10 days
autor: Dziecko Bogów
Gatunek: "Obrazy rzeczywistości"
Kategoria: PG - 15
Status: skończone
Dodane: 11.07.2007
Aktualizowane: 27.07.2007
Prolog
- Zwariuję. Jak matkę kocham, w ciągu tego tygodnia doszczętnie sfiksuję i będziecie musieli mnie
wszyscy odwiedzać w wariatkowie. Tam przynajmniej nie dosięgną mnie jego mordercze szpony - Kobieta,
siedząca na wielkiej, czerwonej kanapie uderzyła rudą głową, w poduszkę, którą trzymała na kolanach.
Chwilę wcześniej wtoczyła się do pokoju, niemal powłócząc nogami - Padam na twarz.
Siedzący na sofie, od dłuższego już czasu, Błażej spojrzał z politowaniem na jej wymęczone oblicze i
rozpostarł ręce, żeby przygarnąć przyjaciółkę do siebie. Przez kilka minut rozkoszowali się, tak rzadką w
tym domu, ciszą, a potem kobieta podniosła się i podeszła do barku. Zawiasy w drewnianej szafce
zaskrzypiały, aż oboje się skrzywili. Rudzielec nalał dwa kieliszki wina i wrócił do mężczyzny. Otworzyli
okno i zapalili papierosy. Wszystko w pięknej, błogiej c i s z y.
- Naprawdę ci tak ciężko? - Spytał w końcu Błażej, przerywając milczenie. Kobieta zmierzyła go wrogim
spojrzeniem, ale po chwili jej wzrok złagodniał, wręcz spotulniał.
- Nie wyrabiam. Praca, dom i Cyprian to za dużo - Wzruszyła ramionami, wtulając się w ciepły materiał
bluzy przyjaciela - Wiem, że kobiety radzą sobie z większą ilością obowiązków, ale ja jestem za mało
zorganizowana na to, żeby wyszykować się do biura, a co dopiero zorganizować życie mojemu dziecku -
Ostatnie słowa właściwie wymamrotała, wlewając do gardła resztkę alkoholu.
- Wcale nieprawda - Zaprzeczył Błażej, zabierając jej z ręki kruchy kieliszek i odstawiając go na
drewniany stolik.
- Wcale prawda. I na dodatek czuję się przez to fatalną matką, bo nie umiem opanować pięciolatka, ani
wykrzesać kwadransa dla siebie. To, że teraz rozmawiamy, zamiast zabawiać Cypriana, zawdzięczamy
tylko temu, że byli dzisiaj w lesie i obcowanie z naturą go powaliło.
- Widzisz, czyli są jakieś sposoby. Wystarczy codziennie zrobić mu przebieżkę po puszczy i będziesz
miała wieczory dla siebie - Próbując rozśmieszyć przyjaciółkę, objął ją ramieniem i ucałował w policzek z
głośnym cmoknięciem. Popatrzył na nią i zauważył, że też powoli zasypia. Oczy jej się kleiły i co jakiś czas
dusiła w sobie ziewnięcie. Faktycznie była wykończona. Od pięciu lat nie miała prawdziwego urlopu ani
więcej niż jednego popołudnia dla siebie. Życie jego rozrywkowej przyjaciółki zamieniło się w dzień
świstaka, kiedy urodził się Cyprian. Już sama jej ciąża była szokiem. W ich towarzystwie fakt, że ktoś
sypia z mężczyznami i zachodzi w ciążę, był niemal wyparty poza kręgi świadomości. Młodziutka Melania
zafundowała dziecko sobie i jakiemuś palantowi. Z tego trójkąta pozostało dziecko i Melania, bo palant
zmył się miesiąc później. I tak powoli zaczęła się wycofywać z normalnego życia, wpadając w zaklęty krąg
macierzyństwa, który okazał się być co najmniej przedpieklem. Błażej pomagał jej jak mógł, ale spójrzmy
prawdzie w oczy, z reguły miał wiele, wiele ciekawszych perspektyw niż zmienianie pieluch albo
pilnowanie zasmarkanego do pasa trzylatka. Tylko, że teraz to naprawdę było inaczej. Melania zaczynała
się zachowywać jak depresyjno-maniakalna. Albo jak oszalała biegała po domu, próbując zająć czymś
Cypriana, jednocześnie pracując, albo siedziała na czerwonej sofie i płakała, że sobie nie radzi. Tym razem
potrzebna była poważna interwencja - Wiesz Meluś, jedź na urlop. Weź sobie wolne i jedź.
- Taa... A Młodego nadam do Nowej Zelandii? - Wywróciła oczami, nie próbując nawet wyobrazić sobie
jakby to było wyjechać na wakacje.
- Nie. Ja się nim zajmę - Dziewczyna podniosła się tak gwałtownie, że zakręciło jej się w głowie.
Wpatrywała się w całkowicie poważne oblicze przyjaciela z niedowierzaniem. Chyba się przesłyszała. Tego
nie mógł powiedzieć Błażej.
- Pff... Jasne. Nie podpuszczaj mnie, to nie fair. Jak patrzę na to, jakie świetne masz włosy i jak
pomyślę, że ostatnio na imprezie byłeś dwa dni temu, to mnie szlag trafia i mam ochotę walnąć cię moją
torebką.
- Ale mam nadzieję, że Guccim!
- No oczywiście. Przecież nie uderzyłabym cię badziewiem - żachnęła się, niby na poważnie. Błażej
sięgnął do butelki wina, którą wcześniej przyniosła Melania i nalał dwa nowe kieliszki.
- Mówiłem poważnie. Zajmę się Cyprianem, a ty weź w pracy urlop i wyjedź, bo naprawdę zwariujesz.
Wolę takie wyjście niż odwiedzanie cię do końca życia w psychiatryku. Pamiętaj, że fatalnie ci w białym -
Kobieta roześmiała się, tym razem naprawdę szczerze i poklepała go po ramieniu.
- Dzięki, ale wiesz, że nie mogę się na to zgodzić. Nie mogę zostawić ci na głowie Cypriana na tydzień.
To fatalny pomysł - Pokiwała głową, jakby próbowała samą siebie utwierdzić w tych słowach. Spojrzała na
przyjaciela, który świdrował ją przenikliwym spojrzeniem zielonych tęczówek - Nie patrz tak na mnie, to
zły pomysł.
- Oczywiście, że zły - Zgodził się Błażej, z pełną powagą, kiwając głową.
- Nie dałbyś rady się nim zająć, też masz pracę.
- No tak, mam.
- Nigdy się z nim nie rozstawałam na dłużej niż kilka godzin. To fatalny pomysł.
- Okropny. Nie wiem jak mogłem w ogóle na to wpaść - Zgodził się Błażej, ciągle kiwając głową.
- Mogę przywieźć jego rzeczy jutro wieczorem?
- Zabiorę je nawet dzisiaj.
Błażej dotarł do swojego mieszkania w niecałe pół godziny, chociaż wcale nie było takiego ruchu jak
zwykle. Jego czyściutkie, ukochane, dwuosobowe Audi, było teraz jak wnętrze dziecinnego pokoju. Fotelik
do jazdy, piłka do nogi, w rozmiarze S, wielki pluszowy królik i mnóstwo ubrań Cypriana, poutkanych na
minimalnej przestrzeni siedzenia pasażera. Miał też rozpisany rozkład dnia chłopca, którego miał się
trzymać. O siódmej trzydzieści śniadanie (płatki - kółeczka), o ósmej wyjazd do przedszkola, o drugiej
powrót do domu i spacer. O szesnastej podwieczorek, o osiemnastej kolacja, potem dobranocka i do
dwudziestej maluch powinien spać. W teorii... Błażej wjechał na podziemny parking, zatrzymując się na
swoim miejscu. Wypakował wszystko z auta, próbując jednocześnie nie zarysować karoserii i nie pogubić
niczego. Z braku dodatkowej ręki, kluczyki trzymał w zębach, a drzwi zatrzasnął biodrem. Już był zły.
Siedział u Melanii (którą naprawdę kochał i uwielbiał) do jedenastej, czekając, aż przyjaciółka spakuje
syna i korzystając z telefonu alarmowego, wynegocjuje dziesięciodniowy urlop. Od jutra... Mężczyzna
mijał samochody sąsiadów bez zainteresowania, aż w końcu, w miejscu wyznaczonym dla samochodów
gości, zauważył czerwonego Volkswagena New Beetle, należącego do Artura.
- Jeszcze tylko jego mi brakowało dzisiaj - Mruknął do siebie, przepychając się przez wąskie drzwi na
klatkę schodową. Rzadko jeździł windą (dbał o kondycję) ale z tymi wszystkimi manatkami nie dałby rady.
Automatycznie wszedł do środka i wcisnął odpowiedni guziczek. Jego myśli zaprzątało to, jak będzie
wyglądało tych dziesięć dni. W apartamentowcu, w którym mieszkał, nie było ani jednego dziecka.
Zastanawiał się czy może mieć przez to nieprzyjemności. W końcu mali chłopcy hałasują, brudzą,
zaczepiają, a ten chłopiec był wyjątkowo brudzący, hałasujący i upierdliwy. Chociaż kiedy chciał, potrafił
być uroczy. Poza tym, wyglądał tak ślicznie - czarne, kręcone włoski, wielkie, sarnie oczy - uosobienie
słodkości. Na pewno przyczepi się do niego ta stara zrzędliwa baba, która mieszkała pod nim. Wredna
plotkara... winda zatrzymała się na jego piętrze. Błażej próbując nie pogubić bagażu, wyszedł na
urządzony w orientalnym stylu korytarz i otworzył drzwi swojego mieszkania. Zobaczył, że w kuchni pali
się światło, a z dużego pokoju dobiegła do niego muzyka, którą Artur włączył. Zdjął buty, chowając je go
garderoby. Po cichu przeszedł przez hol, zostawiając rzeczy Cypriana w pokoju gościnnym, a potem ruszył
do kuchni. Kiedy tylko stanął w przejściu między jadalnią, a kuchnią zauważył (bo trudno było nie
zauważyć), wystający zza lodówki, odziany w ciasne dżinsy, tyłeczek.
- I'll keep you my dirty little secret, dirty little secret - Właściciel zgrabnej części ciała, śpiewając,
podskoczył przy dźwiękach refrenu i pląsając, poruszał się po kuchni. Z pudełkiem lodów i łyżeczką w
jednej ręce i butelką wódki z zamrażalnika w drugiej, tańczył właśnie wokół wyspy.
- Jasne, nie krępuj się - Błażej stał oparty o blat, wpatrując się w pląsającego przyjaciela.
- Jezu! Nie strasz mnie tak! - Wydusił z siebie, z ustami pełnymi lodów i ręką z butelką, przyciśniętą do
piersi - Mogłem dostać zawału!
- Jeden problem mniej - Mężczyzna obszedł marmurowy blat dookoła, podchodząc do Artura - Cześć
kochanie - Zbliżył się jeszcze bardziej, delikatnie całując go prosto w usta. Przyjaciel wyciągnął szyję po
więcej, ale rozbawiony Błażej chwycił go pod brodę i stanowczo odsunął od siebie. Zabrał mu z dłoni
butelkę. Sięgnął do szklanej witrażowej szafki po dwie szklanki, do których nalał soku porzeczkowego i
alkoholu. Podał jedną z nich lekko naburmuszonemu mężczyźnie, który zajął się ukradkowym
obserwowaniem go znad pudełka lodów - To, co tu robisz? - Spytał Artura, siadając na ladzie vis a vis
niego. Ciągle szturchał go nagą stopą, jakby próbując zwrócić na siebie jego uwagę.
- Jem lody i piję wódkę.
- Wiesz, że dostałeś klucze do mieszkania w razie nagłego wypadku? - Upewnił się Błażej, kryjąc w
głosie nutę rozbawienia.
- To był nagły wypadek. Nie miałem w domu czekolady i alkoholu - Prostolinijnie i całkowicie poważnie
odpowiedział przyjacielowi, odchodząc od niego, pozostawiając jego stopę bardzo osamotnioną. Wszedł do
salonu i zmienił muzykę, na taką, która bardziej będzie odpowiadać Błażejowi. Kiedy usiadł na kanapie, w
dużym, dwustopniowym salonie, za filarem zauważył, że drzwi do pokoju gościnnego są uchylone.
- Czemu zostawiłeś drugą sypialnię otwartą? Nie używasz jej.
- Prawie zapomniałem - Błażej pacnął się w czoło. Obszedł mieszkanie od drugiej strony, tak, aby
dotrzeć do łazienki. Zdjął z siebie wszystko, pozostając tylko w czarnych bojówkach. Wszedł do salonu,
klapiąc bosymi nogami o panele. Oparł się o słup i popatrzył na przyjaciela przenikliwym wzrokiem - Od
jutra nie możesz u mnie nocować - Rzucił po chwili, zupełnie beznamiętnie. Artur gapił się na Błażeja z
półotwartymi ustami. Niby ich seks był tylko układem, przysługą... ale... Kurcze, przyjaźnili się, sypiali ze
sobą od czasu do czasu, fakt, ale przede wszystkim byli przyjaciółmi...
- Stało się coś?
- Właściwie tak. Od jutra będzie tu ze mną mieszkał chłopiec - Korzystając z lekkiego osłupienia Artura,
zabrał mu z ręki pudełko lodów i wpakował sobie do ust wielką porcję - Przeszkadza ci to? - Z trudem
ukrywał to, jak dobrze się bawi, oszukując chłopaka.
- Nie... Jasne, że nie. Znam go? - Spytał trochę łamiącym się głosem, nad którym próbował
zapanować.
- Znasz, ale niezbyt dobrze.
- Kto to? - Artur podniósł się i podszedł do okna tarasowego, stając do niego twarzą. Błażej widział w
szybie jego odbicie - skrzyżowane ręce i zaciętą minę. Powoli, zwlekając z odpowiedzią, zbliżył się do
niego i objął go w talii. Delikatnie zaczął muskać skórę chłopaka przez materiał koszulki.
- Cyprian - Wyszeptał mu do ucha
- Cyprian? Jedyny Cyprian, jakiego kojarzę, to mały Meli, z ADHD.
- No... Tak. Dokładnie ten - Przez chwilę obaj milczeli, a potem Artur obrócił się i z całej siły przywalił
przyjacielowi w bok.
- Ty wredna cioto! - Poprawił mu z łokcia, przewracając go na fotel - Będziesz się zajmował dzieckiem?
- Zdumienie w jego głosie nie miało granic.
- Przez dziesięć dni - Przytaknął Arturowi - Żeby Melania mogła odpocząć - Artur gapił się na niego,
patrząc coraz bardziej zadziwiony jego słowami. Jakoś nie mógł sobie wyobrazić Błażeja jako niańki.
Pomijając oczywiście fakt, że przed chwilą wyobrażał sobie Błażeja z innym facetem.
- Czyś ty oszalał do reszty?
- Mały potrzebuje męskich wzorców... Tak twierdzi Mela - Rzucił z zamyśleniem Błażej, wstając z fotela
i znowu ruszając do łazienki. Odkręcił kurek, nalewając do wanny gorącej wody.
- I na pewno miała na myśli wzorzec geja - Parsknął śmiechem Artur, opierając się o framugę
ratanowych drzwi
- Czemu nie? Podobno ostatnio młody przyszedł z przedszkola z informacją, że ma narzeczoną -
Rozebrał się do naga i wszedł do wody. Udawał, że nie widzi jak patrzy na niego przyjaciel.
- Oj... No to złamał mamusi serce - Artur zacmokał, składając ręce jak do modlitwy. Jego przejęta
twarz, rozśmieszyła moczącego się Błażeja.
- Żebyś wiedział - Ochlapał swoje włosy i twarz. Przyjrzał się chłopakowi, który mierzył jego nagie
ciało. W końcu wyciągnął w jego kierunku rękę - Długo tak tam będziesz stał? Rozbieraj się.
10
- Mama powiedziała, że mam cię słuchać - Cyprian spojrzał w oczy mężczyźnie, który wiązał mu buty.
Błażej błysnął zębami w złowrogim uśmiechu.
- No bo masz - Uciął krótko.
Chłopiec w ciszy nie wytrzymał długo. Kiedy Błażej przeszedł do drugiej sznurówki, szturchnął go,
zwracając na siebie uwagę.
- Czemu mama pojechała? - Mężczyzna na końcu języka miał coś w stylu "bo doprowadziłeś ją na skraj
załamania psychicznego", ale nie był pewien, czy dziecko by to zrozumiało.
- Bo była zmęczona i chciała odpocząć.
- Nie-e! - Cyprian uśmiechnął się z miną zwycięzcy - Powiedziała, że ma przeze mnie rozstroja
nerwowego.
- No to, po co pyt... - Błażej podniósł wzrok znad małego adidaska i spojrzał na chłopca - Skąd ty znasz
takie słowa? - Spytał zaskoczony. Cyprian zmierzył go wzrokiem pełnym dziecięcej pogardy, jakby to
mężczyzna miał pięć lat, nie on.
- Bo jestem mądry?
Błażej już miał coś na ten temat powiedzieć, ale zza narożnika właśnie wypadła kobieta... w stroju
krasnoludka.
- Pan Błażej! Melania uprzedzała, że będzie pan teraz odbierał Cyprianka - Powiedziała z nadmierną
afektacją, pieszczotliwie głaszcząc chłopca po głowie. Mężczyzna tylko skinął potakująco, ciągle gapiąc się
na jej kubraczek i czerwoną czapkę. W końcu kobieta zorientowała się, co wzbudziło taki szok u Błażeja i
ze śmiechem ściągnęła osobliwe nakrycie głowy - Przepraszam, mieliśmy właśnie czytanie bajek i
przebieramy się za postaci z baśni. Nawet pan nie wie jak to stymuluje wyobraźnie dzieci!
- Co... czytaliście? - Wydusił z siebie Błażej. Dorosła kobieta-krasnal, trochę go przerażała. Oswoił się
już z widokiem mężczyzn przebranych za policjantów, robotników drogowych, a nawet kobiet
pielęgniareczek, ale... KRASNAL?!
- Królewnę Śnieżkę.
- Głupia antyfeministyczna bajka, propagująca kult młodości i wyzysk kobiet - Wyrecytował jak z
pamięci Błażej
- A krasnale to cioty! - Usłyszeli dobiegający z wysokości ich kolan, głos Cypriana, niezmiernie
zadowolony z faktu, że udało mu się wtrącić. Błażej pacnął go w głowę, nasuwając mu czapkę na oczy.
Przedszkolanka spojrzała na niego przerażona (nie wiadomo czy bardziej słowami chłopca, czy reakcją
mężczyzny).
- Nie używaj takich słów! - Skarcił go, bardzo poważnie, uspakajając tym samym opiekunkę - Mów
"geje" - ...Nie na długo.
- Ale mama tak... - Próbował się usprawiedliwić, ale Błażej, nie czekając na koniec myśli, znowu go
pacnął.
- Widzę, że macie dość... specyficzne podejście do uświadamiania syna w kwestii... opcji.
- Jakiej opcji? - Zainteresował się młody, uchroniony ramieniem kobiety, przed kolejnym ciosem.
- Cyprian, to nie jest... - Nie zdążył dokończyć, jak kobieta znowu się wcięła.
- Wie pan, cieszę się, że w końcu zainteresował się pan synkiem.
- Ale on...
- Dziecko potrzebuje obojga rodziców - Kontynuowała niewzruszona - Męski wzorzec dla chłopca, to
podstawa wychowania, a pani Melania wykazywała dość... odmienny pogląd w tej kwestii. Muszę
przyznać, że zaczynałam się o Cypriana martwić - Patrząc na Błażeja, szukała aprobaty w jego oczach.
Niestety jej nie znalazła. Nagle Błażejowi przeszła ochota na wypieranie się ojcostwa.
- Co takiego panią martwiło? - Zainteresował się ku uciesze kobiety, której jak pomyślał, drugie imię
powinno brzmieć "Nadmierne Zaangażowanie".
- Cyprian to bardzo bystre dziecko i najwyraźniej podłapuje wszystko, co mówi matka...
- To chyba dobrze, że ma w mamie wzór?
- Ale... chociażby ostatnio... Jego kolega, dał koleżance, z okazji urodzin, pierścionek i całusa. Pamięta
pan, takie przedszkolne narzeczeństwa - Zachichotała - Cyprian zniesmaczony powiedział wtedy coś, co
zabrzmiało jak "ble, hetero" - Dokończyła niemal szeptem, jakby bojąc się, że chłopiec to usłyszy, albo nie
daj Boże rodzice, schodzący się po swoje pociechy. Błażej nie wytrzymał i parsknął śmiechem, obiecując
sobie, że młodemu należy się jakaś nagroda.
- No co! - Krzyknął chłopiec, oburzony tym, że rozmowa toczy się poza nim - Ciocia Aga tak mówi!
- Ciocia Aga, nie jest wzorem do naśladowania - Postarał się brzmieć poważnie, ale przychodziło mu to
z trudem. Aga faktycznie tak mówiła. Tak jak i Mela, była zadeklarowaną ciotolubką, z nieukrywanym
wstrętem do własnego heteroseksualizmu. Jakby za każde "Bleee heterosy!" dostawała złotówkę, to
zdążyłaby uzbierać na operację zmiany płci i zostałaby cudownym homoskiem.
- Pana to śmieszy? - Oburzył się krasnal.
- Trochę. Wie pani, Cyprian i jego poglądy, to nie pani sprawa.
- Poglądy? On ma pięć lat! Nie powinien w ogóle wiedzieć, że coś takiego jak homoseksualizm istnieje!
- Ale wie, bo tak zadecydowała jego matka - Uciął krótko.
- Inni rodzice, jeśli się o tym dowiedzą...
- Bije dzieci? - Wytrącił ją Błażej, wypalając ni z gruszki ni z pietruszki.
- Słucham?
- Pytałem, czy Cyprian bije dzieci.
- ...Nie
- Przeklina?
- Nigdy...
- Nie chce jeść albo spać?
- Tylko budyniu, ale to ustalone z jego mamą. Nie rozumiem, do czego pan zmierza.
- Czyli oprócz tego, że wie więcej o pewnych sprawach, nie sprawia kłopotów?
- Nie - Odpowiedziała już bardzo cicho kobieta
- W takim razie do zobaczenia.
Obaj panowie siedzieli już w samochodzie od dobrych dziesięciu minut i żaden się nie odzywał. Gdyby
Błażej wiedział, że pogrążony w milczeniu chłopczyk, z pełną premedytacją rysuje mu po tapicerce,
pewnie by się odezwał. Niestety jednak, tego miał się dowiedzieć dopiero następnego dnia, kiedy to
będzie przeszukiwał auto w poszukiwaniu zaginionej szklanej kulki. W tej chwili jednak, byli na siebie
śmiertelnie obrażeni. Błażej był wściekły, że Cyprian zrobił mu przed samochodem straszną aferę,
krzycząc, że nie wsiądzie do fotelika, bo jest dla dzieci. Oczywiście, kiedy tylko puścił jego małą rączkę na
nanosekundę, ten ruszył z kopyta w dół ulicy, prosto na skrzyżowanie. Błażej, który rzucił się za nim w
pogoń, zdążył go złapać, kiedy mała noga już wchodziła na przejście dla pieszych. Chłopiec został
bezpardonowo przerzucony przez ramię i zaniesiony do samochodu, ale nie mógł sobie darować
spektakularnego wrzasku i szarpania się, co najmniej jakby go obdzierano ze skóry. Kiedy już został
zapakowany do fotelika i przypięty pasami, poinformował mężczyznę, że naskarży mamie i zamilkł. Mijali
właśnie McDonald's, kiedy w samochodzie rozległo się głośne burczenie brzucha. Błażej nie mógł
powstrzymać parsknięcia śmiechem i spojrzał na chłopca.
- Nie najadłeś się w przedszkolu? - W końcu przerwał milczenie.
- Nie - Cyprian nie wyczuwając w jego głosie poprzedniej złości, postanowił zaprzestać demolowanie
wnętrza samochodu i schował kredkę do kieszeni.
- Nie jadłeś obiadu?
- Były kotlety - Chłopiec próbował zająć ręce kręceniem i przyciskaniem wszystkiego, czego dosięgną,
ale Błażej powstrzymał go od tego.
- Nie lubisz kotletów? - Błażej słuchał go jednym uchem, zastanawiając się, czym może nakarmić w
domu małe dziecko. Wyjścia z nim do sklepu jakoś sobie nie wyobrażał.
- Lubię, ale kotlety zawszę oddaje Kasi.
- A co daje ci Kasia?
- Ziemniaki.
Błażej już miał dalej pytać, kiedy w jego torbie zadzwonił telefon. Jedną ręką sięgnął do niej i
wygrzebał komórkę. Nawet na nią nie patrząc, otworzył klapkę i przyłożył ją do ucha.
- Słucham?
- Cześć! Odebrałeś go? - Po drugiej stronie usłyszał lekko zaniepokojony głos Meli.
- Nie, sprzedałem na Allegro - Prychnął, automatycznie spoglądając na chłopca - Jasne, że odebrałem.
Siedzi obok.
- Nie było problemów? Zapomniałam cię uprzedzić, że ma taką nawiedzoną opiekunkę.
- Zdążyliśmy się poznać. Możesz mi powiedzieć, czemu wzięła mnie za jego ojca?
- Głupia cipa - Żachnęła się kobieta, wywołując tym radosny chichot Błażeja. W jej ustach brzmiało to
tak zabawnie - Powiedziałam dyrektorce, że Cypriana będzie odbierał ktoś z rodziny, bo tylko rodzinie
wydają dzieci, a ta głupia baba dorobiła sobie historię.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradziliśmy.
- To dobrze. A co u niego? - W głosie matki było słychać jakieś rozczulenie. Błażej znowu spojrzał na
chłopca, który gapił się na mijane za oknem drzewa. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnął się, widząc jego
minę. Skarcił się w myślach i z powrotem wrócił do rozmowy
- Ok., ale jest głodny.
- Były kotlety, co? Daj mu jakiś obiad.
- Nie ma sprawy, tylko, co to je?
- Słucham?! - Oburzona Mela, prawie krzyknęła do słuchawki
- Żartuję. Co on je? - Poprawił się mężczyzna. W odpowiedzi usłyszał jęk niedowierzania, po którym
nastąpiło głośne westchnienie.
- To samo, co ty, tylko mniej.
- Dobra. Muszę kończyć, policja stoi. Pa - Kiedy rozłączał rozmowę, dało się jeszcze słyszeć przerażoną
Melę, która nie mogła uwierzyć, że mężczyzna rozmawia i prowadzi jednocześnie.
Błażej był posłusznym chłopcem. No, przynajmniej w kwestiach, w których wiedział, że ktoś wie lepiej.
Skoro Melania twierdziła, że jej dziecko je to, co on, tylko mniej, planował zastosować się do jej
wskazówek. Zaparkował przed wejściem do Figaro. Wyciągnął z Audi chłopca i wziął go za rękę.
- Gdzie idziemy?
- Na obiad.
- Co będziemy jeść?
- Zobaczymy.
- A są frytki?
- Pewnie są
- A kupisz mi colę?
- Kupię.
- A co będziemy robić potem?
- Pojedziemy do domu.
- A możemy iść do kina?
- Cyprian... Chyba jednak wolałem jak milczałeś - Zszedł do poziomu wzroku chłopca, klękając przed
nim na jedno kolano - Idziemy do restauracji i proszę cię, bądź grzeczny, to potem wymyślimy coś
fajnego, ok.?
- Ale kupisz mi frytki?
Nie kupił. Miał wrażenie, że w tej restauracji, chociaż była jego ulubioną, już nigdy nic nie kupi. Kiedy
tylko weszli do środka, Cyprian na całą salę krzyknął że chce mu się siku. Myślał, że zapadnie się pod
ziemię, bo łudził się, że chłopiec jest na etapie cichego informowania o swoich potrzebach. Po powrocie z
toalety, usiedli przy stoliku i dostali menu. Chociaż Cyprian nie umiał jeszcze czytać, głośno zażądał
swojego. Błażej dla siebie wziął carpaccio, a dla chłopca, pizzę, której sam sobie zażyczył. Nie wziął
jednak pod uwagę tego, że dziecko może nie wiedzieć, co to są krewetki... Cyprian, kiedy tylko zobaczył
na swojej pizzy owoce morza, niemal się popłakał. Zeskoczył z krzesła i krzycząc oznajmił Błażejowi i
połowie restauracji, że na jego pizzy są robale. Wyszli, nie kończąc obiadu.
Mieszkanie, jego oaza i azyl szybko zamieniły się w Pompeje po wybuchu Wezuwiusza. Cyprian w ciągu
godziny rozrzucił po domu klocki, puzzle, kredki, aż wreszcie kopiąc piłkę, zrzucił ze stołu szklaną karafkę
z wodą. Błażej był pewien, że chłopiec ma super ADHD i dopalanie nitro. Artur zastał przyjaciela,
siedzącego z tępym wyrazem twarzy. Palił papierosa, i pił kawę z dużego kubka. Mężczyzna podszedł do
niego i pocałował w czoło. Dochodziła dwudziesta, a chłopca nie było w pobliżu. To było dość niepokojące.
- Gdzie go zakopałeś? - Spytał poważnie, spoglądając w oczy Błażejowi.
- Co? - Mężczyzna zmarszczył czoło.
- Co zrobiłeś z dzieckiem. Musimy ustalić jedną wersję, jeśli chcesz żebym dał ci alibi - Ciągnął Artur.
- Och, daj spokój. Siedzi w salonie.
- Sam?
- Idź zobacz. Ogląda Terminatora.
- Terminatora?! Nie jest na to za mały? - Wziął z ręki Błażeja jego kawę i zrobił łyk. Przyjaciel popatrzył
na niego z politowaniem. Był zmęczony. Z reguły całe dnie spędzał jeżdżąc między domem, jakąś
knajpką, a salonami, których był właścicielem. Ciągła obecność Cypriana już po kilku godzinach
doprowadzała go do szału, a jego zachowanie wytrącało go z równowagi, kiedy tylko udało mu się
osiągnąć chwilowy spokój.
- Proszę bardzo. Idź, spróbuj mu to wytłumaczyć. Jak mu powiedziałem, że ma iść spać, bo to film dla
dorosłych, to zwiał, na klatkę schodową, a potem mnie podrapał. On ciągle ucieka. Dzisiaj nawiał mi
chyba z cztery razy. Jeśli uda ci się położyć go spać to... Nie wiem... Oddam ci się - Błażej wymruczał
przyciskając twarz do ramienia chłopaka. Artur przez chwilę głaskał go po włosach, ale w końcu podniósł
się i wszedł do salonu, odprowadzany spojrzeniem Błażeja. Chłopiec faktycznie siedział na kanapie i
oglądał film. Artur prawie roześmiał się, kiedy go zobaczył. Cyprian miał kolana pod brodą, całą buzię
przykrywał rękami, odsłaniając tylko gigantyczne ze strachu oczy. Nawet nie zwrócił uwagi na siadającego
obok obcego mężczyznę.
- Cześć - Artur wyciągnął w jego kierunku rękę - Jestem Artur - Chłopiec odwrócił wzrok od telewizora i
spojrzał na niego zaskoczony.
- Cześć.
- Jak masz na imię?
- Cyprian.
- A mogę na ciebie mówić Cychu? - Mężczyzna szturchnął go w bok, mrugając - Trochę doroślej niż
"Cyprian", nie? - Magiczne słowo "dorosły" skutecznie odwróciło uwagę chłopca - Co oglądasz?
- Temrinatora - Z trudem wymówił tytuł i tak go przekręcając.
- Co?! - Artur wydał z siebie zaskoczony okrzyk - Terminatora?
- Ale mama mi pozwala! - Na zapas usprawiedliwił się Cyprian.
- No nie dziwię się, Cychu, przecież to film dla dzieci, po co to oglądasz? - Chłopiec poderwał się, robiąc
przy tym minę, jakby wsadził palce do kontaktu. Artur wiedział już, że wygrał tę potyczkę.
- Jak to dla dzieci? Błażej mówił, że dla dorosłych!
- A myślisz, że Błażej zna się na filmach? To film dla dzieci, wierz mi, stary... Jutro przyniosę ci film dla
dorosłych jak chcesz.
- Chcę! - Cyprian przytaknął radośnie, ziewając rozdzierająco. Empatyczna natura Artura spowodowała,
że sam zaczął ziewać. Chłopiec roześmiał się.
- Kurcze, zmęczony jestem. Chyba idę spać, a ty? - Wstał i przeciągnął się. Cyprian jeszcze przez
chwilę wahał się czy aby można zaufać temu całemu Arturowi, ale obietnica przyniesienia filmu dla
dorosłych tak bardzo utkwiła w jego pamięci, że szybko przekonał się, że może warto go posłuchać. Ku
zdziwieniu Błażeja, razem wyszli z salonu i poszli do łazienki. Przyjaciel mrugnął do niego rozbawiony,
kiedy przechodzili obok. Do Błażeja docierały odgłosy mycia zębów i szum prysznica. Zobaczył przez
uchylone drzwi, jak Artur siedzi na koszu od prania i czyta etykietkę z szamponu. Przez głowę przemknęła
mu myśl, że będzie musiał zamieszkać na te kilka dni nie tylko z Cyprianem, ale i z Arturem. Nie wiedział,
jakim cudem, ale pół godziny później Cyprian spał już sam w zupełnie ciemnym pokoju. Artur wyszedł od
niego, cicho zamykając drzwi. Odnalazł swojego przyjaciela w kuchni, szykującego dla nich kolację. Kiedy
Błażej dostrzegł Artura, oparł się o blat stołu i skrzyżował ramiona.
- Nie wiedziałem, że masz talent do dzieci.
- Och, oczywiście, dlatego chcę mieć gromadkę własnych. Niestety - Z teatralnym westchnieniem,
niemal bezwładnie wpadł w ramiona starszego - Nie spotkałem jeszcze odpowiedniej kobiety.
- Łączę się z tobą w bólu - Poklepał go lekko po pośladkach, osłoniętych cholernie ciasnymi dżinsami.
- To może w ramach tej empatii, byśmy... - Przeciągnął się w jego ramionach, ocierając o jego
zmęczone ciało.
- ...Zjedli kolację?
- Ej - Artur uszczypnął Błażeja żartobliwie - Obiecałeś, że mi się oddasz!
- Chyba do reszty zwariowałeś? Za ścianą śpi dziecko. Nie myślisz chyba, że zrobię to, kiedy on jest za
drzwiami? - Odsunął od siebie przyjaciela, któremu wyraźnie zrzedła mina. Na początku to miały być
żarty, ale Artur wziął to tak na serio, że aż się nie spodziewał... Mężczyzna wrócił do przygotowywania
posiłku, stojąc plecami do Artura - Zjesz ze mną, czy idziesz od razu? - Chłopak wyraźnie zrozumiał, że tej
nocy nie spędzą pod jednym dachem.
- Idę - Szybko ubrał buty i zabrał swoją torbę. Gotowy do wyjścia, wszedł jeszcze do kuchni i po
krótkiej chwili wahania, podszedł do przyjaciela i lekko pocałował go w usta - Do jutra.
9
Błażej z rozkoszą delektował się ciszą poranka. Chociaż zwykle o tej godzinie wpadałby w kolejną fazę
REM, a nie wstawał i tak było przyjemnie. Przez szybę grzało wiosenne słońce i słychać było pierwsze
ptaki. Obrócił się twarzą do poduszki, żeby poprzeciągać się jeszcze minutkę. PLASK! Zza zamkniętych
drzwi usłyszał hałas, zwiastujący, że mały demon już wstał. Jęknął załamany i szybko wygrzebał się z
rozgrzanej pościeli. W pośpiechu wciągnął na siebie spodnie od dresu i wyszedł do chłopca. Cyprian
siedział na podłodze i zbierał z niej tysiące rozrzuconych płatków kukurydzianych i wkładał je go pudełka.
Błażej z rezygnacją pomyślał, że nie dziwi się Melanii, że wariuje. Dziwił się, że tak późno. Wyciągnął ze
schowka miotłę i podszedł do dziecka.
- Nie mogłeś poczekać na mnie?
- Jestem duży. Sam sobie robię śniadanie.
- Właśnie widzę - Przegonił go miotłą i zaczął sprzątać bałagan - Jestem ciekawy, co teraz zjesz -
Spojrzał na niego ze skwaszoną miną. Cyprian nagle wyszczerzył małe ząbki i podbiegł do wysokiego
stołka. Wdrapał się na niego i z blatu ściągnął miseczkę.
- Wysypałem chrupki z pudełka! Do miseczki nałożyłem! - Ucieszył się, pokazując mężczyźnie
zawartość naczynia...I wysypując ją przy okazji na ziemię - O kurcze...
- Brawo.
W końcu udało im się jednak zjeść coś i nie spowodować nowego kataklizmu. Błażej, myśląc, że
większość problemów ma już za sobą, szybko ubrał chłopca i siebie, chcąc odprawić go do przedszkola. Ku
własnemu przerażeniu spędził w łazience tylko dziesięć minut, obawiając się zostawić chłopca samego na
dłużej. Trudno, najwyżej uczesze go któryś chłopak w salonie. Szybko dokończył przygotowanie do
wyjścia i w końcu udało im się wyruszyć. Mężczyzna nie mógł się nadziwić, że Cyprian całą drogę
zachowywał się idealnie. Pozwolił się wsadzić do fotelika, nie kazał mu się po nic cofnąć do mieszkania, nie
wypluł gumy do żucia w samochodzie... nic. Coś tu było nie tak i Błażej szybko miał się przekonać, że w
przyrodzie musi być równowaga. Podejrzane wydało mu się już to, że przed wejściem do przedszkola stoją
ludzie. Zawsze mu się wydawało, że dzieci zostawia się w środku, a nie na zewnątrz. Zaniepokojony
zaparkował samochód i wyciągnął z niego chłopca. Cyprian od razu pędem ruszył do kolegów, a
mężczyzna spokojnie podszedł do grupy dorosłych. Zauważył, że na drzwiach wisi kartka. Nie miał ze sobą
okularów, więc średnio widział, co jest na niej napisane. Stanął więc obok rodziców.
- Dzień dobry. Stało się coś?
- No właśnie nie wiadomo. Tylko ta kartka, że przedszkole jest zamknięte do poniedziałku - Jakaś
mama w garsonce oderwała się od rozmowy przez telefon i odpowiedziała mu, wskazując ręką wejście.
Błażej dla upewnienia nacisnął klamkę, ale faktycznie było zamknięte. Jednym uchem usłyszał jak kobieta
umawia się z opiekunką. "Biedni ludzie" - Pomyślał - "Co oni zrobią z tymi dziećmi ter.... JASNA CHOLERA!
CO JA ZROBIĘ Z CYPRIANEM!?".
Szybko wyjaśniło się, że przedszkole jest zamknięte do poniedziałku, ponieważ któreś dziecko
przyniosło....wszy. Na dźwięk tego słowa Błażej poczuł jak cofa mu się śniadanie i natychmiast postawił na
ziemię Cypriana, którego wziął na ręce, bo on też chciał widzieć panią dyrektor. Cały budynek musiał
przejść dezynfekcję, więc te kilka dni będzie zamknięty. Błażej myślał, że się popłacze. Nie miał pojęcia,
że biorąc od Meli dziecko, wpakuje się w coś takiego. Wszyscy rodzice natychmiast rozeszli się ze swoimi
pociechami, spiesząc się do pracy. Błażej musiał otworzyć jeden salon i pojechać do drugiego, jak się
śmiał, na kontrolę. W końcu pańskie oko. Wziął chłopca za rękę i pociągnął do samochodu. Z torby
wyciągnął okulary i założył je na nos. Posadził dziecko na pobliskim murku i upewniając się, że nikogo nie
ma w pobliżu spojrzał na jego głowę. Nie mógł pozwolić, żeby Cyprian z lokatorami wsiadł do jego
samochodu. Z najwyższym stadium obrzydzenia uświadomił sobie, że chłopiec nie tylko już w tym
samochodzie był, ale i spał w jego mieszkaniu i przytulał się do niego.
- Masz farta - Założył okulary na czubek głowy, obchodząc chłopca dookoła - Jesteście gorsi niż plagi
egipskie - Pokręcił głową, widząc jak młody potargał sobie włosy, po tym jak Błażej za bardzo mu je ulizał
i pobiegł do Audi.
- Kto?
- Wy. Dzieci.
- Kto to są plagowie? - Zapytał na wpół zainteresowany chłopiec. Skupiony grzebał małymi rączkami
przy wlewie paliwa.
- Zostaw to - Trzepnął go po palcach - Bo wybuchnie! - Nastraszył go i wsadził do auta - A plagi
egipskie, nie plagowie, to kara boska.
- Za co?
- Właśnie się zastanawiam co ci biedni Egipcjanie musieli zrobić...
Mężczyzna nie miał wyjścia, musiał cały dzień zajmować się chłopcem. No bo co innego mógł zrobić?
Przyczepić go kłódką od roweru do płotu? Miał dzisiaj iść na basen, albo pobiegać, zajrzeć do salonów,
miał nawet umówioną specjalną klientkę do siebie, a tak...
Zapakowali się do wozu i pojechali do miasta.
Dochodziła dziewiąta i po otwarciu pierwszego salonu, Błażej pojechał do drugiego. Tam już było
otwarte i tam miał spędzić z Cyprianem trochę więcej czasu. Weszli przez drzwi z witrażową szybą do
środka pomieszczenia stylizowanego "na stare". Ten zakład był umeblowany w antyki, na ścianach wisiały
stare zdjęcia, a lustra były oprawione w ciężkie ramy. Nawet fotele fryzjerskie były odpowiednio dobrane.
Tylko obsługa nie była antyczna. Pierwsza wejście szefa zauważyła Dorota, najmłodsza fryzjerka.
- Cześć! Mówiłeś, że będziesz wcześniej - Wróciła do fryzury klientki, nie zauważając Cypriana
uczepionego nogi szefa.
- Miałem mały poślizg - Popchnął chłopca przed siebie - Przywitaj się - Wskazał mu obie kobiety.
Dorota dopiero, kiedy usłyszała zawstydzone "dzień dobry". Zdziwiona wzrokiem poszukała źródła
komunikatu i szczęka jej opadła jak zobaczyła pięciolatka, który cofnął się do Błażeja i znowu złapał za
jego spodnie. Mężczyzna nie mógł uwierzyć, że chłopiec jest taki nieśmiały.
- Ja nie chcę wnikać w twoje życie intymne... ale... - Dziewczyna rzucała na niego okiem znad koafiury
- Czyje to dziecko?
- Moje i Tomka - Pokręcił głową, z miną pełną pogardy. Głupie pytanie...
- Co jest moje? - Zza drzwi do zaplecza wychylił się rzeczony Tomek. Wiotkie chłopię, z wymuskaną
fryzurą i pomalowanymi przezroczystym lakierem paznokciami. Jego orientacja była taka... ostentacyjnie
oczywista, że czasem drażniła Błażeja - Ojej... Co ci się stało? - Podszedł do niego i dłońmi próbował
naprawić włosy szefa.
- Zostaw - Odepchnął jego ręce i wszedł za drzwi zaplecza. Dopiero po chwili zorientował się, że gdzieś
zgubił Cypriana. Cofnął się i zobaczył jak jego osobista klientka, straszna zołza, która dawała się ciąć tylko
jemu, a i tak wybrzydzała, przyklęka obok chłopca i z nim rozmawia. Szybko podszedł do niego i podniósł
na ręce - Cyprian, nie przeszkadzaj pani - Spojrzał na kobietę z uśmiechem numer sto piętnaście - Witam
serdecznie.
- Ależ on nie przeszkadza! Upadła mi torebka i pomagał mi zbierać. Mały gentleman - Zachichotała i
pogłaskała chłopca po głowie. Błażej miał ochotę potrząsnąć dzieckiem i powiedzieć, żeby pokazało swoją
prawdziwą naturę. Zaczynał sądzić, że z chłopca wyłazi demon tylko w chwili, gdy zostaje sam na sam ze
swoim opiekunem. Przy innych ludziach robił się cudowny... - To po tatusiu? - Wyrwała go z zamyślenia.
Przez chwilę musiał zastanowić się, o czym ona mówi. Za swoimi plecami usłyszał parskniecie śmiechu
Tomka, ale nie zareagował.
- Nie... to nie - Chciał się wytłumaczyć, ale widział jak nagle twarz kobiety tężeje w niezadowoleniu - W
sumie to tak - W końcu nie wiedział czy jego tata nie był gentlemanem. To, że zostawił Melę w ciąży nie
determinowało tego, że był nieuprzejmy... - Zapraszam panią do umycia włosów - Wskazał jej drugie
pomieszczenie i posłał za nią uczennicę. Kiedy tylko znikły z pola widzenia, Tomek odciągnął Błażeja
kawałek dalej.
- Co to za dzieciak? - Wyszeptał, nachylając się nad nim tak, że prawie musnął go ustami
- Syn mojej przyjaciółki. Zajmuję się nim przez jakiś czas - Poczuł wargi zaciskające się na płatku jego
ucha - Odejdź - Nie miał ochoty na takie numery. Stanowczo odsunął od siebie mężczyznę, który tym
samym przekroczył próg zaplecza. Tomek wyciągnął do niego rękę i zaciskając ją ja jego koszuli,
pociągnął go za sobą - Oszalałeś? - Skarcił go Błażej, obracając się, aby sprawdzić, czy nikt tego nie
widział.
- Tak. Na twoim punkcie - Tomek zbliżył się do niego tak, że omiatał gorącym, miętowym oddechem,
jego szczękę. Mężczyźni patrzyli sobie w oczy, elektryzując się nawzajem. Fryzjer przechylił głowę,
dotykając jego ust. Błażej jedną ręką chwycił jego policzki i unieruchomił je.
- Źle trafiłeś - Odepchnął jego twarz od siebie - Nie mam nastroju ani czasu.
- Nie masz czasu dla mnie? - Tomek nie dawał za wygraną. Dłonią przytrzymał drzwi tak, że Błażej nie
mógł wyjść.
- Nie.
- Nie zrobisz mi małej przyjemności? - Wymruczał, znowu przyciskając usta do jego szyi. Błażej
wykrzywił się w złośliwym uśmiechu. Jednym ruchem obrócił ich tak, że Tomek tkwił teraz przyciśnięty do
drzwi, z jedną ręką Błażeja na ramieniu, a z drugą między nogami. Zbliżył ich twarze, żeby móc szeptać
mu do ucha.
- I co? Tak dobrze? - Rozepchnął kolanem jego uda szerzej - Mam cię wziąć tutaj? Na tych drzwiach? Z
dzieckiem i klientami za drzwiami?
- To boli! - Tomek próbował się wyszarpnąć, ale Błażej trzymał go mocno. Roześmiał się i puścił
fryzjera.
- Kiedy mówię, że nie mam nastroju, to znaczy, że go nie mam - Odepchnął Tomka i wyszedł z
zaplecza.
Dzień był doprawdy cudowny. Do wszystkich porannych perypetii musiał dodać jeszcze scysję z
niezadowoloną z efektu klientką. Bez płacenia, z fochem opuściła salon, zostawiając go wściekłego.
Wprawdzie, może nie było idealnie jak zwykle, ale nie można było się czepiać! Cholerna baba. Na
szczęście między dwunastą a pierwszą w salonie nie było ani jednej umówionej klientki. Błogi spokój
udzielał się każdemu, nawet Cyprianowi, któremu wcześniej wróciła energia i zaczynał wariować. Błażej
usiadł na jednym z foteli, z rękami założonymi za głowę. Był wykończony, a było ledwie południe. Nagle
poczuł we włosach czyjeś ciepłe dłonie. Leniwie otworzył jedną powiekę i zobaczył za swoimi plecami
Tomka. Ten nieśmiało, patrząc w lustro, spojrzał mu w oczy.
- Poprawię je trochę, co? - Mężczyzna uznał, że wystarczającą aprobatą jest brak niechęci. Znowu
zamknął oczy, pozwalając chłopakowi na czesanie go - A może byśmy obcięli Cypriana? - Błażej
natychmiast otworzył oczy i wyprostował się. Nie wiedział, czy pomysł zbliżania się z nożyczkami do tego
dziecka jest rozważny. Zanim zdążył odpowiedzieć, Tomek podszedł do chłopca i usiadł na krześle obok -
Cześć. Pewnie ci się trochę nudzi, nie?
- No - Cyprian nie odrywał wzroku od zeszytu, w którym zawzięcie bazgrał już od kilku minut. (To, że
jest to zeszyt z zapisami, zorientują się dopiero godzinę później).
- Chcesz mieć fryzurę jak Błażej? - Pokazał palcem na mężczyznę, który przyglądał się im podejrzliwie.
- To jest dorosła fryrzura?
- Zdecydowanie - Fryzjer przejechał palcami po odrośniętych włosach dziecka - To chcesz?
- Chcę - Kiwnął zdecydowanie głową chłopiec. Błażej był w szoku. Czemu wszyscy potrafią sobie z nim
radzić lepiej niż on?
Młody siedział już na fotelu, gotowy do wystrzyżenia na "dorosłego", kiedy do salonu wszedł Artur.
Spojrzał zdziwiony na to, co się odbywało. Z Cypriana przeniósł zdziwiony wzrok na Błażeja, który
cierpliwie poddawał się zabiegom Tomka. Momentalnie podniosło mu się ciśnienie, kiedy zobaczył obce
dłonie na szyi jego przyjaciela.
- Nie wiedziałem, że Cychu nie idzie dzisiaj do przedszkola - Podszedł do nich i usiadł na fotelu obok,
chwytając Błażeja za rękę. Czuł na sobie nienawistne spojrzenie fryzjera, ale ku jego uciesze przyjaciel nie
zabrał dłoni.
- Długa historia. Nawet nie pytaj - Chociaż poprzedniego wieczoru prawie się pokłócili, dzisiaj było już
zupełnie dobrze. To było takie typowe. Nawet, jeśli pokłóciliby się na śmierć i życie, nie mogliby
wytrzymać dnia, bez chociaż krótkiej rozmowy - Co tu robisz?
- Chciałem zjeść z tobą obiad.
- Ała! - Błażej z wyrzutem spojrzał w lustro, szukając wzroku Tomka. Mężczyzna ukłuł go nożyczkami.
- Przepraszam, nie chciałem.
- Mam nadzieję - Rozmasował zranione miejsce i wrócił do przerwanej rozmowy, jakby nigdy nic -
Musimy zabrać młodego.
- A co za problem? - Artur wychylił się, żeby zobaczyć poważną buzię chłopca, skupionego na szybkich
ruchach fryzjerki - Nie Cychu? Pójdziemy razem na obiad?
- A masz dla mnie film?
- Wypożyczymy coś.
Chociaż Błażej był zdecydowanie przeciwny, poszli do Figaro. Kelner od wejścia poznał małego
krzykacza i wyglądał jakby niechętnie wpuszczał ich na salę. Ale Błażej miał rację. To dziecko uaktywniało
swoje geny demona (na pewno po ojcu), tylko, kiedy zostawał z kimś, kto miał się nim opiekować. Kiedy
był z nimi Artur, Cyprian był idealny. Chociaż nie chciał już pizzy z robalami, to zupełnie spokojnie zjadł
swój makaron i bez marudzenia pozwolił zjeść im. Po drodze do domu, zatrzymali się w wypożyczalni i
wzięli najbardziej dorosły film, jaki znaleźli - Piotruś Pan. Ten w nowej wersji, z Jasonem Isaacsem w roli
Kapitana Haka.
Film przypadł Cyprianowi do gustu. Tylko chłopcy nie chcieli być dorośli. Zupełnie niezrozumiałe...
Mimo tego, że się Cyprianowi podobało, to mały zasnął. Gdzieś tak przy tym jak Indianie porywają
Michaela i Johna.
- Chyba usnął, nie? - Artur, chociaż pomiędzy nim, a Błażejem było dziecko, oparł się o niego.
Przyjaciel spojrzał na obstrzyżoną na irokeza głowę i przytaknął.
- No chyba. Przeniosę go do sypialni.
- Nie - Artur powstrzymał jego ruch - Zostaw go. Niech śpi tutaj - Podniósł się powoli z kanapy, tak
żeby nie ruszyć młodego. Podał rękę Błażejowi, który po chwili wahania ją chwycił. Wyłączyli telewizor i
cichutko wyszli z salonu.
- Zostajesz? - Błażej oplótł ramieniem jego szyję i przyciągnął do pocałunku.
- A gdzie będę spał? - Artur, nie pozwalając się pocałować, drażnił się z przyjacielem.
- Myślę, że znajdziemy ci jakieś miejsce - Po omacku znalazł klamkę do drzwi sypialni i popchnął je,
wpuszczając do środka mężczyznę.
Nie mówiąc już nic więcej, powoli, nie spiesząc się nigdzie, zbliżyli się do siebie i pocałowali. Najpierw
lekko, ledwie muskając swoje usta, a potem coraz mocniej, coraz bardziej zaborczo i zachłannie. Obaj
mieli dłonie wplecione w swoje włosy, przeciągając się i siłując. Oderwali się od siebie na sekundę, łapiąc
odrobinę powietrza. Błażej trzymał w rękach twarz Artura, przyglądając jej się z pożądaniem. Nerwowo
oblizał usta, a potem przywarł do niego na nowo. Rozpiął suwak jego bluzy. Pieszcząc pod palcami jego
gorącą skórę, ściągnął mu ubranie z ramion i rzucił pod nogi. Otworzył oczy i zobaczył jego ściśnięte usta i
zmarszczone czoło. Artur chwycił jego dłoń i pokierował ją na swoje krocze, lekko rozsuwając uda. Błażej
z zadowoleniem poczuł ciągle twardniejącą wypukłość w pod swoimi palcami. Drażniąc się, ocierał się o
niego, całując odkrytą już pierś. Artur czując mięknące kolana, zrobił kilka kroków w tył i usiadł na łóżku,
ciągnąc za sobą Błażeja. Mężczyzna usiadł na nim okrakiem, manipulując teraz przy zapięciu jego spodni.
Cholernik nosił dżinsy zapinane tylko na guziki. W końcu udało mu się je rozpiąć i przy małej pomocy
Artura zsunął mu je do połowy ud. Widział go już tyle razy. Znał to ciało niemal na pamięć, ale za każdym
razem podziwiał je, jakby było dla niego zupełnie nowe. Wodził dłońmi po obojczykach, płaskim brzuchu i
wystających kościach miednicy. Pod palcami czuł drżące w napięciu mięśnie przyjaciela. Nagle Artur,
obejmując go jedną ręką w pasie, przerzucił go tak, że teraz leżeli na boku, patrząc sobie w oczy. Już bez
zbędnej zwłoki rozebrał Błażeja ze wszystkiego, co ten miał na sobie. Leżeli zupełnie nadzy, dotykając się
opuszkami palców. Kiedy znudziła im się ta powolna wędrówka, poszli krok naprzód. Ich dłonie
pokierowały się w dół. Palce zacisnęły się na sztywnych członkach. Z ust obu mężczyzn wydobyło się
krótkie westchnienie ulgi. Patrząc sobie w oczy, zaczęli sobie obciągać szybkimi, zdecydowanymi ruchami,
bo czas na zbędne czułości minął chwilę przedtem. Artur ścisnął kark Błażeja, miażdżąc jego usta w
zaborczym pocałunku, odbierając mu na moment dech.
- Coś mi się wydaje - Wydyszał prosto w jego szyję, do której się przytulił - że ta noc szybko się nie
skończy.
8
Pierwszą myślą Błażeja po przebudzeniu było "Sobota!". Magiczne słowo, oznaczające odrobinę
wytchnienia i dłuższe spanie. Leniwie przekulnął się na drugi bok, natrafiając na ciepłą przeszkodę, w
postaci Artura. Mruknął zniecierpliwiony, kiedy nie mógł się wygodnie wymościć przy jego boku. Śpiący
mężczyzna instynktownie przesunął rękę tak, aby kochanek mógł ułożyć się wygodniej, przytulając do
niego. Artur uniósł jedną powiekę, zerkając na Błażeja z rozanielonym uśmiechem.
- Cześć - Wyszeptał ledwie słyszalnie i ucałował skroń przyjaciela.
- Hello stranger - Wczepił się w jego bok, naciągając kołdrę jeszcze mocniej na siebie.
- Może byś się podzielił? - Artur chwycił drugi jej koniec i szarpnął, naciągając ją też na siebie. Błażej,
niezadowolony z tego, że został odkryty, przysunął się jeszcze bliżej i przerzucił nogę i ramię przez Artura,
unieruchamiając go - Dzień dobry panie przytulaśny.
- Po prostu mi zimno - Wymruczał mężczyzna i westchnął zadowolony.
- Mi by tam nie przeszkadzało jakbyś był panem przytulaśnym - Artur pokiwał głową z uśmiechem,
cmokając przyjaciela w głowę.
- Nie gadaj tyle - Zacisnął lekko zęby na szyi towarzysza i zaczął powoli ssać uchwycone miejsce. Artur
roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu, aby dać mu lepszy dostęp. Po chwili Błażej oderwał się od
niego spoglądając w stronę uchylonych drzwi. W połowie drogi do łóżka stał bosy chłopiec w piżamie
Supermana.
- Hej! Co tu robisz? - Starszy mężczyzna usiadł, zakładając na siebie koszulkę, leżącą na ziemi.
- Hałasujecie - Stwierdził rzeczowo dzieciak, stając przy brzegu. Oskarżycielsko wyciągnął małą łapkę w
stronę Artura - A mi nie pozwoliłeś tu spać! - Artur parsknął w poduszkę, starając się nie zaśmiać na głos.
- Teraz możesz się położyć, jak chcesz. A on - Szturchnął Błażeja odsłoniętą stopą - Zrobi nam
śniadanie.
Młody wskoczył na materac i do spółki z Arturem próbowali wypchnąć z łóżka Błażeja. Mężczyzna w
końcu skapitulował, pod naporem łaskoczących go dłoni i kopiących stópek. W drzwiach obrócił się
jeszcze, spoglądając na "chłopców" - jak nazwał ich w myślach. To, co zobaczył... Artur leżał odkryty, w
obcisłych bokserkach i białym t-shirt'cie, poczochrany, z prześcieradłem odbitym na ramieniu. Rozbawiony
patrzył na skaczącego po materacu Cypriana, który robił wszystko, żeby na niego wpaść i zaangażować do
zabawy. Przez chwilę ten widok wydał mu się taki naturalny... Nie, nie chciał mieć dziecka. Tfu, broń boże,
ale Artur, taki uśmiechnięty, ledwo obudzony, leżący w jego łóżku, które jeszcze pachniało seksem.
Szybko otrząsnął się z tych sentymentalnych myśli i poszedł robić to wymuszone śniadanie. Cyprianowi
zaczynało się nudzić skakanie samemu, więc postanowił wciągnąć do zabawy starszego znajomego.
Obskakując Artura dookoła, zaczął go zaczepiać, aż w końcu mężczyzna dał się przekonać. Zaczęli się
wygłupiać i łaskotać, aż Cyprianowi zabrakło tchu. Usiadł zmęczony na poduszce i wpatrując się w Artura
zamyślił się - Co tak dumasz kolego?
- Co?
- Nad czym myślisz - Chłopiec wzruszył kilka razy ramionami i poderwał się, żeby znowu skakać.
- A ty chodzisz z Błażejem? - Zatrzymał się, popatrzył uważnie na Artura i podskakiwał dalej.
Mężczyzna speszył się, odwracając wzrok. Nie wiedział, co takiemu chłopcu powiedzieć, tak, żeby
zrozumiał i żeby to była prawda...
- Nie, nie chodzę - Przytrzymał ręką młodego, który zaczął robić fikołki - Kark sobie skręcisz, dziecko.
- Ale się całujecie - Chłopiec stwierdził niezaprzeczalny fakt, nie dając powstrzymać się przed
akrobacjami. Artur zakrył rękami twarz w zażenowaniu. Niech mu się jeszcze spyta skąd się biorą dzieci...
- Tak, ale wiesz, dorośli czasem się całują i przytulają, nawet jak ze sobą nie chodzą. Wystarczy, że się
lubią.
- A Błażej nie lubi Tomka, a go przytulał.
- Co? - Artur chwycił chłopca w pasie i zatrzymał na chwilę - Kiedy?
- Śniadanie - Drzwi otworzyły się, ukazując uśmiechniętą twarz Błażeja i wpuszczając do sypialni
zapach jajecznicy i tostów. Cyprian wyrwał się mężczyźnie i zeskoczył na ziemię, z radosnym wrzaskiem
biegnąc do kuchni. Gospodarz podszedł do materaca i wyciągnął rękę do przyjaciela. Chyba nawet nie
zauważył, że coś jest nie tak. Artur szybko zamienił zawiedzioną minę na uśmiech i chwycił ofiarowaną
dłoń. Błażej pociągnął go i podniósł z łóżka. Młodszy przez chwilę nie wiedział, o co mu chodzi. W oczach
miał takie... Znikło szybko, ale przez moment było - takie pełne zadowolenie, coś, co mówiło, że jest mu
dobrze. Błażej przesunął palcami po jego policzku i włosach. Zupełnie delikatnie pocałował go w usta, nie
zamykając przy tym oczu - Dziękuję za wczoraj - Artur nie mógł powstrzymać uśmiechu, przywodząc na
myśl wspomnienia ostatniej nocy. I chociaż był rozgoryczony tym, co usłyszał od chłopca, to jakoś nie
mógł...
- Cała przyjemność po mojej stronie - Rozciągnął usta w uśmiechu, nie odsuwając się od mężczyzny.
Ulotna chwila czułości skończyła się zaraz po tym jak z kuchni dotarł do nich odgłos przewracanego
krzesła i płacz dziecka. Błażej westchnął załamany, bo właśnie na tym skończyła się jego spokojna sobota.
- Weź sobie rzeczy z mojej szafy i chodź jeść.
Kilka minut później ubrany w za duże dżinsy i czarną koszulę mężczyzna, dołączył do pozostałych w
kuchni. Cyprian, chociaż miał wyraźnie opuchnięte oczy, już się uśmiechał, dziabiąc jajecznicę. Wchodząc
na wysoki stołek, spadł, rozbijając kolana i łokieć, ale Błażej dał radę opanować sytuację. Chłopiec szybko
skończył jeść, wstał i przesiadł się do stołu, na którym leżały gazety.
- Wyy p r o sy ty - Zaczął literować, przesuwając paluszkiem po okładce - Wprost! - Odrzucił gazetę na
bok i chwycił drugą - Po ly po lii ty ka. Polityka! - Ucieszył się, kartkując czasopismo. Artur, który odkładał
już talerz do zmywarki, zdziwiony przyglądał się poczynaniom dziecka.
- Ty umiesz czytać?
- Tak. Mama mnie naum...nauczyła
- A pisać umiesz? - Usiadł obok niego, zabierając ze stolika jakieś kartki i długopis.
- Tak - Ucieszył się, dumny z siebie. Wyrwał Arturowi długopis i zapisał coś na kartce. Mężczyzna wziął
mu ją z ręki i przeczytał koślawe literki.
- Co to za cyferki?
- Numer mamy.
- Znasz numer mamy na pamięć?
- Kazała się nauczyć - Przytaknął, bazgrając na kartce jakieś niezrozumiałe hieroglify. Po chwili
podetknął mu ją pod nos - Napisz swoje imię - Mężczyzna wziął długopis i napisał ARTUR na środku kartki
- A teraz moje - Rozkazał chłopiec, a starszy szybko wykonał polecenie - A teraz jego! - Wskazał palcem
na Błażeja.
- Ok., ja napiszę imiona, a potem podyktuje ci numery, a ty je sam zapiszesz, ok.? - Dzieciak
przytaknął. Błażej patrzył z pobłażliwym uśmiechem, na to jak jego przyjaciel zajął się edukacją młodego.
Korzystając z chwili spokoju, nastawił zmywarkę i poszedł do łazienki. Zza zamkniętych drzwi dochodziły
do niego przytłumione głosy Artura i Cypriana, którzy nadal byli zajęci sobą. Na wieszaku wisiała świeża
koszula i spodnie. Dopiero teraz miał okazję wziąć prysznic i uszykować się do pokazania ludziom.
Rozebrał się do bielizny i patrząc w lustrze na swoje ciało, zaczął myć zęby. Już miał się kąpać, kiedy do
głowy przyszedł mu szatański plan. Zarzucił na ramiona koszulę i wyszedł do salonu.
- Artur, mógłbym cię na moment prosić do łazienki? - Oparł się o filar w wejściu, spoglądając na
przyjaciela łakomym wzrokiem.
- Po co? - Spytał Cyprian zły, że przerywa im zajęcie. Starszy kolega, widząc minę Błażeja, zatrzymał
chłopca przed wystrzeleniem w kierunku łazienki. Wziął pilota i włączył mu kreskówki.
- Możesz sobie pooglądać przez chwilę? Zaraz wrócę - Chłopiec zmierzył najpierw Artura, a potem,
złym spojrzeniem, Błażeja. Artur uśmiechnął się do niego prosząco, aż dzieciak zmiękł i przytaknął.
Usadowił się naprzeciwko telewizora i zaczął oglądać. Po chwili był już jak zahipnotyzowany. Mężczyzna
podążył za przyjacielem do łazienki. Zanim zdążył spytać, o co mu chodzi (choć doskonale wiedział),
Błażej pchnął go dość brutalnie na ścianę i przycisnął własnym ciałem, łącząc ich w gorącym pocałunku. W
pierwszym odruchu Artur poddał się natarczywemu językowi, wdzierającemu się w jego usta, ale po chwili
nadeszła rozwaga. Chwycił za jego silne ramiona i odsunął go, ale nie za daleko - Cyprian nas usłyszy - Z
trudem utrzymywał zimną krew, mając to kochane ciało tak blisko siebie.
- Nie usłyszy - Błażej uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę, żeby otworzyć wodę pod prysznicem -
Będziemy cicho, a szum nas zagłuszy.
- Ale... - Przyjął krótki pocałunek - Nie mamy czasu.
- Mamy wystarczająco czasu na szybki, intensywny numerek - Błażej nie chcąc dłużej marnować
energii na płonnej dyskusji, oderwał od siebie ręce Artura i obrócił ich, popychając przyjaciela na komodę.
Artur oparł się na niej, kładąc rozgrzany policzek na chłodnej półce. Serce mu waliło, nie tylko przez to, że
zaraz mieli to zrobić, ale przez to, w jakiej ekstremalnej sytuacji miało się to odbyć. I chociaż na początku
chciał mu odmówić, przez to, że obmacywał się z Tomkiem, to teraz nie byłby w stanie przerwać tego
cudownego ohmm... Błażej jednym szarpnięciem rozpiął guzik od jego spodni i rozporek, a sekundę
później błądził już dłońmi po jego nagich udach i pośladkach. Artur, który całą siłą woli starał się nie
jęczeć głośno, dusił w sobie wszystkie emocje. Nie wytrzymał, kiedy zobaczył rękę Błażeja wystrzeliwującą
w kierunku stojącej tuż obok jego twarzy oliwki w żelu i jęknął zniecierpliwiony. Nie mieli czasu na długą,
jak w nocy, grę wstępna i specjalne przygotowania, ale obaj zdawali sobie sprawę z wad i zalet takiego
gwałtownego postępowania. Błażej położył jedną dłoń na ramieniu Artura i masował je uspakajająco, co
oczywiście nie przynosiło żadnego skutku, ale było przyjemne. Mężczyzna chwycił w końcu tę dłoń i
przyciągnął do swojej twarzy. Przytknął ją do ust i całował śródręcze. W tej samej chwili poczuł jak Błażej
wchodzi w niego mocno, od razu uderzając rytmicznie i pospiesznie. Znali swoje ciała na tyle, że wiedzieli
na ile mogą sobie pozwolić. Chociaż Arturowi stanęły w oczach łzy i zacisnął zęby na skórze przyjaciela,
żeby nie krzyknąć, to obaj wiedzieli, że on to wytrzyma i że zaraz będzie już naprawdę dobrze. I było.
Mężczyzna nie miał już po chwili siły na duszenie w sobie jęków i westchnień. Miał ochotę wrzasnąć, dając
upust wszystkim emocjom. Odchylił się do tyłu i nadal całując i podgryzając dłoń Błażeja, przylgnął do
jego piersi.
- Jeśli już m... - Błażejowi po plecach przeszedł silny dreszcz, kiedy wszedł w Artura jeszcze głębiej -
musisz to weź do ust ręcznik, bo - kolejny dreszcz, przerwał mu myśl, którą coraz trudniej było dogonić -
moja ręka dłużej nie wytrzyma - Zgodnie z tym co powiedział, cofnął czerwoną i lekko opuchniętą dłoń, na
której było widać wyraźne ślady zębów.
- To tak... jak ja - Usłyszał urywany głos Artura, który schował twarz w zgięciu swojego ramienia i
ciężko oddychał.
- Jeszcze chwila - Wydyszał Błażej uderzając coraz bardziej nierównomiernie, zachłannie i mocno. W
końcu Artur naprawdę już nie wytrzymał i doszedł z cichym, długim jękiem, pochylając się nad szafką
bardziej. Błażej spiął się w sobie i wchodząc w niego jeszcze kilka razy, skończył ten wyczerpujący sprint,
opadając na spocone plecy przyjaciela, który właśnie odzyskiwał oddech. Szybko się oporządzili i nie chcąc
nadużywać cierpliwości Cypriana, mieli już wychodzić, ale Błażej zatrzymał kochanka jeszcze na sekundę,
skradając mu ostatniego całusa.
- Tomka też tak wczoraj wziąłeś? - Palnął w drzwiach Artur, z miną, jakby sam był zdziwiony, że to
wydostało się z jego ust.
- Słucham? - Błażej odsunął się od niego na wyciągnięcie ręki.
- Słyszałeś. Kogo przelecisz jutro? - Artur ciągnął tę głupią wymianę zdań, chociaż już wtedy wiedział,
jak to się skończy.
- Nic ci to tego - Uśmiechnął się cynicznie Błażej, próbując wyminąć mężczyznę przy drzwiach. Artur
odepchnął go jednak w głąb pomieszczenia - Uważaj sobie.
- Nie żartuj sobie ze mnie - Skwitował jego groźbę przyjaciel, podchodząc do niego.
- Nie żartuję. Nie masz prawa mnie przepychać, tak jak nie masz prawa żądać ode mnie wyjaśnień. Już
od jakiegoś czasu zbiera się na tę rozmowę, bo widzę, że ty jednak nie nadajesz się do takiego układu.
- Mówisz o tym, jakby to była współpraca koncernów, a nie...
- No co? Związek? Bzykanie to nie związek! Z tego, co pamiętam, to ty do mnie przyszedłeś. Nikt cię
nie zmuszał do tego, żebyś w to wchodził, a od początku wiedziałeś jak to będzie wyglądać.
- Miałem nadzieję... - Arturowi zaszkliły się oczy, ale jednocześnie ręce zacisnęły w pięści. Czuł się jak
skończony palant. Bo przecież Błażej miał rację. Byli przyjaciółmi z przywilejami, nawet nie luźnym
związkiem partnerskim. Po prostu uprawiali seks, kiedy mieli na to ochotę. Co on sobie wyobrażał? Że on
nagle się dla niego zmieni? Że porzuci dawne życie i dawnych kochanków i zadowoli się tylko nim? Idiota.
- Chyba masz rację. Nie nadaję się do takiego układu. Do niczego się nie nadaję - Uteatralnił swoją
wypowiedź, wywołując tym parsknięcie pogardy i znudzenia u Błażeja. Już wychodził, kiedy Błażej
zdecydował się powiedzieć to jedno zdanie za dużo.
- Wiesz, nie tak do końca do niczego. Rżniesz się zawodowo - W Arturze właśnie przelała się czara
goryczy. Obrócił się na pięcie i jak w zwolnionym tempie wepchnął ubranego Błażeja pod, ciągle włączony
prysznic. Mokry mężczyzna nie zdążył powiedzieć ani słowa więcej. Zaraz później usłyszał trzask drzwi, a
na progu zobaczył wystraszonego i zdziwionego Cypriana. No tak... zupełnie zapomniał, że młody jest w
domu.
7
Błażej siedział na kanapie, z nogami na stole. Właśnie minęła północ. Ten fatalny dzień się skończył. Po
tym jak Artur wyszedł, musiał uporać się z uspokojeniem Cypriana, który bał się, że mężczyzna uciekł
przez niego i płakał ponad kwadrans. W mieszkaniu wyłączyli prąd i musieli wyjść z domu, żeby chłopiec
się nie nudził. Wkrótce rozpadał się deszcz i zmokli do suchej nitki zanim dotarli do samochodu. Teraz
dziecko leżało z głową na jego kolanach i co jakiś czas pokasływało. Kiedy zadzwoniła Mela nakłamał jej,
że wszystko gra, żeby się nie denerwowała. Jeśli dowiedziałaby się, że Cyprian jest chory, a jemu się
kłody pod nogi sypią, to wróciłaby...a.... Wbrew pozorom, to chciał dać jej jeszcze ten tydzień.
Machinalnie głaskał jego włosy jedną ręką, w drugiej trzymając komórkę. Dzwonił do Artura pięć razy,
tchórząc kiedy tylko usłyszał w słuchawce trzeci sygnał. Do cholery... jak go to denerwowało! Ten
wychudzony kretyn trzasnął drzwiami w jego domu, a to ON czuł wyrzuty sumienia. Chociaż to Artur
strzelił focha, to JEMU było przykro. To Artur sprowokował tę kłótnię, to on powinien czuć się źle. Myśląc o
przyjacielu, co chwilę rzucał okiem na chłopca, to na telefon. Zegarek na nim wskazywał wpół do
pierwszej. W głowie sfrustrowanego mężczyzny zaświtała myśl, którą jednak szybko odegnał. Chociaż
miał ochotę się ubrać i wyjść to chyba... nie mógł... Mela by go zabiła gdyby się dowiedziała. Wstał z
kanapy, delikatnie biorąc na ręce młodego. Przeniósł go do swojej sypialni i szczelnie okrył kołdrą. Czuł,
że nie zaśnie spokojnie, więc wrócił do salonu. Snuł się po nim, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca.
Wyszedł na taras, żeby zapalić papierosa. Powietrze pachniało deszczem, który padał na rozgrzaną ziemię.
Ze swojego balkonu widział niemal całe miasto, które w sobotni wieczór odżywało. Jeśli by się mocno
skupił, to pewnie usłyszałby muzykę z koncertu na Malcie. W lędźwiach czuł, że musi wyjść z tego domu,
bo zwariuje. Wrócił do mieszkania i wziął ze sobą laptopa. Automatycznie włączyło mu się gadu gadu i ze
zdziwieniem zauważył, że Artur ma status "zaraz wracam". To znaczyło, że też nie spał. Odwrócił wzrok od
komputera, zamyślając się. To naprawdę nie dawało mu spokoju. Chwycił za telefon i wybrał numer
przyjaciela. Kiedy znowu zaczęło się w nim rodzić strach i myśli "i co mu, kuźwa, powiesz?", Artur
podniósł słuchawkę. Błażej był tak zaskoczony, że zanim zdążył się odezwać albo rozłączyć, usłyszał
zirytowany głos po drugiej stronie.
- Nie życzę sobie, żebyś do mnie wydzwaniał. A jeśli już dzwonisz, to chociaż się odzywaj - Artur
wysyczał wściekły, prosto w jego ucho i odłożył telefon. Dla Błażeja to był właśnie ten jeden krok za
daleko. Dosłownie w kilka minut był gotowy do wyjścia. Cyprian na pewno nie obudzi się do rana. Nikt się
nie dowie.
Pod klub dotarł kilkanaście minut po północy. Zaparkował samochód, z którego wyciągnął dziecięcy
fotelik, tak na wszelki wypadek i szedł w kierunku wejścia. Przed drzwiami stały grupki ludzi, którzy
wychodzili z piekielnie rozgrzanego wnętrza na papierosa, a ze środka dobiegała, jakże dobrze mu znana,
dudniąca muzyka. Mijając zaprzyjaźnionego bramkarza wszedł prosto w pulsujący, gorący tłum. Ponieważ
szansa na miejsce siedzące była żadna (a poza tym, nie przyszedł siedzieć) niewiele myśląc wskoczył na
stół, górujący nad parkietem. O tak. Dokładnie tego mu było trzeba. Momentalnie poczuł jak schodzi z
niego ciśnienie. Ocierające się o siebie ciała bardziej lub mniej obcych ludzi dawały poczucie totalnej
bezkarności. Błażej pląsał, podskakiwał, wyginał się przez dobrą godzinę, aż w końcu zdyszany, z koszulką
przyklejoną do pleców, zeskoczył na ziemię. Kiedy przy barze zamawiał drinka, poczuł ręce obejmujące go
od tyłu.
- Cześć - Usłyszał czyjś głos, przeciągający zalotnie "e" - Pamiętasz mnie jeszcze?
Kiedy Błażej odnawiał starą znajomość, a Bob Sinclare nawoływał do rozgrzania imprezy, na drugim
końcu miasta Artur nie mógł zasnąć. Najpierw kilka godzin rzucał się na łóżku, nie mogąc się ułożyć, aż w
końcu skapitulował. Starając się nie obudzić współlokatora poszedł do salonu i włączył telewizor.
Kreskówki, heteryckie porno, telezakupy, jakieś archiwalne teledyski, końcówki filmów, które zaczęły się
po północy... Nic. Nic nie było w stanie go uśpić. Sytuacja z rana, a właściwie słowa Błażeja nie dawały mu
spokoju. Kiedy wybiegł z jego mieszkania, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Zupełnie jakby ktoś wyrzucił
go z własnego domu. Najgorsze było w tym to, że tracąc Błażeja-kochanka, tracił też Błażeja-przyjaciela. I
to było okropne. Prawie jak to, że mężczyzna miał rację. To w końcu Artur przyszedł do Błażeja. To on
pierwszy go pocałował i doskonale wiedział w co się pakuje. Sam jest sobie winien. Wściekły na siebie
zerknął na zegarek na wieży. Dochodziła trzecia, a on nadal nie spał. Mógłby przynajmniej wykorzystać
ten czas jakoś sensownie, albo chociaż iść na imprezę, ale nie miał na nic siły ani ochoty. Już miał znowu
spróbować walki z Morfeuszem, ale po szklanej ławie przewędrował wibrujący telefon. W pierwszej chwili
się wystraszył, chwycił za komórkę i ze zdziwieniem zobaczył, że próbuje się do niego dodzwonić Błażej,
na dodatek z domowego telefonu. Rozmawiali kilka godzin wcześniej (choć może "rozmowa" to za dużo
powiedziane), więc nie wiedział, co on może nadal od niego chcieć w środku nocy. W ostatniej chwili
zawahał się przed odrzuceniem połączenia. Coś mu mówiło, że powinien odebrać.
- Tak? - Zapytał stanowczym głosem, chociaż tak naprawdę cały dygotał.
- Artur? - Po drugiej stronie, zamiast Błażeja usłyszał, przerażony, zapłakany głos Cypriana.
- Cyprian? Co się stało? - Mężczyzna natychmiast odzyskał całą werwę. Zerwał się na nogi. Dlaczego
dzieciak dzwonił do niego wystraszony, o trzeciej w nocy. Zamiast odpowiedzi, usłyszał tylko płacz chłopca
- Cyprian - Spróbował skupić jego uwagę - Cychu, posłuchaj mnie. Nie płacz, bo nic nie rozumiem -
Stanowczo uspokoił dziecko - Gdzie jest Błażej?
- Ni-e m-ma - Artur zamarł.
- Jak to nie ma? Opowiedz mi wszystko po kolei.
- Boję się!
- Cyprian, nie bój się, dobrze? Już ubieram buty i do ciebie jadę. Spójrz na zegarek - Chociaż sam był
przerażony, to on był dorosłym, musiał zachować zimną krew - Znasz się na zegarku?
- N-nie.
- Będę u ciebie, jak długa wskazówka będzie na samym dole. Na szóstce, dobrze?
- Tak - Chłopiec jakby się uspokoił.
- A teraz powiedz mi, co się dzieje.
- Wstałem i go nie było i go szukałem i go nie było i jest ciemno i się boje i nie wiem gdzie jest.
- Ok., dobrze już - Przerwał nerwowe gadanie Cypriana - Jesteś pewien, że nigdzie go nie ma?
- Niie ma.
- Już do ciebie jadę mały. Schowaj się do łóżka, ja mam klucze, sam wejdę - Rozłączył rozmowę i
próbował znaleźć kluczyki od samochodu. Nie zdawał sobie sprawy ile hałasu robi, tłukąc się po
mieszkaniu. Zza drzwi małego pokoju wychyliła się poczochrana głowa.
- Co ty robisz do cholery? - Wychrypiał jego zaspany współlokator.
- Jadę do Błażeja.
- Myślałem, że się pokłóciliście.
- Jadę do jego mieszkania, bo ten kretyn zostawił Cypriana samego i gdzieś sobie poszedł. Mały jest
przerażony. Ha! - W szufladzie biurka znalazł kluczyki.
- A ty jak zwykle jedziesz ratować mu tyłek? - Kumpel pokiwał głową z politowaniem i cofnął się do
łóżka - Tylko zamknij za sobą - Usłyszał jeszcze stłumiony kołdrą głos.
Wszedł do mieszkania przyjaciela, cichego, pustego, trochę przerażającego. Nie zdążył się dobrze
rozebrać, kiedy zza rogu wyskoczył chłopiec, prawie go przewracając. Objął jego kolana małymi łapkami,
wciskając głowę w jego nogę. Artur pochylił się i podniósł go do góry i przytulił.
- Już się nie bój. Zaraz się dowiem gdzie jest Błażej, dobrze? - Pogłaskał głowę chłopca, który w
odpowiedzi tylko pokiwał głową. Artur chciał go zanieść do jego pokoju, ale mały zbuntował się i kazał
położyć się w sypialni Błażeja, tam gdzie się obudził. Mężczyzna niechętnie, ale przystał na to. Postanowił
jeszcze tylko szybko przeszukać mieszkanie, w poszukiwaniu jakiejś karteczki, wiadomości, czegoś co
mogłoby sugerować gdzie jest Błażej. Pomysł z zostawianiem pięciolatkowi karteczki był oczywiście
absurdalny, ale po tym jak tego pięciolatka zostawia się samego na noc, już nic by go nie zdziwiło. Kiedy
szybko przeszukiwał salon i przedpokój, słyszał jak w sypialni Cyprian kaszle. Złość osiągnęła fazę
szczytową, bo fakt, że młody był na dodatek chory, rozjuszył go do reszty. Po drodze zrobił mleko z
miodem dla siebie i chłopca. Miał nadzieję, że to pomoże zasnąć im obu. Gdy wszedł do sypialni, zobaczył
tylko wystające spod kołdry oczy - Przyniosłem nam mleko, a potem pójdziemy spać, tak? - Chłopiec
wynurzył się spod pierzyny i przytaknął. Ujął w rączki ciepły kubek i łapczywie pił. Skończył szybciej niż
Artur, który zapatrzył się w zdjęcie wiszące na ścianie, sącząc powoli.
- Nie pójdziesz sobie? - Spojrzał na Cypriana, który miał niepewną minę.
- Nie - Uśmiechnął się, tarmosząc dziecięcą głowę - Obaj na niego poczekamy.
- A gdzie on jest?
- Nie mam pojęcia.
Położył się obok chłopca i pozwolił mu wygodnie mościć się u swojego boku. Mały przycisnął dłoń
mężczyzny do swojego rozgrzanego policzka i chwilę później już spał. Artur poczekał, aż będzie pewien,
że chłopiec się nie przebudzi, i położył się wygodniej. Wcisnął twarz w poduszkę, tak nieznośnie pachnącą
Błażejem. Właściwie to pachniała jego perfumami, ale Arturowi już chyba zawsze ten orientalny, korzenny
zapach będzie kojarzył się z przyjacielem. Najbardziej męski zapach na świecie. W końcu zasnął,
wmawiając sobie, że to wcale nie zasługa tego łóżka i tego zapachu na poduszce.
Bladym świtem obudził go dźwięk otwieranych drzwi. Przebudził się w jednej sekundzie, zrywając się
na nogi. Zerknął jeszcze na Cypriana, który zmęczony nocnymi wrażeniami i kaszlem, spał mocno.
Wyleciał z sypialni, wpadając prosto na Błażeja. Mężczyzna zatrzymał się, podpierając o filar, przypatrzył
się zjawisku w drzwiach swojej sypialni.
- Co tu robisz? - Zapytał beznamiętnie, ściągając kurtkę. W Arturze się zagotowało. Zaciskając pięści,
powstrzymywał się od prawego sierpowego.
- Robię to, co ty powinieneś robić, skończony kretynie! - Błażej poderwał ciężką od zmęczenia głowę,
rzucając Arturowi złe spojrzenie.
- Co tu robisz? - Ponowił pytanie, cedząc każde słowo
- Przyjechałem, bo w środku nocy zadzwonił do mnie śmiertelnie przerażony, chory chłopiec, z
informacją, że zniknąłeś! - Błażej nie zaszczycając tego wywodu żadnym komentarzem, skopnał z nóg
buty i przetransportował się do kuchni. Chwycił karton mleka, pozostawiony na wierzchu przez Artura, i
wypił duszkiem. Bliski wybuchu, młodszy mężczyzna, podążył za nim. Podszedł do stojącego plecami
Błażeja i szarpnięciem obrócił go.
- Uważaj na te ręce - Warknął, odchodząc kawałek dalej, żeby zachować dystans - Nie przesadzaj z tą
odpowiedzialnością. Młodemu nic się nie stało - Artura aż wmurowało. Nie wierzył w to co słyszał. Nie
wiedział gdzie się podział Błażej, którego znał, bo ten na pewno był podstawionym przez kosmitów
klonem. Roześmiał się, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Żartujesz, prawda? Zostawiłeś w domu dziecko, którym miałeś się opiekować! On był przerażony! Coś
mogło się stać!
Błażej wzruszył ramionami. Tak naprawdę, to był przejęty. Wiedział, że zrobił coś niewiarygodnie
nieodpowiedzialnego. Nie chciał, żeby wszystko tak wyszło, żeby mały się obudził. Przecież kiedy
wychodził, to spał tak mocno! Gdyby mógł cofnąć czas, to na pewno by tego nie zrobił. Tylko, że Artur go
wkurzał. Wkurzał go tym, że są pokłóceni, a on stoi w jego kuchni (na boso, w pogniecionej koszuli i
dżinsach bez guzika... z rozczulająco potarganymi włosami, które po nocy z jednej strony przylegały do
głowy, a z drugiej sterczały jak irokez... ah...), prawi mu morały i na dodatek ma rację w tym co mówi!
- Dziękuję ci bardzo za ratunek i moralitet - Przeszedł obok, nawet nie spoglądając na niego - A teraz
zostaw klucze i wyjdź.
- S...Słucham?
- Nie zgrywaj... - Nie dokończył, ale zmierzył go wzrokiem - Idę się wykąpać, jak wyjdę, to nie chcę cię
tu - Mówił to tak spokojnie i poważnie, że Artur nie miał wątpliwości co do intencji mężczyzny. Błażej go
nie chciał. Ani teraz, ani nigdy. Starszy faktycznie zniknął w łazience. Artur stał jeszcze chwilę, po czym,
kiedy odzyskał zdolność logicznego myślenia, wpadł do sypialni i obudził Cypriana.
- Cześć młody - Podniósł chłopca na ręce i wyniósł z łóżka. Półśpiący Cyprian tylko wymruczał coś i
oparł głowę na jego ramieniu - Nie śpij. Już rano i musimy spakować twoje zabawki - Postawił dziecko w
salonie, dając mu chwilę na rozbudzenie. Sam chwycił jego plecak i zgarniał do niego wszystko, co
należało do młodego. Kiedy zbierał kredki, zauważył telefon i kartkę z numerami, które zapisywali
poprzedniego ranka. Dopiero teraz pomyślał jak dzieciak się do niego dodzwonił. Gdyby nie ta ich zabawa
w "a teraz mi zapisz", to Cyprian byłby sam całą noc. Z jeszcze większą determinacją zaczął szukać jego
rzeczy. Nagle usłyszał, że w łazience przestała szumieć woda, a zaraz potem za plecami poczuł obecność
drugiego mężczyzny.
- Możesz mi powiedzieć co robisz? - Artur obrócił się w jego stronę, trzymając przed sobą plecak.
- To co widzisz. Zabieram Cypriana do siebie.
- Słucham? - Błażej dopiero wtedy zauważył obecność zaspanego pięciolatka - Nie mówisz poważnie?
- To ty jesteś niepoważny. Zabieram go do siebie i dzwonię do Melanii - Miał już chyba wszystko.
Obszedł Błażeja, założył buty i cofnął się po nic nierozumiejące dziecko. Wziął go na ręce, ale drogę
zaszedł mu mężczyzna.
- Zostaw go.
- Nie - Próbował go wyminąć.
- Jeśli wyjdziesz z nim z tego mieszkania, dzwonię na policję i zgłaszam porwanie.
- Nie bądź śmieszny.
- Myślisz, że żartuję? - Chwycił za telefon i wybrał krótki numer. Artur uśmiechnął się cynicznie.
- Proszę bardzo, dzwoń. Policja zatrzyma mnie, ja powiem im, że zostawiłeś go samego na noc, więc
ciebie też przymkną, wezmą młodego na izbę dziecka, ściągną tu Melanię, a ona cię zamorduje - Błażej
spojrzał na niego, w momencie kiedy uzyskał połączenie.
- Policja słucham? - Nie odezwał się - Słucham? Policja. Co się stało?
- Przepraszam, już wszystko w porządku - Rozłączył się, powoli opuszczając rękę - Artur... - Oparł się o
ścianę, odchylając głowę - Co my robimy?
- My? - Warknął, nadal zły Artur.
- Zachowujemy się jak rozwodzące się małżeństwo, a przecież jesteśmy... przyjaciółmi. - Artur po
chwili wahania rzucił plecak na ziemię i wszedł do salonu. Położył na kanapie Cypriana, który pomimo
całego zamieszania, zasnął w jego ramionach. Musiał być okropnie zmęczony. Cofnął się do gabinet, a
zaraz za nim wszedł Błażej. Usiedli w przeciwległych kątach pokoju, nie patrząc na siebie. W końcu
pierwszy przemógł się Artur.
- Przepraszam, że wepchnąłem cię pod prysznic - Albo mu się zdawało, albo po twarzy Błażeja
przemknął uśmiech.
- Przepraszam, za to co powiedziałem. Wcale tak nie myślę - Artur pokiwał przecząco głową.
- Nie przepraszaj, miałeś rację. To moja wina.
- Tak samo twoja jak i moja.
- Nie licytujmy się, ok.? - Wstał i przeniósł się na fotel bliżej Błażeja. Mężczyzna przytaknął.
- Nigdy nie chciałem zrobić ci nic złego.
- Wiem. Sam się prosiłem. Wiedziałem przecież jaki jesteś.
- Nie powinienem na to pozwolić. Wszystko zaszło za daleko.
- Masz przecież prawo robić to co chcesz.
- Może i mam - Wzruszył ramionami - Ale nie mogę przy tym krzywdzić innych - Artur zrobił zdziwioną
minę, która jednak szybko znikła za rozdziawionej ziewnięciem buzi.
- I teraz do tego doszedłeś?
- Tak. Bo jesteś moim przyjacielem i nie mogę cię krzywdzić.
- Nie przejmuj się - Uśmiechnął się do niego - Przemyślałem wszystko. Po prostu nie możemy... Nie
chcę, żebyśmy spieprzyli to co jest - Wyciągnął do niego rękę. Błażej splótł ich palce - Nie po to,
męczyłem się z tobą tyle lat, żeby teraz stracić przyjaciela.
- Bardzo jesteś miły.
- Wiem. To jak? Spoko?
- Spoko - Znowu zamilkli, ale tym razem cisza nie była krępująca. Ulżyło im. Jak jasna cholera im
ulżyło. Artur puścił nagle jego rękę i znowu spoważniał.
- Nadal pozostaje jednak kwestia tego, zrobiłeś - Błażej westchnął ciężko, przecierając zmęczone oczy.
- Artur, Mela nie może...
- Nie dowie się, przynajmniej nie ode mnie - Przerwał mu.
- Dzięki. Ja... Nie chciałem przecież, żeby tak to wyszło. Nie mogłem spać. Myślałem, że zwariuję, a on
tak mocno spał.
- Co nie zmienia faktu, że się obudził.
- Wiem, wiem, że jestem nieodpowiedzialnym palantem, ale to mnie przerosło. Poszedłem do Voliery i
spotkałem Bartka...
- No tak - Artur rzucił kwaśno, zanim ugryzł się w język. Właśnie takich tekstów miał unikać, ale Błażej
nawet nie zareagował.
- Do niczego nie doszło - Spojrzał przyjacielowi prosto w oczy - Nie mogłem tego zrobić. Wczoraj z
Tomkiem też nie...
- Nie tłumacz mi się! Przecież ustaliliśmy...
- Ale chcę! - Nie dał mu dokończyć - Bo mam ci coś do powiedzenia - Zamiast powiedzieć co miał do
powiedzenia, ziewnął bardziej rozdzierająco, niż młodszy przed chwilą. Był wymęczony, a kiedy zeszło z
niego całe ciśnienie i złość, poczuł to jeszcze bardziej.
- To powiedz mi to jak się wyśpisz, ok.? - Wstał i wyciągnął do rękę do przyjaciela, ciągnąc go do góry.
Błażej, niby łapiąc równowagę przytulił młodszego.
- Dzięki.
- Spoko - Z pokoju obok usłyszeli kroki małych nóżek na parkiecie. Błażej jęknął, zmęczony - Idź spać,
wezmę go.
- Na pewno?
- Jeśli nie wezwiesz policji.
6 - poniedziałek
Błażej czuł się parszywie. Opiekował się młodym raptem cztery dni i już nawalił. Naprawdę zaczynał
podziwiać Melanię, która zajmowała się nim przez lata, praktycznie sama. Wczoraj, kiedy wstał, koło
trzeciej po południu, w domu było tak cicho. Mógł spokojnie zjeść obiad, popracować (yym. z małymi
przerwami na wgapianie się w zdjęcie Artura, wiszące między fotografiami wszystkich przyjaciół). Nie
wiedzieć czemu, ale po szóstej zaczął się nudzić. Przecież on się nigdy sam ze sobą nie nudził. Tylko, że w
domu było tak pusto. Przyzwyczaił się trochę do towarzystwa Cypriana, nie mówiąc już o nieustannie
nachodzącym go Arturze. Po skończonej papierkowej robocie, mężczyzna chciał ogarnąć biurko i kładąc
segregator na fotel, zauważył tam okulary przyjaciela. Nie to, że były mu niezbędne. Chyba nawet miał
drugą parę, ale przecież mógł ich potrzebować... No i Cyprian nie wziął Królika. Miał wprawdzie misia,
słonika, jakiegoś wstrętnego potwora i piłkę, ale co jeśli będzie chciał Królika? Nie mógł znowu zawieść
dzieciaka. Ubrał się szybko i ogarnął, żeby móc pokazać się ludziom i wybiegł z mieszkania, ściskając w
ręce pluszaka. Na klatce wpadł na wredną sąsiadkę, która zawsze traktowała go jak powietrze (w
najlepszym wypadku oczywiście). Prawie spadł ze schodów, kiedy usłyszał płynące z jej ust uprzejme
przywitanie.
- Dzień dobry panie Błażeju! - Stanęła obok niego, zmuszając do tego, żeby przystanął.
- Dzień dobry - Odpowiedział nieśmiało, szukając podstępu. Jakaś nowa taktyka opracowana przez
mohera?
- Widziałam, że mieszka teraz z panem dzieciaczek - "Dzieciaczek"?! Błażej nie wiedział co się jej stało,
może zwariowała, a podobno z wariatami trzeba ostrożnie - Śliczny chłopiec, a jaki mądry!
- Rozmawiała z nim pani?! - Zdumiał się, bo to oznaczało, że musiała go spotkać z Arturem. Artur bał
się jej chyba tylko bardziej od niego.
- Tak, spotkałam go, jak szedł z tym miłym chłopcem. Zatrzymałam go, bo wystraszyłam się, że może
pan nie wie, że razem wychodzą, albo coś - Usprawiedliwiła się, widząc zadziwienie na twarzy młodszego
sąsiada. Błażej stał, jedną ręką gniotąc Królika, a drugą, opierając się o drzwi mieszkania. Jakby nagle
dostała jakiegoś napadu szału, co równoważyłoby jej miłe zachowanie, zdążyłby zniknąć w domu -
Opowiadał mi jak się pan nim zajmuje, żeby odciążyć jego mamę.
- No, tak jakoś wyszło...
- Pewnie się pan dziwi, że nic nie mówię, że nie mieszka pan z jego mamą, ale na Boga, mamy XXI
wiek. Może i jestem stara, ale jeszcze pamiętam jak to jest się zapomnieć. Ważne, że się pan synkiem
zajmuje! Są tacy przecież, że zrobią dzieciaka i uciekają! - Błażeja olśniło. Więc o to chodziło! Kobieta
pomyślała, że Cyprian jest jego synem. No tak, lepiej mieć sąsiada, który ma dziecko z jakąś dziewczyną,
niż sąsiada o wątpliwej reputacji i orientacji. Miał ochotę wepchnąć jej tego królika w gardło. Uśmiechnął
się zamiast tego. Nie chciało mu się z dyskutować z wścibską kobietą.
- Wie pani, muszę już iść. Cyprian zapomniał Królika.
- Och, oczywiście. Spieszy się pan, a ja pana zatrzymuję. No, niech pan już leci. - Uścisnęła jego
nadgarstek pomarszczoną dłonią, a Błażej miał ochotę wyrwać się i uciec wrzeszcząc "Spalam się!
Spalam!"
- Do widzenia.
Nigdy nie przypuszczał, że Cyprian spowoduje, że ktoś spojrzy na niego przychylniejszym okiem. Tak
naprawdę, chociaż nie podobało mu się zachowanie sąsiadki, to przecież on wszystko uprościł. Jest
szansa, że baba, nie będzie wzywała policji, za każdym razem, kiedy po dziesiątej, szurał krzesłem po
podłodze. Droga do Artura minęła mu na rozpamiętywaniu wszystkich świństw jakie zrobiła mu sąsiadka,
łącznie z tym, że prawdopodobnie kiedyś otruła mu kota (Chociaż tego nie mógł udowodnić). Trochę
automatycznie zaparkował samochód i wszedł do klatki Artura. Dopiero pod jego drzwiami, zorientował
się, że nie wie do końca co mu powiedzieć, a motyw z Królikiem i okularami, nie jest za mocny. Wcisnął
przycisk dzwonka. A z resztą, co cholery, jest jego przyjacielem, przyjaciele nie potrzebują powodów żeby
się odwiedzać. Oni przez lata nie potrzebowali. Po chwili drzwi otworzył mu Bartek, mierząc go
morderczym spojrzeniem.
- Um. Cześć.
- Cześć.
- Mogę wejść? - Spróbował ominąć mężczyznę i wejść do środka, ale mu się nie udało.
- Artura nie ma.
- A gdzie jest? - Zdziwił się Błażej i zaprzestał zaglądania do mieszkania, przez ramię Bartka. Dzieciak
powinien siedzieć w domu, bo przecież był chory.
- Pojechał z nim do kliniki, żeby podać mu zastrzyk na zbicie temperatury. Poza tym, obejrzy go jego
mama.
- Mam... - No tak. Błażej poczuł się jak ostatni debil. Przez to całe zamieszanie zupełnie zapomniał, że
mama Artura jest pediatrą, a sam Artur właśnie kończył studia. Miał ochotę puknąć się w łeb. Robienie z
siebie głupka na oczach Bartka, którego nie lubił, było ostatnią rzeczą, na jaką miał ochotę - Poczekam na
nich - Natrętniej przesunął się w stronę progu, odpychając rękę mężczyzny, który, z jeszcze większą
determinacją, zagradzał wejście.
- To nie jest dobry pomysł - Zaczął stawiać czynny opór poczynaniom Błażeja. Już miał go naprawdę
odepchnąć, kiedy na schodach usłyszeli śmiech Artura i wesołe beblanie Cypriana. Obrócili się w stronę
klatki, napotykając zdziwione spojrzenie mężczyzny.
- Błażej? Co ty tu robisz?
- Y. Przywiozłem wam - Machnął ręką zajętą pluszakiem i pochewką z okularami.
- Królik! - Ucieszył się chłopiec, puszczając rękę starszego przyjaciela i podbiegając do zabawki. Wyrwał
ją z ręki mężczyźnie i wymijając bez problemu Bartka, wbiegł do mieszkania. Współlokator rzucił okiem ja
Artura, który ze słabo ukrywanym rozanielonym wyrazem twarzy, podchodził właśnie do przyjaciela.
Bartek uśmiechnął się cynicznie i z pełnym pogardy prychnięciem, wycofał się do środka, zostawiając
uchylone drzwi.
- Hej - Młodszy zbliżył się do Błażeja i odruchowo poprawił mu włosy, muskając lekko przy tym ucho
mężczyzny.
- Hej - Podał mu okulary - Myślałem, że ci się przydadzą.
- Mam drugie - Uśmiechnął się Artur, zakładając szkła na czubek głowy - Ale dziękuję - Pchnął drzwi,
wpuszczając Błażeja do środka.
- Ja już chyba. - Mężczyzna nie chciał się narzucać. Machnął ręką w stronę windy, ale ręka Artura
zasłoniła mu drogę.
- Nie żartuj sobie. Wchodź. - Pchnął go do przedpokoju. Między pokojami przemknęła szybka jak
błyskawica postać Cypriana - Nie podobał mi się jego kaszel i pojechałem z nim do mamy - Poinformował
go, rozbierając się.
- I co?
- Nic takiego. Przepisała mu syrop i krople, ale wolałem się upewnić - Błażej objął go ramieniem,
prowadząc w stronę kuchni.
- Powinieneś bardziej ufać swojej wiedzy. W końcu też jesteś lekarzem.
- Prawie. - Z salonu dobiegł ich głos chłopca, który dobitnie napraszał się Bartkowi. Bardzo chciał, żeby
mężczyzna pokazał mu gitarę. Obaj uśmiechnęli się bezwiednie.
- Dzięki, że się nim zająłeś. Najwyraźniej nadajesz się do tego lepiej niż ja.
- Nie ma sprawy. Po prostu mam w genach instynkt, który każe mi otaczać miłością wszystko co
znajdzie się w moim otoczeniu - Nie zdążył ugryźć się w język. Cholera. musi popracować nad "pomyśl
zanim coś powiesz". Czekał na to jak Błażej odpowie. Mógł to obrócić w żart, albo zacząć jakiś poważny
wywód.
- Najwyraźniej powinieneś się urodzić laską - Wzruszył ramionami Błażej, podrzucając sobie przed
oczami jabłko.
- Myślisz, że byłbym lesbą? - Spytał z przerażeniem Artur, ściągając na siebie spojrzenie Błażeja. Obaj
patrzyli sobie w oczy przez kilka sekund.
- IUUU! - Wzdrygnęli się z obrzydzenia w jednej chwili, zaraz potem wybuchając śmiechem.
I tak jakoś trochę przypadkiem, trochę z premedytacją, zasiedzieli się, rozmawiając na tarasie. Cyprian
uparł się, że będzie siedział z nimi i ubrany w sweterek i otulony w koc. Zasnął na ich kolanach.
Przyjaciele zanieśli go do łóżka Artura, kiedy zasnął. Zrobiło się za zimno i wrócili na balkon, biorąc ze
sobą kołdrę i koc. Nie raz zdarzało im się spać na dworze i bez przykrycia, więc teraz nie powinno być źle.
Każdy pod swoją płachtą, ale jednak, dotykając się ramionami i splatając nogami, zasnęli nie rozmawiając
o niczym co mogło popsuć tę przyjemną atmosferę.
I właśnie tak Błażej spędził, pierwszą od wielu miesięcy, noc u Artura. Otworzył oczy, żeby zobaczyć
jak czerwone słońce wschodzi zza linii horyzontu. Kolejny dzień z puli, zaczynał się niewiarygodnie
spokojnie. Mężczyzna obrócił się na drugi bok, trafiając prosto w śpiącą postać Artura. Wyciągnął w jego
stronę rękę. Ledwie dotykając, głaskał jego rozczochrane włosy i rozgrzany, oparty o jego ramię policzek.
Wyciągnął z kieszeni spodni komórkę i sprawdził która jest godzina. Dochodziła ledwie piąta, a jemu
wydawało się, że śpi z dwanaście godzin. Obrócił się mocniej, przesuwając jego twarz z ramienia. Objął
przyjaciela w pół, przyciągając ich do siebie. Cyprian nie miał iść dziś do przedszkola, więc mogli spać tak
długo jak tylko dzieciak im pozwoli. Wdychając zapach Artura, zasnął na nowo, wtulając jego głowę w
swoją pierś. Obudził się dopiero, kiedy Artur zaczął wstawać. Starał nie ruszać się gwałtownie, ale nie
udało mu się nie przebudzić Błażeja. Starszy podniósł powieki, mrucząc coś niewyraźnie. Chwycił ramię
unoszącego się przyjaciela, zatrzymując go przy sobie.
- Muszę iść na uczelnię - Wyszeptał w jego ucho i ucałował skroń.
- Nie idź, tu jest dobrze.
- Wiem, ale muszę iść.
- Nie chce mi się wstawać - Nadal skutecznie zatrzymywał przy sobie przyjaciela, ściągając go znowu
bliżej siebie.
- Nie musisz - Artur przesunął nosem po karku mężczyzny, dmuchając lekko. Poczuł jak po plecach
Błażeja przechodzi dreszcz, a włosy stają dęba - Idź do mnie do sypialni, do Cypriana i wyśpijcie się -
Pozwolił jeszcze na dosłownie kilka minut wspólnego leniuchowania i zdecydowanie wysunął się z objęć
towarzysza. Na szczęście Błażej już nie wymyślał, tylko spokojnie wstał i zgodnie z propozycją Artura,
przeniósł się do jego pokoju, gdzie spał już Cyprian. Ułożył się obok chłopca, który niemal natychmiast
przysunął się do niego i mrucząc coś co brzmiało jak "mamuś", przytulił się. Błażej leżał przez moment z
zamkniętymi oczami, nie zwracając uwagi na krzątającego się Artura. Był już na granicy snu, kiedy poczuł
jak materac się ugina i ktoś siada obok.
- Śpijcie jak długo chcecie. W kuchni są płatki, mleko, banany i kawa. Bartek pewnie wyjdzie koło
dziewiątej. Przypiąłem ci klucze do mieszkania, do kluczyków do auta - Błażej nie otwierając oczu,
uśmiechnął się szeroko. Na oślep wyciągnął rękę, dotykając nią policzka Artura. Gdyby na niego spojrzał,
zobaczyłby jak waha się czy może go pocałować. Odważył się tylko na ucałowanie jego dłoni i schowanie
jej szybko pod kołdrę. Zaraz potem Błażej usłyszał jak zamyka wejściowe drzwi, a w mieszkaniu nastaje
cisza. Chyba nie mógł znowu zasnąć, bo leżał tylko plackiem na plecach, przesuwając palcami po
ostrzyżonych włosach chłopca. Po mniej więcej pół godziny, usłyszał jak Bartek chodzi po domu. W
pewnej chwili drzwi odskoczyły i do środka wszedł mężczyzna.
- Ten frajer zostawi... - Zatrzymał się w połowie pokoju, gapiąc się na leżących w łóżku Błażeja i
Cypriana - Co ty tu robisz? - Rzucił mu złowrogie spojrzenie.
- Leżę i zapuszczam korzenie.
- Gdzie Artur?
- Poleciał po nawóz, żebym lepiej się zakorzeniał.
- Nie rób ze mnie idioty i odpowiadaj czemu jesteś w moim mieszkaniu.
- W WASZYM. Obaj tu mieszkacie, a ja leżę, z tego co wiem w JEGO łóżku, nie twoim, więc nie widzę
przyczyn, żebym musiał się tłumaczyć - Bartek ścisnął tylko szczęki, próbując zatrzymać wybuch
wściekłości. Błażej przytrzymując kiwającą się na boki głowę Cypriana, ułożył go na poduszce, a sam
wstał z łóżka. Stanął naprzeciw mężczyzny i spojrzał mu w oczy.
- Nie rozumiem o co ci chodzi? - Pokręcił głową z dezaprobatą. Bartek zerknął na śpiące dziecko i
wyszedł z pokoju. Błażej podążył za nim, zamykając za sobą. Obaj weszli do kuchni i chwilę w ciszy
udawali, że skupiają się na śniadaniu. Błażej otworzył okno i zapalił papierosa. Dopiero wtedy zwrócił się
w stronę mężczyzny - Nie wiem czemu mnie nie lubisz, ale może zawarlibyśmy rozejm, co? Do czasu,
kiedy mieszkasz z Arturem.
- Nie wiesz czemu cię nie lubię? - Zdziwił się.
- Jesteś zazdrosny? - Błażej tą kpiną jeszcze bardziej rozjuszył rozmówcę. Było widać jak Bartkowi
chodzi szczęka.
- Ta, dokładnie. Zazdroszczę Artkowi tego, że musi się prosić o twoje towarzystwo, że nim pomiatasz,
że musi wysłuchiwać o tym jak bzykasz innych i tego jak bardzo nie chcesz zobaczyć, że ten kretyn cię
uwielbia - Błażej patrzył na niego z niedowierzaniem. Prawie sobie język odgryzł, żeby tylko nie palnąć
tego co mu przychodziło do głowy. Jego niewyparzona gęba już wiele razy przynosiła mu kłopoty.
- Nic o mnie nie wiesz - Obracając się na pięcie wszedł do sypialni i wziął na ręce śpiącego Cypriana. -
Najwyraźniej o Arturze też - Ciągle przyciskając do siebie dzieciaka, wsunął na nogi buty, chwycił swoje
kluczyki i kurtkę. Otworzył drzwi, stojąc już na klatce schodowej zwrócił się w stronę Bartka, jednak nic
więcej już nie powiedział. Trzasnął drzwiami tak, że niemal zatrzęsła się framuga. Zbiegł po schodach,
potrącając po drodze sąsiadkę. Kiedy wypadł z klatki, w dwóch krokach znalazł się przy swoim Audi i na
pełnym gazie odjechał spod bloku. Jechał z taką prędkością, że do salonu niemal się teleportował. Nie miał
zamiaru dzisiaj tam iść, ale nie miał zamiaru spędzać w towarzystwie Bartka więcej niż to konieczne.
Taszcząc w ramionach bezwładne ciałko chłopca, kopnął drzwi i przechodząc przez pomieszczenia jak
burza, położył Cypriana na najbliższym fotelu, na którym młody natychmiast ułożył się wygodnie, nadal
spokojnie drzemiąc. Chłopak miał sen jak kamień. Błażej dopiero kiedy odstawił dziecko, wpadł w
prawdziwy szał. Słowa Bartka naprawdę wyprowadziły go z równowagi. Ten palant nie miał prawa ich... go
oceniać. To było jego cholerne życie i nikt nie miał prawa mu mówić z kim może, albo nie może się
bzykać! Nawet Artur! Nagle z zaplecza wyszedł Tomek, z mokrą głową i zrolowanym ręcznikiem na
ramionach. Wyglądał na bardzo zdziwionego nerwowym zachowaniem szefa. Powoli, przecierając włosy
mokrą ręką, podchodził w stronę Błażeja.
- Hej, co jest? - Nie zdążył nawet wyciągnąć ręki do mężczyzny, kiedy ten doskoczył do niego i bez
zastanowienia zgniótł jego usta w pocałunku, brutalnie torując sobie drogę językiem. Chłopak
zszokowany, w pierwszej chwili wyciągnął ręce w odruchu obronnym, ale silne ramiona Błażeja
przytrzymały go, przyciskając do ściany i Tomek musiał się poddać. Nie żeby jakoś specjalnie mu się to
nie podobało. Starszy wplótł palce w mokre włosy i nie pozwalając Tomkowi na zbyt chętne oddawanie
pocałunku, co jakiś czas odchylał jego głowę od siebie, tak, żeby znowu przewodzić w pieszczocie. Ciche
westchnienia i mruczenie Tomka wprawiały mózg Błażeja w totalne otępienie na sygnały zdrowego
rozsądku. Dopiero, wilgotne ręce coraz śmielej gładzące jego brzuch wyrwały go z tego. Gwałtownie puścił
chłopaka, niemal odskakując od niego. Wpatrywał się w niego dzikim wzrokiem, zasłaniając usta, które
wciąż oblizywał, jakby próbował pozbyć się smaku fryzjera.
- Chodź do tyłu - Tomek przygryzając poczerwieniałe wargi, zrobił krok bliżej i wtulił się w jego bok,
próbując pociągnąć go w stronę drzwi zaplecza.
- Puść mnie - Wykręcił się z uścisku chłopaka i objął się ramionami.
- Ej no! - Tomek z wyrzutem spojrzał na szefa, któremu nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie -
Przecież to ty zacząłeś! Przestań robić ze mnie idiotę!
- Przepraszam. Przepraszam cię - Obrócił sobie fryzjerski fotel i usiadł na nim, kręcąc się dookoła.
Niespodziewanie zauważył stojącego obok lustra Cypriana. Zatrzymał się i z lekkim uśmiechem wciągnął
go na kolana. Chłopiec wyglądał już na mniej chorego i zapewne lepiej się już czuł.
- Jestem głodny - Kręcił się, próbując sięgnąć nożyczek leżących na półeczce, ale Błażej pacnął go po
rękach, nie pozwalając mu ich dostać. Zestawił go na ziemię i sam podniósł się, omijając wzrokiem
Tomka, który nadal stał tam gdzie wcześniej, wpatrując się w niego wściekłym wzrokiem.
- Pojedziemy coś zjeść - Powiedział bardziej w przestrzeń między głową Cypriana a postacią fryzjera -
Zamknijcie salon jak skończycie, ja już dzisiaj nie przyjadę - Trochę szarpiąc dzieciakiem, wyciągnął go na
zewnątrz. Chłopiec trzymał w jednej ręce Królika, a drugą ściskał trzy palce mężczyzny. Błażej nie mówiąc
nic, wsadził go w fotelik i zapiął go w pasy. Ruszyli w stronę centrum, w poszukiwaniu śniadania.
Mężczyzna prowadził auto, zupełnie nie zwracając uwagi na Cypriana, który o dziwo nie demolował
wnętrza luksusowego samochodu, ale po prostu sobie siedział i myślał. Zaparkowali tuż obok Medyka.
Błażej uparcie wmawiał sobie, że nie ma to wpływu z Arturem. Po porostu z tego miejsca, wszędzie było
blisko. Kiedy przyłapał się na myśleniu o przyjacielu, przyspieszył kroku.
- Nie tak szybko! - Krzyknął za nim chłopiec, który musiał przebierać nóżkami tak, że praktycznie biegł.
- Nie marudź - Błażej trochę na niego warknął, ale zatrzymał się i wziął go na ręce. Nie było wygodniej,
ale na pewno szybciej. Weszli do Mercer's, gdzie Błażej od razu posadził Cypriana w cudny fotel w kwiatki,
który planował kiedyś z kawiarni wynieść pod pazuchą. Podszedł do lady, za którą chwilowo nikogo nie
było. Zdążył właśnie skomponować sobie idealne śniadanie, kiedy z zaplecza wyszło idealne chłopię.
Pewnie studencik, z wyglądu nieśmiały, z wystającymi kościami policzkowymi i pełnymi, całuśnymi
ustami. Błażejowi od razu włączył się radar i uśmiech w stylu chodź-tu-maleństwo-zrobię-z-ciebie-
prawdziwą-kobietę. Oparł się nonszalancko o blat, bez skrępowania obcinając sprzedawcę.
- Czym mogę panu służyć? - Chłopak najwyraźniej też załączył swoją gej-sondę i podjął flirt z
przystojnym klientem.
- Duże latte, odtłuszczone mleko i imbirowa gruszka - Nie przestając wodzić oczami po chłopaku,
wskazał palcem na półkę w lodówce, na której stoją sałatki.
- Odtłuszczone? Nie wydaje mi się, żeby musiał się pan ograniczać - Sprzedawca z wyczuwalnym
uśmiechem w głosie, obrócił się do ekspresu, eksponując cały swój śliczny tył.
- Jeśli się już wejdzie na wysokie obroty, to nie można spuścić - Zawiesił głos na ułamek sekundy. Pod
tym względem miał mentalnie trzynaście lat i słowa takie jak "spuszczać", mówione publicznie, bardzo go
bawiły - z tonu.
- Chciałbym mieć pana ciało - Powiedział dwuznacznie, wzdychając z rozrzewnieniem, kładąc obok kasy
filiżankę i miseczkę - Pana śniadanie.
- Ej! - Błażej już miał wyciągnąć z portfela wizytówkę, oprócz pieniędzy, ale poczuł silne szarpanie za
spodnie, w okolicy nogawki. Dzieciak był mu teraz wyjątkowo nie na rękę. Miał szansę, a właściwie czuł
się zmuszony, do sprawdzenia swoich przykrych przypuszczeń, a to chłopię nadawało się idealnie. Jeśli nie
skusi się na niego, to mogiła. Przepadło. Cyprian nie mógł mu tego robić.
- Spadaj - Lekko wyszarpnął spodnie z zaciśniętych piąstek.
- Chce jeść! - Cyprian zaczął coraz głośniej wyrażać swoje żądania, skupiając na sobie uwagę
sprzedawcy, który aż wychylił się zza blatu, żeby go zobaczyć.
- Cyprian - Wycedził przez zęby Błażej, popychając go do stolika - Siadaj do cholery.
Chłopiec zaparł się z całej siły, nie dając się tak łatwo ruszyć, po czym z absolutnym wyrachowaniem i
totalną złośliwością zmienił swój głos na płaczliwy i prawie upadłby na ziemię, gdyby nie ręka mężczyzny,
która przytrzymała go w pionie za kurtkę.
- Taaatoooo kup mi też coś! - Wyjęczał na skraju wymuszonego płaczu. Błażej chociaż patrzył na
chłopca, to czuł jak za jego plecami atmosfera robi się chłodniejsza. Do jasnej cholery. Bardzo, bardzo
wolno obrócił się do studencika.
- Poproszę to na wynos.
- Czemu mi to zrobiłeś Cychu? Przecież wiesz, że nie jestem twoim tatą - Znowu ciągnął chłopca po
ulicy, w drugiej ręce trzymając papierową torebkę z kawą i sałatką.
- Bo nie kupiłeś mi jeść! - Chłopiec spróbował go kopnąć, ale Błażej mu na to nie pozwolił - I nie lubisz
Artura.
- Co? - Mężczyzna zatrzymał się, patrząc na naburmuszonego chłopca - Skąd ci przyszło do głowy? -
Rozejrzał się dookoła i wszedł z chłopcem do baru mlecznego. Chyba jednak coś co tam serwują, jest
bardziej zjadliwe dla pięciolatka niż kanapka z dżemem z cebuli. Usiedli przy stoliku, gdzie Cyprian już po
chwili wsuwał naleśnika - Czemu powiedziałeś, że nie lubię Artura? - Błażej wrócił do przerwanej
rozmowy, bo to go zaintrygowało. Drugi raz tego samego dnia, słyszał, że nie lubi Artura (można chyba
uznać, że Bartek to miał na myśli, prawda?). Cyprian najpierw patrzył na niego, dziabiąc placek nadziany
białym serem i nic ni mówił. Po chwili wzruszył ramionami i zaczął bawić się Królikiem. Błażej stanowczo
odsunął zabawkę z jego pola widzenia i ponowił pytanie.
- Jesteś na niego zły i krzyczysz.
- Wcale nie jestem na niego zły! - Błażej był naprawdę zdziwiony, że chłopiec wyciąga takie wnioski z
kilkudniowej obserwacji.
- Daj kłółika - Dzieciak wepchnął do buzi wielki kawał naleśnika i wyciągnął rękę po pluszaka.
Wrócili do mieszkania Artura i Bartka po rzeczy, które przez poranny pośpiech tam zostały. Kiedy byli w
środku, Cyprian oczywiście zaczął szaleć, ale Błażej zaraz go uciszył, kiedy zauważył, śpiącego na kanapie
Artura. Posłał chłopca do sypialni, żeby pozbierał do plecaczka swoje rzeczy. Sam ukląkł przy przyjacielu,
patrząc na jego spokojną twarz, wykrzywioną w lekkim uśmiechu. Korzystając z tego, że mężczyzna nie
mógł go widzieć, głaskał jego rozgrzany policzek, a w końcu nachylił się nad nim i ucałował najpierw jego
czoło, potem nos, policzki, aż pocałował go w usta, ledwie muskając jego wargi swoim i wtedy Artur się
przebudził. Uśmiechnął się szeroko wtulając się w przyjaciela.
- Cześć.
- Cześć piękny - Przeczesywał palcami jego włosy i tulił się do Artura, wdychając jego zapach. Nagle do
pokoju jak tornado wbiegł Cyprian z plecaczkiem na plecach.
- Za ko cha na pa ra A rtur i Bła żej - Wyśpiewywał latając dookoła kanapy. Artur śmiejąc się speszony,
wyciągnął ramię, żeby zablokować chłopca. W końcu go złapał i wyłaskotał. Roześmiany Cyprian wgramolił
się na leżącego Artura - Nie martw się. Nie jest na ciebie zły - Stwierdził zupełnie poważnie, wskazując
palcem na siedzącego na ziemi Błażeja.
- Naprawdę? - Artur uśmiechnął się do przyjaciela.
- No - Pokiwał głową - Kocha cie.
5 - wtorek
- Cześć kochanie - Melania brzmiała na naprawdę wypoczętą i zadowoloną. Jej urlop był już na
półmetku, co i tak było niewiarygodne. Najpierw nie wierzyła, że w ogóle wyjedzie, a potem myślała, że
będzie musiała wrócić pierwszego dnia.
- No już myślałem, że o nas zapomniałaś.
- No coś ty. Po prostu pojechałam na małą wycieczkę i zapomniałam telefonu.
- Wycieczkę? - Błażej przytrzymując komórkę zablokowaną między policzkiem a ramieniem, chodził po
mieszkaniu i zbierał wszystko, co Cyprian porozrzucał. Rano Artur zdecydował, że dzieciak może iść do
przedszkola i uparł się, żeby go odwieźć, bo, jak sam stwierdził, zanim Błażej się ubierze i wyszykuje tak,
żeby móc się ludziom pokazać, to Cyprian zdąży pójść do gimnazjum. Oczywiście przesadzał i Błażej był
oburzony tym protekcjonalnym ocenianiem, co nie zmieniało faktu, że istniała taka szansa, że mógłby się
nieco wahać przy ubieraniu. Istniała, bo właśnie chodził po mieszkaniu, w samych bokserkach. Istniała
również przez to, że nie mógł się zdecydować - błękitne slipki od CK czy różowe bokserki od DG.
- Ach. Poznałam taką paczkę, jeżdżą po całej Polsce i właśnie byli nad morzem. Zabrałam się z nimi.
Karol był tak miły, że pożyczył mi swój śpiwór nawet!
- Karol? - Z zaskoczenia aż sobie usiadł. W witrynie szafki oglądał swój brzuch w różnych pozycjach -
Ciebie gdzieś puścić. - Dodał z udawaną dezaprobatą. Tak naprawdę, to by się zmartwił, gdyby nikogo nie
poznała.
- Ciało raz puszczone, puszcza się zawsze. Czy jakoś tak.
- Zdzira.
- Kto jak kto, ale ty nie powinieneś mi czynić uwag na ten temat - Jej roześmiany głos sprawiał, że
cieszył się, że wziął młodego, a ona w końcu może się dobrze bawić.
- Może i tak, ale ty masz dziecko, a ja nie.
- A propos dziecka, to jak moje maleństwo?
- Maleństwo - Roześmiał się cynicznie Błażej - Jeszcze pięć dni temu, mówiłaś, że jest potworem.
- Na pewno tak nie powiedziałam! A nawet jeśli, to teraz męczy ciebie. Więc? Jak jest?
- Nieźle. Przy mnie zachowuje się jak mr Hyde, ale wystarczy, że w okolicy pojawi się ktoś drugi, to
pojawia się dr Jekyll.
- To znaczy, że zamordował staruszka?!
- Tak. Staruszka, sąsiadkę z dołu i ratlerka. Głupia baba.
- Ja czy sąsiadka?
- Nie podpuszczaj mnie. Cyprian jest w porządku.
- A co nie jest? - Nienawidził w babach tego szóstego zmysłu. Cholerna intuicja.
- Właściwie nic - Niezadowolony poklepał się po brzuchu i zapalił papierosa.
- W pracy nie może ci iść źle, bo masz dwa najlepsze salony w mieście. Faceci, z twoim ciałem i twoją
charyzmą to pestka z masłem, więc co, jeśli nie kasa i nie seks - Westchnęła do słuchawki - Przecież się
chyba nie zakochałeś - Prychnęła z ironią w głosie. Po obu stronach zrobiło się cicho - Niiiee! Niee! -
Pokrzykiwała z niedowierzaniem przyjaciółka, kiedy Błażej ciągle milczał - Nie chcesz mi powiedzieć, że się
zakochałeś! W pięć dni! Pięć dni temu nie byłeś zakochany! Zauważyłabym, że zwariowałeś! Jak mi nie
wytłumaczysz, to będę musiała wrócić!
- Nie wydurniaj się.
- Błażej, pedały się nie zakochują! Sam to mówiłeś! - Jej głos zrobił się jakby poważniejszy, trochę
zmartwiony.
- Mela, wiem, co mówiłem i nadal tak twierdzę.
- Ale?
- Artur...
- Myślałam, że wasz układ jest jasny.
- Niby tak, ale on się do tego nie nadaje.
- On się nie nadaje? Przepraszam, ale zdaje mi się, że kilka minut temu, właśnie usłyszałam, że jesteś
w nim zakochany.
- Nie powiedziałem tego. Po prostu nad tym myślę. Mieliśmy mały incydent... no dobra, dość poważny
incydent i przez chwilę myślałem, że już się nie pogodzimy.
- Błażej?
- Co?
- Ty tak na poważnie?
- Mhm
- Powiesz mu to?
- Nie muszę. Twój syn mu powiedział - Uśmiechnął się do siebie, na wspomnienie wczorajszego
popołudnia.
- Dyskretny jak mamusia. Porozmawiasz z nim? Pytam serio.
- Chcę, tylko nie wiem jak. Niedawno na niego nawrzeszczałem, kazałem mu spieprzać i powiedziałem
kilka ciepłych słów, a dzisiaj co? "Artur, słońce, chciałem ci powiedzieć coś bardzo ważnego, kocham cię"?
No proszę cię, jak to brzmi w moich ustach?
- Cudownie - Usłyszał za swoimi plecami. Wystraszył się tak bardzo, że upuścił papierosa i żeby się nie
poparzyć, podskoczył na krześle, strącając ramieniem szklankę soku. W rezultacie zarówno się poparzył,
jak i skaleczył.
- Zadzwonię później - Syknął do słuchawki, powstrzymując krzyk bólu. To wszystko nie tak, nie tak, nie
tak! Nie wiedział jak dużo tej rozmowy słyszał Artur i jak to odebrał. Niepewnie, próbując odwlec moment
spojrzenia mu w oczy, odwrócił się. W wejściu kuchni stał mężczyzna, przyglądając mu się z nijakim
wyrazem twarzy. Bez słowa podszedł do Błażeja i pociągnął go w stronę łazienki - Co t... - Zaczął starszy,
ale zanim dokończył, Artur błyskawicznie sięgnął po wodę utlenioną i obficie polał mu całą rękę - Ała! -
Wrzasnął Błażej, próbując cofnąć dłoń - To szczypie.
- To znaczy, że odkaża - Jego głos był równie beznamiętny jak twarz. Błażejowi robiło się niedobrze.
Starszy już bez wyrywania, pozwolił sobie opatrzyć rany. Artur kończył robić opatrunek, kiedy spojrzał
drugiemu w oczy, na dłużej niż ułamek sekundy. Uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust i pochylając się
nad jego dłonią, pocałował - Nie będzie już boleć - Speszony Błażej uśmiechnął się nerwowo i cofnął ramię
odrobinę za szybko, żeby wyszło naturalnie. Ta sytuacja była jakaś dziwna. Miał ochotę wcisnąć cofanie na
pilocie życia i przewinąć czas o jakiś kwadrans.
- Chcesz kawy? - Spytał niby nonszalancko, wychodząc z łazienki. Irracjonalności tej całej sytuacji
dodawał fakt, że ciągle miał na sobie tylko te różowe bokserki, które nota bene kupił razem z Arturem w
Manchesterze.
- Poproszę - Artur zachowywał się trochę, jakby tego całego incydentu nie było. Błażej nie miał pojęcia
jak się zachować. Mieli udawać, że on tego nie powiedział albo, że on tego nie słyszał? Przecież oboje
wiedzieli, że to gówno prawda.
- Musimy porozmawiać.
- Błażej, nie przejmuj się.
Odezwali się jednocześnie, najpierw wprawiając w zakłopotanie, a potem rozśmieszając. Błażej podał
młodszemu kubek rozpuszczalnej.
- Mów.
- Nie, ty mów.
- Nie no.
- Dobra, nie licytujmy się - Artur uniósł rękę, żeby zatrzymać wywód przyjaciela - Chciałem ci tylko
powiedzieć, że masz się nie przejmować tym, co usłyszałem - Policzki mu się zaróżowiły, zdradzając
prawdziwe emocje, a usta szybko zakrył dużym kubkiem. Wolał nie patrzeć za bardzo na Błażeja.
Szczerze mówiąc to narobił sobie strasznych nadziei, ale przecież znał poglądy starszego na sprawę.
Jednak, przecież słyszał. Rozmawiał z Melą, prawda i mówił to jakby z wyrzutem, ale to zawsze coś. Słowo
"kocham" i jego imię wystąpiło w jednym zdaniu!
- Kiedy ja chyba nie umiem się nie przejmować - Usłyszał wyrzucone na wydechu słowa. Błażej siedział
na kuchennym blacie, tak jak tego wieczoru, kiedy zgodził się zaopiekować Cyprianem i niemal
niezauważalnie przesuwał nogę w kierunku Artura.
- Błażej, nie wiem, co myślisz, ani co ostatnio czujesz, ale obaj wiemy, co uważasz: pedały się nie
zakochują. Melania może być zakochana, lesby się zakochują, ale nie my. I ok. Nie muszę się z tym
zgadzać, ale ty nie musisz zmieniać tego, co myślisz, żeby... nie wiem, zrobić mi przyjemność - Skończył
swój poważny monolog, a kiedy tylko ucichł usłyszał perlisty śmiech Błażeja. Naprawdę szczery śmiech.
Mężczyzna przykrył usta dłonią, hamując rozbawienie.
- Znasz mnie tak długo i myślisz, że dbam o to czy sprawiam ci przyjemność? - Położył drugą stopę na
blacie, obok Artura, tak, że teraz trzymał go między nogami. Pochylił się i zaplastrowaną dłonią pogłaskał
skonfundowanego przyjaciela po policzku - Jeśli coś czuję, to nie dla kogoś. I to jest podstawowa prawda,
która się nie zmieniła - Artur pokręcił głową i roześmiał się. Wydawało się, że chce powiedzieć coś w stylu
"ty się nigdy nie zmienisz", ale się powstrzymał. Wyciągnął ramię, w podobnym geście, co drugi
mężczyzna - Nie do końca mi się to podoba, ale chyba naprawdę - Urwał, odwracając wzrok - No wiesz -
Młodszy powstrzymywał się z jednej strony od złośliwości, ale i od przedwczesnej radości. Równie dobrze
zaraz może usłyszeć coś takiego, że mu się odechce wszystkiego.
- Nie za bardzo - Droczył się z przyjacielem, który westchnął jak wtedy, kiedy po dwóch godzinach
wuefu musiał jeszcze sprzątać piłki z sali.
- Myślę, że się w tobie zakochałem - Już nie miał nic do stracenia. Wpatrywał się w poważną twarz
Artura, który po chwili milczenia, pokiwał głową i przygryzł usta, jakby hamował uśmiech.
- Mam ochotę na kanapkę. Możesz mi zrobić? - Uniósł jego nogę trochę i wyślizgnął się z kuchni do
salonu, zostawiając oniemiałego Błażeja. Mężczyźnie opadła szczęka. Spodziewał się każdej reakcji,
oprócz tej. Z otwartymi ustami, powłócząc za sobą nogami, wszedł do pokoju, ale nie było tam Artura.
Zanim się jednak zorientował gdzie zniknął, ten wypadł zza filaru jak śniegowa kula, zgarniając go ze sobą
i rzucając ich obu na kanapę. Artur przygniótł go całym swoim ciałem, chwytając jego głowę w dłonie.
Spojrzał mu w oczy, błysnął zębami w uśmiechu i pocałował go jak wariat. Błażej szybko odzyskał
kontrolę nad sytuacją, przewrócił chłopaka na plecy, siadając na nim okrakiem. Zaczął całować jego
policzki, czoło, szyję. Przerwał na chwilę, żeby złapać głębszy oddech. Wykorzystał to Artur, podnosząc się
i przytulając do mężczyzny.
- Wiesz, że to niczego nie ułatwia?
- Wiem - Błażej trzymał głowę przyciśniętą do jego ramienia, gładząc delikatnie jego plecy.
- Wiesz, że jeśli coś ma z tego być to "pedały nie są monogamiczne" zostaje wykreślone z twojego
dekalogu?
- Dobrze. Ale wyprowadzisz się od Bartka i zamieszasz tutaj.
- Ok. Ale nigdy mi nie wypomnisz, że to twój dom - Błażej zamiast odpowiadać, znowu pocałował nagi
kawałek ciała.
- Mogę wychodzić na imprezy sam. Nie jesteśmy bliźniakami syjamskimi, żebyśmy wszędzie chodzili
razem - Artur wzruszył ramionami, potrząsając głową.
- Nie ma problemu - Wydostał się spod oplatających go ud mężczyzny i stanął w otwartym oknie,
zapalając papierosa. Nie uśmiechał się, ale jego twarz mówiła wszystko. Jego oczy były tak radosne, że
miało się wrażenie, że zaraz zacznie tańczyć i biegać po domu. Zamiast tego, stał oparty o parapet za
swoimi plecami i wypuszczał kółeczka dymu - To naprawdę nie będzie łatwe.
- Jakby cokolwiek w życiu było łatwe - Błażej prychnął, podchodząc do niego. Pocałował go lekko i
wyciągnął z dłoni papierosa. Zaciągnął się i wsadził mu go prosto w usta - Zrobię ci tę kanapkę - Artur
zdążył go jeszcze klepnąć w tyłek, kiedy odchodził. Mężczyzna zniknął za filarem, a po chwili dało się
słyszeć trzaski z kuchni. Arturowi nagle coś przyszło do głowy.
- Ej, pamiętaj, że całowanie to też zdrada!
- Aleś ty zasadniczy - Błażej ze śmiechem rzucił przez ramię i zdziwił się, że stoi tam. jego chłopak.
Dziwnie mu to brzmiało.
- Nie jestem zasadniczy, tylko cię znam - Uszczypnął go w tyłek.
- Nie pozwalaj sobie. Poza tym, to na ciebie bardziej lecą, kiedy się wyginasz w Volierze. Obsługa
chodzi z mopami i wyciera zaśliniony parkiet - Z ogórkiem w jednej ręce i z nożem w drugiej przytulił
Artura, całując go w czubek głowy - Dosyć tych czułostek. Zachowujemy się jak lesby - Artur roześmiał
się, zabierając na wpół gotową kanapkę z deski - Muszę lecieć na uczelnię - Nie mogąc się powstrzymać
jeszcze raz cmoknął usta Błażeja, który jakoś bardzo nie oponował - Odbierzesz dziecko kochana czy ja
mam to zrobić? - Spytał, profilaktycznie chowając się za filarem i unikając tym samym oberwania
rzodkiewką - Też cię - Wychylił się zza słupa - chyba yyy nooo yymm wiesz ten - Sparodiował Błażeja i
uciekając przed kolejną warzywną amunicją, zniknął za drzwiami.
Błażej cały boży dzień użerał się z dzieciakiem. No dobra, od trzeciej, kiedy odebrał go z przedszkola,
ale to i tak było ponad jego cierpliwość. Pod wieczór myślał, że zwariuje. Było źle, kiedy zobaczył piłkę,
ponownie siejącą zniszczenie w jego mieszkaniu. Fatalnie stało się, gdy musiał rzucić się ze schodów w
pogoni za małym i prawie skręcił nogę. Nie do zniesienia zrobiło się jednak dopiero, gdy dzieciak w jego
cudownych, ukochanych lnianych spodniach, wyciął "serwetkę". Ze wszystkich sił powstrzymywał się od
przełożenia go przez kolano i wlania mu. "Nie bije się cudzych dzieci" - powtarzał sobie, krążąc po
mieszkaniu nachmurzony jak diabli. Natomiast Cyprian, którego siły witalne, wbrew wszelkiej logice,
wzbierały na mocy wieczorem, bawił się po prostu świetnie. Nic sobie nie robił, z próśb, gróźb i szantaży.
Najważniejsza była dobra zabawa. To nic, że można było przy niej spaść ze schodów, rozlać na siebie
wrzątek albo zarobić klapsa. Błażej był tak zajęty pilnowaniem Cycha, że nawet nie zdążył pomyśleć o
sobie, a właściwie o tym co zaszło tamtego ranka. Po wyjściu Artura musiał lecieć do salonów, potem do
urzędu skarbowego, bo przyszło pismo i czegoś od niego chcieli, potem znowu do drugiego salonu.
Poranne zajście zupełnie wyleciało mu z głowy. A było, o czym rozmyślać. Cholera, w życiu nie był w
związku. No dobra. Raz był. W liceum. Ale to się nie liczy! Do zakładania wspólnego ogniska domowego
jakoś mu się nigdy nie spieszyło. Inaczej zostałby lesbą. Choć właściwie teraz trochę żałował, że nią nie
jest. Przynajmniej w domu byłaby druga baba, która mogłaby się zająć tym dzieckiem-wymagającym-
egzorcysty. Właśnie. Gdzie był Artur. To była chyba pierwsza myśl o mężczyźnie od odebrania młodego.
Ochh, no tak, nie można też zapomnieć o ścięciu z przedszkolanką! Nawiedzona opiekunka naskoczyła na
niego, że jest skrajnie nieodpowiedzialny, że powierzanie opieki nad dzieckiem jakiemuś mężczyźnie, to
głupota... przestał jej słuchać po 30 sekundach. Już miał ochotę jej coś miłego odpowiedzieć, ale Cyprian
właśnie wdał się w bójkę z kolegą i musiał ratować sytuację.
- Nie pójdę spać! - Dzieciak wystrzelił z pokoju, zrywając z siebie piżamę. Oczywiście potknął się, kiedy
przeciągał ją przez głowę i wyrżnął w fotel. Po szybkim skalkulowaniu plusów i minusów rozryczenia się,
stwierdził najwyraźniej, że nie opłaca mu się rozbeczeć, więc pozbierał się i uciekał dalej.
- Stój do cholery! - Błażej miał już dosyć uganiania się za pięciolatkiem. Niewiele myśląc przeskoczył
przez kanapę, łapiąc go po drugiej stronie.
- Puść mnie! Nie pójdę spać! - Kopał i wyrywał się chłopiec, próbując uwolnić z uścisku mężczyzny.
Błażej przerzucił go sobie przez ramię, unieruchamiając mu nogi. Przeszli do sypialni chłopca, gdzie ten
został brutalnie zrzucony na materac.
- Cyprian, uspokój się natychmiast - Surowy ton, którym mówił Błażej, wskazywał, że właśnie
balansuje na cienkiej granicy furii, która zapewne skończyłaby się laniem na goły tyłek i wielkim rykiem -
Ostatni raz powtarzam, że masz przestać wrzeszczeć i uciekać albo naprawdę gorzko tego pożałujesz i ani
mama, ani Artur, ani twoja przedszkolanka nie uratują cię od tego, żebym sprał ci tyłek - Chłopiec jeszcze
chwilę wahał się, czy brać groźbę Błażeja na serio, ale w końcu się uspokoił. Siedział na łóżku, gapiąc się
na niego ze złą miną - Jeśli nie chcesz iść spać, to chcę jeden powód dla którego miałbyś nie iść. I lepiej,
żeby był dobry.
- Nie chce mi się! - Krzyknął szybko chłopiec, poczym, o ironio, ziewnął. Mężczyzna uśmiechnął się z
satysfakcją.
- Właśnie widzę. Coś jeszcze?
- Nie pójdę spać bez Altura! Gdzie jest Altur! - Dobre pytanie. Błażej sam się nad tym zastanawiał.
Dochodziła dziewiąta, a jego nie było. Znaczy. Nie wprowadził się jeszcze do niego, ale przecież po takiej
rozmowie, miał nadzieję, że będzie tu nocował. Najwyraźniej się pomylił. No cóż. Nie chciał do niego
dzwonić, bo jak sam stwierdził, nie są bliźniakami syjamskimi, ale. Grr. Gdyby nie to, że już był wściekły,
to by się wściekł.
- Co to znaczy, że nie pójdziesz spać bez Artura? Przecież mieszkasz u mnie, nie u niego.
- Ja chce z nim!
- Nie możesz mieć takich widzimisie. Artur ma swoje mieszkanie i nie możemy go wołać, żeby z tobą
spał - W myślach dodał, że przecież, jeśli by przyjechał, to na pewno nie w jego łóżku by spał, ale to nie
była sprawa pięciolatka.
- Mogę! Sam zadzwonie! - Zerwał się z łóżka i ekwilibrystycznie wymijając Błażeja wybiegł na korytarz.
Błażej już miał krzyknąć za nim, że ma wracać, ale... To nie był taki głupi pomysł. Jeśli zadzwoni młody,
to nie będzie znaczyło, że jemu zależy. A że skorzysta, to co innego. No i dobra, zależało mu, żeby
przyjechał. Spokojnie podążył za dzieckiem, które już siedziało na stole w kuchni i ze skupieniem
wybierało numer, czytając go z kartki na głos. Błażej patrzył na niego z wyczekiwaniem, ale mógłby tam
mchem obrosnąć i by się nie doczekał. Artur nie odbierał komórki.
- Dawaj ten telefon - Wyrwał młodemu słuchawkę i z pamięci wybrał jego numer domowy. Po kilku
sygnałach odebrał Bartek i z nieukrywaną niechęcią w głosie oznajmił, że Artur "odjebał się jak stróż w
Boże ciało" i wyszedł na imprezę. No i oczywiście bardzo szczerze zdziwił się, że Błażej o tym nie wie.
Błażej nie wiedział i chyba wolał się nie dowiedzieć. Zanim zdążył przekląć w myślach przyjaciela i
przestać się przejmować, telefon w jego ręce zaczął dzwonić.
- Słucham?
- Błażej? Dzwoniłeś do mnie? - Oprócz głosu Artura, wyraźnie było słychać muzykę.
- Nie. Znaczy tak. Cyprian do ciebie dzwonił.
- Stało się coś?
- Nie. Nie chce spać i powiedział, że zaśnie tylko jak przyjedziesz - Artur roześmiał się do słuchawki.
- Wiesz, jak chcesz żebym przyjechał, to nie musisz wykorzystywać do tego dzieciaka. Wystarczy, że
poprosisz.
- Och spadaj - Warknął mężczyzna i już miał odkładać, kiedy Artur go powstrzymał.
- Nie odkładaj! - Prawie krzyknął - Nie obrażaj się miłości ty moja - Dodał z rozbawieniem.
- Nie nabijaj się. I lepiej w ogóle mnie dzisiaj nie denerwuj, bo to grozi śmiercią lub trwałym
kalectwem.
- To chyba chodzenie po budowie bez kasku?
- Artur.
- Dobra, już siedzę cicho. Wiesz, przyjechałbym, ale nie za bardzo mogę.
- Jesteś na imprezie - Wyprzedził go Błażej.
- Nie - Zaskoczył go przyjaciel - W samochodzie. Ale jadę na imprezę.
- Normalnie poszedłbym z tobą, ale skoro ty nie możesz, to stwierdziłem, że szkoda, żeby się
zaproszenie zmarnowało.
- Nie no, jasne, jasne. Idź. Gdzie ta impreza?
- W Splendorze.
- Dostałeś zaproszenie do Splendoru? - Nie to, że uważał, że Artur nie zasługuje, ale. Przecież to on
zawsze dostawał zaproszenia! I Artur nie lubił tego klubu!
- Mhm. Dzisiaj rano zadzwonił do mnie Marcin i spytał czy wiem, że jestem na liście.
- Marcin? - Miał nadzieję, że nie chodzi o Marcina Bie...
- Biennicki - Jednak ten. Od czasu, kiedy był z Robertem był może trochę porządniejszy, ale nadal był
niezłą zdzirą.
- Będziesz się bawił z Biennickim? - Starał się nie brzmieć jak zazdrośnik.
- A co, zazdrosny? - Wróżka się znalazła.
- Nie. Baw się dobrze.
- Właśnie podjeżdżam pod dom, otwórz mi drzwi, nie mam kluczy.
- CO? - Błażej nerwowo podskoczył w miejscu i szybko podbiegł do lustra, sprawdzając sytuację. Aa!
Było fatalnie! Nie mógł mu się tak pokazać, bo jak amen w pacierzu, przestałby go kochać i znalazł kogoś
w swoim wieku. Biennckiego na przykład! W momencie, kiedy miał ochotę zgasić światło i udawać, że
nikogo nie ma, zadzwonił domofon, a Cyprian nie dając mu szans, doskoczył do niego i odebrał,
wpuszczając mężczyznę na górę. Chwilę później, Artur stanął w drzwiach. Błażej na jego widok stłumił
jęk, mając wrażenie, że zaraz stanie coś jeszcze.
- Arturrrrr! - Chłopiec rzucił się na niego, zmuszając do wzięcia się na ręce.
- Kurcze, stary, trochę ciężki już jesteś - Uśmiechnął się do niego, odstawiając go moment później -
Leć do łóżka, zaraz przyjdę ci coś przeczytać - Ku niedowierzaniu Błażeja, chłopak skinął głową i pędem
ruszył do sypialni.
- Nie wiem jak to robisz, ale uwielbiam cię - Podszedł do stojącego w progu przyjaciela i objął go w
pasie - Wyglądasz orgazmicznie - Chwycił w dłoń twarz chłopaka i lekko ściskając, przyciągnął do
pocałunku. Oderwali się od siebie z trudem. Artur oblizał usta, spoglądając w lustro.
- Fajnie, prawda? - Fajnie to było dla Błażeja mało powiedziane. Artur swoim zwyczajem miał na sobie
obcisłe spodnie, z tym, że te chyba na nim szyli, bo nikt nie byłby w stanie się w nie wbić normalnie.
Idealnie było w nich widać kości miednicy, które starszy tak w Arturze uwielbiał. Na górze chłopak miał
biały tank top i zarzuconą na to białą koszulę z krótkim rękawkiem. Gwoździem programu były jednak
oczy, które Artur. pomalował kohlem. Odrywając oczy od czarnej kreski, Błażej zauważył, że chłopak
wsadził w brew kolczyk, którego dawno już nie nosił, bo nie wypada, żeby lekarz chodził podziurawiony.
Błażej w odpowiedzi na pytanie Artura tylko jęknął i popchnął go na ścianę, blokując drogę ucieczki
ramionami. Powoli zbliżał głowę, żeby go pocałować. Patrząc mu głęboko w oczy przysuwał się milimetr po
milimetrze
- Alturrrr! - Usłyszeli rozmemłany głos zza drzwi gościnnej sypialni. Nawoływany parsknął uśmiechem,
szybko skradając całusa mężczyźnie.
- Już idę - Niechętnie opuszczał ramiona Błażeja, ale cóż zrobić, obiecał. Po chwili, odprowadzany
tęsknym wzrokiem przyjaciela, zniknął za drzwiami. Błażej usiadł na najbliższym meblu, nadającym się do
posadzenia na nim tyłka i walnął głową, w znajdującą się za nim ścianę. Zamieniał się w sentymentalną
babę. Najwyraźniej to wina wyznań mówionych na głos. Tak, to na pewno to. Albo dzisiejszy obiad był
nieświeży i mu zaszkodził. Przetransportował się do salonu, nalał sobie kieliszek wina i zapalił papierosa w
drzwiach tarasowych. Zatopił się w cudownej ciszy, która uwolniona od nieustannych wrzasków Cypriana
była teraz ukojeniem i myślał o tym jak ma się nie zachowywać, jak cudnie wygląda tyłek Artura w tych
spodniach, jak ma się nie zachowywać, że głos, którym czyta bajkę jest cudowny, jak ma się nie
zachowywać i jak świetnie się całuje i że właściwie to chyba nie będzie mu brakowało innych facetów...
- Nad czym tak dumasz? - Kościste ramiona objęły go od tyłu, a głowa spoczęła przyciśnięta do barku.
- O tym, że nie będzie mi brakowało innych facetów - Wyrzucił z siebie zrelaksowany, orientując się, co
powiedział, dopiero jak ostatnie słowo wybrzmiało między nimi - Kurwa, nie chciałem tego powiedzieć -
Palnął się w głowę wolną ręką.
- No mam nadzieję - Kopnął go w pośladki Artur, nie odrywając się od niego.
- Że nie chciałem powiedzieć, czy że nie będę tęsknił - Znowu ugryzł się w język za późno.
- Mówił ci kiedyś ktoś, że masz niewyparzoną gębę? - Ścisnął jego brzuch mocniej - Oba - Ugryzł go w
płatek ucha, sprawiając, że Błażej odchylił głowę i teraz mogli się pocałować.
- Mały śpi?
- Jak zabity.
- Musisz iść? - Zapytał między jednym pocałunkiem a drugim. Zagarnął ramiona do tyłu i przesunął
Artura tak, że stali teraz twarzą w twarz.
- Nie muszę - Uśmiechnął się młodszy - Ale chcę - Dodał po chwili, wymykając się z rozgrzanych objęć.
- Ty zdziro! - Błażej z udawanym oburzeniem, ale i lekkim rozczarowaniem, doskoczył do chłopaka,
który wyciągał papierosa z jego paczki i uszczypnął go w tyłek.
- Ała! - Odmachnął się, trafiając go w ramię - Ja jestem zdzira?
- Do Splendoru to się chodzi na orgie! - Znowu zakradł się do Artura, który co chwila robił kilka kroków,
uciekając przed starszym.
- Ach tak! A skąd ty to wiesz? - Zapytał ze śmiechem, przeskakując przez pufę i wpadając do kuchni.
- Biennicki mi opowiadał! - Odszczeknął się Błażej, podążając za przyjacielem. Zły humor jakoś mu
przeszedł.
- A skąd ty znasz Biennickiego i czemu rozmawialiście o orgiach i ja nic o tym nie wiem?
- Bo nie muszę ci się spowiadać - Błażej pokazał mu język, kiedy ten jak węgorz wyślizgnął się z jego
rąk.
- Ach tak. Z tego, co pamiętam rano ustaliliśmy, że możemy chodzić osobno na imprezy, więc na mnie
już czas - Tym razem to Artur podbiegł do Błażeja, przycisnął go do siebie z ogromną siłą i z pasją
pocałował, odbierając im obu na moment dech. Z miękkimi kolanami oderwał się od niego i rzucając
krótkie "Paa!" wybiegł z mieszkania. Błażej równie oszołomiony gorącym pocałunkiem, oparł się o
komodę, kręcąc głową. To było bardzo dziwne. Po chwili po blacie powędrowała jego komórka, wibrując. Z
zaskoczeniem odebrał sms od Artura, który przecież wyszedł przed sekundą.
"Też cię kocham, zazdrośnico". Co za małpa! Błażej aż westchnął z oburzenia, ale moment później
śmiał się z tego, nalewając sobie kolejną lampkę wina.
4 - środa
Wszedł do Splendoru poza kolejką. Nie wiedzieć czemu, to właśnie w piątki i w środy były tam
najlepsze imprezy. Te środy to jakoś tak chyba już z tradycji antycznej się wywodziły, bo nawet Błażej nie
wiedział czemu ten dzień. Ale cóż tam. W środku jak zwykle kotłował się tłum, w pierwszej kolejności
podążający do baru. Artur faktycznie średnio lubił ten klub, ale tego wieczoru miał wyjątkowo imprezowy
nastrój. Spojrzał w jedno z wielkich luster wiszących na ścianie i puścił do siebie oczko. Wmieszał się w
kolorowy korowód, ciągnący się od drzwi do parkietu. W tym tłumie dało się poruszać tylko tańcząc, więc
pląsając swobodnie, dostał się do baru. Zanim dopchał się do lady zdążył już wymyślić czego się napije.
Manhattan byłby idealnym wyjściem gdyby nie barman. Najpiękniejszy barman na świecie, bez dwóch
zdań. I do tego najwyraźniej nowy.
- Co podać? - Wychylił się lekko w jego stronę. Artur chwycił się krawędzi, żeby przechylić się mocniej.
- Poproszę... - Był bardzo blisko jego ucha - Orgazm - A barman się zarumienił. Choć pewnie bardziej
odpowiednie byłoby "spalił cegłę". Mężczyzna miał ochotę się roześmiać, poklepać go po ramieniu i
zapytać czy właścicielka wie, że jest hetero. Odsunął się od niego i spokojnie czekał na swojego drinka. Po
chwili już miał odchodzić, kiedy zobaczył, że zza baru macha do niego szefowa i kiwa, żeby podszedł na
bok.
- Cześć!
- Cześć - Ucałowali się w policzki - Dzięki za zaproszenie - Musieli prawie krzyczeć, żeby się usłyszeć.
- Nie ma za co! Rzadko widzę cię tutaj, a w Volierze już kilka razy! Musiałam jakoś cię przekonać do
Splendoru. Artur coś jej odpowiedział, ale DJ skutecznie go zagłuszył. Mata na migi pokazała mu, że nie
słyszy i palcem wskazała loże na drugim poziomie. Artur pokiwał głową i przepychając się przez tłum
wdrapali się po schodach na górę. Tu było trochę ciszej. Kobieta oparła się plecami o barierkę i wyciągnęła
papierosy. Artur ulokował się obok niej, częstując się Vouge'ami - Biennicki - Wskazała palcem na kogoś
na parkiecie. Mężczyzna wyłowił z tańczącego tłumu Marcina.
- To on mi powiedział, że jestem na liście.
- Szczerze mówiąc, to on podsunął pomysł wpisania cię na nią.
- Przyjaźnicie się? - Matylda spojrzała na niego zaskoczona i roześmiała się.
- Powiedzmy, że nie drażni mnie tak jak kiedyś. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że się zmienił, ale
nowobogacki z niego wyłazi na każdym kroku.
- Słyszałem, że od kiedy jest z Robertem jest inny.
- Może na początku był, ale wiesz, zdzira zawsze z człowieka wylezie - Mrugnęła do niego i dopiła
swojego drinka duszkiem - Muszę wracać do pracy. Strasznie dzisiaj dużo ludzi. Baw się dobrze.
- Dzięki! - Rzucił do schodzącej po schodach kobiety. Zdzira zawsze z człowieka wylezie. Hn. Miał
nadzieję, że się myliła. Obrócił się w stronę parkietu i uśmiechnął się. Odstawił drinka na stół, w końcu nie
przyszedł tu stać! Zbiegł na dół i wpadł między tańczących. Wkładał całe serce i całe swoje chudziutke
ciało w wyginanie się w rytm muzyki. Po chwili poczuł czyjeś ręce na swoich biodrach-bardzo-w-zaniku.
Odwrócił tylko głowę, żeby zobaczyć kto to i tańczył dalej, nie przejmując się chłopakiem za sobą, do
czasu, kiedy dłonie zaczęły coraz śmielej wędrować w dół. Zdecydowanie chwycił je i przesunął tam gdzie
były wcześniej.
- No nie bądź taki - Usłyszał wymruczane do ucha. Obrócił się gwałtownie, żeby oburzenie na jego
twarzy mógł podziwiać również natręt. Chociaż ten próbował go objąć, Artur wsadził między nich ręce i
odepchnął go od siebie. Tego właśnie nie lubił w tym klubie. Pięć minut człowiek nie mógł spokojnie się
pobawić, bo zaraz miał czyjeś ręce na tyłku. W najlepszym wypadku oczywiście. Nie musiał długo czekać,
a w okolicy pojawił się nowy chłopak. Kiedy tylko zbliżył się na tyle, że patrzyli sobie głęboko w oczy,
Artur ręką wyznaczył swoją "granicę". Chłopak uśmiechnął się tylko do niego i skinął głową. Było
zdecydowanie lepiej, kiedy nikt go nie obmacywał. Tańczyli razem naprawdę długo, co jakiś czas zbliżając
się do siebie i obejmując w pasie, ale zupełnie nie nachalnie. Po godzinie towarzysz wskazał ręką bar.
Artur podziękował i tańczył dalej. Zaskakujące, że przez tyle czasu nie wymienili ani słowa.
Niespodziewanie wyrósł przed nim Marcin.
- No chyba będę musiał naskarżyć twojemu kochasiowi - Położył dłoń na jego piersi i przysunął się.
- Komu? - Odsunął jego rękę
- Błażejowi - Roześmiał się obejmując w pasie i porywając do wspólnego tańca. Artur zatrzymał się
nagle, wpadając na jakiegoś chłopaka
- Skąd wiesz, że ja i Błażej jesteśmy razem?
- Ty i Błażej jesteście razem!? - Marcin krzyknął z niebotycznym zdziwieniem.
- Czyli nie wiedziałeś.
Artur wytoczył się ze Splendoru koło piątej nad ranem, a w środku i tak nadal byli ludzie. Jemu
brakowało już chyba wszystkiego. Zaczynając na energii a na kasie kończąc. Po pijaku zostało mu jeszcze
tyle zdrowego rozsądku, że zamówił taksówkę, a samochód postanowił odebrać później. Wieziony, przez
zaniepokojonego o swoją tapicerkę, kierowcę dostał się pod budynek w którym niedługo miał zamieszkać.
Z ogromnym wysiłkiem wydostał się z taksówki, potykając się o krawężnik. Borykając się z trudnościami
losu, dotarł do drzwi. I zorientował się, że nie ma kluczy. Głowa kolebała mu się na wszystkie strony, a
ciało bardzo uparcie odmawiało współpracy. Dawno już nie był tak nawalony. Ze wszystkich sił starał się
nie zwracać uwagi na widujące mu przed oczami numerki, kiedy patrzył na domofon. W końcu, po kilku
próbach, udało mu się wybrać właściwy.
- Obyś był kimś ważnym - Usłyszał wyjątkowo zły i zaspany głos Błażeja.
- Otwórz mi - Wybełkotał niemal wpadając twarzą.
- Artur? - Błażej rozbudził się w dwie sekundy, ale nie doczekał się odpowiedzi. Otworzył przyjacielowi
drzwi. Nie schodził na dół, ale stanął w progu i czekał. Kiedy po pięciu minutach nie słyszał ani windy, ani
kroków. Nie czekając dłużej, narzucił na siebie bluzę i zbiegł na dół. Pierwsze co zauważył to mrugające
na parterze światło, jakby ktoś morsem nadawał. Przeczucie mówiło mu, że Artur ma z tym coś
wspólnego. Nie pomylił się. Stał jeszcze na schodach, jak zauważył chłopaka uporczywie wciskającego
włącznik światła na parterze, mamroczącego coś jak "głupia winda, czemu nie jedzie". Błażej nie wiedział
czy zacząć się śmiać czy cofnąć się do góry i nie robić sobie problemu. Powoli zszedł na dół i stanął obok
Artura, który nawet go nie zauważył.
- Co tu robisz? - Zabrał jego rękę z włącznika i jego palcem wcisnął guzik przywołujący windę.
- Czekam na windę - Błażej się roześmiał, patrząc na determinację na twarzy przyjaciela. Bardziej
chodziło mu o to co robił tu, w tym budynku, pijany, nad ranem, ale taka odpowiedź to już coś. Usłyszeli
nadjeżdżającą windę i już mieli wsiadać, kiedy Błażejowi przypomniało się jak reaguje na zawirowania w
sile ciążenia jego chłopak. Na trzeźwo robiło mu się niedobrze. W takim stanie mogło się to skończyć
tragicznie, szczególnie dla Błażeja. Artur wymierzał właśnie duży krok, kierujący go do tej stalowej klatki,
kiedy Błażej pociągnął go za koszulkę do tyłu.
- Pan idzie schodami, drogi panie - Objął go jedną ręką w pasie i poprowadził kilka schodków w dół. Nie
zaszli za daleko, kiedy Artur potknął się i prawie wyrżnął głową w kafelki na podeście, a zamiast próbować
się podnieść, stwierdził, że jest zmęczony i że zostaje. Ku rozpaczy Błażeja, który już żałował, że nie
zostawił go przy windzie, zwinął się w kłębek na podłodze i za nic nie chciał iść dalej. W końcu Błażej
wymyślił jak dotransportować przyjaciela do góry - Chodź, wstawaj, wniosę cię - Zaparł się o ścianę,
próbując unieść przelewającego się przez ręce Artura. W końcu udało mu się go postawić i bez większego
problemu wziął go w ramiona. Przyjaciel mruknął coś niewyraźnie, zarzucając mu ręce na szyję zapadł w
płytki sen. Ocknął się dopiero, kiedy Błażej próbował położyć go w salonie.
- Do łóżka - Wybełkotał, podnosząc się z sofy. Błażej lekko pchnął go do tyłu, sadzając.
- Śpisz na kanapie, alkoholiku. Nie wpuszczę cię do łóżka w takim stanie.
- Ale. - Głowa opadła mu do tyłu, tak że aż coś zachrzęściło. Błażej skrzywił się i położył chłopaka -
Błażej?
- Co?
- Jesteś zły? - Błażej odetchnął głęboko, siadając na stoliku, obok sofy. Przykrył Artura i pogłaskał go
po policzku, na którym rozmazana kredka, która jeszcze kilka godzin temu zdobiła jego oczy, teraz
porobiła smugi. Był zmęczony, zaskoczony, ale zły chyba nie był.
- Nie - Artur wyciągnął do niego rękę, a kiedy Błażej mu ją podał, przyciągnął do siebie jego ramię,
przytulając je do piersi.
- To dobrze - Rozchylił powieki i mętnymi, zmęczonymi oczami spojrzał, na siedzącego przy nim
Błażeja. Uśmiechnął się lekko i obrócił na drugi bok, ciągnąc za sobą rękę, a co za tym idzie, całego
Błażeja. Na szczęście sofa była duża i obaj mogli się tam wmieścić. Błażej niechętnie, ale położył się obok
niego, Artur natychmiast skulił się i wtulił w niego - Kocham cię - Wymamrotał na sekundę przed tym, jak
zaczął chrapać. Błażej roześmiał się, okrywając ich obu kocem. Zostanie z nim. Co mu tam.
Kilka godzin później obudził się ze sztywnym karkiem i ścierpniętą ręką, Artur śmierdział papierosami,
alkoholem i obcymi facetami, słońce świeciło mu prosto w oczy, a zegarek wskazywał, że on i młody
powinni wstać już jakieś dwadzieścia minut temu. Jęcząc i mamrocząc pod nosem, przelazł przez śpiącego
jak kamień chłopaka i poszedł obudzić Cypriana. Kiedy chłopiec się mył, zrobił śniadanie i w ekspresowym
tempie wyszli. W samochodzie zauważył jak, w jego mniemaniu, fatalnie wygląda, ze schowka wyciągnął
okulary, żeby choć trochę to ukryć i zamaskowany odwiózł Cypriana do przedszkola. W drodze powrotnej
zajechał do sklepu i kupił świeże bułki, kefir i banany na koktajl. Kiedy wrócił do domu, Artur nadal spał,
dokładnie w takiej pozycji, w jakiej go zostawił. Po cichu podszedł bliżej i pogłaskał go po ramieniu.
Chociaż był rozmazany, śmierdzący i po pijaku gadał bzdury, to nadal był uroczy. Błażej gwałtownie
podniósł głowę i spojrzał w wiszące vis a vis lustro. Użył słowa "uroczy". Wprawdzie w myślach, ale użył.
Wzdrygnął się i wrócił do kuchni. Nie chcąc robić hałasu mikserem, rozdusił banany widelcem i zalał
połową kefiru. Dolał trochę miodu i wstawił do lodówki. Jak pijaczyna się obudzi, to będzie jak znalazł.
Zrobił sobie bułkę i kawę i zabierał się do porannej gazety, kiedy w salonie zadzwonił telefon. Rzucił się
szczupakiem do środka, żeby dzwonek nie obudził Artura.
- Danacewicz, słucham - Powiedział w pełnymi ustami.
- Błażej?
- Tak - Przełknął - Kto mówi?
- Marcin! - Błażej wywrócił oczami. Spojrzał na zegarek. Była dziewiąta. Skoro oni obaj byli w
Splendorze, Artur spał, to znaczyło, że radosny Marcin jest mutantem.
- Cześć. Mogę ci w czymś pomóc? - Błażej starał się być uprzejmy. W sumie, nie miał powodu, żeby
być niemiłym, ale jakoś nie mógł się przekonać do Biennickiego.
- Chciałem porozmawiać z Arturem, masz go gdzieś tam? - Błażej trochę się zdziwił. Nie dość, że nie
wiedział skąd mężczyzna ma jego domowy numer, to skąd wiedział, że będzie u niego Artur, skoro nawet
sam Błażej był tym zaskoczony.
- A skąd pomysł, że tu jest?
- No nie żartuj - Roześmiał się - No skoro jesteście razem, to chyba oczywiste.
- Skąd wiesz, że jesteśmy razem? Powiedział ci?
- No, a co? To sekret był? - zdziwił się Marcin.
- Nie. Nie sekret - Był zaskoczony, że Artur... Nie no, w sumie, to przecież mógł o tym mówić. Ale się
dziwił - Artur śpi. Przekazać mu coś?
- Noo, powiedz mu, że zdjęcia z wczoraj już wiszą na stronie. To ja muszę kończyć, paa, pozdrów go -
Zanim Błażej zdążył zareagować, mężczyzna się rozłączył. Fryzjer przez chwilę siedział przy stole w
bezruchu, ale zaraz podniósł się i z bułką w ustach i kubkiem w ręce podążył do gabinetu, gdzie był
komputer. Trochę niepewnie wszedł na stronę Splendoru i odszukał galerię. Wybrał środowe zdjęcia i
zaczął je przeglądać. Nie. On go wcale nie szpieguje. On tylko jest ciekaw, jak się bawił jego chłopak.
Przeglądał pobieżnie miniaturki fotek, aż trafił na takie, które go zainteresowały. Na barze, ze zdjętą
koszulką, przewieszoną przez szlufkę spodni, tańczył Artur. A właściwie to Artur, Marcin i jeszcze jakieś
chłopię. Bardzo dużo rąk i zainteresowania. Niezbyt mu się to podobało. Następne fotki przedstawiały się
podobnie, a na większości mógł znaleźć szalejącego gdzieś na parkiecie/w klatce/na barze Artura. Zawsze
w czyimś towarzystwie, często z Biennickim. Przy ostatnim był już wkurzony. Nikt nie będzie obmacywał
jego chłopaka! Tylko on mógł go macać! Boże... nie wierzył w monogamię, nie wiedział czemu to mówi,
ale po prostu czuł, że go to wkurzało! Strasznie wkurzało. Niby nic się nie stało (chyba), na zdjęciach
nawet nikogo nie całował, ale sam fakt, że bawił się półnagi, ocierając o innych półnagich ślicznych
chłopców, skręcał mu wnętrzności. Artur sam na to pozwalał, a gdyby robił to Błażej, to byłby wściekły.
Zły wyszedł z gabinetu i z premedytacją trzasnął drzwiami z impetem. Z kanapy dobiegł go przeciągły jęk
bólu, a po chwili zobaczył poczochraną, wystajacą zza oparcia głowę.
- O, książę się obudził - Nawet się przy nim nie zatrzymał; przeszedł prosto do kuchni i złośliwie wypił
resztę kefiru którą zostawił. Głośno tłukł się po kuchni i przedpokoju, aż Artur w końcu zwlekł się z kanapy
i stanął w progu. Otwierał usta, ale nie mógł wydobyć z nich głosu. Z kholem rozmazanym na pół twarzy,
wyglądał żałośnie. Otworzył lodówkę i duszkiem wypił litr mleka. Nadal się nie odzywając skierował się do
łazienki, a za nim Błażej. Mężczyzna oparł się o umywalkę i chwilę kontemplował swoją ciężką sytuację. W
końcu wyprostował się i zaczął rozbierać. Błażej wodził wzrokiem po jego ciele, aż zauważył, że pod
rozpinanymi właśnie spodniami nic nie ma.
- Gdzie twoja bielizna? - Spytał zaniepokojony jej brakiem. Zdziwiony pytaniem Artur, spojrzał w dół.
- Nie ma - Odparł z rozbrajającą prostolinijnością.
- Ja widzę, że nie ma, pytam co się z nią stało! - Podniesiony ton mężczyzny sprawiał młodszemu
wyraźnie malujący się na twarzy ból. Skrzywił się, kończąc rozbieranie. Nie miał pojęcia gdzie jego
bielizna. Może jej nie miał jak wychodził. Nic go to nie obchodziło.
- Nie wiem. Jak się obudzę to ci powiem - Wymamrotał, wchodząc pod prysznic i zasuwając za sobą
szklane drzwi. Błażej stał kilka minut patrząc na ociekającego wodą Artura, lustrując jego ciało. Przez
zupełnie gładką szybę, było go idealnie widać. Mężczyzna wyczuł jego obecność i obrócił w jego stronę
głowę. Uśmiechnął się, wycierając z twarzy pianę, która spłynęła mu z włosów - Hn? - Kiwnął na niego,
już w trochę lepszym stanie. Błażej bez słów pokiwał głową przecząco, zakładając ramiona na piersiach.
Oparł się plecami o framugę i czekał, aż jego przyjaciel wyjdzie. Artur w końcu zakręcił wodę i nie
kłopocząc się takimi drobiazgami jak ręcznik, wyszedł spod prysznica. Humor już miał lepszy niż kilka
minut wcześniej, więc podszedł do Błażeja, żeby go pocałować. Kiedy wyciągnął rękę, aby dotknąć jego
policzka, Błażej obrócił głowę, uchylając się od pocałunku - Heej. - Artur chwycił jego koszulę i próbował
przyciągnąć ich do siebie, ale starszy zdecydowanie się opierał.
- Spadaj. Jesteś mokry - Odepchnął go w stronę umywalki. Zaskoczony lekarz posłusznie wycofał się w
głąb pomieszczenia, zostawiając Błażeja przy drzwiach. Mężczyzna znowu zajął się obserwowaniem
dochodzącego do siebie Artura, ale po chwili stanął obok niego i starając się zrobić jak najwięcej hałasu
poszukał w szafce elektrycznej szczoteczki. Artur z pełnymi ustami miętowej piany spojrzał na niego
pytająco, Błażej zawsze używał siły mięśni do umycia zębów, a elektryczną trzymał. właściwie nie wiedział
po co, bo nigdy nie widział, żeby przyjaciel jej używał. Na debiut wybrał sobie właśnie poranek, kiedy
młodszy miał dudniącego w głowie kaca. Wwiercający się w mózg odgłos bzyczenia, był nie do
wytrzymania. Zły splunął do umywalki, spoglądając na przyjaciela.
- Czemu robisz mi na złość? - Spytał, ocierając usta ręcznikiem. Błażej tylko wzruszył ramionami,
odwracając od niego głowę. Nic nierozumiejący Artur wyszedł. Postanowił przeczekać zły humor
mężczyzny w kuchni. Na stole zauważył pusty kubek po kefirze. Zawiedziony zaczął szukać swojego w
lodówce, ale prędzej by znalazł tego krasnoludka, który tam światło zapala, niż kefir. Znalazł za to
dzbanek z koktajlem. Zadowolony z takiego obrotu sprawy, postanowił uzupełnić niedobór potasu. Nagle
w drzwiach pojawił się Błażej, ze srogą miną.
- Zostaw to - Podszedł i zabrał mu z ręki koktajl - To dla Cypriana.
- Daj spokój. Zrobię mu nowy, tylko daj się napić - Wychrypiał, zdartym gardłem Artur.
- Nie. To jego - Schował dzbanek do lodówki.
- A gdzie mój kefir? Swój wypiłeś - Szturchnął palcem pusty plastikowy kubeczek.
- Nie ma. Nie wiedziałem, że będziesz chciał - Wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalił. Artur nie chcąc
komentować tego zajścia wyciągnął rękę po swoją fajkę - To był ostatni.
- Ok. - Artur poszedł do sypialni, bez słowa więcej mijając Błażeja, ubrał się i wyszedł na korytarz,
gdzie zaczął ubierać buty.
- Gdzie idziesz?
- Do siebie. To jednak nie ma sensu - Podniósł się i już otwierał drzwi, kiedy ramiona Błażeja
pociągnęły go do tyłu.
- Hej, stój! Co nie ma niby sensu? - Artur zanim się odezwał dokładnie przemyślał swoją odpowiedź.
Musiał mu to jakoś dobrze wytłumaczyć.
- Ja bardzo chcę z tobą być - Dotknął jego policzka - Ale nie mogę znosić takiego zachowania, bo nie po
to się z kimś wiążę, żeby... - Miało być dobrze wytłumaczone, a wyszło jak zwykle.
- Nie mów tak, przepraszam, ale. Ale mam powód.
- Nie no, nie bądź śmieszny - Artur nie zważając już na ból głowy, podjął dyskusję. Błażej nie mógł
traktować go jak dziecko i nie mógł sam się tak zachowywać. Strzelanie fochów to nie metoda - Jeśli tak
duży problem sprawiłem ci przychodząc tu, to przepraszam. Mogłeś mnie zostawić na dole, albo wsadzić
do taksówki i wysłać do siebie.
- Jesteś u siebie - Przerwał mu Błażej.
- Więc co? Nie chciałeś żebym szedł na tę imprezę? Jakbyś bardzo nie chciał, to byś to powiedział
poważnie.
- A ty byś nie poszedł? - Spytał z niedowierzaniem fryzjer.
- Oczywiście, że bym nie poszedł, albo przynajmniej bym to rozważył.
- Dzwonił Biennicki - Napierając na niego lekko, skierował go do gabinetu. Gdyby spojrzał na Artura to
widziałby jego zaskoczoną minę.
- Co ma Marcin do twojego focha?
- To - Wskazał palcem na ładującą się stronę Splendoru. Po chwili, cały ekran zapełnił się miniaturami
zdjęć.
- O! Już wrzucili! Czy ci ludzie w ogóle nie śpią - Zdziwił się Artur, strącając dłoń Błażeja z touchpada i
sam zaczął oglądać fotografie. Na początku nawet się uśmiechał, albo kręcił głową, ale kiedy zaczął trafiać
na zwoje wizerunki, to przestał reagować. Kiedy przejrzał całą galerię, obrócił się w stronę Błażeja,
milcząc.
- Nic nie powiesz?
- A co mam powiedzieć? Mam ci się tłumaczyć?
- Nie zaszczycisz tego komentarzem, co? - Skrzywił się Błażej, zamykając laptopa. Uczucia które w nim
narastały, były mu tak obce, że chyba to denerwowało go jeszcze bardziej niż sam Artur. Ten z kolei
zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Widział jak na twarzy młodszego mężczyzny tężeje a riposta
aż ciśnie mu się na usta. Artur powstrzymał się jednak, uspakajając się głębokim oddechem. Przysiadł na
biurku, naprzeciwko siedzącego na fotelu Błażeja i pochylił się, żeby chwycić jego dłoń. Starszy, bez
entuzjazmu, ale podał mu rękę.
- Przestańmy na siebie fukać, ok? Wiesz ile razy w tym tygodniu się kłóciliśmy? Z cztery. I wszystko
przez to, że nie mówimy wprost, tylko fukamy, fochamy się i milczymy. Umówmy się, że jeśli od teraz coś
będzie nie tak, to o tym mówimy. Nawet jeśli się nie będziemy zgadzać, to przynajmniej będziemy
wiedzieć o co chodzi. Dobrze? - Błażej strzelał oczami dookoła, tylko co jakiś czas zerkając na Artura i nie
odpowiedział - Dobrze? - Już z uśmiechem, szturchał przyjaciela, coraz mniej niewzruszonego.
- Dobrze, dobrze.
- To teraz powiedz mi, co ci naopowiadał Marcin i co cię tak zdenerwowało - Rozstawiając szerzej nogi,
żeby utrzymać równowagę, pochylił się i skradł naburmuszonemu chłopakowi całusa - A potem ci to
wynagrodzę.
- Przecież głowa cię boli - Zauważył z przekąsem Błażej.
- To ty nie wiesz, że na kaca najlepszy jest seks? - Zsunął tyłek z blatu i nie zwracając uwagi na
nieprzychylną mu postawę przyjaciela, usiadł mu na kolanach, patrząc prosto w oczy - To czemu jesteś na
mnie zły?
- Wcale nie jestem zły - Skrzywił się, unikając patrzenia partnerowi w oczy - Tylko. yy - Nie dokończył -
No bo. My nie - Zamotał się, wzdychając ciężko - Jak widziałem. Aj tam - Wstał gwałtownie, zrzucając z
kolan Artura.
- No co jest? - Zniecierpliwiony rozcierał ręką pośladek, którym nadział się przed chwilą na kant biurka.
Błażej zatrzymał się, zapowietrzył i w końcu zebrał w sobie.
- Nie podobało mi się, że oni wszyscy cię obłapiali - Wyrzucił na wydechu i wyszedł z pokoju,
zostawiając tam zaskoczonego i jednocześnie zadowolonego Artura.
- Czy to znaczy, że jesteś zazdrosny? - Wyskoczył za nim, dopadając w przejściu między sypialnią a
dużym pokojem.
- Nie
- Nie? No skoro pedały nie są monogamiczne, to właściwie nie powinieneś być - Artur obszedł go
dookoła i zniknął w salonie. Gdyby tylko się obrócił to zobaczyłby jak wygląda mina zatkanego Błażeja.
Jak ryba otwierał i zamykał usta, próbując wydusić coś mądrego.
- Wiesz co. - Zaczął w końcu - Ugryź się! Wcale nie jestem o ciebie zazdrosny, ale po prostu nie
spodobało mi się, jak zobaczyłem zdjęcia, gdzie cię obcy obłapiają!
- Jak ktoś próbował mnie obłapiać, to dostawał do zrozumienia, że sobie nie życzę. To co jest na
zdjęciach, to tylko taniec. Do niczego tam nie doszło i nigdy nie dojdzie.
- Wiem - mruknął ponuro Błażej.
- No to o co chodzi? - Starszy wzruszył ramionami. Artur uśmiechnął się i podszedł bliżej, przechylając
przez oparcie fotela, przytulił się.
- Już o nic - Przycisnął go do siebie jedną ręką, a drugą zaczął rozpinać mu spodnie.
3 - CZWARTEK
- Ale odebrać też ma mnie Altur! - Krzyknął na odchodnym Cyprian, znikając za drzwiami sali. W
przejściu między "Domkiem Baby Jagi" a "Pałacem Śpiącej Królewny" stali Błażej i Artur, ciesząc się
chwilą, kiedy chłopiec, na kilka godzin, przechodził pod cudzą opiekę. Nagle koło nich przebiegła na oko
siódemka czterolatków. Błażej z przerażeniem wymalowanym na twarzy przylgnął do tekturowego drzewa,
przepuszczając dzieciaki.
- Wyobraź sobie, że zajmujesz się nimi wszystkimi osiem godzin. - Pokręcił głową z niedowierzaniem i
więcej nie patrząc w stronę hałasujących przedszkolaków, skierował się do wyjścia. Artur, w podejrzanie
dobrym nastroju, w milczeniu szedł za nim. Wsiedli do Audi i odjechali. Młodszy nie miał dziś żadnych
zajęć. Dosłownie żadnych, co przy studiowaniu medycyny zdarzało się raz na pięćdziesiąt lat, co
siódmemu farciarzowi. No i tego dnia on był farciarzem. Miał zamiar, korzystając z tego, że kilka godzin
nie mają pod swoją pieczą dzieciaka, wyciągnąć Błażeja na coś fajnego do kina albo na zakupy, albo po
prostu położyć się na tarasie, jeść truskawki i nonszalancko olewać płynący czas. Hn. Właściwie to nawet
nie zapytał czy Błażej miał plany, ale co tam.
- Coś taki rozmarzony? - Poczuł jak starszy klepie go po kolanie. Obrócił do niego i uśmiechnął się
lekko nieobecnie.
- Hm? Co? - Zatrzymał jego rękę na swoim kolanie.
- Dyzio Marzyciel - Roześmiał się, ściskając jego palce i zerkając w lusterko. Na skrzyżowaniu przy
domu, Błażej niespodziewanie nie skręcił, a pojechał dalej.
- Hej, dokąd jedziemy?
- No jak, dokąd? - Zdziwił się niemiłosiernie, odrywając oczy od drogi - Przecież ci mówiłem, że dzisiaj
jedziemy na brunch do mojej mamy - Artur otworzył usta w zdziwieniu jak wyjątkowo tępa rybka.
- Dokąd jedziemy?! I, NA CO!?
- No przecież ci mówiłem. - Zatrzymał się na światłach i korzystając z okazji pochylił się i pocałował
oniemiałego Artura - Mówiłem, prawda? - Zrobił minę, ruszając dalej. Najwyraźniej zapomniał. Każdemu
może się zdarzyć.
- No jakoś nie! Nigdzie nie jadę! - Stanowczo oświadczył lekarz, kiedy tylko odzyskał rezon - Wysadź
mnie tutaj.
- O co ci chodzi? Jak co czwartek jadę do mamy na drugie śniadanie, ale teraz zapowiedziałem jej, że
kogoś przyprowadzę. Nie mogę iść sam!
- Ale przecież ona nie wie, że jesteś gejem. I ja się jej boje. Zatrzymaj się - Lekka nutka paniki
wdawała się w ton Artura, który zaczął się nerwowo rozglądać dookoła siebie.
- No to właśnie mam zamiar jej powiedzieć - Unikał tej rozmowy od jakiś 15 lat, ale czuł, że jeśli nie
powie jej teraz, to już nigdy. Bał się tego, ale miał nadzieję, że z nim, będzie to łatwiejsze - Nie rozumiem
czemu się jej boisz - Pokręcił głową z dezaprobatą - To co ja czuję nazwałbym raczej dyskomfortem,
niechęcią, uprzedzeniem, ale nie strachem. Jest upierdliwa, ale nie straszna.
- Chyba dla ciebie. Za każdym razem jak mnie widziała, a były to całe trzy i pół razu, to.
- Trzy i pół? - Przerwał mu starszy, dziwiąc się na to niecodzienne wyznanie. Był fryzjerem, a nie
matematykiem, ale wiedział, że spotkanie trzy i pół razu było raczej niemożliwe.
- Tak. Rozmowa telefoniczna liczy się jako pół razu. I za każdym razem była przerażająca.
- No wiesz, mówisz o mojej matce - Błażej się nabzdyczył, kiedy właśnie skręcali na podjazd domu.
Zanim zdążył zgasić silnik, na werandzie pojawiła się siwa kobieta w garsonce. Dziesiąta rano, a ona w
garsonce i szpilkach.
- To twoja mama, szanuję to, ale mnie przeraża! Ty jej nie lubisz i ci nie wypominam - Trochę
histerycznie pomachał, do zbliżającej się do wozu kobiety.
- Teraz już i tak za późno. Wynagrodzę ci to - Otworzył drzwi i wyszedł na podjazd. Artur
przezwyciężając autentyczny strach, ruszył za nim. Zobaczył, jak jego chłopak wyciąga z bagażnika
butelkę wina i ozdobne pudełeczko. Z uroczym uśmiechem podszedł do matki i dając się ucałować w oba
policzki, pochylił się nad nią - Witaj mamo - Kątem oka rzucił popędzające spojrzenie Arturowi.
- Dzień dobry - Stanął obok nich, czekając na jakąś reakcję. Kobieta wyprostowała się, poprawiła
garsonkę i spojrzała na niego mocno wymalowanymi oczami. Boże, jak na nią patrzył, to miał ochotę iść i
złożyć zamówienie na kontener kremu przeciwzmarszczkowego. Odruchowo dotknął swojej skroni,
sprawdzając czy ilość skóry jest tam odpowiednia.
- Witaj Andrzeju - Rzuciła oschle i gestem ręki poprosiła ich do środka
- Mam na imię Artur - Poprawił ją nieśmiało i szybko ruszył za przyjacielem.
W środku było tak przeraźliwie czysto i dystyngowanie, że Arturowi zrobiło się głupio, kiedy pomyślał,
że ma na sobie koszulkę polo, przetarte dżinsy i trampki. I chociaż koszulka była od Lacoste, dżinsy od
Marca Jacobsa a trampki od Converse'a, to starszej pani nic by to nie powiedziało i nie zrobiło żadnego
wrażenia. Jakby na to teraz spojrzeć, to, to w co ubrał się Błażej nabierało w tym kontekście sensu.
Czarne spodnie, koszula, marynarka. Rano myślał, że to jakieś widzimisie i wolał nie pytać (nie pytaj, bo
czasem możesz dostać odpowiedź), ale teraz... Wtłoczył się za partnerem do salonu, gdzie na stole
czekały filiżanki. Po chwili pani domu weszła z talerzem jabłecznika. Artur z całego serca nienawidził
jabłecznika. Po prostu cudownie. Na dodatek siedzieli na sofie, a Błażej posadził swoje cztery litery tak
daleko, jak tylko się dało.
- Częstuj się, proszę - Podstawiła mu pod nos ciasto - Z trudem przełykając ślinę, nałożył sobie na
talerzyk kawałek i szybko odstawił go na stół. Zauważył, jak Błażej przysłania dłonią usta, żeby się nie
roześmiać - Pójdę po herbatę - Odwróciła się i zanim syn zdążył zaoponować, zniknęła. Artur natychmiast
podskoczył, przedostając się bliżej mężczyzny.
- Chodź tu bliżej! Siadaj! - Pociągnął go za rękaw, kiedy ten nie reagował. Konspiracyjny szept i
nerwowe oglądanie się za siebie, nie poprawiało wcale komfortu wizyty.
- Siadaj spokojnie - Błażej szybko pochylił się nad nim, całując w usta i zdecydowanie odepchnął,
znowu na jego koniec kanapy. W momencie, w którym wrócił na swoje miejsce, na progu pojawiła się
kobieta. Z protekcjonalnym uśmiechem nalała trzy filiżanki, podając jedną synowi, a drugą jego
przyjacielowi. Z gracją usiadła w fotelu, zakładając nogę na nogę. Mężczyźni milczeli, unikając jej
natarczywego wzroku.
- Czemu nie jecie chłopcy? - Powiedziała to, patrząc na Artura. Pod naporem jej spojrzenia, chwycił
widelczyk i zaczął dziabać w swojej porcji, nie mogąc przemóc się, żeby spróbować.
- Co słychać mamo? - Błażej postarał się odwrócić uwagę kobiety od młodszego, tak, żeby dać mu
moment, na dokarmienie Beagle'a, który radośnie machając ogonem, pojawił się w salonie.
- A co może być słychać? Nie dzwonisz do mnie, nie mówisz o niczym. W ogóle się mną nie interesujesz
- Westchnęła teatralnie, z lekkim stuknięciem odstawiając herbatę.
- No to właśnie się interesuję - Błażej starał się nie zirytować, ale tej kobiecie, to nawet Ghandi by
przyłożył. Przyjeżdżał do niej co tydzień, z prezentem i winem, za każdym razem, dwa dni wcześniej
rozmawiali przez telefon. Nie wiedział, co musiałby zrobić, żeby ją zadowolić - Co tam w klubie? - Ciągnął
rozmowę, kiedy Artur gorliwie, choć dyskretnie, pozbywał się jabłecznika.
- Och.
- Tylko nie mów, że to, co zwykle, bo wyjdziemy - Zerknął na swojego partnera, na którego twarzy
wykwitła nadzieja. Starsza pani ściągnęła usta i zmarszczyła czoło.
- Organizujemy zbiórkę pieniędzy na przyjazd jednej kobiety z Kazachstanu - Wymamrotała zła. Odkąd
ojciec Błażeja zmarł, mama zaangażowała się w pracę w Klubie Róży, w którym charytatywnie działały
starsze panie, z nadmiarem czasu i pieniędzy.
- Mhm. Super.
- A co u ciebie? - Urwała temat swojej osoby - Kiedy powiedziałeś, że kogoś przyprowadzisz, to
myślałam, że będzie to ktoś ważny - Zmierzyła wzrokiem Artura, któremu oczy powiększyły się chyba
dwukrotnie. Wredna suka. Jak mogła! Może i nie wiedziała, że są razem, ale wiedziała, że są najlepszymi
przyjaciółmi!
- To JEST ktoś ważny - Usłyszał rozwścieczony głos Błażeja. Za dużo razy go słyszał, żeby pomylić ten
ton z innym. Twarz mężczyzny była ściągnięta, a na czole pojawił się mars. Błażej wstał i usiadł obok
niego - I właśnie po to go tu przywiozłem, bo chciałem ci coś ważnego powiedzieć - Nagle jego głos, ze
stanowczego i mocnego, zaczął się załamywać. Bawił się spoconymi dłońmi, wykręcając sobie palce.
- No, słucham? - Popędzała go matka. Mężczyzna wziął głęboki oddech i jeszcze raz spojrzał na Artura.
Jego uspokojona twarz dodawała mu odwagi.
- Bo. Ym. Chciałem żebyś wiedziała. - Zaciął się i znowu kilka razy wziął głębszy oddech - Cholera.
Chciałem, żebyś wiedziała, że jestem gejem.
W pokoju zrobiło się strasznie cicho, nawet pies przestał uderzać ogonem w bok sofy. Trudno
stwierdzić, kto był bardziej zdenerwowany - Błażej czy Artur. Młodszy już rozważał to, jak obroni honoru
swojego księcia-z-bajki, bo zdawało mu się, że zanosi się na wojnę. Kobieta kilka razy szybko zamrugała
oczami i popatrzyła na nich zdziwiona.
- I to chciałeś mi powiedzieć? - Ton jej głosu wskazywał na niemożebne zdziwienie, a nie oburzenie.
- No... Tak jakby.
- I tylko tyle?! - Dociekała kobieta.
- Znaczy - Fryzjer zerknął, może nieco zbyt nerwowo, na Artura, bo prawie sobie zeza zafundował i
pokiwał przecząco głową - Jestem z Arturem - Teraz mógł się spodziewać tylko tego, że niebiosa się
otworzą, a boski palec, z pomocą jego matki, wypierdzieli go gdzieś na przedmieścia wszechświata.
- No wiesz - Kobieta prychnęła - Kiedy przez telefon mówiłeś, że chcesz ze mną porozmawiać, to
brzmiałeś co najmniej tak, jakbyś umierał, a ty mi mówisz coś takiego - Wyglądała tak, jakby chciała
palnąć się ręką w czoło. Dobrze, że dystyngowane, starsze panie tak nie robią, bo tego Błażej mógłby już
nie znieść.
- Ale. To znaczy, że wiedziałaś?! - Już bez skrupułów ścisnął rękę, oniemiałego Artura, przyciskając ją
do swojej nogi.
- Oczywiście! Mieszkałeś ze mną dziewiętnaście lat! Jestem w końcu twoją matką! - Kobieta, jakby
nigdy nic, sięgnęła po herbatę i zrobiła małego łyczka - O, skończyłeś ciasto. Dołożę ci - Wyciągnęła rękę
po talerzyk Artura, zanim ten zdążył ją powstrzymać.
- Ale skąd?
- Och, po pierwsze, zostałeś fryzjerem, po drugie, to ile razy oglądałeś z tą wulgarną dziewczyną.
- Ona ma imię - Przerwał jej, w wypracowanym latami odruchu. Kobieta wydęła usta, ale
kontynuowała.
- To ile razy oglądałeś z Melanią "Wirujący Seks", przekracza wszelkie normy. Poza tym, nigdy w życiu
nie złapałam cię z dziewczyną w niedwuznacznej sytuacji, ale za to kiedyś natknęłam się na to, jak
całowałeś się z Antonim.
- Słucham?! Widziałaś jak. - Błażej nie wiedział jak się zachować. Miał ochotę wstać i zacząć się
przechadzać, ale chciał też trzymać za rękę Artura, a głupio wyglądaliby w takim kuligu, wędrując po
salonie - Czemu nic nie powiedziałaś? Tata wiedział?
- Czekałam, aż sam mi powiesz. Tata nie wiedział. Wolałam go nie martwić, wiesz jaki był
rygorystyczny i nieugięty - Taa. Akurat tego mu nie musiała przypominać. Doskonale pamiętał jak musiał
godzinami wysłuchiwać tyrad ojca i znosić kary, za jawną niesubordynację i brak szacunku.
- I... Nie przeszkadza ci to? - Trochę mocniej ścisnął rękę milczącego Artura. Kobieta obdarzyła ich
wnikliwym spojrzeniem, długim i przenikliwym, a na koniec uśmiechnęła się, unosząc jeden kącik ust.
- Zawsze chciałam, żebyś został lekarzem. Przynajmniej będziesz doktorową - Wstała, zabierając ciasto
ze stołu. Gdyby została sekundę dłużej, zobaczyłaby, jak obu mężczyznom opadają szczęki. Ta wizyta, to
musiał być jakiś sen. Niechybnie koszmar! - Artur, czy mógłbyś mi pomóc w kuchni? - Usłyszeli melodyjny
głos, dobiegający z innego pomieszczenia.
- Nie chcę! - Wyszeptał do Błażeja z przerażeniem. Ta cała rozmowa, wcale nie poprawiła jej wizerunku
w jego oczach. Po prawdzie, to bał się jej jeszcze bardziej.
- Nie przesadzaj - Pchnął go z kanapy, ale młodszy dzielnie się trzymał.
- Nie! Zostaw mnie, sam idź!
- Artur? - Kobieta nie dawała za wygraną.
- Niech Artur dopije herbatę, ja idę - Błażej patrzył mściwie na partnera, który miał w oczach
nieopisaną wdzięczność.
- Poprosiłam Artura - Słysząc ton mamy, natychmiast z powrotem usiadł. Kiedy ona tak mówiła, nie
było żartów. Zrozpaczony chłopak podniósł się z kanapy i idąc jak na ścięcie, ruszył do kuchni. Kobieta
stała przy lodówce, wyciągając z niej jakieś dziwne kanapki. Ze zdziwieniem stwierdził, że kuchnia w
mieszkaniu Błażeja. Znaczy w ich mieszkaniu, jest identyczna jak ta. Tylko kolor szafek i kafelków jest
inny, ale poza tym, wszystko było takie samo! Nagle zorientował się, że kobieta na niego patrzy.
Uśmiechnął się głupawo i podszedł bliżej.
- Myślisz, że cię nie lubię? - Artur uznał, że to było pytanie retoryczne, więc, nie zaszczycił go
odpowiedzią. Kobieta wskazała mu krzesło, a sama oparła się o blat, dokładnie tak, jak robi to Błażej.
Mężczyzna postanowił nie siadać i stanął naprzeciwko niej, w bojowej pozie - To nie jest tak.
- Trudno się zorientować.
- Nie pozwalaj sobie chłopcze - Odparowała szybko, pesząc go. Artur zacisnął usta, ale nie odszczeknął
się - Poprosiłam cię tutaj z jednego powodu - Naprawdę, młodszy po prostu nie mógł się doczekać, żeby
dowiedzieć się z jakiego. Powstrzymał się od prychnięcia, patrząc jej w oczy - Może ci się zdawać, że nie
zależy mi na Błażeju, ale tak nie jest. Przez tyle lat widziałam jaki jest zgorzkniały. Miał trzydzieści lat, a
zachowywał się jakby miał siedemdziesiąt. Kiedy rozmawiałam z nim dwa dni temu. - Spojrzała na niego
łagodniej - Kochasz go? - Zapytała wprost. Artur, którzy przez ostatnie kilka minut wodził wzrokiem po
drzewach za oknem, gwałtownie na nią spojrzał. To pytanie go zaskoczyło. Nie spodziewał się, że tę
kobietę interesuje coś takiego. Chyba jednak musiał sobie usiąść. Odsunął krzesło od stołu i przysiadł.
- A czy to ma jakieś znaczenie?
- Ma. Zasadnicze - Usiadła naprzeciwko niego, nie spuszczając go z oczu - Bo on ciebie tak, nawet jeśli
nie za dobrze to okazuje - Artur uśmiechnął się lekko. Coś o tym wiedział. Sposoby okazywania
zainteresowania przez Błażeja, były co najmniej niekonwencjonalne.
- Niby po czym to pani poznaje?
- Nie udawaj głupiego, bo taki nie jesteś. Wystarczy na niego spojrzeć. On od kilku tygodni chodził jak
struty. Chociaż nic nie mówił, wiedziałam, że coś jest nie tak. Kiedy zadzwonił ostatnio, byłam już pewna
o co chodzi. Nie musiał mówić mi, że przyjedzie z tobą. Wiedziałam o tym.
- Ciekawe. Wszyscy dookoła wiedzieli, że jest we mnie zakochany, tylko nie ja i on - Nie mógł
powstrzymać się od zgryźliwości. Po prostu nie mógł jakoś uwierzyć w to, co mówiła kobieta. Ani nie była
z synem blisko, a pół godziny wcześniej, nawet nie pamiętała jak on ma na imię. Wyciągnął z kieszeni
spodni papierosy - Mogę? - Pokiwała głową, podając mu popielniczkę. Mężczyzna zaproponował jej
papierosa, którego przyjęła.
- Możesz mi nie wierzyć, ale spójrz na niego, kiedy będziemy wracać do salonu. Zobacz, jak na ciebie
spojrzy. Ktoś kto go nie zna, nie zauważy nic dziwnego, ale ty doskonale wiesz o czym mówię. Nie zapali
mu się żadne światełko, nie rozpromieni się jak panna na wydaniu, ani nawet się pewnie nie uśmiechnie,
ale to widać.
- Nie wiem, o czym pani mówi - Wzruszył ramionami, zaciągając się mocno. Doskonale wiedział o co jej
chodziło.
- Nie znałeś jego ojca. On jest do niego podobny. Właściwie jest podobny do nas obojga. Nie
okazujemy uczuć nadmiernie - Serio? Nigdy by się nie zorientował. - Ja z mężem wiedzieliśmy, że się
kochamy i nie odczuwaliśmy potrzeby okazywania tego na każdym kroku. Błażej jest taki sam, ale ty
wiesz, że cię kocha, prawda? - Nie wiedział co jej powiedzieć. To było za świeże i chyba jeszcze, tak na
poważnie, za trudne. Nadal ciężko było mu uwierzyć w to, co się stało. W to, że Błażej go chciał, w to, że
twierdził, że go kocha. Za długo się męczył i teraz łapczywie czerpał z tego, co przyjaciel mu dawał, ale
nadal gdzieś w podświadomości bał się, że to szybko zniknie. Nie chciał się za bardzo przywiązywać do tej
myśli, żeby upadek nie bolał za bardzo.
- Co tu tak długo robicie? - Na progu pojawił się Błażej, opierając się jedną ręką o framugę. Zdjął
marynarkę i był teraz w samej koszuli. Artur spojrzał na niego, rozważając to, co powiedziała jego matka.
Ona nie wiedziała jaki Błażej jest ostatnio, tylko z nim. Jak go całuje, przechodząc obok, jak ukradkowo
głaszcze go po ręce albo jaki jest dla niego miły. Nietrudno było uwierzyć, że jest zakochany. Tylko to były
dwa dni. Za dwa miesiące, to może wyglądać zupełnie inaczej i on chciał być naprawdę pewien, że Błażej
go kocha. Tak, że kiedy będą się kłócić albo kiedy Błażej będzie milczał cały dzień, ignorując go, będzie
potrafił sobie wytłumaczyć, że on i tak, chce z nim być.
- Już idziemy - Kobieta zgasiła papierosa i przelotnie spojrzała na Artura - Weź tacę - Zwróciła się do
syna, przechodząc obok niego. Błażej, widząc zmartwioną minę przyjaciela, podszedł do niego i kucnął
naprzeciw.
- Co jest? - Dotknął dłonią jego policzka, kciukiem głaszcząc jego skroń. Artur pochylił się, obejmując
jego szyję - Hej? - Błażej był zaniepokojony. Może nie powinien pozwalać, żeby jego matka była z nim
sam na sam. Jak ją znał, to powiedziała mu coś wrednego i teraz będzie to musiał naprawiać.
- Kochasz mnie? - Artur spytał, przyciskając swój policzek do jego. Starszy odciągnął jego twarz,
spoglądając mu w oczy.
- Przecież wiesz - Uśmiechnął się, cmokając go w usta.
- Nie - Odsunął się, ponownie prostując na krześle - Czy kochasz mnie tak naprawdę. Tak, że za trzy
miesiące, nadal będę o tym wiedział. Tak, że nie będziesz tego żałował.
- Co to za pytania? Przecież powiedziałem ci, że cię kocham. Wydawało mi się, że to sobie ustaliliśmy.
Zamieszkałeś ze mną, to chyba coś znaczy.
- Nie denerwuj się - Wyciągnął do niego rękę, ale Błażej wstał, nie przyjmując jej.
- Nie denerwuję, tylko po prostu nie wiem, o co ci chodzi.
- Nie chcę, żebyś się kiedyś rozmyślił.
- Jak można się rozmyślić z kochania? - Podniósł głos, ale opamiętał się - Wiesz, chyba to nie jest
rozmowa na teraz - Spuścił z tonu, biorąc przyjaciela za rękę - Chodź do salonu, a później porozmawiamy,
skoro masz jakieś wątpliwości.
- Nie mam, tylko...
- Później - Położył mu palec na ustach, uspakajając go lekkim uśmiechem. Artur z cichym
westchnieniem wstał z krzesła i biorąc Błażeja za rękę, pociągnął go do salonu. Kobieta siedziała w
skórzanym fotelu paląc i popijając herbatę. Na stole stały już trzy przygotowane talerze. Gestem ręki
wskazała im część jadalnianą i bez słowa podążyła za nimi. Dopiero kiedy usiedli, atmosfera się rozluźniła.
Artur przestał się denerwować tym, co je, Błażej tym, czego matka nie wie. Niespodziewanie nawet ona
wpadła w lepszy nastrój. Wypytywała o Cypriana i pracę Artura, nagle okazało się, że pamięta wszystkie
imiona i nikt jej się nie myli. Kiedy wychodzili, usprawiedliwiając się pracą, wprosiła się nawet do nich na
kolację w przyszłym tygodniu. Błażej był w szoku.
Odprowadzeni do samochodu przez machającą na dowidzenia kobietę, odjechali z podjazdu, niemal z
piskiem opon.
- Nigdy więcej - Artur opuścił szybę i zapalił papierosa.
- Co? - Błażej nie mógł się za bardzo rozglądać, bo przed nimi zrobił się ruch.
- Przepraszam, ale twoja mama mnie naprawdę przeraża, a dzisiejsza wizyta nie poprawiła naszych
stosunków - Obrócił się do niego, przytykając do jego ust papierosa, żeby się zaciągnął.
- Co ci powiedziała?
- Dojedźmy do domu.
Przystając na pomysł Artura, Błażej zamilkł, kładąc tylko rękę na jego kolanie. Przez kilka minut w
drodze do mieszkania, grało tylko radio. Parkowali już w podziemnym parkingu, kiedy zaczęły się
wiadomości. Artur zrobił głośniej.
- Poczekaj sekundę, tylko posłuchamy.
- Po co? Obejrzysz sobie na górze jakieś wiadomości - Błażej już miał wychodzić, ale chłopak chwycił go
za rękę, uciszając.
"Pół godziny temu rozpoczęła się akcja ratunkowa w przedszkolu imienia Kwiatów Polskich, gdzie ogień
prawdopodobnie został wzniecony w kuchni. Z niepotwierdzonych źródeł wiemy, że trójka dzieci trafiła do
szpitala, z czego jedno w stanie ciężkim. O dalszym rozwoju wypadków będziemy informować państwa w
naszych serwisach". Błażej poczuł jak krew odpływa mu z twarzy. Sięgnął za siebie, szarpiąc pasy.
- Zapnij się! - Krzyknął do Artura, który wyglądał na nie mniej przerażonego. To było przedszkole
Cypriana. Jak w transie wykonał polecenie, a Błażej z piskiem opon wyjechał z parkingu, prawie
powodując wypadek. Pędził przez miasto jak wariat, łamiąc co najmniej 20 przepisów. Jeśli przejeżdżali
obok jakiegoś fotoradaru, to na pewno się załapie na fotkę. Wjeżdżał na skrzyżowania na czerwonym,
przejeżdżał chodnikiem, zupełnie nie zwracając uwagi na krzyki Artura, który chociaż przejęty, nie chciał
zginąć w tak młodym wieku. Ale do Błażeja najwyraźniej nic teraz nie docierało. Pędził na złamanie karku,
żeby dowiedzieć się, co z dzieckiem. Artur nigdy, przenigdy go takim nie widział. Pobijając wszystkie
rekordy tego miasta, dotarli do przedszkola w siedem minut. Ulica była zablokowana prawie od
skrzyżowania, przez policję i straż pożarną. Starszy zostawił samochód na chodzie, niemal w poprzek ulicy
i wybiegł. Przed oczami miał płonący budynek i strażaków, walczących z żywiołem, ale nie widział żadnych
dzieci. Nie zwracał uwagi na taśmy odgradzające ludzi od pożaru - po prostu przeszedł pod nimi, pchając
się dalej. Poczuł jak czyjeś ręce ciągną go do tyłu.
- Tam nie wolno! Gdzie się pan ładujesz? - Starszy policjant, prowadził go za biało-czerwone taśmy.
- Tam jest moje dziecko! - Błażej wrzasnął, próbując dostać się dalej, ale mężczyzna mocno go
trzymał. Po chwili obok nich pojawił się Artur, który starał się nie panikować.
- Gdzie są dzieci? - Spytał po prostu, starając się nie patrzeć na ogień.
- Pan się spytasz tej babki - Wskazał palcem na zapłakaną kobietę, która stała przy jedynej karetce.
Młodszy natychmiast do niej podszedł, kiedy Błażej jeszcze chwilę walczył w policjantem, odgradzającym
go od pożaru.
- Gdzie są dzieci? - Potrząsnął ją za ramiona. Spojrzała na niego czerwonymi oczami, czy to od
gryzącego dymu, czy płaczu. Z trudem mogła wydobyć z siebie słowa - Niech pani na mnie spojrzy i się
skupi. Co się stało z dziećmi? Gdzie jest Cyprian?
- Zabrali je do szpitala - Wydukała, przykładając osmaloną rękę do twarzy.
- Którego? - Starał się uspokoić, żeby nie stresować przerażonej kobiety jeszcze bardziej. Szczerze
mówiąc miał ochotę jej przyłożyć, żeby się otrząsnęła i powiedziała im do cholery gdzie jest Cyprian, ale
chyba nie było innego wyjścia, jak ta rozmowa.
- Nie wiem. Różnie. Przyjechało kilka karetek - Artur, na skraju wybuchu, jeszcze raz chwycił ją za
ramiona i zmusił do spojrzenia sobie w oczy.
- Do którego szpitala wzięli Cypriana?
- Proszę z nami, pojedzie pani na badania - Sanitariusz przejął kobietę od Artura i wprowadził ją do
karetki.
- Nie, czekajcie - Próbował im zagrodzić drogę - Gdzie pojechał.
- Proszę pana, nie mamy czasu, ta pani musi przejść badania - Drzwi karetki się zatrzasnęły,
zostawiając ich samych na ulicy. Tłum gapiów, który zbierał się dookoła, ale był ciągle przeganiany przez
policjantów, znowu zaczynał ich otaczać. Wściekły Artur obrócił się na pięcie i podbiegł do samochodu.
Zanim zdążył krzyknąć, Błażej był już obok. Wsiedli do środka, tym razem prowadził młodszy.
- Jedziemy do mojego ojca.
- Jest u nich? - Zwykle opanowany głos Błażeja drżał.
- Nie wiem, ale ta baba nic nie wiedziała. Znajdź komórkę - Rzucił mu torbę na kolana - I wybierz mi
numer - Tyłem wycofał się z jednokierunkowej ulicy, w towarzystwie klaksonów, przejeżdżając
skrzyżowanie.
- Łączy - Błażej przyłożył mu telefon do ucha.
- Tato?
- Artur nie teraz.
- To ważne. Macie przedszkolaków z pożaru?
- Tak, zadzwoń potem, nie mogę.
- Czekaj do cholery! Jest u was chłopiec, pięć lat, Cyprian?
- Artur, tu jest jakieś trzydzieści przerażonych dzieci i nie wiem, w co wsadzić ręce. Może i jest jakiś
Cyprian, ale na razie to wszystkie ryczą i nie wiemy jak mają na imię. Naprawdę, zadzwoń później.
- Gdzie jeszcze są dzieci?
- Na Lutyckiej - Usłyszał na koniec od ojca, a potem słyszał tylko pikanie wolnej linii.
- I co? - Błażej patrzył wyczekująco, kiedy Artur próbował ominąć rządek samochodów.
- Część jest u ojca, część na Lutyckiej. Nie kojarzy Cypriana, wszystkie dzieci płaczą - Oczy latały mu
to na lusterka, to na drogę albo na Błażeja. Chciał już być tam i przekonać się, że dzieciakowi nic nie jest
- Błażej. A jeśli jemu. - Pozwolił uzewnętrznić się swoim niepokojom.
- Zamknij się - Przerwał mu starszy - Nic mu nie jest. Zobaczysz.
Dojazd do szpitala, który był położony spory kawałek od przedszkola, zajął im trochę czasu. Zirytowani,
przerażeni i zniecierpliwieni, co jakiś czas fukali na siebie, ale żaden nie zaczął poważnej kłótni, zdając
sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajdują. Artur pokazał strażnikowi przepustkę i szybko wjechał na
parking pod samym wejściem. Jak nigdy, miał ochotę zająć miejsce dla karetek. Nie zatrzymując się, żeby
kupić ochraniacze na buty, przebiegli przez główny hol, wpadając na izbę przyjęć. Kłębił się tam tłum
pielęgniarek i kilku lekarzy, próbujących sobie poradzić ze wszystkimi kręcącymi się tam dziećmi. Część z
nich była brudna od sadzy, część lekko poobijana. Mężczyźni biegali między nimi, wyszukując swojego
chłopca. Nagle, w przejściu między oddziałami pojawił się ojciec Artura - ordynator.
- Artur? Co ty tu robisz? - Zapytał zdziwiony, podchodząc do coraz bardziej spanikowanego syna.
- Szukamy tego małego, o którego cię pytałem. Pięć lat, ciemne loczki, Cyprian.
- A po co wam ten dzieciak?
- To syn mojej przyjaciółki - Wtrącił się Błażej - Opiekuję się nim, bo ona wyjechała. Panie Mariuszu,
niech pan pomyśli, był tu?
- Czekajcie. - Zamyślił się lekarz. Artur zbliżył się do przyjaciela i splótł ich palce - Pięć lat i kręcone
włosy? - Upewnił się - Strasznie płakał i mówił, że... Tak - Rozpromienił się - Teraz rozumiem. Ciągle
wołał, że chce do mamy albo chłopaków. To o was mówił - Wskazał ich palcem. Obaj pokiwali głowami.
- Gdzie on jest?
- Na chirurgii - Jakaś pielęgniarka podeszła do nich i zaczęła podtykać mu pod nos różne papiery.
Mężczyzna skupił się na nich, a po chwili wywołano go przez głośnik. Nie odpowiedział już na żadne ich
pytanie, zostawiając ich na środku korytarza. Sekundę później Artur, ciągle trzymając Błażeja za rękę,
ciągnął go w stronę windy. Starszy nie zdążył nic powiedzieć na temat ubocznych skutków zmiany
ciążenia, kiedy młody lekarz wcisnął guzik i ich wnętrzności uniosły im się do gardeł. Artur tego
nienawidził. Miał klaustrofobię i nienawidził tego uczucia unoszenia i opadania, ale tak było najszybciej.
Mógł przeżyć te kilka sekund. Na chirurgii, również nie kłopocząc się ochraniaczami, wbiegli, omijając
dyżurkę pielęgniarek. Młodszy, który znał ten szpital jak własną rękę, pewnie prowadził ich do pokojów
zabiegowych. Nagle, zza trzecich drzwi usłyszeli ryk, który teraz poznaliby wszędzie. Szarpnęli za klamkę,
a w środku zobaczyli Cypriana, siedzącego na kolanach pielęgniarki, wijącego się jak piskorz, a nad nimi
lekarza, który próbował chłopcu zaszyć głowę. Dzieciak jak ich zobaczył, prawie wyrwał się na ziemię, ale
kobieta mocno go przytrzymała. Obaj mężczyźni, kiedy zobaczyli go w takim stanie - lekko
pokiereszowanego, ale w gruncie rzeczy całego, mieli ochotę usiąść i zapalić. Tfu, żadnego palenia,
żadnego ognia!
- Co to ma znaczyć! Niech panowie wyjdą! - Oburzył się lekarz. Błażej już miał się wycofać jak potulne
ciele, ale Artur zdążył zareagować.
- To jest ojciec chłopca. Niech pan poczeka, skoczymy po ochraniacze i wtedy pójdzie z nim - Wskazał
palcem na małe wrzeszczydło - łatwiej - Wcale nie był tego taki pewien, ale miał nadzieję, że dzieciak
uspokoi się, kiedy będzie siedział na kolanach kogoś, kogo zna. Tak jak powiedział, cofnęli się do
maszyny, wydającej ochraniacze na buty i wrócili do sali. Błażej nie wiedział jak się zachować, niepewnie
podszedł do pielęgniarki i wyciągnął ręce po chłopca. Spodziewał się jeszcze większego wrzasku i sceny,
że on chce Artura, ale dzieciak potulnie wyciągnął swoje łapki i objął go dookoła szyi. Mężczyzna
zszokowany usiadł na kozetce i przyciskając do siebie małą głowę, przytrzymywał go, kiedy lekarz go szył.
Cały czas głaskał go po plecach, uspokajając, ciche już, łkanie. Lekarz był mu najwyraźniej tak wdzięczny,
że Cyprian przestał krzyczeć, że nie wspomniał już o ich wcześniejszym zachowaniu. Kiedy skończył,
dzieciak zasnął w ramionach fryzjera.
- Wie pan, jak sobie rozciął głowę? - Przechylił Cypriana tak, żeby wygodniej mu się leżało. Usłyszeli
pukanie do drzwi i do środka zajrzał Artur.
- Mogę?
- Przepraszam, a pan Artur! Nie poznałem cię zupełnie, jak tu poprzednio wszedłeś - Lekarz roześmiał
się, wyciągając rękę na powitanie.
- Cześć - Mężczyzna uśmiechnął się tylko, uważnie lustrując śpiącego chłopca - Co mu jest? - Podszedł
do nich i pogłaskał młodego po policzku, niepostrzeżenie przesuwając też dłonią po ręce Błażeja.
- Nic w sumie, widzisz, strażacy mówili, że wyrżnął głową w drzwi, jak ewakuowali przedszkole.
- Poza tym ok.?
- No wiesz, wszyscy nawdychali się trochę, ale nic mu nie będzie. Dostaliśmy przykaz, żeby ich
wszystkich na dzisiaj zostawić.
- Nie - Odezwał się w końcu Błażej, poprawiając sobie bezwładnego chłopca w ramionach - Wezmę go
do domu - Spojrzał na partnera - Nie mogę go tu zostawić, Mela mnie zamorduje, a muszę jechać do
salonów. Muszę. - Powtórzył z naciskiem.
- Lepiej będzie, jeśli zostanie tutaj, serio - Młodszy szukał poparcia w oczach kolegi lekarza, który
gorliwie pokiwał głową - Jedź do salonu, ja z nim zostanę.
- Nie, nie możesz spędzić dnia w szpitalu.
- Wiesz, jakoś się przyzwyczaiłem już - Artur uśmiechnął się ciepło, patrząc na niego tak, jakby chciał
przytulić i powiedzieć, żeby się nie przejmował. Błażej po chwili namysłu westchnął i pokiwał głową.
- Dobra. Niech zostanie. Ale ja zaraz muszę jechać i będę mógł go zabrać dopiero wieczorem.
- Zajmiemy się nim odpowiednio. Niech się pan nie martwi - Lekarz poklepał go po ramieniu,
wyprowadzając z sali.
Faktycznie wrócił do domu późno. W salonie miała być kontrola skarbowa i naprawdę musiał wszystko
sam sprawdzić. Dochodziła dziesiąta, kiedy zmęczony otworzył drzwi do mieszkania. W salonie paliło się
przytłumione światło, co znaczyło, że Cyprian już spał, ale Artur wciąż czekał. Rozebrał się w przedpokoju,
zostawiając torbę i klucze na komodzie i wszedł głębiej. Na kanapie siedział Artur, z okularami na nosie,
ze światłem lampki skierowanym na książkę, którą czytał. Kiedy usłyszał kroki, podniósł wzrok i
uśmiechnął się, zamykając tom. Młodszy wstał i podszedł do przyjaciela, żeby się przywitać. Zanim się
pocałowali, Błażej przytrzymał jego twarz kilka centymetrów od swojej i popatrzył mu w oczy. Dopiero,
kiedy nie zobaczył w nich ani cienia zawahania, pozwolił ich ustom się zetknąć. Po chwili przytulił
młodszego do siebie, opierając się plecami o ścianę. Przytulili się do siebie z całej siły.
- Gdzie mały? - Kiedy rozluźnili uścisk, Błażej rozejrzał się po pokoju, gdzie nie było chłopca.
- U nas - Artur kiwnął głową w kierunku sypialni, gdzie przez uchylone drzwi było widać cień małych
nóżek, wystających spod kołdry.
- Dziękuję ci - Objął go jeszcze na chwilkę za szyję i cmoknął w policzek.
- Za co?
- Za dzisiaj. Za to, że pojechałeś ze mną do mamy i przeżyłeś, za to, że chociaż ty z nas dwóch
zachowałeś zimną krew. W ogóle. Dziękuję, że ze mną wytrzymujesz.
- Staram się - Artur mrugnął do niego z wyszczerzonymi zębami. Zdążył umknąć przed ręką Błażeja,
zmierzającą wprost, żeby wymierzyć mu klapsa, ale przez to wpadł na framugę drzwi - Ała! Kto to tu
postawił! - Rozcierając obolałe czoło, kopnął przeszkodę z całej siły - Ała. - Rozczulił się tym razem nad
nogą.
- Oj, chodź ty moja kaleko - Roześmiał się Błażej, obejmując go w pasie i podrzucając do góry.
Zaskoczony chłopak, w ostatniej chwili chwycił go nogami w pasie, przylegając do niego.
- Wariat.
- Nawzajem - Poprawiając go w ramionach, skierował się do sypialni. Stanął przy łóżku, powstrzymując
się od rzucenia kochankiem i zerwaniu z niego ubrania. Na samym środku materaca leżał Cyprian, w
rozkopanej pościeli i z obandażowaną głową. Błażej westchnął trochę zrezygnowany, delikatnie układając
Artura po prawej stronie dziecka, a sam przeszedł na drugą stronę. Szybko rozebrał się do bielizny i
położył się. Obaj zakleszczyli chłopca miedzy swoimi ciałami. Nagle Artur zerwał się, głośno wciągając
powietrze.
- Co? - Błażej też się podniósł
- Mela! Czy Mela wie?! - Starszy odetchnął głęboko, uspakajając się. Już myślał, że coś się stało.
- Tak - Pchnął kochanka na łóżko i sam też wrócił do poprzedniej pozycji - Zadzwoniłem do niej zaraz
po wyjściu ze szpitala. Trochę spanikowała, ale uspokoiłem ją. Młody ma głowę szytą już trzeci raz, więc
to nic nowego.
- Ona ma z nim naprawdę krzyż i mękę - Zachichotał Artur, głaszcząc chłopca po włosach. Ciężki dzień
wszystkim dał się we znaki, bo co chwilę słychać było ziewanie, a obu im kleiły się oczy. Złapali się za ręce
i w ciszy starali się zasnąć.
- Artur - Odezwał się starszy, kiedy obaj właściwie już spali. Lekarz tylko mruknął, dając znak, że
słucha - Mieliśmy porozmawiać - Artur dłuższą chwilę nic nie zrobił, jakby musiał przemyśleć odpowiedź,
poczym podniósł się, opierając na ramieniu i przechylając się przez Cypriana, lekko pocałował Błażeja.
- Śpij.
2 PIĄTEK
Błażej powoli wybudzał się ze snu. Najpierw poczuł ciepłe słońce, którego promień padał prosto na jego
twarz, ale kilka (kilkanaście?) minut później światło zniknęło. Zniknęła również spora dawka ciepła obok
niego i ręka, która silnie trzymała go w uścisku całą noc. Zaczęły docierać do niego wyraźniejsze sygnały z
zewnątrz, jak szum wody czy zapach z kuchni, ale ciągle leżał z zamkniętymi oczami. Dopiero, kiedy
poczuł na swoim policzku dotyk miękkiej dłoni, rozchylił powieki. Na ziemi, przy jego stronie łóżka,
siedział Artur z dwoma kubkami, sądząc po aromacie - kawy. Starszy, ciągle zaspany, przytrzymał jego
dłoń przy sobie, całując ją ledwo wyczuwalnie.
- Możesz mnie tak budzić, co rano - Powiedział, przez zachrypłe gardło i spróbował unieść się na
poduszkach. O leżącym obok Cyprianie przypomniał sobie, jak prawie przygniótł go ramieniem. Artur
pokiwał głową z dezaprobatą i milcząc, tak, żeby nie obudzić dziecka, dał przyjacielowi znać, żeby
przenieśli się do innego pokoju. Błażej zwlókł się z łóżka, okrywając się szczelnie bluzą, leżącą na fotelu i
poczłapał za Arturem. Weszli do sypialni dla gości, w której teoretycznie rezydował Cyprian i odstawiając
kawę na stolik, rzucili się na materac. Przez chwilę wygłupiali się, przepychając i łaskocząc, ale obaj byli
zbyt rozespani i generalnie zmęczeni, żeby się angażować. Młodszy podciągnął się więc na środek łóżka i
zwinął się w kłębek, zaraz obok ułożył się Błażej, przylegając ściśle do jego pleców.
- Porozmawiasz ze mną? - Wyszeptał mu wprost do ucha, po tym jak już przestali pomrukiwać z
zadowolenia. Artur westchnął, odchylając głowę do tyłu, wychylając usta po pocałunek.
- Już nie wiem czy jest sens o tym mówić - Obrócił się i leżeli teraz twarzą w twarz, stykając się
czołami - Zostawmy to tak, jak jest.
- Kilka dni temu umawialiśmy się, że będziemy ze sobą rozmawiać - Przypomniał mu Błażej - A wczoraj
byłeś naprawdę wytrącony z równowagi tym, o czym rozmawiałeś z moją matką, więc sądzę, że
powinienem wiedzieć, co cię tak zdenerwowało - Odgarnął mu włosy z czoła, pocierając opuszkami palców
jego skroń - Nie musimy tego analizować, ale po prostu mi powiedz. Chcę wiedzieć - Artur roześmiał się
cichutko i próbował podnieść, ale starszy przytrzymał go ręką w miejscu.
- Właśnie o to chodzi - Spojrzał mu w oczy, szukając zrozumienia - O to "chcę wiedzieć". Tydzień temu
w życiu byś nie powiedział, że chcesz wiedzieć, co myślę albo czuję.
- Wcale nie! - Oburzył się Błażej, marszcząc w złości brwi, między które młodszy od razu złożył
uspakajający pocałunek. Jednak zamiast wykłócać się, po prostu spojrzał na niego wymownie. Błażej
prychnął tylko zdegustowany i wywrócił oczami - No dobra, może tak, ale to było tydzień temu. Teraz jest
inaczej - Wyciągnął ręce, żeby go objąć, ale Artur, dla komfortu rozmowy, wolał żeby został między nimi
jakiś dystans. Wiedział, że kiedy tylko on zacznie go dotykać, to z przyzwoitym konstruowaniem myśli
mógłby się pożegnać.
- A ile trwa to "teraz", co? - Młodszy nie mógł się powstrzymać i jednak pozwolił na to, żeby spletli
ręce. Błażej pokręcił głową w niezrozumieniu - Ile czasu wiesz, że mnie - Wziął wdech, bo to jakoś nadal
ciężko przechodziło mu przez gardło i głupio brzmiało powiedziane na głos - Kochasz? - Starszy wzruszył
ramionami i zrobił zdziwioną minę, jakby nigdy się nad tym nie zastanawiał.
- Jakoś tak... Nie wiem konkretnie. Po prostu pewnego dnia okazało się, że patrzenie na ciebie robi
motyle w brzuchu, seks z tobą daje orgazmy jak nigdy, a kłótnie bolą. A kiedy wrzuciłeś mnie pod
prysznic, po tym, co ci powiedziałem. - Zawstydził się i opuścił wzrok - Powinienem cię jeszcze raz
przeprosić. Teraz, kiedy wiesz, co czuję to. Bałem się - Zagarnął go jednym pociągnięciem do siebie.
Leżeli teraz tak blisko siebie, że mówiąc, muskali swoje wargi - Nie jakoś bardzo, ale byłem zaniepokojony
i to miała być...
- Ostatnia próba? - Dokończył za niego Artur, uśmiechając się pod nosem.
- No. Ale w momencie, kiedy trzasnąłeś drzwiami, chciałem cię jakoś zatrzymać, żeby ci powiedzieć, że
cię kocham.
- Wiesz, chyba jednak lepiej, że tego wtedy nie usłyszałem - Zachichotał Artur, wyobrażając sobie
swoją reakcję - Ale, wracając do tego o co pytałem. Utwierdziłeś się w tym, że mnie kochasz jakieś sześć
dni temu. Zaokrąglijmy to nawet do tygodnia. Ja. - Zamilkł na chwilę - Ja jestem w tobie zakochany od
roku.
- Artur - Błażej szepnął żałośnie, trochę przepraszająco, usilnie próbując przytulić ciągle odsuwającego
się mężczyznę.
- Nie, nie - Młodszy usiadł po turecku, chwytając dłoń kochanka - To nic. Chodzi tylko o to, że mi chyba
przeszedł już etap umierania przy każdym twoim słowie. To, co przeżywałem na początku, to była
największa eskalacja kobiecego pierwiastka w moim organizmie. Spytaj się Bartka, co ja robiłem.
- Serio? - Z nieukrywaną satysfakcją wyszczerzył zęby Błażej.
- No... I - Wziął jego drugą rękę - W związku z tym, etap dziubdziania mam już za sobą. Oczywiście
jest cudowny! - Uprzedził focha - Ale ja w tej chwili oprócz przytulanek i macania się w kinie potrzebuję
pewności.
- Względem?
- Względem ciebie. Pewności tego, że za miesiąc, kiedy i tobie przejdzie dziubdzianie, nie rozmyślisz się
- Nie wiedział czy czekał na jakąś odpowiedź, czy nie, ale cisza, jaka nagle zapadła, wpędzała go we
frustrację. Błażej patrzył na niego spokojnymi oczami, prawie nie mrugając. Z jego twarzy nie można było
odczytać żadnych emocji. Dopiero po chwili zebrał myśli i uśmiechnął się nieznacznie.
- Nie mogę ci obiecać, że zawsze będziemy razem, że się zestarzejemy przy kominku. Nie mogę ci
obiecać, że nigdy nie spodoba mi się żaden facet, ani tego, że kiedyś w kłótni nie powiem ci czegoś
niemiłego - No fajnie, jeśli już, to Artur spodziewał się usłyszeć raczej innej deklaracji - Ale to nie znaczy,
że nie chcę być z tobą zawsze i że kiedykolwiek zrobię coś więcej niż zatańczę z innym. Możesz mieć
pewność, że kiedy zdarzy nam się kłótnia, to ten dom będzie nadal twój, a ja nadal będę cię kochał. Mogę
ci obiecać, że zawsze będę szczery i nie zrobię nic, czego mógłbyś mi nie wybaczyć - Prowadził swój
monolog, coraz bardziej unosząc się i zbliżając do Artura. W końcu zbliżył się tak, że podciął,
podpierającego się ramieniem o poduszki, młodszego - Bo cię kocham. I będę to powtarzał tak długo, aż
w to naprawdę uwierzysz - Pocałował go, sadowiąc się między jego nogami. Jego dłonie skierował na
wezgłowie, zaciskając jego palce na metalowych rurkach. Artur roześmiał się, odchylając głowę, kiedy
kochanek obsypywał pocałunkami jego szyję, uszy i obojczyki. Objął go nogami w pasie, przyciskając do
siebie. To, co usłyszał, w zupełności mu wystarczało. Tak naprawdę to nie spodziewał się takiej deklaracji.
Myślał, że Błażej potraktuje go jakimś zlewczym "przecież cię kocham mysiu-pysiu", był więc mile
rozczarowany. Starszy nagle podniósł głowę, ku niezadowoleniu Artura przerywając pieszczotę. Jego
wyostrzone podnieceniem zmysły usłyszały coś niepokojącego. Odgłos zbliżał się, aż w końcu zobaczyli jak
klamka się opuszcza. W ostatniej chwili przeturlał się na plecy, schodząc z przyjaciela i niedbale okrył ich
kołdrą. Cyprian, który zdążył już pokonać drogę do łóżka, patrzył na nich mętnym spojrzeniem i wyciągnął
rączki, żądając wciągnięcia na materac. Artur, spoglądając na spiętą twarz Błażeja, podniósł chłopca i
położył go obok siebie. Mały skopując kołdrę z mężczyzn, wciągnął ją na siebie i obracając się na bok,
najprawdopodobniej zasnął. Błażej, przechylając się przez kochanka, zajrzał do chłopca.
- Po co on tu przylazł? - Szturchnął go palcem, jakby sprawdzał czy żyje.
- Bo obudził się sam i nas szukał.
- Pytam się, po co.
- Po g... - Zaczął Artur, ale powstrzymał się od dokończenia i rzucił się na Błażeja, siadając na nim
okrakiem - Musimy się nim dzisiaj zająć - Wymruczał mu do ucha, muskając je ustami.
- Nie chcę - Jęknął - Chcę być tylko z tobą - Obrócił ich tak, że teraz on był na górze.
- Ok. Zostawmy go na zgliszczach i chodźmy na spacer - Wzruszył ramionami i pocałował go w
policzek, kładąc się obok. Błażej z durną miną wpatrywał się w niego, mrugając tylko oczami.
- Nie mówisz poważnie, prawda?
- Oczywiście, że tak baranie! - Zdzielił go poduszką - Wstawaj, zrobię ci śniadanie.
Minęła trzecia, kiedy z salonu wyszła klientka, po której miała być przerwa. Monika poleciała szybko na
obiad, Rafał do centrum handlowego na wyprzedaż. Błażejowi nie chciało się tyłka ruszyć z fotela, bo
kręgosłup czuł tak, jakby mu ktoś przywalił ciężkim narzędziem. Rano ustalili z Arturem, że Cyprianem do
południa zajmie się młodszy, bo ma czas, potem zawiezie go do swojej mamy, a jak Błażej wróci z pracy,
to go odbierze. Wolał więc odpoczywać kiedy miał chwilę, bo potem nie będzie miał już okazji.
Kontemplację niespodziewanie przerwał mu telefon. Odebrał go z nieukrywaną niechęcią, ale ponieważ był
to numer służbowy, a nie prywatny - musiał odpowiedzieć. Co jeśli byłaby to Madonna, która przylatuje do
Polski i chce, żeby ją uczesał? Niestety, albo i może na szczęście, okazało się, że dzwoni klientka, która
chce odmówić spotkanie. Nie znosił, jak te baby odwołują wizytę, na pół godziny przed przyjściem.
Chociaż z drugiej strony, teraz musiał tylko poczekać, aż młodzież wróci, dać im klucze i mógł iść do
domu. Właśnie odkładał słuchawkę, kiedy usłyszał dźwięk otwierających się drzwi. Podniósł się z fotela,
okręcając dookoła. W progu zobaczył Artura.
- Mam pół godziny - Poinformował go mężczyzna, zanim starszy zdołał otworzyć usta - Rano nie
mogliśmy, ale teraz ci nie odpuszczę - Podszedł do niego w dwóch krokach, rzucając na ziemię swoją
torbę i przyciskając Błażeja do najbliższej ściany.
- Czekaj - Fryzjer próbował coś powiedzieć, gdy przerywali pocałunki, by zaczerpnąć oddech - Drzwi.
Ktoś może wejść.
- To co - Artur zamiast cofnąć się i przekręcić zamek, po prostu pchnął kochanka na zaplecze, gdzie
szybko wylądowali na sofie. Mężczyzna podciągnął Błażejowi pod brodę koszulkę, zaczął gładzić i całować
jego wyrobiony brzuch, jednocześnie gładząc mięśnie drżącymi z niecierpliwości dłońmi. Sunął ustami w
dół, zostawiając wilgotny ślad. Kiedy dotarł do guzika spodni, zerknął na kochanka, który patrzył na niego
z góry błyszczącymi oczami. Młodszy niemal niezauważalnie rozpiął napę i zsunął się z sofy. Szarpnął
Błażejem, ściągając go na krawędź, tak, że opierał stopy na ziemi, a Artur usadowił się między jego
udami. Wolno przesunął dłońmi po jego nogach i uwypuklającym się kroczu. Ciągle patrząc Błażejowi w
oczy pochylił się i rozpiął mu rozporek zębami. Starszy jęknął, zasłaniając sobie oczy ramieniem.
- Cześć! - Drzwi od pomieszczenia odskoczyły i Błażej na progu zobaczył Tomka, któremu głos uwiązł w
gardle. To była ostatnia rzecz, jaką spodziewał się zobaczyć. Artur natychmiast podskoczył, stając obok
kanapy, a Błażej nerwowo zaczął zapinać rozporek - Sorry, nie chciałem przeszkadzać - Przeprosił,
wycofując się.
- Nie, yy... Ja wychodzę - Artur spojrzał na przyjaciela, który tylko pokiwał głową.
- Nie, nie, ja tylko tak wpadłem, nie przeszkadzajcie sobie - Uśmiechnął się smutno, wychodząc za
drzwi, ale Błażej już podniósł się z kanapy. Podszedł na sekundę do Artura, odciskając na jego ustach
soczystego całusa i wyszedł za Tomkiem.
- Hej - Zatrzymał go, kiedy ten już wychodził - Czekaj - Tomek zrobił jeszcze dwa kroki, ale w końcu
stanął - Tomek, poczekaj - Podszedł do niego i dotknął dłonią jego ramienia, ale chłopak gwałtownie je
cofnął.
- Wracaj do niego - Wyszeptał przez ściśnięte gardło.
- Tomek.
- Nie, ok. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie, ale... - Obrócił się, żeby na niego spojrzeć - ale miałem
nadzieję, że może jednak będziesz wolał mnie, a nie jego.
- To nie jest kwestia "wolę", "nie wolę".
- Wiem - Rzucił okiem na Artura, opartego o framugę drzwi do zaplecza. Patrzył na nich przejęty, jakby
to była jego wina, że Tomka. - W sumie to ci się nie dziwię - Uśmiechnął się lekko do konkurenta.
- Hej, chłopaki - Zanim któryś z nich zdążył powiedzieć coś więcej, do salonu weszła Monika, z siatką
pełną pudełeczek - Wzięłam na wynos. Macie ochotę? - Przemknęła przez pomieszczenie i mijając Artura
weszła na zaplecze.
- Dzięki - Tomek stanął na palcach i leciutko pocałował Błażeja w usta. Starszy nie zdążył w ogóle
zareagować, bo chłopak zniknął tak szybko, jak się pojawił.
- No to co, jecie czy nie? - Monika wychyliła się, wsuwając właśnie pierogi - Co tu taki kwas?
- Nie, nic takiego - Podszedł do Artura i objął go za szyję - Z czym masz te pierogi?
Pierogi były różne, bo Monika miała duże pochłanianie. Najedli się szybko i Błażej, rzucając klucze na
biurko, zniknął z pracy. Dzień był tak wkurzająco ładny, że aż się człowiekowi skręcało, że musi siedzieć
gdzieś w pomieszczeniu. Fryzjer postanowił, że jak tylko Melania wróci, to oni wyjeżdżają, nie ma opcji. W
drodze do samochodu, Artur zadzwonił do szpitala i wykręcił się z dzisiejszego przyjazdu. Był napalony i
zirytowany, co nie stanowiło dobrego połączenia. Zanim wsiedli do auta, Błażej musiał zdemontować
fotelik i załadować go do bagażnika. W ostatniej chwili uratował Artura przed umazaniem spodni w
czekoladzie (jak tylko mały się wyprowadzi, będzie musiał oddać samochód do dezynfekcji) i sam usiadł
na gumie do żucia. Tylko seks mógł ich dzisiaj uratować. W drodze do domu nie rozmawiali za dużo, ale
ciągle rzucali sobie elektryzujące spojrzenia. W pewnej chwili starszy nie wytrzymał i zanim Artur zdążył
się zorientować, gładził jego krocze.
- Co robisz?! - Udał oburzenie, ale jednocześnie przykrył jego dłoń swoją i zaczął pocierać mocniej.
- Ja? To nie ja, to moja ręka - Zabrał ją, ku niezadowoleniu Artura i wyciągnął przed oczy - Niedobra
ręka! - Puścił kierownicę i pacnął się w dłoń - Niedobra, zboczona, ręka.
- Nie każ jej za bardzo, bo się zniechęci - Pomimo, że dłoń Błażeja była już daleko, Artur kontynuował
jego dzieło. Ekwilibrystycznie położył jedną nogę na deskę i swoją ręką zaczął pocierać i gładzić uda i
budzącego się do życia penisa - Jedź szybciej - Błażej tylko jęknął zrozpaczony, chcąc rzucić w cholerę tę
kierownicę i zerżnąć Artura. Przydepnął tyle ile się dało i niebezpiecznie przejeżdżając już z reguły na
czerwonym, mijał kolejne skrzyżowania. Z piskiem opon skręcił, wjeżdżając na parking podziemny.
Wychodzili z auta, jakby się paliło. Nerwowo odpinali pasy i zabierali swoje rzeczy. Artur po raz kolejny
postanowił przezwyciężyć swój lęk przed windami, chcąc jak najszybciej dostać się do mieszkania.
Wciągnął do metalowej klatki kochanka i jak można się domyślić, od razu przyparł go do ściany. Artur był
chudziutki, ale kiedy adrenalina razem z krwią uderzała mu... no właśnie tam... to wstępowało w niego
coś, co ma co najmniej dwa metry wzrostu, dwieście kilo wagi i trzy tony w szczękach. Błażej prawie sobie
płuca odbił, tak uderzył w ścianę, a kochanek odebrał mu dech, gwałtownym i dzikim pocałunkiem. Na
całe szczęście nikt więcej nie przywołał windy i w kilkanaście sekund dzwonek poinformował ich, że są na
miejscu. Wytoczyli się na klatkę, a Błażej wyplątawszy się z uścisku Artura, szukał kluczy w torbie.
Młodszy stanął za nim i kiedy fryzjer próbował trafić w zamek, gładził jego uda i szczypał zębami jego
kark.
- Czekaj - Odepchnął go, ale Artur nie dawał za wygraną, rozpinając już jego spodnie - Daj nam wejść
do środka - Roześmiał się, czując jak ciarki przechodzą mu po plecach i pchnął drzwi, które odskoczyły.
Wpakowali się do środka, śmiejąc się, obłapiając i ciężko oddychając. Szli przez długi korytarz
pozbawiając się co chwila ciuchów, walcząc o to, kto kogo przyciśnie do ściany. W końcu dotarli do filara
przy wejściu do salonu i tu ich maraton dobiegł końca, bo tak zapamiętali się w całowaniu, że powoli
osunęli się na ziemię. Artur opierał się plecami o słup, a klęczący między jego nogami Błażej właśnie
próbował ściągnąć mu slipy. Chłopak jęknął, kiedy gorąca dłoń dotknęła jego członka, ale do jego
świadomości dotarło też co innego. Nie! Tylko nie to! Niech to nie będzie.
- Komu w tym domu trzeba obciągnąć, żeby dostać kawy?! - Usłyszeli biegnący od drzwi, radosny
krzyk. Jednocześnie odwrócili głowy i zobaczyli stojącą na progu Melę. Dziewczynie oczy urosły
dwukrotnie, a szczęka walnęła w podłogę. Kiedy tylko przeszedł jej pierwszy szok, zasłoniła oczy i
odwróciła się - Boże! Nie wiedziałam, że bierzecie to tak dosłownie! - Zerknęła przez ramię, czy jej
przyjaciele są już trochę bardziej odziani. Byli. Chociaż ich miny wskazywały na to, że woleliby raczej nie
być.
- Co ty tu robisz do jasnej cholery! - Błażej zakładał na siebie koszulkę, pozostając jednak w samych
bokserkach. Nie byłby w stanie zapiąć na sobie spodni i nie popłakać się z rozpaczy.
- Tak, też się cieszę, że cię widzę - Przedrzeźniała go kobieta, mijając go i wchodząc do kuchni.
Mężczyźni podążyli za nią, łypiąc na siebie żałośnie. Chyba nie dane było im się dzisiaj bzyknąć. Błażej jak
zwykle usiadł na blacie, opierając się o plecy Artura i przyglądał się przyjaciółce. Wyglądała kwitnąco, te
dziesi... dziewięć wolnych dni, było jej najwyraźniej potrzebne bardziej niż mu się zdawało. Mela była
opalona, uśmiechnięta, miała ubranie niepoplamione czekoladą (w przeciwieństwie do niego) i... Patrzyła
na nich podejrzliwie.
- No, to gdzie moje dziecko, kochasie?
- Błażej! - Artur podskoczył i spojrzał na niego przerażony - Wiedziałem, że czegoś zapomnieliśmy z tej
wycieczki z lasu! - Mężczyzna przez sekundę trawił, o co mu chodzi, poczym razem z Melą roześmiał się
serdecznie. Chwycił twarz kochanka i pocałował go w czoło.
- Bez intymnych kontaktów przy kobiecie! - Melania znowu zasłoniła sobie oczy - Gdzie moje dziecko!
- U mojej mamy. Mamy go odebrać za godzinę - Uspokoił ją Artur - A tak właściwie, to czemu wróciłaś?
- A, bo już nie mogłam bez niego... Poza tym od dwóch dni popsuła się pogoda i szczerze mówiąc... -
Zmierzyła ich badawczym spojrzeniem - Byłam ciekawa czy naprawdę jesteście razem, czy to tylko
parszywe plotki - Zapaliła sobie papierosa, nie częstując chłopaków - Ale jak widzę, miłość kwitnie -
Błażej, opierający głowę na ramieniu Artura, pokazał jej tylko język, przytulając się do pleców kochanka
mocniej - Nawet jak do mnie zadzwonił ten... yy... Marek? Marcin?
- Biennicki?
- No no! - Pokiwała gorliwie głową - Zadzwonił i pytał czy mu przypadkiem nie nakłamałeś -
Wycelowała palec w odurzonego zapachem, dotykiem i brakiem seksu, Artura - Niestety, powiedziałam
mu, że nie ma mnie na miejscu, więc nie potwierdzam, nie zaprzeczam.
- No jak widzisz, to prawda.
- No. Włos się na głowie jeży - Pociągnęła z gwinta coli, stojącej na stole, dogasiła papierosa i wstała -
Wiecie co, chłopaki? Zostawię u was torby, pojadę po dziecko do twojej mamy i wrócę za dwie godziny.
Ok.? - Odprowadzana spojrzeniem dwóch mężczyzn, podążyła na korytarz, okrążając słup.
- No w sumie ok. - Artur odkleił się od Błażeja i poszedł za nią. Wyciągnął z portfela wizytówkę matki i
wręczył dziewczynie - Tu masz napisany adres. Zadzwonię do niej, że jedziesz.
- Dobra, pa - Cmoknęła go w policzek - Pa, Błażej! - Krzyknęła w głąb mieszkania i już jej nie było.
Artur, zmęczony całym dniem, westchnął, zamykając za nią drzwi na klucz i oparł się o nie plecami.
- Artur - Usłyszał głos Błażeja zza ściany.
- Hm? - Mruknął tylko, zniechęcony. Usłyszał skrzypnięcie parkietu i podniósł oczy. Dwa metry przed
nim, stał absolutnie nagi Błażej, trzymając w ręku bitą śmietanę w sprayu.
- Teraz już nam nikt nie przeszkodzi - Błysnął zębami w drapieżnym uśmiechu, dopadając kochanka.
1 SOBOTA
Melania wychodziła od nich dopiero po północy. Po południu wróciła dopiero po trzech, a nie jak mówiła
dwóch godzinach (i bardzo dobrze, bo ich romantyczne tete-a'tete przeciągnęło się niespodziewanie). W
trójkę, nie licząc przeszkadzającego Cypriana, przygotowali kolację, a potem cały wieczór jedli i
rozmawiali o tych dziewięciu dniach. Dla całej trójki to był niesamowity czas, który zmienił, jeśli nie
wszystko, to przynajmniej zasadniczo dużo. Mela ciągle nie mogła się nadziwić temu, że jej przyjaciele są
razem, że uśmiechają się do siebie zamiast kłócić, że siedząc przy stole trzymają się za ręce, że na
kanapie obejmują się ramionami. Wystarczyło zostawić ich na kilka dni, a oni kompletnie powariowali.
Teraz, kiedy siedzieli w kuchni i zmywali naczynia sami sobie wydawali się dziwni. Oczywiście żaden nie
powiedział tego na głos, ale obserwując siebie nawzajem próbowali dojść do tego co sprawiło, że się
zmienili. Artur siedział na krześle, z nogami opartymi o szafkę naprzeciwko, obejmując ramionami kolana.
Od otwartego balkonu ciągnęło wilgotnym powietrzem, zaraz nad miastem miała przejść nawałnica.
Wszędzie się błyskało i zerwał się wiatr. Młodszy mężczyzna z niepokojem wyglądał z kuchni w stronę
salonu, gdzie wicher łopotał zasłonami.
- Nie lubię burzy - Podsumował swoje przemyślenia, zwijając się jeszcze bardziej.
- Czemu? - Błażej kończył właśnie zmywanie kieliszków i rzucił w kierunku kochanka szmatkę, żeby je
powycierał - Burza jest fajna i potem ładnie pachnie - Zamienił się miejscami z Arturem, przy okazji
klepiąc go w tyłek.
- Atam ładnie. Ozonem ci pachnie i tyle - Wzruszył ramionami, ciągle łypiąc na błyskające za oknem
pioruny. Błażej pokręcił głową z dezaprobatą, dopijając swojego pozostawionego na stoliku drinka.
- Ozonem - Prychnął - Latem pachnie. Słońcem i mokrą ziemią - Wycelowywał w niego lekko
chwiejnym palcem. Wypitego wieczorem alkoholu może nie było aż tak dużo, ale dawał o sobie znać.
- Nie wiedziałem, że taki z ciebie poeta - Młodszy zwinął ręcznik w kulkę i wycelował w twarz
przyjaciela. Zanim ten zdołał wyplątać się z materiału, Artur usiadł mu okrakiem na kolanach. Błażej
ściągnął z głowy szmatkę i zarzucił ją towarzyszowi na szyję, chwytając za jej końce. Przyciągnął go do
pocałunku, długiego i spokojnego. Tak leniwego jak płynący właśnie czas. Nie musieli się nigdzie spieszyć,
nie musieli kłaść się wcześnie spać. Następny dzień był tylko i wyłącznie dla nich i zamierzali zacząć go
wykorzystywać już teraz. Opierali się o siebie czołami, co jakiś czas liżąc koniuszkiem języka wargi
kochanka, ocierając się o siebie nosami, wplatając dłonie we włosy drugiego. Błażej zsunął ręce z jego
barków i przesunął je pod jego pośladki. Chwytając mocno, uniósł go i sam się podniósł. Artur pisnął
zaskoczony w jego usta i natychmiast oplótł go udami w talii. Spodziewał się, że mężczyzna poprowadzi
ich do sypialni, ale ten chwycił tylko koc z kanapy w salonie i wyszedł na taras. Całe szczęście był
zadaszony w trzech czwartych powierzchni, więc przynajmniej było tam sucho, ale wiało, grzmiało i
błyskało.
- Do środka! - Zawołał Artur - Postaw mnie - Zaczął się szarpać, kiedy Błażej nie reagował.
- Przestań się rzucać, bo spadniesz - Upomniał go klapsem.
- To mnie wnieś do środka! - Po kolejnym grzmocie, jego głos zaczął być ciut histeryczny. Błażej
postawił go przed sobą i nie pozwolił nawiać - Czekaj - Zastąpił mu drogę do salonu - No spójrz na mnie -
Uśmiechnął się zachęcająco, kładąc mu ręce na piersi - Nie bój się - Powoli, stanowczo obrócił go plecami
do salonu. Skrzyżował ramiona, obejmując go w pasie, czuł jak serce bije mu szybciej niż zwykle.
Rzucony na ziemię koc, leżał pod ich nogami, kiedy Błażej osunął się na kafelki, ciągnąc za sobą
kochanka. Sięgnął po pled, rozłożył go i czekał, aż uspokojony chłopak się na nim położy. Ułożył się na
boku, obok niego. Z głową podpartą na zgiętej ręce, drugą wodził po jego brzuchu i zaczął rozpinać mu
koszulę. Artur westchnął kiedy w momencie kolejnego grzmotnięcia, Błażej wsunął rękę w jego lniane
spodnie i dotknął członka. Kilka kolejnych rozbłysków pojawiło się na niebie, a on powoli suwał po nim
dłonią, powodując kolejne westchnięcia młodszego mężczyzny. Wiatr wzmagał się i burza była coraz
bliżej, tak jak i orgazm Artura. Starszy uniósł się i usiadł okrakiem na jego nogach, nie przerywając
pieszczoty. Nagle wystrzeliła ku niemu ręka kochanka, chwytając go za koszulkę i przyciągając do siebie.
- Mocniej - Wyszeptał z trudem, prosto do ucha. Przez jego twarz przechodziły spazmatyczne skurcze,
odmalowując na niej przyjemność. Błażej spełnił jego życzenie i obciągał mu mocniej i szybciej.
Wystarczyło kilka kolejnych ruchów, a Artur doszedł z głośnym jękiem, który zagłuszył uderzający o
kafelki deszcz. W jednej sekundzie mężczyzna poczuł jak schodzi z niego całe napięcie, a ciężar na udach
przypominał o mijającej właśnie przyjemności. Błażej uniósł rękę do ust i oblizał palce. Artur roześmiał się
słabo, patrząc na poczynania kochanka. Starszy w końcu zszedł niego i położył się obok na kocu.
- Zamknij oczy - Poprosił Artura.
- Po co?
- Nic ci przecież nie zrobię. Zamknij - Przekonywał przyjaciela. Młodszy, niechętnie, ale wykonał
polecenie. Nagle poczuł jak okrywa go drugi koc i już nie czuje porywistego wiatru, a obok wślizguje się
Błażej - Nie otwieraj - Upomniał go, podkładając mu rękę pod głowę. Artur rozluźnił się i ułożył wygodnie,
chociaż nadal nie wiedział o co chodzi Błażejowi - Przestań myśleć i posłuchaj - Usłyszał wyszeptane do
ucha słowa. Pokiwał tylko głową i zamilkł. Powoli zaczynał słyszeć ich oddechy, wiatr który przestał wyć i
deszcz który już nie dudnił. To faktycznie było całkiem przyjemnie - Mam nadzieję, że już więcej nie
będziesz obawiał się burzy.
Obudzili się o świcie, leżąc skuleni daleko od siebie. Podczas snu każdy zagarnął dla siebie jeden koc i
odsunęli się. Zwinięci w dwa kłębki otworzyli oczy niemal jednocześnie, szukając kochanka obok siebie.
Obrócili się w swoje strony, uśmiechając leniwie. Żaden z nich nie miał siły się odezwać, więc Artur
wyplątał tylko rękę spod koca i pomachał drugiemu. Błażej puścił do niego oko i przeturlał się bliżej niego.
Przysunął twarz do jego ramienia i wdychał jego zapach: burzowo-nocny. Pachniał tym całym ozonem czy
czymś.
- Pachniesz burzą - Powiedział Artur, jakby czytając w jego myślach.
- Ty też.
- Wiesz czym jeszcze chciałbym żebyś pachniał?
- No czym?
- Kawą i papierosem.
- Prosie - Kopnął go w łydkę Błażej, a Artur nie pozostał mu dłużny. Zaczęli się szturchać, przepychać i
kotłować. W końcu starszy przyszpilił kochanka do podłogi. Artur od razu podciągnął nogi do góry,
obejmując nimi jego pas. Błażej roześmiał się, unosząc na ramionach - Nie myśl sobie, że od razu
będziemy się kochać. Jesteś niewyżyty jak nastolatek - Pochylił się i zaczął całować jego szyję, obojczyki i
ramiona. Artur coraz bardziej rozochocony gorliwie przyłączył się do zabawy.
- Nie jestem napalony i niewyżyty - Zaprotestował chłopak między pocałunkami - Po prostu lubię seks z
tobą - Mocniej zacisnął na nim nogi, podciągając go wyżej.
- Ja z tobą też, co nie zmienia faktu, że teraz potrzebuję kawy, żeby wstać, a co dopiero, żeby się
bzykać - Artur zachichotał.
- Lubię to słowo.
- Jakie? Bzykać? - Chłopak znowu się zaśmiał.
- No!
- Jesteś beznadziejny - Błażej pokręcił głową i wstał, wyplątując się z jego uścisku.
- Nie idź sobie! Poleż ze mną!
- Chciałeś kawy - Przypomniał mu przytomnie.
- Bo chcę! Wstawaj i idź do kuchni!- Zrzucił go z siebie, siadając gwałtownie. Błażej nie siląc się więcej
na komentarz, po prostu spełnił żądanie, znikając we wnętrzu mieszkania. Artur został na tarasie sam.
Podszedł do barierki i kontemplował ledwo co obudzone słońce. Musiała być jakaś czwarta, albo piąta
rano.
- Ty wiesz, że nie ma jeszcze piątej! - Poinformował go Błażej. Naprawdę miłość miłością, ale to
"czytanie w myślach" zaczynało być drażniące. Pokiwał w odpowiedzi głową, biorąc od niego kubek kawy.
- Słyszysz pociąg? - Zdziwił się Artur, nasłuchując odgłosów. Starszy spojrzał na niego zaskoczony,
siorbiąc swoje latte.
- Nigdy ich tu nie słyszałeś?
- Nie. A ty tak?
- Ciągle je słyszę. Szczególnie latem w nocy. Właściwie to mógłbym mieszkać przy estakadzie i by mi
to nie przeszkadzało. Uwielbiam ten dźwięk - Rozgadał się Błażej.
- Jesteś dziwny - Podsumował go Artur, siadając na huśtawce i zapalając papierosa. Przez chwilę
przypatrywał się kochankowi z dziwnym uśmiechem.
- Czego?
- Niczego - Pokazał mu język - Nie mogę sobie patrzeć?
- Nie!
- Bo co? Nie muszę pytać nikogo o zgodę na patrzenie na ciebie - Wyciągnął do niego rękę, obejmując
jego udo. Po chwili protestów ze strony starszego, udało mu się go przyciągnąć.
- Tak? A to niby z jakiej racji?
- Bo jesteś mój! - Pociągnął go na siebie Artur, tak, że przygniótł go ciężarem ciała.
- A masz na mnie jakiś papier? - Błażej pozbierał się, kładąc na huśtawce tak, aby położyć głowę na
jego kolanach.
- Nie, ale myślałem, że mój interes w twoim tyłku, daje mi prawo do twierdzenia, że jesteś mój -
Spojrzał mu wyzywająco w oczy, w ostatniej chwili uchylając się przed ciosem w głowę.
- Wiedziałem, że będziesz mi wypominał zdziro jedna. Dać człowiekowi palec, to będzie chciał rękę -
Westchnął teatralnie Błażej, próbując bez efektu połaskotać Artura. Po chwili sytuacja znowu się
uspokoiła. Młodszy przysypiał z papierosem w ustach, bawiąc się włosami Błażeja, a ten z kolei wpatrywał
się w niego bez skrępowania.
- Błażej - Ocknął się chłopak.
- Hn?
- To co będziemy dzisiaj robili? - Spojrzał na kochanka z góry, odgarniając mu rzęsę z policzka. Błażej
uśmiechnął się złośliwie i błysnął zębami.
- To samo co zwykle Pinky, zdobywali świat.
EPILOG
- Matyś, możesz na to zerknąć? - Paula z impetem otworzyła drzwi, przyprawiając Matyldę o stan
przedzawałowy.
- A mogłabyś ostrzegać zanim tak wchodzisz? - Popukała się w głowę i wyciągnęła rękę po papiery,
które przyniosła kobieta. Przeleciała wzrokiem po kartce z nieciekawym wyrazem twarzy - Paulaaa, wiesz,
że mnie to nie obchodzi. - Wyciągnęła rękę z listą gości. Paulina podeszła po nią i pacnęła Matyldą w
głowę - Ała! To bolało!
- Bo miało! - Położyła papiery na biurku - Spójrz na tę listę i nie marudź. Nad tobą zawsze trzeba stać,
żebyś coś zrobiła?
- Tak! - Pokazała drugiej język - Nie zajmuję się listą gości!
- Proszę bardzo, ale to nie ja się będę użerać z "ej-czemu-nie-ma" - Zabrała kartki i już miała
wychodzić. Mata westchnęła teatralnie i podjechała na fotelu w stronę odchodzącej Pauliny. Chwyciła ją
rękami w talii i pociągnęła za sobą.
- Beze mnie to ten klub by upadł. Wszystko muszę robić sama - Prychnęła i kierowana bezwarunkowym
odruchem, uchyliła się przed kolejnym ciosem. Paulina wstała z jej kolan i podeszła do odtwarzacza.
Założyła wielkie słuchawki na głowę i zaczęła tańczyć. Mata chwilę patrzyła na nią, z rodzącą się w głowie
myślą "Kiedy ona zacznie zachowywać się odpowiednio do swojego wieku", ale kiedy Paula wyciągnęła z
kieszeni pudełko POCKY i zaczęła wsuwać jednego, odechciało jej się komentarzy. Wzięła do ręki listę i
zaczęła odczytywać nazwiska, próbując przywołać w głowie obraz człowieka. Nie rozumiała czemu każą jej
to robić. Przecież ona miała sklerozę! W liceum nawet ludzi ze swojej klasy nie umiała zapamiętać. No ale
dobra, załóżmy, że jako właścicielka klubu, mogłaby zerknąć na listę sylwestrowych gości. Wyciągnęła z
paczki papierosa i odpaliła różową zapalniczką. Kątem oka zerknęła na Paulinę i wyciągnęła w jej kierunku
Vouge'i. Doskonale wiedziała, że nie pali, ale zawsze to robiła. Kobieta spojrzała na nią z politowaniem.
- Wystarczy, że jestem biernym palaczem. Kiedyś przez was umrę!
- Powtarzasz to od jedenastu lat i co?
- Mam nadzieję, że w końcu rzucisz.
- Mogę rzucić w każdej chwili. Po prostu za bardzo to lubię - Wyszczerzyła się do przyjaciółki i wróciła
do czytania, nie zwracając uwagi na jej prychnięcie. Tych ludzi był dziki tłum. Nie pamiętała połowy z
nich, ale nie chciała się narażać na kolejny wykład, więc nie przyznała się. Kiedy dojechała do ostatniej
strony podniosła zdziwiony wzrok na Paulę - Czemu nie ma tego..yy. Artura i Błażeja.
- Nie ma też pięćdziesięciu innych osób i tylko na to zwróciłaś uwagę?
- Ojtam. Oni są słodcy. Lubię ich. Czemu nie ma ich na liście?
- Wyłechali - Paulina włożyła do ust lizaka i przestała mówić wyraźnie. Mata wymownym milczeniem
pominęła, zaopatrzenie jej kieszeni w słodycze - Miłał kak twiełdzi.
- Ok. A czemu słuchamy Michała w kwestii homosków? - Kochała Michała całym sercem, ale w na tym
polu to on nie był zbyt wiarygodnym źródłem.
- Nie łiem skąd fie, ale podobno rozmafiał s kimś kto fie na sto procent.
- Czyli nie wiemy na pewno? Bożeee, z wami to. - Nie dokończyła, obawiając się kolejnego ciosu w
potylicę. Była pewna, że przez te wszystkie lata pacania, ilość jej szarych komórek zmniejszyła się
drastycznie - Zaraz się dowiemy wszystkiego - Odkopała spod bajzlu na biurku komórkę i w przepastnym
notatniku znalazła numer Marcina - Cioty wiedzą wszystko, wystarczy dobr. Czeeeeść - Miała nadzieję, że
mężczyzna nie słyszał pierwszej części - Tu Matylda ze Splendoru. No hej.. Wiesz, robimy listę gości na
Sylwestra i. no Marcinku, proszę cię - Przybrała swój najgłupszy ton ciotolubki - Oczywiście, że jesteście
zaproszeni! No nie ma za co, impreza bez was, to nie impreza - Wywróciła oczami w kierunku Pauli, która
patrzyła na nią, dusząc śmiech - I tak sobie myślałam, czy może masz jeszcze jakiś pomysł, kogo by
wpisać. W końcu ty tu wszystkich najlepiej znasz - Przysunęła się fotelem bliżej biurka, żeby nogami
sięgnąć blatu - No on jest. Mhm. czekaj sprawdzę. Jest - Tak naprawdę, w ogóle nie patrzyła w listę - O,
jego nie ma, dopiszę. No, on jest. Zaraz za Błażejem i Arturem - Uśmiechnęła się do Pauli przebiegle -
Czemu? Nie ma ich? Wyjechali! Na Sylwestra? Aha. Na stałe!? No widzisz, jakbyśmy wiedzieli to można by
im imprezę pożegnalną zrobić. No. No trudno.. No to na razie. Tak, do zobaczenia. No pa - Cmoknęła dwa
razy w słuchawkę i rozłączyła. Odłożyła telefon na biurko i westchnęła rozkładając ramiona.
- Gdzie pojechali? - Paula zsunęła słuchawki na szyję.
- Na Wyspy! Artur dostał tam prace w siakiejś klinice czy coś.
- Łee! Czemu nie możesz mieć klubu w Anglii!? - Wyrzut w głosie Pauli powodował że za każdym razem
Mata miała ochotę pakować manatki i przenosić interes do angoli.
- Dlatego - Zapaliła następnego papierosa - Kurcze. Szkoda, że pojechali. Pół roku już ze sobą są i
wyjechali. Jak tylko jakaś fajna para się skonfiguruje to uciekają.
- A ty byś nie jechała, jakbyś nie miała Splendoru?
- Pff. Jasne, że bym jechała. Co nie zmienia faktu, że szkoda.