background image

Wstrząsająca wizja dwudziestowiecznego 

obozu kaźni w opowiadaniach Tadeusza 

Borowskiego.

 

 

"Dzień na Harmenzach" 

Tadka, pracującego w grupie innych więźniów przy torach kolejki wąskotorowej spotkała 
pani Haneczka, która kiedyś, w pierwszych dniach obozowego życia, dokarmiała go 
wykradanymi kurom kartoflami. Tadek, chcąc się odwdzięczyć, przesłał jej potem różne 
prezenty. Były one jednak systematycznie kradzione. Ostatnio w ten sposób zginęły 
przeznaczone dla niej mydła. W trakcie rozmowy z Panią Hanią Tadeusz dowiedział się, że 
taki sam prezent otrzymała ona niedawno od kapo Iwana. Słysząc to, poprzysiągł zemścić się 
na złodzieju. Był tak zdenerwowany, że nie chciał nawet przyjąć oferowanej przez panią 
Hanię żywności. Po odejściu kobiety więźniowie mieli więc pretensje do Tadeusza o to, że 
nie chciał przyjąć od niej kartofli, które ci - zgłodniali - chętnie by zjedli. Wśród 
niezadowolonych był Żyd Beker, były langeraltester w obozie pod Poznaniem. Kiedyś zabił 
własnego syna za kradzież chleba. Teraz zirytowany Tadek wypomniał to Bekerowi. Ten 
jednak był przekonany, że postąpił słusznie, ponieważ kradzież pożywienia stanowiła w 
obozie wielkie przestępstwo. Według Żyda, Tadeusz nic nie rozumiał, gdyż nigdy nie zaznał 
prawdziwego głodu, czyli takiego, "gdy człowiek patrzy na drugiego człowieka jako na obiekt 
do zjedzenia". Tadeusz nie dał się jednak przekonać i postraszył Berkera "wybiórką" 
(selekcją, która przeznaczała chorych i słabych fizycznie na śmierć w komorze gazowej). 

Prace więźniów przy budowie torów dozorowane były przez skorego do bicia kapo oraz 
kommandfuhrera - a więc ludzi bez skrupułów. Pewnego dnia wśród pracujących rozeszła się 
wiadomość o "wybiórce". Wszyscy szybko więc opatrywali swe rany, spryskiwali się wodą, 
by wyglądać świeżo. 

Tadek dostał polecenie, aby wyruszyć wraz z grupą Greków po obiad. Szli tam drogą 
prowadząca przez gospodarstwo Harmenze, gdzie przed jednym z domków stały zawsze kotły 
z zupą. Na każdym kotle było napisane kredą, do jakiego komanda on należy. Grupa 
Tadeusza przybyła tam razem jako pierwsza i jeden z kotłów wymieniła na większy po 
uprzedniej zmianie znaków na nim. Nie miało znaczenia, że następni będą mieć o to 
pretensje, gdyż obowiązywała zasada : "kto pierwszy, ten lepszy". Spryt nie okazał się jednak, 
aż tak opłacalny, ponieważ zupa składała się wyłącznie z pokrzywy i dużej ilości wody 
zaprawionej lekko margaryną. 

Tymczasem Tadek odwiedził Iwana, przekazując mu słoninę od pani Hanki. Gdy ten zdziwił 
się małą ilością tłustego podarunku, Tadeusz obiecał mu nagrodę od siebie. W pewnym 
momencie Tadeusz zauważył, że zaufany Grek od Iwana wkłada do torby tamtego dorodną 
gęś ukradzioną z gospodarstwa. 

Nowe buty Tadeusza zwróciły uwagę stojącego na linii wart posta (wartownika), który 
zaproponował, że kupi je w zamian za chleb. Warunki te nie okazały się korzystne, gdyż 
Tadeusz miał pod dostatkiem pożywienia, a za buty mógłby mieć nawet wódkę. 
Niezadowolony post zachęcał więc więźnia do przekroczenia rowu - granicy, której przejście 

background image

groziło śmiercią - obiecując mu w zamian - darmowy chleb dla głodnych Żydów. Tadeusz, 
wietrząc podstęp, nie uczynił jednak tego. 

Przed przerwą obiadową przyszedł do Tadeusza młody i sprytny Niemiec - "pipel" (pomocnik 
kapo). W zamian za cytrynę Tadek wyciągnął od niego informację o tym, że poprzedniego 
dnia w gospodarstwie zginęła jedna gęś. Pipel przyznał, że właśnie z powodu tej gęsi miał 
duże kłopoty, a jego kapo nawet dostał "po pysku" od unterscharfuhrera. 

Nastała pora obiadu. Rozdzielający zupę kapo umiał zapanować nad głodnym tłumem. To on 
postanawiał, kto dostanie dokładkę. Starał się nie marnować zupy dla ludzi, którzy wkrótce 
pójdą do gazu. Tadeusz wspomniał : "Co dzień kapo rozkoszuje się tą chwilą. Za dziesięć lat 
obozu należy mu się ta pełnia władzy nad ludźmi". Vorbereiterom (więźniom pracującym) 
przysługiwały dwie miski strawy. Jedną ze swoich Tadeusz podał wlepiającemu w niego oczy 
Bekerowi, druga powędrowała do rąk Andrzeja - więźnia, który pracował w sadzie i mógł w 
zamian przynieść jabłka. Beker wyjadł także kaszę, którą wcześniej zostawiła dla Tadka pani 
Haneczka. Żyd dostał za to szereg kopniaków od Iwana. Tadeusz nie był jednak skory do 
bicia winowajcy, polecił mu jedynie umyć miskę. Za przekazanie więźniom wiadomości o 
zajęciu przez Rosjan Kijowa post (ten sam, który stał wcześniej na warcie i domagał się 
wymiany butów) zagroził Tadeuszowi "meldunkiem" o rozsiewaniu plotek politycznych. 
Więzień musiał więc go czymś - w zamian za milczenie - obdarować. Żyd Rubin (od którego 
usłyszał wiadomości o Kijowie) postanowił sam udać się do posta i ubić z nim interes. 
Tadeusz musiał na ten cel poświęcić swój zegarek. 

Nagły gwizdek oznajmił koniec pracy. Wszyscy mieli się stawić na przedwczesną zbiórkę. 
Przeprowadzona została rewizja, podczas której u Greka znaleziono skradzioną gęś. Esesman 
spytał go, pod groźbą śmierci skąd ją ma. Na środek wyszedł wówczas Iwan przyznając się do 
winy. Na niego też padły silne uderzenia pejcza. Po zbiórce do Tadka przyszedł Beker i 
powiedział mu o tym, że nazajutrz wyznaczono go do gazu. Stary Żyd powiedział : "Tadek, 
ale ja byłem tyle czasu taki głodny. Daj mi co zjeść. Na ten ostatni wieczór" . Bohater odstąpił 
mu więc swój chleb. 

"Ludzie, którzy szli" 

Na pustym polu za barakami szpitala wybudowano boisko sportowe, na którym więźniowie 
grali w piłkę nożną. W pobliżu za drutami była rampa, na którą wciąż przyjeżdżały pociągi z 
ludźmi kierowanymi wprost do gazu. Ludzie wysiadali z wagonów towarowych i szli w 
kierunku lasu. Później ludzie zaczęli iść dwiema drogami do lasu - jedną wprost z rampy i 
drugą z drugiej strony szpitala. Obie drogi prowadziły do krematorium. Narrator - Tadeusz 
opowiada, że ludzie wciąż szli "tą i tamtą drogą" zarówno z rana jak i w południe, czy 
wieczór, a nawet nocą, ponieważ słyszał "wyraźnie oddalony gwar wielu tysięcy głosów". 

Obok obozu roboczego Tadeusza był nie wykończony odcinek C, do którego mimo to 
władowano ponad 30 tys. Kobiet. Obóz ten nazwano Perskim Rynkiem. Narrator pracował 
wówczas w komando jako dekarz. Pokrywał dachy papą na lepiku na gorąco. Mówił : "Nie 
szukam angrody, ja kryję dachy i chcę przeżyć obóz". 

Poznał wtedy oblicze tego obozu. Głodne więźniarki "śmierdziały potem i krwią kobiecą". 
Godzinami stać na apelu. Esesmanki wyciągały z szeregów brzydsze i ciężarne i te musiały 
iść na drogę prowadzącą do lasu. Jedna z blokowych oświadczyła w złości więźniarkom : 
"Ten dym, który widzicie nad dachami, jest wcale nie z cegielni, jak wam mówią. To z 

background image

waszych dzieci". Na rampę wiąż przyjeżdżały pociągi i ludzie szli dalej drogą w stronę lasu. 
Gdy do krematorium ciągnęły długie szeregi ludzi, w obozie toczyło się normalne życie. Z 
dachów, na których narrator pracował widać było pracujące krematorium, a także jak 
rozebrani do naga ludzie wchodzili do środka budynku, a w chwilę później sonderkommando 
(specjalne komando złożone wyłącznie z Żydów pracujących przy gazowaniu i paleniu ludzi) 
wynosiło trupy. Działo się tak codziennie. 

Czasami ludzi ze spóźnionych samochodów, których nie opłacało się im gazować, 
rozstrzeliwano albo spychano "żywcem do płonącego rowu". Gdy pewnego razu młoda, 
piękna dziewczyna nie chciała odejść od matki, poprowadzono ją, rozebraną, w stronę 
płonącego rowu i kiedy ta, przerażona, zapytała, co się z nią stanie, usłyszała odpowiedź : 
"bądź odważna"; po chwili gestapowiec strzelił, nie celując, pchnięto ją do płonącego rowu i 
słychać było tylko jej okropny krzyk. 

"U nas w Auschwitzu..." 

Tedeusz donosi w liście do swojej narzeczonej, że znajduje się w Auschwitzu na kursie 
sanitarnym. Został wybrany wraz z kilkunastoma towarzyszami z całego obozu Birkenau. Po 
ukończeniu kursu będą oni leczyć dwadzieścia tysięcy więźniów w Birkenau. Hegerzy 
(sanitariusze) mają sporo wolnego czasu. Są zwalniani z apelów i innych obowiązków. 
Chodzą po obozie w cywilnych ubraniach, a nie w więziennych pasiakach. Na łóżkach mają 
miękkie koce i białe prześcieradła, a w czasie posiłków w święta stół nakryty obrusem. 

Baraki w Auschwitzu są murowane i drogi wybrukowane, a nie jak w Birkenau - drewniane, 
bez chodników. Toteż więźniowie obozu w Auschwitzu patrzą na nich z politowaniem i z 
dumą mówią : "U nas w Auschwitzu". 

Dziewczynę do której Tadeusz pisze list, zna z okresu, kiedy był jeszcze na wolności i 
pamięta z więzienia na Pawiaku. Rozpoczęcie kursów odwleka się do chwili przybycia 
flegrów z okolicznych obozów. Tadeusz wykorzystuje wolny czas na spacery po obozie 
wspólnie z towarzyszami. Na bramie obozu widnieje napis : "Praca czyni wolnym". 

W jednym z bloków obozowych znajduje się sala muzyczna, w której w niedziele odbywają 
się koncerty symfoniczne oraz biblioteka, sala muzealna z eksponowanymi fotografiami 
skonfiskowanymi z listów i "puff" (obozowy dom publiczny). Prawo do odwiedzin 
"panienek" mają, oczywiście z ograniczonym czasem, więźniowie - wybrańcy z karteczkami 
stanowiącymi "nagrodę za dobrą i pilną pracę". W innym bloku przeprowadzane są na 
kobietach eksperymenty medyczne. Poddawane są one sztucznemu zapładnianiu, 
wszczepianiu tyfusu i malarii oraz różnym zabiegom chirurgicznym Tadeusz wspomina o 
spotkaniu z adresatką na Skaryszewskiej oraz o więzieniu na Pawiaku, gdzie z nudów i 
tęsknoty za nią układał wiersze. W niedzielę przed południem narrator był na spacerze. 
Oglądał z zewnątrz doświadczalny blok kobiet. 

Tadeusz zastanawia się nad sytuacją istniejącą w obozie oraz dziwnym opętaniem człowieka 
przez człowieka i dziką biernością ludzi prowadzonych na śmierć. Wspomina o meczu 
bokserskim, na którym był po południu oraz o koncercie w sali muzycznej. Stwierdza, że w 
Auschwitzu wszystko robi się dla oszukania ludzi z zewnątrz - orkiestra, boks, trawniki, koce 
na łóżkach. Następnie Tadeusz pisze o zdarzeniu, kiedy to przed bramą obozu stało 10 tys. 
Mężczyzn i nadjechały samochody pełne nagich krzyczących kobiet : "Ratujcie nas ! 
Jedziemy do gazu!", ale ani jeden człowiek nie poruszył się. 

background image

W następnym liście donosi, że flegerzy nie słuchają uważnie wykładów. On również jest 
zainteresowany opowiadaniem o zabijaniu ludzi w faszystowskich więzieniach i obozach. 
Witek, pipel Kronszmidta, najgorszego kata z Pawiaka, opowiedział mu, jak tan nakazywał 
nagim więźniom z rozparzoną po kąpieli skórą, czołgać się po żelaznej, piwnicznej podłodze, 
właził im na plecy w ciężkich, podkutych żelaznymi kolcami butach i "ujeżdżał ich". 

Witek opowiedział mu również o innych stosowanych wśród więźniów karach, takich jak : 
koziołkowanie i toczenie się godzinami po ziemi, setki przysiadów, siedzenie przez miesiąc w 
betonowej trumnie, pice wody wiadrami, aż do uduszenia się. 

Inny uczestnik kursu opowiedział mu o lagrze, do którego przychodziły codziennie transporty 
nowych więźniów. Ponieważ w obozie była ustalona stała liczba porcji, więc każdego dnia 
wieczorem w poszczególnych blokach odbywało się losowanie i wylosowani więźniowie 
następnego rana byli rozstrzeliwani. 

Następnie Tadeusz nawiązuje w liście do wspomnień z okresu przed aresztowaniem i snuje 
rozważania odnoście nadziei, doprowadzającej ludzi do popełnienia zbrodni na 
współwięźniach w celu ocalenia własnego życia. Od kilku dni odbywają się w obozie 
ćwiczenia grupy kryminalistów blokowych, kapo, którzy odznaczyli się okrucieństwem 
wobec innych współwięźniów. Wśród nich znajduje się Kurt, kryminalista za przemyt, który 
nosił listy Tadeusza do jego dziewczyny. 

Wieczorem Tadeusz opowiada współwięźniom o swojej drodze z Pawiaka do Auschwitzu. W 
dachu wagonu, którym jechał, wyrwano deski i próbowano ucieczki, ale pierwsi uciekinierzy 
zostali zauważeni i zabici. Na pierwszym postoju przetransportowano ich do drugiego 
wagonu zabitego deskami, w którym było tak duszno, że Tadeusz tęsknił do obozu, by 
znaleźć się na świeżym powietrzu. 

Przed bramą w obozie został ranny w udo, ale już po kilku dniach poszedł z komando siedem 
kilometrów do obozu, aby nosić słupy telegraficzne. 

Jeden z więźniów opowiada o spotkaniu Żyda z Mławy ze swoim ojcem. Syn pracował przy 
gazowaniu ludzi. Gdy ojciec, przejechawszy z transportem, spotkał go przy komorze gazowej 
i rzucił mu się na szyję, mówiąc, że jest głodny, bo dwa dni jechali bez jedzenia, ten rzekł : 
"Idź ojcec, wykąp się w łaźni, a potem pogadamy, widzisz, że teraz nie mam czasu". 

Później syn wyciągnął z jego ubrania zdjęcia rodzinne. Kurt wspomina o dwóch 
uciekinierach, których złapano w Wigilię i powieszono na placu obok dużej choinki z 
zapalonymi światłami. Następnie Tadeusz snuje w liście refleksje na temat rzeczywistości 
obozowej. Pisze, że człowiekowi dają w obozie tyle snu w nocy, aby mógł pracować, tyle 
czasu w dzień, aby mógł zjeść oraz kawałek pryczy do spania. Jak umrze wyrwą mu złote 
zęby, spalą go i popiołem użyźnią pola albo osusza stawy. "Marnotrawią" tu tłuszcz, kości i 
mięso ludzkie. W innych obozach jest inaczej : "z ludzi robią mydło, ze skóry ludzkiej 
abażury, z kości ozdoby". 

Tadek dochodzi do wniosku, że dopiero teraz poznał cenę starożytności i uświadomił sobie, 
ile ludzi zginęło przy budowie piramid egipskich oraz świątyń i posągów greckich. Wie już, 
że Platon kłamał, ponieważ "w rzeczach ziemskich nie odbija się ideał, ale leży ciężka, 
krwawa praca człowieka". 

background image

Z pracy więźniów Niemcy również ciągną olbrzymie zyski. W Auschwitzu wzbogaciło się 
wiele firm przy budowie budynków, wodociągów, produkcji materiałów budowlanych, ubrań 
więziennych itp. 

W kolejnym liście Tadek donosi dziewczynie, że ogarnia go radość, ponieważ będzie mógł 
codziennie rano przekazywać do niej listy przez pewnego elektryka. Inne powody do radości 
to ślub Francuzki i Hiszpana, z którego więźniowie szczycą się i mówią : "U nas w 
Auschwitzu, to nawet śluby dają", a także zbliżające się zakończenie kursów i powrót do 
Birkenau oraz otrzymane od rodziny listy, na które długo oczekiwał. 

Następnie narrator donosi już w liście o pierwszych chwilach pobytu w obozie Birkenau, w 
którym właściwie nic się nie zmieniło w czasie jego nieobecności oraz o spotkaniu z 
Abramkiem, który opowiedział mu o nowym sposobie podpalania ognia w kominie. Polega 
on na złączeniu razem czterech główek dziecięcych i podpaleniu ich włosów, a potem pali się 
już sama. 

"Proszę państwa do gazu" 

W obozie przeprowadzana jest dezynfekcja. Więźniowie chodzą nago. 28 tys. Kobiet 
rozebranych do naga przebywa na wizach. Droga do krematorium jest pusta, transporty nie 
przychodzą. 

Po zakończeniu dezynfekcji życie w obozie zaczyna z powrotem "normalnie" funkcjonować. 
Tadeusz i jego obozowi koledzy spożywają produkty przysłane w prezencie przez matkę 
Tadeusza. Wtem blokowy nakazuje, aby Kanada wyruszyła na rampę, ponieważ nadjeżdża 
transport. Do tej grupy dołącza się Tadeusz, na propozycję Henriego oraz zgodę kapo, 
ponieważ brakuje kilku ludzi do pracy. Wkrótce pociąg wyjeżdża na rampę. Straszne krzyki, 
duszących się w wagonach ludzi, przerywa przeciągnięta przez gestapowca po wagonach 
seria z automatu. Otwarto wagony. Okazuje się, że jest to transport z Sosnowca i Będzina. 

Wysiadający z wagonów ludzie otrzymują rozkaz, aby składali swoje rzeczy koło wagonów. 
Kobietom wyrywa się z rąk torebki, odbiera parasole. Rożnie stos rzeczy, walizek, ubrań i 
torebek, z których wysypują się banknoty i złoto. 

Młodzi i zdrowi ludzie zostają odesłani do lagru do pracy - "gaz ich nie minie, ale będą 
pracować". Pozostali, przeznaczeni do komór gazowych, są ładowani (po ok. 60 osób) do 
samochodów ciężarowych, które natychmiast odjeżdżają i wracają puste. Bez przerwy jeździ 
również karetka Czerwonego Krzyża wożąca gaz, którym truje się ludzi. Z boku stoi młody 
esesman z notatnikiem w ręku i stawia kreskę po każdym odjeżdżającym samochodzie. Gdy 
odjedzie szesnaście aut wywiezionych będzie do gazu około tysiąc osób. Esesman każe 
oczyścić puste wagony. Tadeusz wynosi z wagonów poduszkę i podeptane niemowlęta. 
Wynosi je jak kurczaki trzymając po parę w jednej garści i na rozkaz oddaje je kobietom, ale 
te nie chcą ich przyjąć. Wiedzą, że z dziećmi zostaną natychmiast skierowane do gazu. 

Po opustoszeniu rampy Kanada ładuje leżące na stosie rzeczy do samochodów ciężarowych. 
Obca waluta wędruje prosto do teczek esesmanów, którzy przekazują ją oficerowi i biorą 
puste.  

background image

I znowu na rampę wjeżdżają wagony. Krzyk ludzi przerywa seria z automatu. Są samochody 
ciężarowe, młody pan z notatnikiem, esesmani z teczkami na złoto i pieniądze. Znowu 
wyrywa się ludziom brutalnie walizki z rąk, szarpiąc, ściąga się palta i rośnie stos rzeczy. 

Pewna ładna kobieta ucieka przed swoim małym dzieckiem, które wyciąga za nią rączki z 
płaczem i woła : "Mamo, mamo, nie uciekaj". Kobieta ta chce się skryć między te osoby, 
które nie pojadą samochodem ciężarowym, jest młoda, chce żyć. Dopada ją Andrzej, 
marynarz ze Sewastopola i wrzuca z rozmachem do samochodu, a następnie wymyśla jej od 
najgorszych i rzuca jej dziecko pod nogi. Pewna młoda dziewczyna po wyjściu z wagonu pyta 
Tadeusza, dokąd wszystkich wiozą, a gdy ten milczy, ona zaciska usta i mówi : "Już wiem i 
wbiega po schodkach do prawie już wypełnionej ludźmi ciężarówki". Kręcące się po rampie, 
zbłąkane dzieci wrzucone zostają do ciężarówki razem z trupami. Dziewczynka bez nogi 
również zostaje wrzucona na auto między trupy. Nadchodzi noc . Znów kolejny transport. 
Jakaś dziewczyna dostała obłędu. Zaczęła chodzić w kółko coraz prędzej i prędzej i esesman 
ją zastrzelił. Tadeusz, wchodzi do jednego z wagonów. "Góra ludzka zapełniła wagon do 
połowy, nieruchoma, potwornie poplątana, ale jeszcze parująca". 

Tadeusz chwycił trupa i dłoń jego kurczowo zawarła się wokół jego ręki. Szarpnął ją z 
krzykiem i uciekł. "Serce mu łomotało. Dławiło gardło. Uciekł do wagonów, położył się na 
trawie i marzył, aby jak najszybciej znaleźć się na swojej pryczy w obozie". Kończy się dzień 
pracy. Pan z notatnikiem stawia ostatnie kreski, dopełnia liczby 15 ty. Kapo kończy 
ładowanie kotła od herbaty "złotem, jedwabiami i czarną kawą". 

"Parę dni obóz będzie żył z tego transportu Będzie jadł jego szynki i kiełbasy, pił jego wódki i 
handlował złotem i będzie mówił, że transport Sosnowiec - Będzin to dobry, bogaty 
transport." 

"Z krematoriów ciągną potężne słupy dymów i łączą się w górze w olbrzymią, czarną rzekę. 
Transport sosnowiecki już się pali." 

Zgubny wpływ faszyzmu na psychikę człowieka : 

- gdy przyjechał transport Tadeusz miał za zadanie uprzątnąć go, straszliwy smród w 
wagonach powodował, że bohatera mdliło; gdy ręka trupa zawarła się kurczowo 
wokół jego dłoni, przestraszył się i uciekł, fizycznie i psychicznie stał się zmęczony; 
cieszył się z tego, że transport był dobry, bo dzięki kradzieży żywności lub 
przedmiotów z niego będzie mógł przez parę tygodni przeżyć ("Proszę państwa do 
gazu")
 

- matki z dziećmi miały być przeznaczone do gazu; pewna matka ucieka od swojego 
dziecka, które biegnie za nią wołając ją, ona jednak nie chce umrzeć, gdyż jest młoda i 
ładna ("Proszę państwa do gazu")
 

- gdy przyjechał nowy transport pewien więzień, który pomagał wyładować z 
wagonów walizki spotkał swego ojca, z którym serdecznie się przywitał, nie chciał 
jednak z nim rozmawiać, wysłał go do kąpieli, po której to niby mieli się spotkać i 
porozmawiać, jednak ta kąpiel była równoznaczna ze śmiercią ("U nas w 
Auschwitzu")
 

- Żyd chwali się w jaki to sposób pali się żydowskie dzieci ("Dzień na Harmenzach") 

background image

- gdy przyjeżdża transport dzieci, nikt nie chce się nimi zając 

- obojętność na to, że inni idą na śmierć, żyją swoim życiem 

- zabijanie członków rodziny, nawet za kradzież w obozie Beker zabija swego syna 
("Dzień na Harmenzach")
 

- gdy Tadeusz rzuca hasło o wybiórce ma niesamowity ubaw z tego jak zachowują się 
Żydzi, którzy chcą pokazać się od jak najlepszej strony, że są na tyle zdrowi, aby mogli 
pracować, jednak wybiórki nie miało być ("Dzień na Harmenzach")
 

- walczyli o siebie, a nie o to, aby pomóc innym ludziom 

- kobiety prosiły o pomoc ratunek mężczyzn, który nie mogli im pomóc, gdyż za to 
czekałaby ich kara ("Ludzie którzy szli")
 

- obojętność Tadeusza w momencie, gdy gra w piłkę, a obok przyjeżdżał transport 
("Ludzie którzy szli")
 

- katowanie Greków; Iwan prawie do nieprzytomności skopał Tadka ("Dzień na 
Harmenzach")
 

Z opowiadaniami Tadeusza Borowskiego wiąże się pojęcie "człowiek zlagrowany". 
Borowski udowadnia, że okupacja i obóz okazały się sprawdzianem norm moralnych. 
Borowskiego zajmowały problemy moralne. Jako jeden z pierwszych w literaturze 
światowej opisał system norm etycznych czasów pogardy. Borowski udowadnia, że 
uległa odwróceniu hierarchia norm moralnych (czy dobra praca dla okupanta 
zasługuje na pochwałę ?)
 

Doświadczenia obozowe Borowskiego okazały relatywność i względność etyki.  

Charakterystyczne cechy człowieka zlagrowanego : 

- myśli tylko i wyłącznie kategoriami życia obozowego, często utożsamia się z obozem 
stwierdzając "u nas w Auschwitzu" ; postępuje według kodeksu moralnego 
stworzonego przez rzeczywistość obozową;
 

- dla człowieka zlagrowanego wartością absolutną jest przeżycie za wszelką cenę "bo 
żywi zawsze mają rację 
 

- przeciw umarłym" 

- zatarła się dla niego relacja między katem, a ofiarą (okazuje się, że katem dla 
więźnia, może być inny więzień)