WSZELKIE PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEśONE
SKŁADY GŁÓWNE:
we Lwowie
„Lektor„ Mikołaja 23 (dom własny)
„Księgarnia Nauczycielska" Batorego 12
w Krakowie
„Lektor" Rynek gł. 22
w Lublinie
„Lektor" Szopena 5
w Warszawie
Księgarnia Jerzy Dunin-Borkowski, S-to Krzyska 18
WYTŁOCZONO W 44O NUMEROWANYCH EGZEMPLARZACH
Nr. 0027
OKŁADKĘ WYKONAŁ LEON OSTROWSKI WE LWOWIE
ODBITO W ZAKŁADZIE DRUKARSKIM „GRAFIA" WE LWOWIE
LISTY MIŁOSNE
MARIANNY D'ALCOFORADO
PRZEKŁAD I WSTĘP
STANISŁAWA PRZYBYSZEWSKIEGO
WYDAŁ INSTYTUT WYDAWNICZY .LEKTORA'
LWÓW - WARSZAWA - KRAKÓW - 192O
LISTY MIŁOSNE
MARIANNY
D'ALCOFORADO.
TŁÓMACZYŁ STANISŁAW
PRZYBYSZEWSKI.
W »Lettre a d'Alembert sur les spectacles« pisze
Rousseau: "W ogólności kobiety nie ukochały Ŝadnej
sztuki, nie znają się na Ŝadnej i nie mają Ŝadnego
ge-niuszu. Coś im się czasem uda w małych rzeczach,
które nie wymagają nic innego nad pewną lekkość
umy-słu, smaku, wdzięku, czasami nawet trochę filozofii i
ro-zumowania. Mogą sobie zdobyć wiedzę, erudycyę,
ta-lenty i to wszystko, co się zdobywa za pomocą pracy.
Ale tego ognia niebieskiego, który rozgrzewa i obejmuje
duszę — geniuszu, który pochłania i poŜera, tej palącej
wymowności, tych przesłodkich ekstaz, które wnikają
swą rozkoszą do głębi duszy, tego wszystkiego nie
znaj-dziesz w pismach kobiet: są one zimne i ładne, jak ich
twórczynie: będziesz podziwiał giętkość i wydatność
umysłu, ale nigdy nie natrafisz na ślad duszy. Ujrzysz
je sto razy więcej rozdraŜnione, aniŜeli roznamiętnione.
Nie umieją one opisać, ani czuć miłości...
Mógłbym się załoŜyć o wszystkie skarby świata, Ŝe
»listy portugalskie« były pisane przez męŜczyznę«*).
Praszczur Strindbergów i Weiningerów naszych czasów
przegrał zakład: listy te pisała rzeczywiście kobieta.
Wprawdzie te wszystkie »skarby świata« mógłby
ów szczęśliwiec, któryby się na taki zakład zgodził,
do-piero 60 lat później odebrać.
Po raz pierwszy ukazały się te słynne listy
portu-galskie i 12° w 1669 r. w ParyŜu u Claude
Barbin'a. Pierwsze to wydanie opiewa w przedmowie, Ŝe
listy te są tłómaczone na język francuzki z portugalskiego, a
były pisane do kawalera wysokiego stanu, nazwiska zaś
tej, która pisała, ani tłomacza wydawca nie zna. Ale juŜ
kilka miesięcy po ukazaniu się pierwszego wydania wy-
szło drugie w Holandyi, gdzie juŜ pojawia się wyraźne
oświadczenie, iŜ tym, do którego te listy były zwrócone,
jest chevalier de Chamilly, tłómaczem zaś hrabia de
Cui-lleraques.
Barbin, wydawca paryzki, zachęcony olbrzymiem
powodzeniem, wydał w kilka miesięcy potem drugą
część tych listów, o których jednakowoŜ twierdzi, Ŝe
są pisane w odrębnym stylu przez damę z wielkiego
ś
wiata.
Sprytni wydawcy połączyli pierwszą część listów,
*) »Lettre sur
les spectacles« był napisany I758.
pisanych przez zakonnicę, z drugą, którą jakaś dama
ponoć pisała, a rzeczywiście jest fabrykatem słynnego na
on czas adwokata, Suligny, — w jedną całość, a wre-szcie
pojawiły
się
te
wszystkie
listy
tym
razem
z
od-powiedziami owego kawalera, do którego były pisane.
Ale teraz juŜ niema najmniejszej wzmianki o tem, Ŝe te
listy apokryficzne są pisane »d'un style differentc«, jak
sumienny Barbin w przedmowie swej pisze, a wydał je
jedynie dlatego, poniewaŜ wierzył, Ŝe »cette difference
pourrait plaire«.
Publiczność oczywiście nie troszczyła się teraz o to,
czy listy są autentyczne lub nie, pochłaniała je z równą
zachłannością jak pierwsze pięć, nie zwaŜając na olbrzymią
róŜnice stylu, na całą przepaść, jaka zachodzi między
listami, sfabrykowanymi przez jakiegoś »precieux« a tak
strasznie szczerymi, męczeńskimi, krwią pisanymi z bólu
oszalałej zakonnicy.
JuŜ krótko po ukazaniu się pierwszego wydania
Li-stów portugalskich, było głośną tajemnicą, zaczem
jeszcze następne wydanie wyraźnie nazwisko ujawniło, Ŝe
bohaterem listów tych jest marszałek Francyi de C ha m i 11
y.
Noël Bouton, Marquiz de Chamilly pochodził z starej i
bardzo
powaŜnej
burgundzkiej
familii.
Od
najrychlej-szej młodości słuŜył w wojsku, a poniewaŜ
był niezwykle odwaŜny, więc szybko awansował. Wojna
była
jego rzemiosłem, a kiedy we Francyi pokój zapanował,
nudził się Chamilly i zaciągnął pod sztandar słynnego
generała Schomberga, którego Portugalia najęła w walce
o niepodległość przeciw Hiszpanom. Schomberg zamia-
nował go kapitanem i postawił na czele całego regi-
mentu jazdy, a Chamilly zakwaterował się w Bei,
ma-łem miasteczku portugalskiem, którego wielką
ozdoba był klasztor Matki Boskiej Poczęcia, klasztor, w
którym i6-Ietnia Marianna d'Alcoforado miała utracić
cichy, pogodny spokój duszy, w którym, jak sama
opowiada, dotychczas Ŝyła, utracić go na zawsze przez
lekkomyślnego junaka, zjadacza serc niewieścich, 30-to
letniego kapitana zacięŜnego wojska francuzkiego.
A był to wspaniały pan!
Oto jak go charakteryzuje Saint-Simon w swoich
memoirach.
»Chamilly był w rzeczywistości tęgim i dość dobrze
zbudowanym męŜczyzną; ale równocześnie był bardzo
grubiański i tak głupi, tak cięŜki na umyśle, Ŝe gdy się na
niego patrzało i jego bredni słuchało, człowiek nie tylko,
Ŝ
e nie był w stanie pojąć, by się w nim jakaś kobieta
rozkochać mogła, ale nawet wątpić naleŜało, iŜby mógł
posiadać jakiś talent wojenny. JeŜeli zrobił wogóle jakąś
karyerę mimo swej potwornej głupoty, to zawdzięcza to
jedynie swej Ŝonie, mądrej i rozgarniętej osobie. Znając
dokładnie wartość swego męŜa, p. Cha-milly na krok go
nie odstępowała, wszystko za niego robiła, a on nawet
tego nie miarkowała«.
Onato za pośrednictwem ministra Chamillarda wyje-
dnała dla niego laskę marszałkowską.
A potem dodaje: »To do niego były adresowane
słynne listy portugalskie jednej zakonnicy, którą poznał
w Portugalii, a która z miłości ku niemu oszalała«.
Rozumiem całe zdziwienie Saint - Simona, ale nie-
ś
miertelna historya Tytanii z osłem powtarzała się
zawsze i powtarzać się będzie.
Tej bezbrzeŜnej głupocie, chełpliwości i beztaktowi
marszałka Chamilly mamy do zawdzięczenia jeden z naj-
wspanialszych dokumentów duszy kobiecej w całym jej
obłędzie miłosnym, jej bezbrzeŜnej rozpaczy po utracie
kochanka, jej nadludzkich uniesieni przepastnych upadków.
Bo nie dość było Chamillemu wojennych laurów,
chełpił się widocznie swemi zdobyczami i zwycięstwami
nad sercami kobiet.
MoŜe nie chciano mu wierzyć, moŜe pokpiwano
sobie z starzejącego się Don Juana. Zaperzony, Ŝe ktoś
ośmiela się powątpiewać, daje jako dowód te biedne
pięć listów, pięć krwawych ran, świeŜą jeszcze krwią
ociekających, pięć listów, które byłyby kamień wzru-
szyły swą rozpaczną wymową, tylko nie serce zacnego
marszałka.
I listy te dostały się w równie godne ręce hrabiego
de Cuilleraques, o którym ten sam Saint Simon (nie-
wyczerpane źródło do historyi czasów Ludwika XIV)
mówi, Ŝe był to chełpliwy wyga, obŜartuch i błazen
równocześnie, przyznaje jednak, Ŝe był sprytny, nie źle
miał w głowie i był w towarzystwie bardzo miły.
Miał przyjaciół i Ŝył na ich koszt, bo wszystko
przepuścił; mimo to rozrywano go na wszystkie strony.
Słynny prefekt paryzki Louvois powierzył mu re-
dakcyę urzędowej gazety: »La Gazette«, a w kołach
literackich teŜ był znany, ponoć nawet udzielał rad
Racine'owi i Boileau'owi.
Oczywiście, Ŝe taki sprytny pan odrazu się poznał
na niezmiernej wartości literackiej listów Marianny:
z wiedzą, czy bez wiedzy Chamilly'ego, przetłomaczył
je na jeŜyk Francuzki i wydał. A zrobił na tem świetny
interes. W krótkim przeciągu czasu wyszło czterdzieści
wydań.
Szczęśliwa Marianna nie dowiedziała się o tem.
Byłaby ze wstydu umarła, gdyby się dowiedziała, Ŝe
co najwstydliwszego było w jej duszy, w jej Ŝyciu, pu-
blicznie obnaŜonem zostało.
A zresztą nikt nie znał jej nazwiska. Sto lat po jej
ś
mierci miało się ono dopiero uwiecznić.
AŜ do roku 1810 nie wiedziano, kto był autorem
tych listów.
Po raz pierwszy ogłosił słynny helenista za czasów
Napoleona, Boissonade, fejleton w »Journal de
l'Em-pire«, dzisiejszym »Journal des Debars«, w którym
pisze: nCzytacie i podziwiacie listy portugalskie, a nie
wiecie, kto je napisał.
OtóŜ mogę zdradzić tajemnicę. Na egzemplarzu z
1669, który jest w mojem posiadaniu, jest napisane
nieznaną mi ręką: »Zakonnica, która te listy pisała, na-
zywała się Marianna d'Alcoforado, z klasztoru w Bei,
pomiędzy Estramadurą a Andaluzyą«.
I ścisłe badania najnowszych czasów potwierdziły
jak najzupełniej wiarogodność tej notatki.
Marianna d'Alcoforado pochodziła z starej, bardzo
powaŜanej i zamoŜnej rodziny, która częstokroć wielkie
przysługi oddawała ojczyźnie i królowi. Ale dawno za-
ginęłaby juŜ wieść o Alcoforadach, gdyby ich Marianna
nie była uczyniła słynnymi na cały świat.
Rodzice jej, lękając się o przyszłość swych córek,
były to czasy strasznie niespokojne, bo właśnie wybuchła
zaŜarta wojna miedzy Portugalią a Hiszpanią, lękając się,
czy w tej zawierusze nie utracą całego mienia tak, Ŝe nie
będą mogli córek odpowiednio wyposaŜyć, oddali je w
młodym wieku do klasztoru. Jedna z nich zdaje się
rychło umarła, starsza zaś Marianna przyjęła śluby
zakonne.
ś
ycie klasztorne w XVII stuleciu uległo całkowitemu
zepsuciu. Istniały wprawdzie bardzo surowe reguły, ale
nikt na nie nie zwaŜał. ZamoŜniejsze zakonnice miały
w klasztorach juŜ nie celki, ale wytworne mieszkania,
damy świeckie mogły sobie kupić, oczywiście za grube
pieniądze, prawo przebywania w klasztorze, dokąd wnosiły
zbytek, światowość a często jak najgorszy przykład.
Zakonnice szły ich śladem, a jeŜeli reguła nie pozwalała
na długie powłóczyste habity, poczęły je krótko obcinać,
by tem lepiej uwydatnić zgrabne nóŜki w obcisłych
pantofelkach. Reguła karała zakonnicę, schwytaną sam
na sam z męŜczyzną, i o laty więzienia, utraceniem prawa
przystępu do kraty i zupełnem odcięciem od świata,
tymczasem nic łatwiejszego, jak dostęp do klasztoru.
Hrabia Szomberg, pod którego komendą słuŜył
w Portugalii de Chamilly, »wykradł« jak najspokojniej w
ś
wiecie zakonnicę i miał z nią kilkoro dzieci.
Słynne
procesy
Gauffridi'ego
1610,
Urbain
Gran-diera 1632—34, Magdaleny Bavent 1633—1647,
odsłoniły całą otchłań hysterycznej zarazy, która po
ówczesnych klasztorach grasowała. Zresztą rzeczy to
zbyt znane, by się dłuŜej nad tem rozwodzić.
Tą swobodą, tem rozluźnieniem reguł i dawniejszych
surowych obyczajów tłomaczą się takie szczegóły w li-
stach Marianny, Ŝe nie potrzebowała się np. taić z swoją
miłością, Ŝe wszystkie siostry o niej wiedziały a nawet z
współczuciem ją pocieszyć pragnęły, a powierniczką jej
była siostra Dona Brites, — tłomaczy się, Ŝe ad-jutant
Chamilly'ego mógł godzinami wyczekiwać na list, który
ona na poczekaniu pisała, i tłomaczy się, Ŝe zakonnice
mogły się swobodnie przypatrywać wojskowej paradzie, na
której czele harcował dorodny Chamilly na ognistym
rumaku, l to istotnie było jej zgubą i straszną tragedyą.
Spojrzał na nią i w tej samej chwili rozpalił w jej sercu
ogień piekielnej miłości.
Sama o tem spotkaniu w drugim swoim liście opo-
wiada. Tem się rozpoczęła cięŜka jej tragedyą.
Dziarskiemu junakowi wpadła piękna zakonnica od
razu w oko, do klasztoru nie trudno się było dostać:
wszak w tych obmierzłych czasach, jak skarŜy się jeden
z wizytatorów, krata klasztoru się nie zamykała.
Krótko trwały te dni, a moŜe i tygodni* miłosnych
szałów i upojeń, które jej duszę całą spaliły do dna, a
dla pana de Chamilly były przyjemną rozrywką. Stosunek
ten począł go męczyć, moŜe przeraziła go ta
straszna, nieokiełznana, z wszystkich więzów rozpętana
namiętność zakonnicy, dość, Ŝe przy pierwszej lepszej
sposobności wsiadł na okręt— i drapnął, jak się to mówi.
Po wszystkie czasy to samo.
Jeszcze zachowywał pozory, pisał jej, jak sama mu
wyrzuca, rzeczy czcze i jałowe, które ją nic a nic nie
obchodzą, a potem całkiem zamilkł.
Wtedy to zebrała ostatnie swoje siły, pisze do niego
ostatni list, w którym go juŜ »Panem« nazywa, odsyła
mu podarunki, jakie jej dawał, i odsyła mu to, z czem się
jej najtrudniej rozstać, wizerunek jego.
» Nic juŜ więcej od Waćpana sobie nie Ŝyczę. To
prosty obłęd, Ŝe mu to tak często i tyle razy powtarzam.
A jest koniecznem, bym wybiła sobie Pana z myśli i
pamięci, i całkiem o nim zapomniała.
I nawet wierzę w to, Ŝe juŜ nigdy do Niego nie
napiszę.«
I juŜ nie pisała więcej.
Tak się zakończył bolesny sen o szczęściu, o miłości
nieszczęsnej zakonnicy Marianny d'Alcoforado.
Długi czas starano się podać w wątpliwość auten-
tyczność tych listów, dopiero w ostatnich czasach zdołał
słynny historyk portugalski, Cordeiro, Ŝmudnemi bada-
niami w archiwach, księgach klasztoru w Bei, całym
szeregiem niezbitych dowodów dowieść, Ŝe listy te istotnie
pisała siostra Marianna.
Oryginał
portugalski
tych
listów
zaginął.
Francu-zkiemu tłomaczowi nie zaleŜało oczywiście na
zachowaniu
oryginału, moŜe być, Ŝe po przetłomaczeniu listy
Cha-milly'emu zwrócił i po latach gdzieś w archiwum
fami-lijnem, t. zn. na strychu zbutwiały. Zachodziło
zatem pytanie, o ile przekład ten jest wierny. Pytanie to
prawdopodobnie
nigdy
nie
zostanie
rozwiązane.
JednakowoŜ dyplomata i historyk literatury hrabia
Sousa-Botelho, który wydał te listy w nowym wydaniu w
tekście fran-cuzkim i portugalskim zarazem — (ten ostatni
oczywiście próba rekonstrukcyi pierwotnego oryginału) —
twierdzi, Ŝe kaŜdy portugalczyk, albo jakikolwiek dobry
znawca tego języka, ani na chwile wątpić nie będzie, Ŝe
te pięć listów prawie dosłownie zostały z portugalskiego
oryginału przetłomaczone.
Mnóstwo zdań jest tak skonstruowanych, Ŝe jeŜeli
się słowo w słowo je z powrotem na jeŜyk portugalski
przetłomaczy, wniknie się odrazu w jego duch i charakter.
A juŜ całkiem osięgnął cel idealnej prawie rekon-
strukcyi wspomniany historyk Cordeiro, który nadał
francuzkiemu tekstowi piętno i charakter portugalskiej
mowy klasztornej siedemnastego stulecia.
Jedna przytem, drobna wprawdzie, ale bardzo zna-
mienna okoliczność wskazała na to, Ŝe listy były pier-
wotnie pisane po portugalsku. W francuzkim języku
przemawia Marianna do swego kochanka wszędzie przez
»Vous«, co w ówczesnym uŜyciu języka tyle znaczyło,
co »Ty«, ale mogło teŜ znaczyć »Panie«.
ZkądŜe więc nagle pisze w ostatnim liście, by się nie
dziwił, iŜ go całkiem inaczej teraz tytułuje, kiedy w dal-
szym ciągu pisze mu jak przedtem »Vous«? Niezrozu-
miałe to na pozór miejsce, w tej chwili się wyjaśnia,
gdy się zwaŜy, Ŝe poufałe »Ty« pierwszych listów za-
stąpiła w ostatnim portugalskiem sztywnem »O
sen-hor!« — »Panie!«, a co w francuzkiem znowu przez
»Vous« oddane zostało. W mojem tłomaczeniu starałem
się oddać to »osenhor« przez Waćpan", w siedemnastem
stuleciu, zdaje się, powszechnie uŜywanem w stosunku
kobiety do kawalera.
To jednakowoŜ, co bezwzględnie wskazuje na abso-
lutną autentyczność tych listów, to ich szczerość i bez-
pośredniość. Potrzeba tylko przeczytać choćby parę
listów z owych czasów: kiedy kaŜdy z tych »precieux« i
precieusów starał się przybrać uczucia swoje w kłamliwe,
przesadne formy literackie, kiedy piękne słowo zabijało
całkiem uczucie, a ładnie utoczony frazes górował nad
wszystkiem, listy te Marianny są jakoby objawieniem duszy
bez obsłonek, bez frazesu, z niesłychaną szczerością i
prawdą. »Arcydziełem miłości kobiety« nazywa je Remy
de Gourmont i winszuje czytelnikowi nieznanej jeszcze
rozkoszy, jaką będzie miał przy ich czytaniu, i
rzeczywiście nie znam w całej literaturze nic, w cz emb y
d usz a ko bie ty tak do n aga się od słon iła w swej
bezdennej rozpaczy miłosnej, swej dumie i poniŜeniu, w
swej zachłanności, zazdrości i pokorze.
Długi czas intrygowały współczesnych dalsze losy
nieszczęsnej zakonnicy.
»Ślubowałam sobie, Ŝe postaram się uspokoić; albo
to zdołam, albo powezmę rozpaczliwe postanowienie«,
pisze w swoim poŜegnalnym liście.
Rozpaczliwy, beznadziejny, w wszystkich tonacjach
ot-chłannego bólu rozbrzmiewający ton tych listów,
kazał
przypuszczać,
Ŝ
e
wykonała
to
»rozpaczliwe
postanowie-nie« i odebrała sobie Ŝycie, albo teŜ stała
się ofiarą » krwawej, dusznej mitręgi i wyczerpującego
osłabienia«,
o którem często wspomina.
Ale tak łatwo z miłości się nie umiera. Długie, długie
jeszcze lata miała oblubienica Chrystusa pokutować za
swój cięŜki grzech.
Miłosny obłęd, który się w jej duszy rozszalał
i prawdopodobnie ją o chorobę przyprawił, wzbudził
w zakonnicach współczucie, tem zrozumialsze ze względu
na wysoki stan urodzenia Marianny i na majątek, jaki
z sobą do klasztoru wniosła.
Nie była widocznie w stanie spełniać wszystkich
obowiązków, jakie reguła na siostry nakładała, — dość,
Ŝ
e »zrobiono mnie furtjanką w tym klasztorze«, pisze w
swoim czwartym liście.
MoŜe chciano w tem lekkiem urzędowaniu myśli jej
rozprószyć, pozwolić jej wytchnąć w jej cięŜkiem utra-
pieniu.
Tymczasem gorsząca jej miłość stała się juŜ widocznie
głośną, cała jej familia juŜ ją za Ŝycia pogrzebała,
do-kumenta rodziny d' Alcoforadów całkiem o niej
milczą, jej brat Baltazar, towarzysz pancerny Chamillego,
wstąpił nagle do stanu duchownego — przypuszczają, Ŝe
pośredniczył w stosunku miłosnym między swoim towa-
rzyszem, a siostrą, a teraz lekkomyślność swoją zapra-
gnął odkupić poświęceniem się Bogu — jej starszy
brat musiał ją uwaŜać za parszywą owcę, jeŜeli swe
córki oddał do całkiem innego klasztoru, by się nie za-
raziły przykładem ciotki — a i w klasztorze samym
nie zapomniano o cięŜkim występku, jakiego się przed
duŜo — duŜo laty dopuściła — mimo, Ŝe w zapiskach
klasztornych wyraźnie napisano, iŜ przez wszystkie
lata gorąco się słuŜbie BoŜej oddawała, wszystkim jako
przykład świeciła, nikt się na nią nie poskarŜył, bo
dla wszystkich była słodką i łagodną, i mimo wyso-
kiego stanu i budującej poboŜności, zawsze pozostała
w cieniu i na uboczu. Raz tylko — po kilkunastu latach od
czasu, w którym datują się jej listy (grudzień 1667 do
początku czerwca 1668) była kandydatką na przełoŜoną.
Było to w roku 1709, ale na 109 głosów padło na nią
zaledwie 48.
Wreszcie miała zakończyć męczeński swój Ŝywot:
»gdy czuła, Ŝe koniec nadchodzi« prosiła o święte sa-
kramenty, które przyjęła całkiem przytomna, dziękowała
Bogu, Ŝe uznał ją za godną, iŜ raczył zejść do przybytku
jej serca, umarła z oznakami, iŜ w całej pełni Ŝywot
swój w łasce zakończyła, a do ostatniej chwili nie
utraciła mowy.
Trzydzieści lat pełniła cięŜką pokutę, duŜo cierpiała i
chorowała, a choroby i utrapienia wszelkie znosiła z
oddaniem się woli Boskiej i z pragnieniem, »by gorsze i
cięŜsze jeszcze cierpienia ją nawiedzały«.
Umarła 28 lipca 1723 roku w podeszłym wieku, bo
liczyła na on czas lat 83.
Pół wieku »tem umierała, Ŝe umrzeć nie mogła«.
Kiedy ostatni z d' Alcoforadów, całkiem juŜ
zdege-nerowany dziwak, który we wszystkiem, czego się,
tylko
czepiał, doszczętnie bankrutował, był zmuszony w siód-
mym dziesiątku ubiegłego stulecia dom w Beja, odzie-
dziczony po swoich przodkach, sprzedać, wymówił sobie,
aby w głównej sali zachowano herb familijny - nie
uwzględniono jednakoŜ tego zastrzeŜenia.
Prawdopodobnie nawet nie wiedział, Ŝe nazwisko
jego nie kamienną tarczą herbową przejdzie do najdalszej
potomności, ale niespoŜytą pięknością tych paru listów,
które bezpośrednią siłą i namiętnością mogą się mierzyć z
listami Heloizy, a nawet je niestygnącą mocą uczucia
przerastają.
LIST PIERWSZY.
Jak byłeś nierozsądny, jak mało przewidujący, roz-
waŜ tylko, miłości moja!
Biedactwo Ty! Oszołomiła Cię Twoja lekkomyślna
nadzieja i nawzajem mnie nią oślepiłeś!
Namiętność, na której budowałeś tyle wspaniałych
planów, sprawia Ci teraz li tylko śmiertelną rozpacz,
która się da tylko porównać z okrucieństwem rozłąki,
która jest jej przyczyną.
Ta Twoja nagła ucieczka, którą ból mój, jakkolwiek
tak wynalazczy w środkach nowych cierpień, nie jest
zdolen w całej doniosłości jej smutku, dostatecznie okre-
ś
lić, ŜaliŜ to mi po wszelką wieczność nie dozwoli ujrzeć
tych oczu, w których tyle miłości widziałam, które mnie
nauczyły odczuwać rozkosze, jakie mi się stały
nieskończoną błogością, zastąpiły wszelkie inne uczucia, a
mówiąc szczerze całą mnie wypełniały.
Moje biedne oczy straciły w Twoich jedyne światło,
które mi Ŝycie i krasę dawało; pozostały im tylko łzy, a
nie znam innego z nich poŜytku, jak tylko płacz, usta-
wiczny płacz, odkąd się dowiedziałam, Ŝeś postanowił
te straszną rozłąkę, która niezadługo mą śmiercią się
stanie.
A nagle: jednakoŜ zdaje mi się, jakoby mnie coś
ciągnęło do cierpień, których Ty jeden jesteś przyczyną.
Całe moje Ŝycie Tobie poświeciłam, od pierwszej chwili,
w której oczy moje na Tobie spoczęły, i odczuwam ta-
jemną rozkosz Tobie je w ofierze złoŜyć.
Westchnienia moje wybiegają za Tobą po tysiąc razy
na dzień, a nie dają mi Ŝadnego ukojenia — biedne
westchnienia moje nic dać ci nie mogą prócz świadomej
pewności mego nieszczęścia, które mi Ŝadnej nadziei nie
pozostawia i wiecznie to samo powtarza: Przestań
wreszcie, przestań biedna Marianno, przestań się tak da-
remnie wyczerpywać! Dość juŜ westchnień, płaczu i Ŝalów
za kochankiem, którego nigdy juŜ nie ujrzysz, który pe
za morze popłynął, by od Ciebie uciec - kędyś do
Francyi, a teraz opływa w przyjemnościach i rozko-
szach i ani na sekundę nie pomyśli, Ŝe ty cierpisz i roz-
grzesza Cię z uczuć, za które na Ŝadną podziękę dla
Ciebie zdobyć się nie moŜe.
AleŜ nie! Nie mogę się zmódz, by tak źle o Tobie
myśleć. Za mocnom spragniona, by módz Cię uniewinnić.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, byś mógł o mnie
zapomnieć.
CzyŜ nie jestem dość nieszczęśliwa, by mnie jeszcze
fałszywe podejrzenia poŜerać miały? DlaczegoŜ miała-
bym się wytęŜać, aby we wspomnieniach moich zniszczyć
to wszystko, coś czynił, by mi dać dowody Twej mi-
łości? PrzeczŜe taką radość to wszystko mi sprawiło,
Ŝ
e musiałabym być niewdzięcznem stworzeniem, gdybym
nie doznawała tej samej rozkoszy, kochając cię teraz tak,
jak ongi, gdym w całej pełni kosztowała pewności, Ŝe
mnie kochasz.
JestŜe to moŜliwe, aby wspomnienia tych słodkich
chwil mogły się stać tak straszną goryczą? I wbrew
wszelkiemu porządkowi praw natury mająŜeŜ jedynie na
to słuŜyć, by mi serce rozdzierać?
To biedne serce! Twój list ostatni wprawił je w dziwny
stan: tak się tłukło w mej piersi, Ŝe zdawało się, iŜ się z
niej wyrwie i wybiegnie ku Tobie.
Byłam tak zmoŜona temi strasznemi wstrząśnieniami
uczuć, Ŝe przez więcej jak trzy godziny odchodziłam
od zmysłów. Było to, jakobym się z wszystkich sił
broniła, by powrócić do Ŝycia, do tego Ŝycia, które dla
Ciebie stracić muszę, a którego dla Ciebie zachować nie
mogę. Wbrew mej woli wróciłam znowu do siebie.
Uczucie, Ŝe o mało co z miłości nie umarłam, radość
mi sprawiało i rada byłam, Ŝe wreszcie miał nadejść
kres cierpieniom, które dusze mą smagały, Ŝe Ciebie
niema.
Po tych wszystkich gwałtownych przejściach mocno
osłabłam; ale jakŜeŜbym mogła Ŝyć bez bólu, dopóki
Cię ujrzeć nie zdołam? Znoszę to cierpienie, bez skargi,
boś ty jest, który mi je sprawił.
Ja biedne dziecko człowiecze! TakaŜ to zapłata,
którą mi się wywdzięczasz? Za to, Ŝem Cię tak gorąco
ukochała ?
Ale wszystko mi jedno. Postanowiłam, ubóstwiać
Cię przez całe moje Ŝycie i nikogo więcej nie poko-
chać. I to jedno Ci powiem: dobrze zrobisz, jeŜeli i Ty
Ŝ
adnej innej nie pokochasz.
Zadowolniłbyś się moŜe miłością, mniej gorącą od
mojej ? Być moŜe, Ŝe znalazłbyś kobietę, piękniejszą
ode-mnie — a przecieŜ mówiłeś kiedyś, Ŝe jestem piękna
— ale Ŝadnej nie znajdziesz, któraby Cię tak gorąco
kochała, jak ja — a ta reszta, to wszystko po za tem, to
głupstwo i marność.
I dajŜe spokój wypełniać listy Twoje rzeczami, które
są czcze i nic nie znaczą i przestań pisać, bym o Tobie
myślała. Nie mogę zapomnieć o Tobie, i równieŜ nie
zapominam, Ŝeś mi robił nadzieję, iŜ powrócisz i małą
chwilkę pragniesz przy mnie pozostać.
Czemu całe Ŝycie nie chcesz przy mnie pozostać?
Gdybym mogła uciec z tego rozpacznego klasztoru,
z pewnościąbym tu nie czekała w Portugalii na to, czy
Twoje zapewnienia się ziszczą. O nie! bez wahania
p o p ęd ziłab ym za T o b ą, od szu kała Cię i s zła za T o b ą i
kochała Cię ponad cały świat.
Nawet nie ośmielam się myśleć, Ŝe to mogłoby być
moŜliwem. Nie chcę karmić nadziei, któraby mi mogła
dać jakieś ukojenie, i na oślep pragnę się rzucić w moje
nieszczęście i bezmiar mej męki.
JednakoŜ: to jedno przyznać muszę: sposobność, którą
brat mój mi wyjednał, bym do Ciebie pisać mogła, ura-
dowała mnie i rozproszyła na chwilę rozpacz, w jakiej
Ŝ
yję.
To zaś powinieneś i musisz mi powiedzieć, czemuś
takie wysjłki robił, by mnie oszołomić, podczas kiedyś
wiedział, Ŝe pewnego pięknego poranku mnie porzucisz.
ZkądŜeŜ u Ciebie to pragnienie, by mnie wtrącić w nie-
szczęście? Czemuś mnie nie pozostawił w spokoju i ciszy
w moim klasztorze? Czym Ci moŜe coś złego zrobiła?
Ale, proszę, wybacz mi, Kochanku mój!
Nie robię Ci Ŝadnych wyrzutów. Nie jestem w stanie
wzywać przekleństw i zemsty na Ciebie, przeklinam tylko
moje straszne przeznaczenie.
Kiedy nas rozłączyło, tak mi się przynajmniej zdaje,
sprowadziło na nas całe to nieszczęście, którego od niego
lękać się mogliśmy. Nie uda mu się jednakoŜ, rozłączyć
nasze serca; miłość, silniejsza, aniŜeli przeznaczenie, po-
łączyła je nierozerwalnie na całe Ŝycie.
JeŜeli Ci cośkolwiek na mnie zaleŜy, to pisz często
do mnie! Na tom sobie chyba zasłuŜyła, Ŝe gorliwie
będziesz się starać, powiadamiać mnie, co się w Twem
sercu dzieje, i jakie koleje Twego Ŝycia przechodzisz.
A ponad wszystko: przyjedź, by mnie ujrzeć!
Bądź zdrów!
Nie mam sił papieru tego z rąk wypuścić, tego pa-
pieru, który w Twych rękach trzymać będziesz. Gdybym
ja mogła być tą rzeczą, która to szczęście kosztować
będzie!
Ale piszę koszałki opałki, jak głupia! Wiem przecieŜ,
Ŝ
e to niemoŜliwe!
Bądź zdrów! Nie zniosę dłuŜej.
Bądź zdrów!
Nie przestań nigdy mnie kochać!
I pozwól, bym jeszcze straszniejsze cierpienia znosiła!
L I S T D RU G I
Twój oficer właśnie mi opowiadał, Ŝeś był burzą
zmuszony, zarzucić kotwicę w Algarve.
Lękam się, Ŝeś musiał duŜo na morzu przecierpieć, a
lęk ten tak mnie wypełnił, Ŝem przestała myśleć o całej
mojej własnej męce.
A po zatem, czy Ty rzeczywiście myślisz, Ŝe Twój
podkomendny większy ma udział w tem, co się Tobie
przydarzy, aniŜeli ja? DlaczegoŜ on lepiej o wszystkiem
wie, i dlaczego wogóle do mnie nie pisałeś? Byłabym w
najwyŜszym stopniu nieszczęśliwa, gdybyś nie był miał
do tego sposobności, odkąd wyjechałeś, a jeszcze
nieszczęśliwszą, gdybyś był miał sposobność, a nie pisał.
Jesteś bezgranicznie niesprawiedliwy i niewdzięczny;
ale głębszą Ŝałobą bolałoby moje serce, gdyby to miało
nieszczęście na Twoją głowę sprowadzić. JuŜ wolę, Ŝe
to wszystko pozostanie bezkarne, aniŜelibym chciała być
pomszczoną.
Z wszystkich sił opieram się wszystkim dowodom,
któreby mnie wreszcie przekonać musiały, Ŝe juŜ mnie
więcej nie kochasz, i wolałabym się tysiąc kroć razy
chętniej oddać swojej namiętności, aniŜeli posłuchać
głosu rozsądku, który mi nakazuje skarŜyć się na twoją
oziębłość.
Ile męczarni byłbyś mógł mi oszczędzić, gdyby po-
stępowanie Twoje juŜ w pierwszych dniach, gdym Cię
ujrzała, było tak sobie od niechcenia, jak mi się ono w
ostatnich czasach wydało. Ale któŜby go nie był uwaŜał
za szczere? IleŜ to nas kosztuje, jakich długich wahań,
zanim poczynamy powątpiewać o szczerości tych, których
kochamy!
Doskonale widzę, Ŝe najdrobniejsze uniewinnienie Ci
wystarcza, a mimo, Ŝe się nawet nie raczysz
kiedyśkol-wiek o nie pokusić, miłość moja słuŜy Ci tak
wiernie, Ŝe w Ŝaden sposób nie jestem w stanie Ciebie
jako winnego osądzić, a jeŜeli, to jedynie na to, by Cię w
nie-wysłowionem szczęściu uniewinnić.
Nie pozostawiłeś mi ani spokoju, ani wytchnienia
Twoimi usilnymi zalotami; Twoja namiętność wprawiała
mnie w drŜenie, oszałamiałeś mnie Twemi pochlebstwami,
Twoje święte zaklęcia dawały mi pewność; moje bez-
graniczne zakochanie sprowadziło mnie na bezdroŜa,
a następstwem wszystkiego tego, co tak gładko i szczę-
ś
liwie się rozpoczęło, nic, prócz snów, łkań i cięŜkiej
bolesnej śmierci, bez złudnej pociechy, jakiejśkolwiek
pomocy.
Prawda, Ŝem zaznała niepojętych rozkoszy, gdym
Cię kochała, ale kosztują mnie one teraz zbyt straszne
cierpienia. A ostrze tych wstrząśnień, które przez Ciebie
w udziale mi się dostały, wybiega zawsze daleko poza cel.
Gdybym była uporczywie sprzeciwiała się zapędom
Twej miłości, gdybym Ci była dawała powody do cier-
pienia i zazdrości, aby silniej jeszcze rozdmuchiwać
ogień Twej namiętności i całkiem Cię w moc moją dostać;
gdybyś w postępowaniu mojem był zauwaŜył cośkolwiek,
coby przebiegłość i podstęp było zdradzało, jednem
słowem: gdybym była się kierowała rozsądkiem, a nie
przyrodzonym pociągiem, który mnie ku Tobie skłonił,
a któryś Ty mnie odrazu odczuć nauczył -
o wtedy mógłbyś mnie srogo ukarać, i mocy swej na-
demną naduŜywać z niejakim przebłyskiem sprawiedli
wości, chociaŜby wszystkie moje starania i zakusy zostały
z pewnością bez skutku.
Ale wydawałeś mi się być godnym mej miłości, zanim
mi jeszcze powiedziałeś, Ŝe mnie kochasz; okazałeś mi się
w silnem, namiętnem uniesieniu, byłam oślepiona,
i oddałam się mej miłości ku Tobie, bez myśli i bez
rozumu. Ty nie byłeś tak ślepy jak ja; i czemuś mnie
pogrąŜył w ten nędzny stan, w jakim się teraz znaj
duję? Czegoś właściwie chciał od mej miłości, która Ci
się przecieŜ tylko cięŜarem stać mogła w całym swym
bezmiarze?
Wiedziałeś bardzo dobrze, Ŝe na zawsze w Portugalii
pozostać nie moŜesz. I dlaczegoŜ zapragnąłeś, wybrać
właśnie mnie, by mnie w takie nieszczęście wtrącić?
PrzecieŜ byłbyś mógł bez wątpienia znaleźć tu kobietę,
piękniejszą odemnie, a któraby Ci była mogła słuŜyć do
równych rozkoszy, boś szukał tylko takich, które są
pośledniejszego gatunku: kobietę, któraby Cię była
wiernie kochała, jak długobyś przy niej był pozostał,
którąby czas był pocieszył wskutek rozłąki, a którąbyś
był mógł porzucić bez wyrzutu, Ŝe stajesz się wiaro-
łomnym i okrutnym.
Postąpiłeś sobie raczej jako tyran, który się na to
uwziął, by mnie udręczyć, aniŜeli jako kochanek, który
powinien myśleć, by kochankę swoją w wieczny zachwyt
wprawiać. I dlaczego, na Boga, pragniesz być tak twar-
dym i nieubłaganym dla serca, które li Tobie tylko
przynaleŜy?
Wiem aŜ nadto dobrze, Ŝe uprzedzić się do mnie ró-
wnie Ci łatwo, jak mnie, by się całkiem na Twoją korzyść
odmienić. Nie byłabym potrzebowała całej mojej miłości
ani nawet poczucia, Ŝe coś nadzwyczajnego dla siebie
robię, a juŜ zdołałabym sprzeciwić się całkiem innym i
lepszym cokolwiek powodom, jak te, które Cię spo-
wodowały, by mnie opuścić! Byłyby mi się wydały
słabe i nikłe, a w całym świecie nie byłyby się takie
znalazły, któreby mnie od Twego boku odciągnąć zdołały.
Aleś Ty pragnął tylko posłuŜyć się pierwszym
lepszym pozorem, by módz powrócić do Francyi.
Okręt odpływał.
Czemuś mu nie pozwolił odpłynąć?
Rodzina Twoja Ci pisała.
A czy nie wiesz o tem wszystkiem, com ja od mojej
przecierpieć musiała?
Honor Twój nakazywał Ci, byś mnie opuścił.
A ja? Czym ja myślała p mej czci i honorze?
Musiałeś wracać do ojczyzny, by Twemu królowi
słuŜyć.
JeŜeli to wszystko, co o nim opowiadają, jest prawdą,
to zaiste nie potrzebo wał on Twojej pomocy, i łatwo
mógł Cię zwolnić z Twych obowiązków.
Ach, jakabym ja była szczęśliwa, gdyby mi danem
było, całe Ŝycie spędzić przy Tobie! Ale jeŜeli to była
wola przeznaczenia, Ŝe okrutna rozłąka miała nas roz-
dzielić, to jednakowoŜ myślę, Ŝe winnam się weselić, iŜ
nie postąpiłam wiarołomnie, a za Ŝadne skarby świata
nie byłabym w stanie na taką podłość się zdobyć.
W i e m, o c h wi e m, Ŝ e C i ę k o c h a m a Ŝ d o o b ł ę d u . A
jednakowoŜ nie skarŜę się na obłąkaną moc całej mej
miłości. Przyzwyczaiłam się do wszystkich jej męczarń i
udręczeń, a nie mo głab ym Ŝyć bez tego szczęścia, które
odczuwam w mej miłości ku Tobie w tysiącach
straszliwych tortur.
Ale bezustannie zamęczam się nudą i zniechęceniem
do wszystkiego. Moja rodzina, moi przyjaciele, ten
klasztor tu, to wszystko stało mi się wstrętnem i nie do
zniesienia.
Nienawidzę wszystkiego, na com zmuszona patrzeć,
wszystkiego, co mi przymus robić kaŜe. l tak zazdrosna
czuję się w mej miłości, Ŝe zdaje mi się, jakoby wszystkie
moje czynności, wszystkie moje obowiązki powinny się
odnosić do Ciebie. Wiesz, ja mam wyrzuty sumienia,
jeŜeli jednej sekundy mego Ŝycia Tobie w ofierze nie
składam.
CóŜbym ja najbiedniejsza z biednych zrobiła bez
całej mej nienawiści i całej mej miło ści, która moje
serce wypełnia! CzyŜbym ja moŜe mogła przeŜyć to
wszystko, w czem bezustannie wszystkie moje siły sku-
pione, czyŜbym była w stanie prowadzić spokojne i obo-
jętne Ŝycie! Nie! Nigdybym się nie mogła przyzwyczaić
do Ŝycia tak czczego i tak bez treści.
Wszyscy ludzie zauwaŜyli zupełną zmianę w mojej
istocie, postępowaniu mojem i osobie. Mówiła o tem ze
mną przeorysza, z początku surowo a potem z
nieja-kiem wymiarkowaniem. Com jej odpowiedziała, nie
wiem. Zdaje mi się, Ŝem się z wszystkiego wyspowiadała.
Nawet najsurowsze mniszki mają litość nademną, i ta je
skłania, by mi okazywać współczucie i zmiłowanie.
Wszyscy są wzruszeni moją miłością, tylko Ty jeden
nie przestajesz być całkiem obojętny, a jeŜeli piszesz, to
nic, prócz zimnych listów, pełnych wiecznych powtarzań,
połowa papieru niezapisana, tak, Ŝe całkiem ordynarnie
pokazujesz, jak utęskniony był Ci koniec.
Dona Brites męczyła mnie niedawno tak bardzo, by
mnie z mego pokoju wyciągnąć, a poniewaŜ myślała, Ŝe
toby mnie mogło rozerwać, poprowadziła mnie na spacer
na werandę, skąd moŜna widzieć bramy Mertoli. Jak
tylko tam weszłam, opadł mnie straszny cięŜar bezlitosnych
wspomnień, tak, Ŝe całą resztę dnia przepłakałam.
Zaprowadziła mnie z powrotem do pokoju, gdziem
się rzuciła na łóŜko i myślałam o tem, jak nikłe są widoki,
Ŝ
e mogłabym znowu kiedykolwiek powrócić do zdrowia.
To wszystko, co się tu robi, by mnie pocieszyć, zaostrza
moje cierpienia, a nawet środki lecznicze są dla mnie
tylko dalszą przyczyną męczarni.
Tam widziałam — ach jak często — jakeś przechodził
z postawą i wejrzeniem, które mnie oczarowały, i przy
tem oknie stałam onego nieszczęsnego dnia, kiedy
poraz pierwszy uczułam pierwsze oznaki mej zgubnej
miłości.
Zdawało mi się, jakobyś się starał, mnie się przypo-
dobać, pomimo, Ŝeś mnie jeszcze nie znał. Byłam pewna,
Ŝ
eś mnie zauwaŜył miedzy wszystkiemi, z któremi byłam
razem, a jakeś przystanął, wyobraziłam sobie, Ŝeś
zapragnął, bym Cię dokładnie ujrzeć i całą Twoją
zręczność i śmiałość, z jaką konia ostrogami wspiąłeś,
podziwiać mogła. Byłam wylęknioną, gdyś go zmusił
do wzięcia cięŜkiej przeszkody. Jednem słowem, czułam
się nagle silnie opanowaną przez wszystko, coś robił,
juŜ wtedy czułam, Ŝe nie jesteś mi obojętny, a wszystkie
Twoje czyny i zabiegi odnosiłam do siebie.
Znasz aŜ nadto dobrze ciąg dalszy tego, co się tu
rozpoczęło, ale chociaŜbym nie potrzebowała Cię oszczę-
dzać, nie powinnam wywoływać w Tobie wspomnień, z
lęku, by Cię nie obciąŜać większą jeszcze winą, jaką jest
w rzeczywistości — o ile to wogóle byłoby moŜli-wem —
a pozatem, aby nie być zmuszoną, czynić sobie wyrzutów, Ŝe
robiłam sobie tyle daremny trud, by Cię zmusić, abyś mi
pozostał wierny.
Nie chcesz nim być, nie! JakŜebym zresztą mogła
spodziewać się od mych listów i oskarŜeń tego, czego
miłość moja i moje oddanie się wobec Twej niewdzięcz-
ności zdziałać nie zdołało?
AŜ nadto jestem przeświadczona o mojem nieszczę-
ś
ciu. Twoje niesprawiedliwe postępowanie nie pozwala
mi ani na jedno mgnienie oka wątpić; odkąd mnie po-
rzuciłeś, niema nic, czegobym nie była zmuszona się
lękać.
CzyŜbym ja miała być sama jedna, która się Tobą
zachwyca, dlaczegóŜby nie miało być innych jeszcze
oczu, które Twój blask oślepił? Zdaje mi się, Ŝe nie
zasmuciłoby mnie to, gdyby inne uczucia moje własne
poniekąd usprawiedliwiały, pragnęłabym nawet, byś
w s z y s t k i e k o b i e t y we F r a n c y i w z a c h w y t wp r a wi ł , a
Ŝ
adna Cię nie kochała, i Tobie kaŜda obojętną była. To
jest śmieszna, niemoŜliwa myśl, wiem o tem dobrze. Ale
odczułam aŜ do uprzykrzenia, Ŝeś nie jest w stanie
wywzajemnić się jakąś większą stałością, i Ŝe mógłbyś
o mnie bez wszelkiej obcej pomocy zapomnieć, nawet
nie potrzebowałaby Cię do tego zmuszać nowa miłostka.
A moŜe pragnęłabym jednakowoŜ, byś miał jakiś rozumny
powód; byłabym wtedy co prawda nieszczęśliwszą
jeszcze, Ty jednakowoŜ mniejszą winą obarczony.
J est mi j as ne m, Ŝe cał y T wó j czas s tra wi sz we
Francyi b ez niezwykł ych rozrywek, ale w wo lno ści
i swobodzie. Pozostaniesz tam, bo czujesz się zmęczony
po długiej podróŜy, opływasz w wygody i lękasz się,
Ŝ
e nie moŜesz wtórować mej rozŜagwionej miłości.
O, zaiste, nie masz się czego mnie lękać! Będę juŜ
zado wo lo ną, j eŜeli Cię raz na j akiś czas uj rzę i jak
tylko wiedzieć będę, Ŝe mieszkamy w tym samym kraju.
Ale moŜe całkiem się mylę, a inna kobieta przykuje
Cię s i l n i e j do siebie twardą i zimną pogardliwością,
aniŜeli ja zdołałam tem wszystkiem, w czem woli Twej
powolną byłam?
CzyŜ mogłoby to być moŜliwem, Ŝe złe obchodzenie
się z Tobą mogłob y Cię silniej rozpalać?
Ale zaczem odwaŜysz się rzucić w rzeczywiście
wielką namiętność, to pomyśl o tych bezgranicznych
męczarniach, które znoszę: o moich niepewnych
zamysłach — moich przeskokach uczuć, O całym
wybujałym bólu moich listów, o mojej naiwnej ufności i
mojej rozpaczy, o mojej tęsknocie i zazdrości.
W jakie nieszczęście samochcąc się wtedy
wtrącisz!
Błagam Cię i zaklinam, byś przykład, który mój
stan daje, wziął sobie do serca — na wszelki wypadek
będzie Ci to nauką i wielką korzyścią to wszystko, co
ja w strasznem cierpieniu przeŜywam.
Przed pięciu czy sześciu miesiącami zrobiłeś mi
przykre zwierzenie; opowiadałeś bardzo szczerze, Ŝe
kiedyś kochałeś jakąś damę w Twoim kraju. JeŜeli to
ona Ci jest przeszkodą, byś mógł wrócić do mnie, to
powiedz mi tylko bez ogródek, całkiem mnie nie oszczę-
dzaj, aby skończyła się ta męka, która mnie poŜera.
Jeszcze tli we mnie i podtrzymuje mnie słaba nadzieja,
ale jeŜeli i ona jest tylko ślepą ułudą, to milszem mi
zaiste, całkiem ją stracić, a z nią razem i siebie.
Przyślij mi jej wizerunek i jeden z jej listów! Opo-
wiedz mi wszystko, co Ci mówiła! MoŜe w tem znajdę
ukojenie albo teŜ powód do straszniejszych jeszcze
cierpień. Nie jestem w stanie w dalszym ciągu Ŝyć w
ten sposób, a niema Ŝadnej zmiany, któraby mi nie była
dobrodziejstwem.
Pragnęłabym równieŜ mieć wizerunki Twego
brata i Twojej bratowej. Wszystko to, co dla Ciebie
przedstawia jakąś wartość, jest mi drogiem. Czuję, jakby
to wszystko, co się do ciebie odnosi, całkiem mnie
schło-nęło: sobą samą przestałam juŜ zupełnie
rozporządzać
.
Mam chwile przywidzeń iŜ mogłabym zrzec się samej
siebie do tego stopnia, Ŝe mogłabym w poddańczej pokorze
być słuŜebnicą tej, którąbyś Ty pokochał. Tak się czuje
zmiaŜdŜoną Twojem złem i wzgardliwem postępowaniem, Ŝe
czasami nie ośmielam się nawet o tem pomyśleć, Ŝe
miałabym przecieŜ prawo być zazdrosną, a mimo to Ci
się nie obmierzić. I myślałam, Ŝe popełniam największą
niesprawiedliwość, na jaką sobie pozwolić mogłam, gdy
Tobie wyrzuty robię. I aŜ zbyt często przekonywam się
sama o tem, Ŝe nie wolno mi mówić w gniewie o
uczuciach, które Ty odrzucasz.
Jest tu oficer, który juŜ długo czeka na ten list. Z
całą mocą postanowiłam sobie tak pisać, abyś mógł
czytać i nie czuł się obraŜony, ale wypadło inaczej:
zbyt głupio. Najlepiej, Ŝe zakończę.
Ach, nie czuję się dość na siłach, by się do tego
zmusić. Zdaje mi się, jakbym z Tobą mówiła, kiedy do
Ciebie piszę, Ŝe jesteś w jakiś sposób razem ze mną.
Gdy następnym razem pisać Ci będę, to list mój
nie będzie ani tak długi, ani tak przykry. MoŜesz ten
list spokojnie otworzyć w zaufaniu na to, co Ci tu mówię.
To jak najzupełniejsza prawda, Ŝe nie powinnam mówić
z Tobą o miłości, która Ci obmierzła, i odtąd juŜ nigdy
tego nie zrobię.
Teraz za kilka dni będzie rocznica, kiedy Ci się po
raz pierwszy bez upamiętania oddałam, nie mając względu
na nic. Twoje uczucia wydawały mi się gorące i stałe, i
nigdy nie byłabym w stanie pomyśleć, Ŝe miłość moja
stanie się dla ciebie tak niemiłem uprzykrzeniem, Ŝe
będziesz zmuszony przedsięwziąść podróŜ pięćsetmilową
i wystawić się na wszelkie niebezpieczeństwo morza,
by mnie tylko odbiedz. Niema człowieka, od
którego-bym zasłuŜyła na podobny postępek. PrzecieŜ
musisz sobie przypominać, jak byłam skromna, jak
zmieszana i wstydliwa; ale Ty nie chcesz sobie
przypominać
tego
wszystkiego,
coby
Cię
mogło
obowiązywać do kochania mnie wbrew Twej woli.
Oficer, który ma Ci ten list doręczyć, kaŜe mi po-
wiedzieć po raz ostatni, Ŝe dłuŜej czekać nie moŜe.
Och jak mu spieszno! Z pewnością i on porzuca tu
jakąś nieszczęsną dziewczynę.
Bądź zdrów! Więcej mnie kosztuje, list ten zapie-
czętować, aniŜeli Ciebie kosztowało mnie porzucić —
moŜe na zawsze. Bądź zdrów!
Nie ośmielam się, obsypać Cię tysiącem tych pie-
szczotliwych imion, ani oddać się bezpamiętnie moim
uczuciom. Kocham Cię tysiąc razy więcej, aniŜeli moje
Ŝ
ycie i tysiąc razy więcej, aniŜeli jestem wstanie to
sobie uświadomić. Och, jak jesteś mi drogi i jaką mękę
mi zadajesz! Nie piszesz mi — nie mogłam się pow-
strz yma ć , Ŝ eb y C i tego ra z jeszcz e n ie po wtó rz yć . l
znowu powracam do początku, a oficer pojedzie.
Mniejsza o to. Niech jedzie, niech jedzie - piszę raczej
do siebie, aniŜeli do Ciebie. Szukam tylko drogi ratunku,
by dla duszy swojej znaleść ukojenie. Ten długi list tak
czy tak tylko Cię przerazi. Nawet go nie przeczytasz. Com ja
biedna zrobiła, Ŝem musiała zostać wtrąconą w takie
nieszczęście ! Czemuś tak zatruł moje
Ŝ
ycie? Och, Ŝem ja nieszczęsna nie urodziła się w innym
kraju!
Bądź zdrów i wybacz mi! Nie odwaŜam się zakląć
Cię, byś mnie kochał. Patrz, jak strasznie spodliło mnie
moje przeznaczenie!
Bądź zdrów!
LIST TRZECI.
Co się ma ze mną stać? I co chcesz, abym uczyniła? Jak
daleko czuję się oddaloną od tego wszystkiego, co mi się
swego czasu majaczyło! Spodziewałam się, Ŝe z
wszystkich tych miejscowości, przez które przejeŜdŜać
będziesz, listy od Ciebie otrzymywać będę i to rzeczy-
wiście długie listy. Wierzyłam, Ŝe będziesz sycić miłość
moją nadzieją, iŜ Cię znowu ujrzę, i myślałam, Ŝe znajdę
ukojenie w tem silnem przeświadczeniu, iŜ mi pozosta-
niesz wierny. W ten sposób wydawało mi się moŜliwem, Ŝe
będę mogła wyŜyć bez ostatecznych utrapień. A nawet
snułam lekkie plany, by wszystkie siły, jakie jeszcze mam,
wytęŜyć, aby wyzdrowieć, chociaŜbym zyskała pe wno ść,
Ŝ
eś o mnie juŜ całkiem zapo mniał. Ro złąka z Tobą,
kilkakrotne zakusy pogrąŜenia się w praktyce religijnej,
lęk, by nie zniszczyć całko wicie tej odrobiny zdro wia
przez tyle bezsennych nocy i udręczeń, ta odrobina
nadziei Twego powrotu, Twoja ostygła namiętność, ta
oziębłość, z jaką się ze mną Ŝegnałeś, odjazd Twój,
spowodowany dość nędznymi wybiegami; to
wszystko, tysiąc innych równie dobrych, jak niepotrzeb-
nych przyczyn, mogłyby mi dać jako tako pewną ostoję,
gdybym jej potrzebowała. A jak się okazuje, byłam to ja
sama, przeciw której walkę wszcząć musiałam, a z pewnością
nie miałam wyobraŜenia, jak byłam słabą, ani przewidzieć
nie mogłam tego wszystkiego, co teraz przecierpieć muszę.
Ja, biedne stworzenie, do jakiejŜ litości ja nie mam
prawa, skoro nie mogę z Tobą podzielić mego cierpienia, a
muszę się samą, samiuteńką widzieć, oddaną na łup
mego nieszczęścia!
To przeświadczenie zabija mnie. Umieram z przera-
Ŝ
enia, na tę myśl, Ŝe Ty przy wszystkich naszych roz-
koszach nie odczuwałeś nic z całej istotnej głębi. Och
tak, tak. Teraz dopiero widzę, jak fałszywą była Twoja
miłostka. Zdradzałeś mnie za kaŜdym razem, gdyś mi
mówił, Ŝe najwyŜszą rozkoszą dla Ciebie, być ze mną
razem sam na sam.
Jedynie tylko mojej własnej, wytrwałej miłości za-
wdzięczam całą Twoją miłość i miłosne uniesienie. Na
zimno powziąłeś zamiar, by krew moją do poŜaru
roz-Ŝagwić. Miłość moją uwaŜałeś jako zdobyte
zwycię-ztwo, ale serce Twoje nigdy nie zabiło gorętszym
porywem.
Ale nie jestŜeś nieszczęśliwy i tak całkiem wyzbyty
z wszelkiej uczuciowej delikatności, Ŝeś nie umiał lepiej
wyzyskać mojej bezgranicznej miłości? I jakŜeŜ to się
stać mogło, Ŝe przy takim ogromie mej miłości nie mo-
głam Ci dać szczęścia do syta?
Z miłości ku Tobie opłakuję niewyczerpane rozkosze,
któreś utracił. Co za nieszczęśliwy Jos nie pozwolił Ci
ich do dna wyczerpać! Och, gdybyś je tylko był zaznał,
z pewnością byłbyś się dowiedział, Ŝe są one niewątpliwie
więcej warte, jak to zadosyćuczynienie, Ŝeś mnie
oszukał, i Ŝe stokroć wiekszem szczęściem i głębszą
rozkoszą jest kochać z całą namiętnością, aniŜeli być
kochaną.
Ani nie wiem, czem jestem, ani co czynię, ani
cze-gom jest spragniona. Jestem w strasznej rozterce
tysiącem sprzecznych uczuć. CzyŜ moŜna sobie
nędzniejszy stan wystawić?
Kocham Cię do obłędu, a moŜe nawet nie jestem w
stanie zgwałcić moje serce, by zapragnęło, abyś musiał
znosić męczarnie równieŜ gwałtownej miłości. Samabym
się zabiła, a gdybym tego uczynić nie zdołała, umarłabym
w udręczeniu, gdybym była pewną, Ŝe nigdy spokoju nie
znajdziesz, Ŝe Twoje Ŝycie niczem nie jest prócz
rozpaczą i marnością, Ŝe płaczesz bez ukojenia, a
wszystko Ci jest wstrętnem i nienawistnem. Nie mam
dosyć sił, by udźwignąć cięŜar własnych cierpień; jak-
Ŝ
ebym mogła ponieść te, któreby mi Twoje nieszczęście
zgotowało, a któreby tysiąckrotnie boleśniej na mych
barkach spoczęły?
Ale równieŜ nie mogę się do tego stopnia przemódz,
bym mogła zapragnąć, abyś nigdy juŜ o mnie nie myślał,
i aby całkiem szczerze powiedzieć, jestem do szaleństwa
zazdrosną o wszystko to w Francyi, co Tobie radość i wesele
sprawia, co Twoje serce zachwyca, i przyjemnie Cię
rozrywa.
Właściwie nie wiem, po co ja Ci piszę? AŜ nadto
widzę, Ŝe nic prócz litości dla mnie nie uczuwasz, a ja nie
chce Twej litości. Zła jestem sama na siebie, jeŜeli
pomyśle, com wszystko Ci poświęciła.
Straciłam dobre imię i cześć moją; naraziłam się na
najstraszniejszy gniew mej rodziny, na cały rygor prze-
pisów naszego kraju przeciw zakonnicom i na całą Twoją
niewdzięczność, która mi się wydaje być największem z
mych wszystkich nieszczęść: a mimo wszystko czuję tak
jasno, Ŝe moje wyrzuty sumienia nie są szczere, Ŝe z
całego serca wystawiłabym się na stokroć razy większe
niebezpieczeństwa z miłości ku Tobie, i Ŝe odczuwam
smutną radość, iŜ całe moje Ŝycie i cześć moją na jedną
kartę postawiłam.
CzyŜ nie było to moim obowiązkiem, oddać Ci to
wszystko, co miałam najkosztowniejszego do Twego roz-
porządzenia? l czyŜ nie miałabym być zadowoloną, Ŝem
zrobiła z tego taki właśnie uŜytek, jaki zrobiłam? Zdaje
mi się nawet, Ŝe nie jestem na tyle zadowoloną, jakbym być
powinna, z tych wszystkich mych męczarń i mej
nieskończonej miłości, chociaŜ niestety nie jestem w sta-
nie, wmówić w siebie, Ŝe jestem z Ciebie zadowoloną.
ś
yję z całą męką złamanych ślubów moich. A czynię
wszystko w równej mierze, by Ŝycie moje podtrzymać,
jak, Ŝeby je zniszczyć.
Umieram z wstydu. Rozpacz moja Ŝyje zatem tylko w
moich listach. Gdybym Cię tak przepastnie kochała, jak
Cię o tem zapewne juŜ tysiąckrotnie zapewniałam, czyŜ
juŜ dawno nie musiałabym spocząć na marach?
Sprzeniewierzyłam się Tobie, Tyś powinien się na
mnie uskarŜać. Och, czemuŜ Ty tego nie czynisz? Wi-
działam, jakeś odjeŜdŜał, nie mogę się spodziewać uj-
rzeć Cię kiedykolwiek z powrotem, a mimo to dysze
jeszcze. Zdradziłam Cię. Z głębi duszy błagam Cię o
przebaczenie. Bądź twardy dla mnie! Powiedz, Ŝe nie
widzisz, aby uczucia moje były dość głębokie. Bądź
wybredniejszy, nie dajŜe się przecieŜ tak łatwo zadowolić.
Napisz mi, Ŝe wymagasz, iŜbym z miłości ku Tobie
umarła. Błagam, zaklinam Cię, daj mi tę pomoc, abym
mogła przyzwycięŜyć słabość mej płci i moje wahania
rzeczywistym czynem rozpaczy.
Tragiczny mój koniec zmusiłby Cię myśleć o mnie
częstokrotnie, wspomnienie o mnie stałoby Ci się
dro-giem a moŜe tak niezwykła śmierć poruszyłaby
Twoje serce.
CzyŜ to nie daleko więcej warte, jak ten ochłap
Ŝ
ycia, któryś mi pozostawił?
Bądź zdrów! Och jakbym pragnęła, bym Cię nie była
nigdy ujrzała!
Ale jak silnie i głęboko odczuwam nieszczerość
w tem pragnieniu! W tym samym momencie, w którym
Ci to piszę, czuję jasno, Ŝe stokroć razy wolę być nie-
szczęśliwą i Cię kochać, aniŜelibym Cię nigdy ujrzeć
nie miała.
Oddaję się pokornie na łup mego przeznaczenia bez
szemrania jego wyrokom, bo Tyś jest, któryś je nie chciał
na lepsze odmienić.
Bądź zdrów!
Przyrzecz mi, Ŝe będziesz odczuwał pełne miłości
współczucie zemną, jeŜeli umrę z tej udręki, i Ŝe miłość
moja bezgraniczna wypełni Cię przesytem i odrazą do
wszystkiego innego.
Ta pociecha mi starczy; jeśli taką jest wola przezna-
czenia, Ŝe mam Cię na zawsze opuścić, nie chciałabym
Cię pozostawić j a k i e j ś innej.
PrzecieŜ nie będziesz tak wyszukanie okrutnym, aby
chcieć wyzyskać moją rozpacz i zapragnąć dać więcej je-
szcze się kochać i tem się chełpić, Ŝeś posiadł największą
miłość, jaka kiedykolwiek na świecie istniała.
Bądź zdrów — raz jeszcze!
Piszę Ci zbyt długie listy, wiem o tem dobrze. Nie
oszczędzam Cię dostatecznie. Proszę Cię — wybacz mi — i
ośmielam się tuszyć nadzieję, Ŝe okaŜesz się trochę
względnym dla biednej, obłąkanej istoty, która, jak wiesz,
nią nie była, zanim Cię kochać poczęła.
Bądź zdrów!
Coś mi mówi, Ŝe za często Ci piszę o tem, jak mi to
całe Ŝycie jest nie do zniesienia. Z całego serca dziękuje
Ci za rozpacz, w której mnie pogrąŜyłeś, a nienawidzę
spokoju, w którym Ŝyłam, zaczem Cię poznałam.
Bądź zdrów!
Moja miłość rośnie z kaŜdą chwilą, która ubiega!
Och, jak duŜo miałabym Ci jeszcze do powiedzenia!
L I S T CZWARTY.
Doszłam do przekonania, Ŝe wyrządzam uczuciom
mego serca najwyŜszą zniewagę, jeŜeli je kusze, dać Ci
je poznać, pisząc o nich.
Jakabym była szczęśliwa, gdybyś ty własną pło-
mienną miłością mógł je odgadnąć i w całym ogromie
objąć!
Ale nie mogę się na Ciebie zdać, i nie mogę się
powstrzymać, by Ci nie powiedzieć, jakkolwiek daleko
łagodniej, aniŜeli czuję, byś mnie tak nie męczył, jak
mnie męczysz tem zapomnieniem, które mnie do roz-
paczy dopro wadza, a które jest hańbą dla Ciebie sa-
mego . W kaŜd ym wyp ad k u j est to co naj mniej słuszne i
sprawiedliwe, Ŝe musisz się z tem pogodzić, by wy-
słuchać moich skarg na całe to nieszczęście, które
co-prawda przewidziałam, gdym zrozumiała, Ŝeś silnie po-
stanowił, mnie porzucić. Wiem doskonale, Ŝem się my-
liła, gd ym przyp uszczała, Ŝe sob ie uczciwiej wo bec
mnie postąpisz, jak to zwykle bywać zwykło.
Wierzyłam, Ŝe moja bezgraniczna miłość musi mnie
wynieść ponad wszelką nieufność, jakoteŜ pozwoli mi
dostąpić zasługi, dotrzymania mi większej wiary, jakiej się
zwykle nie znachodzi. Ale pragnienie Twoje, by mnie
zdradzić, przemogło sprawiedliwość, jaką mi jesteś winien
za wszystko to, com dla Ciebie uczyniła.
A jednak przyznać muszę, Ŝe nie mniej byłabym
nieszczęśliwą, gd yb yś mn ie tylko dla tego kochał, Ŝe ja
Cię kocham. Wszystko chciałabym zawdzięczać jedynie
tylko Twej własnej miłości. Ale jak daleko mi do tego,
jeŜeli juŜ sześć miesięcy przeszło, a ja nie otrzymałam od
Ciebie ani jednego listu.
Całe to nieszczęście przypisuję zaślepieniu, z jakiem
miłość moja pchała mnie ku Tobie. MogłamŜeŜ prze-
widzieć, Ŝe moja rozkosz rychlej się skończy, aniŜeli
miłość moja? MogłamŜeŜ się spodziewać, Ŝe całe Ŝycie
pozostaniesz w Portugalii i zaniechasz nadziei na przy-
szłość swoją w kraju Twoim, by się wszystkiemi myślami
mnie jednej poświęcić?
Dla udręczenia mego nie znajdzie się nigdy ukojenia,
a wspomnienie tego wszystkiego, com skosztowała,
wypełnia mnie rozpaczą. CzyŜ rzeczywiście ma tęsknota
moja zczeznąć, a ja Cię nigdy nie ujrzę w moim pokoju z
całą namiętnością i ogniem, jaki mi okazywałeś ?
Ale niestety! Uroiłam sobie coś, a wiem aŜ nadto
dobrze, Ŝe T wój zachwyt, który mi doszczętnie gło wę i
serce zawrócił, nie był czem innym, jak tylko Twoją
zabawką, która się skończyć musiała, gdy rozkosz do
dna się wyczerpała.
W tych szczęśliwych chwilach powinnam była się
zdob yć na tę siłę, b y przywo łać rozsąd ek mój ku p o-
mocy przeciw temu nieszczęsnemu nadmiarowi błogości
i zmusić go do przewidzenia tego, co teraz cierpię.
Alem na oślep i bez pamięci Ci się oddała, i nie byłam w
stanie o czemśkolwiek myśleć, coby moją rozkosz zatruć i
mnie powstrzymać mogło, by się nie upijać całem mojem
jestestwem płomienistymi dowodami Twojej namiętności.
Zbyt wielką rozkoszą było dla mnie, czuć Cię przy
sobie, aniŜeli byłabym zdolna o tem pomyśleć, Ŝe pew-
nego pięknego poranku daleko odemnie odbiegniesz.
Wprawdzie przypominam sobie, Ŝem Ci kilka razy mó-
wiła, iŜ przez Ciebie stanę się nieszczęśliwą; ale lęk
mój szybko się rozpraszał, a uczuwałam rozkosz, go
tobie w ofierze złoŜyć i całą się oddać ułudzie Twoich
oszałamiających i zdradzieckich zapewnień.
Całkiem jasno widzę, coby mogło się stać lekarstwem
dla wszystkich mych cierpień. Rozwiałyby się w tej
samej chwili, w którejbym Cię kochać zaprzestała. Ale
ja biedne, nieszczęsne dziecko człowiecze, cóŜtoby był
za lek dla mnie!
Och nie! Wolę zaiste więcej jeszcze cierpić, aniŜeli o
Tobie zapomnieć, l czyŜ to zresztą odemnie zaleŜy? Ja,
która nie mogę sobie wyrzucić, bym zapragnęła
chociaŜ jednej thwili, w którejbym zaprzestała Cię
kochać!?
O ile więcej nie jesteś Ty poŜałowania godnym,
kiedy zaprawdę daleko lepszem jest cierpieć tak, jak ja
cierpię, aniŜeli pławić się w bezmyślnych rozkoszach,
jakie Ci Twoje kochanki w Francyi dają. Nie zazdroszczę
Ci Twej obojętności i wzbudzasz we mnie li tylko litość.
A chciałabym wiedzieć, czyś rzeczywiście tak całkiem
o mnie zapomniał. Tem jednem chełpić się mogę, Ŝe
jam jest, bez której tylko męty rozkoszy spijać moŜesz,
i jestem szczęśliwszą od Ciebie, bo silniej dusza moja
gore.
Zrobiono mnie od niedawna tu w Klasztorze
fur-tyanką. Wszyscy ludzie, którzy zemną mówią, są
przekonani, Ŝe nie jestem przy zdrowych zmysłach.
Nie wiem, co im odpowiadam, a zakonnice musiały
chyba tak samo rozum stracić jak ja, jeŜeli mi
jakiśkolwiek urząd powierzyły.
Och, jak ja zazdroszczę szczęścia Manoelowi i Fran-
ciszkowi ! Dla czegóŜ to ja nie mogę być bezustannie
przy Tobie, jak oni. Z pewnością byłabym Ci towa-
rzyszyła i daleko wierniej słuŜyła. Niczego innego w tym
ś
wiecie nie pragnę, prócz, by Cię widzieć. I przynaj-
mniej nie zapomnij mnie!
JuŜ będę zadowoloną, jeŜeli mnie wspominać bę-
dziesz; ale niestety, nie mogę być pewną, byś to czynił.
Do takiej drobiny nie zacieśniałam koła mych pragnień
wtedy, gdym Cię dzień w dzień widywała; ale zdołałeś
wreszcie mnie pouczyć, Ŝe zgadzam się na wszystko to,
co chcesz.
A jednakŜe nie Ŝałuję, Ŝe Cię 'ubóstwiałam. Rozkoszą
mi to i słodyczą, Ŝeś mnie uwiódł. śeś się tak okrutnie
odemnie oderwał, moŜe juŜ po całą wieczność, nie
zmniejsza w niczem mojej pałającej miłości.
Chciałabym, aby wszyscy ludzie o tem wiedzieli;
nie robię z tego najmniejszej tajemnicy; jestem zachwy-
cona, Ŝem dla Ciebie to wszystko robiła, com zrobiła
wbrew wszelkiej obyczajności. Cześć moja i religia nie
istnieją w niczem innem, jak tylko w tem, by Cię kochać
do obłędu, jak długo Ŝyję, odkąd juŜ raz Cię pokochałam.
Nie mó wię Ci tego wszystkiego, ab y Cię zmusić,
byś mnie pokochał. Nie powinieneś się w niczem krę-
pować. Niczego od Ciebie nie pragnę, czegobyś nie
zrobił z własnej chęci i woli i odrzucam wszystkie dowody
Twej miłości, którebyś równie dobrze mógł powstrzymać.
Będzie mi to prawdziwą radością, jeŜeli będę Cię mogła
uniewinnić, Ŝe mi nic nie piszesz, jeŜeli Ci to moŜe
przyjemność sprawia, Ŝe nie potrzebujesz się tem
utrudzać j odczuwam serdeczną potrzebę, wszystkie Twoje
błędy Ci przebaczyć.
Dziś rano był tu jeden francuzki oficer, który miał to
zlitowanie i mówił ze mną o Tobie więcej niŜ trzy
go d zin y; o p o wiad ał mi, Ŝe Franc ya za warła p o k ó j.
JeŜeli tak jest rzeczywiście, nie mógłbyś przyjechać,
odwiedzić mnie i mnie zabrać z sobą do Francyi?
Ale nie zasługuję na to. Czyń to, co uwaŜasz za
d o b re. Mo j a miło ść nie zaleŜ y j uŜ o d te go , w j aki
sposób się ze mną obchodzisz.
Od czasu, jakeś wyjechał, nie miałam ani jednej
chwili, w którejbym się czuła dobrze, a moją jedyną
pociechą: powtarzać tysiąc razy dziennie imię Twoje.
Niektóre z sióstr wiedzą, w jaki politowania godny
stan mnie wtrąciłeś, i bardzo często mówią zemną o Tobie.
O ile mi moŜebnem, pozostaję w moim pokoju, do
k t ó r e g o t a k c z ę s t o d o mn i e p r z yc h o d z i ł e ś ; wi e c z n i e i
bez przestanku zapatrzoną jestem w Twój obraz, który mi
jest droŜszym, aniŜeli Ŝycie moje. Jest mi on niejaką
pociechą, ale sprawia mi teŜ tylko udręczenie, jeŜeli o
tem pomyślę, Ŝe moŜe Cię juŜ nigdy nie ujrzę.
JakŜeŜ moŜe się stać to moŜliwem, Ŝe nie miałabym
Cię juŜ nigdy ujrzeć! Czyś mnie juŜ rzeczywiście na
zawsze porzucił? Myśl ta doprowadza mnie do rozpaczy.
Och juŜ nie zdzierŜy tego Twoja biedna Marianna.
Wpadnie w omdlenie, gdy list ten ukończy.
Bądź zdrów, bądź zdrów!
l miej zlitowanie nademną!
LIST PIĄTY.
Piszę Waćpanowi po raz ostatni, i mam nadzieję, Ŝe
róŜnica tak w wyraŜeniu, jak i tytułowaniu osoby
Wać-pana, da Mu do zrozumienia, Ŝe udało Mu się wreszcie
przekonać mnie o tem, Ŝe Waćpan juŜ mnie więcej nie
kocha, a zatem, Ŝe i ja przestać muszę, Waćpana kochać.
Przy pierwszej lepszej sposobności prześlę WPanowi
to, co jeszcze mam w posiadaniu od Niego. Waćpan
nie potrzebuje się obawiać Ŝe kiedykolwiek pozwolę się
jeszcze skusić, by Mu pisać. Nie połoŜę nawet Jego
nazwiska na przesyłce. Wszystko oddałam do zała-
twienia Donie Brites; była mi zawsze powiernicą, w rze-
czach wprawdzie nieskończenie róŜnych od tych. Nie
chcę mieć do niej tej nieufności, którąbym miała dla
siebie samej, gdybym się pokusiła to sama zrobić. Po-
dejmie ona wszelkie środki ostroŜności, tak Ŝe mogę być
całkiem upewnioną, Ŝe Waćpan otrzyma portret swój i
bransoletki, które mi kiedyś darował.
Pragnę atoli, abyś Waćpan wiedział, Ŝe juŜ od kilku
dni uczułam się całkowicie na mocy, by módz podrzeć
i popalić to wszystko, co miało być rękojmią Jego mi-
łości, a dla mnie tak drogiem. Ale ja Waćpanowi oka-
zywałam tyle słabości, Ŝe Waćpan naturalnie nigdyby
nie był w stanie przypuścić, bym mogła być zdolną do
takiej ostateczności. A wiec chce się rozkoszować cierpie-
niem, jakie mi sprawiła rozłąka z tem wszystkiem, a Wać-
panowi wyrządzić chociaŜby tą odrobinę przykrości.
To jedno przyznaję ku hańbie nas obojga, Ŝe daleko
silniej uczułam się spętana temi drobnostkami, aniŜelibym
to Waćpanowi powiedzieć chciała, i Ŝe zrozumiałam, iŜ
znowu muszę się odwołać do całego mego rozumu, by
módz się oderwać do kaŜdego kawałka, nawet wtedy,
gdym w siebie wmawiała Ŝe juŜ nie czułam się więcej z
Waćp. związaną. Ale z pomocą tylu doskonałych
przyczyn rozsądków, moŜna wreszcie osiągnąć wszystko,
co się chce.
Wszystko oddałam Donie Brites. Ile łez kosztowało
mnie to postanowienie! Po tysiącach zmianach i prze-
mianach uczuć, o których Waćpan najlŜejszego wyobra-
Ŝ
enia mieć nie moŜe, a z których doprawdy Waćpa-
nowi sumitować się nie potrzebuję, błagałam ją, by mi
nigdy nic o tych drobnostkach nie mówiła, nigdy ich
mnie nie oddawała, nawet gdybym ją miała o to prosić,
aby raz jeszcze je ujrzyć, a przedewszystkiem, by je WP.
przesłała, bez uprzedniego powiadomienia mnie o tem.
Wtedym dopiero właśnie poznała nadmiar mej mi-
łości, gdym wszystkie siły wytęŜyła, by się z niej wy-
leczyć, a lękam się, Ŝe nigdybym się nie była odwaŜyła,
zrobić tą próbę, gdybym była mogła przewidzieć, Ŝe
będzie tak trudna i mnie o takie gwałtowne wstrząśnie-
nia przyprawi. Jestem przekonaną, Ŝe byłabym daleko
mniej cierpiała, gdybym Go dalej kochała mimo Jego
niewdzięczność, jak teraz kiedy Go juŜ na zawsze opu-
szczam. Utrwaliłam się w tej pewności, Ŝe miłość moja
była mi droŜszą, jak osoba Waćpana i przeŜyłam obłędne
cierpienia, kiedym była zmuszona ją zwalczać, nawet
wtedy, gdy niegodne i obraŜające postępowanie WP.
mi ją obrzydziło. Przyrodzona duma mej płci nie wy-
starczała mi, by powziąść jakieśkolwiek postanowienie
wobec WPana. Och ja nieszczęsna! Znosiłam Twoja
wzgardę; poddałabym się nienawiści Jego, odbolałabym
całą tą zazdrość, jakąby mi wyrządziła skłonność
Wać-pana
do
jakiejś
innej.
Wtedy
miałabym
przynajmniej jakieś silne uczucie, z którymbym się
zmagać musiała! Ale obojętność Waćpana jest mi nie do
zniesienia. Głupie zapewnienie o przyjaźni WP. i
ś
mieszne grzeczno-stki Jego ostatniego listu zapewniły
mnie o tem, Ŝeś WP. wszystkie moje listy otrzymał, które
do Niego pisałam a zarazem, Ŝe nie zrobiły najmniejszego
wraŜenia na Jego serce. A jednakowoŜ je WP. czytał!
Niewdzięczniku! Jestem jeszcze na tyle bezrozumna, Ŝe
pogrąŜam się w rozpaczy, iŜ muszę zaprzestać łudzić się, Ŝe
moŜe nie doszły rąk Waćpana i ich Mu nie oddano.
Przeklinam szczerość Waćp. CzyŜ Go moŜe o to prosiłam,
by mi powiedział całą czystą, niekłamaną prawdę? Dla
czegoś mi Waćpan nie pozwolił Ŝyć dalej w mej miłości?
Mógłbyś się przecieŜ tem zadowolić, by mi więcej nie
pisać, nie prosiłam, byś mi oczy przemocą otwierał. CzyŜ nie
jestem dość nieszczęśliwą, Ŝem nie mogła WPana zmusić,
byś mnie
dalej okłamywał i łudził, Ŝe juŜ teraz nie mam Ŝadnego
uniewinnienia dla Niego?
To jednakowoŜ winien WP. wiedzieć, Ŝem się prze-
konała, iŜ nie jest On wart moich uczuć i Ŝe juŜ poznałam
wszystkie Jego złe przymioty.
Ale jeŜeli to wszystko, com dla Waćpana zrobiła,
warte tego, by mieć pewien wzgląd na to, o co po-
proszę, to błagam Waćpana, by mi nigdy juŜ nie pisał, i
był mi pomocnym, bym Go mogła doszczętnie zapo-
mnieć. Gdybyś Waćpan mógł mi dać choćby najsłabszy
dowód, Ŝe czytanie tego listu ból Mu sprawiło, to
mo-Ŝliwem staćby się mogło, Ŝebym mu uwierzyła. I
moŜliwe, Ŝe tego rodzaju zwierzenie i moŜebność takiego
przypuszczenia mogłoby mnie rozgoryczyć i rozgniewać;
a to wszystko mogłoby Ŝar mojej namiętności na nowo
roznienić.
A zatem poprzestań Waćpan troszczyć się o to, co
czynię. Z pewnością wywróciłby Waćpan wszystkie moje
postanowienia, tak, jakeś rozpoczął w zakres ich wkra-
czać. Nie chcę nic wiedzieć o tem, jaki skutek mój list
wywrze. Nie zakłócaj WPan stanu, w jaki się wprawić
pragnę! Zdaje mi się Ŝe mógłbyś Waćpan być dostate-
cznie zadowolonym z nieszczęścia w jakieś mnie wprawił,
wszystko jedno, jakiś Waćpan miał zamiar, by mnie w nie-
szczęście wtrącić. Nie obdzieraj mnie Waćpan z tej
ostatniej niepewności; mam nadzieję, Ŝe z czasem ją
do czegoś doprowadzę, co da się porównać z spokojem
mej duszy.
Przyrzekam, Ŝe nie będę Go nienawidzieć. Zbyt
mało ufam silnym uczuciom, by się na to odwaŜyć.
Całkiem nie wątpię, Ŝe tu w moim kraju znalazłabym
wierniejszego kochanka, ale któŜ byłby w stanie mnie
zniewolić, bym mu się odwzajemniła? CzyŜby miłość
jakiegoś innego męŜczyzny mogłaby zdziałać, by na
mnie wraŜenie zrobić? CzyŜ nie doświadczyłam, Ŝe
człowiek, który zakosztował miłości, nigdy tego nie za-
pomni, który ją jako pierwszy rozbudził do ogromu tej
namiętności, jaką w stanie jest objąć. A czyŜ ja nie wiem, Ŝe
wszystkie jego uczucia związane z tym boŜyszczem, jaki
sobie wytworzył, Ŝe nigdy nie zdolen zapomnieć swych
pierwszych wraŜeń i nigdy juŜ z swych pierwszych ran
się nie wyleczy; Ŝe kaŜda nowa miłość, która mu chce
przyjść z pomocą i wytęŜa się, by go wypełnić i radość
mu sprawić, roztacza przed nim ułudę wraŜliwości, której
juŜ odczuć nie moŜna; Ŝe wszystkie rozkosze, których
szuka, bez pragnienia, by je znaleść, nie zdadzą się na nic
więcej, jak tylko, by mu uprzytomnić, Ŝe nic mu nie
jest tak drogiem, jak wspomnienie całego swego bólu i
udręczenia.
Czemuś
mi
Waćpan
kazał
poznać
całe
tą
niedosta-teczność i gorzkość umiłowania, które wiecznie
trwać nie moŜe i wszystkie te nieszczęścia, które idą ręka
w rękę z miłością, nie odwzajemnioną ? DlaczegoŜ ślepy
popęd i okrutne przeznaczenie prawie zawsze się
nierozerwalnie łączą, abyśmy tym w udzielę przypadły,
których pragnienie za jakąś inną goni ?
A gdybym nawet mogła się spodziewać jakiejś roz-
rywki w nowym stosunku i mogłabym natrafić na ja-
kiegoś szczerego człowieka, któryby mnie pokochał, to
jednakowoŜ mam tyle litosnego współczucia z samą sobą,
ze Uczuwałabym najsroŜsze wyrzuty sumienia, gdybym
najnędzniejszego człowieka na tym świecie, miała wtrącić
w ten stan, w jaki Waćpan mnie wtrąciłeś. I pomimo, Ŝe
nie potrzebuję brać Ŝadnego względu na Niego, nie
mogłabym się na to zdobyć, by się tak srogo na
Wac-panie pomścić, nawet wtedy nie, gdyby to przez
zmianę jakiegoś nieprzewidzianego wypadku odemnie
zaleŜało. Próbuję w tej chwili uniewinnić Waćpana i
rozumiem to bardzo dobrze, Ŝe zakonnica nie bardzo się
na to nadaje, b y miło ść wy wo łać. Al e p o te m wyd a j e
mi się zaraz, Ŝe, gdyby męŜczyźni byli zdolni
posłuchać głosu rozsądku, jaki wybór w miłości uczynić
naleŜy, to właśnie przekładaliby mniszki ponad wszelkie
inne kobiety. Bo nic nie istnieje, coby właśnie mniszkom
mogło przeszkadzać, bezustanie myśleć tylko o ich
miłości: nie są rozp ro szo ne p rzez te t ys ięcz ne rzecz y,
któ re wyp e łn iaj ą i na drzazgi rozczepiają Ŝycie kobiet,
które w świecie Ŝyją. A wydaje mi się, Ŝe nie musi to być
zbyt wielką przyjemnością, jeŜeli się widzi, Ŝe te, które
się kocha, zajęte są tysiącznemi fatałaszkami, i trzeba juŜ
mieć nadzwyczaj mało delikatności uczuć, by nie popaść w
rozpacz, gdy się słyszy, jak o niczem innem nie mówią,
prócz o towarzystwie, strojach i przechadzkach.
Bezustannie jest się oddanym na łup zazdrości, bo
przecieŜ one są zmuszone, okazywać grzeczność i
przystępność i z wszystkimi się zabawiać.
A któŜ moŜe być pewnym, Ŝe nie odczuwają pewnej
przyjemności przy całej tej wolności, a przeciwnie skła-
niają się ku swym małŜonkom jedynie tylko z ostate-
cznym wstrętem i odrazą! A jaką nieufnością muszą
darzyć kochanka, który nie kaŜe się im spowiadać z kaŜdej
ich czynności, a na ślepo i bez niepokoju wierzy w to, co
mu powiedzą i z największym zaufaniem i naj-zupełniejszym
spokojem na to patrzy, gdy muszą swe obowiązki
małŜeńskie spełniać.
Ale nie jest to mojem Ŝyczeniem, by Waćpanowi do
rozsądku przemawiać i Go przekonać, Ŝe powinienby
mnie kochać. To są nieskończenie marne środ ki, a ja
juŜ przecieŜ zuŜyłam bezskutecznie takie, które były bez
porównania lepsze. Wiem aŜ nadto dobrze, jak nieubłaga-
nym jest mój los, bym się kusić miała, mu się sprze-
ciwić: przez całe moje Ŝycie pozostanę nieszczęśliwą.
A czyŜ nie byłam juŜ nią wtedy, gdym codziennie
Waćpana wid ywała? O mało nie umierałam z leku, Ŝe mi
się sprzeniewierzysz; chciałam Go widzieć w kaŜdej chwili
i porze dnia, ale to było niemoŜliwem; lękałam się
niebezpieczeństwa, na jakie Waćpan był naraŜony, gdy
przychodził do klasztoru, Ŝyć przestawałam, gdyś nie był
w obozie; byłam zrozpaczona, Ŝe nie jestem piękniejszą i
godniejszą Waćpana; bolałam nad moim skromnym stanem;
częstokroć zbierał mnie lęk, Ŝe skłonność, którą Waćpan
zdawał się Ŝywić ku mnie, mogłaby Mu w jakikolwiek
sposób szkodzić; uroiło mi się, Ŝe nie dosyć jeszcze Go
kocham; obawiałam się dla Waćpana gniewu mojej
rodziny; jednem słowem, przeŜywałam tafcie same
marne Ŝycie, jakiem teraz Ŝyje.
Gdybyś był Waćpan po swoim odjeździe z Portugalii dał
mi jakiśkolwiek dowód swej miłości, byłabym była wszystko
uczyniła, co jest w mej mocy, aby się ztąd wydostać. Była-
bym się przebrała, by ztąd uciec i Waćpana odszukać.
A pomyśl Waćpan tylko, coby się było ze mną stało,
gdybym była przyjechała do Francyi, a Waćpan się
o mnie nie zatroszczył! W jaki stan rozczarowania i obłę
dnej rozpaczy nie musiałabym była popaść! A jaką bez
graniczną hańbę byłabym sprowadziła na głowę mej ro
dziny, która mi jest tak drogą teraz, gdym przestała
Waćpana kochać!
Z listu mego widzi Waćpan, jak juŜ teraz jasno poj-
muje, jak łatwo mogłoby być moŜliwem, bym mogła
wpaść w daleko większe jeszcze nieszczęście, jak to,
w któreś mnie Waćpan wtrącił.
Przemawiam do Waćpana całkiem rozsądnie, przy-
najmniej raz jeden w mojem Ŝyciu. Och, jak Waćpan bę-
dzie zachwycony, Ŝe tak się opanowałam jak będzie ze
mnie zadowolony! Ale ja juŜ o tem dowiedzieć się nie
chcę. JuŜ Waćpana prosiłam, by mi więcej nie pisał
i raz jeszcze Go o to proszę. Czyś Waćpan nigdy, cho
ciaŜby na jedną chwilkę, o tem nie pomyślał, jak się
ze mną obszedł? J nigdy Mu to na myśl nie przyszło,
Ŝ
e ma wobec mnie daleko większe zobowiązania, aniŜeli
wobec kogokolwiekbądź na całym świecie?
Kochałam Waćpana, jak tylko w obłędzie kochać
moŜna. Jak ja pogardzałam wszystkiem innem!
Waćpan nie postępował wobec mnie tak, jakby przy-
stało na człowieka czci i honoru! Musiałeś Waćpan
mieć do mnie jakiś przyrodzony wstręt, jeśliś mnie nie
zdołał pokochać bezpamiętnie.
Pozwoliłam się oszołomić bardzo zwykłymi przy-
miotami. Coś Waćpan właściwie uczynił, coby mnie mo-
gło dla Niego ująć? Coś mi poświęcił? Czyś Waćpan
nie szukał tysiąca innych rozrywek? Czyś moŜe dla mnie
zaniechał gry i łowów? Azaliś nie był pierwszym, który
łączył się z armią, a ostatnim który wracał? Czyś nie
wystawiał się z warjacką fantazyą na niebezpieczeństwa,
mimo, Ŝem Waćpana błagała, byś się oszczędzał? Nie
poczyniłeś Waćpan Ŝadnego kroku, by módz pozostać
w Portugalii, gdzieś się cieszył ogólnym szacunkiem.
List Jego brata wystarczył, byś udał się w podróŜ bez
jednej chwili wahania. A czyŜem się nie dowiedziała, Ŝe
podczas całej podróŜy byłeś Waćpan w jak najlepszem
usposobieniu?
Czuję, Ŝe jestem zniewoloną, przyznać się, iŜ muszę
Waćpana śmiertelnie nienawidzić. Och, wiem, wiem do-
brze, Ŝem sama to całe nieszczęście na siebie sprowa-
dziła. Z zbyt wielką ufnością przyzwyczaiłam Waćpana
od samego początku do tej wielkiej namiętności, a trzeba
być fałszywą i chytrą, by kazać się kochać. Trzeba usta-
wicznie chytrze i przebiegle szukać środków, aby wciąŜ na
nowo rozpalać kochanka, miłość sama nie spłodzi miłości.
Waćpan zapragnąłeś, bym Go kochała, a jakeś ten
zamiar powziął, nic nie istniało, coby Go powstrzymać
mogło, aby go nie przeprowadzić. Byłbyś się nawet na to
zdobył, by mnie pokochać, jeŜeliby to wydawało się
koniecznem. Ale zbyt rychło przekonałeś się, Ŝe i bez
miłości dopniesz swego celu, i wcale Ci ona nie była
potrzebną.
Och, co za podły i nizki postępek!
Czyś Waćpan rzeczywiście myślał, Ŝe wolno Mu tak
bezkarnie mnie oszukiwać?
Gdyby kiedykolwiek jakiś wypadek miał Waćpana
tu dotąd zawieruszyć, to mogę Go zapewnić, Ŝe oddam
Go na pastwę zemsty mej rodziny. śyłam długo, w stanie
poświęcania się samej siebie i w ubóstwianiu boŜyszcza —
w stanie, który dreszczem przeraŜenia mnie zdejmuje,
a moje wyrzuty sumienia smagają mnie z nieubłaganem
okrucieństwem. Widzę jak na dłoni, jak hańbiące są
moje zbrodnie, któreś mnie Waćpan popełniać zmuszał
a juŜ niestety nie wypełnia mnie ta ślepa namiętność,
która nie dozwoliłaby mi ujrzeć całego ich ogromu.
O kiedyŜ nadejdzie czas, gdy się uczuję wyzwoloną
z tych wszystkich męczarni?!
A mimo to wszystko zdaje mi się, Ŝe nie Ŝyczę Mu
coś złego, Ŝe nawet mogłabym się pogodzić z tem Ŝy-
czeniem, byś był szczęśliwy. Ale jakŜeŜ nim być moŜesz,
jeŜeli masz wogóle jakieś serce?
Chciałabym raz jeszcze do Waćpana napisać, aby
mu udowodnić, Ŝe po niejakimś czasie przecieŜ się trochę
uspokoiłam. Jaką rozkosz mi to sprawi, Ŝe będę mogła
mu w oczy cisnąć wyrzuty za jego niegodziwe zacho-
wanie się wtedy, gdy juŜ mniej mi serce krwawić się
będzie; pokazać Mu, Ŝe Nim pogardzam, Ŝe mówię o
Jego zdradzie z najgłębszą obojętnością, Ŝe zapomniałam
o wszystkich mych rozkoszach i udręczeniach, i Ŝe
nigdy o Nim nie myślę, prócz wtedy, gdy zechcę.
Przyznaję, Ŝeś Waćpan miał wielką przewagę
na-demną i Ŝeś mnie zniewolił, iŜ Cię aŜ do obłędu
pokochałam, ale nie masz się znowu czem tak bardzo
pysznić. Byłam młodą, łatwowierną, zamknięto mnie tu w
klasztorze od dzieciństwa; widziałam wokół siebie tylko
nieprzyjemnych ludzi; nigdy nie słyszałam tego rodzaju
pochlebstw, jakiemiś mnie Waćpan bezustannie zasypy-
wał; zdawało mi się, Ŝe Jemu zawdzięczam ten wdzięk i
piękność, którąś we mnie odnajdywał, i na którą oczy moje
otworzyłeś; słyszałam o Waćpanu li tylko rzeczy
pochlebne, czyniłeś Waćpan wszystko, by tylko miłość
we mnie rozbudzić. Ale teraz wydobyłam się z tego
zaczarowanego koła: Waćpan przysłuŜył mi się ogromną
pomocą, a szczerze się przyznaję, Ŝe potrzebowałam jej w
najwyŜszym stopniu. JeŜeli teraz odsyłam listy Waćpana, to
te dwa ostatnie któreś mi napisał, chować, i w nich
rozczytywać się będę bez końca, daleko gorliwiej, aniŜeli w
pierwszych. To będzie moją obroną przed dawną słabością.
Ale jak drogo mnie one kosztują i jakbym pragnęła, abyś
był zezwolił, bym Cię nie była przestała kochać.
Wiem bardzo dobrze, Ŝe zbyt duŜo jeszcze jestem
zajęta moimi wyrzutami i zdradą Waćpana, ale Waćpan
nie powinien zapomnieć, Ŝem sobie samej ślubowała spo-
kojniejsze Ŝycie i albo je osięgnę, albo teŜ postanowię
rozpaczliwy krok, o jakim się Waćpan bez zbytecznego
wzruszenia i Ŝalu dowie.
Ale juŜ nic więcej od WPana sobie nie Ŝyczę. To
prosty obłęd, Ŝe Mu to tak często i tyle razy po wta-
rzam. A jest ko niecznem, b ym wybiła sob ie Waćpana z
myśli i o Nim zapomniała.
] nawet wierzę w to, Ŝe juŜ nigdy do Niego nie napiszę.
CzyŜ moŜe jestem zaobowiązaną, dawać mu dokładną
sprawę z tego, jak uczucia moje się zmieniają?