Trzeba wyraźnie oddzielić teologię od historii. W sensie teologicznym za
śmierć Jezusa odpowiadają wszyscy ludzie, wszyscy grzesznicy, a najbardziej
chrześcijanie, bo to oni powinni mieć największą świadomość zła. Mówi o tym
wyraźnie Katechizm trydencki. Jednak zupełnie inaczej wygląda odpowiedź na
to pytanie w sensie historycznym – mówi Paweł Lisicki, redaktor naczelny
tygodnika „Do Rzeczy”, autor książki „Kto zabił Jezusa?”.
W Ewangelii arcykapłan zadaje Chrystusowi proste pytanie: „Czy Ty jesteś
Mesjasz, Syn Boży?”. Chrystus odpowiedział wprost: „Tak, Ja Nim jestem. Ale
powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy
Wszechmocnego, i nadchodzącego na obłokach niebieskich”. Wedle
arcykapłana takie słowa to bluźnierstwo i dlatego Chrystus zasługuje na
śmierć. Piłat jednak skazuje Pana Jezusa za uzurpację polityczną. Widząc, że
słowa: „Weźcie go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w Nim winy”
jeszcze bardziej zaogniają napiętą sytuację i mogą grozić buntem, prokurator
postanawia wysłać Chrystusa na śmierć krzyżową za to, że powiedział, iż jest
Królem. Czy można w związku z tym postawić tezę, że Mesjasz został skazany
na śmierć zarówno z powodów religijnych jak i politycznych?
To, że Jezus został skazany na śmierć zarówno z powodów religijnych jak i
politycznych dobrze pokazał w latach 60. XX wieku niemiecki biblista Josef
Blinzler. Swoje argumenty precyzował w każdym z kolejnych wydań – a było ich
cztery – książki „Proces Jezusa”. To wielki, wybitny uczony, niesłusznie
zapomniany. A może bardziej przemilczany? Dokładnie przeanalizował on
przebieg tak procesu przed Sanhedrynem, który zakończył się wydaniem
pierwszego wyroku śmierci, jak i przed Piłatem. Oczywiście, dla rzymskiego
urzędnika oskarżenie Jezusa o to, że ma siebie za Syna Człowieczego, nie miało
wielkiego znaczenia. Dlatego żydowscy przywódcy musieli tak przekształcić
swoje oskarżenie, żeby nabrało ono charakteru politycznego, żeby Piłat
dostrzegł w Jezusie nie religijnego marzyciela i cudotwórcę, rzecz z punktu
widzenia polityki okupanta obojętną, ale wichrzyciela, buntownika,
niebezpiecznego radykała. I to się udało. Na Jezusa wydano dwa wyroki:
Sanhedryn skazał go na śmierć za bluźnierstwo, prefekt skazał go za to, że
nazywał się królem żydowskim.
Ten wyrok wydany przez Sanhedryn ma oczywiście kluczowe znaczenie. Po
pierwsze tłumaczy on nagłe i powszechne odwrócenie sympatii od Jezusa.
Dlaczego Galilejczyk, który do tej pory cieszył się sympatią tłumów, dlaczego
Ten, który przybywał do Jerozolimy witany przez pielgrzymów i radosne okrzyki,
nagle został tak całkiem porzucony? Gdzie podziali się Jego zwolennicy?
Dlaczego się pochowali i zamilkli? Dlaczego lud tak łatwo dał się uwieść?
Przyczyną może być właśnie wyrok skazujący wydany przez Sanhedryn i uznanie
przez ten najważniejszy wtedy organ żydowski prawdziwości oskarżenia o
bluźnierstwo.
Co do wyroku politycznego, to trzeba zauważyć, że Piłat nie był jego wielkim
zwolennikiem. Ba, robił wszystko co możliwe, żeby Jezusa uratować i uległ
dopiero wtedy, kiedy starsi, kapłani i faryzeusze postawili go pod ścianą. Wielu
współczesnych autorów sądzi, że takie przedstawienie sprawy wynika z
chrześcijańskiego uprzedzenia. Sądzą oni, że prawdziwym sędzią i prawdziwym
winowajcą był Piłat, a władze żydowskie odegrały jedynie mało istotną,
marginalną wręcz rolę. Wskazują na sam charakter śmierci – czyli krzyż, który
był typową karą dla powstańców i buntowników oraz na winę, jaką przypisano
Jezusowi – to, że był, i uważał że jest królem Żydowskim. Dlatego autorzy ci,
którzy dziś dominują, sądzą, że opisy wahań Piłata, pokazanie jego niechęci do
wydania wyroku skazującego, wreszcie akt umycia rąk, wszystko to są wymysły
ewangelistów, którzy w ten sposób pragnęli oczernić Żydów i wybielić prefekta
rzymskiego. Wszystko to jednak tezy bezpodstawne.
Przede wszystkim nie znajdują one żadnego oparcia w tekstach. Można ich
bronić jedynie odwołując się do logiki podejrzeń, czyli do zasady, zgodnie z
którą to co przekazane jest podejrzane, a prawdziwe jest to, czego nie ma.
Tylko że przyjęcie takiej zasady egzegezy pozwala na całkowitą dowolność. Nie
ma żadnej miary. Wszystko okazuje się arbitralne. Jednak nawet jeśli uznać, że
podejrzenia współczesnych krytyków są zasadne stoją oni przed innym, jeszcze
trudniejszym problemem: dlaczego jeśli Piłat wierzył w słuszność oskarżeń
przeciw Jezusowi nie zdecydował się on na żadną formę represji przeciw
uczniom Nazarejczyka? Gdyby faktycznie Piłat uznał, że Jezus stanowi
niebezpieczeństwo dla porządku rzymskiego, że jest buntownikiem,
powstańcem, że chce dokonać zamachu na ład państwowy i cesarza, to z
pewnością od razu po straceniu Galilejczyka prefekt musiałby rozpocząć
prześladowania stronników Jezusa. Tymczasem o tego rodzaju
prześladowaniach nigdzie nie ma ani słowa. Przeciwnie, wszystkie wczesne
przekazy chrześcijańskie widzą główne zagrożenie w Żydach a nie Rzymianach.
Do lat 60 Iw. po Chr. Rzymianie zawsze jawią się jako ostoja bezpieczeństwa,
spokoju. To oni chronią chrześcijan przed prześladowaniami Żydów. Brak
represji przeciw uczniom Jezusa, to, że mogli oni swobodnie działać w
Jerozolimie i Judei mimo śmierci swego założyciela świadczy o tym, że Piłat nie
upatrywał w nich wrogów. Gdyby było inaczej donosiciele i żołnierze szybko by
sobie z nowym ruchem poradzili. Wyraźnie widać, że przekazy ewangeliczne są
prawdziwe. Wydanie wyroku skazującego trzeba było na Piłacie wymusić.
Przystał on na to, bo nie chciał doprowadzić do napięcia a może i do wybuchu
zamieszek. Kiedy jednak już pobył się znienawidzonego przez starszych i
kapłanów Galilejczyka pozwolił nowemu ruchowi działać i rozwijać się.
Jeden z elementów naszej wiary chrześcijańskiej mówi, że wszyscy jesteśmy
odpowiedzialni za śmierć Pana Jezusa, ponieważ umarł on na krzyżu, aby
odkupić grzechy całego świata i całej ludzkości. Dla mnie jest to bezsprzeczne.
Spójrzmy jednak na to wydarzenie jedynie z pozycji historycznych, a nie
teologicznych – kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Jezusa Chrystusa:
Rzymianie czy Żydzi?
Trzeba wyraźnie oddzielić teologię od historii. W sensie teologicznym za śmierć
Jezusa odpowiadają wszyscy ludzie, wszyscy grzesznicy, a najbardziej
chrześcijanie, bo to oni powinni mieć największą świadomość zła. Mówi o tym
wyraźnie Katechizm trydencki. Jednak zupełnie inaczej wygląda odpowiedź na
to pytanie w sensie historycznym. Z tego co już powiedziałem wynika wyraźnie,
że udział Rzymian był drugorzędny. Prefekt, o ile przeprowadził własne,
odrębne śledztwo, to oparł się na oskarżeniu najważniejszych żydowskich
przywódców. Oczywiście, nie chodzi tu, jeśli mówimy o sensie historycznym, o
Żydów po prostu, ale o tych członków Sanhedynu, którzy wydali wyrok lub się z
nim zgadzali. Nie była to jednak wcale mała i nieliczna grupa, jak chcą to nam
dziś wmówić niektórzy autorzy. Ewangelie przedstawiają dokładnie odwrotny
obraz: pokazują one powszechne potępienie Jezusa i bardzo nieliczne przykłady
sprawiedliwych, którzy postanowili stać przy nim – Józefa z Arymatei,
Nikodema. Wszędzie widać atmosferę powszechnego strachu, lęk, grozę. W
Dziejach wprost wspomina się kilka razy o strachu „przed Żydami” a nie
Rzymianami, co miałoby miejsce, gdyby głównymi winowajcami byli prefekt i
jego otoczenie.
W Męce naszego Pana Jezusa Chrystusa według Świętego Jana czytamy:
„Rzekł do nich Piłat: Weźcie Go i sami ukrzyżujcie! Ja bowiem nie znajduję w
Nim winy. Odpowiedzieli mu Żydzi: My mamy Prawo, a według Prawa
powinien On umrzeć, bo sam siebie uczynił Synem Bożym”. Istnieje wiele
analiz historycznych mówiących wprost, że Żydzi mogli – w oparciu o swoje
prawo – wykonywać wyroki śmierci na bluźniercach, w tym na Panu Jezusie.
Dlaczego jednak nie chcieli w Jego przypadku tego zrobić? Dlaczego woleli,
żeby to Rzymianie, mówiąc potocznie, wykonali za nich „brudną robotę”?
Otóż problem polega na tym, że wszystkie te analizy, które dowodzą rzekomych
praw Żydów do przeprowadzania wyroków śmierci, mają charakter
apologetyczny. Wymyślono je w XX wieku po to, żeby właśnie przerzucić całą
winę na Piłata! Rozumowanie wyglądało następująco: skoro Żydzi mogli
wykonać wyrok śmierci na Jezusie i skoro typowym sposobem stracenia było
ukamienowanie i skoro wiemy, że Jezusa zginął na krzyżu, co było rzymskim
sposobem uśmiercania, to Żydzi nie mają ze śmiercią Galilejczyka nic
wspólnego. Kłóci się to jednak z tym co wiemy o sposobie sprawowania władzy
przez Rzymian, nie tylko w Judei ale i innych prowincjach. Józef Flawiusz pisze
wyraźnie, opisując przybycie w 6 r. po Chr. do Jerozolimy pierwszego prefekta
rzymskiego, że miał on władzę wydawania wyroków śmierci. Każde inne
rozumowanie wydaje się niedorzeczne: na czym polegałaby władza okupanta,
jeśli okupowani sami mieliby prawo skazywać na śmierć nie pytając go o zgodę?
To jawnie niedorzeczne. Gdyby tak miała wyglądać władza rzymska cesarstwo
upadłoby po kilku miesiącach. Wyobraźmy to sobie w praktyce: władze
żydowskie dowiadują się, że jeden z Żydów donosi Rzymianom tajne informacje
i po prostu skazują go na śmierć. Ogłaszają, że jest cudzołożnikiem, albo
bałwochwalcą, albo czarownikiem, a następnie wykonują wyrok. A prefekt
rzymski patrzy bezradnie jak pod jego wzrokiem poddani skazują mu na śmierć i
zabijają jego ludzi. Czy to możliwe? Od razu widać, że nie. Rzymianie musieli
zachować dla siebie prawo wydawania wyroków śmierci albo przynajmniej ich
sankcjonowania.
Mogły być zatem tylko trzy przypadki, kiedy to Żydzi skazywali kogoś na śmierć i
wykonywali wyrok. Po pierwsze mogło chodzić o krótki okres, w którym
Rzymianie oddawali władzę. Tak było w okresie 41-43 po Chr. kiedy to Herod
Agryppa zabił Jakuba Zebedeusza i wtrącił do więzienia Piotra. Tak było w 62
roku, kiedy to krótki okres braku obecności rzymskiego prokuratora wykorzystał
Annaniasz, posyłając na śmierć Jakuba, brata Pańskiego i innych chrześcijan.
Po drugie mogło chodzić o przypadki linczu, lub sprawiedliwości ludowej, nad
którą nikt nie był w stanie zapanować. Po trzecie wreszcie mogły się zdarzyć
przypadki naruszenia, złamania prawa przez Sanhedryn – być może miało to
miejsce podczas procesu Szczepana. Jednak tak do linczu jak i do złamania
prawa mogło dojść wówczas, kiedy gubernatora nie było w Jerozolimie.
Podczas święta Paschy w roku 30 Piłat specjalnie przybył do Jerozolimy, żeby
nadzorować przebieg uroczystości. Dlatego nie można było wydać wyroku
skazującego i dokonać stracenia skazańca bez jego zgody. Rzymski gubernator
wykazał się słabością charakteru i tchórzliwością, albo, jak byśmy to dziś
powiedzieli, daleko idącym pragmatyzmem. Uległ presji żydowskich elit i
podburzonego przez nie ludu. Nie jest prawdą, że ewangelie go wybielają,
przeciwnie, ich opisy doskonale wydają się pasować do tego, co wiemy o Piłacie
z innych źródeł, szczególnie z pism Józefa Flawiusza i z „Poselstwa do Gajusza”
Filona z Aleksandrii. Piłat jest w nich pokazany jako krwawy, tępy i przebiegły
mały despota, który za wszelką cenę szuka konfliktu z Żydami i pragnie się
przypodobać w głupi sposób Tyberiuszowi. Należy jednak pamiętać, że Piłat był
gubernatorem dziesięć lat, od roku 26 n.e. do 36 n.e. Co ciekawe, pozostawił on
na stanowisku najwyższego kapłana Kajfasza, zięcia niezwykle wpływowego
Annasza. Obie te rzeczy – długość rządów i względnie dobre relacje z Kajfaszem
– wskazują na to, że rzymski urzędnik nie mógł być tak ograniczony jak to
pokazują żydowscy autorzy.
Marta Sordi, wybitna włoska historyk, napisała, że to Piłat namawiał po 35 roku
Tyberiusza do otwartego podejścia wobec chrześcijan. Jak wspomniałem,
większość historyków współczesnych odrzuca prawdopodobieństwo takiego
raportu, wysłanego do Rzymu przez gubernatora. Dlaczego? Właściwie trudno
powiedzieć. Patrząc na rozwój sytuacji w latach 30 w Judei z czysto
politycznego punktu widzenia Rzymowi opłacało się wspierać chrześcijan.
Wreszcie mieli do czynienia z Żydami (a w latach 30. I w. chrześcijanie byli
niemal wyłącznie Żydami) z grupą, która porzuciła agresywny, antyrzymski i
antypogański nacjonalizm. Wreszcie pojawiło się w Judei ugrupowanie, które
mogło być przeciwwagą dla dążących do wojny zelotów. Jeśli poważnie
traktujemy rzymską paremię „divide et impera”, to raport Piłata doskonale by
ją realizował.
Czy to, że dzisiaj – 2 000 lat po śmierci Pana Jezusa – zadajemy sobie pytanie,
kto odpowiada za Jego śmierć nie jest najdobitniejszym potwierdzeniem
„parszywości czasów” w jakich przyszło nam żyć?
Na pewno to jeden z istotnych znaków tego co w swojej powiastce nazwałem
„Epoką Antychrysta”. Proszę zauważyć, jakie to musi mieć niszczący wpływ na
wiarę i na rozumienie misji Jezusa. Katolicy, chrześcijanie, zawsze wcześniej
wierzyli, że Jezus, dokładnie tak jak przepowiedzieli to prorocy, zginął
odrzucony przez swój lud. Jeśli jednak lud go nie odrzucił, a zrobiła to nieliczna
garstka arystokratów świątynnych to właściwie jaki jest metafizyczny sens
śmierci Zbawiciela? Wyszłoby na to, że zginął przez przypadek, jako ofiara
drobnej intrygi. Cały spór dziejowy Kościoła i Synagogi o prawdę stałby się
pasmem nieporozumień. W ogóle byłoby to dość groteskowe: Bóg przez wieki
przez proroków zapowiada, że przyjdzie do swego ludu, by wybawić go z
grzechów, wreszcie posyła do ludu swego Syna, ale lud Go nie rozpoznaje, a
wąska klika arystokratów na własną rękę Syna usuwa. Czy nie oznaczałoby, że
nie wypełnił On swojej misji?
Jeśli Jezus nie został odrzucony i skazany przez naród wybrany, a jedynie przez
bliżej niesprecyzowaną frakcję świątynną, to cała opowieść o
przepowiedzianym przez proroków Synu, który miał cierpieć za lud, traci
powagę. Nie, ja wolę śpiewać i mówić słowami „Ludu mój, ludu mój”,
pamiętając, że tym ludem są wszyscy ludzie, że odrzucenie Jezusa, w sensie
metafizycznym, obciążyło winą całą ludzkość i mnie też. Tak, w tym sensie
żyjemy w „parszywych czasach”: żeby zapewnić sobie poklask i życzliwość
świata wyrzekamy się prawdy o Synu Bożym.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz D. Kolanek
Powyższa rozmowa stanowi fragment najnowszej książki wywiadu-rzeki z
Pawłem Lisickim pt. „Czas szaleństwa czy czas wiary”, która ukaże się w drugiej
połowie 2019 roku.