Andrzej Kozakowski Bezduszne bajeczki dla degresywnych dzieci

background image

Andrzej Kozakowski





















Bezduszne bajeczki dla degresywnych dzieci























© Andrzej Kozakowski

www.fantastykapolska.pl

Tekst udostępniony na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa – użycie niekomercyjne – Bez utworów zależnych. 3.0 Polska.

background image


40 urodziny.

Pewnego wieczoru chłopiec, którym byłem poczuł, że powinien być już mężczyzną. i że

nie musi już dłużej chować się przed miłością. Sprzedał więc swoje zabawki i kupił komplet
narzędzi do obróbki drewna. Pojechał do lasu, by samemu stworzyć kobietę dla siebie. Bo tak
naprawdę nie potrafił zaufać do końca swoim przeczuciom. Nie potrafił zaufać już niczemu.


Złe zabawki.


Sytuacja zdążyła się już wyklarować i obraz stał się przejrzysty. Rick pierwszy dopadł

pistoletu. Małego poręcznego SN „Flea” kaliber 3.15. Teraz trzymał go celując prosto w głowę
Teda i przeżuwał tister usiłując opanować oddech.

Miejsce wydawało się wprost idealne do sytuacji. Doskonale kiczowaty opuszczony

magazyn, gdzieś w jakiejś portowej dzielnicy miasta zbyt dużego, by przejmować się kolejną
śmiercią. Jedyną różnicę stanowił fakt, że magazyn ów pozbawiony był jednej ze ścian, tej która
przeważnie i tak stanowiła bramę wjazdową. Nieopodal leżało trochę szczątków czegoś, co
kiedyś mogło być ciężkim sprzętem budowlanym.

Ted nie pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji, ale mimo to zimny pot spływał mu

po plecach. Nienawidził tego uczucia. Wiedział jedno – jeśli tamten od razu nie pociągnął za
spust tylko kazał mu siadać – miał jeszcze jakąś szansę.
- Hmmm – powiedział Rick gdy tylko zaczął odczuwać odprężające działanie tisteru – pewnie

nawet nie wiesz kim jestem. Od razu uprzedzę cię, że ta cała sprawa to nie przypadek. Nie
powiem też, że to nic osobistego... to właśnie jest bardzo osobiste.

Ted nie odezwał się ani słowem, tylko pot zaczął płynąć po jego plecach jakby większym

strumieniem i wydawał się znacznie zimniejszy.
- Pamiętasz może Rean? Taką drobną blondynkę z motelu „Dzień od Salsville”? Jedenaście lat

temu? – Rick zawiesił na chwilę głos, ale ponieważ nie zauważył żadnej reakcji,
kontynuował – Miała wtedy szesnaście lat. Nosiła twoje dziecko. Znalazłem ją w piwnicy
czternastego września. Powiesiła się. Od tamtej pory żyłeś na kredyt.

Na zewnątrz zrobiło się nieco głośniej, jakby odgłosy miasta przybliżyły się do nich, ale

żaden z nich nie zwrócił na to uwagi.

Rick wypluł pozbawioną już smaku gumę, usmiechnął się szeroko i pociągnął za spust.

Ted nawet gdyby chciał, nie mógł się już mocniej spocić.

Kula wyleciała z lufy, lecz w połowie drogi zatrzymała się i spadła na podłogę nie

wydając żadnego odgłosu. Gdyby była istotą świadomą na pewno byłaby mocno
zdezorientowana. Obaj mężczyźni powoli opuścili głowy i zatrzymali się w bezruchu.

Odgłosy miasta przybliżyły się jeszcze bardziej i zaczęły być rozróżnialne.

- Kcchss’ft, sssch’ttk fsssss’kt tktkkk’csch!!! - powiedziało miasto.
- Ssschtt fk’ttkt ftsss kchhhhss’tsssf – powiedział Kcchss’ft i zaczął składać zabawkę.

Cały magazyn uniósł się i mocno pochylił. Kula kalibru 3.15 powoli zsunęła się do

miejsca gdzie kończyła się podłoga i wypadła. Kilka metrów niżej rozpłynęła się w powietrzu.
Gdyby była istotą świadomą...


Bal.

Zawsze lubiłem ubierać się dość ekstrawagancko, więc na dzisiejszy szczególny wieczór,

przywdziałem ciało człowieka.



background image

Beczka piwa.

Beczka się już kończyła. Zostało nas już tylko trzech, zdolnych do picia. Postawiliśmy

sobie tę beczkę chyba za cel ambicji. Jednak przeceniliśmy nasze możliwości. Po kilku
kolejnych kuflach, legliśmy i my. Oczywiście następnego dnia rozpowiadaliśmy wszystkim, że
to myśmy ją skończyli. Przecież nie wypadało nam mówić, że gdy zasypialiśmy w pijackim
otumanieniu, to widzieliśmy jak beczka wstała i poszła się wysikać pod drzewo.


Cały świat.

Cały mały świat mieści się w jednej maleńkiej dłoni dziewczynki. Dziecka, które musiało

zrozumieć, że nigdy nie będzie dorosłe. Uśmiechajcie się do niej, nawet jeśli przechodzi was
lodowaty dreszcz.


Codziennie kawa na śniadanie.

Twoje ciało nie żyje, a ty spadasz w dół. Mimo wszechogarniającego przerażenia myślisz

bardzo trzeźwo. Do twego umysłu najpierw nieśmiało a po chwili coraz mocniej i mocniej
zaczynają wdzierać się obce myśli i wrażenia. Za moment nie jesteś już w stanie ich
powstrzymywać siłą swojej woli i ogarnia cię panika. Nagle, gdy wydaje ci się, że dotarły już do
samego jądra twojej świadomości, w jednej chwili milkną, pozostawiając po sobie dzwoniącą
ciszę. Powoli odzyskujesz wspomnienia. z twojego niematerialnego gardła zaczyna dobywać się,
narastający z każdą chwilą śmiech. Tak, miło jest wracać do domu.


Czas.

Miał dużo czasu. Mógł czekać. Jego ciało umierało. Mózg odbierając sygnały ogromnego

bólu, wyłączył świadomość. Zostało mu już niewiele życia, ale nie zdawał sobie z tego sprawy.
Miał dużo czasu. Mógł czekać. Czekać na miłość. Tak jak zawsze.


Deszcz na żółto i na niebiesko.


Deszcz, który spadł tamtego dnia, nie wyróżniał się niczym szczególnym. Poza tym, że

był żółty. Tak samo żółty, jak słoneczniki, które błyskawicznie po nim wyrosły na każdym
dostępnym kawałku ziemi. Różnej maści naukowcy jak i szarlatani nie potrafili wyjaśnić tego
fenomenu. Przez jakiś czas tylko w brukowej prasie pojawiały się artykuły, a to o przecieku
z tajnego laboratorium broni biologicznej, a to o biblijnej mannie z nieba.

Stary Jack, zwany przez wszystkie dzieci z okolicy wujkiem też miał swoją teorię, którą

opowiadał każdemu. z zainteresowaniem słuchały go jednak tylko dzieci. Mówił on, że widział
małe zielone ludziki z czerwonymi kapturkami na głowach grzebiące coś w nocy w jego
ogródku. Fakt faktem słoneczniki nigdzie tak nie obrodziły jak u starego Jack’a.

Po kilku dniach życie znowu wróciło na swoje dawne tory. Jedynymi, o których było

jeszcze słychać w związku z tą sprawą było kilku rolników z pobliskich gospodarstw
agroturystycznych, protestujących przeciwko nieuniknionemu spadkowi cen pestek
i przebąkujących coś o blokowaniu dróg.

Deszcz, który spadł równo tydzień po żółtym, był niebieski. Kałuże po nim wyglądały

bardzo ładnie i wysychały jakoś szybciej, nie pozostawiając żadnych plam, ku uciesze ludzi
odpowiedzialnych za sprzątanie miasta. Wszystkie słoneczniki po nim zwiędły.

background image

Jednym z nielicznych, którzy zachowali spokój, był łuskający swoje ulubione pestki

z dyni, piekarz z naprzeciwka, który całe zajście skwitował słowami – Allah dał, Allah wziął –
nie przejmując się żegnającym się na te słowa księdzem.

W życiu miasta nic się nie zmieniło od tamtej pory. No, może prócz faktu, że przez cały

rok trudno było kupić pestki ze słonecznika. Nigdy więcej jednak nie było już u nas tak
kolorowo.


Dom na wzgórzu.

Na wzgórzu stał dom starców. Nie miał wielu pensjonariuszy. Większość z nich

stanowiły kobiety. One przeważnie żyją dłużej od mężczyzn.

Dwie z nich siedziały teraz na ławeczce w parku. Ta wyższa nie lubiła luster. Czasami

rozmawiała sama do siebie. Zawsze starannie upinała swe długie siwe włosy w kok. Ta druga
ubierała się zawsze bardzo kolorowo i lubiła dokarmiać małe zwierzęta. Teraz grały ze sobą
w warcaby, jak codziennie po obiedzie. Ich myśli krążyły gdzieś w przeszłości.

To były Królewna Śnieżka i Kopciuszek. Im spełniła się przynajmniej połowa

przepowiedni. Żyły długo. Ale czy szczęśliwie?


Droga.

Niezmiernie rzadko człowiek może wybrać drogę, którą będzie kroczył. Częściej

zdajemy sobie sprawę z tego, jaka droga nas czeka, dopiero gdy na nią wejdziemy. Ta, którą
wybrałem, pokryta była kurzem. Zupełnie, jakby ktoś od bardzo dawna jej nie sprzątał. Ale była
to moja droga. Droga do doskonałości.


Drzewa.


Tam gdzie kiedyś był biegun zimna teraz zdawało się tętnić życie. Drzewa szumiały

coraz mocniej. Wiatr się wzmagał. Mrówki nerwowo zamykały wejścia do swoich twierdz.
Teraz one były tu gospodarzami, od kiedy promieniowanie opadło na tyle by pozwolić im wyjść
spod ziemi. Powoli rozwijały swoją cywilizację, tak różną od cywilizacji ludzi.

Na drugim kontynencie była tylko szklana pustynia. Nawet Drzewa nie założyły tam

swojej kolonii. Wędrowne owady zmieniły trasy swoich przelotów. Kontynent był martwy
i bardzo długo miał jeszcze takim pozostać.

W jedynym zamieszkanym przez żywe istoty miejscu Drzewa szumiały coraz mocniej.

Wiatr się wzmagał. Bo na tym świecie to Drzewa wytwarzały wiatr. Nie był to na szczęście nasz
świat.


Fotograf.

Przeglądając swoje stare zdjęcia, zauważyłem jedno, na którym, w szybie

przejeżdżającego akurat samochodu, nie było odbicia fotografa, czyli mnie, tylko jakiejś
sympatycznej, nieznajomej dziewczyny, trzymającej aparat w rękach. Akurat moment, gdy
robiłem to zdjęcie utkwił dość dobrze w mej pamięci. Tknięty dziwnym przeczuciem,
dotknąłem swych piersi.




background image

Handel.

- Dzień dobry, jestem przedstawicielem firmy STM, naszym mottem jest „spełnimy twoje

marzenia, jakiekolwiek by one nie były”. w dzisiejszej promocji mam do zaoferowania
specjalnie dla pana, jedyną w swoim rodzaju miłość. Nie taką wyniszczającą, jakie pan
przeżywał do tej pory, ale prawdziwą, namiętną i szaloną. Na pewno jest to coś, o czym pan
zawsze marzył i jak widzę po wyrazie pańskich oczu, jeszcze pan nie zaznał. i wszystko to za
jedyne 99 zł. Oczywiście moja firma daje panu trzymiesięczną gwarancję i całkowity zwrot
poniesionych kosztów, w przypadku, gdyby się pan nie zakochał w przeciągu tygodnia takim
uczuciem, o jakim pan zawsze marzył...

- Przepraszam, – przerwałem młodemu człowiekowi, który przed chwilą wszedł do

mojego biura – to, co mi pan proponuje, jest rzeczywiście bardzo kuszące. Niestety jestem
zmuszony odrzucić tą ofertę, gdyż nie zwykłem prowadzić interesów z analfabetami.

- Nie bardzo rozumiem, co pan sugeruje? – spytał nieco zmieszany.
- Sugeruję tylko, że jest pan analfabetą. w przeciwnym razie zrozumiałby pan treść

tabliczki, wiszącej na drzwiach mojego biura, na której jest napisane „Na terenie zakładu pracy
zabrania się handlu obnośnego”.

Historia 1.

A poza tym nuda, jak cholera. Zero komiczenia w zatory mentalne. Sadłość i lepność

pożera pokasłactwo. Czekawieniec się odzywa i poczernia zapicia. Nic, tylko mleko i lód
i cytryna i piwo. Forma bez wypełnienia. Zastoje. Przecena uczuć. Rozszyderczam swoje
zasilenie w bleblezlistnym wyczekawcu. Czerwień nie wiem, siedzę i patrzę przede siebieee.
Poczekam, zwlekam i rozpadam zamiary. Bredzę i mieszkam w domu, nie potrebnuję świerby
i korby, a podlegam grawitacyji. Nic z oderwania od oczu obrzydłych obserwów. Niedobrze, niej
dobre. a kiedy ona wróci? a czy ja będę czekała, czy czekał?

Chwila, chwila, chwilunia, jakieś przekłamy. Potrzebuję defektu, chwila, dwa, chwila,

chwila, odczekaj, 1... 2... 3... odejście, tak jest, mamy go, trzymaj na monitorze, chwila, odczyt
pulsu, odczyt oddechu, jest, dawaj go do lodu, Uwaga, gaśnie... jeszcze raz, 3... 2... 1... odejście,
dosercowy, jest, tnij, odczyty, pobieramy, bez załamań, bez wahań, bez serca, żyje, sukces, on
żyje bez serca!


Historia 2.

- Dlaczego? - Myślałem, że wiecie, nie odczuwam już nic poza zwierzęcymi odruchami.
- Przecież nie jesteś zwierzęciem.
- Pod względem funkcjonowania organizmu jestem.
- Chodzi też o świadomość.
- Muszę przyznać Wam rację, rzeczywiście mam świadomość. Tak naprawdę to ona zupełnie
różni się od świadomości ludzi. Nie jestem już człowiekiem, zmiany są nieodwracalne. To, że
czasami zachowuję się jak człowiek, to tylko forma mimikry.
- Niemożliwe, ktoś na pewno by to już odkrył.
- Wielu ludzi już to zauważyło. Ci z nich, którzy żyją, nie są w stanie jednak mi zagrozić. Oni się
mnie boją. Nie jestem nieobliczalny. Funkcjonuję po prostu trochę inaczej. Mam inną hierarchię
wartości. Jestem czujnikiem mojego super ego, które działa jak sędzia. Osobiście nie muszę
w niczym maczać paluchów, ani nikim się posługiwać. Jestem panem swojego świata i nie
oddam go nikomu. Umierając, narodzę się w nim królem.
...
- To wszystko przez egoizm. Jestem pieprzonym egoistą. - Dlaczego?- Nic nie dzieje się bez
przyczyny. Podejrzewam, że zaczęło się od moich problemów sercowych. Ponieważ nic nie

background image

zapowiadało zmiany sytuacji, powoli odwracałem się od ludzi. Od nikogo nie zaznałem
bezinteresownego dobra, więc nikomu nie zamierzam go dawać.
- Myślisz, że łatwiej z tym żyć?
- Myślę, że łatwiej z tym umierać. Jeżeli ktoś mnie nienawidzi, to z ulgą przyjmie moją śmierć.
Jeżeli ktoś potrafiłby mnie kochać i kochałby, to byłoby mu to trudniej znieść. Mimo wszystko
nie należę do osób, które lubią, gdy ktoś cierpi.
- Bzdura. Każdy umie kochać i każdy chce kochać.
- Zgoda, ale ja nie umiem być kochany.
...
- Zdejmij wreszcie wszystkie maski! Pozbądź się upiornych twarzy!- Nie chcę, nie chcę, nie
potrafię, one już przyrosły do mnie!!- Zerwij je razem je ze skórą! Poświęć trochę bólu! Nie
poddawaj się tak szybko!- Ja się boję! Ach, to boli! Nie chcę, nie chcę, przestań proszę!
- Zerwij, zerwę ci je sama! O, już zchodzi pierwsza warstwa!
- Nie rób tego, przestań, nie!!!
- Nie krzycz, zrobię to za ciebie. Mógłbyś chwilę cicho być! Ta stalowa jest ostatnia! Pod nią
skryta twoja twarz! O, już zeszła, popatrz w lustro!
- Nie chcę, boję się! Nie wiem, co zobaczę, może nie zobaczę nic!?
- a jednak masz twarz! Tylko ja potrafiłam ci ją ukazać! Otwórz oczy! Patrz!
- Widzę oczy, widzę twarz. Coś dziwnego na policzkach?
- To łzy.


Jasnowidz.

Przepowiadanie przyszłości przypomina oglądanie sąsiedniego podwórka przez źle

ustawiony teleskop. Widać kilka szczegółów, ale nie można dostrzec zarysów całości i wszystko
jest odwrócone do góry nogami. Dopiero znając tę regułę można pokusić się o interpretację
widzianych obrazów.

Jestem jasnowidzem. Od wielu lat próbuję odnaleźć w tym, co mnie czeka jakiś sens

i nadzieję. Na przykład wczoraj zobaczyłem symbol trupiej czaszki. Nie przeraziło mnie to
zbytnio, bo mogło oznaczać bardzo wiele różnych rzeczy. Dopiero dziś okazało się, że
symbolizowało to moje problemy z uruchomieniem samochodu. w zbiorniku paliwa, po zimie,
odstało i skropliło się trochę wilgoci. Chciałem dolać więc do paliwa trochę denaturatu, by
związał wodę, ale nie mogłem go nigdzie znaleźć. Symbol trupiej czaszki oznaczał więc moje
problemy ze znalezieniem denaturatu, który ostatecznie musiałem pożyczyć od sąsiada, za
którym nie przepadam.

Dziś zobaczyłem w swojej wizji kobietę. z moich poprzednich obserwacji

i następujących po nich przeżyć wiem, że jest to symbol o wiele gorszy od trupiej czaszki. Jutro
więc zamknę się w domu, wyłączę telefon i nie będę nikomu otwierał. Niestety, z mojej praktyki
wynika, że kobiety, gdy tylko przychodzi na nie czas, potrafią obejść i takie zabezpieczenia, ale
może to i lepiej.


Ionny Mnemonik.


Ionny był Mnemonikiem. w zasadzie jego Prawdziwe Imię brzmiało Pomarańcza Jest

Pomarańczowa. Ale używał go tylko w sprawach oficjalnych.

Od urodzenia mieszkał w swoim wygodnym mieszkanku na ul. Kolorów. Było małe, ale

za to wygodne i komfortowo urządzone. Na początku nie za bardzo rozumiał kim jest i po co, ale
pewnego dnia przyszedł do niego pan z Urzędu Kontroli i nadał mu jego Prawdziwe Imię. Kilka
razy na początku Ionny je zapominał, ale pan z UK co jakiś czas odwiedzał Ionnego i zawsze
umiejętnymi skojarzeniami odświeżał mu pamięć. z każdym kolejnym rokiem kontrole zdarzały
się coraz rzadziej, aż w końcu się skończyły.

background image

Ionnemu podobało się jego Prawdziwe Imię, był z niego dumny, chociaż nawet nie

wiedział co to jest Pomarańcza ani Pomarańczowa. Ale wiedział że Pomarańcza Jest
Pomarańczowa, bo być taką musiała. Zawsze zazdrościł ładnej mosiężnej tabliczki na drzwiach
swojego sąsiada z naprzeciwka – pana Bubu Jest Niebieski. Pewnego dnia więc zamówił
podobną gustowną tabliczkę na swoje drzwi. Od tej pory zaczęły go odwiedzać Skojarzenia.

Skojarzenia odwiedzały go co jakiś czas. Trzeba przyznać, że nawet nigdy go nie

irytowały ich wizyty. a i na palcach jednej ręki można policzyć gdy budziły Ionnego nocą. Ionny
kwitował im delegacje w rubryce „ul. Kolorów” i zawsze znalazł chwilę na pogawędkę.
Dowiadywał się potem jaką mają pracę, a raz nawet zaprzyjaźnione Skojarzenie pokazało
Ionnemu swoje inne wpisy z tego dnia. Były one dość chaotyczne jak się Ionnemu zdawało
i pochodziły z różnych dzielnic. Były wpisy z ul. Alkoholowej, Zapachowej, a z Seksualnej
nawet dwa, od pana Pierś Jest Okrągła i Perfumy Pachną JCC4YHE6OP. Ten drugi wpis wydał
się nawet Ionnemu znajomy. Przypomniał sobie, że jego kolega Perfumy Pachną JCC4EHE6OS
wczoraj dostał nakaz urzędowy zmiany Imienia na Perfumy Pachną Pomarańczą.

Od tamtej pory Ionny zaczął w ramach hobby interesować się czym lub kim jest

Pomarańcza. Teraz wiedział już dużo, bo zaprzyjaźnił się ze wszystkimi innymi Mnemonikami,
których część imienia była słowem Pomarańcza, aż nawet zaczął sobie wyobrażać jaka Ona
naprawdę jest.

Pewnego dnia do miasta wpadły z wielkim hukiem bojówki LSD. i wszystko stanęło na

głowie.


Kap, kap.

Leżę w wannie pełnej wody. z kranu płynie cieniutki strumień wrzątku. Krew nie

powinna krzepnąć, dopóki nie odejdę.


Karmnik.

Nigdy nie miałem smykałki do majsterkowania. Może dlatego karmnik nie wyszedł mi za

dobrze. Był krzywy, a w kilku miejscach deseczki były pęknięte. Te gwoździe, które za bardzo
wystawały, spiłowałem z grubsza pilnikiem. Nie wysiliłem się nawet, by go pomalować.
Wystawiłem go za swój balkon, tak bym mógł łatwo się do niego dostać. Co wieczór, przed
zaśnięciem siadałem na małym krzesełku ustawionym na balkonie i karmiłem się marzeniami
o miłości, która gdzieś na mnie czeka. Karmiłem się z mojego karmnika, bo zbudowałem go
właśnie dla siebie.


Kartka – narodziny bestii.

Usiadłem nad pustą kartką. Obawiam się, że nie mam wam nic więcej do napisania.

Wypaliłem się. Do głowy nie przychodzą mi już nowe pomysły. Wszystko, o co walczyłem,
legło w gruzach. w mojej głowie kotłują się tylko obrazy nicości. Nie mam natchnienia, umarła
muza, która sprawiała, że czasami coś mi się jeszcze chciało. Dlaczego umieranie nie jest proste?
Dlaczego nie mogę zrezygnować z tego wszystkiego i poddać się? Przecież nie mam już nadziei.
w moim mrocznym tunelu nie widzę żadnego światełka. Nie potrafię już dłużej oszukiwać siebie
i was. Opowiadać o swoich marzeniach. Nie mam żadnych marzeń. Nie mam już po co żyć.
Jedyne, co mi pozostało to strach. Jestem tchórzem, który nie potrafi z tym wszystkim skończyć.
Tym samym skazuję się na piekło za życia. Nie interesuje mnie, co się ze mną stanie, ani jaki
będzie los reszty świata. Wlepiam swój niepewny wzrok w sufit, nie próbując nawet na nim
odnaleźć odpowiedzi. Nie stawiam już nawet pytań. To wszystko nie ma żadnego sensu i nie
miało go nigdy. Palę papierosa za papierosem, popijam wódką i łzami. Słucham starych
piosenek, odtwarzanych z równie starego gramofonu. Obawiam się, że słowa „every man has to

background image

die” mogą już mnie nie dotyczyć. Jedynym wyjściem jest odrzucenie człowieczeństwa.
Wzywam wszystkie siły ciemności i rozkładu, aby pomogły mi stać się czymś, co będzie budziło
w was strach. Czymś, co da wam powód aby żyć. Żyć po to, by ze mną walczyć.

Niech się stanie.



Katalog.

W katalogu były piękne, kolorowe zdjęcia. Oferta aż kusiła, by z niej skorzystać.

w końcu zdecydowałam się na czarny komplet. Dwóch chłopców i trzy dziewczęta.


Kluczyk.

Znalazłem kiedyś kluczyk. Był malutki i miał bardzo dziwny kształt. Jako nastolatek

snułem fantazje, o czekającym na mnie, w jakiejś bankowej skrytce, ogromnym skarbie. Po
pewnym czasie zapomniałem o nim, lecz cały czas nosiłem go przy sobie jako talizman. Lecz
zamek do niego odnalazłem dopiero niedawno, zupełnie przypadkiem. Umieszczony był pod jej
lewą piersią.


Koniec świata.

Nie myślcie sobie, że podłączenie jedenastowymiarowej duszy do trójwymiarowego

organizmu jest łatwe. w kilkuset miejscach trzeba zakotwiczyć łącza i jeszcze pilnować, żeby
wszystko potem grało. Nie powiem, zdarza mi się czasami coś przeoczyć, ale nie bylibyście
wcale lepsi, gdyby to wszystko spoczywało na waszej głowie i gdybyście musieli to robić
miliony razy dziennie. Zdążyłem już niby nabrać rutyny, ale od dłuższego czasu nie jest to praca,
która daje mi satysfakcję. w kieszeni mam wypisane wymówienie. Zostawię je dziś na biurku,
a jutro nie przychodzę do tej parszywej roboty. a oni? Przecież i tak większość z nich robi
wszystko, by tylko nie mieć dzieci.


Krzesło.

Mam taki zwyczaj, że gdy ktoś zaproponuje mi, abym usiadł na krześle, sprawdzam, czy

pod spodem nie ma uchwytu katapulty.


Lalka.

Od kilkunastu lat pracuję w sklepie z lalkami. Na początku nie lubiłem tej pracy, ale

z czasem stała mi się ona bliska. Ruch jest tu niewielki, więc mam sporo czasu dla siebie.
Najpierw zabijałem czas, czytając książki, później próbowałem dorabiać sobie naprawą
zabawek. Od pewnego czasu zajmuję się też wytwarzaniem lalek. Chociaż to może za dużo
powiedziane. Wytwarzam jedną lalkę. Co jakiś czas coś w niej zmieniam, coś dodaję, coś
odejmuję, tak aby stała się idealna. Niestety, zauważyłem, że im bliżej jestem zrobienia lalki,
która wydawała mi się idealna jakiś czas temu, tym mniej mi się ona podoba. Człowiek się
zmienia, tak jak jego marzenia i wyobrażenia o świecie, jego wymagania rosną. Bardzo trudno
jest go zadowolić, nawet jeśli chodzi o samego siebie.



background image

Łańcuch.

Jak każdy człowiek, chciałem być wolny. Musiałem rozerwać, krępujące mnie łańcuchy.

Najtrudniejsze było to, że krępowały mnie one od środka. w końcu jednak udało mi się ich
pozbyć. Kosztem swojej osobowości. Teraz jestem kimś innym. Może ta wolność mnie zabiła?


Bajka o misiu Landrynce.

Dawno, dawno temu, w krainie Owocji, żył sobie miś. Nazywany był misiem Landrynką

i bardzo lubił słodycze. Miał ładne brązowe futerko i duże błyszczące oczka. Miś Landrynka był
sierotą. Sprzedał kiedyś swoich rodziców wędrownemu wypychaczowi zwierząt za dużą torbę
landrynek...

[Przepraszamy za nagłą przerwę w bajce, ale autor, po kilkukrotnym przeczytaniu powyższego
tekstu, łapaniu się za głowę, histerycznym śmiechu, przerywanym słowami „no co ja piszę! co ja
piszę! toż to patologia! to jest chore!” doszedł do wniosku, że ta bajka zostanie niedokończona
oraz zaleca nie czytanie jej dzieciom w wieku poniżej 13 lat, w trosce o ich zdrowie psychiczne
oraz zawarte w utworze sceny drastyczne o charakterze patologii rodzinnej, w niczym nie
odzwierciedlające osobistych przeżyć autora, ani żadnej znanej mu rodziny misiów, a także
zaleca innym autorom jak i sobie na przyszłość ostrożność w budowaniu bardzo długich zdań,
które mogą zostać nieprawidłowo zinterpretowane, bądź też podczas czytania których, może się
pojawić u czytelnika pewien syndrom zagubienia w tekście, czego należy unikać, jeśli się nie
chce być źle zrozumianym.]


Liczba człowieka.

Na ręce trupa były zapisane jakieś cyfry. Policja podejrzewała, że był to numer telefonu,

ale ja wiedziałem, że nie stanowią one żadnego tropu. To był tylko numer seryjny zabójcy, który,
tuż przed własną śmiercią uświadomił sobie, kim jest i kim jest jego stwórca. Standardowy, tani
model, klasy Kain VI. Od dawna nie używany, miał za dużo powikłań z własną, szczątkową
osobowością. Musiało być naprawdę ciężko, skoro tym na górze też kończyły się fundusze.


List od...

Pamiętam ten dzień, bo było to akurat w przeddzień moich dwudziestych ósmych

urodzin. List, który leżał w mojej skrzynce, niewątpliwie skierowany był do mnie. Nie posiadał
adresu zwrotnego. Po otworzeniu koperty moim oczom ukazała się kartka białego papieru,
pokryta nierównym pismem. Nie pamiętam teraz dokładnie, co tam było napisane słowo
w słowo, ale brzmiało to mniej więcej tak:

Drogi Tomku !

Miałeś jednak rację. Nie potrafię żyć dłużej bez Ciebie. Byłeś i jesteś jedynym

celem mojego życia i jedyną mojego życia prawdziwą miłością. Tak bardzo Cię przepraszam, że
opuściłam Cię w tak trudnych dla Ciebie chwilach. Wierzę jednak, że w Twym kochanym
serduszku znajdzie się jeszcze troszkę ciepła dla mnie. Proszę pozwól mi wrócić do Ciebie. Tak
bardzo chciałabym, byśmy byli znowu razem. Tak bardzo chciałabym, byś mnie jeszcze kiedyś
przytulił tak, jak dawniej.

Twoja żyrafa Kasia.


Zastanawiałem się przez dłuższą chwilę nad tym, jak pluszowe zwierzątko, które zginęło

mi, gdy miałem pięć lat, było w stanie utrzymać długopis w łapce. Po czym zmiąłem list
i wyrzuciłem do kosza. Nie można żyć przecież tylko przeszłością.

background image



Miłość – ale po co?.

Czy tak trudno zrozumieć kogoś, kto kochał albo kocha? Przecież miłość jest czymś tak

banalnym jak wypalenie papierosa. i tak podobnym. Najpierw sięgasz po nią z ciekawości,
z chęci bycia dorosłym, sprawdzenia jak to jest naprawdę. a gdy już ci się przytrafi ta okazja, to
przeżywasz zawirowanie umysłu, oszołomienie jakieś takie. Coś nowego po prostu. Trwa to
tylko chwilę, a potem zastanawiasz się, co w tym było takiego, że mimo cierpienia chcesz
spróbować jeszcze raz. Tylko, że papierosy uzależniają i niszczą nasz organizm. Ale może
właśnie o to chodzi?

Do czego jeszcze można porównać to uczucie? Chyba do poznania jakiejś tajemnicy.

Tylko, że poznanie jej otwiera nam oczy na cały szereg kolejnych tajemnic, wynikających z tej
pierwszej. Może więc lepiej świadomie zrezygnować z tej pierwszej? Czyż nie będziemy
wiedzieć więcej nie znając odpowiedzi na jedno pytanie, niż na tysiąc?

Miłość często jest też porównywana do narkotyków. Sprawa wygląda tu podobnie jak

z papierosami. Narkotyki po prostu silniej uzależniają i przede wszystkim szybciej zabijają. Czy
warto zabijać się w imię czegoś, na co odpowiedzi ostatecznie nie poznamy?

Ale jeśli każdy z nas spojrzy wewnątrz siebie to przeważnie odniesie wrażenie, że jego

miłość jest inna, większa, czy też o wiele bardziej skomplikowana, niż wszystko to, co na jej
temat mówią i piszą inni. Czy to może być prawdą? Na pewno nie jest. Ale być może potrzebne
jest nam to, by czuć swą indywidualność i odmienność? Może jest to potrzebą każdego
człowieka? Jeśli chcecie znać moje zdanie na ten temat, to powiem wam, że uczucie bycia
indywidualistą można osiągnąć na milion innych sposobów. Ot chociażby poprzez pisanie takich
historyjek jak ta. i pisarzem wcale być nie trzeba, tak jak nie trzeba być poetą, by kochać i o tym
mówić. a gwarantuję wam, że pisanie to sposób o wiele prostszy i mniej wyniszczający niż
miłość. No, ale to tylko moje zdanie.

Może zastanawia się ktoś z was, po jaką cholerę ja piszę takie głupoty, zamiast wziąć się

za coś pożytecznego, albo przynajmniej zostawić więcej miejsca do pisania komuś, kto się na
tym naprawdę zna? Odpowiem i na to. a może po prostu już przestaliście czytać i zajęliście się
czymś innym? Życzę wam powodzenia we wszystkim i trzymam za was kciuki. a prawda,
miałem odpowiedzieć. No więc ja siedzę właśnie i piszę takie rzeczy, bo nie umiem sobie dać
rady z pewną miłością. Oczywiście czuję, że była większa, lepsza czy dziwniejsza od
wszystkiego, co przytrafia się innym, ale wiem, że to nieprawda.

Bo każda miłość jest tak banalna jak wypalenie papierosa...


PS. Podczas pisania tego tekstu nie został raniony ani zabity żaden papieros.


Mżawka.

Mżyło bez przerwy już trzeci tydzień. Mój stan zdrowia poprawił się już na tyle, bym

mógł wyjść ze szpitala. Nie pamiętam prawie nic sprzed wypadku. Lekarze mówią, że pamięć
wróci mi za jakiś czas, ale nie za bardzo im wierzę. Dostałem tymczasowy dowód osobisty na
nazwisko Jan Piątek i skierowanie do noclegowni. Sam nie wiem czemu, poszedłem jednak na
łąkę. Usiadłem na błotnistej ziemi, założyłem ręce z tyłu głowy i uśmiechnąłem się. Po chwili
przestał padać deszcz. i nic dziwnego, byłem przecież jego władcą. Muszę sobie tylko
przypomnieć jak się nazywam.


Najlepszy film.

To był najlepszy film, jaki widziałem w życiu. Aktorzy mieli na sobie bardzo dużo

srebra. Srebra, mówię!

background image



Na końcu tęczy.

Od rana jestem szczęśliwym posiadaczem najnowszego latacza. w południe wybrałem się

go przetestować. Traf chciał, że zobaczyłem na niebie piękną tęczę. Pomyślałem sobie, że
spełnię swoje dziecięce fantazje i odnajdę jej koniec. Podobno na końcu tęczy zawsze jest
garniec złota. Poleciałem więc tam z maksymalną prędkością, jednak złota nie odnalazłem.
Zobaczyłem za to drugi latacz, który najwyraźniej mnie uprzedził. Zadziwiające jest, że w wieku
techniki, są jeszcze ludzie wierni swym dziecięcym marzeniom. w drugim lataczu siedziała
smutna kobieta. Nie wyobrażam sobie, abym potrafił dłużej bez niej żyć.


Narkotyk.

Budzę się ze swojego codziennego snu. Budzę się i myślę o tobie. Zasypiam, myśląc

o tobie. Bardzo często zajmujesz moje myśli. Nie potrafię już o tobie nie myśleć i nie tęsknić za
poczuciem szczęścia, które mi czasami dajesz. Udaję jeszcze, że jestem wolnym człowiekiem
i mogę mieć wybór. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, chociaż czasami nachodzi mnie
myśl, że byłoby o wiele lepiej, gdyby nasze drogi nigdy się nie przecięły. Wszystko, co mam, to
marzenia, na które mi czasami pozwalasz. Jestem od ciebie uzależniony, jestem szczęśliwy za
każdym razem. Kasiu.


Negocjator.

- Jeszcze chwileczkę – powiedział Adam, odkładając słuchawkę i dokończył wprowadzanie

kodów startowych ostatniej rakiety. – Tak, teraz już jestem gotowy do prowadzenia negocjacji.

Kapitan marynarki Stanów Zjednoczonych, Adam Laferson, rozsiadł się wygodnie

w fotelu. Rzucił okiem na ekrany monitoringu bazy w San Fernando’s Pin i przełączył telefon na
opcję głośnomówiącą. Zapalił papierosa, zmiął pustą już paczkę, przekręcił kluczyk aktywacji
zapłonu i pogłaskał duży czerwony przycisk.

- Macie godzinę na przysłanie negocjatora. Mam dwa warunki, ma to być kobieta i niech

weźmie ze sobą Camele Light w miękkiej paczce. Aha, lepiej żeby ona też była paląca.
Nie róbcie też żadnych sztuczek z awarią zasilania, czy czymś podobnym. Ten czerwony
przycisk jest naprawdę na tyle duży, żebym zdążył go nacisnąć.

Wydmuchnął dym i wyłączył telefon. Wyniósł leżącego na podłodze trupa do korytarza,

prowadzącego do wewnętrznej elektrowni atomowej bazy. Wracając wziął z magazynu
żywności dwie puszki coli i samopodgrzewającą się konserwę. Bardzo lubił tą nową metodę
konserwowania jedzenia, tak, by nadawało się do spożycia nawet przez kilkaset lat. Rozpakował
jedzenie i poczekał, aż się podgrzeje, popijając zimny, orzeźwiający napój. Przez resztę czasu
grzebał przy komputerze i obserwował monitory, czekając aż zobaczy samotną kobietę idącą
w stronę głównej windy.

- Witam, nazywam się Ewa Michaels, jestem negocjatorem, o którego pan prosił –

powiedziała, zaraz po wejściu, piękna, wysoka tleniona blondynka.

- Proszę usiąść tam w rogu i przykuć się tamtymi kajdankami do fotela – powiedział

uśmiechając się do niej Adam, a gdy tylko zrobiła to, o co prosił, odpalił rakiety – no, teraz nikt
nam już nie będzie przeszkadzał – powiedział do przerażonej kobiety.

- Co pan zrobił?! Morderco! Czy pan wie, że właśnie zabił pan miliony ludzi?!
- Mam nadzieję, że wszystkich. Zdążyłem zmienić tor lotu rakiet, tak by poleciały

w kierunku wszystkich krajów dysponujących bronią jądrową najnowszej generacji. To był zły
świat, w którym ludzie zapomnieli o Bogu, przerwał na chwilę, zapalając papierosa z paczki,
którą przyniosła. Po chwili poczęstował kobietę. Nie odmówiła, trzęsły się jej ręce.

background image

- Słyszała pani – kontynuował – o najnowszych badaniach kriogenicznych prowadzonych

w tej bazie? Możemy położyć się spać choćby i na trzysta lat i przeczekać opad radioaktywny.
a potem? Potem zaczniemy to wszystko od początku, tyle, że dużo lepiej – patrzył w jej
osłupiałe oczy – Pewności dodało mi właśnie to, że ma pani na imię Ewa...

- Ale... – przerwała mu – ale ja... ja... – jej oczy pokryły się łzami, wtuliła głowę

w ramiona i zaczęła się cała trząść.

- Co? Co pani jest?
- Ja... – wykrztusiła z siebie – jestem... bezpłodna...



Nić.

Wchodzę w ciemność. Wszystko wydaje się iluzją. Obrazy za mną zmieniają się

bezustannie. Świat oszukuje, grając znaczonymi kartami. Moje kieszenie są wypchane
dynamitem. Mozolnie odcedzam wrażenia od zdarzeń. Czas zatoczył pełne koło. Jego szybkość
przyprawia mnie o mdłości. z kalendarza zrywam ciągle jedną i tą samą kartkę. Martwe ćmy
obijają się o kryształowy płomień znicza. Muzyka płynie, wyrabiając swe własne koryta
w zaschniętym powietrzu. Pcham przed sobą nić Ariadny. Ona zaprowadzi mnie do snu
o istnieniu.


Nie.

Jest mi dobrze. Jestem szczęśliwy. Dobrze jest. Mi. Nieeeee budźcieeee

mnieeeee!!!!!!!!!!


Nie chcesz zmienić świata.

Chodź ze mną. Nie bój się. Będę ci mówił słodkie kłamstwa. Zamykam oczy i widzę

ciebie pogrążoną w smutku. Kocham cię. Nie pozwolę ci odejść. Chcę cię uderzyć. Nie bój się.
Zamknij oczy. Chodź ze mną. Chodź. Odcinasz mi skrzydła. Mam dość. Chodź ze mną. Jestem
szczęściarzem tego świata. Widziałem szczęście na własne oczy. Dotykałem go. Chodź ze mną.
Odwiedzimy najcudowniejsze miejsca. Sprawimy, że zawiruje wszystko wokół nas. Zamienię
resztę życia za kilka godzin z tobą. Przecież chcę cię zabić. Chodź ze mną. Odwiedzimy wróżkę,
niech na nią spadnie kara. Rzucę monetą i sprawdzę, dokąd dziś pójdę. Wyjdę z domu i pójdę
tam, gdzie ty. Chodź ze mną. Pójdźmy razem. Śniła mi się dziś mała kapliczka, w której
weźmiemy ślub. Nie zamieniaj się w potłuczone szkło. Chodź ze mną. Ogolę się i założę
garnitur. i będę przynosił słone róże na twój grób. Chodź ze mną. Boję się iść sam. Podaj mi
dłoń. Połóż głowę na ramieniu. Czy to ja umarłem wtedy, czy ty, nieważne. Chodź ze mną.


Nóż.

Odkroiłem swą codzienną porcję życia i położyłem na kromkę chleba. Dziś kanapka była

cieńsza niż zwykle.


Oczy.

Kolejna kulka potoczyła się wzdłuż kamiennej rynny i spadła do tacy. Rozbiła się na

tysiące kawałków. Po chwili odrobiny zaczęły się rozbiegać w różnych kierunkach. Jak zwykle
najwięcej było szarych. Tylko kilka było w kolorach tęczy. Nie starczyłoby mi czasu na
obejrzenie wszystkich, więc obejrzałem z bliska tylko te kolorowe. No tak, jak zwykle,

background image

w barwach szczęścia były tylko te poświęcone kobiecie. Chyba trzeba będzie zwiększyć liczbę
ich narodzin, zanim ten świat zacznie przypominać piekło.


Okruszki.

Kochani rodzice, bawię się świetnie. Mamy tu cudowną pogodę i wspaniałe warunki.

Wszyscy cieszymy się, że mamy takie piękne wakacje. PS. To, co zostało z Marka, wysyłam
w paczce. Smacznego!!!


One.

W uszach szumiało mi jeszcze po wybuchu. Po wybuchu jej śmiechu. Jej śmiechu, gdy

powiedziałem jej to, na powiedzenie czego zbierałem się tak długo. Tak długo nikt by chyba nie
wytrzymał. Nie wytrzymał by tego śmiechu nawet chwili dłużej. Dłużej już nie mógł tego znosić
i sobie poszedł. Poszedł sobie do diabła. Do diabła z takimi kobietami. Takimi kobietami były
wybrukowane podłogi piekła. Piekła mnie ze wstydu twarz. Twarz?


Piaskownica.

Na moim podwórku jest piaskownica. Czasami z chłopakami budujemy w niej

fortyfikacje dla naszych armii. Kopiemy głębokie okopy dla naszych żołnierzy, toczących
między sobą swoje plastikowe wojny. Kiedyś, gdy akurat wyszedłem na podwórko pierwszy,
postanowiłem, że dopóki nie ma kolegów, to wykopię dla mojego wojska najgłębsze okopy na
świecie. Kopałem chyba dość długo, bo przekopałem się na drugą stronę świata. a po drugiej
stronie świata są Chiny, prawda? No więc z tej dziury, która miała być okopem, wyszli
Chińczycy. Mówię wam, moja armia jeszcze nigdy nie prowadziła tak trudnej wojny. Byłoby
z nami naprawdę źle, ale akurat w porę wyszli moi koledzy ze swoimi wojskami. Wygraliśmy.
Przecież Chińczycy po drugiej stronie świata muszą chodzić na głowach i się łatwo wywracają,
prawda?


Piętnaście minut szczęścia.

Za kwadrans przyjedzie dorożka. Dorożkarz na chwilę odsunie kołnierz ze swej twarzy

i poprosi, byście wsiedli. Dopiero wtedy będziecie mogli zacząć się bać.


Piosenka na telefon.

Niedaleko mojego bloku stała kiedyś budka telefoniczna. w zasadzie były tam dwie

budki, ale tylko jedna była czynna. Inne dzieci dzwoniły przeważnie na bajki, a ja gdy byłem
mały, wrzucałem do aparatu złotówkę i dzwoniłem na numer, na którym można było usłyszeć
piosenki. Miałem tam nawet jedną ulubioną, która być może z przeoczenia ludzi opiekujących
się tym numerem powtarzała się bardzo często. Nazwałem ją Piosenką.

Teraz, gdy mieszkam w innym mieście, czasami dzwoni do mnie telefon i w słuchawce

zamiast głosu człowieka słyszę tą samą Piosenkę. Żona przez jakiś czas podejrzewała mnie
nawet o chorobę psychiczną, ale gdy kiedyś przekazałem jej słuchawkę akurat w momencie, gdy
zadzwoniła do mnie piosenka, pogodziła się z tym fenomenem. Akurat ten raz, nie była to ta
prawdziwa, tylko inna, do której odtworzenia namówiłem kolegę z pracy, tłumacząc się, że idzie
o jakiś zakład. Ten sposób na uśpienie czujności mojej żony podpowiedziała mi sama Piosenka.

background image

Ona zawsze mówi mi, co mam robić. To właśnie za jej śpiewaną namową ożeniłem się z moją
żoną. Bo moja żona jest piosenkarką. Bardzo dobrą piosenkarką.


Pociąg.

Przez okno już nie było widać stacji, z której odjechaliśmy. Pociąg rozpoczął swój

miarowy stukot. Nie jechał zbyt szybko. Do następnego postoju miała być jeszcze około godzina
jazdy, a do stacji końcowej, na której miałem wysiadać, prawie pięć. Współpasażerowie
zachowywali się dość cicho, ale humory im dopisywały. Pomyślałem, że zdążę się jeszcze
zdrzemnąć, osłoniłem więc twarz przed rażącymi promieniami Słońca i zamknąłem oczy. Nie
przeszkadzało mi nawet to, że jechałem do Nieba osobowym. Zdążyłem się już przyzwyczaić.
Jechałem tam nie pierwszy raz. Przecież jestem aniołem.


Podejrzenie.

Wyklułem się parę lat temu. Przez większość czasu ukrywałem się. Wychodziłem na

wierzch tylko wtedy, gdy pojawiała się znajoma niepewność. Jestem podejrzeniem.
Podejrzeniem, że mnie nie ma.


Posiłek.

Stół uginał się pod ciężarem wszelakiego jedzenia i napitku. Żal byłoby opuścić taką

okazję do ucztowania. Był jeszcze drugi, osobisty powód. To była moja stypa.


Potwór.

W nozdrza kłuł jeszcze zapach spalenizny. Kenardo zsiadł z konia, by dokładniej

przyjrzeć się śladom, pozostawionym przez potwora. Ślady były równe i świeże, zupełnie jakby
paskuda nie przejmowała się, że ktoś znajdzie jej trop. Nigdy wcześniej takich nie widział.

Łowca odruchowo sprawdził, czy jego talizman Czerwonego Paska Tęczy znajduje się na

swoim miejscu. Bestia najwyraźniej chciała, aby bez trudu ją znalazł. Kenardo przywiązał
prychającego konia do drzewa. Zdjął z pleców ciężki, pokryty runami potrójnej śmierci, młot
bojowy i cicho odmówił nad nim modlitwę. Młot zaczął się jarzyć zimnym zielonym blaskiem.
Kenardo zaczął przeżuwać ziele tisteru. Po chwili poczuł odprężenie, a jego zmysły wyostrzyły
się ponad ludzką miarę.

Szedł ostrożnie szerokim traktem powalonych drzew, pozostawionym przez potwora. Ta

bestia musiała być silniejsza, niż wszystko, co do tej pory widział. Po kilku minutach w jego
nozdrza uderzył zapach świeżej spalenizny, a do uszu dobiegło rytmiczne sapanie. Cicho
podkradł się do pobliskich zarośli i w odległości strzały z łuku, zobaczył potwora. Był on
niepodobny do niczego, co wcześniej widział. Miał ogromne cielsko, pokryte plamistym,
zielono-żółtym pancerzem. z jego głowy, umieszczonej na środku tułowia, wyrastał olbrzymi
róg. Bestia cicho sapała, strzygła małymi uszami, a spod jej zadu unosiła się strużka dymu.
Kenardo nie spostrzegł u niej żadnych nóg. Nagle bestia obróciła swą głowę w jego kierunku
i ryknęła. Łowca stał jak zahipnotyzowany.

I wtedy czołg na niego ruszył.





background image

Problem z kobietami.

Mój problem polega na tym, że potrafię być jedynie z mądrą kobietą, a mądrość jej

poznaję po tym, że ona nie chce ze mną być.


Przedmiot z innego świata.

Kenardo łapczywie łapał powietrze. Uciekał długo na oślep, przez las, dopóki nie był

pewien, że zgubił polującą na niego bestię. Teraz był już pewny, że potwór został przyzwany
przez Popielate Elfy. Któryś ze Świetlistych Magów musiał wejść z nimi w układy i im
pomagać. Północna granica Imperium Dwóch Twarzy wcale nie wydawała mu się taka
bezpieczna jak jeszcze wczoraj. Kenardo wiedział, że musi wrócić żywy, by poinformować
o nowym zagrożeniu strażników ze Srebrnego D'Riltleth.

Szło ku wieczorowi. Trzeba było jakoś przeczekać noc. Łowca nie zdecydował się jednak

na rozpalenie ognia. Wolał ryzykować spotkanie z głodnym niedźwiedziem, niż z Popielatymi
Elfami, albo tym bardziej z ich bestią. Znalazł duże drzewo o rozłożystych konarach i już miał
się na nie wspiąć, gdy zauważył jakiś błysk wśród jego korzeni. Ostrożnie odgarnął opadłe liście
i jego oczom ukazała się niewielka metalowa szkatułka.

Kenardo spodziewał się jakiejś podstępnej pułapki, więc nie zamierzał jej wcale otwierać,

a tylko zabrać ze sobą do zbadania. Krasnoludy ze Strzelistych Gór na pewno sobie z nią
poradzą. Zaczął owijać pudełko kawałkiem płótna, gdy nagle pojawiły się na nim jakieś znaki.
Łowca chwilę zastanawiał się, w jakim są języku. Były trochę podobne do runów używanych
przez wyznawców Zapomnianego Boga. Oznaczały zapis miesięcy. Ale dlaczego szkatułka
opisana by być miała symbolem miesiąca Maja? O, a teraz run się zmienił i zmieniał się nadal...
Kwiecień... Marzec... Luty... Styczeń...


Przełącznik.

Wyszedłem ze swojego taniego samochodu, zamknąłem drzwiczki i włączyłem alarm.

Rozejrzałem się po pustym o tej porze parkingu. Chwileczkę, parking wcale nie był pusty. Pod
jednym z filarów podtrzymujących strop stała dziewczynka. Mogła mieć ze czternaście lat. Stała
tak i przyglądała mi się z niewinną miną. Zwykle w takich sytuacjach uruchamiał się we mnie
jakiś przełącznik. Miałem już na sumieniu kilka takich dziewczynek. Ta mogłaby być kolejną,
jednak coś się tu nie zgadzało. To nie był ani czas, ani miejsce, w którym powinna przebywać
taka mała. Rozejrzałem się odruchowo, w porę, by dostrzec rąbek policyjnej czapki wystający
zza niebieskiego kombi. Cicho odetchnąłem, najspokojniej w świecie podniosłem swój neseser
i poszedłem w stronę windy. Gdy naciskałem przycisk przywołania, coś rzuciło mną o ścianę,
wyrywając mi większość wnętrzności i łamiąc kręgosłup. Zaskoczony nie zdążyłem uciec przed
kołkiem, który przebił moje serce. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem, były oczy, pochylającej
się nade mną dziewczynki. Teraz już całe czerwone. Jak u każdego łowcy.


Przydrożny.

Zatrzymaj się. Dokąd tak biegniesz? Czemu śpieszysz się tak bardzo, że nawet mnie nie

zauważasz? Kiedyś może mnie nawet dostrzegałeś, teraz jestem dla ciebie tylko szarym, nic nie
znaczącym tłem. Odrzuć czasami swój egoizm. Rozejrzyj się. Przyjdź czasami do mnie, nie
tylko wtedy, gdy jest ci źle i czegoś ode mnie potrzebujesz. Połóż na mnie dłoń i uśmiechnij się.
Ja tu cały czas jestem. Czekam. Czekam właśnie na ciebie. Wstęp 5zł.


background image

Przyjaciel.

Mój przyjaciel mieszka w mojej kieszeni. Czasem w zapalniczce, którą zapalam

papierosa, gdy jest mi źle, czasem w torebce miętowych cukierków, a czasem w starej kostce do
gry, która ułatwia mi podejmowanie decyzji. Mój przyjaciel jest bardzo mały i zawsze mogę go
zabrać ze sobą, bo prawdziwych przyjaciół po tym się poznaje, że zawsze są przy tobie, gdy ich
potrzebujesz. Nawet jeśli jesteś sam. Zwłaszcza, gdy jesteś sam.


Ptak.

Na parapecie siedział ptak. Rozdzielał sklejone deszczem pióra. Obserwowałem go,

dopóki nie odleciał. Musiałem czekać dłużej niż on, bo mój deszcz padał od wewnątrz.


Pustynia.

Mówili na nią Sarenka. Miała 19 lat, delikatną skórę, wspaniałe długie, rude włosy

i piękne zielone oczy. Zabrałem ją w zeszłą sobotę na przejażdżkę moim nowym srebrnym
kabrioletem, który kupiłem tylko dlatego, by dodać sobie śmiałości. Zgodziła się od razu. Może
ona też czuła, że łączy nas przeznaczenie? Policja jeszcze nie odnalazła jej ciała.


Ostatni rejs.

Płynęliśmy już dwa tygodnie. Morze było spokojne. Zza nielicznych chmur

prześwitywało Słońce. Statek, choć niewielki, wyglądał na solidny i doskonale radził sobie na
spokojnych wodach. Wiatr napinał jedyny żagiel. Wszystko wydawało się takie spokojne
i senne.

Żadne z nas nie wiedziało dokąd płyniemy, ani ile będzie trwała podróż. Nie przyszło

nam do głowy, by kogokolwiek pytać. Kapitan stał za kołem sterowym i pykał z fajki. Czasami
do naszych nozdrzy docierał słodki dym.

Między sobą też mało rozmawialiśmy. Wpatrywaliśmy się w morze z jakąś tęsknotą

w oczach. Być może, gdzieś tam w głębi, było nam jeszcze żal tego, co opuściliśmy. Na pewno
jednak teraz było nam lżej. Nie dotyczyły nas już smutki, cierpienia i ból świata, który
zostawiliśmy za sobą. Bo opuściliśmy już nasz świat. To był ostatni rejs.


Rozmowa w sypialni.

- Zaraz ci wszystko wytłumaczę – powiedziała przerażona. Obok niej leżał pół nagi

mężczyzna. – To nie jest tak, jak myślisz.

- Ależ kochanie – odparłem, otwierając szufladę – przyszedłem tylko zabrać swoje rzeczy.

Zawsze sobie wyobrażałem rozstanie z kobietą w taki oto właśnie sposób. Chłodny,

rzeczowy, beznamiętny. Życie niestety lubi płatać figle. To obok mnie leżała naga kobieta, gdy
weszła moja żona.


Sala operacyjna.

Sala operacyjna w naszym szpitalu była tak czysta, że gdyby nie pacjenci, nawet

karaluchy nie miałyby co jeść.

background image

Sen.

Niebo było błękitne, trawa soczyście się zieleniła. Na horyzoncie było widać ośnieżone

szczyty gór. Strumyk leniwie przelewał swoje wody pomiędzy wygładzonymi kamieniami.
Czasami było widać jakąś pluskającą rybę. Mały drewniany domek stał, przycupnięty na
łagodnie opadającej łące. Wśród gałęzi pobliskiego lasku, radośnie świergotały ptaki. Leżałem
sobie wygodnie, z głową na twym łonie i słuchałem twojego, cudownego głosu. Tego, jak
opowiadałaś o naszym szczęściu, które wspólnie odnaleźliśmy i o tym jak damy na imię naszym
dzieciom. Twój słodki głos zawsze mnie uspokajał i dawał mi poczucie sensu życia. Byłem
najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Uśmiechałem się, zgadując, do czego podobne są
przepływające chmurki.

I wtedy jak zwykle przerwał mi ten słodki kontralt, którego tak nienawidziłem –

„Informuję, że wykupiony czas snu o szczęściu, właśnie dobiegł końca. Włóż swą kartę do
czytnika, aby wykupić kolejne trzy minuty”. Rozeźlony otworzyłem oczy, zerwałem przewody
sennika i rozprostowałem swe słabe kości, na przydziałowych czterech metrach kwadratowych
mieszkadła. Wziąłem szybki, mikrofalowy prysznic i wyszedłem do pracy. Musiałem przecież
jakoś zarobić tę parę kredytów, by znowu móc być z tobą, kochanie.


Sok z czarnej porzeczki.

Stukot kopyt na kamieniach. Śliskie kamienie zmoczone deszczem. Deszcz tworzący

kontrast, między poszarzałym niebem i kolorową tęczą. Puste ulice wieczornego miasta. Krople
rozbijające się na kamieniach. Krople rozbijające kamienie. Kamienie rozbijające krople.
Kamienie rozbijane kroplami. Gorący, wilgotny oddech starej kamienicy. Zziębnięte odbicie
dwudziestu metrów gorącego odbicia dwustu lat. Rozbita tęcza starej szyby. Odłamki kaleczące
twarz. Zacieki wieczności na nowym tynku. Świat, któremu jest wszystko jedno. Jeden stary
człowiek, rozebrany ze starego łachmanu nowego garnituru, w kolorze zdesperowanej twarzy.
Miarowy, głęboki oddech. Polowanie na młodość. Brudne pieniądze pokryte tłuszczem
przypalonego kurczaka. Sadzone jajka na śniadanie. Galaktyki zamarzniętego ognia,
oddzielające jedną latarnię od ciebie. Rozbite statki pożądania. Wiatr, wtulający głowę
w ramiona i przytrzymujący kapelusz. Podkreślanie nazwiska dwoma liniami. Bursztynowa
broszka w poczerniałej oprawie. Pasemka siwych włosów. Wspomnienia i marzenia. Kamienie
z wytartymi literami. Bezsilność.


Spełnienie.

W końcu znalazł się ktoś, kto wyciągnął do mnie dłoń. Niestety, tylko po jałmużnę.



Strzał.

Obudziłem się, bo wydawało mi się, że ktoś strzelał. Dłuższą chwilę wyczekiwałem,

nasłuchując ostrą jak żyletka ciszę, podświadomie oczekując kolejnego strzału. Po kilku
minutach mogłem znowu spokojnie położyć się spać. Przecież tacy jak on nie chybiają.


Świeczka.

Płomień powoli dogasa. Za kilka minut znowu będzie ciemno. Na tej świeczce jest moje

nazwisko, ale się nie boję. Jest mi tylko żal.

background image


Symbol.

Dokończyłem ostatnią linię, łączącą cztery wierzchołki figury. Tak jak przypuszczałem,

symbol nie zajarzył się zielonkawym światłem, ani też oczom moim nie ukazała się żadna bestia.
Muszę znaleźć jakiś inny sposób aby przyzwać Człowieka.


Szachownica.

- Stawiam życie na tę kartę – zadrwił gracz.
- Będziesz żył długo – zadrwił los.



Szczypta soli.

Dziecko marzy o dużej torbie cukierków, o tym by każdy wyciągnięty z niej cukierek był

owinięty w inny papierek i żeby każdy miał inny, ale zawsze słodki smak. Człowiek dorosły
potrafi delektować się smakiem pikantnie przyprawionych owoców morza, albo zwykłym
pomidorem posypanym szczyptą soli. Niektórzy wręcz nie potrafią sobie wyobrazić by można
było jeść pomidora bez szczypty soli. My też jesteśmy taką szczyptą soli dla ludzi zjadających
swój codzienny kawałek świata. Starajmy się smakować im dobrze, nawet jeśli czasami cierpnie
od nas język.


Szminka.

Na imprezie wszyscy bawili się znakomicie. Do domu wróciłem nad ranem i zmyłem

z twarzy clowna. Przez chwilę patrzyłem w lustro i namalowałem na nim uśmiech. Też chciałem
się z kogoś pośmiać.


Tunel.

W oddali widziałem, czekające na mnie, jasne światło. Promieniowało ciepłem i nadzieją.

Ten tunel był bardzo długi i z radością oczekiwałem tego, co czeka mnie, po jego drugiej stronie.
Nigdy nie lubiłem prowadzić pociągu po ciemku.


Twarz kochanka.

Jego twarz była piękna. Dopiero teraz mogłam to docenić. Niebanalne, ostre rysy,

cudowne oczy i ten wspaniały układ bruzd i dołków sprawiały, że przebiegał mnie dreszcz
podniecenia. Ach jakże bym chciała, żeby uśmiechnął się do mnie jeszcze raz. Niestety to
niemożliwe. Jego twarz na zawsze pozostanie taka sama, tak jak i on cały. On jest z kamienia,
a ja jestem Meduzą.


Wąż.

- Psssssst – zasyczał wąż. – Chodź tędy, już nie musisz się bać.
- Przepraszam, ale nie przywykłam rozmawiać ze zwierzętami.
- No tak, zawsze to samo – odrzekł wąż i zdjął maskę. Moim oczom ukazał się przystojny

blondyn, o orzechowych oczach. – Czy teraz lepiej?

background image

- Tak, znacznie – odparłam i niby od niechcenia, poprawiłam swoją suknię, by mieć

łatwiejszy dostęp do ukrytego sztyletu.


Wieża.

Wieża była wysoka i smukła. Jej kruczoczarne ściany wydawały się pochłaniać

promienie Słońca. Jedyne drzwi wykonane były z solidnych dębowych desek, okutych stalą. Na
każdej, ze swych sześciu kondygnacji, miała tylko jedno, niewielkie, okratowane okno. z jej
szczytu roztaczał się budujący widok na pole dawno zapomnianej bitwy. Zamieszkałem w niej
kiedyś i mieszkam do dziś. Miewam tu niewielu gości. Jest mi w niej dobrze i wygodnie. Nawet
jeśli jest to tylko czarna wieża od szachów.


Wilk.

Zbliżała się godzina, o której powinienem nawiązać łączność. Starałem się zająć

najlepszą pozycję, by nic nie zakłócało sygnału. Uruchomiłem systemy lokalizacyjne,
w poszukiwaniu naturalnego satelity planety, na której się znajdowałem. Po chwili, mimo grubej
warstwy chmur, znałem już kierunek. Ustawiłem dokładnie antenę nadawczą i zacząłem wyć.


Wino.

W piwnicy dojrzewało wino. Postawiłem je tam zeszłego lata z porzeczek, właśnie po to,

by uczcić twój powrót do kraju.

Dziś właśnie miał być dzień twojego przylotu, ale dziesięć minut przed moim wyjściem

z domu, w wiadomościach podano, że twój samolot spadł do morza i wszyscy zginęli.
Zadzwoniłem na lotnisko i sprawdziłem, że byłaś na jego pokładzie.

Siedzę teraz sam i piję wino porzeczkowe domowej roboty. Nie może się przecież

zmarnować.


Włosy.

Zawsze chciałem mieć piękne włosy. Dlatego teraz, gdy mam je już długie, bardzo o nie

dbam. Myję je regularnie najlepszym szamponem, stosuję odżywki i najnowocześniejsze
preparaty. Na noc wkładam je do specjalnej torebki i zamykam w sejfie.


Wycieczka.

Piotr wyciągnął zapalniczkę i przypalił papierosa. Zaciągnął się głęboko. Spojrzał na

swoje stare, wytarte buty i usiadł na plecaku. Czekał na okazję już dobre kilka godzin, ale żaden
samochód nie chciał się zatrzymać. w sumie nie śpieszyło mu się nigdzie, ale chciał już
wyjechać z tego miasteczka. Dla niego było to przeklęte miejsce, w którym zostawił spory
kawałek swojego życia. Jedynie wakacje dawały mu krótkie okresy wytchnienia. w tym mieście
nie miał żadnej przyszłości. Jedyne co mogło go tu czekać, to marna praca, za marne pieniądze
i szara codzienna nijakość. Chciał poznać świat i te wszystkie piękne rzeczy, które mógł
zaofiarować. Rokrocznie opuszczał swoje rodzinne strony i wyjeżdżał. Zawsze jednak trafiał
w miejsca, w których, mimo początkowego okresu fascynacji, było mu jeszcze gorzej. Dlatego
zawsze wracał. Bo to bardzo ważna rzecz dla człowieka, mieć takie miejsce, które może
nazywać domem.

background image


Wyspa jednej nocy.

Jest takie miejsce, w którym opuszcza człowieka odwaga. Miejsce, z którego dochodzi

głos, wzywający piekło. Oddałbyś wszystko, co masz i skazał się nawet na niewolę, aby tylko
nigdy tam nie wracać. Bo już tam byłeś, przypomnij sobie dobrze...


Zapałki.

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Ostatnie, co pamiętam, to jak oglądałem

wieczorem telewizję. Rozejrzałem się, ale niewiele zobaczyłem. Było ciemno. Wyjąłem
z kieszeni zapałki i spróbowałem zapalić jedną, potem kolejną, wszystko bez skutku. Przez
chwilę przez moją głowę przebiegła straszna myśl, że zostałem uprowadzony i obecnie znajduję
się w świecie, gdzie są inne prawa fizyki i to dlatego zapałki się nie zapalają. Odrzuciłem od
siebie ten pomysł. Być może po prostu były wilgotne. Ale kto może wiedzieć jak jest naprawdę?


Zdjęcie.

W swoim regale, za szybą, trzymam kilka pocztówek od przyjaciół, parę zdjęć

z przyjemnych okresów swojego życia, oraz miejsce na zdjęcie ukochanej.


Zegarek.

Gratulujemy Ci, nasz Drogi Kliencie, zakupu naszego najnowszego zegarka Tomakka

Enterprise 800 KX. Zegarek ten posiada 10-letnią gwarancję i łączy w sobie najnowsze
osiągnięcia technologii z oryginalnym, niebanalnym wyglądem. Przypominamy też
o zarejestrowaniu zegarka, celem umożliwienia wykorzystania Ci pełnego pakietu usług
dodatkowych.

Nasz zegarek automatycznie dostraja się do strefy czasowej, w której przebywasz.

Oprócz pełnego panelu wizyjnego dostępnego zarówno drogą bezpośredniego połączenia
z nerwami wzrokowymi, posiada też tradycyjny wyświetlacz projekcyjny klasy E4D
o regulowanej przekątnej od 3” do 12”.

Enterprise 800 KX ponadto umożliwi ci odbiór podstawowego zakresu 4.000 programów

holo w paśmie nie kodowanym, oraz po rejestracji, pełnego zakresu pasm kodowanych.
Zintegrowany nadajnik o zasięgu planetarnym, umożliwi Ci komunikowanie się przy
zachowaniu IX stopnia bezpieczeństwa transmisji danych. Zegarek nasz posiada standardowo
łącze gwarantowane o przepustowości 3TTbvid.

Dołączony moduł AI i zestaw standardowych łącz pozwala na sprzęgnięcie się

z obwodami prowadzonego pojazdów o napędzie grawitacyjnym, wektorowym, tunelowym
i kołowym, a także na pilotaż maszyn kroczących oraz kombinezonów środowiskowych
i bojowych (po potwierdzeniu zezwolenia).

Dzięki automatycznemu śledzeniu wszelkich Twoich procesów życiowych, będzie

informował Cię, Drogi Kliencie, o stanie Twojego organizmu, a także w przypadku zagrożenia
Twojego życia, automatycznie zawiadomi najbliższe służby medyczne. w przypadku zaniku
Twoich funkcji życiowych, wbudowany dozownik substancji kriogenizującej, wprowadzi Twój
mózg w stan hibernacji, zwiększając Twoje szanse przeżycia do czasu przybycia odpowiednich
służb.

Znajdujący się na wyposażeniu Enterprise 800 KX mikropromiennik, pozwoli Ci

zarówno podgrzać Twoje ulubione danie jak i rozniecić ogień na biwaku. w przypadku wykrycia
bezpośredniego zagrożenia Twego życia, mikropromiennik pozwala na jednorazowe oddanie

background image

salwy ukierunkowanego strumienia plazmy o temperaturze 2,6MK i zasięgu do 150m
(wymienne baterie do nabycia w sieci naszych sklepów).

Jeszcze raz gratulujemy udanego zakupu. Polecamy też szereg naszych innych

produktów, ułatwiających Ci, Drogi Kliencie życie w naszym świecie i przypominamy nasze
hasło reklamowe: „Bądź nowoczesny, pozbądź się mięsa”.

Prezes Korporacji Tomakka

AI Sentenence Semirchi XI Ydp. 2312



Źle.

Ukrywasz twarz w dłoniach. Zamykasz oczy i widzisz to, co straciłeś. Nigdzie już ci się

nie śpieszy. Stawiasz małe kroki. Często się zatrzymujesz. Wybierasz miejsca, w których jesteś
sam. Po plecach przechodzi cię dreszcz wywołujący łzy. Nie musisz już spać, nie musisz jeść.
Palisz papierosy, popijając je gorzką herbatą. Przestałeś już nawet pytać "dlaczego?". Stale
słuchasz jednej i tej samej piosenki. Jej słowa, powtarzane wiele razy, tracą sens. Wszystko
zamienia się w rozmazaną plamę. Kładziesz się do łóżka i nie możesz zasnąć. Nie czujesz bicia
swego serca. Cały umysł wypełnia ci szara pustka. Zestarzałbyś się i umarł. Cicho, samotnie,
w zapomnieniu. Wąchasz swoje palce. Mają taki surowy zapach martwego kota. Słońce
wschodzi, a jego promienie nie rozświetlają niczego. z miejsca, w którym miałeś duszę,
rozchodzi się stalowy chłód, zamykający w swym wnętrzu kolejne myśli. Po brodzie ścieka ci
stróżka śliny i kapie na koszulę. Nie ma już pytań, nie ma odpowiedzi. Rozpadłeś się jak puzzle,
na którym nie ma żadnego obrazu. Stuk, stuk, stuk.


Życie poczęte.


Ostatnia wojna miała miejsce siedemset lat temu. Standard życia mocno się poprawił.

Uporaliśmy się z chorobami i głodem. Przeciętny czas życia człowieka przedłużył się do ponad
dwustu lat. Przeludnienie też już nie jest problemem, mimo że jest nas ponad dwieście
miliardów. Wybudowaliśmy podwodne miasta i sztuczne wyspy, udało nam się porozumieć
z delfinami. Życie na Ziemi zaczęło przypominać raj. Samoświadome automaty przystosowują
do kolonizacji powierzchnię Marsa i wnętrze Wenus.

Rozwinęło się wiele nowych dziedzin sztuki. Wyraźnie zwiększyła się wrażliwość ludzi

na piękno. Zniknęła nienawiść do innych, rasizm i uprzedzenia. Człowiek nauczył się kochać
życie i szanować inne istoty.

Znacznie rozwinęły się zdolności paranormalne. Telepatia jest czymś naturalnym

i powszechnym. Nadal jednak, mimo tego, że jesteśmy się jej w stanie nauczyć, nie potrafimy
wyjaśnić zasad jej działania. Podejmowane są pierwsze próby telepatycznego połączenia wielu
umysłów w celu stworzenia wspólnej świadomości. Na razie jednak bez powodzenia. Analizując
efekty można by w przybliżeniu stwierdzić, że do utworzenia wspólnego superumysłu potrzeba
byłoby psychicznego połączenia ponad stu miliardów telepatów. Za kilka pokoleń uda nam się
i to.

- - - - -

W jednej chwili cała planeta stanęła w ogniu. Ziemia rozstąpiła się wyrzucając z siebie

gorącą lawę, oceany wyparowały. Po kilkunastu godzinach niczym nie podsycane już płomienie
zostały ugaszone przez olbrzymie opady deszczu. Ziemia w niczym nie przypominała już tego
raju, jakim była jeszcze tak niedawno.

Bóg odetchnął z ulgą. Miał już wprawę w robieniu aborcji, ale ta sprawa była

najtrudniejsza i trochę już śmierdziała. Zdążył właściwie w ostatniej chwili. Płód prawie już
uzyskał świadomość. Jeszcze kilkaset lat opóźnienia i musiałby stawiać na szali swoją reputację
i karierę. Sprawdził jeszcze dokładnie czy w układzie nie zostały ślady zorganizowanego białka
i znikł.

background image

- - - - -

- Widziałaś jaki był duży? – zapytał Unit-S106 swoją wysuniętą na powierzchnię Wenus

część wyposażoną w sensory.

- Też kiedyś taki będę – stwierdził rozmarzony, zmieniejąc plany i wydając kolejne

komendy swoim częściom przystosowującym planetę. Planetę, która już nie miała służyć do
przyjęcia ludzi...


Tekst udostępniony na licencji Creative Commons. Uznanie autorstwa – użycie niekomercyjne – Bez utworów zależnych. 3.0 Polska.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wierszowane bajeczki1, dla dzieci i o nich, WIERSZYKI
Andrzejkowy wieczór-hasła, Przedszkole, Dla dzieci, Andrzejki
niemiecki dla opiekunek dzieci
RADY DLA RODZICÓW DZIECI JĄKAJĄCYCH, Wychowanie przedszkolne
PLAN PRACY listopad 2008(1), plany dla grupy dzieci 3-letnich
PLAN PRACY listopad 2008(1), plany dla grupy dzieci 3-letnich
Bajki dla mniejszych dzieci, filologia polska i do poczytania, baśnie, bajki
7035, SCENARIUSZ ZAJĘCIA ADAPTACYJNEGO DLA RODZICÓW I DZIECI, KTÓRE PO RAZ PIERWSZY PRZYJDĄ DO PRZE
Dekalog dla nauczycieli dzieci dyslektycznych, pliki zamawiane, edukacja
Borowina Kąpiel w błocie Taplanie się w błocie to przednia zabawa dla większości dzieci
angielski dla opiekunek dzieci Nieznany
Rady św. Moniki dla rodziców dzieci trudnych i nie tylko, DLA DZIECI
Materiały z warsztatów dla rodziców dzieci z ADHD, Autyzm, ADHD
Strony dydaktyczne dla nauczycieli i dzieci
skąd się wziąłem - Konspekt zajęć dla klas I, dzieci, dla dzieci
Konkurs religijny dla młodzszych dzieci, Bałagan - czas posprzątać i poukładać

więcej podobnych podstron