The Secret
of
Darkness
By Sylwia (Querida5)
Rozdział 1
Byłam piekielnie wkurzona na moich rodziców. Rzuciłam o ścianę tym,
co akurat miałam pod ręką. Padło na porcelanową figurkę. Z hukiem
roztrzaskała się o ścianę, rozsypując wokoło ostre odłamki. Miałam
nadzieję, że przez to trochę przejdzie mi złość, ale to się nie stało. Ile
razy tak pomyślałam? Ile figurek, budzików, kubków już rozwaliłam o
ścianę, próbując rozładować swoją złość?
Nie ma pojęcia.
Z głębokim westchnięciem opadłam na łóżko. Łóżko? To było ogromne
łoże. Z kolumienkami i innymi ozdobami. Przewróciłam się na plecy i
oparłam o stos poduszek wszelkiej wielkości. Rozejrzałam się po pokoju.
Jak zwykle panował tu idealny porządek, pomijając resztki figurki.
Sprzątaczka zaglądała tu każdego dnia. Czyściła wszystko co było
możliwe. Ja nienawidzę, kiedy ktoś szpera w moich rzeczach, nawet nie
chcący. Muszę bardzo dobrze ukrywać moje wszystkie prywatne rzeczy,
żeby nie trafiły w nie powołane ręce.
Mój wzrok padł na laptopa leżącego na szklanym biurku. Miałam
sprawdzić pocztę. Na pewno mam jakieś wiadomości od Sarah, mojej
najlepszej przyjaciółki. Już widzę jakiego maila mi wyśle. Będzie pełny
wykrzykników i wielkich liter, i pytań dlaczego nie ma mnie na jej
imprezie, na którą mnie zaprosiła. Tylko rodzice się nie zgodzili, żebym
poszła. Kategorycznie zakazali mi tam iść. Co mogłoby mi się stać na
zwyczajnej domówce u przyjaciółki? Nie upiłabym się...chyba. To zależy
od mojego nastroju, a dzisiaj jest fatalny, więc... Nie spadłabym też ze
schodów, nikt by mnie nie porwał czy nie zabił. Gdyby się zgodzili, ja
ewentualnie zgodziłabym się na towarzystwo mojego ochroniarza,
Peter'a, który towarzyszy mi...chyba od zawsze, odkąd tylko sięgam
pamięcią, i na którego jestem skazana do osiemnastki. Czyli, jeszcze
niecałe dwa miesiące.
Ale rodzice nie byli skłonni do rozejmu. W zamian za to muszę
siedzieć w swoim pokoju z ochroniarzem za drzwiami. Gdyby mogli to
wstawili by kuloodporne szyby do moich okien i okratowali je. Albo
najlepiej zamknęli by mnie w takiej klatce z pancernego materiału.
Oni mówią, że to dla mojego bezpieczeństwa. Otóż, moi rodzice są
politykami. Bardzo szanowanymi. Znajdują się bardzo wysoko na
szczeblach hierarchii. Mają dużą władzę. Uważają, że jeśli nie będę
dostatecznie strzeżona, coś może mi się stać. Chodzi o konkurencję, czy
coś takiego. Nie znam się na polityce i nie interesuję się tym.
OK, mogę zrozumieć, że dbają o moje bezpieczeństwo. Ja to totalnie
rozumiem, przy ich pracy. Ale dlaczego do cholery moje rodzeństwo nie
ma takiej ochrony? Raz na wielkie święto pilnuje ich ochroniarz i to
najczęściej przy występach publicznych. A ja? Opieka dwadzieścia
cztery na siedem. Jakbym była jakąś koronowaną głową.
Mama tłumaczy się tym, że wielu ludzi mnie zna i to ja jestem
najbardziej narażona. Weźmy pod uwagę tylko to, że ja rzadko
opuszczam ten dom... pomijając szkołę. Jedyną ulgą jest to, że chodzę
do szkoły publicznej. Trzy lata temu zażarcie pokłóciłam się z rodzicami
o szkołę, bo chcieli mnie posłać do prywatnego liceum. Ale i tak jestem
zawożona do szkoły limuzyną. Przynajmniej nie mam ochroniarza na
lekcjach. To był by wstyd. Normalne problemy normalnej nastolatki,
można by powiedzieć.
Czasami zastanawiam się jakby to było umrzeć. Co by się wtedy
stało? Albo gdybym popełniła samobójstwo. Tak, wiem. Jakby ktoś o tym
usłyszał, zamknęliby mnie w pokoju bez klamek. Kilka razy o tym
myślałam. O samobójstwie. Nie ważne jak. Mogłabym zażyć jakieś prochy
i umarłabym z przedawkowania. Albo nóż w serce. Bardziej skuteczne,
ale również bardziej bolesne. Teraz, kiedy widziałam film „Weronika
postanawia umrzeć”, bałabym się, że po połknięciu tabletek czy proszków
obudziłabym się w szpitalu dla psychicznie chorych. Więc lepiej nie.
Wiele razy zastanawiałam się co jest po śmierci. Czy rzeczywiście
istnieje piekło i niebo. Nie należę do osób wierzących, ale po mojej
śmierci może okazać się, że to ci wierzący mieli rację.
Dobra, koniec tych rozważań na temat życia i śmierci, koniec użalania
się nad sobą. Szybko podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy,
przebrać się w strój od treningu. Kick- boxing to najlepszy sposób na
wyładowanie złych emocji. Przebrałam się w czarną koszulkę na
ramiączkach i czarne szorty. Odkąd skończyłam czternaście, ubieram się
wyłącznie na czarno. Po prostu lubię ten kolor. Wyszłam z pokoju
zatrzaskując za sobą drzwi.
Peter siedział na fotelu pod ścianą, naprzeciwko moich drzwi i czytał
gazetę. Czasami zastanawiam się jak długo potrafi wytrzymać w jednym
miejscu.
–
Gdzie się wybierasz, Angela? - zapytał głębokim, niskim głosem. On
tak zawsze mówi. Jest takim odludkiem, samotnikiem. Ma
trzydzieści lat, krótkie, blond włosy, jest mocno napakowany i ma
metr dziewięćdziesiąt wzrostu. I sprawia wrażenie groźnego. Cóż,
taką ma pracę.
–
Do piwnicy. - odparłam.
Właściwie to nie była piwnica. Tylko ja tak to nazywam. Po prostu to
ogromne pomieszczenie, pod całym naszym domem, podzielone na kilka
dużych pokoi. Jest tam sala treningowa – muszę dbać o kondycję, bo
rzadko mam okazję wyjść gdzieś na miasto, a nie chcę przytyć – pokój z
jacuzzi, druga duża biblioteka, z książkami w przeróżnych językach,
należąca do mojej mamy, a właściwie do mojej babci, która już nie żyje.
No i jedno pomieszczenie, w którym przetrzymywane są wszystkie
niepotrzebne rupiecie.
–
Idę z tobą. - szybkim ruchem podniósł się z fotela.
–
Nie musisz iść ze mną. Nie ucieknę. - zapewniłam.
–
Taka moja praca. - wzruszył ramionami i ruszył za mną.
Gdy schodziłam po białych, marmurowych schodach, ojciec pierwszy
mnie zauważył.
–
Gdzie się wybieramy, młoda damo? - zapytał surowym tonem.
–
Nie widać? - wskazałam na strój – Idę ćwiczyć.
–
A potem wracasz prosto do swojego pokoju. - rzucił i kontynuował
oglądanie telewizji.
Nadal był w złym humorze. Dopiero wrócił z pracy... i jeszcze
zdążyliśmy się pokłócić.
Pokonałam kolejne marmurowe schody i skierowałam się prosto do
siłowni.
Panował tam w większości kolor niebieski. Granatowa, gumowa podłoga,
błękitne ściany. Nawet sprzęt zawierał w sobie niebieskie części. To
wszystko był pomysł mamy, ale cała siłownia należy do mnie. Nikt inny
przeważnie z tego nie korzystał. Nawet mój brat, który jest w drużynie
koszykówki. Mówi, że woli używać szkolnej siłowni, bo są tam jego koledzy
i piękne dziewczyny.
Związałam moje długie do połowy pleców, brązowe włosy gumką, żeby
mi nie przeszkadzały. Ćwiczyłam przez blisko dwie godziny z małymi
przerwami. Następnie niezwłocznie udałam się do łazienki, wziąć długi
gorący prysznic. Z szafy wyjęłam czyste ubranie i przebrałam się. Nie
miałam zamiaru spać mimo, że było po jedenastej. Wzięłam laptopa i
rzuciłam się na łóżko.
W skrzynce pocztowej miałam dużo wiadomości od znajomych i
znalazło się też kilka wiadomości od Sarah. Pytała się, dlaczego nie
przyszłam, błagała, żebym odpisała. Moim zdaniem, powinna znać
odpowiedź. Wie, jacy potrafią być moi rodzice. Chyba, że w momencie
pisania wiadomości, nie myślała trzeźwo.
Było już dobrze po dwunastej. Wszyscy już na pewno spali. I oto
właśnie chodzi.
Wyłączyłam komputer. Podeszłam do okna i, najciszej jak się dało,
otworzyłam je. Pod moim oknem znajduje się daszek. Za nic na świecie nie
zamieniłabym się z rodzeństwem na pokoje. Oni albo mieli balkon, albo nie
mieli nic. Wtedy miałabym utrudnione życie. Nie mogłabym uciec. A
często to robię. Przynajmniej dwa razy w tygodniu, kiedy następnego
dnia nie idę do szkoły. To trwa już chyba... trzy miesiące. Tak jakoś od
sierpnia.
Znalazłam się już na daszku. Stąd rozciągał się widok na cały nasz
ogromny ogród, pełen przeróżnych, kolorowych kwiatów i roślin, których
nazwy nawet nie znałam. Był też basen. Skoczyłam i wylądowałam na
ugiętych nogach. Miałam już wprawę. Poza tym, mam dobrą kondycję.
Kiedyś, jak byłam młodsza, przez dwa lata trenowałam akrobatykę. Nawet
nie było wysoko jak dla mnie.
Nikt jeszcze nigdy mnie nie złapał. Nawet mój ochroniarz. Ma
kamienny sen. A ja zachowuję się niezwykle cicho. Przynajmniej w takie
noce mam odrobinę swobody. To jedyna okazja, żeby pobyć sam na sam
ze swoimi myślami. Nawet we własnym pokoju nie można odpocząć. Jake,
mój brat, zawsze głośno słucha muzyki. Wszystko słychać u mnie w
pokoju, bo jego znajduje się tuż obok mojego. Tu nie pomogą nawet grube
ściany.
Lubię przechadzać się ulicami San Francisco w nocy. Mieszkam na
obrzeżach miasta, w północnej części niedaleko zatoki, bo jest tam
spokojnie i są ładniejsze widoki, jak twierdzi mama, więc zajmuje mi
trochę czasu taka przechadzka. Nie mam określonego kierunku. Idę tam,
gdzie mnie nogi poniosą.
Ulice oświetlały uliczne lampy, więc było jasno, choć był środek nocy.
W tej części miasta mieszkało dużo bogatych ludzi. Każdy dom był duży,
nowoczesny, luksusowy. Miał ogród, basen, kilka pięter, przed podjazdem
stały drogie samochody.
Szłam powoli chodnikiem, zastanawiając się co się teraz dzieje na
imprezie u Sarah. Na pewno jeszcze trwa i na pewno wszyscy są już
porządnie wstawieni. To normalne na takich imprezach. Dlaczego mama
nie pozwoliła mi pójść?! Powiedziała, że nie i koniec dyskusji. Nawet nie
chciała mi tego wytłumaczyć. Może nie jestem wielką imprezowiczką, nie
chodzę na każdą dyskotekę, o jakiej się dowiem. Ale to było coś innego.
Nie podrzędny klub, tylko dom przyjaciółki. Poza tym jest Halloween. To
prawie jak święto narodowe. Przynajmniej wśród nastolatków, takich jak
ja. Każdy spędza wtedy czas ze znajomymi, imprezuje, ogląda horrory, a
potem nie może spać przez całą noc. Matka myśli pewnie, że jestem za
młoda. Ja tak nie uważam. Za niecałe dwa miesiące będę miała
osiemnastkę, a wtedy nie może mi niczego zabronić. Będę mogła jeździć
własnym samochodem do szkoły i nie będę potrzebowała ochroniarza.
Mama nadal będzie chciała, żeby mi towarzyszył „dla mojego dobra”, ale
nie mam zamiaru się zgodzić. Nie pozwolę sobie rozkazywać. Mogą mnie
nawet wyrzucić z domu. Mam dość własnych pieniędzy, żeby utrzymać się
przez następne kilka lat, na wysokim poziomie.
Niebo było dzisiaj rozgwieżdżone. Nie było widać księżyca. W ogóle.
Musiał być nów. Skończyły się rzędy bogatych domów i teraz po obu
stronach ulicy miałam szereg drzew. Nie było stąd widać zatoki, niestety.
Ale zawsze mogę się tam wybrać. Albo do parku. Nie przejeżdżał tędy
żaden samochód, jak do tej pory. Normalni ludzie śpią o tej godzinie. Ale
ja, jak wiadomo, nie jestem normalna.
Nagle ktoś mocno popchnął mnie na pobliskie drzewo, w które z
impetem uderzyłam.