Diana Palmer
Gotowa na wszystko
Tłumaczenie:
Wanda
Jaworska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Na
trawie osiadły kropelki rosy i sprawiły, że rozległa łąka lśniła w porannym blasku słońca
wyłaniającego się zza odległej linii horyzontu. Zielone łany lekko falowały pod wpływem
wrześniowego wietrzyka, a obłoki wiszące na błękitnym niebie zabarwiły się na różowo
i bursztynowo. Rozglądając się po znajomej okolicy, Kathryn Mary Kilpatrick potrząsnęła długimi
czarnymi włosami i głośno się roześmiała, dając wyraz przepełniającej ją radości. W ekskluzywnej
szkole dla dziewcząt, z której właśnie wróciła, sporo się nauczyła, nabrała dobrych manier i gracji
modelki, ale nie straciła żywiołowości. W panującej wokół ciszy śmiech zabrzmiał nadspodziewanie
głośno i spłoszył konia, na którym jechała. Promyk, jej ukochany kasztanek, rzucił łbem i uderzył
kopytami o ziemię, natychmiast więc pogłaskała go po bujnej grzywie, mówiąc łagodnie:
– Wszystko w porządku, mały.
Promyk, którego
jeszcze
jako źrebaka Kathryn dostała na szesnaste urodziny od Blake’a, uspokoił
się pod wpływem znajomej pieszczoty. Chociaż przybyło mu pięć lat, pozostał płochliwy jak
młodzik.
Jak
dobrze znowu być w Greyoaks, pomyślała Kathryn. Rozległa posiadłość Hamiltonów
w Karolinie Południowej stała się jej domem wtedy, gdy ta rodzina ją przygarnęła. Choć nie były to
jej rodzinne strony, pokochała je jak swoje, i nic nie było w stanie tego zmienić. Zielone wzgórza
i las piniowy, który je porastał, rozległe łąki, wysokie niebo, szeroka przestrzeń – to było jej miejsce
na ziemi.
Nagłe
poruszenie
za kępą sosen wyrwało Kathryn z zadumy i przyciągnęło jej uwagę. Z wolna
skierowała Promyka w tamtą stronę i zatrzymała konia na widok Phillipa Hamiltona, który zbliżał się
na czystej krwi wierzchowcu arabskim o czarnej i błyszczącej sierści. Natychmiast pomyślała, że
gdyby Blake przyłapał młodszego brata na dosiadaniu jednego z jego niesłychanie cennych ogierów,
wybuchłaby awantura. Na szczęście dla Phillipa Blake przebywał służbowo w Europie.
– Cześć! – zawołał Phillip, po czym podjechał i zatrzymał konia.
Niecierpliwym
gestem dłoni odgarnął z czoła brązowe kosmyki. W jego piwnych oczach rozbłysły
figlarne ogniki, gdy przesunął spojrzenie po Kathryn, prezentującej się bardzo szykownie w stroju do
konnej jazdy.
– Nie
nosisz kasku? – zdziwił się, poważniejąc.
– Daj spokój. – Kathryn wydęła pełne wargi i dodała: – To krótka przejażdżka, a poza tym nie
lubię żadnych nakryć głowy, a co
dopiero twardego kasku.
– Jeden upadek i po
tobie – ostrzegł Phillip.
– Mówisz
jak
Blake!
– Szkoda, że go nie ma – dodał, uśmiechając się na widok buntowniczej miny Kathryn – ale pod
koniec tygodnia wróci i zdąży na przyjęcie u Barringtonów.
– Blake
nie cierpi przyjęć – przypomniała mu Kathryn. – Za mną też, na ogół, nie przepada.
– To nieprawda! – obruszył się Phillip. – Czasem wyprowadzasz go z równowagi, i tyle. Bardzo
dobrze pamiętam czasy, kiedy wręcz uwielbiałaś mojego starszego brata.
Kathryn
odwróciła głowę, spoglądając na stado rasowych arabów, które pasło się na odległej,
bujnej łące. Czarna sierść lśniła w słońcu tak, jakby natarto ją olejem.
– Był
dla
mnie miły po śmierci mojej matki – przyznała.
– Troszczył się o ciebie i w dalszym
ciągu twój los leży mu na sercu. Zresztą całej rodzinie na
tobie zależy – oznajmił Phillip.
Kathryn
posłała mu ciepły uśmiech i lekko dotknęła jego ramienia.
– Mam świadomość, że wydaję się być niewdzięcznicą, ale w rzeczywistości
tak
nie jest.
Wzięliście mnie do siebie, zaakceptowaliście, wychowaliście, wreszcie wykształciliście… Jak
mogłabym tego nie doceniać?
– Blake zanadto nie zabiegał o twój
wyjazd
do szkoły – stwierdził Phillip.
– Odniosłam
takie
wrażenie – przyznała Kathryn.
– To
on nalegał, żebyś już zakończyła naukę.
– Wiem, i jestem o to na niego wściekła. Marzyłam o studiowaniu
politologii na uniwersytecie.
– Blake przywiązuje wagę do właściwej obsługi i zjednywania klientów – przypomniał Phillip –
i z tego powodu woli mieć w domu
asystentkę niż politolożkę.
– Cóż… – Kathryn wzruszyła ramionami. – Nie zostanę tu wiecznie, kiedyś wyruszę w świat,
któregoś dnia wyjdę za mąż. Wiem, jak dużo zawdzięczam Hamiltonom, nie zamierzam jednak
spędzić całego życia jako asystentka Blake’a. Poza tym przypuszczam, że w przyszłości ożeni się i to
żona będzie mu pomagać w interesach. Naturalnie, pod
warunkiem że znajdzie dostatecznie odważną
kandydatkę – dodała kąśliwie.
– Chyba
żartujesz. Kobiety ciągną do niego jak pszczoły do miodu. Blake może mieć każdą
przedstawicielkę płci pięknej, jakiej zapragnie – zauważył Phillip.
– Dlatego że jest zamożny – stwierdziła Kathryn. – Z całą pewnością
nie
przyciąga ich jego
niepowtarzalny, specyficzny charakter.
– Masz do niego żal, bo nie pozwolił ci wyjechać na weekend z Jackiem
Harrisem – orzekł Phillip.
Kathryn, zła
na
siebie, że nie zapanowała nad sobą, zaczerwieniła się aż po nasadę włosów.
– Nie miałam pojęcia, co zamierzał Jack. Uznałam za oczywiste, że jego rodzice będą w domu.
– I nie
wpadło ci do głowy, żeby się co do tego upewnić, natomiast Blake wolał to sprawdzić. Nie
zapomnę, jaką miał minę, gdy Jack po ciebie przyjechał, ani jak wyglądał Jack, gdy wychodził od nas
sam.
– Wolałabym o tym
zapomnieć.
– Założę się, że kiedyś wyrzucisz ten incydent z pamięci. Od tamtego dnia masz na pieńku z moim
bratem, ale i to minie. Chyba nie zamierzasz ranić go w nieskończoność?
– Blake’a nic nie jest w stanie zranić – odparła Kathryn. – Pozwala mi się wściekać, ale tylko do
czasu. W momencie, gdy ma dość, zwraca mi uwagę lodowatym tonem i odchodzi. Będzie
zadowolony, jak zniknę mu z oczu i uwolnię
go
od swojego towarzystwa.
– Ale
na razie nigdzie się nie wybierasz? – zaniepokoił się Phillip.
Kathryn
rzuciła mu szelmowskie spojrzenie.
– Myślałam o wstąpieniu
do
Legii Cudzoziemskiej – oznajmiła. – Myślisz, że mogłabym otrzymać
akceptację wniosku przed weekendem?
– Chcesz jak najszybciej uciec przed Blakiem? Przecież w gruncie
rzeczy stęskniłaś się za nim –
odrzekł ze śmiechem Phillip.
– Czyżby? –
Kathryn
zrobiła niewinną minkę.
– Sześć miesięcy
to
dużo; zdążył się uspokoić.
– Blake niczego nie zapomina – zauważyła z westchnieniem
Kathryn.
Ponad
głową Phillipa popatrzyła na wznoszący się w oddali obszerny dom z szarego kamienia,
otoczony ogromnymi dębami, które trzymały straż niczym żołnierze na warcie.
– Nie
doprowadź się do załamania nerwowego – poradził Phillip. – Mam propozycję, ścigajmy się
do domu. Czas na śniadanie.
– Dobrze
– zgodziła się Kathryn.
Ciemne
oczy Maude rozjaśniły się zadowoleniem na widok Kathryn i Phillipa, jak tylko stanęli
w progu eleganckiej jadalni. Uśmiechnęła się, gdy zajęli miejsca przy błyszczącym dębowym stole.
Maude
miała taką samą oliwkową cerę i bystre ciemne oczy jak Blake, podobnie jak on
bezceremonialny sposób bycia i porywczy charakter. Na przykład bez najmniejszych oporów
potrafiła o drugiej w nocy zatelefonować do któregoś z kongresmanów, aby wyjaśnił jej jakiś
problem prawny. Natomiast młodszy syn nie przypominał jej zarówno usposobieniem, jak
i wyglądem. Zrównoważony Phillip miał jasną skórę i blond włosy, odziedziczone po nieżyjącym
ojcu.
– Dobrze mieć cię w domu, dziecko. –
Tymi
słowami Maude powitała Kathryn, dotykając jej
ramienia. – Ostatnio byłam otoczona wyłącznie mężczyznami.
– To prawda – potwierdził cierpkim tonem Phillip, nabierając z porcelanowego półmiska dużą
porcję jajecznicy na bekonie. – W zeszłym tygodniu Matt Davis i Jack Nelson omal się o nią
nie
pobili podczas przyjęcia.
– Nic
podobnego nie miało miejsca! – zaprotestowała Maude.
– Czyżby? – spytała z uśmiechem Kathryn, upijając łyk kawy.
Maude
sprawiała wrażenie zakłopotanej.
– Tak czy inaczej, chciałabym, żeby Blake wrócił do domu i był z nami – powiedziała. – Z mojego
punktu widzenia w nieodpowiedniej porze wyniknęły problemy w londyńskiej filii, które zmusiły go
do podróży za ocean. Na piątkowy wieczór zaplanowałam bowiem coś szczególnego, przyjęcie
z okazji twojego powrotu, Kathryn. Byłoby wspaniale…
– Obecność Blake’a
nie
jest konieczna. Jestem pewna, że bez niego przyjęcie też by się udało –
przerwała jej Kathryn.
Maude
uniosła cienkie brwi i spytała z uśmiechem:
– Zamierzasz
dąsać się na niego do końca życia?
– Nie
powinien być wobec mnie tak surowy! – obruszyła się Kathryn.
– Miał rację, moja droga, i dobrze o tym wiesz – orzekła łagodnie Maude. Pochyliła się, opierając
przedramiona na blacie stołu. – Kochanie, nie zapominaj, że masz zaledwie dwadzieścia jeden lat,
a Blake trzydzieści cztery i w związku z tym zdobył nie tylko większe doświadczenie, ale i wiedzę.
Od czasu gdy znalazłaś się w naszej rodzinie, staraliśmy się ciebie chronić – podkreśliła Maude
i dodała: –
Czasami
zastanawiam się, czy aby nie byliśmy nadopiekuńczy.
– Spytaj o to Blake’a – odparła z goryczą Kathryn. –
Od
lat trzyma mnie pod kloszem.
– Ma nadmiernie rozwinięty instynkt opiekuńczy. Błędnie ulokowany kompleks kwoki – wtrącił
z rozbawieniem
Phillip.
– Dobrze, że ta uwaga nie padła z twoich ust w obecności Blake’a – zauważyła Maude.
– Nie boję się wielkiego brata. To, że ma nade mną przewagę, nie jest jeszcze powodem… –
Phillip urwał i po namyśle dodał: – Z drugiej
strony, chyba masz rację, mamo.
Maude
się roześmiała.
– Wybornie. Życzyłabym sobie, żeby twój brat był choć w pewnym stopniu tak niefrasobliwy jak
ty. Niestety, jest zbyt poważny i zasadniczy.
– Znam
lepsze określenie – rzuciła Kathryn.
– Czy to nie zdumiewające, jaka ona jest odważna, kiedy Blake’a nie ma w pobliżu? –
Phillip
rzucił matce znaczące spojrzenie.
– Zdumiewające – zgodziła się Maude, uśmiechając się do Kathryn. – Rozchmurz się, dziecino.
Opowiem ci, co Eve Barrington zaplanowała na sobotnie przyjęcie powitalne, to, które
zorganizowałabym w piątek,
gdyby
Blake’a niespodziewanie nie wezwano do Londynu.
Sądząc
po
końcowych efektach, przygotowania do sobotniego przyjęcia przebiegły sprawnie,
uznała Kathryn, rozglądając się wokół i zauważając pojemniki z suchymi kwiatami w kolorach
jesieni, rozstawione w różnych miejscach, a także wysmakowane kompozycje z margerytek,
chryzantem i gipsówki, dekorujące stoły. Te ostatnie zostały suto zastawione najrozmaitszymi
potrawami i przysmakami.
Zaproszono
ponad pięćdziesiąt osób z okolicy, w większości znacznie starszych od Kathryn.
Znalazło się wśród nich wiele osób opiniotwórczych i wpływowych, a także sporo polityków.
Najwyraźniej Maude wciąż lobbowała na rzecz ochrony najbliższego dorzecza Karoliny
Południowej przed utworzeniem na tym terenie strefy przemysłowej. Niewątpliwie, pomyślała
Kathryn. wskazała Eve, gospodyni przyjęcia, kogo ważnego umieścić na liście gości.
Nan
Barrington, córka Eve, jedna z najwierniejszych przyjaciółek Kathryn, odciągnęła ją na bok,
gdy muzycy zaczęli szybki utwór rockowy.
– Mama nie cierpi rocka – powiedziała. – Nie mam pojęcia, dlaczego wynajęła ten zespół, skoro
nic innego nie ma w repertuarze.
– Z powodu
nazwy – odgadła Kathryn. – To kapela Glena Millera, ale Glena pisanego przez jedno
„n”. Przypuszczalnie twoja mama uznała, że grają taką samą muzykę jak zmarły Glenn Miller.
– To
do niej podobne – przyznała Nan, kręcąc głową. Przy tym ruchu jej jasne włosy zalśniły
bursztynowo. Obwiodła palcem brzeg napełnionej ponczem szklaneczki, po czym powiodła
wzrokiem po salonie. – Spodziewałam się, że Blake zajrzy.
Kathryn
uśmiechnęła się pobłażliwie. Nan podkochiwała się w Blake’u od czasu, gdy była
dziewczynką. On udawał, że tego nie zauważał, a obecnie wciąż traktował je obie jak nastolatki.
– Przecież wiesz, że
Blake
nie cierpi wszelkich spotkań towarzyskich – przypomniała przyjaciółce
Kathryn.
– Chyba nie z braku
partnerek, które mógłby na nie zaprosić.
Kathryn
rzuciła Nan spojrzenie spod zmarszczonych brwi, zastanawiając się, dlaczego
stwierdzenie przyjaciółki ją rozdrażniło. Wiedziała, że Blake spotyka się z kobietami, ale od dawna
spędzała w Greyoaks nie więcej niż kilka dni. Poza nauką, w czasie wolnym, miała dużo zajęć.
Odwiedzała krewnych we Francji, Grecji i nawet w Australii. Jeździła na wycieczki z Nan. Bywała
na imprezach szkolnych i nie opuszczała spotkań koleżeńskich. Nie miała powodu, żeby dłużej
przebywać w Greyoaks, a zwłaszcza od czasu ostatniej kłótni z Blakiem z powodu niedoszłej randki
z Jackiem Harrisem.
Westchnęła,
przypomniawszy
sobie reprymendę, jakiej udzielił Jackowi Harrisowi. Chłopak na
przemian czerwienił się i bladł, podczas gdy Blake lodowatym tonem, którego używał, gdy był
zirytowany lub zły, wygarniał mu dobitnie, co myśli o nim i jego postępowaniu. Następnie zwrócił
się do niej, a wówczas z trudem zapanowała nad chęcią natychmiastowej ucieczki. Czuła mores
przed Blakiem, a nawet się go bała, chociaż nigdy nie podniósł na nią ręki ani jej nie zagroził.
– Dlaczego marszczysz brwi? – spytała nagle Nan, wyrywając Kathryn z zadumy.
Kathryn
obrzuciła wzrokiem przyjaciółkę, prezentującą się bez zarzutu w jasnoniebieskiej
wieczorowej sukni na cieniutkich ramiączkach.
– Masz
elegancką sukienkę – powiedziała.
– Nie umywa się do twojej – odparła Nan, z podziwem
lustrując białą suknię, przypominająca
tunikę, którą miała na sobie przyjaciółka. Szyfonowa tkanina falowała przy każdym ruchu.
– Poznałam w Atlancie początkującą projektantkę – wyjaśniła Kathryn. – Ta suknia pochodzi z jej
pierwszej kolekcji. Pokaz odbył się w nowym salonie z odzieżą
przy
Peachtree Street.
– Na tobie każdy strój dobrze wygląda – zauważyła bez zawiści Nan. – Jesteś wysoka i smukła.
– Blake
uważa, że za chuda – odparła ze śmiechem Kathryn.
Nagle
znieruchomiała, spostrzegła bowiem parę ciemnych oczu w twarzy jak wykutej z granitu.
Wysoki, postawny i męski Blake otwarcie się w nią wpatrywał. Ciemne włosy lśniły w świetle
padającym z kryształowego żyrandola, a na śniadej twarzy gościł wyraz arogancji, odziedziczony po
wojowniczym dziadku. Mimo woli Kathryn zadrżała, gdy przesunął wzrokiem po jej sukni, nie kryjąc
dezaprobaty.
Nan
zorientowała się, kto zaprząta uwagę przyjaciółki, i natychmiast się rozpromieniła.
– To
Blake! – zawołała uradowana. – Nie podejdziesz do niego, aby się przywitać?
– Tak, oczywiście – odrzekła Kathryn, widząc, że Maude zbliża się do Blake’a, a Phillip macha do
niego z drugiego
końca pomieszczenia.
– Nie wydajesz się zachwycona – zauważyła szczerze Nan, odnotowując objawy zakłopotania
przyjaciółki: zaczerwienione policzki i lekkie drżenie dłoni, w której trzymała szklaneczkę
z ponczem.
– Będzie wściekły, bo nie mam wstążki we włosach i misia
pod pachą – odrzekła Kathryn, siląc
się na żartobliwy ton.
– Nie jesteś małą dziewczynką. – Zauroczona Blakiem, Nan jednak wystąpiła w obronie
przyjaciółki.
– Powiedz
to jemu – odparła Kathryn. – Jestem wzywana – dodała, gdy Blake ruchem głowy
wskazał, żeby do niego podeszła.
– Czy
nie mogłabyś wyglądać na trochę mniej nieszczęśliwą niż Maria Antonina prowadzona na
gilotynę? – spytała Nan.
– Nic na to nie poradzę, że przebiegł mnie zimny dreszcz – odparła cicho Kathryn. – Na razie –
mruknęła, niechętnie kierując się w stronę Blake’a.
Ruszyła, przemykając wśród
licznie
zgromadzonych gości i czując, jak serce nadmiernie
przyspiesza rytm. Od ich ostatniej kłótni i zarazem spotkania minęło sześć miesięcy, w trakcie
których wiele się wydarzyło. Mimo to nie zdołała się pozbyć ani urazu, ani rozgoryczenia, a sądząc
po wyrazie twarzy Blake’a, on również wciąż miał żywo w pamięci zarówno tamtą scenę, jak
i towarzyszące jej emocje. Zaciągnął się głęboko papierosem, obrzucając ją aroganckim spojrzeniem.
Nie
mogła nie zauważyć, że w ciemnym wieczorowym ubraniu wygląda niezwykle atrakcyjnie.
Jedwabna biała koszula idealnie podkreślała oliwkową cerę. Unosił się wokół niego cierpki zapach
orientalnej wody toaletowej, harmonizujący z jego żywiołową męskością.
– Witaj, Blake – powiedziała nerwowo Kathryn, zadowolona, że Maude znikła wśród polityków,
co uwolniło ją od obowiązku demonstrowania entuzjazmu z tego
spotkania.
Blake
przesunął spojrzeniem po jej smukłej figurze, na dłużej zatrzymując wzrok na głębokim
dekolcie.
– Lansujesz się, Kate? – spytał ostrym tonem. – Sądziłem, że sprawa z Harrisem
czegoś cię
nauczyła.
– Nie
nazywaj mnie Kate – zaprotestowała. – Moja suknia nie pokazuje więcej niż stroje obecnych
tu innych kobiet.
– Nie zmieniłaś się – zauważył z pobłażaniem Blake. – Jak zwykle zadziorna i napastliwa. Prawdę
mówiąc, spodziewałem się, że
po
ukończeniu szkoły choć trochę wydoroślejesz.
– Skończyłam dwadzieścia
jeden
lat! – rzuciła oburzona Kathryn.
– I co w związku z tym
powinienem uczynić? – zapytał nonszalancko Blake.
Już miała
mu
zjadliwie odpowiedzieć, ale nagle opuściła ją złość i spytała:
– Dlaczego chcesz popsuć mi przyjęcie? Jest sympatycznie i jednocześnie pożytecznie…
– Jak to? – spytał, spoglądając w stronę
grupki
polityków.
– Maude stara się ocalić przyrodę w dorzeczu Edisto River i zabiega o poparcie
wpływowych
ludzi – wyjaśniła Kathryn. – Chce zapobiec uprzemysłowieniu tego rejonu.
– Jasne. Za każdą cenę ratujmy węże błotne i moskity
– odparł drwiąco Blake, choć był zapalonym
obrońcą środowiska naturalnego, podobnie jak jego matka.
– O ile sobie przypominam, swego czasu wystąpiłeś w telewizji, aby
wesprzeć inicjatywę
utworzenia leśnego rezerwatu przyrody – zauważyła.
– Przyznaję się do winy – odparł z uśmiechem, rzadko goszczącym na jego ustach. Skierował
wzrok na zespół muzyczny i w miejsce uśmiechu na twarzy Blake’a pojawił się grymas
zniecierpliwienia. – Czy grają w kółko
to
samo? – spytał.
– Nie
jestem pewna. Wydawało mi się, że lubisz muzykę.
– Owszem, ale
to nie jest muzyka.
– Moje
pokolenie uważa inaczej – odparowała Kathryn, mierząc Blake’a wyzywającym
spojrzeniem. – Po co przyszedłeś na przyjęcie, skoro nie lubisz współczesnej muzyki, panie
staromodny?
– Nie bądź taka wygadana, dziecino. A jeśli tak bardzo jesteś ciekawa, co tu robię, to wiedz, że
chciałem się z tobą spotkać.
– Czy nie po to, żeby jak najszybciej odwieźć mnie do domu i po
drodze na mnie nawrzeszczeć bez
świadków?
– Ile
ponczu wypiłaś? – Blake ściągnął ciemne brwi.
– Jeszcze nie dość – odparła z bezczelnym
uśmiechem Kathryn, wychylając jednym haustem
zawartość szklaneczki.
– Nie
brak ci tupetu, dziewczynko – zauważył bez złości Blake.
– To
raczej przejaw instynktu samozachowawczego – odrzekła Kathryn, obrzucając go uważnym
spojrzeniem. – Zresztą nawet gdyby doszło do awantury, nie będę się przejmować tak jak
poprzednio, bo wbrew twojej opinii nabrałam dystansu.
– Zwracam ci uwagę, że minęło pół roku. – Blake zaciągnął się papierosem. – Zapomniałem
o tamtej
sprawie.
– Nie zapomniałeś – orzekła z westchnieniem Kathryn. – Wierz mi, nie miałam pojęcia, co Jack
zamierza. Prawdopodobnie powinnam była się domyślić, ale niestety, nie wzięłam pod uwagę takiej
możliwości zapewne dlatego, że nie prowadziłam ożywionego życia towarzyskiego i generalnie
byłam krótko trzymana.
– Rzeczywiście nie pomyślałaś o tym
– przyznał Blake. – Wtedy uznałem, że może tak było lepiej.
Jednak obecnie wolałbym, żebyś była bardziej przewidująca.
– Maude
też tak uważa.
– I ma
rację. – Zmrużył oczy, przypatrując się sukni, która miała na sobie Kathryn. – Jesteś za
młoda na taki strój – orzekł.
– To znaczy, że kiedy w twojej
ocenie dorosnę, będzie właściwy? – spytała Kathryn.
– Nie
sądzę, byś potrzebowała mojego pozwolenia na włożenie takiej czy innej sukni.
– Tak mówisz, a w gruncie rzeczy uważasz, że powinnam liczyć się z twoim zdaniem. Jeśli tylko
próbuję zrobić coś samodzielnie, zaczynasz mnie pouczać i strofować.
– To zależy, co masz na myśli. – Blake zgniótł niedopałek w popielniczce. – Swoboda seksualna
nie wchodzi w grę.
– Ale nie w twoim
przypadku, prawda?
– Co, u licha, moje życie osobiste ma wspólnego z tobą? – spytał
gniewnie
Blake, marszcząc brwi.
Kathryn
odruchowo cofnęła się o krok.
– Ja… tylko
żartowałam – usprawiedliwiła się cicho.
– Ale
nie jest mi do śmiechu – stwierdził krótko.
– W moim
towarzystwie nigdy się nie śmiejesz ani nie żartujesz – poskarżyła się Kathryn.
– Przestań się zachowywać
jak
afektowana nastolatka – ofuknął ją Blake.
– Jeśli pozwolisz – zaczęła niepewnie, starając się powstrzymać niechciane łzy, napływające jej
do oczu – wrócę do siebie i pobawię się lalkami. Dziękuję za miłe i serdeczne powitanie – dodała,
po czym ruszyła między gości, żeby znaleźć się jak najdalej od Blake’a. Po raz pierwszy w życiu
pożałowała, że przynależy do rodziny Hamiltonów.
ROZDZIAŁ DRUGI
Do końca wieczoru Kathryn trzymała się blisko Nan i Phillipa, natomiast starannie unikała Blake’a,
który najwyraźniej nie odczuwał braku jej towarzystwa. Stał obok Maude i młodego kongresmana
w niewielkiej grupie gości, żywo dyskutując.
– Zastanawiam się, o czym z takim zapałem rozprawiają – zwrócił się Phillip do Kathryn, tańcząc
z nią w rytm jednej z nielicznych spokojnych melodii, zagranych przez zespół.
– O ratowaniu mokasynów błotnych i jadowitych węży – rzuciła gniewnie.
Phillip westchnął przeciągle.
– Co ci zrobił? – spytał.
– Kto? – Kathryn uniosła wzrok i napotkała lekko rozbawione spojrzenie Phillipa.
– Blake. Dzisiejszego wieczoru nie spędziliście razem nawet dziesięciu minut, a już unikacie siebie
nawzajem jak ognia. Co się stało?
Kathryn spochmurniała, oczy jej pociemniały.
– On mnie nie cierpi – odparła po dłuższej chwili. – Przecież ci o tym wspomniałam.
– Ale co ci zrobił? – Phillip ponowił pytanie.
Kathryn odwróciła wzrok.
– Oświadczył, że lansuję się, nosząc tę suknię, a tak w ogóle, to uznał, że jestem na nią za młoda.
Poza tym podkreślił, że w moim przypadku nie może być mowy o swobodzie seksualnej.
– No cóż, troszczy się o ciebie – stwierdził Phillip.
– Nic nie rozumiesz. Wytknęłam mu, że wyznacza mi granice, ale sam je przekracza. Wtedy
naskoczył na mnie, że wtrącam się w jego życie osobiste, a tymczasem nie to było moim celem.
Chciałam mu uświadomić, że już nie jestem dziewczynką.
– Nie wiedziałaś o Delli? – zdziwił się Phillip.
– O jakiej Delli? – Kathryn rzuciła mu zaskoczone spojrzenie.
– Delli Ness. Właśnie z nią zerwał.
– Byli zaręczeni? – spytała od niechcenia Kathryn, choć niespodziewanie, ze zdziwieniem,
stwierdziła, że wiadomość ją poruszyła.
– Skądże. – Phillip się roześmiał.
– Och…
– Od dawna zawracała mu głowę, wydzwaniała, przysyłała listy, naciskała, histeryzowała…
Możesz sobie wyobrazić, jak to na niego działało. Z pewnością nie poprawiało mu humoru. Myślę,
że konieczność wyjazdu do londyńskiej filii była mu bardzo na rękę. Od przeszło tygodnia Bess ani
razu nie zatelefonowała – dodał.
– Może jednak za nią tęskni – wyraziła przypuszczenie Kathryn.
– Blake? Kochanie, przecież go znasz. Nie jest tego typu mężczyzną. Nie angażuje się uczuciowo.
– Tym bardziej nie powinien się na mnie wyładowywać – zauważyła urażonym tonem Kathryn. –
W dodatku podczas przyjęcia wydanego na moje powitanie.
– Ma podły nastrój, bo przyjechał prosto z lotniska i odczuwa skutki różnicy czasu pomiędzy
Europą i Ameryką – wyjaśnił Phillip.
Zatrzymali się w pół kroku, gdy melodia dobiegła końca. Po chwili rozległy się dźwięki rocka
i Phillip, przekrzykując głośną muzykę, zaproponował:
– Usiądźmy i przeczekajmy ten kawałek. Nogi mi się poplączą, jeśli spróbuję zatańczyć.
Wziął Kathryn za rękę i poprowadził przez werandę na ukwiecony taras.
– Nie pozwól, żeby Blake zepsuł ci zabawę – przestrzegł, gdy stanęli przy kamiennej balustradzie,
wpatrując się w światła King’s Fort pobłyskujące na horyzoncie. – Ma za sobą ciężki tydzień.
W Anglii nie było łatwo załagodzić strajk i dogadać się z załogą.
Kathryn wiedziała, że w Londynie znajduje się jeden z największych zakładów włókienniczych,
wchodzących w skład rodzinnej korporacji. Doszły ją słuchy, że mogła zostać zatrzymana produkcja.
– Blake musiał stawić czoło wielu problemom – wyjaśnił Phillip. – Nie rozumiem, dlaczego nie
zamknie tej fabryki. Przecież zakłady w Nowym Jorku i Alabamie bez większych perturbacji
przejęłyby zobowiązania angielskiej filii.
Kathryn mimowolnie wzięła w palce listki dorodnej paproci umieszczonej w dużej donicy, stojącej
przy balustradzie. Phillip rozwodził się nad funkcjonowaniem korporacji. Twierdził, że znacznie
wzrosłyby zyski, gdyby kupili dwie przędzalnie; wymienił, ile maszyn byłoby potrzeba, żeby mogły
działać; opowiadał, jak nowe wyposażenie wpłynęłoby na wzrost produkcji. Kathryn słuchała jego
miłego głosu, ale myślami była gdzie indziej, przy Blake’u i ich ostrej wymianie zdań.
To nie była jej wina, że porzucona kochanka Blake’a nie chciała zaakceptować rozstania. Poza tym
nie trzeba było wtykać nosa w jego osobiste sprawy, by stwierdzić, że miał liczne partnerki.
Poczerwieniała, wyobrażając sobie Blake’a trzymającego w ramionach kobietę, przytulającego do
muskularnego nagiego torsu delikatne kobiece ciało…
Widziała Blake’a rozebranego do pasa tylko raz czy dwa, ale ten obraz pozostał jej przed oczami.
Był umięśniony, a przy tym harmonijnie zbudowany. Czarny puch, który pokrywał szeroką pierś,
zwężał się w pas znikający pod paskiem spodni. Nietrudno odgadnąć, jak silne wrażenie nieodparcie
męski Blake robił na przedstawicielkach płci pięknej. Wcześniej Kathryn widziała w nim członka
rodziny, przybranego brata, a nie pewnego siebie, przystojnego mężczyznę, do którego lgnęły kobiety,
gdziekolwiek się pojawił.
Teraz przyszło jej do głowy, że zbyt długo był świadkiem, jak z dziewczynki przedzierzgała się
w nastolatkę, a potem stawała kobietą, by uznać ją za atrakcyjną, gdy w końcu osiągnęła dojrzałość.
Obserwował, jak ciskała różnymi przedmiotami, gdy wpadła w złość. Zapamiętał, że nie
napełniała ponownie wodą pojemników na lód, które opróżniła z kostek. Zorientował się, że
w kościele zdejmowała buty i że wspinała się na drzewa, by ukryć się przed pastorem, gdy
w niedzielę po południu przychodził z wizytą. Przyłapał ją, jak niekiedy rzucała brudne bluzki za
drzwi zamiast do specjalnego pojemnika. Westchnęła ciężko. Tak, wiedział o niej zdecydowanie za
dużo, aby uznać ją za interesującą.
– …Kathryn!
Podskoczyła.
– Przepraszam. Trochę wypiłam.
Phillip roześmiał się i powiedział:
– Nic nie szkodzi, to nic ważnego.
– Nie jestem pijana – zastrzegła się Kathryn.
– Tylko lekko wstawiona. Trzy szklaneczki ponczu, prawda? Matka przy całkowitej aprobacie pani
domu dodała do niego cały zapas mocnego alkoholu, jakim dysponowaliśmy,
– Nie zdawałam sobie sprawy, że to takie mocne – przyznała Kathryn.
– To efekt mieszania trunków – stwierdził. – Chcesz wrócić do salonu?
– A musimy? – spytała Kathryn. – Nie moglibyśmy wymknąć się niepostrzeżenie bocznymi
drzwiami i pojechać do miasta na ten nowy film science fiction?
– Chcesz uciec z własnego przyjęcia? Wstydź się!
– Wstydzę się. Możemy? – ponowiła propozycję.
– Czy co możemy? – Phillip udawał, że nie rozumie.
– Pojechać do kina. Nie daj się prosić. Powiem Maude, że porwałam cię, przykładając ci pistolet
do pleców…
– Czyżby? – rozległ się głos Maude, która nagle zjawiła się obok nich, jakby wyrosła spod ziemi. –
Dlaczego chcesz uprowadzić Phillipa do kina? – zapytała, z rozbawieniem przyglądając się Kathryn.
– Właśnie wszedł na ekran nowy film science fiction i… – zaczęła Kathryn.
– …i to pozwoli ci trzymać się z dala od Blake’a aż do rana, czy tak? – domyśliła się Maude.
– Zgadłaś – przyznała z westchnieniem Kathryn.
– Nie przejmuj się. On już wyszedł.
– Blake? – upewniła się Kathryn.
– A któż by inny – odparła Maude. – Klnąc na kapelę, poncz, polityków, różnicę czasu, związki
zawodowe, londyński smog i kobiety, którym wyraźnie brak taktu. Eve odetchnęła z ulgą, gdy
oświadczył, że wraca do domu i położy się spać.
– Mam nadzieję, że łóżko się pod nim zawali – rzuciła Kathryn.
– W zeszłym roku narzekał, że źle mu się śpi, więc na urodziny sprezentowałam mu nowe
wyposażone w sprężyny tapicerskie – wyjaśniła Maude.
– W takim razie niech sprężyny popękają – dorzuciła Kathryn.
– Złośliwa bestyjka – zauważył Phillip.
– Znowu?! Stanowczo protestuję! – Maude załamała ręce. – Wpadnę w poważną chorobę
z powodu niekończącej się wojny między tobą a moim najstarszym synem. Czym tym razem zawinił?
– Stwierdził, że nie powinna nawet myśleć o swobodzie seksualnej – pospieszył z wyjaśnieniem
Phillip. – Wściekł się, kiedy mu zarzuciła, że w tej kwestii stosuje podwójną moralność.
– Naprawdę powiedziałaś tak do Blake’a? – Oczy Maude rozszerzyły się z niedowierzania.
Kathryn wydawała się zakłopotana.
– Tylko się z nim droczyłam – usiłowała się tłumaczyć.
– Och, moja droga, masz szczęście, że nie znajdowałaś się w pobliżu wody, bo by cię do niej
wrzucił. – Maude wyraźnie się zmartwiła. – Jest wściekły od czasu rozstania z Dellą, która wciąż go
nachodzi, nie mogąc pogodzić się z rozpadem ich związku. Phillipie, pamiętasz? To było mniej
więcej wtedy, gdy Kathryn napisała, że wybiera się w rejs na Kretę z panną Donavan i jej bratem
Lawrence’em.
– Skoro mowa o Lawrensie – włączył się Phillip, przesadnie przeciągając samogłoski – to co
u niego?
– Odwiedzi mnie w drodze na kongres pisarzy, który odbędzie się na wybrzeżu – odparła
z uśmiechem Kathryn. – Jest pełen entuzjazmu, ponieważ wydawnictwo kupiło jego następną powieść
i niebawem znajdzie się ona na rynku.
– Zamierza tu spędzić parę dni? – spytała Maude. – Wiesz, że Blake odnosi się podejrzliwie do
ludzi pióra, od kiedy pewien reporter opisał jego romans z laureatką konkursu piękności.
– Lawrence nie jest reporterem, tylko powieściopisarzem – zauważyła Kathryn. – Tworzy fikcyjne
postaci i opisuje ich losy.
– Właśnie fikcją była historia o Blake’u i tej piękności – stwierdził Phillip.
– Dopuście mnie do głosu? – zniecierpliwiła się Maude. – Nie możesz zaprosić do nas Lawrence’a
wtedy, gdy Blake przebywa w domu. Odniosłam wrażenie, że mój syn jest do niego uprzedzony.
– Lawrence nie jest mięczakiem – odparła Kathryn, myśląc o porywczym charakterze przyjaciela.
Maude zamyśliła się na dłuższą chwilę, po czym zwróciła się do syna:
– Może tuż przed przyjazdem przyjaciela Kathryn zadzwoniłbyś do Delli i dał jej zastrzeżony
numer telefonu Blake’a, a ja mu przypomnę, jakie piękne jest St. Martin latem.
– Ależ Lawrence przyjedzie tylko na dwa czy trzy dni – wtrąciła Kathryn i dodała z goryczą: –
Myślałam, że Greyoaks jest też moim domem.
Na te słowa Maude przytuliła wychowanicę i powiedziała:
– Och, kochanie, oczywiście, że tak! Chodzi jedynie o to, że Blake będzie wtedy w domu.
– I dlatego że Larry jest pisarzem…
– Nie tylko z tego powodu – przerwała jej Maude. – Blake jest bardzo zaborczy w stosunku do
ciebie. Nie lubi, gdy umawiasz się z mężczyznami czy chłopakami, zwłaszcza takimi jak Jack Harris.
– Pewnego dnia będzie musiał się z tym pogodzić – stwierdziła Kathryn, odsuwając się od Maude.
– Skończyłam dwadzieścia jeden lat i jako osoba pełnoletnia mogę decydować o swoim życiu, także
o tym, z kim się przyjaźnić. Nastolatka, której kupował gumę do żucia, nie istnieje.
– Sama prosisz się o kłopoty, zaczynając wojnę z Blakiem, gdy jest w takim nastroju jak obecnie –
ostrzegła Maude.
– Tylko nie mów mu, że Lawrence przyjeżdża. – Kathryn odgarnęła kosmyk ciemnych włosów,
spadający jej na oczy, i zadarła podbródek.
– Wykupiłaś jej polisę ubezpieczeniową? – Phillip zwrócił się do matki żartobliwym tonem.
– Blake sprawdza wszystkie nasze płatności – odparła poważnie Maude i przestrzegła Kathryn: –
Mogłabyś zostać bez grosza, nawet bez samochodu.
– Rewolucja wymaga ofiar – oświadczyła Kathryn.
– Dobry Boże! – Phillip odwrócił się, żeby odejść.
– Wracaj! – zawołała za nim Kathryn. – Jeszcze nie skończyłam!
– Myślę, że poszedł zapalić za ciebie świeczkę – powiedziała Maude. – Przydadzą ci się modlitwa
i boska opieka, skoro zamierzasz wadzić się z Blakiem.
– A może Blake będzie ich potrzebować – odparowała Kathryn.
W odpowiedzi Maude się roześmiała.
Po powrocie Maude odetchnęła z ulgą, ponieważ w domu panował spokój.
– Jak na razie, wszystko w porządku – orzekła z uśmiechem, zwracając się do Phillipa i Kathryn. –
Jeśli w dodatku zdołamy przemknąć się na górę…
– Dlaczego macie się przemykać? – Od strony gabinetu dobiegł ich poirytowany głos i po chwili
ujrzeli Blake’a.
Kathryn odwróciła się i spojrzała prosto w zagniewane ciemne oczy. W tym momencie poczuła, że
wszystkie nowe postanowienia przestają mieć znaczenie. Natychmiast uciekła wzrokiem w bok, a jej
serce przyspieszyło rytm.
– Wiedzieliśmy, że jesteś zmęczony, kochanie – powiedziała łagodnie Maude.
– Zmęczony, akurat! – Blake uniósł do ust wypełnioną brandy kieliszek, jednocześnie świdrując
bacznym spojrzeniem Kathryn. – Dobrze wiesz, że nie w tym rzecz, mamo. Odbyłem ciekawą
rozmowę z Kate.
– Ona opiła się ponczem z rumem – wtrącił Phillip. – Ogłosiła niepodległość i przygotowuje się do
wszczęcia rewolucji – dodał kpiąco.
– Zamknij się, proszę – wyszeptała Kathryn.
– Ależ, moja droga, byłaś taka dzielna i pewna siebie u Barringtonów – kontynuował Phillip. – Nie
chcesz zostać męczennicą w imię wolności?
– Nie, natomiast chce mi się wymiotować.
Popatrzyła na surową twarz Blake’a i zaczęła żałować, że nie przyjęła zaproszenia Nan, która
nalegała, by Kathryn u niej przenocowała.
Blake bezwiednie obracał w ręku kieliszek.
– Dobranoc, mamo, dobranoc, braciszku – rzekł.
Maude rzuciła Kathryn przepraszające spojrzenie i skierowała się ku schodom, Phillip ruszył jej
śladem.
– Nie zostawiajcie mnie! – zawołała nie na żarty przestraszona Kathryn.
– Wypowiedziałaś wojnę, moja droga – odrzekł Phillip – a ja wyznaję politykę nieingerencji.
Kathryn splotła ręce za plecami.
– Cóż, mów – mruknęła, przesuwając wzrok z twarzy Blake’a poniżej, na rozpiętą pod szyją
jedwabną białą koszulę. – Proszę bardzo, używaj sobie na mnie, ile wlezie, skoro już wcześniej
zacząłeś.
W odpowiedzi Blake zachichotał.
– Wejdźmy i porozmawiajmy – powiedział, wskazując drogę do wyłożonego orzechową boazerią
gabinetu.
Na ich widok duży seter irlandzki podniósł się z legowiska i pomachał ogonem. Blake
pieszczotliwie zmierzwił jego sierść, po czym usiadł w fotelu przed kominkiem. Kathryn zajęła
miejsce naprzeciwko i utkwiła nieobecny wzrok w drewnie ułożonym na palenisku w wymyślny stos.
– Tatuś zwykł był podkładać ogień – zauważyła, używając pieszczotliwego zdrobnienia, jakim
zwracała się do ojca Blake’a. Traktowała go jednak jak rodzonego ojca, którego wcześnie straciła.
– Ja też to robię, gdy chcę ogrzać pokój. Dziś nie jest jeszcze na tyle zimno, żeby rozpalać
w kominku – powiedział Blake.
Kathryn patrzyła na jego krzepkie ciało i zastanawiała się, czy on kiedykolwiek odczuwa chłód.
Odniosła wrażenie, że bije od niego ciepło, niczym od gorącego pieca.
Blake wypił resztę trunku, odstawił kieliszek i założył ręce za głowę. Przez chwilę świdrował
Kathryn wzrokiem, po czym zapytał:
– Dlaczego nie zdejmiesz płaszcza i nie przestaniesz zachowywać się tak, jakbyś była spóźniona na
ważne spotkanie?
– Zimno mi.
– W takim razie podkręć termostat.
– Nie warto, bo nie zostanę tu długo, prawda? – spytała z nadzieją w głosie Kathryn.
Spojrzenie ciemnych oczu Blake’a niespiesznie wędrowało po jej twarzy oraz po aksamitnej,
zaróżowionej skórze widocznej w rozsuniętych połach płaszcza.
– Musisz tak na mnie patrzeć? – spytała zakłopotana, mnąc w palcach końcówkę szyfonowego
paska sukni.
Blake wyjął z kieszeni papierosy i zapalił jednego.
– Co to za rewolucja? – spytał jak gdyby nigdy nic.
– Chodzi ci o to, co powiedział Phillip? – Kathryn usiłowała wymyślić sensowne wytłumaczenie. –
Otóż, ja tylko…
– Nie przypominam sobie rozmowy z tobą – wpadł jej w słowo Blake – którą byś zakończyła, nie
plącząc się.
Urażona Kathryn wydęła usta, po czym zauważyła:
– Nie plątałabym się, gdybyś mnie nie atakował i nie peszył przy każdej nadarzającej się okazji.
– A robię to? – spytał spokojnie Blake. Sprawiał wrażenie, że nic nie mogłoby go teraz wytrącić
z równowagi, aczkolwiek Kathryn dostrzegła lekkie oznaki wyczerpania, niezauważalne dla kogoś
obcego.
– Bardzo dobrze wiesz, że tak – odparła i spytała nieco cieplejszym tonem: – Jesteś zmęczony,
prawda?
– I to bardzo – przyznał Blake i zaciągnął się papierosem.
– W takim razie dlaczego się nie położyłeś?
– I tak bym nie zasnął po gwałtownej zmianie czasu. Nie zamierzałem ci popsuć powitalnego
przyjęcia – dodał, nie spuszczając wzroku z twarzy Kathryn.
– W porządku.
Blake strzepnął popiół do popielniczki i westchnął przeciągle.
– Dopiero co zerwałem z pewną kobietą, która nie przyjęła rozstania do wiadomości – wyznał. –
Zamęczała mnie, nachodziła, narzucała się. Dlatego na twoje słowa zareagowałem niewspółmiernie
do sytuacji. – Wzruszył ramionami. – Jestem przemęczony i nerwy odmawiają mi posłuszeństwa,
w przeciwnym razie zbyłbym cię śmiechem.
– Kochałeś ją? – spytała z wahaniem Kathryn.
– Ależ z ciebie dziecko. Czy muszę kochać kobietę, żeby pójść z nią do łóżka?
Kathryn oblała się rumieńcem.
– Nie wiem – przyznała.
– Domyślam się, że nie możesz wiedzieć. W twoim wieku też wierzyłem w miłość.
– Cynik – stwierdziła krótko.
Blake zgniótł niedopałek.
– Przekonałem się, że seks jest lepszy bez emocjonalnego zaangażowania.
Zażenowana Kathryn odwróciła wzrok, starając się nie dostrzegać rozbawienia na twarzy Blake’a.
– Zawstydzona? – spytał. – Myślałem, że wydoroślałaś po doświadczeniu z Harrisem.
– Musimy do tego wracać? – zniecierpliwiła się zraniona do żywego Kathryn.
– Nie, jeśli czegoś cię to nauczyło. Choć śmiem w to wątpić. Czy masz coś pod tą cholerną nocną
koszulą? – dodał z irytacją.
– To nie jest nocna koszula! – zaprotestowała Kathryn.
– Ale tak wygląda.
– To taki model – wyjaśniła.
– Słyszałem, że w Paryżu modnie jest nosić rozpiętą kamizelkę na gołe ciało.
– Gdybym mieszkała w Paryżu, też bym nosiła – wypaliła sprowokowana Kathryn.
– Naprawdę? – Blake utkwił wzrok w jej dekolcie, a bezczelność, z jaką to zrobił, wywołała
w niej nieznane dotychczas uczucie. – Coś podobnego…
Kathryn poczuła się pokonana i zmieniła temat.
– O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
– Zaprosiłem gości – odparł Blake.
Kathryn pamiętała o własnym zaproszeniu Lawrence’a Donavana.
– Tak? Kogo? – spytała uprzejmie.
– Dicka Leedsa i jego córkę Vivian. Przyjadą na jakiś tydzień, Dick pomoże mi doprowadzać do
porządku firmę po chaosie, jaki w niej zapanował. Jest przewodniczącym związków zawodowych
i może wspomóc mnie swoją wiedzą i doświadczeniem w dziedzinie, która przysparza nam poważne
kłopoty.
– A jego córka? – spytała Kathryn, karcąc się w duchu za własną ciekawość.
– Seksowna blondynka.
– Akurat w twoim guście, z naciskiem na seksowna.
Blake nie skomentował tych słów.
– Cóż, mam nadzieję, że nie oczekujesz po mnie, że będę ich zabawiać i dotrzymywać im
towarzystwa. Ja też spodziewam się gościa.
W piwnych oczach Blake’a pojawiły się groźne błyski.
– A któż to taki? – spytał.
Kathryn wojowniczo zadarła podbródek i odparła:
– Lawrence Donavan.
Wyglądało na to, że Blake z trudem hamuje wybuch gniewu.
– Nie w moim domu! – oświadczył stanowczo.
– Już go zaprosiłam – zaprotestowała Kathryn.
– Słyszałaś, co powiedziałem. Jeśli nie chciałaś znaleźć się w kłopotliwej sytuacji, należało ze
mną porozmawiać, zanim go zaprosiłaś – dodał szorstko. – jak chciałaś to rozwiązać, Kate? Powitać
go na lotnisku, przywieźć tutaj i dopiero wtedy mnie o tym poinformować? Postawić przed faktem
dokonanym?
Kathryn odwróciła wzrok.
– Mniej więcej – bąknęła.
– Zadzwoń do niego i powiedz, że coś ci wypadło – polecił.
Pomyślała, że siedzi przed nią niczym władca decydujący o jej losie, jakby była podległą mu
niewolnicą. Uznała, że jeśli jeszcze raz się przed nim ugnie, w przyszłości nie znajdzie w sobie dość
siły, żeby mu się przeciwstawić. – Nie – zaoponowała.
Blake podniósł się z fotela, wyjątkowo zręcznie jak na postawnego mężczyznę. Oczy zwęziły mu
się w szparki.
– Co powiedziałaś? – spytał podejrzanie łagodnym tonem.
– Nie – powtórzyła, patrząc wyzywająco na Blake’a. – To również mój dom. Przynajmniej tak
mnie zapewniałeś, gdy poprosiłeś, żebym z wami zamieszkała.
– Ale nie mówiłem, że będziesz go mogła wykorzystywać na miejsce romantycznych schadzek –
zaznaczył.
– Ty jednak sprowadzasz tutaj kobiety – odparowała. Pamiętała, jak przypadkiem wróciła do domu
wcześniej, niż planowała, i zastała go w gabinecie z Jessicą King.
Jessica była do połowy naga, Blake również i jej wzrok przyciągnęła szeroka męska klatka
piersiowa, którą pieściły kobiece dłonie. Od tamtego dnia nie była w stanie wymazać z pamięci
widoku, jego oczu niemal czarnych z pożądania…
– Zdarzało się – skorygował, domyślając się, o czym mówi. – Ile miałaś wtedy lat? Piętnaście?
– Tak. – Skinęła głową, umykając wzrokiem w bok.
– A ja na ciebie nakrzyczałem, prawda? To dlatego że nas zaskoczyłaś. – Nie spodziewałem się, że
wejdziesz do gabinetu. Byłem zniecierpliwiony, sfrustrowany.
– Ja… powinnam była zapukać – przyznała Kathryn. – Brałam udział w festynie, wygrałam nagrodę
i nie mogłam się doczekać, żeby ci o tym powiedzieć – tłumaczyła się.
– Zawsze przynosiłaś wszystkie swoje trofea do mnie, jak szczeniak swoje zabawki, ale tamtego
wieczoru wzniosłaś mur, który tkwi między nami do dziś. Gdy chcę się do ciebie zbliżyć, zawsze
znajdziesz coś, co temu przeszkodzi. Ostatnim razem to był Jack Harris. Teraz ten pisarz.
– Nie wzniosłam muru! – żachnęła się Kathryn, rzucając Blake’owi oskarżycielskie spojrzenie. –
Jesteś despotą. Nie pozwalasz mi być samodzielną.
– A czego chcesz? – spytał.
Kathryn utkwiła wzrok w obramowaniu kominka.
– Nie mam pojęcia – przyznała. – Nie dowiem się tego, jeśli będziesz nade mną dominował
i rządził. Chcę być wolna.
– Nikt z nas nie jest – stwierdził filozoficznie Blake, oczy mu posmutniały, w głosie zabrzmiała
nuta goryczy. – Co ci się podoba w Donavanie? – spytał.
– Rozśmiesza mnie, wprawia mnie w dobry nastrój – odparła.
– Czy tylko tego wymagasz od mężczyzny? Żeby cię rozbawiał i poprawiał ci humor? – zdziwił się
Blake. Kąciki ust uniosły się mu w zmysłowym uśmiechu. – A co z namiętnością, która może
wybuchnąć, gdy kobieta i mężczyzna są razem w łóżku?
Kathryn poruszyła się w fotelu.
– To przereklamowane – stwierdziła z udawanym wyrafinowaniem.
Blake odchylił głowę i głośno się roześmiał.
– Ciii! – przywołała go do porządku. – Obudzisz cały dom.
– Jesteś czerwona jak piwonia – zauważył. – Co ty wiesz o miłości, dziewczynko? Zemdlałabyś,
gdyby jakiś mężczyzna zaczął cię uwodzić.
Kathryn wpatrywała się w niego z oburzeniem.
– Skąd możesz wiedzieć? Może Lawrence…
– …raczej nie – przerwał jej z przekonaniem. – Jesteś jeszcze dziewicą, moja mała Kate. Jeśli
miałbym jakiekolwiek obawy z tym związane, zabrałbym cię z tej Krety, zanim byś się obejrzała.
– W dzisiejszych czasach dziewictwo nie jest w cenie – powiedziała Kathryn, przypominając sobie
uwagi Missy Donavan, jakie wypowiadała pod jej adresem.
Zapadło milczenie. Blake nie odpowiadał, jakby przetrawiał w duchu jej słowa. W końcu się
odezwał:
– Niech ci nie przyjdzie do głowy lekkomyślnie pozbywać się cnoty.
– Nie bądź staroświecki – odparła Kathryn. – Tak czy inaczej – dodała z figlarnym uśmiechem – co
by było z tobą, gdyby wszystkie kobiety na świecie były dziewicami?
– Byłbym raczej sfrustrowany – przyznał. – Pamiętaj, że nie jesteś jedną z moich kobiet, i nie chcę,
żebyś się oddawała mężczyznom jak jakaś nimfomanka.
– Raczej to mi nie grozi, a mężczyźni się za mną nie uganiają.
– Ta sukienka jest dla nich dostateczną zachętą.
– Przecież mnie zasłania – sprzeciwiła się Kathryn. – Jest znacznie skromniejsza niż to, co miała na
sobie Nan.
– Zauważyłem – zgodził się Blake.
– Nan uważa, że jesteś najbardziej seksownym mężczyzną na świecie – rzuciła jak gdyby nigdy nic.
– Chciała, żebyś się pokazał na przyjęciu.
– Nan to jeszcze dziecko, a ja jestem za stary na księcia z bajki – odrzekł Blake.
Przyjemnie było na niego patrzeć, uznała Kathryn. Emanował energią, był pełen życia,
a jednocześnie był opiekuńczy. Niestety, nadmiernie opiekuńczy, a czasami wręcz despotyczny.
– Jeśli nie pozwolisz mi zaprosić Lawrence’a, to pojadę z nim na kongres pisarzy – oświadczyła.
– Grozisz mi, Kate? – spytał.
– Nie śmiałabym – odrzekła natychmiast.
– Porozmawiamy o tym później.
– Tyran – mruknęła.
– To twój najlepszy strzał? – spytał uprzejmie.
– Męski szowinista – dodała.
Blake wstał z fotela i niespiesznie podszedł do Kathryn.
– Jak sądzisz, co mi w tobie przeszkadza? – spytał.
– Prawdopodobnie irytuję cię tak samo jak ty mnie – odparła. – Zawieszenie broni czy pokój?
Uśmiechnął się z pobłażaniem.
– Pokój.
Pochylił się, a Kathryn zamknęła oczy, oczekując znajomego krótkiego muśnięcia ust. Jednak nic
podobnego nie nastąpiło. Zdziwiona uniosła powieki i spojrzała prosto w oczy Blake’a. Widziała
złote plamki na ciemnych tęczówkach i mimiczne zmarszczki w kącikach powiek. Nagle poczuła na
szyi jego palce, którymi delikatnie pieścił jej skórę.
– Blake? – szepnęła niepewnie, dostrzegając drgający mięsień przy zmysłowych ustach.
– Witaj w domu, Kate – powiedział szorstkim tonem i się wyprostował.
– Nie pocałujesz mnie? – spytała odruchowo.
– Zrobiło się późno – rzekł, odwracając się – a ja jestem bardzo zmęczony. Dobranoc.
Wyszedł z gabinetu, zostawiając ją samą.
ROZDZIAŁ TRZECI
Przez kolejne mijające dni Kathryn zaobserwowała, że Blake traktuje ją z niespotykaną wcześniej
powściągliwością, wręcz z rezerwą. Zadała sobie w duchu pytanie, czy aby się nie myli. Przecież to
Blake, równie dobrze jej znany jak otoczony dostojnymi dębami kamienny dom, w którym
zamieszkała, gdy przed laty zaopiekowali się nią Hamiltonowie. Mimo wszystko coś było na rzeczy
i Kathryn zaczęła się zastanawiać, co mogłoby to być, jednak nie potrafiła tego odgadnąć i nazwać.
Pewnego wieczoru, gdy Blake skierował się ku schodom, aby wejść na piętro i przebrać się na
kolejną randkę, odważyła się go zatrzymać.
– Jesteś na mnie zły? – spytała.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem, po czym zapytał:
– Dlaczego tak myślisz?
Zmusiła się do uśmiechu i powiedziała:
– Wydajesz się czymś tak zaabsorbowany, że ledwie nas zauważasz.
– Tak się złożyło, że muszę rozwiązać dużo poważnych problemów, kotku – odrzekł Blake.
– Chodzi o londyńskie zakłady? – domyśliła się.
– Tak, ale nie tylko. Także o parę innych spraw również przyprawiających mnie o ból głowy –
wyjaśnił. – Jeśli zamierzasz zadawać podobnie niedorzeczne pytania, to skończmy tę rozmowę.
Jestem umówiony i trochę mi się spieszy.
– Przepraszam. Niech Bóg broni, żebym miała cię odciągać od twoich męskich zabaw –
powiedziała z przekąsem Kathryn.
– Męskich zabaw? – powtórzył, nie rozumiejąc.
– Czasem nazywacie je pracą – odparła drwiąco, po czym okręciła się na pięcie, by wrócić do
salonu, gdzie zostawiła Maude i Phillipa.
Blake rzucił ze śmiechem:
– Majtki ci wystają.
Kathryn miała na sobie spódnicę średniej długości, a jednak mimowolnie odwróciła głowę
i spytała:
– Gdzie?
Blake wspiął się na schody, nie odpowiadając, ale za to śmiejąc się pod nosem, a Kathryn
odprowadziła go wzrokiem, po czym dołączyła do Maude i Phillipa.
Wkrótce ponownie go zobaczyła, gdy przed wyjściem zajrzał do salonu, aby się pożegnać. Miał na
sobie czarne spodnie, białą jedwabną koszulę rozpiętą pod szyją i tweedową marynarkę, która
czyniła jego strój bardziej swobodnym. Ciekawe, z jakiego rodzaju kobietą się umówił, zastanawiała
się Kathryn, i czy będzie ona umiała zaakceptować i docenić silną osobowość Blake’a i jego
autentyczną męskość?
Przypomniała sobie przyjęcie wydane na jej cześć, kłótnie i spotkanie w gabinecie, do którego
doszło później. Rozmawiała z Blakiem, po czym się pożegnali i on pochylił się, żeby musnąć jej usta,
ale w ostatniej chwili się cofnął. Wtedy zaintrygowało ją to zachowanie i nadal była ciekawa,
dlaczego wówczas Blake się zawahał.
Nazajutrz, wczesnym rankiem, zjawiła się Nan Barrington, żeby wybrać się z Kathryn na
przejażdżkę konną. Była niewysoka i drobna, ale zgrabna. Miała na sobie bryczesy i niebieski
obcisły sweter, harmonizujący kolorem z barwą jej oczu.
Przywitała się z przyjaciółką i natychmiast zaczęła rozglądać się wokół, jak gdyby szukała
wzrokiem Blake’a.
– Wyszedł – poinformowała ją Kathryn, nie kryjąc rozbawienia.
– Aha. – Nan wyglądała na mocno zawiedzioną. – Myślałam, że będzie nam towarzyszył podczas
przejażdżki.
Kathryn nie zamierzała wyjaśniać przyjaciółce, że Blake nie zawahałby się nawet przed
wstąpieniem do klasztoru, żeby tylko uniknąć spotkania z Nan. Prowadziłoby to bowiem do pytań, na
które nie miała ochoty odpowiadać.
– Oto i ona, złota dziewczyna! – zawołał Phillip, zbiegając ze schodów.
Gdy stanął obok Nan, wpatrzył się w nią, nie kryjąc zachwytu.
– Ponętna z ciebie osóbka – zauważył.
– Och, żarty się ciebie trzymają – odrzekła Nan, ale wyraźnie się rozpromieniła. – Jedź z nami
i pozwól mi udowodnić, że wciąż jestem lepsza od ciebie.
– Akurat, niedoczekanie! – rzucił ze śmiechem Phillip.
Kathryn poprowadziła ich do drzwi. Obciągnęła na biodra zieloną welwetową bluzę, którą
włożyła, przewidując, że poranek okaże się chłodny.
Nie pomyliła się. Wiał zimny wiatr.
– Rześko – mruknęła, gdy wyszli na dwór, i sprawdziła, czy klamra do włosów jest zapięta.
– Jest przyjemnie, ale rzeczywiście chłodno – przyznał Phillip i zmieniając temat, stwierdził: –
Blake ma zdumiewająco mało czasu na jazdę konną. Ostatnio bywa bardziej zajęty sprawami
służbowymi niż zazwyczaj, mnożą się problemy wymagające szybkiego rozwiązania. Oby udało mu
się w sobotę odebrać z lotniska Leedsów.
Nan obrzuciła Kathryn bacznym spojrzeniem i po chwili wahania zapytała:
– Co z Blakiem? Znowu walczycie ze sobą?
Kathryn utkwiła wzrok w ścieżce, gdy szli skrótem do dużej stajni, przed którą rozciągał się
otoczony białym parkanem padok. Dróżka prowadziła przez labirynt wysokich przystrzyżonych
żywopłotów. Pośród nich ustawiono białą altanę, w środku której wzdłuż ścian ciągnęły się wygodne
ławy wyłożone poduchami. Kathryn uważała, że to szalenie romantyczne miejsce i ilekroć się tu
znalazła, puszczała wodze fantazji.
– Blake i ja bardzo dobrze się porozumiewamy – oznajmiła, zaprzeczając sugestii przyjaciółki.
– Nic dziwnego – wtrącił ze śmiechem Phillip – skoro prawie się nie widują.
– Wcale tak nie jest – zaprzeczyła energicznie Kathryn. – Pamiętasz ten wieczór, kiedy Blake
wybierał się na randkę?
Nan przeniosła wzrok na Phillipa.
– Z kim obecnie się spotyka? – zainteresowała się.
Phillip wzruszył ramionami teatralnym gestem.
– Nie wiem na pewno. Przypuszczam, że z sympatyczną blondyneczką z biura. Ponoć to nowa
sekretarka, o ile można wierzyć plotkarzom. Słyszałem jednak, że robi błędy ortograficzne.
– Wiadomo, że Blake preferuje sympatyczne blondynki – wtrąciła z przekąsem Kathryn.
– W takim razie dlaczego mnie starannie unika? – spytała z westchnieniem Nan. – Co jest ze mną
nie tak?
– Twój wiek, moja droga – powiedział Phillip, obejmując Nan gestem pocieszenia. – Blake lubi
kobiety dojrzałe, wyrafinowane i doświadczone. Te upodobania sprawiły, że znalazłaś się poza
zasięgiem jego zainteresowania.
– Niestety – przyznała z nieszczęśliwą miną Nan.
– Pamiętaj, że Blake odwoził nas do domu po ćwiczeniach cheerleaderek – powiedziała Kathryn,
patrząc tęsknym wzrokiem w stronę altany, którą właśnie mijali. – Myśli, że nadal żujemy gumę
balonową i chichoczemy.
– Nie cierpię gumy balonowej – zaprotestowała Nan.
– Chodziło mi o to, że Blake wciąż widzi w nas nastolatki, chociaż już nimi nie jesteśmy –
wyjaśniła Kathryn.
– Być może – zgodził się Phillip. – A co do gumy… – Urwał i uśmiechnął się na widok starszego
brata, który nadszedł z przeciwnej strony i zatrzymał się na wprost nich.
Ubrany w elegancki szary garnitur, nieskazitelnie białą koszulę z jedwabiu i wzorzysty krawat,
Blake prezentował się jak rasowy biznesmen.
– Witajcie – przywitał się z całą trójką, po czym z uśmiechem zwrócił się do Nan. – Jak czuje się
twoja mama?
– Dziękuję, dobrze – odparła Nan, podeszła bliżej do Blake’a i chwyciła go za rękę. – Może
wybrałbyś się z nami na przejażdżkę? – spytała.
– Chciałabym, ale jak się nie będę pilnował, to spóźnię się na ważną konferencję, a chciałbym tego
uniknąć.
Kathryn ruszyła w stronę stajni.
– Pójdę naprzód! – zawołała przez ramię, przyspieszając kroku.
Końcowy odcinek drogi przebyła biegiem, zdumiona własnym zachowaniem i emocjami, które
nagle ją ogarnęły. Przede wszystkim poczuła złość na widok Nan przyciśniętej do ramienia Blake’a.
To szokujące, ale miała ochotę wymierzyć policzek wieloletniej przyjaciółce tylko dlatego, że
chciała zwrócić na siebie uwagę Blake’a! Ponadto z niezrozumiałych powodów poczuła się zraniona
i opuszczona. Starając się wyzwolić spod władzy tych niepożądanych odczuć, weszła do stajni
i zaczęła siodłać konia. Zajęta sobą, ledwie się zorientowała, że ulubiony kasztanek jest gotów do
przejażdżki. Uderzał niecierpliwie kopytami i prychał, jak gdyby reagował na nietypowy stan ducha
swojej pani.
Kathryn właśnie wyprowadzała Promyka na zewnątrz, gdy dołączyła do niej Nan.
– Gdzie Phillip? – spytała, starając się mówić swoim zwykłym, spokojnym tonem.
– Blake kazał mu towarzyszyć sobie do biura. Niewykluczone, że chciał się naradzić z bratem,
omówić jakieś sprawy przed konferencją – odparła Nan. – Równie dobrze mogło chodzić o coś
innego. W każdym razie Blake wydawał się zły na Phillipa. – Najwyraźniej jakaś możliwość przyszła
jej do głowy, bo dodała: – Zupełnie jakby nie podobało mu się, że Phillip wybiera się ze mną na
przejażdżkę konną. – Nagle rozpromieniła się i spytała podekscytowana: – Myślisz, że jest o mnie
zazdrosny?
– Nie zdziwiłoby mnie to – skłamała Kathryn, choć nie zapomniała uwag, jakie Blake wygłosił pod
adresem Nan.
Zadała sobie w duchu pytanie, czy wówczas na pewno był szczery. Czy w przeciwnym razie
wziąłby ze sobą Phillipa tylko dlatego, by brat nie towarzyszył im w konnej przejażdżce?
Orientowała się, że Blake wolałby, aby brat bardziej zaangażował się w działalność na rzecz
rodzinnej korporacji i do wielu spraw służbowych podchodził mniej lekceważąco. Ale chyba nie
z tego powodu zaciągnął go do biura o tej wczesnej godzinie… Zresztą, czy warto się nad tym
zastanawiać? Nawet jeśli Nan właściwie oceniła sytuację, ona woli o tym nie wiedzieć.
– Siodłaj konia i jedźmy! – ponagliła przyjaciółkę. – Nie mogę się doczekać galopady po łąkach.
– Dlaczego od nas uciekłaś? – spytała Nan.
– Pospiesz się. – Kathryn zignorowała pytanie przyjaciółki, dosiadając Promyka. – Maude
poprosiła mnie o pomoc w ułożeniu menu na czas wizyty Leedsów – wyjaśniła.
Nan przygotowała do jazdy swojego konia, zrównoważoną i pogodną klacz o imieniu Bryza,
i wskoczyła na siodło.
Przyjaciółki ruszyły z kopyta. Powietrze było czyste i świeże. Kathryn w milczeniu podziwiała
zielone wzgórza, z wolna przybierające jesienne barwy. Drzewa zaczynały się złocić, by później bić
w oczy jaskrawą pomarańczową barwą oraz różnymi odmianami czerwieni. Pola uprawne, widoczne
pomiędzy łąkami, zostały zaorane pod przyszłe wiosenne zasiewy.
– Czyż tu nie jest pięknie? – zadała przyjaciółce retoryczne pytanie. – Karolina Południowa musi
być najpiękniejszym stanem w Ameryce Północnej.
– To ty tak twierdzisz – zauważyła z przekąsem Nan.
– Cóż, to prawda. – Kathryn ściągnęła cugle i pochyliła się do przodu, krzyżując ramiona na łęku,
żeby popatrzeć na Edisto River, rzekę wijącą się pomiędzy łąkami i polami.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak rozległe plantacje prowadzono w Charleston przed
wybuchem wojny secesyjnej? – spytała przyjaciółkę, bogatsza o wiedzę na ten temat po przeczytaniu
rozmaitych publikacji.
– Obawiam się, że nie podzielam twojej pasji historycznej – odparła przepraszającym tonem Nan.
– Czasami zapominam nawet, w jakim roku rozpoczęła się wojna secesyjna, i nie pamiętam, kiedy
skończyły się walki o niepodległość.
Kathryn wyrozumiale uśmiechnęła się do przyjaciółki, uwolniona od niechcianych emocji. W końcu
trudno było winić Nan o to, że, zafascynowana Blakiem, chciała go sobą zainteresować. To nie jej
wina, że on jest tak nieprzyzwoicie męski…
– Pojedźmy przez las w dół wzgórza – zaproponowała, zawracając konia. – Uwielbiam zapach
rzeki, a ty?
– Ja też. Świetny pomysł – zgodziła się Nan i dodała entuzjastycznie: – Ruszajmy!
Tego dnia Blake wrócił do domu na wieczorny posiłek, co wywołało uszczypliwe uwagi,
ponieważ ostatnio jego obecność przy kolacji należała do rzadkości.
– Zabrakło dziewczyn? – spytał kpiąco Phillip, gdy usiadłszy przy stole, raczyli się zapiekanką
z kurczaka przygotowaną przez panią Johnson.
– Phillipie! – skarciła syna Maude, rzucając mu pełne dezaprobaty spojrzenie.
Nie tracąc opanowania, Blake zwrócił wzrok na młodszego brata.
– Dziś rano nie narzekałeś na brak damskiego towarzystwa – zauważył oschłym tonem.
– Czyżbyś był zazdrosny i dlatego zaciągnąłeś mnie do biura, zanim zdążyłem się nacieszyć
obecnością dziewcząt? – zapytał z uśmiechem Phillip.
– Chciałem się z tobą naradzić, braciszku.
– Akurat. Potężny Samson nie potrzebuje wsparcia – zażartował Phillip.
– Chciałabym zwrócić wam uwagę, że pani Johnson wyjątkowo starannie przygotowała to smaczne
danie z kurczaka, które zaczyna mi zalegać w żołądku, kiedy was słucham. – Maude próbowała
przywołać synów do porządku.
Kathryn rzuciła jej rozbawione spojrzenie.
– Powinnaś była urodzić córki – zauważyła.
Maude popatrzyła na Blake’a, potem na Phillipa.
– Nie jestem pewna. Bardzo trudno wyobrazić mi sobie Blake’a na wysokich obcasach i w halce.
Kathryn roześmiała się tak serdecznie, że omal się nie zakrztusiła. Phillip pospieszył jej na pomoc
i klepnął ją w plecy.
– Cieszę się, że wreszcie polepszył ci się nastrój – powiedział zimnym tonem Blake. – Dziś rano
nie byłaś w najlepszym humorze.
Kathryn wypiła trochę kawy, po czym zauważyła:
– Nie przypominam sobie, żebym w ogóle się do ciebie odezwała.
– Nie, umknęłaś do stajni po to, by się ze mną nie przywitać.
Jak on może być taki mało spostrzegawczy? – zadała sobie w duchu pytanie Kathryn.
– Nie mam zwyczaju uciekać – oznajmiła wyniośle.
Blake podniósł filiżankę do ust, aby napić się kawy, ale nie spuszczał przenikliwego spojrzenia
z twarzy Kathryn. Dostrzegła w jego oczach ciemne błyski, które ją zdenerwowały.
– Dalej, używaj sobie – rzucił wyzywająco.
– Nie boję się ciebie.
Oczy Blake’a się zwęziły, a na ustach pojawił się krzywy uśmieszek.
– Mógłbym ci zademonstrować, jak to jest się bać – powiedział.
– Dość tego, dzieci – zniecierpliwiła się Maude, wyraźnie niezadowolona z zakłócania wspólnego
posiłku. – Spory nie służą żołądkom, a niestrawności nie należy lekceważyć.
Phillip z westchnieniem sięgnął po deser, mus cytrynowy.
– Szkoda strzępić język. Nic ich nie powstrzyma – orzekł.
Kathryn zwinęła serwetkę i położyła ją obok talerza, po czym podniosła się z krzesła.
– Jeśli nie macie nic przeciwko temu, przejdę do fortepianu. Dawno nie grałam – powiedziała.
– Nie za długo, kochanie, bo Blake nie będzie mógł zasnąć – napomniała ją Maude. – Pamiętaj, że
jutro musi wstać o piątej rano, żeby pojechać do Charleston i odebrać z lotniska Leedsów.
– Naturalnie – odrzeka Kathryn, spoglądając w stronę Blake’a. – Staruszkowie potrzebują dużo
snu.
– Na Boga, sama się prosisz – zniecierpliwił się Blake i dodał groźnym tonem: – Przeciągnij
strunę, a przekonasz się, czym to się dla ciebie skończy!
– Idź, dziewczyno. – Phillip wstał i lekko popchnął Kathryn w stronę salonu.
Wyszli razem. Phillip zamknął za nimi drzwi, po czym oparł się o nie plecami i odetchnął z ulgą,
choć oczy mu się śmiały.
– Dobrze ci radzę, nie przesadzaj. Ostatnio trudno z nim wytrzymać, a dziś nawet wilk
w porównaniu z nim wydawałby się owieczką.
– Przecież na ogół tak się zachowuje.
– To prawda – zgodził się Phillip. – Od pewnego czasu dodatkowo nie poprawia mu humoru
sekretarka.
Kathryn zasiadła do fortepianu i porozciągała palce.
– To jego sprawa – uznała. – Po co zatrudnił sekretarkę do ozdoby, a nie do pracy? Mam po dziurki
w nosie słuchania o Blake’u.
Uderzyła w klawisze, zaczynając drugi koncert Rachmaninowa, a Phillip przez dłuższą chwilę nie
ruszał się z miejsca, w zadumie przypatrując się jej profilowi.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Maude na stałe zatrudniła gospodynię, zażywną i stateczną panią Johnson, oraz dwie młode
dziewczyny na przychodne, dla których nie brakowało zajęć, a dzisiaj zostały do późnego popołudnia
ze względu na przygotowania przed przyjazdem gości. Maude z uwagą obserwowała ich poczynania
i zauważyła, że jedna z nich tuż przy wejściu do salonu postawiła duży wazon z kompozycją
z suchych kwiatów.
– To miejsce się nie nadaje, bo ludzie będą potrącać suszki. Postaw wazon gdzie indziej –
pouczyła dziewczynę.
Kathryn uznała, że lepiej trzymać się z daleka od tej krzątaniny, i skierowała się do drzwi
wyjściowych. Ledwie zdążyła zamknąć je za sobą, gdy spostrzegła Phillipa, który wysiadł
z niedużego sportowego wozu. Wahał się przez chwilę, ale w końcu ruszył w jej kierunku.
– Masz dziwną minę. Co się dzieje? – spytał.
– To suche kwiaty – odrzekła Kathryn.
Przyjrzał się jej wyraźnie zaintrygowany.
– Czyżbyś dobrała się do brandy Blake’a? – spytał.
– Ależ nie! Zrozumiałbyś, dlaczego wymykam się z domu, gdybyś był w środku. Doprawdy można
by pomyśleć, że złoży nam wizytę głowa państwa. Maude już dwa razy przestawiła meble, a teraz
ukwieca pokoje, również suszkami. Tymczasem z tego, co się orientuję, Leedsowie nie są władni
uratować dorzecza Edisto River przed przemysłem.
– No cóż, przekonamy się o tym wkrótce. – Phillip zerknął na zegarek. – Blake powinien być lada
moment – dodał.
Kathryn rozejrzała się wokół, po czym skupiła wzrok na tej części zadbanego ogrodu, przez który
brukowana ścieżka, biegnąca między żywopłotami, prowadziła do białej altany.
– Zastanawiałam się, jak wygląda panna Leeds – powiedziała od niechcenia.
– Vivian? Jak z okładki żurnala. Jest aktorką, i to już znaną.
– Ile ma lat? – spytała.
– Dwadzieścia pięć – odparł Phillip. – Przecież wiesz, że Blake nie może długo wytrzymać bez
kobiety, a zmienia je często niczym rękawiczki.
Kathryn poczuła przypływ tych samych niechcianych emocji, które ogarnęły ją na widok Nan
przytulającej się do Blake’a. Miała ochotę wykrzyczeć swoją złość, zrobić cokolwiek, byle nie stać
z uśmiechem przyklejonym do twarzy i udawać, że nie obchodzi jej, z kim Blake się zadaje lub
będzie zadawał. Czyżby była o niego zazdrosna? Czy to możliwe? Przecież on jest… Właśnie, kim
jest dla niej? Nagle dotarło do niej, że Phillip coś mówi.
– Kathryn, nie słuchasz mnie. Spytałem, czy chciałabyś pojechać ze mną do King’s Fort i kupić
sobie nową sukienkę, a może nawet dwie.
– Po co? – Popatrzyła na niego z oburzeniem. – Czy jestem jakimś bezguściem? Źle się ubieram?
– Oczywiście, że nie – pospiesznie zaprzeczył Phillip, starając się ją udobruchać. – Maude
zasugerowała, że może chciałabyś mieć coś nowego, skoro będziemy mieli gości.
– Mam się wystroić, tak? – Kathryn prychnęła ze złością, ale szybko uświadomiła sobie, że
miałaby możliwość wybrania stroju, który zwróciłby uwagę Blake’a. Na jej ustach pojawił się lekki
uśmieszek. – Cóż, skoro Maude tak uważa… Dobrze, zabierz mnie do drogiego magazynu, na
przykład do Saksa…
– Hm… nie wiem – zawahał się Phillip.
– Blake dostanie rachunek dopiero w przyszłym miesiącu – uprzytomniła mu Kathryn. – Wtedy
mogę być w St. Martin albo na Tahiti, albo w Paryżu…
Phillip zachichotał.
– W porządku, niepoprawna dziewczyno, zbierajmy się – zgodził się. – Musimy się pospieszyć,
inaczej nie zdążymy przed przyjazdem gości.
Kathryn już chciała powiedzieć, że właśnie na tym jej zależy, ale w porę ugryzła się w język.
Najchętniej nie tylko nie powitałaby Vivian Leeds, ale na czas jej wizyty przeniosłaby się do miasta.
Jeszcze nie poznała tej kobiety, a już jej nie lubiła.
Po przyjeździe do ekskluzywnej galerii handlowej Kathryn zostawiła Phillipa w specjalistycznym
sklepie, oferującym różne gatunki kawy z całego świata, gdzie można było nie tylko zrobić zakupy,
ale i wypić na miejscu fachowo przyrządzoną kawę. Minęła dział odzieży dla kobiet puszystych
i skierowała się do drogiego butiku. Chciała, żeby Blake zobaczył ją w eleganckiej, wysmakowanej
kreacji, w której będzie wyglądała niczym światowa dama. Być może wreszcie dostrzeże w niej
dorosłą kobietę, a nie kapryśnego podlotka. Pełna zapału przymierzyła jedną z kosztownych sukien,
ale gdy przyjrzała się sobie w lustrze, z rozczarowaniem uznała, że wygląda, jakby się przebrała.
Mina jej zrzedła i opuścił ją cały entuzjazm.
– Nie jest dla pani odpowiednia, prawda? – spytała jasnowłosa ekspedientka.
– Wydawała się taka piękna na manekinie – odparła Kathryn, nie kryjąc zawodu.
– Została zaprojektowana na inną sylwetkę niż pani. Czy mogłabym pani zaproponować inne
modele?
– Och, tak! – ucieszyła się Kathryn. – Proszę mi pomóc.
– Chwileczkę.
Trzy suknie, które przyniosła ekspedientka, wyglądały znacznie mniej efektownie niż ta, którą
wcześniej wybrała Kathryn. Proste w kroju, utrzymane w stonowanych barwach, pozornie
nieefektowne, na Kathryn ożyły i prezentowały się znakomicie. W połączeniu z jej czarnymi włosami
i zielonym oczami kreacja w kolorze mięty wyglądała olśniewająco. Krój szarej sukni podkreślał
figurę, natomiast beżowej harmonizował z delikatną cerą, a prosty fason dodawał elegancji.
– Ta jest przeznaczona na wieczór – powiedziała ekspedientka, przynosząc aksamitną suknię
w kolorze wina z głębokim dekoltem w szpic i rozcięciami po bokach.
To suknia marzeń, pomyślała Kathryn, gdy przymierzyła kreację i przejrzała się w lustrze. Ma
uwodzicielską moc, uznała i wyobraziła sobie, jak silne wrażenie w tym stroju zrobi na Blake’u.
Natychmiast jednak zreflektowała się, przypomniawszy sobie, że przestrzegał ją, by go nie
prowokowała. Miała jednak prawo ubierać się w to, co się jej spodobało…
– Musimy wracać – usłyszała nagle głos Phillipa, dobiegający zza drzwi przymierzalni.
Kathryn spojrzała na swoje odbicie w lustrze i w jej oczach pojawiły się psotne błyski. Ciekawe,
jak zareaguje Phillip, widząc ją w tej wyrafinowanej kreacji? Otworzyła drzwi, zrobiła kilka kroków
i stanęła upozowana niczym modelka. Phillip utkwił w niej wzrok i zaniemówił. Dopiero po dłuższej
chwili zapytał, jakby nie wierzył własnym oczom.
– Kathryn, to ty?
– Naturalnie, że ja – zapewniła go. – Czy nie wyglądam jak marzenie?
– Marzenie? Zdecydowanie tak. – Phillip skinął głową.
– O co chodzi? – spytała, podchodząc bliżej i patrząc na niego, podczas gdy ekspedientka
uśmiechała się, stojąc w pewnej odległości od niech.
– Jesteś pewna, że noszenie publicznie takiego stroju jest dozwolone?
Kathryn uśmiechnęła się.
– Daj spokój. To bardzo modny fason. Podoba ci się?
– Jestem zachwycony, ale Blake…
Kathryn rzuciła mu wymowne spojrzenie.
– Jestem dorosła – podkreśliła. – Będę musiała przypomnieć mu o tym, bo…
– Nie będziesz musiała – przerwał jej Phillip, patrząc na zarys jej piersi widoczny w głębokim
dekolcie. – Sam to zauważy.
Ruchem głowy Kathryn odrzuciła w tył długie falujące włosy.
– Założę się, że ta aktorka nosi bardziej wydekoltowane suknie niż ta, którą mam na sobie –
powiedziała.
– Zgadza się – przytaknął Phillip – ale jej styl życia różni się od twojego, kotku.
– Masz na myśli, że sypia z mężczyznami, czy tak? – nalegała.
– Ciszej, na litość boską! – Phillip niespokojnie rozejrzał się dokoła, sprawdzając, czy ktoś ich
usłyszał. – Nie zapominaj, gdzie jesteśmy.
– Ale tak jest, prawda? – Kathryn nie dawała za wygraną.
– Wiem, że miałaś przeprawę z Blakiem w związku z przyjazdem twojego przyjaciela pisarza. Nie
myśl, że odpłacisz mu pięknym za nadobne, obrażając jego ostatnią zdobycz. Nie pozwoli ci na to.
Kathryn czuła, że wzbiera w niej złość.
– Mam dość pouczań Blake’a i jego wygłaszanych autorytatywnym tonem wskazówek, jak mam
postępować. Nie zamierzam dłużej znosić tego protekcjonalnego traktowania. Wyniosę się z domu
i wynajmę mieszkanie.
– Na razie nie poruszaj tego tematu – poradził Phillip.
– Już mu to zakomunikowałam.
– I jak zareagował? – zainteresował się Phillip.
– Oczywiście nie przyklasnął temu pomysłowi. Zresztą na nic się nie zgodził. Tym razem nie ulegnę
jego woli. Wynajmę mieszkanie i zacznę pracować. Pomożesz mi się przeprowadzić – dorzuciła,
posyłając Phillipowi szelmowskie spojrzenie.
– Niedoczekanie! – zaperzył się Phillip. – W tej sprawie na mnie nie licz. Z twojego powodu nie
będę zadzierał z bratem.
Kathryn tupnęła nogą.
– Oto współcześni mężczyźni!
– Nie rozumiem. – Phillip uniósł brwi z rozbawieniem.
– Żaden nie ma dość odwagi, by przeciwstawić się Blake’owi. Chociaż jestem pewna, że
Lawrence stanąłby w mojej obronie – dodała z zaciętą miną.
– Jeśli nawet, to pożałuje, że to zrobił – orzekł Phillip. – Uprzedzam, że za żadną cenę nie zostanę
w domu na weekend, jeśli kupisz tę suknię. – Udał, że zadrżał. – Nie znoszę widoku krwi.
– Blake nic mi nie zrobi podczas pobytu gości.
– Odpuść sobie i wycofaj się z tego pomysłu. Przecież Blake jedynie troszczy się o ciebie i nie
chce, by spotkała cię krzywda.
– Wykluczone, nie zmienię zdania. – Kathryn pogładziła aksamitną tkaninę sukni. – Nie zamierzam
spędzić reszty życia pod czyjeś dyktando. Blake nie jest moim strażnikiem i nie będzie mi stale
dyktował, jak powinnam postępować.
– Jeśli po zmroku wyjdziesz na ulicę w tej sukni, będziesz potrzebowała strażnika albo
ochroniarza.
Kathryn pocałowała Phillipa w policzek.
– Jesteś bardzo miłym i przyzwoitym człowiekiem – powiedziała.
– Może jednak…?
– Nie przejmuj się tak. – Kathryn skinęła na ekspedientkę, której zakomunikowała z uśmiechem: –
Biorę wszystkie. Tę zieloną z aksamitu również.
– Jaką zieloną? – spytał zaniepokojony Phillip.
– Ma jeszcze bardziej śmiały krój niż ta, którą mam na sobie – skłamała Kathryn, choć zapamiętała
wiązanie pod szyją i łagodne linie sukni. – Nie ma pleców – szepnęła.
– Niech Bóg ma nas w opiece! – zawołał Phillip, wznosząc wzrok ku górze.
– Nie zawracaj głowy Panu Bogu. Wystarczy, że musi się martwić wojnami, powodziami oraz
innymi klęskami gnębiącymi ludzkość.
– Kłopotanie się tobą zostawił mnie – rzekł z westchnieniem Phillip.
– Szczęściarz. – Kathryn poklepała go po policzku i skierowała się do kasy. – Chodź. Musisz
podpisać czek.
– Czyim nazwiskiem? Jak sobie życzysz? – spytał.
– Nie bądź niemądry! – odparła ze śmiechem Kathryn.
Kathryn i Phillip skorzystali z tylnego wejścia do domu i niepostrzeżenie przemknęli na piętro, by
w swoich pokojach przebrać się do kolacji. Kathryn wzięła kąpiel, po czym włożyła bordową suknię
i zwinęła włosy w efektowny węzeł na czubku głowy, pozostawiając parę kosmyków opadających
uwodzicielsko na policzki. Nałożyła bardzo oszczędny makijaż – tylko tyle, żeby nadać twarzy nieco
tajemniczy i odrobinę wyrafinowany wygląd. Dzięki tym zabiegom stała się kobietą nie
przypominającą młodej dziewczyny, która wcześniej opuściła pokój, żeby pojechać do miasta na
zakupy.
Usatysfakcjonowana swoim lustrzanym odbiciem, spryskała się perfumami firmy Givenchy
i wolnym krokiem zeszła na dół. Usłyszała głosy dobiegające z salonu, wśród których bez trudu
rozpoznała ten należący do Blake’a. Nagle opuścił ją wojowniczy nastrój i zelżała ochota do
zagrania na nosie apodyktycznemu opiekunowi. Poczuła się niepewnie.
Po chwili jednak wzięła się garść. Powściągając emocje i zbierając się na odwagę, pewnym
krokiem wkroczyła do wyłożonego białym dywanem salonu, którego wystrój był utrzymany
w odcieniach szarości i błękitu.
Natychmiast zauważyła blondynkę kurczowo uczepioną ramienia Blake’a. Naturalnie, odnotowała
też jego złe spojrzenie, którym zmierzył ją od stóp do głów.
– Wreszcie się zjawiłaś, moja droga – powiedziała Maude, starając się ukryć zaskoczenie
wyglądem Kathryn. – Jesteś… jakaś odmieniona – dodała z dezaprobatą.
– Skąd masz tę suknię? – spytał obcesowo Blake.
Kathryn już zamierzała odpowiedzieć, ale rzuciła okiem na Phillipa i ostatecznie wyjaśniła:
– On mi ją kupił.
Phillip nie zdołał się opanować i rzucił z wyrzutem:
– Kathryn!
Blake uśmiechnął się złowieszczo i zwrócił lodowatym tonem do brata:
– Później o tym porozmawiamy.
– Czy nie możemy tego zrobić po pogrzebie Kathryn? – spytał Phillip, starając się obrócić całą
sprawę w żart.
– Nie przedstawisz mnie swoim gościom? – zapytała Kathryn.
– Dick Leeds i jego córka, Vivian – powiedział Blake, wskazując wysokiego siwowłosego
mężczyznę o niebieskich oczach oraz jasnowłosą niebieskooką kobietę. – A to Kathryn Mary – dodał.
– Kilpatrick – dodała dumnie Kathryn. – Jestem tu najmłodsza.
– Bardzo mi miło. – Dick Leeds uśmiechnął się uprzejmie i uścisnął dłoń Kathryn. – Zatem nie
pochodzi pani z rodziny Hamiltonów? – zagadnął.
– Nie – wyjaśniła Kathryn. – Po śmierci moich rodziców Maude wzięła mnie do siebie
i traktowała jak swoją córkę.
– Najwyraźniej bez większych sukcesów – orzekł Blake, mierząc karcącym spojrzeniem Kathryn
i zatrzymując je nieco dłużej na głębokim dekolcie.
– Jeśli nie przestaniesz mi dokuczać, to uderzę cię moim misiem – zapowiedziała beztrosko
Kathryn, biorąc kieliszek sherry z rąk Phillipa.
Vivian Leeds nie wyglądała na rozbawioną, choć zmusiła się do uśmiechu.
– Ile ma pani lat, panno Kilpatrick? – spytała bez większego zainteresowania.
– Znacznie mniej niż pani, panno Leeds, jestem tego pewna – odrzekła Kathryn z równie fałszywym
uśmiechem.
Phillip omal nie zakrztusił się drinkiem.
– Jak było na wycieczce, Vivian? – zwrócił się do blondynki, zmieniając temat, by rozładować
sytuację.
– Bardzo miło, dziękuję – odparła, świdrując wzrokiem Kathryn. – Śliczna suknia – zauważyła.
– Ten stary ciuch? – odparła wyniośle Kathryn, wpatrując się znacząco w różową jedwabną szatę,
którą miała na sobie Vivian. – W gruncie rzeczy nie bardzo interesuje mnie moda. Nie śledzę
nowości, tym bardziej że niektóre nowe fasony bardziej przypominają nocne koszule niż sukienki –
dodała.
Vivien Leeds lekko się zaczerwieniła, ewidentnie nie z powodu zakłopotania, a ze złości.
– Proszę do stołu – odezwała się Maude.
– Prowadź, mamo – powiedział Blake.
Dało się zauważyć, że rozbawienie walczyło w nim z gniewem i na ułamek sekundy rozbawienie
zwyciężyło. Po chwili jednak ponownie zmierzył Kathryn karcącym wzrokiem i lekki uśmiech znikł
z jego twarzy. Oczy mu pociemniały, gdy zatrzymał wzrok na kremowej skórze dekoltu, a Kathryn
poczuła się tak, jakby jej dotknął. Mimowolnie rozchyliła wargi.
Blake przesunął spojrzenie na tyle szybko, że spostrzegł reakcję Kathryn, i jego oczy jeszcze
bardziej pociemniały. W tym momencie Kathryn pomyślała, że zanim wieczór dobiegnie końca,
będzie musiała stawić czoło wściekłości Blake’a. Mimo to udało się jej odpowiedzieć brawurowo
na jego spojrzenie, a nawet posłać mu uśmiech.
Phillip szedł za nią, gdy zmierzali do jadalni.
– Chcesz się unicestwić? – spytał cicho. – On aż się gotuje ze złości i ten słodki uśmiech wcale ci
nie pomógł.
– Rewolucjoniści nie mogą sobie pozwolić na martwienie się tym, co będzie jutro. Przecież Blake
mnie nie zje.
– Tak uważasz? – Phillip zerknął na brata, który obserwował ich ponad głową Vivian.
– Czyżbyś się go bał? – zakpiła. – Poza wszystkim jesteście braćmi.
– Kain i Abel też nimi byli.
– Nie przejmuj się, ja cię obronię.
– Lepiej nie, proszę. Dlaczego musiałaś mu wyjawić, że kupiłem ci tę suknię?
– Przecież podpisałeś czek – odparła z niewinną miną Kathryn.
– Wiem, ale to nie był mój pomysł.
– Bądź rozsądny. – Kathryn starała się załagodzić sytuację. – Gdybym mu wyznała, że ja na to
wpadłam, rzuciłby mi się do gardła, nie zważając na gości.
– Uznałaś, że będzie lepiej, jak na mnie skupi się jego wściekłość? – zapytał z wyrzutem Phillip.
Kathryn uśmiechnęła się.
– Z mojego punktu widzenia, tak – przyznała. – Przepraszam, naprawdę bardzo mi przykro. Powiem
mu prawdę.
– O ile będziesz miała szansę. – Phillip wskazał ruchem głowy w stronę brata.
Blake usadził Vivian, po czym odwrócił się, żeby przytrzymać krzesło Kathryn. Podeszła do niego
z taką determinacją jak skazaniec prowadzony na szafot.
– Miłe przyjęcie – mruknęła, zajmując miejsce przy stole.
– Owszem, ale dopiero się zaczyna – odrzekł Blake, krzywiąc usta w wymuszonym uśmiechu, po
czym dodał ostrzegawczym tonem: – Jeśli wygłosisz jeszcze jedną złośliwą uwagę pod adresem
Vivian, będziesz tego żałowała do końca życia, Kathryn Mary.
– Ona zaczęła.
– Czyżbyś była zazdrosna?
Kathryn podniosła wzrok na Blake’a.
– O kogo, o nią? – spytała wyniośle. – Najwyraźniej uparcie nie chcesz przyjąć do wiadomości, że
nie mam piętnastu lat – dodała.
– Obiecuję, że zanim ten wieczór się skończy, pożałujesz, że tak nie jest – wycedził Blake.
Dlaczego w ogóle otworzyłam usta i go prowokowałam? – zreflektowała się Kathryn. Czyż nie
ostrzegał jej wystarczająco często? Co sprawia, że nie mogę przestać wojować z Blakiem i wciąż mu
się sprzeciwiam? – zadała sobie w duchu kolejne pytanie. Dlaczego właśnie on wywołuje we mnie
odruch buntu?
Wspólna kolacja okazała się dla Kathryn męczarnią. Vivian do tego stopnia zawłaszczyła Blake’a,
że w zasadzie nie mógł wdać się w rozmowę z nikim innym. Jednak mimo skupienia się na Blake’u
Vivian co jakiś czas obejmowała przenikliwym spojrzeniem niebieskich oczu Kathryn, siedzącą po
drugiej stronie stołu.
– Nie za bardzo się starasz o to, aby podczas tego spotkania panowała miła atmosfera – zauważył
Phillip, gdy po posiłku przeszli do salonu na kawę i drinki.
– Blake wystarczy za nas dwoje – odparła, rzucając lodowate spojrzenie w stronę blondynki,
uwieszonej silnego ramienia Blake’a, jak gdyby był on tratwą ratunkową. – Ma zły gust – dorzuciła.
– Nie powiedziałbym – sprzeciwił się Phillip, z widocznym zainteresowaniem przypatrując się
zgrabnej i kobiecej sylwetce Vivian Leeds. – Jest miła dla oka.
– Czyżby? – żachnęła się Kathryn. – Mnie wydaje się nijaka.
– Nie bądź złośliwa. Zapomniałaś, dlaczego ona do nas przyjechała?
– Nie. Pamiętam. Sądziłam, że przede wszystkim chodzi o jej ojca mającego, jak słyszałam, duże
doświadczenie we współpracy i kontaktach ze związkami zawodowymi.
– Częściowo – odrzekł Phillip.
– Co masz na myśli? Nie bądź taki tajemniczy. – Kathryn posłała mu zaciekawione spojrzenie.
Umknął wzrokiem w bok.
– Wkrótce się dowiesz. Chyba mama ma do ciebie jakąś sprawę, zostawię więc was same. –
Z tymi słowami Phillip przeszedł w głąb salonu.
W tym momencie Maude, która pokazywała Dickowi Leeds swoje zbiory porcelany, podeszła do
Kathryn.
– Znowu to robisz, moja droga – stwierdziła z westchnieniem, ostrożnie zerkając w stronę Blake’a.
– On stanowczo ma tego dość. Czy nie mogłabyś choć przez jeden wieczór go nie drażnić? Nie
zapominaj, że Leedsowie są naszymi gośćmi.
– Są gośćmi Blake’a – zaoponowała Kathryn.
– Cóż, to jest dom Blake’a – przypomniała jej łagodnie Maude. – Johnny wszystko jemu zostawił.
Być może obawiał się, że Blake powstrzyma mnie przed roztrwonieniem majątku.
– Nie postąpiłabyś tak lekkomyślnie – zaprotestowała Kathryn.
Maude westchnęła.
– Może i nie, ale nie mam całkowitej pewności. Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie
poprawiasz Blake’owi nastroju.
– Niczego złego nie uczyniłam, tylko kupiłam nową sukienkę – broniła się Kathryn.
– Jesteś na nią zdecydowanie za młoda – orzekła Maude. – Phillip nie spuszczał z ciebie oczu, a za
każdym razem, kiedy on na ciebie patrzy, Blake jest coraz bardziej niezadowolony.
– Z Phillipem łączy mnie jedynie przyjaźń. Nawet gdyby było inaczej, nic nagannego by się nie
stało, bo nie łączą nas więzy krwi – zauważyła Kathryn.
Maude skinęła głową.
– Dobrze wiesz, że nie ma nikogo, kogo chciałabym dla niego na żonę bardziej niż ciebie –
powiedziała – ale Blake nie zaakceptowałby waszego związku i bardzo utrudniłby ci życie.
– On nie akceptuje żadnego mężczyzny, z którym się umawiam – odparła Kathryn.
– Sprawa sama się ułoży – orzekła Maude. – Proszę cię, żebyś tymczasem zachowywała się
kulturalnie w stosunku do panny Leeds. To bardzo ważne, żebyśmy zrobili na nich obojgu dobre
wrażenie. Na razie nie mogę ci nic więcej powiedzieć, ale zaufaj mi.
– Dobrze – odparła z westchnieniem Kathryn.
– Znakomicie. A teraz pomóż mi zająć się Dickiem. Blake zamierza pojechać z Vivian do King’s
Fort i pokazać jej, jak wygląda miasto nocą. Nie wiem, dlaczego to ją interesuje, ale bardzo jej na
tym zależało.
Kathryn wiedziała, z jakiego powodu, i wcale nie poprawiło jej to humoru. Obserwowała ze
złością, jak Vivian i Blake pospiesznie wychodzą z domu, nie oglądając się za siebie. Przez chwilę
miała ochotę chwycić cenną chińską wazę z okresu dynastii Tang, która stała w holu, i cisnąć nią
w ich stronę. Szybko uprzytomniła sobie, że do jutra rana nie będzie widzieć Blake’a, i znalazła
w tym pocieszenie.
Dick Leeds okazał się interesującym rozmówcą. Oceniła, że pod miłym obejściem i uprzejmym
zachowaniem kryje się stanowczość i zdecydowanie. Starszy pan stosunkowo wcześnie wyraził chęć
udania się na spoczynek, tłumacząc się zmęczeniem po długiej podróży. Wkrótce Maude podążyła
jego śladem.
– Podobnie jak Dick, zaczynam odczuwać swój wiek – powiedziała i zwróciła się do Phillipa
i Kathryn: – Dobranoc, dzieci.
Po wyjściu matki Phillip zaproponował Kathryn partyjkę remika. W pierwszej chwili odmówiła.
– Znowu wygrasz – dodała z nadąsaną miną.
– Dam ci od razu dziesięć punktów przewagi – obiecał.
– Cóż… w takim razie dobrze.
– Siadaj, mała… to znaczy partnerze – poprawił się z uśmiechem Phillip, podchodząc do niedużego
stołu ustawionego pod oknem.
Kathryn odpowiedziała mu uśmiechem i zajęła miejsce. Dlaczego Blake nie może być taki jak jego
brat? – zadała sobie w duchu pytanie, obserwując, jak Phillip tasuje karty. Przyjacielski,
sympatyczny, zabawny…
– Był taki, gdy byłaś młodsza – powiedział Phillip, jakby czytał w myślach Kathryn i w jego
ciemnych oczach zamigotały wesołe iskierki. – Wydawało ci się, że się zmienił, dopiero wtedy, gdy
zaczęłaś dorastać.
– Mnie się nie wydawało, ja tego doświadczyłam! – oświadczyła stanowczo. – Nic tylko mnie
krytykuje, poucza i zwraca mi uwagę.
– Musisz przyznać, że go prowokujesz. Chociażby dziś wieczór.
– Ona mnie irytuje.
– Chyba ty też nie wzbudziłaś jej sympatii – zauważył Phillip. – Myślę, że atrakcyjne kobiety na
ogół za sobą nie przepadają. Odniosłem jednak wrażenie, że jej niechęć do ciebie bierze się
z twojego stosunku do niej. Nie byłaś wobec niej zbyt uprzejma.
– Masz rację – przyznała Kathryn.
– Starałaś się w ten sposób wziąć odwet na Blake’u?
– Jeśli chodzi o walkę z twoim bratem, mój arsenał środków jest ograniczony – przyznała.
Phillip wyłożył sekwens trzech kart na stół i odłożył karty.
– To dotyczy nas wszystkich – zauważył.
Kathryn przez chwilę obracała w palcach kartę, przyjrzała się jej i odłożyła na kupkę.
– Nie rozumiem, dlaczego nie mogę zamieszkać sama – powiedziała. – Podejmę pracę i będę
regulować wszelkie opłaty.
– Czym chciałabyś się zająć? – zainteresował się Phillip.
– W tym problem. Skończyłam szkołę, ale na dobrą sprawę nie mam konkretnego zawodu.
Właściwie nic nie umiem – podsumowała z ponurą miną Kathryn. Nagle jej twarz się rozjaśniła
i wypaliła: – Dam ogłoszenie, że poszukuję bogatego kochanka.
– Nie waż się nawet żartem mówić czegoś podobnego przy Blake’u – powiedział Phillip i dodał
z udawanym przestrachem: – Natychmiast obwini mnie o głupie pomysły.
Kathryn roześmiała się, myśląc o tym, jak inteligentny, sympatyczny i zabawny jest Phillip.
Doskonale czuła się w jego towarzystwie. Był jak ukochany brat, którego zawsze chciała mieć. Gra
tak ją pochłonęła, że straciła poczucie czasu. Była bliska wygranej, gdy nagle jej uwagę od kart
odwrócił odgłos otwieranych drzwi wejściowych.
– O nie – szepnęła.
Phillip stłumił śmiech na widok jej spłoszonej miny.
– Wygląda na to, że wrócili – powiedział, gdy z holu dobiegł piskliwy głos Vivian, która życzyła
swemu towarzyszowi dobrej nocy.
Zanim Kathryn zdążyła odpowiedzieć, Blake wszedł do salonu. Zerknął na siedzących przy stoliku
graczy, po czym zdjął marynarkę i rzucił ją na krzesło. W ślad za nią poszedł krawat.
– Dobrze się bawiliście? – spytał Phillip, dostrzegając ślad po szmince na kołnierzyku koszuli
brata.
Blake wzruszył ramionami. W milczeniu podszedł do barku i nalał sobie szklaneczkę whisky, nie
dodając do niej ani wody, ani lodu.
– Hm, lepiej się położę – dodał Phillip, bezbłędnie oceniając nastrój Blake’a. – Dobranoc.
– Ja też pójdę do swojego pokoju – oznajmiła Kathryn.
Podniosła się z krzesła w nadziei, że opuści salon razem z Phillipem. Niestety, nie zdążyła, bo ten
zdrajca zniknął błyskawicznie. Dotarła do progu, gdy zatrzymał ją głos Blake’a.
– Zamknij drzwi – polecił.
Kathryn przeszła przez próg.
– Od środka – sprecyzował.
Kathryn zaczerpnęła głęboko powietrza, starając się uspokoić oddech i niechętnie cofnęła się do
salonu, zamykając za sobą drzwi. Oparła się o nie plecami i rzuciła Blake’owi nerwowe spojrzenie.
– Spędziłeś miło czas? – spytała.
– Nie zagaduj!
Wściekłym spojrzeniem otaksował aksamitną suknię z rozcięciami po bokach i głębokim dekoltem.
– Dick poszedł spać – powiedziała. – To bardzo miły pan.
Starała się odsunąć w czasie konfrontację. Wiele razy widziała go w złym humorze, ale tym razem
wywierał na niej szczególnie przygnębiające wrażenie. Opuściła ją brawura, którą demonstrowała
wcześniej, będąc w towarzystwie innych osób. Teraz została sama na placu boju.
– Jego córka również – odparł Blake, nawiązując do jej ostatnich słów. – Niestety, nie zadałaś
sobie trudu, żeby się o tym przekonać.
Kathryn poruszyła się niespokojnie.
– Bo ona jest napastliwa i wrogo do mnie nastawiona – usprawiedliwiła się.
– A ty z naddatkiem odwzajemniasz tę postawę – odrzekł, podnosząc szklaneczkę do ust, by upić
łyk alkoholu. – Chcę poznać prawdę. Czy rzeczywiście Phillip kupił ci tę suknię?
Kathryn poczuła się pokonana.
– Nie. Tylko podpisał czek – wyjaśniła i dodała tonem usprawiedliwienia: – Maude powiedziała,
że potrzebuję parę nowych sukienek.
– I miała rację – zgodził się Blake. – Nie przyszło mi jednak do głowy, że ubierzesz się jak
prostytutka z Main Street.
– Jak możesz tak mówić! Taka jest teraz moda! – oburzyła się Kathryn.
– Niemal te same słowa słyszałem po przyjęciu u Barringtonów na temat stroju, który wówczas
miałaś na sobie – przypomniał jej. – Powtórzę to, co wówczas powiedziałem: taka suknia podnosi
ciśnienie krwi u mężczyzn o pięć kresek, kiedy jest jeszcze na manekinie, a na tobie… – Urwał,
wpatrując się pociemniałymi oczami w Kathryn.
– Vivian włożyła jeszcze bardziej prowokujący strój – zauważyła Kathryn. – Niemal widziałam ją
przez tę sukienkę.
– To niczego nie zmienia. Rozmawiamy o tobie, nie o Vivian. Twoje piersi są prawie całkiem
odsłonięte.
Kathryn oblała się rumieńcem i, wzburzona, podniosła głos:
– Dobrze, niech ci będzie, więcej nie włożę tej sukni! Nie rozumiem jednak, dlaczego tak cię
obchodzi, w co się ubieram!
Blake zmrużył oczy i zacisnął palce na szklaneczce.
– Naprawdę? – spytał z niedowierzaniem.
Skrzyżowała szczupłe ramiona.
– Naprawdę! Zachowujesz się jak tyran – stwierdziła oskarżycielskim tonem. Przesunęła dłońmi po
aksamitnej tkaninie sukni, oparła je na biodrach i podniosła wyzywająco brodę. – O co ci chodzi?
Przeszkadzam ci w czymś? Wolałbyś, żebym nosiła mundurek szkolny?
Blake odstawił szklaneczkę na barek i wolnym krokiem, jakby się nad czymś namyślał, podszedł do
Kathryn. Odgadła z jego spojrzenia, że ma jasno wytyczony cel i ogarnięta paniką, odwróciła się
i sięgnęła do klamki. Było jednak za późno na ucieczkę. Blake chwycił ją, odkręcił ku sobie i mocno
przytrzymał, przyciskając do drzwi. Szarpała się, ale nie była w stanie uwolnić się z uścisku.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Niczym sparaliżowana, wpatrywała się w Blake’a, jakby nagle stał się kimś obcym. Oniemiała, nie
była w stanie wydobyć z siebie głosu, by zaprotestować. Dopiero po dłuższej chwili, przestraszona
wyrazem jego twarzy, krzyknęła:
– Blake, nie możesz!
W odpowiedzi wzmocnił uścisk i zaczął silniej napierać. Poczuła, jak jego umięśnione uda ściśle
przylegają do jej ud, a metalowa klamra paska wpija się jej powyżej talii.
– Czyżby? – mruknął, zatrzymując wzrok na jej drżących wargach.
Bezwolna, wciąż zaskoczona niespodziewanym atakiem, wpatrywała się w twarz Blake’a, którą
miała tuż przed oczami. Nagle poczuła na swoich ustach jego wargi, tak zachłanne i natarczywe, że
cofnęła głowę na tyle, na ile było to możliwe. Nie rozchyliła warg, drżąc z lęku przed tym, czego
Blake od niej żądał, a on nie ustawał, domagając się pocałunku, a w pewnym momencie lekko ugryzł
jej dolną wargę .
Szloch wyrwał się z jej ściśniętego gardła, gdy uległa naporowi i gwałtowności, które nie miały
nic wspólnego z jej nielicznymi dotychczas doświadczeniami z obcowania z mężczyznami. Nic,
czego doznała wcześniej, nie przygotowało jej na tak silną namiętność.
Nie miała do czynienia z rówieśnikiem, chłopakiem usiłującym skraść jej całusa. Tym razem
chodziło nie tylko o to, że znalazła się w ramionach dojrzałego mężczyzny. To był Blake, jej opiekun,
który uczył ją jeździć konno, woził ją na treningi cheerleaderek i na mecze piłki nożnej. A teraz…
Uniósł głowę, obrzucając wzrokiem jej obrzmiałe wargi, zaróżowione policzki i potargane włosy.
– Sprawiłeś mi… ból – szepnęła Kathryn.
Nerwowym ruchem sięgnęła do włosów, chcąc je poprawić, a z oczu popłynęły jej łzy, nad
którymi nie zdołała zapanować.
– Przekonałaś się, czym skutkuje prowokowanie dorosłego mężczyzny – powiedział zimnym tonem.
– Ostrzegałem cię, i to nie raz, nie dwa, żebyś tego nie robiła, ale mnie nie posłuchałaś. Może po tym
doświadczeniu wreszcie pojmiesz, czym to grozi.
Kathryn stłumiła szloch, ale nawet niewyraźny zdawał się jedynie rozdrażniać Blake’a, a nie
wzbudzać jego współczucie.
– Proszę, pozwól mi odejść – powiedziała łamiącym się głosem. – Przysięgam, że ani razu nie
włożę tej lub podobnej sukienki.
Blake ściągnął gęste brwi i oparł ręce o drzwi po obu stronach jej głowy, po czym cofnął się nieco,
by nie naciskać ciałem na Kathryn.
– Przestraszyłaś się? – spytał.
Skinęła głową, niezdolna wykrztusić słowa, niemal zahipnotyzowana bliskością Blake’a.
Tymczasem on objął spojrzeniem jej opuchnięte usta, po czym ponownie się ku niej pochylił
i delikatnie przesunął językiem po jej wargach. Nie spieszył się ani nie napierał; wprowadził ją
w stan, jakiego dotychczas nie doświadczyła. Odprężyła się, jej ciało przebiegł przyjemny dreszczyk
i zapragnęła czegoś więcej. Już się nie bała, wręcz oczekiwała pocałunku, gotowa z pasją go oddać
i się w nim zatracić.
Blake niespodziewanie się wycofał, uwalniając ją ze swych objęć. Podszedł do barku, nalał sobie
następną szklaneczkę whisky, po czym napełnił mały kieliszek i podał go Kathryn. Bez słowa wziął ją
za rękę i podprowadził do stolika. Oparł się o mebel, nie wypuszczając dłoni Kathryn, która popijała
małymi łyczkami złocisty trunek, trzymając kieliszek w drugiej dłoni.
Blake wypił whisky i odstawił szklaneczkę, po czym wziął kieliszek od Kathryn. Ujął ją w talii
i przyciągnął do siebie. Przez dłuższy czas patrzył w milczeniu na jej zaczerwienioną twarz, wreszcie
powiedział:
– Nie martw się.
To był łagodny ton, który zapamiętała z dzieciństwa. Uspokajający głos, którym Blake pocieszał ją,
gdy miała wrażenie, że cały jej świat się rozpada na drobne kawałeczki.
– Po prostu się posprzeczaliśmy, choć nieco inaczej niż zazwyczaj. Nic nadzwyczajnego się nie
stało.
Kathryn jeszcze nie całkiem panowała nad sprzecznymi emocjami, wywołanymi niespodziewanym
przeżyciem, ale towarzyszące mu napięcie powoli ją opuszczało.
– To nie za bardzo przypomina przeprosiny – powiedziała, rzucając Blake’owi nieśmiałe
spojrzenie.
– Nie zamierzam przepraszać – odparł. – Wiesz, że nie jesteś bez winy, a ja wcześniej jasno dałem
ci do zrozumienia, że przeciągasz strunę.
– Wiem – przyznała z westchnieniem.
– Możesz prowokować, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W efekcie znajdziesz się
w nieprzyjemnej sytuacji i narazisz na niechciane przeżycie. Czy to rozumiesz?
– Tak, ale nie przypuszczałam, że ty… – Urwała, szukając odpowiednich słów na określenie tego,
o czym chciała powiedzieć.
– Jak ci wiadomo, nie łączą nas więzy krwi, które by cię chroniły przede mną. Nie jestem małym
chłopcem ani zramolałym starcem i reaguję jak dorosły mężczyzna na widok kobiety w skąpej sukni.
Prawdopodobnie Phillip też by się zapomniał.
– Może – przyznała Kathryn. – Tyle że on byłby… zachowywałby się jak dżentelmen. Przynajmniej
tak sądzę.
Blake nie zaprotestował. Ujął Kathryn za podbródek, tak żeby spojrzała mu prosto w oczy.
– Dość znacznie różnimy się z moim bratem, i to pod wieloma względami, moja mała Kate –
stwierdził. – Nie jestem przesadnie ustępliwym partnerem ani nadmiernie delikatnym kochankiem.
Kathryn oblała się rumieńcem, a mimo to zapytała:
– A co na to twoje partnerki?
– Niektórym z nich to odpowiada.
To zaczyna być interesujące, pomyślała oszołomiona.
– Kobiety… gryzą mężczyzn? – spytała szeptem, jak gdyby to był temat nieodpowiedni dla
przyzwoitych uszu młodej panny.
– Tak – odparł Blake. – Poza tym drapią i krzyczą jak oszalałe.
– Chyba stroisz sobie ze mnie żarty. Porozmawiam na ten temat z Phillipem.
Blake zaśmiał się i spytał:
– Naprawdę myślisz, że on kiedykolwiek doświadczył silnej, obezwładniającej namiętności?
Kathryn wzruszyła ramionami.
– Jest mężczyzną – stwierdziła.
– Są różni mężczyźni – stwierdził Blake. – Moje biedactwo, sprawiłem ci ból?
Kathryn odsunęła się od niego, więc puścił jej dłoń.
– Nic się nie stało – orzekła. – Jak powiedziałeś, sama się o to prosiłam. – Umknęła wzrokiem
w bok.
– Nie zamierzałem być wobec ciebie napastliwy ani brutalny, a jedynie zademonstrować ci, do
czego może posunąć się mężczyzna, którego prowokujesz, nosząc taką suknię. Mimo bogatego
doświadczenia w pewnym momencie jednak przestałem się kontrolować.
– Nie sądziłam, że mówiłeś poważnie.
Blake jeszcze raz prześliznął się wzrokiem po jej ciele.
– Teraz już wiesz – skwitował.
– Jak najbardziej – zgodziła się i odwróciła od niego, o mały włos nie uderzając w cenną
porcelanową wazę, stojącą na postumencie. – Zwrócę do sklepu wszystkie suknie, które kupiłam,
o ile jeszcze nie jest za późno – obiecała.
– Daj spokój, nie ma potrzeby – sprzeciwił się Blake. – Dobrze wiesz, o co mi chodziło. Nie chcę,
żebyś nosiła sukienki z dekoltem do pasa i rozcięciami po bokach, to wszystko. Poza tym ubieraj się,
jak ci się podoba. Na noszenie wyzywających strojów jesteś zbyt dziecinna, by do końca zdawać
sobie sprawę z tego, na co się narażasz.
Kathryn podeszła do drzwi, przybierając godną postawę, co z pewnością zyskałoby pochwałę ze
strony nauczycielki, która przekazywała jej wiedzę na temat dobrych manier.
– Nie jestem dzieckiem – powiedziała.
Blake zapalił papierosa.
– Kiedy przybędzie tutaj ten pisarz? – spytał.
– Planowo jutro.
Obserwowała, jak Blake podchodzi do okna i odciąga zasłonę, żeby wyjrzeć na dwór.
Najwyraźniej chce odwlec odpowiedź, pomyślała.
– Mam nadzieję, że jednak nie każesz mi odwołać wizyty Lawrence’a? – zapytała, ryzykując, że
usłyszy odmowną decyzję.
Blake niespiesznie odwrócił się od okna i przez dłuższą chwilę bacznie wpatrywał się w Kathryn,
zanim odparł:
– Wolę go mieć na oku pod swoim dachem. W ten sposób uniknę części kłopotów. Na przykład nie
będę musiał się martwić, że ukradkiem wymkniesz się z domu, aby po kryjomu się z nim spotkać
i towarzyszyć mu podczas kongresu. Po dzisiejszym eksperymencie wnioskuję, że nie napotkałby na
zdecydowany odpór, gdyby chciał cię uwieść. A zakładam, że chętnie skorzystałby z okazji, mając
cię przy sobie.
Kathryn posłała mu gniewne spojrzenie.
– To tobie się tak zdaje!
Blake zareagował śmiechem na podniesiony głos Kathryn.
– Zamiast się oburzać – poradził – uświadom sobie, że nie zamierzałem cię uwieść, a jedynie dać
ci nauczkę. Powinnaś już wiedzieć, że nie gustuję w napalonych nastolatkach. Choć ty nie podpadasz
pod tę kategorię – dodał z ironią – bo jesteś zaskakująco niedojrzała i nieśmiała jak na swoje
dwadzieścia jeden lat.
Ta uwaga zraniła ją bardziej niż wszystko, co powiedział i zrobił wcześniej.
– Lawrence jest innego zdania – nadąsała się.
Blake podniósł papierosa do ust.
– Może bym się z nim zgodził, gdybym miał tak małe doświadczenie jak on – rzucił.
Te słowa wzbudziły w Kathryn niejasne podejrzenie.
– Co możesz wiedzieć o jego doświadczeniu? – spytała.
Przypatrywał się jej przez dłuższą chwilę w milczeniu, po czym zapytał:
– Myślisz, że pozwoliłbym ci pojechać na Kretę z nim i z tą jego siostrą o ptasim móżdżku, gdybym
przed tym ich oboje dokładnie nie sprawdził?
Kathryn ogarnęła złość.
– Nie ufasz mi, tak?
– Przeciwnie, ufam ci – zaoponował. – Natomiast zdecydowanie nie dowierzam mężczyznom.
– Nie jestem twoją własnością! – wykrzyknęła Kathryn.
– Idź spać, zanim znowu doprowadzisz mnie do ostateczności – ostrzegł.
– Z przyjemnością zostawię cię samego – oświadczyła Kathryn i nie życząc Blake’owi dobrej
nocy, wyszła z pokoju.
Długo przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć, a gdy w końcu zmorzył ją sen, śniła
o Blake’u.
Rano obudził ją odgłos burzy i deszcz bębniący o dach. Wciąż na wpół wyrwana ze snu, oczami
wyobraźni widziała siebie leżącą w mocnych ramionach Blake’a i czującą na nagiej skórze jego
rozpalone wargi. Ta wizja była tak sugestywna, że z trudem się od niej odżegnała.
Z rozmysłem spóźniła się na śniadanie, licząc na to, że w jadalni nie spotka Blake’a. Wydawało się
jej bowiem, że zdoła on wyczytać z jej twarzy, wokół czego krążą jej myśli. Kiedy zeszła do jadalni,
przy stole zastała tylko Vivian, od której dowiedziała się, że Blake pojechał do biura.
Delikatną cerę panny Leeds podkreślała żółta bluzka i tego samego koloru spódnica. Starannie
uczesana i umalowana, Vivian wyglądała szykownie. Pełnym dezaprobaty spojrzeniem obrzuciła
dżinsy i golf, które miała na sobie Kathryn.
– Nie przejmujesz się modą, prawda? – spytała.
– Niespecjalnie, a podczas pobytu w domu w ogóle – odparła Kathryn, sięgając po śmietankę do
kawy.
Pani Johnson krążyła między kuchnią a jadalnią, dodając nowe dania do i tak urozmaiconego
i sutego śniadania. Vivian przyglądała się Kathryn i zauważyła, jak wrzuca ona do kawy dwie kostki
cukru.
– O kalorie też nie dbasz, prawda?
– Nie potrzebuję – odparła Kathryn, starając się nie okazywać rozdrażnienia. Gdzie, u licha,
podziewa się Maude, Phillip i Dick Leeds? – zadała sobie w duchu pytanie.
Vivian nadal obserwowała Kathryn i w pewnym momencie zatrzymała spojrzenie na jej otartej
dolnej wardze. Po chwili spuściła wzrok i zabrała się do jedzenia.
– Wczoraj wieczorem dość długo zasiedzieliście się z Blakiem w salonie – zagadnęła swobodnym
tonem.
– Musieliśmy… omówić parę pilnych spraw – wyjaśniła Kathryn.
Wciąż nie potrafiła się uwolnić od rozpamiętywania tego, co wydarzyło się pomiędzy nią
a Blakiem minionego wieczoru. Nadal z wyjątkową wyrazistością miała przed oczami poszczególne
sceny. Poznała nowe oblicze Blake’a, a wcale nie była pewna, czy tego chciała. Jednak czułość,
którą jej okazał po wcześniejszej napaści, rozbudziła w niej ciekawość, co wydarzyłoby się, gdyby
Blake się nie wycofał. Zapragnęła także ponownie poczuć jego usta na swoich wargach.
– Rozminęłaś się z Blakiem – zauważyła Vivian, wciąż przyglądając się Kathryn, która nakładała
sobie na talerz jajka sadzone i szynkę. – Poprosił mnie, żebym od razu po przebudzeniu razem z nim
zeszła na dół, gdy tylko pani Johnson nakryje do stołu, żebyśmy mogli wspólnie zjeść śniadanie.
– To miło – skwitowała Kathryn.
Pochyliła głowę nad talerzem, więc umknął jej złośliwy uśmieszek, który pojawił się na ustach
Vivian, która mówiła dalej:
– Chciał wyjść z domu, zanim zjawisz się w jadalni. Wolał się z tobą nie spotkać w obawie, że
będziesz doszukiwała się czegoś więcej w jego wczorajszym zachowaniu, niż to w istocie miało
miejsce.
Kathryn poczuła się jednocześnie zraniona i zakłopotana.
– Opowiedział ci o tym? – spytała z niedowierzaniem.
– Oczywiście, moja droga – odparła protekcjonalnym tonem Vivian. – Był z siebie niezadowolony,
pozwoliłam więc mu się wygadać. Bardzo żałował, że pomiędzy wami doszło do tej żenującej sceny.
Sumitował się, że w tej wyzywającej sukni byłaś na wpół naga i miał do siebie pretensję, że się nie
pohamował. No cóż, jest niesłychanie męski i ma wybujały temperament.
– Nie byłam naga! – sprzeciwiła się Kathryn.
– Jest namiętnym mężczyzną i wspaniałym kochankiem o niezwykłych umiejętnościach – dodała
z rozmarzonym uśmiechem Vivian.
Kathryn silnie się zaczerwieniła i pochyliła nad filiżanką, aby ukryć rumieniec. Machinalnie
popijała kawę, nie czując, że jest za gorąca.
– Rozumiesz chyba, że to nie może się powtórzyć – ciągnęła Vivian. – Zdaję sobie sprawę z tego,
że Blake nie podał ci prawdziwej przyczyny mojego przyjazdu z ojcem, ale… – Zawiesiła znacząco
głos.
Kathryn uniosła głowę i z jawną niechęcią popatrzyła na kobietę, która od pierwszego wejrzenia
wzbudziła w niej złe emocje. Teraz sprawiła, że Kathryn poczuła się tak, jakby dostała obuchem
w głowę.
– Ale… – wykrztusiła, z trudem łapiąc oddech.
– Skoro Blake nic ci nie powiedział, to ja też nie mogę – odparła Vivian. – Chciał, aby jego
rodzina mnie poznała, zanim oficjalnie dowie się, no wiesz, o czym.
To tak się sprawy mają, pomyślała z goryczą Kathryn. Najwyraźniej Blake doszedł do wniosku, że
wreszcie powinien się ożenić, a Vivian zorientowała się w sytuacji, uczepiła się go i nie popuści.
Nie darmo od początku nie poczułam sympatii do tej wyrachowanej jędzy udającej słodką kobietkę,
dodała w duchu. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Przecież Blake zaznaczył, że jedynie
zademonstrował jej, czym niedoświadczonej dziewczynie grozi prowokowanie mężczyzny, na
przykład zbyt śmiałym strojem. Twierdził, że w dobrej wierze chciał ją przestrzec, dać jej nauczkę.
A że jej nagle się zamarzyło… Cóż, to nie jego sprawa. Jednak niepotrzebnie rozmawiał na ten temat
z Vivian, w dodatku wyjawiając, że nie chciałby, aby ona, Kathryn, wiązała z tym wydarzeniem
jakieś nadzieje. Przekona się, że nie będzie w stanie jej zranić. Jeszcze ona mu pokaże!
Widok nieprzyjemnie zaskoczonej Kathryn musiał sprawić Vivian satysfakcję, uśmiechnęła się
bowiem, podnosząc do ust filiżankę.
– Widzę, że zrozumiałaś, co chciałam ci przekazać – powiedziała. – Nie zdradzisz Blake’owi, że
z tobą na ten temat rozmawiałam? – spytała. – Byłby ze mnie bardzo niezadowolony.
– Nic mu nie wyjawię – zapewniła ją Kathryn. – A poza tym gratuluję.
– Mam nadzieję, że zostaniemy przyjaciółkami – odparła z udawanym zapałem Vivian. – Nie
przejmuj się tym, co zaszło wczoraj między tobą a Blakiem. On chce o tym jak najszybciej zapomnieć
i ty też powinnaś. To była chwila zapomnienia – podkreśliła. – Nie ma się nad czym rozwodzić.
Kathryn usiłowała beztrosko się uśmiechnąć, ale bez widocznego efektu. Wciąż była jak ogłuszona
po rozmowie z Vivian, która z wyraźną satysfakcją rozwiała nadzieje Kathryn. Na szczęście reszta
rodziny zjawiła się w jadalni i zasiadła do stołu. Wymiana zdań na temat codziennych spraw
pomogła Kathryn oderwać myśli od Blake’a.
Kathryn lubiła podróże samolotem, nie nudziła się też, czekając w terminalu na moment przejścia
do samolotu lub na wylądowanie maszyny. Niezmiennie z ciekawością obserwowała zaaferowanych
pasażerów, zastanawiając się, kim są i dokąd się udają, czy osoby, które najwyraźniej przyszły kogoś
odebrać. Tak jak ona teraz, czekając na przybycie Lawrence’a Donavana.
Właśnie zwróciła uwagę na opaloną, jasnowłosą młodą kobietę, która z płaczem rzuciła się
w ramiona postawnego bruneta. Przypatrując się im z oddali, Kathryn zastanawiała się, czy są
kochankami, którzy nie ze swojej winy dawno się nie widzieli, czy też godzili się po wcześniejszej
kłótni. Mężczyzna obsypał swoją towarzyszkę pocałunkami, a ona z całej siły się do niego tuliła.
Kathryn odwróciła wzrok, bo widok tego pełnego emocji pocałunku sprawił, że poczuła się nagle
niekomfortowo, niczym podglądaczka. Namiętność, wyraźnie łącząca tych dwoje, była jej obca.
Jeszcze nie doświadczyła takiego głodu mężczyzny. Była bliska pragnieniu scalenia się z mężczyzną,
gdy Blake pocałował ją po raz drugi – zmysłowy, przejmujący dotyk jego warg rozbudził w niej
reakcje, o które nie podejrzewała swojego niedoświadczonego ciała. Kto wie, do czego by doszło,
gdyby pocałował ją po raz trzeci…
Nagły ruch w hali przylotów wyrwał ją z rozmyślań, wstała z krzesła i znalazła się na wprost
idącego ku niej Lawrence’a Donavana, zwanego krótko Larrym. Podbiegła do niego i wpadła
w rozłożone ramiona. Niebieskie oczy Larry’ego śmiały się do niej spod gęstwiny rudych włosów
opadających mu zawadiacko na czoło.
– Tęskniłaś za mną? – zapytał.
– Czy walczyłabym z połową mojej rodziny, żeby móc przyjechać po ciebie taki kawał drogi,
gdybym nie tęskniła? – odpowiedziała pytaniem.
– To naprawdę daleko, prawda? Trzeba było dać mi znać, a skorzystałbym z autobusu.
– Nie bądź śmieszny – obruszyła się, biorąc go za rękę, gdy skierowali się po odbiór bagażu. – Co
byś powiedział na przejażdżkę po Charleston, zanim wrócimy do Greyoaks? – zaproponowała. –
Goście Blake’a już ją odbyli. Nie ma powodu, żebyś i ty chociaż z grubsza nie poznał miasta.
– Goście? – powtórzył zdziwiony Larry. – Czyżbym przyjechał w nieodpowiednim czasie? – spytał
szybko.
– Blake zaleca się równocześnie do związków zawodowych i do kobiety – wyjaśniła z nutą
goryczy w głosie Kathryn. – Będziemy trzymać się od nich z daleka. Nie martw się, Phillip, Maude
i ja zajmiemy się tobą tak, abyś dobrze się czuł i nie nudził.
– Blake jest twoim opiekunem, prawda? – spytał Larry, zatrzymując się, żeby wziąć bagaż
z taśmociągu.
– Tak. Hamiltonowie przyjęli mnie pod swój dach i wychowywali, ale nie łączą nas więzy krwi –
wyjaśniła Kathryn.
Wyszli z lotniska i skierowali się na parking.
– Szkoda, że pogoda się popsuła – powiedziała Kathryn, wskazując szare deszczowe chmury
zasnuwające niebo. – Cały dzień padało i meteorolodzy zapowiadają powodzie. Gwałtowne burze
z silnym deszczem i porywistym wiatrem występują w tych okolicach na niżej położonych terenach.
– Jak nisko? – spytał Larry.
Kathryn pochyliła się ku niemu.
– Tak nisko, że musisz popatrzeć w górę, żeby zobaczyć ulice – zażartowała.
– Ta sama dawna Kat – powiedział Larry, zwracając się do niej przezwiskiem, które jej kiedyś
nadał, i przytulił ją mocniej. – Jak dobrze znowu być na południu.
– Mówisz tak dlatego, że uciekłeś od zanieczyszczonego środowiska – zauważyła.
– Zanieczyszczonego? W Maine? – zdziwił się.
– Czyż nie macie licznych kominów i wysypisk odpadów chemicznych? Czy w rzekach nie pływają
ciała ofiar wojen gangów?
– Żartujesz – odrzekł ze śmiechem Larry.
– A czy ty, kiedy mnie poznałeś, nie twierdziłeś, że chodzimy do sklepów spożywczych w białych
prześcieradłach i pijemy na śniadanie napój miętowy? – przypomniała mu Kathryn.
– Przed tobą nie spotkałem nikogo z południa – bronił się Larry, gdy szli w stronę samochodu. –
Prawdę mówiąc – dodał – po raz pierwszy spędzę tu trochę czasu.
– Masz okazję sporo się nauczyć – stwierdziła Kathryn. – Choćby tego, że wielu z tutejszych
mieszkańców wierzy w równość, że większość z nas naprawdę umie czytać i pisać, a poza tym… –
Urwała, bo nagle rozpętała się ulewa.
Rzuciła się do drzwiczek auta i błyskawicznie wskoczyli do środka, w ostatniej chwili unikając
przemoczenia do suchej nitki. Odgarnąwszy z twarzy mokre kosmyki, Kathryn uruchomiła silnik
i ostrożnie wycofała się swoim małym porsche z parkingu. Była rozważnym kierowcą, co
zawdzięczała nie tylko kursowi prawa jazdy. Blake podarował jej ten samochód na urodziny
w zeszłym roku i przez tydzień występował w charakterze jej pasażera. Przejechali razem wiele
kilometrów. Blake uważnie obserwował każdy jej ruch jako kierowcy, a ona pilnie słuchała jego rad
i wskazówek, bo jako młodzieniec Blake brał udział w licznych rajdach samochodowych w Europie.
Dodała gazu i wyjechała z parkingu w stronę ruchliwej o tej porze ulicy.
– Leje jak z cebra – stwierdziła.
Przestawiła wycieraczki na najszybsze obroty, a mimo to z trudem zdążały zbierać wodę
z przedniej i tylnej szyby. Poprzez ścianę deszczu trudno było dostrzec inne samochody, mimo że
jechały na światłach.
– Nie przywiozłem deszczu, naprawdę. Nie miej do mnie pretensji – powiedział żartobliwym
tonem Larry.
– Liczę na to, że trochę odpuści.
Kathryn nie było do śmiechu. Czekała ich długa droga, w dodatku musieli pokonać dwa mosty.
Zdarzało się, że przy gwałtownej ulwie lub powodzi były nieprzejezdne. W pewnym momencie
między przejeżdżającymi samochodami utworzyła się luka i Kathryn płynnie włączyła się do ruchu.
– Widzę palmy! – wykrzyknął Larry.
– A co? Myślałeś, że jesteś na Antarktydzie? – spytała kpiąco, zerkając katem oka na Larry’ego. –
Nie bez przyczyny nazywają nasz stan Palmetto State. W niżej położonej części stanu, w niskim
rejonie, mamy plaże, podobnie jak na Florydzie – dodała.
– Niskim rejonie? – powtórzył Larry.
– Tak nazywamy równinę nadmorską – wyjaśniła Kathryn. – Jest też górny rejon, ale na tej
wycieczce nie zobaczysz ani jednego, ani drugiego. King’s Fort, gdzie mieszka moja rodzina, jest
oddalony stąd o półtorej godziny jazdy. – Kathryn uśmiechnęła się przepraszająco. – Wybacz, że nie
przylecieliśmy po ciebie, ale duża cesna wymaga niewielkiego remontu. Blake również pojechał
samochodem po swoich gości. Jest jeszcze odrzutowiec firmowy, ale jeden z wiceprezesów musiał
akurat polecieć do jednego z naszych zakładów w Georgii.
– Twoja rodzina musi mieć wiele zakładów – zauważył Larry, obserwując profil wpatrzonej
w drogę Kathryn.
– Czy ja wiem. Tylko trzy czy cztery przędzalnie i chyba pięć fabryk odzieżowych.
– Tylko? – spytał Larry.
– Cóż, niejeden przyjaciel Blake’a posiada znacznie więcej. – Kathryn skierowała się na
autostradę I-26, po czym zjechała z niej w Rutledge Avenue. – Pojedziemy okrężną drogą do Barttery
i pokażę ci kilka charakterystycznych obiektów przy Meeting Street, o ile zdołasz je dostrzec przez
zalane deszczem szyby.
– Dobrze znasz miasto?
– Mieszkała tu ciotka, u której spędzałam lato – odrzekła Kathryn. – Wciąż lubię tu przyjeżdżać
w weekendy, spacerować po mieście w dzień, a wieczorem wpaść do klubów.
Nie wspomniała jednak o tym, że dotychczas sama nie chodziła do nocnych lokali. Nie wyjawiła
także, iż wybrała się dziś na lotnisko bez wiedzy i przyzwolenia Blake’a tylko dlatego, że Maude
i Phillip, przeciwni tej eskapadzie, nie mogli go nigdzie znaleźć. Chętnie wyrwała się z domu, aby
nie przebywać w pobliżu triumfującej Vivian, roszczącej sobie, przypuszczalnie nie bez podstaw,
prawo do Blake’a.
– Chciałbym choć trochę poznać okolicę, zamierzam bowiem wykorzystać te wiadomości, aby móc
tu umiejscowić akcję mojej powieści – powiedział Larry, gdy skręcili do Barttery i jechali wzdłuż
Old Charleston.
Minęli skrzyżowanie z Lenwood Boulevard. Kathryn uśmiechnęła się, widząc, z jakim
zainteresowaniem jej gość patrzy na zatokę i okazałe stare domy wznoszące się za nią. Siedział
z nosem przyklejonym do szyby, usiłując coś dojrzeć w strugach coraz mocniej zacinającego deszczu.
– Znasz dzieje starych rezydencji? – spytał.
– Niektórych tak. Poczekaj chwilę.
Wjechali w South Barttery Street i Kathryn wskazała po prawej stronie biały dwupiętrowy budynek
ozdobiony eleganckim gankiem.
– Ten pochodzi z lat dwudziestych dziewiętnastego wieku. Został zbudowany na podkładach z pni
palmowych zanurzonych w mule. Ten sposób miał zapobiec skutkom trzęsienia ziemi. Później
zastosował go Frank Lloyd Wright
. Jest to jeden z bardzo niewielu domów, które nie ucierpiały
z powodu trzęsienia ziemi w tysiąc osiemset osiemdziesiątym szóstym roku. Wtedy zniszczeniu uległa
większa część miasta.
– Coś podobnego! – wykrzyknął Larry, oglądając się na dom otoczony starannie pomalowanym na
biało ogrodzeniem ze sztachet.
Kathryn wskazała w stronę White Point Garden, gdzie grupka ludzi wysiadała z powozu
ciągnionego przez konie.
– Jest parę powozów, które obwożą turystów po starej części miasta – powiedziała. – Szkoda, że
nie mamy czasu na przejażdżkę, ale i tak by się nie udała w tak nieodpowiednią pogodę.
– Kiedy wyjeżdżałem z domu, na niebie nie było ani jednej chmurki.
– Nic na to nie poradzimy. Spójrz w lewo – dodała, skręcając w Meeting Street. – Pierwszy z tych
domów należał kiedyś do rodziny Middletonów, a jeden z jej członków był właścicielem Middleton
Place Gardens. Kolejny dom został wzniesiony w stylu typowym dla Charleston, przy użyciu cegły
szalowanej drewnem cyprysowym. Pochodzi z końca osiemnastego wieku.
– No, no! Masz sporą wiedzę o miejscowej architekturze – orzekł z nutą podziwu w głosie Larry.
Kathryn roześmiała się i przyjęła wygodniejszą pozycję na wyściełanym skórą siedzeniu.
– Ale nie wiem tyle, co ciocia Hattie. To od niej czerpałam wiedzę. Trochę dalej w dole widzisz
typowy przykład konstrukcji w stylu neoklasycznym. To Russell House. Teraz mieści się w nim
siedziba fundacji o nazwie Historic Charleston.
Kathryn zauważyła w jego oczach błysk uznania, kiedy przyglądał się ceglanej budowli stojącej za
ogrodzeniem z kutego żelaza.
– Żałuję, że nie mamy czasu, żeby przejść się po Market Street – powiedziała ze smutkiem. – Na
niewielkich straganach możesz znaleźć do jedzenia wszystko, czego dusza, a raczej żołądek
zapragnie, są tam też najrozmaitsze sklepy i galerie sztuki. Ze względu na pogodę będziemy musieli
zatrzymać się w restauracji bliżej domu. Wiatr się wzmaga, a przypuszczam, że deszcz nie przestanie
padać.
– Może w drodze powrotnej tu zajrzymy – zasugerował z uśmiechem Larry.
Kathryn odwzajemniła uśmiech i nastawiła radio na lokalną stację. Przez chwilę rozbrzmiewała
muzyka, po czym spiker zapowiedział prognozę pogody. W miarę jak jej słuchali, Kathryn wydłużała
się mina. Ostrzegano przed gwałtownymi powodziami w King’s Fort oraz przyborem wód na rzekach
w pobliżu Charleston.
– Mam nadzieję, że nie jesteś bardzo głodny – powiedziała, zawracając samochód w stronę
Rutledge Avenue. – Musimy dostać się do domu, zanim mosty staną się nieprzejezdne.
– Pachnie przygodą – rzucił zadowolony Larry, obserwując Kathryn, która w skupieniu wpatrywała
się w drogę.
– Żebyś wiedział. Jesteś głodny? – powtórzyła pytanie.
– Myślałem raczej o krewetkach.
– Pani Johnson przyrządzi ci je, jak dojedziemy do domu – obiecała Kathryn. – Zawsze są
w lodówce, bo Blake bardzo je lubi, odpowiednio przygotowane przez naszą gospodynię.
Larry wyglądał przez szybę na szare ciemniejące niebo, rozświetlone neonami sklepów
i reflektorami przejeżdżających samochodów.
– Niektóre drzewa mocno się chwieją – zauważył.
– W czasie huraganu widziałam, jak chyliły się prawie do samej ziemi – przypomniała sobie
Kathryn. – Obawiam się, że grozi nam solidna wichura. Gdybym wiedziała, że mamy trochę czasu,
zatrzymałabym się i zadzwoniła do domu. Wolę jednak nie ryzykować.
– Ty jesteś kierowcą – stwierdził Larry.
Kathryn uśmiechnęła się cierpko. Gdyby był z nią Blake, to on siedziałby za kierownicą, nieważne,
czy to jego samochód, czy nie. To porównanie nie było uczciwe, a ona nie powinna myśleć
o Blake’u, skoro był zaręczony. Nie mogła jednak nie zastanawiać się, co będzie, gdy wraz z Larrym
wreszcie dotrą do domu. Jak powiedział kiedyś Phillip, wyprowadzony z równowagi Blake nie
zważał na to, kto jest w pobliżu, i urządzał awanturę.
Deszcz towarzyszył im przez całą drogę do King’s Fort. Od czasu do czasu Larry dodawał otuchy
Kathryn, ale nie przestawała się martwić. Mały sportowy samochód, mimo że znanej marki i solidnej
konstrukcji, był za niski i zbyt lekki na panujące warunki atmosferyczne, głębokie kałuże i silne
porywy wiatru.
W pewnym momencie wóz omal nie staranował skrzynki pocztowej, gdy wpadł w lekki poślizg.
Kathryn zareagowała błyskawicznie i wprowadziła samochód na jezdnię, ale z minuty na minutę była
coraz bardziej zdenerwowana. Mogli się zatrzymać dopiero w King’s Fort.
Zbliżali się do pierwszego mostu, więc pochyliła się do przodu, starając się dojrzeć w strugach
deszczu, czy most jest jeszcze przejezdny.
– Jak to wygląda? – spytał Larry. – Wydaje mi się, że jeszcze widzę drogę… o tak!
– Tak – potwierdziła Kathryn i odetchnęła z ulgą.
Zredukowała bieg, żeby zwolnić i móc przyjrzeć się wzbierającej rzece. Woda wyraźnie podniosła
się i zalała brzeg. Jeszcze kilka minut, a sięgnie mostu… Kathryn nakazała sobie spokój
i skoncentrowała się na przejechaniu na drugą stronę rzeki.
– Jak daleko do następnego mostu? – spytał Larry.
– Około trzydziestu dwóch kilometrów – odrzekła ze ściśniętym gardłem.
Larry nie odezwał się, ale wiedziała, że myśli o tym samym co ona: kilka minut może zaważyć
o tym, czy im się uda. Na drodze prawie nie było ruchu. Spotkali tylko dwa pojazdy, z czego jeden
należący do miejscowej policji.
– Wolałbym o tym nie wspominać, ale co będzie, jeśli nie zdołamy przeprawić się przez drugi
most? – spytał Larry.
Kathryn zwilżyła językiem suche wargi.
– Będziemy musieli zawrócić i spędzić noc w hotelu – odrzekła, oczami wyobraźni widząc
ogarniętego furią Blake’a. – Wydaje mi się, że woda nie powinna podnieść się tak wysoko – dodała
uspokajająco. – Myślę, że aż tak źle nie będzie.
– Jaki charakter ma twój opiekun? – Larry rzucił Kathryn wymowne spojrzenie i dodał: – Pytam na
wszelki wypadek.
Kathryn zacisnęła ręce na kierownicy, ale nie odpowiedziała.
Gdy wreszcie dotarli do drugiego mostu, potwierdziły się jej najgorsze obawy. Dwóch mężczyzn
w mundurach właśnie zakładało blokadę drogową. Opuściła szybę na widok zbliżającego się
policjanta. Przytknął palec do czapki.
– Przepraszam państwa – powiedział – ale musi pani zawrócić do King’s Fort. Rzeka zalała most.
– Ale to jedyna droga do Greyoaks – zaprotestowała Kathryn, zdając sobie sprawę z tego, że żaden
argument nie przekona stróża prawa.
– Do posiadłości Hamiltonów? – domyślił się policjant. – Obawiam się, że tak. Niestety, nie da się
przejechać, dopóki woda nie opadnie. Przykro mi.
Kathryn westchnęła.
– Cóż, zatem muszę wrócić do King’s Fort i zadzwonić do domu.
– Ma pani podwójnego pecha – powiedział ze współczuciem policjant. – Linia telefoniczna została
zerwana. To był ciężki dzień. Żałuję, że nie możemy pani pomóc.
– W każdym razie dziękuję – odparła Kathryn.
Podniosła szybę i zawahała się przez minutę, zanim zawróciła i ruszyła z powrotem w stronę
King’s Fort.
– To wszystko przeze mnie – stwierdził ponuro Larry.
– Och, nie bądź głupi – odparła. – Jakoś to będzie. Trochę później znajdziemy się w domu, i tyle.
– Ja mu to wytłumaczę – obiecał Larry, widząc minę Kathryn.
Skinęła głową, ale poczuła się jak niesforny uczeń w drodze do gabinetu dyrektora szkoły. Blake
nie przyjmie do wiadomości najbardziej wiarygodnego i uzasadnionego wytłumaczenia jej
postępowania. W tej sytuacji miała szczerą nadzieję, że woda nie opadnie, dopóki on choć trochę nie
ochłonie.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kathryn zmobilizowała resztki sił i skupiając się na prowadzeniu samochodu, bezpiecznie dotarła
do hotelu w King’s Fort. Wyłączyła silnik, ale wciąż zaciskała dłonie na kierownicy. Milczała, nadal
wciśnięta w fotel.
– Cóż, jesteśmy zmęczeni – stwierdziła po chwili, odwracając głowę do Larry’ego i napotykając
współczujące spojrzenie jego niebieskich oczu. – Mam nadzieję, że moje ubezpieczenie jest opłacone
– dodała, usiłując żartować na temat spodziewanej reakcji Blake’a.
– Czy on naprawdę będzie taki wściekły? – spytał Larry.
Kathryn westchnęła ciężko.
– Nie miałam pozwolenia, żeby po ciebie wyjechać – odparła. – Uważam, że jestem na tyle
dorosła, by nie pytać Blake’a o zgodę, ale on w tej kwestii żywi odmienny pogląd.
W geście pocieszenia Larry uścisnął smukłą dłoń przyjaciółki, wciąż spoczywającą na kierownicy.
– Ja cię obronię – obiecał.
Wizję Larry’ego przeciwstawiającego się Blake’owi i występującego w jej obronie uznała Ktahryn
za nierealną, wręcz absurdalną. Deszcz wciąż zacinał, więc gdy pobiegli w stronę wejścia do hotelu,
rozpostarła nad sobą płaszcz deszczowy, żeby choć trochę się ochronić przed zmoknięciem.
Roześmiała się, gdy zatrzymali się pod markizą, żeby złapać oddech. Larry też się roześmiał.
Wilgotne rude włosy sterczały mu na wszystkie strony, ale to mu nie przeszkadzało.
– Ale mamy przygody! – zawołał wyraźnie podekscytowany.
– Tym razem wolałabym ich uniknąć. – Kathryn dotknęła ręką włosów. – Muszę wyglądać jak
czupiradło – stwierdziła.
– Nic podobnego. Jak zwykle jesteś urocza – zapewnił ją Larry.
– Dziękuję, bardzo pan uprzejmy. – Kathryn zerknęła na obrotowe drzwi wejściowe. – To jedyny
hotel w mieście – dodała. – Jestem pewna, że nie obejdzie się bez uwag, ale zignorujemy zarówno je,
jak i ciekawskie spojrzenia. Chodźmy, będziemy udawać, że nie zauważamy znajomych twarzy.
– To miasto nie jest chyba aż tak małe – zdziwił się Larry.
– Rzeczywiście nie jest. Rzecz w tym, że mieści się w nim główna siedziba firmy i rodzina
Hamiltonów jest bardzo dobrze znana.
– Wybacz, powinienem był się tego domyślić.
– Nic się nie stało. Idziemy? Proponuję, żebyś później wyjął torbę z samochodu.
– Jak uważasz.
Ramię w ramię weszli do wyłożonego dywanem holu.
– Nie masz nic do przebrania – zauważył Larry. – Jak sobie poradzisz?
– Tym się nie kłopocz. Może w… – Kathryn zawiesiła głos.
Obserwujący ją Larry spostrzegł, że gwałtownie zbladła, skupiając wzrok na wysokim
ciemnowłosym mężczyźnie, który siedział w fotelu przy oknie, czytając gazetę. Wydawał się trochę
znużony, jak gdyby tkwił tu od dłuższego czasu. Niespiesznie złożył gazetę i podniósł się z fotela, po
czym niespiesznie ruszył w ich kierunku.
Larry nie musiał pytać, kim jest mężczyzna, widząc, że przyjaciółka zamarła, wyraźnie
przestraszona.
– Domyślam się, że to on? – spytał cicho.
Kathryn nie odpowiedziała, ponieważ nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Blake włożył ręce
do kieszeni i mierzył ją chłodnym wzrokiem. Jego twarz była całkowicie pozbawiona wyrazu.
– Gotowa wrócić do domu? – spytał obcesowo.
– Jak mnie znalazłeś? – wyszeptała.
– Mógłbym cię odszukać nawet w Nowym Jorku w godzinach szczytu – odparł, przenosząc wrogie
spojrzenie na towarzysza Kathryn.
Larry odruchowo nieco się cofnął, bo opiekun przyjaciółki wzbudzał nie tylko respekt, ale i strach.
Władczy sposób bycia pasował do niego tak jak brązowe sportowe spodnie, które przylegały do
muskularnych ud czy czerwona trykotowa koszula, uwydatniająca potężne mięśnie klatki piersiowej
i ramion.
– Donavan, tak? – rzucił ostrym tonem Blake.
– T-tak, proszę pana – potwierdził cicho Larry.
Poczuł się jak mały chłopiec, stojąc twarzą w twarz z tym pewnym siebie, postawnym mężczyzną.
Zdawał sobie sprawę, że nie zrobił na nim dobrego wrażenia.
– Most jest pod wodą – odezwała się Kathryn.
– Wiem. – Blake ruszył w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie, przekonany, że młodzi
podążą za nim.
– A co z moim biednym autem? – spytała Kathryn, wraz z Larrym posłusznie idąc za Blakiem.
– Trzeba będzie je zostawić na parkingu – rzucił przez ramię. – Przyślemy po nie, kiedy woda
opadnie.
Kathryn wzniosła na Larry’ego bezradne spojrzenie. Skinął głową i powiedział:
– Wyjmę walizkę, zamknę auto i przekażę ci kluczyki.
Kathryn została sama z Blakiem. Drżała z zimna, bo stali na zewnątrz, przed wejściem do hotelu.
– To była krótka podróż – usiłowała się usprawiedliwić.
– W którą wybrałaś się mimo komunikatów ostrzegających przed huraganem – odrzekł, obrzucając
ją wściekłym spojrzeniem.
Uciekła wzrokiem w bok.
– Jak dostaniemy się do domu? – spytała, zmieniając temat.
– Powinienem kazać tobie i chłopakowi iść na piechotę – odparł lodowatym tonem, obserwując
ruch na zalanej deszczem ulicy.
Kathryn zerknęła na swoje płócienne buty, po czym popatrzyła na Blake’a. Przez rękę przewiesił
lekką marynarkę i najwyraźniej nie miał przy sobie niczego, co chroniłoby go przed deszczem.
– Nie wziąłeś parasola? – zapytała.
Wzruszył ramionami, wciąż wpatrując się w ulicę.
– Nie miałem czasu go szukać. Zdajesz sobie sprawę z tego, ile czasu tkwiłem tutaj, zastanawiając
się, gdzie jesteś i co się z tobą stało?
Kathryn nieśmiało wyciągnęła rękę i ostrożnie dotknęła jego rękawa.
– Przepraszam cię, naprawdę bardzo mi przykro – zaczęła się tłumaczyć. – Zadzwoniłabym, ale nie
chciałam tracić czasu, bo coraz gorzej wiało i padało.
Nagle zauważyła, że Blake ma silnie przekrwione oczy i wygląda na bardzo zmęczonego.
– Naprawdę się martwiłeś?
Wyciągnął rękę i pieszczotliwie zmierzwił jej włosy.
– A jak myślisz? – Spojrzał jej prosto w oczy. – Odchodziłem od zmysłów z niepokoju, Kate –
dodał łagodnie.
– Blake… – tylko tyle zdołała powiedzieć.
– Już jestem! – zawołał Larry, dołączając do nich. Niósł walizkę. – Zamknąłem auto – oznajmił.
Kathryn skrzyżowała ramiona na piersiach i starała się uspokoić.
– Jak przekroczymy rzekę? – zwróciła się do Blake’a.
– Wynająłem helikopter.
Kathryn pomyślała, że niezawodny Blake potrafi rozwiązać każdy, nawet najbardziej
skomplikowany problem.
Maude i Phillip nie mniej niż Blake’a denerwowali się, że w tak niebezpieczną pogodę Kathryn
przebywa poza domem, ale po ich powrocie starali się zachować spokój, aby dodatkowo nie
komplikować sytuacji. Gdy zasiedli do kolacji, Vivian jednym uchem słuchała relacji Kathryn
o zmaganiach z wichurą i ulewą w trakcie jazdy samochodem. Była znacznie bardziej zainteresowana
poznaniem Larry’ego i już trzepotała sztucznym rzęsami, jak złośliwie pomyślała Kathryn. Naturalnie,
to nie przeszkodziło jej tulić się do Blake’a.
– Jesteś bardzo cicha, kochanie – zauważył Phillip.
Wraz z Kathryn zamykał grupkę domowników, przemieszczającą się z jadalni do salonu, by tam
posłuchać, jak Vivian gra na fortepianie.
Wkrótce popłynęły pierwsze dźwięki. Kathryn, choć niechętnie, musiała w duchu przyznać, że
Vivian legitymuje się odpowiednimi umiejętnościami. Z irytacją spostrzegła, że Larry, który trochę
grał na pianinie, słuchał popisów Vivian w nabożnym skupieniu. Po ciężkim popołudniu Kathryn było
tego za wiele. Wymknęła się do holu i zaszyła do pustej kuchni, żeby bez pośpiechu wypić kawę.
Po chwili zjawił się Phillip.
Kathryn usiadła na krześle, trzymając kubek w smukłych palcach i skrzyżowała nogi. Beżowa
jedwabna suknia lekko zawirowała przy tym ruchu.
– Podoba mi się ta sukienka – powiedział Phillip, opierając się o brzeg stołu. – To jedna z tych
nowych, prawda?
Kathryn skinęła głową.
– Larry’emu też się podoba.
– Polubiłem Larry’ego. Może dlatego, że czuję się przy nim w pełni dorosły, dojrzały.
– Tak? – Kathryn uniosła brwi w wyrazie zdziwienia.
– Jest młody, prawda? – spytał Phillip.
– Uhm.
– Przy nim Blake wydaje się jeszcze potężniejszy i bardziej władczy niż zwykle. Zmył ci głowę?
– Zdziwisz się, ale nie. Myślę, że powinnam była powiadomić go, dokąd się wybieram.
– Po dłuższym czasie i przy niemałym wysiłku Maude odszukała go w Atlancie. – Phillip dopił
kawę i bawił się teraz kubkiem. – Poleciał do Charleston, co podczas tej pogody było bardzo
ryzykowne. Wtedy już jechałaś w kierunku Greyoaks. Wysłał za tobą policję stanową.
Kathryn zbladła jak płótno.
– Nie zdawałam sobie sprawy… – szepnęła.
– Kiedy zjawiłaś się w hotelu, czekał tam na ciebie od czterdziestu pięciu minut – ciągnął Phillip. –
W razie powodzi małe samochody są szczególnie zagrożone. Wyobrażam sobie, że szalał zarówno
z niepokoju, jaki i ze złości, a jednak uzbroił się w cierpliwość. Zresztą podobnie jak my wszyscy.
Kathryn wpatrywała się niewidzącym spojrzeniem w kubek. Nie wybrałabym się na lotnisko bez
uzgodnienia wyjazdu z Blakiem, uznała w duchu, gdybym nie była urażona i zarazem zawiedziona
tym, co usłyszałam od Vivian przy śniadaniu. Jednak nie mogła tego wyjawić Phillipowi.
– Ta eskapada to była głupota z mojej strony – przyznała szczerze.
– Tylko lekkomyślność – skorygował Phillip. – Kiedy przestaniesz walczyć z Blakiem?
– Gdy przestanie się mnie czepiać – odrzekła zdecydowanie.
– W takim razie jeszcze długo będziecie wojować.
W blasku porannego słońca Greyoaks wyglądało wspaniale. Kathryn ściągnęła wodze i zatrzymała
konia, by napawać się widokiem. Larry poszedł w jej ślady.
– Powinieneś zobaczyć tę okolicę wczesną wiosną, kiedy wszystko wokół pokrywa się świeżą
zielenią i pojawiają się pierwsze kwiaty – powiedziała.
– Wyobrażam sobie, jak tu jest pięknie. – Objął spojrzeniem jej smukłą kształtną postać, doskonale
prezentującą się w dopasowanym stroju do konnej jazdy. – Wyglądasz, jakbyś urodziła się w siodle –
orzekł.
Kathryn poklepała czarną grzywę araba. Promyk był tego ranka trochę niemrawy, więc na
przejażdżkę zabrała klacz.
– Od bardzo dawna jeżdżę konno. Blake bardzo wcześnie zaczął mnie uczyć. – Zaśmiała się na to
wspomnienie. – Dla nas obojga było to trochę wyczerpujące.
– On mnie nie lubi – stwierdził Larry.
– Blake? – upewniła się, unikając wzroku przyjaciela. – Nie jest zbyt komunikatywny – dodała,
wiedząc, że to nie do końca prawda.
– Sprawia, że czuję się jak młokos i głupek. Poza tym, jeśli miałbym tu zostać dłużej niż trzy dni,
chyba musiałbym kupić zbroję.
– Jest w trakcie poważnej debaty w firmie – poinformowała go uspokajająco Kathryn. – Z pomocą
Dicka Leedsa stara się doprowadzić do ugody ze związkami zawodowymi, a także wypracować
sposoby porozumiewania się z nimi w przyszłości.
– Wygląda na to, że więcej wysiłku wkłada w zabieganie o córkę Leedsa. Ślicznotka, prawda?
W dodatku utalentowana.
Kathryn z trudem zdobyła się na uśmiech.
– Tak, rzeczywiście.
– Są zaręczeni? Mam nieodparte wrażenie, że coś jest na rzeczy.
– Myślę, że są – potwierdziła Kathryn. – Wracajmy – zmieniła temat. – Pani Johnson nie lubi dwa
razy podawać śniadania. – Spięła klacz i popędziła w stronę domu.
Pytanie Larry’ego sprawiło, że znów wróciła myślami do pamiętnej rozmowy z Vivian, która
jednoznacznie dała jej do zrozumienia, że jest po słowie z Blakiem. Tylko dlaczego jemu tak bardzo
zależy na zachowaniu w sekrecie zaręczyn? – zastanawiała się Kathryn. Irytowała ją cała ta sytuacja,
zwłaszcza że Blake opowiedział Vivian o tym, co wydarzyło się tamtego wieczoru. Uznał, że ona jest
tak naiwna, by przydawać jednemu pocałunkowi jakiekolwiek znaczenie. Co za zarozumiałość z jego
strony!
Niemal zapomniała o jego zdradzie, gdy przekonała się, jak bardzo się o nią niepokoił. Ale teraz,
kiedy niebezpieczeństwo minęło, jego postępowanie znowu boleśnie ją dotknęło. Pochyliła się nad
czarną grzywą klaczy, poganiając ją do galopu. Do diabła z Blakiem! Znajdę własne miejsce w życiu
i się usamodzielnię, obiecała sobie. Zacznę od wyprowadzki z Greyoaks.
Zsiadła z konia przy stajni i zaczekała na Larry’ego, żeby pójść razem z nim do domu.
Przy stole śniadaniowym zastali Blake’a i Vivian. Kathryn ze sztucznym uśmiechem przywarła do
ramienia swego towarzysza, zanim zajęli miejsca.
– Cudowna przejażdżka – rzuciła z westchnieniem, zwracając spojrzenie na Vivian. – Lubisz
konie? – spytała.
– Nie znoszę – odparła Vivian, posyłając uśmiech w stronę Blake’a, który siedział w milczeniu.
– Jestem pod wrażeniem posiadłości – oznajmił Larry, nabierając z półmiska jajka na bekonie. –
Ilu ogrodników trzeba zatrudniać, żeby ogrody były w tak wspaniałym stanie?
– Blake ma trzech pracowników, prawda kochanie? – odpowiedziała w jego imieniu Vivian,
muskając ramieniem jego bark.
Kathryn miała ochotę cisnąć w nią talerzem. Szybko pochyliła głowę, żeby żadna z osób
zgromadzonych przy stole nie zauważyła wyrazu jej oczu.
– Moi rodzice mają duży ogród – kontynuował Larry – ale bez altany. Hobby mego ojca to róże.
Blake zapalił papierosa i odchylił się na krześle, wpatrując się w Donavana z denerwującą
intensywnością.
– Pan też uprawia kwiaty? – spytał kąśliwie.
– Blake! – napomniała go Kathryn.
Nawet nie spojrzał w jej stronę, skupiwszy uwagę na Larrym, który zaczerwienił się i wyglądał
tak, jakby lada chwila miał wybuchnąć. Na ogół zrównoważony, nie był jednak pozbawiony
temperamentu, a Blake zachowywał się tak, jakby za wszelką cenę chciał go sprowokować.
– No więc jak? – nalegał.
Larry ostrożnie odstawił filiżankę.
– Jestem pisarzem, panie Hamilton. Piszę książki – odparł ze słyszalnym w głosie napięciem.
– O czym? – pytał dalej Blake.
– Najczęściej o nadętych osłach.
W ciemnych oczach Blake’a pojawiły się groźne błyski.
– Czyżby pan coś insynuował, Donavan?
– Uderz w stół, a… – zaczął Larry, mierząc Blake’a lodowatym wzrokiem.
– Przestańcie! – przerwała mu Kathryn, gwałtownie wstając od stołu. Dolna warga jej drżała, oczy
błyszczały nienaturalnie. – Od czasu przyjazdu Larry’ego nieustannie go atakujesz! Uspokój się
wreszcie, Blake! Czy naprawdę musisz…
– Zamilcz – polecił krótko.
Kathryn przez chwilę się nie odzywała.
– Larry jest gościem i… – zaczęła.
– Nie moim – przerwał jej Blake, nie spuszczając wzroku z Donavana.
Larry podniósł się z krzesła.
– To prawda – rzekł szorstko, po czym zwrócił się do Kathryn: – Chodź ze mną, porozmawiamy,
jak będę się pakował.
Wyszedł z pokoju. Kathryn ruszyła za nim, ale odwróciła się od progu i rzuciła z furią:
– Jeśli on wyjedzie, wyjadę z nim!
– Tylko ci się tak wydaje.
– Przekonamy się. – Mówiąc to, Kathryn opuściła jadalnię.
Prośby zdały się na nic. Larry spakował się w błyskawicznym tempie i już miał zamówić taksówkę,
gdy w holu pojawił się Dick Leeds.
– Proszę się wstrzymać – powiedział. – Vivian chce pojechać po zakupy do Charleston. Woda
w rzece opadła i bez przeszkód można odbyć podróż samochodem. Phillip nas zawiezie, a i dla pana
znajdzie się miejsce w aucie. Chętnie podrzucimy pana do terminalu, na lotnisko.
– Dziękuję. – Larry poklepał lekko Kathryn po policzku. – Wybacz, kochanie. Bardzo cię lubię, ale
nie na tyle, żeby przebywać w pobliżu twojego opiekuna.
– Przepraszam, że tak to wyszło. Pozdrów ode mnie Missy.
Larry skinął głową.
– Do zobaczenia.
Kathryn odprowadziła go wzrokiem. Zrobiło się jej podwójnie przykro, ze względu na Larry’ego
i na siebie. Przyjaciel skrócił pobyt, bo miał serdecznie dość przebywania pod jednym dachem
z Blakiem, który od początku robił, co mógł, żeby go stąd wykurzyć. Jakim prawem chciał zniszczyć
jej przyjaźń z Larrym? Dlaczego wygonił go z Greyoaks, który był także jej domem? Czy nie może
gościć w nim przyjaciela?
Próbowała wytłumaczyć sobie niedorzeczne zachowanie Blake’a. Czyżby był zazdrosny? Przecież
miał mnóstwo kobiet, a obecnie zaręczył się z Vivian. W takim razie dlaczego ona nie może spotykać
się z mężczyzną? Z jakiego powodu do tego stopnia utrudnia jej kontakt z przyjacielem, że ten ucieka
z Greyoaks? To nie do wytrzymania, uznała i postanowiła, że musi położyć kres kontroli
i podporządkowaniu. Wyniosę się z domu i zamieszkam osobno, oto, co zrobię.
Została w swojej sypialni, dopóki samochód Phillipa nie ruszył z podjazdu. Przypuszczała, że
Blake towarzyszy narzeczonej w wyprawie do miasta, postanowiła więc opuścić pokój. Znajomą
ścieżką, biegnącą wzdłuż żywopłotu, skierowała się do altany. Trawa i krzewy były jeszcze wilgotne
po wczorajszej ulewie, ale w niewielkim białym domku było sucho i przytulnie.
Kathryn usiadła przy oknie na ławie zaścielonej miękkimi poduszkami i patrzyła na brukowaną
ścieżkę, która okrążała altanę i prowadziła przez zadbany ogród.
Nie był to sezon azalii i dereni, które pięknie kwitną wiosną, ale róże ożywiały ogród feerią
kolorów i rozsiewały przyjemną woń. Szczególnie słodki i odurzający był zapach białych róż.
Kathryn przymknęła oczy i w ciszy napawała się magiczną atmosferą tego miejsca, zapominając
o niedawnych przykrych wydarzeniach.
– Obrażona?
Aż podskoczyła na dźwięk niskiego głosu Blake’a. Uniosła powieki. Stał w drzwiach altany,
trzymając w palcach papierosa. Miał na sobie te same beżowe spodnie i żółtą trykotową koszulę, co
przy śniadaniu, i był równie ponury i gniewny.
– Jeszcze ci mało jak na jeden poranek? – żachnęła się Kathryn.
Blake uniósł jedną brew.
– Co takiego zrobiłem? Nie prosiłem, żeby wyjechał – odparł, wzruszając ramionami.
– Nie – zgodziła się Kathryn, znowu poirytowana. – Natomiast zachowałeś się tak, że uniósł się
dumą i nie mógł dłużej zostać.
– Tak czy inaczej, niewielka strata – skwitował obojętnie Blake.
– Dla ciebie – zauważyła Kathryn. – Twoja dziewczyna wciąż tu jest.
Blake przyglądał się jej bacznie.
– Owszem – przyznał.
– Jak mogłoby być inaczej? Jest twoim gościem – podkreśliła z przekąsem Kathryn.
– Czy naprawdę chciałabyś być z mężczyzną, który się mnie boi? – spytał Blake, podchodząc do
ławki, na której siedziała.
Spiorunowała go wzrokiem.
– Nie – przyznała. – Marzę o takim, który dałby ci się we znaki.
Na ustach Blake’a pojawił się kpiący uśmieszek.
– Nie miałaś dotychczas szczęścia, co?
Odwróciła wzrok, przypomniawszy sobie Jacka Harrisa i paru innych chłopców, z którymi z rzadka
się spotykała.
– Czemu nie towarzyszysz ukochanej? – spytała, wyraźnie rozdrażniona. – Odniosłam wrażenie, że
Larry przypadł Vivian do gustu.
– Nie muszę podzielać jej upodobań.
Kathryn utkwiła wzrok w zielonych poduszkach, przesuwając po jednej palcami.
– Dlaczego nie pozwoliłeś mu zostać? Przecież ci nie przeszkadzał.
– Nie? – Blake skończył papierosa i wyrzucił niedopałek na ścieżkę, gdzie jeszcze przez chwilę
dymił. – Cholerny szczeniak! Pozwolił ci prowadzić samochód podczas ulewy. Powinienem był
połamać mu nogi!
Gwałtowność Blake’a zdumiała Kathryn.
– To był mój samochód, nie mógł tak po prostu powiedzieć mi, żebym go wpuściła za kierownicę –
tłumaczyła.
– Ja bym mógł. Co więcej, właśnie tak bym postąpił. Gdybym był z tobą, w ogóle nie wyjechałabyś
z Charleston.
Kathryn nie mogła się nie uśmiechnąć, przecież to samo pomyślała, prowadząc samochód w deszcz
i wichurę.
– Były chwile, kiedy żałowałam, że cię nie ma – przyznała nieśmiało.
Nie odpowiedział.
– Nie powinieneś był się martwić – dodała. – Zapomniałeś, że uczyłeś mnie prowadzić?
– Mniejsza o to. Ważniejsze, że w bardzo niebezpiecznych warunkach znalazłaś się
w towarzystwie głupka, który nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Zabiłbym go, gdyby
cokolwiek ci się stało.
Nie podniósł głosu, nie potrzebował. Wymowa tych słów miała wystarczającą moc.
– Dobitnie powiedziane. – Kathryn zaśmiała się nerwowo.
– Zawsze podchodziłem do ciebie bardzo emocjonalnie. Dopiero teraz to zauważyłaś?
Popatrzyła na niego, zdziwiona sensem i szczerością tych słów.
Blake położył rękę na oparciu siedzenia za plecami Kathryn i zatrzymał wzrok na jej ustach. Był tak
blisko, że owionął ją świeży cytrusowy zapach męskiej wody kolońskiej. Poczuła też ciepło, którym
emanowało jego ciało. Przepełnionym tęsknotą szeptem wymówiła jego imię, a wtedy on pochylił
głowę i zmysłowo musnął ustami jej wargi. Przez jej ciało przebiegł dreszcz podniecenia, puls
przyspieszył. Obwiodła palcem kontur ust Blake’a, gdy nieco się odsunął.
– Wstań, Kathryn – powiedział. – Chcę cię czuć przy sobie.
Posłuchała go niczym zahipnotyzowana, pozwalając przyciągnąć się tak blisko, że całą sobą
przylgnęła do muskularnego męskiego ciała. Stali wtuleni w siebie, a po chwili Blake, wpatrzony
w usta Kathryn, delikatnie przesunął po nich kciukiem.
– Boisz się? – spytał głosem, w którym dało się słyszeć napięcie.
Pokręciła przecząco głową.
– Ostatnim razem… – zaczęła.
– Obiecuję ci, że teraz będzie zupełnie inaczej- przerwał jej Blake.
Wargi Kathryn rozchyliły się zapraszająco pod łagodnym dotykiem jego ust, zachęcając do
pocałunku. Ujęła w dłonie głowę Blake’a i przytrzymała ją, by pogłębić pocałunek i zarazem
pokazać, że potrafi przejąć inicjatywę i aktywnie uczestniczyć w zbliżeniu. Chciała upodobnić się do
kobiet, które, jak wiedziała, mu się podobają.
Gdy oderwali się od siebie, Blake wsunął dłonie w zmierzwione włosy Kathryn, jakby chciał je
uładzić, po czym przesunął je na plecy, i po chwili poczuła je pod swetrem, na nagiej skórze.
– Nie nosisz stanika? – spytał, z jawnym zachwytem gładząc aksamitną skórę i przesuwając dłonie
z pleców w stronę jej piersi.
Zaczerwieniła się, słysząc to pytanie, chwyciła go za nadgarstki i przytrzymała.
– Blake! – zaprotestowała.
Zaśmiał się krótko i obniżył dłonie, sięgając nimi jej talii.
– Powiedziałaś, że się nie boisz – przypomniał jej.
– Musisz mi dokuczać? – spytała z goryczą. – Wiesz, że jestem niedoświadczona.
– To oczywiste. Gdybyś była, wiedziałabyś, że podczas pocałunku nie należy się wtulać
w mężczyznę, bo takie zachowanie odczytuje jednoznacznie jako zachętę do dalszego ciągu. Poza tym
w pewnym momencie trudno się mężczyźnie wycofać. Dziesięć lat temu nie byłbym w stanie nad
sobą zapanować.
– Ale w filmach…
– To są nierzeczywiści ludzie w nienaturalnych sytuacjach. – Wsunął sobie jej dłonie pod koszulę
i przycisnął je do masywnego torsu. – Czujesz, jak mocno bije mi serce? – spytał. – Działasz na mnie
tak, że puls mi przyspiesza.
Kathryn zatopiła spojrzenie w oczach Blake. Wciąż trzymała ręce pod jego koszulą, czując pod
palcami muskularne ciało. Nagle stanął jej przed oczami obraz tego, co ujrzała owej nocy przed laty,
gdy wróciła o późnej porze do domu. Zastała Blake’a w intymnej scenie z Jessicą. Tymczasem Blake,
który zdawał się czytać w jej myślach, chwycił jej dłonie i przesunął po swojej śniadej skórze,
porośniętej ciemnym puchem. Kathryn zadrżała.
– Wcześniej nie dotykałam w ten sposób mężczyzny – powiedziała cicho.
Jej ciało ogarnęła niewypowiedziana tęsknota, którą po raz pierwszy, ale znacznie słabiej poczuła
pod koniec pamiętnego wieczoru, spędzonego z Blakiem.
– Nie miałam na to ochoty… aż do teraz – wyjawiła, wodząc palcami po szerokiej i twardej
męskiej piersi.
Blake musnął ustami jej czoło, poczuła jego ciepły i trochę nierówny oddech.
Podniosła ku niemu oczy.
– Ja… czuję…
Położył jej palec na ustach.
– Pocałuj mnie – poprosił. – Nie zastanawiaj się, nie mów, po prostu mnie pocałuj.
Pochylił głowę, przybliżając usta do jej warg. Rozchyliła je, by z pasją uczestniczyć w zachłannym,
namiętnym pocałunku. Mimo oszołomienia emocjami czuła, jak pod swetrem dłonie Blake’a wędrują
ku jej piersi, ale tym razem nie zaprotestowała, przepełniona nieznanymi wcześniej emocjami.
Tymczasem Blake zaczął wodzić kciukami wokół jej piersi, wywołując nowe odczucia, po wpływem
których lekko się usztywniła.
– Nie bój się, wszystko w porządku – powiedział uspokajającym tonem. – - Nie odsuwaj się ode
mnie.
– Nigdy tego nie robiłam – wyznała.
Śledząc wyraz twarzy Kathryn, Blake zaczął pieścić kciukiem stwardniałe sutki, drażniąc je na
przemian.
– Jak ci jest? – spytał głębokim głosem. – Przyjemnie?
Bezwiednie jęknęła cicho.
– Nie powinnam… ci pozwalać – szepnęła.
– Nie powinnaś – zgodził się, przysuwając się do niej jeszcze bliżej. – Każ mi przestać. Powiedz,
że to ci się nie podoba.
– Wolałabym, żeby tak było – wyjąkała.
Blake pocałował jej przymknięte powieki, po czym powędrował ustami na nos, dalej przez
wysokie kości policzkowe, aż dotarł do warg, po czym jedną z nich delikatnie skubnął zębami.
– Wielkie nieba, ależ jesteś słodka, cudownie gładka i pociągająca.
– Od czasu gdy niechcący zobaczyłam cię z Jessicą, czasami wyobrażałam sobie siebie na jej
miejscu – wyjawiła Kathryn. – Zastanawiałam się, jak by to było…
– Wiem. Wkrótce po tym zdarzeniu ujrzałem to w twoich oczach. Byłaś niemal dzieckiem. A czego
teraz byś chciała? Nie ma takiej rzeczy, o którą nie mogłabyś mnie poprosić. Chyba zdajesz sobie
z tego sprawę, prawda?
– Nie wiem, jak to wyrazić – odparła, instynktownie wtulając się w Blake’a. – Proszę…
Bez słowa wziął Kathryn na ręce i przeniósł na wyłożoną poduszkami ławę, ciągnącą się wzdłuż
ścian altany, po czym sam przysiadł obok niej. To już nie był mentor czy opiekun, tylko kochanek. Ta
wielka zmiana sprawiła, że Kathryn z zakłopotaniem patrzyła na Blake’a, a jednocześnie oczekiwała
tego, co miało nastąpić.
– Nie sprawię ci bólu – powiedział.
– Wiem. – Czule przesunęła palcem po jego ustach. – Nigdy nie całowałam się z mężczyzną na
leżąco – wyjawiła i zachichotała.
– Nie?
Uniósł się, po czym ułożył się tak, że ich ciała do siebie przylegały, po czym ujął jej twarz
w dłonie.
– Nie jestem za ciężki? – spytał.
Zaczerwieniła się, słysząc to pytanie, ale nie odwróciła wzroku.
– Nie – wykrztusiła.
Musnął ustami jej wargi i nieco się odsunął.
– Ściągnij sweter – poprosił.
– Blake… – zaprotestowała słabo.
Pocałował jej przymknięte powieki.
– Chcesz tego tak samo jak ja. Pomóż mi się rozebrać.
Pragnęła go całą sobą, ale on domagał się intymności, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyła,
a z chwilą, gdy do tego dojdzie, nie będzie odwrotu.
– To znaczy… ja… nigdy… – jąkała się.
Blake znowu musnął ustami jej wargi.
– Czy chcesz poczuć mnie tuż przy sobie, najbliżej jak to możliwe, bez żadnej osłony?
– Tak, Blake, tak.
– W takim razie pomóż mi.
Drżącymi palcami zsunęła rozpiętą koszulę z jego ramion i pogłaskała opaloną skórę, pokrywającą
twarde mięśnie. Rozkoszowała się ich dotykiem, czując przyspieszone bicie własnego serca.
Tymczasem Blake nie odrywał ust od jej warg; pieścił je, palcami czule gładząc jej twarz.
– Teraz ty, kochanie – szepnął. – Nie musisz się niczego obawiać, nie zrobię ci krzywdy, nie będę
cię do niczego zmuszał.
Nie odrywając wzroku od jego oczu, Kathryn zsunęła sweter. Blake przybliżył się i dotknął torsem
jej piersi. Było coś magicznego w zetknięciu ciał dwojga pragnących się i przepełnionych tęsknotą
osób.
– Czy to nie cudowne? – spytał z westchnieniem.
Kathryn położyła dłonie na jego barkach. Oczy jej się rozszerzyły, puls przyspieszył.
– Jesteś… taki gorący – szepnęła.
Blake poruszył się i ułożył na Kathryn. Gdy mimo woli znieruchomiała pod wpływem tak
przytłaczającej intymności, uspokajająco pogłaskał jej włosy, po czym uniósł się na przedramionach,
by zmniejszyć nacisk swojego potężnego ciała.
– Teraz czuję cię całą, podobnie jak ty mnie – powiedział. – Niczego nie ukryjemy przed sobą,
kiedy jesteśmy tak blisko, prawda? Nie muszę nic mówić, bo zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo
cię pragnę, czyż nie?
Kathryn poczuła, jak budzą się w niej emocje i doznania, których wcześniej nie doświadczyła. Czy
pozostawały w niej uśpione, czekając na iskrę, która je rozpali, czy też dopiero teraz się narodziły,
bo znalazła się w ramionach Blake’a? Uniosła ręce i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej.
Pochylił głowę, by ją pocałować, a ona rozchyliła wargi i wsunęła palce w jego gęste ciemne włosy.
Głęboki, namiętny pocałunek zdawał się trwać w nieskończoność. W pewnym momencie Blake ujął
w dłonie pośladki Kathryn i uniósł jej biodra tak, że poczuła jego lędźwie. Poruszyła się
niespokojnie, a wtedy ciałem Blake’a wstrząsnął dreszcz.
– Nie rób tak – szepnął. – Moja pierwsza młodość minęła, ale przy tobie łatwo mogę stracić
głowę, a to wcale nie będzie satysfakcjonujące.
Kathryn wpatrywała się w niego zafascynowana.
– Lubię tak cię czuć, tak z tobą leżeć – wyznała.
– Ja też. Pocałuj mnie, najdroższa!
Pragnęła, żeby pocałunek trwał wieczność. Chciała spędzić resztę życia w ramionach tego
wspaniałego mężczyzny, obejmując go, mając go blisko przy sobie, kochając. Tak, kochając!
Nagle Blake chwycił ją za nadgarstki i zdjął jej ręce ze swoich barków. Popatrzył na nią takim
wzrokiem, jakby w tym momencie uświadomił sobie, do czego oboje zmierzają. Podniósł się
i wciągnął koszulę, odwracając się tyłem do Kathryn.
Wciąż oszołomiona i speszona nagłą zmianą sytuacji, sięgnęła po sweter i niezręcznie usiłowała go
włożyć. Patrzyła z niedowierzaniem na Blake’a, próbując zrozumieć, co wydarzyło się przed chwilą
i wcześniej. Jak to możliwe, że aż do tego stopnia się zapomniała, że poddała się urokowi i sile
męskości? Gdzie podziały się złość i frustracja, które przed tym wywołał w niej Blake? Nawet
zapomniała o Vivian, jego narzeczonej!
Blake odwrócił się i spostrzegł wyraz twarzy Kathryn, oddający stan jej ducha. Na ten widok
uśmiechnął się kpiąco.
– A teraz powiedz mi, że tęsknisz za Donavanem – rzucił wyzywającym tonem.
Kathryn oblizała nabrzmiałe wargi.
– To było dlatego? – spytała z żalem, podnosząc się z ławy.
Blake spochmurniał i wsunął ręce do kieszeni. Milczał.
– A może nie chcesz, żeby jakiś inny mężczyzna mnie miał?
– Nie wychowywałem cię po to, żeby wziąć cię do łóżka z chwilą, gdy staniesz się pełnoletnia.
– Ale właśnie teraz… – zaczęła z wahaniem.
– Rzeczywiście cię pragnę, i to od dawna – wyznał. – Nie oznacza to jednak, że zamierzam
pofolgować temu pragnieniu. Dziś straciłem przy tobie głowę, ale to więcej się nie powtórzy.
Jasne, że nie, pomyślała Kathryn, przecież ma poślubić Vivian.
– Nie martw się – oznajmiła z goryczą, cofając się o krok. – Również tym razem nie będę
doszukiwać się w twoim zachowaniu niczego głębszego.
– Jak to? – zdziwił się Blake. – Nie rozumiem.
– To właśnie powiedziałeś Vivian, czyż nie? – spytała łamiącym się głosem, stając w progu altany.
– Obawiałeś się, że po incydencie, do którego doszło tamtego wieczoru, wyobrażę sobie, że mogę
liczyć na twoje zaangażowanie? Tyle razy ci mówiłam, że już nie jestem dzieckiem. Mam
świadomość, że mężczyznę mogą pociągać fizycznie kobiety, których nie lubi, nie wspominając już
o kochaniu się z nimi.
– W dalszym ciągu nie rozumiem, o czym mówisz.
– W takim razie powtórzę: Vivian wyjawiła mi, jak bardzo żałujesz tego, co się wydarzyło tamtego
wieczoru.
– Tak ci powiedziała? – spytał Blake; po jego twarzy przemknął cień.
– Nie, skądże, wymyśliłam to dla żartu.
– Kate!
– Nie mów do mnie Kate! Jak chcesz wiedzieć, to cię nienawidzę! Zamierzam znaleźć pracę,
wynająć mieszkanie i wynieść się z Greyoaks. A ty możesz do woli zaciągać Vivian do altany i tam
albo gdzie indziej się z nią kochać. Nie chcę, żebyś kiedykolwiek mnie dotknął!
– Przekonasz się, że zechcesz – rzucił Blake.
Kathryn pobiegła w stronę domu, jak gdyby ścigały ją upiory. Gdy znalazła się wewnątrz, zamknęła
się w swoim pokoju na klucz i rzuciła na łóżko, wybuchając płaczem, bezradna wobec nadmiaru
sprzecznych uczuć, które ją przepełniały.
Nie cierpiała Blake’a i jednocześnie go kochała. Nie tak jak dawniej, jako opiekuna, na którego
zawsze mogła liczyć, i wszystkowiedzącego mentora. Teraz już wiedziała, że pokochała go jak
kobieta mężczyznę. Nie mogła wprost uwierzyć, że do tego doszło, a jednak się stało. I co ona
pocznie? Blake zamierza się ożenić z tą okropną Vivian, która już teraz nie odstępuje go na krok.
Płacz przybrał na sile. Po pewnym czasie Kathryn się uspokoiła i powiedziała sobie w duchu, że
nie będzie biernie cierpieć. Najwyższa pora działać. Jutro od rana zacznie szukać pracy i lokum.
Usamodzielni się, bo nie będzie przebywała pod jednym dachem z Blakiem i jego żoną!
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Następnego dnia Kathryn z rozmysłem spóźniła się na śniadanie, aby uniknąć spotkania z Blakiem.
Stojąc w progu, obrzuciła jadalnię uważnym spojrzeniem i ku swemu zadowoleniu spostrzegła
jedynie Maude i Phillipa. Ona kończyła grzankę, on popijał kawę. Po Blake’u i Leedsach nie było
śladu.
– Ho, ho, ale jesteś elegancka – zauważyła z uznaniem Maude, przyglądając się podopiecznej.
Kathryn rzeczywiście ubrała się inaczej niż zwykle; mniej sportowo, a bardziej elegancko. Włożyła
beżowy kostium i jasnożółtą jedwabną bluzkę, wiązaną pod szyją. Na nogach miała pantofle na
wysokich obcasach, z odkrytymi palcami, w kolorze beżowo-brązowym, a włosy upięła w kok,
z którego wymykało się kilka zalotnych kosmyków.
– Wyglądasz świetnie – orzekł Phillip, puszczając do niej oko. – Dokąd wybierasz się w takim
stroju?
– Szukać pracy – odparła krótko Kathryn, siadając przy śniadaniowym stole.
Maude omal nie zakrztusiła się resztką grzanki. Uratował ją Phillip, klepiąc w plecy.
– Pracy?! – zdumiała się. – A czym chcesz się zająć?
– To zależy, co znajdę i kto zechce mnie zatrudnić – odrzekła Kathryn, wpatrując się
zdeterminowanym wzrokiem w Maude. – Nie próbuj odwodzić mnie od tego pomysłu ani mi
przeszkodzić – ostrzegła. – I tak postąpię, jak zaplanowałam.
– Nie mam takiego zamiaru, kochanie – wyjaśniła Maude. – Interesuje mnie jedynie, jak
powiadomisz o swoim pomyśle Blake’a.
– Już mnie powiadomiła – rozległ się męski głos.
Ubrany w twarzowy szary garnitur, Blake stanął w otwartych drzwiach jadalni. Dostosowany
kolorystycznie krawat podkreślał jego ciemną karnację.
– Idziemy, Kate.
Zaskoczona niespodziewanym pojawieniem się Blake’a, Kathryn tkwiła nieruchomo na krześle,
wpatrując się w niego zielonymi oczami. Uświadomiła sobie, że po przeżyciach, których
doświadczyła w jego ramionach, jednak nie będzie w stanie z nim walczyć.
– Jeszcze nie jadła śniadania – wtrącił Phillip.
– Nie? W takim razie najwyższa pora, żeby nauczyła się schodzić do jadalni na czas – orzekł
Blake, patrząc krzywo na brata.
Phillip roześmiał się z zakłopotaniem i powiedział:
– Chciałem tylko zwrócić ci na to uwagę.
Spojrzenie ciemnych oczu Blake’a powędrowało w stronę Kathryn.
– Idziemy – powtórzył władczo.
Kathryn posłusznie wstała, zostawiając niewypitą filiżankę świeżo zaparzonej kawy i talerz
z nietkniętą jajecznicą, i ruszyła za Blakiem do holu. Z wcześniejszej pewności siebie i przekonania
co do słuszności własnego postępowania niewiele zostało.
– Dokąd się udajemy? – spytała.
Blake uniósł ciemne brwi.
– Do pracy, to jasne – odparł, otwierając drzwi prowadzące na zewnątrz.
– Przecież jeszcze nigdzie nie jestem zatrudniona.
– Przeciwnie, jesteś.
– A w jakim charakterze? – spytała.
– Mojej sekretarki – padła lakoniczna odpowiedź.
Zaskoczona Kathryn potrzebowała czasu na zebranie myśli. Posłusznie podążyła za Blakiem
i wsiadła do samochodu, zajmując miejsce pasażera, ale odezwała się dopiero wtedy, gdy ruszyli
podjazdem.
– Czy ja dobrze słyszałam? – spytała, patrząc z niedowierzaniem na profil Blake’a, który patrzył
przed siebie, jedną ręką trzymając kierownicę.
– Bardzo dobrze.
– Przecież nie mogę u ciebie pracować! – zaprotestowała.
Spojrzał na nią kątem oka.
– A to dlaczego?
– Nie potrafię dostatecznie szybko pisać na maszynie – wyjaśniła, wymieniając pierwszą
wymówkę, jaka przyszła jej do głowy.
Nie wyobrażała sobie przebywania w pobliżu Blake’a przez cały dzień. Już teraz zdawała sobie
sprawę z tego, że byłaby to męczarnia.
– Jesteś ponadprzeciętnie uzdolniona, mała, poradzisz sobie śpiewająco. – Blake wsunął do usta
papierosa, zapalił go i odłożył samochodową zapalniczkę na miejsce. – Przecież kilka razy
podkreślałaś, że musisz podjąć pracę – przypomniał jej.
Kathryn skierowała wzrok na mijające ich na drugim pasie samochody.
– Gdzie dziś rano podziała się Vivian i dlaczego nie było w jej jadalni? – spytała. – Wczoraj długo
nie wracaliście.
– Owszem – przyznał zdawkowo Blake.
– Zresztą to nie moja sprawa – dodała, wciąż wpatrzona przed siebie.
Blake uśmiechnął się pod nosem, nie odwracając spojrzenia od szosy.
Zakłady Hamiltonów zajmowały rozległy teren w miejskiej strefie przemysłowej, nowoczesnej
a zarazem umiejętnie wtopionej w okoliczny krajobraz. Kathryn wiele razy była w biurowcu, ale
nigdy w charakterze pracownika.
Weszła za Blakiem do eleganckiego gabinetu, wyłożonego miękką wykładziną. Ciemne meble
utrzymane w odcieniach czekoladowego brązu uzupełniały elementy dekoracyjne w kolorze
beżowym. Jej wzrok padł na duży obraz, wiszący nad skórzaną sofą. Przedstawiał marinę oświetloną
promieniami zachodzącego słońca, otoczoną palmami plażę i widniejący w perspektywie morski
horyzont. Na pierwszym planie były widoczne postaci mężczyzny i kobiety.
– Podoba ci się? – spytał Blake, przeglądając korespondencję, zalegającą blat biurka.
Skinęła potakująco głową.
– To St. Martin, prawda? Poznaję to miejsce.
– Nic dziwnego. W twoje osiemnaste urodziny wypiliśmy butelkę szampana pod tymi rozłożystymi
drzewami. Musiałem cię niemal nieść z powrotem do domku na plaży.
Kathryn roześmiała się, przypominając sobie beztroski wieczór na Karaibach. Maude i Phillip
spędzali czas w jednym z tamtejszych kasyn, trwoniąc pieniądze, tymczasem ona i Blake kąpali się
w morzu, gadali, pili szampana na plaży, świetnie się przy tym bawiąc.
– To było najlepsze przyjęcie urodzinowe, w jakim uczestniczyłam – przyznała. – O ile sobie
przypominam, ani razu się nie pokłóciliśmy.
– Miałabyś ochotę na podobnie udane spotkanie w tym samym miejscu?
Kathryn odwróciła głowę od obrazu. Blake stał za biurkiem, nogi lekko rozstawił, ręce oparł na
wąskich biodrach.
– Teraz? – zdziwiła się.
– W przyszłym tygodniu. Pomyślałem, że moglibyśmy spędzić parę dni w St. Martin, a ja stamtąd
wyskoczyłbym na Haiti.
– Na Haiti? – zainteresowała się Kathryn.
– Mam tam do załatwienia parę spraw, które nie powinny cię interesować – odparł zdecydowanie,
ucinając dalsze pytania na ten temat.
Kathryn znowu wpatrzyła się w obraz.
– A kto jeszcze miałby uczestniczyć w wyjeździe?
– Oczywiście Vivian i Dick – odparł Blake. – To byłaby ostatnia próba pozyskania go do
współpracy przy rozwiązywaniu problemów dotyczących związków zawodowych.
– I jej? – spytała z goryczą w głosie Kathryn.
Blake nie odpowiedział od razu.
– Myślałem, że dowiedziałaś się, w jakim celu przyjechała Vivian – odezwał się po dłuższej
chwili milczenia.
Kathryn pochyliła głowę, wiedząc, że na jej twarzy maluje się głęboki zawód. A jednak to prawda,
pomyślała. Vivian zostanie żoną Blake’a.
– Tak, wiem – szepnęła i dodała: – Czy poza nami będzie ktoś jeszcze? Może Phillip? – Kathryn
siliła się na beztroski ton i miała nadzieję, że jej twarz już nie odzwierciedla emocji.
– Phillip? – rzucił szorstko Blake, wyraźnie niezadowolony. – Co jest między wami?
– Niczego nie ma. Po prostu dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, i tyle.
W ciemnych oczach Blake’a pojawiły się groźne błyski.
– W takim razie weźmiemy ze sobą Phillipa – powiedział. – Musisz mieć kogoś, z kim nie będziesz
się nudzić. No cóż, oboje jesteście jak dzieci – dorzucił z przekąsem.
– Wczoraj najwyraźniej nie uważałeś mnie za dziecko! – zirytowała się Kathryn.
– Bo nie zachowywałaś się jak mała dziewczynka – zauważył.
Kathryn poczuła, że się czerwieni. Powróciło do niej wspomnienie wspólnie przeżytych intymnych
chwil, doznań, których doświadczyła za sprawą Blake’a, emocji towarzyszących bliskości
mężczyzny.
– Phillip! Też coś! – ciągnął Blake. – Spłonąłby w ogniu twojej namiętności, podobnie jak
Donavan.
– No wiesz! – wykrzyknęła zażenowana.
– Nie oburzaj się, to prawda. Tamtej nocy, po naszym rozstaniu, nie mogłem zasnąć, a kiedy
wreszcie się zdrzemnąłem, śniłem o twoim ponętnym ciele i jedwabistej skórze. Może jesteś zielona
w tych sprawach, ale masz w sobie pokłady namiętności. Pozwól jej się wydobyć na powierzchnię,
nie bój się, przestań uciekać.
– Nie uciekam… – powiedziała Kathryn, zanim zdążyła uświadomić sobie, co mówi.
Stała nieruchomo, wpatrując się w Blake’a. Zapragnęła jego bliskości, chciała znaleźć się w jego
ramionach, mieć go tuż przy sobie, zatracić się w pocałunku, poddać się pieszczotom i samej
pieścić…
Blake’owi oczy pociemniały i postąpił w stronę Kathryn, jakby czytał w jej myślach i odgadnął jej
pragnienia.
– Wiem, czego potrzebujesz i chcesz – powiedział, obejmując Kathryn i przyciągając do siebie tak,
że ich ciała się zetknęły.
– Blake – szepnęła, czując, jak przebiega ją dreszcz podniecenia.
Przesunął dłoń z jej talii na pierś, jednocześnie biorąc w posiadanie jej usta. Głęboki, namiętny
pocałunek scalił ich na długo.
– Sączysz się w moją krew jak wolno działająca trucizna – wyszeptał Blake, gdy przerwali
pocałunek, by złapać oddech. Ujął w dłoń jej pierś, jednocześnie obserwując, jak Kathryn
zareagowała. – Gdy patrzę na ciebie, nie mogę myśleć o niczym innym tylko o tym, co czujesz, kiedy
cię pieszczę. Pamiętasz, jak było wczoraj? Wtulaliśmy się w siebie, ocieraliśmy nagimi ciałami…
– To nie fair…
– Dlaczego? – zdziwił się. – Powiedz, że nie chcesz, byśmy robili to, co wczoraj w altanie,
a nawet byśmy posunęli się dalej. Powiedz także, że nie tęskniłaś za mną tak bardzo jak ja za tobą,
gdy się rozstaliśmy. Wreszcie powiedz, że jestem ci wstrętny – dodał z naciskiem.
Nie mogła tego uczynić, bo pragnęła go całą sobą. Była przekonana, że potwierdza to wyzierająca
z jej oczu tęsknota, gdy patrzy na Blake’a, a także wyraz jej twarzy, bezbłędnie odzwierciedlający
emocje.
– Chciałbym cię porwać na odległą wyspę. Bylibyśmy sami. Nocą leżelibyśmy na plaży, a ja
smakowałbym ustami każdy centymetr twojego słodkiego delikatnego ciała.
Ta wizja sprawiła, że Kathryn zabrakło tchu.
– Ja… ja… nie mogłabym…
– Mogłabyś jak diabli – szepnął.
Ustami sięgnął do rozchylonych warg Kathryn, pieszcząc je lekko, a jednocześnie zdecydowanym
ruchem przyciągnął jej biodra do siebie.
– Bóg jeden wie, jak bardzo cię pragnę – wyznał, unosząc głowę. – To jest prawie nie do
wytrzymania. Popełniłem błąd, zbliżając się do ciebie, biorąc cię w ramiona i poznając twoje ciało.
Oczarowałaś mnie. Nie mogę przestać myśleć o tym, że pożądam cię jeszcze bardziej. Pocałuj mnie,
kochana.
Kathryn nie potrzebowała zachęty. Chciała dotykać i pieścić Blake’a. Czuć jego smak i zapach.
Zatracić się w namiętnym pocałunku…
Wydawało się, że minęła wieczność, zanim się od siebie oderwali po to, by utonąć
roznamiętnionymi spojrzeniami w swoich oczach, aby napawać się bliskością ciał. Po chwili Blake
zaproponował, by odpoczęli na sofie i wtedy niespodziewanie otwarły się drzwi gabinetu i rozległ
się przenikliwy głos Vivian:
– Cóż, witam – odezwała się z nienagannym brytyjskim akcentem. – Mam nadzieję, że nie
przeszkodziłam?
– Skądże – zapewnił ją Blake, zadziwiająco spokojny. – Obiecałem ci wycieczkę, prawda? Kate –
dorzucił przez ramię – pojedziesz z nami.
Kathryn wciąż była rozdygotana od emocji i najchętniej pozostałaby na sofie. Nie zaprotestowała
jednak, zauważając podejrzliwy wzrok, jakim obrzuciła ją Vivian.
Blake poprowadził je przez rozległy budynek fabryki, pokazując główne działy – salę szkolenia,
gdzie nowe szwaczki uczono stosowania najnowocześniejszego sprzętu; linię produkcyjną spodni,
gdzie każdy obsługujący maszynę do szycia wykonywał swoją część pracy; salę krojczych, gdzie na
długich stołach leżały rozłożone duże bele materiału, które pracownicy wykrawali według
określonych szablonów.
Kathryn zapamiętała niektóre terminy odnoszące się do cyklu produkcyjnego i ludzi przy nim
zatrudnionych. I tak chłopcy od wykrojów zanosili skrojone tkaniny szwaczkom, brygadzistki
nadzorowały poszczególne grupy szwaczek, rozdzielacze rozkładali materiały do krojenia, krojczy je
cięli, a inspektorzy byli odpowiedzialni za wyłapywanie odzieży drugiego i trzeciego gatunku, żeby
pozostałe, bez wad, móc oznakować jako gatunek pierwszy. Poza tym byli prasowacze i pakowacze
oraz laborantka, która przeprowadzała test prania wybranych sztuk odzieży.
Setki maszyn do szycia pracowały w sali, gdzie znajdowała się linia produkcyjna, tam też
ustawiono maszyny wykonujące dziurki do guzików oraz inny sprzęt potrzebny przy szyciu spodni.
Kathryn była zafascynowana różnorodnością kolorów.
– Ależ piękny odcień błękitu! – wykrzyknęła w pewnej chwili.
Blake zachichotał.
– Będę cię musiał wziąć któregoś dnia do przędzalni, żebyś zobaczyła, jak powstaje tkanina. Bele
bawełny są poddawane złożonemu procesowi produkcyjnemu, w wyniku którego powstaje
bawełniana nić. Teraz używamy bawełny i włókna o nazwie Rayon. Wcześniej przędliśmy tylko
bawełnę.
– Bardzo interesujące – zauważyła Vivian, ale bez szczególnego entuzjazmu. – Wcześniej ani razu
nie byłam w zakładzie włókienniczym.
Kathryn, która nie po raz pierwszy wizytowała zakłady, popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Dawniej
jako dziewczynka często towarzyszyła Blake’owi i Phillipowi, gdy wybierali się do fabryki. Dopiero
w czasach szkolnych była tu rzadkim gościem.
– Ile bluzek tygodniowo tu powstaje? – spytała, rozglądając się wokół, gdy szli między rzędami
maszyn.
Musiała podnieść głos i blisko podejść do Blake’a, żeby mógł ją usłyszeć w panującym hałasie.
– Około dziesięciu tysięcy tuzinów – odparł i uśmiechnął się na widok malującego się na jej
twarzy zaskoczenia. – Zwiększyliśmy park maszynowy i obecnie zatrudniamy ponad sześćset kobiet
przy maszynach do szycia i zużywamy tygodniowo około stu pięćdziesięciu tysięcy metrów materiału.
Kathryn obejrzała się za siebie, w kierunku, z którego przyszli.
– A spodnie?
– Dysponujemy tylko około trzystoma maszynami do szycia spodni – wyjaśnił Blake. – Największą
część produkcji stanowią bluzki.
– Niesamowite! – wykrzyknęła Kathryn.
Blake skinął głową.
– Rzeczywiście, nasza produkcja jest ogromna. Mamy kontrakty z dwiema największymi firmami
wysyłkowymi w Stanach, a poza tym posiadamy własną sieć sklepów, obejmującą cały kraj. To
imponujące przedsięwzięcie.
– Musi przynosić spore zyski – zauważyła Vivian.
Blake nie rozwinął tego tematu.
Po zakończeniu zwiedzania zakładów i powrocie do biura Vivian namówiła Blake’a, żeby zabrał ją
na kawę. Kate została w sekretariacie z zadaniem spisania wielu pism i listów z dyktafonu. Była
niezadowolona, bo Vivian, która zjadła śniadanie w domu, została zaproszona na kawę i pączki,
podczas gdy jej, choć Blake oderwał ją od stołu, zanim zdążyła cokolwiek przełknąć, pozostanie
obejść się smakiem. Udobruchała się, gdy pół godziny później wrócił i postawił przed nią kawę
w styropianowym kubku i kawałek ciasta w kartonowym opakowaniu.
– Śniadanie – oznajmił. – Przypomniałem sobie, że przeze mnie od rana nic nie miałaś w ustach.
– Dzięki, Blake.
Wzruszył ramionami i skierował się do gabinetu połączonego drzwiami z sekretariatem.
– Nie miałaś problemów z dyktafonem? – spytał przez ramię, zatrzymując się w progu.
– Tylko z twoim sposobem wysławiania się – odparła żartobliwie.
– Nie licz na to, że mnie zreformujesz – ostrzegł lekko rozbawiony.
– Och, nie znam kobiety na tyle odważnej, żeby ośmieliła się próbować – odrzekła Kathryn.
Wyłączyła elektryczną maszynę do pisania, aby posilić się ciastem i wzmocnić gorącą kawą.
Phillip pojawił się w sekretariacie, gdy zbliżała się godzina zakończenia dnia pracy, chciał
bowiem spotkać się z bratem. Na widok siedzącej przy elektrycznej maszynie do pisania Kathryn
podszedł do jej biurka i oparł się o blat.
– No, no, istna niewolnica z ciebie – zauważył żartobliwie.
– A żebyś wiedział – odparła z westchnieniem Kathryn. – Nie ruszyłam się z tego krzesła. Do
niedawna nie zdawałam sobie sprawy z tego, że kierowanie zakładami wymaga prowadzenia tak
rozległej korespondencji. Blake wysyła rozliczne pisma, w tym nawet do kongresmanów i senatorów
stanowych. Poza tym, jako prezes stowarzyszenia grupującego fabryki tekstylne, musi utrzymywać
stały kontakt z ich zarządcami lub właścicielami.
Phillip pochylił się ku Kathryn i zniżając głos do szeptu, spytał konspiracyjnym tonem:
– Czy Blake, jako poganiacz niewolników, sięgnął już po bicz?
– A ma taki? – zapytała również szeptem i roześmiała się rozbawiona .
W tym momencie Blake otworzył drzwi i stanął w progu gabinetu. Posłał młodszemu bratu tak
wymowne spojrzenie, że ten odskoczył od biurka i poczerwieniał.
– Zabierz Kathryn do domu – polecił. – Wybieram się z Vivian do restauracji – dodał, po czym
opuścił biuro, nie oglądając się za siebie i nawet się nie żegnając.
Na odchodnym nie spojrzał na Kathryn, której zrobiło się bardzo przykro. Zadała sobie w duchu
pytanie, skąd wzięła się ta niekorzystna zmiana w zachowaniu Blake’a. Jak to możliwe, że kilka
godzin wcześniej, czuły i namiętny, wyjawił, że pragnie jej i nieustannie o niej myśli, a teraz
potraktował ją jak powietrze. Czym go uraziła? A może on żałuje wcześniejszych wyznań
i deklaracji?
Dni płynęły jednostajnie, jeden podobny do drugiego. Rano Kathryn towarzyszyła Blake’owi
w drodze do zakładów, po czym przystępowała do wykonywania wyznaczonych obowiązków,
a następnie wieczorem wracała z Blakiem do domu.
Wyglądało na to, że Vivian wolałaby nie spuszczać narzeczonego z oka. Nie miała jednak powodu
do zazdrości, ponieważ Blake zachowywał służbowy dystans w stosunku do Kathryn i nie powtórzyły
się sceny, do których na początku doszło w gabinecie. Niemniej Vivian robiła, co mogła, żeby zająć
ukochanemu cały wolny czas. W sobotę wymyśliła, że wybierze się po zakupy do Atlanty, i namówiła
Blake’a, żeby zabrał ją tam samolotem.
Kathryn miała swoje plany – chciała zwiedzić jedną z nowych galerii handlowych w King’s Fort.
Zamierzała zajrzeć do butików, napić się kawy lub coś przegryźć i ogólnie rzecz biorąc, zrelaksować
się. Przy śniadaniu poprosiła Phillipa, żeby jej towarzyszył. Ta propozycja najwyraźniej zirytowała
Blake’a, który także siedział przy stole. Kathryn postanowiła nie zwracać na to uwagi, tym bardziej
że Blake od pewnego czasu ją ignorował. Nie miała pojęcia, jak w tej sytuacji może dojść do
wyjazdu na Karaiby. Wiedziała jednak, że gdyby ten plan wypalił, dotrzyma obietnicy i pojedzie. Za
bardzo pragnęła być z Blakiem, żeby mu odmówić, a poza tym przynajmniej pozostaną jej
wspomnienia ze wspólnych chwil, spędzonych z ukochanym.
– Już ledwie chodzę – poskarżył się Phillip, ostentacyjnie kuśtykając w stronę najbliższej ławki, po
czym opadł na nią z przeciągłym westchnieniem.
– Byliśmy tylko w pięciu sklepach, a jest ich tu dużo więcej – zauważyła Kathryn. – Niemożliwe,
żebyś aż tak się zmęczył.
– Rzeczywiście, w pięciu, ale w każdym przymierzyłaś co najmniej piętnaście strojów, a ja
musiałem stać i czekać – przypomniał jej Phillip.
Kathryn usiadła obok niego i powiedziała:
– Cóż, mam chandrę. Potrzebowałam czegoś, co poprawi mi humor.
– Ja byłem w dobrym nastroju. Nie musiałem szukać dodatkowych podniet – stwierdził Phillip. –
Po kiego licha z tobą pojechałem?
– Aby ponieść torby z zakupami – wyjaśniła Kathryn.
– Przecież niczego nie nabyłaś – zauważył przytomnie.
– A jednak kupiłam. W tym małym butiku, z którego właśnie wyszliśmy.
– Coś ciekawego? – zainteresował się Phillip.
Kathryn podała mu niewielką ozdobną papierową torbę, w której znajdowało się pudełeczko na
biżuterię. Phillip uniósł wieczko i ujrzał parę delikatnych kolczyków z szafirem i brylantem,
ułożonych na kawałku aksamitu.
– Czyż nie są śliczne? – spytała. – Wzięłam je na rachunek Blake’a. Możesz je ponieść, będziesz
się czuł potrzebny.
– Jak ja przeżyję zaszczyty, którymi mnie obdarzasz? – spytał z przekąsem Phillip.
– Nie bądź złośliwy – skarciła go, popychając ramieniem, żeby zyskać trochę więcej miejsca dla
siebie. – Naprawdę mam chandrę.
Phillip obrzucił uważnym spojrzeniem wyraźnie przygnębioną Kathryn.
– Chcesz, żebym zabił dla ciebie smoka? – usiłował ją rozweselić.
– Zrobiłbyś to? Mógłbyś zakraść się do niej, kiedy śpi i…
– Twoje oczy upominają się o okulistę – zauważył Phillip. – Vivian nie jest smokiem.
– Ty tak sądzisz. Poczekaj, aż zostanie twoją bratową. Wtedy przekonasz się, czy będziesz ją nadal
lubić.
– Vivian żoną Blake’a?! – zdumiał się Phillip. – Skąd przyszły ci do głowy takie brednie?
– To nie są brednie – nadąsała się Kathryn. – Ona jest w jego typie. Piękna, światowa, w dodatku
blondynka.
– Rzeczywiście jest w jego guście – przyznał Phillip – ale to nie oznacza, że Blake się z nią ożeni.
To nie w jego stylu.
– Może ona jest dla niego kimś szczególnym – zauważyła Kathryn. – Powiedziała mi, że Blake
zaprosił ją tutaj, żeby nam przedstawić.
– Wiem. Zdominowała ojca i kontroluje jego wszystkie poczynania. Naprawdę nie zauważyłaś, że
nim dyryguje? – zdziwił się Phillip.
– Blake spędza z nią mnóstwo czasu. Nie powiesz mi, że tylko ze względów służbowych. – Kathryn
wygładziła dżinsy na udach i spojrzała na beżowe kowbojki, które miała na nogach. Skrzywiła się,
widząc niewielkie zarysowanie na czubkach butów.
– My też bardzo często przebywamy w swoim towarzystwie, a łączy nas jedynie przyjaźń.
– To prawda – przyznała Kathryn.
– Blake’a to złości.
– Jak to? – zerknęła na Phillipa.
Roześmiał się.
– Jest o ciebie zazdrosny – wyjaśnił.
Kathryn zaczerwieniła się i uciekła spojrzeniem w bok.
– Też coś! To niemożliwe – rzuciła.
– Czyżby? W stosunku do ciebie zawsze był zaborczy, ale ostatnio stało się to wręcz uciążliwe.
Niemal bałem się koło ciebie usiąść wtedy, gdy był w domu.
– To dlatego że Blake jest władczy i lubi dominować oraz rządzić ludźmi – odparła Kathryn.
– Naprawdę? I tylko dlatego z premedytacją nękał twojego przyjaciela, żeby zgnębiony chłopak
wreszcie wyjechał? – Phillip bacznie przyjrzał się Kathryn. – Po powrocie z Charleston
spostrzegłem, że Blake wyszedł z domu, a ty zamknęłaś się w swoim pokoju, bo podobno bolała cię
głowa. Co zaszło między wami w czasie naszej nieobecności? – spytał.
Zażenowana Kathryn nie była w stanie mu odpowiedzieć.
– Rozpromieniasz się, gdy Blake znajduje się w twoim pobliżu – kontynuował Phillip – a on nie
spuszcza z ciebie zachwyconego spojrzenia, kiedy myśli, że nikt tego nie widzi.
– Och, naprawdę? – spytała bezwiednie Kathryn, podnosząc na niego pełen nadziei wzrok.
Phillip skinął głową, nie przestając jej obserwować.
– Czyli jest tak, jak myślałem – powiedział. – Powiększyłaś grono kobiet, którym Blake skradł
serce.
– To takie widoczne? – spytała z westchnieniem Kathryn, zwracając ponownie spojrzenie na
mijających ich ludzi.
– Dla mnie tak, bo zawsze byliśmy sobie bliscy. Zorientowałem się, dlaczego kupiłaś seksowną
sukienkę, zanim to sobie uświadomiłaś. Chciałaś się przekonać, jakie wywrzesz wrażenie na
Blake’u. Okazało się, że piorunujące, prawda? – dodał z przekornym uśmiechem.
Kathryn znów się zaczerwieniła.
– Skąd wiesz? – wyszeptała speszona przenikliwością Phillipa.
– Nie jestem nastolatkiem – przypomniał jej. – Blake silnie na ciebie reaguje, a że nie jest łagodny
ani delikatny, nietrudno to odgadnąć z jego zachowania.
Jak mało zna własnego brata, pomyślała Kathryn, wracając pamięcią do leniwego poranka
w altanie.
– A może jest? – szepnął, widząc jej rozmarzony wyraz twarzy.
– Nie bądź wścibski – żachnęła się.
– Nie zamierzam. Martwię się jedynie i nie chcę być świadkiem twojej przegranej. Blake jest
bardzo doświadczonym mężczyzną. Może się zauroczyć twoją młodością i świeżością, ale nie
pozwoli się usidlić. Nie próbuj go okiełznać, kotku. Równie dobrze mogłabyś próbować wznieść
płot wokół wiatru.
– Chcesz przez to powiedzieć, że nie mam szans? – spytała zdenerwowana Kathryn.
– Właśnie to miałem na myśli – odrzekł ze współczuciem Phillip. Poklepał ją po ręce. –
Doświadczona kobieta może przyciągnąć mężczyznę w sposób, o jakim młódka nie ma najmniejszego
pojęcia. Nie chciałbym sprawić ci przykrości, ale, moim zdaniem, dla własnego dobra powinnaś
wiedzieć, że nie możesz konkurować z Vivian.
– A kto ci powiedział, że próbowałam?! – obruszyła się Kathryn. Spochmurniała. – Mówisz tak,
jakby Blake…
– Jest moim bratem i zrobiłbym dla niego wszystko – przerwał jej Phillip. – Po twoim przyjeździe
ze szkoły zauważył, na jaką uroczą istotę wyrosłaś, i się zagubił. Wkrótce się odnajdzie, ale zanim to
nastąpi, zdąży cię zniszczyć. – Ścisnął jej rękę. – Nie muszę ci mówić, jaki ma stosunek do miłości.
Kathryn miała wrażenie, jakby wyciekało z niej życie. Przybita, opuściła ramiona i pochyliła
głowę.
– On nie wierzy w miłość – wyszeptała drżącym głosem.
– Blake chce od kobiety tylko jednego, a ty nie możesz mu tego dać.
Kathryn uśmiechnęła się smutno.
– Nie wziąłby, nawet gdybym mu to ofiarowała – powiedziała cicho.
– Z pewnością nie zrobiłby tego, gdyby się kontrolował – przyznał Phillip. – Mogłabyś jednak
doprowadzić do takiej sytuacji, że pod wpływem silnych emocji zapomniałby o wszelkich skrupułach
i powinnościach wobec ciebie. A może nie wiedziałaś, że mężczyźni są szczególnie wyczuleni na
kobiety, których silnie pożądają?
– Niezależnie od tego, jaki jest Blake i co sądzi o małżeństwie, ożeniłby się ze mną, prawda?
Zrobiłby to, co nakazałby mu honor.
– Właśnie to miałem na myśli. Nic nie ucieszyłoby mnie bardziej, niż gdybyś została szczęśliwą
żoną mojego brata. Za dobrze jednak znam Blake’a, by uwierzyć, że istnieje taka możliwość. Jest zbyt
cyniczny, aby z dnia na dzień się zmienić.
– Uważasz, że nie potrafiłby, a może nie chciał troszczyć się o żonę czy partnerkę? – spytała
z wahaniem Kathryn.
Phillip wzruszył ramionami.
– Blake jest człowiekiem zamkniętym w sobie – odparł. – Mieszkam z nim całe życie, ale on broni
mi przystępu do pewnych sfer swojego życia. Nie pozwala innym zanadto się do siebie zbliżyć,
ponieważ nie chce się odkryć. Być może jest zdolny do miłości. Myślę jednak, że na swój sposób się
jej obawia i dlatego unika zaangażowania. Nie chce zostać zraniony ani przeżyć zawodu.
Prawdopodobnie uważa, że do niczego nie jest mu to potrzebne, skoro i tak może przebierać
w kobietach. Jeśli zajdzie taka konieczność, to przypuszczam, że się ożeni, aby sprowadzić na świat
dziedzica Greyoaks. Czy ja wiem, może nawet się zakocha?
– Powiedziałeś, że jest w stosunku do mnie zaborczy – przypomniała mu Kathryn.
– Oczywiście, przecież przez lata opiekował się tobą – odrzekł Phillip. – Nikt jednak nie wie, co
on czuje.
Kathryn skinęła głową.
– Masz rację. – Zmusiła się do uśmiechu. – Chodźmy na lody.
Phillip ujął ją delikatnie za łokieć i pomógł wstać.
– Przepraszam. Nie chciałem sprawić ci przykrości – powiedział łagodnie.
– Skąd przekonanie, że sprawiłeś? – spytała Kathryn, nadrabiając miną.
– To oczywiste, że jesteś w nim zakochana.
Kathryn zaniemówiła. Wprawdzie niedawno, rozmyślając o tym, co wydarzyło się pomiędzy nią
a Blakiem, doszła do takiej konkluzji, ale do tej pory z nikim na ten temat nie rozmawiała.
Bezpośrednia i nieoczekiwana, wypowiedziana na głos diagnoza jej uczuć wprawiła ją w popłoch.
Usiłowała zaprzeczyć, a przynajmniej się wytłumaczyć, ale język odmawiał jej posłuszeństwa.
Phillip zorientował się, że wprawił Kathryn w niemałe zakłopotanie.
– Zatem masz ochotę na lody – powiedział. – W takim razie chodźmy. Jakie wybierzesz?
Waniliowe czy truskawkowe?
Tylko dwa dni dzieliły ich od zaplanowanego przez Blake’a wylotu do St. Martin. W biurze
zapanowała napięta atmosfera. Kathryn niemal nie wstawała od maszyny do pisania, tyle miała
roboty. Mimo to Blake, zazwyczaj przestrzegający w pracy poprawnych form zachowania, był coraz
bardziej poirytowany.
– Dobrze wiesz, że w podpisie nie używam inicjału drugiego imienia! – zagrzmiał, siedząc za
swoim biurkiem, przy otwartych drzwiach gabinetu. Cisnął na blat listy, które dopiero co spisała
z dyktafonu. – Napisz je jeszcze raz!
– Jeśli nie spełniam twoich oczekiwań – wycedziła ze swojego miejsca w sekretariacie Kathryn,
wyprowadzona z równowagi napastliwą postawą Blake’a – dlaczego nie wezwiesz Vivian, żeby ci
pomagała?
– Ona już dawno zalałaby się łzami – przyznał, rozchmurzając się.
Kathryn wyprostowała się na krześle. Miała na sobie elegancką szarą spódnicę harmonizującą
kolorem z jedwabną bluzką.
– Boisz się, że uwiesiłaby ci się na szyi i łzami zaplamiła wytworną koszulę? – spytała.
Blake obserwował ją w zamyśleniu przez dym unoszący się z papierosa, którego trzymał
w palcach.
– Nie muszę się obawiać, że to stanie się przy tobie, prawda, Kate? – zagadnął ze spokojem. – Za
dobrze mnie znasz, wiesz wszystko o moich wadach i nawykach.
– Dobrze cię znam? Szczerze mówiąc, niekiedy mnie zaskakujesz, a innym razem wydajesz mi się
kimś obcym.
Blake zbliżył papieros do ust.
– Tak jak tamtego dnia w altanie? – spytał.
Kathryn uciekła spojrzeniem w bok, skupiając je na rozłożonych na biurku dokumentach. Czuła, że
się zaczerwieniła.
– Nie wiem, czego ty ode mnie chcesz – wyznała szczerze.
Blake wstał, pokonał przestrzeń dzielącą gabinet i sekretariat, pochylił się ku Kathryn i uniósł jej
brodę, tak by móc popatrzeć jej prosto w oczy.
– Chyba tę konstatację można również odnieść do ciebie – powiedział. – Jesteś bardzo młoda,
Kathryn Mary, i zapewne nie bardzo wiesz, czego oczekujesz od życia.
– O tak, w twoich oczach nadal jestem nastolatką, prawda? – odparowała.
– Mała kotka – orzekł Blake. – Gdybym się z tobą kochał, to drapałabyś i prychała czy mruczała?
– Daj mi spokój!
– Nie sądzisz, że mógłbym nauczyć cię mruczeć? – prowokował Blake. – Wtedy w altanie twoje
pocałunki stały się zachłanne i gwałtowne, jak już się ośmieliłaś. Byłaś wręcz nienasycona.
– Ja… ja nie wiedziałam, co robię – wyszeptała niepewnie, zażenowana wspomnieniem swojego
szalonego zachowania.
– Ani ja – wyjawił Blake, wpatrując się z niepokojącą intensywnością w jej usta. – Ledwie cię
dotknąłem, a straciłem głowę. Jedyne, o czym wówczas myślałem i czego pragnąłem, to kochać się
z tobą aż do zatracenia.
Kathryn spojrzała mu prosto w oczy, przyznając w duchu, że właściwie ocenił sytuację. Wzajemne
pożądanie spadło na nich nagle, groźne niczym uderzenie pioruna. Tak to wtedy odczuła, ale później
przyznała sama przed sobą, że zakochała się w Blake’u. Natomiast wszystko, do czego przyznawał
się Blake, to pociąg fizyczny, namiętność. Stracił dla niej głowę z pożądania, a nie z miłości.
Właśnie to sygnalizował jej Phillip.
– Vivian nie wzbudza w tobie tak silnego pragnienia? – spytała zdławionym głosem, coraz bardziej
przekonana o tym, że zakochała się bez wzajemności.
– Nie w taki sposób jak ty – odrzekł.
– Możesz znaleźć sobie inną kobietę.
Blake pochylił się nad nią jeszcze bardziej, oparł obie ręce na blacie biurka.
– Nie taką jak ty, kochanie – powiedział. – A może próbujesz mnie przekonać, że pozwoliłaś
innemu mężczyźnie dotykać cię tak, jak ja to robiłem?
Na wspomnienie intymnej bliskości, pieszczot i pocałunków Kathryn zalała fala gorąca.
– Miałaś obiekcje, ponieważ po raz pierwszy znalazłaś się z mężczyzną w takiej sytuacji. Gdybym
nalegał, żeby się z tobą kochać, to byś nie zaprotestowała ani nie powstrzymywałabyś mnie. Oboje
zdajemy sobie z tego sprawę.
Kathryn ogarnęło zażenowanie, a jednocześnie poczuła się bezbronna wobec Blake’a. To było
nowe niepokojące doznanie, więc żeby ukryć lęk, ratowała się, demonstrując oburzenie.
– Pochlebiasz sobie – orzekła, obrzucając go złym spojrzeniem. – A może mam już pewne
doświadczenia? Nie przyszło ci to do głowy? – Obserwowała, jak ciemnieją mu oczy. – Skąd myśl,
że nie pragnę bliskości innego mężczyzny?
– Kogo? – zareagował natychmiast Blake. – Phillipa?
Kathryn odwróciła głowę. W głosie Blake’a pobrzmiewała tłumiona pasja, i uznała w duchu, że
lepiej go więcej nie prowokować. Gdyby jej dotknął, puściłyby jej hamulce do tego stopnia, że na
dobrą sprawę nie wiedziała, jak by zareagowała. Broniłaby się przed pożądaniem czy mu poddała.
Była bezbronna, zbyt wyczulona, więc najlepiej dla niej było trzymać Blake’a na odległość.
– Dajmy sobie z tym spokój i lepiej skupmy się na pracy – orzekł Blake, wrócił do gabinetu
i usiadł za biurkiem. – Co z dostawą poliestru z naszego zakładu w Georgii? – spytał oficjalnym
tonem. – Skontaktuj się z tamtejszym biurem i dowiedz się, czy wysłano transport. Krojczy czekają.
– Oczywiście – odpowiedziała, przejmując jego służbowy ton. – Coś jeszcze?
– Tak – burknął Blake, nie spuszczając z niej oka. – W moim imieniu wyślij Vivian tuzin
czerwonych róż.
To polecenie było niczym silny cios, ale nie dała po sobie nic poznać. Zapisała polecenia i skinęła
głową.
– Tuzin – powtórzyła. – Zaraz zadzwonię do kwiaciarni. Jaki bilecik mają dołączyć?
– Niech napiszą „Dziękuję za ostatnią noc”. Podpis: „Blake”. Zanotowałaś?
– Owszem – odrzekła, nie tracąc opanowania. – Coś jeszcze?
Blake przekręcił obrotowy fotel, by wyjrzeć przez okno.
– To wszystko.
Kathryn wyszła z gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero gdy znalazła się przy swoim biurku,
pozwoliła popłynąć z oczu łzom.
ROZDZIAŁ ÓSMY
– Tylko pomyśl, tydzień w St. Martin – powiedziała wyraźnie zadowolona Maude, przeglądając
listę zadań, które pani Johnson i pokojówki miały wykonać podczas nieobecności chlebodawców. –
Jak to miło ze strony Blake’a, że wszystkich nas zabiera, zwłaszcza że tak dobrze czuje się sam na
sam z Vivian.
– O tak, cudownie – przyznała Kathryn, siląc się na obojętność.
– Najchętniej w ogóle by się nie rozstawali – ciągnęła Maude. – Piękna z nich para, prawda?
Blake jest ciemny, ona jasnowłosa – wspaniale się uzupełniają. Myślę, że tym razem to coś
poważnego. – Klasnęła w dłonie i rozpromieniła się. – Zaplanowałabym wesele na wiosnę. Można
by udekorować dom orchideami… – rozmarzyła się.
– Wybacz, ale muszę wziąć się do pakowania – powiedziała Kathryn, podnosząc się z sofy. – Nie
masz nic przeciwko temu?
– Ależ skąd, moja droga. Zajmij się tym, co masz do zrobienia – odparła Maude, wciąż pochłonięta
swoimi planami.
Kathryn poszła na górę. Czuła się, jakby w środku była martwa. Kiedy przechodziła obok pokoju
Vivian, jej wzrok przyciągnął wazon pełen czerwonych róż, stojący na komodzie, dobrze widocznej
przez otwarte drzwi. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że Vivian celowo tak go umieściła.
Dobrze, że Blake nie podejrzewa, co do niego czuje. To byłoby nie do zniesienia, zwłaszcza że
obecnie wręcz demonstrował zainteresowanie uwodzicielską blondynką. Chodzili razem do klubów,
wracali późno, a mimo to jeszcze zamykali się w gabinecie Blake’a. W tej sytuacji Kathryn, tak jak
wiele razy po jej powrocie do Greyoaks, szukała towarzystwa Phillipa. A to z kolei zdawało się
irytować Blake’a.
Nazajutrz Blake zastał młodszego brata w siedzibie firmy, przy biurku Kathryn.
– Nie masz nic do roboty? – spytał obcesowo.
– Owszem, mam – odparł Phillip.
– To dlaczego, u diabła, tym się nie zajmiesz, tylko sterczysz tutaj?
Phillip włożył ręce do kieszeni i nie dając się wyprowadzić z równowagi, spokojnie obserwował
brata.
– Pytałem Kate, czy nie poszłaby ze mną dziś wieczorem do kina – wyjaśnił. – Nie masz nic
przeciwko?
– Umawiaj się na randki w domu, to nie będziesz przeszkadzał nam w pracy – odrzekł opryskliwym
tonem Blake.
– Jestem tutaj, bo, podobnie jak inni udziałowcy, interesuję się firmą. Tak się złożyło, że mam tu
coś do załatwienia – stwierdził Phillip.
– Czyżbyś wreszcie wziął się do roboty? – rzucił z przekąsem Blake, po czym przeniósł spojrzenie
na Kathryn. – Weź notatnik – polecił. – Mam parę pilnych listów do podyktowania. – Przeszedł do
gabinetu i trzasnął drzwiami.
Phillip odprowadził go wzrokiem, bynajmniej nie urażony obcesowym zachowaniem brata. Znał go
aż za dobrze.
– Gdyby to był kto inny, założyłbym się, że jest zazdrosny – zwrócił się do Kathryn, świdrując ją
wzrokiem.
Wstała z krzesła, przyciskając do piersi notatnik.
– Przecież praktycznie jest zaręczony z Vivian, za którą ostatnio świata nie widzi i rozstaje się
wtedy, kiedy musi – przypominała mu. – Lepiej wezmę się do pracy, zanim wręczy mi wymówienie.
Phillip wzruszył ramionami.
– Biorąc pod uwagę nastrój, w jakim jest ostatnio, nie wiem, czy to coś zmieni – zauważył.
– Skoro mowa o zmianie… – Kathryn zniżyła głos – obiecałeś mi pomoc przy wynajmie
mieszkania.
– Dopiero po naszym powrocie z St. Martin, i tylko wtedy, gdy nastrój Blake’a się poprawi. Nie
zamierzam z twojego powodu wojować z bratem.
– Nie będziesz musiał – zapewniła go z goryczą. – Wiesz, że będzie zadowolony, kiedy się
wyprowadzę.
– Czyżby?
– Kathryn! – W intercomie rozległ się podniesiony głos Blake’a.
Wzdrygnęła się i popędziła do gabinetu.
Zastała Blake’a za biurkiem, rozpartego w obrotowym fotelu. Zmierzył ją niechętnym spojrzeniem.
– Od tej chwili nie waż się zachęcać Phillipa do pogawędek w godzinach pracy – ostrzegł. – Przez
ciebie niepotrzebnie traci czas, a ty też się opóźniasz z robotą. Nie płacę wam za udzielanie się
towarzysko.
– Czy od teraz muszę mieć twoje pozwolenie, żeby powiedzieć mu dzień dobry? – zaperzyła się
Kathryn.
– W tym budynku tak – odparł stanowczo. – Praktycznie jesteście jak papużki nierozłączki – zakpił.
– Podejrzewam, że nie byłabyś w stanie spędzić z dala od niego ośmiu godzin.
Przysunął fotel bliżej biurka i wziął do ręki list.
– Gotowa? – spytał szorstko.
Szybko zajęła miejsce na krześle, kładąc notatnik na kolanach.
– W każdej chwili – odrzekła najbardziej służbowym tonem, na jaki ją było stać.
Od czasu gdy Kathryn przejęła obowiązki sekretarki Blake’a, nieraz się spierali czy mieli
odmienne zadanie, ale tym razem było inaczej. Przez pozostałą część dnia zachowywali się wobec
siebie z chłodną uprzejmością i w miarę możliwości wręcz się unikali, wywołując zdziwienie wśród
pracowników.
Wieczorem, w salonie Greyoaks, Kathryn spotkała się z Vivian.
– Pokłóciliście się z Blakiem? – spytała panna Leeds.
Okazało się, że wybiera się z Blakiem na kolację.
– Ostatnio prawie się do siebie nie odzywacie.
Z książką w ręku, w domowym stroju, Kathryn ulokowała się na sofie. Posłała Vivian niechętne
spojrzenie. Niebieska suknia znanej projektantki, którą miała ona na sobie, zwracała uwagę i nawet
Kathryn musiała przyznać, że doskonale podkreśla zgrabną figurę oraz harmonizuje ze śliczną twarzą
i perfekcyjną fryzurą. Oto elegancka seksowna blondynka w guście Blake’a, pomyślała z goryczą.
– Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko – skłamała wbrew własnym wspomnieniom.
– Czyżby? – spytała drwiąco Vivian. Uśmiechała się nieco wyniośle, krygując się przed dużym
lustrem zawieszonym między dwoma kinkietami z brązu. – Liczę, że nam obu się ułoży. Mieszkanie
w tym samym domu, sama rozumiesz… – Zawiesiła znacząco głos.
– Wyznaczyliście datę ślubu?
– Niezupełnie, ale na pewno stanie się to niebawem – odparła Vivian.
– Moje gratulacje – wymamrotała Kathryn, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w otwartą
książkę.
– Jesteś gotowy, kochanie? – spytała radośnie Vivian, widząc Blake’a wchodzącego do salonu. –
Umieram z głodu.
– W takim razie się pospieszmy – odrzekł, nadając głosowi lekko zmysłowe brzmienie.
Kathryn natychmiast je wychwyciła, nie podniosła jednak wzroku znad książki ani się nie odezwała
w obawie, że nie potrafi nad sobą zapanować. Odetchnęła z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za piękną
parą, jak to określiła niedawno Maude. Jak to dobrze, pomyślała, że Dick Leeds i Maude również nie
spędzali wieczoru w domu, a Phillip dał się namówić na samotne pójście do kina. Nie będzie
musiała ukrywać swojego podłego nastroju ani łez. Zyskała pewność, że musi opuścić Greyoaks,
ponieważ nie zdoła mieszkać z Vivian pod jednym dachem.
Nazajutrz wstał pogodny i słoneczny poranek, wręcz idealny na lot do St. Martin. Kathryn i Phillip
znaleźli się na końcu grupki zmierzającej do samolotu. Widzieli przed sobą Vivian w przedziwnym
białym garniturze z koronki, uczepioną ramienia Blake’a, oraz Dicka Leedsa i Maude pogrążonych
w rozmowie.
Kathryn miała na sobie prostą sukienkę w zielono-brązowe pasy, która podkreślała szmaragdowy
odcień jej oczu. Długie falowane włosy opadały jej na plecy. Wybrała wygodny, a nie efektowny
strój i wiedziała, że nie może się równać z wytworną piękną blondynką. Zresztą nawet się o to nie
starała. Trudno przecież mówić, że straciła Blake’a, skoro tak naprawdę nie miała szansy, żeby go
zdobyć. Wiele przyczyn się na to złożyło, a miedzy innymi różnica wieku i życiowych doświadczeń.
– Rozdzierasz mi serce – powiedział Phillip, zauważając, że Kathryn wodzi wzrokiem za Blakiem
i Vivian.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Nie spotkałem kobiety tak zakochanej w mężczyźnie jak ty w Blake’u – odparł z nietypową jak
nie niego powagą.
Kathryn wzruszyła ramionami.
– Uporam się z tym – zapewniła go. – Potrzebuję tylko trochę czasu, to wszystko. Nie obawiaj się,
spadnę na cztery łapy.
Phillip wziął ją za rękę i podprowadził do odrzutowca należącego do korporacji.
– Początkowo uważałem, że to zadurzenie – powiedział – ale doszedłem do wniosku, że
niewłaściwie oceniłem twój stan serca i umysłu. Zrobiłabyś dla niego wszystko, prawda? Nawet
usunęłabyś się w cień i przyjęła do wiadomości, że poślubi inną kobietę, byle tylko był szczęśliwy.
– Czy nie na tym polega miłość? – ściszyła głos. – Rzeczywiście chcę, żeby był szczęśliwy.
Phillip ścisnął jej dłoń.
– Trzymaj fason, kotku – powiedział. – Nie pozwól, by się zorientował, że cierpisz.
– Jasne. Przekonasz się, że nic po mnie nie pozna – oświadczyła buńczucznie. – My,
rewolucjoniści, jesteśmy twardzi, wiesz przecież.
– To mi się podoba – stwierdził Phillip. – Ale dlaczego tak szybko się poddajesz?
– Kto powiedział, że się poddaję? – Rzuciła mu pytające spojrzenie. – Pracę już mam, brakuje mi
tylko samodzielnego mieszkania. Poczekaj tylko, aż wrócimy!
Phillip zachichotał.
– Tak trzymać. Wiedziałem, że dasz sobie radę.
– Oczywiście, że damy – przyznała z wdzięcznym uśmiechem.
– My? – powtórzył lekko zaniepokojony Phillip.
– Znasz pośredników nieruchomości – przypomniała mu. – Jestem pewna, że znajdziesz mi coś
niedrogiego i w dobrym sąsiedztwie – dodała.
– Chwileczkę, ja… – zaczął Phillip.
Kathryn nie zareagowała. Weszła na pokład samolotu.
Samolot okazał się przestronny i wygodny. Kathryn czuła się w miarę swobodnie, dopóki nie
popatrzyła przez okno kabiny. Nie zdołała uporać się z nawrotami lęku wysokości, który ujawnił się
we wczesnym dzieciństwie.
Blake zajął miejsce pilota; świetnie sobie radził za sterami nawet dużej maszyny. Vivian usiadła
w sąsiednim fotelu, obok Blake’a, co niezmiernie ucieszyło Kathryn. Nie zniosłaby bowiem jej
wyniosłego zachowania i triumfalnego uśmiechu.
– Jesteś bardzo blada, kochanie – zauważyła ze współczuciem Maude i poklepała ją po zimnej
dłoni. – Zażyłaś pigułkę?
– Wzięłam już dwie – odparła ponuro – a jedyny skutek jest taki, że kręci mi się w głowie.
– Łyk brandy mógłby pomóc – zasugerował Dick Leeds.
Kathryn potrząsnęła głową, czując się jeszcze gorzej na samą myśl o alkoholu.
– Wszystko będzie dobrze – zapewniła Maude i Dicka.
– Połóż się na chwilę – poradził Phillip. – Zdejmij buty i postaraj się zasnąć – namawiał,
pomagając jej rozciągnąć się na wygodnym siedzeniu. – Zanim się zorientujesz, będziemy na miejscu.
Wylądowali na lotnisku imienia Królowej Juliany w Sint Maarten, holenderskiej części
podzielonej wyspy. Kiedy zeszli na płytę, Kathryn owiało gorące i zarazem wilgotne powietrze.
Ujrzała niebieskie niebo, palmy i flagi powiewające dumnie nad terminalem. Wiele razy spędzała
czas w rodzinnej posiadłości Hamiltonów na wyspie i wspominała te pobyty z przyjemnością.
Odprawa paszportowa przebiegła sprawnie i bez przeszkód. Blake wynajął samochód i wyruszyli
w drogę.
– Gdzie znajduje się wasz dom? – spytała Vivian, patrząc na pokryte czerwonymi dachami budynki,
które mijali, jadąc utwardzoną szosą.
– W Saint Martin, we francuskiej części wyspy, która zachowała dawny charakter – odparł Blake.
– Holenderska, przez którą obecnie jedziemy, zbytnio się amerykanizuje, jak na mój gust.
– Trochę to zagmatwane – przyznała ze śmiechem Vivian.
– Wcale nie – włączyła się Maude. – Można się przyzwyczaić. Wyspa dzieli się politycznie
i językowo, ale ludzie w obu częściach są mili i serdeczni. Spodobają ci się sklepy w Marigot, są
zlokalizowane blisko naszej willi.
– Godne polecenia są także restauracje – dodał Phillip. – Nigdzie nie znajdziesz lepszych owoców
morza.
– A co tobie najbardziej się tutaj podoba, kochanie? – zwróciła się Vivian do Blake’a.
– Spokój i cisza. – odrzekł.
– Których próżno szukać w szczycie sezonu turystycznego – dodał Phillip.
– Cóż, teraz jest sezon huraganów, które skutecznie odstraszają turystów – stwierdziła Maude. –
Mam nadzieję, że nie natrafimy na złą pogodę.
– Amen – podsumował Blake. – W czasie pobytu będę musiał wyskoczyć na dwa, trzy dni na Haiti.
– Po co? – spytała z nieskrywaną ciekawością Vivian.
Blake zerknął na nią z ukosa.
– Może mam tam kochankę… – odparł.
Po raz pierwszy Kathryn zobaczyła, jak Vivian się czerwieni, i na jej własną bladą twarz od razu
powrócił rumieniec.
– O patrzcie, krowy – powiedziała, wyglądając przez okno w stronę zielonych łąk między
wzgórzami.
Niepostrzeżenie przejechali z holenderskiej do francuskiej części wyspy.
Maude podskoczyła na siedzeniu.
– Och, na przyszłość uprzedzaj, kiedy wjeżdżamy do Saint Martin! – zawołała. – Drogi są
naprawdę okropne!
– Zupełnie jak w domu, prawda? – zauważył Phillip, puszczając oko do Kathryn.
– Uważam, że u nas są bardzo dobre drogi – obruszyła się Maude. – Mamy wspaniałą
administrację i doskonały zarząd dróg. Nie zapominaj, że pomogłam Jeffowi Brownowi wejść do
zarządu autostrad i myślę, że robi tam dobrą robotę.
– Wybacz mi tę bezmyślną uwagę – powiedział Phillip. – Niech Bóg broni, żebym miał skalać
imię…
– Och, bądź cicho – napomniała go Maude. – Vivian, to Marigot – zwróciła się do towarzyszki
Blake’a, wskazując przez okno w stronę zatoki.
Wzdłuż pokrytej miałkim piaskiem plaży widać było rozrzucone łodzie rybackie. W dole
czerwieniły się dachy domów.
Kathryn poczuła dreszcz podniecenia, gdy w parę minut później zatrzymali się przed jednym z nich.
Z przyjemnością patrzyła na biały kamienny budynek z uroczymi balkonami z kutego żelaza
i wysokimi oknami. Podobnie jak pozostałe budynki, miał czerwony dach i rzeźbione drewniane
drzwi wejściowe.
– To wasz dom? – Vivian zwróciła się do Blake’a.
Obrzuciła uważnym spojrzeniem budynek, po czym rozejrzała się wokół, zauważając bujną
roślinność, między innymi palmy, dorodne bugenwille i drzewa kokkoloby gronowej, widoczne
dalej, przy plaży.
– Tak – potwierdził Blake, wyłączając silnik. – To Maison Baie. Należy do naszej rodziny od
czasu, gdy mój ojciec był chłopcem. Mieszka tu drugie pokolenie dozorców – emerytowany kapitan
żeglugi morskiej Rouget z żoną – którzy pilnują i doglądają domu.
– Ślicznie tu – zachwyciła się Vivian.
Gdy weszli do domu, Kathryn poczuła ogarniający ją chłód. Na spotkanie wyszedł im Rouget,
wysoki, szczupły mężczyzna o siwych włosach i przywitał ich w swoim ojczystym języku. Blake
odpowiedział po francusku, z bezbłędnym tutejszym akcentem. Kathryn musiała się wysilić, żeby
nadążyć ze zrozumieniem tego, co mówili. Jej nieudolne próby wysławiania się w tym języku bawiły
Blake’a. Rzuciwszy okiem w jego stronę, zastanawiała się, czy kiedykolwiek jeszcze rozbawi go coś,
co ona zrobi.
Phillip odciągnął ją na bok, zanim Blake mógł zobaczyć wyraz twarzy Kathryn, która nie potrafiła
ukryć smutku i przygnębienia. Uśmiechnęła się blado do Phillipa, gdy opuścili salon, by udać się do
swoich pokoi. Żywiła nadzieję, że pobyt będzie krótki.
Jeszcze tego samego popołudnia Vivian namówiła Blake’a, żeby zabrał ją do sklepów w Marigot.
Maude i Dick Leeds uznali, że słońce jest zbyt silne, i rozłożyli się na tarasie, racząc się chłodnym
burgundem podanym przez kapitana Rougeta. Kathryn spędziła resztę dnia, leżąc w łóżku i drzemiąc.
Przelot samolotem, który za każdym razem był dla niej do pewnego stopnia dyskomfortowy, oraz
zmiana klimatu na parny i gorący sprawiły, że całkiem opadła z sił. Ocknęła się dopiero wieczorem,
gdy Maude lekko potrząsnęła jej ramieniem.
– Kochanie, wybieramy się do Marigot na kolację, a w planie mamy owoce morza – powiedziała.
– Pójdziesz z nami?
Kathryn usiadła i przekonała się z zadowoleniem, że nudności i znużenie minęły bez śladu.
– Oczywiście – odrzekła z uśmiechem. – Daj mi minutę na przebranie…
– A co brakuje temu, co masz na sobie? – rozległ się głos Blake’a, który stanął w progu.
Spojrzeniem ciemnych oczu objął szczupłą sylwetkę Kathryn, ubraną w prostą sukienkę, która
podciągnęła się do pół uda podczas drzemki.
– Myślę, że mogłabym w tym zostać, ale nie wiem, dokąd idziemy – odparła Kathryn, wygładzając
sukienkę i podnosząc się z łóżka.
– W restauracji, w której zaplanowałem wspólny posiłek, nie oczekuje się specjalnego ubioru –
wyjaśnił Blake, wchodząc do pokoju. – Jeszcze ci niedobrze? – spytał wyraźnie zatroskany.
Kathryn napłynęły łzy do oczu, ponieważ usłyszała czułą nutę, brzmiącą w głosie Blake’a.
Odwróciła się, żeby pod pozorem wzięcia do ręki szczotki do włosów ukryć łzy.
– Nie – odparła. – Wszystko wróciło do normy, bo porządnie wypoczęłam. Pozwól tylko, że się
uczeszę i ogarnę – dodała, stając przed lustrem.
– Byle nie za długo to trwało – wtrąciła Maude, wycofując się w kierunku drzwi. – Jestem głodna
jak wilk.
Kathryn skinęła głową, spodziewając się, że Blake również opuści pokój. Nic takiego nie
nastąpiło. Obserwowała go w lustrze. Zamknął drzwi za opuszczającą pokój Maude, zbliżył się
i stanął za plecami Kathryn. Był tak blisko, że poczuła ciepło bijące od jego ciała. Ich spojrzenia
spotkały się w lustrze. Miał na sobie koszulę w czerwone i białe wzory, rozpiętą pod szyją
i ukazującą część opalonego torsu. Białe spodnie podkreślały umięśnione uda. Z trudem oderwała od
niego wzrok.
– Naprawdę czujesz się na siłach, żeby pójść z nami? – spytał. – Jeśli nie, to chętnie z tobą zostanę.
– Za każdym razem źle znoszę podróż samolotem – przypomniała mu – ale, jak wspomniałam,
obecnie mam dobre samopoczucie.
– Naprawdę? – spytał. – Nie wyglądasz najlepiej.
– To był… długi tydzień – szepnęła.
Blake skinął głową, obejmując spojrzeniem włosy, ramiona i twarz Kathryn. Następnie
pieszczotliwie i ostrożnie zarazem ujął ją w talii, wyczuwając delikatność ciała przez cienki materiał
sukienki.
– Myślę, że nam wszystkim dobrze zrobi zmiana otoczenia i wakacje, choćby krótkie – dodała, po
czym zaśmiała się niepewnie, zarazem podminowana i skrępowana bliskością Blake’a.
– Naturalnie, masz rację. – Przyciągnął ją powoli do siebie, tak że mogła poczuć na włosach jego
oddech. – Drżysz – powiedział.
Zamknęła oczy. Bezwiednie położyła dłonie na jego rękach obejmujących ją w talii.
– Wiem – szepnęła.
– Kate…
Nie była w stanie się opanować; jej ciało ogarnęła niewypowiedziana tęsknota. Obserwowała
w lustrze, jak ręce Blake’a przesuwają się wolno w górę, sięgając jej piersi i ujmując je przez
tkaninę sukienki. Mocniej wsparła się o jego tors. Pozwoliła mu się dotykać, bezbronna w jego
ramionach, czując nacisk jego ud na swoje uda, gdy przysunął się do niej jeszcze bliżej.
Śledził w lustrze jej reakcję. Ocierał się policzkiem o jej włosy, mierzwiąc je lekko, gdy
tymczasem palcami nadal pieścił piersi. Była podniecona bardziej niż poprzednio, ponieważ mogła
w lustrze śledzić każdy jego ruch. Przesunęła dłonie i położyła je na jego rękach, przyciskając je
mocniej do swoich piersi. Serce tłukło się jej jak szalone.
Blake pochylił głowę i poczuła na karku jego gorące wargi i język, którym wodził w dół aż po
barki.
– Pachniesz kwiatami – wyszeptał.
Jęknęła bezradnie i zacisnęła usta, żeby nie wydostał się z nich żaden odgłos, który przeniknąłby
przez ściany pokoju.
– Chciałbym, żebyśmy byli tu sami – szeptał dalej Blake. – Położyłbym cię na łóżku i pieścił tak, że
wydałabyś z siebie niejeden jęk i westchnienie. Całowałabyś mnie i gryzła – mówił zmysłowym
głosem, gdy tymczasem jego ręce błądziły po ciele Kathryn. – Drapałabyś mnie, błagała, żebym
zrobił coś więcej, niż tylko dotykał twoich piersi.
– Blake… – westchnęła.
Odwróciła się do niego przodem, objęła go za szyję i rozchyliła usta.
– Pocałuj mnie – prosiła, cała drżąc. – Pocałuj mnie mocno.
– Jak mocno? – spytał szeptem, zachłannie przywierając wargami do jej ust.
Zaraz po tym rozwarł je językiem i pieścił, po czym namiętnie pocałował Kathryn. Gdy oderwał
się od niej, zapytał:
– Czy tak?
– Nie – odrzekła.
Wspięła się na palce, wdarła się językiem w głąb jego ust i pieściła je zmysłowo.
– Tak – powiedziała, gdy odsunęła się, bo zabrakło jej tchu.
Blake zareagował natychmiast. Przygarnął ją do siebie i zawładnął jej wargami w najbardziej
gwałtownym i namiętnym pocałunku, jaki do tej pory ich połączył.
– Pragniesz mnie? – wyszeptała, czując nieprzepartą potrzebę zjednoczenia się z tym wspaniałym
mężczyzną.
– Czy tego nie czujesz? Przysuń się jeszcze bliżej. Przyciśnij ciało do mojego ciała, ocieraj się
o mnie.
– Czy tak, Blake? – spytała.
– Jeszcze bardziej – odparł, obsypując jej twarz i szyję pocałunkami. – Nie czuję cię.
Kathryn wtuliła się w niego i zaczęła ponownie wykonywać ciałem podniecające ruchy.
– Lubisz tak? – spytała uwodzicielsko.
– Pozwól mi pokazać, jak bardzo to lubię – powiedział Blake.
Wziął Kathryn na ręce, po czym patrząc jej w oczy, ruszył w stronę mahoniowego łoża,
ustawionego pod ścianą, muskając ustami jej wargi, powieki, policzki, brwi.
– Będziesz się ze mną kochał? – spytała, gdy postawił ją przy łożu. Wiedziała, że choć go o to pyta,
da mu wszystko, czego tylko zapragnie.
– A chcesz tego, Kate? Nie boisz się? – nalegał.
– Jak mogłabym bać się ciebie? – odparła, tak bardzo wzruszona i zarazem podekscytowana, że
z trudem wymawiała poszczególne słowa. – Skoro ja… – Urwała, zanim zdążyła wyznać Blake’owi,
jak rozpaczliwie go kocha.
W tym momencie rozległo się głośne, natarczywe pukanie do drzwi, po czym usłyszeli piskliwy
głos Vivian:
– Blake, jesteś tam? Umieramy z głodu!
– Ja też! – szepnął Blake, wpatrując się w Kathryn z jawnym pożądaniem.
Wysunęła się od jego objęć i na chwiejnych nogach podeszła do lustra. Nadal oddychała ciężko,
serce wciąż biło przyspieszonym rytmem. Była cała rozedrgana. W końcu wzięła do ręki szminkę,
żeby pomalować obrzmiałe wargi. Tymczasem Blake potrzebował paru sekund, żeby opanować
wzburzone emocje, po czym podszedł do drzwi.
– Zgłodniałam, kochanie – powiedziała z uśmiechem Vivian, jednocześnie obrzucając uważnym
spojrzeniem Kathryn.
Musiała dostrzec moje obrzmiałe wargi i zmierzwione włosy, pomyślała Kathryn, usiłując
doprowadzić fryzurę do ładu.
– Możemy już iść na kolację – ciągnęła tymczasem Vivian – skoro skończyłeś rozmawiać z Kate,
kochanie?
– Ja też jestem głodna – powiedziała Kathryn, usiłując uśmiechnąć się do Vivian.
Byłaby wybiegła z pokoju, gdyby w ostatniej chwili się nie pohamowała. Gdy mijała Blake’a,
starała się na niego nie spojrzeć nawet kątem oka. Co ją opętało, że pozwoliła mu na takie
poufałości? Dopiero teraz pojawią się autentyczne komplikacje. Pokazała mu, jak rozpaczliwie go
pragnie, i obawiała się, że on zechce to wykorzystać.
Phillip miał słuszność, uznała w duchu. Blake mógłby stracić głowę w intymnej sytuacji i któregoś
dnia, w sprzyjających okolicznościach, dokończyć to, co dziś zainicjowali. A gdyby tak się stało,
uniósłby się honorem i zaproponował jej ślub, aby uniknąć skandalu. Jednak mnie ten sposób nie
odpowiada, zdecydowała Kathryn. Nie chcę Blake’a za wszelką cenę i na takich warunkach. Kocham
go i pragnę jego miłości, a nie wymuszonego małżeństwa. Chce, żeby był ze mną z własnej woli. Co
w tej sytuacji mam począć?
Mała francuska restauracja była Kathryn znana tak dobrze jak Maison Baie. Zapamiętała jej
właścicieli – francuskie małżeństwo z Martyniki, które podawało najwspanialszy suflet z homara,
jaki kiedykolwiek jadła, i płonące naleśniki. Apetyt wrócił jej w chwili, gdy zobaczyła jedzenie,
a miłe towarzystwo Phillipa uczyniło wspólny posiłek jeszcze przyjemniejszym. Podczas kolacji
unikała przenikliwego spojrzenia Blake’a, a po powrocie do domu szybko przeprosiła pozostałych
i udała się do swego pokoju.
Ten wieczór wpłynął na przebieg dwóch następnych dni. Blake był wyraźnie niezadowolony,
zauważając, że Kathryn go unika, a na mediatorskie wysiłki Phillipa reagował wyjątkowo
gwałtownie. W ciągu dnia czas spędzał jedynie w towarzystwie Vivian, zabierając ją na wycieczki,
aby pokazać jej atrakcje pobliskich wysp Saba i Sint Eustatius. Natomiast wieczorami Blake
omawiał z Dickiem Leedsem sprawy związków zawodowych.
Po jednej z takich długich rozmów Kathryn natknęła się na niego przypadkiem w pustym holu na
piętrze, gdy szła do swego pokoju, żeby przebrać się na zaplanowaną kolację w Marigot.
Blake zmrużył oczy, gdy zatrzymała się na wprost niego.
– Wciąż ode mnie uciekasz? – spytał z przekąsem.
– Nie uciekam – zaprzeczyła niepewnie.
– Czyżby? Gdybyś mogła, schowałabyś się w mysiej dziurze, żeby tylko się ze mną nie spotkać. Co
się dzieje, Kathryn? Myślisz, że jesteś tak cholernie podniecająca, że nie mógłbym ci się oprzeć?
– Wcale tak nie myślę! – wykrzyknęła oburzona.
– To dlaczego zadajesz sobie tyle trudu, żeby mnie unikać? – spytał.
Kathryn głęboko zaczerpnęła powietrza, żeby uspokoić oddech.
– Phillip i ja byliśmy zajęci, to wszystko – oświadczyła najbardziej swobodnym tonem, na jaki
było ją stać.
Blake zmarszczył brwi, a jego usta wykrzywił nieprzyjemny uśmieszek.
– Zajęci? Ach, tak. Czy w końcu postanowiłaś się przekonać, czym jest pełnia życia? – zapytał
zimnym głosem. – Jeśli tak, to bardzo dobrze. Moje gratulacje. Dla mnie i tak jesteś zbyt dziecinna.
Dawno temu wyrosłem z piaskownicy – oznajmił dobitnie, okręcił się na pięcie i odszedł.
Kathryn nie mogła znieść, że Blake tak o niej myśli i patrzy na nią wzrokiem pełnym pogardy.
Przejawy agresji z jego strony pobudzały jej buntowniczy nastrój. Okazywana przez niego złość
wywoływała w niej ducha oporu.
Kiedy wieczorem w restauracji podano białe wino, nie poprzestała na jednym kieliszku. Raczyła
się nim bez umiaru, aby zapomnieć o nieprzyjemnościach i wprawić się w lepszy nastrój. Kiedy
Blake zapowiedział, że nazajutrz leci na Haiti, nie zwróciła na to uwagi. Myślami była daleko stąd,
w tak dobrym humorze, w jakim już dawno nie była.
– Kochanie, jesteś pijana – zauważył z troską Phillip, kiedy wracali do domu. – Idź prosto do
pokoju i połóż się spać.
Posłała mu leniwy uśmiech.
– Nie jestem śpiąca – oświadczyła buńczucznie.
– To udawaj i połóż się, zanim dasz Vivian powód do kpin – poprosił łagodnie. – Proszę cię,
więcej nie prowokuj Blake’a. Dziwię się, że nie wygłosił ci kazania na temat ilości wypitego wina.
Na pewno mu się to nie podobało.
– Bądź kochany i przestań mnie pouczać – poprosiła Kathryn, wachlując się jedną ręką. – Jest
stanowczo na to za gorąco.
– Chyba zapowiada się na burzę – zgodził się Phillip. – Idź do swojego pokoju i się połóż.
Ochłodzisz się.
Kathryn wzruszyła ramionami i ku zadowoleniu Phillipa zastosowała się do jego prośby. Umknęła
do swojego pokoju, zanim pozostali uczestnicy kolacji weszli do domu.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Kathryn wyciągnęła się na łóżku, ale wcale nie poczuła się komfortowo. Zrobiło się jej jeszcze
bardziej gorąco i duszno. Na próżno próbowała się odprężyć. Kręciła się w łóżku, przewracała się
z boku na bok. Sen nie nadchodził. Nic dziwnego, że w tym stanie ducha niedawno wypowiedziane
pod jej adresem słowa Blake’a jawiły się jej jako wyjątkowo urągające. „Jesteś dla mnie zbyt
dziecinna”. Nie potrafiła ich odegnać, nie zdołała też zasnąć. W końcu wstała, włożyła bikini
i wzięła ręcznik kąpielowy, uznając, że poszuka ochłody w wodach zatoki. Na samą myśl o kąpieli
poczuła się lepiej.
Dom był pogrążony w ciemności, ale bez przeszkód zeszła po schodach na dół. Wyszła na dwór
i trochę niepewnie ruszyła w stronę plaży. Ostre kamyki drażniły jej bose stopy, ale wkrótce poczuła
pod nogami miękki, jeszcze ciepły piasek. Powietrze było nieruchome, plaża opustoszała. Stanęła
i wdychała rozkoszny zapach kwiatów zmieszany z cierpką wonią morza.
– Co tu robisz? – dobiegł ją męski głos zza kępy palm.
Odwróciwszy głowę, ujrzała Blake’a. Miał na sobie białe szorty i tę samą koszulę w czerwono-
białe wzory, którą nosił wcześniej. Tyle że teraz była rozpięta aż do pasa, odsłaniając szeroki
umięśniony tors.
– Zadałem ci pytanie – rzucił ostro.
Nawet w świetle księżyca widziała jego zuchwałe spojrzenie, gdy lustrował wzrokiem jej
sylwetkę odzianą w skąpe bikini.
– Chciałam popływać – odrzekła, bardzo starannie wypowiadając każde słowo. – Było mi duszno
i gorąco.
– Naprawdę?
Kathryn nie mogła oderwać oczu od Blake’a. Przesunęła spojrzeniem po jego ciele, zatrzymując je
nieco dłużej na odsłoniętym torsie, porośniętym włoskami, które znikały poniżej linii pasa. Ogarnęło
ją pożądanie tak silne, że mimowolnie ruszyła w stronę Blake’a, nie w pełni zdając sobie sprawę
z tego, co robi, dopóki nie znalazła się na tyle blisko, że mogła go dotknąć.
– Nie gniewaj się na mnie – poprosiła, unosząc rękę, by móc wędrować palcami po jego szerokiej
piersi.
– Przestań! – polecił, chwytając ją za nadgarstek.
– Dlaczego? – spytała wyzywająco. – Przecież jestem tylko dzieckiem, zapomniałeś? –
prowokowała, pieszcząc opaloną skórę, pod którą prężyły się mięśnie.
Przysuwała się bliżej, słysząc, jak Blake coraz szybciej oddycha, by w końcu oprzeć się o niego
całym ciałem.
– Blake – szepnęła tęsknie.
Wypity alkohol zrobił swoje; przestała kontrolować własne zachowanie. Wcześniej nie zdarzyło
się, aby przy Blake’u była w pełni zrelaksowana i swobodna. Dotykała jego barków i ramion,
całowała tors, napawając się zapachem wody kolońskiej i korzennego mydła.
W pewnym momencie Blake chwycił ją w talii.
– Nie rób tego, Kate – ostrzegł. – Sprowokujesz mnie do czegoś, czego oboje będziemy żałować.
Nie masz pojęcia, co się ze mną dzieje.
Nie posłuchała. Ocierała się zmysłowo o jego ciało, aż z jego gardła wydobył się jęk.
– Och, Blake – powiedziała, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy – kochaj się ze mną!
– Na publicznej plaży? – zdziwił się, całując ją namiętnie.
Otoczyła ramionami jego szyję, a on chwycił ją za uda i uniósł, przyciskając do swojego ciała.
Poczuła, że przeszedł go dreszcz. Wtuleni w siebie, smakowali się, dotykali, pieścili, ogarnięci
pożądaniem, które wydawało się niemożliwe do zaspokojenia. Kathryn wsunęła palce w gęste
ciemne włosy Blake’a i mierzwiła je w zapamiętaniu.
Nagle poczuła palce Blake’a przy staniku i zanim się zorientowała, stała przed nim w samych
figach.
– Jest tak jak wtedy w altanie, prawda Kate? – wyszeptał, przyciskając mocniej jej piersi do
swego pokrytego ciemnym zarostem torsu. – Chcę czuć cię przy sobie całą, chcę leżeć z tobą na plaży
i dać ci poznać różnicę między twoim a moim ciałem.
Uda Kathryn drżały, wbiła paznokcie w jego muskularne plecy, a z jej gardła wyrwał się
spazmatyczny szloch.
– Moja słodka, kochana – szeptał Blake z ustami przy jej wargach, powtarzając te słowa między
jednym a drugim namiętnym pocałunkiem.
Kathryn przestały wystarczać pocałunki, pragnęła jeszcze większej bliskości, scalenia się w jedno
z ukochanym. Tymczasem Blake powędrował ustami w dół i zaczął całować jej piersi, wiedząc, że
żaden inny mężczyzna przed nim tego nie robił. W odpowiedzi zadrżała, przeczuwając, że spełnienie
w ramionach Blake’a będzie niezwykłym, niepowtarzalnym przeżyciem.
Kocham cię, pomyślała na wpół przytomnie, kocham cię ponad życie. Będę zadowolona nawet
wtedy, gdy zostanie mi tylko wspomnienie tego wspólnego cudownego przeżycia. Ty i Vivian
będziecie mieli dzieci, a ja wspomnienie…
– Jesteś piękna – wyszeptał Blake, odrywając usta od piersi Kathryn. – Gładka jak jedwab, miękka
jak aksamit. Pragnę cię jak powietrza, bez którego nie można oddychać i żyć. Chcę się z tobą
kochać…
Blake kołysał w ramionach Kathryn w rytm fal uderzających o brzeg plaży, a ona poddawała mu się
bezwolnie, upojona bliskością ukochanego bardziej niż winem, które wypiła. Ponownie złączyli się
w namiętnym pocałunku. Gdy dobiegł końca, Blake odsunął od siebie Kathryn i stwierdził
z determinacją:
– Musimy przestać, nie mogę wziąć cię tutaj!
– Wejdźmy do domu – zaproponowała Kathryn.
– Moglibyśmy – przyznał Blake – ale potem obudzisz się w moich ramionach i mnie znienawidzisz.
Do diabła! Nie możemy tak postąpić!
Odsunął się i przez chwilę wpatrywał w jej piersi, po czym schylił się, podniósł stanik od bikini
i wcisnął go w jej drżące ręce.
– Włóż go – mruknął. Sięgnął do kieszeni po papierosy i zapałki. – Pozwól, że trochę ochłonę.
Kate, czy ty nie pojmujesz, jak silnie na mnie działasz?
Kathryn włożyła stanik, unikając wzroku Blake’a. Kątem oka widziała tlący się papieros.
– Przepraszam – wyjąkała znękanym głosem. – Ja nie zamierzałam… nie chciałam…
– Już dobrze – uspokoił ją. – Za dużo wypiłaś, to wszystko.
Zamknęła oczy i objęła się ramionami.
– Wstyd mi – powiedziała.
– Wstyd? – Blake zesztywniał.
– Nie wiem, co we mnie wstąpiło. – Roześmiała się nienaturalnie. – Może to sprawa wieku.
– A może jesteś cholernie sfrustrowana – dodał ostro. – Czy nie tak, Kate? Phillip nie może dać ci
tego, czego potrzebujesz?
Nie wierzyła własnym uszom. Zszokowana tymi słowami, popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
– O czym ty mówisz?
Blake zaśmiał się krótko.
– Nie ukrywasz, że jego towarzystwo najbardziej ci odpowiada, kotku – przypomniał jej. – Tyle że
on nie jest namiętny. Właśnie się o tym przekonałaś, prawda? Czy on potrafi zaspokoić twój głód?
Potrafi dać ci to, co ja?
– Nie myślę w ten sposób o Phillipie – wyjąkała.
– Nie spodziewaj się, że znowu go zastąpię – odparował. – Są granice wykorzystywania mnie jako
substytutu.
– Ależ ja tego nie robiłam! – oburzyła się.
Blake odwrócił się.
– Wracaj do domu i wytrzeźwiej – rzucił, zdejmując koszulę.
Kathryn patrzyła za Blakiem, jak idzie w stronę zatoki, po czym nurkuje w oświetlonej blaskiem
księżyca wodzie. Rozpaczliwie chciała podążyć za nim, chciała, by zrozumiał, co ona czuje. Pragnęła
mu powiedzieć, że kocha jego, a nie Phillipa, że oddałaby wszystko, żeby być dla niego tym, kim jest
Vivian. Wiedziała jednak, że w tym nastroju, w jakim był teraz, Blake by jej nie wysłuchał. Zresztą
w ogóle by jej nie chciał słuchać, niezależnie od nastroju, uznała w duchu. Straciła jego szacunek,
a tym samym zaprzepaściła szansę, żeby kiedykolwiek ją pokochał. Westchnęła, odwróciła się
i podniosła ręcznik. Wlokła go za sobą, idąc do domu, a pachnący kwiatami zefirek szeptał jej do
ucha zmysłowe nuty.
Długo spała i obudziła się z dojmującym bólem głowy. Zwlókłszy się z łóżka, żeby wziąć tabletkę,
spojrzała w okno. Padał deszcz, a na niebie kłębiły się ciemne chmury.
Bez pośpiechu zeszła na dół. W salonie zastała tylko Phillipa.
– Gdzie są wszyscy? – spytała, przykładając rękę do skroni. Nalała sobie kawy i usiadła przy stole.
– Odwieźli Blake’a na lotnisko – odparł, obserwując ją bacznie. – Mimo ostrzegawczych prognoz
meteorologicznych postanowił polecieć dziś na Haiti. Wyruszyli jeszcze przed deszczem. Myślę, że
w drodze powrotnej zatrzymali się na zakupy.
Kathryn utkwiła wzrok w oknie, za którym widać było strugi zacinającego deszczu.
– Źle to wygląda – zauważyła zaniepokojona.
W duchu zadała sobie pytanie, czy wydarzenia minionej nocy oraz jej przesadnie impulsywne
zachowanie, w czym pewną rolę odegrała nadmierna ilość wina, tak zirytowała Blake’a, że musiał
się uwolnić od jej widoku. Czy z tego powodu zdecydował się na ryzyko, jakim był lot
w niesprzyjających warunkach pogodowych?
– To prawda – zgodził się Phillip, podnosząc do ust filiżankę z kawą i obserwując Kathryn spod
oka. Wypił parę łyków, po czym odstawił filiżankę. – Co się stało? – spytał.
To pytanie zaskoczyło ją do tego stopnia, że zaniemówiła.
– Co się stało w nocy? – ponowił pytanie Phillip. – Rano Blake pokazywał ponurą minę, a podczas
śniadania nie odezwał się ani słowem. Nie spytał o ciebie, ale wyglądał tak, jakby niecierpliwie
czekał i spodziewał się, że lada chwila zejdziesz.
W oczach Kathryn pojawiły się łzy i spłynęły po policzkach. Odstawiła filiżankę i ukryła twarz
w dłoniach.
Phillip usiadł obok niej i poklepał ją z zakłopotaniem po ramieniu.
– Co mu zrobiłaś? – spytał.
– Za dużo wypiłam – wyszeptała, nie odrywając dłoni od twarzy – a on powiedział, że jestem
dziecinna…
– A ty pokazałaś mu, że nie jesteś dzieckiem.
Kathryn odsłoniła twarz i podniosła pytający wzrok na Phillipa.
– To publiczna plaża – zauważył z figlarnym uśmieszkiem Phillip – a księżyc jasno świecił.
– Och, nie – jęknęła, oblewając się rumieńcem. Znowu ukryła twarz w dłoniach. – Widziałeś nas.
– Nie tylko ja, Vivian również. Uważaj na siebie, mała. Widziałem jej minę, gdy wpadła na schody
i popędziła na górę.
– Jeszcze ktoś nas widział? – przeraziła się Kathryn.
– Nie. – Phillip pokręcił głową. – Mama i Dick prowadzili dyskusję polityczną. Ja wziąłem Vivian
na przechadzkę w pobliżu domu, żeby podziwiać widok. Rzeczywiście niezły widok zobaczyliśmy.
No, no!
Ze wstydu Kathryn najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Czerwona na twarzy, powtarzała:
– To straszne. To straszne.
– Nie przejmuj się. – Phillip poklepał ją uspokajająco po ręce. – Wiele bym dał, żeby jakiejś
kobiecie tak na mnie zależało. A jeśli zastanawiałaś się, co Blake do ciebie czuje, to się
dowiedziałaś.
– Dowiedziałam się, że mnie pragnie. To nie wystarczy.
– Skąd pewność, że z jego strony w grę wchodzi jedynie pożądanie? – spytał Phillip. Pochylił się,
wpatrując w blat stolika do kawy. – Blake jest zamknięty w sobie. Nie ujawnia uczuć.
– Nie mogłabym mu spojrzeć w twarz dziś rano – powiedziała z goryczą Kathryn. – Nie po tym, co
zrobiłam. Do końca życia nie wezmę do ust kropli wina.
– Nie poddawaj się, mała, nie rezygnuj – poradził Phillip.
– Przecież nie mam z czego nie rezygnować – odparła Kathryn.
– Czyżby? Nie byłbym o tym przekonany.
Maude wyszła do kuchni sprawdzić, jak przebiegają przygotowania do kolacji, a Dick z Phillipem,
zatopieni w rozmowie, przeszli na ganek. W rezultacie Vivian i Kathryn zostały skazane na własne
towarzystwo. Ulewny deszcz wreszcie przestał padać, ale silny wiatr zelżał tylko nieznacznie. Co
prawda, Blake miał się zjawić dopiero nazajutrz, ale ona zastanawiała się, jak on sobie radzi na
Haiti, oraz niepokoiła się o powrotny lot.
– Nieźle się wczoraj urządziłaś, co? – zagadnęła Vivian, nalewając sobie kieliszek brandy.
Zerknęła kątem oka na Kathryn.
– Nie jestem przyzwyczajona do alkoholu – odparła Kathryn. Utkwiła wzrok w filiżance, którą
trzymała w ręku.
– Fatalnie, że przesadziłaś, Blake był wyraźnie zdegustowany – orzekła Vivian, z dającą się
słyszeć w głosie nutą pogardy.
– Tak uważasz?
– Oczywiście – potwierdziła Vivian. – Widziałam was. Biedny facet, nie miał żadnych szans.
Wręcz rzuciłaś się na niego. Każdy mężczyzna byłby pobudzony – dodała, posyłając rywalce
niechętne spojrzenie. – Co do mnie, jestem na ciebie wściekła. Powiedziałam ci, jak sprawy się
mają, i sądziłam, że jesteś wystarczająco ambitna, by nie narzucać się mężczyźnie, który jest
zaręczony.
Filiżanka z kawą wypadła Kathryn z dłoni i roztrzaskała się o podłogę. Upokorzona, zerwała się
z krzesła i pobiegła w stronę schodów. Nie była w stanie dłużej tego słuchać.
Nastał dzień przyjazdu Blake’a. Zapowiedział, żeby oczekiwali go przed południem i Phillip
w odpowiedniej porze wyruszył na lotnisko. Wrócił sam, wyraźnie zdenerwowany.
– Co się stało? Coś złego? – zaniepokoiła się Kathryn.
– Wyleciał z Haiti za dnia i przekazał do wieży plan lotu, ale niedługo po starcie słuch o nim
zaginął – odrzekł z ponurą miną Phillip. – Ujął dłonie Kathryn i serdecznie je uścisnął, chcąc dodać
jej otuchy. – Podejrzewają, że z powodu huraganu samolot mógł spaść gdzieś w pobliżu wybrzeża
Puerto Rico.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Kathryn wpadła w panikę. Wręcz odchodziła od zmysłów, krążąc niespokojnie tam i z powrotem
po hali przylotów. Nie potrafiła powstrzymać się od płaczu ani od zadawania sobie w duchu pytań
o los Blake’a, który musiał stawić czoło groźnym siłom przyrody. W pewnym momencie Phillip
zaproponował, żeby przeszli do restauracji, do sąsiadującego z lotniskiem motelu i tam czekali na
wiadomości o Blake’u.
Vivian również się niepokoiła, ale nie przeszkadzało jej to przekomarzać się z Phillipem ani
omiatać wzrokiem sali w poszukiwaniu zaciekawionych nią spojrzeń. W motelu zatrzymało się kilku
Europejczyków, a większość gości restauracji stanowili mężczyźni.
W przeciwieństwie do Vivian, Kathryn kompletnie nie interesowało otoczenie. Wciąż przerażona
zniknięciem ukochanego, pochyliła głowę, pogrążona we własnych niewesołych myślach. Blake był
silny, władczy, niesłychanie pewny siebie. Prawdopodobnie dlatego nie brała pod uwagę, że tak jak
każdemu człowiekowi może mu się przydarzyć coś złego czy niebezpiecznego. Tymczasem okazało
się, że również on może wpaść w poważne kłopoty.
– Nie wytrzymam dłużej – szepnęła do Phillipa, podnosząc się z krzesła. – Wracam do terminalu.
– Kathryn, to może jeszcze potrwać godziny – odparł Phillip, ale odprowadził ją do drzwi.
Rzucił zatroskane spojrzenie w stronę wyraźnie przybitej matki, pogrążonej w rozmowie z Dickiem
Leedsem. Na jej pociągłej twarzy odzwierciedlały się przeżywane emocje: zdenerwowanie i lęk
o syna.
– Wiem – odparła, usiłując zdobyć się na uśmiech – ale jeśli on… kiedy on wyląduje – poprawiła
się natychmiast – od razu powinien zobaczyć kogoś z nas, bliskich sobie ludzi.
Phillip ścisnął jej ramię. Wyglądał, jakby przybyło mu kilka lat.
– Nie jest powiedziane, że wróci cały i zdrowy – powiedział z przygnębieniem – a ty powinnaś
przyjąć do wiadomości taką ewentualność – tłumaczył. – Obecnie wiemy tylko tyle, że jego samolot
spadł, a załogi ratownicze prowadzą poszukiwania. A co znajdą?
– On żyje – powiedziała z determinacją Kathryn, choć była na granicy płaczu . – On żyje –
powtórzyła.
– Kotku…
– Myślisz, że jeszcze bym oddychała, gdyby Blake nie żył? – spytała z mocą. – Że moje serce by
biło?
Phillip na moment przymknął oczy, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Kathryn na nią nie
poczekała.
– Wychodzę – oświadczyła, opuszczając restaurację.
Niebo wciąż pokrywały ciężkie szare chmury, przez które nie przebił się ani jeden promień słońca.
Kathryn wyszła z terminalu i niespokojnie krążyła po płycie lotniska, zatrzymując się i nasłuchując za
każdym razem, gdy wydawało jej się, że słyszy odgłos nadlatującego samolotu.
Po niedługim czasie dołączyła do niej Maude, przygarbiona, nagle postarzała. Pociągła twarz
jeszcze bardziej się wydłużyła, zdrową cerę zastąpiła bladość.
– Chciałabym wreszcie wiedzieć, czy jest jakakolwiek możliwość, że mój syn żyje – powiedziała.
– Oczywiście, że żyje – odparła z przekonaniem Kathryn.
Maude na dłużej zatrzymała uważne spojrzenie na twarzy wychowanicy.
– Okazałam się niedomyślna, prawda? – zagadnęła.
Kathryn zaczerwieniła się i odwróciła wzrok.
– Ja… – zaczęła.
Maude objęła ją za ramiona.
– Chodź, napijemy się jeszcze kawy, to nie zrobi dużej różnicy.
W tym momencie dobiegł ich głos Phillipa, który stanął w drzwiach terminalu.
– Znaleźli go! Znaleźli! – wołał radośnie, szeroko uśmiechnięty. – Ratownicy już po niego lecą.
– Och, Bogu niech będą dzięki – powiedziała z ulgą Maude.
Kathryn popłynęły łzy po policzkach. Nie wstydziła się ich. Blake żyje, jest bezpieczny. Nawet
jeśli będzie musiała wyrzec się go dla Vivian, nawet jeśli straci z nim kontakt, wystarczy jej
świadomość, że ukochany żyje.
Została tam, gdzie od jakiegoś czasu stała – na zewnątrz, na płycie lotniska. Maude w milczeniu jej
towarzyszyła. Czekały. Tymczasem Phillip cofnął się do terminalu.
Minuty płynęły w ciszy, aż wreszcie rozległ się warkot dwusilnikowego samolotu. Okrążył pas
startowy i ostrożnie zniżył lot. Koła zapiszczały, samolot wzniósł się ponownie, po czym osiadł na
płycie. Kathryn nie spuszczała wzroku z samolotu, dopóki nie wylądował, nie wyłączono silnika i nie
otworzyły się drzwi. Wtedy pojawił się w nich wysoki ciemnowłosy mężczyzna, a ona rzuciła się ku
niemu, zanim stanął na ziemi.
– Blake, Blake! – wołała.
Nieświadoma obecności innych, ze zmierzwionymi włosami i twarzą zalaną łzami pobiegła ku
ukochanemu. Wpadła w jego rozwarte ramiona, a on chwycił ją w objęcia i przygarnął do siebie, gdy
wtulała twarz w jego pierś i łkała.
– Powiedzieli, że spadłeś i nie wiedzieliśmy… – Z trudem wypowiadała słowa, przerywane
szlochem. – Umierałam ze strachu o ciebie… Och, najchętniej zginęłabym razem z tobą…
– Zapewniam cię, że nic mi nie jest – powiedział Blake, gładząc włosy Kathryn. – Nic mi nie jest –
powtórzył uspokajająco.
Uniosła ku niemu bladą, mokrą od łez, od zmartwienia poważną ponad wiek, twarz.
Blake też wydawał się starszy, zmarszczki pogłębiły się, ciemne oczy nabiegły krwią, jakby od
dłuższego czasu nie spał.
– Kocham cię – wyznała, wciąż rozemocjonowana. – Tak bardzo cię kocham!
Blake stał nieruchomo, jakby wrósł w ziemię, patrzył na nią oczami tak ciemnymi, że wydawały się
niemal czarne. Speszona swoją niedorzeczną szczerością, Kathryn wyrwała się z objęć ukochanego
i cofnęła gwałtownie.
– Przepraszam – rzuciła. – Nie miałam zamiaru… rzucać się na ciebie po raz drugi –
usprawiedliwiła się. – Vivian mi wyjawiła, jaki byłeś wczoraj zniesmaczony moim zachowaniem –
dodała.
– Co ci powiedziała?
Kathryn odsunęła się, ale wciąż trzymała Blake’a za rękę, gdy szli przez płytę, by dołączyć do
oczekujących cudownie uratowanego syna, brata i narzeczonego.
– To nie ma znaczenia – odrzekła ze smutnym uśmiechem. – Wszystko w porządku.
– Tobie tak się zdaje – orzekł Blake.
Biegła ku nim Vivian, wołając:
– Och, kochanie! Zamartwialiśmy się o ciebie!
Gdy stanęła przed Blakiem, Kathryn rzuciła jej jadowite spojrzenie.
– Jak to cudownie, że nic ci się nie stało – powiedziała Vivian.
Po chwili dołączyli do nich Maude i Phillip, oboje nie kryjąc ani radości, ani wzruszenia. Pani
Hamilton łzy płynęły po policzkach.
– Mało brakowało, co? – zauważył Phillip.
Blake z powagą skinął głową.
– Bardzo mało. Nie chciałbym po raz drugi znaleźć się w takiej sytuacji.
– A co z samolotem? – spytała Maude.
– Był ubezpieczony. Z powodu huraganu byłem zmuszony lądować w lasach deszczowych w Puerto
Rico. Udałoby się, gdybym nie zaczepił skrzydłem o drzewo.
Kathryn zamknęła oczy, widząc w wyobraźni tę scenę.
– Postawię ci drinka – zaproponował Phillip. – Wygląda na to, że dobrze ci zrobi.
– Drink, a potem gorąca kąpiel i łóżko – zgodził się Blake.
– A ja się spakuję – oznajmiła Kathryn.
– Zamierzasz się pakować? – zdziwił się wyraźnie niezadowolony Blake. – Dlaczego?
– Wracam do Greyoaks – oświadczyła. – Mam dość słońca i piasku. Nie lubię raju… za dużo
w nim węży.
Podeszła do samochodu.
– Phillipie, będziesz tak dobry i odwieziesz mnie do domu? – spytała.
– Poproś Maude – odrzekł ku jej zaskoczeniu. – Nie masz nic przeciwko temu, mamo?
– Nie, bynajmniej – odrzekła Maude, biorąc Kathryn za rękę. – Chodź, kochanie. Vivian, Dick,
zabierzecie się z nami?
Leedsowie odmówili, woleli pójść z Blakiem i Phillipem do baru. Maude i Kathryn wsiadły do
samochodu. Drogę przebyły w milczeniu. Maude odezwała się dopiero na miejscu, gdy zaparkowały
samochód i weszły do domu.
– Nie wyjeżdżaj – poprosiła, gdy Kathryn skierowała się ku schodom, aby wejść na górę do
swojego pokoju i spakować rzeczy. – Nie dzisiaj.
Kathryn odwróciła się do pani Hamilton.
– Nie mogę tu dłużej zostać – wyjawiła. – Nie zniosę tego. Chcę poszukać mieszkania, zanim on…
– Nie dokończyła. Łzy nie pozwoliły jej nic więcej powiedzieć.
Wszystkie rzeczy zmieściły się w torbie podróżnej. Kathryn spakowała się, a następnie przebrała
w dzianinową niebieską bluzkę i białą spódnicę, gdy niespodziewanie otworzyły się drzwi i do
pokoju wkroczył Blake. Wprawdzie wyglądał na mniej zmęczonego, ale widać było, że potrzebuje
snu i dłuższego relaksu po niedawnych dramatycznych przeżyciach.
– Jestem… prawie gotowa – powiedziała. – Jeśli Phillip mógłby mnie odwieźć… – Urwała,
zdenerwowana.
Blake zamknął za sobą drzwi, po czym oparł się o nie plecami, w milczeniu przyglądając się
Kathryn. Miał na sobie białą koszulę rozpiętą do połowy klatki piersiowej i granatowe spodnie.
Gęste włosy były w nieładzie, twarz nieruchoma, oczy pociemniałe.
– Leedsowie wyjeżdżają – odezwał się w końcu.
– Naprawdę? – zdziwiła się Kathryn, nie patrząc na Blake’a. – Na jak długo?
– Na dobre. Wybrałem się na Haiti nie bez przyczyny. Podpisałem kontrakt i przenoszę zakłady
londyńskie do Port-au-Prince.
Kathryn spojrzała na niego zaskoczona.
– Ale Vivian…
– Ściągnąłem ją tutaj, bo wiedziałem, że ma wpływ na ojca – wyjaśnił. – Doszedłem do wniosku,
że jeśli uda mi się ją przekonać, by przyjęła moje warunki, ona namówi ojca. Opacznie
zinterpretowałaś całą sytuację i myślę, że była to po części moja wina. Chciałem, żeby tak się stało.
Kathryn znieruchomiała, zaskoczona usłyszaną wiadomością.
– Teraz to i tak bez znaczenia – zauważyła.
– Czemu?
– Zaraz po powrocie z Karaibów zamierzam poszukać sobie mieszkania, aby zacząć samodzielne
życie – oznajmiła, unosząc dumnie głowę.
– Powiedziałaś, że mnie kochasz – przypomniał jej Blake.
– Byłam… zdenerwowana.
– Nie baw się w żadne gierki i nie kręć. To poważna sprawa. Wyznałaś, że mnie kochasz. W jaki
sposób? Jak starszego brata, opiekuna czy jak kochanka?
– Mącisz mi w głowie! – zaprotestowała gwałtownie.
– A ty mąciłaś mi w głowie przez blisko rok – stwierdził Blake, starając się powstrzymać emocje.
– Nie rozumiem – odparła zaskoczona Kathryn.
Stał oparty o drzwi, ręce wsunął w kieszenie, oczami wodził po jej ciele.
– Nigdy nie rozumiałaś. – Wzruszył ramionami.
– Wyglądasz na zmęczonego – zauważyła łagodnie. – Dlaczego nie pójdziesz do łóżka?
– Tylko z tobą – odparł krótko, obserwując, jak Kathryn się rumieni. – Nie zamierzam zasnąć, by
po obudzeniu przekonać się, że wyjechałaś, podczas gdy ja spałem. Donavan, potem Phillip, mój
brat, którego omal znienawidziłem dlatego, że mógł być z tobą blisko, a ja nie potrafiłem. A ty
uważałaś, że tylko cię pożądam!
Kathryn nadal stała nieporuszona, ale jej twarz rozkwitała niczym pąk na wiosnę.
– Pożądałem cię! Dobre sobie! Odchodziłem od zmysłów, zastanawiając się, kogo zastępuję tamtej
nocy na plaży.
Kathryn podeszła do łóżka i przytrzymała się oparcia. Bezwiednie gładziła palcami mahoniowe
drewno wezgłowia.
– Blake? – szepnęła.
– Powiedziałaś Phillipowi, że na pewno żyję, bo twoje serce wciąż bije. Tak samo było ze mną.
Dopóki oddycham, wiem, że jesteś, bo nie ma takiej możliwości, żebym bez ciebie mógł żyć!
Kathryn podbiegła do ukochanego i rzuciła mu się w ramiona. Objął ją i mocno przygarnął do
piersi.
– Pocałuj mnie – wyszeptał, zbliżając usta do jej warg. – Kate, tak bardzo cię kocham! – wyznał.
Całowali się zapamiętale, zachłannie, jak dwoje ludzi ocalonych z katastrofy. W gruncie rzeczy
właśnie tak było. Gdyby dramatyczne okoliczności nie zmusiły ich do wyjawienia uczuć, każde
z osobna wiodłoby życie pozbawione miłości i byliby głęboko nieszczęśliwi. Zmarnowaliby szansę
nie każdemu daną przez los. Czy nie byłaby to katastrofa?
Wreszcie oderwali się od siebie, żeby odetchnąć i nawzajem napawać się swoim widokiem.
– Myślałam, że mnie nienawidzisz – powiedziała Kathryn, uświadamiając sobie nagle, że wszelkie
dawne nieporozumienia stały się nieważne. Kochała i była kochana. Czy potrzeba czegoś więcej?
– Z jakiego powodu? – spytał. – Bo próbowałaś uwieść mnie na plaży?
– Nie próbowałam – zaprotestowała bez większego przekonania.
– Wszystko na to wskazywało.
– Pokochałam cię, a myślałam, że cię stracę, więc chciałam mieć chociaż cudowne wspomnienie…
– Coś w tym było – przyznał z czułością i przytulił ją do siebie. – Zawsze będę pamiętał, jak
wyglądałaś w blasku księżyca, twoja skóra przypominała lśniący jedwab, była taka gładka
i miękka…
– Blake! – napomniała go, rumieniąc się.
– Nie masz się czego wstydzić. To było piękne, każda sekunda była cudowna. I tak będzie, ile razy
cię dotknę. Do końca naszego życia.
– Tak długo? – spytała.
– Czy wyjdziesz za mnie?
– Tak.
Pochylił się i musnął wargami jej usta, jakby w ten sposób chciał przypieczętować daną obietnicę.
– Mam nadzieję, że lubisz dzieci – powiedziała z uśmiechem Kathryn.
– Pobierzmy się w przyszłym tygodniu, wtedy o tym porozmawiamy.
– W przyszłym tygodniu! – przeraziła się Kathryn. – To niemożliwe! Trzeba rozesłać zaproszenia,
muszę kupić suknię…
Powstrzymał ten potok słów czułym pocałunkiem. Poczuła, jak jego ręce wędrują po jej ciele,
dotykając, pieszcząc, uwodząc.
– W przyszłym tygodniu – powtórzył zdecydowanie.
– W przyszłym tygodniu – zgodziła się, obejmując go za szyję i przyciągając ku sobie.
Zachodzące słońce opromieniało zatokę pomarańczowym blaskiem, na wodzie kołysały się łodzie
rybaków. Złocisty horyzont zwiastował, że nazajutrz będzie piękny słoneczny dzień.
Frank Lloyd Wright (1867-1959) – właściwie Frank Lincoln Wright, architekt amerykański, jeden z najważniejszych projektantów XX
w., prekursor architektury organicznej, wkomponowanej w naturę i z nią zespolonej, chętnie wykorzystujący naturalne materiały
budowlane, twórca wielu słynnych obiektów (przyp. red.)
Tytuł oryginału: September Morning
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 1982
Redaktor serii: Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska
Korekta: Dominik Osuch
© 1982 by Diana Palmer
© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2014
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżone.
Wyłącznym właścicielem nazwy i znaku firmowego wydawnictwa Harlequin jest Harlequin Enterprises Limited. Nazwa i znak firmowy
nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
Harlequin Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
ISBN 978-83-276-0616-7
Gwiazdy Romansu 110
Konwersja do formatu EPUB:
Legimi Sp. z o.o. |