048 Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 48 Siostrzana miłośc

background image

BARBARA CARTLAND

SIOSTRZANA

MIŁOŚĆ

background image

Barbara Cartland

Strona nr 2

Tytuł oryginału

Punished With Love

Przekład

Danuta Dowjat

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 3

Rozdział 1

1883

Jadąc konno zakurzoną wiejską drogą, Latonia głowiła się,

dlaczego kuzynka Toni wezwała ją pilnie do siebie dziś rano. Toni
wszystko traktowała lekko i Latonia po raz kolejny rozważała, co
też mogło się wydarzyć w ciągu dwóch dni, bo przecież widziały
się zaledwie przedwczoraj. Raczej powinno ją dziwić, że
wytrzymały bez siebie tak długo, gdyż jak mawiała Toni, kochały
się bardziej niż rodzone siostry. A Latonia często myślała, że są
sobie droższe niż siostry bliźniaczki, normalna kolej rzeczy, skoro
ich matki od dawna łączyła równie silna więź. Lady Branscombe i
pani Hythe były siostrami ciotecznymi. Kiedy jednocześnie
stwierdziły, że oczekują potomstwa, wciąż żartowały, iż się
ścigają, która pierwsza zostanie matką. Aby związać się jeszcze
ściślej, postanowiły nadać córkom to samo imię – obie bowiem
były przekonane, że urodzą dziewczynki.

– Hubert oczywiście marzy o synu – śmiała się lady

Branscombe. – Jak każdy Anglik. Ale, moja droga Elizabeth,
jestem pewna, że podobnie jak ty będę miała córkę.

– To niezwykłe – odparła pani Hythe – bo ja nieodmiennie

wyobrażam sobie moje maleństwo jako dziewczynkę. I choć dla
was jest tak ważne, by się urodził syn – dziedzic mienia i tytułu –
to mój Arthur pragnie chłopca, którego mógłby uczyć jeździć
konno, strzelać i wreszcie posłać do tego samego pułku. W
którym i on służył.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 4

– Arthur będzie musiał poczekać – zauważyła lady Branscombe

z uśmiechem.

Pani Hythe wygrała ten „wyścig”. Latonia urodziła się trzy dni

przed Toni, ale żadna z matek nie przewidziała, że dziewczynki
będą ich jedynymi latoroślami.

Nikogo nie dziwiło, że kuzynki już od najmłodszych lat

spędzały ze sobą większość czasu, razem się bawiąc i ucząc, bo
miały jedną guwernantkę, co zwłaszcza dogadzało ubogim
państwu Hythe’om. Latonia uczyła się jeździć na koniach lorda
Branscombe’a. Bo jej ojca nie było stać na rumaki tak doskonałej
krwi i tak świetnie ujeżdżone. Lecz nigdy nie zazdrościła Toni
bogactwa, w jakim ta wzrastała. Sama mieszkała w skromnym,
choć uroczym domu otoczonym przez parę akrów ziemi i od
dzieciństwa doskonale wyczuwała różnicę między atmosferą tam
panującą a stylem życia w ogromnym dworze należącym do ojca
Toni.

– Ciocia Margaret i wujek Hubert nigdy się nie śmieją tak jak

my – zauważyła kiedyś w rozmowie z matką.

Toni bo dziewczynka zdrobniła swoje imię, gdy tylko nauczyła

się mówić tryskała radością i energią, której brakowało jej
rodzicom. Była wyjątkowo ładna, impulsywna, skłonna do psot, a
z wiekiem okazało się, że i bardzo skora do flirtowania. Szybko
zauważyła, że mężczyzn pociąga ku niej nie tylko tytuł i znaczny
majątek ojca, ale również jej niezwykła, fascynująca osobowość,
która sprawiała, że zachwyceni młodzi ludzie zakochiwali się na
zabój od pierwszego wejrzenia.

Lady Branscombe miała zamiar przedstawić u dworu Latonię i

Toni równocześnie oraz wprowadzić je razem w najlepsze
towarzystwo. Była pewna, że pod koniec sezonu obie znajdą
stosownych i godnych pozazdroszczenia kandydatów na męża.
Niestety, dwa lata przed osiemnastymi urodzinami córki zginęła w
wypadku na polowaniu i lord Branscombe poprosił krewną, by
podjęła się funkcji opiekunki i przyzwoitki. Na kilka miesięcy
przed planowanym wyjazdem dziewcząt do stolicy w tragicznych
okolicznościach umarli oboje rodzice Latonii.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 5

Kapitan Hythe wraz z małżonką pojechali do Londynu, by

spotkać się z młodszym bratem lorda Branscombe’a. Kenrick
Combe był powszechnie uważany za jednego z najlepszych i
najbardziej obiecujących oficerów armii brytyjskiej. Jego
dowódcy mówili o nim z szacunkiem, a podkomendni z lękiem.
Pełnił właśnie odpowiedzialną służbę w Indiach i zaprosił w
odwiedziny swego brata, lorda Branscombe’a, planując dla niego
nie tylko spotkania towarzyskie, ale również wyprawę w te rejony
kontynentu, które Huberta szczególnie interesowały. W ostatniej
chwili jednak lord Branscombe musiał zrezygnować z wyjazdu,
bo zatrzymały go obowiązki w Izbie Lordów oraz bardzo złe
samopoczucie, a lekarze nie potrafili rozpoznać i wyleczyć jego
choroby. Uznali, że nie wystarczy mu sił na tak męczącą podróż i
liczne rozrywki, które czekały na niego w Indiach. Dlatego lord,
by nie zrobić przykrości bratu, poprosił kapitana Hythe’a z
małżonką, by pojechali zamiast niego.

– Tatuś bardzo się na to cieszy, gdyż zawsze marzył o

wyprawie do Indii powiedziała pani Hythe do Latonii. Zwłaszcza
że przyjaźnił się z Kenrickiem Combe’em od kołyski.

– Oczywiście, że musicie jechać, mamo – odparła Latonia. –

Ale będę za wami bardzo tęskniła.

– I my za tobą, kochanie. Na pewno spędzisz wesoło czas w

towarzystwie Toni, tylko pamiętajcie, by się dobrze sprawować.
Toni jest pierwsza do płatania psot – roześmiała się pani Hythe, a
Latonia jej zawtórowała.

Dopiero po wyjeździe rodziców zdała sobie sprawę z tego, ile

psot, żartów i figli potrafi wymyślić Toni w ciągu dwudziestu
czterech godzin. Ponieważ kuzynka oficjalnie nie bywała jeszcze
w towarzystwie, powinna spędzać czas w pokoju szkolnym,
myśląc o zadanych lekcjach, a nie o młodych ludziach. Lecz
gdziekolwiek się pojawiła, adoratorzy wyrastali niczym grzyby po
deszczu, przekupiona służba ciągle dostarczała tajemnicze liściki,
a ona wymykała się na randki w zagajnikach, w których pośród
jodeł kryli się jeźdźcy na koniach. Materializowali się w cudowny
sposób, gdy tylko dziewcząt nie można było dojrzeć z okien

background image

Barbara Cartland

Strona nr 6

pałacu i odbywali z nimi długie przejażdżki. Latonia uważała to za
bardzo pociągającą, a równocześnie zupełnie niewinną zabawę.

– Toni, czy jesteś zakochana? – pytała czasem kuzynkę.
– Oczywiście, że nie odpowiadała Toni. – Patrick, Gerald i

Basil to jeszcze chłopcy, ale lubię wyraz ich twarzy, kiedy na
mnie patrzą, i z przyjemnością myślę, że marzą o tym, by mnie
pocałować, choć się boją, iż się rozgniewam, gdyby tylko
spróbowali.

Latonia się roześmiała, bo Toni mówiła prawdę. Rzeczywiście

nie pociągał jej żaden z mężczyzn, którzy się za nią uganiali.
Ciekawe, co będzie w przyszłości? Po raz pierwszy w życiu tak
bardzo różnimy się od siebie, pomyślała. Latonia nie chciała, by
adorował ją tuzin młodzieńców. Marzyła o jednym mężczyźnie,
który będzie ją kochał i którego ona pokocha od pierwszego
wejrzenia. Chcę mieć dom, powiedziała do siebie.

Te same słowa powtórzyła miesiąc później, gdy dowiedziała

się o tragicznej śmierci rodziców . Wcześniej otrzymała od matki
list relacjonujący podróż do Indii:

„Wszystko tu jest niezwykłe i Tatuś cieszy się każdą chwilą. Po

powrocie będzie miał tak wiele do powiedzenia wujkowi
Hubertowi. Najdroższa córeczko, mam nadzieję, że nie weźmiesz
nam za złe, jeśli zostaniemy tu leszcze miesiąc. Jestem pewna, że
w towarzystwie Toni niczego ci nie brakuje do szczęścia, a dni
rozłąki upłyną szybko.”

List szedł z Indii siedemnaście dni. Trzy tygodnie wcześniej

lord Branscombe zmarł na serce. Lekarze powinni byli już dawno
rozpoznać jego chorobę, niestety dopiero gdy było już za późno,
uświadomili sobie, w jak złym stanie był przez ten długi czas ich
pacjent. I tak za prawdziwy cud uznali to, że nie zmarł znacznie
wcześniej. Natychmiast wysłano do Indii telegram z wiadomością
o śmierci, a Kenrick Combe, o piętnaście lat młodszy brat ojca
Toni, stał się czwartym lordem Branscombe.

– Co to za człowiek? – zapytała Latonia.
– Nie widziałam go od wielu lat – odparła Toni. – Tatuś był z

niego bardzo dumny, ale słyszałam, że surowo przestrzega

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 7

dyscypliny i jego podkomendni się go boją.

Mówiła to lekkim tonem jak o rzeczy bez znaczenia, lecz

Latonia słyszała plotki, że nowy lord Branscombe będzie
prawnym opiekunem Toni.

Kapitan Hythe z małżonką zostali w Indiach miesiąc dłużej, bo

wiele rozrywek uprzyjemniało ich pobyt. W drodze powrotnej na
nieszczęście zarazili się żółtą febrą. Najpierw zachorował jeden z
marynarzy i cały statek poddano kwarantannie w Port Saidzie.
Pani Hythe opisała w liście do córki, jakim utrapieniem okazało
się życie w zamkniętym świecie pokładu, nad którym powiewała
ostrzegawcza żółta flaga i nikt nie mógł zejść na ląd. Nie
pozostawało im nic innego, jak czekać, a gdy na straszliwą
chorobę zapadli kolejni członkowie załogi, a później i niektórzy
spośród pasażerów, mogli już tylko wznosić modły do Boga, by
okazali się odporni na febrę.

Kiedy do Latonii dotarła wiadomość o śmierci obojga

rodziców, na początku nie potrafiła uwierzyć, że nigdy więcej ich
nie zobaczy. Ponieważ bardzo ich kochała i wiodła z nimi tak
szczęśliwe życie, zdało się jej, że umarła również i część jej
samej. W rozpaczy powtarzała, że wolałaby być razem z nimi i
podzielić ich los. W końcu powiedziała sobie, że jej ojciec
pierwszy skarciłby ją za tchórzostwo, z jakim się uchylała przez
stanięciem twarzą w twarz z trudnościami samotnego życia.
Wszystko było dla niej tym boleśniejsze, że krewna, która podjęła
się opieki nad Toni, zabrała ją do Londynu, by przedstawić u
dworu.

– Moja droga, nic ci nie przyjdzie z siedzenia ponuro na wsi –

rzekła krewna do Toni. – Powinnaś jechać do Londynu i choć ze
względu na żałobę nie będziesz uczestniczyła w przyjęciach, u
mnie w domu poznasz wielu interesujących ludzi, a gdy minie
sześć miesięcy, zaczniesz się pokazywać w teatrach i operze,
znajdziesz sobie tysiące rozrywek.

Zaproszenie nie było skierowane do Latonii, która i tak by

odmówiła, skoro niedawno została sierotą.

Gdy mijały miesiące, a Toni nie wracała, Latonia zrozumiała,

background image

Barbara Cartland

Strona nr 8

że opiekunka nie chce brać za nią odpowiedzialności i uznała za
najwłaściwsze zapomnieć o dawno postanowionym, wspólnym
debiucie dziewcząt w wielkim świecie. Niezbyt się tym przejęła,
życie na wsi zupełnie jej odpowiadało, a stara guwernantka, która
kiedyś uczyła obie kuzynki, przeprowadziła się do Manor House,
domu rodzinnego Latonii, by pełnić funkcję przyzwoitki. Panna
Waddesdon była inteligentną kobietą trochę posuniętą w latach i
marząc o spokojnym życiu, pozwalała Latonii na wszystko. Ta zaś
bez psotnej Toni u boku nie popełniała żadnych szaleństw. Wolno
płynęły miesiące, aż nagle, bez uprzedzenia, do pałacu wróciła
Toni.

Natychmiast posłała po Latonię i gdy na powitanie serdecznie

się uściskały, od razu poczuły, że nic się nie zmieniło i nadal są
sobie tak bliskie, jak w dzieciństwie.

– Jak ja za tobą tęskniłam! – zawołała Toni. Ciągle

powtarzałam kuzynce Alice, że powinnaś też przyjechać do
Londynu, ale ona uważała, że ze mną ma wystarczające urwanie
głowy – ciągnęła ze śmiechem.

– Wpadłaś w jakieś tarapaty? – zapytała Latonia, patrząc na

przyjaciółkę z troską.

– Oczywiście! A czy kiedykolwiek było inaczej? Najdroższa,

musisz mi pomóc. Bez ciebie jestem zgubiona.

– Co się stało tym razem?
– Zakochałam się!
– Cudownie! – Latonia aż klasnęła w dłonie. – W kim?
– W markizie Seaston!
– Nie wierzę! – wykrzyknęła zdziwiona Latonia. – Gdzie go

poznałaś i co na to mówi jego ojciec?

Zdumienie Latonii było zupełnie zrozumiałe, gdyż markiz

Seaton był najstarszym synem księcia Hampton, najważniejszej
figury w hrabstwie, który całą miejscową szlachtę traktował z
góry, uważając się za wielkiego magnata. Wprawdzie nie mógł
lekceważyć lorda Branscombe’a, ale wiódł z nim spór o ziemię
leżącą na granicy ich posiadłości i już od lat ze sobą nie
rozmawiali.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 9

Latonia i Toni często widywały markiza na polowaniach i

marzyły, by go poznać. Był od nich starszy, niezwykle przystojny i
doskonale jeździł konno. Latonia często mówiła, że łatwiej
przyszłoby się wyprawić na księżyc niż zaznajomić z markizem.
Teraz zaś się okazało, że Toni się w nim zakochała. Dlatego
Latonia z zapartym tchem czekała na relację kuzynki.

– Zobaczyłam go niemal pierwszego dnia po przyjeździe do

Londynu – opowiadała Toni. – Było to na bardzo nudnym
wieczorku muzycznym, więc nie zdziwiłam się, gdy wyszedł, nim
nas sobie przedstawiono, ale postanowiłam, że wcześniej czy
później do tego doprowadzę. Próbowałam wypytać kuzynkę Alice
o jego przyjaciół i w jakich domach bywa.

– Bardzo się natrudziłaś? – spytała Latonia.
– Nie. Wszyscy plotkują tam o wszystkich, więc szybko się

dowiedziałam, że markiz ma affaire de coeur z bardzo piękną
mężatką. – Widząc, że Latonia wygląda na zaszokowaną, dodała
ze śmiechem: – Wszyscy mężczyźni uganiają się za mężatkami,
bo przy nich są bezpieczni. Z całych sił unikają nawet
rozmawiania z pannami, gdyż obawiają się, że zostaną schwytani
w sidła. – Prychnęła bardzo z siebie zadowolona. – Muszę
przyznać, że bardzo się bawiłam z odwrócenia ról: to ja go
próbowałam złapać, a dotychczas młodzieńcy ubiegali się o moje
względy.

– Świetnie rozumiem, co masz na myśli – odparła Latonia. – I

widzę, że zamiana ci służy, wyglądasz jeszcze bardziej uroczo niż
przed wyjazdem.

Mówiła szczerą prawdę, kuzynka nabrała polotu i niezwykłego

czaru. Może wynikało to z większej pewności siebie, choć też
wiele uroku dodawała jej suknia, bez wątpienia pochodząca od
drogiej i wysoce utalentowanej krawcowej.

– Opowiadaj dalej o markizie – nalegała Latonia.
– Minął miesiąc, nim zdołałam doprowadzić do tego, by nas

sobie przedstawiono – ciągnęła Toni. – A wtedy postanowiłam, że
markiz musi się we mnie zakochać bez pamięci, abym mogła
wyrównać rachunki za te wszystkie lata, kiedy dumny książę nie

background image

Barbara Cartland

Strona nr 10

zapraszał nas do Hampton Towers!

– Nigdy nawet nie marzyłam o takim zaproszeniu – wtrąciła

Latonia.

– Ale w przyszłości będziesz tam bywać, bo zdecydowałam, że

zostanę markizą Seaton.

Latonia wydała zduszony okrzyk.
– Co na to powie książę?
– Będzie musiał puścić w niepamięć kłótnie z moim tatą i

zapomnieć o wspaniałych planach mariażu syna z księżniczką.

– Z księżniczką?
– Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że jego zdaniem nikt inny

nie jest godzien dostąpienia zaszczytu poślubienia syna
wszechwładnego księcia Hampton – powiedziała ze śmiechem i w
geście radości uniosła obie ręce. – Och, Latonio, Latonio! Jaka to
była wspaniała zabawa! Postanowiłam zdobyć serce Ivana i gdy
mi się to udało, stwierdziłam, że sama też się w nim zakochałam.

– Naprawdę go kochasz?
– Uwielbiam. Nigdy ci nie zdołam opisać, jak jest pociągający i

wspaniały! – westchnęła. – Zupełnie jakbym śniła na jawie.
Kocham go, on kocha mnie, i wszystko będzie cudownie, niech
tylko książę wyrazi zgodę na ślub.

– Jesteś pewna, że się zgodzi? – spytała Latonia cicho.
– Zgodzi się... albo umrze – odparła Toni. A w obu wypadkach

pobierzemy się z Ivanem.

– O czym ty mówisz?
– Stary książę jest bardzo chory wyjaśniła Toni. Moim zdaniem

cierpi na podobną chorobę serca jak mój tata. Dlatego Ivan prosił,
byśmy poczekali z powiadomieniem go o naszych planach.

– A jeśli książę się nie zgodzi?
– Ivan się obawia, że gdyby postąpił wbrew ojcu, to mógłby go

zabić.

– W takim razie musicie cierpliwie czekać – twardo

oświadczyła Latonia.

– Powiedziałam Ivanowi, że trochę poczekam, ale on pragnie

ślubu równie mocno jak ja, więc pewnie niedługo się pobierzemy.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 11

– Naprawdę wierzysz. ze książę się zgodzi?
– Będzie musiał oświadczyła Toni, a w jej głosie zabrzmiały

stanowcze nutki. Nikt i nic mnie nie zmusi do rozstania z Ivanem,
a on mnie też nie zostawi. Poza tym musi być sprawiedliwość na
tym świecie.

– Chcesz przez to powiedzieć, że w końcu zostaniesz księżną

Hampton?

– Właśnie tak – przyznała Toni. – I z wielką radością będę

zapraszała do Hampton Towers osoby pomijane przez tę parę
arystokratycznych snobów wiecznie zadzierających nosa.

– Toni! Nie wolno ci tak mówić o twoich przyszłych teściach!
– Dlaczego nie? – dopytywała się dziewczyna. – Przecież to nie

za nich wychodzę za mąż? Poślubię mojego najdroższego Ivana, a
on jest zupełnie inny: kochający, czuły i mnie uwielbia.
Naprawdę, Latonio.

– Wcale mu się nie dziwię – odparła, myśląc, że kuzynka nigdy

wcześniej nie wyglądała tak pięknie i pociągająco.

– Będziemy bardzo szczęśliwi. Powiem ci coś, co cię szczerze

rozbawi: Ivanowi bardzo się przyda mój majątek.

Latonia uniosła brwi.
– Czyżby to znaczyło, że książę nie jest tak bogaty jak to się

powszechnie uważa?

– Tak. Zdaniem Ivana jego ojciec niewłaściwie zarządzał

dobrami i wydawał za dużo, opętany chęcią pokazania, że góruje
nad całą okoliczną szlachtą. Ivan mówił, że w Hampton Towers
zawsze czekało dwunastu służących w liberii. gotowych do
posługi.

– Dwunastu! wykrzyknęła Latonia.
– A książę zawsze podróżował z sześcioma jeźdźcami, gdy

innym wystarczało czterech.

Na chwilę zapadło milczenie, w końcu Latonia zwróciła się do

kuzynki:

– Czy Jego Wysokość już wybrał odpowiednią księżniczkę na

żonę dla syna?

– Oczywiście! – zawołała Toni. – Ivan opowiadał, że ojciec

background image

Barbara Cartland

Strona nr 12

wybrał nie jedną, lecz kilka, w większości z księstw niemieckich.
Wszystkie szczycą się odrobiną królewskiej krwi w żyłach.

Latonia w milczeniu rozważała, czy Branscombe’owie, choć

zaliczali się do starej i szanowanej szlachty, mieli nawet tytuł
baroneta. mogli się równać z księciem Hampton, wśród którego
przodków znajdowali się liczni potomkowie europejskich rodzin
królewskich.

Toni popatrzyła na nią i wybuchnęła śmiechem.
– Wiem, o czym myślisz – powiedziała – ale nie trać czasu na

smutki. Ivan mnie kocha, ja kocham jego i ani książę, ani nawet
cała chmara księżniczek, w których żyłach płyną rzeki błękitnej
krwi, nie zdołają nas powstrzymać przez ślubem!

– Kochanie, tak się cieszę – rzekła Latonia serdecznie – nie

dlatego, że zostaniesz księżną, ale dlatego, że będziesz tak
szczęśliwa, jak moi rodzice. Dla nich najważniejsze było
szczęście drugiego i ich miłość. Zawsze się modliłam, żebyśmy
też to znalazły w życiu.

– Ja już znalazłam oświadczyła z przekonaniem Toni. Kiedy

poznasz Ivana, zrozumiesz, dlaczego właśnie on sprawia, że serce
bije mi szybciej i dlaczego jestem przekonana, że tylko z nim chcę
spędzić moje życia.

Jadąc konno w stronę Castle, Latonia zastanawiała się z pewną

obawą, czy nagłe wezwanie kuzynki nie łączy się z osobą
markiza. Chyba nic złego się nie stało, pomyślała. Wprawdzie
jeszcze go nie poznała osobiście, ale napływające co dzień liściki,
kwiaty i drobne prezenty przekonywały ją, że Ivan darzy Toni
podobnie gorącym uczuciem jak ona jego. Udawało im się
również spotykać często w tajemnicy, tak że książę nie dowiedział
się o ich związku.

Posiadłości Hampton i Branscombe graniczyły na długim

odcinku, który w większości porastały lasy. Dwie osoby na
koniach mogły się łatwo schronić między drzewami i później
wynurzywszy się z przeciwnych stron zagajnika, wrócić do
domów, nie wzbudzając najmniejszych podejrzeń.

– Czy wasz koniuszy nie patrzy podejrzliwie na twoje samotne

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 13

przejażdżki? – spytała kiedyś Latonia.

– Wiesz, że zawsze jeździłam sama, chyba że wybierałyśmy się

gdzieś razem, więc jest przyzwyczajony – odparła Toni. – Zresztą
parę razy mu powiedziałam, że się mam spotkać z tobą.

Latonia wydała cichy okrzyk.
– Nie kłam, kiedy cię ktoś może na tym przyłapać – ostrzegła.

Przecież on może się domyślać, że w tej chwili nie mam dobrego
konia.

– Dlaczego mi tego nie powiedziałaś? – oburzyła się Toni. –

Natychmiast ci wyślę dwa.

– Nie to miałam na myśli. – Latonia wyglądała na zakłopotaną.
– A powinnaś. Zawsze wszystko miałyśmy wspólne i chcę,

żebyś się przeprowadziła do mnie jak najszybciej.

– Też o tym marzę, ale nie mogę odesłać panny Waddesdon,

która była tak miła i zamieszkała ze mną, gdy wyjechałaś do
Londynu.

– Wiem, co zrobimy – oświadczyła Toni. – Kiedy ta okropna

kobieta, którą kuzynka Alice wybrała na przyzwoitkę dla mnie,
wreszcie wyjedzie – a doprowadza mnie do rozpaczy swoim
gadulstwem obie, ty i panna Waddesdon, przeniesiecie się na
zamek.

– Jak to będzie cudownie! – zakrzyknęła Latonia.
– Znacznie lepsze i prostsze rozwiązanie – z zadowoleniem

powiedziała Toni. – Przy odrobinie szczęścia sprowadzicie się już
w przyszłym tygodniu lub na początku następnego.

Latonia z góry cieszyła się na wspólne mieszkanie, bo

uwielbiała spędzać czas z kuzynką, dlatego się zaniepokoiła, czy
nieoczekiwane wezwanie do zamku nie oznacza zmiany planów.
Kłusując długim podjazdem i patrząc na zamek rozciągający się
przed nią myślała, że z radością wróci do tego ogromnego domu,
który ją tak intrygował w dzieciństwie. Było tam mnóstwo
kryjówek do zabawy w chowanego, a w pokojach dziecinnych,
które wydawały się tak wielkie, jak cały dom rodzinny Latonii,
leżały wszelkie możliwe zabawki, lalki i gry, o jakich tylko mogły
zamarzyć małe dziewczynki.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 14

Nagle uderzyła ją myśl, że w przyszłości zamek nie będzie

należał do Toni, lecz do jej stryja. Ponieważ była to rodowa
siedziba Branscombe’ów, więc Kenrick Combe zamieszka tutaj
po powrocie z Indii i wtedy Latonia może nie będzie tak mile
widzianym gościem.

Odkąd sięgała pamięcią, zawsze albo mieszkała w zamku, albo

wpadała z częstymi wizytami i czuła, jakby miała do niego takie
same prawa, jak Toni. Wtem niczym chmura przesłaniająca słońce
ogarnął ją smutek na myśl, że kiedy Toni wyjdzie za mąż, a nowy
lord Branscombe obejmie swoją posiadłość, ona stanie się tu obcą
osobą. Wtedy przyjechawszy, powinna nacisnąć dzwonek i
czekać, aż ktoś jej otworzy drzwi.

Postanowiła korzystać ze swoich przywilejów póki jeszcze

może, podjechała do drzwi, zsiadła z konia, podała lejce
oczekującemu pachołkowi i szybko wbiegła po schodach. W holu
trwał na posterunku tylko jeden służący, zajęty w drugim krańcu
pomieszczenia porządkowaniem papierów rozrzuconych przez
wiatr.

– Dzień dobry, Henry – odezwała się Latonia, przechodząc

obok niego.

Obejrzał się przez ramię i powitał ją szerokim uśmiechem.
– Dzień dobry, panienko Latonio.
– Gdzie Toni?
– Na górze w swoim pokoju. Powiedziała, żeby panienka

poszła do niej, jak tylko panienka przyjedzie.

Nim skończył zdanie, Latonia dotarła już do połowy schodów
Przebiegła szeroki podest na szczycie kondygnacji, kierując się

w stronę obszernej sypialni, którą Toni zajmowała od chwili
osiągnięcia pełnoletności. Przedtem, gdy mieszkały tu razem,
wystarczała im sypialnia na drugim piętrze.

Latonia weszła bez pukania do pokoju kuzynki.
Toni siedziała przy oknie i patrzyła w skupieniu na ogród.

Słysząc szczęk klamki. zerwała się na równe nogi i wydała cichy
okrzyk.

– Jesteś: Bogu dzięki, nareszcie jesteś.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 15

To mówiąc przebiegła pokój i objęła ramionami kuzynkę.

Przytuliła się do niej tak mocno. jak w dzieciństwie, gdy
przydarzyło się coś złego i mogły znaleźć pociechę tylko w
czułym uścisku.

– Wyruszyłam natychmiast, gdy tylko dostałam od ciebie list –

wyjaśniła Latonia. – Co się stało?

– Nie może mi to przejść przez gardło – odpowiedziała Toni.
Zdumiona Latonia usłyszała przerażenie w jej zduszonym

głosie.

– Rzeczywiście się przejęłaś powiedziała – zdziwiona. – Cóż

takiego się wydarzyło? Czyżby markiz...?

– Och, nie, nie – szybko odparła Toni.
Latonia odetchnęła z ulgą.
– Bardzo się bałam, że stało się coś złego. Markiz stwierdził,

że mimo wszystko nie może cię poślubić mówiła z wysiłkiem.

– Nic z tych rzeczy, a o tym jeszcze nie powiadomiłam Ivana.
– Więc o co chodzi? – dopytywała się Latonia.
Na chwilę zapadło milczenie, w końcu Toni wyszeptała

zduszonym, urywanym głosem.

– Stryj Kenrick. Wrócił do Anglii i posłał po mnie.
Latonia rozluźniła uścisk, by zaskoczona popatrzeć na

kuzynkę.

– Nic nie rozumiem. Dlaczego tak się tym przejęłaś?
– Zaraz ci wszystko wyjaśnię – Toni westchnęła. – Usiądźmy

tu, przy oknie.

Dziewczęta usiadły na szerokiej, wyściełanej ławeczce we

wnęce przyokiennej i gdy słońce padło na twarz Toni, Latonia
dostrzegła, jak jej oczy pociemniały z niepokoju. Wyciągnęła rękę
do kuzynki.

– Moja droga, cóż się dzieje? Czym się tak martwisz? Widzę,

że to poważna sprawa.

– Też tak myślę i dlatego się niepokoję.
– Powiedz mi – błagała Latonia.
– To się stało około czterech miesięcy temu – zaczęła z

westchnieniem.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 16

– Co się stało?
– Pewien młodzieniec, którego poznałam w Londynie,

zakochał się we mnie i zrobił się bardzo natarczywy.

– Kto to?
– Nazywa się Andrew Luddington, oficer, przyjechał z Indii na

urlop. – Latonię natychmiast uderzył fakt, że Indie ściśle łączą się
ze stryjem Toni, ale się nie odezwała.

Przyjaciółka ciągnęła:
– Był bardzo przystojny, dobrze tańczył i na początku świetnie

się bawiłam w jego towarzystwie.

– Czyli że z nim flirtowałaś? – przerwała Latonia.
– Oczywiście! – spokojnie przytaknęła Toni. – Flirtuję z

każdym mężczyzną, ale to nie znaczy, że się w każdym kocham
czy coś w tym rodzaju.

– Nie, to jasne, że nie.
– On tymczasem robił się coraz bardziej natarczywy, jak

mówiłam, wręcz natrętny. Wszędzie za mną chodził. Pisał do
mnie trzy, cztery razy dziennie, a gdy się spotykaliśmy,
oświadczał mi się w tak szalony, a czasem nieopanowany sposób,
że w końcu zaczęło mnie to krępować.

Latonia milczała, bo świetnie wiedziała, jakie wrażenie robi

kuzynka na mężczyznach. W jej obecności zupełnie tracili głowy i
w przeszłości kilkakrotnie doszło do sytuacji, z których jasno
wynikało, że pod wpływem Toni młodzieńcy zachowywali się w
nieodpowiedzialny sposób, tracili hamulce i resztki zdrowego
rozsądku.

– Co dalej? – spytała.
– Zachowywał się coraz gorzej – kontynuowała Toni – aż

wreszcie powiedziałam, że nie życzę go sobie więcej widzieć.

Zapadło milczenie, które przerwała Latonia czując, że to

jeszcze nie koniec historii.

– Co zrobił?
– Próbował popełnić samobójstwo.
Latonia głęboko zaczerpnęła powietrza. nim zapytała:
– Jak?

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 17

– Strzelił do siebie z pistoletu, ale niecelnie, może dlatego, że

był przejęty, a może silne uczucia wzięły górę i nie trafił prosto w
serce, dość, że jakoś przeżył.

– A co ty zrobiłaś?
– A co miałam zrobić? – odparła pytaniem na pytanie. – Było

mi przykro, bardzo przykro, ale to naprawdę nie moja wina.

Dłuższą chwilę ciszy znów przerwała Latonia.
– Jeśli to się wydarzyło kilka miesięcy temu, to dlaczego teraz

się tym przejmujesz?

– Bo matka Andrew poskarżyła się stryjowi Kenrickowi.
– Rozgniewał się?
– I to bardzo!
– Dlatego cię do siebie wezwał?
Toni już dłużej nie potrafiła się opanować i wybuchnęła:
– On chce mnie zabrać ze sobą do Indii! Pisze, że hańbię

nazwisko, a moja przyzwoitka nie potrafi mnie okiełznać.

– Musisz mu wyjaśnić... zaczęła gorączkowo Latonia.
– I sądzisz, że będzie mnie słuchał? – zapytała Toni. – Nie ma

najmniejszego zamiaru poznać mojej wersji wydarzeń. Wydał mi
rozkaz! – Podniosła list leżący na fotelu i podała go Latonii. Nim
ta zaczęła czytać. Toni zakrzyknęła: – Latonio, musisz mnie
ocalić! Tylko ty to możesz zrobić! W tej sytuacji nie mogę
przecież jechać do Indii ze stryjem! Jeśli pojadę, to stracę Ivana.

Sposób, w jaki mówiła, odkrył przed Latonią całą prawdę,

którą kuzynka obawiała się ubrać w słowa. Otóż markiz nie
zdecydował się jeszcze ostatecznie na małżeństwo z Toni, nadal
się wahał i gdyby się okazało, że ojciec bardzo się przejmie,
mógłby zrezygnować ze ślubu. Wprawdzie Toni nie wspomniała o
tym nawet słowem, ale Latonia przeczuwała, że to się właśnie
kryje za zdenerwowaniem kuzynki. Ponieważ znał się tak dobrze,
sądziła, że intuicja jej nie myli. Toni miała rację, twierdząc, że nie
może opuścić markiza w tym krytycznym dla ich związku
momencie.

Latonia starała się skupić całą swoją uwagę, dlatego powoli

wygładziła kartki listu, który Toni widać pomięła w rozpaczy.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 18

Kochana bratanico!
Wysoce zaniepokoił mnie list, który właśnie otrzymałem od

lady Luddington, a tyczący jej syna, Andrew, oraz Twojego
zachowania w Londynie. Przyjaciele i znajomi nie szczędzili mi
ostatnio relacji na ten temat. Odniosłem nieprzeparte wrażenie, że
kuzynka Alice nie roztoczyła nad Tobą właściwej opieki i nie
chroniła Cię tak pieczołowicie, jakby tego oczekiwał i sobie życzył
Twój ojciec.

Dlatego postanowiłem, że gdy za cztery dni ruszę w drogę

powrotną do Indii zabiorę Cię ze sobą. Obojgu nam wyjdzie na
dobre, gdy się lepiej poznamy.

Niestety, nie mogę, jak to planowałem, osobiście przybyć na

zamek więc proszę, żebyś stawiła się w naszym domu przy Curzon
Street nie później niż w najbliższy czwartek. Do Tilbury
wyruszymy następnego ranka, już zarezerwowałem dla nas kajuty
na statku „Odessa”.

W Twoim imieniu złożyłem na ręce lady, Luddington wyrazy

najgłębszego żalu oraz napisałem, że z największą ulgą przyjąłem
wiadomość o tym, iż jej syn uszedł z życiem i jest na najlepszej
drodze do wyzdrowienia.

Moim zdaniem mieliśmy ogromne szczęście, że ta pożałowania

godna historia rzucająca cień na honor naszej rodziny nie
przedostała się do publicznej wiadomości oraz że nie wspomniano
o niej w prasie.

Bądź tak łaskawa i powiadom mnie o godzinie swego przybycia

na King’s Cross Station, a wyślę po Ciebie karetę.

Pozostaję szczerze oddany

Branscombe

PS.
W razie gdyby Ci tego uprzednio nie objaśniono, chciałbym

przypomnieć, że od śmierci lorda Branscombe’a jestem Twoim
jedynym opiekunem.

Latonia przeczytawszy cały list uniosła wzrok znad kartki.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 19

– Och, moja najdroższa Toni – zaczęła. Kiedy tu jechałam,

przyszło mi na myśl to, co twój stryj napisał w liście, że jest
twoim opiekunem.

– Nie pojadę! Za skarby świata! – zawołała Toni z

determinacją, którą Latonia znała od dawna.

– Nie masz wyboru odparła. Przecież on dysponuje twoim

majątkiem. Jeśli będziesz nieposłuszna, może ci nawet wstrzymać
wypłacanie procentów od legatu ojca.

– Nienawidzę stryja Kenricka! Zawsze to czułam, gdy o nim

wspominano. I teraz myślę, że tatuś też się go skrycie obawiał.

– Jak to możliwe? – dopytywała się Latonia.
– Stryj Kenrick był tak mądry, że tata czuł się przy nim jak

ostatni głupiec. I kiedy wszyscy śpiewali hymny pochwalne, tatuś
uważał, że to niesprawiedliwe, by jego młodszy brat wzbudzał
tyle zainteresowania.

Latonia świetnie pamiętała, jak wielką wagę lord Branscombe

przywiązywał do zachowania form towarzyskich i dlatego
potrafiła zrozumieć, że mogło go irytować, kiedy wszyscy
objawiali tak wielkie zainteresowanie osobą jego brata, gdy
tymczasem to jemu należała się uwaga otoczenia.

– Na pewno go oczarujesz, kiedy się spotkacie – spróbowała

pocieszyć kuzynkę. – Toni, przecież masz sposoby na mężczyzn, a
nie sądzę, by twój stryj różnił się od innych w tej materii.

– Oczywiście, że się różni! – odparła Toni. – Stryj Kenrick nie

jest mężczyzną, tylko krewnym, a krewni zawsze są okropni.
Sama dobrze o tym wiesz!

– Tylko my stanowimy wyjątek – zauważyła Latonia z

uśmiechem.

– To zupełnie inna sprawa. Ty nie jesteś kuzynką, tylko częścią

mnie samej, jak ja jestem częścią ciebie. – Po czym ciągnęła po
chwili milczenia: – Masz szczęście. Żadnych Branscombe’ów,
tylko urocza rodzina twojej matki. Wstała z poduszek i przeszła w
róg pokoju. – Nie jadę do Indii! Nie! Nie i koniec! I nawet ty mnie
do tego nie zmusisz!

– Jeszcze nic na ten temat nie powiedziałam, sądzę jednak że

background image

Barbara Cartland

Strona nr 20

musisz posłuchać stryja.

– Jeżeli pojadę do Indii, to utracę Ivana. Czuję to przez skórę.

Jego ojciec weźmie go w obroty, będzie powtarzać, że się
zupełnie nie nadaję na żonę, a ponieważ Ivan zawsze go słuchał,
nim się obejrzy, już będzie szedł do ołtarza z jakąś okropną
niemiecką księżniczką.

– Chyba nie jest aż tak słaby?
– Jest – upierała się Toni. – Nawet sobie z tego nie zdaje

sprawy, ale został wychowany w przekonaniu, że najważniejsza
jest pompa, odpowiednie towarzystwo, dworskie ukłony –
Wzgardliwie machnęła dłonią. – To ja go nauczyłam, że w życiu
można znaleźć wiele radości. Śmieliśmy się razem i cudownie
bawili, bo mu pokazałam, że jesteśmy ludźmi, a nie kukiełkami,
które ktoś pociąga za sznurek.

– I sądzisz, że kiedy ciebie tutaj zabraknie, on zapomni, jak

bardzo cię kocha?

– Nadal będzie mnie kochał, ale uwierzy, że jego obowiązkiem

jest spełnienie woli ojca. Zostanie pompatycznym, zadzierającym
nosa księciem i całe życie spędzi kręcąc się wokół dworu
królewskiego.

Mówiła z takim przekonaniem, że Latonia ujrzała to oczami

duszy. Po chwili popatrzyła na zmartwioną twarz kuzynki.

– Co możesz na to poradzić? – zapytała.
– Już dokładnie zaplanowałam, co zrobię, a raczej co ty

możesz dla mnie zrobić – odparła. Zmierzyła Latonię uważnym
spojrzeniem. W jej głosie zabrzmiał stalowy ton, gdy oświadczyła:
– Pojedziesz do Indii ze stryjem Kenrickiem!

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 21

Rozdział 2

Latonia dłuższą chwilę patrzyła na Toni zdumionym wzrokiem.

Potem odpowiedziała:

– Najwyraźniej stroisz sobie żarty.
– Nie, mówię poważnie i chyba sama widzisz, że to jedyne

rozwiązanie.

– Jakim cudem? To przecież niemożliwe!
– Tylko się zastanów – przerwała Toni – a sama zobaczysz,

jakie to proste. Stryj Kenrick ostatni raz widział mnie ponad
osiem lat temu, kiedy miałam dziesięć lat.

– Ale przecież i tak wie, jak wyglądasz.
– Jesteśmy do siebie bardzo podobne – odparła Toni.
Było to zgodne z prawdą, obie miały jasne włosy i karnację,

błękitne oczy i ten sam wzrost. Różniły się zdecydowanie
wyrazem twarzy. Na ustach Toni nieustannie gościł psotny, kpiący
uśmiech, Latonia natomiast charakteryzowała się łagodniejszymi,
uduchowionymi rysami i była bardziej niewinna, brakowało jej
poloru, którego Toni nabrała w Londynie. W jej oczach gościł
wyraz nie znającej życia młodości, a miękkie wargi nie poznały
jeszcze smaku pocałunków. Mimo tych różnic Latonia w pełni
zdawała sobie sprawę z uderzającego podobieństwa do kuzynki.

– Twój plan jest niewykonalny – odparła głośno. – A jeśli twój

stryj odkryje zamianę? Wyobraź sobie jego wściekłość.

– Może i wpadnie w szał, lecz w najgorszym razie będziecie

już w połowie drogi do Indii, a przy odrobinie szczęścia na
miejscu, ja zaś zostanę z Ivanem. Poza tym istnieje duża szansa,

background image

Barbara Cartland

Strona nr 22

że stary książę umrze za parę miesięcy czy nawet tygodni.

Latonia milczała. Choć czuła, że Toni nie powinna nikomu

życzyć śmierci, nawet księciu, którego nie lubiły od dzieciństwa,
bo ich nigdy nie zapraszał na przyjęcia wydawane na cześć syna.

– Jeśli pojedziesz do Indii zgodnie z życzeniem twego stryja, to

jestem pewna, że Ivan podąży za tobą, gdy tylko jego ojcu się
polepszy – rzekła po chwili.

– A jeśli tego nie zrobi? – zapytała Toni cicho.
– Kocha cię.
– Tak, w tej chwili, ale nie wiesz, jaki zawsze na niego

wywierano nacisk, żeby pamiętał o przynależnym mu miejscu, a
książę wyolbrzymił pozycję ich rodziny ponad wszelkie
wyobrażenie. Oni są świętsi od papieża.

Latonia w desperacji załamała dłonie i przemówiła urywanym

głosem:

– Naprawdę mnie prosisz... żebym zajęła twoje miejsce i

pojechała do Indii... ze stryjem Kenrickiem?

– Ja cię nie proszę, Latonio, ja cię błagam na kolanach, żebyś

to zrobiła odparła Toni. Moje całe szczęście od tego zależy.
Muszę zostać z Ivanem i wzbudzić w nim tak gorącą miłość, by
odmówił ojcu, choćby ten na łożu śmierci błagał go o poślubienie
księżniczki.

Latonia musiała jej przyznać rację – książę potrafiłby wymóc

złożenie takiej przysięgi po to, by postawić na swoim. A każdemu,
zwłaszcza jedynakowi, przyszłoby z trudem odmówić konającemu
spełnienia ostatniej prośby. Dlatego doskonale rozumiała obawy
Toni, że w jednej chwili może utracić ukochanego, ale cała aż się
kuliła w sobie na myśl o oszustwie, które przeraziłoby jej
rodziców.

– Chcę ci pomóc – powiedziała – i wiesz, jak cię kocham, moja

najdroższa, bardziej niż kogokolwiek na świecie. Ale jeśli nawet
przekonasz mnie, bym zrobiła coś równie niesłychanego jak
udawanie ciebie, to i tak się zawiedziesz.

– A czemuż to ? – spytała Toni. – Jesteśmy ze sobą tak blisko

związane, że niemal identycznie myślimy, i świetnie wiesz, jak

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 23

bym się zachowała w każdej sytuacji. – Przerwała na moment, po
czym ciągnęła, a w jej oczach tańczyły psotne iskierki. – Prawdę
mówiąc, to ci doskonale zrobi. Będziesz musiała się starać, by
młodzieńcy zakochiwali się w tobie do szaleństwa, a ponieważ
jesteś ode mnie ładniejsza, to przyjdzie ci to z łatwością!

Latonia popatrzyła na kuzynkę z przerażeniem.
– Jakżebym miała zrobić coś podobnego? No i pomyśl, co by

na to powiedział twój stryj! Przecież zabiera cię do Indii właśnie
dlatego, że uznał twoje zachowanie za wysoce naganne.

– Taka okropna kara mogła przyjść do głowy tylko stryjowi

Kenrickowi – zauważyła Toni.

– Moim rodzicom Indie bardzo się podobały.
Latonia urwała, po czym wykrzyknęła przestraszona:
– Ależ oni musieli mu o mnie wspominać! Jeśli na tej

podstawie twój stryj pozna, że jestem ich córką, a nie jego
bratanicą, to co będzie?

– A co ma być? O ile wiem, nigdy ci nie zrobiono zdjęcia.
– Oczywiście, że nie przyznała Latonia. To zbyt droga i

wymyślna nowinka, nie było nas na nią stać.

– W takim razie nic ci nie grozi. Jeśli ciocia Elizabeth opisała

mu twój wygląd, to równie dobrze mogła mówić i o mnie, jedyna
różnica jest taka, że ty jesteś ta dobra, a ja ta zła.

– Nie zła, kochanie – poprawiła Latonia – ale trochę

nieobliczalna w słowach i czynach.

Toni się roześmiała.
– Myślę, że sprawisz stryjowi miłą niespodziankę swoim

zachowaniem albo uzna, iż jego niezadowolenie miało korzystny
wpływ. – Objęła Latonię ramionami i ciągnęła: – Najdroższa,
wiedziałam, że mnie uratujesz, a teraz musimy wszystko
zaplanować, bo jeśli masz się znaleźć w Londynie we czwartek, to
mamy mnóstwo do zrobienia.

Latonię nadal dręczyły wątpliwości, więc Toni pośpieszyła z

wyjaśnieniem.

– Przede wszystkim cała służba musi uwierzyć, że posłuszna

rozkazom stryja wyjechałam z nim do Indii.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 24

– Jeśli oni mają być przekonani o twojej podróży, to gdzie się

podziejesz? – zapytała Latonia.

– Kochanie, nie zadawaj głupich pytań: zamienimy się

miejscami, czyli przeprowadzę się do Manor, a będzie o tym
wiedziała tylko stara, poczciwa Waddy! Wiesz, że ona mnie nie
wyda za żadne skarby.

Latonia przyznała jej rację. Kiedy panna Waddesdon była ich

guwernantką, zawsze wyróżniała Toni i to wcale nie dlatego, że
pensję wypłacała lady Branscombe. Utrzymywała w tajemnicy
psoty dziewczynki, a gdy jej ulubienica naraziła się na gniew
rodziców, to potrafiła ją tak wytłumaczyć, że wyciszała szalejącą
burzę.

– Naprawdę chcesz zamieszkać w Manor? – upewniła się

Latonia.

– Oczywiście! odparła Toni. Tylko pomyśl, jak to będzie

cudownie spotykać się tam z Ivanem.

– W domu?
– Ależ to jasne. Już mi obrzydło chowanie się pod drzewami, z

których kapie woda po deszczu. Ivan wemknie się drzwiami od
ogrodu i nikt nie będzie o tym wiedział poza Waddy, która na
pewno z chęcią będzie chodziła wcześniej spać.

– A jeśli książę się dowie? Będzie oburzony, że przyjmowałaś

mężczyznę bez opieki przyzwoitki.

– Nikt się nie dowie – oświadczyła Toni pewnie. – To znacznie

bezpieczniejsze miejsce spotkań niż zarośla. Kilka dni temu mało
sobie nie napytaliśmy biedy, gdy tuż obok nas przeszedł jeden z
drwali księcia.

Latonia aż klasnęła w dłonie.
– Ależ, na Boga, uważaj! Wiesz, jak ludzie potrafią plotkować.

Książę mógłby zabronić markizowi raz na zawsze spotykania się z
tobą.

– Ivan nie posłuchałby ojca. Ale byłby bardzo zasmucony, a

ponieważ go kocham, chcę mu oszczędzić zmartwień.

– Oczywiście, kochanie – zgodziła się Latonia. Mama zawsze

powtarzała, że ukochaną osobę chce się za wszelką cenę osłonić

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 25

przed przykrościami i bólem.

– I właśnie dlatego ty mnie osłonisz przed stryjem – triumfalnie

oświadczyła Toni.

Latonia czuła, że powinna gwałtownie protestować i

zdecydowanie odmówić kuzynce, ale nie chciała jej narazić na
utratę markiza. Przyznała Toni rację, gdy ta mówiła, że
młodzieniec zostanie poddany wszelkim możliwym naciskom, by
poślubił osobę nadającą się, zdaniem księcia, na żonę dla
jedynego syna. A córki swego sąsiada i odwiecznego wroga lorda
Branscombe’a na pewno by nie uznał za odpowiednią kandydatkę.

Muszę myśleć wyłącznie o szczęściu Toni, stwierdziła w duchu

Latonia, i jeśli zdołam ją udawać tak długo, aż poślubi markiza, to
choćby stryj wpadł potem w straszliwy gniew, będzie za późno, by
mógł się wtrącić i zniszczyć ich szczęście. Równocześnie ogarnął
ją wielki strach, nie tylko przed graniem roli, do której się
zupełnie nie nadawała, ale również przed wyjazdem do Indii, do
świata, o którym nic nie wiedziała. Jej rodzice nigdy nie
podróżowali, bo nie mieli na to dość pieniędzy, z tego samego
względu nie przyjmowali gości tak często, jakby tego chcieli.
Dlatego niezmiernie się cieszyli z wyjazdu do Indii i traktowali go
jak drugą podróż poślubną, bo i rzeczywiście od dnia ślubu były to
ich pierwsze wakacje. A fakt, że lord Branscombe pokrywał
wszystkie koszty, choć ani o to nie prosili, ani tego nie oczekiwali,
stał się, jak to ojciec Latonii żartobliwie nazwał, dodatkowym
wabikiem.

Och, gdyby nie wyjechali, to by nadal żyli, pomyślała z

rozpaczą i w jej oczach zalśniły łzy, ale zmusiła się do skupienia
uwagi wyłącznie na kłopotach kuzynki. Obie zostały zupełnie
same na świecie i byłoby dobrze, gdyby Toni poślubiła kochanego
człowieka, założyła ognisko domowe i znalazła się pod opieką
męża. Latonia lepiej niż inni wiedziała, że psoty i figle Toni
wypływały z tego, iż w jej domu brakowało miłości. Każdy, kto
się znalazł w Branscombe Castle, natychmiast odczuwał ponury
nastrój tu panujący. Toni fascynowało zainteresowanie
młodzieńców z sąsiedztwa, bo tak bardzo się różnili od jej

background image

Barbara Cartland

Strona nr 26

zwykłego otoczenia.

„Nie wiem, co Toni zrobiłaby bez ciebie”, często mawiała pani

Hythe do Latonii. „Może i jest bogata, mieszka we wspaniałym
zamku, ale ile razy opuszczamy jego progi, zawsze prześladuje
mnie myśl, że pozostawiamy w nim bardzo samotną
dziewczynkę.” Słowa matki wywoływały w umyśle Latonii obraz
kuzynki: drobną i spłoszoną figurkę stojącą w długim holu o
wysokich ścianach, na których wiszą pociemniałe ze starości,
ciężkie portrety przodków. Wyglądała jak elf, który zaplątał się tu
przez pomyłkę, gdy tymczasem jego miejsce było między
kwiatami w ogrodzie, elf, który powinien tańczyć z wiatrem
między drzewami w parku.

Dlatego z całej duszy pragnęła zapewnić Toni szczęście i jeśli

to oznaczało życie z markizem, to Latonia ze swej strony powinna
dać z siebie wszystko, by doprowadzić do ich ślubu. Lecz podjęcie
decyzji nie przyszło jej łatwo.

– Zamieszkasz w naszym domu i będziesz udawać, że jesteś

mną – powiedziała wolno. – Co się stanie, jeśli ktoś do mnie
przyjedzie z wizytą?

– Waddy będzie musiała skłamać, że leżę w łóżku chora –

odparła Toni. – A poza tym z tego, co wcześniej mówiłaś,
wynikało, że niewiele osób cię odwiedza.

– To prawda – przyznała Latonia od śmierci mamy i taty...
– A ja oczekuję tylko jednej osoby – Twarz Toni aż się

rozjaśniła. – Jak to będzie cudownie siedzieć z Ivanem w saloniku
twojej matki, wiedząc, że nikt nam nie przeszkodzi.

– Toni! Ach, Toni! Tego naprawdę nie powinnaś robić! –

wykrzyknęła Latonia.

– Właśnie, że to zrobię odparła stanowczo. – A ty musisz

obejrzeć kawałek świata, nawet pod czujnym i wrogim okiem
stryja Kenricka. I pamiętaj, że nie tylko jesteś śliczna, ale wszyscy
będą cię brali za bogatą dziedziczkę, a uwierz mi na słowo, wielu
mężczyzn uważa to za najlepszą zachętę do zawarcia znajomości.

Latonia jednak nie słuchała drugiej części zdania.
– Jeśli naprawdę mam wyglądać ślicznie... tu się zawahała – to

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 27

powinnam od ciebie pożyczyć parę sukien.

– Weźmiesz prawie wszystkie! – odparła z radością Toni. – A

zwłaszcza te wspaniałe stroje kupione w Londynie.

– Ależ nie mogę! Co ty będziesz nosiła?
– Moją wyprawę ślubną. – Toni uśmiechnęła się psotnie. – Już

ją obmyśliłam. Będzie kosztowała fortunę.

– A gdyby twój stryj zabronił ci poślubić markiza? – zapytała

przerażona Latonia. – Przecież może to zrobić jako twój opiekun.

– Będzie za późno – wesoło rzuciła Toni. – Zostanę mężatką, a

nim przypędzi rozwścieczony do Anglii, może będę już miała
dziecko.

– Toni! – w krzyku Latonii brzmiało szczere oburzenie.
Toni wybuchnęła śmiechem.
– Kochanie, nie udawaj świętej. Większość ludzi ma dzieci po

ślubie, a Ivan na pewno marzy o dziedzicu.

– Uważam, że nie wypada nawet wspominać o... takich

rzeczach.

Toni znów się roześmiała.
– Praktycznie podchodzę do życia, a ty nosisz głowę w

chmurach. Pewnie nadal wierzysz, że to bocian przynosi dzieci.
Najwyższy czas, żebyś się obudziła ze snu i poznała prawdziwe
życie.

Twarz Latonii pokryła się rumieńcem. Dziewczyna szybko

zmieniła temat.

– Zajmijmy się raczej zaplanowaniem szczegółów tego

przerażającego, absurdalnego przedstawienia, żeby nikt nie nabrał
podejrzeń, gdy zaczniemy odgrywać swoje role. Musimy być
przebiegłe. Oświadczę służbie, że jadę do Indii ze stryjem. Ty
pomożesz mi wybrać ubrania, które zabiorę ze sobą, a ja powiem
w obecności mojej pokojówki, że oddaję ci suknie, których nie
będę już nosiła. – Latonia popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc,
więc zniecierpliwiona Toni wyjaśniła: – Nie bądź głupia, przecież
muszę się w coś ubrać, gdy będę mieszkała w twoim domu, a
chcę, żeby Ivan nadal widywał mnie w ślicznych strojach.

– Oczywiście. – Latonia przyznała jej rację. – Dlatego nie

background image

Barbara Cartland

Strona nr 28

możesz mi oddać zbyt wielu sukien.

– Zarówno służba na zamku, jak i stryj będą oczekiwać, że w

podróż zabiorę pokaźną garderobę, a jego znajomi w Indiach na
pewno spodziewają się po mnie najmodniejszych kreacji.

– Wszystko z każdą minutą coraz bardziej się komplikuje –

martwiła się Latonia.

– Zostaw to mnie. Słuchaj tylko uważnie, zapamiętuj, a nikt się

nie domyśli prawdy.

– Jak dokonamy zamiany?
– Już nad tym myślałam. Najlepiej, gdybym pojechała do

Londynu powozem, ty mnie odprowadzisz, robiąc przy tym jak
najwięcej szumu i dzięki temu zostawimy tę utrapioną panią
Skeffington w zamku.

Kuzynka Alice wysłała panią Skeffington do Branscombe

Castle, by przy Toni pełniła funkcję przyzwoitki. Była to kobieta
w średnim wieku, wdowa po oficerze zabitym w Egipcie i Latonia
doskonale rozumiała, czemu Toni nazywa ją utrapioną. Nade
wszystko bowiem kochała plotkowanie o ludziach, których
uważała za należących do towarzystwa, a ponieważ lubiła dźwięk
własnego głosu, niezwykle rzadko słuchała innych. Bardzo jej
odpowiadało luksusowe życie w zamku i miała nadzieję zostać tu
bardzo długo. Zabiegała więc o sympatię Toni w tak natarczywy
sposób, że stawało się to aż krępujące.

– Poczekaj! – zawołała Toni. – Mam pomysł!
– Jaki?
– Wiesz, że pani Skeffington uwielbia nasz zamek? Nie

powiem ani jej, ani nikomu innemu, że jadę do Indii. – Latonia
popatrzyła na kuzynkę szeroko otwartymi oczami, a ta ciągnęła:
To będzie znacznie bezpieczniejsze. Powiem tylko, że stryj
Kenrick chce ze mną porozmawiać, nim wróci do Indii, więc jadę
się z nim spotkać w Londynie. Poproszę panią Skeffington, żeby
została, a ona zgodzi się na to z radością. Kiedy znajdziemy się w
stolicy, wyślę list, że wyjechałam ze stryjem do Indii i już nie
potrzebuję jej usług.

– Myślisz, że pozwoli ci podróżować tylko w moim

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 29

towarzystwie?

– Pozwoli mi na wszystko – odparła Toni. Powiem, że

jedziemy razem. A w Londynie nie udamy się prosto na Curzon
Street, gdzie będzie na mnie czekał stryj, tylko po drodze
dokonamy zamiany

– Gdzie?
– Podjedziemy pod hotel i powiemy woźnicy, że tu właśnie

zatrzymał się lord Branscombe i może już wracać do domu.

Latonia przez chwilę rozważała pomysł.
– To nie powinno wzbudzić żadnych podejrzeń, ale co ty

zrobisz?

– Wrócę do domu dyliżansem pocztowym. W cale się nie będę

bała jechać sama, już wcześniej jeździłam tak na spotkania z
Ivanem. Musiałam, żeby kuzynka Alice nie dowiedziała się o
naszych schadzkach.

– Sądzę, że należałoby ci za to solidnie natrzeć uszu.
– Nie fatyguj się. Lepiej pomyślmy, jak cię wsadzić do

wynajętej dorożki z całym bagażem i przetransportować na
Curzon Street.

– Twój stryj uzna, że to bardzo dziwne, jeśli się zjawię u niego

w taki sposób.

– Bez trudu mu to wyjaśnisz. Powiesz, że gdy tylko dotarliście

do Londynu, jeden z koni zgubił podkowę i zamiast czekać na
kowala, wykazałaś dość zdrowego rozsądku, żeby wynająć
dorożkę. Dzięki temu jesteś znacznie wcześniej.

Przerażona Latonia aż rozłożyła ręce.
– Kłamstwa! Setki kłamstw! Och Toni. W moich ustach one

nigdy nie zabrzmią tak dobrze, jak w twoich! Stryj nabierze
podejrzeń, gdy tylko mnie zobaczy.

– Na pewno nie! Latonio, przestań wymyślać dodatkowe

trudności. To będzie dla nas obu wspaniała przygoda. Gdybym
była wróżką, przepowiedziałabym, że w Indiach spotkasz
fascynującego, czarującego mężczyznę, w którym się tak
zakochasz, jak ja w Ivanie.

– Bardzo mało prawdopodobne odparła Latonia. – Myślałby, że

background image

Barbara Cartland

Strona nr 30

jestem Toni Combe i bardzo by się rozczarował, gdyby do niego
dotarło, że to tylko Kopciuszek przebrany na bal w suknię kogoś
innego.

Toni się roześmiała.
– Jeśli cię pokocha, nie będzie to miało dla niego

najmniejszego znaczenia. Chociaż Ivan bardzo się cieszy, że
jestem bogata, to kochałby mnie tak samo, nawet gdybym nie
miała ani pensa. No, przynajmniej taką mam nadzieję.

W jej głosie zabrzmiała nutka obawy i lęku, dlatego Latonia

natychmiast ją przytuliła.

– Najdroższa. na pewno to prawda i zrobię wszystko, o co tylko

mnie poprosisz, żebyś była szczęśliwa powiedziała.

– Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz odparła Toni. – I

pamiętaj, tylko my znamy treść listu do stryja Kenricka. – Mówiąc
te słowa, wzięła kartki i podszedłszy do sekretarzyka. Zamknęła je
na klucz w szufladzie. – A teraz oświadczę pani Skeffington i
całej służbie, że muszę jechać do Londynu spotkać się ze stryjem,
choć to okropnie nudne. Wprawdzie nie wiem, jak długo zatrzyma
mnie przy sobie, ale na wszelki wypadek wezmę dużo strojów, by
później po nie nie wysyłać, gdyby się okazało, że czegoś
potrzebuję.

– Czy postępujemy właściwie? – zapytała przejęta Latonia.
– Jeśli dzięki temu zostanę tutaj z Ivanem i go nie stracę, to

robimy najwłaściwszą rzecz pod słońcem.

W trzy dni później Latonia siedziała obok Toni w obszernej,

wygodnej karecie podróżnej, którą podążały do Londynu. i z
każdą milą ogarniało ją coraz większe przerażenie. Czuła się
dziwnie, wręcz nieswojo, ubrana w nową, najdroższą suknię Toni.
Aksamitny żakiet zapinany z przodu na rząd guziczków i
pelerynkę z soboli chroniącą przez wrześniowym chłodem.
Jedwabna suknia, która szeleściła przy każdym ruchu, tak bardzo
różniła się od strojów Latonii, że dziewczynie zaczynało się
wydawać, iż jest wytworem czyjejś wyobraźni. A gdy zobaczyła
niezwykłą liczbę sakwojaży i pudeł z kapeluszami, które Toni

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 31

uznała za niezbędne w takiej wyprawie, upewniła się, że to musi
być sen, z którego czeka ją bardzo nieprzyjemne przebudzenie.

Od chwili gdy zgodziła się uczestniczyć w spisku Toni,

wszystkie noce spędziła bezsennie, zamartwiając się, że postępuje
źle, równocześnie rozważała, co powinna uczynić, by pomóc
kuzynce. Cóż by powiedzieli jej rodzice, gdyby wiedzieli, w jakim
oszustwie bierze udział? Ale przecież oni kochali Toni jak własną
córkę i na pewno chcieliby ją widzieć szczęśliwą. Latonia poznała
markiza i przekonała się, że wspaniale się nadaje na męża dla
kuzynki.

Kiedy wcześniej widywała go z daleka na polowaniach,

uważała za człowieka równie chłodnego i nieprzystępnego, jak
jego ojciec.

Gdy przedwczoraj obie z Toni pojechały konno do lasu

rosnącego na granicy posiadłości, markiz już na nie czekał na
małej polanie. Kiedy patrzył na Toni, wyraz jego twarzy zdradzał,
jak szaleńczo młody człowiek jest zakochany. Mocny uścisk dłoni
przekonał Latonię, że to mężczyzna zdecydowany, na którym
można polegać.

– Toni wspominała mi, jaką nam pani okazała dobroć –

odezwał się pięknym głosem. – Nie potrafię znaleźć słów, by
wyrazić moją wdzięczność i by pani podziękować.

– Zależy mi na szczęściu Toni – odparła Latonia.
– Mnie również, ale mam nadzieję, że pani rozumie, jak trudno

mi zasmucić ojca, gdy jest tak poważnie chory.

Usiedli na pniu zwalonego drzewa na skraju polany i długo

razem rozmawiali. Wreszcie kuzynki ruszyły do domu, a markiz
pocwałował w przeciwnym kierunku.

– No i co o nim sądzisz? Mów! – niecierpliwie zapytała Toni.
– Uważam, że jest czarujący odpowiedziała Latonia. – I

kochanie, zawsze chciałam, żebyś poślubiła właśnie takiego
mężczyznę.

– Wiedziałam, że tak powiesz! – Toni aż wykrzyknęła z

radości. – Tak bardzo go kocham i będę świetną żoną dla niego. A
co więcej, bardzo dobrą księżną, nie jak jego matka, wiecznie

background image

Barbara Cartland

Strona nr 32

kręcąca nosem zrzęda.

– Nie powinnaś tak mówić – skarciła ją natychmiast Latonia.
– Ponieważ ona nie żyje, nie pisnę ani słowa do Ivana –

zgodziła się Toni – ale sama pamiętasz, jak okropnie potraktowała
mamę po tej kłótni taty z księciem o granice. Kiedy królowa
przybyła do Hampton Towers, księżna specjalnie skreśliła mamę z
listy osób, które miały być przedstawione Jej Wysokości.

– Musisz o tym wszystkim zapomnieć. Tylko zirytujesz

markiza przypominaniem mu wydarzeń z przeszłości. Myśl raczej
o przyszłości.

– Właśnie to mam zamiar robić, jeśli moja przyszłość będzie

płynąć u jego boku. I tak się stanie, bo go kocham, a on mnie.

Gdyby Latonia żywiła jeszcze jakieś wątpliwości, pierzchłyby

one w tej chwili: postanowiła zrobić wszystko co w jej mocy, byłe
Toni poślubiła markiza. Lecz gdy dojechały do Londynu i
zatrzymały się w cichym, drogim hotelu, gdzie wcześniej Toni
zarezerwowała pokój, Latonia czuła, że serce mocno bije jej w
piersiach, a w ustach zupełnie zaschło. Miały niewiele czasu na
rozmowę, bo jak się tego spodziewała, markiz był przerażony
pomysłem Toni i nie zgodził się, żeby wracała do domu
dyliżansem.

– Dojadę dorożką na przedmieścia – wyjaśniła Toni. – Tam już

na mnie czeka Ivan w zamkniętym powozie. Nikt nie zobaczy, jak
razem dotrzemy do Manor House. I w momencie, gdy przekroczę
próg twojego domu, stanę się panną Latonią Hythe, a ty będziesz
szlachetnie urodzoną Latonią Combe. I dobrze to zapamiętaj!

– Latonią? – zdziwiła się Latonia.
– Stryj Kenrick zawsze tak mnie nazywał w listach do

rodziców i na pewno uznałby Toni za zbyt frywolne imię. Dzięki
temu natychmiast zareagujesz, gdy się będzie do ciebie zwracał.

– Dobrze, że mi o tym powiedziałaś. Och, moja kochana,

zanim pojedziesz, przypomnij mi wszystko, o czym powinnam
pamiętać.

– Nic innego mi nie przychodzi do głowy, poza „dziękuję” i

„bardzo cię kocham”. Pamiętaj tylko, że wyślę telegram

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 33

natychmiast po naszym ślubie, więc będziesz mogła wrócić do
domu.

– Och, oczywiście.
– Napiszę to w taki sposób, żeby nikt się nie domyślił, o co

chodzi; przecież to będzie prawdziwa sensacja.

– Bardzo rozsądnie, dzięki temu będę mogła wybrać właściwy

moment, by powiedzieć o wszystkim twojemu stryjowi. – Aż
zadrżała na tę myśl, wiedząc, że to będzie bardzo nieprzyjemna i
trudna chwila. Dlatego pod wpływem impulsu zakrzyknęła: – Och
Toni, proszę! Pobierzcie się szybko! Podając się za ciebie, będę
brnęła coraz głębiej w plątaninę kłamstw, pozorów i udawania. Aż
drżę cała na myśl, w jaką wściekłość wpadnie twój stryj, gdy się
dowie, ze go oszukałam.

– Będzie zły tylko na mnie – pocieszała ją Toni – a mnie tam

nie będzie, żeby tego wysłuchiwać.

– Ale ja będę! – szepnęła Latonia, choć widziała, że kuzynka

już jej nie słucha.

Porozmawiały krótką chwilę w pokoju hotelowym, w końcu

zeszły na dół. Toni wyniosłym tonem nakazała odźwiernemu,
żeby umieścił bagaże Latonii w dorożce, która ją miała zawieźć
do Branscombe House na Curzon Street.

Jeszcze wczoraj kuzynki siedziały w saloniku matki Latonii,

patrząc na stroje, które Toni chciała zabrać ze sobą, a które pod
różnymi pretekstami przyniesiono do Manor House. Były to tak
śliczne i drogie rzeczy, że Latonia pomyślała, jak bardzo się będą
wyróżniać wśród wiszących w jej małej szafie prostych,
skromnych sukienek, które uszyła sama z pomocą matki. Na tle tej
wykwintnej odzieży jej dom też wyglądał na zaniedbany, dlatego
tak ją wzruszył i uradował radosny okrzyk Toni:

– Uwielbiam wasz domek! Tak się cieszyłam, kiedy tu

przyjeżdżałam w dzieciństwie, i czuję, że to będzie właściwe
miejsce na spotkania z Ivanem i rozmowy o naszej miłości.

– Kochanie, mogę ci tylko życzyć jednego: żebyście byli tak

szczęśliwi, jak mama i tatuś powiedziała Latonia.

– Pamiętam, że widząc, jak na siebie patrzą, zawsze myślałam,

background image

Barbara Cartland

Strona nr 34

iż ich oczy lśnią jak gwiazdy, a w głosach dźwięczy nuta, której
nie słyszałam u innych ludzi.

Rozejrzała się po pokoju i dodała cicho: – Czuję miłość, która

po nich została, takiej właśnie miłości chcę w moim domu i w
moim życiu. W przeciwnym razie wolę zostać starą panną!

– To ci raczej nie grozi – odparła ze śmiechem Latonia.
– Mam nadzieję. Ale równocześnie wiem, że jeśli nie wyjdę za

Ivana, nikogo innego nie zdołam tak bardzo pokochać.

Latonia nigdy wcześniej nie słyszała, żeby kuzynka mówiła tak

poważnym tonem, dlatego wtrąciła szybko:

– Ale przecież wyjdziesz za niego. I będziecie żyli długo i

szczęśliwie.

– I będziemy to zawdzięczać dobrej wróżce – czyli tobie! O

tym właśnie pamiętaj, kiedy stryj Kenrick zacznie zrzędzić i
napominać cię za grzechy, których nie popełniłaś.

– Nie strasz mnie – powiedziała Latonia.
– Nie masz się czego obawiać – uspokajała Toni – bo gdy tylko

poślubię Ivana, wyjedziesz z Indii a przecież w żaden sposób stryj
nie może cię dotknąć. Nie jest twoim prawnym opiekunem, jego
władza nie rozciąga się nad tobą. Kiedy wyślę ci telegram, że
wszystko się dobrze skończyło, po prostu się spakujesz i wrócisz
do domu.

Toni okazała też zmysł praktyczny i przygotowała pieniądze na

wypadek, gdyby Latonia miała wrócić do domu bez pomocy czy
zgody stryja Kenricka.

– Kochanie, tu masz trzysta funtów – powiedziała do Latonii w

przeddzień ich wyjazdu do Londynu. – Schowaj je w bezpiecznym
miejscu. Uważaj na nie, bo i na statku, i w Indiach będzie się
kręciło wielu złodziei.

– Nie mogę wziąć tylu pieniędzy! – zawołała Latonia.
– Będziesz ich potrzebowała – nalegała Toni – i pamiętaj, że

skoro jesteś tak bogata, wszyscy oczekują od ciebie wyższych
napiwków niż od innych ludzi.

– Nie będę wiedziała, ile i kiedy dawać – zaniepokoiła się

Latonia.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 35

– Szybko się nauczysz – odparła Toni. – Najważniejsze, żebyś

miała przy sobie dość pieniędzy gdybyś musiała uciekać, bo stryj
zrobił się nie do wytrzymania.

To ostatecznie przekonało Latonię i dziękując kuzynce

postanowiła, że będzie ostrożnie rozporządzać otrzymaną sumą i
po powrocie odda wszystko, co jej zostanie.

– Nie martw się o Manor House powiedziała Toni w drodze do

Londynu. – Zapłaczę wszystkie przychodzące rachunki, a Ivan
będzie mi przywoził winogrona i brzoskwinie.

– Zabrzmiało to tak, jakbyś już wiła sobie gniazdko – zakpiła

Latonia.

– Właśnie to robię. A ponieważ bardzo kocham Ivana, byłabym

z nim zupełnie szczęśliwa nawet w tak małym domu, jak wasza
Manor. Ale nie ukrywam, że później z przyjemnością zostanę
księżną, obwieszę się brylantami rodowymi i zasiądę między
księżniczkami krwi na uroczystym otwarciu parlamentu.

– Och, Toni, zawsze potrafisz mnie zaskoczyć tym, co mówisz

– roześmiała się Latonia. – Oczywiście, że z radością wyobrażam
sobie ciebie w roli księżnej, choć przede wszystkim bym chciała,
żebyś była niezwykle szczęśliwa poślubiwszy markiza.

– Jestem nienasycona i chcę wszystkiego! – zawołała Toni i

obie się roześmiały.

Przy pożegnaniu Latonia przytuliła się do kuzynki tak mocno,

jakby nie potrafiła się z nią rozstać.

– Dziękuję, kochanie, stokrotnie dziękuję! – rzekła Toni. – Ivan

poprosił mnie wczoraj, bym ci wyraziła wdzięczność i w jego
imieniu.

– Pomyśl czasem o mnie... i się pomódl – wyszeptała Latonia.

– Tak się boję, żeby cię nie zawieść. – Zaczerpnęła głęboko
powietrza i dodała: – A jeśli stryj się wszystkiego domyśli, nim
wsiądziemy na statek?

– Dlaczego miałby nabrać podejrzeń? – zapytała Toni. –

Ponieważ w tym ślicznym i kosztownym kapelusiku zupełnie
siebie nie przypominasz, to oczywiste, że jesteś mną. Ucałowała
serdecznie kuzynkę. – Potraktuj to jako przygodę, o której kiedyś

background image

Barbara Cartland

Strona nr 36

będziemy opowiadać naszym wnukom i postaraj się wyjść za mąż
w Indiach. Wtedy będziemy mogły wzorem naszych matek ścigać
się, która pierwsza urodzi dziecko.

To zabawne zdanie bardzo rozśmieszyło Latonię. Nadal się

uśmiechała, machając Toni na pożegnanie, gdy dorożka
wypakowana po dach bagażami uwiozła ją w stronę Curzon
Street.

Kiedy koń zatrzymał się przed dostatnio wyglądającym

domem, do którego frontowych drzwi wiodły szerokie schody,
Latonia zrozumiała, że nadeszła chwila, w której musi stanąć
twarzą w twarz ze stryjem Toni.

Wszedłszy do środka, stwierdziła, że Branscombe House do

złudzenia przypomina zamek. Wszystko w nim było ciężkie i
przytłaczające: mahoniowe meble, boazerie, portiery, stiuki, a
portrety przodków równie odpychające, jak te znane Toni od
dzieciństwa.

Starszy służący poprowadził ją przez korytarz o marmurowej

posadzce do drzwi w przeciwległym jego krańcu.

– Panna Latonia, Jego Lordowska Mość! – zaanonsował

donośnym głosem.

Latonii aż się zakręciło w głowie, gdy postąpiła w kierunku

mężczyzny stojącego przy kominku. Wyobrażała sobie, że nowy
lord Branscombe będzie z wyglądu przypominał swojego
starszego brata, którego zawsze nazywała wujem Hubertem. Już
pierwszy rzut oka przekonał ją o pomyłce. Ten mężczyzna był
wyższy i szerszy w ramionach, o kwadratowej twarzy, której rysy
zdecydowanie różniły się od rysów jego brata czy nawet Toni.
Gdy podeszła bliżej, spostrzegła, że bacznie ją obserwuje para
stalowoszarych oczu, przed których przenikliwością nic się nie
ukryje. Była pewna, że on już przejrzał jej grę.

Miała wrażenie, że droga przez pokój ciągnie się całą

wieczność, nim wreszcie stanęła u boku lorda, a on odezwał się
chłodnym, stanowczym tonem pełnym potępienia:

– Spóźniłaś się! Oczekiwałem cię godzinę temu!
Latonia zrobiła się pąsowa i odparła nieskładnie urywanym

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 37

głosem:

– Bardzo przepraszam, stryju, ale jeden z koni... zgubił

podkowę i żeby tu dotrzeć, musiałam... wynająć dorożkę.

– Jeśli woźnica dba o konie, to coś takiego się nie zdarza –

ostro przerwał lord Branscombe.

Latonia nie znalazła na to odpowiedzi, stała tylko czekając na

następne zdanie i myślała, że skoro nie podali sobie dłoni, to nie
musi składać dworskiego ukłonu, jak to miała wcześniej w
zamiarze.

– A więc skoro już tu jesteś – odezwał się Branscombe – może

usiądziesz i wysłuchasz, co mam ci do powiedzenia.

Latonia wreszcie uniosła wzrok, bo do tej pory trzymała

skromnie spuszczone powieki, i stwierdziła, że lord mierzy ją
spojrzeniem nie tylko krytycznym, ale również pełnym nagany.
Usta zacisnął w twardą linię, więc się domyśliła, że jego irytację
wywołały jeszcze inne powody, nie tylko spóźnienie.
Zaniepokojona usiadła na brzeżku krzesła, zaplatając dłonie w
krótkich rękawiczkach.

– Mam nadzieję, że w liście wyraziłem jasno powód, dla

którego zabieram cię ze sobą do Indii – zaczął. – Nie zamierzam
bowiem dłużej tolerować zachowania, na jakie sobie pozwalasz
od śmierci ojca. – Urwał na chwilę, po czym ciągnął. – Na tę
decyzję wpłynął nie tylko list lady Luddington donoszący o
haniebnym potraktowaniu jej syna, ale także inne relacje o twoich
wyczynach w trakcie sezonu, gdy przebywałaś pod opieką kuzynki
Alice.

Mówił w taki sposób, że Latonia natychmiast zapragnęła bronić

Toni przed zarzutami, które, jak sądziła, zrodziła kobieca
zazdrość. Odkąd bowiem Toni ukończyła piętnaście lat,
wzbudzała nie tylko zainteresowanie młodzieńców, ale również
zawiść dziewcząt. Młode panny czuły, że przy niej blednie ich
wdzięk, a damy z okolicy, słynne piękności, sądziły, że zagraża
ich panowaniu, skoro Toni zachwycali się mężczyźni w każdym
wieku.

– Nie wiem, co stryj usłyszał, ale jeśli chce wydać

background image

Barbara Cartland

Strona nr 38

sprawiedliwy wyrok, to powinien wysłuchać obrony na równi z
oskarżeniami – powiedziała nieśmiało.

Na twarzy lorda odmalowało się zdumienie.
– Nie zamierzam toczyć tu pojedynków słownych, wszak nie

ma dymu bez ognia. Dlatego wedle mego mniemania najlepszy
dla ciebie będzie natychmiastowy wyjazd z Londynu. – Zacisnął
usta i dokończył twardo: – Mam nadzieję, że zdołam cię nauczyć
bardziej stosownego i odpowiedniego zachowania.

Latonia pomyślała, że przemawia do niej niczym sędziwy

dyrektor szkoły do niesfornego uczniaka. A przecież był o
piętnaście lat młodszy od brata, nie mógł mieć więcej niż
trzydzieści pięć lat. Nie wolno mi się bać, powiedziała w duchu,
choć czuła, że się go bardzo obawia.

– Może ci się zdawać ciągnął że skoro cię zabieram do Indii, to

weźmiesz udział w życiu towarzyskim, które kwitnie w pałacu
gubernatora czy w innych miejscach spotkań Anglików. Ale moje
zamiary są zgoła inne. – Po chwili milczenia dodał: – Będziesz
rozczarowana, jeśli się spodziewasz chodzenia na bale. A jeśli
oczekujesz, że spotkasz młodzieńców, którzy ulegną twoim tak
hojnie roztaczanym wdziękom, to rychło pojmiesz swoją
pomyłkę. – Dalej mówił ostrzejszym tonem: – Powierzono mi
pewną misję i jeśli podróżując u mego boku zobaczysz nieco inny
świat niż ten, którego się spodziewałaś, to może to się okaże
zbawienną lekcją i w przyszłości będziesz się zachowywała
bardziej przyzwoicie.

Słuchając tego Latonia myślała, jak bardzo ta przemowa

rozzłościłaby Toni. Na pewno odpowiedziałaby na to ognistą
mową obrończą. Chciałaby chodzić na bale i otaczać się
mężczyznami, z którymi mogłaby flirtować i którzy by się w niej
kochali na zabój. Gdyby Latonię nie paraliżowało przerażenie,
zapewne rozbawiłoby ją to, że kary lorda nie dotkną jej tak
boleśnie, jak dotknęłyby Toni. Ona przecież nie pragnie żadnej
zabronionych przez niego rozrywek. I ponieważ sądziła, że go tym
zaskoczy, odezwała się cicho:

– Stryju Kenricku, z wielką radością zobaczę Indie i doprawdy

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 39

wcale mnie nie smuci perspektywa braku życia towarzyskiego.

Zobaczyła, jak lord unosi w zdumieniu brwi, i pomyślała, że

miała rację. Z całą pewnością nie spodziewał się, że tak przyjmie
jego decyzje. Zapadła cisza.

– Skoro jasno przedstawiłem swoje zdanie – zaczął po chwili

zalecałbym ci teraz wypoczynek przed kolacją. Zasiądziemy do
niej wcześnie, bo rano wyruszamy skoro świt. Bądź łaskawa się
nie spóźnić.

Mówił ostrym tonem niczym do krnąbrnego żołnierza. Latonia

wstając powiedziała:

– Nie dam ci na siebie czekać i dziękuję za objaśnienie mi

twoich zamiarów. – Mówiąc to dygnęła wdzięcznie i odeszła
zdając sobie sprawę nawet bez patrzenia przez ramię, że szare
oczy lorda śledzą każdy jej ruch.

Dopiero gdy dotarła do holu, w którym czekał na nią lokaj, by

ją odprowadzić do apartamentu na górę, poczuła, jak bardzo drżą
jej ręce.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 40

Rozdział 3

Jadąc w stronę Tilbury, Latonia czuła dreszcz emocji na myśl o

podróży za graniczę. W trakcie wczorajszej kolacji, którą zjadła z
lordem Branscombe’em niemal w całkowitym milczeniu, ogarnął
ją wielki niepokój. Ze sposobu, w jaki lord na nią patrzył i pełnych
nagany spojrzeń, odgadła, że pogardza nią i jej nie lubi. Ponieważ
w dotychczasowym szczęśliwym życiu nie spotkała się z takim
zachowaniem, to choć starała się z całych sił powtarzać sobie, że
to jej nie dotyczy, zawładnęły nią obawy i lęk. Osobowość
Branscombe’a wywierała przemożny wpływ na otoczenie i
Latonia pomyślała, że Toni miała rację twierdząc, iż żołnierze się
go bali.

Kiedy lokaj i dwóch służących podawali doskonałe potrawy,

próbowała nawiązać towarzyską konwersację, ale lord prawie nie
odpowiadał i wiedziała, że to wyraz jego dezaprobaty dla jej
postępków – a raczej postępków Toni. Aż się jeży, kiedy na mnie
patrzy, w duchu zacytowała ulubione powiedzenie ojca. Jak
można w ten sposób myśleć o Toni? I postanowiła, że spróbuje
zmiękczyć jego serce dla bratanicy.

Gdy skończyli bardzo pośpiesznie jedzoną kolację, lord

Branscombe odezwał się pierwszy:

– Radziłbym, żebyś poszła do łóżka i odpoczęła. Nie wiem, czy

do tej pory wiele podróżowałaś, ale może się to okazać wielce
męczące, zwłaszcza przy burzliwym morzu.

– Nie potrafię powiedzieć, czy dobry ze mnie żeglarz – odparła

Latonia – ale mam nadzieję, że się nie okryję wstydem. – Gdy to

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 41

mówiła, zdała sobie sprawę, że daje mu okazję do zrobienia
przytyku, dlatego nie zdziwiły jej słowa mężczyzny.

– Akurat po temu miałaś już wcześniej okazję!
Zastanawiała się, co też by odpowiedziała Toni, ale gdy

znaleźli się w holu, tylko grzecznie dygnęła i powiedziała cichym
głosem:

– Dobranoc, stryju, jutro rano nie będziesz musiał na mnie

czekać. Po czym ruszyła po schodach, nie patrząc za siebie.

Śniadanie przyniesiono jej do pokoju i gdy zeszła na dół w

wyjątkowo ładnym stroju podróżnym Toni, z peleryną lamowaną
futrem i niewielkim kapelusikiem przybranym piórami,
stwierdziła, że lord Branscombe już na nią czeka. Widziała, jak
spogląda na zegar, ale ponieważ do wyznaczonej godziny
brakowało jeszcze trzech minut, więc nie mógł jej nic zarzucić.
Zasiedli w wygodnym powozie, który podobnie jak i konie w
zaprzęgu wcześniej należał do ojca Toni.

Zawiadowca stacji czekał, by ich zaprowadzić do

zarezerwowanego przedziału i Latonia zauważyła, że tragarz zajął
się bagażami, tak więc nie pozostało im nic innego, jak wsiąść do
pociągu. Na siedzeniach rozłożono już liczne gazety i czasopisma.

Zastanawiała się, czy lord zaczął podróżować tak luksusowo po

odziedziczeniu tytułu, czy już wcześniej jako zwykły oficer miał
na to dość pieniędzy z przyjemnością by go o to zapytała, ale
uznałby taką ciekawość za impertynencję, więc zaczęła przeglądać
jedno z czasopism.

Lord Branscombe natychmiast zatopił się w lekturze gazet,

najwyraźniej nie mając ochoty na rozmowę, a Latonia z radością
patrzyła na widoki przesuwające się za oknem i wyobrażała sobie,
jak to będzie wspaniałe zobaczyć Indie. Pomyślała też, że im
bliżej Tilbury, tym mniejsza szansa na odkrycie mistyfikacji i
większe szanse dla Toni na szczęśliwe życie z markizem. Bardzo
chciała opisać kuzynce lodowate przyjęcie na Curzon Street i
przekazać swoją opinię o stryju, ale uznała to za zbyt
niebezpieczne. Dopiero gdy znajdzie się na statku, zyska pewność,
że nikt postronny nie zajrzy do jej listów i będzie mogła przelać

background image

Barbara Cartland

Strona nr 42

wszystko na papier.

Czarny kadłub okrętu był większy, niż to sobie wcześniej

wyobrażała, powiedziano jej, że to jeden ze statków ostatnio
zbudowanych dla linii oceanicznych. Latonia dowiedziała się, że
lord Branscombe zajmuje wygodny apartament, złożony z dwóch
kabin przedzielonych salonem. W głosie płatnika okrętowego
brzmiała niekłamana duma, gdy wyjaśniał jego lordowskiej mości,
że to najlepsze pomieszczenia na pokładzie, zwykle rezerwowane
na wiele miesięcy naprzód dla najważniejszych i najbardziej
szacownych gości.

– Jestem wdzięczny, że je dostałem, mimo iż zdecydowałem

się na podróż tak niedawno. – Lord powiedział to, co w takiej
sytuacji należało.

– Zawsze do usług, gdyby wasza lordowska mość lub panna

Combe czegoś potrzebowali – odparł płatnik.

W kabinie pokojówka już rozpakowywała rzeczy Latonii,

opowiadając przy tym, że mają komplet pasażerów.

– Nie będzie się panienka nudziła ani chwili – dodała. – Wielu

młodych ludzi wraca do swoich regimentów a oni tylko marzą o
tańcach co wieczór. A gdy dotrzemy w cieplejsze rejony, na
pokładzie będzie się odbywało wiele wspólnych gier, w których
panienka na pewno weźmie udział.

– Wspaniała perspektywa – odparła Latonia – a ponieważ nigdy

wcześniej nie płynęłam statkiem, z radością myślę o podróży.

– Mając tyle pięknych strojów, będzie pani królową każdego

wieczoru stwierdziła pokojówka z uśmiechem.

Latonia pomyślała, że wyprawa zapowiada się na interesującą i

zupełnie inną, niż się spodziewała. Lecz jej nadzieje zostały
szybko rozwiane.

Skoro pokojówka zajęła się rozpakowywaniem bagażu, Latonia

uznała, że nie ma po co siedzieć w kabinie i przeszła do salonu.
Od razu zauważyła, że na biurku pojawił się pokaźny stos książek
i dokumentów. Właśnie pomyślała, że lord ma widać zamiar
pracować w podróży, gdy ten wszedł do pomieszczenia.

W kabinie zdjął surdut, w którym do tej pory występował, i

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 43

włożył strój o bardziej swobodnym kroju. Wyglądał w nim równie
pociągająco, ale nie tak oficjalnie. Popatrzywszy na dziewczynę z
tym co zawsze twardym wyrazem oczu, zwrócił się do niej ostrym
tonem:

– Usiądź, Latonio. Chcę z tobą pomówić.
Posłuchała go zastanawiając się, co też ma do powiedzenia, a

on zajął miejsce naprzeciwko i skrzyżowawszy nogi przyjrzał się
jej z namysłem.

– Nim rozpoczęliśmy tę podróż – zaczął – podjąłem pewne

kroki, byś się zachowywała zgodnie z zasadami dobrego
wychowania. Obejrzawszy pasażerów, którzy płyną z nami i
zapoznawszy się z programem, doszedłem do pewnych wniosków.

Latonia milczała wpatrując się w niego wielkimi oczami w

drobnej twarzyczce.

– Wydałem polecenia, by podawano nam posiłki do kabiny, a

wszelkie spacery będziesz odbywała w moim towarzystwie,
najlepiej wcześnie rano lub wieczorem, gdy na pokładzie nie ma
wielu ludzi. – Przerwał, jakby oczekiwał, że ona coś powie.

Latonia zaś tylko popatrzyła na niego, myśląc, że skoro ona jest

tak zagniewana, to w jaką wściekłość wpadłaby Toni, gdyby to ją
karcono w taki sposób i prawie uczyniono z niej więźnia?
Milczała, a lord ciągnął dalej niemal agresywnym tonem, jakby
chciał ją sprowokować do walki.

– Po tym, czego się dowiedziałem wczoraj wieczorem, nie

możesz się spodziewać innych decyzji.

– A czego stryj się dowiedział? – zapytała.
– Sądziłem, że skandaliczne zachowanie wobec młodego

Luddingtona to szczyt twoich możliwości. Ale gdy wczoraj w
klubie opowiedziano mi wydarzenia sprzed miesiąca, nie mogłem
uwierzyć, by młoda dziewczyna mogła być nie tylko tak
wyzywająca ale również głupia.

Latonia odniosła wrażenie, że wręcz wypluwał z siebie te

słowa.

– Cóż takiego stryj usłyszał? zapytała po chwili milczenia. –

Nie wiem, o co chodzi.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 44

– Chyba nie sądzisz, że ci wierzę – rzucił ostro. – Musisz sobie

przecież zdawać sprawę z tego, że nawet jeśli to był tylko żart, to
mógł się skończyć nieszczęściem. – Latonia milczała, wiec mówił
dalej: – Nawet ktoś o ptasim móżdżku wie doskonale, jak
niebezpieczne są prądy w Tamizie. Jeśli się sprowokuje
młodzieńców, najpewniej rozochoconych alkoholem, by w nocy
się ścigali, kto pierwszy przepłynie na drugi brzeg, to taki wyczyn
może się skończyć utonięciem przynajmniej jednego z nich.

Latonia głęboko zaczerpnęła powietrza, ale ponieważ Toni nie

wspominała jej o tym wydarzeniu, więc i teraz nic nie mogła
odpowiedzieć.

– Nie wiem, jakie panny towarzyszyły ci w tej szalonej

eskapadzie – ciągnął lord – ale przypuszczam, że były równie
głupie, rozflirtowane i pozbawione zdrowego rozsądku, jak ty! –
Przerwał na chwilę, by dodać: – Mogę tylko stwierdzić, że
powinnaś na klęczkach dziękować Bogu, iż jakimś cudem ta
historia nie znalazła się w gazetach, bo nadszarpnęłoby to jeszcze
bardziej twoją reputację.

Latonia pomyślała, że jeśli historia opowiedziana przez lorda

jest zgodna z prawdą, to wydarzenie nie tylko naraziłoby na
szwank reputację Toni, ale również dogłębnie przeraziło księcia.
Utwierdziłby się jeszcze bardziej w przekonaniu, że Toni nie jest
odpowiednią żoną dla jego syna. Zaczęła się głowić, jak Toni
mogła pozwolić sobie na wzięcie udziału w tak nagannym
przedsięwzięciu, ale równocześnie czuła, że kuzynka nie uważa
tego typu rozrywek za nieodpowiednie.

Wyobraziła sobie, że wszystko miało miejsce po tańcach lub

przyjęciu, panny wymknęły się spod opieki przyzwoitek
namówione przez młodzieńców na przejażdżkę łodzią po rzece. W
świetle księżyca wyprawa zapowiadała się romantycznie, a
ponieważ była gromada czemu Toni miałaby uważać ją za
nieprzyzwoitą? Ktoś powiedział, że woda jest dość ciepła na
kąpiel, a ktoś inny rzucił pomysł wyścigów.

Lord Branscombe mógł się zżymać na Toni, że nie wzięła pod

uwagę prądów na rzece, ale przecież ona wychowała się na wsi.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 45

Nigdy by jej nie przyszło do głowy, że Tamiza może być bardziej
niebezpieczna niż jezioro, w którym kąpała się od dzieciństwa. Jej
matka często powtarzała, że obie dziewczynki pływają jak ryby i
dlatego Toni nawet by przez myśl nie przeszło, iż dorośli
mężczyźni mogliby postradać życie w nurtach rzeki.

Latonia zastanawiała się, jak to wytłumaczyć lordowi, ale

stwierdziła, że nie może bronić kuzynki, bo uznałby, iż próbuje
znaleźć wykręty dla siebie. Równocześnie, choć serce łomotało jej
w piersiach, postanowiła się odezwać, by złagodzić jego gniew.

– Doprawdy bardzo mi przykro – zaczęła pokornie. – Nie

widziałam w tym nic złego, wydawało mi się to takie zabawne.

– Zabawne! – wykrzyknął. Jeden z tych młodzieńców omal nie

utonął! Opowiadano mi, że jego przyjaciele mocno się natrudzili,
nim wyciągnęli go na brzeg.

– Obawiam się, że usłyszał stryj mocno przesadzoną wersję

wydarzeń – powiedziała z wahaniem.

– W tym cała moja nadzieja, ale sądzę, że nie powinienem cię

spuszczać z oka i mam zamiar dopilnować, byś nie miała okazji
do tego rodzaju zabawy.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by więcej stryja nie

rozgniewać.

– Rozgniewać to niewłaściwe słowo! – zawołał. – Jestem

oburzony. W najwyższym stopniu oburzony. Jak mogłaś tak
postąpić nie tylko z młodym Luddingtonem, którego znam i lubię,
ale z wieloma innymi młodzieńcami? Okazali się na tyle głupi,
żeby ofiarować ci swe serce i życie, a ty uczyniłaś sobie z nich
igraszkę!

Na chwilę zapadła cisza, w końcu Latonia odezwała się

urywanym głosem.

– Chyba nigdy stryjowi nie przyszło do głowy... że to mogła

być nie tylko moja wina... – Mówiąc to myślała o tych wszystkich
chłopcach, którzy natychmiast byli gotowi skoczyć w ogień bez
słowa zachęty ze strony Toni.

– Jak to nie twoja wina? – zapytał ostro.
– Mam wrażenie, że młodzi mężczyźni nie zawsze wyrażają

background image

Barbara Cartland

Strona nr 46

swoje uczucia w poważny sposób.

– Próbę samobójstwa nazywasz niepoważnym sposobem

okazywania uczuć? – dopytywał się lord.

Latonia się zawahała. Powtarzała sobie w duchu, że jedyna

właściwa postawa to zachować milczenie, przecież Toni jej
tłumaczyła, że nie powinna brać do siebie napomnień stryja. Lecz
jego zarzuty były tak niesprawiedliwe, że nie umiała się
powstrzymać od dyskutowania.

– Przecież to oczywiste, że człowiek zdolny do tak szalonego,

nieobliczalnego postępku to osoba niezrównoważona – mówiła
cichym głosem, staranie dobierając słowa, by nie rozwścieczyć
lorda.

– Jak śmiesz zrzucać na niego odpowiedzialność! – zagrzmiał.

– Oczywiście, że to twoja wina. To ty go doprowadziłaś do
takiego stanu. Musiałaś mu robić nadzieje! Dałaś mu poznać, że
pociąga cię jako mężczyzna, a kiedy już się dość zabawiłaś jego
kosztem, to odepchnęłaś go tak brutalnie, z tak zimną krwią, że
zupełnie stracił głowę!

– Moim zdaniem stryj sobie wyobraził taki przebieg wydarzeń

– powiedziała, bo wyraźnie czekał na jej odpowiedź. – Ja mogę
tylko stwierdzić, że Andrew Luddington był tak natarczywy, iż już
dłużej nie mogłam znosić jego towarzystwa. – Musiała bronić
Toni, bo uznała, że stryj niesprawiedliwie ją ocenia tylko na
podstawie wersji wydarzeń przekazanej przez najwyraźniej
uprzedzoną lady Luddington.

– Nie pozostaje mi nic innego, jak stwierdzić, że nigdy się nie

spodziewałem, iż moja bratanica okaże się osobą zupełnie bez
serca. Jestem tym do głębi zawstydzony i wstrząśnięty!

Wyszedł z salonu zatrzaskując za sobą drzwi.
Latonia stała chwilę w milczeniu, czekając, aż uspokoi się

burza szalejąca w jej sercu. Jakże głupio postąpiłam, nie
powinnam była się z nim spierać, pomyślała. On teraz jeszcze
bardziej zniechęci się do Toni. Ale jest tak niesprawiedliwy!
Wiem, że jest, a tata nigdy tego nie potrafił ścierpieć. Z całej
duszy żałowała, że nie ma tu z nią ojca, który by jej pomógł

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 47

wydać sąd o lordzie Branscombie. Ojciec zawsze jej zarzucał, że
pochopnie ocenia ludzi, nie biorąc pod uwagę ich punktu widzenia
na dany problem. „Każdy ludzki postępek można usprawiedliwić
okolicznościami”, mawiał. Lecz szczerze wątpiła, by znalazło się
usprawiedliwienie dla lorda Branscombe’a, który bez trudu
wierzył w każdą nieprzyjemną czy naganną historię opowiadaną o
bratanicy, równocześnie nie dając jej żadnych szans na
wytłumaczenie swego postępowania.

On jest okrutny, pomyślała. Z jaką radością skończę udawać i

wrócę do domu. Ale nim ta chwila nadejdzie, muszę ignorować
jego przytyki i oskarżenia starając się cieszyć z podróży i
zwiedzania Indii, gdy tam wreszcie dotrzemy. Zdawała sobie
sprawę z tego, że skoro będą cały czas uwięzieni razem w małym
pomieszczeniu, nie potrafi ani na chwilę zapomnieć o obecności
opiekuna. Jakiż on śmieszny! Spróbowałby tu utrzymać Toni i nie
dopuścić, by spotykała się z innymi pasażerami! – rzekła do
siebie. – Ona by oszalała na samą myśl o zamknięciu i używszy
podstępu, wymknęła się spod opieki stryja. Może by przekupiła
pokojówkę, uciekła przez bulaj, jednym słowem, zrobiłaby
wszystko, byłe nie dać się pognębić stryjowi.

Latonia jednak czuła, że jej nie starczy odwagi, by walczyć, a

mizerne próby wytłumaczenia Toni tylko jeszcze bardziej
rozgniewały lorda. Muszę bez słowa sprzeciwu przyjmować jego
zdanie, postanowiła.

Statek płynął gładko po spokojnych wodach, nie znalazł się

jeszcze na kanale La Manche. Latonia wstała z fotela, by przejrzeć
książki leżące na stole. Wszystkie traktowały o Indiach, a część z
nich napisano w obcym języku, który uznała za urdu. Wtem wpadł
jej do głowy świetny pomysł.

Lord Branscombe powrócił do kabiny w godzinę później i

widocznie nadal się gniewał, bo milczał jak zaklęty.

– Stryju – zwróciła się do niego łagodnie – chciałabym cię o

coś poprosić.

– O cóż? – zapytał twardym tonem.
– Skoro mam tutaj spędzić długą podróż, może mogłabym się

background image

Barbara Cartland

Strona nr 48

uczyć urdu? – powiedziała i zauważyła, że pierwszy raz go
naprawdę zadziwiła.

– Urdu? A po cóż ci to?
– Ciekawią mnie języki, a skoro jadę do Indii, to chyba

powinnam się nauczyć rozumieć tamtejszych ludzi.

– Wielu z nich mówi po angielsku, a żaden z Anglików nie

zawraca sobie głowy tymi, którzy nie znają naszego języka.

– Nauka języków europejskich nigdy nie sprawiała mi

kłopotów – tłumaczyła Latonia – a na statku na pewno znajdzie
się odpowiedni nauczyciel. Chciałabym nauczyć się urdu, może
przyjdzie mi to tym łatwiej, że tutaj leżą książki w tym języku.

– A skąd wiesz, że to urdu? – ostro zapytał lord.
– Tak mi się wydawało – odparła po chwili wahania. Przecież

nie mogła mu powtórzyć rozmowy z ojcem przed wyjazdem
rodziców do Indii.

– Będę musiał odczyścić mój urdu powiedział ojciec. – Trochę

zapleśniał przez te wszystkie lata.

– Nauczyłeś się go w trakcie pobytu w Indiach? – zapytała

Latonia.

– Kiedy tam pojechałem z regimentem, byłem bardzo młodym

człowiekiem, moja pierwsza placówka w randze młodszego
oficera odparł ojciec. Chciałem za wszelką cenę awansować, więc
uczyłem się urdu już w Anglii i całą podróż. – Po czym dodał ze
śmiechem: – Okazało się to zupełnie bezużyteczne. Żaden z
moich kolegów nie znał ani słowa w tym języku, wcale też nie
chcieli się go uczyć.

– Czy ci się to kiedykolwiek przydało?
– Wyobraź sobie, że tak – przyznał ojciec. – Mogłem

rozmawiać z Hindusami, dzięki temu lepiej poznałem ich
charaktery i sądzę, że moi podkomendni ufali mi i wierzyli, bo w
razie jakichś kłopotów mogli mi o nich powiedzieć we własnym
języku.

– Uwielbiali twego ojca wtrąciła matka Latonii.
Jej mąż się uśmiechnął, a ona zwróciła się do niego.
– Gdyby twój regiment został w Indiach, a nie wracał tutaj,

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 49

gdzie wszystko jest o wiele droższe, nigdy byś nie porzucił służby.

– Masz rację – przyznał kapitan Hythe. Wcale jednak nie żałuję

mej decyzji. Jestem bardzo szczęśliwy tu, w naszym Manor
House, a i tamten klimat byłby nieodpowiedni dla Latonii. Dzieci
bardzo źle znoszą upały.

– To prawda – powiedziała cicho matka Latonii. – Ze łzami w

oczach myślę o tych wszystkich grobach dzieci na angielskich
cmentarzach w Indiach. Tyle maleństw umiera.

– A my mamy naszą córeczkę. – Kapitan Hythe objął Latonię

ramieniem.

Dlatego właśnie Latonia sądziła, że jej ojciec chciałby, by

nauczyła się urdu.

– Czy mógłby stryj znaleźć mi nauczyciela? – nalegała, mimo

sceptycznej postawy lorda Branscombe’a. – Bardzo proszę.
Obiecuję, że się będę przykładać.

Popatrzył na nią podejrzliwie, jakby w jej prośbie krył się jakiś

podstęp, ale nie potrafił znaleźć pretekstu do odmowy.

– Porozmawiam z płatnikiem, może on o kimś wie. W

przeciwnym razie ja będę cię sam musiał uczyć.

– Stryj studiował ten język? – spytała Latonia.
Nic nie odpowiedział i wyczuła, że nie chciał poruszać tego

tematu. Uderzyła ją myśl, że skoro się wybiera w ten rejon Indii,
gdzie brak rozrywek i rzadko bywają Anglicy, to może został
wysłany z jakąś specjalną misją. Zerknęła w stronę papierów
rozłożonych na jego biurku – z pewnością tam się znajdował
klucz do wyjaśnienia zagadki.

– Stryj nie wraca do regimentu, prawda? – odezwała się po

chwili milczenia. – Wystąpił stryj z armii po odziedziczeniu tytułu
lorda Branscombe?

Na jego czole pojawiła się zmarszczka, która wyraźnie mówiła,

że nie chce o tym rozmawiać, a równocześnie nie znajduje
pretekstu, by zignorować pytanie.

– Nie podejmuję pochopnie decyzji – odpowiedział w końcu. –

Wicekról zlecił mi zebranie pewnych informacji, dlatego udaję się
w odległe części kraju, z dala od utartych szlaków.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 50

– To fascynujące! Z góry się na to cieszę.
Zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, w jego oczach czytała

myśl: ta dziewczyna dla sobie tylko wiadomych względów
próbuje być miła, a naprawdę marzy o rozrywkach, balach i
innych przyjemnościach, którym się oddawała w trakcie pobytu w
Londynie.

– Czy mógłby mi stryj opowiedzieć coś o tym zleceniu

wicekróla? – poprosiła Latonia.

Lord podszedł do biurka i przerzucał papiery, wyglądał na

zakłopotanego.

– Mam ocenić działanie maharadżów oraz ich polityczne

ambicje. Rządzą oni w kilku niewielkich prowincjach, gdzie
jeszcze nie ma przedstawicieli władz angielskich. Sądzę, że wiesz,
o czym mówię?

– Oczywiście. Stały przedstawiciel ma doradzać księciu czy

radży, a także przeciwdziałać występowaniu zakazanych
obyczajów, jak na przykład sutti. – Mówiąc to pomyślała, że lord
wygląda na zaskoczonego jej wiedzą o ceremonii sutti,
polegającej na spaleniu żywcem wdowy razem z ciałem jej
zmarłego męża.

– Dobrze podsumowałaś obowiązki angielskiego doradcy –

przyznał. – Ale jak się łatwo domyślić, książęta robią co w ich
mocy, by się obyć bez takiej opieki.

– Więc nie przyjmą stryja z otwartymi ramionami? – zapytała z

nieśmiałym uśmiechem.

– Zapewne tak, ale nie przejmuję się tym, co ludzie o mnie

myślą. Muszę wypełnić swoją powinność, czy im się to podoba,
czy nie.

Latonia pomyślała, że w ten sam sposób traktuje bratanicę.
– Może w wolnej chwili stryj mógłby mi pokazać na mapie,

dokąd pojedziemy, to wcześniej przeczytam o tych miejscach,
żeby nie przegapić czegoś interesującego. – Ponieważ nie
zauważyła pozytywnego odzewu, więc dodała: – I czy mógłby
stryj jak najszybciej dowiedzieć się o nauczyciela urdu dla mnie?
Wiem, że w tak krótkim czasie niewiele się nauczę, ale

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 51

przynajmniej zacznę i gdy znajdziemy się w Indiach, będę mogła
rozmawiać ze służbą.

– Tego bym akurat nie polecał – ostro rzucił lord.
– W takim razie musi mnie stryj dokładnie pouczyć, z kim

mogę rozmawiać, a z kim pod żadnym pozorem nie wolno –
odparła Latonia. Widziała, że jej uległość wzbudziła w nim
podejrzenia.

Po chwili ze stosu książek wyjął niewielki tomik i położył go

na stoliku przed dziewczyną: był to słownik urdu.

– Przysuń krzesło do stołu – polecił. – Siądziemy razem i

sprawdzę, czy masz dobre ucho do tak trudnego języka. To
jeszcze nie wszystko, będziesz musiała się skupić, wytężyć umysł
z całych sił. Jeśli uznam, że się nie nadajesz, powiem ci to od razu
i musisz się pogodzić z moją decyzją.

– Ależ oczywiście, świetnie to rozumiem i bardzo dziękuję.

Skoro stryj ma tak wiele pracy, to nie chciałabym zabierać mu
cennego czasu. Czy naprawdę nie byłoby lepiej znaleźć dla mnie
nauczyciela?

– Może później mi się to uda. Na razie powinniśmy sprawdzić,

czy w ogóle zdołasz się czegoś nauczyć.

– Tak, to prawda. Będzie to dla mnie lekcją pokory. jeśli się

okażę tak ograniczona, jak stryj sądzi.

Pomyślała, że odzywając się tak do lorda, wykazała niezwykłą

odwagę, ale nie potrafiła opanować nieprzyjaznych uczuć na
wspomnienie, jak niesprawiedliwie Branscombe osądza Toni.
Latonia najlepiej wiedziała, że kuzynka, choć czasem trzpiotowata
i psotnica, to jednak inteligencją górowała nad większością
swoich rówieśnic. Wprawdzie Latonia była od niej mądrzejsza i
bardziej wykształcona, ale tylko dlatego że potrafiła dłuższy czas
poświęcić studiowaniu zagadnień, które ją szczególnie
zainteresowały. Miała też znacznie więcej czasu na czytanie, gdyż
w Manor House nic nie rozpraszało jej uwagi. W Branscombe
Castle znajdowały się i rasowe konie zawsze przygotowane do
przejażdżki, i duży park, i jezioro, i sam zamek był wypełniony
skarbami wszelakiego rodzaju – wszystko czekało na jedno

background image

Barbara Cartland

Strona nr 52

skinienie kuzynki. Latonia zaś musiała polegać tylko na swojej
pomysłowości, dlatego nauczyła się korzystać z wyobraźni, której
siłę podsycały liczne lektury. Ponieważ jej rodzice byli bardzo
mądrymi ludźmi, a ona, jedyne ich dziecko, spędzała z nimi wiele
czasu, więc nauczyła się od nich mnóstwa rzeczy. Żadne z nich
nie lubiło plotek czy czczej gadaniny, którą inni ludzie wypełniają
życie. Całe dnie rozmawiali na tematy tyczące rodzaju ludzkiego
od zarania dziejów: rozwoju cywilizacji, istoty naszego świata
oraz tego, który po nim przyjdzie.

Gdy Latonia znikała na długie godziny w zamkowej bibliotece,

by przeglądać interesujące ją książki, czasem Toni traciła
cierpliwość i wpadała tam pokrzykując:

– Och, Latonio, daj już spokój! Konie czekają! Szkoda słońca.
– Szukałam książki o podbojach Rzymian, mama i tatuś

rozmawiali o tym wczoraj wieczorem odpowiadała Latonia.

Innym razem chodziło o tomy traktujące o budowie Taj Mahal,

wiszących ogrodów Semiramidy czy latarni morskiej w
Aleksandrii.

Dla Latonii czytanie było dopełnieniem tego, co tworzyła jej

wyobraźnia. Gdy rodzice o czymś rozmawiali, temat stawał jak
żywy przed jej oczami i chciała się o nim jak najwięcej
dowiedzieć. W ten sposób zdobyła gruntowniejsze wykształcenie,
niż gdyby uczyły ją guwernantki.

Kiedy lord Branscombe usiadł naprzeciwko z kwaśnym

wyrazem twarzy, wiedziała, że podejrzewa ją o udawanie
zainteresowania Indiami lub że chce go do siebie przychylniej
usposobić.

Pierwsze słowa, których ją nauczył, poruszyły bardzo jej

wyobraźnię, a ponieważ z całego serca chciała poznać urdu, więc
dopiero po dłuższym czasie lord zamknął książkę i powiedział:

– Na dziś wystarczy. Nie spodziewałem się po tobie tak dużych

zdolności do języków.

– Bo to takie ciekawe! – zawołała Latonia. – Teraz widzę, jak

wiele hinduskich słów przeniknęło do języków europejskich. –
Nie zauważyła zdumionego spojrzenia lorda i ciągnęła: Zawsze

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 53

podejrzewałam, że język rumuńskich Cyganów wywodzi się z
urdu, a teraz się upewniłam, że tak jest.

– Chcesz przez to powiedzieć, że władasz tym językiem? –

dopytywał się lord.

– Słabo – odparła z uśmiechem. – Jak powszechnie wiadomo,

Cyganie niechętnie pozwalają obcym nauczyć się ich języka. Ale
co roku obozowali w parku – w parku przy pańskim zamku. Od
dziecka się przy nich kręciłam i w końcu nauczyłam się dość, by
móc się z nimi przywitać i spytać o zdrowie.

– Zaskoczyłaś mnie. A jeszcze bardziej mnie dziwi, że mój brat

zezwolił ci na rozmowę z Cyganami, nie mówiąc już o
przebywaniu w ich towarzystwie.

– Nie sądzę, by zdawał sobie sprawę z tego, że zaprzyjaźniłam

się z tymi koczownikami – odparła, a w jej oczach błysnęły
iskierki. Natychmiast poczuła, że powiedziała coś niewłaściwego,
bo lord zmarszczył groźnie brwi.

– Najwyraźniej całe swoje życie knułaś najróżniejsze intrygi –

oświadczył srogo. – Jeśli kiedykolwiek będę miał dzieci,
wychowam je bardzo surowo.

Latonia się zastanawiała, czy powinna mu powiedzieć, że jego

brat właśnie tak usiłował wychowywać Toni. Robili to z żoną nie
dla jej dobra, ale dlatego że się zbytnio o nią obawiali. Chcieli ją
zawsze mieć na oku, żeby sobie nie zrobiła krzywdy, czy nie
usłyszała czegoś niewłaściwego. I tylko dzięki pannie Waddesdon
mającej bardziej liberalne poglądy, obie kuzynki mogły robić
tysiące rzeczy, których lord i lady Branscombe’owie zakazaliby
natychmiast, gdyby wieść o wyczynach dziewczynek dotarła do
ich uszu.

– Myśli Latonii musiały widać malować się na jej twarzy, bo

po chwili lord Branscombe zauważył:

– Wydaje mi się, że się ze mną nie zgadzasz. Zresztą, nic w

tym zaskakującego.

– Sądzę, że dzieci, jak i większość dorosłych, pociąga to, co

zabronione.

– Co więc powinni uczynić rodzice?

background image

Barbara Cartland

Strona nr 54

– Chyba jasne! – odparła. – Należy wytłumaczyć dziecku

dobitnie, że coś jest złe lub niebezpieczne, wtedy posłucha
dorosłego, a nie gdy dostanie kategoryczny zakaz, przed którym
każdy by się wzdragał.

– Tak było z tobą? – dopytywał się lord.
Latonia już miała powiedzieć, że jej rodzice byli na tyle

rozsądni i otwarci, że w każdej sytuacji pozostawiali jej wolny
wybór, gdy przypomniała sobie, w jakiej roli występuje.

– Tak, właśnie tak się stało – przyznała. – Od

najwcześniejszych lat pamiętam ciągłe zakazy.

– Chcesz przez to powiedzieć – lord zdawał się myśleć na głos

– że kiedy dorosłaś. to przy każdej nadarzającej się okazji
świadomie robiłaś to, czego ci wcześniej zakazywano...

– Nie świadomie – przerwała – ale tak jak każdy człowiek

chciałam się poczuć wolna, rozwinąć skrzydła, udowodnić, że
jestem osobą, a nie kukiełką na sznurkach.

– Nie wierzę, by te oskarżenia miały jakiekolwiek poparcie w

faktach – ostro stwierdził lord.

– Przecież stryj wie, jaki był tato – mówiła Latonia, jakby to

kuzynka przemawiała przez jej usta. – Od dzieciństwa
odpowiednio się zachowywał. Zawsze chciał, żeby jego życie
toczyło się spokojnie i gładko drogą wyznaczoną przez ojca i
dziadka. Przecież chyba to stryj pamięta z czasów, gdy sam był
mały i mieszkał w domu rodzinnym?

– Chyba masz rację – przyznał niechętnie, jakby po raz

pierwszy w ten sposób spojrzał na swoją rodzinę.

Zapadło milczenie, a Latonia czuła, że Branscombe myśli nad

jej słowami i powoli dociera do niego ich znaczenie.

– Zgrabnie ci idzie usprawiedliwianie swoich grzeszków,

Latonio – odezwał się po chwili nieoczekiwanie twardym tonem.
– Ale nie sądź, że zamącisz mi w głowie albo że zmienię zdanie
co do twojej przyszłości i tego, jak się masz zachowywać, odkąd
przyjąłem na siebie funkcję i opiekuna, i przyzwoitki.

– Ja się nie usprawiedliwiam, tylko próbuję pokazać trochę

inny punkt widzenia, od tego, z którego stryj wcześniej oceniał

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 55

całą sytuację.

– Nie interesują mnie inne punkty widzenia. A ty masz się

trzymać ścieżki cnoty i dopilnuję, byś z niej nie zboczyła.

– Jak długo ta ścieżka prowadzi do Indii i będę się uczyła urdu,

to jak na razie mi wystarczy odparła z uśmiechem.

Widząc, jak gwałtownie wstał od stołu i usiadł przy biurku,

domyśliła się, że jej odpowiedź nieco go zbiła z pantałyku.

– A teraz zajmę się moją pracą, bo nie wolno mi jej zaniedbać.
– Zatem nie będę stryjowi przeszkadzać powiedziała słodko

Latonia – i bardzo dziękuję za to, czego stryj mnie już nauczył.
Postaram się tego nie zapomnieć i zapamiętać wiele innych słów
przed kolejną lekcją.

Idąc do swojej kabiny, stwierdziła z zadowoleniem, że

zaskoczyła lorda, przyjmując nałożoną karę w sposób, jakiego się
po niej nie spodziewał. Nienawidzę go, z taką zajadłością gnębi
Toni, pomyślała. A ponieważ okazało się, że jest tak mądry, jak o
nim mówiono, postanowiła nauczyć się od niego jak najwięcej.
Uśmiechnęła się na myśl o tym, jak ta historia rozbawiłaby Toni.
Jeszcze dziś wieczorem zacznie do niej pisać długi list, który
wyśle z najbliższego portu.

Wszystko wokół niej było takie ciekawe, a przede wszystkim

bardzo różne od życia, które wiodła od chwili wyjazdu Toni do
Londynu i rozpoczęcia żałoby po śmierci rodziców. Całymi
dniami nic się nie działo. Lord Branscombe nie zdawał sobie
sprawy z tego, że dla Latonii wyprawa była przygodą. A to, że jest
więźniem w swojej kabinie, miało swój urok.

Z całych sił będę się uczyła urdu, choćby tylko jemu na złość.

Tak bardzo chce udowodnić, że brak mi rozumu, więc najlepiej
się na nim zemszczę, gdy będzie musiał zmienić zdanie,
pomyślała. Wtem przyszło jej do głowy, że za jego niechęcią i
gniewem na bratanicę może kryć się inny powód: nienawiść do
kobiet. Latonia usiadła. By starannie przemyśleć nową teorię.
Może właśnie dlatego tak się przejął losem Andrew Luddingtona,
że sam kiedyś został odrzucony przez śliczną dziewczynę i od tej
pory wszystkie kobiety traktuje podejrzliwie i krytycznie? Tak

background image

Barbara Cartland

Strona nr 56

przystojny mężczyzna, który zrobił olśniewającą karierę, musiał w
życiu poznać wiele kobiet. Latonia nie mogła sobie przypomnieć,
by jej rodzice czy ktoś w zamku kiedykolwiek wspominali o
romantycznym związku Kenricka Combe’a. Zawsze wyłącznie
mówili o jego sukcesach w regimencie, odznaczeniach, listach do
brata, w których wychwalano go pod niebiosa.

Może nigdy się nie zakochał, pomyślała. Ale przecież musiały

być kobiety, które jego kochały. Co się za tym kryje?, zapytała
samą siebie i była przekonana, że w przeszłości Kenricka znajduje
się jakiś sekret. To pytanie rozpaliło jej wyobraźnię i z radością
stwierdziła, że dzięki tajemnicy otaczającej postać lorda, nie
odczuwa już tak dużego lęku i niechęci.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 57

Rozdział 4

Gdy statek przemierzył Kanał Sueski i wpłynęli na Morze

Czerwone, Latonia co noc przewracała się bezsennie na łóżku.
Zrobiło się bowiem nieznośnie gorąco i dziewczyna całymi
dniami marzyła o wyjściu na pokład, gdzie ochłodziłby ją
delikatny powiew wiatru. Ale lord Branscombe tak sztywno
trzymał się ustalonego planu dnia, że nawet tajfun nie potrafiłby
wywołać zmiany. Co rano o siódmej, przed śniadaniem,
wychodzili na przechadzkę po górnym pokładzie, gdzie o tej porze
spotykali niewielu pasażerów. Mijani ludzie byli albo nieciekawi,
albo nie zainteresowani towarzystwem. Przez cały czas czuła na
sobie spojrzenie lorda, który jak na dozorcę więziennego
przystało, oczekiwał po niej jakiegoś dramatycznego kroku.

Po śniadaniu zwykle przez dwie godziny uczył Latonię urdu.

Bardzo starannie dopełniał tego obowiązku i zachowywał się z
zadziwiającym dystansem. Była przekonana, że na statku znajduje
się odpowiedni nauczyciel dla tak początkującego ucznia, jak ona,
ale lord obiecawszy, że sam się nią zajmie, widać nie zamierzał
przekazać jej w inne ręce. Wielce ją niepokoiła świadomość, że
skoro jej tak nie lubił, to uczenie musiało go nudzić i męczyć. A
ponieważ nigdy wcześniej nie spędzała czasu u boku kogoś
niechętnego, z trudem się powstrzymywała, by nie poprosić go o
okazanie jej choć odrobiny dobroci czy ludzkich uczuć. Wiedziała
jednak, że nie tylko by odmówił, ale na widok jej słabości jeszcze
by uznał, że jego plan się powiódł. Przecież postanowił ją ukarać,
a żeby kara odniosła skutek, przestępca powinien okazać skruchę i

background image

Barbara Cartland

Strona nr 58

pokorę. Latonia powtarzała sobie z dumą, że nigdy do tego się nie
zniży. Gdyby na jej miejscu naprawdę znalazła się Toni, to w tej
chwili już by walczyła ze stryjem na noże. Ciskaliby na siebie
wyzwiska, a Toni wyłącznie jemu na złość zachowywałaby się
okropnie. Latonia postanowiła być uprzejma, choć nie pokorna, i z
godnością przyjmowała każdą sugestię lorda. Wprawdzie parę
razy sądziła, że dostrzegła w jego oczach zdumienie, ale uważała
go za skrytego człowieka i nie umiała odgadnąć, co Branscombe
sądzi o innych ludziach, a zwłaszcza o niej.

Po lekcji zwykle wstawał od stołu i siadał przy biurku, by

pracować nad dokumentami, które ją niezwykle intrygowały.
Wiedziała jednak, że pytanie o nie uznałby za impertynencję.

Kusiło ją, by je przejrzeć, gdy zostawała sama w kabinie, ale

takie przeszpiegi uważała za czyn haniebny, choć w podobnej
sytuacji on by na pewno się nie wahał i przeczytał jej listy. Czuła,
że marzy, by ją złapać na gorącym uczynku; obserwował ją
niczym dzikie zwierzę trzymane w klatce, które w każdej chwili
może spróbować wyrwać się na wolność.

Wieczory upływały jej na czytaniu, a ponieważ na szczęście

bardzo to lubiła, więc zupełnie zatapiała się w lekturze. Siedzenie
wygodnie na sofie z książką o Indiach trudno było nazwać karą.

Steward przyniósł jej wcześniej katalog pokładowej biblioteki,

wybrała więc pół tuzina tomów, nim lord się zorientował w jej
poczynaniach.

– Skąd się to tutaj wzięło? – zapytał pewnego ranka.
Wrócili właśnie z porannego spaceru i zastali cały stos książek

leżących na bocznym stoliku.

– Z biblioteki – wyjaśniła Latonia. – Poprosiłam stewarda. By

mi je przyniósł.

– Powinnaś najpierw ze mną o tym porozmawiać – rzucił

zerkając na książki. – Doradziłbym ci, które są warte czytania.

– Może mamy inne gusta odparła z niewinnym uśmiechem.
Spojrzał na nią ostro, jakby powiedziała coś niegrzecznego. Po

czym przerzucił tomy z lekceważącym grymasem na twarzy, ale
musiał przyznać, że zrobiła dobry wybór.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 59

– Zobaczę, co jeszcze mają, choć przeczytanie tej porcji

powinno ci zabrać trochę czasu.

– Bardzo lubię czytać.
– I naprawdę interesują cię Indie?
– Sądziłam, że stryj zdołał to już zauważyć, przecież dlatego

uczę się urdu.

Na to nic nie mógł odpowiedzieć, bo oczywiste było, że

zdumiewa go szybkość, z jaką dziewczyna opanowała podstawy
języka, a i jej wymowie nic nie mógł zarzucić dorównywała
bowiem poprawnością jemu.

Próbował zniszczyć samozadowolenie Latonii, napomykając,

że w Indiach używa się bardzo wielu języków i dialektów. Ale ona
pamiętała słowa ojca, że urdu jest najbardziej powszechny,
dlatego gdy lord pracował przy biurku, ze zdwojonym
entuzjazmem przyswajała sobie ze słownika nowe wyrażenia.

Było tak gorąco, że Latonia nie potrafiła się skupić nawet na

czytaniu, w końcu wstała z łóżka, by otworzyć iluminator
Wyjrzała na zewnątrz i na horyzoncie dostrzegła bladożółtą
smużkę zwiastującą nadejście świtu. Na niebie jeszcze ciągle
świeciły gwiazdy, ale wiedziała, że za parę minut rozpłyną się w
świetle poranka.

– Jakie to urocze i piękne, powiedziała do siebie. Zapragnęła

zobaczyć wschód słońca z pokładu. Szybko, nie myśląc o tym, co
robi, ubrała się i otworzywszy drzwi kabiny, pobiegła korytarzem
ku wyjściu na pokład.

W chwilę później stała przy balustradzie, oglądając, jak na

horyzoncie coraz szerzej rozlewa się strumień światła, na policzku
czuła chłodny powiew wiatru. Marzyła o tym już od dawna. Wtem
przed jej oczami rozjarzyła się kula słoneczna, złoty blask pokrył
fale morza od horyzontu aż po kadłub statku.

– Tego nie sposób opisać słowami szepnęła, czując jak

cudowny widok zapada głęboko w jej serce.

Słońce podniosło się wyżej, a ona przeszła w stronę rufy, stając

dalej od wejścia na pokład, żeby nikt jej tu nie zobaczył. Dotarła
do końca tarasu, widziała dolny pokład, na którym ubożsi

background image

Barbara Cartland

Strona nr 60

pasażerowie spędzali większość dnia, bo ich kabiny były małe,
duszne i zatłoczone. Teraz na deskach leżeli tylko mężczyźni,
którzy najwidoczniej przespali tu całą noc.

Latonia zapatrzyła się w morze, statek płynąc po spokojnej

tafli, zostawiał za sobą spienione, zielonkawe fale. Wiedziała, że
za chwilę zrobi się gorąco, powinna albo iść po kapelusz, albo
schronić się pod daszek.

Nagle zauważyła, że stanęło obok niej dwoje ludzi: bardzo

stary mężczyzna i kobieta w średnim wieku, ubrana w strój
pielęgniarki. Tak jak Latonia patrzyli na morze.

– Panienko, czy mogłaby się panienka nim chwilę zająć? –

nieoczekiwanie spytała pielęgniarka Latonię. – Zbiera mi się na
mdłości, musiałam zjeść coś niestrawnego wczoraj na kolację.

– Ależ oczywiście – odparła Latonia. Kobieta zzieleniała na

twarzy i wyglądała na chorą.

Pielęgniarka odbiegła w pośpiechu, co tym dobitniej

świadczyło o jej samopoczuciu, a Latonia przysunęła się do
staruszka, który kurczowo trzymał się barierki.

– Piękne – szepnął do siebie. – Bardzo piękne.
– Tak – przyznała. Człowiek patrząc na słońce czuje się

szczęśliwy.

Mówiła to cichym głosem, ale on gwałtownie zwrócił ku niej

głowę i spytał przerażony.

– Gdzie jest moja pielęgniarka? Dokąd ona poszła?
– Wróci za chwilę – uspokajająco zapewniła Latonia. – Za

minutę tu będzie.

– Teraz! Już! – zawołał rozzłoszczony. Ja chcę, żeby ona

wróciła! Czemu mnie zostawiła?

– Za minutkę – powtórzyła Latonia, ale starzec był przejęty

niczym dziecko, które się zgubiło. Zdjął dłonie z barierki i się
zatoczył. Latonia myślała, że upadnie, więc szybko ujęła go za
rękę i otoczyła ramieniem.

– Pańska pielęgniarka wróci za chwilę i wtedy jej pan opowie,

jakie piękne jest morze.

Stopniowo uspokoiły go ton jej głosu i dotknięcie ręki. Mocno

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 61

zacisnął palce na dłoni Latonii, a dziewczyna przysunęła go do
poręczy. By mógł się jej uchwycić. Dalej obejmowała go
ramieniem, bo się obawiała, że starzec ruszy na poszukiwanie
opiekunki. Był bardzo stary i chory.

– Niech pan spojrzy na promienie słońca lśniące na falach

szepnęła miękko.

Wtem rozległ się ostry głos lorda Branscombe’a.
– U licha, a cóż ty wyprawiasz?
Nie puszczając z objęć starca, odwróciła się, lord stał tuż za

nią. Na jego twarzy malował się gniew i patrzył podejrzliwie.

– A więc nawet w nocy nie powinienem cię spuszczać z oczu,

bo się wymkniesz podstępnie! – zawołał rozwścieczony. – Kim
jest ten mężczyzna?

Nie widział twarzy staruszka, który posłuszny nakazowi

Latonii patrzył ta morze. Lord dostrzegł tylko, że dziewczyna
obejmuje starca ramieniem i trzyma dłoń w jego dłoni.

Gdyby jej nie zaskoczył i gdyby nie rozgniewała jej wściekłość

brzmiąca w jego głosie, uznałaby całą sytuację za bardzo
zabawną. Lecz w tej chwili zdołała tylko popatrzeć na niego
twardo, myśląc, jak to możliwe, by w zwykłym geście
miłosierdzia doszukać się czegoś podejrzanego. Właśnie gdy
Latonia zdała sobie sprawę, o co ją lord podejrzewa, na pokład
wróciła pielęgniarka i stanęła z drugiej strony chorego.

– Bardzo dziękuję za opiekę nad chorym – zwróciła się do

Latonii. – Mam nadzieję, że nie sprawił wielkiego kłopotu.

– Jesteś nareszcie – gderał starzec. – Dlaczego sobie poszłaś?

Myślałem że nie wrócisz.

– Tego się pan nie doczeka wesoło odparła kobieta – Proszę

mnie objąć ramieniem. Pójdziemy na spacerek. Doktor mówił,
żeby pan dużo spacerował.

Kiedy oparł się na pielęgniarce, Latonia rozluźniła uścisk.

Chory i pielęgniarka odeszli, a ona się odwróciła, by stanąć twarzą
w twarz z lordem, który trzymał się nieco z tyłu. Podniosła na
niego oczy, jej postać rysowała się wyraźnie na tle słońca. Lord
popatrzył jej głęboko w oczy, słowa tu były niepotrzebne.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 62

– Chyba powinienem prosić o przebaczenie? – rzucił po

dłuższej chwili.

– Sądzę, że w tej sytuacji to najwłaściwsze.
Lord stanął przy balustradzie i oparł się o nią.
– Po tych wszystkich historiach, jakie o tobie słyszałem, chyba

się nie dziwisz, że jestem podejrzliwy.

Brzmiało to, jakby się próbował usprawiedliwiać.
– Podobno w sądzie pogłoski nie są traktowane jako dowód –

odparła.

Wydało się jej, że przez moment w kącikach ust lorda zagościł

cień uśmiechu.

– Zdarza się czasem proces poszlakowy.
– Ale i tu potrzeba dowodu – odparła szybko.
Zaległa cisza.
– Zapewne uznałabyś to za właściwe, odpowiednie czy

sprawiedliwe, gdybym wysłuchał tego, co masz do powiedzenia.

Latonia zapatrzyła się na morze.
– Płyniemy w stronę części świata, których nigdy wcześniej nie

widziałam i pozostawiamy za sobą Anglię. To samo moglibyśmy
zrobić z moją przeszłością.

– Czy naprawdę chcesz tego, a może sądzisz, że taka

wypowiedź zrobi na mnie dobre wrażenie?

Choć nie potrafiła tego wyjaśnić, coraz częściej czuła, że lord

celowo zmusza się do bardziej nieprzyjaznego zachowania, niż
sam miałby ochotę.

– Przed chwilą patrzyłam, jak rodził się nowy dzień. Czy ludzie

też mogą zacząć od nowa? Skoro natura się odradza, to może i my
powinniśmy? – powiedziała.

– Taka myśl nigdy mi nie przyszła do głowy. Z bardzo prostej

przyczyny to jest fizycznie niemożliwe.

– Może ja będę wyjątkiem? Chcę myśleć, że przeszłość już nie

ma znaczenia, naprawdę ważna jest przyszłość. – Chciała to
wypowiedzieć lekkim tonem, ale mówiła poważnie, nawet z nutką
błagania.

Odwrócił się, by na nią popatrzeć, i aż się zarumieniła pod jego

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 63

krytycznym, nieprzyjaznym spojrzeniem.

– Latonio, zaskakujesz mnie stwierdził. Od chwili naszego

spotkania cały czas wprawiasz mnie w zdumienie.

– Dlaczego?
– Bo spodziewałem się kogoś zupełnie innego.
Latonia nie zamierzała mu odpowiadać, zwłaszcza że obleciał

ją strach. Może lord z niezwykłą przenikliwością odgadł, iż ona
nie jest osobą, za którą się podaje?

– Czemu złamałaś mój zakaz i wyszłaś na pokład tak

wcześnie? – zapytał, jakby szukając pretekstu do nagany.

– Nie mogłam spać, było mi za gorąco. I chciałam zobaczyć

wschód słońca. Ten widok, gdy słońce się wynurza zza horyzontu,
wręcz zapiera dech w piersiach. Nigdy go nie zapomnę.

– W Indiach zobaczysz wiele wspaniałych wschodów słońca

powiedział już innym tonem. Zwłaszcza u stóp Himalajów.

Latonia aż klasnęła w dłonie.
– Tam jedziemy?
– To cel naszej podróży.
– O tym marzyłam. Modliłam się o to: żeby pewnego dnia

ujrzeć Himalaje.

– Czemu?
– Wyobrażałam sobie... – zamilkła i szukała właściwych słów –

że to nie tylko najpiękniejsze góry świata, ale równocześnie
symbol ludzkiego wysiłku... By wyjść poza własne ja i dosięgnąć
Boga. – Nie zdawała sobie sprawy, że lord Branscombe nie
odrywa od niej zafascynowanego spojrzenia. – Czułam, że to
właśnie oznaczają dla Hindusów i tych wszystkich ludzi, którzy
przez stulecia próbowali rozedrzeć zasłonę rozciągającą się
między tym światem a następnym.

Latonia mówiła cichym, urywanym głosem jakby tylko do

siebie. Starała się samej sobie odpowiedzieć na to pytanie, z
trudem znajdowała odpowiednie słowa, by wyrazić uczucia, ale
walczyła, by w pełni oddać myśli.

Milczeli oboje przez dłuższy czas, Latonia sądziła, że lord

wypowie swoją opinię i pociągnie dalej ich rozmowę. Po raz

background image

Barbara Cartland

Strona nr 64

pierwszy poczuła, że na ten temat on wie znacznie więcej od niej.
Chciała go zasypać pytaniami, by wyjaśnił jej to wszystko, co ją
zdumiewało.

– Wprawdzie trochę za wcześnie na przechadzkę – odezwał się

wreszcie, jakby sam siebie przywoływał do porządku. – Ale sądzę,
że powinniśmy się jednak udać na górny pokład.

Kiedy po siedemnastu dniach od opuszczenia Anglii Odessa

wpłynęła do portu w Bombaju, Latonia pomyślała, że to
najwspanialsza chwila w jej życiu.

Podekscytowana, nie potrafiła usiedzieć w kajucie, więc lord

musiał wyjść z nią na pokład wcześniej, niż to planował, a teraz
stał ze znudzonym wyrazem twarzy, patrząc na mgłę wiszącą nad
portem. Latonia czuła, że on tylko udaje obojętność, wręcz
zblazowanie.

Miała nadzieję, że zwiedzi miasto, ale na nabrzeżu czekała na

nich grupa oficerów, szybko załadowano bagaże do powozu i w
eskorcie żołnierzy natychmiast ruszyli na stację kolei.

Zdołała zobaczyć tylko rząd wielkich, bardzo imponujących

budynków. Stały one wzdłuż plaży, między nimi a oceanem biegła
linia kolejowa, droga przeznaczona do przejażdżek konnych i pas
brązowawego trawnika. Spodziewała się zupełnie czegoś innego,
lord pokazał jej siedzibę gubernatora, uniwersytet, bibliotekę, sąd
i pocztę: wszystkie wydały się jej znajome, od razu było widać, że
zbudowali je Anglicy. Nic jednak nie powiedziała, obawiając się,
że jej uwaga może zostać potraktowana jako krytyka. Gdy zaś
dotarli na dworzec kolejowy w orientalnym stylu powiedziano jej,
że to największy budynek w mieście, zdobiły go liczne kopuły,
zegary i witraże. Kłębiący się na peronach tłum nie zawiódł jej
oczekiwań: ujrzała, jak się tego wcześniej spodziewała, tubylców
w turbanach, kapłanów w żółtych strojach, mężczyzn, którzy
nosili tylko przepaski biodrowe, i kobiety z ozdobami w nosach.
Wielkie lokomotywy puszczały z sykiem obłoki pary, handlarze
wykrzykiwali ceny, żebracy o pokrzywionych kończynach lub
zniekształconych twarzach błagali jękliwie o jałmużnę.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 65

Latonia nie miała jednak zbyt wiele czasu na podziwianie

kolorowego widowiska. Oficerowie, którzy powitali lorda na
nabrzeżu, przybyli na dworzec wcześniej w innym pojeździe i
teraz czekali, by ich zaprowadzić do wagonu. Aby uhonorować
jego lordowską mość, do zapchanego do granic możliwości
pociągu, przyczepiono dodatkowy wagon, w którym mieściły się
przedziały sypialne, salon i pomieszczenie przeznaczone dla
służby.

Lord Branscombe w bardzo oficjalny sposób przedstawił

Latonii oficerów. Gdy przyłączyła się do całej grupy siedzącej w
salonie, zauważyła, że dwóch młodszych mężczyzn przygląda się
jej z niekłamanym zachwytem w oczach.

– Mam nadzieję, że Indie spodobają się pani, panno Combe –

odezwał się jeden z nich. – w Simli, dokąd zabiera panią stryj,
znajdzie pani wiele rozrywek.

– Nie wiem dokładnie, dokąd jedziemy – odparła.
Oficer wyglądał na zdziwionego.
– Hmm, na pani miejscu miałbym nadzieję, że to będzie jedna

z wyżej położonych placówek – powiedział w końcu. – Ale na
pewno i w Delhi przyjmą panią z otwartymi ramionami.

Latonia pomyślała o dziwnym zachowaniu lorda, który nigdy

nie wspominał o celu ich podróży, Nagle przyszło jej do głowy, że
może ma to zostać tajemnicą, choć nie rozumiała powodów, dla
których stryj miałby tak postępować.

Do odjazdu pociągu zostało jeszcze trochę czasu, gdy lord się

odezwał.

– Latonio, chyba powinnaś sprawdzić, czy do twojego

przedziału służba zaniosła wszystko, czego będziesz potrzebować
w drodze. Reszta rzeczy pojedzie w wagonie pocztowym –
wyjaśnił.

Doskonale wiedziała, że w gruncie rzeczy chodzi mu o to, by

wyszła z salonu. Wstała więc z fotela i podała rękę oficerowi, z
którym rozmawiała.

– Do widzenia – powiedziała.
Przytrzymał jej dłoń dłużej, niż to było konieczne.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 66

– Do widzenia i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy, panno

Combe.

– Też mam taką nadzieję – odparła z uśmiechem, którym

obdarzyłaby każdego sympatycznego rozmówcę.

Poczuła na sobie uważne, nieprzyjazne spojrzenie
lorda. Idąc do przedziału sąsiadującego z salonem pomyślała,

że nie zniesie, jeśli przy każdej rozmowie z młodym mężczyzną
lord będzie ją podejrzewał o niewłaściwe intencje.

Cóż takiego uczyniła Toni, że ją tak znienawidził? Głowiła się

chyba po raz setny. Oczywiście pamiętała o samobójczej próbie
Luddingtona, ale podejrzewała, że musiał to być słaby,
niezrównoważony człowiek i doświadczony dowódca jak
Branscombe powinien sobie z tego zdawać sprawę, Może lord
wierzy tylko w to, w co sam chce uwierzyć, pomyślała.

W przedziale stwierdziła natychmiast bez zdziwienia, że służba

umieściła wszystkie potrzebne rzeczy i nie musi sobie niczym
zaprzątać głowy Odsłoniła okno i wyjrzała na peron, po którym
przelewał się wielobarwny, rozkrzyczany tłum. Z zachwytem
patrzyła na kobiety ubrane w sari i ciemnoskóre dzieci o wielkich,
czarnych oczach. Po dłuższej chwili spędzonej na obserwowaniu
widoku za oknem, postanowiła wrócić do salonu. Nawet jeśli lord
nie życzył sobie jej towarzystwa, Toni na pewno nie spodobałoby
się, gdyby ją odesłano jak zawadzający tobołek, a Latonia uznała,
że czas pokazać odrobinę niezależności.

Otwierając drzwi do pomieszczenia, usłyszała głos jednego z

wyższych rangą oficerów.

– Branscombe, na miłość boską, bądź ostrożny. Świetnie

przecież wiesz, że małe, niepodległe prowincje zrobią wszystko,
by ukryć wszelkie uchybienia przed okiem wicekróla. Jeśli uznają,
że im zagrażasz, postarają się usunąć cię z drogi w taki czy inny
sposób.

Latonia stała jak skamieniała. To nie może być prawda. To

tylko twór mojej wyobraźni, pomyślała. O takich rzeczach czyta
się w książkach podróżniczych, to się nie zdarza w zwykłym
życiu. Ale przecież oficer wypowiedział te słowa, a w jego głosie

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 67

brzmiała nuta przejęcia.

– Stevens, potrafię się zatroszczyć o siebie – rozległ się śmiech

lorda. – Chyba to zauważyłeś. Zresztą to oficjalna misja, a nie
tajne śledztwo.

– Doskonale o tym wiem, ale błagam na wszystko, bądź

ostrożny. Ostatnie raporty z...

Zniżył głos do szeptu i Latonia nie usłyszała końca zdania. Tak

zdumiała ją ta podsłuchana rozmowa, że odwróciła się na pięcie i
poszła do swojego przedziału.

Przecież to niemożliwe, by lord Branscombe wystawiał własną

bratanicę na niebezpieczeństwo, zauważyła w duchu. Lecz
przecież dobrze usłyszała słowa Stevensa. On wiedział, co ich
czeka, lord zaś przybywszy właśnie z Anglii, nie znał
miejscowych problemów. Chybaby go posłuchał? – zapytała samą
siebie.

Pociąg ruszył, przeszła szybko do salonu, wiedząc, że zastanie

tam lorda samego. Stał przy oknie patrząc na zatłoczony peron,
skąd śledziły wagony zdumione oczy ludzi: przyglądali się
jadącemu pojazdowi, jakby to był prehistoryczny potwór.

– Własnym oczom nie wierzę – powiedziała stając przy lordzie,

– żeby tylu ludzi zmieściło się na peronie.

– Pociągi to dla tubylców rozrywka, a równocześnie źródło

panicznego lęku – odparł z uśmiechem. – A ponieważ ciągle są
jeszcze nowością, więc zbyt ich fascynacją, by mieli darować
sobie takie widowisko.

– To akurat potrafię zrozumieć. a skoro mówimy o

nowościach, może by mi stryj powiedział, dokąd jedziemy?

Lord spojrzał na nią ostro, jakby podejrzewał ją o ukryte

intencje przy zadawaniu tego pytania.

– Tak cię to interesuje?
– Tak, bardzo. Już wcześniej wspominałam, że chciałabym

mieć mapę i znaczyć na niej etapy podróży, bym po powrocie do
domu mogła w wyobraźni pokonywać trasę jeszcze wielokrotnie.

– Nie mam pod ręką żadnej mapy, ale później się o nią

postaram.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 68

Czuła, że celowo odpowiada wymijająco na pytanie, dlatego

usiadła w fotelu i patrząc mu prosto w oczy, zapytała:

– Czy stryj jest w tajnej służbie?
Na dłuższą chwilę zapadło milczenie.
– Dlaczego o to pytasz? – odezwał się w końcu.
– Może uzna mnie stryj za wścibską osóbkę, ale będzie lepiej,

jeśli powiem otwarcie, że usłyszałam część rozmowy, która się
toczyła tu, w salonie. – Ponieważ lord wyglądał na zagniewanego,
dodała szybko. – Nie miałam zamiaru podsłuchiwać, tylko
otworzyłam drzwi i dobiegły mnie błagania tego oficera, Stevensa,
żeby stryj był ostrożny.

–Stevens powinien trzymać język za zębami – ostro stwierdził

lord.

– Wolałabym poznać prawdę – nalegała Latonia. – jeśli mamy

stawić czoło niebezpieczeństwu, to lepiej, byśmy oboje zachowali
czujność.

– Gdyby rzeczywiście coś nam groziło – powiedział marszcząc

brwi – to bym cię ze sobą nie zabierał. Wielu moich przyjaciół z
radością roztoczyłoby nad tobą opiekę, ale świetnie znasz
powody, dla których chcę cię mieć na oku i trzymać z dala od
towarzystwa. W Anglii bez wątpienia wplątałabyś się w kłopoty

– Zawsze miałam wrażenie, że dopóki się oskarżonemu nie

udowodni popełnienia przestępstwa, uznaje się go za niewinnego
rzuciła niezobowiązującym tonem.

– Bez trudu bym ci na to odpowiedział, ale wydawało mi się,

że nie tak dawno postanowiliśmy mówić wyłącznie o przyszłości.

– Nie mam najmniejszej ochoty znaleźć się pod opieką nowej

przyzwoitki lub ulec pokusom, których stryj się tak bardzo
obawia. – Wiedziała, że lord się oburzy, ale szybko mówiła dalej,
nie dając mu dojść do słowa. – Wolałabym jechać ze stryjem i
zobaczyć miejsca oddalone od utartych szlaków, ujrzeć Indie nie
znane normalnym turystom. Ale też chciałabym wiedzieć, co mnie
może spotkać. Jeśli zaś życiu stryja coś zagraża, to lepszych
czworo oczu niż dwoje.

– Po pierwsze, nie powinnaś słuchać tego, co nie było

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 69

przeznaczone dla twoich uszu – gniewnie rzekł lord Branscombe.
– I z całą pewnością nie musisz się martwić o moje
bezpieczeństwo. Zapewniam cię, że włos nam z głowy nie
spadnie. Gdyby sytuacja się zmieniła, natychmiast udamy się w
stronę najbliższego brytyjskiego garnizonu, obiecuję.

– Stryj celowo przekręca moją wypowiedź – westchnęła

Latonia. – To mi przypomina powieść, w której czytałam, że w
Indiach każdy powinien spodziewać się trudności. Czytałam też,
że kontrolując tak wielki kraj, trzeba się uciekać do intryg i
spisków, a ja tylko chciałabym pomóc. jeśli to możliwe. – Mówiła
szczerze, z głębi serca, i widziała, jak bardzo poruszyła lorda,
choć bronił się przed tym uczuciem.

Już myślała, że się przełamie i wyjawi jej całą prawdę, gdy

weszło dwóch służących z informacją, iż na najbliższej stacji
podadzą lunch i mają nadzieję, że państwu będzie on smakował.

Przez cały dzień rozmawiali wyłącznie na obojętne tematy,

gdyż na każdej stacji kręciła się przy nich służba, a lord
najwyraźniej postanowił nie wracać do niewygodnego tematu.

Leżąc w łóżku pomyślała, że z coraz większą ciekawością

będzie oczekiwała rozwoju wypadków podczas wyprawy, która
wyglądała na bardzo ważną. Narodem liczącym trzysta milionów
ludzi rządzi wicekról i garstka angielskich urzędników wsłuchując
się w stukot kół próbowała sobie przypomnieć, o jakich indyjskich
problemach słyszała. Ojciec często mówił o Indiach, ale zwykle
dotyczyło to okresu jego służby w armii. Trochę też przeczytała w
książkach z pokładowej biblioteki. Wyczuwała, choć nie
potrafiłaby tego dowieść, że lord interesował się zagrożeniem ze
strony Rosji i jej wpływami w Afganistanie.

O tyle spraw chciałabym go zapytać. Tyle rzeczy mógłby mi

wyjaśnić, pomyślała. Nie lubi mnie, więc mi nie ufa. I moje
pytania zostaną bez odpowiedzi. Przypomniała sobie, że gdzieś
czytała – a miała bardzo dobrą pamięć – o tym, że Rosjanie
posuwają się na wschód i południe, zagarniając małe księstwa
jedno po drugim. Szykują się do otoczenia Indii. W innej książce
czytała o rozpoczęciu budowy kolei transsyberyjskiej na Daleki

background image

Barbara Cartland

Strona nr 70

Wschód oraz o przygotowaniach do przeciągnięcia drugiej linii w
Turkiestanie, a to mogłoby oznaczać początek realizacji planu
zagarnięcia Tybetu.

Och, gdyby tylko lord Branscombe zechciał ze mną

porozmawiać, westchnęła i zdecydowała, że zmusi go do
udzielenia odpowiedzi na jej pytania.

Następnego ranka siedzieli przy stole, służba właśnie

sprzątnęła po śniadaniu.

– Czy mógłby mi stryj wyjaśnić, co się dzieje wśród

muzułmańskich plemion żyjących przy granicy afgańsko–
indyjskiej? – zapytała.

Lord aż się wyprostował.
– Z kim rozmawiałaś? – spytał ostrym tonem.
– Jak stryj doskonale wie – odparła z uśmiechem – rozmawiam

wyłącznie ze stryjem, ale za łaskawym przyzwoleniem mogę
czytać książki.

– Skoro cię to tak interesuje, na pewno znajdę o tym jakieś

dzieło. – Wyraźnie się odprężył.

– Wolałabym raczej, żeby mi stryj wszystko wyjaśnił.
– Co takiego?
– Czy plemiona mieszkające na północy są bardzo groźne i czy

Persja używa małych, niezależnych państewek, żeby umocnić
swoją pozycję?

Gdyby rzuciła lordowi pod stopy bombę, zapewne nie byłby aż

tak zdumiony, jak usłyszawszy te pytania. Natychmiast jednak się
opanował i odzyskał spokój, jego twarz stała się bez wyrazu, tylko
w oczach płonęły groźne ogniki.

– W jakiej książce wyczytałaś takie bzdury? Moim zdaniem

pisarze,

choćby

taki

Kipling,

celowo

rozdmuchują

niebezpieczeństwo grożące ze strony Rosji, żeby lepiej sprzedać
swoje książki.

Latonia milczała, a on po chwili, widać zaciekawiony, jak

przyjęła jego słowa, sam zapytał:

– Zgadzasz się z tym?
Wolno pokręciła głową.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 71

– Może bym i się zgodziła, gdybym nie słyszała, co wczoraj

powiedział pułkownik Stevens.

– No nie! – wykrzyknął zniecierpliwiony. – Oczywiście, w tych

pogłoskach może być źdźbło prawdy, ale moja wyprawa ma
zupełnie inne cele: jadę spotkać się z maharadżami, wybadać, czy
potrzebują brytyjskiej pomocy przy władaniu księstwem i
zapewnić, że ich lojalność zostanie sowicie nagrodzona.

Czuła, że z wielką niechęcią udziela informacji, choć były

niewielkiej wagi.

– Bardzo dziękuję, że stryj mi to powiedział. – Nie potrafiła

ukryć nutki triumfu brzmiącej w jej głosie. – Teraz, kiedy wiem,
co będziemy robić, cała wyprawa wydaje mi się jeszcze bardziej
fascynująca. Gdybym tylko wiedziała, dokąd jedziemy?

Przez chwilę sądziła, że lord wybuchnie gniewem, ale się

opanował i odrzekł z uśmiechem:

– Kobiety są natrętne jak muchy! Uparte, nieustępliwe. Dobrze,

pokażę ci, dokąd jedziemy, ale i tak te nazwy nic ci nie powiedzą,
a w przewodnikach też mało piszą o tych miejscach.

– Nie potrzebuję przewodnika.
– Co masz na myśli? – spytał zgodnie z jej intencją.
– To, że stryj jest najlepszym przewodnikiem i udzieli mi

najbardziej wyczerpujących objaśnień – odparła.

Z radością dostrzegła, że w jego oczach pojawił się uśmiech,

choć lord dobrze wiedział, że go przechytrzyła.

– Wygrałaś, Latonio. A teraz powiedz, czego chcesz się

dowiedzieć.

Wiele mil tłukli się po wyboistych, zakurzonych drogach, nim

dotarli do miasta wyglądającego, jakby je przeniesiono z innej
epoki. Domy zbudowano z piaskowca, który był tak jasny, że
sprawiał wrażenie wypalonego słońcem. Chociaż bazar jaśniał
wszystkimi kolorami tęczy, ludzie byli biedni, a łachmany
okrywały ich ciała.

Większą część podróży Latonia, ku swej radości, spędziła w

siodle.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 72

– Mam nadzieję, że przywykłaś do dalekich przejażdżek? –

zapytał lord, nim przybyli do stacji kolejowej, na której mieli
wysiąść z pociągu.

– Tak, jeśli można nazwać całodzienne polowanie daleką

przejażdżką – odparła, myśląc, że powinien przecież wiedzieć, iż
Toni jeździła konno równie dobrze, jak jej ojciec. A ponieważ
lord milczał, więc uznała, że skoro tak bardzo nie lubi Toni i
wszystkiego, co ma związek z jej osobą, to sądzi, że dziewczyna
nie potrafi docenić rozkoszy jego ulubionej rozrywki. Z
zadowoleniem pomyślała, że jeździ równie dobrze jak kuzynka
oraz przyzwyczaiła się do gorszych koni niż doskonale ujeżdżone
wierzchowce do polowań z lordowskich stajni.

Na stacji czekały na nich zwierzęta drobne, ale wytrwałe i

Latonia dosiadając przeznaczonego dla niej wierzchowca
pomyślała, że będzie musiała użyć wszystkich sił, by utrzymać go
w ryzach. Śmiała się w duchu na widok niemałych trudności, jakie
lordowi sprawiał jego rumak. Wreszcie udało im się okiełznać
konie i Latonia mogła przyjrzeć się okolicy oraz popatrzeć na
mijanych ludzi. Ogarnęła ją radość. Nie spodziewała się, że
wszystko będzie ją tak fascynować, nasunęło się jej tysiące pytań
na temat ludzi idących skrajem drogi, ale czuła, że teraz nie czas
na rozmowy.

Towarzyszyła im cała karawana ze słoniem dźwigającym

większość bagażu oraz armia służących. Musieli jechać tym
samym pociągiem, ale wcześniej nie zwróciła na nich uwagi, a tu
wynurzyli się jak spod ziemi. Eskortowało ich tylko dwóch
żołnierzy, a Latonia zauważyła bez zdziwienia, że lord
Branscombe również przywdział mundur regimentu lansjerów
bengalskich. Choć misja miała nieoficjalny charakter to lord
jednak reprezentował maharadżę i mundur właśnie to podkreślał.

Po raz pierwszy włożył go, gdy wysiadali na ląd w Bombaju i

wtedy pomyślała, że wygląda w nim o wiele bardziej
dystyngowanie i pociągająco niż w cywilnym ubraniu. Na koniu
prezentował się imponująco i stwierdziła, że w innej sytuacji
byłoby bardzo ekscytujące znaleźć się sam na sam w towarzystwie

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 73

tak przystojnego mężczyzny

Jestem tylko bratanicą, której nie cierpi, a kiedy się dowie, że

go oszukałam, zupełnie mnie znienawidzi. Gdybym jednak nie
przyjechała teraz do Indii, żałowałabym tego do końca życia,
powiedziała sobie w duchu, gdy przewodnik prowadził ich
wąskimi uliczkami miasta, a przed nimi pojawiła się sylwetka
pałacu. Z zewnątrz był to raczej skromny budynek, Latonia
później się dowiedziała, że miał około stu pokoi, parę ogrodów i
pół tuzina dziedzińców.

Na wewnętrznym podwórzu czekała gwardia przyboczna radży,

na widok zbliżającego się lorda Branscombe’a pochylili się nisko,
składając dłonie w geście starożytnego hinduskiego pozdrowienia.

Lord i dziewczyna zsiedli z koni. Dworzanin wysokiej rangi

poprowadził gości do dużej sali, której okna wychodziły na ogród.
Było w niej bardzo gorąco, a miejscowi notable siedzieli po
turecku na kamiennej posadzce. Na podwyższeniu stał tron, na
którym zasiadł radża w płaszczu koronacyjnym, jego szyję okalały
sznury pereł, w dłoniach dzierżył miecz ozdobiony brylantami.
Mężczyzna był imponującej postury. Chociaż młody, to wyglądał
na zniszczonego rozpustą, a źrenice oczu miał bardzo
rozszerzone. Latonia przyjrzała mu się z zainteresowaniem: na
pewno nałogowo zażywa opium.

– Wasza Lordowska Mość, jesteśmy zaszczyceni waszym

przybyciem – odezwał się radża doskonałą angielszczyzną.

Latonia dowiedziała się później, że studiował na angielskim

uniwersytecie.

– Z wielką radością staję przed obliczem waszej Wysokości –

odparł lord Branscombe.

Latonia słuchając uważnie rozmowy, zauważyła, że lord

szczerze zabiega o sympatię młodzieńca, często też prawił mu
komplementy. Niektóre z jego pytań były jednak podchwytliwe i
wyczuła napięcie pośród wyższych rangą urzędników dworskich.
Oni coś ukrywają, pomyślała zastanawiając się, czy lord też sobie
z tego zdaje sprawę.

W trakcie audiencji poczęstowano ich sorbetem oraz bardzo

background image

Barbara Cartland

Strona nr 74

słodkimi, lepkimi ciasteczkami, których smak długo pozostawał w
ustach. Po rozmowie z księciem zaprowadzono ich do domu
przeznaczonego dla gości.

Był to mały budynek, w którym brakowało przepychu a

zdumiona Latonia dostrzegła ślady zaniedbania. Farba płatami
odpadała ze ścian, materiał na zasłonach i obiciach mebli dawno
już spłowiał, a obrus na stole, przy którym siedli do kolacji, był
nie uprasowany.

Lord widać dostrzegł jej zdumienie, bo gdy zostali sami, zaraz

powiedział do bratanicy:

– Wprawdzie to biedna prowincja, ale zobaczysz w innych

częściach Indii, że pałace malują tylko po ich budowaniu i gdy
radża poślubia nową żonę.

– Niesłychane! – wykrzyknęła. – Osobiście wolałabym mieć

parę brylantów mniej na klindze miecza i trochę więcej farby na
murze.

– Jego Wysokość nigdy by się z tym nie zgodził. Kosztowności

to oznaka prestiżu, a poza tym nie należą do niego, są
przekazywane z ojca na syna. Zakłada się je tylko na uroczystości,
a zwykle trzyma w skarbcu.

– Jakie to fascynujące. Proszę mi więcej opowiedzieć o Jego

Wysokości. Od razu wyczuła, że zadała niewłaściwe pytanie.

– Moja droga bratanico – odparł lord głośniejszym tonem

doprawdy spotkał nas niezwykły zaszczyt, że możemy być gośćmi
tak inteligentnego i uroczego księcia.

Mówiąc to lord wyszedł z pokoju na werandę, tak że mógł

popatrzeć na rozciągający się przed nimi ogród.

Latonia ruszyła za nim i choć nie zobaczyli nikogo, to jednak

była pewna, że ktoś podsłuchiwał ich rozmowę i jej treść
natychmiast dotrze do radży.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 75

Rozdział 5

W ciągu następnych czterdziestu ośmiu godzin Latonia nie

miała okazji rozmawiać w cztery oczy z lordem Branscombe’em,
gdyż poświęcał cały swój czas młodemu radży, a uprzedzająco
grzeczne zachowanie lorda zrobiło na młodzieńcu wrażenie.
Latonia zauważyła, że źrenice oczu nadal ma jak główki szpilek, i
zastanawiała się, czy lord również zwrócił na to uwagę. Jej ojciec
wspominał, iż w Indiach powszechnie używano opium, Angielki
się obawiały, że tubylcze niańki podają narkotyk ich dzieciom,
aby były cicho. Jednocześnie władze brytyjskie zezwalały na
handel opium, a nawet do niego zachęcały, ponieważ nałożone
nań podatki przynosiły duże zyski. Latonia zastanawiała się, czy
rządzący prowincjami zauważają tę sprzeczność; żałowała, że nie
może porozmawiać o tym z lordem, bo natychmiast nabrałby
podejrzeń co do jej motywów. Wyobrażała sobie, jak przyjemna
byłaby ta wyprawa, gdyby podróżowali jak zwykli ludzie.
Mogłaby się tak wiele nauczyć o kraju, który ją z każdym dniem
coraz bardziej fascynował.

Drugiego dnia pobytu oglądali pokaz jazdy konnej i rzucania

dzidą. Po zakończeniu występu lord Branscombe i radża odeszli
na stronę pod pretekstem obejrzenia tarczy, ale Latonia była
pewna, że chcieli porozmawiać tak, by ich nie podsłuchał nikt z
dworzan. Czuła, że wielu starszych notabli obawia się uwag lorda.
Wszyscy zwrócili głowy w kierunku spacerujących mężczyzn i tak
dalece zapomnieli o zasadach dobrego wychowania, że nikt się nie
odzywał do Latonii.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 76

Kiedy lord i radża powrócili do zgromadzonych,
dziewczyna niemal usłyszała westchnienie ulgi wszystkich

zgromadzonych.

Gdy się żegnali następnego ranka, lord wygłosił niezwykle

kwieciste przemówienie dziękując za gościnne przyjęcie.
Gospodarze wyglądali na zadowolonych, choć może cieszyli się z
ich wyjazdu.

I znów Latonia z lordem jechali konno, a służba podążała za

nimi wolniej, tempo narzucał im spokojnie kroczący słoń
obładowany bagażami, reszta rzeczy jechała na grzbietach smutno
patrzących wołów, które woźnice poganiali, by nadążały za
słoniem.

Wyjechali wcześnie rano, gdy było chłodniej, i lord

zaproponował, by pogalopowali sami w przedzie, to konie zażyją
ruchu. Kiedy po dłuższej przebieżce ściągnęli wodze,
wierzchowce jechały wolno, a oni mogli spokojnie rozmawiać.

– Czy mógłby mi stryj powiedzieć, co sądzi o młodym radży? –

spytała Latonia. – Czy będzie zalecał, żeby w jego prowincji
znalazł się brytyjski doradca?

Zaległo milczenie. Myślała, że lord albo zignoruje pytanie albo

ją skarci za ciekawość.

– Skoro cię to tak interesuje, to może mi powiesz, jakie ty

odniosłaś wrażenie – rzekł w końcu.

Latonia spojrzała na niego kątem oka. Czuła, że wystawia ją na

próbę, by się przekonać o jej głupocie i bezmyślności.

– Od pierwszej chwili zauważyłam, że radża zażywa opium –

starannie dobierała słowa. – I mimo młodego wieku wygląda na
rozpustnika.

Czekała na odpowiedź lorda, który odezwał się dopiero po

dłuższej chwili.

– Coś jeszcze?
– Może się mylę, ale chyba jego dworzanie, zwłaszcza starsi

rangą, mieli się cały czas na baczności i byli zaniepokojeni. Kiedy
wczoraj po południu stryj przechadzał się z radżą, wyraźnie
czułam ich strach.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 77

Urwała, widząc w oczach lorda zdumienie.
– Jesteś bardzo spostrzegawcza.
– Mam rację? – zapytała. – Oni coś ukrywają?
Mówiąc to myślała o dostawach rosyjskiej broni, którą

otrzymywały prowincje położone przy granicy, ale ta była chyba
za daleko wysunięta na południe, by o taką tajemnicę mogło tu
chodzić.

– Nie wolno mi rozmawiać o tych sprawach – odparł widząc,

że czeka na jego odpowiedź. – Ale może powinienem zrobić
wyjątek.

– Och, bardzo proszę – nalegała. – Co to za sekret?
– Nic nadzwyczajnego, to często się zdarza w księstwach.
– Tak?
– Radża kształcony w Europie ma postępowe przekonania i

chce wprowadzić reformy, gdy tymczasem jego krewni za wszelką
cenę dążą do zachowania status quo. Wszystko niech zostanie tak,
jak było od tysiąca lat.

– I dlatego mu dają opium?
– Tak. Młodemu mężczyźnie zajętemu narkotykami i

kobietami zostaje niewiele czasu na dokonywanie zmian.

– Więc przydzieli mu się brytyjskiego doradcę? –

zasugerowała.

– Pewnie tak się skończy – uśmiechnął się lord – ale dałem

radży szansę.

– Jaką?
– Powiedziałem, że musi się uwolnić od nałogu i spędzać

więcej czasu w siodle niż w żeńskiej części pałacu. Zaniedbuje
kontrolowanie terenu.

– Co na to odpowiedział?
– To wyjątkowo inteligentny młodzieniec, oczywiście kiedy nie

tonie w oparach narkotyków, a ponieważ bardzo mu
pochlebiałem, więc się nie obraził, gdy mu powiedziałem, żeby się
zachowywał jak mężczyzna i wziął w garść.

– Sądzisz, stryju, że to zrobi?
– Mówiąc szczerze to nie wiem. Ale postawiłem sprawę jasno:

background image

Barbara Cartland

Strona nr 78

jeśli w ciągu sześciu miesięcy się nie poprawi, to poradzę
wicekrólowi, żeby przydzielił radży doradcę.

– Och! zawołała Latonia. – Mam nadzieję, że posłucha rady
– Ja również. I że nic mu się nie stanie.
Dziewczyna szeroko otworzyła oczy.
– Co ma stryj na myśli?
– Są sposoby na młode książątka, które próbują złamać stare,

uświęcone tradycje.

– Jakie sposoby?
– Śmierć. Tragiczny wypadek na polowaniu; upadek z konia;

ukąszenie przez węża; trucizna w jedzeniu. Hindusi stosowali je
od dawien dawna.

– Jakie to okropne – cicho powiedziała Latonia.
– To czym prędzej o tym zapomnij – ostro rzucił lord. – Może

w następnym księstwie będzie inaczej.

Spędzili dwie noce w pociągu, nim dotarli do miasta

wysuniętego znacznie bardziej na północ. Latonię fascynowały
tłumy widzów i podróżnych na stacjach oraz widoki z okien.
Okolice przypominały pustynie. Latonia zauważyła kępy zieleni,
które okazały się maleńkimi osiedlami. Składały się z paru
domów, drzew, na środku znajdował się kwadratowy plac ze
studnią i rozlewisko, gdzie pojono trzodę. Mijali również większe
miasta targowe, w których znajdowały się urzędy brytyjskie,
sklepy, posterunek policji i oczywiście jednostka wojskowa.

Tak ją to wszystko pasjonowało, że całe dnie, aż do zachodu

słońca, siedziała z twarzą wręcz przyklejoną do szyby. A
ciemności zapadały tu nagle, jakby z nieba ktoś spuszczał kurtynę,
na której lśniły miriady gwiazd.

Wprawdzie lord Branscombe spędzał większość czasu na

studiowaniu gazet lub pisaniu Latonia podejrzewała, że były to
raporty dotyczące wizytowanych miejsc – to jednak przynajmniej
w trakcie posiłków – starał się z nią rozmawiać.

Jedzenie przynoszono im do wagonu na większych stacjach,

zawsze smakowało tak samo, bez względu na to, co zamówili. Na
domiar złego kurz wciskał się wszędzie, nawet przy zamkniętych

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 79

drzwiach i oknach. Ale mimo tych niedogodności wszystko
wydawało się Latonii nowe i fascynujące. Odkryła czar Indii:
zapach przypraw i dymu z palonego drewna, rozgłośne granie
trąb, dalekie bicie w bębny, zatarte ślady stóp na piaszczystej
drodze. Miała wrażenie, że te obrazy i dźwięki zawsze jej
towarzyszyły niczym na wpół zapomniany sen, a teraz powróciły
do życia jak feniks powstający z popiołów. W jej oczach
nieustannie płonął blask zachwytu, czasem nawet lord nie potrafił
mu się oprzeć i odpowiadał na pytania bez cynicznego czy
podejrzliwego tonu w głosie.

Następna prowincja, do której zawitali, Outa, okazała się

bardzo piękną okolicą, wszędzie jeziora i świątynie. W mieście
zobaczyli wąsatych jeźdźców w szkarłatnych strojach i z
zakrzywionymi mieczami u pasa. Kobiety o złotej cerze, które
kroczyły dumnie niczym królowe, dźwigając mosiężne lotah na
głowach. Lord Branscombe i Latonia jechali przez zwarty tłum
mężczyzn w turbanach i kobiet w sari: bursztynowych,
turkusowych, cynobrowych i zielonych.

Biały pałac postawiony na szczycie urwiska zdobiły minarety,

łuki, balkony i rzeźbione fryzy nad oknami. Za ogromną, potrójną
bramą Latonia dostrzegła rząd słoni.

Radża, białobrody starzec, panował tu od trzydziestu lat.

Trzymał cały kraj tak mocną ręką, że jego najdrobniejsze życzenie
było prawem. Latonia sądziła, że lord chyba nie powinien mieć
zastrzeżeń, ale ponieważ nauczyła się szóstym zmysłem
wyczuwać jego nastroje, więc coś jej mówiło, że jednak jest
niezadowolony.

Spędzili w pałacu trzy dni i odwiedziła część przeznaczoną

tylko dla kobiet. Ujrzała labirynt wewnętrznych dziedzińców oraz
sadzawkę, przy której rosło święte drzewo neem. Jego
strzępiastych liści używano do robienia leków. Żona radży była
bardzo młoda i piękna, ale niestety znała zaledwie parę słów w
urdu i ani jednego po angielsku. Latonia próbowała się z nią
porozumiewać na migi, ale było to bardzo trudne, więc z radością
przyjęła koniec spotkania.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 80

Radża przy pożegnaniu zaoferował im dwukonny otwarty

powóz, który miał ich odwieźć do najbliższej stacji kolejowej.

– I co stryj o tym sądzi? – spytała niecierpliwie, gdy pomachali

już grupie żegnających ich dworzan i zniknął im z oczu tłum
sypiący płatki kwiatów na powóz.

– Wolałbym najpierw usłyszeć twoją ocenę – odparł lord.
– Wszystko sprawiało dobre wrażenie, ale wiem, że stryj nabrał

podejrzeń.

– Uważasz, że to dziwne?
– Nie, bo odkąd się poznaliśmy zawsze stryj coś podejrzewa.
– Mówisz o sobie?
– Tak.
– Hmm... Macie coś wspólnego, ty i prowincja Outa. Jesteście

zbyt dobre, żeby to mogło być prawdziwe.

– Stryj mi pochlebia. I cóż takiego stryj odkrył?
– Nic i to właśnie mnie niepokoi, i jak słusznie zauważyłaś,

rodzi podejrzenia.

– Co więc stryj zamierza zrobić?
– A cóż mogę? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Poza

tym nie znam jeszcze raportów tych, którzy z nami przebywali w
Outa.

Latonia popatrzyła na niego zdziwiona, ale natychmiast zdała

sobie sprawę ze swojej naiwności. Przecież to jasne, że wśród
służby znajdowali się również wykształceni Hindusi, których lord
zatrudnił, by dla niego szpiegowali w miejscach, które odwiedzał.
Poczuła się nieswojo, a lord jakby odczytując jej myśli zapytał:

– Czyżbym miał się spodziewać nagany?
Latonia nie udawała, że nie rozumie aluzji.
– Wydaje mi się, że to trochę niesportowe zachowanie, gra nie

fair.

– W Anglii i w Indiach rządzą inne prawa – roześmiał się. – I

zapewniam cię, że ten radża oraz każdy z naszych gospodarzy
spodziewa się, że moi ludzie będą szpiegować. A ze swej strony
robią wszystko, by nie udało się wykryć niczego nagannego.

– W ustach stryja to brzmi jak opis gry.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 81

– Bo to jest gra. Podbijamy Indie uważając, że dobrze wiemy,

co tu jest właściwe, a Hindusi robią, co w ich mocy, by
uniemożliwić nam narzucenie zasad. Własne uważają za lepsze z
tego względu, że są zakotwiczone w tradycji.

– Ale czy musicie to zmieniać?
– Próbujemy się nie wtrącać, robimy to tylko w ostateczności.

Jak w wypadku rozbójników, którzy rokrocznie zabijają tysiące
ludzi, twierdząc, że to część tradycji, próbujemy walczyć z
koszmarnym obrzędem sutti czy zawieraniem małżeństwa między
dziećmi: panna młoda ma często zaledwie trzy lata!

– Rzeczywiście trzeba walczyć o wprowadzenie takich reform

– przyznała Latonia.

– A nasze imperium nie powinno być zagrożone przez żadną

inną potęgę – sucho dodał lord.

– Chodzi o Rosję?
W milczeniu przytaknął, a Latonia pomyślała, że Branscombe

nie chce rozmawiać na ten temat. Wkrótce znaleźli się w pociągu
podążającym na północ.

– Dokąd teraz jedziemy? – zapytała.
– Dziś wieczorem zatrzymamy się w koszarach, gdzie

stacjonuje batalion z mojego regimentu odparł. Poparzyła na niego
z ciekawością, a on ciągnął: – Obawiam się, że cię to bardzo
znudzi, bo zamierzam zjeść kolację w kasynie oficerskim, gdzie
oczywiście kobiety nie mają wstępu, a w obozie nie będzie żon
oficerów.

– To oznacza, że będę sama?
– Tak, choć oczywiście będziesz bacznie strzeżona. Służba

poda ci posiłek, a przed domem wystawię wartę.

Uznała to za niewielką pociechę, gdy lord Branscombe wyszedł

wczesnym wieczorem na kolację do kasyna, ubrany w wyjściowy
mundur lansjerów bengalskich. Koszary nie zrobiły na niej
dobrego wrażenia, uznała je za typowe osiedle wojskowe: rzędy
murowanych budynków – te przeznaczono dla Anglików – i
drewniane baraki dla Hindusów. Postawiono je na ubitym piasku,
całe otoczenie było ponure, bez odrobiny zieleni, niedaleko bawiły

background image

Barbara Cartland

Strona nr 82

się blade, wychudzone dzieci: rezultat upału i niewłaściwego
odżywiania.

Parterowy budynek, w którym się zatrzymali, stał na skraju

koszar i otaczał go mały ogródek, dzięki czemu domek wyglądał
lepiej niż pobliskie zabudowania. W domku znajdowało się kilka
pokoi oraz nieodzowna weranda, z której po kilku drewnianych
stopniach można było zejść na mizerny trawnik. Podniszczone
meble w pokojach świadczyły o tym, że służyły wielu
właścicielom.

Podróżowali od świtu, więc Latonia się ucieszyła, że nie będzie

musiała prowadzić konwersacji z oficerami, którzy woleli słuchać
lorda Branscombe’a.

Na każdej stacji witał ich oficer, który spędzał całą godzinę na

rozmowie z lordem, a pociąg czekał, aż skończą. Mówili
przyciszonymi głosami, tak że Latonia nic nie słyszała.
Najwidoczniej to bardzo ważna misja, a na żołnierzach lord robi
wielkie wrażenie, uznała. Rzeczywiście otaczała go szczególna
atmosfera, urósł w oczach Latonii do rangi prawdziwego bohatera
i teraz dopiero zrozumiała, czemu ojciec Toni tak nie lubił brata i
z niechęcią się odnosił do jego olśniewającej kariery w wojsku.

Latonia oczyma duszy zobaczyła, jak lord z wysoko

wzniesionym mieczem wiedzie w bój swych żołnierzy, którzy
pójdą za nim nawet na pewną śmierć. Natychmiast się skarciła za
zbytnie folgowanie wyobraźni: bez wątpienia lord Branscombe
stworzyłby plany potyczki z wrogiem, a wierne wykonanie
rozkazów pozostawiłby młodym, mężnym oficerom.

Przed domek zajechał powóz, lord wyszedł, rozstawione straże

oddały mu honory wojskowe. Latonia usiadła z książką w salonie.
Ponieważ nadal było bardzo gorąco, a ona spędziła cały dzień w
podróży, więc ogarnęła ją senność i z trudem koncentrowała się na
czytanej książce. Wkrótce podano kolację, jak zwykle
niesmaczną: składała się z brązowawej zupy, łykowatego
pieczonego kurczaka, który zapewne jeszcze dziś rano biegał po
podwórku, i budyniu. Najwyraźniej były to ulubione potrawy
memsahib w Indiach i służba raz nauczywszy się przyrządzać te

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 83

dania uważała, że najłatwiej będzie je gotować co dzień. Jestem
pewna, że gdyby mi powierzono prowadzenie gospodarstwa
domowego, potrafiłabym wymyślić ciekawsze dania, powiedziała
do siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy gdyby gdzieś się
zatrzymali na dłużej, to lord pozwoliłby jej ustalać menu.

Po skończonym posiłku przeszła do salonu, gdzie zapalono

oliwną lampę, i wróciła do czytania.

Może ukołysał ją monotonny ruch wachlarza zawieszonego u

sufitu, a może książka była niezbyt ciekawa. dość, że po chwili
usnęła. Obudził ją zgrzyt kół na piasku, dzwonienie końskiej
uprzęży i szczęk broni wartowników stających na baczność.

Lord Branscombe wraca, pomyślała. Usiadła wyprostowana na

sofie i poczuła radość, że wrócił i już nie będzie sama.

Usłyszała kroki na werandzie i oto wszedł do pokoju,

wypełniając go swoją osobą, a światło lampy lśniło na
odznaczeniach zdobiących mundur.

Latonia patrzyła na niego i myślała, że nie potrafi określić

dziwnego wyrazu jego twarzy.

– Sądziłem, że jeszcze się nie udałaś na spoczynek, dlatego

przyprowadziłem ci kogoś w odwiedziny – powiedział. – Mam
nadzieję, że ucieszysz się z ponownego spotkania z tą osobą.

Latonia słysząc te słowa natychmiast stała się czujna.

„Ponownego” mogło znaczyć tylko jedno: stanie przed nią ktoś
znany kuzynce. I gdy rozważała to niebezpieczeństwo, do pokoju
wszedł mężczyzna. Gorączkowo zastanawiała się, kto to może
być. Ubrany w taki sam mundur jak lord Branscombe, był niższy i
młodszy i miał szczupłą, pooraną zmarszczkami twarz.

Przerażona Latonia zastanawiała się, jak powinna się

zachować. Czuła na sobie wzrok lorda, który stał tuż obok,
bacznie obserwując jej reakcję.

– Oczywiście pamiętasz Andrew Luddingtona – odezwał się w

końcu z kpiną w głosie.

Latonia wciągnęła głęboko powietrze, ale gdy zwróciła oczy na

przybysza, dostrzegła na jego twarzy wyraz zdumienia i wielkiego
zaskoczenia. Milczał dłuższą chwilę.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 84

– Bardzo mi przykro, pułkowniku – powiedział w końcu

spokojnie – ale musiałem się przesłyszeć. Sądziłem, że pułkownik
powiedział, iż podróżuje w towarzystwie swej bratanicy

Teraz lord wyglądał na zdumionego.
– To jest właśnie moja bratanica – oświadczył.
– Może i tak – Andrew Luddington uśmiechnął się nieznacznie

– ale spodziewałem się zobaczyć Latonię Combe, którą poznałem
w Londynie. Zawsze mówiła o sobie Toni. Oczywiście
powinienem się domyślić, że nie przyjedzie do Indii, gdy w Anglii
ma tyle lepszych rozrywek. W jego głosie brzmiała nutka goryczy
i widać nie potrafił znieść rozczarowania, bo dodał szybko: – Jeśli
pan pułkownik wybaczy, to wrócę do koszar Konie nie powinny
czekać.

Był to oczywiście pretekst, żeby czym prędzej wymknąć się z

salonu. Luddington odwrócił się na pięcie i wyszedł, a lord
podążył za nim.

Latonia stała bez ruchu i gdy usłyszała, że powóz odjechał,

poczuła, że i ona musi natychmiast wyjść! Wolałaby uciec i
schować się w najciemniejszym kącie ogrodu, niż stanąć twarzą w
twarz z lordem Branscombe’em. Ale duma sprawiła, że
dziewczyna stała w miejscu czekając na lorda. Oczy zdawały się
wypełniać całą jej twarz, gdy patrzyła na niego, jak wchodzi i
starannie zamyka za sobą drzwi. Szedł ku niej przewiercając ją na
wskroś spojrzeniem, pod którym czuła się niczym oskarżona
przed obliczem surowego sędziego.

– Oczekuję wyjaśnień!
– Przykro mi.., że musiałam cię oszukać – wykrztusiła

urywanym głosem.

– Jeśli nie jesteś moją bratanicą, to kim, na Boga jesteś?
– Nazywam się Latonia Hythe.
Zobaczyła w jego oczach błysk, który znaczył, że przypomina

sobie jej rodziców.

– Czyli jesteś córką Arthura i Elizabeth Hythe’ów?
– T...tak.
– Wiem, że mieli córkę, bo mi o niej wspominali, ale może mi

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 85

wyjaśnisz, czemu się tu znalazłaś zamiast mojej bratanicy Latonii
Combe?

Latonia z trudem zaczerpnęła powietrza. Lord mówił bardzo

ostrym tonem i w jego oczach widziała gniewne błyski, dlatego
słowa zamierały jej w gardle.

– Toni... nie mogła wyjechać... Z Anglii – mówiła urywanym

głosem.

– Co oznacza, że nie mogła?
– Zakochała się. – Wargi wręcz nie chciały się układać, by

wypowiedzieć te słowa.

– Nic nowego pod słońcem ironicznie rzucił lord. – A więc ze

względu na nowe zadurzenie w innym bezwartościowym
młodzieńcu, którego bez wątpienia potraktuje równie haniebnie
jak Luddingtona, obmyśliłyście we dwie tę niesłychaną
maskaradę!

– Toni jeszcze nigdy nie była tak bardzo zakochana – cicho

wyznała Latonia.

– Jeśli taki wymyśliła pretekst, by nie posłuchać mego

polecenia, to powinna mieć na tyle odwagi i uczciwości, żeby mi
to powiedzieć.

– I byś jej wysłuchał? Natychmiast pomyślała, że jej pytanie

było impertynenckie.

Lord Branscombe przeszedł się po pokoju, nim odpowiedział.
– Powinienem nabrać podejrzeń, gdy się okazało, że zupełnie

nie przystajesz do moich oczekiwań. A równocześnie jakże
mogłem się spodziewać tak ohydnego i obrzydliwego oszustwa.
Ty podająca się za moją bratanicę! Przez wasze kłamstwa i
podstęp znalazłem się w fatalnej sytuacji.

– Naprawdę bardzo przepraszam.
– To stanowczo za mało!
Lord zamilkł, a Latonia zastanawiała się gorączkowo, co też

mogłaby powiedzieć. Branscombe sięgnął do kieszeni munduru,
jakby sobie coś przypomniał.

– Może to rzuci dodatkowe światło na twoje karygodne

zachowanie – powiedział. – Ten telegram czekał w kasynie i

background image

Barbara Cartland

Strona nr 86

przeczytałem go, obawiając się złych wiadomości. – Mówiąc to
podał depeszę Latonii.

Trzęsły jej się ręce i pod jego uważnym spojrzeniem z trudem

skupiła wzrok na literach. Wyrazy zdawały się wręcz wyskakiwać
do niej z kartki.

Dziś rano wzięliśmy ślub. Ojciec Ivana zmarł w zeszłym

tygodniu. Szczęśliwa do szaleństwa. Ucałowania. T.

Latonia westchnęła z ulgą z głębi serca.
– To nie jest zła wiadomość. Wręcz przeciwnie, bardzo dobra –

powiedziała.

– Wnoszę, że przeczytawszy ten telegram, pragniesz mnie

poinformować, iż moja bratanica wyszła za mąż.

– Tak, wyszła za mąż, a ponieważ ojciec jej męża właśnie

umarł, więc jest teraz księżną Hampton. – Latonia pomyślała, że
ta wiadomość powinna uśmierzyć gniew lorda. Każdy opiekun
musi przyznać, że Toni zrobiła doskonałą partię. Dlatego ciągnęła
z błyskiem triumfu w oczach: Toni nie przywiązuje do tytułu
Ivana najmniejszej wagi. Kocha go dla niego samego. Jak i on ją.
A teraz będą żyli długo i szczęśliwie, spełnią się ich marzenia, o
których wspominali przed moim wyjazdem.

– Zupełnie jak w bajce – sardonicznie stwierdził lord. – Sądzę

więc, że gdy decydowałaś się wziąć udział w tym szatańskim
planie, nie przyszło ci na myśl, że sama się pakujesz w kabałę? –
Latonia nie zrozumiała jego słów i popatrzyła pytająco. – Chyba
nie jesteś aż taka głupia, by nie zdawać sobie sprawy, jak bardzo
zrujnowałaś swoją reputację podróżując ze mną samotnie i udając,
że jesteś moją bratanicą. Przecież w rzeczywistości nie łączy nas
żadne pokrewieństwo.

Mówił tak przerażającym tonem, że nim Latonia w pełni zdała

sobie sprawę ze znaczenia jego słów, jej policzki pokrył
rumieniec.

– Wrócę natychmiast do domu i nikt się nie dowie – odparła

szybko.

– Naprawdę sądzisz, że to możliwe? W angielskiej prasie na

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 87

pewno pojawią się informacje o ślubie mojej bratanicy, zwłaszcza
że poślubiła księcia. I oczywiście zarówno w Anglii, jak i w
Indiach są ludzie, którzy wiedzą, że nie mam dwóch bratanic.

– Mało kto wie o moim istnieniu. Rodzice nie żyją i poza

okresami spędzanymi z Toni na zamku, żyłam spokojnie w wiosce
ze starą guwernantką. Mówiła niemal błagalnym tonem, jakby
chciała prosić, by ją zrozumiał. – Toni zajęła moje miejsce, gdy
wyjechałam, ale nawet gdyby się ktoś dowiedział, że byłam w
Indiach, to i tak nic się złego nie stanie. Skąd by mieli wiedzieć,
że podróżowałam z tobą?

– Mogę jedynie powtórzyć, że zdumiewa mnie twoja głupota.

Uważałem cię za inteligentną osobę. – I jakby oczekując po niej
milczenia, ciągnął: – Na statku nie poznałaś nikogo, bo ja tak
chciałem, ale wielu pasażerów doskonale wiedziało, że
towarzyszy mi bratanica.

Latonia próbowała coś wtrącić, ale on mówił dalej: – Od

przyjazdu do Indii spotkaliśmy wielu oficerów, którzy bez
wątpienia opowiedzą swoim żonom, komu zostali przedstawieni.
Kobiety nie mają tu wiele do roboty, więc będą godzinami się
zastanawiać, dlaczego podróżujesz ze mną.

Z każdym słowem głos lorda nabierał ostrości, ton stawał się

bardziej oskarżycielski, wręcz uwłaczający. Latonia aż drżała na
całym ciele, ale nie mogła spuścić wzroku, jakby jego oczy
trzymały jej na uwięzi. Czuła się niczym więzień karany za złe
postępowanie. Spodziewała się właśnie takiej reakcji po odkryciu
oszustwa. Wiedziała, że to nieuniknione, ale równocześnie aż się
cała kuliła ze strachu.

– Mogę tylko zniknąć, nic innego przecież nie mogę zrobić –

wyszeptała. – Może ludzie o mnie zapomną. Powiedz, że umarłam
jak tatuś i mama. – Przy tych słowach załkała cichutko.

– Narzuca się jedno oczywiste rozwiązanie. – Jego głos brzmiał

mniej ostro. – I jeśli go nie przyjmiesz, to tylko do siebie będziesz
mogła mieć pretensje.

– Jakie? – spytała.
– Tylko tak mogę ocalić twoją reputację: biorąc cię za żonę!

background image

Barbara Cartland

Strona nr 88

Przez chwilę Latonia sądziła, że się przesłyszała. Na pewno źle

go zrozumiała i gdy głęboko zaczerpnęła powietrza, on rzucił
gniewnie:

– Nic innego nie mogę zrobić. Wszystkim rozpowiem, że w ten

sposób ukrywałem fakt, iż się pobraliśmy tak nieprzyzwoicie
szybko po śmierci twoich rodziców. – W jego głosie znów
pojawiła się sarkastyczna nuta. – Bez wątpienia uznają cię za
osobę bez serca i płochą, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co
by o tobie powiedziano, gdyby cała prawda wyszła na jaw.

– Już mówiłam. mało kto wie o moim istnieniu – odparła

Latonia. – Więc jeśli po prostu zniknę, nic takiego mi się nie
przytrafi.

– I ty w to naprawdę wierzysz? Moje drogie dziecko, nie

przyjmą cię w żadnym uczciwym domu ani w Anglii, ani
gdziekolwiek indziej na świecie. Wystarczy pogłoska a bez
wątpienia plotkarskie języki nie spoczną ani na chwilę – że przez
parę ty godni podróżowałaś samotnie w towarzystwie mężczyzny,
a każda szanująca się kobieta na twój widok będzie przechodziła
na drugą stronę ulicy, jakby się od ciebie miała czymś zarazić.

– Ale te plotki są bezpodstawne – po dziecinnemu upierała się

Latonia.

– Możesz spodziewać się najgorszego! – warknął lord. – I

powinnaś sobie zdawać sprawę z tego, że towarzystwo nigdy nie
przebacza grzechów kobiecie, a jej win nie zapomina.

– Ja tylko próbowałam pomóc Toni. Ona pokochała markiza, a

jego ojciec chciał, żeby syn poślubił niemiecką księżniczkę.
Wiedziała, że jeśli wyjedzie z tobą, to markiz może zostać
zmuszony do ślubu.

– Wygląda mi na słabego głupca, którego moja haniebnie

zachowująca się bratanica będzie wodziła za nos!

– Wszystko przekręcasz i w twoich ustach ich historia brzmi

ohydnie! – zawołała. – Markiz uwielbia Toni! Widziałam ich
razem i nie ma mowy o żadnym udawaniu. Toni kocha go bardziej
niż własne życie. – Zaczerpnęła głęboko powietrza, jakby
nabierając odwagi, po czym ciągnęła: Wiem, że mi nie uwierzysz.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 89

Bo jesteś na nią zagniewany i mówiłeś do mnie tak okropne
rzeczy, gdy sądziłeś, że to ona. Ale to naprawdę nie jej wina, że
mężczyźni tak się w niej zakochują. Jest taka urocza i pociągająca.
Urwała, jakby sobie coś przypominając. To się zaczęło, gdy była
bardzo młoda. Nie sposób się jej oprzeć.

– Twoim zdaniem to wyjaśnia jej postępowanie, a może fakt,

że się tobą posłużyła?

– Już mówiłam, że nikt nie wie o moim istnieniu – odparła.

Zawsze wiodłam bardzo skromne życie, bo mieliśmy mało
pieniędzy. Toni jest dla mnie więcej niż siostrą, jest jak
bliźniaczka. Wszystko, co uczyniłam dla niej, zrobiłam z radością
i bez słowa skargi poniosę wszelkie tego konsekwencje.

Mówiła z takim przekonaniem, że słowa zdawały się

dźwięczeć w salonie.

– Ale to mnie nie zwalnia z moich powinności – oświadczył

lord po chwili milczenia. – W pewnym stopniu to moja wina, że
nie przyjechałem do zamku po bratanicę. Wtedy nie doszłoby do
tej całej maskarady.

– Nie wiń siebie – szybko przerwała Latonia. Toni za wszelką

cenę była gotowa zostać z markizem, zapewne znalazłaby jakiś
inny sposób, żeby nie jechać z tobą do Indii. – Widząc, że lord
zaciska wargi, dodała: – Wiem, że to dla ciebie trudne, ale proszę,
spróbuj ją zrozumieć. Ona nie jest tak zła, jak sądzisz. Bywa
impulsywna, czasem nieobliczalna, ale to dlatego, że cieszy się z
całych sił życiem po tych okropnie nudnych latach spędzonych na
zamku. – Dostrzegła w jego oczach błysk zdumienia, więc
pośpieszyła wyjaśnić: – Kiedyś wracałyśmy z mamą do naszego
małego Manor House zostawiając Toni w Castle i mama
powiedziała, że jest jej bardzo żal tej samotnej dziewczynki, którą
opuszczamy.

– Zawsze sądziłem, że ogromne bogactwo mego brata i jego

wysoka pozycja zapewnił mojej bratanicy wszystko, czego tylko
zapragnęła.

– Poza miłością... – łagodnie dodała Latonia. – Brakowało jej

miłości. I ludzi wokół niej, którzy by się tak kochali, jak moi

background image

Barbara Cartland

Strona nr 90

rodzice. – Zauważyła, że to zdanie dało mu do myślenia, dlatego
ciągnęła, nim zdołał się wtrącić. – Widziałeś razem moich
rodziców, byli tutaj przed śmiercią i chyba dostrzegłeś, jak byli
szczęśliwi. W naszym domu pieniądze się nie liczyły. Wyżej
stawialiśmy szczęście, które płynie z miłości, a tego Toni nigdy
nie miała. – W oczach Latonii pojawiły się łzy. Z całych sił starała
się wyjaśnić motywy postępowania Toni, a nie potrafiła mówić o
tak niedawno zmarłych rodzicach bez głębokiego wzruszenia.
Dlatego gdy jej oczy zasnuły się łzami, odwróciła się tyłem do
lorda i ruszyła ku drzwiom.

Zatrzymała się przy nich na chwilę i przemówiła urywanym

głosem:

– Bardzo przepraszam... Mogę tylko przeprosić z całego serca

za wszystko, co zrobiłam... za wszystkie kłamstwa. Wiem, że
mamę przeraziłoby takie oszustwo, ale to był jedyny sposób, żeby
Toni nie straciła markiza. Może, jeśli to przemyślisz... zdołasz
przebaczyć nam obu.

W tym momencie łzy popłynęły jej z oczu strugami. Nie

chciała, by lord zobaczył, że ona płacze, dlatego szybko wyszła z
salonu i ukryła się w swoim pokoju.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 91

Rozdział 6

Ponieważ Latonia długo w nocy płakała w poduszkę, więc gdy

rano obudziło ją pukanie do drzwi, zdawało się jej, że dopiero
przed chwilą zasnęła.

– Kto tam? – spytała.
– Memsahib, lord sahib wyjeżdża za godzinę.
– Będę gotowa – wykrztusiła.
Wstała i ubrała się w wielkim pośpiechu, ale gdy wyszła na

werandę, gdzie nakryto do posiłku, lord już wyjechał na śniadanie
do kantyny oficerskiej. Ucieszyła się, że po wczorajszej burzy nie
będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz. Pomyślała, że
przecież to oczywiste, iż wcześniej czy później musiała się
natknąć na kogoś, kto znał Toni. Ale nie spodziewała się, że
będzie to Andrew Luddington, nie wiedziała bowiem, że służy w
tym samym regimencie co lord Branscombe. Teraz lepiej
rozumiała, dlaczego lorda tak rozwścieczyło postępowanie Toni,
która nie dość że doprowadziła do próby samobójczej
sympatycznego młodzieńca, to jeszcze zwodziła żołnierza z
macierzystej jednostki stryja. Bez względu na opinię Jego
Lordowskiej Mości ja i tak uważam Luddingtona za słabeusza bez
charakteru. Tak się zachować! – pomyślała Latonia.

Wiedziała, że roztrząsanie problemu nic jej nie pomoże, wiec

czekała na powrót lorda. spodziewając się kolejnego kazania
potępiającego wszystkie postępki Toni oraz wyrażającego odrazę
dla oszustwa, do którego się uciekły. Nie wierzyła, że mówił
poważnie, twierdząc, iż dla niej jedynym sposobem uniknięcia

background image

Barbara Cartland

Strona nr 92

straszliwych konsekwencji będzie przyjęcie jego oświadczyn.
Tylko mnie straszy i próbuje zaniepokoić. Przerazić. – powtarzała
sobie. Wtem uderzyła ją nagła myśl, że jeśli świat dowie się o jej
matactwach, to ucierpi na tym nie tylko ona. Gdyby się rozniosło,
że Branscombe występując jako reprezentant wicekróla wziął ze
sobą młodą kobietę i przedstawiał ją jako swoją krewną, to
mogłoby to zaszkodzić jego reputacji. Muszę wracać do domu!
Muszę natychmiast wyjechać z Indii! – pomyślała przerażona
Latonia. Postanowiła oświadczyć to lordowi, gdy tylko wróci. Na
szczęście miała dość pieniędzy na wyjazd, ale nie wiedziała, jak
się stąd dostać do Bombaju i nie mogła podróżować samotnie. Z
każdą minutą wyrastały przed nią nowe, większe trudności.

Kiedy wreszcie lord się zjawił, nie mogła porozmawiać z nim

w cztery oczy. Bo przybył w towarzystwie dwóch oficerów, a
przed domem już czekał powóz, by ich zawieźć do odległej o mile
stacji kolejowej.

Latonia miała tylko tyle czasu, by wziąć parasolkę, torebkę

oraz rękawiczki I zająć w powozie miejsce obok lorda. Na stacji
czekała na nich armia służących, specjalny wagon już doczepiono
do rannego pociągu jadącego na północ. Latonia pomyślała, że
lord tym razem zarządził odjazd pociągu na wcześniejszą niż
zwykle godzinę. Bawiło ją, że na każdej stacji zawiadowca prosił
lorda o zezwolenie na odjazd pociągu i dopiero wtedy ruszali.

Oficerowie szybko pożegnali i Latonia została sama z lordem

w salonie. Zerknęła na niego przerażona. Wyglądał na
zagniewanego. Mocno zaciskał usta i bez słowa podał jej gazety
wcześniej przyniesione przez służbę. Domyśliła się, że nie chce z
nią rozmawiać, więc rozłożyła „Timesa” sprzed trzech tygodni i z
trudem skupiła się na czytaniu o krajowych problemach oraz
opisie przyjęcia, jakie królowa wydała w pałacu windsorskim na
cześć zagranicznego monarchy.

Minęło blisko trzy kwadranse, nim pociąg zwolnił i zatrzymał

się na bardzo małej stacji. Latonia przyzwyczajona do tłumów ze
zdziwieniem dostrzegła zaledwie paru ludzi. Widziała wioskę w
oddali. Wybiegła z niej chmara dzieci i pędziła w ich kierunku.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 93

Domyśliła się więc, że pociąg zwykle się tu nie zatrzymuje i po
raz pierwszy od wyjazdu z koszar odezwała się do lorda.

– Dlaczego się tu zatrzymaliśmy?
– Powiem ci za parę minut odparł.
Chociaż była zaskoczona, to jednak nie chciała dalej pytać,

zwłaszcza że do salonu wszedł służący, który przyniósł szklanki z
sokiem owocowym i papaję w plasterkach. Latonia popijała sok,
zastanawiając się, co się dzieje, ale ponieważ lord Branscombe
nadal czytał gazety, nie pytała o nic więcej.

Minęło dwadzieścia minut, nim pojawił się adiutant.
– Wszystko gotowe, lord sahib – powiedział cicho.
Lord wstał i zwrócił się do dziewczyny.
– Idziemy, Latonio.
Szczególny ton jego głosu sprawił, że zaczęła się bać.
Wyszli na peron. Obok stał prosty wóz, jakże różny od

powozów, którymi podróżowali do tej pory. Zaprzężono do niego
młodego konia i gdy oboje zajęli miejsca na twardych siedzeniach.
Wierzchowiec raźno ruszył do przodu. Chmara dzieci biegła przy
nich piaszczystą drogą, pokrzykiwały wyciągając ręce i domagając
się bakszyszu. W tej sytuacji zaniepokojona Latonia nie mogła
zadawać pytań, a poza tym czuła, że lord nie zamierza z nią
rozmawiać.

Szybko zostawili dzieci z tyłu, wyjechali poza wieś, gdzie

ujrzała skromny budynek z blaszanym dachem. Nim zobaczyła
krzyż na drzwiach, już wiedziała, że to kościół. Gdy pojazd
przystawał u wejścia, Latonia zwróciła się do lorda.

– Nie wolno nam tego robić. To nie jest dobre! Proszę! –

błagała gorączkowo.

– To jedyne, co możemy zrobić – odparł stanowczo.
Chciała go zaklinać na wszystkie świętości, ale w tym

momencie wóz się zatrzymał przy drzwiach i pojawił się w nich
mężczyzna. Był wysoki i wymizerowany, ubrany w czarną
sutannę, Latonia pomyślała, że to misjonarz.

Lord wysiadł z wozu i podał rękę kapłanowi.
– Panie Combe, pański służący mi przekazał, że chce się pan

background image

Barbara Cartland

Strona nr 94

ożenić – zwrócił się do niego misjonarz.

– Tak, to prawda, a oto moja przyszła żona, panna Hythe.
Kapłan podał dłoń Latonii i pierwszy wszedł do kościoła.
Wystrój budynku był surowy i Latonia uznała, że jest to

świątynia prezbiteriańska, bo na ścianach nie wisiały obrazy, a na
ołtarzu brakowało świec czy kwiatów.

Misjonarz, wcześniej uprzedzony, że wszystkim zależy na

czasie, natychmiast ujął modlitewnik i gdy Latonia z lordem
Branscombe’em stanęli przed ołtarzem, rozpoczął ceremonię
zaślubin.

Przez resztę dnia pociąg jechał dalej na północ, a Latonia czuła

się jak we śnie. Zupełnie nie mogła uwierzyć, że wyszła za mąż.
Ślub odbył się w tak dziwny i skromny sposób, żadne z nich nie
przypominało nowożeńca.

Jedynym rzeczywistym dowodem był prosty. złoty sygnet

lśniący na jej lewej dłoni – ponieważ lord nosił go na małym
palcu, więc sygnet był prawie dobry na Latonię. Taki niewielki
przedmiot, a oznaczał ciężki łańcuch, który przykuwał ją do tego
mężczyzny na resztę życia.

Jak to możliwe, że wyszła za mąż? Jak to możliwe, że stała się

żoną człowieka, który nią gardził i jej nienawidził, bo do ślubu
zmusiło go oszustwo zaplanowane przez nią i Toni? Cóż mam
zrobić? – pytała siebie w desperacji, ale nie potrafiła
odpowiedzieć na te pytania.

Chciała dowiedzieć się, dokąd jadą, ale zbyt się bała i tylko w

milczeniu patrzyła na ciągnącą się bez końca równinę. Zdawało
się jej, że ten pejzaż symbolizuje pustą, ponurą przyszłość.

Na miejsce dotarli późnym popołudniem, gdy upał nieco zelżał.

Bardzo szybko przesiedli się na konie i jechali przez miasto, gdzie
zobaczyła na bazarze znajome kolorowe stosy owoców, warzyw i
zboża, nieprzebrany, rozkrzyczany tłum, który rozstępował się
przed powolnie kroczącymi świętymi bykami należącymi do boga
Siwy. Latonia w przelocie dostrzegła stragany ze szklanymi
paciorkami i sari w jaskrawych odcieniach czerwieni, błękitu,

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 95

zieleni i złota. Szybko znaleźli się za miastem i stanęli przed
pałacem, którego wieżyczki lśniły w słońcu, a ramom
zakratowanych okien przydałoby się trochę świeżej farby

Jak zwykle powitał ich orszak dworzan. Weszli do sali

tronowej. Radża, mężczyzna w średnim wieku, zrobił na Latonii
nieprzyjemne wrażenie, wyglądał na niezadowolonego z ich
wizyty. Oczywiście był bardzo uprzejmy, ale pod maską
grzeczności dziewczyna wyczuwała surową, może nawet
przebiegłą naturę. Zastanawiała się, czy lord Branscombe odniósł
podobne wrażenie. Jak było do przewidzenia, z rewerencjami
zwrócił się do radży, witając go w imieniu wicekróla i obsypując
niezbędnymi na Wchodzie komplementami.

I po raz pierwszy Latonia została oficjalnie przedstawiona jako

jego żona.

– Nie wiedziałem, że Jego Lordowska Mość jest żonaty –

powiedział radża niezłą angielszczyzną.

– Niedawno przybyłem z Anglii i mało ludzi wie, że podróżuję

z małżonką – wyjaśnił lord.

– Za zaszczyt więc sobie poczytuję, że będę jednym z

pierwszych gospodarzy drogiej lady w Indiach. Musimy uczcić to
radosne wydarzenie. Mam nadzieję, że lady Branscombe
spodobają się nasze narodowe tańce.

– Z prawdziwą radością je obejrzymy odparł lord, nim Latonia

zdołała otworzyć usta.

Dom dla nich przeznaczony wyglądał jak poprzednie, w

których się zatrzymywali, i Latonia była pewna, że w tłumie
służby znalazły się osoby znające angielski, które przekażą radży
treść ich rozmów.

Ponieważ gospodarz był muzułmaninem, więc mogli zjeść

kolację w jego towarzystwie – poprzedni radżowie wyznawali
hindu, więc goście zasiadali do posiłków we własnym gronie.

Latonia ubrała się w jedną ze swoich najpiękniejszych sukni,

uważając, że mimo niechęci lorda Branscombe’a musi wystąpić
godnie i odpowiednio do pozycji społecznej. Wprawdzie powinna
nosić biżuterię, ale niczego nie założyła na szyję, tylko na palcu

background image

Barbara Cartland

Strona nr 96

połyskiwał złoty sygnet. Ponieważ bardzo się denerwowała, więc
dłużej niż zwykle trwało, staranniejsze ułożenie włosów.

Kiedy wreszcie wkroczyła do salonu, lord Branscombe już na

nią czekał i po wyrazie jego twarzy odgadła, że się spóźniła.

– Przepraszam... – zaczęła, ale on tylko niecierpliwym krokiem

podążył w stronę drzwi. Więc poszła za nim do czekającego już
powozu.

W milczeniu pokonali krótką drogę do pałacu. Choć zabrało im

to zaledwie parę minut, Latonia zaczęła się zastanawiać, jak
wytrzyma całe życie u boku męża równie niedostępnego, jak
śnieżne szczyty Himalajów.

W pałacu powitano ich ceremonialnie, Latonia znała już tę

procedurę. Strój radży skrzył się od klejnotów i Latonia poczuła,
że nie tylko w jego oczach lśnił szatański błysk, ale również w
szmaragdach oraz rubinach zdobiących turban. Masz bujną
wyobraźnię, powiedziała do siebie. Sądziła, że z całą pewnością
dworzanie żywią wobec nich nieprzyjazne uczucia. Choć na ich
twarzach gościły uśmiechy, to w oczach czaiła się groźba. Tutaj
dzieje się coś złego! – pomyślała. – Bardzo chciała się
dowiedzieć, czy lord podziela jej podejrzenia, ale rozmawiał
uprzejmie, swobodnie z radżą i nikogo nie mógł zaniepokoić jego
opanowany, cichy głos.

Latonia była zmęczona i pochłaniały ją własne problemy, z

trudem skupiała uwagę na tańcu kobiet. Zdawało się jej, że w
dźwiękach muzyki powtarza się jedno zdanie: „Wyszłam za mąż”.
Toni napisała w telegramie, że jest szczęśliwa do szaleństwa, ona
nigdy nie będzie mogła tego o sobie powiedzieć.

Marzenie o tym, że kiedyś znajdzie i pokocha mężczyznę,

który będzie kochał ją tak, jak jej ojciec kochał matkę, prysło
niczym bańka mydlana. Jak mogłam być tak naiwna i nie zdawać
sobie sprawy z konsekwencji naszego planu? – pytała samą siebie.
Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczała, że obmyślona
przez nie maskarada zakończy się ślubem. Sądziła, że lord
Branscombe wpadnie w złość. Latonia zostanie odesłana w
niełasce do domu, ale nigdy nie przeszło jej przez myśl, że ją

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 97

poślubi, by uniknąć nieprzyjemnego skandalu, który by wyrządził
krzywdę im obojgu.

Latonia z całą wyrazistością dostrzegła teraz swoją głupotę.

Indie wydawały się jej tak odległym krajem, że sądziła, iż po
powrocie do Anglii wszystkie wydarzenia mające miejsce na tym
dalekim kontynencie pójdą w niepamięć. Powinna była pamiętać,
że ludzie bacznie obserwują tak ważne osobistości jak lord
Branscombe, by móc o nich plotkować. Wreszcie, choć
niechętnie, przyznała przed samą sobą, że znalazł jedyne właściwe
wyjście z sytuacji. I przeprowadził swój plan bardzo przebiegłe.
Misjonarz mieszkający w tej małej wsi nie czyta gazet
drukowanych w Anglii czy w Indiach. Sprawiał wrażenie
człowieka całkowicie pochłoniętego zbawianiem dusz pogańskich
i nie darzył najmniejszym nawet zainteresowaniem poczynań
towarzystwa. Dla niego Kenrick Combe był zwyczajnym
Anglikiem i nie skojarzy go z przedstawicielem wicekróla. Lord
Branscombe wykazał niezwykłą mądrość, a ja jestem głupiutkim
stworzeniem, które zasłużyło w pełni na taką karę, stwierdziła
Latonia.

Przez cały wieczór myślała o sobie z pogardą i gdy wracali do

wyznaczonej im kwatery, zastanawiała się, czy powinna wyznać
lordowi, jak jej przykro. Ale gdy weszli do salonu, już tam na nich
czekał służący, by sprawdzić, czy im czegoś nie trzeba. Zanim
wyszedł z pokoju, lord powiedział:

– Dobranoc, Latonio. Mam nadzieję, że się wyśpisz. – Mówiąc

to opuścił salon.

Latonia zauważyła, że jej sypialnia jest tuż obok, ale równie

dobrze mógłby ich dzielić cały świat, nie jedna ściana, tak byli
sobie dalecy i obcy.

Rozbierając się dostrzegła drzwi łączące ich pokoje. Wcześniej

nie zwróciła na nie uwagi, bo zakrywała je zasłona ze szklanych
paciorków. Słyszała, jak po drugiej stronie rusza się cicho lord
Branscombe.

Usiadła przy toaletce i patrząc w lustro zadumała się nad tym,

co też by powiedziała matka, wiedząc, że jej córka spędza, noc

background image

Barbara Cartland

Strona nr 98

poślubną nie tylko samotnie, ale pogardzana przez męża. Matka
często wspominała, jak była szczęśliwa w czasie miesiąca
miodowego. „Nigdy w życiu nie spotkałam mężczyzny bardziej
przystojnego i pociągającego od twojego ojca”, powiedziała
kiedyś Latonii. „I gdy go poślubiłam, zdawało mi się, że razem
trafiliśmy do raju i w całym wszechświecie nie ma nikogo poza
nami”.

Też bym chciała coś takiego poczuć, Latonia zwróciła się do

swojego odbicia w lustrze. Przez własną głupotę zaprzepaściła
szanse na takie szczęście.

Nie mogła zasnąć, więc leżała na łóżku, słuchając cichych

dźwięków dobiegających zza okna. Zdawało jej się, że rozpoznaje
skrzypienie korby przy studni, szczekanie psów w oddali, płacz
dziecka i słyszy, jak stary mężczyzna, zapewne strażnik, chrząka i
kaszle. Wokoło roznosiła się woń kwitnących drzew pomarańczy i
krzewów jaśminu, zapach ciepłego piasku i nagrzanych słońcem
kamieni.

Gdybym się zakochała, to najbardziej chciałabym przyjechać z

narzeczonym do Indii, pomyślała.

Minęły dwie godziny, a ona nadal przewracała się bezsennie na

łóżku, było jej gorąco, koszula nocna aż się lepiła do ciała.
Postanowiła opłukać się w łazience sąsiadującej z sypialnią.
Wprawdzie chłodna woda już się pewnie zagrzała, ale może
poprawi samopoczucie. Latonia wstała z łóżka i otworzyła drzwi,
gdy wtem usłyszała szept, który niósł się dziwnym echem.

Zamarła bez ruchu z dłonią na klamce, po plecach przeleciał jej

dreszcz strachu. Zdała sobie sprawę, że głos mówi w urdu, a
dobiega wprost z szerokiej rynny doprowadzającej wodę do
wanny i stąd brało się to dziwne echo. Słyszała ten dźwięk w
pierwszej kwaterze, gdzie się zatrzymali na początku podróży, i
bardzo się przeraziła, choć działo się to w biały dzien.

Teraz zaś ktoś mówił stojąc na zewnątrz przy ścianie, za którą

była łazienka i nie wiedział, że głos niesie się po rynnie. Latonia
zdołała wychwycić i zrozumieć pojedyncze wyrazy.

– On umrze!

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 99

– Ale czy to mądre? – zapytał drugi głos.
– Konieczne. Jeśli lord sahib odkryje, co my tu chowamy...

kłopoty, wielkie kłopoty.

– Wielkie kłopoty, jak lord sahib umrze!
– Nie, datura to nie strzelba albo nóż. Podaj daturę lordowi

przy śniadaniu, to umrze w pociągu.

– Świetny pomysł.
Latonia wstrzymała oddech i bardzo powoli, na palcach wróciła

do sypialni.

Wtem uświadomiła sobie, co to jest datura i jak zamierzają

zabić lorda Branscombe’a. Ogarnęło ją przerażenie.

Na statku w wielu książkach czytała o krzewie, który rośnie

dziko w wielu częściach Indii, ma piękne, podobne do lilii kwiaty
o słodkim zapachu. Nasiona, brązowe i zielone kuleczki,
nazywano „jabłkami śmierci”. Były bardzo skuteczną trucizną
używaną od wieków, by się pozbyć niechcianych mężów,
zbędnych żon czy podstarzałych krewnych. W jednej z książek
dokładnie wyjaśniono, że to najbardziej pospolita z trucizn;
śmiertelna, jeśli się ją zetrze na proszek i doda do jedzenia. A
dawka zależy od tego, w jaki sposób się zjadło daturę – jeśli ofiara
połknęła ją szybko, to nawet niewielka ilość wystarczy do otrucia.

Pomyślała, że musi natychmiast ostrzec lorda i ruszyła szybko

w stronę drzwi łączących ich pokoje, gdy wtem znów coś
usłyszała. Był to bardzo cichy ruch, tak cichy, że zapewne by go
zignorowała, gdyby nie nasłuchiwała tak uważnie. To poruszył się
ktoś ze służby śpiącej na korytarzu tuż przy jej drzwiach.

W Indiach do tradycji należało chronienie szczególnie

dostojnych gości, ale Latonia zrozumiała, że w tej sytuacji służba
im zagraża. Będą słyszeli każde jej słowo, a to znacznie utrudni
ostrzeżenie lorda.

Wzdłuż sypialni ciągnęła się szeroka weranda, na której bez

wątpienia również spala służba. Ale ci nie będą słyszeli tak dobrze
jak leżący przy wypaczonych od gorąca drzwiach.

Stała bezradna, czuła się tak, jakby zewsząd otaczali ją

wrogowie, którzy owinęli się wokół nich niczym jadowity wąż

background image

Barbara Cartland

Strona nr 100

wokół ofiary. Mogła poczekać do rana i przed śniadaniem
zaproponować lordowi, żeby wyszli do ogrodu podziwiać piękne
kwiaty. Wtedy mogliby porozmawiać bez obawy, że zostaną
podsłuchani. Ale jeśli truciciel zaatakuje przed śniadaniem? –
zapytała samą siebie. W wielu częściach Indii biali panowie
wprowadzili zwyczaj, że przy budzeniu podawano im herbatę i
kromki chleba z masłem. I taka niewinnie wyglądająca kromka
może zabić lorda, nim Latonia zdoła go przestrzec. Muszę mu
powiedzieć teraz! Natychmiast! – postanowiła. Wiedziała, że nie
zaśnie, póki mu nie przekaże treści podsłuchanej rozmowy.

Ruszyła ku drzwiom z wahaniem, bo bała się i ogarnęła ją

nieśmiałość. Wsunęła dłoń między sznurki paciorków i wymacała
klamkę. Zmartwiała na myśl, że drzwi mogą być zamknięte na
klucz, ale na szczęście klamka ustąpiła pod naciskiem i Latonia
weszła do sypialni lorda Branscombe’a.

Pokój był duży, z werandy płynęła wąska smuga światła od

płonącej tam cały czas lampy. Dzięki jej światłu Latonia
dostrzegła zarys łóżka. Wisiała nad nim moskitiera, której nie
zaciągnięto. Latonia stała bez ruchu, i zastanawiała się, co
powinna uczynić.

Na palcach ruszyła w stronę posłania, stąpając bezszelestnie po

matach, którymi wysłano drewnianą podłogę. Stanęła z boku
łóżka, gdy lord przebudził się raptownie, jak na mężczyznę
przyzwyczajonego do niebezpieczeństwa przystało. Poruszył się
lekko, otworzył oczy i dostrzegł sylwetkę rysującą się słabo w
świetle płynącym z okna.

– Co się dzieje? Kto to? – zapytał. Po czym zakrzyknął –

Latonia! W jego głosie brzmiało niekłamane zdumienie.

Służba za drzwiami na pewno podsłuchiwała, więc Latonia

odezwała się głośno, tak by ją dobrze słyszano.

– Zapomniałeś przyjść powiedzieć mi dobranoc, a tak

czekałam. – Wyczuła, że wpatruje się w nią zaskoczony, dodała
więc szybko: – Przyszłabym wcześniej, ale usnęłam.

Lord milczał, a Latonia pomyślała z rozpaczą, że nigdy nie

zdoła mu wytłumaczyć, o co chodzi. Wiedziała, że jeśli się jej nie

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 101

powiedzie, to on umrze. Wtem jakby usłyszała wewnętrzny głos
podpowiadający jej, co zrobić, i nie zastanawiając się nawet
chwilę, postąpiła krok do przodu i przysiadła obok lorda.
Natychmiast poczuła, jak cały zesztywniał, ale tylko jedno miało
dla niego znaczenie: ostrzec go o spisku na jego życie. Złożyła
głowę na poduszce i przysunęła usta do jego ucha.

– Muszę ci coś powiedzieć – wyszeptała.
Mówiła tak cicho, że ledwie samą siebie słyszała, ale lord

widać zrozumiał, o co chodzi, bo odezwał się głośno:

– Cieszę się, że do mnie przyszłaś. Sądziłem, że śpisz, mamy

za sobą długi, męczący dzień.

– Strzeż się! Oni chcą cię zabić – powiedziała cicho.
– Skąd wiesz? – zapytał.
– Usłyszałam. jak dwóch mężczyzn rozmawiało przy rynnie.
– Nie wolno ci się przemęczać – głośno rzucił lord. –

Obawiałem się, że po całym dniu w podróży źle zniesiesz
wieczorne przyjęcie.

– Czuję się dobrze.
– W jaki sposób chcą mnie zabić?
– Użyją datury – odparła Latonia. – Podadzą ją albo w

śniadaniu, albo może wcześniej z herbatą. Proszę, uważaj na
siebie!

– Będę uważał – szepnął i dodał głośno. – Jutro czeka nas

znów długa podróż, więc teraz wracaj do łóżka. Mam nadzieję, że
cię nie obudzę, kiedy wcześniej wstanę.

– Będę spała jak suseł. – zniżyła głos i spytała: – A jeśli

spróbują innego sposobu? Błagam, zostań tutaj aż do odjazdu. – z
przejęcia nieco podniosła głos, ale natychmiast się opanowała i
dorzuciła ciszej: – ktoś podsłuchuje pod drzwiami...

– Wiem, nie mogę sprawić mu zawodu – odparł.
Uniósł głowę i jego usta spoczęły na jej wargach.
W pierwszej chwili Latonię ogarnęło niezmierne zdumienie.

Czuła twardy ucisk jego warg, które stopniowo miękły. Jego
pocałunki stawały się coraz bardziej zniewalające, a równocześnie
zaborcze. Wprawdzie po raz pierwszy w życiu ktoś ją całował, ale

background image

Barbara Cartland

Strona nr 102

tak właśnie wyobrażała sobie pocałunki: rozbudzające
namiętność. Jego usta miały w sobie dziwne ciepło, które
przenikając ciało Latonii zmieniło się w rzekę płomienia
ogarniającego jej piersi, szyję, usta. Nigdy wcześniej nie
doświadczyła tak wspaniałych uczuć. Odpowiedziała na nie całą
sobą, czując, że zawsze na to czekała i za tym tęskniła.

To jest miłość, uświadomiła sobie nagle.
Pokochała mężczyznę, który w ciągu minionych tygodni

wszedł tak mocno w jej życie, że wypełnił wszystkie myśli, od
pierwszej chwili po obudzeniu aż po późną noc. Najpierw się go
obawiała, później nienawidziła, w końcu nieoczekiwanie
pokochała. I właśnie to uczucie sprawiło, że teraz gdy poznała
smak jego pocałunków, ogarnęła ją ciemność opromieniona
blaskiem gwiazd i Latonia odniosła wrażenie, iż unosi się w
przestworza.

Nigdy w życiu nie pragnęła niczego równie gorąco, jak w tej

chwili jego bliskości, ale niespodziewanie poczuła, że się od niej
odsunął.

– Wracaj do łóżka, Latonio – odezwał się nieswoim głosem. –

Dziś już za późno na miłość. Ale cieszę się, że do mnie przyszłaś.
– Mówiąc to położył głowę na poduszce i odwrócił się plecami do
dziewczyny.

Odesłał ją do sypialni! Latonia z wyżyn podniebnych została

zepchnięta w ciemne doliny. Przez chwilę nie mogła się ruszyć i
powrócić do twardej rzeczywistości, trudno przecież opuścić raj.
Zrozpaczona, pomyślała, że on tylko grał przed służbą
podsłuchującą w korytarzu.

Latonia wysunęła się powoli z łóżka, jakby obawiając się, że

nogi odmówią jej posłuszeństwa. Chciała jeszcze raz błagać lorda
Branscombe’a, by zachował ostrożność. Przecież nie może
umrzeć teraz, gdy jej uświadomił, co to znaczy żyć naprawdę.
Wtem niczym miecz przeszywający serce uderzyła ją myśl, że on
nie podziela jej uczuć. Między nimi nic się nie zmieniło: nadal jej
nienawidzi i nią pogardza, a te cuda, których dokonywały jego
usta, nic nie znaczą.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 103

Latonia, niczym w nocnym koszmarze, ruszyła do drzwi.

Dopiero stojąc w progu odwróciła się, by spojrzeć za siebie. Nie
widziała zbyt dobrze w ciemnościach, ale zdawało się jej, że lord
leży tak, jak go zostawiła nawet na nią nie spojrzał.

– Dobranoc – wyszeptała.
Nic nie odpowiedział i tylko paciorki zadźwięczały w zasłonie,

gdy Latonia wracała do swojej sypialni.

Leżąc w łóżku, Latonia długo patrzyła na drzwi dzielące ją od

mężczyzny, którego nazwisko nosiła. Pragnęła tylko jednego:
wrócić do niego, położyć się przy nim i prosić, by ją dalej całował.
Jakże mogłaby uczynić coś tak straszliwie nieskromnego! A może
lord by jej nie odmówił, skoro służący podsłuchiwał? Wewnętrzny
głos powtarzał jej, że to może być ostatnia szansa. Gdy pozostaną
sami będą siedzieć w milczeniu, tak jak to było po ślubie.

Czuła, że lord nie potrafi się zdobyć na czułość, rozgniewany,

wręcz rozwścieczony na myśl, że podstępem został zmuszony do
poślubienia kobiety, której by nie pojął za żonę za żadne skarby
świata.

Nie, bardziej by się bronił przed Toni, Latonia pozwoliła sobie

na ironię, wiedząc, że lord uważa bratanicę za jeszcze gorszą
kandydatkę na żonę. Doprawdy, trafił z deszczu pod rynnę! Obie
zachowały się w karygodny sposób, obie były tak
nieodpowiedzialne że konsekwencje ich spisku zdają się
obejmować coraz szerszy krąg ludzi.

Och gdyby tylko...; pomyślała Latonia. Przecież w końcu Toni

była bezpieczna. Toni poślubiła mężczyznę, którego kochała.
Toni... Wtem urwał się tok jej myśli. Uświadomiła sobie, że i ona
poślubiła mężczyznę, którego kocha. Jedyną różnicę stanowił fakt,
że on nie kochał jej.

Czyż mogła podejrzewać, że zakocha się w lordzie

Branscombie, nie bacząc na jego uczucia? Pocałunki nie tylko
uświadomiły jej, że jest zakochana, ale również ujawniły moc
uczucia, jakiego sobie nigdy nawet nie wyobrażała. Zamknęła
oczy, by znów poczuć niezwykłe ciepło rozchodzące się po ciele

background image

Barbara Cartland

Strona nr 104

niczym płomień.

Nic dziwnego, że Hindusi oddają cześć bóstwu miłości i

śpiewają pieśni na jego cześć, pomyślała. Dla nich miłość jest
częścią życia, lecz lord, jak Latonia sądziła, nie traktuje porywów
serca z taką powagą.

Kocham go! – szepnęła w ciemność. Co mam począć? Jak

sprawić, by mnie pokochał? Czy potrafię obudzić w nim ekstazę i
szał zmysłów, które mi ofiarował?

Ubiegłej nocy płakała w poduszkę zrozpaczona i załamana, bo

sądziła, że się na nią rozgniewał, dowiedziawszy o jej oszustwie.
Ale dziś łzy popłynęły z innej przyczyny. Chciała, by Branscombe
jej ufał, podziwiał ją a przede wszystkim kochał.

Pociągała ją nie tylko jego aparycja, choć Latonia musiała

przyznać, że lord prezentował się imponująco, ale również
otaczająca go aura siły i władzy oraz coś, co trudno byłoby
znaleźć w pałacu radży: honor, dobro, sprawiedliwość. A przede
wszystkim szlachetność. Zdesperowana, pomyślała, że dla tak
wartościowego mężczyzny jej oszustwo musiało być czymś
strasznym.

– On mnie nigdy nie pokocha powiedziała do siebie. – Przez

resztę naszego wspólnego życia będzie mną tylko pogardzał.

I znów z jej oczu popłynęły łzy, bolesne i krwawe bo

opłakiwała to, czego nigdy nie otrzyma: miłość.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 105

Rozdział 7

Latonia leżała bezsennie, snując smutne myśli. Raptownie

wzeszło słońce, zalewając snopem promieni sufit pokoju. Później
całe wnętrze wypełnił złoty blask. Usłyszała głosy w sąsiednim
pokoju i wiedziała, że lord już wstał. Chciała krzyczeć z bólu,
który ją ogarnął na myśl, że Branscombe tak niepotrzebnie się
naraża. Dlaczego tak nierozsądnie wystawia się na grożące mu
niebezpieczeństwo, mimo że wczoraj go ostrzegła? W
podsłuchanej rozmowie mężczyźni wspominali o truciźnie, ale
może do tej pory radża i spiskowcy wymyślili inne sposoby
zamordowania lorda.

Zrozpaczona, doskonale wiedziała, że wszelkie jej błagania

tylko by utwierdziły lorda w postanowieniu, iż powinien
zachowywać się normalnie, iść na wcześniej umówione spotkania,
a przede wszystkim nie okazywać lęku.

Napięta ze zdenerwowania niczym struna, nasłuchiwała, jak

Branscombe chodzi po pokoju, potem kieruje się w dół korytarza.
Od tej chwili pozostało jej tylko jedno: czekanie na jego powrót.
Była tak przerażona, że niemal się spodziewała huku wystrzału
albo krzyku człowieka ugodzonego nożem, ale dobiegał ją śpiew
ptaków i zwykłe odgłosy świata budzącego się do nowego dnia.
Słyszała w oddali wysokie, kobiece głosy, śmiech dzieci i brzęk
naczyń. Te dźwięki przygnębiały ją tym bardziej, że były tak
normalne i znane, a gdzieś w pobliżu znajdował się człowiek
skazany na śmierć, bo tak postanowili jego wrogowie. Mogła
jedynie modlić się o jego ocalenie, modlić się tak gorąco, jak

background image

Barbara Cartland

Strona nr 106

nigdy w życiu.

Boże mój, tak bardzo cię proszę.... powtarzała uparcie i

zdawało się jej, że modlitwa zmienia się w odwieczne błaganie o
miłosierdzie i pomoc, błaganie bez końca i początku. Spędziła na
tych gorących prośbach przynajmniej godzinę, nim sobie
przypomniała słowa lorda, że dziś wyjeżdżają. Wstała z łóżka i
udała się do łazienki. Myjąc się, usłyszała, że ktoś wchodzi do
pokoju.

Wiedziała, że zastanie przy łóżku tacę z herbatą i zastanawiała

się, czy pożywienie będzie zatrute, czy wrogowie podadzą jej na
śniadanie to samo, co lordowi Branscombe’owi. Wtedy przyszło
jej do głowy, że Hindusi zaliczają kobiety do niższej kategorii,
dlatego jej życie lub śmierć nie ma dla nich najmniejszego
znaczenia. Ich celem był lord i w niego wymierzą swój atak.
Umyła się szybko i patrząc na rynnę z wodą, myślała, jak to
dobrze, że wczoraj udało się jej podsłuchać rozmowę.
Przynajmniej na jakiś czas ochroniło to życie lorda. Ale na myśl, o
tym, że teraz świadomie wystawił się na niebezpieczeństwo, aż
pobiegła do sypialni i ubrała się w okamgnieniu. Wcześniej
postanowiła czekać w swoim pokoju na jego powrót, ale nie
potrafiła usiedzieć spokojnie na miejscu. Ruszyła zwykłym,
spokojnym krokiem, choć najchętniej pobiegłaby korytarzem na
werandę.

Tak jak się tego spodziewała, nakryto już do śniadania w części

z widokiem na ogród. Wszystko było jak zawsze: starannie
ułożone naczynia, niedokładnie wyprasowane serwetki, źle
wyczyszczone srebra. Pomyślała, że może sobie wszystko tylko
wyobraziła? Jak w takim niewinnym posiłku może się kryć
trucizna?

W tym momencie z domu wyszedł służący w kolorowym

turbanie i czystym. Białym dhoti. Niósł wyplatany koszyczek, a w
nim świeżo upieczone chipatti – chleby z nie kwaszonej mąki,
tradycyjne danie hinduskie. Postawił koszyk na stole i instynkt
podpowiedział Latonii, że to właśnie ten chleb jest zatruty, a
służący doskonale o tym wie. Zacisnęła kurczowo dłonie, żeby

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 107

powstrzymać okrzyk przerażenia i zgrozy. Przecież lord
Branscombe był gościem radży i święte prawa wschodniej
gościnności zapewniały mu bezpieczeństwo w domu gospodarza,
któremu zaufa!

Podeszła do skraju werandy i oparła się o balustradę, żeby

popatrzeć na ogród wielobarwnych kwiatów, choć trawnik mimo
stałego podlewania wysechł. Na tle błękitnego nieba wznosiły się
przepięknie strzeliste sylwetki drzew pokrytych kwieciem. Ale
Latonia widziała tylko ciemność, zdradę oraz szatańskie zło, które
czuła wokół od chwili przekroczenia progów pałacu.

Niemal podskoczyła, gdy za jej plecami rozległ się głos.
– Lady memsahib czeka na lorda sahiba? – spytał służący.
Dopiero po chwili pojęła jego słowa i miała ochotę

odpowiedzieć, że nie chce umrzeć wcześniej, niż to jej
przeznaczone. Ale wiedziała, że wzbudzi tym podejrzenia
spiskujących na życie lorda Branscombe, a, którzy i tak znajdą
jakiś sposób by go uśmiercić. Dlatego pokręciła tylko głową i
odparła pozornie spokojnym głosem:

– Tak, poczekam na lorda sahiba.
Służący skłonił się i odszedł.
A Latonia czekała wytrwałe. Chyba jeszcze nigdy w jej życiu

czas nie płynął tak wolno.

Gdy właśnie zaczęła ogarniać ją trwoga, że najgorsze

przeczucia się spełniły i lord rzeczywiście padł ofiarą zamachu,
ujrzała go na ścieżce wiodącej do domu i po chwili już stał na
werandzie.

Odwróciła się gwałtownie i wydała okrzyk radości.
– Przepraszam. jeśli się spóźniłem – powiedział tak normalnym

tonem, że wszystkie pytania zamarły jej na ustach. Nie powinnaś
była na mnie czekać – dorzucił podchodząc do stołu.

Latonia zrozumiała, że Branscombe oczekuje od niej podjęcia

gry ruszyła więc za nim i wypowiedziała pierwsze słowa, które jej
przyszły do głowy.

– Przyglądałam się... ptakom.
Dopiero mówiąc to, zdała sobie sprawę, że na gałęziach drzew

background image

Barbara Cartland

Strona nr 108

i trawniku siedzi stadko oswojonych ptaków. Inne, wiedząc, że
Hindusi nie zrobią im krzywdy, przysiadły na balustradzie i
czekały na okruszyny ze stołu.

– Och, rzeczywiście, ptaki powiedział lord z namysłem, jakby

również dopiero je zauważył. Urwał na chwilę, po czym wolno, z
naciskiem dodał: Może i one są głodne?

Wyjął z koszyka chipatti i urwawszy kawałek, cisnął go w

stronę wron szukających robaków w wyschniętej trawie. Jeden z
ptaków, szybszy niż inne, porwał okruch i odfrunął na drzewo. Już
prawie doleciał do konaru, na którym siedziało całe stado, gdy
wtem skrzydła odmówiły mu posłuszeństwa i spadł na ziemię.
Uniósł łepek, po czym wyprężył się i zdechł, żałosna kupka
pierza.

Latonia wydała zduszony okrzyk, ale lord Branscombe zdawał

się nie zwracać na nią uwagi. Oderwał kolejny kawałek chleba i
rzucił wysoko w powietrze. Tym razem wrona chwyciła go w
dziób w locie i szybko pofrunęła w stronę dachu. Od werandy
dzieliło ją zaledwie parę metrów, gdy łepek jej opadł, a skrzydła
wykonały kilka wolnych ruchów.

Lord bez słowa szykował się do następnej próby, lecz w tym

momencie z domu wyszedł adiutant.

– Powóz zajechał, lord sahib – zaanonsował.
Lord Branscombe ostrożnie włożył chleb do koszyka na stole.
– W takim razie powinniśmy już jechać zwrócił się do Latonii.

– Nie ma potrzeby zbyt długo zatrzymywać pociągu.

– Nie, oczywiście, że nie – odparła.
Zdziwiło ją brzmienie własnego głosu, z trudem oderwała

wzrok od wron leżących niczym czarne, nieruchome plamy na
zielonym trawniku.

Służący podał jej parasolkę, torebkę i rękawiczki, a gdy wsiedli

do czekającego przed domem powozu, zobaczyła na
przeciwległym siedzeniu swoją małą skórzaną walizeczkę na
kosmetyki i biżuterię. Wiedziała, że lord polecił, by reszta bagaży
jechała ze służbą w drugim powozie.

Nikt nie wyszedł ich pożegnać i była pewna, że wyjazd nastąpił

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 109

wcześniej, niż to zostało zaplanowane. Gdy mijali pałac, lord
Branscombe nawet na niego nie spojrzał, a gdy przemierzali
miasto, Latonię ogarnął paraliżujący lęk niczym lodowaty uścisk
węża.

Radża na pewno zostanie powiadomiony, dlaczego lord skrócił

swój pobyt, i Latonia czuła przez skórę, że jadąc ulicami i obok
bazaru wystawiają się na atak. Stragany z jedwabiem, gdzie
wysoko spiętrzono bele kolorowych materiałów, nie wydawały się
jej piękne, lecz przerażające, a stosy owoców, warzyw i zbóż nie
malownicze, lecz złowieszcze. Nawet leniwe święte byki
zjadające jarzyny ze straganów wyglądały groźnie. Każda
wzniesiona dłoń zdawała się dzierżyć sztylet, każdy trzask był
wystrzałem z broni. Po raz pierwszy od przyjazdu do Indii
nienawidziła tubylców, których wcześniej tak pokochała, a
uśmiechnięte dzieci jakby szydziły z jej bezradności. Zacisnęła
kurczowo dłonie, by powstrzymać okrzyk strachu.

Wyjechali za miasta na otwartą przestrzeń. Latonia rozglądała

się, czy za skałami nie kryje się prześladowca ze strzelbą, a wśród
liści drzew nie chowa się zamachowiec. Jechali przecież wolno
otwartym powozem, konie ciągnęły równo, rytmicznie, uprząż
pobrzękiwała niczym muzyka, słońce opromieniało wszystko
złotym blaskiem i jeden dobrze wymierzony strzał wyszkolonego
strzelca mógł śmiertelnie ugodzić lorda Branscombe’a.

Widziała w oddali budynki stacji. Jeszcze w ciągu paru

najbliższych minut mógł dosięgnąć lorda cios zadany z polecenia
radży. W pociągu będą bezpieczni i Latonia chciała błagać męża,
żeby schował się pod siedzeniem powozu, ale wiedziała, że
pozostanie głuchy na jej prośby i będzie nią jeszcze bardziej
gardził za tchórzostwo.

Czekała przerażona na huk wystrzału, ze strachu aż wstrzymała

oddech i zamknęła oczy. Niemal skamieniała. Boże mój, tak
bardzo Cię proszę... – powtarzała. Błagam... Poczuła, że powóz
się zatrzymał. Otworzyła oczy. Przybyli na stację.

Nie mogła uwierzyć, że cało dotarli na miejsce, a z nadmiaru

wzruszenia zrobiło się jej słabo. W reszcie ogromnym wysiłkiem

background image

Barbara Cartland

Strona nr 110

woli, pokonując opór ciała, zrobiła kilka kroków po stopniach
powozu, przez peron i weszła do wagonu.

W pociągu nic im nie groziło.
Spojrzała do tyłu, na lorda Branscombe’a.
– Ruszamy natychmiast! – polecił zawiadowcy.
Zatrzaśnięto drzwi, rozległy się gwizdki i gdy koła potoczyły

się po szynach, pod Latonią ugięły się nogi. Wyciągnęła rękę, by
się czegoś chwycić, ale w tym momencie ogarnęła ją ciemność.

Czuła, że ktoś ją obejmuje, unosi, pomyślała, że to musi być

lord, i z głębi serca westchnęła: „Nic mu nie grozi!”

W chwilę później lord Branscombe złożył ją na łóżku w

przedziale sypialnym, zdjął jej kapelusz, buty, ale Latonia nie była
w stanie otworzyć oczu.

Choć ją nieco zdziwiło, że tak się przejął jej stanem, nie

potrafiła myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, że nic mu nie
grozi i bezpiecznie dotarli na stację.

– Latonio, jesteś bardzo zmęczona – usłyszała jego głos. –

Powinnaś odespać wczorajszą noc. Mamy przed sobą długą
podróż. Już o nic nie musisz się martwić.

Próbowała otworzyć oczy, by na niego spojrzeć, ale nie zdołała

tego uczynić, przytuliła więc głowę do poduszki ruchem
przerażonego dziecka, które szuka pociechy. Lord wyszedł, cicho
zamykając za sobą drzwi.

Wycieńczona Latonia spała twardo i długo, a gdy się obudziła,

minęło już południe. Przypominając sobie słowa lorda, że mają
przed sobą długą podróż, rozebrała się i wróciła do łóżka. Już
prawie zasypiała, gdy służący przyniósł jej różne hinduskie
specjały: gorący ryż, bardzo ostro przyprawione curry z warzyw i
parę świeżo upieczonych chipatti.

Zjadła curry, ale na widok chleba natychmiast wróciło do niej

wspomnienie przedśmiertnych drgawek wron na trawniku. Po
jedzeniu poczuła się lepiej, choć nadal przygniatało ją wielkie
zmęczenie. Zasnęła kołysana stukotem kół pociągu, które zdawały
się powtarzać: „Nic mu nie grozi! Nic mu nie grozi!”.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 111

Wiele godzin później służący zapukał do jej drzwi, mówiąc, że

za pół godziny dojadą do stacji i powinna się ubrać w strój do
konnej jazdy. Zniknął, nim Latonia zdołała go zapytać, gdzie się
znajdują. Wtedy uświadomiła sobie, że to nie ma znaczenia.
Przecież byli daleko od radży, który chciał zamordować lorda
Branscombe’a, a następny gospodarz na pewno okaże się milszy.

Włożyła amazonkę, nie zwracając specjalnej uwagi na swój

wygląd. Odpoczęła i teraz marzyła o jednym: zobaczyć lorda i
zasypać go tysiącem pytań. Miała nadzieję, że porozmawiają, nim
pociąg zatrzyma się na stacji, ale gdy weszła do salonu, okazało
się, że zostało im zaledwie parę minut. Lord już na nią czekał,
zdjął paradny mundur i przebrał się w zwykły strój do konnej
jazdy. Białe bryczesy i cienką, doskonale skrojoną marynarkę.
Wyglądał niezwykle pociągająco, ale jego ubiór świadczył o tym,
że nie będą oficjalnie witani na peronie i Latonia zaczęła się
zastanawiać, czym ta prowincja różni się od poprzednich.

Przez chwilę wpatrywała się w niego wielkimi oczami, które

zdawały się wypełniać całą twarz, i z radością myślała, że on żyje,
a nie leży na ziemi martwy jak tamte wrony. Gdy spojrzał na nią,
serce zatańczyło jej w piersiach, chciała podbiec do niego,
dotknąć i upewnić się, że to nie sen, że on rzeczywiście jest żywy
i bezpieczny.

Ale tylko spuściła wzrok, a ciemne rzęsy rzucały cień na jej

blade policzki. Pociąg gwałtownie zahamował, chwyciła się
poręczy krzesła, by nie upaść.

– Mam nadzieję, że wystarczy ci sił na jazdę konną.
– Tak... oczywiście. Przespałam cały dzień. Aż się wstydzę

takiego lenistwa – odparła.

– Miałaś wszelkie powody, by się czuć zmęczoną. Żadne z nas

nie mogło spać zeszłej nocy.

Latonia nie zdążyła odpowiedzieć, bo drzwi przedziału się

otworzyły, na peronie już czekała służba. Zatrzymali się na bardzo
małej stacji, nawet mniejszej od tej, na której wysiedli, by się udać
do kościoła na ślub.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 112

Latonia z wahaniem zeszła po schodach na peron i aż zamarła z

zachwytu, bo na tle nieba piętrzyły się pokryte wiecznym
śniegiem szczyty Himalajów!

Zawsze marzyła, by je zobaczyć, a ponieważ dokładnie

odpowiadały jej wyobrażeniom, sądziła, ze śni. Wydawało się jej,
że są zrobione z czystego srebra, tak mocno lśniły przed jej
zdumionymi oczami. Nim zdołała się tym widokiem w pełni
upoić, nim zdołała wyrazić słowami zachwyt, już się znalazła
przed budynkiem stacji. Czekały tam dwa wierzchowce oraz jak
zwykle karawana zwierząt pociągowych i armia służących, którzy
się mieli zająć bagażem.

Lord Branscombe pomógł jej dosiąść konia i ruszyli. Nie

pytała, dokąd jadą, do szczęścia wystarczyło jej, że znajduje się
tam, gdzie zawsze się chciała znaleźć: u stóp Himalajów.

Gdy minęli ostatnie zabudowania wioski, otoczyły ich kwiaty

niczym z raju: białe, żółte, karminowe i błękitne. Przyciągały ku
sobie wzrok, ale Latonia ciągle patrzyła na góry, których
srebrzyste, lśniące piękno trudno było opisać słowami.

Przez dłuższy czas podążali w milczeniu ścieżką dość szeroką,

by mogli jechać strzemię w strzemię. Gdy droga się zwęziła, lord
wysunął się naprzód, wskazując drogę, a Latonia postępowała za
nim. Słońce nadal mocno przygrzewało, ale dziewczyna
wiedziała, że gdy nagle zapadnie zmrok, od gór napłynie
przenikliwe zimno. Czuła, jak gdzieś znika zmęczenie, ustępując
miejsca dziwnemu podnieceniu i z początku sądziła, że
spowodowała to radość z ujrzenia Himalajów. Lecz w końcu
musiała przyznać, że powodem jest lord Branscombe i nadzieja,
że jadą tam, gdzie będą sami, z dala od jego obowiązków.

Jechali coraz wyżej, szczyty gór przybrały odcień złoty i

różowy Wiedziała, że słońce niedługo zajdzie. Wtem ujrzała
parterowy dom, który lśnił czystą bielą na tle zbocza równie
mocno, jak śniegi na stokach ponad nim. Otaczające go kwiaty
urodą przewyższały nawet te, które widzieli wcześniej i gdy
podjechali bliżej, Latonia zobaczyła, jak w krzakach skryły się
dwa bażanty himalajskie, najpiękniejsze ptaki świata.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 113

Gdy zajechali przed dom, na ich spotkanie wybiegło troje

służących, dwóch mężczyzn i kobieta w średnim wieku, odziana
w sari. Wszyscy z uśmiechem i w ukłonach serdecznie witali lorda
Branscombe’a.

Za moment pojawili się inni służący, którzy zajęli się końmi, a

lord i Latonia po kilku stopniach weszli do domu.

Latonia nigdy wcześniej nie widziała tak pięknego wnętrza.

Ściany były białe, podłogę przykrywały regionalne dywany w
jaskrawych kolorach. Na stolikach królowały bukiety kwiatów, a
niskie, wygodne fotele zapraszały do odpoczynku.

Lord zwrócił się do służących w ich języku, a gdy Latonia

rozejrzała się dookoła, powiedział do mej:

– Robi się późno, pewnie masz ochotę na kąpiel. Gdy się tylko

przebierzesz, zaraz siądziemy do kolacji, bo jak wiem, mało jadłaś
w ciągu dnia.

Ogarnęła ją radość, bo jego słowa świadczyły, że troszczy się o

nią, o jej samopoczucie.

– Jak tu cudownie! – zawołała. – Proszę mi powiedzieć, czyj to

dom?

– Mój. Kupiłem go parę lat temu i zawsze tu przyjeżdżam na

wakacje.

– Jest bardzo piękny – stwierdziła Latonia. Odwróciła się

jednak, by przez okno popatrzeć na góry, które już nie były
złotoróżowe, lecz w zapadającym zmierzchu mieniły się
odcieniami liliowym i lawendowym.

– Wszystko ci opowiem później – odparł z uśmiechem.
Poszła więc za nim do sypialni, która była wyjątkowo duża jak

na tak mały dom. Znajdowało się w niej łóżko, które z wysoko
udrapowaną moskitierą, raczej zbędną o tej porze roku,
przypominało galeon sunący po morskich falach. W oknach
wisiały zasłony tak błękitne jak niebo, na tle którego po raz
pierwszy ujrzała zarys gór. Zdziwiona, zobaczyła w rogu
pomieszczenia kominek z płonącym ogniem.

Czekała na nią kobieta w czerwonym sari, rozpakowała już

część bagażu.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 114

– Kąpiel gotowa, lady sahib – powiedziała.
Kiedy Latonia zwróciła się do niej w urdu, ta zasypała ją

potokiem tak szybko płynących zdań, że dziewczyna zdołała z
trudem uchwycić ich sens.

Kąpiel w wodzie, która pachniała rozkosznie Latonia uznała, że

woń musi pochodzić z olejków kwiatów rosnących tu w takiej
obfitości – usunęła resztki zmęczenia. Podniecenie, które czuła od
chwili przebudzenia, owładnęło ją z taką siłą, że wibrowało w niej
niczym muzyka.

Po kąpieli zobaczyła, że do pokoju przyniesiono resztę bagaży,

a kobieta je rozpakowuje i układa w szafach wszystkie śliczne
suknie, dar Toni.

Latonia ubierając się spojrzała w okno, za którym w ciemności

lśniły gwiazdy i niedługo powinien wyjrzeć księżyc. Kobieta
właśnie wyjęła z szafy piękną, bardzo strojną suknię, Latonia
nigdy nie przypuszczała, że będzie miała okazję ją włożyć. Był to
strój balowy i gdy lord Branscombe zabronił jej na statku udziału
w rozrywkach i powiedział, że podobnie będzie w Indiach, uznała,
iż suknia bezużytecznie zestarzeje się w szafie. Nagle przyszło jej
do głowy, że nadawałaby się dla panny młodej, ale bała się nawet
w myślach zadać sobie pytanie, czy jej mąż tak o niej myśli.

Nie sprzeciwiła się jednak, gdy Hinduska zaproponowała, by

Latonia włożyła teraz właśnie tę suknię. Uznała, że kobieta
wybrała ten strój nie ze względu na biały kolor, w Indiach barwa
żałoby, ale na zwoje tiulu przybranego drobnymi diamencikami,
które lśniły niczym gwiazdy. Pomyślała, że będzie to pasować do
gwiazd świecących na niebie, zwłaszcza że błyszczący pasek
otaczał jej szczupłą talię.

Gdy popatrzyła na siebie w lustrze, stwierdziła, że właściwie

brakuje jej tylko diademu i naszyjnika z brylantów.

– Chwileczkę, lady sahib – odezwała się kobieta w urdu i

wyszła z pokoju.

Siedząc przed lustrem, Latonia zastanawiała się, dokąd służąca

się udała, ale pojawiła się w chwilę później z bukiecikiem
pachnących kwiatów, które Hinduski wpinają we włosy z tyłu

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 115

głowy. Latonii zawsze się to bardzo podobało, uważała, że dzięki
temu kobiety wyglądają bardzo pociągająco

Zgrabnie upięte we włosach przydały jej uroku, którego

wcześniej nie miała.

– Dziękuję bardzo! – zwróciła się do kobiety.
– Lady sahib jest bardzo piękna i lord sahib też jest bardzo

przystojny – odparła z uśmiechem. Niech wam błogosławi
Kriszna.

Oby, wyszeptała Latonia do siebie.
Gdy dziewczyna szła do salonu, ogarnęła ją wielka

nieśmiałość. Jak się tego spodziewała, lord Branscombe już na nią
czekał. Miał na sobie galowy mundur lansjerów bengalskich i
przypominał piękne bażanty himalajskie, które uciekły gdy
podjechali przed dom.

Ruszyła w jego kierunku, chcąc powiedzieć jakąś błahostkę,

zażartować, by zmniejszyć skrępowanie. Ale gdy spojrzała mu w
oczy, słowa zamarły jej na ustach. Widać z nim stało się coś
podobnego, bo również stał, patrząc na nią.

I aż podskoczyli na dźwięk głosu dobiegającego od drzwi.
– Kolację podano, lord sahib! – powiedział służący, a oni

popatrzyli na siebie, jakby z trudem pojmując, o co mu chodzi.

W końcu lord Branscombe podał Latonii ramię i poprowadził

ją do małej, wytwornie urządzonej jadalni, ozdobionej pięknymi i
bardzo cennymi obrazami. Ale Latonia potrafiła skupić się
wyłącznie na lordzie. Gdy usiedli przy stole, dostrzegła, że
ustawiono na nim bukiet z białych kwiatów, i uznała, iż zrobiła
właściwie wkładając suknię pasującą do tej dekoracji. Później nie
potrafiła powiedzieć, co jedli, zapamiętała tylko, że potrawy były
bardzo smaczne. Od tygodni żywili się tym, co przygotowano na
stacji, dlatego od razu poznała, że pstrąg pochodził z górskiego
strumienia, a inne dania przyrządzono z miejscowych, świeżych
składników. Najpierw pili sok z mango, który przewyższał
smakiem nawet szampana.

Wtedy lord Branscombe uniósł kieliszek, a Latonia pomyślała,

że to stosowny trunek na taką okazję.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 116

– Chciałbym, żebyśmy zapomnieli o poprzedniej nocy i uznali

ten wieczór za naszą noc poślubną – powiedział, a ona się
zaczerwieniła. – Wznieśmy toast za nasze szczęście. Przecież
oboje tego pragniemy.

Latonia uniosła kieliszek. Serce trzepotało jej w piersiach i z

trudem wykrztusiła szeptem:

– Mam nadzieję, że potrafię cię uszczęśliwić.
– To ja powinienem tak powiedzieć – odparł – Ale skoro oboje

tak myślimy, to wypijmy za to razem, dobrze?

– Tak – zgodziła się.
Stuknęli się kieliszkami i gdy sącz)tli napój, Latonia

zauważyła, że znów z trudem oddycha i nie potrafi spojrzeć mu w
oczy.

Po skończonym posiłku wstała, by wrócić do salonu, a lord

podążył za nią. Ktoś widać odczytał jej myśli, bo zasłony nie były
całkowicie zaciągnięte. Latonię tak pochłonął przepiękny pejzaż,
że zapomniała o wszystkim innym, nawet o lordzie Branscombie.
Księżyc już wzeszedł i otulił ziemię boskim blaskiem, gwiazdy
migotały na czarnym nieboskłonie, a szczyty gór lśniły wręcz
nieziemskim ogniem.

– Jakież to piękne! – westchnęła Latonia.
– Jak i ty – szepnął miękkim głosem.
Tak ją zdumiały te słowa, że aż się odwróciła, by spojrzeć na

lorda. Poczuła, jak obejmują ją jego ramiona.

– Przypuszczałem, że tu chciałabyś spędzić swój miesiąc

miodowy – powiedział.

– Mój... miesiąc miodowy? – z trudem wykrztusiła zaskoczona

Latonia.

– Nie mielibyśmy miesiąca miodowego, gdybyś mnie nie

ostrzegła zeszłej nocy. Wykazałaś wielką odwagę i mądrość.
Dzisiaj przez cały czas myślałem, że jestem szczęściarzem, bo
mam ciebie.

– Naprawdę tak sądzisz? – zapytała. Czuła, jak z ramienia

otaczającego jej kibić płynie dziwne pulsowanie, które ją
przenika. – Rzeczywiście nic ci nie grozi? Nie przyjadą tu za

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 117

tobą? – w jej głosie zabrzmiała obawa. Poczuła, że lord przytula ją
mocniej.

– Kiedy tak mówisz, to mi się wydaje, że naprawdę cię

obchodzi mój los – rzekł po chwili.

– Ależ oczywiście, że tak! – odparła bez zastanowienia.

Przeszłam straszliwe męki dziś rano, gdy sądziłam, że mogą cię
zastrzelić.

– Tak przypuszczałem. Czy dlatego zemdlałaś, kiedy

dotarliśmy do pociągu?

– Z pewnością. Ale teraz już ci nic nie grozi. Proszę, bądź

ostrożny w przyszłości... – Już miała powiedzieć, iż nie
przeżyłaby jego utraty, ale pomyślała, że to zbyt jednoznaczne.
Urwała więc w pół zdania.

– Czy dokończysz, co zaczęłaś? – poprosił lord cicho.
Pokręciła przecząco głową.
– Uważałem, że mnie nienawidzisz, bo cię karałem biorąc za

Toni. Takie sprawiałaś wrażenie, dopiero ubiegłej nocy, gdy cię
pocałowałem, poczułem coś innego. – Zadrżała w jego ramionach,
a na jej policzkach zakwitł rumieniec. Próbowała ukryć twarz
przed spojrzeniem lorda. Kiedy cię pocałowałem ciągnął łagodnie
– pomyślałem, że musisz czuć to samo, co ja, bo inaczej twoje
usta nie byłyby tak miękkie i słodkie.

Zesztywniała, po czym wyszeptała ledwie dosłyszalnym

głosem:

– A co czujesz?
– To uczucie mnie przepełnia już od dłuższego czasu.

Walczyłem, ale nie zdołałem przed nim uciec. Ubiegłej nocy
wreszcie je nazwałem – to jest miłość.

Ostatnie słowo wymówił z niezwykłą mocą.
– Czy to znaczy, że mnie kochasz? – zapytała.
– Nigdy w życiu nikogo bardziej nie kochałem – odparł. – Czy

nie pojmujesz, przez jakie piekło przeszedłem z twojego powodu?

Popatrzyła na niego pytająco, a on rzekł z gorzkim uśmiechem:
– Sądziłem, że jesteś moją bratanicą i z przerażeniem, zgrozą

myślałem o uczuciach, jakie wobec ciebie żywię.

background image

Barbara Cartland

Strona nr 118

Latonia głęboko zaczerpnęła powietrza.
– Kochałeś mnie?
– Pokochałem cię, gdy rozpoczęliśmy lekcje urdu i

zobaczyłem, jak chwytasz wszystko w lot, jaka jesteś inteligentna.
Przy każdej rozmowie na nowo zachwycał mnie, pobudzał twój
intelekt.

– Sądziłam, że mną pogardzasz.
– Starałem się wzbudzić w sobie takie uczucia, jakie żywiłem

dla Toni, gdy usłyszałem, jak potraktowała młodego Luddingtona
i innych, lecz bezskutecznie.

– To dobrze. Tak bardzo chciałam, żebyś mnie podziwiał i

lubił.

– Nie zdawałem sobie z tego sprawy. Potrafiłem myśleć tylko o

jednym: że musisz zniknąć z mego życia, a równocześnie całym
jestestwem się przed tym buntowałem. Och, moja ukochana! Jak
mogłaś mnie tak dręczyć?

W jego głosie było tyle żaru, że zawstydzona Latonia ukryła

twarz na jego ramieniu.

– Wiedziałem, że cię kocham na długo przed wczorajszą nocą i

gdy przyszłaś, by ocalić moje życie, wykazałaś mądrość i odwagę,
jakie ma jedna kobieta na milion. Wtedy zrozumiałem, że
znalazłem doskonałą żonę, której zawsze szukałem.

– Naprawdę tak uważasz?
– Pozwól, że cię przekonam. – Mówiąc to, ujął ją pod brodę i

zwrócił ku sobie jej twarz.

Przez chwilę wpatrywał się w Latonię, jakby chciał na zawsze

utrwalić w pamięci piękno jej rysów, po czym jego usta spoczęły
na jej wargach. Latonia w tym momencie poczuła, że na to
czekała i tego pragnęła.

Całował ją jeszcze wspaniałej niż ubiegłej nocy . Zdawało jej

się, że kwiaty i góry, księżyc i gwiazdy zstąpiły na ziemię, by się
połączyć z nią i lordem Branscombe’em.

Całował ją tak długo, aż stała się całkowicie jego. A wtedy

wszystko zniknęło: nawet księżyc i gwiazdy. Zostały tylko jego
usta i ramiona.

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 119

Kocham cię wyszeptała Latonia znacznie później.
Przytulił ją mocniej i w złotym blasku płynącym z ognia na

kominku dojrzała w jego oczach tyle miłości, że chciała krzyczeć
ze szczęścia.

– Jak to możliwe, żebyś była tak cudowna? – zapytał

odgarniając włosy z jej czoła. – Próbowałem znaleźć w tobie jakąś
wadę, ale to niemożliwe. Jestem najszczęśliwszym mężczyzną na
ziemi, bo do mnie właśnie należysz.

– To prawda? Nie sen? – dopytywała się. – Wprawdzie jestem

twoją żoną, ale zawsze będę się bała, że cię utracę.

– Na to nigdy nie pozwolę. Nie podejmę się już nigdy misji w

rodzaju tej, którą właśnie zakończyłem.

– Obiecujesz?
– Z przyjemnością, bo się przypadkiem dowiedziałem, że

wicekról ma dla mnie nowe zadanie.

– Cóż takiego? – z bojaźnią zapytała Latonia.
– Mam zostać gubernatorem – odparł lord Branscombe. – I

wiem, że ty, moja ukochana, będziesz najlepszą i najbardziej
pomocną żoną, wymarzoną panią gubernatorową.

– To prawda?
– Po miodowym miesiącu pojedziemy do Kalkuty i wtedy się

przekonasz.

– Tak się cieszę, tak bardzo się cieszę. Kocham cię do

szaleństwa. Chyba bym nie potrafiła znieść drugiego takiego dnia,
jak dzisiejszy.

– Tak się czułem od wielu tygodni. – Przytulił ją mocniej do

siebie i powiedział głosem, który z trudem poznała: – Gdybym
kiedykolwiek miał cię utracić, wolałbym sięgnąć po jabłko
śmierci, niż żyć samotnie.

– Nie mów takich rzeczy! – zakrzyknęła. – Jesteś taki

cudowny, taki wspaniały, że zawsze się znajdzie praca dla ciebie,
nawet gdyby mnie przy tobie zabrakło. Indie sobie bez ciebie nie
poradzą.

– Akurat w tej chwili Indie mało mnie obchodzą. Wiem, że

background image

Barbara Cartland

Strona nr 120

żadne z nas nie potrafi się obejść bez drugiego. Tu, w cieniu
Himalajów, tym dobitniej czujemy, że spotykamy się już nie
pierwszy raz i nasza miłość jest wieczna.

– Och, i ja to czuję. Tatuś opowiadał mi o reinkarnacji i zawsze

się modliłam, by spotkać tego, który już w poprzednich
wcieleniach mnie kochał. Wydała cichy okrzyk irytacji. Jakże
jestem na siebie zła, że nie poznałam cię w pierwszej chwili, gdy
tylko cię zobaczyłam.

– Też to powinienem przeczuć – przyznał lord. – Ale bardzo

szybko pochwyciłaś mnie w sieć swego wdzięku, choć broniłem
się z całych sił.

– Jakże się cieszę, że tak z tobą było.
Miałem zamiar zmusić cię do poślubienia Andrew

Luddingtona.

– Jak mogłeś! – wykrzyknęła przerażona. – Jak mogłeś

planować coś tak okropnego i z gruntu złego?

– Chciałem się uwolnić od miłości, która rosła we mnie dzień

po dniu. A ponieważ wiedziałem, że nie mam prawa do tego
uczucia, sądziłem, że jedynym wyjściem, będzie twój ślub z kimś
innym.

– Jak mogłeś przypuszczać, że zrobię coś tak potwornego?
– Wyczuwałem, że mogłabyś odmówić – przyznał z

uśmiechem – ale na szczęście nigdy nie doszło do tej rozmowy. I
teraz zapomnijmy o tych wszystkich przykrościach, pamiętajmy
tylko, że jesteśmy razem tak, jak tego chciało przeznaczenie.

– To karma – szepnęła Latonia.
– Moim zdaniem cudowna, najwspanialsza karma, która z

każdym rokiem będzie się stawała coraz doskonalsza.

– Chcę, żebyś był szczęśliwy.
– Nigdy w życiu nie byłem szczęśliwszy – odparł. – Jesteś

moja, najdroższa, i będę się o ciebie troszczył, osłaniał cię i nigdy
nie pozwolę, byś mnie oszukała.

– A czy mi przebaczysz, że to zrobiłam?
– Jeszcze nie, najpierw cię muszę ukarać pocałunkami.
– Bardzo mi odpowiada ta kara. – Latonia przysunęła się bliżej

background image

SIOSTRZANA MIŁOŚĆ

Strona nr 121

do niego.

Całując ją poczuł, jak drży jej ciało.
– Kocham cię! – zawołał. – Mój Boże, jak bardzo cię kocham!

– Objął dłońmi jej delikatną szyję. – Jeśli kiedykolwiek
przestaniesz mnie kochać, chyba cię zabiję – rzucił dzikim tonem.

– Kocham cię z całej duszy, z całego serca.... To wszystko

należy do ciebie.

Czuła, jak jego dłonie zsuwają się niżej, dotykają jej piersi.
– A ciało? – zapytał cicho.
– Też jest twoje... proszę, uwierz mi.
– Wierzę – odparł. – Ale, moja ukochana, musisz mi ciągle

dawać dowody swej miłości.

I jego usta znów spoczęły na wargach Latonii. Żar płonący w

jej wnętrzu sięgnął ust i spotkał się z ogniem gorejącym w sercu
lorda Branscombe’a.

Wtedy zrozumiała, że nie muszą już wyrażać swych uczuć

słowami, bowiem raz jeszcze zstąpili do nich bogowie, otoczyli
ich boskim światłem i tak oto stali się jednością. Połączyła ich
miłość, która zaczęła się w prawiekach i która będzie trwała na
wieki.

Miłość bowiem nigdy nie umiera.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 66 Powrót syna marnotrawnego
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 84 Święte szafiry
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 02 Niewolnicy miłości
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 58 Pustynne namiętności
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 143 Wyścig do miłości
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 56 Zwyciężona przez miłość
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 61 Zakochany hrabia
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 144 Wezwanie z północy
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 107 Wyjatkowa miłość
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 49 Niechętna żona
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 136 Pojedynek z przeznaczeniem
103 Cartland Barbara Najpiękniejsze milości 103 Poskromienie tygrysicy
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 181 W ukryciu
Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 154 Droga ku szczęściu
007 Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 07 Znudzony pan młody
107 Cartland Barbara Wyjątkowa miłość
Cartland Barbara Znak miłości
Cartland Barbara Maska miłości

więcej podobnych podstron