DONNALEON
CICHO,WEŚNIE
PrzełożyłaJulitaWroniak
NOIRSURBLANC
Wydaniedrugie
TytułoryginałuQuietlyinTheirSleep
Copyright©1997byDonnaLeonandbyDiogenesVerlagAGZürichAllrightsreserved
ForthePolisheditionCopyright©2009,NoirsurBlanc,WarszawaAllrightsreserved
ISBN978-83-7392-304-1
Esemprebene
IIsospettareunpoco,inąuestomondo.
Odrobinapodejrzliwości
natymświecienigdyniezaszkodzi.
librettooperyCosifantutteMozarta
Rozdział1
Brunettisiedziałwfotelu,kontemplującswojebuty.Opartenawyciągniętejdolnej
szufladziebiurka,łypałynaniegozjawnymwyrzutem,każdyczteremaparamimetalowych
oczek okalających dziurki na sznurowadła. Przez ostatnie pół godziny komisarz sprawiedliwie dzielił
czasiuwagęmiędzydrewnianąarmadiostojącąprzyścianienakońcugabinetui
własneobuwie.Kiedyrógszufladyzaczynałgouwieraćwstopę,Brunettiodwrotnie
krzyżował nogi; zmieniało to układ oczek, lecz nie łagodziło ani ich krytycznych spojrzeń, ani
doskwierającejmunudy.
Vice-questoreGiuseppePattaoddwóchtygodniprzebywałwTajlandii,dokądwyjechał—
jakżartowalipracownicykomendy—nadrugimiesiącmiodowy,pozostawiającBrunettiemu
wyłącznynadzórnadściganiemprzestępcówwWenecji.Wyglądałojednaknato,żewszyscy
przestępcy—zwyjątkiempospolitychkieszonkowcówidrobnychwłamywaczy—odlecieli
z Pattą, gdyż w mieście nie wydarzyło się nic istotnego, odkąd wsiadł do samolotu wraz z małżonką,
któraniedawnozdecydowałasięnapowrótdowspólnegogniazdka,azapewnei
łoża,
choćotymakuratBrunettiwolałniemyśleć.JedynąciekawąkradzieżodnotowanoujubileranaCampo
SanMaurizio.Przeddwomadniamiweszładosklepueleganckoubranaparaz
wózkiemdziecięcym;młodyojciec,kraś-niejączdumy,oznajmił,żepragniekupićżonie
pierścionekzbrylantem.Speszona,aleteżzaróżowionazdumykobietaprzymierzyłakilka,poczym—z
trzykaratowymkamieniemnapalcu—spytała,czymożewyjśćzesklepu,żeby
obejrzećswójpotencjalnynabytekwświetledziennym.Nastąpiłoto,czegomożnabyło
oczekiwać:wyszła,uśmiechnęłasiępromiennie,widząc,jakczystybrylantiskrzysięw
słońcu,iszczęśliwazamachałaprzezszybędomęża;tenwsunąłgłowępoddaszekwózka,
żebypoprawićbecik,poczym—posyłającwłaścicielowinieśmiałyuśmiech—dołączyłdo
żony. Następnie oboje oddalili się pośpiesznie, zostawiając w sklepie wózek z plastikową lalką, tak
ustawiony,żebyblokowałdrzwiiutrudniałpogoń.
Aletapomysłowakradzieżbyławydarzeniemjednostkowym,nicwięcdziwnego,że
Brunettisięnudził.Pozatymczułsiętrochęzagubiony,gdyżniebyłpewien,comubardziejodpowiada:
pozycjaszefaiobowiązekprzekopywaniasięprzezgórypapierówczywolność,
jakąsięcieszyłnaswoimpośledniejszymstanowiskukomisarza.Coprawda,terazztą
wolnościąteżniemiałbycopocząć.
Uniósłgłowę,kiedyrozległosiępukanie,poczymprzywołałnatwarzuśmiech,gdydrzwi
sięuchyliłyiporazpierwszytegodniazobaczyłsekretarkęPatty,któranajwyraźniej
potraktowaławyjazdvice-questorejakoprzyzwolenienarozpoczynaniepracyodziesiątej,anieoósmej
trzydzieści.
Buongiorno,commissario—powiedziałasignorina
Elettra,rozciągającwuśmiechupomalowaneszminkąusta.
CzerwieńszminkiibielzębównatychmiastskojarzyłysięBrunettiemuzkoloramigelato
all'amarena.Wdodatkusekretarkamiałanasobiebluzkęwszkarłatno-białepaski,
potęgującetowrażenie.Weszładogabinetuiusunęłasięnabok,żebyzrobićmiejscedlaosoby,którajej
towarzyszyła.Brunettiujrzałobcąmłodąkobietęwtandetnym,sztywnym
kostiumie z szarego poliestru, ze spódnicą, na przekór aktualnej modzie, sięgającą niemal butów na
płaskim obcasie. Zauważył jeszcze, że kobieta ściska niezręcznie w obu dłoniach torebkę z plastiku
imitującegoskórę.Pochwiliskierowałwzroknasekretarkę.
—Commissario,tapanichciałabyzpanemmówić.
—Słucham—rzekł,ponownieprzenoszącspojrzenienaobcąkobietę,niezbytciekaw,co
mamudopowiedzenia.
Alepotemuderzyłagogładkośćjejpoliczka,akiedyporuszyłagłową,żebyrozejrzećsiępogabinecie,
zwróciłuwagęnakształtneliniejejszczękiiszyi.
—Słucham—powtórzył,tymrazemzwiększymzainteresowaniem.
Petentkawyczułazmianęwjegotonie.Popatrzyłanakomisarzazleciutkimuśmiechem,a
wówczasjejtwarzwydałamusiędziwnieznajoma,chociażzarazembyłpewien,żewidzitękobietępo
razpierwszywżyciu.Przyszłomudogłowy,żemożejestcórkąjednegozjegoprzy-13
jaciół,aon,Brunetti,dopatrujesięwjejtwarzywyłączniejakiegośrodzinnegopodobieństwa.
—Tak,signorina?—spytał,podnoszącsięiwskazującfotelpodrugiejstroniebiurka.
Kobietarzuciłaokiemnasekretarkę.Tanatychmiastposłałajejciepły,przyjaznyuśmiech,jakimzwykle
starałasiędodaćotuchyzestresowanyminteresantom,poczymoznajmiła,że
musiwracaćdopracy,izostawiłaichsamych.
Kobieta podeszła do fotela i usiadła, obciągając spódnicę, żeby jej nie wygnieść. Choć była szczupła,
poruszałasiębezwdzięku,jakbyzawszenosiłatylkosolidnebutynapłaskim
obcasie.
Brunetti wiedział z doświadczenia, że w takich sytuacjach najlepiej nic nie mówić, tylko cierpliwie
czekać,nadawszytwarzywyrazspokojuizainteresowania.Takteżzrobił,
świadom,iżjegomilczenieprędzejczypóźniejskłoniosobęsiedzącąnaprzeciwdo
przerwaniaprzedłużającejsięciszy.Czekając,zerknąłnakobietęrazidrugi;próbował
odgadnąć,dlaczegowydajemusięznajoma.Możejestpodobnadokogoś,kogozna,amoże
pracujewsklepie,któryzdarzałomusięodwiedzać—czasamitrudnokogośskojarzyć,gdysięgowidzi
w zupełnie nowych okolicznościach. Pomyślał, że jeśli pracuje w sklepie, na pewno nie jest to żaden
eleganckibutik;świadczyłotymjejbrzydkisztywnykostium,którywyszedłzmodyprzeddziesięciulaty,
chłopięcafryzura,którawgruncierzeczysprowadzałasiędokrótkoibylejakobciętychwłosów,oraz
brakmakijażu.Alekiedyspojrzałna
nieznajomąporaztrzeci,naglezdałsobie
sprawę, że jej strój stanowi poniekąd przebranie, którym stara się zamaskować urodę. Miała bowiem
ciemne,szerokorozstawioneoczy,orzęsachtakdługichigęstych,żenie
potrzebowałytuszu.Wargiblade,alepełneiponętne.Naokreśleniekształtujejprostego,wąskiegonosa
potrafiłznaleźćtylkojednosłowo:szlachetny.Krzywoobciętagrzywka
przysłaniała czoło, szerokie i gładkie. Jednakże odkrycie, że siedząca przed nim kobieta jest piękna, w
najmniejszymstopniunieułatwiłomuustaleniajejtożsamości.Dlategozaskoczyłogopytanie:
—Niepoznajemniepan,prawda,commissario?
Głosteżbrzmiałznajomo.Brunettipróbowałsobie
przypomnieć,gdziegowcześniejsłyszał,aleniebyłwstanie;wiedziałjedynie,żenienakomendzieani
niewzwiązkuzktórąkolwiekzespraw,jakieprowadził.
—Nie,signorina.Bardzomiprzykro.Wiemtylko,żejużpaniąwidziałem,idajęgłowę,żeniebyłoto
tutaj.
Uśmiechnąłsięprzepraszająco,jakbyliczyłnajejwyrozumiałość;kłopotyzpamięciątowkońculudzka
rzecz.
—Sądzę,żewiększośćosób,zktórymistykasiępanpozapracą,niemapowodutubywać
—powiedziałakobietaiodwzajemniłauśmiech,żebywiedział,iżniemadoniegopretensji.
—Rzeczywiście,niewielumoichprzyjaciółprzychodzinakomendęzwłasnejwoli,a
jeszczeżadnegonietrzebabyłodoprowadzaćtusiłą.—Brunettiznówsięuśmiechnął,chcącpokazać,że
nietraktujeswojegomiejscapracyześmiertelnąpowagą.—Naszczęście.
Nigdydotądniemiałamdoczynieniazpolicją.
Kobietarozejrzałasiępogabinecie,jakbywobawie,żemożejątuspotkaćcośzłego.
—Podobniejakwiększośćludzi.
—Tak,chybarzeczywiście—przyznała,poczymzerknęłanaswojedłonieiwymamrotała
cicho:—Imadłolata.
—Słucham?—spytałBrunetti,zaskoczonytąnieoczekiwanąwypowiedzią;przemknęło
muprzezmyśl,żejegorozmówczynijestniespełnarozumu.
—Immacołata.ZnałmniepanjakoSuor'Immacola-tę—powiedziała,unoszącgłowęi
posyłającmutensamłagodnyuśmiech,którydotychczaswidywałpodbiałymkrochmalonym
kornetem.
Wreszcieznałrozwiązaniezagadki;to,kimbyła,tłumaczyłorównieżjejfryzurę,niemodnystrójiruchy
pozbawione kobiecego wdzięku. Brunetti świadom był jej urody, odkąd ujrzał ją po raz pierwszy w
prywatnymdomuopieki,wktórymodlatprzebywałajegomatka,ale
ślubyzłożoneprzezSuor'Immacolatęorazdługihabitstanowiącyichwidocznydowód
czyniłyzniejtabu.Komisarzpatrzyłireagowałnaniąniejakmężczyzna,którychce
nacieszyć oko widokiem atrakcyjnej kobiety, lecz jak esteta podziwiający piękny kwiat lub obraz.
Dopieroteraz,wyzwolonazhabituipostrzeganabezobyczajowychuwarunkowań,jejurodaujawniłamu
sięwpełni;niemodnystrójisztywnośćruchówniebyływstanieniczegoukryć.
Suor'Immacołatazniknęłazdomuopiekimniejwięcejprzedrokiem.Brunetti,poruszony
rozpaczą matki, nieszczęśliwej z powodu nagłego odejścia osoby, która odnosiła się do niej
najżyczliwiej z całego personelu, zdołał się dowiedzieć jedynie tyle, że młoda zakonnica została
przeniesiona do innego ośrodka prowadzonego przez siostry. Teraz dziesiątki pytań cisnęły mu się na
usta,aleodrzuciłjewszystkiejakoniewłaściwe.Najważniejsze,żemiałjąprzedsobą:samanapewno
wielemuwyjaśni.
—NiemogęwrócićnaSycylię—oświadczyłanagle.—Mojarodzinabyniezrozumiała.
Jejdłoniepuściłytorebkęisplotłysięzesobą,jakbyjednaudrugiejszukałypocieszenia.
Ponieważ go nie znalazły, spoczęły na udach. W następnej chwili, jakby spłoszone bijącym z nich
ciepłem,znówzacisnęłysięnaznajomychsztywnychuchwytachniezgrabnego
rekwizytu.
—Kiedy...—zacząłBrunetti,leczniebardzowiedział,jaknajdelikatniejsformułować
pytanie.—Jakdawno...
—Przedtrzematygodniami.Zewzględunarodzinępozostałamtutaj.
—WWenecji?
—Tak,botumnieprzeniesiono.Tyleżemieszkamniewsamymmieście,alenaLido.
Wynajęłampokójwpensione.
Przyszłomudogłowy,żemożepotrzebujepieniędzy.Jeślitak,zradościąudzielijej
finansowegowsparcia,anawetbędziepoczytywałsobiezazaszczyt,żezwróciłasięwłaśniedoniego;
długzawieloletniątroskliwąopiekęnadmatkąitakbyłniedospłacenia.
—Mampracę—rzekła,czytającwjegomyślach.
—Tak?
—ZatrudniłamsięwprywatnejklinicenaLido.
—Jakopielęgniarka?
—Nie,wpralni.—Uśmiechnęłasię,kiedyzerknąłnajejdłonie.—Całąpracęwykonują
terazmaszyny,com-missario.Nietrzebajużnosićkoszyzbieliznąnadrzekęibić
prześcieradłemokamienie.
Roześmiałsię;poczęścibyłatoreakcjanajejsłowa,apoczęścipróbapokryciawłasnegozmieszania.
Atmosferajednaknatylesięrozładowała,żebezskrępowaniaoświadczył:
—Wystąpieniezzakonuniemogłobyćłatwądecyzją.Naprawdębardzomiprzykro...
Kiedyś dodałby jej tytuł zakonny i imię, SuorTmmaco- lata, ale teraz nie wiedział, jak się do niej
zwracać.Zrzuciwszyhabit,utraciłaimię,podjakimjąznał.Abyłatozapewne
najmniejszazestrat,któremusiałaponieść.
-—NazywamsięMaria.MariaTesta.—Podobniejakśpiewak,którymilknieiwsłuchuje
sięwwibrującywpowietrzudźwiękoznaczającyzmianęrejestru,takionazrobiłapauzę,żebyuchwycić
echoswojegonazwiska.—Chociażniewiem,czyjużmamprawotaksię
przedstawiać.
—Dlaczego?
—Zzakonuniemożnapoprostusobieodejść.Sekularyzacja,czylipełnypowrótdostanu
świeckiego,todługotrwałyiskomplikowanyproces.Znaczniedłuższyniżdesakralizacja
kościoła.Nikogoniepuszczająodręki.
—Prawdopodobniechcąmiećpewność,żeodchodzącaosobateżjąma—rzekłBrunetti.
—Toznaczy:pewność,żepostępujesłusznie.
-—Tak.Totrwawielemiesięcy,nawetcałelata.Żądająopiniiodludzimogących
zaświadczyć,żejestsięzdolnymdopodjęciadecyzji.
—Iztymdomnieprzyszłaś?Pomojąopinię?
Machnęłaręką,odrzucającjegoofertę,azarazemdemonstrując,żeślubposłuszeństwa
przestałdlaniejcokolwiekznaczyć.
—Nie,nictakiegoniejestmipotrzebne.Zerwałamzzakonemnazawsze.Koniec.
—Rozumiem—powiedziałBrunetti,choćnicnierozumiał.
Wbiławniegospojrzenieoczutakszczerychiniewiarygodniepięknych,żepoczuł
przelotnązawiśćwobecmężczyzny,wktóregoobjęciachMariazerwieślubczystości.
—Przyszłamwzwiązkuzcasadicura.Zpowodutego,cotamwidziałam.
Serce Brunettiego zabiło mocniej; zapragnął natychmiast znaleźć się u boku matki i chronić ją przed
wszelkimniebezpieczeństwem,jakiemogłojejzagrażać.
—Nie,nie,commissario,niechodziopańskąmatkę.Jejnapewnoniespotkaniczłego.—
Urwałastropiona,uzmysłowiwszysobiedwuznacznośćswoichsłów:matkękomisarzajuż
spotkałonajgorsze,comożespotkaćstaregoczłowieka;terazczekałająwyłącznieśmierć.—
Przepraszam—dodałaiznówumilkła.
Brunettipatrzyłnaniązakłopotany,niebardzowiedząc,cowłaściwiechciałamu
powiedziećanijakpowinienjąotospytać.Przypomniałsobieostatniąpopołudniowąwizytęumatkii
nikłąnadzieję,żemożetymrazemspotkadawnoniewidzianąSuor'Immacolatę,
jedynąosobępotrafiącązrozumiećboleść,którawypełniałajegoduszę,ilekroćodwiedzał
domopieki.AlezamiastślicznejSycylijkinapotkałwholuskwaśniałąSuor'Eleanorę,dlaktórejzłożone
przedlatyślubyoznaczałyjużtylkoubóstwoumysłu,czystośćposadzeki
posłuszeństwowobecrygorystyczniepojmowanychszpitalnychprzepisów.Myśl,żejego
matka znajduje się pod opieką tej kobiety, doprowadzała go do furii jako syna, a świadomość, iż ta
właśniecasadicurauchodzizajednąznajlepszychwkraju,zawstydzałajako
obywatela.
Głoskobietywyrwałgozzadumy;nieusłyszałjednak,copowiedziała.
—Przepraszam,suora—rzekł,łapiącsięnatym,żesiłąnawykuzwróciłsiędoniejtak,jaktoczyniłw
domuopieki.—Zamyśliłemsię.
—Mówięocasadicuratu,wWenecji,gdziepracowałamjeszczetrzytygodnietemu—
powtórzyła, ignorując fakt, że posłużył się jej zakonnym tytułem. — Ale nie tylko stamtąd odeszłam,
commissario.Porzuciłamzakon,pozostawiłamwszystko.Żebyzacząć...—urwała
iskierowaławzrokwstronęwidocznejzaoknemfasadykościołaSanLorenzo,jakbytam
szukałaokreśleniadrogi,którąodniedawnakroczyła—...żebyzacząćnoweżycie.—
Uśmiechnęłasięblado.—LaVitaNuova—dodałaniecolżejszymtonem,świadoma,jak
melodramatyczniemusiałyzabrzmiećjejsłowa.—CzytałamLaVitaNuovawszkole,lecz
niebardzopamiętamtreść.—ŚciągnęłabrwiispojrzałapytająconaBrunettiego.
Komisarzwciążniewiedział,doczegoMariaTestazmierza;najpierwwspomniałaojakimś
zagrożeniu,terazchciałamówićoDantem.
—Jateżczytałemtenutwórwszkole,alechybabyłemzamłody,żebygozrozumieć.
ZresztązawszewolałemLaDivinaCommedia.ZwłaszczaCzyściec.
—Naprawdę?—Jejzdziwieniewydałomusięszczere;zdrugiejstronymogłobyćtylko
próbąodwleczeniachwili,wktórejbędziemusiaławyjawićpowódswojejwizyty.—Jeszczenigdynie
słyszałam,żebyktoślubiłwłaśnietęczęść.Dlaczego?
Brunettipozwoliłsobienauśmiech.
—Wiem,wiem,ponieważjestempolicjantem,wszyscysądzą,żepowinienemnajbardziej
cenićPiekło.Złoczyńcyzostająukarani;każdegoznichspotykato,nacozasłużyłwoczachDantego.Ale
taczęśćnigdymisięniepodobała;odrzucałamnieostatecznośćwyroków,całetostraszliwecierpienie.
Wdodatkumającetrwaćwiecznie.
Siedziałacicho,wpatrzonawtwarzrozmówcy,zuwagąsłuchającjegosłów.
—WolęCzyściec,bodlatych,którzytamprzebywają,istniejemożliwośćodmiany.Dla
innych,bezwzględunato,czysąwniebie,czywpiekle,niezmienisięjużnic.Pozostanątam,gdziesą.
Nazawsze,powszeczasy.
—Wierzypanwto?—zapytała.
Brunettiodrazupojął,żeniechodzijejoliteraturę.
—Nie.
—Wogóle?
—Chceszwiedzieć,czywierzęwistnienieniebaalbopiekła?
MariaTestaskinęłagłową;komisarzowiprzemknęłoprzezmyśl,żezapewnepozostałość
religijnych przesądów nie pozwoliła jej zadać pytania, które wyrażałoby wątpliwość co do jednego z
podstawowychdogmatówwiary.
—Nie—odparł.
—Niemanic?
—Niemanic.
—Posępnawizja—oznajmiłapodługimmilczeniu.
Jaktorobiłwielokrotnieprzyokazjipodobnychrozmów,odkąduzmysłowiłsobie,że
właśnietakiemapoglądy,Brunettiwzruszyłramionami.
—Kiedyśsięprzekonamy—rzekła.Zjejtonunieprzebijałaaninagana,anisarkazm,
jedyniegłębokanadzieja.
Komisarzmiałochotęznówwzruszyćramionami,bopodobniejakdzieckorezygnujez
zabawek,kiedyznichwyrasta,takonzrezygnowałzwdawaniasięwdyskusjeosprawach
wiaryprzedlaty,jeszczejakostudent,zniecierpliwionyczczymirozważaniamiiciekaw
otwierającego się przed nim dorosłego życia. Ale rzut oka na młodą kobietę uzmysłowił mu, że pod
wielomawzględamiMariaTestajestjakpisklę,któreledwowyklułosięzjaja;
dopierostoinaproguvitanuova,więczadawaniesobietegorodzajupytań,rzecz
niewyobrażalnaparęmiesięcytemu,jestdlaniejczymśniezwykleistotnymiaktualnym.
—Możemaszrację—zgodziłsię.
Zareagowałagwałtownie.
—Proszęnietraktowaćmniezpobłażaniem,commis-sario.Straciłampowołanie,alenie
rozum.
Postanowiłjejnieprzepraszaćiniewracaćdoprzypadkowejdyskusjiteologicznej.
Przesunąłjakiśdokumentzjednejstronybiurkanadrugą,cofnąłniecofotel,założyłnogęnanogę.
—Więcporozmawiajmyotym,dobrze?—rzekł.
—Oczym?
—Ostraconympowołaniu.Araczejomiejscu,wktórymjestraciłaś.
—Odomuopieki?
Brunettiskinąłgłową.
—Tak.Możeszmicośonimopowiedzieć?
—Oczywiście.ToSanLeonardoCasadiCura.WpobliżuszpitalaGiustiniani.Część
personelutozakonniceznaszegozgromadzenia.
Siedziałazezłączonymikolanami,trzymającstopypłaskonapodłodze,jednąobokdrugiej.
Pochwili,jakbyzpewnymtrudem,otworzyłatorbęiwyjęłazłożonąkartkępapieru;
rozprostowawszyją,spojrzałanazapisanąstronę.
—Wciąguostatniegoroku—zaczęładrżącymgłosem—umarłotampięćosób.
Obróciłakartkęipołożyłająprzedkomisarzem.Zobaczył,żejesttolistanazwisk.
—Właśnieci?—spytał.Potwierdziła.
—Zapisałamichnazwiskaiimiona,wiek,przyczynęzgonu.
wisPonowniespojrzałnakartkę;rzeczywiściezawierałatakieinformacje.Figurowałynaniejnazwiska
trzech kobiet i dwóch mężczyzn. Przypomniał sobie, że czytał dane statystyczne, z których wynikało, że
kobiety żyją dłużej od mężczyzn; w przypadku kobiet zmarłych w domu opieki to się nie potwierdziło.
Jedna miała sześćdziesiąt kilka lat, pozostałe dwie nieco ponad siedemdziesiąt. Obaj mężczyźni byli
starsi.Przyczynązgonu,jaktouludziwtymwieku,okazałysięwylewy,zawały,zapaleniepłuc.
Komisarzpodniósłwzrok.
—Mario,dlaczegodajeszmitęlistę?
Chociażmusiałabyćprzygotowananatopytanie,dopieropochwiliudzieliłaodpowiedzi.
—Bojestpanjedynąosobą,któramożewtejsprawiecośzrobić.
Brunetti czekał, licząc, że Maria wyjaśni, o co właściwie jej chodzi, ale ponieważ milczała, w końcu
zapytał:
—Comasznamyśli,mówiąc„wtejsprawie"?
—Niejestempewna,cospowodowałoichśmierć.
Podniósłkartkęizamachałniąnadbiurkiem.
—Przyczynyzgonusąprzecieżpodane.
Skinęłagłową.
—Wiem,alemogąniebyćprawdziwe.Czymożepansprawdzić,nacofaktyczniezmarli?
Brunettinawetniemusiałsięzastanawiać:wkwestiiekshumacjiprawobyłozupełniejasne.
—Nie,chybażemiałbymnakazsądowyalborodzinazmarłegowystąpiłabyztakim
wnioskiem.
—Aha.Nieorientowałamsię.Żyłam...Odtakdawnażyłamwoderwaniuodświata,żenie
wiem,jaksięzałatwiaróżnerzeczy,jakajestprocedura...—Pochwilimilczeniadodała:—
Amożenigdytegoniewiedziałam.
—Jakdługobyłaśwzakonie?
-—Dwanaścielat.Wstąpiłam,kiedymiałampiętnaście.—Jeślinawetspostrzegła
zdziwieniemalującesięnatwarzykomisarza,niedałategoposobiepoznać.—Tokawał
czasu,wiem.
—Alenieżyłaśwcałkowitymoderwaniuodświata,prawda?Wkońcumusiałaśchodzić
doszkołypielęgniarskiej,skorouzyskałaśdyplom.
—Nie,niemamdyplomu—rzekła,wyprowadzającgozbłędu.—Niejestem
pielęgniarką, a w każdym razie nie skończyłam żadnej szkoły. Po prostu siostry stwierdziły, że mam
wyjątkowy...
Nagleurwała.Brunettidomyśliłsię,żenieprzywykłamówićosobiecośpozytywnego,
chwalić się jakimś talentem lub umiejętnością. Dokończyła dopiero po chwili, ująwszy swoje myśli w
takiesłowa,abyniewyglądałonato,żestawiasięzawzórczypróbujewywyższyć.
—Wzakonieuznano,żenajwięcejpożytkuprzyniosę,służącpomocąstarszymludziom,
więcwyznaczonomipracęwdomuopieki.
—Długotampracowałaś?
—SześćlatwDolo,potemrokwSanLeonardo.
Brunettiszybkoobliczył,żeSuorTmmacolatamiała
dwadzieścia lat, kiedy pojawiła się w domu opieki, w któ- *yni przebywała jego matka; była zatem w
tymwieku,wktórymwiększośćkobietstudiujelubidziedopracy,zachujesię,rodzidzieci.Pomyślało
tym, ile można osiągnąć w ciągu siedmiu lat, o tym, do czego doszły jej rówieśniczki, i o tym, jak ona
żyła,pośródwrzaskówszaleńców,zapachówmoczuikału.
Gdybywyznawałjakąśreligię,wierzyłwistnieniejakiejśwyższejistoty,możewówczas
znalazłbypociechęwmyśli,żezatestraconelata,lataupokorzeńiwyrzeczeń,spotkająwinnymświecie
wspaniałanagroda.Aletakniebyło.
Położyłkartkęprzedsobąnabiurku,wygładziłjąbrzegiemdłoniispytał:
—Cobyłoniezwykłegowśmiercitychludzi?
Odpowiedź,którejpokrótkimwahaniumuudzieliła,
zadziwiłago.
—Nic.Zwyklecokilkamiesięcyktośumiera;czasem,zwłaszczapoświętach,wniedługim
czasieumierakilkoropensjonariuszy.
Spokój,zjakimBrunettizadałkolejnepytanie,wynikałzwieloletniejpraktykiw
przesłuchiwaniuświadków,zarównogadatliwych,jakitakich,którychsammusiałciągnąćzajęzyk.
—Więcdlaczegosporządziłaśtęlistę?
—Dwiekobietybyływdowami,trzecianigdyniewyszłazamąż.Jednegozmężczyznnikt
nieodwiedzał.
Spojrzałanakomisarza,czekającnakolejnepytanie,aleonpostanowiłmilczeć.Choć
siedzącaprzednimkobietanienosiłajużbiałegohabituzakonnego,wciążmiałamentalnośćzakonnicy.
Musiałastoczyćwewnętrznąwalkę,abyzłamaćprzykazanie:niemówfałszywego
świadectwaprzeciwbliźniemuswemu.Dawniejpojmowałatojakozalecenie,abynawszelki
wypadekniewypowiadaćsięźleonikim,nawetonajgorszymgrzeszniku.
—Słyszałam—powiedziaławkońcu,zniżającgk>sprawiedoszeptu—jakdwieznich
wspominały,żeniezapomnąocasadicurawswoimtestamencie.
Umilkła i wbiła wzrok w dłonie, które puściły torebkę i zacisnęły się jedna na drugiej w kurczowym,
niemalśmiertelnymuścisku.
—Iniezapomniały?
Potrząsnęłagłową,alenicniepowiedziała.
—Mario—Brunettirównieżzniżyłgłos—czytoznaczy,żeniezapomniały,czyżetyniewiesz?
—Żejaniewiem—odparła,niepodnoszącoczu.—Aleobie,isignorinadaPre,isignoraCristanti,
twierdziły,żemajązamiarcośzostawić.
—Codokładniemówiły?
—Kiedyś,jakiśroktemu,signorinadaPrepowiedziałapomszy...Gdynabożeństwo
odprawia Padre Pio, kapelan domów opieki, nie zbiera się datków na tacę... To znaczy, kiedy
odprawiał...—Uniosładrżącądłońdoskroni,jakbyszukałaotuchywobecnościkornetu,
leczgdygonieznalazła,gdydotknęłajedyniewłosów,szybkoCofnęłarękę.—Wkażdym
raziekiedyodprowadzałamstaruszkędojejpokoju,onapowiedziała,żetoniemazna-
^ptoia,iżniezbieranodatków,bopojejśmierciwszyscyifcpjtsiędowiedzą,jakabyłaszczodra.
-pytałaś,comanamyśli?mf,jie.Wydałomisiętooczywiste.Żeswojeoszczęd--a
przynajmniejichczęść,zapisaławtestamenciewopieki.;Mco?
Potrząsnęłagłową.
—Niewiem.
—Pojakimczasieodtegozdarzeniaumarła?
—Potrzechmiesiącach.
—Mówiłajeszczekomuśoswoimzapisie?
—Niewiem.Wogólemałozkimrozmawiała.
—Atadrugakobieta?
—SignoraCristanti.Onazkoleinigdyniekryłaswoichzamiarów.Twierdziła,żechce
zostawićpieniądzetym,którzybylidlaniejdobrzy,ipowtarzałatokażdemu.Ale...aleniesądzę,żeby
zrobiłatakizapis.Przynajmniejniewtedy,kiedyjąznałam.
—Dlaczegotakuważasz?
—Niebyławpełniwładzumysłowych.Zdarzałysiędni,żezachowywałasięzupełnie
normalnie,alezwyklemówiłaodrzeczy;wydawałojejsię,żeznówjestmałądziewczynką,prosiła,żeby
jązabraćtotu,totam.—Pochwilidodałasuchym,beznamiętnymtonem:—W
tymwiekutobardzoczęste.
—Wracaniedoprzeszłości?—spytałBrunetti.
—Tak.Biedactwa.Dlanichprzeszłośćjestlepszaodteraźniejszości.Każdaprzeszłość.
Brunettiemuprzypomniałasięostatniawizytaumatki;czymprędzejodepchnąłodsiebietowspomnienie.
—Icosięzniąstało?
—ZpaniąCristanti?
—Tak.
—Umarłanazawałjakieśczterymiesiącetemu.
—Gdzie?
—Tam.Wcasadicura.
—Gdziedoznałazawału?Wswoimpokojuczywewspólnejsali,naoczachludzi?
Nawetwmyślachnienazwałich„świadkami".
—Umarłacicho.Weśnie.
—Rozumiem—powiedziałBrunetti.Dopieropodłuższejchwilispytał:-—Mario,co
dokładnietalistaoznacza?Czyuważasz,żepowódzgonuwymienionychnaniejosóbjest
inny?Inny,niżpodano?
Zdziwiłogozaskoczeniemalującesięnajejtwarzy.Skorozdecydowałasięzłożyćmu
wizytę,chybamusiałamiećświadomość,jakiewnioskimożewyciągnąć.
—Inny,niżpodano?—powtórzyła,wyraźniepróbujączyskaćnaczasie.
Niezareagował.
—SignoraCristantinigdywcześniejniechorowałanaserce—oznajmiławkońcu.
—Apozostałeosoby?
—SignorLerinicierpiałodlatnachorobęwieńcową,alepozatymnicmuniedolegało.
Brunettiznówpopatrzyłnalistę.
—Atatrzeciakobieta,signoraGalasso?Czymiałajakieśkłopotyzdrowotne?
i Jego rozmówczyni, zamiast odpowiedzieć, zaczęła prze- Wać palcem po brzegu torebki, tam i z
powrotem,tami2powrotem.
Mario.—Komisarzzawiesiłgłos.Odczekał,dopó-JS**®umosłagłowy.—Wiem,że
mówieniefałszywegoIPWectwaprzeciwbliźniemutociężkigrzech...
29
Spojrzałananiegozdumiona,jakbysamdiabełpowołałsięnaBiblię.
— ...ale troska o słabych i bezbronnych to nasz obowiązek. Nie pamiętał, czy Biblia mówi coś na ten
temat;jeślinie,topowinna.
Kobietanieodezwałasię.
—Rozumiesz,comówię,Mario?—spytał,aponieważwciążmilczała,postanowiłinaczej
sformułowaćpytanie:—Zgadzaszsięztym?
—Oczywiście,żetak—odparłazrozdrażnieniem.—Ajeśliniemamracji?Ajeśli
wszystkiemuwinnajestmojawyobraźnia?Ajeślitychludziniespotkałoniczłego?
—Gdybyśuważała,żeniemaszracji,niebyłobyciętutaj.Inapewnoniebyłabyśubranatakjakteraz.
NagleBrunettiemuprzemknęłoprzezmyśl,żejegosłowamogązostaćniewłaściwie
odczytane,potraktowanejakokrytykastroju,jemuzaśchodziłowyłącznieodecyzjęzdjęciahabitu,czyli
opuszczeniazakonu.
Odsunąłkartkęwrógbiurka,dająctymsamymznak,żechwilowoodkładanaboksprawę
zmarłychpensjonariuszy,poczymspytał:
—Kiedypostanowiłaśodejśćzzakonu?
—Porozmowiezmatkąprzełożoną—odpowiedziałanatychmiast,jakbyspodziewałasię
tego pytania, a jednak głos załamał się jej z emocji. — Wcześniej zwróciłam się z tym do Padre Pio,
mojegospowiednika.
—Możeszmipowtórzyć,coimmówiłaś?
BrunettiodtakdawnaniemiałnicwspólnegozKościołem,jegoobyczajamiicelebrą,że
aczkolwiekpamiętałoistnieniutajemnicyspowiedzi,nieorientowałsiędokładnie,czegoikogodotyczy
anijakąkarępociągazasobąjejzłamanie.
—Tak,chybatak.
—Czytotensamksiądz,któryodprawiamszedlapensjonariuszy?
—Tak.Należydonaszegozgromadzenia.Niemieszkajednakwdomuopieki,tylko
przychodzidwarazywtygodniu.
—Agdziemieszka?
—Wsiedzibiezakonu.Tu,wWenecji.Wpoprzednimdomuopiekiteżbyłmoim
spowiednikiem.
Brunettizauważył,żenapytanianiezwiązanebezpośredniozezgonamiMariaTesta
odpowiadabardziejochoczo,zmniejszymociąganiem.
—Comupowiedziałaś?—spytał.
Przezmomentmilczała;Brunettiuznał,żeusiłujesobieprzypomniećprzebiegrozmowyze
spowiednikiem.
—Opowiedziałammuozgonach—oznajmiła,poczymznówumilkła,niepatrząc
komisarzowiwoczy.
—Awspominałaś,cosignorinadaPreisignoraCri-stantimówiłyopieniądzach?Otym,
cozamierzałyznimizrobić?—spytał,zorientowawszysię,żesamazsiebienicwięcejniewyjawi.
Potrząsnęłagłową.
—Nie.Byłamtakprzejętaichśmiercią,żecałkiemzapomniałam.
—JakzareagowałPadrePio?
Ponowniewbiławzrokwkomisarza.
—Oświadczył,żenierozumie,dlaczegośmierćtychludziniedajemispokoju.Więc
zaczęłammuwyjaśniać.Wymieniłamnazwiskazmarłych,streściłamichhistoriechoroby,
powiedziałam, że niemal wszyscy cieszyli się dobrym zdrowiem, a potem nagle umarli. Padre Pio
wysłuchałmnieuważnie,poczymspytał,czyjestempewnatego,comówię.—Gwoli
wyjaśnieniadodałabeznamiętnymtonem:—PonieważpochodzęzSycylii,ludziezwyklez
góryzakładają,żejestemgłupia.Albożekłamię.
Brunettizerknąłnanią,chcącsprawdzić,czyprzypadkiemniekierowałatejuwagido
niego,urażonajegosłowamialbozachowaniem,lecznicnatoniewskazywało.
—Poprostuniebyłwstanieuwierzyć,żecośtakiegomogłosięzdarzyć—kontynuowała.
—Akiedyupierałamsię,żetonienormalne,abytyleosóbzmarłowtakkrótkimczasie,
spytał, czy jestem świadoma ryzyka, na jakie się narażam. Dodał, że mogę być winna grzechu
oszczerstwa.Kiedypowiedziałam,żezdajęsobieztegosprawę,poleciłmisięmodlić.
—Icowtedy?
—Powiedziałam,żejużsięmodliłam,żemodliłamsięprzezwieledni.Spytał,czy
rozumiem,cosugerujęswoimisłowami.lakąstrasznąrzecz.—Urwała,poczymrzuciła
jakbywformiekomentarza:—Byłzszokowany.Chybaniemieściłomusięwgłowie,żecoś
takiegomożesiędziaćwdomuopieki.PadrePiotonaprawdędobryczłowiek,alecałkowicieoderwany
odświata.
Brunettimiałochotęsięuśmiechnąć,słysząctakąopinięzustkogoś,ktospędziłwzakoniedwanaścielat,
alepowściągnąłwesołość.
—Cobyłopotem?
—Powiedziałamsiostrom,żechcęmówićzmatkąprzełożoną.
—Ico,doszłodowaszejrozmowy?
—Dopieropodwóchdniach,aleowszem,spotkałasięzemną,wieczoremponieszporach.
Powtórzyłamjejtosamo,comówiłamnaspowiedzi:żestarzypensjonariuszeumierają.Byłakompletnie
zaskoczona, co mnie ucieszyło, bo oznaczało, że Padre Pio zachował moje słowa w tajemnicy. Niby
wiedziałam,żebędziemilczał,alezdrugiejstronyto,comuwyznałam,byłotakstraszne...—Umilkła.
—Noi?—ponagliłjąBrunetti.
—Matkaprzełożonaniechciałamniesłuchać.Oznajmiłastanowczo,żeniedopuścido
siebiekłamstw,żetakienieodpowiedzialneoskarżeniamogązaszkodzićnaszemuzakonowi.
—Hm...
—Przypomniałamimójślubposłuszeństwaipoleciła,żebymprzezmiesiącznikimnie
rozmawiała.
—Toznaczy,żeprzezmiesiącwogóledonikogoniewolnocisiębyłoodezwać?
—Tak.
—Atwojapraca?Przecieżmusiałaśrozmawiaćzpensjonariuszami.
—Niewidywałamich.
—Jakto?
—Zgodniezdecyzjąmatkiprzełożonejmogłamprzebywaćtylkowswojejcelialbow
kaplicy.
—Przezmiesiąc?
—Dwa.
—Co?
—Przezdwa—powtórzyła.—Pomiesiącuprzyszładomniedoceliizapytała,czy
modlitwyorazmedytacjapomogłymiodnaleźćwłaściwąścieżkę.Odparłamzgodniez
prawdą, że modliłam się i medytowałam, ale to nie uśmierzyło mojego niepokoju. Nie chciała ze mną
rozmawiaćJedynieprzedłużyłamiokresmilczenia.
—Podporządkowałaśsię?
MariaTestaskinęłagłową.
—Icodalej?
—Modliłamsięprzezkolejnytydzieńinaglezaczęłamrozmyślaćotym,cousłyszałamz
usttychdwóchstaruszek.Przypomniałomisię,comówiłyoswoichplanachdotyczących
pieniędzy.Wcześniejniedopuszczałamdosiebiezłychmyśli,aterazniemogłamopanowaćichnatłoku.
Brunettiemuprzyszłodogłowy,żedwamiesiąceżyciawodosobnieniuinieodzywaniasię
dokogokolwiektoażnadtodługiokres,żebydobrzesobiewszystkoprzemyśleć.
—Cosięwydarzyłopodkoniecdrugiegomiesiąca?—spytał.
—Matkaprzełożonaznówprzyszładomojejceliispytała,czyodzyskałamrozum.
Odparłam,żetak,bochybarzeczywiścieodzyskałam.
Najejustachznówzagościłsmutny,trochęniepewnyuśmiech.
—Apotem?
—Potemodeszłam.
—Takpoprostu?—zapytałzdumionykomisarz,zastanawiającsię,jakrozwiązałakwestie
praktyczne: potrzebowała przecież ubrania, pieniędzy, środka transportu. Uderzyło go, że identycznych
rzeczypotrzebujeczłowiekświeżozwolnionyzwięzienia.
—Wyszłamtegosamegopopołudniawrazzgrupąludzi,którzywporzeodwiedzinbyliu
swoichbliskich.Nikomuniewydałosiętodziwne,niktmisięnieprzyglądał.Zagadnęłamjednązkobiet,
gdziemogękupićnormalneubranie.Miałamtylkosiedemnaścietysięcy
lirów...
Ponownieumilkła,więcBrunettispytał:
—Cocipowiedziała?
—Jejojciecbyłjednymzmoichpodopiecznych,toteżznałyśmysiędośćdobrze.Wrazz
mężemzaprosiłamniedosiebienakolację.Niemiałamgdziesiępodziać,więcpojechałamznimi.Na
Lido.
—I?
— Kiedy płynęliśmy przez lagunę, zdradziłam im, że postanowiłam odejść z zakonu, ale nie
wspomniałamoprzyczynachswojejdecyzji.Zresztąniebyłamichpewnai,prawdęmówiąc,
nadalniejestem.Nigdyprzecieżniezamierzałamoczerniaćdomuopiekianimojegozakonu.
Wtejchwilichybateżtegonierobię?
Brunettipotrząsnąłgłową,choćtaknaprawdęnieznałodpowiedzinatopytanie.
—Chciałamtylkopowiadomićmatkęprzełożonąozgonachstaruszków;wydawałomisię
dziwne,żenaglezmarłoażtylu.
—Czytałem,żestarzyludzieczasemumierająseriamibezżadnegopowodu—oznajmił
komisarztakimtonem,jakbyprowadzilizdawkowąrozmowę.
—Wiem.Zwyklenastępujetopojakichśważniejszychświętach.
—Czycośpodobnegoniemogłomiećmiejscawtymprzypadku?
OczyMariiTestyrozbłysły,przypuszczalniegniewem.
—Mogło,oczywiście.Alewtakimraziedlaczegomatkaprzełożonanakazałami
milczenie?
—Powódmógłbyćznaczniemniejdramatyczny,Mario.
—Słucham?
—Możepoprostuchciaładaćciczasnadokładneprzemyśleniewszystkiego.Aprzyokazjisprawdzić,
jaksilnyjesttwójślubposłuszeństwa.Nieznamsięnatym,aleprzypuszczam,żewzakonachprzykłada
siędotegodużąwagę.
Nieodpowiedziała.
—Sądzisz,żetakaewentualnośćwchodziwgrę?—spytałpochwili,agdywciąż
uporczywiemilczała,postanowiłniedrążyćdalejtematu.—Nodobrze,powiedz,codziałosiępóźniej,
kiedydotarłaśnaLido.
—Moigospodarzebylidlamniebardzomili.Pokolacjikobietadałamitrochęswoich
ubrań.—Wskazałarękąspódnicę,którąmiałanasobie.—Mieszkałamunichprzez
pierwszytydzień,apotemzichpomocąznalazłampracęwprywatnejklinice.
—Niemusiałaśpokazywaćżadnychdokumentów,żebycięzatrudniono?
Potrząsnęłagłową.
— Nie. W klinice skakali z radości, że zgłosił się ktoś do pracy w pralni, i o nic mnie nie pytali. Ale
napisałamlistdourzędumiejskiegowmoimrodzinnymmieście,żebyprzysłanomiodpisaktuurodzeniai
cartad'identita.Skorowróciłamdożyciaświeckiego,pewniebędąmipotrzebne.
—Podjakiadresmającijeprzysłać?Dokliniki?
— Nie, do domu tych ludzi, którzy się mną zajęli — odparła, ale musiała słyszeć troskę w głosie
komisarza,bospytała:—Czytoistotne?
Potrząsnąłszybkogłową,żebyrozwiaćjejniepokój.
—Nie,nie.Pytałemzciekawości.Trudnoprzewidzieć,ilemogąpotrwaćtakiesprawy.—
Byłotonieudolnekłamstwo,alemiałnadzieję,żeMaria,któraobracałasięlatamiw
zamkniętymświecie,przyjmiejezadobrąmonetę.—Kontaktujeszsięzkimkolwiekzcasa
dicuraalbozzakonu?
—Nie.Znikim.
—Wiedzą,cosięztobądzieje,odkądodnichodeszłaś?
Pokręciłagłową.
—Niesądzę.Skądmielibywiedzieć?
?—CiludziezLidonikomunicniemówili?
—Prosiłamich,żebyniewspominaliomniesłowem.Myślę,żemogęnanichpolegać.
Dlaczegopanpyta?
Uznał,żepowinienchociażczęściowowyjawićjejprzyczynęswoichobaw.
—Jeślitwojeoskarżenia...—zaczął,alenaglezdałsobiesprawę,żeniesłusznienazywaoskarżeniemto,
cousłyszał,boprzecieżniepowiedziałamuniczego,cowykluczałoby
zwykłyzbiegokoliczności.—Zróżnychwzględówuważam...—zacząłponownie—że
byłobynajrozsądniej,gdybyśniekontaktowałasięznikimzca-sadicura.—Uderzyłogo,żesamnie
bardzo wie, kogo ma na myśli, radząc Marii, by powstrzymała się od kontaktów z personelem domu
opieki. — Czy z tego, co si- gnorina da Pre i signora Cristanti mówiły o pieniądzach, domyśliłaś się,
komukonkretniezamierzająjezostawić?
—Zastanawiałamsięnadtym—odparłacichoMariaTesta.—Iwolałabymnie
wypowiadaćsięnatentemat.
—Posłuchaj,Mario.Skorozdecydowałaśsiętuprzyjść,musiszpowiedziećmiwszystko.
Skinęłapowoligłową,jakbysłowakomisarzatrafiłyjejdoprzekonania,alespełnieniejegoprośbybyło
dlaniejczymśzbyttrudnymiprzykrym.
—Mogłyzostawićpieniądzealbocasadicura,alboimienniedyrektorowi.Ewentualnie
zakonowi.
—|aksięnazywadyrektor?
—DoktorMessini,FabioMessini.
—Czyjeszczekomuśmogłyimienniecośzapisać?
Przezchwilędumałanadodpowiedzią.
—Możekapelanowi.PadrePiojestdobrydlapensjonariuszy,wieleosóbbardzogolubi.
Aleniesądzę,żebyprzyjąłcokolwiek.
—Amatceprzełożonej?
—Nie.Nam,kobietom,zakonzabraniaposiadaniaczegokolwiek.
Brunettiprzysunąłsobiekartkę.
—Znasznazwiskokapelana?
—Cavaletti.
—Cocionimwiadomo?
—Nicoprócztego,żeprzychodzidwarazywtygodniuspowiadaćpensjonariuszy.
Odwiedzateżpoważniechorych,żebyudzielićimostatniegonamaszczenia.Poza
konfesjonałemniewielemiałamokazji,żebyznimrozmawiać.—Umilkła,poczymdodała:
—Ostatnirazwidziałamgodwudziestegolutego,wdniuświętapatronkimatkiprzełożonej.
Raptemjejustasięściągnęły,aoczyzwęziływszparki,jakbyprzeszyłjąnagłyból.
Brunetti poderwał się z miejsca, przestraszony, że kobieta zaraz zemdleje. Otworzyła jednak oczy i
powstrzymałagoruchemręki.
—Czytoniedziwne,żepamiętam,kiedywypadajejświęto?—Spojrzaławbok,potem
znównakomisarza.—Niepamiętamdatyswoichurodzin.Pamiętamtylko,kiedyjestświętoImmacolata
Concezione.Ósmegogrudnia.
Potrząsnęłagłową;niewiedział,zesmutkiemczyzniedowierzaniem.
—Tozupełnietak,jakbyczęśćmojejosobyzostaławykreślonainieistniałaprzezte
wszystkielata.Naprawdęniepamiętam,kiedysąmojeurodziny.
—Możepowinnaśodtądświętowaćdzień,wktórymopuściłaśzakon—powiedział
Brunetti,uśmiechającsięłagodnie.
Przymknąwszypowieki,uniosłarękęipotarłaniączoło.
—LaVitaNuova—powiedziałatakcicho,jakbymówiładosiebie.
Nagle,bezżadnegouprzedzenia,wstała.
—Chciałabymjużpójść,commissario.
PonieważspojrzenieMariibyłoznaczniemniejspokojneodgłosu,Brunettiniepróbował
jejpowstrzymać.
—Dobrze,oczywiście.Czymogłabyśmitylkopowiedzieć,jaksięnazywapensione,w
którejterazmieszkasz?
—LaPergola.
—NaLido?
—Tak.
—Aludzie,którzycipomogli?
—Pocopanuichnazwisko?—spytałazprzestrachem.
—Poprostulubięwszystkowiedzieć—odparłzgodniezprawdą.
—Sassi.VittorioSassiijegożona.MieszkająprzyviaMorosinipodnumeremjedenastym.
—Dziękuję—powiedziałBrunetti,powierzająctedaneswojejpamięci.
KiedyMariaTestaruszyławkierunkudrzwi,komisarzmiałwrażenie,żezamomentsię
odwróciispytago,cozamierzazrobićzlistąnazwisk,którąodniejuzyskał.Nictakiegojednaksięnie
stało.Obszedłpośpieszniebiurko,chcącjejotworzyćdrzwi,aleniezdążył.
Samanacisnęłaklamkę,poczymspojrzałananiegoizpowagąopuściłagabinet.
Rozdział2
Brunettiponowniewbiłwzrokwbuty,leczniepowróciłdorozważańobłahychkwestiach.
Jegomyślami,niczympotężnebóstwo,zawładnęłamatka,którejumysłkilkalattemupodjął
wędrówkęponiezbadanejkrainieszaleństwa.Obawyojejbezpieczeństwofurkotaływ
głowie komisarza jak skrzydła podrywających się do lotu ptaków, choć miał świadomość, że tak
naprawdęmatkabędziebezpiecznadopierowtedy,gdystaniesięto,costaćsięmusi.To,czegojakosyn
nie potrafił jej życzyć, a co jako człowiek uważał za najlepsze wyjście. Wbrew woli zaczął
rozpamiętywać wydarzenia ostatnich sześciu lat, obracając je w myślach niczym paciorki jakiegoś
potwornegoróżańca.
Nagłym,gwałtownymkopnięciemzatrzasnąłszufladęipoderwałsięzfotela.
Suor'Immacolata—wciążnieumiałmyślećoniejjakooMariiTeście—zapewniłago,że
matcenicniegrozi.Zresztąniedostarczyłamużadnychdowodówwskazującychnato,aby
komukolwiek coś groziło. Starzy ludzie umierają, a śmierć często jest wyzwoleniem zarówno dla nich
samych,jakidlaichbliskich.Takteżbędzie,kiedy...
Wróciłdobiurka,wziąłlistęnazwiskiprzebiegłjąwzrokiem.
Zacząłsięzastanawiać,jaknajprościejmożnabysiędowiedziećczegoświęcejoosobach,którenaniej
figurowały, o tym, jak żyły i jak umarły. Suor'Immacolata zapisała przy każdym nazwisku datę śmierci.
Zatemnajpierwnależałouzyskaćkopieaktówzgonuzurzędu
miejskiego — to pierwszy krok na wiodącej przez labirynty biurokracji krętej ścieżce, która z czasem,
miałnadzieję,doprowadzigodotestamentówzmarłych.Nicnasiłę;jegociekawośćmusibyćlekkajak
puch,pytaniadelikatnejakmuśnięciakocichwąsów.Usiłowałsobie
przypomnieć,czykiedykolwiekmówiłbyłejzakonnicy,żejestkomisarzempolicji.Może
wspomniałotympodczasjednegozdługichpopołudni,kiedymatkapozwalałamusię
trzymaćzarękę—apozwalałatylkowtedy,gdywpokojuprzebywałajejulubionasiostra.
Ponieważstaruszkapotrafiłanieodzywaćsięgodzinami,jedynienucącpodnosemjakąś
melodię,oniSuor'lmmacolatamoglialboteżmilczeć,alboprowadzićrozmowę.Jeślidobrzepamiętał,
młodakobietanigdyniemówiłanicosobie,zupełniejakbyhabit,który
przywdziała,pozbawiałjąosobowości.Zapewnewówczas,szukająctematów,żebyjakoś
wypełnićtedłużącesię,bolesnegodziny,powiedziałjej,czymsięzajmuje.Onazaś
najwyraźniejzapamiętałajegosłowaidlategoprzyszładoniegoporokuzeswojąopowieściąiswoim
lękiem.
WielelattemuBrunettiniewierzył,żeludziezdolnisądopewnychczynów.Uważał—
alboprzynajmniejwmawiałtosobie—żeludzkanikczemnośćiokrucieństwomajągranice.
Stopniowo, w miarę jak stykał się z coraz straszliwszymi zbrodniami i przekonywał, do czego mogą
posunąćsięniektórzy,bylebytylkozaspokoićswojeżądze—głównietęnajbardziej
pospolitą,leczinajsilniejoddziałującą,czylichciwość—wyzbywałsięiluzji.Doszło
wreszciedotego,żewwalcezprzestępczościączułsięczasamijakówszalonyirlandzkikrólotrudnym
dowymówieniaimieniu,który,doprowadzonydofuriinieposłuszeństwemmorza,
zacząłsiecmieczemfaleprzypływu.
Zatemjużgoniedziwiło,żektośmożemordowaćstaruszkiistarcówdlapieniędzy.
Zastanawiała go jednak praktyczna strona tego przedsięwzięcia, gdyż po pierwsze, zabójca nie miał
żadnejgwarancji,żeofiararzeczywiściecośmuzapisała,apodrugie,ryzyko
wykryciabyłostosunkowoduże.
Lata uprawiania zawodu policjanta nauczyły Brunettie- go, że trop, którym warto podążać, bo daje
najlepsze rezultaty, to zawsze trop pieniędzy. Początek był oczywisty, gdyż ślad prowadził od osoby,
której ich pozbawiono siłą bądź podstępem. Cała sztuka polegała na tym, by ustalić, gdzie się kończył,
albowiemzgodniezestarązasadą:Cuibono?—wiódłdo
przestępcy.
JeśliSuorTmmacolatamiałarację—bo,rzeczjasna,mogłasięmylićwswoich
podejrzeniach—należałosiędowiedzieć,nakimtropsięurywa,czyliuzyskaćwgląddo
testamentówpozostawionychprzezosobywymienionenaliście.
Kiedy Brunetti wyszedł z gabinetu, signorina Elettra siedziała przy biurku i pracowała na komputerze,
choć się spodziewał, że korzystając z nieobecności Patty, będzie czytała gazetę lub rozwiązywała
krzyżówkę.
—Signorina,copaniwiadomootestamentach?—spytał.
—To,żejeszczeniesporządziłamwłasnego—odparłazniefrasobliwościąosoby,która
dopieronieznacznieprzekroczyłatrzydziestkę.
Iobyśżyławiecznie—pomyślałBrunetti,odwzajemniającjejuśmiech,pochwilijednak
przybrałpoważnywyraztwarzy.
—Alecopaniogólnieonichwiadomo?
Zorientowawszysię,żekomisarznieżartuje,odwróciłasięnafoteluobrotowymiwbiła
wzrokwzwierzchnika,czekającnadalszyciąg.
—Chciałbympoznaćtreśćtestamentówpięciuosób,którezmarłytegorokuwdomuopieki
SanLeonardo.
—CzyteosobybyłymieszkańcamiWenecji?
—Niewiem.Czytomaznaczenie?
—Testamentysąujawnianeprzeznotariusza,któryjesporządził;miejscezgonuniema
znaczenia.AlejeśliteosobysporządziłytestamentyunotariuszawWenecji,wystarczy,żepodamipan
jegonazwisko;beztruduuzyskamodpisy.
—Ajeślinieznam?
—Tokomplikujesprawę.
—Bardzo?
Elettrauśmiechnęłasięszeroko.
—Mógłbypan,commissario,skontaktowaćsięzespadkobiercamiiowszystkoich
wypytać.Ponieważpantegonierobi,domyślamsię,żewolałbypan,abyniktoniczymniewiedział—
oznajmiła,posyłającmukolejnyuśmiech.—Wkażdymraziewcentralnym
biurze notarialnym deponuje się kopie. Z dotarciem do nich nie powinno być problemu, gdyż archiwa
biurazostałyskomputeryzowaneprzeddwomalaty.Coinnego,jeślitestamenty
sporządziłnotariuszwjakimśmałympaese,gdziewogóleniesłyszanookomputerach.
Wówczasmogąbyćtrudności.
—Innymisłowy,jeślitestamentyzostałysporządzonetutaj,możepanizdobyćdlamnie
kopie?
—Pewnie.
—Jak?
Patrzącnaspódnicę,strzepnęłazniejniewidocznypyłek.
—Obawiamsię,żetonielegalne—rzekła.
—Cojestnielegalne?
—Sposób,wjakizamierzamjezdobyć.
—Dlaczego?
—Niewiem,czydostateczniepansięwtymorientuje,commissario,aniczypotrafięto
jasnowytłumaczyć,alesąmetodyrozpracowywaniakodów,któreumożliwiajądostępdo
praktycznie wszystkich informacji. Akta takich instytucji publicznych jak urząd miejski są słabo
zabezpieczone.Kiedyjużznasiękod,możnabuszowaćponichdowoli,zupełnie
jakby...jakbyurzędnicywyszlidodomu,zostawiającotwartedrzwiizapaloneświatła.
—Takjestwewszystkichinstytucjachrządowych?—spytałzaniepokojonyBrunetti.
—Chybawolałbypanniewiedzieć—odparłasekretarka,tymrazembezcieniauśmiechu.
—Jakłatwojestwyszukiwaćinformacje?
—Tozależyodumiejętnościosoby,któraichszuka.
—Ajakiesąpaniumiejętności,signorina?
Najejwargachpojawiłsięledwowidocznyuśmiech.
—Bezkomentarza,commissario.
PrzezchwilęBrunettiwpatrywałsięwdelikatnerysyjejtwarzy,porazpierwszy
zauważając maleńkie kurze łapki w kącikach oczu, charakterystyczne dla osób, które często się
uśmiechają;trudnomubyłouwierzyć,żemaprzedsobąosobę,któranietylkoma
przestępczeumiejętności,alejeszczezamierzasięnimiposłużyć.Zapominającjednako
policyjnejprzysiędze,spytałponownie:
—CzylijeślizmarlibylimieszkańcamiWenecji,możepanizdobyćpotrzebnemidane,
tak?
—Oczywiście.—Elettranajwyraźniejwalczyłasamazesobą,napróżnosięstarając,żebywjejgłosie
niebyłosłychaćdumy.—Chodzipanuodanezcentralnegobiuranotarialnego,prawda,commissario?
—upewniłasię.
Skinąłgłową,rozbawionytonemwyższości,zjakimbyłapracownicaBancad'Italiazawsze
wymawiałanazwyinstytucjirządowych.
—Poobiedziebędączekałynapananazwiskagłównychspadkobierców.Zdobyciekopii
potrwadzieńlubdwa.
Młode,atrakcyjnekobietymogąnawetpopisywaćsiębezkarnie—pomyślałBrunetti.
—Toświetnie,signorina.Dziękuję.
Wręczyłjejlistę,którąotrzymałodbyłejzakonnicy,poczymwróciłdogabinetuPatty.
Usiadłszyzabiurkiem,wlepiłwzrokwleżącąnablaciekartkęzimionamiinazwiskami
dwóchludzi.DoktorFabioMessiniiPadrePioCa-valetti.Nigdywcześniejniesłyszałożadnymznich,
ale w takim mieście jak Wenecja, gdzie wszyscy mają dziesiątki krewnych i setki znajomych,
dowiedzeniesięczegoś
0kimkolwieknienastręczałospecjalnychtrudności.
Połączyłsięzsalą,wktórejurzędowalimundurowipolicjanci.
—Vianello,możeszprzyjśćdomnienachwilę?
1przyprowadźMiottiego.
Czekającnapolicjantów,zacząłkreślićznaczkipodnazwiskaminakartce;dopierokiedy
VianellozMiottimstanęliwdrzwiachgabinetu,zdałsobiesprawę,żenarysowałrządkrzyży.
Odłożyłdługopisiwskazałpolicjantomkrzesła.
KiedyVianellousiadł,połyjegorozpiętejkurtkimundurowejrozchyliłysięiBrunetti
spostrzegł,żesierżantznaczniezeszczuplałprzezzimę.
—Jesteśnadiecie,Vianello?
—Nie,commissario—odparłsierżant,zdziwiony,żeBrunetticokolwiekzauważył.—
Zacząłemćwiczyć.
—Słucham?
Brunetti,dlaktóregomyślowysiłkufizycznymbyłaczymśodstręczającym,niekrył
zaskoczenia.
—Zacząłemćwiczyć—powtórzyłVianello.—Popracyspędzampółgodzinynasiłowni.
—Icotamrobisz?
—Ćwiczę.
—Jakczęsto?
—Kiedytylkomogę—odparłsierżant,niecostropionytymprzesłuchaniem.
—Toznaczy?
—Trzy,czteryrazywtygodniu.
Miotti bez słowa asystował przy tej dziwnej rozmowie i tylko obracał głowę, spoglądając to na
komisarza,tonasierżanta.Czytakpowinnawyglądaćwalkazprzestępczością?
—Ćwiczysz,tak?
—Tak,commissario.Ćwiczę—powiedziałVianellozniespodziewanymnaciskiem.
PerwersyjnaciekawośćniepozwoliłaBrunettiemunaprzerwanieindagacji.Pochyliłsięi
dotykającłokciamibiurka,podparłrękąbrodę.
—Alejak?Biegaszwmiejscu?Wspinaszsiępolinie?
—Nie—odparłzpowagąsierżant.—Ćwiczęnaprzyrządach.
—Najakichprzyrządach?
—Naprzyrządachdoćwiczeń.
BrunettiskierowałwzroknaMiottiego,licząc,żeten,jakomłodymężczyzna,lepiejto
wszystkorozumieizdołamuwyjaśnić,oczymVianellomówi.AleMiotti,którywłaśniez
powodumłodegowiekuniemiałproblemówaniztuszą,anizkondycją,umknąłspojrzeniem
wbok.
—No,wkażdymrazieświetniewyglądasz—orzekłkomisarz,kiedywkońcudotarłodo
niego,żeniezdoławydusićzVianellabardziejszczegółowychinformacji.
—Dziękuję,commissario.Możepanrównieżpowinienkiedyśzajrzećnasiłownię.
Brunettiwciągnąłbrzuch,wyprostowałplecyiwreszciewróciłdosprawzawodowych.
—Miotti,twójbratjestzakonnikiem,prawda?
—Tak—odpowiedziałpolicjant,najwyraźniejzdziwiony,żekomisarzotymwie.
—Dojakiegonależyzakonu?
—Dodominikanów.
—Tu,wWenecji?
—Nie,commissario.PoczterechlatachwWenecjiwysłanogodoNovary.Odtrzechlat
uczytamwszkoledlachłopców.
—Jesteściewkontakcie?
—Tak,commissario.Razwtygodniurozmawiamyprzeztelefon,awidujemysiętrzylub
czteryrazywroku.
—Świetnie.Kiedynastępnymrazembędziecierozmawiać,chciałbym,żebyśgoocoś
spytał.
—Oco,commissario?—Miottiwyjąłzkieszenimundurunotesidługopis.
SłużbistośćmłodegopolicjantasprawiłaBrunettiemuniekłamanąprzyjemność.
—CowieoPadrePioCavalettim,którynależydozakonuŚwiętegoKrzyżatu,wWenecji.
Brunetti zobaczył, że Vianello unosi brwi; sierżant jednak nic nie powiedział, tylko dalej w milczeniu
przysłuchiwałsięrozmowie.
—Czychodziojakieśkonkretneinformacje?—spytałMiotti.
—Nie,poprostudowiedzsię,comuwiadomootymksiędzu.
—Czy...czymożemipanpowiedziećonimcoświęcej?Coś,comógłbympowtórzyć
bratu?
—PadrePiojestkapelanemcasadicuramieszczącejsięwpobliżuOspedaleGiustiniani.
Towszystko,cowiem.
Miottizapisałinformację.Ponieważdługowpatrywałsięwnotes,Brunettispytał:
—Czyżbyśsłyszałtonazwisko?
Policjantuniósłgłowę.
—Nie,proszępana.Niemamstycznościzeznajomymibrataspośródkleru.
—Zjakiegośkonkretnegopowodu?—zainteresowałsięBrunetti,reagującnietylena
słowaMiottiego,ilenatonjegogłosu.
Młodypolicjantpotrząsnąłszybkogłową,poczymutkwiłspojrzeniewnotesieizacząłcośpoprawiaćw
zapiskach. Brunetti popatrzył pytająco na Vianella; ten wzruszył nieznacznie ramionami. Brunetti uniósł
lekkobrwiiwskazałoczaminaMiottiego;Vianelloodrazu
odgadł,ocokomisarzowichodzi:żebyspróbowałrozszyfrowaćpowodypowściągliwości
młodszegokolegi.Dałznak,żerozumie.
—Cośjeszcze,commissario?—spytałVianello.
—Chcęporozmawiaćzkilkomaosobami,aleichnazwiskabędęznałdopieropopołudniu
—rzekłBrunetti,mającnamyślispadkobierców,którychdaneobiecałamuzdobyćsignorinaElettra.
—Mampójśćzpanem?—upewniłsięsierżant.
Brunettiskinąłgłową.
—Tak.Spotkajmysięoczwartej.—Wybrałtęgodzinę,żebybezpośpiechuwrócićz
obiadu.—Narazietowszystko.Dziękujęwam.
—Zajrzępopanadogabinetu—rzekłYianello.
Miottipierwszyruszyłdodrzwi.Sierżantwskazałnaniegobrodąizmrużyłoko,
zapewniając w ten sposób Brunet - tiego, że jeśli istnieją jakieś powody, dla których młody policjant
woli nie zadawać się z księżmi i zakonnikami zaprzyjaźnionymi z bratem, wkrótce komisarz się o tym
dowie.
Kiedywyszlizgabinetu,Brunettiwyjąłzszufladyksiążkętelefonicznąinstytucjiiotworzył
jąnawykazielekarzy.ŻadenMessinitamniefigurował,więckomisarzsięgnąłpospis
telefonówmieszkańcówWenecji.Znalazłtrzechabonentówotymnazwisku;jedenmiałna
imięFabio,aprzyjegonazwiskuwidniałskrót„dr".MieszkałwdzielnicyDor-soduro.
Brunettizapisałnumertelefonuiadres,poczympodniósłsłuchawkęiwykręciłzpamięciinnynumer.
Potrzecimdzwonkuodezwałsięgrubymęskigłos.
—Alló?
—Ciao,Lele—powiedziałBrunetti,rozpoznającmalarza.—Dzwonię,bochcęcięspytać
ojednegoztwoichsąsiadów,doktoraFabiaMessiniego.
Wystarczyło,żektośmieszkałwDorsoduro,byLeleBortoluzzi,któregorodzinaosiedliłasięwWenecji
wczasachwyprawkrzyżowych,wiedziałonimniemalwszystko.
—Totenzafganką?
—Chodziciożonęczypsa?—spytałześmiechemBrunetti.
—Jeślitoten,któregomamnamyśli,jegożonapochodzizRzymu,natomiastsukajest
rasyafgan.Piękna,pełnagracjiistota.Zresztążonateż.Obiemijająmojąga-lerię
przynajmniejrazdziennie.
—Messini,którymnieinteresuje,jestdyrektoremdomuopiekiprzyOspedaleGiustiniani.
—Jakrównieżtego,wktórymprzebywaRegina,prawda?—spytałLele,którynaprawdę
wszystkowiedział.
—Tak.
—Jakonasięmiewa,Guido?
LeleBortoluzzi,zaledwiekilkalatmłodszyodmatkikomisarza,znałjącałeżycieibył
jednymznajbliższychprzyjaciółjejmęża.
—Bezzmian,Lele.
—NiechBógmająwopiece,Guido.Takmijejstrasznieżal.
Brunettitylkowestchnął,bocóżmógłpowiedzieć?Poczymspytał:
—CowieszoMessinim?
—Jeślidobrzepamiętam,zacząłodotwarciaambula-iorio.Tobyłojakieśdwadzieścialattemu.Potem
ożenił się z tą rzymianką, Claudią, i za pieniądze jej rodziny założył pierwszą casa di cura. Wtedy
zrezygnowałzprywatnejpraktyki,wkażdymrazietakmisięzdaje.
Terazjestdyrektoremczterechczypięciudomówopieki.
—Znaszgo?
—Nie.Czasemgowiduję,aleniezbytczęsto.Znacznierzadziejniżjegożonę.
—Więcskądwiesz,żetowłaśniejegożona?—spytałBrunetti.
—Wciąguparulatkupiłaodemniekilkaobrazów.Lubięją.Tointeligentnakobieta,
—Imadobrygustwsprawachsztuki?
Wsłuchawcerozległsięgłośnyśmiech.
—Skromnośćniepozwalamipotwierdzić,Guido.
—Czykrążąonimjakieśplotki?Onimlubonich?
Lelemilczałprzezdłuższąchwilę,wreszcierzekł:
—Nie,nieprzypominamsobie,żebymcokolwieksłyszał.Alejeślichcesz,mogępopytać.
—Tylkopocichu.Tak,żebyniktsięniczegoniedomyślił—poprosiłBrunetti,wiedząc,żetauwagajest
zbyteczna.
—Będębardzodyskretny—obiecałmalarz.
—Dzięki,Lele.
—ToniemanicwspólnegozReginą,co?
—Nie,absolutnienic.
—Todobrze.Twojamatkabyławspaniałąkobietą,Guido—oznajmiłBortolluzi,poczym,
jakby nagle zorientował się, że użył czasu przeszłego, dodał szybko: — Zadzwonię, jak się czegoś
dowiem.
—Będęciwdzięczny,Lele.
Brunettimiałwielkąochotęjeszczerazprzypomniećmalarzowiokoniecznościzachowania
dyskrecji, ale ugryzł się w język, zdając sobie sprawę, że ktoś, kto potrafi się utrzymać na weneckim
rynkuantykówisztuki,musibyćbardziejprzebiegłyodlisa.Pożegnałsięwięciodłożyłsłuchawkę.
Brakowało jeszcze sporo do dwunastej, ale czuł, że nie zdoła się dłużej oprzeć kuszącemu zapachowi
wiosny,któraodtygodniaprzypuszczałaszturmnamiasto.Zresztąbyłterazsamsobieszefem,toteżmógł
poprostuwstaćlwyjść,nieoglądającsięnanikogo.Uznał,żeniemasensuodrywaćodpracyElettry,
abypoinformowaćją,dokądsięudaje;pewniebyław
trakciedokonywaniaprzestępstwakomputerowego.Żebyniezwiększaćswojego
współudziałuwzbrodnii—coważniejsze—nieprzeszkadzaćsekretarce,minąłjąbezsłowaiwkrótce
znalazłsięnaulicy.RuszyłwstronęmostuRialtoidomu.
Rano,kiedywychodziłdopracy,byłozimnoiwilgotno,alewciągukilkugodzintak
bardzo się ociepliło, że wręcz dokuczało mu gorąco. Rozpiął płaszcz, schował do kieszeni szalik, lecz
mimotoczuł,żesiępoci.Wełnianygarniturgrzałgoniemiłosiernie,apozatymnaglepojawiłasięwjego
głowienatarczywamyśl,żespodnieimarynarkasąciaśniejszeniżnapoczątkuzimy.Zbliżywszysiędo
mostuRialto,energicznieprzyspieszyłkrokuiwbiegł
naschody.Pochwilijednakzabrakłomutchu;musiałzwolnić.Naszczyciemostuzatrzymał
sięipopatrzyłwlewo,wkierunkuPiazzaSanMarcoiPałacuDożówwidocznychnadrugim
końcudługiegołuku,którymCanalGrandęopływałdzielnicę.Słońceiskrzyłosięna
powierzchniwody,naktórejkołysałysięmewyoczarnychłebkach—chybapierwszewtym
roku.
Odzyskawszyoddech,Brunettiruszyłwdółzmostu;byłotakpięknie,żewyjątkowonie
przeszkadzałmuanitłoknaulicach,aniwidokkłębiącychsięwszędzieturystów.Kiedy
dotarłdostraganówzwarzywamiiowocami,zobaczył,żepojawiłysięjuższparagi;miał
nadzieję, iż zdoła namówić na nie Paolę. Ale rzut oka na cenę uświadomił mu, że nie ma na to szans,
przynajmniej przez najbliższy tydzień; potem szparagi zaleją rynek i cena spadnie o połowę. Szedł
wolnymkrokiem,spoglądającnawarzywaiumieszczoneobokceny,co
pewienczaswymieniającpozdrowieniazeznajomymisprzedawcami.Charakterystyczne
liścienaostatnimstraganiepoprawejprzyciągnęłyjegouwagę,podszedłwięcbliżej,żebysprawdzić,
czysięniemyli.
—Topuntarelle?—spytałzdziwiony,żewidzijąnatarguotejporzeroku.
—Tak,wdodatkunajlepszanacałymRialto—zapewniłgosprzedawca,mężczyznao
czerwonejtwarzywytrawnegobibosza.—Sześćtysięcyzakilogram.Taniocha.
Brunettiniezamierzałreagowaćnatakoczywistynonsens.Kiedybyłchłopcem,kilogram
puntarellekosztowałzaledwiekilkasetlirów,amimotoniecieszyłasiępopularnością;
zwykle kupowali ją na karmę ci, którzy nielegalnie hodowali w mieście króliki, trzymając je na
podwórkachlubwogródkachkołodomu.
—Poproszępółkilo—rzekł,wyjmujączkieszenikilkabanknotów.
Sprzedawcapochyliłsięnadstosamiwarzywiwziąłwielkągarśćwonnychzielonychliści.
Niczymprestidigitatorwyczarowałniewiadomoskądarkuszbrunatnegopapieru,rzuciłgonawagę,na
nim położył puntarelle, po czym uniósł liście razem z papierem i sprawnie zawinął, tworząc zgrabną
paczuszkę.Cisnąłjąnatekturowepudełkozrównymirządkamimłodych
cukiniiiwyciągnąłrękępopieniądze.Brunettiwręczyłmutrzybanknotytysiąc-liroweinieprosząco
plastikowątorebkę,ruszyłdalej.
Przywmurowanymzegarzeskierowałsięwlewo,wstronęSanAponalidomu.Pochwili,
podwpływemimpulsu,skręciłwpierwsząprzecznicęzprawejiwszedłdoDoMori,gdzie
zamówiłkanapkęzprosciuttoorazkieliszekchardonnay,żebyspłukaćsłonysmakwędliny.
Kiedykilkaminutpóźniej,zdyszanypopokonaniuponaddziewięćdziesięciuschodów,
otworzyłdrzwimieszkania,powitałagomiłanozdrzomisercumieszankazapachów,
kojarzącasięzogniskiemdomowym,rodziną,radością.
—Paola,jesteśjuż?!—zawołał,choćoszałamiającyzapachczosnkuicebulinie
pozostawiałwątpliwości,żeżonawróciłazpracy.
Głośnesi!zkuchniwskazałomudrogę.Położyłnastolezawiniętewpapierliście,poczympodszedłdo
żony,żebyjąpocałować,aprzyokazjirzucićokiemnapatelnię.
Żółteiczerwonepaskipaprykidusiłysięwgęstymsosiepomidorowym,znadktórego
unosiłsięaromatkiełbasy.
—Robisztagliatelle?—spytałBrunetti;byłtojegoulubionymakaron.
Paolauśmiechnęłasięipochyliła,żebyzamieszaćsos.
—Oczywiście—rzekła,poczymspojrzawszynastół,zobaczyłapaczuszkę.—Coto?
—Puntarelle.Pomyślałem,żemogłabyśzrobićtęsałatkęzanchois.
—Świetnypomysł!—ucieszyłasię.—Puntarelleotejporzeroku...Gdziejąkupiłeś?
—Utegogościa,cobijeżonę.
—Słucham?—spytałazaskoczona.
—Ostatnistraganpoprawej,idącwstronętargurybnego.Facetzczerwonymnosem.
—Bijeżonę?
—Trzyrazyprzywożonogonakomendę.Ależona,kiedytrzeźwieje,zawszewycofuje
oskarżenie.
BrunettiobserwowałPaolę,kiedyodtwarzaławmyślachrozmieszczeniestraganównatargu
warzywnym.
—Totawfutrzeznorek?—zapytała.
—Tak.
—Niemiałampojęcia,żemążjątłucze.
Brunettiwzruszyłramionami.
—Nicniemożesznatoporadzić?
—Nie.Tonienaszasprawa—odparł,ucinającrozmowę,ponieważbyłgłodny,awiedział,
żedyskusjatylkoodwleczeposiłek.
Zdjąłpłaszcz,potemmarynarkę,obierzeczyrzuciłnakrzesło,poczympodszedłdo
lodówkipobutelkęwina.ObchodzącPaolę,żebysięgnąćdoszafkipokieliszek,szepnął:
—Pachniewspaniale.
—Uważasz,żetonaprawdęniejestsprawapolicji?—TonPaolidowodził,żeznalazła
sobienowycelwżyciu.
—Takuważam.Zonamusiałabyoficjalniezłożyćdenuncia.Alenigdyniechciałatego
zrobić.
—Możesięgoboi.
—Paolo,posłuchaj—rzekłBrunetti,żałując,żejednaknieudałomusięuniknąćdyskusji.
—Babajestdwarazywiększaodmęża,ważyzestokilo.Gdybychciała,mogłabygojedną
rękąwyrzucićprzezokno.Ale...
—Aleco?
—Poprostuniechce!Kłócąsię,wktórymśmomenciedochodzidorękoczynów,więcona
dzwonidonas.
Napełniłkieliszekipociągnąłłykwina,mającnadzieję,żejużwyczerpalitemat.
Paolaniezamierzałajednakustąpićtakłatwo.
—Icopotem?—zapytała.
—Jedziemy,zgarniamyfaceta,zawozimygonakomendęitrzymamyprzeznoc.Rano
przychodzi po niego żona. Zdarza się to mniej więcej raz na pół roku, ale jeszcze nigdy nie miała
poważniejszychobrażeń,apozatymchętniezabieragozpowrotemdodomu.
Paolaprzezchwilędumała,wkońcuwzruszyłaramionami.
—Dziwne,nie?
—Pewnie,żedziwne—potwierdziłBrunetti,zadowolonyztakiegoobroturzeczy,gdyż
długoletniedoświadczeniemówiłomu,żePaolawreszcieuznaładyskusjęzazamkniętą.
Schylając się po płaszcz i marynarkę, które zamierzał wynieść do przedpokoju, zauważył na stole
jasnobrązowąkopertę.Wyciągnąłponiąrękę.
—ŚwiadectwoChiary?
—Aha—mruknęłaPaola,solącwodęwgarnku,którystałnatylnympalniku.
—Ijakiemawyniki?Dobre?
—Świetne,zwyjątkiemjednegoprzedmiotu.
—Wuefu?—spytałzdezorientowany,boodkądsześćlattemucórkawysforowałasięna
czołoklasy,zawszeotrzymywałasameocenycelujące.Aleponieważtaksamojakonnie
znosiławysiłkufizycznego,gimnastykabyłajedynymprzedmiotem,zktóregoteoretycznie
mogłaotrzymaćgorszystopień.
Otworzyłkopertę,wyjąłświadectwoiprzebiegłwzrokiemrubryki.
—Zreligii?—Togozaskoczyło.—Zreligii?—powtórzył.
PonieważPaolamilczała,zacząłczytaćuwagęnauczyciela,wyjaśniającą,dlaczegocórka
otrzymałatakniskąocenę.
—„Zadajezbytwielepytań"?„Zakłócaporządek"?—przeczytał.—Ocotuchodzi?—
zapytał,wymachującświadectwem.
—Musiszjąspytać,kiedywrócidodomu—rzekłaPaola.
—Jeszczejejniema?
Przestraszyłsię:możeChiarawie,żeświadectwonadeszło,ibłąkasiępomieście,chcącodwlecpowrót
dodomu?Alespojrzałnazegarekiprzekonałsię,żewciążjestwcześnie;
córkapowinnaprzyjśćdopierozakwadrans.
Paola,któranakrywaładostołu,trąciłagolekkobiodrem,żebyzszedłjejzdrogi.
—Mówiłacicośotym?—spytałBrunetti,ustępującnabok.
—Właściwienie.Wspomniała,żenielubiksiędza,alenietłumaczyładlaczego.Powinnam
jąbyłaspytać.
—Jakiegorodzajutoksiądz?—Przysunąłkrzesłoiusiadłprzystole.
—Coznaczy„jakiegorodzaju"?
59
—Zwyczajnyczyczłonekjakiegośzakonu?
—Chybazwyczajny,zkościołaobokszkoły.
—ZSanPolo?
—Tak.
Rozmawiajączżoną,przeczytałuwagipozostałychnauczycieli,którzyzgodniechwalili
inteligencję i pracowitość Chiary. Matematyk napisał, że jest „wyjątkowo zdolną uczennicą z
prawdziwymtalentemdomatematyki",anauczycielkawłoskiegoposłużyłasię
przymiotnikiem „wykwintny" dla określenia stylu jej wypracowań. W żadnej opinii nie było nie tylko
słowanagany,alenawetnajdrobniejszegoprzejawujakżepowszechnejwśród
nauczycielitendencjidodeprecjonowaniawysokichocensurowymiostrzeżeniamina
przyszłość,abymłodejosobienieprzewróciłosięwgłowieodpochwał.
—Nierozumiemtego.—Wsunąłpagellazpowrotemdokopertyirzuciłnastół,poczym
przezchwilęzastanawiałsię,jaknajzręczniejsformułowaćpytanie.—Nierozmawiałaśzniąnatemat
religii,co?
Bliżsi i dalsi przyjaciele oraz znajomi mogli mieć różne opinie na temat Paoli, ale wszyscy, którzy ją
znali, byli zgodni co do jednego: że jest mangiapreti, czyli „księżo- żercą". Furia jej antyklerykalnych
wystąpieńnadalzdumiewałaBrunettiego,mimożewinnychsprawachpo
tylulatachmałżeństważonierzadkozdarzałosięgozaskoczyć.PostępowanieKościoła—towłaśniebył
temat,którydziałałnaniąjakpłachtanabyka,niemalzakażdymrazem
wywołującjejsprzeciwigniew.
—Przecieżobiecałam—rzekła,odwracającsiędoniego.Brunettiegozawszedziwiło,że
Paolatakłatwouległaprośbomrodzicówiteściów,żebyochrzcićdzieciiposyłaćjenalekcjereligii.
„Tak, Kościół to część kultury Zachodu" — przyznała im rację tonem, w którym pobrzmiewała gorzka
ironia. Dzieci, nie w ciemię bite, szybko się zorientowały, że lepiej nie kierować do matki pytań o
dogmatywiary,choćrównocześniezdawałysobiesprawę,żew
dziedziniehistoriiKościołaisporówteologicznychjestwręczchodzącąencyklopedią.Oilejednakjej
wyjaśnieniadotycząceprzesłanekherezjiariańskiejmogłysłużyćzaprzykład
naukowego obiektywizmu, o tyle potępienie Kościoła za kilkaset lat rzezi, które nastąpiły w wyniku
zwycięstwaortodoksyjnychprzeciwnikówaleksandryjskiegokapłana,było—
mówiącłagodnie—bardzoemocjonalne.
PrzeztewszystkielataPaoladzielniedotrzymywałasłowaiwobecnościdziecinigdyniewypowiadała
sięotwarcieaniprzeciwkochrześcijaństwu,aniwogólejakiejkolwiekreligii.
Tak więc źródłem niechęci Chiary do religii, jeśli właśnie niechęć była powodem „zakłócania
porządku",niemogłobyćnic,cousłyszałaodmatki.
Nadźwiękotwierającychsiędrzwiobojespojrzeliwstronękorytarza,alewprogupojawił
sięRaffi,nieChiara.
—Ciao,mamma!Ciao,papa!—zawołałchłopak,poczymudałsiędoswojegopokoju,
żebyzostawićpodręczniki.
Pochwiliwszedłdokuchni.Kiedyschyliłsię,żebycmoknąćwpoliczekPaolę,Brunetti,
którywciążsiedziałprzystole,awięcwidziałgozniecoinnejperspektywyniżzwykle,naglezdałsobie
sprawę,żesynurósłprzezzimę.Raffichwyciłprzykrywkępatelniizobaczywszy,copodniąbulgocze,
znówpocałowałmatkę.
—Umieramzgłodu,mamma.Kiedybędziemyjedli?
—Jaktylkozjawisiętwojasiostra—odparłaPaola,zmniejszającogieńpodgarnkiemz
wodą,którawłaśniezaczęławrzeć.
Raffipodciągnąłrękawispojrzałnazegarek.
—Dobrzewiesz,żezawszeprzychodziotejsamejporze.Równozasiedemminutstaniew
drzwiach,więcjużterazmożeszwrzucićmakaron.
Wziął ze stołu paczkę paluszków, rozerwał celofan i wyjął trzy cienkie grissini. Wszystkie trzy wsunął
sobie do ust i zaczął chrupać, tak jak królik chrupie długie źdźbła trawy. Kiedy nic z nich nie zostało,
wyciągnąłkolejnetrzyizjadłwtensamsposób.
—Proszęcię,mamma.Jestemgłodnyjakpies,azarazmuszęleciećdoMassima,bo
chcemysięrazemuczyćfizyki.
Paola postawiła na stole półmisek z pieczonymi plastrami oberżyny, po czym nagle skinęła głową na
znak,żesięzgadza,iostrożniewrzuciładowrzątkupaskiświeżoprzyrządzonegomakaronu.
BrunettiwyjąłzkopertyświadectwoChiaryipodałjesynowi.
—Wieszcośotym?
Dopierowostatnichlatach,kiedyzakończyłsięwjegożyciuokresfascynacjimarksizmem,świadectwa
Raf-fiegozaczęłacechowaćtasamamonotonnadoskonałość,doktórejzdążyła
przyzwyczaićrodzicówChiara,lecznawetwówczas,gdyszkolnakarierachłopca
przechodziłanajwiększeupadki,Raffizawszedumnybyłzwynikówsiostry.
Obejrzałświadectwoibezsłowaoddałjeojcu.
—Noico?—spytałBrunetti.
—„Zakłócaporządek".Ha!—Chłopakzaśmiałsięizamilkł.
Paola,mieszającmakaron,kilkarazyuderzyłagniewniełyżkąogarnek.
—Wieszcośotym?—powtórzyłBrunetti.
— Właściwie to nie. — Raffi wyraźnie nie miał ochoty mówić nic więcej, ale po chwili, nie mogąc
znieśćpełnejwyczekiwaniaciszy,jakazapadłapojegosłowach,dodałnieco
urażonymtonem:—Mamatylkosięwścieknie...
—Anibydlaczego?—spytałaPaola,silącsięnauśmiech.
—Bo...—zacząłRaffi,aleprzerwałmuzgrzytobracanegowdrzwiachklucza.—No,
przyszławinowajczyni—rzekłzulgąinalałsobieszklankęwodymineralnej.
WszyscytrojezwrócilioczywstronękorytarzaiwmilczeniuobserwowaliChiarę.
Wieszająckurtkę,upuściłaksiążki,potemzebrałajezpodłogiipołożyłanakrześle.
Następnieruszyładokuchni,alewidzączasępioneminyrodzicówibrata,zatrzymałasięwdrzwiach.
—Ktośumarł?—spytałazupełniepoważnie.
Paolakucnęłaiwyjęłazszafkidurszlak.Wstawiłago
dozlewu,poczymwylaławrzątekzmakaronem.ChiaraPrzezcałytenczasstaławprogu
kuchni.
—Cosięstało?—ponowiłapytanie.
PonieważPaołabyłazajętaprzerzucaniemmakaronudodużejmiskiimieszaniemgoz
sosem,odpowiedzicórcemusiałudzielićBrunetti.
—Przyszłotwojeświadectwo.Chiaralekkosięstropiła.
—Aha—powiedziałatylko,poczymobeszłaojcaiusiadłaprzystole.
ZaczynającodRaffiego,Paolanałożyłakażdemunatalerzkopiastąporcjęmakaronu.
Następniewszystkieporcjeszczodrzeposypałatartymparmezanemizaczęłajeść.Mążi
dzieciposzliwjejślady.
—Chodzioreligię?—zapytałapokilkuminutachChiara,podającmatcepustytalerz.
—Tak—odparłaPaolainałożyłacórcedokładkę.—Dostałaśbardzokiepskistopień.
—Jakkiepski?
—Trójkę.
Chiaraskrzywiłasięboleśnie.
—Domyślaszsiędlaczego?—spytałBrunetti.Zasłoniłdłońmitalerznaznak,żeniechcejużwięcej,
więcPaoladołożyłaresztęmakaronuRaffiemu.
—Nie—odparłaChiaraiznówuniosławidelec.
—Nieuczyszsię?—spytałaPaola.
—Czego?Tegoidiotycznegokatechizmu?Natowystarczyjednopopołudnie.
—Więcwczymproblem?—dopytywałsięBrunetti.Raffiwziąłbułkęzkoszykastojącego
naśrodkustołu,
przełamałjąizacząłzgarniaćsosztalerza.
—-ChodzioDonLuciana?—Popatrzyłnasiostrę.
Chiara skinęła głową. Odłożyła widelec i zerknęła w stronę kuchenki, ciekawa, co jeszcze będzie na
obiad.
—ZnasztegoDonLuciana?—zainteresowałsięBru-netti,mierzącsynawzrokiem.
Raffiwywróciłoczydonieba.
—Chryste,ktogoniezna?!—Pochwiliponowniezwróciłsiędosiostry:—Spowiadałaś
siękiedyśuniego?
Dziewczynapotrząsnęłagłową,alenicniepowiedziała.
Paola wstała od stołu i zebrała talerze, na których jedli makaron. Następnie podeszła do kuchenki,
otworzyłapiecykiwyjęłanaczynieżaroodpornezcołolettamila-nese.
Udekorowaładaniećwiartkamicytrynyipostawiłanastole.PodczasgdyBrunettinakładał
sobiedwakotlety,onasięgnęładopółmiskapooberżyny.Całyczasmilczała.
—Niejestdobrymspowiednikiem?—spytałBrunettisyna,widząc,żePaolaniezamierza
wtrącaćsiędorozmowy.
—Dzieciakigonielubią—powiedziałRaffi,teżbiorącdwakotlety.
—Dlaczego?
RaffizerknąłszybkonaChiarę,któraledwodostrzegalnieporuszyłagłową,poczymznów
skupiłasięnajedzeniu.Nieuszłotouwagirodziców.
Brunettiodłożyłwidelec.Chiarapatrzyławtalerz,aRaffinaPaolę,któranadałsiedziałabezsłowa.
—Mamtegodość—oświadczyłBrunettiznaczniebardziejgniewnymtonem,niż
zamierzał.—Chcęwiedzieć,cosiędziejeicoprzednamiukrywacie.
ZRaffiego,któryświadomieunikałpatrzeniamuwoczy,przeniósłwzroknaChiaręi
stwierdził,żecórkaoblałasięciemnymrumieńcem.
—Chiaro,czyRaffimożenampowiedzieć,cowie?—spytałłagodniej.
Zespojrzeniemutkwionymwtalerzskinęłagłową.
Raffi,naśladującojca,teżodłożyłwidelec.
—Tonicwielkiego,papa.—Uśmiechnąłsię.
Brunettinieodezwałsię,aPaolamilczała,jakbybyła
niemową.
—Chodzioto,comówidzieciakom.Kiedynaspowiedziwspominają...otychrzeczach.
—Otychrzeczach?—powtórzyłBrunetti.
—Nowiesz,papa.Otym,corobią,kiedysąpodnieceni.Brunettiwreszciepojął.
—CoimmówiDonLuciano?
—Każewszystkoopisywać.Dokładnie,zeszczegółami.
Raffinitozarechotał,nitozakasłał,poczymzamilkł.
BrunettispojrzałnaChiaręizobaczył,żezrobiłasięjeszczebardziejczerwona.
—Rozumiem—powiedział.
—Tonaprawdężałosne—dodałpochwiliRaffi.
—Tobieteżkazałopowiadać?
—Onie,jajużodlatniechodzędospowiedzi.Alemłodszymchłopcomkaże.
—Idziewczynkomteż—szepnęłaChiaratakcicho,żeBrunettiwolałjejonicniepytać.
Zwróciłsięwięcznówdosyna:
—Aletylkokażeopowiadać,tak?Samnicnierobi?
.—Oniczymniewiem,papa.DonLucianouczyłmniereligiitrzylatatemu;jedyne,cogoobchodziło,to
katechizm.Kazałnamgowkuwaćnablachę,apotemodpytywał.Ale
dziewczynommówiłprzykrerzeczy.Nadaltakpostępuje?Co,Chiaro?
Chiaraprzyznała,żetak.
—Czyktośmaochotęnajeszczejednegokotleta?—zapytałazupełnienormalnymtonem
Paola.
Odpowiedziałyjejdwapotrząśnięciagłowąijednochrząknięcie,couznałazaprzyzwolenienazebranie
naczyńzestołu.Tegodnianieprzygotowałasałatki;nadeserplanowałapodaćtylkoowoce.Terazjednak
odwinęłazpapierupudełkostojącenakuchennymblacieiwyjęłazniegotortześwieżymiowocamioraz
bitą śmietaną; zamierzała zabrać go na uczelnię, żeby poczęstować kolegów po spotkaniu na wydziale,
alepomyślała,żeuraczyichkiedyindziej.
—Chiaro,kochanie,podajtalerzyki—powiedziaładocórki,wyjmujączszufladysrebrną
łopatkę.
Porcje,któreukroiła,były—przynajmniejzdaniemBrunettiego—takduże,żeukażdego
mogływywołaćwstrząsinsulinowy,alesłodkieciastowpołączeniuzgorzkąkawą,apotemrozmowao
pierwszymprawdziwymdniuwiosnyzdołaływznacznejmierzeprzywrócić
dobrynastrój.PoskończonymposiłkuPaolazajęłasięzmywaniemnaczyń,aBrunetti
postanowił poczytać gazetę. Chia- ra znikła w swoim pokoju, a Raffi poszedł do przyjaciela uczyć się
fizyki.
ChociażaniBrunetti,aniPaolaniepodjęlinanowowątkuDonLuciana,obojemieli
świadomość,żeniejesttotematzamknięty.
Rozdział3
Wracającnakomendę,Brunettiwziąłpłaszcz,alegoniewłożył,tylkozarzuciłnaramiona.
Szedł najedzony, radując się pięknym, ciepłym dniem. Przeszkadzał mu nieco ucisk garnituru, ale
pocieszał się, że to kwestia pogody; po prostu upał sprawiał, że bardziej odczuwał napór grubej,
wełnianejmaterii.Zresztąwzimiekażdyprzybieranawadzekilogramczydwa—idobrze,zwiększato
bowiemodpornośćorganizmunachorobyiprzeziębienia.
SchodzączmostuRialto,zobaczyłvaporettonumerosiemdziesiątdwaprzybijającydo
embarcaderopoprawej,więcrzuciłsiębiegiemizdążyłwskoczyćnapokład,zanimłódź
wypłynęła na środek Canal Grandę. Przeszedł na prawą burtę, ale pozostał na zewnątrz, żeby
rozkoszowaćsięwiatremiwidokiemmigotliwejwody.PrzyCalleTie-polowytężyłwzrok,
mającnadzieję,żewwąskiejuliczcezdoławypatrzyćbalustradęswojegotarasu.Nieudałosię,toteżpo
chwiliznówskierowałspojrzenienawodę.
Częstozastanawiałsię,jakmusiałowyglądaćżyciewWenecjiwczasach,gdySerenissima
była republiką, a tę •Mną trasę, którą on teraz płynął, pokonywało się z pomocą *fioseł, w ciszy
niezakłócanej warkotem silników i wyciem syren, jedynie przy wtórze okrzyków ouie! i miarowego
skrzypieniadulek.Jakwielesięzmieniło!Współcześnikupcywodległych
portach kontaktowali się nie za pośrednictwem listów wożonych na galeonach o strzelistych masztach,
leczrozmawiającprzezohydnetelefonini.Wszędzieczułosięwońspalini
fabrycznychwyziewównadciągającychodlądu;morskiewiatryniebyływstanieoczyścić
powietrza w mieście. Jedyne, co się nie zmieniło, to ponad- tysiącletnia sława miasta jako stolicy
chciwości i korupcji. Brunetti westchnął. Czy wolałby, aby Wenecja była mniej dumna ze swojej złej
reputacji?Denerwowałogo,żeniepotrafiodpowiedziećnatopytanie.
PoczątkowozamierzałwysiąśćnaprzystankuSanSa-mueleiprzejśćspacerkiemażdo
PiazzaSanMarco,alepowstrzymałagomyślotłumach,którezachęconewspaniałąpogodą
wyległynaulice.DopłynąłwięcłodziądoSanZaccaria,tamwysiadłizawróciłwstronę
komendy,doktórejdotarłtużpotrzeciej,jedenzpierwszych.
Stwierdził, że podczas jego nieobecności przybyło papierów na biurku, zupełnie jakby się same
rozmnożyły.Si-gnorinaElettra,zanimwyszłazpracy,zostawiłamuobiecanąlistę
głównychspadkobiercówzmarłych,którychnazwiskapodałaSuor'Immacolata,araczej—
jaksiępoprawiłwmyślach—MariaTesta.Naschludnieprzepisanejnamaszynieliście
figurowałyrównieżadresyinumerytelefonów.Przebiegłszyjewzrokiem,Brunettiprzekonał
się,żetylkotrojespadkobiercówmieszkawWenecji.Czwartyadresokazałsięturyński;
szóstkawymienionawostatnimtestamenciebyłarozsianapoinnychmiastach.
NaoddzielnejkartcesignorinaElettraskreśliławiadomość,żenazajutrzpopołudniupowinnamiećkopie
testamentów.
Komisarzowiprzemknęłoprzezmyśl,żemógłbyzadzwonićdoweneckichspadkobiercówi
umówićsięzniminaspotkanie,alezrezygnowałztegopomysłu.Niezapowiedzianawizyta
zawsze daje policji przewagę, toteż usiadłszy w fotelu, obmyślił najdogodniejszą trasę, która
pozwoliłabywciągujednegopopołudniakolejnoodwiedzićwszystkich.Wiedziałz
długoletniejpraktyki,żebezwzględunato,czyktośjestwinny,czynie,elementzaskoczeniasprawia,iż
człowiekrzadziejmijasięzprawdą.
Schowawszylistędokieszeni,pochyliłsięnadurzędowymidokumentamileżącymina
biurku i pogrążył w lekturze. Po przeczytaniu drugiego pisma wyprostował się, przysunął stos bliżej i
dopiero wtedy zaczął studiować następne. Nudna treść, ciepło panujące w gabinecie i pełny żołądek
sprawiły,żekilkaminutpóźniejdłonieopadłymunakolana,abrodanapierś.
Popewnymczasiezesnuwyrwałgohałaszatrzaskiwanychzimpetemdrzwinakorytarzu.
Poderwałgłowę,potarłrękątwarzizamarzyłokawie.Nagleujrzałstojącegowprogu
Vianellaizdałsobiesprawę,żekiedydrzemał,drzwicałyczasbyłyszerokootwarte.
?—Witam,sierżancie—powiedziałzuśmiechem,któryświadczyłotym,żeon,Guido
Brunetti,znakomicienadwszystkimpanuje.—Ocochodzi?
—Miałemwstąpićpopana,commissario.Jestkwadranspoczwartej.
—Takpóźno?—zdziwiłsię,rzucającokiemnazegarek.
—Zaglądałemwcześniej,alebyłpanzajęty.—Via-nellozrobiłwymownąpauzę,poczym
dodał:—Motorówkajużczeka.
—RozmawiałeśzMiottim?—spytałBrunetti,kiedyschodziliposchodach.
—Tak,commissario.Potwierdziłysięmojeprzypuszczenia.
—Jegobratjestgejem,prawda?
ZezdumieniaVianelloprzystanąłwpółkroku.
—Jaksiępantegodomyślił?
—Miottiwydawałmisiędziwniespięty,kiedymówił,żenieutrzymujekontaktówze
znajomymibratazesferkościelnych.Pomyślałemsobie,żewtakiezmieszaniemogłago
wprawićjedynieorientacjaseksualnabrata.Wkońcunieoszukujmysię,Miottinigdynie
miałzbytpostępowychpoglądów.—Komisarzumilkł,apochwilidodał:—Zresztątożadnanowina,że
księżabywajągejami.
—Byłobybardziejdziwne,gdybyniminiebywali.—Vianelloponownieruszyłwdół.—
Alezawszepanpowtarzał,żeMiottijestdobrympolicjantem.
—Nietrzebamiećotwartegoumysłu,żebybyćdobrympolicjantem.
—Istotnie—zgodziłsięsierżant.
KiedywyszlizbudynkukomendyMontisi,pilotpolicyjnejmotorówki,czekałnapokładzie.
Wszystkolśniłowsłońcu:mosiężneczęściosprzętu,metalowaoznakanakołnierzupilota,młodezielone
liście winorośli budzącej się do życia po drugiej stronie kanału, pusta butelka po winie dryfująca na
powierzchniroziskrzonejwody.Vianelloniewytrzymał:rozpostarł
szerokoramionaiuśmiechnąłsięoduchadoucha.
Montisiwbiłwniegozdumionespojrzenie.Zakłopotanyswoimnagłymwybuchemradości,
Vianellopróbowałudawać,żetylkosięprzeciągapowielogodzinnejpracyprzybiurku,alekiedytużnad
powierzchniąwodyprzeleciałaparazakochanychjerzyków,zrezygnowałz
maskarady.
—Jestwiosna!—zawołałwesoło,poczymwskoczyłdomotorówkiizrozmachemklepnął
Montisiegowramię.
—Czyżbytoćwiczenianasiłownidawałycityleenergii?—zapytałBrunetti,wchodzącnapokład.
Montisi, który widocznie nie miał dotąd pojęcia o najnowszym hobby sierżanta, spojrzał na niego z
wyraźnymniesmakiem,poczymwłączyłsilnikiskierowałłódźwgóręwąskiego
kanału.
Vianello,niezniechęconyreakcjąpilota,pozostałnapokładzie,natomiastBrunettizszedł
dokajuty.Zdjąłplanmiastazpółkiwiszącejnajednejześcianisprawdziładresyzlisty.
Przezchwilęobserwowałprzezoknoobumężczyzn;młodegosierżanta,cieszącegosięz
wiosny jak nastolatek, oraz pilota, który z ponurą miną patrzył prosto przed siebie, kiedy wypływali z
kanałunaBacinoSanMarco.Vianellopołożyłdłońnaramieniustarszego
mężczyznyiwskazałnażaglówkęzwysokimmasztem,któramknęłachyżo,zżaglami
wydętyminiczympoliczkisamegobogawiatrów.Skinąwszybrodą,Montisiponowniewbił
wzrokwprzestrzeńprzedsobą.Vianeilozaśodrzuciłdotyługłowęiroześmiałsiętakgłośno,żesłychać
gobyłowkajucie.
Radość rozpierająca Vianella działała jak magnes; Brunetti poczuł, że nie ma siły dłużej się opierać, i
wyszedłzkajuty.Wtymmomenciemotorówkązakolebałafala,którązostawiłzasobąprompłynącyna
Lido.Komisarzstraciłrównowagęipoleciałwstronęniskiejburty.
Vianel-lobłyskawiczniewyciągnąłrękęizłapałgozarękaw,ratującprzedwpadnięciemdowody.
—Odradzałbymkąpiel—rzekł,puszczającBrunet-tiegodopierowtedy,gdymotorówka
przestałasiękołysać.
—Boiszsię,żeutonę?—spytałkomisarz.
—Mógłbypanzłapaćcholerę—wtrąciłMontisi.
—Cholerę?—Brunettiparsknąłśmiechem,pewny,żeporazpierwszywjegoobecności
pilotzdobyłsięnażart;wodaniebyłazbytczysta,alebezprzesady.
Montisipopatrzyłnaniegoześmiertelnąpowagą.
—Tak,cholerę—potwierdził.
Kiedyskupiłuwagęnasterze,VianellozBrunettim,niczymparapsotnychuczniaków,
wymienilispojrzenia;komisarzmiałwrażenie,żesierżantztrudempowstrzymujesięod
śmiechu.
—Kiedybyłemchłopcem,kąpałemsięprzeddomem—kontynuowałMontisi.—Po
prostuwskakiwałemdoCanalediCannaregio.Widaćbyłodno,ryby,kraby.Aterazwoda
jestzamulonaipływająwniejgówna.
YianellozBrunettimznówwymienilispojrzenia.
—-Trzebamiećniepokoleiwgłowie,żebyjeśćzłowioneturyby—dodałpilot.
UbiegłegorokuweWłoszechrzeczywiściezanotowanoprzypadkicholery,aleniew
Wenecji, tylko na południu, gdzie sporadyczne zachorowania zawsze się zdarzały. Brunetti pamiętał, że
władzesanitarnezamknęłytargrybnywBariiostrzegałytamtejsząludność
przedspożywaniemryb,choćzrównymskutkiemmogłybymówićkrowom,żebynieskubały
trawy.Jesiennedeszczeiwywołaneprzezniepowodziezepchnęłyinformacjeocholerzezeszpaltgazet
ogólnokrajowych,Brunettijednakcałkiemseriosięzastanawiał,czycośtakiegojestmożliwenapółnocy
iczyrzeczywiścieniepowinnosięunikaćwszelkichrybiowocówmorzapochodzącychzcorazbardziej
zanieczyszczonychwódAdriatyku.
KiedyłódźzatrzymałasięwprzystanigondolinalewoodPalazzoDario,Vianellozłapał
koniec zwiniętej cumy i wyskoczył na pomost. Odchylając się mocno do tyłu, przyciągnął do niego
motorówkę,żebyBrunettimógłbeztruduwysiąść.
—Mamczekać,commissario?—spytałMontisi.
—Nie,niewarto.Niewiem,ileczasunamtozajmie.Możeszwracać.
Montisiprzyłożyłleniwiepalcedodaszkaczapki;byłotocośpośredniegomiędzy
salutowaniemagestempożegnalnym.Następniewrzuciłwstecznybieg,wycofałłódźna
środekkanałuiodpłynął,nieoglądającsięwięcejnaswoichpasażerów.
—Dokądnajpierwidziemy?—spytałsierżant.
—Dorsodurosiedemsetdwadzieściatrzy.TobliskoKolekcjiGuggenheima,polewej.
Ruszyliprzedsiebiewąskącalleinanajbliższymroguskręciliwprawo.Brunettiwciąż
marzyłokawie,alekujegozdziwieniunigdziewpobliżuniebyłobaru.
Znaprzeciwkaszedłstarszymężczyznazpsemnasmyczy;żebymoglisięminąćwciasnej
uliczce,VianellocofnąłsięzaBrunettiego.
— Myśli pan, że woda faktycznie jest aż tak zanieczyszczona? — zapytał sierżant, któremu słowa
Montisie-goniedawałyspokoju.
—Takmyślę.
—AprzecieżniektórzywciążpływająwCanaledeliaGiudecca.
—Kiedy?
—WświętoRedentore.
—Wtedysąpijani—uciąłdyskusjęBrunetti.
Sierżantwzruszyłramionami.Pochwiliobajprzystanęli.
—Tochybatu—oznajmiłkomisarz,wyjmujączkieszenilistę.—DaPre—powiedziałi
przebiegłwzrokiemnazwiskawygrawerowanenamosiężnychtabliczkach,którebyły
umieszczonewdwóchrównychrzędachnalewooddrzwi.
—Cotozajeden?
—NaimięmaLudovico.SignorinadaPreuczyniłagoswoimspadkobiercą.Towszystko,
cowiem.Możebyćjejkuzynem,bratem,bratankiem.
—Ilemiałalat?
.—Siedemdziesiątdwa—odparłBrunetti,przypominającsobieinformacjezapisanena
kartceprzezMarięTestę.
—Nacozmarła?
—Nazawał.
—Czysąpodstawy,abypodejrzewać,żetenczłowiek...—Vianellowskazałgłowąna
właściwątabliczkę—...miałcośwspólnegozjejśmiercią?
—Pozostawiłamumieszkanieiponadpółmiliardalirów.
—Uważapan,żetodostatecznypowód?
—Jeślimieszkaniejestładne,czemunie?Sambyłbymgotówkogośzabić,żebyzdobyć
odpowiednie — rzekł Brunetti, który niedawno się dowiedział, że w jego budynku konieczna jest
wymianadachu,audziałwkosztachprzypadającynajedenlokalwyniesiedziewięć
milionówlirów.
Vianello,którynicniewiedziałodachu,popatrzyłnazwierzchnikajakośdziwnie.
Brunettizadzwoniłdodrzwi.Ponieważniebyłożadnejreakcji,pochwiliznównacisnął
przyciskitymrazemdłużejnieodrywałpalca.ZerknąwszynaVianella,wzruszyłramionamiiwydobyłz
kieszenilistę,żebysprawdzićnastępnyadres.Zamierzaliodejśćwstronę
Akademii,kiedygłośniknadmosiężnymitabliczkaminagleożył.
—Ktotam?
Głosbyłcienki,gderliwyibezpłciowy,jakzwykleustarszychosób,więcBrunettinie
wiedział,czymadoczynieniazkobietą,czyzmężczyznąijakwobectegopowiniensię
zwracać.
—CzypodtymadresemmieszkaktośzrodzinydaPre?—spytałwkońcu.
—Tak.Ocochodzi?
Komisarzprzedstawiłsię.
—JestzemnąrównieżsierżantVianello.Chcielibyśmywyjaśnićparęsprawzwiązanychz
postępowaniemspadkowympośmiercipannydaPre—oznajmił.
Osobanagórzeonicwięcejniepytała.Rozległsiętrzaskzwalniającyblokadęikomisarzzsierżantem
wkroczylinaobszernydziedzinieczporośniętąwinorośląstudniąnaśrodku.
Jedyneschodyznajdowałysięwkorytarzupolewej.Gdyweszlinadrugiepiętro,w
otwartychdrzwiachczekałnanichchybanajmniejszymężczyzna,jakiegoBrunetti
kiedykolwiekwidział.
Chociażanikomisarz,anisierżantniebylispecjalniewysocy,czulisięjakwielkoludywporównaniuz
człowieczkiem,któryniemalnikłwoczach,wmiaręjaksiędoniegozbliżali.
—SignordaPre?—upewniłsięBrunetti.
—Tak—potwierdziłmężczyzna,wychodzączaprógiwyciągającnapowitaniedłońnie
większąoddłonidziecka.
Brunettiniemusiałsięschylać,abyjąująć,tylkodlatego,żedaPrepodniósłrękęprawienawysokość
swojegoramienia.Uściskmężczyznybyłmocny,ajegospojrzenie,kiedy
skierowałoczywgórę,wyrazisteiwnikliwe.Twarzmiałprzeraźliwiewąską,takwąską,żeprzywodziła
namyślostrzenoża.Wieklubdługotrwałybólwyrzeźbiłygłębokiebruzdypo
obu stronach ust oraz zawiesiły ciemne wory pod oczami. Brunetti nie potrafił określić wieku
gospodarza:człowieczekmógłliczyćrówniedobrzepięćdziesiąt,jakisiedemdziesiątlat.
Widok munduru sprawił, że da Pre nie podał ręki Via- nellowi, lecz jedynie skinął głową w jego
kierunku.Następniecofnąłsięwgłąbmieszkaniaiotworzyłszerzejdrzwi,żebywpuścićgości.
—Permesso—mruknęlikolejno,wchodzączanimdoholu.
DaPrezamknąłdrzwi.
—Tędy,proszę—rzekł,ruszającprzodem.
DopieroterazBrunettispostrzegł,żemężczyznajest
garbaty:polewejstroniepleców,nawysokościłopatki,marynarkamocnosięwybrzuszała.
ChociażdaPreniekulał,przykażdymkrokujegociałoprzechylałosięwbok,jakbyścianapolewejbyła
magnesem,aonsamworkiemmetalowychwiórów.
Wprowadziłichdosalonu,któregooknawychodziłynadwiestrony.Polewejwidaćbyło
dachy,poprawejzasłonięteżaluzjamioknabudynkustojącegonaprzeciwkoprzytejsamej
wąskiejcalle.Kolejnąścianęniemalwcałościzajmowałydwieogromneszafy.Niemniej
monumentalnebyłypozostałemeble:sześcioosobowakanapazwysokimoparciem,cztery
rzeźbionefotele—hiszpańskiejroboty,sądzącpoornamencienapodłokietnikach—oraz
olbrzymikredensflorencki,naktóregoblacieleżałomnóstwojakichśBiałychprzedmiotów.
Brunettiledworzuciłnanieokiem.
Da Pre wspiął się na jeden z wielkich foteli i ruchem głowy wskazał gościom, żeby również zajęli
miejsca.
Usiadłszy,Brunettiprzekonałsię,żejegonogiledwosięgajądrewnianychklepek;przenoszączaśwzrok
wprawo,ujrzał,żestopygospodarzawisząmniejwięcejwpołowiemiędzy
siedzeniem a podłogą. Jednakże surowość malująca się na obliczu mężczyzny sprawiała, że ta
niezgodnośćproporcjibynajmniejniewydawałasięśmieszna.
—Awięctwierdzipan,żecośjestniewporządkuztestamentemmojejsiostry?—zapytał
ozięblegospodarz.
—Nie,signordaPre—odparłBrunetti.—Źlemniepanzrozumiał.Naszawizytaniejest
związanabezpośrednioztestamentempańskiejsiostryaniztym,jakrozporządziłaswoim
majątkiem.Interesujenasjejśmierć,adokładniej:przyczynajejśmierci.
—Trzebabyłoodrazutakmówić!—zawołałdaPretonemznacznieserdeczniejszym,lecz
wciążniebudzącymsympatiikomisarza.
—Czytotabakierki?—wtrąciłVianello,wstajączfotelaipodchodzącdokredensu.
—Słucham?—spytałostrogospodarz.
—Totabakierki,prawda?—Vianellopochyliłsięnadblatem,bylepiejwidziećleżącena
nimniewielkieprzedmioty.
—Dlaczegopanpyta?—Wgłosiegospodarzapojawiłasięciekawość.
—ZbierałjemójstryjLuigi,którymieszkałwTrieście.Gdybyłemmałymchłopcem,
uwielbiałemgoodwiedzać.Pokazywałmije,pozwalałbraćdoręki...—Abyrozwiać
podejrzenia,żezamierzauczynićcośtaknieodpowiedzialnego,sierżantsplótłręcena
plecach. Chwilę później wskazał jedną z tabakierek, pilnując się, żeby jego palec dzieliła od niej
odległośćconajmniejdziesięciucentymetrów.—Tajestholenderska?
—Która?—DaPrezsunąłsięzfotelaipodszedłdosierżanta.Ponieważczubkiemgłowy
ledwowystawałnadblat,musiałwspiąćsięnapalce,żebydojrzećleżącywtylnymrzędzieprzedmiot,
którymzainteresowałsięVianel-lo.—Tak,pochodzizDelft.Osiemnastywiek.
—Ata?—Sierżantwskazałinnątabakierkę,nadalniczegoniedotykając.—-Bawarska?
—Znakomicie—pochwaliłdaPre.
Podniósłpudełeczkoiwręczyłjesierżantowi,któryostrożnienadstawiłobiedłonie.
Vianelloobróciłtabakierkęipopatrzyłnajejspód.
—Tak,tujestznakwytwórcy—powiedział,zwracająctabakierkęgospodarzowi.—-Istne
cacko,prawda?—dodałzeszczerympodziwemwgłosie.—Stryjbyłbyniązachwycony,a
szczególniepodobałobymusięto,żemadwieprzegródki.
Podczasgdysierżantigospodarz,zpochylonymigłowami,studiowalitabakierki,Brunettirozglądałsię
posalonie.Trzyobrazypochodziłyzsiedemnastegowieku;byłytojednak
niedobreobrazy,wdodatkuznajgorszegookresuwmalarstwie:dwaznichprzedstawiały
rzeź jeleni, jeden rzeź dzików. Zbyt wiele było na nich krwi, martwe zwierzęta zaś utrwalono w
przesadniewyszukanych,nienaturalnychpozach.Pozostałeobrazynaścianach
przedstawiałyscenybiblijne,aleteżnadmierniespływałykrwią,dlaodmianyludzką.Brunettipodniósł
wzrok na sufit ozdobiony bogatą stiukową rozetą; z jej środka zwisał żyrandol z Murano, na który
składałosiękilkasetszklanychkwiatkówopastelowychpłatkach.
Sierżant i gospodarz kucali teraz przy otwartych drzwiach po prawej stronie kredensu. Półki w jego
środkowejczęścinajwyraźniejrównieżwypełnionebyłysetkamitabakierek.Brunettimiałwrażenie,że
siędusiwtymdziwacznym,odpowiednimdlaolbrzymówsalonie,w
którym—wrazzeswoimiemaliowanymipamiątkamipominionejepoce—zamknąłsię
jedenmalutkiczłowieczek.Tylkoone,tedrobnecudeńka,byływielkości,jakąpowinnomiećwszystko,
czymsięotaczał.
Mężczyźnipodnieślisięzkucek.DaPrezamknąłkredensizwprawąwskoczyłzpowrotem
nafotel.Vianellojeszczechwilępatrzyłzpodziwemnatabakierkiułożonenablacie,poczymionzajął
swojepoprzedniemiejsce.
Brunettiwbiłwzrokwgospodarza,porazpierwszypozwalającsobienauśmiech.DaPre
odwzajemniłgoispoglądającnaVianella,rzekł:
—Niewiedziałem,żetacyludziepracująwpolicji.
Brunettiteżniemiałotympojęcia,alenieprzeszkodziłomutooświadczyć:
—Owszem,naszsierżantznanyjestwkomendziezzamiłowaniadotabakierek.
—Tabakierkistanowiąistotnączęśćkulturyeuropejskiej—oświadczyłdaPre,
wychwyciwszywgłosiekomisarzanutęironii,zjakąprofanitraktująprawdziwych
zapaleńców.—NajlepsirzemieślnicyEuropypoświęcaliichprodukcjilata,anawetcałe
dziesięciolecia.Żadeninnypodarunektakdobrzeniewyrażałuznania.Mozart,Haydn...
Wzruszeniesprawiło,żemałemuczłowieczkowizabrakłosłów;umilkł,dramatycznym
gestemwyrzucającrękęwkierunkuzastawionegokredensu.
—Niestety,niepotrafipantegozrozumieć,commis-sario—rzekłVianello,który
słuchającwmilczeniudaPre,kiwałzaprobatągłową.
Brunettiprzyznałmuwmyślachrację;niewiedział,czymsobiezasłużyłnato,żebymiećzapomocnika
takinteligentnegopolicjanta,umiejącegobeztrudurozbroićnajbardziejwrogonastawionychświadków.
—Signore,czypańskasiostrapodzielałapańskąpasję?—spytałVianello.
Trafiłwdziesiątkę.Małyczłowieczekkopnąłgniewniepodpórkęfotela.
—Nie,wogólenieinteresowałyjejtabakierki.
Sierżantpokręciłzniedowierzaniemgłową.
—Aninicinnego—dodałpochwilidaPre,zachęconyjegoreakcją.
—Nicjejnieinteresowało?—spytałztroskąVianello.
—Nic.Jeślinieliczyćjejentuzjazmudlaksięży...—ZtonudaPrejasnowynikało,żedlaodmianyjego
entuzjazmmogłobywywołaćjedyniezłożeniepodpisunadekrecieskazującym
wszystkichksiężynaścięcie.
Vianellopotrząsnąłgłową,jakbynieznałwiększegoniebezpieczeństwa,zwłaszczadla
kobiety,niżdostaćsięwręcekleru.
—Chybanicimniezapisała,co?—spytałpełnymoburzeniagłosem,poczymzarazdodał:
—Przepraszam,niechciałembyćwścibski.
—Niechpannieprzeprasza,sierżancie.Zdradzępanu,żerobili,comogli,aleniedostalianilira.—Na
twarzydaPrepojawiłsięchytryuśmieszek.—Niezdołalinicuszczknąćzespadku.
Vianellozwyraźnymzadowoleniemprzyjąłwiadomość,żerozmówcyudałosięzapobiec
tragedii.Gotówpoznaćcałąhistorięjegotriumfu,położyłłokiećnaporęczyipodparłbrodędłonią.
Małyczłowieczekusadowiłsięgłębiejwfotelu.Teraznogijużnawetniedyndałymuw
powietrzu,poprostuleżałynasiedzeniu.
—Siostrazawszemiałasłabośćdoreligii—rzekł.—Wzięłosiętostąd,żerodziceposłalijądoszkoły
klasztornej.Pewniedlategonigdyniewyszłazamąż.
BrunettizerknąłnaręcedaPre,zaciśniętenaporęczachfotela;niezauważyłobrączki.
—Nieukładałosięmiędzynami—oświadczyłszczerzegospodarz.—Jąinteresowała
religia.Amniesztuka.
Czyliemaliowanetabakierki—pomyślałBrunetti.
—Kiedyrodziceumarli,pozostawilinamtomieszkanie.Aleniemogliśmyprzecież
mieszkaćrazem.
Vianelloskinąłgłowąnaznak,żeświetnierozumie,jakciężkojestżyćpodjednymdachemzkobietą.
—Więcodsprzedałemjejswojąpołowę...byłotodwadzieściatrzylatatemu...ikupiłem
mniejszemieszkanie.Potrzebowałempieniędzy,żebypowiększaćswojąkolekcję.
Vianelloznówskinąłzezrozumieniemgłową:sztukawymagawyrzeczeń.
—AletrzylatatemuAugustaupadłaizłamałabiodro.Ponieważkośćniechciałasię
zrosnąć,siostrzeniepozostałonicinnego,jaktylkozamieszkaćwcasadicura.—Na
momenturwał,dumającnadnieuchronnościąlosu,którysprawia,żeprędzejczypóźniej
każdywymagaopieki.—Zaproponowała,żebymsiętuwprowadziłipilnowałjej
mieszkania, jednakże odmówiłem. Sądziłem, że za jakiś czas wydobrzeje, a wtedy musiałbym się
wyprowadzić.Niepotrafiłbymżyćzdalaodswoichzbiorów,aniechciałemichprzenosićzmiejscana
miejsce.Tozbytryzykowne,cośmogłobysięstłuc.—Nasamąmyślo
katastrofiezacisnąłmocniejpalcenaporęczyfotela.
Brunetti przyłapał się na tym, że też zaczyna kiwać ze zrozumieniem głową, jakby w miarę słuchania
opowieści gospodarza dał się wciągnąć w jego obłąkany świat, w którym pęknięte wieczko było
większymnieszczęściemodzłamanegobiodra.
—Potem,kiedyumarła,uczyniłamnieswoimgłównymspadkobiercą,aleim,księżom,
chciałazostawićstomilionów.Dopisałatenpunktdotestamentu,kiedyjużbyławcasadicura,
—Copanzrobił?—spytałVianello.
—Poszedłemdoadwokata—odparłdaPre.—Aonpoleciłmizłożyćoświadczenie,żew
ostatnich miesiącach życia, bo właśnie wtedy sporządziła ten zapis, Augusta nie była w pełni władz
umysłowych.
—I?
—Wszystkozakończyłosiępomyślnie—oznajmiłzwyraźnądumągospodarz.—Moje
wyjaśnieniaprzekonałysędziów,boprzecieżAugustarzeczywiściezachowałasięjakidiotka.
—Więcpanwszystkoodziedziczył?—zapytałBru-netti.
—Oczywiście.Pozamnąsiostraniemiałażadnejbliskiejrodziny.
—Naprawdębyłaniewpełniwładzumysłowych?—zainteresowałsięVianello.
DaPrespojrzałnasierżanta.
—Ależoczywiście,żenie!Miałajasnyumysłdosamegokońca.Aletenzapisuczyniław
przypływieszaleństwa.
Brunettiemu niespecjalnie trafiła do przekonania argumentacja brata zmarłej, ale zamiast się spierać,
zapytałtylko:
—Czywcasadicurawiedzianoozapisiepańskiejsiostry?
—Copanmanamyśli?
WoczachdaPrebłysnęłapodejrzliwość.
—Czyktokolwiekstamtądpytałpanaotestamentalboprotestował,kiedyzakwestionował
panzapis?
—Jakiśksiądzzadzwoniłdomnieprzedpogrzebemipowiedział,żechciałbywygłosić
kazaniepodczasnabożeństważałobnego.Poinformowałemgo,żeniebędzieżadnychkazań.
Augustazostawiławtestamencierozporządzeniecodoswojegopochówku;zażyczyłasobie
nabożeństwa,więcnatoniemogłemnicporadzić.Aleponieważniewspomniałasłowemo
kazaniu,postanowiłempowstrzymaćklechęprzedględzeniemoinnymświecie,wktórym
wszystkieszczęśliweduszyczkiznówsięspotykają—DaPreuśmiechnąłsięzezłośliwą
satysfakcją.—Jedenznichprzyszedłnapogrzeb.Duży,grubyjegomość.Podszedłdomnieipowiedział,
że śmierć Augusty to wielka strata dla jej braci i sióstr w Chrystusie. — Ton, którym wypowiadał te
słowa,wręczociekałsarkazmem.—Apotemzacząłtokowaćotym,
jakąmieliwAuguścieszczodrąprzyjaciółkę,jakabyłahojnadlazakonu,itakdalej.
DaPreumilkł;wzrokmiałrozmarzony,jakbyznajwiększąprzyjemnościąwspominałto
wydarzenie.
—Icomupanodpowiedział?—spytałwreszcieVia-nello.
—Oświadczyłem,żejejhojnośćposzładoziemirazemznią.
VianelloiBrunettinieskomentowalijegowypowiedzi.Dopieropochwilikomisarzzapytał:
—Niepróbowalisięodwoływać?
—Oddecyzjisądu?—spytałgospodarz.
Brunettiskinąłgłową.
—Nie.—DaPrezamyśliłsięnamoment,poczymrzekł:—Pomylilisię,sądząc,żeskoro
onawpadławichmacki,tojejforsarównieżimsiędostanie.
—Powiadapan:„wpadławichmacki".Czytoznaczy,żeonasamakiedykolwiekotym
wspomniała?
—Słucham?
—Czymówiłapanu,żechcą,abyimcośzapisała?
—Czymówiłami...?
—Tak.Czymówiłapanu,żepodczasjejpobytuwcasadicuranaciskanonanią,aby
uzupełniłatestamentozapisdlaksięży?
—Nierozmawialiśmy—odparłgospodarz.
Brunettiniebardzowiedział,jaktozinterpretować,ale
pochwilidaPresamwyjaśnił:
—Zpoczuciaobowiązkuodwiedzałemsiostręrazwmiesiącu,więcejczasuniemogłemjej
poświęcić,alewłaściwienierozmawialiśmyzesobą.Przynosiłemjejpocztę;samepisma
religijneiprośbyowsparcie.Pytałem,jaksięczuje.Aleniemieliśmyżadnychwspólnychtematów,więc
szybkowychodziłem.
—Rozumiem—rzekłBrunetti,podnoszącsięzmiejsca.
SignorinadaPrespędziłatrzylatawcasadicura,ajejbratu,któremuzapisałacałyswójmajątek,nie
chciałosiępofatygowaćdoniejzwizytączęściejniżrazwmiesiącu,botakibył
zajętyswoimitabakierkami!
—Ocowłaściwiechodzi?Czyżbyjednakchcielisięodwołać?
DaPrezamierzałcośjeszczepowiedzieć,powstrzymałsięjednak,auśmiech,którynagle
zagościłnajegotwarzy,przysłoniłdłonią.
—Nie,signore,wkażdymrazienicnamniewiadomonatentemat—odparłkomisarz.—
Prawdęmówiąc,interesujenasktoś,ktopracowałwcasadicura.
—Wobectegoniemogępanompomóc.Nieznamnikogozpersonelu.
SierżantwstałipodszedłdoBrunettiego.WprzeciwieństwiedoVianella,który
zainteresowaniemtabakierkamipotrafiłzaskarbićsobiesympatięmałegoczłowieczka,
komisarznawetniestarałsięukryćniechęcidogospodarza.
DaPrebezsłowazsunąłsięzfotela,wyprowadziłobumężczyznzsalonuipowiódłdługimkorytarzem
dodrzwi.TamVianellouścisnąłwyciągniętąkugórzerękęipodziękował
serdeczniezamożliwośćobejrzeniaprzepięknejkolekcji.Brunettiteżuścisnąłdłońmałegoczłowieczka,
alezanicmuniedziękowałipierwszywyszedłnaklatkęschodową.
Rozdział4
—Wrednamałakreatura,wrednamałakreatura—mamrotałVianello,kiedyschodzilina
dziedziniec.
Nadworzebyłoterazchłodniej,zupełniejakbydaPreukradłciepłodnia.
—Cozaobrzydliwytyp!—Sierżantnieprzestawałsięgorączkować.—Wydajemusię,że
tepudełkadoniegonależą.Idiota!
—Cotakiego,sierżancie?—spytałBrunetti,niebardzośledząctokmyślipodwładnego.
—-Kretynuważa,żejestwłaścicielemtychgłupichtabakierek.
—Sądziłem,żecisiępodobają.
—Askądże!Nasamwidoktabakierekrobimisięniedobrze.Mójstryjteżmiałichpełno;kiedyśmygo
odwiedzali,musiałemjewkółkooglądać.ByłtakisamjakdaPre;wciążje
tylkokupowałiuważał,żedoniegonależą.
—Anienależały?—Brunettiprzystanął,żebylepiejsłyszećsierżanta.
—Należały.—Vianelloteżsięzatrzymał.—Toznaczy:zapłaciłzanie,miałwszystkie
kwity, mógł zrobić z tabakierkami, co tylko chciał. Ale czy cokolwiek tak napraw - dę i do końca jest
nasze?—zapytał,patrząckomisarzowiwoczy.
—Nierozumiem,doczegozmierzasz.
—Proszęsiętylkozastanowić,commissario.Kupujemyróżnerzeczy.Nosimyje,
wieszamynaścianiealbosiadamynanich,aleprzecieżktośmożejenamukraść.Albo
zniszczyć.—Vianellopotrząsnąłgłową,złynasamegosiebie,żeniepotrafijasno
wytłumaczyćczegoś,cowydawałomusięoczywiste.—WeźmynaprzykładdaPre.Pojego
śmierci ktoś inny stanie się właścicielem tych idiotycznych pudełek, a potem ktoś następny i następny.
Przedmioty są trwalsze niż my, dlatego głupotą jest wierzyć, że do nas należą. A przypisywanie im tak
wielkiejwagitopoprostugrzech.
Brunettiwiedział,żeVianellojestniemniejszymbezbożnikiemodniegoimarównie
negatywnystosunekdoreligii,zajedynąświętośćuznającrodzinęiwięzykrwi,toteżzdziwił
się,żesierżantoceniacośwkategoriachgrzechu.
—Pozatymjakmógłodwiedzaćsiostrętylkorazwmiesiącu,kiedyprzeztrzylata
przebywaławtakimmiejscu?—Ztonupytanianiemalwynikało,żeVianellorzeczywiście
spodziewasięsensownejodpowiedzi.
—Warunkiwprywatnychdomachopiekiraczejniesązłe—oświadczyłBrunetti,silącsię
naobojętność.
Chłódwjegogłosiesprawił,żeVianellonatychmiastsobieprzypomniał,żematka
komisarzateżprzebywawcasadicura.
—Niechodziłomiowarunki,tylkooto,żewżadnymszpitaluanilecznicyczłowieknie
czujesięjakwdomu—rzekłpośpiesznie,poczymumilkł,świadom,żetowyjaśnienie
niczegoniezmienia.—Powinienbyłczęściejodwiedzaćsiostrę.Napewnodoskwierałajejsamotność.
—Zwyklepersoneljestdośćliczny.
Brunettiruszyłzmiejsca;przyCampoSanVioskręciliwlewo.
—Personeltonietosamocorodzina—powiedziałsierżant,głębokoprzekonany,że
obecność bliskich ma znacznie większe walory terapeutyczne niż najbardziej fachowa opieka płatnych
specjalistów.
MożeVianellomiałrację,aleniebyłotozagadnienie,którekomisarzchciałroztrząsaćwtymmomencie
lubwogólewnajbliższejprzyszłości.
—Dokądteraz?—spytałsierżant,wreszcieucinającbolesnydlakomisarzawątek.
—Chybatutaj.—Brunettiskręciłwwąskącalleodchodzącąodnabrzeża.
Gdybyuprzedzilioswojejwizycieiktośichniecierpliwieoczekiwał,stojącprzy
domofonie,reakcjanadzwonekniemogłabybyćszybsza.Blokadamasywnychdrzwi
zwolniła się natychmiast, jak tylko Brunetti oznajmił, że przyszli wyjaśnić pewne kwestie związane z
postępowaniemspadkowympohrabimEgidiuCrivonim.Pokonalidwie
kondygnacjeschodów,potemjeszczedwie;Brunettizwróciłuwagę,żenakażdympiętrze
znajdujesiętylkojednaparadrzwi,cooznaczało,żewszystkiemieszkaniawbudynkusą
ogromne,alokatorzyniezmierniebogaci.
Kiedy dotarli na ostatnie piętro, drzwi otworzył mężczyzna w czarnym garniturze. Brunetti zorientował
się, że to ktoś ze służby, po sposobie, w jaki tamten skłonił głowę, żeby ich przywitać, oraz po jego
wstrzemięźliwym zachowaniu; nie pomylił się, albowiem nieznajomy zaraz poprosił go o płaszcz, a
następnieoznajmił,żelacontessaprzyjmieichwgabinecie.Namomentznikłzanajbliższymidrzwiami.
Chwilępóźniejpojawiłsięponownie,jużbez
płaszcza.Miałpiwneoczyizłotykrzyżykwlewejklapiemarynarki—towszystko,co
Brunettizdążyłspostrzec,zanimkamerdynerobróciłsięplecami,żebyzaprowadzićgościdohrabiny.
Poobustronachdługiegoholuwisiałyportrety,malowanewróżnychstylachiwróżnych
stuleciach.Chociażkomisarzwiedział,żewminionychwiekachzawszeprzyjmowanodo
portretusztywne,poważnepozy,przodkowiehrabiegowydalimusięwyjątkowoposępni—
posępniiniezadowoleni,jakbyuważali,żezamiasttracićczasnatakpróżneidoczesne
zajęciejakpozowanie,powinniwalczyćzdzikusamiinawracaćpogan.Kobietymiałytakieminy,jakby
uważały,żeichwkłademwwalkęjestzacneżycie;mężczyźnizdawalisię
bardziejwierzyćwsiłęoręża.
Kamerdynerprzystanąłprzeddrzwiaminakońcuholu,zastukałraz,poczymjeotworzył,
nie czekając na reakcję z wnętrza gabinetu. Przytrzymał drzwi, kiedy Brunetti z Vianellem przekraczali
próg,poczymzamknąłjecichozanimi.
BrunettiemuodrazuprzypomniałysięsłowaDantego:
Lochbyłbezdenny,mgławy,czarnosiny;Źrenicemoje,wysłanenazwiady,Niczegodobyć
niemogłyzgłębiny1.
Pomieszczenie,doktóregoweszli,byłotakmroczne,żeczulisięniemaljakDante
zstępującydopiekła—jakbypożegnalisięzblaskiemdnia,słońcemiradością.Wysokie
oknanajednejześcianskrywałyciemnobrunatneaksamitnezasłonyoodcieniukojarzącym
sięnietylezsepią,ilezbarwązakrzepłejkrwi.Sączącesięprzeznienikłeświatłopadałonagrzbiety
oprawnychwskórętomów,którewypełniałyszczelniepółkizajmującecałą
powierzchniępozostałychścian,odpodłogiposufit.Parkietbyłdrewniany,ułożonyniezezwyczajnych
klepek,leczzkwadratowychkostek.
Wrogugabinetu,zamasywnymbiurkiemzawalonymksiążkamiistosamipapierów,
siedziałaczarnoodzianatęganiewiasta.Surowośćjejstrojuitwarzysprawiła,żesiłą
kontrastuwystrójpomieszczeniawydałsięniemalwesołyiprzytulny.
—Ocochodzi?
Nawetniespytała,kimsą.PrzypuszczalnieuznałamundurVianellazadostateczne
wyjaśnienie.
ZdalaBrunettinieumiałocenićwiekuhrabiny,alesądzącpojejgłosie,głębokimi
władczym,musiałabyćosobąniepierwszejmłodości,możenawetdośćposuniętąwiatach.
Ruszyłprzezparkietizatrzymałsiędopierokilkametrówprzedbiurkiem.
—Contessa...—zaczął.
—Pytałam,ocochodzi—przerwałamu.
Brunettiuśmiechnąłsię.
—Contessa,niezamierzamzabieraćpanicennegoczasu.Wiem,żejestpaniszaleniezajętąosobą.Moja
teściowaczęstowspominapanidziałalnośćiniemożesięnadziwić,skądczerpiepanienergię,abytak
aktywniewspieraćdziełonaszejŚwiętejMatkiKościoła—oznajmił,specjalniezmieniająctembrgłosu,
abyostatniesłowazabrzmiałyznależytączcią.
—Akimżejestpańskateściowa,co?—burknęłahrabinatakimtonem,jakbyspodziewała
sięusłyszeć,żejejszwaczką.
Brunettipostarałsię,byjegoodpowiedź,niczympociskrewolwerowy,trafiłająidealniemiędzyblisko
osadzoneoczy.
—TocontessaFalier.
—DonatellaFalier?—zapytała,nieudolniepróbującukryćzdumienie.
Brunettiudał,żeniczegoniedostrzega.
—Tak—potwierdził.—Chybaniedalejjaktydzieńtemuwychwalałaprowadzonąprzez
paniąakcję.
—Kampanięnarzeczzakazusprzedażyśrodkówantykoncepcyjnychwaptekach?—
spytałakobieta,samadostarczającmuinformacji.
—Otóżto!—rzekłzaprobującymskinieniemgłowyiuśmiechnąłsię.
HrabinaCrivoniwstałaiwyszłazzabiurka,wyciągającdoniegorękę.Teraz,gdyjuż
wiedziała,żejestspowinowaconyzjednąznajlepiejurodzonychkobietwmieście,była
gotowanormalniesięznimprzywitać.Wpozycjistojącejprezentowałasięjeszczebardziejokazale,niż
kiedy siedziała: była wyższa od komisarza i ważyła co najmniej dwadzieścia kilo więcej niż on.
Jednakże masy przydawały jej nie mięśnie i jędrne, nabite ciało zdrowej tęgiej osoby, lecz tłuszcz o
konsystencji drżącej galarety, świadczący o tym, iż niewiasta prowadzi wyjątkowo mało ruchliwy tryb
życia.Licznepodbródkizwisałyjejnagorsczarnejsukni,
sięgającniemalogromnychpiersi,ciasnoopiętychwełnianąmaterią.Brunettimiałwrażenie,żehrabina
rozdęłaswojeciałodotakpotężnychrozmiarów,niezaznawszynawetodrobiny
tejprzyjemności,jakązwykledajeludziomobżarstwo.
—WięcjestpanmężemPaoli,tak?—Wmiaręjaksiędoniegozbliżała,cierpkawoń
niemytegociałastawałasięcorazintensywniejsza.
—Tak,contessa.GuidoBrunetti.—Znabożnączciąująłwyciągniętądłoń,jakbytobył
relikwiarzzdrzazgąKrzyżaŚwiętego,ipochyliłsięnadniąnisko,niemalmuskającją
wargami. — To dla mnie wielki zaszczyt — oświadczył, prostując się. Miał nadzieję, że jego słowa
brzmiałyprzekonująco.—Panipozwoli...sierżantVianel-lo,mójasystent.
Vianelloskłoniłsięuniżenie,zminąrówniepoważnącokomisarz;zachowywałsię,jakby
on,prostypolicjant,byłtakprzytłoczonyświetnościągospodyni,żezwrażeniazabrakłomusłów.
Contessaledwonaniegospojrzała.
— Proszę, niech pan siada, dottor Brunetti — powiedziała, wskazując tłustą dłonią krzesło z twardym
oparciemstojąceprzedbiurkiem.
Brunettizastosowałsiędojejpolecenia,leczzanimspoczął,odwróciłsięiwskazał
Vianellowi inne krzesło, bliżej drzwi, jakby uważał, że tam, z dala od blasku bijącego od dostojnej
hrabiny,jestdlaniegowłaściwszemiejsce.
Hrabinawróciłazabiurkoipowoliopadłanafotel.Przesunęławprawojakieśpapieryi
podniosłaoczynaBrunettiego.
—Stefanopowtórzyłmi,żemapanzastrzeżeniadopostępowaniaspadkowegopomoim
mężu,tak?
—Nie,contessa,niemamżadnychzastrzeżeń—odparłBrunetti,uśmiechającsię
uspokajająco.
Czekałabezsłowanawyjaśnienie,więcponowniesięuśmiechnąłiimprowizując,zaczął
wyłuszczaćcelswojejwizyty.
—Jakpaniwie,przestępczośćwnaszymkrajuciąglewzrasta.
Skinęłagłową.
—Odnoszęwrażenie,żenicniejestjużświęteiniktniemożeczućsiębezpieczny,bo
przestępcy nie zawahają się przed niczym, aby oszustwem lub podstępem wyłudzić pieniądze od ludzi,
którymdobryBógnieposkąpiłmajątku.
Hrabinazesmutkiemznówpokiwałagłową.
—Wostatnimokresiecorazwięcejłajdakówżerujenazaufaniuludzistarszych;próbuje
ichomotaćiwykorzystać.
Hrabinauniosładłońogrubychpalcach.
—Przyszedłmniepanostrzec?Czycośmigrozi?
—Nie,contessa.Panimożespaćspokojnie.Chcemysięjedynieupewnić,czypaniświętej
pamięcimąż...—Brunettidwukrotniepotrząsnąłsmutnogłową,jakbydlawyrażeniażalu,żeludzietak
cnotliwiodchodząztegoświata—...niepadłofiarąhaniebnegopodstępu.
—Toznaczy,żeEgidiozostałokradziony?Oszukany?Niebardzorozumiem,doczegopan
właściwiezmierza.—Pochyliłasię,opierającpiersinablaciebiurka.
—Wtakimrazie,zapaniprzyzwoleniem,będęmówiłwprost.Próbujemyustalić,czyżadni
oszuści nie wywarli wpływu na hrabiego, aby przed śmiercią sporządził na ich korzyść zapis w
testamencie. Innymi słowy, czy nikt niepowołany nie uszczknął części majątku należnego prawowitym
spadkobiercom.
Grubaskamilczała.
—Czycośtakiegomogłomiećmiejsce,contessa?
—Skądsiębiorąpańskiepodejrzenia?
—Nazwiskohrabiegowypłynęłoprzypadkowowzwiązkuzpewnymśledztwem,które
prowadzimy.
—Dotyczącymwyłudzaniapieniędzy?
—Nie,czegoścałkieminnego.Alezamiastwszczynaćurzędowedochodzenie,chciałem—
zewzględunaszacunek,jakimnazwiskoCrivonipowszechniesięcieszy—odwiedzićpanią
osobiścieizorientowaćsię,czysąpodstawydojakichkolwiekpodejrzeń.
—Czegopanoczekujeodemnie?
—Zapewnienia,żeżadenzpunktówtestamentupanimężaniewzbudzałwątpliwości.
—Wątpliwości?
—Tak.Czyniebyłozapisunakorzyśćkogoś,ktonienależałdokręgubliskichprzyjaciół?
Pokręciłaprzeczącogłową.
—Nakorzyśćkogośspozarodziny?
Znówpokręciłagłową,wdodatkutakenergicznie,żezakolebałysięjejpodbródki.
—Amożepieniądzeotrzymałajakaśorganizacja?
TymrazemBrunettidojrzałbłyskwjejoczach.
—Copanmanamyśli,mówiąc„organizacja"?—zapytałahrabina.
—Niektórzynaciągaczeudają,żezbierająpieniądzenaszlachetnecele.Znamyprzypadki
oszukanych,którzybylipewni,żewspomagająszpitaledziecięcewRumuniiorazhospicja
kierowaneprzezMatkęTeresę—wyjaśniłBrunetti,poczymdodałtonemświętego
oburzenia:—Toskandal!Podłość!
Spojrzenie,jakiehrabinamuposłała,świadczyłootym,żedoskonalerozumiejego
odczucia.
—Naszczęścienictakiegosięniezdarzyło—oznajmiła.—Mążpozostawiłcałyswój
majątek najbliższej rodzinie, tak jak powinien to uczynić człowiek prawy. Nie było żadnych dziwnych
zapisów.Żadnaniepowołanaosobanicnieotrzymała.
PonieważVianelloznajdowałsięnaliniiwzrokuhrabiny,pozwoliłsobienaenergiczne
skinienie,wyrażająceuznaniedlarozsądkuzmarłego.
—Bardzomniepaniuspokoiła—rzekłBrunetti,wstając.—Bałemsię,żeczłowiektak
znany ze swej hojności jak hrabia mógł paść ofiarą tych sprytnych naciągaczy. Teraz jednak jestem
przekonany,żemożemypominąćjegonazwiskownaszymdochodzeniu.—Na
momentumilkł,poczymkontynuował,niemalzewzruszeniemwgłosie:—Jakourzędnik
państwowycieszęsiętakkorzystnymobrotemrzeczy,alepragnępaniązapewnićteżjako
osobaprywatna,żewyniknaszejrozmowysprawiaminiekłamanąprzyjemność.
OdwróciłsiędoVianellaidałmuznak,abyrównieżwstał.Kiedyponowniespojrzałna
hrabinę,tazdążyłajużopuścićmiejscezabiurkiemiterazgóramięsasunęławjegostronę.
—Czymożemipan,dottore,zdradzićcoświęcejnatematwaszegodochodzenia?
—Niestety,contessa,aleskorowiem,żepanimążniemiałkontaktówztymiludźmi,
poinformujękolegę...
—Kolegę?
—Tak,dochodzeniewsprawieszajkinaciągaczyprowadziinnykomisarz.Powiadomięgo,
żepanimąż,dziękiBogu,niemiałznimiżadnejstyczności,ibędęmógłwrócićdowłasnegośledztwa.
—Skoroniepansiętymzajmuje,todlaczegopantuprzyszedł?—spytaławprost.
Brunettiuśmiechnąłsię.
—Miałemnadzieję,żerozmowaokażesiędlapanimniejuciążliwa,jeślipytaniabędzie
zadawałktoś,kto,żetakpowiem,rozumie,jakąpozycjęzajmujepaniwnaszejspołeczności.
Niechciałemnarażaćpaninazbędnewzburzenie.
ZamiastpodziękowaćBrunettiemuzadelikatność,hrabinaskinęłagłową,jakbyuważała,żenależyjejsię
specjalnetraktowanie.
Komisarzwyciągnąłrękę,akiedypodałamuswoją,znówsięnadniąpochylił,ztrudem
powstrzymującsięodstrzeleniaobcasami.
Wycofałsiętyłemdodrzwi,przyktórychczekałVia-nello.Ukłonilisięobaj,poczym
wyszlidoholu.Stefano,jeśliwłaśnietaknazywałsięmężczyznazezłotymkrzyżykiemw
klapie, już tam tkwił. Nie spacerował w tę i z powrotem, nie opierał się leniwie o ścianę, ale stał na
środkukorytarza,zpłaszczemkomisarzawręku.Nawidokgościrozchyliłpoły
płaszczaipomógłBrunettiemugowłożyć.Następniebezsłowaodprowadziłichdodrzwi
wejściowychiwypuściłzmieszkania.
Rozdział5
Komisarzzsierżantemwmilczeniuzeszliposchodachiznaleźlisięnaulicy.Mimoże
wcaleniebyłopóźno,tojednakpodczasichodwiedzinuhrabinyzdążyłzapaśćzmrok—jaktowczesną
wiosną.
—Noico?—spytałBrunetti,ponowniewyjmująclistęzkieszeni.
Sprawdziłkolejnyadresiruszyłżwawoprzedsiebie;Vianelloszybkosięznimzrównał,
alezamiastodpowiedziećnapytaniekomisarza,zadałwłasne:
—Czytaosobauchodziza,jaktosięmówi,filarnaszejspołeczności?
—Jaknajbardziej.
—WtakimraziebiednaWenecja.—Najwyraźniejkontaktzrodowąarystokracjąnie
powaliłVianellanakolana.—ToonazapłaciłaokupzaświętąŁucję?
Sierżant miał na myśli głośną aferę sprzed ponad dziesięciu lat, kiedy to z kościoła Świętej Łucji
skradziono szczątki patronki. Złodzieje dostali żądany okup, lecz jego wysokości nigdy nie ujawniono.
Wkrótcepotempolicjaotrzymaławiadomość,gdziemaszukaćkościświętej
męczennicy,ifaktycznieznalazłajakieśnapolupodWenecją.Relikwiewróciłyuroczyścienamiejsce,a
sprawęzamknięto.
Brunettiskinąłgłową.
—Taksłyszałem—rzekł.—Aleprawdypewnieniepoznamy.
—Możefunkcjonariuszewygrzebaliświńskiekości?—WgłosieVianellapobrzmiewała
nutanadziei.
—Cosądziszohrabinie?—spytałBrunettiwprost;wydawałomusię,żesierżantociąga
sięzwygłoszeniemopinii.
—Zastrzygłauszamidopiero,kiedypanpowiedział,żejejmążmógłzapisaćpieniądze
jakiejśorganizacji.Pytanieozapisynarzeczprzyjaciółniezrobiłonaniejżadnegowrażenia.
—Tak,szpitaledziecięcewRumuniiistotniewzbudziłyjejciekawość.
Vianełlospojrzałnaprzełożonego.
—SkądpanwytrzasnąłtychoszustówzbierającychpieniądzedlaMatkiTeresy?
Brunettiuśmiechnąłsię.
—Musiałempodaćjakiśprzykład—rzekł,wzruszającramionami.—Tenbyłrównie
dobryjakkażdyinny.
—Wgruncierzeczynierobiróżnicy,ktodostajeforsę,prawda?
—Słucham?
—CzydostajejąMatkaTeresa,czyjacyśoszuści.
—Dlaczegotakuważasz?—zdziwiłsięBrunetti.
—Agdzietrafiajątewszystkiedatki?Otrzymałamnóstwonagród,wciążzbierasiędlaniejpieniądze,a
skutkówjakośniewidać.
Głębiacynizmusierżantazaskoczyłakomisarza;samwswoichocenachnigdynieposunął
siętakdaleko.
—Przynajmniejludzie,którychdosiebieprzyjmuje,majągodziwąśmierć—oznajmił.
RipostaVianellabyłanatychmiastowa.
—Myślę,żewolelibygodziwyposiłek.—Spojrzałznacząconazegarekiniekryjąc
sceptycyzmu co do sposobu, w jaki Brunetti postanowił zużytkować tego wieczoru ich czas, dodał: —
Albosięnapić.
Komisarzpojąłaluzję.Dwieosoby,zktórymidotądrozmawiali,choćzdecydowanie
antypatyczne,niebyłygroźnymiprzestępcami,którychnależyścigaćbezwzględunaporę
dnia.
—jeszczetylkojedenadres—rzekł:byłatobardziejprośbaniżkomenda.
Vianelloskinąłzeznużeniemgłową;pracapolicjizwyklebyłanudnaimonotonna.
—Apotemun'ombra—nitopoprosił,nitozasugerował.
Zerknąwszynakartkęzadresami,Brunettiskręciłwcallepoprawej.Chwilępóźniej
znaleźlisięnaniewielkimplacykuizatrzymaliprzynajbliższymbudynku,wypatrując
numeru.
—Jakiegonumeruszukamy,commissario?
—Trzystadwanaście—odparłBrunetti,znówspoglądającnakartkę.
—Tochybatam.—Vianellodotknąłramieniakomisarzaiwskazałdomnaprzeciwko.
Idącprzezplac,zobaczyli,żeposadzonenaklombiewokółfontannynarcyzyiżonkile
przebiłyjużczarnąglebę;wciągudniazapewnewyciągałylistkikusłońcu,terazjednakstuliłyjeprzed
nadciągającymchłodemnocy.
Brunettinacisnąłdzwonek.Pochwilizgłośnikadomofonurozległsiękobiecygłos,pytając,ocochodzi.
—InteresujenassignorLerini—oznajmiłBrunetti.
—SignorLerinirozstałsięztymświatem—odparłgłos.
—Wiem,signora.Interesujenasjegomajątek.
—WKrólestwieNiebieskim,gdzieterazprzebywa,majątekniejestnikomupotrzebny.
BrunettiiVianellowymienilispojrzenia.
—Chodziomajątek,jakipozostawiłtu,naziemi—rzekłBrunetti,niekryjąc
zniecierpliwienia.
—Kimpanjest?
—Zpolicji.
Rozległsiętrzask,jakbykobietazbytmocnoodwiesiłasłuchawkę.Przezkilkasekundnicsięniedziało,
potemblokadadrzwizostałazwolniona.
Mężczyźniznówzaczęlisięwspinaćposchodach.Oilewpoprzednimmieszkaniuholbył
obwieszony portretami, o tyle tu obrazki umieszczono na klatce schodowej. Wszystkie dzieła sztuki
przedstawiałytęsamąosobę—Chrystusapodczaskolejnych,corazbardziejkrwawychstacjijegomęki;
scena śmierci na szczycie Kalwarii znajdowała się na wysokości trzeciego piętra. Brunetti przystanął,
abyprzyjrzećsięostatniemuobrazkowi,iprzekonałsię,żewbrewtemu,cosądził,niesątoreprodukcje
wycięte z jakiegoś pisma religijnego, lecz rysunki wykonane kolorowymi kredkami. Choć artysta
starannieizlubościąnarysowałwszystkie
rany,wszystkieciernieigwoździe,twarzycierpiącegoJezusazdołałtylkonadaćwyraz
sacharynowejsłodyczy.
Kiedykomisarzodwróciłwzrokodscenyukrzyżowania,zobaczyłstojącąwotwartych
drzwiachkobietę.Wpierwszejchwiliwydałomusię,żemaprzedsobąSuor'Immacolatę,
która jednak przeprosiła się z zakonem. Zaraz jednak uzmysłowił sobie, że to ktoś całkiem inny, a
podobieństwoograniczasięwyłączniedostroju:kobietaubranabyławsięgającą
ziemi długą białą spódnicę oraz zapinany na guziki bezkształtny czarny sweter, spod którego wystawał
kołnierzykbiałejbluzki.Brakowałotylkokornetuidługiegoróżańca,aby
przekształcićjejubiórwhabitzakonnicy.Skóręmiałabladąiprzejrzystąjakpergamin,typowądlaosób,
którerzadkoopuszczająmury,nosdługi,zaczerwienionynakońcu,
podbródeknieproporcjonalniemaływstosunkudotwarzy,ceręgładką.Właśnietenbrak
zmarszczek sprawiał, że Brunettiemu trudno było odgadnąć wiek kobiety; podejrzewał, że ma powyżej
pięćdziesiątki,alemniejniżsześćdziesiątlat.
—SignoraLerini?—zapytał,nawetniesilącsięnauśmiech.
—Signorina—powiedziałaszybko,jakbyprzywykładotego,żeludziepopełniająten
błąd,ilubiłaichpoprawiać.
—Chciałbymzadaćpanikilkapytańwzwiązkuztestamentempaniojca—rzekłBrunetti,
wyjaśniająccelswojejwizyty.
—Zkimmamprzyjemność?—Jejgłosbyłzarazemłagodnyinapastliwy.
—CommissarioBrunetti—przedstawiłsiękomisarz.—AtosierżantVianello—dodał,
wskazującruchemgłowyswojegotowarzysza.
—Ipewniechcąpanowiewejść,tak?
Brunettipotwierdził,więccofnęłasięparękroków,żebywpuścićichdośrodka.Kiedy
tylkoprzekroczyliprógmieszkania,każdymrucząc:Permesso,komisarznatychmiastpoczuł
znajomyzapach,któregonieumiałjednakrozpoznać.Wholuznajdowałasięmahoniowa
komoda,zastawionafotografiamiwrzeźbionychsrebrnychramkach.Brunettirzuciłnanie
pobieżnieokiem,poczymponowniezatrzymałnanichwzrok.Nawszystkichwidniałyosoby
wszatachduchownych:biskupi,kardynałowie,czterysztywnowyprostowanezakonnice,a
nawetpapież.KiedysignorinaLeriniodwróciłasię,żebypoprowadzićgościwgłąb
mieszkania,Brunettischyliłsię,byzerknąćnafotografiezbliska.Wszystkiebyłypodpisane,anawielu
widniałydedykacjedlagospodyni;jedenkardynałnazwałjąnawet„Benedettą,
umiłowanąsiostrąwChrystusie".Komisarzdoznałdziwnegowrażenia,jakbytrafiłdopokojunastolatki
obwieszonegofotosamigwiazdorówrocka—bądźcobądź,oniteżnosząodlotowekreacje.
DogoniwszygospodynięiVianella,wszedłzanimidopomieszczenia,którewpierwszej
chwiliwziąłzakaplicę,alepobliższejlustracjiuznałzasalon.Wjednymroguujrzał
drewnianąMadonnę,przedktórąpaliłosięsześćgrubychświec;tostądbrałsięzapach,
którego wcześniej nie potrafił zidentyfikować. Przed rzeźbą stał klęcznik; na drewnianym podnóżku nie
byłopoduszkidającejulgępodczasdługotrwałychmodłów.
Naprzeciwległejścianieteżznajdowałasiękapliczka,aleoniecoinnymcharakterze,gdyżtuobiektem
adoracjibyłubranywgarniturmężczyznaobyczymkarku—najwyraźniej
zmarłyojciecgospodyni.Przedzdjęciemukazującymgoprzybiurku,zdłońmisplecionymi
na blacie, nie płonęły co prawda świece, za to oświetlał je łagodny blask dwóch reflektorów
umieszczonychmiędzybelkamisufitu;Brunettibyłpewien,żeświatłapaląsięzarównow
dzień,jakiwnocy.
SignorinaLerininietyleusiadławfotelu,coprzycupnęłanasamymjegobrzeżku,
trzymającsiętakprosto,jakbypołknęłakij.Alboraczejmiecz.
—Proszęprzyjąćwyrazywspółczuciazpowodustratyojca—powiedziałBrunetti,gdyon
isierżantrównieżzajęlimiejsca.—SignorLerinibyłznanymczłowiekiem,ogromnie
zasłużonymdlanaszegomiasta.Jestempewien,żebardzoboleśnieodczuwapanijegobrak.
SignorinaLeriniściągnęławargiiskłoniłagłowę.
—TakabyławolaPana—rzekła.
Brunetti usłyszał tuż obok cichutki szept: „Amen", ale oparł się pokusie, żeby zerknąć na Vianella.
SignorinaLerinipodniosłajednakoczynasierżanta.Kiedyzobaczyłaoblicze
równiepoważneipobożnejakjejwłasne,trochęsięodprężyła;rysytwarzyzmiękły,
kręgosłupstraciłsztywność.
—Signorina,niechciałbymzakłócaćpaniżałoby,rozumiem,jakwielkijestpanismutek,
alemuszęzadaćkilkapytańdotyczącychmajątkupaniojca.
—Tam,gdzieterazprzebywa,Pantroszczysięojegopotrzeby.
Tymrazemkomisarzadobiegłociche:Si,si;przemknęłomuprzezmyśl,czyVianello
przypadkiemnieprzesadza.SignorinaLerininajwyraźniejtaknieuważała,bonietylko
spojrzała na sierżanta, ale nawet skinęła aprobująco głową, rada, że ma w jego osobie tak żarliwego
współwyznawcę.
—Niestety,signorina,my,którzywciążjesteśmytutaj,musimytroszczyćsięosprawy
doczesne—oznajmiłBrunetti.
Gospodynizerknęłanafotografięojca,jakbytamspodziewałasięznaleźćwskazówkę.
—Ocokonkretniepanuchodzi?
—Wtokujednegozdochodzeńuzyskaliśmyinformację,żepewneosobywnaszym
mieściepadłyofiarąoszustów,którzyudawali,iżzbierajądatkinaceledobroczynne—rzekł
Brunetti, trzymając się sprawdzonego kłamstwa. — Podając się za przedstawicieli organizacji
charytatywnych,zdołaliwyłudzićodswoichofiarznaczne,anawetbardzoznacznesumy
pieniędzy.—Umilkł,czekającnareakcjęzestronygospodyni,aleponieważmilczałaz
nieprzeniknionątwarzą,pochwilikontynuował:—Mamypowodysądzić,żenaciągaczom
udałosięzdobyćzaufaniekilkupensjonariuszytejsamejcasadicura,wktórejprzebywał
paniojciec.
SignorinaLeriniwytrzeszczyłaoczy.
—Czyktóryśznichprzypadkiemniekontaktowałsięzpaniojcem?
—Skądmogętowiedzieć?
—Możeojciecmówiłpani,żechcepoczynićzmianywtestamencie?Zezamierzazapisać
częśćpieniędzyjakiejśorganizacjicharytatywnej,októrejwcześniejnigdyniewspominał?
Brunettizamilkł,aleniedoczekałsięodpowiedzi.Spróbowałponownie:
—Czywtestamencieojcaniebyłożadnegozapisunaceledobroczynne,signorina?
—Copanprzeztorozumie?
—Naprzykładprzekazanieczęścipieniędzynaszpitalalbosierociniec—wyjaśnił
Brunetti,choćpytaniewydawałomusięcałkiemoczywiste.—Paniojciecniezrobiłczegośtakiego?
Potrząsnęłagłową.
—Alechybapoczyniłzapisnarzeczjakiejśzasłużonejorganizacjireligijnej?
Kobietaznówpotrząsnęłagłową,niemówiącanisłowa.WyręczyłjąVianello.
—Jeślipozwolimipancośwtrącić,commissańo...Chciałbympowiedzieć,żeczłowiektej
miary co signor Lerini na pewno nie czekał do ostatniej chwili, aby podzielić się majątkiem z naszą
ŚwiętąMatkąKościołem.
Sierżant skłonił się w stronę gospodyni, która nagrodziła łaskawym uśmiechem wystąpienie w obronie
dobregoimieniajejojca.
—Uważam—kontynuowałVianello,zachęconyreakcjąkobiety—iżpowinniśmy
wypełniaćzaszczytnyobowiązekwspieraniaKościołaprzezcałeżycie,anietylkowgodzinieśmierci.
Zadowolony,żemiałokazjęzaprezentowaćswojestanowiskowtejjakżeistotnejsprawie,
znówpogrążyłsięwpełnejszacunkuciszy.
—Mójojciecmógłbysłużyćzawzórchrześcijańskichcnót—oświadczyłasignorina
Lerini.—Jegowyjątkowapracowitośćoraztroskaorozwójduchowyosób,zktórymi
kontaktowałsięnagrunciezawodowymlubprywatnym,stanowiąniedościgłyprzykładtego,
jakmożnałączyćgłębokąreligijnośćzaktywnymżyciemzawodowym.
Mówiławpodobnymstyluprzezkilkaminut,wychwalającpodniebiosazmarłego,ale
Brunettijejniesłuchał.Początkoworozglądałsięposalonie,przesuwającwzrokiempo
ciężkich meblach — pamiątkach epoki, w której liczyła się tylko solidność, a nie piękno czy wygoda.
Ponieważwiszącychnaścianachobrazówteżniecechowaływaloryestetyczne,
jedynie pobożność, komisarz ograniczył się do patrzenia na grube, zakończone szponami nogi stołu i
foteli.
Przeniósłoczynagospodynięwchwili,kiedydochodziładopodsumowania.Podejrzewał,
żewygłaszałatęmowęmnóstworazy,aterazpoprosturecytujejązpamięci,nie
zastanawiającsięnadtreściąwłasnychsłów.
—Mamnadzieję,żetowyjaśniawszelkiepańskiewątpliwości—oznajmiłanakońcu.
—Przedstawiłapanirzeczywiścieimponującykatalogcnót.
SignorinaLeriniprzyjęłatęwypowiedźzakomplementpodadresemojcaiuśmiechnęłasię.
—Aleczymożemipanikonkretniepowiedzieć,czynahojnościpaniojcaskorzystałacasadicura?—
spytałBrunetti,boakuratotymgospodynisięniezająknęła.
Uśmiechnajejtwarzyzgasł.
—Copanmanamyśli?
—Czywymieniłjąwtestamencie?
—Nie.
—Amożeuczyniłdarowiznęnarzeczcasadicura,kiedytamprzebywał?
—Niewiem—odparłakobietatonemmającymsugerować,żeniezajmująjejtak
przyziemnesprawy,alegniewnespojrzenie,jakieposłałakomisarzowi,zdradzało
niezadowolenie.
—DojakiegostopniasignorLerinisprawowałkontrolęnadswoimifinansami?
—Nierozumiempytania.
—Czysamkontaktowałsięzbankiem?Czysamwypisywałczeki?Jeśliniebyłwstanie
osobiściewykonywaćtegorodzajuczynności,ktogowyręczał?Ktopłaciłzaniegorachunkiiwypisywał
czeki,takżetedotyczącedarowizn?Pani?Amożektośinny?—Jużjaśniejnie
potrafiłwytłumaczyć,ocomuchodzi.
Widaćbyło,żejegotonzirytowałkobietę,aleBrunettisiętymnieprzejął;miałdość
zarównojejuników,jakinapuszonejpobożności.
—Myślałam,żeinteresujesiępanoszustami—powiedziałataklodowato,żekomisarz
natychmiastpożałował,żeniepowściągnąłrozdrażnienia.
—Oczywiście,signorina,oczywiście.Chciałbymjedyniemiećpewność,żeowioszuścinie
zdołaliwykorzystaćpaniojcaijegoszczodrości,kiedyprzebywałwcasadicura.
—Jakpantosobiewyobraża?
Brunettizauważył,żetakmocnozacisnęłaprawądłońnalewej,iżskóralewejręki
zmarszczyłasięniczymszyjażółwia.
—Jeślinaciągaczeprzyszliwodwiedzinydoktóregośzpensjonariuszyalbowjakikolwiekinnysposób
dostalisięnaterencasadicura,złatwościąmoglinawiązaćrozmowęzpaniojcem—rzekł,aponieważ
kobietanadalmilczała,spytał:—-Uważapani,żetoniemożliwe?
—Apan?Uważa,żemożliwe?
—Teoretycznietak.Jeślijednakwtestamencieojcaniebyłożadnychdziwnychzapisówi
jeśliniewydałprzedśmierciążadnychnieoczekiwanychdyspozycji,tochybaniemasię
czymmartwić.
—Możepanspaćspokojnie,commissario.Tojazajmowałamsięfinansamiojcapodczas
jegoostatniejchoroby.Iręczępanu,żeniewydalżadnychniezwykłychpoleceń.
—Acosiętyczytestamentu...Niewprowadziłzmianpodczaspobytuwcasadicura?
—Nie.
—Panijestgłównymspadkobiercą,tak?
—Tak.Jestemjedynymdzieckiemmoichrodziców.Brunettiemuskończyłasięzarówno
cierpliwość,jakilistapytań.
—Dziękuję,signorina,zapoświęcenienamczasuiudzieleniewyjaśnień—rzekł.—Teraz
jużwiem,żemojepodejrzeniabyłybezpodstawne.
Wstał;sierżantrównież.
—Osobiściebardzosięztegocieszę—kontynuowałBrunetti,starającsięnadaćswojemu
uśmiechowiwszelkieznamionaszczerości.—Byłobyminiezmiernieprzykro,gdybysię
okazało,żecipadałcyoszukalipaniojca.
Zuśmiechemnaustachskierowałsiędowyjścia;słyszał,jaksierżantpodążazanim.
SignorinaLeriniwstałazfotelaiodprowadziłaichdodrzwi.
—Toitakniemażadnegoznaczenia—powiedziała,ruchemrękiwskazującnasalonwraz
zezgromadzonymwnimdobytkiem,awzamierzeniuprzypuszczalnieobejmująccałyświat.
—Świętaracja,signorina,świętaracja.Taknaprawdęliczysiętylkozbawieniewieczne—
oznajmiłVianello.
Brunettiradbył,żejestdonichobojgazwróconyplecami,obawiałsiębowiem,żenie
potrafiłbyukryćzdumieniainiesmaku,jakiewywołaływnimsłowasierżanta.
Rozdział6
—Czymmamsobietłumaczyćtentwójnagływybuchpobożności?—zapytał,kiedy
wyszlizbudynku.
Vianellowyszczerzyłwuśmiechuzęby.
—No,powiedz—ponagliłgokomisarz.
—Zwiekiemcorazbardziejtracęcierpliwość,com-missario.Pozatymkiedymasiędo
czynieniazosobąpokrojupannyLerini,chybaniesposóbprzesadzić.
— Cóż, gratuluję zdolności aktorskich. Przyznam ci się jednak, że kiedy powiedziałeś: „Tak naprawdę
liczysiętylkozbawieniewieczne",wszystkozaczęłosięwemniewywracać.—
Brunettiwzdrygnąłsięzobrzydzeniem.—Możeonaciuwierzyła,alemniesięwydałeś
fałszywyjakwąż.
—Och,uwierzyła,codotegoniemadwóchzdań—stwierdziłzprzekonaniemsierżant.
PrzeszliprzezplaciskierowalisięwstronęmostuprzyAkademii.
—Skądtapewność?
—Wyraźnieniechciałaodpowiedzieć,kiedypanpytał,czyjejojciec,tachodząca
świętość,zapisałkomuśchoćodrobinęszmalu,prawda?
Brunettiskinąłgłową.
—Noi?—Vianellopopatrzyłnaniegowyczekująco.
—Noico?
—Tonajlepiejpokazuje,ocowtymwszystkimchodzi.
—Oco,sierżancie?
—Babachceczućsięwyjątkowa,lepszaodinnych.Nigdyniebyłapiękna,aninawet
ładna,inicniewskazujenato,bybyłaszczególnieinteligentna.Żebywięcsięwyróżnić,pozostałojej
jedynieudawaćpobożną.Wtedykażdy,ktojąspotka,myśli:„Och,coza
niezwykła,uduchowionaosoba!"Aonaniemusinicrobić,niczegosięuczyć,niemusinawetspecjalnie
sięstarać.Wystarczy,żewyklepielitanięróżnychpobożnychbzdur,awszyscybędąsięniązachwycaći
mówić,jakatozniejwyjątkowakobieta.
Brunettiniebyłprzekonany,czyVianellomarację,alewolałniewdawaćsięwdyskusję.
DewocjapannyLerinifaktyczniewydawałasięprzesadnainienaturalna,jednakżenie
podejrzewał tej kobiety o hipokryzję. To ciągłe mówienie o religii i odwoływanie się do woli bożej
kojarzyłomusięraczejzfanatyzmem,ojakijużnierazsięotarłpodczaspracyw
policji.PannieLerinibrakowałozarównointeligencji,jakiegoizmu,cechwręcz
nieodłącznychuprawdziwychhipokrytów.
—Cośmimówi,żezetknąłeśsięjużzdewocją—powiedziałdosierżanta,skręcającw
stronęnajbliższegobaru.
Potakdużejdawcepobożnościmiałochotęsięnapić.Vianellonajwyraźniejteż,więc
zamówilidwakieliszkibiałegowina.
—Zdewocjąmojejrodzonejsiostry—wyjaśniłsierżant.—Naszczęściejejprzeszło.
—Opowiesz?
—Wszystkozaczęłosięjakieśdwalataprzedzamąż-pójściem.—Vianellopociągnąłłyk
wina,poczympostawiłkieliszeknaladzieiwziąłzestojącejobokmisykrakersa.—I
skończyłowkrótcepoślubie.—Kolejnyłykwina.Uśmiech.—Widoczniewłóżkuniebyło
miejscadlaJezusa.—Jeszczejeden,tymrazemwiększyłykwina.—Przeżyliśmykoszmar.
Całymimiesiącamiplotłatylkoosilemodlitwy,odobrychuczynkachiotym,jakkocha
Madonnę,amyśmymusielitegosłuchać.Wkońcunawetmatka,któranaprawdęjestświętą
kobietą,zatykałauszy.
—Icobyłodalej?
—Siostrawyszłazamąż.Potemprzyszłynaświatdzieciiniemiałajużczasuna
pobożność.Dałasobiespokój.
—Myślisz,żeztąLerinimogłobysięstaćpodobnie?
Vianellowzruszyłramionami.
— W jej wieku... ile może mieć lat, pięćdziesiąt parę? — Spojrzał pytająco na komisarza, a gdy ten
skinąłgłową,dodał:—Małaszansa,żebyktośsięzniąożenił,chybażedlaszmalu.
Ażeforsąbabskoniezamierzasięznikimdzielić,tochybajasne.
—Niemaszoniejzbytwysokiegomniemania,co?
—Niecierpięhipokrytów.Inielubięludziwierzących.Więcmożepansobiewyobrazić,
jakieuczuciawzbudzawemniektoś,ktojestijednym,idrugim.
—Aleprzecieżsamnazwałeśswojąmatkęświętąkobietą.Niejestwierząca?
Vianelloprzesunąłkieliszekwstronębarmana.Tenponownienapełniłgobiałymwinemi
popatrzyłnaBrunet-tiego.Komisarzposzedłzaprzykłademsierżanta.
—Owszem,jest,aleonawierzywdobroczłowieka.
—Czynienatympolegachrześcijaństwo?
Vianelloparsknąłgniewnie.
—Cośpanupowiem,commissario.Mojamatkanaprawdęjestświętąkobietą.Wychowała
trojewłasnychdzieciakówijeszczedwojecudzych.Ichojciecpracowałwkopalni;po
śmierciżonysięrozpiłiwogóleniedbał
0 dzieci. Więc moja matka je przygarnęła i chowała razem z nami. Nie robiła z tego żadnej wielkiej
sprawy,niegadałaoszlachetności.Pewnegodniaprzyłapałamojegobratanatym,jakdokuczałjednemu
zchłopców,nazywającjegoojcapijakiem.Myślałem,żematkazabijeLucę,alenie;kazałamuprzyjśćdo
kuchniioznajmiła,żebardzojejzaniegowstyd.Tylkotyle:żesięzaniegowstydzi.
1bratpłakałprzeztydzień.Niekrzyczałananiego,aledałamuodczuć,coonimsądzi.—
Sierżantpociągnąłłykwina,błądzącmyślamiwprzeszłości.
—Icobyłodalej?—zapytałBrunetti.
-Hę?
—Cobyłodalej?Ztwoimbratem?
—Jakieśdwatygodniepóźniejwracaliśmyrazemzeszkoły,kiedykilkustarszych
chłopakówzsąsiedztwazaczęłodogadywaćjednemuzsynówgórnika,temusamemu,
któremuwcześniejLucadokuczał.
—Ico?
—Lucawpadłwszał.Dwóchpobiłdokrwi,trzeciegopogoniłprawiedosąsiedniej
dzielnicy.Icałyczaswrzeszczałdonich,żebynigdywięcejnieważylisięzaczepiaćjegobrata.—W
miaręjakVianellosnułopowieść,oczycorazbardziejmulśniły.—Wróciłdo
domu zakrwawiony. Podczas bójki chyba złamał sobie palec; w każdym razie ojciec zabrał go do
szpitala.
—Apotem?
—WszpitaluLucaopowiedziałocałymzajściuojcu,atenpopowrociedodomu
powtórzyłwszystkomatce.
Vianellodopiłwino,poczymwyjąłzportfelakilkabanknotówipołożyłnaladzie.
—Jakzareagowała?
—Normalnie.Jakbynicsięniestało.Alewieczoremzrobiłanakolacjęrisottodipesce,ulubionedanie
brata.Niejedliśmytegooddwóchtygodni.Możnabypomyśleć,żemama
zastrajkowała.Albozakaręchciałanaswszystkichzagłodzić.—Zarechotałgłośno.—Po
kolacjiLucaznówzacząłsięuśmiechać.Mamanigdywięcejniewspomniałaobójce.Luca
byłnajmłodszymdzieckiemizawszeuważałem,żewłaśniejegokochanajbardziej.—
Schowałdokieszeniresztę,którąbarmanmuwydał.—Takajestmojamama.Nieprawi
kazań.Wszystkozałatwiadobrocią.Takichjakonazeświecąbyszukać!
Wstaliodbaru.Sierżantprzytrzymałdrzwi,przepuszczającBrunettiego.
—Mapanjeszczejakieśadresynatejliście,commis-sario?—spytał,zerkającnazegarwiszącynad
wejściemdobaru.—Jakośniewierzę,żeci,zktórymidotądrozmawialiśmy,
mająnasumieniucośopróczegoizmuihipokryzji.
—Tojużkoniecnadziś—odparłBrunetti,taksamojaksierżantznużonyrozmowami,a
zwłaszczanadmiernądawkąpobożności.—Czwartaosobapodzieliłaswójmajątekrówno
międzyszóstkędzieci.
—Apiąta?
—SpadkobiercamieszkawTurynie.
—Więcwyglądanato,żeniemamypodejrzanych.
—Istotnie.Powolidochodzędowniosku,żeniemapodejrzanych,bożadneprzestępstwo
niezostałopopełnione.
—Wartowracaćnakomendę?—zapytałVianello,odciągającrękaw,żebydlapewności
spojrzećjeszczenazegarek.
Byłokwadransposzóstej.
—Nie,niemasensu—zadecydowałBrunetti.—Choćrazwróćdodomuoludzkiejporze.
Vianellosięuśmiechnął.Chciałcośpowiedzieć,aleugryzłsięwjęzyk;wkońcunie
wytrzymał.
—Będęmiałwięcejczasunasiłownię.
—Nawetmiotymniewspominaj!—zawołałBrunetti,krzywiącsięzudawanązgrozą.
VianelloryknąłśmiechemiruszyłwstronęPontedeli'Accademia,akomisarzwkierunku
domu.
DopierokiedyznalazłsięnaCampoSanBarnabaiprzystanął,żebyspojrzećnafasadę
świeżowyremontowanegokościoła,przyszedłmudogłowypewienpomysł.Komisarzskręcił
wcalleobokświątyni;zatrzymałsięprzyostatnichdrzwiachprzedCanalGrande.
DrzwiotworzyłysiępodrugimdzwonkuiBrunettiwszedłnarozległydziedziniecpalazzo
teściów.Luciana,służąca,któraunichpracowała,zanimjeszczeBrunettipoznałPaolę,
czekałauszczytuschodówprowadzącychdownętrzapałacuiuśmiechałasięnapowitanie.
—Buonasera,dottore—powiedziała,cofającsię,żebywpuścićgodoholu.
—Buonasera,Luciano.Miłocięznówwidzieć.—Podałjejpłaszcz,zastanawiającsię,ileżtorazytego
dniazdejmowałiwkładałwierzchnieokrycie.—Chciałbymporozmawiaćz
teściową.Oilejestwdomu,oczywiście.
Nawetjeślisłużącązdziwiłajegonagławizyta,niedałanicposobiepoznać.
—Contessaczyta.Alenapewnochętniepanaprzyjmie,dottore—oznajmiła,poczym,
prowadzącgonapokoje,zapytałaciepło,zniekłamanymzainteresowaniem:—Jaksię
miewajądzieci?
—Raffisięzakochał—odparłBrunetti,zachęconyjejserdecznymuśmiechem.—Chiara
również.—WidzączaskoczonąminęLuciany,dodałzrozbawieniem:—NaszczęścieRaffi
zakochałsięwdziewczynie,aChiarawnowymniedźwiadkupolarnymzberlińskiegozoo.
Służącachwyciłagozarękaw.
—Och,dottore,niepowinienpansobietakżartowaćzestarejkobiety—powiedziała,
odejmującodsercadrugąrękę,którąwcześniejprzyłożyłatammelodramatycz-nymgestem.
—KimjestukochanaRaffiego?Czytodobradziewczyna?
—NazywasięSaraPaganuzziimieszkapiętropodnami.ZnająsięzRaffimoddziecka.Jejojciecma
wytwórnięszkławMurano.
—TotenPaganuzzi?
—Tak.Znagopani?
—Nieosobiście,aleznamjegowyroby.Przepiękne,naprawdęprzepiękne.Mójbratanek,
któryteżpracujewMurano,twierdzi,żePaganuzzijestprawdziwymmistrzem.
Lucianazatrzymałasięprzedgabinetemchlebodaw-czyniizastukaładodrzwi.
Zwnętrzadoleciałgłoshrabiny:
—Avanti.
LucianaotworzyładrzwiiniezapowiadającBrunettie-go,wpuściłagodośrodka.Jednakżeszansanato,
aby nakrył teściową na robieniu czegoś, czego robić nie powinna, choćby na przeglądaniu pisma dla
kulturystów,byłaraczejznikoma.
Donatella Falier spojrzała znad okularów na gościa, po czym położyła książkę grzbietem do góry na
kanapie, na książce okulary, i wstała. Energicznym krokiem podeszła do Brunettiego i nadstawiła
policzek.Mimożeprzekroczyłasześćdziesiątkę,wyglądałaprzynajmniejo
dziesięćlatmłodziej:drobnaiszczupła,trzymałasięprosto,anijedenwłosnajejgłowieniebyłsiwy,a
zmarszczkiznakomicieskrywałstarannymakijaż.
—Guido,cosięstało?—spytałaprzejęta.
Brunettipoczułżal,żejegokontaktyzteściowąsątak
rzadkie,iżnajegowidokgotowajestsądzić,żewydarzyłosięnieszczęście.
—Nic.Wszystkowporządku.
Natychmiastsięodprężyła.
—Todobrze.Napijeszsięczegoś,Guido?—Zerknęłanaokno,jakbychciałasię
zorientować,jakajestporadnia,azatemjakialkoholbyłbynajbardziejodpowiedni.Inaglenajejtwarzy
odmalowało się zdziwienie; chyba się nie spodziewała, że na dworze panuje już mrok. — Boże, która
godzina?
—Wpółdosiódmej.
—Naprawdę?—spytałaretorycznie,podchodzącdokanapy.—Usiądźiopowiedzmi,co
słychaćumoichwnuków.—Spoczęłanawcześniejzajmowanymmiejscu,poczym
podniosłaksiążkę,zamknęłająiwrazzokularamipołożyłananiskimstolikuprzykanapie.
—Nie,tu,kołomnie—poprosiła,widząc,żezięćkierujesięwstronęfotelastojącego
naprzeciwko.
Brunettiusiadłnakanapie.WciągudługoletniegomałżeństwazPaoląrzadkomiałokazję
byćzteściowąsamnasam,toteżdotądniewyrobiłsobieoniejjednoznacznejopinii.
Czasamiwydawałamusiębezmyślnąlalą,niepo-trafiącąnawetnalaćsobiedrinka,innym
razemzaskakiwałagotrafnościąsądów,chłodnychirzeczowych,natematludziiich
zachowań.Dodatkowątrudnośćwoceniejejcharakterusprawiałmufakt,żenigdynie
wiedział,czyDonatellamówicoścelowo,czyprzypadkiem.Mniejwięcejprzedrokiem,
wspominającFiniego,parlamentarzystęoneofaszystowskichpoglądach,nazwałago
„Mussofi-nim",niczymniedającpoznać,czybyłotoprzejęzyczenie,czyteżświadomieprzekręciłajego
nazwisko,abywyrazićpogardę.
Brunettizapewniłhrabinę,żedziecimająsiędobrze,świetnieradząsobiewszkole,z
każdymposiłkiemjedządwarodzajewarzywipókinocesąchłodne,śpiąprzyzamkniętych
oknach, żeby się nie przeziębić. Uspokojona, że wnukom nic złego się nie dzieje, Donatella Falier
zainteresowałasięichrodzicami.
—AtyiPaola?Zdrowowyglądasz;poprawiłeśsięprzezzimę—-oświadczyłaiBrunetti
odrazusięwyprostował,usiłującwciągnąćbrzuch.—Więcczegosięnapijesz?
—Niczego,dziękuję.Chcęcięspytaćodwieosoby,któremożeszznać.
—Doprawdy?—zdziwiłasię,szerokootwierajączieloneoczy.
—Tak.Ichnazwiskawypłynęływzwiązkuzdochodzeniem,któreprowadzimy,więc...—
urwał.
—Iwpadłeśspecjalniepoto,żebymniespytać,comionichwiadomo?
—Zgadzasię.
—Acojamogęwiedziećoczyichśmachlojkachczymalwersacjach?
—Chodzimiosprawyosobiste.
—Oplotki?
—Aha.
Namomentprzeniosłaspojrzeniewbok;wygładziłaniewielkąfałdkę,którądostrzegłana
oparciukanapy.
—Niewiedziałam,żepolicjęinteresująplotki.
—Stądczerpiemywiększośćinformacji.
—Serio?
Potwierdziłskinieniemgłowy.
—Tofascynujące!
Brunetti nic nie powiedział. Próbując uniknąć jej wzroku, zerknął na grzbiet książki leżącej na stoliku.
Spodziewałsię,żebędzietojakiśbanalnyromansalbokryminał.Angielskitytuł
takgozaskoczył,żeprzeczytałnagłos:
—TheVoyageoftheBeagle.
—Tak,Guido.Czytałeś?
—Nastudiach,latatemu,alewtłumaczeniu.—Ztrudemopanowałzdumienie.
—LubięDarwina—oświadczyłacontessa.—Atobiepodobałasiętaksiążka?—spytała,
zapominającoplotkachipolicji.
—Całkiem.Aleprzyznam,żejużniebardzojąpamiętam.
— Więc powinieneś znów po nią sięgnąć. Podróż na okręcie „Beagle" to ważna pozycja, jedna z
najważniejszychksiążek,jakienapisano.Opowstawaniugatunkówoczywiścieteż.
Brunettiskinąłgłową.
—Chceszjąpożyczyć?Czytaniepoangielskuniesprawiacikłopotów,prawda?
—Chybabymsobieporadził,alenaraziemammnóstwoinnychlektur—odparł.—Może
kiedyś.
—Toidealnaksiążkanawakacje.Wspaniałeplaże,cudownezwierzęta...
—Faktycznie—zgodziłsięBrunetti,niebardzowiedząc,oczymcontessamówi.
Naszczęściezmieniłatemat.
—Jakietoplotkichciałbyśusłyszeć,Guido?
—Niekoniecznieplotki,poprostujakiekolwiekinformacje,któremogłybyzaciekawić
policję.
—Ajakietoinformacjeciekawiąpolicję?
—Właściwiewszystkie—przyznałpokrótkimwahaniu.
—Tegosięspodziewałam.Nowięcokogocichodzi?
—InteresujemniesignorinaBenedettaLerini.
—Ta,któramieszkawDorsoduro?
—Tak.
Hrabinapogrążyłasięnamomentwzadumie.
—Wiemjedynie,żejestniezwyklehojnadlaKościoła,aprzynajmniejtakącieszysię
opinią.Większośćpieniędzy,jakieodziedziczyłapoojcu—cóżtobyłzapodły,wredny
człowiek!—zdążyłajużoddaćKościołowi.
—Jakiejśkonkretnejorganizacjikościelnej?Jakiemuśduchownemu?
—Niesamowite!Niemamnajmniejszegopojęcia—rzekłapochwili,autentycznie
zdziwiona.—Wiemtylko,żejestbardzoreligijnaiprzeznaczamnóstwopieniędzyna
Kościół.Towszystko.Dlamnierówniedobrzemogłabywspieraćwaldensów,Kościół
anglikański,anawettychokropnychAmerykanów,którzyzaczepiająludzinaulicy...no
wiesz,tych,cotomająmnóstwożon,aleniepozwalająimpićcoca-coli.
Brunettiuznał,żejegowiedzanatematBenedettyLerininiespecjalniesięwzbogaciła,
postanowiłwięcspytaćteściowąootyłąhrabinę.
—Drugaosoba,któramnieciekawi,tocontessaCri-voni.
—Claudia?—zapytałaDonatella,niekryjączaskoczeniaaniradości.
—Jeślitakmanaimię.JestwdowąpoconteEgidiu.
—Och,todoprawdycudowne!—DonatellaFalierroześmiałasięjaknastolatka.—
Szkoda,żeniemogęopowiedziećotymprzyjaciółkomprzybrydżu!—Widzącprzerażoną
minę zięcia, zaraz dodała: — O nic się nie martw, Guido. Nikt, nawet Orazio, nie dowie się o naszej
rozmowie.Paolaczęstomówi,żeniemożepowtórzyćminic,cousłyszyodciebie.
—Takmówi?
—Tak.
—Apowtarza?
Contessauśmiechnęłasię,upierścienionądłoniądotykającjegorękawa.
—Posłuchaj,Guido.Niełamieszswojejpolicyjnejprzysięgi,prawda?
Brunettiskinąłgłową.
—Nowłaśnie.Ajaniełamięsłowadanegocórce.—Ponownieobdarzyłagouśmiechem.
—Powiedzmilepiej,cochceszwiedziećoClaudii.
—Jakibyłjejmąż,jakimsięukładało...
—Egidionapewnonienależałdoosóbłatwychwpożyciu.Potwierdzitokażdy,ktogo
znał—oznajmiłabezwahaniaDonatellaFalier.—AletosamomożnapowiedziećoClaudii
—dodałainamomentzamyśliłasięnadwłasnymisłowami.—Acotyonichwiesz,Guido?
?—Tylkoto,comówiąludzie.
—Czyli?
—Onim,żedorobiłsięwlatachsześćdziesiątychnabezprawnymstawianiubudynkóww
Mestre.
—Aoniej?
—Zeleżyjejnasercuporządekmoralny.
Contessauśmiechnęłasię.
—Otak,temusięniedazaprzeczyć.
—Skądjąznasz?—spytałpochwiliBrunetti,widząc,żeteściowaniepalisiędo
udzielaniainformacji.
—ClaudiajestwkomiteciezbierającymfunduszenaremontkościołaSanSimonePiccolo.
—Tyteż?
—Askądże!Prosiła,żebymsięprzyłączyła,aleodmówiłam.Wiem,żetocałegadanieo
remonciejestpodstępem.
—Podstępem?
—Tak.TojedynykościółwWenecji,wktórymnadalodprawiasięmszępołacinie.
Wiedziałeśotym?
—Nie.
—Zdajesię,żebylipowiązanizkardynałemLefebvre,tymfrancuskimarcybiskupem,
który chciał, aby Kościół wrócił do łaciny i kadzideł. Uznałam więc, że wszystkie pieniądze, jakie
zbierzemy,niezostanąprzeznaczonenaremont,tylkowysłanedoFrancjialbowydanenazakupkadzideł.
—Umilkłanamoment.—Zresztątenkościółjesttakbrzydki,żenie
wartogoodnawiać.TopoprostunieudanakopiaPanteonu.
Choć dygresja na temat architektury świątyni wydała się Brunettiemu interesująca, wolał, aby teściowa
nieodbiegałaodtematu.
—Nodobrze,alepowiedzmi,cowieszoClaudiiCri-voni.
Contessaskierowaławzroknagotyckieokna,zktórychrozciągałsięwspaniaływidokna
palazzipodrugiejstronieCanalGrandę.
—Jakzamierzaszzużytkowaćuzyskaneodemnieinformacje,Guido?
—Dlaczegopytasz?
—BochociażClaudianiejestnajmilsząosobąpodsłońcem,niechcę,żebycierpiałaz
powoduplotki,któramożesięokazaćbezpodstawna.—ZanimBrunettizdążył
zaprotestować,uniosładłoń,nakazującmumilczenie,poczymdodałaznaciskiem:—A
przynajmniejjaniechcębyćodpowiedzialnazajejcierpienie.
—Mogęcięzapewnić,żeniespotkajejnic,naconiezasłużyła.
—Todośćdwuznacznawypowiedź.
—Owszem,alewtejchwilinawetniewiem,czyzrobiłacośzłegoinaczymjejwina
miałabypolegać.Niewiem,czywogólepopełnionoprzestępstwo.
—Amimotoprzyszedłeś,żebyzasięgnąćoniejinformacji?
—Tak.
—Więcmusiszmiećpodstawy,żebysięniąinteresować.
—Mam.Drobneprzesłanki,alenicwięcej.Ijeślisięokaże,żeto,coodciebieusłyszę,niemazwiązku
zesprawą,októrejmyślę,nikomuniepowtórzęsłowa.
—Ajeśliokażesię,żemazwiązek?Cowtedy?
Brunettiwydąłwargi,dumającnadodpowiedzią.
—Wtedypostaramsiędowiedzieć,czywusłyszanejplotcetkwiziarnoprawdy,czynie.
—Plotkinaogółbywająbezpodstawne.
Komisarzuśmiechnąłsię.Ktojakkto,aleDonatella
Falierpowinnawiedzieć,żechoćbywająbezpodstawne,toczęstomająoparciew
bezspornychfaktach.
—Krążąpogłoskioksiędzu—oznajmiłapodługimmilczeniu.
—Jakiepogłoski?
Wykonaładłoniąnieokreślonygest.
—Cotozaksiądz?
—Niewiem.
—Acowiesz?
—Nickonkretnego,aletuktoścośszepnie,tamktoścośszepnie.Oczywiścieniktnie
mówinicwprost,akażdawypowiedźzdajesięwynikaćzgłębokiejtroskioClaudięijej
zdrowie.
Brunettiznałtęmetodędrobnychinsynuacji;jużukrzyżowaniebyłoaktembardziej
humanitarnym.
— Wiesz, jak to się dzieje, Guido. Na przykład, jeśli Claudia nie przyjdzie na spotkanie, to któraś z
obecnych pań spyta, czy nic złego się jej nie przytrafiło albo czy przypadkiem nie jest chora, a potem
doda słodkim, niewinnym głosikiem, że na pewno chodzi o jakąś dolegliwość fizyczną, bo przecież w
sprawachduchowychClaudiamasiędokogozwrócić.
—Ico?Tylkotyle?—spytałBrunetti.
DonatellaFalierskinęłagłową.
—Towystarczy—rzekła.
—Dlaczegowięcsądzisz,żewgręwchodziromanszksiędzem?
Contessaznówwykonaładłoniąnieokreślonyruch.
—Towynikaztonu.Słowasąnieważne,liczysiętonimodulacjagłosu;tooneprzekazująukrytątreść
pozornieniewinnychwypowiedzi.
—Odjakdawnatrwatenromans?
—Niewiem,Guido,czywogóletrwajakikolwiekromans—oznajmiła,prostującplecy.
—Azatemodjakdawnasłyszyszteinsynuacje?
—Hm,jużponadrok.Początkowoniezwracałamnanieuwagi.Alboznajomepilnowały
sięwmojejobecności.Wiedzą,żeniecierpięplotek.
—Czycośjeszczeszeptano?
—Toznaczy?
—Czykrążyłyjakieśpogłoski,kiedyumarłjejmąż?
—Nictakiegosobienieprzypominam.
—Skupsię.
—Bądźłaskawpamiętać,Guido—pochyliwszysię,położyłaupierścienionądłońnajego
rękawie—żenieprowadziszprzesłuchania,ajaniejestempodejrzaną.
Brunettisięzaczerwienił.
—Przepraszam,straszniemigłupio.Zagalopowałemsię.
—Wiem,Paolamimówiła.
—Comówiła?
—Jakietodlaciebieważne.
—Co?
—To,couważaszzasprawiedliwość.
131
—To,couważamzasprawiedliwość?
—Ach,przepraszam,Guido.Uraziłamcię.
Potrząsnąłszybkogłową,żenie,nicpodobnego,lecz
zanimzdążyłspytaćteściowąowyjaśnienie,onapodniosłasięzkanapy.
—Alezrobiłosięciemno—powiedziała,poczym,jakbyzapominającoobecnościzięcia,
podeszładooknaistanęłatam,zrękamizałożonyminaplecach,zwróconatyłemdopokoju.
Jej prosta, szczupła sylwetka, jedwabny kostium, wysokie obcasy i włosy upięte w zgrabny kok
sprawiały,żewyglądałajakmłodakobieta.
Dopieropodłuższymczasieodwróciłasięodoknaispojrzałanazegarek.
—Orazioijajesteśmyzaproszenidoznajomychnakolację,więcjeśliniemaszwięcej
pytań,chciałabymzacząćsięszykować...
Brunettiwstałirównieżpodszedłdookna.Widziałłodziesunącepokanaleorazświatławdomachna
drugimbrzegu.Chciałpowiedziećcośmiłegonapożegnanie,aleDonatella
odezwałasiępierwsza:
—UcałujodnasPaolęidzieci,dobrze?
Poklepałagoporamieniuiodeszła,nimotworzyłusta.
Pozostałsamnasamzewspaniałymwidokiemrozpościerającymsięzokienpalazzo,który
kiedyśmiałsięstaćjegowłasnością.
Rozdział7
Brunettiwróciłdodomukilkaminutprzedósmą;powiesiwszypłaszcz,udałsięprostodo
gabinetuPaoli.Zastałją,takjaksięspodziewał,wulubionymwysłużonymfotelu;siedziałazjednąnogą
podwiniętą,wprawejręcetrzymaładługopis,wlewejotwartąksiążkę.Oderwałaodniejwzrok,kiedy
wchodził,iprzesłałamucałusa,alezarazznówpogrążyłasięwlekturze.
Brunettiusiadłnaprzeciwkożonynakanapie;pochwilijednakpostanowiłsiępołożyć.
Ugniótłdwieaksamitnepoduszkiiwsunąłjesobiepodgłowę.Utkwiłwzrokwsufit,zamknął
oczy;wiedział,żePaolabędziegotowapoświęcićmuuwagę,gdytylkodoczytadokońca
interesującyjąfragment.
Dobiegłgoszelestprzewracanejstrony.Minęłokilkachwil.Potemusłyszał,jakżona
odkładaksiążkęnapod-łogę.
—Niewiedziałem,żetwojamamaczyta—rzekł.
?—Wyobraźsobie,żezpomocąLucianyradzisobienawetztrudniejszymisłowami.
—Nieżartuj.Naprawdęniezdawałemsobiesprawy,^czytaksiążki.
~~Acoinnegomiałabyczytać?Przyszłośćzfusów?
—Niewiedziałem,żeczytapoważneksiążki.
—Orety!WciążstudiujepismaświętegoAugustyna?
Brunettiniemiałpojęcia,czyPaolanadalżartuje,czy
mówipoważnie.
—Nie—odparł.—CzytaPodróżnaokręcie„Beagle".
—Aha—powiedziałaPaolabezspecjalnegozainteresowania.
—Niedziwicięto?
—Mówisz,Guido,jakbyśjąprzyłapałnaczytaniupornografiidziecięcej.
—Bezprzesady.Alepowiedzszczerze,wiedziałaś,żeczytatakpoważneksiążki?
—Oczywiście.Przecieżtomojamatka.
—Todlaczegominigdyotymniewspomniałaś?
—Lubiłbyśjąbardziej,gdybyświedział,coczyta?
—Przecieżlubiętwojąmatkę—odparłszybko,możezbytszybko.—Alemamwrażenie,
żesłabojąznam.
—Sądzisz,żeznałbyślepiej,gdybyświedział,jakielekturyjąpasjonują?
—Ajestbardziejniezawodnysposóbwyrobieniasobieokimśopinii?
—Nie,chybarzeczywiścieniema—odparłaponamyśle.
Była to taka odpowiedź, jakiej się spodziewał. Usłyszał, że żona się porusza, zmieniając pozycję w
fotelu,alenieotworzyłoczu.
—Kiedyrozmawiałeśzmamą?—zapytała.—Iskądwiesz,coczyta?Chybanie
zadzwoniłeśdoniej,żebyzasięgnąćporadywsprawieciekawychlektur?
—Nie,odwiedziłemją.
—Ty?Odwiedziłeśmamę?
Brunettipotwierdziłmruknięciem.
—Poco?
—Chciałemjąospytaćodwiekobiety.
—Októre?
—JednatoBenedettaLerini.
—Olała!—zawołałaPaola.—Cosięstało?Czyżbysięprzyznała,żesamazabiłatego
staregoskurwysyna,walącgomłotkiemwłeb?
—Oilemiwiadomo,jejojcieczmarłnazawał.
—Jestempewna,żejegośmierćwywołałapowszechnąradość.
—Dlaczegotakuważasz?
Paola długo milczała, więc Brunetti w końcu otworzył oczy i spojrzał na nią. Siedziała teraz z obiema
nogamipodkurczonymi,zbrodąwspartąnadłoni.
—No?—ponaglił.
—Todziwne,Guido,alesamaniewiem,dlaczegotopowiedziałam.Pewniedlatego,że
tylerazysłyszałam,jakizniegostrasznyczłowiek.
—Straszny?Wjakimsensie?
Znówsięzamyśliła.
—Niewiem.Niekonkretnegonieprzychodzimidogłowy.Pamiętamtylko,żeludziemieli
gozaokropnegoty-pa.Dziwne,prawda?
Brunettiponowniezamknąłoczy.
-—Nawetbardzo—rzekł.—Zwłaszczawtymmieście.
—Botuwszyscyowszystkichwszystkowiedzą?
—Tak.
—Maszrację.
Umilkli oboje; Brunetti wiedział, że Paola przebiega myślami korytarze pamięci, usiłując sobie
przypomnieć,gdzielubodkogosłyszałanieprzychylneuwaginatematzmarłego—
plotki,napodstawiektórychwyrobiłasobieonimzłezdanie.
Prawiezasypiał,kiedynagledobiegłgojejgłos:
—Jużwiem.MówiłamionimPatrizia.
—PatriziaBelloti?
—Tak.
—Cocipowiedziała?
—PracowałauLeriniegoprzezostatniepięćlatjegożycia.Opowiadała,żebyłistnym
potworem;wszyscypodwładnigonienawidzili.
—Zajmowałsięhandlemnieruchomościami,prawda?
—Nietylko.
—Mówiłacidlaczego?
—Codlaczego?
—Dlaczegopodwładnigonienawidzili?
—Poczekaj,zarazsobieprzypomnę.—Umilkłanachwilę.—Jużwiem!Miałotocoś
wspólnegozreligią.
Brunettiniezdziwiłsię.Jeślijabłkopadaniedalekoodjabłoni,to—sądzącpocórce—
signorLerinimusiałbyćjednymztychtrudnychdozniesieniabigotów,którzykarząza
przeklinaniewpracyiwprezenciegwiazdkowymdająróżańce.
—Akonkretnieco?—spytał.
—ZnaszPatrizię,prawda?
Patrizia, przyjaciółka Paoli z dzieciństwa, nigdy nie wydawała się Brunettiemu specjalnie interesującą
osobą,alewidziałjązaledwiekilkarazy.
—Uhm—mruknął.
—Jestbardzowierząca.
Tak,terazsobieprzypominał;byłtojedenzpowodów,dlaktórychjejnielubił.
—Mówiłami,żekiedyśwpadłwfurię,boktoś,chybanowasekretarka,powiesiłwbiurze
świętyobrazek.Albokrzyż.Niepamiętamdokładnie,boPatriziaopowiadałamiotymparęlattemu.W
każdymrazieLerinidostałszału,kazałtenobrazekczykrzyżnatychmiastzdjąć.
Wogólefacetmiałniewyparzonągębę,otymteżmimówiła.Niechciałatylkopowtarzać
jegobluźnierczychprzekleństw.Madonnatakaataka.Madonnasiakaowaka...Myślę,że
nawettyniemiałbyśochotytegosłuchać,Guido.
Brunettipuściłmimouszusugestię,żeinnychprzekleństwmógłbysłuchaćzwiększą
ochotą;zaintrygowałygonatomiastrewelacjenatematLeriniego,takodmienneodtego,cospodziewał
się usłyszeć. Z zamyślenia wyrwał go miękki dotyk ciała Paoli, która usiadła obok na kanapie. Nie
otwierając oczu, przysunął się bliżej oparcia, żeby zrobić jej miejsce; po chwili na klatce piersiowej
poczułjejłokieć,przedramię,biust.
—Dlaczegoodwiedziłeśmamę?—spytałgłosdochodzącytużspodjegopodbródka.
—Jużcimówiłem.Pomyślałem,żeznaBenedettęLenniitędrugą.
—Atadrugatokto?
—ClaudiaCrivoni.
—Izna?
—Aha.
—Cocipowiedziała?
—ŻebyćmożeCrivonimaromanszksiędzem.
—Zksiędzem?—zdziwiłasięPaola.
—Tak.Aletotylkoplotka.
—Zapewneopartanafaktach.
—Nafaktach?
—Och,niewygłupiajsię,Guido.Dlaczegonie?Cri-vonimożemiećtyleromansów,ile
chce.
—Alezksiędzem?—spytałBrunettizniemniejszymzdziwieniemniżprzedchwilążona.
—Czemunie?
—Anieskładająślubuczystości?Paolauniosłasięnieconałokciu.
—Czasamimniezaskakujesz—oświadczyła.—Myślisz,żetonaprawdęcośzmienia?
—Powinno.
—Tak,adziecipowinnybyćgrzeczneizawszesłuchaćrodziców.
—Naszymzdarzająsiędrobneodstępstwa.—-Uśmiechnąłsię.
Poczuł,jakciałemżonywstrząsachichot.
—Itoczęsto—przyznała.—Alepowiedz,Guido,naprawdęwierzysz,żeksiężażyjąw
czystości?
—Niesądzę,abyCrivonizkimkolwiekmiałaromans.
—Dlaczego?
—Bojąwidziałem!—zawołał,poczymnagleotoczyłżonęwtaliiramieniemi
przyciągnąłdosiebie.
Wrzasnęła zaskoczona, ale w jej głosie było tyle samo oburzenia co uciechy, zupełnie jak w piskach
Chiaryłaskotanejprzezojcalubbrata.Paolawyrywałasię,aleobjąłjąmocniejiprzytrzymał,dopókisię
nieuspokoiła.
—Wiesz,nieznamtwojejmatki—rzekłpochwili.
—Cotypleciesz!Znaszjąoddwudziestulat.
—Tak,alejakoteściową.Aniewiem,jakajestnaprawdę.
—Mówisztozesmutkiem—powiedziała,unoszącgłowę.
Brunettizwolniłuścisk.
—Botojestsmutne:znaćkogośtakdługoitakmałoonimwiedzieć.Zmarnowaćtyle
czasu!
Paola oparła głowę na jego klatce piersiowej i przez moment wierciła się, usiłując lepiej dopasować
swoje kształty do ciała męża. Jęknął głośno, kiedy wbiła mu łokieć w brzuch; w końcu ułożyła się
wygodnie,aonobjąłjąramieniem.
Spaliwtejpozycji,gdypółgodzinypóźniejdopokojuweszłazgłodniałaChiara,żeby
spytaćmatkę,októrejbędziekolacja.
Rozdział8
Brunettiobudziłsięnazajutrzzpoczuciemniezwykłejjasnościumysłu,zupełniejakby
przeznocspadłamugorączkaiodzyskałpełnięwładzintelektualnych.Leżałwłóżku,
analizujączebranepoprzedniegodniainformacje.Zamiastjednakdojśćdowniosku,że
należyciespożytkowałczas,poświęcającgonakierowaniekomendąiściganiezbrodni,ze
wstydemprzyznałsamprzedsobą,iżzmarnowałdzień,polującnajednorożca,czyliusiłujączgromadzić
daneoprzestępstwie,któregoprawdopodobniewogóleniepopełniono.Nietylkouwierzyłbezresztyw
opowieść Marii Testy, ale jeszcze wciągnął w to Vianel- la i razem z nim nachodził ludzi, którzy
najwyraźniejniemielipojęcia,dlaczegocommissariopolicjistukaniezapowiedzianydoichdrzwi.
Patta wracał za dziesięć dni. Brunetti nie miał złudzeń, jaka będzie reakcja szefa, kiedy się dowie, co
jego zastępca i sierżant robili podczas jego nieobecności. Mimo iż leżał w ciepłej pościeli, zdjął go
chłód na myśl o zadawanych lodowatym tonem pytaniach Patty: „Chcesz mi wmówić, że uwierzyłeś w
historyjkęopowiedzianąprzezzakonnicę,kobietę,którapółżyciaspędziłazaklasztornymmurem?
Idlategozacząłeśnaprzykrzaćsięludziomiinsynuować,żeichbliscyzostalizamordowani?
Czyśtyoszalał,Brunetti?Czytymaszświadomość,kimsąciludzie?"
WkońcuBrunettizdecydował,żezanimumyjeręceodcałejsprawy,porozmawiazjeszcze
jedną osobą, z kimś, kto nawet jeśli nie będzie w stanie potwierdzić opowieści Marii, to przynajmniej
zdoła ocenić jej wiarygodność jako świadka. Bo któż mógłby ją znać lepiej od człowieka, któremu
spowiadałasięprzezsześćlat?
Budynek,któregoBrunettiszukał,stałnadrugimkońcusestiereCastello,wpobliżu
kościołaSanFrancescodeliaVigna.Dwojeprzechodniów,którychspytał,gdziejesttakitoatakinumer,
nieumiałomuudzielićżadnychwskazówek.Kolejnąosobęzagadnąłwięcnieo
numer,leczosiedzibęzakonuŚwiętegoKrzyża;usłyszał,żemieścisięprzynastępnym
moście,drugiedrzwipolewej.Irzeczywiście,przysolidnychdrewnianychdrzwiachwisiałamosiężna
tabliczkaznazwązakonuiwygrawerowanymponiżejniewielkimkrzyżem
maltańskim.
Drzwiotworzyłpopierwszymdzwonkusiwymężczyzna,którymógłbysłużyćzawzór
postaci dobrego mnicha, tak popularnej w średniowiecznej literaturze. Jego oczy promieniały dobrocią
niczymsłońceciepłem,aszeroki,serdecznyuśmiechzdawałsięmówić,iżnicniesprawiamuwiększej
radościniżniespodziewanygość.
—Czymmogęsłużyć?—spytałprzyjaznymtonem,jakbyokazywanieprzybyszom
pomocystanowiłogłównyeeljegożycia.
—ChciałbymsięzobaczyćzPadrePioCavalettim,proszębrata.
—Dobrze.Wejdź,synu.—Mnichotworzyłdrzwinaoścież.—Tylkoostrożnie—rzekł,
wskazującwysokidrewnianypróg,anastępnieujmujączałokiećgościa,abyuchronićgo
przedpotknięciem.
Staryfurtianmiałnasobiebiałyhabittegosamegozakonu,doktóregonależała
Suor'Immacolata,leczprzysłoniętybrązowymfartuchemzzielonymiibrunatnymiplamami,
świadczącymiolatachpracywogrodzie.
Przekroczywszypróg,Brunettiprzystanął;rozglądałsię,usiłujączidentyfikowaćsilny
słodkizapach,któryuderzyłgownozdrza.
—Bez—wyjaśniłzakonnik,uradowanywyrazemtwarzygościa.—PadrePiouwielbiabez
isprowadzaodmianyzcałegoświata.
Faktycznie,wewnętrznydziedziniecporastałykrzewy,drzewkaizupełniewysokiedrzewa
różnychgatunkówbzu.Oszałamiającyaromatwypełniałpowietrze.Jednakżetylkogałązki
nielicznychkrzewówuginałysiępodciężaremgęstychfioletowychwiech;pozostałeroślinyniezaczęły
jeszczekwitnąć.
—Tychparękrzewówtakwspanialepachnie?—spytałBrunetti,zdumionyintensywnością
woni.
—Niezwykłe,prawda?—Mnichuśmiechnąłsięzdumą.—Togatunkiwczesnokwiatowe:
Dilatata,ClaudeBernardiRuhmvonHorstenstein.
Brunettidomyśliłsię,żelingwistycznypopiszakonnikatolitanianazwwonnychkrzewów.
—Tetam,przymurze...—zakonnikdotknąłłokciagościa,abyzwrócićjegouwagęna
kępękrzewówprzytulonychdowysokiegoceglanegomuru—...toWhiteSummers,Marie
FinoniIvorySilk.Wszystkiekwitnąnabiało,aleobsypiąsiękwieciemdopierozpoczątkiemczerwcai
jeślipogodaniebędziezbytupalna,niestracąkwiatówdolipca.—Rozejrzałsięzadowolony.—Mamy
tudwadzieściasiedemróżnychgatunków;wogrodzienaszegodomu
podTrydentemkolejnetrzydzieścicztery.
Brunetti otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zakonnik, z zapałem ciągnąc wątek, nawet tego nie
zauważył.
—NiektórepochodzązMinnesotyiWisconsin—oznajmił;wymowanazwydrugiegoz
tychstanówsprawiłamuniecokłopotu.
—Bratjestogrodnikiem?—zapytałkomisarz,choćodpowiedźnasuwałasięsama.
—Tak,złaskibożej.Zacząłemtupracować...—przyjrzałsiębliżejBrunettiemu—
...kiedybyłeśjeszczemałymchłopcem,synu.
—Topięknyogród.Możebratbyćdumny.
Starzecłypnąłniepewniespodgęstychbrwi.Bądźco
bądź,dumabyłajednązformpychy,zaliczanejdosied-grzechówgłównych.
??—Dumnyztego,żebzysątutakiepięknekuwięk-8ZeJchwalePana—poprawiłsię
komisarz.
Zakonnikponowniesięrozpromienił."'Wszystko,coPanstworzył,jestpiękne—rzekł,
*®°dącgościaprzecinającąogróddróżkąwyłożonącegłami.—Jeśliktośwtowątpi,
wystarczy,abyprzyjrzałsięJegoroślinom.—Skinąłgłową,jakbydlapotwierdzeniatej
prostejprawdy.—Maszogród,synu?
—Nie,niestety.
—Wielkaszkoda.Dobrzejestpatrzeć,jakcośrośnie.Topozwalalepiejrozumiećsens
życia.
Otworzyłdrzwiiusunąłsięnabok,przepuszczającBrunettiegoprzodem.
Ruszyliprzedsiebiedługimkorytarzem.
—Aczydziecisięliczą?—spytałzuśmiechemkomisarz.—Mamdwoje.
—Och,naturalnie!—Zakonnikodwzajemniłuśmiech.—Licząsiębardziejniżcokolwiek
naświecie.Nicniejestpiękniejsze,nicniedajewspanialszegoświadectwachwalePana.
Brunettiskinąłenergiczniegłową,zgadzającsięprzynajmniejzpierwszączęścią
wypowiedziogrodnika.
Chwilępóźniejstarzecprzystanąłizastukał.Nieczekając,ażzzadrzwirozlegniesięgłos,zwróciłsiędo
Brunettiego.
—Wchodź,synu.PadrePiozawszemówi,abyśmyniezwłocznieprzyprowadzalikażdego,
ktochcesięznimzobaczyć.
Uśmiechającsięciepło,poklepałgościaporamieniuioddaliłsiędoswojegoogrodu,w
którympachniałotak,jakzdaniemkomisarzapowinnopachniećwraju.
Wpokojusiedziałprzybiurkuwysokimężczyzna.Cospisał,alenawidokBrunettiego
odłożyłdługopisiwstał.Ruszyłwstronęgościa,wyciągającnapowitaniedłon;
wjegooczachzabłysływesołeiskierki,awargirozciągnęłysięwuśmiechu.
UstaPadrePiobyłytakczerwoneipełne,żekażdy,ktowidziałgoporazpierwszy,musiał
zwrócić na nie uwagę, jednakże to szarozielone oczy zdradzały charakter księdza. Płonęła w nich
ciekawość,zainteresowanieświatem,które—jakpodejrzewałBrunetti—-cechowały
każdąsferędziałalnościkapłana.Byłwysokiichudy,asmukłośćsylwetkidodatkowo
podkreślałdługihabitzakonuŚwiętegoKrzyża.Chociażksiądzliczyłczterdzieścikilkalat,włosywciąż
miał czarne; o tym, że zaczyna się starzeć, świadczyła jedynie niewielka łysina na czubku głowy,
tworzącanaturalnątonsurę.
—Buongiorno—powiedziałciepłymtonem.—Czymmogępanusłużyć?
MówiłwprawdziezintonacjątypowądlamieszkańcówVéneto,leczniemiałweneckiego
akcentu.Brunettiemuprzemknęłoprzezmyśl,żeduchownypochodzizPadwy.Zanimzdążył
odpowiedziećnapytanie,ksiądzzawołał:
—Och,gdziemojemaniery!Proszę,niechpanusiądzie.
Wysunąłnaśrodekpokojudwamiękkiekrzesłastojącenalewoodbiurkaisamusiadł
dopierowtedy,gdygośćzająłwskazanemiejsce.NagleBrunettipoczułsilnąochotę.żebyjaknajprędzej
zamknąćsprawę,którąwszcząłpod*PfywemdziwnejopowieściMariiTesty.
ChciałbymspytaćojcaojednązosóbnależącychdozakonuŚwiętegoKrzyża—rzekł.
Wonnypowiewwiatruzaszeleściłpapieraminabiurku.
Brunetti pomyślał, że wiosna zapowiada się wspaniale: w pokoju nie odczuwało się chłodu, mimo że
wychodzącenaogródoknabyłyszerokootwarte,abydośrodkawpadałzapachbzu.
Ksiądzzauważył,żegośćpatrzywstronęogrodu.
—Całydzieńmuszęprzytrzymywaćkartkidłonią—oznajmiłznieśmiałymuśmiechem.
—Alebezkwitnietakkrótko,żepragnęsięnimnacieszyć,pókimogę.—Namomentspuścił
wzrok.—Obawiamsię,żemożnatouznaćzapewnegorodzajułakomstwo.
—Wątpię,żebymiłośćdokwiatówbyłapoważnymgrzechem—powiedziałBrunetti,
uśmiechającsiędobrodusznie.
Ksiądzskinieniemgłowypodziękowałzapobłażliwość.
—Niechciałbymwypaśćnieuprzejmie,signore,alemuszęwiedzieć,kimpanjest,zanim
udzielępanuinformacjioczłonkunaszegozakonu.—Zwyrazemlekkiegospeszeniana
twarzyPadrePiowyciągnąłdoBrunettiegorękę,otwartądłoniądogóry,jakbyprosiło
wyrozumiałość.
—JestemcommissarioBrunetti.
—Zpolicji?—Ksiądzniepróbowałukryćzdumienia.
—Tak.
—Wielkienieba!Mamnadzieję,żenikomuniestałosięniczłego!
—Nie,nie,proszęsięnieobawiać.Przyszedłemtylkozapytaćopewnąmłodąkobietę,
któranależaładotegosamegozakonucoojciec.
-—Należała,commissario?Jużnienależy?
—Nie.
—Bojęsię,żeniebędęmógłpanuwielepomóc.Powinienpanraczejporozmawiaćzmatką
przełożoną.Toonajestduchowąprzewodniczkąsióstr.
—Oilesięorientuję,ojciecznatękobietę.
—Tak?Jaksięnazywa?
—MariaTesta.
Ksiądzuśmiechnąłsięrozbrajająco,przepraszajączaswojąignorancję.
—Żałuję,commissario,aletonazwiskonicminicmówi.Niewiepan,jaksięnazywała,
kiedynależaładonaszejwspólnoty?
—Suor'Immacolata.
Ksiądzpokiwałgłową.
—Tak,rzeczywiście.PracowaławdomuopiekiSanLeonardo.Bardzotroskliwie
zajmowała się pensjonariuszami. Wielu było do niej szczerze przywiązanych, a sądzę, że ona do nich
również.Dlategoogromniemniezasmuciłajejdecyzjawystąpieniazzakonu.
Modliłemsięzanią.
Brunettiprzyglądałmusiębezsłowa.
—Aledlaczegosiostrąinteresujesiępolicja?—spytałksiądzznagłymniepokojem.
Tymrazemtokomisarzwyciągnąłuspokajającymgestemrękę.
—Niemapowodudozmartwienia,niezrobiłaniczłego.Poprostuchcemysiędowiedzieć
parurzeczy.
Natwarzyksiędzawyraźnieodmalowałasięulga.
—-Jakdobrzeojciecjąznał?
PadrePiozadumałsięnamoment.f:Totrudnepytanie,commissario.
—Myślałem,żebyłojciecjejspowiednikiem.
Oczyksiędzarozszerzyłysię,alezarazspuściłwzrok.Splótłpalce,zastanawiającsięnadodpowiedzią,
poczymponowniespojrzałnaBrunettiego.
—Podejrzewam,żewydasiętopanuzbędnąkomplikacją,commissario,alemuszę
rozdzielićto,cowiemnajejtematjakoprzełożony,odtego,comiwiadomojako
spowiednikowi.
—Dlaczego?—zapytałBrunetti,chociażznałodpowiedź.
—Bopopełniłbymciężkigrzech,gdybymwyjawiłcokolwiek,comipowiedziałapod
tajemnicąspowiedzi.
—Alemożemiojciecwyjawićto,cowiejakoprzełożony?
—Oczywiście.Ichętnietozrobię,jeślitymsposobemmogęjejpomóc.—Kapelandomów
opiekirozplótłpalceijednąrękązacząłprzebieraćpaciorkiróżańcawiszącegoupasa.—Cochciałby
panwiedzieć?
—Czyjestuczciwąkobietą?
Ksiądzniestarałsięukryćzdumienia.
—Uczciwą?Chodzipanuoto,czybyłabyzdolnadokradzieży?
—Albodokłamstwa.
—Nie,niewierzę,abymogłakraśćalbokłamać—oznajmiłbezwahaniaPadrePio.
—Ajakajestwrelacjachdoświata?
—Przyznam,żeniebardzorozumiempytanie.—Zakonnikpotrząsnąłlekkogłową.
—Czysądziojciec,żetakobietajestdobrymsędziąludzkichcharakterów?Czybyłaby
wiarygodnymświadkiem?
—Zależy,cobymiałaoceniać—odparłkapelanpodłuższymnamyśle.—Alboraczej
kogo.
—Toznaczy?
—Wydajemisię,żeSuor'Immacolatajestosobąbardzoemocjonalną.Możenawet
nadwrażliwą.Szybkodostrzegawludziachdobro,cooczywiściejestbezcennymdarem.
Ale...—twarzksiędzazachmurzyłasię—...równieszybkopodejrzewanajgorsze.Obawiam
się,żeto,copowiem,zabrzmiokropnie,ajawydamsiępanuczłowiekiemnadmiernie
uprzedzonym.—Urwał;najwyraźniejsłowa,którezamierzałpowiedzieć,niechciałymu
przejśćprzezgardło.—Suor'ImmacolatapochodzizSycyliiichybadlategomadość
specyficzny,bynierzecspaczony,obrazludzkiejnatury.
PadrePioodwróciłwzrok.Brunettizauważył,żeksiądzprzygryzazębamidolnąwargę,
zupełniejakbychciałwtensposóbukaraćsięzato,copowiedział.
—Iztakimspaczonymobrazemludzkiejnaturytrafiłabydoklasztoru?
—Niewiem,jaktopanuwyjaśnić,commissańo—oznajmiłzzakłopotaniemduchowny.
—Jeśliująćtękwestięwkategoriachteologicznych,SuorTmmacolatacierpiałana
niedostatekufności.Gdybybyłabardziejufna,BUałabywięcejwiarywdobroczłowieka.—
Namoment"milkłitylkoprzebierałpaciorki.—Towszystko,como-
panupowiedzieć,commissario.
Zobawyprzedwyjawieniemmiczegoś,czegoniel^inienemwiedzieć?
—Czegoniemaprawapanwiedzieć—stwierdziłznaciskiemksiądz.
Brunettimilczał.
—Zdajęsobiesprawę,żewieluludziomwydajesiętodziwne,szczególniewe
współczesnymświecie—kontynuowałduchowny.—Alezachowanietajemnicyspowiedzi
toobowiązekrówniestaryjaksamKościół,wdodatkujedenznajchlubniejszych.Niewolnonamzniego
zrezygnować.—Uśmiechnąłsięsmutno.—Przykromi,alenaprawdęniemogę
powiedziećnicwięcejnatematSuorTmmacolaty.
—Czyskłamałaby?
—Nie.Tegomożepanbyćpewien.Nigdybynieskłamała.Mogłabycośźlezrozumieć
alboprzejaskrawić,aleświadomienigdyniepowiedziałabynieprawdy.
Brunettiwstał,wyciągającrękę.
—Dziękuję,żeojcieczechciałpoświęcićmityleczasu.
Dłońksiędzabyłasucha,jegouściskmocny.PadrePioodprowadziłkomisarzadodrzwi.
—IdźzBogiem,synu—rzekł,gdygośćznówzacząłmudziękować.
NadziedzińcuBrunettiujrzałogrodnikaklęczącegoprzyróżanymkrzakunieopodalmuru;
gołymi rękami roz- grzebywał mokrą glebę. Na widok Brunettiego starzec wsparł się dłonią o ziemię,
żebypowstaćzkolan.
—Nietrzeba,proszębrata,samwyjdę!—zawołałdoniegoBrunetti.
Kiedyznalazłsięnaulicy,zapachbzutowarzyszyłmuażdonajbliższegorogu—unosiłsięwpowietrzu
niczymbłogosławieństwo.
Nazajutrzdomiastaprzyjechałministerfinansówichoćbyłatocałkowicieprywatna
wizyta,policjaweneckaodpowiadałazajegobezpieczeństwo.Częściowoztegopowodu,a
częściowodlatego,żenaskutekspóźnionejepidemiigrypypięciupolicjantówposzłona
chorobowe,ajedenwylądowałwszpitalu,kopietestamentówosóbzmarłychwSanLeonardo
CasadiCuraprzeleżałyniezauważonenabiurkuBrunettiegoażdopoczątkunastępnego
tygodnia. Komisarz dwukrotnie sobie o nich przypominał, za drugim razem nawet spytał o nie Elettrę,
któraodparła,żejużdawnotemuzostawiłajewjegogabinecie.
DopierokiedyministerpowróciłdoRzymuitejstajniAugiasza,jakąbyłoministerstwo
finansów,Brunettiznówsobieprzypomniałokopiachtestamentów—itotylkodlatego,żesamewpadły
muwręce,kiedywśródpapierównabiurkuszukałzagubionychaktosobowych
kilkufunkcjonariuszy.Postanowiłprzejrzećdokumenty,zanimpoprosisekretarkęPatty,byupchnęłajew
którymśzsegregatorów.
Ponieważskończyłstudiaprawnicze,niemiałtrudnościzezrozumieniemjęzyka,jakim
spisane były poszczególne punkty, informujące, że zmarli przekazują, pozostawiają i darują żywym
skrawkiiokruchytegoświata.Czytającbombastycznesformułowania,pomyślało
tym,«omówiłVianellonatematniemożnościposiadaniaczegokolwiek;testamentywyraźniedowodziły,
iżsięniemy-*Zmarliprzenosiliiluzoryczneprawowłasnościnaspad
kobierców,alebyłotojedyniepodtrzymywaniefikcji,gdyżzczasemśmierćmiałapozbawićwszystkiego
równieżobdarowanych.
Komisarzzadumałsię:możesłuszniepostępowalipogańscywodzowie,każącumieszczać
swojezwłokiwrazzcałymdobytkiemnałodzi,którąwypychanowmorze,anastępnie
podpalano.Pochwiliprzyszłomudogłowy,żetymnagłymzwrotemprzeciwko
dziedzicznościprzypuszczalnieodreagowujegodzinyspędzonewtowarzystwieministra,
ordynarnegoidioty—kontaktzkimśtakimkażdegomógłzniechęcićdoludzibogatych.
Brunettiroześmiałsięgłośnoiwróciłdostudiowaniatestamentów.
NietylkosignorinadaPresporządziłazapisnarzeczcasadicura.SignoraCristanti
pozostawiładomowiopiekipięćmilionówlirów,asignoraGalasso,którauczyniłaswoim
głównymspadkobiercąbratankamieszkającegowTurynie—dwamiliony.
Niebyłytoogromnesumy,aleBrunettiwystarczającodługopracowałwpolicji,by
wiedzieć,żeludzieczęstozabijająbezskrupułównawetdlamniejszychpieniędzy;zdawał
sobiejednaksprawę,iżżadenwytrawnymordercanieryzykowałbywpadkidlataknędznych
zysków.Dlategowydałomusięmałoprawdopodobne,abyktokolwiekzwiązanyzcasadi
curaodważyłsiępopełnićmorderstwo.
Zinformacjiuzyskanychodjejbratawynikało,żeAugustadaPrebyłapoprostusamotną
starą kobietą i z wdzięczności za opiekę postanowiła zapisać coś instytucji, w której spędziła swoje
ostatnielata.DaPreprzyznał,żekiedyobaliłsądownietenzapis,niktzdomuopiekisię
nie odwoływał. Ktoś, kto posunąłby się do morderstwa, tak łatwo by się nie pogodził z utratą
spodziewanychpieniędzy.
Brunetti sprawdził daty na testamentach. Przekonał się, że kolejne dwa, w których widniały zapisy na
rzeczcasadicura,sporządzonoponadrokprzedśmierciąpensjonariuszy;z
pozostałychtrzechdwaspisanomniejwięcejpięćlatprzedzgonemspadkodawców,ajeden
ażdwanaście.Niemiałtakbujnejwyobraźnianitakpodejrzliwejnatury,abyw
którymkolwiekztychprzypadkówwietrzyćprzestępstwo.
Piątkastaruszkówzmarłazprzyczynnaturalnych—byłtojedynylogicznyirozsądny
wniosek, a przeświadczenie Suor'lmmacolaty, iż w casa di cura dopuszczono się zbrodni, po prostu
usprawiedliwiałowjejoczachdecyzjęporzuceniazakonu,któryodtakdawnabyłdlaniejduchowymi
faktycznymdomem.Brunettiwiedziałzdoświadczenia,żepoczuciewiny
częstoprzybierajeszczedziwniejszeformy,choćzjegopunktuwidzeniamłodakobietaw
ogóle nie powinna czuć się winna. W każdym razie żałował, że vita nueva byłej zakonnicy tak
niefortunniesięzaczęła.ŻyczyłMariijaknajlepiej;zasługiwałanacoświęcej.
Kopietestamentóworaznotatki,któresporządziłpoodwiedzeniuzsierżantemtrojga
spadkobierców, trafiły ostatecznie nie do rąk Elettry, ale do dolnej szuflady biurka. gdzie przeleżały
kolejnetrzydni.
Pattawróciłzurlopujeszczemniejzainteresowanycodziejesięnakomendzie,niżprzedwyjazdem.By-
^OtootylekorzystnedlaBrunettiego,żeniemusiałsłowemwspominaćszefowiowizycieMariiTesty
aniojejopowieści.Niedługopóźniej
odwiedziłwdomuopiekimatkęiporazkolejnyuświadomiłsobie,jakbardzobrakujemu
tamSuor'Immacolatyorazjejpłynącejzgłębisercatroskiopensjonariuszy.
Młodakobietawięcejsięznimniekontaktowała,miałwięcnadzieję,żezapomniałaocałejhistorii,o
swoichpodejrzeniach,lękach,ipoprosturozpoczęłanoweżycie.Pewnegodniaprzyszłomunawetdo
głowy,żebyjąodwiedzićnaLido,alegdzieśzapodziałkartkę,na
którejzapisaładres,iniepotrafiłprzypomniećsobienazwiskaludzi,którzypomoglijejznaleźćpracę.
Pamiętał,żebyłokrótkie—cośjakRossi,Bassi,Guzzi.Potemjednak
zamieszaniezwiązanezpowrotemvice-questorePattysprawiło,żeprzestałmyślećoMarii—
iniemyślałażdochwili,kiedydwadnipóźniejodebrałtelefonodmężczyzny,który
przedstawiłsięjakoVittorioSassi.
—CzytozpanemrozmawiałaMaria?—spytałSassi.
—MariaTesta?—upewniłsięBrunetti,mimożeodrazusięzorientował,ojakiejMarii
mówijegorozmówca.
—Suor'Immacolata.
—Tak,odwiedziłamnieprzeddwomatygodniami.Ocochodzi,signorSassi?Czycośsię
stało?
—Potrąciłjąsamochód.
—Gdzie?
—Tu,naLido.
—Gdziejestteraz?
—Nachirurgiiurazowej.Właśniestąddzwonię.Niktminicniechcepowiedzieć.
—Kiedymiałmiejscewypadek?
—Wczorajpopołudniu.
—Dlaczegopandzwonidopieroteraz?
Wsłuchawcezaległadługacisza.
—SignorSassi?—ponagliłkomisarz,agdymężczyznawciążmilczał,spytałłagodniejszymtonem:—
Wjakimjeststanie?
—Ciężkim.
—Ktojąpotrącił?
—Niewiadomo.
—Jakto?
—Późnympopołudniemwracałanarowerzedodomu.Samochóduderzyłjąodtyłu.Musiał
jechaćzdużąprędkością.Kierowcasięniezatrzymał.
—KtoznalazłMarię?
—Kierowcaciężarówki.Zobaczył,żeleżywrowieprzyszosie.Przywiózłjądoszpitala.
—Czybardzojestpoturbowana?
—Prawdęrzekłszy,niewiem.Kiedyzadzwonionodziśrano,powiedzianomi,żemazłamaną
nogę,aleistniejeobawa,żenastąpiłouszkodzeniemózgu.
—Jestpantamteraz,tak?
—Tak.
—Skądwiedziano,jaksięzpanemskontaktować?Policjabyławczorajwpensione,wktórejMariai.
Zdajesię,żeadresznalezionowjejtorebce.
sciciel podał nazwisko mojej żony. Pamiętał, że to my- przyprowadzili do niego Marię. Ale
zatelefonowanonasdopierodziśrano.Natychmiastprzyjechałem.
—Rozumiem.Adlaczegodzwonipandomnie?
—KiedywzeszłymmiesiącuspytaliśmyMarię,pocojedziedoWenecji,odparła,żemusi
porozmawiaćzpolicjantemnazwiskiemBrunetti.Niepowiedziałaoczym,amyśmysięnie
dopytywali. Teraz, kiedy leży poturbowana, pomyślałem sobie, że może pan, jako policjant, chciałby o
tymwiedzieć.
—Dziękuję,signorSassi.Jestempanubardzowdzięczny—rzekłBrunetti.—Czy...czy
zwróciłpanuwagę,jaksięMariazachowywałapospotkaniuzemną?
—Normalnie,jakzawsze—odparłSassi.Jeślinawetpytaniewydałomusiędziwne,nicw
jegotonienatoniewskazywało.—Aco?
Brunettiniezamierzałmunictłumaczyć.
—Długopantamjeszczebędzie?—spytał.
—Paręminut.Muszęwracaćdopracy.Zonazo.staławdomu,opiekujesięwnukami.
—Jaksięnazywalekarz,któryzajmujesięMarią?
—Niewiem.Panujetukompletnychaos.Pielęgniarkistrajkują,niemaukogozasięgnąć
informacji.NiktnicniewieoMarii.Mógłbypantuprzyjechać?Możezpanembędąinaczejrozmawiali.
—Będęzapółgodziny.
—Mariatodobrakobieta.
Brunettiprzytaknął;znałjąodsześciulaticałkowiciepodzielałtęopinię.
KiedySassisięrozłączył,BrunettizadzwoniłnadółdoVianella.Kazałsierżantowi
zamówićłódźzpilotemizapięćminutbyćgotowymdopodróżynaLido.Następniepolecił
telefonistce, aby połączyła go ze szpitalem. Gdy zgłosiła się centrala, powiedział, że chce mówić z
lekarzemdyżurnymnachirurgiiurazowej.Połączonogozoddziałem
ginekologicznym,potemzchirurgią,awreszciezkuchnią.Zdegustowany,cisnąłsłuchawkęnawidełkii
zbiegłnadół,gdzieVianellozMontisimczekalijużprzyłodzi.
Kiedymknęliprzezlagunę,BrunettipowiedziałsierżantowiotelefonieSassiego.
—Atosukinsyn!—zawołałVianello,kiedyusłyszał,żekierowcazbiegłzmiejsca
wypadku.—Dlaczegosięniezatrzymał?Przecieżmogłaumrzećwtymrowie.
—Możewłaśnieotochodziło?Żebynieprzeżyła?
Vianelloodrazuzrozumiał,cokomisarzmanamyśli.
—Notak—rzekł,mrużącoczy.—Aleprzecieżnieposzliśmydocasadicura,nie
zadawaliśmytamżadnychpytań.Więcskądsiędraniedowiedzieli,żekontaktowałasięz
policją?
—Niewiemy,cozrobiłaporozmowiezemną.
—Fakt.Alechybaniebyłaażtaknaiwna,żebypognaćdodomuopiekiizacząćrzucać
oskarżenia?
?—Większośćżyciaspędziławklasztorze,sierżancie.
—Cotomadorzeczy?
?—Sądzisz,żenic?MoimzdaniemMariauważa,że%starczykomuśpowiedzieć,iżźle
postąpił,abysampo-f*®dłnapolicję,przyznałsiędowszystkiegoijeszczepokosił,bygoaresztowali
—rzekłBrunetti,alezarazpolowałswojegolekkiegotonu.—Chodzimioto,żel^fcypuszczalniesłabo
znasięnaludziachinierozumieMotywów,którymisiękierują.
—Notak.Klasztorniejestnajlepsząszkolążyciawtymbagnie,najakieprzerobiliśmy
świat.
Brunettiemunieprzyszładogłowyżadnasensownauwaga,więcmilczałprzezresztędrogi.
DopierogdypolicyjnamotorówkaprzybiładoprzystaninatyłachOspe-daleałMare,
zastrzeżonejdlawodnychambulansów,poleciłMontisiemu,żebynanichczekał,dopókiniezorientująsię
wsytuacji.
Otwartedrzwiprowadziłydopomalowanegonabiałokorytarzaobetonowejposadzce.
—Hola!Awycościezajedni?—spytał,wychodzącimnaprzeciw,sanitariuszwbiałym
kitlu.—Niewolnotędywchodzićdoszpitala.
Brunettiwyjąłlegitymacjęimachnąłmuniąprzedoczami.
—Gdziemieścisięurazówka?
Mężczyznastałnaburmuszony,ztakąminą,jakbywciążchciałimzakazaćwstępu,po
chwilijednakwjegoumyślewziąłgórętypowowłoskiszacunekdlaurzędników
państwowych,zwłaszczasłużbmundurowych.Otrzymawszywskazówki,komisarzz
Vianellemruszyliprzedsiebie.Minutępóźniejdotarlidodyżurki;dalej,zadwuskrzydłowymidrzwiami,
ciągnąłsiędługi,jasnooświetlonykorytarz.Wdyżurceniebyłonikogo.Brunettizawołałparęrazy,ale
nieuzyskałżadnejreakcji.
Wreszciezgłębikorytarzawyłoniłsięmężczyznawwymiętymbiałymfartuchu.
—Przepraszam—rzekłBrunetti,unoszącdłoń,żebygozatrzymać.
—Tak?
—Gdziemógłbymznaleźćlekarzadyżurnego?
—Aocochodzi?—spytałmężczyznanieszczęśliwymgłosem.
Brunettiznówwyciągnąłlegitymację.Mężczyznaspojrzałnanią,potemnaniego.
—Ocochodzi,commissario?Toja,niestety,mamnagłowietenoddział.
—Niestety?
— Przepraszam, tak mi się powiedziało. Jestem na nogach od trzydziestu sześciu godzin, bo
pielęgniarkomzachciałosięstrajkować.Mamnasalidziewięćciężkichprzypadków,ado
pomocytylkojednegosanitariuszaijednąstażystkę.Aleitakniemasensu,bymsiępanuskarżył.
—Rzeczywiście,doktorze.Niemogęaresztowaćpańskichpielęgniarek.
—Szkoda.Wczymmogępanupomóc?
—Przyszedłemdowiedziećsięopacjentkę,którąprzywiezionowczoraj.Potrąconaprzez
samochód.Podob-00mazłamanąnogęiuszkodzeniemózgu.
Lekarzodrazusięzorientował,okimmowa.
—-Nogęmawporządku—sprostował.—Doznała•Womiastzwichnięciastawu
barkowego.Ijednoczydwa?febramożemiećpęknięte.Najbardziejzaniepokoiłmniefcdnakurazgłowy.
Aleniejestemneurochirurgiem.Copanzrobił?
Półgodzinypotym,jaktutrafiła,odesłałemjąka-!doOspedaleCivile.Nawetgdyby
personelniestrajkował,niemamywarunków,żebyprzeprowadzaćoperacjenaotwartym
mózgu.
—jakpoważnyjeststanpacjentki?
—Byłanieprzytomna,kiedyjąprzywieziono.Nastawiłemjejbarkizałożyłemopatrunek
nażebra,leczurazymózgutoniemojadziedzina.Wykonałemkilkatestów,żebysię
przekonać,dlaczegoniemożemyjejdocucić.Niewielesięjednakdowiedziałem,wolałem
odesłaćjączymprędzejdoszpitala,wktórymsąodpowiednispecjaliści.
—Niedawnobyłtujejznajomy—rzekłBrunetti.—Niktgoniepoinformował,że
przewiezionojądoWenecji.
Lekarzwzruszyłramionami.
—Ktośpowinientozrobić.Alejakmówiłem,jestnastylkotroje.
—Ktośpowinientozrobić—powtórzyłkomisarz.—Cojeszczemożemipanpowiedzieć
ojejstanie?
—Nic.MusipanspytaćwCivile.
—Najakimoddziale?
—Przypuszczam,żejestnaintensywnejterapii.Aprzynajmniejpowinnabyć.
Lekarzpotrząsnąłgłową,aleczyzezmęczenia,czynamyśloobrażeniachMarii,tego
Brunettiniewiedział.Nagledrzwisięotworzyły,pchnięteodwewnątrz,izkorytarza
wyłoniłasięmłodakobietawrówniewygniecionymfartuchu.
—Dottore,jestpanpotrzebny.—Jejgłoszdradzałzdenerwowanie.—Szybko.
Lekarzodwróciłsięiruszyłzakobietą,nawetnieżegnającsięzBrunettim.
Komisarzisierżantwrócilinaprzystańtąsamądrogą,którąweszlidoszpitala.
—OspedaleCivile,Montisi—rozkazałBrunetti,nieudzielającżadnychwyjaśnień.
Skierowałsiępodpokład.Siedziałwkajucie,podczasgdyłódźprułamarszczącesięwodylaguny,iod
czasu do czasu zerkał na Vianella, który opowiadał pilotowi o ich wizycie w szpitalu. Obaj potrząsali
głowami,zdegustowanistanempublicznejsłużbyzdrowia.
KwadranspóźniejłódźzatrzymałasięprzyOspedaleCivileiBrunettiznówpolecił
Montisiemu,żebynanichczekał.Obajzsierżantemwiedzieli,gdziemieścisięoddział
intensywnejterapii,więcniemusielibłądzićwlabirynciekorytarzy.
Przeddrzwiamioddziałunatknęlisięnalekarza,zktórymBrunettibyłzaprzyjaźniony.
Lekarzuśmiechnąłsięnawidokkomisarza.
—Buongiorno,Giovanni—powiedziałBrunetti.—Szukamkobietyprzywiezionej
wczorajzLido.
—Tejzobrażeniamigłowy?—spytałmłodymedyk.P—Tak.Jakijestjejstan?
»?'-—Wyglądanato,żeuderzyłagłowąnajpierworower,fotemoziemię.Maranęnad
uchem.Jestwśpiączce,nieJpożnajejdobudzić.
Czywiadomo...—zacząłBrunetti,poczymurwał,iy,ocowłaściwiechcespytać.
—Nie,nicniewiemy,Guido.Możeobudzićsiędzi-Zamiesiąc.Alboumrzeć.—Lekarz
wsunąłręcedoenibiałejkurtki.
—Cosięrobiztakimprzypadkiem?Co...
—Pytasz,corobimymy,lekarze?
Brunettiskinąłgłową.
—Badania,badaniaijeszczerazbadania.Pozatymmożemysiętylkomodlić.
—Chciałbymjązobaczyć.
—Widaćsamebandaże.
—Zależymi.
—Nodobrze.Aletyjeden—rzekłlekarz,spoglądającnaVianella.
Sierżantbezsłowazawróciłdokrzesełstojącychprzyścianie.Usiadł,podniósłgazetę
sprzeddwóchdniizacząłjąprzeglądać.
Lekarzwprowadziłkomisarzanaoddział;zatrzymałsięprzytrzecichdrzwiachpolewej
stroniekorytarza.
—Jesteśmyprzepełnieni,więctująumieściliśmy.Otworzyłdrzwiipierwszywszedłdo
środka.
Wszystkobyłoznajome:zapachkwiatówimoczu,plastikowebutelkiwodymineralnejna
parapecie, nastrój beznadziejności. Z czterech łóżek tylko jedno było puste. Brunetti od razu zobaczył
Marię:leżałaprzyścianienawprostwejścia.Wolnymkrokiemzbliżyłsiędołóżka.
Nawetniezauważył,kiedylekarzopuściłpokój,zamykajączasobądrzwi.
StanąłuwezgłowiaispojrzałnatwarzMarii.Oczymiałatakpodkrążone,żeprawienie
widaćbyłorzęs—zlewałysięzkoloremskóry.Bandażeskrywaływłosy,zwyjątkiem
jednegoczarnegokosmyka.Nosmiałapoplamionynaczerwonomerkurochromem,którym
posmarowanozadrapanieciągnącesięażdobrody.Czarneszwy,zaczynającesięnadlewą
kościąpoliczkową,znikałypodbandażami.
Przykrytacienkimniebieskimkocem,Mariawydawałasięniewiększaoddziecka,ajej
sylwetkabyładziwniezniekształconazasprawągrubychbandażyspowijającychramięibark.
Brunettiprzezchwilęwpatrywałsięwustarannej,agdyniedostrzegłżadnegoruchu,
przeniósłwzroknaklatkępiersiową.Początkowoniebyłpewien,alepotemzobaczył,żekocunosisię
lekkoiopada.OdetchnąłZulgą.
Zajegoplecamijednazkobietjęknęła,adruga,zaniepokojonatymdźwiękiem,krzyknęła:
—Roberto!
Po paru minutach Brunetti wyszedł do holu, gdzie Via- nello nadal czytał gazetę. Na widok komisarza
poderwałsięnanogi.Razemwrócilidołodziipopłynęlinakomendę.
Rozdział9
Chociażżadennicnatentematniepowiedział,obajzgodniepostanowilinietracićczasunaobiad.Kiedy
przybylinakomendę,komisarzpoleciłsierżantowitakułożyćgrafik,abyprzedsalą,wktórejleżyMaria,
wdzieńiwnocy,poczynającodteraz,pełniłstrażpolicjant.
NastępnieBrunettipołączyłsięzkomendąnaLido,przedstawiłsię,wyjaśnił,wjakiej
sprawiedzwoni,izapytał,czyzdołalisięczegośdowiedziećosprawcywypadku.Niestety.
Niemielinic:aniświadków,aniinformacji.Niktniezatelefonował,abydonieśćo
podejrzanymwgnieceniunasamochodziesąsiada,choćwporannejgazeciebyłartykuło
potrąconejkobiecieiprośba,byci,którzycokolwiekwidzieli,skontaktowalisięzpolicją.
BrunettizostawiłdyżurnemunaLidonumertelefonu,jeszczerazpodałswójstopień
służbowyipowtórzył,abykonieczniegoowszystkiminformowano.
Szperającwbiurku,znalazłkopietestamentówiwłasnenotatki.Ponownieprzeczytał
testamentFaustyGalas-so,którazapisałacałymajątekbratankowizTurynu,wtymtrzy
mieszkaniawWenecji,dwiefarmywpobliżuPordenoneorazoszczędnościztrzechkont
bankowych.
Adresyweneckichmieszkańnicmuniemówiły,więcsięgnąłpotelefoniwykręciłzpamięcinumer.
Odebranopodrugimdzwonku.
—AgencjanieruchomościBucintoro—oznajmiłkobiecygłos.
—Ciao,Stefania.MówiGuido.
—Poznałamciępogłosie.Jaksięmasz?Nie,poczekaj,możenajpierwmipowiesz,czyniechciałbyś
kupićpięknegomieszkaniawCannaregio.Stopięćdziesiątmetrów,dwiełazienki,trzysypialnie,jadalnia
isalonzewspaniałymwidokiemnalagunę.No?
—Jakijesthaczyk?—spytałBrunetti.
—Ależ,Guido...—powiedziałaznajwyższymoburzeniem,przeciągającpierwsząsylabę
jegoimieniatak,żeprzynajmniejtrzykrotniejąwydłużyła.
—Niesposóbsiępozbyćobecnychlokatorów?Trzebawymienićdach?Grzybwścianach?
Zaległakrótkacisza,apotemwsłuchawcerozległsięśmiech.
—Acąuaalta—wyjaśniłaStefania.—Jeśliwodapodnosisięopółtorametra,maszrybywłóżku.
—Wlagunieniemajużryb,mojadroga.WytrutoWszystkie.
—Notowodorosty.Alewierzmi,topięknemieszka-roe.Trzylatatemukupiłajepara
Amerykanówiwydała?fortunęnarenowację,naprawdęsetkimilionówlirów,ale*|ktichnieuprzedziło
wodzie. Ubiegłej zimy, kiedy mie-y acąua alta, szlag trafił ich nowy parkiet, meble i dy- y warte z
pięćdziesiątmilionów,aścianywymagały
malowania.Wezwaliarchitekta,któryimszczerzepowiedział,żeniedasięzabezpieczyć
mieszkanianaprzyszłość.Więcchcąjesprzedać.
—Zaile?
—Trzystamilionów.
—Zastopięćdziesiątmetrów?—spytałBrunetti.
—Tak.
—Przecieżtopółdarmo!
—Wiem.Reflektujesz?
— Jak na taki metraż cena nie jest wygórowana. Z drugiej strony mieszkanie jest zupełnie
bezwartościowe.
Stefanianiezaprotestowała.
—Maszjużklienta?—spytał.
—Tak.
—Ktoto?
—ParaNiemców.
—Bardzodobrze.Mamnadzieję,żeimopchniesz.
OjciecStefanii,oczymBrunettidobrzewiedział,spędziłtrzylatawniemieckimobozie.
—Jeślinieszukaszmieszkania,tozczymdzwonisz?Czyżbyśpotrzebowałinformacji?
—Stefanio...!—zawołałśpiewnieBrunetti,rewanżującsięprzeciągnięciemdrugiejsylabyjejimienia.
—Tojużniemogęzadzwonićdociebietylkodlatego,żepragnęusłyszećtwójsłodkigłos?
—Tytoumieszzawrócićkobieciewgłowie!Alepospieszsię,Guido!Cochceszwiedzieć?
—Mamadresytrzechmieszkańinazwiskopoprzedniejwłaścicielki.Interesujemnie,czy
sąwystawionena
sprzedażijakajestichorientacyjnacena.Ajeślijużjesprzedano,tozaile.
—Zajmiemitozedwadni.
—Jeden.Błagam.
—Dobrze,jeden.Nowięcsłucham.
Brunettipodaładresymieszkańiwyjaśnił,żewszystkietrzypozostawiławspadku
bratankowi kobieta nazwiskiem Galasso. Stefania zapisała informacje, po czym oznajmiła, że jeśli nie
uda jej się sprzedać mieszkania Niemcom, liczy na pomoc Brunettiego w znalezieniu kupca. Komisarz
obiecałmiećoczyiuszyotwarte;chciałdodać,żespróbujenamówićPattę,alewostatniejchwiliugryzł
sięwjęzyk.
KolejnytestamentnależałdoRenatyCristanti,wdowypoMarcellu.Czymkolwieksignor
Cristanti zajmował się za życia, musiał odnosić sukcesy, albowiem na majątek pozostawiony przez
zmarłąskładałasiędługalistamieszkań,czterysklepyorazlokatyterminoweiinneoszczędności,warte
wsumiepółmiliardalirów.Spadekprzypadłwrównychczęściachjej
sześciorgudzieciom,którenieznajdywałyczasunato,żebyodwiedzaćmatkęwcasadicura.
Czytając testament, Brunetti nie mógł wyjść ze zdumienia, jak to możliwe, aby kobieta tak zamożna, w
dodatkumającasześciorodzieci,trafiłapodkoniecżyciado'muopieki
prowadzonegoprzezzakonnice,któreślubo-ubóstwo,aniedoekskluzywnej,świetnie
wyposażo-kliniki,wktórejmogłabykorzystaćzewszystkichnięćwspółczesnejgeriatrii.
Conte Crivoni pozostawił żonie mieszkanie, które zajmowała, a także dwa inne lokale oraz udziały i
akcje,którychwartośćtrudnobyłookreślićnapodstawiesamegotestamentu.Innychspadkobiercównie
było.
TakjakpowiedziałsignordaPre,siostrapozostawiłamuwszystko,jeślinieliczyćzapisunarzeczcasa
di cura, który zdołał obalić. Ponieważ testament stwierdzał lakonicznie, że Augusta da Pre czyni brata
wyłącznymspadkobiercą,iniewyszczególniał,cokonkretnie
wchodziwskładmasyspadkowej,Brunettiniebyłwstanieoszacowaćwielkości
odziedziczonegoprzezkarzełkamajątku.
Podobnieniemógłocenić,ilewartbyłspadek,któryotrzymałaBenedettaLerini;ojciecpoprostuzapisał
jejwszystko,niewdającsięwdrobiazgoweopisy.
Rozległosiębrzęczenieinterfonu.
—Tak,vice-questore?
—Chciałbymztobąpomówić,Brunetti.
—Dobrze,jużidę.
OdponadtygodniaPattaznówkierowałkomendą,aledotądBrunettiemuudałosięuniknąć
spotkania z szefem. Dzień przed jego powrotem przygotował i złożył długi raport o tym, co robili
poszczególni commissari podczas nieobecności vice-questore, nie wspominając jednak słowem o
wizycieMariiTestyaniorozmowach,któresamprzeprowadziłwnastępstwie
spotkaniazbyłązakonnicą.
SignorinaElettrasiedziałaprzyswoimbiurkuwniewielkimpomieszczeniu,zktórego
wiodłydrzwidogabinetuPatty.Tegodniaprzyszładopracywciemnoszarymkostiumie,
bardzokobiecym,choćskrojonymtak,żewydawałsięparodiądwurzędowychprążkowanych
garniturów,którymhołdowałvice-questore.PodobniejakPatta,dokieszonkinapiersi
wsunęłabiałąchusteczkę,awjedwabnykrawatwpięłazłotąspinkęozdobionąszlachetnym
kamieniem.
—PostanowiłamsprzedaćFiata—rzekładosłuchawki,gdyBrunettistanąłwprogu.
Zdziwiony,jużchciałoznajmić,żenawetniewiedział,iżElettramasamochód,kiedy
dodała:
—Azapieniądzeztychakcjinatychmiastkupmitysiącakcjitejniemieckiejfirmy
biotechnicznej,októrejmówiłamciwzeszłymtygodniu.—Uniosładłoń,dającBru-
nettiemuznak,żebypoczekał,bochcemucośpowiedzieć,zanimwejdziedoPatty.—Ido
końcadniapozbądźsięwszystkichmoichguldenów.Znajomyzdradziłmi,coholenderski
ministerfinansówzamierzaobwieścićjutronaspotkaniugabinetu.
Osobapodrugiejstronieliniimusiałazgłosićjakieśzastrzeżenia,boElettraoświadczyłagniewnie:
—Coztego,żeponiosęstratę!Pozbądźsięich,ijuż.
Rozłączywszysię,spojrzałanaBrunettiego.
—Pozbywamysięguldenów?—spytałuprzejmymtonem.
f-—Tak.Panuradzętosamo.
Brunettiniemiałguldenów,aleskinieniemgłowypodziękowałzadobrąradę.
-—Odpowiednistrójtopołowasukcesu,prawda?
laktomiło,żepanzauważyłmójnowykostium,imissario.
Wstałaiwyszłazzabiurka,takbymógłrównieżobejrzećjejeleganckieskórzanebutyw
rozmiarzejakdlaKopciuszka.
—Bardzoładny—pochwaliłBrunetti.—Wdodatkuidealnydorozmowyzmaklerem.
—Prawda?Niestety,mójmaklertoidiota.Samamuszęmuwszystkomówić.
—Acochciałapanipowiedziećmnie?
—Chciałampanauprzedzić,żeczekanaswizytapolicjiszwajcarskiej.
Brunettisięuśmiechnął.
—Czyżbyszefdowiedziałsięopanitajnychkontachwtamtejszychbankach?—spytał,
rzucającprzesadnieukradkowespojrzeniewstronęgabinetuPatty.
SignorinaElettra,zaskoczona,otworzyłaszerokooczy,poczymzmrużyłajegniewnie.
—Nie,commissańo,wizytamazwiązekzKomisjąEuropejską—oznajmiłachłodno.—
Zresztąvice-questo-rePattasamtopanuwyjaśni.
Usiadłazpowrotemprzybiurkuiodwróciłasiętwarządokomputera,ostentacyjnie
pokazującBrunettiemuplecy.
Komisarzzastukałdodrzwiiwszedł,gdytylkousłyszałgłosPatty.Urlopposłużyłszefowi.
Jegoklasycznynosiwładczypodbródekpokrywałaopalenizna,któratymbardziejrzucałasięwoczy,że
w marcu wszyscy na ogół byli bladzi. Poza tym albo vice-questore zdołał zrzucić parę kilo, albo też
krawcywBangkokupotrafililepiejodlondyńskichukrywaćnadwagę
klientów.
—Dzieńdobry,Brunetti—powiedziałPattacałkiemuprzejmymtonem.
Wgłowiekomisarzaodrazurozległysiędzwonkiostrzegawcze;wodpowiedzimruknąłcoś
niewyraźniepodnosemiusiadłnieproszony.Fakt,żePattanieokazujeniezadowolenia,tylkoutwierdził
Brunettiegowprzekonaniu,żepowinienmiećsięnabaczności.
—Chciałbymzacząćodtego,żeświetniesięspisałeś,kierująckomendąpodmoją
nieobecność.
WmózguBrunettiegowłączyłasięsyrenaalarmowaotakimnatężeniu,żeledwomógłsię
skupić.Skinąłgłową.
PodobniejakElettra,Pattawyszedłzzabiurka,alezarazwróciłnamiejsce.Usiadłw
wysokim fotelu, jednakże sztuczna przewaga, jaką w ten sposób zyskał nad gościem, zaczęła mu
przeszkadzać, bo po chwili wstał i przesiadł się na mniejszy fotel, stojący obok tego, który zajmował
Brunetti.
—Wiesz,żemamyrokmiędzynarodowejwspółpracypolicji,prawda?
,Taksięskładało,żeBrunettiniemiałotympojęcia.Cowięcej,wcalegonieucieszyłatawiadomość,
bomogłaoznaczaćtylkodwierzeczy:wystawienienapróbęjegocierpliwościizbędnąstratęczasu..|t-
—Wieszczynie?|—Nie.
—Nowięcmamy.TakzdecydowałaKomisjaUniiEu-V®°pejskiej—oznajmi!Patta,a
ponieważkomisarzniewy-,g?kazałnajmniejszegozainteresowaniatymdoniosłymwy-
zeniem,spytałpochwili:—Niejesteściekaw,naczymziepolegałnaszudział?
—Coznaczy„nasz"?—spytałrzeczowoBrunetti.171
—No...Włoch,oczywiście—odparłvice-questore.
—WeWłoszechjestwielemiast.
—AleniewieletaksłynnychjakWenecja.
—Iotakniskimwskaźnikuprzestępczości.
Pattaumilkłnamoment,żebyprzetrawićsłowakomisarza,poczymkontynuowałtakim
tonem,jakbyBrunet-tiodpoczątkurozmowytylkosięuśmiechałientuzjastyczniekiwał
głową.
—Wciągunajbliższychmiesięcybędziemygościćusiebieszefówpolicjibliźniaczych
miast.
—Czyliktórych?
—Londynu,ParyżaiBerna.
—Przyjadątu?
—Tak.Popracowaćrazemznamiipoznaćspecyfikępracypolicyjnejwnaszymmieście.
— Niech zgadnę, vice-questore. Mnie już wkrótce zwali się na kark szef policji berneńskiej, za co w
rewanżubędęmógłpotemzłożyćwizytęwjegocudownymmieście,tejnajbardziej
podniecającejzeuropejskichstolic,podczasgdypanzajmiesięgośćmizParyżaiLondynu,anastępnie
ichodwiedzi?
JeślinawetPattęzdziwiłotakiepostawieniesprawy,niedałtegoposobiepoznać.
—Przylatujejutro—oznajmił.—Zjemywetrzechobiad.Apopołudniupokażeszmu
miasto.Możeszwziąćłódźpolicyjną.
—ZawieźćgodoMuranonapokaztechnikwydmuchiwaniaszkła?
Pattaskinąłgłowąijużchciałpochwalićtenpomysł,
Jtiedynaglezdałsobiesprawęzironiiwtoniepodwładnego.
—Donaszychobowiązków,Brunetti,należyrównieżdbałośćowłasnyimage—rzekł,
starającsięwymówićostatniesłowozpoprawnymangielskimakcentem,choćbynajmniejniewładałtym
językiem.
Brunettiwstał.
—Wporządku—powiedział,spoglądajączgórynawciążsiedzącegoPattę.—Coś
jeszcze,vice-questore?
—Nie,chybanie.Dozobaczeniajutronaobiedzie.
Rozdział10
KiedyBrunettiwyszedłzgabinetuPatty,signorinaEłettrawciążspiskowałaprzy
komputerze.Odwróciłasięjednakodekranuiuśmiechnęłaprzyjaźniedokomisarza,co
oznaczało,żewybaczyłamujużjegoniestosownąuwagęotajnychszwajcarskichkontach.
—Noico?—spytała.
—Mampokazaćmiastoszefowipolicjiberneńskiej.Pewniepowinienembyćwdzięczny,
żePattaniechce,abyfacetumniezamieszkał.
—Dokądgopanzabierze?
—Bojawiem?Przejdęsięznimpomieście,apotemprzyprowadzęgotutaj.Może
powinienemmupokazaćkolejkiprzedUfficioStranieri,żebyzobaczył,jakamasaludzistarasięokartę
stałegopobytu.
Chociażniechętniesiędotegoprzyznawałnawetsamprzedsobą,Brunettiodczuwał
pewien niepokój, ilekroć patrzył na tłum gromadzący się przed urzędem: w większości byli to młodzi
mężczyźnizkrajówniemającychżadnychzwiązkówzkulturąeuropejską.Alebez
względunato,wjakostrożnesłowaubierałswemyśli,gnębiłagoświadomość,żeuich
podłoża leżą te same niskie instynkty, które stanowią pożywkę ksenofobów z przeróżnych le-ge
obiecującychprzywrócićWłochometnicznąikulturalnączystość.
SignorinaElettraprzerwałajegoponurerozważania.
—Możeniebędzietakźle,commissario.Szwajcarzyniejednokrotniesięnamprzysłużyli.
Brunettisięuśmiechnął.
—Możezdołapaniwyciągnąćzniegojakieśkomputerowehasła?
—Och,niejestempewna,czyznatakie,któremogłybysięnamprzydać,commissario.
Policyjnehasłasąłatwodostępne.Natomiasttenaprawdęprzydatne,umożliwiającewejściedodanych
bankowych...Nawetjanietraciłabymczasunapróbęichzdobycia.
v—Signorina,chciałbympaniąocośprosić—rzekłnagle,samniewiedząc,comu
podsunęłotenpomysł.;••—Tak,commissario?—spytała,sięgającpodługopis.Zarto
tajnychszwajcarskichkontachcałkiempuściławniepamięć.
—ChodzimioksiędzazkościołaSanPolo.DonLu-ciano,nazwiskanieznam.Mogłaby
siępanidowiedzieć,czykiedykolwiekmiałkłopoty?
•—Kłopoty,commissario?
—Czybyłaresztowanyalbooskarżonyocokolwiek.
częstozmieniamiejscepobytu.Tak,toważne.Niechpanidowie,wjakiejostatnioprzebywał
parafiiidlacze-Przeniesionogotutaj.
"—Łatwiejbyłobyuzyskaćkodyszwajcarskichban-—mruknęłasignorinaElettra.
—Słucham?
—Ciężkozdobyćtegorodzajuinformacje.
—jeślibyłaresztowany,powinienfigurowaćwnaszejkartotece.
—Takierzeczypotrafiąznikać,commissario—oznajmiłabeznamiętnymtonem.
—Jakierzeczy?—spytałzaintrygowany.
—Aktadotyczącearesztowańksięży.Podobniejakartykułyukazująceichw
niekorzystnymświetle.Pamiętapantęhistorięwdublińskiejłaźni?Tematbłyskawicznie
wyparowałzgazet.
Brunettiprzypomniałsobiewiadomość,którawubiegłymrokupojawiłasięwprasie,choć
tylko na łamach „Ma- nifesto" i „L'U nita". Irlandzki ksiądz umarł na zawał w łaźni dla gejów w
Dublinie.Ostatniegonamaszczeniaudzieliłomudwóchinnychksięży,którzyprzebywali
tamwtymsamymczasie.Czytającartykuł,Paoladosłowniewyłazuciechy.Jednakżecała
sprawaucichłapojednymdniu,znikłanawetzeszpaltlewicowychdzienników.
—Trudnocośusunąćzpolicyjnejkartoteki.
Sekretarkauśmiechnęłasiępobłażliwie,zupełniejak
Paola,kiedyniechciałaprzeciągaćdyskusji.
—Znajdęnazwiskoiwszystkoposprawdzam—obiecała,przewracającstronęwnotatniku.
—Cośjeszcze?
—Nie,tojużwszystko—rzekłBrunetti,wychodzączpokoju.
OdkądprzedkilkulatysignorinaElettrazaczęłapracowaćnakomendzie,zdołał
przywyknąć do jej ironicznego stylu bycia, mimo to wciąż zdarzało się jej powiedzieć coś, co go
zaskakiwało lub wprawiało w najwyższe zdumienie. Nigdy jednak nie odważył się prosić, żeby mu
wytłumaczyła,comanamyśli.Terazteżniespytał,dlaczegozdobycieinformacjioksiężachuważazatak
trudnezadanie.Chociażanirazunierozmawialioreligiiiklerze,niezdziwiłbysię,gdybyjejpoglądy
nieodbiegałyzbytnioodprzekonańPaoli.
Znalazłszysięwswoimgabinecie,porzuciłrozważanianatematElettryorazŚwiętejMatkiKościołai
sięgnąłpotelefon.Wykręciłznajomynumer,agdypodrugimdzwonkuusłyszałwsłuchawcegłosLele
Bortoluzziego,przeprosił,żeznówzawracamugłowędoktorem
Messinim.
—Skądwiedziałeś,żejużwróciłem,Guido?
—Awyjeżdżałeś?
—Tak,doAnglii.MiałemwernisażwLondynie;przyleciałemwczorajpopołudniui
zamierzałemdziśdociebiezadzwonić.
—Zjakimiwiadomościami?—spytałBrunetti,zbytciekaw,czegomalarzzdołałsię
dowiedzieć,abytracićczasnakurtuazyjnąrozmowędotyczącąwystawy.
—Wyglądanato,żeFabioMessinilubikobiety.
—Wprzeciwieństwiedonas,tak?Tomiałeśnamyśli?
Lele,któryzamłoducieszyłsięopiniąpogromcydamskichserc,parsknąłśmiechem.
-—Nie—zaprzeczył.—Chodzimioto,żeMessinidotegostopnialubitowarzystwo
młodychkobiet,żegotówjestzaniepłacić.Wtejchwilimadwie.
—Tak?
?—Tak.Jednątu,wmieście,wpobliżuSanMarco,płaciczynszzajejczteropokojowe
mieszkanie,adrugąnaLido.Żadnaniepracuje,obieubierająsięniezwykleelegancko.
—Sam?
—Cosam?
—Czysamjedenjeutrzymuje?—Brunettiniechciałdosadniejformułowaćpytania.
—Hm,nieprzyszłomidogłowy,żebyotospytać—odparłLele;zjegogłosuprzebijał
żal,iżtegonieuczynił.—Podobnoobiesąbardzopiękne.
—Podobno?Ktotakuważa?
-—Znajomi.—Malarzniewdawałsięwszczegóły.
—Cojeszczemówią?
—ŻeMessiniodwiedzakażdąznichdwa,trzyrazywtygodniu.
—Wspomniałeś,żeilegośćmalat?
—Niewspomniałem,alejestwmoimwieku.
—No,no—mruknąłBrunetti,apochwilispytał:—Aczycitwoiznajomimówilicośo
jegodomuopieki?
—Domach.Makilka—przypomniałLeleBortoluzzi.
—Iledokładnie?
—Chybapięć,jedenwWenecjiiczterynastałymlądzie.
Brunettizamilkłidługosięnieodzywał.
—Guido,jesteśtam?—zaniepokoiłsięmalarz.
-—Tak,tak,jestem.Czytwoiznajomiwiedzącośotychdomach?
—jedynieto,żewewszystkichpracująsiostryzjakiegośzakonu.
—ZzakonuŚwiętegoKrzyża?—spytałBrunetti,gdyżwłaśnietemuzakonowi,temu
samemu,zktóregowystąpiłaMariaTesta,podlegałdomopieki,wktórymprzebywałajego
matka.
—Zgadzasię.
—Skorodomynależądoczłowiekaświeckiego,czytoniedziwne,że...
—Niewiem,czynależą,czyontylkonimizarządza.Wkażdymraziejestdyrektorem
wszystkichpięciu.
—Rozumiem—powiedziałBrunetti,obmyślającnastępnykrok.—Cojeszczemówili
twoiznajomi?
—Jużnic—odparłniecooschlemalarz.—Czypankomisarzjeszczesobieczegośżyczy?
—Lele,przepraszam,niechciałembyćnieuprzejmy!Aleznaszmnie.
Faktycznie,LeleBortoluzziznałBrunettiegoodpieluch.
—Nieprzejmujsię,Guido.Wpadnijdomniekiedyś,co?
Brunettiprzyrzekł,żenapewnozajrzy,alezapomniałoobietnicy,gdytylkoodłożył
słuchawkę.Pochwiliznówjąpodniósłipoleciłtelefonistce,żebyznalazłanumerSan
LeonardoCasadiCura,mieszczącejsięgdzieśwpobliżuOspedaleGiustiniani.
|DwieminutypóźniejrozmawiałzsekretarkądoktoraMessiniego;kobietaumówiłagona
czwartąpopołudniuBaspotkaniezdyrektoremdomuopiekiwsprawieprzeniesieniatam
matkikomisarza,ReginyBrunetti.
Rozdział11
Okolica,wktórejznajdowałsięOspedaleGiustiniani,niebyłazbytoddalonaodmieszkaniaBrunettiego,
alenieleżałanatrasie,którąnajczęściejpokonywał.Odwiedzałtęczęśćmiastatylkowtedy,gdymusiał
płynąćnawyspęGiudeccaalboczasemwniedzielę,kiedywrazz
PaoląwybieralisiędoZattare,żebyposiedziećnasłońcuwjednejznabrzeżnychkafejek.
To,cowiedziałotejokolicy,stanowiłotakąsamąmieszankęfaktówimitówjakniemal
caławiedzawenecjanoswoimmieście:zatymmuremrozciągasięogródbyłejgwiazdy
filmowej,którawyszłazamążzaprzemysłowcazTurynu;tammieszkapotomek
Contradinich,októrymkrążąpogłoski,żeodpółwiekunieopuściłposiadłości;zatąbramąmieścisię
palazzoostatniejdonaSalva,którapojawiałasięwoperzetylkonapremierach,zawszesiadaławloży
królewskiejizawszeubranabyłanaczerwono.Znałtemuryibramytak,jakludziezinnychkrajówznają
postacizkomiksówikreskówek—ipodobniejak
innympostacizkreskówek,takjemutemuryorazbramykojarzyłysięzdzieciństwemi
zupełnieinnymświatem.
AletakjakdzieciwyrastajązbajekiprzestająsiępasjonowaćprzygodamiTopolinoi
BracciodiFerro,takiBru-nettipoparulatachpracywpolicjiprzejrzałnaoczyipoznał
mrocznąrzeczywistośćkryjącąsięzawielomaztychmurów.Byłagwiazdanadużywała
alkoholu,aprzemysłowcazTurynuaresztowanodwukrotniezaznęcaniesięnadżoną.
PotomekContradinichrzeczywiścieodponadpółwiekuniewystawiłnosapozaposiadłość,
aletodlatego,żeotaczałjągrubymurnajeżonykawałkamiszkła,aonsamprzebywałpodstałąopieką
trzechsłużących,którzynawetnieusiłowaliwyprowadzićgozbłędu,że
MussoliniiHitlerwciążutrzymująsięuwładzy,uratowawszyświatprzedzalewem
żydostwa.NatomiastdonaSalvaodwiedzałaoperęzjednegopowodu:byłaświęcie
przekonana,żezapomocąwibracjikontaktujesięzniąduchmatki,którazmarławtej
właśnielożyprzedsześćdziesięciomapięciomalaty.
Domopiekistałzakolejnymwysokimmurem.Jegonazwa—wrazzinformacją,że
odwiedzinymożnaskładaćoddziewiątejdojedenastejwewszystkiednitygodnia—
wypisana była na mosiężnej tabliczce. Brunetti nacisnął dzwonek, po czym cofnął się kilka kroków; na
szczyciemuruniedojrzałjednakkawałkówszkła.Coprawdażadnemuz
pensjonariuszyniestarczyłobysił,żebywspiąćsiętakwysoko,ajeślichodzio
zabezpieczenieprzedzłodziejami...Cóż,starzyludzieniemielijużnic,comożnabyim
'odebrać—opróczżycia.
Drzwiotworzyłazakonnicawbiałymhabicie,sięgającakomisarzowizaledwiedoramienia.
Schyliłsięodruchowoirzekł:
—Dzieńdobry,siostro.JestemumówionyzdoktoremMessinim.
Spojrzałananiegozdziwiona.
—Dottorebywatylkowponiedziałki—oznajmiła.
—Rozmawiałemdziśranozjegosekretarką.Powiedziała,żebymprzyszedłoczwartej,
jeślichcęomówićsprawęprzeniesieniamojejmatki.
Zerknąłnazegarek,żebyukryćirytację.Zjawiłsiępunktualnieogodziniepodanejprzezsekretarkę,lecz
tanajwyraźniejwprowadziłagowbłąd.
Zakonnicasięuśmiechnęła;dopieroterazzorientowałsię,jakajestmłoda.
—Ach,więczapewneoczekujepanadottoressaAlber-ti,naszawicedyrektor.
—Byćmoże—zgodziłsięszybko.
Cofnęłasię,żebywpuścićBrunettiegonaobszernykwadratowydziedzinieczzasłoniętą
studniąpośrodku.Pąkinakrzakachróżzaczynałysięjużrozwijać,awpowietrzuunosiłsięsłodkizapach
bzu.
—Pięknietu—powiedziałBrunetti.
—Prawda?
Zakonnicaskierowałasiędodrzwipoprzeciwnejstroniedziedzińca.
Kiedy szli przez zalane słońcem podwórze, nagle w cieniu długiego tarasu, który ciągnął się wzdłuż
dwóchścianbudynku,Brunettispostrzegłpensjonariuszy.Siedzieliwjednymrzędzie,sześćczysiedem
osóbnawózkach,nieruchomi,zoczamizapadłymijakuświętychna
greckichikonach—zbiorowemementomoń.Mimożeprzeszedłtużkołonich,żadenze
starcówniezareagował,zupełniejakbygoniewidzieli.
Wewnątrzbudynkuścianypomalowanebyłynawesołyjasnożółtykolor;mniejwięcejna
wysokości metra biegła wzdłuż nich poręcz. Podłogi lśniły nieskazitelną czystością, jeśli nie liczyć
charakterystycznychczarnychśladów,pozostawionychgdzieniegdzieprzezgumowe
oponywózkówinwalidzkich.
—Tędy,proszę—powiedziałamłodazakonnica,skręcającwkorytarzpolewej.
Idączanią,Brunettizdążyłzauważyćsalębankietowązfreskaminaścianachi
żyrandolami; obecnie pełniła podobną funkcję co dawniej, bo właśnie tu jadano posiłki, tyle że piękne
staremeblezastąpiłystołyolaminatowychblatachikrzesłazplastiku.
Zakonnicaprzystanęłaprzedzamkniętymidrzwiamiizastukałalekko;usłyszawszy
przyzwalającygłos,otworzyłajeiwpuściłaBrunettiegodośrodka.
Gabinetmiałczterywysokieokna;światłosłoneczneodbiteododłamkówmikiwpłytach,
którymiwyłożonybył'dziedziniec,rzucałonaścianywręczmagicznypoblask.(Ponieważ
biurkostałopodoknem,Brunettiwpierwszej'chwiliniemógłdojrzećwicedyrektorki.
Dopierogdyjego^czyprzywykłydojasności,zobaczył,żejesttotęgakobietaubranaw
ciemnyfartuch.
—DottoressaAłberti?—spytał,podchodzącniecoizatrzymującsięwcieniurzucanym
przezwąską
jfcianęmiędzydwomaoknami.
—SignorBrunetti?—Wicedyrektorkawstałazzabiurkairuszyławstronęgościa.
Niepomyliłsię:kobietabyłaprawiejegowzrostuiniemaldorównywałamuwagą,której
sporaczęśćrozłożyłajejsięnaramionachiwokółbioder.Okrągłarumianatwarzzdradzałapociągdo
jedzeniaitrunków;małyzadartynosniezbytdoniejpasował.Największymatutemwice-dyrektorkibyły
oczy, duże, szeroko rozstawione, w kolorze bursztynu. Ciemny fartuch okazał się z bliska obszerną
wełnianąsukienką,całkiemudatnieskrywającątuszę.
Kiedypodalisobienapowitanieręce,Brunettimiałwrażenie,żedostałdopotrzymania
zdechłego szczura. Zdziwiło go, że tak rosła kobieta nie wie, co to normalny uścisk dłoni, podobnie
zresztąjakwieleprzedstawicielekjejpłci.
—Bardzomimiło—rzekł.—Icieszęsię,żezechciałasiępanizemnąspotkać.
—Musimysłużyćnaszejspołeczności.
Dopieropochwiliuzmysłowiłsobie,żepowiedziałatozupełniepoważnie.
Usiadłprzedbiurkiem,podziękował,kiedymuzaproponowałakawę,poczymwyjaśnił,że
—takjakmówiłprzeztelefonsekretarce—razemzbratemzamierzająprzenieśćmatkędo
domuopiekiSanLeonardo,alezanimpodejmąostatecznądecyzję,pragnąuzyskaćnieco
informacji.
—Naszdomotwartosześćlattemu,signorBrunetti.Poświęciłgosampatriarcha,a
personelstanowiąniezastąpionesiostryzzakonuŚwiętegoKrzyża.
Brunetti skinął głową, jakby chciał powiedzieć, że poznał to po habicie zakonnicy, która go
przyprowadziła.
—Jesteśmyinstytucjąmieszaną.
—Przepraszam,aleniebardzorozumiem,cotoznaczy.
—Toznaczy,żemamypensjonariuszy,zaktórychpłacipaństwo,itakich,którzysami
opłacająswójpobyt.Wktórejgrupiemieścisiępańskamatka?
Brunettizmarnowałwieledninazałatwianieformalności,abyuzyskaćto,conależałosięmatcezracji
czterdziestulatprzepracowanychprzezmęża.Alezałatwił:kosztyjej
utrzymaniapokrywałapaństwowasłużbazdrowia.
—Płaciłabyzasiebie—skłamał,szczerzączębydowicedyrektorki.
DottoressaAlbertitaksięrozpromieniłanatęwieść,że^niemalzwiększyłaswojąobjętość.
—Oczywiściezdajepansobiesprawę,żeniewpływatownajmniejszymstopniuna
sposób,wjakitraktujemynaszychmiłychpodopiecznych.Musimytylkowiedzieć,gdzie
wysyłaćrachunki.
Brunettipokiwałzezrozumieniemgłową.
—Wjakimstaniezdrowiajestpańskamatka?
—Dobrym.Całkiemdobrym.
TaodpowiedźzainteresowaławicedyrektorkęznacznieMniejniżpoprzednia.
c-—Akiedypanipańskibratplanujeciejądonasprzejeść?
—Przedkońcemwiosny.Kobietauśmiechnęłasięszeroko.
—Alenajpierwchciałbymzapoznaćsięzwarunkamiwtymdomu.
—Oczywiście.—DottoressaAlbertisięgnęłapocienkąteczkęleżącąpolewejstronie
biurka.—Tutajznajdziepanwszystkieniezbędnedane,signorBrunetti.Informacjeo
usługachoferowanychpensjonariuszom,wykazpersonelumedycznego,krótkąhistorię
naszegodomuorazzakonuŚwiętegoKrzyża,atakżenazwiskanaszychprotektorów.
—Protektorów?—spytałuprzejmieBrunetti.
—Tak,członkównaszejspołeczności,którzywyrazilisięprzychylnienatematdomuSan
Leonardoipozwolilinampowoływaćsięnaichopinie.Rekomendacjatychludzistanowi
gwarancjętroskliwejopieki,jakązapewniamypensjonariuszom.
—Rozumiem.Oczywiście.—Brunettizawahałsię.—Czycennikteżtuznajdę?
Nawet jeśli pytanie wydało jej się nietaktowne lub zbyt bezpośrednie, nie dała tego po sobie poznać;
potwierdziłalekkimskinieniem.
—Czymógłbymsięrozejrzeć,dottoressa?
\Natwarzykobietyodmalowałosięzdumienie.
—Tomipozwolisięzorientować,czynaszamamabędzietuszczęśliwa.
Skierowałwzroknapółkęzksiążkami.Wolał,abywicedyrektorkaniewyczytałazjego
oczukłamstwa,itopodwójnego:popierwsze,niezamierzałmatkiprzenosić,podrugie,
dobrzewiedział,żenigdyinigdzieniebędziejuższczęśliwa.
—Naturalnie,signorBrunetti.Poproszęjednązsióstr,żebypokazałapanudom,a
przynajmniejczęśćpomieszczeń.
—Tomiłozpanistrony,dołtoressa.—Wstał,uśmiechającsięprzyjaźnie.
Wicedyrektorkanacisnęłaprzycisknabiurku.Pochwilidogabinetuweszłabezpukaniatasamamłoda
zakonnica,którawprowadziłagościa.
—SiostroKlaro,proszępokazaćpanuBrunettiemuświetlicę,kuchnięiktóryśzpokoi
prywatnych.
—Jeszczejedno!—zawołałkomisarz,jakbynaglesobieoczymśprzypomniał.
—Tak?
—Mamajestosobągłębokowierzącą.Bardzopobożną.Jeślitomożliwe,chciałbym
zamienićparęsłówzmatkąprzełożoną.—Widzącpominierozmówczyni,żezamierza
odmówić,dodałszybko:—Niechodzioto,żebymmiałjakiekolwiekwątpliwości,czymamę
tuumieścić;słyszałemsamepochwałynatemattegodomu.Poprostuobiecałemjej,że
porozmawiamzmatkąprzełożoną.Aprzecieżniemogęstaruszkiokłamać...
Przybrawszyswójnajbardziejchłopięcyuśmiech,spojrzałprosząconawicedyrektorkę.
—Niejesttoprzyjęte...—Przeniosławzroknazakonnicę.—Myślisiostra,żebyłobytomożliwe?
SiostraKlaraskinęłagłową.
—Tak.Właśniewidziałammatkęprzełożoną,jakwychodziłazkaplicy.
—Azatemmożepanzniąchwilęporozmawiać—oświadczyławicedyrektorka,zwracając
siędoBrunettie-
go.—Siostro,proszęnajpierwpokazaćnaszemugościowipokójpaniViotti,apotem
zaprowadzićgodomatkiprzełożonej.
Zakonnicaponownieskinęłagłowąiskierowałasiędodrzwi.Brunettinatomiastpodszedł
dobiurkaiwyciągnąłrękę.
—Okazałamipaniniezwykłąwyrozumiałość,dołto-ressa.Serdeczniedziękuję.
Wicedyrektorkateżwstałaipodałamudłoń.
—Naprawdęniemazaco,signore.Gdybymiałpanjeszczejakiekolwiekpytania,proszę
śmiałodzwonić.—WzięłazbiurkacienkąteczkęiwręczyłająBrunettiemu.
—Ach,oczywiście—rzekłiuśmiechnąłsięzwdzięcznością.
Przydrzwiachodwróciłsię,żebyjeszczerazpodziękować,poczymruszyłzasiostrąKlarą.
Nadziedzińcuskręciliwlewoipochwiliznówweszlidobudynku.Szerokimkorytarzem
dotarlidodużejsali,wktórejsiedziałagarstkaosóbwpodeszłymwieku.Dwieczytrzy
prowadziłytrudnądośledzeniarozmowę,powtarzającwnieskończonośćtesamekwestie.
Kilkatkwiłobezruchu,pogrążonychwewspomnieniachlubwżaluzaminionymilatami.
—Toświetlica—wyjaśniła,całkiemniepotrzebnie,siostraKlara.
Podeszła do jednej z pensjonariuszek i podniosła z podłogi pismo, które wypadło staruszce z ręki.
Brunettidosłyszałserdecznesłowawypowiadanewdialekcieweneckim.
—Dom,wktórymprzebywamojamatka,teżprowadząsiostryzzakonuŚwiętegoKrzyża
—powiedziałwtymsamymdialekcie,kiedyzakonnicadoniegowróciła.
—Naprawdę?—spytałanietylezprawdziwymzainteresowaniem,ileraczejzzawodową
uprzejmością.—Którytodom?
Brunettimiałwrażenie,żepolatachkontaktówzpensjonariuszamitakisposóbprowadzeniarozmowypo
prostuwszedłjejwnawyk.
—CasaMarinawDolo.
—Atak,naszesiostryoddawnatampracują.Dlaczegochcepanumieścićmamętutaj?
—Byłabybliżejmnieimojegobrata.Inaszeżonyczęściejbyjąodwiedzały.
Skinęłagłową,doskonalezdającsobiesprawęztego,jakniechętnieludzieodwiedzają
osobywpodeszłymwieku,zwłaszczajeśliniesątoichrodzice.
Wyszlinakorytarziznównadziedziniec.
—Przezkilkalatpracowałatamsiostra,którazostałaprzeniesionachybawłaśnietutaj—
powiedziałobojętnymtonemBrunetti.
—Tak?Jaksięnazywa?
—SuorTmmacolata—odparł,przypatrującsiębaczniezakonnicy,żebyzobaczyćjej
reakcję.
Zwrażeniaażsiępotknęła,alemożechodnikbyłwtymmiejscunierówny.
—Znająsiostra?
Widziałpojejminie,żemaochotęskłamać.
—Tak—powiedziałaizarazumilkła.
Brunettiudał,żeniedostrzega,jakbardzosięzmieszała.
—Byłaniezwykledobradlamojejmatki.Amatkaogromniesiędoniejprzywiązała.
Cieszymysięzbratem,żeSuor'Immacolatajesttu,bo...bojejobecnośćzawszedziałałanamatkękojąco.
Siostrawie,jaktojestzestarymiludźmi.Czasami...—Niedokończyłzdania.
—Atujestkuchnia—oznajmiłazakonnica,otwierającdrzwi.
Brunettirozejrzałsię,próbującokazaćzainteresowanie.PoinspekcjikuchnisiostraKlarapoprowadziła
goschodamiwprzeciwnymkierunku.
—Kobietymieszkająwtejczęści—wyjaśniła.—Si-gnoraViottiwyszładziśzsynemdo
miasta,więcmożepanzobaczyćjejpokój.
Brunettiegokorciło,byspytać,czyniepowinnimiećzgodystaruszki,alesiępowstrzymał.
Przezchwilęszlidługimkorytarzemopomalowanychnakremowościanach,wzdłużktórych
—takjakiwcałymdomu—ciągnęłysięporęcze.
Zakonnica otworzyła jedne z drzwi. Brunetti wsunął głowę do środka, pochwalił schludność i
funkcjonalnośćwnętrza,poczymzawrócilidoschodów.
—Zanimudamsiędomatkiprzełożonej,chciałbymsięprzywitaćzSuor'Immacolatą—
rzekł,dodającszybko:—Oiletomożliwe,oczywiście.Niechciałbymodrywaćjejod
obowiązków.
—Suor'Immacolatajużtuniepracuje.—WgłosiesiostryKlarywyczuwałosięnapięcie.
—Och,toprzykrawiadomość!Mamabędziebardzolizawiedziona.Bratrównież.—
Westchnąłzrezygnacją.—
Nocóż,trzebawpokorzekontynuowaćdziełoPanatam,gdzienasposyłają.
Zakonnicanicniepowiedziała.
—Czyskierowanojądoinnegodomuopieki,siostro?
—Nie,jejjużniemapośródnas.
Brunettistanąłiwytrzeszczyłzezdumieniaoczy.
—Umarła?Wielkienieba,tostraszne!—zawołał,poczymprzypominającsobieo
wymogachpobożności,szepnął:—Panie,miejlitośćnadjejduszą!
— Tak, Panie, miej litość nad jej duszą! — powtórzyli ła siostra Klara. — Suor'Immacolata została
usunięta
zzakonu.Nieumarła.Jedenzpensjonariuszynakryłjąnapróbiekradzieżypieniędzy.
—Niewiarygodne!
—Kiedychciałjązatrzymać,przewróciłagonapodło-Igę,łamiącmurękęwnadgarstku.
Apotemuciekła.Znikła.,—Czyzawiadomionopolicję?
H—Nie,chybanie.Niechcieliśmywywoływaćskandalu.
—Kiedytomiałomiejsce?|—Kilkatygodnitemu.
—Hm.Uważam,żenależałozawiadomićpolicję.Coś.takiegoniepowinnoujśćnikomuna
sucho.Nadużywaniezaufaniastarychludziistosowaniewobecnichprzemocy?orzeczy
karygodne.
SiostraKlaranieskomentowałajegowypowiedzi.Po-odłagowąskimkorytarzem,potem
skręciła w prawo Przystanęła przed ciężkimi drewnianymi drzwiami. Zastukała raz, a gdy ze środka
rozległsięczyjśgłos,weszładopokoju,pozostawiająckomisarzanazewnątrz.Pół
minutypóźniejwyłoniłasięzpowrotem.
—Matkaprzełożonaprzyjmiepana.
Brunettipodziękowałjejuprzejmie.
—Permesso?—spytał,przekraczającpróg.
Zamknąłzasobądrzwi,abynieulegałowątpliwości,że
zamierzatuspędzićprzynajmniejchwilę.
Rozglądającsiępopomieszczeniu,stwierdził,żejestniemalpuste,jedynąozdobęstanowił
ogromny rzeźbiony krucyfiks wiszący na przeciwległej ścianie. Stała pod nim wysoka kobieta w
zakonnym habicie, która wyglądała tak, jakby właśnie się dźwignęła z ustawionego przed krzyżem
klęcznika.Drugi,mniejszykrzyżnosiłanapiersi.SpojrzałanaBrunettiegobez
zainteresowaniaibezentuzjazmu.
—Tak?—spytałachłodno,jakbyprzerwałjejwyjątkowociekawąrozmowęz
dżentelmenemwprzepascenabiodrach.
—Chciałemsięwidziećzmatkąprzełożoną.
—Toja.Ocochodzi?
—Pragnęzasięgnąćniecoinformacjinatematzakonu.
—Wjakimcelu?
—Żebylepiejzrozumiećjegoświętąmisję—odparłbeznamiętnymtonem.
Matkaprzełożonaprzeszłaodkrucyfiksudofotelaotwardymoparciu,stojącegoprzy
nierozpalonymkominku.Usiadłapowoliiwskazałagościowikrzesłopolewej.
Przezdłuższyczasmilczała;Brunetti,któremunieobcebyłytegorodzajutaktyki,mającenaceluskłonić
rozmówcę,żebyzacząłmówićpierwszy,teżmilczał.Siedziałbezsłowa,
wpatrując się w twarz zakonnicy; w jej ciemne oczy iskrzące się inteligencją i wąski nos, który
wskazywałnaarystokratycznepochodzenielubascetycznycharakter.
—Kimpanjest?—zapytaławkońcu.
—CommissarioGuidoBrunetti.
—Jestpanpolicjantem?
Skinąłgłową.
—Policjarzadkoodwiedzaklasztory—oświadczyłapochwili.
—Borzadkomiewapowody.
—Cotoznaczy?
—Dokładnieto,copowiedziałem,proszęmatki.Przyczynąmojejobecnościwtymmiejscu
sąpostępkiniektórychosóbnależącychdozakonu.
—Jakiepostępki?—spytałakpiąco.
—Zniesławianie,szkalowaniedobregoimienia,nie-zgłoszenieprzestępstwa;wymieniam
tylkote,októrychsamsłyszałemioktórychwraziepotrzebymogęzeznaćwsądzie.
—Niemampojęcia,oczympanmówi.
Ipewniefaktycznieniemiała.
—Jednazpracującychtuosóbpowiedziałamidzisiaj,zeMariaTesta,byłazakonnica,
znanadawniejjakoSuor'Immacolata,zostałausuniętazzakonuzapróbękradzieży.Co
więcej,żeprzewróciłaswojąofiaręnapodłogęizłamałajejnadgarstek.—Urwał,dając
rozmówczyni czas na odpowiedź, ale nie odezwała się. — Jeśli te wydarzenia istotnie miały miejsce,
zostałopopełnioneprzestępstwo;kolejnymprzestępstwembyłoniezgłoszenieich
policji. Jeśli zaś nie miały miejsca, wówczas osoba, która mnie o nich poinformowała, jest winna
zniesławienia,zacoteżmożebyćpociągniętadoodpowiedzialności.
—Aktopanapoinformował?SiostraKlara?
—Nieważnekto.Ważnejestto,żeosobynależącedozakonunajwyraźniejsądzą,żecoś
takiegosięwydarzyło.—Namomentumilkł.—Awydarzyłosię?
—Nie—przyznałamatkaprzełożona.
—Więcskądtaplotka?
Uśmiechnęłasięporazpierwszy,odkądwszedłdopokoju.Niebyłtoszczególniemiły
widok.
—Wiepan,jakiesąkobiety;lubiąplotkować,obma-wiaćjednadrugą.
Brunetti,któryuważał,żemężczyźnisąznaczniebardziejskorzydowzajemnejobmowy
niżkobiety,niepowiedziałnic.
— Poza tym myli się pan, sądząc, że Suor'Immacola- ta jest byłą zakonnicą. Wciąż ją wiążą złożone
śluby.•—Wymieniłakolejnocnoty,któreślubujązakonnice,zakażdymrazem
prostującjedenpalecprawejdłoni:—Ubóstwo.Czystość.Posłuszeństwo.
—Skoropostanowiłaodejść,jakimprawemnadaluważaciejązaczłonkinięzakonu?
—Bożymprawem!—odparłaostromatkaprzełożona.Zjejtonuwynikało,żewtej
kwestiikomisarzniemanicdogadania.
—Akurattoprawoniemażadnejmocyprawnej.
—Świadczytotylkootym,jakźlejestznaszymspołeczeństwem.
—Owszem,podwielomawzględaminiejestnajlepiej,alenapewnoniedlatego,że
społeczeństwonieuznajeprawazabraniającegodwudziestosiedmioletniejkobieciezmienić
decyzję,którąpodjęłajakonastolatka.
...—Skądpanwie,ileonamalat?
—Czyistniejejakiśpowód,dlaktóregomatkatwierdzi,iżMariawciążnależydozakonu?
—zapytałBrunet-ti,ignorującpytanie.
—Janicnietwierdzę—powiedziałagłosemociekającymsarkazmem.—Takstanowi
prawoboże.ToPanwybaczyjejgrzech;jatylkopowitamjąznówpośródnas.
—JeśliMarianiezrobiłatego,cosięjejzarzuca,dlaczegowystąpiłazzakonu?
—Nieznamosobyotymimieniu.ZnamSuor'Imma-colatę.
—Wporządku—zgodziłsięBrunetti.—Aledlaczegoporzuciłazakon?
—Zawszebyłauparta,arogancka.Odpoczątkuniechętniepoddawałasięwoliboskieji
mądrościpoleceńprzełożonych.
—Domyślamsię,żeuważamatkatepoleceniazarównoznacznezwoląboską?
—Możepansobieżartowaćdowoli,alenieznapandniaanigodziny.
—Nieprzyszedłempoto,żebyżartować,proszęmatki.Przyszedłemsiędowiedzieć,
dlaczegoMariaodeszłazdomuopieki,wktórympracowała.
Zakonnicadługozastanawiałasięnadodpowiedzią.Brunettizauważył,jakpodnosidłońi
bezwiedniezaciskająnakrzyżuwiszącymnapiersi.
—Podobno...—zaczęła,aleniedokończyłazdania.Spuściwszywzrok,zobaczyłarękę
zaciśniętąnakrzyżu;cofnęłająszybkoiponowniespojrzałanaBrunettiego.—Niesłuchałapoleceń,a
kiedywyznaczyłamjejpokutęzatengrzech,odeszła.
—Rozmawiałamatkazjejspowiednikiem?
—Tak.Kiedyjużodeszła.
—Powiedziałmatce,comówiła?
Zakonnicaprzybrałaoburzonąminę.
—Jakpantosobiewyobraża?Tajemnicaspowiedzijestświęta!
—Tylkożyciejestświęte—rzuciłBrunetti,alewidząc,żezakonnicaztrudem
powstrzymujesięodciętejriposty,pożałowałswoichsłów.—Dziękuję—rzekł,podnoszącsię.
Nawetjeślimatkęprzełożonązaskoczyłonagłezakończenierozmowy,niedałategopo
sobiepoznać.Brunettipodszedłdodrzwi.Kiedysięodwrócił,żebyjąpożegnać,wciąż
siedziałasztywnowfotelu,ściskającdłoniąkrzyż.
Rozdział12
Wracajączcasadicura,Brunettiwstąpiłdosklepupowodęmineralną,toteżwdomuzjawił
siędopieroowpółdoósmej.Ledwootworzyłdrzwi,odrazusięzorientował,żereszta
rodzinyjestwkomplecie:zsalonudochodziłśmiechChiaryiRaffiego,którzyoglądalicośwtelewizji,a
zgabinetu—głosPaolitowarzyszącyoperzeRossiniego.
Zaniósłbutelkidokuchni,powiedziałcześćdzieciom,poczymprzeszedłkorytarzemdo
gabinetużony.Napółcestałmałyodtwarzaczpłytkompaktowych;Paolasiedziałaobok,
trzymającwdłonikwadratowąwkładkęztekstemlibretta,iśpiewała.
—CeciliaBartoli?—spytał.
Spojrzałananiegozdumiona,żerozpoznałgłossolistki,którąwspomagałaswoimśpiewem
—niewiedziała,żePoprostuprzeczytałnazwiskonaobwoluciepłytyzCyrulikiem
sewilskim,którąkupiłaprzedtygodniem.
—Skądwiesz?—Zwrażeniazapomniaławtórowaćartystce,gdytarozpoczęłasłynnąarię
Unavocepocofa.
—Mamyokonawszystko—oznajmiłizarazsiępoprawił:—Araczejucho.
Paolawybuchnęłaśmiechem.
—Och,wdomuniemusiszbyćpolicjantem,Guido.
Zamknęłalibrettoipołożyłajenabiurku,poczym
schyliłasięiwyłączyłaodtwarzacz.
—Myślisz,żedziecidałybysięwyciągnąćgdzieśnakolację?
— Na pewno nie. Oglądają jakiś głupi film, który skończy się dopiero o ósmej. A poza tym coś już
włożyłamdogarnka.
—Co?—zainteresowałsięBrunetti.
—Giannimiałdziśprzepięknąwieprzowinę.
—Świetnie!Zczymjąprzyrządzisz?
—Zporcini.
—Ipodaszzpolentą?
—Nojasne—odparłazuśmiechemPaola.—
Nicdziwnego,żekałduncirośnie.
—Jakikałdun?—Brunettiwciągnąłbrzuch.Niezareagowała.
—Przecieżwiesz,jestkonieczimy—-dodałgwoliwyjaśnienia,apotem,chcącodwrócić
uwagę żony, a przy okazji i własną, od drażliwych tematów, zaczął opowiadać jej o tym, co się
wydarzyłowciągudnia,poczynającodtelefonuVittoriaSassiego.
—Oddzwoniłeśdoniego?
—Byłemzbytzajęty.
—Tozróbtoteraz.
Zostawiła go w gabinecie, żeby skorzystał z telefonu, a sama poszła do kuchni, by nastawić wodę na
polentę.Pojawiłsiępokilkuminutach.
.—Noico?—spytała,podającmukieliszekdolcetta.
—Dziękuję.—Pociągnąłniewielkiłyk.—Powiadomiłemgo,dokądprzenieśliMarięiw
jakimjeststanie.
—Cotozaczłowiek?
—Chybadośćporządny.Pomógłjejznaleźćpracęorazmiejscewpensjonacie.Inatyle
przejąłsięwypadkiem,żedomniezadzwonił.
—Atenwypadek...?
—Diabliwiedzą,czyktośniechcącynaniąnajechał,czyspecjalnie...—Znówwypił
trochęwina.
—Myślisz,żechcianojązabić?
Brunettiskinąłgłową.
—Dlaczego?
—Tozależy,zkimsięwidziałaporozmowiezemną.Icomówiła.
—Byłabyażtakanieroztropna?—spytałaPaola.
OMariiwiedziałaniewiele,tylkoto,comążopowiadałjejpopowrociezodwiedzinu
matki. Zawsze chwalił oddanie i cierpliwość młodej zakonnicy, nie były to jednak informacje
pozwalającestwierdzić,jakzachowałabysięwinnejsytuacji.
—Niezdałabysobiesprawy,żepostępujenieroztropnie.Pamiętaj,żewiększośćżycia
spędziławzakonie.
—Acotomadorzeczy?
—Jaktoco?Marianieznaludzi,ichzachowań.Niemiałastycznościzezłem,z
oszustwami.
—PrzecieżpochodzizSycylii,nie?
—Kiepskiżart.
—Towcalenieżart,Guido—oznajmiłaurażona
Paola.—Mówiępoważnie.Skorotamdorastała...—Odwróciłasięodkuchenki.—Wjakim
wiekuwstąpiładozakonu?
—Mającpiętnaścielat.
—Azatem,wychowującsięnaSycylii,miaładostateczniedużoczasu,żebysiędowiedziećoistnieniu
zła. Nie rób z niej świętej, Guido. Nie jest gipsową figurą, która rozpadnie się w pył przy pierwszej
stycznościznieprawościąlubnieodpowiednimzachowaniem.
—Pięćmorderstwtocoświęcejniżnieodpowiedniezachowanie—burknąłBrunetti,nie
kryjącirytacji.
Paolanicniepowiedziała.Popatrzyłanamęża,poczymwrzuciłasóldowrzącejwody.
—Nodobrze,dobrze,wiem,żeniemamzbytprzekonującychdowodów.
Paoladalejbezsłowakrzątałasięprzykuchence.
—-Nodobrze,niemamżadnychdowodów.Aleniewydajecisiępodejrzane,żenajpierw
ktoś rozpuszcza o Marii plotkę, iż ukradła pieniądze i złamała rękę jednemu z pensjonariuszy, a potem
nieznanysprawcająpotrącaipozostawiawrowie?
ZotwartegoopakowaniastojącegoprzykuchencePaolawzięłagarśćmąkikukurydzianeji
ostrożniezaczęłająwsypywaćdogarnka,całyczasmieszającwrzątek.
—Mógłjąpotrącićpijanykierowca—rzekła,nieprzerywającczynności.—Akobiety
żyjącesamotnieniewielemajądorobotypozaplotkowaniem.
Brunettiwybałuszyłoczy.
—Itomówiszty,którauważaszsięzafeministkę?—spytał.—Ciekawe,comówiąco
żyjącychsamotniekobietachte,którenieuważająsięzafeministki.
—Janieżartuję,Guido.Mężczyźniczykobiety,najed-nowychodzi.—Przezchwilęw
milczeniumieszaławodę.—Jeślijacyśludzieskazanisąwyłącznienaswojetowarzystwo,popewnym
czasiezaczynająosobiewzajemplotkować.Zwłaszczajeśliniemajążadnych
innychrozrywek.
—Takichjakseks?—spytał,licząc,żeudamusięjązgorszyćalborozbawić.
—Takichjakseks.
Skończyławsypywaćmąkę.
Brunettizadumałsięnaddotychczasowymprzebiegiemrozmowy.
—Masz,pomieszaj,ajatymczasemnakryjędostołu—powiedziałaPaola,podającmu
drewnianąłyżkę.
—Nie,janakryję.—Podszedłdokredensu,żebywyjąćtalerze,kieliszkiisztućce.—
Będziesałatka?
Paolaskinęłagłową,więcwyjąłrównieżczterymiseczki.
—Adeser?
—Nadesersąowoce.
Zdjąłzpółkiczterytalerzyki.Ustawiłwszystkonastole,poczymusiadłipodniósłdoustkieliszek.
—Nodobrze—rzekł,pociągającłyk.—Możewypadekrzeczywiściebyłniezamierzonyi
możetozwykłyzbiegokoliczności,żewcasadicurakrążąoMariinieprzyjemneplotki.—
Postawiłnastoleopróżnionykieliszekinapełniłgoponownie.—Naprawdętakuważasz?
Paolazamieszałapolentę,poczymoparłałyżkęnaParującymgarnku.
—Nie.Myślę,żektośusiłowałjązabić.Ispecjalnierozpuściłplotkęopróbiekradzieży.
Sądząc z tego, co mi dotąd mówiłeś o Marii, to osoba niezdolna do kradzieży lub kłamstwa. I wątpię,
żebyktokolwiek,ktojądobrzeznał,mógłuwierzyćwteoszczerstwa.Chybaże
usłyszałbywiadomośćodkogościeszącegosiędużymautorytetem.—Podniosłakieliszeki
upiłaniecowina.—Tozabawne,Guido,alewłaśniesłuchałamoczymśbardzopodobnym.
—Toznaczy?
— W Cyruliku jest taka wspaniała aria... tylko nie przerywaj; wiem, że w tej operze jest wiele
wspaniałycharii...Chodzimioscenę,kiedynauczycielmuzyki,Bazylio,mówiounacalunnia,otym,jak
oszczerstwo, raz wypowiedziane, rozrasta się i rozrasta, aż obmawiana osoba... — W tym momencie
Paolazaskoczyłamęża;nabraławpłucapowietrzaiostatnie
słowabasowejariiwyśpiewaładźwięcznymsopranem:—Awilito,calpestato,sottoil
pubblicoflagellopergransortevaacrepar.
Zanimskończyła,wdrzwiachkuchnipojawiłysiędzieci,zezdumieniemspoglądającna
matkę.
—Ależ,mamma,niemiałampojęcia,żeumiesztakśpiewać!—wyjąkałaChiara.
—Zawszemożnadowiedziećsięczegośnowegooludziach,nawetotych,którychw
naszymmniemaniuznamydoskonale—oznajmiłaPaola.
Mówiącto,patrzyłajednaknienacórkę,lecznamęża.
Podkoniecposiłkudoszłodorozmowyoszkoleijakranekprowadzidonocy,takpodjęty
wątekdoprowadziłdopytaniaolekcjereligii.
—Chciałabymprzestaćnaniąchodzić—powiedziałaChiara,biorącjabłkozmiski
stojącejnaśrodkustołu.
—Nierozumiem,pocoprzytymobstajecie—wtrąciłsięRafii.—Przecieżtozwykła
strataczasu.
Paolaniezaszczyciławypowiedzisynażadnymkomentarzem.
—Dlaczego,Chiaro?—zapytała.
Córkawzruszyłaramionami.
—Czyżbyodjęłocimowę?
—Ochprzestań,mamma\—zawołała.—Kiedymówiszdomnietymtonem,wiem,żei
takniebędzieszsłuchaćtego,copowiem.
—Ajakimtotonemmówiędociebie,mojadroga?
—Właśnietakim!
Paolaspojrzałanaswoichmężczyzn,oczekującwsparciawobliczutegoniezasłużonego
ataku, ale obaj patrzyli na nią z wyrzutem. Chiara obierała jabłko, koncentrując się na tym, żeby nie
przerwaćpaskaskórki,który—porozprostowaniu—sięgałbyjużdrugiegokońca
stołu.
—Przepraszam,Chiaro—powiedziałaPaola.
Córkałypnęłananiąspodoka,odcięłapasek,poczym
odkroiłakawałekjabłkaipołożyłamatcenatalerzu.
Brunettipostanowiłpodjąćprzerwanenegocjacje.
—Dlaczegoniechceszchodzićnareligię,Chiaro?—
spytał.
—Raffimarację.Tostrataczasu.Jużpierwszegotygodnianauczyłamsięnapamięć
katechizmu, a ksiądz wciąż tylko z tego nas odpytuje. Nudzę się jak mops, wolałabym w tym czasie
poczytać albo odrobić pozostałe lekcje. Najgorsze jest to, że ksiądz denerwuje się, kiedy zadajemy
pytania.
—Jakiepytania?—Brunettizastrzygłuszami.
Wziąłodcórkiostatnikawałekjabłka.Chiaranatychmiastsięgnęłaponastępne.
—No,naprzykładdziś—zaczęła,skupiającuwagęnanożu.—KiedymówiłoBogu,o
BoguOjcu,podniosłamrękęizapytałam,czyBógjestduchem.Ksiądzodpowiedział,żetak.
Więcspytałam,czyduchnieróżnisiętymodczłowieka,żeniejestbytemcielesnym,
materialnym.Ksiądzpotwierdził.Więcspytałam,dlaczegoprzyjmujesię,żeBógjest
mężczyzną,skoroniemaciałaaninic.
NadpochylonągłowącórkiBrunettizerknąłwstronęPaołi,aleniezdążyłujrzeć
triumfalnegouśmiechunatwarzyżony.
—IcoodpowiedziałDonLuciano?
—Och,wściekłsięizacząłnamniekrzyczeć.Powiedział,żebymsięniewymądrzała.—
Chiarawbiłaoczywojca,namomentzapominającojabłku.—Alejasięwcalenie
wymądrzałam,papa.Słowodaję!Poprostubyłamciekawa.Botoniewydajesięlogiczne.
PrzecieżBógniemożejednocześniebyćducheminie-duchem.Czymoże?
—Niewiem,kochanie,minęłosporoczasu,odkądsamuczyłemsiętychrzeczy.Pewnie
Bógmożebyćtym,czymchce.Możejesttakpotężny,żecałanaszawiedzaobycie
materialnymiwszystkieprawarządzącenaszymmaleńkimwszechświatemniemajądla
niegożadnegoznaczenia.Zastanawiałaśsięnadtym?
—Nie,nigdy—przyznałaChiara,odsuwająctalerz.Zamyśliłasięnamoment,poczym
rzekła:—Tomożliwe.—Znówsięzamyśliła.—Mogęiśćodrobićlekcje?
—Oczywiście.—Brunettizmierzwiłcórcewłosy.—Jeślibędzieszmiałakłopotyz
matematyką,przyjdźdomnie.
Chiarawybuchnęłaśmiechem.
—Icozrobisz,papa?Powiesz,żeniestetydzisiejszezadaniaróżniąsięodtych,któretyrozwiązywałeś
wszkole?
—Czykiedykolwiekmówięcoinnego,cara?
—Nigdy.Inanicinnegoniemogęliczyć,prawda?
—Zgadłaś—powiedziałBrunetti,odsuwająckrzesło.
Rozdział13
Ponieważniemógłuniknąćtematureligiizarównowdomu,jakiwpracy,tegowieczoru
Brunetti postanowił poczytać tom pism wczesnych Ojców Kościoła, choć nie była to lektura, po jaką
zwykłesięgał.ZacząłodTertuliana,alezdegustowanyjegotyradami,szybko
przeszedłdokolejnegotekstu.Izaraztrafiłnanastępującąmyśl:„Grzeszyten,ktow
uniesieniu miłosnym tak chutliwie własną żonę chędoży, iż pragnąłby się z nią gzić nawet wówczas,
gdybymuzaślubionaniebyła".
—Gzić?—Uniósłgłowęznadtekstu.
Pytanie sprawiło, że Paola, która siedziała obok niego, na wpół drzemiąc nad notatkami na jutrzejsze
zajęcia,ocknęłasię.
—Co?
—Jaktomożliwe,żepozwalamytymludziomuczyćnaszedzieci?—zapytałBrunetti,po
czymprzeczytałżoniefragment,którygozirytował.
Nietylezobaczył,ilepoczuł,jakPaolawzruszaramionami.
—Cochceszprzeztopowiedzieć?—spytał.
—Zegłodnemuchlebnamyśli.Człowiek,którysię
chudza,bezprzerwymyśliojedzeniu,palaczpozbawionypapierosówmarzytylkootym,
żebyzapalić.Więctoihybanaturalne,żeludzie,którymzakazanouprawiania$eksu,
sfiksowalinatympunkcie.Szczytemgłupotyjest•danieimwładzy,abymoglidyktować
innym,jakmawyglądaćichżyciepłciowe.Totak,jakbykazaćślepcomuczyćhistoriisztuki.
v..—Dlaczegonigdywcześniejmitegoniemówiłaś?
—Bozawarliśmyugodę.Obiecałam,żeniebędęsięWtrącaćdoreligijnejedukacjidzieci.
—Aletosąbrednie!—zawołał,uderzającpięściąwotwartąksiążkę.
v—Pewnie,żebrednie—oznajmiłaspokojnie.—Podobniejakwiększośćspraw,zktórymi
młodzieżstykasięnaulicy.
—Nierozumiem.
—Reklamyklubówerotycznych,ofertyseksuprzeztelefon.Całytenszajsibełkottego
szaleńca...—wskazałapogardliwieksiążkę,którątrzymał—...todwiestronyjednego
medalu.Wobuwypadkachseksstałsięobsesją.—Wróciładonotatek.
Brunettisięzamyślił.
—Ale...—poczekał,ażPaolaznównaniegospojrzy.—Czynalekcjachreligii
rzeczywiścieucząichtakichbzdur?
—Niewiem,Guido;tęsferężyciapozostawiamtobie.Totytwierdziłeś,dokładnie
pamiętamtwojesłowa,żedziecipowinnydogłębniepoznaćdziedzictwokulturoweZachodu.
Apismamądrali,któregozłotąmyślprzytoczyłeśmiprzedchwilą,niewątpliwiestanowią
częśćtegodziedzictwa.
—Przecieżniemogąuczyćdzieciakówczegośtakiego!
Paolawzruszyłaramionami.
—Niewiem.SpytajChiarę—powiedziałaiznówpochyliłasięnadnotatkami.
Brunetti postanowił, że uczyni to nazajutrz z samego rana. Wciąż gotował się w środku, ale ponieważ
Paolanajwyraźniejniechciałakontynuowaćrozmowy,zamknąłtompism
kościelnych,poczymzestosuksiążekpiętrzącegosięprzykanapiewziąłDziejewojny
żydowskiejJózefaFlawiusza.DoszedłdoopisuoblężeniaJerozolimyprzezwojska
Wespazjana,kiedyzadzwoniłtelefon.
Komisarzwyciągnąłrękęipodniósłsłuchawkę.
—Brunetti—powiedział.
—Commissario,mówiMiotti.
—Tak,Miotti,ocochodzi?
—Uznałem,żepowinienemdopanazadzwonić.
—Wjakiejsprawie?
—Jednazosób,którepanodwiedzałzsierżantemVianellem,nieżyje.
—Kto?
—SignordaPre.
—Cosięstało?
—Niejesteśmypewni.
—Jaktoniejesteściepewni?
—Możebyłobynajlepiej,gdybysampantuprzyjechał,commissario.
__Tu?Czyligdzie?\—Dojegomieszkania,commissario.Mieścisię...
—Znamadres—przerwałmuBrunetti.—Cosięiwydarzyło?
—Wmieszkaniupiętroniżejwodazaczęłakapaćzsu-i,więcsąsiadpobiegłnagórę,żebyzobaczyć,co
się!eje.Miałklucz,wszedłdośrodkaiznalazłdaPreleżą-gonaposadzcewłazience.
s.,—Nieżył?
—Wyglądanato,żeupadłiskręciłkark,commissa-
Brunetticzekałnadalszeinformacje,aleponieważ'słuchawcezaległacisza,rzekł:
—ZadzwońpodoktoraRizzardiego.
—Jużtozrobiłem,commissario.
—Dobrze.Będęzadwadzieściaminut.—BrunettitozłączyłsięizerknąłnaPaolę,która
przerwałaczytanie,|iaciekawionausłyszanymistrzępamirozmowy.—Chodzi
>daPre.Upadłiskręciłkark.W—Totenmałygarbus,tak?
—Tak.
Jejreakcjabyłanatychmiastowa.
—Biedak,cozapotwornypech!Brunettimilczałprzezchwilę.?—Możeipech—
powiedziałwkońcu.Różnicawichwypowiedziachwynikałanietylkozod-ennych
charakterów;przezkomisarzaprzemawiałażarowapodejrzliwość.AlePaolanie
skomentowałasłówza,jedyniespojrzałanazegarek.
—Jużprawiejedenasta.
BrunettirzuciłJózefaFlawiuszanaOjcówKościołaiwstałzkanapy.
—Więczobaczymysiędopierorano.
Paolapogładziłagoporęce.
—Weźszalik,Guido.Nocmożebyćzimna.
PochyliłsięipocałowałPaolęwczubekgłowy,poczym
udałsiędoprzedpokoju;włożyłpłaszcz,zgodniezprzykazaniemżonyowinąłszyjęszalikiemiwyszedłz
domu.
Kiedyzbliżałsiędobudynku,wktórymmieszkałdaPre,nawprostdrzwiwejściowych
zobaczyłpolicjantawmundurze.Funkcjonariuszzasalutowałnawidokkomisarza,agdytenspytałgoo
doktoraRizzardiego,odpowiedział,żelekarzzdążyłjużprzyjechać.
Innymundurowypolicjant,Corsaro,stałwotwartychdrzwiachnadrugimpiętrze.
Zasalutowałiodsunąłsię,żebyprzepuścićkomisarza.
—DottorRizzardijestwśrodku—rzekł.
Brunettiruszyłnakoniecmieszkania,skąddocierały
męskie głosy. Wszedł do pogrążonego w półmroku pokoju, który najwyraźniej był sypialnią, albowiem
przyjednejścianieznajdowałosięniskiełóżko,niewielewiększeoddziecięcego.
Naglepoczuł,żestąpapoczymśmiękkimimokrym.Stanąłjakwryty.
—-Miotti!—ryknął.
Wdrzwiachnakońcusypialnipojawiłsięmłodypolicjant.
—Tak,commissario?
—Zapalświatło.
Pokonującirracjonalnystrach,żestoiwkałużykrwi,Brunettizmusiłsię,byspojrzećwdół.
Odetchnąłzulgą,Jjiedysięprzekonał,żepodnogamimadywannasiąkniętywodą,która
przelałasięprzezpróg.Pochwiliwsunąłgłowędojasnooświetlonejłazienki,skąd
dochodziłyodgłosykrzątaniny.
UjrzałdoktoraRizzardiegodokładniewtejsamejpozie,wjakiejwidywałgomnóstwo
razy:pochylonegonadnieruchomymciałemnieboszczyka.
Zorientowawszysię,żeBrunettiwszedłdołazienki,lekarzpodniósłsię.Jużwyciągałnapowitanierękę,
kiedyzobaczył,żewciążjestobleczonacienkągumowąrękawiczką.Zdjąłjąidopierowtedyprzywitał
sięzkomisarzem.
—Buonasera,Guido.
Patolognieuśmiechnąłsię,zresztąuśmiechniebyłbywstaniezłagodzićjegosurowych,
ascetycznychrysów.Zbytczęstykontaktzgwałtownąśmierciąwewszystkichmożliwych
odmianachsprawił,żenosRizzardiegosięwyostrzył,apoliczkizapadły;patrzącnajegotwarz,odnosiło
sięwrażenie,iżjestwyrzeźbionawmarmurze,akażdyzgon,zktórymlekarzmiałstyczność,odłupywałz
niejkolejnądrobinękamienia.
Rizzardiodsunąłsię,żebyniezasłaniaćwyciągniętychnaposadzcezwłok.DaPrepo
śmierciwydawałsięjeszczemniejszyniżzażycia;wporównaniuznimlekarzikomisarz
byliolbrzymami.Leża!nawznak,zgłowądziwnieprzekrzywionąwbokizawieszonąw
powietrzu;przypominałjakąśosobliwąodmianężółwiawludzkimubraniu,któregookrutni
chłopcypołożylinagrzbiecieitakzostawili.
—Cosiętustało?—zapytałBrunetti.
Zauważył,żenogawkispodnilekarzmaprzemoczone
odkolandomankietów.Inaglesampoczułwilgoćwbutach.Podłogęwłaziencewciąż
pokrywałapółcentymetro-wawarstwawody.
—Hmm,pewnieodkręciłkran,żebynapuścićwodydowanny,poczympoślizgnąłsięna
posadzce.
Brunettispojrzałnawannę;wodazdążyłajużwyciec.Okrągłyczarnykorekzgumyleżał
przyotworzespustowym.Komisarzprzeniósłwzroknanieboszczyka.DaPremiałnasobie
garnitur,koszulęikrawat,alebyłboso—widoczniezdjąłbutyiskarpetkiprzedwejściemdołazienki.
—Poślizgnąłsięgołąstopą?
—Takprzypuszczam.
Brunettiwycofałsięzłazienki.Patolog,któryzakończyłjużswojeczynności,wyszedłzanim.Stojącw
sypialni,komisarzrozglądałsiędokoła,chociażsamniewiedział,czegoszuka.
Ciężkiekotaryszczelniezasłaniałyokna,skuteczniezabezpieczającwnętrzeprzedchłodemnocy.Obrazy
naścianachwyglądałytak,jakbypowieszonojekilkadziesiątlattemuiwięcejsięniminieinteresowano.
Wyblakłebarwyprzemoczonegoperskiegodywanuświadczyłyo
jego starości. Na skraju łóżka leżał jedwabny czerwony szlafrok; nieco dalej, gdzie woda nie zdążyła
dojść,stałyrównooboksiebiedwamaleńkiebuty,ananichspoczywałapara
złożonychciemnychskarpetek.
III
w
??w
Sii:!i!'*.1l(1r
1
w;
'i'i
???'?!;.'-i-
hi
Brunetti przeszedł przez pokój i schylił się po buty. Trzymając skarpetki w jednej ręce, drugą obrócił
obuwie
eszwamidogóry.Czarnagumabyłagładkailśniącai^kwpantoflach,którenosisię
wyłączniepodomu.Nie«l|8uważyłżadnychśladówzużyciaopróczniewielkichotarćna
tylnejkrawędziobcasów.Odstawiłbutynamiej-tśce,ananichpołożyłzpowrotem
skarpetki.i'.,,—Pierwszyrazwidzę,żebyktośzginąłwtenspo-lób—rzekłRizzardi.
—Przedlatybyłfilmoczłowieku,którycierpiałnasłoniowaciznę.Pamiętasz?Chybateżsiętakzabił.
Lekarzpotrząsnąłgłową.
—Filmuniewidziałem,aleoczywiścieczytałemotegorodzajuwypadkach.Ludzie,którzy
takupadają,łamiąsobiekręgi...aleraczejnieszyjne.—Umilkłispojrzał
§gdzieśwbok.
Brunettidomyśliłsię,żepatologusiłujesobieprzypomnieć,czyfaktycznienigdynietrafił
natakiopiswlite-taturzcfachowej.Xi—Nie,szyjneteż—oznajmiłpochwiliRizzardi.—
Zdarzasiębardzorzadko,alejednaksięzdarza.
—Możewięctozłamanieokażesięnatyleciekawe,jffetwojenazwiskotrafido
podręcznikówmedycyny—„J?izekłbezcieniaironiiBrunetti.
%. — Kto wie? — Lekarz podszedł do czarnej torby, któ- v;| tą pozostawił na stoliku przy drzwiach.
WrzuciłdoniejHgumowerękawiczki,poczymjązatrzasnął.—ZajmęsięABim
zsamegorana,Guido,aleprzypuszczam,żenieodżyjęnic,czegobymniewiedziałjużteraz.
Po prostu kiedy się poślizgnął, głowa poleciała mu do tyłu z taką siłą, nastąpiło złamanie kręgów
szyjnych.
—Śmierćbyłanatychmiastowa?
—Taksądzę;złamaniejestczyste.Podejrzewam,żepoczułwstrząs,kiedyupadłnaplecy,aleniezdążył
poczućjużbólu.
Brunettiskinąłgłową.
—Dzięki,Ettore.Alenawszelkiwypadekzadzwoniędociebie.Możejednakcoś
znajdziesz.
—Wporządku.Tylkonieprzedjedenastą—powiedziałpatolog,znówpodając
komisarzowidłoń,tymrazemnapożegnanie.
PochwiliBrunettiusłyszał,jaklekarzmówicośdoMiottiego,potemdobiegłgoodgłos
zamykanychdrzwi.Paręsekundpóźniejdosypialniwkroczyłmłodypolicjant,azanimekipatechniczna:
FoscoloiPavese.
Brunettiprzywitałichskinieniemgłowy.
—Chcęmiećwszystkieodciski,jakieudasięwykryć,zwłaszczawłazienceizwłaszcza
wokółwanny.Atakżezdjęciazrobionezwszelkichmożliwychstron.
Usunąłsięwbok,żebytechnicymoglizajrzećdołazienki.
Pavesepostawiłwalizkęwsuchymrogupokoju,wyjąłzniejczęścistatywuizacząłje
składać.TymczasemBrunettiopadłnakolana,nieprzejmującsiętym,żezamoczyspodnie.
Wsparłszysięnaoburękach,schyliłsięniskoiprzekrzywiłgłowę,żebylepiejwidzieć
podłogętużprzedwejściemdołazienki.
—Postarajsięznaleźćsuszarkędowłosówiosuszpodłogęnatymodcinku—polecił
Foscolowi,wskazując,októremiejscemuchodzi.—Tylkoprzypadkiemjejnie
ieraj!Aty—zwróciłsiędoPavesego—obfotografujdokładnie.
—Poco,commissario?—zapytałfotograf.
—Chcęsięprzekonać,czyniemażadnychśladówdczącychotym,żefacetawciągniętodo
łazienki.
—Podejrzewapan,żektośgozałatwił?—Paveseza-tłmocowaćaparatdostatywu.
fBrunettibezsłowawskazałnadrobnezadrapania,le-
Ipbw)widocznepodcienkąwarstwąwody.
—Tu.Ijeszczetu.
I|;t—Napewnoichnieprzeoczę,commissario.Możepanbyćspokojny.
IV—Dzięki.—BrunettipodniósłsięzklęczekipopatrzyłnaMiottiego.—Maszgumowe
rękawiczki?Bozapomniałemzabrać.
Miottiwyjąłzkieszenimarynarkiniedużąfoliowątorbęzrękawiczkami.Rozerwałjąi
podałkomisarzowijednąparę,drugąwłożyłsam.
—Gdybypanpowiedział,commissario,czegoszukamy...
—Niewiem.Czegoś,cobyprzemawiałozatym,że•ktośgozabiłalbomiałkutemu
powód.
Miottiskinąłgłową.Brunettiemuspodobałasięreak-młodegopolicjanta,boprzecież
odpowiedź,którejmuielił,byłamałokonkretna.
Komisarzwszedłdosalonu,wktórymnietakdawnotonuoniVianellorozmawializdaPre.
Tabakierkiwciążcielałykażdąpłaskąpowierzchnię.Brunettizbliżyłsiękredensuiwyciągnął
jednązszufladwjegośrodkowej
części.Zobaczyłrzędymałychpudełeczek:niektóre,owiniętewwatę,wyglądałyjak
prostokątnejajawbiałychgniazdach.Drugaitrzeciaszufladateżzawierałytabakierki.
Dopiero w najniższej były papiery. Na wierzchu leżała brązowa koperta wypełniona starannie
posegregowanymidokumentami.Jednakżepapierówpodniąniktnigdyniepróbował
uporządkować: leżały ciśnięte byle jak, jedne tekstem do góry, inne tekstem do dołu, niektóre złożone
wpół,innenaczworo.Brunettiwyjąłwszystko,ikopertę,iluźnekartki,aleniemiał
gdzieichprzejrzeć,bokażdykątzajmowałytabakierki.
W końcu zaniósł papiery do kuchni i rozłożył na drewnianym stole. Nie zdziwił się, widząc, że
dokumentywbrązowejkoperciedotyczątabakierek:byłytogłówniekopielistów
wysłanych przez da Pre do antykwariuszy i kolekcjonerów z zapytaniem o wiek, pochodzenie i cenę
okazówwystawionychnasprzedażorazrachunkizasetkimałychpudełeczek,często
kupowanychwpartiachpodwadzieściasztukiwięcej.
Brunetti odłożył kopertę i zaczął przeglądać pozostałe dokumenty. Jeśli liczył, że trafi choć na jeden,
któryuzasadniłbyjegopodejrzeniacodośmiercimałegoczłowieczka,spotkałgosrogizawód.Oprócz
rachunkówzaelektrycznośćigarścipismurzędowych,takichjaklistodwłaścicieladomu,wktórymda
Premieszkałpoprzednio,znalazłreklamęsklepumeblowego
wVicenzie,wyrwanyzgazetyartykułonastępstwachdługotrwałegozażywaniaaspiryny
orazulotkępodającąskutkiuboczneróżnychśrodkówprzeciwbólowych.
?y Brunetti przeszukał dokładnie kuchnię, po czym wrócił do sypialni. Fotograf i specjalista od
daktyloskopiizajmowalisięinnymipomieszczeniami.Odczasudoczasudochodziłygo
odgłosy ich pracy lub kątem oka widział błysk flesza. Mimo wysiłków nie znalazł jednak nic, co by
gwiadczyłootym,żeśmierćdaPrespowodowałocokolwiekinnegoniżnieszczęśliwy
wypadek.Miottiprzejrzałpudłostarychpismigazet,aleteżniewpadłnażadentrop.
Wkrótcepopierwszejpozwolonosanitariuszomzabraćciało;odrugiejekipatechniczna
zakończyła prace. Brunetti z Miottim, którzy skrupulatnie przeszukali każdy kąt, odłożyli na miejsce
papiery.Chcielizostawićwszystkowidealnymporządku,alenieumielisobie
poradzić z setkami tabakierek, które Foscolo poprzesuwał, poprzestawiał lub poukładał na podłodze,
kiedyposypywałjebiałymproszkiem.WreszcieBrunettisiępoddał;zdjął
rękawiczkiipowiedziałMiottiemu,żebyzrobiłtosamo.
KiedyFoscoloiPavesezobaczyli,żekomisarzszykujesiędowyjścia,zaczęlipakować
pośpiesznietorby,futerały,kasetkiipędzle,chcącuwolnićsięodtychkoszmarnych
pudełeczek,którekosztowałyichtylegodzinpracy.
BrunettirzuciłnaodchodneMiottiemu,żeniemusipojawiaćsięnakomendzieprzed
dziesiątą,podejrzewałjednak,żemłodypolicjantitakstawisięoósmej,albonawet
wcześniej.
Naulicyzmiejscapoczuł,jakwilgotnamgłaoblepia®utwarz.Byłagłuchanoc,wszyscy
spali. Komisarz owi- szyję szalikiem i ruszył do przystanku Accademia, ale ; kiedy dotarł na miejsce,
okazałosię,żepoprzednivapo-rettoodpłynąłprzedniespełnakwadransem,a
następnybędziedopierozaczterdzieściminut.Brunettipostanowiłwrócićdodomuna
piechotę.PopewnymczasieprzeciąłCampoSanBarnaba,potemminąłzamkniętąbramę
uniwersytetu,ajeszczepóźniejzabarykadowanynanocpałac,wktórymurodziłsięitworzył
Goldoni.Nienapotkałnikogo,dopókiniedoszedłdoCampoSanPolo,gdziezobaczył
odzianegowzielonymundurstrażnikaprzemierzającegoplac;ubokumężczyznykroczył
potulnie owczarek niemiecki. Brunetti i strażnik pozdrowili się skinieniem głowy, natomiast pies —
marzączapewneotym,żebyjaknajprędzejwrócićzeswoimpanemdociepłego
domu—zupełniezignorowałkomisarza.Zbliżającsiędoprzejściapodziemnegonakońcu
placu, Brunetti usłyszał ciche pluś- nięcie. Kiedy wszedł na most, wyjrzał przez barierkę i zobaczył w
wodzieoddalającegosięwolnoszczuraodługimogonie.Komisarzsyknął,ale
szczurgozignorowałtaksamojakpies;pewnieteżmyślałtylkoopowrociedociepłego
domu.
Rozdział14
Nazajutrz,wdrodzenakomendę,Brunettiponownieodwiedziłbudynek,wktórym
mieszkałdaPre;chciałosobiścieporozmawiaćzLuigimVenturim,sąsiadem,któryznalazł
zwłoki.Niedowiedziałsięjednakniczego,czegoniemógłbysiędowiedziećwrozmowie
telefonicznej. Da Pre miał niewielu przyjaciół, bardzo rzadko ktoś go odwiedzał, a Venturi nie znał
nazwiskażadnegozjegogości.Jedynakrewna,ojakiejwspominałkolekcjoner
tabakierek,tocórkakuzynamieszkającagdzieśpodWeroną.UbiegłegowieczoruVenturiniewidziałinie
słyszałniczegoniezwykłegoażdomomentu,kiedyujrzałwkuchniwodę
ściekającązsufitu.Nie,daPrenigdyniemówił,żemawrogów,którzychcielibywyrządzićmukrzywdę.
Słysząctopytanie,Venturispojrzałdziwnienakomisarza,więctenpośpieszniezapewniłgo,żepoprostu
chce wykluczyć tę mało prawdopodobną ewentualność. Nie, ani da Pre, ani sam Venturi nigdy nie
otwierali drzwi bez sprawdzenia, kto za nimi stoi. Kolejne pytania ujawniły, że przez większość
ubiegłegowieczorusignorVenturioglądałwtelewizjimeczpiłkinożnej;niemyślałodaPreaniotym,
cosiędziejewjegomieszkaniu,dopókinieposzedłdokuchni,żeby—przedudaniemsięnaspoczynek
—przyrządzićsobiefiliżankę
orzoro.Dopierowtedyzobaczyłwodęipobiegłnagóręsprawdzić,cosięstało.
Nie,niemożnapowiedzieć,żebysięprzyjaźnili;onsambyłwdowcem,adaPrestarym
kawalerem.Ponieważmieszkaliwjednymbudynku,postanowilidaćsobienawzajem
kompletswoichkluczy.Doubiegłegowieczorużadenniemiałokazjiznichkorzystać.
Brunettiniezdołałdowiedziećsięnicwięcej;byłjednakprzekonany,żewyciągnąłzsąsiadawszystkie
informacje,jakietenposiadał.
Wśródpapierówwnajniższejszufladziekomodywsalonienieboszczykaznajdowałosię
kilka listów od adwokata, którego kancelaria mieściła się w Dorsoduro. Brunetti zadzwonił do niego
wkrótcepopowrocienakomendę.Prawnik,typowywenecjanin,słyszałjużośmierci
daPreinawetusiłowałzawiadomićcórkęjegokuzyna.Okazałosięjednak,żepoleciałanatydzieńdo
Toronto,towarzyszącmężowi,któryudałsięnamiędzynarodowąkonferencję
ginekologiczną.Prawnikobiecał,żebędziepróbowałsięzniąskontaktować,aleniewie,czywiadomość
ośmiercikrewnegoskłonijądowcześniejszegopowrotu.
NiewieleumiałpowiedziećBrunettiemunatematzmarłego.AczkolwiekdaPreodlatbył
jego klientem, łączyły ich wyłącznie stosunki zawodowe. Nic nie wiedział o prywatnym życiu
kolekcjonera.Kiedykomisarzspytałowartośćspadkupozmarłym,adwokatwyjaśnił,że
oprócz mieszkania da Pre nic nie zostawił; wszystkie pieniądze inwestował w tabakierki, a te zapisał
MuseoCorrer.
NastępnieBrunettizadzwoniłdoRizzardiego.
—Opróczstłuczeniawzdłużkręgosłupaznalazłemjtłuczeniepolewejstroniepodbródka
—rzekłpatolog.—Obamogłypowstaćpodczasupadku.Kiedybiedaksiępoślizgnął,jego
głowapoleciaładotyłu,takjakcimówiłemWczoraj.Śmierćbyłanatychmiastowa.
,,.„.—Czyktośmógłgouderzyćalbopopchnąć?i—Mógł.Alestwierdzamtonieoficjalnie,Guido.W
obdukcjinapewnotegonienapiszę.
Brunettiwiedział,żeprzekonywanielekarzanicnieda,więcpodziękował,poczymsię
rozłączyłiwykręciłnumerwewnętrznypracownifotograficznej.Pavesezaproponował
komisarzowi,żebyzszedłnadółisamobejrzałzdjęcia.
OdrazupowejściuBrunettizobaczyłczterydużepowiększenia,dwakolorowe,dwa
czarno-białe, przypięte do I korkowej tablicy wiszącej na ścianie. Zaczął się w nie wpatrywać, ale
dopierogdyprzysunąłnostakblisko,żeniemaldotykałnimpapieru,wlewejdolnej
ćwiartcepierwszegozdjęciadojrzałdwieniewyraźnerównoległesmugi,t—Toteślady?—
spytał, wskazując palcem. ..." — Tak — potwierdził fotograf. Stanąwszy obok komisarza, delikatnie
odsunąłołówkiemjegopalec,poczymkońcówkązgumkąprzejechałwzdłuż
śladów.
—Mogłyjepozostawićobcasybutów,jeśliktośgociągnąłpopodłodze?
-—Mogły.Alemogłyteżpowstaćzupełnieinaczej,f—Sprawdziłeśbuty?
4—Foscolojeobejrzał.Krawędzieobcasówsąniecostarteztyłu,aleniewiadomo,odjakdawna.
—Niedałobyradydopasowaćotarćnaobcasachdośladównapodłodze?
Pavesepotrząsnąłgłową.
—Nie.Wkażdymrazieniewsposóbprzekonujący.
—Alektośmógłgozaciągnąćdołazienki?
—Mógł—zgodziłsięPavese,poczymszybkododał:—Alerówniedobrzefacetsam
mógłwcześniejcościągnąć.Walizkę.Krzesło.Odkurzacz.
—Atycosądzisz?Zejakpowstały?—spytałBrunetti.
Paveseuderzyłwzdjęciekońcemołówka.
—Niemampojęcia,commissario.Wiemtylkoto,cowidzę.Awidzędwarównoległeślady
pozostawionenapodłodze.Nicwięcej.
Świadom,żeniezdołaskłonićfotografa,bypostawiłjakąkolwiekhipotezę,Brunetti
podziękowałiwyszedłzpracowni.
Kiedywróciłdoswojegogabinetu,zastałnabiurkudwienotatkisporządzoneznajomym
charakterempismaElettry.Napierwszejkartcewidniaławiadomość,żekobieta,która
przedstawiłasięjakoStefania,prosiotelefon.NadrugiejkartcesekretarkaPattynapisała,żeudałojej
sięuzyskaćpewneinformacje„wsprawietegoksiędza".Tylkotyle.
BrunettiwykręciłnumerStefanii.Radosnyton,jakimwypowiedziałanazwęagencji,
wyraźnieświadczyłotym,żenarynkunieruchomościpanujezastój.
—MówiGuido.SprzedałaśjużtomieszkaniewCan-naregio?
.—Jutropopołudniufinalizujęumowę—odparłazzadowoleniem.
—Paliszwkościeleświeczki,żebyniebyłoacąuaaha'!
—Guido,gdybymwierzyła,żetopowstrzymaprzybórwody,byłabymgotowaprzeczołgać
sięstąddoLourdes.
—Interesyidątakkiepsko?
—Lepiejniepytaj.
—Iktokupuje?Niemcy?
—Ja—potwierdziła.
—Sehrgut.Dowiedziałaśsięmożeczegośotychmieszkaniach,którychadresycipodałem?
— Tak, ale niczego ciekawego. Wszystkie trzy od miesięcy są wystawione na sprzedaż, lecz
przeprowadzenietransakcjikomplikujefakt,żewłaścicielmieszkawKenii.
—WKenii?Myślałem,żewTurynie.Takwynikałoztestamentu.
—MożekiedyśmieszkałwTurynie,aleodsiedmiulatprzebywawAfryce.Askoroniema
prawa do stałego pobytu w Wenecji, podatki będą horrendalne, więc żadna agencja nie chce zająć się
sprzedażą. Zwłaszcza teraz, kiedy mamy taką posuchę. Mogłabym ci jeszcze długo wyjaśniać, na czym
polegajątrudnościzesprzedażą,aleniewiem,czymiałobytosens.
Nie,niemiałoby—pomyślałBrunetti;wystarczyłamuinformacja,żespadkobiercaspędził
ostatniesiedemlatwKenii.
-—Jeśli...—WypowiedźStefaniiprzerwałobrzęczeniedrugiegoaparatu.—Ktośdzwoni,
Guido.Muszękończyć.Módlsię,żebytobyłbogatyklient.
—Jużtorobię.Idzięki,Steffi.AufWiedersehen.
Roześmiałasięiodłożyłasłuchawkę.
Brunettizszedłniżej,żebyspytaćsekretarkęPatty,czegodowiedziałasięnatemat
katechety Chiary. Kiedy stanął w drzwiach, signorina Elettra podniosła wzrok i uśmiechnęła się
nieznacznie. Zobaczył, że ma na sobie czarny kostium o stójkowym kołnierzu i surowym kroju. Nad
kołnierzemujrzałpasekśnieżnejbieli,kojarzącysięzksiężąkoloratką.
—Czytakwyobrażasobiepaniprostotęzakonną?—spytałBrunetti,świadom,żekostium
jestuszytyzjedwabiu.
—Ach,chodzipanuoto—powiedziałatakimtonem,jakbytylkoczekałananajbliższą
zbiórkę ubrań dla biednych, żeby pozbyć się łacha, który miała na sobie. — Zapewniam pana,
commissario,żepodobieństwodostrojówduchownychjestcałkowicieprzypadkowei
niezamierzone.—Podałamukilkaodbitychnakserokopiarcekartek,któreleżałynajej
biurku.—Proszęprzeczytać.Zrozumiepan,dlaczegoniechcęmiećnicwspólnegoztymi
ludźmi.
Przebiegłwzrokiempierwszedwawierszetekstu.
—Tootymksiędzu?—zapytał.
—Tak.Jaksiępanprzekona,DonLucianonigdziedługoniezagrzałmiejsca.
Wróciła do komputera, dając komisarzowi czas na zapoznanie się z informacjami, które dla niego
zdobyła.
NapierwszejstronieznajdowałsiękrótkiżyciorysLucianaBeneventa,urodzonegow
Pordenoneprzedczterdziestomasiedmiomalaty.Dalejnastępowałalistaszkół,doktórychuczęszczał;do
seminariumduchownegowstąpiłwwiekulatsiedemnastu.Zzałączonych
kopiiświadectwwynikało,żeniebyłprymusem.
Porazpierwszyzetknąłsięzpolicją,kiedyjeszczeuczyłsięwseminarium.Byłzamieszanywawanturę,
którawybuchławpociągu,gdywspółpasażerkazprzedziałuposzłakupić
kanapkiwsąsiednimwagonie,pozostawiającpodopiekąLucianadzieckopłciżeńskiej.Niebyłojasne,
co się właściwie wydarzyło pod nieobecność kobiety; oskarżenia wysuwane przez dziewczynkę
przypisanojejwybujałejwyobraźni.
PowyświęceniunaksiędzadwadzieściatrzylatatemuDonLucianozostałskierowanydo
niewielkiejwioskiwTyrolu,skądjednakprzeniesionogopotrzechlatach,kiedyojciec
pewnejdwunastolatkizacząłopowiadaćsąsiadomdziwnehistorieokatechecieipytaniach,jakiezadaje
jegocórcepodczasspowiedzi.
Następnesiedemlatspędziłnapołudniukraju,skądtrafiłdoprowadzonegoprzezKościół
zakładudlaksiężylproblemami.JakiegorodzajuproblemymiałDonLuciano,niebyło
powiedziane.
Po rocznym pobycie w zakładzie wysłano go do małej parafii w Dolomitach, gdzie przez pięć lat, nie
odznacza-fccsięniczymszczególnym,pomagałproboszczowizna-Bemuz
surowościwcałychpółnocnychWłoszech.Gdyproboszczumarł,parafięprzydzielono
młodszemuksię-•Podwóchlatachzabranogostamtąd—winęzatoiosiłmiejscowy
burmistrz,określonywdokumencieja-»rozrabiakaikomunista".
NastępnepiętnaściemiesięcyDonLucianospędziłodprawiającmszewniewielkim
kościółku pod Treviso, a przed czterema laty przeniesiono go do kościoła San Polo, gdzie wygłaszał
kazaniaiuczestniczyłwkatechezieweneckiejmłodzieży.
—Jakpanitozdobyła?—zapytałBrunetti,kiedyskończyłczytać.
—NiezbadanesąścieżkiPana,commissario—odparła,uśmiechającsięłagodnie.
—Tymrazempytampoważnie,signorina—rzekł,nieodwzajemniającjejuśmiechu.—
Chciałbymwiedzieć,jakpaniweszławposiadanietychmateriałów.
Przezchwilępatrzyłananiegobezsłowa.
—Mójznajomypracujewkurii,wsekretariaciepatriarchy—odparławkońcu.
—Jestksiędzem?
Potwierdziłaskinieniemgłowy.
—Ajednakdałpanitekopie?
Przytaknęła.
—Jakpanigoprzekonała,signorina?Sądziłem,żeKościółnieudostępnianikomutakich
dokumentów.
—Boinieudostępnia,commissario.
Telefonnajejbiurkuzadzwonił,aleniepodniosłasłuchawki.Posiedmiudzwonkach
umilkł.
—Tenksiądzmaromanszmojąprzyjaciółką—wyjaśniławreszcie.
—Rozumiem—rzekłBrunetti,poczymspytałneutralnymtonem:—Więcuciekłasię
panidoszantażu?
—Nie.Bynajmniej.Ksiądz,októrymmówię,odwielumiesięcychcezerwaćzestanem
kapłańskimirozpocząćnormalneżycie.Alemojaprzyjaciółkaprzekonałago,żebynarazieniczegonie
zmieniałidalejpracowałtam,gdziedotąd.
—Wsekretariaciepatriarchy?
Skinęłagłową.
—Jakoksiądz?
Znówskinęła.
—Gdziemadostępdoaktdotyczącychtakdrażliwychsprawjakta?
—Zgadzasię.
—Dlaczegopaniprzyjaciółcezależy,żebytamnadalpracował?
—Wolałabymniemówić,commissario.
Brunettiniepowtórzyłpytania,aleinieodszedłodbiurka.
—Przecieżonniełamieżadnegoprawa—powiedziałasignorinaElettra.—Wręcz
przeciwnie—dodała.
—Muszęmiećpewność.
Porazpierwszy,odkądzaczęłapracowaćwpolicji,Elettrapopatrzyłanakomisarzazjawnąniechęciąw
oczach,j—Ajeślidampanusłowo?
h-Brunettispojrzałnapapiery,któretrzymałwdłoni,epskiejjakościodbitkioryginalnychdokumentów.
Widniejąca na nich pieczęć Patriarchy Wenecji była trochę nie- stra, ale wciąż czytelna. ?— To nie
będziekonieczne,signorina—rzekł,prze-szącwzroknasekretarkę.—
Gdybymnieufałpani,iedobrzemógłbymnieufaćsobie.
Elettranieuśmiechnęłasię,alenapięciejąopuściło.
—Dziękuję,commissario.
—Czysądzipani,żejejznajomymógłbyrównieżuzyskaćinformacjeoduchownym,który
niejestksiędzemparafialnym,leczczłonkiemzakonu?
—Jeślipowiemipan,okogochodzi...
—PioCavalettizzakonuŚwiętegoKrzyża.
SignorinaElettrazapisaładane,poczymponownie
skierowałaspojrzenienakomisarza.
—Cośjeszcze?
—Tak.Jednadrobnarzecz.SłyszałemplotkęohrabinieCrivoni.—Ponieważjego
rozmówczynibyłarodowitąwenecjanką,uznał,żeniemusiwdawaćsięwszczegóły.—O
hrabinie i o księdzu. Nie mam pojęcia, jak on się nazywa, ale może pani znajomy zdołałby się czegoś
dowiedzieć.
Sekretarkazanotowałasobiekolejnezlecenie.
—Poczekamztymdowieczora.Powinniśmysięspotkaćdziśnakolacji.
—Upaniprzyjaciółki?—zapytałBrunetti.
—Tak.Opewnychsprawachnigdynierozmawiamzniąprzeztelefon.
—Zobawyoniego?—spytałkomisarz,niebardzowiedząc,czyElettramówipoważnie,
czyżartuje.
—Częściowo—odparła.
—Aczęściowo?
—Zobawyosiebie.
Popatrzyłnanią,przekonany,żejednakstroiżarty,alewyraztwarzymiałasurowy,anawetposępny.
—Wierzypani,signorina,żecośmożejejzagrażać?
—Niejesttoorganizacjaznanazmiłosierdziawobecswychwrogów.
—Auważasiępanizajejwroga?
—Zdecydowanietak.
Jużchciałjązapytaćdlaczego,aleugryzłsięwjęzyk.Niedlatego,żeniebyłciekaw
odpowiedzi—był,itobardzo—poprostuuzmysłowiłsobie,żeniepowinniomawiaćtego
tematuwtymmomencie,wdodatkuprzeddrzwiamigabinetu,zktóregowkażdejchwili
mógłsięwyłonićvice-questorePatta.Powiedziałwięctylko:
—Będęniezmierniewdzięcznypaniznajomemuzawszelkieinformacje,jakiezechcemi
przekazać.
Telefonnabiurkuponowniezadzwonił;tymrazemsignorinaElettrapodniosłasłuchawkę.
Spytała, z kim rozmawia, po czym poprosiła rozmówcę, aby zaczekał, aż otworzy odpowiedni plik w
komputerze.
Brunettiskinąłjejgłowąnapożegnanieiwyszedłnakorytarz,niosącwdłonikserokopie.
Rozdział15
WięctakiemuczłowiekowibezwiedniepowierzyłemreligijnąedukacjęChiary!—
pomyślałBrunetti,wracającdogabinetu.NiemógłobarczyćczęściąwinyPaoli,bood
początku twierdziła, że nie chce, aby dzieci chodziły na lekcje religii. Wiedział o tym, zanim jeszcze
poszłydoszkoły;uważałjednak,żeostracyzmspołecznywywołanydecyzją
rodzicówspadnienabarkidzieci,awolałnienarażaćichnaprzykrości.Bogdziemiałybysiępodziewać
w tym czasie, kiedy inne dzieci uczyłyby się katechizmu i żywotów świętych? Jak przebiega rozwój
dziecka, które nie uczestniczy w takich zbiorowych obrzędach inicjacyjnych jak pierwsza komunia i
bierzmowanie?
Przypomniałsobieproces,którywubiegłymrokuczęstogościłnapierwszychstronach
gazet.Pewnebezdzietnemałżeństwo,onprawnik,onalekarka,chciałoadoptowaćdziecko,
leczsądwTurynieniewyraziłzgody,uzasadniającswojądecyzjętym,żeobojesąateistami,czylinie
będąnależyciewypełniaćrodzicielskichobowiązków.
Komisarzśmiałsię,kiedyczytałartykułotychksiężachwłaźniwDublinie,zupełniejakbyIrlandiabyła
krajem Trzeciego Świata, żyjącym w śmiertelnym uścisku prymi- ływnej religii; jednakże w jego
ojczyźnieKościółteżsprawowałwłasnerządy,aczkolwiektylkoludzie
negatywniedoniegonastawieniuświadamialitosobiewpełni.
Brunettiniewiedział,jakiekrokiprzedsięwziąćwsprawieDonLuciana,boniemiał
żadnychpodstawprawnych.Ksiądznigdyniebyłonicoskarżony,akomisarzwątpił,czywewszystkich
parafiach,wktórychprzebywał,znalazłabysięchoćjednaosobagotowazłożyćprzeciwniemuzeznania.
Pozbylisięgojakzarazyizapewnecieszyliztego,adecyzja,żebyodtądodgrodzićsięodniegomurem
milczenia,byłaabsolutniezrozumiała.Tojasne,że
chcielionimjaknajszybciejzapomnieć.
Komisarzuważał,żespołeczeństwowłoskiemazbytliberalnepodejściedoprzestępstwna
tleseksualnym,składającjenakarbnadpobudliwościmężczyzn.Niezgadzałsięztakimi
poglądami.Zastanawiałsię,jakiejterapiipoddawanotakichksiężyjakDonLucianow
zakładzie, do którego został wysłany. Niezbyt skutecznej, sądząc po tym, ile razy znów go potem
przenoszono.
Brunettiusiadłprzybiurkuicisnąłnaniekserokopie.Przezchwilęsiedziałbezruchu,poczymwstałi
wyjrzałprzezokno.Nazewnątrzniedziałosięjednaknicciekawego,więc
wróciłdobiurkaizacząłgromadzićwszelkienotatkiiraporty,którewjakikolwieksposóbwiązałysię
zesprawąMariiTestyorazztym,cobyłazakonnicapowiedziałamutamtego
spokojnegodniaprzedprawietrzematygodniami.Potemprzeczytałwszystkiepapieryod
deskidodeski,cojakiśczascośsobienotując.Kiedy'kończył,przezkilkasekundwpatrywał
sięwścianę,poczympodniósłsłuchawkęipoleciłtelefonistce,żebypołączyłagozOspedaleCivile.
Kujegozaskoczeniunierobionomużadnychtrudności;natychmiastpoproszonodoaparatu
siostręoddziałową,tazaśpoinformowałago,gdytylkosięprzedstawił,żepacjentkę,którą
„opiekuje się" policja, przeniesiono do jedynki. Nie, stan pacjentki nie uległ zmianie; wciąż nie
odzyskałaprzytomności.Tak,jeślipankomisarzpoczeka,zarazzawołapolicjanta
pilnującegodrzwi.
Okazałosię,żedyżurpełniMiotti.
—Ocochodzi,commissario?—spytał,kiedydowiedziałsię,ktodzwoni.
—Jaksytuacjawszpitalu?
—Spokojnie,nicsięniedzieje.
—Corobisz?
—Czytam.Chybaniemapannicprzeciwkotemu?
—Nie.Lepszeto,niżgdybyśmiałłypaćokiemnapielęgniarki.Czyktośodwiedzał
pacjentkę?
—TylkotenjejznajomyzLido,Sassi.Pozanimnikt.
—Rozmawiałeśzbratem,Miotti?
—Tak,commissario.Wczorajwieczorem.
—Ispytałeśgootegoksiędza?
—Tak,commissario.
—Noico?
—Zpoczątkunicniechciałpowiedzieć.Pewniedlatego,żenielubiplotek.Marcotakijużmacharakter,
commissario—rzekłlekkoprotekcjonalnymtonem,jakbyprosiłszefao
wyrozumiałośćdlaułomnościbrata.—Alekiedyoznajmiłem,żetoważne,wyjawił,żekrążąpogłoski...
podkreślił, że to tylko pogłoski... iż ten ksiądz ma powiązania z Opera Pia. Tak powiedział. Proszę
pamiętać,commissario,żeniesątosprawdzoneinformacje.
—Rozumiem.Cośjeszcze?
—Właściwienie,commissario.Chociaż...Próbowałemzgadnąć,cojeszczebędziepan
chciałwiedzieć.Przyszłomidogłowy,żemożezainteresujepana,czyMarcowierzytym
pogłoskom.Więcgootospytałem.
—Ico?
—Wierzy,commissario.
—Dziękuję,Miotti.Wracajdolektury.
—Dobrze,commissario.
—Coczytasz?
—„Ouattroute"—odparłMiotti.
Byłtotytułnajpopularniejszegowłoskiegopismapoświęconegomotoryzacji.
—Aha.Jeszczerazdziękuję.
—Niemazaco,commissario.
SłodkimiłosiernyJezu,miejnaswszystkichwopiece!Nawieśćotym,żeksiądz,októregosiędopytuje,
ma powiązania z Opera Pia, Brunetti przywołał w myślach fragment ulubionej modlitwy matki. Jeśli
istniała organizacja naprawdę owiana tajemnicą, była nią właśnie Ope-rtt Pia — stowarzyszenie
kościelnezrzeszająceosobyReckieikapłanów,bezgranicznie
wiernepapieżowiistapiającesobiezacelodnowęwpływówiwładzyKościoła,łyłewiedział
oorganizacjiBrunetti.Kiedyzacząłsięza-*anawiać,jakiejeszczemaoniejinformacje,uzmysłowił•e,
żestrzępywiedzy,jakimidysponuje,mogąbyćfałszywe.Tajne
stowarzyszenie z samego założenia jest tajne, toteż w opiniach krążących na jego temat nie musi tkwić
nawetźdźbłoprawdy.
Masonizeswoimisygnetami,kielniamiifartuszkamipodobnymidotych,jakienoszą
kelnerki, mieli w oczach komisarza pewien osobliwy urok. Nie znał zbyt wielu wiarygodnych faktów
związanychzichsprzysiężeniem,alezawszewydawalimusięniegroźni;poczęści
wynikałotostąd,iżCzarodziejskiflet,któregopięknemihumoremtylerazysięzachwycał,ukazywałich
wtakkorzystnymświetle.
ZOperaPiabyłozupełnieinaczej.Wiedziałojejczłonkachjeszczemniej—awłaściwie
nic—leczwystarczyło,żesłyszałnazwęstowarzyszenia,aciarkichodziłymupokrzyżu.
Usiłowałuwolnićsięodgłupichuprzedzeńiprzypomniećsobiejakieśkonkretnedane
dotyczące Opera Pia, informacje, które czytał lub które słyszał z ust osób godnych zaufania; nie zdołał
jednakprzywołaćwpamięciniczegotakiego.PomyślałoCyganach,bojego
wiedza na ich temat była dokładnie taka sama: stanowiła zlepek zasłyszanych i powtarzanych plotek i
bajd.Nieznałanijednegonazwiska,anijednejdaty,niedysponowałżadnymi
sprawdzonymifaktami.Obiegrupyotaczałaidentycznaatmosferatajemnicy,podobnie
zresztą jak i inne społeczności o charakterze zamkniętym, pilnie strzegące swoich sekretów przed
osobamipostronnymi.
Zacząłdumaćnadtym,odkogomógłbyuzyskaćobiektywneinformacje,alenieprzyszedł
mudogłowyniktopróczanonimowegoprzyjacielaElettry,księdzazsekretariatupatriarchy.
Cóż,skoroKościółhodowałnaswoimłonieżmiję,towłaśniedoniejnależałosięzwrócić.
SignorinaElettrazdziwiłasię,takszybkowidzącgoponownie.
—Tak,commissario?
—Mamjeszczejednąprośbędopaniznajomego.
—Ocochodzi?—zapytała,sięgającponotes.
—OOperaPia.
Choćtylkominimalnieuniosłabrew,Brunettiniemiał?wątpliwości,żezaskoczyłyjąjegosłowa.I—
Cochciałbypanwiedzieć,commissario?X—Czyczłonkowiestowarzyszenia
mogąbyćzamieszaniwsprawę,którąsięzajmuję.4—Mapannamyślitestamentyitę
kobietęwszpitalu?
—Nowłaśnie—odparł,poczymtakimtonem,jak-dopieroterazprzyszłomutodogłowy,
dodał:—IczyIreCavalettijestjakośznimipowiązany?Topytanierównieżzapisała.
—Aprzyokazji,czycośłączyznimitegoksiędza,iregonazwiskapanniezna.Tegood
hrabinyCrivoni—
'proponowałaElettra.
—Świetnie—zgodziłsięBrunetti.—Acopaniwienich?Oichorganizacji?
Potrząsnęłagłową.
Niewiele.Sąskryci,oddanisprawieibardzonie-»leczni.
Niesądzipani,żetoprzesadnaopinia?Nie.
—Wiepanimoże,czymają...—przezmomentszukałwłaściwegosłowa;napróżno—
...czymająfilięwnaszymmieście?
—Zupełniesięnieorientuję,commissario.
—Todziwne,nieprawdaż?Niktznasniemażadnychkonkretnychinformacji,ajednak
boimysięichipodejrzewamyniewiadomooco.
SignorinaElettramilczała,więcpochwiliBrunettipowtórzyłpytanie:
—Dziwne,nieprawdaż?
—Jestemodmiennegozdania,commissario—odpowiedziaławkońcu.
—Toznaczy?
—Uważam,żegdybyśmyznaliprawdę,balibyśmysięznaczniebardziej.
Rozdział16
p-
VWpapierachnabiurkuBrunettiodnalazłprywatnynu-ifaerdyrektoradomówopieki.
Połączywszysię,powiedział,żechciałbymówićzdoktoremMessinim.Kobieta,która
podniosła słuchawkę, oznajmiła, że dottore jest zajęty i nie ttoże podejść do telefonu, po czym spytała,
kto dzwoni. Brunetti ograniczył się do jednego słowa: „Policja"; to wystarczyło, aby kobieta — z
wyraźnąniechęcią—oświad-pzyła,żedowiesię,czydottoreniemógłbyjednakprze-aćswoichzajęć.
Minęładługachwila,zanimwsłuchawcerozległsięęskigłos.
—Słucham?
—DottorMessini?
—Tak,oczywiście.Ktomówi?
—CommissarioBrunetti.—Brunettizrobiłwymow-pauzę,abyjegorozmówcadobrzesobie
uzmysłowił,
'kimmadoczynienia.—Chciałbymzadaćpanukilkaiń,dottore.
Najakitemat,commissario?Chodziopańskiedomyopieki.
—Cochciałbypanwiedzieć?—Zgłosudyrektoraprzebijałanietyleciekawość,ile
zniecierpliwienie.
—Interesująmnieniektóreosoby,któretampracują.
—Niejazajmujęsięzatrudnianiempersonelu—odparłMessinitakszybko,żeBrunetti
natychmiastpomyślał,żewartosprawdzić,czyFilipinkizatrudnionejakopielęgniarkiw
domuopieki,wktórymprzebywajegomatka,mająpozwolenienapracę.
—Wolałbymnierozmawiaćotejsprawieprzeztelefon—oznajmiłBrunetti,świadom,że
niecotajemniczościnigdyniezaszkodzi,azwyklewzmagaciekawośćosoby,zktórąchcemysięspotkać.
—Chybanieoczekujepan,żeprzyjdęnakomendę,co?—spytałMessinisarkastycznym
tonemczłowiekapewnegoswojejpozycjiiwładzy.
—Jeśliwolipan,żebyGuardiadiFrontiereprzeprowadziłanalotizakłóciłaspokój
pańskichpensjonariuszy,tomożepannieprzychodzić.AGuardiachętnieprzesłucha
pracująceupanaFilipinki...—komisarzzrobiłsekundowąpauzęidopierowtedydodał:—
...dottore.
—Niewiem,oczympanmówi—oświadczyłdyrektor,choćzjegogłosuwynikałocoś
wręczprzeciwnego.
—Jakpansobieżyczy,dottore.Miałemnadzieję,żebędziemymogliporozmawiaćjak
dżentelmeni i wyjaśnić sprawę, unikając zbędnych kłopotów, ale widać się myliłem. Przykro mi, że
zająłempanutyleczasu—powiedziałBrunettitakimtonem,jakbyszykowałsiędo
odłożeniasłuchawki.
—Chwileczkę,commissario.Możewyraziłemsięzbyt
kęsowo.Chybarzeczywiściebyłobylepiej,gdybyśmysię
—Jeślijednakjestpanzbytzajęty...
—Jestemzajęty,oczywiście,alemożezdołałbymdopanazajrzeć.Możejeszczedziśpo
południu.Tylkoiprawdzęswójterminarz,dobrze?—Messinizasłoniłrękąsłuchawkę;
Brunettiegodobiegłystłumioneodgłosyszybkiejwymianyzdańmiędzydyrektoremakimś,
kto
;JBiajdowałsięznimwjednympomieszczeniu.—Okazu-jfesię,żeosoba,zktórąbyłem
umówionynaobiad,odwołałaspotkanie.Czywtejsytuacjimógłbympanazaprosić?V
Brunettimilczał,czekając,ażpadnienazwarestaura-,tji.Wiedział,żetendrobnyszczegół
pozwolimusięzo-gHentowaćcodowysokościłapówki,jakąMessinispodzie-?msię
zapłacić.
—MożedoDaFiori?—dodałdyrektor.ByłatonajdroższarestauracjawWenecji.
Zaproszenie Da Fiori po pierwsze świadczyło o tym, że Messini jest tyle ważnym klientem, aby mieć
pewność,iżzawszesjdziesiędlaniegowolnystolik.Podrugieoznaczało,Brunettimiałnosawsprawie
pielęgniarekpracujących
<asadicura-,innymisłowy,zdecydowaniewartospraw-ćpaszportyipozwolenianapracęwszystkich
zatrud-nychtamcudzoziemek.
?—Nie—odparłkomisarzstanowczymtonemurzęd-państwowego,któryniedasię
przekupićdrogimdem.
-Wielkaszkoda,commissario.Myślałem,żemilejbę-namsiępoznaćwprzyjemnej
atmosferze.
—Możejednakpoznajmysięnakomendzie,wmoimgabinecie—rzekłBrunetti,poczym
zaśmiałsię,jakbypowiedziałcośdowcipnego.—Jeślitopanupasuje,dottore.
—Oczywiście.Czywpółdotrzeciejpanuodpowiada?
—Jaknajbardziej.
—Więcdozobaczenia,commissario—powiedziałMessiniirozłączyłsię.
Zanimminęłytrzygodzinydzieląceichodspotkanianakomendzie,Brunettimiałjużw
rękulistęcudzoziemekzatrudnionychjakopielęgniarkiwewszystkichkierowanychprzez
Messiniegodomachopieki.ZdecydowanieprzeważałyFilipinki,alebyłyteżdwie
dziewczyny z Pakistanu i jedna ze Sri Lanki. Zdobycie informacji nie nastręczało żadnych trudności,
nazwiskafigurowałybowiemnaliściepłacznajdującejsięwkomputerze
dyrektora.ZdaniemElettrydostaniesiędotychdanychbyłotakproste,żenawetBrunettibysobieztym
poradził. Ponieważ obsługa sprzętu komputerowego nadal pozostawała dla niego nieprzeniknioną
tajemnicą,komisarzniemiałpojęcia,czysekretarkażartuje,czymówi
poważnie.Jakzwykleniezapytałjejoto,niezastanawiałsięteż,czyprzeprowadzoneprzezniąoperacje
sąlegalne.
Z listą cudzoziemek udał się do Anity z Ufficio Stra- nieri; po godzinie zjawiła się w jego gabinecie,
niosąc odszukane teczki. Okazało się, że wszystkie kobiety przyjechały do Włoch jako turystki;
przedłużono im wizy, ponieważ przedstawiły zaświadczenia, że zapisały się na uniwersytet w Padwie.
Brunettiuśmiechnąłsię,kiedyzo-
:zył,najakichkierunkachrzekomostudiowały.Miałenie,żewydziałyspecjalnietak
dobrano,abyza-dczenianiewzbudzaływurzędnikachpodejrzeń,ztąpewnieżadenurzędniknieoglądał
ich równie donie jak on teraz: historia, prawo, nauki polityczne, rchologia, agronomia. Rozbawiła go
zwłaszcza agrono- , bo wiedział, że na uniwersytecie w Padwie nie ma kie- J^funków rolniczych.
Przemknęłomuprzezmyśl,żemożeKessinijestczłowiekiem
obdarzonymdużympoczuciem%imoru.
|ś$& Dyrektor przybył punktualnie o ustalonej porze; była lówno druga trzydzieści, kiedy Riverre
otworzyłdrzwiga-ietukomisarzaiwprowadziłgościa.
— Dottor Messini, commissario. Brunetti spojrzał znad akt pielęgniarek i skinął dyrek- owi głową, po
czym—jakbyponamyśle—wstał
IWskazałmufotelprzedswoimbiurkiem.
—Dzieńdobry,dottore.
—Dzieńdobry,commissario.Messinizająłmiejsceirozejrzałsiępogabinecie,za-
echcącsięczegośdowiedziećokomisarzu.Wyglądałjakbogatyarystokratazepoki
renesansu—bogatyiskorumpowanyarystokrata.Byłpostawnymczyzną,któryosiągnąłjuż
wiek,kiedymięśniewiot-ąicorazszybciejobrastajątłuszczem.Wjegotwarzyrdziejmogłypodobać
sięusta:kształtne,pełne,olek-fruniesionychkącikach,chybarzeczywiście
świadcząceWesołymusposobieniu.Nosmiałzbytmaływstosunku0rozmiarówgłowy,a
oczyodrobinęzabliskoosadzone,
abymógłuchodzićzapięknego,choćniewątpliwiebyłprzystojny.
Eleganckigarniturgościazdawałsięmówić:„Pieniądze,pieniądze...";lśniącebutypowtarzałytosamo.
Skończywszylustrowaćgabinet,MessiniprzeniósłwzroknaBrunettiegoiodsłoniłw
przyjaznymuśmiechukoronkiwykonanetakfachowo,żewyglądałyjakładne,naturalnie
postarzałezęby.
—Mówiłpan,żechcespytaćoosoby,któreumniepracują,commissario?—Głos
Messiniegobrzmiałspokojnie.
—Zgadzasię,dottore.Interesująmniezatrudnioneprzezpanapielęgniarki.
—Dlaczego,commissario?
—Ciekawimnie,najakiejpodstawiepracująweWłoszech.
—Takjakpanupowiedziałemranoprzeztelefon,commissario...—Messiniwyjąłz
wewnętrznej kieszeni marynarki paczkę papierosów, zapalił jednego, nie pytając komisarza o
pozwolenie,aponieważnabiurkuniebyłopopielniczki,położyłzdmuchniętązapałkęna
samymjegoskraju—...niejazajmujęsięangażowaniempersonelu.Tonależydo
obowiązkówkierownikówposzczególnychdomów.Zatoimpłacę.
—Zapewneszczodrze?—spytałBrunettizwymownym,miałnadzieję,uśmiechem.
—Bardzoszczodrze—oświadczyłMessini,zachęconyzarównouśmiechemkomisarza,jak
isamympytaniem,któregopodtekstbynajmniejnieumknąłjegouwagi.—Aocochodzi?
f.—Wyglądanato,żeczęśćzatrudnionychupanaosóbóiemapozwolenianapracę.
,Messiniuniósłbrwiwwyrazienajwyższegozdumienia.
—Trudnomiwtouwierzyć!Jestemprzekonany,że?ożyliśmywszystkiewymagane
dokumentyizałatwiliśmywszystkiewymaganeformalności—rzekł,spoglądającna
Brunettiego.
Komisarzsiedziałzewzrokiemutkwionymwpapierach,któretrzymałwdłoni,
uśmiechającsięleciutkopodnosem.
—Oczywiście,commissario,jeśliprzezniedopatrzenieniewypełnionojakichś
niezbędnychformularzyczykwestionariuszy,zapewniampana,żebardzochętnie...—na
momentumilkł,szukającnajtaktowniejszychsłów;znalazłjeprawienatychmiast—
...zapłacęzarozpatrzenieichWtrybiepilnym.Zależymi,abyjaknajrychlejunormować
fSytuacjęprawną,wjakiejsięznalazłem.
Brunettipokręciłzuśmiechemgłową;sprawność,zjakąMessiniprzeszedłdokwestii
łapówki,zrobiłananimwrażenie.
|—Todobrze,żechcepanszybkowyjaśnićsprawę—oznajmił.—Jednakżeprzyśpieszenie
formalnościmożesporokosztować.
—Oczywiście,alechcębyćwporządkuwobecwładz.Takwięcrozumiem,że
przyśpieszenieformalnościjestjedynymwyjściem.
-—Możesporopanakosztować—powtórzyłBrunet-starającsięprzywołaćnaustachciwy
uśmieszek.Najwyraźniejmusięudało,boMessinirzekł:
—-Proszętylkopowiedzieć,jakąsumęmamprzekazać.
Brunettiodłożyłpapieryispojrzałnagościa,którydośćdziwnietrzymałpapierosa,
pilnując,byniespadłzniegopopiół.
—Prawdęmówiąc,wcalenieinteresująmniepielęgniarki,leczzakonŚwiętegoKrzyża.
—ZakonŚwiętegoKrzyża?Chodzipanuosiostry?—spytałdyrektor,wyraźnie
zaskoczony.
Brunetti wiedział z doświadczenia, że ludzie, którzy mają coś do ukrycia, rzadko zachowują się
naturalnie;zdziwienieMessiniegowydałomusięjednakcałkowicieautentyczne.
—Należądoniegorównieżmężczyźni,prawda?
Wyglądałonato,żedyrektorniebardzosięwtym
wszystkimorientuje.
—Tak,chybafaktycznie—odparłpochwili.—Alewdomachopiekipracująwyłącznie
zakonnice.
Papieros dopalił się już niemal do filtra. Messini spojrzał na podłogę, jakby zamierzał rzucić na nią
niedopałek.Zrezygnowawszyztegopomysłu,bardzoostrożniepostawiłniedopałek
pionowo,filtremdodołu,naskrajubiurka,tużobokzgaszonejzapałki.
—Mniejwięcejprzedrokiemprzeniesionojednązsióstr.
—Aha—mruknąłbezzainteresowaniadyrektor,najwyraźniejzbityztropu
niespodziewanązmianątematu.
—PrzeniesionojązcasadicurawDolodotutejszegodomuSanLeonardo.
—Skoropantaktwierdzi,commissańo.Niewielewiemonaszympersonelu.
—Podobniejakozagranicznychpielęgniarkach?
Messiniuśmiechnąłsię.Przynajmniejgdychodziło
opielęgniarki,byłnaznajomymgruncie.
—Chciałbymwiedzieć,dlaczegojąprzeniesiono—oświadczyłBrunettiidodałszybko,
nimdyrektorzdążyłcokolwiekpowiedzieć:—Proszętopotraktowaćjakozaliczkęnapoczetsumy,którą
byłpangotówzapłacić,dot-torMessini.
—Niebardzorozumiem.
—Wszystkojedno,dottore.Chciałbymusłyszeć,copanuwiadomooprzeniesieniutej
zakonnicy.Wątpię,żebysprawawogólenieobiłasiępanuouszy,skorojestpandyrektoremobudomów.
PrzezdłuższąchwilęMessinimilczał.Igdytakdumał,?usiłującprzewidzieć
niebezpieczeństwa,jakiemożenasiebieściągnąćnierozważnąodpowiedzią,Brunettiz
zainteresowaniemobserwowałjegotwarz.
— Rozumiem, że z jakiegoś powodu interesuje się pan tą sprawą, commissario, ale niestety, mnie
osobiścieniconiejniewiadomo—rzekłwkońcu.—Wszystkiekwestiezwiązanez
personelemzakonnymzałatwiamatkaprzełożona.Chętniebympanupomógł,proszęmi
wierzyć,aleprzysięgam,niemamztymnicwspólnego.
Chociażzwykleci,którzyproszą,żebyimuwierzyć,kłamiąjaknajęci,Brunettimiał
wrażenie,żedyrektormówiprawdę.Skinąłwięcgłowąioznajmił:ć—Tasamasiostra
odeszłazdomuSanLeonardoprzedkilkomatygodniami.Wiedziałpanotym?
—Nie.
TymrazemBrunettirównieżuwierzyłmunasłowo.
—AdlaczegoakuratsiostryzzakonuŚwiętegoKrzyżapracująupana,dottorel
—Todługaiskomplikowanahistoria—odparłMes-sinizuśmiechem,którykomuś
innemuniżBrunettiprzypuszczalniewydałbysięniezwykleczarujący.
—Mniesięniespieszy,dottore.Apanu?—Wuśmiechukomisarzazdecydowanieniebyło
niczegoczarującego.
Messiniwyjąłzkieszenipaczkępapierosów,alezarazschowałjązpowrotem,nawetjejnieotwierając.
—Osiemlattemu,kiedyzostałemdyrektorempierwszegodomuopieki,wszystkiebyły
utrzymywaneizarządzaneprzezzakon,japełniłemtylkofunkcjędyrektoradospraw
medycznych.Wkrótcejednaksięokazało,żejeślidomybędąnadalopłacanewyłączniez
datkówwiernych,groziimzamknięcie.—SpojrzałprzeciąglenaBrunettie-go.—Małojestszczodrych
ludzi.
—Fakt—potwierdziłkrótkoBrunetti;oczywiściezrozumiałaluzję.
—Wkażdymraziezastanawiającsię,jakpoprawićsytuacjęfinansowądomów,żebydalej
móczapewniaćopiekęludziomstarymichorym,którychloszawszeleżałminasercu,
doszedłemdowniosku,żetrzebajeprzekształcićwprywatnecasadicura,wktórychpobytbyłbypłatny.
Takteżsięstało.Wprowadzonopełnąodpłatność,ajazostałemrównocześniedyrektoremmedycznymi
administracyjnym.
—AzakonŚwiętegoKrzyża?
Sr
f;—Odsamegopoczątkugłównąmisjązakonubyłaopiekanadstarymiludźmi,więc
zdecydowano,żesiostrypozostanąnamiejscu,tyleżeterazichpracabędzieodpowiedniowynagradzana.
—Otrzymująpensję?
—Tak.Oczywiściewypłacanązakonowi.
—Oczywiście—powtórzyłzironiąBrunettiiszybko,żebyMessininiezdążyłzgłosić
zastrzeżeńdojegotonu,zapytał:—Akomukonkretnie?
—Niemampojęcia.Chybaczekisąwręczanematceprzełożonej.
—Anakogosąwystawiane?'—Nazakon.
Choćkomisarzuśmiechnąłsięuprzejmie,dyrektorbył4wyraźnieskonfundowany.Coraz
mniejrozumiał,ocowtymJiwszystkimchodzi.Zapaliłkolejnegopapierosaipołożyłza-"lpałkępo
drugiejstroniestojącegopionowoniedopałka.
—Ilezakonnicpracujewpańskichdomachopieki,dottore?
J'—Musipanzasięgnąćjęzykaumojegoksięgowego.?'Sądzę,żeokołotrzydziestu.
I1 — A ile wynoszą ich pensje? — zapytał Brunetti i nie czekając, aż dyrektor znów odeśle go do
księgowego,pomorzył:—Ilewynosząichpensje?
—Oilepamiętam,okołopółmilionalirówmiesięcznie.
—Czylimniejwięcejjednączwartątego,conormalcezarabiająpielęgniarki.
—Większośćznichniejestpielęgniarkami—oznajmiłdefensywnymtonemMessini.—
Toraczejwykwalifikowanesalowe.
—Aponieważnależądozakonu,podejrzewam,żeniemusipanpłacićzaniepodatkówani
dokonywaćwpłatnafunduszzdrowotnyiemerytalny.
—Commissario...—porazpierwszyodpoczątkurozmowypojawiłasięwgłosiedyrektora
gniewnanuta—...skorowiepantowszystko,przepytywaniemnieniemachyba
najmniejszegosensu.Ajeślizamierzapandalejrozmawiaćzemnąwtensposób,chciałbymwezwaćtu
mojegoadwokata.
—Mamjeszczetylkojednopytanie,dottore.Izapewniampana,żeadwokatjestpanu
niepotrzebny. Guardia di Frontiere oraz Guardia di Finanza byłyby zapewne zainteresowane, kogo pan
zatrudniaiilepłaci,alemnietonaprawdęnieobchodzi.
—Niechpanpyta.
—Ilupensjonariuszyzapisałowtestamenciepieniądzepanualbodomowiopieki?
ChociażpytaniewyraźniezdziwiłoMessiniego,odpowiedziałszybko,bezwahania.
—Chybatroje.Odwodzęichodtakichgestów,jeślidowiadujęsię,żektośchcenam
pozostawićcośwspadku,kontaktujęsięzjegorodzinąiproszę,żebygoprzekonała,abytegonieczynił.
—Możnarzec,żetowspaniałomyślnezpanastrony,dottore.Bardzowspaniałomyślne.
Messini,którymiałjużdośćutarczeksłownychzkomisarzem,odpowiedziałbrutalniei
szczerze:,-—Tylkodureńtakbytoocenił.—-Cisnąłniedopałekliapodłogęizgniótłgoczubkiembuta.
—Niechpanpomyśli,cobybyło,gdybypensjonariuszezaczęlinam
zapisywaćpieniądze.Wieśćrozniosłabysięlotembłyskawicy\rodzinyrzuciłybysię
szturmem,żebyzabieraćodnasswoichbliskichilokowaćichgdzieindziej.
—Rozumiem.Czymożemipanpodaćnazwiskokogoś,kogozniechęciłpando
sporządzeniazapisunarzeczdomu?Alboraczejnazwiskojegokrewnych?
—Pocotopanu?Copanzamierzazrobić?
—Zadzwonićdonich.
—Kiedy?
—Jaktylkoopuścipanmójgabinet,dottore.Zanimdojdziepandonajbliższegotelefonu.
Messiniuznał,żeniemasensuudawaćoburzenia.
—CaterinaLombardi—rzekł.—JejsynmanaimięSebastiano.MieszkawMestre.
Brunettizanotowałteinformacje,poczympodniósłgłowę.
|—Myślę,żetojużwszystko,dottore—rzekł.—:Dziękuję,żezechciałsiępantu
pofatygować.|Messiniwstał,leczaniniewyciągnąłrękinapożegnajcie,aniniepowiedział
dowidzenia.Poprostuwmilczeliruszyłdodrzwi.Inawetniminietrzasnął.Dyrektorniezdążyłjeszcze
opuścićkomendy,ajużnawioniezdążyłwyjąćzkieszenikomórki,kiedy
Brunet-
połączył się z mieszkaniem Sebastiana Lombardiego. ynowa Cateriny Lombardi potwierdziła, że dottor
Mes- rzeczywiście zwrócił się do nich z prośbą, aby postarali się wyperswadować teściowej pomysł
uwzględnienia w testamencie casa di cura. Signora Lombardi nie mogła się nachwalić dyrektora i
troskliwej opieki, jaką otaczał wszystkich pensjonariuszy. Brunetti też zaczął się rozpływać nad
Messinim,choćjegoentuzjazmbyłcałkowicienieszczery.
Pożegnalisięwprzyjemnymnastroju.
Rozdział17
ResztępopołudniakomisarzpostanowiłspędzićwBi-błiotecaMarciana.Wyszedłz
komendy,nieinformującnikogo,dokądsięwybiera.
%.ZanimzrobiłdyplomzprawanauniwersyteciewPadwie,przeztrzylatastudiowałna
wydzialehistorycznymweneckiejuczelni,mieszczącymsięwC?Foscari;nauczył>8ię
wtedyprzeprowadzaćkwerendęiodtądczułsięswoimżywiolezarównopośródpółekz
opasłymitoma-miwBibliotecaMarciana,jakiwlabiryntachArchiviodiStato.
PodążającwzdłużRivadegliSchiavoni,zoddaliujrzałlachbibliotekizaprojektowanyprzezSansovinai
—jakawsze—rozpromieniłsięnawidoktejpełnejwdzięku,chitektonicznie
niezdyscyplinowanejbudowli.WielcyiidowniczowiezczasówpotęgiRepublikiWeneckiej
mie- do dyspozycji tylko tratwy, liny, krążki i siłę ludzkich a jednak potrafili wznosić istne cacka.
Brunettiemurzesunęłysięprzedoczamiszkaradnekonstrukcje,jaki-®iwspółcześniwenecjanieszpecą
swojemiasto:hoteluerGrunwald,BancaCattolica,stacjakolejowa,iniepopierwszyzadumałsięnad
cenąludzkiejchciwości.
KiedyjednakpokonałostatnimostiznalazłsięnaPiaz-zaSanMarco,jegoprzygnębienieprysłojakza
dotknięciemczarodziejskiejróżdżki;poprostunatymnajpiękniejszymzplacówniesposóbsięsmucić.
Wiosennywiatrporuszałogromnymichorągwiamiwiszącymiprzed
bazyliką;Brunettiuśmiechnąłsięzzadowoleniemnamyśl,żeLewŚwiętegoMarka,prężącysięgroźnie
naszkarłatnympolu,wyglądaznaczniebardziejimponująconiżtrzyrównoległepasynafladzeWłoch.
Przeciąłplac,kierującsięwstronęjasnegoportyku,ipochwilibyłjużwbibliotece,
miejscurzadkoodwiedzanymprzezturystów,choćniktzmiejscowychbynajmniejnie
rozpaczałztegopowodu.Minąłdwieogromnerzeźby,osobiewokienkupokazałlegitymacjęiwszedłdo
holuzkatalogami.Zacząłszukaćhasła„OperaPia";pokwadransiemiałtytułyczterechksiążekisiedmiu
artykułów,któreukazałysięwczasopismach.
Kiedywręczyłwypełnionefiszkibibliotekarce,tauśmiechnęłasięipoprosiła,żebyusiadłizaczekał,bo
realizacja zamówienia zajmie około dwudziestu minut. Brunetti skierował się w stronę długich stołów,
starając się stąpać jak najdelikatniej, aby nie zakłócić głębokiej ciszy, pośród której nawet szelest
przekręcanej strony wydawał się głośny. Czekając, zdjął z półki na chybił trafił jeden z tomów serii
pisarzyklasycznychiciekaw,czypolatachcośjeszczepamiętazłaciny,zagłębiłsięwlekturze.Okazało
się, że były to listy Pliniusza Młodszego; zaczął kartkować tom, szukając listu z opisem erupcji
Wezuwiusza,podczasktórejwujautorastraciłżycie.
Przeczytałtekstdopołowy—niemogącsięnadziwić,;małouwagiautorpoświęcił
katastrofie,którązczasemnanozajednoznajwiększychwydarzeńświataantyczne-?>,atakżetemu,jak
wielesamzapamiętałzjęzyka,którymsługiwanosięwowymświecie—
kiedydostołupodeszłabliotekarkazzamówionymiksiążkamiipismami.Podziękowałjej
uśmiechem,odstawiłPliniusza,byda-jjfejgromadziłkurz,isięgnąłpoprzyniesioneksiążki.
DwiepnichbyłynapisaneprzezosobynależącedoOperaPia,[«przynajmniejbardzo
pozytywnienastawionedostowa-tzyszeniaijegocelów.Brunettizacząłprzeglądaćtomy,ilenatchniona
retorykaibezustannepowoływaniesięna?świętąmisję"sprawiły,że—
zirytowany—szybkood-nnąłjenabok.Autorzypozostałychdwóchksiążekpa-ylina
organizacjęnieprzychylnymokiem,toteżtepu-likacjeokazałysięznacznieciekawsze.
StowarzyszenieOperaPiazałożyłwHiszpaniiw1918okuPaoloEcheveste,ksiądzz
pretensjamidoarystokra-cznegopochodzenia;głównymcelemorganizacjijest,[
przynajmniejtaksięwydaje,przywrócenieKościołowiBtolickiemudominacjipolitycznej.
Dooficjalniegłoszo-ychzadańnależyszerzeniewświeciezasadchrześcijań-ch,atym
samymumacnianiewładzykościelnej.Członiesązobowiązanidopropagowaniapoglądów
ganizacjiidoktrynchrześcijańskichwmiejscupracy,rgronierodzinyiwswoimśrodowisku.
Wkrótce po powstaniu stowarzyszenia jego przywód- ' w swej głębokiej mądrości orzekli, iż
przynależnośćdoEgoniepowinnabyćjawna.ChoćczłonkowieOperaPia
stanowczoikonsekwentniesprzeciwiająsięzarzutom,iżtoczynizichstowarzyszenia
organizację tajną, to jednak bacznie pilnują, aby informacje o jego dążeniach, działalności, a nawet
liczbieczłonkównieprzedostałysiędowiadomościpublicznej.Brunettibył
przekonany,żezauzasadnienietakiejpostawysłużądwastare,wyświechtaneargumenty:
istnienie fikcyjnego wroga, który pragnie zniszczyć stowarzyszenie, oraz potrzeba strzeżenia ładu
moralnegowewszechświecie.Zewzględunawpływypolitycznewieluczłonków,a
takżepoparcieiprzychylnośćobecnegopapieża,OperaPianiepłacipodatkówaniniejestpoddawana
kontroliżadnejzagencjirządowychwpaństwach,wktórychrealizujeswoją
„świętą misję". I choć skrytość cechuje każdy aspekt działalności stowarzyszenia, najbardziej
nieprzeniknionepozostająjegofinanse.
Brunettiprzekartkowałszybkodalszepartiepierwszejksiążki,omawiającetakietematy,jak
„członkowie liczbowi", „wybrańcy", „sodalicje", po czym sięgnął po drugą. Zawierała mnóstwo
domysłów,jeszczewięcejpodejrzeń,aleprawdziwychinformacjijaknalekarstwo.
Książkiwrogówizwolennikóworganizacji,mimożepisanezkrańcowoodmiennychpozycji,
byływgruncierzeczybardzodosiebiepodobne:składałosięnaniewieleemocji,leczfaktówtyleco
kotnapłakał.
Komisarz sięgnął po pisma. Wkrótce jednak stwierdził coś bardzo niepokojącego: wszystkie artykuły
dotyczącestowarzyszeniazostałyprecyzyjniewycięteżyletką.Zerwałsięnanogiiruszyłdostanowiska
bibliotekarki;przysą*
stole,wjasnychkręgachświatłarzucanychprzezpy,drzemałodwóchwiekowych
czytelników.
Ztychpismwyciętoartykuły—rzekł,kładącje1bibliotekarką.
—Znowuprzeciwnicyaborcji?—spytałazatroskana,niespecjalniezdziwiona.
i—Nie,OperaPia.r—Cisąjeszczegorsi—odparła.Przysunęłapismabliżejizaczęłajeoglądać;od
razuerałysięwmiejscach,gdziepowinnysięznajdowaćującestrony.
Potrząsnęła głową na widok barbarzyń- , jakiego się dopuszczono z tak niezwykłą staranno- i
skrupulatnością.
Niewiem,czybibliotekęstaćnato,żebywciążku-_aćnoweegzemplarzearchiwalne—
powiedziała,od-ającpismanabok.Uczyniłatodelikatnie,jakbyniealaokaleczyćich
jeszczebardziej.
—Czytosięczęstozdarza?Odkilkulattak—odparła.—Tonajnowszaforma
estu.Ludziewycinająiniszcząwszystkieartykuły,któ-jakiegośpowoduimsięniepodobają.
Przedlatybyłta-iospołeczeństwie,wktórympalonoksiążki...Fahrenheit451.Naszczęścieunassię
tegoniero-Brunettiuśmiechnąłsię,próbującdodaćjejotuchy.Jeszczenie—
przyznałakwaśno,poczymzwróci-?dojednegozwiekowychczytelników,którypodszedł
Jejstanowiska.»wyjściunaplacBrunettinajpierwpopatrzyłwstronęodiSanMarco,a
następnienabazylikęijejidiotycz-nekopuły.Czytałkiedyśojakiejśmiejscowościw
Kalifornii,doktórejjaskółkipowracającorokutegosamegodnia.Zdajesię,żenaświętegoJózefa.Z
Wenecjąbyłopodobnie—turyścizawszepojawialisięwdrugimtygodniumarca,
zupełniejakbyjakiśwewnętrznykompaskazałimsiękierowaćwłaśnietu.Zrokunarok
przybywałocorazwięcejzwiedzających,miastozaśprzyjmowałoichcorazgościnniej,ze
szkodądlawłasnychmieszkańców.Likwidowanosklepyowocowo-warzywneiwarsztaty
szewskie,zastępującjekolejnymipunktamisprzedażymasek,fabrycznieprodukowanych
koronekorazplastikowychmodeligondoli.
BrunettiwiniłzaswójpodłyhumorkontaktzestowarzyszeniemOperaPia,aponieważ
wiedział,żenictakniepoprawianastrojujakspacer,postanowiłsięprzejść.Wracającwzdłużzalanego
popołudniowymsłońcemRivade-gliSchiavoni,miałterazwodępoprawej,hotelezaśpolewej.Kiedy
raźnymmarszemminąłkolejnymost,poczułsięznacznielepiej.Akiedyujrzałholownikizacumowanew
równymrzędzieprzynabrzeżu,każdyzłacińskąnazwą
wypisanąnadziobie,zrobiłomusiętaklekkonaduszy,żegotówbyłbywśladza
przepływającymobokvaporettopofrunąćnawyspęSanGiorgio.
NawidokznakuwskazującegodrogędoOspedaleCivilepowziąłnagłądecyzję.
DwadzieściaminutpóźniejbyłjużnaCampoSantiGiovanniePaolo.Siostraoddziałowa
poinformowałago,żestanMariiTestynieuległzmianie;powiedziałateż,żechorą
przeniesionodojedynki.
—Pokójtrzystasiedemnaście.Prostotymkorytarzemiwprawo.
PrzedpokojemMariinatknąłsięnapustekrzesło,naktó-leżałnajnowszynumer„Topolino".
Niezastanawiającnawetniepukając,pchnąłdrzwiiwpadłdośrodka,pom—nimzdążyły
sięzamknąć—odruchowouskoczyłlewoibłyskawicznieomiótłwzrokiempomieszczenie.x
Nałóżkuleżałapostaćprzykrytakocem,spodktóregochodziłylicznerurkipołączonez
plastikowymi pojem- 'kami. Pacjentka wciąż miała zabandażowane ramię >głowę. Ale kiedy komisarz
podszedłbliżej, odniósł wra-nie, że patrzyna kogoś całkiem innego;nos Marii zwę-" się i wydłużył,
upodabniając do ptasiego dziobu, oczy padły w głąb czaszki, a ciało tak schudło, że koc zdawał się
zasłaniaćniemalsammaterac.Takjakpoprzednimrazem,
BrunettiutkwiłspojrzenietwarzyMarii,mającnadzieję,żecośzniejwyczyta.Nie-zytomna,oddychała
bardzopowoli;międzyjednymdrugimoddechemnastępowałytakdługieprzerwy,
że~misarzadosłowniecokilkasekundogarniałlęk,iżpra-płucustała.
Rozglądającsiępoizolatce,niezobaczyłkwiatów,ksią-kaniżadnychinnychprzedmiotów,którezwykle
sięwi-ujewpokojachszpitalnych.Przepełniłgosmutek.Pięk-kobietależałabezczucia,pogrążonaw
mroku,ledwodychając,anicniewskazywałonato,abyktokolwiektymwiedział,ktokolwiekcierpiałna
myśl,żejejnocmo-sięnigdynieskończyć.
Kiedykomisarzwyszedłzpokoju,Alvisesiedziałprzedzwiami,jednakżetakbyłpochłoniętykomiksem,
żena-tniepodniósłgłowy.
—Alvise—powiedziałBrunetti.
Policjantniechętnieodwróciłwzrokodwypełnionejrysunkamistrony;nawidokkomisarza
natychmiastpoderwałsięzkrzesłaizasalutował,choćpismanieodłożył.
—Gdziebyłeś?
—Zrobiłemsięśpiący,więcposzedłemnadół,żebynapićsiękawy.Bałemsię,żezasnęiktośzakradnie
siędośrodka.
—Anieprzyszłocidogłowy,żektośmożewejśćdopokojupodtwojąnieobecność?
AlvisebyłbardziejzdumionytąsugestiąniżKortez,kiedyzobaczyłPacyfik.
—Skądbywiedział,żeodszedłem?—spytał.
Brunettinieskomentował.
—No,skądbywiedział,commissario?—powtórzyłpolicjant.
—Ktociętuprzysłał,Alvise?
—Mamynakomendziegrafikdyżurów;przychodzimynazmianę.
—Októrejkończysz?
Alviserzuciłkomiksnakrzesłoispojrzałnazegarek.
—Oszóstej.
—Ktomacięzastąpić?
—Niewiem,commissario.Sprawdziłemtylkogodzinyswoichdyżurów.
—Niewolnocisięstądruszać,dopókiniezjawisiftwójzmiennik.Nierozumiesztego?
—Nie,commissario.Toznaczytak,commissario.
—Alvise...—Brunettiprzysunąłsiętakbliskop0^'
jjanta, że poczuł bijący z jego ust kwaśny zapach kawy rappy— ...jeśli wrócę i zobaczę, że siedzisz,
czytasz albo cię w ogóle nie ma, wylecisz z policji na zbity pysk. Nawet zdążysz się poskarżyć w
związkuzawodowym.Alviseotworzyłusta,chcącpowiedziećcośnaswoją
ronę,aleBrunettiniezamierzałwdawaćsięwdyskusję.—Jednosłowo,Alvise,jednosłowo,ijużpo
tobie.Odwróciłsięiodszedł.
Brunettizaczekał,ażskończąjeśćkolację,zanimpomniałPaoli,żewprowadzonym
dochodzeniu wypły- *a nazwa Opera Pia. Uczynił tak nie dlatego, iż nie wie- ł w dyskrecję żony, ale
ponieważ chciał odwlec chwilę nieuchronnie gwałtownej reakcji. Tak więc wybuch, otnie głośny i
spektakularny,nastąpiłdopierowtedy,'ydzieciposzłyjużdoswoichpokoi—
Raffiodrobić~cędomowązgreki,aChiaracośpoczytać.
— Opera Pia?! Opera Pia?! — wrzasnęła Paola na ca- gardło z drugiego końca salonu, gdzie
przyszywałagu-dokoszulimęża.
Brunetti,którysiedziałwygodnienakanapie,znoga-opartyminaniskimstolikui
skrzyżowanymiwkost--h,ażsięskurczył,trafionysalwążoninegokrzyku.
— Opera Pia?! — rozdarła się ponownie, zapewne na adek, gdyby któreś z dzieci nie słyszało jej za
pierw-razem.—OperaPiamapowiązaniazdomamiopiekiNicdziwnego,żepensjonariusze
umierają!Mordująłychstaruszków,żebyzaichpieniądzenawracaćja-hśdzikusówna
jedynąświętąwiarę!
Brunettidawnoprzywykłdotego,żeżonaczęstohołdujeekstremalnympoglądom;wiedział
też,żekiedymowaoKościele,łatwowpadawgniewirzadkowypowiadasięklarownie.Alenigdysię
niemyliła.
—Niewiem,czyOperaPiarzeczywiściemapowiązaniazdomamiopieki,czynie.Wiem
tylkoto,copowiedziałbratMiottiego:krążąpogłoski,żekapelandomówopiekijest
członkiemstowarzyszenia.
—Tociniewystarczy?!
—Doczego?
—Żebygoaresztować!
—-Aresztować?Zaco?Żemainnepoglądywsprawachreligijnychniżty?
—Nieżartujsobiezemnie,Guido.—Paolapogroziłamuręką,wktórejtrzymałaigłę.
—Nieżartuję.Animitowgłowie.Aleprzecieżniemogęaresztowaćksiędzatylko
dlatego,żepodobnonależydojakiejśorganizacjireligijnej.
Brunettipodejrzewał,żezgodniezwyobrażeniamiPa-oliosprawiedliwościtoabsolutniewystarczający
powód,aleniczegotakiegoniepowiedział,uznając,żechwilaniejestkutemuodpowiednia.
Cisza oznaczała, że Paola przyznała mu słuszność, ale energiczne ruchy, jakimi wbijała igłę w mankiet
koszuli,dowodziły,żeuczyniłatobardzoniechętnie.
—Wiesz,żetobandażądnychwładzyzbirówmruknęła.
—Możliwe.Wieluludzitakuważa.Aleniemamnatożadnychdowodów.
—Och,dajspokój,Guido.WszyscyznająprawdęOperaPia.
!—Wcaleniejestemtegopewien—rzekł,prostującsię.Zdjąłnogizestolikaizałożyłjednąnadrugą.
—Cotakiego?—Paolaspojrzałagniewnienamęża.
—Wszyscymyślą,żeznająprawdę,aletoprzecieżtaj-[torganizacja.Wątpię,żeby
ktokolwiek,ktoniejest
łonkiem,wiedziałzbytwieleostowarzyszeniuilu-iach,którzydoniegonależą.Ajeśliktośtakibysię
zna-ł,niemiałbymzaufaniadojegoinformacji.Brunettiobserwowałżonę.
Siedziałazadumana,trzy-jącrękęzigłąnieruchomoidługoniepodnoszącwzro-znad
koszuli.Mimocałejswojejzapalczywościbyłanaklogiczniemyślącymnaukowcem,toteżw
końcupo-trzyłanamęża.
—Maszrację—przyznałaporazdrugi,krzywiączniezadowolenia,żeznówmusi
skapitulować.—
Meczyniewydajecisiędziwne,żetakmałoonichWemy?
—Nie,wkońcusątajnąorganizacją,
k — Na świecie istnieje pełno tajnych organizacji, ale Nększość jest śmiechu warta: masoni,
różokrzyżowcy,tepszystkiesatanistycznekulty,którewciążpowstająI*Ameryce.
TymczasemludziebojąsięOperaPia.Na-pawdęsięboją,takjakbojówekterrorystycznych.
|-—Paolo,chybasięzagalopowałaś,r"—Dobrzewiesz,żekrewmniezalewanasamąmyśl
?eh,więcniewymagajodemnieracjonalności!Przezchwilęobojemilczeli.
—Aletofaktyczniedziwne,żeudałoimsięzyskaćtakąopinię,nieujawniającnicosobieanioswoich
metodachdziałania.—Paołaodłożyłakoszulęiwbiłaigłęwleżącąobok
poduszeczkę.—Czegoonichcą?
—MówiszjakFreud:czegopragniekobieta?
Paolaparsknęłaśmiechem;pogardadlaFreudaijego
dziełbyłaistotnymspoiwemichzwiązku.
—Nie,serio.Jakcisięzdaje,czegoonichcą?—spytała.
—Niemampojęcia—odparłBrunetti,alepochwilizastanowieniadodał:—
Podejrzewam,żewładzy.
Paolazamrugałaoczamiipotrząsnęłagłową.
—Zawszeprzerażamniemyśl,żekomuśmożezależećnawładzy.
—Todlatego,żejesteśkobietą.Twierdzicie,żeniechceciewładzy.Nasjednakwładza
pociąga.
Spojrzałanamężazcieniemuśmiechunaustach,przekonana,żetowstępdokolejnego
żartu,aleBrunettiniemiałwesołejminy.
$
,'i'jl',i?,>?'l:',iVf
m-
fW
—Mówiępoważnie,Paolo.Myślę,żekobietynierozumieją,jakważnedlanas,mężczyzn,
jestposiadaniewładzy.—Zobaczył,żeżonachcecośpowiedzieć,aleniepozwoliłsobie
przerwać:—1ręczęci,żeniematonicwspólnegozkompleksemmacicy.Nowiesz,z
poczuciemniższościspowodowanymfaktem,żenierodzimydzieci,irekompensowaniem
brakówanatomicznychnainnesposoby.Przynajmniejtakmisięwydaje...—Namoment
urwał,bonigdyznikim,nawetzPaolą,nierozmawiałnatentemat.—Raczejchodzioto,żeodmałego
chcemy
ćduziisilni,żebyniktnamniedokuczał,tylkożeby-iysamimoglidokuczaćinnym.
—Tostraszniesymplistycznewyjaśnienie,Guido.
—Wiem.Alenieznaczy,żebłędne.Paolaznówpotrząsnęłagłową.
—Naprawdętegonierozumiem.Przecieżkażdy,oćbymiałnajwiększąwładzę,zczasemsię
starzeje,tra-siłyiwkońcuumiera.
Brunettiego uderzyło, jak bardzo słowa Paoli są zbież- e z tym, co mówił Vianello. Nie tak dawno
sierżant prze- nywał go, że posiadanie przedmiotów materialnych jest iluzją; teraz żona twierdziła, iż
władzajestniemniejilu-oryczna.Poczułsięnaglejakwulgarny
materialistaśróduduchowionychanachoretów.Żadneznichnieodzywałosięprzezdłuższyczas.reszcie
Paolaspojrzałanazegarek;byłopojedenastej.?—jutroodranamamzajęcia.
Brunettiwstałzkanapy.ZanimPaolateżzdążyłasięnieść,zadzwoniłtelefon.Komisarz
podszedłszybkoaparatuipodniósłsłuchawkę,pewien,żetoVianelloktośzeszpitala.
—Pronto—powiedział,ztrudemmaskującstrachpodniecenie.
—SignorBrunetti?—spytałobcykobiecygłos.
—Tak.
—SignorBrunetti,muszęzpanempomówić—ajmiłajednymtchemkobieta,poczym
umilkła,jakbyłestraciłarezon.—Awłaściwie...właściwiewolała-
mówićzpanażoną.
Głostrząsłsięjejzezdenerwowania,więczobawy,żekobietasięrozłączy,komisarznawetniespytał,z
kimmaprzyjemność.
—Jednąchwileczkę.Zarazjąpoproszę.—Położyłsłuchawkęnastole.
—Ktoto?—spytałaszeptemPaola.
—Niewiem.Chcemówićztobą.
Paolapodeszładotelefonu.
—Pronto.
Brunettizamierzałodejść,kiedyraptemPaolawyciągnęłarękęizłapałagozaramię.
Spojrzałananiegotak,jakbychciałamucośprzekazaćwzrokiem,alepotem,skupionana
tym,comówikobietanadrugimkońculinii,zwolniłauchwyt.
—Tak,tak.Zawszemożepanidonasdzwonić.—Jaktomiaławzwyczaju,zaczęłabawić
sięsznuremodtelefonu,nawijającgosobienapalce.—Tak,pamiętampaniązwywiadówki.
—Oswobodziłazesznuralewądłońizaczęłarobićzniegopierścienienapalcachprawej
ręki.-—Cieszęsię,żepanizadzwoniła.Postąpiłapanibardzosłusznie.—Wtem
znieruchomiała.—Błagam,signo-raStocco,niechpanizachowaspokój.Doniczegonie
doszło,prawda?Apanimąż?Kiedywróci?Najważniejsze,żeNicolettajestcałaizdrowa.
ZerknęłanaBrunettiego.Kiedyuniósłpytającobrew,dwarazyskinęłagłową,alenie
wiedział,cotomaoznaczać.Potemoparłasięoniego,aonobjąłjąramieniemistałtak,słuchającgłosu
żonyoraztrzaskówdobiegającychzesłuchawki.
—Oczywiście,żepowtórzęmężowi.Aleniesądzę,żebymógłcośzrobić,chybaże...
SignoraStoccoprzerwałajejiprzezdłuższyczasperorowałacośdosłuchawki.
—Rozumiem,doskonalerozumiem—powiedziałaPaola.—Notak,skorodoniczegonie
doszło...Nie,uważam,żeniepowinnajejpanionicwypytywać,signoraStocco...Tak,
porozmawiamznimjeszczedziśioddzwoniędopanijutro.Możepanimipodaćswójnumer?
Paolaodsunęłasięodmęża,żebyzanotowaćnumertelefonu.
—Czynapewnonicniemożemydziśdlapanizrobić?—zapytałapochwili.—Nie,
absolutnie,wniczymmipaninieprzeszkodziła.Cieszęsię,żepanidzwoni.—Kolejna
pauza.—Tak,słyszałamplotki,alenickonkretnego,topierwszatakahistoria...Oczywiście,oczywiście,
pełnisięzpaniązgadzam...Porozmawiamzmężemizatelefonujęjutrorano...Naprawdę,
signoraStocco,bardzodobrze,żesiępanidonaszwróciła.
Zesłuchawkiznówpopłynęładługaseriatrzasków.
—Niechpanispróbujezasnąć,signoraStocco.Grunt,Nicoletcienicsięniestało...
Oczywiście,możepanido
dzwonić,kiedytylkopanibędziechciałaporozmawiać,względunaporę,naprawdę...Nie,
nigdzieniewycho-imy...Oczywiście,żetak.Naprawdęniemazaco,si-ra.Dobranoc.
PaolaodłożyłasłuchawkęispojrzałanaBrunettiego."—TosignoraStocco—wyjaśniła.—
JejcórkaNico-lettachodzidojednejklasyzChiarą.Itensamksiądzuczyjąreligii.
—DonLuciano?
Paolaskinęłagłową.
—Cosięstało?
—Tegoniepowiedziała.Chybasamaniewie.Kiedydziświeczorempomagałacórce
odrabiaćlekcje—sąwdomusame,bomążwyjechałnatydzieńdoRzymuwinteresach—
Nicoletta rozpłakała się na widok podręcznika religii. Matka spytała ją, dlaczego płacze, ale
dziewczynka się zaparła; nie chciała nic wyjawić. Dopiero po jakimś czasie wyznała, że Don Luciano
mówiłróżnedziwnerzeczy,kiedybyłauspowiedzi,apotemjejdotykał.
—Gdziedotykał?—Brunettizainteresowałsięzarównojakopolicjant,jakiojciec
dziewczynkiwtymsamymwiekucoNicoletta.
—Niechciałapowiedzieć,asignoraStocconienaciskała.Bardzosięjednak
zdenerwowała.Płakała,rozmawiajączemną.Prosiła,żebyciwszystkopowtórzyć.
Brunettimógłsięzłościć,mógłwspółczućdziewczynieijejmatce,ależebymógł
cokolwiekzrobićjakopolicjant...
—Nicolettamusizłożyćzeznania—rzekł.
—Wiem.Aleniesądzę,żebymatkachciałajądotegonakłaniać.
Brunettipokiwałgłową.
—Jeślitegoniezrobi,mamzwiązaneręce.
—Wiem.—Paolazamyśliłasię.—Alejanie.
Brunettiażsamsięzdziwił,jakbardzoprzestraszyłyg°
słoważony.
-—Comasznamyśli?
—Niebójsię,Guido,nawetgoniedotknę.Tylemo-ciobiecać.Aledopilnuję,żebygo
spotkałazasłużonara.
—jakakara?Przecieżnawetniewiesz,cozrobił.Paolacofnęłasiękilkakrokówispojrzałanamęża.
rorzyłausta,żebycośpowiedzieć,alezarazjezamknę-
% Jeszcze dwukrotnie otwierała i zamykała usta, po czym ieszła do Brunettiego i położyła mu dłoń na
ramieniu.
—Niemartwsię.Obiecuję,żeniezłamięprawa.Ale~aniaukarzę,ajeślibędzietrzeba,zniszczę.
Widziała,jakzaskoczeniemalującesięnatwarzymę-ustępujemiejscazrozumieniu.
— Przepraszam, zawsze zapominam, że nie cierpisz "terii i melodramatów. — Zerknęła na zegarek i
znów
iniosławzrok.—Takjakmówiłam,jestpóźno,aodra-mamzajęcia.
ZostawiwszyBrunettiegowsalonie,wyszłanakorytarzskierowałasiędosypialni.
Rozdział18
Brunettizwyklespałjakkamień,aletejnocyzbudziłgokoszmarnysen,zktórego
zapamiętał tylko to, że były w nim lwy, żółwie i jakieś groteskowe monstrum o łysej czaszce i długiej
brodzie.DzwonySanPoloodliczałygodziny,dotrzymująckomisarzowitowarzystwa,kiedyciskałsięz
bokunabok,niemogącponowniezasnąć.Opiątejnaglezrozumiał,że
MariaTestamusiodzyskaćprzytomnośćizacząćmówić;kiedytosobieuświadomił,
natychmiastzapadłwgłęboki,niczymniezmąconyseniprzespałnawetwyjściePaolido
pracy.
Obudziłsiętrochęprzeddziewiątą;przezdwadzieściaminutleżałwłóżku,obmyślającplanidaremnie
usiłującuśmierzyćniepokój,żetonaMariiskupisięcałeniebezpieczeństwo
wywołanejej„wskrzeszeniem".Wreszciechęcwprowadzeniaplanuwżyciesprawiła,żewstałiwziął
prysznic, a następnie udał się na komendę. Stamtąd zadzwonił do ordynatora neurologii w Ospedale
Civileijużnawstępieponiósłpierwsząporażkę,lekarzbowiem
oświadczył, że Marii Testy w żadnym wypadku nie wolno nigdzie przenosić — jej stan na to nie
pozwala. Jako weteran wieloletnich bojów ze służbą medyczną Brunetti podejrzewał, ze ej ordynator
pragnieoszczędzićsobiedodatkowej"'<alewiedział,żeniemasięcospierać.
vałVianellaiwyjaśniłmuswójplan.Najważniejszetozamieścićwjutrzejszymwydaniu
zettino" informację o tym, że się przebudziła — lił na koniec. — Wiesz, że gazety uwielbiają takie
pewnie zatytułują artykuł „Powrót znad grobu" koś podobnie. A wtedy osoba, która ją potrąciła, uje
jeszczeraz.
'erżantwpatrywałsięwtwarzkomisarza,jakbydoj-niejcośnowego,alenicniepowiedział.
Noico?—spytałBrunetti.Starczyczasu,żebywiadomośćukazałasięwju-zymwydaniu?
.omisarzspojrzałnazegarek.Oczywiście—rzekł,aponieważVianellonadalnieywał
najmniejszegoentuzjazmudlajegopomysłu,ł:—Cocisięniepodoba?
To,żemożemynarazićMarięnaniebezpieczeń-—odparłzociąganiemsierżant.—Zema
służyćzaętę.
Takjakmówiłem,przezcałyczasktośbędziezniąkoju.
Commissario...—zacząłVianellotymcierpliwym,któryzawszesprawiał,żeBrunetticzuł
sięjaknie-yuczeń—...przecieżktośzeszpitalapowinienbyćzystkowtajemniczony.
Oczywiście.Nowięc?
—Nowięcco?—warknąłBrunetti,któregogniewnareakcjawynikałazwłasnychobaw.
Samdokładniewszystkoprzemyślałizdawałsobiesprawęzzagrożenia.
—Tozwiększaryzyko.Ludzielubiągadać.Wystarczy,żektośzajrzydobufetunaparterzeizaczniepytać
o Marię, a jakaś pielęgniarka, sanitariusz czy lekarz wyjawi, że w pokoju pacjentki stale dyżuruje
policjant.
—Więcniebędziemymówić,żeMariipilnująpolicjanci.Powiemy,żezrezygnowaliśmyz
ochrony,awpokojudyżurująkrewni.
—Amożeczłonkowiejejzakonu?—zaproponowałVianellotakbeznamiętnymgłosem,
żeBrunettiniebyłwstanieocenić,czysierżantironizuje,czymówiserio.
—Niktwszpitaluniewie,żeMariabyłazakonnicą—rzekł,choćmiałcodotego
wątpliwości.
—Niewierzę.
—Dlaczego?
—Szpitalniejestzbytduży—odparłsierżant.—Trudnowtakimmiejscuutrzymaćcośw
tajemnicy.Powinniśmyraczejzałożyć,żewiedzątamoniejwszystko.
PonieważVianelloprzejąłsięsugestią,żeMariamasłużyćjakoprzynęta,Brunettinie
chciałprzyznaćwprost,iżwłaśnienatymopierasięjegoplan.Zresztąmiałjuzdość
wysłuchiwaniazastrzeżeńsierżanta;bądźcobądźodranastarałsięzminimalizowaćwłasne.
—Czytotyukładaszgrafikdyżurów?
—Tak,commissario.
—Znakomicie.Wyznaczludziomdyżury,alepowiedzim,żemająjepełnićniena
korytarzu, tylko w pokoju- | przykaż, aby pod żadnym pozorem nigdzie nie wychodzili; jeśli już
konieczniemuszą,tomająwezwaćpielęgniarkęiprosić,byichnachwilęzastąpiła—
dodał,przypominającsobierozmowęzAlvisem.—Mnieteżwpisz,odpółnocydoósmej,
poczynającoddzisiaj.l-—Dobrze,commissario.
Vianellowstał,więcBrunettipochyliłsięnadpapiera-pni,alepochwilizauważył,że
sierżantjeszczeniewyszedł.
—Jednązzaletćwiczeńnasiłowni...—Vianellopoczekał,ażkomisarzznównaniego
spojrzy — ...jest to, że potrzebuję znacznie mniej snu. Jeśli pan chce, możemy obaj podzielić się tą
zmianą.Wtedybędziemypotrzebowalijeszczetylkodwóchludzi,atoułatwisprawę.|
Brunettiuśmiechnąłsięzwdzięcznością.I—Chceszdyżurowaćpierwszy?—spytał.L—
Dobrze.Mamnadzieję,żetoniepotrwazbytdługo.|—Przecieżmówiłeś,żewystarczacimniejsnu.I
—Toprawda.AleNadianiebędziezadowolona.IBrunettipomyślał,żePaolateżnie.
Vianelloprzystanąłwdrzwiach,uniósłdłońnawyso-?ośćczołaiwykonałniądziwnyruch;komisarznie
miał iwności, czy nie chciało mu się poprawnie zasalutować, był to znak, jaki wymieniają spiskowcy.
Kiedysierżantzszedłnadół,żebyprzygotowaćplanurówipoprosićElettrę,byzatelefonowałado„U
Gaz- ino", Brunetti postanowił namieszać jeszcze bardziej, zwonił do domu opieki San Leonardo i
zostawiłwia-tośćdlamatkiprzełożonej,żeMaria
Testa—nieza-załposługiwaćsięjejimieniemzakonnym—powoli
wracadozdrowiawOspedaleCivileiliczynato,żejaktylkobędziemogłaprzyjmować
gości—copowinnonastąpićjużwkrótce,zapewnenapoczątkuprzyszłegotygodnia—
matkaprzełożonazechcejąodwiedzić.Zanimsięrozłączył,poprosiłsiostrę,zktórą
rozmawiał,żebyprzekazałatęsamąwiadomośćdyrektorowiMessiniemu.Następnieodszukał
iwykręciłnumersiedzibyzakonu;kujegozdziwieniuwłączyłasięautomatycznasekretarka.
NagrałwiadomośćtejsamejtreścidlaPadrePio.
Miał ochotę wykonać jeszcze dwa telefony, ale ostatecznie uznał, że o powrocie do zdrowia byłej
zakonnicycontes-saCrivoniisignorinaLerinimogąsiędowiedziećzgazety.
Kiedykilkaminutpóźniejwszedłdosekretariatu,Elet-trapodniosłagłowę,alenie
uśmiechnęłasię,jaktozwykłaczynić.
—Cośpanileżynawątrobie,signorina?
—Aha.—Wskazałatekturowąteczkęnabiurku.—PadrePioCavaletti.
—Ażtakźle?—spytał,choćsamniewiedział,comanamyśli,mówiąc„ażtak".
—Samsiępanprzekona.
Brunettisięgnąłpocienkąteczkęiotworzyłjązzainteresowaniem.Wśrodkuznajdowały
sięodbitkitrzechdokumentów:zawiadomieniazoddziałuUniondesBanquesSuissesw
Lugano,listupisanegorękątrzęsącąsięzestarościlubwwynikuchoroby—napierwszymztychpism
adresatfigurowałjakosignorPioCavaletti,nadrugimjakoPadrePio—oraz
urzędowejdecyzji,naktórejwidniałaznajomajużpieczęćPatriarchyWenecji.
Komisarzponowniespojrzałnasekretarkę,którasie-?działawmilczeniu,zrękami
złożonyminabiurku,czekając,byzapoznałsięzdokumentami.Przeczytałjekolejno?bardzodokładnie.
SignorCavaletti.Potwierdzamywpłatęsumy27000frankówszwajcarskich,dokonanąna
pańskirachunekwnaszymoddzialewdniu29stycznia.
Byłtowydrukkomputerowy,bezpodpisu.
ŚwiątobliwyOjcze!
TodziękiTobiemojegrzeszneoczyzwróconesąterazkuBo-l.Zaiste,Jegołaskajestnieztegoświata.
Miałeśrację—mo-:rodzinaodwróciłasięodNiego.WyrzeklisięGo,wyparli.
PostałeśmitylkoTy,ŚwiątobliwyOjcze,Tyibłogosławienięci,doktórychcodziennie
zanoszęmodły.SłowaniewystarajżebyokazaćCiwdzięczność.OdchodzędoPananaszego,
'edząc,żepodjętaprzezemniedecyzjajestsłuszna.
Podpisbyłnieczytelny.
NiniejszymudzielasięzgodystowarzyszeniukościelnemueraPianazałożeniewnaszym
mieściemisjipodkierunkiemrePioCavalettiegowceluszerzeniapobożnościiwiary.
Udołuwidniałpodpisipieczęćdyrektorawydziałuor-
acjireligijnych.—Icopaniotymsądzi,signorina?—zapytałBru-i,kiedyprzestudiował
odbitki.
fH;?i
—Myślę,żesprawajestjasna,commissańo.
—Toznaczy?
—Mamydoczynieniazwyłudzaniempieniędzypo-przezszantażduchowy.Kościół
uprawiatenprocederodwieków;różnicapoleganatym,żeksiądzCavalettidziałana
mniejsząskalęiwwyjątkowopodłysposób.
—Skądpochodzątedokumenty?
—Drugiitrzecizsekretariatupatriarchy,choćzinnychakt.
—Apierwszy?
—Zwiarygodnegoźródła—oświadczyła,dającdozrozumienia,żewięcejniezamierza
wyjawić.
—Wierzępaninasłowo,signorina.
—Dziękuję—odparłazprostotą.
—Czytałemonich.OOperaPia.Czyprzyjacielpaniprzyjaciółkimożewie,jakbardzo
są...—chciałpowiedzieć„silniiwpływowi",aleuległirracjonalnemugłosowi,byniekusićlosu—...
liczniwWenecji?
—Mówił,żetrudnouzyskaćonichjakiekolwiekinformacje.Alejestprzekonany,żesą
groźniiżeichwpływysięgajądaleko.
—Tosamoopowiadanoniegdyśoczarownicach,signorina.
—CzarownicenigdyniebyływłaścicielkamicałychpołaciLondynu,commissario.Żaden
papież nie wychwalał ich „świętej misji". Ani też nikt nie udzielał im zgody na zakładanie agentur —
dodała,wskazującnateczkę,którąwciążtrzymałwdłoni.
—Niewiedziałem,żemapanitakzdecydowanepo-łądynatematreligii.
—Tuniechodzioreligię,commissario.
—Nie?—spytał,szczerzezdziwiony.
—Tuchodziowładzę.Przezchwilęzastanawiałsięnadjejsłowami.
—Tak,mapanirację—przyznałwkońcu.
— Vice-questore Patta polecił, bym przekazała panu, że wizyta szefa policji szwajcarskiej została
przełożona.
—Mojażonateżtakuważa—powiedziałBrunetti,któryzadumałsiędotegostopnia,że
ostatniawypowiedźsekretarkiwłaściwiedoniegoniedotarła.—Mówięowładzy—dodał,
widzączdziwieniemalującesięnajejtwarzy.I—Przepraszam,copaniprzedchwilą
powiedziała?
—Zewizytaszefapolicjiszwajcarskiejzostałaprzełożona.
| — Ach, w ogóle o niej zapomniałem. Dziękuję, signo- rina. Zostawił teczkę na jej biurku, po czym
wróciłdogabinetu,żebywłożyćpłaszcz.
Tymrazemotworzyłmumężczyznawśrednimwieku,ubranywcoś,cozapewnemiało
kojarzyćsięzhabitem,awczymwyglądałtak,jakbywłożyłdamskąkieckę,wdodatkusporozadługą.
KiedyBrunettiwyjaśnił,żechcerozmawiaćzPadrePio,furtianzłączyłręce,skłonił
głowę i nie odzywając się słowem, wpuścił go do środka. Idąc Przez ogród, komisarz nigdzie nie
dostrzegłstaregoogrodnika.Zapachbzubyłjeszczebardziejintensywnyniżpodczas
poprzedniejwizyty.Czułosięgorównieżwbudynku,choćtammieszałsięzostrąwonią
środkówczyszczącychiwoskudopodłóg.Nakorytarzuminęlimłodegomężczyznęidącego
znaprzeciwka.Dwajzakonnicywmilczeniuizpowagąskinęlisobiegłowami;Brunetti
odniósłwrażenie,żetylkozgrywająsięnaświętoszków.
Przewodnik,któregonazywałwmyślachpobożnymniemową,zatrzymałsięprzed
drzwiamigabinetuPadrePioiwskazałjebrodą.Komisarzwszedłbezpukania;okazałosię,żesłusznie
postąpił,bopokójbyłpusty.
Dziśoknabyłyzamknięte,wiatrniewwiewałdośrodkazapachubzu,zatoBrunetti
zauważyłkrzyżwiszącynaprzeciwległejścianie.Nieprzepadałzatymsymbolem,więctylkopobieżnie
rzuciłnaniegookiem,niezastanawiającsię,czymajakieśwaloryartystyczne.
PochwilidrzwisięotworzyłyidogabinetuwszedłPadrePio.Dziśteżhabitzakonuleżał
nanimwyjątkowodobrzeizdawałsięwcaleniekrępowaćruchów.UwagęBru-nettiego
znówprzyciągnęłypełnewargiksiędza,aletakjakipoprzednimrazemuznał,żekluczemdojegoduszy
sąoczy—szarozieloneibłyszcząceinteligencją.
—Miłomi,żeznówzechciałmniepanodwiedzić,commissario.Idziękujęza
pozostawionąwiadomość.Modliliśmysięwszyscybardzożarliwieozdrowie
Suor'Immacolaty.
Brunettimiałochotępowiedziećduchownemu,żebydałsobiespokójzhipokryzją;z
trudemsiępowstrzymał.
—Chciałbymzadaćksiędzujeszczekilkapytań.
—Oczywiście.Odpowiemzprzyjemnością,oile,jakjużotymmówiliśmy,niebędą
wymagałyujawnieniainformacji,którychujawnićniemogę.
Chociażkapłannieprzestawałsięuśmiechać,widaćbyło,żewyczuwazmianęw
nastawieniukomisarza.
—Nie,niesądzę,abyinformacje,októremichodzi,chroniłatajemnicaspowiedzi.
—Świetnie.Alezanimpanzacznie,możeusiądziemy,dobrze?Niemapowodu,żebyśmy
rozmawiali na stojąco. — Podprowadził komisarza do tych samych foteli, w których siedzieli
poprzednio, i wprawnym ruchem ob- ; ciągając habit, pierwszy zajął miejsce. Ujął w prawą dłoń
różaniecizacząłprzesuwaćpaciorki.—Copanainteresuje?
p.—Proszęmiopowiedziećoswojejpracywdomach?opieki.
Cavalettizaśmiałsięcicho.
—Nienazwałbymtego,corobię,pracą,commissario.Jestemkapelanemmieszkającychtam
pensjonariuszy
częścipersonelu.Cóżmożebyćwiększąradościąniżpo-edniczeniemiędzyludźmia
Stwórcą?Toniepraca;toromneszczęście.
Spojrzałnadrugikoniecgabinetu,świadom,żeinettibezentuzjazmuprzyjąłjegoszumnesłowa.
—Spowiadaichksiądz?
—Niewiem,czytopytanie,czystwierdzeniefaktu,'missario.
Cavalettiuśmiechnąłsię,abykomisarzniepoczułsięażonyjegowypowiedzią.
—Pytanie.
—Awięcodpowiem.Tak,spowiadampensjonariuszy,jakrównieżczęśćpersonelu.To
wielkaodpowiedzialność,zwłaszczawwypadkuludzistarych.
—Dlaczego,proszęksiędza?
—Boichpobytnaziemizbliżasiędokresu.
—Rozumiem—rzekłBrunetti,poczymspytałtakimtonem,jakbyjegopytaniebyło
logicznymnastępstwemotrzymanejodpowiedzi:—CzyksiądzmakontowUniondes
BanquesSuisses,oddziałwLugano?
PobłażliwyuśmiechpozostałnapełnychustachCavalet-tiego,aleBrunettidostrzegł,żeoczykapłanasię
zwęziły—ledwozauważalnie,dosłownienamoment,alejednak.
—Cóżzadziwnepytanie...—Cavalettizmarszczyłbrwi,jakbyczegośnierozumiał.—
jakitomazwiązekzespowiadaniempensjonariuszy?
—Właśnietegopróbujęsiędowiedzieć,proszęksiędza.
—Doprawdyniepojmuję...
—CzymaksiądzkontowUniondesBanquesSuisseswLugano?
Kapłanprzesunąłróżaniecojedenpaciorek.
—Tak—odparł.—WkantonieTicinomamkrewnych,którychodwiedzamdwa,trzyrazy
doroku.Uznałem,żewygodniejjestotworzyćkontowLuganoniżzakażdymrazemwozić
zesobągotówkę.
—Ilepieniędzytrzymaksiądznatymkoncie?
Cavalettiuniósłoczykusufitowi,jakbycośsobieprzeliczałwmyślach.
—Okołotysiącafranków—rzekłpochwili,poczymdodałusłużnie:—Tomniejwięcej
milionlirów.
—Potrafięprzeliczaćfrankiszwajcarskienaliry,pro-;ęksiędza.Tojednazpierwszychumiejętności,
jakiepo-icjantwtymkrajumusiopanować—oznajmiłBrunetti
|uśmiechnąłsię,abypokazaćrozmówcy,żeżartuje.|Cavalettinieodwzajemniłuśmiechu.[
—CzyjestksiądzczłonkiemstowarzyszeniaOperaPia?
Duchownypuściłróżanieciwbłagalnymgeścieuniósł'obieręce.
|—Och,commissario,cóżzadziwnezadajemipan?dziśpytania!Niemogędociec,jaki
związekzachodzimiędzynimiwpańskiejgłowie.
—Azatemodpowiedźbrzmi:takczynie?iłSCavalettimilczałprzezdłuższąchwilę.
—Tak—rzekłwkońcu.'jtBrunettiwstał.
—Towszystko,proszęksiędza.Dziękujęzarozmowę.Kapłanporazpierwszyniebyłw
stanieukryćzdumie-
I
?Bia:przezkilkasekundsiedziałbezruchu,wpatrującsiępBrunettiego.Potemjednak
poderwałsięnanogi,odpro-padziłgościadodrzwiinawetsamjeotworzył.Idącko-rzem,komisarz
świadombyłdwóchrzeczy:oczuksię-wwiercającychmusięwplecyorazzapachu
bzu,któryiwałsięcorazbardziejintensywny,wmiaręjakonsamliżałsiękuwyjściudoogrodu.Żadnez
tychdoznańnie'rawiałoBrunettiemuprzyjemności.
Rozdział19
Chociażniesądził,abyMariigroziłoniebezpieczeństwoprzedukazaniemsięw„II
Gazzettino"informacjioprzebudzeniu—niemiałzresztążadnejpewności,czypóźniejcokolwiekbędzie
jejzagrażać—tojednakkilkaminutpotrzeciejodsunąłsięodPaoliiwstał
z łóżka. Dopiero kiedy zapinał koszulę, rozbudził się na tyle, że usłyszał deszcz bębniący o szyby
sypialni.Zakląłpodnosem,następniepodszedłdooknaiotworzyłlufcik,chcąc
sprawdzić, czy jest ciepło, czy zimno, ale zamknął go pośpiesznie, gdyż wilgotne powietrze, które
wpadło do środka, było wręcz lodowate. W korytarzu włożył płaszcz przeciwdeszczowy i chwycił
parasol;drugiwziąłzmyśląosierżancie.
OczyVianella,podkrążonezniewyspania,patrzyłyzwyrzutemnakomisarza,mimoiż
zjawił się w pokoju Marii Testy prawie pół godziny przed ustaloną porą. Żaden z mężczyzn nie
podchodziłdołóżka,naktórymleżałanieprzytomnakobieta;jejbezbronnośćbyłaniczymognistymiecz
trzymającyichnadystans.Przywitalisifszeptemiwyszlidoholu,żeby
porozmawiać.
Brunettioparłparasoleościanę.
i—Ico?—spytał,ściągającpłaszcz.i—Mniejwięcejcodwiegodzinyzagląda
pielęgniarka — odparł sierżant. — Patrzy na nią, mierzy jej puls, zapisuje w karcie choroby i to
wszystko.i>—Mówicoś?v—Kto?Pielęgniarka?I—Tak.
|—Nie,wogólesiędomnienieodzywa,jakbymbyłniewidzialny.—Vianelloziewnął.—
Musiałemsięszczypać,żebyniezasnąć.
—Trzebabyłorobićpompki.SierżantbezsłowapopatrzyłnaBrunettiego.
—Naprawdęjestemciwdzięcznyzapomoc—powie-ilziałkomisarzpojednawczym
tonem.—Przyniosłempa-
«sol,bolejejakzcebra,fVianellopodziękowałskinieniemgłowy.
—Ktoprzychodzirano?—spytałBrunetti.
—Gravini.PotemPucetti.Aponimznówja.Naszczęścieniedodał,żejegodyżurponowniewy-dnieo
północy.
—Dzięki,Vianello.Idźsięprzespać.Sierżantskinąłgłową,tłumiącpotężneziewnięcie,poTOpodniósł
złożonyparasoliruszyłholem.Brunettijuż'ciągałrękę,żebyotworzyćdrzwidoizolatki,kiedyna-coś
sobieprzypomniał.
-—Byłyjakieśnarzekaniazpowodudyżurów?!—za-ałzasierżantem.Vianellosię
zatrzymał.!—Narazienie.
—Jaksądzisz,ilemamyczasu?—spytałenigmatycznie,niechcącdopytywaćsięwprost,
kiedy zdaniem sierżanta vice-questore Patta dowie się, że policjanci z jego komendy pełnią dyżury w
szpitalu,choćniktznimtegonieuzgadniał.
Vianelloodgadł,ocochodziprzełożonemu.
—Diabliwiedzą,alemyślę,żeminązetrzy,czterydni,zanimporucznikScarpacoś
zwietrzy.Możenawettydzień.Napewnoniewięcej.
—Miejmynadzieję,żedotegoczasuzwierzynawpadniewpułapkę.
—Jeśliwogólejestjakaśzwierzyna—powiedziałVianello,ujawniającsceptyczne
nastawienie,poczymodwróciłsięizacząłoddalać.
Brunettiobserwowałszerokieplecysierżanta,dopókitennieskręciłwprawowkierunku
schodówinieznikłmuzoczu.Dopierowtedy,gdyzostałsamnakorytarzu,wszedłdo
pokoju Marii. Powiesił płaszcz na oparciu krzesła, na którym wcześniej siedział Vianello, parasol zaś
postawiłwkącie.
Przy łóżku paliła się lampka, tworząc nieduży świetlisty krąg wokół głowy nieprzytomnej; resztę
pomieszczeniaspowijałpółmrok.Brunettiwątpił,bygórneświatłoprzeszkadzało
Marii — zresztą byłoby dobrze, gdyby ją zbudziło — ale nie miał ochoty go zapalać, więc po prostu
usiadłnakrześle,niewyjmujączkieszenizabranejzdomuksiążki;Rozmyślania
MarkaAureliuszajużnierazprzynosiłymuotuchęwciężkichchwilach.
Ponownieprzebiegłwmyślachwydarzenia,októrychmówiłamuMariaTesta,orazte,
którenastąpiłypojejw>*
cienakomendzie.Zgonkilkupensjonariuszydomupiekiwstosunkowokrótkimokresie,
potrącenieMariiczezsamochód,śmierćdaPre.Rozpatrywaneoddzielnie,aogłybyć
przypadkowymiincydentami,aleichskumulowaniewykluczałowoczachBrunettiego
możliwość, że t grę wchodzi zbieg okoliczności. To oznaczało, że wy- arzenia są ściśle ze sobą
powiązane,choćjeszczeniepo-|afiłodgadnąć,wjakisposób.
Messiniodwodziłpensjonariuszyodzapisywaniapieniędzyjemualbodomomopieki,Padre
Pioniebyłwymie-aonywżadnymztestamentów,zakonniceniemogłynic»siadać.
ContessaCrivonisamabyłazamożnąosobą,węcniezależałojejnaspadkupomężu;daPremyślałtyl-
10oswoichtabakierkach;signorinaLerininajwyraźniejJawnotemuwyrzekłasiębogactwtegoświata.
Cuibono?luibono?Należałosiędowiedzieć,ktozyskiwałnajwię-ejnazabójstwach.Dopierogdysię
pozna odpowiedź na i) pytanie, ujrzy się ścieżkę wiodącą do mordercy, ujrzy Bk wyraźnie, jakby
oświetlałjąaniołzpochodnią.
Brunettinieuważałsięzaczłowiekawolnegoodsła-lości:pycha,lenistwoigniewto
główneprzywary,jakieusuwałymusięnamyśl;wiedziałnatomiast,żeniece-hujego
chciwość, i ilekroć miał do czynienia z jej prze- twami, czuł się bezradny, jakby stykał się z czymś
obcym,ieznanym.Zdawałsobiesprawę,żechciwośćjestjedną??najpospolitszych
wad,jeślinienajbardziejpospolitą,fihoćpotrafiłzrozumiećjejmechanizmy,nieznajdował
topatiidlaludzizachłannych—wręcznapawaligo®trętem.
Spojrzałprzezpokójnakobietęleżącąnieruchomonałóżku.Żadenzlekarzynieumiał
ocenić, jak rozległe są odniesione przez nią obrażenia mózgu. Jeden twierdził, że pacjentka
prawdopodobnie w ogóle nie obudzi się ze śpiączki. Inny, że powinna odzyskać przytomność w ciągu
kilkudni.Brunettimiałwrażenie,żewyrazemnajgłębszejmądrościbyłysłowa
jednejzzakonniczatrudnionychwszpitalu:„Nietraćmynadziei,módlmysięiufajmyw
miłosierdziePana".
KiedypatrzyłnaMarię,wspominającdobroćpromieniejącązjejoczu,doizolatkiweszła
inna siostra. Postawiła tacę na stoliku przy głowie pacjentki, po czym uniosła z pościeli jej rękę.
Trzymałająprzezchwilęzanadgarstek,całyczasspoglądającnazegarek,poczym
opuściłarękęnieprzytomnejipodeszładokartychorobywiszącejwnogachłóżka,aby
zapisaćwynik.
Następnie sięgnęła po tacę i skierowała się w stronę drzwi. Zobaczywszy Brunettiego, bez uśmiechu
skinęłamugłową.
Dorananicwięcejsięniewydarzyło.Kiedyoszóstejponownieweszłatasamazakonnica,komisarznie
siedziałjużnakrześle;zobawyprzedzaśnięciemstałwspartyościanę.
Byłazadwadzieściaósma,kiedyzjawiłsięfunkcjonariuszGravini,ubranywpłaszcz
przeciwdeszczowy,kaloszeidżinsy.
—SierżantVianellopowiedział,żebyśmyniewkładalimundurów,commissario—zaczął
sięusprawiedliwi30przedprzełożonym,jeszczezanimsięprzywitał.
—Tak,wiem,Gravini.Bardzosłusznie.Wciążmoc-pada?—spytałBrunetti.
Niewiedział,jakjestnazewnątrz,gdyżjedyneoknoojuwychodziłonaosłonięteprzejście.-
—Leje,commissario.Ipodobnonieustanieażdotku.
Brunettipodniósłzkrzesłapłaszcz,żałując,żeniewło-kaloszy.Wcześniejplanował,żezanimudasięna
ko-ndę,wpadniedodomuiweźmieprysznic,alebyłoby'eństwemiśćtakikawałwdeszczu,skorostąd
do pra- miał tylko parę kroków. Podejrzewał zresztą, że kilka w szybciej postawi go na nogi. Były to
złudnemarzenia;zjawiłsięnakomendziesen-,
rozdrażniony,wpaskudnymnastroju,któryjeszczepogorszył,kiedydwiegodzinypóźniej
zadzwonił vice- estore Patta i wezwał go do siebie. Elettry nie było przy biurku, więc nie mogła go
uprze-c,jaktozwykleczyniła,czegomożesięodPattyspo-'ewać.Aletegodniaczułsiętakpodlez
niewyspanianadmiaruwypitejkawy,żewgruncierzeczybyłomustkojedno.
—Otrzymałembardzoniepokojącewieściodmojegorucznika—oznajmiłPattabezżadnego
wstępu.Brunettiegonormalnierozbawiłabytawypowiedź,ższefowiniechcącywypsnęłosięcoś,oczym
oddaw-wiedziałacałakomenda,mianowicie,żeporucznikrpajestjego
donosicielem.Tegorankajednakkomi-
byłtakotumanionybrakiemsnu,iżledwozarejestro-zaimekdzierżawczyużytyprzezPattę.
—Słyszysz,comówię,Brunetti?
—Tak.Aleniemampojęcia,comogłozaniepokoićporucznika.
—Twojepostępowanie!—zawołałPatta,prostującsięwfotelu.
—Mojepostępowanie,vice-questore?
Brunettizauważył,żePattamabielszącerę,niżkiedygowidziałostatnio;alboschodziłamuopalenizna,
albopobladłzgniewu.
—ChodziotękrucjatęprzeciwŚwiętejMatceKościołowi,którąrozpętałeś!—ryknął,po
czymnagleumilkł,jakbyzdałsobiesprawę—choćtobyłomałoprawdopodobne—że
trochęprzesadził.
— Czy mógłby się pan wyrażać nieco jaśniej, vice-ąues- torel — poprosił Brunetti, drapiąc się po
brodzieinatrafiającnakępkęzarostu;najwyraźniejmusiałjąominąć,kiedypo
przyjściudopracygoliłsięmaszynkąelektryczną,którątrzymałwbiurku.
—Prześladujeszprzedstawicielikleru!ObraziłeśmatkęprzełożonązakonuŚwiętego
Krzyża!—Pattazrobiłwymownąpauzę,abydaćBrunettiemuczasnauzmysłowieniesobie
powagikierowanychprzeciwniemuoskarżeń.
—NoirozpytujęostowarzyszenieOperaPia.PorucznikScarpachybaumieściłtenzarzut
naswojejliście?
—Skądwiesz?—zapytałPatta.
—Bojeśliporuczniksporządzalistęmoichuchybień,totegozarzutuniemógłpominąć.
Zwłaszczajeśli,takjakpodejrzewam,rozkazywydajemuOperaPia.
ttauderzyłpięściąwbiurko.TojawydajęScarpierozkazy,commissariol.—Czymam
rozumieć,żepanteżnależydostowarzy-ia?
PattaprzysunąłsięwrazzfotelemdobiurkainachyliłonęBrunettiego.
—Niewezwałemciępoto,żebyśtyzadawałmipy-
Brunettiwzruszyłramionami.
—Słyszysz,comówię?
—Tak,vice-questore—powiedziałkomisarz,stwier-jączezdumieniem,żewcaleniemusisięwysilać,
abyhowaćspokój;PattaiScarpaobchodziligotyleconic.
—Miałemnaciebieskargi,bardzoliczneskargi—tynuowałkomendant.—Przeorzakonu
Świętego
ża dzwonił, żeby wyrazić protest w związku z tym, jak ktujesz członków jego wspólnoty. Co więcej,
podobnorywaszzbiegłązakonnicę.
—Ukrywam?
— Słyszałem, że przebywa w szpitalu, bo miała wypa- k, ale jest już przytomna i szkaluje zakon na
prawoile-.Czytoprawda?
—Tak.
—Wiesz,gdziejest?
—Takjakpanpowiedział,wszpitalu.
—Atyjątamodwiedzaszinikogodoniejniedopusz-sz,tak?
—Przydzieliłemjejochronępolicyjną.
—Ochronępolicyjną?!—Pattarozdarłsiętak,żezapewnebyłogosłychaćnaparterze.—
Ktocipozwolił?Dlaczegoniejesttozaznaczonewgrafiku?
—Awidziałpangrafik,vice-questore?
—Nietwojasprawa,czywidziałem,Brunetti.Powiedzmilepiej,dlaczegojejnazwisko
tamniefiguruje.
—Bokazałemwpisaćdyżuryniejako„ochronaświadka",lecz„czynnościśledcze".
—Czynnościśledcze?!—PattaniczymechopowtórzyłostatniesłowaBrunettiego,alez
takąmocą,żeażzatrzęsłysięściany.—Funkcjonariuszesiedząbezczynnienatylkachw
szpitalu,atymaszczelnośćnazywaćto„czynnościamiśledczymi"?
Brunettichciałzaproponowaćprzełożonemu,żeskorotakbardzomunatymzależy,odtąd
mogąpisaćwgrafiku„ochronaświadka",aleposłuchałgłosurozsądkuisięnieodezwał.
—Ktotamjestteraz?
—-Gravini.
—Więcnatychmiastgotuściągnij!Policjawtymmieściemaważniejszezadanianiż
pilnowaniezbiegłejzakonnicy,którabyłanatylenieostrożna,żewylądowaławszpitalu.
—Uważam,żejejżyciuzagrażaniebezpieczeństwo,vice-questore.
—Niechcęotymsłyszeć.—Pattagniewniemachnąłręką.—Zresztąnieobchodzimnie,
czyzagraża,czyniezagraża.SkorozdecydowałasięuciecspodochronyŚwiętejMatki
Kościoła, musi sama sobie radzić ze wszystkimi niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nią w laickim
świecie,zaktórymtaknaglezatęskniła.
runettiotworzyłusta,żebyzaprotestować,alePattadałsobieprzerwać.
—WciągudziesięciuminutGravinimawrócićnakodę—oznajmił,podnoszącgłos.—Nie
życzęsobie,
ktokolwiekpełniłdyżurprzedpokojemtejkobiety,kcjonariusz,którytamsiępojawi,
natychmiast wyleci pysk. — Pochylił się jeszcze bardziej i dodał złowiesz- n tonem: — Ten sam los
spotkarównieżtego,ktogowyśle.Rozumiemysię,commissario?
—Tak.
—ItrzymajsięzdalaodczłonkówzakonuŚwiętego?yża.Przeorniedomagasięprzeprosin.
Potym,cosły-łemotwoimkarygodnymzachowaniu,uważam,żetoprawdęwielkodusznez
jegostrony.
BrunettiniepierwszyrazmiałkłopotyzPattą,alechybadydotądniewidziałgotak
wzburzonegoiroztrzęsione-.Podczasgdyvice-questoredalejłajałgowtymduchu,
podkręcającgałkęswojejirytacji,komisarzzacząłsię"tanawiać,cospowodowałotaknerwowąreakcję
szefa,końcudoszedłdowniosku,żeprzyczynamożebyćtylkona:strach.
GdybyPattanależałdoOperaPia,pewniebyzwymyślałikazałmuprzestaćinteresowaćsięstowarzy-
eniem—awantura,jakąbyzrobił,nieróżniłabysięodzystkichwcześniejszych.
Pattajednakzachowywałsiępełnieinaczej—kierowałnimstrach.Głosszefawyrwał
komisarzazzamyślenia.
—Rozumiesz,comówię,Brunetti?
—Tak,vice-questore—potwierdziłkomisarz,wsta-c.—ZarazściągnęGraviniegoze
szpitala.
—Jeśliposlesztamkogośinnego,Brunettiskonczony.Jasne/
—Tak,oczywiście.
Na
szczęsciePattaniemógłrozporządzaćczasempołicjantówposłużbie,lecznawetgdyby
mógł,niezmieniłobytodecyzji,którąpodjąłBrunetti.
Zadzwonił do szpitala z telefonu stojącego na biurku wciąż nieobecnej sekretarki i poprosił, żeby
przywołanoGraviniego.Nastąpiławymianakomunikatówprzekazywanychprzez
posłańców, gdyż policjant odmówił opuszczenia izolatki, nawet kiedy go poinformowano, że dzwoni
komisarz.Minęłodobrepięćminut,zanimwreszciewziąłdorękisłuchawkę.
—Wpokojuchorejjestlekarz.Będzietamdomojegopowrotu—oznajmiłszybkoi
dopieropotemzapytał,czytorzeczywiścieBrunettijestnadrugimkońculinii.
—Tak,toja,Gravini.Wracaj.
—Kończymydyżury,commissariol
—Wracajnakomendę,Gravini—powiedziałBrunetti.—Tylkonajpierwidźdodomui
włóżmundur.
—Wporządku,commissario—rzekłmłodypolicjant,odgadującztonukomisarza,że
najlepiejonicniepytać.
PrzedpowrotemdoswojegogabinetuBrunettiwstąpiłdosaliogólnejiwziąłzczyjegoś
biurkanajnowszewydanie„IIGazzettino".Otworzyłjenadzialemiejskim,alenieznalazł
artykułuoozdrowieniuMariiTesty.Sprawdziłkronikęwypadków,aletamteżniebyło
żadnej wzmianki. Wreszcie przysunął sobie krzesło, rozłożył gazetę na biurku i zaczął ją studiować
dokładnie,szpaltaposzpal-jc.Wiadomościniewydrukowano,ajednakktośna
tężny,abyPattasięgobał,wiedział,iżbyłazakon-'zyskałaprzytomność.Bardzociekawe—
pomyślałarz.Kiedywracałschodaminagórę,cieńuśmiechuknąłmupotwarzy.
Rozdział20
Podczasobiadupanowałprzystoletakisamminorowynastrójjakten,którytowarzyszył
Brunettiemuprzezcałydzieńwpracy.Komisarzpomyślał,żeposępnemilczenieRaffiego
przypuszczalnie jest wynikiem sprzeczki z Sarą Paganuzzi, natomiast Chiara wciąż smuci się kiepskim
stopniem z religii, największą porażką w jej dotychczasowej karierze szkolnej. Jak zwykle najtrudniej
byłomuodgadnąć,cojestpowodemzłegohumoruPaoli.
Nikt się nie śmiał, nikt nie żartował, choć zazwyczaj właśnie w ten sposób okazywali sobie serdeczne
uczucia.WpewnymmomencieBrunettistwierdziłzezgrozą,żerozmawiająo
pogodzie,apotem—jakbytentematbyłniedośćponury—przeszlinapolitykę.Wszyscy
wyraźnieodetchnęlizulgą,kiedyposiłekdobiegłkońca.Dzieci,nibyzwierzątkakryjącesięwnorachna
widokodległejbłyskawicyprzecinającejniebo,znikływswoichpokojach.
Brunettiskierowałsiędosalonuiskupiłnaobserwacjideszczulejącegostrugamina
okolicznedachy.Gazetęprzeczytałjużoddeskidodeskinakomendzie.
KiedydosalonuweszłaPaola,niosącnatacydwiefiliżankikawy,potraktowałtojako
zaproszeniedopojed-'a,choćniemiałpewności,jakiewarunkirozejmuze-mu
zaproponować.Podziękował,biorącjednązfili-ek,poczymspytał:
—Noi?
—Rozmawiałamzojcem—odparła,siadającobokgonakanapie.—Nieprzyszedłmido
głowyniktin-,dokogomogłabymsięzwrócić.
—Comupowiedziałaś?
—To,cosignoraStoccomówiłamiprzeztelefonicoześniejmówiłynamdzieci.
—ODonLucianie?
—Tak.
—I?
—Obiecał,żesięrozejrzy.
—WspominałaśmuoPadrePio?Spojrzałanamęża,zaskoczona.
—Oczywiście,żenie.Dlaczegomiałabymwspomi-ać?
—Taktylkozapytałem.
—Guido,dobrzewiesz,żenigdyniewtrącamsiędorojejpracy.—Odstawiłanastolik
opróżnioną filiżankę. — Jeśli chcesz zapytać ojca o Padre Pio i stowarzyszenie Opera Pia, musisz to
zrobićosobiście.
*Brunettiniemiałnajmniejszejochotymieszaćwtęsprawęteścia.NiechciałjednakmówićPaoli,iż
wynikato2niepewności,poktórejstroniebędąsympatiehrabiegoOrazio:zięciaczytajnejorganizacji.
Ponieważnieorientowałsięcodowielkościmajątkuaniwpływów
hrabiego,Podobniejaknieznałźródełjegobogactwaiwładzy,niewiedziałteż,zjakimisiłamiteśćjest
powiązanyikomuwinienlojalność.
—Uwierzyłci?
—Naturalnie,żetak—odparłaPaola.—Jakmożeszotopytać?
Brunetti chciał ją zbyć wzruszeniem ramion, ale spojrzenie, jakie mu posiała, sprawiło, że się
powstrzymał.
—Niemaszzbytgodnychzaufaniaświadków—rzekł.
—Coprzeztorozumiesz?—spytałagniewnie.
—Dzieciwyrażającesiękrytycznieonauczycielu,któryjednemuznichpostawiłsłaby
stopień. Słowa innego dziecka, powtórzone przez matkę, która była na granicy histerii, kiedy z tobą
rozmawiała.
—Bawiszsięwadwokatadiabła,Guido?Pokazałeśmiprzecieżtemateriałyzsekretariatupatriarchy.
Myślisz,żedlaczegoprzenosiliskurwielazparafiidoparafii?Dlategożewyciągał
tysiąclirowebanknotyzeskarbonki?
Brunettipotrząsnąłgłową.
—Nie,niemamżadnychwątpliwościcodojegowiny.Alebrakujemidowodów.
Paolaniecierpliwiemachnęłaręką.
—Zobaczysz,załatwięgo!
—Załatwiszczysprawisz,żegoprzeniosą,takjaktorobiąodlat?
—Załatwięraznazawsze,chybawyraźnietomówię—powiedziała,dobitnieakcentując
każdąsylabę.
—Wporządku.Obycisięudało.Naprawdębardzobymtegochciał.
.jegozaskoczeniuPaolaodpowiedziałacytatem:„Ktobysięstałpowodemgrzechudla
jednegohmałych,którzywierząweMnie,temubyłobyłepiej'eńmłyńskizawiesićuszyiiutopićgow
głębimorza".Skądto?
EwangeliawedługświętegoMateusza.Rozdziałmasty,wersszósty.
—Niewiarygodne!—zawołałBrunetti,potrząsającą.—Ktojakkto,ależebyśtycytowałaBiblię...!
— Podobno nawet diabeł ma tę umiejętność — oznaj- Paola, uśmiechając się po raz pierwszy od
początku
~mowy.
Brunettiemuwydałosię,żewsalonieodrazuzrobiłojaśniej.
Naprawdęmamnadzieję,żetwójojciecbędziestaniecośzaradzić.
Oczekiwał,żeżonapowie,iżojciecjestwstaniezara-ićwszystkiemu;zresztąsamteżczęstowierzył,iż
wła-teściajestnieograniczona.Paolajednakzapytała:Acotamztwoimiksiężmi?
—Zostałtylkojeden—odparł.
—Jakto?
—SignorinaElettradowiedziałasięodswojegozna-~megozsekretariatupatriarchy,że
contessaCrivoniiten
jejksiądz,człowiekskądinądbardzozamożny,romansujązesobąodlat.Podobnomąż
wiedziałoichzwiązku.
—Serio?—WoczachPaoliodmalowałosięzdumienie.
—Samwolałmłodychchłopców.
—Wierzyszwtęhistoryjkę?
Brunettiskinąłgłową.
— Tak. To, że była mężatką, odpowiadało i jej, i księdzu; służyło im za parawan. Nie mieli powodu,
żebyżyczyćhrabiemuśmierci.
—Więcfaktyczniezostałcijeden.
—Nowłaśnie—rzekłBrunetti,poczymopowiedziałjejoawanturze,jakązrobiłmuPatta,zakazując
dalszego ochraniania Marii Testy. Nie ukrywał przed żoną głębokiego przekonania, że vice-questore
spełniapoleceniawychodząceodPadrePioistojącejzanimorganizacji.
—Cozamierzasz?—spytałaPaola,kiedyskończyłmówić.
—RozmawiałemzVianellem.Jegoprzyjaciel,którypracujewOspedaleCivilejako
sanitariusz,obiecał,żebędziezaglądałdoMariiwciągudnia.
—Wieletonieda.Awnocy?
—Vianellozaproponował...nieprosiłemgo,samzaproponował...żepopilnujeMariido
północy.
—Atyposiedziszprzyniejodpółnocydoósmejrano,tak?
Brunettiskinąłgłową.
—Jakdługotopotrwa?
Wzruszyłramionami.
—Ażzdecydująsięnaruch—odparł.
—Myślisz,żekiedytonastąpi?
—Zależy,jakbardzosięboją.Alboile,ichzdaniem,Mariawie.
—Jesteśpewien,żezawszystkimstoiPadrePio?
;Brunettistarałsięnigdynieujawniaćżonie,kogopo-"zewaopopełnieniezbrodni;trzymał
siętejzasadynrazem,alejegomilczeniebyłoażnadtowymowne.Paolapodniosłasięz
kanapy.
—Jeślimaszczuwaćprzezkolejnąnoc,lepiejsięprze-'j-
—„Zonajestnajwiększymskarbemmężaswego,pocąmuipodporą;takjakwinnica,której
nieotaczaży-
-opłot, zostanie stratowana, tak człek bez żony będzie się kać żałośnie niby osioł, co się odłączył od
stada"—ecytowałzpamięci,zadowolony,żeteżsięmożepo-sać.
Paolaprzyklasnęłazuciechy.
—Awięctoprawda!—zawołała.
—Co?
»—Żediabełumiecytowaćpismaświęte.
TejnocyBrunettiponowniezwlókłsięzciepłegołóżkaiubrał,słuchającbębnieniadeszczu.
Paolaotworzyłaoczy,posłałamucałusainatychmiastzapadławsen.Tymrazemwłożył
kalosze,aleniewziąłdrugiegoparasoladlaVianella;wiedział,żesierżantbędziemiał
własny.
Kiedyzjawiłsięwszpitalu,znówwyszlinakorytarz,żebyzamienićparęsłów.Okazałosię,żeporucznik
ScarparozmawiałzsierżantemtegopopołudniaipowtórzyłmudecyzjęPattywsprawiedyżurów.Ale,
podobniejaksamvice-questore,niewspomniałotym,żepolicjanciniemogąpełnićdyżurówposłużbie.
TakwięcVianellopogadałzGravinim,PucettiminawetskruszonymAlvisem;
wszyscytrzejwyraziligotowośćpilnowaniachorejpogodzinachpracy,aPucettiobiecał
zastąpićBrunettiegooszóstejrano.
—Naprawdęwszyscysięzgodzili?NawetAlvise?—zapytałBrunetti.
—NawetAlvise.To,żejestgłupi,nieoznacza,żeniemadobregoserca.
—Fakt.Głupotaipodłośćidąwparzetylkounaszychparlamentarzystów!
Vianelloroześmiałsię,włożyłpłaszcz,poczymżyczyłkomisarzowidobrejnocy.
Brunetti wszedł do pokoju Marii i przystanął metr od łóżka; przyjrzawszy się pogrążonej w śpiączce
kobiecie, stwierdził, że jej policzki zapadły się jeszcze bardziej. Właściwie gdyby przez rurkę
odchodzącą od plastikowej butelki zamocowanej nad pacjentką nie sączył się do jej ramienia
przezroczystypłyn,apierśniefalowałalekko,nicniewskazywałobynato,żeMariażyje.
—Mario!—zawołałcicho.—Suor'Immacolata!
Pierś unosiła się i opadała, unosiła i opadała, przejrzysta ciecz spływała kropla po kropli, lecz nic
więcejsięniedziało.
Brunettizapaliłgórneświatło,wyjąłzkieszenipismaMarkaAureliuszaizacząłczytać.O
drugiejdoizolatkiweszłapielęgniarka;zmierzyłaMariipulsiwpisaławynikdokarty
choroby.
—Jakznią?—spytałBrunetti.
—Tętnojestszybsze.Czasemtaksiędzieje,kiedymanastąpićprzesilenie.
—Czytoznaczy,żejednaksięzbudzi?
—Może—odparłasiostra,aległosmiałaposępny.
\Opuściłapokój,zanimzdążyłspytać,cowwypadku"ariijeszczemożeoznaczać
przesilenie.
0 trzeciej komisarz zgasił światło i zamknął oczy, ale 'edy poczuł, że głowa opada mu na klatkę
piersiową,
lusiłsiędowstaniazkrzesła,oparłościanęistałtak,przymkniętymioczamiigłową
odchylonądotyłu.
Po jakimś czasie drzwi się otworzyły i inna pielęgniar- weszła do pogrążonego w półmroku
pomieszczenia, rzymała tacę, podobnie jak zakonnica, która zajrzała do 'arii poprzedniej nocy. Brunetti
obserwował ją bez sło- a. Zatrzymała się przy łóżku, w kręgu światła rzucanym rzez lampkę nocną.
Wysunęłarękęiodciągnęłakoc,od-ywającchorą;zapewnewymagały
tegoczynności,któ-miaławykonać.Brunetti,powodowanywrodzonąkromnością,spuścił
oczy.
1wtedyzobaczyłmokreślady,jakiebutypielęgniarkizostawiłynapodłodze,znaczącjejtrasęoddrzwi
dołóżka.Zanimzdałsobiesprawęztego,corobi,uniósłpra-
ąrękęwysokonadgłowęirzuciłsięwstronękobiety.Dzieliłogoodniejkilkakroków,kiedyzsunąłsię
ręcznikzakrywającytacę.OczomBrunettiegoukazałosiędługieostrze.
Komisarzwydalzsiebieprzeraźliwykrzyk,agdynatendźwiękfałszywapielęgniarka
odwróciłasiękupędzącejzmrokupostaci,ujrzałBenedettęLerini.
Tacaupadłazbrzękiemnapodłogę,kobietazaśchwyciłanóżiwzięłapotężnyzamach.
Brunettiniezdążyłuskoczyć;ostrzeprzecięłojegolewylękawimięśnienadłokciem.Znówkrzyknął,a
potemjeszczerazijeszczerazwnadziei,żeusłyszygoktośzpersonelu.
Zaciskającprawądłońnapoharatanymramieniu,obserwowałbacznieBenedettęLerini,
przekonany, że zaraz znów się zamachnie. Ale ją bardziej interesowała nieprzytomna postać leżąca na
łóżku;odwróciłasiędoniej,kurczowościskającnóż.Brunettiponownieryknął,li-czącnato,żezdoła
odciągnąćjejuwagęodMarii.Si-gnorinaLerininawetnaniegoniespojrzała;podeszładochorej.
Puściwszykrwawiąceramię,komisarzzwinąłprawądłońwpięść,uniósłją,następniez
całej siły uderzył kobietę w łokieć, żeby wytrącić jej z ręki nóż. Najpierw poczuł, a ułamek sekundy
późniejusłyszałtrzaskpękającejkości.Zaskoczony,wpierwszejchwiliniewiedział,czypołamałsobie
palce,czyzdołałunieszkodliwićmorderczynię.
Odwróciłasiędoniegotwarzą,znożemwbezwładniezwisającejręce.
—Antychryst!—krzyknęła.—Zabićantychrysta!WdeptaćwpyłwrogówPana,abynie
powstaliwięcej.JamjestnarzędziemzemstyPana;obronięsługiJegoprzedfałszywym
świadectwem!
Usiłowałapodnieśćdłoń,alejejpalcepoluzowałyuchwytinóżupadłzbrzękiemna
posadzkę.ZdrowąrękąBrunettizłapałkobietęzasweteriszarpnąłmocno,żebyodciągnąćjąodłóżka.
Nieopierałasię.Zdołałtymsposobemdojśćzniąniemaldodrzwi,gdytenaglesięotworzyłyiwprogu
stanęlipielęgniarkazlekarzem.
Cosiętudzieje?!—zawołałlekarz,włączającgór-światło.
—ŚwiatłośćdnianieskryjewrogówPanaprzedspra-dliwymgniewemJego—oświadczyła
pełnymprzeję-głosemsignorinaLerini.—Panpomieszaimszyki,
'hsamychzetrzewproch.—Uniosłalewąrękęiwy-'erzyławBrunettiegodrżącypalec.—
Wydajecisię,żeożeszstanąćnadrodzeJegodziełu?Wiedz,głupcze,żenierównasięzpotęgąPana!
Czytegochcesz,czynie,niesięwolaJego!Lekarzzauważyłzarównokrew
kapiącązramieniaężczyzny,jakidrobinkiślinytryskającezustperorują-jgniewnie
kobiety,którakontynuowałaswojątyradę,~acającsięterazdodwojgapracownikówszpitala:
—Daliścieschronieniegrzesznicy,choćwiedzieliście,jestnieprzyjacielemPana.
Otoczyliściejąopiekąitro-
ką,nicsobienierobiączJegopraw,leczktośpotężniejmyodwasprzejrzałwaszeplanyiprzysłałmnie,
abymwy-ierzyłagrzesznicyboskąsprawiedliwość!
—Cosiętu...?—zacząłlekarz,aleBrunettiuciszyłogestemdłoni.
PodszedłdoBenedettyLeriniipołożyłłagodniezdro-ąrękęnajejramieniu.
—NiezliczonesązastępysługJego,drogasiostro—zepnąłprzymilnymtonem.—Inny
posłaniecdokończy
ąmisjęiwypełniwolęPana.
SignorinaLeriniwbiławniegowzrok;źrenicemiałarozszerzone,ztrudemłapałaoddech.
—CzyżbyśteżbyłwysłannikiemPana?—spytała.
—Rzekłaś.Iwiedz,siostrowChrystusie,żenieominiecięnagrodazato,codotąd
zrobiłaś...—Brunettizawiesiłgłos,licząc,żezdołasprowokowaćjądozwierzeń.
—Byligrzesznikami!Obajbyligrzesznikamiizasłużylinato,abyBógichpokarał.
— Tak, słyszałem, siostro, że twój ojciec był bezbożnikiem, który szydził z Pana. Bóg jest cierpliwy i
wszystkichdarzymiłością,aleniepozwoli,abynaigrywanosięzNiego.
—Aon,nawetwchwiliśmierci,naigrywałsięzPana!—zawołała,wytrzeszczającz
przejęciaoczy.—Zasłoniłammutwarz,aonwciążnaigrywałsięzPana!
Brunettiusłyszał,jakzajegoplecamilekarzzpielęgniarkąnaradzająsięszeptem.
—Cicho!—rozkazałim.
Stanowczośćtonukomisarzaorazszaleństwopobrzmiewającewgłosiekobietysprawiły,że
umilklinatychmiast.
—Karabyłakonieczna—rzekł,ponowniezwracającsiędoBenedettyLerini.—Bógtak
chciał.
Najejtwarzyodmalowałasięulga.
—TylkospełniłamwolęPana,prawda?
Brunettiskinąłgłową.Czuł,żebólramieniawzmagasięzsekundynasekundę,akiedy
spojrzałnapodłogę,zobaczyłkałużękrwi.
—Apieniądze?—spytał.—Potrzebawielepieniędzy,abyskuteczniezwalczaćwrogów
Pana.
—Tak,tak!—potwierdziłazmocąLerini.—RaZpodjętawalkamusitrwać,dopókinie
przywrócimyKJO-stwaBożego.Mamonębezbożnikównależytakspożyt--wać,byszerzyć
świętedziełoPana.
Niepewny,jakdługoudamusiępowstrzymaćlekarzapielęgniarkęodingerencji,komisarz
postanowiłzaryzy-ować.
—Świątobliwyojciecopowiadałmiohojnościsiostry.
Leriniuśmiechnęłasię,rozanielona.
— Tak, usłuchałam go, kiedy powiedział, że trzeba ziałać bezzwłocznie — przyznała. — Nie można
czekaćtami.RozkazyPanapowinnosięwykonywaćnatychmiast.
Brunetti ponownie skinął głową, jakby uważał za cał- 'em zrozumiałe, że ksiądz polecił jej zabić
własnegoojca.
—AdaPre?—spytałtakimtonem,jakbychodziłodrobiazg,naprzykładokolorchustki.—
Teżbyłznie-ogrzesznik—dodał,choćokazałosiętozbyteczne.
—Widziałmnie!Widziałmnietegodnia,kiedyjakoarzędziesprawiedliwościPana
wypełniłamJegowolęwo-ecmojegogrzesznegoojca.Aledopieropóźniejmiotym
wiedział.—PochyliłasięwstronęBrunettiego.—Tak,eżbyłwielkimgrzesznikiem.
Chciwośćtostrasznyzech.
Komisarz usłyszał za sobą szuranie; kiedy się obejrzał, karza i pielęgniarki nie było już w pokoju. Z
korytarza obiegł go oddalający się tupot nóg, a potem podniesio- e głosy. Ignorując hałasy, ponownie
zwróciłsiędoBe-edettyLerini.
—Ainnipensjonariusze?Jakiebyłyichgrzechy?
Tymrazemwoczach,którenaniegoskierowała,ujrzał
etyleszaleństwo,ilezaskoczenie.
—Co?Jacypensjonariusze?
Jejreakcjaniepozostawiałażadnychwątpliwości:si-gnorinaLeriniwięcejzbrodninie
miałanasumieniu.Bru-nettipostanowiłwięcwypytaćjądokładniejośmierćmałego
człowieczka.
—JaktobyłozdaPre?Groziłci,mojasiostro?
—Chciałpieniędzy.Próbowałammuwyjaśnić,żetylkospełniałamwolęPana,aleorzekł,
żeBoganiema.Bluź-nił,drwiłsobiezPana.
—Opowiedziałaśotymświątobliwemuojcu?
—Onjestprawdziwymświętym!—zawołałakobieta.
—Oczywiście,oczywiście—potwierdziłszybkoBru-netti.—Toonciępouczył,comasz
zrobić,siostro?
SignorinaLeriniprzytaknęła.
— Powiedział mi, jaka jest wola Pana, a ja postarałam się ją wypełnić — odparła. — Trzeba tępić
grzechiniszczyćgrzeszników.
—Czyksiądz...—zacząłBrunetti,alenagletupotnógipodnieconeglosywypełniły
pomieszczenie,kładąckresjegorozmowiezLerini.
Doizolatkiwpadłlekarzitrzechsanitariuszy.
Niedługo później Benedettę Lerini zabrano na oddział psychiatryczny, gdzie nastawiono jej złamany
łokieć,naszpikowanojąśrodkamiuspokajającymiiumieszczonopodstrażą.
Brunettiego zawieziono w wózku inwalidzkim na urazówkę; dosta! zastrzyk znieczulający, po czym
założonomunaramięczternaścieszwów.Ordynatoroddziałupsychiatrii,wezwanydo
szpitalaprzezpielęgniarkę,tęsamą,którasłysząckrzykiBrunettiego,wkroczyła
lekarzem do izolatki, uznał stan Lerini za „bardzo po- ażny" i zarządził, że nikomu nie wolno jej
niepokoić.Py-niprzezkomisarzaorozmowę,którejbyliświadkami,irównopielęgniarka,jakilekarz
umielipowiedziećjedy-ie,żeszalonakobietawygadywałajakieśreligijne
brednie. Chciał, aby potwierdzili to, co mówiła o swoim ojcu i da Pre, ale upierali się, że nic nie
zrozumielizjejbełko-diwychwypowiedzi.
ZakwadransszóstadopokojuMariiTestywszedłPu-cetti.Choćpłaszczkomisarzawisiał
naoparciukrzesła,jegosamegoniebyłowśrodku,zatopodłogęznaczyłakałużakrwi.
Funkcjonariusz,zatrwożonyobezpieczeństwopacjentki,podbiegłszybkodołóżkai
odetchnąłzulgą,widząc,żejejklatkapiersiowaunosisięmiarowo.Apotemspojrzałnatwarzchorej.
Kobietawpatrywałasięwniegoszerokootwartymioczami.
Rozdział21
O tym, że stan Marii uległ zmianie, Brunetti dowiedział się dopiero koło jedenastej, kiedy z ręką na
temblakupojawiłsięnakomendzie.Zanimzdążyłzdjąćpłaszcz,dogabinetuwpadł
Vianello.
—Obudziłasię.
—MariaTesta?—spytałBrunetti,choćzmiejscaodgadł,kogosierżantmanamyśli.
-Tak.
—Coświadomo?
—Niebardzo.Pucettizostawiłwiadomośćokołosiódmej,aleprzekazanomijądopieropół
godzinytemu.Telefonowałemdopanadodomu,alepanjużwyszedł.
—[aksięczuje?
—Niemampojęcia.Pucettipowiedział,żekiedysięobudziła,natychmiastzawiadomił
lekarzy.Trzechodrazudoniejpobiegło,alejegoniewpuścili.Uznał,żebędąjąbadać,więcpognałdo
telefonuizadzwoniłnakomendę,żebynasowszystkimpoinformować.
—Cojeszczemówił?
—Jużnic,commissario.
—AcozLerini?
—Wiemytylko,żepodanojejśrodkiuspokajająceizabronionozniąrozmawiać.
—Dzięki,Vianello.
—Mapandlamniejakieśnowerozkazy,commissa-ńo?
— Nie, nie w tej chwili. Później sam wybiorę się do szpitala. — Zsunął płaszcz z pleców i rzucił na
fotel.—Znaszreakcjęvice-questorel
—Nie,commissario.Dotądniewystawiłnosazgabinetu.Aleponieważprzyszedłdopiero
odziesiątej,myślę,żejeszczeoniczymniewie.
—Dzięki—powtórzyłkomisarz.
Kiedysierżantznikłzadrzwiami,Brunettiwyjąłzpłaszczafiolkęześrodkami
przeciwbólowymi, po czym udał się do toalety na końcu korytarza, żeby nalać sobie szklankę wody.
Połknąłdwiepastylki,potemjeszczejednąischowałfiolkędokieszeni.Tejnocywogóleniezmrużył
oka;jakzwykle,gdyzarywałnoc,czułnietylesenność,ilepieczeniepodpowiekami.Usiadłwygodnie
wfotelu,aledotknąwszyramieniemoparcia,skrzywiłsięzbóluiszybkopochyliłdoprzodu.
SignorinaLerininazwałagrzesznikamiobumężczyzn—swojegoojcaidaPre.
Najwyraźniej mały człowieczek podczas jednej z rzadkich wizyt u siostry zobaczył Benedettę Lerini
wychodzącązpokojuojca.CzyżbywizytaBrunettiegoorazjegopytaniadały
kolekcjonerowi na tyle do myślenia, że postanowił ją zaszantażować? Jeśli tak, popełnił błąd,
lekceważącjejpoczucieboskiejmisji,atymsamympodpisałnasiebiewyrok.Stającsię
przeszkodąnadrodzerealizacjizamiarówPana,musiałzginąć.
Brunettiprzebiegłwmyślachrozmowę,jakąodbyłwizolatcezBenedettąLerini.
Szaleństwowjejoczachsprawiło,żezabrakłomuodwagi,abymówiąco„świątobliwym
ojcu",którywydawałrozkazy,wymienićgozimieniainazwiska.Zdrugiejstronycobytodało,skoro
świadkowie,którzypowinnisłyszeć,jakLeriniprzyznajesiędozamordowaniadwóchosób,skołowani
religijnym żargonem płynącym z jej ust nie umieli powiedzieć, czego dotyczyła rozmowa. Jak miał
przekonaćsędziego,żebywydałnakazaresztowania?Zresztą
pamiętając obłąkane spojrzenie i natchniony ton morderczyni, sam wątpił, czy jakikolwiek sędzia
zdecydowałbysięnaproces.Chociażodczasudoczasustykałsięzwariatami,
bynajmniejnieuważałsięzaekspertawkwestiiniepoczytalności;wierzyłjednak,żew
wypadkuBenedettyLerininiemożebyćmowyosymulowaniu.Atooznacza,żeniesposób
postawić ją przed sądem; ani ją, ani człowieka, który — co do tego Brunetti nie miał żadnych
wątpliwości—zleciłjejwykonanie„świętejmisji".
Komisarzzadzwoniłdoszpitala,alenieudałomusiępołączyćzoddziałem,naktórym
leżałaMariaTesta.Pochyliwszysiędoprzodu,wolnowstałzfotela.Rzuciłokiemprzez
okno; na szczęście przestało padać. Posługując się tylko prawą ręką, wciągnął płaszcz na ramiona i
wyszedłzgabinetu.
NawidokPucettiegowcywilnymubraniu,trzymającegostrażprzedizolatkąMariiTesty,
uzmysłowiłsobie,żemapełneprawoprzydzielićbyłejzakonnicyochronę,skoroomałoniepadłaofiarą
zamachu.
—Dzieńdobry,commissario]—zawołałfunkcjonariusz,zrywającsięzkrzesłaisalutując.
—Dzieńdobry,Pucetti—odpowiedziałkomisarz.—Cosiędzieje?
—Przezcałyraneklekarzeipielęgniarkitylkochodzątamizpowrotem.Próbowałemsię
czegośodnichdowiedzieć,alemniekompletnieignorują.
—Ktośjestterazwśrodku?
—Tak,commissańo.Siostrazakonna.Chybawniosłaśniadanie.Awkażdymraziecośdo
jedzenia,sądzącpozapachu.
—Todobrze—rzekłBrunetti.—Mariamusidużojeść.Ilednibyłanieprzytomna?
—Pięć,commissario.
—Notak.Pięć.—Zdawałomusię,żedłużej,aleniemiałpowoduwątpićwsłowa
podwładnego.—Pucetti?
—Tak,commissario?
— Zejdź na dół i zadzwoń do Vianella. Powiedz mu, żeby przysłał kogoś, kto cię zastąpi. I niech
oficjalniewciągniedografikudyżurywszpitalu.Samjedźdodomuicośprzekąś.
Kiedyznówwypadatwojakolej?
—Pojutrze,commissario.
—Dziśmiałeśwolne?Pucettispojrzałnaswojeadidasy.
—Itak,inie,commissario.
—Czyli?
—Mamtrochęzaległegourlopu.Pomyślałem,żepomogęsierżantowi.Zresztąwtaką
pogodę i tak nie miałbym co robić. — Pucetti wbił spojrzenie w plamkę na ścianie na lewo od głowy
komisarza.
—RozmawiajączVianellem,powiedzmu,żepełniłeśdziśnormalnydyżur.Urlop
wykorzystaszwlecie.
—Dobrze,commissario.Czytowszystko?
—Chybatak.
—Azatemdowidzenia,commissario.
Funkcjonariuszskierowałsięwstronęschodów.
—Dzięki,Pucetti!—zawołałzanimkomisarz.
Młodypolicjantnieobejrzałsię,tylkouniósłrękę;był
tojedynyznak,żecokolwiekusłyszał.
Brunettizapukałdodrzwiizolatki.Odpowiedziałmukobiecygłos:
—Avanti!
Komisarznacisnąłklamkęiwszedłdośrodka.NadłóżkiemMariiTestypochylałasię
zakonnica,aleubrananiecoinaczejniżsiostry,którewcześniejwidywałprzychorej;sądzącpohabicie,
należaładozakonuŚwiętegoKrzyża.WytarłaMariiustaręcznikiemispojrzałabezsłowanaBrunettiego.
Zobaczył,żenastolikunocnymstoitaca,ananiejtalerzz
resztkamizupy.Kałużakrwi—jegokrwi—znikłazpodłogi.
—Dzieńdobry.
Zakonnicaskinęłagłową,alesięnieodezwała.Odeszłapółkrokuodłóżka,jakby—może
nieświadomie — chciała zablokować mu dostęp do chorej. Brunetti przesunął się w lewo, aby Maria
mogłagozobaczyć.Kiedydojrzałakomisarza,wytrzeszczyłaoczy,poczym
zmarszczyłabrwi,jakbystarałasięgosobieprzypomnieć.
—SignorBrunetti?—spytaławreszcie.
—Tak.
—Copanturobi?Czyżbypańskiejmatcestałosięcośzłego?
—Nie,nie.Zmamąwszystkowporządku.Przyszedłemciebieodwiedzić.
—Cosiępanustałowramię?
—Nic,nic.
—Aleskądpanwiedział,żetujestem?—Słyszącwswoimgłosienarastającąpanikę,
umilkłaizacisnęłamocnopowieki;pochwiliotworzyłaoczyisilącsięnaspokój,oznajmiła:
—Nicnierozumiem.
Brunettipodszedłbliżej.Zakonnicaposłałamugniewnespojrzenieipotrząsnęła
ostrzegawczogłową;zignorowałją.
—Czegonierozumiesz,Mario?—spytał.
—Niewiem,skądsiętuwzięłam.Powiedzianomi,żepotrąciłmniesamochód,kiedy
jechałamnarowerze,aleprzecieżjaodlatniewsiadałamnarower.Wdomuopiekiniemarowerów,a
nawetgdybybyły,wątpię,żebyśmymogłynanichjeździć.Powiedzianomi,że
miałamwypadeknaLido,ajaprzecieżnigdyniebyłamnaLido.Nigdywżyciu,signor
Brunetti.—Jejgłoswznosiłsięcorazwyżej.
—Apamiętasz,gdzieprzebywałaśostatnio?
Pytaniekomisarzanajwyraźniejjązaskoczyło.Podniosłarękędoskronitakjaktamtego
dniawjegogabinecieitakjaktamtegodnianajejtwarzyodmalowałosięzdumienie,kiedyniewyczuła
podpalcamikornetu.Potarłabandażokalającyjejgłowę,usiłujączebraćmyśli.
—Pamiętam,żebyłamwdomuopieki—rzekła.
—Wtym,wktórymprzebywamojamatka?
—Oczywiście.Przecieżtampracuję.
—Chybajużdośćpytań,signore—powiedziałasiostrazakonna,podchodzącbliżej;
możliwe,żepowodowałniąniepokójoMarię,którejgłosznówsięłamałzezdenerwowania.
—Powinienpanjużwyjść.
—Nie,proszęmupozwolićzostać—poprosiłaMaria.
— Najlepiej będzie, jeśli opowiem jej, co się stało — rzekł Brunetti, widząc, że zakonnica zamierza
oponować.
Kobietawhabiciewbiławzroknajpierwwniego,potemwpacjentkę.
Mariaskinęłagłową.
—Och,tak.Chciałabymsiędowiedzieć,comisięprzydarzyło.
Zakonnicaspojrzałanazegarekidespotycznymtonemosoby,którausiłujewykorzystać
każdąokazję,abypopisaćsięswojąograniczonąwładzą,oznajmiła:
—Nodobrze,aletylkopięćminut!
Brunettiliczyłnato,żesiostrawyjdziezpokoju,onajednakstanęławnogachłóżka;
najwyraźniejzamierzaładokładnieprzysłuchiwaćsięrozmowie.
—Jechałaśnarowerze,kiedypotrąciłcięsamochód—powiedziałkomisarz.—Miałoto
miejscenaLido,gdziepracowałaśwprywatnejklinice.
—Ależtoniemożliwe!—zaoponowałaMaria.—PrzecieżjanigdyniebyłamnaLido.
Nigdy.—Namomentumilkła.—Przepraszam,signorBrunetti—rzekłapochwili.—Nie
będęjużpanuprzerywać.Proszęmówićdalej.
—Pracowałaśtamodkilkutygodni.Odkądodeszłaśzdomuopieki.Pewnemałżeństwo
pomogłociznaleźćpracęimiejscewpensjonacie.
—Pracę?
—Tak,wprywatnejklinice.Zatrudniłaśsięwpralni.
NachwilęMariazamknęłaoczy,poczymznówje
otworzyła.
—Nicniepamiętam—oznajmiła.—Alecopanturobi?
Brunettimiałwrażenie,jakbynagleprzypomniałasobie,żejestonkomisarzempolicji.
—Przedkilkomatygodniamiprzyszłaśdomnienakomendę;chciałaś,żebymcoś
sprawdził.
—Co?—spytałaskonsternowana,potrząsającgłową.
—Chodziłoocoś,cowydarzyłosięwdomuopiekiSanLeonardo.
—SanLeonardo?Anirazutamniebyłam.Widząc,jakMariazcałejsiłyzaciskadłonie,
Brunetti
pomyślał,żeniemasensudłużejjejmęczyć.
—Chybarzeczywiściestarczynadziś.Możesama;przypomniszsobie,cosięwydarzyło.
Naraziemusiszodpoczywaćidużojeść,żebyodzyskaćsiły.
Ileżtorazysłyszał,jakMariapodobnymisłowamizwracałasiędojegomatki!
-—Pięćminutminęło,signore-—obwieściłazakonnica.Brunettinieprotestował.
WyciągnąłzdrowąrękęipoklepałMariępodłoni.
—Wszystkobędziedobrze—rzekł.—Najgorszemaszjużzasobą.Odpoczywajiwracaj
dozdrowia.
Uśmiechnąwszysię,ruszyłdodrzwi,alezanimdonichdoszedł,Mariaodezwałasiędo
zakonnicy:
—Siostro,niechciałabymsprawiaćkłopotu,alegdybybyłasiostratakuprzejmai
przyniosłami...—urwałazmieszana.
—Basen?—spytałazakonnica;nawetniezniżyłagłosu.
Mariaskinęłagłową,niepodnoszącwzroku.Zakonnicasapnęłagniewnieiściągnęłaz
irytacjąusta.Niepróbowałaukryćniezadowolenia.Podeszładodrzwi,otworzyłajei
przystanęła,czekającnaBrunettiego.
—Oj,nie,siostro,wolałabymniezostawaćsama—powiedziałacichym,strachliwym
głosemMaria.—Czytenpanmożezostaćzemnądopowrotusiostry?
Zakonnicarzuciłaokiemnanią,potemnaBrunettiego.Energicznymkrokiemwyszłaz
pokoju,zamykajączasobądrzwi.
—Samochódbyłdużyiczarny—oznajmiłaszybkoMaria.—Nieznamsięnamarkach.
Wiemtylko,żespecjalnienamnienajechał.Widziałamgowlusterku;toniebyłwypadek.
—Awięcpamiętasz,cosięstało?—spytałoszołomionyBrunetti.
Chciałpodejśćdołóżka,aleMariagopowstrzymała.
—Proszęsięniezbliżać.Niechcę,abysiostrasięzorientowała,żeśmyjeszczerozmawiali.
—Dlaczego?
TymrazemtoMariaściągnęłagniewnieusta.
—Jestjednąznich!Jeślisiędowiedzą,żewszystkopamiętam,zabijąmnie.
Brunettipopatrzyłnaniąiażzamrugałoczami,zdumionyzmianą,jakawniejzaszła.Mariazdawałasię
wręczpromieniowaćenergią.
—Cozamierzaszzrobić?—spytał.
—Przetrwać!
Wnastępnejchwilidrzwisięotworzyłyidopokojuwróciłazakonnica,niosącodkryty
basen.MinęławmilczeniuBrunettiegoizbliżyłasiędołóżka.Nawszelkiwypadekkomisarznawetsię
nie obejrzał; bał się, żeby niczego nie zdradzić spojrzeniem. Bez słowa wyszedł na korytarz,
pozostawiająckobietysame.
Kiedyszedłwstronęoddziałupsychiatrycznego,wpewnymmomencieodniósłwrażenie,
jakby posadzka się pod nim zakołysała. Niby wiedział, że to złudzenie, wynik zmęczenia, a jednak z
zaciekawieniemzacząłsięprzypatrywaćtwarzommijanychnakorytarzuosóbw
nadziei, iż ujrzy w ich oczach niepokój lub strach — coś, co by oznaczało, że z nim jest wszystko w
porządku, bo rzeczywiście nastąpiło trzęsienie ziemi. Gdy zdał sobie sprawę, że gotów jest czerpać
otuchę z kataklizmu, przestraszył się nie na żarty; czym prędzej zszedł na parter i zamówił w kafeterii
kanapkę.Kanapkinietknął,natomiast—choćnielubiłtegosmaku—wypiłszklankęnektarumorelowe-
go,wiedząc,żenapójdobrzemuzrobi;
następniepoprosiłowodęiłyknąłdwaproszkiprzeciwbólowe.Rozglądającsiępokafeteriiiwidzącna
większościobecnychbandaże,temblaki,szyny,anawetgips,porazpierwszytegodniapoczułsięjakw
domu.
Kiedyponownieskierowałsięwstronęoddziałupsychiatrycznego,czułsięznacznielepiej,choćnadal
bylosłabiony.Przeszedłprzezotwartydziedziniec,minąłradiologięipchnął
podwójne szklane drzwi. Nagle na drugim końcu korytarza zobaczył idącą ku niemu postać w długiej
szacie.Przemknęłomuprzezgłowę,żemożezwyczerpaniamamajaki,gdyżwidok
ten wstrząsnął nim bardziej niż jakiekolwiek ruchy tektoniczne. Był to Padre Pio we własnej osobie.
Wysokąpostaćduchownegospowijałciemnywełnianypłaszcz—mimosporej
odległościkomisarzwidziałkażdyszczegółzhalucynacyjnąwręczdokładnością—
przytrzymywanypodszyjąprzezzapinkęwykonanązosiemnastowiecznegoaustriackiego
talarazpodobiznąMariiTeresy.
Niewiadomo,któryzmężczyznbyłbardziejzdziwiony,aleksiądzpierwszydoszedłdo
siebie.
—Dzieńdobry,commissario—rzekł.—Niechzgadnę:chybaprzyszliśmyodwiedzićtę
samąosobę?
Brunettidopieropochwiliodzyskałgłos.
—BenedettęLerini?—spytał.
—Tak.
—Niemożesięksiądzzniązobaczyć—oznajmiłkomisarz,niekryjącwrogości.
Natwarzykapelanadomówopiekiwykwitłtensamsłodkiuśmiech,zjakimpowitał
Brunettiego,gdytenporazpierwszyodwiedziłgowsiedzibiezakonuŚwiętegoKrzyża.
—Ależcommissario,chybanierościpansobieprawadodecydowaniaotym,czychora
osoba,wdodatkubardzopotrzebującaduchowegowsparcia,możesięwidziećzeswoim
spowiednikiem?
Notak,PadrePiobyłspowiednikiemLerini.Imógłsięoczywiściezasłaniaćtajemnicą
spowiedzi,gdybyBrunet-tichciałgoprzesłuchać.
—Wkażdymraziezapóźnonajakiekolwiekzakazy,commissario—dodał,zanim
komisarzzdążyłcokolwiekpowiedzieć.—Właśniewidziałemsięztąbiednąkobietąi
wysłuchałemjejspowiedzi.
—Iudzieliłjejksiądzduchowegowsparcia?
—Świętesłowa.—PadrePiowyszczerzyłzęby,aletymrazemwjegouśmiechuniebyło
cieniasłodyczy.
Brunettipoczułwgardlegorycz,niemiałotojednaknicwspólnegozwypitymniedawno
nektaremmorelowym.Podobniejaktabletki,którełykał,niepotrafiłyzmniejszyćbóluw
ramieniu,takonsamniepotrafiłpowściągnąćfaliwściekłościiobrzydzenia,któregozalały.
Naprzekórutrwalonymodpokoleńnawykomwyciągnąłgwałtownierękęizłapałksiędzaza
płaszcz;zaciskającmocnopalcenamiękkiejtkaninie,doznałniekłamanejradości.Kiedy
szarpnął materiał, ksiądz stracił równowagę i poleciał do przodu; przez moment ich twarze dzieliło
zaledwiekilkacentymetrów.
—Wiemotobie—warknąłkomisarz.
Ksiądz uniósł gniewnie dłoń, odtrącając rękę Brunet- tiego. Następnie cofnął się i ruszył w kierunku
drzwi.Poparukrokachprzystanął;wróciłdokomisarza,kołyszącgłowązbokunabokniczymkobra.
—Amywiemyotobie!—syknął.
Pochwiliznikłzadrzwiami.
Rozdział22
Po wyjściu ze szpitala Brunetti stał przez chwilę na Cam- po Santi Giovanni e Paolo, nie mogąc się
zdecydować, czy wrócić do domu i się przespać, czy spróbować wziąć się w garść i iść na komendę.
Spojrzałnarusztowaniaprzysłaniającefasadękościołaizobaczył,żesądopołowypogrążonewcieniu.
Potempopatrzyłnazegarekizezdumieniemstwierdził,żejużminęłopołudnie.Niemiałpojęcia,jakim
cudemupłynęłotylegodzin,odkądzjawiłsięw
szpitalu;czyżbyzdrzemnąłsięwkafeterii,oparłszygłowęościanę?Czastenbyłjużniedoodzyskania,
podobniejakdnistraconeprzezMarięTestę,gdyleżałanieprzytomna,ite
wszyst-eukradzionejejlata,kiedynależaładozakonu.
Uznawszy,żewoliwrócićnakomendę,choćbydlatego,żematamznaczniebliżejniżdo
domu,ruszyłprzezpłac.Ponieważmęczyłogopragnienie,abólrękiznówuiocnodawałsięweznaki,po
drodze Brunetti wstąpił do aru; zamówił wodę mineralną i połknął jeszcze jedną tabletkę. Kiedy
wreszciedotarłnakomendę,zdumiałagociszapanującawholu;dopieropochwilizrozumiałprzyczy-ę:
byłaśroda—dzień,wktórymUfficioStranierinierzyjmujepetentów.
Niemiałochotypokonywaćczterechkondygnacjischodówdzielącychgoodwłasnego
gabinetu, pomyślał więc, że najlepiej od razu chwycić byka za rogi — czyli odbyć rozmowę z Pattą.
Drogę na pierwsze piętro, na którym urzędował vice-quesłore, pokonał tak lekko, że nie mógł się
nadziwić, dlaczego nie chciało mu się wspinać wyżej. Pamiętał, że miał jakiś powód, ale nie potrafił
sobieprzypomniećjaki.Przyszłomudogłowy,żezamiastwchodzićpo
schodach, przyjemniej byłoby nad nimi frunąć. Zaczął się zastanawiać, ile czasu zdołałby dzięki temu
codzienniezaoszczędzić,alenagleznalazłsięprzedwłaściwymidrzwiamii
zapomniałolataniu.
Signorina Elettra uniosła głowę znad klawiatury. Kiedy zobaczyła, w jakim jest stanie i że ma rękę na
temblaku,wstałapośpiesznie.
—Commissańo,copanujest?—zapytała,podchodzącdoniego.—Cosięstało?
Przerażenie w jej głosie, a także przestrach malujący się na obliczu sprawiły, że Brunettiego ogarnęło
autentycznewzruszenie.Kobietynaprawdęwygrałylosnaloterii,żemogątak
otwarciedemonstrowaćuczucia—pomyślał.Troska,jakąElettramuokazywała,była
niezwykłesympatyczna.
—Nictakiego,signorina.—Musiałsiępowstrzymać,żebyniepoklepaćjejporamieniuz
wdzięczności,żetaksięprzejmujejegostanem.—Czyvice-questorejestusiebie?
—Tak.Napewnochcesiępanznimterazwidzieć?
—Och,tak,zdecydowanie.
—Możemapanochotęnafiliżankękawy,commis-sario—zapytała,pomagającmuzdjąć
płaszcz.
Brunettipotrząsnąłgłową.
— Nie, nie. To bardzo uprzejme z pani strony, ale dziękuję, signorina. Chcę tylko uciąć z szefem
pogawędkę.
Nawyk,wyłącznienawyk,sprawił,żeBrunettizastukałdodrzwiPatty.Kiedywszedłdo
gabinetu, na twarzy komendanta, tak jak wcześniej na twarzy jego sekretarki, odmalowało się
zaskoczenie;oilejednaksignorinaElettrapatrzyłanakomisarzazzatroskaniem,Pattaczynił
tozwyraźnąniechęcią.
—Cocisięznowuprzytrafiło,Brunetti?
—Ktośusiłowałmniezabić.
—Chybaniebardzosięprzykładał,skorowciążjesteśnachodzie.
—Mogęusiąść?
Pattapotraktowałtojakonieudolnąpróbęzwróceniauwaginaswojeobrażenia;skinąłod
niechceniagłową,wskazującpodwładnemukrzesło.
—Ocochodzi?—zapytał.
—Ostatniejnocywszpitalu...—zacząłkomisarz.
—Wiem,cosięwydarzyłowszpitalu—przerwałmuvice-questore.—Wariatkachciała
zabićzakonnicę,bouroiłasobie,żetazamordowałajejojca.—Umilkł,poczymdodał:—
Dobrze,żetambyłeśijąpowstrzymałeś.—Byłatopochwała,alewypowiedzianatonem
zdecydowaniewrogim.
Brunettizezdumieniemwysłuchałtejwersjiwypadków,doktórejktośnajwyraźniejzdołał
już przekonać Pat- tę. Spodziewał się, że zostanie wymyślona jakaś historyjka tłumacząca zachowanie
BenedettyLerini,leczniespodziewałsięażtakbezczelnegokłamstwa.
—AmożeLerinimiałainnymotyw,vice-questore?
—Jaki?—spytałpodejrzliwiePatta.
—Możebałasię,żebyłazakonnicaznajejtajemnice?
—Ajakieżtotajemnicemożemiećtakakobieta?
—Czylijaka,jeśliwolnospytać?
—Gorliwakatoliczka—odparłbłyskawicznievice--ąuestore.—Jednaztychniewiast,
któremyśląwyłącznieoKościeleiBogu.—-ZtonuPattyniewynikało,czypotępia,czy
pochwalatakiepostępowanie.
Brunettinicniepowiedział.
—Nowięc?—ponagliłkomendant.
—OjciecBenedettyLerininigdyniechorowałnaserce.
Pattaczekał,ażBrunettijeszczecośpowie,aleponieważkomisarzmilczał,pochwili
spytał:
—Cotonibymaznaczyć?
Brunettinadalmilczał.
—Uważasz,żecórkazabiłaojca?—Pattaodchyliłsięwfotelu,żebylepiejdaćwyraz
swojemuniedowierzaniu.—Oszalałeś,Brunetti?Kobiety,którecodzienniechodząnamszę,niemordują
swoichojców.
—Skądpanwie,żecodzienniechodzinamszę?—spytałBrunetti,zdziwiony,żetak
spokojniepotrafirozmawiaćzszefem;miałwrażenie,żeunosisięgdzieśwysoko,gdzie
znajdująsięrozwiązaniawszystkichtajemnic.
—Awiem!Bodzwoniłdomniezarówno,jejlekarz,jakiprzewodnikduchowy.
—Copanupowiedzieli?
—Lekarzwyjaśnił,żezałamanienerwoweLerinijestniewątpliwiespóźnionąreakcjąna
śmierćojca.
—Acopowiedział...jakgopanokreślił...jejprzewodnikduchowy?
—Atyjakbyśgookreślił,co,Brunetti?Amożewswojejwersjizdarzeńjemuteż
przypisujeszjakąśzłowrogąrolę?
—Copowiedział?
—Żewpełnisięzgadzazdiagnoząpsychiatry.Idodał,żeniezdziwiłbysię,gdyby
powodematakuwszpitaluokazałysięurojonepodejrzeniawobeczakonnicyiobwinianiejejośmierć
ojca.
— A kiedy spytał go pan, skąd mu to przyszło do głowy, odparł, że niestety nie może tego wyjawić,
prawda?
Tak,Brunettizdecydowaniemiałuczucie,żejestgdzieindziej,winnymświecie,gdzieś
bardzodaleko,izdużejodległościprzysłuchujesięrozmowieprowadzonejprzezsiedzącychprzybiurku
mężczyzn.
—Skądwiesz?—zdumiałsięPatta.
Brunettiwstałzmiejsca.
—Och,vice-questore,chybaniechcepan,żebymzłamałtajemnicęspowiedzi?—Pogroził
szefowipalcem,poczymnieczekającnajegoreakcję,płynnymkrokiemruszyłdowyjścia.
SignorinaElettraodsuwałasiępośpiesznieoddrzwi,kiedywychodził,więcjejteżpogroził
palcem.Alepochwiliuśmiechnąłsięiwskazującnapłaszcz,spytał:
—Pomożemipani?
—Oczywiście,commissario—odparła,podnoszącokryciezkrzesła.
Kiedyzarzuciłamupłaszcznaramiona,Brunettipodziękowałiskierowałsiędodrzwi.
NaglezobaczyłwproguVianella,któryzjawiłsięniewiadomokiedyiniewiadomoskąd,
zupełniejakduch.
—Montisizłodziąjużczeka,commissario—oznajmił.Brunettipamiętał,żewrazz
sierżantem,któryująłgozazdroweramię,zszedłposchodach.Pamiętałteż,żespytał
Vianella, czy nigdy nie zastanawiał się nad tym, o ile przyjemniej byłoby przemieszczać się po
komendzie,gdybymoglifruwać.Jednakżeresztęwypadkówtegodniaspowijałagęsta
mgła—uleciaływniebyt,amożetam,gdzieprzebywaływspomnieniaiprzeżyciaMarii
Testyzokresu,gdyleżałapogrążonawśpiączce.
Rozdział23
Zaprzyczynęzakażenia,jakiesięwdałowramięBru-nettiego,uznanonitkizjego
tweedowej marynarki, które dostały się do rany, a których przez nieuwagę nie usunięto, kiedy go
opatrywano.OczywiścieniepowiedzianomutegowOspedałeCivile.Chirurg,którytam
go badał, stwierdził, że przyczyną stanu zapalnego jest gronkowiec; rzecz zupełnie normalna przy tak
poważnymobrażeniu.AlezaprzyjaźnionyzBrunettimlekarz,GiovanniGrima-ni,
wyjawiłmupóźniej,żenaurazówcewybuchłaaferawzwiązkuztymzakażeniemizakarę
przeniesiono do kuchni jednego z sanitariuszy. Grimani nie przyznał wprost, że winę ponosi głównie
chirurg, który nie zbadał dokładnie rany, ale Brunetti i Paola sami to wywnioskowali z tonu młodego
lekarza. Nastąpiło to jednak znacznie później, kiedy infekcja poczyniła tak poważne postępy, a
zachowanieBrunettiegostałosiętakdziwaczne,żetrzebabyło
pośpieszniegohospitalizować.
PonieważojciecPaoliszczodrzewspierałOspedałeGiustiniani,majaczącegokomisarza
zabranowłaśnietamiumieszczonowizolatce.Kiedytylkopersoneldowiedziałsięojegokoligacjach
rodzinnych, natychmiast otoczono go troskliwą opieką. Przez pierwsze dni, gdy na zmianę tracił i
odzyskiwałprzytomność,alekarzepróbowalidobraćwłaściwyantybiotyk,niktBrunettiemuniemówił,
skądsięwzięłainfekcja;potem,kiedyzapomocą
odpowiedniegolekuzdołanojązatrzymać,anastępniezlikwidować,komisarzniezdradzał
najmniejszegozainteresowaniaszukaniemwinnego.
—Cozaróżnica?—powiedziałdoGrimaniego,psującwznacznejmierzejego
zadowoleniezfaktu,iżwykazałwiększąlojalnośćwobecprzyjacielaniżswoichkolegówpofachu.
Przezcałyczaspobytuwszpitalu,awkażdymraziewchwilachjasnościumysłu,Brunettiupierałsię,że
to absurd trzymać go na oddziale, i gdy tylko stwierdzono, że rana ładnie się goi, i usunięto sączek,
zażądał,abygonatychmiastwypisano.Paolapomogłamusięubrać;powiedziała,żenadworzejestjuż
takciepło,iżniepotrzebujeswetra,alenawszelki
wypadekzarzuciłamunaramionamarynarkę.
KiedyosłabionykomisarzwrazzpromiennąPaolą,szczęśliwą,żewreszciewyzdrowiał,
wyszlinakorytarz,natknęlisięnaVianella.
—Dzieńdobry,signora—rzekłnapowitaniesierżant.
—Dzieńdobry,sierżancie.Jakmiło,żepanprzyszedł!—zawołałaPaola,udając
zaskoczoną.
Brunettiuśmiechnąłsięnamyślojejoszustwie;dałbysobiegłowęuciąć,żeuprzedziła
Yianella,októrejmasięzjawić,aonzkoleiprzykazałMontisiemu,bypodpłynąłłodziąpolicyjnąpod
szpitaliczekałnapasażerów.
—Dobrzepanwygląda,commissario—powiedziałVianellodorekonwalescenta.
Już wcześniej, kiedy się ubierał, Brunetti spostrzegł ze zdziwieniem, o ile luźniejsze ma spodnie.
Najwyraźniejpodczasgorączkispaliłsporotłuszczu,którymobrósłprzezzimę;brakapetytupozwoliłmu
siępozbyćresztynadwagi.
—Dzięki,Vianello—rzekł,niewdającsięwszczegóły,poczymspytał:—Coznimi?
Niemusiałtłumaczyć,okogomuchodzi.
—Znikły—odparłsierżant.—Obie.
—Gdziesiępodziały?
—BenedettęLerinizabranodoprywatnejkliniki.
—Gdziedokładnie?
—WRzymie.Wkażdymrazietaknampowiedziano.
—Sprawdziłeś?
— Signorina Elettra sprawdziła, że tam przebywa. — I zanim komisarz zdołał spytać, co to za klinika,
dodał:—PodlegazakonowiŚwiętegoKrzyża.
—AcozMariąTestą?
Brunettiniebyłpewien,czynienależałoużyćjejzakonnegoimienia.Skoromłodakobietapostanowiła
udawać,żeniepamiętafaktuzrzuceniahabitu,mogłaprzecieżwrócićdo
dawnegożycia.Miałjednaknadzieję,żetaksięniestało,idlategonienazwałjejSuorTmmacolatą.
—Znikła.
—Cotoznaczyznikła?
Paola,którazdążyławysforowaćsiędoprzodu,zwolniłakroku.
—Guido,niemożeszodłożyćtejrozmowynapóźniej?—poprosiła,poczymznówruszyła
żwawokorytarzem,kierującsięwstronębocznegowyjścia,przedktórymmiałaczekaćłódź.
—Mów—nakazałkomisarzVianellowi,kiedyznówpozostaliniecoztyłu.
—Przezpierwszekilkadnipotym,jaktrafiłpandoszpitala,wciążjejpilnowaliśmy.
—Czyktośpróbowałsięzniązobaczyć?
—Tak,tenksiądz.Alepowiedziałemmu,żeniewolnonamnikogodoniejdopuszczać.
WięcposzedłdoPat-
ty-
—Ico?
—Pattazwlekałprzezdzień,apotemkazałmijąspytać,czychcesięwidziećzksiędzem.
—Copowiedziała?
—Nic.Wogólejejniepytałem,tylkopowiedziałemkomendantowi,żeodmówiła.
—Icopotem?
Akuratdotarlidowyjściazeszpitala.Paolaczekałatużzaprogiem,przytrzymującdrzwi.
—Wiosnacięwita,Guido—powiedziała,kiedyBru-nettiwyszedłzbudynku.
I rzeczywiście. W ciągu dziesięciu dni, które spędził w szpitalu, wiosna za pomocą swoich czarów
zdołałazawojowaćcałemiasto.Powietrzepachniałoroślinnościąbudzącąsiędo
życia,dokołarozlegałysięgodoweokrzykiptaków,anagałęziforsycji,któraprzepchnęłasięprzezkratę
wceglanymmurzepodrugiejstroniekanału,rozkwitałypierwszepąki.TakjaksięBrunettispodziewał,
Montisi oczekiwał ich za sterem policyjnej łodzi, która kołysała się na wodzie przy schodkach
wiodącychdokanału.Skinąłimnapowitanie,poczymsię
skrzywił;komisarzpodejrzewałjednak,żebyłtouśmiech.
—Buongiorno—mruknąłpilot,pomagającPaoliwsiąśćdołodzi.
Następniepodałrękękomisarzowi,któryoślepionyblaskiemsłońca,omałosięniepotknął.
Vianellozdjąłcumęiwskoczyłnapokład.
—Icopotem?—spytałponownieBrunetti,zanimjeszczeMontisizdążyłwyprowadzić
łódźnaCanaledeliaGiudecca.
— Jedna z pielęgniarek wyjawiła Marii, że ksiądz chciał się z nią widzieć. Mnie zaś później
powiedziała, że Maria zaniepokoiła się zainteresowaniem księdza i była wdzięczna, że go do niej nie
dopuściliśmy.
Naprawoodłodziprzemknąłślizgacz,rozbryzgującwodę.Vianellouskoczyłwbok,ale
anijednakroplanieprzeleciałanadwysokąburtą.
—Apotem?—ponagliłgoBrunetti.
—Zadzwoniładonasmatkaprzełożonazakonu,doktóregonależałaMaria,ioznajmiła,że
chcąjąumieścićwjednejzeswoichklinik.IwtedyMariaznikła.Wprawdziezdjęliśmy
ochronę,alezparomachłopakamiwciążtamwnocyzaglądaliśmy,żebymiećjąnaoku.
—Kiedyznikła?
—Trzydnitemu.Kiedypopołudniudopokojuweszłapielęgniarka,wśrodkuniebyło
nikogo.Mariazabrałaswojeubranieipoprosturozpłynęłasięwpowietrzu.
—Cozrobiłeś?
—Zaczęliśmypytaćoniąwszpitalu,aleniktnicniewidział.Znikłaijuż.
—Aksiądz?
—KtośzichsiedzibywRzymiezatelefonowałdoPat-tynazajutrzpojejzniknięciui
spytał, czy to prawda, że nie dopuszczamy do chorej zakonnicy spowiednika. Vice- ąuestore, który
jeszczeniewiedziałoucieczceMariizeszpitala,oczywiściesięugiąłiobiecał,żeosobiściedopilnuje,
aby spowiednik mógł się z nią zobaczyć. Dopiero kiedy wezwał mnie do siebie, aby mi to
zakomunikować,usłyszał,żeniewiemy,gdziejest.
—jakzareagował?
Vianellozawahałsię.
—Myślę,commissańo,żepoczułulgę.TentelefonzRzymumocnogoprzestraszył.Mają
naniegojakiegośhaka,dlategozgodziłsiędopuścićdoMariiksiędza.Alekiedy
powiedziałemmu,żeznikła,chybanaprawdęsięucieszył.Natychmiastzadzwoniłdotego
człowiekazRzymuioświadczył,żeniestetyniewiemy,gdziejestzbiegłazakonnica,po
czymprzekazałmisłuchawkę,żebymtopotwierdził.
—Wiesz,kimjesttenczłowiek,zktórymrozmawiał?
—Nie.Wiemtylko,żePattałączyłsięzWatykanem.
—Maszjakiśpomysł,dokądMariamogłasięudać?
—Nie—odparłszybkoVianello.
—DzwoniłeśdojejznajomegozLido?VittoriaSas-siego?
—Tak.Topierwsze,cozrobiłem.Powiedział,żebymsięoniąniemartwił,alenicwięcejniechciałmi
zdradzić.
— Myślisz, że wie, gdzie ona jest? — spytał Brunet - ti, patrząc na Paolę, która stała przy sterze i
rozmawiałazMontisim.
—Chybamusiwiedzieć—odparłpochwiliVianello.—jednakżenikomunieufanatyle,
żebypodzielićsiętąinformacją.Nawetnam.
Brunettiskinąłgłową,poczymodwróciłsięodsierżantaispojrzałnaBazylikęŚwiętegoMarka,która
właśniewyłaniałasiępolewej.Przypomniałsobieswojąostatniąrozmowęz
Marią Testą i determinację w jej głosie; pomyślał, że słusznie postąpiła, decydując się na ucieczkę.
Wiedział,żejakopolicjantbędziemusiałpodjąćpróbęodnalezieniaMarii—w
końcubyławażnymświadkiem—alemiałnadzieję,żetosięnieudaanijemu,aninikomu
innemu.NiechBógmająwopieceidajejsiłę,bymogłarozpocząćvitanuova.
Widząc,żemężczyźniskończylirozmowę,Paolapodeszładonich.Ledwostanęła
naprzeciwmęża,kiedygwałtownypodmuchwiatruuderzyłjąodtyłu,targającjejwłosyi
nawiewając je z obu stron twarzy niczym dwie blond fale. Kobieta roześmiała się, odgarnęła włosy
obiema rękami i uniosła do góry; trzymając je tak, potrząsnęła głową z boku na bok jak pływak, który
wynurza się z wody. Kiedy zobaczyła, jak mąż na nią patrzy, znów wybuchnęła śmiechem. Objął ją
zdrowymramieniemiprzytuliłdo
siebie.
—Tęskniłaśzamną?—spytałzmiłościąwoczach,wjednejchwiliprzeistaczającsięz
policjantawzakochanegonastolatka.
—Usychałamztęsknoty!Dziecichodziłygłodne,studencitraciliwykłady...
Vianelloprzeszedłnarufę,żebyimnieprzeszkadzać.
— Co robiłaś przez te wszystkie dni? — spytał Bru- netti, jakby nie wiedział, że większość czasu
spędziłaprzyjegołóżkuwszpitalu.
Nagle,wyczuwającdrobnązmianęwnastrojuPaoli,odwróciłjądosiebietwarzą.
—Cosięstało?
—Nic.Niechcęzawracaćcitymterazgłowy.
—Nie,Paolo,naprawdęchętniecięposłucham.Powiedz,ocochodzi—poprosił.
Przezmomentpatrzyłamuprostowoczy,poczymrzekła:
—Pamiętasz,żeprosiłamopomocojca?
—WsprawieDonLuciana?
—Tak.
—Ico?
—SkontaktowałsięzeznajomymiwRzymie.Ichybaznaleźlirozwiązanie,
—jakie?
Powiedziałamu.
Podrugimdzwonkudrzwiplebaniiotworzyłagospodyni,kobietadobiegająca
sześćdziesiątki,aleogładkiej,połyskliwejcerze,jakązwyklemiewajązakonniceistarepanny,któredo
późnegowiekuzachowałydziewiczywianek.
—Tak?Ocochodzi?—spytała.
Miała duże ciemne oczy i szerokie usta. Za młodu mogła być atrakcyjna, lecz albo nigdy nie
przywiązywaławagidowyglądu,albozabrakłojejtegobłysku,któryjestniezbędny,aby
uczynićdziewczynęrzeczywiścieurodziwą;zczasemjejrysyzmiękły,stałysięrozmyteiniewyraźnejak
naporuszonejfotografii.
—ChciałbymsięwidziećzLucianemBenevento—rzekłBrunetti.
—Jestpanznaszejparafii?—spytała,wyraźniezdziwiona,żeposłużyłsięimieniemi
nazwiskiemksiędza,aniejegotytułem.
—Tak—odparłpokrótkimwahaniu;wkońcumieszkałnaobszarze,któryksiądzuważał
zaswojąparafię.
—Proszęprzejśćdogabinetu,zarazzawołamDonLuciana.
Brunettiwszedłizamknąwszyzasobądrzwi,ruszyłzakobietąpomarmurowejposadzce.
Gospodyniwprowadziłagodoniedużegopomieszczenia,samazaśudałasięnaposzukiwanie
księdza.
Wgabineciestałyoboksiebiedwafotele,którepewniezsuniętorazempoto,abystworzyćówintymny
nastrójniezbędnyprzyspowiedzi.Ścianyozdobionomałymkrucyfiksemi
obrazemCzarnejMadonnyzPolski,ananiskimstolikupołożonoegzemplarze„Famiglia
Christiana" oraz formularze, które wystarczyło wypełnić, jeśli ktoś miał ochotę wesprzeć finansowo
wydawnictwoPrimaveraMissionaria.Brunettizignorowałpisma,świętesymbole,
nawetfotele.Stanąłnaśrodkupomieszczeniaiczekał,skupiony,napojawieniesięksiędza.
Drzwiotworzyłysiępokilkuminutachidopokojuwszedłwysoki,chudymężczyzna.Z
kącikówciemnoszarychoczurozchodziłysięlicznekurzełapkiświadcząceowesołym
usposobieniu.Ustamiałszerokie,uśmiechserdeczny,dodającyotuchyibudzącyzaufanie.
PodszedłdoBrunettiego,wyciągającdłońjakdodrogiegobrata.
—LucianoBenevento?—zapytałkomisarz,trzymającobieręceopuszczonewzdłużciała.
—DonLucianoBenevento—poprawiłgogospodarz;nieprzestawałsięuśmiechać.
—Przyszedłempowiadomićwasoprzeniesieniu.—Brunetticelowonienazywał
rozmówcyksiędzem.
—Przepraszam,alenierozumiem,ocochodzi.—Benevento,zdezorientowany,potrząsnął
głową.—Ojakimprzeniesieniupanmówi?
Brunettiwyjąłzwewnętrznejkieszenimarynarkipodłużnąbiałąkopertę.
Ksiądzwziąłjąodruchowo;byłynaniejwypisanejegoimięinazwisko,atakże—co
stwierdziłzzadowoleniem—tytuł.Otworzyłkopertę,zerknąłnastojącegowmilczeniu
gościa,poczymwyciągnąłześrodkakartkępapieru.Odsunąwszyjąniecoodsiebie,zapoznał
sięztreścią.NastępniespojrzałnaBrunettiego,potemznównakartkęiponownieją
przeczytał.
—Nicnierozumiem—rzekł,opuszczającrękę,wktórejtrzymałlist.
—Mamwrażenie,żewszystkojestjasne.
—Nie.Niemogąmnieprzenieśćottak.Powinnispytaćozgodę,wszystkozemnąustalić,
zanimwydadządecyzję.Powinnisięliczyć...
—Myślę,żeniezamierzają.
Beneventoniekryłzdumienia.
—Jakto?Powinnisięliczyćzmoimzdaniem!Jestemksiędzemoddwudziestutrzechlat.
Niemogąmizrobićczegośtakiego!—Machnąłgniewniekartkąwpowietrzu.—Nie
napisali,doktórejparafiimnieprzenoszą.Aninawetdojakiejprowincji!—PodsunąłkartkęBrunettie-
mu.—Niechpanzobaczy!Napisalitylko,żezostajęprzeniesiony.Możesię
okazać,żedoNeapolualbo,niedajBoże,naSycylię!
Brunetti, który nie tylko znał treść listu, ale wiedział znacznie więcej, nie odrywał oczu od twarzy
księdza.
—Muszęwiedzieć,cotozaparafia,jacymieszkajątamludzie—kontynuowałBenevento.
—Chybaniewyobrażająsobie,żetakpoprostusiępodporządkuję?Zadzwonięzarazdo
patriarchy.Poskarżęsięizażądam,żebycofniętodecyzję.Niemogąprzecieżwysłaćmniedopierwszej
lepszejparafii,niepotymwszystkim,couczyniłemdlanaszegoKościoła.
—Toniejestparafia—oznajmiłspokojnieBrunetti.
—Słucham?
—-Toniejestparafia-—powtórzyłkomisarz.
—Jakto?Więc...?
—Takjakpowiedziałem,toniejestprzeniesieniedoinnejparafii.
—Bzdura!—oburzyłsięBenevento.—Jeślimnieprzenoszą,totylkodonowejparafii.
Jestemksiędzem,moimzadaniemjesttroszczyćsięowiernych.
Brunettiniezareagował.
—Copanzajeden?—zapytałksiądz,sprowokowanyjegomilczeniem.—Copanwieo
tejsprawie?
—Jestemmieszkańcemtejparafii—odparłkomisarz.—Ojcemdziewczynki,którachodzi
dowasnalekcjereligii.
—Którejdziewczynki?
—Poprostujednejzuczennic—rzekłBrunetti,niewidzącpowodu,dlaktóregomiałby
zdradzaćdaneswojejcórki.
—Cotomawspólnegoztympismem?—spytałBe-nevento,corazbardziejwzburzony.
—Bardzowiele.
—Niemampojęcia,oczympanmówi!Kimpanwogólejest?Pocopantuprzeszedł?
—Przyszedłem,żebydostarczyćlist—wyjaśniłspokojnieBrunetti.—Atakże
wytłumaczyć,dokądwasprzenoszą.
—Dlaczegopatriarchamiałbyzlecićtozadaniekomuśtakiemujakpan?—Głosksiędza
ociekałsarkazmem.
-—Bomuzagrożono.
—Zagrożono?—powtórzyłBenevento,porazpierwszyzlękiemspoglądającnagościa;
corazmniejprzypominałuśmiechniętego,zadowolonegoksiędza,którytakniedawnowszedł
dotegopokoju.—Czym?
—UjawnieniemzeznańAlidyBontempi,SerafinyRe-atoiLuanySerry—odparłBrunetti,
wymieniającimionainazwiskatrzechdziewcząt,którychrodziceposkarżylisięnaDon
LucianabiskupowiTreviso.
Głowaksiędzaodskoczyładotyłu,zupełniejakbyBrunettitrzykrotniegospoliczkował.
—Niewiem,oczym...—zaczął,alewidzącminęrozmówcy,umilkł.Pochwilijednak
uśmiechnąłsięzwyższością.—Przedkładapanoskarżeniarozhisteryzowanychdzierlatek
nadsłowoksiędza?
Brunettinieodpowiedział.
—Zamierzapantustaćitwierdzić,żewierzywtebrednie?—spytałzezłościąduchowny.
— Naprawdę sądzi pan, że ktoś, kto poświęcił się służbie bożej, mógłby postępować tak, jak one
mówią?
Zrozumiawszy,żegośćniezamierzapodejmowaćdyskusji,Beneventozgniewemtrzepnął
listemoudoipodszedłdodrzwi.Otworzyłje,poczymgwałtowniezatrzasnąłiznów
odwróciłsiętwarządoBrunettiego.
—Togdzienibymająmniewysłać?—spytał.
—NaAsinarę.
—Gdzie?
—NaAsinarę—powtórzyłBrunetti,pewien,żenawetksiądzwie,iżjesttonazwawyspy
naMorzuTyrreńskim,naktórejmieścisięzakładkarnydlanajgroźniejszychprzestępców.
—Przecieżtowięzienie!Niemogąmnietamposłać!—Postąpiłnaprzóddwakrokii
zatrzymawszysięprzedBrunettim,wbiłwniegooczy.—Nicniezrobiłem!Niejestem
przestępcą!
Komisarzwytrzymałspojrzenie,nieodzywającsięsłowem.
—Niejestemprzestępcą!—zawołałponownieBene-vento.—Niemogąmnietam
zamknąć!Niemogąmniewsadzićdowięzieniabezprocesuibezwyrokutylkodlatego,że
jakieśdziewczynycośsobieubzdurały!
—Ałemogąwysłaćjakokapelana.
—Co?jakokapelana?
—Tak.Więziennegokapelana,któregozadaniemjesttroszczyćsięoduszegrzeszników.
—Tamsązbrodniarze,saminiebezpiecznifaceci!—Beneventodaremnieusiłował
powściągnąćwzburzenie.
—Nowłaśnie.
—Cowłaśnie?
—Samifaceci.NaAsinarzeniemanastolatek.
Beneventopotoczyłpółprzytomnymwzrokiempopokoju,jakbyszukałkogoś,komu
mógłbysięposkarżyćnakrzywdę,jakąchcąmuwyrządzićźliludzie.
—Niemogąmitegozrobić!Niemogą!—krzyczał.—Wyjadęstąd!Poszukam
sprawiedliwościwRzymie!
—Wyjedzieciepierwszegodniaprzyszłegomiesiąca—oznajmiłzniezmąconymspokojem
Brunetti. — Sekretariat patriarchy przyśle łódź, a także podstawi samochód, który dowiezie was do
Civitavecchia;kierowcadopilnuje,żebyściewsiedlinakuter,któryrazwtygodniukursujenawyspę.Do
tegoczasuniewolnowamopuszczaćplebanii;jeśliwyjdzieciezapróg,zostanieciearesztowani.
—Aresztowani?Zaco?
Brunettizignorowałpytanie.
—Maciedwadni—rzekł.
—Ajeśliniezechcęjechać?—spytałBeneventotonemurażonejniewinności,aponieważ
nieotrzymałodpowiedzi,pochwilipowtórzył:—Ajeśliniezechcęjechać?
—Wtedyrodzicetychdziewczątotrzymająanonimoweinformacje,gdzieobecnie
przebywaLucianoBeneven-to.Iczymsięzajmuje.
Tesłowawyraźnieprzestraszyłyksiędza.
—Icozrobią?—Wjegogłosiepobrzmiewałniepokój.
—Jeślilossiędowasuśmiechnie,zawiadomiąpolicję.
—Cotoznaczy,jeślilossiędomnieuśmiechnie?
—Dokładnieto,copowiedziałem.—PrzezchwilęBrunettimilczał.—SerafinaReatosię
powiesiła.Ponadrokusiłowałaprzekonaćwszystkich,żemówiprawdę,alejejniewierzono.
Przedśmierciązostawiłalist,wktórymnapisała,dlaczegopostanowiłazesobąskończyć.
Terazjużniktnietwierdzi,żekłamała.
Ksiądzwytrzeszczyłoczy,potemzasznurowałmocnousta.Nawetniezauważył,żekoperta
wysunęłamusięzdłoni.
—Kimpanjest?—spytałgościa.
—Maciedwadni—powtórzyłBrunetti,poczymprzestąpiwszynadleżącąnapodłodze
kartkąikopertą,podszedłdodrzwi.
Bolałygoręce,którecałyczastrzymałzaciśniętewpięści.Wychodząc,nieobejrzałsięzasiebie.Inie
trzasnąłdrzwiami.
Poopuszczeniuplebaniiskręciłwpierwsząwąskącal-le,którawiodładoCanalGrandę.
Kiedydoszedłjużnasambrzeg,stanąłiprzezchwilępatrzyłnabudynkipodrugiejstronie.
Nieco na prawo wznosił się palazzo, w którym mieszkała jego pierwsza dziewczyna; tuż obok ten, w
którymkiedyśzatrzymałsięByron.Kanałempłynęłyłodzie,równieociężalejakjegomyśli.
Niecieszyłsięzłatwegozwycięstwa;kiedyzastanawiałsięnadduchownymijego
nieszczęśliwym,zwichrowanymżyciem,odczuwałtylkogłębokismutek.LucianaBeneventa
należałoodizolować,żebyniemógłwięcejszkodzić,itosięudało,przynajmniejnarazie,dziękiwładzy
iznajomościomhrabiegoOrazio.Potemkomisarzzacząłrozmyślaćodrugim
księdzu, znacznie potężniejszym, znacznie bardziej niebezpiecznym, i groźbie, która kryła się w jego
słowach.
Naglenapowierzchnikanału,tużponiżejstópBrunet-tiego,wylądowałydwiemewyo
czarnychłebkach.Wylądowałyztakimpluskiem,żekropelkiwodyochlapałykomisarzowi
buty. Popiskując głośno, walczyły zaciekle o kawałek chleba; ciągnęły go dziobami, każda w swoją
stronę.Wreszciejednapołknęłazdobycz,awtedyobiesięuspokoiłyiodtejchwilizgodnieunosiłyobok
siebienawodzie.
Brunettinieruszałsięzmiejscaprzezdobrykwadrans.Dopierokiedymógłswobodnie
zginaćiprostowaćpalce,schowałręcedokieszenimarynarki,pożegnałmewy,poczym
wolnymkrokiemcofnąłsięwgórętejsamejcalle,którąprzyszedł,iskierowałwstronę
domu.
NakłademwydawnictwaNoirsurBlancukazałysięnastępującepowieściDonnyLeon:
ŚMIERĆWLAFENICE
1998
2006(seriakieszonkowa)
ŚMIERĆNAOBCZYŹNIE
1999
STRÓJNAŚMIERĆ
1999
ŚMIERĆISĄD1999
ACQUAALTA1999
CICHO,WEŚNIE2001
SZLACHETNYBLASK
2002
ZGUBNEŚRODKI
2003
2007(seriakieszonkowa)
ZNAJOMINASTANOWISKACH
2004
2008(seriakieszonkowa)
MORZENIESZCZĘŚĆ
2005
2007(seriakieszonkowa)
PERFIDNAGRA
2006(seriakieszonkowa)
SŁOWOOFICERA
2007(seriakieszonkowa)
FAŁSZYWYDOWÓD
2008(seriakieszonkowa)
KREWZKAMIENIA
2009(seriakieszonkowa)
OpracowanieredakcyjneMirosławGrabowski
KorektaBeataWyrzykowska
ProjektokładkiTomaszLec
Zamówieniaprosimykierować:-telefonicznie:0800421040(liniabezpłatna)faksem:0
prefiks124300096(czynnymcałądobę)-e-mailem:nsb@wl.net.pl-księgarnia
internetowa:www.noirsurblanc.pl
PrintedinPolandOficynaLiterackaNoirsurBlancSp.zo.o.,2009ul.Frascati18,00-483
Warszawa
SkładiłamanieDK
DrukioprawaDrukarniaWydawnictwNaukowych,Łódź
1Thirn.EdwardPorębowicz.