XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
2013/2014
Juliusz Kaden-Bandrowski
GENERAŁ BARCZ
MICHAŁ JURCZYK, ROK AKADEMICKI 2013/2014
~ 1 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
Spis treści
Juliusz Kaden-Bandrowski - Biografia .......................................................................................................................... 2
Generał Barcz .................................................................................................................................................................. 3
~ 2 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
Juliusz Kaden-Bandrowski - Biografia
Juliusz Kaden-Bandrowski urodził się 24 lutego 1885 roku w Rzeszowie, rodzina jego miała znaczne
tradycje artystyczne i naukowe. Przyszły pisarz bardzo wcześnie rozpoczął właściwą naukę. Jej etapami był
Rzeszów, Kraków, Lwów, Warszawa. Jako dziewiętnastoletni młodzieniec wyjechał na Kaukaz i z tamtej
perspektywy oglądał rewolucję 1905 roku. Skutki dwukrotnego załamania ręki w dzieciństwie zniweczyły
plany o karierze wirtuoza. Rozpoczął systematyczną pracę krytyczną i literacką. Przez okres studiów
opublikowała blisko sto artykułów okolicznościowych, recenzji muzycznych, plastycznych, malarskich i
szkiców publicystycznych. Trzy główne fascynacje Kadena w dobie brukselskiej stanowili trzej wybitni
Belgowie – rzeźbiarz Meunier, poeta Verharen, prozaik Lemonnier. Debiutanckiej powieści poświęcił lata
1909 – 1910. Jej tytuł zmienił na „Niezguła”. Ukazała się w maju 1911 roku. Debiut powieści zwrócił uwagę
krytyki. Widziano w powieści i świadectwo wkroczenia nowego pokolenia i znak przesilenia młodopolskiej
stylistyki. Za rewelację uznano tom nowel „Zawody” wydany w roku 1911 w krakowskiej kooperatywnie
autorskiej „Książka”. Ogłoszony zostaje turpistą, zawierza się bardziej ekspresjonizmowi niż symbolizmowi i
impresjonizmowi. Nie wybiera programowej poetyki ekspresjonizmu.
Wydaje tom nowel „Zbytki” w 1914 roku. Czas wojny nie sprzyjał jednak literaturze. Była to jednak bardzo
ważna książka. Drugi debiut Kadena to powieść „Proch” wydana w sierpniu 1913 roku, gdy pisarz wrócił
właśnie do Krakowa. Była debiutem skandalisty. Proch nie zyskał wielu recenzji. Po powrocie do Krakowa
nadal współpracuje Kaden z założonym przez Ignacego Daszyńskiego socjalistycznym dziennikiem
„Naprzód”. Publikuje tam nowele, próby poetyckie, stałe recenzje muzyczne i literackie. Pisze wiele, jako
krytyk o Wyspiańskim, Mehofferze, Dunikowskim, Malczewskim. Tom „Wianki”, który ukaże się dopiero po
wojnie (maj 1920) opatrzony jest datami z tego okresu 1913-1914.
Swój debiut, jako autor prozy, odnosi 2 sierpnia 1914 roku, gdy drukuje w „Naprzód” prozę poetycką
„Godzina”. Jest to dzień mobilizacji legionowej. Zostaje oficerem sztabowym 1 brygady i oficerem
werbunkowym. Rozpoczyna agitację. Szczególną poczytność zyskują wiele razy przedrukowane i
wznawiane w prasie „Piłsudczycy”. W okresie międzywojennym teksty werbunkowe Kadena znajdą się w
kanonie literatury, która stworzyła kronikę i heroiczną legendę Legionów. W 1917 roku rozpoczyna pracę
nad powieścią „Łuk”, którą ukończył we wrześniu 1918 roku, wydana zostaje w maju 1919 roku. Powieść
osadzona była w krakowskim środowisku uniwersyteckim i bardzo zbulwersowała opinię publiczną.
We wrześniu 1918 roku Kaden wraca z Krynicy i rozpoczyna działalność w krakowskiej Polskiej Organizacji
Wojskowej, tajnej organizacji militarnej powstałej na początku września 1914 roku. W pierwszych dniach
listopada 1918 roku podejmuje służbę wojskową. Jako oficer łączników wyrusza na Przemyśl, a następnie
relacjonuje walki o Lwów i zmagania na kresach wschodnich. Wróciwszy spod Lwowa rozpoczyna prace,
jako redaktor naczelny nowego tygodnia „Żołnierz Polski”. Po przeniesieniu pisma do stolicy rezygnuje i
rozpoczyna serię korespondencji z wyprawy na Wilno. Trzecia wyprawa Kadena to podróż do Stanów
Zjednoczonych. Wyjechał w styczniu 1921 rok z ramienia „Naprzodu”. Po przyjeździe rozpoczął rundę
odczytów w środowiskach polonijnych. Mówił głównie o sytuacji w kraju. Zaledwie kilka tygodni po
powrocie z Ameryki, we wrześniu 1921 roku rozpoczął pisanie „Generała Barcza”.
Generałem Barczem zyskał Kaden rozgłos powszechny, a całkowitą klęskę poniósł debiutując w teatrze
dramatem „Karty w tas” Premierę na scenie Teatru Polskiego w Łodzi poprzedziły komplikacje. Ataki
chadeckie skłoniły komisarza rządu i wojewodę do zdjęcia sztuki ze sceny. Ostatecznie doszło do niej 17
kwietnia 1923 roku.
W latach 1923-1926 piastował Kaden stanowisko przewodniczącego Związku Zawodowego Literatów
Polskich. Pracował bardzo intensywnie, wydał 5 tomików prozy. Opowiadania pisze Kaden w latach 1924-
1929. Jest to okres pracy nad powieściami „Czarne skrzydła”. Czarne Skrzydła rozpoczynają obszerną
trylogię powieściową. W październiku 1929 roku Kaden rozpoczyna prace nad trzecim tomem cyklu
~ 3 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
„Mateusza Bigdy”. Mateusz Bigda nie zwrócił uwagi młodego pokolenia. Praca prozatorska nie
wyczerpywała działalności Kadena. Był publicystą i organizatorem, mówcą i jurorem wielu konkursów.
Podczas wojny mimo licznych głosów i namowy nie opuścił ojczyzny. Z polecenia prezydenta organizował
propagandę prasową. Potem skupił całą uwagę na pracy pisarskiej, postanowił odnowić stylistycznie liczne
z jego dzieł, żył z zaliczek, jakie pobierał na poczet tej pracy oraz z udzielania lekcji muzyki i wykładów. Od
października 1940 mieszkał przy ulicy Kaliskiej i tam właśnie zastał go wybuch powstania warszawskiego. 6
Sierpnia 1944 został ranny odłamkiem i dwa dni później, 8 sierpnia 1944 zmarł.
Apogeum twórczości Kadena to przełom lat dwudziestych. Wtedy był najbardziej czytany i tłumaczony. W
latach trzydziestych jego twórczość nie budziła zainteresowania. Po wojnie pojawiło się kilka wznowień.
Generał Barcz
Generałem Barczem zyskał Kaden rozgłos powszechny. 9 września 1922 roku popularne pismo codzienne
„Kurier Polski” rozpoczyna druk odcinkowy Generała Barcza. 4 kwietnia 1923 powieść wychodzi w wysokim
nakładzie 5200 egzemplarzy. Listopad 1922 to okres pierwszych wyborów do Sejmu i Senatu. W kraju
drastycznie rośnie inflacja, a w Europie tendencje faszystowskie. Z wyborów prezydenckich rezygnuje
Piłsudzki, wybrany zostaje Gabriel Narutowicz, który po kilku dniach ginie w zamachu. Prezydentem zostaje
Wojciechowski, a premierem Władysław Sikorski. Prawica walczy o odzyskanie straconych pozycji – taki był
czas polityczny odcinkowego druku Generała Barcza.
Pierwsze anatemy zapewniły powieści poczytności, głównie z racji, że rok nie obfitował w premiery stricte
literackie. Dominowała w nim publicystyka. Zastrzeżenia wobec Kadena to głównie postawa moralna
pisarza, niedawnego krzewiciela heroicznej legendy. Zarzucano, że autora paszkwilu o własnej armii, trzeba
natychmiast z jej szeregów wyrzucić. Lewica dostrzegała w powieści apoteozę Piłsudzkiego.
Generał Barcz wywołał partyjną i polityczną dyskusję. Powieść weszła do ścisłego kanonu powieści
politycznej i w zasadzie rozpoczęła jej dwudziestowieczne dzieje. Do oceny powieści powracano przy okazji
wznowień (1930, 1958).
Generał Barcz nie ukazywał portretów ludzi żywych przeniesionych ostentacyjnie do powieści, lecz
bohaterów literackich, stworzonych kadenowską techniką montażu faktu i fikcji, podniesienia ich
kompozycji do rangi symbolu. Uniemożliwiało to wszczęcie oskarżenia o zniesławienie, przeprosin czy
dowodu sądowego.
Co uwypukla w Barczu, Kaden? Oswobodzenie Krakowa spod władzy austriackiej, walki o Przemyśl,
otwarcie Muzeum Cytadeli, zamach pułkownika Januszajtisa – sprawa Biura Prasowego Naczelnego
Dowództwa. Ten wybór oznacza zamknięcie perspektywy akcji w trójkącie Kraków – Przemyśl – Warszawa.
Kaden skupia całą uwagę na procesie formowania władzy centralnej. Najobszerniej z reportażową
ścisłością, opisze wydarzenia, w jakich sam osobiście uczestniczył.
Technika montażu zaciera wyrazistość czasu akcji. Powieściowe klamry zamykają go zasadniczo między
październikiem 1918 i jesienią 1919. Narrator towarzyszy bohaterom dzień po dniu, miesiąc po miesiącu.
Niedopowiedzenie stwarza tylko wyprawa generała Barcza na front – powraca on po kilku miesiącach walki.
Scena powitania rażąco przypomina powitanie Piłsudzkiego 18 maja 1920 roku, gdy wracała z Kijowa, jak i
defiladę 3 maja 1919 po zdobyciu Wilna.
Autor przeprowadza manewr z czasem powieściowym, stwarza nowy dystans pomiędzy faktami, trwać
może i między innymi latami. Kaden komplikuje plan czasowy powieści, lecz unika inwersji czasowych.
Tworzy kompozycję niezbieżną z naturalnym i utrwalonym biegiem historii.
~ 4 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
Generał Dąbrowa
Występuje w roli, jaką spełniał w Krakowie gen. Bolesław Roja, Komendant wojskowy Krakowa po jego
wyzwoleniu u schyłku października 1918. Równie jak Roja zaskoczony błyskawiczną akcją rozbrajania
Austriaków. Jego główną uwagę w Krakowie pochłaniały nie reformy społeczne, lecz organizacja wojska,
wprowadzenie ładu publicznego, przygotowanie interwencji zbrojnej na zachodzie i odsiecz wojsku
polskiemu w walkach na wschodzie. Nie był, więc postacią groźną dla Barcza, jaką jest w powieści
Dąbrowa. Pisarz uczynił zeń symbol lewicowych sił w sztabie armii, powierzył jakby reprezentacje całej
lewicy.
Generał Krywult
W powieści jest głównym przeciwnikiem Barcza. W rzeczywistości z całej generalskiej elity był najbardziej
wytrwale nieprzejednanym wobec Piłsudzkiego był generał Józef Dowbór – Muśnicki. Krywult źle włada
językiem polskim, jest byłym dowódcą korpusu ryskiego. Powieściowy Krywult stoi pod zarzutem
wyjawiania malwersacji, którymi zdobył znaczny majątek. Generałowi Dowborowi-Muśnickiemu wytoczono
proces o nadużycia popełnione na froncie wschodnim. Krywult należy do spisku przeciw Barczowi. Dowbór
popierał rewoltę przeciw rządowi Moraczewskiego i Piłsudzkiego. Jest rozbieżność pomiędzy powieścią a
rzeczywistością. Generał nie przemawiał jak czyni to Dąbrowa na uroczystościach przywitania zwycięskiego
Barcza. Wyznawał nie protestantyzm, a katolicyzm.
Generał Wilde
W powieści spełnia rolę głównego poprzecznika generała Krywulta. Architekt, szef sztabu w jego ryskim
korpusie kierownik Najwyższego Trybunału Sprawdzeń. Najbliższa jest tutaj postać inżyniera architekta,
szefa sztabu wojsk wielkopolskich Dowbora-Muśnickigo, generała Jana Wroczyńskiego (pseudonim Rejtan).
Wroczyński był ministrem spraw wojskowych w rządzie Jędrzeja Moraczewskiego a potem Paderewskiego.
Uczestniczył natomiast, jak Wilde, czynnie w organizacji spisku styczniowego, będąc potem szefem
Oddziału Kontroli prowadzącego śledztwo w sprawie kierowanego przez Kadena Biura Propagandy.
Major Pyć
Podobieństwa między bohaterem powieściowy, a jego prawdziwym modelem najbardziej wyraziste. Styl
bycia, sylwetka majora, charakterystyczny wygląd wskazują na pułkownika Adama Koca. Pyć włada tajną
agencją „Pies”. Adam Koc kierował Naczelną Komendą POW nr 1 w Warszawie i należał do najbardziej
oddanych współpracowników Piłsudskiego. Pyć ma przestrzeloną wątrobę, a taką ranę odniósł Koc w bitwie
nad Stochodem.
Poseł Rybnicki
Socjalistyczny lider i wytrwały mówca. Przypomina Jędrzeja Moraczewskiego. Irytował podobnie jak
Moraczewski, Piłsudskiego, tak Rybnicki irytuje Barcza.
Redaktor Rasiński
Kaden wskazał tutaj na siebie samego. To jego alter ego. Dawny legionista, muzyk i prozaik. Kierownik
Biura Prasowego, mianowany przez Roję.
Generał Barcz
Podpowiadano tutaj nazwisko Piłsudskiego, czasem Sosnkowskiego. Nie jest to utożsamienie
Sosnkowskiego (zbyt duże rozbieżności między fikcją a prawdą)
~ 5 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
Krytyka i styl „Generała Barcza”
Nie sposób było pisać o Kadenie, jako pisarzu politycznym. Środki obrazowe stosował pisarz często. Styl
jego prozy wywoływał większe zastrzeżenia niż jej treść. Skala opinii była rozległa od turpizmu po
pomówienia o skrajny barok i ekspresjonizm. Wskazywano na uległość wobec niemieckiego
ekspresjonizmu, do przesadnego, przerysowanego realizmu. Abstrakcyjność metafor. Kilku krytyków ceniło
nowatorstwo Kadena. Oceny krytyczne wynikają z osobnego czytania „Generała Barcza” bez wcześniejszej
znajomości dorobku artystycznego Kadena.
W Generale Barczu Kaden konsekwentnie unika lirycznych monologów. Krajobrazy oraz miejskie przestrzeni
upamiętnia lakonicznym opisem. Ta powieść, jest prozą dialogów. Polityka jest dla bohaterów sztuką czasu
teraźniejszego, dlatego nie ma miejsca na retrospekcję. Wszystko opanowuje czas teraźniejszy i jego
dyktat stwarza psychikę. Kaden dynamizował świat, który znajdował się w kręgu spojrzenia bohatera. W
Generale Barczu jednym ważnym przedmiotem obserwacji będzie jednostka, wzajemność słowa i gestu,
metafory politycznego wywodu, i metaforyczna przemiana ludzkiego ciała. Kaden dba o indywidualizację
jednostek.
Treść
TREŚĆ
Rasińskiego olśnił świat dzisiejszy. Snuje rozmyślania na skraju Plant. Myśli, co zostało po I wojnie
światowej. Idzie do burmistrza załatwić węgiel. Rasiński to redaktor, żołnierz, pisarz, muzyk, parę lat temu
inaugurował eskapadę legionową w magistracie. Opis procedury, przez jaką Raisiński z krzyżykiem I
Brygady Legionów na piersiach przechodzi, aby spotkać się z burmistrzem. Wreszcie zdobywa upragniony
węgiel. Na ulicy – żołnierze austriaccy. Rasiński opowiada w domu żonie o rozmowie z urzędnikiem, który
też podziwiał Barcza. Rasiński pisze powieść i wyraża swój pogląd na literaturę – należy kłaść kawę na
ławę, a nie – owijać w liryczne bibułki. Umówił się z żoną na wieczór i wyszedł na miasto spiskować.
Na spotkaniach agencji “Pies „omawia się krzywdy wyrządzone przez zaborców. Na schodach miejsca
spotkania Rasiński rozmawia z głównym dyrektorem, Pyciem. Ten na różne sposoby (dość mało moralne)
rozbijał od środka Austriaków. W dialogu Pyć mówi o istnieniu kilku ojczyzn – należących do
poszczególnych generałów i frakcji (kraj podzielony). Idą do kawiarni, gdzie siedzą już: dyrektor banku
Jabłoński, płk Dąbrowa, poseł Rybnicki, wydawca Kwaskiewicz. Dyrektor tłumaczy brak dobrych żołnierzy w
Polsce uwarunkowaniami geograficznymi. Dąbrowa podejmuje temat, a potem porównuje ojczyznę do
wielkiej dziewuchy. Hamuje się trochę, bo dziwnie na niego patrzą. Boi się, że mu wyrzucać zaczną
przeszłość. I przychodzi mu na myśl, że ma żonę, dzieci, jakąś posadkę... Wzmianka o problemach
ekonomicznych i groźba strajku kolejarzy. Poseł Rybnicki mówi o Barczu i twierdzi, że nie można o nim
zapominać, bo to żelazna ręka. Na to znów Dąbrowa, że teraz, po wojnie, nie trzeba żelaza tylko serca...
Na to Rasiński wspomina, jak Barcz uczuciowo grał kiedyś na pianinie. Poseł twierdzi, że w Barczu jest
duch narodowy. Dąbrowa mówi, że teraz potrzeba czegoś większego. Może rewolucji? (To domysł).
Rozmowa Kwaskiewicza z Rasińskim. Autor utargował za książkę 15 % ceny katalogowej – maksymalną
ówczesną stawkę. Na Plantach Rasiński spotkał żonę. Cieszy się, że jego książka wyjdzie pomiędzy ludzi. I
jak typowy facet zadał jakieś pytanie, a potem wcale nie słuchał odpowiedzi. Rozkoszował się chwilą.
Rasiński przyłożył się do pracy redakcyjnej. Kiepsko mu szło “wynoszenie kubłów”, czyli tłumaczenie nowin
z gazet zachodnich. Bo jak odtworzyć to, co się działo? Tam już wszystko pękało (wojna ostatecznie się
rozstrzygała), a “u nas”... Rasiński uważał, że żyje krótkowzrocznie i nędznie, jak w kretowisku. Nagle -
wpadł redaktor i wykrzykuje, że rewolucja się zaczęła. I że Rasiński, powinien to zobaczyć, żeby zachować
dla potomnych. Wychodzą. Do redakcji wtargnęły już jakieś kobiety, na Rynku tłumy. Na odwachu ludzie
wywieszają flagę polską. Jabłoński płacze. Chce oddać bank i zameldować się u polskiego sędziego
~ 6 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
wojskowego. Idą żołnierze, polscy i austriaccy, komendy łatane językiem polskim, pieśni. Orkiestra gra
hymn, piechur przyczepia do flag orła białego. Pada kapuśniaczek. Komentarz Jabłońskiego: będziemy mieć
własny aparat brania za pysk.
Rasiński wchodzi do płk. Dąbrowy, który od rana ma władzę. Skwapliwie z niej korzysta, rozkazując
Austriakom. Na razie wszyscy słuchają, wszystko pod kontrolą. Gardził tym posłuszeństwem. Miał inny
plan: sprzęgnąć wojsko za pomocą “starych wieprzków austriackich”, a potem się ich pozbyć. On na czele
wojska. A tu mu brużdżą zaprzysięgli spiskowcy z Barczem i sosem narodowym. A Dąbrowa chce równości
i sprawiedliwości. Wchodzi Rasiński. Dąbrowa mianował go swoim oficerem ordynansowym, jak
u Kościuszki był Niemcewicz. Dąbrowa też chce zostać opisany i unieśmiertelniony. Wychodzą na miasto.
Tłum poznaje Dąbrowę i podrzuca go entuzjastycznie do góry. On przez chwilę ulega sławie (nawet myśli,
czy by sobie nie wybrać jakiegoś własnego stylu ubioru), ale już wkrótce twardnieje i uznaje obywateli za
bydło. Postanowił, że będzie surowy, małomówny i chmurny. Tak traktował wszystkich, zwłaszcza żołnierzy
w placówkach, które odbierał. W nocy kazał Rasińskiemu przywieźć sobie wybranych przedstawicieli rządu.
Sprowadzono mu: handlarza win, burmistrza i wpływowego delegata z Warszawy. Dąbrowa niewybrednie
tłumaczy im, że żołnierze to ludzie, a właściwie ciemna masa, zapatrzona na wschód i sławiąca Lenina,
która z tego powodu nie chce walczyć. Słuchacze pytają Dąbrowę o radę. A on sugeruje: wzmoże
popularność wodza, unieszkodliwić wszystkich zamachowców legionowych, a potem - jako lepiwo -
przysięga, jak nie będzie Narodu, to wodzowi. Rasiński je kolację w przedpokoju. Wchodzi Pyć, który za
pomocą aparatu austriackiego podsłuchał rozmowę. Rasiński się przeraził. A Pyć kazał mu siedzieć cicho.
Mówi, że przejął od Austriaków dokumenty obsmarowujące wspólników Dąbrowy. A po trzecie – kazał
Rasińskiemu podać do publicznej wiadomości, że idą Ukraińcy, żeby Dąbrowa musiał popchnąć wojsko na
Przemyśl. I dał mu zwitek telegraficznych meldunków. Przez to uzyskać mają: własną krzywdę, krew
wroga, Barcza, który tamtędy się przedziera i kompromitację komunistycznego Dąbrowy, który zacznie
walkę patriotyczną. Nazajutrz rzeczywiście w gazetach rwetes. Dąbrowa dziwi się, a Pyć wyjaśnia, że ma to
wszystko w depeszy. Dąbrowa uważa, że kalkuluje mu się wyprawa: pozbędzie się niektórych i umocni
sławę. Tylko żal mu, że od władzy wymaga się krwi. Aha, jak Dąbrowa się denerwuje, to fuka nosem... Na
razie może wysłać tylko legionistów i cieszy się, że to ich nauczy moresu. Tymczasem w Krakowie trwają
ogromne uroczystości narodowe. Są też prośby oficjalne o ratowanie Przemyśla. Dąbrowa wprowadził
petentów do gabinetu i tam, pod portretem cesarza jakoś przekonał ich do potrzeby złożenia mu przysięgi
przez wojsko. Teraz trzeba było skaptować tych, którzy będą walczyć: chłopów, żeby wszyscy byli z tego
zadowoleni. I tak się stało, że Dąbrowa spotkał osobę kompetentną: posła Rybnickiego. Ale jakoś nie miał
śmiałości powiedzieć mu, o co chodzi. Zapytał o stan Borysławia (kopalni), Wieliczki, kolei. Tamten
opowiada, opowiada. Wreszcie Dąbrowa ryzykuje i mówi o potrzebie przysięgi. Ale Rybnicki zapytał, komu
wódz będzie przysięgał. Dąbrowa wykręcił się śmiechem, ale mu się głupio zrobiło i poszedł. Wrócił do
domu, przebrał się za cywila i postanowił, że będzie czekał, aż go poproszą. Żony nie zastał, za to odpytał
synków (ma trzech i dwie córki, w trakcie powieści przybędzie mu jeszcze jedno dziecko), czy odrobili
lekcje. Stwierdzili, że niemiecki to już przeszłość, a religia głupstwo. Dąbrowa właśnie za to ich zbeształ.
A chłopcy - że jak to? Że tata ma Przemyśl brać a oni się niemieckiego uczyć?... Tata nie dyskutował,
odpytał, nie umieli, sprał ich pasem i poszedł. W kancelarii siedział do wieczora, ćwicząc efektowny podpis.
Wreszcie przyjechał Pyć z rozkazami do podpisania. Rozkazy dotyczyły wyjścia legionów. Dąbrowa
nakrzyczał na Pycia, że się śpieszy do Barcza. Pyć ironiczny, chłodny, zręczny. Jadą na dworzec. Dąbrowa
po cywilnemu, jak prezydent Francji. Pociągi pancerne już poszły, została piechota. Jabłoński żegna się z
żoną, Niemką. Dąbrowie cisną się łzy litości i rozpaczy do oczu, gdy żegna żołnierzy.
Jabłoński i Rasiński spierają się, czy chodzi o Przemyśl, czy o Barcza. W nocy wysiadają wraz z kolumną. W
Przemyślu zaczyna się strzelanina na pozycjach. Rasińskiego upaja ta atmosfera. Biegnie odważnie
przestawić zwrotnicę, żeby skierować pociąg na odpowiedni tor. Po drodze widzie śmietnik przy torach i
dociera do niego, że taki śmietnik wszędzie jest i być musi. Zaczęły płonąć domy, a wojsko biegało po
mieście. Rasiński znalazł się z innymi na dworcu. Niezłe tam panuje zamieszanie, jedni się piorą, drudzy
~ 7 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
jedzą, na podłodze porozrzucane książki. Rasiński telefonuje do Pycia i dyktuje mu teksty do gazet. Tamten
pyta, co z Barczem. Rasiński zapomniał, ale... Telefoniści wiedzą. Barcz jest w ratuszu z posłami. Pyć mówi,
żeby Barcza powiadomić, że u nich źle. Rasiński dostał się do ratusz i rozmawiał z Barczem. Ten przyjął go,
jako starego znajomego, żartował. Obawiał się jednak, że za mało ich będzie – sami jego dawni podwładni.
Poza tym – dość miał krwawego entuzjazmu, który wszędzie spotykał – chciał chłodu i prostoty. O
Krakowie już wiedział, miał zamiar tam wrócić tego samego dnia z Rasińskim. Tu padają słowa Rasińskiego
“wszędzie to samo – (...) Radość z odzyskanego śmietnika”. “Który my w salon przemienimy” – dodaje
Barcz. Barcz ukazuje się żołnierzom z balkonu ratusza. Wiwatom nie ma końca. Wie, że to jest ich nagroda
po czterech latach wojny. Że wielu nie dożyło. Podoficerowie odprowadzają go wśród tłumów na dworzec.
Po drodze żołnierze przeprowadzają ranną w skroń Hannę Drwęską, która rzuca Barczowi pod nogi kilka
białych chryzantem, w imię ludności. Barcz nieufny. A ona jeszcze kazała mu przeczytać przepustkę z
Odessy, żeby podkreślić swoje poświęcenie. I że chce jechać w świat, szukać dzieci. Barcz zaprosił ją do
przedziału. I pomyślał, że zgromadził już wszystkie symbole epoki przy sobie: poetę i męczennicę...
Jeszcze krótka rozmowa ze świtą i Barcz udaje się na spoczynek. Przychodzi doń Rasiński i chwilę
rozmawiają. Rasiński pyta o losy Barcza u bolszewików. I martwi się Dąbrową. Ale to akurat Barcz uważa
za głupstwo. Twierdzi tylko, że na razie wojsko karmić trzeba będzie samą sławą. Wreszcie, nawiązując do
Hanny Drwęskiej, komentują, że w tym kraju niewiasty po bitwie szukają dzieci zamiast bohaterów tulić.
Rasiński odwiedza jeszcze Drwęską, uruchamia jej centralne ogrzewanie i rozmawiają o jej dzieciach, które
gdzieś zgubiła... Przez roztargnienie. I o książkach Rasińskiego. A potem oddali się innym sprawom...
Barcz przyjeżdża do Krakowa i z dworca odbiera go Pyć. Generał za bardzo nie jest ciekaw wtajemniczania
w sprawy – twierdzi, że to głupstwa i jest raczej nieobecny. W gabinecie Dąbrowy zdaje sprawozdanie z
bitwy, dziękuje Dąbrowie i mianuje go generałem. Dąbrowa najpierw zaskoczony, ale szybko znajduje
odpowiednie słowa.
Barcz ciężko pracuje w Warszawie. Użera się ze wszystkimi, bo tu nie należało działać, ale gryźć. Jest
atakowany w prasie, na otwartych granicach państwa i wreszcie przez tubylczą mafię wojskową (generała
Krywulta). O to nazwisko Barcz ciągle się potykał. Obcy chcieliby się na nim przewrócił, swoi– by je zgniótł.
Spotykał się Barcz ze starymi podwładnymi i rozsyłał ich na placówki. Czuł się jak wśród samych ideałów –
tak ci ludzie o sobie myśleli. Do tej pory jeszcze nie widział się z matką i z żoną. Ta ostania powinna go
pierwsza odszukać, jak zawsze dotąd. Bał się jej szukać. Mieszkał u starego przyjaciela “gwałcony jadłem,
posłaniem i czcią”. Któregoś wieczoru hrabia Przeniewski zauważył, że Barcz nosi starą żołnierską kurtę,
nader ubogą, a reszta żołnierzy całkiem nieźle się ubiera. Wstyd i konsternacja, bo nie ma już takiego
sukna w Warszawie. Usiedli przy kominku. Za oknami strzelanina, bo żołnierze w szpitalach w ten sposób
upominali się o wizytę lekarską. Barcz w końcu mianował Przeniewskiego adiutantem do spraw
mundurowo-towarzyskich. Tamten następnego dnia wyciągnął go ze sztabu na spotkanie z wojskową
konspiracją. W rzeczywistości pojechali do krawca. Tam Barcz rozebrany do bielizny (swoją drogą
rozerwanej i dziurawej) poddał się mierze. Słuchał z niesmakiem zamówień. Czuł się, jakby mu zakładano
liberię. Z drugiej strony – wyrobił sobie na tyle szacunku, że nikt się z jego dziur nie śmiał. Nie lubił
przeróbek na sobie, choć sam z Rasińskiego, pisarza rewolucyjnego, zrobił redaktora wojskowego patosu a
z Jabłońskiego – przysięgłego organizatora wojskowego sądownictwa. Dziś Dąbrowie odebrał dowództwo
krakowskie i zawezwał do Warszawy. Rozmawiają o zadaniu Dąbrowy: odpowiedzialność historyczna.
Wystarczy, żeby potrzebna była jeszcze tylko dzieciom Dąbrowy, co później – mało ważne. Barcz dzieci nie
ma w ogóle. Dąbrowa podsumowuje to: ma służyć za ochłap.
Barcz wraca do domu. Przeniewski niejako wyprawszy na nim stanowisko rotmistrza. Następnego dnia
Barcz przygotowany już do wyjazdu do płonących domów, a tu: przychodzi jego matka. Wzruszające
powitanie, rozmowa. Matka martwi się o to, czy Barcz rzeczywiście musi być taki nieustępliwy, ale zarazem
jest dumna z jego władzy. Barcz odwozi matkę do mieszkania. Ona jak dawniej zajmuje się
dobroczynnością. I uczy dzieci piosenek o Barczu. Tego Barcz się przestraszył. Usiłował się dowiedzieć
~ 8 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
czegoś o instytucjach dających na to pieniądze, ale tylko wyłowił burmistrza i ziemiaństwo. Zresztą, matka
brała pieniądze tylko w zimie, bo na wiosnę wywoziła podopiecznych do Erneści. Erneści zjadł masę
pieniędzy rodzinnych, a teraz zaczął się tam rządzić stróż, który nakrzyczał na matkę Barcza. No, ale jak
syn u władzy, to ona od razu pewniej się czuje. Dalej rozmowa o rodzinie. Brat Barcza, Janek, kręci w
interesach, chciał sprzedać swoją część Erneści. Jadzia, żona Barcza, zawsze dumna. Zorganizowała
pierwszy teatrzyk marionetek dla dzieci.
Po pożegnaniu z matką Barcz idzie do teatrzyku. Przez jakiś czas stoi w złej kolejce (do taniej kuchni), ale
w końcu, zapłaciwszy za bilet, trafia na przedstawienie lalek, pod które jego żona podkłada głos. I mówi,
zmieniając ton, i śpiewa do pianina. Teatrzyk – bieda z nędzą. Kiepsko oświetlony, zagłuszany przez
sąsiednią kuchnię, ogrzewany słabo przez dwa płomienie gazowe, mało ludzi. Barczowi głos żony,
zmieniający się, sprawia osobliwą przykrość, zwłaszcza w piosence o krokodylu. Po spektaklu rozmawiają.
Żona pokazuje Barczowi przedsiębiorstwo i mieszkanie swoje – w kuchni. Barcza fotografii nie ma już na
ścianie, i w sercu Jadzi chyba też go już nie ma? Żona nie mogła dogadać się z matką Barcza, bo tamta
rozwijała tylko ciało dzieci, a Jadzia chciała rozwijać dusze. Dostała dofinansowanie i wsparcie od
przeciwników Barcza. Wtedy myślano, że zginął.
Barcz spędził z żoną noc. Rankiem wyszedł. Zajął się znów pracą, postanawiając nawet skarcić siebie za
chwile słabości. Tymczasem przeniósł się z mieszkaniem do hotelu. O Jadzi dowiedzieli się oficerowie,
chodzili na spektakle. Postanowił znaleźć jakieś wyjście. Na razie miał inne sprawy na głowie. Dowiedział
się od Pycia, że szykuje się zamach, który ma na celu wprowadzenie nowego rządu z Krywultem i jego
mafią. Postanowił temu przeciwdziałać. Lewego skrzydła na razie się nie bał. Tam pilnował Dąbrowa,
wszystkich nowinkarzy wschodnich trzymając w lochach Cytadeli. Szukał porozumienia z prawym, ale do
tego potrzebował jakiejś uroczystości. Zwrócił się o pomoc do Rasińskiego. Ten wymyślił otwarcie Muzeum
Niewoli na Cytadeli. Barcz zgodził się, od razu wiążąc sprawę przez Przeniewskiego z rodami, przez
Rasińskiego ze sztuką i prasą, przez Jabłońskiego z togami palestry. Potrzebny był jeszcze profesor,
wzmacniający to wszystko cementem historii. Barcz zszedł na dół, omówić to z Pyciem. Powiedział mu o
planowanej fecie: albo Krywult pójdzie z nimi albo oficjalnie opowie się, jako wróg. Pyć mówi o tym, że
Krywult ryje wszędzie: wśród wojska, wśród rządu, za granicą. I że dobrze byłoby podsunąć pod niego
Dąbrowę, aby i ten przy okazji się skompromitował. Krywult nie pójdzie z nimi i, zdaniem Pycia, nie można
wtedy wyciągnąć jego sprawy, bo jest w nią uwikłany cały kraj. Pyć twierdzi, że nie ma środków, że w
kraju jeszcze za bardzo ceni się świętość prywatności. Barcz dowiaduje się od niego, że Drwęska działa w
wywiadzie. Kazał w końcu Pyciowi przygotowywać dossier Krywulta. Barcz odwiedza Dąbrowę. Pije z nim
brudzia i – prosto z mostu – po krótkim wstępie każe mu szpiegować Krywulta. To się nie nazywa szpicel
tylko mieć swój udział w rządzeniu. Dąbrowa uważa, że Barcz nie powinien takich tematów ruszać w takim
miejscu. Dla Barcza – to jest świętość, bo umarła. A za życia ks. Józef, który tu stacjonował, też nie był
święty.
Barcz siedzi w kawiarni i ma depresję. Nie lubi publicznych lokali, bo mu już zawadza wierna warta, a poza
tym nie wie, jak rozwiązać problem żony, której się wstydzi (za teatrzyk), a jest mu jej żal. A Przeniewski
wciąż mu o Jadzi relacjonował, zgodnie z rozkazem. Barcz rozmawia o tym z matką, która jednak nie
bardzo chce mu doradzić. Nie ma prawa decydować. Barcz wita się też z bratem, Jasiem, którego kocha i
cierpi nad nim. Miałby ochotę go i przytulić i udusić. Jasiek pracuje w handlu rękawiczkami. Medycyny
kończyć nie będzie. Barcz słuchał brata jak przez sen, ale gdy ten przeszedł do możliwości dostaw dla
wojska, Barcz dał mu całą swoją pensję i zastrzegł się stanowczo, co do protekcji.
Barcz do żony wpadał “jak po ogień”. Na pytania, kiedy wreszcie zamieszkają razem, odpowiadał kłopotami
Ojczyzny. Wciąż zajmował się swą wielką drogą i małą krzywdą na jej marginesie. Barcza odwiedza
Drwęska i zaprasza do siebie. Barcz wpada na krótko i próbuje jej obrzydzić dyskretnie pracę w wywiadzie.
Wygłasza, więc parę zdań pogadanki i udaje się do swojej żony, do teatrzyku “Pod Laleczką”. Tam są już
zaproszeni na herbatkę goście, m.in. Anglik Pietrzak (był kiedyś Polakiem). Jadzia pertraktuje z nim o
~ 9 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
kupno teatrzyku na misję. Barcz zakłopotany. Wchodzi Pyć, skądś zna Pietrzaka, ale obaj świetnie grają.
Jadzia szczęśliwa. Pyć wiszą figurki, bawi się nimi. Pietrak wygłasza tezę, że nie ma nic na świecie, dla
czego warto byłoby poświęcić życie człowieka. Inni cicho. Wreszcie ktoś mówi, że to dobre w raju, a nie w
Polsce. Barcz w samochodzie pyta Przeniewskiego o redemptorystów i teatrzyk. Podobno kupią i na
dodatek polecił ich Pyć.
Nadszedł dzień uroczystości w muzeum. Barcz był tam ostatnio, jako rosyjski więzień. Teraz wysłuchuje
meldunku Dąbrowy, który śmiało wspomina także o więźniach. Barcz rozmyśla nad jego zmiażdżeniem.
Rozmawia też kolejno z wojskowymi, delegacjami zagranicznymi, cywilami. Wreszcie przyjeżdża Krywult. I
z nim Barcz się wita. Krywult ma magiczny głos. Barcz myśli, że jego urokowi mogliby ulec starzy żołnierze
spod Przemyśla, specjalnie tu ściągnięci przeciw ewentualnemu zamachowi. Historyk oprowadza ich po
więzieniu i pokazuje im szubienicę. Barcz ma wrażenie, że tu trzeba bić duchy i upiory. W czasie hymnu
próbuje dogadać się z Krywultem, nawiązując do wspólnych cierpień. Ale Krywult odpowiada, że on wynosił
nieporządki po oprawcach i jeśli będzie trzeba, to teraz – na polecenie narodu też wyniesie nieczystości i
nawet pana generała.
Barcza rozbudza w hotelu Rasiński, opowiadając mu o modelach obcasów i ich wpływie na kształt i wygląd
kobiecych nóg. Barcz dostaje pocztę od żony. Pyta Rasińskiego, czy się urządził. Ten odpowiada
wymijająco, żeby nie sprawić Barczowi przykrości. Barcz pyta, o czym Rasiński chce pisać. Jak zwykle – o
obyczajowości. Barcz usadza go, że na to nie pora. Że trzeba coś zrobić, bo jak Krywult przeprowadzi
zamach, to powstaną gorsze rozłamy. I że gazety po otwarciu muzeum nieciekawie pisały, a Krywult
odmawia współpracy. Rasiński myślał, że raczej nikt go o nią nie prosi. Otóż Barcz prosił, bo jeśli ojczyzna
w trzech czwartych składa się z drabów, to przecież na księżyc się nie wyemigruje. Rasiński rozumie, że ma
reklamować, ale mu coś nagle tęskno za spokojem i literaturą. Jest człowiekiem słowa, a nie czynu.
Pierwszego dnia Rasiński nie zrobił nic. Poszedł z żoną na spacer do Łazienek i rozkoszował się spokojem. A
potem – zaczął pisać i urządzać się. Znalazł lokal dla biura. Znalazł buchaltera, który wcześniej służył w
korpusie ryskim Krywulta, pomagał też Jadzi i mamie Barczowym. Rasiński zaczyna wydawać pismo
wojskowe, aby żołnierze na froncie myśleli jedną linią. Jako przykład życiorysu chce zamieścić biograf
Dąbrowy. Ten protestuje – nie chce być obierzyną dla świń. Mówi, że Barcz wie doskonale o strzałach do
protestujących bezrobotnych, ale się teraz przygotowuje wybory, których nikt nie chce i w wojsku mąci
złotem. A trzeba było tak, jak on w Krakowie chciał – równość i sprawiedliwość (tego nie wypowiada, bo
nie jest pewien Rasińskiego, nie wie jeszcze, czy chciałby go mieć po swojej stronie). Zdaniem Rasińskiego,
w tym, co proponuje Dąbrowa, nie ma życia. Bo w życiu powinno mieszać się smaczne z niesmacznym i to
rozumie Barcz. Skoro tak, to Dąbrowa zgadza się na napisanie swojego nekrologu... Dąbrowa dyktuje
życiorys Rasińskiemu, podpinając fakty pod oczekiwania narodowe, ale wreszcie przestaje w złości. Za to
ułatwia Rasińskiemu kolportaż i łączność. Rasiński cieszy się z własnego kraju. Żonie tłumaczy, że lepiej
jeść ubogo, ale od swego. Ogólnie i Rasiński i Jabłoński poświęcają siebie i własne majątki na rzecz
nowego państwa i służby, co nie w smak żonie tego pierwszego. Uderza ona w zamiłowania literackie
Rasińskiego. To go rzeczywiście wzrusza. Zresztą, stara się być na bieżąco, choć wie, że praca w biurze go
ogranicza. Przychodzi do Kwaskiewicza i zapoznaje się z nową literaturą, w której brak już wzmianek o
wojnie (aluzja do Skamandra). Rasiński uważa, że piszą to chłopcy, którzy przeczekali wojnę. Proponuje
Waśkiewiczowi własne masowe wydawnictwa. Ale – nic z tego: ceny za wysokie, a Kwaskiewicz nie chce
się angażować w wydawnictwa wojskowe. Rasiński wychodzi zawstydzony z księgarni, Kwaskiewicz go
dogania, ale do niczego nie dochodzą, bo na żarty o zarobkach drukarz grozi wstrzymaniem wydania
powieści Rasińskiego.
W biurze na Rasińskiego czekają: Pietrzak, Przeniewski i Barczowa, szczęśliwa ze sprzedania
redemptorystom teatrzyk, jako przedstawiającego folklor. Pomógł jej w tym Fedkowski, buchalter
Rasińskiego. Ten ostatni jest niezadowolony, że nic o tym nie wiedział. Barczowa nie chce być traktowana,
jako poważna generałowa. Za uzyskane pieniądze chciała wynająć mieszkanie dla siebie i męża albo
~ 10 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
wyjechać z nim do Paryża na konferencję... Jadzia przyszła prosić Rasińskiego o magazynowanie starych
gazet na lalki. I jeszcze – zaprosić Rasińskich na otwarcie misji oraz zaplanować objazd teatrzyku po
wojsku. Rasiński zapytał, czy Barcz o tym wie. Otóż – jeszcze nie. To ma być niespodzianka. Teatrzyk
Polish folklore ma być pokazywany na froncie. Rasiński wyrażał swoją wątpliwość. Potem oglądają jakiś film
o chorym na kiłę. Jadzia się przeraża powierzchownością denata. Wyprowadzają ją spłakaną. Pietrzak
odwiózł ją do mieszkania, gdzie już się rządził. Delektował się w duchu tym, jak łatwo przyszło mu zdobyć
kontakty i jak będzie doceniona jego praca agenta, gdy tak szybko dostarczy raport o Jadzi i Barczu,
nowym, nieprzekupnym...
Pietrzak idzie do hotelu, gdzie nie pierwszy raz w pokoju czeka na Drwęska. Daje jej kosztowny pierścionek
i opowiada o swoim życiu redemptorysty: z Murzynami w rynsztokach, w cegielniach, na farmie, pod
batem, przy złocie, jako windziarz... I że jaki to on biedny, a ona z Majorkiewiczów, generałów, którzy sami
są ojczyzną. Drwęska go określiła, jako głupiego, bogatego chamusia i takim chciał dla niej być. Bo dzięki
niej wchodził w sfery Krywulta i handlował brylantami Wilego, jego współpracownika.
Pietrzak podejmuje gości na otwarciu misji. Pycia już kilka razy zbywał, lecz ten powraca. Pietrzak twierdzi,
że to polepszenie człowieka. Pyć sceptyczny. Pietrzak pokazuje mu marionetki, przy których jest Jadzia,
mam Barcza i jej syn, Jan. Gdzieś w tle Drwęska, podbechtana wcześniej przez Pietrzaka, tłumaczy
Wildemu, że na wschodzie kosztowności się marnują. Pyć, widząc, jak Pietrzak patrzy na Barczową,
kombinuje już jakiś plan. Doradza generałowej trzymać się blisko redemptorystów. Tymczasem Drwęska
chce za wszelką cenę przywieźć te starocie, choćby do biura Rasińskiego. Grozi mu nawet, że porozmawia z
jego żoną... W ogóle Drwęska korzystała teraz, naciągając wszystkich mężczyzn. A potem – pomyśli o
jakimś porządnym mężu, człowieku poważnego serca i ciężkich pieniędzy. Pasowałby jej Rasiński na
grubszą aferę. Wildemu natomiast opowiadała, jakie dobra straszne się tam gdzieś marnują. Z żoną
Rasińskiego, jak uznała, nie było warto rozmawiać o incydencie w pociągu. W każdym razie miały
pogawędkę o modzie i o tym, że przy mężu zaangażowanym w politykę i dziennikarstwo, Rasińska pewnie
nie wie, co się nosi. Drwęska przyznała się, że tańczy jak Izadora Duncan (ten sam styl, nie mówię, że
poziom). Rasińska kazała, zatem mężowi zaakompaniować Hannie. No i Hanna tańczyła, zupełnie naga.
Nagle zrobiło jej się niedobrze. Rasińska była wzruszona. Zdaje się, że połapała się w trójkącie i jakoś to
przyjęła. Że niby to, że Hanka chciała być razem we troje, to tak, jakby oddała Rasińskiej drugi raz jej
męża. Hanka mówi, że nikt nie powinien o nich wiedzieć.
Herbatka u Drwęskiej. Był też Pietrzak i Wilde, którego Pyć przekonywał o tym, że zabytki są niepotrzebne i
że nimi nie dogonimy zagranicy. Po salonie krąży hrabianka Bogulicka, zwana Pesteczką, i Drwęska.
Dąbrowa obserwuje nogi pań i myśli nad zamachem Krywulta, który – o ile mu wiadomo – tuż, tuż.
Wchodzi Barcz, panie świergotają do niego jak tam na froncie. Barcz wiedział już o teatrzyku i był w
dobrym humorze.
Wieczorem przyszedł do Drwęskiej. Nie bardzo chciał, bo miał masę zajęć. Drwęska dała mu list od
Krywulta do Wildego traktujący o złocie. Nie pokazywała go wcześniej Pyciowi. Dała mu też do
zrozumienia, że papier zdobyła prostytucją. Bo wcześniej Barcz nie mógł zrozumieć, czemu żąda kasy na te
zabytki. Chyba się trochę przeraził, a jak Drwęska mu powiedziała, że on też się, co dzień prostytuuje dla
ojczyzny, to ją zdzielił pejczem. Następnego dnia kupił jej kwiaty i pojechał przeprosić. Chciał jej zabronić
tej służby, ale Hanka miała ochotę być wolna... Opowiedziała mu o Wildem, a potem zaczęli się widywać w
wiadomych celach. Opowiadała mu o swoich przeżyciach erotycznych. Żonie tłumaczył się, że rzadziej się
widują, bo nie jest pewny dnia zamachu i musi się do niego sam przygotować.
Pyć i Dąbrowa kłócą się, bo każdy ustala inny termin zamachu. Dąbrowa próbuje chyba szantażować lekko
Barcza, że może wojsko nie będzie gotowe? (Tak zrozumiałam...) Barcz wraca do siebie i razem z Pyciem
sprawdzają teczkę chyba Dąbrowy. Sprawdzają browninga dla Barcza na wypadek zamachu. Spodziewają
się go dziś w nocy. Potem Barcz zostaje sam. Wchodzi Drwęska i zaczyna grę wstępną, starając się
przekonać Barcza, że zamachu nie będzie, bo Krywult z towarzystwem wyjechał poza Warszawę, a poza
~ 11 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
tym i tak im koni w oddziałach brakuje. I tak dalej, Barcz się broni... Wreszcie przychodzą spiskowcy. Barcz
nie może wezwać straży, ze względu na honor Drwęskiej. Nawet nie zdążył się ubrać, kiedy weszli
oficerowie. Proszą go na dół. Barcz idzie z nimi na bosaka. Na schodach ratuje go z opresji wierny mu
żołnierz, dość łatwo rozbrajając przeciwników (chyba osłupiałych; nie umiem sobie tego inaczej
wytłumaczyć). Barcz ubiera buty i idzie na plac, gdzie jest już Pyć. Oglądają piechurów przysłanych przez
Dąbrowę. Okazuje się, że zamachem kierował Wilde, a Krywult przezornie siedzi pod Warszawą, w
Jedwabnie, u Bogucickich. Pyć pokazuje Barczowi aresztowany nowy rząd. Starego szuka Wilde, bo sam go
wcześniej “schował”. Dąbrowa przyjeżdża. Barcz wściekły oskarża go za dwugodzinne spóźnienie o spisek.
W rzeczywistości Dąbrowa nie mógł się zdecydować, po której stronie stanąć i postanowił przeczekać
sprawę. Znajduje się rząd. Barcz i reszta jadą do agencji Rasińskiego, aby sprawdzić go i poinstruować, co
ma iść w Polskę. Potem jadą do Jedwabna, do Krywulta. Otwiera im lokaj, którego Dąbrowa zdzielą między
oczy, żeby sprowokować oficera, który właśnie się ukazał. Każą się prowadzić do Krywulta. Ten –
zaskoczony, ale próbuje się ratować. Tymczasem Dąbrowa oznajmia mu wyrok: bunt, rozstrzelanie. Mają
cały jego telefon, po którym jeszcze nie odłożył słuchawki, w stenogramie. Krywult każe im iść precz,
wtedy Dąbrowa rzuca się na niego i przez chwilę się mocują. Wspaniałomyślnie rozdziela ich Barcz, jako
polskich generałów, którym nie przystoi. Konferują, schodzą dopiero na śniadanie. Rankiem hrabia
Bogulicki żegna generałów strzemiennym. Hasła: Bóg i Ojczyzna! Generałowie wycałowali się przed
samochodami. Pierwsi jechali: Pyć i Barcz. W następnym samochodzie Krywult i Dąbrowa. Pyć podziwia
Barcza za idealny instynkt państwowy, że nie strzelał w hotelu. Nie wie, dlaczego... Przed hotelem czeka na
Barcza Jadzia z Przeniewskim. Żona wypytuje, czy cały, a Barcz śmieje się, że wszystko bez jednego
wystrzału udało się rozwiązać. Wchodzą do apartamentu Barcza i tu: straszliwie głupia i nieprzyjemna dla
Jadzi sytuacja, bo... Hanka jeszcze nie wyszła i na dodatek wylewnie wita Barcza. Nadziała się zresztą nogą
na szpilkę od leżącego na ziemi kapelusza Jadzi i kuleje. A potem doradziła żonie, żeby cieszyła się mężem,
bo to teraz najważniejsze. I wyszła.
Barcz je śniadanie, mówi Jadzi, że chce wynająć jakieś rodzinne mieszkanie na mieście, żeby go znów nie
naszli. Jadzia wychodzi. Bardzo przybita. Na dole Przeniewski odwozi ją przez Warszawę do teatrzyku.
Barczowa marzy o małym pokoiku, w którym kwitnie szczęście. Przeniewski zaczyna wątpić w zdolności
Barcza i przymierza się do jego roli. Nie bardzo wie, co postanowił Barcz, ale jest gotów nawet ożenić się z
Jadzią albo żałować jej śmierci w wypadku. Jadzia w pracowni poprawia lalki. Wchodzi Pietrzak i Barczowa
opowiada mu to, co wie od męża o tej nocy. Pietrzak już cieszy się na artykuły do Department of
Intellignece. Jadzia płacze. Prosi, żeby mogła stąd odejść. Nie chce już robić nic dla wojska. Chce poświęcić
się dzieciom. Ale Pietrzak przekonuje ją, że żołnierze na froncie też opieki potrzebują. Znajduje przy tym
ogromną przyjemność w głaskaniu jej włosów. I długo ją wspomina.
Pietrzak pojechał pogratulować Barczowi, u którego były tłumy. Chciałby też dobrać się jakoś do
Fedkowskiego, który mógł być użyteczny. Na razie jednak wybrał się do matki Barcza. Tam – matka
“błogosławi sobie chwilę, w której Barcza poczęła”. Pietrzak okazuje jej szacunek, nagabuje Jasia o interesy
i pokrzepia Jadzię. Matka opowiada o dzieciach, którym śpiewa arie. Pietrzak roztkliwia się i też śpiewa
pieśni anglosaskie.
Przez kilka kolejnych dni Pietrzak włóczy się za Przeniewskim, który za często siedzi u Jadzi. Postanawia
wyjechać z nią na front, pokazywać teatrzyki. Idą z tym do Rasińskeigo, który handluje się wciąż z
Anglikami o monopol kinowy. I chwali Barcza: to smok, lew o sercu węża... Pyć kategorycznie odmawia
wysłania teatrzyku na front: teraz zima, epidemie, za duża odpowiedzialność. W takim razie Jadzia prosi
tylko o stare gazety do swojej fabryki. Pojechali do ekspedycji, gdzie te gazety odkładano. Jadzia się
popłakała. Pietrzak i Pyć ją pocieszyli i obiecali opiekę oraz braterstwo. Pyć nie powiedział o tym Barczowi.
Na razie pertraktowali z Jabłońskim o umorzenie sprawy zamachu. Barcz przecież współpracuje z winnymi i
tylko dzięki nim ma jakoś szansę przepchnąć wybory. Już front obsadza “zbrodniarzami”.
~ 12 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
Udali się z Pyciem do Jabłońskiego w sprawie Wildego. Pyć, bowiem uświadomił Barczowi, że jako władza
musi różne szumowiny tolerować. Wreszcie zmusza porządnego Jabłońskiego, aby oddał akty śledztwa do
jego własnej dyspozycji. Na froncie szło źle, z wyborami też. A najgorzej z ugodą. Krywult strasznie się
targował. Żeby przygasić całą sprawę, udał się Barcz do Rasińskiego, chociaż był zazdrosny o jego
wypadek z Hanką. W ogóle Hance Barcz poświęcił wiele. Przede wszystkim – Jadzię (to już wcześniej
postanowił, ze względów państwowych). Krywult proponował Wildego na dyplomatę, ale z tą sprawą Barcz
właśnie się wybrał do Hanki. I pogadali sobie, powygarniali rachunki, a potem się umówili i wyszli osobno.
Ponieważ tym razem zabawili się na łonie natury, a była zima, więc oboje się bardzo silnie zaziębili. Barcz
przeprowadził się jeszcze do zimnego mieszkania, więc nie było mu najlepiej. Ale za to każdą noc spędzał u
Hanki. Ofiarował jej Wildego i Dąbrowę. Tego ostatniego postanowił się pozbyć, gdy pewny już był
wyborów. Chciał usunąć go z Warszawy pod groźbą śledztwa w sprawie zamachu i posłać: czerwonego
przeciw czerwonym na front wschodni. Cios ten wymierzył znienacka. Powiedział o aktach śledztwa na
przyjęciu. Dąbrowa jednak właściwie chciałby być aresztowany, gdyby nie żona i dzieci. Już mu nie zależy,
jak widzi, co tu Barcz buduje, ile krwi, o której Barcz wie, wylewa się wciąż. Dąbrowa odszedł i plątał się po
mieście, szukając Boga (a raczej zastanawiając się, gdzie go znaleźć).
Jadą goście na otwarcie sejmu: Piłsudski, Krywult i Barcz. Dąbrowa także znalazł się na zdjęciu, o które
prosił ich Rasiński. Wewnątrz – fate. Dąbrowa pyta Rasińskiego, czy już wydrukował jego nekrolog, bo na
front jedzie. I pyta też o Kraków. I wciąż myśli, że dla równości i sprawiedliwości potrzeba tu Boga.
Tymczasem Krywult zasypuje komplementami Drwęską, zaleca jej rodzenie dzieci i proponuje mieszkanie
nie w hotelu, a na parceli, obok siebie. Barcz tymczasem przyprowadza Krywultowi reprezentantów Narodu,
którzy proszą go o przemówienie. Rzecz była z góry przygotowana, ale Krywultowi jakoś nieswojo.
Przemawia, patrząc na Barcza i prawi o wspólnych łzach, sercach, wreszcie o duchach przodków, o wiośnie,
co się raduje z ich zgody, o sobie, starym żołnierzu i wreszcie rzuca: kochajmy się! Wtedy obecni niosą na
rękach Dąbrowę i Krywulta ku sobie, by się godzili. Zwolennicy przyskoczyli także do Barcza. Ten pyta
Rasińskiego, czy podoba mu się radość z odzyskanego śmietnika w takich ramach. Odsunął go zresztą
szybko i poszedł rozmawiać z posłami. Szukał pewnej kanalii. Na front nie dochodziły dostawy materiałów
wojennych.
Krywult polecił Barczowi Wildego. Ten, wezwany, miał jechać w misji, zamknąć oczy i przekupić. Barcz
musiał go Hance jakoś wybaczyć. Na razie wódz zabezpieczył się nieźle; z lewa (Dąbrowa), z prawa
(Krywult), dla przeciwwagi (Wilde). Przed wyjazdem na front (musiał wziąć udział w walce) chciał się
jeszcze zabezpieczyć rodzinnie. Nie było dobrze. Ordynansi go okradali, ludzie nachodzili. Potrzebował w
mieszkaniu kogoś pewniejszego. Hankę kochał, ale nie chciał pozwolić, aby ta miłość przerosła jego
dziedziny pracy. Barcz postanowił zamieszkać z matką, a wcześniej jakoś rozwiązać sprawę z Jadzią. Musiał
się z nią rozwieść. Przeniewski opowiedział mu o Jadzi wszystko. Barcza denerwowało to, że laleczki nadal
istnieją i rozwijają się dzięki Pietrzakowi. Przeniewski bezpośrednio poprosił Barcza o rękę jego żony i
powiedział, że wyjedzie z nią na delegację.
Barcz wybrał się do matki i jakoś ją przekonał, żeby przeniosła się do niego. Nawet wyszło tak, że zaczęła
posądzać Jadzię o krzywdzenie syna za sprawą Pietrzaka... Choć trudno jej było porzucić szkółkę,
zrozumiała, dlaczego Barcz nie może mieszkać z żoną. Matka, więc trwała przy nim w tych ważnych
chwilach. Czasem odwiedzała synową lub Jasia, ale u Jadzi nie mogła się dopatrzyć żadnych przewinień.
Jaś śmiał się i twierdził, że Barcz się ich po prostu wstydzi. Matka zabraniała tak mówić, twierdząc, że jak
po wojnie Stach odremontuje Erneścin, to zobaczą.
Barcz przepracowany. Właśnie wybiera się na ciężką radę, przeciwko ministrowi finansów. Przygotowuje
sobie argumenty. Wtedy wchodzi Jadzia. I pyta Barcza, czy to on prosił Przeniewskiego, aby jej powiedział
o ich rozwodzie. A Barcz... Zawołał mamę i się jej wypłakał. Staruszka nie wiedziała nawet, o co chodzi.
Barcz nie sprostował. Pojechał na radę i przeforsował swoje, rzucając radcom ofiarę – Wildego.
~ 13 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
Rasiński i Jabłoński oglądają uroczysty powrót wodzów z frontu (zwycięski). Rasiński czuje się dumny ze
swego udziału: filmy wojenne, artykuły, tasiemce w prasie zagranicznej. Opodal stała też Jadzia. Drwęskiej
odmówiono, choć miała przyjść razem z Bogulickimi. Samolot rozrzucał ulotki przygotowane przez
Rasińskiego, kamerzysta filmował. Przyszedł Pyć, zjawiła się też matka Barcza. Poprosiła ich, żeby nie
zostawiali na długo samej Jadzi z Pietrzakiem. A tymczasem Pietrzak rzeczywiście zarywa do jadzi bardzo
konkretnie. Chociaż ona udaje, że nie wie, o co chodzi. Oglądają paradę, na której zgromadziły się również
dzieci starej Barczowej, te z ochronek. Jadzia ogląda męża. Pietrzak robi się coraz bardziej natarczywy, aż
w końcu... Jadzia wybucha śmiechem i wychodzi. Pyć i Rasińska zajmują się nią. To atak serca. Pyć zszedł
na dół, szukać matki Barcza. A ona szczęśliwa, otoczona sierotami. Wreszcie zebrała się na odwagę i
wybiegła uściskać syna... Tymczasem pierwsza była Drwęska, która rzuciła wodzom pod nogi chryzantemy.
To tylko z całej uroczystości ucieszyło Barcza. W ogóle żałował, że nie przystopował Rasińskiego. Wolałby
zrzucić trochę popularności na swych rywali, tym bardziej, że oni zaczęli szemrać. Po uroczystości Barcz
stwierdził, że matka może poczekać i pojechał do nowej willi Hanki w Przedmurzu (opodal pałacu
Krywulta). Spędzili tam upojny dzień, Hanka zaproponowała też sposób na triumwirów Barcza, których – jej
zdanie – należało trzymać słodką ręką. Barcz uważał, że to przez propagandę Rasińskiego Krywult i
Dąbrowa odsunęli się od niego. Po powrocie do siebie, Barcz jest podejmowany przez swoją matkę.
Rozmawia z niż szczerze o Jadzi, o tym, żeby jakoś to załatwiła i o swoim romansie, który uratował mu
życie. Następnego dnia Barcz rozmawia z Pyciem o utworzeniu Najwyższego Wojskowego Trybunału
Sprawdzeń. Rzeczoznawcami mają być Pyć i Wilde, z tym, że ten ostatni powinien potknąć się na pierwszej
sprawie. Barcz rozmawia z Hanką i planują zbliżenie towarzyskie stronnictw wrogich. U Hanki na bankiecie.
A potem – jeszcze ze dwa spotkania: u Barcza i u matki i powinno się jakoś ułożyć. Hanka na razie nie
mówi Barczowi, że Krywult niewybrednie okazywał jej swoje zainteresowanie.
Do Hanki schodzą się goście na “wieczór powrotu”. Pierwsi Rasińskcy, potem Jabłoński. Z ważniejszych
osób: Dąbrowa, ale jakiś odmieniony (chyba na minus), Pyć. Dąbrowa raczej ze złością komentował to, że
niektórzy się dorobili. Poza tym dom Drwęskiej biedny nie był. Wreszcie generał naskoczył na Rasińskiego i
trwało to dotąd, dopóki Drwęska nie nasłała na wodza Jabłońksiego. Obecność prokuratora działała
uspokajająco... Wreszcie przyszedł Krywult z Wildem. Prawił generał komplementy Hance, zauważył, że
Dąbrowa skomentował raczej z radością przybycie Barcza. Barcz tymczasem już domyślał się frondy
i postanowił dziś zabić jej klina. Na razie wyratował z opresji Hankę, naciskaną przez Krywulta i Wildego.
We czwórkę, po żołniersku, nie w parach, ale w męskiej kompanii wodzowie zasiedli do stołu, przedtem
mówiąc sobie kilka pogróżek. Krywult wznosi toast obraźliwy dla Barcza (oni o tym wiedzą, Krywult
mianowicie chce dać Barczowi parcelę i dwa konie arabskie – właśnie posiadanie takich dóbr
kompromitowało wcześniej Krywulta, Barcz traktował to, jako upokarzające). Barcz natomiast przedstawia
współtworzą sprawę N.W.T.S.-u. Na osobności zastanawia się z Pyciem, jaką sprawę podsunąć Krywultowi,
jako pierwszą. W końcu decydują się na Rasińskiego, bo tego Pyć jest pewien. Zna jego biuro, nic tam nie
znajdą.
Barcz zorganizował u siebie “wieczór ojców” z udziałem całego triumwiratu, Pycia i Wildego. Wita ich matka
Barcza, każdemu coś miłego mówiąc. Potem zaczęła się pijatyka i kombinowanie, wzajemne podchody,
jakby tu plany swoje doprowadzić do końca, a cudze pokrzyżować, półsłówkami... Wreszcie Barcz i Krywult
wznoszą toast za swoje braterstwo. Wówczas Pyć wspomina Rasińskiego, a Krywult się wścieka i mówi, że
to będzie jego pierwsza sprawa w N.W.T.S.-ile. Potem ponosi ich ułańska fantazja i jeżdżą konno po nocy,
przy czym: Barcz na karym arabie, Krywult i Pyć na drugim arabie, Dąbrowa na rządowym koniu Barcza.
Wildemu miejsca nie starczyło. Za to krzyczy za nimi, że wyglądają jak jeźdźcy apokaliptyczni.
Kilka dni później Dąbrowa podejmuje się sam prowadzić sprawę przeciwko Rasińskiemu. Potrzebują jeszcze
eksperta cywilnego. Znaleźli Kwaskiewicza. Ten postanowił, że w czasie śledztwa wypuści długo
przetrzymywaną powieść Rasińskiego. Rasiński dość zdumiony otworzył im drzwi. Pyć syknął mu na ucho,
żeby się pazurami bronił. Zabrali księgi, a Wilde zawezwał do siebie wieczorem Fedkowskiego. Tam
zaszantażował go uwięzieniem, jeżeli nie przypomni sobie jakichś nieprawidłowości. No i ze wszystkiego, co
~ 14 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
powiedział, Wilde wyłowił marszruty dla Drwęskiej i sprzedaż za niższą cenę starych gazet do fabryki Jadzi.
Powiedział o tym Krywultowi i nazajutrz, razem z Dąbrową wybrali się do Barcza. Powiedzieli mu, że mają
na niego haki. A Barcz oczywiście zabronił przerywać śledztwa. Zawezwał Pycia, który dość spokojnie
zareagował na nowości. Co do marszrut – Hanka sama sobie poradzi. A żona Barcza jest nie do ruszenia,
ze względu na wplątanie w wielką aferę szpiegowską. Barcz, – który nie wiedział o tym ostatnim – bardzo
się oburzył. Wybrał się do Hanki, pogadać o marszrutach. Hanka wybiega z domu z Browningiem i idzie do
Krywulta. Tam robi scenę i oskarża Wildego, że nie dba o jej honor. Że to na pewno nie Krywult, bo on za
szlachetny, tylko właśnie Wilde. Jak śmiał nie uprzedzić jej, że wplątuje ją w jakąś brudną aferę? Krywult
wyrzuca Wildego, przeprasza Hankę. Drwęska wróciła do domu, odprowadzona przez Wildego i z obietnicą
Krywulta, że to wszystko nie istniało (tzn. marszruty). Barcz “wziął ją siłą”. Następnego dnia Barcza obudził
Przeniewski, przynosząc mu pocztę. Była tam nowina o aferze z fabryką Jadzi. Chodziło o to, że Rasiński
pobierał od niej opłatę i to niższą niż cena rynkowa i to wszystko było w księgach. Barcz wezwał Pycia i
powiedział, że pojadą o czwartej do Erneścina, choć sam nie bardzo wiedział, po co.
Barcz oglądał zaniedbane domostwo. Posłał stróża po matkę i Jadzię, które były z dziećmi w lesie. Byli też z
nimi Jaś i Pietrzak. Matka opowiadała Barczowi o gospodarce Erneścina. Jadzia dziwi się na jego widok, ale
jest szczęśliwa. Myśli, że spełnił się jej sen, że mąż ma kłopot i woła ją. Rozmawia z nim bardzo serdecznie,
na to Barcz rzeczowo, że przez nią jest oskarżony o złodziejstwo i w ogóle chce wiedzieć, co ją łączy ze
znanym szpiegiem. Kiedy Jadzia próbuje zaprzeczyć, szlachetny mąż (sorry, nerwy mi już puściły, staram
się nie komentować postawy Barcza) mówi, że złamała mu życie. Jadzia wybiega i oblewa sobie twarz
gorącym papierem.
Straszna noc, Pietrzak całkowicie rozbity miota się, próbuje pomóc Jadzi. Zamiast oliwą, matka przemywa
jej poparzoną twarz wodą gulardową. Jadzię przewożą do Warszawy karetką. Barcz jakoś mało się tym
przejmuje. Byłoby mu na rękę, gdyby Jadzia zmarła. Jego matka pociesza się tym, że synkowi tak ciężko...
Barcz pojechał do kliniki. Kupił białe chryzantemy. Lekarze przyjęli go po koleżeńsku, – jako wódz
dostarczał im pacjentów. W domu matka wypytuje Barcza o przyczynę wypadku. Na to syn mówi jej, że
zapytał Jadzię o Pietrzaka i – sprawa jasna. Przychodzi Drwęska. Pyta Barcza poruszona, dlaczego tak
musiało się stać? Generał odpowiedział, że dla Hanki po prostu zabrakło miejsca na świecie. Hanka
tymczasem zaczyna blokadę Dąbrowy od strony Bogulickich. Zaczyna po prostu własną grę. Niedawno
spaliła akt z marszrutami, który przyniósł jej Krywult — już nie ma dowodów. Przyszedł do niej skarżyć się
Rasiński. Hanka dowiedziała się od niego, że zabrano mu księgi bez spisu. Stwierdziła, że można by po
prostu jedną z nich “zgubić”, a nie wyrywać poszczególne kartki. Spotkała się w celu wybadania sytuacji z
posłami różnych stronnictw, z Pyciem, z Krywultem. Z tym ostatnim targowała się o księgi dwóch afer.
Krywult po powrocie do siebie rozmawia z Wildem i ustalają plan działania. Nazajutrz posiedzenie z
Dąbrową, któremu mówią, że wprawdzie Wilde “zgubił” akta dotyczące marszruty, ale to Dąbrowa, jako
prowadzący śledztwo, będzie za to odpowiedzialny... No, ale została im jeszcze jedna sprawa, którą
poruszą na posiedzeniu z udziałem Pycia. I po tym właśnie posiedzeniu Dąbrowa chciał Rasińskiego
aresztować. Natomiast Pyć kazał się Krywultowi zastanowić, czy warto ruszać sprawę Jadzi, bo to chodzi o
aferę szpiegowską, a Barcz poświęcił żonę na sposób japoński... Krywult następnego dnia zjawił się u
Barcza, współczuł mu cierpienia (a Barcz nie cierpiał, jak wiemy), zachowywać się zaczął miłosiernie...
Nawet odwiedził Kwaskiewicza i odpowiednio go do sprawy Jadzi ustawił. Nakupił u niego książek, także
Rasińkiego i pojechał do Drwęskiej się oświadczać. Nawet nie skomentowała. Wpadł w podły nastrój,
wybierał się na konne przejażdżki samotnie. Jak wiedział Wilde, nie mogło być nic gorszego. Krywult
wkurzył się, że Wilde opublikował artykuły przeciw Rasińskiemu, skoro on sam z Barczem się godzi. Na
posiedzeniu sądu dochodzą do jakichś szemranych ustaleń. Tzn. oczywiście skrupiło się na Rasińskim. Oni
się jakoś dogadali.
Pietrzak strasznie przeżywa cierpienie Jadzi i cały czas twierdzi, że sprowadzi kogoś na przeszczep skóry
zza granicy. Pyć tymczasem chce od niego wyciągną sprawy szpiegowskie. Kiedy dzwoni telefon i donoszą
~ 15 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
o śmierci Jadzi, Pietrzak mdleje. Pyć wyciąga mu papiery. Spokojnie je przegląda i ze zdziwieniem widzi, że
Anglosas wpadł już na trop nowych planów mobilizacyjnych. Idzie się z tym zameldować Barczowi. Ten jest
akurat w sądzie, u Jablońskiego. Nakłania, a właściwie zmusza prokuratora do niesprawiedliwego
aresztowania Rasińskiego. Pyć donosi Barczowi o śmierci żony. Teraz wiedzą, że skoro Rasiński zostanie
niesłusznie aresztowany, to wyłożą się na tym jego oskarżyciele: Wilde, Krywult i Dąbrowa. Barcz przeraża
się aferą Pietrzaka. Chce też jechać lub iść do kliniki żony. Następnego dnia rano przychodzą do niego
dawni żołnierze w sprawie aresztowania Rasińskiego. Barcz nie chce im się tłumaczyć, więc uderza w ton
żałobny, że cierpi po stracie żony, przejętej tym incydentem. Na to jeszcze przychodzi matka i... Sprawa
sama znów się uwzniośla.
Rasiński słucha swego wyroku obojętnie. Wie, że będzie uniewinniony. Rozmyśla nad tym, jak inni grają z
nim w Państwo. Rasiński ma teraz ochotę napisać prawdę. Oczywiście – ugodzi to w Barcza. Dąbrowa
rozmawia o tym z Kwaskiewiczem, a potem jedzie do Hanki. Ona nie bardzo chce z nim rozmawiać.
Dabrowa prosi, żeby pamiętała o jego lojalności, skoro teraz pewnie zostanie żoną Barcza. Hanka prawie
go wyprasza. Na odchodnym Dąbrowa mówi o planach Rasińskiego. Hanka poszła na górę, a Dąbrowa
postanowił poczekać na Barcza. W czasie wolnym rozmawia z lokajami Drwęskiej. Przyjeżdża Barcz,
o wyglądzie zwycięzcy. Dąbrowa mówi mu, że utył, a tamten, że gra w tenisa i jeździ konno... I figura go
martwi. W ogóle Barcz traktuje wyznania Dąbrowy dotyczące Rasińskiego za jakieś nazbyt szczere. Nie
chce, nawet pomimo odmiennego zdania Hanki, porozmawiać z Rasińskim, żeby to jakoś ułagodzić. Potem
Dąbrowa pyta Barcza o dalsze plany. Barcz pewnie wyśle go gdzieś na prowincję, żeby świecił przykładem.
Sam Barcz – jest mu za dobrze. Hanka prosi go o rozmowę z Rasińskim, bo pisarz Barczowi oddał najlepszą
cząstkę siebie.
Barcz i Krywult w towarzystwie Hanki i Pesteczki grywają w tenisa. Przyjmują wtedy wizyty: starego
Bogulickiego, Przeniewskiego. Krywult nie bardzo daje radę, bo nie ma kondycji, ale tym razem to Barcz
kończy wcześniej, bo wymawia się, że ma dużo pracy. W domu ciągle hołduje żałobie. Mama nie wie, jak
mu dogodzić: zaprasza Hankę, daje jej domowe przepisy... Barcz zastanawia się nad samobójstwem
Pietrzaka pod murami lecznicy. Chyba czuje się nieswojo, że serce Jadzi, chociaż nie należało do innego,
potrafiło właśnie w innym obudzić zakazane uczucia. Matka uważa, że powinien bogato się ożenić
i postarać o dzieci. Zresztą, już wcześniej zrzucała na bezdzietność Jadzi niesnaski w ich małżeństwie.
Proponuje Barczowi Bogulicką, ale z tą już żeni się Przeniewski. Barcz, ku niezadowoleniu matki, grywa po
nocach w karty z Pyciem. Któregoś dnia wzywa wreszcie Rasińskiego, ale każe mu długo czekać, aby
osłabić ewentualne wymówki. Rozmowa wypadła na korzyść Barcza. Wprawdzie Rasiński powiedział, że
może się cieszyć z śmietnika, a nie żyć w nim, ale Barcz szybko opowiedział mu, że to właśnie nim,
wodzem, gra się tu w kości, przytoczył swoje cierpienia, nawet okrasił je łzami i... Dał Rasińskiemu awans.
Oczywiście ten ostatni nie ma zamiaru drukować na razie swoich rewelacji... Barcz postanawia powiedzieć
Hance, że jej były kochanek dał się kupić za gwiazdkę.
Barcz spóźnia się na mecz tenisa. Między gemami rozmawia z Hanką. Ta uśmiecha się, ale za chwilę mdleje
na placu. Barcz zawozi ją do siebie, tam matka ratuje ją na wszystkie sposoby, bo Drwęska ma nudności.
Dopiero za chwilę Barcz Hanka zostają sami. Jak się czytelnik zapewne domyśla, Hanka jest w ciąży, co
wyznaje Barczowi. Na to wódz – prosto i bez emocji: albo usunie dziecko albo muszą się rozstać. Bo jak to
teraz bez ślubu, a pobrać się nie mogą (no coraz bardziej podziwiam tego faceta...). Hanka na to, że nie
usunie, a on jej życzy powodzenia z dzieckiem bez ojca. Hanka nie poddaje się, mówi, że dziecko będzie
żyło, od pierwszego dnia będzie miało ojca i każdy dzień jego życia będzie dla Barcza policzkiem. Bo... Ona
zostanie Krywultową. Barcz wpada w furię, ale wreszcie puszcza Hankę, która wychodzi. Barcz zabiera się
do pracy. Przychodzi do niego matka, która słyszała rozmowę młodych. Nie może Barcza zrozumieć, płacze
i wyprowadza się.
Barcz idzie do Pycia i razem jadą do Erneścina. Nie zastają jednak starej Barczowej, bo wyjechała z dziećmi
na święto, co się odbywa: w lasku, przy brzegu, na murawie”. Poszli na festyn i Barcz i Pyć, ale czuli się
~ 16 ~
XX-lecie międzywojenne – egzamin – Juliusz Kaden-Bandrowski, Generał Barcz
nieswojo, bo ich zaczęto rozpoznawać, jako wyższych rangą. Usiedli gdzieś z boku i Barcz stwierdził, że stał
się już tak godny, że został całkiem sam. Pyta Pycia, po co była ta ofiara z osobistego życia? Pyć nie
rozumie, zresztą sam już pracuje nad sprawą Pietrzaka. Wreszcie odpowiada: oni po to poświęcają życie
swoje i cudze, żeby przyszłym pokoleniom żyło się lepiej. I żeby ludzie mogli żyć prosto i szczerze...
Wzruszające zakończenie.