Rozdział trzeci
Znajdowaliśmy się w salonie. Był duży i przestronny. Naprzeciwko wejścia do pokoju było
okno zasłonięte firankami, które w czasie zachodu słońca wpuszczało pomarańczowo – złoto -
czerwoną poświatę do środka. Po lewej stronie stał mahoniowy regał, a na jego półkach pełno
książek. Po prawej dwie wielkie lampy ustawione w równej odległości od siebie, a ich dwustu
watowe żarówki oślepiały mnie za każdym razem, gdy zostały włączone. Na środku salonu
została ustawiona kanapa, a po jej bokach dwa fotele. Pomiędzy nimi był mały stół, na którym
leżała użyta przeze mnie wcześniej broń.
Na tej oto kanapie siedzieli moi rodzice, nieznajomy zajął miejsce na fotelu. Natomiast ja
stałam oparta plecami o ścianę z założonymi rękoma przy wejściu i czekałam na rozpoczęcie
rozmowy. Nie usiadłam, ponieważ nie miałam ochoty na tak bliski kontakt z nim. Jeszcze nie.
- Jessy, usiądź – tato odezwał się do mnie stanowczym, niższym tonem.
- Nie, dziękuję. Postoję – również odezwałam się tak samo jak on. Postanowiłam być
nieugięta.
- Jak chcesz. Zacznijmy. - zabrzmiało, jakbyśmy byli na jakimś posiedzeniu. - Dlaczego w
ogóle użyłaś broni? I skąd wiedziałaś, gdzie była?
- A jak miałam według ciebie postąpić? Powinnam przywitać się z nim grzecznie i
pozwolić by się rozgościł? - uniosłam się niepotrzebnie i mówiłam z sarkazmem.
- Uspokój się, moja panno.
- Przepraszam, ale nie mogę tego pojąć. Spałam i kiedy się obudziłam, usłyszałam hałas
dochodzący tu, z dołu. Z początku pomyślałam, że to wy, ale nie było żadnego samochodu.
Najpierw szukałam czegoś do obrony w schowku, ale nie znajdując tam niczego, poszłam do
waszej sypialni. Sama nie wiem dlaczego. Gdy grzebałam w garderobie natknęłam się na to -
wskazałam ręką na strzelbę. - Zeszłam na dół i zaraz potem przyjechaliście. To wszystko. Chcecie
wiedzieć coś jeszcze?
- Nie. - odpowiedziała mama.
- W takim razie teraz ja chciałabym zadać parę pytań. Mogę?
- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem. Pytaj, ale o to, co chcesz wiedzieć teraz. O nic
więcej.
- Ale ja chcę wiedzieć wszystko.
- Nie chcesz, wierz mi. Nie jesteś teraz w stanie ogarnąć tego umysłem.
- Hm... nie bardzo rozumiem, ale dobrze. Zgadzam się. - naprawdę nie wiedziałam o co
chodzi. Jeśli rodzice mówili, że nie chciałam tego wiedzieć, to tak musiało być. Ufałam im. - Na
początek – tu spojrzałam na nieznajomego – chcę wiedzieć, jak masz na imię.
- Alexander, ale mówią mi Alex – mówiąc, patrzył mi prosto w oczy. Nie odwróciłam
wzroku, chciałam mu pokazać, że się go nie bałam.
- Ok. Następne pytanie: dlaczego tu przyszedłeś? I po co?
- To dwa pytania.
- Nieważne. Nastaw się na to, że będziesz musiał odpowiedzieć na wszystkie, które ci
zadam.
- Nic nie muszę. - słyszałam w jego głosie, że denerwuje go to przesłuchanie.
- Jessy, idź spać. Jutro porozmawiamy – porozmawiamy? Ja miałam pytania do Alexa, nie
do rodziców.
- Dobrze, ale najpierw chcę o czymś powiedzieć. W poniedziałek wieczorem poszłam na
spacer...
- Po co? Zwariowałaś? Tyle razy ci mówiliśmy, żebyś po nocy nie chodziła nigdzie sama!
- Tato, daj mi skończyć. Szłam skrajem lasu i spotkałam wilka. - rodzice widocznie się
obruszyli. - Nic mi nie zrobił – uspokoiłam ich - patrzył tylko na mnie, a potem zawył i uciekł. A
dzisiaj, gdy wracałam na pieszo do domu poboczem drogi, coś ruszało się w krzakach.
- Dlaczego wracałaś pieszo? - zapytała ze zdziwieniem mama.
- Kiedy wysiadałam rano na szkolnym parkingu, nie wyjęłam kluczyków ze stacyjki i
zamknęłam drzwi. Zorientowałam się o tym dopiero po lekcjach – nagle usłyszałam cichy śmiech.
To Alex nabijał się ze mnie. Zignorowałam to. Za chwilę jednak się odezwał.
- To byłem ja. - nienawidziłam, gdy ktoś zaczynał mówić ni z gruchy, ni z pietruchy.
- Możesz jaśniej? Na dziś i tak mam dość tych wszystkich dziwnych, niewyjaśnionych
zdarzeń.
- To ja byłem w tamtych krzakach. Szedłem lasem do waszego domu. - szczęka mi opadła.
Oderwałam się od ściany i podeszłam do fotela by usiąść na nim. Nie mogłam dłużej stać.
- Przepraszam was bardzo, ale nic już z tego nie rozumiem. Jutro nie idę do szkoły. Muszę
sobie wszystko poukładać. A, tato mógłbyś pojechać po mój samochód?
- Jasne, nie ma sprawy.
- Dzięki. Dobranoc. Do zobaczenia jutro rano – znacząco popatrzyłam na nowego kolegę. -
Wychodząc z salonu, słyszałam jak Alex i rodzice szeptali jeszcze między sobą.
*
Nazajutrz obudziwszy się, wyskoczyłam z łóżka, jak oparzona. Założyłam na siebie
szlafrok i zbiegłam po schodach na dół. Najpierw zajrzałam do garażu. Samochód stał na swoim
miejscu, cały i zdrowy. Kiedy wróciłam do domu, ujrzałam w kuchni Alexa. Siedział przy stole. Po
przeciwnej stronie czekał na kogoś talerz z gorącymi tostami posmarowanymi jagodowym
dżemem.
- Mówiłem Marii, żeby nie robiła dla ciebie śniadania, bo i tak nie będziesz jadła, ale nie
posłuchała – nie przywitał się. Chyba nikt go nie nauczył dobrych manier.
- Z miłą chęcią zjem.
- No to smacznego – pierwszy raz się do mnie uśmiechnął. Byłam zakłopotana, bo nie
spuszczał ze mnie wzroku.
- Mógłbyś się nie gapić, jak jem? Przeszkadza mi to.
- Przepraszam. W takim razie poczekam na ciebie na górze – nic nie odpowiedziałam.
Wstał i poszedł powoli w stronę schodów.
Przeżuwałam i połykałam najszybciej, jak się dało, ale wydawało mi się, że zajmowało mi
to wieczność. Skończywszy wreszcie wrzuciłam talerz do zlewu i pobiegłam na górę. Będąc
prawie u szczytu schodów, przeczesałam ręką włosy i wzięłam głęboki wdech. Alex czekał przy
drzwiach mojego pokoju.
- Skąd wiedziałeś, że to mój pokój?
- Wejdźmy, a potem odpowiem na wszystkie pytania – westchnął. Otworzyłam drzwi i
wpuściłam go.
- Hm... nie za czysto tu.
- No wiesz, nie spodziewałam się, że będę miała gościa. Usiądź, gdzie chcesz, chociaż nie
masz zbyt dużego wyboru – usiadł na krześle przy biurku. Ja podeszłam do okna i wspięłam się
na parapet. Panowała głucha cisza. Chciałam, żeby to Alex zaczął, a on pewnie, żebym to ja się
odezwała. Spojrzałam na niego, a on kiwnął ręką, bym rozpoczęła.
- No tak... nie wiem od czego zacząć...
- Może od początku?
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić – teraz to ja westchnęłam. - Wracając do wczoraj, co
miałeś na myśli mówiąc „to ja byłem w tamtych krzakach”?
- Przecież już to wyjaśniłem. Przechodziłem na drugą stronę jezdni akurat wtedy, gdy ty
szłaś. Musiałem trochę cię zmylić i udało mi się. Kiedy w końcu znalazłem się tutaj, poczułem
czyjś zapach. Należał do ciebie. Specjalnie narobiłem hałasu, ale nie spodziewałem się, że
zareagujesz tak, jak to uczyniłaś. Nawet nie wiesz, jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że
jesteś tą dziewczyną, która szła tamtą drogą. Od razu odpowiem ci na kolejne pytanie. Zapytałaś
skąd wiedziałem, że to twój pokój. Po zapachu. Powinnaś również się domyślić, że nikt bez
powodu nie nachodziłby ciebie i twoich rodziców. Wiesz, co mam na myśli – znowu zapadła cisza.
- Nie bardzo... – wydukałam po dłuższej chwili.
- Nie rób z siebie idiotki.
- Nie robię, ja naprawdę nie wiem o czym ty mówisz.
- Twoi rodzice są wampirami o czym wiesz. Ty i Michael jesteście ich dziećmi. Kiedy twój
brat został na całe nieszczęście przemieniony w wampira i odszedł, niektórym nie spodobało się,
że ty i twoi rodzice pozostaniecie ludźmi wiedząc o wszystkim, więc Maria odnalazła nas i
poprosiła o pomoc. Z początku, jak pamiętasz opiekował się tobą tylko ojciec, a później pojawiła
się z powrotem mama, a zniknął Tyler. Przez ten czas właśnie byli przemienieni i uczyli się, jak
panować nad swoim głodem, by ciebie nie zabić. Chronią cię przed innymi wampirami, które
nienawidzą was za to, że możecie prowadzić najnormalniejszy tryb życia w porównaniu do nich,
że jesteście jak ludzie. Nienawidzą twoich rodziców przede wszystkim przez ciebie, bo dzięki
tobie nikt z ludzi nie ma pojęcia kim są naprawdę, nikt niczego nie podejrzewa i dlatego nie muszą
się ukrywać. Ja również jestem wampirem i waszym przyjacielem. Od wielu lat przyjeżdżam do
was i sprawdzam, czy wszystko jest w porządku. Widziałem cię parę razy, gdy byłaś małą
dziewczynką, ale jak widać nie pamiętasz mnie. Michael zna mnie bardzo dobrze... – nagle urwał.
Był pewnie ciekawy, jak zareagowałam.
- Mów dalej, nie przerywaj – poprosiłam.
- Dobrze. Maria i Tyler powiedzieli mi, że mogę ci o wszystkim powiedzieć, bo znam cię
równie dobrze, jak oni.
- Naprawdę? - byłam zdumiona.
- Tak. To, co za chwilę powiem będzie dla ciebie lekkim szokiem, ale jesteś twarda i dasz
radę. Maria i Tyler nie są twoimi biologicznymi rodzicami. Jesteś adoptowana. Znam całą historię.
Kiedy Michael trochę podrósł zapragnęli mieć jeszcze jedno dziecko, ale niestety nie mogli.
Postanowili więc zaadoptować jakieś. Poszli do domu dziecka, w którym byłaś ty. Miałaś zaledwie
parę miesięcy. Twoi prawdziwi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. To było morderstwo
z zimną krwią. Gdy Maria ujrzała cię pośród innych bawiących się dzieci, od razu cię pokochała.
Nie zastanawiała się dłużej nad zaadoptowaniem ciebie. Tyler również nie widział świata poza
tobą. Resztę już znasz – ostatnie zdanie wypowiedział pół szeptem.
Siedziałam cicho. Pierwszy raz o tym usłyszałam. Nigdy przedtem nawet bym nie
dopuszczała do siebie tego. Nie wierzyłabym w to. Głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam przez
okno swojego pokoju. Nic nie myślałam. Po prostu patrzyłam.
Tkwiłam w tej pozycji Bóg wie ile czasu. Nie zamykałam w ogóle oczu. Alex również się
nie ruszał, cały czas był obecny. I chyba nie miał zamiaru nigdzie się wybierać.
Po kolejnym długim czasie usłyszałam szelest jego koszuli. Wstał i zbliżył się do mnie.
Położył rękę na moim prawym ramieniu, lecz ja nie zareagowałam. W końcu się odezwał.
- Przyniosę ci coś do jedzenia. Musisz być głodna, jak wilk. Przepraszam, nie powinienem był
teraz ci o tym przypominać. Wybacz – objęłam się tylko mocniej ramionami i położyłam głowę na
podwiniętych kolanach. Byłam wstrząśnięta tym wszystkim. Kiedy Alex wyszedł zdałam sobie
sprawę, że nadal jestem ubrana w piżamę i szlafrok. Mrugnęłam powiekami. Szczypały mnie.
Wyschły mi na wiór.
Zeszłam z parapetu i wolnym krokiem podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i wyciągnęłam
szary T-shirt oraz spodnie dresowe. Kiedy znalazłam się w łazience, nie zaczęłam się ubierać od
razu. Rozebrałam się i wzięłam ciepłą kąpiel. Zanurzyłam całą głowę w wannie. Wynurzając się z
powrotem leżałam i rozglądałam się po łazience. Jej ściany były białe. Po lewej stronie znajdowało
się małe okienko. Pomieszczenie było wypełnione białymi meblami. Po mojej prawej widniało
lustro średniej wielkości, zaparowało. Gdy woda już wystygła, wstałam i okryta ręcznikiem
zaczęłam suszyć włosy. Na samym końcu ubrałam się, a wracając do pokoju szłam blisko ściany i
jedną ręką ślizgałam po niej. Alex zdążył już wrócić i postawił na moim łóżku dwie kanapki z
pomidorem oraz sok pomarańczowy na tacy. Usiadłszy obok, wzięłam pierwszą kanapkę i
ugryzłam kęs. Nie zwracałam uwagi na smak. Musiałam po prostu zapełnić żołądek, żeby nie
przeszkadzał mi później. Wszystko popiłam sokiem, a w międzyczasie Alex zabrał tacę z talerzem
i odstawił na biurko. Szklankę również, gdy ją opróżniłam.
- Powinnaś się przespać. Popełniłem błąd mówiąc ci tak wcześnie o wszystkim. Nie
powinienem był się zgodzić. Uległem.
- Nie mam ci tego za złe i ty też się nie obwiniaj. Lepiej późno niż wcale. Jak sam
powiedziałeś, jestem twarda i dam radę, więc tak będzie – słabo się do niego uśmiechnęłam, aby
dać mu do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze. - Nie mogę iść spać, bo jutro jest piątek, czyli
szkoła. Muszę zadzwonić za godzinę do przyjaciółki i poprosić o lekcje.
- Ok. Zostawię cię samą. Gdybyś czegoś potrzebowała, zawołaj. Będę na dole. – już miał
wychodzić, ale nagle coś mu się przypomniało. - Yyy... nieważne. - i poszedł.
Siedziałam na łóżku jeszcze przez chwilę. Musiałam zająć czymś swoją głowę. Oderwać
myśli od tego, co przekazał mi Alex. Rozejrzałam się i postanowiłam posprzątać. Najpierw
zaniosłam brudne ubrania do łazienki i wrzuciłam je do kosza. Dużo tego nie było. Następnie
wzięłam ze schowka ściereczkę oraz płyn w aerozolu do kurzy. W pokoju zdjęłam wszystkie
przedmioty z biurka, z parapetu i przetarłam najpierw powierzchnie mebli, a potem wszystkie
figurki, kamienie, które kolekcjonowałam przez kilka lat.
Ułożyłam starannie pościel na łóżku i odkurzyłam. Byłam trochę zmęczona tym małym
wysiłkiem fizycznym. Odłożywszy wszystko na miejsce, zdecydowałam, że wyjdę na dwór. Nie
było sensu siedzieć w domu, gdy za oknem było bezchmurne niebo.
Usiadłam na ławce za domem i zamknęłam oczy. Rozkoszowałam się ciepłym, wiosennym
powietrzem. Lekki wiatr owiewał mi twarz i rozrzucał po niej kosmyki moich włosów.
Wsłuchiwałam się w szum liści na drzewach, zdawało mi się, że rozmawiały między sobą. Może
tak naprawdę było. W końcu drzewa to również istoty boskie. Gdzieś obok, na jednej z gałęzi
siedział jakiś ptak i wyśpiewywał piękną melodię. Mimowolnie uśmiechnęłam się w odpowiedzi
na te dźwięki. Wiaterek na chwilę ustał i wtedy poczułam dotykające mojej skóry promienie
słońca. Można by powiedzieć, że głaskały mnie, ponieważ zachichotałam i poczułam lekkie
swędzenie.
Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam w oddali przed sobą dwie zbliżające się postacie. Szły po
łące pełnej rozwijających się kwiatów i niskich krzewów. Gdy były już w odległości pozwalającej
moim oczom rozpoznać kto to, zorientowałam się, że to rodzice. Tak, to byli moi rodzice. Nigdy
nie przestanę ich tak nazywać, pomyślałam. Byli coraz bliżej, a mama wyciągnęła rękę i pomachała
do mnie. Wiedziałam, że ujrzeli mnie i usłyszeli dużo wcześniej niż ja ich. Podniosłam się z ławki i
szłam w ich stronę. Zatrzymałam się kilka kroków przed nimi i popatrzyłam prosto w twarz
najpierw tacie, a potem mamie. Następnie rzuciłam się im obojgu na szyję, a oni przycisnęli mnie
mocniej do siebie. Przez chwilę trwała cisza, lecz później ja pierwsza zabrałam głos.
- Kocham was. To, co powiedział mi Alex, nigdy nie zmieni tego, kim dla mnie jesteście.
- My ciebie też, córeczko. Dla nas też zawsze będziesz ukochanym dzieckiem –
jednocześnie to powiedzieli. I znów nastała cisza. Trwaliśmy w tym uścisku dobre piętnaście
minut, ale nawet po tym czasie nie chciałam się oderwać od nich.
- No, dobrze. Już wystarczy tych czułości – rzekł żartobliwie tato. - Chodźmy do domu –
poszliśmy obejmując się nawzajem, ale przypomniało mi się, że miałam zadzwonić do Annabelle.
- Przepraszam, ale muszę was zostawić. Szkoła się upomina. - uśmiechnęłam się i
wyciągnęłam telefon. Wybrałam numer i czekałam na połączenie.
- Halo?
- Cześć, Ann. To ja, Jessy. Mogłabym wpaść i uzupełnić dzisiejsze lekcje?
- Jasne, nie ma sprawy. Przyjeżdżaj choćby zaraz – słyszałam w jej głosie radość. Ciekawe o
co chodziło.
- Ok. No to będę za jakieś dwadzieścia minut. Na razie.
- Pa.
Pobiegłam szybko do pokoju i spakowałam tylko notes, więcej nie potrzebowałam. Siadając
za kierownicą, wcisnęłam gaz do dechy aż się kurzyło za mną. Miałam długą drogę do przebycia,
zanim dostałam się do Annabelle. Wymijałam samochody jeden po drugim. Raz nawet uderzyłam
prawie w tylny zderzak toyoty corolli, bo nie wyhamowałam dostatecznie przed wjechaniem
między nią, a inny samochód z tyłu. Skręciwszy w odpowiednią ulicę, od razu wyłapałam
wzrokiem zielony dom Ann. Zgasiłam silnik i wysiadłam. Stojąc u drzwi nacisnęłam przycisk i
rozległ się dźwięk dzwonka. Słyszałam jakąś krzątaninę za drzwiami, które za chwilę otworzyła
moja przyjaciółka.
- Wchodź – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę do środka. - Nie ma moich starszych,
więc będziemy mogły spokojnie pogadać – była czymś podekscytowana. Każde kolejne słowo
wyrzucała z siebie z szybszą prędkością. Ledwo ją rozumiałam.
- Niestety nie będę mogła długo zostać. Mam coś jeszcze do załatwienia.
- Szkoda – wyraźnie posmutniała.
- Ale... możesz zacząć mówić już teraz – pocieszyłam ją. Poszłyśmy do jej pokoju, gdzie
położyłyśmy się na podłodze i ja przepisywałam lekcje, a Annabelle wtajemniczała mnie w
sprawę.
- Nie mówiłam ci, ale mieliśmy ostatnio z Johnem bardzo poważną rozmowę.
- Tak? Na temat czego?
- Na temat seksu – zamurowało mnie. - Jesteśmy ze sobą już trzy lata, znamy się bardzo
dobrze, ufamy sobie, więc doszliśmy do wniosku, że oboje chcemy uwieńczenia swojej miłości. -
nie miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Nigdy ze mną o tym nie rozmawiała, znałam ją na wylot i
wiedziałam, że ona też wstydzi się mówić o „tych sprawach”, jak ja. - Co o tym sądzisz, Jess?
- Yyy... ja... no hm... - Ann zaczęła się ze mnie śmiać. - Słuchaj, jeśli oboje tego chcecie, ale
tak naprawdę, naprawdę i wiecie, że jesteście na to gotowi, to proszę bardzo. Ja zresztą nie mam
nic tu do gadania.
- Może i masz rację, ale zawsze lepiej poradzić się przyjaciółki, co nie?
- Oczywiście – rzekłam krótko. Zajęłam się dalej przepisywaniem, a Ann się nad czymś
zastanawiała. Może zasiałam w niej nutkę niepewności? Może miała po moim wyjściu zadzwonić
do Johna i się wycofać z tego? Chciałam jej odradzić, ale to było jej życie, to ona podjęła decyzję.
Nie miałam prawa głosu.
- A kiedy chcielibyście to zrobić? - zapytałam nieśmiało. Wyrwałam ją z zamyślenia.
Pewnie biła się w środku ze swoimi myślami.
- W ten piątek, czyli jutro. Po imprezie.
- Co? O cholera! Jutro impreza! Zapomniałam na śmierć! - poderwałam się gwałtownie.
- Spokojnie, Jessy. - Ann też wstała i złapała mnie za ramiona. - Chyba, że ja o czymś nie
wiem? Powiedz.
- Nie, nie... po prostu wyleciało mi z głowy i dlatego tak się tym przejęłam. O której się
spotkamy pod klubem?
- O dziewiętnastej. Reid ma kolegę, który zna osobę odpowiedzialną za stoliki w klubie.
Poprosił go i on załatwił nam miejsca. Przyjedziesz prosto pod klub czy najpierw do mnie i razem
pojedziemy?
- Pojadę od razu pod klub.
- Ok. Możesz kogoś ze sobą zabrać jeśli chcesz... – uśmiechnęła się łobuzersko.
- Annabelle nie poznaję cię, ten uśmiech. Będę sama. Wiesz, że to mi nie przeszkadza –
wystawiłam jej język, żeby się odczepiła.
- Jasne! Zobaczysz, jeszcze znajdziesz swojego jedynego.
- Tak, tak, wierzę ci. Dobra, czas na mnie – mówiąc to, ukucnęłam i zebrałam swoje rzeczy,
a następnie włożyłam je do torby, którą powiesiłam sobie na jednym ramieniu. Gdy byłyśmy już
na dole i miałam wychodzić, przystanęłam na progu i odwróciłam się w stronę Ann.
- Nie będę ci prawić kazań, bo nie ja od tego jestem. Ja już powiedziałam swoje, ale dodam
coś jeszcze: porozmawiajcie o tym ten jeden raz więcej. Jesteście młodzi, wiele lat przed wami, a na
pewno będziecie razem. To nie ucieknie. Myślę, że John zrozumie, jeśli mu odmówisz. Kocha cię i
poczeka. Może przez ten czas on dojdzie do wniosku, że za szybko chcieliście, że masz rację
rezygnując; widać, że oboje nie chcecie popełnić błędu. To tyle.
- Dziękuję – odparła Annabelle i uścisnęła mnie mocno. Też ją objęłam i pogłaskałam po
plecach. Kiedy w końcu mnie puściła, dałam jej buziaka w policzek na pożegnanie i wyszłam.
Wsiadając do samochodu, pomyślałam, że nie kłamałam mówiąc jej, że nie mogę długo zostać, bo
muszę coś załatwić. Miałam dziś jeszcze jedno najważniejsze pytanie skierowanie do Alexa. Nie
byłam pewna, czy mi na nie odpowie, ale próbować zawsze można.
Podjeżdżając pod dom zobaczyłam w lewym lusterku światła, a raczej jedno. Wstawiwszy
samochód do garażu, usłyszałam zajeżdżający pojazd. Wyszłam z garażu i miałam go już
zamknąć, ale odezwał się za mną męski głos.
- Czy ja też mogę wstawić swoje cacko? - powiedział Alex. Odwróciłam się i zobaczyłam go
opartego o motocykl. Zatkało mnie.
- Wow... - świdrowałam wzrokiem tę dwu kołową maszynę z rozdziawioną buzią.
Motocykl był ciemno czerwony z czarnym siedzeniem, większość elementów była srebrna.
- Więc jak? Mogę?
- Co? A.. wstawić. Jasne – widząc moje zdezorientowanie zaczął się śmiać. Zwolnił
motocykl z podstawki i prowadząc go, przeszedł obok mnie, a następnie zniknął w mrokach
garażu. Nadal stałam z otwartymi ustami, póki do mnie nie podszedł i nie poklepał mnie po
plecach.
- Jessy, zamknij buzię, bo ci jeszcze mucha do niej wleci – powiedział szeptem. Otrząsnęłam
się i wróciłam do rzeczywistości.
- Ale skąd...? Kiedy...? - „zapytałam”.
- Powinnaś wiedzieć, że my, wampiry, jako wyższy gatunek potrafimy szybciej zarobić
pieniądze, mamy dużo sposobów na to. Jedna trzecia obywateli Ameryki Środkowej to wampiry,
które mają dosyć spory majątek, ale go nie ujawniają, aby nikt nie nabrał podejrzeń, że może mają
jakąś czarną robotę albo coś w tym stylu.
- Mam coraz większy apetyt na wiadomości o was. Musisz mi opowiedzieć wszystko od a
do z.
- Trochę się z tym zejdzie, będziesz w stanie poświęcić trochę swojego życia?
- Oczywiście - odparłam . - A twój motocykl... co to za model?
- Honda VT 750CA Spirit.
(
http://www.scigacz.pl/zdjecia/gallery/moto/honda/VT_750_Spirit.jpg.html
)
- Spirit... na pewno ma w sobie tego ducha. - pokiwałam głową z uśmiechem.
- To prawda. Świetnie się nią jeździ – odparł.
- W takim razie, może kiedyś mnie przewieziesz?
- Z miłą chęcią, ale dopiero, jak będziesz miała tak ze dwadzieścia lat – popatrzył na mnie
poważnie, ale zaraz potem się roześmiał. Dołączyłam do niego.
- Chodźmy już – powiedziawszy to, obrócił mnie w stronę domu i poszliśmy szybkim
krokiem. Był dżentelmenem. Otworzył mi drzwi i pokazał ręką bym weszła. Dygnęłam teatralnie i
zniknęłam w ciemnościach korytarza.