MANUELA GRETKOWSKA
NAMI
TNIK
SANDRA K.
Po co tak m
czy starca? I to w wita! Lepiej podoy mu pod opadajc brod
liniaczek, zdj tiar. ysy, róowiutki, pochrapuje. Sama ju dawno poszabym spa, gdyby
nie film z Marilyn Monroe po pasterce.
A lulaj
e, papieuniu, lulaj. Jezu, jakie bogole stoj przy otarzu! Na czarno, elegancko.
Dyplomaci. Jedna ma takie d
ugie, zote kolczyki, jakby jej z uszu ropa cieka.
Musz
zmieni pamitnik. Kupi nowy zeszyt z czerpanego papieru, zamiast dugopisu
pióro.
ycie powinno by odrczne, autentyczne - adn fotokopi cudzych marze. Wyl go
na konkurs Pami
tnik urody, do mojego ulubionego pisma.
*
Powinnam ususzy
kwiaty ze lubnego bukietu, ale go nie apaam. Elka kwiatami
zas
aniaa brzuch, chocia biaa suknia i tak poszerza. Mam czas, 24 lata. Przede mn 26 lat do
klimakterium. Dobrze zarabiam, pracuj
z interesujcymi ludmi, zreszt w reklamie jest zawsze
ciekawie, l dwa lata temu zosta
am w Kielcach miss regionu. Potrafi jednak by skromna.
Zauwa
y to na lubie kuzyn Eki - reyser. - Jaka pikna i skromna, zbyt pikne - powiedzia.
Chcia
si umówi, niby ma dla mnie rol. Szuka licznej amatorki.
- Amatorki czego? - zapyta
am, bo podejrzewaam, e seksu. Wiadomo, filmowcy.
Profesjonalistki kosztuj
. Chopak si speszy, wyglda na maturzyst. Polaski te
wygl
da na chopaczka, nawet po czterdziestce. To dobry znak. Wzi mój adres, eby
przes
a scenariusz. Siostra Ewki si upia i wszystkich zanudzaa: -Kim bya Rachela i wite
niewiasty, które trzeba na
ladowa? - (Ksidz przy lubie o tym mówi.) - Jak robiy to wite
niewiasty? One w ogóle to robi
y? - dopytywaa si.
Ma na szyi zmarszczk
, jak gwint, zaciskajcy gardo. Do tego natuszczonego gwinta
przy
rubowana jest obrotowa gowa z wcibski-mi oczkami. Szybko wróciam do domu. Wol
si
wyspa i wyglda przytomnie, a nie podkrone oczy i wymita twarz po balandze do rana.
Moja matka lubi
a nocne ycie. Nie ma szedziesitki i jest staruszk. Oczywicie,
choroba postarza. Mieszka w dobrym domu opieki. Idzie na to ca
a wojskowa renta po ojcu, brat
przysy
a troch z Niemiec. Kiedy zrobiam matur w ekonomiku, chcia, ebym przyjechaa do
niego do Berlina. Zostawi
a go ona i ze zoci nazwa swój grill-bar jej imieniem: „Mariola".
Mia
am sprzedawa. - Zaoymy rodzinne imperium - obiecywa. Wolaam zrobi szko dla
sekretarek, potem mo
e pójd na studia. On, zanim si zdecydowaam, mia ju now on
- kasjerk
. Ja si te dokadam do mamy, zwaszcza teraz, na wita. Byam u
niej w Kielcach z koszem owoców i s
odyczy. Kosze dla personelu, razem z 1000 zotych.
Mama, odklejaj
c jzykiem krówki od zbów, pytaa w kóko:
- To w tym roku te
bdzie Boe Narodzenie? No popatrz, nie spodziewaam si!
W poci
gu do Warszawy, zamiast stukotu kó, syszaam cigle: - No popatrz, nie
spodziewa
am si.
*
Mia
am pisa pamitnik na konkurs. Zamiast o urodzie, bdzie jednak o seksie.
miech dodaje urody. Leaam w Nowy Rok przy nagim, picym Miszce (copywriter
ode mnie z pracy) i zrozumia
am, e facet jest najmniej skomplikowanym urzdzeniem do
obs
ugi
- zaledwie jedna d
wignia.
Miszka to nic powa
nego, on zapada w romans jak w piczk. Co mamrocze, obiecuje,
rano si
budzi i nic nie pamita. Zrobi mi zdjcia i wysa do „Playboya". Od znajomego z
reklamy, pracuj
cego w redakcji, wiem, e fotki si podobay. Figura w porzdku, nie pasowao
im co
z twarz. - Nie w typie „Playboya", za inteligentna - pociesza mnie Miszka. Gdyby
chcieli nie ca
kiem rozbierane zdjcia, czemu nie? Ciao kobiece jest pikne. Dorobiabym do
pensji, co kwarta
pac wicej za czynsz. Znalazam wygodn kawalerk w centrum, na Mura-
nowie. W
aciciel zjawia si tylko po fors, nie wtrca si. Bierze w progu kopert, przelicza i
znika. Modelki zarabiaj
majtek.
Dzwoni
dzisiaj reyser z yczeniami. Wysa scenariusz i czeka na moj odpowied.
Niezale
ny, ambitny film o modych. Pasuj mu osobowoci.
- Przejrza
em twoj natur. Na zewntrz prostota, wdzik. W rodku haj i temperament
tornado. - Nie wiem, czy przejrza
. Co dojrza.
*
Lunch z copywriterami. Oni my
leli, e byam nówka i Miszka mnie rozdziewiczy.
Wcze
niej nie zauwayam, e z tego palanta wycieka palantyna. Siedzielimy w nowej, modnej
knajpie. Drewniane sto
y, nieheblowana podoga, nic na cianach. Podobao mi si. Powinnam
urz
dzi podobnie mieszkanie. Zdj te cholerne obrazki po wacicielu.
adnie wygldalimy. Trzech przystojnych, modych facetów. Wosy na el, super
garnitury, szelki, i ja wysoka, subtelna blondynka w mini od Deni Clair. Rozmawiali
my, czym
jest prawdziwa mi
o. Jeden z copywriterów (onaty) powiedzia: „lub". Dla Miszki -
multiorgazm. A dla mnie? Chyba spanie w makija
u. Budzimy si nad ranem, zaczynamy si
kocha
przy delikatnym wietle, a ja mam pikn, zadban twarz. Nie powiedziaam tego. Zbyam
ich zdaniem z mojego czasopisma: „Nie ma mi
oci, s tylko dowody mioci."
Wszyscy ju
wiedz o „Playboyu" i gapi si na mnie, jak na rozkadówk. Fajnie
by
oby zagra w filmie i mie zdjcia w „Playboyu". Wspominaliby, e kiedy byam sekretark
w ich firmie i ka
dy móg ze mn pogada, poprosi o herbat.
30 do Alzheimera i lada dzie
AIDS. Trzeba umie y i wiedzie, czego si chce.
*
Nie mam na nic czasu. Wracam z roboty o 21-22 i padam spa
. Nie ogldam nawet
telewizji. W
czam i zasypiam. Czuj si wtedy spokojniej, jakby kto by w pokoju i czuwa
przy mnie. Tak przy moim
óku siedzia dziadek. Czeka, kiedy zasn.
M
yn bdzie jeszcze miesic. Trzy kampanie naraz: soki, podpaski, samochody. Na
dodatek w takie zwariowane dni
cigaj do firmy szalecy. Przyszed wynalazca „suchej karmy
dla kobiet". Godzin
przekonywaam go na recepcji, eby sobie poszed, najlepiej do biura
patentowego.
*
Straszne. Straszne. Kontrowersyjne. Mdli mnie z nerwów. My
laam, e zagram
eleganck
biznesmenk albo modelk. Przecie to psychopatki. W kadej scenie przeklestwa i
wistwa. Szczytem jest rajd bohaterek po Warszawie kradzionym autem. Miaabym zagra
Ank
- t dugowos maturzystk, która po nieszczliwej mioci wynosi si za granic na
studia.
Re
yserek myli, e zabawi si moim kosztem, bo jestem „naiwn sekretark".
Ale
eby tu by, musiaam by mdrzejsza od setek dziewczyn, marzcych o karierze w
Warszawie. Czemu nie mam przyjació
ki albo chopaka? Mogabym si wypaka, wygada.
Co z tego,
e wszyscy mnie lubi? Musz si z kim zaprzyjani, nie z facetami z pracy. Dla
nich jestem „fajn
dup" i po tym z Miszk chc si umawia, wiadomo po co. Miszk pojecha
na urlop do Tajlandii, niby sam. W Warszawie ludzie si
znaj i mówi, e pojecha z modelk,
reklamuj
ca czekolad. Elka po lubie zbzikowaa, cigle gada o domu i porodzie.
Z nerwów zacz
a mi si psu cera. Wypryski, trdzik (?!). Byam na oczyszczeniu u
kosmetyczki. Kupi
am nowy krem Estee Lauder na mleku i jeszcze jeden, potwornie drogi, z
placenty. Placenta jest
oyskiem. Nie wiem: zwierzt? Ludzi? Troch pomogo.
*
Musz
do dermatologa. Najlepszy, kryjcy make-up ju nie pomaga. Robiam raz na
tydzie
piling, dwa razy maseczk nawilajc i nadal mam wysypk. Krosty dziaaj chyba jak
przyciski: wcisn
jedn - wyskakuje druga.
Boli mnie g
owa. Podobno winna jest klimatyzacja. Zatyka si milionami zarazków.
Czyta
am o piciu wody mineralnej, minimum trzy litry dziennie. Dziki niej modelki maj
dzieci
co delikatn skór. Modelki maj duo wolnego czasu i z podium mog pobiec prosto do
toalety. Chodz
przecie na pokazach szybkim krokiem spieszcego si do kibla. Ja nie mog
biega
co kwadrans na siku. Nie mog te dowadnia si w weekendy - pracujemy teraz w
soboty i niedziele do po
udnia.
Na dworze mróz, w domu kaloryfery. Kupi
am nawilacz. Nie pasuje do parkietu i
japo
skiego óka (szafy s schowane w cian): no problem, nikogo do siebie nie zapraszam.
*
W
yciu bywa na przekór. Nikogo nie zapraszam, wic wpakowa si noc, bez
uprzedzenia, re
yser. Ledwo co zdyam zmy maseczk quick-lifting. Nie zdj butów, usiad
na pod
odze w przedpokoju. Od razu wyczu mój brak entuzjazmu.
- Po pierwsze, nie wiem, czy zdob
d fors na film. Po drugie, czy przejdziesz przez
zdj
cia próbne - powiedzia na dzie dobry. Dla niego, skoro nie jestem z Warszawy, jestem ze
wsi. Wygarn
am mu, co myl o wulgarnym scenariuszu. mia si. Zdj ze ciany przy
drzwiach reprodukcj
„Damy z asiczk" (obrazek waciciela).
- A to lubisz? - nabija
si ze mnie.
- To dzie
o sztuki.
- Zamaluj
asiczce pysk, a zobaczysz, e ta bladawica trzyma w rkach czonek. Pieci go
palcami, nie widzisz tego? Seks jest zwierz
cy.
Nie chcia
am zostawa z nim w domu. Poszlimy do „Midzy Nami". On jest pojebus,
mimo to go lubi
. Moe ma racj, i film bdzie hitem. A moe jest homoseksualist, w ogóle
mnie nie podrywa
. Patrzy i gada bzdury.
*
Z jednym lepiej (film), z drugim gorzej. Dermatolog stwierdzi
a: „Cera tusta, wrcz
ojotokowa. Stres, za przemiana materii."
Podejrzewa
am si o mieszan, ale a ojotokowa? Co prawda ostatnio nie pomagao
oczyszczanie u kosmetyczki. Tydzie
po zabiegu miaam znowu zaskórniki na nosie. Ich
wyciskanie by
o wyciganiem robaków spod skóry. óte, liskie glizdy, wijce si mi na
paznokciu.
Nie widzia
am równie zadbanej lekarki. Wygldaa na wyleczon ze wszelkich chorób, w
tym równie
zmarszczek. Kazaa kupi nowe kosmetyki, przemywa twarz rano i wieczorem
ciep
wod ze specjalnym mydem. Dotychczas myam si tylko tonikiem i mleczkiem, wedug
porad z mego pisma. Zapakowa
am stare kremy, maseczki, mleczka (do cery suchej i wraliwej),
b
dzie tego z kilogram. Oddam je Elce. Powinna dba o siebie w ciy.
*
Elka ucieszy
a si z prezentu, chocia bardziej j teraz interesuje krem na rozstpy.
Wklepuje mazid
o w brzuch rano i wieczorem. Nie zamierza si przewietli, eby pozna pe
dziecka. Cokolwiek si
urodzi, bdzie kochane.
- Labrador te
? - zapytaam zoliwie.
- Co labrador?
- No, jak ci si
urodzi labrador zamiast dziecka, bo nie robia bada prenatalnych.
Prawie si
obrazia. Kobiety w ciy zyskuj na wadze, tracc na rozumie. We
wszystkich pismach radz
bada si wtedy co miesic.
W salonie Diora nie chcieli poda
, z czego jest zrobiona maseczka do tustej cery.
„Tajemnica receptury" - powiedzia
a wyfiokowana sprzedawczyni. Przecie mog by uczulona
na jaki
skadnik. Wyda 200 zotych na alergi? Czytam zawsze uwanie skad. Byam dobra z
chemii. Bez problemu rozumiem: gliceryniany sodu, acidy, propyle. Najgorsze s
róne NK-5,
K-8... pseudonimy agentów urody? Nazwy tajnych broni, zwalczaj
cych staro?
*
atwo im artowa. Nigdy nie mieli okresu. Nie zwijali si w mkach, nie mdleli z bólu.
Pod
miewuj si, ukadajc hasa o podpaskach. Przypinaj do tablicy ogosze gupawe teksty:
„ Pr
dzej zaschnie ci w strupa, ni przemoknie w nich dupa."
Na pocz
tku pracy imponowali mi. W porównaniu z reyserem s chystkami. (Nie chc
pisa
jego nazwiska, jest osob publiczn.) On dostrzeg we mnie talent poetycki. Lubi sucha,
gdy opowiadam. - Masz takie zaskakuj
ce porównania. Powinna si rozwija, studiowa.
Du
o przey, dowiadczy. W tym wiecie ma 32 lata. W swoim, w którym naprawd
yje - wiecie sztuki, jest duo starszy. Widzi inaczej, ciekawiej. Na przykad historia z El. By-
lam w panice. On natomiast zachwyci
si jej wyobrani. Siedzia u mnie, kiedy zadzwonia (m
E
ki pracuje z nim przy reklamach, jest owietleniowcem). Chcieli j zabra do szpitala. Dostaa
psychozy przedporodowej.
- Wiesz, czemu nie zrobi
am bada prenatalnych? - szlochaa. - Bo nie potrzebuj, nie
potrzebuj
.
- Eluniu, uspokój si
. Jest ze mn twój kuzyn. Chcesz, ebymy przyjechali?
- Przesta
am smarowa si kremem na rozstpy - pakaa. - Przetar mi skór i
widzia
am na brzuchu zielone oczy. Waniejszy jest kolor oczu od tego, jakiej jest pci.
Gryz
mnie wyrzuty sumienia, czy to nie przez moje arty Ela wiruje. al mi jej. Zawsze
by
a wraliwa. Niedugo urodzi i wyzdrowieje. Opowiadaa, e gdy przychodz w odwiedziny,
jest weso
o jak dawniej, kiedy chodziymy razem do szkoy, dziecko porusza si i kopie z
rado
ci.
*
Wszyscy spi
ci i si awanturuj. Szefowa wzywa dyrektorów po kolei do gabinetu i
straszy terminami. Z nerwów schud
a wicej ni na obozie kondycyjnym w Kalifornii. Po
powrocie nadal by
a gruba. Pasek, zamiast podkrela tali, wpija si niby uszczelka, eby biust
nie przela
si w fady brzucha.
D
ugo tu nie popracuj. Jestem znakomicie wykwalifikowana. Znajoma zwalnia miejsce
w moim ulubionym pi
mie. Zdaa do szkoy dla stewardes i mnie polecia. Niewiele wiksza
pensja, ale bez nerwówki, pretensji. By
am u niej w redakcji - ju w windzie pachnie perfumami.
Personelowi daj
kosmetyki na spróbowanie i stylistki radz, w co si ubra. Jedyny minus -
pracuj
c tam, nie bd moga zgosi mojego pamitnika na konkurs. Pierwsza nagroda: tydzie
w Pary
u, zakupy, fryzjer - za darmo. A moe zagram w filmie?
*
Znowu sama wieczorem w domu. Nikt nie dzwoni. I dobrze. Wymoczy
am obolae
stopy. Pierwszy dzie
w nowych, zamszowych pantoflach na szpilce. Grafik z copywriterem
stan
li przy recepcji i niby od niechcenia artowali: „ Po co kobiecie inteligencja? eby odróni
modne buty od najmodniejszych."
Chcia
abym zobaczy kosmetyk z napisem: „Nie testowane na zwierztach. Testowane
na m
czyznach."
*
Ela urodzi
a chopca. liczny. Baam si zajrze mu w oczy - na szczcie chabrowe. Ona
roze
miana, adnej psychozy, normalna Elka. W szpitalu spotkaam reysera. Balowa z jej
m
em. By cakiem pijany, mówi o sobie „wujek". Zaprowadzi mnie na korytarz pod okno i
posadzi
na awce. Uniós mi twarz za brod (gdybymy stali, patrzyabym na kurdupla z góry). -
Jeste
pikna, pikna i za moda - chucha mi wód prosto w nos - twoja buzia jest za tafl czasu.
Wida
dopiero jej zarys. Kiedy wy-rysuje ci si na niej charakter, teraz jest oba. Niefilmowa.
Mia
am racj - szajbus. Elka wirowaa nie bez powodu, takie rzeczy s rodzinne.
„ Niefilmowa" - akurat. Dowiedzia
am si póniej od Eki o jego nowej dziewczynie.
Piosenkarka rockowa z nosem do brody i oczami narkomanki. Na
pana czarownica z dobrze
narysowan
twarz, przerysowana karykatura.
*
Dosta
am podwyk. Firma wygraa przetarg na jogurt. Robi si cieplej, zmieni fryzur i
zaryzykuj
depilacj nóg woskiem - boli, za to nie odrasta przez trzy miesice. Z nikim ostatnio
nie sypiam, nosz
grube rajtuzy, wic woski sobie rosy. Wiosna! Nogi na wolno! W
najnowszym numerze radz
zadba o siebie ju na pocztku marca. Zrobi wedug pisma.
Z braku s
oca dostaam na prawym policzku syfa. Przed okresem brzydn. Taktyka
natury. Czyta
am o tym. W dawnych czasach ludzie yli w jaskiniach i wszyscy sypiali ze
wszystkimi. Kobiety s
zdolne do seksu cay miesic, lecz naturze chodzi o zapodnienie, nie
o przyjemno
. Dlatego podczas jajeczkowania hormony czyni cuda: wydziela si
podniecaj
cy zapach, oko byszczy, wosy lni. Kiedy kobieta jest ju niepodna, przed okresem,
wró
ka natura zabiera jej dary i odstrasza zalotników, zamieniajc w ociaego, zapryszczonego,
zirytowanego babona.
*
Tydzie
zacz si od szpitala i szpitalem koczy. Z mam gorzej, dzwoni lekarz.
Oczywi
cie, Alzheimer nie jest zaraz, jednak wracajc od niej, byam chora. Siedziaam na
dworcu i trz
sam si. Napatrzyam si na ksiki u Eki i pewnie dlatego mama, skurczona w
k
bek na óku, skojarzya mi si z wielkim, poronionym podem. Jest moj matk, bya
ni
. Teraz przez chorob zapomniaa, kim jest, i ja te musz zapomnie. Moja mama wicej
nie wróci, wysz
a ze swojego ciaa i zapomniaa adresu. Nie mog jej pomóc, najwyej uly,
p
acc za dobr opiek.
O ma
o nie zostaam na dworcu. W ostatniej chwili wsiadam do ruszajcego pocigu.
Nie ba
am si by sama w przedziale z facetem typu Schwarzenegger. Co mógby mi zrobi?
Zabi
? Byabym mu wdziczna. Przegldaam kolorowe pisma. Nic nie widziaam przez zy. Tu
przed Warszaw
zacz zagadywa. By bardzo miy. Lubimy te same filmy, te same talk-showy.
Jest dobrze ustawiony - ma dwa warsztaty samochodowe. Jeden pod Warszaw
, drugi z
bratem w Kielcach. Od niego wraca
. Ekspresem szybciej i bezpiecznej ni samochodem w
wiosenn
pluch. Co mi si zdaje, e Wojtek szuka ony. U-mówilimy si w weekend na
Starym Mie
cie.
*
Masakra. Pryszcz na policzku nie zaschn
po wyciniciu. Urós i boli. Zalaam go
spirytusem. Przywalony make-upem, udaje brodawk
.
Kolacja by
a przy wiecach. Usiadam nie na wprost, lecz obok. Prawy policzek znika w
cieniu (mam nadziej
). Wojtek cudowny. Nigdy bym nie powiedziaa, e jest mechanikiem
samochodowym. Szarmancki, dowcipny. Pi
kny, gboki gos i najadniejsze mskie rce, jakie
widzia
am. Odwióz mnie srebrnym wozem. Sta przed drzwiami z gupi min: wprosi si czy
nie? Poca
owa w czoo i si zaczerwieni. Zadzwoni noc. Gadalimy do trzeciej nad ranem.
*
Przechodz
c koo knajpki na Starówce, gdzie w sobot jedlimy kolacj, wstpiam do
salonu kosmetycznego „Fizis". Starsza kosmetyczka w wymi
tym fartuchu mogaby by salow
w szpitalu u mamy. Dziwi
a si, czemu ycz sobie depilowa nogi woskiem. - Nie wie pani?
To grozi odwapnieniem ko
ci! - postraszya mnie.
Nie wiedzia
am.
- Zlikwidowa
wgra? - pokazaa na policzek. Mimo make-upu wida syfa. Nie
zgodzi
am si na wyciskanie. W nim nie ma ju ropy.
Napuch
, gojc si.
By
ymy same w gabinecie. Kosmetyczka wyjawia sekret: - Niech pani pomyli. Jak
przed wojn
kobiety si depilowaly?
- ?
- Zapa
k! Bierze pani zapak, opala wosy i smaruje maci na oparzenia -
tormentiolem.
Pozby
a si mnie z gabinetu. Próbowaam, gupia, w domu opali si zapak. Skoczyo
si
na poparzeniu ydki i skrobaniu pypci yletk.
Z Wojtkiem lepiej, lepiej i... ciekawiej.
Byli
my w jego wasnociowym mieszkaniu -trzy pokoje, przyjemne, czyste, chocia
wida
brak kobiecej rki. Odwióz mnie rano do pracy. Po drodze spyta, czy pojechaabym z
nim now
BMW-ic na Wielkanoc do... (pomylaam: do... Kalwarii Zebrzydowskiej), do...
(j
ka si z przejcia, do... jego rodziców, czy co?), do... MONACHIUM, na wystaw
samochodów. Wygada
si, e w pocigu omieli si do mnie odezwa z powodu tego
nieszcz
snego pryszcza. „Skoro pikne kobiety maj zupenie ludzkie dolegliwoci..."
Nareszcie zawdzi
czam co pryszczowi. Sensownego kochanka.
*
Nie by
o rady: poszam do lekarza. Dermatolog wypalia syfa pynnym azotem. Zapisaa
ma
ci. Zaproponowaa piling chemiczny na odmodzenie twarzy. Zabieg polega na zerwaniu
zewn
trznej warstwy tkanek - innymi sowy, obdarcie ze skóry. Potem nie mona wychodzi
kilka dni z domu,
atwo zaapa bakterie. Rewelacyjne wyniki. Zdecyduj si po powrocie z
Monachium. Nie jestem za m
oda na piling. Skóra twarzy traci szybko kolagen. Po trzydziestce
b
dzie za póno na delikatne korekty.
Spróbowa
abym ujdrni usta zastrzykiem albo wszyciem zotej nitki. Mam za wskie
wargi. Z wyd
tymi ustami i w dugich wosach byabym podobna do Liv Tyler.
*
Czekam na telefon od Wojtka. Waruj
przy suchawce jak pies przy koci. Kiedy w
ko
cu dzwoni, pilnuj si, eby nie piszcze z radoci.
*
Miszka w pracy co
kombinowa. Odstawiam go spokojnie i stanowczo. Nie obrazi si.
Pobieg
po kwiaty i wino: „Za przyja intelektu z urod!" - wymyli toast. Zaraz pozazio si
do jego pokoju pó
biura. Byabym duej, gdyby nie wrócia szefowa. Mówili ciekawe rzeczy.
Anglik, pracuj
cy dla firmy wydawniczej, przyniós stare numery czasopism i projekty nowych.
Miszka zwróci
uwag na miny dziewczyn z okadek. Na pocztku lat siedemdziesitych
niedomkni
te usta, przymglone oczy, wyzywajce pozy miay panienki z okadek soft-porno.
Je
eli takie s tendencje, to za dziesi lat najszacowniejsze pisma kobiece bd miay
ok
adki w stylu dzisiejszych pornosów. Czemu Miszka nie powiedzia o tym, robic mi
zdj
cia? Rozchyliabym wargi, tego brakowao moim fotkom. Pene, gotowe na wszystko usta
dodaj
charakteru, nie wulgarnoci.
*
Czuj
si okropnie. Mam gorczk. Wezm wolne. Musz wyzdrowie przed
Wielkanoc
. Wojtek wyjecha do Kielc. Dobrze si zoyo, nie mogabym si z nim spotyka
- te pryszcze. Ginekolog doradzi
a tabletki antykoncepcyjne: mao hormonów, duo korzyci.
Cera si
poprawi, wzmocni wosy. Mnie ju nic nie pomaga. Ostatnim ratunkiem jest dieta. To
na pewno z
a przemiana materii. Przestaam je czekolad i tuste miso.
*
Wojtek martwi si
, zamiast podziwia moj siln wol. „Co zmizerniaa, chucherko,"
Nareszcie dochodz
do swojej normalnej wagi. 52 kilo. Tyle wayam na wyborach miss Kielc.
Pryszcze znikn
y. Chyba nie mog by gruba: tuszcz odkada mi si wtedy w wgrach i przez
nie wycieka. Jem teraz wy
cznie owoce i warzywa. adnego alkoholu, zup, biaego pieczywa,
klusek. Zapisa
am si na basen w hotelu Victoria. Bardzo drogo, paci si za elegancj. Wind na
samo dno hotelu. Sztuczne palmy, ciemno jak w night clubie. Solarium, zawsze wolne maszyny
do
wicze. Woda zimna, ale tym facetom - morwinom z wsami i sadem na brzuchu - nie
przeszkadza. Znam ich z telewizji: politycy. Nie interesuj
si polityk, oni mn te. Wchodz do
wody, przep
yn w t i nazad i wychodz „zrelaksowani", czyli mokrzy. Drinkuj przy basenie.
Robi
dwadziecia dugoci tego basenu rozmiarów bajorka.
*
- Zdrowa skóra i ko
ci - narzeka Wojtek. Nie mam dla niego czasu. Praca i wiczenia.
On te
zajty w warsztacie.
*
Niez
a jestem. Oczytaam si w literaturze i sam czyj widok wystarczy, ebym
powiedzia
a: „Brakuje ci witaminy C albo elaza." Na zmczenie magnez. Miszce wypadaj
w
osy. Poradziam mu B z kompleksami od l do dwunastu. Te mi kaki wychodziy
gar
ciami po myciu. Pomoga dua dawka witaminy B i krzemu.
Pok
óciam si z Wojtkiem we woskiej restauracji. Bez pytania zamówi ossobuco -
giez. - Ulubiona potrawa mafiosów. Nie znasz? Na ameryka
skich filmach chopaki z
Sycylii wo
aj: „Ossobuco wedug przepisu mammy! - Nie chciaam tuszczu, kalorii, deseru.
Siedzieli
my nabur-muszeni. Miy wieczór. Wojtek purpurowy, midli papierosa i przezywa od
dziwaczek. Zmusi
am si zje miso, potem krem. Odwióz mnie do domu. - Buzi, pa! Wracaj
do siebie! - po
egnaam go. Natychmiast wziam laxigen na przeczyszczenie. Tyle
obrzydliwo
ci miaoby zalega we mnie do rana?
*
Mi
dzy mn i Wojtkiem zepsuo si. Nie mam ochoty na seks. Nie ebym go nie
kocha
a albo czua niech. Po prostu nie myl o seksie. Nie podnieca mnie nawet prysznic,
obmywaj
cy ciepo dziurk. Dawniej wystarczya chwila i pawiam si w rozkoszy, oblewajc
wod
róowy guziczek. S takie momenty w yciu, gdy seks przestaje istnie. By o tym artyku.
Zmiany hormonalne? Spó
nia mi si okres... a jeli to cia?
*
Ginekolog wykluczy} ci
. Przepisa przysadk królika do wchania. Pobudza
hormony. Lekarz nudzi
: „Prosz wicej je!" Straszy anoreksj. Anorektyczki zmuszaj si
do niejedzenia. Ja jem, tyle
e racjonalnie. Diet wyleczyam si z zaburze skórnych, bólów
g
owy. Dymi energi. Chodz na basen. W pracy nie czuj zmczenia. Nigdy nie byam tak
zdrowa.
*
Nie pojedziemy z Wojtkiem do Monachium. Przeczuwa
am. Coraz wicej moich
przeczu
si spenia. Wychodz z domu i myl: „ Spotkam Elk" (niemoliwe: mieszka pod
Warszaw
) - i spotykam. Zgaduj: „Nastpny autobus bdzie 175" - i przyjeda. Wojtek ma
dodatkow
robot w Kielcach. Musi pracowa za dwóch, brat zachorowa. Traktuj to na
spokojnie. Kocha - b
dziemy razem, nie - bez tragedii.
Moje
ycie jest wspaniae. Takie lekkie, bez problemów. Wyrzuciam stare meble.
Zosta
o japoskie óko i kwiaty. W kuchni stó, jedno krzeso. W szafkach czysto. adnych
t
uszczów, kalorii. wiee owoce, soja, serek. Dziesi deko soi zawiera wicej biaka ni zupa z
drugim daniem i deserem. Przy moim wzro
cie powinnam way 55 kilogramów. Jestem
drobnoko
cista, wic 48 kilo to w sam raz. Nie zaszkodzi zjecha do 45 - kilka nieostronych
chapni
i jestemy przy pidziesiciu. Znalazam wietn ksik: Leczenie godówk.
Przez tydzie
sodzona woda, i czowiek jest czysty, nowo narodzony. Musz zlikwidowa
ostatni
fad tuszczu na brzuchu. Pojawia si, gdy robic skon dotykam rkoma podogi.
Nadal nie mam okresu. Nie martwi
si tym. Czuam si jak szmata, nasikajca krwi. Co
miesi
c wykrcao mnie w bólach, wyymao krew.
*
Na basenie lodowata woda. Nie wchodz
na duej ni kwadrans, trzsie mnie.
Przesiaduj
w barku, popijajc mineraln. Dwóch tustych w szlafrokach dyskutowao o
zmianie rz
du. Czy prezydent rozwali koalicj? Zanim wysuszyam butelk, wiedziaam, e
dojdzie do tajnego porozumienia z szefem opozycji. Zakrztusi
am si z wraenia. Skd takie
my
li?
*
Czuj
si wypoyczona fizjologii. Musz odywia ciao, nosi je ze sob, gdy w rodku
czuj
si kim innym. Niecielesnym.
W pracy copywriter wzi
ode mnie gazet: - Sama nie dasz rady, za cika. Trzepn-am
go gazet
przez ucho. Obla si wod z dzbanka do herbaty. Krople nie spady jeszcze na
pod
og, kiedy powiedziaam: - Gonitw wygra nakrapiana klacz.
Ch
opak zdziwi! si: - Od kiedy znasz si na koniach?
- Na jakich koniach? - nie rozumia
am, o co mu chodzi.
- Widzia
a, e zajrzaem w gazecie do dziau sportowego, eby obstawi konie na jutro.
- Nic nie widzia
am, ja wiem.
Ciekawe, czy mia
am racj. Prezydent dogada si z szefem opozycji i wybuch skandal.
Przewidzia
am to tydzie temu.
Do domu wraca
am autobusem. Ludzie przygldali mi si: z ciekawoci? Podziwem?
Jestem dobrze ubrana, w drogie, markowe ciuchy. Twarz zadbana, delikatna, czysta cera bez
wyprysków. Dbam o lini
. Na pewno nie wygldam na przecitn dziewczyn. Starszy pan
ust
pi mi miejsca, dentelmen.
*
Od
rodka wbi si we mnie sztylet. Rozdziera wntrznoci. Poknam ze dwa laxigeny i
dopiero wtedy pu
cio. Soja wcale nie jest lekkostrawna. Jadam j tylko dla biaka. Po tych
kurczach przechodzi ju
ochota na jedzenie. W pierwsze dni godówek troch mn telepie i
jestem os
abiona. Trzeciego, czwartego dnia przyjemna swoboda. Prdko mylenia, lekko
ruchów. Czy móg
by mnie zabi zatwardzony stolec? Rozszarpa jelita i dosta si do otrzewnej?
Niekiedy czuj
, e miesza si z krwi. Z czerwonej staje si fusowata i mierdzi ode mnie.
Przywidzenia, oczywi
cie.
*
Ca
y dzie oblegali mnie w pracy. „Skd wiedziaa, e wygra? Masz wtyki na
Slu
ewcu? Powiedz, na co postawi!" Tok koo stolika, e oddycha nie miaam czym.
Wyszli
my z Miszk na korytarz.
- Po starej znajomo
ci: powiedz, co jest grane? - przytuli mnie.
- Przychodzi na mnie czasem taka pewno
- powiedziaam szczerze (no, bo jak inaczej
to opisa
). - Wiem wtedy rzeczy, o których nie mam pojcia.
- Jeste
medium? Zapisaa si do sekty i ci godz, eby miaa lepsze wyniki?
- Nie jestem zag
odzona. Dbam o diet. To ty naleysz do sekty: reklamowców -
wyrwa
am mu si i wróciam na recepcj. Wieczorem, wychodzc z roboty, zaszam do jego
pokoju. Siedzia
nad projektem oferty dla klienta.
- Miszk
, zga wiato i wracaj do domu. Wypij si. Z twojej pracy nic nie bdzie. Facet
splajtuje - mówi
am prawd. Przynajmniej tak mi si wydawao. Mówienie prawdy daje spokojn
pewno
. Jest obowizkiem uczciwych ludzi.
- Mhm - Miszk
nie wierzy.
*
Szefowa wróci
a z urlopu. Byam pierwsz osob, na któr trafia. Otworzyy si drzwi
windy i wysz
a pachnca, obrzmiaa. Cofno j na mój widok. Zmieniam si przez ten miesic.
Nie tak bardzo, jak chcia
am, ale bliej ideau.
Zosta
am do niej wezwana po poudniu. W pokoju siedzia ju Miszka. Szefowa
zaproponowa
a, ebym przesza od jutra na recepcj wewntrzn, do pokoju na zapleczu. Bd
przyjmowa
wyjtkowo wanych goci. Innymi sowy - awans. Zgodziam si. Zamówiam
taksówk
do domu. Ludzie w autobusach gapi si na mnie. Wieczorem dzwoni Miszka. Pyta,
czy dobrze si
czuj. Ciekawiy go moje przeczucia co do jego akcji na giedzie: sprzeda?
Dokupi
? Nie miaam adnych przeczu. Zoci si, e nie chc mu pomóc. - Dziki moim
pro
bom nie wyleciaa z pracy - przechwala si. Mówi, e szefowa chciaa mnie natychmiast
zwolni
. Recepcja jest wizytówk firmy. Podobno mój wygld odstrasza klientów.
Za chuda? Patrz
w lustro i widz dwie pyzy zamiast wystajcych koci policzkowych.
Zazdrosna baba. Nic dziwnego, przy mojej figurze przypomina fok
. Zrobio mi si niedobrze.
Nie bior
ju adnych leków, witamin, wistw. Przeszam na terapi naturaln. Poprawiam sobie
humor,
ykajc wasne hormony. Kiedy jest
mi bardzo weso
o, pluj do buteleczki. Przechowuj j w zamraalniku.
Zdepresjonowana, rozcie
czam to wod i ykam. Pomaga od razu. W linie jest serotonina -
naturalny
rodek euforyzujcy. lina jest sycca. yeczka z cukrem starcza na cay dzie.
Wa
40 kilogramów. Im jestem szczuplejsza, tym lepiej si czuj. Oblewa mnie fala
szcz
cia. W gowie rozbyskuje wiato, widz kolorowe, trójwymiarowe obrazy. wiat
znika.
*
W pracy mam w
asny pokój. Na kocu korytarza, cichy, przytulny. Przylega do niego
toaleta tylko na mój u
ytek. Litry francuskiej wody mineralnej w codziennie zmienianym
pojemniku. Szefowa przychodzi przed po
udniem. Gawdzimy, podsuwa gazet i prosi o moj
opini
. Rysuj strzaki w gór albo w dó przy notowaniach giedowych. To takie proste. Do
wyboru trzy mo
liwoci: hossa, bessa, marazm. Niekiedy gazetowe zdjcia si ruszaj i widz,
co b
dzie dalej. General, ciskajc do prezydenta, szykuje na niego zamach.
U
miechnity minister skoczy z okna. Jeli nic nie przychodzi mi do gowy, wsuchuj si w
s
owa. Robotnicy kuli cian w biurze obok. Sypa si tynk. To sowo brzmi wanie tak, jakby
mia
o zaraz odpa. Tynk, tynk.
*
Lubi
siedzie w toalecie i sika. Wsuchiwa si w strumie, wysoko dwiku.
Zestraja
go z odgosami gazów. Symfonia ciaa. Wymyliam intymn kolekcj. Sikam do
foremek na lód. Wk
adam tam piórko, somk, patyczek, much. Zamraam i mam bursztyny z
zatopionymi
ladami ycia, okruchami przeszoci.
*
Zosta
am do prawie czwartej nad ranem w biurze. Copywriterzy prosili o pomoc.
Jutro oddaj
projekty. Miszka zaproponowa mi zostawanie na noc w gabinecie. Sprowadz
óko, szafy. Lustro ma by na ca cian. W pokoju obok skoczono remont, zainstalowano
wann
i mae jacuzzi. Nie bd pacia czynszu. Zaoszczdz 300 dolarów miesicznie.
Kupi
wikszy telewizor i kosmetyki nowej generacji z szyszynki podu owcy. Zgodziam si od
razu.
*
Zadzwoni
a Ela. Prosia o rad, czy bra kredyt na samochód i urzdzenie mieszkania.
Czy jej m
dostanie prac w tej wielkiej produkcji amerykasko-polskiej o yciu Puaskiego? -
Tak, tak, wiem. Kupili
cie dom. On zniszczy wszystko dla jednego mebla. Jak to jakiego? Dla
óka - nie mogam jej oszukiwa. Mu znalaz sobie aktoreczk. - Bdziesz
szcz
liwa, gdy zrozumiesz, e chuj w erekcji to jedyny pion moralny faceta. Pewnie, e mog
tak mówi
, przesta rycze. Wytrzyj nos i zajmij si dzieckiem. Nic nie zmdrzaa? Oczywicie,
ludzko
jest gupia, bo inteligencj dziedziczy si po matce. Daj mu piersi, bo kwili i nic nie
s
ycha. No, co ty? Kto ci naopowiada, e uleczy mnie ludzkie mleko? Zadzwo, jak poczujesz
si
lepiej. U mnie wszystko w porzdku. U mamy? Wysyam jej pó pensji. Dziewczyno,
uspokój si
. Masz przed sob przyszo, widz j jasno...
*
Re
yser dowiedzia si od Eki o moich jasnowidzeniach. Proponuje rol w erotycznym
horrorze o czarownicach Stos pacierzowy. Niech si
wypcha. Teraz mam wasny film, z gówn
rol
. wietliste sceny przewijaj si przez zamknite oczy.
*
„ Wspó
czesna Wenus z Milo. Kobieca sylwetka bez rk, z pontnym wciciem do
obj
cia i krgociami. Zaspokaja pragnienia kadego. Demokratyczna bogini podania.
Konsumpcyjna hurysa, trac
ca dziewictwo po kadym odkapslowaniu" - nagrano na
magnetofon mój opis butelki Coli. Przedmioty s
ukrytym szyfrem. Niektórzy go odczytuj.
Rzeczy zawieraj
w sobie wasn definicj. Mówi o tym z lekkoci mego ciaa i dyrektorzy
dzia
ów przychodz sucha.
*
Nie dostaj
od tygodnia gazet. Telewizor si zepsu. Szefowa postanowia wysa mnie
do Francji, do wypoczynkowego miasteczka Paradiso niedaleko Pary
a. Tropik pod szkem. Od
rana sauna, masa
e, dietetycy. Dwa tygodnie odpoczynku - porady wizaystek, fryzjer,
kosmetyczka. Zas
uyam na urlop. Pojedzie ze mn Miszka.
*
W samolocie rozdawano gazety, wzi
am pierwsz z brzegu. Wielki tytu: Kasandra
wolnego rynku i moje zdj
cie, które miao by w „Playboyu", a nie w czarno-biaym szmatawcu.
Zanim Miszka wróci
z toalety, przeczytaam... o sobie. Reyser pod pozorem filmu o
czarownicach chcia
zrobi ukryt kamer dokument o nawiedzonej, zamknitej w szklanym
wie
owcu. Reporter gazety wykry, e w budynku firmy reklamowej wiziona jest anorektyczka.
„Typowym objawem anoreksji (psychosomatycznej choroby dziewcz
t z krajów zamonych) -
jest chorobliwe odchudzanie. Prowadzi ono do skrajnego wycie
czenia, a czsto przypadków
mierci godowej. Chora miewa zaburzenia w percepcji ciaa. Pojawiaj si halucynacje. S one
skutkiem ubocznym powa
nych zmian fizjologicznych. Dochody firmy reklamowej,
wykorzystuj
cej chor dziewczyn, zwikszyy si piciokrotnie w cigu kwartau. Firma
wygrywa równie
na giedzie." Spytaam Miszk, o co chodzi, czy to prawda?
- Prasa w
szy za sensacj. Konkurencja nie moe nam darowa sukcesów - machn
r
k. - Jestemy zgranym zespoem. Wszyscy ci lubi. Tak dobrze si nam wspópracuje, e
niektórzy zamieszkali w pracy. Normalne. Wiesz, co nie jest normalne? Jedzenie w samolocie.
Zobacz te plastikowe obrzydliwo
ci - podsun mi tack glutów.
*
Ostatniego dnia w Paradiso da
am si unie prdowi wody. Kilometrowa lizgawka
pomi
dzy skaami. Wpadam do basenu i wynurzyam si z wizj. - Miszka! - krzyknam.
Wbieg
w ubraniu do wody i wyniós mnie na brzeg. - Miszka, wiem, jakie haso wygra
tegoroczny konkurs filmów reklamowych w Cannes!
Miszka wyj
mokry notes i lec przy mnie, szykowa si do pisania. - Przesta. Ludzie
pomy
l, e spisujesz moj ostatni wol.
Przeszli
my do palmiarni. - Miszka! Co-ca-cola walczy z pepsi-col. To wojna cieczy.
Materia
ciera si z materi pod kad postaci. Taka jej natura. Wojna smarów na przykad.
Margaryna walczy z mas
em. Wygra pod sztandarem:
„Margaryna wchodzi bez mas
a". Tytu nagrodzonego filmu: „Ostatnia kostka masa w Paryu".
*
Po powrocie do Polski zasta
am w biurze brata. Przyjecha z Berlina. Strasznie si
st
skni. Chce, ebymy znowu mieszkali razem. Nie mogam z nim wyj na miasto. Nie mam
si
y.
- Jeste
sama na tym wiecie - wzruszy si. - Oni ci wykorzystuj, godz. Z
twoim talentem i moj
pracowitoci zaoymy najlepsz firm. Rodzinn dynasti -
przekonywa
. Co mogam mu poradzi?
- Nie p
acz nade mn. Zastanów si nad sob. Zlikwiduj swoj berlisk restauracj.
Grill jest bez przysz
oci. Za duo szkodliwych tlenków i tuszczu. Do tego choroby zwierzt.
Czasy si
zmieniaj. Zainwestuj w przyszo.
- Ale w co?
- Ka
da epoka ma swój gorset. Kady musi go nosi, wic kupi. Gorsetem
naszych czasów s
prezerwatywy. I nie przetrzymuj dochodów, nie akumuluj. Katolicy nie s
protestantami. Nie b
d kapitalist, cierpicym na zatwardzenie pienidza. Kocham ci jak brata,
i ty kochaj braci, siostry - inwestuj.
*
Szefowa zapyta
a, czy mam ochot na spotkanie z ksidzem.
- Ko
ció nie potrzebuje reklamy, potrzebuje mioci. Skoro jednak potrzebuje mnie, to ja
potrzebuj
go jeszcze bardziej. Niech wejdzie.
Ksi
dz z mojej kieleckiej parafii - przysa go brat. Przyniós namaszczenie chorych.
Wyprosi
z pokoju szefow i Miszk. - Czy chcesz si, córko, wyspowiada?
Spowiada
am si krótko. Ksidz by zadowolony z czystoci mego ycia i myli.
- Widujesz, córko, anio
y? - zdziwi si, gdy mu o tym wspomniaam.
- Tak, ojcze.
- Anio
y s nosicielami nowin, czy co ci przekazay?
- Wyjawi
y, czemu stoj za czowiekiem, a nie przed nim.
- Tak?
- Bo
atwiej im kopa drania w tyek ni cign za sob przez cae ycie.
- Fantazje, moja córko, fantazje.
- Powtarzam, co us
yszaam.
Ksi
dz przeegna mnie krzyem i wyszed.
Op
atek schowaam na póniej, gdy bd miaa apetyt.
*
Miszka jest niewierz
cy. - Masz wizje z mózgu, nie z duszy - mdrzy si. - Duszy nie
ma. Zatruwasz si
wasnym organizmem
i majaczysz. Jakim
cudem te majaki s zgodne z rzeczywistoci. Prawdopodobnie twój
uk
ad informacyjny nie bierze pod uwag ogranicze zdrowego rozsdku i dlatego w tym
zwariowanym
wiecie zgadujesz w 70 procentach prawidowe nastpstwa.
Zosta
dziki mnie zastpc szefowej.
- Wierzysz w nauk
? W ewolucj, i tak dalej?
- Co, mia
a wizje religijne?
- Mo
e. Znam dowód na zawodno ewolucji. Jeste tego najlepszym przykadem.
- Niby co? - Miszka zaniepokoi
si. W kocu, jak wyliczy, trzy czwarte moich
objawie
si spenia.
- Tyle kobiet ci ssa
o i nic. A wedug praw przystosowania naturalnego czubek
twojego cz
onka powinien wyewoluowa w sutek.
Miszka przygniót
mnie gazetami. - Masz, przerabiaj makulatur. - Wyszed, trzaskajc
drzwiami. Boi si
mojej zemsty za tamto sprzed roku. Mog naopowiada bzdur i uwierz. e
zamierza zdradzi
sekrety kampanii reklamowej innej firmie, e przynosi nam pecha.
*
Pod
czyli wideo. Nagrywam wiadomoci. Nie potrafi zapamita setek nazwisk, nazw.
Przewiduj
, gdzie polec strzaki na giedzie. Argentyskie akcje w dó, chiskie bez zmian.
Fundusz powierniczy Zuch klapa ca
kowita, defraudacja. Uratuje go przekupny minister. Potem
najwi
kszy proces o korupcj. Wygra minister. Najpewniejszym rzdem w Rosji byby reim
wojskowy. Niestety, narzucono im demokracj
, wic banki wiatowe, dbajce o swoje utopione
tam pieni
dze, sfinansuj wybory. Prezydentem zostanie szef paramilitarnej organizacji –
mafioso W
ska.
Nocami ogl
dam filmy. Zamówiam wszystkie z Marilyn Monroe. W Przystanku
autobusowym, bawi
c si dwoma groszkami na talerzu, mówi do siedzcego przy barze faceta:
„Z dwóch rzeczy jedna jest zawsze lepsza ni
druga. Zawsze moesz wybra." Czy nie
jest to najwdzi
czniejszy opis wolnego rynku i reklamy? Oferuje wolno wyboru sporód
dwóch identycznych groszków tylko dlatego,
e jeden z nich zachwala pikna kobieta. Poza
tym wra
enie identycznoci dwóch groszków wynika z tego, e bidulki nie mog ze sob
konkurowa
. Le na talerzu. Nie jestem godna.
*
My
laam o tym, co mnie spotkao. Ludzie si bogac. Wicej kupuj, wicej trawi -
jedzenia, rzeczy, pieni
dzy. Kto paci za ten dobrobyt Polski. Ile jest podobnych mi dziewczt?
Wzdragaj
cych si przed nadmiarem i przesytem? U ydów 36 ukrytych sprawiedliwych
podtrzymuje istnienie
wiata. Bóg przez wzgld na nich nie spuszcza na Ziemi ognia kary.
*
Marilyn czyta si
tak samo, jak Merlin - ten czarownik z filmu o rycerzach Okrgego
Sto
u. Zna przeszo, bo by synem diaba. Przepowiada przyszo, gdy jego matka bya
zakonnic
i Bóg si nad nim ulitowa. Nade mn te.
*
Szefowa prosi o wymy
lenie czego oryginalnego na kampani nowych podpasek.
Widz
tylko jedno rozwizanie. Ogosi prawd. „Dziewczta, kobiety! Nie dajcie si ogupi.
Wmawiaj
wam czysto pod warunkiem uywania najnowszych wkadek i tampaxów. eruj na
waszym pod
wiadomym pragnieniu czystoci duszy, niesplamionego sumienia. Handlarze chc,
ebycie dostay cielesnej, materialistycznej obsesji zaplamionych spodni i sukienek. Zapomnicie
wtedy o prawdziwej czysto
ci duchowej."
*
Nie b
d czyta gazet. Ani gapi w telewizor na ludziki, pomniejszone do wielkoci
rybek akwaryjnych.
yj w swoim wiecie za szkem, puszczajc bbelki opinii, pogldów.
Wyj
te na zewntrz, do prawdziwego wiata - zdychaj. Tracc popularno gin. Otwierajc
usta wypuszczaj
zamiast sów pustk. Medialne larwy. Scz z siebie w wywiadach
wspomnienia, jak wyciskane w
gry. Czyrak osobowoci?
Najszcz
liwsza jestem noc. Puste biuro. Nie pi, zanurzam si we wasnych mylach.
Ju
nie wiem, co jest wizj, co mn. Mieszaj si we mnie w jedno. W ciemnociach lekko
wiec. Fosforyzujca powiata otacza moje smuke koci. Dopiero teraz wiem, czym jest
szcz
cie. Moje poprzednie ycie byo wulgarn bzdur. Kobieta powinna by subtelna i
uduchowiona. Nikogo nie potrzebuj
, ywi si wasn eufori. Medium to kana. Medium jest
rynsztokiem dla transcendencji,
czcym ciki wiat materii z eterycznym zawiatem. A
je
li jestem zwykym kanaem, zamienionym w ciek? l z mych ust spywaj medialne pomyje,
którymi
ywi si ten materialistyczny padó?
*
Szefowa przynios
a sukienk od Diora i pudo kosmetyków. Sprezentowaa mi te
p
aszcz od Armaniego.
- Mo
e przejrzysz najnowsze tendencje mody? Zimno ci? Przynios drugi grzejnik - bya
troskliwa i naprawd
zaniepokojona. Nie czuj do niej dawnej zoci. Uczucia mijaj. Oddalaj
si
ode mnie na podobiestwo ludzi, rzeczy. Widz ju tylko kontury, kolorowe plamy. Bogo
samotno
ci.
- Chcecie,
ebym mówia, co widz w gazetach. Powikszacie specjalnie cae
strony o gospodarce. Daremnie. Nic nie widz
, nie chc widzie. S ciekawsze sprawy. Nie
powi
zane przyczyn z atwym do odgadnicia skutkiem. Chociaby tajemnica
mi
osierdzia, zagadka Trójcy witej czy praprzyczyna reinkarnacji. To, czego chcecie si
dowiedzie
o giedzie, krachu gospodarczym, jest zwykym produktem przenikliwego intelektu.
Mózg wydziela my
li. Kady organ wydziela swoje luzy: trzustka insulin, odek kwasy, i
warto si
tym chwali? - trzsam si z zimna. Mam dreszcze.
Szefowa nie zrozumia
a. Usiada na stoku u mych stóp. Niedowidz, zdaje si, e kolana
osun
y si jej na podog. Klczc, mówia:
- Tu ju
nie chodzi o nasz firm. Pomyl o kraju. Ojczyzna bez twoich rad zaamie si
gospodarczo. Politycy s
jak zwykle bezradni. Ty jeste ratunkiem, do ciebie si zwracaj
miliony potrzebuj
cych.
- Naród da sobie rad
. To plemi zronite strupami, bliznami. Sczepione ze sob na
zawsze pazurami. Zostawcie mnie w spokoju. Nie widz
liter. Jestem dobr sekretark i znam na
pami
klawiatur. Chc pisa swój pamitnik.
l nie próbujcie mi wetkn
kroplówek, nawet gdy strac tutejsz przytomno, bo rzuc
kl
tw na firm.
*
Szefowa wyjecha
a na urlop. Miszka zosta bossem i moim dostawc wiata. Przynosi
gazety, wod
, dietetyczne chrupki. Zaglda co godzin, czy ruszyam cokolwiek. Podchodzi na
palcach sprawdzi
, czy jeszcze oddycham.
Poprawia mi p
aszcz od Armaniego, zsuwajcy si z ramion. Podkrca grzejnik. Sdzi, e
zasn
am. Nie otwieram oczu. Nie jedzc, nie pijc, nie ruszajc si, nie mam przemiany materii.
Zastygam w absolutnym bezruchu. Pomaga mi to w koncentracji na jednej my
li. Ona wchania
inne. Absolut.
*
Po
egnaam si z El przez telefon. Pocieszaam j: - Jestem ju zdrowa. Wyleczyam si
z cz
owieczestwa, Elka. Wyjd za okno i gwiazda spadajca owietli miasto.
LATIN LOYER
Rok
piczki Josego kosztowa opiekucze pastwo szwedzkie trzy miliony koron.
Dziesi
tysicy dziennie, przesczanych z kieszeni podatnika w glukoz i krew, odywiajce
zmartwia
y mózg dwudziestodwuletniego Meksykanina. Ingrid, jego ona, podpisaa zgod na
od
czenie aparatury. Dzisiaj dwie falujce, elektroniczne linie, ledzce puls i oddech pacjenta,
rozejd
si na zawsze, w dwie proste równolege, bez szans ponownego poczenia ciaa i ycia.
ycie Josego Tapasa miao by zwyke. Od urodzenia po mier. Z jednym wtkiem,
tkanym wed
ug tradycyjnego meksykaskiego wzoru: honor, makabra i tequila.
Z dzieci
stwa mao pamita. Czasami zdawao mu si, e przeniosa go przez nie w
ramionach matka. Kiedy podrós
, nie lubi siedzie w domu. Wóczy si z chopakami po
przedmie
ciach rodzinnego El Paco. Szukali skarbu wród kamiennych ruin indiaskich
budowli. Jose wk
ada palec w wskie szczeliny i wodzi wzdu rzebionych zawijasów:
szponów ptaków, paszcz zdzicza
ych bogów, wyerajcych ludzkie serca... Szczliwie dociera
do ko
ca ornamentu, skd móg wróci do pocztku. Wierzy, e umie czyta azteckie znaki.
Nie potrafi
jeszcze odszyfrowa liter drukowanych lub pisanych na papierze. Byy zbyt
misterne. Sylabizuj
c je, sysza gos ojca: „Be, Be, jak baran. Nie Pe, Pe, jak pacan!"
Kamienne znaki nie mia
y jednej, trudnej do zapamitania nazwy Ka albo Te. Opowiaday dugie,
zawi
e historie, za kadym razem inne.
Osiemnastoletni Jose zda
matur i zapisa si na uniwersytet w stolicy. Wybra filologi
hiszpa
sk. Nie majc szczególnych talentów, doskonali to, czego nauczy si w
dzieci
stwie - czytanie. Po studiach wróciby na sw prowincj. Uczy w gimnazjum, oeni si i
tak jak ojciec-nauczyciel zosta
by godnym szacunku hombre, cenicym pami Emiliano Zapaty,
dobry trunek i sjest
. atw do przewidzenia przyszo Josego popltao spotkanie z Ingrid.
Dla niej ka
dy rok by sumiennym wypenianiem obowizków córki zamonej,
sztokholmskiej rodziny. Ingrid w odpowiednim czasie nauczy
a si chodzi, mówi, yka
regularnie tabletki antykoncepcyjne i prowadzi
samochód. Gimnazjum skoczya z
wyró
nieniem. Maestwo, w które wpltaa si na studiach - rozwodem. Nie mylc odtd seksu
z sentymentami, unikn
a dalszych pomyek matrymonialnych. Jej kariera radcy handlowego
przypomina
a sukcesy gospodarki szwedzkiej w latach osiemdziesitych. Zaamaa si na
pocz
tku roku 1990. Ingrid popada w depresj. Zmuszaa si do pracy, do bycia z ludmi. W
wita odwiedzaa rodziców. Boe Narodzenie obchodzili po chrzecijasku, piewajc pod jod
psalmy. Latem, w najkrótsz
noc roku - Midsommar, taczyli pogasko wokó pala podnoci,
wbitego na
ce przy letniej rezydencji. Podczas tej jasnej nocy, gdy soce owietla Ziemi spod
horyzontu, Ingrid wyrwa
a si z acucha tancerek w biaych sukniach i wiankach. Usiada bosa
na ziemi. Rozp
akaa si jak maa dziewczynka. Lnian sukni zaplamia rozgnieciona, soczysta
trawa, wianek zsun
si na nos. Kto poda jej szklank wina, kto niezdarnie próbowa j
przytuli
. Nie starczyo mu si i pad, mamroczc skol. Ingrid ogarn wstrt. Czym byo jej
trzydziestoo
mioletnie ycie? Pustk, urzdzon niby dom lalek: szykownymi mebelkami,
samochodem w gara
u, prac, gdzie spotykaa podobne, wypchane pienidzmi lalki. Postanowia
wyjecha
. W biurze podróy zachwalano egzotyk i komfort modnych pla Acapulco. Miaa
nadziej
, e witalno Poudnia uleczy j z melancholii.
W Meksyku za mackami
aru pezay dziwaczne zwierzta, wsysajce ciepo. Tropikalne
gor
co pyno przezroczyst law. Ingrid snula si midzy pla a hotelem. Upal podszczypywa
jej obna
one uda, obmacywa piersi. Smarujc kremem pomarszczon skór, udzia si, e
wysusza j
soce, nie czas.
Znudzona hotelowym menu dla gringos, zagl
daa do knajp, szukajc prawdziwego
meksyka
skiego jedzenia. Nie przejmowaa si wulgarnymi zaczepkami wsatych facetów. W
zau
ku uliczki schodzcej do oceanu trafia na knajp, której jedyn ozdob byo olbrzymie okno.
Ludzie za szyb
poruszali si wolno w soiku konfitury z lepkiej przestrzeni. Zanim podszed
kelner, Ingrid przeczyta
a dokadnie kart. Nie chciaa chili con carne. Miaa ochot na
chili con sex. Ostry, pieprzny seks, przyprawiony latynosko-kiczowatymi sentymentami, z
przystojnym kelnerem. Jego w
osy, zaczesane do tyu, poyskiway tust czerni. Skórzane
spodnie obciska
y msko. Nazywa si Jose. Studiowa w Mexico City. Do Acapulco
przyjecha
na wakacje zarobi. Nie odwayby si zaproponowa randki tej biaowosej turystce.
Onie
mielaa go wyzywajc, egzotyczn urod. Podajc wino, stara si nie widzie jej
rozchylonych ud. Przytrzyma
a go za rk.
- Wpadnij na drinka do „Cabany", o siódmej - szepn
a.
- With pleasure - przytakn
skwapliwie. Mczyni przy barze dostrzegli jej poufay
gest.
- Leci na niego.
- Ma ze trzydziestk
, dziwka.
- Takie s
lepsze od dziwek. Wszystko umiej, wszystko ju robiy i chc jeszcze.
Patrzyli za ni
przez okno, oprawione w gipsowe kaktusy.
By
o dokadnie tak, jak to sobie wymarzya. Po drinku poszli na gór do jej pokoju.
Ch
opak pachnia socem i oceanem. Huczca muzyka z dansingu i wino pite z butelki zmieniy
ich mi
osne municia w drapieny taniec. Ingrid obja go nogami, zarzucia mu je na szyj.
Opad
a bezwolnie na poduszki, by w nastpnym takcie zmieni tempo. Jose po paru ykach wina
znowu prowadzi
. Jego spryste ciao przebijao j orgazmami.
Tej nocy Ingrid zapragn
a dziecka. „Mam 38 lat. Rok, dwa i moe by za póno -
oblicza
a w ciemnociach przy picym Josem. - On jest nieziemsko przystojny. Oliwkowa
skóra, prosty nos, najbielsze z
by, oczy na pó twarzy i ten sodko-okrutny umieszek. Mieszane
dzieci s
zdrowsze i adniejsze. Jose mógby przyjecha do Szwecji."
Na razie nie my
laa o powrocie. Zostaa miesic duej. Chopak si zakocha. Nie znaa
takiej czu
oci i zwariowanych manier. Gdy powiedziaa o ciy, uklk przed ni i paka, caujc
po brzuchu. Zawióz
do rodziców. Nie namawiali ich na zostanie w Meksyku. Skoro Jose
sko
czy studia w Szwecji i zostanie el profesor w Europie... - Jego przodkowie te pochodzili z
Europy - opowiada
Ingrid ojciec Josego. -Dlatego jest zdolny i wysoki. W jego yach pynie
krew hiszpa
skich grandów.
W Sztokholmie wzi
li jesieni lub. Krewni Ingrid ogldali z pobaaniem modego
po
udniowca.
- Dla Ingrid dobrze, wreszcie zdecydowa
a si na dziecko - pocieszali si rodzice.
Przez dom przewali
si tum znajomych, ciekawych jej Latynosa, stukajcego obcasami
po parkietach. Przyjació
ki wpatryway si w niego z nabonym podaniem. Czterdziestoletnie,
bogate kobiety, marz
ce o seksie z niezawodnym kochankiem. Jose by dla nich uroczy i
niedost
pny. Kocha Ingrid.
Nie najlepiej znosi
a ci. Najpierw zadrczaa si, czy dziecko bdzie normalne. Póniej
piek
a j zgaga, puchy nogi. Zocia si na Josego o przesodzon kaw, krzywo podsunite pod
obola
e plecy poduszki. Denerwowaa si jego tpot. Po trzech miesicach kursu nie dawa
sobie rady ze szwedzkim. Nadal rozmawiali po angielsku. Irytowa
o j powtarzanie tych samych,
najprostszych szwedzkich s
ów. Jose zamienia je w nie istniejce w adnym jzyku, chocia
przekonywaj
co brzmice wyrazy.
- Jestem twoj
Królow niegu - powiedziaa mu Ingrid na pierwszym zimowym
spacerze w parku. Zapami
ta: „Król-w ngu".
Dzieci turla
y si w zaspach, zjeday z górki na sankach. „Tak jest ze szwedzk
wymow
- pomyla Jose. - Akcent wspina si z wysikiem pod szczyt i spycha sowa, eby
rozjecha
y si bezadnie, poprzewracay."
Nauka szwedzkiego by
a tortur. Nie sysza, gdzie kocz si zdania, nie odrónia
dziwacznych samog
osek, przedrzeniajcych a, u, e. „Mie dwadziecia lat i trafi na granic
swej wszechmocy, jest pocz
tkiem uomnoci, zwanej dorosoci" - zanotowa w zeszycie
po
ród wierszy o mioci i samotnoci.
Na starówce, w latynoskim barze „Chiquita", zaprzyja
ni si z barmanem - chilijskim
studentem historii. Claudio mieszka
w Szwecji od dawna i nie mia zudze: - Jose, trafie do
raju bia
owosych anioów. Przebogaty kraj, eksperymentalna probówka przyszoci. wiatem
b
d rzdzi kobiety, tu wanie si to zaczyna.
Chc
wsadza do wizienia klientów prostytutek. Niedugo bycie mczyzn bdzie tu
przest
pstwem. Nic dziwnego, skoro w ich jzyku „czowiek" - to ona. „mier" - on.
Kulturowy matriarchat. Kraj w kszta
cie zwisego penisa! Mitycznym zaoycielem tego narodu
nie by
aden bohater, ale pramatka Svea. Uwaaj na siebie, bracie - perorowa Claudio,
przekrzykuj
c sals. - Kocz si walki systemów politycznych, wadza mczyzn...
Jose zgodzi
si na „wspólny poród". Bdzie przy niej, jeeli to takie wane... Ingrid
liczy
a dni do koca mki. - Co ze synnym instynktem macierzyskim reklamowanym w
podr
cznikach dla ciarnych? - martwia si. - Wszystko w swoim czasie - pocieszaa j matka.
- Zobaczysz male
stwo i zapomnisz o porodzie, o cierpieniach.
Po pierwszych skurczach, gdy odesz
y wody, Jose zawióz j do szpitala. Heroicznie
wkroczy
do sali porodowej.
- Nie, Ingrid, nie potrafi
! - rzuci si do wyjcia, gdy rozcinano jej krocze.
- Wracaj! To jest nasz poród! - j
kna.
Urodzi
a po trzech godzinach. Pielgniarka zawoaa Josego. Do porodówki wjecha
tradycyjny wózek z szampanem i szwedzk
flag. Szczliwa, uczesana i umalowana Ingrid
przytula
a dziecko. Na jego rczce zacinito plastikow bransoletk z napisem: „Dziewczynka
Tapas".
Ingrid szybko znudzi
y pieluchy, przeciery, podgrzewane butelki. Wrócia do pracy.
Dzieckiem zajmowa
a si niania. Gotowaniem i sprztaniem - gosposia. Jose czyta ksiki, pisa
wiersze. Wozi
na spacer kilkumiesiczn Sabink. Wysuchiwa matczynych zachwytów
podstarza
ych biznesmenek i arystokratek, odwiedzajcych dom pod nieobecno Ingrid.
Sprawdza
y, czy robi postpy w szwedzkim. Pakoway mu palce w usta, ukadajc wargi do
wymowy a, o. Mia
ochot je poliza z litoci albo pogry. Samiczy chichot tych kobiet by
skomleniem o seks. Wychodzi
y, poprawiajc akiety i obcigajc spódniczki, jakby je kto
próbowa
z nich zedrze.
Którego
wiosennego dnia wyrwa si wczeniej ze szkoy. Bolaa go gowa. Wszyscy w
klasie narzekali na wiosenne przezi
bienia. Po drodze do domu kupi aspiryn. W ogrodzie
s
siadów stay sczepione ze sob psy husky. Szkliste, niebieskie lepia suki iskrzyy si niczym
dwa kawa
ki lodu. Takie oczy miewaa Ingrid. Nie pyta wtedy, co si stao. Omijaa go wzrokiem,
patrzy
a w telewizor. Zmczona, zamykaa si w swoim pokoju.
Jose wszed
do mieszkania. W przedpokoju leaa torba Ingrid, w sypialni palio si
wiato. - le si czujesz? - zawoa.
Le
aa w óku, palc papierosa. Obok niej picy facet. Miaa lodowate spojrzenie. Jose
zatoczy
si. Chcia ich zabi, zabi siebie. Uciek. Nie za bardzo pamita, co dziao si przez ten
tydzie
. Ockn si w domu Claudia. Pi, budzi si nieprzytomny, zasypia, eby zapomnie, e
yje. Wróci do domu, sam nie wiedzc, po co. Zobaczy córk. Ingrid nie próbowaa si
t
umaczy, przeprasza. - Nie yjemy w redniowieczu ani w Meksyku. Mog robi, co chc.
Jose nie zamierza
powtarza banaów. Powiedziay si same, bez jego woli. - Przecie
jeste
matk, moj on...
- I dlatego mam zrezygnowa
ze swojego ycia?
Spakowa
si. Do plastikowego worka wrzuci ubrania, ksiki. Gosposia podaa mu
kopert
. Ann von Trot, najlepsza przyjacióka Ingrid, zapraszaa go do siebie.
- Ingrid taka jest, nie zmieni si
. Wykorzystaa twoj naiwno. Przywioza ci z
podró
y jak jaszczura z Galapagos - Ann rozwiewaa ostatnie zudzenia. By dawc spermy.
Rozp
odowym samcem.
Ann równie
potrzebowaa pomocy. Spragniona czuoci, starzejca si arystokratka,
znudzona eleganck
samotnoci. Jose jej nie zawiód. Obsugiwa seksualnie, udajc namitnego
kochanka. Zas
uy na przytulne mieszkanko w centrum Sztokholmu. Wkrótce zaspokaja
zachcianki pozosta
ych przyjacióek Ingrid. Najpierw z zemsty, póniej dla drogich prezentów,
dyskretnych, comiesi
cznych przelewów bankowych. Najbrzydsza z nich podarowaa mu ma
Alf
Romeo. „eby przyjeda, kiedy ci potrzeba" - nagryzmolia szmink na przedniej
szybie.
Nie by
y o siebie zazdrosne. Sprawny seks uwaay za wart wydatku usug. Jose
wiedzia
, e polecay go sobie jak dobr fryzjerk czy krawcow. By kosztowny, a luksus
kosztuje. Drogie garnitury, buty szyte na miar
. „Najbardziej dekoracyjny facet w Sztokholmie"
- ocenili go dwaj party fixaren, kr
ccy modnym wiatkiem stolicy. Dopisali do listy saw,
zapraszanych na snobistyczne imprezy. Jose nie opuszcza
adnego szykownego party. Sta
samotnie z drinkiem, ocenia
goci. Wychodzi na parkiet, gdy grano szybkie kawaki.
Blondw
ose piknoci uganiay si za zmysowym przystojniakiem. aden tutejszy nie potrafi
tak stanowczo obj
, szepta komplementów, uwodzi bez desperacko-pijackich pyta: „Czy nie
masz nic przeciw temu,
e ci pocauj?"
Jose sprawia
sobie przyjemno krótkimi romansami. Zostawa! do pierwszych pretensji.
Lubi
patrze na aosne miny dziewczyn, kiedy pyta: „Dlatego, e mnie kochasz, mam zmieni
moje
ycie?" Mode, pikne paciy zami. Stare klientki - walut.
Zdarza
o mu si kilka dni nie odpowiada na telefony, nie wychodzi z domu. Pi i
uk
ada! wierszyki: „Ciki jest zawód poety -wyciska podziw z kobiety." Trzewiejc, brzydzi
si
sob.
Ann von Trot zabra
a go w poowie lata na swój jacht. Od czasu, gdy dowiedziaa si, co
oznacza po hiszpa
sku jego nazwisko
, mówi
a do niego: My Snack. Obtacowywa zaproszone
na rejs stare pulardy, nafaszerowane silikonem i hormonami. Która
z nich, rozochocona
zmys
owym plsem, zapytaa, czy daby jej lekcje salsy.
Ann s
dzia, e to znakomity pomys.
- Jose, móg
by zaoy szko taca! Znam kogo, kto... - powiedziaa w
kabinie, zdejmuj
c bikini.
- Je
li chcesz si mnie pozby, to najlepszy pomys - odpowiedzia, zwilajc j
wazelin
.
- Chc
ci pomóc, my poor, little Snack. Nie mylae o wasnym biznesie? Nikt ci
nie ka
e taczy od rana do nocy. Byby dyrektorem. Poza tym czeka ci rozwód. Bdziesz
potrzebowa
drogiego adwokata.
Zaprzyja
ni si z modym adwokatem Ann. Chodzili razem do dyskoteki. Podrywali
najlepsze panienki. Gdy dziewczyna nie mog
a si zdecydowa na którego z nich, brali j
razem. Rozmawiali wtedy o rozwodzie, uwa
ajc to za znakomity dowcip. - Jose, niele si
w
enie, duuue pienidze - adwokat poprawia gow dziewczyny, nie do gboko biorcej go
w usta. Jose posuwa
j od tyu, przytrzymujc za podskakujce poladki.
Pewnej podyskotekowej nocy d
ugonoga pikno leaa wyczekujco, a on nie móg
urosn
do wymiarów mczyzny. Zamiast dumnie wypronej mskoci zwisaa mu niewielka,
zawstydzona ch
opico. Dziewczyna pogaskaa j czule i woya do ust. Po chwili wyplua.
Topos - po hiszpa
sku „zakska".
- Co
nie tak ze mn? Zaprzeczy.
- Z tob
?
- Nie.
- No, to nie tra
my czasu! - nadziaa si na jego palec.
Radzi
sobie potem t metod coraz czciej. Przesta sypia z modymi dziewczynami.
Oszcz
dza siy na wymagajce klientki. Nie zadowalay si wirtuozeri jego dugich palców i
francuskimi poca
unkami. Chciay mie jurnego mczyzn. Za to paciy.
Nie pomaga
y piguki z muszek ani witaminy. Dla napalonych na Josego babsztyli jego
impotencja by
aby obelg. Straciby kochanki i pienidze.
Odwiedzi
zdziwacza malark. Ta przynajmniej nie daa banalnej kopulacji. Zawizaa
mu dziuraw
, czarn chustk oczy, mazakiem dorysowaa wsik. - Jeste Zorro! - rozkazaa.
- Galopuj i ok
adaj mnie szpicrut!
Uje
danie posiniaczonej, cycatej grubaski doprowadzio Josego do spazmów miechu.
Zdj
mask, pocaowa artystk w usta. Ona bya stuknita, on chory.
Doktor uzna
Josego za okaz zdrowia.
- Zwyk
e przemczenie. Prosz da sobie dwa tygodnie urlopu, od wszystkiego.
Je
li si nie polepszy, wyl pana do specjalisty. - Przepisa mu tabletki na wzmocnienie.
Jose postanowi
znikn ze Sztokholmu. Zostawi Ann wiadomo, e wyjeda do
Meksyku. Nie by
pewien, czy wróci.
W rodzinnym mie
cie samotnie odwiedza stare kty. Koledzy poznajdywali prac w
wi
kszych miastach. Wracali, tak jak on, odwiedzi krewnych, pochwali si uciuanym
maj
tkiem.
Rodzice obejrzeli z zachwytem zdj
cia wnuczki, domu, samochodu. Odtajaa w nim
dawna fantazja, nak
ama o ingrid i studiach. Po pierwszym dniu wiedzia, e nie zostanie. Nie
pasowa
do nich, do swojej przeszoci.
W
óczy si po okolicy. Jezioro, w którym nauczy si pywa, zmalao. Przypominao
olbrzymi
ryb, rzucon w piasek play. uska fal podnosia si ciko na mierdzcym
szlamem cielsku.
Zajrza
do starej Cabiros. Jej dom, sterta kamieni przykrytych som, sta na pustkowiu,
przy piaszczystej drodze do wsi. Cabiros, pó
-Indianka, rzadko odwiedzaa miasteczko. Zjawiaa
si
w targowe dni, zakutana chust. Rozkadaa j na ziemi. Siadaa w kucki i wróya z kart.
Lubi
a go. Nigdy jej nie dokucza. Miaa dla niego tylko wod. - Pij, woda jest pikna i ty
jeste
pikny - chwycia go za rkaw malutk doni, cinit reumatyzmem w ksztat kurzej
apki.
Chcia
jej zostawi pienidze. Pogardliwie prychna. lina ze szczerbatych ust skapna
na zwitek banknotów. - Za pieni
dze wró. Za due pienidze - zwaya w doni zapat -duo
powiem.
Kaza
a mu wycign sze startych do biaoci kart. Westchna.
- Co
zego? - zaniepokoi si.
- Jak
yj, nie widziaam takiej wróby! Z wielkiego nieszczcia czeka ci
wielkie szcz
cie - pocieraa karty o czarn spódnic.
- Co
wicej?
- Wi
cej nie mona dosta ani tutaj, ani tam - odwiedziny byy skoczone. Cabiros
usiad
a na progu domu, Jose spojrza w jej oczy, wpatrujce si bez zmruenia w soce.
Staruszka by
a lepa.
Obserwowa
powietrze. Porównywa je ze szwedzkim. Meksykaskie nie byo lodowato
przezroczyste. Unosi
si w nim wieczny kurz podobny do tego z kamieniarskiej pracowni.
Falowa
o pod dutem niewidzialnego rzemielnika, wykuwajcego zwiewny ornament. Jose
zapami
ta dziecinne wraenie: na gazach indiaskich ruin kto narysowa rozgrzane powietrze.
Strumie
ornamentu opywa spkany kamie.
Kiedy
z chopakami próbowali odgadn, czemu Indianie porzucali w dungli kamienne
miasta. Jose przechwala
si, e umie czyta indiaskie znaki i pozna tajemnic. Kumple go
wy
miali. - Zmylasz! - zawyrokowa konusowaty Pepito, wnuczek prawdziwych Indian z gór.
Jego dziadek leczy
zapalenie wyrostka robaczkowego zaklciami. Podpiera chorego o podobne
do akacji drzewo huamuachil i czeka
na poudnie. Wtedy noem wycina z cienia chory kawaek.
Ran
zaszywa magicznymi zioami. Udeptywa j, a stawaa si paska i nie odstawaa od ziemi.
Wieczorem cie
rozciga si, znika razem z bólem.
Jose po
aowa, e dziadek Pepita dawno nie yje. Moe znal jakie zioa na jego
przypad
o?
Pepito, w podartej koszuli, podeszwach przywi
zanych rzemieniami do stóp, mówi, e to
ziemia Indian, dlatego daje im moc. Biali przynie
li mier. S podobni do szkieletów,
ta
czcych w dzie zmarych. Pokaza Josemu obejmujce si kociotrupy, podrygujce na
sobie. - Biali tak robi
dzieci. -Jose nie wierzy. - I wyj wtedy jak psy noc.
Przed wyjazdem Jose poszed
nad jezioro. Kpaa si w nim naga dziewczyna. Nie
przestraszy
a si. Wysza na brzeg. Zakadajc sukienk, podniosa ramiona. Za nimi potoczyy
si
w gór krge piersi. Z gstych wosów na onie ciekaa woda. Byy zroszonym ogrodem,
g
szczem skrywajcym sodki owoc pci.
Podesz
a do niego, miejc si zalotnie. -Hej, Jose! - Rozpozna córk sklepikarza. Miaa
z 15 lat. Usiad
a przy nim. Sucha jej dziewczyskiego paplania. Wdycha wilgotny zapach
czekoladowej skóry. Nie poczu
podniecenia. Dobro.
Medycyna okaza
a si równie bezsilna, co Jose. Lekarz zapyta! go, czy asystowa przy
porodzie.
- Wielu facetów traci po tym ochot
na wspóycie. Podejrzewam, e przyczyn pana
k
opotów jest umys, nie ciao. Prosz spróbowa
psychoterapii.
Andersson, doktor psychologii, dogrzeba
si w psychice Josego wza. W nim zasupay
si
dusza i ciao pacjenta. Andersson podejrzewa, e Josego wykastrowaa ona.
„ Wszechpo
dliwa kobieco zabija to, czego nie potrafi wchon. Silny instynkt
samozachowawczy Meksykanina przybra
form pasywnej obrony, jak jest impotencja.
Impotencja jest tak
e karaniem kobiet" - spekulowa psychoanalitycznie.
Jose na le
ance przyglda si z bliska jego siwym, przyklepanym wosom.
Obrysowywa
y cienkimi kreseczkami ysiejc czaszk. Nieskazitelny fartuch, narzucony na
czarny garnitur, oddziela
doktora od brudów, wylewajcych si z podwiadomoci pacjentów.
Po kilku sesjach Andersson zdecydowa
:
- Skoro nie jest to uraz wyniesiony z po
ycia maeskiego, poszperamy gbiej.
Doktor cofa
go do dziecistwa:
- Jeste
maym chopcem. Grasz w pik - mówi przekonywajco. Jose posusznie
dziecinnia
. Cigiem skojarze wraca w meksykask przeszo. Gra z chopakami w pik, po
hiszpa
sku wyzywa kamliwego Pepito. Nie mia adnych zobowiza. W teraniejszoci
czeka
y rozczarowane kobiety, dugi, rozwód.
- Nie dam rady - zafrasowa
si Andersson. - Nie znam hiszpaskiego. Odel ci do
doktora Mendesa.
Doktor Mendes prowadzi
psychoterapi hipnoz.
- Nie nale
y si spodziewa cudów. Nie wikszych ni od figury Matki Boskiej z
Gwadelupy - Mendes, argenty
ski yd, ypn wesoymi oczkami.
Jose dawno nie s
ysza takiego hiszpaskiego. W jego rozpdzie gubi si akcent,
skacz
cy wród sów niby byczki na argentyskiej pampie. Doktor spacerowa po gabinecie.
Przystawa
obok jaskrawych obrazów. Mówic, zaciera rce, jakby ogrzewa si kolorami
malowide
. Sprawdzi podatno Josego na sugesti. By zadowolony. Lewa rka pacjenta
pos
usznie napenia si gorcym powietrzem i powoli uniosa. Jose zabra j z powrotem.
Trzyma
sztywno wycignit przy boku.
- Wszystko b
dzie dobrze. Szkoda, e nie od razu przyszed pan do mnie.
Andersson wywo
a u pana regresj do dziecistwa, i co?
Spodziewal si
usysze seplenienie po szwedzku? Oto skutki przerostu intelektu nad
rozs
dkiem u takich specjalistów, jak on. Psychoanaliza zatrzymuje si na progu
pod
wiadomoci. Zaglda przez uchylone drzwi. Hipnoza wchodzi dalej. Oglda najskrytsze
tajemnice. Ale czym jest hipnoza? Sugesti
? Odmiennym stanem wiadomoci? Wmówieniem?
Bywa skuteczna, chocia
nie wiemy, dlaczego.
- Drogi panie Jose, wyruszamy w nieznane. Prosz
si rozluni i patrze na mój palec -
Mendes rutynowo usypia
pacjenta.
Zamazany, falliczny ksztalt porusza
si wahadowo przed oczyma.
Josego obudzi
a poranna erekcja. Niewielka, ale erekcja. Pierwsza od trzech miesicy.
Podziwia
j, jak znikajcy uk tczy.
Tydzie
póniej doktor by pewien powodzenia terapii. Postanowi j przyspieszy.
-
eby szybciej wej w hipnoz i atwiej z niej wyj, podaje si zaawansowanym
pacjentom has
o. Prosz poda sowo, którego nikt nie uyje przypadkowo w pana obecnoci.
Josemu przypomnia
y si dziecinne wyliczanki z indiaskich zakl.
- Cotetoje - mo
e by?
-
wietnie - wpisa do komputera Mendes. - I drugie.
- Huamuachil.
- Znaczy to co
?
- Pierwsze nic, drugie jest drzewem.
- Jeszcze jedna sesja i od nowego roku akademickiego b
dzie pan prymusem w szkole
i w
óku - obieca doktor.
Po wyj
ciu od Mendesa Jose zajrza do cukierni. Na wystawie zaciekawi go
czekoladowy globus. Ameryki przypomina
y klepsydr. Piasek z Pónocnej przesypywa si
zw
eniem Meksyku, przez pustyni, do Poudniowej.
Ostatni
sesj Mendes zaczai wspomnieniami.
- Mój ojciec nazywa
si Teitelbaum, w Argentynie lepiej brzmiao Mendes. A
pa
skie nazwisko?
- Nikt go nie zmienia
. Po co?
- Domy
lam si. Nie ciekawio pana jego znaczenie?
- To oczywiste.
- Tak, po hiszpa
sku tak, ale w sanskrycie oznacza ascez, umartwianie si. adnych
kobiet, alkoholu. Medytacja i joga.
- Nie wiedzia
em.
- Stare przyzwyczajenie
ledzenia sów. Jeszcze z ydowskiej szkóki. Hinduski
„ tapas" prowadzi do o
wiecenia.
Josego nie interesowa
a joga. Mendes wprowadzi go w sen. Obudzi si po pó godzinie.
Doktor w
czy magnetofon. Krzykliwy gos bekota niezrozumiae dwiki.
- Rozumie pan co
z tego? - Mendes cofn nagranie.
- Nie.
- To pana,
e tak powiem, wypowied. Na pocztku byo cakiem rozsdnie.
Podniós
pan palec do góry i powiedzia: „Pierwsze czytanie snu." Póniej zmieni si panu gos
i nie chcia
pan przerwa, musiaem krzycze: „Hua-muachil!" Nie mówi pan nigdy po
india
sku?
- Nigdy - Jose s
dzi, e jeszcze ni.
- Piastunka mo
e bya Indiank?
Jose pokr
ci gow. - Indiaski?
- Wie pan co, jeden z pacjentów mówi
przez sen po walijsku. Okazao si, e w
dzieci
stwie sysza walijskie piosenki z radia. Prosz wzi ze sob kaset i gdyby byy jakie
problemy, dzwoni
do mnie.
Jose przeszed
w pónie przez korytarz. Obudzi go haas ulicy. Na rogu zajrza do
cukierni. Z czekoladowego globusa wygryziono pó
wiata.
Zadzwoni
do Ann von Trot: - Przyjd jutro. Tak, wróciem. Bardzo si ciesz, e ci
zobacz
. Id spa, eb mi pka.
Przed za
niciem sucha kasety Mendesa. Przenosi ciepo z rki do pleców, rozlewa po
ca
ym ciele. Gos doktora przycich, wczyo si nagranie z ostatniej sesji. Dochodziy do niego
jeszcze ko
yszce, nieznane dwiki.
- Niektórzy mówi
przez sen, inni do siebie. Skd pewno, e si obudzili? - pomyla,
zasypiaj
c.
Us
ysza: „Drugie czytanie snu." Kto mówi jego gosem: - Jestem szumem krwi.
Biciem serca. Kiedy p
on, jestem bogiem soca, kiedy wieje wiatr, jestem pierzastym wem.
Zawarli
my braterstwo krwi, gdy kaleczye palce na moich kamieniach. Wsczyem ci zimn,
kamienn
krew. Poznae tajemnic. Sny, oplatajc gow, rozmikczaj myli i krusz koci.
Indianie uciekali z kamiennych miast ze strachu przed snem. Porzucali zdobyte przez wroga
twierdze.
Bronili si
górskim krysztaem. Nie znali nic twardszego. Rzebili z niego czaszki na
ofiar
. Sny krysztaowych czaszek byy przezroczyste. Obmywali je wod.
Ludzkie g
owy obmywaj sny. Okadzaj je dymem wspomnie i przeczu. Indianie
wiedzieli,
e nadejdzie senna fala, pograjca myli. Wysza od murów miasta. Zatapiajca
szale
stwem. Gdy si zbliaa, nili j, niosc gsty dym, ciki sen bez marze, z którego nie
ma przebudzenia. Co noc k
adli si w innym miejscu, nienaruszonym snami. Jeeli pewnego
ranka przedmioty traci
y barw i zwyk wag, oznaczao to, e zblia si najwysza fala. Rzeczy
stawa
y si zanione, nieprzydatne na jawie.
W mie
cie zostawa kapan. Zasypia na otarzu. Dawa si pore koszmarom, by
uratowa
uciekajcych mieszkaców. ni cierpienie i szalestwo. Przeni je do koca, od
pocz
tku. Ludzie byli znowu czyci. Wznosili nowe miasto. Mijay dwa, trzy pokolenia i sny
kruszy
y kamienne mury, mciy kryszta ofiarnych czaszek. Kapan zasypia.
Jose si
nie obudzi. Umiera na sen.
NAMI
TNIK
Rozk
adam przecierado. Nacigam na óko. Bdzie pótnem obrazu: kobieta i
m
czyzna.
Wyci
gasz po mnie rce. Kadziesz na sobie. miejesz si, e mczyzna jest
najpi
kniejszym czowiekiem. Ale mam racj. Spójrz, twoje nogi s silne. Wskie biodra, brzuch
i uda to maszyneria mi
ni. Najczystszy rysunek, bez poprawek na nieforemn, baloniast ci.
Nie jeste
spiarni z sadem powtykanym w waki tyka i piersi. Nie przyssie si do ciebie od
rodka wygodniay embrion. Zobacz:
Twój najmniejszy mi
sie, ten nadgarstka, czy si z ramieniem, muskuami. Jego ruch
podtrzymuj
cigna pleców. Nie ginie gdzie w krgociach, nie rozpuszcza w tuszczu. Dla
kobiety dorastanie jest puchni
ciem. Dla mczyzny nabieraniem siy.
Widz
c pierwszy raz moje nagie piersi, powiedziae: „S bezradne jak rozoone rce."
Ca
ujesz je i s wite. Róowieje aureola sutek. Nasza wita Cycanna, patronka o dwóch
relikwiach. Trzeba je adorowa
, liza. Drczy gryzc, ciskajc, bo nie ma witoci bez
umartwie
.
Seks pachnie z ust i
lini si midzy nogami, kiedy mówisz do mnie, delikatniej ni
poca
unek. Wkadasz jzyk midzy wargi. Dzielimy si ostatnim zrozumiaym sowem.
Rozgryzamy: ko - och - am, I opadaj
ozdoby sów. W jku gos jest nagi. W samym rodku
krzyku. Pragnienie nieprzek
adalne na wyuczone, tresowane sówka.
Zostaje rytm, puls krwi. Powinno
rytmu przywoujcego rozkosz. Wkradam si pod
ciebie. Zlizuj
krople potu. Maj przezroczysty smak. Przepywa przez nie ciepo, sona zawo,
lepko
podania. Poczekaj - odpycham ci stop. Bierzesz j do ust. Rozdzielasz pieszczot
palce. Mokr
ocierasz o policzek.
Pochylasz si
powoli nade mn. Wosy zasaniaj ci twarz. Twoje plecy s splecione z
mi
ni. Wygite w pokonie. Jest w nich ulego i groba mocy. Wyciosany z kamienia
antyczny kap
an, skadajcy nasienie w ofierze: „Nie bdziesz mie innych mczyzn przede
mn
" - daby, jak kady zakochany bóg.
Wtulam si
w twoje rami. Masz pieprzyk. Brzowy, wystajcy guzik, spinajcy lnic
skór
. Cauj zagbienie szyi. Odchylasz gow, poddajesz si pieszczotom. Za duo, za mocno.
Chcesz si
znowu we mnie schroni. Siadamy, objci udami. Ukszenia pocaunków s zbyt
bolesne. Li
emy sobie usta. Pchniciem przenikasz moj mikko. Przytrzymujesz za biodra.
Unosisz, przyciskasz w
adczo do siebie. Przycigasz, odpychasz. Jestem twoim odartym ze
skóry, wypr
onym czonkiem. Wyciskasz z nas rozkosz. Drymy przed... Wyrywam si i
chowam g
ow pod poduszk. Nie chc, eby mnie dotyka. Jeszcze nie. Obnaye mnie ze
zwyk
ego ciaa. Sczy si z niego wilgo. Pod nim jest inne, miosne. Z rozgrzanej skóry paruj
perfumy. K
adziesz si obok, opierasz na okciu. Wdychasz dranicy zapach. Nigdy nie pachn
tak samo. Nabieraj
aromatu od wiata i pieszczot. Dojrzewaj na ciepej skórze.
Zamiast s
ów wkadasz mi w ucho jzyk. Obiecujesz nim powolne spenienie. Liesz
koniuszkiem najg
bsz czelu. Gadzisz poladki. Lubi dostawa klapsa niby za, opieszaa
dziewczynka. Pewnie,
e si nie spiesz.
Przyci
gasz mnie za rami, eby potrze sier. Zwierzc atk midzy nogami. Palec
prowadz
do jamy rude mijki liskich wosków. Rozsuwam szeroko nogi. Gadki palec
zamienia si
w szorstki jzyk. Mój sodki misz cieka ci z ust.
Przytrzymujesz mi r
ce. Nie wiem, czy ci odpycham, czy trzymam paznokciami za
ramiona. W
lizgujesz si we mnie. Koyszesz. Pytkie fale przyjemnoci zalewaj usta. api
gwa
townie powietrze, wcigam w siebie oddech, ciebie. Popychasz do rozkoszy. Coraz mocniej.
Przez moje cia
o, rozwart nago. Znajdujesz now pieszczot, tdy. Najgbiej. Gubimy si,
wynurzamy, nie mo
emy mocniej wbi w siebie. Rozszarpa. Jestem w tobie, w pulsujcym
skomleniu. Ta
cz skowyt. Palce zelizguj si bezsilnie ze spoconych ramion. Rozkruszamy
biodrami ostatni kawa
ek cukru, mdlco rozpywajcy si w naszych ciaach.
Otwieram oczy. W
ókna przecierada. Caun z odcinitym ladem mokrych cia.
Przygarniasz mnie ci
k doni. Caujesz ze snu. Jeszcze jeste we mnie. Zaraz wypadniesz.
Urodz
ci. Wyciekaj mleczne wody i wysuwasz si agodnie na moje zmczone udo.
Zasnuwam si
snem. Król i królowa ze redniowiecznej ryciny. Kochaj si. Spleceni w
jedno
. To my. Wzilimy koron orgazmu z tego królestwa w nas, nad nami. Rozkoszy i
w
adzy nad wiatem bez mioci.
MUR
W dramacie greckim nie podró
owano. Jedno miejsca i akcji trzymaa bohaterów na
wybiegu sceny. Chór komentowa
los przytrzanitych przez fatum. Dramat rozgrywa si tu i
teraz. Je
li Grek skazany zosta na wdrówk, zajmowao mu to ca epopej.
Cz
owiek nowoytny zachowa zmys dramatyzmu, lecz jedno miejsca i akcji umieci
nie na scenie, tylko we w
asnym wntrzu. Pogmatwa tym czysto gatunku. Ludzkie ycie stao
si
dramatyczn epopej, czowiek - widzem i aktorem zarazem. Bohaterem romansów,
wsiadaj
cym do pocigu, by jadc z miasta A do miasta B speni swój los. Zerwawszy z
jedno
ci miejsca i czasu akcji, podróujemy midzy dzielcymi przestrze miejscami. Z braku
wiary w przeznaczenie czas sta
si przeladujcym nas fatum. Nie potrafimy czeka cierpliwie
na jego spe
nienie. Rozjedamy przestrze, tratujemy j w rozpaczy i zemcie za zburzenie
bezpiecznej jedno
ci. Od podróy oczekujemy fabuy, wyjaniajcej sens drogi. Pocigi z XIX-
wiecznych powie
ci rozwo we wszystkich kierunkach postacie dramatu. Paradoksalnie (od
greckiego paradoksos, poprzez dziedzictwo Bizancjum) pojazd, s
ucy do wygodniejszego
pokonywania przestrzeni, staje si
narzdziem mierci na rosyjskich dworcach. Spenieniem
fatum literackich desperatów, rzucaj
cych si pod jego kota. Pocig, zamiast przenie bohatera
ku przeznaczeniu, sam staje si
przeznaczeniem.
Ostatnie dwie
cie lat jest czasem rewolucji i coraz czstszych podróy idei. Pomimy
frazes Lenina, przemyconego z Zachodu poci
giem, e rewolucja to parowóz dziejów.
Prawdziwym rewolucjonist
by Kant. Skalpelem najczystszej myli rozdzieli nieodwoalnie
jedno
czasu i przestrzeni. Dziki temu, zdajc sobie spraw z metafizycznej trywialnoci
podró
y, nie opuszcza Królewca. Chocia raz jeden zama swe zasady i wyjecha do Godapi. Za
ten czyn, niegodny filozofa, postanowiono wznie
mu na rynku miasteczka pomnik. Mam
nadziej
, e do tego nie dojdzie i spiowy Kant w Godapi nie zawiadczy o przewadze
nierozs
dku filozofa nad filozofi rozumu.
Anyway, wracaj
c do drogi przebywanej przez niewiadomych niebezpieczestw
podró
nych - nadal wsiadaj beztrosko do pocigów w Moskwie, Kutnie czy Denver. Naiwnie
s
dz, e dotr do miejsca przeznaczenia, bdcego tak naprawd pospolitym fatum. Puapk
sklecon
z jednoci czasu i przestrzeni.
Na przyk
ad Maria w pustym przedziale nocnego pocigu z Tuluzy do Tarn. Poddajca
si
posusznie taktowi jazdy. Jej opalone, szczupe nogi okrywa biaa spódniczka. Materia ukada
si
na ksztat baldachimu, osaniajcego wewntrzn stron ud i trójkt podbrzusza. wiato,
przeciekaj
ce przez tkanin, nagrzewa skór ciepym odcieniem. Promieniuje z panieskich,
zaci
nitych nóg.
W przedziale obok, przy otwartym oknie, w
opocie parnego powietrza, siedzi komisarz
Garden. Ka
dy yk wody z plastikowej butelki rozlewa si plam na jego jasnobkitnej koszuli.
Garden przysypia. Ga
nie wiato, pocig hamuje. W ciemnociach jkliwy zgrzyt wagonów
zag
usza cykady. Pustawy pocig staje porodku sierpniowej nocy. Przewozi ludzi, ale mógby
te
przewozi mrok, wlewajcy si otwartymi oknami.
Korytarzem idzie kobieta z ujadaj
cym pieskiem na rku.
- No, cicho ju
, cicho - gaszcze psiaka, zaciskajc dwoma palcami jazgoczcy pysk.
- Nie wie pani, co si
stao? - Garden wychyli si z przedziau.
- Nie znam si
na technice - odburkna.
- Czemu zaraz technice? Mo
e to krowa stana na torach?
Damulka chuchn
a pastisem. Posza dalej, obijajc si o ciany, jakby pokonywaa pd
poci
gu.
Maria zablokowa
a drzwi paskiem torebki.
Lokomotywa gwizdn
a na wagony. Dotoczyli si do Tarn. Z pocigu na opustoszay
peron wysiad
o tylko dwoje podrónych. Przed zamknitym dworcem nie byo taksówek.
Garden zaproponowa
Marii podwiezienie. - Dzikuj -odmówia. - Pójd pieszo.
- Dok
d? Miasteczko jest pi kilometrów std.
- A klasztor? - Maria nie ba
a si poczciwie wygldajcego Cardena, ale z zasady nie
dawa
a si podwozi obcym facetom.
- Jeszcze dalej - komisarz wzi
od niej papierow torb z zakupami.
Jechali pod gór
wsk drog. Zapachniao igliwiem i lawend.
- Nie trafi
aby panienka noc. Czemu nikt nie czeka na dworcu?
- Szykuj
niespodziank. Mój chopak przyjecha miesic temu do klasztoru.
Wakacyjna medytacja, modlitwa. Wie pan, du
o ludzi teraz tak robi.
Zajechali przed bielej
cy w ciemnociach paac.
- Jest pó
noc, klasztor to nie klub nocny. Wszyscy pi. Trzeba nie mie rozsdku,
eby wybiera si w drog o tej porze.
- Dzi
kuj za podwiezienie.
- Je
eli nie wpuszcz do klasztoru, zawioz panienk do hotelu - nie wyczy silnika.
O
wietli furt. Maria uderzya w drewniane drzwi koatk. Otworzyy si, wpuszczajc
najpierw jej cie
.
-Jestem narzeczon
Juliana -powiedziaa zaspanemu furtianowi. Nie pyta o wicej.
Zaprowadzi
j na pitro do pokoju gocinnego.
Julian dowiedzia
si o przyjedzie Marii od furtiana, idcego na jutrzni. Przeskakujc
drewniane schody, próbowa
zrozumie, czy jego wzburzenie jest pocztkiem radoci, czy
strachu. Wyjecha
z Parya, by jej nie widzie. Wymyli przyszo i przeszo bez niej. Byli
zro
nici wspomnieniami. Ulepieni z drapienej mioci, która, zamiast przynosi zdobyczne
szcz
cie, rozdrapywaa ich wasne. Julian ratowa si, zostawiajc Mari. Jak w, porzucajcy za
ciasn
skór. Miaa go chroni, zacza przeszkadza.
Zatrzyma
si przed pokojem Marii. Wiedzia, co bdzie: sowa, oddzielajce przeszo
od teraz. Czego nie powiedzia
, albo nie napisa w listach. Dni sprzed jej przyjazdu, ich wspólne
ycie w Paryu. Co zrobi? Dlaczego? Natarczywe pytania pod pozorem troski. ledztwo.
Kobiety s
w tym najlepsze. Tak atwo osdzaj, potem wyrok: kocham ci, dlatego musimy by
razem.
Zapuka
i wszed. Maria zapinaa dinsy. Przeskoczya óko, obja go. Pocaowa j we
w
osy.
- Cieszysz si
, e przyjechaam?
- Mog
a napisa.
Odsun
a si. - Mogam, gdybym wiedziaa, e przyjad. Odprowadzaam ojca na Gare de
Lyon. Godzin
póniej by pocig do Tuluzy. W Tuluzie zrobiam zakupy - odkleia metk z
d
insów. - Wyjechaam bez niczego. Spóniam si na wieczorny pocig do Tarn, tutaj z dworca
kto
mnie podwióz - zabrako jej tchu. Nie chciaa, eby Julian jej przerwa. Powtarza, e jest
nierozs
dna, kieruje si impulsami. Przed wyjazdem wysuchaa kazania: charakter to instynkt
osobowo
ci. Instynktu nie da si zmieni, co najwyej zaspokoi.
Nie obchodzi
y j mdroci Juliana. Gdy leeli razem w óku, poniewieray si obok
zdj
tych pospiesznie ubra. Kochaa go, jej instynktem bya mio. Charakter? Zmieniaa si na
danie. Ju jest inna ni przed chwil. Rozsdna.
- Zostan
dwa, trzy dni. Nie musisz si mn zajmowa, bardziej zaleaoby mi na...
- Zjedzmy
niadanie - powiedzia stanowczo.
Nag
a powaga Marii moga by wstpem do wanej rozmowy, koczcej si zwykle
niczym. Ona z zapuchni
tymi oczyma, triumfujca, e udao si jej wyebra ochap uczu. On -
rozczulony lito
ci, zy na siebie, pragncy spokoju. Od dawna kamaa, zdradzia go. By tego
pewien, chocia
nie mia dowodów oprócz podania, z jakim patrzya na tamtego faceta w
dyskotece. Tandeciarza-poet
, zgrywajcego si na Jima Morrisona. Gdzie zaczyna si zdrada?
W dotyku, poca
unku, pod skór? Jej podliwe spojrzenie na tamtego zostao w Julianie.
Przepali
o si w zazdro. Wedug Marii wszystko sobie uroi. Ale on nie wymyli Marii. Staa
przed nim, gotowa sk
ama i zapomnie. mia si, by zaraz paka, mie tysice pomysów i
jedn
pewno: naprawd kocha jego.
Zeszli do refektarza. Usiedli za drewnianym sto
em. Jedzcy amali si chlebem.
M
odziutkie zakonnice w biaych szatach, dziewczyny i chopcy take na biao. Maria znaa ich z
osch
ych listów Juliana. Porodku diakon, jego ona i córka. Dwie rodziny z maymi dziemi w
rogu sali.
- Furtiana ju
poznaa - szepn Julian. - Dobry, baskijski chop, tylko porywczy.
Na-krzyczy, pó
niej ciko auje i ley plackiem w kaplicy.
- Obudzi
am go, ale by miy.
- Lunatykowa
. Wyrwany ze snu Bask zostaje z wciekoci terroryst.
Julian zamilk
, modli si nad chlebem.
Maria spojrza
a na drewnian figur witej, zawieszon pod kamiennym sklepieniem.
Sp
yway z niej barokowe flaki. Nie cierpiaa tego stylu, poskrcanego z nadmiaru witoci.
- Bracia i siostry - diakon da! znak odej
cia od stou. - Wieczorem
adoracja Naj
witszego Sakramentu. Jeszcze ogoszenie parafialne. Moi drodzy,
sko
czyy si zapasy herbaty. Jest kawa. Nie upadajcie na duchu, jej nie zabraknie. Kaw
pob
ogosawi dla chrzecijan Klemens VIII. Amen.
Z bia
ego pokoju Marii, poprzecinanego drewnianymi belkami, wida byo lawendowe
wzgórza. Fioletowy zapach ich
wieoci osiad wieczorem na meblach, wykrochmalonej pocieli
wielkiego lo
a. Lec, Maria widziaa arówk, wystajc z lampy. Kropla wiata pczniaa w
szklanej ba
ce. Skapywaa z. I znowu rosa, zbieraa si na kocu rozarzonego drucika.
Spada
a ciko z mokrych rzs. Maria pakaa. Nie zostaa w kaplicy na wieczornej mszy. Krcio
si
jej w gowie od kadzide i ez. Nie widziaa Juliana miesic. Dzielce ich dni uoyy si w
warstwy milczenia. Pytaniami wytr
caa go nie z ciszy, lecz rozmowy, toczcej si w jego gowie:
„Trudno utrzyma
trzydzieci osób z jamuny i darów. S modym klasztorem. Dwadziecia lat
- to niewiele. W innych klasztorach podobnie: problem z pieni
dzmi i witoci. Jest wity - to
s
pienidze z cudów i pielgrzymek."
- Strasznie t
skniam, wiesz? - Maria zapaa go za rkaw lnianej koszuli. - Bdmy
znowu razem.
- Chcesz z
oy mio na otarzu wiary rzymskokatolickiej? Zarn j w tradycyjnej
ofierze? - dotkn
jej czoa, mierzc temperatur.
- Nie b
aznuj.
- Ja? Twoja matka uwa
a, e kobieta bez wad jest kobiet bez pienidzy. Czy jeste ju
wystarczaj
co bogata? Bdziesz po skoczeniu studiów?
- Przez ten miesi
c przemylaam wszystko. Duo czytaam - najchtniej zasoniaby si
ksi
kami przed jego ironicznym spojrzeniem. -W przyjani przyciga nas podobne. W
seksie podnieca obco
. Mio jest jednym i drugim. Pragnieniem podobiestwa i rónicy -
doko
czya niepewnie. To on mia wyczno na racj. Intelektualista, pouczajcy
dentystk
. Baa si wygupi, usysze, e bredzi. Próbowaa wedrze si w jego wiat
wytrychem s
ów. Czuo zatrzymywaa si za oddzielajc ich szyb. Zosta-
wia
a na szkle rozmazane lady pocaunków, zacieki ez.
- Mario, po co przyjecha
a?
- Po ciebie. Po nas.
Weszli do pracowni malarskiej. Anzelm werniksowa
chyba setnego anioa do
przyklasztornego sklepu. Nakleja
na deski reprodukcje, wygadzajc je municiem lakieru.
- Widzicie? - wyj
pokrojony pie jaowca. - W samym rodeczku jest punkt, ziarenko,
z którego rozesz
o si falami echo ycia -pogaska skaleczonym palcem soje ywicznego
drewna.
- Widzicie? - Julian przedrze
nia Anzelma, gdy wyszli z warsztatu. - Kady ma swoje
prawdy. Ty dzisiaj wyg
osia swoj o mioci i przyjani. Anzelm powtarza jeszcze, e
pierwsza komórka, z której powsta
o ycie, podzielia si na pó, bo pka z pychy.
- Zawsze zachwyca
e si mdrkowaniem.
- My
leniem. Nie efekciarskim aforyzmem, odganiajcym mylenie.
Nie chcia
rozmawia. Najchtniej oprowadzaby j w milczeniu po klasztorze, uchylajc
ró
ne drzwi. Pokazywa ludzi, pochylonych nad kadzi z zaczynem chleba, sadzcych kwiaty w
ogrodzie, szoruj
cych posadzk w kaplicy. On sam pracowa przy reperacji muru. ata
kamieniami dziury. Z jednej strony zmursza
ego ogrodzenia by klasztorny ogród, z drugiej
- poro
nite zóka traw i zioami strome wzgórze.
Diakon podszed
do samotnie stojcej w ogrodzie Marii. Przyniós jej szklank
wody.
- Mam na imi
Filip.
- Maria.
- Ciesz
si, e mog ci pozna. Julian opowiada o tobie.
- My
laam, e wyjecha, eby o mnie zapomnie - przekornie patrzya mu w oczy.
- Mi
oci si nie zapomina. Wiem co o tym.
- Mi
oci do Boga, czy ludzi? - Maria nie bya pewna, o czym rozmawiaj.
Diakon przemawia
z agodnoci, ujmujc zwykym sowom ich przyziemnego ciaru.
- Jedno drugiemu nie przeszkadza.
wiat stworzy Bóg, dlaczego dzieli jedno? W
naszej wspólnocie s
kobiety, mczyni, rodziny. Modlimy si po hebrajsku i francusku. W
pi
tki odprawiam drog krzyow i szabat. Nie trzeba rozdziela tego, co moe by razem.
- Czy Julian powiedzia
, e jestem protestantk?
- Tym serdeczniej przyjmiemy ci
do naszej wspólnoty.
- Katolickie mi
osierdzie zamiast protestanckiej zasugi? - umiechna si
porozumiewawczo.
Filip zerwa
brzoskwini.
- Nie my
l, e kusz ci sodkim owocem - podj artobliwy ton - ale skosztuj sodyczy
z ogrodu ekumenizmu, Mario.
- Filipie, mam przeczucie,
e przez ekumenizm rozumiecie nawrócenie na katolicyzm -
g
sty sok oblepi jej palce.
- Dobre?
- Bardzo.
- Widzisz, po owocach poznacie ich. Mario, do niczego ci
nie namawiam. Jeste
naszym go
ciem. Pracuj z nami, jeli masz ochot, a gdyby potrzebowaa
przewodniczki duchowej, siostra Daniela s
uy ci pomoc.
Daniela okaza
a si witoci, zasznurowan w sztywny habit. Dwudziestoparoletni,
blad
pann. Pochodzia z pirenejskiej wioski. Do klasztoru wstpia, majc szesnacie lat.
Niewiele wiedzia
a o yciu za murem i wiedzie nie chciaa. Drobne przewiny, zawstydzenia
przelicza
a na paciorki róaca, obwizanego wokó doni. Przebieraa paciorki raz szybciej, raz
wolniej w zale
noci od napicia, z jakim suchaa Marii. Fady biaego habitu naginay si ciko
do jej powolnych gestów. Sztywno wykrochmalon
powag przypominaa lili, zdobic otarz.
Za to Marii spodoba
a si Agnes. Spotkay si na dziedzicu. Opalaa piegowat buzi z
zadartym noskiem.
- Uwielbiam s
oce. Czeka mnie tona prasowania - zamachaa beztrosko nogami.
- Pomog
ci,
- W tak
pogod? - zmruya niedowierzajco kocie oczy.
Posz
y do prasowalni.
- Bóg mi ci
zesaf - Agnes pokazaa pogniecione stogi biaoci. - Cara mia - w
podnieceniu pl
taa francuski z rodzimym woskim -jak si znudzisz, bd ci piewa - ustawia
Mari
za stoem i obdarzya parujcym elazkiem.
Rozwiesza
y wilgotn jeszcze, gorc pociel na tarasie. Bielaa od soca. Trzeszczaa,
sk
adana do przepastnej szafy. Agnes wypytaa Mari o Pary, mod i mio. Kocha Juliana?
Zamieszkaj
razem? Pogawdk przerwa dzwonek. - Wpó do szóstej, koczymy! - zarzdzia
Agnes. - Chod
ze mn do kaplicy.
lizgay si po wywoskowanej pododze. Chichotay, uwaajc, by kto ich nie usysza.
Agnes wdrapa
a si na otarz jak na ulubiony parkan. - O sole mio! - zanucia. - To najweselsza
melodyjka, dlatego
piewam j Jezusowi -zapalia wiec. Poszy do zakrystii przygotowa
naczynia i wino do wieczornej mszy.
Rano obudzi
o Mari stukanie. Wybiega z óka. Za drzwiami nie byo Juliana. Furtian
omota wszystkim na pobudk.
Po
niadaniu prasowaa z Agnes. W przerwie odwiedzia Juliana. Odpoczywa po drugiej
stronie muru. Twarz zakry
somkowym kapeluszem. Zdj koszul. - Hej, hej! - Maria trcia go
stop
. - Nie pij, robotniku!
Z
apa j za nog. Przewróci na traw. askota dbem pod bluzk. Rozemiaa si
g
ono. Zakry jej usta: - Ciiicho, bo ci wyrzuc z klasztoru.
Bawi
si jej wosami. Zamkna oczy, byo znowu dobrze. Chciaa si przytuli. Ostra
trawa otar
a jej szyj. - Przywizaem ci wosami do ziemi - rozmieszyo go zdziwienie Marii. -
Teraz odpowiesz na moje pytania. -Zastanowi
si. - Waciwie to nie mam adnych pyta. Nie
próbuj wstawa
, wyrwiesz traw z caej ki, korzenie s zronite - lec, gryz gazk.
Maria rozplata
a warkoczyki. Udawaa obraon. Julian wsta.
- Przepraszam,
e si pokaleczya - nie wyglda na zmartwionego. Odwróci si od niej,
mieszaj
c zapraw. Powinna odej. Rozejrzaa si bezradnie.
- Palisz? - zauwa
ya niedopaki rozrzucone przy murze.
- To szwajcarscy klerycy, przyjechali na weekend. Tutaj kopc
, w klasztorze nie
wolno.
- Nie jeste
skory do zwierze, a jednak opowiadae o mnie diakonowi.
- Opowiada
em mu o sobie, wic moe jeste czci mnie.
- Mi
o to wreszcie usysze.
- Chcesz si
kóci? - podszed do niej.
- A ty chcesz si
kocha? - woya mu rk za spodnie.
- Chc
by sam.
Wróci
a do prasowalni i rozpakaa si. Agnes spluna na elazko, odstawia je na
podstawk
. - Co si stao? - przytulia szlochajc Mari.
- Nie mog
tak duej. Mielimy si pobra. Czy mona kogo zostawi po
pi
ciu latach, bez powodu, bo sobie co ubzdura? Moe kogo ma? Wiem,
histeryzuj
, wstyd mi
- zas
onia twarz.
- Nie wstyd
si. Jestem taka sama, przeywam wszystko za mocno. Julian
ci
kocha, ale... nie pomylaa, e nie wygrasz z Chrystusem?
- Co? - Maria przesta
a paka.
- On mo
e ma prawdziwe powoanie -Agnes podaa jej wieo wyprasowany obrus do
otarcia
ez.
- Nie jest dewotem - wykrzykn
a Maria.
- Przepraszam, chcia
am powiedzie, nie jest religijny. Nie, to absurd!
- Mario, dla Boga nie ma nic niemo
liwego. Ze mn byo podobnie. Odwiedziam brata
w seminarium.
aowaam go, zostawi za sob tyle przyjemnoci. Poegnalimy si i nagle nie
wiedzia
am, dokd wraca. Do swojego chopaka? Do rodziny, szkoy?
- Zdecydowa
a si w jeden dzie?
- Nie ja zdecydowa
am. Kto mdrzejszy ode mnie. Teraz to widz. Wtedy nie
zastanawia
am si, czy wybra klaryski, czy norbertanki. W Rzymie jest tyle zakonów. Trafiam
do Lwa Judy. Mog
abym zaoy rodzin i te tu by, pozwala na to regua. Jestem jednak
sama i czekam na
luby zakonne. Jak si znam na ludziach, Julian wybra drog duchow. Nie
rozmawia
am z nim, domylam si, co przeywa. Targuje si z Bogiem, ale Bóg go nie puci.
Ma
o jest wybranych do witoci.
-
witoci? - Maria dosyszaa w gosie Agnes egzaltacj.
- Powiem ci co
, to o Julianie, wic musz ci powiedzie. Modliam si w kaplicy. Na
kl
czkach, z gow przy ziemi. Przyszed do mnie Jezus. Na pewno on. Nie miaam
otworzy
oczu. Zgrzeszyam wstydem i faszyw pokor. Moe zwtpieniem, e gdy spojrz,
zniknie? Niewa
ne, trudno to komu wytumaczy, jeli sam nie przey. Modlc si,
zrozumia
am, dlaczego Julian przyjecha do naszej wspólnoty. Ma w sobie wito,
przerastaj
c grzech. My jestemy poboni bez zasugi. Nie to, e letni, ale zaledwie powoani.
On - wybrany. Ma w sobie si
i spokój. Bdzie chlub naszego zakonu. Mario, kochaj go tak,
jak kocha Bóg. To jest prawdziwa mi
o. Daj mu wolno. Bóg ci pocieszy. Jeli pisane ci
wieckie szczcie, znajdziesz je.
Refektarz ja
nia blaskiem siedmioramien-nych lichtarzy. Pomienie szabasowych wiec
ta
czyy razem z korowodem biesiadników. Pochylay si w lewo, skaczc, zawrócone
gwa
townym podmuchem w prawo, skaniay do przodu. Agnes wcigna Mari midzy
pl
sajce zakonnice. Mczyni taczyli w drugim krgu z diakonem. piewali chasydzkie
melodie, przygrywa
im fortepian. Julian ukoni si jej. Moga to by figura taca. Maria stana
przy drzwiach. Wycofa
a si na korytarz do kaplicy. O niczym nie mylaa. Nic nie czua. Czas
rozpu
ci si w ciemnociach. Zaskwiercza knot zapalanej wiecy. Furtian owietla sobie drog
do zakrystii. Dostrzeg
skulon w awce Mari.
- Widzia
a relikwie?
Maria posz
a za nim. Wyj z szuflady puzderko. Byy w nim dwa zby. Niewielkie,
czerwonawe siekacze.
-
wita Calumena. Mczennica. S czerwone od ognia, spalajcego grzechy. Pon
wit mioci. Pole swoj prob Calumenie i pocauj relikwie - podsun je Marii pod nos.
Prze
egnaa si i ucieka z zakrystii. Na schodach spotkaa podpiewujc Agnes w odwitnej
sukience.
- Widzia
am klasztorne relikwie.
- Nie mamy relikwii - Agnes poprawi
a koronki konierzyka.
- Furtian pokaza
mi czerwone zby witej Calumeny.
- Nie mamy relikwi. Furtian mo
e i modli si do jakich zbów. Pojcia nie mam o
ch
opskich zabobonach. Czerwone? - Agnes wzdrygna si.
- Od wylewu krwi. Jak u ofiar gwa
townej mierci przez uduszenie - Maria zacytowaa
podr
cznik medycyny.
Na tarasie w monotonne brz
czenie cykad wpijay si piski nietoperzy.
- Podziwiasz nocny zestaw firmowy: ksi
yc i gwiazdy? - Paul stan za Mari.
Rozmawiali dzisiaj w ogrodzie. W przywi
zanych sznurkiem okularach tropi stonk
mi
dzy grzdkami ziemniaków.
- Nie mam psa, chocia
z dusz pospaceruj. Ty te? - Maria przecigna si sennie.
- Po kolacji wypytywa
a o powoanie.
- Bo to ciekawe. Wszyscy mówi
„nie wiem", „tak miao by", „opatrzno". Ty
wiesz, dlaczego?
-Jasne. Matka czyta
a mi Bibli dla dzieci i ja wiedziaem, co bdzie dalej. Mamo -
przerywa
em jej czytanie - Ew skusi w, Abraham zaprowadzi Izaaka na gór.
- Niesamowite.
-
artuj. Niele by byo, nie?
- A jak by
o naprawd?
- Po maturze pracowa
em w paryskiej Virginia Megastore, w dziale literatury.
Czyta
em bestsellery, noble, goncourty. Byem najbardziej oczytanym facetem we Francji.
Doszed
em do wniosku, e wszystkie te ksiki s na wszelki wypadek o niczym. Przechodz
przez intelekt jak czopki. G
adko, lisko, umysowa sraczka. Nie sam byem taki
genialny. Mia
em koleg. On sprzedawa w dziale ezoterycznym. Znalelimy swoje
Eldorado. Magia, wiedza tajemna i moc. Eksperymentowali
my z kaba. Czy w to
wierzy
em? Wygupy, ale pewnej nocy co si pojawio. Zarys postaci, przywoanej z
podr
cznika kabay. W rezultacie kolega wyldowa u czubków, ja we wspólnocie. Dowiedziaem
si
o Lwie Judy, klasztorze podlegym papieowi, gdzie uprawia si judaizujcy obrzdek.
Jestem katolikiem, wierz
cym w Stary Testament.
- Jeste
tu ze strachu przed szpitalem dla obkanych.
- Nie. Z pomy
kowego objawienia. Wierz, bo widziaem.
- Paul, czy wst
puje si do klasztoru z niewiary?
- By
niewierzcym w klasztorze?
- Tak.
- S
ludzie, wtpicy cale ycie. Nazywa to zaraz niewiar?
- Mów do mnie pro
ciej. Jestem zwyk dentystk.
- Ja te
jestem zwykym czowiekiem. W dodatku boli mnie zb mdroci -
dotkn
policzka.
- Tu jest ciemno, nie zobacz
.
- Nie trzeba, wiem, co mi jest. Ucisk mózgu na dusz
podrani nerw.
- Id
spa.
Julian by
na sobotniej konferencji z diakonem. Maria zwiedzaa miasteczko.
Dusi
a si szeptem, przyciszonymi gosami w klasztorze. Zmczya przemykaniem
wzd
u korytarzy. Stracia nadziej na prawdziw rozmow z Julianem. Nie wierzya w jego nage
powo
anie. Gdyby co si stao, dozna objawienia. Ale z dnia na dzie? Ze studenta socjologii -
zakonnikiem? Od czytania pobo
nych ksiek nie zostaje si witym. Bzdury, po wakacjach
wróci do Pary
a i w knajpie na placu Sorbony pochwali si: - Badaem „wspólnoty
alternatywne". -Ojciec Marii uwa
a Juliana za dziwaka. - Zostanie naukowcem albo kloszardem.
Mi
y, uroczy, ale zupenie bez charakteru. Dobralicie si: on nie umie y, ty nie umiesz y bez
niego. Co ty w nim widzisz?
Julian by
pierwszy. Mia w sobie kobiec delikatno i msk mdro. Potem byli inni,
krótkie przygody dla sprawdzenia, czym naprawd
jest seks. Koczyy si udawanym
orgazmem. Dobrze by
o tylko z Julianem.
Obesz
a w kwadrans redniowieczne miasteczko. Zajrzaa do restauracji.
- Dzie
dobry, panienko - zawoa do niej starszy mczyzna, stojcy przy
kontuarze.
- Aaa, to pan! - ucieszy
a si. - Dzie dobry. Mog zaprosi na piwo w rewanu
za podwiezienie?
- Uda
si pobyt? - zrobi jej miejsce, odsuwajc puste szklanki.
- Bardzo tu
adnie.
- Julian pewnie si
ucieszy! z odwiedzin.
- Nie
le pan zorientowany. Na prowincji nic nie da si ukry?
- Niestety, da, i to tak dobrze,
e czasem ledztwo trwa latami. Prosz wybaczy,
nie przedstawi
em si. Komisarz Garden.
- W takiej spokojnej mie
cinie niewiele ma pan do roboty, prawda? - pytaa z
grzeczno
ci. Zastanawiaa si, czy bdzie miaa przed wieczorem pocig do Tuluzy.
- Dla pary
anki jeden trup to niewiele? - Garden popija piwo.
- Jaki trup?
- Zamordowanej dziewczyny. Znaleziono j
na wzgórzu pod murem, dwa tygodnie
temu. Nie mówili o tym w klasztorze?
- To straszne - wyj
kaa.
-
adnych ladów. Uduszenie. Nie wiadomo, kim bya, nikt jej nie widzia w okolicy.
- Ile mia
a lat?
- Mi
dzy szesnacie a osiemnacie.
- Zupe
nie nic nie wiadomo?
Garden spojrza
na blad Mari. - Przestraszyem panienk. Prosz si napi, teraz ja
zapraszam.
- Nie, nie - zaprotestowa
a troch za gono. - Musz ju i. Dzisiaj wyjedam.
Julian czeka
przy mikrobusie.
- Po
egnaam wszystkich. Moemy jecha. Prowadzi ostronie, eby nie wypa z
górskiej drogi.
- Dlaczego nie powiedzia
e mi o tej zabitej dziewczynie?
- Po co mia
em mówi? Straszy ci?
- Ostrzec. Robicie z tego tajemnic
.
- Zwariowa
a? Znaleziono j za murem. Mnóstwo rzeczy dzieje si poza
klasztorem. Nie przejmowa
a si nigdy kronik kryminaln - pokonywa zarzuty Marii
równie
atwo, jak zakrty.
- Dot
d nikogo nie zabito pod moim domem.
- Nie ekscytuj si
. Agresja jest efektem udomowienia czowieka.
- Nigdy nie my
lae o tej dziewczynie? Paciorek i z gowy?
- My
laem. Szesnacie lat maj hinduscy bogowie. Potem zaczyna si umieranie.
Doje
dali do dworca.
- Julian, co si
z tob dzieje?! Przy klasztorze znajduj trupa. A ty mi bajki
opowiadasz.
- Czego by
chciaa? Moralnego potpienia zabójcy? Ta dziewczyna nie ma
imienia, niczego. Znaleziono na wzgórzu martwe cia
o.
- Zbrodnia doskona
a czy doskonaa obojtno?
- Nie wierz
w doskonao. W porównaniu z ludmi tylko Bóg jest doskonay -Julian
zahamowa
.
- Ty nawet w Boga nie wierzysz - Maria trzasn
a drzwiami.
Nie
egnali si. Musieliby powiedzie sobie „do zobaczenia". Do zobaczenia kiedy?
Maria nie pyta
a. Pocaowaa go w policzek.
Julian patrzyl na odje
dajcy pocig. Albo si wierzy, albo nie. On by! porodku.
Pozwala
prowadzi si zdarzeniom. By moe szale wagi nigdy si nie przechyl. Nie strc go,
ani nie wynios
do aski. Cokolwiek si dziao, przyjmowa to za znak. Na razie dozna
stygmatów oboj
tnoci.
Nie wiedzia
, kim jest. By moe zabi, eby si przekona. Gdyby dziewczyna miaa
imi
, yciorys, brzydziby si pospolitym morderstwem. O ile trudniej zamordowa kogo, kto
nie istnieje. Móg
zabi kto inny. Dla Juliana byoby lepiej, gdyby to jednak by on. Gdyby
wreszcie zadusi
ironi. T intelektualn nieufno, przygldajc si wiatu. Tam, gdzie zjawia
si
ona, nic nie jest prawdziwe. Nie mona ju bra siebie serio. Kiedy by Bóg. Gdy
wynaleziono perspektyw
, skurczy si w renesansowym malarstwie. W baroku, czo-
wiekopodobny, ukrywa
si ju za wiatocieniem. Klasycystyczna dosowno pasowaa greckim
maskom, nie Jego Obliczu. Romantyczna ironia sta
a si dla Niego groniejsza od renesansowej
perspektywy, pomniejszaj
cej dostojestwo stworzenia. Zgniota proporcje. Z Nieba, tej
kryjówki wieczno
ci, wygnaa Boga. Odlego midzy Nim a czowiekiem zastpia wiecznym
dystansem. Groteskowym u
miechem, trzymajcym czowieka na dystans od samego siebie. Ta
odleg
o jest zudna. Dlatego podró Marii nie potrzebowaa czasu ani przestrzeni, jedynie ironii
losu.
IKONA
Zim
zmar Józef Czapski. Malarz, pisarz, wielka osobowo. Strata dla polskiej kultury,
jeszcze wi
ksza dla mnie. Z czego teraz y?
By
am jego sekretarzem. Zastanawiaam si, czy nie wydrukowa sobie w automacie
wizytówek z napisem: „Sekretarz Czapskiego". Pewnie bym tak zrobi
a, ale nie miaam
pieni
dzy. Dlatego zgosiam si do tej pracy. Zarabiaam na godzin tyle, co sprztaczka. Za
takie pieni
dze nikomu, kto umia czyta i pisa po francusku, nie chciaoby si dwa razy w
tygodniu przed po
udniem jecha pocigiem do podparyskiego Maisons-Laffitte. Gospodyni
Czapskiego patrzy
a na mnie z nieufnoci chopskiej sucej. Przyja do pracy, bo pan mia
zawsze sekretarza. Chocia
od pewnego czasu nie odpowiada ju na listy, przyjmowane z
równym roztargnieniem, co spó
nione honory.
- Ordery dla mnie? Od prezydenta? -cieszy
si nimi chwil i odkada, gdzie ich miejsce:
do szuflady pami
ci, penej dziecicych wspomnie, onierzyków i odznacze.
- Ja? Mam honoris causa? A gdzie? -obmacywa
si niepewnie wychudymi
d
omi.
By
am znakomitym sekretarzem. Zaprawiajc si wieczorami na placu Saint-Michel
wy
ebranymi jointami z haszem, doskonale rozumiaam zaniki pamici Czapskiego. Czekaam
cicho 5-10 minut, by wynurzy
si sporód odmtów niewiadomoci z byskiem w pokrytym
bielmem oku jak z bezcenn
, jeszcze mokr per.
- ...n
przed bram - podejmowaam czytanie w tym samym miejscu, gdzie
sko
czyam, by mu nie przeszkadza. Czytaam bardzo gono. W kóko to samo.
Wspomnienia z obozów jenieckich w Rosji, bitwy pod Monte Cassino, z arystokratycznego
dzieci
stwa na Kresach i komuny tostojowskiej podczas pierwszej wojny wiatowej.
Dopowiada
, czego nie wypadao napisa: „Wujek spod Miska nie by dziwak, jeno
alkoholik. Mój romans z Achmatow
?" - umiecha si pobaliwie. Nigdy nie pragn kobiet.
Latem przesuwa
zmarznite donie za plamami soca, zsuwajcymi si z otulajcego go
koca. Znika
y szybko pod szaf, rozwietlajc za sob smug kurzu na drewnianej pododze.
Zdarza
o si, e chcia wybiec z pokoju. nio mu si, e moe chodzi. Nie narzeka, nie skary
si
. Nigdy nie mówi o mierci, by na to za dobrze wychowany.
Od czytania zasycha
o mi w ustach. Po godzinie lektury miaam prawo do odpoczynku,
szklanki herbaty, paru herbatników. Przerywa
am lektur, kiedy Czapski przysypia.
Przed
uajca si cisza upewniaa gospodyni, e naley zrezygnowa z sekretarza albo skróci
mu godziny pracy. Przynosz
c herbat, zoliwie dogadywaa: „No i co, nie napracowalimy si
dzisiaj?" Wrzeszcza
am wic dwie godziny, nie zwaajc, czy Czapski sucha. Suchaa w kuchni
gospodyni, przeliczaj
c mój ból garda na franki. Tygodniówk wydawaam na dziesi
mro
onych hamburgerów, paczk masa, bochenek chleba, dem, herbat i bilet metra.
Wychodz
c od Czapskiego, zbieraam przed domem z ziemi soczyste owoce morwy. Miay mi
starczy
do popoudnia, gdy rozmraaam hamburgera.
Na stole u Czapskiego le
ay drogie czekoladki. Podbieraam je z pudeka. Gdyby nie
podejrzliwe spojrzenie gospodyni, zjad
abym wszystkie. Staam si mistrzem podrabiania
obj
toci, poluzowujc obcise zotka, rozgniatajc czekolad. Obiad podawano po moim
wyj
ciu. Sdz, e nie powstrzymaabym si i korzystajc ze lepoty starca, wyjadaabym mu z
talerza paruj
cy kleik.
Jesieni
, jak co roku, zastrajkowali kolejarze. Zamiast rano, przyjechaam do Czapskiego
wieczorem. Gospodyni posz
a do kocioa. Nie
musia
am wykrzykiwa na cay dom: „Staro-bielsk! Katy! Dostojewski i Tostoj!"
Opowiada
am rysunki. - Tu jest Picasso z Bonnardem. .Jedz niadanie. Dyskutuj" - tak pan
podpisa
. Tutaj, w tym maym notesie, szkic krajobrazu za oknem.
- Aha, pami
tam. Zmczyem si ju, dziecko, obrazami. Poczytaj.
Spokojnie, wczuwaj
c si, przeczytaam o jenieckiej wigilii na Syberii. Czapski usysza
moje
zy. Wzruszy si moim wzruszeniem.
- No, to si
napijmy - wycign dugie palce w stron biurka, gdzie stay butelki.
Nala
am mu koniaku.
- Ty, dziecko, te
.
Wypili
my kilka toastów: za szczcie, za pikno i sprawiedliwo. Zaszumiao mi w
g
owie. Alkohol wypukuje gód i rozsdek. Wypilimy jeszcze pó butelki wina.
- Pan ma mocn
gow, ja si upiam.
Czapski ju
nie sucha, czeka na nastpn szklank. Nalaam mu i wyszam, uwaajc, by
nie spa
ze stromych schodów. Nastpnym razem gospodyni czatowaa na mnie przy furtce: -
Ty si
uwaasz za równ Czapskiemu?! eby z nim pi!? On ma prawie sto lat, móg umrze!
- Skoro prosi
, eby mu nala, dlaczego miaam odmówi? - broniam si.
Wyrzuci
aby mnie, ale nie znalazaby nikogo na moje miejsce.
Tamtego pijanego wieczoru szcz
liwy starzec plsa w swoich marzeniach, przebierajc
piszczelami pod p
tajcym go pledem. Nie zazna podobnego szczcia po rosoku pichconym
przez gospodyni
. Bya zazdrosna o by moe ostatni zmysow uciech Józefa Czapskiego.
Poczciwa, zawzi
ta baba w blasku rondli, majestacie obiadu.
Czapski umar
zim. Poegnalne mowy, pijani grabarze nie potraficy wykopa w
zmarzni
tej ziemi dziury wystarczajco duej dla dwumetrowego nieboszczyka. Trumna wci
unosi
a si na powierzchni, nie chcc zaton. aobnicy tupali i chuchali dla rozgrzewki w rce.
Dopiero przy zachodz
cym socu udao si wepchn trumn w podziemn krain. Marzyam o
pradawnych ceremoniach pogrzebowych, gdy wraz z panem i w
adc chowano jego dwór: ony,
kucharzy, skrybów, konie i psy. Gospodyni, dogorywaj
ca z godu w komorze grobowca.
Efebowie, zamurowani przy sarkofagu. Ja, zapadaj
ca bogo w przedawkowane wizje gdzie pod
cian, wymalowan w stylizowane na antyk maki. Czy moe by pikniejsza mier ni z
wierno
ci? A tak naprawd z niepotrzebnoci, bo z czego mia y po mierci Czapskiego jego
ostatni sekretarz? Z korepetycji polskiego, rosyjskiego, serbsko-chorwackiego? Z pracy
dyplomowej w wy
szej szkole nauk spoecznych o przenikaniu gnozy judeochrzecijaskiej do
ludowych wierze
rodkowej Francji w XIII wieku?
Przygarn
a mnie Ilonka. W jej domu przy Montparnassie koczowali Polacy i Rosjanie.
Stypendy
ci oszczdzajcy na hotelu, robotnicy szukajcy roboty. Nie sdz, by gocinno
Ilonki by
a nostalgi za przeszoci. Nie pamitaa wiele z Polski, skd wyjechaa jako dziecko.
Po prostu Ilonka by
a z natury dobra i pikna. Mieszkajc u niej duej ni miesic,
mog
am liczy na to, e zaatwi mi prac. Moje óko zajby wtedy kto bardziej potrzebujcy i
beznadziejny. Chocia
by rosyjski „idiota". Ilonka pracowaa we francusko-rosyjskim
wydawnictwie „Wieroczka". Hodowa
a u siebie rosyjsk koloni poetów, samobójców,
nawiedzonych. Najlepiej zapami
taam wybitnego aktora, którego cigle ubywao. Chorowa na
straszne paskudztwo. Jedynym lekarstwem by
a amputacja nóg. Nie caych od razu. Plasterek po
plasterku, w miar
rozwoju choroby.
Pulchna, ciemnow
osa Ilonka z haftowan chust na ramionach wirowaa w tacu midzy
swymi go
mi. Zagldaa zielonymi oczyma w gb ich sowiaskich dusz, sprawdzajc
gospodarnie, czy aby czego im nie trzeba. Objadali jej lodówk
. Niewane: majonez, pasztet z
g
sich wtróbek, salceson. Byle duo, gód ojczyzny. Przychodzili i tacy, co nie uwaali tego
domu za przechowalni
lub garkuchni. Rudzielec nie by w stanie przekn poczstunku czy
przemówi
. Jeli zebra si na odwag, by spojrze na Ilonk, czerwieni si i znowu wbija oczy
w stó
. Ale jak on na ni patrzy! Tak patrzy si na podniesion hosti, gdy trzeba uklkn i w
ciszy wyszepta
: „Powiedz tylko sowo, a moja dusza bdzie Twoja."
Nie by
o jednak ciszy. Gocie pijacko bekotali, wykrzykiwali pogróki w otwarte okno,
w uszy nie rozumiej
cych bólu d'uszy Francuzów. Rudzielec mia racj. Ilonka bya wita.
Znalaz
a mi prac w hotelu, niedaleko placu Saint-Michel, po stronie Dzielnicy aciskiej.
W
aciciel mia dug u jej ydowskich kuzynów.
Hotel Ravijac by
ruin. Bez windy, z azienkami na korytarzu. Sze piter kurzu,
zbutwia
ych dywanów. W pokojach, wynajmowanych przez zabkanych turystów i sezonowych
robotników, jedynym luksusem by
y lustra nad nieczynnymi kominkami. Pracowaam z
czterdziestoletni
portugalsk wdow. Za kadym razem, gdy wchodziymy do pokojów,
obrzuca
a fachowym spojrzeniem plecaki i rozrzucone drobiazgi. - Ameryka - kla z podziwu
nad cudz
zamonoci. - Zobacz! - pokazywaa zostawione na szafce zdjcia z Grecji, Rzymu.
Roze
miane dziewczyny w stanikach, opaleni chopcy umiechali si bezmylnie z Akropolu, ze
swojego g
upawego ycia. Pisali pamitniki, nakane wykrzyknikami: „Bylimy dzisiaj na
Montmartrze! Du
o artystów. Piknie!"
W dziesi
minut cieliymy óko i omiataymy patyn brudu. Po dwóch pitrach
mia
am do. Spocona, wlokam si coraz wolniej na gór, potykajc o rur odkurzacza.
Portugalka, chwiej
c si na wysokich obcasach, wiergolia, dwigajc kosze pocieli.
Opowiada
a, jak oprawi zdjcie Riwiery Francuskiej, wycite z „Paris Matcha". - Bo ludzie
musz
mie co z ycia, nie tylko harów, adny widoczek te.
Ka
dy hotel ukrywa swoje sekrety. Zbyt dugo tajone, staj si niekiedy skandalem,
drukowanym na pierwszej stronie popo
udniówek: Cudzy wisielec w azience albo Hotelowy
kucharz przyrz
dzi psa. O wypadku w Ravijac nie dowiedziaa si nawet firma ubezpieczeniowa.
Noc
z niedzieli na poniedziaek go spod dziewitki o mao si nie zabi, wstajc zbyt
gwa
townie z óka. Szukajc po ciemku pantofli, waln stop w podog i zrobi dziur do
pokoju numer 4. Nie spad
, dywan zablokowa wyrw. Oddano mu pienidze, na drog dooono
butelk
szampana. Szczliwym trafem czwórka bya tej nocy wolna. Zebraymy gruz,
za
cielajcy puste óko. - Byyby dwa trupy. Ten z góry i ten z dou. Dwa - Portugalka
upewnia
a si w swoich rachunkach. - No, chyba e na óku w czwórce spaaby para - to trzy.
Patron poszed
by do kryminau. Ju dawno powinien zrobi remont tego próchna. Ale pienidzy
mu
al. Nam te auje, kutwa. Zabiby niewinnych ludzi.
O drugim sekrecie Ravijac dowiedzia
am si po miesicu. Wtajemniczano mnie powoli,
sprawdzaj
c, czy znios prawd. Pokój 12 wynajmowano na stae. Nie rozumiaam, komu opaca
si
gniedzi we wszawym hoteliku za cen czynszu dwupokojowego apartamentu. Portugalka
najpierw mnie zby
a: - Pac, ich sprawa.
Którego
dnia, zmieniajc w dwunastce zaplamione przecierada, nie wytrzymaa.
- Wstyd i obraza boska. Wiesz, ile ona ma lat? Pi
dziesit prawie. A on? Nie ma
osiemnastu.
Zaczai
am si przy recepcji, podpatrze tajemnicz par, schodzc na niadanie.
W
aciciel hotelu uwaa, e pikna kobieta z dwunastki jest matk maolata. Przy meldunku
widzia
ich papiery. Uciekli chyba z domu przed ojcem pijakiem. Oboje pracuj. Wychodz
rano, wracaj
wieczorem. Biedni, uczciwi ludzie. Portugalka miaa si z atwowiernoci patrona.
- Pokojówka wie swoje. Nie on sprz
ta po nich brudy. Z samego przecierada mog ci
powiedzie
, ile razy i jak gocie si pieprzyli. Kochanka sobie znalaza, stara prukwa.
Na korytarzu, w jadalni, kochankowie udawali oboj
tno. Kobieta nie patrzya nikomu
w oczy. Jej smag
a twarz bya nieruchoma, spokojem dojrzaej, pewnej siebie urody. Czarne
w
osy upinaa w kok. Nerwowo przygryzaa doln warg, psowiejc jak po drapienym
poca
unku. Nie moga by matk tego bladego chopaka o niebieskich, lekko skonych oczach i
niemal bia
ych wosach. Nie byli do siebie w niczym podobni. Chocia wydawali si jednakowi.
Podobie
stwem kochanków tak samo umiechajcych si do siebie, pragncych w tym samym
momencie otrze
si rk, spojrzeniem.
Zarabia
am 200 franków dziennie. Wynajam pokój bez ciepej wody, ale z lodówk.
Le
c na óku, dotykaam gow jej zimnych drzwi. Stopy opieraam o drewniane drzwi
wej
ciowe. Rozoone rce wyznaczay szeroko mojej posiadoci od ciany do olbrzymiego
okna.
Ko
czyy si wakacje, hotel pustosza. Zostali kochankowie spod dwunastki. Na krótko
meldowali si
sezonowi robotnicy, pijcy nocami wino z pudeek. Portugalka potrzebowaa mojej
pomocy dwa, trzy razy w tygodniu. Nie mog
c zmniejszy wymiarów mej izdebki, oszczdzaam
na d
ugoci bagietek i czstotliwoci obiadów.
W potrzebie posz
am odwiedzi Ilonk. Targ na jej ulicy zaczyna si o siódmej rano.
Emerytowana prostytutka w grubych okularach, spod których b
yszcza jaskrawy makija,
zmieni
a rewir i z pobliskiej kurewskiej ulicy przesza na targowisko. Wywrzaskiwaa nad
wózkiem truskawek: „Kupuuujcie, kupuuujcie moje truskaweczki s
odsze od pipeczki!!! Kto
ciupcia truskawki, ten
liczny i gadki!!!" Najdrobniejsza zmiana jej repertuaru wywoywaa
szmer uznania w
ród handlarzy, powtarzajcych do znudzenia: „Ryby, tanie ryby! Banany za
pó
darmo!" Widywaam j wieczorami pijan, daleko od dzielnicy, w pobliu bulwarów. Sza,
dziarsko wymachuj
c torebk i poklepujc przechodniów. Szcztki loczków trzsy si na
ysiejcej gowie. Zalana kopia pani Thatcher.
U Ilonki ucztowano. Ona, zaj
ta prac, pochylaa si nad komputerem w pokoju przy
kuchni. Dwudziestowieczna wyrobnica, zabieraj
ca robot do domu. Gocie raczyli si
ziemniakami i tanimi melonami z targu.
- Nalejcie sobie herbaty! - zawo
aa i wrócia do chaupnictwa: stuk stuk, stuk stuk.
Dwóch Rosjan zapali
o na deser mierdzce skrty i szurajc wyszo. Zosta Polak nad zimnymi
ziemniakami w mundurkach. By
fotografem, próbujcym zaatwi sobie we Francji wystaw
albo stypendium. Do jedzenia zdj
koli aparatów. Zosta mu tylko wisiorek wiatomierza na
zapoconym podkoszulku. Wzi
w palce ziemniaka. Patrzc na niego, czkn. Przyzwyczaiam si
do pijackich monologów go
ci Ilonki.
- O, podziemna bogini - fotograf mówi
stanowczo. Wyranie o co mu szto. Glos
zadr
a. - Wielooka, wielopierna, nie, wielopier-siowa - poprawi si, zerkajc, czy Ilonka
go s
ucha. - Poywna, krga, otya - obraca bulw. Trafi w czuy punkt. Ilonka drgna na
s
owo „otya". Bezskutecznie si odchudzaa.
- Matko nasza podziemna,
ywicielko. Bogini Pyrro. My, zamiast pokornie klka
przed tob
w bruzdach, zadzieramy gowy i mówimy do ydów... do judejskiego boga: Ojcze
nasz...
Fotograf od
oy z szacunkiem ziemniaka na talerz. Ilonka stukaa jeszcze goniej. Nie
doczekawszy si
jej askawego spojrzenia, wyszed, trzaskajc drzwiami.
- A temu co?
- Chyba zazdrosny - Ilonka zamkn
a drzwi na klucz. - Nic nie wiesz? Gdzie si
podziewa
a?
- Pracowa
am. Co mam wiedzie?
- Wychodz
za m. W synagodze -oznajmia spokojnie. Zapowiedziaa
konieczno
oczywistoci. Po dwóch, trzech nieudanych narzeczestwach ya w witym
celibacie. I tak nagle...
-
ój! - westchnam. - Za kogo?
- Przemi
y chopak. Inynier z Lyonu.
- In
ynier? - co mi nie pasowao. Rozpoetyzowana Ilonka z inynierem?
- Gdzie go pozna
a?
- Znajomy kuzynów.
- Tych, co za
atwili mi prac w hotelu? - Ehe. Mówi ci, cudny.
- Nie b
dzie ci nudno z inynierem?
- Przecie
to wspaniae, uzupenia si zainteresowaniami.
- Mija
- dogadywaam bez sensu. Inynier duo zarabia, pienidze nigdy nie s nudne.
lub mia by za dwa miesice. Ceremonii z baldachimem i rabinem zayczy sobie
in
ynier. Dla niewierzcej Ilonki, wychowanej w fundamen-talistycznie laickich szkoach Francji,
obrz
dy byy skansenem. Tuczenie kieliszków, rytuay wygaszane w staroytnym jzyku
traktowa
a o tyle powanie, e dotyczyy jej lubu. Równie dobrze mogy by odprawiane w
suahili. Przera
ao j troch spotkanie z rabinem. Ucieszya si moimi odwiedzinami. Pomylaa,
e skoro mam dyplom z gnozy judeochrzecijaskiej, pomog jej przebrn przez nauki
przedma
eskie.
Rabin chcia
zobaczy narzeczon. Ilonka ubraa si w dug, poyskliw sukienk,
zaplot
a wosy w warkocz i narzucia sweterek, kupiony na bazarze. Tak mniej wicej
wyobra
aymy sobie porzdn, przedwojenn narzeczon z gminy.
Rabin by
reformowany i nieortodoksyjny. Wizyta przedmaeska - formalnoci.
Czeka
am na korytarzu biura rabinackiego w zamonej XVI
dzielnicy. Zza drzwi gabinetu dobiega! coraz bardziej zirytowany m
ski gos: -
Wszyscy teraz pchaj
si do synagogi na lub. Nie ma ich w adnym spisie! Mykw myl z
miewa, ale co tam, tradycja modna!
- Wa
na jest duchowo - wtrcia Ilonka.
- O czym pani mówi? Pani poj
cia nie ma, co to duchowo! Pani nawet do stou nie
umie poda
w szabas!
- Przepraszam bardzo, prosz
sobie przypomnie Simone Weil. ydówka, ale jej
przemy
lenia duchowe objy szersz duchowo, zafascynoway chrzecijan i ludzi
niewierz
cych.
- Coo?! - dono
ny gniew potomka rodu Levi wstrzsn murami gabinetu. - Co mi pani
b
dzie za przykady dawa! Simone Weil, ta niedokuta wariatka?!
Wybieg
ymy z biura. Ilonka miaa zy w oczach. - Fanatyk, nienormalny fanatyk! -
Zatrzyma
ymy si w poowie Champs-Elysees przy budce z lodami.
Rabina u
agodzili kuzyni narzeczonej. Inynier obieca zaj si jej nawróceniem.
Wyprawiono pi
kny lub, pod jedwabnym baldachimem, przy wiecach. Kupiam w prezencie
fili
anki od Rosenthala. Sta mnie byo. Ilonka wyszukaa mi now prac. Zostaam lektork
osiemdziesi
cioletniego rosyjskiego ksicia, Wadimira Kodunowa. W hotelu nadal rzadko
kiedy bywa
komplet. Chodziam tam rano sprzta raz, dwa razy na tydzie.
- Ko
dunów to czowiek o wielkiej, wielkiej wyobrani - Ilonka napawaa si ogromem
jego wielkopa
skiej fantazji. - Midzy nami mówic - dodaa szybko - wariat. le ci u niego nie
b
dzie. Nie pytaj go tylko o on. Jaka nieciekawa historia. Poprzedniego lektora, studenta z
Rosji, wyrzuci
za kryptokomunizm. Biali Rosjanie pracowa u niego nie bd, bo ich ju nie ma.
Od kilku pokole
s Francuzami.
Podejrzewano,
e Kodunów yje z handlu ikonami. Bywa bogaty, zaprasza wtedy
prawos
awnych dostojników na kawior i szampana. Potem nie mia ani grosza na zapacenie
s
uby czy na wasne skromne utrzymanie. Po jakim czasie znowu szasta pienidzmi. Mówi, e
wybiera procenty z banku. Wydaje i czeka na nast
pn rat. Wydawa duo. Mia kuchark,
sprz
taczk, lektora i piewaka cerkiewnego. Ze piewakiem mijaam si na marmurowych
schodach kamienicy. Przychodz
c punktualnie, suchaam ostatnich pieni. - Dawaj, dawaj,
Sierio
a! - pohukiwa Kodunów. - Jezus sucha!
Wysoki, chudy jak piszcza
ka organów Sierioa kania si i znika bez sowa. Nie znaam
jego „mówionego" g
osu. Pamitam ten piewany, niby z instrumentu.
Pierwszy wieczór u ksi
cia by krótki. Zapyta, czy mam referencje. Wprawdzie polecaa
mnie Ilonka, ale pismo to pismo.
- Mój chlebodawca nie
yje. Sekretarzowaam u Czapskiego.
- Znaju, znaju. Bojar Czapski. Jego matka nie z naszych stron, z von Huttenów?
- Tak, W
adimirze Dymitrowiczu.
- Ikon nie malowa
? Zapadnik, nu?
- Tak, Dymitrze W
adimirowiczu - myliam jeszcze imi z otczestwem.
Z pocz
tku nie chcia, ebym zostawaa duej. Musia przywykn. Po tygodniu
siedzia
am ju umówione dwie godziny kadego wieczora. Czytaam mu po rosyjsku i francusku
ksi
ki o ikonach. Uwielbia Florenskiego. Najbardziej ceni Bugakowa. Suchajc, rozglda si
po zawalonym ikonami salonie. Wydawa
o mi si, e co jaki czas je przestawia. Dopiero
pó
niej, gdy zaczam odrónia „deski", spostrzegam, e stare znikaj. Na ich miejsce
pojawia
y si nowe. Lubiam, kiedy przerywa mi lektur. Dyskutowa wtedy sam ze sob,
znajduj
c w sobie godnego przeciwnika: - Nie, nie, siostra Joanna, dla wiata Julia Nikoajewna,
nie powinna uczy
si we Francji u tego pajaca Maurice'a Denisa. Rosji nauczya si w
Petersburgu, a potem u swego ojca duchowego Sergiusza Bu
gakowa, i to byo dobre. Co w jej
obrazach ciemne od francuskich szkó
. Z nich skaza jej zostaa. Zapadnikom si przez to podoba,
bo do nich podobna w tej ciemno
ci. W prawdziwej ikonie nie ma miejsca na ciemno i cienie.
Wszystko w niej jasne, przepalone
wiatem chway - Kodunów zlizywa ze srebrnej yeczki
ró
an konfitur. Podniecajc si rozwaaniami, odkada yeczk na wykrochmalon serwet i
przechyla
soik prosto do ust. Sowa cichy, rozpuszczay si w sodkim gulgocie. - Z drugiej
strony -podejmowa
przerwany wtek -Julia Nikoajewna moga mie racj. Panu Bogu wieczk,
diab
u ogarek. Gdyby malowaa po rusku, nie rozumieliby jej.
Ko
dunów opuszcza gow i palcem z cikim sygnetem dawa znak, eby czyta dalej.
Przerzuca
w powietrzu niewidzialn kartk. Przysuwaam si do mosinej lampy, owietlajcej
sk
po olbrzymi salon. Na masywnym biurku lea stos gazet i papierów, na nich metalowy
przycisk w kszta
cie doni. Papierzyska i tak wymykay si, spadajc w puszysty, wschodni
dywan. Ko
dunów, opatulony szlafrokiem, siedzia na wycieanym krzele porodku pokoju.
Ogl
da rozwieszone wokó ikony. Przyglda si im kolejno, jakby czyta strony ksiki.
Czasami przestawia
krzeso, przyblia, oddala od ciany. Siwe, przycite krótko wosy
podkre
lay opuchlizn twarzy.
Nikt nam nie przeszkadza
. Suba wychodzia po poudniu. Nie dzwoni telefon.
Siedzieli
my odcici od wiata. Aksamitne, ciemne zasony tumiy odgosy spokojnej ulicy.
Ko
dunów pali cygaretki. Ich duszcy zapach miesza si z mdlc mazi ró z wiecznie
otwartego s
oika konfitur. Moje wosy, skóra pachniay t ka-dzidlan wdzonk. Wolaam
jednak zapach domu Ko
dunowa od zapaszku zbutwiaego hotelu. Przecierade, nasczonych
smrodem spoconych cia
. Otwieraam w sprztanym pokoju okno i cigaam kodr. Wracaam
po kwadransie, gdy wyparowa
ciepy odór. Zdarzay si czyste óka, ze wie pociel.
Ameryka
skie turystki pachniay tanimi dezodorantami albo mydem. Kochankowie spod
dwunastki myli si
rzadko. Plamy na przecieradle wydaway si przysypane pudrem, startym z
jej cia
a. On pachnia czym cierpkim, chorobliwym. - O, ajdaczka! - zauwaaa z satysfakcj
Portugalka, znajduj
c lad szminki pod kodr, porodku przecierada. - Wyssie do cna
chudziaka.
Po co grzeba
am si w cudzych brudach? U Kodunowa zarabiaam do duo, ale mia
swoje dziwactwa, humory. W ci
gu sekundy, bez powodu potrafi zmieni si z dobrodusznego
starca w rozkapryszonego starucha. Ba
am si, e mnie wyrzuci, ot tak sobie, z bojarskiej
fantazji.
Pieni
dze nie byy moim bogiem. Kupowaam za nie chleb powszedni, nic ponadto.
Skromne
ycie samotnej kobiety. Ubranie z przeceny. Tylko buty musiay by porzdne, dobrej
firmy. Tanie rozcz
apyway si po tygodniu, traciy fason. Chodziam do kina, kupowaam gazety.
Nie wpada
am do bistra na kaw, rzuciam palenie.
Tu
przed wypat powtarza si sen: stoj w kolejce, w monstrualnym gmachu. Przede
mn
spieszcy si faceci w garniturach z teczkami. Dochodz wreszcie do ksidza, udzielajcego
komunii. Wyjmuje z kielicha b
yszczc hosti, kadzie na jzyk. Próbuj j przekn i krztusz
si
. Wypluwam monet. Ludzie wokó poykaj podane im pienidze. Niektórzy klkaj i
arliwie si modl. Moneta wychodzi im z tyu gowy, waciwie nie gowy, lecz skarbonki, i
ro
nie w metaliczn aureol.
Ko
dunów le znosi zim. Ju jesieni mia napady melancholii. Czuam od niego
alkohol,
zawiy mu oczy. Kaza sobie czyta romanse na przemian z Bibli.
- Jakiego jeste
wyznania? - zapyta zaczepnie.
- Katoliczka - odpowiedzia
am. Przecie wiedzia.
- A ja ci powiem,
e wszystko krtactwo. Katolicyzm, protestanci. Droga chrzecijan do
Boga jest prosta jak procesja. A na przedzie nios
ikon - machn rk i o mao nie stuk
porcelanowej fili
anki, zaczepiajc o ni sygnetem. - Mów, co chcesz. Dugo yj, niejedno
widzia
em. Rodzin bolszewicy mi wymordowali i wiary nie straciem. Ale ci kapani, pastorzy,
ksi
a wsio rawno. Celebruj siebie samych pod pretekstem religii.
- Popi te
?
- A co, niby lepsi? Tylko ikona jest znakiem bo
ym na ziemi, lustrem witoci -
recytowa
.
Zrozumia
am: Kodunów wierzy w ikon. Nie by religijny, by wierzcy.
Chwyci
filiank. Wyopa gorc herbat. Wiedziaam, e po takim piciu herbaty do
ko
ca wieczoru bdzie przemawia. Odoyam ksik. Nala sobie raz jeszcze z elektrycznego
samowara. Co
zadwiczao znajomo. Obluzowana sztuczna szczka Kodunowa zagruchotaa
w porcelanie. Wci
gn j razem z resztk wrztku.
- W obrazie najwa
niejsze jest wiato. wiatem duszy s oczy, wic najwaniejsze jest
spojrzenie. Ikona patrzy. Oczy Chrystusa,
witych z ikony przewiercaj ci na wskro dusz.
Najpierw jest deska - Ko
dunów wyci j rkoma z powietrza. - Z deski cieknie ywica. To zy
drzewa
witego, na którym zawis Pan Nasz.
Ka
de drzewo w Rosji ma w sobie ikon, co z nim ronie, pacze pod kor. Nabony artysta
widzi znaki odci
nite w drzewie i je odrysowuje woskiem i farbami dla niewidomych duchem.
W ikonie spotyka si
to, co zazwyczaj rozdzielone: dobro, pikno, mio. A id ju - nagle si
zniecierpliwi
. - Nie przychod jutro. Za tydzie, o zwykej porze. Ludzi przyjmowa bd rano i
po po
udniu. Zmczony jestem. Id ju - nawet na mnie nie spojrza. Czeka, a zamkn za sob
drzwi.
Kogo przyjmowa
? Goci? Interesantów? Na pewno spotyka si z popami cerkwi w.
Sergiusza w XII dzielnicy. Widzia
am na biurku Kodunowa tutejsz rosyjsk gazet. Wielkie
zdj
cie i tytu z pierwszej strony: Dobroczyca prawosawia, knia Dmitrij Koldunow, wspomóg
remont cerkwi. Wyda
pewnie majtek. Okolicznociowe zdjcia, kanon uroczystych póz.
Najlepsza, niewielka fotografia na samym dole: dobroczy
ca rozmawia ze synnym egzorcyst,
ojcem Michai
em. Pop ma spojrzenie z dna pieka. Próbuje umiechn si do rubasznego
ksi
cia i wykrzywia usta.
In
ynier - m Ilonki - wciek si. Przegoni wszystkich jej znajomych. Zmieni zamki,
numer telefonu i zapowiedzia
, e albo prowadz normalne ycie maeskie, albo przytuek.
Dzwoni
am do niej do wydawnictwa. Udawaa szczliw i zapracowan. Przesza natychmiast na
francuski. Mo
e byo jej atwiej mizdrzy si i kama w tym jzyku. ,Ah, ma cherie, musimy si
kiedy
spotka. Bla bla bla. Zadzwoni, jestem zapracowana. Bla bla." Chciaam j spyta o
Ko
dunowa, o jego maestwo. Odoyam suchawk. Niczego bym si nie dowiedziaa. Nie
by
o to zreszt tak wane. Waniejsze, e straciam przyjaciók.
Lubi
platany. Rosy szpalerem na ulicy Kodunowa. Wiosn platany przy ulicy
Ko
dunowa czyy gazie w zielony woal, chronicy przed socem. Zim ostre wiato odbijao
si
od ich biaych pni. Nie pada na nie nieg, lecz mrony blask paryskiej zimy.
Wróci
am do Kodunowa po tygodniu. By przezibiony. Obie kieszenie ciepego,
watowanego szlafroka wypycha
y bibukowe chustki. Wyciga je z jednej i po obtarciu nosa
pakowa
do drugiej. Posapujc, sucha lektury. Zapaka? Przesyszaam si. Chlipn,
dmuchaj
c w chustk. Z gbi mieszkania rozleg si jazgotliwy dzwonek. Kodunów zmartwia,
jakby pr
d dzwonka podczony by do jego krzesa. - Otwórz! - rozkaza. Zanim wstaam,
zmieni
zdanie. - Czekaj! - zada i poczapa do przedpokoju, zatrzaskujc drzwi. Rozmawia z
m
czyzn. Grzecznie, ale tym swoim wadczym tonem ksicia. Dosyszaam: „zaginiona".
Przy
oyam ucho do drzwi. Mczyzna by policjantem. Mówi o jakich poszukiwaniach,
wiadkach. Poegnali si. Wróciam na swoje miejsce. Rozejrzaam si po salonie. Kilka ikon
znikn
o, pojawiy si nowe. Tylko najwiksza na wprost mnie, ze witym Jerzym, bya tam,
gdzie zawsze.
Czyta
am dalej fragmenty Listów z Rosji de Custine'a, podkrelone czerwon kredk.
Ko
dunów pi herbat. Przyglda mi si drwico.
- Pods
uchiwaa? Znam kady szmer tego mieszkania, od 50 lat. Nie pac ci za
pods
uchiwanie.
- Panowie g
ono rozmawiali, nie musiaam podsuchiwa. Przechadzaam si po pokoju
dla rozprostowania nóg.
- I czego si
dowiedziaa? Milczaam. Kodunów nie by rozzoszczony. Bawi si moim
zawstydzeniem.
- Nie wyrzuc
ci. Wszyscy jestecie szpicle. Zdegraduj. Spadniesz w hierarchii.
B
d mówi „ona", nie „ty". Syszy, e „ona" jest o wiele dalej od ,ja"? A i wygodniej.
Nie b
d musia w gowie przekada z „niech czyta" na „przeczytaj". O innych myli si
„ on", „ona", za
przez szacunek zwraca si na „ty", „wy". Strata czasu. Syszy? -
Ko
dunów szczerze si cieszy ze swego wynalazku.
- Mo
e pan mówi do mnie „ona". Jednak ja nie bd o sobie mówi „ona",
cho
by nie
wiem jak u
atwiao to panu ycie. Nie jestem psem! - palnam, zanim pomylaam.
Wyleje mnie, wyleje!
- Nie musi. Niech czyta - usadowi
si na kanapie.
Czyta
am, litery przelatyway. Bezmylnie przystawaam na kropkach. Myliam sowa.
- Wierzy w plotki,
e policja mnie ciga za przemyt ikon?
Wzruszy
am ramionami, co mogo oznacza, e uwaam plotki za bzdury, podobnie jak
jego pytanie.
- Policjant przyszed
w prywatnej sprawie. Ikony kupuj, sprzedaj, bo si na
tym znam. Nic nikomu do tego. Zachód straci
dusz, kiedy straci ikon. Teraz kupuj,
kupuj
. H, h, duszy nie da si kupi i powiesi na haku. Mylisz, e sprzedabym
najlepsze, najbli
sze sercu? - by znowu sob. Dziwakiem, przejtym swoimi pasjami.
Nie oddziela
si ode mnie gupawym „ona". - Nie sd ludzi po pozorach, panienko. Ja
tyj
, tyj, obrastam tuszczem, grzeszn materi. W gbi ducha za marz o umniejszeniu.
Kenoza - znasz takie s
owo? Bóg, przychodzc na wiat, umniejszy si, i my
odchodz
c musimy sta si maluczkimi. Ikona jest przewodnikiem do Nieba. I ja
szukam takiej ikony, która mnie tam zaprowadzi umniejszonego.
- Rozumiem. Czy ma pan, W
odzimierzu Dymitrowiczu, tak ikon? - spojrzaam na
desk
ze witym Jerzym.
- To nie taka. Te na sprzeda
. Moj musz znale.
S
dziam, e Kodunów zmczy si wyznaniami i chce sucha lektury. Przerwa mi
jednak w pó
zdania.
- W monasterze so
owieckim bolszewicy umczyli mnichów. Tysice mczenników.
So
owki s Golgot prawosawia. Tak te byo w przepowiedni: „Zaócie na tej górze monastyr
wed
ug woli Pana. Spynie on krwi niewinnych niczym Golgota." W Solówkach jest
niewidzialny Krzy
z Golgoty. Jego relikwi - drzazgi. Te drzazgi - to spalone
zapa
ki, rzucane w kt przez straników. Winiowie robili z nich najmniejsze ikony, innych
nie mieli. Chrystus z poczernia
gow w czerwonym paszczu krwi. Tak chciabym
mie
, malowan krwi mczenników.
- Nie znam si
. Wiem tyle, co z paskich ksiek, ale jest kanon, prawda? Zapaka
nie mo
e by ikon.
- Widzia
a spalon zapak? Z pochylon gówk? Tak samo pochyla gow umczony
Chrystus na Krzy
u. On mówi o sobie: ,Ja jestem wiatoci wiata i ogniem gorejcym,
ofiar
caopaln." Stara „deska" jest czarna od dymu. Zapaka te. Pomalowana rk
um
czonych, ich wasn krwi, jest ikon. Przyjd jutro rano, to posuchasz. Spotykamy si w
ma
ym kóku: ojciec Michai z cerkwi Sergiusza, teolog z Instytutu w. Dymitra i jeden czowiek
z Rosji, z gu
agu.
- Dzi
kuj bardzo. Nie bd mogia przyj. Pracuj rano w hotelu.
- W hotelu?
- Zobowi
zaam si, nie mog odmówi.
- Twoja strata. Dowiedzia
aby si ciekawych rzeczy.
- Na pewno. Czy mam przyj
wieczorem, Wodzimierzu Dymitrowiczu? - zegar
zardzewia
ym kurantem wychrobota dziewit.
- Jak zawsze, jak zawsze.
Mog
am si domyli. Najcenniejsz kolekcj Kodunowa byy zapaki. Pokaza je
którego
deszczowego wieczora. Wyniós z sypialni ksig - pudo oprawne w basm.
Przechowywa
skarb w domowym sejfie. Uchyli okadk z wygrawerowanym od rodka
napisem: „S
d polega na tym, e wiato przyszo na wiat. J 3, 19."
W przegródkach le
ay zapaki. Spopielae, na wpó spalone, niektóre malowane.
Zmie
ciyby si w zwykym pudeku zapaek. Nie miaam wtpliwoci: Kodunów na staro
zbzikowa
. Do swej fiksacji dorobi teori.
Mia
z czego, przeczyta tysice ksig o prawosawiu.
- Niektóre s
niemalowane. Nie szkodzi. Trubecki napisa: „Ikona ma kolor
kontemplacji."
- Mhm - potwierdzi
am bez entuzjazmu, zdajc sobie spraw z absurdu podziwiania
patyczków. A je
eli Kodunów ze mnie kpi? Zoliwoci ekscentrycznego starca.
Wyczu
moje wahanie.
- No, nie mo
esz by lepa. Pamitasz Trójc Rublowa? Duch wity, Bóg Ojciec i
Chrystus pod postaci
Anioów. Tu masz to samo -objania teologi zapaki - drzazga-
Chrystus, bo umar
na Krzyu. epek to Ojciec - jest gow rodziny, i pomie Ducha
witego, zesany na Apostoów. Zapalona zapaka - to Trójca, gorejca w Jednoci.
- Która
jest z Soowek?
- Dyskutujemy o tym w naszym kó
ku. Ojciec Michai ma pewne poszlaki, duchowe.
Jest najznamienitszym egzorcyst
. aden duch mu nie umknie.
- Kiedy b
dzie mia pewno, przestanie pan szuka? - niepokoiam si o finanse
Ko
dunowa. W lutym spóni si z wypat. Kupowa od jakiego cwaniaka „malutek ikon,
cenniejsz
nili zoto", czyli zapak do kolekcji. Zanim nadrobi wydatek, sprzedajc
prawdziw
star ikon, pracowaam za „spasiba".
- Pewno
? Pewno jest nie z tego wiata. Tutaj moemy mie wiar. Z tego wiata jest
tylko k
amstwo.
- Nie odpowiedzia
pan. Ja nie jestem wierzca. Jestem logiczna. Czy po odnalezieniu
zapa
ki z soowieckiego monasteru zamknie pan swoj kolekcj?
- T
umaczy si przed tob nie bd -obruszy si na moj nachalno. -
Pospolity umys
nie pojmie mych zamiarów.
- Nawet nie
miem za panem poda, ksi - opuciam skromnie oczy. Pracuj u
wariata, by
am tego pewna. Póki pac, gram swoj rol.
Do ko
ca wieczoru czytaam o witym Grzegorzu Palamosie.
Sta
o si najgorsze. Przeczuwaam to od dawna. Szalecy potrafi y za piciu. Maj
nadludzk
si. Po jej wyczerpaniu padaj jednak martwi, raeni piorunem, zesanym przez
zazdrosnych i sprawiedliwych bogów.
Tego dnia Ko
dunów czu si lepiej. Przesza mu angina. Nabra kolorów, co na jego
t
ustej twarzy przypominao woskowy ró, jakim pocignite s policzki witych z ikon.
Dowcipkowa
, chrupa herbatniczki i nagle si zakrztusi. Zamacha rkoma, zdar z szyi jedwabny
fular.
apa haustami powietrze. Niewiele si namylajc, podbiegam i upnam go pici w
plecy. Z
apa si za serce. Drug rk szpera po kieszeniach. Wysypa z nich zwitki chustek.
- Moje lekarstwo - wyszepta
blady. Przeszukaam na klczkach dywan. Moe
lekarstwo zapl
tao si w chustki?
- Nie ma! - panikowa
am. Kodunów si dusi. Jego bezwadna rka opada na moje
rami
. Podniosam gow. Proszcym wzrokiem wskazywa na drzwi sypialni. Zerwaam si
z dywanu i wpad
am do niej. W ciemnociach wiecia wieczna lampka. Owietlaa mtnie
zdj
cie kobiety i flakoniki lekarstw na stoliku. Rce latay mi ze strachu. Antybiotyki, co na
kaszel, jest! Nitrogliceryna! Ko
dunów traci przytomno. Ja te nie pamitam, co byo
pó
niej. Na pewno wlaam mu do ust krople, chyba masowaam siniejce donie. Troch
oprzytomnia
am i zapaam za telefon.
- Nie trzeba - powiedzia
cicho, lecz ju swoim zwykym, zdrowym tonem.
- W
odzimierzu Dymitrowiczu, atak serca, trzeba wezwa lekarza!
-
aden atak. W moim wieku to normalne. Nalej herbaty.
Nap
dzi mi strachu, a teraz, jakby nigdy nic, bdzie popija herbat!
- Wie pan co? Zamiast si
umniejsza duchowo, schudby pan najpierw. Odtuci
serce.
- liii tam! - klapn
sztuczn szczk
0 fili
ank. Siedzielimy w milczeniu. Sdz, e cieszy si kad chwil. Oddycha
powoli, g
boko. Smakowa konfitury. Tykanie ciennego zegara stawao si melodi
mijaj
cego spokojnie czasu.
- Poczytaj Bibli
, tam, gdzie zaznaczyem - zakoczy nasz bezczynno.
- Ksi
ga Rodzaju. Mój Boe, jaki wiat by nieskomplikowanie pikny - Kodunów
swoim zwyczajem wtr
ci si do lektury.
- Kto bardziej zgrzeszy
: Adam czy Kain? Ojciec czy syn? Bóg powiedzia Adamowi:
„ Nie jedz owocu z drzewa." Kainowi nie powiedzia
: „Nie zabijaj brata swego."
- Jak si
pan ma? Zosta na noc? A jeli znowu si pan le poczuje?
- Nie poczuj
si le. Ojciec Michai ju wie, która z ikon jest soowiecka.
- Widzi pan, W
odzimierzu Dymitrowiczu, przej si pan, serce po anginie
os
abione 1 nieszczcie gotowe.
Ocuci
a go nitrogliceryna, lecz przy yciu trzymaa zapaka.
- Nie tym, nie tym. Bóg zes
a mi t ikon, a diabe...
- Co diabe
?
- Dosta
em wiadomo z policji - Kodunów nie potrafi ukry podniecenia.
B
yszczay mu oczy, poczerwienia. Godzin temu umiera.
- Widzia
am w pana sypialni zdjcie kobiety - nie powinnam mówi o widzianej
przypadkowo fotografii. Ilonka wspomina
a jak nieprzyjemn histori z jego on. O
innych jego krewnych, rodzinie, nie s
yszaam. Skd znaam twarz ze zdjcia. Gdzie j
widzia
am, ale gdzie?
- Zdj
cie? Tam jest ikona.
W sypialni nie by
o czasu na rozgldanie. Szukaam lekarstwa. Z wiecznej lampki jest
wi
cej cieni ni chybotliwego pomienia.
- Przynie
j - zada.
Zapali
halogenow lamp, schowan za kredensem. W salonie zrobio si biao.
Trzyma
am du ikon Matki Boskiej. Deska nie bya stara. Farba popkana, sczerniaa.
- Widzia
a podobny obraz? - Kodunów sta przy mnie, opierajc si o stó. Dray mu
z os
abienia rce. - Na wystawie? W albumie? - dopytywa.
- W hotelu - ol
nio mnie. - Wodzimierzu Dymitrowiczu, wydawao mi si. Nie obraz,
widzia
am podobn kobiet.
- W Pary
u? Matk Bosk? - powtpiewa.
- Tam, gdzie pracuj
, w hotelu Ravijac, mieszka podobna kobieta. Wielkie,
migda
owe oczy, wski nos i takie napuchnite usta.
- Mieszka w hotelu?
- Od roku, z m
odszym od niej kochankiem.
Ko
dunów wpatrywa si we mnie cier-pitniczo. Szybko wypi nitrogliceryn. Ból
ust
pi, rozkurczy napit twarz.
- Id
ju.
Nie chcia
am zostawia go samego.
- No, id
ju - zaprowadzi mnie do przedpokoju.
- Mo
e to zawa?
- My
lisz, e mi spieszno do nieba? Mam swoj ikon. Nie mam tylko
wieczuszki. Po ciemku nie pójd. Jeszcze bym zabdzi - artowa. Poczu si lepiej, bo bredzi
po swojemu: - Pami
tasz, co mi czytaa u Bugakowa? „Wieczn wiec jest Matka
Bo
a, przyjmujca wiato Pana."
- Prosz
, zostan.
- A posz
a - wypchn mnie brzuchem za drzwi.
Powinnam by
a zosta. Nie umarby tej nocy.
Rano posz
am do hotelu. Miaa by praca. Hotelu nie byo. Spon w nocy. Przyjechaa
policja i pompierzy. Wezwali w
aciciela. Min mnie wóz policyjny, wieli na komisariat
recepcjonist
. Ludzie mówili, e nikt nie zgin, tylko podpalacz. Z rumowiska wystaway arzce
si
belki.
Usiad
am na chodniku i nie mogam si ruszy. Iskry, opadajce z wypalonych okien na
ulic
, zaplatay si w moje wosy, w mój umys. Rozwietlia go wizja prawdy. Krzyczaam.
Wykrzycza
am wszystko. Wtedy przywieli mnie tutaj. Nic wicej nie mam do powiedzenia.
Prosz
bardzo, mog powtórzy zeznania. Nie zabiam Józefa Czapskiego. Zróbcie
ekshumacj
. Nie dolaam mu trucizny do koniaku. Nie miaam adnych powodów. Po co?
Gdyby Czapski
y, nie musiaabym szuka nowej pracy. Potrzebowaam pienidzy, nie zemsty
na jego gospodyni.
Nie zabi
am Wodzimierza Kodunowa, by chory na serce. Nie spaliam jego zwok w
hotelu Ravijac. Pierwsza je rozpozna
am. W ustach mia osmalon gum do ucia, balonów. Tak
najpierw my
laam. To bya nadtopiona sztuczna szczka. Róowe bble ciekajcego plastiku.
Sygnet na palcu, trzymaj
cym zapak, od której niby zapali si hotel. Zapaki nie znajdziecie,
sp
ona. Ja natomiast pamitam gest Kodunowa, trzymajcego t swoj zapaczane ikon. Tak z
ni
umar, ciskajc zapak.
Sam tam przyszed
po swoj on - Matk Bosk. Nie ja podpaliam hotel. Ciesz si, e
pani Ko
dunów oraz syn Kodunowa odziedzicz majtek po ksiciu Wodzimierzu. Mimo, e o
ile wiem, zapisa
go Cerkwi i na odnowienie
monasteru w Solówkach. Nie
ledziam pani Kodunów i jej pasierba. Dostaam adres
hotelu od Ilonki. Ona te
polecia mnie ksiciu. Nie wiem, gdzie przeprowadzia si Ilonka. Po
lubie zerwaa z przyjaciómi. Jej m jest inynierem. Koczy budowa tunel pod La Manche.
Tam ich szukajcie. Uciekli z Pary
a. Byli na pewno w zmowie z Kodunow. Zaplanowali, e
sprowadz
ksicia do hotelu, a oni zabij go i spal. Wiedzieli, e bawi si zapakami i da si na
niego zwali
win za poar. Hotel by! stary, samo próchno. To ksina zabia ksicia w hotelu i
jej kochanek, to znaczy jego syn. Albo i nie zabili, p
ko mu serce na ich widok. To take
przewidzieli. W
odzimierz Dymitrowicz przyniós do hotelu swoj ikon i zapaki. Wiedzia, e
ksi
na do niego nie wróci. Modli si do niej, wymalowanej na ikonie. Bya jego Matk Bosk,
a Matka Boska jest
wiec, przyjmujc ogie Pana, tak napisano. Monsieur Koldunov chcia j
pewnie spali
. Oczyci z grzechu i uwolni siebie. Przecie to logiczne. Po co miaabym
podpala
hotel, zabija Kodunow i pozbawia si obydwu prac? Owszem, jest mi tu dobrze.
Izolatka jest wi
ksza od mojego paryskiego pokoju. Jedzenie smaczne, karmi regularnie. Paci
za mnie opieka spo
eczna. Zamiast prozaku dostaj seri elektrowstrzsów. Prd jest taszy od
leków. Wiem,
e jestem na obserwacji i wszystko, co mówi czy pisz, przekaecie dalej, wyej.
Dlatego, korzystaj
c z okazji, wspomnijcie, prosz, eby produkowali okrge odkurzacze. Ile ja
si
namczyam w hotelu. Odkurzacz zaczepia o drzwi i meble, a way par kilo. Okrgy si
toczy, nie zaczepia.
Spis tre
ci
SANDRA K.
LATIN LOVER.
NAMI
TN1K
MUR
IKONA