Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość

background image

Frid Ingulstad

ZAZDROŚĆ

Saga część 5.

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY.

Kristiania, czerwiec 1905 roku

Elise obudził jej własny krzyk. Mrugając powiekami, rozejrzała się

przerażona, ale na szczęście Peder i Kristian spali spokojnie.

Na dworze wciąż jeszcze było widno, choć zapewne minął już późny

wieczór. Czuła się dziwnie wyspana, mimo że spała chyba tylko chwilę, bo
długo się przewracała z boku na bok, nim zasnęła.

Serce waliło jej mocno, a mokra od potu nocna koszula przylepiła się do

ciała. Elise na nowo przeżywała koszmarny sen. Śniło jej się, że brała ślub
z Emanuelem. Kiedy już wychodzili z kościoła, zauważyła Johana, który
stał z nożem w ręce i patrzył na nią posępnie. Pomimo gorąca przeszedł ją
zimny dreszcz. Elise obróciła się na bok, próbując się otrząsnąć i
zapomnieć o koszmarze, ale przykre obrazy powracały wciąż na nowo.
Nie mogła uleżeć spokojnie, wstała więc i boso przemknęła w stronę
kuchni, by napić się wody.

Powstrzymał ją jednak szept matki:
- Śniło ci się coś niedobrego?
Elise zerknęła na łóżko, a widząc, że mama jej się przygląda, pokiwała

głową.

- Chodź tu na chwilę, Elise - poprosiła matka.
Elise cofnęła się i usiadła na brzegu posłania. Mama wzięła ją za rękę i

zapytała:

- Co cię tak niepokoi? Męczą cię jakieś koszmary?
- Miałam okropny sen - wyszeptała Elise, umykając spojrzeniem. - Śniło

mi się, że Johan patrzył na mnie tak wrogo...

- A więc to przez Johana jesteś taka niespokojna... – Matka uścisnęła jej

dłoń. - Musisz spróbować o nim zapomnieć, Elise. On nie jest wart twojej
miłości. - Po chwili dodała z ociąganiem: - Tak się cieszę z tego, co się
stało. I ty też powinnaś. Kiedy wczoraj wieczorem zniknęłaś, bardzo się
przestraszyłam. Wiedziałam, że nie masz pieniędzy na komorne. Ale gdy
cię zobaczyłam razem z panem Ringstadem i podzieliliście się ze mną tą
wielką nowiną, miałam wrażenie, że stał się cud, że moje modlitwy zostały
wysłuchane. - Znów uścisnęła dłoń córki. - Wiele dziewcząt ogarnia
niepokój, gdy już przyjmą oświadczyny, to zupełnie naturalne. Wydaje mi
się, że jeszcze nie do końca pojmujesz, że na lepszego męża niż Emanuel
Ringstad nie mogłaś trafić.

Elise, skinąwszy głową, zmusiła się do uśmiechu.
- Owszem, pojmuję. Smutno mi tylko, że nie odwzajemniam jego uczuć.

background image

Nie czuję do niego tego samego co do Johana.

- Powoli, Elise! Z czasem pokochasz go równie mocno, jestem tego

pewna. Szanujesz go, to najważniejsze, a miłość przyjdzie. Daj tylko sobie
trochę czasu! Kiedy już złożycie przysięgę małżeńską, przestaniesz
zadręczać się wątpliwościami i całą swoją uwagę skupisz na nim.

Elise pokiwała głową.
- Dziękuję, mamo. Spróbuj teraz zasnąć. Pójdę się napić wody i też się

zaraz kładę.

Gdy tylko z powrotem otuliła się pierzyną, powróciła myślami do słów

mamy i przyznała jej rację. Naprawdę, mam więcej szczęścia niż niejedna
dziewczyna. Bo w końcu rzadko się słyszy, by któraś wiązała się z kimś,
kogo kocha. Emanuel jest dobry i miły. To porządny i szlachetny człowiek,
chce dla mnie jak najlepiej. Zdecydował się mnie poślubić, pomimo że
wie, iż urodzę dziecko innego mężczyzny. Zdawał sobie sprawę, że będzie
musiał wystąpić z Armii Zbawienia i znaleźć sobie inną pracę. I podjął tę
poważną decyzję świadomie, rozważywszy wszystkie za i przeciw. Pewnie
niejedną noc spędził, przewracając się z boku na bok, bo nie mógł
zmrużyć oka.

Wyłożył Elise jasno, że nie zamierza wrócić na wieś, by przejąć dwór.

Praca w gospodarstwie zupełnie go nie interesuje, mówił.

Skończył przecież studia, a także roczną szkołę handlową. Wolałby więc

znaleźć pracę, w której by mógł wykorzystać swoje umiejętności i wiedzę.

Zdziwiła się, bo wcześniej opowiadał jej, że od przejęcia dworu

rodzinnego powstrzymuje go powołanie, a teraz nagle tłumaczył się
wykształceniem. Nie wyraziła jednak na głos swoich wątpliwości. Bez
takiego zapewnienia z jego strony na pewno nie zgodziłaby się na
małżeństwo. Nie mogłaby przecież wyjechać z nim do rodzinnej
posiadłości i zostawić mamy samej z chłopcami, bez środków do życia.
Byli od niej całkowicie zależni, nie mieli żadnych innych dochodów.

Emanuel wie o mnie wszystko, a mimo to chce się ze mną ożenić. Nie

miałam innego wyjścia, przekonywała po raz kolejny samą siebie. Gdyby
nie jego pomoc, pozostałoby nam jedynie miłosierdzie gminy, a to
zabiłoby mamę.

Nagle przyszła jej do głowy nieprzyjemna myśl. Co na to powie Agnes?

Przecież zwolniła się z fabryki, by być bliżej Emanuela. Wertowała
czasopisma dla kobiet i oglądała suknie ślubne, marząc o tym, by stanąć na
ślubnym kobiercu u boku Emanuela.

Boże święty, jęknęła w duchu Elise, bo dobrze znała swoją przyjaciółkę.

Wiedziała, że nie wybacza nigdy temu, kto jej nadepnie na odcisk. A mieć

background image

w niej wroga... Zadrżała, przewracając się z boku na bok. Emanuel
wiedział co prawda, że podoba się Agnes, nie miał jednak pojęcia, do
czego ona jest zdolna...

Pomyślała też o Annie, cierpliwej, miłej, kochanej Annie...

Przypomniało jej się, jak się dowiedziała od Emanuela, że kocha inną.
„Zazdroszczę jej tak, że aż serce mi ściska", zwierzała się Elise i dodała:
„Nieważne, kim ona jest, i tak jej nie znam".

Co powie, kiedy zrozumie, że Emanuel, mówiąc o kobiecie, którą

kocha, miał na myśli Elise? Ona, która wciąż wierzy w to, że Johan i Elise
się pogodzą.

Elise już nie wiedziała, co gorsze, nieme wyrzuty Anny czy zazdrość i

złość Agnes.

Poczekała, aż na stole będzie śniadanie, i dopiero wówczas oznajmiła

braciom nowinę. Nie wiedzieli jeszcze o niczym, bo gdy wróciła
poprzedniego wieczoru z Emanuelem, oni już spali.

- Muszę wam coś powiedzieć - zaczęła i popatrzyła z uśmiechem na

Pedera i Kristiana. - Wychodzę za mąż za Emanuela Ringstada!

Peder otworzył usta ze zdziwienia, ale zaraz jego twarz rozpromieniła

się w uśmiechu. Zerwał się ze stołka gwałtownie, przewracając go na
podłogę, i rzucił się siostrze na szyję.

- To prawda? Nie kłamiesz? - wypytywał gorączkowo. Elise roześmiała

się i pokręciła głową.

- Nie kłamię. Wczoraj wieczorem Emanuel poprosił mnie o rękę, a ja się

zgodziłam.

Zerknęła na Kristiana, który nie odezwał się ani słowem. Zacisnąwszy

usta w cienką kreskę, wstał, wziął podręczniki obwiązane rzemykiem i
skierował się do wyjścia.

- Kristian! - zawołała mama ostrym głosem. Odwrócił się niechętnie.
- Chyba rozumiesz, że pan Ringstad ratuje nas od głodu i nędzy? Wiesz,

że stary Torgny zagroził, iż nas wyrzuci i będziemy musieli zamieszkać
kątem u innej rodziny, jeśli do ósmej wieczorem nie zapłacimy czynszu, a
my nie mamy pieniędzy?

- Nic mnie to nie obchodzi!
Mama aż poczerwieniała ze wzburzenia.
- Jak to? Nie obchodzi cię, gdzie będziemy mieszkać?
- Zostaw go w spokoju - wtrąciła się Elise i położyła jej dłoń na

ramieniu. - On się smuci z powodu Johana.

Mama otworzyła usta i już miała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili

się powstrzymała. Elise jednak poznała po jej minie, że mama nie ma już

background image

takiego dobrego zdania o Johanie jak kiedyś.

- Wieczorem wybieram się do Agnes - rzekła więc pośpiesznie, by

skierować uwagę mamy na inne tory.

- Do Agnes? Chyba raczej powinnaś poświęcić czas swojemu

narzeczonemu?

- Owszem, z nim też się na pewno spotkam. Muszę jednak porozmawiać

z Agnes o czymś ważnym.

- Agnes ugania się za tym Ringstadem - zaśmiał się Peder. - Na pewno

się teraz na ciebie wścieknie, Elise!

- Właśnie tego się obawiam.
- A cóż Agnes do tego? - zdziwiła się mama, posyłając córce ponure

spojrzenie. - Ona zawsze kleiła się do chłopaków, ale od twojego
narzeczonego niech się lepiej trzyma z daleka.

Elise nie miała siły rozmawiać o tym z mamą. Wstała i kierując się w

stronę drzwi, rzuciła:

- Zaraz odezwie się syrena fabryczna, muszę się śpieszyć.
W powietrzu czuło się chłód. Wiatr od północy gładził toczące się

wartko z głośnym szumem wody Aker. Elise zadrżała z zimna i mocniej
owinęła się szalem. Właściwie o tej porze powinno już wreszcie nadejść
lato, tymczasem pogoda wciąż się zmieniała i raz było ciepło, a zaraz
potem nadciągał chłód. Jakiś czas temu pisano w gazetach, że tegoroczna
zima i wiosna odbiegały od normy. Wygląda na to, że będzie to też
dotyczyć lata. Wiele osób łączyło te odstępstwa w pogodzie z niepokojem
w kraju. Niemal powszechnie obawiano się wojny. Elise zastanawiała się z
lękiem, czy w wypadku ogłoszenia powszechnej mobilizacji Emanuel
także zostanie powołany. A co z Johanem? Czy więźniów też wcielają do
wojska?

Gdy przeszła przez most, odwróciła się, bo usłyszała, że ktoś ją woła.

Czy to nie pech? Za każdym razem, gdy w jej życiu coś się działo,
pierwsza pojawiała się na horyzoncie wścibska Valborg i koniecznie
chciała z niej wyciągnąć prawdę.

- Widziałam was, Elise! Ciebie i oficera! Zaprzeczałaś, że coś was łączy,

tymczasem wczoraj wieczorem szliście, trzymając się za ręce!

- Owszem, zaprzeczałam, bo wtedy nic nas nie łączyło, ale nastąpiła

zmiana. Zaręczyliśmy się.

Uznała, że równie dobrze może powiedzieć Valborg od razu, skoro

wkrótce i tak się wszyscy o tym dowiedzą. A ponieważ ślub ma się odbyć
jak najprędzej, ze względu na jej brzuch, lepiej mieć to już za sobą.

Valborg zatrzymała się gwałtownie i popatrzyła na nią zaskoczona.

background image

- Zaręczyłaś się z oficerem? Całkiem zgłupiałaś? Przecież oni nie mogą

się żenić!

- Emanuel zamierza wystąpić z Armii Zbawienia.
- Co? - Valborg zmierzyła Elise od stóp do głów. - Spodziewasz się

dziecka, czy co?

- Nic podobnego! - zaprzeczyła Elise nerwowo i poczuła, że się

czerwieni.

- To po co ten pośpiech? Przecież dopiero co byłaś zaręczona z

Johanem.

- Nieprawda, minęło już kilka tygodni, odkąd Johan ze mną zerwał.
Valborg uśmiechnęła się z ironią.
- Już ja swoje wiem! - popatrzyła na nią raz jeszcze badawczo, po czym

odwróciła się i ruszyła w kierunku bramy fabryki.

To był ciężki dzień. Pomocnice uwijały się jak w ukropie pośród

nawoływań poganiających je prządek. W hali unosiły się tumany kurzu, a
huk maszyn zagłuszał wszelkie inne odgłosy. Elise czuła ulgę, że Hilda już
nie pracuje w przędzalni. Tęskniła za nią, ale świadomość, że siostra
uwolniła się od tego kieratu, napełniała ją radością. Ja, niestety, muszę tu
zostać, pomyślała nagle z rezygnacją. Nawet jeśli Emanuel będzie miał
tyle szczęścia, że dostanie pracę, to przecież kanceliści nie zarabiają
znowu tak dużo, by utrzymać tyle osób. Emanuel obiecał, że mama i
chłopcy zamieszkają razem z nami, nie mogę jednak pozwolić, by on sam
łożył na całą moją rodzinę. Wystarczy już, że przyrzekł zaopiekować się
nie swoim dzieckiem.

Po co ja mówiłam Agnes o swoim kłopocie, wyrzucała sobie w

myślach... Teraz wie o dziecku. Ona i Hilda. Hildzie mogę zaufać, jednak
gdy Agnes zwróci się przeciwko mnie...

Przeszły ją ciarki.
A co z Anną? Czy ona także domyśliła się prawdy? Nie, to niemożliwe,

pomyślała Elise. Kiedy jej mówiłam, że upadłam, bo mi się zdawało, że
ktoś mnie goni, Anna powiedziała: „Oni chcą cię tylko nastraszyć. Na
pewno nie zrobiliby ci nic złego". Anna zawsze dobrze myślała o ludziach.
Nie przyszłoby jej nawet na myśl, że ktoś mnie zgwałcił.

Nie, tajemnicę znają wyłącznie Hilda i Agnes. Mama nie może się o tym

dowiedzieć pod żadnym pozorem! Ani Peder i Kristian. Co prawda Peder z
Evertem dociekali głośno, co się jej mogło stać, jak to dzieciaki, ale to
było tylko takie gadanie, choć zaskakująco bliskie prawdy. W gruncie
rzeczy w to nie wierzyli.

Jeśli pobierzemy się z Emanuelem dość szybko, ludzie nie domyśla się

background image

nawet, że nie on jest ojcem dziecka. Niektóre kobiety rodzą
przedwcześnie, innym zdarza się przenosić ciążę. Powiem, że dziecko jest
wcześniakiem. Nikt nie będzie podejrzewał, że kłamię. . Po pierwsze
wszyscy wiedzą, że Johan siedzi w więzieniu, a skoro o tym, co się
zdarzyło tamtej niedzieli, gdy wracałam z więzienia Akershus, wie tylko
Hilda i Agnes, nikomu nie przyjdzie nawet do głowy, że miałam kogoś w
tym czasie.

Nikt prócz tego, który mnie zgwałcił... ale on się nawet nie domyśli, że

to jego dziecko. Pośpiesznie porzuciła tę myśl, bo słabo jej się robiło,
ilekroć sobie przypominała ten koszmar.

Czas wlókł się niemiłosiernie. Bolały ją plecy, głowa, i zbierało jej się

na mdłości. Nie miała pojęcia, jak Hilda wytrzymywała tę harówkę, będąc
w zaawansowanej ciąży. Zwłaszcza że jako pomocnica biegała w tę i z
powrotem, przynosząc prządkom nawoje. Elise nie pamiętała, by kiedyś
było w hali tak duszno. Nigdy też jeszcze hałas nie wydawał jej się tak
dokuczliwy. Gdy w końcu usłyszała pobrzękiwanie kotłów z zupą w
korytarzu, postanowiła pójść w czasie przerwy do domu, choć nie musiała
już się opiekować mamą.

Jak dobrze było wyjść trochę na dwór! Świeże powietrze orzeźwiło ją,

ustały mdłości, a i ból głowy nieco zelżał.

Pomyślała o Emanuelu, wciąż nie mogąc wyjść ze zdziwienia, że chce

się z nią ożenić, wiedząc, że nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny.
Nie mogła go zrozumieć. Samej trudno jej było sobie wyobrazić, że będzie
potrafiła kochać dziecko, poczęte w takich okolicznościach. Nawet w
myślach nie nazywała istoty, którą nosiła, „dzieckiem", a jedynie „czymś",
„czymś okropnym i wstrętnym".

„Ażeby dziecku, którego oczekujesz, dać ojca", powiedział. On myślał o

tym jak o żywym dziecku. Nie budziło w nim wstrętu, traktował je jak
istotę, której chce pomóc. Nawet stać się jej ojcem.

Naprawdę Emanuel różnił się bardzo od innych mężczyzn. Poczuła w

sobie miłe ciepło. „Na lepszego męża nie mogłaś trafić", powiedziała
mama. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by być dobrą żoną,
postanowiła. Tak by Emanuel nie żałował nigdy decyzji, jaką podjął.

W bramie czynszówki wpadła wprost na panią Thoresen. Po jej minie od

razu poznała, że wie o wszystkim.

- Twoja mama, Elise, była u nas i opowiedziała, co się wydarzyło -

rzuciła krótko.

Elise nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Zaraz po Agnes

najbardziej się obawiała właśnie spotkania z panią Thoresen. Spuściła

background image

wzrok, obawiając się spojrzeć sąsiadce prosto w oczy.

- Anna płacze, ale tego się pewnie spodziewałaś - dodała z goryczą.
Elise podniosła wzrok.
- Przykro mi z tego powodu. Ostatnie, czego bym chciała, to zasmucić

Annę.

Pani Thoresen wzruszyła ramionami.
- Zawsze powtarzałam, że każdy ma dość własnych kłopotów!
- Naprawdę, nie chciałam skrzywdzić Anny, zna mnie pani przecież!

Emanuel Ringstad od dawna wyznawał mi swoje uczucia, ale ja nie
chciałam go słuchać. Postanowiłam czekać na Johana.

- Rzeczywiście, poczekałaś - prychnęła pani Thoresen z pogardą.
- To Johan zerwał zaręczyny - odparła Elise, czując wzbierającą się w

niej przekorę.

- Wszystko jedno! Jak nie jedno nieszczęście, to drugie. Dla takich jak

my nie ma nadziei - oznajmiła i wymaszerowała, nie spojrzawszy nawet na
Elise, uznając pewnie rozmowę za zakończoną.

Elise ciężkim krokiem weszła po schodach. Przed drzwiami do

mieszkania Thoresenów ociągała się chwilę. Najchętniej przeszłaby obok i
skierowała się na schody prowadzące na drugie piętro, zmusiła się jednak,
by zapukać i wejść do środka.

Anna leżała w łóżku blada i zapłakana. Gdy jednak zobaczyła Elise,

pośpiesznie wytarła łzy, udając, że nic się nie stało.

- Witaj, Elise.
- Spotkałam na dole w bramie twoją mamę. Podobno moja mama była u

was.

Anna skinęła głową i spojrzała na nią wyraźnie zakłopotana.
- Nie przejmuj się, Elise - rzekła, połykając łzy. - Właściwie bardzo się

cieszę twoim szczęściem, tylko że ta wiadomość spadła na mnie dość
nieoczekiwanie.

- Dobrze to rozumiem. Mnie też zaskoczyła.
Anna otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale rozmyśliła się.
- Nie zamierzałam cię oszukiwać, Anno. Wtedy gdy mi mówiłaś, że

Emanuel kocha inną, podejrzewałam, że ma na myśli mnie, i
zdenerwowałam się tym. Uznałam, że to bezczelne z jego strony, bo w
żaden sposób go do tego nie zachęcałam. Przeciwnie, przez cały czas
powtarzałam, że zamierzam czekać na Johana.

Anna słuchała z uwagą.
- Skoro domyśliłaś się, że mówił o tobie, to musiał ci to sugerować.
- Tak, ale ja go traktowałam jak przyjaciela. Nie mam siły ci o tym

background image

wszystkim opowiadać, Anno, ale uwierz, że nie chciałam ci sprawić bólu.
Nie przyszło mi nawet do głowy, że tak się to wszystko skończy. -
Wzruszyła bezradnie ramionami. - On wie, że go nie kocham. Wie, że
nadal darzę miłością Johana i wolałabym na niego poczekać, mimo że
Johan sobie tego nie życzy. Ale gdy Hilda się wyprowadziła, wszystko się
zawaliło. Wczoraj wieczorem musiałam wyjść z domu, by mama i chłopcy
nie domyślili się, jak bardzo jestem zrozpaczona. Nie miałam pieniędzy na
czynsz i nie miałam pojęcia, jak damy radę się utrzymać z mojej jednej
wypłaty. Torgny dał nam czas do godziny ósmej wieczorem. Zagroził, że
jeśli nie zapłacę komornego, wyrzuci nas stąd.

Anna popatrzyła na nią przerażona.
- W tym czasie przyszedł do domu Emanuel i zapytał o mnie.

Powiedzieli mu, że wyszłam się przejść. Znalazł mnie i zaproponował
małżeństwo, by uratować nas z trudnej sytuacji, a ja dałam się przekonać.

- Mogłaś pożyczyć od niego pieniądze! Poza tym Peder i Kristian są już

dość duzi, by zacząć roznosić gazety popołudniami, a wnet twoja mama
też nabierze sił po chorobie i będzie mogła podjąć jakąś pracę.
Wspominała coś mojej mamie, że zamierza dowiedzieć się u Magdy, czy
nie potrzebna jej pomoc w sklepie.

Elise bardzo pragnęła wyjawić jej najważniejszy powód, dla którego

zgodziła się na małżeństwo, ale nie mogła.

- Nie chciałam go prosić o kolejną przysługę. Pytałam Hildę, ale ona nie

ma pieniędzy. Agnes też nie. Zastanawiałam się nawet, czy nie zapytać
twojej mamy o pożyczkę, ale wiem, jak bardzo się męczy, by związać
koniec z końcem. Tak samo zresztą jak my wszyscy tu w okolicy.

- Nie mogłaś zwrócić się o zasiłek do gminy? Albo do Armii Zbawienia?
- Mama jest zbyt dumna, by przyjmować zasiłek, a jej zdaniem Armia

Zbawienia wystarczająco już nam pomogła.

- I z powodu chorobliwej ambicji twojej mamy jesteś zmuszona poślubić

mężczyznę, którego tak naprawdę wcale nie chcesz? - W głosie Anny
pobrzmiewało nie tylko zdumienie, ale i nuta szyderstwa.

Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy. Wiedziała, że nie powinna

zrzucać winy na mamę. Gdyby Anna wiedziała o tym, co rośnie w jej
brzuchu, pewnie by zrozumiała.

Anna westchnęła z rezygnacją.
- Wybacz, Elise. Wiem, że mogę sprawiać wrażenie małostkowej. Nie

mam żadnego prawa wypytywać cię i drążyć tego tematu.

- Owszem, masz prawo do wyjaśnień. W końcu byłam narzeczoną

twojego brata! Mogę ci tylko powiedzieć, że zarówno Emanuel, jak i ja

background image

uczynimy wszystko, by wam pomóc. Sam mi to powiedział wczoraj
wieczorem.

Anna nie odezwała się.
Elise odwróciła się, zbierając się do wyjścia.
- Rozumiem cię, Anno - rzuciła na odchodnym. - Mam tylko nadzieję,

że nie odwrócisz się ode mnie z tego powodu.

Anna nadal milczała. Elise westchnęła ciężko i cicho zamknęła za sobą

drzwi.

Ku swemu zdumieniu zastała w kuchni Emanuela, który siedział przy

stole razem z mamą. Akurat w tej chwili wolałaby, aby go tu nie było,
potrzebowała bowiem pobyć trochę sama.

Mama popatrzyła na nią zatroskanym wzrokiem.
- Jesteś bardzo zmęczona, Elise. Widać to po tobie.
- Byłam u Anny - rzekła Elise, patrząc na Emanuela porozumiewawczo.

Wiedziała, że się domyśli, o co chodzi.

Mama nie wyglądała na osobę, którą dręczą wyrzuty sumienia.
- Podzieliłam się z nimi tą wielką nowiną. Uznałam, że równie dobrze

mogą się dowiedzieć o tym od razu.

Elise pokiwała głową.
- Pani Thoresen jest bardzo rozgoryczona. Najwyraźniej uważa, że

powinnam czekać na Johana.

- Jak śmie oczekiwać czegoś takiego? - oburzyła się mama i aż

poczerwieniała na twarzy. - Po tym wszystkim, co zrobił?

Elise nie odpowiedziała. Dawno już zrozumiała, że z mamą nie ma

sensu rozmawiać o Johanie.

Mama wstała tymczasem i oznajmiła:
- Pójdę się przejść. Będziecie mogli pobyć trochę sami.
Gdy tylko zniknęła, Emanuel popatrzył na Elise, marszcząc czoło. U

nasady nosa utworzyła mu się głęboka bruzda.

- Żałujesz, Elise?
- Nie, Emanuelu - pokręciła głową i spojrzała na niego ciepło. - Przykro

mi jednak ranić kogoś, kto już i tak jest dotknięty przez los. Chodzi o
Annę. Zresztą rozmowa z panią Thoresen też nie była przyjemna.

- Rozumiem, ale nie możesz pozwolić na to, by cudze nieszczęście

decydowało o twoim życiu. Będę się nadal opiekować Anną. Ubolewam,
że żywi do mnie takie a nie inne uczucia, bo w żaden osób jej do tego nie
zachęcałem.

- Wiem. Ale ona nie ma możliwości spotykania młodych mężczyzn,

więc gdy się pojawiłeś na horyzoncie, taki pociągający i pomocny, trudno

background image

się dziwić, że się w tobie zadurzyła.

- Szkoda tylko, że mój urok nie działa na ciebie - uśmiechnął się z

lekkim smutkiem.

- Mylisz się. Byłam pod dużym wrażeniem już po pierwszym naszym

spotkaniu - odparła Elise, sadowiąc się na stołku obok niego. - Gdybym
nie była zaręczona z Johanem, pewnie też bym się w tobie zakochała.

- Ale wciąż tęsknisz za Johanem? - zapytał, a po jego spojrzeniu

poznała, że ten temat sprawia mu przykrość.

Elise westchnęła.
- Przestałam tęsknić, bo to nie ma sensu. Rozmawiałam w nocy z mamą

i usłyszałam od niej coś, co wydaje mi się prawdziwe. Szacunek dla
drugiej osoby może z czasem przerodzić się w miłość.

- Bardzo cenię sobie twoją szczerość - oznajmił, ujmując jej dłoń.
- Dla mnie jest ważne, byś wiedział, co czuję. Zgodziłam się zostać

twoją żoną dlatego, że wydaje mi się, iż może być nam ze sobą dobrze. -
Po chwili dodała z ociąganiem: - Ale od wczoraj, myśląc sobie o tym i o
owym, zaczęłam się zastanawiać, co powiedzą na to twoi rodzice.

Emanuel spojrzał jej prosto w oczy i oznajmił:
- To ja się z tobą żenię, a nie moi rodzice. Dawno już im wyjaśniłem, że

nie zamierzam przejąć dworu, tak czy inaczej. Wiem, że to dla nich
bolesne, i przykro mi, że sprawiam im taki zawód, ale nie mogę inaczej.
Moje życie jest związane z miastem, to tu czuję się na właściwym miejscu.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Nie wiem, jak zareagują.
- Ale przecież znasz ich i możesz się domyślić. Oni życzą sobie, byś

poślubił Karolinę. Odniosłam wrażenie, że dla nich jest oczywiste, iż
znajdziesz sobie narzeczoną równą tobie stanem.

- Możliwe.
- Może się zdenerwują.
Milczał chwilę, jakby szukając właściwych słów, wreszcie rzekł:
- Nawet jeśli, to będziemy musieli dać im trochę czasu. Kiedy cię dobrze

poznają, na pewno zmienią zdanie. - Pochylił się i ją objął, dodając: - Dla
mnie liczy się tylko to, że mamy być razem. Nie chcę innej, Elise. Pragnę
tylko ciebie. Nawet jeśli cały świat będzie się temu sprzeciwiał.

Odszukał jej usta, a ona odpowiedziała na jego pocałunek. Słodki

dreszcz przeniknął jej ciało. Pocałunek stał się bardziej namiętny. Dłonie
Emanuela pieściły jej ciało powolnymi ruchami, sunąc ku piersiom. Elise
zdziwiła się, że Emanuel, taki niewinny z pozoru, ma takie doświadczenie
w tych sprawach. Pociągnął ją i posadził sobie na kolanach. Wsunął dłoń

background image

pod bluzkę i dotknął nagiej skóry Elise. A potem całkiem rozpiął bluzkę i
odsłonił piersi. Nachylił się i koniuszkiem języka drażnił brodawki,
wprawiając jej ciało w dziwne drżenie.

Pozwoliła mu na to zdziwiona. Wydawało jej się, że podobnych doznań

doświadczyć może jedynie z Johanem, a po tym, co ją spotkało w drodze
powrotnej z więzienia, w ogóle nie wiedziała, czy nie będzie ją odpychało
od mężczyzn, tymczasem jej ciało powoli ogarniała gorączka i
podniecenie. Przypomniała sobie noc w komórce spędzoną z Emanuelem.
Czuła wówczas jego tłumioną tęsknotę, sama jednak pozostała obojętna,
tak jej się przynajmniej zdawało. Teraz jednak zrozumiała, że nie do końca
było to prawdą. Nie miała jedynie odwagi przyznać się do tego przed sobą.

Ogarnęła ją radość, że będzie mogła przestać mówić, iż czuje do niego

jedynie przyjaźń. Bo to, co odczuwała teraz, z przyjaźnią niewiele miało
wspólnego.

- Cofam moje słowa - wyszeptała chrapliwie, przywierając ustami do

jego warg.

- Co takiego? - zapytał stłumionym głosem i z rozpaloną twarzą.
- Że czuję do ciebie jedynie przyjaźń.
Odsunął nieco twarz i popatrzył jej w oczy, jakby chciał się upewnić, że

mówi szczerze.

Uśmiechnęła się do niego lekko, nieco zażenowana, i dodała:
- Podoba mi się to.
Jęknął z radości, po czym pochylił się nad nią i poczuła na ustach jego

głodne pocałunki. Dała się porwać namiętności, nie próbowała się już
wzbraniać. Pragnęła jedynie uciszyć tę gorączkę teraz, zaraz. Pomyślała
niejasno, że czekają ich cudowne chwile.

Nagle stuknęły drzwi gdzieś na dole i wnet usłyszeli na schodach

ciężkie kroki.

Emanuel niechętnie wypuścił Elise z objęć, poprawił jej bluzkę i

pozwolił usiąść obok na stołku. Elise chwyciła kromkę chleba, która
została na talerzu, bo mama poczęstowała Emanuela kawą i chlebem. Nie
czuła głodu, ale nie chciała dać po sobie poznać, co się tu przed chwilą
wydarzyło.

Kroki na schodach były ciężkie i powolne, jakby mama chciała ich

przygotować na to, że nadchodzi.

- Chce, żebyśmy ją usłyszeli - uśmiechnęła się Elise.
- Dobrze, że nas nie zaskoczyła - odpowiedział jej Emanuel i także się

uśmiechnął.

Elise poczuła, że się rumieni, i spuściła wzrok.

background image

- Będzie nam dobrze ze sobą, Elise, jestem tego pewien - szepnął, kładąc

dłoń na jej kolanie.

- Ja też tak myślę - pokiwała głową.
- Kiedy wrócisz dziś wieczorem do domu, sądzę, że będę miał dla ciebie

dobre wiadomości.

- Dobre wiadomości? - popatrzyła na niego pytająco.
- Wybieram się do tkalni płótna żaglowego na rozmowę z dyrektorem.

To przyjaciel mojego gospodarza, a ten znów jest przyjacielem mojego
ojca. Chcę zapytać, czy znalazłaby się dla mnie wolna posada. To znaczy
wiem, że posada jest wolna, pytanie tylko, czy dyrektor zechce mnie
przyjąć.

- Jak zdążyłeś załatwić to tak szybko? Uśmiechnął się przekornie.
- O, to nie zdarzyło się tak szybko. Jeśli mam być szczery, zacząłem się

dowiadywać już przed paroma tygodniami.

- Jak to? Planowałeś to? - Oczy Elise rozszerzyły się ze zdumienia. - To

znaczy sądziłeś, że...

- Zapewne uznasz, że jestem nieprzyzwoicie zarozumiały - uśmiechnął

się znowu, zaraz jednak spoważniał i dodał: - Ale czułem, że w końcu
będziemy razem.

- A może też zdążyłeś już wystąpić z Armii Zbawienia?
- Powiadomiłem majora.
Elise nie miała innego wyjścia jak się roześmiać, potrząsając głową z

niedowierzaniem.

- Gdybyś mnie zapytał przed dwoma dniami, to wcale nie jestem pewna,

czy przyjęłabym twoje oświadczyny.

- Ale ja nie zapytałem cię przed dwoma dniami.
- Czekałeś na taki moment, bym nie mogła odmówić? - uśmiechnęła się,

przejrzawszy jego zamiary.

- Właśnie.
- To jesteś bardzo wyrachowany.
- Wyrachowany i szczęśliwy. Nie zwlekajmy ze ślubem, Elise. Za-

mierzałem odwiedzić tutejszego pastora w najbliższych dniach, ale
pomyślałem sobie, że dla mamy byłby to dodatkowy cios, a nie chcę jej
ranić. Chyba więc będziemy musieli zgodzić się na tradycyjny ślub we
dworze, a to wymaga trochę czasu, by wszystko zaplanować.

Elise popatrzyła na niego przerażona.
- Nie mam odpowiedniego stroju na taką okazję. Zresztą mama i

chłopcy także.

- Zostaw to mnie. Porozmawiam z kobietami z Armii Zbawienia. Może

background image

uda nam się wypożyczyć odpowiednie stroje dla wszystkich.

- Ale pomyśl, jeśli... - zamilkła, gryząc nerwowo wargi.
- Jeśli co?
- Jeśli oni mnie nie zaakceptują i nie zgodzą się na nasz ślub? Otworzyły

się drzwi i do kuchni weszła mama.

- Byłam na dole u Anny. Wcale się tak bardzo nie przejęła wiadomością

o waszym ślubie. Nawet mi pogratulowała i powiedziała, że cieszy się w
imieniu was obojga.

- Anna jest wyjątkowa.
- Sądzę, że po prostu zrozumiała, iż nie możesz czekać na Johana.

Bardzo cię lubi i na pewno nie życzy ci takiej niepewnej przyszłości.

Elise nie skomentowała tego. Wstała ze stołka i zbierając się do wyjścia,

rzekła:

- Muszę już wracać. Nie wiem, o której skończę, o szóstej czy o ósmej.

Ostatnio wciąż musiałyśmy zostawać dodatkowo dwie godziny.

- Już wracasz? Przecież nic nie zjadłaś!
- Nie zdążę. Jeśli się spóźnię, nadzorca będzie wściekły. Emanuel też

wstał.

- Odprowadzę cię, idę w tę samą stronę.
- Uważasz, że Anna bardzo ciężko przeżyła wiadomość o naszym

ślubie? - spytał zdziwiony, gdy mijali drzwi do mieszkania Thoresenów.

- Tak, ale ona jest bardzo dzielna i nie żywi z tego powodu do mnie

urazy. Za to obawiam się bardzo, że inna osoba nie będzie równie
wspaniałomyślna. Jak to jest, Emanuelu, gdy ma się takie powodzenie? -
dodała ironicznie.

- Myślisz o Agnes?
- Tak. Gdy ostatnio ją widziałam, oglądała w czasopismach suknie

ślubne i snuła marzenia, że stoi obok ciebie na ślubnym kobiercu.

Jęknął głośno i rzucił niepewnie:
- A jak ja to, na Boga, wyjaśnię Karolinę?
Elise rozbawiło jego przerażenie i roześmiała się, ale gdy spojrzała mu

w twarz, spoważniała gwałtownie.

- Będzie tak źle?
- Niestety. To niebezpieczna kobieta.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Gdy wreszcie skończyła się zmiana w fabryce i Elise wraz z innymi

robotnicami pośpiesznie wracała przez most do domu, na drodze przy
wodospadzie dostrzegła Emanuela. Dziwne, że wraca z tkalni płótna
żaglowego o tak późnej porze, pomyślała. Z tego, co mówił, zrozumiała,
że wybierał się tam zaraz po przerwie obiadowej w fabryce.

Zwolniła, ale nie miała ochoty biec mu na spotkanie, czując na sobie

ciekawskie spojrzenia prządek.

On zauważył ją dopiero, gdy już minęła most, pomachał do niej i ruszył

z zapałem w jej kierunku.

Przystanęła zaintrygowana. Ich plany zależały w dużej mierze od tego,

czy Emanuel dostanie pracę. A o pracę nie było łatwo. Słyszała, że nie
tylko zwykli robotnicy mają kłopoty ze znalezieniem sobie zajęcia.

- Trzymaj się, Elise, bo mam dla ciebie niezwykłe nowiny! Jest

rozpromieniony i podekscytowany niczym wyrostek, pomyślała.

- Dostałem posadę kasjera! Ale to nie wszystko! Załatwiłem dla nas

dom!

Elise zmarszczyła brwi, nic nie pojmując.
- Wiedziałaś, że stary majster z farbiarni Vaaghalsen nie żyje?
- Tak, słyszałam, dziewczyny w fabryce o tym rozmawiały.
- Dom stoi pusty! - Emanuel odwrócił głowę i skinął w kierunku domu

w dole blisko mostu.

Elise nie odzywała się, czekając na dalszy ciąg, bo nie rozumiała, do

czego Emanuel zmierza.

- Możemy go wynająć!
Wciąż nie rozumiała. Przecież nie stać ich na wynajęcie własnego

domu!

- Twoja mama i bracia zajęliby pokoiki na poddaszu, a my po-

mieszczenia przy kuchni. Na pewno ucieszy was, że w domu jest pokój
dzienny, wprawdzie nieduży, ale zawsze to odmiana, jeśli do tej pory
miało się tylko kuchnię i izbę.

- Wygłupiasz się? - Elise nie miała odwagi uwierzyć w jego słowa.
Emanuel roześmiał się zadowolony i dumny.
- Nic podobnego! Pożyczyłem nawet klucz. Jak tylko coś zjesz, możemy

tu przyjść i dokładnie obejrzeć dom w środku.

background image

Zamieszkać w domu majstra! Nie dochodziło do niej, że to może być

prawda.

- Ale jak to? - dopytywała się. - Pewnie tylko na parę dni? Póki fabryka

go nie sprzeda?

Emanuel znów się zaśmiał.
- Nie patrz na mnie z takim niedowierzaniem. Nie kłamię! Póki co

możemy wynająć dom na rok.

- Na cały rok?
Powoli docierało do świadomości Elise, że to prawda.
- Możecie się tam wprowadzić już jutro, dzięki czemu unikniecie

dalszych kłopotów z zarządcą. Zapytam wozaków z Armii, może pożyczą
nam jakiś większy wózek. Po trochu wszystko przewieziemy.

Elise wreszcie odważyła się spojrzeć na czerwony domek nad rzeką. Ileż

to razy marzyła sobie, by siedzieć na ganku w ciepłe słoneczne dni!
Cieszyć oczy zielenią wokół, wdychać zapach kwiatów rosnących przy
ścianie domu i wpatrywać się w leniwy nurt rzeki. Nie być narażoną na
wścibskie spojrzenia sąsiadek, pani Evertsen, pani Albertsen i pani
Thoresen. Nie wąchać smrodu na klatce schodowej, odoru śmietników na
podwórzu, nie czekać, przebierając nogami, w kolejce do wspólnej wciąż
zajętej ubikacji.

Mieć cały dom dla siebie... Wydawało jej się to zupełnie niepojęte.
- Chodź, Elise. Pośpieszmy się, żeby opowiedzieć o tym Pede-rowi i

Kristianowi.

Wbiegli pędem po schodach na drugie piętro. Przy kuchennym stole

siedzieli bracia i odrabiali lekcje, a mama siedziała obok nich i pilnowała
surowo, by się nie ociągali.

- Mamy wielką nowinę! - oznajmiła Elise, czując, jak rozpiera ją radość.

- Przeprowadzamy się. Zgadnijcie tylko dokąd!

Twarze przy stole przygasły.
- Przeprowadzamy się? - Peder popatrzył na Elise przerażony. -

Będziemy musieli mieszkać razem z obcymi ludźmi?

Elise roześmiała się.
- Tylko z Emanuelem.
- Czemu cię to tak śmieszy? - Kristian posłał jej podejrzliwe spojrzenie.

- To chyba nie jest takie zabawne.

- Będziemy mieszkać w domu starego majstra nad rzeką! - oświadczyła,

patrząc po kolei na wszystkich, spodziewając się wybuchu radości.

- W domu majstra? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc. - A dla

ilu rodzin jest tam miejsce?

background image

- Nie chcę mieszkać z tym starym marudą i kupą dzieciarów! -

oświadczył Kristian z ponurą twarzą.

- Nie będziesz musiał. Stary majster umarł, dom stoi pusty. Wynajmiemy

go na rok.

- Ależ Elise! - Mama popatrzyła na nią przerażona. - Przecież nas na to

nie stać!

Emanuel, który do tej pory tylko słuchał, uznał, że czas wtrącić się do

rozmowy.

- Proszę to zostawić mnie, pani Lovlien. Otrzymałem posadę kasjera w

tkalni płótna żaglowego i bez problemu będę mógł opłacić czynsz.

Po policzkach mamy popłynęły łzy. Sięgnęła po chusteczkę i po-

śpiesznie je wytarła, ale łzy nie przestawały płynąć. Elise podeszła do niej
i objęła ją ramieniem.

- Teraz, mamo, szybko wrócisz do zdrowia. Jak tylko słońce wyjdzie zza

chmur, będziesz mogła usiąść sobie na ganku. Zobaczysz, jak się trochę
opalisz i nabierzesz ciała, łatwiej ci będzie przetrzymać zimę.

Mama oparła głowę na ramieniu Elise, a jej drobnym ciałem wstrząsnął

płacz. Elise zrozumiała, jak ciężko musiało być mamie w ostatnim czasie.
Tyle spadło na nią zmartwień. Nie wiedziała, jak się utrzymają bez
pomocy Hildy. Przeżyła wielki smutek, gdy okazało się, że wnuczek, na
którego tak się cieszyła, nagle zniknął.

Peder uśmiechnął się od ucha do ucha.
- To prawda? Będziemy mieszkać w „Beczce"?
- W „Beczce"? - Emanuel posłał mu zdumione spojrzenie.
- Podobno kiedyś mieścił się tam zajazd, który nazywano „Beczką" -

wyjaśniła Elise.

- A to rzeczywiście pasuje, że ja tam będę mieszkał - roześmiał się

Emanuel.

- Jak to? - teraz Peder patrzył na niego zdziwiony.
- Żołnierze i oficerowie Armii Zbawienia nie piją alkoholu - wyjaśniła

bratu Elise.

- Nigdy nie jesteś pijany? - Peder popatrzył na Emanuela szeroko

otwartymi oczami.

- Nie, Peder, nie upijam się - odparł ten i zmierzwił chłopcu grzywkę.
- Dzięki Bogu! - odezwała się mama, wzdychając przeciągle.
- Niestety, muszę już iść - wyjaśnił Emanuel i odwrócił się ku drzwiom.

- Umówiłem się na rozmowę z oficerami z Armii. Wrócę, gdy się najesz,
Elise, a wtedy możemy pójść obejrzeć tę „Beczkę" - uśmiechnął się
szelmowsko.

background image

- Mogę pójść z wami? - Peder popatrzył na niego błagalnie.
- Możesz, jeśli chcesz.
Emanuel wyszedł, a Elise przysiadła na stołku. Mama przyniosła

dzbanek z kawą i nalała jej do kubka. Na talerzu leżało parę suchych
kromek, trochę sera i syrop. Mleka i masła zabrakło.

Mama usiadła przy stole i popatrzyła na Elise podekscytowana.
- Nie mogę uwierzyć, że to prawda! Odkąd przeprowadziłam się do

Kristianii nad Aker, spoglądałam tęsknie w stronę domku majstra i
marzyłam, by kiedyś zamieszkać w podobnym miejscu.

W Ulefoss, gdzie się wychowałam, mieszkaliśmy w drewnianych

barakach dla robotników, po dwie rodziny w każdym budynku. Mieliśmy
przydomowy ogródek, jabłonie i zieloną trawę pod stopami. Było nas
jedenaścioro, ośmioro dzieci, mama, tata i babcia. W Wigilię mieliśmy
małą choinkę, na której paliły się świeczki, ale na noc wystawialiśmy ją na
dwór, bo inaczej zabrakłoby miejsca na posłania i sienniki. Ale chociaż
mieliśmy tam ciasno, bardzo kochaliśmy nasz dom. Mama i tata potrafili
zadbać o dobry nastrój. Mama grywała na gitarze, oboje śpiewali. Mimo
że byliśmy biedni, stanowiliśmy szczęśliwą rodzinę..- Zamilkła i
popatrzyła na Elise z miłością. - Taki dom wy też możecie stworzyć. Oboje
lubicie śpiew i muzykę, oboje jesteście odpowiedzialni i dobrzy i mam
nadzieję, że oboje pragniecie otoczyć troską dzieci, które wam się urodzą.

Jej słowa Elise przyjęła z ukłuciem w sercu. Gdyby mama wiedziała, że

już noszę dziecko, pomyślała. Wciąż nie wiedziała, czy zdołała je przyjąć
z miłością, do jakiej ma prawo każde niewinne dziecko, nawet to poczęte
w wyniku gwałtu.

Peder i Kristian siedzieli cicho, przysłuchując się opowieści mamy.
- Jak myślisz, mamo, ile dzieci urodzi Elise? - zapytał nagle Peder

zamyślony.

- Nikt tego nie wie - uśmiechnęła się mama. - To zależy, jaką gromadką

dzieci Bóg zechce ją obdarzyć.

Elise zesztywniała. Bóg? Czy to Bóg ją obdarzył potomkiem łajdaka? To

Bóg zadecydował, że maleńkiemu synkowi Oline nie dane było dorosnąć,
podczas gdy w Vaterlandzie aż się roi od pijaków i nierobów? Nie, to
niemożliwe, by Bóg miał tyle nieprawości na sumieniu. Tu chyba decydują
inne siły.

- A czemu pytasz? - zainteresował się nagle Kristian i włączył się do

rozmowy.

- Zastanawiam się tylko, czy starczy miejsca dla nas. Kristian

uśmiechnął się.

background image

- Kiedy Elise urodzi ośmioro dzieci, to ty już będziesz dość duży, by

sam sobie smarować chleb. Będziesz pracował w fabryce, żuł tytoń i pił
wino w „Perle" co sobota. No i zamieszkasz gdzieś w pokoju na
Lakkegata.

- Będę mógł mieszkać z wami w „Beczce", Elise? - Peder zwrócił się do

siostry. - Nawet gdy urodzisz ośmioro dzieci?

- Oczywiście, Peder, możesz mieszkać z nami, jak długo zechcesz.
Chłopiec uśmiechnął się z wyraźną ulgą i posłał Kristianowi zwycięskie

spojrzenie, mówiąc:

- Widzisz, kłamałeś.
Elise najadła się i wypiła słabą kawę, która bez cukru i mleka nie

smakowała najlepiej.

- Zaraz pewnie przyjdzie Emanuel - oznajmiła. - Chcesz też iść z nami,

Kristian?

Chłopiec pokręcił głową, ale Elise poznała po jego spojrzeniu, że tak

naprawdę jest bardzo ciekawy i chętnie by z nimi poszedł. Domyślała się
jednak, że nie pozwala mu na to ambicja. Nie chciał się przyznać, że
zmienił zdanie na temat Emanuela.

- Muszę zacząć się pakować - oświadczyła mama i wstała gwałtownie.
- Przecież dzisiaj się jeszcze nie przeprowadzamy - zaśmiała się Elise.
- Nie, ale ja potrzebuję trochę czasu. Nie mam siły pracować tak szybko

jak kiedyś. Muszę opróżnić komodę, zapakować kubki i talerze, zdjąć
zasłony i obrazki ze ścian, no i w ogóle mnóstwo innych rzeczy.

- Wszystko to my możemy zrobić. Emanuel spróbuje pożyczyć wózek, a

Peder i Kristian pomogą mu znieść nasze rzeczy na dół.

Mama z wypiekami na twarzy klasnęła w dłonie i zawołała:
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Pomyślcie tylko: dom

majstra!

Peder zgarnął swoje podręczniki, związał je rzemykiem i zawołał:
- A ja muszę zapakować żołnierzyki!
- Cha, cha, małe blaszane pudełko. Na pewno zajmie ci to dużo czasu! -

zaśmiał się Kristian.

Mimo że znów drwił z młodszego brata, głos miał radośniejszy niż

zwykle i nie był taki najeżony. On też się cieszy, pomyślała Elise i
poczuła, że ze wzruszenia zbiera się jej na płacz. Ale to były łzy radości.
Wczoraj wieczorem była w czarnej rozpaczy, nie widziała nawet promyka
nadziei, a teraz jakby słońce wychyliło się zza czarnych chmur i wszystko
się odmieniło.

Kristian też nagle pobiegł do izby, by przejrzeć swoje rzeczy. Kiedy

background image

pojawił się Emanuel, wszyscy czworo zajęci byli pakowaniem.

Elise odwróciła się do niego z uśmiechem i powiedziała:
- Już na dobre zaczęliśmy!
- To dobrze, bo jutro pożyczę wózek.
- Muszę zejść na dół i powiadomić zarządcę.
- Wziąłem parę koron, byś zapłaciła mu to, co jesteś winna - rzekł

Emanuel, sięgając do kieszeni.

Elise z ociąganiem przyjęła pieniądze. Nie podobało jej się to, wiedziała

jednak, że nie ma wyboru.

- Oddam ci, gdy tylko dostanę wypłatę. Uśmiechnął się.
- Wtedy, miejmy nadzieję, będziesz już moją żoną, Elise, i będę miał

obowiązek cię utrzymywać.

Roześmiała się rozbawiona, zerkając na Emanuela, który wydał jej się

nagle bardzo przystojny. Gdyby nie Johan, zakochałabym się w nim od
pierwszego wejrzenia, pomyślała. Przypomniała sobie tamten
poniedziałkowy wieczór, gdy spotkała go w Świątyni. Po powrocie do
domu była ożywiona i rozmowna, co bardzo zirytowało Johana. Nie
zdawała sobie wówczas sprawy, że jej podekscytowanie wynikało z
radości, że poznała Emanuela.

Dopiero teraz widziała wszystko jaśniej. Starała się go unikać, by

uciszyć plotki, ale również po to, by nie ulec pokusie. Przypomniał jej się
sen, jaki śniła po nocy spędzonej w komórce z Emanuelem. Śniło jej się
wówczas, że była z Johanem, ale gdy spojrzała na niego, odkryła, że to nie
on, tylko Emanuel jest u jej boku. Może tak naprawdę cały czas czuła
pociąg do Emanuela, robiła jednak wszystko, by nie dopuścić do siebie
zakazanych uczuć.

- Chodź - rzekł Emanuel. - Idziemy obejrzeć nasz nowy dom!
Kristian wychylił głowę przez drzwi i oznajmił:
- Chyba jednak pójdę z wami.
- Idźcie, żebym mogła ogarnąć trochę ten bałagan, gdy was nie będzie -

powiedziała mama radośnie.

W ciągu dnia wiatr ucichł i się rozchmurzyło. Wieczorne słońce

przygrzewało jasno i od razu zrobiło się cieplej. Nad rzeką zaroiło się od
bawiącej się dzieciarni. Na ławce koło mostu siedziała stara pani Berg
razem z inną staruszką i gawędziły ze sobą przyjaźnie.

- Podejdę na chwilę do niej i się przywitam - rzuciła Elise.
- Dzień dobry, pani Berg! Nie widziała pani tu gdzieś Everta?
- Został w domu i odrabia lekcje. Nie widziałam jeszcze takiego pilnego

chłopca! - pokiwała głową ze zdziwieniem. - Podobno jest najlepszym

background image

uczniem w klasie, tak mówi nauczyciel. A wszystko dzięki tobie, Elise! To
ty się postarałaś, by mógł wrócić z powrotem do szkoły.

Elise uśmiechnęła się zadowolona.
- Przede wszystkim jest to zasługa pana Ringstada - rzekła, spoglądając

w stronę Emanuela i chłopców, którzy czekali na nią z boku. Potem zaś
odwróciła się znów do pani Berg i dodała: - Proszę powtórzyć Evertowi,
że przeprowadzamy się z Andersengàrden do domu majstra.

Obie starsze panie otworzyły szeroko oczy ze zdumienia.
- Do domu majstra? - zapytały, spoglądając w stronę pomalowanego na

czerwono domku w dole przy moście.

- Stary majster umarł i dom jest do wynajęcia. Pani Berg klasnęła w

ręce.

- Słyszał no kto coś takiego? Stać cię na to, Elise?
- Wychodzę za mąż.
Pani Berg spojrzała na nią z niedowierzaniem. . - Ale czy on nie...
- Johan zerwał ze mną jakiś czas temu. Wychodzę za mąż za pana

Ringstada, który stoi tam z boku.

Obie staruszki zerknęły ciekawie we wskazanym kierunku.
- Proszę powiedzieć o tym Evertowi - poprosiła Elise raz jeszcze na

odchodnym.

Chłopcy zamilkli, gdy przeszli na drugą stronę i do domku zostało tylko

parę kroków. Elisa zerknęła na nich ukradkiem i zauważyła, że nawet
Kristian był jakiś odmieniony. Jego twarz wyrażała ciekawość, zapał, a
zarazem niedowierzanie. Elise ponownie poczuła, jak zalewa ją fala
radości. Postanowiła zapomnieć, że dziecko, które nosi pod sercem, nie
jest dzieckiem Emanuela. Wszyscy przecież będą przekonani, że to on jest
ojcem, i ona też do nich dołączy.

Emanuel uroczyście wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi.
Przez nieduży przedsionek weszli do kuchni, która mieściła się w

samym środku budynku. Z boku znajdowało się duże palenisko i kuchenka
na drewno. Na prawo był pokój dzienny i Elise ze zdumieniem stwierdziła,
że niezbyt duże, ale przytulne pomieszczenie jest już całkiem opróżnione.
Przez okna ze szprosami świeciło wieczorne słońce, oświetlając
pomalowane na żółto ściany.

- Tu zmieści się moja sofa i stół z krzesłami - rzekł Emanuel z zapałem.
Elise odwróciła się do niego zdumiona.
- To są twoje meble?
- Masz sofę? - zapytał Kristian zdziwiony, jakby spadł z księżyca.
- Przywiozłem ze sobą z domu - uśmiechnął się Emanuel. Wrócili do

background image

kuchni. Emanuel zajrzał do sąsiadującej z nią izby i zadecydował: - To
będzie nasza sypialnia, Elise.

Zarumieniła się i nie wiedziała, co powiedzieć. Zwłaszcza że obok stali

młodsi bracia i przysłuchiwali się zaciekawieni.

- Chodźmy na górę. Zobaczymy wasz pokoik - rzuciła więc pośpiesznie.
Chłopcy pierwsi wspięli się po stromych schodach, Emanuel zaś

ukradkiem przytrzymał Elise.

- Nie chcesz obejrzeć naszej sypialni? - zapytał i pocałował ją w usta.
- Nie chciałam przy chłopcach.
- Co czujesz, ochotę czy niechęć? - wyszeptał, dotykając wargami jej

ust.

- Chyba zauważyłeś to już tamtej nocy w komórce - uśmiechnęła się

szelmowsko.

- Przyznajesz się wreszcie - zaśmiał się cicho.
- Przyznaję - pokiwała głową. Pogładził dłonią jej ciało, mówiąc:
- Miałaś taką samą ochotę jak ja.
- Nie, było mi zimno.
- Nie wtedy, gdy leżałaś na mnie otulona moim płaszczem. Przyjemne

mrowienie przeniknęło ją niczym prąd.

- Nie, marzłam.
- Ty mała kłamczucho. Czułaś coś, coś, do czego nie chciałaś się

przyznać.

Nie miała okazji mu odpowiedzieć, bo znów zakrył jej usta po-

całunkiem. Równocześnie poczuła na plecach jego dłoń zsuwającą się
powoli i zatrzymującą się na pośladkach. Przycisnął ją mocno do swych
bioder i wyszeptał chrapliwie:

- Cieszę się, Elise. Na wszystko.
Elise usłyszała na schodach chłopców i pośpiesznie uwolniła się z jego

objęć. Z walącym sercem wspięła się po schodach na poddasze, nie
przestając się dziwić temu, co się stało. Nie miała nic przeciwko temu, by
dzielić małżeńskie łoże z Emanuelem.

Wręcz przeciwnie...

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Już następnego wieczoru zaczęli przeprowadzkę. Emanuel, Peder i

Kristian znieśli na dół po schodach komodę, a Elisa szła za nimi,
trzymając pod pachami po jednej szufladzie.

Pani Thoresen słyszała już wcześniej o domu majstra, ale kiedy jej uszu

dobiegł hałas na schodach, nie mogła się powstrzymać, by nie wyjrzeć.

- Co za pośpiech, Elise! Ledwie odwróciłaś się plecami do jednego

chłopaka, już przeprowadzasz się do drugiego!

Elise starała się ze wszystkich sił, by nie unieść się gniewem. Nie

zamierzała nic więcej tłumaczyć, uznając, że wystarczy to, co powiedziała
wcześniej.

- Proszę pozdrowić Annę - rzuciła tylko. - Zajrzę jeszcze do niej, nim się

stąd wyprowadzę na dobre.

Na parterze wpadli prosto na panią Evertsen.
- A co to znaczy? - zapytała sąsiadka z przerażoną miną. - Chyba się nie

wyprowadzacie, Elise?

- Będziemy mieszkać w „Beczce" - wyręczył siostrę w odpowiedzi

Peder. - Wszyscy razem. Wszystkie dzieci Elise i oficera, Kristian, mama i

background image

ja!

Pani Evertsen zmarszczyła brwi i popatrzyła na niego zdezorientowana.
- Chodziło mi o pana Ringstada - dodał Peder, posyłając Elise

przepraszający uśmiech.

Kiedy wyszli już na ulicę i załadowali komodę na wózek, Emanuel

odwrócił się zdziwiony do Pedera i zapytał:

- O co ci chodziło z tymi dziećmi?
Peder speszył się.
- U mamy w rodzinie było ośmioro dzieci, a mimo to wszyscy się jakoś

pomieścili.

Emanuel popatrzył na niego uważnie.
- Bałeś się, że zabraknie dla ciebie miejsca, kiedy urodzą się nam dzieci?
Peder wlepił wzrok w czubki swoich butów i pokiwał głową

zawstydzony.

- Dla ciebie i Kristiana zawsze znajdzie się u nas miejsce, bo dla Elise

jesteście najważniejsi.

- Ja wypłynę na morze - oznajmił Kristian, patrząc na Emanuela z

przekorą.

Emanuel pokiwał głową.
- Nie możesz zaciągnąć się na statek, zanim nie skończysz piętnastu lat,

więc póki co będziesz się musiał zadowolić mieszkaniem z nami.

Wózek nie był duży, więc oprócz komody, szuflad, siennika Elise,

wiadra i skrzynki na drewno, do której zamiast opału zapakowali różne
przedmioty kuchenne, nie zmieściło się nic więcej.

Emanuel chwycił za dyszel i ruszył.
- Zawieziemy teraz to wszystko, a resztę zapakujemy jutro. Jutro jest

sobota, więc szybciej wrócisz z fabryki, Elise.

Pokiwała głową, przytrzymując zsuwający się siennik. Chłopcy szli po

drugiej stronie wózka i pilnowali, by nie wypadły szuflady. Na szczęście
do ich nowego domu nie było daleko.

Wózek stukał, koła piszczały, Emanuel z największym wysiłkiem

ciągnął go po wyboistej drodze, pod górkę, i przez ciasny otwór w płocie
aż do czerwonego domku.

Kiedy zaczęli wnosić do środka swoje rzeczy, Elise ogarnęło dziwne

uczucie. Wciąż zdawało jej się nierzeczywiste zarówno to, że zostanie
żoną Emanuela, jak i to, że zamieszkają w tym przytulnym domku, który
mijała w drodze do fabryki każdego ranka przez wiele lat.

Komodę ustawili między oknami w pokoju dziennym. Pasowała tam

znakomicie. Elise pomyślała zrazu, że mama będzie ją chciała mieć w

background image

swoim pokoju na poddaszu, ale schody były zbyt wąskie i strome, więc nie
daliby rady jej tam wnieść.

Od wieczora poprzedniego dnia utrzymywała się ładna pogoda i zrobiło

się dużo cieplej. Emanuel otworzył wszystkie okna, żeby przewietrzyć
pomieszczenia, bo w domu panował zaduch. Stary majster pewnie nie
wietrzył od dawna.

Chłopcy pognali na poddasze, nie posiadając się z radości, że jeden

nieduży pokoik będzie tylko dla nich. Peder zdążył poustawiać swoje
żołnierzyki w równych szeregach na podłodze na samym środku pokoiku.

- Musimy zakończyć tę bitwę, zanim przywieziemy łóżko, póki jest

miejsce - wyjaśnił Peder, kiedy Elise weszła na górę, by dokładnie
obejrzeć poddasze.

- Ty pioruński szwedzki diable, mam cię! - dodał i uderzył żołnierzyka,

który poturlał się i wpadł w szparę pomiędzy deskami w podłodze.

- Niestety, dziś nie ma czasu na wojnę ze Szwedami - uśmiechnęła się

Elise. - Musicie pomóc przy przeprowadzce.

Na widok takich podekscytowanych i radosnych chłopców ciepło jej się

zrobiło na sercu, uśmiech nie znikał więc z jej twarzy.

- Chyba wyszoruję podłogi, bo zdaje się, że już dawno nikt tu tego nie

robił - odezwała się do Emanuela, który wszedł do domu z naręczem
drewna.

- Rozpalę ci w piecu, a potem wrócę do Andersengarden i przywiozę

następną partię rzeczy.

- Chcesz, żebyśmy poszli z tobą?
- Nie, lepiej będzie, jeśli w tym czasie pomyjesz podłogi. Chłopcy mogą

nanieść więcej drewna ze stosu ułożonego zaraz przy wyjściu. Drewno jest
nasze, wliczone jest w cenę najmu.

„Drewno jest nasze..." - to krótkie słowo mieści tak wiele. Dlaczego tak

długo zwlekała... Elise obserwowała go, jak się pochyla, otwiera drzwiczki
w piecu, wkłada zgniecioną gazetę i kilka drzazg. Przypomniała sobie, że
gdy go poznała, zwróciła uwagę na jego gładkie, czyste dłonie i pomyślała
wówczas, że woli szorstkie robotnicze dłonie Johana. Teraz zaś z
przyjemnością przyglądała się, jak zręcznie i sprawnie nimi porusza, z jaką
wprawą pali w piecu, mimo że tam, gdzie mieszka, takie prace wykonuje
służąca.

Emanuel wstał i odwrócił się do niej. Może dostrzegł coś w jej

spojrzeniu, bo pochylił się szybko i pocałował ją w usta, szepcząc:

- Elise, ukochana.
Ogarnęła ją fala gorąca. Nikt nigdy się tak do niej nie zwracał, nawet

background image

Johan, który wyrażał się piękniej od innych. W Andersengarden nie
używano wielkich słów.

Uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, po czym pogłaskał w policzek i

zniknął.

Elise, nucąc sobie pod nosem, wzięła wiadro i poszła zaczerpnąć wody z

rzeki. Ptaki świergotały radośnie na drzewie, które rosło tuż obok domu, i
nawet szum rzeki nie zagłuszał ich śpiewu. Wracając z napełnionym
wiadrem, rozejrzała się wokół z uśmiechem i odetchnęła głęboko. Nawet
myśl o tym, co rosło w jej brzuchu, nie wydawała się dziś już taka
odpychająca i bolesna.

Właśnie miała wejść do domu, gdy usłyszała na drodze czyjeś

pośpieszne kroki. Zatrzymała się, sądząc, że to Evert, któremu pani Berg
przekazała wiadomość o ich przeprowadzce. Pewnie przychodzi się
upewnić, czy to prawda, pomyślała. Cieszyła się, że będzie mu mogła
powiedzieć, żeby odwiedzał ich tu tak często, jak przyjdzie mu ochota, bo
teraz miejsca ma;a pod dostatkiem.

Rozkołysane wiadro uderzyło o ziemię. Elise zastygła przerażona na

widok Agnes, która wyłoniła się zza węgła i stanęła jak wryta z
pociemniałą od gniewu twarzą.

- A więc to jednak nie jest kiepski żart - stwierdziła przyjaciółka

zmienionym głosem, powoli zbliżając się do Elise. - A ja nie chciałam
uwierzyć, że to prawda. - Agnes patrzyła na nią oczami płonącymi z
nienawiści. Mimo że była opanowana, Elise znała ją na tyle dobrze, by
wiedzieć, że to cisza przed burzą.

- Agnes, ja...
Nie dokończyła, bo Agnes nagle znalazła się przy niej i wymierzyła jej

siarczysty policzek. Elise zachwiała się i omal nie straciła równowagi.

- W życiu nie słyszałam ani nie przeżyłam takiej podłości! Zwierzałam

ci się, bo miałam do ciebie zaufanie. Opowiadałam ci o mojej wielkiej
miłości, sądząc, że jesteś mi życzliwa. Przyznałam ci się nawet, że
zwolniłam się z tkalni Hjula, by zostać służącą w domu, gdzie mieszka
Emanuel, w nadziei, że będę go mogła częściej widywać, by i on
zrozumiał, że mnie kocha! Wiesz, jak wielką go darzę miłością! Zdawałaś
sobie sprawę, że marzę o tym, by wyjść za niego za mąż, ba, nawet
wybierałam już suknię ślubną! Widziałaś nas nad rzeką, jak graliśmy i
śpiewaliśmy razem, musiałaś się domyślać, że jesteśmy sobie coraz bliżsi.
A ty wchodzisz między nas i niemal na moich oczach go uwodzisz?
Kradniesz mi go sprzed nosa, bo potrzebujesz kogoś, kto utrzyma ciebie i
twojego bękarta?! To najpodlejsza, najplugawsza rzecz, jaka mnie

background image

spotkała. A ja cię uważałam za swoją najlepszą przyjaciółkę!

Agnes splunęła Elise prosto w twarz, po czym odwróciła się gwałtownie

i wzburzona odmaszerowała szybkim krokiem.

- Poczekaj tylko, Elise! - rzuciła na odchodnym. - Jeszcze tego

pożałujesz!

Elise stała jak skamieniała i z przerażeniem w oczach patrzyła za

oddalającą się Agnes. Wytarła twarz rękawem. Nagle coś w niej pękło i z
oczu popłynęły jej łzy. Nie chciała sprawić Agnes bólu i przykrości, nie
zamierzała jej zranić. Ale Emanuel wyraźnie powiedział, że Agnes w ogóle
go nie obchodzi i nigdy by jej nie wybrał. Agnes po prostu wmówiła sobie
rodzące się rzekomo między nimi uczucie. Sama jest sobie winna, że
przeżywa teraz takie rozczarowanie.

- Dlaczego płaczesz, Elise?
Nie zauważyła, że Peder wyszedł na ganek i przyglądał jej się z

zatroskaniem.

Odwróciła się do niego powoli.
- To Agnes się tak złościła?
Elise pokiwała głową i powiedziała:
- Miałeś rację, Peder.
- Nie przejmuj się tym, Elise. Przecież wiesz, że ona ugania się za

chłopakami. Zresztą pan Ringstad i tak jej nie lubi, więc nic jej to nie
pomoże.

- Może wkrótce przejdzie jej ta złość. To taka gorąca głowa! Zawsze

łatwo się zakochiwała - próbowała przekonać samą siebie Elise.

- Właśnie o tym mówię.
Ale kiedy Peder się odwrócił i wszedł przed nią do domu, Elise

pokręciła głową zamyślona. Agnes tak łatwo nie odpuści. Na pewno nie
przejdzie nad tym szybko do porządku dziennego.

„Jeszcze tego pożałujesz..." - przypomniała sobie jej słowa i poczuła na

plecach nieprzyjemny dreszcz.

- Co z tobą? - Emanuel stanął w drzwiach ze skrzynką pełną starych i

zużytych ręczników kuchennych i patrzył na nią zdumiony.

- Była tu Agnes. Odstawił skrzynkę.
- Co powiedziała?
- Była wściekła. Westchnął ciężko.
- Musiałem o tym powiedzieć. Zarówno jej, jak i Karolinę oraz jej

rodzicom.

- Agnes groziła, że tego pożałuję.
- Nie ma się czym przejmować - prychnął.

background image

- Powinnam była sama jej o tym powiedzieć. Mogłabym jej wówczas

wytłumaczyć, dlaczego to się stało tak nagle.

- Nie bierz tego tak bardzo do siebie, Elise. Nigdy nie dałem Agnes

powodu, by mogła wierzyć, że coś do niej czuję. Sama jest sobie winna, że
przeżywa teraz rozczarowanie.

- Zazdrość to okropne uczucie, poza tym niebezpieczne. Ludzie w takim

stanie ducha zdolni są do najgorszych czynów. Pamiętam, jak czytaliśmy
w szkole książkę o kobiecie, która zabiła zarówno mężczyznę, którego
kochała i pożądała, jak i jego żonę. Ta książka zrobiła na mnie wielkie
wrażenie. Nie zdawałam sobie sprawy, że człowiek jest zdolny do takich
uczuć.

Podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
- Nie pozwól, Elise, by Agnes zniszczyła naszą radość. Takie dziewczęta

jak ona nie kochają długo. Wnet zastawi sidła na innego mężczyznę.

Elise oparła się o niego. Przypomniał jej się nagle dokładnie fragment

książki, którą czytała ponad rok temu: „Okropna demoniczna siła zmusiła
ją, by skierowała nienawiść ku mężczyźnie, którego kochała. Nienawiść
przeniknęła niczym prąd każdą jej żyłę, wwiercała się niczym rozgrzany
do czerwoności świder w każdy nerw i wpędzała ją w dziki szał
bezwstydu, na dno przestępstwa, poza granice zezwierzęcenia, w ohydę
nie do określenia".

Wzdrygnęła się i przytuliła mocniej do Emanuela.
- Kochanie, nie możesz się tym tak przejmować! - Po jego głosie

poznawała, że uśmiecha się łagodnie. - Agnes już taka jest. Lata z kwiatka
na kwiatek, nigdzie dłużej nie zagrzewając miejsca. Nie jest zdolna do
głębszych uczuć. Szybko o mnie zapomni i wnet zobaczymy ją zakochaną
w kimś innym. A wtedy wróci do ciebie. Zobaczysz, nie minie dużo czasu,
a będziecie siedzieć razem na ganku, plotkować i śmiać się jak kiedyś.

Elise nie odpowiedziała. Emanuel nie zna Agnes, pomyślała. Nie wie, że

gdy się zakocha, gotowa iść po trupach, by osiągnąć cel.

- Musimy kończyć - powiedział Emanuel, wypuszczając ją z objęć. - Co

robią chłopcy? Zdaje się, że mieli nanosić drewna.

Elise odwróciła się w stronę schodów i zawołała:
- Peder, Kristian, schodźcie!
Przybiegli natychmiast i wnet wszyscy czworo pracowali z zapałem.

Elise zajęła się pokojem dziennym, chłopcy nanieśli drewna do dużej
skrzyni, a Emanuel zaczął naprawiać wysoki próg w przedsionku. Kiedy
chłopcy skończyli, kazał im wnieść pozostałe drewno do komórki, która
przylegała do kuchni, ale wchodziło się do niej od zewnątrz.

background image

Zajęta pracą Elise przestała myśleć o nieprzyjemnym spotkaniu z Agnes.

Na kolanach szorowała podłogę, która była taka brudna, że woda
natychmiast zrobiła się czarna.

Wyszorowała już prawie cały pokój, gdy usłyszała w drzwiach

Emanuela:

- Spokojnie, Elise, nie forsuj się zbytnio. Pamiętaj, że jutro wcześnie

rano musisz iść do fabryki. Proponuję na dzisiaj skończyć. Jutro po
południu zrobimy resztę.

Nagle chłopcy wpadli z hałasem i wołali od progu:
- Gwóźdź, Pingelen i pozostali stoją na brzegu rzeki i gapią się na nas!
Peder z podniecenia aż poczerwieniał na twarzy.
- No to pewnie rozpiera ich ciekawość! - uśmiechnął się Emanuel

wesoło.

Elise jednak nie zareagowała równie beztrosko. Zastanawiała się, jak

chłopaki z ulicy przyjmą to, że Peder i Kristian wprowadzają się do domu
majstra?

Wyszli i Emanuel przekręcił klucz w zamku. Elise zdziwiła się, bo nie

przywykła, by zamykać drzwi na klucz.

- Pójdę oddać wózek i dowiem się, czy jutro będę mógł znów pożyczyć -

wyjaśnił, zbierając się do odejścia. - Mam nadzieję, że będzie wam się dziś
smacznie spało.

Następnego ranka w drodze do fabryki Elise znów wpadła na Val-borg,

która powitała ją szyderczo:

- O, pani majstrowa we własnej osobie!
Elise posłała jej gniewne spojrzenie i odcięła się:
- Rozumiem, że plotki rozchodzą się tu szybciej, niż toczy się rwący

nurt rzeki podczas wiosennych roztopów.

- A czy to takie dziwne? - zaśmiała się Valborg. - Trudno się spodziewać

innej reakcji, gdy ktoś tak się puszy.

- Od kogo wiesz?
- Wczoraj wieczorem spotkałam Agnes. Płakała i była wściekła jak byk.
- To nie moja wina.
- Czyżby? Czemu jej więc nie powiedziałaś o swoich planach, zanim

zrezygnowała z pracy w fabryce?

- Bo wtedy jeszcze nic nie było postanowione.
- No tak, zdecydowałaś się dopiero teraz, gdy potrzebujesz pieniędzy.
Elise nie odpowiedziała, bo właściwie Valborg miała rację.
- Ty to jednak jesteś fałszywa, Elise. Najchętniej naplułabym ci prosto w

twarz!

background image

- Znam Emanuela znacznie dłużej niż Agnes - odezwała się z przekorą w

głosie. - Zresztą on jej nigdy niczego nie obiecywał.

- To nie ma żadnego znaczenia! Oszukałaś ją! Swoją najlepszą

przyjaciółkę! Mogłaś jej o wszystkim powiedzieć, wtedy by się nie
przeprowadzała.

Elise westchnęła z rezygnacją i odparła:
- Zapewniam cię, Valborg, że nie jest tak, jak myślisz.
W tej samej chwili przyłączyły się do nich pozostałe robotnice i

rozmowa zeszła na inne tematy.

Ale w głowie Elise przez cały dzień kołatało to, co powiedziała Valborg.

Czuła się urażona i niesprawiedliwie osądzona. Agnes odgadła, dlaczego
zgodziłam się przyjąć oświadczyny Emanuela, myślała. Powinna
zrozumieć, że znalazłam się w desperackiej sytuacji. Tyle że po kimś, kto
tak bardzo jest zaślepiony zazdrością, trudno się spodziewać rozsądku. Nie
wiadomo teraz, czy Agnes dochowa tajemnicy. Gdy Elise pomyślała o
tym, pot jej wystąpił na czoło z nerwów.

Valborg raczej nie znała prawdy. Elise nie wierzyła, by przyjaciółka

nawet w największej złości okazała się taka prostacka, by ogłosić, że Elise
spodziewa się dziecka w następstwie gwałtu. Uderzyłoby to zresztą w nią
samą, bo ludzie odwróciliby się z pogardą od kogoś, kto zdradza taką
tajemnicę. Ale z zemsty może wygadywać, że kiedy Johan trafił za kratki,
Elise pocieszała się w ramionach innych mężczyzn, a teraz podstępem
chce zaciągnąć przed ołtarz Emanuela, by dziecko miało ojca.

W przerwie obiadowej została w fabryce i razem z innymi prządkami

zjadła zupę z jadłodajni. Właściwie taniej było zjeść posiłek w domu, ale
wolała zostać w fabryce, by ukrócić plotki Valborg.

Za to kiedy zbierała się do wyjścia po skończonej pracy, zauważyła

Hildę, która wychodziła właśnie z kantoru majstra.

- Hilda? - zawołała, ucieszywszy się na jej widok, bo nie widziały się,

odkąd siostra wyprowadziła się z domu.

Odłączyły się od idących gromadą robotnic, by spokojnie porozmawiać.
- Słyszałam już tę wielką nowinę, Elise.
- Ty też? Kto ci powiedział?
- Agnes. Wyglądała tak, jakby miała ochotę cię zabić.
Elise domyśliła się, że Hilda zażartowała, jej jednak nie było do

śmiechu.

- Spotykasz się z Agnes? - zapytała, czując ukłucie w sercu.
- Czasem w sklepie, gdy wysyłają nas po zakupy.
- Pewnie powiedziała ci to samo, co mówiła Valborg, że skradłam jej

background image

Emanuela.

Hilda pokiwała głową z uśmiechem.
- Coś w tym rodzaju. Nie przejmuj się. Opowiedz lepiej, co się stało.
- Emanuel mi się oświadczył, a ja się zgodziłam. Wystąpił z Armii

Zbawienia i otrzymał posadę kasjera w tkalni płótna żaglowego.

- A jak on tego dokonał? - Hilda gwizdnęła przeciągle.
- Przez znajomości - przyznała Elise i dodała po chwili: - Zamieszkamy

w domu majstra nad rzeką.

Hilda otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Tego najwyraźniej nie

wiedziała.

- W tym przy moście? - upewniała się. Elise przytaknęła i wyjaśniła:
- Stary majster nie żyje i Emanuel wynajął dom przynajmniej na rok.
- Ale co z mamą i chłopcami? Przecież nie poradzą sobie sami! Elise

miała ochotę rzucić jej w twarz, że o tym powinna pomyśleć nieco
wcześniej, ale ugryzła się w język i rzekła tylko:

- Zamieszkają razem z nami.
Spojrzała na siostrę badawczo i zapytała niepewnie:
- A co u ciebie? Jesteś zadowolona? Hilda wzruszyła ramionami.
- A czy znasz kogoś, kto może powiedzieć, że jest do końca

zadowolony? Owszem, jest mi dobrze, nie chodzę głodna i mieszkam w
pięknym domu. Czego więcej może oczekiwać biedak?

Elise domyśliła się, że nie wszystko ułożyło się zgodnie z oczeki-

waniami siostry, ale nie miała odwagi jej o to zapytać. Obawiała się, że
Hilda doznała kolejnego zawodu. Przez chwilę stała w milczeniu, ale jedna
rzecz nie dawała jej spokoju. Bała się jednak zapytać o to siostrę. W końcu
jednak nie wytrzymała.

- Widziałaś... widziałaś Braciszka? Hilda pokręciła głową.
- Jeszcze nie wychodzili z nim z domu. Nawet nie wiem, jak wygląda

jego matka.

„Matka"... dziwnie zabrzmiało to słowo w jej ustach.
- A on jest dla ciebie wciąż tak samo dobry?
- Tak często znów go nie widuję. - Hilda wzruszyła ramionami.
- Żałujesz, że przyjęłaś u niego posadę służącej?
- Żałuję? Skąd! - Hilda pokręciła gwałtownie głową. - A gdzie by mi

było lepiej?

- Dobrze usłyszeć. Może poszłabyś ze mną do domu, zobaczyłabyś się z

mamą. Ona wciąż czeka na ciebie.

Hilda odwróciła się od siostry.
- Kiedyś pewnie zajrzę, ale teraz muszę się śpieszyć.

background image

Elise odprowadziła wzrokiem siostrę. Z tyłu wyglądała jak drobna

dziewczynka, a nie jak matka, która niedawno powiła niemowlę...

Elise westchnęła ciężko, czując, jak ze współczucia ściska jej serce.
Mimowolnie położyła dłoń na brzuchu. Nie mogłabym tego zrobić... nie

teraz. Nie po tym, co się stało z Hildą...

ROZDZIAŁ CZWARTY

Była dopiero szósta po południu. Słońce przygrzewało mocno, a jego

promienie błyszczały w wodach rzeki. Elise starała się odsunąć przykre
myśli, ale od poprzedniego dnia zagościł w niej dziwny niepokój.
Powtarzała sobie, że zarówno Agnes, jak i Hilda same są sobie winne,

background image

choć każda na swój sposób.

Emanuel przyszedł wcześniej do Andersengarden i znosił właśnie stołki

kuchenne na wózek, który stał na podwórzu. Była sobota, więc praca w
fabryce skończyła się o dwie godziny wcześniej niż w pozostałe dni.

- Jak dobrze, że jesteś, Elise. Będziecie mi teraz mogli pomóc znieść na

dół łóżka.

- Przewieziemy je już dzisiaj?
- Tak! Myślę, że już tej nocy możecie spać we własnym domu -

uśmiechnął się radośnie. - Przewiozłem już stół kuchenny i sienniki. Peder
i Kristian mi pomogli.

Elise wbiegła po schodach. W izbie mama pakowała swoje ubrania do

pustej skrzynki. Gdy usłyszała córkę, odwróciła się do niej
rozpromieniona.

- Elise, przeprowadzimy się już dzisiaj! Pani Evertsen była tu na górze i

na pożegnanie przyniosła nam ciastka.

- To ładnie z jej strony.
- Tak, ale za to pani Thoresen odwraca się na mój widok. Jest tak

rozgoryczona, że nie chce ze mną w ogóle rozmawiać. Uważa, że
zdradziłaś Johana. Poza tym wyraźnie jej doskwiera to, że będziemy
mieszkać we własnym domu.

- Na pewno jej przejdzie, jak się oswoi z tą myślą.
- Mam nadzieję, bo to takie przykre. Przez tyle lat się przyjaźniłyśmy.
- Zazdrość ma ponure oblicze - stwierdziła Elise. Właściwie nie

wiedziała, skąd jej się wzięło takie określenie, ale pewnie gdzieś to
przeczytała.

Emanuel i chłopcy wpadli z hałasem do kuchni. Peder chyba znów

powiedział coś dziwnego, bo śmiali się z niego do rozpuku.

Twarz mamy wygładziła się i rozpromieniła w szerokim uśmiechu.
- Posłuchaj ich, jacy są radośni!
- Nawet Kristian - pokiwała głową Elise.
Drzwi się otworzyły i całe towarzystwo wpadło do izby.
- Będziemy znosić na dół łóżka. Musisz się pośpieszyć z szorowaniem

podłóg, Elise, bo zaraz się wprowadzamy. - Peder miał spoconą twarz, ale
oczy mu lśniły.

Najpierw chwycili we czwórkę łóżko mamy, które było wąskie, ale

solidne i ciężkie.

Na wózku nie dało się przewieźć jednorazowo więcej niż jedno łóżko, a

namęczyli się wszyscy czworo, ciągnąc i pchając.

Kiedy Emanuel przekręcił klucz w zamku i otworzył drzwi na oścież, do

background image

środka wpadło słońce i napełniło niewielkie pomieszczenia zapachami
lata. Zaduch zniknął na szczęście, choć Elise się obawiała, że niełatwo
będzie się go pozbyć.

Natrudzili się, żeby wnieść łóżko po stromych schodach, a gdy już je

wstawili na poddaszu, Elise zabrała się do palenia w piecu. Pederowi
kazała przynieść wodę.

Gdy Emanuel z chłopcami udali się do Andersengarden po kolejną partię

rzeczy, Elise szorowała już podłogę w przyszłej małżeńskiej sypialni.

Stanęła w drzwiach i rozejrzała się dookoła. Niewielkie okno

poprzedzielane szprosami wychodziło na wschód. Będę oglądać wschody
słońca, ucieszyła się. Ściany były pomalowane na zielono, podłoga zaś
trochę zniszczona, ale może z czasem ją zakryją dywanikiem utkanym ze
szmatek. W oknach chciałaby zawiesić jasne leciutkie firanki, które będą
przepuszczać światło dzienne.

To tu, w tym pomieszczeniu, odda mu się... Będzie co wieczór zasypiać

w jego ramionach i budzić się przytulona do jego twarzy.

Nie odczuwała strachu. Za każdym razem, gdy Emanuel ją obejmował i

całował, jej ciało poddawało się i narastało w niej dziwne napięcie, a
przyjemne mrowienie z pewnością przerodziłoby się w coś silniejszego,
gdyby tylko mieli czas i sposobność. Wiedziała jednak, że taki dzień
kiedyś nastąpi.

Sypialnia była nieduża, szybko więc uporała się z szorowaniem podłogi

zarówno tu, jak i w kuchni. Uznała, że od razu przeleci całe poddasze, by
za jednym zamachem dokończyć wszystko.

Gdy już uporała się z porządkami, postanowiła wyjść na spotkanie

Emanuelowi i chłopcom i pomóc ciągnąć wózek.

Spotkała ich za rogiem, gdy już dochodziła do Andersen-garden.
- Poradzimy sobie sami, Elise! - zawołał Peder z zarumienioną twarzą,

która wyrażała dumę i dorosłą powagę. - Niepotrzebne nam baby do
noszenia.

Uśmiechnęła się.
- Ale chyba pozwolicie mi przytrzymać trochę, skoro już tu jestem.
Gdy się zbliżyli do domu majstra, zauważyli Everta.
- Jesteś, Evert - ucieszyła się Elise. - Pani Berg ci przekazała, że się

przeprowadzamy?

Evert pokiwał głową z zapałem i poczerwieniał, a piegi odznaczały się

mu na twarzy bardziej niż zwykle.

- Nie mogłem przyjść wcześniej, bo najpierw musiałem jej pomóc!
- Evert, chodź z nami na poddasze! - Peder puścił wózek i pędem ruszył

background image

ku drzwiom. - Wszystkie żołnierzyki stoją na podłodze! Musimy się
pośpieszyć, by rozbić szwedzkie oddziały, zanim na górę wniesiemy
łóżko!

Trzej chłopcy zniknęli na poddaszu, Kristian z równym zapałem co

Peder i Evert.

Emanuel uśmiechnął się.
- Wydaje mi się, że Kristian pogodził się już z nową sytuacją. Przestał

nawet opowiadać, że zaciągnie się na statek.

Elise odwzajemniła uśmiech.
- Też to zauważyłam. Dokonałeś prawdziwego cudu, Emanuelu.
- Nie wydaje mi się, że to takie proste, ale cieszmy się, że jest jakaś

poprawa.

- W fabryce spotkałam Hildę.
- I co? - popatrzył na nią zaciekawiony. - Jak ona się miewa?
- Odniosłam wrażenie, że nie wszystko ułożyło się tak, jak sobie

wyobrażała.

- Nie pojmuję, że liczyła na jakieś względy. Chyba słyszała, jak pracują

służące.

Elise pokiwała głową w zamyśleniu.
- Wydaje mi się, że on ją znowu oszukał. Pozwolił jej wierzyć, że będzie

traktowana inaczej. Może nie akurat jak żona, aż taka głupia znów nie jest,
ale przynajmniej jak członek rodziny.

Emanuel potrząsnął głową wyraźnie zagniewany.
- Żeby tak wykorzystywać młodą dziewczynę! To powinno być karalne!

Spróbujemy wnieść łóżko na górę?

Wyszli na zewnątrz, chwycili łóżko po obu końcach i wnieśli przez

korytarz i kuchnię.

- Myślisz, że się zmieści? - zapytała Elise, patrząc sceptycznie na strome

schody. Łóżko chłopców było lżejsze, ale nieco szersze i mniej poręczne
niż łóżko mamy.

- Owszem, ale ja będę szedł z tyłu, bo ciężar będzie większy z tej strony.

Bądź ostrożna, Elise! Właściwie to w ogóle nie powinnaś dźwigać. Myślę,
że jednak zawołamy chłopców do pomocy.

Zawołał głośno, a oni w jednej chwili przybiegli. Gdy już łóżko stanęło

w pokoiku na poddaszu i zeszli na dół, Emanuel zerknął na nią zatroskany.

- Wszystko dobrze?
Pokiwała głową, wzruszona i zdziwiona jego troską. Zupełnie jakby mu

bardzo zależało, by nic nie zaszkodziło dziecku. Przeniknęło ją dziwne
uczucie. Po raz pierwszy nazwała „dzieckiem" rozwijającą się w niej

background image

istotę, o której cały czas myślała bezosobowo.

- Nie musisz iść ze mną po resztę rzeczy, chłopcy mi pomogą. Ale Elise

zaprotestowała:

- Ja też chcę się na coś przydać.
Wieczorne słońce przeświecało pomiędzy gałęziami wielkiej brzozy

rosnącej przy moście, kiedy Elise razem z mamą stanęły przed gankiem.
Mama nabrała głębokiego oddechu i rozejrzała się wokół ze zdziwieniem.

- Wciąż nie mogę uwierzyć... To jest jak sen. - Pokręciła głową i

powiodła spojrzeniem na rzekę, na małą zatoczkę tuż przed wodospadem.
- Pomyśleć, że będziemy tu mieszkać, Elise! Gdyby jeszcze był z nami
wasz ojciec... - zachlipała, a po wychudzonych policzkach potoczyły się
łzy jak grochy.

- Tak, on nienawidził tych ciemnych zamkniętych podwórek - odezwała

się Elise, choć w duchu sądziła, że ojcu by to w niczym nie pomogło.
Ktoś, kto zaczął pić... - Chodź, wejdziemy do środka. Z radością pokażę ci
wszystkie pomieszczenia.

- Salonik! - Mama klasnęła w dłonie, przechodząc przez wysoki próg do

niewielkiego pokoju dziennego. - I moja komoda zmieściła się akurat
pomiędzy oknami! - dodała z zachwytem.

- Emanuel ma sofę, stół i fotele, które się tu postawi.
- Sofę?
- Tak, z zielonego pluszu - potwierdziła Elise z uśmiechem.
- Ale jak to...?
- Przywiózł z domu. Wiesz przecież, że pochodzi z okazałego dworu.
Na twarzy mamy pojawił się nagle wyraz zamyślenia.
- A co na to jego rodzice? Jak przyjęli to wszystko?
- Nie wiem. Nie ukrywali zawodu, że Emanuel nie chce gospodarować

we dworze, i obawiali się, że wybierze sobie na żonę dziewczynę z miasta.
Jeśli dowiedzą się teraz, że jego wybranka pochodzi z rodziny robotniczej,
to raczej nie będą zachwyceni.

- Musisz się przygotować na najgorsze, Elise! Oni mogą zabronić mu się

z tobą ożenić. - Przez twarz mamy przemknął smutek, gdy dodała: - Cały
czas myślę, że to za piękne, by mogło być prawdziwe.

- Ależ mamo! Emanuel jest dorosły i zrobi, co zechce. Nie zmieni

zdania, nawet jeśli rodzice się sprzeciwią...

- Mogą go pozbawić dziedzictwa. Czytałam o takich przypadkach.
- Myślę, że i taka groźba nie skłoni Emanuela do zmiany decyzji.
- A skąd możesz mieć pewność? Kto rezygnuje z takiego spadku z

powodu miłości?

background image

Elise roześmiała się.
- Teraz to już opowiadasz głupoty. Czy to nie ty nakłaniałaś mnie, bym

zdecydowanie przyjęła wszystkie możliwości, które zsyła mi los?

- Owszem, nie wiedziałam jednak, że on jest dziedzicem okazałego

dworu, na dodatek jedynakiem. Wprawdzie kiedyś mi o tym wspominałaś,
ale całkiem mi to wyleciało z pamięci.

- Myślę, że nie musisz się martwić. Emanuel podjął decyzję i nie zmieni

jej bez względu na to, co powiedzą jego rodzice. On jest bardzo uparty -
uśmiechnęła się lekko.

Mama nic na to nie odpowiedziała, ale Elise zauważyła, że stała się

jakaś zamyślona. Wróciły do kuchni i obejrzały pokoik przeznaczony na
sypialnię.

- Tu my się ulokujemy, a ty zajmiesz z chłopcami poddasze -

powiedziała Elise. - Jeśli będziemy mieszkać w tym domu tak długo, że się
zestarzejesz, to się zamienimy. Ty zamieszkasz na dole, byś nie musiała się
wspinać po stromych schodach.

- Ja nie doczekam starości, Elise!
- A właśnie że tak! Teraz gdy przez całe lato będziesz się mogła

wygrzewać na słońcu, szybko dojdziesz do siebie.

Przepuściła mamę przodem i weszły na poddasze. Zauważyła, że mama

się zasapała, i pomyślała, że może jednak mimo wszystko powinni oddać
mamie pokoik przy kuchni od razu. Obawiała się jednak, że ciężko będzie
przekonać do tego Emanuela, a przecież to w końcu on wynajął ten dom i
umożliwił im wspólne zamieszkanie.

Mama zdyszana osunęła się na krzesło.
- Jak cudownie! Okno wychodzi na południe i nic nie zasłania słońca.
- Pójdę teraz po pościel. Jesteś z pewnością zmęczona i zechcesz

wcześniej położyć się spać. Wkrótce chyba przyjdzie Emanuel z
chłopcami.

- Idź! - skinęła głową mama.
Elise zdążyła dojść do węgła domu, gdy zauważyła dwóch mężczyzn

opartych o barierkę na moście, którzy sprawiali wrażenie, jakby obser-
wowali ich dom. Od razu się zorientowała, kim są. Dlaczego tam stoją?
Wiedzą już, że się tu wprowadziła? Czy słyszeli, że wychodzi za mąż?

W tej samej chwili jeden z mężczyzn się odwrócił, a zauważywszy ją,

stuknął łokciem kompana. Obaj posłali jej wrogie spojrzenia.

Elise zamierzała zrazu udawać, że ich nie widzi, i pójść w odwrotnym

kierunku, ale zmieniła zdanie i stanowczym krokiem zbliżyła się do nich.
Serce podeszło jej do gardła, ale zmusiła się do tego, by nie dać po sobie

background image

poznać zdenerwowania.

- Mnie szukacie? - zapytała.
Najwyraźniej nie spodziewali się, że ich zagadnie, i na moment stracili

rezon. Bił od nich zapach tytoniu i bimbru.

Słusznie się domyśliła, że jeden z nich to ten sam mężczyzna, którego

spotkała kiedyś u Magdy w sklepie na rogu: niewysoki, ale postawny, z
szerokimi wargami i wysuniętą dolną szczęką, krótką szyją i tłustym
karkiem. W drugim rozpoznała tego, który przyniósł jej list od Johana. Był
to wysoki, rosły mężczyzna, łysawy, z czarnymi wąsami.

- Skoro tu stoicie i obserwujecie dom, sądziłam, że czegoś ode mnie

chcecie - rzekła z wymuszonym uśmiechem.

Mężczyźni, choć zaskoczeni, nie byli znów tacy w ciemię bici.
- A co, pospacerować nie wolno? - odezwał się ten z wysuniętą szczęką.
- Ależ oczywiście, skoro jednak tu stoicie, to sądziłam, że macie jakąś

sprawę do mnie.

- Ach tak, a może to ty masz sprawę? Słyszeliśmy pewne pogłoski, ale

jeśli dobrze pamiętam, zaklinałaś się, że to zwykłe kłamstwa.

- Owszem, wtedy gdy cię spotkałam, to były kłamstwa. Ale Johan

zerwał zaręczyny, a ponieważ nie jestem w stanie sama utrzymać mamy i
młodszych braci, przyjęłam oświadczyny Emanuela Ringstada.
Wprawdzie nic wam do tego, ale uważam, że Johan nie powinien trwać w
przekonaniu, że go zdradziłam, bo to nieprawda.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo, a jego kompan tylko wpatrywał się

w nią bez słowa.

- Już my dobrze wiemy, co o tym wszystkim sądzić. Elise odwróciła się

na pięcie i ruszyła przed siebie.

- Zdaje ci się, że jesteś bezpieczna, słodziutka - usłyszała za sobą

wołanie. - Ale poczekaj no tylko... Nie lubimy panienek, które zadzierają
nosa!

Elise postanowiła nie wspominać o tym spotkaniu Emanuelowi.

Wystarczająco się denerwował tym, co ją spotkało w lesie. Nie warto, by
przejmował się jeszcze tymi dwoma łajdakami.

„Poczekaj no tylko..." - ciarki ją przeszły, gdy przypomniała sobie te

słowa.

O co im właściwie chodziło?

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Elise ledwie nadążała za stawiającym długie kroki Emanuelem.

Wczesnym rankiem w niedzielę szli na dworzec kolejowy
Ostbanestasjonen, by udać się pociągiem do rodziców Emanuela.

Pociła się z nerwów i było jej niedobrze. Co powiedzą, zastanawiała się.

Słowa mamy przeraziły ją. W głębi serca wcale nie była taka pewna siebie,
jak udawała przed mamą. Co prawda Emanuel podjął decyzję o
małżeństwie, ale czyjego rodzice nie zdołają go odwieść od tego zamiaru,
trudno było przewidzieć.

Na torach sapał ciężko parowóz, czekając na pasażerów kierujących się

w stronę wagonów. Biedacy wsiadali do wagonów trzeciej klasy, bogaci
gospodarze i zasobni mieszczanie do pierwszej i drugiej. Gołym okiem
widoczne były różnice nie tylko w strojach, ale także w postawie i wyrazie
twarzy. Przed wagonem drugiej klasy stała jakaś całująca się para. Kobieta
w jasnej sukience na podszewce miała na głowie ogromny kapelusz
przewiązany różową wstążką z jedwabiu, a mężczyzna kapelusz ze słomki.
Elise uśmiechnęła się pod nosem rozbawiona, patrząc, jak oboje
przytrzymują rękami kapelusze, by nie spadły. Obok nich stała mała
dziewczynka i niecierpliwie przebierała nóżkami. Przytrzymywała
niewielki wózeczek, w którym leżała śliczna lalka otulona koronkową
kołderką. Dziewczynka ubrana była w białą sukienkę z różowymi

background image

ozdobami i też miała kapelusik słomkowy z kwiatkami.

W wagonie pierwszej klasy siedzenia były obite miękkim aksamitem,

tak przynajmniej mówił Emanuel, on jednak podróżował wagonami
trzeciej klasy, w których stały twarde drewniane ławki.

- Na szczęście twoje meble zmieściły się w saloniku - odezwała się

Elise, gdy tylko usiedli naprzeciwko siebie w przedziale. - Mama wprost
nie posiadała się z zachwytu i nie śmiała nawet na nich usiąść.

Emanuel roześmiał się. Ależ on jest przystojny, pomyślała Elise i

ogarnęło ją całkiem nowe dla niej uczucie, stanowiące połączenie dumy i
zakłopotania. W Ciemnym garniturze, zapiętej kamizelce z zegarkiem
kieszonkowym na złotym łańcuszku i w białej wykrochmalonej koszuli
różnił się bardzo od mężczyzn, których znała, co tylko uświadamiało jej
dzielącą ich przepaść. Sama miała na sobie czarną odświętną sukienkę,
która kiedyś należała do mamy, a kapelusz, rękawiczki i szal pożyczyła tak
jak ostatnio od Hildy. Mimo to trudno było nie zauważyć, że należą z
Emanuelem do dwóch różnych światów. Poczuła niepokój przed wizytą u
przyszłych teściów.

- Jak myślisz, ile będzie kosztowało wypożyczenie ubrań dla nas

wszystkich? - zapytała nagle.

- Na ślub?
Pokiwała głową, zerkając pośpiesznie na bok, by sprawdzić, czy nikt z

pasażerów siedzących w pobliżu nie słyszy ich rozmowy.

- Nie myśl o tym, Elise - uśmiechnął się i popatrzył na nią ciepło, a po

chwili dorzucił z zapałem: - Może mama coś dla ciebie znajdzie?

Elise poczuła, jak ze wstydu palą ją policzki. Ma pożyczać ubrania od

jego matki? Ależ to upokarzające! Nie, za nic w świecie!

- Co powiedzieli koledzy Pedera na to, że przeprowadził się do domu

majstra?

- Wydaje mi się, że niejeden mu zazdrości, ale póki co chyba nie dali mu

tego odczuć jakoś szczególnie.

- Miejmy nadzieję, że zostawią go w spokoju - rzekł Emanuel i

przyglądając się Elise uważnie, zapytał: - A ze strony innych spotkały was
jakieś przykrości?

Elise postanowiła mu powiedzieć o wszystkim, bo nie umiała przed nim

kłamać.

- Tak, ze strony dwóch kompanów z bandy Lorta-Andersa.
- Spotkałaś ich? - zdziwił się, rozszerzając szeroko oczy.
- Stali na moście, kiedy szłam do Andersengarden po pościel.
- Nic mi nie powiedziałaś!

background image

- Nie miałam ochoty psuć ci dnia.
- Kochana Elise - potrząsnął głową zrezygnowany. - Nie możesz mnie

tak oszczędzać. Widzieli cię? Mówili ci coś?

- Podeszłam do nich i zapytałam wprost, czy mnie obserwują, ale nie

chcieli mi odpowiedzieć.

Na twarzy Emanuela pojawił się grymas irytacji.
- Nie rozumiem, o co im chodzi?
- Skoro Lort-Anders przyjaźni się z Johanem, nie ma innego wyjaśnienia

niż to, że chcą mnie ukarać za to, że policja znalazła broszkę u Johana.

- Ale przecież to Johan zerwał zaręczyny!
- Ponieważ usłyszał plotki o tobie i o mnie.
- W dalszym ciągu uważasz, że postąpił tak z powodu nieporozumienia?
- Tak, ale już przestałam to roztrząsać. Mówię o tym tylko dlatego, żeby

ci to wyjaśnić.

- Musisz mi obiecać, że powiesz mi natychmiast, jeśli się znów pojawią.

Nie możemy żyć w takim poczuciu zagrożenia. Gdyby się to miało
powtórzyć, trzeba będzie powiadomić policję.

Elise pokiwała głową i zagadnęła:
- Jak sądzisz, co powiedzą?
- Policja?
- Nie, twoi rodzice, gdy dowiedzą się o zaręczynach. Emanuel pochylił

się i ujął jej dłonie w swoje.

- Każdy życzyłby sobie takiej synowej jak ty, Elise. Jestem pewien, że

mama będzie się cieszyć moim szczęściem. Tata być może okaże zawód,
że nie wybrałem sobie na żonę córki jakiegoś gospodarza, która
nakłoniłaby mnie do powrotu na stałe do dworu. Kiedy jednak zrozumie,
że podjąłem już decyzję i nie zamierzam się z niej wycofywać, na pewno
zaakceptuje mój wybór. Dla nich najważniejsze powinno być w końcu to,
żebym był zadowolony i żeby mi było dobrze. Co się stanie, kiedy ich już
nie będzie na świecie, nawet nie zauważą. Więc jakie ma znaczenie, kto
wówczas będzie gospodarował we dworze?

W jego ustach wszystko brzmi tak przekonująco, pomyślała Elise. Ale

rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana. Dla ludzi bogatych
ważniejsze jest zabezpieczenie swoich potomków niż własne doraźne
życie. Akurat takiego problemu nie mają robotnicy nad rzeką Aker,
westchnęła w duchu.

- Hilda przyszła wczoraj?
Elise domyśliła się, że Emanuel próbuje odwrócić jej zatroskane myśli

od zbliżającej się wizyty, i pokiwała głową z uśmiechem.

background image

- Była wprost zachwycona domem, ale zdaje się, że równocześnie trochę

zazdrosna. Cieszy się, że będziemy mieszkać w tak dobrych warunkach,
zwłaszcza teraz, gdy sama mieszka w willi, ale jej życie wygląda chyba
trochę inaczej, niż to sobie wyobrażała jeszcze przed kilkoma tygodniami.

- Zasięgnąłem trochę informacji - rzekł Emanuel, patrząc jej w oczy. -

Siostrzeniec pana Paulsena nie jest zbył łatwym w obejściu człowiekiem,
podobnie jak jego żona.

- To znaczy, że nie pozwolą Hildzie spotykać się z Braciszkiem.
- Też tak przypuszczam - odparł Emanuel, potrząsając głową. - Dla nich

najważniejsze jest zachowanie pozorów. Słyszałem, że pani Paulsen
wyjechała na długi czas i wróciła do domu tego samego dnia, kiedy
przejęła dziecko. Karolinę słyszała, że podobno urodziła syna u swoich
rodziców w Bergen.

Elise poczuła się tak, jakby ktoś trafił ją w samo serce. W takiej sytuacji

mama z pewnością nie zobaczy już swojego wnuczka. Dla Hildy będzie
męczarnią przebywać tak blisko dziecka i nie móc zdradzić swoich uczuć.

- Nie pojmuję, jak ten pan Paulsen mógł przyjąć Hildę na służbę.

Powinien chyba rozumieć, jaka to dla niej trudna sytuacja.

- Rzeczywiście - przyznał jej rację Emanuel i pokręcił głową. - Trudno

to pojąć. Jeśli uważał, że w ten sposób jej pomoże, to musi być całkiem
pozbawiony ludzkich uczuć.

- Dla Hildy lepiej by było pozostać w fabryce i mieszkać z nami. W

sypialni mamy jest miejsce na jeszcze jedno łóżko.

- Tak, dla niej byłoby lepiej, nie sądzę jednak, że się na to zdecyduje.

Ten związek między nią a panem Paulsenem wydaje mi się ze wszech miar
dziwny. Rozumiałbym, gdyby go znienawidziła za to, co jej zrobił, ona
tymczasem wprowadza się do niego. Ty coś z tego pojmujesz?

Elise pokręciła głową.
- Sprawia wrażenie, jakby była w nim zakochana mimo tak dużej

różnicy wieku między nimi.

- No cóż, powiada się, że miłość nie wybiera - uśmiechnął się Emanuel.
- A jak zareagowała Karolinę, gdy opowiedziałeś, że żenisz się ze mną?
Uciekł spojrzeniem i odpowiedział dopiero po chwili:
- Oznajmiłem najpierw jej i jej rodzicom, że się wyprowadzam, a potem

wyjaśniłem dlaczego. Rodzice wydawali się zaskoczeni, ale przywykli do
moich niekonwencjonalnych decyzji i całą winą za to obarczyli Armię
Zbawienia. Ojciec Karolinę pomógł mi w uzyskaniu posady kasjera w
tkalni płótna żaglowego. - Zamilkł na moment i z wyraźnym ociąganiem
dodał: - Ale Karolinę przyjęła to gorzej. Zamknęła się w swoim pokoju i

background image

nie schodzi nawet na posiłki. Dlatego jej mama posyła mi teraz pełne
wyrzutu spojrzenia.

- Zawsze miałeś takie powodzenie? Karolinę, Agnes, Anna...
- Siebie jakoś nie wymieniłaś w tym gronie - rzekł, patrząc na nią

pytająco.

Popatrzyła mu prosto w oczy i dodała:
- Owszem, teraz siebie też zaliczam do tego grona, Emanuelu.

Zauważywszy, jak wielką radość sprawiły mu te słowa, cieplej się jej
zrobiło na sercu.

Wysiedli z pociągu, ale tym razem nie czekała na nich bryczka. Emanuel

nie zawiadomił rodziców, że przyjeżdżają, nie chciał jednak dłużej
odwlekać tej rozmowy. Zależało mu, by ślub odbył się jak najszybciej.
Dążył do tego jeszcze silniej niż Elise.

Było ciepło i sucho, więc za każdym razem, gdy drogą przejechała

bryczka, podnosił się obłok kurzu. Słońce przypiekało, a na niebie nie było
nawet jednej chmurki. Krowy pasły się na pastwiskach, a na polach
zaczęły się już sianokosy. Kwiaty porastające przydrożne rowy pachniały
słodko, a gdzieś w pobliżu gwizdał kos.

Emanuel zatrzymał się nagle i wziął ją w ramiona.
- Słyszysz? To kukułka! Jest tu gdzieś blisko. Przemkniemy się

ukradkiem pod drzewo, a ty pomyśl sobie jakieś życzenie.

Ku zdumieniu obojga kukułka nie odleciała i gdy cicho ustawili się pod

koroną drzewa, nadal kukała. Elise mocno zacisnęła powieki i pomyślała:
Chcę, żeby między nami zawsze było dobrze i by Emanuel nigdy nie
pożałował swojego wyboru.

Gdy otworzyła oczy, zobaczyła, że Emanuel stoi nieruchomo i wpatruje

się w nią w napięciu.

- Zdążyłaś pomyśleć życzenie?
- Tak, pomyślałam sobie, żeby między nami zawsze było dobrze i byś

nie żałował swojego wyboru.

Objął ją mocno i przytulił.
- Zmarnowałaś życzenie, pragnąc tego, czego powinnaś być pewna od

dawna. Pomyśl tylko, ile innych życzeń mogłabyś zamiast tego
wypowiedzieć w myślach!

- Wybrałam to, co najważniejsze. A ty czego sobie zażyczyłeś?
- Żeby nie było żadnych komplikacji i byś urodziła zdrowe i śliczne

dziecko.

Ze wzruszenia ścisnęło ją w gardle. Przywarła do niego i wyszeptała:
- Jesteś taki dobry, Emanuelu.

background image

Skręcili w aleję i skierowali się w stronę dużego dziedzińca. Elise, zlana

potem z gorąca i nerwów, odezwała się z nadzieją w głosie:

- Może twoich rodziców nie ma w domu?
Zaraz jednak sama złapała się na tym, że to głupie, bo gdyby ich dziś nie

zastali, musieliby przyjeżdżać jeszcze raz.

- Myślisz, że gospodarze we dworze wyjeżdżają w najgorętszym czasie

prac polowych?

Nie odpowiedziała, ale zauważywszy postać wychodzącą z budynku

mieszkalnego, powiedziała:

- Twoja mama.
Powiódł wzrokiem w kierunku domu i zawołał ucieszonym głosem:
- Tak, to ona! Chodź, Elise, sprawimy jej niespodziankę! Przyśpieszyli

kroku, a Emanuel zawołał głośno. Jego mama odwróciła się, ale
najwyraźniej nie poznała ich w pierwszej chwili, bo stała tylko i się
przyglądała. Gdy jednak zorientowała się, że to jej syn, rozpromieniła się i
odstawiła wiadro, które trzymała w ręce.

- Emanuel! - zawołała radośnie, śpiesząc im na spotkanie.
- Ależ czy to nie panna Elise Lovlien? - odezwała się zdumiona, gdy

podeszła bliżej. - Jak to miło, Emanuelu, że przywiozłeś ją znowu!

Przywitała się serdecznie z Elise, po czym wyściskała syna.
- Tata w domu? - zapytał Emanuel, patrząc na mamę w napięciu.
- Jest w stajni. Właśnie zamierzałam go wołać na drugie śniadanie.

Powinieneś nas powiadomić, że przyjeżdżasz, i to z gościem - dodała
szybko. - Nie mam nic specjalnego do poczęstowania.

- Elise nie jest przyzwyczajona do frykasów. Poza tym nie po to

przyjechaliśmy.

Posłała mu zdziwione spojrzenie, ale nie dopytywała się o szczegóły.
- Pewnie jesteście spragnieni i zmęczeni, szliście pieszo od stacji, i to w

taki upał. Przyniosę coś zimnego do picia.

Kuchenny stół nakryty był dla dwojga. Pani Ringstad pośpiesznie

dostawiła dwa nakrycia.

- W mieście jest pewnie teraz bardzo gorąco. Gdy jestem w Kristianii, to

wydaje mi się zawsze, że powietrze tam stoi i nie ma czym oddychać.

- Elise mieszka nad samą rzeką. Dzieciaki kąpią się w górnym biegu w

miejscu nazywanym Brekkedammen, gdzie woda nie jest zanieczyszczona
przez ścieki z fabryk.

- Za to ty mieszkasz blisko miasta.
- O, kawałek. Niebawem się jednak przeprowadzam. Przyjechałem, żeby

wam o tym opowiedzieć.

background image

Mama spojrzała na niego zdumiona.
- Zamierzasz się przeprowadzić? A co na to Betzy i Oscar?
- A co mają mówić? Po prostu znajdą sobie innego lokatora.
- Ale... przecież miałeś tam tak dobrze, Emanuelu! Skąd ci przyszło

nagle do głowy, by się od nich wyprowadzać? Przecież oni traktują cię
niemal jak syna, sam mi o tym opowiadałeś. Tak cię chwalili, byli tobą
zachwyceni.

- Ja też nie mogę na nich powiedzieć złego słowa, mamo. Nie dlatego

się wyprowadzam, bym miał im coś do zarzucenia. Opowiem o
wszystkim, jak przyjdzie tata.

Mama odwróciła się w stronę drzwi, ale Emanuel ją ubiegł i oświadczył:
- Pójdę po niego!
Kiedy wyszedł, pani Ringstad uśmiechnęła się do Elise i oznajmiła z

rezygnacją:

- Doprawdy trudno zrozumieć mojego syna. Taka byłam szczęśliwa, że

mieszka u naszych przyjaciół. Tam, w mieście, na każdym kroku czyha
tyle niebezpieczeństw. Czułam się spokojniejsza, wiedząc, że ktoś ma tam
na niego oko.

Elise nie wiedziała, co powiedzieć. Od chwili, gdy weszli do domu, nie

odezwała się ani słowem i cała ta sytuacja wydawała jej się nie do
zniesienia. Pani Ringstad najwyraźniej nie miała zielonego pojęcia, po co
przyjechali. I pewnie nie zgadłaby nawet, gdyby ją próbować
naprowadzić, tak odległa była to dla niej myśl.

- Jak jest w tej okolicy, gdzie mieszkasz? - zapytała. - Dużo kręci się tam

pijaków i włóczęgów?

Elise poruszyła się niespokojnie i odpowiedziała z ociąganiem:
- Część bezrobotnych sięga po butelkę, ale nie tylko oni. Ludzie, którzy

przyjechali ze wsi do miasta za pracą, tęsknią za swoimi rodzinnymi
stronami i piją, by zapomnieć.

- No właśnie! Przecież to nienaturalne, żeby ludzie mieszkali w takim

skupisku. Nie jesteśmy stworzeni do takiego życia. Wyjaśnij to
Emanuelowi! Powiedz, że ludzie popadają w pijaństwo, bo źle się czują w
mieście.

- Nie chodzi o miasto - usiłowała bronić się Elise. - Raczej o długie dnie

pracy w fabrykach w kurzu i w hałasie. Poza tym brakuje mieszkań,
dlatego ludzie gnieżdżą się całymi rodzinami w ciasnych
pomieszczeniach. W niektórych czynszówkach mieszka do dwóch tysięcy
osób, średnio po piętnaście osób w izbie.

- Niemożliwe! - Pani Ringstad załamała ręce przerażona.

background image

- Moja rodzina miała szczęście, że nie musieliśmy dzielić kuchni z

obcymi ludźmi.

Pani Ringstad podeszła i objęła ją ramieniem.
- Biedactwo, Emanuel opowiadał, jak macie ciężko. Cieszę się, że mój

syn ma takie dobre serce i pomaga ludziom takim jak ty. Jak ci
wspomniałam ostatnio, bardzo się sprzeciwialiśmy z mężem, gdy Emanuel
postanowił wstąpić w szeregi Armii Zbawienia, teraz jednak już się z tym
pogodziłam. Ciężko mi, że nie chce osiąść tu we dworze, skoro jednak już
tak się stało, to przynajmniej jestem dumna, że mój syn wspiera
najsłabszych w naszym społeczeństwie i okazuje im współczucie.

Elise poczuła, jak ścisnęło ją w żołądku. Pani Ringstad traktowała ją jak

biedaczkę, której Emanuel pomaga z litości. Myśl ta wydała jej się
nieznośna. Gdyby tak było, nigdy nie zgodziłaby się wyjść za niego za
mąż. Głównym powodem, dla którego przystała na jego propozycję, było
to, że ją kochał i pragnął jej na przekór wszystkiemu. Gdyby kierował się
litością, ona wolałaby przenieść się raczej do ciaśniejszego mieszkania i
poradzić sobie bez jego pomocy.

- A jak twoja mama? - Pani Ringstad popatrzyła na Elise zatroskana.
- Coraz lepiej. Pobyt w sanatorium zdziałał cuda.
- Jak dobrze to słyszeć. Sądzisz, że będzie mogła wrócić do pracy?
- Zamierza zapytać właścicielkę sklepu kolonialnego, czy nie

zatrudniłaby jej do pomocy na parę godzin dziennie. Możliwe, że tamta się
zgodzi.

- A twoi bracia? Co z nimi?
- A z nimi bez zmian. Teraz są szczęśliwi, że minęła zima i mrozy i

mogą się bawić wieczorami, kiedy już uporają się ze swoimi obo-
wiązkami.

- To może i oni wnet zaczną zarabiać po parę koron?
- Tak, zamierzam popytać o pracę dla nich. Chłopcy w ich wieku

zbierają węgiel na nabrzeżu. Najlepiej jednak by było, gdyby roznosili
gazety, ale niestety, jest wielu chętnych. Może jednak choć jednemu z nich
się poszczęści i będzie roznosił „Svaerta" albo pomagał wozakowi na
naszej ulicy.

- Mam nadzieję. Ze względu na ciebie.
Elise zemdliło. Czuła się tak, jakby stała przed tą kobietą i kłamała w

żywe oczy. Przecież pani Ringstad nie ma pojęcia, że rodzina Elise zdoła
przetrwać dzięki jej jedynemu synowi.

- Usiądź sobie i odpocznij trochę. Oni na pewno zaraz przyjdą. My się

tymczasem napijemy kawy. - Pani Ringstad podeszła do pieca i przyniosła

background image

dzbanek.

Elise usiadła na brzeżku krzesła i popatrzyła na stół, na którym tego dnia

także stał elegancki serwis. Nie miała wprost odwagi, by sięgnąć po
filiżankę. Pewnie tu, we dworze, nawet nie mają blaszanych kubków i
talerzy, pomyślała.

- Opowiedz mi trochę więcej, jak sobie radzicie. Jesteś taka szczupła,

macie dość jedzenia?

Elise czuła się okropnie. Nie miała ochoty opowiadać o tym, jaki

cierpieli niedostatek, a przecież nie mogła też kłamać.

- Na ogół najadamy się do syta - zaczęła z ociąganiem.
- Na ogół? To znaczy, że czasami kładziecie się spać głodni? Gdyby

wiedziała, jak często, pomyślała Elise, skinąwszy głową.

- A jedzenie macie dobre i pożywne? Elise wierciła się na krześle

niespokojnie.

- Głównie jadamy polewkę, kaszę na wodzie i chleb. Czasem mamy na

obiad ziemniaki i rybę.

- A mięso? Wcale? - Pani Ringstad popatrzyła przerażonym wzrokiem.
- Na Boże Narodzenie smażymy słoninę. Ale jak chłopcy trochę urosną i

zaczną pracować, będzie nam lżej. Teraz są w najtrudniejszym okresie, bo
rosną.

- Wydawali mi się dość mali jak na swój wiek i obaj byli bardzo

wychudzeni. Ale jak mają rosnąć, jeśli nie dostają odpowiedniego
pożywienia? Przygotuję paczkę i weźmiesz ją ze sobą do domu, tak żeby
przynajmniej na najbliższe dni starczyło wam jedzenia. I radzę ci, załatw
chłopcom jak najszybciej jakąś pracę.

Elise poczerwieniała ze wstydu. Zażenowana wypiła mocną kawę bez

dodatków, mimo że na stole stał cukier i śmietanka. Pani Ringstad popiła
łyk kawy i pytała dalej:

- A jaki był twój ojciec? Umarł na suchoty czy z niedożywienia?
Elise oblała się potem i wyjąkała:
- Poślizgnął się na lodzie i utopił w rzece.
Pani Ringstad była głęboko poruszona jej odpowiedzią.
- To prawda? Coś strasznego! Jak to się mogło stać?
- Było ciemno, lampa gazowa na ulicy była potłuczona.
- Okropność! Jak to przyjęła twoja mama? Wyobrażam sobie, stracić

małżonka i żywiciela! I to jeszcze w takich okolicznościach.
Bezsensowna, niepotrzebna śmierć.

Elise nie odezwała się.
Pani Ringstad położyła dłoń na jej dłoni i rzekła zawstydzona:

background image

- Nie powinnam o tym mówić! Biedactwo, to na pewno dla ciebie

bolesne.

„Biedactwo", jakże nienawidziła tego słowa.
- Nie masz dziadków, którzy by mogli wam pomóc, albo jakichś wujków

czy cioć?

Elise pokręciła głową.
- Tata miał jednego brata, który wyjechał do Ameryki przed około

dwudziestu laty. W latach osiemdziesiątych z Kristianii pojechało za ocean
piętnaście tysięcy osób. Wuj osiadł w Wisconsin, ale przysłał tylko jeden
list, a potem słuch o nim zaginął.

- A może on żyje? - Twarz pani Ringstad pojaśniała nagle. - Może

wzbogacił się i odezwie się do was.

Elise uśmiechnęła się, bo nie wierzyła w takie bajki.
- Gdyby tak było, odezwałby się już dawno - stwierdziła.
- A może chce wam zrobić niespodziankę? Któregoś dnia stanie nagle w

drzwiach i zaprosi was wszystkich do siebie, do Ameryki. Albo przyśle list
i pieniądze i poprosi, byście do niego przyjechali.

Elise uśmiechnęła się uprzejmie, ale odniosła wrażenie, że jak na osobę

dorosłą pani Ringstad wypowiada bardzo naiwne sądy.

- O, idą! Czas najwyższy! - Pochyliła się bliżej Elise i zapytała: - Zanim

wejdą, chciałam spytać, czy nie wiesz przypadkiem nic więcej o Karolinę i
Emanuelu?

Elise najchętniej zapadłaby się pod ziemię. Jak zareagowałaby pani

Ringstad, gdyby jej opowiedziała, że Karolinę z rozpaczy za Emanuelem
zamknęła się w swoim pokoju i nawet nie schodzi na rodzinne posiłki?

- Chyba będzie lepiej, jeśli zapyta pani o to syna - zdołała wykrztusić.
W drzwiach stanął uśmiechnięty ojciec i huknął od progu:
- O, jest i mała Elise L0vlien! Jak miło! Elise wstała i dygnęła.
- Emanuel mówi, że ma dla nas wielką niespodziankę - ciągnął,

zwracając się do swojej żony. - Jestem bardzo ciekawy, nie mogę się
wprost doczekać, by nam wyjawił tę swoją nowinę.

Siadł przy stole i podał filiżankę, by pani Ringstad nalała mu kawy.

Służącej Elise nie zauważyła.

- No, mów! - mruknął i posłał Emanuelowi pytające spojrzenie.
Emanuel usadowił się spokojnie i patrząc na mamę i ojca, oświadczył:
- Elise i ja zaręczyliśmy się.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

W przestronnej kuchni zapadła kompletna cisza.
Elise wstrzymała oddech i nie miała nawet odwagi podnieść wzroku.
Czuła się tak, jakby ich wszystkich dosięgło trzęsienie ziemi.
- Co powiedziałeś? - zapytała wreszcie mama, zaśmiawszy się cicho i

niepewnie.

- Elise i ja zaręczyliśmy się.
Mama znów się zaśmiała, równie nienaturalnie.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...
- Owszem - oświadczył Emanuel stanowczo. - To właśnie chcę

powiedzieć. Jak tylko załatwimy wszystkie formalności, zamierzamy się
pobrać.

background image

- Ale... Ale ona... To znaczy...
- Nie ma żadnego „ale". Już dawno podjąłem taką decyzję i ku mej

wielkiej radości Elise zgodziła się wyjść za mnie za mąż.

Ojciec odstawił filiżankę, aż zadźwięczała o spodek, i wstał gwałtownie

od stołu. Bez słowa wymaszerował z kuchni.

- Rozgniewałeś swojego ojca, Emanuelu - odezwała się pani Ringstad z

wyrzutem. - Powinieneś mieć na tyle rozumu, by domyślić się dlaczego.

- Przykro mi, że odbiera to w taki sposób, ale... - nie dokończył, bo

przerwała mu mama, której policzki pokryły się czerwonymi plamami:

- Przykro ci? Czy ty w ogóle rozumiesz, co mówisz? W jednej chwili

burzysz całe nasze życie i mówisz tylko, że ci przykro?

- Co masz na myśli, mówiąc, że burzę wasze życie? - głos Emanuela

zabrzmiał obco i zdawał się nagle dziwnie twardy i stanowczy.

Elise nie mogła się powstrzymać, by nie współczuć matce. Otworzyła

usta, chciała coś powiedzieć, by złagodzić szok, ale Emanuel posłał jej
ostrzegawcze spojrzenie.

- Wiesz przecież, że mamy tylko ciebie. - Mama pomachała bezradnie

ręką. - Kto będzie gospodarował w Ringstad, gdy nas zabraknie? Czy cały
wysiłek ojca i dziadka ma pójść na marne?

- A co to ma wspólnego z Elise? Sama mówiłaś, że pogodziliście się z

myślą, że chcę poświęcić życie dla służby w Armii.

- Właśnie - mama uchwyciła się jego słów niczym tonący brzytwy. -

Przecież nic możesz się ożenić z kimś, kto nie służy w Armii.

- Wystąpiłem z Armii.
- Wystąpiłeś?
Elise podniosła wzrok i zauważyła, że pani Ringstad otworzyła szeroko

oczy i patrzy na syna z niedowierzaniem.

- Oscar Carlsen porozmawiał ze swoim znajomym, który jest

dyrektorem tkalni płótna żaglowego, i pomógł mi załatwić posadę kasjera.
Za kilka dni zaczynam pracę.

Twarz mamy przybrała kolor purpury.
- A więc dla niej mogłeś poświęcić Armię, ale nie dla swoich starych

rodziców.

Emanuel odetchnął głęboko.
- Rozumiem twoje rozgoryczenie, mamo, ale ja nie czuję powołania do

pracy na roli, dobrze o tym wiesz. Lubię miasto, cieszę się, że będę
pracować w fabryce. I nawet już wynająłem nieduży dom, w którym
mieszkał wcześniej stary majster. Nieduży, przytulny domek położony tuż
nad rzeką. Stamtąd do tkalni jest zaledwie parę minut drogi, a Elise też

background image

będzie miała bliżej do fabryki.

- Wygląda na to, że załatwiłeś już większość spraw, nim zapytałeś o

zgodę swoich rodziców - rzekła ostro.

- Miałem nadzieję i gorąco w to wierzyłem, że ucieszycie się wraz ze

mną.

Oczy mamy nagle napełniły się łzami.
- Kiedy będziesz miał swoje dzieci, zrozumiesz, Emanuelu.
Każda matka i każdy ojciec pragną dla swoich synów i córek tego, co

najlepsze.

- W takim razie powinnaś się cieszyć, że znalazłem sobie taką miłą

dziewczynę o gorącym sercu jak Elise.

Elise spuściła głowę, zakłopotana, że jest świadkiem tej przykrej

wymiany zdań.

- Pochodzi ze zręcznej i pracowitej rodziny robotniczej - ciągnął. - To

dobrzy i szlachetni ludzie, dumni ze swej pracy i pochodzenia. Nie jest ich
winą, że nie urodzili się dziedzicami majątku.

Matka wytarła łzy.
- Nie pogarszaj sprawy, Emanuelu. Nie mam nic przeciwko Elise, chyba

to rozumiesz. Ale co innego kogoś lubić, a zupełnie co innego przyjmować
do rodziny. Ojca to zabije. Miał nadzieję, że zwiążesz się z Karolinę.
Modlił się, żebyś przejrzał na oczy i zrozumiał, że do siebie pasujecie.

- Nigdy bym się nie ożenił z Karolinę. Nie mógłbym! To wy sobie

uknuliście taki plan, mnie nawet nie przeszło to nigdy przez myśl. Ale
minęły na szczęście czasy, gdy rodzice decydowali, kogo mają poślubić
ich dzieci.

Mama podniosła głowę gwałtownie.
- To nieprawda! Prawie wszyscy nasi znajomi mieli jakiś wpływ na

małżeństwa swoich dzieci. Rozejrzyj się! Popytaj po dworach tu, w
okolicy, a potwierdzi się to, co mówię.

Emanuel wstał od stołu, nie tknąwszy nawet jedzenia.
- Pójdę i porozmawiam z ojcem.
Elise zapragnęła znaleźć się na drugim krańcu świata. Odezwała się

jednak:

- Przykro mi, pani Ringstad. Nie zdawałam sobie sprawy, że państwo

patrzą na to w taki sposób. Mama wprawdzie przestrzegała mnie, ale jej
nie wierzyłam.

Pani Ringstad westchnęła.
- Gdybyś była dorosła, zrozumiałabyś nas, ale domyślam się, że nie

znasz jeszcze dobrze życia. Na moim miejscu myślałabyś podobnie jak ja.

background image

Rozumiem, że to kuszące dla takiej biednej dziewczyny wejść do majętnej
rodziny, ale zdawało mi się, że jesteś na tyle mądra, że nie poważysz się na
taki krok. Młodzi mężczyźni w wieku Emanuela są tacy impulsywni. To
kobieta powinna wykazać się rozsądkiem. Zrozum, że on zniszczy swoją
przyszłość, żeniąc się z tobą. Nie dlatego, że coś z tobą jest nie tak,
przeciwnie, uważam cię za bardzo miłe dziewczę. Powinnaś jednak znać
powiedzenie, że podobne dzieci bawią się najlepiej.

Elise nie odpowiedziała, bo i cóż miała rzec. Oczywiście, że zna to

powiedzenie. Wydawało jej się jednak niesprawiedliwe, że ją obarcza się
całą winą za to, co się stało. W końcu to Emanuel nalegał na małżeństwo z
nią, a nie odwrotnie.

Zapadło milczenie. Nagle pani Ringstad zapytała:
- Powiedz mi, czy jest jakiś szczególny powód, dla którego tak się

śpieszycie ze ślubem?

Elise oblała się rumieńcem, a zarazem zimnym potem. Jeśli mama

Emanuela zapyta ją wprost, czy na pewno jej syn jest ojcem tego dziecka,
nie będzie potrafiła jej skłamać.

- Nie musisz nic odpowiadać, domyślam się. - Jej głos zabrzmiał ostrzej.

- Teraz już wszystko lepiej rozumiem. Emanuel nigdy nie uciekłby od
odpowiedzialności. A ja myślałam, że jesteś przyzwoitą dziewczyną! Jak
łatwo się pomylić.

Elise zagryzła wargi i wpatrywała się uporczywie w stół. Zdążyła tylko

posmakować świeżo upieczonego chleba, ale całkiem straciła apetyt.

- Słyszałam już o podobnych przypadkach - ciągnęła pani Ringstad tym

samym ostrym tonem. - Dziewczęta uwodzą młodych, dobrze urodzonych
mężczyzn po to, by zapewnić sobie utrzymanie. Mało tego, teraz nawet
wysuwane są propozycje, by ich bękarty mogły mieć prawo dziedziczenia
po swoim ojcu.

Elise zakręciło się w głowie i poczuła mdłości. Spadały na nią kolejne

ciosy, a ona nie mogła się nawet bronić. To tyło nie do zniesienia.

- Nie pojmuję, do czego to dochodzi na tym świecie - nie dawała za

wygraną pani Ringstad. - Kiedyś córka komornika nie śmiałaby nawet
spojrzeć w stronę syna bogatego gospodarza. Teraz zaś staje beztrosko i
oznajmia otwarcie, że będzie mieć z nim dziecko!

Czy można się więc dziwić właścicielom dworów, że ciarki ich prze-

chodzą na taką zmianę obyczajów? Musimy się wspólnie bronić, by ocalić
wartości, na straży których stoimy i które mamy obowiązek przekazać
następnym pokoleniom.

Elise nadal się nie odzywała. Coraz mocniej kręciło jej się w głowie,

background image

zdawało jej się, że na stole wszystko tańczy i podskakuje.

Pomocy, chyba zemdleję, pomyślała, po czym opadła na stół i wszystko

zniknęło.

Musiała stracić przytomność zaledwie na moment, bo zaraz jakby z

oddali doleciał ją głos pani Ringstad:

- No nie, na domiar wszystkiego zemdlała! Za co Bóg mnie tak karze? -

Odwróciła się i rzuciła się do drzwi, po chwili zaś Elise usłyszała, jak woła
Emanuela.

Elise usiłowała podnieść głowę i wyprostować się. Krew odpłynęła jej z

twarzy, w uszach szumiało. Może pani Ringstad uważa, że ja tylko udaję,
że zemdlałam, żeby jej nie słuchać, pomyślała.

Wnet doleciały odgłosy ciężkich kroków za oknem. Do kuchni

przybiegli Emanuel i jego ojciec.

- Co się stało? - usłyszała przestraszony głos Emanuela.
- Nagle zbladła i opadła na stół.
- Powiedziałaś coś, co ją zraniło? Elise wstała z krzesła i zachwiała się.
- Nie, Emanuelu. To nie jest wina twojej mamy. Wiesz, że ostatnio

zdarza mi się mdleć. Niektóre kobiety tak mają. - Zerknęła w stronę ojca
Emanuela i rozłożywszy ręce, dodała: - Przykro mi, panie Ringstad, za
wszystko. Wolałabym zaoszczędzić państwu takiego rozczarowania.

Kiwnął głową, jakby ją rozumiał, ale jego twarz pozostała ponura, a

spojrzenie zdenerwowane i smutne zarazem.

- Jeśli już się najadłaś, Elise, to proponuję, byśmy od razu zebrali się do

powrotu - rzucił Emanuel krótko, lecz zdecydowanie. - Za trzy kwadranse
odjeżdża pociąg.

Elise popatrzyła na niego zaskoczona i wzburzona. Czyżby chciał

opuścić rodziców w takim stanie ducha? Kiwnął głową, jakby czytał w jej
myślach.

- Mama i tata muszą sobie to wszystko przemyśleć. Jeśli nie chcą

urządzić wesela tu, we dworze, to urządzimy je w domu nad rzeką. -
Zwracając się zaś do mamy, dodał: - W każdym razie serdecznie was
zapraszamy. Powiadomię was o dokładnej dacie ślubu.

To powiedziawszy, podał Elise ramię i skierował się ku drzwiom.

Rodzice nawet się nie poruszyli.

Dopiero gdy znaleźli się na końcu alei, Elise zdołała wykrztusić z siebie:
- Bardzo mi ich żal, Emanuelu.
- Żal? - odwrócił się do niej, a w jego oczach dostrzegła wzburzenie.

Jeszcze nigdy nie widziała go tak zdenerwowanego. - Przecież to
nieznośni hipokryci!

background image

- Nie, im zależy po prostu, by przekazać swojemu jedynemu synowi to

wszystko, co posiadają, tak by zachował to dla następnego pokolenia.

- Jeśli mnie tak kochają, to powinni raczej życzyć mi dobrego życia, a

nie martwić się o dobra materialne.

- Dla nich to jedno i to samo.
- Aż tak naiwni i ograniczeni nie mogą chyba być.
- To nie ma nic wspólnego z naiwnością. W dzisiejszych czasach do

wszystkiego przykłada się miarę pieniędzy. Ten, który ma dużo, jest
postrzegany jako ktoś wartościowszy. My, ubodzy, jesteśmy
nieszczęśliwymi biedakami, natomiast bogaci uważani są za szczęśliwych.
Ludzie sami stworzyli taki podział, twoi rodzice nie są odosobnieni,
myśląc w taki sposób.

- Nie mówmy o tym więcej, Elise, bo robi mi się niedobrze.
- Musimy o tym porozmawiać, jeśli chcemy, by było nam ze sobą

dobrze. Teraz jesteś zdenerwowany i wytrącony z równowagi. Jeśli dobrze
cię znam, wstydzisz się za swoich rodziców i obawiasz się, że mnie
zranili. Przyznaję, że przykro mi było słuchać tego, co mówiła twoja
mama, zarówno przy tobie, jak i wtedy gdy wyszedłeś, ale równocześnie ją
rozumiem. Najbardziej czuję się nieszczęśliwa właśnie z tego powodu, że
dostrzegam jej rację. To prawda, że podobne dzieci bawią się najlepiej.

- Bzdura! Jest dokładnie na odwrót. To przeciwieństwa się przyciągają.

Mogę się wiele od ciebie nauczyć właśnie z powodu twojego pochodzenia
i środowiska, w którym dorastałaś. Mam nadzieję, że i ja mogę ci coś
ofiarować. - Nagle stanął i popatrzył na nią: - Wspomniałaś coś o dziecku?

- Twoja mama zapytała mnie wprost, czy to dlatego tak się śpieszymy ze

ślubem. Nie potwierdziłam, ale też nie potrafiłam skłamać. Pewnie więc
się domyśliła.

- To dobrze. Przynajmniej będziemy mieć to za sobą. Jeśli są na tyle

mądrzy, za jakich ich uważam, wnet zrozumieją, że niebawem urodzi im
się wnuk, o którym od dawna marzą. Jeśli się odwrócą do mnie plecami,
na starość pozostaną samotni.

Ruszył dalej przed siebie, a jego chód zdradzał zniecierpliwienie i złość.
Elise nie mogła mu się nadziwić. Mówił o dziecku, którego się

spodziewała, zupełnie jak o swoim, o wnuku swojej matki i ojca. Nie
wpadło mu zupełnie do głowy, że ten mały dziedzic będzie synem
gwałciciela. Skąd wiadomo, co z niego wyrośnie? Czy można odzie-
dziczyć po ojcu przestępczy charakter?

Wzdrygnęła się.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Johan spuścił wzrok i się ukłonił.
- Dziękuję, panie dyrektorze. Dyrektor więzienia zaśmiał się i odrzekł:
- Podziękuj lepiej panu Bogu, że obdarzył cię takim talentem.
Johan skinął głową zakłopotany. Zauważył, że wielu więźniów

przerwało pracę, obserwując ich z zaciekawieniem. Większość z nich
całymi dniami tłukła kamienie na uliczny bruk, zerkali więc nieraz na
niego z zazdrością. Teraz kiedy dyrektor wychwalał go pod niebiosa, będą
mu pewnie jeszcze bardziej zazdrościć.

Dyrektor odwrócił się i dodał na odchodnym:
- Jeśli uda ci się zrobić to tak, że zadowolisz rodzinę Kreinera, może to

mieć duże znaczenie dla twojej przyszłości. Jak zapewne wiesz, Adolf
Kreiner był bardzo majętnym człowiekiem, a jego spadkobiercy, mówiąc
oględnie, też są zasobni. Poprosili mnie, bym zlecił wykonanie tego
nagrobka najzdolniejszemu rzeźbiarzowi, a skoro mistrz chce, byś ty się
tym zajął, to znaczy, że wierzy w ciebie. Twierdzi, że opanowałeś
rzemiosło i jesteś przede wszystkim uzdolniony. Możesz daleko zajść.

Pozostali więźniowie wrócili do tłuczenia kamieni i znów głośny hałas

wdarł się do uszu. Odłamki rozpryskiwały się na boki. Johan chwycił
dłuto, by kontynuować pracę, a w środku rozsadzała go radość. Nie
pierwszy raz usłyszał, że ma szansę zajść daleko.

Dyrektor zatrzymał się raz jeszcze, a poprzez huk doleciały Johana jego

słowa:

- Kiedy wyjdziesz na wolność, powinieneś zatroszczyć się o to, by

wykorzystać swoje zdolności i trzymać się z dala od złego towarzystwa.

- Na pewno o to zadbam, panie dyrektorze - pokiwał głową Johan.
W tej samej chwili zauważył Lorta-Andersa, który pracował kawałek

background image

dalej. Właśnie przechodził obok niego Reinhardt i mijając go, coś mu
powiedział, udając, że patrzy w drugą stronę. Zupełnie jakby chciał
niepostrzeżenie przekazać mu jakąś informację. Co oni mają ze sobą
wspólnego? Jak to możliwe, by ktoś o tak kiepskiej reputacji jak Lort-
Anders pozostawał w tak dobrych stosunkach ze strażnikiem w więzieniu?

A zresztą co mnie to obchodzi, nie chcę mieć z tym nic wspólnego!
Johan postanowił skupić wszystkie siły na wyrzeźbieniu tego nagrobka.

A jeśli rodzina Adolfa Kreinera będzie zadowolona, pomyślał, czując
ssanie w żołądku, to może skrócą mi karę. Dyrektor więzienia sugerował
coś takiego mimochodem.

Zabrał się do pracy i postanowił zapomnieć zarówno o Lorcie-Andersie,

jak i zazdrosnych spojrzeniach współwięźniów, gdy nagle na kamień padł
cień. Wściekły, że ktoś mu przeszkadza, podniósł wzrok.

Niedaleko stał Lort-Anders. Rozejrzał się na wszystkie strony, by się

upewnić, że nie widzi go żaden strażnik, po czym podszedł bliżej i
powiedział do Johana:

- Twoja dziewczyna wychodzi za mąż! Johan zamarł, zaraz jednak

zapytał:

- Elise? A skąd wiesz?
- Już się nawet przeprowadziła do domku majstra nad rzeką.
- Wymyśl jeszcze jakąś bajeczkę! - zaśmiał się Johan. Lort-Anders

jednak udawał, że go nie słyszy, i ciągnął dalej:

- Jej matka i bracia też się z nią wprowadzili. Oficer im pomaga, to

znaczy on już nie jest właściwie oficerem. Podjął pracę w tkalni płótna
żaglowego.

Johanowi wypadło z rąk dłuto i popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- W tkalni płótna żaglowego?
- Jako kasjer.
Johan chwycił ponownie dłuto i zaczął uderzać w kamień.
- Spadaj stąd!
- O? Taki jesteś ważny? Dyrektor nawkładał ci bzdur do głowy, co?

Widziałem, jak tu stał i prawił ci komplementy. Uważaj, Johan! Pamiętaj,
że my też tu jesteśmy!

Odwrócił się i odszedł.
Johan posłał mu zagniewane spojrzenie, po czym znów zabrał się do

wykuwania kamiennego bloku, aż odłamki rozpryskiwały się na boki. Jeśli
Lort-Anders sądzi, że uda mu się mnie zastraszyć i nakłonić do
przystąpienia do bandy, wnet będzie musiał zmienić zdanie. Ale dlaczego
tak koniecznie chciał mi przekazać najnowsze wiadomości o Elise?

background image

Wygląda na to, że sprawia mu szczególną przyjemność wyprowadzanie
mnie z równowagi. Może taki właśnie ma cel? Doprowadzić mnie do
zazdrości i wściekłości, by mi przestało na wszystkim zależeć?

A więc jednak to nie były tylko czcze plotki... Zacisnął usta, choć w

sercu poczuł bolesny skurcz.

Ślub, tak szybko... Do diabła, co za pośpiech!

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Z chłodnego, ponurego biura parafialnego Elise wyszła na słońce i

odwróciła się do Emanuela.

- Mam nadzieję, że pastor nie doliczy się, że dziecko urodzi się za

wcześnie. Wolałabym, żeby nie wiedział, że „musieliśmy" wziąć ślub.

Emanuel uśmiechnął się wesoło, a błękitne oczy mu się rozpromieniły.
- Rzeczywiście, był nastawiony bardzo sceptycznie. Nie wiem, czy

dlatego, że byłem oficerem Armii Zbawienia, czy dlatego, że podejrzewa
cię o podobieństwo do twojej siostry.

- Przyszedł kiedyś do nas do domu i wygłosił umoralniające kazanie.

Skarżył się, że życie u boku tak wielu grzeszników wpędza go w chorobę.
Skoro Hilda dała się zwieść na pokuszenie, to i mnie grozi to samo, mówił,
wspominając mimochodem, że doszły go pewne plotki na mój temat.
Kazał mi się trzymać z daleka od tych kaznodziejów na wolnym
powietrzu, jak nazwał oficerów Armii Zbawienia, i straszył karą za
grzechy i mękami piekielnymi.

- Dlaczego tak bardzo sprzeciwia się Armii Zbawienia?
- Dlatego, że kobiety tam mogą przewodzić, a nawet zostać oficerami.

Dlatego, że śpiewa się tam pieśni religijne na melodie popularnych
piosenek, no i używa się bębnów i tamburynów! A już najbardziej
denerwuje go tytuł gazety wydawanej przez salwacjonistów: „Głos
Wojenny".

Emanuel spoważniał.
- Wydawało mi się, że duchowni w Kościele już dawno zmienili o nas

zdanie.

- Pastor jest stary i nie nadąża za duchem czasu. Emanuel chwycił ją za

rękę i ścisnął.

- Ważne jest jedynie to, że daliśmy na zapowiedzi. Teraz gdy już jest

ustalona data ślubu, możemy się zacząć przygotowywać do wesela w
domu nad rzeką.

Zerknęła na niego i zapytała:
- Sądzisz, że twoi rodzice się nie odezwą? Pokręcił głową.
- Nie wydaje mi się, by odważyli się urządzić wesele we dworze, ze

względu na przyjaciół i sąsiadów. Czuję jednak, że jeśli ich zaprosimy, to

background image

przyjadą.

- Oczywiście, że ich zaprosimy! Przenocują w naszej sypialni.
- A gdzie my będziemy wtedy spać? - popatrzył na nią zdziwiony.
- Chłopcy położą się u mamy, a my zajmiemy ich pokój.
- W noc poślubną? Żeby Peder i Kristian podsłuchiwali, co do siebie

szepczemy? Przecież tam przez ścianę wszystko słychać.

Elise poczuła, że się czerwieni, bo domyśliła się, że Emanuelowi nie

chodzi wyłącznie o szeptanie.

Zaśmiał się, objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.
- Myślę, że oni zatrzymają się u moich obecnych gospodarzy, Oscara

Carlsena i jego żony Betzy. Zapytam ich o to jeszcze dziś, zanim napiszę
do rodziców.

- Bardzo ci przykro, że nie będziesz miał wesela we dworze?
- Nie. Nie lubię takich dużych przyjęć. W domku majstra będzie o wiele

przyjemniej, ciasno, ale liczy się serce. Jestem pewien, że pomieścimy
wszystkich, których chcemy zaprosić.

- A o kim myślisz?
- Muszę oczywiście zaprosić Carlsenów i Karolinę, poza tym paru

przyjaciół z Armii Zbawienia, a ty?

Elise zwlekała z odpowiedzią. Nie myślała wcześniej o tym. Nie sądziła,

że będzie miała możliwość urządzenia wesela, i to z Emanuelem.

- No cóż, nas jest pięcioro, ty i twoi rodzice, twoi gospodarze i dwóch

przyjaciół to już trzynaście osób. To chyba dosyć.

- Ale przecież musisz też zaprosić jakieś swoje przyjaciółki. Potrzebna

ci na przykład druhna.

Elise w pierwszym odruchu pomyślała o Agnes. Przyjaźniły się przecież

od dawna, byłoby naturalne, gdyby to ona została druhną. Niestety, Agnes
znienawidziła ją za Emanuela.

- Zapytam Hildę - odezwała się po chwili.
- Ona jest chyba za młoda.
- Gdybym tak mogła zaprosić Annę na druhnę - wyrwało jej się, ale

zaraz wycofała się z tego. - Nie, sprawiłoby jej to chyba przykrość.

- Nie jestem tego taki pewien. Wydaje mi się, że Anna doceniłaby,

gdybyś ją o to zapytała. Może udałoby mi się pożyczyć wózek.

Elise popatrzyła na niego zaskoczona.
- Tak myślisz? Byłoby wspaniale!
Doszli do Maridalsveien. Była sobota, fabryki dawno zakończyły pracę,

a ludzie spacerowali sobie, korzystając z pięknej pogody.

- Może się przejdziemy? Czy może musisz wracać do domu? Elise

background image

uśmiechnęła się, widząc, z jaką nadzieją na nią spogląda.

- Chętnie się przejdę. W domu poradzą sobie beze mnie. Kristian miał

pomagać nosić drewno wozakom, żeby zarobić parę ore. Puszył się tak, że
aż Peder był zazdrosny.

- Może uda nam się znaleźć pracę także dla niego! - Emanuel roześmiał

się. - Przejdziemy się brzegiem w górę rzeki?

Elise rozkoszowała się spacerem na świeżym powietrzu i wsłuchiwała w

ptasie szczebioty dolatujące z koron drzew. Szli ocienioną ścieżką, nie
natykając się na nikogo, i dopiero gdy zbliżyli się do zakola, usłyszeli
wesołe nawoływania i pluskanie.

- Chłopcy tu się często kąpią. Ponieważ aż po sam brzeg rzeki rośnie tu

gęsty las, nazywają to miejsce Amazonią. - Zaśmiała się. - Niektórzy nie
mają kąpielówek i muszą się kąpać nago, ale to im nie odbiera radości.
Najodważniejszy jest ten, kto wskakuje na końcu, bo zdarza się, że
podglądają ich dziewczyny...

- Wyobrażam sobie, jakie to musi być fascynujące - zaśmiał się

Emanuel.

Może spotkamy tu Pedera? - Nie sądzę. Po tym nieszczęściu, które się tu

wydarzyło przed paru dniami, mama się bardzo przeraziła i nie pozwala im
samym przychodzić.

Popatrzył na nią, nic nie rozumiejąc.
- Nie słyszałeś? - zdziwiła się. - Jeden chłopiec zeskoczył z mostu prosto

na zatopiony pień, którego nie było widać z powodu gromadzącej się tam
kory i gałęzi.

- I co z nim?
- Utopił się. Nie wiem nawet, kto to był. Słyszałam tylko, że miał

dziesięć lat i mieszkał w Nydalen. Jego mama pewnie pracuje w fabryce
tekstyliów Nydalens Compagnie,

- Biedni ludzie. To straszne otrzymać taką wiadomość.
- Gdyby to się stało Pederowi albo Kristianowi, to nie wiem, co' bym

zrobiła.

Przez chwilę szli w milczeniu pogrążeni we własnych myślach.
- Zobacz, jak gęsto tu rosną drzewa! - Emanuel zatrzymał się i rozejrzał

wokół. - Trudno się tędy przedrzeć.

- Tak. Rozumiem już, dlaczego chłopcy uwielbiają się tu bawić w

dżunglę.

Ruszyli dalej.
- Widziałaś ostatnio Hildę? Elise pokręciła głową.
- Nie, ale wybiorę się do niej, żeby ją powiadomić o ślubie.

background image

- Jak myślisz, jak na to zareaguje?
- Mam nadzieję, że się ucieszy. Ale może uzna, że dostało mi się od losu

więcej, niż na to zasługuję? Nie wiem. Sądzę jednak, że jest zadowolona,
iż mama i chłopcy mieszkają w domu majstra.

Emanuel roześmiał się.
- Myślisz, że Hilda uzna, iż nie zasługujesz na mnie? A co ze mną? Czy

jej zdaniem ja zasługuję na ciebie?

Elise roześmiała się rozbawiona. Emanuel zatrzymał się i objął ją,

mówiąc:

- Och, Elise, uszczęśliwiłaś mnie, wiesz. Przypadek sprawił, że się

spotkaliśmy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda. Gdybyś nie
potrzebowała butów dla Hildy i Pedera, pewnie byśmy się nigdy nie
poznali.

- No cóż, okazuje się, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło -

uśmiechnęła się Elise.

Pocałował ją w nos.
- Będę dbać o ciebie najlepiej, jak potrafię. Przestaniesz głodować i

marznąć. Zimą będę ci palić w piecu, żeby zawsze było ciepło, będziesz
jeść chleb z masłem i kaszę na mleku, aż się w końcu tak pięknie
zaokrąglisz, że nikt cię nie pozna.

Elise zaśmiała się i zapytała z lekką ironią:
- Chcesz, żebym się zmieniła nie do poznania? Emanuel zaśmiał się i

znów ją pocałował, tym razem w usta.

- Chodź - wyszeptał. - Usiądziemy sobie tam za drzewami, gdzie nas

nikt nie zobaczy.

Poprowadził ją za sobą w mroczny cień, zdjął kurtkę i rozłożył na mchu,

po czym pociągnął Elise do siebie. Zauważyła, że oddycha nierówno.

- Chodź, trochę odpoczniemy. Możesz położyć się na mnie tak jak wtedy

w komórce. Od tamtej nocy nieustannie marzę, by powtórzyła się ta
chwila.

Elise poczuła, że palą ją policzki, ale wnet ogarnęło ją drżenie.

Rozluźniła się i pocałowała go. Jego bliskość sprawiała jej przyjemność.
Lubiła na niego patrzeć, tęskniła za nim.

Pocałunki stały się intensywniejsze. Emanuel wsunął jej dłoń pod bluzkę

i pogłaskał ją po plecach.

- Odsłoń piersi, żebym mógł na nie popatrzeć! - wyszeptał chrapliwie i

całkiem podniósł jej bluzkę. Poczuła na skórze łaskotanie łagodnego
wietrzyku. Delikatne pieszczoty, głaskanie piersi i zabawa brodawkami
sprawiały jej przyjemność. Po chrapliwym głosie i palącym spojrzeniu

background image

poznawała, jak silna jest jego tęsknota. W sobie też czuła ogień, w każdym
skrawku ciała od piersi po czubki palców u nóg. Podniecony, poruszał
ciałem w górę i w dół, mocno ją obejmując i przyciskając do siebie. Jej też
udzieliło się pożądanie.

Nagle obrócił się, tak że ona znalazła się pod spodem. Zadarł jej

spódnicę, a jego dłoń powoli sunęła po udzie w górę.

- Elise... - wystękał. - Nie zdołam powstrzymywać się dłużej! Już tak

niewiele czasu pozostało do naszego ślubu. Nie moglibyśmy. ..

- Nie, Emanuelu. Właśnie dlatego, że już wkrótce będziemy

małżeństwem, możemy poczekać.

- Dotknij mnie, proszę!
Zawstydzona zrobiła, o co ją prosił. Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła

jego twardą męskość.

- O Boże - jęknął głośno. - Nie wytrzymam, muszę cię posiąść.
Całował ją intensywnie i coraz namiętniej, szepcząc:
- Przytrzymaj, proszę. Mocniej.
Gdy robiła to, o co prosił, podniósł jej spódnicę i zaczął manipulować

przy tasiemkach bielizny.

- Spróbujmy, chociaż trochę...
- Nie, Emanuelu, nie możemy!
Odetchnął z drżeniem i cofnął dłoń, po czym wstał gwałtownie i pomógł

jej się podnieść. Objął ją mocno i przycisnął z całych sił do siebie.

- Tak cię kocham, Elise. Wybacz, że byłem natarczywy. Ruszyli powoli

przed siebie, ciasno objęci. Elise czuła, że kręci jej się w głowie.
Doznawała jakiejś nieznanej jej radości. To, co przeżyła przed chwilą, było
jeszcze silniejsze niż to, co działo się z nią w ubiegłym roku na polanie
razem z Johanem. Nabrała przekonania, że będzie im z Emanuelem dobrze
we dwoje. Dokonała właściwego wyboru.

Cieszyła się na noc poślubną, a także na wspólne życie, na dobre i na

złe.

- Lepiej, żebyśmy już wracali. Twoja mama pewnie się martwi, dzieje

ciebie.

Zawrócili więc i powędrowali z powrotem tą samą ścieżką.
- Uważam, że powinnaś zapytać Agnes, czy nie zechce być twoją

druhną. Może łatwiej jej będzie przełknąć rozczarowanie.

- Nie znasz Agnes. Jeśli się na kogoś pogniewa, nigdy mu tego nie

zapomina. Znam wiele osób, od których całkiem się odwróciła, między
innymi od swojej kuzynki. Powiedziała, że więcej jej nie chce widzieć na
oczy. Nie mam pojęcia, o co poszło, ale przekonałam się, że Agnes jest

background image

bardzo zawzięta.

- Porozmawiam z nią. Nie chce mi się wierzyć, by nie dało się jej

udobruchać.

Elise nic na to nie odpowiedziała, ale była pewna, że to się na nic nie

zda. Zresztą niech sam spróbuje i przekona się na własnej skórze, jaka
naprawdę jest Agnes.

- Miejmy nadzieję, że utrzyma się ładna pogoda i będzie można

posiedzieć na dworze. Jeśli będzie tak ciepło jak dziś, wystawimy stoły i
ławy na zewnątrz przed gankiem.

Elise zmarszczyła czoło, zastanawiając się, czym podejmą tylu gości i

ile to będzie kosztować.

- Maren Sorby obiecała zająć się przygotowaniem jedzenia. Proponuje

przyrządzić lapskaus, drobno pokrojone mięso z ziemniakami i
warzywami w zawiesistym sosie, a do kawy podać ciastka. - Przytulił ją i
dodał: - Wiem, o czym myślisz, gdy się nie odzywasz, ale pozostaw
wszystkie wydatki mnie. Maren Sorby powiedziała także, że na pewno się
postara o odświętne ubrania dla twojej mamy, chłopców i dla ciebie, bo
zna wiele osób, które mogą pożyczyć. Poza tym zostało jeszcze wiele
ubrań ze świątecznej zbiórki.

Elise pomyślała, że będzie najszczęśliwsza, gdy już będzie miała ten

dzień za sobą. Dręczył ją niepokój o tyle spraw. Bała się, jak zareagują
rodzice Emanuela na takie skromne wesele ich jedynego syna. Jak zdoła
nakłonić Kristiana, aby zachowywał się grzecznie i uprzejmie. Wiedziała,
że brat potrafi, jeśli chce. Gdy jednak coś pójdzie nie po jego myśli, nie
wiadomo, czego się po nim spodziewać. Poza tym spokoju nie dawała jej
Agnes. Bo jeśli nawet po namowie zgodzi się być druhną, to nie wiadomo,
czy nie wymyśli jakiejś zemsty i nie zachowa się jak jędza. Stać ją na
najgorsze!

- Zapomnieliśmy o Evercie - odezwała się nagle. - Poza tym musimy też

zaprosić zarówno panią Thoresen, jak i panią Evertsen. One chyba nie
wyobrażają sobie, by mogło być inaczej.

- Nie ma problemu, zaprosimy wszystkich. A jeśli będzie za tłoczno, a

pogoda nie pozwoli na to, by usiąść na dworze, to na-kryjemy dodatkowo
jeszcze w kuchni i w sypialni. Kapitan Sorby nagotuje wielki kocioł z
lapskausem, więc na pewno dla wszystkich wystarczy.

Elise popatrzyła na niego ze zdumieniem graniczącym z podziwem i

powiedziała:

- Dla ciebie nie ma chyba nic trudnego. Roześmiał się i wyjaśnił:
- Najważniejsze, żeby się zanadto nie przejmować. Oczywiście, że to

background image

wielki dzień, najważniejszy w naszym życiu, ale możemy go przeżyć
równie przyjemnie bez białych obrusów, wyszukanych dań i kieliszków z
szampanem. Jeśli mam być szczery, to wolę takie skromne spotkania niż
eleganckie przyjęcia, w których z musu uczestniczyłem u Carlsenów i
śmiertelnie się na nich wynudziłem.

- Opowiedz! - poprosiła Elise rozbawiona.
- No więc... Wszystkie panie wystrojone, każdy najmniejszy lok pod

kontrolą. Wszystko odbywa się według ustalonej rutyny, więc jedno
przyjęcie podobne jest do drugiego. Długo się siedzi przy stole,
wysłuchując zabójczo nudnych mów. Zamiast rozmawiać ze sobą, goście
prowadzą konwersacje, śmiać się należy w odpowiednim momencie, a
przy paniach nie dyskutuje się o polityce, bo to nie jest w dobrym tonie.

Elise słuchała zdziwiona.
- A jasądziłam, że wiele kobiet angażuje się w to, co się obecnie dzieje.
- Tylko niewielka grupa kobiet o radykalnych poglądach i zazwyczaj

traktuje się je protekcjonalnie. W tak zwanym dobrym towarzystwie
kobiety rozmawiają o modzie, podróżach, przyjęciach, wystawach i
premierach w Teatrze Narodowym, natomiast panowie po obiedzie
przechodzą do biblioteki i dyskutują we własnym gronie o polityce, paląc
cygara i popijając koniak. - Emanuel przytulił ją mocniej i dodał: - To nie
dla nas, Elise. My będziemy grać na gitarze, pośpiewamy razem,
porozmawiamy o wszystkim, co nas dotyczy, posłuchamy szumu rzeki i
popatrzymy na zachód słońca. My będziemy po prostu żyć, Elise!

Elise poczuła, że z radości szybciej jej bije serce. Wyobraziła sobie, jak

siedzą sobie z Emanuelem na ganku przy zachodzie słońca, on gra na
gitarze i śpiewa coś dla niej, a w tle szumi rzeka. Wszystko się w niej
radowało. Byleby tylko przeżyć to wesele, bo potem życie jawiło się jej
piękne jak marzenie.

- Zamilkłaś - odezwał się i zerknął na nią, marszcząc nos u nasady.
- Z przyjemnością słucham tego, co mówisz. Już nawet sobie

wyobraziłam, jak siedzimy na ganku późnym letnim wieczorem, gramy i
śpiewamy sobie razem.

- Tak właśnie będzie. Co wieczór po naszym powrocie z fabryki, kiedy

już nanosimy drewna i wody, zjemy coś i siądziemy sobie przed domem,
żeby się nacieszyć pięknem letniego wieczoru. Bo lato nie trwa wiecznie,
a zima zwykle nadchodzi zbyt szybko.

Oparła głowę o jego ramię.
Dotarli do mostu Bentsebrua i w dole naprzeciwko, po drugiej stronie

rzeki zobaczyli Myrens Verksted.

background image

- Przejdziemy sobie tym mostem. Wiesz, że jego nazwa wywodzi się od

pierwszej fabryki papieru w Norwegii?

- Nie, nie wiedziałam - Elise pokręciła głową i uśmiechnęła się. - Wiem

tylko, że fabrykę mydła założył Petter Molier, ten, który zbadał lecznicze
działanie tranu.

Z naprzeciwka szli w ich kierunku trzej młodzi mężczyźni. Już z daleka

poznała, że nie są to zwykli robotnicy, bo mieli na sobie porządniejsze
ubrania. Może to kanceliści, pomyślała. Wciąż nie mogła się oswoić z
myślą, że Emanuel jest teraz kasjerem. Może ci też pracują w tkalni płótna
żaglowego?

Już mieli się minąć, gdy Elise podniosła k i spojrzała prosto w twarz

jednego z mężczyzn. Wstrzymała oddech i poczuła się tak, jakby ktoś wbił
jej nóż w serce. I mimo że pośpiesznie odwróciła głowę, miała wrażenie,
jakby przygwoździło ją ostre spojrzenie. Nie miała pojęcia, jak zdołała iść
spokojnie dalej i udawać, że nic się nie stało. Poruszała się jak w transie.
Mężczyzna ten należał do bliskich przyjaciół Lorta-Andersa. To on napadł
na nią w lesie... Była tego pewna...

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Dopiero jak zeszli z mostu, Emanuel poznał, że coś jest nie tak.
- Stało się coś, Elise? - zapytał.
Pokręciła głową, bo nie mogła mu przecież nic powiedzieć. Groził, że

zabije tego, kto ją skrzywdził, gdy tylko się dowie, kto to jest.

- Nie, nagle tylko poczułam się zmęczona - wyjaśniła.
- Ukochana... - popatrzył na nią zatroskany. - Nie powinniśmy byli iść

tak daleko! Jestem całkiem bezmyślny! Nie przyszło mi na myśl, że to
zbyt długi spacer w twoim stanie, i do tego po całym dniu pracy w
fabryce!

Zebrało jej się na mdłości i znów zakręciło jej się w głowie. Nie

przypuszczała, że kiedyś natknie się na tego łajdaka. Nie tu, tak daleko od
miasta. Zwykle kompani Lorta-Andersa trzymali się Vaterlandu albo
spotykali się na Mollergata, Kutorget czy Gronland. Tam gdzie było dużo

background image

sklepów i przechodniów, gdzie roiło się od cwaniaków, którzy tak jak oni
robili podejrzane interesy. Nie tu, na peryferiach. Nie wśród robotników,
którzy ciężko harują na codzienną strawę i żyją z uczciwej pracy.

- Zaraz mi przejdzie. Jak dojdziemy do domu, usiądę sobie. Uśmiechnął

się do niej.

- Do domu. Miło słyszeć, że już nazywasz chatę majstra swoim domem.
Udało jej się odwzajemnić uśmiech. Nie pozwoli, by ten łajdak

zniszczył jej radość.

- Niebawem będzie to także twój dom - wykrztusiła.
- Tak, niedługo będzie też mój - powtórzył zadowolony i westchnął. -

Nie mogę w to wprost uwierzyć. - Rozejrzał się wokół z uśmiechem i
dodał: - Czytałem trochę o tych okolicach. Wiesz, że koło wodne Nedre
Papirmolle liczy sobie prawie sto siedemdziesiąt lat? Zbudowano je w
1736 roku. Zanim rozwinął się przemysł włókienniczy, tu gdzie teraz stoją
tkalnia Hjula i przędzalnia Nedre Voien, znajdował się tartak i młyny.

Elise słuchała go tylko jednym uchem. Spotkanie na moście wywołało w

niej szok. Nie mogła przestać o tym myśleć. Co się stanie tego dnia, gdy
jej ciąża stanie się widoczna, a ona znów się natknie na tego łajdaka? Czy
domyśli się, że jest sprawcą tej ciąży?

Nagle Emil przystanął i zapytał:
- Co się z tobą dzieje, Elise? Nie chodzi tylko o zmęczenie, coś cię

gryzie, prawda? Zauważyłem zmianę w twoim zachowaniu, gdy
przechodziliśmy przez most. - Popatrzył jej prosto w oczy, domagając się
odpowiedzi.

Trzej mężczyźni już dawno zniknęli i nawet gdyby Emanuel pobiegł za

nimi, nie zdołałby ich dogonić. Napastnik na pewno ją rozpoznał i pewnie
obawiał się, czy nie został zdemaskowany. Na pewno zadbał o to, by czym
prędzej schronić się gdzieś w bezpiecznym miejscu.

- Czy to ma jakiś związek z tymi trzema mężczyznami? Potwierdziła

skinięciem, a usta jej zadrżały. Jak zdołał się tego domyślić?

- Chyba nie był to... - umilkł i popatrzył na nią przerażony. Pokiwała

tylko głową, nie mogąc już dłużej powstrzymać szlochu.

Zacisnął dłonie na jej ramionach i potrząsnął nią lekko.
- Który z nich? Ten rudy z kręconymi włosami?
Kiwnęła znowu i poczuła, że nogi ma jak z waty i ledwie się na nich

trzyma.

Emanuel zacisnął pięści.
- Dlaczego mi od razu nie powiedziałaś?
- Bo bałam się, co zrobisz.

background image

Otworzył usta, zamierzając wygłosić tyradę, ale powstrzymał się.

Opadły mu ramiona i westchnął ciężko:

- Masz rację, Elise. Lepiej, że nie wiedziałem. A nie dałbym rady im

trzem.

- Zapomnijmy o tym, Emanuelu - posłała mu błagalne spojrzenie. - Było

nam tak dobrze.

- Dasz radę zapomnieć?
- Tak, o ile mi pomożesz.
- Pomożemy sobie nawzajem. Czuję, że wszystko się we mnie gotuje ze

złości, bo taki łajdak chodzi sobie wolno i nie spotkała go żadna kara za
jego podłość. Wiem jednak, że masz rację, mówiąc, że policja nie ruszy
nawet palcem w tej sprawie. A jeśli pozwolę, by zaślepił mnie gniew,
mogę tylko zaszkodzić dziecku i tobie, i sobie samemu.

Zamilkł, ale Elise domyślała się, że toczy wewnętrzną walkę. Po chwili

podjął rozmowę:

- Kiedy zdecydowałem się tobie oświadczyć i obiecałem wziąć na siebie

odpowiedzialność za dziecko, udało mi się odsunąć gdzieś na bok myśl o
jego ojcu. Nie przyszło mi do głowy, że możemy się na niego natknąć.

- Mnie też nie.
- Myślisz, że on cię rozpoznał? Odniosłem wrażenie, że strasznie się

gapił, ale może tylko tak mi się wydawało.

- Nie wiem.
Emanuel zacisnął zęby, a twarz mu stężała.
- Nie nadaję się do pracy ewangelizacyjnej, Elise. Nie umiem

nadstawiać drugiego policzka. Nie rozumiem tego!

- Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to może być jeszcze trudniejsze

dla ciebie niż dla mnie - odparła Elise.

- No coś ty - zaprzeczył gwałtownie, potrząsając głową. - O, są chłopcy

- dodał już całkiem innym tonem. - Kopią piłkę. Ciekawe, skąd ją wzięli?

- Dostali od pani Berg. To taka szmacianka. Dostali też od niej metalową

obręcz, z którą urządzają wyścigi po ulicy. Wczoraj jednak obręcz im się
wymknęła i uderzyła w panią Evertsen, która właśnie wracała ze sklepu na
rogu. Strasznie się rozgniewała, wygrażała im pięścią i pomstowała na
czym świat stoi.

Emanuel roześmiał się, a Elise mu zawtórowała, wyobrażając sobie ten

zabawny widok. Ściśnięty ze zdenerwowania żołądek przestał jej
dokuczać i od razu poczuła się lepiej. Wreszcie udało jej się uciec myślami
od tej nieprzyjemnej historii.

Gdy chłopcy ich zauważyli, przerwali zabawę i przybiegli na spotkanie.

background image

- Elise, zobacz, dostaliśmy od pani Berg kamyki, prawdziwe kamyki do

gry. Kupiła nam w sklepie.

- Kamyki? - Emanuel popatrzył zdziwiony.
- To taka zabawa - wyjaśniła Elise. - Podrzuca się pięć jednakowych

kamyków i należy złapać je w dłoń. Albo podrzuca się kolejno jeden, dwa,
trzy i tak dalej. Chodzi o to, by złapać jak najwięcej w dłoń, zanim spadną
na ziemię. W sklepie można kupić specjalnie toczone kamyki o
jednakowym kształcie, które łatwo się chwyta.

Evert pociągnął Elise za rękaw.
- Elise, wiesz, dostałem pracę! Od stróża w szkole! Będę czyścił rynny,

usuwał stamtąd liście i gałęzie. No i jeszcze mam rąbać drewno!

Elise popatrzyła na niego przerażona.
- Będziesz rąbał drewno? Nie jesteś na to za mały? Evert pokręcił

dumnie głową.

- Skąd. Zobacz, jakie mam muskuły, Elise! Uśmiechnęła się do niego

ciepło.

- Rzeczywiście - odparła, patrząc na blade, chude jak patyki ramiona

chłopca. - Musisz mi jednak przyrzec, że będziesz bardzo ostrożny z
siekierą. - Odwróciła się do Emanuela i zapytała: - Wejdziesz do środka?

- Chętnie. Muszę porozmawiać z twoją mamą na temat wesela. Znaleźli

mamę w saloniku, zajętą podlewaniem kwiatów na parapecie okna.

- Właściwie to w tym pięknym salonie powinno się jedynie przyjmować

gości - powiedziała, nie odwracając głowy. - Pamiętam, że u nas, w
Ulefoss, nadzorca też miał w salonie meble wyściełane zielonym pluszem.
Na stole zaś leżał aksamitny obrus z ciężkimi frędzlami. Na ścianach
wisiały obrazy, a na wysokich postumentach umieszczone były donice z
kwiatami: pelargonie, palmy, bluszcze. A teraz my tak mieszkamy... -
urwała i pokręciła ze zdumieniem głową.

- Mamo, przyszedł Emanuel.
Mama odwróciła się speszona, wytarła pośpiesznie ręce w fartuch i

przywitała się uprzejmie.

- Przepraszam, myślałam, że Elise jest sama.
- Byliśmy u pastora i ustaliliśmy datę ślubu na sobotę za dwa tygodnie -

oświadczył Emanuel i uśmiechnął się do niej serdecznie.

Mama załamała dłonie i popatrzyła przerażona.
- Już za dwa tygodnie? Tutaj?
- Spokojnie, pani Lovlien, wszystko załatwimy. Kapitan Maren Sorby z

Armii Zbawienia zaoferowała się, że ugotuje wielki kocioł lapskausu.

- Samarytanka? To ona potrafi też gotować?

background image

- Ona potrafi wszystko - zaśmiał się Emanuel. - Pomyśleliśmy z Elise,

że trzeba usiąść i się zastanowić na spokojnie, kogo zaprosimy.

- Zaprosimy? Chyba nie możemy zaprosić nikogo poza... - Mama

zamilkła i popatrzyła bezradnie na Emanuela i Elise.

- Naturalnie przyjadą rodzice Emanuela - pomogła mu Elise. - Chce też

zaprosić dwóch przyjaciół z Armii Zbawienia.

- Byłbym zapomniał o ciotce Ulrikke! - zaśmiał się Emanuel. - Dopiero

by było! Obraziłaby się na śmierć.

- Twoja ciotka?
- Właściwie to ciotka mojego ojca. Jest niezamężna i bywa u nas niemal

co niedziela na obiedzie. To bardzo władcza dama i mówi to, co myśli, bez
owijania w bawełnę. Potrafi być ostra i niemiła, ale w gruncie rzeczy ma
złote serce.

Elise znów poczuła, że ściska ją w żołądku, i pomyślała, że przybyło jej

kolejne zmartwienie. Skoro ta ciotka jest taka ostra i niemiła i mówi, co
myśli, nie będzie szczędzić krytyki, gdy zobaczy, z kim Emanuel zamierza
się związać.

Mama stała, nerwowo wykręcając dłonie.
- Ale jak... to znaczy gdzie...
- Tylko o nic się nie martw, mamo. Emanuel i ja poradzimy sobie ze

wszystkim. Jeśli dopisze pogoda, wyniesiemy stół i krzesła na dwór, przed
ganek. Emanuel powiedział, że nie musimy się martwić o koszty, on opłaci
wesele.

Mama jednak nie wydawała się uspokojona jej słowami. Rozglądała się

nerwowo na boki, nadal bezradnie wykręcając palce.

- Ale co zaproponujemy gościom do picia i co ja włożę na siebie?
- Pożyczymy ubrania zarówno dla ciebie, chłopców, jak i dla mnie.

Emanuel jest abstynentem, dlatego też nie podamy alkoholu. Jak myślisz,
powinniśmy zaprosić panią Thoresen i panią Evertsen?

Mama popatrzyła na nią przerażona
- Nie możemy urządzić przyjęcia bez nich.
- Zastanawiałam się, czy uda nam się ściągnąć tu Annę. Chciałam nawet

zapytać, czyby się nie zgodziła zostać moją druhną, jeśli Agnes nie zechce.
- A zwracając się do Emanuela, dodała: - Nie musisz z nią rozmawiać,
Emanuelu. Najlepiej będzie, jeśli zrobię to sama.

Pokiwał głową.
- Dobrze, spróbuj najpierw sama i zobaczymy, jak ci pójdzie.
- O czym mówicie? - Mama patrzyła na nich zdezorientowana.
- Agnes jest na mnie zła. Zakochała się w Emanuelu i mi zazdrości.

background image

Mama prychnęła pogardliwie.
- Ta latawica! Nie chcę nawet powtarzać tego, co o niej mówi pani

Evertsen.

Elise i Emanuel wyszli do kuchni, żeby ugotować kawę.
- A cóż takiego opowiada o Agnes pani Evertsen? - zainteresował się

Emanuel.

Elise uśmiechnęła się zakłopotana.
- O, nasza sąsiadka wyraża się bardzo obrazowo.
- Jak kto?
- Mówi, że Agnes ma wiele supłów na tasiemkach. Patrzył na nią, nic

nie rozumiejąc.

Elise poczuła, jak oblewa się rumieńcem, i wyjaśniła, odwracając

zawstydzony wzrok:

- Ma na myśli tasiemki, które i ty miałeś dziś ochotę rozwiązać.

Emanuel roześmiał się i przygarnął Elise do siebie.

- Innymi słowy Agnes nie jest taka surowa jak ty - wyszeptał takim

tonem, jakby się z nią drażnił, i położył dłoń na jej piersi. - Kiedy się
pobierzemy, na twoich tasiemkach też będzie mnóstwo supłów - dodał
szeptem.

- Na noc nie wkładam nic pod spód - odszepnęła mu, czując, jak

przyjemny dreszcz przenika jej ciało.

- Nie to miałem na myśli.
- A co?
- Mówiłem o tych wszystkich razach, kiedy nie dam rady czekać, aż się

położymy spać.

Roześmiała się cicho, wtulona w zagłębienie jego gorącej szyi.
- I wybierzemy się wówczas na spacer brzegiem rzeki, tak?
- To też. Albo zaciągnę cię do naszej sypialni, gdy twoja mama i chłopcy

będą czymś zajęci.

- A co będzie, jeśli zaczną się nagle zastanawiać, gdzie przepadliśmy?
- Wtedy będziemy musieli pośpiesznie wiązać tasiemki.
Elise poczuła jego twardą męskość na swym podbrzuszu i serce zabiło

jej mocniej.

- Najlepiej, żebyś w ogóle nie wkładała pod spód bielizny, tak jak

kobiety w średniowieczu.

- Nic nie miały pod spodem?
- Nie - odparł, wsuwając dłoń przez spódnicę pomiędzy jej uda. -

Mężczyznom wystarczyło podnieść spódnicę, by dać ujście swojej chuci.
Oni zresztą też nie nosili nic pod koszulami. - Pocałował ją i wyszeptał

background image

gardłowo: - Może i ty byś zdjęła bieliznę?

- A co się wtedy stanie? - zaśmiała się speszona.
- Trudno powiedzieć.
- W takim razie nie mam odwagi.
- Boisz się mnie?
- Tak.
- Chyba nie sądzisz, że uczyniłbym coś, czego sama byś nie chciała?
- Nie.
- A mimo to się mnie boisz?
- Uhm.
Najchętniej poddałaby się pieszczotom jego dłoni, ale nabrała

głębokiego oddechu, by ochłonąć.

- A może ty się boisz siebie? - Jego szept zabrzmiał tak cicho, że ledwie

go usłyszała.

- Tak - odpowiedziała mu również szeptem.
- Na Boga, Elise, dlaczego mielibyśmy czekać? - Ścisnął dłońmi jej

pośladki i przycisnął ją mocno do swego podbrzusza, ocierając się o nią
powoli. - Chodź do sypialni! - kusił. - Twoja mama zajęta jest
przesuwaniem mebli. Chyba ogarnęła ją panika w związku z weselem i
chce sprawdzić, ile osób zmieści się w salonie.

- Nie możemy, Emanuelu.
- Mówiłem ci już, że nie zrobię niczego, czego byś nie chciała.
- Wiem. Ale nie powinieneś robić też tego, czego bym chciała.
Zaśmiał się cichutko, wziął ją za rękę i pociągnął za sobą do sypialni.
- A może nawet i dobrze, jeśli twoja mama zauważy, czym się

zajmujemy? Łatwiej będzie jej później wyjaśnić, dlaczego dziecko
urodziło się wcześniej, niż powinno.

Elise nie lubiła, gdy jej o tym przypominał.
- Nie znam nikogo, kto byłby równie przekonujący co ty - rzekła z

wymuszonym uśmiechem.

- Więc się zgadzasz?
- Nie. Chcę, żeby wszystko odbyło się tak, jak należy. Pamiętasz chyba

upomnienia pastora?

Westchnął ciężko wtulony w jej szyję.
- Cała Elise, żelazny charakter! Skąd ty czerpiesz taką stanowczość?
- Zostałam dobrze wychowana - odparła, ale głos jej drżał. - Chyba

powinniśmy już stąd wyjść, Emanuelu, bo to się źle skończy.

- Niemożliwe. Na pewno zdołasz mnie powstrzymać, nim... - Nie

dokończył, bo słowa utonęły w pocałunku.

background image

- Udało ci się tamtej nocy w komórce.
- Nie przypominaj mi o tym! - Położył znów dłoń na jej piersi.
- Dlaczego nie?
- Bo wtedy jest mi jeszcze gorzej.
- Gorzej?
Zaśmiał się, dotykając wargami jej ust, i znów ją pocałował.
- Nie, właściwie lepiej. Zdaje się, że to chcesz usłyszeć. Wtedy nie

miałem żadnej nadziei.

- Teraz też nie masz się co łudzić. Nie wcześniej niż w noc poślubną.
- Jesteś okrutna.
- Tylko po to, by ci pomóc. I sobie też.
- Pomyślałaś o tym, że stróż z fabryki utwierdzi się teraz w przekonaniu,

że słusznie nas podejrzewał?

- Nie, nie pomyślałam. Za dużo mówisz.
- Nie rozumiesz dlaczego?
- Nie.
- Owszem. Ty też dużo mówisz. To nam pomaga się powstrzymać.
- Nie, jeśli równocześnie dotykasz mnie dłonią w taki sposób.
- Mam przestać?
- Nie.
Nagle wyrwała mu się, słysząc tupot nóg.
- Chłopcy wracają.
- Elise! - zawołał Peder zdenerwowany. - Elise, chodź! Wygładziła

pośpiesznie ubrania i wybiegła z sypialni.

Stał w niewielkim przedsionku spocony, czerwony na twarzy, a jego

duże oczy zdradzały poruszenie.

- Smarkacz, młodszy brat Pingelena, wpadł do rzeki.
- Co ty mówisz? Gdzie?
Rzuciła się do wyjścia, słysząc za sobą biegnącego brata i Emanuela.
- Przy moście.
Gromada dzieciaków stała stłoczona przy brzegu, ale nie widać było

nikogo z dorosłych. Pędzili po trawie co sił w nogach, przebiegli przez
drogę aż nad samą wodę.

- Uwaga! Przepuśćcie nas!
Dzieciaki stały jak porażone, wpatrując się w taflę wody, gdy naraz nad

powierzchnią pojawiła się głowa i w powietrzu zamachały ramiona, po
czym tonący malec znów zniknął pod wodą.

Emanuel przecisnął się, odsunął na bok Elise i wskoczył do wody w

ubraniu.

background image

Elise wstrzymała oddech. Emanuel opowiadał jej kiedyś, że nie pływa

najlepiej, bo tam, gdzie się wychował, nie mieli się gdzie kąpać latem.
Zresztą podobno chłopi nie mają czasu na takie rzeczy.

Ratowanie topielca wymaga nie tylko siły, ale i umiejętności

pływackich, myślała Elise nieprzytomna ze strachu, nie spuszczając oczu z
Emanuela. Nasiąknięte ubranie będzie go dodatkowo ciągnąć w dół.
Modliła się w duchu, by sobie poradził, śledząc wzrokiem każdy jego
ruch.

Peder chwycił ją za rękę. Czuła, że brat jest przerażony, ale nie miała

czasu nawet na niego spojrzeć. Dobry Boże, spraw, by wszystko dobrze
poszło, błagała w duchu. Dlaczego nie skoczył na ratunek żaden ze
starszych chłopców, którzy na pewno pływali lepiej od Emanuela? -
buntowała się w duchu, choć znała odpowiedź. Wychudzeni i
niedożywieni, nie daliby rady wyciągnąć tonącego malca.

Emanuel dotarł do miejsca, gdzie zauważył wynurzającego się chłopca, i

zanurkował.

Elise rozejrzała się wokół zdesperowana. Nie ma tu żadnych innych

dorosłych? Nikt nie słyszał krzyków i nawoływania znad rzeki?

- Peder, leć i sprowadź kogoś dorosłego! - nakazała bratu pełnym

napięcia głosem. - Na pewno gdzieś w pobliżu są jacyś mężczyźni, którzy
pomogą Emanuelowi. On nie pływa najlepiej.

Peder posłuchał jej natychmiast, przepchnął się pomiędzy stłoczoną

dzieciarnią i pobiegł po ratunek.

Tymczasem Elise śledziła wzrokiem rozgrywający się w wodzie dramat.

Nurt był wartki i do wodospadu było stąd niedaleko. Przez chwilę
zastanawiała się nawet, czy samej nie wskoczyć, ale nie umiała pływać,
więc zamiast pomóc, tylko by przeszkodziła Emanuelowi.

W rzece zazwyczaj kąpali się chłopcy, dziewczęta tylko patrzyły.

Kobiety w ogóle nie brały kąpieli, bo pływanie uważano za mało
estetyczne. Ostatnio jednak słyszała, że kobiety, które mieszkały po
drugiej stronie rzeki, w strojach kąpielowych, sandałkach i czepkach
bawiły się w wodzie i nawet pływały w zamkniętych kąpieliskach.

Odwróciła się, rozglądając nerwowo za Pederem. Przecież tu, w pobliżu

rzeki, powinni być jacyś mężczyźni, którzy dobrze pływają. Gdzie się
wszyscy podziali?

Odwróciła się z powrotem i zobaczyła wynurzającego się Emanuela.

Przytrzymywał ręką chłopca, który w ogóle nie dawał znaku życia, i na
plecach z wysiłkiem holował go powoli do brzegu. Widać było, że zmaga
się z prądem, ale cały czas uważa, by głowa chłopca znajdowała się nad

background image

powierzchnią wody.

Wreszcie dopłynął do brzegu. Elise stała już gotowa odebrać od niego

chłopca. Chwyciła malucha za nogi, głową w dół, bo kiedyś słyszała, że
tak właśnie należy postąpić w takim przypadku. Gdy tylko Emanuel
wyszedł na brzeg, on także jej pomógł. Po chwili chłopiec zakasłał i
krztusząc się, łapał oddech.

Otoczyły ich dzieciaki, w napięciu obserwując przebieg zdarzeń. Nikt

się nawet nie odezwał. Czuły, że sytuacja jest poważna. Gdy wnet
przybiegł Peder, prowadząc dwóch mężczyzn, Elise już wiedziała, że
chłopiec przeżyje.

Emanuel wziął go na ręce i wspiął się na stromy brzeg, kierując się w

stronę drogi. Pingelen, szlochając, szedł obok niego. Towarzyszyła im cała
horda przejętej dzieciarni. Dwaj sprowadzeni przez Pedera mężczyźni
zatrzymali się i zamienili parę słów z Emanuelem, a potem cały pochód
udał się w kierunku Sagveien, gdzie mieszkała rodzina Pingelena.

Elise została na miejscu. Odprowadziła ich tylko spojrzeniem, wciąż nie

mogąc się otrząsnąć ze strachu. Mało brakowało, a zakonczyłoby się to
tragicznie dla chłopca i dla Emanuela. Na samą myśl, że omal go nie
straciła, zaczęła dygotać na całym ciele.

Chyba go kocham, pomyślała, wiedząc równocześnie, że nie po raz

pierwszy używa tych słów. Zapewniała o swojej miłości także Johana i
naprawdę tak wówczas czuła.

Stała nieporuszona aż do jego powrotu. Mokre ubrania przy-kleiły się

mu do ciała, woda kapała z włosów. Pobiegła mu na spotkanie i rzuciła się
na szyję, nie zważając na dzieci, które szły za nim.

- Emanuel! - zawołała zdyszana. - Tak strasznie się o ciebie bałam!
Poszli razem do domu. Mama znalazła mu na przebranie koszulę, bluzę i

spodnie po ojcu i wnet usiedli we troje przy kuchennym stole, popijając
gorącą mocną kawę, gdy tymczasem Elise, rozdygotana, opowiadała, co
się stało.

Peder, Evert i Kristian przybiegli wnet rozpromienieni i ożywieni.
- Cała ulica mówi tylko o tym! - zawołał zdyszany Kristian i patrzył to

na mamę, to na Emanuela i Elise. - Wszyscy uważają cię za bohatera!
Pingelen mówi, że skoczyłeś jego bratu na ratunek, choć mogłeś sam
utonąć!

Elise popatrzyła uśmiechnięta na Kristiana, który wpatrywał się w

Emanuela z podziwem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio był taki radosny i
pełen zapału.

- Uratowałeś mu życie, Ringstad! - Peder cały był spocony i zdyszany.

background image

- Gdyby nie on, Smarkacz by utonął - podsumował Evert, równie

spocony i zdyszany jak Peder.

- Cieszę się, że w szkole jeszcze nie ma wakacji - ciągnął Peder

rozpromieniony. - Wszystkie chłopaki będą chwalić pana Ring-stada! -
Peder spoglądał na swojego bohatera z podziwem. - Teraz na pewno nikt
się więcej nie odważy popchnąć mnie do rzeki.

- Popchnąć cię do rzeki? - Mama popatrzyła na niego przerażona.
Przy stole zrobiło się cicho.
Peder zerknął przepraszająco na Elise, po czym popatrzył na mamę i

uśmiechnął się zakłopotany, mówiąc:

- Żartuję tylko, przecież wiesz!
- Moim zdaniem to nie jest temat do żartów - odparła mama surowo i

dodała: - Ale teraz jest już późno. Pora spać. Odwiedź nas znowu jutro,
Evert. Chyba nie pracujesz w niedzielę?

Evert pokręcił dumnie głową.
- Nie, jutro mam wolne. Ale gdy skończy się szkoła i zaczną wakacje,

będę pracował codziennie.

Ruszył ku drzwiom, ukłonił na pożegnanie i wyszedł.
- Będzie wojna? - zapytał Peder przy kolacji, gdy wreszcie skończyli

omawiać bohaterski czyn Emanuela. - Nasz nauczyciel mówi, że to
możliwe. Codziennie śpiewamy Będę bronić mego kraju. No i opowiada
nam o Nansenie, królu Oscarze i oddziałach szwedzkich.

- Tego nikt nie wie, Peder - odpowiedział Emanuel z powagą, a w jego

spojrzeniu Elise zauważyła zatroskanie. - Pewna Szwedka, Ellen Key,
popiera dążenia niepodległościowe Norwegii. Przypomina swoim
rodakom, że jeszcze przed paru laty nie chcieli dotrzymać warunków unii
personalnej i zamierzali nawet uczynić Norwegię swoją prowincją.

- To prawda? - zapytała Elise przerażona. Mama włączyła się do

rozmowy:

- A ja zawsze uważałam króla Oscara za sprawiedliwego władcę, który

pragnie pokoju i dobra bratniego narodu. Królowa Sophie jest
chrześcijanką i ma dobre serce. Ufundowała tu, w Kristianii, specjalną
szkołę dla inwalidów, Sophies Minde.

- Ale szwedzkie oddziały grupują się przy granicy. Słyszałem, jak ktoś

opowiadał, że na wschód od Idd na torach kolejowych stoi pusty pociąg
towarowy. Wielu zastanawia się, czy to ma jakiś związek z planami
Szwedów.

Elise popatrzyła na niego ze strachem.
- Jeśli zostanie ogłoszona mobilizacja, ty także spodziewasz się

background image

wezwania?

- Jasne, że tak - odparł Emanuel.
Te słowa wywołały w niej dziwny smutek. Miałaby go stracić na

wojnie? Teraz, kiedy wreszcie zrozumiała, ile dla niej znaczy?

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Następnego dnia w niedzielę powitała ich deszczowa pogoda. Elise

patrzyła przez okno zawiedziona, obawiając się, że Emanuel nie pojawi się
w tak rzęsisty deszcz. Tęskniła za nim, mimo że nie widziała go raptem
jedną noc. Na jedenastą planowali pójść do kościoła, by posłuchać

background image

zapowiedzi.

Nagle zauważyła mężczyznę z parasolem przechodzącego przez most.

Czyżby to on... Tak! Serce zabiło jej mocniej i radośnie pobiegła do
kuchni, odsunęła fajerki i nastawiła dzbanek z kawą, by się podgrzała,
mimo że jeszcze była ciepła. A potem otworzyła mu drzwi.

- Przychodzisz w taką pogodę!
Zamknął parasol, wszedłszy pośpiesznie do przedsionka, i mocno ją

przytulił.

- Deszcz miałby mnie przestraszyć? No, co ty sobie myślisz?

Uśmiechnęła się do niego.

- Tęskniłem za tobą - dodał i pocałował ją w czoło, woląc nie ryzykować

dziś więcej.

- Chodź, nastawiłam kawę.
- Po co ten pośpiech?
Roześmiała się głośno, czując, jak pulsuje w niej radość.
- Mama i chłopcy siedzą w kuchni i pewnie się zastanawiają, co z nami.
- A niech się zastanawiają. - Przyciągnął ją do siebie i zakrył jej usta

pocałunkiem. Po chwili dodał chrapliwie: - Liczę dni i godziny! Wkrótce
będziesz moja. Nie mogę wprost tego pojąć.

W ciasnym przedsionku, gdy obie pary drzwi były zamknięte, panował

mrok. Wsunął jej dłoń pod koszulę i dotykając piersi, stwierdził szeptem: -
Urosły. Może dlatego, że karmię cię masłem i mlekiem?

Nie odpowiedziała. Piersi powiększyły się raczej z całkiem innego

powodu.

- Elise i Ringstad! - zawołał Peder. - Czemu nie wchodzicie do środka?
Puścił ją niechętnie i skierowali się do kuchni. Peder i Kristian siedzieli

na podłodze i z płaskich drewienek strugali łódki.

- Chodź, Ringstad, zobacz! - zawołał Peder podekscytowany. -

Wystrugamy całą flotę i popłyniemy aż do Ameryki.

- Mam nadzieję, że nie będziecie puszczać łódek po rzece, bo nie mam

ochoty znów nurkować.

- Nie, pożyczymy od Elise balię do zmywania naczyń i nalejemy wody -

zaśmiał się Peder.

Emanuel przywitał się uprzejmie z mamą i usiadł przy stole, a Elise

poszła po kawę.

Mama popatrzyła na niego zatroskana i zapytała:
- Są jakieś nowe wieści o rokowaniach ze Szwecją?
- Właśnie rozmawiałem z Oscarem Carlsenem na ten temat. Wielu

wpływowych Szwedów czuje się głęboko dotkniętych rozwiązaniem unii i

background image

domagają się zadośćuczynienia. Uważają postanowienia z siódmego
czerwca za rewolucyjne i twierdzą, że parlament norweski nie powinien
był uchwalać takich decyzji bez udziału Szwecji. Jako przyjaciele
Norwegii są tym pominięciem bardzo rozgoryczeni.

Mama popatrzyła na niego z przerażeniem.
- W takim razie będzie wojna!
- Benjamin Vogt, który nawiązał kontakty pomiędzy naszymi władzami,

twierdzi, że sposób działania Norwegów stanowi według prawa
międzynarodowego powód do wypowiedzenia wojny, tak zwany casus
belli.

Szwedzki premier Ramstedt ogłosił, że nie ma możliwości prowadzenia

negocjacji z „nielegalnym norweskim rządem" i że unia została
rozwiązana niezgodnie z prawem. Widać wyraźnie, że Szwedzi wciąż nie
otrząsnęli się z zaskoczenia, i nadal istnieje poważne niebezpieczeństwo,
że dojdzie do rozwiązań militarnych.

- W sanatorium mówiono o tym, że powinno się odbyć referendum na

ten temat, między innymi po to, by dać Szwedom trochę czasu. Ponadto
potrzebujemy króla.

Emanuel pokiwał głową.
- Europejskie monarchie obawiają się, że na północy powstanie nowa

republika, i z dużym zainteresowaniem śledzą rozwój zdarzeń. Cesarz
Wilhelm na przykład sugeruje, by wprowadzić na tron norweski księcia
Valdemàra z Danii, natomiast norweski rząd wolałby chyba księcia Carla,
innego wnuka króla Danii. Jego żoną jest księżniczka Maud, córka
brytyjskiego monarchy Edwarda VII i królowej Aleksandry, z pochodzenia
Dunki. Christian Michelsen twierdzi, że dzieci księcia Valdemaro są za
duże, by kiedykolwiek stać się Norwegami, natomiast syn księcia Carla,
książę Aleksander, ma dopiero dwa latka. Ponadto jego zdaniem żona
księcia Valdemaro jest zagorzałą katoliczką, co nie bardzo pasuje do
realiów norweskich.

Elise wraz z mamą słuchały opowieści Emanuela z dużym zain-

teresowaniem.

- Jak zareaguje cesarz Wilhelm, jeśli nie posłuchamy jego rad? -

zapytała mama wyraźnie zmartwiona

- Obiecał zachować przyjazne uczucia dla Norwegii niezależnie od tego,

jaki książę zasiądzie na tronie. - Emanuel zamilkł i zamyślił się na chwilę.
- Car rosyjski Mikołaj II także chce, żebyśmy wybrali księcia Valdemaro.
Obawia się bowiem, że Edward VII zyska zbyt wielkie wpływy, jeśli na
norweskim tronie zasiądzie książę Carl. Póki co więc wszystko jest bardzo

background image

niepewne. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że nasz rząd dokona
właściwego wyboru, a Szwedzi zachowają rozsądek.

Peder podniósł wzrok znad łódki, którą strugał, i zawołał:
- Cholerni szwedzcy knechci. Pozabijam ich, gdy tylko zostanę

porządnym żołnierzem.

Mama spojrzeniem przywołała go do porządku.
- Jak wszyscy będą tak myśleć, to nigdy nie zapanuje pokój na świecie.

W Piśmie Świętym jest napisane, że trzeba raczej nadstawić drugi
policzek.

Elise i Emanuel wymienili spojrzenia.
Rozległo się pukanie do drzwi, więc Elise pośpiesznie poszła otworzyć.

Ku swemu wielkiemu zdumieniu zobaczyła Hildę.

- Mam dziś wolne po raz pierwszy, odkąd pracuję jako służąca. - Cała

przemoczona od deszczu weszła do przedsionka, gdzie zdjęła płaszcz i
powiesiła na haku. - Musiałam przyjść, żeby zobaczyć, jak się tu
urządziliście.

- Dopiero co przyszedł też Emanuel. Siedzimy sobie w kuchni i pijemy

kawę. Zamierzałam nawet odwiedzić cię dziś wieczorem, Hildo, żeby cię
zaprosić na nasze wesele, które urządzimy tutaj.

Zobaczyła, że Hilda zesztywniała, nie potrafiła jednak rozgryźć wyrazu

jej twarzy.

- Zamierzacie urządzić wesele tutaj? W tym domu? Elise pokiwała

głową z uśmiechem.

- A czemu nie we dworze u rodziców Emanuela?
Drzwi do kuchni otwarte były na oścież, Elise więc dała siostrze znak,

by nieco ściszyła głos, i odparła krótko:

- Bo bardzo chcemy urządzić je tutaj.
Mama wstała od stołu i podchodząc do córki z wyciągniętymi

ramionami, zawołała:

- No wreszcie, Hildo!
- Przecież mówiłam, że przyjdę - odparła Hilda, uwalniając się z objęć

mamy.

Elise od razu poznała, że siostra nie jest w humorze.
- No, jak ci tam jest, moje dziecko? - dopytywała się mama. - Wydaje mi

się, że zeszczuplałaś. Chyba nie pracujesz ponad siły u tego majstra?

- Jest mi dobrze - odparła krótko Hilda, siadając ciężko na stołku. -

Zostało dla mnie trochę kawy?

Emanuel uśmiechnął się i zagadnął:
- Widziałem cię któregoś dnia, jak wracałaś razem z Agnes ze sklepu.

background image

Hilda pokiwała głową i odszukała spojrzeniem Elise.
- Myślę, że przez jakiś czas powinnaś się trzymać od niej z daleka -

powiedziała do siostry.

- Wciąż jest taka zła?
- A czy to takie dziwne? - Hilda popatrzyła na nią wyzywająco. - Ja też

bym nie wybaczyła, gdyby chodziło o mnie. Taki cios, i to ze strony
najlepszej przyjaciółki! Nie rozumiem, że zdobyłaś się na coś takiego,
znając jej uczucia - rzekła z wyrzutem.

Elise domyśliła się, że Agnes podjudziła Hildę przeciwko niej.
- Ależ to bzdura, Hildo - odezwał się Emanuel wyraźnie poirytowany. -

Między Agnes a mną nigdy nic nie było. A w Elise zakochałem się od
pierwszej chwili, gdy ją zobaczyłem, i potem nie mogłem już przestać o
niej myśleć.

- W takim razie Elise powinna o tym szczerze powiedzieć Agnes,

zamiast utwierdzać ją w przekonaniu, że myśli jedynie o Johanie.

- Elise myślała tylko o Johanie. To ja nie dawałem za wygraną!
- Na jedno wychodzi. Agnes jest całkiem rozbita. Powiedziała, że

najchętniej rzuciłaby się do wodospadu.

Emanuel poczerwieniał ze złości.
- Nigdy jej nie zachęcałem ani nie dawałem nadziei. Przeżyłem szok,

kiedy się dowiedziałem, że zwolniła się z fabryki, żeby zamieszkać w tym
samym domu co ja. Nie rozumiem, jak w ogóle mogła myśleć, że to
cokolwiek zmieni.

- Tak czy inaczej tak się nie robi - upierała się Hilda, najwyraźniej nie

mając zamiaru dać za wygraną.

- Ależ Hildo! Co to ma znaczyć? - wtrąciła się mama, patrząc na córkę z

wyrzutem. - To do ciebie niepodobne. Zastajesz swoją starą matkę i
rodzeństwo w nowym domu z gankiem pośród zielonych traw, na stole stoi
jedzenie, a ty się zachowujesz w taki sposób?

Hilda poderwała się z miejsca i odburknęła:
- Mam co robić w wolny dzień, nie muszę tu siedzieć i wysłuchiwać

twojego strofowania, mamo.

Do oczu mamy napłynęły łzy.
- Bardzo proszę, siadaj i opowiedz lepiej, co u ciebie.
Elise obserwowała mamę zmartwiona. Jakież to do niej niepodobne.

Gdyby coś takiego zdarzyło się jeszcze parę lat temu, wymierzyłaby
Hildzie soczysty policzek i przywołała ją do porządku. W Piśmie jest
bowiem napisane, że ten, kto kocha swoje dzieci, karze je. Gdy mama
zachorowała, a ojciec odszedł, wszystko się zmieniło. Mama najwyraźniej

background image

straciła siły, a choć choroba zdawała się ustępować, nie odzyskała dawnej
energii.

Hilda niechętnie siadła z powrotem na stołku, a na jej twarzy

odmalowała się znajoma przekora.

Przy stole zrobiło się cicho, wszyscy czekali na opowieść Hildy.
- Braciszek ma nianię - zaczęła Hilda, wbijając wzrok w blat stołu. -

Zapytałam pana Paulsena, czy nie mogłabym się starać o tę posadę, bo
czytałam nawet to ogłoszenie w gazecie, ale mi nie pozwolił. Powiedział,
że mnie potrzebuje, mimo że ma zarówno pokojówkę, jak i kucharkę.

- Nianię? - Mama popatrzyła na nią, nic nie rozumiejąc.
- Opiekunkę do dziecka - wyjaśniła Hilda, nie podnosząc wzroku. -

Posadę dostała dziewczyna w moim wieku, która pracowała jako
pomocnica prządki. Teraz chodzi w pięknym czarnym stroju i
wykrochmalonym czepku, jak nianie w dobrych rodzinach, i wozi
Braciszka w wózku.

Elise miała wrażenie, że wszyscy wstrzymali oddech. Nawet Peder i

Kristian przestali na moment strugać łódki i siedzieli cicho, nasłuchując.
Jakaś dziewczyna zajmowała się Braciszkiem! Dla Hildy musiało to być
straszne.

- Spotkałam ją w drodze do sklepu - głos Hildy zabrzmiał chrapliwie. -

Zapytała mnie, czy nie chcę popatrzeć na dziecko. Chwaliła, że to dobry i
pogodny chłopczyk, a jego matka i ojciec są z niego tacy dumni.
Stwierdziła, że nie widziała jeszcze dumniejszych rodziców.

Do oczu mamy napłynęły łzy.
- Nie mogłaś nic powiedzieć?
Elise, która nalawszy kawy, stanęła przy stole, teraz objęła siostrę

ramieniem i wyjaśniła mamie:

- Nie, mamo, nie mogła. Hilda podpisała dokument poświadczający, że

zrzeka się praw do dziecka. Nie można już niczego zmienić. Jeśli zdradzi,
że to ona urodziła dziecko, straci nie tylko posadę u pana Paulsena, ale
ryzykuje także karę i inne nieprzyjemności. I na pewno już nigdy więcej
nie zobaczy dziecka na oczy.

- Więc co zrobiłaś? - zapytała mama Hildę udręczonym głosem.
- Powiedziałam, że nie mam czasu, i uciekłam. Przy stole znów zapadła

cisza.

Jak mogę oczekiwać, że Hilda się będzie cieszyć z mojego ślubu, jeśli

ona jest taka nieszczęśliwa, pomyślała Elise. Równocześnie ogarnęła ją
rezygnacja. Wciąż nie mogła się pogodzić z tym, że Hilda oddała swoje
dziecko w obce ręce.

background image

- Uważam, że powinnaś spróbować wrócić do pracy do przędzalni i

uwolnić się od pana Paulsena - rzekła, nie mogąc ukryć gniewu.

Hilda odwróciła się do niej, a jej oczy ciskały gromy.
- Uwolnić się od pana Paulsena? Myślisz, że jestem głupia? Gdyby nie

on, nie wiem, jak bym to wszystko przeżyła! To najmilszy człowiek,
jakiego kiedykolwiek spotkałam. Dopiero jak... - zarumieniła się, ale
dodała: - Dopiero jak go poznałam, moje życie stało się znośniejsze. Jeśli
jesteś taka ślepa z miłości, że już zapomniałaś, jakie wiedliśmy życie, to
mogę ci przypomnieć! Mama leżała śmiertelnie chora w izbie, a ojciec
wracał do domu pijany i bił wszystkich, na oślep, albo włóczył się po
ulicach z dziwkami i innymi pijakami. W moich oczach to nie było żadne
życie, tylko piekło.

Elise zauważyła, że mama zbladła jak płótno i chwyciła się za serce.

Pośpiesznie więc podeszła do niej i objęła ramieniem.

- Nie przejmuj się tym, mamo! Hilda mówi tak dlatego, że jest

nieszczęśliwa z powodu Braciszka.

Emanuel nie odzywał się od dłuższej chwili, teraz jednak zabrał głos:
- Rozumiem cię, Hildo, ale ten smutny czas minął. Twój ojciec

spoczywa w pokoju, mama wyzdrowiała. Jeśli chcesz, możesz
wprowadzić się tu do nas. Twoje łóżko stoi w sypialni mamy. Jestem
pewien, że nadzorca pomoże ci znaleźć pracę w przędzalni.

Hilda potrząsnęła głową gwałtownie.
- To ostatnie, czego bym chciała. Ledwie wytrzymywałam nadzór Elise,

a teraz miałabym trzy dorosłe osoby, które by mi mówiły, co mogę, a
czego nie mogę robić. Poza tym jest mi dobrze. Nie mamy karaluchów ani
wszy i nie musimy strząsać z siebie pcheł, nim się położymy spać.

Peder siedział cicho na podłodze i wpatrywał się w siostrę.
- Wolisz mieszkać w pięknej willi niż być szczęśliwa, Hilda?
- Zamknij się, smarkaczu!
- Hilda! - tym razem Elise zwróciła jej uwagę. Wciąż obejmowała mamę

ramieniem i zauważyła, że mama aż się wzdrygnęła.

- Dość tego! Rozumiemy, że przeżyłaś coś strasznego i że jesteś

zrozpaczona, ale nie musisz sobie tego odbijać na nas. Niestety, sama
musisz wypić to piwo, którego nawarzyłaś.

Spodziewała się, że Hilda znów się poderwie od stołu i wybiegnie,

tymczasem siostra ucichła, a po chwili zadrżały jej ramiona od tłumionego
płaczu.

Elise westchnęła zrezygnowana.
- Wybieramy się do kościoła, bo dziś będą odczytane nasze zapowiedzi.

background image

W następną sobotę odbędzie się ślub.

Hilda podniosła gwałtownie głowę i posłała jej zdziwione spojrzenie.
- Strasznie się śpieszycie! - prychnęła, ale potem nagle jakby coś sobie

uświadomiła, bo zmienił jej się wyraz twarzy. Spojrzała na Elise pytająco,
ale nic nie powiedziała. - Co ja włożę na siebie? - rzekła po chwili.

Elise odetchnęła, a fala ulgi przetoczyła się przez jej ciało. Przez

moment bała się, że Hilda zdradzi, co jej przyszło na myśl, ona przecież
wiedziała, co się stało...

- Pożyczymy odświętne ubrania. Dla ciebie także.
- Kto będzie twoją druhną?
- Chciałam spytać o to Agnes, ale może to nie najlepszy pomysł. Hilda

pokręciła głową.

- Na twoim miejscu nawet bym nie próbowała.
- W takim razie zapytam Annę. Ty, Hildo, jesteś za młoda.
Całą gromadą udali się do starego kościoła Gamie Aker.
Emanuel obejmował Elise ramieniem, a gdy byli już blisko, pochylił się

nad nią i szepnął:

- Za tydzień będziesz moją żoną, Elise. Wciąż wydaje mi się, że to sen.
Odwzajemniła jego uśmiech i odpowiedziała:
- Razem stawimy czoło wszystkim kłopotom. Nawet tym, które mają

związek z kłótliwą siostrą, jej dzieckiem i twoimi rodzicami, którzy nie
chcą mieć nic wspólnego ze swoją synową.

- Wszystko się ułoży, Elise. Za jakiś czas mama i ojciec zaproszą nas do

dworu. Co się zaś tyczy Hildy, to myślę, że ona sobie poradzi. Teraz jest
jej bardzo ciężko, ale przeciwności losu wzmacniają charakter.

Do kościoła ciągnęli tłumnie wierni. Wyglądało na to, że i tej niedzieli

jak zwykle na mszy będzie pełen kościół ludzi. Wąsaci mężczyźni w
słomkowych kapeluszach i wykrochmalonych koszulach podpierali się
posrebrzanymi laseczkami. Kobiety w szeleszczących sukniach na
jedwabnych halkach miały figury niczym klepsydry. Ich głowy ozdabiały
kapelusze ze strusimi piórami lub kwiatami. Wciskały się między ławki, a
towarzyszyli im mali chłopcy w marynarskich ubrankach z granatowymi
kołnierzami i w czapeczkach z błyszczącymi daszkami oraz dziewczynki
w ciemnych pończoszkach, białych sukienkach z jedwabnymi wstążkami i
słomkowych kapelusikach.

Elise nikogo nie znała. Ci robotnicy znad Aker, którzy chodzili do

kościoła, wybierali raczej nowy kościół na osiedlu Sagene, a nie ten, który
stał tuż przy wzgórzu Aker.

Próbowała skupić się na słowach pastora, ale miała z tym pewne

background image

kłopoty. W głowie kłębiło jej się "tyle różnych myśli. Zauważyła, że mama
popłakuje ukradkiem, ale nie wiedziała, czy nad nieszczęściem Hildy i
wnuka, którego straciła, czy też były to łzy radości z powodu zbliżającego
się ślubu.

Od strony zakrystii doleciał płacz dziecka. Miał się odbyć chrzest. W

chwili gdy przed ołtarz przyniesiono dwoje dzieci, Elise zauważyła, że
Hilda wyciągnęła szyję, a potem jęknęła, wstała gwałtownie z ławki i
przecisnęła się do wyjścia. Twarz jej skamieniała.

- Co ci jest? - wyszeptała Elise, patrząc na nią zdezorientowana.
- Nie widzisz? Będzie chrzczony Braciszek! - wyrzuciła z siebie ze

szlochem, po czym wybiegła.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Elise siedziała jak porażona, wpatrując się w stronę ołtarza. Nie sądziła,

że mama, Emanuel czy chłopcy słyszeli słowa Hildy, mama jednak
pochyliła się nad nią i zapytała:

- Czy Hilda się źle poczuła? Skinęła tylko głową, nie odwracając się.
Młoda piękna kobieta ubrana na biało podeszła do chrzcielnicy z

dzieckiem na ręku. Dziecko miało na sobie długą białą szatkę specjalnie
do chrztu ozdobioną koronkami i jasnobłękitnymi jedwabnymi wstążkami.
Obok stała druga młoda kobieta ubrana w jedwab i aksamit.

- Jakie imię wybraliście dla dziecka? - rozległo się pytanie pastora.
- Isac Elias Laurentius - odpowiedziała kobieta głosem cichym i cienkim

jak u dziewczynki.

- Chrzczę cię w Imię Ojca i Syna i Ducha.Świętego...
Nagle rozległ się głośny płacz niemowlęcia, zagłuszając słowa pastora.
Elise wstrzymała oddech. Oprócz majstra, który z pewnością siedział

gdzieś z przodu, była jedyną osobą w całym kościele, która wiedziała, że
chrzczony jest jej własny siostrzeniec. Prawdziwa matka chłopca, ta, która
wydała go na świat, nie była obecna. Zapewne stała przed kościołem i
płakała. Ale ojciec uczestniczył w ceremonii, choć oficjalnie występował
jako wuj chłopca...

Isac... A więc tak się będzie nazywał pierwszy wnuk mamy,

pierworodny syn Hildy, mój własny siostrzeniec. Na nazwisko Paul-sen,
tak jak majster.

background image

Dziedzic majstra i jego sekretny syn...
Będzie się wychowywał na szczycie wzgórza Aker, nie wiedząc, że

służąca w sąsiedniej willi jest jego prawdziwą matką. Elise poczuła, jak
narasta w niej gniew. Jaki to wszystko ma sens? - zastanawiała się.

Nie słuchała nawet uważnie zapowiedzi odczytanych potem, wstała

tylko dlatego, że podniósł się z miejsca Emanuel. Jej myśli krążyły wciąż
wokół Hildy, jej synka i ich dramatu.

Kiedy wyszli z kościoła, rozejrzała się, by odnaleźć siostrę, ale nigdzie

jej nie zauważyła. Przestało już padać, lecz niebo wciąż zasnuwały ciężkie,
ciemne chmury, grożąc kolejną ulewą.

- Wiesz może, co znowu z tą Hildą? - zapytała mama, rozglądając się

wokół z niepokojem. - Kto to widział opuszczać kościół w samym środku
mszy!

Elise popatrzyła na nią w milczeniu, zastanawiając się, czy powinna

powiedzieć prawdę. W końcu się zdecydowała.

- Wiem, dlaczego Hilda wyszła. Chłopiec, który był chrzczony, to

Braciszek.

Mama otworzyła usta ze zdumienia, a Emanuel i chłopcy znieruchomieli

i wpatrywali się w nią bez słowa.

- Mówisz, że to był nasz Braciszek? - Peder pierwszy otrząsnął-się z

szoku.

Elise pokiwała głową i pogłaskała go po sterczącej grzywce.
- Tak, Peder. Otrzymał na chrzcie imię Isac. Hilda nie wiedziała, że

będzie dziś chrzczony, nic dziwnego, że tak się zdenerwowała.

- Ale jak... To znaczy... - urwała mama, patrząc na nią oszołomiona.
- Hilda pewnie poznała kobietę, która jest teraz matką jej synka.

Widziała ją na ulicy, więc wie, jak wygląda. A ty ją znasz? - zapytała Elise,
zwracając się do Emanuela. - Zwróciłeś uwagę, kto to był?

Pokręcił głową, najwyraźniej przerażony tym, czego się dowiedział.
- Z daleka nie widziałem dokładnie. Nie przyglądałem się zresztą.
Z kościoła wychodzili ludzie, a oni stali z boku i ich obserwowali.
- Chcesz, żebyśmy już poszli? - zapytała Elise, zerkając na mamę.
Mama zacisnęła zęby i potrząsnęła głową.
- Nie, chcę go zobaczyć. To mój wnuk. Nie ruszyli się więc z miejsca.
Wreszcie z kościoła wyniesiono ochrzczonego chłopca. Elise, mama,

chłopcy stali niczym zaczarowani i wpatrywali się w młodą piękną parę,
która z uśmiechem opuściła kościół. Kobieta trzymała dziecko, a jej mąż
otoczył ją ramieniem i pochylał się z dumą nad maleństwem. Szepnął coś
żonie do ucha, a ona posłała mu przekorny uśmiech.

background image

- Nie zamierzam używać obu imion, mówiłam ci już. Isac wystarczy na

co dzień.

W tym związku najwyraźniej do kobiety należy ostatnie słowo,

pomyślała Elise.

W tej samej chwili zauważyła majstra, który wyszedł z kościoła,

pochłonięty rozmową z pastorem. Odwróciła się więc szybko i po-
wiedziała do najbliższych:

- Nie gapcie się tak. Idzie pan Paulsen.
Wszyscy spojrzeli w przeciwną stronę, poza Emanuelem, który ukłonił

się zarówno majstrowi, jak i pastorowi.

Gdy tylko odeszli na bezpieczną odległość, Elise zwróciła się do

Emanuela z pytaniem:

- Znasz pana Paulsena?
- Tylko z widzenia - odparł. - Bardziej znają go Carlsenowie, choć nie

należy do grona ich najbliższych przyjaciół.

- Myślisz, że on się domyślił z zapowiedzi, że to my bierzemy ślub?
- Tak. Posłał mi zdziwione spojrzenie. Mam nadzieję, że dało mu to

trochę do myślenia. s

- Że ty żenisz się ze mną, podczas gdy on wykorzystuje Hildę?
- Coś w tym rodzaju.
- Chodźmy! Wracajmy do domu napić się kawy. Poza tym musimy się

posilić. Wczoraj kupiłam tanią słoninę u rzeźnika. Zapłaciłam tylko
dwadzieścia pięć ore za płat, bo chciał go sprzedać przed niedzielą. Do
tego dostałam też wiaderko wywaru na zupę.

- Ale co z Hildą? - mama wyglądała na zmartwioną.
- Na pewno przyjdzie, skoro majster wybiera się na chrzciny.
- Biedny Braciszek - ubolewał Peder ze łzami w oczach. - Nie dostanie

do zabawy ani kamyków, ani kółka, nawet nie będzie się mógł bawić w
policjantów i złodziei.

- A skąd wiesz? - spojrzał na niego poirytowany Kristian.
- Ci bogaci chodzą ubrani w marynarskie ubranka, nie wolno im się

pobrudzić.

Szli w milczeniu w dół ku rzece. Mama rozglądała się na wszystkie

strony w nadziei, że zauważy gdzieś Hildę. Elise szła za rękę z
Emanuelem i myślała o Braciszku. Natomiast Peder i Kristian kłócili się
jak zwykle.

Emanuel uścisnął jej dłoń.
- Wszystko się ułoży, Elise. Myślę, że maleństwu nie będzie się tam

działa krzywda. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że Hilda spotka

background image

jakiegoś porządnego młodego mężczyznę, którego poślubi, i będzie z nim
miała dużo dzieci.

Elise pokiwała głową i zapytała:
- Pójdziesz ze mną po obiedzie do Anny?
- Wydaje mi się, że będzie lepiej, jeśli pójdziesz tam sama. Łatwiej jej

będzie wówczas szczerze z tobą porozmawiać.

- Myślisz, że uda się nam wypożyczyć wózek dla niej na dzień naszego

ślubu?

- Tak, jestem tego pewien. Właściwie ona powinna mieć własny wózek -

dodał zamyślony. - Wówczas jej mama mogłaby wyprowadzać ją na
spacery na słońce.

- Ale jak pokonałaby te wszystkie schody?
- Ktoś musiałby ją znieść.
- Nie ma takiego kogoś. Przynajmniej w Andersengarden. Emanuel

zmarszczył czoło.

- Ale chyba coś da się zrobić.
Gdy przeszli przez most i skręcili w kierunku domu majstra, zza chmur

wyjrzało słońce.

Mama uśmiechnęła się, mówiąc:
- Wkrótce przyjdzie Hilda.
Błogosławione słońce, pomyślała Elise. Zawsze nastrajało mamę

optymistycznie.

Ledwie zdążyli zasiąść do stołu, gdy usłyszeli za oknem lekkie kroki.

Drzwi były otwarte na oścież, by słońce wpadało do środka.

- Ale zapachy! - odezwała się Hilda, wsuwając głowę przez drzwi. - Czy

dla mnie znajdzie się też jakiś kąsek?

- Oczywiście - odpowiedziała mama, a jej twarz się rozpromieniła.
Elise zerknęła ukradkiem na siostrę. Oczy miała spuchnięte od płaczu.

Dobrze, że z siebie to wyrzuciła, westchnęła Elise w duchu. Na zewnątrz
znów rozległy się szybkie kroki, tym razem przyszedł Evert.

- A co to, jakaś uroczystość? - zapytał i rozejrzał się uważnie, a gdy

wzrok jego padł na talerz ze słoniną, oczy zrobiły mu się wielkie jak
guziki.

- Siadaj, Evert - zaprosiła go Elise. - Zmieścicie się z Pederem na

jednym stołku.

Wstała pośpiesznie i dostawiła jeszcze jeden metalowy talerz.
Gdy już zjedli, mama miała ochotę trochę odpocząć, a Emanuel

zaproponował, że pogra z chłopcami w piłkę nożną. Hilda powiedziała, że
musi wracać, ale Elise nie była pewna, czy mówi prawdę. Siostrze

background image

niełatwo było ukryć, jak jest jej ciężko, ale starała się cieszyć z powodu
zbliżającego się ślubu Elise i Emanuela.

- Spotkałaś może ostatnio Loranga? - odważyła się spytać Elise,

natychmiast jednak uświadomiła sobie niezręczność, bo twarz Hildy
pociemniała.

- Czemu pytasz?
- Nic takiego, zastanawiałam się. W zeszłym roku o tej porze. ..
- Zamknij się! - Hilda odwróciła się od niej i gniewnym krokiem

skierowała się ku drzwiom.

Elise posłała Emanuelowi bezradne spojrzenie.
- Zostaw ją w spokoju, Elise - powiedział cicho, uśmiechając się

pogodnie. - Dzisiejszy dzień jest dla niej wyjątkowo trudny.

Dziwnie jakoś było znów wchodzić po schodach w Andersengarden, na

których jak zwykle unosił się nieprzyjemny smród. Nie wszyscy pilnowali
porządku tak jak pani Thoresen.

Zapukała do drzwi, czekając, aż usłyszy: „Proszę".
Zastała panią Thoresen przy zmywaniu naczyń. Na drewnianej ławce

stały dwa opróżnione do połowy wiadra z wodą, pod spodem zaś
schowane było wiadro do szorowania podłóg i szczotka oraz mokra,
pachnąca ługiem szmata. Nawet dziś, w niedzielę, sąsiadka szorowała
podłogę! Czy też ona nie może odpocząć choć jeden dzień?

- Dzień dobry, pani Thoresen.
- O, czemuż to zawdzięczamy wizytę jaśnie pani? - zapytała, nie

przerywając zmywania i nawet nie odwracając głowy.

- Przyszłam zaprosić was na ślub i wesele. - Zapadła cisza. Elise

pomyślała sobie, że powinna jej była oszczędzić tego rozgoryczenia.
Przecież to jej syn miał stać u boku Elise na ślubnym kobiercu tego lata!
Jednak mama uznała, że obraziliby sąsiadkę, nie proponując jej
zaproszenia. - Rozumiem, że dla pani, pani Thoresen, to bolesne, ale
byliście zawsze naszymi najlepszymi przyjaciółmi. Oprócz pani Evertsen z
czynszówki chcemy zaprosić tylko was.

- A co, mam według ciebie znieść łóżko z Anną po schodach? -

odezwała się zgryźliwie.

- Emanuel pożyczy wózek z Armii Zbawienia. Zamierzam spytać Annę,

czy nie zechciałaby być moją druhną.

Pani Thoresen wrzuciła z impetem metalowe talerze do balii z

mydlinami, aż woda rozprysnęła się na boki.

- Anna druhną? Chyba straciłaś rozum! - Odwróciła się gwałtownie i z

purpurową twarzą dodała: - Czyś ty zwariowała, Elise? Najpierw

background image

odwracasz się plecami do Johana, potem kradniesz Annie sprzed nosa
kogoś, kogo uwielbiała, a teraz chcesz ją jeszcze dalej dręczyć?

Elise przełknęła ciężko ślinę.
- Myślę, że ona potraktuje to nieco inaczej.
- To idź i ją zapytaj! Zobaczysz, czyjej oczy zabłysną z radości. Przez

moment Elise zastanawiała się, czy nie odwrócić się na

pięcie i pójść do domu, ale wzięła się w garść, przeszła przez kuchnię i

zapukała do drzwi izby.

Anna siedziała w łóżku podparta poduszkami. Okno miała otwarte, na

tacy przed sobą przybory do pisania.

- To naprawdę ty, Elise? Ależ mi sprawiłaś radość! Już się bałam, że nie

będziesz tu do mnie zaglądać, gdy się wyprowadzisz.

- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, nawet jeśli już nie mieszkamy w

jednym domu.

- Prawie najlepszą - zaśmiała się Anna. - Przecież to Agnes jest twoją

powiernicą, z tego, co wiem.

- Już nie.
Anna odłożyła ołówek i popatrzyła na nią zdezorientowana.
- Już nie? Serdeczne przyjaciółki pozostają w przyjaźni przez całe życie!
- Też tak myślałam, ale Agnes strasznie się pogniewała, gdy jej

powiedziałam, że wychodzę za mąż za Emanuela. - Uśmiechnęła się
zakłopotana. - Spotkała go kiedyś w Świątyni i się zakochała.

- Biedny Emanuel! - uśmiechnęła się Anna. - To musi być męczące mieć

tak wiele wielbicielek. Kiedy będzie ślub, Elise?

- W najbliższą sobotę. Przyszłam, by cię zapytać, czy nie zechcesz być

moją druhną.

Uśmiech zgasł na' twarzy dziewczyny, która nagle wydała się bardzo

udręczona.

- Owszem, strasznie bym chciała, ale powinnaś wiedzieć, że to nie jest

możliwe.

- Emanuel obiecał pożyczyć wózek z Armii Zbawienia. On też zniesie

cię po schodach.

- Naprawdę? - Anna popatrzyła na nią z niedowierzaniem i w jednej

chwili jej twarz rozpromieniła się, a oczy rozbłysły.

- Chcesz?
- Oczywiście, że chcę!
Elise ociągała się trochę, ale powiedziała:
- Twoja mama bała się, że sprawię ci tym tylko przykrość. Nie chodziło

jej o Johana, ale o...

background image

- O Emanuela? - Anna uśmiechnęła się. - Życzę wam, Elise, wszystkiego

najlepszego, choć nie ukrywam, że wolałabym być na twoim miejscu. Nie
jestem zazdrosna z natury, jestem tylko zła na te moje głupie nogi!

- Dobrze to rozumiem. Modlę się o cud, żebyś odzyskała władzę w

nogach i mogła znów chodzić. Cuda się zdarzają, czytałam o tym w
szkole.

Anna pokręciła głową z uśmiechem.
- Miła jesteś, Elise. Ja jednak przestałam już marzyć. Piszę list do

Johana. Wcześniej wyjaśniłam mu, że plotki o tobie i Emanuelu to bzdura,
ale nie wiem, czy mi uwierzy, zwłaszcza teraz, gdy postanowiliście wziąć
ślub.

- Wiem, będzie przekonany, że to nie były tylko plotki. Przykro mi, gdy

o tym myślę.

- Spróbuję go nakłonić, by zrozumiał. Napisałam, że stary Torgny chciał

was wyrzucić, a Hilda wyprowadziła się i na ciebie spadł obowiązek
utrzymania całej rodziny. On zrozumie na pewno, że wychodzisz za mąż z
rozsądku. Musiałaś podjąć taką decyzję, żeby przeżyć.

Elise nie miała śmiałości spojrzeć jej w oczy. Z jednej strony była to

prawda, ale niebawem Anna przekona się, że były też inne powody...

Anna szukała czegoś w swoich papierach i wyciągnęła zmiętą kartkę.
- Dostałam od niego list. Podobno jest teraz rzeźbiarzem i wykonuje

nagrobki dla znanych osób. Dyrektor więzienia chwali go i mówi, że jest
bardzo zdolny.

Elise poczuła znów wyrzuty sumienia, ale równocześnie ciepło jej się

zrobiło na sercu z powodu Johana.

- Jak dobrze! - rzekła. - Na pewno się cieszycie.
- Mama w to w ogóle nie wierzy - westchnęła Anna. - Ale też nie

wierzyła, gdy w szkole mówili jej, że Johan rysuje najładniej ze
wszystkich dzieci. Jest pewna, że Johan pisze tak dlatego, by nas po-
cieszyć.

Elise z rezygnacją pokręciła głową.
- Zaprosiłam ją na ślub, ale tylko się rozzłościła. Właściwie rozumiem

dlaczego. To Johan miał stać ze mną na ślubnym kobiercu. Zdaję sobie
sprawę, że oczekuję za wiele, pragnąc, by się radowała z mojego powodu,
ale moja mama obawiała się, że poczuje się dotknięta, jeśli jej nie
zaprosimy. Oprócz was z naszej czynszówki zapraszamy tylko panią
Evertsen. Wiesz, w domu nie ma tyle miejsca.

Anna popatrzyła na nią badawczo.
- Ciężko ci, Elise? To znaczy... Mama słyszała, że jego rodzice... -

background image

urwała i ugryzła się w język. - Czy wesele nie powinno się odbyć we
dworze?

- Emanuel uważa, że z czasem się wszystko ułoży, ale prawdą jest to, co

słyszałaś. Jego rodzice byli przerażeni. Mieli nadzieję, że ich synowa
wywodzić się będzie z tych samych kręgów co oni. Najchętniej widzieliby
w tej roli jakąś córkę bogatego gospodarza, która nakłoniłaby Emanuela
do powrotu do dworu.

- Przyjadą na ślub?
- Emanuel ma taką nadzieję. Jutro zamierza wybrać się do Telegrafu i

wysłać do nich telegram. Jest też zaproszona jakaś jego stara ciotka. - Elise
wzdrygnęła się i dodała: - Boję się, Anno. Oni przywykli do zupełnie
innych warunków.

- Nie twoja winna, że urodziłaś się w biednej robotniczej dzielnicy.
- Jego matka powiedziała mi, że podobne dzieci bawią się najlepiej. Nie

ma osobiście nic przeciwko mnie, ale uważa, że Emanuel zniszczy swoją
przyszłość, żeniąc się ze mną.

- Zniszczy swoją przyszłość? - Anna zdenerwowała się. - A co to za

snobka!

- Ja ją właściwie rozumiem. Pragnie z całego serca, by Emanuel wrócił

do domu i razem z rodzicami gospodarował we dworze. Jest jedynakiem i
dziedzicem. Ona uważa, że ja go zwiążę z miastem.

- Czy nie lepiej by było, gdyby cię zapytała, czy ty byś się nie zgodziła

wprowadzić do nich? Mogłaby cię też poprosić, byś spróbowała wpłynąć
na Emanuela. A skoro tego nie uczyniła, to znaczy, że kieruje się
snobizmem. Pewnie nie pasuje im, by robotnica została synową w dużym
dworze. - W głosie Anny słychać było nutkę pogardy.

Elise spuściła wzrok. Anna miała rację, nie chciała jednak dać po sobie

poznać, jak bardzo ją to boli.

- Wiesz co, Elise? - po głosie Anny można było poznać, że jest gotowa

do walki. - Przyjdę na ten ślub! Jeśli zdołacie mnie znieść po schodach,
doprowadzić do kościoła, a potem w dół do domku nad rzeką, pokażę tym
ludziom, że nie liczy się fasada. Już się na to cieszę!

Elise roześmiała się rozbawiona.
- A co ty też zamierzasz im powiedzieć? Pamiętaj, że nie wolno ci

obrazić rodziców Emanuela, Anno!

- Nie obawiaj się - potrząsnęła głową Anna. - Będę się zachowywała jak

kulturalny i dobrze wychowany człowiek. Ale chyba wolno mi zadać parę
niewinnych pytań? Albo opowiedzieć im, jak to jest być takimi jak my.
Albo wyrazić zdziwienie, dlaczego Bóg narodził się w żłobie, a nie w

background image

wyściełanej jedwabiem kołysce.

- Stwierdzą, że tak już jest na tym świecie. Co powtarzał zwykle Johan?

Mówił, że ci dobrze urodzeni stoją nad nami tak wysoko jak sam Bóg. Tak
było, jest i będzie.

Anna potrząsnęła energicznie głową.
- Nie, Elise, tak nie będzie zawsze. Robotnicy zdołają w końcu dotrzeć

ze swym posłaniem do wszystkich ludzi. Jestem co do tego przekonana.
Bez robotników nie będzie fabryk. Bez fabryk towarów. Za pięćdziesiąt
albo sto lat ich praca będzie równie ceniona jak praca nauczycieli czy
kościelnego. I będą otrzymywać równie wysoką zapłatę.

- Jak dobrze, że są jeszcze na tym świecie optymiści! - zaśmiała się

Elise, ale zaraz spoważniała. - Zdołasz namówić swoją mamę, jak sądzisz?

- Oczywiście. Pozostaw to mnie.
- A ty jak zniesiesz ten dzień? Nie będzie ci przykro? Anna potrząsnęła

znowu głową.

- Nie wierzysz mi, gdy ci mówię, że nie jestem zazdrosna?
- Dobry z ciebie człowiek, Anno. Za dobry jak na ten świat.
Ale kiedy potem wyszła z izby, przeniknął ją nagle nieprzyjemny

dreszcz. Dlaczego tak powiedziałam? Zupełnie jakby Anna nie należała do
tego miejsca na ziemi i miała nas opuścić.

Otrząsnęła się z nieprzyjemnych myśli. Przypomniała sobie, że kiedyś

podobnie pomyślała o Pederze. Wtedy też ją to przeraziło. Teraz
postanowiła w duchu, że nigdy więcej nie pomyśli o nikim w taki sposób.

Pani Thoresen właśnie wchodziła do kuchni ze ściągniętym ze sznura

praniem. Czy ona nie słyszała, że należy dzień święty święcić? -
zastanawiała się Elise. W pierwszym odruchu zamierzała pośpiesznie
wyjść z kuchni, ale zaraz wzięła się w garść i powiedziała:

- Anna chętnie będzie moją druhną. Ona jest naprawdę wspaniałym

człowiekiem.

- A czy ma jakieś inne wyjście?
Jako dziecko Elise wciąż słyszała, że nie wolno odpowiadać dorosłym,

ale tym razem nie zdołała się powstrzymać.

- Owszem, mogłaby leżeć i płakać albo pomstować na los. Ona jednak

zaciska zęby i na przekór wszystkiemu się śmieje. Wszyscy moglibyśmy
się od niej wiele nauczyć.

Pani Thoresen posłała jej wściekłe spojrzenie i odwróciła się plecami.
Dopiero gdy Elise wyszła na ulicę, odetchnęła z ulgą. Dobry Boże, jak

ja się boję tego ślubu i wesela! - pomyślała.

background image

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Kiedy następnego dnia Elise wracała z fabryki, po przejściu przez most

wpadła wprost na podekscytowanego Pedera.

- Wiesz co, Elise? Byliśmy w kinematografie! Widzieliśmy ruchome

obrazy!

- Tak? - Elise popatrzyła na niego zdumiona.
- Ringstad nas zabrał! Everta też się zgodził zabrać. Widzieliśmy Zemstę

kucharki. Tak się śmialiśmy, że Evert aż spadł z ławki.

background image

- Opowiedz! - poprosiła rozbawiona Elise.
- My, dzieciaki, siedzieliśmy na ławkach z przodu, a za nami było pełno

ludzi, którzy oglądali na stojąco. Bilet kosztował pięć ore za każdego, więc
coś mi się zdaje, że Ringstad nie ma już pieniędzy na wesele.

- Myślę, że nie wydał wszystkiego - roześmiała się Elise. - Jak tam

było? Opowiedz coś więcej!

- Maszynista kręcił i kręcił. Czasami się za bardzo rozpędzał i ludzie na

obrazach tylko migali. Wtedy wszyscy, którzy oglądali, tupali głośno w
podłogę. Gdy po chwili zwolnił za bardzo, znów musieliśmy tupać.
Zobaczyliśmy, jak wygląda w domach u bogaczy. Palmy w salonach,
dywany na podłodze i służące w czepkach na głowach. Kucharka wylała
wodę do łóżka swojego pana, żeby się na nim zemścić, a jego żona
myślała, że on się zsikał! Aż rechotaliśmy ze śmiechu. Potem ogłosili
dziesięć minut przerwy, bo maszynista musiał zmienić szpulę. Tak mówił
Ringstad. Na ścianach wisiały napisy „Nie pluć na podłogę!", a jedna pani
grała na pianinie. Ringstad mówi, że bogaci ludzie nie chodzą do
kinematografu, bo nie chcą siedzieć obok byle kogo. Ale ja widziałem
jedną panią w dużym kapeluszu z piórami!

Peder był taki ożywiony, że podał Elise rękę, całkiem zapominając, że

jest już na to za duży.

- Następnym razem pójdziesz z nami na Polowanie na niedźwiedzia albo

Policmajstra. Podobno bardzo ciekawe! Słyszałem, że ludzie aż mdleją z
wrażenia.

- Mam nadzieję, że pięknie podziękowaliście Emanuelowi za to, że was

ze sobą zabrał.

- Oczywiście. Evert dał mu nawet za to jeden kamyk ze swej kolekcji.
Nad brzegiem rzeki zauważyli Kristiana z chłopakami, Peder więc

puścił jej dłoń i ruszył do nich w podskokach.

Elise z uśmiechem skręciła do domu, nie spuszczając wzroku z

najmłodszego brata. Jej serce przepełniła radość. Przypomniało jej się, jaki
był uradowany, gdy opowiedziała o ślubie. Cóż, samo życie! Jedni są
rozgoryczeni, inni się cieszą. Postanowiła nie zwracać uwagi na tych,
którzy ją potępiają, i cieszyć się wraz z tymi, którzy nie ukrywają
zachwytu.

Mama była właśnie bardzo zajęta czyszczeniem okien starymi gazetami.
- Nie mam pojęcia, jak zdołamy zdążyć ze wszystkim - narzekała. - Nie

rozumiem, dlaczego wyznaczyliście termin już na tę sobotę. Ludzie
zwykle potrzebują więcej czasu na przygotowanie wesela.

Elise nie odezwała się, pomyślała tylko, że wnet mama zrozumie

background image

dlaczego.

- I to w sobotę! - Mama nie dawała za wygraną. - A co, jeśli akurat

opróżniać będą latryny i będzie śmierdziało na całym osiedlu?

- Przecież zwykle opróżniają latryny w piątki wieczorem, a smród

rzadko utrzymuje się aż do następnego dnia.

- Peder znów przyniósł ze szkoły wszy. Pomyśl, jeśli zobaczą to państwo

Ringstad! Zauważyłam, że łażą mu po karku, więc szybko sięgnęłam po
gęsty grzebień i przeczesałam te jego sterczące włosy.

Na noc natrę mu głowę szarym mydłem i zawinę bandażem, ale nie

wiadomo, czy uda mi się usunąć wszystkie wszy za jednym razem.

Elise nie podobało się, że mama tak się denerwuje z powodu wesela, bo

od razu i jej się udzielał niepokój.

- Wiesz, że chłopcy byli w kinematografie? - zmieniła więc pośpiesznie

temat. - Peder wybiegł mi na spotkanie i opowiedział o wszystkim. Był w
siódmym niebie!

- Uważam, że pan Ringstad powinien się z tym wstrzymać aż do ślubu.
Emanuel pojawił się, kiedy zdążyli zjeść kolację.
- Wysłałem telegram do domu, więc pewnie jutro otrzymamy jakąś

odpowiedź.

- Zacząłeś dziś pracę w tkalni płótna żaglowego? - Elise popatrzyła na

niego w napięciu.

- Nie, zacznę dopiero od następnego poniedziałku. Byłem jednak w

kantorze, żeby się rozejrzeć. Ależ ci robotnicy ciężko pracują!

Elise przypomniała sobie Johana i jego silne dłonie. Zawsze wracał do

domu taki zmęczony.

- Jak miło, że zabrałeś chłopców do kinematografu. Peder nie mógł się

wręcz doczekać, by mi o wszystkim opowiedzieć, i wybiegł mi na
spotkanie.

Emanuel roześmiał się.
- Bardzo zabawne te ruchome obrazy. Aktorka, która grała mściwą

kucharkę, była naprawdę świetna. Evert tak się śmiał, że spadł ze stołka.

- Peder mówił mi o tym.
Peder kręcił się niecierpliwie, ale nie odzywał się. Wiedział, że dorosłym

nie wolno przeszkadzać w rozmowie.

- Prawda, że pójdziemy jeszcze na Polowanie na niedźwiedzia albo

Policmajstra, Ringstad? - wtrącił wreszcie.

- Myślę, że możesz zacząć do mnie mówić Emanuel. Za niecały tydzień

przecież będę już twoim szwagrem.

Peder zerknął na niego zdziwiony.

background image

- Będziesz też moim szwagrem, nie tylko Kristiana? - Jego szeroko

otwarte oczy błyszczały jak szklane kulki.

- Oczywiście, że będę także twoim szwagrem, przecież jesteś bratem

Elise - zaśmiał się Emanuel.

Peder poderwał się, aż przewrócił stołek, i rzucił:
- Muszę lecieć do Everta. On jeszcze nie wie, że będę miał szwagra! -

Ale gdy dobiegł do drzwi, odwrócił się gwałtownie. - Ale co z Evertem,
Ringstad? To znaczy Emanuelu. On też będzie miał szwagra?

- Evert jest przyjacielem rodziny, więc potraktujemy go na równi z

innymi.

Peder pokiwał głową zadowolony i zniknął. Kristian zaśmiał się.
- Wiem, że nie wolno mi tego mówić, ale Peder jest trochę głupi.
- Nie, po prostu jest jeszcze dziecinny - wyjaśniła Elise pośpiesznie. - Za

parę lat na pewno nadrobi to opóźnienie.

- Peder do dobry chłopak - rzekł Emanuel, spoglądając na Kristiana. -

Ma złote serce, a to ważniejsze niż cokolwiek innego.

- Chłopaki w szkole wyśmiewają się z niego i mówią, że ma za-

korkowaną głowę, a kiedy dorośnie, będzie wywoził gówna.

Twarz Emanuela stężała.
- Możesz ich pozdrowić ode mnie i przekazać, że chętnie odwiedzę

jeszcze raz nauczyciela.

Kristian wyraźnie się zdenerwował, bo wiedział, że nie powinien był

skarżyć. Rzekł więc tylko:

- Oni po prostu zazdroszczą.
- Zazdroszczą? Czego?
- Peder przechwala się, że jego siostra wychodzi za mąż za bohatera.
- To ja niby jestem tym bohaterem? - zaśmiał się Emanuel. Kristian

pokiwał głową i wyjaśnił:

- Uratowałeś Smarkacza.
- W takim razie powiedz Pingelenowi, że może okazać swoją

wdzięczność w taki sposób, że zostawi szwagra bohatera w spokoju.
Wybierzemy się na spacer, Elise? Na niebie nie ma nawet jednej chmurki i
jest bardzo ciepło. Pomyślałem sobie, że moglibyśmy przejść się do miasta
i popatrzeć trochę na tamtejszy ruch i gwar.

- Ale przecież w sobotę jest wesele! - wtrąciła się mama przerażona. -

Musimy wysprzątać cały dom, upiec ciasta, wyczyścić szkła w lampach
naftowych i uszyć firanki. Nasze stare całkiem się podarły, gdy je zdjęłam
z okien. Już wcześniej były łatane i cerowane. Udało mi się kupić tani
kretonik w sklepie u Magdy.

background image

- Pomogę ci szyć jutro wieczorem, mamo. Szkła mogą wyczyścić Peder

i Kristian, a podłogi dopiero co szorowałam. Piec zaczniemy dopiero w
piątek, bo w tym upale ciasta szybko by zeschły.

Szli w dół Maridalsveien, trzymając się za ręce. Gdzieniegdzie wciąż

jeszcze kwitły bzy za rzucającymi cień płotami i pękały pąki kwiatów
jabłoni. Na ulicach biegały boso dzieciaki. Grały w kulki, w „kluchę",
skakały w klasy, a na otwartej przestrzeni grupa chłopców bawiła się w
diabolo, prostą grę zręcznościową polegającą na obracaniu szpulki za
pomocą dwóch patyków połączonych ze sobą cienką linką.

Emanuel popatrzył na nich z zainteresowaniem.
- Podobno moda na diabolo szerzy się jak zaraza na całym świecie. W

cyrku występują nawet sztukmistrze, którzy potrafią obracać szpulką na
najbardziej wymyślne sposoby. Ale policji się nie podoba, że dzieci się
tym bawią. Policjanci uważają, że ta zabawa zagraża porządkowi
publicznemu i bezpieczeństwu. Zdarza się bowiem, że szpulka zamiast na
sznurku ląduje na nosie przechodniów - zaśmiał się.

- Peder i Kristian opowiadali, że jacyś koledzy ze szkoły kupili sobie

blaszane diabolo z gumką, ale mało kogo stać na takie zabawki.

- Dobrze, że większość uczniów pochodzi z tego samego środowiska.

Uważam za zaletę to, że robotnicy mieszkają zebrani w jednym miejscu.
Kiedy ja chodziłem do szkoły, synowie bogatych gospodarzy siedzieli
razem z wychudzonymi i biednymi jak myszy kościelne dziećmi
komorników.

Te dzieciaki musiały bardzo boleśnie odczuwać codzienne obcowanie z

uczniami, którym powodziło się znacznie lepiej niż im.

Korzystając z pięknej letniej pogody, ludzie wylegli na ulice. Kobiety

były ubrane w jasne sukienki ułożone w fałdy, z ciasno zasznurowanym
gorsetem. Kapelusze z ozdobnymi ptakami miały przyczepioną gumkę,
którą mocowało się wokół koka, by nakrycie głowy nie spadło. Inne
kapelusze, wielkie jak koła od powozu, ozdobione kołyszącymi się
strusimi piórami, mocowano długimi szpilkami kapeluszowymi, które
stanowiły zagrożenie dla przechodniów. Trzeba było uważać, by nie
nadziać się na taką wystającą szpilkę i nie skaleczyć oka. Elise czytała w
gazecie, że zalecano zabezpieczanie szpilek ochronnymi nakładkami, póki
co jednak nie zauważyła, by ktoś tak robił.

W tłumie łatwo było rozpoznać robotników ubranych w drelichowe

bluzy, w czapkach z daszkiem na głowach. Najbardziej zawadiaccy nosili
spodnie z szerokimi nogawkami, wkładali ręce do kieszeni, a czapkę
wkładali na bakier. Kobiety zaś ubierały się w szerokie ciemne suknie,

background image

wkładane na płócienne koszule.

Mężczyźni należący do klasy średniej mieli zegarki z łańcuszkiem i

elegancko machali laseczką. Niektóre damy zakrywały twarz woalką
przyczepioną do kapelusza, by osłonić twarz przed kurzem ulicznym i
słońcem. Elise słyszała gdzieś, że silne promienie słoneczne są
niebezpieczne dla zdrowia. Zdziwiło ją to, bo w przypadku mamy słońce
było prawdziwym błogosławieństwem.

- Coś ucichłaś, o czym myślisz?
- Akurat teraz zastanawiam się, czemu wszyscy okrywamy czymś

głowę, mimo że jest lato. Nawet mali chłopcy mają czapki.

- W gazetach pisali, że letnie słońce może mieć niebezpieczny wpływ na

centralny system nerwowy. Co się zaś tyczy dam w wielkich kapeluszach,
to pewnie chodzi im o osłanianie delikatnej i wrażliwej cery.

- Skąd te eleganckie damy mają takie piękne suknie? Czy tu, w mieście,

są jakieś krawcowe?

- Bogacze kupują swoje stroje w Londynie i w Paryżu. A mają ich całą

kolekcję: stroje wizytowe, balowe, ubrania sportowe. Panowie na co dzień
noszą słomkowe kapelusze lub futrzane kołnierze. Pani Carlsen, u której
mieszkam, spaceruje nawet w dzień powszedni w kapeluszu ze strusimi
piórami i w kostiumie z odpowiednią parasolką.

Elise znów pomyślała o ślubie i wyobraziła sobie, jak bardzo różnić się

będzie jej rodzina od rodziny Emanuela. Na samą myśl ścisnęło ją z
nerwów w żołądku.

Minęli bramę, w której stali mężczyźni i zwilżali gardła w upale, gdy

tymczasem ich żony trzepały pościel i pokrzykiwały coś do siebie
nawzajem. Z jakiegoś podwórza wybiegł mężczyzna, którego goniła żona.
On trzymał w rękach zegar ścienny, ona zaś wykrzykiwała, że spierze go
na kwaśne jabłko, jeśli zaniesie jej zegar do lombardu.

W dole na ulicy Karla Johana pulsowało życie. Pośród tłumu rozległ się

nagle straszny hałas i wprost na nich wyjechał plujący dymem potwór.
Elise nie widywała często automobili z bliska, więc uchwyciła się
Emanuela przerażona. W pojeździe siedział elegancki mężczyzna w
wielkich okularach, a towarzysząca mu dama miała na głowie kapelusz z
woalką, zasłaniającą jej twarz. Gromadka dzieciaków biegła za
automobilem, by przyjrzeć mu się z bliska.

- Warto by mieć coś takiego - odezwał się Emanuel, odprowadzając

maszynę tęsknym wzrokiem.

- Uff, nie - wzdrygnęła się Elise. - To okropne jechać tak szybko!
Emanuel zaśmiał się i wyjaśnił:

background image

- Nie wolno im jeździć szybciej niż dorożki konne. Słyszałem, że ma

zostać wprowadzony przepis zakazujący jazdy z prędkością powyżej
czterdziestu kilometrów na godzinę, ale u nas w kraju i tak nikt tak szybko
nie jeździ. Natomiast we Francji ostatnio wygrał wyścigi samochodowe
kierowca, który osiągnął prędkość osiemdziesięciu kilometrów na
godzinę!

- Dobrze rozumiem, dlaczego gospodarze i dorożkarze wybuchają

gniewem na widok automobili. Pewien wozak, który rozwozi drewno dla
ubogich, opowiadał, że te potwory płoszą konie, kurzą pola i łąki.

- To prawda. Niektóre gminy zakazały jazdy automobilem po wiejskich

drogach. Ale inne udzieliły pozwolenia pod warunkiem, że przodem jedzie
cyklista. Pójdziemy sobie do Tivoli?

- Chętnie.
Przytulił ją mocniej i pocałował w czoło.
- Tak cię kocham, Elise.
Obejrzała się z lękiem na boki, sprawdzając, czy nie widzi ich nikt

znajomy.

W dole połyskiwał w słońcu fiord, a drzewa nad ich głowami

przypominały olbrzymie zielone parasole. Czarny kos i zięba śpiewały w
zawody.

Usiedli przy stoliku pod liściastym drzewem. Z sali tanecznej

dolatywały przyjemne dźwięki muzyki.

- Może potańczymy? Popatrzyła na niego zdumiona.
- Jak to? Ty, który byłeś oficerem w Armii Zbawienia... Zaśmiał się.
- Przecież wiesz, że zrezygnowałem ze służby w Armii. Tak naprawdę

najbardziej pociągała mnie praca dla ubogich. Lubiłem przebywać wśród
biednych i pomagać tym najbardziej potrzebującym. Nigdy jednak nie
czułem się na właściwym miejscu, kiedy trzeba było głosić ewangelię.
Może więc dokonałem właściwego wyboru?

Pojawiła się kelnerka i Emanuel zamówił kawę, sok jabłkowy i ciasto.

Potem chwycił Elise za rękę i rzekł:

- Zostało tylko cztery dni, a potem... Zaczerwieniła się po uszy i

pokiwała głową.

- Bylebym jakoś przebrnęła przez ten dzień, to dalej... Spojrzał na nią

przerażony:

- Jak to, nie cieszysz się na nasz ślub?
- Oczywiście, że się cieszę, ale zarazem strasznie się boję. Nie zrozum

mnie źle, twoi rodzice... ciotka... pani Thoresen i Anna... Tyle osób jest
przeciwnych naszemu małżeństwu.

background image

Uśmiechnął siei ścisnął jej dłoń.
- A czy musimy się tym przejmować? Liczy się tylko to, że się ,

kochamy. Powiem ci tylko na pociechę, że państwo Carlsenowie z
Karolinę podziękowali za zaproszenie, ale nie będą mogli nas zaszczycić
swoją obecnością.

- To ich także zaprosiłeś? - Popatrzyła na niego przerażona.
- Uznałem, że nie wypada mi postąpić inaczej, ale byłem raczej pewny,

że znajdą jakąś uprzejmą wymówkę, by się z tego wykręcić. Odkąd
oznajmiłem, że się żenię, nie widziałem się z Karolinę. Pan Carlsen jest
wyraźnie zmartwiony, bo jego córka odmawia spożywania posiłków.

- To straszne.
- To tylko wyrachowana gra i dziewczęce fochy. Przywykła, by zawsze

stawiać na swoim.

- Żeby tylko sobie nie zrobiła nic głupiego... to znaczy nie zrobiła sobie

krzywdy.

- Ona nie należy do tego typu osób. W sobotę urządzi z pewnością jakieś

dramatyczne przedstawienie, ale gdy wreszcie zrozumie, że nic nie
wskóra, zacznie się rozglądać za jakąś inną odpowiednią partią. Zjedz
ciastko, Elise, bo chcę z tobą zatańczyć.

Gdy tylko weszli do sali, uderzył ich w nozdrza aromat wina i innych

mocnych trunków. Wśród dźwięków żywej polki wybuchały raz po raz
salwy śmiechu i rozlegały się tubalne nawoływania. Na zatłoczonym
parkiecie pląsały wesoło pary. Panował tu straszny zaduch.

- Poczekajmy na walca - zaproponował Emanuel i objąwszy ją

ramieniem, przytulił i pocałował. Pozwoliła mu na to. Gdy tylko popłynęły
spokojniejsze dźwięki muzyki, pociągnął ją za sobą na parkiet i
zawirowali w takt muzyki.

Elise zdawało się, że unosi się w powietrzu. Emanuel miał poczucie

rytmu i dobrze prowadził. Gdy tak płynęła w jego ramionach, wsłuchana
w łagodne dźwięki, miała wrażenie, że jest w raju. Zapragnęła, by muzyka
nigdy się nie skończyła, by mogła pozostać w jego objęciach i tańczyć z
nim do końca życia.

- Jesteś lekka jak piórko - szepnął jej do ucha.
- A ty tańczysz bosko - odparła mu także szeptem.
- Kocham cię, Elise. Nie mogę wprost uwierzyć, że dane jest mi to

przeżywać. Nigdy nie zapomnę tej nocy, kiedy leżałem w moim pokoju na
poddaszu, nie mogąc zmrużyć oka, i marzyłem o młodej dziewczynie,
którą spotkałem w Świątyni tego wieczoru, ale która, niestety, związana
była z kimś innym. Zaśmiała się cicho.

background image

- Już wtedy?
- Dla mnie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Byłaś taka poważna,

ale gdy raz po raz się uśmiechałaś i w policzkach ukazywały się dołeczki,
miałem wrażenie, jakby otwierało się przede mną niebo. - Zamilkł i
dopiero po chwili dodał: - Byłaś taka skromna, nie myślałaś o sobie, tylko
o swojej siostrze i młodszym bracie. Rozczuliło mnie to, a potem się
przekonałem, że nie udawałaś. Zawsze jesteś taka.

- Nie przeceniaj mnie.
Przytulił się policzkiem do jej policzka i odparł:
- Nie przeceniam, po prostu mówię prawdę.
Przez długą chwilę tańczyli w milczeniu, rozkoszując się tańcem,

muzyką i wzajemną bliskością.

- Kiedy awansuję na wyższe stanowisko i będę lepiej zarabiać, kupię ci

białą sukienkę i kapelusz z dużymi kwiatami, białe rękawiczki i lekkie
pantofelki.

Poczuła ukłucie w sercu. Powiedział to wprawdzie w dobrej wierze, ale

jego słowa sprawiły, że wydała się sobie jeszcze bardziej szara i biedna w
starej spódnicy i bluzce, którą zawsze nosiła do fabryki. Wkładać
niedzielną sukienkę w zwykły poniedziałek jakby nie uchodziło, poza tym
ta sukienka też nie była jasna.

- A kiedy zostanę dyrektorem, sprawimy sobie dom na samym szczycie

wzgórza Aker, na ulicy Karla Johana lub Oscarsgate. Wtedy będziesz
mogła rzucić pracę w fabryce, a zamiast tego przechadzać się jak dama z
parasolką, w kapeluszu z woalką i w boa z piór. A ja zapuszczę wąsy i
będę ci towarzyszył, machając laseczką ze srebrną gałką.

Elie roześmiała się.
- A ja sądziłam, że marzysz o spokojnym, skromnym życiu i

wieczornym śpiewaniu na ganku przy dźwiękach gitary.

Zaśmiał się także.
- Ależ marzę, Elise. Powiedziałem tak tylko dla żartu.
- Ale w twych słowach kryło się trochę powagi, prawda?
- No może odrobinę. Przynajmniej gdy mówiłem o tym, że rzucisz pracę

w fabryce. Choć nie miałbym też nic przeciwko temu, by sprawić sobie
automobil.

Przetańczyli wiele melodii, ale w sali zrobiło się gorąco nie do

wytrzymania i Emanuel jęknął:

- Za chwilę się tu upiekę. Chodź, wyjdziemy trochę.
Na dworze nadal było jasno. O tej porze roku długo się nie ściemniało.

Pojedyncza ścieżka prowadziła pomiędzy ocienionymi drzewami, wśród

background image

których Elise dostrzegła szukające odrobiny samotności pary. Niektórzy
stali ciasno objęci, inni całowali się. Jeden mężczyzna tak mocno
przyciskał swoją partnerkę, że jej ciało wygięło się niemal w łuk.

Emanuel rozejrzał się dokoła.
- Tyle tu ludzi - rzekł. - Lepiej byłoby pospacerować wzdłuż rzeki.
- Możemy jeszcze zmienić plany. Zaśmiał się i pocałował ją w usta.
- Tak myślisz? A nie musisz już wracać do domu?
- W taką noc jak ta szkoda spać.
- Ale przecież nie wolno mi...
- Czyżby? Nie pamiętam.
Emanuel objął ją mocno i wtulając twarz w zagłębienie jej szyi, zaśmiał

się cicho, mówiąc:

- Lepiej mnie nie drażnij!
- Czy nie może być nam ze sobą dobrze, bez... to znaczy... - Elise urwała

speszona i zarumieniła się.

- Nie musisz nic mówić. Rozumiem, o co ci chodzi. Owszem, ukochana,

nie musimy posuwać się zbyt daleko i przekraczać wyznaczonych przez
pastora granic, by było nam dobrze ze sobą. Chociaż nie jestem pewien, co
on sądziłby o tym, co robimy, nie robiąc tego, co nie wolno.

Gdy wychodzili z Tivoli, Elise zwróciła uwagę na dwóch mężczyzn o

ponurych twarzach, którzy stali przy bramie i odróżniali się od innych
rozbawionych ludzi. Ubrani byli obaj w wykrochmalone koszule,
kamizelki, marynarki i wyprasowane w kant spodnie z mankietami. Nie
byli to ani robotnicy, ani włóczędzy. Nie towarzyszyły im też damy, co
znaczyło, że nie przyszli tu potańczyć, mimo że jeden był nawet bardzo
przystojny, rozmyślała Elise zaintrygowana. Kiedy mijała ich z
Emanuelem, zdawało jej się, że jeden szturchnął drugiego łokciem
porozumiewawczo, ale może tylko sobie to wmówiła. Na moment
napotkała jego spojrzenie, ale nie przypominała sobie, by kiedyś wcześniej
widziała tego człowieka na oczy.

Przeszli pośpiesznie przez miasto w stronę Maridalsveien, mimo że na

ulicach kręciło się jeszcze dużo ludzi i było na co popatrzeć. Wielu
mieszkańców kamienic wyglądało przez okna w ciepły letni wieczór.

Elise przez cały czas miała ochotę spytać Emanuela o Agnes, ale

brakowało jej odwagi, w końcu jednak nie wytrzymała.

- Rozmawiałeś może z Agnes?
- Żeby ją zaprosić na ślub, o to ci chodzi?
- Tak, a może coś ci jeszcze mówiła?
- Unika mnie. Zastanawiam się nawet, czy Karolinę i Agnes wiedzą o

background image

sobie, bo to dosyć komiczna sytuacja. Jedna głoduje, a druga się wścieka.
Co ja takiego zrobiłem?

- To znaczy, że nie próbowałeś z nią porozmawiać?
- Owszem, próbowałem, ale mnie zbyła, mówiąc, że nie chce mieć nic

wspólnego z takimi zdrajcami. Doprawdy włos się jeży na głowie.
Przecież ja ją jedynie próbowałem nauczyć grać na gitarze, zresztą
dlatego, że natrętnie się tego domagała. Myślę, że nie powinnaś czynić
więcej starań, aby ją zaprosić na ślub, bo wynikną z tego tylko
nieprzyjemności dla nas wszystkich.

Elise zerknęła w okno wystawowe i zauważyła w szybie odbicie dwóch

idących za nimi mężczyzn. Bezwiednie odwróciła głowę. To byli ci sami,
których widziała przy wyjściu z Tivoli.

background image
background image

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Nie znała ich, nic ich nie łączyło, a że szli tą samą drogą, samo w sobie

nie budziło podejrzeń. Mimo to serce zabiło jej szybciej.

- Dlaczego nic nie mówisz? Nie zgadzasz się ze mną? - zapytał

Emanuel.

- Owszem, zgadzam się - odpowiedziała, starając się nie przejmować

mężczyznami, którzy szli za nimi. - Agnes, zaślepiona gniewem, gotowa
jest na wszystko, byleby się zemścić. Mama nieraz była oburzona jej
zachowaniem, niedobrze by się stało, gdyby także twoi rodzice stali się
świadkami jakiejś nieprzyjemnej sytuacji. To by tylko wzmogło ich
niechęć.

Przez chwilę szli w milczeniu.
Elise, wsłuchując się w odgłosy kroków za plecami, pomyślała, że to

jednak dziwne, że ci dwaj wyszli z Tivoli zaraz po nich i idą dokładnie w
tym samym kierunku.

- Nic nie mówisz, jesteś zmęczona?
- Nie, po prostu chłonę piękno letniego wieczoru. Jest wyjątkowo ciepło.
- Jeśli wolałabyś pójść do domu i się położyć, to po prostu powiedz.
- Nie, wolę pobyć z tobą.
Najchętniej oparłaby głowę na jego ramieniu i powiedziała to nieco

czulej, ale krępowała ją obecność tych dwóch z tyłu.

- W takim razie pójdziemy sobie na polanę Myralokka, a do domu

wrócimy przez most Bentsebrua.

Wolałaby, żeby nie mówił tego tak głośno, bo na pewno idący z tyłu

mężczyźni wszystko słyszeli.

- Może są tam chłopcy i się kąpią? - powiedziała specjalnie głośniej, ale

Emanuel tylko się zaśmiał.

- O tak późnej porze? Nie sądzę, by im było wolno.
Elise próbowała uspokoić samą siebie, że dwaj mężczyźni na pewno

pójdą dalej Maridalsveien, gdy ona i Emanuel skręcą w stronę Myralokka.

Niepokój jednak w niej narastał. Może tamci mają coś wspólnego z

bandą Lorta-Andersa? Bo jeśli nie, skąd by wiedzieli, kim jest? Przecież
nigdy wcześniej ich nie spotkała.

Wreszcie dotarli do rozdroża i skręcili w prawo. Elise wstrzymała

oddech i nasłuchiwała uważnie kroków za plecami. Ku swemu przerażeniu
usłyszała, że mężczyźni też skręcili.

background image

Emanuel najwyraźniej nic nie zauważył. Przyciągnął ją mocniej do

siebie i rzekł cicho stłumionym głosem:

- Może znajdziemy jakieś zaciszne miejsce wśród drzew, tak jak

ostatnio?

- Ktoś idzie za nami - wyszeptała Elise.
- Zaraz znikną.
- Mam nadzieję.
Ścieżka prowadziła w dół na brzeg rzeki. Wśród gęsto rosnących drzew

panował półmrok. Na domiar złego zaczęło zmierzchać. Elise zrozumiała
nagle, że popełnili głupstwo, skręcając w tak ustronne miejsce. Nabrała
podejrzeń, że ci mężczyźni mogą mieć jakieś związki z Lortem-Andersem.

- Wiesz, Emanuelu, rozmyśliłam się. Chcę wrócić już do domu i się

położyć. Przecież pozostało mi tylko parę godzin odpoczynku, nim znów
zacznę pracę.

Zauważyła, jak bardzo poczuł się zawiedziony, ale nie sprzeciwiał się.

Gdy zawrócili, mignęły jej dwie ciemne sylwetki pomiędzy drzewami.
Równocześnie usłyszała jakieś głosy. Z naprzeciwka szła w ich kierunku
para zakochanych. Młodzi spacerowali ciasno objęci, roześmiani i
zagadani. Elise przyśpieszyła, a Emanuel podążył za nią bez słowa.
Dopiero gdy przeszli przez Bentsebrua, zatrzymał ją i zapytał:

- Dlaczego tak się przestraszyłaś, Elise? Nie ufasz mi?
- Nie, nie dlatego.
- Czemu więc się rozmyśliłaś? Sądziłem, że miałaś ochotę na ten spacer

tak samo jak ja.

- Śledziło nas dwóch mężczyzn.
Zmarszczył czoło i popatrzył na nią zdziwiony.
- O czym ty mówisz?
- Zauważyłam ich przy wyjściu z Tivoli, potem przez cały czas szli za

nami. Długo sądziłam, że to zbieg okoliczności. Kiedy jednak skręcili za
nami w stronę Myralokka, zaniepokoiłam się.

- To chyba nie... - odwrócił głowę i obejrzał się za siebie.
- Nie, nigdy ich wcześniej nie widziałam na oczy, ale to nie może być

przypadek. Szli za nami krok w krok. Poza tym przypominam sobie, że
gdy ich mijaliśmy przy wyjściu, jeden szturchnął drugiego
porozumiewawczo. Myślałam, że mi się przywidziało, ale teraz już nie
mam tej pewności.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
- Do końca nie chciało mi się wierzyć, że to ma jakiś związek z nami.

Ale gdy powiedziałam, że chcę wrócić do domu, i się odwróciłam,

background image

pośpiesznie ukryli się wśród drzew.

- O co im chodzi? - zastanawiał się Emanuel, raz jeszcze oglądając się

za siebie, ale nikogo nie zauważył.

- Może śledzili nas, żeby wysłać Johanowi świeży raport.
- Ale po co? Przecież on z pewnością już wie, że się pobieramy.
- Wracajmy! - poprosiła Elise, czując, jak przenika ją zimny dreszcz.
Zrobiło się już całkiem ciemno, gdy doszli do domu nad rzeką. W

oknach się nie świeciło, wszyscy więc pewnie już dawno położyli się spać.

Drzwi były zamknięte, ale na szczęście Elise miała przy sobie klucz.
- Nie mogę się przyzwyczaić - powiedziała. - W Andersengàrden nigdy

się nie zamykaliśmy, ale tu w domu, na uboczu, mama nie czuje się
całkiem bezpiecznie. Poza tym boi się o te wszystkie twoje meble i rzeczy.

Emanuel roześmiał się cicho.
- Wątpię, czy jakiemuś rabusiowi chciałoby się taszczyć całe

umeblowanie, nawet gdyby się pojawił w niezbyt uczciwych zamiarach. -
Objął ją i odwrócił do siebie, a całując jej usta, zapytał: - Mogę wejść z
tobą do środka?

- A jeśli mama nas usłyszy?
- Nie usłyszy, jeśli zdejmiemy buty i przemkniemy się na palcach.

Przecież ona śpi na górze, prawda?

- Tak. Postawiłam swoje łóżko u niej w pokoju i śpię razem z nią. Na

pewno jeszcze nie zmrużyła oka i czeka na mnie.

Zapiszczały drzwi, zatrzeszczała podłoga. Jeśli mama nie spała, musiała

ich usłyszeć. Ostrożnie przekradli się do saloniku.

Było tam całkiem ciemno, bo przez okienka nie dochodził nawet blask

księżyca. Emanuel wziął ją za rękę i po omacku odszukał sofę, po czym
pociągnął Elise za sobą.

- Właściwie chciałem pójść do sypialni, ale pomyślałem sobie, że się nie

zgodzisz i powiesz, że przed nocą poślubną nie powinniśmy z niej
korzystać - zaśmiał się cicho wtulony w jej szyję. - A poza tym nie ma tam
łóżka. - Musnął jej usta i dodał: - Właściwie nawet lepiej poleżeć tu niż
oganiać się od mrówek i komarów pod drzewami.

- Sądzę, że wcale byś ich nie zauważył - zaśmiała się po cichu.
- Dlaczego?
- Bo byłbyś pochłonięty czymś innym.
- Czym?
- Głuptasie, wiesz, o czym mówię.
- Ale powiedz mimo wszystko. Uwielbiam, jak wypowiadasz słowa, na

których dźwięk cały płonę.

background image

- Jesteś dziwny. Kiedy dziewczyny w fabryce opowiadają o swoich

miłosnych przeżyciach, odnoszę wrażenie, że wszystko odbywa się bez
zbędnych słów. Nigdy nie wspominają o tym, że rozmawiają ze swoimi
ukochanymi.

- Też byś wolała, żebym przystępował wprost do rzeczy? Roześmiała się

rozbawiona, ale on pośpiesznie zakrył jej usta dłonią.

- Cii, chłopcy mogą nas usłyszeć.
- Jak oni zasną, nie obudzą się, nawet gdybyś zburzył dom. Emanuel

położył się bokiem i podniósł jej bluzkę i koszulę. Powolnymi ruchami
pieścił piersi, szepcząc ze zdumieniem:

- Powiększyły się.
Poczuła, jak jego wargi zamknęły się wokół brodawki. Jej ciałem

wstrząsnął dreszcz.

- Cieszę się, że wkrótce będę mógł zobaczyć cię nago.
Nie odpowiedziała, zawstydzona tą myślą, bo nie sądziła, że

małżonkowie kochają się w taki sposób.

- Ludzie ze wsi są inni niż ludzie w mieście - wyjaśnił, jakby czytał w

jej myślach. - My traktujemy wszystko bardziej naturalnie. Widzimy, jak
to robią zwierzęta, wiesz. Nie chcę, żebyśmy ukrywali się w ciemnościach
i pośpiesznie płodzili dzieci pod pierzyną. Chcę upajać się tobą, radować
się twoim cudnym ciałem, przeciągać chwile rozkoszy jak najdłużej, aż do
momentu, gdy będziemy tak rozpaleni, że nie będziemy w stanie czekać
dłużej.

Jego słowa sprawiały, że przez jej ciało przetaczały się fale gorąca.
- Chcę, byś wraz ze mną brała w tym udział - ciągnął tym samym

gardłowym szeptem. - Byś mnie dotykała, pieściła, nie wstydziła się tego,
lecz czerpała rozkosz tak samo jak ja. Byś robiła to wszystko, na co
przyjdzie ci ochota, bez wstydu i bez zahamowań. Wtedy zdołamy
osiągnąć spełnienie.

Nagle urwał i nastawił uszu.
- Chyba ktoś schodzi po schodach.
Wstrzymali oddechy, nasłuchując uważnie. Emanuel usiadł gwałtownie,

gdy odgłos kroków i trzeszczenie drewnianych stopni rozległy się
wyraźniej, a ona poszła za jego przykładem.

- To chyba mama - wyszeptała, czując, że ze wstydu palą ją policzki.

Oddychała nierówno, a serce podeszło jej do gardła.

- Miejmy nadzieję. Gorzej by było, gdyby to był któryś z twoich braci.
- Elise? - doleciał z kuchni zatrwożony głos mamy.
- Odpowiedz, bo ona się boi o ciebie.

background image

- Ale wtedy ona się domyśli, że...
- Wszystko w porządku, pani Lovlien. Jesteśmy tutaj, w salonie. - Głos

Emanuela zabrzmiał dziwnie głośno w pogrążonym w ciszy domu.

- Ach tak, już się o nią bałam.
- Za chwilę przyjdzie na górę.
- Powiedz jej, że za parę godzin musi wstać do fabryki.
- Dobrze, powiem. Dobranoc, pani Lovlien.
Wnet usłyszeli znów skrzypienie schodów prowadzących na poddasze.
- Chyba najlepiej będzie, gdy już pójdę. Twoja mama nie śpi, więc... -

urwał i przytulił ją mocno do siebie. - Za parę dni...

- Tak, jeszcze tylko pięć dni, Emanuelu. Przyjdziesz jutro do domu na

przerwę obiadową?

- Jeśli chcesz, mogę przyjść. Możemy się umówić na przykład przy

wzgórzu.

- Dobrze. Dobranoc, Emanuelu.
- Dobranoc, ukochana. Nie zmrużę oka i będę marzył o tobie. To

najlepsze, co mogę zrobić, póki nie będziemy dzielić razem nocy.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Upał wciąż nie ustępował. Kiedy następnego ranka Elise szła do fabryki,

było już gorąco, mimo że zegar nie wskazywał jeszcze godziny szóstej.
Ziewała całą drogę. Stanowczo zbyt późno położyła się spać, a potem
długo jeszcze leżała w łóżku i rozmyślała o ślubie, Emanuelu i... Johanie.

Pomyśleć, że Johan odkrył w sobie zdolności rzeźbiarskie! Pochwalił go

nawet sam dyrektor więzienia i powiedział, że ma talent. Nie zdziwiło jej
to. Pomimo wszystko nie straciła wiary w niego. Właściwie tylko ją to
utwierdziło w przekonaniu, że Johan uległ pokusie łatwego zarobku,

background image

zrozpaczony sytuacją Anny, i na pewno mocno tego żałował. Gdyby nie
zerwał zaręczyn, nadal by na niego czekała. Tylko jak wówczas zdołałaby
zapłacić zarządcy czynsz?

Wiedziała, że kocha ich obu, Johana i Emanuela, ale każdego inaczej. Ta

myśl napełniła ją niepokojem i zrodziła w niej poczucie winy. Czy inne
kobiety doświadczyły czegoś podobnego? Może przyjęły oświadczyny,
mimo że kochały innego? Czy była złym człowiekiem, wychodząc za mąż
za Emanuela z rozsądku, jak to wyraziła Anna?

Nie okłamywała go, od początku dała mu wyraźnie do zrozumienia, co

czuje. Mimo to, gdy byli sam na sam, odczuwała pożądanie i coraz
silniejszą sympatię. Czy to nie dziwne? Mama zawsze powtarzała, że gdy
kobieta kocha mężczyznę, żaden inny nie budzi w niej namiętności. Ale to
nieprawda. A może po prostu pokochała Emanuela?

Tuż przed nią szły przez most dwie prządki. Jedna z nich, Elise nie

pamiętała jej imienia, odwróciła się i zagadnęła ją:

- Słyszałam o twoim oficerze, Elise. Uratował życie najmłodszemu

synkowi Nelly.

Elise uśmiechnęła się i pokiwała głową.
- Mój mąż powiedział, że to bohaterski czyn. Czy to prawda, że się

pobieracie i będziecie mieszkać w domu po starym majstrze?

- Tak, udało nam się wynająć ten dom na rok. Emanuel wystąpił z Armii

Zbawienia i dostał pracę w tkalni płótna żaglowego.

- Tak? - popatrzyła na Elise ze zdziwieniem. - To dobrze dla ciebie i dla

twojej mamy chorej na suchoty.

- Tak, ona potrzebuje dużo słońca. Mam nadzieję, że nie będzie musiała

iść do pracy do sklepu Magdy wcześniej niż na jesieni.

- Będzie pracowała w sklepie na rogu?
- Taki ma zamiar.
- Widziałam tu któregoś dnia twojego najmłodszego brata. Ukrył się w

bramie przed starszymi chłopakami. Czy coś z nim jest nie tak? Pingelen
mówi, że ma trochę nie po kolei w głowie.

Elise poczuła, że kipi ze złości.
- Z Pederem nie dzieje się nic złego, po prostu rozwija się nieco wolniej.

Jeśli jeszcze raz usłyszę, że Pingelen czy inni rozgłaszają takie pogłoski,
pójdę prosto do dyrektora szkoły i zażądam, by położył temu kres.

Prządka spojrzała na nią nieco przestraszona i pośpiesznie

usprawiedliwiła się:

- Nie miałam nic złego na myśli.
Elise wzięła się w garść. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje, nie miała

background image

w zwyczaju reagować tak gwałtownie.

- Wiem, że nie powiedziałaś tego złośliwie, ale ja bardzo się tym

przejmuję ze względu na Pedera. Zimą kilku chłopaków próbowało
zepchnąć go do wodospadu.

Przerażona prządka zakryła dłonią usta.
- Boże! Że też coś takiego w ogóle przyszło im do głowy? Doszły do

bramy i udały się do hali fabryki. Większość robotnic zdążyła już przyjść.
Ropucha biegał tam i z powrotem i pohukiwał na wszystkich. Dwie młode
robotnice przyniosły ze sobą w kartonach niemowlęta i położyły w
korytarzu.

- To nie żłobek! - grzmiał. - Jak zobaczę, że któraś z was wymyka się na

korytarz w czasie pracy, to skończy się moja pobłażliwość.

Zarówno prządki, jak i pomocnice popatrzyły po sobie, zastanawiając

się, jak dzieci wytrzymają bez karmienia od przerwy obiadowej aż do
końca zmiany.

W hali panował niemiłosierny upał. Dokuczliwy kurz drażnił gardła i

robotnice pokasływały i charczały. Słońce świeciło przez wielkie okna,
dodatkowo nagrzewając fabryczne pomieszczenie. Prządkom dokuczało
pragnienie, pot spływał im po plecach, ubrania przyklejały się do ciała.
Zdawało im się, że nie dadzą rady wytrzymać w takich warunkach
dwunastu lub czternastu godzin pracy.

Elise nie mogła się doczekać przerwy obiadowej nie tylko dlatego, że

marzyła o tym, by wyjść na świeże powietrze. Cieszyła się także na
spotkanie z Emanuelem. Może przejdą się brzegiem rzeki? Od wartkiego
nurtu zawsze powiewa ożywcza bryza, zwłaszcza w górze rzeki, gdzie
woda jest czysta, niezanieczyszczona przez fabryki. Zdejmą sobie buty i
wymoczą nogi. Pochlapie sobie wodą twarz i szyję. Niepotrzebnie
umówili się przy drodze prowadzącej na wzgórze. Lepiej byłoby, gdyby
Emanuel przyszedł po nią do fabryki, uniknęliby wówczas spaceru wzdłuż
zakurzonej ulicy Maridalsveien.

Wreszcie w korytarzu rozległo się pobrzękiwanie kotłów z zupą. Dwie

świeżo upieczone matki pierwsze odeszły od maszyn. Biegiem
przemierzyły halę i rzuciły się do drzwi prowadzących na korytarz. Kiedy
Elise wydostała się na zewnątrz, zauważyła, że jedno z niemowląt zrobiło
się całkiem purpurowe od płaczu. W huku maszyn nic nie było słychać.
Młoda mama pośpiesznie wyjęła je z kartonu, siadła na podłodze i
przyłożyła do piersi. Dziecko pewnie miało mokro, ale za dużo czasu
zajęłoby matce odwinięcie malucha z płóciennego zawiniątka i zmiana
pieluszki.

background image

Elise wyszła pośpiesznie, zastanawiając się, czy ona też będzie za parę

miesięcy tak siedzieć w korytarzu i przykładać do piersi dziecko, które na
czas pracy zostawi w kartoniku w korytarzu. Jeśli mama dostanie pracę w
sklepie, Elise nie pozostanie nic innego, jak zabierać dziecko ze sobą do
fabryki. Biedne maleństwo, czeka na nie taki nieprzyjazny świat!
Przypomniało jej się, jak Agnes opowiadała kiedyś o matkach, które
mieszkają w drewnianych barakach przy Maridalsveien. One pozostawiają
dzieci same, gdy wychodzą do pracy do fabryki. Łóżeczka dziecinne
stawiają pod oknami, które zostają uchylone. Kilka razy dziennie
przychodzi tam starsza kobieta i wsuwa przez szparę w oknach butelki z
mlekiem dla maleństw. Kiedy dzieci są już trochę starsze, raczkują sobie
po podłodze, a kiedy się zmęczą płaczem, zasypiają gdzieś w kącie. To
dobrze, że dzieci krzyczą i płaczą, mówiła Agnes, opowiadając o tym.
Dzięki temu mają potem mocne płuca.

Może znajdę sobie jakieś inne zajęcie i krócej będę poza domem,

pomyślała, kierując się w stronę Maridalsveien. Im bliżej była wzgórza
Aker, tym większą czuła radość w sercu. Nie, to nieprawda, że zapomniała
Johana, ale pokochała także Emanuela. Zaraz się pewnie pojawi, wyjdzie
zza węgła domu stojącego na rogu, uśmiechnięty i zadowolony, ożywiony.
Serce mocniej jej biło. Kiedy ten dzień dobiegnie końca, pozostaną jeszcze
tylko cztery dzielące ich od daty ślubu, a gdy już minie sobota, będzie się
mogła wreszcie radować latem i wieczorami w domu nad rzeką. Ona, żona
Emanuela. Pójdzie popatrzeć, jak Peder kąpie się w Brekkedammen,
posiedzi razem z mamą na ganku i wypije kawę po powrocie z fabryki. Z
radością wsłuchiwać się będzie w szum wodospadu i oglądać zachody
słońca razem z Emanuelem, kiedy mama już położy się spać.

Mimowolnie powróciła myślami do zimy i przypomniała sobie ciężką

chorobę mamy, dramatyczną śmierć ojca, mróz i chłód. Nie mogła wprost
pojąć, że życie odmieniło się im wszystkim na lepsze.

Emanuela nie było jeszcze w miejscu, gdzie się umówili. Szła szybkim

krokiem, może więc dotarła nieco wcześniej? Postanowiła wyjść mu na
spotkanie, bo słońce paliło tu mocno, i poczekać raczej w cieniu
rozłożystych drzew.

Nie spotkała po drodze nikogo. Robotnicy byli w pracy, gospodynie

domowe, zamiast wychodzić na upał, wolały pozostać w domu, a służące
na pewno miały pełne ręce roboty przy praniu i sprzątaniu. Wysoko na
wzgórzu zauważyła mężczyznę, który polewał drogę gumowym wężem,
by się nie kurzyło, gdy ktoś przejedzie konno lub bryczką.

Gdzie się podziewa ten Emanuel?

background image

Pewnie u Carlsenów jedzą właśnie posiłek. Że też nie pomyślała o tym

wcześniej. Na pewno nie może odejść od stołu, póki gospodarze nie
skończą, bo nie chce być nieuprzejmy. Za tydzień Emanuel zacznie pracę
w tkalni płótna żaglowego i się stąd wyprowadzi. Pozostało jeszcze tych
parę dni. Jeśli go dobrze zna, stara się jakoś udobruchać swych
gospodarzy. Może Karolinę wrócił rozsądek i siadła do stołu ze
wszystkimi? Mam nadzieję, że nie zjawi się tu nagle Agnes, pomyślała
znienacka Elise, gdy dotarła już niemal na szczyt wzgórza. Albo ta
dziewczyna, która opiekuje się Braciszkiem, nie będzie spacerować tędy z
wózkiem! Poczuła się jakoś dziwnie. Jeśli tak się stanie, uda, że interesują
ją niemowlęta, i zapyta, czy może popatrzeć. Może zna tę dziewczynę,
skoro wcześniej pracowała w przędzalni jako pomocnica, więc naturalnie
będzie podejść do niej i zagadnąć.

Czy pozna synka Hildy? Na pewno bardzo urósł przez ten czas. Ale co

będzie, jeśli zawładną nią uczucia i się rozpłacze? Dziewczyna może
wówczas nabrać podejrzeń. Może nawet opowie o tym zdarzeniu swojej
chlebodawczyni, a ta podzieli się z mężem. Na pewno oboje domyśla się
wówczas, że Elise coś łączy z prawdziwą matką dziecka. A stąd tylko
krok, by podejrzenie padło na Hildę.

Wszyscy w fabryce wiedzieli, że Hilda urodziła dziecko i oddała je na

wychowanie. Nowi rodzice chłopca mogliby się poskarżyć panu
Paulsenowi i oznajmić, że prawdziwa matka nie może mieszkać w pobliżu
nich, a wtedy Hilda straci pracę. Mało tego, Hilda nigdy jej nie wybaczy,
że podeszła do wózka i wywołała swoim zachowaniem katastrofę. Nie,
lepiej jednak będzie stać z boku, gdyby nagle ich zobaczyła.

Dziwne, że Emanuela wciąż nie ma! Przecież wie, że na niego czeka. A

może posłano po niego z tkalni płótna żaglowego? Może chcą, by podjął
pracę wcześniej?

Wszystko jest możliwe. Nie miał pewnie jak jej o tym zawiadomić.

Postanowiła poczekać jeszcze przez chwilę w cieniu pod drzewem, a jeśli
Emanuel nie przyjdzie, nim słońce schowa się za czubkiem tamtego
drzewa z tyłu, będzie musiała wrócić.

Poczuła głęboki zawód. Tak się cieszyła na wspólny spacer nad rzeką!

Pewnie przyjdzie dopiero wieczorem po zakończeniu zmiany w fabryce,
pocieszała się w duchu.

Może podejść trochę bliżej domu, w którym mieszka, zanim zawrócę? -

pomyślała. Ale nie za blisko ogrodzenia, bo jeszcze zauważy mnie Agnes!

Ależ tu pięknie! Ogród tonął w kwiatach, roztaczających aromatyczną

woń. Drzewa jabłoni i wiśni stały w pełnym kwieciu. Na poddaszu okna

background image

były otwarte na oścież, żeby wpuścić do środka słońce. Zdawało jej się, że
ktoś w środku się poruszył, ale nie była pewna.

Żeby tylko Emanuel przywykł do domu nad rzeką i nie wydawało mu

się w nim zbyt ubogo i ciasno! Na pewno odczuje zmianę, opuściwszy
willę jaśniepaństwa! Pracowała tu zarówno kucharka, sprzątaczka i
pokojówka, a mimo to Agnes wciąż miała mnóstwo pracy.

Po co im właściwie tak liczna służba? W domu Elise miała tylko

wieczór na prace domowe, ale nadążała ze wszystkim. Co prawda ostatnio
mama już więcej pomagała, ale wciąż większość obowiązków spoczywała
na jej barkach. Ci, którzy mieszkali w wielkiej willi, mają więcej podłóg
do szorowania, więcej okien do umycia, znacznie więcej ubrań, które
należało prać, krochmalić i prasować, ale mimo wszystko...

Nagle otworzyły się drzwi, więc Elise pośpiesznie odwróciła głowę i

odeszła w przeciwnym kierunku. Usłyszała tylko, że otwarła się brama i
wyjechała bryczka. Doleciał ją jakiś młody kobiecy głos, pomyślała więc,
że to Karolinę. Modliła się w duchu, by bryczka skierowała się w stronę
Ullevalsveien, a nie w dół wzgórza Aker. Co prawda nie sądziła, by
Karolinę ją rozpoznała, ale sytuacja wydała jej się kłopotliwa.

A może w bryczce siedział też Emanuel? - zaniepokoiła się. Co się

takiego stało, że nie przyszedł na umówione spotkanie?

Odetchnęła głęboko i przyśpieszyła kroku. Jeśli się nieco pośpieszy, to

może jeszcze w kotłach z jadłodajni pozostanie trochę zupy.

W ciągu dnia upał jeszcze się nasilił. Prządki i pomocnice ledwie stały

na nogach. Jedna ze starszych wiekiem robotnic zemdlała i trzeba ją było
wynieść z hali. A kiedy otwarto drzwi na korytarz, doleciał ich
rozdzierający płacz niemowląt, którego nie zagłuszył nawet łoskot
maszyn. Nadzorca wściekał się i klął na czym świat stoi, biegał po hali i
wyzywał. Robotnice kleiły się od potu. Elise przypomniała sobie inne lato,
kiedy też były takie upały. Zmęczone gorącem prządki stały się mniej
uważne i jedna z nich włożyła dłoń w tryby maszyny. Teraz ma tylko jedną
rękę i żyje z zasiłku.

Hałas i kurz wydawały jej się dziś wyjątkowo uciążliwe. Pewnie nieraz

myślała podobnie, ale dziś miała już naprawdę dość. Pomyślała o tych
wszystkich biednych matkach, które martwiły się o swoje dzieci
pozostawione same w domu, zwłaszcza o maleństwa, leżące w łóżeczkach
bez żadnego dozoru. Żłobek znajdował się dość daleko, dlatego większość
robotnic wolała sobie radzić na własną rękę. Niemal wszystkie matki tu, w
przędzalni Nedre V0ien, były niezamężne, tylko nieliczne miały mężów.

Ona sama nie musiała się martwić o nic poza weselem. Właściwie

background image

powinna się wstydzić! Każda z kilkuset zatrudnionych w fabryce
dziewcząt wiele by oddała, aby się znaleźć na jej miejscu. Wyjść za mąż za
przystojnego i sympatycznego mężczyznę, który nie bije ani się nie upija!
Zarabia lepiej od większości robotników tu nad rzeką Aker i tak bardzo ją
kocha, że gotów ją nosić na rękach! Nie, dosyć tego! Nie będę się więcej
zamartwiać z powodu wesela! - postanowiła Elise w duchu. Tych parę
godzin szybko minie i nim się spostrzegę, goście wyjadą.

Ropucha darował im dwie dodatkowe godziny pracy, które dołożono im,

nie płacąc za nie. Pewnie zrozumiał, że może doprowadzić do
nieszczęścia, jeśli w taki upał zbyt mocno dociśnie śruby.

Spocone i wyczerpane kobiety, z obolałymi karkami i bólami w krzyżu,

wlokły się noga za nogą do domu, szczęśliwe, że wreszcie skończył się
dzień w fabryce.

Elise stanęła przed budynkiem hali i rozejrzała się wokół. Może

Emanuel czeka na nią i wyjaśni, dlaczego nie przyszedł na umówione
spotkanie podczas przerwy obiadowej. Nie zauważyła go jednak nigdzie.
Właściwie nawet była zadowolona z tego powodu, bo nie chciała, by ją
zobaczył taką przepoconą i brudną.

Robotnice przechodziły przez most w milczeniu. Nikt się do nikogo nie

odzywał, nie miały siły. A gdy znalazły się po drugiej stronie rzeki,
rozpierzchły się w różne strony. Elise odprowadziła wzrokiem ubrane na
szaro, przygarbione i powłóczące nogami kobiety. Mimo że sama padała
ze zmęczenia, poczuła, jak rozpala się w niej ogień buntu. Tak nie
powinno być, powtarzała sobie w duchu nie po raz pierwszy. Dlaczego ci,
którzy utrzymują w ruchu maszyny i harują najciężej, otrzymują za swój
wysiłek najmniej?

Pewnie Emanuel siedzi u mamy, zgadywała w myślach, zbliżając się do

ganku. Mamę zawsze wzruszało, gdy przychodził i siadał przy niej, „przy
starej, nudnej babie", jak mawiała z lekkim uśmiechem.

Ale dziś zabawiał mamę Evert, a nie Emanuel. Przy kuchennym stole

czytał jej na głos gazetę „Norske Intelligenzsedler".

- O, jesteś, Elise - powitała ją mama, spijając ze spodeczka kawę i

racząc się kostką cukru. - Evert czyta mi „Piwnice".

Elise uśmiechnęła się, starając się ukryć, jak bardzo jest zmęczona.
- Ja też chętnie posłucham, poczytaj, Evert - poprosiła i opadła na stołek.

Wiedziała, że pani Berg zbiera „Intelligenzsedler", a „Piwnice" to krótkie
opowiastki zamieszczone u dołu, opowiastki tak fascynujące, że dzieciaki
wprost nie mogły się doczekać następnego dnia, by przeczytać dalszy ciąg.
Codzienne historyjki nie miały właściwie ani początku, ani końca, trzeba

background image

było śledzić ich akcję na bieżąco. Evert zarzekał się, że jeśli zwycięży ten
zły, to wyrzuci gazetę do pieca.

Przyjemnie było słuchać, jak czyta. Elise słuchała go z radością. Nie

sylabizował każdego słowa i nie dukał, ale płynnie składał wyrazy i
zdania. Biedny Peder, pomyślała. Brat wciąż miał kłopoty z łączeniem ze
sobą liter, zwłaszcza w długich wyrazach, często mieszał je i zaczynał
czytać od końca. Przypomniała jej się poranna rozmowa z napotkaną na
moście prządką. „Pingelen mówi, że Peder ma nie po kolei w głowie".
Zrobiło jej się przykro.

- Dlaczego nie siedzisz na słońcu? - zapytała Elise mamę, gdy Evert

skończył.

- Zwariowałaś? Jest za gorąco. Wyglądasz na zmęczoną, Elise. Pewnie

w fabryce trudno dziś było wytrzymać?

Pokiwała głową i powiedziała:
- Naleję wody do miski i zmyję z siebie ten najgorszy kurz. - Ale nie

miała siły się ruszyć, tak ją wszystko bolało. - Nie widziałaś Emanuela? -
zagadnęła, żeby odwrócić uwagę mamy.

- Nie, a powinnam?
- Mieliśmy się spotkać podczas przerwy obiadowej, ale się nie pojawił. -

Zacisnęła mocno zęby, podnosząc wiadro i nalewając wody do miski.
Potem odwróciła się plecami, zdjęła brudną bluzkę i obmyła się.

Do kuchni wpadł z impetem Peder i zawołał:
- Chodź, Evert, na dwór! Pobiegamy z kółkiem! - A podejrzawszy

siostrę, uśmiechnął się z zakłopotaniem i rzucił: - Ale ci urosły piersi,
Elise!

- Ordynus! - prychnęła i oblała się rumieńcem. Wycierając się

pośpiesznie i wkładając świeżą bluzkę, modliła się w duchu, by mama
czasem nie odgadła prawdy! Nie przed ślubem!

Nagle uderzyła ją jedna myśl. Mama Emanuela od razu nabrała

podejrzeń i nawet zapytała Elise, czy jest w ciąży! Mimo że nie otrzymała
jasnej odpowiedzi, domyśliła się wszystkiego. Może więc jej mama też
może dowiedzieć się o tym przed sobotą?

Chłopcy wybiegli z domu, a Elise usiadła na stołku zmęczona.
- Och, jak dobrze się choć trochę opłukać - westchnęła. - W tym

tygodniu muszę wziąć kąpiel wyjątkowo w piątek, bo nie zdążę przed
samym ślubem w sobotę.

- Dziwne, że Emanuel nie przyszedł, skoro się umówiliście.
- Musiało mu coś przeszkodzić. Od przyszłego poniedziałku zaczyna

pracę w tkalni płótna żaglowego, może więc posłali po niego, by przyszedł

background image

do fabryki zapoznać się z nowymi obowiązkami?

- Wiedziałby wówczas o tym wczoraj wieczorem.
- Je posiłki razem ze swoimi gospodarzami. Może w tym czasie siedzieli

przy stole?

- Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Czasami myślę sobie, że to, co

się wydarzyło, jest za piękne, by mogło być prawdziwe. Wciąż mi się
zdaje, że za chwilę pojawią się jakieś przeszkody.

- Mamo, przestań się zachowywać jak pani Thoresen. Ona też patrzy

czarno na wszystko.

- Nic dziwnego, że stałyśmy się takie, Elise. Przez długie życie

napatrzyłyśmy się na tyle złego.

Elise wstała i przyniosła dzbanek z kawą.
- Dolać ci jeszcze, mamo? - zapytała.
- Tak, dziękuję, najlepiej na spodeczek. Dosyp może jeszcze łyżeczkę

kawy, bo taka jest słabiutka. Zjadłaś dziś zupę w fabryce?

- Nic już nie zostało, gdy wróciłam, nie spotkawszy się z Emanuelem.
- Nic nie jadłaś? Ależ moja kochana, pewnie jesteś głodna jak wilk?
- Jestem zbyt zmęczona, by odczuwać głód. Mama wstała i zakrzątnęła

się przy piecu.

- Zostało mi kilka ugotowanych ziemniaków. Usmażę ci na maśle. Weź

do tego kromkę chleba i najedz się do syta.

- Dziękuję. Zaczęłaś szyć firanki?
- Tak, ale potrzebuję twojej pomocy, żeby zdążyć na czas. Elise

uśmiechnęła się, zadowolona, że nie musi sama robić sobie obiadu.

- Cieszę się, że wreszcie przejrzałaś na oczy i zrozumiałaś, jakie masz

szczęście - gawędziła mama, krzątając się przy piecu. Dodała też coś na
temat pogody, fabryki i pięknego, przytulnego domu.

Elise sięgnęła po blaszany talerz i nałożyła sobie ziemniaki z patelni.
- Mamo, muszę ci o czymś powiedzieć...
- Myślę, że to zbędne - uśmiechnęła się mama. Elise zerknęła na nią

zdumiona.

- Domyśliłaś się?
- A po co byście się tak śpieszyli ze ślubem? Elise poczuła, że się

czerwieni.

- Peder nie jest taki głupi - dodała mama z uśmiechem. - Zauważył

zmianę w twoim wyglądzie, choć nie skojarzył tego z prawdą. Cieszę się,
że się pobieracie, Elise. Czytałam ostatnio w gazecie, że jedno na troje
dzieci w Norwegii rodzi się poza związkiem małżeńskim. A w niektórych
miejscach w kraju tylko jedno na troje dzieci przychodzi na świat w

background image

normalnej rodzinie. Pastor Eilert Sundt, który zbadał to zjawisko, napisał
do swojej żony, że jest zaszokowany upadkiem obyczajów i rozwiązłością
kobiet. Zastanawiał się, jak ma przetrwać życie rodzinne i społeczne przy
takiej niemoralności. Nie zamierzam ci prawić kazania, Elise. Wiem
dobrze, jak to jest tu, na osiedlu Sagene, ile niezamężnych matek pracuje
w fabryce. Chcę ci tylko powiedzieć, że cieszę się, że moja córka zawrze
sakrament małżeństwa, zanim urodzi dziecko, i że mój wnuk będzie miał
oboje rodziców.

Elise nie miała odwagi spojrzeć na mamę. Siadła przy stole i zaczęła

jeść.

- Pomyśl, dziecko będzie miało takiego wspaniałego ojca! – W głosie

mamy pobrzmiewał zachwyt. - Tak mnie wzrusza, gdy patrzę, jak on się
troszczy o ciebie. Mimo że wszystko potoczyło się nazbyt szybko,
wygląda na to, że on bardzo cię kocha i cieszy się, że zostanie ojcem.

Elise z trudem przełykała jedzenie. Przysięgła sobie, że nigdy nie

wyjawi mamie prawdy, ale teraz uświadomiła sobie, że prędzej czy później
może się zdradzić.

- Wolałabym nie stać za ladą zbyt wiele godzin w ciągu dnia - ciągnęła

mama, nie zwracając uwagi na milczenie Elise. - Żal mi tych młodych
matek, które muszą przed szóstą zanieść swoje dzieci do żłobka. Taki
kawał drogi! A wracają nie wcześniej niż o ósmej, a nawet dziewiątej
wieczorem. Jeśli nie będę musiała pracować przez cały dzień, zaopiekuję
się dzieckiem, póki ty nie wrócisz do domu.

Elise pokiwała głową, wciąż jednak nie mogła wydobyć z siebie słowa.

Bała się poza tym, że głos ją zdradzi. Całe szczęście, że miała przed sobą
talerz z jedzeniem i pochylona nad nim, nie musiała patrzeć mamie prosto
w oczy.

- Proszę cię, nie mów o tym nikomu - odezwała się w końcu. - Wiem, że

wiele dziewcząt jest w podobnej sytuacji, ale Emanuel dopiero co
zrezygnował ze służby oficerskiej w Armii Zbawienia. Powiemy po
prostu, że dziecko urodziło się wcześniej.

- Spokojnie, Elise. Ja już o wszystkim pomyślałam. Kiedy zrozumiałam,

co się z tobą dzieje, też się martwiłam. Głównie chodziło mi o te plotki z
powodu jego przeszłości w Armii. Uspokoiłam się jednak, gdy
postanowiliście się szybko pobrać. Oczywiście, że nikomu o tym nie
powiem. Chłopcy dowiedzą się dopiero, jak będzie po tobie znać ciążę. -
Mama pochyliła się i położyła dłoń na jej ramieniu. - Tak się cieszę, Elise.
Teraz, gdy urodzisz, będzie mi łatwiej znieść myśl, że zabrano nam
dziecko Hildy. Modlę się do Boga, żeby to był chłopiec i żeby Peder miał

background image

nowego „braciszka".

Elise poczuła, jak ściska ją w gardle. Ze wszystkich sił starała się

zapomnieć o tym, co ją spotkało. Nie zastanawiała się wcale, czy urodzi
chłopca, czy dziewczynkę. Wiele ją kosztowało, by zaakceptować
rozwijający się w niej płód. Wstała powoli, obolała na całym ciele, i
oznajmiła:

- Wyjdę trochę i się rozejrzę. Może spotkam Emanuela. Byłam pewna,

że przyjdzie, gdy tylko wrócę do domu.

Ale gdy tylko wyszła za drzwi, siadła ciężko na stołku stojącym przy

zewnętrznej ścianie domu, oparła się i przymknęła oczy. To okropne
oszukiwać mamę w taki sposób! Gdyby jednak wyznała jej całą prawdę,
mama nigdy nie zdołałaby sobie z tym poradzić. Może nawet odwracałaby
się od dziecka ze wstrętem, przypominając sobie, kim jest jego ojciec? Nie
wiadomo nawet, czy w ogóle zechciałaby wziąć je na ręce. Cały misterny
plan ległby wówczas w gruzach. Bo przecież głównym powodem, dla
którego zdecydowała się poślubić Emanuela, była jego gotowość
zaopiekowania się dzieckiem. Obiecał być dla niego prawdziwym ojcem,
dać mu dom i rodzinę.

O wstydzie nie myślała w pierwszym rzędzie, bo jak wspomniała mama,

tu, na osiedlu robotniczym Sagene, niezamężne matki stanowiły tak liczną
rzeszę, że nikt ich nie wytykał palcami. Ale wśród przyjaciół Emanuela z
Armii i w jego rodzinie z pewnością jest inaczej.

Otworzyła oczy i omiotła spojrzeniem most i drugi brzeg rzeki. Dziwne,

że nie przyszedł...

Wyprostowała się gwałtownie, bo nagle obleciał ją strach. Może coś mu

się stało? Wczoraj wieczorem tak późno wracał do domu. Było już
ciemno.

Lodowaty chłód przeniknął jej serce. Przypomniała sobie stojących przy

wyjściu z Tivoli dwóch mężczyzn i ich ponure, śmiertelnie poważne
twarze. Oni nie przyszli tam się bawić i tańczyć! Dlaczego nas śledzili? -
zastanawiała się. Co mieli do roboty na Myralokka tak późnym
wieczorem? I jak by się to skończyło, gdyby nie pojawiła się nagle ta para
zakochanych?

Wstała ze stołka. Boże, co się stało?

background image

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

W drzwiach pojawiła się mama i zapytała:
- I co, Elise, idzie?
Elise nie miała odwagi na nią spojrzeć.
- Nie, pewnie mu coś stanęło na przeszkodzie. Może przyjechali jego

rodzice?

- Na kilka dni przed ślubem? Wątpię. Przecież dla gospodarzy na wsi to

najbardziej pracowity okres w roku.

- Na pewno wkrótce się pojawi. Przejdę się trochę i się rozejrzę.
- Nie, nie ma na to czasu. Uprzątnęłam ze stołu w kuchni, możesz więc

przyjść mi pomóc przy szyciu zasłon.

Elise uznała, że nie ma się co sprzeciwiać, w końcu mamie zależało, by

na wesele było w domu ładnie i czysto. Zresztą gdyby Emanuel mógł, na
pewno by przyszedł, nie ma sensu go szukać.

Na zasłony kupiły taki sam kreton, z którego szyło się tanie fartuchy. O

ile ładniej wyglądałyby białe firanki, rozmarzyła się Elise, gdy już
wymierzyły i przycięły tkaninę.

Drzwi wyjściowe były otwarte na oścież, by wpuścić do środka trochę

powietrza. Elise widziała stąd porośnięty trawą pochyły brzeg. Wiedziała,
że jeśli Emanuel się pojawi, to już z daleka, zanim dotrze na ganek, go
usłyszy.

Znów przypomnieli się jej ci dwaj obcy, których zobaczyła przy wyjściu

z Tivoli. Nie byli ubrani tak jak robotnicy, ale też nie tak jak ludzie z
wyższych sfer. Bardziej przypominali kancelistów. Największym
marzeniem i nadzieją robotników było to, by ich synowie mogli chodzić
na co dzień w wykrochmalonych koszulach i garniturach. „Białe
kołnierzyki", jak nazywano kancelistów, zaczynały pracę co najmniej kilka
godzin później niż robotnicy.

Może jednak to kompani Lorta-Andersa? Jeśli tak, to o co im chodziło?

Podobno Lort-Anders i Johan się pogodzili, tak przynajmniej mówił ktoś z
Armii, kto odwiedzał więzienie.

Na podwórzu słychać było hałasy i odgłosy ożywionej zabawy. Do

background image

środka wpadli Peder, Kristian i Evert, przemoczeni i rozdokazywani.

- Widzieliśmy polewaczkę! Polewała ulicę! - Peder był tak zdyszany, że

nie mógł prawie mówić. - Podwinęliśmy spodnie do kolan i wbiegaliśmy
pod strumień wody. Szkapa nagle się zatrzymała, a nas całkiem zmoczyło,
nawet włosy mamy mokre! - zawołał, pokazując swoją sterczącą grzywkę.

- Uff! - Mama wstała ze stołka. - Patrzcie, jak pobrudziliście podłogę! A

przecież za parę dni wesele.

Elise odwróciła się z uśmiechem do chłopców.
- Nie widzieliście czasem Emanuela? - zapytała. Peder pokręcił głową.
- Szyjesz suknię ślubną, Elise?
- To by dopiero była suknia! Nie widzisz, że to materiał na zasłonki?
- A czemu nie ma tu Ringstada? - zapytał Evert i popatrzył na nią.
- Miał być, ale pewnie coś mu przeszkodziło.
- A może to jego znaleziono na wzgórzu Aker w nocy? Elise przerwała

pracę i popatrzyła na chłopca z przerażeniem.

- O czym ty mówisz? - zapytała.
- Nie słyszałaś? Policja kogoś znalazła. Ktoś z tamtejszych willi

zatelefonował na policję, że na ulicy leży martwy mężczyzna.

Elise poczuła, jak krew odpływa jej z głowy, i powtórzyła szeptem:
- Martwy mężczyzna?
- Chłopaki na ulicy o tym opowiadali. Oni myślą, że to sprawka

chuliganów z Sagene.

Zarówno mama, jak i Peder i Kristian stali cicho, patrząc na Everta z

niedowierzaniem. Peder zaczął się trząść.

- Przecież mówiłeś, że zabili jakiegoś drania?
- Nikt nie wie, kto to jest. Mówili tylko, że nie żyje.
- Nie, to nie może być przecież Emanuel! - Mama pierwsza otrząsnęła

się z szoku. - On się nie zadaje z takimi łobuzami.

- To dlaczego nie przychodzi? - Peder odwrócił się do mamy, a w jego

szeroko otwartych oczach odmalowało się przerażenie.

- Ma tysiąc spraw do załatwienia. Przecież się żeni, przeprowadza i

zaczyna nową pracę. Zresztą chyba rozumiesz, że bandyci nie odważą się
napaść na człowieka o takiej pozycji.

- A poza tym on nie włóczy się po nocach - dorzucił Kristian

lakonicznie.

Elise poczuła paraliżujący strach. Owszem, wczoraj Emanuel wracał

późno w nocy. Szedł przez Beierbrua, pomiędzy opustoszałymi o tej porze
fabrykami, uśpionymi domami w dół ciemną ulicą Maridalsveien. Był
łatwą zdobyczą, jeśli ktoś miał złe zamiary.

background image

Odszukała wzrokiem mamę, ale mama najwyraźniej nie myślała w ten

sam sposób. Poza tym ona nie wiedziała o tych dwóch typkach w
ciemnych garniturach z ponurymi minami. Elise czuła, że się dusi, musiała
wyjść, by zaczerpnąć świeżego powietrza.

Roztrzęsiona ruszyła chwiejnie ku drzwiom.
- Elise, co z tobą? - usłyszała zdziwiony głos mamy.
- Nic. Tylko tu, w środku, jest strasznie duszno - odparła i sama słyszała,

jak obco zabrzmiał jej głos.

Chłopcy najwyraźniej uspokoili się i pochłonęły już ich inne sprawy.

Sięgnęli po łódki, które wystrugali, i poszli się nimi bawić na dwór.

Elise odetchnęła głęboko w nadziei, że uspokoi drżenie ciała, ale nic jej

nie pomogło. W nocy znaleziono martwego mężczyznę na wzgórzu Aker!
Emanuel wracał sam, gdy już zapadły ciemności, a dziś się nie pojawił.
Nie ma wątpliwości, że coś mu się stało.

Ale przecież jego gospodarze wiedzą o mnie, wiedzą, że na sobotę

zaplanowaliśmy ślub. Gdyby coś mu się stało, przesłaliby mi wiadomość
do fabryki albo do domu! Myśl ta zapaliła w niej iskierkę nadziei.

Ale może nie zdążyli tego uczynić? Najpierw musieli przecież wysłać

telegram do jego rodziców. A zresztą to dla nich też musiał być szok. Pan
Carlsen pewnie został wezwany na posterunek, a jego żona i Karolinę
raczej nie chciały załatwiać takiej sprawy. Dopiero jak wszystko ucichnie,
przypomną sobie o mnie.

Bezwiednie zaczęła spacerować po ganku w tę i z powrotem.

Obserwując chłopców biegnących po trawie w dół nad rzekę, cieszyła się,
że zajęli się sobą. Zaraz pewnie przyjdzie mama, zdziwiona, gdzie się
podziewa córka. Co mam jej powiedzieć? - zastanawiała się gorączkowo.

- Elise? Gdzie ty jesteś? Musimy szyć, żeby skończyć do wieczora! -

Mama stanęła w drzwiach i popatrzyła na nią ze zdumieniem: - A co ci
jest? Tak zbladłaś. Chyba nie poczułaś się źle?

Płacz ścisnął ją w gardle.
- Mamo, tak się boję...
- Boisz się? A co się stało?
- Przecież wiesz, że Emanuel był u nas w nocy. Wracał sam do domu po

zapadnięciu zmroku. Nie tak wielu mężczyzn idzie samotnie na wzgórze
nocną porą.

- Ależ kochanie. Dlaczego ktoś chciałby go skrzywdzić?
- Przecież sama wiesz, ilu włóczęgów kręci się tu, po okolicy. Może

chcieli go okraść z pieniędzy?

Mama nagle straciła pewność siebie.

background image

- Ale przecież nie musieliby go mordować z takiego powodu. Za

morderstwo grozi przecież kara dożywotniego więzienia i ciężkiej pracy.
Nikt nie podejmie takiego ryzyka.

- Może wcale nie mieli zamiaru go zabić, może chcieli go tylko

ogłuszyć, tymczasem stało się inaczej.

Mama pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie chce mi się w to wierzyć. Zapewne pobili kogoś ze swoich.
- Owszem, gdyby to się stało w Vaterlandzie, to bym może uwierzyła,

ale nie na wzgórzu Aker!

- Najlepiej idź do niego, Elise! Wiem, że nie przepadasz za jego

gospodarzami, ale musisz to wyjaśnić.

Elise poczuła, że zbiera jej się na mdłości, i znów zakręciło jej się w

głowie.

- Dobrze, ale najpierw muszę przez chwilę posiedzieć. Osunęła się na

stołek, a przed oczami wszystko jej zawirowało.

To nie może być prawda! Niemożliwe, by Emanuel został zabity. I to

jeszcze zapewne z jej powodu. Zemścili się na nim kompani Johana,
zapewne bez jego wiedzy, bo Johan nigdy by nie przystał na coś takiego.
On nie jest taki! Co innego Lort-Anders i opryszki z jego bandy. Jeden z
nich przecież dopuścił się gwałtu na niej, inni napadli na nią i Emanuela w
okolicach fabryki i zamknęli ich na noc w komórce. Są zdolni do
wszystkiego. To bandyci. Lort-Anders nie na darmo ma tak kiepską
reputację.

- Elise, kochanie, nie martw się na zapas! Przecież tak naprawdę nie

wiemy nic dokładnie prócz tego, że znaleziono martwego mężczyznę. Nie
ma pewności, czy popełniono zbrodnię. A może ten człowiek dostał
zawału serca? Może to ktoś starszy wiekiem? Evert ma bujną wyobraźnię.
To, co mówił o chuliganach z Sagene, słyszał jedynie od chłopaków na
ulicy.

Elise pokiwała głową, ale nie była przekonana. Niepokoiła się o

Emanuela przez cały dzień, a właściwie od chwili, gdy zauważyła, że te
dwa podejrzane typki ich śledzą. A skoro nie przyszedł na spotkanie
podczas przerwy obiadowej ani teraz wieczorem, to znaczy, że stało się
coś poważnego. Inaczej by ją powiadomił. Emanuel zawsze pilnował
takich spraw. Był skrupulatny i liczył się z innymi. Nie pozwoliłby, żeby
się o niego zamartwiała.

- Przyniosę ci kubek zimnej wody - odezwała się mama. - Kiedy słońce

schowa się za koronami drzew, nie będzie już tak gorąco.

Elise oparła się o nagrzaną ścianę domu. Przed chwilą była spocona, a

background image

teraz trzęsła się z zimna. Zawroty głowy nie ustępowały.

A więc mama miała jednak rację. To było zbyt piękne, by mogło być

prawdziwe. Przeczuwała, że coś się stanie, no i się stało. Nie było im
jednak dane pomieszkać w domu majstra. Nie zasłużyli na to, by mieć
lepiej niż inni. Dziecko, które nosi pod sercem, nie będzie miało ojca.
Będzie leżało w pudełku w korytarzu przędzalni i siniało z płaczu,
przemoczone i odparzone, tak jak wszystkie inne dzieci robotnic. Jak to
powiedziała kiedyś pani Thoresen, „dla takich jak my nie ma nadziei".
Jesteśmy skazani na życie w biedzie.

Mama wyszła z kubkiem wody i podała go Elise, która popiła

zachłannie.

- Wciąż jesteś blada. Chyba nie powinnaś nigdzie się ruszać, zanim nie

dojdziesz trochę do siebie. A może chłopcy poszliby z tobą? Albo najlepiej
wyślemy ich samych? Jeśli im wytłumaczysz, który to dom, na pewno
trafią.

- Nie ma co puszczać ich samych. Najpierw musimy się dowiedzieć, co

się właściwie stało.

Mama rozejrzała się wokół.
- Może przyjdzie ktoś, kto by mógł nam pomóc.
- Mamo, wracaj do środka i zajmij się szyciem! Ja tu posiedzę przez

chwilę i na pewno zaraz mi przejdzie.

- A po co szyć zasłonki, skoro nie będzie ślubu?
Słowa te poraziły Elise. Mimo że i ją dręczyły podobne myśli, to jednak

wypowiedziane na głos przez mamę wydały się bardziej ponure i tylko
utwierdziły ją w strachu.

- Przecież przed chwilą mówiłaś, żebym się nie martwiła na zapas.
Mama nie odpowiedziała.
Nie, rzeczywiście nie wiadomo, czy w ogóle odbędzie się ślub.

Najgorsze jednak jest to, że już nigdy więcej nie spotkam Emanuela! -
pomyślała, nie mając pojęcia, jak to zniesie.

- Wracam do środka - głos mamy zdradzał rezygnację.
Elise wstała i zachwiała się. Musiała się uchwycić ściany. Bezwiednie

dotknęła dłonią brzucha. Ile potrafi znieść takie maleństwo? Zaraz jednak
podeszła do drzwi i zawołała:

- Już mi dobrze, mamo! Idę na wzgórze Aker porozmawiać z

Carlsenami.

Nie usłyszała żadnej odpowiedzi. Zatroskana weszła do przedsionka i

zajrzała do kuchni. Mama płakała oparta o kuchenny stół.

- Ależ mamo... Przecież jeszcze nie wiemy, czy chodzi o Emanuela.

background image

Sama mówiłaś, że to może jakiś starszy pan dostał zawału serca.

Mama nie odpowiedziała. Słychać było tylko rozdzierający szloch.
Z ciężkim sercem Elise odwróciła się i ruszyła w stronę mostu.

Najchętniej poczekałaby z tym do rana, by pozostawić sobie jeszcze parę
godzin nadziei i modlić się, by Bóg go zachował. Ale uznała, że mimo
wszystko najgorsza jest niepewność.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Gdy dochodziła na szczyt wzgórza Aker, zawroty głowy ustąpiły, ale

nogi ciążyły jej jak ołów i oddychała z trudem. Co chwila musiała się
zatrzymywać, by odkaszlnąć. Wciąż czuła w gardle i w płucach fabryczny
kurz.

Szła ze złożonymi rękami i modliła się po drodze: - Dobry Boże, nie

pozwól Emanuelowi umrzeć. Niech tym martwym mężczyzną okaże się
ktoś inny, może jakiś starzec, który i tak wnet by umarł. Spraw, by było
jakieś zwyczajne wytłumaczenie tego, że Emanuel nie przyszedł na

background image

spotkanie. Amen.

Zwolniła nieco, gdy już dochodziła do bramy. Gdyby wydarzyła się tu

taka zbrodnia, na ulicy chyba roiłoby się od policji i gapiów, tłumaczyła
sobie. Do Carlsenów ciągnęłyby tłumy przyjaciół z kondolencjami.
Wstrząśnięci sąsiedzi dowiadywaliby się, co się tak naprawdę stało. Chyba
nie wyglądałoby tu tak spokojnie, cicho i głucho jak teraz?

A jeśli wyjdzie Karolinę i domyśli się, kim jestem? - denerwowała się.

Albo Agnes otworzy drzwi, a gdy mnie zobaczy, zatrzaśnie mi je przed
nosem?

Ale co to ma za znaczenie, jeśli Emanuel nie żyje? Niech Agnes się

wścieka, ile tylko chce, pluje mi w twarz, wyzywa od najgorszych, nic
mnie to nie obchodzi, bo bez niego i tak wszystko straci sens.

Z ociąganiem otworzyła furtkę do ogrodu, weszła i zamknęła ją za sobą.

Ruszyła w stronę willi alejką wyłożoną kamiennymi płytami. Zalękniona
zerknęła na duże okna, ale nie zauważyła w nich nikogo.

Stanęła przy pięknych drzwiach wejściowych, nabrała głębokiego

oddechu i postukała błyszczącą kołatką z mosiądzu.

Po chwili usłyszała lekkie kroki i drzwi otworzyła młoda dziewczyna,

zapewne pokojówka, ubrana w szeroki biały fartuch i czepek na głowie.

- Przepraszam, czy zastałam pana Emanuela Ringstada?
Na twarzy pokojówki odmalowało się przerażenie, rozejrzała się

bezradnie, jakby w nadziei, że ktoś odpowie za nią, ale nikogo nie
zauważyła.

- On... Jest... Przepraszam, ale muszę najpierw zapytać państwa. -

Odwróciła się gwałtownie i zniknęła w głębi korytarza.

Elise nie ruszyła się z miejsca, starając się spokojnie oddychać. Na

pewno coś mu się stało! Dziewczyna nie zareagowałaby w taki sposób,
gdyby wszystko było normalnie.

Zdawało jej się, że czeka całą wieczność, wreszcie usłyszała odgłos

ciężkich kroków i po chwili ujrzała pokojówkę w towarzystwie tęgiego
mężczyzny w średnim wieku w białej koszuli ze złotym zegarkiem na
łańcuszku, gęstymi ciemnymi wąsami i lekką siwizną na skroniach.

- Słyszałem, że pytała pani o pana Ringstada? Czy mogę zapytać, kim

pani jest?

- Jego narzeczoną, Elise Lovlien. Zmierzył ją od stóp do głów i odparł:
- Powinienem się domyślić. Proszę do środka, panno Lovlien, musimy

porozmawiać.

Wskazał jej pierwsze drzwi na lewo i weszli do dużej biblioteki.
- Proszę usiąść, panno Lovlien. Dobrze, że pani przyszła, bo za-

background image

mierzałem właśnie po panią posłać. Naczelnik policji powinien tu być lada
chwila. Na pewno zechce zamienić z panią parę słów.

Elise siadła na jednym z miękkich foteli, który jej wskazał. Serce waliło

jej jak szalone, w ustach jej zaschło, a krew odpłynęła z twarzy.

- Strasznie pani zbladła. Źle się pani czuje? - popatrzył na nią niepewnie.
- Nie... Ale tak się zdenerwowałam.
- Czy pani coś wie? - zapytał i popatrzył na nią surowo, marszcząc

czoło. - Właśnie o tym chce rozmawiać z panią policja. Pani zna to
środowisko i może się domyśla, kto może za tym stać.

Zwilżyła wargi i pokręciła głową.
- Ja nic nie wiem.
Nie mogę skierować ich podejrzeń na Johana, pomyślała desperacko.

Zresztą on nigdy by nie podburzał kompanów, by dopuścili się zbrodni.
Dotknęła czoła zlanego zimnym potem. Ręka jej drżała.

- Ja... ja... - jąkała się, usiłując uspokoić kłębiące się myśli. A więc

Emanuel nie żyje, został zabity w drodze do domu. - Mieliśmy mieć ślub
w sobotę... - wykrztusiła z siebie szeptem, ale mężczyzna nie wyglądał na
poruszonego. Może nie słyszał, co powiedziała.

- Doprawdy, podjął niezrozumiałą decyzję. Po tylu latach zrezygnował

ze służby w Armii Zbawienia, dosłużywszy się stopnia kapitana.
Doskonale rozumiem, że jego rodzice tak ostro zareagowali. Gdyby to mój
syn tak postąpił, to nie wiem, co bym zrobił. Pani pracuje w przędzalni
Nedre Voien, tak?

Elise pokiwała głową, usiłując stłumić dygot na całym ciele i szczękanie

zębami.

- Słyszałem, że pani ojciec umarł, a matka choruje na suchoty.

Przypuszczam więc, że Emanuel podjął taką decyzję z litości. - Pokręcił
głową zafrasowany. - Niedobrze, gdy mężczyzna pozwoli na to, by
zwyciężyły w nim uczucia. Powinniśmy tak wychowywać naszych synów,
by umieli się temu przeciwstawić.

Elise prawie nie słyszała tego, co mówi, bo wciąż kołatało jej w głowie,

co się stało w nocy.

- Próbowałem mu przemówić do rozsądku, ale daremnie. Razem z jego

ojcem planowaliśmy połączyć nasze rodziny, ku radości nas wszystkich i z
pożytkiem dla jego ojca. Jestem przekonany, że moja córka, Karolinę,
zdołałaby go nakłonić do porzucenia tych jego szalonych planów. Dość
jest kobiet i mężczyzn, którzy nie mają za co żyć i mogą poświęcić się
pracy socjalnej, nikogo tym nie raniąc. Natomiast on, dziedzic, ma swoje
obowiązki. Nie może tak po prostu uciec od odpowiedzialności!

background image

Elise zapragnęła odejść stąd jak najdalej. Po co ta krytyka i słowa

potępienia, skoro to wszystko nie ma już znaczenia. Co z niego za
człowiek, skoro dręczy ją w taki sposób w chwili, gdy się dowiedziała, że
cała jej przyszłość legła w gruzach?

Na zewnątrz rozległ się hałas. Po chwili usłyszeli pukanie do drzwi i

pokojówka, wsunąwszy głowę przez szparę, oznajmiła:

- Jest już policmajster, panie Carlsen.
- Przyprowadź go tu, Louise,
Elise oblała się zimnym potem. Teraz na pewno ją zapytają, czy ma

jakieś powiązania z Lortem-Andersem i jego bandą. Niebezpiecznie
kłamać policji. Czy powinna wspomnieć coś o tych dwóch ubranych na
ciemno typkach z Tivoli? Może powinna też wyznać, że wybrali się z
Emanuelem na Myralokka. Wtedy zapytają, po co poszli tam tak późnym
wieczorem, i domyśla się, czemu szukali ustronnego miejsca z dala od
wszystkich. Przypomniał jej się poprzedni dzień. Nigdy już nie zobaczy
Emanuela! Nie poczuje jego silnego ramienia, nie spojrzy w jego
uśmiechniętą twarz, nie usłyszy szeptanych do ucha miłych słów, nie
odczuje jego troski i miłości. Nie była w stanie powstrzymywać dłużej łez.
Z głośnym jękiem ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem.

Do pomieszczenia wszedł policmajster. Zebrała się w sobie, wytarła łzy

rękawem bluzki i wstała.

- Tu mamy jego narzeczoną, pannę Elise Lovlien - przedstawił ją pan

Carlsen. - Przyszła tu sama, nie musiałem po nią posyłać.

- To dobrze - skinął do niej policmajster. - Może ma dla nas jakieś cenne

wskazówki.

Pan Carlsen podsunął umundurowanemu gościowi krzesło i obaj usiedli

naprzeciwko Elise. Spoglądał na nią jakoś dziwnie, jakby zdumiony.
Pewnie dziwi się temu samemu co pan Carlsen, pomyślała. Nie pojmuje,
że Emanuel chce się ożenić z biedną robotnicą.

- A więc słyszała pani, co się stało? - zaczął policmajster, przyglądając

się jej uważnie i przenikliwie.

Zakasłała, zachrząkała i z trudem wydobyła z siebie słowa.
- Opowiedział mi o tym kolega moich braci.
- A skąd on o tym wie?
- Od chłopaków z ulicy.
- Dziwne! Przecież jeszcze gazety o tym nie pisały.
- Nie wiedzieli, kto to jest ani co się stało, powtarzali tylko tyle, że na

wzgórzu Aker znaleziono martwego mężczyznę.

- No, martwego to za mocno powiedziane.

background image

Oczy Elise się rozszerzyły. Wpatrywała się w policmajstra, nie mając

odwagi zapytać, ale wierzyła, że wyjaśni jej, co miał na myśli.
Policmajster tymczasem nic więcej nie powiedział. Wyjął za to jakieś
papiery i zaczął je przeglądać.

Elise zwróciła się do Carlsena:
- Przepraszam, panie Carlsen, ale czy to znaczy, że Emanuel przeżył?
Jej słowa zabrzmiały cicho niczym szept.
- Tak, na szczęście. Otrzymał kilka silnych ciosów, możliwe, że doznał

wstrząsu mózgu. Leży w szpitalu, ale zapewne za parę dni zostanie
stamtąd wypisany. A co, obawiała się pani czegoś innego?

Elise zamknęła oczy i w duchu wydobyła z siebie jęk ulgi.
- Bardzo dziękuję - wyszeptała, nie wiedząc właściwie, komu ma

dziękować.

- No, panno Lovlien - burknął policmajster. - Teraz proszę nam

opowiedzieć, co pani właściwie wie. Dowiedzieliśmy się jedynie, że
poszkodowany został napadnięty z tyłu, otrzymał silny cios i stracił
przytomność. Doszedł do siebie dopiero w szpitalu. Nie ma pojęcia, kto go
napadł. Zginął mu portfel. Zapewne byli to ci sami złodzieje, którzy
grasują na Maridalsveien i nad brzegiem rzeki, ale myślimy, że może pani
nam trochę pomoże. Może pani wie coś więcej, skoro mieszka w tej
okolicy. - Ostatnie słowa zabrzmiały lekko pogardliwie.

Elise myślała intensywnie. Uznała, że nie musi mówić wszystkiego, co

wie.

Jeśli policja uważa, że to zwykły napad rabunkowy, to zadowolą się tym

wyjaśnieniem. Nie ma sensu mieszać do tego Lorta-Andersa ani Johana.
Nie dlatego, by chciała oszczędzać bandziorów. Właściwie powinna
opowiedzieć wszystko, jak ją napadnięto w lesie i zgwałcono, skoro ma
teraz okazję, ale ślady mogłyby zbyt łatwo prowadzić do Johana, jego
rozgoryczenia i jej związku z Emanuelem. Jeśli policja nabierze choć
cienia podejrzeń, że istniały jakieś inne motywy napadu poza rabunkiem,
to tak łatwo nie dadzą za wygraną. Dość już cierpienia przysporzyła
Johanowi i jego rodzinie.

- Nie wiem nic poza tym, co opowiedzieli mi chłopcy. Umówiłam się z

moim narzeczonym, że spotkamy się w czasie przerwy obiadowej, i
zdziwiłam się, że nie przyszedł. Kiedy wróciłam do domu po całym dniu
pracy, byłam pewna, że się u nas zjawi. Wynajmujemy dom starego
majstra nad rzeką przy Beierbrua. - Zauważyła, że policmajster uniósł brwi
z lekkim zdziwieniem. - Kiedy nie przyszedł, zaczęłam się niepokoić, ale
pomyślałam, że coś go zajęło, bo do naszego ślubu pozostało zaledwie

background image

parę dni. Poza tym w najbliższy poniedziałek zaczyna nową pracę jako
kasjer w tkalni płótna żaglowego.

- Wie pani, gdzie narzeczony spędził wczorajszy wieczór?
- Tak, spędziliśmy go razem. Byliśmy w Tivoli, a potem wróciliśmy

spacerem ulicą Maridalsveien do domu.

- Jak długo tam pozostał?
- Aż się zrobiło ciemno - odpowiedziała Elise, czując, że się rumieni.
- Czy pani nie musi wstać rano o piątej, by zdążyć do fabryki?
- Owszem - odparła, spuszczając wzrok.
- A pani matka nie protestowała, że młody mężczyzna przebywa z

wizytą do późnej nocy?

Elise nie odpowiedziała. Policmajster westchnął głęboko.
- Nic dziwnego, że w tych środowiskach szerzy się taka demoralizacja,

panie Carlsen! A więc poszkodowany przebywał u pani do późnej nocy i
wracał sam do domu. Tak mam to rozumieć?

- Tak, panie policmajstrze.
- Wie pani, czy miał przy sobie pieniądze?
- Myślę, że tak. Zamówił sok jabłkowy i ciastka w Tivoli, widziałam, że

kelnerka wydała mu resztę.

- Hm. - Policmajster zerkał w papiery, podkręcając wąsy, a potem znów

skierował na nią swój przenikliwy wzrok. - I nie ma pani pojęcia, kto
mógłby go napaść? Czy nic podobnego nie przytrafiło mu się wcześniej?

Elise pokręciła głową i pomyślała, że przynajmniej na to ostatnie

pytanie może odpowiedzieć całkiem szczerze.

- Nie, o niczym takim narzeczony mi nie wspominał. Policmajster wstał.
- Wydaje mi się, niestety, że póki co musimy uznać, że istnieje nikła

szansa na odnalezienie winnego lub winnych tego zdarzenia. Chyba że
podobny napad się powtórzy i złapiemy sprawcę na gorącym uczynku.
Wydaje mi się, że raczej nie należy tego traktować jako próbę zabójstwa.
Bandyci pobili poszkodowanego, żeby zabrać mu portfel, i nie spodziewali
się, że dozna on tak dotkliwych obrażeń. Ale oczywiście zdjęliśmy odciski
palców i dopełniliśmy wszelkich formalności, które rutynowo
wykonujemy w takich sprawach. Będziemy pana informować, jeśli
pojawią się nowe okoliczności, panie Carlsen.

Carlsen pokiwał głową i odprowadził policmajstra do drzwi, a kiedy ten

wyszedł, odwrócił się do Elise.

- Cóż, zapewne ta sprawa nie zostanie wyjaśniona. Nie pojmuję, co się

dzieje tu, w stolicy - pokręcił głową. - Człowiek nie może wracać sam do
domu, nie ryzykując, że zostanie pobity. Może pani już iść, panno Loylien.

background image

Pośpiesznie ruszyła do wyjścia, czując ulgę, że wreszcie opuści ten dom.
Dopiero po drodze w dół uświadomiła sobie w pełni całą prawdę.

Emanuel żyje i zapewne już jutro zostanie wypisany ze szpitala! A więc
może mimo wszystko w sobotę odbędzie się ślub!

Miała wrażenie, że unosi się nad ziemią, biegnąc stromym zboczem w

dół. Zmęczenie zniknęło jak ręką odjął. Oddychała swobodnie i nie
odczuwała bólu w krzyżu. Śpieszyła się do domu, by jak najszybciej
opowiedzieć tę radosną nowinę mamie. Osuszy jej łzy i będą mogły dalej
szyć zasłonki.

Evert poszedł do domu, a chłopcy zbierali się do spania, gdy Elise

weszła do kuchni. Wszyscy troje odwrócili się jak na komendę i popatrzyli
na nią w napięciu. Po minach Pedera i Kristiana poznała, że mama
podzieliła się z nimi swym zmartwieniem.

- Żyje! Leży w szpitalu, ale nic nie zagraża jego życiu! Mama jęknęła z

ulgą.

- Dzięki ci, dobry Boże! A ja już byłam pewna, że przyniesiesz złe

nowiny.

- Ale rzeczywiście to jego pobito w nocy. Stracił przytomność, pewnie

dlatego rozeszły się plotki, że kogoś zabito. No i ukradli mu portfel.

- Dużo miał w nim pieniędzy? - spytał Kristian przerażony.
- Chyba nie. Jako oficer w Armii Zbawienia nie zarabiał wiele.
- Rozmawiałaś z jego gospodarzami? - spytała mama, patrząc na nią

wyczekująco.

- Tak, z panem Carlsenem. Jego żony ani córki nie widziałam. Agnes też

nie. Zastanawiam się, czy w ogóle wiedziała o mojej wizycie.

- Był dla ciebie uprzejmy?
- Tak. Mówił, że zamierzał posłać po mnie, bo policmajster, który

prowadzi śledztwo, chciał się dowiedzieć, czy coś wiem.

- A skąd niby miałabyś o tym wiedzieć? Chyba nie sądzi, że masz coś

wspólnego z takimi bandytami?

- Nie, chciał wiedzieć, gdzie i z kim Emanuel spędził wieczór. Mama

popatrzyła sceptycznie.

- Tylko dlatego, że mieszkamy nad Aker, wydaje im się, że mamy jakieś

powiązania z takimi lumpami.

- Nie jest tak źle. To zrozumiałe, że chcieli mnie przesłuchać, gdy się

dowiedzieli, że jestem jego narzeczoną.

- Policja złapała złodzieja? - dopytywał się Peder, ciągnąc ją za

spódnicę.

- Nie, nie wiedzą, kto to był. Zebrali odciski palców, ale uważają, że

background image

trudno będzie trafić na ślad złodziei, skoro Emanuel ich nie widział.

- Jak to „ich"? Myślisz, że było ich więcej? - zapytał Kristian,

obrzucając ją bystrym spojrzeniem.

Elise gwałtownie pokręciła głową.
- Nie, nie wiem. Tak sobie tylko pomyślałam, że musiało być ich

przynajmniej dwóch, żeby tak go pobić.

Kristian zaśmiał się.
- Myślisz, że nie da się kogoś pobić do nieprzytomności parą mocnych

pięści?

Elise usiadła przy stole i wzięła do rąk kretonowy materiał na zasłony,

ale wyznała szczerze:

- Jestem zmęczona. Najchętniej bym się położyła spać.
- To się połóż, Elise! - Mama popatrzyła na nią ze współczuciem. - To

był dla ciebie straszny dzień. Nie ma pośpiechu z tymi zasłonami. Teraz
pewnie ślub trzeba będzie odłożyć na jakiś czas.

- Powiedzieli, że za parę dni wypiszą go ze szpitala. Jestem pewna, że

Emanuel zrobi wszystko, by ślub jednak odbył się w terminie, jeśli tylko
będzie w stanie ustać na nogach.

Mama uśmiechnęła się tajemniczo i rzekła:
- Właściwie i mnie się tak zdaje.

background image

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Elise wcale nie była taka spokojna, jak udawała. Następnego dnia

czekała w napięciu na jakieś wiadomości, nie miała jednak okazji, by
pójść do szpitala, a odwiedzać ponownie rodziny Carlsenów zupełnie nie
miała ochoty. Wstrząs mózgu to poważna sprawa, więc pewnie nie
wypuszczą Emanuela przed upływem dwóch, trzech dni, pomyślała i
uznała, że trzeba będzie się więc uzbroić w cierpliwość.

Upały nie ustąpiły i w przędzalni znów zemdlała robotnica. Ropucha

zrzędził więc bardziej niż kiedykolwiek. Jedna ze świeżo upieczonych
mam została zwolniona, ponieważ wymknęła się na moment na korytarz,
by nakarmić dziecko piersią. Płakała jak bóbr, gdy opuszczała fabrykę,
trzymając pod pachą karton z niemowlęciem. Rozgniewane prządki i
pomocnice wygrażały pięściami za plecami Ropuchy.

Wszystkie odetchnęły z ulgą, gdy dzień pracy dobiegł końca. Elise

wyszła z fabryki i rozejrzała się uważnie wokół za Emanuelem, ale nigdzie
go nie widziała.

W domu nad rzeką zastała mamę i chłopców zajętych czyszczeniem

szkieł do lamp naftowych. W całym domu unosił się zapach ługu i szarego
mydła. Elise domyśliła się, że mama jednak wyszorowała ponownie
podłogi. Ściany też były pomyte, bo zniknęły plamy, których, jak sądziła,
nie da się doczyścić.

- Mamo, nie nadwerężaj się, proszę! Nikt nie zauważy, czy okna są

świeżo umyte, a ściany wyszorowane.

- Tak myślisz? Nie masz racji, bo to pierwsze, na co zwraca uwagę

każda gospodyni. Pamiętaj, że pani Ringstad jest gospodynią w wielkim
dworze i przywykła do urządzania przyjęć. Na pewno nie ma zakurzonych
okien, kiedy przyjmuje gości.

- Ona ma służącą, w przeciwieństwie do nas.

background image

- Nie chcę im dawać więcej powodów do krytyki, niż już mają.
- Nie mają nas za co krytykować.
- Czyżby? Szesnastolatka, która zaszła w ciążę, nie będąc zamężna, a

potem oddała swoje dziecko obcym ludziom, ojciec, który zapił się na
śmierć i...

- Tata się nie zapił na śmierć! - Peder przestał czyścić szkło i popatrzył

na mamę ze łzami w oczach. - On wpadł pod lód w rzece, bo nie świeciła
się latarnia na ulicy, a było ślisko.

- To prawda, Peder - Elise popatrzyła na niego ze spokojem. - Nie mamy

się czego wstydzić. A o Hildzie i Braciszku nie musimy im wcale
opowiadać.

Peder uśmiechnął się do niej.
- Będą nam zazdrościć takiego pięknego salonu z pluszową sofą i

komodą mamy, prawda, Elise?

Kristian zaśmiał się.
- Myślisz, że oni sami nie mają pluszowych kanap? Nie widziałeś ich

pokoi, kiedy tam byliśmy?

- Ale za to nie mieli zasłon z materiału na fartuchy! - odciął się Peder,

posyłając mu triumfalne spojrzenie.

Wieczorem, kiedy siedzieli w kuchni przy stole, Peder odwrócił się

nagle do drzwi i zawołał:

- Idzie! Poznaję jego kroki!
Pozostali odwrócili się w napięciu i rzeczywiście, nie minęło parę

sekund, gdy w uchylonych drzwiach pokazał się Emanuel. Elise podbiegła
do niego i rzuciła mu się na szyję. Przytulił ją mocno.

- Biedna Elise, musiałaś się okropnie przerazić. Carlsen opowiadał mi,

że myślałaś, iż nie żyję.

Pokiwała głową i poprowadziła go do stołu.
- Usiądź, pewnie jesteś zmęczony! Biedaku, jak ty wyglądasz? Twarz

masz całą podrapaną. Albo może pójdziemy do salonu? Tu jest bałagan.

Mama nastawiła kawę, a Kristian i Peder porzucili swoje zajęcia i poszli

za nimi do salonu, ciekawi, co usłyszą.

Emanuel siadł wygodnie na sofie i objął Elise ramieniem.
- Wciąż właściwie nie wiem, co się stało. Pamiętam tylko, że nagle

poczułem silne uderzenie w głowę, aż mi gwiazdy zawirowały przed
oczami i strasznie mnie zabolało. Więcej nic nie wiem. Ocknąłem się
dopiero w szpitalu.

- Nie słyszałeś, że ktoś za tobą idzie? Myślisz, że napastnik był jeden

czy może było ich kilku?

background image

Emanuel pokręcił głową.
- Nic nie zauważyłem, nic nie słyszałem, nagle po prostu ktoś mnie

uderzył.

- Nikt nie krzyknął nawet „ręce do góry"? - Peder stał za fotelem i

wpatrywał się w Emanuela z napięciem.

- Nic nie słyszałem - uśmiechnął się Emanuel. - Chcieli mi ukraść

portfel, więc pewnie skradali się cicho. A ja zresztą rozmyślałem o Elise i
o ślubie, więc nic nie zauważyłem. - Popatrzył na nią i przytulił ją do
siebie. - Co się stało, tego już nie cofniemy. Cieszmy się jednak, że tylko
tak to się skończyło. Dlaczego myślałaś, że nie żyję?

- Evert opowiedział, że chłopaki na ulicy rozmawiali między sobą, że w

nocy na wzgórzu Aker znaleziono martwego mężczyznę. Mimo wszystko
tak wiele osób nie wraca samotnie nocą do domu w tej okolicy, więc
pomyślałam od razu o tobie. Większość jeździ bryczkami.

- Dziwne, że się rozchodzą takie plotki.
- Nie, to nie jest dziwne. Ktoś zatelefonował po policję, a ponieważ

straciłeś przytomność i nie ruszałeś się, sądzili, że nie żyjesz.

Mama przyniosła kawę, a na talerzu kromki chleba z serem.
- Dziś zjemy kolację w saloniku zamiast w kuchni. Taki radosny dzień

trzeba jakoś uczcić. A co ze ślubem, Emanuelu? Dasz radę stanąć przy
ołtarzu w sobotę?

Emanuel uśmiechnął się.
- Oczywiście. Otrzymałem telegram od rodziców. Przyjadą. Ciotka

Ulrikke także. Oscar Carlsen zamówił rodzicom pokój w hotelu, bo nie
chcieli sprawiać kłopotów, a ciotka Ulrikke zatrzyma się u Carlsenów na
wzgórzu. Carlsen znalazł ogłoszenie w gazecie, w którym reklamował się
nowy hotel na Akersgaten. „Przyjemne pokoje do wynajęcia dla
wracających z pogrzebu, którzy chcą wypłakać się w spokoju". Ciekawe,
czy ojciec sam zażyczył sobie tego hotelu, czy też to Carlsen dokonał
wyboru - zaśmiał się Emanuel, ale Elise nie było do śmiechu. Mamie
zresztą też nie. Peder nie zrozumiał dowcipu.

- A dlaczego mają płakać? - dopytywał się.
Elise uśmiechnęła się do niego uspokajająco i wyjaśniła:
- Emanuel tylko żartował. Uważa, że to zabawne, iż jego rodzice

zamieszkają w hotelu odwiedzanym głównie przez gości wracających z
pogrzebów, skoro sami przyjeżdżają na ślub i wesele.

- Nie wolno się z tego śmiać! - Oczy Pedera napełniły się łzami,

odwrócił się na pięcie i wybiegł z salonu.

- Płacze, bo się przestraszył - wyjaśniła Elise. - Mało brakowało, a byłby

background image

to twój pogrzeb.

Emanuel wstał i szybko wyszedł za Pederem, by go pocieszyć. Mama

posłała Elise wzruszone spojrzenie i odezwała się cicho:

- Nie ma się co dziwić, że tak go wszyscy pokochaliśmy!
Kiedy chłopcy poszli spać, Elise i Emanuel usiedli na ganku. Słońce

powoli chowało się za wierzchołkami drzew na zachodzie, a pogodne
niebo okryło się złotą poświatą. Objął ją ramieniem i przytulił mocno.

- Przestań się już tym zadręczać, Elise. Oni sami się na pewno

przestraszyli tym, co się stało. Na pewno nie spodziewali się, że ktoś mnie
zobaczy i zadzwoni po policję.

- Mówisz „oni", sądzisz więc, że było ich więcej? Pokiwał głową.
- Myślisz, że to ci, którzy szli za nami od Tivoli?
- Obawiam się, że tak.
- A więc twoim zdaniem to nie był zwyczajny napad?
- Nie. Wydaje mi się, że wzięli mój portfel tylko po to, by upozorować

kradzież. Nie miałem w nim wiele koron i pewnie nie spodziewali się po
mnie większych pieniędzy.

- Myślisz, że mają coś wspólnego z bandą Lorta-Andersa?
- Sądzę, że zostali nasłani przez Johana.
- Nie, do Johana to niepodobne! On nie jest taki!
- Lepiej nie kłóćmy się już o to, Elise. Może słyszał, że dobrze nam

razem, i z zazdrości postanowił się zemścić?

- Bardzo możliwe, że wymyślili coś takiego kompani Lorta-Andersa,

którzy zawsze chuliganili, ale wątpię, by Johan chciał coś takiego zrobić.
Nie nasłałby też innych, by to zrobili za niego.

Emanuel zagryzł wargi. Miała wrażenie, że jej nie wierzy.
- Nie rozmawiajmy już o tym. Od tej pory będę pilnował, by nie wracać

samemu do domu po zmroku. A na przyszłość musimy być czujni i mieć
oczy wokół głowy. Z czasem znudzi im się śledzenie nas. Pamiętasz, jak ci
się zdawało, że ktoś czai się za tobą, kiedy poszłaś odwiedzić Oline?
Potem zamknęli nas w komórce na noc, nie wspominając już o tym, co
spotkało ciebie w powrotnej drodze z Akershus. Zbyt wiele się wydarzyło,
by można to uznać za zbieg okoliczności, Elise. Kryją się za tym
wszystkim ci sami ludzie, a jeden z nich pociąga za sznurki.

Elise popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
- Chyba nie sądzisz, że Johan nakłoniłby któregoś ze swoich kompanów,

by mnie zgwałcił?

- Przyznaję, że brzmi to dość dziwnie, ale znajdujesz inne wy-

tłumaczenie?

background image

- Lepiej nie rozmawiajmy na ten temat, Emanuelu. Jestem szczęśliwa, że

znów cię widzę i że jesteś cały i zdrowy. Wiesz już, kiedy przyjadą twoi
rodzice?

- Dzień wcześniej, w piątek. Oscar Carlsen wspominał, że zaprosił ich w

piątek wieczorem na kolację. Ty też musisz przyjść.

- Jesteś pewien, że oni życzą sobie, bym przyszła? Emanuel zaśmiał się

cicho:

- Oczywiście, że panna młoda musi się pojawić.
- Ale ja z mamą planujemy piec ciasta w tym dniu. A jeśli będę musiała

zostać w fabryce po godzinach, nie wrócę do domu przed ósmą -
próbowała się wyłgać Elise, bo wiedziała dobrze, że w te upały nie ma
nadgodzin. Ale na samą myśl, że miałaby przyjść na przyjęcie do
Carlsenów razem z rodzicami Emanuela i jego ciotką, oblewała się
zimnym potem.

- A twoja mama nie może sama upiec ciast przed południem? Przecież

jest w domu przez cały dzień?

- Wiesz dobrze, że po chorobie nie odzyskała jeszcze pełni sił.
- Oni ci nic nie zrobią, Elise - odezwał się Emanuel cicho po dłuższej

chwili milczenia.

- A co z Karolinę? Ona też będzie?
- Na pewno nie zechce opuścić swojego pokoju.
- Jest tam też Agnes, która mnie nienawidzi.
- A co ona może ci zrobić, jeśli będziesz siedziała w salonie razem ze

mną i z moimi rodzicami?

Elise nie odezwała się, ale wydawało jej się, że czeka ją koszmar.

Emanuel roześmiał się cicho, ujął w dłoń jej podbródek i podniósł ku sobie
jej twarz.

- Panna młoda ma prawo się denerwować. To najzupełniej normalne.
Odszukał jej usta, ale gdy usłyszał zbliżające się kroki, odsunął się.
W uchylonych drzwiach pokazała się mama.
- Myślę, Emanuelu, że powinieneś wracać do domu, zanim się zacznie

ściemniać.

- O, jeszcze długo, nim zapadną ciemności, pani Lovlien.
- Ale powinieneś pójść, kiedy na ulicach kręcą się jeszcze ludzie.
- Mama ma rację - poparła ją Elise i wstała. - Chcę, żebyś był cały i

zdrowy, kiedy będziemy stać przed ołtarzem. - Powiedziała to żartem, ale
poczuła ogarniający ją niepokój. - Odprowadzę cię kawałek.

Emanuel wstał ze śmiechem.
- I co, potem będziesz wracać sama? Za kogo ty mnie masz? Mama

background image

cofnęła się do środka, a Emanuel, objąwszy Elise, powiedział:

- Pragnąłbym tak siedzieć z tobą na ganku przez całą noc aż do świtu.
Elise roześmiała się wtulona w jego gorącą szyję.
- Nie wiem, czy po takiej nocy dałabym radę stać przy maszynie przez

dwanaście godzin.

Westchnął.
- Kiedy dostanę podwyżkę, będziesz mogła rzucić pracę w fabryce. -

Pocałował ją i wypuścił z objęć. - Dobranoc, ukochana. Jutro przed
południem muszę pozałatwiać różne sprawy, ale przyjdę wieczorem.
Przyniosę przy okazji trochę ubrań dla was, żebyście sobie obejrzeli.
Kapitan Sorby obiecała znaleźć coś odpowiedniego dla wszystkich.

Elise pokiwała mu na pożegnanie, a kiedy zniknął jej z oczu, weszła do

środka.

Mama właśnie szykowała się do snu.
- Kładź się do łóżka, Elise. Musisz się wyspać, by wytrzymać w pracy

cały dzień w tym upale.

Kiedy jednak Elise ułożyła się wygodnie, sen jakoś nie chciał na nią

spłynąć. Myślami powróciła do Johana. Jak Emanuel w ogóle mógł
pomyśleć, że to Johan stoi za napadem na niego? Przecież tyle o nim
słyszał od Anny i ode mnie! Powinien wiedzieć, że Johan nie jest z takich.
Jeśli dowiedział się o ich ślubie, to bardziej prawdopodobne, że napełniło
go to smutkiem i żalem. Albo pełnym niedowierzania zdumieniem, że tak
szybko znalazła sobie innego i pośpiesznie wychodzi za mąż.

Przez moment wróciło wspomnienie ubiegłego lata i tamtego dnia na

polanie. Myśl ta napełniła ją bólem, zmusiła się więc, by ją odsunąć od
siebie. Przecież to Johan nie chciał już być z nią związany zaręczynami,
nie ona! „I tak by z tego nic nie wyszło..." - napisał.

W następnej chwili wyobraziła sobie uśmiechniętą i radosną twarz

Emanuela, który zawsze był przyjazny i troskliwy. A potem znów
przypomniał jej się Peder, jak uszczęśliwiony, z błyszczącymi oczyma,
poderwał się ze stołka i rzucił jej się na szyję z radości tamtego ranka, gdy
oznajmiła, że wychodzi za mąż za Emanuela. Peder też bardzo lubił
Johana i bardzo był przybity, gdy go aresztowano, ale mimo to pokochał
Emanuela.

Słusznie postąpiłam, przyjmując oświadczyny, stwierdziła stanowczo.
Mimo że nie przypuszczała, by napastnicy znów zaatakowali Emanuela,

nie mogła uwolnić się od strachu. Denerwowała się, że Emanuel wracał
sam tą samą drogą, na której go napadnięto, a sama też zerkała nerwowo
na wszystkie strony w drodze do fabryki i z powrotem.

background image

Wśród robotnic stopniowo rozeszła się wieść o Emanuelu i wszystkie

pytały, co się właściwie stało, a gdy się dowiedziały, ogarnął je niepokój.
Świadomość, że gdzieś w pobliżu czai się jakiś zbir, napawała je strachem
o siebie i najbliższych. Najbardziej bały się, oczywiście, te matki, które
zostawiały małe dzieci same w domu. Elise starała się ję przekonać, że to
byli złodzieje i chodziło im o kradzież pieniędzy, i że raczej nie włamują
się do ubogich domów, gdzie trudno się spodziewać jakichś łupów. Nie
udało jej się jednak uspokoić przestraszonych kobiet.

Kiedy po skończonym dniu pracy wracała do domu, już z daleka

zauważyła Emanuela. Właśnie wnosił do domu jakieś rzeczy. Do tej pory
przewiózł ze swego pokoju u Carlsenów tylko pluszową sofę i fotele, teraz
wyglądało na to, że wprowadza się na dobre.

Zauważył ją i pokiwał ręką ożywiony, po czym pośpiesznie ruszył jej na

spotkanie.

- Nie podchodź do mnie za blisko, bo cała śmierdzę! - zawołała ze

śmiechem. - Muszę czym prędzej zdjąć z siebie te ubrania i zmyć z siebie
fabryczny kurz.

- Myślisz, że się tym przejmuję? - odparł, obejmując ją w talii. -

Zacząłem się wprowadzać. Wozak pomógł mi przewieźć łóżko, które już
stoi w sypialni.

- A na czym będziesz spał dziś w nocy?
- Carlsenowie udostępnili mi pokój gościnny na ten czas, gdy opróżniam

pomieszczenia na poddaszu.

Wypuścił ją z objęć i pociągnął za sobą ożywiony.
- Mam też dla was ubrania. Dla ciebie piękną czarną suknię ślubną, białe

koszule i spodnie do kolan dla chłopców, a także suknie dla twojej mamy i
Hildy. Armia dostała te ubrania w darze, więc możemy je pożyczyć
nieodpłatnie.

Elise nie zdołała stłumić zawodu, że suknia ślubna jest w kolorze

czarnym. W czasopismach Agnes widziała piękne śnieżnobiałe suknie z
długim trenem i welonem. Dawniej suknie do ślubu musiały być czarne,
ale teraz nie obowiązywała już taka moda.

- Ciekawe, czy będzie na mnie dobra - wykrztusiła. Wszystkie ubrania

były przewieszone przez oparcia krzeseł w saloniku. Mama przymierzała
właśnie suknię przeznaczoną dla niej, też czarną, z wysoką stójką i
drobnymi zakładkami na biuście, ale nazbyt obszerną. Nie było jej w niej
do twarzy, Elise jednak nie miała serca, by to powiedzieć.

- Możemy ją trochę zwęzić - zaproponowała tylko.
- Jak to zwęzić? - mama spojrzała na nią przerażona. - Przecież to nie

background image

nasza suknia.

- Przecież nic się nie stanie, jeśli delikatnie zbierzemy materiał z boku, a

zaraz następnego dnia po ślubie wyprujemy nici i rozprasujemy szwy. A
koszule i spodnie pasują na chłopców?

Mama pokiwała głową z uśmiechem.
- Gdybyś widziała, jak ładnie w tym wyglądają. Ledwie ich poznałam. -

Zaraz jednak jej uśmiech zgasł. - Żeby tylko udało nam się pozbyć wszy z
włosów Pedera. Szare mydło nie pomogło.

- Nikt nic nie zauważy. Będą zajęci czym innym.
Elise ostrożnie podniosła suknię ślubną. Była uszyta z pięknego

jedwabiu i miała śliczny fason. Ponadto był to jej rozmiar.

- Pójdę do sypialni, umyję się i przebiorę.
Kiedy po długim czasie wkroczyła uroczyście do kuchni ubrana w

suknię ślubną i uczesana w kok, zauważyła pełne zachwytu spojrzenie
Emanuela. Utwierdziło ją to w przekonaniu, że prezentuje się nie
najgorzej. Podszedł do niej i pocałował w policzek.

- Właściwie pan młody nie powinien oglądać panny młodej w ślubnej

sukni przed ceremonią, ale cieszę się, że miałem taką okazję, Elise.
Wyglądasz zjawiskowo!

Uśmiechnęła się zadowolona i wymknęło jej się:
- Zaczynam się nawet cieszyć, pomimo wszystko.
- Pomimo wszystko? Nie cieszyłaś się przez cały czas?
- Owszem, ale... bardziej się boję. Roześmiał się i objął ją, mówiąc:
- Jesteś słodka, Elise, ale teraz zdejmij już tę odświętną suknię, bo

musisz mi pomóc. Trzeba zadecydować, gdzie wstawić różne rzeczy.
Przywiozłem zarówno lustro, jak i obrazy do powieszenia na ścianie.
Musimy to wszystko zrobić dzisiaj, bo jutro jesteśmy zaproszeni do
Carlsenów, pamiętasz.

Peder i Kristian wpadli z hałasem i wnet wszyscy pomagali wnosić do

środka to, co przywiózł Emanuel. Nie zdążyli ze wszystkim, gdy chłopcy
musieli już się kłaść spać, ale i tak ich dom zmienił się nie do poznania.
Na ścianie w saloniku wisiało dużo obrazów, na podłodze leżał tkany
dywanik, a na małym stoliku stała palma w doniczce.

Komoda Emanuela zastała umieszczona na węższej ścianie w sypialni.

Łóżko było wystarczająco szerokie, by można było je potraktować jako
łoże małżeńskie. Wykonane z ciężkiego ciemnobrązowego drewna
mahoniowego, wyglądało bardzo solidnie. Na podłodze w sypialni także
leżał dywanik, a na komodzie Elise postawiła niewielkie gipsowe figurki.
Emanuel chciał je początkowo umieścić w salonie, ale Elise obawiała się,

background image

że młodsi bracia niechcący zrzucą je na podłogę, gdy jak zwykle wpadną z
hukiem z podwórza.

- No, teraz mogą przyjeżdżać goście weselni! - klasnęła w ręce Elise i

rozejrzała się wokół zadowolona. - W takim pięknym domu jeszcze nigdy
nie mieszkaliśmy!

Peder i Kristian rozglądali się wokół z nabożeństwem, a mama

wycierała ukradkiem łezkę.

Emanuel spojrzał na zegarek, który wyjął z kieszonki, i oznajmił:
- Chyba już będę wracał. Carlsenowie chcieli dziś zjeść ze mną kolację.
- A Elise musi się położyć wcześniej - wtrąciła mama. - Bo coś mi się

zdaje, że niewiele spała wczorajszej nocy.

- Ja? - popatrzyła na mamę zdziwiona.
- Kręciłaś się i wierciłaś, ciężko wzdychając, a kiedy wreszcie zasnęłaś,

mówiłaś coś przez sen i niespokojnie przewracałaś się z boku na bok.

Elise przypomniało się, że myślała o Johanie, więc nie podjęła tematu.

Odprowadziła Emanuela na dwór.

Stali przez chwilę objęci, wreszcie Emanuel uwolnił się niechętnie.
- Został jeszcze tylko jeden dzień, Elise - rzekł i pocałował ją na

odchodnym. - Muszę wytrzymać jeszcze jeden dzień. Nie wiesz, czy
będziesz pracować jutro w fabryce po godzinach?

- Myślę, że nie. Kierownictwo zrozumiało, że jest za gorąco. Dużo

robotnic mdleje.

- To dobrze. Zdążysz więc przyjść na siódmą?
- Spróbuję.
Pokiwała mu na pożegnanie, ale odwróciła się dopiero, gdy zniknął

między budynkami fabrycznymi. Znów ogarnął ją strach, ale zmusiła się,
by mu się nie poddać. Emanuel miał chyba rację, mówiąc, że jest mało
prawdopodobne, by w tak krótkim odstępie czasu złodzieje znów odważyli
się na niego napaść.

Zamierzała otworzyć drzwi, gdy z przedsionka wyszła mama.
- Jeszcze nie poszedł? - zapytała.
- Owszem, poszedł.
- Uważam, że niepotrzebnie kusi los, wracając do domu tak późnym

wieczorem, po tym, co się stało.

- Nie odważą się napaść na niego znowu, mamo. Na pewno wiedzą, że

policja pilnuje teraz uważnie tamtego terenu.

- Chyba nie zdajesz sobie sprawy, co to są za ludzie. Elise westchnęła

ciężko.

- Owszem, wiem to lepiej niż ktokolwiek inny. Mama popatrzyła na nią,

background image

ale nic nie odpowiedziała.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Elise zbliżała się do willi państwa Carlsęnów spocona ze

zdenerwowania. Zdążyła po pracy wpaść tylko na chwilę do domu, umyć
się i przebrać w niedzielną sukienkę. Żeby się nie spóźnić na kolację,
biegła niemal całą drogę. Niesforne kosmyki uwolniły się z długiego
zaplecionego warkocza i opadły luźno przy uszach. Na pewno jestem
czerwona na twarzy, a sukienka lepi mi się do pleców, pomyślała z
rezygnacją. Wyobrażam sobie, jak będę się różnić od pozostałych kobiet
na kolacji! Karolinę pewnie pojawi się blada i wypielęgnowana, w białej,
szerokiej sukni ze złotą broszką na szyi, skropiona pachnącymi
perfumami. Jej gładkie dłonie nigdy nie dotykały ługu. Co też temu
Emanuelowi przyszło do głowy, żeby wybrać sobie na żonę biedną
robotnicę z szorstkimi dłońmi, ubraną w skromne ubrania. Nic dziwnego,

background image

że jego rodzice tak zareagowali.

Zdążyła właśnie dojść do furtki, gdy dostrzegła wyłaniającą się

pośpiesznie zza rogu domu postać. Agnes! Taki pech! Pocieszała się przez
cały czas, że Agnes nie jest pokojówką, więc na pewno nie pojawi się na
przyjęciu, a teraz wpada wprost na nią!

Nabrała głębokiego oddechu i wyprostowała się, tłumacząc sobie po raz

kolejny, że to nie jej wina, iż Agnes zakochała się w Emanuelu.

Agnes też ją zauważyła i zwolniła kroku. Trzymała w ręce kosz,

zapewne wysłano ją po coś do sklepu, bo na pewno o tej porze nie miała
jeszcze wolnego.

- Witaj, Agnes! - odezwała się Elise, powoli przechodząc przez furtkę.
Dawna przyjaciółka nie odpowiedziała.
- Idziesz do domu? - zapytała Elise, orientując się natychmiast, jak

głupio zabrzmiały jej słowa. Nie wiedziała jednak, co powiedzieć.

- Do domu? - prychnęła Agnes. - Myślisz, że ja wracam do domu o

siódmej wieczorem?

Tym razem Elise nie odpowiedziała.
- A więc wybierasz się na eleganckie przyjęcie? Jak ty tego dokonałaś,

Elise? Przecież nigdy nie umiałaś podrywać chłopaków.

Elise popatrzyła na nią bez słowa. Agnes najwyraźniej wciąż była na nią

wściekła, uznała więc, że lepiej będzie nie podejmować tematu.

- Podobno Johan został rzeźbiarzem i tak świetnie sobie radzi, że chwali

go sam dyrektor więzienia.

- Tak, słyszałam - potwierdziła Elise. - Anna dostała od niego list.
- Znam kogoś, kto ma kontakty tam za murami. Opowiadał, że

więźniowi, który wyrzeźbił lwy stojące przed gmachem parlamentu,
darowano karę w nagrodę za to piękne dzieło. Mimo że był skazany za
morderstwo! Johan więc na pewno wkrótce wyjdzie z więzienia.

Elise popatrzyła na nią zdumiona.
- To możliwe?
- Jasne. Skoro zrobili takie ustępstwo dla jednego, zrobią oczywiście i

dla drugiego. - Zaśmiała się zimnym, nieprzyjemnym śmiechem i dodała: -
Tylko patrzeć, jak wróci. Może nawet pojawi się jutro w kościele?
Zazdrosny i wściekły... to by dopiero było! A ty sądziłaś, że będzie siedział
za kratkami przez cztery lata! Gdybyś wiedziała, że może cię wybawić z
kłopotu, nie potrzebowałabyś kraść chłopaka przyjaciółce sprzed nosa.
Zejdź mi z drogi, bo się śpieszę!

Przemknęła obok niej i zatrzasnęła za sobą z hukiem furtkę, po-

zostawiając

background image

Elise wzburzoną. Czy to możliwe, by Agnes miała rację, że Johanowi

zostanie darowana kara ze względu na jego zdolności rzeźbiarskie? Czy
wyjdzie z więzienia jeszcze tego lata? Kolana się pod nią ugięły.

A może już jest na wolności...
Czy to on... Nie, Johan nie jest taki. On nigdy nie pobiłby człowieka, nie

potrafiłby skrzywdzić muchy! Niech Emanuel mówi sobie, co chce, nie
nakłoni jej jednak, by uwierzyła, że Johan jest łajdakiem. Zna go przecież
dobrze. Znają się całe swoje życie. Wie, że jest szlachetny i miły tak jak
Anna.

Wzięła się w garść i ruszyła w stronę drzwi wejściowych.
Otworzyła jej ta sama pokojówka co ostatnio. Elise nie musiała się więc

przedstawiać ani tłumaczyć, w jakiej przyszła sprawie. Służąca wpuściła ją
do środka, mówiąc: „Proszę do salonu", i poprowadziła długim
korytarzem. Po obu jego stronach znajdowały się drzwi z masywnymi
mosiężnymi klamkami. Zastanawiała się, do jakich prowadzą
pomieszczeń. Wiedziała tylko, że po lewej stronie z brzegu jest biblioteka.

Służąca otworzyła trzecie drzwi na lewo i skierowała Elise do dużego

jasnego pomieszczenia, którego okna wychodziły na cmentarz Chrystusa
Zbawiciela. Wokół dużego okrągłego stołu siedzieli jacyś goście i nagłe
wszystkie twarze zwróciły się w jej stronę. Elise najchętniej zapadłaby się
pod ziemię.

Ale wtedy otworzyły się skrzydła drzwi do pokoju obok i ukazał się w

nich Emanuel.

- Jesteś, Elise! - powiedział i pośpiesznie wyszedł jej na spotkanie.

Uchwycił jej dłonie i uśmiechnął się ciepło. - Biedactwo, wyglądasz na
zmęczoną i zgrzaną. - Ujął jej łokieć i poprowadził do stołu. - Moich
rodziców już poznałaś - zaczął prezentację, wskazując na swoją mamę.

Elise ukłoniła się, a mama przywitała się z nią bez słowa, podczas gdy

ojciec wstał i uścisnął jej dłoń.

- A to moi gospodarze, pan Oscar Carlsen i jego żona Betzy. To ich

córka Karolinę oraz moja ciocia Ulrikke.

Elise widziała przed sobą jedynie rozmazane twarze, jeszcze nigdy w

swoim życiu tak się nie denerwowała. Serce tłukło jej się w piersi jak
oszalałe, zaschło jej w ustach, a ręce miała lodowate. Nie słyszała, co do
niej mówią, nie wiedziała, co robi, i marzyła tylko o tym, by znaleźć się
jak najdalej stąd. Czuła na sobie krytyczne spojrzenia i chłodną rezerwę,
zupełnie jakby otoczyli ją murem niechęci. Emanuel powinien mi tego
oszczędzić, pomyślała, ale on, uśmiechnięty i serdeczny jak zwykle,
zdawał się nie zauważać, jacy wszyscy są milczący i przybici! Bo przecież

background image

pewnie nie zachowują się tak zazwyczaj.

Weszła pokojówka i oznajmiła, że podano do stołu, wszyscy więc wstali

i udali się do pomieszczenia obok, które okazało się jasną przestronną
jadalnią z oknami wychodzącymi od zachodu na Ullevalsveien, a od
południa na cmentarz. Jadalnię zdobiły duże palmy w potężnych
miedzianych donicach umieszczone na specjalnych, wysokich
postumentach na kwiaty. Przy jednej ze ścian stało pianino, a nad stołem
wisiał przepiękny żyrandol, w którym paliło się mnóstwo świec.

Stół był nakryty białym obrusem, porcelanową zastawą i lśniącymi

kieliszkami ze szkła. Na samym środku znajdował się podłużny wazon ze
srebra, wypełniony kwiatami w różnych barwach. Mimo zdenerwowania
Elise z zafascynowaniem wpatrywała się w pięknie udekorowany stół.
Gdyby mama to widziała!

Na szczęście posadzono ją obok Emanuela. Naprzeciwko niej usiadła

Karolinę. Elise nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy podczas prezentacji,
teraz jednak zerknęła na nią ukradkiem. Tak jak pomyślała za pierwszym
razem, gdy ją zobaczyła, dziewczyna nie wyróżniała się urodą, za to była
pięknie ubrana w białą suknię z wysoką stójką i z koronkami zarówno na
staniku, jak i na długich rękawach. Widząc jej pełne wrogości spojrzenie,
Elise pośpiesznie odwróciła wzrok.

Ręce jej drżały, gdy miała zacząć jeść z drogich porcelanowych talerzy i

unieść kieliszek z cienkiego szkła. Żebym tylko nie przyniosła wstydu
Emanuelowi, myślała. Co by było, gdyby kieliszek wypadł mi z dłoni albo
gdybym poplamiła obrus! Mimo że była bardzo głodna, jedzenie stawało
jej w gardle. Nie miała nawet pojęcia, co wkłada do ust. Głosy
biesiadników zlewały się w jeden szum, nie rozróżniała słów i nie miała
pojęcia, na jaki temat toczy się rozmowa. Dopiero gdy pan Carlsen zwrócił
się nagle do niej, wytężyła całą swoją uwagę.

- Musi się pani na to przygotować, panno Loylien. Słyszałem, że już

wielu mężczyzn zmobilizowano.

Elise popatrzyła na niego zdumiona. Nie miała pojęcia, o czym mówi,

ale zabrakło jej odwagi, by powiedzieć, że nie słuchała uważnie rozmowy.

- Chyba słyszała pani o mobilizacji? - spojrzał na nią surowo. Pokiwała

głową zarumieniona. Pewnie ma mnie za kompletną idiotkę, jeśli sądzi, że
mogłabym nie wiedzieć tego, o czym huczy całe miasto, pomyślała.

- Powoływani są mężczyźni pomiędzy dwudziestym a trzydziestym

piątym rokiem życia. I co warto zauważyć, nawet ci, którzy odbyli
obowiązkową służbę wojskową. Może być wojna, panno Lovlien. Chyba
jest pani tego świadoma?

background image

Pokiwała znów głową.
- Bjornstjerne Bjornson jest poważnie zaniepokojony i twierdzi, że tej

wojny nie da się uniknąć. Duża grupa mężczyzn otrzymała już karty
mobilizacyjne. Spotkałem pewnego piętnastoletniego chłopca, którego
zadaniem jest roznoszenie takich kart. Do tej pory z ożywieniem mówił o
grożącej nam wojnie i zafascynowany patrzył na pociągi wiozące
rozśpiewanych żołnierzy, których wysyłano na wschód, w stronę granicy
ze Szwecją. Ale pewnego dnia przyszedł do chaty położonej głęboko w
lesie Ostmark, gdzie mieszkał młody drwal z żoną i maleńką córeczką.
Siedzieli przy kolacji, kiedy ów chłopak się pojawił. Gdy tylko młody
drwal zobaczył go w drzwiach z kartą mobilizacyjną, zrozumiał, o co
chodzi. Wyjaśnił wszystko żonie i wstał od stołu. Żona rozpłakała się i
rzuciła mu się na szyję, a dziecko też się rozszlochało. „Nagle zobaczyłem
gorycz wojny", stwierdził ów chłopak. Nie potrafił wymazać tego
wspomnienia z pamięci.

Przy stole zrobiło się cicho, gdy Oscar Carlsen kończył swoją opowieść.
Pani Ringstad popatrzyła zmartwiona na swojego syna i zapytała:
- Chyba jeszcze nic do ciebie nie dotarło, Emanuelu? W odpowiedzi

pokręcił głową.

- Na razie jeszcze nic. Ale nawet jeśli zostanę zmobilizowany, to wcale

nie jest pewne, czy wojna wybuchnie. Wielu uważa, że Szwedzi uczynią
wszystko, by jej uniknąć.

- Az tym się zupełnie nie zgadzam! - Oscar Carlsen posłał mu

przywołujące do porządku spojrzenie. - Wielu czołowych Szwedów
twierdzi, że należy sprzeciwić się temu, co wydarzyło się siódmego
czerwca.

Karolinę popatrzyła na Elise nad stołem i zagadnęła ją:
- Jak poradzicie sobie z rodziną w domu majstra, jeśli Emanuel będzie

musiał wyruszyć na wojnę, panno Lovlien? Czy w fabryce zarabia pani
wystarczająco, by się utrzymać?

Elise odchrząknęła i odpowiedziała:
- Moja mama zapewne podejmie pracę w sklepie kolonialnym,

przynajmniej na kilka godzin dziennie. - Zamilkła i dodała jeszcze: - Poza
tym moi młodsi bracia starają się o to, by dostać pracę jako gazeciarze
albo pomocnicy wozaków. Mogą pracować przed i po szkole. Myślę, że
jakoś sobie poradzimy.

Tak naprawdę wiedziała, że nie są w stanie opłacić czynszu za dom bez

pensji Emanuela, ale nie miała ochoty dać tej satysfakcji Karolinę.

Ta uśmiechnęła się z wyższością:

background image

- A cóż może zarobić taki gazeciarz!
- Może zarobek nie jest duży, ale chłopcy dostają dodatkowo kilka

bochenków czerstwego chleba.

Karolinę popatrzyła na nią z ciekawością i stwierdziła:
- Najwyraźniej nie jesteście zbyt wymagający.
- Rodziny robotnicze nie mogą sobie na to pozwolić. Karolinę

przeniosła wzrok na Emanuela i zagadnęła go:

- Dla ciebie musi to być dziwne. Przywykłeś wszak do pięknych pokoi

w Ringstad i do smacznego jedzenia podawanego przez twoją mamę.

- Już od prawie ośmiu lat nie mieszkam w domu, Karolinę.
- Ale mieszkałeś tu u nas, a to prawie tak samo. Dla ciebie będzie to z

pewnością duża zmiana w życiu. Papa mówi, że taki kasjer nie zarabia
wiele.

- Bardzo sobie ceniłem możliwość mieszkania u was, ale przecież

dobrze mnie znasz i wiesz, że dla mnie takie sprawy nie mają znaczenia.
Gdyby miały, nie służyłbym w Armii Zbawienia.

- Jesteś niepoprawnym marzycielem, Emanuelu. Ale łatwo mieć ideały,

żyjąc samemu w dobrobycie. Co innego chodzić i pomagać biednym, a co
innego samemu cierpieć biedę, prawda, panno Lovlien? Papa mówi, że
ktoś, kto nigdy nie kładł się spać głodny, nie zrozumie, co to znaczy. -
Zwracając się ponownie do Emanuela, dodała: - Przywykłeś do tego, że
wracasz do ciepłego domu, gdzie służąca pali ci w piecu. Teraz poczujesz,
jak się żyje w biedzie. Wcale nie jest takie pewne, czy temu podołasz.
Prawda, papo? - szukała potwierdzenia u ojca, który siedział po jej prawej
ręce.

Oscar Carlsen uśmiechnął się wyraźnie zażenowany.
- Chyba niedokładnie tak się wyraziłem, Karolinę, ale rzeczywiście

stwierdziłem, że najlepiej, jeśli małżonkowie pochodzą z tych samych
środowisk.

- Nie, powiedziałeś, że Emanuel nie wie, co robi, i wcale nie jest pewne,

czy długo wytrzyma w tym związku.

Elise zauważyła, że Emanuel zmusza się, by nie wybuchnąć gniewem.
- Założymy się, Karolinę? - odezwał się z pozorną wesołością, ale ręce

mu zadrżały.

- Dobrze. Stawiam sto koron, że wrócisz tu do nas najpóźniej za rok.
Rozmowy przy stole ucichły i wszyscy przysłuchiwali się wymianie

zdań pomiędzy Karolinę, jej ojcem, Emanuelem i Elise.

- Ależ Karolinę! - Betzy Carlsen była najwyraźniej wstrząśnięta

zachowaniem swojej córki.

background image

Karolinę posłała jej skruszone spojrzenie i wyjaśniła:
- To był tylko żart. Nie domyśliłaś się?
- Zakładam się o sto koron, że dotrzymam przysięgi, którą jutro złożę

Elise przed ołtarzem, i nie opuszczę jej aż do śmierci. - W głosie Emanuela
nie było śladu wesołości.

- Cóż to za osobliwa konwersacja - wtrąciła się ciotka Ulrikke, która

siedziała wyprostowana w czarnej sukni z wysoką stójką, do której
przypięła złotą broszkę, a jej uszy zdobiły złote kolczyki. Przez rzadkie
siwe włosy spięte w ciasny kok prześwitywała łysina.

- Oni tylko żartują, ciociu - przepraszającym tonem usprawiedliwiła ich

pani Ringstad. - Młodzi mają specyficzne poczucie humoru.

- Tak, rzeczywiście, muszę to stwierdzić - oznajmiła ciotka, posyłając

Karolinę surowe spojrzenie, wywołując rumieniec na twarzy dziewczyny.

Elise starała się zjeść trochę, bo jeszcze nigdy nie widziała naraz tyle

dobrego jedzenia. Zrobiło jej się przykro, że z jej powodu przy stole
zapanował nieprzyjemny nastrój. Domyśliła się, że u Carlsenów
dyskutowano z ożywieniem wyjawione przez Emanuela plany
matrymonialne. Nie wiadomo, czy pan Carlsen użył takich stwierdzeń
jedynie po to, by pocieszyć córkę, czy rzeczywiście takiego był zdania,
zapewne jedno i drugie. Najważniejsze, że odwiódł Karolinę od głodówki.

Nagle przypomniało jej się, co powiedziała Agnes, gdy się spotkały

przed willą. Zaszokowała ją wiadomość, że Johan może wyjść z więzienia
jeszcze w tym roku. Ciekawe, czy zaproponowałby jej małżeństwo, gdyby
się dowiedział, że spodziewa się dziecka?

Zapewne nie uwierzyłby jej, gdyby powiedziała, że została zgwałcona

przez jednego z przyjaciół Lorta-Andersa. Po tych wszystkich plotkach,
jakie doszły do niego o niej i Emanuelu, byłby przekonany, że to oficer jest
ojcem dziecka.

Porzuciła jednak pośpiesznie te myśli. Po co rozważać takie sprawy,

kiedy już przyjęła oświadczyny Emanuela i jutro złoży przysięgę
małżeńską przed pastorem i Bogiem. Emanuel ją kocha i nie dba o to, co
mówią Carlsenowie ani jego rodzice. Więc chyba lepiej przestać się tym
przejmować.

- Wczoraj słyszałam osobliwą historię - zagadnęła Betzy Carlsen, chcąc

pokryć kłopotliwe milczenie, jakie zapadło po uwadze ciotki Ulrikke. -
Córka właścicieli willi dwa domy przed nami od dawna źle się czuła.
Słabła z dnia na dzień, a lekarz domowy nie potrafił jej pomóc. Nazywał tę
jej przypadłość anemią i podawał leki na wzmocnienie krwi, ale to nie
pomagało. W końcu dziewczyna była tak wycieńczona, że nie mogła wejść

background image

po schodach bez odpoczynku. W swej rozpaczy matka zaprowadziła ją do
znachor-ki w Ekeberg, która nazywa się Anne Brandfjellene. Kobieta
leżała w łóżku, z którego podobno nie rusza się od dwóch lat, odkąd zła-
mała nogę w udzie.

- Od dwóch lat nie wstaje z łóżka? - odezwały się chórem pani Ringstad

i ciotka Ulrikke.

Elise pomyślała sobie o Annie, ale się nie odezwała. Betzy Carlsen zaś

potwierdziła i opowiadała dalej:

- Znachorka wzięła do ręki wełnianą przędzę, która leżała na pierzynie,

zmierzyła obwód lewego kciuka dziewczyny i nadgarstek i zawiązała na
nitce parę węzełków. Przez chwilę przyglądała się przędzy, potarła ją w
palcach i powiedziała: „Córka ma tasiemca. Trzeba jej podać wieczorem
dużą łyżkę nalewki z zapaliczki lekarskiej, a wówczas tasiemiec umrze w
ciągu nocy. A jutro niech przyjmie dużą dawkę rycyny". Wrócili do domu i
zrobili wszystko, co poleciła znachorka. I dziewczyna wyzdrowiała.

Opowiadanie gospodyni wywołało duże wrażenie i wnet toczyła się

ożywiona rozmowa na temat znachorek, cudotwórców i nie-
konwencjonalnych metod leczenia. Ciotka Ulrikke opowiedziała, że
zazwyczaj nosi w kieszeni spódnicy kasztany, które mają ją chronić przed
wszelkimi chorobami. Gdy dokucza jej reumatyzm i łamanie w kościach,
wystarczy, że zaciśnie dłoń na kasztanach. W kieszeni nosi też czarną
wełnianą nitkę z węzełkami, która chroni jej oczy przed jęczmieniem i
kurzajkami.

- Jeśli chodzi o reumatyzm i inne bóle, to bardziej wierzę w wyjazdy do

kurortu Hanko i tamtejsze gorące kąpiele borowinowe - wtrąciła Betzy
Carlsen. - Że nie wspomnę o kurorcie Karłstad!

- A ja chcę pojechać do Meran do Austrii! - ożywiła się Karolinę i

podniosła wzrok znad talerza. - Skorzystać z winnych kuracji, a
wieczorami chodzić do teatru lub na koncerty bądź przechadzać się po
promenadzie. Można grać też na wyścigach konnych, jeśli ktoś woli takie
rozrywki. Papa obiecał mi taki wyjazd.

- To chyba dość kosztowna wyprawa - odważyła się wtrącić pani

Ringstad.

- Nie szkodzi, prawda, papo? - Karolinę uśmiechnęła się do ojca

szelmowsko.

- Będziesz miała swoją winną kurację, moje dziecko. Przecież ci

obiecałem.

Karolinę zwróciła się do Elise:
- A co wy stosujecie na przeziębienia i wiosenne przemęczenie?

background image

Elise nie miała ochoty jej odpowiadać, bo wiedziała, że Karolinę pyta po

to, by jej dokuczyć.

- Nie stać nas na wizyty u doktora z byle powodu. Przy przeziębieniach

zwykle stawiamy na piecu spodek z terpentyną, tak by powoli parowała, i
wdychamy te opary.

Karolinę uśmiechnęła się z wyższością.
- Zabawne, i czego jeszcze używacie?
- Na ból gardła i kaszel obwiązujemy na noc szyję pończochą.
- Tą samą, którą nosicie w ciągu dnia? - Karolinę popatrzyła na nią,

jakby spadła z księżyca, i roześmiała się: - A na grypę?

Elise nie miała ochoty znów zostać wyśmiana, więc odpowiedziała

krótko:

- Kamforę. A także napar rumiankowy z dodatkiem jajka i paru kropli

gruszyczki - dodała pośpiesznie, speszona własnym tupetem. Czytała
gdzieś o takich metodach leczenia, ale nigdy ich nie było stać, by nabyć
wszystkie potrzebne składniki.

Betzy Carlsen pokiwała głową z uznaniem.
- Ja też to stosuję. Ale najlepsza jest mikstura kamforowa.
- W moim poradniku lekarskim jest napisane, że grypę wywołują

żarłoczne żyjątka, które osiadają w przełyku - skomentowała ciotka
Ulrikke. - Najlepiej pomaga upuszczanie krwi i przystawianie pijawek.
Albo okłady na głowę z lodu, no i dieta.

Dieta... w Elise wszystko się gotowało. Kiedy ledwo starcza pieniędzy

na mleko i kaszę... Miała uczucie, że z minuty na minutę pogłębia się
przepaść między nią a tymi ludźmi. Co ja zrobiłam? - pytała siebie w
duchu. Jak ja w ogóle mogłam się zgodzić na poślubienie mężczyzny,
który należy do zupełnie innego świata?

Wreszcie posiłek dobiegł końca. Panowie wycofali się do biblioteki na

kieliszek koniaku i cygaro, panie zaś rozsiadły w salonie.

- Teraz musimy usłyszeć trochę więcej, panno Lovlien! - odezwała się

Betzy Carlsen z ożywieniem. - Jak poznaliście się z Emanuelem?

- Spotkaliśmy się w Świątyni.
Betzy Carlsen skinęła porozumiewawczo w stronę pani Ring-stad.
- Tak właśnie sądziłam. Armia Zbawienia jest niebezpieczna dla

młodych idealistów. A Emanuel tak się zarzekał, że nigdy się nie ożeni.
Zawsze powtarzał, że ożenił się z Armią Zbawienia! - zaśmiała się i
zmierzyła Elise uważnym spojrzeniem. - Ale pojawiła się pani i postawiła
na głowie całe jego dotychczasowe życie. Czyż to nie romantyczne, ciociu
Ulrikke?

background image

Karolinę poderwała się gwałtownie z krzesła i rzuciła:
- Wydaje mi się, mamo, że zachowujesz się niestosownie!
Ciotka Ulrikke posłała jej oburzone spojrzenie. Z jej miny Elise

wyczytała oburzenie, że młode dziewczę tak zwraca się do dorosłych, na
dodatek do własnej matki.

Tymczasem Karolinę wymaszerowała z salonu i zatrzasnęła za sobą

drzwi.

Betzy Carlsen westchnęła i pokręciła głową zrezygnowana.
- Gdzie ja popełniłam błąd? Nigdy nie pozwalałam jej na pychę i

zarozumialstwo, a ona tymczasem zachowuje się tak, jakby w ogóle nie
odebrała żadnego wychowania.

- To na pewno minie. Przeżywa teraz wiek buntu - próbowała załagodzić

pani Ringstad, ale chyba natychmiast uświadomiła sobie, jak niemądrze to
zabrzmiało, więc dodała speszona: - Jedni przeżywają go wcześniej, inni
później. Biedactwo, taka jest nieszczęśliwa.

- A nad czym ona tak boleje? - zapytała ciotka Ulrikke, patrząc to na

jedną, to na drugą.

- Liczyła na Emanuela - odparła pani Ringstad i uśmiechnęła się

zakłopotana.

- Tak? Nic mi nie mówiłaś. Dlaczego nic z tego nie wyszło? Pani

Ringstad posłała Elise przelotne spojrzenie, po czym odparła zakłopotana:

- No cóż, wiesz dobrze, ciociu, że Emanuel chadza własnymi ścieżkami.
- Ale chyba ty i Hugo podejmujecie decyzje?
- Te czasy już minęły, ciociu Ulrikke.
- A kto to słyszał! Też mi coś! Jakby młodym było wolno decydować!

Za moich czasów było to nie do pomyślenia.

Nikt się nie odezwał, bo temat rozmowy stał się kłopotliwy dla

wszystkich.

Betzy Carlsen zwróciła się do Elise:
- Osobiście nie mamy nic przeciwko tobie, moje dziecko, ale chyba

rozumiesz, jakie to trudne dla państwa Ringstad. Choć chciałoby się,
oczywiście, by nie istniały takie linie podziału pomiędzy ludźmi, to jednak
nie da się zaprzeczyć, że należymy do różnych warstw społecznych.
Mieszanie się rzadko komu wychodzi na dobre.

Elise spuściła wzrok i zapragnęła znaleźć się jak najdalej stąd. Jak

mogłam się zgodzić, by przyjść tu dziś wieczorem? - pomyślała
zdruzgotana. Powinnam była wiedzieć, co mnie tu czeka.

Ale przede wszystkim Emanuel powinien mieć tego świadomość,

pomyślała z wyrzutem. Zna to środowisko na wylot i powinien

background image

przewidzieć, jakie ją tu czeka przyjęcie.

- Żal mi Karolinę - próbowała ostrożnie łagodzić Betzy Carlsen. - Kiedy

człowiek rozpacza, nie zachowuje się całkiem normalnie.

- Należy się nauczyć skrywać swoje uczucia - grzmiała ciotka Ulrikke.
Pani Carlsen najwyraźniej nie miała odwagi się sprzeciwić starej i

władczej damie, bo pominęła jej uwagę milczeniem.

- Jaka szkoda, że nie możecie przyjść jutro - pani Ringstad posłała Betzy

Carlsen zawiedzione spojrzenie. - Mieliśmy nadzieję, że będziecie przy
nas, jesteście wszak naszymi najlepszymi przyjaciółmi.

„Mieliśmy nadzieję, że będziecie przy nas..." W jakim charakterze? Jako

wsparcie i towarzysze w cierpieniu, to miała na myśli pani Ringstad? Elise
nerwowo wykręciła dłonie i przypomniała sobie równocześnie słowa
Karolinę skierowane do Emanuela: „Teraz poczujesz, co to znaczy żyć jak
biedak, i wcale nie jest takie pewne, czy dasz radę". Biedak? Przecież
Emanuel jako kasjer w tkalni płótna żaglowego zarabiać będzie
tygodniowo o wiele więcej koron niż zwykły robotnik. Przy jej i jego
zarobkach z pewnością nie grozi im głód, mimo że mieszkać będą w
pięcioro. Według Karolinę biedakiem jest ten, kogo nie stać na służbę i
musi się zadowolić jedzeniem na obiad śledzi i kaszy.

Wydawało jej się, że Betzy Carlsen speszyła się, szukając słów.

Najwyraźniej nie miała dobrej wymówki.

- Ach, wiesz przecież, że się spodziewamy gości z Niemiec! Nasi

przyjaciele z Getyngi pisali, że odwiedzą nas w najbliższych dniach.
Niefortunnie by wyszło, gdyby nie zastali nas w domu.

Mama Emanuela była na tyle taktowna, że nie drążyła tematu, ale Elise

poznała po niej, że powód podany przez Betzy wydał jej się mało
przekonujący, (a to się cieszę, pomyślała. Gdyby jeszcze Carlsenowie
mieli się zjawić na ślubie i weselu, byłby to prawdziwy koszmar.

- Wydaje mi się, że panna Lovlien powinna nam teraz opowiedzieć

trochę o swojej rodzinie, środowisku, pracy - zarządziła ciotka Ulrikke.

Elise postanowiła opowiedzieć wszystko tak, jak jest, bez upiększania. I

tak nie urośnie w ich oczach, a jeśli rodzice Emanuela i ich przyjaciele
doznają jeszcze większego wstrząsu, to już nie jej wina. Nie może zmienić
swojego dotychczasowego życia, nie wstydzi się swojej rodziny, może z
wyjątkiem nałogu ojca, nie wstydzi się też, że jest prządką.

Opowiedziała o życiu w czynszówce Andersengarden, o długich dniach

w fabryce, o mamie, która leżała w domu ciężko chora na suchoty, o
sparaliżowanej Annie, która zostaje sama na całe dnie i musi sobie
poradzić, i o Evercie, którego umieszczono u pijaka Hermansena i któremu

background image

nie pozwalano chodzić do szkoły, a dzięki Emanuelowi trafił tam z
powrotem. Opowiedziała także, że Emanuel wspierał ich drewnem na opał
i chlebem. Postarał się też, by do mamy za dnia przychodziła samarytanka,
a Anna dostała lekarstwa, które uratowały jej życie.

Kiedy mówiła, w salonie zapanowała całkowita cisza. Skupienie na

twarzach kobiet dodało jej odwagi. Wydawało jej się, że dostrzega w ich
spojrzeniach przerażenie i współczucie, ale choć nie życzyła sobie z ich
strony litości, uznała, że nie zaszkodzi, jeśli usłyszą o ciężkim losie
robotników. Może jej opowiadanie sprawi, że z większym szacunkiem
odnosić się będą do ludzi, którzy urodzili się do cięższego życia niż one.

Kiedy skończyła, żadna z pań się nie odezwała.
Pierwsza otrząsnęła się ciotka Ulrikke.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że w Norwegii panuje taka bieda. Myślę

sobie o tych wszystkich pieniądzach, które zbieramy w stowarzyszeniu
misyjnym i wysyłamy do Afryki. Zastanawiam się, czy nie powinniśmy
ich raczej przeznaczyć dla naszych rodaków.

Zebrać pieniądze... Elise ścisnęło w żołądku. Przecież my nie jesteśmy

chorzy ani niezdolni do pracy! Przeciwnie, harujemy więcej niż inni! Czy
ciotka nie powinna raczej pomyśleć o tym, co zrobić, by wyrównać
zależność pomiędzy pracą a płacą?

Pani Ringstad pokiwała głową.
- Pomyślałam sobie o tym samym. Co roku urządzamy kwestę, a

zebrane pieniądze przeznaczamy na dom dla dziewcząt na Madagaskarze.
Doprawdy, chyba zaproponuję, byśmy przeznaczyli część z tego na pomoc
dla robotników znad Aker.

Elise nie wytrzymała.
- Myślę, że to niedobre rozwiązanie - odezwała się cicho. - Nie chcemy

jałmużny. Zależy nam na szacunku dla naszej pracy i godnej zapłacie. Bez
nas stanęłyby fabryki. Z jakiej racji więc zarabiamy tak mało, że ledwie
nam starcza na życie, gdy tymczasem dyrektor pławi się w luksusach?

Ciotka Ulrikke przybrała surową minę.
- Mówisz jak socjaliści!
Pani Ringstad spurpurowiała. Wstyd jej za mnie, pomyślała Elise.
- Słyszałam, że sanatorium w Grefsen ma być powszechnie dostępne. -

Betzy Carlsen wyraźnie usiłowała ratować sytuację. - Zachodzą więc
jakieś pozytywne dla robotników zmiany.

Pani Ringstad zwróciła się do przyjaciółki:
- Czy w kinematografie można obejrzeć coś ciekawego? Betzy Carlsen

zmarszczyła pogardliwie nos i odpowiedziała:

background image

- Wyświetlają jakąś komedię Pchła. Pogoń dziewczęcia w bieliź-nie za

pchłą. Niezbyt budujące, trzeba przyznać. Radziłabym ci raczej wyjście do
teatru.

Ciotka Ulrikke wstała i oznajmiła:
- Jestem zmęczona, więc pójdę do siebie. Jutro czeka nas ciężki dzień.
Elise pośpieszyła za jej przykładem i też się pożegnała.
- Ja też, niestety, muszę już iść. Wstaję o godzinie piątej.
- O piątej? - Przerażona Betzy Carlsen załamała ręce. - Ależ to nieludzka

pora!

- Uprzedzę Emanuela - powiedziała pani Ringstad i wstała. - Na pewno

odprowadzi cię do domu.

Ełise wolałaby wrócić sama, ale nie mogła przecież tego powiedzieć.
Szli w milczeniu drogą w dół wzgórza Aker. Objął ją ramieniem, ale

czuła, że wkradła się między nich jakaś obcość. Dopiero przy
Maridalsveien odezwał się do niej.

- Rozumiem, Elise, że był to dla ciebie przykry wieczór, ale proszę, nie

pozwólmy, by się to odbiło na naszym związku.

- Powinieneś był mi tego oszczędzić, Emanuelu. Powinieneś

przewidzieć, jak oni wszyscy zareagują na moją obecność.

- Tak, wiedziałem, ale gdybym nie przyszedł z tobą, tylko bym

pogorszył sprawę. Miałem nadzieję, że potrafisz wznieść się ponad
snobizm i bezmyślność.

Elise nic nie odpowiedziała. Emanuel nic nie rozumiał i nigdy tego nie

zrozumie.

Zatrzymał się i przytulił ją.
- Nie pozwól im zepsuć tego, co jest między nami, Elise. Kocham cię i

nie obchodzi mnie, co oni sobie myślą. W niedzielę rodzice i ciotka
Ulrikke wrócą do domu, a i Carlsenów nie będę widywał zbyt często. Nie
moglibyśmy zapomnieć tego wieczoru i cieszyć się na jutrzejszy dzień?

Przytuliła się do niego i wyszeptała:
- Spróbuję się tym nie przejmować, ale boli mnie, że są przeciwko mnie.
- Nie przeciwko tobie.
- Na jedno wychodzi.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Elise obudził rankiem zacinający o szyby deszcz. Deszcz! Nie będą

mogli urządzić przyjęcia na dworze, jak miała nadzieję. Jak my, na Boga,
pomieścimy przy stole czternaście osób? - przeraziła się.

Po cichu, by nie obudzić mamy i chłopców, zeszła po stromych

schodach. Zaczęły się letnie wakacje, nie musieli więc wstawać tak
wcześnie, póki jeszcze nie znaleźli sobie pracy.

W kuchni nalała do miednicy zimnej wody i ochlapała pośpiesznie twarz

i szyję, umyła się pod pachami i szybko ubrała. Drzwi do sypialni były

background image

otwarte. Wisiała tam na wieszaku suknia ślubna. Mimo nieprzyjemności,
jakie spotkały ją poprzedniego dnia, czuła przyjemny dreszcz oczekiwania
przenikający jej ciało. Dziś stanie przed ołtarzem jako panna młoda!
Przyrzeknie Emanuelowi, że będzie go kochać i szanować, póki ich śmierć
nie rozdzieli. Wydawało jej się to takie nierealne.

Z tej okazji nadzorca obiecał ją zwolnić dwie godziny wcześniej. Trudno

powiedzieć, czy zawdzięczała to jemu, czy też dobroduszności majstra.
Poprzedniego wieczoru umyła włosy, więc po powrocie pozostanie jej
jedynie odświeżyć się i wystroić. Mama miała nakryć stoły, a Maren Sorby
przynieść lapskaus. Wczoraj przed południem mama upiekła ciasta, była
też w sklepie u Magdy i dokupiła wszystko to, co jeszcze było potrzebne.

Znów ogarnęła ją nerwowość. Jak przeżyję ten wieczór? - zastanawiała

się. Ciotka Ulrikke powie wprost, co o tym wszystkim myśli, co mamę na
pewno doprowadzi do łez. Po chorobie z byle powodu wybuchała
płaczem. Nie wiadomo, z czym wyskoczy Peder. Po nim można się
spodziewać wszystkiego. A Kristian może się postawić okoniem i robić
wszystko na przekór, a w najgorszym razie wybiegnie, zatrzaskując z
hukiem za sobą drzwi. Nawet Hildzie nie może ufać, ona też potrafi ni z
tego, ni z owego wybuchnąć złością i trzasnąć drzwiami. Pani Thoresen
będzie pewnie siedzieć z ponurą miną i rzucać pod nosem kąśliwe uwagi,
że to jej syn powinien znajdować się na miejscu pana młodego. Dobry
Boże, to będzie jeden wielki koszmar!

Rodzice Emanuela nie wiedzieli, że była zaręczona z innym mężczyzną

zaledwie parę miesięcy temu. Uznają to za kolejny dowód na to, że nigdy
nie powinni dopuścić do tego ślubu. Pani Evertsen zabawiać będzie gości
najgorszymi plotkami z Andersengarden i opowiadać mrożące krew w
żyłach historie z ulicy, przy której stoją czynszówki. Elise już sobie
wyobrażała pana i panią Ringstad, jak siedzą z przerażonymi twarzami i
słuchają z niedowierzaniem. Nie miała też pewności, jak oni i ciotka
potraktują żołnierzy Armii Zbawienia.

Jedyną pociechą było to, że państwo Carlsenowie nie zamierzali

zaszczycić ich swą obecnością. Gdyby do całej tej menażerii dodać jeszcze
ich troje, wyszłaby z tego prawdziwa farsa, kto wie, czy nie lepsza niż ta,
którą wyświetlano kiedyś w kinematografie: Z ulicznych zakamarków na
hrabiowskie salony. Tyle tylko że trzeba by odwrócić kolejność w tytule: Z
hrabiowskich salonów w uliczne zakamarki. Pomijając uczucia panny
młodej, byłoby się z czego śmiać.

Nie traciła czasu na gotowanie kawy. Mama ugotuje sama, jak wstanie.

Przed wyjściem do przedsionka zerknęła jeszcze do salonu. Mama z

background image

pomocą chłopców przeniosła tam stół z kuchni i zdjęła palmę z
mahoniowego stolika Emanuela. Teraz oba stoły stały zsunięte na ukos od
jednego narożnika do drugiego. Pozostaje mieć nadzieję, że zmieści się
przy nich czternaście osób, choć nie miała pojęcia, jak tego dokonać.
Przed południem miał się tu zjawić Emanuel i przywieźć długą ławę.
Powiedział, że gości usadzi się ciasno obok siebie. Już widziała oczyma
wyobraźni ciotkę Ulrikke wciśniętą pomiędzy żołnierza Armii Zbawienia a
panią Evertsen, z dużą porcją lapskausu przed sobą i sokiem jabłkowym w
kuchennej szklance. Ją, która przywykła do jadania z porcelany i picia z
lśniącego szkła.

Oj, nie było Elise do śmiechu...
Zauważyła, że dziewczyny w przędzalni patrzą na nią zaciekawione,

gdy tylko weszła do hali fabrycznej. Na pewno rozeszły się plotki, że
wychodzi za mąż za byłego oficera Armii Zbawienia. Tu, nad Aker,
nieczęsto działy się takie historie, trudno więc się dziwić, że wzbudzała
powszechną ciekawość. Wiedziała dobrze, co sobie myślą, taksując ją
wzrokiem: Co ona ma, czego ja nie mam? Albo: Jak ona, na Boga, tego
dokonała? Te, które wiedziały, że wcześniej była zaręczona z Johanem, a
wiedziała większość, oburzały się pewnie w duchu: I to ma być wierność!
Niezbyt długo przetrwała ta miłość! Ale najbardziej doskwierała im
zazdrość. Poznawała to po ich minach. Czuła niemal bijący od nich chłód.
Dlaczego będzie jej lepiej niż innym? - myślały zapewne. Czym sobie
zasłużyła na to, że z nędznej czynszówki przeniosła się do domu nad
rzeką?

Dzień upłynął szybko, pewnie dlatego, że tak się bała. Gdy wyszła z

fabryki, dwie godziny wcześniej niż inne prządki, przestało padać, ale
wciąż wisiały nisko ciężkie, szare chmury. Chłodny powiew wiatru z
północy muskał nurt rzeki. Było zbyt chłodno, by siedzieć na dworze.

W domu czekała mama i chłopcy ubrani odświętnie, podekscytowani,

rozmowni, pełni oczekiwań. Zobaczyć Pedera i Kristiana w białych
koszulach i spodniach do kolan, bez łat na pupach i cer na kolanach, to był
najjaśniejszy punkt dnia. Elise uśmiechnęła się do nich i poczuła, że gdzieś
zniknęła jej nerwowość. Wprawdzie dla niej samej był to koszmar, ale w
życiu chłopców ten dzień był wyjątkowy.

- Ale jesteście eleganccy, chłopaki - pochwaliła ich.
Oczywiście dla mnie też jest to wielki dzień, upomniała się w duchu.

Nie mogę wciąż myśleć o najgorszym. Jutro będzie po wszystkim, czego
tak się obawiam. Dziewczęta w fabryce mają powód, by mi zazdrościć.

- Ty też pięknie wyglądasz, mamo.

background image

Obejrzała mamę uważnie w nowej sukni, którą nieco zwęziły i teraz

leżała na niej o wiele lepiej. Mama umyła włosy, zakręciła loki i upięła
kok nieco luźniej niż zwykle. Elise dopiero teraz zauważyła, jak bardzo
posiwiała. Nadal była blada, ale już nie taka wychudzona jak zimą.

- Tak się cieszę w twoim imieniu, Elise - uśmiechnęła się mama. -

Jakżebym pragnęła, by mógł tu być dziś z nami tata.

To byłaby kropla, która by przepełniła czarę goryczy, pomyślała Elise i

wzdrygnęła się. Wyobraziła sobie ojca, jak wpada pijany, rzuca jakiś
sprośny żart i z głośnym rechotem sadowi się na ławie obok ciotki
Ulrikke, kładąc brudną rękę na jej udzie.

- On i tak widzi Elise - pocieszał mamę Peder. - Siedzi sobie w niebie i

się chichra.

- Uśmiecha się - poprawiła go Elise.
- Nie, chichra się, jak patrzy na Kristiana i na mnie wystrojonych w

trumienne koszule.

- Trumienne koszule! - Elise popatrzyła na niego przerażona. - Przecież

takie koszule mężczyźni wkładają, gdy idą z wizytą, a wielcy panowie
noszą takie na co dzień.

- Mama powiedziała, że tata też miał białą koszulę, jak leżał w trumnie.
- Och, przestań już gadać głupoty. Lepiej umyj buzię, bo masz wąsy od

kawy.

Kiedy doszli do kościoła Gamie Aker, na zewnątrz zebrało się wiele

dziewcząt. Większość z nich Elise znała. Pracowały kiedyś w Nedre Voien
albo w tkalni Hjula, ale albo straciły pracę, albo znalazły sobie inne
zajęcie. Ku swemu zdumieniu w tłumie dostrzegła Oline w białej sukni,
białych rękawiczkach i kapeluszu z piórami. Tak łatwo zarabia się
pieniądze na ulicy? - pomyślała zdziwiona.

Otwarły się drzwi do kościoła i wszyscy z wyjątkiem Elise i mamy

weszli do środka. Przez szparę w drzwiach zauważyła, że Emanuel czeka
już przy ołtarzu. Obok niego stał jakiś obcy mężczyzna, pewnie drużba, a
naprzeciwko w wózku na kółkach siedziała Anna. Emanuel zniósł ją po
schodach w Andersengarden i przywiózł do kościoła.

Elise odsunęła się na bok, by jej nie zobaczyli.
- Jak wyglądam? - zapytała mamę nerwowo.
- Prześlicznie! - Mama popatrzyła na nią z zachwytem. - Do twarzy ci w

czarnym.

Elise zastanawiała się, czy mama naprawdę tak myśli, czy też chce ją

pocieszyć, bo wiedziała, że córka marzyła o białej sukni.

Za nimi rozległy się kroki, a kiedy Elise odwróciła się, ujrzała gromadę

background image

maszerujących żołnierzy z Armii Zbawienia. Nie myślała, że Emanuel zna
tylu ludzi, ale wiadomo, że oficer Armii ma duże grono przyjaciół.
Odwróciła się, nie chcąc rzucać się w oczy. Podczas eleganckich ślubów
panna młoda przyjeżdża zwykle powozem razem ze swoim ojcem i kroczy
z nim pod rękę główną nawą do ołtarza, gdy wszyscy goście siedzą już w
ławkach.

Denerwowała się coraz bardziej. Myślała, że w kościele będą prawie

sami, teraz jednak uświadomiła sobie, że przyszło znacznie więcej osób,
niż się spodziewała. Co pomyślą, gdy zobaczą ją w czarnej sukni
powadzoną do ołtarza przez mamę, a nie ojca?

Oficerowie Armii Zbawienia są do tego przyzwyczajeni, pocieszała się

w myślach. Tak często nie bywają w kościele, ale otaczają się głównie
biednymi.

Usłyszawszy stukot bryczki, odwróciła się. Nadjechał elegancki powóz.

Woźnica zeskoczył z kozła i pomógł wysiąść damie ubranej na biało. Pani
Ringstad miała na sobie piękną szeroką suknię z naszytymi pąkami róż, a
na głowie kapelusz, na którym mieściła się niemal cała rabatka. Na
ramiona narzuciła białą pelerynę, a jej szyję zdobiło kilka sznurów pereł.
Pan Ringstad miał słomkowy kapelusz, wykrochmaloną koszulę, zapiętą
kamizelkę z zegarkiem kieszonkowym i złotym łańcuszkiem wiszącym na
brzuchu między dwoma kieszonkami. Za nimi szła ubrana na czarno
ciotka Ulrikke.

Elise zdziwiła się na widok rodziców Emanuela. Wydawali jej się

skromnymi ludźmi, mimo że posiadali wielki dwór. W domu ubierali się
zwyczajnie, jak inni gospodarze. Nawet nie podejrzewałaby ich o to, że
mają takie stroje. Zupełnie nie pasowali dziś do otoczenia, do niej, jej
rodziny, żołnierzy Armii Zbawienia i ubogich robotnic.

Podeszli i przywitali się uprzejmie z nią i z mamą, ale Elise zdołała

pochwycić przerażony wzrok pani Ringstad, gdy patrzyła na mamę. Nie
zamieniwszy wielu słów, skierowali się do kościoła.

- Nie przejmuj się, Elise! - powiedziała mama i ścisnęła ją za ramię.
Elise bez trudu zrozumiała, co miała na myśli.
Wszyscy już byli w środku, drzwi zostały zamknięte. Po chwili otworzył

je uroczyście kościelny, dając znak, by weszły. W tej samej chwili
organista zaczął grać marsza weselnego.

Elise na drżących kolanach kroczyła przez pogrążone w półmroku

wnętrze kościoła. Dwie samotne świece paliły się przy ołtarzu.

Wszyscy wstali i zwrócili twarze ku niej, ale Elise nikogo nie widziała.

Czuła tylko otaczający ją mur ciekawości. Najchętniej by umarła.

background image

Nagle w jej uszach zadźwięczały słowa Agnes: „Może pojawi się jutro

w kościele? Zazdrosny i wściekły. To by dopiero było!"

Na czoło wystąpiły jej kropelki potu. Czy Johan stoi gdzieś pośród

ciemnych niewyraźnych postaci i patrzy na nią z nienawiścią? Boże
święty, co się stanie? Co on zrobi?

Podeszły do ołtarza i kiedy Elise odważyła się podnieść wzrok,

zobaczyła uśmiechniętego Emanuela, który patrzył na nią z miłością. Jego
spojrzenie rozgrzało jej serce i uspokoiło ją. Johana na pewno nie ma w
kościele, to tylko wymysł Agnes, która robiła wszystko, by zepsuć jej ten
dzień. Nie ma znaczenia, że pani Ringstad przyszła ubrana niczym bogata
dama z zachodniej części Kristianii, pomyślała. Nieważne, że suknia
ślubna jest czarna, a ja pochodzę z biednej robotniczej rodziny, liczy się
jedynie to, że Emanuel mnie kocha taką, jaka jestem, i że będziemy razem
na dobre i na złe.

Spłynął na nią błogi spokój, a pełne miłości spojrzenie Emanuela dało

jej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy więc szli ramię w ramię przez środek
kościoła, przysiągłszy Bogu i sobie, że będą się kochać i szanować, póki
ich śmierć nie rozdzieli, rozglądała się nawet na boki, uśmiechając się do
stojących w ławkach gości, którzy na nich patrzyli.

Nie zauważyła wysokiej, silnie zbudowanej sylwetki mężczyzny, który

by patrzył na nią nienawistnym wzrokiem. Nie zauważyła też Agnes i
cieszyła się z tego powodu.

Emanuel stanął przed schodami kościoła i pocałował ją.
- Kocham cię, Elise. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Przełknęła

z trudem ślinę.

- Ja też jestem szczęśliwa, Emanuelu. Bardzo cię podziwiam i jestem z

ciebie dumna.

Słowo „kocham" nie chciało jej przejść przez gardło, ale miała nadzieję,

że tego nie zauważył. Zapewne nie zrozumiał, czemu powiedziała, że jest
z niego dumna, ale kiedyś mu wytłumaczy, jak bardzo imponował jej, gdy
tak stał prosty jak struna, silny i odważny, nie ulegając uprzedzeniom
rodziny i przyjaciół, i szedł za głosem serca, nie zważając na słowa krytyki
i pogardliwe spojrzenia.

Drużba Emanuela pchał wózek, na którym siedziała rozpromieniona

Anna, która siłą woli potrafiła pogodzić się z własnym rozczarowaniem i
teraz przeżywała ten dzień jak cud, bo znalazła się „wśród żywych",
zobaczyła świat poza własną izbą, usłyszała śpiew ptaków, poczuła zapach
kwiatów. Elise uśmiechnęła się do niej, a bijący od dziewczyny zachwyt
napełnił ją radością.

background image

- Dziękuję, Elise - odezwała się Anna ze łzami w oczach. - Gdyby nie ty,

nigdy bym nie przeżyła tak pięknych chwil. Nie usłyszałabym muzyki
organowej, śpiewu psalmów, słów pastora i was obojga przysięgających
sobie przed ołtarzem. Zachowam te wspomnienia jak najcenniejszy skarb.

Elise uściskała ją i nie mogła powstrzymać łez.
Kiedy orszak weselny przeszedł przez most Beierbrua i zbliżył się do

domu nad rzeką, przez chmury przebiło się słońce, a krople deszczu w
trawie zalśniły jak klejnoty.

Mama szła przodem i otworzyła drzwi. Z kuchni unosił się smakowity

zapach lapskausu. Elise poczuła, że z głodu ściska ją w żołądku. Peder
odwrócił się do niej i patrząc na nią wielkimi oczami, szepnął:

- W środku jest mięso, widziałem!
W kuchni stała Maren Sorby i mieszała w wielkim żelaznym garze.

Wytarła pośpiesznie dłonie w fartuch i podeszła do nich z uśmiechem.

- Gratuluję serdecznie - powiedziała wzruszona, a oczy zalśniły jej

zdradziecko. Pośpiesznie więc wytarła je brzegiem fartucha.

Emanuel poprowadził ciotkę Ulrikke do stołu i posadził na wygodnym

krześle, przewiezionym z pokoju u Carlsenów, a rodziców umieścił
naprzeciwko. Żołnierze Armii Zbawienia, drużba, Hilda i chłopcy usiedli
ściśnięci na ławie, natomiast pani Evertsen, pani Thoresen i mama
usadowiły się na stołkach z kuchni. Wózek Anny nie zmieścił się, więc
Emanuel przeniósł dziewczynę na rękach i posadził na ławie na krańcu
stołu. Razem z Elise zasiedli na honorowym miejscu.

Emanuel wstał i wygłosił krótką mowę, w której powitał wszystkich

gości w swoim pałacu szczęśliwości, jak nazwał dom, a potem zwrócił się
do Elise:

- Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Od

pierwszej chwili, gdy cię spotkałem w Świątyni, marzyłem o tym i
modliłem się do Boga, bym kiedyś mógł cię poślubić. Bóg mnie wysłuchał
- głos mu się załamał, więc przerwał na moment i dopiero po chwili
podjął: - Przyrzekam, że uczynię wszystko, co w mojej mocy, byś była tak
samo szczęśliwa jak ja. - Chrząknął i skierował wzrok na mamę Elise. -
Dziękuję, pani Loylien, ze wydała pani na świat Elise i pozwoliła mi
przejąć odpowiedzialność za to, co dla pani najcenniejsze, własne dziecko.
- Następnie zwrócił się do swoich rodziców: - Dziękuję także wam, mamo
i tato, za wszystko, co od was otrzymałem. Przykro mi, że was
rozczarowałem, przedkładając miasto i Armię Zbawienia nad życie w
Ringstad i decydując, że nadal pozostanę w mieście. Chcę jednak, byście
wiedzieli, że bardzo was kocham i szanuję za to, że nie odwróciliście się

background image

ode mnie i zechcieliście dzielić wraz ze mną radość tego dnia. Wznieśmy
teraz toast za pannę młodą, za wszystkich gości i za ten wspaniały dzień.
Mam nadzieję, że upłynie nam przyjemnie i wszyscy zechcemy zachować
go na długo w pamięci. Na zdrowie!

Goście unieśli szklanki. Peder i Kristian chichotali zakłopotani, a mama

co chwila podnosiła chusteczkę do oczu. Hilda była milcząca, ciotka
Ulrikke surowa, Anna rozpromieniona, natomiast przyjaciele Emanuela z
Armii Zbawienia uprzejmi i mili. Jak dobrze, że są wśród nas tacy pogodni
ludzie, którzy potrafią rozładować nastrój, pomyślała Elise, zadowolona z
ich przybycia.

Emanuel uścisnął jej dłoń, a ona zwróciła się do niego z uśmiechem:
- Dziękuję za piękne słowa, Emanuelu.
- Zasługujesz na więcej pięknych słów, ale ze wzruszenia nie mogłem

ich z siebie wydobyć.

- Jesteś dla mnie nazbyt hojny.
Pokręcił głową i spoglądając jej głęboko w oczy, odparł: - To

niemożliwe, by być dla ciebie nazbyt hojnym. - Pochylił się nad nią i
szepnął do ucha: - Powiem więcej, gdy wszyscy sobie pójdą i zostaniemy
sami.

Zarumieniła się i spuściła wzrok.
Maren Sorby razem z mamą wniosły gar z lapskausem. Pachniało bosko,

bo w środku były zarówno kawałki kiełbasy, słonina, mięso, jak i
ziemniaki.

Gdy wszyscy otrzymali swoje porcje, pan Ringstad postukał łyżką w

szklankę i wstał.

- Kochana młoda paro, panie i panowie.
Peder i Kristian zachichotali głośno, ale natychmiast się uciszyli,

zgromieni surowym spojrzeniem mamy.

- Dla matki i ojca nie jest najważniejsze, jak im samym się powodzi, ale

czy ich dzieciom jest dobrze. Pod tym względem nie różnimy się od
innych rodziców. Jak rozumiem, Emanuelu, jesteś szczęśliwy ze swoją
Elise, a widok prawdziwej miłości napełnia ciepłem serce ojca. Mam
nadzieję, że nie jest to jedynie krótkotrwałe zakochanie, ale że wasza
miłość przetrwa długo. Będzie to wymagało wiele wysiłku z waszej strony,
przede wszystkim pragnienia, by temu podołać, nieugiętej wiary, że wam
się to uda, i woli, by się poszczęściło. Napotkacie wiele trudności po
drodze, więcej, niż inni młodzi małżonkowie, dlatego że pochodzicie z
różnych środowisk i odebraliście inne wychowanie. Ciebie, Emanuelu,
dotknie to bardziej, bo o wiele trudniej przywyknąć do biedy niż do

background image

bogactwa. Ale znam cię i wierzę, że temu podołasz. Pamiętaj jednak, że
drzwi twojego rodzinnego domu w Ringstad zawsze stoją otworem. Jeśli
pożałujesz dokonanego wyboru i jednak zechcesz zostać gospodarzem,
przyjmiemy cię z otwartymi ramionami.

Na zewnątrz rozległ się jakiś hałas i oczy wszystkich skierowały się w

stronę drzwi.

Johan... - przemknęło Elise przez myśl i oblał ją zimny pot.
Ojciec Emanuela przerwał mowę i popatrzył zdziwiony, kto tak hałasuje.
Drzwi do salonu otwarły się z hukiem i stanęła w nich Agnes. Ubrana

była w biały fartuch i czepek, ale pod spodem miała swoje stare robocze
ubranie. Potargana i brudna na twarzy, stała w drzwiach na chwiejnych
nogach. Elise bez trudu domyśliła się, że jest pijana.

- O, tutaj wszyscy siedzicie! - wybełkotała i zataczając się, weszła do

środka. - Nie zostałam wprawdzie zaproszona, ale mimo to postanowiłam
przyjść. Omiotła spojrzeniem gości siedzących przy stole i odszukała
wzrokiem Elise.

- A, tu siedzi panna młoda. W czerni! Tak! - zarechotała. - Dobrze, że

nie ubrałaś się na biało, Elise! - Zamilkła i rozejrzała się triumfalnie
wokół. - Chyba nie wierzycie, że to Emanuel jest ojcem tego dziecka?


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 05 Zazdrość
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 12 Bliźni
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 32 Jesień
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei& Zemsta
Ingulstad Frid Saga Wiatr nadziei1 Grzesznicy w letnią noc
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 19 U Twego Boku
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 18 Kupiec
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 06 Straż Graniczna
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 10 Dziewczyna Na Moście
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 33 Cienie Z Przeszlości
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 16 Zakazane Spotkania
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 01 Złota Broszka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 34 Chmury Na Horyzoncie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 21 Pisarka
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 03 Ludzkie Gadanie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 14 Zjednoczenie
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 07 Chude Lata
Ingulstad Frid Saga Wiatr Nadziei 08 Nowe Życie

więcej podobnych podstron