rzęsiste łzy — Nadzieja odgania od nas lęk, bracie. Bóg

obiecał nam, że dzień naszego wyzwolenia jest bliski!

Ludzie uradują się, kiedy o tym usłyszą, a faraon

ulęk¬nie się Pana.

-

Nie posłucha nas - odpowiedział z głębokim smut¬kiem

Mojżesz.

-

Jak może nie posłuchać, kiedy zobaczy znaki i cuda?

-

Dorastałem z Ramzesem. To arogancki, okrutny

człowiek. Teraz, kiedy zasiada na tronie, uważa się za

boga.

background image

Nie posłucha, Aaronie, i z jego powodu ucierpi wielu.

Będzie cierpiał i nasz, i jego naród.

Faraon zobaczy, jaka jest prawda, Mojżeszu. Doj¬dzie

w końcu do wniosku, że Pan jest Bogiem. A ta prawda nas

wyzwoli.

Mojżesz zapłakał.

Starszyzna Izraela zebrała się i Aaron przekazał jej

wszystko, co Pan mówił Mojżeszowi. Lud powątpiewał w

słowa Aarona, niektórzy powiedzieli to wprost, inni

kpili.

Czy to twój brat, który zamordował Egipcjanina i

uciekł? - pytali. - On ma wyzwolić nas z ziemi

egip¬skiej? Czyś postradał zmysły? Bóg nie posłużyłby się

takim człowiekiem, jak Mojżesz!

-

Co on tu robi? To bardziej Egipcjanin niż

Hebraj¬czyk! — zawołał ktoś inny.

-

Nie, teraz to Madianita! Niektórzy śmieli się. Aaron

zakipiał gniewem.

Pokaż im znak, Mojżeszu!

Mojżesz rzucił na ziemię laskę, a wtedy zmieniła się w

olbrzymią kobrę. Zebrani rozpierzchli się z krzykiem.

Mojżesz następnie schylił się i chwycił węża za ogon, a

wówczas ten stał się z powrotem jego laską. Ludzie

oto¬czyli Mojżesza.

-

Są i inne znaki! - oznajmił Aaron. - Pokaż im je,

Moj¬żeszu.

Mojżesz włożył rękę w zanadrze, a kiedy ją wyjął, była

pokryta trądem. Lud odskoczył z przerażeniem. Wtedy

Mojżesz ponownie schował rękę, a gdy ją po chwili

background image

wyciągnął, była czysta jak u noworodka. Zebrani wydali

radosny okrzyk.

Mojżesz nie musiał zamieniać wody z Nilu w krew. Lud

wołał już bowiem radośnie:

Mojżesz, Mojżesz!

Aaron uniósł ręce, trzymając w jednej z nich laskę, i

krzyknął:

-

Chwalcie Pana, który wysłuchał naszych modlitw

0

wybawienie! Niech będzie chwała Bogu Abrahama, Izaaka

i Jakuba!

Ludzie krzyczeli wraz z nim i padli na kolana,

skła¬niając nisko głowy i wielbiąc Pana.

Starsi odmówili jednak udania się przed oblicze fara¬ona.

Aaron i Mojżesz musieli pójść sami.

Mojżesz i Aaron znaleźli się w Tebach, mieście fara¬ona.

Aaron z każdym krokiem coraz bardziej pokorniał. Nigdy

dotąd nie miał powodu, żeby przychodzić do Teb, gdzie

roiło się od straganów, zatłoczonych ulic i olbrzy¬mich

kamiennych budowli, w których mieszkał faraon, jego

doradcy, wreszcie bogowie Egiptu. Aaron spędził całe

życie w Goszen, pracując w znoju pod okiem dozorców

1

próbując zapewnić sobie byt dzięki swoim skromnym

uprawom i niewielkiemu stadku owiec oraz kóz. Kimże był,

żeby śmiał stanąć przed obliczem potężnego faraona i

przemówić w imieniu Mojżesza? Wszyscy mówili, że już jako

mały chłopiec Ramzes wykazywał się zuchwałością i

okrucieństwem, podobnie jak jego przodkowie. Któż mógł

myśleć o tym, aby przeciwstawić się bogu panują¬cemu nad

całym Egiptem? A już szczególnie nie dwaj starcy, w wieku

background image

osiemdziesięciu trzech i osiemdziesięciu lat!

Oto posyłam cię do faraona, i wyprowadź mój lud,

Izraelitów, z Egiptu.

Panie, napełnij mnie odwagą - modlił się w milcze¬niu

Aaron. — Powiedziałeś, że mam mówić za Mojżesza, jednak

widzę wokół wrogów mojego ludu; gdziekolwiek spojrzę,

wszędzie widzę bogactwo i potęgę. O Panie, jesteśmy z

Mojżeszem jak dwa stare koniki polne, które przychodzą na

dwór króla. Faraon jest tak potężny, że może zmiażdżyć

nas piętą. Jak mogę dodawać Mojże¬szowi odwagi, skoro

mnie samego opuszcza?

Aaron wyczuwał nieprzyjemną woń potu Mojżesza. Jego brat

pocił się z przerażenia. Ledwie był w stanie spać, zanim

stanął przed obliczem własnego narodu. A teraz znalazł

się w mieście zamieszkałym przez tysiące Egip¬cjan, gdzie

stały olbrzymie budynki i wspaniałe posągi faraona oraz

egipskich bogów. On, Mojżesz, przyszedł, żeby przemówić

do faraona!

- Wiesz, dokąd iść?

-Już prawie doszliśmy. — Mojżesz nie powiedział nic

więcej.

Aaron chciał dodać mu otuchy, lecz jak mógł to zrobić,

skoro właśnie walczył z ogarniającym go prze¬rażeniem?

O, Panie - modlił się - czy będę w stanie mówić, kiedy

mój brat, który wie o tyle więcej ode mnie, trzęsie się

koło mnie jak potargana trzcina? Nie pozwól, Panie, żeby

ktokolwiek go złamał. Cokolwiek się zdarzy, proszę Cię,

przydaj mi oddechu, abym mógł mówić, i siły w plecach,

background image

żebym stał wyprostowany

Poczuł dym pachnący kadzidłem. Przypomniało mu się, jak

Mojżesz opowiadał o krzewie, który płonął, ale się nie

spalał, i o Głosie, który przemówił do niego z ognia.

Aaron sam pamiętał ów Głos. Kiedy o nim pomyślał,

odczuwany przez niego strach zelżał. Czyż laska Mojżesza

nie zmieniła się na jego oczach w węża, zaś jego ręka nie

pokryła się trądem, a potem nie została uzdrowiona? Tak

wielka była moc Pana! Aaron pomyślał też o okrzykach

ludu, okrzykach wdzięczności i rado¬ści z powodu tego, że

Bóg widział jego niedolę i posłał Mojżesza, aby

wyprowadził Izraelczyków z niewoli.

A jednak...

Aaron podniósł wzrok na olbrzymie budowle o po¬tężnych

filarach i zastanawiał się nad potęgą tych, którzy je

zaprojektowali i zbudowali.

Mojżesz zatrzymał się przed gigantyczną, kamienną bramą.

Po każdej z jej stron warowały wyrzeźbione z ka¬mienia

bestie — każda z nich była ze dwadzieścia razy większa od

Aarona.

Panie, jestem tylko człowiekiem! - modlił się Aaron.

Wierzę Ci. Naprawdę! Wyrzuć ze mnie wątpliwości!

Starał się nie rozglądać, tylko szedł obok Mojżesza,

zbliżając się do wejścia do wielkiego pałacu, z którego

sprawował swoje rządy faraon. Potem Aaron przemówił do

jednego z wartowników i wprowadzono ich z Moj¬żeszem do

środka. Pośród olbrzymich kolumn unosił się szum wielu

głosów. Ściany i sufity pokryte były olśniewa¬jącymi,

kolorowymi przedstawieniami egipskich bogów. Przebywający

w pałacu ludzie spoglądali na Aarona i Mojżesza i

background image

krzywili się z niesmakiem, schodząc im z dro¬gi i

szepcząc między sobą.

Aaron poczuł, że poci mu się dłoń, którą trzymał laskę.

Czuł, że rzuca się w oczy, w długiej szacie, przepasce z

tkaniny i zakurzonej chuście, która osłaniała jego głowę

w czasie podróży. Wyglądali z bratem dziwnie wśród

mężczyzn poubieranych w krótkie, dopasowane tuniki i

wymyślne peruki. Niektórzy mieli też długie tuniki,

ozdobne płaszcze i złote amulety. Co za bogactwo, co za

piękno! Aaron nigdy w życiu nawet nie wyobrażał sobie

czegoś takiego.

Kiedy zobaczył faraona siedzącego na tronie, po którego

bokach znajdowały się dwa olbrzymie posągi Ozyrysa i

Izydy, był w stanie jedynie patrzeć i podziwiać

wspania¬łość tego człowieka. Wszystko wokół mówiło o jego

potę¬dze i bogactwie! Faraon spojrzał lekceważąco na

Aarona i Mojżesza, po czym szepnął coś wartownikowi. Ten

wyprostował się i spytał:

-

Po co przyszliście przed oblicze potężnego faraona?

Mojżesz spuścił wzrok i nie odzywał się. Drżał.

-

Co tu robią ci starzy, śmierdzący hebrajscy

niewol¬nicy? - odezwał się ktoś półgłosem. Pogarda

egipskich dostojników sprawiła, że serce Aarona

przepełnił gniew. Odsłonił głowę, wystąpił naprzód i

oznajmił:

-

Tak powiedział Pan, Bóg Izraela: „Wypuść mój lud, aby

urządził na pustyni uroczystość ku mojej czci".

Faraon wybuchnął śmiechem.

-

Doprawdy? - spytał. Otaczający ich dostojnicy także

zaczęli się śmiać. - Spójrzcie na tych dwóch starych

background image

niewol¬ników, którzy stoją przede mną i domagają się,

żeby wypuś¬cić ich naród! - kpił faraon, pośród salw

śmiechu. W końcu faraon machnął lekceważąco ręką, jak

gdyby spotkała go jakaś drobna przykrość. - Kimże jest

Pan, abym musiał usłu¬chać Jego rozkazu i wypuścić

Izraela?—zapytał. — Puścić was wolno? Dlaczegóż miałbym

to zrobić? Kto wykonywałby za was pracę, do której się

urodziliście? Nie znam Pana i nie wypuszczę Izraela -

zakończył z lodowatym uśmiechem.

Gniew Aarona wzbierał coraz bardziej.

-

Bóg Hebrajczyków nam się ukazał - oznajmił. -Pozwól

przeto nam iść trzy dni drogą na pustynię i złożyć ofiarę

Panu, Bogu naszemu, by nas nie nawiedził zarazą lub

mieczem.

-

Cóż mi to zaszkodzi, jeśli wyginie trochę

niewolni¬ków? - odpowiedział faraon. - Hebrajczycy mnożą

się jak króliki. Na miejsce tych, którzy umrą z powodu

zarazy wyrośnie jeszcze więcej następnych.

Doradcy i goście faraona śmieli się, podczas gdy egipski

władca drwił z Izraelczyków.

Aarona oblewało gorąco, serce waliło mu jak młotem.

Spoglądał w górę, na faraona, a ten zmrużył oczy i dodał

cicho:

-

Słyszałem o was, Aaronie i Mojżeszu... - Głos faraona

brzmiał złowieszczo.

Dreszcz przeszedł Aarona - faraon znał jego imię...

-

Za kogo wy się uważacie? — krzyknął teraz faraon. -

Dlaczego to chcecie odwieść lud od pracy? Idźcie co

prędzej do waszych robót. Oto lud kraju teraz jest

liczny, a wy odciągacie go od pracy.

background image

Strażnicy przystąpili bliżej, i dłoń Aarona zacisnęła się

na pasterskiej lasce. Jeśli którykolwiek spróbuje złapać

Mojżesza, dostanie laską po głowie!

-

Musimy iść, Aaronie! - szepnął Mojżesz. Aaron

po¬szedł za jego poleceniem.

Kiedy znów stanęli w palącym, egipskim słońcu,

po¬trząsnął głową i powiedział:

-

Myślałem, że nas posłucha.

-

Mówiłem ci, że nie - przypomniał Mojżesz. Wziął

głęboki oddech i spuścił głowę. — To dopiero początek

naszej męki.

Tego samego dnia dozorcy rozkazali, żeby nie dostar¬czać

Izraelitom więcej słomy do wyrabiania cegły, ale że mają

starać się o nią sami. Zaś ilość dostarczanych cegieł

miała pozostać taka sama! Zdradzono powody rozkazu

faraona. Władca Egiptu uznał Hebrajczyków za leniwych,

stwierdził, że to na pewno dlatego Mojżesz i Aaron

nawo¬ływali go do wypuszczenia ich ludu, aby mógł złożyć

ofiarę swojemu Bogu.

Myśleliśmy, że nas wyzwolicie, a wy prosiliście tylko

o pozwolenie na puszczenie nas na parę dni, żebyśmy

złożyli ofiarę?! — wołali Izraelczycy. — Precz z wami!

Uczy¬niliście nasze życie jeszcze bardziej nieznośnym!

Egipcjanie zaczęli także bić pisarzy spośród Izraelitów,

za to, że nie dostarczyli wymaganej ilości cegieł.

Pisarze udali się więc do faraona i zaczęli błagać go o

sprawied¬liwość i miłosierdzie. Kiedy jednak Mojżesz z

Aaronem wyszli im na spotkanie, pisarze wyglądali

okropnie. Byli zakrwawieni i jeszcze bardziej

background image

rozwścieczeni niż poprzed¬nio. Zaczęli krzyczeć:

Przez was faraon myśli, że jesteśmy leniwi! Niechaj

wejrzy Pan na was i osądzi, gdyż naraziliście nas na

nie¬sławę u faraona i jego dworzan. Wy to podaliście

miecz w ich rękę, aby nas zabijali!

Aaron czuł się przerażony tymi oskarżeniami.

Pan nas uwolni! — upierał się.

Och, z pewnością. Zaprowadzi nas chyba prosto w ręce

faraona!

Odchodząc, niektórzy pluli na Mojżesza. Aaron był

zdesperowany. Wierzył, że Bóg przemówił do jego brata i

obiecał mu wyzwolić lud.

Co teraz zrobimy? - spytał. Myślał, że wszystko

pójdzie łatwo, że starczy jedno słowo Boga i łańcuchy

niewolnictwa opadną. Dlaczego Bóg znowu ich karał? Czyż

przez te wszystkie lata przeżyte w Egipcie Izrael¬czycy

nie zostali wystarczająco ukarani?

-

Muszę się pomodlić — odpowiedział cicho Mojżesz.

Wyglądał na tak starego i zakłopotanego, że Aarona

ogarniał lęk. — Muszę spytać Pana, dlaczego posłał mnie

do faraona, abym przemówił w Jego imieniu, albowiem

uczynił jedynie krzywdę Swojemu ludowi i wcale go nie

wyzwolił.

Ludzie, których Aaron znał całe życie, patrzyli na nie¬go

gniewnie i szemrali na jego widok.

-

Powinieneś był milczeć, Aaronie! - dokuczali mu. -

Twój brat zbyt wiele czasu spędził na pustyni.

Rozma¬wiając z Bogiem! Za kogóż on się uważa? Oszalał,

Aaro¬nie! Powinieneś był poznać to od razu.

background image

Jednak do niego Bóg także przemówił. Aaron nie wątpił, że

słyszał głos Boga. Wiedział to. Nikt nie był w stanie

pozbawić go tej pewności!

Dlaczego jednak Mojżesz nie rzucił w obliczu faraona

swojej laski i nie pokazał mu znaków i cudów, kiedy

znajdo¬wali się w pałacu? Aaron spytał o to brata, a ten

odparł:

-

Pan powie nam, co mamy mówić i robić, i nie wolno nam

robić nic więcej ani mniej.

Odpowiedź zadowoliła Aarona, przestał więc zwra¬cać uwagę

na docinki i pilnował modlącego się Mojże¬sza. Sam był

zbyt zmęczony, aby się modlić, a ponadto rozpraszała go

troska o współbraci. W jaki sposób mógł ich przekonać, że

to Bóg posłał Mojżesza? Co takiego mógł powiedzieć, żeby

go posłuchali?

Wtedy Mojżesz podszedł do niego i oznajmił:

-

Pan przemówił znowu. Powiedział mi: „Teraz ujrzysz,

co uczynię faraonowi. Zmuszony mocną ręką wypuści ich i

mocną ręką wypędzi ich ze swego kraju".

Aaron zebrał ludzi, ale oni nie chcieli go słuchać.

Próbował do nich przemówić Mojżesz, jednak zająknął się

tylko i umilkł, kiedy zaczęli na niego krzyczeć.

-

Bóg nas wyzwoli! - odkrzyknął Aaron. - Zawrze z nami

przymierze, na mocy którego da nam ziemię Kanaan, skąd

pochodzimy. Czyż nie na to czekamy od początku naszych

dni? Czyż nie modliliśmy się o nadej¬ście wyzwoliciela?

Pan usłyszał nasze jęki. Pamięta o nas! On jest Panem i

On zdejmie z nas brzemię, które włożyli nam na barki

Egipcjanie. Wywiedzie nas z niewoli i wy¬bawi nas Swoim

wspaniałym wyrokiem, mocą Swojej wyciągniętej ręki!

background image

-

Gdzie ta wyciągnięta ręka? Jakoś jej nie widać! -

zadrwił ktoś. Ktoś inny popchnął Aarona. - Jeśli powiesz

faraonowi jeszcze słowo więcej, pozabija nas wszystkich.

A na samym początku my zabijemy ciebie!

Aarona ogarnął strach. Widział, że oczy otaczających go

mężczyzn pałają wściekłością.

-

Odeślij Mojżesza tam, skąd przyszedł! — zawołał

kolejny z nich.

-

Od przybycia tutaj twój brat nie sprowadził na nas

nic innego, jak tylko kłopoty!

Aaron przestał się sprzeczać, przygnębiony, i wyszedł za

Mojżeszem na ziemię Goszen. Trzymał się blisko, lecz nie

za blisko niego; nasłuchiwał uważnie głosu Pana i słyszał

tylko mówiącego cicho Mojżesza, który błagał Boga o

rozwiąza¬nie ich problemów. W końcu Aaron zakrył głowę

rękami i przykucnął, kładąc sobie na kolanach swoją

pasterską laskę. Jakkolwiek długo by to trwało, poczeka

na brata.

Mojżesz stał, zwrócony twarzą ku niebu.

-

Aaronie.

Aaron podniósł głowę i zamrugał powiekami. Już pra¬wie

świtało. Wyprostował plecy, oparł się o laskę i wstał.

-

Bóg przemówił do ciebie - odgadł.

-

Mamy ponownie porozmawiać z faraonem.

-

Tym razem posłucha Słowa Bożego... - ocenił z

po¬nurym uśmiechem Aaron, uspokajając się.

-

Nie posłucha, Aaronie. Faraon nie będzie słuchał

Boga, dopóki Pan nie pomnoży Swoich znaków i cudów w

kraju egipskim. Wówczas Bóg wyciągnie nad Egiptem Swoją

background image

rękę i wywiedzie z Egiptu Swoje zastępy, pośród wielkich

kar.

Aarona ogarnęło zakłopotanie. Starał się go jednak nie

okazywać.

-

Powtórzę słowa, które mi przekażesz, Mojżeszu, i będę

robił, cokolwiek rozkażesz. Wiem, że przemawia przez

ciebie Bóg.

Aaron o tym wiedział, ale czy kiedykolwiek zda sobie z

tego sprawę faraon?

Kiedy wrócili do domu, Aaron powiedział rodzinie, że

znowu wybierają się z Mojżeszem przed oblicze faraona.

-

Ludzie nas ukamienują! - protestowali Nadab i Abihu.

- Nie byłeś' ostatnio przy dołach, gdzie wyrabiamy cegły,

ojcze. Nie widziałeś, jak nas traktują. Pogorszycie tylko

nasze położenie! Faraon nie posłuchał was zeszłym razem -

dlaczego myślisz, że tym razem posłucha? Inte¬resują go

tylko cegły, by mógł budować swoje miasta. Czy zdaje ci

się, że pozwoli odejść swoim robotnikom?

-

Gdzież wasza wiara? - skarciła ich rozgniewana

Miriam. - Czekaliśmy na ten dzień, odkąd Jakub postawił

stopę na egipskiej ziemi. Nie przynależymy do Egiptu!

Kłótnia trwała, tymczasem Aaron spostrzegł, że Se-fora,

żona Mojżesza, odciąga go na bok. Mówiła coś do niego

półgłosem, równie zasmucona jak pozostali. Potrzą¬sała

głową, przyciągając do siebie synów.

Tymczasem Miriam przypomniała jeszcze raz synom Aarona,

jak to Bóg ocalił Mojżesza, kiedy został poło¬żony na

wodach Nilu, jak cudownym zrządzeniem Pana córka faraona

odnalazła i zaadoptowała Mojżesza.

-

Byłam tam, i widziałam, jak ręka Pana spoczywała na

background image

nim od dnia jego urodzenia - mówiła.

Abihu pozostawał nieprzekonany.

-

A jeżeli faraon i tym razem nie posłucha, jak

będzie¬my wszyscy traktowani? - pytał. - Co o tym

myślisz?

-

Połowa moich przyjaciół w tej chwili nie chce nawet

ze mną mówić! — dodał Nadab, zrywając się z miejsca.

Aaron zaczerwienił się, widząc niedowiarstwo swoich

synów.

-

Bóg przemówił do Mojżesza - przypomniał.

-

Czy do ciebie także przemówił?!

-

Bóg powiedział Mojżeszowi, żebyśmy poszli do

fara¬ona, i dlatego musimy do niego iść! - zakończył

Aaron, machając ręką. - Wyjdźcie stąd! Idźcie paść owce i

kozy.

Sefora i jej synowie wyszli w milczeniu za Nadabem i

Abihu. Mojżesz usiadł przy stole naprzeciw Aarona i

za¬łożył ręce.

-

Sefora wraca do swojego ojca - oznajmił. - Zabiera ze

sobą moich synów.

-

Dlaczego?

-

Mówi, że nie ma tu dla niej miejsca.

Aarona oblało gorąco. Zwrócił uwagę, jak Miriam trak¬tuje

Seforę. Ostatnio rozmawiał nawet o tym z siostrą.

-

Pozwól jej wykonywać część pracy, Miriam -

powie¬dział wtedy.

-

Nie potrzebuję jej pomocy — odburknęła Miriam.

-

Sefora musi coś robić.

-

Może robić, co tylko chce i chodzić, dokąd ma ochotę.

background image

-

To żona Mojżesza i matka jego synów. Jest teraz naszą

siostrą.

-

To nie nasza siostra, tylko cudzoziemka! - szeptała

gniewnie Miriam. - Madianitka.

-

A my kim jesteśmy? Tylko niewolnikami! Mojżesz musiał

uciekać z Egiptu i ziemi Goszen. Czy spodziewa¬łaś się,

że się nie ożeni i nie będzie miał dzieci? To córka

kapłana.

-

Czy to znaczy, że jest odpowiednia dla Mojżesza?

Jakiemu bogu służy ten kapłan? To nie jest Bóg Abra¬hama,

Izaaka i Jakuba.

-

Ale to Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba przyzwał

Mojżesza do nas.

-

I szkoda, że Mojżesz nie zostawił żony i synów tam,

gdzie ich miejsce! — wypaliła Miriam, wstając i

odwracając się do Aarona plecami.

I on powstał w gniewie.

-

A gdzie jest twoje miejsce, Miriam, skoro nie masz

mꬿa ani synów, którzy by się o ciebie troszczyli? —

dokuczył jej.

Obróciła się ku niemu i z wilgotnymi od łez oczami

od¬parowała:

-

To ja śledziłam los Mojżesza, kiedy niosły go wody

Nilu. To ja rozmawiałam z córką faraona i przekonałam ją

do tego, żeby Mojżesz znalazł się znowu w rękach naszej

matki, do czasu aż zostanie odstawiony od piersi. Jeśli

ci to nie wystarcza, to kto stał się matką twoich synów

po śmierci Elżbiety? Gdybyś zapomniał, Aaronie, jestem

twoją starszą siostrą, pierworodnym dzieckiem Amrama i

Jokebed. I nie raz ani dwa zajmowałam się także tobą.

background image

Czasem z Miriam nie dawało się dyskutować. Już le¬piej

było pozwolić jej przemyśleć wszystko samodzielnie, byle

tylko w rodzinie panował spokój. Aaron oceniał, że z

biegiem czasu Miriam zaakceptuje przynajmniej synów

Mojżesza, jeśli nie jego żonę.

-

Porozmawiam znowu z Miriam - obiecał teraz

Mojże¬szowi. - Sefora to twoja żona, i jej miejsce jest

tutaj, przy tobie.

-

Nie chodzi tylko o Miriam, bracie - odpowiedział

Mojżesz. - Sefora boi się naszego ludu. Mówi, że

Hebraj¬czycy są zapalczywi i zmieniają zdanie, jak

zmienia się wiatr. Sama była świadkiem tego, że ludzie

nie chcą mnie słuchać. Ani mnie, ani ciebie. Sefora

rozumie, że muszę postępować tak, jak przykazuje mi Bóg,

obawia się jednak o naszych synów i mówi, że bezpieczniej

jej będzie miesz¬kać w namiotach ojca niż pośród domów

Izraela.

Czy jedną z ról naszych kobiet ma być sprawianie nam

kłopotów? - zastanawiał się Aaron.

Czy Sefora prosi cię, żebyś wrócił razem z nią? —

zapytał.

Nie. Prosi mnie tylko o błogosławieństwo. Już go jej

udzieliłem. Zabierze moich synów, Gerszoma i Elie-zera, z

powrotem do kraju Madian. Całe życie spędziła na pustyni.

Z Jetrem nic im nie będzie groziło. - Oczy Mojżesza

zaszły łzami. - Jeśli Bóg zechce, zwróci mi ich, kiedy

Izrael zostanie wyprowadzony z Egiptu.

Aaron domyślał się ze słów Mojżesza, że nadchodzą jeszcze

background image

trudniejsze czasy. Mojżesz odsyłał Seforę do jej

rodzinnego domu i narodu, gdzie będzie bezpieczna. Aaron

nie miał podobnej możliwości. Miriam oraz jego synowie

będą musieli pozostać pośród innych Hebrajczy¬ków i

cierpieć wszelkie przeciwności, jakie nadejdą. Izrae¬lici

nie mieli wyboru, mogli jedynie mieć nadzieję i mod¬lić

się o to, żeby dzień wyzwolenia nadszedł szybko.

2

-

Pokażcie mi cud! - domagał się faraon. Uśmiechnął się

drwiąco, wyrzucając w górę rękę. W wielkiej sali

trono¬wej rozbrzmiał śmiech, który odbił się głuchym

echem w piersi Aarona. Samozadowolenie faraona, jego

pycha wskazywały, że nie bał się niewidzialnego Boga. W

końcu to Ramzes był boskim dzieckiem Ozyrysa i Izydy,

czyż nie? I doprawdy wyglądał jak bóg, w całej swojej

wykwintności, kiedy tak siedział na tronie, opierając

ręce na jego porę¬czach. - Zachwyćcie nas potęgą swojego

niewidzialnego boga niewolników - drażnił. - Pokażcie, co

potrafi.

-

Aaronie - szepnął drżącym głosem Mojżesz. - Rz...

rzuć...

-

Mów głośniej, Mojżeszu - drwił Ramzes - bo nic nie

słyszymy!

-

Rzrzuć swo... swoją laskę - zająknął się Mojżesz.

Śmiech wzmógł się. Stojący najbliżej przedrzeźniali go.

Aaron poczerwieniał z wściekłości, wystąpił naprzód i

pomodlił się:

Panie, pokaż tym kpiarzom, że tylko Ty jesteś Bogiem, i

że nie ma innego! Niech gnębiciel Izraela pozna Twoją

potęgę!

background image

Zasłonił Mojżesza przed szydzącym z niego tłumem i

spojrzał faraonowi prosto w oczy. Nie zamierzał

prze¬straszyć się tego podłego tyrana, który naśmiewał

się z namaszczonego przez Boga proroka i srodze gnębił

Hebrajczyków!

Ramzes zmrużył gniewnie oczy - któż śmiał spoglą¬dać

prosto w twarz faraona?! Aaron nie odwracał jednak

wzroku, ale wyzywająco uniósł pasterską laskę, a potem

rzucił ją na kamienną posadzkę, przed władcą całego

Egiptu. Natychmiast kiedy uderzyła o posadzkę, laska

zamieniła się w kobrę - symbol potęgi, taki sam jak ten,

który faraon nosił na koronie.

Słudzy i urzędnicy wydali stłumiony okrzyk i wyco¬fali

się. Wąż sunął ze złowrogą gracją, unosząc głowę. Fałd

skóry na jego głowie uniósł się, odsłaniając z tyłu

niemoż¬liwy do pomylenia znak. Wąż syknął, a jego syk

wypełnił salę. Na Aaronie ścierpła skóra, od stóp do

głów.

- Czy wszyscy boicie się tej czarodziejskiej sztuczki? —

spytał faraon, rozglądając się z pogardą po sali. — Gdzie

są moi czarownicy? - Kobra sunęła tymczasem w jego

stronę. Na jego skinienie zbliżyło się doń czterech

wartow¬ników, opuszczając włócznie, aby zabić węża, jeśli

zbliży się jeszcze bardziej. — Dość tego! Wezwijcie moich

czarow¬ników! — rozkazał faraon. Rozległy się pospieszne

kroki i po chwili na salę wbiegło kilku mężczyzn,

kłaniając się nisko Ramzesowi. Pokazał królewskim gestem

kobrę i polecił: - Skończcie tę farsę. Pokażcie tym

tchórzom, że to tylko sztuczka.

Czarownicy zbliżyli się do węża, wypowiadając zaklę¬cia,

background image

po czym rzucili na posadzkę własne laski - i one

zamieniły się w węże. Na podłodze roiło się teraz od

węży! Kiedy jednak podnosiły głowy, kobra Pana uderzała

na nie błyskawicznie i połykała jednego po drugim.

-

To tylko sztuczka!—powiedział faraon, blednąc, kiedy

zobaczył, że wielka kobra wbija spojrzenie w niego. -

Powie¬działem: sztuczka... — Kobra zaczęła sunąć naprzód.

-

Złap ją! - polecił Mojżesz Aaronowi, ściskając go za

ramię.

Aaron bardzo pragnął, żeby kobra ukąsiła faraona, jed¬nak

posłuchał brata i z bijącym mocno sercem, pocąc się ze

strachu, zbliżył się do węża, nachylił się nad nim i

zła¬pał go w połowie długości. Wtedy mięśnie i łuskowata

skóra kobry zamieniły się w drewno, wyprostowały — i po

chwili Aaron trzymał znów swoją pasterską laskę. Stanął

przed faraonem, górując nad nim, i w przypływie emocji

uniósł wysoko laskę, już się nie bojąc.

-

Pan Bóg mówi: „Wypuść mój lud"! - oznajmił.

-

Wyprowadźcie ich - rozkazał faraon, wykonując taki

gest, jak gdyby odganiał muchy. - Dość mamy na dzisiaj

rozrywki.

Wartownicy otoczyli Aarona i Mojżesza. Mojżesz skłonił

głowę i odwrócił się, Aaron ruszył za nim, zaciska¬jąc

zęby Do jego uszu dobiegały szeptane przez Egipcjan

bluźnierstwa, obrażające Boga i Izraelitów.

-

Kto słyszał o niewidzialnym bogu? Tylko niewol¬nicy

mogli wymyślić coś tak niedorzecznego. Jeden bóg?

Dlaczego mamy bać się jednego boga? My mamy ich setki!

Serce Aarona przepełniała gorycz, nagromadzona przez

lata, w ciągu których okrutni dozorcy zmuszali go do

background image

niewolniczej pracy. Miał ochotę krzyknąć w stronę

Egipcjan: „To jeszcze nie koniec!". Mojżesz powiedział,

że znaków i cudów ma być wiele. Był to zatem dopiero

począ¬tek wojny, jaką wytoczył Egiptowi Bóg. Ojciec

Aarona, Amram, całe życie czekał na ten dzień, podobnie

jak jego ojciec i ojciec jego ojca. Nadszedł dzień

wyzwolenia!

Ostatni z wartowników wypuścił ich za bramę. Aaron

położył dłoń na ramieniu Mojżesza - Mojżesz drżał!

-

Wiem, co to strach, Mojżeszu - pocieszył Aaron. - Od

urodzenia żyję w strachu. - Ileż to razy kulił się pod

batem dozorcy albo spoglądał w ziemię, żeby ci, którzy

mieli nad nim władzę, nie mogli odczytać jego prawdziwych

uczuć? Ścisnął mocno ramię brata. - Będą jeszcze

opłakiwać dzień, w którym potraktowali Bożego pomazańca z

taką pogardą - dodał.

-

Odrzucili Boga, Aaronie — nie mnie. Ja jestem nikim.

-

Jesteś prorokiem Boga.

-

Oni tego nie rozumieją, podobnie jak nasz własny

naród.

Aaron zdawał sobie sprawę, że Hebrajczycy odnoszą się do

Mojżesza równie pogardliwie jak faraon. Zwiesił głowę i

opuścił rękę.

-

Przemawia przez ciebie Bóg. Wiem, że tak jest-

szep¬nął. -1 Bóg nas wyzwoli. - Był o tym przekonany

równie mocno, jak o tym, że wieczorem zajdzie słońce, a

następ¬nego ranka—wzejdzie. Pan uwolni Izrael za

pośrednictwem Swoich znaków i cudów. Aaron nie wiedział,

kiedy ani w jaki sposób to się stanie, wiedział jednak,

że się stanie, tak jak zapowiedział Bóg.

background image

Zadrżał, przypominając sobie, jak niepojęta moc zamieniła

jego laskę w kobrę. Przesunął palcem po drew¬nie. Czy był

w stanie uświadomić sobie, co się przed chwilą stało?

Wszyscy znajdujący się w sali tronowej faraona ludzie

widzieli, jak kobra Pana połyka te, które wytworzyli

czarownicy faraona. A mimo to lekceważyli Bożą moc!

Po drodze do Goszen Mojżesz zatrzymał się nagle. Aaron

znowu poczuł dreszcz na karku.

-

Pan przemówił do ciebie - odgadł. Mojżesz spojrzał na

niego i oznajmił:

-

Mamy iść nad Nil i czekać koło domu faraona. Jutro

rano będziemy rozmawiać z nim znowu. Oto, co masz mu

powiedzieć...

Ruszyli dalej, brzegiem rzeki. Aaron wysłuchał

in¬strukcji. Nie podważał słów brata ani nie wypytywał go

o wszystkie szczegóły, skoro usłyszał rozkaz. Doszli do

pałacu, w którym mieszkał faraon. Mojżesz usiadł, żeby

odpocząć, a Aaron przykucnął i osłonił głowę. O tej porze

dnia gorąco dawało się we znaki szczególnie mocno,

czło¬wiek czuł się ospały. Aaron spoglądał na odbłyski

światła migoczące na powierzchni rzeki. Po jej drugiej

stronie ludzie ścinali trzciny, z których wyplatano maty

i produ¬kowano papirus, mocząc zgniecione źdźbła. Po

bliższej stronie rzeki, koło domu faraona, nie ścinano

trzcin.

Wokół skrzeczały żaby. Stał bez ruchu ibis, z

rozcza¬pierzonymi nogami i zwieszoną głową, czekając na

ofiarę. Aaron przypomniał sobie, jak jego matka z płaczem

włożyła Mojżesza do skrzynki. Od owego ranka minęło już

osiemdziesiąt lat, a Aaron wciąż pamiętał go dokład¬nie,

background image

jak gdyby stało się to dziś. Niemal słyszał jeszcze

stłumiony płacz innych matek, które zgodnie z rozkazem

faraona oddawały nowo narodzonych synów na pożarcie

rzece. W tamtych latach Nil, życiodajna egipska rzeka,

sterowana przez boga Hapi, wciąż spływała krwią

Hebraj¬czyków, których ciałami tuczyły się krokodyle.

Aaron wątpił, żeby Ramzes odczuwał jakikolwiek żal z

powodu tego, co przed osiemdziesięciu laty działo się

przy brze¬gach Nilu z hebrajskimi dziećmi. Być może

jednak jego historycy pamiętają o tych wydarzeniach i

niegdyś wytłu¬maczą mu to. Jeśli się ośmielą.

Gdzie byłeś, Boże, kiedy stary faraon zmuszał nas, abyśmy

rzucali nasze dzieci w brunatne, zamulone wody Nilu? -

pytał w myślach Aaron. Urodziłem się dwa lata przed

wydaniem przez niego tego rozkazu — inaczej sam bym nie

żył. To na pewno Ty ustrzegłeś Mojżesza, pozwa¬lając mu

znaleźć się w rękach jednej z niewielu osób, które miały

wpływ na faraona. Nie rozumiem, Panie, dlaczego

pozwalasz, żebyśmy tak bardzo cierpieli. I nigdy nie

zrozumiem. Ale zrobię, cokolwiek powiesz. Cokolwiek

powiesz Mojżeszowi, i co on mi przekaże.

Mojżesz ruszył wzdłuż brzegu. Aaron wstał i poszedł za

bratem. Nie chciał rozpamiętywać dni, kiedy w Nilu ginęły

setki dzieci; jednak często przypominały mu się, i wtedy

wypełniały go bezsilny gniew i nieskończony smutek. Ale

teraz Pan, Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba, znowu przemówił

do człowieka. Wysłał Aarona na pusty¬nię, na spotkanie z

Mojżeszem, zaś Mojżeszowi naka¬zał wyprowadzenie Swojego

ludu z Egiptu. Po całych wiekach milczenia Pan obiecał

wreszcie, że udręka Izraela dobiegnie końca!

background image

A wraz z wolnością nadejdzie zemsta!

Pomóż mi jutro stać dumnie koło brata, Panie - mo¬dlił

się Aaron. Dopomóż mi nie poddawać się lękowi w obliczu

faraona. Powiedziałeś, że Mojżesz ma wypro¬wadzić nasz

lud. Niech tak się stanie. Ale proszę cię, Panie, nie

pozwól, żeby jąkał się przed faraonem jak głupiec.

Mojżesz przekazuje Twoje słowa. Ześlij mu odwagę, Panie.

Nie pozwalaj, by drżał na oczach wszyst¬kich. Proszę Cię,

dawaj mu siłę i odwagę, aby pokazywał wszystkim, że jest

Twoim prorokiem, że to jego wybrałeś, aby wyprowadził

Twój lud z niewoli.

Aaron ukrył twarz w dłoniach. Czy Bóg wysłucha jego

modlitwy?

Mojżesz obrócił się ku niemu.

— Dzisiaj będziemy spać tutaj - oznajmił. - Znajdowali

się bardzo blisko stojącego nad rzeką pałacu

mieszkal¬nego faraona, kilkadziesiąt metrów od molo, do

którego przybijała barka, kiedy władca Egiptu wybierał

się w po¬dróż w górę Nilu, aby odwiedzić świątynie

pomniejszych bogów. — Gdy faraon pojawi się o świcie,

żeby złożyć ofiarę Nilowi - kontynuował Mojżesz -

przemówisz do niego ponownie. — Powtórzył Aaronowi słowa,

które dał mu do przekazania Bóg.

Aaron źle spał - to targał nim strach, to znów budziły go

emocje, związane ze spodziewanymi wydarzeniami poranka.

Nasłuchiwał odgłosów świerszczy, żab i szu¬miących na

wietrze trzcin. Kiedy w końcu zasnął, słyszał ponure,

złowieszcze głosy rzecznych bogów.

Obudziło go potrząsanie.

-

Niedługo wstanie słońce - powiedział Mojżesz. Aaron

background image

rozprostował obolałe kości i wstał.

-

Czy nie kładłeś się przez całą noc? - spytał.

-

Nie mogłem spać.

Popatrzyli po sobie, a potem zeszli nad rzekę, żeby się

napić. Aaron kroczył ramię w ramię z bratem, na ka¬mienną

platformę nad samym brzegiem. Nad ich gło¬wami świeciły

jeszcze gwiazdy i księżyc, ale horyzont zmieniał barwę na

lazurową. Zanim pojawiły się pierwsze promienie słońca,

faraon wyszedł z pałacu, w towarzy¬stwie kapłanów i sług.

Wszyscy byli gotowi na powitanie Re, ojca królów Egiptu,

którego rydwan przesuwał się za dnia po niebie, zsyłając

na ziemię światło.

Faraon zobaczył Mojżesza i Aarona.

-

Po co sprowadzacie kłopoty na swój naród? -odezwał

się, zapierając się pod boki. - Dlaczego budzicie w nim

fałszywe nadzieje? Musicie powiedzieć wszystkim, żeby

wracali do pracy.

Bez złotej, zdobionej klejnotami czapki i podwójnej

korony faraon wydawał się mniejszy i bardziej podobny do

człowieka. Być może dlatego, że znajdował się na otwartej

przestrzeni, a nie w wielkiej komnacie o pot꿬nych

kolumnach i kolorowych malowidłach, żywo

przy¬pominających rzeczywiste sceny, i nie otaczało go

tylu pięknie ubranych służących i pochlebców?

Lęk opuścił Aarona.

-

Pan, Bóg Hebrajczyków - powiedział - posłał mnie do

ciebie z rozkazem: „Wypuść lud mój, by Mi oddał cześć na

pustyni! Oto dotąd nie posłuchałeś Mnie. Tak mówi Pan: Po

tym poznasz, że Ja jestem Panem. Oto uderzę laską, którą

mam w ręce, wody Nilu, a zamienią się w krew. Ryby Nilu

background image

poginą, a Nil wydawać będzie przykrą woń, tak że

Egipcjanie nie będą mogli pić wody z Nilu".

To powiedziawszy, Aaron uderzył w wodę laską, i Nil

rzeczywiście poczerwieniał, nabierając zapachu krwi.

-

To kolejna sztuczka, wielki faraonie! - odezwał się

jeden z czarowników, występując naprzód. - Zademon¬struję

ci. - Zawołał na swojego asystenta, żeby przyniósł

naczynie wody. Czarownik wypowiedział zaklęcie, wsypał do

wody jakieś granulki, i woda zamieniła się w krew. Aaron

pokręcił głową. Miska wody to nie Nil! Faraon jednak

odwrócił się plecami do Aarona i Moj¬żesza i wrócił do

pałacu, pozostawiając czarowników, żeby uporali się z

problemem.

-

Wrócimy do ziemi Goszen - oznajmił Mojżesz. Aaron

ruszył za nim, słysząc jak egipscy kapłani wznoszą modły

do boga Nilu Hapi, żeby zamienił płynącą w rzece krew z

powrotem w wodę. Rzeka nie zmieniała jednak barwy, a na

powierzchni płynącej Nilem krwi pojawiły się śnięte ryby.

Wszystkie kamienne czy drewniane naczynia w Egip¬cie były

teraz wypełnione krwią! Egipcjanie cierpieli; zarówno

oni, jak i Hebrajczycy byli zmuszeni kopać doły w pobliżu

Nilu, w poszukiwaniu wody do picia. Kapłani faraona dzień

za dniem wzywali głośno boga Hapi, a po¬tem Chnuma,

opiekuna wylewów Nilu, żeby im pomogli. Nawoływali

wreszcie jego żonę Satet. Chcieli, żeby bogo¬wie Nilu

zmyli krew i walczyli z niewidzialnym bogiem

Hebrajczyków, który podważył autorytet egipskich bogów i

ich kapłanów. Składali ofiary. Cały kraj wciąż jednak

cuchnął krwią i rozkładającymi się rybami.

Aaron nie spodziewał się, że będzie cierpiał wraz z

background image

Egipcjanami. Wiele razy w życiu doskwierało mu

prag¬nienie, jednak nigdy tak przemożnie, jak w tej

chwili.

Dlaczego tak się dzieje, Panie? - pytał w myślach. Cze¬mu

musimy cierpieć razem z naszymi ciemiężycielami?

-

Egipcjanie muszą poznać, że to Pan jest Bogiem —

tłumaczył Mojżesz.

-

Ale my już to wiemy! - protestowała Miriam, cho¬dząc

w nerwach od ściany do ściany. — Dlaczego cierpimy

jeszcze więcej niż do tej pory?

Jeden Mojżesz zachowywał spokój.

-

Musimy zastanowić się nad sobą - ocenił. - Czy są

pośród nas tacy, którzy czcili innych bogów? Musimy

wy¬rzucić ich bożków i przygotować się na obecność Pana,

Boga naszego.

Aarona znowu oblało gorąco. Bożki! Bożków wszę¬dzie było

pełno. Po czterystu latach życia Hebrajczyków w Egipcie w

ich domostwach znajdowała się podobizna niejednego bożka.

Aaron nie mógł już znieść odoru krwi. Stał w napięciu nad

dołem, który wykopali jego synowie. Do kubków powoli

sączyła się woda. Smakowała gliną i piaskiem, zostawały

po niej w zębach drobiny ziemi. Jedyną pocie¬chą Aarona

było to, że egipscy dozorcy cierpieli teraz takie samo

pragnienie jak to, które on odczuwał co dnia, przez lata

pracy przy wyrobie cegieł.

-

Ileż to jeszcze potrwa, Mojżeszu? - narzekali

zdespe¬rowani Izraelici. - Ile czasu będzie trwała ta

plaga?

-

Tak długo, aż Pan cofnie Swoją rękę. Siódmego dnia

Nilem popłynęła czysta woda.

background image

Ale nawet sąsiedzi Aarona rozmawiali między sobą o tym,

który to bóg czy też bogowie sprawili, że woda znowu

stała się zdatna do picia. Może Hapi, a może Sotis, albo

raczej bogowie wszystkich wiosek połączeni we wspól¬nym

działaniu... Aaron nie był w stanie tego słuchać!

-

Mamy powrócić do faraona - oceniali. Mojżesz mówił o

znakach i cudach, w liczbie mnogiej.

Ile potrzeba znaków? — myślał Aaron. — Ile cudów? Czy

za każdym razem Hebrajczycy będą musieli cierpieć to

samo, co Egipcjanie? Gdzie tu sprawiedliwość?

Następna była plaga żab - pojawiły się ich dziesiątki,

potem setki, wreszcie tysiące.

Na faraonie nie wywarło to jednak większego wraże¬nia.

Podobnie jak na jego kapłanach, którzy mówili:

To niewielka sztuka, sprawić, żeby żaby wyszły z

rzeki. Aaron miał ochotę odpowiedzieć im wszystkim:

„Może i tak, ale czy potraficie je powstrzymać?". Kiedy

barka z faraonem ruszyła, odepchnięta drągami,

czarow¬nicy pozostali na brzegu i rzucali zaklęcia,

przyzywając Heket, boginię żab, żeby zakończyła plagę.

Żaby mnożyły się jednak dalej, aż pokryły brzegi Nilu

podskakującą, kłębiącą się masą. Powskakiwały do pałaców,

domów i na pola, wyskakiwały ze strumieni, i ze stawów,

gdzie wcześ¬niej ich nie było. Wchodziły nawet do dzieży

i pieców. Także w ziemi Goszen.

Aaron nie mógł nawet spokojnie położyć się na legowisku -

musiał odganiać żaby. Ich skrzeczenie i skakanie

dopro¬wadzało go niemal do szaleństwa. Modlił się o

ustanie plagi równie żarliwie jak Egipcjanie; a żab i tak

przybywało.

background image

Dlaczego Bóg uznał za stosowne nasłać na nasz dom te

żaby? - narzekała Miriam, wyrzucając za drzwi kolejnego

płaza.

-Też się zastanawiam. — Aaron spojrzał znacząco w stronę

domu sąsiadki i wzdrygnął się. Tłukła żaby na śmierć,

trzymanym w ręku posążkiem Heket.

Tym razem Aaron i Mojżesz zostali wprowadzeni do pałacu z

szacunkiem, w eskorcie żołnierzy. Zanim Aaron zobaczył

faraona, usłyszał najpierw jego głos. Władca Egiptu

przeklinał, odrzucając nogą od tronu kolejną żabę. W

wielkiej komnacie rozlegał się skrzek. Aaron uśmiech¬nął

się pod nosem. Heket najwyraźniej nie zawróciła żab w

stronę Nilu.

-

Proście Pana, żeby usunął żaby ode mnie i od ludu

mego, a wypuszczę wasz lud, aby złożył ofiarę dla Pana -

burknął z wściekłością faraon.

Aaron spojrzał triumfująco na Mojżesza, czekając na

słowa, które miał powtórzyć faraonowi, jednak tym razem

Mojżesz sam odezwał się z godnością:

-

Powiedz mi, kiedy mam prosić za ciebie, za twoje

sługi i za lud twój, by Pan oddalił żaby od ciebie i od

domów twoich, aby pozostały tylko w Nilu.

-

Jutro - polecił faraon, po czym opadł na oparcie

tronu, a następnie szarpnął się, złapał jeszcze jedną

żabę i w gniewie cisnął nią o ścianę.

Być może wciąż miał nadzieję, że to jego kapłani opa¬nują

sytuację, choć dla wszystkich było oczywiste, że liczba

żab w zastraszającym tempie rośnie.

-

Stanie się według słowa twego, abyś poznał, że nie ma

nikogo jak Pan, nasz Bóg - zapewnił Mojżesz.

background image

Pan wysłuchał jego modlitwy - żaby przestały się mnożyć.

Nie wróciły jednak do wód, z których wyszły, tylko

wyginęły w domach, na polach i podwórzach, a na¬wet w

dzieżach tak Egipcjan, jak Hebrajczyków. Ludzie

pozbierali je w stosy, a ziemia wydawała przykrą woń.

Aaron nie przejmował się nią. Myślał tylko o tym, że

zapewne za kilka dni Izraelici będą znajdować się już na

pustyni, oddychając świeżym powietrzem i wielbiąc Pana.

Mojżesz siedział w milczeniu, osłoniwszy głowę

modli¬tewnym szalem.

-

Czemu jesteś taki przygnębiony, Mojżeszu? - spytał. —

Faraon zgodził się nas wypuścić.

Następnego ranka zjawili się żołnierze faraona. Kiedy

odeszli, hebrajscy pisarze z powrotem nakazali ludziom

pracować. Radość szybko ustąpiła miejsca wściekłości i

desperacji. Ludzie obwiniali Mojżesza i Aarona za to, że

dali faraonowi pretekst do tego, by traktował Izraelitów

jeszcze gorzej.

Wracajcie...

Aaron i Mojżesz posłuchali Pana.

Faraon znowu wyglądał na zadowolonego z siebie.

-

Dlaczego miałbym was wypuścić? - spytał. - To Heket

powstrzymała plagę żab — nie wasz bóg. Kimże on jest,

żebym miał wypuszczać niewolników? Pracy jest w bród, i

będą ją wykonywać hebrajscy niewolnicy!

Aaron spostrzegł, że jego brat zaciska zęby.

-

Wyciągnij swoją laskę i uderz proch ziemi — rozka¬zał

Mojżesz. Aaron wykonał polecenie, a wtedy zaroiło się od

background image

komarów, tak licznych jak drobiny pyłu. Komary obsiadły

ciała i ubrania przyglądających się scenie ludzi, w tym

samego faraona. Aaron i Mojżesz poszli.

Ludzie gromadzili się w świątyniach Geba i Aker, bogów

ziemi, i składali im ofiary, aby bogowie uwolnili ich od

plagi komarów.

Ale plaga nie ustawała.

Aaron i Mojżesz czekali w pobliżu pałacu Ramzesa. Na jak

długo starczy uporu nikczemnemu faraonowi? — myśleli.

Któregoś popołudnia nadszedł jeden z egipskich

urzęd¬ników. Popatrzył błagalnym wzrokiem i oznajmił:

-

Czarownicy wielkiego faraona próbowali sprowa¬dzić

komary, ale nie potrafili. Powiedzieli mu, że to palec

waszego Boga sprowadził na nas tę plagę. - Mężczyzna

zadrżał i podrapał się w głowę pod peruką. Na jego szyi

widoczne były ślady ukąszeń i drapania. - Faraon nie

posłuchał ich jednak, tylko kazał im dalej składać ofiary

bogom. - Jęknął, zdesperowany, i podrapał się tym razem w

pierś.

-Jeśli to zaledwie palec Boży, zastanówcie się, co może

uczynić Boża ręka... — odparł Aaron, spoglądając z ukosa.

Mężczyzna uciekł.

Mamy wstać rano i spotkać się z faraonem, kiedy

bę¬dzie wychodził nad wodę - zapowiedział znowu Mojżesz.

W sercu Aarona jeszcze raz lęk mieszał się z

podnie¬ceniem.

-

Tym razem faraon nas wypuści, Mojżeszu - ocenił

Aaron. - On i jego doradcy zorientują się, że razem ze

background image

wszystkimi bogami Egiptu nie są w stanie zwyciężyć

naszego Boga.

-

Ramzes nie wypuści nas—zaprzeczył Mojżesz. — Jesz¬cze

nie. Ale tym razem jedynie Egipcjanie będą cierpieć. Pan

postąpi teraz inaczej z Egiptem, a inaczej z Izraelem.

-

Bogu niech będą dzięki, Mojżeszu. Teraz nasz naród

nas posłucha. Ludzie zobaczą, że to Bóg przysłał cię,

żebyś nas wyzwolił. Posłuchają nas i będę robić, co

powiesz, bo będziesz dla nich jak Bóg.

-

Nie chcę być dla nich jak Bóg! - zaprotestował

Mojżesz. — Nigdy nie myślałem o tym, by komukol¬wiek

przewodzić. Błagałem Boga, żeby wybrał kogoś innego, żeby

kto inny mówił. Sam widziałeś, jak drża¬łem przed

Ramzesem. Bardziej boję się przemawiać do ludzi niż

stanąć oko w oko z lwem albo niedźwiedziem na pustyni.

Dlatego właśnie Bóg sprowadził ciebie, żebyś stał u

mojego boku. Kiedy zobaczyłem cię na szczycie pagórka,

wiedziałem, że nie ma już odwrotu. Ale ludzie muszą

pokładać ufność w Panu, nie we mnie. To Pan jest naszym

Wybawicielem!

Aaron wiedział, dlaczego Bóg posłał go do brata - nie

tylko po to, aby za niego przemawiał, ale i by dodawał mu

otuchy.

-

Owszem, Mojżeszu - zgodził się — jednak to do ciebie

przemawia Bóg. Pan kazał mi wyjść na pustynię naprzeciw

ciebie, i tak zrobiłem. A kiedy przemawia do mnie teraz,

robi to, żeby potwierdzać słowa, które przekazał tobie.

To ty wyprowadzisz nas z tego kraju, gdzie cierpimy, i

po¬wiedziesz do ziemi obiecanej przez Boga Jakubowi.

Jakub został pochowany w ziemi Kanaan, którą podarował mu

background image

Bóg. A gdy stąd wyjdziemy, poniesiemy ze sobą kości jego

syna Józefa, ponieważ Józef wiedział, że Pan nie porzuci

nas i nie pozostawi tu na zawsze. Wiedział, że nadejdzie

dzień, kiedy nasz naród powróci do Kanaanu. - Aaron

roześmiał się, pełen radości. - Myślałem, że nie doczekam

tego, bracie, ale teraz wierzę. Ilekolwiek potrzeba

jeszcze plag, Bóg wyzwoli nas z więzów i zaprowadzi do

naszego prawdziwego domu. — Po twarzy Aarona pociekły

łzy. - Wybierzemy się do domu, Mojżeszu - powtórzył. - Do

prawdziwego domu - tego, który przygotuje dla nas Bóg!

Aaron i Mojżesz znowu stanęli przed faraonem. Ramzes

zwrócił uwagę na ciszę, która zapadła wokół, na

zakłopotanie niektórych, na wyraźny lęk innych. Kiedy

Aaron przemawiał do faraona, najbardziej drażniła go

nienawiść w ciemnych, błyszczących oczach słuchającego

faraona, który zaciskał mocno dłonie na berle.

- To rzecze Pan - oznajmił Aaron - „Wypuść lud mój, by Mi

służył. Jeżeli nie wypuścisz ludu mego, to Ja ześlę muchy

na ciebie, na twoje sługi, na lud twój i na twoje domy,

tak że domy Egipcjan zostaną napełnione muchami, a nawet

ziemia, na której będą". — Wokół rozle¬gły się pełne

przerażenia szepty; Aaron nie przestawał jednak mówić,

tylko patrzył prosto na faraona i kontynu¬ował — „Lecz

oddzielę w tym dniu ziemię Goszen, którą zamieszkuje mój

lud, a nie będzie much, abyś wiedział, że Ja, Pan, rządzę

w całym kraju".

Faraon nie posłuchał Boga i w Egipcie pojawiło się

mnóstwo much. Wypełniły powietrze i krążyły nad ziemią.

Nadlatywały od Nilu, w poszukiwaniu ciepłej krwi ludzi.

background image

Pokryły bydlęce odchody, roiły się na targu i w domach,

wchodziły w posłania. Egipcjanie nie byli w stanie

uchronić się od dręczącej plagi.

Aaron niespecjalnie im współczuł. Czy Egipcja¬nie

kiedykolwiek okazali współczucie Hebrajczykom? Tysiące

ludzi wzywało na pomoc Geba, boga ziemi, albo bogów

swoich wiosek. Niektórzy przyszli jednak prosić o ratunek

Aarona i Mojżesza. Muchy roiły się tymczasem, żądliły,

gryzły i spijały krew.

Wreszcie nadeszli strażnicy i zaprowadzili Aarona i

Mojżesza z powrotem do pałacu faraona.

Doradcy i czarownicy tłoczyli się w największej komnacie,

a sam faraon, ponury i kipiący gniewem, chodził tam i z

powrotem po podwyższeniu.

-

Dobrze! - powiedział. - Możecie złożyć ofiarę waszemu

Bogu, ale w tym kraju. Nie odchodźcie na pustynię.

-

Nie - zaprotestował Mojżesz. Aarona ogarnęła duma -

oto jego brat sprzeciwił się twardo człowiekowi, przed

którym jeszcze niedawno drżał. - Nie wypada postępować w

ten sposób, ponieważ obrazą Egipcjan byłaby nasza ofiara

dla Pana, Boga naszego, gdybyśmy złożyli na ofiarę to, co

w oczach Egipcjan jest niedozwolone. Czy za to nie

ukamie¬nowaliby nas? Pójdziemy na pustynię, na trzy dni,

aby złożyć ofiarę Panu, Bogu naszemu, jak nam to

przykazał. Faraon spochmurniał, zacisnął zęby i wypalił:

-

Ja poślę was na pustynię, byście złożyli ofiarę Panu,

Bogu waszemu, tylko nie oddalajcie się zbytnio i

wstaw¬cie się za mną. - Podniósł rękę. - Idźcie już.

Uzbrojeni strażnicy zbliżyli się do Aarona i Mojżesza.

Chyba chcieli ich zabić... Aaron był przekonany, że jeśli

background image

Mojżesz się pomodli, strażnicy umrą, kiedy tylko

skoń¬czy. Faraon pomyślał widocznie, że pozbawienie życia

dwóch starców powstrzyma Boga wszechświata przed

realizacją Jego postanowień względem Jego narodu. W

każdym razie, Aaron nie miał ochoty umierać.

-

Mojżeszu... — odezwał się.

Mojżesz odpowiedział jednak tylko faraonowi:

-

Oto ja, gdy wyjdę od ciebie, będę prosił Pana, a

jutro muchy usuną się od faraona, od sług jego i od ludu

jego. — Aaron odetchnął. Ramzes wydął usta, udając

zmie¬szanie. Mojżesz popatrzył na strażników, potem znowu

na niego, i kontynuował: — Tylko niech faraon nie

oszu¬kuje nas więcej, nie wypuszczając ludu, i pozwoli

ludowi złożyć ofiarę Panu.

Kiedy Mojżesz i Aaron wyszli z pałacu, nie niepo¬kojeni

przez strażników, Aaron klepnął brata w plecy i odezwał

się:

-

Już do nas podchodzili. - Jego nadzieja na rychłą

wolność umocniła się znowu. — Gdy uda nam się znaleźć w

ciągu trzech dni na pustyni, będziemy mogli iść dalej

-

stwierdził.

-

Nie słuchałeś, Aaronie - skarcił go Mojżesz. - Czy

pamiętasz, co ci powiedziałem, kiedy spotkaliśmy się u

stóp Bożej góry?

Aaron zjeżył się, zaskoczony reakcją brata.

-

Słuchałem! - odparł. - Miały być znaki i cuda. I

były. Pamiętam.

-

Serce Ramzesa pozostaje twarde, Aaronie.

-

W takim razie nie módl się za niego. Niech plaga nie

ustaje.

background image

-

Czy mam stać się podobny do faraona i składać

obiet¬nice tylko po to, żeby je łamać? - Mojżesz pokręcił

głową.

-

Bóg nie postępuje jak człowiek, Aaronie. On

dotrzymuje słowa. Tak samo ja muszę dotrzymywać mojego

słowa.

Aaron poczuł się urażony i zmieszany. Popatrzył za

odchodzącym Mojżeszem, a potem ruszył za nim, trzymając

się w pewnej odległości. Mojżesz zaczął się modlić.

Dlaczego powinniśmy dotrzymywać słowa danego ludziom,

którzy raz po raz łamią składane przez siebie obietnice?!

- myślał Aaron. Drażniło go, że jego brat modli się o

ulgę dla Egipcjan. Przecież od pokoleń dręczyli i

prześladowali Hebrajczyków! Czyż nie powinni cierpieć?

Czy nie powinni dowiedzieć się, jaki podły był los

gnębionego przez nich Izraela?

Nadeszła grupa izraelskiej starszyzny Aaron podniósł się

i przywitał z gośćmi.

-

Chcemy mówić z Mojżeszem — oznajmili.

-

Nie teraz. Modli się.

-

Za nas, czy za faraona?

Inni mieli te same wątpliwości, co on. Aaron zaru¬mienił

się. Kimże był, żeby podawać w wątpliwość dzia¬łania

Bożego pomazańca? Mojżesz nie przyjął chętnie zadania,

jakie przeznaczył dla niego Pan; i przewodzenie ludziom

dotąd nie było dla niego łatwe. Skoro zadaniem Aarona

było podtrzymywanie brata na duchu, musiał go słuchać i

uczyć się, zamiast szemrać przeciw polece¬niom Boga.

-

Aaronie! - nalegali członkowie starszyzny.

-

Nie do nas należy podawanie w wątpliwość

background image

postę¬powania człowieka przysłanego przez Boga, aby nas

wyzwolił — odparł z podniesioną głową.

-

Ale wciąż pozostajemy w niewoli, Aaronie! - zauwa¬żył

jeden ze starszych. — Powtarzasz, że Mojżesz wyzwoli nas.

Kiedy?

-

Czy ja jestem Bogiem? - obruszył się Aaron. - Nawet

Mojżesz nie zna owej godziny ani dnia! Pozwólcie mu się

modlić. Być może do rana Bóg przemówi i będziemy wiedzieć

więcej. Wracajcie do domów. Jeśli Bóg odezwie się do

mojego brata, Mojżesz powtórzy nam Jego słowa.

-

Co mamy robić w międzyczasie?

-

Pakujcie się. Szykujcie się na długą podróż.

-

I cóż ma do spakowania niewolnik? - gderali starsi,

odchodząc.

Aaron westchnął, usiadł i patrzył na brata, który leżał

na ziemi z rozpostartymi ramionami.

Zaledwie Bóg uwolnił ziemię egipską od much, faraon

wysłał do Goszen żołnierzy i za ich pośrednictwem

rozka¬zał Hebrajczykom powrócić do pracy. Egipcjanie

wiedzieli już, że rozkaz faraona sprowadzi na nich

kolejne kłopoty Przepełnił ich lęk przed Bogiem

Hebrajczyków. Skłaniali z szacunkiem głowy, kiedy w

pobliżu przechodzili Aaron i Mojżesz. Nikt nie ośmielał

się też krzywdzić niewolni¬ków. Zamiast tego mieszkańcy

egipskich wiosek zaczęli przychodzić do Goszen z

prezentami, prosząc Hebrajczy¬ków, aby modlili się o

miłosierdzie dla nich.

Lecz faraon i tak nie wypuszczał Izraelitów.

Aaron już przestał czekać z radością na kolejne

cier¬pienia Egipcjan, spowodowane uporem Ramzesa. Chciał

background image

jedynie być wolny.

-

Co teraz? - spytał, stając koło brata.

-

Bóg ześle zarazę na ich trzody

Aaron był świadkiem opanowującego izraelski naród lęku.

Niektórzy ludzie mówili, że powinien był zosta¬wić

swojego brata w kraju Madian. Byli sfrustrowani i

przerażeni, daremnie szukając odpowiedzi na nurtujące ich

pytania. Mojżesz modlił się nieustannie, dlatego to na

Aarona spadło uspokajanie starszych i odsyłanie ich z

powrotem, aby z kolei łagodzili nastroje ludu.

-

Co będziemy musieli poświęcić, kiedy wyjdziemy na

pustynię wielbić Pana? — dopytywali się. Bali się, czy na

nich wszystkich nie spadnie zaraza. I tego, czy ich brak

wiary w Boga nie jest równie grzeszny jak kłanianie się

bożkom.

— Nic, co należy do Izraelitów, nie zginie — pocieszał

jednak Aarona Mojżesz. - Pan ustalił czas początku

zarazy. Faraon i wszyscy jego doradcy poznają, że zarazę

wywołał Bóg, nasz Pan.

Nad wioskami krążyły myszołowy, zniżały lot i szarpały

odęte ciała martwych owiec, krów, wielbłądów i kóz,

gnijące w palącym słońcu. Zaś w ziemi Goszen stada bydła,

owiec i kóz, a także wielbłądy, owce i muły pozostawały

zdrowe.

Aaron jeszcze raz usłyszał głos Boga i skłonił się twarzą

do ziemi. Kiedy Pan skończył mówić, Aaron podniósł się i

pobiegł do Mojżesza, a ten potwierdził słowa Boga. Dwaj

bracia poszli do miasta, wyjęli z paleniska pełne garście

sadzy, a następnie rzucili ją w powietrze, na oczach

background image

siedzą¬cego na tronie faraona. Powstała ciemna chmura,

która rozprzestrzeniła się nad ziemią, a gdzie tylko

doleciała, tam Egipcjanie dostawali wrzodów, nawet ich

zwierzęta zacho¬rowały. Po paru dniach na ulicach miasta

nie było sprze¬dawców ani kupujących. Cierpieli wszyscy,

od najskrom¬niejszego sługi aż do najwyższego rangą

urzędnika.

Faraon nie ogłaszał niczego, nie przysyłał żołnierzy,

którzy goniliby Hebrajczyków do pracy.

Za to Pan znowu przemówił do Mojżesza.

-Jutro rano ponownie staniemy przed faraonem —

zakomunikował bratu Mojżesz.

Faraon ukazał się ich oczom we wspaniałym stroju,

podtrzymywany przez dwóch służących. Towarzyszyło im

tylko paru doradców i czarowników, wszyscy bladzi i

cier¬piący z bólu. Ramzes także jęczał i przeklinał,

kiedy próbo¬wał usiąść. Dwaj słudzy przynieśli mu szybko

poduszki. Złapał się poręczy tronu i powoli zasiadł na

nim.

-

Czego znowu chcecie? - spytał Mojżesza.

-

To mówi Pan, Bóg Hebrajczyków: „Wypuść lud mój, aby

Mi służył, ponieważ tym razem ześlę wszystkie moje plagi

na ciebie samego, na twoje sługi i na twój lud, abyś

poznał, że nie ma równego Mi na całej ziemi. Bo już teraz

mógłbym wyciągnąć rękę i dotknąć ciebie i lud twój

zarazą, byś został usunięty z ziemi. Lecz dlatego

zostawiłem cię przy życiu, byś zobaczył siłę moją i by

imię moje zostało rozsławione po całej ziemi. Jeśli

zabraniasz jeszcze memu ludowi wyjścia i nie chcesz go

background image

puścić, to jutro o tej porze spuszczę bardzo wielki grad,

jakiego jeszcze w Egipcie nie było od dnia jego powstania

aż dotąd. A teraz poślij po twoje bydło i po wszystko, co

masz na polu, bo każdy czło¬wiek i każde zwierzę

znajdujące się na polu, a nie zapędzone do zagrody,

zginie, gdy na nich grad spadnie".

Rozległy się pełne przerażenia szepty, jednak faraon

roześmiał się tylko gorzko i odpowiedział:

-

Grad? Czymże jest grad? Postradałeś zmysły,

Mojże¬szu. Co za bzdura.

Mojżesz i Aaron odwrócili się i ruszyli do wyjścia,

widząc malujący się na twarzach Egipcjan niepokój. Być

może faraon nie bał się Boga Hebrajczyków, ale pozostali

wiedzieli, co ich czeka. Kilku wycofało się z pośpiechem

pomiędzy filarami i skoczyło do drzwi, żeby szybko

pochować swoje trzody i inne dobra.

Mojżesz wyciągnął laskę ku niebu, i wówczas nad ziemię

egipską nadleciały ciemne, groźnie wyglądające chmury,

trzymając się z dala od Goszen. Powiał zimny wiatr, Aaron

poczuł dziwny ucisk w piersi, zagrzmiało. W końcu z nieba

spadł ogień w postaci błyskawic, na zachód od Goszen.

Egipski bóg powietrza, Szu, którego zadaniem było

odpychanie ziemi od nieba, okazywał się bezsilny wobec

Pana, Boga Izraela.

Aaron przesiedział całą dobę na dworze, nasłuchując

odległych grzmotów i obserwując z oddali pioruny i grad.

Moc Boga przerażała go. Nigdy czegoś' podobnego nie

widział. Teraz faraon z pewnością się ugnie! — myślał.

Znowu nadeszli strażnicy, którzy wezwali go z Mojże¬szem

do faraona. Po drodze Aaron widział leżące na ziemi,

background image

popalone łany lnu i jęczmienia. Kraj był zniszczony.

Faraon, o którym myślano, że jest potomkiem związ¬ku

Ozyrysa i Izydy, samym Horusem, który przybrał ludzką

postać, wydawał się zastraszony. Czuł, że nie ma wyjścia.

Na sali tronowej panowała ogłuszająca cisza. Wszyscy

zadawali sobie pytanie: Jeśli faraon jest najwyższym

rangą bogiem Egiptu, to dlaczego nie jest w stanie

uchronić swojego króle¬stwa przed niewidzialnym bogiem

hebrajskich niewolni¬ków? Jak to możliwe, że wszyscy

potężni i wspaniali bogo¬wie Egiptu nie są w stanie

dorównać niewidzialnej ręce zaledwie jednego,

niewidzialnego boga?

Zgrzeszyłem tym razem — przyznał faraon, spoglą¬dając

niemo na swoich stłoczonych koło podwyższenia doradców. —

Pan jest sprawiedliwy, a ja i lud mój jesteśmy winni.

Błagajcie Pana, aby ustał grzmot potężny i grad, a

puszczę was i nie będę was dłużej zatrzymywał.

Aaron nie miał poczucia triumfu. Czuł, że faraon mówi

nieszczerze. Bez wątpienia poddał się naciskowi swoich

doradców. I tak nie rozumieli jeszcze, że to Bóg toczy z

nimi wojnę.

Mojżesz odpowiedział śmiało Ramzesowi:

-

Gdy wyjdę z miasta, wyciągnę dłonie do Pana. Grzmoty

ustaną, a gradu nie będzie więcej, byś poznał, że ziemia

należy do Pana. Lecz ja wiem, że ty i słudzy twoi nie

boją się jeszcze Pana Boga.

Spojrzenie faraona błysnęło.

Mojżeszu, mój przyjacielu — odpowiedział — jak możesz

mówić takimi słowami do kogoś, kogo niegdyś nazywałeś

swoim kuzynkiem? Jak możesz sprawiać taki ból kobiecie,

background image

która wyciągnęła cię z rzeki i wychowała jako egipskiego

syna?

-

Bóg zna cię lepiej niż ja, Ramzesie - odparł Mojżesz

cicho, ale bez zająknienia. - To Pan powiedział mi, jak

zatwardzisz przeciw Niemu swoje serce. To ty spro¬wadzasz

na Egipt Jego sąd, to przez ciebie twój naród cierpi!

Tak śmiałymi słowami człowiek mógł ściągnąć na siebie

wyrok śmierci. Aaron zbliżył się do Mojżesza, gotów

bronić go, gdyby ktokolwiek do nich podszedł. Wszyscy

cofnęli się jednak. Niektórzy, pospuszczali nieznacznie

głowy aby okazać Mojżeszowi szacunek, co powiększyło

jeszcze gniew faraona.

Mojżesz pomodlił się i Bóg cofnął Swoją rękę - grzmoty,

grad i błyskawice ustały, choć cisza po burzy była chyba

jeszcze bardziej przerażająca niż wicher. Nic się nie

zmie¬niło - faraon domagał się cegieł, a hebrajscy

niewolnicy mieli je wyrabiać.

-

Miecz faraona wisi nad naszymi głowami! -

lamen¬towali.

-

Czy nie macie oczu ani uszu? - krzyczał Aaron. -

Rozejrzyjcie się. Czy nie widzicie, jak bardzo Egipcjanie

boją się tego, co tym razem zrobi Pan? Przychodzi do nas

coraz więcej ludzi z podarkami. Wszyscy darzą Mojżesza

wielkim szacunkiem.

-

I cóż nam po tym, skoro wciąż pozostajemy

niewol¬nikami?

-

Pan nas uwolni! - zapewniał Mojżesz. - Musicie mieć

wiarę!

-

Wiarę? - kpili ludzie. - Wiarę mamy od lat. I tylko

wiarę. Chcemy wolności!

background image

Aaron starał się chronić Mojżesza przed protestu¬jącymi.

-

Dajcie mu spokój - mówił. — Mojżesz musi się modlić.

-

Jesteśmy w gorszym położeniu niż przed jego

przyj¬ściem! — upierali się.

-

To oczyśćcie swoje serca i módlcie się z nami!

-

I co dobrego nam przynieśliście, skoro cały czas

wołają nas do dołów, gdzie wyrabiamy cegły?

W pewnej chwili Aaron miał ochotę użyć przeciw nim swojej

laski. Ci ludzie przypominali mu beczące ze strachu owce.

-

Czy wasze ogrody zamieniły się w popiół? - pytał. -

Czy wasze zwierzęta są chore? Pan inaczej potraktował

nas, a inaczej Egipcjan!

-

Ale kiedy nas stąd wyprowadzi?

-

Kiedy będziemy wiedzieli, że Pan jest Bogiem i nie ma

innego?!

Czyż Izraelici nie kłaniali się egipskim bożkom? Wciąż

wahali się pomiędzy nimi a Bogiem! Aaron próbował się

modlić. Chciał usłyszeć ponownie Boży głos, jednak tylko

jego własne myśli tłukły mu się po głowie jak

sprze¬czające się ze sobą głosy. Kiedy zobaczył na szyi

własnego syna, Abihu, amulet ze skarabeuszem, zamarł.

-

Skąd to wziąłeś? - spytał.

-

Dał mi jeden Egipcjanin. To cenna rzecz, ojcze.

Zro¬biona z lapis-lazuli i złota.

-

Zdejmij to paskudztwo! I niech w moim domu nie będzie

więcej żadnych bożków! Zrozumiałeś, Abihu? Ani

skarabeusza, ani drewnianej Heket czy też oka Re. Jeżeli

Egipcjanin da ci jakiś złoty przedmiot - stop go!

Bóg szykował następną plagę, i tylko Jego łaska i

miło¬sierdzie mogły sprawić, że nie ześle jej także na

background image

lud Izraela. „Izrael" - „zmagający się z Bogiem". Celna

nazwa!

Tym razem Bóg miał zesłać szarańczę. Faraon wciąż nie

słuchał ostrzeżeń. Wyszedłszy z sali tronowej, Aaron i

Mojżesz słyszeli błagania doradców faraona.

-

Jak długo jeszcze będzie ten dla nas nieszczęściem? -

wołali. - Wypuść ludzi, aby służyli swemu Panu Bogu. Czy

nie rozumiesz, że ginie Egipt?

Aaron usłyszał za plecami kroki, ktoś biegł. Odwrócił

się, stanął mocno na nogach i chwycił laskę obiema

rękami. Nikt nie uczyni krzywdy Mojżeszowi! - myślał.

Tymcza¬sem egipski sługa ukłonił się nisko i powiedział:

-

Wielki faraon życzy sobie, żebyście wrócili. Prosimy

was.

-

Wielki faraon może skoczyć sobie do Nilu! - odparł

Aaron, rozgniewany.

-Aaronie... - Mojżesz ruszył z powrotem do sali tronowej.

Aaron ruszył za nim, sfrustrowany Czy Ramzes

kie¬dykolwiek ich posłucha? Czy powinni wracać, tylko po

to, żeby wysłuchać kolejnej obietnicy, wiedząc, że

zostanie złamana, jeszcze zanim dojdą do Goszen? Czy Bóg

nie zapowiedział, że uczyni twardymi serca faraona i jego

sług?

-

Idźcie, oddajcie cześć Panu, Bogu waszemu - zgodził

się Ramzes. Mojżesz i Aaron nie zdążyli jeszcze zniknąć

za ścianą sali, kiedy faraon dopytał się: — Którzy to

mają iść?

Mojżesz spojrzał na Aarona, a ten odwrócił się i

od¬powiedział:

-

Pójdziemy z naszymi dziećmi i starcami, z synami i

background image

córkami, z owcami i bydłem; pójdziemy, bo mamy obcho¬dzić

święto Pana.

Faraon spochmurniał, pokazał na Mojżesza i oznajmił:

-

A to ja mówię do ciebie, Mojżeszu: Niech Pan tak

będzie z wami, jak ja was i dzieci wasze wypuszczę.

Patrz¬cie, jakie złe są wasze zamierzenia. Nie tak!

Idźcie sami mężczyźni i oddajcie cześć Panu, jak tegoście

się domagali. - Skinął na wartowników i rzucił: -

Wypędźcie ich stąd!

Strażnicy zbliżyli się i zaczęli popychać Mojżesza i

Aarona, rzucając przekleństwa w imieniu swoich

fałszy¬wych bogów. Aaron próbował zamachnąć się laską,

ale Mojżesz powstrzymał go. Wyrzucono ich obu na dwór.

Przez cały dzień i następującą po nim noc wiał wiatr, a

rankiem nadleciała z wiatrem szarańcza. Egipcjanie wołali

z przerażeniem do Wadżet, bogini-kobry, żeby uchroniła

swoje królestwo, ale szarańcza pokryła całą egipską

ziemię. Tysiące owadów nadlatywały falami, jak armie, i

pożerały wszystko, co stawało na ich drodze. Ziemia

pociemniała od szarańczy, która pełzała, skakała i

pożerała wszelkie rośliny, drzewa i krzewy, jakie

zachowały się po gradzie. Nie pozostało nic z pszenicy i

orkiszu. Palmy daktylowe straszyły ogryzionymi kikutami.

Nawet trzciny nad Nilem zostały zjedzone aż do poziomu

wody.

Zanim żołnierze faraona wezwali znów Mojżesza i Aarona,

nigdzie poza Goszen nie było już zboża ani innych źródeł

pożywienia.

Wstrząśnięty Ramzes powitał przybyszów i oznajmił:

background image

-

Zgrzeszyłem przeciwko Panu, Bogu waszemu, i

prze¬ciwko wam. A teraz, proszę, przebaczcie i tym razem

grzech mój, a błagajcie Pana, Boga waszego, by usunął ode

mnie przynajmniej tę śmierć.

Mojżesz pomodlił się do Boga o miłosierdzie, a wtedy

wiatr zmienił kierunek na zachodni i zwiał szarańczę w

stronę Morza Czerwonego.

Nad ziemią znowu zapadła cisza. Zapanował też bez¬ruch.

Egipcjanie kryli się w domach, bojąc się, jakaż to

katastrofa spadnie na nich, jeżeli i tym razem faraon nie

pozwoli niewolnikom odejść. Na progach hebrajskich

domostw pojawiały się podarunki - złote amulety,

biżu¬teria, drogie kamienie, kadzidła, piękne ubrania,

srebrne i brązowe naczynia. Wszystko to Egipcjanie

oddawali, aby uhonorować naród Boga.

-

Módlcie się za nas, bo jesteśmy w potrzebie -

prosili. - Wstawiajcie się za nami.

-

I tak niewiele rozumieją! - denerwował się Mojżesz,

łapiąc się za głowę, którą okrywał modlitewny szal. — Oni

kłaniają się nam, Aaronie, a przecież cała potęga

spoczywa w ręku Boga.

Frustracja ogarnęła nawet Miriam.

-

Dlaczego Bóg nie zabije faraona i nie skończy z tym

wszystkim? — narzekała. — Przecież Pan jest w stanie

się¬gnąć do pałacu i zmiażdżyć Ramzesa!

-

Pan chce, żeby cały świat poznał, iż On jest Bogiem,

i nie ma innego - wyjaśnił Mojżesz, podniósłszy głowę.

-

Wszyscy bogowie Egiptu są fałszywi. Nie mają żadnej

mocy i nie mogą przeciwstawić się Panu, Bogu naszemu.

-

Wiemy o tym! - usłyszał w odpowiedzi.

background image

-

Miriam! - skarcił siostrę Aaron. - Czy Mojżesz nie

dość się nacierpiał? Zachowaj cierpliwość. Poczekaj na

Pana - a On nas wyzwoli.

Kiedy Mojżesz kolejny raz wyciągnął rękę, w Egipcie

nastała ciemność. Słońce przesłoniły ciemności silniejsze

niż noc. Aaron siedział przed pałacem faraona, otulając

się szatą. Mojżesz był przy nim. Milczeli. Słyszeli

okrzyki kapłanów wzywających Re, boga słońca, ojca królów

Egiptu, aby poprowadził po niebie swój rydwan,

przy¬wracając światło. Aaron roześmiał się pogardliwie.

Niech ci uparci głupcy wołają sobie do swojego fałszywego

boga

-

myślał. Słońce pojawi się, kiedy zechce Bóg - i ani

chwili wcześniej.

W pewnej chwili Mojżesz zerwał się i oznajmił:

-

Musimy zwołać starszyznę, Aaronie. Szybko! -

Pospieszyli do Goszen, gdzie Aaron rozesłał posłańców.

Starsi zebrali się, utyskując i zadając pytania.

-

Cicho! - zawołał Aaron. - Posłuchajcie Mojżesza. Ma

wam do przekazania Słowo Boże!

-

Przygotujcie się do opuszczenia Egiptu - oznaj¬mił

Mojżesz. - Niech każdy mężczyzna i każda kobieta

wypożyczy od swoich sąsiadów srebrne i złote przedmioty.

Egipcjanie dadzą wam, o cokolwiek poprosicie, albo¬wiem

Pan sprawił, że teraz postrzegają nas inaczej. Pan mówi,

że ten miesiąc będzie dla was początkiem miesięcy, będzie

pierwszym miesiącem roku! Dziesiątego dnia tego miesiąca

niech się każdy postara o baranka dla rodziny,

0

baranka dla domu. Będziecie go strzec aż do

czterna¬stego dnia tego miesiąca, a wtedy go zabijecie...

background image

- Konty¬nuował, zapowiadając także plagę, jaka miała

nadejść,

1

tłumacząc, co Izraelici muszą zrobić, aby ją

przetrwać. Kiedy skończył, wszyscy rozeszli się w

milczeniu, zdjęci lękiem przed Panem.

Aaron i Mojżesz czekali koło wejścia pałacu przez trzy

doby, aż wreszcie faraon krzyknął ze strachu i

wście¬kłości:

-

Mojżeszu! - Jego głos odbił się echem od ścian i

kolumn pałacowych komnat.

Mojżesz oparł dłoń na ramieniu Aarona. Podnieśli się z

miejsca i weszli do domu faraona. Aaron nie potykał się w

ciemności - widział drogę, jak gdyby Pan obdarzył go

oczami sowy. Widział też oblicze Mojżesza, poważne, pełne

współczucia — i jeszcze oczy faraona, rozbiegane, nic nie

widzące.

-Jestem, Ramzesie - odezwał się Mojżesz.

Faraon popatrzył przed siebie i wychylił się, jak gdyby

uszy mogły mu zastąpić wzrok.

-

Idźcie, oddajcie cześć Panu - powiedział - tylko owce

i bydło wasze zostanie. Dzieci wasze również mogą iść z

wami.

-

Ty także musisz dać nam do rąk ofiary i całopalenia,

byśmy mogli ofiarować je Panu, Bogu naszemu - odparł

Mojżesz. — Również bydło nasze pójdzie z nami, nie

zostanie nawet kopyto, ponieważ z niego weźmiemy na

ofiarę Panu, Bogu naszemu; a sami nie wiemy, z czego

złożyć ofiarę dla Pana, aż tam przyjdziemy. Faraon zaczął

przeklinać.

background image

-

Odejdź ode mnie! - krzyknął. - Strzeż się i nie

zjawiaj się już przede mną! Skoro się tylko zjawisz

przede mną, umrzesz.

-

Będzie, jak powiedziałeś — zgodził się Mojżesz. — Nie

zjawię się więcej przed tobą. - Zniżył głos i oznajmił

dono¬śnie: — Tak mówi Pan: „O północy przejdę przez

Egipt. I pomrą wszyscy pierworodni w ziemi egipskiej od

pierwo¬rodnego syna faraona, który siedzi na swym tronie,

aż do pierworodnego niewolnicy, która jest zajęta przy

żarnach, i wszelkie pierworodne bydła". - Jego słowa

odbijały się echem po sali.

Na Aaronie ścierpła skóra. Spocił się ze strachu.

-

Mojżeszu! - ryknął Ramzes, rozpościerając ramiona i

wymachując rękami, żeby znaleźć drogę w ciemnoś¬ciach. —

Czy myślisz, że Ozyrys mnie nie obroni? Bogo¬wie nie

pozwolą ci tknąć mojego syna!

Mojżesz mówił jednak dalej:

-

„Wtedy w całej ziemi egipskiej będzie wielkie

narze¬kanie, jakiego nie było nigdy i jakiego już nie

będzie. U Izraelitów nawet pies nie zaszczeka ani na

ludzi, ani na bydło, abyście poznali, że Pan uczynił

różnicę między Egipcjanami a Izraelitami. Wtedy przyjdą

wszyscy słudzy twoi do mnie i oddadzą mi pokłon, i

powiedzą: «Wyjdź ty

i cały lud twój, który idzie za tobą». I potem wyjdą". -

To powiedziawszy, Mojżesz odwrócił się na pięcie i

poszedł, płonąc gniewem.

Aaron dogonił go i szedł tuż obok. Jeszcze nigdy nie

background image

widział swojego brata tak rozzłoszczonego. Przemówił

przez niego Bóg. To Boży głos słyszał Aaron w sali

trono¬wej faraona.

Mojżesz modlił się żarliwie, spoglądając płomiennym

wzrokiem, kiedy wraz z Aaronem wracali ulicami miasta w

stronę Goszen. Przechodnie cofali się przed nimi i

cho¬wali się w domach, sklepach i warsztatach.

Kiedy bracia znaleźli się na skraju miasta, Mojżesz

krzyknął donośnie:

-

Och, Panie! Panie!!!

W jego głosie rozbrzmiewała tak niewysłowiona udręka, że

oczy Aarona zaszły mgłą.

-

Mojżeszu... - szepnął, i gardło mu się ścisnęło.

-

Aaronie... Będziemy teraz świadkami tego, jaką klęskę

może sprowadzić na naród pojedynczy człowiek -

zapowie¬dział Mojżesz. Łzy ciekły mu po twarzy. - Wszyscy

będziemy tego świadkami! - Opadł na kolana i płakał

dalej.

3

Aaron ściskał mocno baranka kolanami. Baranek pró¬bował

się wyrwać. Aaron poderżnął mu gardło i poczuł, jak ciało

baranka nieruchomieje. Naczynie napełniło się krwią i

Aaron poczuł nieprzyjemny zapach. Bara¬nek był bez skazy,

jednoroczny. Aaron odarł go ze skóry i polecił:

-

Upieczcie go na ogniu, z głową, nogami i

wnętrz¬nościami.

-

Tak, ojcze - odpowiedział Nadab, odbierając zabite

background image

zwierzę.

Aaron umoczył we krwi baranka gałązkę hizopu i skropił

krwią próg oraz odrzwia domu. Maczał gałązkę we krwi tak

długo, aż odrzwia, nawet górna belka, były wyraźnie

czerwone. W całej ziemi Goszen i w mieście, w każdej

hebrajskiej rodzinie, robiono tak samo. Egipscy sąsiedzi

Izraelitów przyglądali się temu ze zdumieniem i

obrzydzeniem, szepcząc pomiędzy sobą:

-

Wczoraj powyrzucali cały zapas drożdży, jaki mieli w

domach. A teraz malują odrzwia domów krwią! Co to

wszystko znaczy?

Niektórzy przyszli do Aarona i spytali go, co mogą

zrobić, żeby zostać włączeni w grono Hebrajczyków.

— Obrzezajcie wszystkich mężczyzn w waszych domo¬stwach -

poradził Aaron - wtedy będziecie jak narodzeni pośród

nas.

Tylko niewielu Egipcjan uznało jego odpowiedź za poważną

i poszło za jego zaleceniem. Bojąc się o życie,

przenieśli się z rodzinami pomiędzy domy Hebrajczyków i

słuchali, co też mają ludziom do powiedzenia Aaron i

Mojżesz.

Aaron zastanawiał się, co będzie oznaczała ta noc dla

wszystkich pozostałych Egipcjan. Na początku prag¬nął

zemsty, upajał się myślą o cierpieniu prześladowców

swojego narodu. Teraz jednak przepełniało go współczu¬cie

dla tych, którzy wciąż bezmyślnie trwali przy swoich

bożkach, kłaniali się nieprawdziwym bogom. Pragnął

oddalić się wreszcie od tego spustoszonego kraju.

Zakoń¬czywszy swoje zadanie, wszedł do domu i starannie

zamknął drzwi. W kącie leżały srebrne i złote przedmioty,

background image

jakie Miriam i jego synowie uzyskali od egipskich

sąsiadów. Całe dziesięciolecia Aaron wegetował skromnie,

utrzy¬mując się przy życiu dzięki plonom ziemi i małej

trzódce złożonej z owiec i kóz, tymczasem teraz jego

rodzina mogła wypełnić worki srebrem i złotem! Bóg

sprawił, że Egip¬cjanie spoglądali na Aarona i Mojżesza,

i na wszystkich Hebrajczyków życzliwie. Oddali im

wszystko, o co zostali poproszeni, pozbywając się nawet

bogactw. Bez protestów pooddawali rzeczy, które jeszcze

przed niewidoma dniami były dla nich tak cenne. Mieli

nadzieję, że w ten sposób zdołają kupić przychylność

hebrajskiego Boga.

Miłosierdzie Boże nie było jednak na sprzedaż. Nie można

też było na nie zasłużyć.

W noc taką jak ta, złoto i srebro nic nie znaczyło,

na¬wet dla Aarona, który niegdyś myślał, że bogactwo

przyniosłoby mu pociechę i uwolniłoby go od dozor¬ców i

tyranów. Cokolwiek dotąd czynił w imię Pana, nie liczyło

się w ową noc. Gdyby nawet Egipcjanie ofiarowali swoim

bogom wszystko, co posiadali, nie byli w stanie kupić tej

nocy życia swoich pierworod¬nych synów. Nawet gdyby

poniszczyli bożki, byłoby to za mało. To faraon

sprowadził na Egipt tę straszną noc - jego pycha

przyniosła ludziom zgubę.

Bóg, który ustanowił niebo, ustalił cenę za życie — a

była nią krew baranka. Nadchodził Anioł Pański, który

omijał każdy dom, gdzie odrzwia i próg były oznaczone

krwią. Krew baranka była bowiem znakiem, że miesz¬kańcy

domu wierzyli w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, że ufali

Mu na tyle, iż wykonali Jego rozkaz i nie wątpili w Jego

background image

słowa. Tylko wiara w jedynego prawdziwego Boga mogła

ocalić ludzi.

Aaron spojrzał na swojego pierworodnego syna, Nadaba,

który siedział z braćmi przy stole. Abihu milczał,

pogrążony w myślach, zaś Itamar i Eleazar zasiedli w

to¬warzystwie swoich żon i dzieci. Mały Pinchas obracał

nad ogniem nadzianego na rożen baranka. Kiedy się

zmęczył, jego miejsce zajął inny z chłopców.

-

Dziadku - odezwał się Pinchas, siadając na ławie obok

Aarona - co to za dziwna noc?

Aaron objął chłopca, popatrzył na synów, ich żony i

dzieci i odpowiedział:

-

To jest ofiara Paschy na cześć Pana. O północy

przyjdzie Pan i kiedy zobaczy krew baranka na naszych

drzwiach, ominie nasz dom. Będziemy ocaleni. Bóg zabije

za to pierworodnych synów Egipcjan. Od pierworodnego syna

faraona, który siedzi na swym tronie, aż do

pierwo¬rodnego tego, który jest zamknięty w więzieniu, a

także wszelkie pierworodne z bydła.

We wnętrzu domu słychać było jedynie trzask ognia i syk

skapującego na rozpalone węgle tłuszczu. Miriam zmieliła

pszenicę i jęczmień, aby upiec chleb bez droż¬dży. Mijały

godziny. Nikt się nie odzywał. Tylko Mojżesz wstał i

pozabezpieczał otwory okienne, jakby przed burzą

piaskową. Potem usiadł z powrotem, osłonił głowę szalem i

siedział nieruchomo, wraz z pozostałymi członkami

rodziny.

Dom wypełnił zapach piekącego się baranka i gorzkich

ziół, które pościnała i położyła na stole Miriam. Aaron

rozkroił baranka.

background image

-

Upiekł się - powiedział. Miriam dodała oliwy do

mąki i wyrobiła chleb - cienkie placki, które postawiła

na węglach. /

Noc była ponura. Czuli otaczającą ich śmierć. Mężczyźni

wstali, przepasali lędźwie i zatknęli płaszcze za pasy.

Włożyli też sandały i stanęli przy stole, z laskami

w rękach. Wszyscy jedli baranka, z gorzkimi ziołami i

nie-kwaszonym chlebem.

Powietrze przeciął krzyk; Aaronowi ścierpła skóra. Miriam

popatrzyła na Mojżesza szeroko rozwartymi oczami. Nikt

się nie odzywał, jedli tylko w milczeniu. Potem rozległ

się drugi krzyk, z bliższej odległości, następ¬nie dało

się słyszeć odległe zawodzenie. Ktoś wyszedł na dwór i

zaczął wołać Ozyrysa, zrozpaczony. Aaron zacis¬nął

powieki. Wiedział, że Ozyrys był zaledwie bożkiem

wykonanym rękami ludzi, a jego mit wziął się z ludzkiej

wyobraźni. Prawdziwy Ozyrys nie istniał, nie miał żadnej

władzy; to jedynie ludzie przez wieki przypisali mu

potęgę. Była ona jednak fikcją. Tej nocy wszyscy

dowiedzieli się, że ludzkie wytwory nie mogą przynieść

zbawienia. Zbawienie spoczywało jedynie w Panu, Bogu

wszelkiego stworzenia.

Krzyki i lamenty wzmagały się. Aaron poznał po nich,

kiedy Pan minął jego dom. W sercu Aarona wezbrała radość

i nieopisana wdzięczność. Można było ufać Panu! Ocalił

lud Swój, Izraela. Zabijał tymczasem jego nieprzyjaciół.

Ktoś zaczął dobijać się do drzwi.

Otwierać, w imię faraona!

background image

Aaron spojrzał pytająco na Mojżesza, a ten skinął gło¬wą.

Kiedy Aaron otworzył, zobaczył na zewnątrz żołnierzy.

Ukłonili się nisko Aaronowi i Mojżeszowi.

Faraon posłał po was — oznajmili. Bracia ruszyli więc

do pałacu. Żołnierze otaczali ich.

Syn faraona nie żyje — zakomunikował cicho jeden.

-

On pierwszy umarł, a potem w pałacu zmarło jesz¬cze

wielu innych — dodał drugi.

-

Mój syn! - zapłakał inny spośród żołnierzy. — Mój

syn...

W całych Tebach podniósł się wielki krzyk, gdyż nie było

domu, w którym nie byłoby umarłego.

-

Pospieszmy się! Musimy zdążyć, zanim cały Egipt

wymrze.

Ledwie Mojżesz z Aaronem znaleźli się w pałacu, usłyszeli

płaczliwy krzyk faraona:

-

Wstańcie, wyruszajcie z pośrodka mojego ludu, tak wy,

jak Izraelici! Idźcie i oddajcie cześć Panu według

waszego pragnienia. Weźcie ze sobą owce wasze i woły, jak

pragnęliście, i idźcie. Proście także o łaskę dla mnie.

Aaron stał w migotliwym świetle pochodni, ledwie

dowierzając, że faraon właśnie się ugiął. Czyżby nastąpił

koniec udręki? Nareszcie koniec? Czy też znowu faraon

zmieni zdanie, zanim opuszczą granice miasta?

Mojżesz odwrócił się bez słowa i ruszył przed siebie.

-

Idźcie - ponaglił Aarona jeden z wartowników. —

Idźcie jak najprędzej, bo inaczej wszyscy pomrzemy.

-

Izraelu! Izraelu! - wołał Aaron, biegnąc z Mojżeszem

przez ulice. — Nadszedł dzień twojego wyzwolenia!

background image

Egipcjanie powypadali z domów i krzyczeli do

Hebraj¬czyków:

-

Szybko, odchodźcie! Idźcie, zanim wielki faraon się

rozmyśli i wszyscy zginiemy! — Niektórzy dawali

Izraelitom osły i darowali z własnej woli inne prezenty,

pomagając opuszczającym ich ludziom mocować dobytek na

grzbie¬tach zwierząt. Inni dawali część jedzenia, które

pozostało im po plagach. — Bierzcie, co tylko chcecie, i

wyruszajcie prędko z Egiptu! Jak najszybciej, żeby nie

spadła na nas kolejna plaga, która nas zabije!

Aaron śmiał się radośnie, tak przepełniony emocjami, że

nie był w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko

0

tym, żeby pospiesznie wyruszyć. Stanęli wraz z

Mojże¬szem przed zgromadzonymi Izraelitami. Miriam,

syno¬wie Aarona, ich żony i dzieci dołączyli do nich.

Panował ogłuszający hałas - ludzie wznosili pochwalne

okrzyki na cześć Pana, a także Mojżesza i Aarona.

Pomiędzy ludźmi kłębiły się pokaźne stada beczących owiec

i kóz. Trzodę przepędzono tak, aby posuwała się za

Hebrajczykami, inaczej dławiliby się wzbijanym przez nią

pyłem. Wraz z wzejściem słońca sześćset tysięcy mężczyzn

wyruszyło piechotą w stronę Sukkot, w towarzystwie swoich

żon

1

dzieci.

Kobiety niosły na ramionach dzieże, a na biodrach -

niemowlęta. Wołały do starszych dzieci, żeby trzymały się

blisko rodziny. Nie było czasu przygotować jedzenia na

podróż.

Aaron słyszał kakofonię zmieszanych głosów i czuł w

ustach kurz wzbijany przez milion niewolników i

background image

nie¬wolnic, którzy pospiesznie opuszczali miasto faraona.

Do idących dołączali się po drodze następni. Obok

pokolenia Lewiego, do którego należeli Mojżesz i Aaron,

kroczyły pokolenia Rubena, Symeona, Judy, Zabulona,

Issachara, Dana, Gada, Asera, Neftalego i Beniamina. Ci z

pokoleń Efraima i Manassesa szli blisko Mojżesza, niosąc

ze sobą kości swojego przodka Józefa, który niegdyś

uratował Egipt od głodu. Starszyzna każdego pokolenia

niosła sztandary, dzięki którym krewni mogli trzymać się

razem i maszerować zastępami, jak wojsko. Wszyscy

mężczyźni byli uzbrojeni i gotowi do bitwy. Z tyłu i po

bokach szło także wielu Egipcjan, którzy opuścili swój

spustoszony kraj i szukali zaopatrzenia oraz schronienia

u Pana, Boga Izraela, prawdziwego Boga całego stworzenia.

Kiedy słońce wzeszło, Aaron zobaczył unoszący się obłok w

formie słupa. Sam Bóg osłaniał idących przed palącym

słońcem i wyprowadzał ich z niewoli, oddalając ich od mąk

i cierpienia. Och, teraz nasze życie naresz¬cie będzie

lepsze! - myślał Aaron. W ciągu tygodnia dotrzemy do

Ziemi Obiecanej, mlekiem i miodem płyną¬cej. Za tydzień

rozstawimy namioty, porozkładamy lego¬wiska i będziemy

mogli rozkoszować się wolnością!

Zarówno mężczyźni, jak kobiety płakali z powodu

ogarniającej ich radości.

-

Chwalcie Pana! - wołali. - Jesteśmy wolni, naresz¬cie

wolni!

-

Żaden z moich synów nie zrobi już ani jednej cegły

dla faraona!

-

Niech sam wyrabia sobie cegły!

Ludzie śmieli się, kobiety szczebiotały, mężczyźni

background image

krzyczeli.

Powinnam była upiec więcej niekwaszonych placków!

Mamy tak mało ziarna... - martwił się ktoś.

Jak daleko będziemy dzisiaj iść? Dzieci już są

zmę¬czone.

Aaron odwrócił się ze złością, słysząc, że to jego krewni

narzekają. Czy woleliby zostać w Egipcie?!

-

To koniec waszej niewoli! - zawołał. - Radujcie się!

Zostaliśmy odkupieni dzięki krwi baranka! Chwalcie Pana!

Cieszymy się, ojcze! Bardzo się cieszymy; ale dzieci

są wyczerpane...

Mojżesz uniósł laskę i zawołał:

-

Pamiętajcie o tym dniu! Opowiadajcie w przyszłości

synom i córkom o tym, co uczynił dla was Pan, kiedy

wywiódł was z Egiptu! Zapamiętajcie, że poświęciliście

Panu wszystkie męskie pierwociny łona matki — zarówno

izraelskich synów, jak i bydło, albowiem Pan ocalił

naszych synów przed śmiercią! Wspominajcie ten dzień!

Nigdy nie zapomnijcie, że to Pan potężną ręką wywiódł was

z Egiptu!

Gdy faraon wzbraniał się uwolnić lud Boży, Pan wybił

wszystko, co pierworodne w ziemi egipskiej, tak z ludzi,

jak z bydła. Dlatego wszelkie męskie pierwociny łona

matki należały odtąd do Pana, a każdy pierworodny syn

miał być wykupywany krwią baranka.

-

Chwalmy Pana! - zawołał Aaron, podnosząc laskę. Nie

zamierzał słuchać tych nielicznych spośród swojego ludu,

którzy narzekali. Nie pozwoli im zepsuć tej chwili, tego

dnia. Nie będzie słuchał tych, którzy oglądali się przez

ramię jak żona Lota. Całe życie marzył o tym, jak będzie

background image

wyglądało życie w wolności. A teraz pozna wolność na

własnej skórze. Zapłakał w podzięce dla Boga.

-

Chwalmy Pana! - odezwał się potężny krzyk z gar¬deł

setek ludzi, rozchodząc się na wszystkie zastępy, aż

potężny niczym grzmot pochwalny okrzyk uniósł się do

nieba. Kobiety zaczęły śpiewać.

Mojżesz nie zatrzymywał się, mimo że słońce zaczęło się

już zniżać. Pojawił się słup ognia, który zaprowa¬dził

Izraelitów do Sukkot, gdzie odpoczęli przed dalszą drogą.

Rozbili obóz w Etam, na skraju pustyni.

Do Mojżesza przyszedł Korach wraz z delegacją star¬szyzny

Lewitów.

-

Dlaczego prowadzisz nas na południe, skoro do Kanaanu

wiodą dwie krótsze drogi? — zapytali. — Mogli¬byśmy iść w

stronę morza.

-

W ten sposób musielibyśmy przejść przez ziemię

Filistynów - zauważył Mojżesz, kręcąc głową.

-

Jest nas wielu, i każdy z nas jest uzbrojony.

Mogli¬byśmy także iść drogą prowadzącą przez Szur i dojść

do Kanaanu od południa.

-

Jesteśmy uzbrojeni, ale niewyszkoleni i niezaprawieni

w bojach — odparł stanowczo Mojżesz. — Pójdziemy drogą,

którą poprowadzi nas Pan. Bóg powiedział, że w obliczu

wojny ludzie mogliby się rozmyślić i wrócić do Egiptu.

-

Nigdy nie wrócimy do Egiptu! - zapewnił Korach,

zadzierając nosa. — Powinieneś bardziej nam ufać,

Mojże¬szu. Tęskniliśmy za wolnością tak samo jak ty. A

właści¬wie bardziej niż ty

Aaron uniósł głowę. Wiedział, że Korach robi aluzję do

tego, że Mojżesz przeżył czterdzieści lat w pałacach, a

background image

następne czterdzieści w ziemi Madian, jako wolny

czło¬wiek. Zaczęli nadchodzić inni, którzy także chcieli

rozma¬wiać z Mojżeszem. Aaron podniósł się, żeby

zorientować się, o co chodzi. Już zaczynały się kłopoty.

-

Aaronie — zwrócił się do niego Korach — ty rozu¬miesz

nas lepiej niż Mojżesz. Powinieneś mieć coś do

powiedzenia w sprawie tego, którą drogą mamy iść.

Aaron przejrzał jego pochlebstwo.

-

To Boża decyzja, Korachu - odparł. - Bóg uczy¬nił

Mojżesza naszym przywódcą. Zaś On jest nad nami i kroczy

przed nami. — Czyż starsi nie widzą Tego, który idzie

przed Mojżeszem, wyznaczając drogę? — zastana¬wiał się.

Są na tyle blisko Niego, aby podążać za Nim, lecz nie

dość blisko, aby zobaczyć Jego twarz. A może ludzie widzą

Pana?...

-

Tak - zgodził się bez oporów Korach. - Akcep¬tujemy

Mojżesza jako Bożego proroka. Ale i ty jesteś prorokiem,

Aaronie. Pomyśl o dzieciach, pomyśl o na¬szych żonach.

Porozmawiaj z bratem. Dlaczego mamy iść dłuższą drogą

zamiast krótszą? Filistyni na pewno słyszeli o plagach.

Będą bać się nas tak samo, jak w tej chwili boją się nas

Egipcjanie.

Aaron pokręcił głową.

Bóg nas prowadzi — oznajmił. — Mojżesz nie robi nawet

jednego kroku, którego nie wskazał mu Pan. Jeśli tego nie

rozumiecie, wystarczy, że wzniesiecie oczy ku niebu.

Zobaczycie obłok za dnia, a słup ognia — w nocy.

-

Owszem, jednak jestem pewien, że gdybyś poprosił

Pana, wysłuchałby cię. Czy nie posłał cię na pustynię,

żebyś spotkał się z Mojżeszem pod górą Synaj? Pan

background image

prze¬mówił do ciebie wcześniej niż do twojego brata.

Słowa Koracha martwiły Aarona. Czy ten człowiek zamierzał

poróżnić go z Mojżeszem? Aaron pomyślał o tym, co

zazdrość uczyniła z Kainem i Ablem, z Izma-elem i

Izaakiem, Ezawem i Jakubem, Józefem i jego jedenastoma

braćmi... Nie! Nie podda się tokowi myśle¬nia Koracha.

Pan wezwał go, aby stał u boku Mojżesza, chodził z nim i

wspierał go. I tak będzie robił!

Bóg przemawia przez Mojżesza, nie przeze mnie -

zakomunikował - i będziemy podążali za Panem,

którędykolwiek nas poprowadzi.

-

To ty jesteś pierworodnym synem Amrama - nie

ustę¬pował Korach. - Pan cały czas do ciebie przemawia.

Jedynie po to, aby potwierdzić to, co już wcześniej

powiedział Mojżeszowi!

-

Czy to źle pytać, dlaczego musimy podążać

trud¬niejszą do przejścia drogą?

Aaron wstał, ściskając w ręku laskę. Większość m꿬czyzn,

którzy stanęli naprzeciw niego, była jego krew¬nymi.

Czyż Mojżesz albo ja mamy mówić Panu, którędy

powinniśmy iść? - zapytał. - To do Boga należy mówie¬nie

nam, dokąd iść, i decydowanie o tym, jak długo i jak

daleko będziemy podróżować. Jeśli sprzeciwiasz się

Mojże¬szowi, tym samym sprzeciwiasz się Bogu.

Korach nachmurzył się, ale uniósł ręce w geście

rezyg¬nacji i wyjaśnił:

Nie podważam autorytetu Mojżesza ani twojego,

Aaro¬nie. Widzieliśmy znaki i cuda. Przyszedłem tylko

spytać...

Przybysze odwrócili się i poszli. Jednak w tym momen¬cie

background image

Aaron wiedział już, że rozmaitym pytaniom nie będzie

końca.

Mojżesz stanął na skalistym wzniesieniu, górującym nad

rozciągającą się od wschodu doliną. Aaron dołą¬czył do

niego. Pozostali byli w pobliżu, przyglądali się z dołu,

ale nie wchodzili, przez szacunek dla Mojżesza, który

najwidoczniej potrzebował pobyć w samotności. Pewnie

Aaron znów przemówi za niego. Aaron zauważył w

międzyczasie, że Mojżesz coraz bardziej przyzwyczaja się

do używania hebrajskiego.

Wkrótce nie będziesz mnie potrzebował, bracie —

po¬wiedział Aaron. - Mówisz wyraźnie i łatwo cię

zrozumieć.

Bóg powołał nas obu, Aaronie - odparł Mojżesz. — Czyż

mógłbym przejść przez pustynię i stanąć przed faraonem,

gdyby Pan cię do mnie nie przysłał?

Masz o mnie zbyt wysokie mniemanie. - Aaron oparł

dłoń na ramieniu Mojżesza.

Nieprzyjaciele Boga zrobią wszystko, żeby nas

skłó¬cić — oświadczył jego brat. Być może to Pan otworzył

oczy Mojżesza na czyhające na Aarona pokusy?

Nie chcę pójść w ślady naszych poprzedników

odpowiedział Aaron.

Co cię niepokoi?

To, że pewnego dnia, nie będziesz mnie potrzebo¬wał —

stanę się wówczas bezużyteczny.

Mojżesz umilkł na tak długą chwilę, że Aaron pomyślał, iż

jego brat nie chce odpowiadać. Czy powinienem dokładać mu

kolejne zmartwienie? - myślał. Przecież Bóg powołał mnie,

background image

żebym pomagał Mojżeszowi, a nie dręczył go swoimi

obawami. Tak ogromnie pragnę rozmawiać z bratem - jak

wtedy gdy szliśmy razem we dwóch przez pustynię! Lata ich

rozłąki przestały się liczyć. Wyobrażane urazy nie

istniały. Stali się więcej niż braćmi, byli teraz

przyjaciółmi złączeni wspólnym powołaniem, sługami Boga

Najwyższego.

Przepraszam, Mojżeszu — odezwał się znowu Aaron.

Pójdę i zostawię cię w spokoju. Możemy porozmawiać

innym razem.

Zostań ze mną, bracie — zachęcił Mojżesz i wciąż

spoglądał na tłumy. - Jest ich tak wielu! - powiedział.

Aaron poczuł ulgę - był potrzebny. Zbliżył się do brata i

oparł się na lasce. Przedłużające się milczenie nigdy nie

było dla niego przyjemne.

Wszystko to potomkowie synów Jakuba - odezwał się.

Sześćdziesięciu sześciu męskich potomków przyszło z

Jakubem do Egiptu, a razem z Józefem i jego synami było

ich siedemdziesięciu. Z tak niewielu powstało tak wielu.

Bóg nas pobłogosławił!

Niezliczone tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci szły przez

pustynię, niczym przesuwające się powoli morze. Ludzie

wzbijali nogami kłęby kurzu, który pomnażały dodat¬kowo

kopyta ich trzód. Nad ich głowami wisiała ciemno¬szara

zasłona chmur, która osłaniała ich jak tarcza przed

palącymi promieniami słońca. Nic dziwnego, że faraon

przeląkł się Hebrajczyków. Wystarczyło na nich spojrzeć!

Gdyby wszyscy połączyli się z wrogami Egiptu, mogliby

stać się dla niego wielkim zagrożeniem wojskowym, i to w

obrębie jego własnych granic. Jednak zamiast się

background image

buntować, Hebrajczycy zginali szyje podług woli faraona i

służyli za niewolników. Nie próbowali zerwać kajdan

niewolnictwa - za to wołali do Pana, Boga Abrahama,

Izaaka i Jakuba, żeby ich wyzwolił.

Pomiędzy Izraelitami szli również Egipcjanie. Więk¬szość

z nich trzymała się z boków. Aaron wolałby, żeby zostali

w delcie Nilu albo w Etam. Nie ufał im. Czy rzeczy¬wiście

porzucili swoich bożków i postanowili kroczyć za Panem,

czy też dołączyli do Izraelitów jedynie dlatego, że Egipt

został spustoszony?

- Mojżeszu! Aaronie! - wołali ludzie, machając rękami jak

dzieci. Wciąż panowało radosne uniesienie. Może to tylko

Korach i jego pobratymcy podawali w wątpliwość wybór

drogi, którą wszyscy razem podążali?

Mojżesz ruszył znowu. Aaron wzniósł laskę i poka¬zał w

kierunku, w którym kroczył jego brat. Nie pytał, dlaczego

Mojżesz kierował się na południe, a potem na wschód, w

serce Synaju. Szara chmura przemieniała się w wirujący

słup ognia, który oświetlał im drogę i ogrzewał ich w

nocy, pośród pustynnego chłodu. Aaron widział, iż Pan

kroczy przodem, prowadząc Mojżesza i resztę ludu w głąb

pustyni. Dlaczego?

Czy wolno mu było choćby w myślach zadawać sobie to

pytanie?

Mojżesz nie zarządzał rozkładania obozowiska, ale wciąż

szedł, odpoczywając jedynie krótko. Miriam i żony synów

Aarona upiekły dość przaśnego chleba, aby było co jeść w

czasie drogi; dzieci sypiały, mając za poduszki kamienie.

Aaron wyczuł, że Mojżeszowi wyraźnie się spieszy. Sam

czuł, że trzeba się spieszyć, ale nie wiedział, dlaczego.

background image

Ziemia Kanaan leżała na północ, nie na wschód. Dokąd Bóg

ich prowadził?

Przed nimi otworzyło się szerokie, wyschnięte koryto

rzeki. Aaron pomyślał, że teraz Mojżesz może skręcić na

północ albo wysłać przodem kilku mężczyzn, żeby

spraw¬dzili, dokąd prowadzi wąwóz. Jednak Mojżesz nie

wahał się ani nie skręcał, tylko kroczył prosto do

wąwozu. Aaron trzymał się przy boku brata; oglądał się

tylko czasem, żeby się upewnić, iż Miriam, jego synowie,

ich żony i dzieci podążają za nimi.

Po obu stronach kanionu pojawiły się wysokie skalne

ściany, obłok wciąż utrzymywał się w górze. Wąwóz zrobił

się węższy; ludzie płynęli nim jak rzeka. Skręcał niczym

wąż sunący po nierównym terenie. Jego dno było płaskie,

nietrudno było posuwać się po nim naprzód. Po całym

długim dniu drogi, kanion rozszerzył się i oczom Aarona

ukazały się pachnące solą morskie fale. Woda, która

musiała płynąć kanionem w czasach Noego, usypała

piaszczysto-kamienistą plażę, na tyle szeroką, że

wszyst¬kie zastępy Izraelitów mogły rozłożyć się na niej

obozem. Jednak stąd nie było dokąd iść.

-

I co teraz zrobimy, Mojżeszu? — spytał Aaron.

-

Zaczekamy na Pana.

-

Ale stąd nie ma dokąd iść!

Mojżesz stanął na wietrze, twarzą do morza.

-

Mamy rozbić obóz tutaj, koło Baal-Sefon, jak

powie¬dział Pan. Będzie nas ścigał faraon; zaś Bóg okaże

potęgę Swoją nad faraonem i nad całym jego wojskiem.

Poznają wówczas Egipcjanie, że to Pan jest Bogiem, i że

nie ma innego.

background image

Aarona ogarnął lęk.

-

Czy powinniśmy powiedzieć to ludziom?

-

Wkrótce sami się dowiedzą.

-

Czy trzeba uformować szyk bitewny? Gotować broń?

-

Nie wiem, Aaronie. Wiem jedynie, że Pan zaprowa¬dził

nas tutaj w Sobie znanym celu.

Wtedy wśród Izraelitów rozległ się krzyk. Na plażę

wyjechało kilku mężczyzn na wielbłądach. Wąwozem zbliżały

się konie i rydwany faraona, jego jeźdźcy i całe wojsko.

Aaron poczuł, że ziemia pod jego stopami drży. Nadciągała

niezwyciężona armia. Tysiące Hebrajczyków zaczęły tak

głośno lamentować, że zagłuszyły szum morza. Ludzie

ruszyli ku falom, zaczęli kulić się na wietrze.

Mojżesz zwrócił się w stronę głębiny, wzniósł rękę i

zawołał do Pana. Tymczasem znów rozbrzmiał dźwięk

bitewnych rogów.

-

Zbliżcie się tu, do Mojżesza! — krzyknął Aaron.

Miriam, jego synowie, ich żony i dzieci podbiegli do

nich.

Trzymajcie się blisko nas, cokolwiek by się działo!

Nie oddzielajcie się od nas! — Wziął na ręce wnuka,

Pinchasa.

-

Pan przyjdzie nam na ratunek.

-

Dopomóż nam, Panie! - wołał Mojżesz. Aaron zamknął

oczy i modlił się, żeby Bóg go wysłuchał.

-

Mojżeszu! - krzyczeli tymczasem ludzie. - Co ty nam

zrobiłeś?

Aaron oddał Pinchasa Eleazarowi i stanął pomiędzy swoim

bratem a ludem, z laską w ręku.

-

Czyż brakowało grobów w Egipcie, że nas tu

background image

przyprowadziłeś, abyśmy pomarli na pustyni? - wołali

ludzie. — Powinniśmy byli tam zostać! Cóż za usługę

wyświadczyłeś nam przez to, że wyprowadziłeś nas z

Egiptu? Czyż nie mówiliśmy ci wyraźnie w Egipcie: „Zostaw

nas w spokoju, chcemy służyć Egipcjanom". Lepiej bowiem

nam było służyć im, niż umierać na tej pustyni!

-

Nie bójcie się! — odpowiedział Mojżesz ludowi.

-

Jak mamy się nie bać?! Nadciąga armia faraona!

Pozabijają nas jak owce!

Aaron postanowił dać wiarę Mojżeszowi.

-

Czy zapomnieliście, co dotąd uczynił dla nas Pan? —

pouczył. — Poraził Egipt mocą Swojej potężnej ręki! Egipt

popadł w ruinę!

-

Tym bardziej faraon chce nas teraz zniszczyć! I gdzie

mamy uciekać, stojąc plecami do morza?!

-

Nadjeżdżają, nadjeżdżają! - rozległo się pełne

prze¬rażenia wołanie.

Mojżesz wzniósł laskę i zawołał:

-

Pozostańcie na swoim miejscu, a zobaczycie zbawie¬nie

od Pana, jakie zgotuje nam dzisiaj. Egipcjan, których

widzicie teraz, nie będziecie już nigdy oglądać. Pan

będzie walczył za was, a wy będziecie spokojni.

Z wyrazu twarzy Mojżesza można było odczytać, że Pan

przemówił do niego. Mojżesz odwrócił się i spojrzał w

górę.

Anioł Boży, który szedł przed Izraelitami, zmienił

miejsce i przeniósł się na ich tyły, zastawiając wylot

wiel¬kiego wąwozu, który otwierał się na Pi-Hachirot.

Mojżesz wyciągnął rękę nad morze. Nadleciał gwałtowny

wiatr wschodni, który rozciął fale, aż się rozstąpiły, i

background image

po chwili wody wznosiły się po dwóch stronach ponad suchą

ziemią, niczym ściany kanionu, jakim Izraelici niedawno

przyszli. W miejsce głębiny prowadziła w dół prosta

droga, która wiodła aż na drugą stronę Morza Czerwonego,

wznosząc się na końcu.

-

Ruszajcie! - zawołał Mojżesz.

-

Ruszajmy! - powtórzył Aaron, z bijącym mocno ze

strachu sercem. Wzniósł laskę i pokazał nią naprzód, a

potem podążył za Mojżeszem. Po lewej i po prawej unosiły

się jakby mury z wód.

Silny wiatr dął całą noc, podczas gdy mnogie tysiące

Izraelitów pospiesznie zdążały na drugą stronę morza.

Kiedy Aaron i jego rodzina dotarli do wschodniego brzegu,

stanęli wraz z Mojżeszem na pagórku i obserwo¬wali idące

przez morze zastępy. Na oczach na przemian śmiejącego się

i płaczącego Aarona jego naród wycho¬dził z Egiptu. Nad

skalistym terenem, gdzie znajdował się kanion, panowały

nieprzeniknione ciemności, jednak po tej stronie Pan

oświecał noc, tak że Hebrajczycy i ci, którzy z nimi

szli, widzieli drogę.

Kiedy ostatnie setki Izraelitów pospiesznie wspinały się

na brzeg, ognista bariera, która powstrzymywała

Egip¬cjan, uniosła się i rozpostarła ponad ziemią oraz

morzem jak połyskująca chmura. Teraz faraon miał wolną

drogę i mógł ścigać Hebrajczyków. Z oddali rozległy się

rogi bojowe. Na plażę wyjechały rydwany, a potem

uformo¬wały szyki. Woźnice uderzeniami batów nakłonili

konie, żeby zeszły do morza, pomiędzy ściany wód.

Aaron stał na wietrze. W dole walczyli ze zmęcze¬niem

ostatni Izraelici, uginając się pod ciężarem swojego

background image

dobytku.

— Muszą się pospieszyć! — odezwał się z niepokojem Aaron.

Muszą... — Mojżesz oparł mu dłoń na ramieniu, i Aaron

umilkł, rozumiejąc polecenie.

„Nie bójcie się" - powiedział wcześniej jego brat.

„Pozo¬stańcie na swoim miejscu". Trudno jednak było

zachować spokój, kiedy widziało się nadjeżdżające

rydwany, a za nimi jeźdźców i całe wojsko faraona.

Zbliżały się tysiące żołnie¬rzy, uzbrojonych i

wyszkolonych, ścigając tych, którzy nale¬żeli do Boga.

Boga, który zniszczył Egipt i uśmiercił jego

pierworodnych synów. Egipcjanami kierowała nienawiść.

Zamierzali wybić Izraelitów.

Kiedy Egipcjanie zbliżyli się do wzniesienia na końcu

drogi przez morze, przewrócił się jeden z koni, a za nim

rydwan. Następne rydwany skręciły w bok, konie zaczęły

rżeć i cofać się z przerażenia. Niektóre pozrzucały

jeźdź¬ców i zawróciły galopem. Przestraszeni żołnierze

pomie¬szali szyki, niektórzy zostali stratowani.

Ostatni Izraelici wdrapali się na brzeg. Lud zaczynał już

krzyczeć ze strachu przed Egipcjanami. Wtedy Mojżesz

zawołał donośnie:

— Izraelu! — Uniósł ręce wysoko. — Stój i poznaj, że Pan

jest Bogiem! - Następnie wyciągnął rękę z laską w stronę

morza. Wiatr zelżał i wody runęły na swoje miejsce,

zatapiając pogrążonych w panice Egipcjan. Spienione fale

zagłuszyły ich krzyki. Ku niebu wystrzelił potężny

rozbryzg wody, wreszcie opadł z wielkim hałasem.

Morze falowało chwilę, a potem nastała cisza.

Aaron opadł na ziemię, spoglądając na lazurową wodę — tam

background image

gdzie jeszcze chwilę temu panował rwetes, nastąpił

zupełny spokój. Łagodne fale chlupały o ska¬listy brzeg,

szumiał lekki powiew.

Czy wszyscy czuli się podobnie jak Aaron? Ogarnę-łogo

przerażenie na widok potęgi, z jaką Pan pogrążył

Egipcjan - i radosna ulga, bo nie było już

nieprzyjaciela! Morze zaczęło teraz wyrzucać na brzeg

ciała egipskich żołnierzy, były ich setki. Leżały na

plaży twarzami w dół, ich kończyny unosiły się łagodnie

na falach i opadały z powrotem na piasek.

Aaron popatrzył na swoich synów i synowe, na zebrane

wokół niego wnuki.

-

Egipt pysznił się swoją armią i uzbrojeniem, swoimi

licznymi bogami — powiedział. — Lecz my będziemy cieszyć

się Panem, naszym Bogiem. - Wszystkie narody usłyszą, co

zdziałał Pan. Któż ośmieliłby się zaatakować naród, który

Bóg uznał za własny? Starczyło spojrzeć na niebo! Oto

Bóg, który położył fundamenty pod ziemię i rozsypał na

niebie gwiazdy, osłaniał Izraelitów! Bóg, który

sprowadził plagi i rozdzielił fale morza, chronił ich! —

Któż ośmieli się sprzeciwić takiemu Bogu, jak nasz? -

kontynuował Aaron. -Będziemy żyli bezpiecznie! Nasz naród

będzie rozkwitał na ziemi, którą podaruje nam Bóg. Nikt

Mu się nie sprzeciwi. A my jesteśmy wolni i nikt nigdy

więcej nas nie zniewoli!

-

Zaśpiewam dziękczynną pieśń Panu, albowiem

zatriumfował w chwale! - oznajmił donośnie Mojżesz. —

Rzucił konia i jeźdźca do morza!

Miriam wzięła bębenek i zaczęła w niego uderzać, tańcząc

i śpiewając:

background image

-

Będę śpiewać ku czci Pana, który wspaniale Swą

potę¬gę okazał! Gdy konia i jeźdźca jego pogrążył w

morzu!

Dołączyły do niej synowe Aarona, śmiejąc się i pła¬cząc z

powodu radości i ulgi.

-

Śpiewajmy pieśń chwały na cześć Pana! — powtarzały.

Aaron śmiał się razem z nimi. Coś wspaniałego! Jego

wiekowa siostra tańczyła z radości!

Mojżesz zbiegł truchtem ze stoku. Ludzie rozstąpili się

przed nim. Koło Mojżesza kroczył Aaron, łzy szczęścia

płynęły mu po policzkach, jego serce przepełniała

niezmie¬rzona radość. Czuł, że musi śpiewać wraz z

bratem.

-

Pan jest moją mocą i źródłem męstwa! - zainto¬nował.

Znowu czuł się młody i pełen nadziei. Oto Bóg walczył za

Izraelitów! Aaron spojrzał na obłok rozcią¬gający się w

górze, ponad nimi. Światło przeświecało kolorowymi,

migotliwymi promieniami, jak gdyby Bóg okazywał, że pieśń

sprawia Mu przyjemność. Aaron uniósł ręce i wykrzykiwał

Bogu słowa podzięki i uwielbienia.

Tysiące ludzi krzyczały z radości, wnosząc ręce ku

niebiosom. Niektórzy poklękali, płakali, przepełnieni

emocjami. Kobiety dołączały się do tańca rozpoczętego

przez Miriam, aż w końcu tańczyło ich, wirowało i kiwało

się chyba z tysiąc.

-

On Bogiem moim! — śpiewał Mojżesz.

-

On Bogiem moim! - powtórzył Aaron, krocząc u boku

brata. Członkowie jego rodziny szli za nim. Pozo¬stali

zbierali się wokół, unosząc ręce i kontynuując pieśń.

Miriam i inne kobiety tańczyły.

background image

-

On naszym Bogiem! — śpiewały radośnie. Także synowie

Aarona śpiewali, z wypiekami na twa¬rzach, błyszczącymi

oczami i dłońmi wzniesionymi ku niebu. Aaron śmiał się,

przepełniony poczuciem triumfu. Któż mógłby teraz wątpić

w potęgę Pana? Mocą Swojej prawicy Bóg rozerwał kajdany

ich niewoli. Zakpił z bogów Egiptu i pochłonął w morskiej

głębinie armię najpotężniejszego narodu na ziemi! Ci,

którzy chełpili się, że dobędą mieczy i zniszczą Izrael,

leżeli teraz martwi wzdłuż wybrzeży. Człowiek sporządził

swój plan, ale Bóg go pokonał.

-

Któż jest pośród bogów równy Tobie, Panie? - śpie¬wał

Aaron. - W blasku świętości, któż Ci jest podobny,

straszliwy w czynach, cuda działający! - Wieść o nich

narody przyjęły z drżeniem — modlił się w myślach,

nawiązując do słów śpiewanych przez innych. Filistyni,

książęta Edomu, wodzowie Moabu, mieszkańcy Kana¬anu -

wszyscy truchleją z trwogi. Albowiem mamy po naszej

stronie Pana, Boga Abrahama, Boga Izaaka i Boga Jakuba!

Wobec siły ramienia Twego inne narody staną się jak

kamień, aż przejdzie lud Twój, o Panie. Osadzisz nas na

ziemi, którą przyobiecałeś naszym przodkom, i będziemy

radować się pokojem!

-

Pan jest królem na zawsze, na wieki! - śpiewał

Moj¬żesz, unosząc laskę i oddalając się na czele ludu od

Morza Czerwonego.

-

Na zawsze, na wieki! - powtarzał lud.

Kiedy radosna pieśń dobiegła końca, ludzie uformo¬wali

się z powrotem w zastępy. Rodziny trzymały się razem i

zgodnie podążały za Mojżeszem w głąb lądu. Aaron także

zwołał swoich synów i synowe.

background image

Trzymajcie się Lewitów - zarządził. Starszyzna

poko¬leń trzymała w górze sztandary, a poszczególne

rodziny szły za nimi.

Najgorsze już za nami — odezwał się do Mojżesza

kroczący obok Aaron. - Teraz będzie nam łatwiej. Faraon

już nas nie doścignie. Jego bogowie okazali się słabi.

Jeste¬śmy bezpieczni!

Wcale nie jesteśmy bezpieczni.

Opuściliśmy granice Egiptu. Nawet gdyby faraon

stworzył kolejną armię, któż posłuchałby jego rozkazów i

podążył za nami, wiedząc, co stało się dzisiaj? Wieść o

tym, co uczynił dla nas Pan, rozejdzie się między

naro¬dami i nikt nie ośmieli się nam przeciwstawić,

Mojżeszu.

Owszem, wyszliśmy poza granice Egiptu — zgodził się

Mojżesz - ale zobaczymy, czy rzeczywiście Egipt pozo¬stał

za nami.

Niezadługo Aaron zrozumiał, co miał na myśli jego brat.

Lud szedł za Mojżeszem w głąb pustyni Szur, kieru¬jąc się

na północ, ku Bożej górze. Idący przez spieczoną ziemię

Izraelici przestali śpiewać z radości. Brakowało im wody.

Wyniesione z Egiptu zapasy były na wykoń¬czeniu, a po

drodze nie było źródeł, przy których można by zaspokoić

narastające pragnienie i napełnić bukłaki. Ludzie zaczęli

narzekać podczas odpoczynków. Drugiego dnia bez wody już

szemrali. Trzeciego - zaczęli popadać w gniew.

Potrzebujemy wody, Aaronie — odezwał się znowu

któryś.

Język Aarona zaczął kleić się do podniebienia, mimo to

background image

Aaron starał się uspokajać narzekających.

Pan prowadzi Mojżesza — powiedział.

-

W głąb pustyni?

-

Czy zapomnieliście, jak Bóg rozdzielił dla nas wody

morza?

-

To było trzy dni temu, a teraz nie ma ani odrobiny

wo¬dy. Gdyby tak woda morska była słodka, moglibyśmy

napełnić nią bukłaki... Dlaczego Mojżesz prowadzi nas

przez pustynię? Wracajmy w stronę Bożej góry! Poumie¬ramy

z pragnienia, zanim tam dojdziemy!

Czy sami krewni Mojżesza powinni uskarżać się na

niego?! — odparł Aaron, z trudem hamując złość. Może to

pragnienie zmniejszało jego cierpliwość? - Pan zaopa¬trzy

nas we wszystko, czego będziemy potrzebować.

-

Twoje usta są daleko od uszu Boga! Mężczyźni

zachowywali się jak zmęczone, marudne

dzieci, skarżyli się i jęczeli: — Kiedy dojdziemy na

miejsce?! - Aaron współczuł chorym. Niektórzy spośród

idących z Izraelitami Egipcjan mieli wrzody, innym

dokuczały jeszcze wysypki i infekcje spowodowane

ukąszeniami komarów. Wszyscy byli wyczerpani głodem i

pragnie¬niem, pocili się od wątpliwości i ze strachu

przed tym, jakie kolejne niedole ich czekają.

Chcemy wody! — wołali.

Czy zdawało im się, że on i Mojżesz są Bogiem i mogą

wydobyć wodę spomiędzy skał?

-

Nie mamy wody — odpowiedział Aaron. Bukłaki jego i

brata były puste, jak wszystkie inne. Byli tak samo

spragnieni jak pozostali. Rano Mojżesz oddał resztkę

swojej wody jednemu z wnuków Aarona. Aaronowi pozo¬stała

background image

jeszcze odrobina, ale zachowywał ją na wypadek gdyby jego

brat osłabł z odwodnienia. Co zrobiłby lud, gdyby Mojżesz

nie mógł go prowadzić?

Doszli do wzniesienia. Mojżesz popatrzył w dół i po¬kazał

kierunek.

-

Tam!

Ludzie pognali po zboczu jak spragnione zwierzęta,

zobaczywszy staw. Popadali na kolana i zaczęli pić.

Jednak od razu wzdrygali się i pluli wodą.

-

Woda jest gorzka! — jęczeli. — Nie pijcie jej! To

truci¬zna! Mojżeszu, i cos' ty narobił?! Przywiodłeś nas

tutaj, na pustynię, żebyśmy poumierali z pragnienia?!

Dzieci płakały, kobiety lamentowały, mężczyźni

krzy¬czeli, rozgniewani. Niedługo złapią kamienie i

zaczną ciskać nimi w Mojżesza... Czyżby tak szybko

zapomnieli, co zrobił dla nich Bóg? Aaron odezwał się

donośnie, aby im to przypomnieć:

-

Zaledwie trzy dni temu śpiewaliśmy Panu dzięk¬czynną

pieśń! Przed trzema dniami twierdziliście, że nigdy nie

zapomnicie rzeczy, które uczynił dla was Pan! Pan

dostarczy nam wszystkiego, czego trzeba.

-

Kiedy? Trzeba nam wody, już!

Mojżesz ruszył w stronę wzgórz, więc ludzie zaczęli

krzy¬czeć jeszcze głośniej. Aaron stanął pomiędzy nimi a

bratem.

-

Zostawcie go w spokoju! - zawołał. - Niech Mojżesz

poszuka Pana. Zostańcie na miejscach i bądźcie cicho,

żeby mógł usłyszeć Jego głos!

Panie, potrzebujemy wody — modlił się. Wiesz, jak słabi

jesteśmy. Nie jesteśmy tacy jak Ty. Raczej - podobni do

background image

prochu. Wystarczy, że wiatr zawieje, a już nas nie

będzie. Miej miłosierdzie nad nami, Panie! Zlituj się!

-

Bóg usłyszy Mojżesza i powie mu, co robić - zapew¬nił

głośno Aaron. — Posłał go, aby nas wyzwolił — i wy¬zwolił

nas.

-

Zaprowadził nas prosto w objęcia śmierci! Aaron

rozzłościł się i pokazał na niebo.

-

Pan jest z nami! - przypomniał. - Spójrzcie tylko w

górę - widzicie obłok nad nami.

-

A może by tak z tej chmury spadł deszcz?!

-

Czy myślicie, że Pan nie słyszy, jak szemrzecie

przeciwko Niemu?! — wypalił rozsierdzony Aaron. — Z

pewnością nie wywiódł nas z ziemi egipskiej tylko po to,

żebyśmy wymarli z pragnienia na pustyni! Miejcież wiarę!

- Nawet wołając do ludu, Aaron modlił się żarliwie: -

Panie, Panie, wskaż nam, gdzie znaleźć wodę! Powiedz nam,

co robić! Pomóż nam.

-

I co będziemy pić? - nie ustawali ludzie. - Bez wody

umrzemy!

Po paru minutach Mojżesz wrócił, trzymając w ręku sękaty

kawałek drewna. Wrzucił go do wody.

-

Pijcie!

Ludzie wybuchnęli szyderczym śmiechem, ale Aaron szybko

przyklęknął, nabrał wody dłońmi i stwierdził, że jest

słodka. Z uśmiechem polał twarz wodą, a potem zawołał

donośnie:

-

Woda stała się słodka! - Jego synowie, synowe i wnuki

poklękali i zaczęli pić.

Widząc to, pozostali ruszyli biegiem ku wodzie. Tłoczyli

się nad brzegami, przepychali, kłócili się, aby tylko

background image

dotrzeć do wody i napić się. Pili, aż napełnili swoje

żołądki wodą. Potem wypełnili bukłaki.

-

Słuchajcie uważnie! - zawołał Mojżesz. - Jeśli

będzie¬cie wiernie słuchali głosu Pana, waszego Boga, i

będziecie wykonywali to, co jest słuszne w Jego oczach,

jeśli będzie¬cie dawali posłuch Jego przykazaniom i

strzegli wszyst¬kich Jego praw, to Bóg nie ukarze was

żadną z tych plag, jakie zesłał na Egipt, ponieważ Pan

chce być waszym lekarzem.

Czy ktokolwiek usłyszał jego słowa? Czy ktokol¬wiek ich

słuchał? Wszyscy wydawali się tak skupieni na swoich

chwilowych potrzebach, że ledwie obejrzeli się na

Mojżesza.

-

Słuchajcie Mojżesza! - przykazał Aaron. - On

prze¬kazuje nam słowa życia!

Lecz ludzie i tak nie słuchali, a już tym bardziej

uważ¬nie. Byli zbyt zajęci piciem dostarczonej im przez

Boga wody, żeby wyciszyć się na moment i podziękować za

nią Bogu.

Izraelici wyszli z Mara, gdzie była woda, i poszli za

Mojżeszem i Aaronem do Elim. Rozbili tam namioty, także w

pobliżu wody. Jedli daktyle z palm i pili z dwu¬nastu

miejscowych źródeł. Kiedy wypoczęli, Mojżesz wywiódł ich

na pustynię Sin.

Aaron co dzień słyszał narzekania, zmęczyły go w końcu.

Minęło zaledwie półtora miesiąca, odkąd Izraelici wyszli

z Egiptu, a wydawało się, że minęły całe lata. Szli przez

wysuszoną ziemię, głodni i spragnieni, z jednej strony

marząc o Ziemi Obiecanej, z drugiej zaś cierpiąc trudy

podróży do niej. Najwięcej narzekali chyba Egipcjanie.

background image

-

Obyśmy pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej,

gdzieśmy zasiadali przed garnkami mięsa i jadali chleb do

sytości! - jęknęła jakaś kobieta.

Ależ to paskudne! — skarżył się jej towarzysz, który

ugryzł kęs niekwaszonego chleba i przeżuwał go z

nie¬smakiem.

Niezadowolenie mężczyzn było bardziej ukierunko¬wane.

Gdziekolwiek poszedł Aaron, zawsze słyszał, jak ktoś

mówi:

-

To ty i twój brat wyprowadziliście nas na tę

pusty¬nię, aby głodem umorzyć całą tę rzeszę!

Dlatego Aaron ucieszył się ogromnie, kiedy Pan znowu

przemówił do Mojżesza. Bracia przekazali ludowi Słowo

Boże, przemawiając do zgromadzonych plemion.

Bóg ześle wam chleb z nieba, na kształt deszczu!

Każdego dnia będziecie wychodzić i zbierać według

potrzeby dziennej. W ten sposób Bóg chce was także

doświadczyć, czy pójdziecie za Jego rozkazami, czy też

nie. W dniu szóstym macie zrobić zapas tego, co

przyniesie¬cie, a będzie to podwójna ilość tego, co

będziecie zbierać codziennie. Tego wieczora ujrzycie, że

to Pan wyprowa¬dził was z ziemi egipskiej. A rano

ujrzycie chwałę Pana, gdyż usłyszał On, że szemrzecie

przeciw Panu. Czymże my jesteśmy, że szemrzecie przeciw

nam?

Aaron popatrzył w stronę pustyni. W obłoku ukazała się

Izraelitom chwała Pana. Ludzie przypadli do siebie, kuląc

się ze strachu w milczeniu. Wówczas Mojżesz wzniósł ręce

i kontynuował:

-

Wieczorem Pan da wam mięso do jedzenia, a rano chleb

background image

do sytości, bo słyszał Pan szemranie wasze przeciw Niemu.

Czymże bowiem my jesteśmy? Nie szemraliście przeciwko

nam, ale przeciw Panu!

Rzeczywiście wieczorem przyleciały przepiórki i po¬kryły

obóz, tysiącami. Aaron ze śmiechem patrzył, jak jego

wnuki biegały, łapały ptaki i znosiły je matkom. Zanim

zaświeciły gwiazdy, w obozowisku pachniało pieczonym

mięsem.

Tej nocy Aaron dobrze spał. Miał pełny żołądek i nie

śniło mu się, że ludzie go kamienują ani że z jego

bukłaka wysypuje się piasek zamiast wody. Obudziły go

zdumione głosy.

-

Co to jest? - pytano wokół. Wyszedł z namiotu i

zobaczył, że ziemię pokryło coś drobnego, ziarnistego,

przypominającego szron, białego jak ziarno kolendry.

Włożył do ust trochę znalezionej substancji.

-

Smakuje jak placek z miodem — stwierdził. Naz¬wano ją

manną.

-

Cóż to jest? — dopytywali się ludzie.

-

To jest chleb, który daje wam Pan na pokarm -

wyjaś¬nił Mojżesz. — To zaś nakazał wam Pan: Każdy z was

zbierze dla siebie według swej potrzeby, omer na głowę.

Każdy z was przyniesie według liczby osób, które należą

do jego namiotu.

Aaron poszedł po słój, po czym całą rodziną zaczęli

zbierać mannę. Miriam dyrygowała młodszymi. Mojżesz

przykucnął obok Aarona i szepnął:

-

Weź naczynie i napełnij je omerem manny, i złóż ją

przed Panem, aby przechować ją dla waszych później¬szych

pokoleń.

background image

Izraelici wyruszyli dalej i chodzili po pustyni od

jednego miejsca do innego; narzekając — bo znów byli

spragnieni. Za każdym razem gdy ich potrzeby nie były

natychmiast zaspokajane, coraz bardziej otwarcie się

gniewali. W końcu, kiedy rozbili obóz w Refidim, mieli

już dość.

-

Dlaczego obozujemy w tym opuszczonym miejscu?! -

wołali. - Nie ma tu wody! Gdzie ziemia mlekiem i mio¬dem

płynąca, którą nam obiecaliście?! Dlaczego słuchamy tych

dwóch? Od wyjścia z Egiptu cały czas tylko cier¬pimy! Tam

przynajmniej mieliśmy pożywienie i wodę do picia. I

mieszkaliśmy w domach, nie w namiotach!

Aaron nie był w stanie stłumić słowami obaw ludzi ani

pohamować ich gniewu. Bał się o życie Mojżesza i o

własne, ponieważ z każdym następnym cudem, jakiego

dokonywał Pan, lud miał coraz większe wymagania.

Czemu kłócicie się ze mną? — spytał Mojżesz. — I

czemu wystawiacie Pana na próbę? - dodał, pokazując na

obłok.

Czy po to wyprowadziłeś nas z Egiptu, aby nas, nasze

dzieci i nasze bydło wydać na śmierć z pragnienia?

odpowiadali ludzie.

Aaron nie mógł ścierpieć ich niewdzięczności.

-

Przecież Bóg co rano spuszcza wam chleb z nieba!

-

zawołał.

W tym chlebie są robaki!

-

To dlatego, że zbieracie więcej niż potrzebujecie i

trzymacie - zwrócił uwagę Mojżesz, wyciągając naprzód

laskę.

-

Cóż nam po chlebie, jeśli nie mamy wody? -

background image

prote¬stowali jednak pozostali. — Czy Pan jest pośród

nas, czy nie? - dodał ktoś.

Jak mogli zadawać takie pytania, skoro za dnia

towa¬rzyszył im obłok, a w nocy - słup ognia? Każdy dzień

przynosił nowe skargi i wątpliwości. Mojżesz modlił się

od rana do wieczora. Podobnie Aaron, chyba że był

zmuszony uciszać obawy ludzi i przypominać im dla

zachęty, co dotąd uczynił dla nich Pan. Zatykali sobie

uszy. Czy nie widzieli, co się działo? Czego jeszcze

domagali się od Mojżesza?

Któregoś razu mężczyźni zaczęli jednak podnosić kamienie.

Aaron zwołał synów, a ci otoczyli murem Mojże¬sza. Czy

potencjalni napastnicy nie bali się Pana i tego, co zrobi

z nimi Bóg, jeśli zabiją Jego wysłannika?

-

Aaronie, zbierz kilku starszych Izraela i chodźcie za

mną — polecił Mojżesz.

Aaron zawołał z każdego spośród pokoleń przed¬stawiciela,

któremu ufał. Obłok zszedł na zbocze góry, gdzie

obozowali ludzie. Aarona przeszedł dreszcz strachu

-

zobaczył jakby Człowieka, stojącego w skale. Jak to

możliwe?! — myślał. Zacisnął powieki, po czym otworzył

znowu oczy i patrzył. Ów Człowiek — jeśli był to człowiek

-

wciąż znajdował się w tym samym miejscu. Panie, czy

ja tracę zmysły? — spytał w duchu Aaron. — Czy to wizja?

-

dopytywał się. - Kto to stoi w miejscu skały, na

Bożej górze, podczas gdy osłaniasz nas obłokiem?

Starsi niczego szczególnego nie widzieli. Mojżesz uderzył

laską w skałę, a wtedy wytrysnęła z niej woda, niczym z

przerwanej tamy.

-

To miejsce będzie się nazywać Massa i Meriba -

background image

oznajmił - albowiem Izraelici kłócili się w tym miejscu i

wystawiali Pana na próbę! — Massa znaczyło „kusze¬nie", a

Meriba - „kłótnia".

Członkowie starszyzny pobiegli z powrotem do swoich

klanów.

-

Mojżesz dał nam wodę ze skały! - wołali.

Lud nadbiegł pędem ku tworzącemu się strumie¬niowi,

krzycząc: — Mojżesz, Mojżesz! Mojżesz usiadł, wyczerpany.

-

Panie, przebacz im - pomodlił się. - Oni nie wiedzą,

co mówią.

Aaron widział, jakim wielkim ciężarem była dla jego brata

odpowiedzialność za lud. Słyszał jego skargi i błagał

Boga o zaopatrzenie i przewodnictwo.

-

Wytłumaczymy im jeszcze raz, Mojżeszu, że to Bóg ich

ocalił - pocieszył Aaron. - Ze to Bóg zsyła dary. Że to

On daje im chleb, i mięso, i wodę.

Mojżesz uniósł głowę. Oczy miał pełne łez.

-

To uparci ludzie - skwitował.

-

My też będziemy uparci - uparci w wierze! - nie

ustę¬pował Aaron.

-

Wciąż myślą jak niewolnicy. Chcą na czas dostać swoje

racje żywności. Zapomnieli tylko o batach, ci꿬kiej

pracy i nędznym losie, jaki niezmiennie towarzyszył im w

Egipcie. Zapomnieli o tym, jak nawoływali Boga, żeby ich

wyzwolił.

-

Przypomnimy im o plagach, o rozdzieleniu przez Bo¬ga

fal Morza Czerwonego, o wodzie z Mara, która stała się

słodka, i o strumieniu, który wypłynął ze skały na górze

Synaj. Cokolwiek każesz mi powiedzieć, powtórzę im,

Mojżeszu. Będę stawał na wzgórzach i wykrzykiwał słowa,

background image

które przekaże ci Bóg.

-

Mojżeszu! - zawołał ktoś, tym razem z przerażeniem. —

Mojżeszu!

Aaron podniósł się. Czy problemy nigdy się nie skoń¬czą?

Rozpoznał głos.

-

To Jozue. O co chodzi, przyjacielu? - odkrzyknął. -

Co dzieje się tym razem?

Młody mężczyzna upadł na kolana przed Mojże¬szem,

zdyszany. Jego twarz była zaczerwieniona, był tak zlany

potem, że aż namokła jego szata.

-

Amalekici! - zawołał, sapiąc. - Atakują nas w Re-

fidim. Pozabijali tych, którzy nie byli w stanie za nami

nadążyć — starców, kobiety, chorych...

-

Wybierz sobie mężów i wyruszysz z nimi na walkę z

Amalekitami — rozkazał Mojżesz, wstając z wysiłkiem.

Zachwiał się. Aaron podtrzymał go w porę.

-

Musisz odpocząć! - powiedział. Cały dzień nie

jadłeś', i nie piłeś nic poza kubkiem wody. - Co by

zrobił, gdyby Mojżesz padł z wyczerpania? Czy sam

popro¬wadziłby lud? Zdjął go strach. - Pan powołał cię,

abyś prowadził Jego naród do Ziemi Obiecanej -

przypo¬mniał. — Człowiek nie może sprostać takiemu

zadaniu bez jedzenia, wody i odpoczynku. Dzisiaj nie

powinieneś robić już nic więcej!

-

To ty jesteś o trzy lata starszy ode mnie, Aaronie.

-

Jednak to ciebie Bóg powołał na naszego

wyzwoli¬ciela. Na tobie spoczywa odpowiedzialność za lud

Boży.

-

Bóg - nie ja - nas wybawi - podkreślił Mojżesz,

siadając znowu, ze zmęczenia. - Idź i walcz przeciw

background image

Amalekitom, Jozue. Powołaj Izraelitów pod broń i

uderz¬cie na Amalekitów. - Westchnął, wyczerpany. - Ja

jutro stanę na szczycie góry z laską Boga w ręku.

Rankiem Aaron i Mojżesz udali się na szczyt wzgó¬rza, z

którego rozciągał się widok na pole bitwy. Towa¬rzyszył

im także Chur. Mojżesz wzniósł ręce, a wtedy Jozue i

Izraelici, którym przewodził, wydali bojowe okrzyki i

przeprowadzili atak. Na oczach Aarona zaczęli uzyskiwać

przewagę. Jednak po chwili losy bitwy zaczęły się

odwracać. Aaron spojrzał na brata, aby ten wezwał Pana na

pomoc, i zobaczył, że Mojżesz opuścił ręce. Odpocząwszy

chwilę, wzniósł je znowu, i natychmiast Izraelici nabrali

sił i zaczęli odzyskiwać przewagę.

-

Nie jestem w stanie trzymać rąk w górze przez tak

długi czas, żebyśmy wygrali bitwę — sapnął Mojżesz, znów

opuszczając ręce. Był wyczerpany.

-

Chodź! — Aaron zawołał Chura. — Pomóż mi prze¬sunąć

ten kamień.

Przetoczyli kamień i ustawili go na szczycie wzgórza.

-

Siadaj, bracie, a my będziemy podtrzymywać ci ręce! -

poradził Aaron. Potem złapał Mojżesza za prawą rękę i

uniósł ją pionowo, podczas gdy Chur zrobił to samo z

lewą. Mijały godziny, mięśnie Aarona także zaczęły drżeć

i piec go, czerpał jednak siłę z ducha, obserwując

przebieg bitwy. Izraelczycy zwyciężali. Przed zachodem

słońca Jozue pokonał Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.

Mojżesz zebrał siły na tyle, że zbudował ołtarz.

-

Będzie się nazywał Pan-Nissi - oznajmił. Pan-Nissi

znaczyło „Pan jest moim sztandarem". - Ponieważ podniósł

rękę na tron Pana, dlatego trwa wojna Pana z Amalekitą z

background image

pokolenia w pokolenie—dodał Mojżesz. — Musimy wyryć to

sobie w pamięci - nigdy nie zapominać tego, co uczynił

dla nas Pan.

Kiedy wrócili do obozu, wszedł do namiotu i starannie

opisał wydarzenia w księdze, aby była przechowywana, a

Jozue i przyszłe pokolenia mogły czytać, co zaszło.

Kiedy wyruszyli z Refidim i skierowali się na pusty¬nię

Synaj, nadszedł posłaniec z ziemi Madian. Powiado¬mił, że

teść Mojżesza, Jetro, zdąża do niego wraz z żoną

Mojżesza, Seforą, i obydwoma jego synami - Gerszomem i

Eliezerem.

-

Dokąd wyszedł tak pospiesznie Mojżesz? - spytała

Miriam, wchodząc do namiotu Aarona.

-

Przybył jego teść z Seforą i jego synami.

-

Byłoby lepiej, żeby zostali w Madianie — zagderała

Miriam, wieszając bukłak z wodą.

-

Zona należy do męża, a synowie do ojca -

odpo¬wiedział Aaron.

-

A czy Mojżesz ma czas na żonę, kiedy ludzie cały czas

domagają się jego sądów? Czy ty masz czas dla swoich

synów?

Aaron co wieczór przełamywał się chlebem z człon¬kami

swojej rodziny. Modlił się wspólnie z nimi. Rozma¬wiali o

wydarzeniach dnia i zesłanych przez Pana

błogo¬sławieństwach. Wstał, nie mając ochoty słuchać

dalszych narzekań Miriam na to, co jeszcze nie nastąpiło.

Lubiła rządzić się w jego domu. Nie szkodzi. Niech

wykonuje swoje obowiązki - myślał. Jednak pod obłokiem

Boga jest miejsce dla wszystkich.

background image

Ta kobieta nawet nie zna naszego języka —

oświad¬czyła z pogardą Miriam.

Aaron nie wypominał Miriam, że nie pomagała Sefo-rze,

kiedy mieszkały pod jednym dachem w Egipcie. Sefora mogła

nauczyć się hebrajskiego, tak jak Mojżesz. Podobnie jego

synowie — Gerszom i Eliezer.

Wszedł Jozue.

Teść Mojżesza przyniósł Bogu całopalenia i ofiary

biesiadne - powiadomił. - Mojżesz powiedział, żebyś razem

ze wszystkimi starszymi Izraela przyszedł i wziął udział

z jego teściem w uczcie przed Bogiem.

Czyżby teraz Jozue stał się rzecznikiem Mojżesza?

Aaron przyszedł do obozowiska Jetra i zobaczył, że jego

brat uśmiecha się radośnie. Od dawna nie wyglą¬dał na tak

szczęśliwego. Sefora nie odrywała spojrzenia od Mojżesza.

Wydawała się szczuplejsza niż dawniej, kiedy zapamiętał

ją Aaron. Gerszom i Eliezer mówili na wyścigi w języku

swojej matki, aby skupić na sobie uwagę ojca. Wyglądali

bardziej na Madianitów niż Hebrajczy¬ków. W nowym

otoczeniu powinni się jednak zmienić. Mojżesz przytulił

synów i przemawiał do nich czule.

Aaron kochał Mojżesza i czuł, że jest mu on bardzo

bliski, lecz z drugiej strony pozostawał w Mojżeszu

element obcości. Przeżył czterdzieści lat pośród Egipcjan

i drugie czterdzieści u Madianitów; nic dziwnego, że

oddaliło go to od własnego narodu. Kiedy Aaron usiadł w

towarzystwie rodziny Mojżesza, czuł się niezręcznie. Jego

brat był natomiast swobodny, mówił to w języku

Madianitów, to po hebrajsku, nie popełniając błędów.

Wszyscy go rozumieli.

background image

Aaron odczuwał różnicę pomiędzy sobą a bratem. Sam ciągle

myślał jak niewolnik, a na Mojżesza spoglądał jak na

swojego pana, czekając na jego instrukcje. Cieszył się,

że Mojżesz rozmawiał z Bogiem, a potem przemawiał do

ludzi. Czasem zastanawiał się, czy Mojżesz zdaje sobie

sprawę z tego, jak Bóg od dnia jego narodzin

przygotowy¬wał go do przewodzenia ludowi. Mojżesz nie

urodził się, aby zginąć w wodach Nilu, ale został ocalony

przez Boga i oddany w ręce córki faraona, po to, by syn

hebrajskich niewolników dorastał jako wolny człowiek, w

pałacu, ucząc się wiedzy, jaką posiadali wrogowie jego

narodu. Mojżesz przechodził od świata do świata - z

egipskich pałaców do ubogich, ceglanych domostw, wreszcie

do namiotów nomadów. Żył teraz pod obłokiem samego Boga,

słyszał Jego głos, rozmawiał z Panem tak, jak musiał

rozmawiać z Nim Adam w Ogrodzie Eden.

Aaron odczuwał lęk przed Mojżeszem, a zarazem był dumny,

że pochodzi z tego samego ciała i krwi. Aaron również

słyszał głos Boga, jednak z Mojżeszem było inaczej. On

rozmawiał z Panem; mówił, a Bóg słuchał jego słów, tak

jak ojciec wysłuchuje swoje dziecko. Bóg był przyjacielem

Mojżesza...

Nadeszła noc i zajaśniał ognisty słup, i wówczas

powie¬trze wypełnił zapach palącej się ofiary, złożonej

przez Jetra.

Wszyscy starsi Izraela ucztowali z Jetrem, jedząc

wspól¬nie pieczonego baranka, daktyle i ciastka z

rodzynkami. Mojżesz opowiadał o wszystkim, co Pan

uczynił, aby wyprowadzić Swój naród z Egiptu. Był też

chleb i oliwa. Wino lało się strumieniami. Nadab i Abihu

background image

napełniali swoje kubki za każdym razem, kiedy tylko

przechodził koło nich sługa.

Tak z pewnością będzie wyglądało życie, kiedy dojdziemy

do Ziemi Obiecanej! — myślał Aaron. A nawet lepiej, bo

przecież Pan zapowiedział, że Kanaan będzie ziemią

mlekiem i miodem płynącą. Skoro będzie tam mleko, to

znaczy, że i stada bydła oraz kóz. A jeśli będzie miód,

to także drzewa owocowe i kwitnące winnice, gdzie

pszczoły będą zbierały nektar.

Po całych wiekach niewolnictwa Izrael nareszcie był

wolny!

Aaron sięgnął po następną porcję baraniny i daktyli. Do

takiego właśnie życia chciał się przyzwyczaić.

Następnego ranka Aarona bolała głowa, od nadmiaru

wypitego wina. Musiał wysilić się, żeby wstać z posłania.

Wkrótce Mojżesz będzie potrzebował jego pomocy. Ludzie

będą domagać się jego sądów we wszystkich spra¬wach,

jakie narosły w ciągu minionej doby. Mediowa-nie i

rozsądzanie ciągnęło się od świtu aż do zmierzchu.

Mojżesz ledwie miał czas na jedzenie z powodu natłoku

petentów. Przy tylu tysiącach mieszkających tak blisko

siebie sprzeczki były nieuniknione. Każdy dzień przynosił

ze sobą nowe wyzwania, nowe kłopoty. Drobne przewi¬nienia

prowadziły czasem do zażartych kłótni, a nawet bójek.

Ludzie nie wiedzieli chyba, co zrobić z wolnością - poza

tym, że mogli teraz walczyć przeciwko sobie i skar¬żyć

się na wszystko Mojżeszowi! Aaron nie wiedział, co robić

- z jednej strony chciał, żeby każdy myślał za siebie, z

drugiej - widział, że prowadzi to do gromadnych

background image

zatar¬gów, które Mojżesz musiał sprawiedliwie rozsądzać.

Tego dnia w kolejce do Mojżesza czekało więcej ludzi niż

poprzedniego. Klany sprzeczały się między sobą, podobnie

jak bracia należący do tego samego klanu. Może to gorąco

uniemożliwiało ludziom zgodne funkcjonowa¬nie? A może

długie dni drogi i odsuwanie się perspektywy na rychłe

dotarcie do celu? Dziś Aaron nie miał wiele cierpliwości.

Tęsknił za namiotem i zwiniętym kocem pod głową.

-

Czy tak jest codziennie? Aaron nie zauważył nadejścia

Jetra.

-

Codziennie jest gorzej — mruknął w odpowiedzi.

-

To niedobrze.

I komu on to mówi? - pomyślał z irytacją Aaron.

-

Mojżesz jest naszym przywódcą - wyjaśnił. - Musi

rozsądzać spory.

-

Nic dziwnego, że się postarzał, odkąd widziałem go

poprzednio — skomentował Jetro. — Ci ludzie go

wykań¬czają.

Dwaj mężczyźni wrzeszczeli właśnie na siebie, czeka¬jąc w

kolejce. Wkrótce zaczęli się przepychać, wciągając w swar

innych. Aaron zostawił Jetra i skoczył ku zamie¬szaniu,

mając nadzieję, że uda mu się stłumić bójkę i przy¬wrócić

porządek. Zawołał do pomocy krewnych.

Mężczyźni zostali rozdzieleni, ale niestety jeden już

został zraniony.

-

Idź, niech ktoś opatrzy ci to rozcięcie nad okiem.

-

Żeby przeszła mi kolejka? Nie ma mowy! Czekam tu już

od przedwczoraj. Nie odejdę. Ten człowiek wziął zapłatę

za swoją siostrę, a teraz nie chce oddać mi jej za żonę!

-

Chcesz żonę? — spytał ktoś. — Proszę bardzo, weź

background image

moją!

Kilkoro zebranych wybuchnęło śmiechem, jednak jeden z

mężczyzn zdenerwował się i krzyknął:

-

Być może wy przyszliście tu żartować, ale ja mam

poważną sprawę. Nie będę stał tu przez miesiąc i czekał,

aż Mojżesz utnie rękę temu człowiekowi za kradzież mojej

owcy! Zrobili sobie z przyjaciółmi ucztę!

-

Znalazłem to parszywe zwierzę w jeżynach! — sapnął

oskarżony. - Skoro tak, to była moja owca.

-

Twój syn odpędził ją od mojego stada.

-

Nazywasz mnie kłamcą?

-

Kłamcą i złodziejem!

Krewni Aarona rozdzielili i tych mężczyzn.

-

Byłoby z pożytkiem dla każdego z nas, gdybyście

starali się żyć ze sobą w zgodzie! — zawołał ze złością

Aaron do wszystkich zebranych. Chwycił swoją laskę.

Czasami ludzie zachowywali się jak owce pod

przewodnictwem Mojżesza, czasem zaś jak wilki, które

miały ochotę poroz¬szarpywać się nawzajem. - Każdy, kto

jeszcze wywoła burdę w kolejce, zostanie odesłany do

swojego namiotu! - ostrzegł. -Jutro będzie sobie mógł

stanąć na końcu kolejki.

Zapadła cisza, ale trudno byłoby dodać, że także spokój.

Jetro pokręcił smutno głową.

-

Niedobrze - powtórzył. - Ci ludzie są zmęczeni

czekaniem.

Wieczorna uczta była wspaniała, jednak niezależnie od

tego Aarona drażniło, że przybyły w gościnę Madia-nita

uważa za stosowne krytykować to, co widzi.

-

Może i niedobrze, ale tak musi być — odpowiedział.

background image

-

Mojżesz jest tym, który słucha słów Boga.

-

Już prawie wieczór — zauważył Jetro — a tymczasem

czeka tu więcej ludzi niż rankiem.

Po cóż wygłaszać tego rodzaju truizmy?! - myślał Aaron.

-

To nie twoja sprawa. Jesteś gościem - przypomniał.

-

Mojżesz jest moim zięciem. Chciałbym, aby docze¬kał

się jeszcze wnuków. - Jetro wszedł do namiotu.

-

Mojżeszu, czemu ty sam zajmujesz się sprawami ludu?

-

spytał. - Dlaczego sam zasiadasz na sąd, a cały lud

musi stać przed tobą od rana do wieczora?

Aaron miał ochotę wkręcić laskę pasterską w szatę Jetra i

wyprowadzić go na zewnątrz. Za kogo ten nieobrzezany

poganin się uważał? Krytykował Bożego pomazańca?!

Mojżesz odpowiedział jednak teściowi z szacunkiem, choć

ponuro:

-

Lud przychodzi do mnie, aby się poradzić Boga. Jeśli

mają spór, to przychodzą do mnie i ja rozstrzygam

pomiędzy stronami, oznajmiam prawa i przepisy Boże.

-

Nie jest dobre to, co czynisz - ocenił Jetro. -

Zamę¬czysz siebie i lud, który przy tobie stoi, gdyż taka

praca jest dla ciebie za ciężka, i sam jej nie możesz

podołać. Teraz posłuchaj rady, jaką ci daję, a Bóg

niechaj będzie z tobą.

Mojżesz wstał i poprosił pozostałych o wyjście z

na¬miotu. Aaron nie słuchał argumentacji Jetra, jednak

ponaglił obecnych, żeby wyszli. Tłumaczył im, że nie

stracą swoich miejsc w kolejce, ale zostaną wysłuchani

jako pierwsi, kiedy Mojżesz znowu zacznie sądzić. Dał

znak krewnym, żeby odesłali resztę ludzi do namiotów,

próbując zignorować pomruk niezadowolenia. Potem zasłonił

background image

wejście do namiotu i dołączył do brata i Jetra.

-

Sam bądź przedstawicielem swego ludu przed Bogiem i

przedstawiaj Bogu jego sprawy - radził teść Mojżesza. -

Pouczaj lud dokładnie o przepisach i pra¬wach, i pouczaj

go o drodze, jaką winien chodzić, i o uczynkach, jakie

winien spełniać. A wyszukaj sobie z całego ludu

dzielnych, bojących się Boga i nieprze-kupnych mężów,

którzy się brzydzą niesprawiedliwym zyskiem, i ustanów

ich przełożonymi już to nad tysiącem, już to nad setką,

już to nad pięćdziesiątką i nad dzie¬siątką, aby mogli

sądzić lud w każdym czasie. Ważniejsze sprawy winni tobie

przedkładać, sprawy jednak mniejszej wagi sami winni

załatwiać. Odciążysz się w ten sposób, gdyż z tobą

poniosą ciężar. Jeśli tak uczynisz, a Bóg cię do tego

skłoni, podołasz, a także lud ten zadowolony powróci do

siebie.

Mojżesz słuchał uważnie rady swego teścia. Rozwa¬żał ją,

zastanawiając się, czy słowa Jetra są mądre. Czy Mojżesz

zawsze tak reagował, czy też zmusiła go do tego sytuacja?

- zastanawiał się Aaron. Sugestia Madianity rzeczywiście

wydawała się rozsądna — ale czy Bóg miał zamiar

zaakceptować taki plan?

Aaron także widział, że zmarszczki na twarzy Mojże¬sza

pogłębiły się, a jego włosy posiwiały. Schudł - nie z

braku jedzenia, lecz czasu, żeby je spożywać. Nie lubił

odkładać na drugi dzień ważnych spraw, ale liczba spraw,

które mu przedstawiano, wzrosła tak, że nie był w sta¬nie

rozstrzygnąć ich do wieczora. Aaron zaś nie chciał

zastępować Mojżesza w roli sędziego, chyba żeby

przy¬kazał mu tak Bóg. Trzeba jednak było coś uczynić, bo

background image

pustynny kurz i gorąco pozbawiały cierpliwości nawet

najspokojniejszych. Za każdym razem kiedy Aaron słyszał

sprzeczki, zastanawiał się, jak postąpi Pan z tak

zapalczy¬wym narodem.

Przez kilka następnych dni Aaron, Mojżesz i inni

członkowie starszyzny debatowali razem nad wybo¬rem

mężczyzn, którzy najlepiej nadawali się na sędziów.

Wybrano siedemdziesięciu dzielnych i głęboko wierzących

mężczyzn, godnych zaufania i zdeterminowanych, aby

przestrzegać nakazów i przepisów, które Bóg wydawał za

pośrednictwem Swojego sługi Mojżesza. Dzięki pójściu za

radą Jetra, Mojżesz i Aaron mogli odrobinę wypocząć.

Aaron i tak cieszył się, kiedy Madianita odszedł z

po¬wrotem do swego kraju, zabierając ze sobą swoje sługi.

Jetro był madianickim kapłanem, i wprawdzie uznał Pana za

potężniejszego od wszystkich pozostałych bogów, ale wolał

odejść, kiedy Mojżesz zaproponował mu pozostanie. Nie

chciał należeć do ludu Izraela, tym samym odrzucając

Pana. Mojżesz i Jetro kochali i szanowali się wzajemnie,

a jednak ich narody podążały różnymi ścieżkami.

Czasami Aaron tęsknił za nieskomplikowanym ży¬ciem

niewolnika. Wszystko co musiał robić w niewoli, to

wyrabiać przepisaną mu na każdy dzień liczbę cegieł i nie

zwracać na siebie uwagi dozorcy. Natomiast w tej chwili

niezliczone tysiące ludzi obserwowały każdy jego ruch,

zgłaszały żądania, rywalizowały o uwagę jego bądź

Mojżesza. Czy dzień miał dostateczną ilość godzin, żeby

wykonać całą potrzebną pracę? Nie! Czy istniała ucieczka

od tego rodzaju niewoli?...

Zmęczony, pozbawiony energii Aaron przewracał się na

background image

legowisku, nie mogąc zasnąć. Nie był też w stanie

odpędzić od siebie zdradliwej myśli: Czy to jest wolność,

której pragnąłem? Czy takim właśnie życiem chciałem żyć?

Oczywiście nie musiał już pracować w błotnistym dole. Nie

musiał także bać się bicza dozorcy. A jednak radość i

ulga, jakie odczuł, kiedy Pan ominął jego dom w dniu

Paschy, minęły. W międzyczasie Aaron wyszedł na pustynię,

wesoły i pełen nadziei, czując się bezpiecznie, ponieważ

Bóg przyobiecał Izraelitom lepszą przyszłość. Lecz teraz

Aaron był wyczerpany ciągłymi uszczypli¬wościami,

narzekaniami i prośbami ludzi. Jednego dnia wychwalali

Boga, a następnego jęczeli i zawodzili.

Aaron nie miał prawa ich potępiać - on także narzekał w

taki sam sposób, kiedy szedł przez tę pustynię w

poszu¬kiwaniu brata. Odpocznie, kiedy Bóg doprowadzi Swój

naród do Ziemi Obiecanej. Będzie sobie przesiadywał w

cieniu drzewa i sączył nektar z własnych winogron. Będzie

miał czas na rozmowy z synami, będzie otaczał się

wnukami. Najbardziej upalne godziny będzie przesypiał,

nie martwiąc się o nic.

Obłok przynosił mu ukojenie. W ciągu dnia Aaron zadzierał

od czasu do czasu głowę i wiedział już, że Pan jest

blisko. Bóg chronił Swój lud przed palącymi promie¬niami

słońca. W nocy słup ognia rozpraszał ciemności. Tylko

wewnątrz namiotu, kiedy Aaron zamknął oczy, pochłaniały

go kłopotliwe myśli, nie był pewien włas¬nych możliwości,

jego wiara się chwiała.

Trzeciego miesiąca po wyjściu Izraelitów z Egiptu obłok

zatrzymał się nad górą Synaj, a ludzie rozbili obóz u

stóp góry. Było to w miejscu, gdzie wcześniej Aaron

background image

odnalazł brata - to na Synaju Bóg pierwszy raz prze¬mówił

do Mojżesza z gorejącego krzaka. Izrael dotarł do

miejsca, gdzie Mojżesz otrzymał swoje powołanie. Ziemia

święta!

Podczas gdy Izraelici odpoczywali, Aaron i Mojżesz

zbliżyli się do podnóża góry.

— Paś owce, Aaronie — powiedział Mojżesz. Dalej poszedł

sam.

Aaron zawahał się. Nie chciał wracać. Patrzył, jak

Mojżesz wspina się coraz wyżej, i w miarę jak rosła

odle¬głość pomiędzy nimi, czuł się coraz bardziej

osamotniony. To Mojżesz znacznie częściej i wyraźniej

słyszał głos Pana. To Mojżesz oznajmiał Aaronowi, co ma

mówić i robić.

Gdyby tak wszyscy słyszeli głos Pana... I byli Mu

posłuszni!

Tak jak muszę być posłuszny ja! Aaron wbił laskę w

kamienistą ziemię.

- Wracaj szybko, bracie - westchnął. - Panie,

potrze¬bujemy Mojżesza. Ja go potrzebuję... - Odwrócił

się i zszedł do obozu, żeby zaczekać na brata.

4

-

Tym razem masz pójść ze mną — powiedział Moj¬żesz.

Jego słowa napełniły Aarona radością. Chciał już...

Kiedy stanę przed obliczem Pana, ty ustawisz się tak,

background image

żeby ludzie nie wchodzili na górę. Nie mogą się

przedo¬stać, bo inaczej Pan na nich uderzy.

Lud - Mojżesz zawsze martwił się o lud. Aaron także

powinien.

Mojżesz wspinał się na górę już dwukrotnie. Aaron nie

mógł się doczekać, aby również na nią wejść i samemu

zobaczyć Pana, ale bał się spytać brata o tę możliwość.

Mojżesz i Aaron zebrali starszych i polecili wszyst¬kim:

-

Wypierzcie swoje szaty i przygotujcie się w ciągu

dwóch najbliższych dni na święto, bo dnia trzeciego

zstąpi Pan na oczach całego ludu na górę Synaj. Nie wolno

wam wstępować na górę, pod karą śmierci. Lecz kiedy

zagrzmi trąba, zbliżcie się do jej podnóża.

-

Pomyśl, Aaronie, ile pokoleń tęskniło za tym dniem

mówiła ze wzruszeniem Miriam. — Pomyśl tylko! —

Przy¬tuliła go, z płaczem.

Synowie, synowe i wnuki Aarona prali ubranie. On sam był

tak podekscytowany, że nie mógł ani jeść, ani spać.

Tęsknił za głosem Pana, chciał usłyszeć go znowu, poczuć

Bożą obecność, wokół siebie i w sobie, tak jak wcześniej.

Próbował już wytłumaczyć ją synom, ich żonom, dzieciom, a

nawet Miriam - nie umiał jednak przekazać im tego,

jakiego uczucia doznawał, kiedy słyszał głos Boga,

niesłyszalny dla wszystkich otaczają¬cych go ludzi. Czuł

Słowo Boże od wewnątrz.

Tylko Mojżesz go rozumiał — Mojżesz, którego

do¬świadczenie Boga musiało być znacznie głębsze, niż

Aaron był w stanie sobie wyobrazić. Poznawał to po

obliczu brata, za każdym razem kiedy Mojżesz wracał z

Bożej góry; patrzył wówczas innym wzrokiem. Przebywając

background image

na górze z Bogiem, przez pewien czas znajdował się jakby

w środku wieczności.

A teraz cały Izrael miał zrozumieć to, czego nie był w

stanie wytłumaczyć żaden człowiek. Cały Izrael usły¬szy

Pana!

Aaron obudził się jeszcze przed świtem. Wyszedł przed

namiot i usiadł, czekając na wydarzenia dnia. Któż mógłby

spać w takich okolicznościach? Jednak na dworze było

niewielu ludzi. Mojżesz wyszedł ze swojego namiotu; Aaron

wstał i uściskał brata.

-

Drżysz.

-

Jesteś przyjacielem Boga, Mojżeszu - a ja tylko twoim

rzecznikiem.

-

Ty także zostałeś powołany, żeby wyzwolić Izrael,

bracie — zaprzeczył Mojżesz. Oddalili się razem od

namio¬tów i czekali.

Powietrze zmieniło się. Błysnął piorun, a po nim rozległ

się potężny, przeciągły grzmot. Ludzie powyglądali z

na¬miotów, niepewni, wystraszeni.

Chodźcie! — zawołał do nich Aaron. — Już czas.

Miriam, synowie, synowe i wnuki Aarona wyszli na

dwór, umyci i gotowi na święto. Aaron z uśmiechem ruszył

za Mojżeszem, dając ludziom znak, żeby podążali za nimi.

Góra była cała spowita dymem, unosił się z niej jakby z

pieca, i bardzo się trzęsła. Serce Aarona zadrżało, krew

pulsowała mu w skroniach, ścierpła mu skóra. Czuł się

dziwnie. Obłok rozpostarł się nad górą i wirował

ciemnosza¬rymi kłębami wokół szczytu. Rozbłysnął piorun,

po którym nastąpił głęboki grom, Aaron poczuł go aż w

piersi. Błysnął kolejny piorun, i jeszcze jeden, a rumor

background image

był tak donośny, że zdawał się przetaczać przez ciało

Aarona. Wtedy z wnętrza góry dobył się dźwięk trąby,

baraniego rogu — głośny, długo¬trwały, wyraźnie

rozpoznawalny, a z drugiej strony dziwny. Był tak

donośny, że Aaron miał ochotę zatkać uszy, ale stał i

modlił się: Miej miłosierdzie nade mną, miej miłosierdzie

nade mną! W trąbę dęły chyba wszystkie wiatry ziemi,

którymi kierował Stwórca wszystkiego.

Mojżesz zbliżył się do góry, Aaron trzymał się blisko

niego, jednocześnie podekscytowany i przerażony. Nie był

w stanie oderwać wzroku od kłębiącego się dymu i od

blasku dobywającego się spomiędzy kłębiącej się szarej

chmury. Zstępował Pan! Aaron zobaczył połyskujące światło

- czerwone, pomarańczowe i złote - zniżające się od

wierzchołka góry, i obserwował wznoszący się dym. Pan

jest ogniem, który pochłania! - pomyślał z przerażeniem,

podczas gdy ziemia pod jego stopami zatrzęsła się znowu.

W powietrzu nie było czuć popiołu, pomimo ognia i dymu

widocznego na szczycie.

Głęboki odgłos trąby przeciągał się, aż od jego dźwięku

rozbolało Aarona serce. Zatrzymał się przed granicą

usta¬nowioną przez Boga i patrzył za Mojżeszem, który

wstępo¬wał na górę sam, aby spotkać się z Bogiem twarzą w

twarz. Góra była święta. Aaron rozłożył szeroko ramiona,

żeby ludzie wiedzieli, iż mają się nie zbliżać, i czekał,

z przy¬spieszonym oddechem. Obejrzał się przez ramię i

zobaczył Jozuego i Miriam, Eleazara i Pinchasa, wreszcie

pozosta¬łych. Wszyscy stali i spoglądali wysoko, zdjęci

strachem.

I wtedy Aaron usłyszał Pana ponownie.

background image

Ja jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi

egip¬skiej, z domu niewoli.

Aaron miał poczucie, że Słowo Boże przepływa przez niego.

Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!Nie będziesz

czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, cojest na

niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani

tego, co jest w wo¬dach podziemia... Nie będziesz wzywał

imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczy... Pamiętaj o

dniu szabatu, aby go uświęcić... Czcij ojca twego i matkę

twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da

tobie... Nie będziesz zabijał... Nie będziesz

cudzołożył... Nie będziesz kradł... Nie będziesz mówił

przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadek... Nie

będziesz pożądał domu bliźniego twego... Nie będziesz

pożądał żony bliźniego twego, ani jego niewolnika, ani

jego niewolnicy, ani jego wołu, ani jego osła, ani żadnej

rzeczy, która należy do bliźniego twego.

Obłok rzucał cień, a jednocześnie przeświecał, a głos

Pana przenikał Aarona do samej głębi, wydobywając z niej

niepohamowaną radość. Serce Aarona zdawało się śpie¬wać

wesołą pieśń, mimo że w tej samej chwili wypełniała go

Boża bojaźń. Krew przepływała przez jego skronie w takim

tempie, że zagłuszała wszystko, niczym strumień

wszystko poza niezwykłym, przepotężnym odczuciem

kontaktu z Bogiem. Czuł, jakby wypływało z niego stare

życie, a napełniało go nowe, bardziej rzeczywiste,

background image

praw¬dziwe. Słowo Boże wibrowało w ciele Aarona, puchło,

rozbłyskiwało jaskrawo w jego myślach, paliło jego serce,

wylewało się z jego ust! Przepełniła go niezwykła

ekstaza, czuł Obecność, Boży głos znajdował się wewnątrz

niego i wszędzie wokół, słyszał go bez dźwięku! Amen!

Amen!

-

wołał Aaron w myślach. Niech się tak dzieje! Niech

się tak dzieje! Pragnął pozostać zanurzony w Bogu. Króluj

we mnie, Panie! Króluj! Króluj!

Tymczasem ludzie krzyczeli z przerażeniem:

-

Mojżeszu, Mojżeszu!

Aaron nie chciał odwracać się od tego, czego

doświad¬czał. Miał ochotę odkrzyknąć ludowi, żeby nie

odsuwali ofiarowywanego im daru. Otwórzcie się na to! —

myślał. Uchwyćcie Pana! Obejmijcie Go! Nie kończcie

związku, dla którego się urodziliśmy! Było już jednak za

późno.

Mojżesz wrócił z góry.

-

Nie bójcie się! - zawołał. - Bóg przybył po to, aby

was doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed Sobą,

żeby¬ście nie grzeszyli.

Ludzie zaczęli uciekać.

-

Wracajcie! - krzyknął Aaron, ale lud cofnął się na

większą odległość i tak pozostawał. Nawet jego synowie i

ich dzieci! Łzy rozczarowania ukłuły go w oczy. Nie miał

wyboru, musiał zejść do ludu.

-

Mów do nas ty, a my będziemy cię słuchać! — zawo¬łali

tymczasem starsi do Mojżesza. - Ale Bóg niech nie

przemawia do nas, abyśmy nie pomarli!

-

Chodźcie i sami posłuchajcie, co Bóg do was mówi!

background image

Zastępy Izraelitów kuliły się jednak przerażone

hałasem i wichrem. Ludzie nie podnosili głów, aby nie

patrzeć na dym i ogień.

W końcu grzmoty i wiatr ustały. Nie było już słychać ze

szczytu góry dźwięku rogu. Ziemia przestała drżeć.

Cisza oznaczała dla Aarona istną mękę. Tak niezwy¬kła

chwila skończyła się, straciliśmy niepowtarzalną okazję!

- myślał w rozpaczy. Czy ci ludzie nie rozumieją,

co im zaofiarowano i co odrzucili?! Czuł ścisk w gardle,

ogarnięty żałością i rozczarowaniem.

Czy kiedykolwiek znowu usłyszę głos Pana? - zasta¬nawiał

się. Miriam odezwała się do niego, potem do jego synów.

Aaron nie był w stanie nawet mówić, ani ruszyć się z

miejsca, tak głęboki zdejmował go smutek. Patrzył na

połyskującą na górze Synaj chwałę Bożą. Wcześniej czuł,

że ten ogień płonie w jego wnętrzu, rozpala w nim życie,

takie, jakiego doświadczał Mojżesz. Och, słyszeć Pana co

dzień, pozostawać z Nim w osobistej przyjaźni, ze Stwórcą

wszyst¬kich rzeczy! Gdyby wszyscy usłyszeli słowa Pana,

ciężkie brzemię odpowiedzialności za te rzesze zostałoby

zdjęte z barków Aarona i Mojżesza. Każdy usłyszałby Boży

głos i każdy znałby Słowo Boże. Każdy by zrozumiał. I

byłby w stanie postanowić, że będzie posłuszny woli Pana.

Aaron marzył o tym. Jak by to było, gdyby został

uwolniony od odpowiedzialności za tylu ludzi! A oni już

by nie narzekali! Nie uskarżaliby się. Każdy członek

narodu Izraela niósłby jednakowe brzemię!

Marzenie rozwiewało się jednak i Aaron poczuł, jak z

powrotem spoczywa na jego barkach ciężar boskiego

background image

powołania. Przypomniały mu się dni młodości - wtedy nie

musiał martwić się o nikogo poza sobą samym. Nie był

odpowiedzialny za nic ponad to, aby przeżyć pod palącym

egipskim słońcem, w obecności okrutnych dozorców

niewolników.

Ogień na Synaju zmienił się w jego oczach w czerwono-

złotą plamę. To przez łzy. Och, Panie! Panie, jak

ogromnie tęsknię za... Za czym? Aaronowi brakło słów, nie

potrafił opisać tego, co czuł. W tej chwili odczuwał

jedynie ból w samym środku swojej istoty, cierpienie i

tęsknotę za utraconym stanem. Wiedział, że owa tęsknota

nigdy do końca go nie opuści. Bóg przywołał naród

izraelski do stóp góry, aby ludzie usłyszeli Jego głos.

Powołał ich, by stali się Jego narodem. Lecz oni

odrzucili wręczany im dar i zamiast niego wybrali

człowieka, wołając, aby ich prowadził. Mojżesza.

-

Nie smuć się, Aaronie - uspokajała Miriam. Usiadła

koło brata i położyła dłoń na jego głowie. - Zdjął nas

taki strach, że nie mogliśmy wytrzymać. Hałas był tak

okropny! Błyskało, huczało, wszystko się trzęsło!

Aaron nie był dzieckiem, które można łatwo pocie¬szyć.

Wstał.

-

To był Pan! - żachnął się. - Widzieliście przecież

obłok i słup ognia. Członkowie mojej rodziny uciekli jak

wystraszone owce! — Synowie, synowe i wnuki Aarona

krzyczeli do Mojżesza tak samo jak wszyscy inni. Czy jego

słowa nic dla nich nie znaczyły? Czy wciąż był jakby

niewolnikiem? Od miesięcy starał się im wyjaśnić, jak to

jest, słyszeć głos Pana i wiedzieć, że to mówi On, Bóg, a

background image

nie jakiś wyobrażony głos. A kiedy mieli sposobność

usłyszeć Go sami - co zrobili? Uciekli przed Panem!

Trzęśli się ze strachu w swoich świeżo wypranych szatach.

Płakali z przerażenia i wołali do Mojżesza, żeby sam

wysłuchał Pana i przekazał im Jego słowa!

Zachowujesz się jak dziecko, Aaronie — ofuknęła go

Miriam.

Nie jesteś moją matką - burknął Aaron. — Ani żoną.

Poczerwieniała i chciała coś odpowiedzieć, ale Aaron

minął ją i wyszedł z namiotu. Nie dało się uciszyć tej

kobiety. Była jak wiatr, który wieje nieustannie - a on

nie miał ochoty wysłuchiwać jej porad ani narzekania.

Nadszedł Mojżesz.

-

Zbierz lud - polecił - niech podejdzie do podnóża

góry.

Kiedy rzesza podążyła na czele Aarona, zobaczył na

miejscu czekającego już Mojżesza. Koło niego stał Jozue.

Dlaczego Eliezer i Gerszom nie spieszą się, żeby pomagać

ojcu? - pomyślał z irytacją Aaron. Czemu koło Mojżesza

stoi młody mężczyzna z pokolenia Efraima, a nie ktoś

spośród jego krewnych?

Od samego wyjścia z Egiptu Jozue starał się przeby¬wać

jak najbliżej Mojżesza i służyć mu przy każdej okazji.

Mojżesz z radością przyjął młodego pomocnika. Jozue nie

odstępował Mojżesza, nawet po tym jak Jetro razem z

Sefora przywiódł ze sobą Eliezera i Gerszoma. Co robią

tego ranka synowie Mojżesza? - zastanawiał się Aaron.

Spostrzegł ich pośród ludu, po bokach ich matki, która

najwyraźniej nie czuła się dobrze.

-

Słuchajcie Słowa Bożego! - nakazał Mojżesz. Tłum

background image

umilkł i słuchał, a on obwieścił ludowi wszystkie słowa

Pana i wszystkie Jego zlecenia. Mówił o prawach, które

miały chronić ludzi przed krzywdzeniem się nawzajem, o

prawach cudzoziemców, którzy mieszkali pośród Izrae¬litów

i postępowali zgodnie z nakazami Pana, o prawach

własności, prawach, które były sprawiedliwe, i w których

widoczne było miłosierdzie. Bóg ogłosił trzy święta,

jakie miały być obchodzone co roku: Święto Przaśników,

które miało przypominać Izraelitom o wyprowadzeniu ich z

Egiptu, a także Święto Żniw oraz Święto Zbiorów, podczas

których lud będzie dziękował Panu za otrzymane plony.

Przy tych okazjach wszyscy mężczyźni Izraela mieli

pojawiać się przed Panem, w wyznaczonym przez Niego

miejscu - kiedy już dojdą do Ziemi Obiecanej.

Odtąd lud nie mógł już postępować wedle tego, co sam

uważał za słuszne.

Pan posyła przed nami Swojego anioła, aby strzegł nas

w czasie drogi i doprowadził nas do miejsca, które Pan

nam wyznaczył. Musimy go szanować i słuchać jego słów.

Nie możemy mu się w niczym sprzeciwiać, gdyż nie

przebaczy naszych przewinień. Działa w imieniu Pana.

Serce Aarona zabiło mocniej - przypomniało mu się, jak

widział człowieka kroczącego przed Mojżeszem. Nie był

tylko złudzeniem! Podobnie jak ten, który stał w skale na

górze Synaj, kiedy ze skały wypłynęła woda. Był to Anioł

Pański. Aaron słuchał łapczywie słów brata.

Jeśli będziecie wiernie słuchali jego głosu i

wykony¬wali wszystko, co Bóg wam poleca, Pan będzie

nieprzyja¬cielem waszych nieprzyjaciół i będzie odnosił

się wrogo do odnoszących się tak do was. - Mojżesz

background image

rozłożył szeroko ramiona, unosząc dłonie. — Będziemy

oddawać cześć

Panu, Bogu naszemu, gdyż pobłogosławi nasz chleb i naszą

wodę. Oddali od nas wszelką chorobę. Żadna kobieta w

naszym kraju nie będzie miała przedwczesnego porodu i

żadna nie będzie bezdzietna. Liczbę dni naszego życia Pan

uczyni pełną. Gdy dojdziemy do Ziemi Obie¬canej,

przepędzimy spośród nas jej mieszkańców. Inaczej

przywiedliby nas do grzechu przeciw Panu. Moglibyśmy

oddawać cześć ich bogom, ku naszej zgubie. - Opuścił

ręce. — I cóż odpowiecie Bogu?

-

Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy —

zawołał Aaron, a za nim inni, aż w końcu ponad milion

głosów jednocześnie odpowiedziało Panu, Bogu Izraela.

Nazajutrz wcześnie rano Mojżesz zbudował ołtarz u stóp

góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby

dwunastu pokoleń Izraela. Potem polecił młodzieńcom

izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę

biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i

wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz.

Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi.

Ludzie ponownie oświadczyli, że będą posłuszni nakazom

Pana. W powietrzu unosił się zapach palących się ofiar.

Następnie Mojżesz odezwał się do Aarona:

Ty, Nadab, Abihu i siedemdziesięciu starszych

Izra¬ela macie wstąpić ze mną na górę. - Aaron zachwycił

się tym rozkazem. Wyczekiwał chwili, kiedy będzie nie

tylko słyszał Słowo Boże, ale i stanie wobec Pana! Ruszył

z bra¬tem na górę Synaj, na czele siedemdziesięciu

starszych, a w jego sercu mieszały się radość i strach.

background image

Wspinaczka nie była łatwa. Bez wątpienia to sam Bóg

udzielił Mojżeszowi siły, bo przecież wchodził on na górę

już czterokrotnie! Każdy krok przypominał Aaronowi o tym,

że ma już osiemdziesiąt trzy lata; bolały go miꜬnie,

musiał odpoczywać, a jednak posuwał się w górę po

nierównej, wijącej się ścieżce. Ponad nim wirował obłok

Pana, był też ogień na szczycie góry. Kiedy idący

znaleźli się na płaskowyżu, Mojżesz oznajmił:

- Tu oddamy cześć Panu.

Wtedy Aaron zobaczył Boga Izraela, a pod Jego stopami

jakby jakieś dzieło z szafirowych kamieni, świe¬cących

jak samo niebo. Aaron pomyślał, że teraz z pew¬nością

umrze. Zadrżał i opadł na kolana, skłaniając się twarzą

do ziemi.

Powstań i jedz. Pij wodę, którą ci przynoszę.

Jeszcze nigdy w życiu Aaron nie czuł takiego uniesie¬nia

i wdzięczności. Miał ochotę nigdy nie opuszczać miej¬sca,

w którym się znalazł. Zapomniał o ludziach, którzy go

otaczali, i o tych wszystkich, którzy czekali w dolinie.

Przeżywał aktualną chwilę, wypełniony i przepełniony

widokiem potęgi i majestatu Boga. Czuł się mały, lecz nie

pozbawiony znaczenia, czuł się jednym z wielu, ale kimś,

o kogo Pan się troszczy. Manna miała niebiański smak, a

woda przywracała mu siły.

Mojżesz położył dłoń na ramieniu Aarona i powiedział:

-

Pan wezwał mnie bliżej szczytu góry aby dać mi prawo

i przykazania dla ludu. Zostań tu i poczekaj, aż wrócimy

-

Wrócicie?

background image

-

Pójdzie ze mną Jozue.

Aarona przeszedł dreszcz złości. Spojrzał na młodego

pomocnika swojego brata.

-

Przecież on jest z pokolenia Efraima, a nie Lewiego

zauważył.

-

Aaronie — odparł cicho Mojżesz — czyż nie mamy być

posłuszni Panu we wszystkim?

Aaronowi ścisnął się żołądek; jego wargi zadrżały

-

Tak. - Miał wielką ochotę powiedzieć: „Chcę pójść z

tobą, to ja chcę kroczyć przy twoim boku! Dlaczego nagle

mnie odsuwasz?". Raptem poczuł się zupełnie podobnie jak

wtedy, kiedy będąc małym chłopcem, krył się w trzcinach,

osamotniony. Wybrano kogoś innego!

-

Oto macie Aarona i Chura. Kto miałby jakąś sprawę do

załatwienia, może się zwrócić do nich — powiedział

Mojżesz do wszystkich.

Aaron został sam, patrząc za odchodzącymi ku szczy¬towi

góry Mojżeszem i Jozuem. Aaron poczuł szczypanie łez w

oczach. Zamrugał powiekami, próbując się opano¬wać.

Dlaczego Jozue? - martwił się. - A nie ja? Czy to nie

mnie wezwał Pan, żebym wyszedł na spotkanie Mojże¬szowi

na pustyni? Czy nie mnie Pan wybrał jako tego, kto ma

mówić w imieniu Mojżesza? To niesprawiedliwe!

-

myślał ze ściśniętym gardłem.

Mojżesz i Jozue wspinali się wyżej, a Aaron pozostał z

innymi. W tej chwili odpowiedzialność za lud ciążyła mu

bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.

Aaron i pozostali czekali na zboczu góry przez sześć dni.

Obłok przesłonił wierzchołek. Widać było Mojże¬sza i

background image

Jozuego, jednak byli w wyraźny sposób oddzieleni od

innych. W siódmym dniu Pan przywołał Mojżesza z pośrodka

obłoku. Aaron i jego towarzysze słyszeli Boży głos, który

przypominał głuchy, przetaczający się grzmot. Mojżesz

wstał i poszedł jeszcze wyżej; Jozue szedł za nim chwilę,

a potem pozostał, jak wartownik, na zewnątrz obłoku, w

którym zniknął Mojżesz. Rozległ się pełen mocy odgłos,

rozbłysnął jaskrawo ogień. Z dołu dobiegły okrzyki

przerażonego ludu.

-

Aaronie! - zawołał Chur. - Ludzie nas potrzebują.

Trzeba dodać im otuchy.

Aaron wciąż stał tyłem do pozostałych.

-

Mojżesz kazał nam zaczekać tutaj - odpowiedział.

-

Starsi już schodzą.

-

Mamy czekać!

-

Aaronie, jesteś potrzebny ludziom! - wołał Chur.

Dlaczego?! - myślał ze łzami goryczy Aaron. Panie,

dlaczego musiałem zostać?

-

Mojżesz powiedział, że lud może zwracać się w

po¬trzebie do nas - przypomniał Chur. - Jeżeli ludzie

miną wyznaczoną przez Boga granicę, zginą!

-

Dobrze, idę! - krzyknął Aaron, zaciskając powieki.

Odwrócił się, przygaszony. Ruszył ścieżką w dół.

Zamie¬rzał spełnić wymagania Pana.

Obejrzał się po raz ostatni. Jozue stał tuż przy obłoku.

Starsi Izraela otoczyli Aarona. Byli zaniepokojeni,

sfrustrowani.

-

Minęło już dziesięć dni! - mówili. - Na górze cały

czas płonie ogień... Ludzie uważają, że Mojżesz zginął.

background image

-

Czy Bóg zabiłby własnego pomazańca? — odpo¬wiedział

ze złością Aaron.

-

Nikt by nie przeżył w takim ogniu! Jozue także nie

wrócił. Ktoś powinien tam iść i zobaczyć, czy...

Aaron wstał i spojrzał gniewnie na swoich synów.

-

Nikomu nie wolno zbliżać się do góry! - przypo¬mniał.

- Czy zapomnieliście o granicy, którą wyznaczył Pan? To

ziemia święta! Każdy, kto się zbliży, zginie z ręki Pana.

-

W takim razie Mojżesz i Jozue ponieśli śmierć.

-

Mój brat żyje! — upierał się Aaron. — Sam Bóg wezwał

go na szczyt góry, aby przekazać mu Swoje słowo. Mojżesz

wróci.

-

Chyba śnisz, Aaronie - skomentował Korach, kręcąc

głową. - Spójrz tylko na górę! Jakiż człowiek mógłby ujść

cało z takiej pożogi?

-

Sam spłoniesz, jeśli będziesz buntował się przeciw

Panu! - odparł Aaron.

Odpowiedział mu chór głosów.

Wracajcie do namiotów! — zawołał Aaron. — Zbie¬rajcie

co ranka mannę, jak przykazał wam Bóg, pijcie wodę, w

którą nas zaopatruje. I czekajcie, jak i ja czekam!

-

Schował się do swojego namiotu, zasłaniając wejście,

usiadł na poduszce i ukrył twarz w dłoniach. Nie chciał

słuchać wątpliwości starszych — gdyż sam miał ich

dostatecznie wiele. Mojżesz powiedział, żebym czekał...

-

myślał. Muszę czekać. Boże, dopomóż mi czekać!

Przypomniał mu się teraz Jozue, który stał na górze

blisko Mojżesza. Jego brat wybrał Jozuego...

-

Czy nie powinieneś...? - odezwała się Miriam, ale

urwała, widząc gniewne spojrzenie Aarona. — Myślałam

background image

tylko... - zaczęła. Popatrzyła mu chwilę w oczy i w końcu

spuściła wzrok, powracając do czesania wełny.

Nawet synowie Aarona nie dawali mu spokoju, zadrę¬czając

go pytaniami.

>- Nie wiem, dlaczego tak długo przebywa na górze!

-

huknął. - Ani czy jest zdrów i cały. To prawda, że

jest stary; a ja jestem jeszcze starszy. Jeżeli będziecie

mnie dalej nękać, zamęczycie mnie i umrę!

Całymi dniami Aaron radził ludziom i sądził ich. Było to

wyczerpujące, a mógł odpocząć dopiero wieczo¬rem. Kiedy

wszyscy już spali, on spoglądał na górę i ob¬serwował

ogień, który pożarłby chyba wszystko. Jakim sposobem

Mojżesz znosił taką pracę? - zastanawiał się. Jak był w

stanie słuchać po kolei o tylu sprawach i za każdym razem

zachować bezstronność?

Nie dam rady, Mojżeszu... - myślał. Musisz zejść z góry.

Musisz powrócić!

Czyżby Mojżesz umarł? Aaron zacisnął powieki, czując

pełzający po ciele strach. Czy to dlatego od tylu dni

jego brat nie dawał znaku życia? I gdzie się podział

Jozue? Czy ciągle czekał na skalistym stoku? Przecież do

tej pory jego zapasy jedzenia i wody musiały się

skończyć.

Lud był niczym owce bez pasterza. Pytania, które słyszał

Aaron, zaczęły mu przypominać beczenie. Wiedział, że

jeśli czegoś nie zrobi, Izrael w końcu się rozejdzie.

Niektó¬rzy chcieli wracać do Egiptu. Inni myśleli o tym,

żeby popędzić swoje trzody na pastwiska ziemi Madian.

Nikt nie był zadowolony.

Aaron nie mógł spać. Zbierał mannę, jak inni, ale ledwie

background image

był w stanie jeść. Gdziekolwiek się pojawił, pytano go:

Gdzie Mojżesz?

Na górze, z Bogiem — odpowiadał.

Czy on żyje?

Na pewno żyje.

Kiedy wróci?

Nie wiem. Nie wiem!

Minęło trzydzieści pięć dni, trzydzieści sześć,

trzy¬dzieści siedem. Z każdym mijającym dniem lęk i złość

Aarona narastały.

W namiocie było mu gorąco, ale nie wychodził. Wiedział,

że kiedy tylko wyjdzie, ludzie zasypią go pyta¬niami, na

które nie znał odpowiedzi. Miał już dość narze¬kań i

lamentów innych. Skąd mógł wiedzieć, co działo się na

górze?

Mojżeszu! Dlaczego zwlekasz?! — wołał w myślach.

Czy Mojżesz wyobrażał sobie, przez co przechodził Aaron,

tkwiąc na pustynnej równinie z zastępami uskar¬żających

się ludzi? A może Mojżesz kąpał się tylko w bla¬sku

obecności Pana? Aaron oceniał, że jeżeli niczego nie

postanowi, lud wkrótce ukamienuje go na śmierć, a potem

rozejdzie się po pustkowiu niczym gromada dzikich osłów.

Miriam popatrzyła ponuro na brata.

-

Wołają cię - odezwała się.

-

Słyszę.

-

Chyba są rozzłoszczeni, ojcze.

Krzyczą takim tonem, jakby mieli ochotę mnie ukamienować

- pomyślał w odpowiedzi Aaron.

-

Co radzisz? — spytał, zwróciwszy się do Miriam.

background image

-

Nie wiem, ale lud stracił cierpliwość. Daj im coś do

zrobienia, żeby mieli zajęcie.

-

Może mam kazać im znowu robić cegły? Zbudo¬wać tu

miasto, u stóp góry?

-

Aaronie! - wołali starsi, zebrawszy się pod jego

namio¬tem. —Aaronie! —To był głos Koracha. — Aaronie,

musimy z tobą porozmawiać! — Nawet Chur tracił wiarę.

Aaron opanował cisnące mu się do oczu łzy.

-

Bóg nas opuścił - szepnął z drżącym sercem. Może Bóg

troszczył się tylko o Mojżesza? Na górze wciąż płonął

ogień. Mojżesz ciągle przebywał na szczycie twarzą w

twarz z Bo¬giem. Być może Bóg i Mojżesz zapomnieli o mnie

i o całym ludzie? — zastanawiał się Aaron. Westchnął i

pokręcił głową. Jeżeli Mojżesz nie zginął... Minęło

czterdzieści dni. To niemożliwe, żeby

osiemdziesięcioletni mężczyzna...

Wyszedł z namiotu; natychmiast otoczyła go star¬szyzna i

wszyscy inni. Ich zniecierpliwienie przytłaczało Aarona.

Lud nie martwił się już o Mojżesza. Poszcze¬gólne klany

były gotowe rozdzielić się i rozejść. Ludzie nie chcieli

już pozostawać u stóp góry ani słuchać słów:

„Zaczekajcie, aż Mojżesz wróci".

-

Mojżesz wyprowadził nas z Egiptu i zniknął -odezwał

się jeden ze starszych. — Nie wiadomo, co się z nim

stało.

Przecież ci ludzie widzieli cud, jakiego Bóg doko¬nał w

Egipcie! - myślał Aaron. Widzieli, jak Mojżesz wyciąga

laskę, a Bóg rozdziela Morze Czerwone, żeby mogli przez

nie przejść suchą nogą! Poczuł strach. Jeśli starsi tak

mało troszczyli się o los jego brata, który wyprowadził

background image

ich z Egiptu, że o jego zniknięciu mówili ze złością, to

chyba bardzo niedługo stracą szacunek i do niego.

-

Musisz nas poprowadzić, Aaronie - dodał ktoś.

-

Mów nam, co mamy robić.

-

Nie możemy wiecznie czekać tu na zmarłego. Mojżesz

był stary!

-

Uczyń nam boga, który by szedł przed nami. Aaron

odwrócił się, ale za nim też stali ludzie. Popa¬trzył na

zebranych. Wszyscy jednocześnie wołali, krzy¬czeli,

przepychali się. Niektórzy wznosili pięści. Poczuł

gorący, nieświeży oddech tłumu, siłę jego strachu, potęgę

jego gniewu.

„Daj im coś do zrobienia, żeby mieli zajęcie" —

powie¬działa Miriam. Hm.

-

Dobrze! - Aaron odepchnął się od nacierającego ludu,

żeby zachować choć odrobinę dystansu. Ależ chciałbym być

tam, na górze! - pomyślał. Już lepiej by mi było umrzeć w

Bożym płomieniu niż żyć tu, na dole, na pokrytej pyłem

równinie, rojącej się od motłochu! Nienawidził, kiedy go

popychano. Nie cierpiał żądań i narzekań tłumów. Nie

znosił ich ciągłych lamentów. — Dobrze...

Ludzie ucichli, i wtedy poczuł ulgę, a zaraz potem dumę.

Słuchali go! Wychylali się ku niemu, czekając, żeby ich

poprowadził.

Ze czymś ich zajmie.

Dam wam zajęcie! - myślał.

-

Pozdejmujcie złote kolczyki, które są w uszach

waszych żon, waszych synów i córek, i przynieście je do

mnie — rozkazał. Nawet nie próbował żądać od stojących

naprzeciw niego mężczyzn, żeby swoje ozdoby też

background image

pozdej¬mowali.

Ludzie ruszyli spełnić jego żądanie. Wziął głęboki

od¬dech i wrócił do namiotu. Miriam stała bez ruchu,

kręcąc głową.

-

Co ty robisz, Aaronie? - spytała.

-

Dałem im coś do zrobienia.

-

Ale co?...

Aaron zignorował pytanie siostry. Opróżnił kosze i

wystawił je na dwór. Ludzie zaczęli znosić podarki i

ofiary. Wkrótce kosze były przepełnione. Każdy,

mężczyzna, kobieta czy dziecko, przyniósł parę złotych

kolczyków. Nawet Miriam, synowie i synowe Aarona.

I co teraz? - myślał.

Rozpalił ognisko i stopił kolczyki i inne złoto, które

zrządzeniem Boga oddali Izraelitom zwyciężeni

Egipcja¬nie. Jak zrobić coś, co ma przedstawiać Boga

wszechświata? — zastanawiał się. Jak mógłby wyglądać Bóg?

Aaron popa¬trzył na górę. Na Boga patrzył Mojżesz. I

Jozue.

Aaron zrobił formę i wlał do niej roztopione złoto.

Płacząc ze złości, ulał złotego cielca. Wyszedł brzydki i

nierówny. Kiedy ludzie spojrzą na moje dzieło — pomy¬ślał

Aaron - a potem na wciąż rozpaloną Bożą chwałą górę, z

pewnością dostrzegą różnicę pomiędzy fałszy¬wymi

egipskimi posągami, a żywym Bogiem, którego nie da się

przedstawić za pomocą ludzkich rąk. Jak mogą tego nie

widzieć?

- Oto bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egip¬skiej!

- zawołali starsi.

Aaron zadrżał, obserwując palący ogień, który wciąż

background image

rozbłyskiwał na górze Synaj. Czy Bóg przyglądał się

wszystkiemu, czy też był zbyt zajęty rozmową z

Mojże¬szem? Czy zdawał sobie sprawę, co dzieje się na

dole? „Nie będziesz miał bogów cudzych obok Mnie"...

Strach zdjął Aarona; próbował usprawiedliwić się przed

samym sobą, wymyślić powód, z którego właśnie zrobił

bożka. Czyż Bóg nie dawał zawsze ludziom dokład¬nie tego,

czego potrzebowali, a potem nie utrzymywał ich w

karności? Czyż on, Aaron, nie postępował teraz tak samo?

Lud pragnął wody. I Bóg dał mu wodę. Lud domagał się

jedzenia - i dostał je od Boga. Za każdym razem po tego

rodzaju wydarzeniu ludzie stawali się posłuszni.

Posłuszeństwo... Przez plecy Aarona przeszedł zimny

dreszcz.

Ludzie kłaniali się złotemu cielcowi, nie zwracając uwagi

na wiszący nad nimi obłok i towarzyszący mu ogień. Czy

tak bardzo przyzwyczaili się do ich widoku, że już ich

nie zauważali? Wzdychali do złotego cielca z

uwiel¬bieniem i nucili mu pełne szacunku pieśni - czemuś,

co ich nie widziało, nie słyszało ani nie myślało. Nikt

nie zerkał w górę, jak Aaron.

Nic nie nastąpiło. Obłok pozostał nieporuszony, wciąż

ocieniał lud, a ogień — zdawał się go ogrzewać.

Aaron przestał patrzeć na górę i przyglądał się ludziom.

Minęła godzina, potem druga. Lud zmęczył się sięga¬jącymi

ziemi ukłonami. Ludzie powstawali więc, jeden po drugim,

i popatrzyli wyczekująco na Aarona. Usłyszał cichy, lecz

narastający pomruk, jak zapowiedź burzy.

Zbudował zatem przed stojącym na tle góry cielcem ołtarz

z kamieni - nieociosanych kamieni, jak przyka¬zał Bóg.

background image

— Jutro będzie uroczystość ku czci Pana — powiedział.

Zamierzał przypomnieć ludziom o mannie, którą obda¬rzał

ich Bóg. Poza tym do rana ludzie powinni odpocząć.

Rankiem w ogóle wszystko wydaje się lepsze.

Ludzie rozbiegli się, klaszcząc w ręce, jak dzieci, żeby

przygotować się na święto. Nawet synowie i synowe Aarona

nie mogli się doczekać następnego dnia, po tym jak oddali

na pożytek wszystkich najbardziej misterne wytwory

Egiptu.

Kiedy tylko słońce rozpaliło wschodni odcinek hory¬zontu,

starszyzna złożyła złotemu cielcowi ofiary cało¬palne i

pojednania. Po zakończeniu formalnego obrzędu lud zasiadł

do biesiady. Gardząc padającą łagodnie man¬ną, ludzie

pozarzynali baranki i kozy, i zaczęli je piec. Nie pili

też wody, która wciąż płynęła nieprzerwanie ze skały przy

górze Synaj. Pili łapczywie sfermentowane mleko. Ci,

którzy mieli harfy i liry, zaczęli grać egipską muzykę.

Najedzeni i pijani ludzie powstawali i zaczęli tańczyć.

Zachowywali się coraz głośniej, a ich okrzyki były coraz

bardziej ochrypłe. Tu i tam zdarzyły się bójki. Gapie

stali wokół i śmieli się na widok przelewanej krwi.

Młodzi mężczyźni zaczęli gonić młode kobiety, a te

uciekały ze śmiechem, chętne, aby dać się złapać.

Aaron poczerwieniał ze wstydu i schował się do na¬miotu.

Jego młodsi synowie, Eleazar i Itamar, siedzieli w

milczeniu, ponurzy, a Miriam skryła się z ich żonami i

dziećmi w tyle namiotu, zasłaniając uszy.

— Ja tego nie chciałem — odezwał się Aaron. — Wiecie, że

nie o to mi chodziło! — Ze zwieszoną głową słuchał

krzyków koło swojego namiotu.

background image

-

Musisz coś zrobić, Aaronie. Powstrzymać to -

oznaj¬miła Miriam.

To był twój pomysł — odpowiedział.

-

Mój?! Przecież nie chciałam, żeby... - Miriam

umil¬kła nagle.

Aaron zasłonił twarz dłońmi. Sytuacja wymknęła mu się

spod kontroli. Ludzie biegali jak oszaleli tam i z

powro¬tem. Gdyby spróbował ich w tej chwili uspokoić,

zabiliby go, i niczego by to nie zmieniło.

Lud zaczął oddawać się wszelkim rozkoszom ciała. Takim,

jakie tylko przychodziły ludziom do głowy, w

przy¬padkowych miejscach. Zgiełk był jeszcze większy niż

po wyjściu z Egiptu czy po nocy, podczas której Bóg

oszczę¬dził pierworodnych synów swojego narodu! I w tej

chwili to Bóg mógł powstrzymać lud. Jeśli oczywiście w

ogóle o nim pamiętał...

Wtem Aaron usłyszał głęboki rumor. Poczuł dreszcz

strachu. Wstrzymał oddech; dopiero kiedy zaczęło palić go

w płucach, znowu zaczął wciągać w nie powietrze. Ręce mu

drżały.

Do namiotu wpadli Nadab i Abihu; chwieli się, trzy¬mając

prawie opróżnione bukłaki.

Czemu tu siedzicie?! — zawołał jeden z synów. —

Świętujemy na dworze!

Uszu Aarona dobiegł odległy krzyk. Jakiś mężczyzna wołał

z rozpaczą, a potem z gniewem, coraz głośniej. Na szyi

Aarona ścierpła skóra.

- Mojżesz! - Wypadł z namiotu, z ulgą w sercu. Jego brat

żył! - Mojżeszu! - wołał, przepychając się między

dokazującymi ludźmi. Dobiegł do wyznaczonej wokół góry

background image

granicy, nie mogąc się doczekać przywitania z bra¬tem.

Teraz wszystko będzie dobrze! - myślał. Mojżesz będzie

wiedział, co zrobić.

Aaron widział teraz Mojżesza wysoko na ścieżce. Jego brat

krzyczał, odrzuciwszy głowę. Aaron zatrzymał się.

Obejrzał się i zobaczył morze rozpusty, bezwstydny

festiwal grzechu. Zerknął znowu w górę, i miał ochotę

cofnąć się i odbiec, ukryć się w namiocie. Pomyślał, że

chętnie posypałby głowę popiołem. Wiedział, co zoba¬czył

z wysoka Mojżesz.

Bóg także wszystko widział.

Mojżesz wydał okrzyk wściekłości, uniósł nad głowę dwie

kamienne tablice, które trzymał, a następnie cisnął nimi

w dół. Aaron odskoczył, bojąc się, że może Pan dał jego

bratu taką siłę, że tablice dolecą aż do niego, spadną mu

na głowę i zabiją go. Jednak tablice roztrza¬skały się o

skałę; obsypał go tylko kłujący deszcz drob¬nych

odłamków. Doleciał do niego pył. Aaron poczuł, że zostało

utracone coś ważnego. Znowu zasłonił twarz.

Wokół zapanował chaos. Ludzie uciekali na wszyst¬kie

strony. Inni znieruchomieli i dyskutowali raptownie,

zmieszani. Jeszcze inni byli tak pijani lub tak

pochłonięci rozpustą, że nie zwrócili większej uwagi na

powrót Bożego proroka albo w ogóle niczego nie usłyszeli.

Niektórzy okazali się nawet na tyle bezwstydni, że

zaczęli radoś¬nie wołać do Mojżesza i zapraszać go, żeby

dołączył do świętowania!

Aaron wycofał się pomiędzy innych, w nadziei, że kiedy

zmiesza się z tłumem, jego hańba będzie mniej widoczna.

Może Mojżesz chwilowo o nim zapomni i nie okryje go

background image

publicznie wstydem?

Mojżesz przeszedł prosto przez tłum, stanął przed

ciel¬cem i zażądał:

-

Spalcie go! - Na ten sygnał Jozue przewrócił bożka.

-

Stopcie go, zetrzyjcie na proch i rozsypcie go w

wodzie!

rozkazywał Mojżesz. - I niech wszyscy się jej napiją!

Tłum rozstąpił się jak Morze Czerwone przed Mojże¬szem,

który kroczył teraz do Aarona. Aaron musiał wydobyć z

siebie ostatnie resztki odwagi, żeby nie rzucić się do

ucieczki przed własnym bratem. Mojżesz zamor¬dował

niegdyś w gniewie Egipcjanina i pogrzebał go w piasku...

Czy teraz podniesie rękę na własnego brata i powali go

ciosem na ziemię? Istotnie, palce Mojżesza zacisnęły się

na jego pasterskiej lasce tak, że zbielały. Aaron zamknął

oczy.

Jeśli mnie zabije, to trudno - pomyślał. Zasłużyłem na

to...

-

Cóż ci uczynił ten lud, że sprowadziłeś na niego tak

wielki grzech? — spytał groźnie Mojżesz.

-

Niech się mój pan nie unosi na mnie gniewem -

odpowiedział Aaron - bo wiesz sam, że ten lud jest

skłonny do złego. Powiedzieli do mnie: „Uczyń nam boga,

który by szedł przed nami, bo nie wiemy, co się stało z

Mojżeszem, z tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi

egipskiej". Mojżeszu, nie było cię czterdzieści dni! Nie

wiedziałem, czy żyjesz, czy umarłeś? Co miałem zrobić?

-

Oskarżasz mnie? - upewnił się Mojżesz, błyskając

oczami.

-

Nie! — jęknął Aaron, śmiertelnie przerażony. — Nie

background image

wiedziałem, co czynić. Powiedziałem więc: „Kto ma złoto,

niech je zdejmie z siebie". I złożyli mi je, i wrzuciłem

je w ogień, i tak powstał cielec. — Poczuł, że gorąco

oblewa mu policzki. Może broda zasłoni ich kolor i jego

kłam¬stwo nie będzie tak oczywiste?

Widocznie nie zasłoniła. Mojżesz nie patrzył teraz z

fu¬rią, ale z takim wyrazem oczu, że Aarona przepełnił

wstyd, jeszcze silniejszy niż uprzedni strach. Już chyba

lepiej by się czuł, gdyby Mojżesz zbił go laską. Spuścił

głowę, nie był w stanie patrzeć bratu w oczy. Poczuł

przypływ łez. Popuś¬cił wodze ludziom i niewątpliwie była

to jego wina! Nie miał dość siły, aby paść tak krnąbrną

trzodę. Kiedy tylko Mojżesz znikł na górze, on zaczął

słabnąć. Czy teraz Izrael stał się pośmiewiskiem dla jego

nieprzyjaciół? W tej chwili ludzie nie będą nawet chcieli

słuchać Mojżesza! — myślał Aaron. Całkiem wymknęli się

spod kontroli!

Mojżesz odwrócił się plecami do Aarona i odszedł do bramy

obozu. Stanął tam, twarzą do środka, i zawołał:

-

Kto jest za Panem, do mnie!

-

Co ty chcesz zrobić, Mojżeszu?! — krzyknął Aaron,

podbiegając do niego.

-

Stań z powrotem przy moim boku.

Mojżesz nie patrzył na brata, tylko na buntujących się

Izraelitów. Aaron wiedział, co oznacza to spojrzenie.

Zadrżał. Zobaczył pośród zgrai swoich synów i krew¬nych.

Przeraził się, co się za chwilę z nimi stanie.

-

Chodźcie! - zawołał. - Szybko! Stańcie koło

Mojże¬sza! - Synowie, synowe, wnuki i kuzyni Aarona

ruszyli biegiem do nich. - Prędko! - poganiał ich Aaron.

background image

Czy zaraz z góry zejdzie ogień?... — zastanawiał się.

Eliezer i Gerszom stanęli za Mojżeszem, przybiegł nawet

Korach, który nieraz był przyczyną kłopotów. Wszyscy

członkowie pokolenia Lewiego przyłączyli się do Mojżesza.

Jozue, który należał do pokolenia Efraima, od początku

stał przy Mojżeszu, z ponurą miną.

Mojżesz uniósł laskę i powiedział do Lewitów:

-

Tak mówi Pan, Bóg Izraela: „Każdy z was niech

przypasze miecz do boku. Przejdźcie tam i z powrotem od

jednej bramy w obozie do drugiej i zabijajcie: kto swego

brata, kto swego przyjaciela, kto swego krewnego".

Jozue wyciągnął miecz. Na oczach przerażonego Aarona

ściął głowę człowieka, który kpił z Mojżesza. Trysnęła

krew, a ciało zabitego opadło na ziemię.

-

Mojżeszu! — zawołał ze zgrozą Aaron. — Jestem

bardziej winny niż ci zuchwali ludzie! To przeze mnie

zachowują się jak owce bez pasterza...

-

Ty stoisz przy mnie — zauważył Mojżesz'.

-

Niech wina spadnie na mnie!

-

To Pan decyduje!

-

Może nie usłyszeli w tym zgiełku... - Rozlegały się

wrzaski umierających. Aaron był zrozpaczony. - Zlituj

się! Jak mogę ich zabijać, skoro to moja słabość

przynio¬sła na nich tę klęskę?!

-

Odrzucili zaofiarowaną im możliwość ocalenia!

-

Przemów do nich jeszcze raz, Mojżeszu! Zawołaj

głośniej!

-

Zamilcz! - odparł chmurnie Mojżesz. - Nauczą się

słuchać Słowa Bożego od razu. Ty także się nauczysz.

Trzeba być posłusznym, inaczej się zginie...

background image

Jozue i pozostali zagłębiali siew tłum. Nagle do

Mojże¬sza podbiegł czerwony z wściekłości, ciskający

bluźnier-stwami mężczyzna.

-

Nie! — krzyknął Aaron, dobył miecza i położył trupem

napastnika. Ogarnęła go wściekłość, jakiej nigdy w życiu

nie doznawał.

Owce, które mu pozostawiono, zmieniły się w wilki. Z ust

buntowników sypały się sprośności. Jakiś pijany mężczyzna

wykrzykiwał wulgarne słowa, spoglądając na Bożą górę.

Aaron uciszył go na zawsze. Poczuł zapach śmierci i krwi,

serce tłukło mu się w piersi... Ktoś inny śmiał się

histerycznie. Aaron zamachnął się mieczem i ściął mu

głowę.

Obóz przepełniły wrzaski przerażenia, kobiety i dzieci

rozpierzchły się. Mężczyźni nie wiedzieli, w którą stronę

się zwrócić. Ci, którzy wstawali, byli ścinani. Aaron

kroczył przez obozowisko razem z innymi Lewitami,

zabijając każdego, kto sprzeciwiał się Panu. Tych, którzy

legli na ziemi i błagali Pana o miłosierdzie, pozostawiał

przy życiu, ubrudzonych w pyle.

Walka szybko dobiegła końca. Zapadła cisza.

Aaron słyszał teraz tylko jęki i pulsującą w skroniach

krew. Stanął pomiędzy zabitymi, splamiony posoką.

Rozejrzał się, oszołomiony, uspokajając się powoli. Teraz

ogarnęła go udręka, przemożne poczucie winy.

Panie, dlaczego jeszcze żyję?! — pomyślał. Jestem nie

mniej winny niż ktokolwiek spośród nich! A nawet

bardziej...

Patrzył na pocięte ciała, czując, że słabnie.

Lud potrzebował silnego pasterza, a ja go zawiodłem!

background image

Zgrzeszyłem przeciwko Tobie, Panie! Nie zasługuję na

Twoje miłosierdzie. Na nic nie zasługuję!

Skrwawiony miecz wisiał przy jego boku. Aaron czuł ucisk

w piersi.

Dlaczego mnie oszczędziłeś? — myślał.

W końcu opadł na kolana, łkając.

Przez całą resztę dnia członkowie poszczególnych poko¬leń

wynosili swoich zabitych poza obóz i palili ich ciała.

Nikt nie zbliżał się do Aarona, który siedział i płakał,

posypując sobie głowę pustynnym pyłem.

Kiedy wrócił do namiotu, Miriam klęczała przy Nada-bie,

wycierając jego popielatą twarz. Abihu wymiotował do

miski.

- Ilu? - spytała Miriam, podnosząc wzrok. Aaron nie

dostrzegał w nim oskarżenia.

-

Ponad trzy tysiące - odparł. Zaczął dygotać, kolana

uginały się pod nim. Usiadł ciężko, miecz uderzył w

kle¬pisko obok niego. Mojżesz chwalił Lewitów, mówił, że

w związku z tym, co uczynili tego dnia, Pan przeznaczył

dla nich wyjątkową rolę. Walczyli przeciw swoim synom i

braciom, i zostali za to pobłogosławieni, ponieważ

przedłożyli Pana, Boga Izraela, ponad swoich błądzą¬cych

krewnych.

Aaron spojrzał na dwóch starszych synów i znów miał

ochotę płakać. Gdyby Eleazar i Itamar nie znaleźli ich,

nie sprowadzili do namiotu, zanim wrócił Mojżesz, już "ty

nie żyli. Jednak zostali odnalezieni na czas. Nadab i

Abihu wyszli i walczyli u boku ojca, a alkohol doda¬wał

im brawury. Otrzeźwieli już, i teraz zdawali sobie

background image

sprawę, jaki mógłby być ich los, gdyby młodsi bracia nie

odciągnęli ich od hulanki. Aaron patrzył na nich bez

słowa. Czy różnili się czymkolwiek od tych, którzy

zostali zabici? Czy on sam się od nich różnił? Niewielką

pociechą było to, że i oni się wstydzili. Nie byli w

stanie spojrzeć mu w oczy.

Następnego ranka Mojżesz zebrał lud i powiedział:

Popełniliście ciężki grzech; ale teraz wstąpię do

Pana, może otrzymam przebaczenie waszej winy.

Aaron stał na przedzie, przygaszony. Za nim stanęli jego

synowie, wokół - starszyzna. Brat nawet nie spojrzał na

Aarona, tylko odwrócił się i ruszył pod górę. Z Jozuem.

Aaron i skruszone zastępy Izraelitów przyglądali się, jak

Możesz schodzi po górskiej ścieżce. To mój grzech

sprowadził śmierć na tylu ludzi, to moja słabość

pozwoliła im zbłądzić! — myślał Aaron. Walczył z

cisnącymi mu się do oczu łzami, jednocześnie czując ulgę

z powodu tego, że jego brat wrócił tak szybko. Mojżesz

podszedł do niego, z laską w ręku; na jego twarzy

malowało się współczucie. Aaron zwiesił głowę, czując

ścisk w gardle; Mojżesz położył dłoń na ramieniu brata.

-

Mamy wyruszyć - powiedział. - Mamy wyruszyć! —

powtórzył do ludu, cofnąwszy się.

Aaron zdał sobie sprawę, że Mojżesz już go nie

potrzebuje. Dawniej był potrzebny, ale teraz udowodnił,

że nie zasługuje na to, by być rzecznikiem Mojżesza. Czy

stało się tak z powodu moich grzechów? — zastanawiał się

Aaron. Został oddalony od człowieka, którego kochał

najbardziej ze wszystkich. Jak ja to zniosę? - myślał.

Mojżesz stanął przed ludem, sam — Jozue przystanął w

background image

pewnej odległości - i ogłosił:

-

Mamy wyruszyć stąd do ziemi, którą Pan obiecał pod

przysięgą Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi tymi słowami:

„Dam ją twojemu potomstwu". Bóg wyśle przed nami anioła,

i wypędzi Kananejczyka, Amorytę, Chetytę, Peryzzytę,

Chiwwitę ijebusytę. Wyruszymy do ziemi opływającej w

mleko i miód, ale sam Pan nie pójdzie z nami...

Aaron rozdarł szaty i opadł na kolana, płacząc z żalu.

Oto cena za jego słabość. Cały naród zostanie odcięty od

Pana, który wyprowadził go z Egiptu!

-

Pan nie pójdzie z nami, aby nas nie wytępić po

dro¬dze, ponieważ jesteśmy ludem o twardym karku -

wy¬jaśnił Mojżesz.

Ludzie zaczęli jęczeć z rozpaczy i rzucać sobie pył na

głowę.

-

Zrzućcie z siebie ozdoby, wówczas Pan zobaczy, co z

nami zrobić! — kontynuował Mojżesz.

Aaron pierwszy ściągnął kolczyki i złote bransolety.

Wstał i położył je przy granicy u podnóża góry.

Pozo¬stali poszli za jego przykładem.

Wróciwszy do obozu, Aaron obserwował ze smut¬kiem, jak

Mojżesz rozbił poza jego obrębem namiot, który nazwał

Namiotem Spotkania. Nie zasługuję na to, żeby Mojżesz

jeszcze kiedykolwiek się do mnie odezwał - myślał Aaron.

Jego brat zniknął tymczasem w na¬miocie, a obłok zsunął

się ze szczytu góry i zatrzymał u wejścia do namiotu, na

oczach całego ludu. Aaron wraz z członkami swojej rodziny

stanął przed własnym namiotem i złożył pokłon, oddając

cześć Panu i dzię¬kując Mu za Mojżesza, Bożego posłańca i

pośrednika pomiędzy Panem a ludem. Podobnie cały lud

background image

skłonił się, zebrany przy swoich namiotach. Wszyscy stali

tak długo, aż słup obłoku powrócił na szczyt góry.

Mojżesz nie wracał przez dłuższy czas, więc Aaron zebrał

odwagę i poszedł po niego. Jego brat klęczał i rył dłutem

w skale.

Czy mogę ci jakoś pomóc? — spytał Aaron,

przy¬klęknąwszy obok niego.

-Nie.

Nawet Jozue, który nie oddalał się z wnętrza Namiotu

Spotkania, kiedy Mojżesz rozmawiał z Panem, nie mógł

widocznie pomóc bratu Aarona.

-

Przepraszam, Mojżeszu - odezwał się Aaron.

Prze¬łknął, czując ścisk w gardle, i dodał: —

Przepraszam, że cię zawiodłem. - Wiedział, że nie okazał

się dość silny, aby wiernie służyć Panu, i że zawiódł

brata.

Mojżesz wychudł od wielodniowego postu, kiedy mo¬dlił się

na szczycie góry - ale jego oczy płonęły energią.

Wszyscy zawiedliśmy, bracie mój.

„Bracie mój"! - pomyślał Aaron. Mojżesz mi przeba¬czył!

Aaron opadł na kolana, zwiesił głowę, z jego oczu polały

się łzy. Poczuł na głowie dłonie Mojżesza, a potem jego

pocałunek.

-

Czyż mogę cię potępić, skoro na widok ludu zrzu¬ciłem

z góry tablice sporządzone ręką Boga? — westchnął

Mojżesz. — Nie pierwszy raz dałem się ponieść gniewowi,

Aaronie. Ale Bóg jest miłosierny i litościwy, cierpliwy,

bogaty w łaskę i wierność. Okazuje nieustającą miłość

tysiącom, przebacza niegodziwość, niewierność, grzech. —

background image

Cofnął dłonie. — Lecz mimo to, nie pozostawia winy bez

kary. Gdyby tak zrobił, ludzie rozproszyliby się po

pustyni i robili wszystko, co im samym wydałoby się

słuszne. — Mojżesz ścisnął Aarona za ramię. — A teraz

wracaj do obo¬zu i doglądaj ludu. Muszę dokończyć te

tablice do rana i zanieść je z powrotem na górę.

Aaron żałował, że Pan nie zadał mu jakiejś pokuty za

popełnione przez niego grzechy. Lepiej by się poczuł,

gdyby został wychłostany. A skoro znów miał zaopieko¬wać

się ludem, czuł z całą mocą ciężar swojego upadku. Jozue

spoglądał na niego, ale w jego oczach nie było widać

potępienia.

Aaron zostawił brata w spokoju. Modlił się, aby Pan dał

Mojżeszowi siłę wypełniania Jego rozkazów. Dla dobra

całego narodu.

Bez Pana Ziemia Obiecana byłaby tylko niemożli¬wym do

spełnienia marzeniem.

Eleazar wpadł do namiotu ze słowami:

-

Ojcze, Mojżesz schodzi z góry!

Aaron i jego synowie wyskoczyli na zewnątrz i po¬gnali do

granicy wokół góry. Aaron stanął jak wryty, zobaczywszy,

że włosy Mojżesza całkiem posiwiały, a jego twarz

promienieje. Jego brat zmienił się w ciągu tych dni,

kiedy przebywał na górze. Wyglądał teraz tak, że Aaronowi

wydało się, jakby to sam Pan schodził ku niemu z góry,

trzymając pod pachą dwie kamienne tablice z Prawem, które

zapisał własnym palcem.

Ludzie rzucili się do ucieczki.

-

Chodźcie, aby usłyszeć słowa Pana! - zawołał

background image

donoś¬nym głosem Mojżesz.

Aaron zbliżył się, choć żołądek kurczył mu się ze

stra¬chu. Inni także podeszli, choć pozostawali niepewni,

gotowi do ucieczki na wypadek zagrożenia.

To jest mój brat, Mojżesz! - tłumaczył sobie Aaron, aby

wytrwać u stóp góry. Mój brat, który został wybrany przez

Boga na proroka. Czyżby Boża chwała zamieszkała w

Mojżeszu? — zastanawiał się. A może to tylko odbicie

Bożej chwały?... Pot spływał mu po szyi, ale Aaron nie

ruszył się z miejsca. Otworzył serce i duszę na wszystko,

co miał powiedzieć Mojżesz, i obiecał sobie, że będzie

żył wedle Bożego prawa, niezależnie od tego, jak

wiel¬kiego wysiłku będzie to wymagało.

— Na tych tablicach spisałem słowa, które dał mi Pan,

albowiem zawarł On na ich podstawie przymierze ze mną i z

Izraelem. - Mojżesz odczytał na użytek wszystkich

polecenia powierzone mu przez Pana na górze Synaj.

Prze¬czytał je raz, ale były zapisane na kamiennych

tablicach, można więc było je przechowywać, na wieczną

pamiątkę i przypomnienie Bożego powołania skierowanego do

każdego członka Jego narodu.

Skończywszy czytać, Mojżesz rozejrzał się po zastę¬pach

Izraelitów. Nikt się nie odzywał. Aaron wiedział, że brat

oczekuje, żeby do niego podszedł, nie miał jednak

śmiałości. Tylko Jozue stał w skupieniu przy boku

Mojże¬sza, jak milczący wartownik. Mojżesz szepnął coś do

niego, Jozue mu odpowiedział, a potem zdjął z ramion

cienką chustę i zasłonił nią twarz Mojżesza.

Aaron podszedł do niego ostrożnie.

-

Czy między nami wszystko w porządku? - upew¬nił się.

background image

-

Nie lękaj się mnie, Aaronie.

-

Nie wyglądasz tak samo jak przedtem.

-

Ty także się zmieniasz, bracie. Kiedy otrzymuje się

słowa Pana i jest się Mu posłusznym, człowiek zmienia

się, stając w Jego obliczu.

-

Moja twarz nie promienieje świętym ogniem, tak jak

twoja. Nigdy nie będę taki jak ty, Mojżeszu.

-

A chciałbyś zająć moje miejsce?

Serce Aarona zakołatało. Postanowił powiedzieć prawdę.

-

Chciałbym - przyznał. - Tymczasem przewodzi¬łem

ludziom jak królik, nie jak lew. - Może dlatego łatwiej

przyszło mu to wyznanie, że Mojżesz miał zasło¬niętą

twarz? - Zazdrościłem też Jozuemu - dodał.

-

Jozue w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie słyszał

głosu Boga - odpowiedział Mojżesz. - Towarzyszy mi,

ponieważ bardzo pragnie być blisko Boga i czynić

wszystko, cokolwiek Bóg mu powie.

Aaron poczuł, że jego zazdrość rośnie. Znów okazało się,

że kto inny został wybrany! "Westchnął.

-

W całym Izraelu nie ma nikogo, kto by mu w tym

dorównywał - przyznał. Co dziwne, po tym wyznaniu poczuł

sympatię do młodego pomocnika brata.

-

Jozue jest całym sercem oddany Bogu — zgodził się

Mojżesz. - Nawet ja miałem chwile słabości.

-

Ty ich nie miałeś, Mojżeszu.

Miałem.

Nie tak poważne jak ja. Mojżesz uśmiechnął się

smutno.

background image

Czyż mamy konkurować o to, czyj grzech jest większy?

Wszyscy grzeszymy, Aaronie — mówił łagodnie. - Wszak

błagałem Boga, żeby powołał kogoś innego. Bóg powołał

także ciebie. Potrzebowałem kogoś, kto mówiłby za mnie.

Nie zapominaj o tym.

Ale teraz już mnie nie potrzebujesz.

Aaronie, jesteś potrzebny bardziej, niż sądzisz. Bóg

wykorzysta cię jeszcze, abyś służył Jemu i przewodził

Jego ludowi, Izraelowi.

Zanim Aaron zdążył spytać o to, w jaki sposób miało się

to odbyć, rozmowę przerwali inni. Nie tylko on prag¬nął

porozmawiać z jedynym człowiekiem na ziemi, który

rozmawiał z Bogiem jak z przyjacielem. Będąc bliżej

Mojżesza, ludzie czuli się bliżej Boga. Mojżesz zaczął

prze¬chadzać się pomiędzy nimi, z zasłoną na twarzy,

czasem dotykając czyjegoś ramienia, czasem głaszcząc

główkę jakiegoś dziecka; z każdym rozmawiał z

delikatnością i troską, i zawsze mówił o Panu.

Zostaliśmy powołani na naród święty, naród wybrany

przez Pana - ogłaszał. - Wszystkie narody poznają, że Pan

jest jeden i nie ma innego.

Obietnica złożona przez Boga Abrahamowi miała zostać

wypełniona. Izrael stanie się błogosławieństwem dla

wszystkich narodów ziemi, światłością świata, dzięki

której wszyscy łudzie będą mogli zobaczyć, iż jest jeden

prawdziwy Bóg, Pan nieba i ziemi.

Kiedy tylko Mojżesz zachodził do obozu, Aaron chodził

razem z nim, ciesząc się z czasu, jaki dane mu było

spędzać z bratem; słuchał każdego słowa Mojżesza, jak

background image

gdyby przemawiał do niego sam Bóg. Gdy Mojżesz się

odzywał, Aaron słyszał głos Pański dochodzący do niego za

pośred¬nictwem słów brata.

Mojżesz błagał Boga, aby pozostał z ludem, i Bóg

po¬został z Izraelem. Wszyscy wiedzieli, że to dzięki

wsta¬wiennictwu Mojżesza Pan zmienił zdanie; gdyby bowiem

ich opuścił, posiwiały Mojżesz umarłby bez wątpienia z

żalu. Bóg wiedział, że Mojżesz kocha lud bardziej niż

własne życie.

Po każdej wypowiedzi Mojżesza Aaron zdawał sobie sprawę,

że drogi Pana nie są drogami ludzi. „Bądźcie świętymi,

ponieważ Ja jestem święty". Każde prawo miało za cel

wyeliminowanie grzechu z życia ludu. Bóg był jak garncarz

i formował lud niczym glinę, nadając mu nowy kształt.

Wszystko, czego nauczyli się i co praktykowali Izraelici

w Egipcie, i co wciąż praktykowali w zaciszu swoich

namiotów i skrytości ducha, miało być karane. Bóg nie

znał kompromisów.

Za każdym razem, kiedy Mojżesz wychodził z Na¬miotu

Spotkania, przynosił nowe prawa: prawa, które

sprzeciwiały się zwyczajom panującym w Egipcie i pośród

innych otaczających Izraelitów narodów, prawa

określa¬jące sposób składania rozmaitych ofiar, prawa

dotyczące świętych zgromadzeń, wyliczające występki,

które nale¬żało karać śmiercią, przepisy wymieniające dni

i lata świąteczne - szabatowe, przepisy ustanawiające rok

jubi¬leuszowy, w którym miało nastąpić wyzwolenie

niewol¬ników, prawa dotyczące cen i dziesięcin - i inne.

Odtąd każdy aspekt życia Izraelitów miało regulować Boże

Prawo. Jak to wszystko spamiętać? — myślał Aaron. Boże

background image

Prawo stało w zupełnej sprzeczności ze wszystkim, czego

doświadczali i co praktykowali Izraelici w Egipcie.

Myśląc o przekazanym przez Boga Prawie, Aaron zdał sobie

sprawę, że także i jego rodzina praktykowała* zwyczaje

powszechne u innych narodów. On sam, jego brat i siostra

byli dziećmi z kazirodczego związku, ponie¬waż ich ojciec

ożenił się ze swoją ciotką — siostrą swojego ojca. Bóg

polecił tymczasem, aby Izraelici nie żenili się z

bliskimi krewnymi. Powinni za to zawierać małżeństwa w

obrębie własnych plemion, aby nie dzielić dziedzictwa,

które da im Bóg. Nie wolno też było pojmować za żony

kobiet pochodzących z innych narodów. Aaron zastana¬wiał

się, co poczuł Mojżesz, usłyszawszy ten ostatni prze¬pis,

ponieważ związał się z Madianitką. Nawet ich przo¬dek

Józef złamał ów nakaz, gdyż ożenił się z Egipcjanką.

Wreszcie ojciec Józefa, Izrael, pobłogosławił Manassesa i

Efraima — synów swojego ukochanego syna.

Przez wszystkie minione lata Izraelici nie wiedzieli, jak

sprawiać radość Panu — poza tym, że wierzyli, iż

istnieje, że obowiązuje obietnica, którą niegdyś złożył

Abraha¬mowi, Izaakowi i Jakubowi, i że pewnego dnia

uwolni ich naród z rąk Egipcjan. Ale nawet w ciągu

dziesięcio¬leci, przez które Izraelici żyli w cieniu

faraona, przejmując zbyt wiele zwyczajów swoich

gnębicieli, Pan błogosławił Hebrajczykom, pomnażając ich

liczbę.

Obecnie siedemdziesięciu starszych rozsądzało

Izra¬elitów, pozostawiając Mojżeszowi jedynie

najtrudniejsze przypadki. Aaron bardzo pragnął spędzać

więcej czasu z bratem. Jednak kiedy Mojżesz nie zajmował

background image

się sądze¬niem, spisywał wytrwale wszystko, co przekazał

mu Bóg, aby zachować Jego słowa dla potrzeb ludu.

-

Pan bez wątpienia pozwoli ci trochę odpocząć —

powiedział w końcu Aaron, martwiąc się o zdrowie brata.

Mojżesz prawie nie jadł, mało spał. - Nie przetrwamy bez

ciebie, Mojżeszu. Musisz zadbać o siebie.

-

Moje życie jest w rękach Boga, Aaronie -

odpowie¬dział Mojżesz - podobnie jak życie każdego

Izraelity, jak każde życie na całej ziemi. To Pan nakazał

mi spisać Jego słowa. I zapiszę je wszystkie, bowiem

słowo mówione szybko się zapomina, zaś Pan nie

zaakceptuje nieznajo¬mości Prawa jako wymówki. Grzech

sprowadza śmierć. A co Bóg uważa za grzech? To właśnie

muszą wiedzieć ludzie. Szczególnie ty.

-

Szczególnie ja? - Aaron czuł na sobie ciężar

popeł¬nionego grzechu, jego ogrom — pozwolił ludowi

postę¬pować według zachcianek, co doprowadziło z kolei do

śmierci tak wielu osób! Nie śmiał mieć nadziei na to, że

Bóg może jeszcze zechcieć się nim posłużyć.

Mojżesz wykonał kilka ostatnich pociągnięć pędzel¬kiem po

zwoju papirusu, po czym odłożył przybory do pisania,

odwrócił się i oznajmił:

-

Skoro Prawo zostało zapisane, można będzie je

wielokrotnie czytać i studiować. Aaronie, Pan wyróżnił

Lewitów. Wspomnij na proroctwo Jakuba: „Rozproszę ich

więc w Jakubie i rozdrobnię ich w Izraelu". Pan

rozpro¬szy naszych braci wśród pokoleń i użyje ich do

tego, aby nauczali Prawa, dzięki czemu lud będzie mógł

postępo¬wać właściwie i pokornie kroczyć przed obliczem

Boga. Pan powołał cię na Swojego arcykapłana. Będziesz

background image

skła¬dał przed Nim ofiarę przebłagalną, zaś jeden z

twoich synów — jeszcze nie wiem, który — zapoczątkuje ród

arcy¬kapłanów, którzy będą następować po tobie w

przyszłych pokoleniach.

Arcykapłana?! - zdumiał się Aaron.

-

Czy na pewno dobrze usłyszałeś? - spytał.

-

Wyznałeś swoją winę i okazałeś skruchę - odparł z

uśmiechem Mojżesz. — Czyż nie ty pierwszy przybiegłeś do

mnie, gdy zawołałem wszystkich, którzy są za Panem? Kiedy

raz wyznamy swoje winy i upadki, Pan zapomina o nich,

Aaronie. Pamięta za to o naszej wierze. To zawsze Jego

wierność podnosi nas znowu na nogi.

Wyszli na zewnątrz. Aaron przypomniał sobie całe

błogosławieństwo, jakie wygłosił niegdyś Jakub - jeśli

można było nazwać te słowa błogosławieństwem:

„Symeon i Lewi, bracia, narzędziami gwałtu były ich

miecze. Do ich zmowy się nie przyłączę, z ich knowaniem

nie złączę mej sławy; gdyż w gniewie swym mordowali ludzi

i w swej swawoli kaleczyli bydło. Przeklęty ten ich

gniew, gdyż był gwałtowny, i ich zawziętość, gdyż była

okrucieństwem! Rozproszę ich więc w Jakubie i rozdrobnię

ich w Izraelu".

W rodzinie Aarona zdarzały się upadki związane z za-

palczywością i gniewem, upadki, które skutkowały

cier¬pieniem. Nie omijały nawet samego Mojżesza! Wszak to

on zamordował niegdyś Egipcjanina - myślał Aaron. Nie

zamierzał rzucać kamieniami w brata; sam także nie był

bez winy. I on wpadał niestety w przeszłości w furię.

background image

Jakże łatwo podnosił miecz przeciw przedstawicielom

własnego narodu, dokonując rzezi owiec, które mu

powierzono, aby je pasł!

Aaron obawiał się przyszłości - cóż będzie się działo,

kiedy kapłaństwo będzie spoczywało w rękach poko¬lenia,

które miało tak silne skłonności do przemocy i ulegania

zachciankom?

-

Och, Mojżeszu, jeśli mam nauczać ludzi i przewo¬dzić

im, Bóg musi mnie zmienić! - westchnął. - Błagaj Go o to,

wstawiaj się u Niego za mną. Poproś Go dla mnie o czyste

serce i prawego ducha!

-

Modlę się za ciebie i nigdy nie przestanę - zapewnił

Mojżesz. - A teraz zwołaj lud. Bóg ma dla niego pracę do

zrobienia. Zobaczymy, czy ludzie będą mieli dość serca i

zapału, aby ją wykonać.

5

Bóg poinstruował Mojżesza, jak zbudować przybytek —

święte miejsce zamieszkania Pana pośród Izraelitów.

Instrukcje były szczegółowe - trzeba było przygotować

odpowiednie tkaniny i podtrzymujące je deski, ozdoby.

Wewnątrz dziedzińca przybytku miała stanąć służąca do

obmyć kadź z brązu, a także ołtarz całopalenia. W środku

przybytku miało natomiast znajdować się wyróżnione,

mniejsze pomieszczenie, nazwane Miejscem Najświęt¬szym,

kryjące stół, świecznik i Arkę.

Pan podał Mojżeszowi najdrobniejsze detale dotyczące

wykonania wszystkiego, a ten przekazał je dwóm

background image

mężczy¬znom, których Bóg wyznaczył na kierowników robót:

Besaleelowi, synowi Uriego, wnukowi Chura, oraz Oholia-

bowi, synowi Achisamaka z pokolenia Dana. Okazali się

chętni wypełnić wolę Bożą, a Pan napełnił ich Swoim

duchem, mądrością, rozumem, wiedzą i znajomością

wszel¬kiego rzemiosła. Obdarzył ich nawet zdolnością

pouczania innych, jak wykonać wszelkie zamierzone dzieła!

Pomagali przy nich wszyscy biegli rzemieślnicy.

Ludzie radowali się, że ich modlitwy i błagania Mojże¬sza

zostały wysłuchane - Bóg zamierzał z nimi pozostać!

Powrócili do namiotów i poskładali Panu wszystkie dary

otrzymane od Egipcjan kierujących się lękiem przed Bogiem

Izraela. Teraz Izraelici oddawali Panu to, co najlepsze

spośród posiadanych przedmiotów.

Aarona ogarniał wstyd - wcześniej użył udzielonych ludowi

przez Boga darów do ulania złotego cielca. Zanim

Hebrajczycy wyszli z Egiptu, Pan obdarował ich

boga¬ctwem, tymczasem on zmarnował jego część, tworząc

nic niewartego bożka, któremu się kłaniano. Zużyte na

cielca złoto zostało stopione, starte na proch i

rozsypane w wodzie, a ta potem została wykorzystana w

znajdują¬cych się poza obozem latrynach.

Teraz Aaron zebrał całe posiadane złoto i zwrócił je

Panu, który wcześniej mu je dał. Synowie, synowe i

sio¬stra Aarona także oddali Bogu najbardziej wartościowe

przedmioty - porozkładali barwione na czerwono bara¬nie

skóry, ułożyli stosik złotej biżuterii, srebrnej i

brązowej galanterii. Miriam podarowała również cały kosz

przędzy — niebieskiej, purpurowej i szkarłatnej; a

ponadto drugi kosz delikatnego lnu. Była podekscytowana

background image

tym, że jej podarunek może posłużyć między innymi do

utkania zasłony przybytku.

Inni Izraelici przynosili skóry diugoni, słoje oliwy,

zioła używane do wytwarzania wonnych olejków, wonne

kadzidła. Niektórzy darowali onyksy i inne drogocenne

kamienie. Lud znosił swoje dary przed oblicze Pana,

kołysząc nimi w geście oznaczającym złożenie ofiary.

Wszystko składano w wystawionych koszach. Wkrótce

wypełniły się broszkami, kolczykami, pierścieniami i

in¬nymi ozdobami.

Grupy mężczyzn wychodziły na pustynię i ścinały napotkane

drzewa akacjowe. Najlepsze kawałki drewna odkładano na

budowę Arki, stołu, na słupy i poprzeczne deski. Topiono

brąz, aby wykonać kadź wraz z podstawą, kratę ołtarza,

różne przybory i inne przedmioty. Każdy coś przynosił, i

wszyscy zdolni do pracy brali w niej udział.

Palono ogniska, żeby roztopić brąz, srebro i złoto,

usuwano zanieczyszczenia, a następnie wlewano płynny

metal do form, które wykonywano pod czujnym okiem

Besaleela. Kobiety tkały delikatne płótna i szyły szaty

kapłańskie dla Aarona i jego synów, którzy mieli ich

używać, kiedy rozpoczną posługę w przybytku.

Prace postępowały naprzód, znoszono kolejne dary. Co

dzień pojawiało się ich więcej, aż w końcu Besaleel i

Oholiab przyszli do Mojżesza i Aarona.

Lud przynosi o wiele więcej niż potrzeba do

wyko¬nania prac, które Pan nakazał wykonać - powiedzieli.

Aaron ucieszył się - Pan bez wątpienia widział, jak

bardzo lud Go kocha. Sam Aaron i jego najbliżsi co dzień

przynosili ofiary, aby Boży plan mógł zostać wykonany, i

background image

aby osobiście się do tego przyczynić.

Zbierz starszych — polecił Mojżesz, spoglądając ze

łzami w oczach na Aarona. - Ani mężczyźni, ani kobiety

niech już nie znoszą darów na święty przybytek. Trzeba to

rozgłosić. Mamy dosyć wszystkiego do wykonania wszel¬kich

prac.

Zgodnie z zarządzeniem Mojżesza Itamar, syn Aarona,

starannie spisywał ilość poszczególnych drogocennych

materiałów, jakie zużyto na budowę przybytku. Niemal

każdy spośród Izraelitów w ten czy inny sposób wziął w

niej udział. Aaron był uradowany. Z radością wyczekiwał

każdego wschodu słońca, ponieważ ludzie byli zadowoleni z

tego, że służą Panu. Ich ręce były zajęte, a serca i

umysły pochłonięte myślą o wykonaniu pracy, którą zlecił

Bóg.

Dziewięć miesięcy po tym, jak Izraelici doszli do góry

Synaj, i dwa tygodnie przed drugim Świętem Paschy

przy¬bytek był gotowy. Besaleel, Oholiab i pozostali

pokazali swoje dzieło Mojżeszowi, a ten obejrzał

starannie namiot i jego wyposażenie, przedmioty, które

miały znaleźć się w Miejscu Najświętszym, wreszcie szaty

kapłańskie. Wszystko zostało zrobione zgodnie z

instrukcjami Pana.

Mojżesz uśmiechnął się i udzielił błogosławieństwa

wykonawcom prac.

Przybytek ustawiono pod jego czujnym okiem pierw¬szego

dnia miesiąca. W Miejscu Najświętszym spoczęła Arka

Przymierza, ukryta za ciężką zasłoną. Po prawej znalazł

się stół chlebów pokładnych, zaś po lewej — szcze¬rozłoty

background image

świecznik; z jego boków wychodziło sześć ramion, po trzy

z każdej strony; na ramionach były kielichy kształtu

kwiatów migdałowca. Przed zasłoną Mojżesz ustawił

pozłacany ołtarz kadzenia. Miejsce Najświętsze okryły ze

wszystkich stron, także z góry, grube zasłony.

Przed wejściem do wnętrza przybytku ustawiono ołtarz

całopalenia. Pomiędzy Namiotem Spotkania a ołtarzem

znalazła się kadź, którą napełniono wodą. Zasłony

otaczały zarówno przybytek, jak ołtarz i kadź, ozdobna

zasłona wisiała także przy bramie dziedzińca przybytku.

Kiedy wszystko zostało ustawione zgodnie z instruk¬cjami

Pana, Mojżesz namaścił olejem namaszczenia przy¬bytek i

wszystko, co się w nim znajdowało, poświęcając go Panu.

Namaścił także i poświęcił ołtarz całopalenia oraz kadź.

Wtedy przyprowadził przed wejście do Namiotu Spot¬kania

Aarona i jego synów. Aaron poczuł na sobie spoj¬rzenia

wszystkich. Wszedł na dziedziniec przybytku. Za jego

plecami stały tysiące Izraelitów — mężczyźni, kobiety,

dzieci; tuż za zasłoną. Mojżesz zdjął z brata ubranie i

ob¬mył go wodą od stóp do głów, a następnie pomógł mu

włożyć białą tunikę z delikatnego bisioru i suknię utkaną

z fioletowej purpury. Na dolnym skraju obszywki otwotu na

głowę były do niej przyszyte jabłka granatu z fioletowej

i czerwonej purpury oraz karmazynu, zaś pomiędzy nimi —

dzwonki ze szczerego złota.

— Kiedy będziesz wchodził do Miejsca Najświętszego, Pan

będzie słyszał dźwięk dzwonków, i nie umrzesz — wyjaśnił

Mojżesz, wygładzając szaty brata.

Aaron rozpostarł ręce i stał, czując skurcz w żołądku,

podczas gdy Mojżesz nałożył na jego suknię efod. Miał

background image

naramienniki, na których znajdowały się onyksy osadzone w

złotych oprawach. Na onyksach wykuto imiona synów

Izraela.

-

Będziesz je nosił przed Panem, dla pamięci -

przypo¬minał Mojżesz - jako kamienie pamięci o synach

Izraela.

Na efod Mojżesz nałożył bratu kwadratowy pekto-rał;

znajdowały się na nim cztery rzędy drogich kamieni,

osadzone w oprawach ze złota: rubin, topaz, szmaragd,

granat, szafir, beryl, opal, agat, ametyst, chryzolit,

onyks i jaspis; na każdym zostało wyryte imię jednego z

dwu¬nastu synów Izraela.

Gdy będziesz wchodził do Miejsca Świętego, będziesz

nosił na swym sercu imiona synów Izraela. - Mojżesz

umieścił w pektorale przy sercu Aarona urim i tummim. —

Te kamienie będą pokazywać wolę Pana — objaśniał.

Aaron zamknął oczy, kiedy jego brat nakładał mu na głowę

tiarę. Aaron widział na jej przedniej stronie diadem ze

szczerego złota, z wyrytym napisem: „Poświęcony dla

Pana". Diadem spoczął teraz na jego czole, we właściwym

miejscu. Pasował. Mojżesz pozostawił Aarona i poszedł

przygotować jego synów.

Aaron stał w cieniu obłoku, sam. Zadrżał. Serce biło mu

bardzo mocno. Począwszy od tego dnia będzie arcy¬kapłanem

Izraela. Popatrzył na kadź do obmyć, na ołtarz

całopalenia, wreszcie na zasłonę, za którą znajdowały się

przedmioty umieszczone wewnątrz przybytku Pana... Bał

się, że zemdleje. Już nigdy nie miał być zwykłym

czło¬wiekiem. Pan podniósł go do wielkiej godności, a

jedno¬cześnie uczynił z niego Swojego sługę. Za każdym

background image

razem kiedy Aaron będzie wchodził na dziedziniec

przybytku, będzie niósł ze sobą odpowiedzialność za lud.

Czuł już na ramionach i w sercu ciężar tej

odpowiedzialności.

Nadab, Abihu, Itamar i Eleazar także zostali przy¬odziani

w kapłańskie szaty. Mojżesz stanął naprzeciw nich i

namaścił ich olejkiem, poświęcając ich w ten sposób Panu.

Następnie sprowadził młodego cielca na ofiarę

przebłagalną. Aaron przypomniał sobie o swoim grze¬chu -

o tym, jak kazał odlać złotego cielca. Zaczerwienił się,

położył rękę na głowie ofiary, aby była przyjęta jako

przebłaganie za niego. Synowie Aarona także położyli

dłonie na głowie zwierzęcia. Mojżesz zabił je, podcinając

mu gardło, wlał do misy trochę jego krwi i pomazał nią

rogi ołtarza wonnego kadzenia. Resztę krwi cielca wylał

na podstawę ołtarza ofiar całopalnych. Podzielił ofiarę

na części. Tłuszcz, który okrywa wnętrzności, płat

tłuszczu, który jest na wątrobie, a także obie nerki

złożył na ołtarzu jako ofiarę całopalną. Pozostałe części

cielca miały zostać spalone poza obozem.

Drugą ofiarą za Aarona i jego synów był baran, ofiara

całopalna. Aaron i jego synowie włożyli ręce na głowę

barana. Mojżesz pokropił krwią ofiary ołtarz dokoła,

pokrajał barana na części, obmył wodą wnętrzności i nogi

barana i zamienił w dym całego barana na ołtarzu. Woń

piekącego się mięsa sprawiła, że Aaron poczuł dojmujący

głód. Była to miła woń, ofiara spalana dla Pana.

Przyprowadzono kolejnego barana. Ten stał się ofiarą

wprowadzenia w czynności kapłańskie Aarona i jego synów.

Ojciec i czterej synowie włożyli ręce na głowę barana.

background image

Mojżesz podciął mu gardło, nabrał trochę jego krwi do

miski, a potem zbliżył się do Aarona, zanurzył palec we

krwi i pomazał nią wierzch prawego ucha Aarona.

Zanurzywszy palec jeszcze raz, namaścił krwią prawy kciuk

brata, wreszcie przyklęknął i pomazał krwią także duży

palec jego prawej nogi. Podobnie postąpił z każdym z

czterech synów Aarona. Resztę krwi wylał dokoła ołtarza.

Następnie wziął tłuszcz, ogon i cały tłuszcz, który jest

na wnętrznościach, wraz z płatem tłuszczu okrywają¬cym

wątrobę, a także obie nerki z ich tłuszczem i prawą

łopatkę barana. Z kosza chlebów przaśnych wziął jeden

chleb, jeden placek przyrządzony z oliwą i jeden

podpło¬myk. Umieścił je na kawałkach tłuszczu i na prawej

łopatce. Potem położył to wszystko na dłoniach Aarona i

na dłoniach jego synów, i wykonał nimi gest kołysania

przed Panem. Następnie Mojżesz odebrał części ofiary,

umieścił je na ołtarzu całopalenia i spalił. Płomienie

pochłonęły części barana, który umarł zamiast grzesznych

mężczyzn. Złożyli go jako ofiarę za siebie.

Aaron stał pokornie, z poważną miną, podczas gdy Mojżesz

wziął trochę oliwy namaszczenia i nieco krwi z ołtarza i

pokropił jednym oraz drugim Aarona i jego szaty. Później

poświęcił w taki sam sposób jego synów, od najstarszego

do najmłodszego, a także ich szaty.

Aaron poczuł, że powietrze stało się jakby trochę inne.

Obłok lekko zawirował i nabrał dziwnego blasku. Wreszcie

skupił się i zszedł ze zbocza góry. Serce Aarona biło

bardzo szybko; słyszał, że stojący za nim ludzie

wstrzymują odde¬chy, a potem sapią ze strachu. Obłok

okrył przybytek, świe¬cąc i migocząc tysiącem kolorów.

background image

Wreszcie chwała Pana wypełniła Miejsce Najświętsze i cały

przybytek.

Nawet Mojżesz nie mógł wejść do Namiotu Spot¬kania.

Lud jęknął ze strachu i szacunku do Boga, i skłonił się

nisko.

- Ugotujcie mięso przy wejściu do Namiotu Spotka¬nia —

powiedział Mojżesz do Aarona i jego synów. — Tam jedzcie

je z chlebem, który jest w koszu ofiary wprowa¬dzenia w

czynności kapłańskie. Resztę mięsa i chleba spalicie w

ogniu. Przez siedem dni będziecie siedzieć przy wejściu

do Namiotu Spotkania dzień i noc na straży Pana, abyście

nie pomarli.

To powiedziawszy, odszedł. Aaron popatrzył za nim.

Mojżesz doszedł do bramy dziedzińca, odwrócił się z

po¬wagą, po czym zaciągnął zasłonę.

Aaron stanął naprzeciw przybytku. Wiedział, że wszystko

zostało dokonane po to, aby oczyścić i uświęcić

przybytek. Także i on sam został obmyty i przyodziany w

nowe szaty, aby mógł stawać przed obliczem Pana. Nie był

jednak w stanie powstrzymać ogarniającego go drże¬nia,

lęku przed Panem, który znajdował się w odległości metra

czy dwóch od niego, oddzielony jedynie zasłoną.

Aaron wiedział, że nie zasługuje na to, by znajdować się

tam, gdzie stał. Nie był czysty, przynajmniej nie

wewnątrz. Poczuł słabość, kiedy tylko Mojżesz zniknął z

widoku. Czyż nie splamił się zazdrością o Jozuego? Czyż

nie pozwolił, żeby obawy ludu przeważyły nad nakazami,

jakie otrzymał? Dlaczego Bóg miałby mianować

arcyka¬płanem kogoś takiego jak on?...

Panie, jestem bezwartościowy - westchnął w duchu. Tylko

background image

Ty jesteś wierny. Jestem zaledwie człowiekiem. Zawiodłem,

nie potrafiłem przewodzić Twojemu ludowi. Z powodu mojej

słabości zginęło trzy tysiące ludzi. A Ty ocaliłeś moje

życie i mianowałeś mnie Swoim arcykapła¬nem. Nie pojmuję

takiego miłosierdzia, Panie. Pomóż mi poznać Twoje

ścieżki i podążać nimi! Pomóż mi być takim kapłanem,

jakim pragniesz, żebym był! Naucz mnie Swoich dróg, abym

służył Twojemu ludowi i utwier¬dzał go w wierze. Och,

Panie, Panie! Dopomóż mi...

Kiedy Aaron zmęczył się tak bardzo, że nie był w stanie

ustać, ukląkł i modlił się dalej. Prosił Boga, aby dał mu

siłę i mądrość, które pozwolą mu pamiętać Prawo i czynić

wszystko, co Pan rozkaże. Gdy zaś osłabł z głodu,

wypo¬wiedział wraz z synami słowa dziękczynienia, po czym

ugotowali mięso i zjedli je wraz z pozostawionym dla nich

chlebem. Wreszcie Aaron nie mógł już nawet powstrzy¬mać

opadania powiek. Położył się więc przed Panem, twarzą w

dół, i spał, oparłszy czoło na dłoniach.

Eleazar i Itamar stali z rozpostartymi ramionami i

uniesionymi dłońmi naprzeciw przybytku, modląc się.

Nadab i Abihu klęczeli, a kiedy się zmęczyli, przysiedli

na piętach.

Z każdym mijającym dniem serce Aarona miękło. W końcu

wydawało mu się, że usłyszał szept Pana:

Ja jestem Pan, Bóg Twój, i nie ma innego.

Aaron uniósł głowę i nasłuchiwał, przepełniony

zadowoleniem.

Nadab przeciągnął się, ziewnął i mruknął:

background image

- No, to zaczyna się czwarty ranek.

Abihu usiadł, skrzyżowawszy nogi, oparł się na kola¬nach

i dodał:

-Jeszcze trzy...

Wtedy Aaron poczuł nagły chłód.

Ósmego dnia Mojżesz zawołał Aarona, jego synów i

starszych Izraela, po czym przekazał im polecenia Pana.

Aaron wziął młodego cielca bez skazy i zabił go, jako

ofiarę przebłagalną. Wiedział, że za każdym razem kiedy

będzie to robił, będzie wspominał, jak to zgrzeszył

prze¬ciwko Panu, czyniąc bożka w formie cielca. Czy i

jego synom będzie przypominała się ta historia? A w

przyszłości synom jego synów? Czy krew prawdziwego cielca

naprawdę wykupywała Aarona, który zgrzeszył, tworząc

bożka?

Trzeba było złożyć więcej ofiar. Złożywszy ofiarę

prze¬błagalną za siebie, Aaron będzie gotów złożyć z

kolei ofiarę całopalną, następnie zaś ofiary za lud.

Młody byczek szarpał się na sznurze, kopiąc Aarona. Aaron

myślał, że zemdleje z bólu, utrzymał się jednak na

nogach; jego syno¬wie chwycili zwierzę mocniej i Aaron

zabił je. Później zabił z kolei barana. Widok i zapach

krwi, okropne odgłosy wydawane przez umierające zwierzęta

- wszystko to spra¬wiało, że Aaron nabrał wstrętu do

grzechów, które spro¬wadzają śmierć. Podziękował Bogu za

to, że pozwolił, aby te biedne zwierzęta zastąpiły

każdego z Izraelitów, wszyst¬kich mężczyzn, kobiety i

dzieci. Wszyscy bowiem grze¬szyli. Nie było nikogo, kto

mógłby stanąć przed Panem z czystym sercem.

background image

Dłonie Aarona były teraz umazane krwią, skapy-wała także

z rogów i boków ołtarza. Aarona bolały ręce, ale uniósł

przed Panem mostki i prawe łopatki zabitych zwierząt i

wykonał nimi gest kołysania na znak, że składa ofiary.

Kiedy już złożył wszystkie, podniósł zbolałe ręce w

stronę ludu i pobłogosławił go. Zszedł, a później razem z

Mojżeszem weszli do przybytku.

Aaron słyszał pulsującą w skroniach krew, poczuł skurcz w

żołądku. Z ulgą myślał o tym, że gruba zasłona oddziela

go od Pana; wiedział, że gdyby kiedykolwiek zobaczył

Boga, umarłby. Nawet jeśli obmyłby się we krwi cieląt i

baranków, i tak nie zmyłaby całego jego grzechu. Modlił

się za siebie samego i za lud. Wreszcie obaj z Moj¬żeszem

wyszli z przybytku i pobłogosławili Izraelitów.

Powietrze wokół znowu stało się jakby inne. Aaron

wstrzymał oddech, czując potężny, bezgłośny ruch wokół

siebie. Wtedy chwała Pana ukazała się całemu ludowi.

Od Pana wyszedł ogień, który strawił ofiarę całopalną

razem z częściami tłustymi na ołtarzu. Widząc to, cały

lud krzyknął ze strachu.

Aaron był grzeszny, tak samo jak drżący, przepełnieni

lękiem ludzie w pobliżu niego, a jednak Pan przyjął ich

ofiary!

Z tą myślą Aaron wydał radosny okrzyk i płacząc z ulgi,

upadł na twarz przed Panem.

Lud poszedł w ślady swojego arcykapłana.

Aaron przyzwyczaił się do pełnionej posługi. Co dzień

składano ofiary, o świcie i o zmierzchu. Ofiara całopalna

pozostawała na palenisku, na ołtarzu, płonąc przez całą

background image

noc, aż do rana. Aaron nosił swoje szaty podczas

skła¬dania ofiar, potem przebierał się w inne szaty i

wynosił popiół poza obóz. „Ogień na ołtarzu będzie stale

płonąć - nigdy nie będzie wygasać" - powiedział Pan.

Aaron dbał więc, żeby ogień nie wygasł.

Nie był jednak wolny od niepokoju, nocami śniły mu się

ogień i krew. Nawet kiedy był czysty, czuł zapach dymu i

krwi. Śnili mu się także ludzie wrzeszczący jak zarzynane

zwierzęta - w swoich snach nieprawidłowo wykonywał

powierzone mu obowiązki i przez to nie był w stanie

uspokoić gniewu Pana. Jeszcze bardziej przera¬żało go to,

że ludzie wciąż grzeszyli; wiedział o tym. Setki ludzi

czekały w kolejce, zanosząc skargi do członków

starszyzny; Mojżesz wciąż był zajęty, to jedną, to drugą

sprawą. Ludzie chyba nie potrafili żyć ze sobą w pokoju.

W ich naturze leżały kłótnie, spory i walki o wszystko,

co w jakikolwiek sposób zmniejszało ich stan posia¬dania

albo ich ograniczało. Nie ośmielali się podawać w

wątpliwość woli Boga, ale bez końca podważali zdanie Jego

przedstawicieli. Lud nie różnił się od Adama i Ewy

-

chciał tego, czego mu zabraniano, niezależnie od

tego, jak wielkie szkody by mu to przyniosło.

Aaron starał się umacniać swoich synów.

-

Musimy być dla ludu żywymi przykładami prawo¬ści —

mawiał.

-

Nikt nie jest bardziej prawy od ciebie, ojcze -

odpo¬wiedział mu któregoś razu Nadab. Pochlebstwo syna

sprawiło Aaronowi przyjemność, ale tylko na chwilę.

Zwalczył ją, ponieważ wiedział, jak szybko pycha niszczy

ludzi. Czyż to nie ona stała się przyczyną klęski faraona

background image

i całego Egiptu?

-

Mojżesz jest bardziej prawy - odpowiedział Aaron.

-

Nikt nie jest też pokorniejszy od niego.

-

Mojżesz zawsze znika w Namiocie Spotkania!

-

rzucił Abihu, jeżąc się. - A ty - gdzie jesteś,

ojcze? Na zewnątrz, służąc ludziom.

-

Moim zdaniem mamy więcej pracy niż inni - mruk¬nął

Nadab, opierając się wygodnie na poduszce. - Kiedy

ostatni raz któryś z naszych kuzynów choćby ruszył

palcem, żeby nam pomóc?

-

Eliezer i Gerszom doglądają swojej matki - zauwa¬żył

cicho Eleazar, podnosząc wzrok znad zwoju. Zmar¬szczył

brwi.

-

To zajęcie dla kobiety! - parsknął pogardliwie Nadab,

nalewając sobie kolejną porcję wina.

-

Czy nie myślisz, że już dość się napiłeś? - spytała

Miriam, stając nad nim.

Nadab zerknął tylko na nią, a potem wyciągnął rękę z

czarą. Abihu napełnił ją i wreszcie odwiesił bukłak z

resztą wina. Napięcie, które zapanowało w namiocie, nie

podobało się Aaronowi.

Każdy z nas został powołany do swojej służby —

przypomniał. — Mojżesz słyszy głos Boga i przynosi nam

Jego polecenia. Naszym zadaniem jest je wykonywać. Pan

obdarzył nas wielkim zaszczytem, pozwalając nam...

Tak, tak — przerwał Nadab, kiwając głową. — Wiemy,

ojcze. Ale to jest nudne, codziennie robić to samo, o

świcie i o zmierzchu, i jeszcze wiedzieć, że będzie się

to robiło do końca życia.

Aarona oblało gorąco, potem zaś poczuł jakby ukłu¬cie

background image

zimna.

-

Nie zapominaj, komu służysz! - ostrzegł. Spojrzał na

Nadaba, potem na Abihu, wreszcie na dwóch młod¬szych

synów, którzy siedzieli w milczeniu, pospuszczaw-szy

głowy. Czy Eleazar i Itamar mieli podobne odczucia jak

ich starsi bracia? Aaron czuł, że koniecznie musi ich

wszystkich ostrzec. - Musicie dokładnie wykonywać wolę

Pana — przypomniał. - Rozumiecie?

Rozumiemy, ojcze... — odpowiedział Nadab, patrząc

jakoś dziwnie. — Będziemy oddawać cześć Panu każdym

naszym uczynkiem - dodał, zaciskając palce na czarze z

winem. - Tak jak zawsze robiłeś' ty. - Dopił wino, wstał

i wyszedł z namiotu. Abihu ruszył za nim.

-

Nie powinieneś im pozwalać mówić do ciebie w taki

sposób, Aaronie - odezwała się Miriam.

-

Co w takim razie proponujesz? — odezwał się Aaron,

rozzłoszczony, zerkając na nią z ukosa.

-

Pociągnij jednego z drugim za ucho! Wychłoszcz ich!

Zrób coś! Każdemu z tych dwóch wydaje się, że jest

bardziej prawy od ciebie.

Aaron był w stanie wymienić parunastu mężczyzn bar¬dziej

prawych od niego, począwszy od Mojżesza oraz jego

pomocnika, Jozuego.

-

Kiedy przemyślą to wszystko dłużej, wróci im rozum

skwitował.

-

A jeśli nie?

-

Daj spokój, kobieto! Mam dość zmartwień bez twojego

ciągłego nagabywania!

-

Nagabywania? Zawsze chodzi mi o twoje dobro!

-

wypaliła Miriam, odsłaniając część namiotu

background image

przezna¬czoną dla kobiet. Weszła tam i opuściła zasłonę.

Zapadła cisza, ale nie spokój. Aaron wstał.

-

Mamy swoje zadania do wykonania - rzucił. Odczu¬wał

ulgę, że nadszedł już czas powrotu do przybytku. W jego

namiocie nie było spokoju.

-

Już idziemy, ojcze - odpowiedział Eleazar, podno¬sząc

się. Wyciągnął rękę, żeby pomóc wstać Itamarowi.

Aaron zaczekał na dwóch młodszych synów, pusz¬czając ich

przodem.

-

Widzę, że rzeczywiście jesteście gotowi -

skomento¬wał, wychodząc za nimi z namiotu i opuszczając

klapę.

-

Powinieneś jakoś wpłynąć na Nadaba i Abihu, ojcze -

odezwał się Eleazar, krocząc obok niego.

-

Czy twoją rolą jest przemawianie przeciwko twoim

braciom? - upomniał go Aaron.

-

Mówię to dla ich dobra.

Aaron, Eleazar i Itamar przystąpili do wypełniania

kapłańskich obowiązków. Aaron myślał z troską o sło¬wach

Eleazara. Gdzie podziewali się Nadab i Abihu? Nie

rozumiał swoich starszych synów. Przebywanie w

przedsionku Pana sprawiało mu ogromną radość, nie pragnął

być w tym momencie nigdzie indziej. Powo¬łaniem Mojżesza

było stawać przed samym obliczem Pana, zaś Aarona

napełniało radością przebywanie w pobliżu Boga. Dlaczego

jego dwaj starsi synowie nie mogli odczuwać tak samo?

Nagle przeraził go śmiech. Któż to ośmielał się recho¬tać

na dziedzińcu przybytku? Odwrócił się i zobaczył przy

bramie Nadaba i Abihu. Ubrali się w kapłańskie szaty,

trzymali w dłoniach kadzielnice. Co oni wyprawiają?!

background image

Aaron ruszył w ich stronę, aby przywołać ich do porządku

stosownymi poleceniami, ale tymczasem Nadab wyciąg¬nął

zza swojej przepaski jakiś woreczek i sypnął w ogień

znajdującym się w nim proszkiem. Podniósł się żółty,

niebieski i czerwony dym - taki sam, jakiego egipscy

kapłani używali w pogańskich świątyniach.

-

Nie!!! - krzyknął Aaron.

-

Uspokój się, ojcze; składamy tylko hołd naszemu Bogu.

- Abihu uniósł kadzielnicę, a Nadab dosypał do niej

proszku.

Czy zamierzacie zbezcześcić święty przybytek

Boga?!...

-

„Zbezcześcić"? - drwił Nadab. - Jesteśmy kapła¬nami.

Możemy okazywać Bogu cześć w taki sposób, w jaki chcemy!

- Zbliżył się wyzywająco do ojca; Abihu poszedł w ślady

brata.

Stójcie! — powstrzymywał ich Aaron. Tymczasem zza

jego pleców wystrzelił jęzor ognia,

który uderzył Nadaba i Abihu w pierś, przewracając ich.

Aaron także runął na ziemię, słysząc straszliwe wrzaski

swoich starszych synów. Podniósł się z trudem na nogi i

zo¬baczył, że ogień pochłonął ich; krzyki ucichły w

mgnieniu oka. Ciała Nadaba i Abihu leżały tam, gdzie

jeszcze przed chwilą dumnie stali przed Panem, pełni

buty. Spaliły się tak, że już nie można było ich

rozpoznać.

Aaron wydał okrzyk rozpaczy, uniósł ręce i złapał za

materiał swojej szaty - ale w tym momencie czyjaś silna

ręka szarpnęła go za ramię.

Nie! — odezwał się ponurym głosem Mojżesz. — Nie

background image

będziecie zaniedbywać uczesania głowy i nie będziecie

rozdzierać szat, abyście nie pomarli i aby Pan nie

rozgnie¬wał się na całą społeczność — przykazał Aaronowi,

Elea-zarowi i Itamarowi.

Aaron zachwiał się, czując ból w piersi.

Mojżesz podtrzymał brata, łapiąc go za ramię.

-

Posłuchaj: wasi bracia, cały dom Izraela, będą

opłakiwać ten pożar, który Pan zapalił. Nie będziecie

odchodzić od wejścia do Namiotu Spotkania, abyście nie

pomarli, ponieważ olej namaszczenia Pana jest na was —

dokończył.

Aaronowi przypomniał się wtedy jeden z przepisów Prawa:

kapłanom nie wolno było dotykać ciał zmarłych.

-

To znaczą słowa, które wypowiedział Pan: „Okażę moją

świętość tym, co zbliżają się do Mnie, okażę chwałę moją

przed całym ludem" - wyjaśnił Mojżesz.

Aaron zwalczył łzy i powstrzymał krzyk udręki, choć bał

się, że się udusi. Pan jest święty, Pan jest święty! —

powtarzał w myśli, skupiając się na niej, aby trwać przy

Bogu. Eleazar i Itamar padli na twarz przed przybytkiem i

oddawali cześć Panu.

Mojżesz wezwał kuzynów Aarona, Miszaela i Elsa-fana, i

powiedział do nich:

-

Zbliżcie się! Wynieście swoich braci sprzed Miejsca

Świętego poza obóz!

Aaron patrzył, jak Miszael i Elsafan podnoszą zwęglo¬ne

ciała jego dwóch starszych synów i zabierają je sprzed

przybytku. Odwrócił się przodem do niego i nie oglą¬dał

się. Czuł ból w piersi i palenie w gardle. Czy Nadab i

Abihu trafią za swój grzech na śmietnik?...

background image

Wtedy usłyszał Głos, cichy i spokojny:

Kiedy będziecie wchodzić do Namiotu Spotkania, ty i

synowie twoi, nie będziecie pić wina ani sycery, abyście

nie pomarli!

-Aaronie... - Teraz odezwał się Mojżesz; Aaron próbował

słuchać jego poleceń. — Aaronie... — Aaron, Eleazar i

Itamar musieli pozostać na miejscu i dopełnić swoich

kapłańskich obowiązków. Trzeba było zjeść część ofiary

pokarmowej, która nie została spalona, i część kozła,

który stał się ofiarą przebłagalną. Aaron robił wszystko,

co polecił mu Mojżesz, jednak nie był w stanie jeść,

podobnie jak jego dwaj pozostali przy życiu synowie.

Teraz zapach spalonego mięsa przypra¬wiał ich o mdłości;

Aaron musiał zacisnąć zęby, żeby nie zwymiotować.

-

Dlaczego nie spożyliście ofiary przebłagalnej w

miej¬scu poświęconym? — odezwał się w pewnej chwili

Mojżesz, czerwieniejąc ze złości. — Przecież ona jest

rzeczą bardzo świętą. Pan dał ją wam, abyście zgładzili

winę społeczności, abyście przebłagali Go za nią. Krew

jej nie była wniesiona do Miejsca Świętego. A więc

winniście byli spożyć ją w Miejscu Świętym, tak jak mi

nakazano.

Aaron jęknął.

-

Oto dzisiaj oni złożyli ofiarę przebłagalną i ofiarę

całopalną przed Panem - odpowiedział, pokazując na dwóch

młodszych synów — i taka rzecz mnie spotkała!

- Przełknął, drżąc, i kontynuował, próbując opanować

przepełniające go uczucia: - Gdybym dzisiaj jadł ofiarę

background image

przebłagalną, czy Pan uznałby to za dobre?

Grzech czaił się tak blisko, czekał tylko, aż jego ofiarą

padnie kolejny członek rodziny Aarona - może on sam? Moi

synowie! - miał ochotę krzyczeć. Czy zapomniałeś, że dziś

zginęli dwaj moi synowie?! Zadławiłby się tylko mięsem

ofiary przebłagalnej, zanieczyszczając przybytek.

Dręczyły go w myślach słowa Nadaba, które nachodziły go

raz po raz przez cały dzień: „Oddamy cześć Panu na nasz

własny sposób, ojcze. Tak jak robiłeś ty".

Uczcił kiedyś Pana złotym cielcem i świętem na pogań¬ską

modłę...

Nawet po złożeniu tylu ofiar przebłagalnych Aaron czuł,

że ciążą mu popełnione grzechy. Gdyby tylko Pan zechciał

zetrzeć je na zawsze - myślał. Gdyby tylko...

Mojżesz patrzył na niego ze współczuciem. Nie mówił nic

więcej.

Kiedy Aaron i Mojżesz przebywali razem, Mojżesz

zaproponował Chobabowi, synowi Jetra, aby szedł z

Izra¬elitami do Ziemi Obiecanej.

— Pójdź z nami, a będziemy ci świadczyć dobro, bo¬wiem

Pan przyrzekł dobra Izraelowi — zachęcał. Chobab

postanowił jednak wrócić do Madianitów. Kiedy opuś¬cił

obóz, Aarona ogarnęło nieprzyjemne przeczucie, że jeszcze

się spotkają, ale jako wrogowie. Chobab wciąż rozbijał

namiot w pobliżu obozu Izraelitów. Aaron zasta¬nawiał

się, czy po prostu ich nie obserwuje, aby mieć oko na ich

słabości i wykorzystać je w sprzyjającym momencie.

- Mam nadzieję, że więcej go nie zobaczymy -mruknął.

Mojżesz spojrzał tylko na brata i Aaron umilkł. Moj¬żesz

background image

przeżył wiele lat z Madianitami i bardzo lubił oraz

szanował swojego teścia. Aaron miał nadzieję, że Mojżesz

nie myli się w ocenie postawy Madianitów i że nie będą

stanowili dla Izraelitów zagrożenia. A co zrobiłby

Mojżesz, gdyby nagle sytuacja zmusiła go do wyboru

pomiędzy lojalnością wobec Izraelitów a rodziny żony?

Wszak przez czterdzieści lat Madianici odnosili się do

niego z miłością i szacunkiem, włączając go nawet do

jednej ze swoich rodzin. Za to Izraelici wciąż

przyprawiali Mojżesza o nowe smutki, buntowali się,

uskarżali się bez przerwy, miał z nimi mnóstwo pracy -

tak wiele, że jak gdyby stał się ich niewolnikiem.

W owych dniach Aaron był pełen niepokoju. Martwił się o

zdrowie i siły Mojżesza, o jego rodzinę. Seforą była

bliska śmierci. Jedynym dobrem, jakie wypływało z jej

choroby, było to, że Miriam stała się teraz łagodniejsza,

często doglądała bratowej. Aaron obawiał się także o to,

czy prawidłowo wykonuje przepisy Prawa. Jak dotąd, raz po

raz się mylił. Studiował spisane przez brata prawa,

wiedząc, że pochodzą bezpośrednio od Boga. Jednak

czasami, kiedy był zmęczony, myślał o swoich dwóch

synach, którzy ponieśli śmierć, i wybuchał gwałtownym

płaczem. Kochał Nadaba i Abihu, mimo że wiedział

0

ich grzechach. Nie potrafił przezwyciężyć poczucia,

że ich zawiódł, bardziej niż oni zawiedli jego.

Lud znowu zaczął szemrać przeciw Panu, narzekając, że

jest mu źle. Ludzie zapominali chyba z dnia na dzień, co

Bóg dotąd dla nich zrobił. Marudzili z powodu każdej

niewy¬gody, jak dzieci. Ostatnio najwięcej kłopotów

sprawiało egip¬skie pospólstwo, które podróżowało wraz z

background image

Izraelitami.

-

Dość już mamy tej manny! Nie jemy nic innego! —

wołali Egipcjanie. — Któż da nam mięsa? W Egipcie

jedli¬śmy ryby, za darmo. I ogórki, i melony. Były takie

smaczne!

1

jeszcze pory, cebulę i czosnek — wspominali ludzie,

jeden przez drugiego. - Potraciliśmy apetyty, nie mając

do jedze¬nia nic poza manną!

Aaron nic nie odpowiadał, tylko zbierał swoją dzienną

porcję manny. Zbierał ją do miski, przyklęknąwszy.

Elea¬zar spoglądał chmurnym wzrokiem. Itamar odszedł

trochę dalej.

-

Może powinniście byli zostać w Egipcie! - wypaliła

Miriam, czerwieniejąc.

-

A może i powinniśmy byli! - odparła ze złością jakaś

kobieta.

-

Ryby i ogórki! - gderała Miriam. - Mieliśmy

szczꜬcie, że w ogóle aż do tej pory mamy co jeść.

Akurat tyle, żebyśmy mogli pracować.

-

A ja mam dość jedzenia codziennie tego samego.

-

Powinnaś być wdzięczna - pouczyła Miriam, prostu¬jąc

się. - Nie musisz pracować, aby zdobyć pożywienie!

-

A czy to nie jest praca? Co rano musimy klęczeć i

grzebać dookoła po ziemi, żeby nazbierać tych płat¬ków.

-

Gdybyśmy tak mogli jeść mięso! - rozmarzył się tym

razem na głos jakiś Izraelita.

-

Mamusiu, czy musimy znowu jeść mannę? - poskar¬żyło

się z kolei jakieś dziecko.

-

Niestety tak, moje biedactwo. Dziecko zaczęło płakać.

-

Oczywiście, że lepiej nam było w Egipcie! - oznajmił

background image

donośnie mężczyzna, tak aby Aaron dobrze słyszał.

-

Nic nie powiesz, Aaronie? - niecierpliwiła się

Miriam. — Co zamierzasz zrobić z tymi ludźmi?

Czego ona ode mnie oczekuje? - myślał Aaron. Czy mam może

przywołać z góry ogień? Znowu pomyślał o swoich zmarłych

synach i natychmiast poczuł ścisk w gardle. Mojżesz także

słyszał narzekania ludu. Widać było, że sprawiają mu

ogromną przykrość.

-

Nie powiększaj tylko zamieszania, Miriam - odezwał

się Aaron - bo jeszcze narobisz nam więcej kłopotów. -

Czuł się zmęczony otaczającymi go ludźmi.

-Ja sprawiam kłopoty?! Gdybyś słuchał tego, co mówiłam na

temat...

Aaron zerwał się i popatrzył gniewnie na siostrę. Czy ona

zdaje sobie sprawę, jaka czasami bywa okrutna i jak

bezmyślnie się nieraz zachowuje? Oczy Miriam

złagod¬niały.

-

Przepraszam - szepnęła, spuszczając głowę.

Aaron kochał siostrę, tylko czasami nie był w stanie z

nią wytrzymać. Podniósł miskę z manną i poszedł.

Zobaczył Mojżesza wychodzącego z przybytku. Pod¬szedł do

niego i zagadnął:

-

Wyglądasz na zmęczonego...

-

Jestem zmęczony - przyznał Mojżesz, kręcąc głową.

-

Tak bardzo zmęczyły mnie wszystkie kłopoty, że

popro¬siłem Boga, aby mnie zabił, żebym nie patrzył

więcej na swoje nieszczęście.

-

Nie mów tak! - Czy Mojżeszowi wydawało się, że on,

Aaron, lepiej poradzi sobie z przewodzeniem ludowi? Broń

Boże, żeby Mojżesz umarł! Aaron już nigdy więcej nie

background image

chciał zostać przywódcą.

-

Nie musisz się martwić, bracie; Bóg się nie zgodził

uspokoił Mojżesz. — Pan polecił mi, abym zwołał

siedem¬dziesięciu mężów spośród starszych Izraela, o

których wiem, że są starszymi ludu i nadzorcami, i

przyprowadził ich do Namiotu Spotkania. Kiedy tam ze mną

staną, zstąpi Pan i przyda im ducha. Odtąd będą pomagać

nam prze¬wodzić ludowi Bożemu. Potrzebna nam pomoc. —

Mojżesz uśmiechnął się. - Jesteś starszy ode mnie,

bracie, i widać, że masz osiemdziesiąt cztery lata...

Aaron roześmiał się cicho; ogarnęła go ulga. Dwaj

mężczyźni nie mogą dłużej przewodzić sześciuset

tysią¬com, nie licząc kobiet i dzieci! To brzemię stało

się dla Mojżesza i Aarona nie do zniesienia.

-

Pan ześle także mięso — powiadomił Mojżesz.

-

Mięso? Skąd? — dziwił się Aaron.

-

Mięso - potwierdził jego brat. - Będziemy je

spoży¬wać przez cały miesiąc, aż nam przez nozdrza

wyjdzie i przejmie nas wstrętem; odrzuciliśmy bowiem

Pana.

Do przybytku podeszło tymczasem sześćdziesięciu ośmiu

starszych. Mojżesz kładł ręce na każdym spośród nich, a

wtedy duch Pański spoczywał na nich i wpadali w

uniesienie prorockie.

W międzyczasie nadbiegł młodzieniec i doniósł:

-

Eldad i Medad wpadli w obozie w uniesienie

proro¬ckie. Mojżeszu, panie mój, zabroń im!

-

Czyż zazdrosny jesteś o mnie? — odparł jednak

Moj¬żesz. - Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał

Pan Swego ducha!

background image

Aaron usłyszał odgłos wiatru wychodzącego z obłoku ponad

przybytkiem. Ciepły powiew uniósł jego brodę i

przy¬cisnął do jego ciała kapłańskie szaty. Potem uniósł

się, odda¬lił... Aaron powrócił do swoich obowiązków w

przybytku, ale od czasu do czasu zerkał na niebo, w

oczekiwaniu.

Od morza nadleciały przepiórki, tysiące przepiórek. Wiatr

przyniósł je i zrzucił wielką chmarą na obóz, aż pokryły

ziemię na dwa łokcie wysoko. Ludzie byli na nogach przez

cały dzień, przez noc i następny dzień, i zbierali

przepiórki. Ukręcali im szyje i odzierali ptaki z piór,

pragnąc jak najszybciej dostać się do mięsa. Niektó¬rzy

nie czekali nawet, aż przepiórki się upieką, tylko

zata¬piali w nich zęby, tak ogromnie byli ich spragnieni.

W końcu Aaron usłyszał jęki. Wiedział, co się dzieje.

Jęki zmieniły się w pełne bólu wycie. Ludzie pochoro¬

wali się, jeszcze w trakcie jedzenia. Poopadali na

kolana, skręcali się wpół, wymiotowali. Niektórzy po

krótkim czasie umarli, inni wciąż cierpieli, przeklinając

Boga za to, że dał im rzecz, której pożądali. Tysiące

Izraelitów okazało skruchę, wołając do Pana o

przebaczenie. Prze¬piórki nadlatywały jednak nieustannie,

dzień po dniu, zgodnie z obietnicą Pana; aż w końcu

ludzie pomilkli, przepełnieni bojaźnią Bożą.

Po miesiącu obłok uniósł się znad przybytku. Aaron wszedł

do Miejsca Najświętszego, zasłonił i spakował świecznik,

background image

stół chlebów pokładnych i ołtarz kadzenia. Rozłożono na

części Namiot Spotkania i przybytek. Wszystko spakowano.

Ludzie z pokolenia Lewitów ponie¬śli to, co przydzielił

im Pan. Na dany przez Mojżesza znak, dwaj mężczyźni

zadęli w trąby. Lud zebrał się.

-

Powstań, o Panie! - zawołał Mojżesz. - Rozprosz

Twoich nieprzyjaciół, niech Twoi wrogowie uciekają przed

Tobą!

Czterej mężczyźni podnieśli Arkę Przymierza. Mojżesz

kroczył na przedzie, spoglądając na Anioła Pańskiego,

który go prowadził. Lud opuścił miejsce, które nazwano

Kibrot-Hattawa, czyli „Groby Pożądania". Izraelici szli

dzień i noc, aż obłok zatrzymał się w Chaserot.

Mojżesz uniósł ręce na chwałę Boga i zawołał:

Powróć, o Panie, do niezliczonych tysięcy Izraela!

Postawiono Arkę Przymierza i rozłożono wokół niej

przybytek. Aaron poumieszczał poświęcone sprzęty

we właściwych miejscach; jego synowie oraz głowy

należących do pokolenia Lewitów klanów Gerszonitów,

Kehatytów i Merarytów pozawieszali zasłony na słupach;

ustawili także ołtarz całopalenia i kadź. Lud rozbił obóz

i odpoczął.

Aaron miał ochotę zamknąć oczy i chwilowo nie myśleć o

niczym więcej, jednak Miriam nie dawała mu spokoju, była

wyraźnie nieswoja.

-

Postanowiłam zaakceptować Seforę - oznajmiła, chodząc

w podnieceniu tam i z powrotem, zaczerwie¬niona od

emocji. — Doglądam jej od tak dawna, to ja spełniam jej

background image

podstawowe potrzeby... Nie docenia tego szczególnie,

nigdy nie próbowała nauczyć się naszego języka. Ciągle

korzysta z usług Eleazara jako tłumacza.

Aaron wiedział, dlaczego jego siostra jest smutna. Sam

także się zdziwił, kiedy Mojżesz zakomunikował mu, że

bierze sobie kolejną żonę. Aaron nie czuł się jednak

wówczas na siłach tego skomentować. Miriam nigdy nie

miała podobnych obiekcji, ale chyba jeszcze nie

rozma¬wiała o sprawie z Mojżeszem.

-

On potrzebuje żony, Miriam - odezwał się Aaron. -

Kogoś, kto byłby w stanie dbać o jego gospodarstwo

domowe.

-

Żony? A po co mu druga? Ma Seforę, i mnie do po¬mocy—

gderała Miriam. — Ja dbałam o jego gospodarstwo domowe —

dopóki do jego namiotu nie weszła ta Kuszytka. Na

początku doceniał moją pomoc. Do tego stopnia, że mogłam

doglądać jego żony! Sefora nie była już ostatnio w stanie

niczego zrobić bez pomocy A teraz, kiedy umiera, Mojżesz

wziął sobie kolejną żonę! Po cóż mu żona, w tym wieku?

Powinieneś był wybić mu z głowy to małżeństwo, zanim

wprowadził do swojego namiotu tę cudzoziemkę. Powinieneś

był coś powiedzieć, powstrzymać go przed popełnieniem

grzechu przeciwko Panu! Czy Mojżesz popełnił grzech?...

Byłem zbyt zdziwiony, kiedy Mojżesz mi o tym

powiedział - usprawiedliwił się Aaron.

Czy tylko zdziwiony?

-

Mojżesz nie jest taki stary, żeby nie potrzebował

kobiety.

Aaron sam czasami miał ochotę wziąć sobie drugą żonę, ale

po latach mediacji pomiędzy matką jego synów oraz Miriam

background image

doszedł do wniosku, że roztropniej było pozostać bez

grzechu!

-

Mojżesz rzadko spędzał czas z Sefora, a teraz ma

jeszcze tę kobietę... - perorowała Miriam, wyrzucając

ręce w górę. - Zastanawiam się, czy on słucha, co mówi

Pan. Jeśli musi mieć żonę - a nie wiem, dlaczego musi, w

jego wieku — powinien był wybrać sobie żonę spośród

kobiet z pokolenia Lewiego. Czyż Pan nie zakazał nam

zawierania małżeństw poza obrębem własnych pokoleń?

Widziałeś, jak bardzo inna od nas jest ta Kuszytka? Ona

jest czarna. Czar¬niejsza od wszystkich Egipcjan, jakich

w życiu widziałam!

Nowe małżeństwo Mojżesza rzeczywiście kłopotało Aarona -

choć nie z tych samych powodów, co Miriam.

Kuszytka, którą pojął za żonę Mojżesz, była wcześniej

niewolnicą jednej z Egipcjanek, spośród tych Egipcjan,

którzy wyszli wraz z Izraelitami ze swojego kraju. Pani

Kuszytki zginęła po tym, jak Aaron sporządził złotego

cielca, Kuszytka zaś podróżowała dalej z ludem Izraela. Z

tego co wiedział Aaron, kłaniała się Panu, ale...

-

Czemu tylko siedzisz i nic nie mówisz? -

niecierpli¬wiła się Miriam. - Jesteś sługą Pana, prawda?

Jego arcy¬kapłanem. Czy Bóg przemawiał tylko przez

Mojżesza? Czy nie kierował mną, kiedy mówiłam do córki

fara¬ona? Czy nie podpowiedział mi słów? Pan powołał

także ciebie, Aaronie; słyszałeś Jego głos, a Jego słowa

ogłaszałeś ludowi częściej niż Mojżesz! Nie pamiętam,

żeby Mojżesz kiedykolwiek okazał tak mało mądrości.

Aaron nie mógł wytrzymać, kiedy Miriam zachowy¬wała się w

podobny sposób. Znów czuł się jak mały chło¬piec, którym

background image

dyryguje starsza siostra. A miała żelazną wolę...

-

Powinnaś być zadowolona, że będziesz miała mniej

pracy - odparł tylko.

-

Zadowolona? Może bym i była, gdyby Mojżesz nie wziął

za żonę Kuszytki! Czy nie obchodzi cię, że przez to swoje

niezdrowe małżeństwo sprowadza grzech na nas wszystkich?

-

Cóż niezdrowego jest w jego małżeństwie?

-

I ty musisz mnie pytać?! - Miriam była naprawdę

rozzłoszczona. - Po prostu wyjdź, zajrzyj do jego namiotu

i spójrz na nią! Powinna wrócić do własnego narodu. Nie

należy do nas, a już tym bardziej nie powinna dostąpić

zaszczytu bycia żoną wyzwoliciela Izraela!

Aaron zastanawiał się, czy powinien porozmawiać z

Mojżeszem. Faktycznie odrzuciło go, kiedy Mojżesz

wprowadził do swojego namiotu niewolnicę, Kuszytkę,

pojmując ją za żonę. A może najpierw porozmawiać z

niektórymi ze starszych? — zastanawiał się. Co też ludzie

myślą o małżeństwie Mojżesza? Miriam na pewno długo nie

skrywała przed nikim swoich zapatrywań.

Aaron był pełen wątpliwości. Wcześniej Miriam próbo¬wała

ostrzec go w sprawie Nadaba i Abihu, nie posłuchał jej...

Czy teraz, nie słuchając jej po raz drugi i popierając

decyzję brata o nowym małżeństwie, popełniał kolejny

błąd?

Przyjdźcie wszyscy troje do Namiotu Spotkania.

Aaronowi ścierpła skóra na karku. Uniósł głowę,

prze¬pełniony lękiem przed usłyszanym Głosem. Miriam

wyprostowała się i zadarła nosa.

background image

-

Pan wezwał mnie do przybytku! - zakomunikowała z

pałającym spojrzeniem. - Z twojego wyrazu twarzy

odczytuję, że ciebie również. — Wyszła z namiotu, stanęła

na słońcu, obejrzała się i ponagliła: -1 cóż? Idziesz,

czy nie?

Mojżesz już czekał, zmieszany. Obłok wirował niewy¬soko,

skupiając się, schodził niżej.

Miriam podniosła wzrok, zaróżowiona z podniecenia.

Zaraz zobaczysz, Aaronie! — komentowała.

Aaron zadrżał, gdy słup obłoku stanął u wejścia

przy¬bytku. Z chmury odezwał się Głos:

Słuchajcie słów moich: Jeśli jest u was prorok, objawię

mu się przez widzenia, w snach będę mówił do niego. Lecz

nie tak jest ze sługą moim, Mojżeszem. Uznany jest za

wiernego w całym moim domu. Twarzą w twarz mówię do niego

— w sposób jawny, a nie przez wyrazy ukryte. On też

postać Pana ogląda. Czemu ośmielacie się przeciwko memu

słudze, przeciwko Mojżeszowi, żle mówić?

Słup gęstej mgły uniósł się z powrotem, i Aaron poczuł

się okropnie. Był grzesznikiem! Zwiesił głowę,

zawstydzony.

Miriam sapnęła nagle z przerażenia-jej twarz i dłonie

stały się białe od trądu; przypominało jej to trochę

skórę martwego noworodka. Jej ciało było na wpół

przeżarte chorobą. Opadła na kolana, krzycząc i posypując

głowę ziemią.

Aaron także krzyknął z przerażenia. Wyciągnął ręce do

Mojżesza.

background image

- Proszę Cię, Panie mój - odezwał się, drżąc - nie karz

nas za grzech, któregośmy się nierozważnie dopuś¬cili i

jesteśmy winni. - Był zdjęty strachem.

Mojżesz również się przeraził. Wołał już Boga, błaga¬jąc

Go, aby Miriam znowu stała się zdrowa.

Wówczas ponownie odezwał się Głos, słyszany przez każde z

ich trojga:

Gdyby jej ojciec plunął w twarz, czyż nie musiałaby się

przez siedem dni wstydzić? Tak ma być ona przez siedem

dni wyłączona z obozu, a potem może znowu powrócić.

Miriam padła na twarz przed Panem, rozpościerając chore,

białe ręce. Zaraz stały się znowu silne i smagłe, pokryte

zgrubiałą od lat ciężkiej pracy skórą. Wtedy Miriam

zbliżyła dłonie do stóp Mojżesza, ale nie doty¬kała go.

Aaron nachylił się ku niej, lecz ona cofnęła się

gwałtownie.

-

Nie możesz mnie dotykać! - Podniosła się z trudem i

odeszła parę kroków dalej. Trąd ustąpił, ale w ciem¬nych

oczach Miriam błyszczały łzy. Znów się zaczer¬wieniła,

tym razem z wielkiego wstydu. Zasłoniła twarz welonem i

skłoniła się Mojżeszowi.

-

Przebacz mi, bracie! Przebacz... - prosiła.

-

Och, Miriam. Moja siostro...

Aaron także czuł się przytłoczony wstydem. Powinien był

poradzić siostrze, żeby umilkła, żeby przestała

plotko¬wać—w ogóle, a już szczególnie na temat Mojżesza,

którego Bóg wybrał na wyzwoliciela Izraela. Zamiast tego

Aaron pozwolił, aby jej opinia wpłynęła na niego. Nabrał

wątpli¬wości, aż wreszcie przychylił się do jej

background image

stanowiska.

Tymczasem ludzie powychodzili z namiotów i obserwo¬wali

niemo scenę. Niektórzy zaczęli podchodzić bliżej.

-

Nieczysta! - ostrzegła Miriam, odbiegając poza obóz.

- Jestem nieczysta! - Ludzie ustępowali jej z drogi, jak

gdyby wciąż była trędowata. Niektórzy krzyczeli ze

strachu, czyjeś dzieci schowały się w namiocie matki. —

Nieczysta! — powtarzała Miriam, biegnąc dalej i

poty¬kając się z wrażenia. Nie upadła jednak.

Aaron poczuł ścisk w gardle. Czyjego przeznaczeniem było

zawieść Pana, a także Mojżesza, we wszystkim, co robił?

Gdy nie posłuchał siostry, Abihu i Nadab ponieśli śmierć.

Kiedy jej posłuchał - ciało Miriam pokrył trąd; a

wszystko z powodu jego nieprawidłowego osądu. To ja

powinienem żyć poza obozem! — myślał. Nie zważał na

zazdrość siostry. Przeciwnie, pozwolił na to, aby

opanowała i jego. Pozwolił, by Miriam wypowiedziała jego

własne ciche marzenia o przywództwie. Za każdym razem

kiedy próbował wystąpić naprzód, sprowadzał nieszczęście,

nie tylko na siebie, ale i na tych, których kochał.

-

Aaronie...

Delikatny ton głosu brata wzmógł jeszcze jego żal.

-

Dlaczego Bóg mnie oszczędził, skoro zgrzeszyłem

podobnie jak ona? — odezwał się Aaron.

-

Czy gdybyś i ty został dotknięty karą, odczuwał¬byś

równie głęboki żal, jak w tej chwili? - odpowiedział

Mojżesz. - Masz miękkie serce, Aaronie.

-1 głowę - mruknął Aaron, zerkając na brata. -Miałem

ochotę poddać się jej opiniom, Mojżeszu - przy¬znał. -

Zmagałem się ze swoją rolą starszego brata, który musi

background image

ustępować miejsca młodszemu. Nie chciałem czuć w taki

sposób, ale jestem tylko człowiekiem... Duma to mój wróg.

-

Wiem.

-

Naprawdę cię kocham, bracie.

-

Wiem.

-

A teraz Miriam cierpi, podczas gdy ja powrócę do

wykonywania obowiązków kapłańskich! — dodał Aaron,

zaciskając powieki.

-

Zaczekamy z wyruszeniem, aż minie siedem dni.

Poczekamy na Miriam.

Zanim słup ognia ogrzeje chłodne, nocne, pustynne

powietrze, cały naród izraelski będzie już wiedział, w

jaki sposób zgrzeszyłem ja i moja siostra — myślał Aaron.

Tymczasem zbliżała się pora złożenia wieczornej ofiary.

Panie, miej miłosierdzie nade mną — wzdychał w du¬chu

Aaron - albowiem ciążą mi moje grzechy!

Gdy siedem dni minęło i Miriam powróciła do obozu, słup

obłoku uniósł się i wyprowadził Izraelitów z Chase-rot.

Zatrzymał się na pustyni Paran, i tam ludzie rozbili

kolejny obóz, w Kadesz. Aaron, jego synowie oraz inni

Lewici ustawili Namiot Spotkania, poszczególne poko¬lenia

porozbijały namioty w przeznaczonych dla siebie miejscach

wokół niego. Każdy znał swoje miejsce i obo¬wiązki, więc

wszystko zostało szybko zrobione.

Mojżesz otrzymał od Pana kolejne polecenia. Podał

Aaronowi listę dwunastu mężów, po jednym z każdego z

pokoleń Izraela; nie licząc Lewitów, których obowiązki

skupiały się wokół oddawania czci Panu. Aaron posłał po

background image

nich, i Mojżesz wydał im w jego obecności instrukcje,

powtarzając zalecenia Boga.

-

Udajcie się do ziemi Kanaan i zbadajcie kraj, który

daje nam Pan - zaczął. Na twarzy Jozuego zagościło

podniecenie — on także został wybrany, jako

przedstawi¬ciel pokolenia Efraima, syna Józefa. Niektórzy

wydawali się przerażeni powierzonym im zadaniem. Nie

mieli zaopa¬trzenia, map ani doświadczenia w szpiegowaniu

nieprzy¬jaciela, badaniu jego silnych i słabych stron.

Większość z wyznaczonych stanowili młodzi ludzie, jak

Jozue, był jednak jeden starszy od pozostałych. Miał na

imię Kaleb i nie bał się tego, do czego wybrał go Pan.

Mojżesz przeszedł pomiędzy mężczyznami, kładąc kolejno na

ramieniu każdego swoją dłoń.

-

Idźcie przez Negeb, a następnie wstąpcie na góry —

mówił pewnym głosem. — Zobaczcie, jaki jest kraj, a

mianowicie jaki lud w nim mieszka, czy jest silny, czy

też słaby, czy jest liczny, czy też jest go mało. Jaki

jest kraj, w którym on mieszka: dobry czy zły, i jakie

miasta, w któ¬rych on mieszka: obronne czy bez murów?

Dalej, jaka jest ziemia: urodzajna czy nie, zalesiona czy

bez drzew?

Doszedłszy do Jozuego, Mojżesz przystanął. Uścis¬nął jego

dłoń i spojrzał mu w oczy, a potem puścił go i dodał na

zakończenie do wszystkich:

-

Bądźcie odważni i przynieście coś z owoców tej ziemi.

Każdego z wyruszających zaopatrzono w bukłak

z wodą. Podczas podróży nie będą otrzymywali manny od

Pana. Będą więc musieli jeść to, co zaoferuje im ziemia

Kanaan.

background image

Lud czekał na wyniki zwiadu.

Minął tydzień, potem drugi, i jeszcze jeden. Nadszedł

nowy miesiąc, a szpiedzy nie powracali. Jak daleko

zaszli?

zastanawiali się wszyscy. Czy napotkali na swojej

drodze opór? Czy niektórzy z nich zginęli? A może wszyscy

zostali pojmani i straceni? Co wtedy?

Aaron zalecał ludziom cierpliwość i pokładanie ufno¬ści w

Panu, który na pewno wypełni Swoją obietnicę. Modlił się

za dwunastu mężów, szczególnie często myśląc o Jozuem.

Wiedział, że Mojżesz darzy młodego przywódcę

szcze¬gólnymi względami. Często mówił o nim w głęboko

emocjonalny sposób.

-

Nie znam nikogo takiego jak on, Aaronie - powta¬rzał.

-Jozue całkowicie poświęcił się Panu. Nic nie jest w

stanie nim zachwiać.

Smutne, że dla odmiany synowie i brat Mojżesza tak często

zawodzili... Aaron nie czuł już zazdrości ani niechęci w

stosunku do Jozuego. Znał własne słabości, a poza tym

odczuwał ciężar przeżytych lat. Jeśli Izraelici mają

zostać bezpiecznie doprowadzeni do krainy, którą mieli

odziedziczyć, musieli wkrótce nastać nowi, młodsi

przywódcy.

-

Nadchodzą! Widzę ich! Nasi wysłannicy wracają!

rozległy się wołania.

Obóz wypełniły pełne podniecenia okrzyki; członko¬wie

poszczególnych rodzin otoczyli powracających, którzy byli

objuczeni płodami ziemi Kanaan. Jozue i Kaleb

prezentowali ze śmiechem niesioną przez siebie na drągu

pojedynczą gałąź krzewu winnego wraz z winogronami! Inni

background image

porozwiązywali koce, z których wysypały się jaskra-

woczerwone jabłka granatu i purpurowe figi.

-

Udaliśmy się do kraju, do którego nas posłałeś -

odezwał się Jozue, kierując swoje słowa do Mojżesza.

-

Jest to kraj rzeczywiście opływający w mleko i miód -

dodał Kaleb, unosząc z radością ręce — a oto jego owoce.

Mleko i miód... — myślał Aaron. Czyli są tam stada by¬dła

i kóz, a także kwitnące wiosną drzewa owocowe. Powinno

być więc również mnóstwo łąk i polnych kwia¬tów oraz

pełno wody.

Pozostali szpiedzy skupili się jednak na innych

aspek¬tach zbadanego kraju.

-

Lud, który w nim mieszka, jest silny — oznajmił

jeden.

-

Miasta są obwarowane i bardzo wielkie - dodał drugi.

-

Widzieliśmy tam również Anakitów - zakomuniko¬wał

trzeci.

Pomiędzy słuchaczami przeszedł szmer. Anakici byli bowiem

olbrzymami, nie znającymi strachu ani miło¬sierdzia

wojownikami.

-

Amalekici zajmują okolice Negebu - zameldował kolejny

wysłannik.

-

To tchórze, którzy atakują z tyłu i zabijają zbyt

słabych, żeby się bronić — skomentował Kaleb, odwracając

się.

-

A co z Chetytami? - dopytywano się. - To srodzy

wo¬jownicy...

-

Chetyci, Jebusyci i Amoryci mieszkają w górach —

odpowiedział któryś z mężczyzn.

-

Zaś Kananejczycy mieszkają nad morzem i nad brzegami

background image

Jordanu - zakończył inny.

-

Ten lud jest silniejszy od nas — oceniali

wysłan¬nicy.

-

Czy ktokolwiek jest silniejszy od Pana?! - zaperzył

się jednak Kaleb. — Trzeba ruszyć i zdobyć kraj — na

pewno zdołamy go zająć.

Aaron spojrzał na Mojżesza, ale ten nic nie mówił. Aaron

miał ochotę zawołać, że Pan przyobiecał Izraeli¬tom

zbadany właśnie kraj, i skoro tak, zadba o to, aby go

zdobyli. Nie był jednak na wyprawie i nie widział

wszyst¬kiego, o czym opowiadano. Poza tym był starcem, a

nie wojownikiem. Mojżesz zaś był wybranym przez Boga

przywódcą; dlatego Aaron czekał niespokojnie na decy¬zję

brata. Mojżesz odwrócił się jednak i schował się do

swojego namiotu.

-

Nie możemy uderzyć na ten lud! - upierało się kilku

szpiegów. — Są zbyt silni!

Kaleb poczerwieniał ze złości.

-

Kanaan to ziemia obiecana nam przez Boga! -

przy¬pomniał. — Czeka na nas, abyśmy objęli ją w

posiadanie!

-

Skąd możesz być taki pewien? - protestowali inni.

Czyż Bóg nie zabija nas, jednego po drugim, odkąd

wyszliśmy z Egiptu? Umieramy z pragnienia, głodu i od

plag! — Dziesięciu szpiegów odeszło, a lud podążył za

nimi.

-

Dlaczego Mojżesz nie przemówił w naszej obronie?

spytał Kaleb Aarona. — Czemu ty nic nie powiedziałeś?

-

Ja?... Ja jestem tylko jego rzecznikiem. Mojżesz

zawsze dowiaduje się o wolę Pana, a potem poucza mnie, co

background image

mam powiedzieć.

-

Pan już powiedział nam, jaka jest Jego wola w tej

sprawie - zauważył ze złością Kaleb. - Ruszajmy i

zdoby¬wajmy ziemię Kanaan! - Odszedł zamaszystym krokiem,

kręcąc głową.

Aaron zerknął na Jozuego. Ten zgarbił się i zacisnął

powieki, zrezygnowany.

-

Odpocznij, Jozue. Może jutro Pan powie Mojżeszowi, co

mamy zrobić — próbował go pocieszyć Aaron.

Następnego ranka do uszu Aarona doszły rozmaite plotki.

Na przykład taka, że zbadany kraj pożera swoich

mieszkańców. Ze wszyscy napotkani przez szpiegów ludzie

są wysokiego wzrostu. Że są pośród nich nawet olbrzymi,

przy których izraelscy wysłannicy czuli się jak

szarańcza! Że jeśli Izraelici ośmielą się wkroczyć do

ziemi Kanaan, zostaną zmiażdżeni jak robaki!

Lecz przecież Pan powiedział...

Nikt jednak nie słuchał tego, co powiedział Pan. Nikt w

to nie wierzył.

Zaczęły się szemrania:

-

Obyśmy byli pomarli w Egipcie albo tu na pustyni!

Czemu nas Pan przywiódł do tego kraju, jeśli mamy paść od

miecza? Nasze żony i dzieci staną się łupem

nieprzy¬jaciół! Czyż nie lepiej nam będzie wrócić do

Egiptu?

-

Egipt jest spustoszony - zauważył ktoś. - Nic tam po

nas.

-

Ale Egipcjanie boją się nas. Teraz dla odmiany oni

staną się naszymi niewolnikami!

-

Tak! Wracajmy do Egiptu! - wołano.

background image

-

Wybierzmy sobie wodza.

Aaron zobaczył wściekłość malującą się na twarzach ludzi.

Zaciskali pięści. Bał się - ale nie tyle ludu, ile tego,

co zrobi Bóg na widok otwartego buntu. Mojżesz padł

twarzą na ziemię przed całym zgromadzeniem Izraelitów;

Aaron poszedł natychmiast w jego ślady, kładąc się tuż

obok, aby w razie potrzeby osłonić ciało brata. Ich uszu

dobiegły krzyki Kaleba i Jozuego.

-

Kraj, który przeszliśmy celem zbadania go, jest

wspa¬niałym krajem! - wołali. - Jeśli nam Pan sprzyja, to

nas wprowadzi do tego kraju i da nam ten kraj, który

praw¬dziwie opływa w mleko i miód! Tylko nie buntujcie

się przeciwko Panu! Nie bójcie się też ludu tego kraju,

gdyż go pochłoniemy. Obrona od niego odstąpi, a z nami

jest przecież Pan. Zatem nie bójcie się go!

Słowa Jozuego i Kaleba rozwścieczały jednak tylko ludzi

coraz bardziej. W końcu zaczęły rozlegać się okrzyki, aby

ich ukamienować.

-

Kimże jesteś, że do nas przemawiasz, Kalebie?! -

wołano. — Jozue, chętnie poprowadziłbyś nas na śmierć!

-

Zabić ich!

Wrzaski rozdzierały powietrze; wtedy Aaron znowu poczuł

na plecach dziwne mrowienie. Podniósł wzrok. Pełna chwały

Obecność uniosła się w powietrze ponad Namiotem

Spotkania. Mojżesz wstał, odrzucił głowę w tył i uniósł

ręce. Ludzie zaczęli się rozbiegać, próbu¬jąc uciec do

namiotów; zupełnie jakby koźle skóry były w stanie

osłonić ich przed mocą Pana... Jozue i Kaleb pozostali na

miejscach, wicher szarpał ich brodami. Mojżesz wystąpił

naprzód.

background image

-

Egipcjanie słyszeli, że Ty ten naród wyprowadziłeś

Swą mocą spośród nich - odezwał się do Pana - i do¬nieśli

o tym mieszkańcom tego kraju.

Wysłuchaj jego modlitwy! — błagał tymczasem Boga w

myślach Aaron. Znowu padł na twarz. Pan zagroził, że

wytraci cały naród. Panie, Panie, wysłuchaj mojego brata!

-

Mieszkańcy tego kraju słyszeli, że Ty, Panie,

przeby¬wasz pośród tego narodu i bywasz widziany twarzą w

twarz — kontynuował z przerażeniem Mojżesz — że Twój

obłok stoi nad nim, że Ty wśród dnia idziesz przed nim w

słupie obłoku, a w nocy - w słupie ognistym. Gdy więc ten

naród wybijesz do ostatniego męża, narody, które o tym

posły¬szą, powiedzą o Tobie: Pan nie mógł sprawić, by ten

naród wszedł do kraju, który mu poprzysiągł, i dlatego

wytracił go na pustyni. Niech się okaże, Panie, cała

Twoja moc, jak przyobiecałeś mówiąc: Pan cierpliwy,

bogaty w życz¬liwość, przebacza niegodziwość i grzech,

lecz nie pozosta¬wia go bez ukarania, tylko karze grzechy

ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego

pokolenia. Odpuść więc winy tego ludu według wielkości

Twego miłosierdzia, tak jak znosiłeś ten lud od Egiptu aż

dotąd.

W końcu Mojżesz umilkł. Aaron uniósł głowę na tyle, żeby

zobaczyć, iż jego brat wciąż stoi, z rozpostartymi

ramionami i dłońmi wzniesionymi ku górze. Po długiej

chwili ręce Mojżesza opadły powoli. Wziął głęboki od¬dech

i westchnął przeciągle. Chwała Pana ponownie zstą¬piła na

przybytek i wypełniła go.

Po jakimś' czasie Aaron podniósł się i spytał:

-

Co powiedział Pan?

background image

Oprócz niego i Mojżesza przed Namiotem Spotkania

znajdowali się teraz tylko Kaleb i Jozue, obaj milczący i

przepełnieni lękiem.

-

Zbierz lud, Aaronie - odparł bezbarwnym tonem

Mojżesz. — Nie dam rady wydobyć z siebie tych słów więcej

niż raz.

Ludzie poschodzili się cicho, pełni napięcia i bojaźni,

wszyscy bowiem widzieli pełną chwały Obecność nad

przy¬bytkiem i poczuli gorąco Bożego gniewu. Przypomnieli

sobie poniewczasie, jak łatwo Pan może odebrać życie tym,

którzy buntowali się przeciwko Niemu.

Kiedy Mojżesz przekazywał ludowi Słowo Boże, w jego

głosie odbijał się echem gniew Pana.

-

Pan powiedział w taki sposób - zaczął Mojżesz. —

„Postąpię z wami według słów, któreście wypowie¬dzieli

przede Mną. Trupy wasze zalegną tę pustynię. Wy wszyscy,

którzy zostaliście spisani w wieku od dwudzie¬stu lat

wzwyż, wy, którzyście przeciwko Mnie szemrali, nie

wejdziecie z pewnością do kraju, w którym uroczy¬ście

poprzysiągłem wam zamieszkanie, z pewnością nie

wejdziecie — z wyjątkiem Kaleba, syna Jefunnego, i

Jozuego, syna Nuna. Wasze małe dzieci, o których

mówiliście, że będą wydane na łup, one wejdą i poznają

kraj, którym wyście wzgardzili. Jeśli zaś chodzi o was,

to trupy wasze legną na pustyni, a synowie wasi będą się

błąkali na pustyni przez czterdzieści lat, dźwigając

ciężar waszej niewierności, póki trupy wasze nie

zniszczeją na pustyni. Poznaliście kraj w przeciągu

czterdziestu dni; każdy dzień teraz zamieni się w rok i

przez czterdzieści lat pokutować będziecie za winy i

background image

poznacie, co to znaczy, gdy Ja się oddalę".

Lud wydał zbiorowy jęk rozpaczy.

-

Jutro mamy wyruszyć na pustynię! — zakończył Mojżesz.

Dwunastu mężów, których Mojżesz posłał na zbada¬nie

kraju, stało na przedzie, pośród zgromadzenia. Nagle

dziesięciu z nich zaczęło jęczeć z bólu. Padli na kolana,

potem poskurczali się w agonii i umarli na oczach

wszyst¬kich, w pobliżu wejścia wielkiego Namiotu

Spotkania, gdzie był przybytek Pana. Tylko Kaleb i Jozue

wciąż stali, cali i zdrowi.

Aaron wrócił do namiotu i zapłakał. Miał poczucie, że

znowu w jakiś sposób zawiódł. Czy gdyby od razu poparł

Jozuego i Kaleba, stałoby się inaczej? Czy słowa Pana

ozna¬czały, że nawet Mojżesz i on, Aaron, nie zobaczą

Ziemi Obiecanej? Miriam, Eleazar i Itamar próbowali go

pocie¬szyć, ale on wyszedł z namiotu i poszedł do

Mojżesza.

-

Byli już tak blisko... - mówił z wielkim smutkiem

Mojżesz. - Tak blisko wszystkiego, o czym marzyli.

-

Strach to wielki nieprzyjaciel.

-

Ale bojaźń Boża byłaby największą siłą tego ludu. W

Panu zwycięstwo!

Rankiem następnego dnia Eleazar wpadł nagle do namiotu.

-

Ojcze, chodź szybko! - wołał. - Część ludzi opusz¬cza

obóz!

-

Jak to „opuszcza"? - Aaron poczuł zimny dreszcz. Czy

owi ludzie nie są w stanie niczego się nauczyć?

-

Mówią, że idą do Kanaanu - wyjaśnił Eleazar. -Mówią,

background image

że widzą, iż zawinili, i że teraz są gotowi wyruszyć do

kraju, który obiecał im Pan.

Aaron wybiegł na dwór. Mojżesz dopadł już odcho¬dzących i

krzyczał do nich, żeby zawrócili.

-

Już za późno!—wołał. — Czemu przekraczacie rozkaz

Pana? To się wam nie uda! Nie idźcie, albowiem pośród was

nie ma Pana; rozgromią was nieprzyjaciele wasi.

Jozue, Kaleb i inni wierni Bogu także próbowali

powstrzymać grupę, zastępując idącym drogę.

-

Pan jest z nami, jesteśmy synami Abrahama —

prze¬konywali jednak tamci. - Bóg obiecał nam tę ziemię!

-Okazując zarozumiałość, odwracali się plecami do

Mojże¬sza, kierując się uparcie w stronę Kanaanu.

-

Odkąd odwróciliście się, aby nie iść za Panem, Pan

również nie jest z wami! — ostrzegał ich wciąż Mojżesz,

ale nie słuchano go. Ludzie wyruszyli na pewną zgubę.

Mojżesz westchnął ciężko i powiedział do pozostałych: —

Zwijajcie obóz. Każdy niech przystąpi do wyznaczonych mu

przez Pana obowiązków. Wyruszamy dziś.

Pan zamierzał poprowadzić Izraelitów z powrotem nad Morze

Czerwone. Kiedy byli tam wcześniej, sądzili, że raz na

zawsze pozostawili Egipt za sobą...

6

Nie minął dzień, kiedy ludzie zaczęli narzekać. Uwadze

Aarona nie uszły gniewne, pełne złości spojrzenia.

Gdzie¬kolwiek się znajdował, zapadała wokół niego ponura

cisza. Lud mu nie ufał. W końcu Aaron był bratem Mojżesza

i miał swój udział w decyzji o zawróceniu Izraela z drogi

background image

— powrocie do trudów, strachu i desperacji. Rozkaz wydał

sam Bóg, z powodu nieposłuszeństwa ludu, ale teraz ów lud

szukał kozła ofiarnego.

Izraelici wciąż buntowali się przeciwko Panu, a Aaron

miał poczucie, jak gdyby dźwigał na plecach coraz większy

ciężar ich grzechów. Opanowując strach, Aaron kroczył

pomiędzy ludźmi, starając się wypełniać obowiązki, które

powierzył mu Pan. Był za nie odpowiedzialny, i służyły

dobru narodu. Jednak naród Aaronowi za jego wysiłki nie

dziękował...

Powrócili tymczasem nieliczni z tych, którzy odłączyli

się i poszli do Kanaanu. Większa część spośród owych

Izraelitów zginęła z rąk Amalekitów i Kananejczyków.

Pozostali zostali przez nich rozproszeni aż do

miejsco¬wości Chorma.

— Tych dziesięciu szpiegów mówiło prawdę! — oceniali. -

Amalekici i Kananejczycy są zbyt silni, abyśmy ich

zwyciężyli!

Aaron wiedział, że to wszystko źle się skończy. Nie umiał

jednak nakierować serc ludu ku Bogu. Gdybyż tak ci

pokonani przez nieprzyjaciół potrafili dostrzec, że to

ich uparte niedowierzanie słowom Pana sprowadzało na nich

jedno nieszczęście po drugim!

Izrael został zawrócony z powodu swoich grzechów,

jednocześnie Bóg wciąż wyciągał ku Swojemu ludowi rękę,

za pośrednictwem Mojżesza. Gdy Aaron siadał z bratem i

słuchał słów Boga, rozumiał je jasno, ogarniały go jakby,

pełne spójności i miłości. Każde z licznych praw miało na

celu ochronę, umacnianie ludu, wyznaczanie mu kierunku

działania, nakierowywanie jego nadziei na Pana.

background image

Nawet składanie ofiar miało służyć konkretnemu ce¬lowi,

budować relację pomiędzy ludźmi a Panem. Ofiary całopalne

służyły zadośćuczynieniu za grzechy i okazy¬waniu Bogu

wierności. Ofiary pokarmowe z ziarna czy jego produktów

oznaczały okazywanie szacunku Panu, który darzył nimi

lud. Ofiary biesiadne - pojednania, były składane Bogu z

wdzięczności za pokój i przyjaźń, którą ofiarowywał

ludowi. Ofiary przebłagalne stanowiły jakby zapłatę za

grzechy nieuwagi; ofiary zadośćuczynie¬nia — za grzechy

przeciw Bogu i ludziom, rekompensatę za poniesione przez

nich cierpienia.

Każde święto było przypomnieniem miejsca, jakie Bóg

chciał zajmować w życiu ludzi. I tak, Święto Paschy

przypominało Izraelitom o wyzwoleniu ich przez Boga z

Egiptu. Siedmiodniowe Święto Przaśników - o tym, że

przestali być niewolnikami i rozpoczęli nowe życie.

Święto Tygodni obchodzone w pięćdziesiąt dni po

rozpoczęciu zbiorów miało przypominać o tym, jak Pan

zaopatruje Swój naród w żywność, miało być okazaniem Mu

radości i dziękczynieniem. Święto Trąb miało służyć

uwolnieniu radości i wdzięczności Bogu oraz oznaczać

rozpoczęcie nowego roku z Panem. Dzień Przebłagania

powodował zdjęcie grzechu z ludzi i całego narodu oraz

odnawiał przy¬jaźń ż Bogiem. Wreszcie siedmiodniowe

Święto Namiotów miało za cel przypominać przyszłym

pokoleniom o opiece i przewodnictwie, jakimi Pan darzył

Izraelitów podczas ich wędrówki przez pustynię; skłaniać

ludzi do ciągłego pokładania ufności w Bogu, także po

wielu latach.

Czasami Aaron czuł się zdesperowany. Tak wiele było do

background image

zapamiętania! Tyle praw, tyle świąt. Pan rządził każdym

dniem. Aaron cieszył się z tego, ale jednocześnie bał

się, że znowu zawiedzie - byłby to już czwarty raz. Jak

mógłby kiedykolwiek zapomnieć o złotym cielcu, o śmierci

swoich dwóch synów i o trądzie, który dotknął nagle

Miriam?

Jestem słaby, Panie. Umocnij mnie w wierze, jak Mojże¬sza

- modlił się. Daj mi uszy, abym słuchał, i oczy, abym

rozpoznawał Twoją wolę. Uczyniłeś mnie Swoim

arcyka¬płanem, pośród tego ludu. Obdarz mnie mądrością i

siłą, abym czynił to, co Tobie przyjemne!

Aaron świetnie zdawał sobie sprawę, że siła ludzkiej

wiary się zmienia. Kiedy był świadkiem cudu, postępował

zgodnie z wolą Bożą, przepełniony- pokorą i smutkiem. A

gdy zdawało się, że Bóg ukrył się na jakiś czas,

zaczy¬nały się wątpliwości. Ludzie zaczynali narzekać,

szerzył się sceptycyzm. Zdaje się, że wiara ludzi była

silna wtedy, kiedy odpowiadała ich celom, kiedy zaś

pojawiały się trud¬ności i wszystkich ogarniało napięcie,

szybko słabła. Cały czas była widoczna cudowna obecność

Boga — za dnia towarzyszył Izraelitom obłok, w nocy zaś -

słup ognia. Dawało to nadzieję na to, iż Pan doprowadzi

lud po wielu porażkach do zwycięstwa; ludzie stawali się

jednak coraz bardziej rozzłoszczeni, ponieważ nie

podobało im się, że zwycięstwo ma nastąpić dopiero w

odległej przyszłości.

Czy jakikolwiek naród poza Izraelitami słyszał głos Boga

przemawiającego z ognia i przeżył? Żaden inny bóg nie

wybrał sobie narodu i nie zaczął ratować go pośród

licznych trudnych prób, nie okazywał mu wielu znaków,

background image

cudów, nie zapewniał przewagi wojennej, nie okazywał

straszliwej mocy, nie wykonywał przerażających wyro¬ków.

Pan zaś czynił to wszystko na oczach Izraelitów.

A oni i tak narzekali!

Żeby zmienić serca tych ludzi, potrzeba by cudu

więk¬szego niż plagi czy rozdzielenie wód Morza

Czerwonego! — myślał Aaron. Nie cudu zewnętrznego, jak

padająca z nieba manna czy woda wytryskująca ze skały -

ale czegoś, co stałoby się wewnątrz ludzkich serc.

O, Panie, wypisałeś na kamiennych tablicach Prawo,

Mojżesz spisał Twoje słowa na zwojach — wzdychał Aaron,

modląc się. Czy owo Prawo kiedykolwiek zostanie zapi¬sane

w naszych sercach, abyśmy nie grzeszyli przeciw Tobie?

Przemień mnie, Panie. Odmień mnie, albowiem jest mi

gorąco, odczuwam zmęczenie i wszyscy otacza¬jący mnie

ludzie denerwują mnie; podobnie jak sytuacja, w której

przyszło mi żyć. Nienawidzę pustynnego pyłu, pragnienia,

ani bolesnego odczucia, że jesteś daleko...

Aaron obawiał się załamania. Przewidywał, że wkrótce

dojdzie do wojny Izraelitów z którymś otaczają¬cym ich

ludem. Jednak jeszcze bardziej doskwierała mu codzienna,

mozolna podróż przez pustynię. Każdy dzień przynosił nowe

wyzwania; jednocześnie wszystkie były do siebie podobne,

aż do znudzenia.

Już tu byliśmy, Panie! — wzdychał w duchu Aaron. Czy

kiedykolwiek będziemy postępować tak, jak powinniśmy?

Aaron siedział w namiocie Mojżesza, odpoczywając w

towarzystwie pokrewnego mu duchem brata. Tego dnia nie

mieli pracować. Nie będzie czytania zwojów ani

background image

wykonywania żadnych instrukcji. Marszu przez pustynię ani

zbierania manny. Całe sześć dni Aaron czekał na ów dzień

spokoju.

Jednak w obozie nastąpiło właśnie jakieś zamiesza¬nie.

Ktoś zaczął go wołać.

— Co znowu? — westchnął z niezadowoleniem, podno¬sząc się

z miejsca. Był szabat i wszyscy powinni odpo¬czywać.

Doprawdy, ludzie mogli dać jemu i Mojżeszowi spokój na

jeden dzień w tygodniu!

Mojżesz także wstał, zaciskając usta.

Przed namiotem zebrali się ludzie. Dwaj mężczyźni

przytrzymywali trzeciego.

-

Nie zrobiłem nic złego! - zawołał, próbując się

wyszarpnąć, trzymali go jednak mocno.

-

Ten człowiek zbierał drwa - rzucił oskarżenie jeden z

zebranych.

-

A jak mam rozpalić ogień i nakarmić rodzinę, bez

drewna?! - protestował.

-

Powinieneś był nazbierać potrzebną ilość wczoraj!

-

Przecież wczoraj cały dzień szliśmy. Nie pamiętacie?

-

Dziś jest szabat. Pan zabronił pracy w szabat!

-

Nie pracowałem. Zbierałem tylko drewno! Prawo jasno

wypowiadało się na ten temat, i Aaron

wiedział o tym, mimo to nie chciał osądzać oskarżanego

człowieka. Spojrzał na Mojżesza, w nadziei, że

natychmiast znajdzie on sprawiedliwe, a jednocześnie

pełne miłosierdzia rozwiązanie sytuacji. Mojżesz zamknął

jednak oczy, napiął się, zgarbił. W końcu popatrzył na

podsądnego.

background image

-

Pan mówi, że ten człowiek musi umrzeć - oznajmił. —

Cała społeczność ma go ukamienować, poza obozem.

-

Skąd wiesz, co mówi Pan?! — wrzeszczał nieszczęśnik,

szarpiąc się gwałtownie. — Czy Bóg przemawia do ciebie,

skoro nikt z nas Go nie słyszy?! - Popatrzył na

popychają¬cych go mężczyzn. — W niczym nie zawiniłem! —

upierał się. — Czy zamierzacie posłuchać tego starca?

Doprowadzi do śmierci was wszystkich, zanim mu przejdzie!

Aaron kroczył obok brata, nie podając w wątpliwość słów

Pana. Znał dziesięć przykazań. „Będziesz zważał na

szabat, aby go święcić, jak ci nakazał Pan, Bóg twój.

Sześć dni będziesz pracował i wykonywał wszelką twą

pracę, lecz w siódmym dniu jest szabat Pana, Boga twego".

Ludzie otoczyli pojmanego.

-

Pomóżcie mi, bracia! - wołał. - Mamo, nie pozwól,

żeby mi to zrobili! Nie uczyniłem nic złego, mówię wam!

Mojżesz podniósł jednak kamień. Aaron nachylił się i

poszedł w jego ślady, choć poczuł mdłości. Wiedział, że

popełnił w życiu większe grzechy niż człowiek, który

znaj¬dował się naprzeciw niego.

-

Teraz! - dał hasło Mojżesz, i na skazańca posypały

się ze wszystkich stron kamienie. Próbował się zasłonić,

ale nie miał szans. Jeden z kamieni uderzył go w skroń,

drugi prosto pomiędzy oczy. Opadł na kolana, zlany krwią,

wrzeszcząc i błagając o miłosierdzie. Jednak kolejny

kamień pozbawił go przytomności. Mężczyzna padł twarzą na

piach i leżał nieruchomo, podczas gdy inni zbliżyli się i

ciskali w niego kamieniami jeszcze mocniej, z krzykiem, a

także płaczem.

To hardość tego człowieka doprowadziła ich do tego, jego

background image

grzech oraz upór. Twierdził, że może robić, co chce,

kiedy chce. Gdyby ktokolwiek teraz odwrócił się i

od¬szedł, oznaczałoby to, iż opowiada się po jego

stronie, czyli oznajmia wszystkim, że można robić, co

tylko się chce, przed obliczem Boga. Każdy musiał zatem

wziąć udział w wykonaniu wyroku, aby poznać cenę grzechu.

Skazany umarł, a kamienie wciąż padały - każdy z członków

zgromadzenia rzucał po jednym - mężczyźni, kobiety,

dzieci. W końcu kamienie zasłoniły ciało.

Mojżesz westchnął ciężko.

-

Musimy stanąć na wzniesieniu — odezwał się do brata.

Aaron wiedział, co to oznacza: Pan polecił mu przekazać

ludziom Swoje słowa. Mojżesz i Aaron ruszyli więc na

pobli¬ski pagórek. Aaron stanął obok brata, wzniósł ręce

i zawołał: - Posłuchajcie słów Pana! - Odsunął się na

bok, podczas gdy ludzie zbliżyli się i spoglądali z

niepewnymi minami na Mojżesza. Dzieci zaczęły płakać i

tulić się do matek. Mężczyźni także wydawali się

pokorniejsi niż zwykle. Bóg nie godził się na grzech.

Zycie stało się ryzykowne.

Mojżesz rozpostarł ręce i oznajmił:

-

To mówi Pan: „Zróbcie sobie frędzle na krajach swoich

szat, wy i wasze potomstwo, i do każdej frędzli użyjcie

sznurka z fioletowej purpury. Dla was będą te frędzle, a

gdy na nie spojrzycie, przypomnicie sobie wszyst¬kie

przykazania Pana, aby je wypełnić - a nie pójdziecie za

żądzami swego serca i oczu, przez które plamiliście się

niewiernością — byście w ten sposób o wszystkich moich

przykazaniach pamiętali, pełnili je i tak byli świętymi

wobec swojego Boga. Jam jest Pan, Bóg wasz, który was

background image

wyprowadził z ziemi egipskiej, aby być waszym Bogiem. Jam

jest Pan, wasz Bóg".

Ludzie zaczęli się powoli rozchodzić, z pospuszcza-nymi

głowami.

Na twarzy Mojżesza było widać napięcie, złość, jego oczy

zwilgotniały.

-

Ludzie słuchają słów Pana - próbował go pocieszyć

Aaron. — Nie rozumieją ich jeszcze tylko.

-

Nie, Aaronie — zaprzeczył Mojżesz, kręcąc głową. -

Rozumieją, lecz i tak sprzeciwiają się Bogu. - Odrzucił

gło¬wę w tył, zamykając oczy. — Czyż nie nazywamy się

Izra¬elem? Jesteśmy ludem, który zmaga się z Bogiem!

-

A On i tak nas wybrał...

-

Nie napełniaj się z tego powodu dumą, bracie. Bóg

mógłby zamienić te oto skały w ludzi, i pewnie byliby mu

bardziej posłuszni. Nasze serca są twarde jak kamienie,

jesteśmy bardziej uparci od mułów. Nie, Aaronie. Bóg

wybrał sobie naród zniewolony rękami innych ludzi, aby

pokazać wszystkim ludom, że jest wszechmocny. To przez

Niego, dzięki Niemu żyjemy. Wziął sobie mnogie zastępy

niewolników i zamienił ich w naród ludzi wolnych, przed

Swoim obliczem; tak, żeby otaczające ludy poznały, iż On

jest Bogiem. A kiedy już ludzie się tego dowiadują, mogą

wybierać.

Co wybierać?! - zastanawiał się ze zdumieniem Aaron.

-

Czy masz na myśli, że Pan jest Bogiem nie tylko

na¬szego narodu? - spytał.

-

Pan jest jedynym Bogiem. Czyż nie udowodnił ci tego w

Egipcie?

-

Tak, ale... Czy to znaczy, że każdy może przyjść do

background image

Niego i stać się jednym z Izraelitów?

-

Wszyscy, którzy przeszli z nami przez Morze Czer¬wone

należą do naszej wspólnoty. Pan powiedział, że mamy

stosować takie same zasady dla Izraelitów, jak

cudzoziemców. Jest jeden Bóg. Jedno przymierze. I jedno

Prawo, które stosuje się do wszystkich.

-

Myślałem, że Bóg chciał wybawić jedynie nas i

po¬darować nam ziemię, która odtąd będzie do nas należała

- odpowiedział Aaron. - Tylko tego pragniemy - miejsca, w

którym będziemy mogli pracować i żyć w pokoju.

-

Owszem, Aaronie. Ziemia, którą przyobiecał nam Pan,

leży na skrzyżowaniu wszystkich wielkich szlaków

handlowych, otaczają ją potężne narody, pełno w niej

ludów silniejszych od naszego. Jak sądzisz, dlaczego Bóg

chce, abyśmy znajdowali się w takim właśnie miejscu?

Pytanie Mojżesza nie poprawiło i tak nienajlepszego

nastroju Aarona.

-

Żeby nas obserwować?

-

Żeby pokazać na naszym przykładzie, iż działa. Skoro

tak, powiedzieć, że Bóg nie jest Bogiem, znaczyło

zaprzeczyć i przeciwstawić się potędze, która stworzyła

niebo i ziemię.

Każdego dnia sytuacja zdawała się pogarszać. W końcu

przed Mojżeszem i Aaronem stanęła gniewna grupa

Izra¬elitów z Korachem na czele - Korachem, ich własnym

krewnym! Należał przecież do pokolenia Lewitów.

Spro¬wadził ze sobą Datana i Abirama, z innego pokolenia,

a ponadto dwustu pięćdziesięciu dobrze znanych Aaro¬nowi

mężczyzn, członków rady - których zadaniem było przecież

background image

pomaganie Mojżeszowi. Tymczasem okazało się, że domagają

się dla siebie większej władzy!

-

Dość tego, gdyż cała społeczność, wszyscy są

świę¬tymi i pośród nich jest Pan; dlaczego więc wynosicie

się ponad zgromadzenie Pana? — zapytał wyzywająco Korach.

Gdy Mojżesz to usłyszał, upadł na twarz; Aaron zrobił to

samo. Wiedział, czego chcą od nich ci ludzie, i że jest

wobec nich bezsilny. Jednak jeszcze bardziej przerażało

go to, co może zrobić w obliczu buntu Pan. Jednocześnie

Aaron nie zamierzał bronić swojej szczególnej pozycji;

wiedział, że jego wiara jest słaba, i że popełnił wiele

błędów.

-

Mojżesz robi z siebie naszego króla, a swego brata

mia¬nuje najwyższym kapłanem! — wołał ze złością Korach.

-

Czy tego chcemy?

-

Nie! — odkrzyknął Mojżesz, zrywając się z gniewem.

-

Rano da poznać Pan, kto do Niego należy, kto jest

święty i może zbliżyć się do Niego — oznajmił z

błyszczącym spoj¬rzeniem. -Jedynie temu, kogo wybrał,

dozwoli zbliżyć się do siebie. Tak uczynicie: niech

Korach i jego stronnicy wezmą kadzielnice swoje, niech

włożą do nich ogień i jutro położą w nie kadzidło przed

Panem. Kogo wybierze Pan, ten jest święty. Dosyć wam,

synowie Lewiego.

-

Dlaczegóż mamy zrobić tak, jak powiedziałeś?

-

odpowiedział zarozumiale Korach.

-

Słuchajcie, synowie Lewiego - grzmiał Mojżesz. -Czyż

nie dosyć wam, że Bóg Izraela wyróżnił was spośród

społeczności Izraela, byście się mogli zbliżać do Niego,

pełniąc służbę w przybytku Pana i stojąc przed

background image

społecz¬nością, by za nią pełnić swój urząd? Dozwolił ci

razem ze wszystkimi twoimi braćmi, Lewitami, zbliżać się

do siebie, a wy jeszcze się domagacie godności

kapłańskiej!

Złączyliście się przeciw Panu, ty i cała twoja zgraja;

kimże jest Aaron, że szemrzecie przeciw niemu?

Kimże jestem, że zostałem arcykapłanem?... — myślał

pokornie Aaron. Za każdym razem, kiedy próbował

przewo¬dzić ludowi, sprowadzał jedynie nieszczęście. Nic

dziwnego, że mu nie ufano. Dlaczegóż ludzie mieliby mu

ufać?

Panie, Panie, niech się dzieje wola Twoja! — modlił się

żarliwie.

Niech podejdą do mnie Datan i Abiram, pomówię z nimi!

- rozkazał Mojżesz.

Nie przyjdziemy! — odpowiedzieli jednak. — Czyż nie

dosyć tego, żeś nas wyprowadził z kraju opływającego w

mleko i miód, by nas wygubić na pustyni, ale jeszcze

chciał¬byś sobie przywłaszczyć władzę nad nami? Przecież

to nie jest kraj opływający w mleko i miód, gdzie nas

wprowadziłeś, ani nie dałeś nam jako dziedzictwa pól i

winnic. Sądzisz, że możesz tym ludziom odebrać oczy? Nie

przyjdziemy!

Mojżesz rozgniewał się bardzo, uniósł ręce i zawołał do

Pana:

-

Nie przyjmuj ich ofiary! Żadnemu z nich nie wzią¬łem

nawet osła i nikogo z nich nie skrzywdziłem.

-

Nie dałeś nam także tego, co obiecałeś! -

skomen¬tował ktoś z tłumu.

To nie moja własność, abym mógł wam ją dać!

background image

-

przypomniał.

Korach plunął na ziemię pod stopami Aarona.

-

Jutro stań ty ze swoimi stronnikami przed Panem

-

warknął Mojżesz, dygocząc z wściekłości - ty wraz z

nimi, a również i Aaron. Każdy niech weźmie swoją

kadzielnicę i włoży do niej kadzidło, i każdy przyniesie

swoją kadzielnicę przed Pana - razem dwieście

pięć¬dziesiąt kadzielnic. Także ty i Aaron przynieście

swoje kadzielnice. Niech Pan zdecyduje!

Aaron był zrozpaczony. Przygotował, co potrzebne. Czy

wszyscy ci ludzie zapomnieli o losie Nadaba i Abihu? -

myślał. Czy sądzą, że mogą przynieść własny ogień,

dosypać do niego własnych kadzideł i nie spotkać się z

gniewem Pana? Nie był w stanie zasnąć, wciąż myśląc o

tym, co mogło się zdarzyć następnego ranka.

A rankiem wziął swoją kadzielnicę i wdychając przy¬jemny

zapach kadzidła, stanął wraz z Mojżeszem u wej¬ścia

przybytku. Nadszedł także Korach, znowu zadziera¬jąc

nosa; przyszli z nim jego liczni stronnicy.

Powietrze jakby zgęstniało i ociepliło się, rozległ się

potężny szum. Aaron podniósł wzrok, i zobaczył unoszącą

się chwałę Pana, szekinę. Światło biło odeń we

wszyst¬kich kierunkach. Przybyli na miejsce ludzie

wstrzymali oddech, z drżeniem czekając na to, kogo

wybierze Pan. Cały tłum stał za Korachem.

Wówczas Aaron usłyszał Głos.

Odłączcie się od tej zgrai, gdyż ich nagle wytracę.

Bóg zamierzał zabić buntowników, tak jak uczynił z

background image

Nadabem i Abihu! Aaron krzyknął i padł na twarz przed

Panem, nie chcąc widzieć, jak cały naród zostanie

zniszczony przez ogień. Chyba wszyscy popierali Koracha!

Mojżesz także padł na twarz i modlił się żarliwie:

O Boże, Boże, od którego zależy życie wszystkich

istot: czy chcesz gniewem Swym ogarnąć całą społecz¬ność,

gdy tylko jeden zgrzeszył?

Ludzie rozmawiali nerwowo, rozglądając się, to znów

zerkając w górę. Cofali się...

Mojżesz podniósł się z trudem i zakrzyknął do

zgro¬madzenia:

Oddalcie się od namiotów tych bezbożnych mężów! -

Ruszył biegiem ku ludziom, rozpostarłszy ramiona, i

wołał: — Nie dotykajcie niczego, co do nich należy,

byście nie zginęli przez ich grzechy!

Nie słuchajcie go! — odezwał się Korach. — Każdy,

kogo widzicie stojącego z kadzielnicą w ręku, jest

święty!

Boże, przebacz im; oni nie wiedzą, co robią! - modlił się

Aaron, stojąc nieruchomo.

Ludzie nie zmienili się wcale! - myślał. Wciąż byli tacy

sami jak zawsze — zatwardziali, uparci, skłonni do

sprzeciwu. Zupełnie jak faraon, który za każdym razem,

kiedy Bóg podnosił Swoją rękę, zapominał o

niedogod¬nościach plag. Także i Izraelici zapominali o

łaskawości i darach Boga, kiedy tylko pojawiały się

trudności. Faraon trwał przy swojej dumie i egipskich

zwyczajach, i podob¬nie Izraelici wciąż tęsknili za

życiem podług własnych zachcianek. Pragnęli powrócić do

pełnego bożków kraju, który w przeszłości uczynił ich

background image

niewolnikami.

-

Czyż sam Bóg nie wybrał nas do rady, abyśmy

spra¬wowali rządy?! - krzyknął ktoś spośród buntowników.

-1 cóż uczynił dla was ten starzec? - wołał inny. -

Oka¬żemy szacunek Panu, prowadząc was do ziemi, którą

zdobył dla nas Bóg. Powrócimy do Egiptu, i tym razem my

będziemy panami!

-

Po tym poznacie, że Pan mnie posłał, abym te

wszyst¬kie czyny wykonał, i że to nie ode mnie wyszło —

przerwał Mojżesz. - Jeśli ci ludzie umrą śmiercią

naturalną i jeśli spotka ich los taki jak innych ludzi,

wtedy Pan mnie nie posłał. Gdy jednak Pan uczyni rzecz

niesłychaną, gdy otwo¬rzy ziemia swoją paszczę i

pochłonie ich razem ze wszyst¬kim, co do nich należy, tak

że żywcem wpadną do szeolu, wówczas poznacie, że ludzie

ci bluźnili przeciw Panu.

Jeszcze gdy kończył mówić te słowa, ziemia zadrżała

potężnie. Zupełnie jakby Pan zamierzał strzepnąć kurz z

koca! - pomyślał Aaron, podnosząc się. Rozstawił szeroko

nogi, żeby nie upaść, i ściskał mocno kadziel¬nicę. Skały

pękły tymczasem z hukiem i pojawiła się wielka

rozpadlina. Korach poleciał z wrzaskiem w dół, do

ziejącej w ziemi dziury, podobnie jak ludzie, którym

przewodził. Wpadł także w głąb przepaści jego namiot,

wraz z jego żoną, drugorzędnymi żonami i sługami.

Wszyscy, których Pan uznał za winnych, wpadli żywcem w

przepaść. Ich przerażające wrzaski sprawiły, że stojący

wokoło Izraelici uciekli, wołając:

-

Uciekajmy! Szybko! By też i nas ziemia nie połknęła!

Rozpadlina zamknęła się wówczas, gasząc okrzyki agonii.

background image

Zaś zaraz potem wystrzelił ogień od Pana i po¬chłonął

dwustu pięćdziesięciu mężów, którzy ofiarowali kadzidło.

Po krótkiej chwili pozostały po nich tylko tlące się

szczątki. Padli tam, gdzie stali, i zginęli tak samo jak

Nadab i Abihu. Sczerniałe palce ściskały wciąż

kadziel¬nice, które z brzękiem uderzyły w ziemię,

powysypywało się z nich kadzidło.

Aaron pozostał sam przy wejściu do przybytku, a

ka¬dzielnica pozostała w jego ręku.

Mojżesz zawołał tymczasem jego syna, Eleazara.

Zbierz kadzielnice z pogorzeliska — rozkazał mu. -

Przekujcie je na cienkie blachy - na pokrywę ołtarza.

Teraz będą dla Izraela znakiem ostrzeżenia,

przypomnie¬niem, by nikt niepowołany, kto nie należy do

potomstwa Aarona, nie ważył się zbliżać celem spalenia

kadzidła przed Panem, aby nie stało się z nim to, co

stało się z Korachem i jego zgrają.

Przez całą noc Aaron słyszał odgłosy młota uderzającego w

brąz. Jego syn posłuchał słów Pana. Aaron modlił się

przez długie godziny. Niech się dzieje wola Twoja,

Panie... Bądź wola Twoja... Łzy spływały strumieniami na

jego brodę.

Aaron usłyszał pełne złości krzyki; z początku wyda¬wało

mu się, że jeszcze śni. Przetarł twarz, niewyspany i

wyczerpany. Nie spał. Aż jęknął, kiedy rozpoznał głosy

Datana i Abirama.

Mojżesz i Aaron wytracili lud Pana! — wołali.

Czy ludzie nigdy się nie zmienią? Niczego nie mogą się

nauczyć?! - myślał Aaron. Wstał szybko, podobnie uczynili

background image

Eleazar i Itamar. Udał się do przybytku, gdzie spotkał

się z Mojżeszem.

-

Co robimy? - spytał Aaron, widząc zbliżającą się

ciżbę.

-

Wyście wytracili lud Pana! - wołał rozwścieczony

tłum.

-

Korach był Lewitą, jak wy, a wyście go zabili!

-

Lewici są sługami Pana!

-

Wybiliście ich!

-

Nie zadowolicie się, dopóki wszyscy nie pomrzemy!

Obłok okrył Namiot, i ukazała się chwała Pana.

-

Chodź ze mną, Aaronie - powiedział Mojżesz,

podcho¬dząc do przybytku. Aaron dołączył do brata i

zadrżał, słysząc w sercu głos Pana. Padł na twarz,

rozpościerając ręce.

Oddalcie się od tej społeczności, bo chcę ten lud

wytra¬cić w jednej chwili.

Cóż będą mówić narody, jeśli Pan nie był w stanie

zaprowadzić Swojego ludu do ziemi, którą mu

przyobie¬cał?! - zastanawiał się Aaron.

Tymczasem rozległy się wrzaski ludzi.

-

Weź kadzielnicę, włóż do niej ognia z ołtarza i rzuć

kadzidła, a idź prędko do ludu, by dokonać nad nim

prze¬błagania, bo Pan rozgniewał się i już zaczyna się

plaga — polecił Mojżesz. Aaron podniósł się więc i ruszył

przed siebie tak szybko, jak tylko pozwalały mu na to

jego nogi starca. Oddychając z trudem, złapał kadzielnicę

background image

i podbiegł do ołtarza, a następnie nałożył do kadzielnicy

rozżarzonych węgli. Ręce mu się trzęsły. Ludzie umierają!

- myślał.

Tysiące ludzi padło na twarze, wołając do Pana, a także

do Mojżesza i Aarona:

-

Panie, zmiłuj się nad nami! Zlituj się! Ratujcie nas,

Mojżeszu, Aaronie!

Muszę się spieszyć! - myślał Aaron. Nałożył kadzidła,

odwrócił się, a potem sapiąc, z bijącym jak oszalałe

sercem i z bólem w piersi pobiegł między ludzi, którzy

padali i umierali. Uniósł wysoko kadzielnicę i zawołał:

-

Panie, zmiłuj się nad nami! Przebacz im, Panie. O,

Bo¬że, korzymy się przed Tobą! Wysłuchaj naszej modlitwy!

Datan i Abiram leżeli już martwi, ich wykrzywione twarze

były nieruchome. Wszędzie, gdzie Aaron spojrzał, padały

następne ofiary plagi.

Stanął więc pośród nich, wołając:

-

Ci, którzy są z Panem, stańcie za mną!

Ludzie ruszyli falą. Ci, którzy pozostali na miejscu,

padali dalej z krzykiem i ginęli. Aaron nie ruszał się z

miej¬sca, stojąc pomiędzy umarłymi a żywymi. Drżącą ręką

unosił wysoko kadzielnicę i modlił się.

Plaga ustała.

Oddech Aarona uspokoił się. Wszędzie widać było martwe

ludzkie ciała. Były ich tysiące. Niektóre leżały koło

osmalonych miejsc, gdzie zaledwie wczoraj spłonęli

poprzedni buntownicy. Ci, którzy przeżyli, ściskali się

nawzajem i płakali, myśląc o tym, co by było, gdyby to

ich pochłonął ogień albo zabiła plaga. Trzeba było

jeszcze powy-nosić ciała wszystkich zmarłych poza obóz i

background image

pochować je.

Zmęczony Aaron powrócił do wejścia przybytku, gdzie stał

Mojżesz. Aaron popatrzył w przerażone twarze wpatrzonych

w niego ludzi. Czyżby nazajutrz miał się rozpocząć

jeszcze jeden bunt? Dlaczegóż ci ludzie nie potrafią

dostrzec tego, że to nie ja jestem ich przywódcą? -

myślał. Nawet Mojżesz ich nie prowadzi. Przecież to Pan

wskazuje im drogę! Kiedyż to zrozumieją? To cudowna Boża

obecność miała zmienić ich w naród święty!

Panie, jestem wyczerpany! - modlił się. Ludzie

spoglą¬dają wyczekująco na mnie i Mojżesza, podczas gdy

sami jesteśmy tylko ludźmi. To Ty prowadzisz nas w głąb

pustyni. Nie chcę tam iść ani odrobinę więcej niż inni,

jednak wiem, że nie bez celu doświadczasz nas w taki

sposób.

Jak długo będziemy jeszcze walczyć przeciw Tobie? Jak

długo będziemy kłaniać się własnej dumie? Tak proste

zdaje się podnieść wzrok, nasłuchiwać — i żyć! Cóż

takiego jest w naszej naturze, że zmagamy się z Tobą tak

mocno? Postępujemy we własny sposób i umieramy, a mimo to

niczego nas to nie uczy. Wszyscy jesteśmy głupcami! Co

dzień toczę w sobie wewnętrzną bitwę.

Och, Panie, podniosłeś mnie z dołu z błotem i

rozdzie¬liłeś wody Morza Czerwonego! Przeprowadziłeś mnie

przez pustynię, i ani razu nie opuściłeś. A mimo to...

mimo to wątpię. Wciąż toczę w sobie bitwę, której końca

ani zwycię¬stwa aż dotąd nie widzę!

Ludzie chcieli, żeby pomiędzy nimi a Panem stanął ktoś

inny, ktoś bardziej wart tego, aby dokonywać pojednania

za pomocą ofiar. Aaron nie mógł winić za to ludu. Sam

background image

pragnął tego samego.

- Niech wódz każdego pokolenia przyniesie mi swoją laskę,

z wypisanym swoim imieniem - odezwał się nagle znowu

Mojżesz, przemawiając donośnie. - Na lasce Lewi¬tów

będzie imię Aarona. Położę owe laski w Namiocie Spotkania

przed Arką Świadectwa, i laska męża, którego obrał Pan,

zakwitnie. Kiedy poznacie, kogo Pan wybrał, ucichnie

wasze szemranie.

Wodzowie pokoleń przynieśli więc Mojżeszowi laski z

wypisanymi swoimi imionami. Razem było ich dwana¬ście.

Laska Aarona była tą samą, która niegdyś stała się wężem

przed obliczem faraona i połknęła węże egipskich

czarowników. Tą samą, którą kiedyś wyciągnął ponad Nilem,

a Bóg zamienił wtedy jego wody w krew; później zaś

sprowadził plagę żab. To tą laską Pan polecił Aaronowi

uderzyć w ziemię, sprowadzając plagę komarów.

Jutro wszyscy będą wiedzieć, czy moja laska jest po

prostu sękatą gałęzią akacji, na której wspieram się,

krocząc przez pustynię, czy też raczej symbolem władzy -

pomyślał Aaron, oddając bratu laskę. Jeśli Bóg zechce,

niech wybierze na arcykapłana kogoś innego, bardziej

wartościowego. W istocie, Aaron miał nadzieję, że

właś¬nie tak się stanie. Ludzie nie zdawali sobie sprawy,

jak wielkim brzemieniem jest funkcja arcykapłana.

Następnego poranka Mojżesz wezwał ludzi ponow¬nie. Unosił

wysoko wszystkie laski i oddawał je właści¬cielom. Na

żadnej nic nie wyrosło. Tylko laska Aarona wywołała

zbiorowy okrzyk podziwu. Nawet sam Aaron przyglądał się

jej, zdumiony. Na lasce nie tylko wyro¬sły liście, ale

także wypuściła pączki, zakwitła i wydała dojrzałe

background image

migdały!

-

Pan powiedział, że laska Aarona ma pozostać przed

Arką Świadectwa, jako znak przeciw zbuntowanym. To

powinno zakończyć wasze szemranie przed Panem, abyście

nie poginęli! - To powiedziawszy, Mojżesz wniósł laskę

Aarona z powrotem do przybytku i wyszedł z pu¬stymi

rękami.

-

Oto giniemy! - wołali ludzie, kuląc się i płacząc. -

Jesteśmy zgubieni, wszyscy jesteśmy straceni! Ktokolwiek

się zbliży do przybytku Pana, tak - kto tylko się zbliży

- umiera. Czyż wyginiemy doszczętnie?

Mojżesz i Aaron poszli do przybytku. Serce Aarona było

przepełnione współczuciem. Cóż mógł powiedzieć? Jakież

jego słowa mogłyby uczynić jakiekolwiek dobro? Jeden Bóg

wiedział, co przyniosą nadchodzące dni. Aaron wątpił, aby

droga Izraelitów miała być odtąd łatwiejsza do przejścia,

niż była do tej pory.

-

Módl się za nas, Aaronie! - błagali wciąż

zdespe¬rowani ludzie. — Mojżesju, proś o nasze życie!

Nawet stojąc za zasłoną, w cieniu Namiotu Spotkania,

Aaron słyszał płacz ludu. I on płakał z nim.

-

Bądźcie gotowi - polecił Aaron synom, dozorując ich.

- Musimy zaczekać na Pana. A w chwili gdy obłok się

podniesie, musimy szybko wyruszyć.

Kiedy wstało słońce, obłok podniósł się i rozciągnął

ponad obozem. Aaron przyglądał się mu i zobaczył, że

obłok się przesuwa.

-

Eleazar! Itamar! Chodźcie! - zawołał. Jego dwaj

syno¬wie ruszyli szybkim krokiem w stronę Namiotu

Spotkania. — Nie zapomnijcie o zasłonie!

background image

Eleazar i Itamar wzięli ciężką skrzynię i weszli za

Aaronem do Miejsca Świętego. Następnie zdjęli zasłonę

okrywającą i owinęli nią Arkę Świadectwa; później

poło¬żyli pokrowiec ze skóry diugoni, a na tym

rozciągnęli tkaninę całą z fioletowej purpury, wreszcie

założyli drążki, wsuwając je do złotych pierścieni.

Aaron próbował się uspokoić, gdyż pośpiech sprawiał, że

jego ruchy były niezdarne. Musiał przypomnieć sobie

szczegóły przygotowań do wymarszu. Na jego polecenie,

Eleazar i Itamar rozciągnęli tkaninę z fioletowej purpury

również nad stołem pokładnym; położyli na niej misy,

czasze, patery i dzbany dla ofiar płynnych; także chleby

znajdowały się na stole. Wszystko zostało przykryte

karmazynowa tkaniną, wreszcie pokrowcem ze skór diugoni,

na koniec synowie Aarona założyli drążki. Także i

świecznik został zakryty i owinięty tkaniną z fioletowej

purpury; razem ze szczypcami, naczyniami do knotów i

słojami na oliwę. Podobnie ołtarz kadzenia przykryto taką

samą tkaniną. Po oczyszczeniu ołtarza całopale¬nia z

popiołów i on został przykryty kapą, tym razem purpurową.

Synowie Aarona położyli na nim wszystkie jego przybory.

Kiedy już wszystkie sprzęty zostały przy¬gotowane do

drogi, Aaron skinął głową i kazał wezwać Kehatytów. Pan

przydzielił ich bowiem do noszenia świętych sprzętów.

Gerszonci byli natomiast odpowiedzialni za tkaniny

przybytku i sam Namiot Spotkania, łącznie z pokrow¬cami i

zasłonami. Meraryci — za deski przybytku i nale¬żące do

nich poprzeczki oraz słupy wraz z podstawami, dalej słupy

dziedzińca, paliki i powrozy namiotu oraz cały związany z

tym sprzęt.

background image

Obłok Pana wyruszył na czele Izraelitów, utrzymując się w

górze. Mojżesz podążył za Panem, z laską w ręku. Za

Mojżeszem kroczyli niosący Arkę Przymierza, później -

Aaron i jego dwaj synowie. Za nimi wreszcie szła cała

społeczność, ustawiona w odpowiedniej kolejności i

po¬rządku, podług pokoleń.

-Jak myślisz, ojcze, dokąd zaprowadzi nas Pan? -odezwał

się Eleazar, spoglądając na obłok.

- Tam, dokąd zechce.

Izraelici szli do późnego popołudnia, kiedy to obłok się

zatrzymał. Postawiono Arkę. Pod nadzorem Aarona

usta¬wiono z powrotem przybytek i wszystkie zasłony.

Aaron z synami poodwijali ostrożnie każdy ze sprzętów i

ustawili je na należnym miejscu. Eleazar zaopatrzył w

oliwę sied-mioramienny świecznik i przygotował wonne

kadzidło. O zmierzchu Aaron złożył ofiarę przed Panem.

Kiedy zapadła noc, stanął przy namiocie i zaczął

przy¬glądać się w świetle księżyca wypalonej ziemi. Z

trudem można było uznać ją za pastwisko, nie było też

wody. Wiedział, że wkrótce ponownie wyruszą.

Rankiem obłok podniósł się znowu i Aaron z synami znowu

przystąpili do pracy. Robili tak dzień po dniu, aż w

końcu wszyscy trzej pakowali wszystko szybko, wykonując

precyzyjne ruchy. Także i lud zbierał się teraz w

wyznaczone szeregi na pojedynczy dźwięk rogu.

Pewnego dnia Aaron spodziewał się wymarszu, ale obłok

pozostał na miejscu. Tak samo było następnego dnia, i

kolejnego.

Natomiast kiedy Aaron, Eleazar i Itamar uspokoili się i

stali się mniej czujni, obłok podniósł się kolejny raz.

background image

Wyruszywszy w dalszą drogę, Aaron przypomniał sobie

radosne świętowanie w czasie, gdy Izraelici opuszczali

Egipt. Teraz ludzie szli w milczeniu, ze stoickim

spoko¬jem, zaczynając wreszcie rozumieć, co oznaczała

zapo¬wiedź Boga, że będą błąkać się po pustyni tak długo,

aż wymrze pokolenie buntowników.

I znów lud mógł odpocząć.

Złożywszy wieczorną ofiarę, Aaron poszedł do Moj¬żesza.

Zjedli w milczeniu. Aaron spędził cały dzień w przybytku,

od świtu do zmierzchu wypełniając swoje obowiązki i

nadzorując pozostałych, aby postępowali tak, jak nakazał

Pan. Wiedział, że Mojżesz cały dzień rozstrzy¬gał

natomiast skomplikowane spory przedstawiając je

Panu. Wydawał się;zmęczony. Żaden z braci nie miał siły

się odezwać. Całe dnie spędzali na mówieniu.

-

Może zostaniemy tu na dłużej? - zagadnęła Miriam,

podając ciasteczka z manny. — Rośnie tu mnóstwo trawy,

jest woda.

Jednak kiedy tylko Aaron dopełnił obowiązku złoże¬nia

porannych ofiar, obłok wzniósł się znowu. Aaron przełknął

smutek i zawołał na synów, aby się pospieszyli; ci zaś

posłusznie wykonali wszystkie polecenia. Cały lud podążył

do namiotów, żeby przygotować się do drogi.

Tym razem Izraelici szli tylko pół dnia, a później

pozo¬stali na nowym miejscu przez cały miesiąc.

-

Ojcze, czy Bóg mówi ci wcześniej, kiedy wyru¬szymy? —

odezwał się pewnego razu Eleazar, idąc koło Aarona. Jego

oczy były wpatrzone w Arkę Przymierza.

Czy daje ci jakikolwiek znak, że czeka nas wymarsz?

-

Nie — odparł Aaron. — Nawet Mojżesz nie zna dnia ani

background image

godziny.

-

Czterdzieści lat! - westchnął Itamar, zwieszając

głowę.

Tak powiedział Pan.

-

Zasłużyliśmy na tę karę, bracie - przypomniał

Elea¬zar. - Gdybyśmy posłuchali Jozuego i Kaleba, zamiast

pozostałych, wówczas być może...

Aaron odczuwał tak głęboki smutek, że ledwie był w stanie

oddychać. Smutek był tak dojmujący, że w pew¬nym momencie

Aaron zdał sobie sprawę, iż musi on pochodzić od Boga.

Panie, Panie, czyż rozumiemy Twoje cele? - westchnął w

duchu. Czy zrozumiemy je kiedykolwiek?

-

To nie jest tylko kara, moi synowie - odezwał się

znowu.

-

Cóż jeszcze? - spytał Itamar, spoglądając mu w oczy.

Czym jest ta ciągła wędrówka?

-

Ćwiczeniem.

Itamar i Eleazar wyglądali na zdumionych. Eleazar chy¬ba

zaakceptował odpowiedź, ale Itamar pokręcił głową.

-

Chodzimy z miejsca na miejsce, jak nomadzi, którzy

nie mają domu... - ciągnął.

-

Spoglądamy na zewnętrzne przyczyny tej sytuacji i

zdaje nam się, że je rozumiemy, lecz zapamiętajcie,

syno¬wie moi: Bóg jest zarówno miłosierny, jak

sprawiedliwy

-

pouczał Aaron.

-

Nie rozumiem - przyznał Itamar, dalej kręcąc głową.

Jego ojciec westchnął głęboko, nie zwalniając kroku

ani nie przyspieszając. Patrzył prosto przed siebie, na

Arkę Przymierza i na Mojżesza.

background image

-

Przeszliśmy przez Morze Czerwone, ale przynieśli¬śmy

ze sobą Egipt - odpowiedział. - Musimy porzucić to,

jakimi ludźmi byliśmy, i stać się takimi, jakimi Bóg

chce, abyśmy byli.

-

Wolnymi - dopowiedział Eleazar.

-

Ja nie nazwałbym tego wolnością... - skomentował z

przekąsem Itamar.

-

Nie podawaj w wątpliwość wyroków Pana - ostrzegł

Aaron, zerkając na Itamara. - Jesteś wolny, lecz musisz

nauczyć się posłuszeństwa. Wszyscy musimy. Kiedy Bóg

wyprowadził nas z Egiptu, staliśmy się nowym narodem. I

narody dookoła obserwują nas. Cóż jednak uczynili¬śmy z

naszą wolnością? Zabraliśmy ze sobą nasze stare występki.

Musimy nauczyć się wyczekiwać na zlecenia Pana. Wy dwaj

musicie mnie z czasem zastąpić, i nie popełniać moich

błędów. Musicie nauczyć się mieć oczy i uszy otwarte,

wyruszać w drogę, kiedy Bóg da wam taki znak, nie

wcześniej. Pewnego dnia Pan zaprowadzi was i wasze dzieci

nad Jordan. A kiedy powie: „Obejmijcie tę ziemię w

posiadanie", musicie być gotowi wkroczyć do Ziemi

Obiecanej, a następnie ją utrzymać.

-

Będziemy gotowi - zapewnił Itamar, podnosząc głowę.

Oto arogancja i zapalczywość młodości — skomen¬tował w

duchu Aaron.

-

Mam nadzieję, synu, mam nadzieję...

Mijały powoli lata, a Izraelici wciąż błąkali się po

pustyni. Pan zawsze dbał o to, aby zwierzęta miały dość

trawy, bymą paść. Ludziom dawał zaś mannę i wodę, żeby

mogli żyć. Ich buty i ubranie wcale się nie niszczyły. Co

background image

dzień Aaron, wstając z posłania, widział obłok,

oznacza¬jący obecność Pana. Każdej nocy przed udaniem się

na spoczynek widział ją dalej, w postaci słupa ognia.

Lud przemieszczał się z miejsca na miejsce, od lat.

Każdego ranka i wieczoru Aaron składał ofiary i palił

kadzidła. Ślęczał także nad zapisanymi przez Mojżesza

zwojami. Czytał je tak długo, aż wreszcie zapamiętał

każde słowo, które przekazał jego bratu Pan. Wiedział, że

jako arcykapłan musi znać Prawo lepiej niż ktokolwiek

inny.

Ludzie, których Pan wyprowadził z Egiptu, zaczęli

umierać. Niektórzy w młodym wieku, inni dożywali

siedemdziesięciu czy nawet osiemdziesięciu lat. Jednak

pokolenie byłych niewolników kurczyło się; tymczasem

wyrosły ich dzieci.

Aaron każdego dnia uczył swoich synów i wnuków Bożego

Prawa. Niektórzy spośród jego wnuków urodzili się dopiero

po tym, jak Bóg sprowadzał plagi na Egipt. Nigdy nie

widzieli rozdzielonych przez Pana wód Morza Czerwonego

ani nie przeszli po jego suchym dnie na drugą stronę.

Dziękowali jednak Panu za otrzymywaną każdego dnia mannę

i wychwalali Go za wodę, która gasiła ich pragnienie.

Stawali się silni - szli przez pustynię i polegali na

Bogu w każdej niezbędnej do życia sprawie.

- Woła cię.

Aaron podniósł się powoli, z powodu zesztywnia-łych

stawów i bólu pleców. Jego smutek pogłębiał się za każdym

razem, kiedy siedział przy umierającym przyja¬cielu.

Pogłębiał się i już pozostawał. W tej chwili zostało tak

background image

niewielu spośród tych, którzy niegdyś pracowali w

błotnistych dołach, wytwarzając cegły dla faraona. Była

ich już zaledwie garstka.

A Chur był prawdziwym przyjacielem, jednym z tych, w

których dobre intencje Aaron ufał. Chur był już ostat¬nim

z pierwszych siedemdziesięciu mężów, którzy zostali

wybrani do rozsądzania ludzi. Pozostałych

sześćdzie¬sięciu dziewięciu zastąpili młodsi, wyuczeni i

wybrani ze względu na umiłowanie Prawa i przestrzeganie

go.

Chur leżał na posłaniu w swoim namiocie, otoczony dziećmi

i wnukami. Niektórzy z nich płakali cicho, inni siedzieli

w milczeniu, ze zwieszonymi głowami. Najstar¬szy syn

Chura siedział tuż przy nim, nachylając się, aby słyszeć

ostatnie polecenia ojca.

-

Mój przyjacielu!... - odezwał się słabym głosem Chur,

zobaczywszy Aarona u wejścia namiotu. Ciało Chura było

wychudzone i oklapłe ze starości. Powiedział coś do syna,

i ten odsunął się, ustępując miejsca Aaro¬nowi. Chur

uniósł z wysiłkiem rękę i ledwo zauważalnie uścisnął dłoń

Aarona. - Przyjacielu... Jestem ostatnim ze skazanych na

śmierć na pustyni. Minęło już prawie czterdzieści lat.

Ręka Chura wydawała się bardzo zimna, a jego ciało tak

kruche! Aaron ujął jego dłonie w swoje, czując się, jakby

obejmował gołębia.

-

Och, Aaronie... - westchnął Chur. - Mimo wszyst¬kich

tych lat wędrówki wciąż czuję na sobie ciężar mojego

grzechu. Zupełnie jakby te lata nie zmniejszyły go, tylko

odebrały mi siły, abym mógł go dźwigać. — Jego oczy

pokryły się mgłą. - Czasami jednak marzę, że stoję na

background image

brzegu Jordanu i spoglądam na drugą stronę rzeki, na

Ziemię Obiecaną. Serce mi się kraje, kiedy myślę, że jej

, nie dostąpię. To piękna ziemia, niepodobna do pustkowi,

po których się tułamy Mogę jedynie marzyć o polach

pełnych dorodnych zbóż, o drzewach owocowych, sta¬dach

owiec i bydła — marzyć i mieć nadzieję, że moi syno¬wie i

wnukowie wkrótce będą przesiadywać pod drzew¬kami

oliwnymi i słuchać bzyczenia pszczół. - Siwe włosy Chura

zwilżyły łzy. - Czuję się bardziej ożywiony, gdy śpię,

niż kiedy się budzę.

Aaron próbował opanować głębokie wzruszenie. Doskonale

rozumiał, o czym mówi Chur, odczuwał to każdą częścią

swojego ciała i duszy. Żal za popełnione grzechy Skruchę.

Ciężar czterdziestu lat wędrówki w oko¬licznościach,

które zaistniały wskutek owych grzechów.

Chur westchnął cicho.

-

Nasi synowie są inni od nas — ocenił. — Nauczyli się

ruszać, kiedy wyrusza Bóg, i odpoczywać, kiedy On się

zatrzymuje.

Aaron zamknął oczy i nic nie odpowiedział.

-

Wątpisz w to...

-

Mam nadzieję, że się nie mylisz - odparł Aaron,

gładząc dłoń Chura.

-

Nadzieja to wszystko, co nam pozostaje, przyjacielu.

/ miłość.

Aaron od bardzo, bardzo dawna nie słyszał głosu Pana.

Załkał teraz z wdzięczności, stęskniony za owym Głosem,

chłonąc Go całą swoją osobą, upajając się Nim.

background image

Miłość — szepnął schrypniętym głosem. — Pan

utrzy¬muje nas w karności, podobnie jak my — naszych

synów. Dlatego kiedy nas to dotyka, możemy nie odczuwać,

że to jest miłość. Ale jest. Trudna, prawdziwa i trwała

miłość.

-

Trudna, ale prawdziwa, i trwała.

Aaron wiedział, że śmierć czai się w pobliżu. Nadszedł

czas pozostawienia Chura z rodziną. Poza tym Aaron miał

obowiązki do wypełnienia - musiał złożyć wieczorną

ofiarę. Nachylił się nad umierającym przyjacielem po raz

ostatni.

-

Niech zaświeci nad tobą oblicze Pana i obdarzy cię

pokojem - pożegnał go.

I nad tobą, Aaronie. Kiedy będziesz siedział pod

swoim drzewkiem oliwnym, wspomnij na mnie...

Aaron wyszedł i przystanął obok namiotu Chura,

rozmyślając o przeszłości. Na zawsze zapamiętał scenę,

kiedy razem z Churem trzymali wysoko w górze ręce

Mojżesza, stojąc na wzgórzu, podczas gdy w dole Jozue

zwyciężał Amalekitów.

Chur wyzionął ducha. Aaron wiedział, kiedy to się stało,

ponieważ rozległy się nagle odgłosy rozdzieranych szat,

łkania mężczyzn, zawodzenie kobiet. W ciągu minionych lat

często słychać było w obozie podobne dźwięki, jednak tym

razem Aaron miał poczucie, że coś się spełniło.

Wędrówka Izraelitów miała niedługo dobiec końca.

Nadchodził nowy dzień.

Odziany w kapłańskie szaty Aaron stał przed zasłoną,

ukrywającą przed jego wzrokiem Miejsce Najświętsze.

Zawsze drżał, kiedy przemawiał do niego Pan. Nawet po

background image

niemal czterdziestu latach nie przywykł do Głosu, który

rozlegał się w nim i wokół niego, wypełniając jego zmysły

jednocześnie rozkoszą i przerażeniem.

Ty, synowie twoi i ród twego ojca, będziecie

odpo¬wiedzialni za wykroczenia popełnione w przybytku. Ty

i synowie twoi będziecie odpowiadać za winy waszego

kapłaństwa. Niech również bracia twoi - pokolenie

Lewiego, szczep twego ojca — przyjdą i przyłączą się do

ciebie, a pomagają tobie i synom twoim w służbie przed

Namiotem Spotkania. Zatroszczą się o to, co potrzebne

jest dla ciebie i dla przybytku. Jednak do sprzętów

świę¬tych i do ołtarza nie mogą się zbliżać; w przeciwnym

razie zginą tak oni, jak i wy.

Pozwól mi to zapamiętać i niczego nie zapomnieć, Panie —

modlił się Aaron. Niech Twoje słowa pozostaną we mnie

świeże.

Oto Ja wziąłem waszych braci, Lewitów, spośród synów

Izraela jako dar za was, jako oddanych Panu, aby pełnili

służbę w Namiocie Spotkania — mówił Pan.

I Aaron modlił się: Panie, niechaj będą to mężowie o

sercach nakierowanych na miłą Tobie służbę! Zabijali¬śmy

w gniewie ludzi, od czasów Jakuba. Przeklęty jest nasz

gniew, tak srogi. Jesteśmy skłonni do okrucieństwa. A Ty,

Panie, rozdrabniasz nas teraz w Izraelu, jak prorokował

Jakub. Rozpraszasz nas pośród ludu, jako kapłanów. Uczyń

nas narodem świętym! Obdarz nas czułymi sercami!

background image

Ja oddaję ci dary odłożone dla Mnie. Ze wszystkich

świę¬tych darów Izraela daję tobie i synom twoim jako

należność wiekuistą na mocy namaszczenia — kontynuował

Pan.

Niechże moje życie będzie ofiarą dla Ciebie! -

odpo¬wiadał Mu Aaron.

Nie będziesz miał dziedzictwa w ich kraju; nie otrzy¬masz

również pośród nich żadnego przydziału ziemi; Ja jestem

działem twoim i dziedzictwem twoim pośród Izra¬elitów.

Oto oddaję Lewitom jako dziedzictwo wszystkie dziesięciny

składane przez Izraelitów w zamian za służbę, jaką pełnią

w Namiocie Spotkania.

Aaron słuchał Głosu, poddając się jego wpływowi, pijąc

słowa Boga jak życiodajną wodę. Słuchał.

Pan polecił następnie, aby czerwoną krowę bez skazy, na

którą jeszcze nie wkładano jarzma, oddano Eleazarowi; ten

zaś miał kazać wyprowadzić ją poza obóz i zabić. Potem

Eleazar, który miał być obecny przy śmierci krowy, miał

wziąć nieco jej krwi na palec i pokropić siedem razy ową

krwią od strony wejścia do Namiotu Spotkania.

Wreszcie, krowa miała zostać spalona w jego obecności.

Popioły miały zostać zebrane i złożone na czystym

miej¬scu poza obozem, aby były przechowane dla

społeczności Izraelitów do przygotowania wody

oczyszczenia. Miała to być ofiara za grzech.

Do zapamiętania było tak wiele! - różnorakie święta,

background image

ofiary i prawa.

Aaron siedział później z Mojżeszem, spoglądając na

namioty i migoczące światła tysięcy ognisk.

-

Tylko my pozostaliśmy z pokolenia, które wyszło z

Egiptu - odezwał się. Minęło trzydzieści osiem lat, odkąd

wyruszyli z Kadesz-Barnea. Zawędrowali zaś w pobliże

doliny Zered. Całe pokolenie zdolnych do walki mężów

wymarło, jak poprzysiągł Pan. — Tylko ty, ja i Miriam -

mówił Aaron.

Teraz z pewnością Pan zamierzał skierować Izraeli¬tów do

Ziemi Obiecanej...

Obłok Pana przemieszczał się, a z nim podróżował lud, aż

wreszcie Pan zatrzymał się nad pustynią Sin. Izraelici

rozbili obóz w Kadesz.

Aaron studiował zwoje. W pewnej chwili poczuł na ramieniu

dłoń Miriam.

-

Kocham cię, Aaronie - szepnęła. - Zawsze kocha¬łam

cię jak syna.

Od czasu gdy Pan obsypał Miriam trądem, a potem uzdrowił,

polecając jej spędzić siedem dni poza obozem, stała się

małomówna. Powróciła do obozu inna — czuła, cierpliwa,

cicha. Wciąż usługiwała z poświęceniem rodzi¬nie, ale

zachowywała swoje myśli dla siebie. Aaron poczuł się

zmieszany. Dlaczego nagle miała potrzebę powiedze¬nia mu,

że go kocha?...

Po tych słowach Miriam wyszła na dwór i usiadła przy

wejściu do namiotu.

-

Miriam? - odezwał się z troską Aaron, podnosząc się i

wychodząc za nią.

background image

-

To nasza własna duma nas zabija... - szepnęła. Aaron

popatrzył jej w oczy.

-

Czy mam posłać po żonę Eleazara, żeby cię doglą¬dała?

- spytał. Jego siostra wydawała się w tej chwili tak

bardzo stara i zmęczona, a jej ciemne oczy zaszły mgłą.

-

Zbliż się, bracie... - Miriam ujęła w dłonie twarz

Aarona i także spojrzała mu w oczy. - Popełniłam w ży¬ciu

straszliwe błędy.

-

Wiem, ja też... - szepnął Aaron. Dłonie jego siostry

były zimne, drżały. Pamiętał dobrze, kiedy Miriam była

krzepką, zapalczywą kobietą. Już wiele lat temu nauczył

się nie sprzeczać ze swoją siostrą. Teraz jednak była

zupeł¬nie inna. Upokorzona przed całym Izraelem i przed

Bogiem, stała się nagle w przedziwny sposób zadowolona z

tego, że Bóg pozbawił jej jedynej rzeczy, której nie była

w stanie przezwyciężyć —własnej dumy. — Pan przebaczył

nam obojgu - przypomniał Aaron.

-

Tak... - Miriam uśmiechnęła się i cofnęła dłonie, a

potem splotła je na kolanach. - Zmagamy się z Bogiem, a

On utrzymuje nas w ryzach. Okazujemy skruchę, i wtedy Pan

nam przebacza. - Podniosła wzrok i popa¬trzyła na

wirujący powoli obłok. — Tylko Jego miłość trwa na wieki.

Aaron poczuł skurcz w żołądku. Miriam umierała. Z

pewnością Pan pozwoli jej wejść do Kanaanu?!... -myślał z

lękiem. Jeśli nie, to czy i ja umrę, zanim Izrael dojdzie

nad brzeg Jordanu? Nie potrafił wyobrazić sobie życia bez

siostry. Zawsze była, gotowa służyć mu pomocą, odkąd był

małym chłopcem. Miriam była dla niego jak gdyby drugą

matką; strofowała go i karciła, radziła mu i pouczała go.

Kiedy miała osiem lat, była już na tyle śmiała, żeby udać

background image

się do córki faraona. Dzięki jej szyb¬kiemu myśleniu

Mojżesz na kilka lat znalazł się z powro¬tem w rodzinnym

domu, potem zaś zamieszkał na stałe w pałacu.

Aaron skinął na Itamara.

Sprowadź Mojżesza - szepnął. Itamar spojrzał na swoją

ciotkę i pobiegł spełnić polecenie. Aaron ujął dłoń

Miriam, próbując ogrzać ją swoimi.

Zaraz przyjdzie Mojżesz — powiedział, starając się

przekonać siebie samego, że Miriam tylko poczuła się

zmęczona, i że wkrótce jej stan się poprawi. Wypocznie i

wstanie znowu.

Mojżesz nie może powstrzymać zrządzenia Boga, Aaronie

- skomentowała jednak Miriam. - Czyż ja nie byłam równie

nieposłuszna jak inni ludzie z naszego pokolenia, którzy

już pomarli? Moje ciało obumrze tu, na pustyni, podobnie

jak wszystkie inne.

Co będzie ze mną?! - myślał Aaron.

Obłok zmienił barwę z szarej na złocistą, potem zaś na

ognistą, pomarańczowoczerwoną, kiedy dzień zastą¬piła

noc. Pan stał na straży, obdarzając nocą Izraelitów

światłem i ciepłem, tak jak podczas upalnych dni darzył

ich cieniem.

-

Nie boję się, Aaronie. Już czas.

-

Nie mów tak!... - Aaron pogładził dłoń siostry. -

Czterdzieści lat już prawie minęło. Niedługo wejdziemy do

Ziemi Obiecanej.

-

Och, Aaronie, czy jeszcze nie rozumiesz? Nadbiegł

Mojżesz, z laską w ręku. Aaron wstał.

-

Mojżeszu, pomóż jej, proszę cię - odezwał się. -

Miriam nie może umrzeć. Jesteśmy już tak blisko celu!

background image

-

Miriam, siostro moja!... - szepnął Mojżesz,

przy¬klękając. - Czy cierpisz z bólu?

Miriam skrzywiła się tylko.

-

Życie to ból - odparła.

Zebrała się cała rodzina: Eleazar, Itamar, ich żony i

dzieci, a także Eliezer i Gerszom. Przyszła też Kuszytka,

żona Mojżesza. Miriam uśmiechnęła się i wyciągnęła ku

niej dłoń. Już przed laty przestały się wadzić i zostały

przy¬jaciółkami. Miriam przemówiła do niej szeptem,

słabła już. Kuszytka płakała, pocałowała Miriam w rękę.

To nie może dziać się naprawdę! - myślał z przeraże¬niem

Aaron. Miriam nie może teraz umrzeć! Wszak to ona

rozpoczęła niegdyś radosny śpiew ludu, hymn

dzięk¬czynienia, pochwalną pieśń dla Pana!

Już prawie świtało, kiedy Miriam wydała głębokie

westchnienie i umarła, z oczami wpatrzonymi w słup ognia,

który zamieniał się już w wirujący, szary obłok.

Zaświeciły z niego jakby promienie słońca, znacząc

świet¬lnymi plamami piach pustyni.

Aaron krzyknął z rozpaczy i nachylił się ku zmarłej, ale

Eleazar złapał go i odciągnął.

-

Nie możesz jej dotykać, ojcze. Rzeczywiście,

arcykapłan nie mógł narazić się na

nieczystość. Nie byłoby wówczas odpowiednie, aby

wypełniał swoje obowiązki na rzecz ludu! Aaron

wypro¬stował się, choć nie przyszło mu to łatwo.

-

Ojcze? - odezwał się z troską Eleazar, podtrzy¬mując

go.

-

Czas na złożenie porannej ofiary - skwitował oschle

Aaron. Czyż to łaska Boga - pozwolić Miriam żyć tak

background image

długo, a potem sprawić, żeby umarła tak blisko Ziemi

Obiecanej?

Nigdy nie zapominasz o naszych grzechach, prawda, Panie?

- pytał w myślach Aaron. Nigdy.

Przepełniony żalem i złością wyszedł z namiotu, podczas

gdy jego synowe i służące rozpoczęły żałobne zawodzenie.

Usłyszeli je inni. Ludzie zaczęli się zbiegać. Po chwili

zawodzenie rozlegało się w całym obozie Izraelitów.

Znowu zaczęły się narzekania, jeszcze zanim Miriam

została pochowana. Tłum stanął przed przybytkiem i

za¬czął kłócić się z Mojżeszem.

-

Czemuście wyprowadzili zgromadzenie Pana na pustynię,

byśmy tu razem z naszym bydłem zginęli? - wo¬łali ludzie.

Aaron nie był w stanie przestać myśleć o zmarłej

sio¬strze. Co dzień budził się ze zbolałym sercem. Co

dzień musiał przychodzić do Namiotu Spotkania i pełnić

służbę przed obliczem Pana, i co dzień dorośli, którzy

przed laty byli dziećmi, okazywali się nie lepsi niż ich

ojcowie i matki!

-

Nie ma tu wody! — krzyczeli.

-

Dlaczegoście wywiedli nas z Egiptu i przyprowa¬dzili

na to nędzne miejsce? - wypytywali.

-

I co wy wiecie o Egipcie? - odparł Aaron, występu¬jąc

naprzód. - Wyszliśmy stamtąd jeszcze przed waszym

urodzeniem!

-

Wiele słyszeliśmy!

-

Cofnęliśmy się na tyle blisko Egiptu, że widzieliśmy

zieleń wzdłuż Nilu.

-

A na tej pustyni nie można siać!

background image

-

Nie ma drzew figowych!

-

Ani winorośli, ani drzewa granatowego! - wołali jeden

przez drugiego.

-

Nawet nie ma wody do picia!

-

Szkoda, że nie umarliśmy przed Panem, razem z

na¬szymi braćmi!

Aaron odwrócił się, gdyż był tak rozgniewany, że gdyby

pozostał, zrobiłby albo powiedziałby coś, czego by

później żałował. Spojrzał na Mojżesza, mając nadzieję, że

ten okaże cierpliwość i powie coś mądrego, ale i on był

cały czerwony od gniewu. Padli więc obaj na twarz, przed

wejściem do Namiotu Spotkania. Aaron miał ochotę bić

pięściami w ziemię. Jak długo Bóg zamierza wymagać od nas

przewodzenia temu ludowi?! - myślał. Czy ludzie myślą, że

Mojżesz albo ja mamy wodę do picia? Ile razy muszą

zobaczyć na własne oczy cud, żeby uwierzyli, iż Mojżesz i

ja zostaliśmy wyznaczeni na przywódców Izra¬ela przez

Boga?

To Ty nas tu zaprowadziłeś! - odezwał się w myśli do

Pana. A ludzie zawsze winią nas! Czy zaplanowałeś,

żeby¬śmy z Mojżeszem ponieśli śmierć z ich rąk? Oni są

gotowi nas zabić! Panie, daj im wodę, aby mieli co pić.

Weź laskę i zbierz całe zgromadzenie, ty wespół z bratem

twoim Aaronem. Następnie przemów w ich obecności do

skały, a ona wyda z siebie wodę. Wyprowadź wodę ze skały

i daj pić ludowi oraz jego bydłu.

Stosownie do rozkazu, Mojżesz wszedł do przybytku i

zabrał laskę Aarona sprzed oblicza Pana.

background image

Zbierz tych buntowników! — polecił.

Aaron ruszył przodem i zaczął zwoływać zgroma¬dzenie pod

pobliską skałę.

Chcecie wody? — odezwał się donośnie Mojżesz. —

Chodźcie i zobaczcie, jak wyleje się ze skały!

Ludzie skupili się pod skałą, z pustymi bukłakami w

rękach; wciąż narzekali.

Mojżesz odsunął Aarona na bok i stanął naprzeciw

wszystkich, z laską w dłoni.

-

Słuchajcie, wy buntownicy! - zawołał. - Czy

potra¬fimy z tej skały wyprowadzić dla was wodę?

-

Tak! Dawajcie nam wodę!

Mojżesz podniósł rękę i uderzył laską w skałę.

-

Wody, Mojżeszu! Daj nam wody! - pokrzykiwali ludzie.

Czerwieniejąc na twarzy i ciskając oczami gromy, Mojżesz

uderzył w skałę po raz drugi, tym razem mocniej. Wtedy

wypłynęła z niej obficie woda. Ludzie zaczęli prze¬pychać

się do niej, przekrzykując się, wołając radośnie,

napełniając złożone dłonie, a potem bukłaki. Śmieli się i

pozdrawiali wesoło Mojżesza i Aarona. Aaron śmiał się z

nimi, pełen radości. Kiedy tylko została użyta moja

laska, popłynęła woda! - myślał z zadowoleniem.

-

Bądź błogosławiony, Mojżeszu! Bądź pochwalony,

Aaronie! - wołali ludzie.

Mojżesz trzymał się w pewnej odległości, nie odkła¬dając

laski. Stał z uniesioną głową i obserwował scenę.

Aaron nabrał w dłonie wody i pił razem z innymi.

Rumieniał z zadowolenia, kiedy ludzie wychwalali jego i

Mojżesza. Woda wciąż płynęła, tak że mogło się napić

również i bydło Izraelitów. Nie przestawała płynąć.

background image

Jesz¬cze nigdy woda nie była tak smaczna! - myślał Aaron.

Otarł brodę i uśmiechnął się do Mojżesza.

-

Teraz już w nas nie wątpią, prawda, bracie? -

ode¬zwał się.

Ponieważ Mi nie uwierzyliście i nie objawiliście Mojej

świętości wobec Izraelitów, dlatego wy nie wprowadzicie

tego ludu do kraju, który im daję - odezwał się

tymcza¬sem Pan.

Jego głos był spokojny, ale oznajmił decyzję, która

sprawiła, że Aarona przeszedł zimny dreszcz. Wciąż

gnębiło go przekleństwo Lewitów — stracił panowanie nad

sobą i poddał się pysze. Zapomniał o Bożym rozkazie —

Mojżesz miał przemówić do skały i... Nie, tak naprawdę

nie zapomniał. Po prostu Aaron chciał, żeby Mojżesz użył

jego laski. Cieszył się, kiedy potem ze skały wytrysnęła

woda. Ludzie klepali go z zadowoleniem po plecach, a on

czuł wówczas dumę i radość.

Jakże szybko popadł w wielki grzech! Teraz miał ponieść

skutki tego faktu, takie same jak reszta jego pokolenia,

nawet Miriam, która ze skruchą i zadowoleniem służyła

innym prawie czterdzieści lat! Nie postawi stopy w Ziemi

Obiecanej. Miriam już umarła, a teraz także on umrze.

Pod Aaronem ugięły się nogi. Usiadł na kamieniu,

zgarbiony, zwieszając dłonie między kolanami. Na nic

próżne nadzieje! - był grzesznikiem. Duma, powiedziała

Miriam. Duma i pycha zabijają ludzi, pozbawiają ich

przyszłości i nadziei. Aaron ukrył twarz w dłoniach.

-

Zgrzeszyłem przeciwko Panu - przyznał.

-

Ja także.

background image

Aaron podniósł wzrok. Mojżesz był poszarzały na twarzy,

zgarbiony jak starzec; opierał się ciężko na lasce.

-

Nie zgrzeszyłeś tak bardzo jak ja, Mojżeszu -

pocie¬szył go Aaron. — Ty zawsze wychwalałeś Pana i Jemu

przypisywałeś całą prawość.

-

Nie dziś. Dzisiaj dopuściłem do tego, aby opanował

mnie gniew. Duma sprawiła, że potknąłem się. I teraz ja

także umrę po tej stronie Jordanu. Pan powiedział mi

właśnie, że nie wejdę do Ziemi Obiecanej.

-

Nie!... — jęknął z płaczem Aaron. — To bardziej moja

niż twoja wina, Mojżeszu. Wołałem, żebyś dał nam wodę,

równie głośno, jak wszyscy inni. Sprawiedliwe jest, abym

nie otrzymał ziemi na własność. Jestem grzesznikiem.

-

Grzech to grzech. Nie sprzeczajmy się o to, kto

prze¬wyższył drugiego w grzechu, Aaronie. Wszyscy

jesteśmy grzesznikami. Jedynie dzięki łasce Bożej

oddychamy i żyjemy.

-

To ciebie Pan wybrał na wyzwoliciela Izraela!

-

Niech twoja miłość do mnie nie oślepi cię, bracie. To

Bóg jest naszym wyzwolicielem.

Aaron znowu spuścił głowę.

-

Niech twój błąd spadnie na mnie - powiedział. — To ja

kazałem niegdyś odlać złotego cielca i pozwoli¬łem

ludziom na wszelkie szaleństwa. A teraz, czyż nie

próbowałem wykraść części twojej chwały?

-

Obaj wykradliśmy chwałę Bogu, który dał nam wodę.

Wystarczyło wszak, żebym przemówił do skały. Po cóż

zrobi¬łem przedstawienie na oczach ludu? Chodziło mi

przecież o zwrócenie ich uwagi na siebie, tymczasem

powinienem był im przypomnieć, że to Bóg dostarcza nam

background image

wszystkiego.

Powtarzasz to ludziom od lat.

-

Ale dziś trzeba było powiedzieć to kolejny raz -

skwi¬tował Mojżesz. Usiadł na kamieniu koło brata. —

Aaro¬nie, każdy z nas odpowiada za własne grzechy. Pan

mnie ukarał, ponieważ Mu nie zaufałem. Lud musi pokładać

ufność w Bogu, tylko w Bogu.

Przepraszam cię.

Za cóż mnie przepraszasz?

-

Pan wezwał mnie, abym stał u twojego boku i poma¬gał

ci. A jakąż ze mnie miałeś pomoc przez te wszystkie lata?

Gdybym był lepszym człowiekiem i lepszym kapłanem,

zdałbym sobie w porę sprawę z pokusy. Ostrzegłbym cię.

-

Straciłem panowanie nad sobą, Aaronie - odparł z

westchnieniem Mojżesz. - Nie zapomniałem, co rozka¬zał

Bóg. Po prostu pomyślałem, że przemowa... nie zrobi

odpowiedniego wrażenia. - Ścisnął brata za kolano. - Nie

wolno nam tracić ducha, Aaronie. Tak samo ojciec karze

syna, aby go pouczyć, nakierować na właściwą drogę.

Dokąd teraz pójdziemy, Mojżeszu? — rozmyślał na głos

Aaron. - Pan powiedział, że nie postawimy stopy w Ziemi

Obiecanej. Jakaż nadzieja nam pozostała?

-

Bóg jest naszą nadzieją.

Aaron nie był w stanie powstrzymać łez. Poczuł ścisk w

gardle i palenie w piersi.

Och, Panie, znowu zawiodłem i Ciebie, i mego brata! —

modlił się w duchu. Czy moim przeznaczeniem było poty¬kać

się całe życie? Boże, Mojżesz bez wątpienia był i wciąż

jest najpokorniejszym ze wszystkich ludzi. Nie wątpię, że

background image

zasługuje na to, aby przekroczyć Jordan i wkroczyć na

pastwiska Kanaanu, choćby na jeden dzień... Rozumiem,

dlaczego nie pozwalasz na to mnie. Zasłużyłem, by

pozo¬stać na pustyni. Zasłużyłem na śmierć przez to, że

zrobiłem tego obrzydliwego złotego cielca! Wszak

przypomina mi się on za każdym razem, kiedy składam

ofiarę z byczka! Ale mój brat cały czas był Twoim wiernym

sługą. On Cię kocha. Nikt nie jest pokorniejszy od mojego

brata.

Niech wina spadnie na mnie! Okazałem się takim głupcem i

tak słabym kapłanem, że nie zauważyłem nawet grzechu,

kiedy przyczaił się w pobliżu, aby pogrze¬bać nasze

nadzieje i marzenia.

Milcz i poznaj, że Ja jestem Bogiem!

Aaron przełknął z trudem ślinę, ogarnięty lękiem.

Wiedział, że nie byłoby dobrze w takiej chwili sprzeczać

się czy choćby błagać Pana o zmianę decyzji. I zrozumiał

jesz¬cze więcej, jak gdyby Głos przemówił do jego serca.

Ludzie musieli poznać cenę grzechu. W oczach Boga wszyscy

ludzie są równi. Aaron ani Mojżesz nie byli wyjątkami.

Tylko Bóg jest święty i godzien chwały...

Bracia powrócili razem do przybytku. Mojżesz wszedł do

środka, zaś Aaron stanął za zasłoną, z ciężkim sercem.

Słyszał, że Mojżesz modli się cicho. Nie był w stanie

rozróżnić słów, ale słyszał w tonie głosu brata udrękę.

Aaron zwiesił głowę, czuł tak silny ból w piersi, że

ledwie był w stanie oddychać.

Moja wina, Panie, moja wina — modlił się znowu. Cóż ze

background image

mnie za arcykapłan, skoro w każdej trudnej sytuacji

zawodzę, nie rozpoznaję grzechu, kiedy staję w jego

obli¬czu? Przebacz mi, Panie. Nigdy nie dostrzegam

grożących mi grzechów. Czyniłem rzeczy, które w Twoich

oczach są złe. Osądziłeś mnie sprawiedliwie. Gdybyś tylko

zechciał mnie oczyścić, abym mógł stać się jak nowo

narodzone dziecko! Gdybyś zechciał obmyć mnie z grzechów

i spra¬wić, abym z odnowioną radością wysłuchał obietnicy

Twojego zbawienia!

Aaron otarł raptownie łzy, żeby nie skapnęły na pekto-

rał, wchodzący w skład jego kapłańskiego stroju. Muszę

być czysty, muszę być czysty! - powtarzał w duchu. O Boże

Abrahama, Izaaka i Jakuba, Panie wszelkiego stworzenia, w

jaki sposób mogę kiedykolwiek stać się czysty? Z zewnątrz

jestem czysty, lecz wewnątrz czuję się jak grób pełen

starych kości. Jestem przepełniony grze¬chem. Dziś

przelał się, wypływając ze mnie, jak z cuch¬nącego

garnka. Nawet kiedy składam ofiarę pojednania, czuję w

sobie grzech. Walczę z tym, Panie, ale wciąż czuję go w

sobie.

Aaron słyszał, że i Mojżesz płacze. Bóg nie zmienił

zdania. Żaden z ich dwóch nie zobaczy Ziemi Obiecanej.

Aaron zasłonił twarz, załamany.

Mój biedny Mojżesz! — myślał. Wysłuchaj mojej modli¬twy,

o Panie. Jeśli zobaczysz, że słabnę, nie pozwól mi znowu

ulec grzechowi ani znów wpędzić w kłopoty mojego brata.

Nie pozwól, abym stanął dumnie przed ludem, prowadząc go

w złą stronę. Boże, wolałbym już, abyś odebrał mi życie,

niż żebym ponownie poddał się grzechowi!

background image

Z Kadesz wyprawił Mojżesz posłów do króla Edomu, żeby

poprosili go o pozwolenie na przejście przez jego ziemię.

Obiecali, że Izraelici nie pójdą przez pola ani winnice i

nie będą pić wody ze studni. Nie zboczą ani na prawo, ani

na lewo, a jedynie skorzystają ze szlaku zwanego drogą

królewską.

Król Edomu odpowiedział im jednak, że nie pozwoli na to,

a jeśli Izraelici spróbują przejść przez jego kraj,

zastąpi im drogę z mieczem w ręku. Mojżesz wysłał więc

posłów ponownie, zapewnili króla, że Izraelici przejdą

jedynie utartą drogą i zapłacą za wodę, gdyby

potrze¬bowali jej oni sami czy też ich trzody. Król po

raz drugi zabronił im jednak przejścia i wyszedł

naprzeciw nich z licznym i dobrze uzbrojonym wojskiem.

Obłok wyruszył z Kadesz; Mojżesz podążał za Panem wzdłuż

granic Edomu, ku górze Hor. Aaron szedł koło brata,

załamany. Kiedy ludzie rozłożyli obóz, złożył wieczorne

ofiary. Pogrążony w smutku powrócił do swo¬jego namiotu i

ostrożnie pozdejmował kapłańskie szaty. Potem usiadł w

wejściu i patrzył przed siebie. Przez cały dzień

doskwierał mu wygląd mijanego pustkowia. Przy¬pomniał

sobie teraz egipskie pola pszenicy i jęczmienia, zielone

pastwiska ziemi Goszen.

Byliśmy niewolnikami — przypomniał również sobie.

Pomyślał i o nadzorcach, zastanawiając się nad tym, ileż

to razy- czuł na grzbiecie uderzenie bata, i jak

nieznośnie piekło go pustynne słońce.

A zieleń... Nil woniał nadrzecznym mułem, ibisy

zanu¬rzały dzioby w wodzie i wyciągały z niej ryby...

Aaron uniósł z wysiłkiem głowę i popatrzył na słup ognia.

background image

Dopomóż mi, Boże! — westchnął w duchu. — Pomóż mi...

Wówczas usłyszał znowu Głos, spokojny, ale stanowczy.

Aaron odczekał całą noc, a kiedy nastał ranek, wstał i

włożył kapłańskie szaty. Poszedł do przybytku, obmył się

i jak zwykle złożył poranną ofiarę. Później nadszedł

Mojżesz z Eleazarem. Mojżesz wziął głęboki oddech, ale

nie był w stanie mówić. Eleazar wydawał się zakłopotany.

Aaron ścisnął brata za ramię.

-

Wiem, Mojżeszu - odezwał się. - Do mnie Pan także

przemówił. Wczoraj, o zachodzie słońca.

Eleazar popatrzył niepewnie na ojca, to znów na

Moj¬żesza.

-

Co się stało? - spytał.

-

Mamy wejść na górę Hor.

-

Kiedy?

-

Teraz. - Dobrze, że Eleazar przynajmniej nie spytał,

po co. Nie prosił także, aby wspinaczka została odłożona

do wieczora, kiedy będzie chłodniej. Po prostu ruszył do

podnóża góry.

Może jednak Izrael nie był pozbawiony nadziei?

Wspinaczka była trudna, trzeba było posuwać się wąską

ścieżką pomiędzy poszarpanymi skałami i wokół nich. Aaron

wchodził coraz wyżej i wyżej, aż w końcu był wyczerpany,

bolały go wszystkie mięśnie. Szedł jednak noga za nogą i

modlił się do Pana o siłę. To był pierwszy raz, kiedy Pan

wezwał go na szczyt góry. I ostatni.

Po wielogodzinnym wysiłku Aaron dotarł na sam szczyt.

Serce biło mu mocno, odczuwał palenie w płu¬cach. Czuł

się jednak bardziej ożywiony niż kiedykolwiek przedtem.

Rozpostarł drżące ręce i podziękował Bogu. Obłok skupił

background image

się i wzniósł, zmieniając barwę z szarej na

pomarańczowozłotą, a potem jaskrawoczerwoną. Aaron poczuł

przechodzące przez niego ciepło. Osłabło, a potem i on

poczuł się słaby. Wiedział, że jeśli usiądzie, już więcej

nie powstanie; a musiał stać jeszcze chwilę dłużej.

Stał więc sam, po raz pierwszy od lat, spoglądając na

rozciągającą się w dole równinę, upstrzoną tysiącami

namiotów. Każde pokolenie zajmowało wyznaczone miej¬sce,

w środku zaś stał Namiot Spotkania. Na zewnątrz obozu

pasły się stada owiec i bydła, natomiast dalej rozciągała

się przed Aaronem ogromna pustynia.

Eleazar pomógł Mojżeszowi wspiąć się ostatnie parę kroków

i po chwili cała trójka stała obok siebie, spoglą¬dając z

góry na Izrael.

-

Musisz odpocząć, ojcze - odezwał się Eleazar.

-

Odpocznę - odpowiedział Aaron. Na zawsze - dodał w

myśli.

Mojżesz spojrzał na niego; wciąż nie był w stanie mówić.

Aaron podszedł i uścisnął brata. Ramiona Mojże¬sza

drżały. Aaron ścisnął go więc mocniej i szepnął:

-

Och, bracie mój, żałuję, że stojąc u twojego boku,

nie byłem lepszym i silniejszym człowiekiem.

-

Bóg widzi nasze winy, Aaronie — odparł Mojżesz, nie

puszczając go. - Dostrzega nasze upadki i naszą kruchość.

Jednak to nasza wiara ma dla Niego znaczenie. Obaj

poty¬kaliśmy się po drodze, bracie. Każdy z nas upadał.

Zaś Pan podnosił nas z powrotem mocą Swej potężnej ręki,

i pozostawał z nami. - To powiedziawszy, cofnął się.

Aaron uśmiechnął się. Nigdy nie kochał i nie szano¬wał

żadnego człowieka tak bardzo jak swojego młod¬szego

background image

brata.

-

To nie nasza wiara, Mojżeszu - odparł. - To wier¬ność

Boga.

-

Co się dzieje?

Aaron popatrzył na syna.

-

Pan powiedział, że nadszedł czas, abym został

przy¬łączony do przodków - wyjaśnił.

Eleazar zamrugał oczami, spoglądał to na Aarona, to znów

na Mojżesza.

-

Co ojciec ma na myśli? — dopytywał się.

-

To, że ma umrzeć, tutaj, na górze Hor.

-

Nie!!!

Aaronowi zjeżyły się włosy na karku.

-

Tak, Eleazarze - potwierdził. Widział już w oczach

syna zarzewie buntu.

-

Nie może tak się stać!

-

Nie podawaj w wątpliwość wyroków Pana...

-

Musisz wejść z nami do Kanaanu, ojcze! - zawołał z

pła¬czem i złością zaskoczony Eleazar. — Musisz tam

wejść!

-

Milcz! - Aaron złapał syna za ramiona. - To do Pana

należy decyzja, kiedy człowiek ma żyć albo umrzeć. —

Prze¬bacz mu, Boże, proszę Cię! - modlił się w duchu. -

Pan okazał mi więcej miłosierdzia, niż na to zasłużyłem -

dodał, łagodniejąc. - Pozwolił ci przyjść tutaj i

towarzyszyć mi. -Aaron nie umrze otoczony całą rodziną,

jak wielu. Jednak przynajmniej nie miał umrzeć w

samotności.

Eleazar zwiesił głowę, łkając. Aaron przesunął dłonią po

plecach syna.

background image

-

W dniach, które nadejdą, musisz być silny, Eleaza-rze

— powiedział. — Musisz kroczyć drogą, którą będzie

wskazywał ci Bóg, i nigdy z niej nie zbaczać. Trwaj przy

Panu. On jest naszym ojcem.

Mojżesz wziął głęboki oddech, po czym polecił:

-

Ściągnij szaty, Eleazarze.

-

Co? - spytał ze zdumieniem Eleazar, unosząc głowę.

-

Musimy wypełnić rozkaz Pana.

Aaron był równie zdumiony jak jego syn. Nie potrafił

odpowiedzieć na jego nieme pytanie.

-

Zrób, jak przykazał Pan - poradził. Wiedział

jedy¬nie, że ma umrzeć, tu, na szczycie góry. Nic więcej.

Mojżesz odłożył bukłak z wodą. Kiedy Eleazar roze¬brał

się, Mojżesz obmył go od stóp do głów. Potem namaś¬cił go

i wyjął z sakwy nowe, lniane spodnie.

- Włóż to.

Wtedy Aaron zrozumiał. Ogarnęła go radość, tak wielka, że

zdawała się go rozsadzać. Mojżesz spojrzał z kolei na

niego, i Aaron wiedział już, że teraz on ma ściągnąć

szaty arcykapłana. Ułożył je starannie na płaskim

ka¬mieniu, aż wreszcie sam został tylko w spodniach,

okry¬wających jego nagość.

Mojżesz wziął jego suknię z purpury i pomógł włożyć ją

Eleazarowi; zdobiły ją przyszyte do niej jabłka granatu z

materiału oraz złote dzwoneczki, które teraz zadzwoniły.

Mojżesz ubrał także bratanka w wyszywaną tunikę. Uwią¬zał

mu również starannie wokół talii kolorowy pas. Nało¬żył

wreszcie efod ze złotych nici i fioletowej oraz czerwonej

purpury, karmazynu oraz kręconego bisioru; na ramionach

Eleazara spoczęły dwa onyksy z wypisanymi imionami

background image

dwunastu pokoleń Izraela. W ten sposób co dzień do końca

życia Eleazar będzie jak gdyby nosił na ramionach cały

swój naród. W końcu Mojżesz zawiesił mu na szyi pekto-

rał, z dwunastoma drogimi kamieniami symbolizującymi

pokolenia Izraela. Wziął też urim i tummim i włożył je do

pektorału, umieszczając je na sercu Eleazara.

Po twarzy Aarona płynęły łzy. Patrzył na swojego syna —

arcykapłana wybranego przez Boga. Pan zapowiedział

niegdyś Aaronowi, że zapoczątkuje on ród arcykapłanów,

którzy będą następować po nim w przyszłych pokole¬niach,

lecz Aaron myślał, że w międzyczasie zaprzepaścił tę

możliwość, że nie był godny tak wielkiego zaszczytu.

Wszak tyle razy zgrzeszył! Był taki sam jak inni,

narzekał na trudności, pożądał rzeczy, których nie miał,

bunto¬wał się przeciwko Mojżeszowi i przeciw Bogu,

okazywał żądzę władzy i dumę, winił innych za kłopoty,

które sam na siebie sprowadził własnym nieposłuszeństwem,

bał się zaufać Bogu we wszystkim. Ech, ten złoty cielec,

prze¬klęty złoty bożek grzechu!

A mimo to - Bóg dotrzymał złożonej obietnicy.

Och, Panie, Panie, jesteś dla mnie miłosierny! - modlił

się z wdzięcznością Aaron. Tylko Ty jesteś wierny!

Ogarnęła go radość, ale towarzyszył jej również smutek,

gdyż Aaron wiedział, że Eleazar będzie zmagał się ze

swoją rolą podobnie jak on. Syn Aarona spędzi resztę

życia na uczeniu się Prawa i próbach przestrzegania go.

Ciężar całej sytuacji będzie go przytłaczał; bowiem i

Eleazar zda sobie sprawę, że w ukrytych miejscach jego

duszy czai się grzech. Będzie starał się zmiażdżyć mu

głowę piętą, jednak także jemu się to nie uda.

background image

Oczy wszystkich będą zwrócone na niego, lud będzie

słuchał słów Eleazara i przyglądał się jego życiu. I

będzie widział, że to tylko człowiek, który stara się żyć

po bożemu. Co rano i co wieczór Eleazar będzie składał

ofiary. Stale będą mu towarzyszyć zapach krwi i woń

kadzidła. Raz w roku będzie wchodził do Miejsca

Najświętszego i smarował krwią ofiary przebłagalnej rogi

ołtarza. I będzie wiedział, że będzie musiał to ciągle

powtarzać - tak jak Aaron. Eleazar także będzie czuł na

barkach ciężar grzechu.

Dopomóż nam, Panie! - modlił się Aaron. Miej

miło¬sierdzie nad nami! Mój syn będzie się starał,

podobnie jak ja się starałem, i będzie upadał.

Podarowałeś nam Prawo, abyśmy mogli żyć świętym życiem.

Ale Ty wiesz, o Panie, że nie jesteśmy święci. Jesteśmy

jak proch. Czy kiedykolwiek nadejdzie dzień, kiedy

staniemy się jednym narodem, o jednym umyśle i sercu,

jednym duchu, zje¬dnoczeni w dążeniu, aby sprawiać Ci

radość? Obmyj nas, używając hizopu, Panie. Oczyść nas z

nieprawości! Obrzezaj nasze serca!

Aaron drżał, nie był już w stanie ustać, więc usiadł na

ziemi i oparł się o kamień.

Czy to właśnie jest powodem istnienia Prawa, Panie? To,

żebyś nam pokazał, iż nie jesteśmy w stanie żyć

dosko¬nale podług niego? Kiedy złamiemy jeden z

przepisów, choćby zdawał się najmniejszy, łamiemy Twoje

Prawo. Nawet gdybyśmy powrócili do łon matek i zaczęli

życie od nowa, znów byśmy grzeszyli. Musielibyśmy

narodzić się całkiem innymi, nowymi stworzeniami...

Ocal nas, Panie. Przyślij nam Zbawiciela, który będzie w

background image

stanie robić wszystko, o co poprosisz, który będzie mógł

stanąć przed Miejscem Najświętszym bez grzechu. Kogoś,

kto będzie mógł być naszym arcykapłanem i złożyć

dosko¬nałą ofiarę, mieć w sobie siłę, pozwalającą zmienić

nas od wewnątrz, abyśmy mogli stać się ludźmi bez

grzechu. Potrzebny nam arcykapłan, który będzie rozumiał

nasze słabości, któremu będą towarzyszyć te same pokusy,

co nam, ale który nie zgrzeszy; arcykapłan, który będzie

mógł stać pewnie w pobliżu tronu Boga, abyśmy mogli

otrzymać miłosierdzie i odnaleźć łaskę, a ta będzie

pomagać nam w potrzebie.

Mojżesz usiadł koło Aarona i przemówił do niego cicho.

Eleazar także się zbliżył, ale Aaron powstrzymał go

ruchem ręki.

— Nie — powiedział. — Przez wzgląd na lud... — Widział,

że jego syn zmaga się wewnętrznie.

Eleazar chciał uścisnąć umierającego ojca, lecz śmierć

była zbyt blisko - ryzykował, że Aaron umrze, podczas gdy

on będzie go tulił; tymczasem arcykapłan musiał pozostać

czystym. Nie można było doprowadzić do splu-gawienia

Eleazara. Pozostał w pewnej odległości, choć widać było,

jak raz po raz zaciska zęby.

Wtedy na szczycie góry stanęła koło nich jeszcze jedna

osoba. Niby Człowiek - a jednak nie człowiek. Aaron

widział Go wcześniej kroczącego w pobliżu Mojżesza,

wyprowadzał wówczas ludzi na pustynię. Później widział Go

znowu stojącego w skale w Refidim, gdzie wytrysnęła z

owej skały woda dla ludu.

background image

Przyjaciel Mojżesza.

Miał na sobie długą, białą szatę i złotą szarfę. Jego

oczy jaśniały jak słup ognia. Stopy miał lśniące jak brąz

oczyszczony w palenisku. Zaś oblicze tak jasne jak

rozpa¬lone słońce. Ów Człowiek wyciągnął rękę.

Aaronie.

Aaron westchnął głęboko i odpowiedział posłusznie w

duchu: Tak, Panie. Tak...


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Rivers Francine Znamie Lwa Glos w wietrze
Rivers Francine Dziecko pokuty
Rivers Francine Glos w wietrze (rtf)
Rivers Francine Znamie Lwa ?ho w ciemnosci
Rivers Francine Potega milosci
Rivers Francine Roky po Chrystusie
Rivers Francine Potega milosci
Francis Frangipane polskie 01
Francine Rivers Rodowód łaski 01 Tamar
Francine Rivers Cykl Znamie Lwa (2)?ho w ciemności
Francine Rivers Cykl Znamie Lwa (1) Głos w wietrze
Francine Rivers Cykl Znamie Lwa (3) Jak świt poranka
Diana Pharaoh Francis Path Of Fate 01 Path of Fate
Julia Pirotte Franciszka Lipska i jej synowie Ludwik, Leon i Antoni
01 Kraszewski Królewscy synowie Tom I
Francis Lebaron Magic The Gathering Masquerade Cycle 01 Mercadian Masques
01 Kraszewski Królewscy synowie Tom I
Francis, Diana Pharaoh [Path Of Fate 01] Path of Fate [rtf]
Roger Zelazny Francis Sandow 01 Isle Of The Dead v1 0

więcej podobnych podstron