background image

MEG CABOT

GWIAZDKOWY PREZENT

PAMIĘTNIK KSIĘŻNICZKI 6 i ½

Tytuł oryginału

TYTUŁ ORYGINAŁU THE PRINCESS PRESENT

background image

Trudno było dziś być księżniczką - powiedziała. - Trudniej niż zwykłe.

Mała księżniczka

Frances Hodgson Burnett

Wtorek, 22 grudnia, południe,

książęca sypialnia w Genowii

O mój Boże, oni przyjeżdżają! Tutaj! Przyjeżdżają! Będą tutaj jutro!

Dlaczego jestem jedyną osobą, którą to obchodzi? Grandmčre tylko spojrzała 

na mnie znad swojego soku cytrynowego z ciepłą wodą i powiedziała do naszego 

kamerdynera Antoine'a:

- Proszę przygotować błękitno - złote skrzydło.

I to by było na tyle.

Jest tak pochłonięta planowaniem Balu Gwiazdkowego (królewskie rody z 

całego świata zjadą się na ten bal do Genowii), że nie może myśleć o niczym innym. 

Nie żeby ktokolwiek inny z moich krewnych przejmował się tym balem. Tata zapytał 

nawet, czy nie moglibyśmy raz dla odmiany spędzić świąt spokojnie, w gronie 

rodziny.

background image

Grandmčre przeszyła go spojrzeniem ostrym jak sztylet i odezwała się, 

sortując wszystkie odpowiedzi na zaproszenia, które dostała z pocztą:

- No cóż, jeśli książę Nikolaois z Grecji sądzi, że może do nas przyjechać ze 

swoim kucykiem do gry w polo, to się grubo myli.

Tata tylko westchnął i wrócił do lektury „Wall Street Journal”.

Mówię wam, coś z tą rodziną jest nie tak.

- To wszystko! - zawołałam. - Przyszły książę Michael Moscovitz Renaldo 

przyjeżdża jutro ze swoją pierwszą w życiu wizytą do kraju, którym kiedyś będzie 

pomagał rządzić, a ty mówisz tylko: „Antoine, proszę przygotować błękitno - złote 

skrzydło”?

Na co tata uniósł głowę znad gazety.

- Zaręczyliście się, wy dwoje? - Między jego brwiami pojawiła się taka 

totalnie głęboka zmarszczka. Zabawne, nigdy przedtem jej nie zauważyłam. Gdybym 

wetknęła w nią drobną monetę, na pewno z ust wyskoczyłoby mu opakowanie gumy 

do żucia. - A kiedy to się stało?

Niestety, byłam zmuszona przyznać, że Michael jeszcze mi się nie 

oświadczył.

Ale jestem pewna, że to wreszcie nastąpi, bo miłość, jaka łączy Michaela i 

mnie, nie zna przeszkód - nieważne, co sobie wyobrażają różne wytwórnie filmowe 

kręcące wszystkie te filmy rzekomo oparte na moim życiu.

- Aha - powiedział tata. I stracił zainteresowanie tematem. Zmarszczka 

zupełnie znikła. Właściwie cała jego głowa znów znikła za gazetą.

- Amelio, świeżo ścięte kwiaty zostaną ustawione we wszystkich pokojach w 

błękitno - złotym skrzydle - powiedziała Grandmčre, stukając w skorupkę swojego 

jajka na miękko krawędzią srebrnej łyżeczki. - Czego więcej chcesz? Gali na cześć 

tego młodego człowieka? Jakbyśmy jeszcze nie mieli dość zmartwień w związku z 

Balem Gwiazdkowym. Dlaczego upierasz się, żeby się zamartwiać takimi 

drobiazgami?

Drobiazgami? Pierwsza wizyta Michaela i Lilly w Genowii to drobiazg? To 

znaczy, ja rozumiem, że oni przylatują tu tylko na tydzień... Zaledwie siedem dni... 

Tylko sto sześćdziesiąt osiem godzin...

Ale spróbuję myśleć pozytywnie, jak zaleca doktor Phil.

- Tydzień to niewiele czasu, żeby nacieszyć się wszystkimi niesamowitymi 

widokami, jakie oferuje ten kraj.

background image

Tylko tyle miała do powiedzenia zgromadzonym przy śniadaniu Filomena, 

najnowsza dziewczyna mojego taty. I pewnie mieliśmy się nie zorientować, że usiłuje 

mu się w ten sposób podlizać. No wiecie, że niby aż tak podoba jej się Genowia. 

Jakby liczyła na to, że w rewanżu tata rzuci gazetę i zawoła: „Filomeno, światło mego 

życia, bądź moją na zawsze!”

Nieważne.

Nie żebym nie popierała w pełni prawa każdej kobiety do wykorzystania 

wszystkich danych jej przez stwórcę atutów w celu zmuszenia jakiegoś księcia do 

oświadczyn albo zrobienia kariery, która opiera się na lataniu po wybiegu w stringach 

i z parą skrzydeł przyczepionych do ramiączek stanika.

Ja tylko, wiecie, mam nadzieję, że ona część dochodów lokuje w jakimś 

porządnym banku albo w funduszu emerytalnym.

Grandmčre zignorowała Filomenę. Tak się zwykle zachowuje wobec 

dziewczyn mojego taty.

- Musisz pamiętać i poprosić Antoine'a, żeby przygotował jakiś smoking dla 

tego twojego młodego człowieka - dodała. - Nie chcę, żeby pojawił się na balu w 

bojówkach. I powiedz Lilly, że oczekuję, iż pozbędzie się tych wszystkich okropnych 

bransoletek przyjaźni, które nosi. Znoszone, złachmanione śmieci: oto, co o nich 

sądzę. Nie życzę sobie, żeby hrabina Trevanni wzięła najlepszą przyjaciółkę mojej 

wnuczki za bezdomną.

Podczas całej tej przemowy Rommel, bezwłosy miniaturowy pudel 

Grandmčre, totalnie wytrzeszczał oczka, z wielką nadzieją, że upadnie mu jakiś 

okruch tosta, na którym rozsmarowywała ugotowaną na miękko jajową breję. Bo 

Rommel jest teraz na diecie i wolno mu jadać wyłącznie specjalnie przyrządzone psie 

jedzenie. To dlatego, że nadworny weterynarz zdiagnozował u niego niedawno zespół 

jelita drażliwego. Najwyraźniej ten zespół jest wywołany antydepresantami, które 

Rommel zażywa na swoje zaburzenie obsesyjno - kompulsywne, które objawia się 

tym, że wylizuje sobie do gołej skóry całą sierść.

- A rodzice twoich przyjaciół nie mają nic przeciwko temu, że ich dzieci 

spędzą święta poza domem? - zapytała słodziutko Filomena.

- Nie - wyjaśniłam jej, mówiąc powoli, bo ona jest Dunką. I modelką. - 

Moscovitzowie nie obchodzą Bożego Narodzenia. Są żydami.

- Ale przylatują do Genowii książęcym odrzutowcem? - spytała Filomena, 

unosząc swoje idealnie wydepilowane brwi. Bo żeby przyjechać do pałacu, ona 

background image

musiała pofatygować się samolotem rejsowym - wprawdzie klasą biznes, ale zawsze - 

i to właśnie dlatego, że odrzutowiec został wysłany po Michaela i Lilly.

- Niektórzy ludzie - odezwał się mój tata zza gazety - odmówili spędzenia 

świąt w Genowii (pod pretekstem, że ominie ich pierwsza Gwiazdka młodszego 

rodzeństwa), o ile nie zostaną spełnione pewne warunki.

Filomena zrobiła niepewną minę, bo najwyraźniej nie pojęła, że tata mówi o 

mnie i o awanturze, w której wyniku zmusiłam go, żeby wysłał odrzutowiec po 

Michaela i Lilly.

- Ależ to straszne - powiedziała Filomena z tym swoim duńskim akcentem. - 

Kto by wolał zostać na święta w Ameryce, zamiast przyjechać do tego pięknego 

kraju?

Jak mam znosić te antyamerykańskie aluzje, których muszę się nasłuchać w 

tej części świata. Czasami po prostu krew mi się od tego gotuje.

Ale nieważne.

Oni przyjeżdżają! Będą tu już za dwadzieścia cztery godziny! Muszę się 

zabrać do roboty, jeśli mam zdążyć ze wszystkim przed ich przylotem.

LISTA RZECZY DO ZROBIENIA

1.

Przypilnować, żeby Michael dostał Książęcą Sypialnię - pamięci księcia 

Guillaume'a, tę z panoramicznym widokiem na Zatokę Genowiańską - i wcale 

nie tylko dlatego, że jej balkon i mój się łączą, więc moglibyśmy wymykać się 

wieczorami i oglądać wschód księżyca, trzymając się w ramionach. Michael! 

Moja miłość! To już całe trzy dni, odkąd widziałam go po raz ostatni!

2.

Kazać Antoine'owi zanieść dobre mydło dla gości do ich pokojów, a nie to 

paskudne, robione na genowiańskiej oliwie z oliwek, z odciskiem książęcego 

herbu, które w ogóle się nie pieni.

3.

Upewnić się, że w pałacowej kuchni będą mieli ketchup Heinza, bo to jedyny, 

jaki lubi Lilly.

4.

Zadbać, żeby we wszystkich pokojach był dostęp do telewizji satelitarnej!

5.

Sprawdzić, co się właściwie dzieje z moimi włosami.

6.

Zadbać, żeby w pokojach leżały ambitne pisma, takie jak „New Yorker” i 

„Time”, a nie wyłącznie „US Weekly” i „Cosmo Girl”. Nie chcę, żeby 

Michael pomyślał sobie, że obchodzą mnie wyłącznie sławni ludzie i własny 

wygląd!

background image

7.

Paski wybielające do zębów Crest. Kupić. Używać.

8.

Skórki przy paznokciach. Totalnie je zapuściłam. A teraz wyglądają okropnie i 

są pozadzierane. A to wszystko dlatego, że nie widziałam swojego chłopaka 

całe trzy dni.

9.

Paznokcie u nóg! Obciąć je! Zaczynam wyglądać jak małpka rezus.

10.

Jeszcze raz przejrzeć listę gwiazdkowych prezentów:

Tata: Prenumerata „Golf Digest”. Załatwione.

Grandmère: Atłasowe, pikowane wieszaki do ubrań, jak zwykle. Sama powiedziała, 

że żadna księżna nigdy nie ma ich zbyt wiele. Załatwione.

Filomena: Co nowoczesna księżniczka powinna kupić najnowszej lasce swojego taty? 

Wymyśliłam wegański balsam do ust Pussy Pucker Pots, żeby przynajmniej 

tata nie spożywał szkodliwych produktów ubocznych pochodzenia 

zwierzęcego za każdym razem, kiedy się z nią całuje. Załatwione.

Mama: Spodnie do jogi. Nie żeby mama ćwiczyła jogę. Ale na tym etapie swojej 

walki z nadwagą po ciąży uwielbia wszystko, co ma elastyczną talię. 

Załatwione.

Pan G.: Słuchawki Bose, żebyśmy nie musieli słuchać jego AC/DC. Załatwione.

Rocky: Video Baby Mozart, ponieważ badania naukowe sugerują, że istnieje związek 

między słuchaniem Mozarta a rozwojem umiejętności postrzegania 

przestrzennego i ogólnej inteligencji, a ja nie chcę, żeby Rocky cierpiał w taki 

sposób jak ja, kiedy zacznie się uczyć geometrii. Załatwione.

Gruby Louie: Kocimiętka w skarpetce. On nie jest zbyt wybredny. 

Załatwione.

Lars: Odnowić prenumeratę „Guns & Ammo”. Załatwione.

Tina: Podręcznik pisania romansów i znajdowania wydawcy. Załatwione.

Ling Su: Pędzle malarskie... nie ze zwierzęcej sierści. Załatwione.

Shameeka: Wszystkie odcinki The O.C. Nagrywałam je dla niej w tajemnicy, bo nie 

pozwalają jej oglądać tego serialu. Załatwione.

Boris: Egzemplarz Gejowskiego poradnika dla heteryka - Jak się lepiej ubierać. 

Załatwione.

Lilly: Egzemplarz Jestem taka cudowna, dlaczego nadal nie mam chłopaka? Dziesięć 

wskazówek, które raz na zawsze odmienia twoje życie miłosne. Bardzo trudno 

jest wymyślić jakiś prezent dla Michaela i Lilly, bo oni obchodzą święto 

Chanuka, a to oznacza po jednym prezencie na każdy z ośmiu wieczorów. My 

background image

za to musimy mieć fart, żeby dostać jednego dnia aż osiem prezentów. I 

chociaż Lilly twierdzi, że prezenty, jakie dostaje, to w większości bielizna czy 

skarpetki, nie mogę przestać myśleć, że żydowskim dzieciakom trafiły się o 

wiele fajniejsze święta niż nam. Chociaż Lilly mówi, że to mordęga 

spróbować znaleźć osiem prezentów dla jej ojca, bo ile krawatów i/lub 

prenumerat czasopism możesz dać jednej osobie?

Pavlov i Rommel: Zabawki do gryzienia z surowej skóry. Załatwione.

Michael: Tu miałam prawdziwy zgryz. Muszę dać Michaelowi coś naprawdę totalnie 

fajnego na tę Gwiazdkę, bo prezent, który mu dałam z okazji Chanuki, był po 

prostu beznadziejny. Sama chciałam mieć Dance Dance Revolution Party na 

Playstation 2, więc po prostu założyłam, że on też chciałby to mieć. No cóż, 

okej, wiedziałam, że tak naprawdę on wcale tego nie chce, ale stwierdziłam, 

że kiedy raz już zobaczy, jakie to superowe, to też mu się spodoba. Ale widzę, 

że nigdy go nie używa, chyba że mam do niego przyjść, bo mata na podłogę 

leży zawsze zwinięta dokładnie tak, jak j? zwinęłam ostatnim razem.

Dlatego teraz muszę wymyślić jakiś świetny prezent gwiazdkowy, żeby mu 

zrekompensować tę wpadkę z okazji Chanuki. Mam zamiar dać mu oryginalny, 

jednostronny, klasyczny plakat z Gwiezdnych Wojen George'a Lucasa z 1977 roku, o 

wymiarach siedemdziesiąt na sto centymetrów, w niemal idealnym stanie, według 

sprzedawcy na eBay, od którego usiłuję go kupić. Będzie się bardzo ładnie 

prezentował w pokoju Michaela w akademiku. Cena wynosi na razie dwadzieścia trzy 

dolary siedemdziesiąt dwa centy, ale do końca aukcji zostały dwa dni. Wpisałam 

pięćdziesiąt dolarów jako górną licytowaną kwotę. Lepiej, żeby nikt nie przebił mojej 

oferty, bo zbankrutuję. Musiałam sprzedać moją ukochaną figurkę Fiesta Gilesa z 

Buffy - postrach wampirów, żeby uzbierać tyle kasy, żeby w ogóle było mnie stać na 

ten prezent dla Michaela (a to bolało, bo poza figurką Military Xandra, której mi 

brakowało, miałam komplet). Poza tym za Gilesa w tym jego sombrero dostałam 

tylko dwadzieścia osiem dolarów, więc wygląda na to, że będę musiała naruszyć 

oszczędności.

Ale nie ma sprawy. Michael jest totaaalnie tego wart.

Papeteria

JKW Amelii Renaldo

background image

Drogi Antoine

Wiem, że jesteś zajęty szykowaniem błękitno - złotego skrzydła dla 

Moscovitzów, którzy jutro przyjeżdżają. Pomyślałam tylko, że dam Ci znać o paru 

rzeczach, które mógłbyś może umieścić w ich pokojach, żeby się tu czuli jak w domu.

Michael Moscovitz:

- teleskop (może być ten naprawdę duży z pałacowego planetarium)

- komputer Power Mac G5 z dwudziestocalowym monitorem Cinematic 

Display i AirPort Extreme Base Station

- odtwarzacz CD i kompakt Flaming Lips: Yoshimi Battles the Pink Robots

Lilly Moscovitz:

- pojazd Segway Human Transporter

- egzemplarz systemu diagnozy Amerykańskiego Towarzystwa 

Psychiatrycznego DSM - IV

- odtwarzacz CD i kompakt Lash: The Beautiful and the Damned

Ponadto byłabym bardzo wdzięczna za umieszczenie w ich pokojach 

minilodówek z zapasem yoo - hoo i precelków w czekoladzie na późnowieczorne 

przekąski.

JKW Mia Thermopolis

Wtorek, 22 grudnia, 11.00 wieczorem,

książęca sypialnia w Genowii

W pełni respektuję sprzeciw mojego taty wobec zakupu pojazdu Segway 

Human Transporter dla Lilly. Ale nie musiał aż tak zrzędzić. Już totalnie usprawnili 

te transportery i wcale nie są teraz wywrotne.

Poza tym uważam, że taki transporter bardzo by się przydawał do, na 

background image

przykład, przeglądów genowiańskich sił zbrojnych. Myślałam, że tata doceni moje 

wysiłki wprowadzenia naszego pałacu w XXI stulecie. Ale chyba się pomyliłam.

I nie wiem, czemu Grandmčre narobiła tyle zamieszania nad moją listą 

gwiazdkowych prezentów. Uważam, że wszystkie rzeczy, o jakie prosiłam, są 

całkowicie rozsądne:

LISTA ŻYCZEŃ MII THERMOPOLIS:

PREZENTY GWIAZDKOWE

1.

Światowy pokój.

2.

Uratować zagrożony gatunek żółwi morskich.

3.

iPod i Power Book ze studolarowym abonamentem do internetowego sklepu 

muzycznego iTunes.

4.

Powszechny zakaz palenia w pomieszczeniach mieszkalnych.

5.

TiVo.

6.

Rozwiązanie problemu światowego głodu.

7.

Figurka Military Xander z B - pw.

8.

Pojazd Segway Human Transporter.

9.

Likwidacja emisji spalin przyczyniających się do globalnego ocieplenia.

10.

Ab Roller, żebym mogła wyglądać jak Britney Spears.

I co to niby za problem, chciałabym spytać? Przecież Ab Roller jest do 

kupienia na kanale Home Shopping. A transportery Segway sprzedają na 

amazon.com!

Nieważne. Jakbym nie miała większych zmartwień. Oni tu będą już za 

dwanaście godzin! Poszłam sprawdzić ich pokoje. Antoine nie zaniósł tam ani jednej 

rzeczy z tych, o które go prosiłam. Zamiast egzemplarza DSM - IV położył w pokoju 

Lilly egzemplarz Historii Genowii. A zamiast teleskopu zostawił w pokoju Michaela 

lornetkę. (Zabrałam ją stamtąd. Ostatnia rzecz, jakiej potrzebuję, to żeby Michael 

odkrył, iż niemieckie turystki na genowiańskiej plaży lubią się opalać topless. Nie 

potrzebuję tego typu konkurencji!).

A w minilodówkach nie było wcale yoo - hoo, tylko orangina! Jakby oranżada 

pasowała do precelków w czekoladzie! Wow! Można by pomyśleć, że Antoine nigdy 

w życiu nie napił się oranżady, zagryzając potem Oreo. Tak obrzydliwe połączenie 

może pozostawić trwałe ślady na kubkach smakowych człowieka.

background image

Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że dzisiaj przy kolacji 

ciocia Simone wypytywała mnie, czy zatańczę na balu z księciem Williamem, a kiedy 

powiedziałam, że nie, Grandmčre dostała szału. Przy Filomenie i tacie, księciu René i 

Sebastianie (obaj przyjechali tu na święta), przy lokajach i przy wszystkich!!!

A potem przyłączyła się do niej ciocia Jean Marie i zaczęła mówić, że w tym 

morzu jest wiele ryb i że nie powinnam się ograniczać w tak młodym wieku do 

jednego chłopaka, a zwłaszcza kogoś, kto sam nie ma ani kropli królewskiej krwi. Nie 

wiem, co odbiło tym trzem - to znaczy Grandmčre i jej siostrom. A ciotki mają prze-

cież swój własny pałac, Miragnac, po drugiej stronie ulicy. Dlaczego nigdy nie 

posiedzą u siebie w domu? Ja rozumiem, że Grandmčre czuje się w obowiązku 

krzątać się po pałacu taty jako gospodyni, skoro nie ma tu żadnej innej, ale...

O mój Boże, i jak ja mam się skoncentrować, kiedy z zewnątrz dochodzą takie 

okropne hałasy? Rozumiem, że ludzie się cieszą, że święta już za pasem, ale mogliby 

mieć tyle szacunku dla innych, żeby nie miauczeć pod balkonami ich książęcych 

sypialni...

Środa, 23 grudnia, 1.00 w nocy,

książęca sypialnia w Genowii

Jednak to nie pijani turyści narobili tyle hałasu pod moim balkonem. To była 

przesłodka, mała czarno - biała koteczka! Dlaczego ludzie nie potrafią się lepiej 

opiekować swoimi domowymi zwierzątkami? Przysięgam, była zagłodzona. Kiedy 

wracałam do pokoju, nadal przeżuwała ten kilogram resztek homara Thermidor, 

którego wykradłam dla niej z pałacowej kuchni. Ale już udało jej się wsunąć 

większość kawioru.

W każdym razie na czym to ja stanęłam?

Aha, no właśnie. Na mojej totalnie żenującej rodzinie. Przysięgam, jeśli 

ktokolwiek z nich wspomni chociaż słowem o tym, że powinnam zatańczyć z 

background image

księciem Williamem, kiedy Michael tu będzie, urządzę im totalną powtórkę z Córki 

prezydenta.

Dziesięć godzin do ich przyjazdu! Muszę trochę się przespać, inaczej jutro 

będę miała podpuchnięte oczy i na dodatek tego wielkiego pryszcza. Właśnie go 

przed chwilą przyuważyłam na brodzie. Pacnęłam na niego sporo pasty do zębów z 

nadzieją, że do rana mi zniknie.

Środa, 23 grudnia, południe,

książęca toaleta w Genowii

Już tu są!

Jejku, tak strasznie dziwnie było zobaczyć Michaela i Lilly w otoczeniu palm i 

z morzem w tle. Wysiedli z limuzyny, mrugając oczami w tym jasnym, 

śródziemnomorskim słońcu, i tak dalej, a ja podbiegłam do nich, wołając: „Witajcie w 

Genowii!” A oni popatrzyli na uzbrojoną książęcą straż na warcie przy wjeździe do 

pałacu i na tych wszystkich turystów, którzy się zgromadzili przy bramie, którą 

właśnie przejechali, i robili zdjęcia, i nawoływali: „O, tam jest! Księżniczka Genowii! 

Mort, rób zdjęcie!”

Lilly się odezwała:

- Ty tu mieszkasz? To miejsce jest większe niż całe cholerne Metropolitan 

Museum.

To chyba jest, no wiecie, zrozumiała reakcja. No bo ona widziała przedtem 

pałac tylko na zdjęciach. A on jest, w pewnym sensie, przytłaczający, kiedy 

dowiadujesz się, że są tu trzydzieści dwie sypialnie, sala balowa, dwa baseny (pod 

dachem i na świeżym powietrzu), sala kinowa i kręgielnia (dziadek regularnie zaliczał 

powyżej dwustu punktów).

A kiedy Franco, lokaj, zszedł po schodach i próbował odebrać Lilly jej torbę 

Emily Rocks (!), wyszarpnęła mu ją i rzuciła:

background image

- To moje, pacanie.

Wtedy jej łagodnie wyjaśniłam, że Franco jest książęcym lokajem i płaci mu 

się za to, żeby pomagał pałacowym gościom nosić bagaże.

A wtedy Lilly bardzo się ożywiła i wręczyła Francowi swoją walizkę na 

kółkach, odtwarzacz CD, krótką kurtkę, książęcą genowiańską maseczkę na oczy do 

spania w samolocie i docmartensy, które powiesiła sobie na szyi. Nie chciały jej się 

zmieścić w walizce, a dla wygody podczas transatlantyckiego lotu na nogi włożyła 

buty na po nartach.

Michael tylko złapał mnie w ramiona i pocałował. Mogę się założyć, że 

mnóstwo turystów uwieczniło to na swoich zdjęciach. Słyszałam, jak wołają: 

„Szybko! Złapałeś to? Zarobimy fortunę na sprzedaży zdjęć dla »Enquirera«!”, a ich 

aparaty cyfrowe co rusz pstrykały.

Teraz Lilly i Michael „się odświeżają”, bo Grandmčre zmusza do tego 

natychmiast po przyjeździe każdego bez wyjątku gościa zatrzymującego się w pałacu 

na noc. Sama zaprowadziłam ich do pokojów (no cóż, Franco szedł za nami, a za nim 

jeszcze Antoine, który bardzo się przejął tym potknięciem z yoo - hoo). Oboje byli 

chyba bardzo zadowoleni z pokojów, jakie im wyznaczono... Zwłaszcza Michael, 

kiedy zwróciłam mu uwagę na to, że nasze balkony do siebie przylegają.

Kiedy się już „odświeżą”, Antoine ma ich zabrać na zwiedzanie pałacu. Ja 

tymczasem będę miała krótką sesję zdjęciową z tatą i Grandmčre, i adwentowym 

kalendarzem od Fabergego w Sali Lustrzanej.

Ale potem cały dzień mamy dla siebie.

No cóż, do chwili, kiedy będę musiała jechać na plac miejski Genowii i 

zapalić światła na choince.

Ale poza tym możemy robić, co nam się żywnie podoba!

Hm, tak, przynajmniej do kolacji. Niektórzy z gości zaproszonych na 

jutrzejszy bal już się zaczęli zjeżdżać, a ja obiecałam tacie i Grandmčre, że pomogę 

zabawiać młodszych członków rodzin królewskich.

Ale poza tym na pewno będziemy mogli się bawić do woli!

background image

Środa, 23 grudnia, 11.00 wieczorem,

książęca sypialnia w Genowii

Porażka.

Po pierwsze, nie mam pojęcia, co się dzieje z Lilly. To znaczy, ja wiem, że ten 

pałac jest pełen bogactw, po których sprzedaży można by wykarmić setki tysięcy 

głodujących ludzi. Sam kalendarz adwentowy od Fabergego - stanowiący idealną 

replikę genowiańskiego pałacu, tyle że w wersji Fabergégo, gdzie okiennice każdego 

okna można otworzyć, a w każdym okienku ukazuje się perfekcyjnie oszlifowany 

klejnot, jeden na każdy dzień adwentu - został ubezpieczony na siedemnaście 

milionów dolarów.

Ale uwaga! Adwentowy kalendarz Fabergégo nie jest mój. Szkice da Vinci w 

galerii też nie są moje. Nie jestem właścicielką rembrandtów w Wielkiej Sieni ani 

rodina, który stoi w pałacowym ogrodzie, ani nawet moneta, który wisi nad wanną w 

mojej własnej książęcej łazience.

Na razie.

I dopóki nie stanę się ich właścicielką, nie mogę ich sprzedać i przekazać 

pieniędzy Oxfam czy Human Rights Watch, tak jak zdaniem Lilly powinnam zrobić.

I o co chodziło z tym obrzydliwym materializmem związanym ze świętami 

Bożego Narodzenia, kiedy byłyśmy na uroczystości zapalania lampek na choince? Ja 

tylko włączyłam do prądu lampki na drzewku stojącym na środku miejskiego placu, a 

wszyscy dokoła klaskali w dłonie. Czy to moja wina, że po ceremonii wrócili zgodnie 

do stolików baccarata? Turystyka stanowi bardzo znaczącą część gospodarki 

Genowii, a najbardziej przyciąga turystów hazard.

A poza tym Genowia zużywa dużą część tych dochodów na pomoc dla 

biednych; wytknęłam to Lilly podczas drogi powrotnej do pałacu. My nawet nie 

każemy naszym obywatelom płacić podatków.

background image

Ale Lilly dalej robiła niegrzeczne uwagi, aż Michael, który jest najbardziej 

zrównoważonym mężczyzną na świecie, wreszcie się obrócił i powiedział:

- Lilly. Zamknij się.

Oczywiście, wcale go nie posłuchała. A ja wiedziałam, że będzie jeszcze 

gorzej, kiedy, na kolacji, Lilly pojawiła się w Kryształowym Pawilonie, gdzie się 

zebraliśmy przed posiłkiem przy kir royalach, ubrana w swój T - shirt z napisem 

What What Would Joan Jett Do? i dżinsy biodrówki. Wiem z całą pewnością, że 

matka kategorycznie zabroniła jej pokazywać się w tych dżinsach publicznie. 

Musiałam się na nią praktycznie rzucić, żeby zasłonić Grandmčre ten widok i 

uratować ją przed zawałem przy koktajlu.

- Lilly - szepnęłam - co ty tu robisz w tych spodniach? Mówiłam ci, że 

tutejsze kolacje to bardzo oficjalne imprezy.

- A co? - Lilly miała zdegustowaną minę. - Chcesz, żebym się ubierała jak ta 

pudernica, tam? - Pokazała palcem Camillę Parker - Bowles. - Że niby różowa tafta 

pasuje do mojej osobowości?

- Nie - odparłam. - Ale mogłabyś przynajmniej okazać odrobinę szacunku 

mojemu tacie, który zadał sobie tyle trudu i wysłał po ciebie odrzutowiec, i będzie cię 

gościł przez tydzień. Uważasz, że Michael jest szczęśliwy w tym garniturze?

Obie zerknęłyśmy na Michaela, który szarpał kołnierzyk koszuli, pogrążony w 

rozmowie na temat synchrocyklotronów z księciem Andrzejem. Chociaż wyraźnie nie 

czuł się w swoim garniturze swobodnie, Michael i tak wyglądał seksownie.

- Widzisz? - Obrzuciłam Lilly oburzonym spojrzeniem. - Twój brat ma na tyle 

rozumu, żeby nie obrażać swoich gospodarzy. Czemu ty go nie masz?

Lilly przewróciła oczami.

- Dobra - powiedziała. - Przebiorę się. Ale musisz pokazać mi drogę do 

pokoju. To miejsce jest takie wielkie, że skręciłam nie w tę stronę i trafiłam do jakiejś 

kręgielni...

Rozejrzałam się wkoło i zobaczyłam Franca, który mijał nas, niosąc tacę z 

tartinkami. Dałam mu znak, a on natychmiast podszedł i powiedział, że z największą 

przyjemnością wskaże pannie Moscovitz drogę powrotną do jej pokoju. A potem we 

dwoje wyszli... I w sumie zniknęli na bardzo długo.

Ale kiedy Lilly wróciła (tuż zanim Antoine wszedł do sali i powiedział, że 

kolację podano), miała na sobie sukienkę od Betsey Johnson, która przynajmniej 

pozbawiona była wszelkich napisów, więc uznałam, że już wszystko będzie dobrze.

background image

Taa. Jasne.

Nie wiem, czyj to był pomysł, żeby posadzić Lilly między moim kuzynem 

René a Pierre'em, trzynastoletnim hrabią de Brissakiem. Wiem tylko, że w połowie 

podanej na pierwsze danie zupy René cisnął serwetkę na stół, wstał i wypadł z 

jadalni, mrucząc pod nosem francuskie przekleństwa i powtarzając, że to faszyści 

wypędzili jego rodzinę z ich rodowego włoskiego pałacu, a nie chów wsobny, jak 

najwyraźniej zasugerowała Lilly. Wrócił dopiero na deser, a i wtedy usiadł po drugiej 

stronie stołu, na miejscu opuszczonym przez pewnego starszego wiekiem księcia, 

który miał wyraźny problem z kontrolowaniem funkcji fizjologicznych, i wbił ponure 

spojrzenie w swój budyń.

Pierre jednakże nie miał chyba nic przeciwko towarzystwu Lilly. W gruncie 

rzeczy wpatrywał się w nią przez cały siedmiodaniowy posiłek z miną, która 

przypominała mi Setha, kiedy gapił się na Summer we wczesnych odcinkach The 

O.C.

Ale atakowanie członków mojej rodziny najwyraźniej Lilly nie wystarczyło. 

Na następny ogień poszła Filomena...

...co właściwie, jak się nad tym zastanowić, jest totalnie poniżej Lilly. No bo 

dla kogoś z jej uzdolnieniami - a zaliczyła dwieście dziesięć punktów w 

internetowym teście na inteligencję, który razem robiłyśmy w tym roku, kiedy ja zdo-

byłam tylko sto dwadzieścia (chociaż w teście inteligencji emocjonalnej miałam sto 

dwadzieścia, a ona tylko dziewięćdziesiąt) - znęcanie się nad Filomeną to jak 

strzelanie z gumek do szczurów na torach kolejki metra.

- A więc, Filo... - zaczęła Lilly tonem swobodnej konwersacji - w swoim 

zawodzie spotykasz zapewne wielu książąt?

Filomena uśmiechnęła się i odparła:

- Och, nie, nie tak znów wielu.

- A więc kiedy wreszcie już jakiegoś poznasz, naprawdę musisz się go mocno 

trzymać - powiedziała Lilly tym tonem: „Och, to tylko tak między nami 

dziewczynami”.

- No cóż. - Filomena uśmiechnęła się, oglądając się na tatę, czy słucha. Nie 

słuchał. Rozmawiał o golfie z hiszpańskim królem Juanem Carlosem. - Tak, 

oczywiście.

- Bo - ciągnęła Lilly tym samym porozumiewawczym tonem - skoro zarabiasz 

na swoim wyglądzie i nigdy nie zadałaś sobie trudu zdobycia wyższego 

background image

wykształcenia, to kiedy tylko biust ci obwiśnie, twoja agencja modelek wykopie cię 

na zbity pysk i nie będziesz miała dwóch euro przy duszy, prawda? Więc lepiej wyjdź 

za jakiegoś księcia, albo za gwiazdę rocka, i to szybko, albo będziesz musiała się po-

żegnać z tym balejażem za czterysta dolarów, racja?

- Lilly. - Podniosłam się z miejsca. - Czy mogłabym zamienić z tobą słówko w 

salonie?

- Nie trzeba - rzekła Lilly z czarującym uśmiechem. - O, patrz. Podano sery.

Na szczęście Filomena nie rozumie wystarczająco dobrze po angielsku - albo 

jest po prostu za głupia, żeby zrozumieć, co Lilly do niej mówiła. Uśmiechnęła się 

tylko i zrobiła zagubioną minę, która zwykle gości na jej twarzy.

Ale Pierre wyglądał, jakby Lilly totalnie mu zaimponowała. Nawet słyszałam, 

jak mruknął nad swoim kawałkiem kremowego sera St. Andre:

- Mademoiselle, zauroczyła mnie pani.

Na co Lilly rzuciła:

- Masz roquefort na krawacie, mały.

I jakby jeszcze tego wszystkiego nie było dosyć, po kolacji, kiedy dorośli 

przeszli do salonu na porto, cygara i plotki, a ja zostałam zabawiać młodsze 

koronowane głowy przy fancie, bierkach i talii kart, Lilly rozejrzała się wkoło, 

ziewnęła i oświadczyła:

- Mam jet lag. Idę do łóżka. Do zobaczenia rano.

I znikła!

Michael i ja musieliśmy przez dwie godziny grać w bierki z Pierre'em i 

paroma innymi koronowanymi głowami przed dwudziestką... Którym, przy okazji, ta 

gra specjalnie się nie podobała. Simon, lord Mulberry, daleki kuzyn Windsorów, 

ciągle mnie pytał, czy zamiast tego nie moglibyśmy pograć w rozbieranego pokera.

Wiecie, można by się spodziewać, że członkowie rodzin panujących będą się 

ze sobą o wiele lepiej dogadywać, biorąc pod uwagę, że wszyscy co do jednego (no 

cóż, poza Michaelem) dźwigają na swoich nastoletnich barkach ciężar korony, a 

kilkoro z nas wie, jak to jest, kiedy robią filmy oparte na ich życiu... Filmy, które 

niekoniecznie oparte są na faktach, jeśli wiecie, co chcę przez to powiedzieć, i 

traktują z dużą swobodą prawdziwe wydarzenia.

Nie wiem, jak Michaelowi udało się nie zasnąć, skoro dopiero co przyleciał z 

zupełnie innej strefy czasowej, i tak dalej. Wiem, że mnie oczy się same zamykały, a 

już miałam trzy dni na to, żeby przywyknąć do czasu genowiańskiego. Ledwie 

background image

zdołałam pocałować go na dobranoc i zaraz padłam na łóżko w swoim pokoju.

A na domiar wszystkiego złego, ktoś przebił moją ofertę pięćdziesiąt dolarów 

za plakat z Gwiezdnych Wojen dla Michaela! Skoro do końca aukcji zostało tylko 

dwanaście godzin, weszłam do niej z górną kwotą siedemdziesięciu dolarów. Przy 

ekspresowym transporcie, żeby plakat zdążył tu dojechać przed Gwiazdką, ledwie 

będę w stanie...

O mój Boże. Co to? Ktoś stoi przy drzwiach mojego balkonu!

Och! Nie żaden ktoś, tylko Michael.

Nagle zupełnie odechciało mi się spać...

Czwartek, 24 grudnia, 1.00 w nocy,

książęca sypialnia w Genowii

Wow! To, co się stało, nie mieści mi się w głowie! Michael i ja spędzaliśmy 

urocze chwile, całując się na moim balkonie pod gwiazdami, wdychając zapach 

bugenwilli i ciesząc się poświatą lampek na choince w centrum miasta, które świeciły 

tam wyłącznie dla nas dwojga, kiedy nagle usłyszeliśmy jakieś niesamowite 

zawodzenie... Przysięgam, pomyślałam, że to duch księcia Guillaume'a, w którego 

sypialni ulokowano teraz Michaela, wrócił, żeby mi zarzucić, że się całuję z kimś, kto 

nie jest królewskiej krwi...

Ale okazało się, że to nie był duch księcia Guillaume'a. Tylko ta mała czarno - 

biała koteczka!

Ale tym razem przyprowadziła kolegę! I to nie jednego, ale... pięciu. Pięć 

zaprzyjaźnionych zagłodzonych kotów!

Michael był przeciwny ich karmieniu. Powiedział, że to je tylko zachęci, żeby 

przychodzić tu częściej. Ale co ja miałam zrobić, pozwolić im umrzeć z głodu na 

moich oczach?

Michael powiedział, że wcale mu się nie wydają zagłodzone, i stwierdził - 

background image

kiedy już go zaciągnęłam do ogrodu, żeby im się przyjrzał z bliska - że wszystkie 

mają chyba normalną wagę i że jeden nosi nawet obróżkę.

Ale po obejrzeniu tylu odcinków Miracle Pets wiem, że obróżka na szyi kota 

wcale jeszcze nie znaczy, że zwierzak nie głodował przez bardzo długi czas, z dala od 

domu. Na przykład, takie jedno małżeństwo zgubiło swojego kota, który wdrapał się 

do samochodu wywożącego rzeczy sąsiadów w czasie przeprowadzki. Nie widzieli go

potem przez trzy miesiące, aż wreszcie zadzwonił do nich traper handlujący futrami 

na Alasce, pięć tysięcy kilometrów od ich domu, który powiedział, że znalazł 

należącego do nich kota na drzewie pod swoim domkiem myśliwskim, i spytał czy 

chcą tego kota z powrotem.

Tak więc zakradliśmy się do pałacowej kuchni i zabraliśmy trochę pieczonych 

żeberek i filetów z soli, żeby nakarmić te biedne, zagłodzone stworzenia.

Widać było, że naprawdę się ucieszyły, bo odgłos ich zgodnego mruczenia był 

niemal tak głośny, jak szum fal rozbijających się o brzeg w zatoce.

Po tym wszystkim, oczywiście, Michael nie był już w stanie dłużej walczyć z 

zaburzeniami snu wywołanymi lotem, nawet po to, żeby się całować.

Ale nie ma sprawy, bo zawsze zostaje nam jutrzejszy wieczór! Najlepszy 

prezent gwiazdkowy, jakiego mogłabym sobie życzyć, to jeszcze jeden wieczór 

pocałunków z Michaelem pod genowiańskim rozgwieżdżonym niebem.

I kolejna dziwna sprawa: kiedy Michael i ja wracaliśmy na górę po 

nakarmieniu kotów, chyba widziałam Franca, lokaja, który wychodził z błękitno - 

złotego skrzydła jakiś taki... zarumieniony.

Ciekawe, co on tam mógł robić?

No cóż, może Lilly obudziła się w środku nocy i potrzebny jej był kogel - 

mogel czy coś. Zapytam ją o to rano.

W głowie mi się nie mieści, że Michael śpi w pokoju tuż za ścianą. Rozdziela 

nas tylko ta jedna ściana - i łazienka z jacuzzi i całą hydrauliką do jego obsługi. 

Dobranoc, mój drogi wybawco! Śpij smacznie!

O kurczę, mam nadzieję, że jeśli będę chrapała, on tego przez ścianę nie 

usłyszy.

background image

Czwartek, 24 grudnia, 5.00 po południu,

książęca sypialnia w Genowii

Jak na razie o wiele lepszy dzień niż wczoraj. W sumie jeden z najlepszych 

dni, jakie kiedykolwiek spędziłam w Genowii!

Po pierwsze, wygrałam licytację tego plakatu z Gwiezdnych Wojen! Tak! 

Moja oferta była najwyższa! Już kontaktowałam się ze sprzedawcą, a on zgodził się 

wysłać plakat ekspresem lotniczym, żeby dotarł do nas w porę, na jutrzejszą 

Gwiazdkę.

Tak! Chcesz i masz.

I jakby nie było dość tego dobrego, Lilly była dzisiaj w naprawdę świetnym 

humorze. Śmiała się i żartowała już od śniadania. Zupełnie jakby przez jedną noc 

zmieniła się w zupełnie inną osobę. Nie stawała na głowie, żeby wyprowadzić z 

równowagi Grandmčre albo księcia René (który i tak trzymał się od niej z daleka; 

oświadczył, że idzie strzelać do rzutków z panią Parker - Bowles i księciem Walii, i 

wrócił do pałacu dopiero na popołudniową herbatę). Nie powiedziała ani słowa na 

widok trzech i pół kilo wędzonych śledzi na śniadaniowym bufecie i nawet chyba się 

nieźle bawiła, maczając paski posmarowanego masłem tosta w swoim pierwszym w 

życiu jajku na miękko.

A potem zdarzył się prawdziwy cud: Grandmčre - która uwijała się po pałacu 

z walkie - talkie w ręku, powarkując polecenia dla Antoine'a, podczas gdy coraz 

więcej koronowanych głów (szybowiec księżnej Matyldy Belgijskiej o mało nie 

wylądował na dachu planetarium) zjeżdżało się tu z całej Europy i nie tylko - kazała 

nam wynosić się z pałacu. Powiedziała, że męczy ją, kiedy tyle dzieci kręci jej się pod 

nogami. Rozkazała więc, żeby kapitan książęcego jachtu zabrał nas na wycieczkę 

wzdłuż wybrzeża Genowii na resztę dnia!

No i dobrze, ale musieliśmy zabrać ze sobą inne nastoletnie - i młodsze - 

background image

latorośle królewskich rodów.

Ale i tak dzień na morzu jest fajniejszy od wałęsania się po pałacu i 

potrząsania prezentami ułożonymi pod sześciometrową choinką w Wielkiej Sieni, 

żeby dojść do wniosku, że żaden z nich nie jest dość duży, by zmieścił się w nim 

pojazd Segway Human Transporter. Nie trzeba też uczestniczyć w takich nudnych 

świątecznych rytuałach jak ten wstrętny zwyczaj związany z gałązką oliwną. Polega 

on na tym, że najmłodszy członek rodziny (to znaczy ja) musi wziąć gałązkę 

namoczoną w oliwie z oliwek i wymachiwać nią we wnętrzu kominka, mrucząc jakieś 

bzdury typu, żeby rodzina była zdrowa i szczęśliwa w nadchodzącym roku, podczas 

gdy wszyscy inni popijają sobie grappę, czyli mocną wódkę pędzoną z resztek 

winogronowych wytłoczyn pozostających przy produkcji wina.

To ja już wolę dzień na morzu.

Już teraz na pewno się domyślacie, czemu tak walczyłam, żeby móc spędzić 

święta w Nowym Jorku. Jedyne świąteczne zwyczaje mojej mamy i pana G. to: 

ozdobienie choinki powycinanymi zdjęciami sławnych osób, które zmarły w ciągu 

mijającego roku, a potem zamówienie kaczki po pekińsku z Number One Noodle Son 

i zajadanie jej podczas oglądania Christmas story po raz chyba milionowy. Raj.

W każdym razie wszyscy poszliśmy się przebrać w stroje odpowiednie na rejs 

(dżinsy i sweter dla Michaela, dla mnie bojówki i wiatrówka, dla Lilly rybaczki i 

koszulka z napisem Touqhtitties - ale nie ma sprawy, bo karczek rybaczek zakrył 

napis, więc Pierre, książę William i Harry oraz inne koronowane głowy płci męskiej 

nie muszą się gorszyć - spodnie khaki, granatowy blezer i czerwono - złoty krawat 

oraz kompletne zestawy od Lilly Pulitzer dla księżniczki Yorku i kilku dziewczyn z 

rodziny Grimaldich, które, tak nawiasem mówiąc, nadal udają, że wcale nie jesteśmy 

spokrewnione).

Tak bardzo chciałam, żeby pojechała z nami japońska księżniczka Aiko (jest 

moim zdaniem zdecydowanie najsłodszą koronowaną głową, jaką kiedykolwiek 

miałam okazję poznać), ale jej mama nie chciała się zgodzić, nawet kiedy wy-

jaśniłam, że mając w domu młodsze rodzeństwo, potrafię się nią zaopiekować - 

biorąc pod uwagę, że tata Rockiego jest, no rozumiecie, mężczyzną, a moja mama z 

kolei anarchistką - jestem chyba najbardziej odpowiedzialną członkinią królewskiego 

rodu na tej planecie, jakiej można powierzyć małe dziecko.

Ale księżna Masako totalnie się nie zgodziła. I kropka.

Kiedy już znaleźliśmy się przy kei, przy której przycumowany był jacht, 

background image

rozdałam wszystkim potrzebującym dramaminę przeciwko chorobie morskiej 

(Michael i Lilly skorzystali z propozycji, ale nikt z arystokracji nie chciał lekarstwa. 

Niektórzy z Windsorów, ich imion tu nie wymienię... - no dobra, lord Mulberry - 

wręcz się ze mnie śmiali. Kurczę, bardzo przepraszam. Tylko dlatego, że ktoś z was 

spędzał wszystkie wakacje swojego życia na jachcie albo na nartach wodnych, to 

jeszcze nie powód, żeby się wyśmiewać z tych, którym się to nie zdarzało. 

Chciałabym zobaczyć, jak byście sobie poradzili z przejazdem z rogu Czternastej 

ulicy i Dziewiątej Alei aż do skrzyżowania Siedemdziesiątej Siódmej i Lex na 

jednym bilecie metra. Ha! Coś wam jakoś rzedną miny, moje drogie Jaśnie 

Oświecone Wysokości!)

Kapitan Marco w mgnieniu oka wyprowadził nas z genowiańskiego portu - 

mijając wszystkie te mniejsze jachty należące do niemieckich turystów oraz olbrzymi 

statek wycieczkowy, który zawinął do portu, żeby jego pasażerowie mogli spędzić 

Gwiazdkę w Genowii - a potem na otwarte morze. Kiedy już mknęliśmy po przej-

rzyście błękitnej wodzie, z wiatrem we włosach i promieniami słońca na twarzach, 

zrobiło się naprawdę bardzo pięknie.

Oczywiście było za zimno na pływanie, ale kiedy siedzieliśmy na słońcu, 

popijając oranginę i pojadając koktajlowe krewetki, zrobiło się nam całkiem ciepło. 

Tak ciepło, że paru chłopców musiało zdjąć blezery. Nie spuszczałam oka z Michaela 

i moją uwagę totalnie mi wynagrodził widok nagiej klatki piersiowej, która mignęła, 

kiedy wreszcie zaczął ściągać sweter. Bo ze swetrem podciągnął sobie częściowo T - 

shirt i dopiero po chwili udało mu się go z powrotem obciągnąć.

Wszystko razem biorąc, uroczy dzień.

Zdarzyło się też coś niezwykłego, kiedy bowiem podeszłam do leżaka Lilly, 

żeby ją zapytać, czy chce trochę sałatki caprese, zobaczyłam lorda Mulberry'ego 

siedzącego obok niej. Ich głowy - jej ciemna i jego rudawa - były jakoś tak blisko 

siebie.

A to dziwne, bo Lilly jest zajadłą przeciwniczką brytyjskiej monarchii. 

Pomysł opodatkowania obywateli, żeby utrzymywać głowę państwa, która nie jest 

wybierana przez obywateli, jest dla niej nie do przyjęcia i mówi, że niecierpliwie cze-

ka na upadek angielskiej arystokracji (twierdzi, że Genowia jest w porządku, bo my 

nie pobieramy podatku od naszych mieszkańców... i dlatego aż tylu ludzi chciałoby w 

naszym księstwie zamieszkać).

Ale jakoś mi się nie wydawało, żeby Lilly dzieliła się swoimi opiniami z 

background image

lordem Mulberrym, który, tak się składa, jest dwudziesty w kolejce do brytyjskiego 

tronu. Zwłaszcza że kiedy do nich podeszłam, śmiał się z czegoś, co właśnie 

powiedziała, jakby w życiu nie słyszał zabawniejszego żartu.

Ale kiedy mnie zobaczył, zamknął się w sobie jak ostryga i oświadczył:

- Muszę się z kimś zobaczyć w sprawie takiego jednego psa.

A potem przeszedł na dziób jachtu. A tam byli tylko jacyś moi kuzyni z 

rodziny Grimaldich; wszyscy oni mają alergię na psią sierść. A przynajmniej tak 

zawsze mówią Grandmčre, ile razy prosi ich, żeby się na trochę zaopiekowali jej 

Rommlem.

Kiedy pytałam Lilly, o co w tym wszystkim chodzi, powiedziała tylko, że 

rozmawiała z lordem Mulberrym o pogodzie.

Niemniej kiedy odeszłam, hrabia de Brissac wyskoczył zza szalupy 

ratunkowej i poinformował mnie cichym głosem, że lord Mulberry przez cały dzień 

„zadręcza mademoiselle Moscovitz”.

...A potem, jakby tego jeszcze było mało, dodał, że Franco, lokaj, zaczął tak 

często podchodzić i pytać, czy nic Lilly nie potrzeba, na przykład masażu stóp albo 

„Herald Tribune”, że on (Pierre) doszedł do wniosku, że Franco na „zbyt wiele sobie 

pozwala”, i chciałby zobaczyć, jak „ten sługus dostaje chłostę za spoufalanie się z 

młodą damą”.

Na co jedyną sensowną odpowiedzią było:

- Pierre, ty to masz zdrowo nakopane.

Ale hrabia totalnie wziął to za komplement. Skłonił się i powiedział:

- Uważam za swój obowiązek przy każdej sposobności bronić słabszej płci.

Potem podeszłam do leżaka Lilly i zapytałam ją, czy lord Mulberry jej się 

narzuca i czy Franco się z nią spoufala.

Lilly zsunęła okulary przeciwsłoneczne, żeby dobrze mnie widzieć, i 

odezwała się:

- Hę?

Więc jej wyjaśniłam, co powiedział mi hrabia, a Lilly parsknęła, znów 

nasunęła okulary i stwierdziła:

- A to mała francuska gnida. Franco po prostu wykonuje swoją pracę. A lord 

Mulberry tylko smarował mi emulsją do opalania łydki tam, gdzie nie mogłam sama 

dosięgnąć. - Zauważyłam, że podwinęła nogawki swoich rybaczek. - Był naprawdę 

całkiem pomocny.

background image

- No cóż... To chyba w takim razie w porządku.

Ale kiedy poszłam i powtórzyłam to Pierre'owi, on tylko zaśmiał się cynicznie 

i powiedział:

- Czy kiedykolwiek zdarzyło ci się nie móc dosięgnąć z tyłu własnych łydek, 

księżniczko? Bo mnie się to jeszcze nie zdarzyło.

Hm. Chyba Lilly trochę za bardzo zaczyna się podobać styl życia bogatych 

członków królewskich rodów.

Ale nieważne. To i tak był miły dzień. Nikt nie został wepchnięty do wody, a 

jedna z księżniczek Yorku nawet złapała rybę!

Teraz wszyscy musimy się przebrać na bal. Już sprawdziłam garderobę Lilly. 

Ma w niej taką totalnie przyjemną czarną sukienkę z satyny i tiulu, z różową szarfą 

(dzięki Bogu, że pani Moscovitz uparła się przy wycieczce do Norman Marcus, zanim 

wsadziła Lilly do samolotu). Grandmčre nie powinna mieć zastrzeżeń.

I udało mi się przez drzwi balkonowe rzucić okiem na Michaela w smokingu, 

(wcale go nie podglądałam. Musiałam wyjść na balkon i sprawdzić, czy jest 

wystarczająco chłodno na satynową narzutkę, która stanowi komplet z moją suknią, 

czy nie) i mogę tylko powiedzieć... Orlando Bloom, spadówa.

Czwartek, 24 grudnia, 11.30 wieczorem,

książęca sypialnia w Genowii

Nic mnie nie obchodzi, co mówi Grandmčre. Ja wcale nie zepsułam jej balu. 

Nic podobnego.

To Lilly go zepsuła.

A przynajmniej w większej części. Przyznam, że miała trochę pomocników.

Wszystko szło świetnie, póki nie kazali mi zatańczyć z księciem Williamem. 

Jak miałam pilnować Lilly, skoro okropnie się denerwowałam, że mój chłopak może 

w każdej chwili dopaść następcy tronu Anglii w ataku szału z zazdrości i rozkwasić 

background image

mu nos? Nie żeby Michael w ogóle wyglądał, jakby zauważył, że tańczę z kimś 

innym, tak bardzo zaabsorbowany był rozmową z księciem Karolem Filipem 

Szwedzkim na temat roli enzymów i regulacji genetycznej w biotechnologii i 

inżynierii genetycznej.

Mimo wszystko dziewczyna może sobie pomarzyć.

W związku jednak z rozczarowaniem faktem, że Michael nie okazuje 

najmniejszej zazdrości z powodu mojego tańca z najbardziej pożądanym kawalerem 

świata, zapomniałam zerknąć na to, co robi Lilly...

I to właśnie wtedy Pierre wpadł ślizgiem na sam środek Sali Balowej - a poły 

fraka powiewały za nim jak peleryna - wyhamował na tych swoich skórzanych 

trzewikach do tańca i wrzasnął:

- Powstrzymajcie ich! Niech ktoś ich powstrzyma!

Oczywiście Grandmčre z miejsca założyła, że ktoś próbował ukraść kalendarz 

adwentowy od Fabergégo. Wyrwała się z ramion faceta, z którym tańczyła - okazuje 

się, że to był książę Hashem z Jordanii - i rzuciła się w stronę hrabiego, wołając:

- Tylko nie Fabergé! Wszystko, tylko nie Fabergé!

Ale kiedy runęliśmy śladem Pierre'a, przekonaliśmy się, że hrabia biegnie w 

stronę kręgielni, a nie do Sali Lustrzanej.

To w kręgielni zobaczyliśmy najpotworniejszy widok, jaki kiedykolwiek 

ujrzały moje oczy: Lilly i mniej więcej siedmioro czy ośmioro młodych arystokratów 

- których tożsamości nie odważę się zdradzić nawet we własnym pamiętniku, w razie 

gdyby któregoś dnia paparazzi mieli go dorwać w swoje łapy - zajętych grą, którą 

można opisać tylko jako...

Rozbierane kręgle.

Jakby nie wystarczył nam widok Lilly zbijającej kręgle w bieliźnie Hello 

Kitty, jeszcze bardziej przeraził nas widok rozwścieczonego Franca, który cisnął na 

ziemię tacę tartinek i wyzwał jednego z powszechnie znanych męskich przed-

stawicieli pewnego rodu panującego (który grał w kręgle, mając na sobie wyłącznie 

białe obcisłe slipki) na pojedynek o honor Lilly!

Cała ta scena wywarła na uczestnikach balu co najmniej piorunujące wrażenie. 

Książę René uśmiechnął się od ucha do ucha i podszedł bliżej, jakby sam chciał 

włączyć się do gry - to znaczy, póki tata nie powstrzymał go, kładąc mu rękę na 

ramieniu. Hrabina Trevanni jęknęła i zakryła oczy swojej wnuczki, żeby ochronić 

dziecko przed szokującą sceną. Uszy księcia Karola poczerwieniały niczym para 

background image

ulicznych świateł. Książę William natychmiast zaczął pstrykać zdjęcia aparatem w 

swojej komórce, najwyraźniej z zamiarem późniejszego szantażowania pewnego 

swojego krewnego. Młody hrabia wskazał palcem na Lilly i krzyknął tonem pełnym 

rozpaczy:

- Ja bym cię traktował jak królową... Ale twoim popychadłem nie będę!

Koronowany młodzieniec w białych gatkach powiedział Francowi, że nie ma 

najmniejszego zamiaru z nikim się bić, na co Franco zerwał z dłoni jedną ze swoich 

białych rękawiczek i trzasnął go po twarzy... Rażąco łamiąc podstawowe zasady 

kodeksu zawodowego genowiańskich lokajów.

Na co książę René natychmiast zaczął się kręcić między gośćmi i zbierać 

zakłady o wynik bójki, a sekundę później pięść pewnego członka rodu Windsorów 

weszła w bliski kontakt z mięśniami brzucha Franca. Biednego małego hrabiego 

trzeba było powstrzymywać siłą - kto by pomyślał, że księżniczka Anna ma tyle 

pary? - bo też chciał się rzucić do bicia.

Myślę, że może wszystko by się dobrze skończyło, gdyby dwóch walczących 

nie po turlało się pod stół; stał na nim kalendarz adwentowy od Fabergégo, który z 

hukiem runął na posadzkę.

I wtedy Grandmčre padła zemdlona.

Dzięki Bogu, że Michael i książę Filip stali w pobliżu i zdołali ją złapać.

- Musimy wynieść ją na powietrze - powiedział Michael rozkazującym tonem. 

Naprawdę, on jest niezastąpiony w chwilach kryzysu. To może człowiekowi 

zaimponować. - Z drogi!

Ochroniarze wszystkich gości rozstąpili się, a Michael i książę Filip - z 

pomocą mojego taty - zanieśli Grandmčre do najbliższych drzwi, które, tak się 

złożyło, prowadziły do ogrodu...

...tego samego ogrodu, w którym znalazłam tamtą biedną małą czarno - białą 

koteczkę.

Tylko że dziś wieczorem zamiast czwórki przyjaciół przyprowadziła z siedem 

czy osiem kotów...

A konkretnie, dwanaście.

Cały ogród wypełniało kocie pomiaukiwanie. Koty białe. Koty szare. Koty 

trójkolorowe. Grube koty. Chude koty. Koty na drzewach. Koty wylegujące się na 

obramowaniu fontanny. Na szczycie kamiennego murku. W życiu nie widziałam 

naraz tylu kotów w jednym miejscu.

background image

Wszystkie, głośno miaucząc, domagały się dokładki homara Thermidor.

Ludzie stali tam i gapili się na koty w osłupiałym milczeniu, aż wreszcie jeden 

zwierzak - ta mała czarno - biała koteczka, z którą pierwszą się zaprzyjaźniłam - 

podszedł i zaczął ocierać się łebkiem o moje nogi przez satynę wieczorowej sukni.

I nagle Grandmčre uniosła głowę, otworzyła oczy, obrzuciła 

niedowierzającym spojrzeniem całą scenę, a potem spojrzała na mnie i wrzasnęła:

- Mia!

No cóż. Przynajmniej raz na odmianę zwróciła się do mnie poprawnie.

Jestem zbyt zmęczona, żeby dalej pisać. Więcej później.

Piątek, 25 grudnia, 8.00 rano,

książęca sypialnia w Genowii

Mamy już święta. Ale nie ma w nich nic wesołego.

Wczorajszy wieczór to była totalna klapa. Biorąc pod uwagę te rozebrane 

koronowane głowy - nie mówiąc już o Lilly - bójkę między pewnym członkiem rodu 

Windsorów a Frankiem (René był niepocieszony, bo nie dało się jasno określić 

zwycięzcy, jako że awanturę szybko przerwała Genowiańska Straż Pałacowa), 

kalendarz adwentowy (podobno da się go odratować... Ale nie zdążą z tym przed 

przyszłoroczną Gwiazdką) i te koty, Bal Gwiazdkowy Grandmčre przejdzie chyba do 

historii jako najbardziej nieudana genowiańska impreza wszech czasów.

Nawet nie mogę spać, bo ciągle mnie budzi trzaskanie drzwiczek 

samochodowych, to oburzeni członkowie rodzin panujących ładują się do rolls - 

royce'ow i wyjeżdżają. Większość z nich - według Jeanette, jednej z pokojówek, która 

właśnie przyniosła mi na tacy czekoladę na gorąco - twierdzi, że mają uczulenie na 

kocią muzykę.

Widać jednak, że chcą wyjechać głównie po to, żeby ochronić dzieci przed 

demoralizującym wpływem Lilly. Nawet książę i księżna z Japonii, a przecież ich 

background image

mała ma zaledwie cztery lata czy coś koło tego.

Chociaż, szczerze mówiąc, niektórzy z tych nastoletnich przyszłych 

władców... krótko mówiąc, bardzo wątpię, żeby pierwszy raz większość z nich - a 

zwłaszcza ci z rodziny Grimaldich - brała udział w partyjce rozbieranych kręgli.

A co mi tam. Przynajmniej teraz tata będzie miał spokojne święta, na których 

od samego początku tak mu zależało.

Chyba powinnam się ubrać i iść zobaczyć, co się dzieje tam na dole. Wiem, że 

to nie może być nic dobrego.

Piątek, 25 grudnia, 11.00

przed południem,

genowiańska Wielka Sień

No cóż, zaczęło się rozdawanie prezentów.

Tata chyba się naprawdę ucieszył z prenumeraty „Golf Digest”. I nawet 

Grandmčre nie zdołała powstrzymać zadowolonej miny, kiedy zobaczyła swoje 

atłasowe, pikowane wieszaki. Przez całe śniadanie i w kaplicy trzymała fason, ani 

słowem nie wspominając o tym, co się wydarzyło wczoraj wieczorem, nawet kiedy 

Lilly pojawiła się przy stole w dresie, którego używa jako piżamy. Ale przynajmniej 

narzuciła na siebie szlafrok frotté z emblematem pałacu Genowii, z tych, które 

Antoine wiesza we wszystkich pokojach gościnnych.

Wyglądało to trochę zabawnie do tych butów na po nartach.

Spodziewałam się, że Lilly przeprosi - nie mnie, ale przynajmniej Grandmčre. 

Zamiast tego sięgnęła po kawałek tosta i zaczęła go smarować masłem. Widać nadal 

jest jej przykro, że tata zwolnił z pracy Franca za uderzenie członka panującego rodu.

Ale tata nie miał przecież żadnego wyboru. No bo książę Karol miał pełne 

prawo zgłosić sprawę na policję. Dzięki Bogu, nie zrobił tego. Ale mógł. Zamiast 

tego zadowolił się zaciągnięciem synów i lorda Mulberry'ego na weekend na Ibizę, w 

background image

nadziei że spotkanie z Paris Hilton zatrze zły wpływ Lilly.

Lilly, ze swojej strony, dowodziła, że Franco doznał chwilowego pomieszania 

zmysłów ze względu na swoją namiętność do niej i że jest rzeczą niewłaściwą 

pozbawiać człowieka źródła utrzymania tylko dlatego, że na moment pozwolił, żeby 

rządziło nim jego id.

Ale Franco, z zadziwiającą godnością, powiedział jej, żeby nie walczyła o 

jego sprawę. A potem zwrócił swoją lokajską liberię Antoine'owi i raz na zawsze 

opuścił pałac.

Lilly rozpłakała się i powiedziała, że ją i Franca połączył związek głębszy niż 

zwyczajna przyjaźń czy miłość. Ale skoro dokładnie to samo powiedziała w zeszłym 

roku o tym kelnerze - nie wspominając już o lordzie Mulberrym poprzedniego 

wieczoru - nie przejęłam się tym za bardzo.

Zauważyłam, że Michael też nie wyglądał na przejętego. Przez całe śniadanie 

nie zwracał uwagi na siostrę, więc ja robiłam to samo. Chociaż nie było to łatwe, bo 

przy stole byli tylko Michael, Lilly, tata, ciocie Simone i Jean Marie, Grandmčre, i ja. 

Filomena nadal leżała w łóżku, twierdząc, że ma migrenę (co być może jest 

najinteligentniejszą rzeczą, jaką mogła zrobić), książę René uciekł potajemnie z 

wnuczką hrabiny Trevanni, z czego hrabina ogromnie się ucieszyła, a Sebastiano 

wczesnym rankiem znikł w towarzystwie księcia Alberta. Zostawili nam stół 

zastawiony dla setki gości i wystarczającą ilość bekonu, żeby zatkać arterie całemu 

narodowi Bułgarii.

Po kościele Grandmčre oświadczyła, że czas już na rozdawanie prezentów, 

więc siedzimy teraz tutaj i otwieramy paczki. W domu, w Nowym Jorku, otwieramy 

wszystkie prezenty naraz i mamy to z głowy w dziesięć minut. Tutaj, w Genowii, 

Grandmčre lubi chodzić w kółeczko, zmuszając każdą osobę, żeby rozpakowała jeden 

prezent, a potem pokazuje się go wszystkim i osobiście dziękuje się ofiarodawcy. 

Trwa to godzinami.

Oto, co dostałam do tej pory:

Różowe ocieplacze na nogi Dolce & Gabbana od Filomeny.

Pozytywkę z baletnicą od cioci Simone (której się wydaje, że nadal mam dziewięć 

lat).

Ciepły, zrobiony ręcznie szydełkiem szal od cioci Jean Marie. Bo wiecie, w Genowii 

zdarzają się straszne chłody (średnia roczna temperatura to plus 21 stopni).

Egzemplarz Królowej Ameryki: życie Jacqueline Kennedy Onassis od Sebastiana, 

background image

który uważa Jackie Onassis za uosobienie piękna, zaraz po księżnej Di.

Elektryczną brzytwę od Paola (bardzo śmieszne, cha, cha).

Lalkę „księżniczka Mia” Madame Alexander od babci i dziadka (do nich 

najwyraźniej nie dotarło, że nie jestem specjalnie zachwycona faktem, że ktoś 

robi ze mnie lalkę, a w dodatku ta lalka ma w oczach wyraz szaleństwa, ani 

tym, że lalka nosi rybaczki do diademu, a na nich ma idiotyczny napis: 

Ratujcie wieloryby).

Oba filmy nakręcone na podstawie mojego życia na DVD od księcia René (znów 

bardzo zabawne. Chyba żeby nie).

Nowy diadem od Grandmère. Bo przecież rozumiecie, że księżniczka nie może się 

obyć bez dwóch; w razie gdyby jeden diadem już się nie nadawał do użytku, 

zawsze będzie mogła posłać po ten drugi.

Jak do tej pory dostałam tylko jedną rzecz, o którą prosiłam - PowerBooka i 

iPoda od mamy i taty, i abonament do iTunes od pana G. Przynajmniej wiem, że nie 

będę jedyną osobą w całym stanie Maine, która się jeszcze nie przestawiła na Maca. 

Nie zanosi się na to, żebym miała dostać figurkę Military Xandra ani światowy pokój 

czy cokolwiek innego z mojej listy, ale nie ma sprawy. Na tym etapie mojego życia 

całkiem nieźle przywykłam do rozczarowań.

Mój prezent dla Michaela dotarł specjalnym kurierem, kiedy byliśmy na mszy. 

Za przesyłkę musiałam zapłacić tyle, ile za sam prezent, żeby dostać ją na czas. Ale 

wiem, że totalnie było warto, bo kiedy otworzy paczkę, oszaleje z radości, widząc ten 

niesłychanie rzadki kolekcjonerski rarytas.

Teraz kolej na Lilly. Otwiera prezent ode mnie. Trochę teraz żałuję, że nie 

dałam jej czegoś innego, skoro w ostatnim czasie nie ma żadnych problemów ze 

znajdowaniem sobie partnerów...

Ups. Lilly nie ma zbyt zachwyconej miny...

background image

Piątek, 25 grudnia, południe,

genowiańska plaża

Taa. Plaża. Aż tu musiałam zaciągnąć Lilly, żeby cały pałac nie musiał 

wysłuchiwać, jak się na mnie drze.

Dlaczego ja się z nią w ogóle zadaję? To znaczy, fajnie jest z nią być, kiedy 

nie zachowuje się w taki sposób.

Ale to jest już po prostu śmieszne. Ona nadal wrzeszczy na mnie, że ja nie 

mam najmniejszego prawa wmawiać jej, że nie jest zdolna do znalezienia miłości, bo 

przecież wiem, że ona i Boris Pelkowski chodzili ze sobą przez niemal cały rok.

Taa, zanim go rzuciła dla innego mężczyzny.

Chociaż nie mam zamiaru jej tego wytykać. Zresztą i tak nie uda mi się 

wtrącić ani słowa.

Ale gdybym mogła, przypomniałabym jej, że ja też nie skaczę z radości z 

powodu prezentu od niej. W przeciwieństwie do tego, co się Lilly wydaje, ja nie 

potrzebuję uczyć się, Jak wyrażać swoje poglądy i ich bronić w związkach 

uczuciowych. To podtytuł książki Asertywna kobieta, którą mi podarowała. Jestem 

totalnie asertywna. Przecież wyciągnęłam ją z pałacu i zmusiłam, żeby zeszła ze mną 

na plażę, gdzie może się wydzierać, nie przeszkadzając nikomu, nieprawdaż?

Dobrze, że wybrałam tę plażę. Nie ma na niej nikogo. Pewnie dlatego, że jest 

zaledwie z jakieś dziesięć stopni, a na niebie pełno chmur. A poza tym, hm, jest 

Gwiazdka. Wszyscy - pomijając nas dwie - siedzą w domach i miło spędzają czas z 

rodzinami, pewnie robiąc te głupoty z wymachiwaniem gałązką oliwną albo 

przynajmniej oglądając Christmas story. Ale nieważne. Nawet statek wycieczkowy 

szykuje się do wypłynięcia. Na zatoce podskakuje na falach tylko jedna motorówka - 

z rodzaju tych, którymi przewozi się turystów ze statku na brzeg - a w niej tylko kilka 

osób.

background image

Ale i tak założę się, że słyszą, jak Lilly wrzeszczy, kiedy wiatr zawiewa w 

odpowiednią stronę.

- Dlaczego się do tego nie przyznasz?! - drze się właśnie. - Zazdrościsz mi, że 

ja w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin miałam trzech chłopaków, a ty w 

całym swoim życiu tylko jednego!

- Trzech? - W głowie mi się to nie mieści. - Liczysz Pierre'a? Lilly, on ma 

dwanaście lat!

- Trzynaście. - Lilly ma wściekłą minę. - I co w tym złego, że adoruje mnie 

młodszy mężczyzna? Jeśli Demi i Cameron mogą sobie na to pozwalać, to dlaczego 

nie ja?

- Lilly... - Naprawdę czasem nie wiem, czemu ją toleruję. - Nie o to chodzi.

- Nie, nie o to! - wrzeszczy Lilly. - Dlaczego raz wreszcie nie powiesz 

prawdy? Nie pochwalasz moich związków z lordem Mulberrym i Pierre'em, bo oni są 

członkami arystokratycznych rodów, a ja nie. Z kolei mojego związku z Frankiem nie 

aprobujesz, bo to służący! Taka jesteś, księżniczko!

Usiłuję zachować spokój w tym oceanie jadu, który na mnie wylewa, ale nie 

jest to wcale łatwe, bo mam coraz większą ochotę, żeby odwrócić się na pięcie i pójść 

z powrotem do pałacu. Przecież tam jest Michael. Zamiast siedzieć na tym 

gruzłowatym pniaku wyrzuconym przez morze, mogłabym być w ramionach 

Michaela. No cóż, gdyby tata patrzył w inną stronę.

- To nieprawda, Lilly - mówię, mam nadzieję, że bardzo asertywnym tonem. - 

Nie pochwalam twojego związku z lordem Mulberrym, bo on jest miłośnikiem 

polowań, jak zapewne wiesz. A poza tym to nie ma przyszłości. Jak tylko odkryje 

twoje antymonarchistyczne przekonania, ucieknie od ciebie niczym spłoszony 

jelonek. A twojego związku z Pierre'em nie pochwalam dlatego, że jesteś za duża, 

żeby spotykać się z kimś, kto jest taki niski, że mógłby jeździć nowojorskim metrem 

za darmo. A twój związek z Frankiem nie podobał mi się, bo przeszkadzał mu w wy-

konywaniu obowiązków zawodowych, a teraz, przez ciebie, chłopak stracił pracę.

- Jakbym trzymała go na muszce rewolweru i kazała mu uderzyć Simona - 

stwierdziła Lilly zjadliwie.

- Masz w sobie, Lilly, pewne cechy, którym niektórzy mężczyźni, i chłopcy, 

nie potrafią się oprzeć.

Nie chciałam tego mówić, bo to zabrzmiało jak komplement, a ja w tej chwili 

niekoniecznie chcę prawić Lilly komplementy. Ale to prawda. To była ostatnia rzecz, 

background image

jaką hrabia de Brissac powiedział mi, kiedy rodzice ciągnęli go w stronę ich rollsa.

- Twoja przyjaciółka ma w sobie coś - udało się Pierre'owi wykrztusić, kiedy 

ojciec usiłował go wepchnąć na tylne siedzenie - co oszołomi każdego mężczyznę bez 

wyjątku. Proszę, powiedz jej, że zawsze będę ją kochał, chociaż ludzie będą pewnie 

próbowali nas rozdzielić!

- Jak sobie chcesz, wariacie - powiedziałam.

Coś w tym może być. To by wiele wyjaśniało, jeśli chodzi o - eee - 

urozmaicone życie uczuciowe Lilly.

Lilly, ku mojemu niemałemu rozgoryczeniu, ma minę, jakbym jej pochlebiła.

- Naprawdę? - grucha.

Robi mi się niedobrze, kiedy na nią patrzę.

- Najwyraźniej - potakuję. - Mówiąc szczerze, ja tego nie dostrzegam. Lilly, 

czy ty nie czujesz się ani odrobinę winna z powodu tego, co zrobiłaś Francowi?

- Chodzi ci o to, co Franco zrobił z miłości do mnie? - Lilly ma 

rozgwieżdżone oczy. - Mia, ty się nie martw o Franca. Nic mu nie będzie. On i tak 

pracował jako lokaj tymczasowo, zanim nie dostanie pracy, na której naprawdę mu 

zależy.

- To znaczy?

- Instruktora snowboardu w Zermatt.

- No cóż - mówię. - Będzie miał teraz mnóstwo czasu, żeby popracować nad 

spełnieniem swojego marzenia, nieprawdaż?

Czy mnie się tylko wydaje, czy ci ludzie w motorówce tam na falach do nas 

machają?

- Ta uwaga jest tak bardzo w twoim stylu. - Lilly już nie jest taka 

rozpromieniona. Teraz wydaje się naprawdę wściekła. - Oczywiście nie w stylu 

prawdziwej ciebie. Ale tej zadzierającej nosa, którą się stajesz, kiedy jesteś w 

Genowii.

- Co? - Teraz już jestem pewna, że Lilly oszalała. Najwyraźniej mózg jej 

wypadł do oceanu w czasie tego transkontynentalnego lotu odrzutowcem. - O czym ty 

mówisz? Ja nie zadzieram nosa.

- I owszem. - Lilly jest naprawdę poirytowana. - Kiedy jesteś w Genowii, 

zadzierasz go. Przyznaj się do tego, Mia. Jesteś naprawdę dwulicowa. W Nowym 

Jorku jesteś nieśmiała i nazbyt skromna; zachowujesz się jak nastolatka cierpiąca na 

zaniżoną samoocenę. Ale kiedy przyjeżdżasz do Genowii, stajesz się zupełnie inną 

background image

osobą! Nie masz najmniejszych oporów mówić ludziom, a zwłaszcza swojej tak 

zwanej najlepszej przyjaciółce, jak mają się zachowywać i w co się ubierać...

Okej, teraz to już posunęła się za daleko.

- Dla twojej informacji, Lilly, mnie jakoś specjalnie nie cieszy to, że muszę ci 

mówić, żebyś nie nosiła T - shirta z obraźliwymi napisami przy mojej babce albo że 

niewłaściwe jest organizowanie partyjki rozbieranych kręgli w czasie balu w pałacu. 

W teście na inteligencję zaliczyłaś dwieście dziesięć punktów. Można by się spodzie-

wać, że będziesz umiała się znaleźć w różnych sytuacjach. Ale najwyraźniej w takich 

przypadkach jak ten to inteligencja emocjonalna się liczy, a obie wiemy, że w tym 

zakresie nie jesteś jakoś szczególnie obdarzona przez los, prawda? Więc czy ja mam 

jakieś inne wyjście niż mówić ci, co masz robić, skoro najwyraźniej sama nie możesz 

na to wpaść?

Lilly się rumieni. Ale nie ma ochoty się poddać.

- Ale kiedy wracasz do Nowego Jorku - kontynuuje - wyśmiewasz się ze 

swojej babki, że tak się przejmuje ciuchami i imprezami. Tam bardziej cię obchodzi 

globalne ocieplenie i nadmierny przyrost naturalny niż to, czy ktoś przyjdzie na 

śniadanie w piżamie, czy nie. Tutaj, wygląda na to, jakbyś gubiła samą siebie w 

zalewie rzeczy nieważnych, jak zapalanie lampek na choince czy kalendarze 

adwentowe...

- Te rzeczy nie są nieważne - przerywam jej. - Może inaczej. Nie są tak ważne 

jak globalne ocieplenie, ale to jest tradycja, Lilly. A tradycja też jest ważna. Tak samo 

jak szacunek. A to jest brak szacunku, przychodzić na śniadanie w piżamie, będąc 

gościem w czyimś pałacu.

Ale Lilly nadal się nie poddaje.

- Nie jestem tu jedyną osobą, którą rozstawiasz po kątach - oświadcza. - 

Wszystkim mówisz, co mają robić. Francowi i Antoine'owi, i tej pokojówce, która 

rano przynosi ci czekoladę na gorąco...

- Bo jestem ich szefową, Lilly - wyjaśniam. - Jak myślisz, co to znaczy być 

księżniczką? To znaczy, że któregoś dnia będę szefowała całemu krajowi. Żeby to 

robić, czasem muszę wydawać polecenia. Ale staram się być przy tym grzeczna, 

mówię „proszę”, „dziękuję”. To właśnie mają robić księżniczki. My rządzimy.

Lilly wreszcie wygląda tak, jakby się trochę zawstydziła.

- No cóż - mówi. - Nie jestem do tego przyzwyczajona. To bardzo dziwne 

widzieć cię, jak tak... rządzisz.

background image

- Mam wrażenie, że Michaelowi jakoś to nie przeszkadza - wytykam jej.

- Michael uważa, że to seksowne - mówi Lilly nie bez nutki obrzydzenia w 

głosie.

Wow. Michael uważa, że to seksowne, kiedy rozstawiam ludzi po kątach? 

Może już czas, żebym jego spróbowała porozstawiać...

O mój Boże! A motorówka z tymi wszystkimi ludźmi w środku... Ona 

podpłynęła naprawdę blisko brzegu. A ci ludzie coś do nas krzyczą. Nie rozumiem, 

co wołają. Ale są jacyś podenerwowani. A kilku wylewa dłońmi wodę za burtę z 

powrotem do morza, bo...

Bo ich łódź tonie!

Piątek, 25 grudnia, 2.00 po południu,

książęca jadalnia w Genowii

Dobrze, że szef kuchni szykował lunch dla pięćdziesięciu osób. Starczy nam 

wszystkiego.

Świetnie, bo ci ludzie ze statku pasażerskiego są naprawdę wygłodniali.

Pochłaniają zupę z homara w takim tempie, że można by pomyśleć, że nie 

mieli nic w ustach od tygodni, chociaż tak naprawdę - według Patty z Oklahomy - 

zjedli spore śniadanie zaledwie parę godzin temu.

Ale pewnie los rozbitka na morzu stymuluje apetyt.

Zwłaszcza kiedy, no wiecie, zapłaciło się sto czterdzieści cztery dolce 

(pięćdziesiąt cztery za dzieci poniżej dwunastego roku życia, jak poinformowała mnie 

Patty, która dwójkę swoich zostawiła na statku ze względu na koszty i dlatego, że i 

tak wolały oglądać Christmas Country Bear Jamboree na płatnej pokładowej 

kablówce) za przywilej przespacerowania się historycznymi ulicami Genowii, z jej 

staroświeckimi sklepikami i bazarkami na świeżym powietrzu, żeby się potem 

przekonać, że wszystkie sklepiki i bazarki są zamknięte ze względu na święta Bożego 

background image

Narodzenia.

I jakby tego jeszcze było mało, w drodze powrotnej na statek motorówka 

zaczyna tonąć. Jak to powtarza co chwila Daryl z Seattle: „Człowieku, padaka!”

Całkiem nieźle podsumowuje to odczucie Joan z New Paltz w stanie Nowy 

Jork. Nie wspominając już o Jessice i Mike'u z Goshen w Indianie, Ann i Ricku z Ann 

Arbor w Michigan, a także Chrisie i Jake'u z San Francisco.

Ale nastrój im się zdecydowanie poprawił - jak zapewniają nas wszyscy 

pasażerowie motorówki - teraz, kiedy mieli okazję zobaczyć kilka prawdziwych 

koronowanych głów... Nie wspominając już, że jedzą z nimi lunch i mogli się wytrzeć 

do sucha pałacowymi książęcymi genowiańskimi ręcznikami.

Byłoby to spore niedopowiedzenie stwierdzić, że Grandmčre się zdziwiła, 

kiedy Lilly i ja wróciłyśmy z plaży, ciągnąc za sobą ludzi ze statku wycieczkowego. 

Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sieni, gdzie nadal trwało rozpakowywanie prezentów, 

obrzuciła spojrzeniem grupę ludzi stojącą za nami - dygoczących w swoich dresach i 

wiatrówkach - i tak mocno zacisnęła wargi, że zupełnie znikły. Lilly później 

powiedziała, że słyszała, jak Grandmčre mruknęła:

- Najpierw koty, teraz Amerykanie. Co ona jeszcze przywlecze do domu?

Ale potem przeważyły naturalne odruchy gościnności i Grandmčre wysłała 

Antoine'a po ręczniki, gorącą herbatę i ubrania na zmianę dla naszych gwiazdkowych 

gości.

Tata potraktował sprawę znacznie mniej pogodnie. Natychmiast złapał za 

telefon i zaczął się domagać informacji, dlaczego linie żeglugowe nie ruszyły na 

pomoc własnym pasażerom... Nie mówiąc już o tym, gdzie się podziała Genowiańska 

Książęca Straż Przybrzeżna, skoro jego córka ze swoją przyjaciółką musiały same 

sprzątać bałagan, za który to oni byli odpowiedzialni. (Chociaż, prawdę mówiąc, nic 

takiego wielkiego nie musiałyśmy robić. Tyle że wrzeszczałyśmy: „Macie grunt! 

Macie grunt!”, kiedy motorówka tych ludzi ze statku wycieczkowego wywróciła się, 

a oni próbowali płynąć. Byli przecież tylko ze trzy metry od brzegu. Nawet tej małej - 

Olivii, córeczce Janice i Paula z Reno w Nevadzie - woda sięgała tylko do pasa).

Ale nieważne. Książęca Genowiańska Straż Przybrzeżna była totalnie zajęta 

wznoszeniem toastów ajerkoniakiem, podziwianiem zdjęcia płonących szczap na 

wyświetlaczu swojego radaru i słuchaniem bożonarodzeniowych kolęd przez 

krótkofalówkę, więc tej motorówki (autentycznie) nie zauważyli. Ale doprawdy, 

trudno mieć do nich pretensje. Bo przecież niecodziennie w Zatoce Genowiańskiej 

background image

tonie jakaś jednostka pływająca. Właściwie to pierwszy taki przypadek, o jakim 

wiemy.

Teraz tata usiłuje zdecydować, co z nimi zrobić. To znaczy, z ludźmi ze statku 

wycieczkowego. Kazał przyjechać Nadwornemu Lekarzowi Pierwszego Kontaktu i 

sprawdzić, czy nie cierpią na hipotermię, no bo przecież zupełnie przemokli, i tak 

dalej. Ale fizycznie nic im nie dolega poza tym, że niemal wszyscy mają nadwagę 

wskutek zbyt częstego zaglądania do bufetu z deserami na pokładzie „Księżnej Mórz” 

(tak się nazywa ten ich statek wycieczkowy).

A ponieważ wszyscy są bardzo grzeczni - o wiele grzeczniejsi niż, na 

przykład, pewien nasz nowojorski gość - wspomniałam, że byliby o wiele mniej 

kłopotliwymi gośćmi niż te koronowane głowy, które dopiero co wyjechały. Tata 

powiedział, że w zasadzie się ze mną zgadza... Na co Grandmčre jeszcze mocniej 

zacisnęła wargi.

Ale, będąc księżną, i tak dalej, z wdziękiem zaproponowała Budowi siódmą 

dokładkę zupy z homara, którą on z radością przyjął.

Mam nadzieję, że Lilly przyjrzy się temu wszystkiemu uważnie i zrozumie, że 

rola księżniczki to coś więcej niż tylko imprezy, ciuchy i rozstawianie ludzi po 

kątach. Że chodzi też o gościnność i ratowanie ludzi przed potencjalnym utonięciem 

w wodzie o głębokości pół metra.

Mam nadzieję, że pojmie, iż goście też mają pewne zobowiązania, a 

mianowicie uprzejme zachowanie i niedoprowadzanie do utraty pracy przez domowy 

personel na skutek bójek z arystokracją.

Ale może to zbyt wygórowane nadzieje, nawet jak na okres świąt Bożego 

Narodzenia.

Patty mówi, że od zawsze jej marzeniem było poznać jakąś prawdziwą 

księżniczkę, więc pozowałam jej do zdjęcia z Budem, a Antoine obiecał, że wyśle im 

odbitkę pocztą, jak tylko zdjęcia będą wywołane, bo ich własny aparat (na szczęście 

jeden z tych jednorazowych) zamókł na plaży.

A potem Patty oświadczyła, że jej kolejnym życiowym marzeniem było 

poznać jakąś królową. Ale miała tu na myśli Grandmčre, a nie królową Elżbietę, która 

odleciała stąd swoim nadwornym helikopterem wczoraj, parę minut po wybuchu 

całego zamieszania. Próbowałam jej wyjaśnić, że Genowia jest księstwem, a nie 

monarchią i że Grandmčre to księżna wdowa. Ale Patty oświadczyła, że to wszystko 

jedno.

background image

Zamiast tego wstała od stołu, pomaszerowała do krzesła, na którym siedziała 

Grandmčre, z pełną przerażenia fascynacją obserwując brzuch Buda, i odezwała się:

- Wasza Wysokość, czy mogę prosić o autograf?

Bałam się przez sekundę, że Grandmčre może jej odmówić. Ale w ostatniej 

chwili chyba jednak poddała się i powiedziała:

- Tak.

A potem naskrobała swoje imię w albumie. Patty wyjaśniła mi, że bez niego 

nigdzie się nie rusza, bo nigdy nie wiadomo, kiedy można się znaleźć w sytuacji, jaką 

należy uwiecznić dla potomności. Już włożyła pąk bugenwilli sprzed pałacu na swoją 

nową stronę „Genowia”, razem z chusteczką higieniczną z pojemnika w łazience dla 

gości i kłaczkiem z futerka Rommla, który polatywał w powietrzu.

Chyba to futerko zwróciło uwagę Grandmčre, która zaczęła przewracać kartki 

albumu, pytając:

- A to co?

Patty zrobiła skromną minę.

- To mój album z pamiątkami.

- Pani co? - spytała ciocia Jean Marie.

- Mój album z pamiątkami - powtórzyła Patty. A potem, kiedy zobaczyła, że 

wszystkie trzy książęce siostry mają zbaraniałe miny, roześmiała się i dodała: - To wy 

tu nie wiecie, co to jest album z pamiątkami? No cóż, należę do trzech klubów, które 

zajmują się tworzeniem takich albumów: Lubię Albumy, Album to Album i Albu-

mowi Albumowicze. Spotykamy się tak ze dwa - trzy razy w miesiącu - a czasem 

częściej - żeby uzupełniać albumy.

Grandmčre nadal miała nic nierozumiejącą minę, a Patty ciągnęła:

- Żeby wklejać tu nasze drogocenne wspomnienia, które możemy 

przekazywać naszym dzieciom i wnukom.

- Taa, Grandmčre - powiedziałam, zawstydzona, że moja własna babka nie ma 

zielonego pojęcia o istnieniu tego odwiecznego amerykańskiego hobby. Chociaż, 

oczywiście, moja własna matka jest tak stanowczo przeciwna tworzeniu albumów z 

pamiątkami, że ten, który dostała od kogoś po narodzinach Rocky'ego, zabiła gwoź-

dziami i owinęła drutem kolczastym, żeby nikt nie mógł go nigdy otworzyć. - Jak to 

się stało, że ty nie prowadzisz albumu z pamiątkami?

Grandmčre rzuciła mi gniewne spojrzenie.

- Księżne - oświadczyła majestatycznym tonem - nie prowadzą albumów z 

background image

pamiątkami.

- No cóż, to wielka szkoda - stwierdziła Patty. - To bardzo odpręża. I jeśli się 

pani nie pogniewa, Wasza Wysokość, mam wrażenie, że przydałaby się pani odrobina 

relaksu.

Grandmčre zrobiła wtedy strasznie obrażoną minę, ale Patty tego nie 

zauważyła. Zaczęła przerzucać strony swojego albumu i pokazywać Grandmčre 

wszystkie te miejsca, które z Budem i dzieciakami zwiedziła w czasie rejsu tym stat-

kiem wycieczkowym - jak do tej pory Barcelonę, Cannes i Monte Carlo - o każdym 

mnóstwo jej opowiadając.

Grandmčre przez jakiś czas słuchała w milczeniu, a potem, kiedy Patty coraz 

bardziej elokwentnie rozwodziła się nad tym, jak świetnie bawili się z Budem przy 

baccaracie w Monte Carlo, zaczęło wyglądać na to, że dłużej nie wytrzyma.

- Przypuszczam - odezwała się Grandmčre lodowatym tonem - że wróci pani 

do Ameryki i opowie wszystkim, że spośród zwiedzonych miejsc Genowia okazała 

się najgorsza.

Ale Patty miała zaszokowaną minę.

- Ależ skąd, Wasza Wysokość! - zawołała. - Powiem im, że Genowia okazała 

się najlepsza!

Grandmčre zrobiła skonsternowaną minę.

- No ale... Wasza motorówka w drodze z Genowii na statek zatonęła.

- Ach, to? - Patty z lekceważeniem machnęła ręką. - A kto by się tym 

przejmował? Kiedy pokażę wszystkim pani autograf, i pani wnuczki też, przyjaciółki 

zzielenieją z zazdrości.

- A poza tym - dodał Bud - kuchnia tu jest o niebo lepsza niż w Monaco. Po 

małżach, które zjedliśmy w Monte Carlo, dostałem niestrawności.

Słysząc to, Grandmčre zaczęła bardzo szybko mrugać powiekami. Wiem, że to 

zabrzmi nieprawdopodobnie, ale mogłabym niemal przysiąc, że zobaczyłam w jej oku 

łzę.

Tak właśnie. W oku Grandmčre.

Wiem za to z całą pewnością, że ujęła i ścisnęła dłoń Patty.

- Dziękuję - szepnęła. - Być może... Być może ma pani rację. Może powinnam 

zająć się tym... albumowaniem.

Patty podniosła wzrok znad strony Drzewka bożonarodzeniowe nad Morzem 

Śródziemnym i powiedziała z uśmiechem:

background image

- Wasza Wysokość, jestem pewna, że ma pani do tego wrodzony talent.

I jestem przekonana, że to najmilsza rzecz, jaką od rana Grandmčre usłyszała 

od swoich gości. A przynajmniej sądząc po uśmiechu Grandmčre.

Piątek, 25 grudnia, 4.00 po południu,

Wielka Sień, pałac w Genowii

Pasażerowie wrócili na statek wycieczkowy zdrowi i cali. „Księżna Mórz” 

wysłała po nich kolejną motorówkę.

Zegnaliśmy się niemal ze łzami, odprowadzając naszych gości do limuzyn 

podstawionych na pałacowy podjazd; czekały, żeby ich zabrać do portu. Chris i Jake 

obiecali, że napiszą. Olivia nie mogła się nacieszyć moją podobizną - lalką Madame 

Alexander, którą jej podarowałam. Patty obiecała, że każdej z nas wyśle minialbum 

pamiątkowy z dwugodzinnego pobytu w pałacu Genowii, o ile tylko Antoine 

wywiąże się ze swojej obietnicy i prześle jej zrobione przez siebie zdjęcia.

A ponieważ to są obowiązki służbowe Antoine'a, zapewniłam Patty, że może 

być o to spokojna.

Ponadto po wręczeniu pasażerom prowiantów na ich dwudziestominutową 

drogę powrotną na statek - nie wspominając już o całej masie innych drobiazgów, 

które podostawaliśmy na Gwiazdkę, a których wcale nie chcieliśmy, takich jak ocie-

placze na nogi Dolce & Gabbana, które podarowała mi Filomena (dobrze, że nadal 

leży w łóżku z migreną), a którymi Chris i Jake totalnie się zachwycili, oraz książka 

Lilly o asertywności dla Ann i moja książka o znajdowaniu idealnego mężczyzny dla 

Joan (obie się zgodziłyśmy, że już ich nie potrzebujemy) - odprowadziliśmy ich do 

czekających limuzyn. Wtedy Patty obróciła się i ze łzami w oczach powiedziała:

- Nie wiem, jak mamy państwu dziękować za tę niezwykłą gościnność. Jeśli 

wszyscy w Europie będą tak mili, ja wy tutaj, to reszta naszej podróży będzie 

niezapomniana. - A potem zwróciła się do Grandmčre: - Wasza Wysokość, oficjalne 

background image

zgłoszenie członkostwa w Lubię Albumy i podręcznik Zaczynam albumować wyślę 

pani pocztą, jak tylko dotrę do domu. Pokocha pani albumy z pamiątkami. Jestem 

tego pewna.

Następnie wszyscy wsiedli do limuzyn i pojechali w stronę portu i czekającej 

na nich motorówki.

A ja odwróciłam się do Lilly.

- Widzisz?

Na co ona odparła obronnym tonem:

- Co?

A ja powiedziałam:

- To właśnie znaczy być księżniczką.

Lily tylko prychnęła i, wzburzona, zawróciła do pałacu. Kiedy poszliśmy za 

nią, Michael odezwał się do mnie cicho:

- Moim zdaniem to właśnie oznacza być człowiekiem, ale nie ma sprawy.

I oczywiście ma zupełną rację. Ale cieszę się, że Lilly go nie dosłyszała.

A potem weszliśmy do środka rozpakować resztę prezentów.

Ale i tak jestem pewna, że Lilly już zrozumiała. Jest o wiele uprzejmiejsza dla 

wszystkich i nawet dała Rommlowi kawałeczek bűche de Noël, tradycyjnego 

bożonarodzeniowego ciasta.

Aaa, pod choinką zostały już tylko dwa prezenty... Jeden wielki (ode mnie dla 

Michaela) i jeden średni (od niego dla mnie). Grandmčre właśnie poleciła 

Antoine'owi, żeby je nam wręczył, i powiedziała zmęczonym głosem (i kto mógłby ją 

winić? Przecież wiele przeszła w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin):

- Otwórzcie je, proszę, żebyśmy mogli pójść wszyscy na górę i zdrzemnąć się 

przed obiadem.

Ale Michael, ku mojemu kompletnemu zaskoczeniu i zachwytowi, spytał:

- Wasza Wysokość, czy miałaby pani coś przeciwko temu, żebyśmy z Mią te 

swoje prezenty dla siebie otworzyli na osobności?

A Grandmčre zrobiła minę, jakby jej ulżyło, i powiedziała:

Mazel tow.

A potem poszła prosto w stronę tacy z sidecarem, z którą Antoine na nią 

czekał.

A więc swoje prezenty otworzymy na osobności!

Co on takiego mógł mi dać, że nie chce, żeby wszyscy to zobaczyli?

background image

Piątek, 25 grudnia, 6.00 wieczór,

książęca sypialnia w Genowii

O mój Boże! Michael jest najlepszym chłopakiem na świecie. Najlepszym.

Zabraliśmy swoje prezenty do ogrodu, gdzie nadworni ogrodnicy wreszcie 

pozbyli się ostatniego z kotów, umieszczając miseczki z octem wokół wszystkich 

rabatek kwiatowych. (Koty nie lubią tego zapachu i trzymają się z dala od wszelkich 

miejsc, w których się unosi. Odkryliśmy to, kiedy Gruby Louie był kociakiem i mścił 

się, obsikując mój futon do spania za każdym razem, kiedy wyjeżdżałam do Genowii. 

Przez jakiś czas stawialiśmy przy materacu miseczki z octem i wreszcie przestał).

Więc nasze pałacowe ogrody pachniały nieco mniej bungewillą, a trochę 

bardziej dressingiem sałatkowym.

Ale to mi nie przeszkadzało. Bo nic nie mogłoby zepsuć chwili tak 

romantycznej. Nawet słońce wyszło zza chmur, kiedy tam siedzieliśmy, i woda 

tryskająca ze wszystkich fontann mieniła się tęczami, a gdzieś w miasteczku zaczęły 

dzwonić kościelne dzwony na mszę o szóstej wieczorem, a w porcie „Księżna Mórz” 

włączyła syrenę pokładową na pożegnanie, ruszając w stronę Livorno. A więc to 

wszystko było takie znaczące...

Powiedziałam Michaelowi, żeby otworzył pierwszy, więc ściągnął papier z 

plakatu, który dla niego kupiłam, a ja siedziałam na skraju fontanny, spodziewając 

się, że zachwyci się moim przemyślanym i wysmakowanym prezentem, który 

zdobyłam dla niego z takim trudem, i myśląc o tym wspaniałym francuskim 

pocałunku, jaki otrzymam w nagrodę.

Ale zamiast zachwytu na widok Luke'a i Leii na jego twarzy odmalowała się 

konsternacja. A potem spojrzał na mnie i powiedział:

- Skąd to masz?

Byłam dumna ze swojej pomysłowości i powiedziałam:

background image

- Kupiłam na eBay! To oryginalny, jednostronny plakat kinowy z 1977...

- .. .w niemal idealnym stanie - dokończył Michael za mnie.

Ku mojemu niejakiemu zdziwieniu. Bo skąd wiedział, co mam zamiar 

powiedzieć? Chyba że...

- Michael. - Nagle zrobiło mi się nieco niedobrze. I to wcale nie z powodu 

nadmiernej porcji świątecznego ciasta. - Ty chyba nie... To znaczy, skąd miałbyś taki 

mieć? Nigdy go nie widziałam u ciebie na ścianie.

- Bo wygrałem go w zeszłym miesiącu na stronie fanów Gwiezdnych Wojen 

powiedział Michael z taką miną, jakby coś go zaczynało bawić. - Stwierdziłem, że jak 

go sprzedam, to będę miał dość kasy, żeby ci kupić na Gwiazdkę coś, co ci się 

naprawdę spodoba.

Popatrzyłam na plakat, kompletnie zbita z tropu.

- Ale, Michael - powiedziałam. - To nie może być ten sam plakat. Przecież 

byłeś w Genowii, kiedy wygrałam tę aukcję. A jeśli ty byłeś tu... To kto mi go 

sprzedał?

- Mój tata. Prosiłem, żeby się tym zajął.

- Twój tata? - W głowie mi się to nie mieściło. - Ale... Nie zorientował się, że 

adres odbiorcy to pałac w Genowii?

- Tata łatwo gubi się w drobiazgach - oświadczył Michael, nie ukrywając 

rozbawienia. - W głowie mi się nie mieści, że to ty kupiłaś mój plakat!

Spojrzałam na plakat z oburzeniem. Nie wyglądał już ani w połowie tak ładnie 

jak w chwili, kiedy go pakowałam. Miałam teraz wrażenie, że księżniczka Leia 

uśmiecha się do mnie szyderczo. Coś niebywałego. Najpierw Dance Dance 

Revolution Party, a teraz to. Dlaczego ja nigdy nie mogę wymyślić porządnego 

prezentu dla swojego chłopaka?

- No to teraz ja go sprzedam - zdecydowałam, wyciągając rękę, żeby zabrać 

mu plakat. - I kupię ci zamiast tego coś naprawdę fajnego, co ci się naprawdę 

spodoba.

- Nie ma mowy - rzekł Michael i szarpnął plakat w swoją stronę. - On jest 

naprawdę fajny i naprawdę mi się podoba.

- Ale... - Czułam się okropnie. - Ja ci kupiłam coś, co już masz!

- Taa - zgodził się Michael. - I co chciałem zatrzymać. A teraz właśnie 

dostałem.

Odłożył plakat na bok i wyciągnął ku mnie prezent dla mnie.

background image

- Teraz ty otwórz swój.

Nadal czując się okropnie, rozwiązałam srebrną wstążkę z paczki, którą mi 

postawił na kolanach. Myślałam o swoim nieudacznictwie. Jest tylu sprzedawców na 

eBay... Jak ja zdołałam kupić coś dla Michaela od Michaela? Dlaczego firma 

Madame Alexander nie robi lalek „księżniczka Mia” z napisem Nieudacznica zamiast 

Ratujcie wieloryby? Bo to by było o wiele bardziej adekwatne.

A potem otworzyłam pudełko z prezentem od Michaela dla mnie i aż 

sapnęłam.

Bo w środku był Military Xander, jedyna figurka z Buffy - postrach 

wampirów, której mi brakowało do kolekcji.

- Och, Michael! - zawołałam, kiedy już wreszcie odzyskałam głos. - To coś 

wspaniałego!

- Naprawdę? - Uśmiechnął się szeroko. - Miałem nadzieję, że ci się spodoba. 

To jedyna, której ci brakowało, prawda?

A wtedy, zupełnie jakby ktoś mnie kopnął, przypomniałam sobie.

Musiałam chyba zzielenieć czy coś, bo uśmiech Michaela zbladł, a on sam 

spojrzał na mnie z nagłym niepokojem.

- Mia? - odezwał się. - Nic ci nie jest?

- Och, Michael - zdołałam wykrztusić, kiedy robiło mi się coraz bardziej 

niedobrze.

Oczywiście, nie chciałam mu powiedzieć.

Ale co będzie, jeśli on do mnie przyjdzie i zobaczy puste miejsce na oknie 

tam, gdzie kiedyś stał Giles?

- Już nie mam pełnej kolekcji - wykrztusiłam z rozpaczą. - Ja... ja sprzedałam 

Fiesta Gilesa, żeby zdobyć kasę na plakat dla ciebie.

Kąciki warg Michaela zadrżały.

- Żartujesz, prawda? - spytał.

Pokręciłam głową.

- Chciałabym, żeby tak było.

Kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam, ze zdziwieniem, że Michael się śmieje.

- Michael - powiedziałam, oszołomiona. - Z czego się śmiejesz?

- A ciebie to nie bawi? - odpowiedział pytaniem.

- Nie, bo to twoja pierwsza Gwiazdka w Genowii. I chciałam, żeby była 

naprawdę niezapomniana. A zamiast tego wszystko poszło źle! Myślałam, że chociaż 

background image

dam ci naprawdę świetny prezent, i nawet to mi się nie udało.

- No cóż, ja nie mam z nimi zbyt wielkiego doświadczenia, to znaczy z 

prezentami gwiazdkowymi - rzekł Michael poważniejszym tonem. - Ale muszę 

przyznać, że ten jest zupełnie niezapomniany. To najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki 

dostałem w życiu.

- Jak to możliwe? - Za każdym razem, kiedy spoglądałam na ten głupi plakat, 

ogarniała mnie coraz większa rozpacz. - To znaczy, że to najlepszy prezent, jaki 

dostałeś w życiu? Przecież najwyraźniej go nie chciałeś, skoro go sprzedałeś.

- Żartujesz sobie? - spytał Michael, biorąc mnie w ramiona. - Sprzedanie go to 

ostatnia rzecz, na jaką miałem ochotę. Zrobiłem to tylko po to, żeby zdobyć kasę na 

coś specjalnego dla ciebie.

- No cóż - powiedziałam, kładąc rękę na Military Xandrze, w razie gdyby 

chciał mi go odebrać, tak jak ja przedtem usiłowałam odebrać mu plakat. - Ja 

sprzedałam Fiesta Gilesa tylko po to, żeby kupić coś specjalnego tobie.

- Więc jesteśmy kwita - powiedział Michael ze śmiechem. - A teraz mój plakat 

podoba mi się jeszcze bardziej, bo to ty go dla mnie zdobyłaś.

Cóż innego mogłam potem zrobić, jak tylko go pocałować?

Dopiero po bardzo długiej chwili Michael uniósł głowę i stwierdził:

- Ale mina twojej babki, kiedy rozejrzała się po ogrodzie i zobaczyła te 

wszystkie koty... To też był niezły prezent.

Na co jedyną rozsądną odpowiedzią mogło być:

- Michael, zamknij się już i pocałuj mnie jeszcze raz.

A on posłuchał.

PODZIĘKOWANIA

Serdecznie dziękuję Beth Ader, Julie Beckham, Jennifer Brown, Barb Cabot, 

Sarah Davies, Michele Jaffe, Laurze Langlie, Abigail McAden, a przede wszystkim 

Benjaminowi Egnatzowi.