SARA WOOD
Więzy
przeznaczenia
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga
Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
Droga Czytelniczko!
Niniejsza książka jest częścią trylogii. Każda z powieści
opisuje inną historię i może być czytana niezależnie od
pozostałych. Dobrze jednak byłoby zachować kolejność
zaproponowaną przez autorkę, gdyż poszczególne tomy
zostały napisane w porządku chronologicznym i pojawiły
się w druku w następujących miesiącach:
W październiku -
ZWIĄZANI PRZEZ LOS
Gdy Tanya wybiera się na ślub młodszego brata, nie ma
pojęcia, że jedzie na spotkanie z własnym przeznacze
niem...
W listopadzie -
WBREW WYROKOM LOSU
Mariann przybywa do Budapesztu, by spełnić ważną
misję, ale los chce inaczej...
W grudniu -
WIĘZY PRZEZNACZENIA
Suzanne próbuje odgadnąć, kim jest zagadkowy męż
czyzna, który nie spuszcza z niej oczu. Nie wie, że jej los
jest już przesądzony...
LOS... PRZEZNACZENIE... Nikt nie jest w stanie
walczyć z losem. Jego wyroki zdeterminowały również
życie trzech sióstr Evans - Tanyi, Mariann i Suzanne.
Opuściły one rodzinną Anglię, gdyż ich przeznaczeniem
okazały się niezwykłe, pełne tajemnic Węgry...
Tytuł oryginału:
Threads of Destiny
Pierwsze wydanie:
Harlequin Mills & Boon Limited 1994
Przekład:
Kinga Taukert
Redaktor serii:
Krystyna Barchańska
Korekta:
Janina Szrajer
Ewa Popławska
©1994 by Sara Wood
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1996
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises II B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek
podobieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych
- jest całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Harlequin
i znak serii Harlequin Romance są zastrzeżone.
Skład i łamanie: Studio Q
Printed in Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-921-4
Indeks 360325
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Spójrz, to znowu on! Tam!
- Kto? Gdzie? - spytała niechętnie Mariann.
- Och, zniknął - odparła z rozczarowaniem Sue.
- Cierpisz na manię prześladowczą - starsza siostra
mruknęła kpiąco.
- Ależ on naprawdę mnie śledzi! Przysięgam, że nie
ustannie wodzi za mną wzrokiem!
- Po prostu zgłupiał na twój widok - stwierdziła z ab
solutnym przekonaniem Mariann. - Trudno mu się zresztą
dziwić, wyglądasz olśniewająco.
Rzeczywiście, Sue też miała wrażenie, że tego wieczora
rozkwita. Do tej pory pozostawała w cieniu swoich pięk
nych sióstr, lecz teraz wydawało się, że zaczyna się to
zmieniać. Sprawił to właśnie ów tajemniczy nieznajomy.
Dzięki jego zainteresowaniu czuła się atrakcyjna i pożąda
na. Jednak zdrowy rozsądek ostrzegał ją, żeby nie wyob
rażała sobie zbyt wiele na podstawie kilku spojrzeń.
- Chyba musiałam wypić za dużo szampana - wzru
szyła ramionami. - W dodatku jestem taka podekscytowa
na... Podwójne wesele Tanyi i Johna, niedługo twoje...
W głowie się kręci. W każdym razie, gdybyś zauważyła
tego gościa, postaraj się wybadać, kto to jest - dodała
pozornie niedbałym tonem.
- Gdybyś się jeszcze nie zorientowała, to informuję, że
na przyjęciu kręci się kilkuset facetów. Mam każdego pytać
6 WIĘZY PRZEZNACZENIA
o personalia? - spytała z rozbawieniem Mariann. - Opisz
mi go.
- Właściwie niewiele zauważyłam - zarumieniła się Sue,
która doskonale pamiętała każdy szczegół twarzy nieznajo
mego, lecz nie chciała zdradzać, jak bardzo jest nim zaintere
sowana. - Tylko jego głowę ponad tłumem...
- Aha, drągal. Coś jeszcze? Może ma na przykład jakieś
włosy?
- Owszem. - Sue zignorowała żartobliwe uwagi sio
stry. - Czarne, lśniące, zaczesane do tyłu. Regularne rysy,
opalenizna, a przede wszystkim oczy... Rozpoznasz go po
nich natychmiast.
- Dobra, rozejrzę się za facetem, który ma oczy - prze
komarzała się Mariann.
- Jak je zobaczysz, to zrozumiesz - szepnęła Suzanne.
- Wiesz przecież, że jestem trzeźwo myślącą, twardo stą
pającą po ziemi realistką. Ale nawet ja muszę przyznać, że
są niezwykłe. Zagadkowe.
Zakłopotana, ściągnęła w zamyśleniu brwi. W jego
oczach mogła wyczytać coś na kształt wyzwania. Tak, jak
by chciał, by podeszła i spytała, kim jest. W dodatku kry
la się w nich zapowiedź niebezpieczeństwa i obietnica...
grzechu?
- Czasem zdradzają gwałtowny charakter, kiedy indziej
są jakby nieobecne, potem zaś wydają się przeszywać mnie
na wylot - ciągnęła.
- To ile on ma tych oczu? - Mariann ze współczuciem
poklepała dłoń Sue. - Wiesz co, chyba się rzeczywiście
ululałaś tym szampanem. W życiu nie widziałam cię w ta
kim stanie.
Odpowiedział jej niewesoły śmiech.
- Ciekawe, jak ty byś się czuła, gdyby to twój każ-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 7
dy krok był śledzony przez nieznajomego o diabolicznych
oczach? - Przebiegł ją dreszcz, gdy przypomniała sobie
jego dziwne spojrzenie. - Mówię ci, ten człowiek jest nie
bezpieczny - stwierdziła z przekonaniem.
- Uwielbiam takich facetów - powiedziała wesoło Ma
riann. - W takim razie znajdź go i baw się dobrze!
Gdy Sue została sama, rozejrzała się dookoła, lecz wśród
rozbawionych gości nie dostrzegła smagłej twarzy swego
prześladowcy. Poczuła rozczarowanie. Po chwili stwierdzi
ła jednak, że może to i lepiej. Powinna zapomnieć o taje
mniczym mężczyźnie. Nie przyjechała tu romansować, tyl
ko odwiedzić rodzinę i ubić interes z pewną firmą. Właś
nie, dobrze byłoby jeszcze przemyśleć kilka spraw przed
planowanym spotkaniem.
Opuściła jarzący się tysiącem świateł zamek i wyszła do
ogrodu. Oświelone blaskiem księżyca jezioro wyglądało
jak wypełnione płynnym srebrem. Podeszła bliżej i nagle
zamarła. Na tle wody dostrzegła jakąś ciemną sylwetkę.
Od razu wiedziała, że to ten zagadkowy człowiek, choć
stał tyłem do niej. Powodowana niewytłumaczalnym im
pulsem błyskawicznie skryła się za ogromnym krzewem
różanym. Wiedziała, że wśród dziesiątków białych kwia
tów jej jasna suknia będzie niewidoczna. Z zapartym tchem
wpatrywała się w postać mężczyzny. Próbowała odgadnąć,
o czym myśli.
Jego postawa wskazywała na to, że jest smutny, może
nawet pogrążony w depresji, podczas gdy jego dłonie kon-
wulsyjnie zaciskały się w pięści, jakby z trudem hamował
gniew. Co to wszystko miało oznaczać? Czy miało to jakiś
związek z tym, że tak się w nią przedtem uporczywie wpa
trywał? Czemu właśnie w nią? Przecież wokół było tyle
pięknych kobiet.
8 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Wzruszyła ramionami. A może po prostu przyszedł wy
trzeźwieć albo na chwilę uciec od żony? Przyczyny jego
zachowania mogły być najzupełniej prozaiczne. Prawie
zupełnie już uspokojona obserwowała go nadał. Odniosła
wrażenie, że mimo nienagannie skrojonego fraka niezna
jomy bardziej pasuje do naturalnego otoczenia niż do wy
twornych wnętrz. Było w nim coś...
- Czemu pani się przede mną ukrywa? - Odwrócił się
nagle. - To chyba nie w pani stylu, prawda?
Na chwilę zaniemówiła ze zdumienia. Przecież miękka
trawa stłumiła jej kroki, a szelest jedwabnej sukni był pra
ktycznie niesłyszalny. Skąd więc wiedział, że ktoś go ob
serwuje?
- Boi się mnie pani? - zakpił lekko.
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyła z oburzeniem,
choć niezgodnie z prawdą. - Po prostu nie chciałam prze
szkadzać. - Zakłopotana wyszła zza krzewu. - Wyglądało
na to, że ma pan jakiś problem i potrzebuje samotności.
- Czekałem na panią.
Zaśmiała się z niedowierzaniem.
- Pierwszy raz spotykam kogoś, kto potrafi czytać
w myślach. Bo niby skąd mógł pan wiedzieć, że tu jestem?
Przyjrzał jej się uważnie, nie kryjąc aprobaty dla wyglą
du Suzanne. Aż jej się zrobiło gorąco od tego spojrzenia.
Wolałaby jednak, żeby nie zauważył, jak silne wrażenie na
niej wywiera. Mogłoby go to nazbyt ośmielić. Wystarczył
by jeden pocałunek, by uznał, że ma prawo do... Pośpie
sznie usunęła sprzed oczu czarowną wizję i postarała się
skupić na jego słowach.
- ...dlatego nie potrzebowałem szklanej kuli, by od
gadnąć, że pani przyjdzie. Wysłałem wystarczająco wiele
sygnałów, by zaczęła mnie pani szukać.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 9
Posądzenie, że biega za każdym mężczyzną, który po
syła jej znaczące spojrzenia, dotknęło ją do żywego.
- Cóż za nonsens! - zareagowała z oburzeniem. - Nie
miałam pojęcia, że się na kogoś natknę. Po prostu wyszłam
na spacer, bo miałam parę spraw do przemyślenia.
- Wiem - przerwał. - Jedną z nich byłem ja.
- A niby dlaczego miałabym o panu myśleć? - spytała
zimno.
- Ponieważ nie potrafi pani przestać - wyjaśnił.
- Założymy się? - zadrwiła.
Podszedł do niej. Jego swobodne, pełne niewymuszo
nej gracji ruchy przypomniał}' jej dzikie konie biegające
po wrzosowiskach w rodzinnych stronach. Nieokiełznane
i wolne.
- Przegrałaby pani. Nic mnie nie powstrzyma przed
wtargnięciem w pani życie. To o mnie będzie pani myślała
całymi dniami, to o mnie będzie pani śniła po nocach.
Było to tak idiotyczne, że nie mogła się powstrzymać
od śmiechu.
- Zawsze podrywa pan kobiety w ten sposób? - parsknęła
urągliwie. - Proszę sobie znaleźć inny obiekt, ja nie mam
czasu na rozmyślanie o jakimś nachalnym zarozumialcu.
- To będzie pani musiała ten czas znaleźć.
Co za arogancka pewność siebie, pomyślała z irytacją.
Na dobrą sprawę powinna była odwrócić się i odejść, jed
nak jakaś dziwna siła trzymała ją na miejscu. Może te jego
niezwykłe oczy, których bezwstydne spojrzenie wydawało
się rozpalać ogień w jej drżącym ciele?
Nagle poczuła, że zapach róż stał się jakby bardziej inten
sywny. Ze zdziwieniem rozchyliła dłoń, na której leżały zmię
te płatki. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że bez
wiednie zgniotła w ręku biały kwiat, delikatny i bezbronny...
10
WIĘZY PRZEZNACZENIA
Nieznajomy zaśmiał się głębokim, gardłowym śmie
chem i stanął tuż przed nią, blisko, bardzo blisko. Na jego
twarzy kładła się księżycowa poświata. Regularne rysy wy
dawały się ostre i drapieżne. Dopiero teraz zauważyła, że
jest starszy, niż przypuszczała. W kruczoczarnych włosach
pobłyskiwały pierwsze srebrne nitki.
- Kim pan właściwie jest? - zadała wreszcie pytanie,
które dręczyło ją od początku wieczoru.
- Mam na imię Laszló - mruknął przeciągle i uniósł do
warg nieco drżącą dłoń Sue, posyłając jej przy tym zabój
cze spojrzenie. - Jestem aniołem, zesłanym w odpowiedzi
na pani modlitwy.
Mocno zmieszana wyrwała rękę z jego uścisku. Nie
przepadała za tego rodzaju flirtowaniem.
- Aniołek z piekła rodem - zakpiła. - A jeśli chodzi
o moje modlitwy, to prosiłam o pokój na ziemi, a dla siebie
o starego, łysiejącego bankiera.
Roześmiał się z aprobatą. Spodobał jej się ten niski
śmiech, lecz przywołała się do porządku. To wszystko
przez ten szampan, pomyślała. Stanowczo za dużo wypi
łam. Nie jestem przyzwyczajona ani do alkoholu, ani do
takich luksusów, to wszystko dlatego...
Od jego bliskości zrobiło jej się gorąco i tak jakoś nie
wyraźnie. Na wszelki wypadek oparła się o pobliski murek.
Laszló z satysfakcją spojrzał na smukłą i delikatną dłoń,
której biel wyraźnie odcinała się od czerni kamienia.
- Trochę mi się kręci w głowie - wyjaśniła pospiesznie.
- Tak właśnie myślałem - odparł znacząco.
Dobiegająca z zamku muzyka stała się bardziej rzewna
Sue pomyślała, że powinna wracać do sióstr, zanim do
końca ulegnie urokowi tej niezwykle romantycznej nocy. \
- To od tańczenia - stwierdziła z godnością. - Nóg już
WIĘZY PRZEZNACZENIA 11
nie czuję. W dodatku wypiłam troszeczkę więcej szampana
niż zazwyczaj i muszę teraz dojść do siebie. Dlatego wo
lałabym zostać sama. Nie miałby pan ochoty iść zatańczyć
z jakąś dziewczyną, która lepiej doceni subtelność pańskie
go podrywu? - spytała z przekąsem. - Ta cygańska muzy
ka świetnie się do tego nadaje.
- A pani się na tej muzyce zupełnie nie zna. To tandetna
podróbka, zrobiona pod turystów. - Wzgardliwie wzruszył
ramionami.
Suzanne nerwowo ruszyła wzdłuż brzegu jeziora, nie
stety pomyliła się i zamiast wracać do zamku, zaczęła się
od niego oddalać. Pomyślała z niepokojem, że Laszló mo
że to błędnie odczytać. Wcale nie zamierzała go do niczego
zachęcać.
- Myślałam, że to prawdziwi Cyganie - powiedzia
ła, byleby tylko przerwać pełną napięcia ciszę. - Te ich
stroje...
- Wygląd o niczym nie świadczy. - Bezszelestnie stą
pał u jej boku. - Pani wydaje się być wcieleniem niewin
ności, a kto wie, jakie ognie płoną w tych śnieżnych pier
siach? - Bez żenady kontemplował jej kształtny biust. Z
trudem powstrzymała się przed zakryciem go dłońmi. Nie
mogła się przecież zachowywać jak przestraszona dziewi
ca, chociaż w istocie nią była. - Ja w tym fraku wyglądam
na cywilizowanego człowieka, a któż odgadnie, jaka mro
czna tajemnica skrywa się za gładką fasadą? Co knuję, gdy
tak idę obok pani i sycę wzrok pani urodą? I do jakich
kłamstw jesteśmy oboje gotowi się posunąć, byleby tylko
nie zdradzić przed światem swojego prawdziwego oblicza?
Wstrząśnięta, milczała przez chwilę. Brzmiało to tak,
jakby ją ostrzegał przed sobą. Uznała, że bezpieczniej bę
dzie nie odpowiadać na jego niezwykłe pytania.
12 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Widocznie się pomyliłam. Ale ta muzyka naprawdę
brzmi bardzo autentycznie - oznajmiła w przestrzeń.
- Prawdziwa cygańska muzyka nigdy nie jest grana
przy obcych - powiedział spokojnie. -I nigdy w zamknię
tym pomieszczeniu, gdyż cztery ściany odbierają jej siłę.
Zastanowiła się nad tym przez moment. Dobiegająca
z zamku muzyka brzmiała znacznie bardziej przejmująco
w uśpionym ogrodzie niż w wykwintnej sali balowej.
- Może ma pan rację - przyznała z lekkim oporem.
- Tam brzmiało to trochę kiczowato, tutaj zaś... - zawa
hała się.
- Tak? - spytał niskim, zmysłowym głosem.
- Po prostu swobodnie płynie w powietrzu - dokoń
czyła cicho.
Miała wrażenie, że ta tęskna melodia zaczyna krążyć w jej
żyłach i zniewalać serce swym kuszącym wezwaniem...
- Niewiele potrzeba, by z tego powietrza przeniknęła
w głąb nas - szepnął. - A wtedy poddamy się, bezradni
wobec jej działania, wobec tych potężnych, ślepych sił,
które w nas obudzi.
Jęknęła bezgłośnie. A więc on też to czuł! Wcale jej się
nie podobała myśl, że mógłby utracić kontrolę nad swymi
emocjami. Przestała na chwilę patrzeć na ścieżkę i potknęła
się. Silna dłoń podtrzymała ją natychmiast, po czym równie
błyskawicznie cofnęła się. Sue wciąż jednak czuła dotyk
gorącej ręki Laszló. Miała wrażenie, jakby na jej skórze
zostało wypalone piętno. Wydawało się, że powietrze mię
dzy nimi jest naładowane erotyzmem.
- Porządna muzyka powinna wywoływać w ludziach
jakieś uczucia, prawda? - zażartowała, choć wcale nie było
jej do śmiechu. Kombinacja przejmującej muzyki, roman
tycznej scenerii i uroku tajemniczego mężczyzny okazała
WIĘZY PRZEZNACZENIA 13
się nad wyraz niebezpieczna. Poruszała te części jej duszy,
które powinny pozostać uśpione.
Coś - czy też może raczej ktoś? - wydawał się rzucać na
nią czar. Chyba za dużo tych zakochanych dookoła, pomy-
ślała melancholijnie. Najpierw podwójny ślub w malowni
czym wiejskim kościółku, kwiaty, obrączki, pocałunki, śmie
chy, potem pełen radości piknik na trawie, wieczorem wy
stawny bankiet, a teraz upojny bal w zamkowych komnatach.
Wirująca w ramionach męża Tanya, wsparta na ramieniu na
rzeczonego Mariann, wpatrzeni w siebie Lisa i John... Istna
bajka. Dość tego, należy wreszcie twardo stanąć na ziemi.
- Wolałabym, żeby pan sobie poszedł - oznajmiła szor
stko, zatrzymując się znienacka. - Chcę zostać sama.
- Obawia się pani podjąć wyzwanie? - zauważył pro
wokacyjnym tonem.
Zacisnęła usta.
- Nie jest pan dla mnie żadnym wyzwaniem - powie
działa chłodno. - A skoro upiera się pan przy narzucaniu
mi swojego towarzystwa, to nie chcę być nieuprzejma, ale
mam większe prawo do tego ogrodu niż pan. Jego właści
ciel jest moim szwagrem.
Wyraz jego twarzy zmienił się w jednej chwili. Surowe
rysy wyglądały jak wykute z kamienia.
- Czy nie jest pani zbyt pewna siebie?
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- Moja siostra poślubiła dziś księcia Istvana Huszara,
dziedzica tych ziem, a mój brat zarządza tym zamkiem...
- Ku swemu zdziwieniu zauważyła, że w jego oczach po
jawił się... ból?
- Wydaje się pani, że ma pewne prawa do tego majątku.
Ale rozumiem to i wcale się nie dziwię, że sądzi pani, iż
ja mam nieporównanie mniejsze.
14 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Jego słowa sugerowały, że jest wręcz przeciwnie. Ale to
przecież niemożliwe. O co mu więc chodziło? Co chciał
przez to powiedzieć? Dlaczego zachowywał się tak, jakby
zazdrościł Istvanowi? Czemu skrzywił się pogardliwie, gdy
usłyszał jego imię? Czemu spoglądał na zamek i otaczającą
go ziemię takim dziwnym wzrokiem?
Przebiegł ją dreszcz. Nie podobało jej się to wszystko.
- A co? - spytała zaczepnie, by nie zdradzić swojego
niepokoju. - Kupił pan go od mojego szwagra w dzień jego
ślubu? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
- A gdyby tak się stało? On i pani siostra nie mieliby
wtedy gdzie mieszkać, prawda? - padła zaskakująca od
powiedź. - Tak samo jego matka, nasza tragiczna księżna.
Teraz nie mogła już mieć wątpliwości. Nienawidził ich.
Nienawidził ich wszystkich całym sercem. Ale dlaczego?
- Co pan o nich wie? - zaniepokoiła się. Kim był, sko
ro orientował się w przeszłości rodziny? Musi go rozszy
frować. - I skąd pan...
- Czy pani też zamierza tu mieszkać? - przerwał, kom
pletnie ignorując jej pytania.
- Nie - ucięła krótko, lecz wrodzona uprzejmość kaza
ła jej złagodzić tę odpowiedź. - Chociaż Węgry są napra
wdę przepiękne i ludzie tutaj są wspaniali. Bardzo mi się
tu podoba, ale nie wyobrażam sobie, że mogłabym opuścić
moje rodzinne strony. Kocham Devon ponad wszystko.
- Sue uśmiechnęła się bezwiednie, gdy przypomniała sobie
łagodne zielone wzgórza, porośnięte starym borem, rozleg
łe wrzosowiska i zbudowane z kamienia domy, porozrzu
cane tu i ówdzie... Nie, nie chciałaby mieszkać nigdzie
indziej.
- Sądziłem, że zostanie pani tutaj. Świetnie pani mówi
po węgiersku. - Wpatrywał się w nią uważnie.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 15
- Dziękuję. - Z niechęcią przyznała sama przed sobą,
że jego pochwała sprawiła jej przyjemność. Wyminęła go
zręcznie i ruszyła z powrotem w kierunku strzelistej syl
wetki zamku rysującej się wyraźnie na tle rozgwieżdżone
go nieba. Laszló podążył za nią jak cień. - Uczęszcza
łam na superintensywny kurs - mówiła w nadziei, że jakoś
uda jej się znów naprowadzić rozmowę na temat rodziny
Huszarów. - Po pierwsze, potrzebne mi to było w spra
wach zawodowych, a po drugie, moja świętej pamięci ma
ma była Węgierką.
- Niewykluczone, że pani węgierskie korzenie okażą
się silniejsze od brytyjskiego wychowania - mruknął w za
dumie. - Głos krwi potrafi być czasem wyjątkowo mocny
- dodał dziwnym tonem. - No proszę, a teraz ćwiczy pa
ni znajomość języka, gawędząc sobie przyjemnie na pod
wójnym weselu rodzeństwa w luksusowym zamku. Ileż to
szczęścia w jednej rodzinie - skrzywił się cynicznie.
Zacisnęła dłonie na fałdach sukni, by ukryć ich drżenie.
Mówił tak, jakby pragnął to szczęście zburzyć.
- Ciężko pracowaliśmy na to, co mamy - oznajmiła
nieco nerwowo. - Nie dostaliśmy się tutaj ot, tak sobie, bez
powodu.
- Rozumiem - przytaknął lekkim tonem. - Ja też się
musiałem nieźle postarać, żeby się jakoś wkręcić na dzi
siejszą uroczystość.
- O czym pan mówi? - Aż przystanęła na środku alejki.
Nie przyszło jej do głowy, że mógłby nie mieć zaproszenia.
Czyżby był wrogiem rodziny, który pojawił się tylko po to,
by przysporzyć wszystkim kłopotów? - Nie jest pan tu
mile widziany? Czemu więc pan przyszedł? Większość
ludzi wolałaby w takiej sytuacji unieść się honorem i nie
pokazywać się tam, gdzie ich nie chcą.
16 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Och, chciałem się napić, pobawić, spotkać kogoś inte
resującego. - Przez cały czas nie spuszczał z niej oczu, co
wprawiało ją w straszliwe zakłopotanie. Pod jego czujnym
spojrzeniem czuła się prawie naga. - Miałem ochotę zoba
czyć majątek i jego właściciela. - W jego głosie brzmiała
gorycz, co zaalarmowało Sue.
- Żeby zepsuć mu nastrój? - spytała.
- Dlatego, że kiedyś tu mieszkałem - odparł bezbarw
nym głosem.
- Jak to? Na zamku?
- Tu się urodziłem.
- Coś takiego! - zawołała ze zdumieniem. - Ach, teraz
już rozumiem! Wprosił się pan na przyjęcie, gdyż powo
dowały panem sentymenty.
Skrzywił się cynicznie, jakby wszelkie sentymenty były
mu obce. Sue myślała gorączkowo. Księżna nie posiadała
żadnych bliskich krewnych, nie mógł więc być jej sio
strzeńcem lub bratankiem. Pewnie na zamku zatrzymała
się jakaś znajoma księżnej lub jej znienawidzonego męża
i akurat nadszedł czas rozwiązania.
- Domyślam się, że pańska matka była w ciąży w cza
sie wizyty w tym majątku? - Niepomna na głos rozsąd
ku, który nakazywał trzymać się z daleka, postąpiła krok
w stronę Laszló i spojrzała mu prosto w twarz.
Czarne oczy zalśniły.
- Mój ojciec mieszkał na zamku. Odesłano mnie stąd,
gdy byłem bardzo mały. - Pieszczotliwie dotknął dłonią jej
twarzy. Sue cofnęła się błyskawicznie. - W świetle księży
ca pani włosy wyglądają jak czarny jedwab - szepnął uwo
dzicielsko.
- Doprawdy? - wycedziła ze zjadliwą słodyczą. - Ma
pan kłopoty ze wzrokiem. Moje włosy są kasztanowe.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 17
- Nie mam kłopotów ani ze wzrokiem, ani z żadnym
innym zmysłem. Wszystkie są sprawne w stu procentach,
o czym można się z łatwością przekonać. - Uśmiechnął się
z zadowoleniem na widok zażenowania Suzanne, która bez
trudu pojęła zawartą w tych słowach aluzję. - Chciałem
tylko powiedzieć, że ma pani najpiękniejsze włosy, jakie
kiedykolwiek widziałem, że pani delikatna twarz olśniewa
swą zjawiskową urodą, a pani oczy...
- ...przyćmiłyby swym blaskiem gwiazdy? - dokoń
czyła drwiąco. Miała dość tych obłudnych, gładkich słó
wek. - Niech się pan nie wysila. Nie dam się zwieść po
chlebstwami.
- Jeszcze żadnego pani nie powiedziałem - zastrzegł się.
Ich spojrzenia spotkały się i Sue wyczytała w jego oczach
prawdę. To nie był zwykły flirt. Ona rzeczywiście mu się
podobała. Co więcej, pragnął jej i wcale tego nie ukrywał.
Gniewnie potrząsnęła głową, a długie, proste włosy roz
sypały się na jej nagich ramionach.
- No, dosyć tego - powiedziała na poły pobłażliwym,
na poły karcącym tonem, jakim mówi się do niegrzecznych
chłopców. Zazwyczaj skutek był piorunujący. Mężczyźni
pokornieli natychmiast, zupełnie jakby wymierzyła im kla
psa i wysłała spać. - Posuwa się pan za daleko.
Jednak na nim nie wywarło to najmniejszego wrażenia.
- Posuniemy się znacznie, znacznie dalej - obiecał ze
zmysłowym uśmiechem. - Do samego końca. Szczerze
mówiąc, ułatwiła mi pani zadanie, bezbłędnie odgadując
moje intencje. Zaoszczędziło mi to jakieś pół godziny na
mawiania. Teraz pójdzie już z górki.
- Ależ pan ma tupet! - Z oburzeniem uniosła głowę do
góry, by udzielić mu ostrej reprymendy. O dziwo, jej głos
wydawał się chwilami odmawiać posłuszeństwa. Czyżby
18 WIĘZY PRZEZNACZENIA
była bardziej poruszona jego słowami, niż sądziła? - Pań
skie zamiary nie mogłyby być bardziej oczywiste nawet
wtedy, gdyby ogłosił je pan przez megafon. Tylko dlatego
wyczuwam je nawet na pół kilometra, a nie dlatego, że je
aprobuję - parsknęła urągliwie.
Zignorował jej uszczypliwość.
- Nie sądzę. Doskonale pani wie, że między nami coś
jest - powiedział miękko.
- Owszem. Stanowczo za mała odległość - odparowa
ła. - Ale zaraz to zmienię.
- Zostań - zażądał, wpatrując się w jej oczy. - Chcę ci
wyjaśnić, jakie mam wobec ciebie zamiary.
- To wyznaj je jakiejś złotej rybce w jeziorze - odcięła
się bez zastanowienia, też odrzucając oficjalną formę. -
Prędzej ją złapiesz niż mnie.
Oddaliła się z godnością, choć musiała przyznać sama
przed sobą, że nie przyszło jej to łatwo. Musiała przełamać
rzucony na nią czar, zerwać niewidzialną nić, która wiązała
ją z tym niezwykłym mężczyzną. Zafascynował ją swoją
odmiennością, tajemniczością oraz otaczającą go aurą nie
bezpieczeństwa.
Czuła jego wzrok na swoich nagich plecach i ramio
nach. Bezwiednie przyspieszyła nieco kroku, jakby chciała
umknąć przed palącym spojrzeniem, w którym czaiła się
groźba i zapowiedź grzechu. Dogonił ją drwiący śmiech.
- Jeszcze się spotkamy, Suzanne! Nie uciekniesz przede
mną!
ROZDZIAŁ DRUGI
Gdy weszła na jasno oświetlony taras, poczuła, że wraca
do równowagi. Zachowała się jak zupełna idiotka. Nieomal
dała się omotać zwykłemu podrywaczowi. Tajemnice, se
krety, niezwykłe wyznania, też coś! Roześmiała się gorzko.
Wszystko było tylko po to, żeby zaciągnąć ją do łóżka, ot,
i cały sekret. Sprytna gierka, która pewnie zwiodła już
niejedną kobietę. Ale nie z nią te numery.
Ona miała jasno wytyczony cel i nie zamierzała zboczyć
ze swojej drogi ani o milimetr. Doskonale wiedziała, czego
chce i nie zezwoli, żeby ktokolwiek miał jej w tym prze
szkodzić. Obliczyła, że potrzebuje ośmiu lat, by dopiąć
swego. Po upływie tego czasu powinna mieć już własną
firmę i w pełni panować nad swoim życiem. Dopiero wtedy
rozejrzy się za jakimś odpowiednim mężczyzną. Do tej
pory - żadnych romansów!
Nie tylko ze względu na sprawy zawodowe nie miała
ochoty na żadne przygody. Przede wszystkim czuła, że
jeszcze zbyt mało wie o mężczyznach. Dzieciństwo i mło
dość spędziła w małej angielskiej osadzie, przyjaźniąc się
właściwie jedynie z Mariann, którą podziwiała i uwielbiała
bez granic. Była dla niej ideałem kobiety - piękna, inteli
gentna, przebojowa. Tanya wydawała się bardziej matką
niż siostrą i budziła respekt. Dopiero teraz, dzięki miłości
Istvana, odmieniła się, stała się radosna i promienna.
20 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Tak, one dwie miały szczęście do mężczyzn, w przeci
wieństwie do Sue. Wszyscy chłopcy, jakich kiedykolwiek
spotkała, wydawali jej się strasznie niedojrzali. Czy na
całym świecie nie ma człowieka, który doceniłby jej nie
zależność i który podchodziłby do życia równie trzeźwo
i poważnie jak ona?
- Próbujesz się jakoś pozbierać po naszej rozmowie?
- Laszló pojawił się przy niej bezszelestnie niczym zjawa.
- Jak mnie wreszcie nie zostawisz w spokoju, to ty się
nie będziesz mógł pozbierać! - syknęła z furią. Jeszcze
nigdy nie reagowała na nikogo w ten sposób.
- Och, jaka zła - mruknął z rozbawieniem i satysfa
kcją, po czym wszedł do sali balowej i zniknął w tłumie.
Sue z determinacją zacisnęła zęby i stłumiła ochotę, by
pobiec za nim i zażądać wyjaśnień. Czemu stara się wy
prowadzić ją z równowagi i co go łączy z Istva'nem? Wie
działa jednak, że właśnie na tym mu zależało, nie zamie
rzała więc zrobić mu tej przyjemności. Najlepiej będzie,
gdy wymaże go z pamięci.
Z tym silnym postanowieniem stanęła w drzwiach i za
częła się przyglądać ukwieconej sali pełnej tańczących par.
To dziwne. Naprawdę się tu urodził? Z całą pewnością nie
był synem służącego, miał tak wielkopańskie maniery, tak
silne poczucie własnej godności... Trzeba będzie spytać
Istva'na, co się za tym wszystkim kryje. Z uczuciem spo
jrzała na swojego przystojnego szwagra, otoczonego wia
nuszkiem gości, którzy składali mu gratulacje.
- Tu jesteś! - Rozpromieniona Tanya chwyciła ją
w objęcia. - Szukam cię wszędzie! Mamy problem. Nasza
mała Lindi wysypała truskawki na swoją nową sukienkę.
Co ma teraz zrobić?
- Zjeść je - odparła z roztargnieniem.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 21
- Sądzę, że najlepiej będzie spytać księżnę. Na pewno
coś poradzi - odezwał się znajomy głos.
Suzanne zmartwiała. Laszló stał tuż za jej plecami, nie
mal czuła na skórze jego dotyk.
- Dziękuję! - Panna młoda pochyliła się konfidencjo
nalnie ku nieznajomemu Węgrowi. - Widzi pan, moja naj
młodsza siostra jest szalenie praktyczną i trzeźwo myślącą
osobą. Dlatego zawsze wszyscy pytają ją o radę. Ale wy
daje mi się, że dzisiaj ma głowę zaprzątniętą czymś innym.
- Chyba ma pani rację. Ja też odniosłem podobne wra
żenie - przytaknął.
Sue posłała mu ponure spojrzenie i korzystając z tego,
że Tanya zaczęła rozglądać się za księżną, wmieszała się
w tłum gości. Po chwili udało jej się wymknąć na prze
stronny korytarz, gdzie na ścianach wisiały niezliczone
kryształowe lustra. Z ulgą oparła się o jedno z nich. Jego
dotyk przyjemnie chłodził jej rozpaloną skórę.
- Źle się czujesz? - usłyszała głos, w którym brzmiała
fałszywa troska.
Pomyślała, że jeszcze chwila, a nie wytrzyma. To za
czynało przypominać koszmarny sen. Czy ten człowiek
nigdy nie da jej spokoju? Gwałtownie odwróciła głowę
w jego stronę.
- Przedtem wydawało mi się, że ten zamek jest całkiem
spory, ale teraz zaczyna mi być w nim trochę ciasno - po
wiedziała zimno.
- Starasz się mnie unikać. - Leniwym gestem sięgnął
po piętrzące się na srebrnych półmiskach kandyzowane
owoce.
- Cieszę się, że tak trafnie odgadłeś moje intencje. Za
oszczędziło mi to pół godziny aluzji - sparodiowała jego
niedawną wypowiedź.
22 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Jedynie odwlekasz nieuniknione. Chyba już zdążyłaś
się zorientować, że musimy porozmawiać. To dla mnie
bardzo ważne.
Spojrzała mu prosto w oczy. To, co w nich ujrzała, po
twierdzało jej przypuszczenia. Dałaby głowę, że nie cho
dziło mu o rozmowę, tylko o coś zupełnie innego.
- A z jakiego powodu? - mruknęła niechętnie.
- Och, nawet z kilku - uśmiechnął się lekko. - Spójrz
na siebie.
Wzruszyła ramionami, zerknęła w wiszące naprzeciw
lustro i nie uwierzyła własnym oczom. To nie mogła być
ona! Pamiętała siebie jako najzupełniej przeciętną dziew
czynę, która dbała raczej o to, by inni wyglądali pięknie.
Celowo pomijała przy tym siebie, gdyż nie miała dla kogo
się starać. Może za jakiś czas... Dlatego również parę go
dzin temu, przed balem, troszczyła się jedynie o to, czy
suknia dobrze leży, czy uszyła ją bez zarzutu.
- I co widzisz? - szepnął jej do ucha uwodzicielskim
głosem.
- Napastowaną kobietę - odcięła się natychmiast, lecz
nie oderwała zdumionego wzroku od kryształowej tafli.
Jej ciemnokasztanowe włosy spływały łagodnie po obu
stronach subtelnej twarzy, lśniąc w świetle kandelabrów.
Blask stojących nie opodal świec kładł na jej bladej, deli
katnej cerze złociste refleksy.
Nie sądziła, że aż tak zeszczuplała. To dlatego, że ostat
nio bardzo ciężko pracowała. Miała pewne plany i potrze
bowała odłożyć ściśle określoną sumę pieniędzy. Dlatego
nie dosypiała po nocach, prawie nie jadła, skupiła się wy
łącznie na swoim celu.
Teraz wyglądała jak modelka. Wysokie kości policzko
we stały się bardziej wyraziste, idealnie dopasowana suknia
WIĘZY PRZEZNACZENIA 23
podkreślała smukłość jej figury. Właściwie... Hm, nigdy
tak o sobie nie pomyślała, ale dzisiaj wyglądała rzeczywi
ście atrakcyjnie. Przestała się dziwić zamiarom Laszló, co
nie znaczy, że je zaaprobowała.
- Spojrzałam, i co z tego? Mój stosunek do twoich pro
pozycji nie zmienił się ani na jotę. Radzę podrywać ko
goś innego. U mnie nie masz szans - dodała z gniewem,
lecz nawet nie drgnął, słysząc obraźliwe słowa. - Pomyliły
ci się pojęcia. Myślisz, że mnie intrygujesz, a ty mnie iry
tujesz!
- Powiedziałem ci już, że jestem dokładnie tym, które
go pragniesz. Co prawda nie łysieję - zauważył z rozba
wieniem. - Ale i tak mogę wiele dla ciebie zrobić.
- Nie pochlebiaj sobie - odparowała drwiąco. - W mo
im życiu nie ma miejsca dla mężczyzn. Może Ewa w raju
miała czas na romanse, ale ja nie.
- Nie nadaję się na Adama. Raczej widzę siebie w roli...
- Dziadka Mroza? - podsunęła natychmiast złośliwie,
rzucając znaczące spojrzenie na pierwsze siwe włosy na
jego skroniach.
On jednak uśmiechnął się.
- Węża w ogrodzie szczęśliwości.
Poczuła, że ma dość. Skoro nic do niego nie trafiało, to
należało ostudzić jego zapały kubłem zimnej wody.
- Jeśli jeszcze tego nie zauważyłeś, to informuję cię
uprzejmie, że mogłabym bez mała być twoją córką.
- A któż dbałby o takie drobiazgi, skoro nasz związek
przyniesie same korzyści?
Pomyślała z niepokojem, że był szalenie pewny siebie.
Czemu tak się na nią uwziął? Czy to aby nie jakiś maniak?
Najlepiej zrobi, jak zniknie mu z oczu. Odwróciła się.
- Dobrze, idź - usłyszała za plecami złowieszczy szept.
24 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- I tak ci to nie pomoże. Nie zdołasz mi uniknąć. Zawsze
będę obok ciebie, zawsze będę w twoich myślach...
Miał rację. Już myślała niemal wyłącznie o nim. Drżała,
gdy znajdował się tak blisko, napawała się brzmieniem jego
głosu, marzyła o jego dotyku. To, co się działo między
nimi, było niepojęte i przerażające. Jakaś potężna siła zda
wała się pchać ich ku sobie i wiązać nierozerwalną nicią,
pojęła ze zgrozą Sue. Co gorsza, zaintrygowane spojrzenia
innych ludzi dawały do zrozumienia, że oni również widzą,
że coś się święci...
Zrobiło jej się nieco słabo. Kurczowo zacisnęła dłonie
na marmurowym blacie stolika.
-. Dosyć tego! - syknęła z furią. - Jeśli natychmiast nie
dasz mi spokoju, to zaraz znajdę kogoś, kto się zajmie
nieproszonym gościem.
- Nie zrobisz tego - oznajmił spokojnie. - Wywołała
byś straszny skandal i nigdy byś sobie tego nie wybaczyła.
- Skandal? - Nerwowo zwilżyła suche usta. - Co to ma
znaczyć?
- Należę do rodziny.
Ze zdumieniem zamrugała oczami. Chyba się przesłyszała.
- Czyjej?
- Twojej. Przez małżeństwo twojej siostry staliśmy się
powinowatymi. Jestem krewnym Istvana Huszara. - Jego
głos zmienił się, brzmiała w nim nienawiść.
Nagle Sue zrozumiała. Nie chodziło o nią, wcale jej nie
pragnął. Miała stać się tylko środkiem wiodącym do celu.
Prawdziwym celem, który Laszló chciał ugodzić, był właś
nie Istva'n.
- Nonsens! - zareplikowała. - Jest jedynym synem
księżnej, a cała jej rodzina, włącznie z rosyjskim mężem,
nie żyje.
WIĘZY PRZEZNACZENIA
25
- Nic nie wiesz. Istvan też nie ma o niczym pojęcia.
- Zmysłowe usta wygięły się cynicznie. - Za to księżna...
Hm, to już zupełnie inna sprawa.
Bez wątpienia kłamał. Nie należał do rodziny. Ale w ja
kim celu zmyślał? Po co zakradł się na przyjęcie, dlaczego
ją niepokoił, czemu służyła ta niepojęta gra? Dlaczego tak
ich nienawidził?
- Zaprosiłaby cię, gdybyś był z nią spokrewniony - za
uważyła trzeźwo.
- Chybaby umarła na serce, gdyby dowiedziała się
o moim istnieniu. - W jego oczach pojawił się ból, a zara
zem chęć zemsty. - A chybabyś tego nie chciała, prawda?
Dlatego zawrzemy pewną umowę. Ja obiecam, że się nie
ujawnię, a ty w zamian wysłuchasz pewnej interesującej
propozycji, jaką zamierzam ci złożyć.
- Nie ma mowy! - Z ledwością panowała nad sobą.
- Mam tego wszystkiego dość. Idę po Istvana, a on z hu
kiem wyrzuci cię za drzwi i nareszcie będzie święty spokój!
Wzruszył ramionami.
- Proszę uprzejmie. Jeśli koniecznie chcesz zniszczyć
szczęście twojej siostry i to w dniu jej ślubu... - Odwrócił
się na pięcie i niespiesznym krokiem podążył do zamkowej
biblioteki.
Sue stała niczym rażona gromem. Jak to? Dlaczego? Co
to znaczy? Nie wątpiła jednak w prawdziwość jego słów.
Całe jego zachowanie świadczyło o tym, że ta groźba była
realna. Tak, miała rację, stawką nie jest wcale uwiedzenie
jej, tylko przyszłość rodziny Huszarów.
Nie, nie pozwoli na to! Tanya nie miała łatwego życia,
w pełni zasłużyła na swoje szczęście. Nikt nie ma prawa
stawać jej na drodze! Zacisnęła wilgotne od potu dłonie
i pobiegła za swoim prześladowcą.
26 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Laszló siedział wygodnie w ulubionym fotelu Istvana
i leniwie przewracał kartki oprawionej w skórę książki.
Gdy z furią otworzyła drzwi, podniósł wzrok i obrzucił ją
takim spojrzeniem, jakby była służącą, która musiała
przyjść, gdyż pan ją wezwał. Wszystko się w niej zago
towało.
- Co to miało znaczyć? - spytała gniewnie.
- Pomyśl - zaproponował. - Czemu moja obecność
mogłaby okazać się dla nich tak katastrofalna?
- Ponieważ jesteś wyjątkowym draniem! - wypaliła
bez zastanowienia.
- Niegrzeczna dziewczynka - skarcił ją, uśmiechając
się dwuznacznie. - I bardzo niemądra, skoro chce mnie
obrazić. Kto wie, co mogę zrobić nie tylko z twoim życiem,
ale również twojej siostry i jej ukochanego męża?
Podeszła do niego powoli, starając się pozbierać myśli.
Nie było to łatwe. Czarne oczy wpatrywały się w nią in
tensywnie, jakby Laszló rozbierał ją wzrokiem. Stawianie
komuś czoła w takich warunkach okazało się nadzwyczaj
trudne.
- O co więc chodzi? Chcesz powiedzieć, że Istvan jest
oszustem?
Roześmiał się głośno, czym ją zupełnie zaskoczył.
- Testy DNA udowodniły, że jest synem księżnej. Poza
tym... - Skrzywił się z taką goryczą, że Sue zrobiło się go
żal, choć był łajdakiem. Nie chciała, by ktokolwiek cier
piał. - ...co to byłaby za matka, która nie rozpoznałaby
własnego dziecka?
Kamień spadł jej z serca. Nie potrafiła wyobrazić sobie
już nic gorszego. W takim razie nic nie mogło im grozić.
Poczuła, że znów stoi na pewnym gruncie. Uniosła głowę
i spojrzała na niego ze spokojem i godnością.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 27
- W mojej rodzinie obowiązuje niepisana zasada: jeden
za wszystkich, wszyscy za jednego. Wspieramy się nawza
jem i pomagamy sobie. Od dzisiaj również księżna i jej syn
należą do naszej rodziny. Nie pozwolę ich skrzywdzić ani
źle o nich mówić. To wyjątkowo szlachetni ludzie. Jeśli
kiedyś wyrządzili ci jakąś krzywdę, to z pewnością nie
świadomie. Czemu nie powiesz im tego prosto w oczy? Na
pewno postarają się wynagrodzić ci swój błąd.
- Wynagrodzą - powtórzył z absolutnym przekona
niem. - I to stokrotnie. - Głośno zamknął książkę.
- Czego od nich oczekujesz? - spytała nieco nerwowo,
gdyż znów zaczął jej się przyglądać tym swoim niepoko
jącym wzrokiem. - Pracy? Pieniędzy?
Z uśmieszkiem uniósł brwi.
- Jednak jesteś zaintrygowana, co? Rozumiem, że już
dojrzałaś do tego, by porozmawiać?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, usłyszała, że ktoś otwiera
drzwi. Odwróciła się i ujrzała rozbawioną Mariann, która
zaglądała do biblioteki. Za nią pojawiła się wysoka, bar
czysta sylwetka.
- Och, co za pech! -jęknęła teatralnie starsza siostra.
- Szukasz spokojnego zakątka, by móc się trochę pościskać
z narzeczonym, a tu wszystko zajęte! - Żartobliwie mrug
nęła okiem do zaskoczonej Sue. - Co tu robisz, kotku?
Przecież w bibliotece nie znajdziesz tego swojego kochasia
z pięknymi oczami.
- Jak to? - odwróciła się błyskawicznie. - Och! Był tu
przed sekundą, przysięgam!
- Czy ty się dobrze czujesz? - Mariann podeszła szyb
ko i z niepokojem położyła dłoń na jej czole. - Ależ ty
jesteś rozpalona!
- Albo mam halucynacje, albo zaczynam się już sta-
28 WIĘZY PRZEZNACZENIA
rzeć. - Z trudem starała się obrócić wszystko w żart. -
Cierpię na zaniki pamięci.
- W wieku dwudziestu jeden lat? Odrobinę za wcześnie
- Vigadó uśmiechnął się do niej przyjaźnie. - Czemu sie
dzisz tu sama, zamiast iść potańczyć?
- I dać wam możliwość trochę... porozmawiać - do
kończyła domyślnie i podeszła do drzwi. W tym momencie
dobiegł ją cichy stuk ostrożnie zamykanego okna. Po jej
plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Laszló również
wymknął się z biblioteki i za chwilę znów się pojawi. I kto
wie, co może z tego wyniknąć.
Stała w sali balowej i z rosnącym niepokojem obserwo
wała przytulonych do siebie państwa młodych, dostojną
księżnę i steranego życiem ojca, dla którego każdy nastę
pny cios mógł się okazać ostatnim. Tak bardzo się o nich
bała, tak bardzo pragnęła ich osłonić przed zagrażającym
niebezpieczeństwem.
Laszló nie żartował. Dostrzegła, że pod maską cynika
skrywa gniew i głęboką urazę. Czuł, że go skrzywdzono,
cierpiał i zamierzał to sobie wynagrodzić. Znała go już na
tyle, że wiedziała, iż się nie cofnie. Gdy ten człowiek coś
postanowił, to z determinacją dążył do osiągnięcia celu.
Ale czemu jako obiekt swego ataku wybrał właśnie ją,
a nie Istva'na? Czyżby bał się bezpośredniego starcia
z wpływowym księciem i postanowił uderzyć w najmłod
szą z rodziny, a więc prawdopodobnie najsłabsze ogniwo?
O, niedoczekanie jego! Co prawda, udało mu się trochę
zawrócić jej w głowie, nic zresztą dziwnego, musiał mieć
doświadczenie w zdobywaniu kobiet. Lecz jego wpływ na
nią już wygasł. Miała chwilę na pozbieranie myśli, doszła
do siebie i teraz mu pokaże, że jest równie silna, jak pozo
stałe dwie siostry.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 29
- Wiesz co, kochanie? - Pastor Evans stanął obok naj
młodszej córki. - Chyba jestem trochę zmęczony.
- Odprowadzę cię do pokoju, tatku - zaproponowała,
zawstydzona tym, że wcześniej nie pomyślała o zajęciu się
ojcem. - Lindi! Na ciebie też już chyba czas! Nie poszłabyś
do łóżka?
Córeczka Vigadó z uśmiechem skinęła główką i pobieg
ła przed nimi w radosnych podskokach.
- To wspaniała noc. Wasza mama byłaby szczęśliwa,
gdyby mogła to zobaczyć - powiedział z żalem.
- Och, tato, i tak była bardzo szczęśliwa. Przecież mia
ła ciebie - odparła z uczuciem.
- Oby i tobie trafiła się równie piękna miłość, jak nasza
- powiedział łamiącym się głosem.
Zaniemówiła ze wzruszenia, więc już w milczeniu od
prowadziła go do sypialni i pocałowała na dobranoc. Po
myślała przy tym z ulgą, że jeśli coś się teraz wydarzy, to
przynajmniej ojciec będzie bezpieczny. Chociaż przez jakiś
czas. Nerwowo rozejrzała się po korytarzu. Czy ten diabeł
nie kręci się znów w pobliżu?
- Lepiej się czujesz? - usłyszała troskliwy głos Ma
riann.
- O, tak - skłamała pośpiesznie.
- Vigadó został zaangażowany do czytania bajeczki na
dobranoc. - Z uśmiechem przewiesiła przez ramię popla
mioną sukienkę dziewczynki. Razem zeszły na dół i nagle
Mariann chwyciła siostrę za ramię. - O rany! Założę się,
że to ten twój adorator. Rzeczywiście, oczy ma niesamo
wite. I w dodatku pożera cię wzrokiem.
Zadrżała, gdy spotkała jego wzrok.
- Nie gadaj głupstw - odparła lekkim tonem. - Teraz
on patrzy na ciebie. Wszyscy mężczyźni to robią.
30 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Nie wtedy, gdy Vigadó jest w pobliżu - zaśmiała się
perliście Mariann. - Słuchaj, on jest fantastyczny! Dokład
nie taki, jak mówiłaś. Ale uważaj, on nie wygląda na ta
kiego, który chciałby się żenić.
- No wiesz! Przecież ja wcale nie poluję na męża - za
protestowała z oburzeniem, posyłając przy tym Laszló
chłodne i wyniosłe spojrzenie. - Szczerze powiedziawszy,
mam już po dziurki w nosie tych waszych amorów. Na
każdym kroku jak nie narzeczony, to panna młoda, i tak
w kółko. - Uśmiechnęła się do księżnej, która przyszła po
zaplamioną sukienkę Lindi. - Proszę, niech pani mnie bro
ni! Mariann bawi się w swatkę - ciągnęła żartobliwym to
nem. - A ja najpierw wolałabym z dziesięć razy zostać
ciocią, zanim sama poszukam sobie kogoś.
Starsza siostra wzniosła oczy ku niebu.
- Przynajmniej ty nie mów o dzieciach! Ja jeszcze na
wet nie wzięłam ślubu. Chcę jeszcze trochę popracować
. i nieco się zabawić. Mam czas - oznajmiła stanowczo i po
biegła potańczyć.
- Och, już nie mogę się doczekać, kiedy Istva'n będzie
miał pociechy - szepnęła konfidencjonalnie księżna, ujmując
Sue pod rękę. - Nie zależy mi koniecznie na wnuku, gdyż
nasz ród przetrwa i tak. Mamy tradycję, że każdy... - zamil
kła na moment. - Każdy potomek w prostej linii, niezależnie
od płci, nosi nazwisko Huszar. - Jej spojrzenie powędrowało
ku wiszącym na ścianach portretom przodków.
- Domyślam się, jak bardzo musi pani być szczęśliwa.
Pomyśleć tylko, ile się wydarzyło od czasu, gdy pani syn
się tu urodził - zadumała się.
Wydawało się, że cała krew odpłynęła z twarzy księżnej.
- Mój syn? Nie, nie, tu się nikt nie urodził! Nikt! - za
wołała niemal histerycznie.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 31
Ta niezwykle silna reakcja zdumiała Sue.
- Sądziłam, że Istvan... - zaczęła niepewnie.
- Przyszedł na świat gdzie indziej. Wiesz przecież, mo
ja droga, że był nieślubnym dzieckiem. Musiałam ukryć
przed rosyjskimi okupantami fakt, że jestem w ciąży. Wy
jechałam. Zanim mój mąż wrócił z Rumunii, Istvan został
już przewieziony przez granicę przez twoją dzielną matkę.
Przypomniało jej się, że ukochany księżnej zginął, ra
tując swego syna. Ileż ona musiała przejść, pomyślała ze
współczuciem. Było jej przykro. Nie chciała zranić tej
wspaniałej, szlachetnej kobiety, zwłaszcza w taki dzień.
I nie mogła pozwolić, by zranił ją ktoś inny. Z lękiem
rozejrzała się dookoła. Prześladujący ją niczym zły duch
Laszló znowu zniknął. Co za ulga. Tych dwoje nie może
się spotkać.
Nagle poczuła dotyk czyjejś dłoni na swoim ramieniu
i serce w niej zamarło. Wiedziała, kto za nią stoi. Powoli
odwróciła głowę.
- Czy nie zechciałabyś mnie przedstawić? - spytał.
Zawahała się. Księżna patrzyła na nieznajomego,
najwyraźniej nie znała go. On również nie spuszczał wzro
ku z siwowłosej kobiety. Coraz mocniej zaciskał przy tym
palce na ramieniu Suzanne. Nic mu jednak nie powiedziała,
gdyż czynił to najzupełniej bezwiednie. Sytuacja stawała
się coraz bardziej zagadkowa.
- Pani pozwoli, księżno - odezwała się z trudem. - To
jest Laszló...
- Jestem znajomym Sue - dokończył przytomnie
i zgiął się w ukłonie, by pocałować dłoń księżnej. Po chwi
li podniósł wzrok i w napięciu spojrzał jej głęboko w oczy,
jakby czegoś w nich szukał, jakby coś pragnął w nich wy
czytać.
32
WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Bardzo mi miło - odparła uprzejmie Ana Husza'r.
Jego twarz zmieniła się. Starannie ukrył swoje ogrom
ne rozczarowanie, lecz Sue natychmiast wyczuła jego ból
i ogarnęło ją współczucie. Widziała, z jakim trudem pró
bował opanować emocje.
- Zauważyłem, że oglądały panie rodzinne portrety
- zagadnął, starając się nawiązać niezobowiązującą roz
mowę. - Proszę mi powiedzieć, czy to pieczęcie rodu
Huszarów?
Rzeczywiście, każda z przedstawionych na portretach
osób z dumą trzymała w dłoniach pieczęcie o nietypowym
kształcie. Ciekawe, czemu akurat to go zainteresowało?
I czy nie mógłby przestać gładzić jej nagich pleców? Ale
w obecności księżnej nie mogła robić mu awantury.
- Tak, to są średniowieczne pieczęcie. To znaczy były
- poprawiła z westchnieniem. - Mój mąż zabrał je ze sobą
do Związku Radzieckiego - wyjaśniła z goryczą. - Wie
dział, ile dla mnie znaczą, ale nic go to nie obchodziło.
Więcej ich już nie widziałam - dokończyła ledwo słyszal
nym głosem.
- To już przeszłość - powiedział uspokajająco Laszló.
- Teraz w pani życiu zaczyna się zupełnie nowy rozdział.
Czuła jego ogromne napięcie. O co chodziło? A jeśli na
przykład Laszló jest w posiadaniu jakichś dokumentów,
które... Och! A jeżeli ten majątek wcale już nie należy do
Husza'rów? Ten znienawidzony mąż mógł go przecież ko
muś sprzedać, nie informując o tym żony. Wtedy Rosjanie
rządzili tu, jak chcieli.
Nagle zorientowała się, że bijący się z myślami Laszló
podjął jakąś decyzję. Otworzył usta i...
- Może byśmy poszli zatańczyć? - zaproponowała po
śpiesznie.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 33
- Z przyjemnością, moja piękna - mruknął nieco ironi
cznie. - Proszę nam wybaczyć.
Gdy prowadził ją na parkiet, odwróciła się kilkakrot
nie. Księżna szła w głąb zamku z wyraźnym trudem, opie
rając się dłonią o ścianę, jakby miała za chwilę ze
mdleć. Laszló również śledził wzrokiem oddalającą się po
stać i coraz mocniej zaciskał palce na delikatnej dłoni Sue.
Bała się, że on przestanie w pewnym momencie pano
wać nad swoim gniewem i nienawiścią. Ale jak temu za
pobiec? Ostrzec Istva'na i Tanyę, być może niszcząc ich
szczęście, czy też stawić mu czoło samotnie? Cóż, taka
alternatywa nie pozostawiała wyboru. Dobro bliskich było
najważniejsze.
ROZDZIAŁ TRZECI
Suzanne nie bardzo wiedziała, co zrobić. Będzie musiała
porozmawiać z Laszló bez świadków, lecz obawiała się
przebywać z nim sam na sam. Na samą myśl o tym robiło
jej się gorąco.
Zatrzymali się na środku parkietu.
- No, chodź do mnie - usłyszała lekko zmieniony
głos.
Posłała mu niechętne spojrzenie. Stał naprzeciwko i wy
ciągał do niej ręce.
- Tak naprawdę wcale nie chciałam z tobą tańczyć. Po
trzebowałam jakiegoś pretekstu, żeby odciągnąć cię od
księżnej.
- Nie mam co do tego wątpliwości. Ale i tak zatańczy
my. Dopiero potem udamy się na małe tete-a'-tete
- Nie chcę.
- Nalegam - powiedział twardo.
Odwróciła wzrok i z oporem podała mu dłonie.
Laszló, nie zwlekając ani chwili, chwycił ją w objęcia
i porwał do tańca. Szalony rytm czardasza sprawił, że
zakręciło jej się w głowie. Przymknęła oczy i dała się
unieść melodii, która zaczęła wywierać na nią magiczny
wpływ.
Przez ostatnie trzy lata odmawiała sobie wszystkiego,
co nie służyło jej życiowemu celowi. Sama siebie żaku-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 35
ła w pancerz zakazów i nakazów. Teraz miała wrażenie,
że zarówno nieokiełznana muzyka, jak i mocne ramiona
Laszló przenosiły ją w krainę radości i wolności.
Czuła się cudownie. Lekka, swobodna, kobieca... Na
wet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebo
wała oderwać się od pracy, od codziennej rutyny, od suro
wego reżimu, jaki sobie narzuciła. Ze zdumieniem odkry
wała nową Sue.
Nagle usłyszała odgłos zamykanych drzwi i na rozpa
lonej skórze poczuła podmuch chłodnego powietrza. Ro
zejrzała się dookoła. Znajdowali się na oświetlonym cie
płym blaskiem świec tarasie. La'szló nie wypuszczał jej
z objęć. W pełnym napięcia milczeniu wpatrywała się
w niezgłębioną czerń jego oczu.
- Zadziwiasz mnie - mruknął w zadumie. - Masz zna
cznie bardziej złożoną osobowość, niż myślałem.
- Och, nie znasz jeszcze pełni moich możliwości - par
sknęła drwiąco.
Roześmiał się tylko, wypuścił ją z objęć i znienacka
zostawił samą na tarasie. Niespiesznie zszedł po kamien
nych schodach prowadzących w ciemną alejkę. Suzanne
miała ochotę uciec z powrotem do sali balowej i skryć
się bezpiecznie wśród rozbawionych gości, wiedziała
jednak, że tym razem musi stawić mu czoło i rozwikłać
niepokojącą zagadkę.
- Nie ociągaj się, moja droga - dobiegł ją kpiący głos.
- Tym razem nie unikniesz przeznaczenia.
Ściągnęła brwi. Laszló opierał się niedbale o potężny
pień starego kasztanowca, a jego twarz oświetlał blask po
chodni, zatkniętych w żelazne kosze, porozstawiane
wzdłuż ogrodowych ścieżek. Wyglądał niesamowicie. Ni
czym wysłannik piekieł, pomyślała ze zgrozą. Po chwili
36 WIĘZY PRZEZNACZENIA
jednak wzięła się w garść i z determinacją podeszła do
niego.
Odwrócił się bez słowa i skierował ku jezioru. Niechęt
nie podążała za nim. Nie miała wyboru.
- Wystarczy cię trochę przeprogramować i już dzia
łasz, jak należy - rzucił od niechcenia, gdy stanęli nad
brzegiem.
Poczuła, że ogarniają gniew.
- Nie jestem robotem!
- Odnoszę wrażenie, że żyjesz tak, jakbyś nim była.
- Żyję tak, jak sobie zaplanowałam. Ale nie cierpię,
gdy ktoś próbuje mną kierować po swojemu - odpa
rowała.
- Przywykniesz do tego - oznajmił z absolutną pewno
ścią siebie i uśmiechnął się lekko na widok jej buntowni
czej miny. - Siadaj. - Zdjął górę od fraka i rozesłał ją na
trawie.
- Mów - zażądała, gdy już zajęła miejsce pod wiotkimi
witkami płaczącej wierzby. - Podobno miałeś dla mnie
jakąś propozycję.
- A może najpierw opowiedziałabyś mi coś o sobie?
- spytał wymijająco.
Pomyślała, że traci tylko czas. To jednak zwykły pod
rywacz.
- Liczę do dziesięciu - rzuciła krótko. - Jeśli do tej
pory nie wyjaśnisz przyczyn swojego dziwnego postępo
wania, wracam do zamku.
- Dobrze, nie irytuj się tak - mruknął. - Masz nadzieję
zawrzeć tu pewien kontrakt, prawda?
- Skąd o tym wiesz? - zdenerwowała się.
- Mam powiązania z firmą, do której napisałaś.
Wcale jej się to nie podobało. Wyglądało na to, że La'szló
WIĘZY PRZEZNACZENIA 37
może skomplikować również jej plany zawodowe, jeśli
tylko zechce.
Usiadł tuż obok. Owionął ją znajomy już zapach, świeży,
podniecający, kuszący przygodą i zapomnieniem.
- Jestem w stanie ci pomóc. Dlatego powiedziałem, że
jestem aniołem, o którym marzyłaś. Oczywiście nie mam
złudzeń co do wątpliwej anielskości mojego charakteru
- uśmiechnął się szeroko. - Opatrzność zesłała mnie po to,
bym pomógł ci finansowo.
Spojrzała na niego ze zdumieniem, lecz nie potrafiła
niczego wyczytać z nieprzeniknionego wyrazu twarzy. Su
rowy, dumny profil rysował się wyraźnie na tle migotliwej
tafli wody. Laszló powoli odwrócił głowę i zatopił wzrok
w jej oczach.
- A niby czemu miałbyś mi pomagać? - spytała z nie
chęcią i niepokojem, gdyż wiedziała, do czego to wszystko
zmierza.
- Podziwiam ambitne osoby i lubię je wspierać.
Aha, już to widzę, pomyślała drwiąco.
- W takim razie na pewno podziwiasz Istvana! - rzuciła
zjadliwie.
Roześmiał się głośno.
- Doceniam jego zdolności, tym niemniej to ty mnie
interesujesz, a nie on.
Nó tak. Nie można było wyrazić tego jaśniej.
- Ponieważ lubisz uzależniać od siebie młode kobiety?
- spytała zimno. - Pomagasz finansowo w zamian za róż
nie wyrażaną wdzięczność?
- Powiedzmy sobie jasno kilka rzeczy, dobrze? - za
proponował sucho. - Ty chcesz założyć firmę w swojej
miejscowości. Zamierzasz dać ludziom pracę, rozwiązać
problem bezrobocia, znaleźć kontrahentów, którzy zlecą
38 WIĘZY PRZEZNACZENIA
uszycie ubrań, a w dodatku... - Przyglądał jej się bacz
nie. - Pragniesz udowodnić rodzinie, że nie jesteś już dzie
ckiem.
Jakim cudem to odgadł? Nigdy nikomu nie zdradziła tej
swojej bolączki.
- Nie rozumiem, skąd ci przyszło do głowy to ostatnie
- powiedziała z urazą.
- Znam się na ludziach - wyjaśnił spokojnie. - A ty?
- Serce w niej zamarło, gdy leniwym gestem rozwiązał
muszkę, schował ją do kieszeni, po czym rozpiął dwa górne
guziki koszuli. - Co ci to mówi?
Z trudem przemogła suchość w gardle.
- Że masz za ciasny kołnierzyk.
Posłał jej rozbawione spojrzenie.
- Musisz się lepiej starać, jeśli chcesz prowadzić inte
resy - zauważył z lekką przyganą. - Jak nie potrafisz traf
nie zanalizować czyjegoś postępowania, to niewiele osiąg
niesz. Na przykład, to powinno było ci uzmysłowić, że nie
znoszę konwenansów, nakazów, ograniczeń. Nie zapomi
naj o tym i nie dziw się, gdy będę łamał pewne ogólnie
przyjęte normy. Sama uszyłaś tę suknię?
Zaczynała już rozumieć jego metody działania. Usil
nie starał się zdezorientować rozmówcę, zbić go z tropu,
wszelkimi możliwymi sposobami zamącić mu w głowie,
byleby ten stracił kontrolę nad tym, co mówi i zdradził
swoje myśli, plany, słabe punkty. Westchnęła.
- Tak. Suknię panny młodej również - odparła tak spo
kojnie, jak potrafiła.
Z podziwem przesuwał wzrokiem po jej sylwetce, stu
diując każdy szczegół stroju Sue. Miała wrażenie, że jej
ciało, osłonięte jedynie cienkim jedwabiem, płonie pod
jego wzrokiem.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 39
- Bezbłędna - orzekł wreszcie, lecz nie była pewna,
czy nie myślał przypadkiem o jej figurze... - Chętnie wes
prę tak obiecującą młodą osobę. W dodatku widać, że wy
jątkowo ciężko pracujesz.
- Tak? - Zerknęła na niego podejrzliwie.
- Tak. Postawiłaś sobie jasno określony cel, wyzna
czyłaś plan działania, zadałaś sobie trud nauczenia się wę
gierskiego. Od twojego brata, z którym zamieniłem parę
słów na twój temat, wiem, że zrezygnowałaś z pracy ko
stiumologa w operze, by zaprojektować i uszyć te dwie
suknie na dzisiejszy wieczór. W każdej chwili możesz się
pochwalić potencjalnym kontrahentom niezwykle wyrafi
nowanym haftem na sukni ślubnej oraz tym zwiewnym
strojem, który podkreśla twą eteryczność i... niewinność.
- W jego oczach pojawiło się pożądanie.
Ach, więc jednak! Za tymi wszystkimi pochlebstwami
i urojonymi tajemnicami krył się zwykły podstęp, który
miał ją zaprowadzić wprost do jego łóżka! Ogarnęła ją
ślepa furia. A ona martwiła się, że naprawdę coś zagraża
Tanyi i Istvanowi!
- Wszystko jasne - syknęła. - Zdradziłeś się. A ja są
dziłam, że masz coś ważnego do powiedzenia.
Poderwała się, lecz Laszló lekko dotknął dłonią jej uda.
To wystarczyło. Ogarnęła ją przedziwna słabość i miękko
opadła z powrotem.
- Mam. I to coś znacznie ważniejszego, niż przypusz
czasz. Wiele ryzykuję, decydując się na ten krok. - Pochy
lił się ku niej. Mogła teraz dostrzec, jak na jego szyi ner
wowo pulsuje mała żyłka. - Nigdy w życiu tyle nie ryzy
kowałem. Ale pomaga mi to, że potrafię przeniknąć każ
dego na wylot. Dlatego wiem, że wybrałem odpowiednią
osobę i że przystaniesz na moje warunki.
40 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Och, doprawdy? - uśmiechnęła się kpiąco.
- Tak. Nie cierpisz chaosu, tajemnic, niedomówień.
Z twojego listu do szefów węgierskiej firmy wynikało, że
lubisz ład i porządek, że jesteś zorganizowana i zmierzasz
prosto do celu.
- A do jakiego celu ty zmierzasz? - spytała zimno.
- Czy masz dla mnie jakąś propozycję, która nie wyma
ga tego, bym ściągnęła z siebie szmatki? - W jej głosie
brzmiała pogarda.
- Przyznaję, że to bardzo kusząca myśl, lecz akurat nie
o to mi chodzi. Aczkolwiek wcale bym się nie pogniewał...
- Czarne oczy zalśniły. - Tak naprawdę zamierzam ubić
z tobą interes.
Te słowa powinny sprawić jej ulgę, lecz zamiast tego
poczuła się rozczarowana. Jak to? Czyli nie uważał jej za
olśniewającą piękność? To nie jej uroda była przyczyną
całej sytuacji? I skąd ta zadziwiająca próżność? Przecież
nigdy dotąd nie była próżna!
- Aha. Uważasz, że warto zaryzykować i zainwesto
wać we mnie.
- Nie ma mowy o żadnym ryzyku - uciął stanowczo.
- Dlatego z łatwością możesz dostać pieniądze na rozkrę
cenie interesu. Wystarczyłoby skorzystać z pomocy rodzi
ny. Od dziś masz bogatego szwagra. Wkrótce druga siostra
również wyjdzie za mąż za wyjątkowo zamożnego Vigadó
Gabora...
- Nie zamierzam korzystać z ich wsparcia - przerwała.
- Świetnie - powiedział z aprobatą. - A dlaczego?
- Ponieważ chcę być niezależna! Ja też pragnę coś osią
gnąć i zawdzięczać mój sukces samej sobie. - W jej głosie
brzmiała pasja. - W dodatku... Tak, masz rację, życzę so
bie, by przestali mnie uważać za wieczne dziecko.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 41
.- Nie jesteś nim- oznajmił poważnie. - Ale rozumiem,
o czym mówisz. Bycie ostatnim w rodzinie jest nad wyraz
nieprzyjemne. - Uśmiechnął się smutno, a jego twarz przy
brała nieobecny wyraz. - Najmłodsze zawsze dostaje nę
dzne resztki wszystkiego - mruknął w zamyśleniu.
Poruszona do głębi, pomyślała, że wreszcie ktoś ją zro
zumiał. Szkoda tylko, że akurat on.
- Domyślam się, że ty też byłeś najmłodszy w rodzinie?
- Nie, ale i tak cię rozumiem. Dlatego pomogę ci osiąg
nąć twój cel - powiedział miękko.
Zastanowiła się przez moment, po czym z ociąganiem
pokręciła głową. Jakie to byłoby proste, podziękować
i czekać na wypisanie czeku. Wiedziała jednak, że nie ma
nic za darmo. Zażądałby czegoś w zamian i obawiała się,
że cena mogłaby być zbyt wysoka.
- Dziękuję, ale nie skorzystam - odrzekła stanowczo.
- Skoro doceniłeś moje możliwości, to inni też w końcu
dojdą do wniosku, że warto mnie sponsorować.
- Nie na Węgrzech, Dopilnuję tego, żebyś beze mnie
nie mogła tu zawrzeć żadnego kontraktu.
Tego było już za wiele.
- Ty draniu, ty bękarcie! - krzyknęła, zaślepiona gnie
wem i niepomna na nic.
- To ostatnie możesz powiedzieć Istvanowi - rzucił jej
prosto w twarz.
Ogarnięta wściekłością zerwała się na równe nogi, lecz
chwycił ją za rękę, przewrócił na ziemię i pochylił nad nią
niczym przyszły kochanek, przymierzający się do pier
wszego pocałunku.
- Zostaw mnie, bo będę krzyczeć! - zagroziła, mniej
przerażona jego intencjami, a bardziej swoim podnie
ceniem.
42 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Z uśmiechem przesunął dłonią po jej nagim ramieniu.
- Tak, krzycz. A wtedy przybiegnie i Tanya, i Istvan,
i księżna Ana i dowiedzą się, kim jestem. A wtedy ich
życie legnie w gruzach. Przecież nie zrobisz im tego
- szepnął.
Patrzyła na niego z przerażeniem. Jego nienawiść i chęć
zemsty była niepojęta.
- Kim ty właściwie jesteś? - zawołała.
Odsunął pasmo włosów, które opadło jej na twarz.
- Moja matka nosi nazwisko... - na jego twarzy poja
wił się szatański uśmiech - Huszar.
- Huszar?!
Jej szeroko otwarte oczy wpatrywały się w niego z ab
solutnym zdumieniem. Nic nie rozumiała. Na razie jednak
miała bardziej palący problem, niż zrozumienie zagadko
wych słów. Musiała się uwolnić. Chciała mu się wymknąć,
lecz błyskawicznie chwycił ją za ręce i przygwoździł do
ziemi. Szarpnęła się rozpaczliwie.
- Puszczaj! - krzyknęła bliska łez. - Jak śmiesz mnie
tak traktować?
- Zrobię z tobą, co zechcę, ponieważ sama mi na to
pozwalasz. Wiem, że mam nad tobą władzę.
Musiała więc walczyć inaczej.
- Mówisz same bzdury - zaatakowała. - Obecnie do
rodu Huszarów należą dwie osoby i na tym koniec. Dlatego
Istvan jest nie tylko jedyną miłością księżnej, ale i jedyną
nadzieją...
- Tak naprawdę zna go zaledwie od kilku lat. Uwielbia
go, ponieważ przypomina o jej kochanku. Spotkała tego
mężczyznę, gdy miała trzydzieści lat i pokochała z całą
siłą kobiety, która nigdy nie zaznała miłości. Dlatego tak
teraz szaleje za tym bękartem! - warknął z dziką furią.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 43
Wpatrywała się z przerażeniem w jego pociemniałą
z nienawiści twarz. Wiedziała, że musi coś zrobić.
- Twoje rozumowanie jest słuszne - zauważyła dyplo
matycznie i z ulgą poczuła, że nacisk na jej nadgarstki
słabnie. - Małżeństwo księżnej było wyjątkowo nieszczę
śliwe, nic więc dziwnego...
- Właśnie! Była już zamężna! - wyrzucił z siebie
gniewnie, jasno pokazując, jakie ma zdanie na temat
zdrady.
- Zgadzam się, że nie powinno się tak postępować -
przyznała Sue, która musiała bronić nieobecnej księżnej.
- Ale co można poradzić, gdy człowiek spotyka miłość
swego życia?
- Jeśli ktoś przysięgał wierność jednej osobie, to nie
może należeć do innej - wycedził, a jego rysy ściągnęły
się boleśnie. - A jeżeli pojawia się jakaś pokusa, to należy
ją czym prędzej odrzucić.
- To nie zawsze jest łatwe - zauważyła z ociąganiem.
Zgadzała się z jego opinią, ale przecież nie mogła mu przy
takiwać. Całym sercem była po stronie nieszczęśliwej
księżnej. A swoją drogą, nie podejrzewała go o takie po
glądy. Zadziwiający człowiek. - Zwłaszcza wtedy, gdy
nienawidzi się własnego męża...
- Wiedziała, co robi, gdy wychodziła za Nikołaja Ro
manowa! - krzyknął jej prosto w twarz. - Postanowiła się
za niego wydać z pełnym wyrachowaniem! Wykalkulowa-
ła sobie na zimno, że opłaci jej się być żoną wpływowego
członka Politbiura. Wykorzystała go do swoich celów, ale
musiała za to zapłacić. Coś za coś.
- Przecież nie miała wyjścia. - Sue tłumaczyła z ża
rem. - Rosjanie zajmowali zamki, niszczyli majątki, prze
pędzali właścicieli...
44 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- To normalne w czasie wojny.
- Związek Radziecki nie wypowiedział Węgrom woj
ny - sprostowała. - Okupował je pod pozorami przyjaźni.
Księżna była odpowiedzialna za los wielu ludzi, którym
przedtem zatrudnienie w ogromnej posiadłości dawało pra
cę. Miała ich tak zostawić i myśleć tylko o własnym szczę
ściu? To byłoby podłe! Nie rozumiesz, że poświęciła się
dla nich?
Przez chwilę panowała cisza, przerywana jedynie ich
szybkimi oddechami. Wreszcie twarz Laszló ponownie
przybrała obojętny wyraz. Puścił jej dłonie i wstał. Pod-
niosła się również, gdyż na ziemi czuła się strasznie bez
bronna.
- O co ci właściwie chodzi? - spytała twardo. - Co ty
masz z tym wszystkim wspólnego?
Znowu zapadło milczenie. Wreszcie Laszló podjął de-
cyzję.
- Będziesz pierwszą osobą, która się tego dowie. Mam
nadzieję, że doceniasz ten zaszczyt - zakpił. Jednak w je
go oczach czaiła się gorycz, rozpacz i nie wypowiedzia
na groźba. Sue skuliła się wewnętrznie w oczekiwaniu na
cios, który wreszcie musiał paść. - Jestem przyrodnim bra
tem Istvana, synem księżnej i Nikołaja Romanowa, prawo
witym dziedzicem tej ziemi. i
- Nie! - krzyknęła rozpaczliwie. - To wierutne kłam-
stwo! Ona nie miała więcej dzieci!
- A kto tak powiedział? - odparował.
- Ona sama! - Ujrzała, jak jego twarz wykrzywia bo-
lesny grymas. Z trudem starał się powściągnąć targające
nim emocje.
- To przecież oczywiste, że zaprzecza mojemu istnieniu
- warknął. - Próbowała wymazać mnie z pamięci od sa-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 45
mego początku, od mojego urodzenia. Co jednak nie zmie
nia faktu, że pochodzę z legalnego związku, a Istvan nie.
W dodatku jestem od niego o dziesięć lat starszy, co do
datkowo przemawia za moimi prawami do dziedziczenia
majątku.
- Nie, ty nie możesz należeć do rodu Huszarów - po
wtórzyła z uporem.
- Ale należę, choć czasami bardzo tego żałuję. Najchęt
niej bym się tego wyrzekł, lecz to niemożliwe, niestety
- dodał z goryczą. - Na Węgrzech występuję jako Laszló
Lazar, w Rosji noszę nazwisko Romanow. Tutaj nazywam
się Huszar! I co teraz powiesz, moja słodka Suzanne? -,
Wpatrywał się w nią zimno i złowróżbnie. - Stoisz na mo
jej ziemi, tańczyłaś w moim zamku, śpisz w łóżku, które
należy do mnie. Panoszycie się wszyscy na moich wło
ściach, a ja mam prawo was stąd wyrzucić!
- Nie, nie zrobisz tego... -jęknęła bezradnie. Jeśli to
prawda, pomyślała z przerażeniem, to stało się coś strasz
nego. Oczami wyobraźni zobaczyła zapłakaną twarz Tanyi
i serce ścisnęło jej się boleśnie.
- Jeśli mi nadal nie wierzysz, to tu masz dowód. - Wy
jął z kieszeni portfel, a z niego złożoną kartkę papieru. - Z
twojego listu dowiedziałem się, że znasz rosyjski. Czytaj.
To moje świadectwo urodzenia.
Nerwowo przebiegła dokument oczami.
- Sfałszowane - oznajmiła niepewnie.
- To też? - zadrwił. Na jego dłoni leżały pieczęcie,
takie same, jak namalowane na portretach!
- Ukradłeś je - szepnęła ze zgrozą. Co za drań! Wypy
tywał o nie księżnę i z pewnością śmiał się w duchu, gdyż
przez cały czas miał je przy sobie. - One należą do...
- Do mnie! Wszedłem w ich posiadanie najzupełniej
46 WIĘZY PRZEZNACZENIA
legalnie. Otrzymałem je od ojca, gdy zabrał mnie do swo
jego rodzinnego domu w Rosji. Miałem do nich prawo jako
pierworodny z kolejnego pokolenia Huszarów.
Suzanne czuła, że nogi się pod nią uginają. On chyba,
rzeczywiście nie kłamał...
- Skoro naprawdę nim byłeś, to dlaczego wywieziono
cię tak daleko? - Próbowała dalej atakować, lecz już bez
przekonania.
Przystojna twarz Laszló spochmurniała.
- Ze względu na moje bezpieczeństwo. Ana Huszar
przysięgła, że żaden Rosjanin nie dostanie jej mająt
ku. Trzeba być ostatnią łajdaczką, żeby nienawidzić swo
jego dziecka z takiego powodu! - dokończył nie swoim
głosem.
Trzeba być ostatnim draniem, żeby tak myśleć o swojej
matce, przemknęło jej przez głowę. To straszne!
- Nie wiesz, co mówisz - wyszeptała ze zgrozą. - Ja
kim cudem mogłaby nienawidzić swojego syna?
- Byłem wrogiem.
- Byłeś dzieckiem!-jęknęła.
- Owszem, ale na poły Rosjaninem. Nie rozumiesz, co
to oznaczało w tamtych latach. Urodziłem się wkrótce po
krwawo stłumionym powstaniu na Węgrzech. Wszystkimi
owładnęła nienawiść. Los rosyjskiego dziecka w takich
warunkach mógł być przesądzony. Mogło pewnego dnia
po prostu zniknąć.
- La'szló, opamiętaj się! - Sue błagalnie złożyła dło
nie. - Księżna nie dałaby cię skrzywdzić, ona tak kocha
dzieci...
- Ale ja stałem jej na drodze do szczęścia. Ojciec opo
wiadał mi, że liczyła na to, że powstanie się powiedzie,
wypędzą Rosjan i ona wreszcie poślubi tego, kogo jej serce
WIĘZY PRZEZNACZENIA 47
wybierze. Ku swemu przerażeniu odkryła, że zaszła w cią
żę, co niweczyło jej nadzieje na posiadanie węgierskiego
dziedzica rodu. Pozbyłaby się mnie przy pierwszej okazji,
gdyby nie wywieziono mnie z kraju.
Nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- To twoja matka! Ona by cię chroniła!
- Ona by mnie zabiła!
Suzanne próbowała pozbierać myśli. Nie, nigdy w to nie
uwierzy. Nie pozwoli mu sączyć w siebie tego jadu, tych
kłamstw, tej nienawiści. To musi być jakieś tragiczne nie
porozumienie. Przesunęła drżącą dłonią po zimnym jak
lód czole. Z dala dobiegły pogodne dźwięki walca Straus
sa. Jak długo potrwa jeszcze radość dzisiejszej nocy? Prze
cież w momencie gdy Laszló wyjawi publicznie, kim jest,
szczęście całej rodziny pryśnie, niczym bańka mydlana.
Och, czy musiał wybrać właśnie ten dzień?
- Czemu zwlekałeś tak długo? - spytała z furią. - Cze
mu pojawiłeś się dopiero teraz?
- Przedtem było mi wszystko jedno. - Wzruszył ramio
nami. - Co mnie obchodziła kupa gruzu i kawałek ziemi
w biednym kraiku, gdzie każdy był moim wrogiem?
- Twoja matka... - zaczęła.
- Nauczono mnie nienawidzić wszystkiego, co węgier
skie. A zwłaszcza mojej matki.
- Przecież to okrucieństwo -jęknęła.
Żachnął się.
- Życie jest okrutne. Zwłaszcza w kraju, w którym
umiera ci wpływowy ojciec, a ty jesteś nie chcianym
przybłędą. Teraz mam szanse zacząć nowe życie gdzie
indziej.
Z jednej strony było jej go żal. Nie dano mu zaznać
matczynej miłości, nauczono nienawiści, pozbawiono ko-
48 WIĘZY PRZEZNACZENIA
rzeni. To musiało być potwornie bolesne. Jednak z drugiej
strony czuła lęk. Pragnął się zemścić za swoje cierpienie,
a ponieważ jej rodzina znalazła się na jego drodze, zamie
rzał ją zniszczyć!
Tylko Sue znała jego tajemnicę i tylko ona mogła go
powstrzymać.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Suzanne zastanawiała się gorączkowo. Czyż nie było
by cudownie, gdyby po tak długim okresie niezawinionego
cierpienia rodzina pogodziła się ze sobą? Tak, to wspania
ła myśl! Trzeba tylko przekonać Laszló, że znacznie więcej
osiągnie okazaniem synowskiego przywiązania niż okrut
ną zemstą. Gdyby okazał zrozumienie, otrzymałby nie tyl
ko dziedzictwo, ale również miłość księżnej. Och! Ale
to by przecież oznaczało, że wszedłby w posiadanie tytu
łu i majątku. A co stałoby się w takim razie z Istvanem
i Tanyą?
Znalazła się w rozterce. Pragnęła ochronić szczęście sio
stry i szwagra, a zarazem pomóc Laszló w odzyskaniu ma
tczynej miłości. Nie wiedziała, jak pogodzić te sprzecz
ne pragnienia. Postanowiła zatem zyskać na czasie i roz
mawiać jak najdłużej. Kto wie, może jakieś rozwiązanie
w pewnym momencie samo się nasunie?
- Rozumiem, że gdy twój ojciec zmarł, zostałeś sam?
- spytała cicho.
- Miałem jeszcze dziadków. - W jego oczach ujrzała
tak ogromne cierpienie, że pożałowała swego pytania. Nie
chcący sprawiła mu ból. - Ale i tak nie czułem się zwią
zany w krajem ojca. Gdy tylko trafiła się sposobność, wy
jechałem, robiłem interesy. Dlatego tu nie przyjeżdżałem.
Miałem coś ważniejszego do roboty. Musiałem udowodnić
samemu sobie, że... że jestem coś wart.
50 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Sądząc po twoim wyglądzie, powiodło ci się świetnie.
- Uniosła ku niemu swą drobną twarz o delikatnych ry
sach. - Jesteś bogaty. Po co więc zawracasz sobie głowę
kupą gruzu w małym kraiku?
- Ponieważ mam tu coś do załatwienia. Może powin
naś spytać księżnę o dziecko, które urodziło się w tym
zamku przed trzydziestoma siedmioma laty? - zapro
ponował.
- Nigdy! To by ją chyba zabiło! - zawołała z prze
strachem.
- Prawdopodobnie masz rację - uśmiechnął się cynicz
nie. - Powiedziano jej bowiem, że nie żyję. Ojciec chciał
być pewien, że w przyszłości nie zagrozi mi z jej strony
żadne niebezpieczeństwo. - Jego głos stał się zimny i ostry.
- Moja rzekoma śmierć wcale jej nie obeszła. Zapomnia
ła o mnie. Dla niej istnieje tylko Istvan. Ale z pewno
ścią mieszkają jeszcze we wsi ludzie, pamiętający płacz
dziecka, które nigdy nie spoczęło w matczynych objęciach
i nigdy nie zaznało miłości.
Było to tak potworne, że na samą myśl o tym Sue za
kręciło się w głowie. Byłaby upadła, gdyby jej nie podtrzy
mał. Przycisnął ją do siebie. Bezwiednie oparła skołataną
głowę na szerokiej piersi i ze zdumieniem wyczuła szalone
bicie jego serca.
- Ale to nie powód, by niszczyć szczęście mojej siostry
- jęknęła błagalnie.
- Przyszłość całej rodziny spoczywa w twoich rękach
- szepnął jej do ucha. - Chcesz, by nie dowiedzieli się, kim
jestem? Możesz ich przed tym uchronić.
Gwałtownie uniosła głowę i spojrzała mu prosto
w oczy.
- Jak?
WIĘZY PRZEZNACZENIA 51
- Będziemy... współpracować.
Zamarła. Dłoń Laszló gładziła nagą skórę jej pleców,
ale nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że Sue znaj
dowała w tym przyjemność. Słyszała jego przyśpieszony
oddech i nie miała najmniejszych wątpliwości, co do ro
dzaju owej współpracy. Otworzyła usta, by zaprotestować,
lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Zabrakło jej
słów, gdy silna dłoń przesunęła się w dół po jej talii, obry-
sowując krągłą linię jej biodra i kończąc na pieszczeniu
smukłego uda. Milczała, obezwładniona siłą jego - czy
tylko jego? - pragnienia.
- Akurat tej korzyści nie planowałem - szepnął nie
swoim głosem. - Nie sądziłem, że... chcę ciebie.
- Nie! - krzyknęła z przerażeniem.
Przygarnął ją do siebie mimo oporu, jaki stawiała.
- Nie? No, to teraz chyba już nie masz wątpliwości?
- spytał kpiąco.
Ogarnęła ją fala gorąca. Tak, teraz czuła, że... Och!
To było..-, oszałamiające! Wspaniale było wiedzieć, że
tak na niego działa. Nie, przecież to okropne! Niemo
ralne! Przecież nie może pozwolić, by ktoś taki budził
jej pożądanie. Nigdy na to nie pozwoli! Próbowała się
wyrwać.
- Ty... - głos jej drżał. - Przestań! Zachowujesz się jak
zwierzę! - Szarpnęła się rozpaczliwie. Za wszelką cenę
musiała się wyrwać z jego objęć, które okazały się nad
wyraz niebezpieczne. - Od ojca się tego nauczyłeś?
Zbyt późno zorientowała się, że popełniła fatalny błąd.
W czarnych oczach zapłonęła ślepa furia. Laszló wręcz
rzucił się na nią i boleśnie zmiażdżył jej usta brutalnym
pocałunkiem. Upadli na ziemię. Sue wiła się rozpa
czliwie, próbując uniknąć jego warg, jego dłoni... Bezsku
52 WIĘZY PRZEZNACZENIA
tecznie. Jednak wkrótce musiała bardziej bronić się
przed samą sobą, ponieważ zaczęło się z nią dziać coś
dziwnego.
Kto rozpalił w jej wnętrzu ten ogień, który nie miał
prawa się tam tlić? Kto ją rzucił na głęboką wodę, której
istnienia nawet nie podejrzewała? Kto ją wydał na pastwę
żywiołów, którym nie była w stanie stawić czoła? Kto uga
si pragnienie, które wywołały w niej namiętne pocałunki
Laszló?
Nie wolno jej tak myśleć! Nie może się temu poddać!
Uwolniła się gwałtownym szarpnięciem i zerwała na rów
ne nogi, nie bacząc na to, że urywa przy tym kawałek sukni.
Na oślep rzuciła się do ucieczki. Byle tylko dalej od niego
i od prawdy o samej sobie.
Dopadł ją błyskawicznie i chwycił za włosy.
- Och!
- Nie wyrywaj się, to nie będzie bolało. Jeszcze z tobą
nie skończyłem - zagroził. Było oczywiste, że jego gniew
nie zdążył wygasnąć.
- Nie masz prawa mnie tak traktować! - zawołała hi
sterycznie.
- Uważaj - syknął ostrzegawczo, - Nic mnie nie po
wstrzyma, jeśli coś sobie postanowię. Dlatego licz się ze
słowami. Nikt nie ma prawa powiedzieć nic złego o moim
ojcu, zrozumiano?
No tak, nieodrodny synek swojego tatusia. Zachowywał j
się dokładnie tak, jakby mógł pomiatać wszystkimi dooko-
ła. Westchnęła.
- Przepraszam. - Jej twarz była szara niczym popiół,
- Wstyd mi, że obraziłam jego pamięć. To... to nie po
chrześcijańsku. Ale byłam... - zamilkła. Przecież nie przy
zna się, że umierała ze strachu. j
WIĘZY PRZEZNACZENIA 53
- Przerażona? - podpowiedział.
- Zła - sprostowała sztywno. Czy on musi tak bezbłęd
nie odczytywać jej uczucia? - Ale teraz jesteśmy kwita.
Zachowałam się mało elegancko, ty nie pozostałeś mi dłuż
ny. Rachunki zostały wyrównane, więc możemy o tym
zapomnieć i wrócić do właściwego tematu. Chciałabym cię
o coś prosić...
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę - wtrącił.
Zagryzła wargi. Chyba rzeczywiście musi bardziej uwa
żać na to, co mówi.
- Zaproponowałeś, hm, współpracę, ale dałam ci jas
no do zrozumienia, że nie jestem na sprzedaż. Nie speł
niłam twego warunku, tym niemniej... - Zaczęło jej
się zbierać na płacz na myśl o tym, co spotka Tanyę.
Podniosła na niego pełne łez oczy. - Daj im chociaż
ten jeden dzień! Poczekaj do jutra - powiedziała bła
galnie.
- W interesach nie ma miejsca na litość - oznajmił
cynicznie i uśmiechnął się drwiąco, słysząc jej głuchy jęk.
- Zawsze jednak można się trochę potargować.
Zrobiło jej się słabo.
- Chyba wolałabym targować się z diabłem!
- Sądzę jednak, że ja bardziej ci się podobam - wyce
dził z ironią. - Przecież proponuję ci korzystny układ.
- Nie będę się z tobą układać - stwierdziła zdecydo
wanie.
- Naprawdę nie chcesz ze mną sypiać?
Pociemniało jej w oczach. Równie dobrze mógł ją spy
tać, czy nie chce skoczyć w ogień! Poczuła, że traci pano
wanie nad sobą.
- Jesteś zdemoralizowany do szpiku kości. - Sue nie
kryła pogardy i potępienia. - Mam ci się oddać w zamian
54 WIĘZY PRZEZNACZENIA
za pozostawienie siostry przez kilka dni w błogiej nieświa
domości?
- Przystałabyś na takie warunki? - Przyglądał jej się
bardzo uważnie.
Wybacz mi, Tanya, pomyślała z rozpaczą, na szczęście
wiem, że mnie zrozumiesz.
- Nie.
Obojętny wyraz jego twarzy nie zmienił się ani na jotę.
- W takim razie znajdziemy inny sposób na zaspoko
jenie zarówno moich, jak i twoich pragnień.
- Jaki? - ponagliła.
-
Cierpliwość jest cechą, której uczyłem się latami. Te
raz ty się jej nauczysz - oznajmił zimno. - Zdradzę ci
tylko część mego planu. Otóż mogę się zrzec roszczeń do
tytułu i majątku w zamian za to, że będę cię wspierał fi
nansowo.
- Co takiego? - Chyba nigdy w życiu nie usłyszała nic
równie zadziwiającego!
- Ułatwię ci nawiązanie kontaktów na Węgrzech i za
łożenie firmy - powtórzył spokojnie.
Sue przeciągnęła drżącą dłonią po rozpalonym czole.
Przecież to nie miało żadnego sensu. Roześmiała się z nie
dowierzaniem.
- Ależ w ten sposób wyświadczyłbyś mi przysługę!
- Sobie również - oznajmił sucho. - Istvan oraz Viga-
dó są moimi rywalami w interesach. Bogaci często wcho
dzą sobie w paradę. Muszę w pewien sposób zneutralizo
wać ich wpływy. Jeśli wzmocnię twoją pozycję, będę mógł
wykonać pewien ruch, na którym mi zależy. Nie wystąpią
przeciw tobie.
- Jaki ruch? - spytała podejrzliwie.
- Szalenie istotny. Wart każdego poświęcenia.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 55
Nie bardzo chciało jej się w to wierzyć. Co mogło być
aż tak ważne, by w zamian za to zrzec się majątku i ksią
żęcego tytułu? Rozsądek podpowiadał jej, że tkwi w tym
jakaś pułapka i że trzeba zachować daleko idącą ostroż
ność.
- Skoro tak ze sobą rywalizujecie, to jakim cudem cię
nie rozpoznali?
- To proste. Staram się nie pokazywać publicznie. Ro
bię interesy z wieloma ludźmi, ale tylko nieliczni znają
mnie z widzenia. Z reguły działam przez kilka zaufanych
osób, a sam zachowuję incognito. Dzięki temu uzy
skuję dostęp do różnych spraw i miejsc, do których
w przeciwnym razie by mnie nie dopuszczono. Istvan
i Vigadó też mnie nie rozpoznali, co ułatwi mi teraz
zadanie im podstępnego ciosu. Ich słodziutka szwa-
gierka sprzymierzy się z najgorszym wrogiem - roze
śmiał się.
-. Nie powiem, by podobało mi się twoje poczucie hu
moru - mruknęła. - Wcale nie mam ochoty zranić Istvana
ani...
- Chyba lepiej, żeby miał do ciebie żal, niż żeby stracił
majątek? - wpadł jej w słowo. - Pomyśl też o księżnej. Jak
by się czuła, gdyby dowiedziała się, że znienawidzony
syn żyje i to on dziedziczy wszystko, a nie jej ukochany
Istvan?
Sue wolała nie zastanawiać się nad tym, jak straszny
byłby to cios. Ana Huszar przeżyła wystarczająco wiele
tragicznych chwil. Czyż nie mogłyby wreszcie i dla niej
przyjść spokojne, szczęśliwe dni?
- Ty chyba w ogóle nie masz serca - zauważyła z wy
rzutem.
- Ja tylko odpłacam pięknym za nadobne - odciął się.
56 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- A ona miała serce? Przez ten rok, który tu spędziłem,
nawet nie chciała na mnie patrzeć.
Westchnęła ciężko. Nieszczęśliwy związek księżnej
i Nikołaja Romanowa rzucił cień na losy wielu osób. Był
jak wrzucony w wodę kamień, który sam przepada w głę
binie, lecz kręgi rozchodzą się jeszcze długo i to na coraz
większej przestrzeni.
- To potworne - powiedziała ze współczuciem.
- Nie życzę sobie, by ktokolwiek się nade mną litował.
Miałem czas, by przywyknąć do tego, że matka się mnie
wyrzekła.
- Ale nie przywykłeś.
Żachnął się, lecz w jego oczach dostrzegła smutek.
- Musiałeś mieć trudne dzieciństwo - ciągnęła z rosną
cym żalem.
- Wcale nie! - warknął. - Miałem wspaniałych dziad
ków.
Obserwowała go uważnie. Był twardy, cyniczny i bez
litosny. To jednak nie jego wina. Los obszedł się z nim
okrutnie i uczynił zeń takiego właśnie człowieka. Czyż
mogła mieć Laszló za złe, iż powrócił upomnieć się o swo
je dziedzictwo?
- Tak się zastanawiam... - wykrztusiła wreszcie
z trudem. - Tak naprawdę, to ten majątek powinien na
leżeć do ciebie. Masz do niego prawo. Uważam, że po
winniśmy znaleźć jakiś sposób, by dyplomatycznie po
wiadomić księżnę i Istvana. Prawo jest po twojej stronie
- zakończyła mężnie.
Ze zdziwieniem uniósł brwi.
- No, tego się nie spodziewałem! Kobieta z zasadami!
- Zastanawiał się przez chwilę. Wyglądało na to, że nie
oczekiwana propozycja Suzanne pokrzyżowała mu plany.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 57
Wreszcie na jego ustach pojawił się krzywy uśmieszek.
- Oczywiście, zdajesz sobie sprawę z tego, że wyrzucę
stąd wszystkich, a w pierwszej kolejności księżnę, Istvana
i twoją siostrę oraz twego brata Johna wraz z jego świeżo
poślubioną żoną. Ponadto zwolnię wszystkich mieszkań
ców wsi. Nie znajdą zatrudnienia w tym majątku. I nic
mnie nie obchodzi, że w tej okolicy nie mają szansy dostać
żadnej innej pracy.
- Ależ przecież w ten sposób wszystko zamieni się
w ruinę!
- A co mnie to obchodzi? Chcę, by to wszystko nisz
czało. To właśnie moja zemsta. Już ja się postaram, by
po moich rządach nie udało się odrestaurować siedziby
Huszarów.
i' - To jest obrzydliwe!
Wzruszył ramionami.
- Ale skuteczne - odparł cynicznie. - Stawka, o jaką
gram, jest tak wysoka, że nie zawaham się przed ni
czym. Musisz zagrać swoją rolę w mojej grze. A jeśli nie
chcesz... Cóż, trudno. Chyba pójdę pogadać z moim przy
rodnim bratem. - Odwrócił się na pięcie i szedł w kierunku
zamku.
- Zaczekaj! - krzyknęła w desperacji.
Gdy się zatrzymał, westchnęła ciężko i podeszła do nie
go z ociąganiem. Manipulował nią, lecz nic nie mogła na
to poradzić, choć rola pociąganej za niewidzialne sznurki
marionetki zupełnie jej nie odpowiadała.
- Nie rozmawiaj z nim jeszcze. Daj mi kilka dni do
namysłu.
Ściągnął brwi.
- Masz podjąć decyzję natychmiast. Za kilka godzin
wyjedzie w podróż poślubną. Chcę, by przedtem dostał ode
58 WIĘZY PRZEZNACZENIA
mnie prezent... Albo dowie się, że zdradziłaś go, sprzy
mierzając się z jego największym wrogiem, albo zostanie
wydziedziczony. Wybieraj.
Zbladła.
- Czyli niezależnie od tego, co zrobię, zamierzasz po
psuć mu ten dzień?
Brutalnie chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
- Oczywiście! A co ty myślałaś?
- Ty sadysto! - wyrwało jej się z głębi serca. Co za
koszmar! Nie, niemożliwe, by to się działo naprawdę. Za
chwilę obudzi się i stwierdzi, że zasnęła na fotelu w sali
balowej. - Nigdy pochopnie nie podejmuję decyzji. Za
wsze wszystko starannie rozważam...
- Asekurujesz się- przerwał pogardliwie. - Dlatego ta
ka lekcja dobrze ci zrobi. No, wybieraj. Tak czy nie?
Postanowiła spróbować inaczej.
- Zrozum, nie mogę tego zrobić mojej rodzinie. Jeśli
kiedyś kogoś kochałeś, to przecież wiesz, że zranić kogoś
takiego...
- Skończ te sentymentalne gadki - zdenerwował się.
- Jestem za stary wróbel na takie plewy. No?
Postawił ją w sytuacji bez wyjścia.
- Tak - szepnęła drżącymi wargami. - Ale wiedz, że
gardzę tobą za to, że mnie zmusiłeś do takiej podłości.
Odetchnął i puścił ją. W ogóle go nie obeszło, co o nim
myśli! Musiał być wyjątkowo gruboskórnym draniem. Co
raz bardziej obawiała się tego, co jeszcze krył w zanadrzu.
Przecież to dopiero część jego planu.
- Chodź - powiedział rozkazująco. - Poinformujemy
rodzinkę o naszej przyjaźni.
- Kiedy ja... - Miała ochotę zaszyć się w mysią dziurę.
Dostrzegł to, gdyż spojrzał na nią pogardliwie. Urażona do
WIĘZY PRZEZNACZENIA 59
głębi, wyprostowała się dumnie. - Proszę bardzo. Miejmy
to już za sobą.
- Dzielna jesteś - mruknął.
Nie odezwała się. Szła obok niego na miękkich nogach
i z sercem w gardle. Co oni wszyscy o niej pomyślą? By
ło jej strasznie wstyd. Nigdy w życiu nie zrobiła niczego
równie podłego, nigdy również nie kłamała w żywe oczy.
Świadomość, że wybrała mniejsze zło, wcale nie przyno
siła jej ulgi. Z każdym krokiem ogarniały ją coraz większe
wątpliwości.
Gdy zaczęła zwalniać, objął ją. W ten sposób musiała
dotrzymać mu kroku. Nie zamierzała jednak protestować.
Dziwne, ale poczuła się jakby pewniej i bezpieczniej. Kie
dy znaleźli się przed drzwiami, zatrzymała się.
- Przestań mnie poganiać. Naprawdę potrzebuję czasu.
Wziął ją w ramiona.
- Nic się nie martw. Ja im to powiem. Ty nie musisz
nic mówić.
Jak to się stało, pomyślała ze zdumieniem, gdyż już
chwilę później rozkoszowali się długim, namiętnym poca
łunkiem. Co on ze mną robi, przemknęło jej przez głowę,
gdy jej dłonie zacisnęły się na szerokich ramionach Laszló.
Wcale nie ukrywała, że odczuwa przyjemność...
Nagle odezwał się w niej wstyd. Przecież w ten sposób
on ją upokarza. O nie, niech nie myśli, że wszystko mu
wolno! Gwałtownie wyrwała się z jego objęć i wymierzyła
mu siarczysty policzek.
- To, że masz nade mną przewagę, nie oznacza, że
możesz sobie na tak dużo pozwalać - oznajmiła gniewnie.
- Co ty sobie wyobrażasz? Jesteś prawie dwa razy starszy
ode mnie! Zresztą nie mam czasu ani ochoty na mężczyzn.
A już zwłaszcza na ciebie!
60 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Czarne oczy zalśniły.
- Dość trudno jest się oprzeć kobiecie, która aż błaga
o pocałunek.
- Wcale tego nie chciałam! - parsknęła, niczym roz
wścieczona kotka. - A ty mógłbyś się nauczyć zwalczać
pokusy.
- Może nie powinnaś być taka przystępna - podpowie
dział żartobliwie.
- Nawet gdybym stanęła na szczycie Mount Everestu,
to by mi chyba nie pomogło - odcięła się zjadliwie. - Nie
zwalaj winy na mnie, tylko trzymaj ręce przy sobie. - Po
słała mu nienawistne spojrzenie i sztywno weszła do za
mku. Znaleźli się w ogromnym holu.
- Tam jest - wskazał Laszló, a w jego głosie brzmiała
satysfakcja. - Zawołaj go.
To straszne. Przecież nie może tego zrobić.
- Istvan! - zawołała z wymuszonym uśmiechem.
Odwrócił głowę w ich stronę. Gdy ujrzał Sue w obję
ciach Laszló, jego twarz spochmurniała. Chyba będzie go
rzej, niż przypuszczałam, pomyślała z niepokojem. Zna
lazła się między młotem a kowadłem. Dezaprobata jedne
go oraz fizyczna bliskość drugiego skutecznie mąciły jej
w głowie.
- Upiłaś się? - spytał surowo Istvan, wyraźnie gotów
bronić jej przed zakusami korzystającego z okazji podry
wacza.
- No wiesz! - oburzyła się. - Chciałam porozmawiać.
Prywatnie. Możemy wejść do twojego gabinetu?
Gdy drzwi zamknęły się za nimi i zostali tylko we trój
kę, poczuła się dość niewyraźnie.
- Słucham. - Podejrzliwie przenosił wzrok z jednego
na drugie.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 61
- Otóż... Chciałam ci powiedzieć, że mój znajomy za
mierza mi pomóc w rozkręceniu interesu - zaczęła drżą
cym głosem.
Napięcie znikło z twarzy Istvana.
- Już się obawiałem, że usłyszę coś zupełnie innego.
- Wyciągnął dłoń. - Gratuluję. Robi pan niezły interes.
Lecz Laszló nie podał mu ręki.
- Chyba powinnaś zdradzić, kim jestem - zasugerował.
Spojrzała na niego z przerażeniem. W czarnych oczach
nie dostrzegła nawet cienia litości.
- To jest... No, to jest... - Zauważyła, że Istvan przy
gląda jej się ze zdziwieniem. - Laszló - wykrztusiła wre
szcie słabym głosem.
- Lazar - dodał Laszló.
Istva'n cofnął się, jak przed gadem. Sue poczuła się
okropnie. Przecież zrobiła to jedynie po to, by ochronić
jego szczęście. On zaś będzie żywił do niej głęboką urazę
w przekonaniu, iż okazała się wyrachowaną egoistką i ma-
terialistką. Wszyscy tak o niej pomyślą. Laszló skazał ją
na potępienie przez rodzinę. Zmusił do przejścia na stronę
wroga. Skończony łajdak!
- Widzisz, nie zdajesz sobie sprawy z tego, że ten pan
nie jest mile widziany w tym domu - zaczął Istvan.
- Owszem, wiem o tym - ucięła krótko. - Ale twoje
interesy nie mają nic wspólnego z moimi. - Jakim cudem
coś takiego przeszło jej przez gardło? Laszló, nienawidzę
cię za to, że muszę ranić tych, których kocham. - On będzie
mnie sponsorował i ułatwi mi nawiązanie kontaktów. Dla
tego uważam, że powinieneś zapomnieć o osobistych ani
mozjach. Dla mojego dobra.
- Zapomnieć? Prędzej mnie szlag trafi!
- Niewykluczone - odparował natychmiast Laszló.
62 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Spojrzała na niego z nagłym przestrachem. Co to ma
znaczyć? Czyżby ją okłamał? Wykorzystał ją do swoich
niecnych celów, zabawił się kosztem jej i Istvana, a teraz
zamierzał zdradzić tajemnicę swojej tożsamości? Ten jego
zadowolony wyraz twarzy, ta satysfakcja w głosie, ta drwi
na w oczach...
ROZDZIAŁ PIĄTY
Drżące wargi Suzanne zdradzały jej przestrach.
- Chyba nie zamierzasz... -jęknęła.
Wzruszył ramionami.
- To zależy wyłącznie od ciebie.
Dawał jej do zrozumienia, że jeśli się lepiej nie postara,
to on jednym zdaniem unieszczęśliwi rodziny Evansów
i Huszarów na resztę życia. Miał ich wszystkich w garści.
- Istvan, nie rób trudności. Wszystko zepsujesz - po
prosiła nieco płaczliwie.
- Od czasu, gdy wróciłem do kraju, ten człowiek z nie
wiadomych powodów nieustannie rzuca mi kłody pod no
gi. Nie dość tego, jest po prostu kłamcą i oszustem. - Rzu
cił się w kierunku Laszló w niedwuznacznych zamiarach.
Sue nie mogła dopuścić do rękoczynów. Błyskawicznie
stanęła między nimi.
- Nie rób mi tego! - zawołała błagalnie. - Nawet nie
wiesz, ile to dla mnie znaczy! Ja... Ja bardzo potrzebuję
tych pieniędzy.
- To ci je pożyczę. Do diabła, Sue, musimy pogadać
poważnie. W cztery oczy.
- Poczekam na zewnątrz - zaproponował spokojnie
Laszló. Wiedział, że Suzanne musi postępować zgodnie
z umową nawet podczas jego nieobecności. - Założę sic,
że on cię nie przekona. Ale przynajmniej upewni się, że cię
64 WIĘZY PRZEZNACZENIA
nie oszukam i że nie wyjdziesz źle na robieniu interesów
ze mną.
Zacisnęła pięści. Zaczynała mieć ochotę go zamordować.
- Sama dam sobie z tym radę - zapewniła cierpkim
tonem. - Jeśli liczysz na to, że będziesz mnie wykorzysty
wał, to się grubo mylisz. Nie pozwolę, żebyś puścił mnie
kantem.
Roześmiał się głośno. Pierwszy raz zobaczyła go uba
wionego. Wyglądał przy tym tak zniewalająco, że każde
kobiece serce musiało w takiej chwili mięknąć jak wosk.
Sue czuła, że nie jest pod tym względem wyjątkiem. Gdyby
nie był tak okrutny, pewnie nie potrafiłaby mu się oprzeć...
- To brzmi przekonująco - przyznał. - Ale nie psuj
humoru swojemu szwagrowi. Pozwól wygłosić sobie ka
zanie. Przecież widzisz, jak się do tego pali.
Spojrzenia dwóch mężczyzn spotkały się. Panujące
w pokoju napięcie stało się niemal nie do zniesienia. Dla
Suzanne najgorsza ze wszystkiego była myśl, że w żyłach
tych zajadłych wrogów płynie ta sama krew Huszarów. To
bracia patrzyli na siebie z nienawiścią...
- Nie mam ochoty prawić jej kazań. Muszę ją lojalnie
uprzedzić, w co się pakuje - odparł zimno Istvan.
- Strata czasu - wycedził Laszló. - Ona nie zmieni
zdania.
- Zmieni, jeśli usłyszy o panu parę rzeczy. A w ogóle,
kto pana tu zaprosił?
- Ja nie potrzebuję zaproszenia.
Sue zrozumiała, że nie ma ani chwili do stracenia.
Gniew Laszló mógł mieć nieobliczalne skutki. Bez namy-
słu odwróciła się do niego, wspięła na palce i lekko poca-
łowała zaciśnięte wargi. Rysy jego twarzy złagodniały na-
tychmiast. Delikatnie pogładził dłonią jej policzek. Jak i
WIĘZY PRZEZNACZENIA 65
cudownie, przemknęło jej przez głowę. Szkoda, że nie są
sami.
- Nie potrzebował, bo... Bo on jest moim specjalnym
gościem - wypaliła.
Niemal słyszała, jak Istva'n zgrzytnął zębami.
- Panie Lazar, byłbym zobowiązany, gdyby zostawił
nas pan na chwilę samych - powiedział lodowato. Nagle
ton jego głosu zmienił się. - Masz rozdartą suknię! - za
uważył i posłał Laszló oskarżycielskie spojrzenie.
- Poślizgnęła się na trawie - skłamał gładko. - Właś
nie w ten sposób... poznaliśmy się bliżej. Prawda, kotku?
- uśmiechnął się do niej.
- Tak, dzięki temu mogliśmy trochę dłużej porozma
wiać - wyjaśniła słabym głosem.
- Tak, to też - mruknął przeciągle.
Jej twarz oblała się rumieńcem. Wiedział drań, że nie
ośmieli się zaprzeczyć jego insynuacjom. Bawił się nią jak
kot myszą. Och, niedoczekanie jego! Jeszcze ona mu za to
odpłaci!
Gdy zniknął za drzwiami, nie czekała na wyrzuty
Istvana.
- Doskonale wiem, że nie pałacie do siebie sympatią
- zaczęła. - Ale moje interesy i twoje nie mają ze sobą nic
wspólnego. Ty idziesz swoją drogą, a ja swoją. Na mojej
właśnie pojawił się sponsor, a że jest to akurat La'szló, to
nie ma znaczenia. Rozumiem, że go nie lubisz...
- To bardzo łagodnie powiedziane - wtrącił chmurnie.
-On...
- Proszę, pozwól mi dokończyć. - Teraz ona mu prze
rwała. - Mam prawo nawiązywać współpracę z kim tylko
zechcę...
- Ale nie z oszustem i łajdakiem - zawyrokował sta-
66
WIĘZY PRZEZNACZENIA
nowczo. - W dodatku pozwalasz mu na zbyt wiele, jeśli
chodzi o sprawy damsko-męskie. Radzę, żebyś nie posu
wała się dalej.
- Jak możesz myśleć, że...
- Mam oczy, Sue! Widzę, w co się pakujesz. Znam cię
od dnia twoich urodzin, przez kilkanaście lat wychowywa
liśmy się pod jednym dachem. Co prawda od jakiegoś czasu
wiadomo, że nie jestem twoim starszym bratem, tym nie
mniej nadal czuję się za ciebie odpowiedzialny. Chcę cię
uchronić przed popełnieniem głupstwa.
- Nie zrobię żadnego głupstwa! - zaperzyła się. - Prze
stańcie mnie wreszcie wszyscy traktować jak dziecko! To,
jak żyję, z kim flirtuję i z kim robię interesy, to wyłącznie
moja sprawa - tłumaczyła żarliwie. Istvan nie mógł się
domyślić, że weszła w układ z Laszló pod przymusem.
Musiała go przekonać, iż jej decyzja jest nieodwołalna,
gdyż odpowiada jej największym pragnieniom. - Trafiła
mi się świetna okazja, a ty próbujesz pokrzyżować mo
je plany tylko dlatego, że nie lubisz Laszló. Musiałabym
upaść na głowę, żeby zmarnować taką szansę. Przestań się
więc wtrącać w moje sprawy, dobrze? - Było jej ogromnie
przykro, że musi sprawiać mu ból, zwłaszcza w taki dzień,
lecz teraz nie było już odwrotu.
- Dobrze, zgadzam się, że znasz się na robieniu intere
sów. Ale nie masz doświadczenia z mężczyznami...
- Znów zaczynasz traktować mnie jak smarkulę? - za
atakowała. Bolało ją, że musi się tak okropnie zachowy
wać, by to wszystko brzmiało przekonująco. - Przecież
widzę, że to podrywacz. Nie obawiaj się więc, nie ulegnę
mu. Ale czemu oprócz pracy nie mam mieć odrobiny przy
jemności? Parę pocałunków jeszcze nikomu nie zaszkodzi
ło - zakończyła buntowniczym tonem.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 67
- Jeśli on zechce czegoś więcej, to będzie umiał złamać
twoją wolę - ostrzegł ponuro.
- Dzięki za zaufanie - odparła cierpko. - A nawet je
śli... Każdy czasem popełnia błędy.
- Taki błąd może zrujnować całą resztę życia - powie
dział ze smutkiem.
Serce ścisnęło jej się boleśnie. Jej najgorsze podejrzenia
co do Laszló zostały potwierdzone. Wpadła w sidła zasta
wione przez wyjątkowo złego człowieka.
- Doceniam, że się o mnie troszczysz. - Głos zaczął się
jej lekko łamać. Traciła siły i obawiała się, że w pewnym
momencie nie wytrzyma i zdradzi prawdę. Trzeba skoń
czyć tę bolesną rozmowę jak najszybciej. - Ale teraz po
winieneś zajmować się panną młodą. Cieszcie się sobą, nie
myślcie o mnie i nie martwcie się o nic.
Lecz Istvan nie dawał za wygraną. Cierpliwie tłumaczył
jej, co Laszló robił, by go pognębić, lecz Sue zakryła uszy.
- Nie chcę tego słuchać! - krzyknęła. Podjęła już de
cyzję, poświęciła się dla dobra rodziny i nie mogła pozwo
lić, by cokolwiek zachwiało jej przekonaniem. Po jej poli
czku spłynęła duża, ciężka łza. Istvan wykonał gest, jakby
chciał ją przytulić, lecz odskoczyła ku drzwiom. - Zostaw
mnie! Chcesz, żeby wszyscy przyszli i zobaczyli, że się
kłócimy? Chcesz zrobić przykrość Tanyi? Ja chcę przecież
tylko żyć po swojemu. Mam już dwadzieścia jeden lat!
Z furią uderzył dłonią o blat biurka.
- Do licha, Sue! Zupełnie cię nie poznaję. Co cię opę
tało?
- Po prostu dostałam szansę na spełnienie mojego ma
rzenia - wyszeptała i z trudem uśmiechnęła się przez łzy.
- Dam sobie z nim radę, zobaczysz. Nie pozwolę, żeby
mnie wykiwał.
68 WIĘZY PRZEZNACZENIA
On jednak znów próbował wyperswadować jej ten po
mysł. Okazywał przy tym tyle troski, zrozumienia i dobre
go serca, że bała się, iż wreszcie złamie jej opór. Wolałaby
dziką awanturę. Niechby się gniewał, niechby jej wymy
ślał, ale niechby się tak nie martwił. Kochała Istva'na i świa
domość, że go rani, była nie do zniesienia;
Pojął wreszcie, że nic nie wskóra, poprosił więc tylko,
by zadzwoniła, gdy będzie potrzebowała pomocy. Ode
tchnęła z niewysłowioną ulgą i wyszła. Najgorsze miała za
sobą. Chociaż, nigdy nic nie wiadomo. Następnych kil
ka tygodni musi spędzić w towarzystwie znienawidzonego
Laszló. Na co ją tym razem narazi?
Zauważyła, że główne drzwi były otwarte. Goście właśnie
się rozchodzili. Członkowie rodzin Husza'rów i Evansów stali
na szczycie schodów i serdecznie żegnali się z każdym po
kolei. Tam, gdzie prawie nie docierało już światło, majaczył
w ciemności niewyraźny zarys jakiejś postaci.
Sue ukradkiem wymknęła się na dziedziniec i zajęła
takie miejsce, by mogła obserwować Laszló nie zauważo
na. On również się ukrywał. Stał nieruchomo, wpatrując
się uważnie w grupę na podeście. Gdyby nie wyroki losu,
znajdowałby się teraz wśród nich, w dodatku jako książę,
pan tego zamku.
Spostrzegła, że nie odrywał oczu od księżnej. Poczuła,
że coś ją chwyta za gardło. Śledził każdy gest matki, chło
nął każde jej słowo, nie przeoczył niczego. Bezwiednie
zaciskał palce na krawędzi stojącej obok wielkiej donicy
z palmą, w której cieniu się chował. Sądził, że nikt go nie
widzi, więc nie ukrywał swoich emocji.
Na jego twarzy malował się ból, zaciśnięte w wąską
kreskę usta i przeraźliwie puste oczy zdradzały, że Laszló
jedynie udawał obojętność w stosunku do księżnej. W rze-
WIĘZY PRZEZNACZENIA
69
czywistości cierpiał bardzo, a to cierpienie towarzyszyło
mu przez całe życie i trawiło jego duszę niczym nieuleczal
na choroba. Ponieważ nie mógł znaleźć ulgi, chciał, by inni
męczyli się tak samo jak on. Ich radość i szczęście jedynie
zwiększały jego udrękę. Dlatego zapragnął wreszcie z tym
skończyć.
Z drugiej strony dobrze o nim świadczyło, że tak bardzo
przeżywał brak matczynej miłości. Biedna księżna... Jak
bardzo musiała być nieszczęśliwa na myśl o tym, że dzie
dzicem rodu zostanie pół-Rosjanin. Jak musiała cierpieć,
gdy urodziła dziecko, którego nie mogła kochać, choć za
pewne tego pragnęła.
Pomyślała o płaczącym dziecku, którego nikt nie pocie
szał i nie przytulał. O kobiecie i mężczyźnie, krążących
w zamku niczym w zamkniętej klatce. O panującej między
nimi nienawiści. Chciało jej się płakać. Pochodziła z ko
chającej się rodziny i nie potrafiła sobie wyobrazić takiej
potworności.
Nienawiść toczy niczym rak, sączy jad w duszę i zabija
w człowieku wszystko, co najlepsze. Laszló padł jej ofiarą,
choć był zupełnie bez winy. Czyż można się dziwić temu,
że jest, jaki jest, pomyślała ze smutkiem i współczuciem.
Westchnęła bezwiednie.
Odwrócił głowę w jej stronę, przybierając obojętny wy
raz twarzy. Natychmiast zauważył ją pośród bujnego kwie
cia i skinął, by podeszła. (
- Przyjadę po ciebie o dziesiątej rano - powiedział ści
szonym głosem.
Serce zabiło jej mocniej. Znów poczuła, że przepływają
między nimi niewidzialne fluidy, które w przedziwny spo
sób oddziałują na jej zmysły. Gdy zwlekała z odpowiedzią,
spojrzał znacząco na grupę na schodach.
70 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Dobrze - szepnęła.
- Już nie mogę się doczekać. - Przesunął wargami po
jej ustach.
Czemu tak krótko, przemknęło jej przez głowę. Miała
wrażenie, jakby była pod wpływem narkotyku, który ją
obezwładniał i paraliżował jej wolę. Jedyne, czego pragnę
ła, to osunąć się w ramiona Laszló... Ale jego już nie było.
Oszołomiona, zacisnęła dłonie na pniu palmy. Kręciło
jej się w głowie, obawiała się, że się przewróci. Nagle przez
duże okna zamkowego holu dostrzegła Istvana. Wyszedł
z gabinetu i z marsem na czole zmierzał w kierunku pozo
stałych. Natychmiast doszła do siebie. Nie mogła dopuścić
do tego, by wszystko się wydało. Dopadła Istvana w pół
drogi i niewiele myśląc, rzuciła mu się na szyję.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę - zawołała radośnie.
Wcale nie kłamała. Naprawdę miała ochotę tańczyć i śpie
wać, a jedynym powodem jej upojnego szczęścia był...
Laszló i jego pocałunki. - To moja wielka szansa! Proszę,
nie mów nic nikomu, dobrze? Macie jechać w podróż po
ślubną, a nie martwić się o mnie i przekonywać, że nie
mam racji. Nie chcę wam sprawiać kłopotu, zwłaszcza
teraz. Byłoby mi strasznie przykro, zrozum! Obiecujesz?
- Błagalnie spojrzała mu w oczy.
- No, dobrze - zgodził się z ociąganiem. - Ale uważaj
na siebie. Nie ufaj mu. Wiesz, dokąd jedziemy, tu jest nasz
numer do hotelu. Zadzwoń w razie czego. Przylecę na
tychmiast. Tanya na pewno by tego chciała - przekonywał
gorąco. - I nie pozwól, by zaślepiła cię ambicja. On to
wykorzysta.
- Przysięgam, że nie pozwolę, by dosięgnął ciebie prze
ze mnie - powiedziała drżącym głosem. - Nie dam mu cię
znowu zranić.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 71
Uśmiechnął się czule i pocałował ją w czoło. Następnie
pożegnała się również z Tanyą, Johnem i Lisą, z trudem
powstrzymując się od płaczu.
- Do widzenia, kochani! - wołała za nimi, gdy czerwo
ne światła samochodów niknęły w ciemności.
Gdy obie pary odjechały już w podróż poślubną, Sue
poczuła, że był to wyjątkowo długi i męczący dzień. Po
wiedziała wszystkim dobranoc i ze znużeniem udała się
do swego pokoju. Jednak nie mogła zasnąć. Oczami wy
obraźni cały czas widziała twarz Laszló.
Przewracała się na łóżku, w nieskończoność poprawiała
poduszkę, nic nie pomagało. Wreszcie odrzuciła na bok
kołdrę i rześkie powietrze nocy nieco ochłodziło jej roz
palone nagie ciało. Zarazem jednak ogarnęło ją pragnie
nie... Jeszcze nigdy w życiu tak się nie czuła. Nigdy przed
tem tak mocno nie zdawała sobie sprawy z faktu, że jest
kobietą.
To wszystko przez Laszló. A najgorsze, że on doskonale
wiedział, jaki wpływ na nią wywiera. Nieposłuszna wy
obraźnia natychmiast podsunęła jej obraz przystojnego
mężczyzny, spoczywającego tuż obok i pieszczącego go
rącą dłonią jej uległe ciało.
Zawstydzona, pośpiesznie przykryła się z powrotem
i postanowiła wykorzystać wyobraźnię jako swego sprzy
mierzeńca, a nie wroga. Postarała się ujrzeć Laszló siedzą
cego w głębokim fotelu w przydeptanych kapciach, sztru
ksowych spodniach i szczelnie zapiętym wełnianym
wdzianku. Pomogło.
No i co, dziadku, pomyślała ze zjadliwą uciechą, a na
jej ustach pojawił się uśmiech. Doszła do wniosku, że
będzie przywoływać ten obraz możliwie często.
72 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Wyglądasz cudownie. - Laszló niedbale opierał się
o czarny kabriolet.
Starała się nie pokazać, jaką przyjemność sprawiają jej
jego komplementy.
- Prawda? - Z dumą pogładziła spięte w kok włosy.
Obserwowała przy tym ukradkiem jego fantastyczną
figurę, podkreśloną przez doskonale leżący płócienny gra
natowy garnitur.
- Jedziemy? - mruknął zapraszająco.
Na myśl o tym, że mają spędzić czas razem, robiło jej
się gorąco.
- Dokąd?
Otworzył drzwiczki od strony pasażera.
- Najpierw pogadamy o naszej współpracy, a potem
zabiorę cię do twoich przyszłych kontrahentów.
- Świetnie! - odparła z entuzjazmem, lecz delikatna
dłoń zadrżała w jego silnym uścisku, gdy szarmancko po
magał Suzanne wsiąść. Czy on musi tak na mnie działać,
zirytowała się. Pośpiesznie pomyślała o przydeptanych ka
pciach i uśmiechnęła się leciutko.
Usiadł za kierownicą, odwrócił się do niej i starannie
otaksował ją wzrokiem. Tym razem nie udało mu się zbić
jej z tropu, gdyż cały czas rozkoszowała się wizją dziadka
w wełnianym sweterku i bamboszach, co doskonale popra
wiało jej humor.
- Świetnie się ubrałaś. W tym kostiumie wyglądasz ele
gancko i profesjonalnie, a poza tym będzie ci w nim wy
godnie przez cały dzień.
- Dlaczego tak długo? - spytała podejrzliwie.
- Ponieważ musimy omówić sporo spraw, w dodat
ku firmy, z którymi chcę cię skontaktować, znajdują się
w dość dużych odległościach od siebie.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 73
Ruszyli. Laszló nawet nie spojrzał na zamek i Sue znów
poczuła, że jest jej go żal.
- Musiałeś się dziwnie czuć w nocy, gdy wróciłeś do
domu po pobycie tutaj - zaczęła.
- Nie pojechałem do domu - uciął nieprzyjemnym to
nem.
- Rozumiem. Przebrałeś się w przydrożnych krzakach
- zakpiła, nieco dotknięta jego reakcją.
- W hotelu.
Urażona, zamilkła na chwilę i zaczęła się przyglądać
wsi, przez którą przejeżdżali. Ludzie krzątali się, zajęci
pracą. Ich życie z pewnością nie było lekkie, a przecież...
Tu bawiła się gromadka dzieci, tam jakaś kobieta chwyciła
synka na ręce i zakręciła się z piszczącym radośnie malcem
dookoła, nie opodal szedł mężczyzna z maleńką dziew
czynką, która dreptała u jego boku i ufnie trzymała ojca za
rękę.
Zauważyła, że Laszló również im się przygląda. Widok
szczęśliwych rodzin musiał sprawiać mu nieznośny ból.
- Domyślam się, że mieszkasz daleko? - spytała zna
cznie łagodniejszym tonem.
Wzruszył ramionami.
-. Mieszkam tam, gdzie mi akurat wygodniej. Nie mam
domu. Raz zatrzymuję się w Londynie, kiedy indziej
w Hong Kongu. - Niedbale oparł dłoń na dźwigni zmiany
biegów i nagle Sue zauważyła złotą obrączkę. W nocy nie
nosił jej na pewno. Jest więc żonaty. Nic dziwnego, że
Istva'n tak nerwowo zareagował na ich wczorajsze za
chowanie.
- Zaskakujesz mnie - zaczęła, lecz jednak nie odważy
ła się spytać o żonę. Pomyślałby, że poluje na męża. Po
stanowiła powiedzieć co innego. - Skoro jesteś taki bogaty,
74 WIĘZY PRZEZNACZENIA
to dlaczego nie masz wielkiego domu, w którym mógłbyś
trzymać różne cenne rzeczy?
Roześmiał się głośno.
- Nie mam ich - wyjaśnił, zdumiewając ją jeszcze bar
dziej. - Nie chcę, by mnie cokolwiek obciążało. Lubię być
wolny. Gdy czegoś pragniesz... - posłał jej zachwycone
spojrzenie - ... a potem to zdobywasz, tracisz niezależ
ność. Trzęsiesz się, że możesz to utracić. To niebezpieczne.
Łatwo można cię zranić.
- To dlatego tak łatwo rezygnujesz z zamku?
- Między innymi.
- Nie do końca mnie to przekonuje - ciągnęła w na
dziei, że dowie się czegoś więcej o jego planach. - Trudno
uwierzyć, że komuś nie zależy na książęcym tytule i wiel
kiej posiadłości.
- Ale z tym wiąże się równie wielka odpowiedzialność
i konieczność bycia przykutym do jednego miejsca. Nie
mam do tego głowy. Lubię przenosić się z miejsca na miej
sce. Żadnych zobowiązań, kompletna niezależność.
- Mógłbyś pogodzić się z matką - zasugerowała
ostrożnie.
- Zbyt wiele bólu by mnie to kosztowało - odparł po
nuro, po czym nagle zmarszczył brwi. - Czemu o to py
tasz? Przecież powinno ci zależeć na tym, żeby trzymać
mnie od niej z daleka.
- Chcę się upewnić, czy naprawdę rezygnujesz z tego
majątku.
Chyba uraziła jego dumę.
- Nie zależy mi na nim, choć z łatwością dostałbym go
za darmo. Jestem wystarczająco bogaty, bym mógł sobie
pozwolić na kupno znacznie większego.
- Ale ten należy do rodu o tysiącletniej tradycji - na-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 75
ciskała dalej Sue. Musiała zyskać pewność co do jego
intencji. - A ty jesteś spadkobiercą tego rodu. Mam uwie
rzyć, że w ogóle cię to nie obchodzi?
- Nie.
- Kłamiesz! - stwierdziła z przekonaniem, gdy odru
chowo zacisnął dłonie na kierownicy i przyśpieszył. Zanie
pokoiło ją to. Droga była stanowczo zbyt wąska, by jechać
z taką prędkością.
- Szczera aż do bólu. - Zaśmiał się lekko i zwolnił. Sue
odetchnęła z ulgą. - Dobra, obchodzi, ale w inny sposób.
Widzisz, byłem zadowolony, że kobieta, która oszukała
mego ojca, została pokarana przez los. Poświęciła się dla
jakiegoś zamku i skrawka ziemi, a w zamian otrzymała
życie bez miłości. Owszem, wzięła sobie kochanka, ale
niedługo miała z niego pociechę.
- Księżna jest kochana przez tylu ludzi... - zaperzyła się.
- Dopiero teraz. A wiesz, dlaczego? Ponieważ wresz
cie zrozumiała, że żaden majątek nie jest w stanie zastą
pić drugiego człowieka - powiedział ostro. - Potrzebowa
ła wiele czasu, by nauczyć się, że własność można utracić.
Liczy się tylko miłość i przyjaźń.
- Musiano cię bardzo kochać, skoro to wiesz. - Miała
wrażenie, jakby ujrzała światełko na końcu tunelu. Nie
wszystko więc stracone, pomyślała z nagłą nadzieją.
Laszló nie mógł być z gruntu złym człowiekiem, gdyż
rozumiał znaczenie miłości.
- Tak, byłem kochany - potwierdził jakby rozmarzo
nym głosem.
- Ale to ci nie wystarczało? Tęskniłeś za matką, pra
wda? - dopytywała się.
Twarz, która przed chwilą złagodniała, znów przybrała
zimny i nieprzenikniony wyraz.
76 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Szczerze mówiąc, cieszyłem się z tego, że żyła samo
tnie w biedzie, a zamek popadł w ruinę.
- Ale potem wrócił Istvan i odbudował go własnymi
rękami.
- A ją utrudniałem mu to na każdym kroku - odpowie
dział bez śladu zażenowania. - I postarałem się, by wie
dział, kto za tym stoi. - Beztrosko wzruszył ramionami na
widok jej oburzenia. - Miałem pozwolić temu bękartowi,
by za darmo dostał to, co nie jego? Wiedziałem, że gdybym
się na nim nie mścił, to pewnego dnia dostałbym szału
i przyjechał wprost do zamku z dowodami mojej tożsamo
ści. A ja wolę działać powoli - wyjaśnił dwuznacznym
tonem. - Lubię się delektować zadawaną torturą...
Taki sposób rozumowania zdecydowanie jej się nie po
dobał. Jak ma zjednać sobie Laszló, a zarazem nie wpaść
mu w ręce i nie dać się zranić? To przypominało balanso
wanie na linie, z której w każdej chwili mogła spaść.
- Ale Istvan w końcu przezwyciężył wszystkie trudno
ści - przypomniała z dumą.
- O, do końca jeszcze daleko. - Niewzruszona twarz
Laszló wyglądała jak wykuta z kamienia. - Nie wiesz, że
najciszej jest zawsze przed burzą? Dałem mu odetchnąć
tylko po to, by mocniej odczuł następny cios.
Spojrzała na niego z nagłym przestrachem.
- O czym ty mówisz?
- Wyobraź sobie, jak on się teraz musi czuć. Nie dość,
że cię finansuję, to jeszcze budzę twoje niewątpliwe zain
teresowanie. Będzie się tym dręczył przez cały miodowy
miesiąc - wycedził z satysfakcją. - Znając moje metody
działania, będzie przypuszczał, że prawdopodobnie nawią
żę z tobą... - na jego ustach pojawił się krzywy uśmieszek
- ... bliższą znajomość. Tylko po to, by go dręczyć.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 77
To dlatego tak mnie całował, pomyślała z goryczą i obu
rzeniem. Wcale mnie nie pragnął. Ja jego też nie, dodała
pośpiesznie w myślach. Tym niemniej czuła się upokorzo
na. Jak mógł tak ostentacyjnie zdradzać, że traktuje ją
jedynie jak narzędzie?
- Istvan ma o mnie jak najgorsze zdanie. Ile razy do
tknie twojej pięknej siostry, wyobraźnia podsunie mu obraz
ciebie i mnie w identycznej sytuacji. Będzie się obawiał,
że cię z premedytacją uwiodę. - Położył dłoń na kolanie
Sue. Strąciła ją gniewnie, lecz on tylko się uśmiechnął.
- Mam nadzieję, że nie zepsułem mu nocy poślubnej.
- Jeśli powiedział Tanyi, to mogła przepłakać całą noc.
Ona tak się przejmuje... Ty draniu! Czy naprawdę nie masz
żadnych ludzkich uczuć? - jęknęła.
Zacisnął zęby i z ponurą determinacją wpatrywał się
w drogę.
- Każdy z nas walczy o to, co dla niego najważniejsze.
Ja też to robię. Dlatego muszę mieć w ręku asa, żeby wy
grać tę grę. Możesz to też nazwać czymś w rodzaju karty
przetargowej.
Aż się skurczyła pod jego zimnym, otaksowującym
wzrokiem.
- To ja mam nią być - odgadła ze zgrozą. - Co zamie
rzasz zrobić? Dokąd my właściwie jedziemy? Zatrzymaj
się, chcę wysiąść! - krzyknęła histerycznie. - Zatrzymaj
się!
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Ręce mu drgnęły, samochód znienacka zjechał na pobo
cze i Sue wydała okrzyk przestrachu. W ostatniej chwili
Laszló gwałtownie skręcił i wyprowadził na prostą.
- Chcesz nas zabić? - spytał z irytacją. - Nie warto.
Jeszcze sporo przed nami.
Poklepał ją po kolanie. Gniewnie cofnęła nogę, lecz
bezczelnie przyciągnął ją z powrotem. Poczuła ze zgrozą,
że dotyk jego silnej ręki na jej udzie okazuje się nadspo
dziewanie przyjemny...
- Co robisz? - spytała podejrzliwie, gdy zjechał na przy
drożny parking.
- Muszę się napić kawy. - Wskazał na niewielki zajazd.
- A poza tym jesteśmy śledzeni.
- Co takiego? - odruchowo zerknęła do tyłu.
- Nie odwracaj się! - ostrzegł i błyskawicznie chwycił
jej głowę w dłonie. - Jeśli masz wątpliwości, to robię to,
by uśpić ich czujność - wyjaśnił i pocałował ją. - Oraz
dlatego, że to wyjątkowo miły sposób spędzania czasu.
Powinno ją od niego odrzucać, lecz niepojętym sposobem
jego pocałunki sprawiały jej niewytłumaczalną radość. Opór,
jaki próbowała początkowo stawiać, słabł z każdą chwilą.
- Suzanne - szepnął.
- Nie... -jęknęła bezradnie, gdy męska dłoń wślizg
nęła się pod żakiet i zaczęła pieścić kształtną pierś.
- Suzanne - powtórzył z trudem.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 79
Obezwładniona brzmiącym w jego głosie pragnieniem
oraz coraz śmielszymi poczynaniami, bezsilnie odchyliła
głowę do tyłu. Natychmiast wykorzystał sytuację i zmysło
wo przesunął wargami po jej szyi. Z jednej strony poczuła
się straszliwie bezbronna, a z drugiej pożądana, co wpra
wiło ją w zachwyt.
A potem przestała myśleć, jedynie napawała się upojną
chwilą, jedwabistym dotykiem jego włosów pod swoimi
dłońmi, blaskiem czarnych oczu, w których widziała pra
gnienie... Wreszcie Laszló powoli uniósł głowę. I nagle
Sue zrozumiała, że splata palce na jego szyi i nie chce mu
na to pozwolić! Ogarnął ją wstyd i natychmiast odepchnęła
go od siebie.
- Jak śmiesz?
- Myślę, że odegraliśmy tę scenkę całkiem przekonują
co - mruknął. - A teraz daj mi w twarz.
- Słucham? - wyjąkała ze zdumieniem. Nic nie rozu
miała z tego, co mówił. Przed chwilą znalazła się w siód
mym niebie i trudno było jej wrócić na ziemię.
Ponownie się nad nią pochylił, tym razem jednak tylko
markował pocałunek.
- Istvan wysłał kogoś za tobą. Jeśli się dowie, że uwo
dzenie ciebie idzie mi tak łatwo, jak amen w pacierzu
będziemy go mieli wkrótce na karku - szeptał. - Co pra
wda jesteś wyjątkowo przystępna, ale...
Sue odsunęła się i z furią wymierzyła mu siarczysty
policzek. Pojednawczym gestem uniósł dłonie do góry.
- Przepraszam! - zawołał. - Posunąłem się zbyt da
leko! - Następnie dodał ciszej: - Widzisz, wystarczy cię
sprowokować, a robisz dokładnie to, czego się od ciebie
oczekuje.
- Wcale nie wierzę, że ktoś nas śledzi - mruknęła ura-
80 WIĘZY PRZEZNACZENIA
żona do głębi. Nie była pewna, czy to nie był tylko pretekst
z jego strony.
Dyskretnie przekręcił wsteczne lusterko w jej stronę.
- Udawaj, że poprawiasz makijaż. Zwróć uwagę na
samochód na samym końcu parkingu.
Ze złością zapięła guziki żakietu i symulując ponowne
upinanie koka spojrzała w lusterko.
- To mercedes Isrvana! - zdumiała się.
- Wiem.
Czyli rzeczywiście te pieszczoty były obliczone na użytek
patrzących. Wcale nie chodziło o nią! Skończony łajdak!
- Skąd? - wycedziła.
- Myślę o wszystkim, dlatego wiem wszystko. Wyznaję
prostą zasadę, że jeśli chcesz coś zbudować, to musisz
zacząć od solidnych fundamentów. Dlatego jestem lepszy
od innych - zakończył z przekonaniem.
- Zwłaszcza w skromności - dopowiedziała drwiąco.
- W to, co robię, wkładam więcej wysiłku niż zwykli
ludzie. Dlatego osiągam rezultaty, które ich zadziwiają.
Wiem, na co mnie stać i nie pozuję na skromnisia. Nie lubię
udawać.
- To czemu to robisz? - spytała zimno, sięgając po
szminkę. - Przecież udajesz obojętność w stosunku do ma-
tki, a to nieprawda.
- Celny strzał - przyznał ponuro, a jego oczy pocie
mniały. Zrobiło jej się wstyd. Nie sądziła, że aż tak go zrani,
chciała się tylko odegrać za to, jak ją potraktował. Szybko ;
jednak odzyskał panowanie nad sobą. - Miło się ciebie
całowało. Muszę to robić częściej.
- Tylko spróbuj!
Uśmiechnął się leniwie, wysiadł z samochodu i po
chwili otworzył drzwiczki od strony pasażera. Sue nieco
I
WIĘZY PRZEZNACZENIA 81
niepewnie stanęła na nogach. Ujął ją pod ramię, czym ją
dodatkowo rozzłościł. Wiedział, drań, że jeszcze kręci jej
się w głowie od jego pocałunków!
- Nie rozumiem, czemu nas śledzą - powiedziała na-
dąsana. - A może zaprośmy ich do twojego wozu i niech
jadą z nami? Zaoszczędziliby na benzynie - zapropono
wała buntowniczo.
- Nie rozumiesz? - Pytająco uniósł brwi. - Jeśli są
dzisz, że Istva'n puściłby cię bez obstawy na spotkanie ze
mną, to chyba masz nie po kolei w głowie.
Posłała mu mordercze spojrzenie.
- To on ma nie po kolei, jeśli myśli, że sobie z tobą nie
poradzę. Dotknij mnie jeszcze raz, a...
- ...a sprawi ci to jeszcze większą przyjemność niż
przedtem - dokończył bezczelnie.
Zagryzła wargi. Prawda o samej sobie okazała się nad
wyraz gorzka. Nie podejrzewała, że może tak łatwo zapo
mnieć o swoich zasadach.
- A pożałujesz - dokończyła ze złością.
- Dobrze, już dobrze. Chodź coś zjeść - zaproponował
pojednawczym tonem.
- Poproszę, żeby zrobili z ciebie pieczyste - skomen
towała uszczypliwie.
Ze śmiechem potrząsnął głową.
- Jesteś cudowna. Coraz bardziej mi się to wszystko
podoba. Cieszę się, że tobie również.
Podniosła na niego wzrok.
- Najbardziej podoba mi się to, że któregoś dnia udo
wodnię wam wszystkim, iż potrafię stanąć na własnych
nogach.
- Chyba, że cię przedtem pocałuję - mruknął z szatań
skim uśmieszkiem.
82 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Nie przyszło ci na myśl, że może celowo ci pochle
biam? - spytała prowokacyjnie i mężnie spojrzała mu pro
sto w oczy. Miała wrażenie, że trochę się zaniepokoił, co
sprawiło jej ogromną satysfakcję. - Uważaj. Być może
przejęłam twoje zasady gry. Może mi też nie można za
ufać. Stawka jest zbyt wysoka, żeby grać z tobą uczciwie.
Z przyjemnością przytrę ci nosa.
- A ja z przyjemnością będę obserwować twoje bezsku
teczne wysiłki - skwitował. - Jakoś niespecjalnie się ciebie
obawiam. Jesteś łagodna, delikatna, rozpieszczona przez
kochającą rodzinę...
- Jeśli już o rodzinie mowa, to moja wyróżnia się tym,
że każdy zawsze osiąga swój cel. Żadna ludzka siła nie jest
w stanie powstrzymać nas od postawienia na swoim - od
parła zimno. - Bardzo też nie lubimy, gdy ktoś próbuje
nami rządzić. Miej to na uwadze.
- Zbliżają się szpiedzy Istvana - ostrzegł. - Musimy
rozwiać ich obawy, w przeciwnym razie zepsujemy podróż
poślubną twojej siostry, gdyż szwagier natychmiast przy
leci cię bronić i wycierać ci nosek.
Stanęli przy ladzie.
- Chcę kawę i... co tu jest najdroższe? Aha, sznycel i te
ciastka. Oczywiście ty płacisz.
Roześmiał się z aprobatą.
- Podziwiam twój tupet, ale nie dietę, jaką stosujesz
- mruknął cicho, po czym podniósł głos na użytek kręcą
cych się nie opodal dwóch mężczyzn z mercedesa. - Do
brze, przystaję na twoje warunki. Dostaniesz nieograniczo
ne środki. W zamian jednak oczekuję pięćdziesięciu pro
cent z zysków.
- Ilu? - spytała z niedowierzaniem.
- Zgódź się, co ci szkodzi - szepnął z naciskiem. -
WIĘZY PRZEZNACZENIA 83
Nikt nie uwierzy, jeśli przystanę na mniejszy procent. Po
prostu pozbądźmy się naszego „ogona"!
- Dziesięć - oznajmiła twardo.
Zmarszczył brwi.
- Chcesz zobaczyć nowego księcia na zamku? - wyce
dził przez zęby. - Czterdzieści, to moje ostatnie słowo.
W sumie, co jej szkodziło przytaknąć? Przecież nie za
wierali prawdziwej umowy, tylko udawali.
- Niech będzie'- zgodziła się.
Potrząsnął jej dłonią.
- No, to umowa stoi - ucieszył się.
Zaniepokoiło ją to. Czy miało to jakąś wiążącą moc
prawną? Chyba nie potraktował tego poważnie? Czy może
ją zmusić do honorowania tak zawartego układu?
- Jeśli spróbujesz mnie trzymać za słowo, to podam
sprawę do sądu - ostrzegła ściszonym głosem.
- Taak? No, to zobaczymy.
Ku jej zdumieniu podszedł wprost do śledzących ich
mężczyzn, po czym... uścisnął im ręce! Rozmawiali, jakby
się znali od stu lat, a jeden z nich ze śmiechem wyjął z kie
szeni maleńki magnetofon! Zrobiło jej się słabo. Laszló
z zadowoleniem poklepał ich po plecach i ruszyli we trójkę
w kierunku samochodu, jakby nigdy nic. Oszukał ją!
Niewiele myśląc, pobiegła w stronę kabrioletu. Pamię
tała, że kluczyki zostały w stacyjce. Zamierzała zabrać sa
mochód i... Och! Ktoś chwycił ją wpół i odwrócił ku sobie.
Zaczęła okładać Laszló pięściami, lecz on ze śmiechem
chwycił drobne dłonie i wykręcił jej ręce do tyłu.
- Ty przeklęty kłamco! - krzyknęła mu prosto w twarz.
- To byli twoi przyjaciele!
- Pracownicy - skorygował. - Właśnie dostałaś bardzo
cenną lekcję, a za wszystko, co wartościowe, trzeba zapłacić
84 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- wycedził z satysfakcją. - Od tej pory będziesz wiedziała,
że nie wolno działać pochopnie. Teraz mam cię w garści.
- Nie! -jęknęła, przerażona swoją głupotą.
- Jeśli chcesz robić interesy, to musisz poznać twarde
reguły, jakie tym rządzą. I ja ci to ułatwiam. Powinnaś być
mi wdzięczna.
Potrząsnęła głową. Czegoś tu nie rozumiała.
- Ale... Przecież to był samochód Istva'na!
- Pożyczyłem sobie kluczyki. Szczerze mówiąc, wzią-
łem wszystkie, by unieruchomić tę osobę, która miała nas
śledzić. Założę się, że twój szwagier nie zostawił cię bez i
opieki, chociaż nie wiem, kto to miał być.
Wydawało się, że cała krew odpłynęła z twarzy Sue.
- Postępujesz nieuczciwie. Dlatego ta umowa się nie
liczy...
- Mylisz się. Zgodziłaś się, podaliśmy sobie ręce, są
świadkowie, jest taśma z nagraniem - wyliczył spokojnie.
- A jeśli będziesz chciała mnie ścigać na drodze sądowej,
to cała twoja rodzina przekona się, że miała rację. Nie
dajesz sobie sama rady. Dzieciak z ciebie.
Miała ochotę płakać z wściekłości.
- Zaufałam ci! - Posłała mu oskarżyciełskie spojrzenie.
- Nie będę robić interesów z takim oszustem jak ty. Od
mawiam, słyszysz?
- Ćśśś - delikatnie gładził ją po twarzy. - Chyba muszę
ci przypomnieć o paru rzeczach. Po pierwsze, szczęście
Tanyi, Istva'na i księżnej zależy ode mnie. Wystarczy jedno
moje słowo... Po drugie, umowa została zawarta i już się
z tego nie wykręcisz. Zresztą, dobrze na tym wyjdziesz.
Postaram się, żeby ci się udało, gdyż twój zysk jest moim
zyskiem. Po trzecie... - Skierował spojrzenie na jej roz
chylone usta.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 85
- Co po trzecie? - zaniepokoiła się.
- Po trzecie, nie stawiaj się, gdyż jestem silniejszy od
ciebie. Przypominam ci o tym fakcie, gdyż ma on nieba
gatelne znaczenie.
- Dlaczego?
- Ponieważ mam na ciebie ochotę. Oboje doskonale
wiemy, że mogę cię mieć, gdy tylko zechcę.
Oczy Sue rozszerzyły się.
- Na to nie licz! Od tych rzeczy masz żonę.
- Już nie. Zmarła cztery lata temu - oznajmił bezbarw
nym głosem, pozbawionym choćby śladu jakichkolwiek
emocji.
Wdowiec. Teraz już rozumiała jego... apetyty.
- W takim razie poszukaj sobie kogoś innego. Ja na to
nie pójdę - powtórzyła z uporem.
- Nie byłbym taki pewien - zakpił. - Umiem wpędzać
ludzi w ślepą uliczkę. Nie masz ze mną szans, Sue. - Za
myślił się. - Sam nie wiem, co chcę, żebyś wybrała. Rozum
mówi jedno, a zmysły drugie...
- A jaki mam wybór? - spytała z drżeniem.
- Albo grzecznie oddajesz mi te czterdzieści procent,
albo bez dalszych fochów idziesz ze mną do łóżka.
Była wstrząśnięta takim postawieniem sprawy.
- Nie jestem na sprzedaż! - syknęła.
- Dobra, wybrałaś. Dzielimy się zyskami zgodnie
z umową. - Musiał zauważyć, że z trudem hamuje płacz,
gdyż jego głos nieco złagodniał. - Hej, nie przejmuj się
tak. Ze mną jeszcze nikt nie wygrał. Na mnie nie ma
mocnych.
Spuściła wzrok. Skończona kretynka, oddała czterdzie
ści procent! Bolało tym bardziej, że tak bardzo pragnęła
pokazać, że jest samodzielna i dojrzała. Zacisnęła usta.
86 WIĘZY PRZEZNACZENIA ,
Trudno, jedna przegrana bitwa jeszcze nie oznacza kom
pletnej klęski. Kiedyś to ona będzie górą.
- Przyznaję, że jesteś dla mnie za sprytny - westchnęła
z udawaną pokorą. - Miałeś rację, byłam głupio naiwna.
- Zerknęła na niego spod rzęs.
Patrzył na nią z rozbawieniem i wyższością. To dobrze,
udało się go zwieść. Sądzi, że teraz okaże się łagodna jak
baranek i nie sprawi mu już żadnego kłopotu. Otóż nic
z tego! Jeszcze mu pokaże!
Mijali złote od kukurydzy pola, ocienione rzędami smu
kłych topoli, bielone domki, otoczone kipiącymi od kwia
tów ogródkami. Robiło się coraz cieplej, lecz w kabriolecie
nie odczuwali tego aż tak bardzo, gdyż wiatr przyjemnie
chłodził ich twarze. Laszló, rozluźniony i pogodny, śpie
wał podczas prowadzenia.
Zerknęła na niego ukradkiem. Miał ładny głos. I taką
piękną twarz, kiedy był zadowolony. Przyłapała się na tym,
że coraz częściej pod maską cynika szuka wrażliwego,
zdolnego do miłości człowieka. A przecież już nieraz dała
mu się zwieść, przez co wiele już uzyskał. Jeśli nie będzie
ostrożniej sza, to w końcu zdobędzie również ją samą.
Zauważył, że mu się przygląda. Uśmiechnął się.
- Mam pomysł. Jedźmy tak przed siebie aż na koniec
świata. Co ty na to?
Cudownie, zawołał jakiś głos w jej duszy.
- Wydawało mi się, że mieliśmy omówić sprawy za
wodowe - przypomniała surowo, sznurując usta.
- Proszę uprzejmie. To tutaj. - Zjechał z szosy na drogę
wiodącą ku pięknie kutej żelaznej bramie i zatrąbił. - Wi
taj, Ferenc! - zawołał przyjaźnie na widok człowieka, któ
ry wyszedł z niewielkiej stróżówki. Wyszedł? Raczej wy-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 87
biegł na spotkanie Laszló, uśmiechając się przy tym szero
ko na jego widok.
Serdecznie uścisnęli sobie ręce i zamienili parę słów.
Suzanne patrzyła na to z niejaką zazdrością. Gdyby jej
okazał choć tyle uczucia, to rzeczywiście poszłaby za nim
na koniec świata. Ciekawe tylko, jakby ją traktował? Po
zostałby przy roli brutala, czy okazałby się cudownym
kochankiem? Cóż, tego się nigdy nie dowie.
- Jak długo ten człowiek pracuje dla ciebie? - spytała,
gdy Ferenc otworzył im bramę i pomachał radośnie.
- Od piętnastu lat.
Dziwne. Zazwyczaj ludzie zostają u jednego pracodaw
cy tak długo, gdy są dobrze traktowani i porządnie opła
cani. A przecież siedzący obok mężczyzna nie wyglądał
na takiego chlebodawcę, który przejmowałby się swoimi
ludźmi.
Jechali malowniczą aleją pomiędzy starymi drzewami.
- Sądziłam, że zabierasz mnie do swego biura, a to
wygląda jak prywatna posesja - zauważyła podejrzliwie,
kiedy jej oczom ukazał się stary kamienny dwór.
- Bo to jedno i drugie - wyjaśnił. - Pochodzi z czter
nastego wieku i...
- Chwileczkę! Przecież mówiłeś, że nie masz domu!
- Nerwowo zacisnęła dłonie na kolanach. Dom. Prywat
ność. Intymność. Sypialnie.
- Uspokój się - zaśmiał się. - Nie mam. Ten należy do
mojej córki.
- Twojej... córki? - powtórzyła słabym głosem.
- Aha. - Zatrzymał samochód, pochylił się ku Suzanne
i delikatnie poprawił niesforne pasmo włosów, które wy
sunęło się z jej koka. - Czy teraz czujesz się bezpieczniej,
skoro wiesz, że jestem głową rodziny i ojcem dzieciom?
88 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Żachnęła się w myślach. Bezpieczniej? Musiałby ich
dzielić dystans stu kilometrów, żeby poczuła się bezpiecz
nie!
- Ani trochę - oznajmiła chłodno. - Przebywanie w to
warzystwie podrywacza...
Więcej nie zdążyła powiedzieć, gdyż zamknął jej usta
tak gwałtownym pocałunkiem, że na chwilę straciła od
dech. Oparła się plecami o drzwiczki, lecz nie odczuła
żadnej niewygody, wręcz przeciwnie, ogarnęła ją niewy-
słowioną błogość. Nagle zapomniała o wszelkich uprze
dzeniach względem niego, myśli o zemście wywietrzały
jej z głowy, pozostał tylko zachwyt i zdumienie.
Objął ją mocno i już nic nie mogło powstrzymać jej
dłoni od zanurzenia się w cudownie miękkich włosach,
a jej ust od odwzajemniania pocałunków. Co ona wyrabia?
Przecież Laszló jest ojcem, niewykluczone, że jego córe
czka właśnie wygląda przez okno domu i widzi tatusia...
Och!
Koniecznie trzeba to przerwać. Ale jak, skoro nie zważał
na jej protesty, zresztą jakoś dziwnie słabe? Postanowiła
więc uciec. Niechętnie sięgnęła dłonią ku klamce, ganiąc
się w myślach za opieszałość. Ale czyż mogła się spieszyć
z ucieczką, skoro niewola okazała się wspanialsza od wol
ności?
- Moja słodka...
Poczuła na policzku gorący oddech. I nagle jej ręka nie
pojętym sposobem znów zawędrowała na jego szyję. Suzanne
w oszołomieniu przyciągnęła Laszló bliżej do siebie.
- Przytul mnie - szepnęła. - Mocniej!
Natychmiast spełnił tę prośbę, lecz miała wrażenie, że
to wcale nie pomogło. Nadal odczuwała niedosyt, choć
obsypywał ją pocałunkami, a jego ręce błądziły po jej ciele,
WIĘZY PRZEZNACZENIA 89
początkowo z wahaniem, potem coraz bardziej zmysłowo.
Robił to z takim żarem i pasją, iż wydawało się, jakby
chciał zapamiętać ją na zawsze, wyryć jej kształty w pa
mięci na wieczne czasy.
- Jesteś taka cudowna - wyszeptał w uniesieniu.
Na dźwięk tych słów zakręciło jej się w głowie. Miała
wrażenie, że leci gdzieś daleko, wysoko... Leci jak ptak,
który po raz pierwszy rozwinął skrzydła i poznał radość
lotu. Dlatego właśnie nie czuła, by postępowała źle, choć
w dzieciństwie wpajano jej surowe zasady i do tej pory
uznawała ich słuszność. Gdyby to był ktoś inny... O, wte
dy to byłby grzech. Ale z Laszló wydawało się to takie
piękne i w jakiś sposób naturalne. Jakby właśnie tak miało
być.
Gorące dłonie wślizgnęły się pod jej bluzkę. Zrozumia
ła, że jeśli zaraz nie zacznie przeciwdziałać, to nie zatrzy
mają się, aż... To szaleństwo! Na środku drogi, w biały
dzień, na oczach wszystkich? Po omacku sięgnęła do klam
ki, szarpnęła ją rozpaczliwie i wypadła na zewnątrz. Za
skoczony Laszló nie zdążył jej przytrzymać.
- Nic ci się nie stało? - zawołał z niepokojem i wysko
czył za nią.
Usiadła i ponuro spojrzała na podarte pończochy.
- I jak mam się teraz pokazać w jakiejś firmie?
Uśmiechnął się, lekko przesunął wargami po drżących
ustach Sue, wreszcie ujął jej dłonie i delikatnie usunął po
wbijany w skórę żwir.
- Pytałem, czy wszystko w porządku. Nie poraniłaś się?
Owszem, moja duma została zraniona. Nic sądziłam, że
aż tak się przy tobie zapomnę. I moja dusza. I moje serce
które pragnie, byś zapomniał o swoim odwcie, okazał mi
czułość i został moim... kochankiem, Zamknęła oczy, gdy
90 WIĘZY PRZEZNACZENIA
ta ostatnia myśl przeleciała jej przez głowę. Trudno, nie
mogła dłużej się oszukiwać. Udało mu się sprawić, że
zaczęła go pragnąć.
- Trochę boli mnie noga. To znaczy biodro.
- Pomasuję i przejdzie - zaproponował.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła nerwowo. - Co sobie
pomyśli twoja mała dziewczynka?
Ostrożnie postawił ją na nogi.
- Masz na myśli moją córkę?
- Tak - odparła z roztargnieniem, otrzepując spódnicę
i oglądając nieco podrapane buty. Na szczęście da się za-
pastować, pomyślała z ulgą. - A co? Coś nie tak?
- Owszem. - Przybrał lekko niedbały ton. - Moja cór
ka jest niemal w twoim wieku. Ma osiemnaście lat, męża
i trzymiesięcznego synka.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
, - Nie wierzę! - Patrzyła na niego w osłupieniu.
- Może się przejdziemy? - zaproponował. - Po pier
wsze, rozruszasz bolącą nogę, a po drugie, zyskasz czas na
oswojenie się z myślą, że właśnie całowałaś się z czyimś
dziadkiem.
Skrzywiła się nieco, gdy usłyszała dźwięczące w jego
glosie rozbawienie.
- Wcale się nie całowałam. To ty się na mnie rzuciłeś!
- Szybko jednak zapomniała o swojej urazie. Sytuacja by
ła tak absurdalna, że aż śmieszna. Z trudem zachowywała
poważny wyraz twarzy. - No wiesz! Żeby dziadkowi były
w głowie takie ekscesy! Wstydziłbyś się!
Bez słowa poprowadził ją w stronę domu, obejmując
ramieniem. Odwróciła głowę w jego stronę i przyjrzała mu
się niezwykle uważnie.
- Ale ty przecież nawet nie masz zmarszczek! - wy
rwało jej się.
- To pewnie część mojego paktu z diabłem - odparł ze
śmiechem. - A może to dzięki temu, że codziennie rozpra-
sowuję je gorącym żelazkiem, kto wie?
Suzanne bezskutecznie starała się stłumić chichot.
- Nie sądzisz, że prasa hydrauliczna dałaby lepsze efe
kty? - zażartowała.
- Świetny pomysł - podchwycił. - Zwłaszcza w połą
czeniu z walcem drogowym.
92 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Potrząsnęła głową. Wciąż nie mogła ochłonąć ze zdu
mienia.
- Dziadek! Kto by pomyślał!
Stanął i ujął jej twarz w dłonie.
- Prawda, jakie to wszystko dziwne? Myślałem, że to
ja cię będę uczył, tymczasem to ty dałaś mi nauczkę. Teraz
już wiem, że pocałowanie kobiety może nieść ze sobą
znacznie większe ryzyko niż cokolwiek innego. - W jego
głosie brzmiała powaga i szczerość. Sue pomyślała z na
głym niepokojem, że wcale jej się to nie podoba. - Czy nie
masz wrażenia, że między nami dwojgiem dzieje się coś...
specjalnego?
- Nie, to niemożliwe. Zbyt wiele nas dzieli, żebyśmy...
- Zamilkła na moment, szukając właściwych słów. - Musi
być jakieś racjonalne wytłumaczenie faktu, że my...
Uśmiechnął się leciutko.
- Czasami coś popycha ludzi ku sobie i nie ma na
to żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Nic się nie da
poradzić. Musimy ten fakt po prostu zaakceptować i zo
baczyć, dokąd nas zaprowadzi- dokończył zmysłowym
głosem.
Rozsądek podpowiadał, że Laszló ma jakiś ukryty po
wód, dla którego próbuje ją uwieść. Z kolei intuicja mówiła
jej, że on nie udaje, a w dodatku kieruje nim coś więcej niż
zwykłe pożądanie. Sue, choć z bólem serca, musiała zigno
rować jej głos. Nauczyła się dzisiaj, że Laszló potrafi oszu
kiwać lepiej niż ktokolwiek inny.
- Wcale nie musimy tego akceptować. - Z uporem po
trząsnęła głową. - Istnieją zupełnie inne powody, dla któ
rych chcieliśmy... - Spłonęła rumieńcem i nie dokończyła
zdania.
- Chcieliśmy się kochać - podpowiedział usłużnie.-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 93
Kochać... Nie, nie wolno jej o tym myśleć. Pośpiesznie
usunęła sprzed oczu upojną wizję.
- Byłam wytrącona z równowagi ostatnimi przejścia
mi. Potrzebowałam trochę zwykłego ludzkiego ciepła -
wyjaśniła drżącym głosem. - Wcale nie miałam ochoty na
seks.
- Wyglądało to zupełnie inaczej - mruknął i spojrzał
na nią zmrużonymi oczami.
Przemknęło jej przez głowę, że przypomina wygłodnia
łego tygrysa. Ciarki przeszły jej po plecach.
- Co za bzdura! Po pierwsze, nie zapominaj, że znaj
dujemy się po przeciwnych stronach barykady. Zmusiłeś
mnie do współpracy ze sobą, więc jest chyba oczywiste,
że żywię do ciebie wyłącznie odrazę. Po drugie, jesteś
prawie dwa razy starszy ode mnie. Zastanów się, co robisz!
- Na razie zapraszam cię do domu - odparł spokojnie.
- Musisz się przecież doprowadzić do porządku.
- Aż tak fatalnie wyglądam? - Nagle poczuła się jak
przekłuty balonik, z którego uszło powietrze. - Dobrze,
chodźmy. Chyba muszę usiąść.
- Trochę ci słabo, co? - spytał niewinnym tonem.
- To przez ten upadek - wyjaśniła z godnością.
- Ach, tak.
Wiedziała, że śmieje się z niej w duchu. Poczekaj, mina
ci zrzednie, gdy przedstawię ci mój plan dotyczący rozwoju
firmy. Zobaczysz, z kim masz do czynienia i nie będziesz
już taki skłonny do wyśmiewania się ze mnie, pomyślała
z urazą.
Gdy weszli na dziedziniec za domem, natychmiast za-
pomniała o Wszystkim. Podoba mi się tutaj, stwierdziła
w duchu. Na pobliskiej łące pasło się kilka kucyków, w po
wietrzu śmigały jaskółki, które wiły gniazda pod okupem,
94 WIĘZY PRZEZNACZENIA
a leżące na koźle staroświeckiej bryczki koty wygrzewały
się leniwie w słońcu.
- Też mi biuro - skomentowała.
- Niezłe, prawda? - Wielkim żelaznym kluczem otwo
rzył drzwi i gestem zaprosił ją do środka.
Sądziła, że ktoś wyjdzie im na spotkanie, lecz w domu
panowała głucha cisza. Weszli do przestronnej kuchni i Su
zanne usiadła na podsuniętym jej krześle.
- Odwróć się - zażądała. - Nie życzę sobie, ż^byś mnie
podglądał, kiedy ściągam pończochy.
- Masz wyjątkowo staroświeckie zasady, jak na tak
młodą osobę - zakpił. - Powinnaś dać sobie więcej luzu.
Już miała odpowiedzieć, że właśnie to zrobiła, co
omal nie skończyło się jej uwiedzeniem, ale ugryzła się
w język.
- Staruszkowie zazwyczaj narzekają na młodzież - od
parowała. - Ale pierwszy raz słyszę, żeby dziadek wytykał
dziewczynie, że się dobrze prowadzi.
- Chyba poszukam czegoś do jedzenia - powiedział
cierpko, odwrócił się i otworzył jakąś szafkę.
Sue pośpiesznie ściągnęła podwiązki i pończochy,
nie spuszczając go z oka ani na moment. Schowała wszy
stko do torebki i, nieco już spokojniejsza, rozejrzała się
dookoła. W kuchni panował malowniczy rozgardiasz.
Na ścianach suszyły się zioła, z belek zwisały warkocze
czosnku, suszone grzyby i owoce, wędzone kiełbasy,
na półkach stały niezliczone słoiki z przetworami, butle
z sokiem...
Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Takie typowe wiej
skie kuchnie lubiła najbardziej. Czuła się w nich swojsko
i bezpiecznie.
- Kto się zajmuje domem? - zagadnęła z ciekawością.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 95
- Każdy po trochu. Najchętniej lubimy robić wszystko
razem, pomagać sobie, pogadać przy tym... - Niedbale
wzruszył ramionami.
Ogarnęło ją wzruszenie i radość. Kochał swoją rodzinę,
choć próbował tego nie okazywać. Poczuła, że zaczyna
żywić do niego cieplejsze uczucia.
- Czy... Czy twoja córka jest w domu? - spytała nieco
nerwowo.
- Poprosiłem, żeby dzisiaj pojechała z małym na jakąś
wycieczkę. Ale nie obawiaj się - zauważył jej pełne nie
pokoju spojrzenie. - Chodziło mi o to, byśmy mieli trochę
spokoju. W przeciwnym razie wszyscy skakalibyśmy koło
dziecka i nie byłoby już mowy o interesach.
- Zostałam sama z tobą i mam się nie obawiać? Chyba
musiałabym upaść na głowę - mruknęła półgłosem.
Posłał jej tak jednoznaczne spojrzenie, że z zakłopota
niem spuściła wzrok.
- Na razie mamy ważniejsze sprawy do załatwienia.
Tamto może poczekać. A jeśli sądzisz, że widok twoich
brudnych gołych nóg budzi we mnie szaleńcze pożąda
nie... - urwał z dezaprobatą. - Lepiej idź się umyć. Ła
zienka jest na górze, pierwsze drzwi na prawo. Naprzeciw
ko jest sypialnia mojej córki. W szafie na pewno znajdziesz
nowe pończochy.
- Nie mogę brać cudzych rzeczy - zaprotestowała
z oburzeniem.
- Sądzisz, że zostaniesz poważnie potraktowana, kiedy
wejdziesz do jakiejś firmy z gołymi nogami? - zapytał iro
nicznym tonem.
Czy on zawsze musi mieć ostatnie słowo, pomyślała
z rozdrażnieniem. Podniosła się z westchnieniem i trzyma
jąc pantofle w dłoni, udała się na górę. W luksusowo urzą-
96 WIĘZY PRZEZNACZENIA
dzonej łazience doprowadziła swój wygląd do porządku,
umyła się, uczesała, po czym przeszła do sypialni.
Słoneczny pokój był wypełniony dziecięcymi zabawka
mi i ubrankami, a na ścianach wisiały niezliczone fotogra
fie. Sue nie potrafiła oprzeć się pokusie. Zaczęła je oglądać.
Domyślała się, że jest na nich zmarła żona Laszló. Dziwne.
Wyobrażała sobie, że musiała być szalenie elegancka, pięk
na i wyniosła, tymczasem ujrzała niewysoką, apetycznie
zaokrągloną kobietę o pogodnych oczach. Zorientowała się
też, że mieli nie jedną, a dwie córki. Dziewczynki odzie
dziczyły ciemne włosy i karnację ojca oraz prześliczny
uśmiech matki.
- Widzę, że już poznałaś moją menażerię - usłyszała za
plecami.
Odwróciła się szybko. Opierał się o framugę drzwi z cy
nicznym wyrazem twarzy. A przecież na fotografiach wi
działa zupełnie innego człowieka - szczęśliwego ojca
i męża.
- Menażerię? Jak możesz tak mówić? - spytała z przy-
ganą.
On jednak nie przejął się tym zbytnio i bezczelnie roz
bierał ją wzrokiem. Musi koniecznie pomyśleć o czymś, co
pomoże zachować jej spokój. Bambosze, pieluszki, grze
chotki, zupki, nie przespane noce, Laszló w łóżku... Oj,
nie, zagalopowała się!
- Ile lat ma twoja druga córka? - Podeszła do szafy
i otworzyła ją.
- Wiesz już, że starsza, Dina, ma osiemnaście. Lara jest
o trzy lata młodsza.
- Czy zdają sobie sprawę z tego, że ich ukochany tatuś
ma brzydki zwyczaj szantażowania ludzi? - spytała zimno,
drżącymi rękami wyjmując nową parę pończoch. Przeby-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 97
wanie z Laszló w' sypialni było równie bezpieczne jak
przesiadywanie w klatce tygrysa.
- Ja jeszcze nawet nie zacząłem cię szantażować. To
był dopiero wstęp.
Przebiegł ją zimny dreszcz. Odwróciła się i oparła ple
cami o drzwi szafy. Patrzył na nią tak głodnym wzrokiem,
że nie mogła mieć wątpliwości co do jego intencji.
- Nie odważysz się mnie tknąć. Nie śmiałbyś. Dookoła
są zdjęcia twojej żony i dzieci.
- Och, tu jest wiele innych miejsc. Na przykład stodoła
z sianem...
Opanowała się z najwyższym trudem.
- Podobno mieliśmy omówić kilka spraw - przypo
mniała lodowato.
Uśmiechnął się leniwie.
- I to nawet więcej, niż przypuszczasz.
Zagryzła wargi i ignorując go zupełnie, wróciła do ła
zienki, by włożyć pończochy. Na wszelki wypadek za
mknęła drzwi na zasuwkę. Gdy wyszła, Laszló nadal nie
spuszczał z niej wzroku. Jego czarne oczy wydawały się
płonąć. Zacisnęła pięści z bezsilnej złości.
- Gwałtowne emocje potrzebują ujścia - mruknął je
dwabistym głosem. - Dlatego często prowadzą do seksu.
- Albo do morderstwa - podsunęła zjadliwie. Właści
wie sama nie wiedziała, czy wolałaby go zabić, czy po
całować. Jedno i drugie, zdecydowała w końcu. Byleby
tylko zachować odpowiednią kolejność, pomyślała z wi
sielczym humorem. - Tylko perspektywa wydawania two
ich pieniędzy powstrzymuje mnie przed usunięciem cię
z tego świata.
- Ależ ty jesteś wyrachowana - powiedział niezwykle
uprzejmym tonem.
98 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Nie pozostała mu dłużna:
- W takim razie świetnie do siebie pasujemy.
- Nawet bardziej, niż myślisz - przytaknął, oszacowu
jąc ją wzrokiem.
Na wszelki wypadek szybko zeszła do kuchni. Tam
czuła się znacznie bezpieczniej. Energicznie wyjęła z tecz
ki potrzebne papiery i rozłożyła na stole. Wzgardliwie od
sunęła przy tym przygotowane przez Laszló jedzenie. Prę
dzej wzięłaby do ust truciznę.
- Bierzmy się do roboty - zażądała, gdy niedługo po
tem on również przyszedł na dół.
Na jego twarzy i włosach lśniły krople wody, najwyraźniej
włożył głowę pod kran. Dobrze mu to zrobi. Stanowczo po
trzebował czegoś na ochłodzenie. Nareszcie zrozumiał, że
Suzanne nie ma na niego najmniejszej ochoty. Najmniejszej!
- Jak sobie życzysz. Ale ja zaczynam, bo mam do ciebie
kilka pytań - powiedział rzeczowym tonem i usiadł na
przeciwko niej. - Na przykład, czemu chcesz się specjali
zować w sprzedaży wysyłkowej? Dlaczego nie chcesz pro
wadzić handlu detalicznego?
- Ponieważ najkorzystniej jest mieć całą sieć sklepów
- wyjaśniła spokojnie. - Sprzedaż wysyłkowa robi się co
raz bardziej popularna i trzeba to wykorzystać. Zaczniemy
od odbiorców hurtowych, a potem ewentualnie pomyślimy
o indywidualnych.
Patrzył na nią tak uważnie, że poczuła się jak na prze
słuchaniu.
- Masz rację - zgodził się nieoczekiwanie. - Teraz
chciałbym wiedzieć, jakie ubrania będziesz oferować.
Niestety, na początek jej oferta musiała być dość skrom
na. Sue nie posiadała wystarczających funduszy, mogła
więc korzystać jedynie z angielskich materiałów. Sprowa-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 99
dzanie innych, z dalszych części świata, było na razie je
dynie marzeniem. Nagłe...
- Od dzisiejszego poranka mogę zaprezentować nie
zwykle bogatą ofertę - uśmiechnęła się słodko. - Dzięki
twojej hojności.
- Wcale nie zamierzam być rozrzutny - zastrzegł się.
- Och, będziesz dla mnie wyjątkowo szczodry - powie
działa z ogromną pewnością siebie. - Zawarliśmy umowę.
Dostajesz czterdzieści procent z zysków w zamian za nie
ograniczone fundusze. Nie próbuj się z tego wykręcić, to
zostało nagrane na taśmę - przypomniała ze złośliwą satysfa
kcją. - Chyba że zadowolisz się dziesięcioma procentami.
- Niech to licho! - mruknął tylko.
Zauważyła z niepokojem, że niezbyt się tym zmartwił.
Dlaczego? Przecież palnął niewybaczalne głupstwo, powi
nien sobie rwać włosy z głowy.
- Wygląda na to, że zapędziłaś mnie w kozi róg. Co
więc zamierzasz zrobić z moimi pieniędzmi?
- Masę pożytecznych rzeczy. Przede wszystkim pojeż
dżę po świecie, zbierając próbki materiałów i zawierając
umowy z dostawcami - mówiła z przejęciem. Otwierały
się przed nią perspektywy, o jakich jeszcze do niedawna
nie śmiała marzyć.
- Może nie wszystko naraz? - uśmiechnął się chytrze.
Sue spochmurniała. Jego spokój oznaczał, że Laszló
kontrolował sytuację. Nie wygłupił się więc dzisiaj ra
no. Pozornie bezmyślna uwaga o nieograniczonych fundu
szach musiała być celowa i przemyślana. Ale do czego
miało to prowadzić? Zaraz, jak to było? Spokój przed
burzą... Czyżby specjalnie ją zwodził, po to, by znów
zadać podstępny cios? Wyglądało na to, że Laszló trzyma
asa w rękawie.
1 0 0 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Och, czyżby to dalszy ciąg jego zemsty? Co on tym
razem wymyślił, na litość boską?!
- Następne pytanie - ciągnął nieubłaganie niczym in
kwizytor. - Ile czasu upłynie między stworzeniem proje
ktu, a wypuszczeniem partii ubrań?
- Dziewięć miesięcy. Hej, skąd to masz? - Aż podsko
czyła, gdy zauważyła w jego rękach raport, który przygo
towała dla jednej z firm, z którą zamierzała współpraco
wać. Miał być do dyspozycji jedynie członków zarządu.
- Mają tam uroczą sekretarkę. Namówiłem ją, żeby
zrobiła mi kopię. Wystawna kolacja w odpowiednim loka
lu potrafi czasem zdziałać bardzo wiele.
Ciekawe, co robili po tej kolacji, pomyślała chmurnie.
Dalej ją przekonywał?
- To obrzydliwe.
- Ale skuteczne. Dzięki temu wiem o twoich planach
wszystko. Masz głowę na karku. - Uśmiechnął się szeroko,
lecz Sue założyłaby się, że nie chwalił jej bezinteresow
nie. Coś musiał knuć. - Wypijmy za nasz układ. - Sięgnął
po butelkę i nalał jej kieliszek wina. - I za czekające nas
owocne popołudnie.
Podniecona wspaniałymi perspektywami posłusznie
wypiła wino i sięgnęła do ładnie przystrojonego pół
miska. Wolała coś zjeść, żeby alkohol nie uderzył jej do
głowy.
- Tak się cieszę, że wreszcie zaczniemy! Nie masz po
jęcia, jak ciężko na to pracowałam - wyznała szczerze.
- Ja też.
W jego głosie zabrzmiało coś takiego, że podniosła na
niego wzrok. Rzeczywiście, jemu też się udało. Pomagał
jej tylko po to, by zrobić na złość Istvanowi. Cóż, trud
no. Najważniejsze, że tamci dwoje nigdy nie dowiedzą się,
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 0 1
że nie mieli prawa do dziedzictwa, jakie otrzymali. Będą
żyli spokojnie i szczęśliwie, czasami składając jej wizyty
w Anglii, w ukochanym Widecombe...
- Twoje oczy błyszczą jak dwie gwiazdy - zauważył
cicho.
Napiła się jeszcze trochę wina.
- Wiem, że pomagasz mi z mało chwalebnych powo
dów, tym niemniej nie będę ukrywać, że bardzo się cieszę.
Oczywiście i tak osiągnęłabym mój cel - dodała szybko
- tyle że trwałoby to dłużej.
Uniósł swój kieliszek i uśmiechnął się.
- Za wspaniałą kobietę. I za nasze marzenia.
Po skończonym posiłku Laszló zrobił kawę i wyszli na
zewnątrz. Siedzieli w słońcu, rozkoszując się ciszą i spo
kojem. Dookoła rozpościerał się piękny wiejski krajobraz,
ciemnozielone winnice wspinały się na łagodne wzgórze
porośnięte lasem, w powietrzu rozbrzmiewał świergot pta
ków. Sue pomyślała, że chyba nigdy w życiu nie była
równie szczęśliwa.
- Myślę, że powinniśmy się zbierać - powiedziała
z ociąganiem i chciała się podnieść, lecz powstrzymał ją
ruchem ręki.
- Nigdzie dzisiaj nie jedziemy - odrzekł zdecydowa
nie. - Nie możemy.
Odepchnęła jego dłoń i wstała.
- A niby dlaczego?
- Wiesz, ile promili alkoholu można mieć we krwi,
żeby prowadzić samochód na Węgrzech? - Na jego war
gach błąkał się triumfalny uśmieszek.
Zmarszczyła brwi.
- Ile?
- Zero.
1 0 2 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Zrobiłeś to celowo! - Zacisnęła pięści w bezsilnej
złości. - Kiedy znów będziesz mógł usiąść za kierownicą?
Udał, że się głęboko zastanawia.
- No cóż... Chyba jutro rano. - Spojrzał na nią z sza
tańskim błyskiem w oku. - Ale myślę, że nie będziemy się
nudzić do tego czasu.
Stała się więc jego więźniem. Co miała robić? Uciekać?
W tych pantoflach daleko nie zajdzie, zresztą Laszló przy
prowadzi ją z powrotem, choćby miał użyć siły. Biernie
czekać na rozwój wypadków? Liczyć na to, że jakimś
cudem przetrwa tę noc nietknięta? Wiedziała, że na to nie
ma szans. Sytuacja wydawała się beznadziejna.
- Nienawidzę cię! Zaplanowałeś wszystko w najdrob
niejszych szczegółach, prawda?
Zaczął się nonszalancko bujać na tylnych nogach krzesła.
- Jesteś skończonym draniem, pokrzyżowałeś moje pla
ny! I co mamy zrobić z dzisiejszymi spotkaniami? O ile
w ogóle nas z kimkolwiek umówiłeś - zakończyła oskar-
życielskim tonem.
- Nie jestem, pokrzyżowałem, odwołać, umówiłem.
Nie mogła ścierpieć jego kpiącego uśmiechu i niedbałej
pozy. Jeden ruch nogą, a wywali go na ziemię i przestanie
mu być do śmiechu, pomyślała z furią.
- Powinnam cię podciąć - syknęła, trzęsąc się ze złości.
- Ale znajdę jakiś lepszy sposób, żeby się na tobie zemścić.
- Wydawało mi się, że nie pochwalasz idei odwetu?
- zainteresował się niewinnie.
- Jeśli w ten sposób sprawiedliwości miałoby stać się
zadość, to pochwalam.
- Ależ moja droga Suzanne - jego głos był słodki jak
miód - każdy, kto się mści, głęboko wierzy w to, że wy
mierza sprawiedliwość.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 0 3
I co miała na to odpowiedzieć? Z melancholią spojrzała
na kwitnące dookoła zioła, które rozsiewały przyjemny
zapach, na malownicze podwórze, na sielski krajobraz.
- Było tak miło, a ty wszystko zepsułeś - poskarżyła
się. - Podobał mi się i ten przytulny dom, i ten uroczy
ogród...
- .. .i wino, i ja... Zdaję sobie z tego sprawę, kochanie.
Spokojnie, tylko spokojnie, pomyślała.
- Nie jestem twoim „kochaniem". Jesteśmy wspólni
kami w interesach. Nic ponadto. Ale i tego zaczynam ża
łować...
- Ale i tak już tego nie zmienisz. Widzisz, nie po to
uniemożliwiłem nam wyjazd stąd, żeby cię uwieść.
- Doprawdy? - parsknęła ironicznie. - Może zechciał
byś więc mnie oświecić co do kierujących tobą motywów?
Chciałeś, żebym nakarmiła kaczuszki?
- To też. Ale głównie chciałem, żebyś poznała moją
rodzinę.
Chyba się przesłyszała.
- Słucham? - spytała niedowierzająco.
- Tak, im więcej o tym myślę, tym bardziej dochodzę
do wniosku, że jestem bardzo mądry. Oni niedługo wrócą
i zacznie się polka. Pieluszki, mleczko, koci-łapci i te rze
czy. - Leniwie zaczął rozpinać koszulę.
Nagle myśl o jego rodzinie i świadomość, że Laszló jest
dziadkiem, wyleciały jej z głowy. Miała przed sobą stupro
centowego mężczyznę, z którym by najchętniej...
Zakryła dłonią drżące i rozchylone usta. Wiedziała, że
aż błagają o pocałunek i nie chciała, by on to zauważył.
, - Chyba nie sądzisz, że ściągnąłem cię tu w erotycz
nych zamiarach, skoro zaraz zwali nam się na głowę cała
rodzinka?
1 0 4 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Co za ulga! Chociaż, z drugiej strony... Ujrzała oczami
wyobraźni, jak siedzą przed domem przez całe leniwe po
południe, piją wino i całują się aż do zachodu słońca.
Z westchnieniem usiadła z powrotem na krześle. Miała
mętlik w głowie.
- Skąd mogę wiedzieć, że znów mnie nie oszukujesz?
- Ponieważ mam powód, dla którego wolę, żebyś asy
stowała przy naszej codziennej krzątaninie, a nie spędzała
ten czas wyłącznie w moim towarzystwie. Nie chcę, żeby
coś się między nami stało.
Podniosła na niego zdumione spojrzenie. Mówił serio!
- Obawiam się, że nie do końca pojmuję zawiłości two-
jego rozumowania - powiedziała kwaśno.
- To proste. Diabelnie nas do siebie ciągnie. Nie ma
sensu zaprzeczać - uprzedził, gdy z oburzeniem otworzyła
usta. - Ile razy zaczynam się do ciebie dobierać, próbujesz
działać zgodnie ze swoimi zasadami i stawiać opór. Ale nie
robisz tego z przekonaniem, co mi szalenie utrudnia zacho
wanie panowania nad sobą.
- Błagam o wybaczenie - rzuciła kąśliwie. Na obronę
pozostała jej tylko ironia. Nie mogła udawać, że to wszy
stko nieprawda. Laszló przejrzał ją na wylot.
- Ja też. Widzisz, w moim życiu nie -ma miejsca na
żadną kobietę, która...
- A w moim na żadnego mężczyznę! Nie obawiaj się
więc, nie będę ci się narzucać tylko dlatego, że mnie parę
razy pocałowałeś - zdenerwowała się. Co on sobie myśli?
Że musi się przed nią zabezpieczyć, gdyż inaczej poleci na
niego?
- Chodzi mi o to, że w najbliższym czasie będziemy
sporo przebywać razem, jeśli mam się odegrać na Istva'nie
i jeśli... - umilkł. Najwyraźniej miał ochotę coś jej zdra-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 0 5
dzić, lecz w ostatniej chwili zmienił zdanie. - W każdym
razie czekają nas wspólne wyjazdy. Będę ci towarzyszył
w czasie wizyt w różnych firmach, rozmów wstępnych,
przy podpisywaniu umów...
- Nie musisz mnie stale trzymać za rączkę - mruknęła.
Wcale nie chciała, by to wszystko dla niej robił. Nie tylko
dlatego, że pragnęła niezależności. Po prostu wiedziała, że
nie ma nic za darmo. Będzie musiała mu się za jego pomoc
jakoś odpłacić. Jak znała Laszló, to zażąda w zamian czegoś
takiego, że Sue gorzko pożałuje tej współpracy.
- Chcę się upewnić, że poznasz odpowiednich ludzi
i zrobisz dokładnie to, co trzeba, by trafić na sam szczyt.
A to oznacza ciągłe przebywanie razem, nocleg w tym
samym hotelu i w efekcie wiadomo co. Ale nie możemy
sobie na to pozwolić, gdyż żadne z nas nie chce się wiązać.
Będzie to jednak cholernie trudne. Chcę cię mieć, Suzanne.
I to bardzo.
Jej oczy rozbłysły. Jak cudownie było usłyszeć takie
słowa od mężczyzny, który przyprawiał jej serce o drżenie,
którego pocałunki uskrzydlały ją, o którego dotyk błagało
nieustannie całe jej ciało.
Jego wzrok złagodniał nieco.
- Nie okazuj wszystkiego tak jawnie, bo może się to
obrócić przeciw tobie. I nie osłabiaj w ten sposób mojej
woli - dodał, pochmurniejąc ponownie. - Nie mogę ulec,
ponieważ miałoby, to dla mnie poważne konsekwencje.
Oprzytomnij i zacznij myśleć rozsądnie. Są dwa wyjścia
z tej sytuacji.
Wyprostowała się. Też coś! Zamierzała zachować trzeź
wość umysłu i bez jego zachęty. Co on sobie wyobraża?
Że da się zwieść jego pochlebstwom? Zresztą, nie są nic
warte. Na kilometr widać, że to podrywacz i poleciałby na
106
WIĘZY PRZEZNACZENIA
każdą. Akurat ona nawinęła się pod rękę, więc teraz pragnie
jej. Za tydzień znajdzie sobie następną.
- Jakie? - spytała rzeczowo.
- Albo ulegamy fizycznemu pożądaniu, albo stara
my się je w sobie zabić. Pomyślałem, że dobrze ci zrobi,
jak zobaczysz mnie w otoczeniu pieluszek. Odechce ci się
mnie...
- I tak nigdy ci nie ulegnę! Będę należeć tylko do
mężczyzny, którego pokocham, a nie do najgorszego wro
ga, który poróżnił mnie z rodziną. To najgorsze, co mogłeś
mi zrobić i nie wybaczę ci tego do końca życia! - Nagle
dotarło do niej znaczenie tych słów. Rzeczywiście rodzina
była dla niej najważniejsza. Do tej pory nie zdawała sobie
w pełni sprawy, jak bardzo ich wszystkich kocha. - Za
wsze byli ze mną, pomagali mi, chronili, byli najlepszymi
przyjaciółmi. Jeśli odwrócą się ode mnie, ponieważ się
z tobą sprzymierzyłam, to ja... to ja...
Nie mogła dokończyć. Wpatrywała się w niego przez |
łzy z absolutnym przerażeniem. Dopiero teraz pojęła, że
może stracić to, co jest jej najdroższe. Rodzinę. Popełniła
błąd, straszliwy błąd. A jeżeli jest już za późno, by go
naprawić?
ROZDZIAŁ ÓSMY
- Wreszcie do czegoś doszliśmy - powiedział niepoko
jąco miękkim głosem. - Zrobisz wszystko, by oszczędzić
im bólu, prawda?
- Ja... - umilkła bezradnie.
Nie powinna była przed nim zdradzać swoich uczuć,
gdyż w ten sposób ujawniała najsłabsze punkty. A on z pe
wnością nie omieszka tej wiedzy wykorzystać.
- Pragnę cię, Suzanne - powiedział z mocą, zerwał się
z krzesła, chwycił ją w objęcia, przyciągnął do siebie i za
czął obsypywać gorącymi pocałunkami.
Ona też go pragnęła. I to bardziej, niż podejrzewał. Ale
chciała więcej, o wiele więcej. Jego ciało, choć tak wspa
niałe, nie wystarczyłoby jej. Zależało jej na tym, by za
pomniał o swej zemście, by odzyskał spokój duszy i był
szczęśliwy. Z nią...
- Laszló, proszę - szepnęła bezsilnie, gdy z czułością
scałowywał jej łzy.
- A niech to! Trudno, muszę ci wyjawić, czego od cie
bie chcę.
Zacisnęła zęby. Wreszcie usłyszy. Oby tylko miała siłę
to znieść.
- Widzisz, Suzanne - zaczął zmysłowym tonem, nic
przestając pieścić jej smukłego ciała. - Chcę ogłosić, że
zamierzamy się pobrać.
Zamarła. Być może nadal ją całował, może dotykał, lecz
1 0 8 WIĘZY PRZEZNACZENIA
nie czuła już nic. Zupełnie nic. Miała wrażenie, jakby
zamieniła się w kamień. Oto wreszcie znalazła swoją mi
łość. A on wyszydził to, co dla niej najświętsze. Związek
dwojga ludzi.
- Usiądź - polecił. - Zostaniesz tu do chwili, gdy się
zgodzisz. Z odmowy nic ci nie przyjdzie, gdyż i tak sam
powiadomię twoją rodzinę.
Usiadła niczym automat.
- Dlaczego? - Z trudem wydobyła głos ze ściśniętego
gardła.
- Ponieważ chcę mieć w ręku kochasiów twoich sióstr,
a moich wrogów - wyjaśnił uprzejmie, a Suzanne zadrżała
na widok jego diabolicznego spojrzenia. - Zaszantażuję
Vigadó i odstąpię od pomysłu poślubienia ciebie dopiero
wtedy, gdy przystanie na moje warunki. A to doprowadzi
mnie do ostatecznego celu.
- Nigdy nie powiem „tak"! - wybuchnęła z furią. - Nie
pozwolę, żebyś naraził ich na taki stres.
- Obawiam się, że pozwolisz - wycedził. - W przeciw
nym bowiem razie więcej ich nie zobaczysz.
- Co to ma znaczyć? - Suzanne poczuła strach. Gdyby
usłyszała to od kogoś innego, roześmiałaby mu się prosto
w twarz. Zdążyła się już jednak przekonać, że Laszló nie
cofnie się przed niczym.
- To, że nie będziesz śmiała pokazać im się na oczy.
Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by złamać życie każ
dego z nich. A ty będziesz miała świadomość, że jesteś
odpowiedzialna za ich cierpienia.
- Ależ... Oni i tak nie uwierzą, że zamierzamy się pobrać.
- Jej pobladłe wargi drżały mocno. - Nic ci więc to nie da.
- Uwierzą. Istvan widział ostatniej nocy, że na wiele mi
pozwalasz.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 0 9
- Nie zgadzam się!
- W takim razie z przyjemnością zadzwonię do niego
do hotelu i do reszty zepsuję mu miodowy miesiąc.
Suzanne aż załamała ręce.
- Jak możesz tak postępować?
- Sytuacja mnie do tego zmusza. Jeśli będzie trzeba, to
zaciągnę cię siłą do ołtarza - zagroził. - Nic mnie nie po
wstrzyma.
- Jesteś szalony!
- Raczej zdeterminowany - poprawił.
Uważniej popatrzyła na jego posępną twarz. Zrozumia
ła, że ma przed sobą człowieka, którym powoduje coś
więcej niż chęć zemsty. Za tym wszystkim kryło się coś
ważniejszego, może gorszego. Ale co?
- Wytłumacz mi, co chcesz przez to osiągnąć - szepnęła.
- Może wtedy... - Głos jej się załamał. - Czy ty rozumiesz,
ile oni dla mnie znaczą?! - krzyknęła z żarem. - Proszę bar
dzo, mogę się nawet wyrzec marzeń zawodowych, choć są
dla mnie ważne. Ale nie aż tak ważne! Liczą się tylko ludzie,
których kocham. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
Chyba nie doceniałam ich do tej pory...
- Błąd. Często zaczynamy coś cenić dopiero wtedy, gdy
mamy to utracić. Widzisz, zrobiłem ci przysługę. Nauczy
łaś się, że nic nie zastąpi rodziny. Tak naprawdę to jedyne,
co mamy.
Podniosła na niego pełne łez oczy. Czyżby wyczula
współczucie w jego głosie? Może w takim razie istnieje
szansa, że gdyby wiedział o ich tragicznych przejściach,
zmieniłby swoje nastawienie, przestałby traktować ich juk
wrogów i nie dochodził sprawiedliwości?
- To prawda. Dlatego miej litość, choćby przez wzgląd
na mego chorego ojca. - Kamienna twarz Laszló nawet nie
1 1 0 WIĘZY PRZEZNACZENIA
drgnęła. Sue próbowała dalej. - To dobry człowiek, ale
nieszczęśliwy. Był pastorem, pomógł mojej matce, gdy
przybyła jako uciekinierka z Węgier. Zaopiekował się nią,
zakochał, ożenił... A potem ją stracił. Gdy umarła, po
grążył się w rozpaczy. Nie pozwolę go skrzywdzić! - po
stanowiła zaatakować wprost. - Przecież wiesz, przez co
przechodzi człowiek po śmierci żony.
- Uważaj! - warknął La'szló. Cios był celny.
- Ale nie wiesz, co to znaczy mieć smutne dzieciństwo..
Tobie się udało, Istvanowi nie. Wbrew pozorom miał mniej
szczęścia niż ty.
- Nic mnie to nie obchodzi!
- A powinno! - odparowała natychmiast. - Łączy was
więcej, niż myślisz. Jego też wywieziono z rodzinnego
domu do obcego kraju, gdzie nie czuł się u siebie, on
również nie zaznał miłości matki...
- Dosyć!
Lecz Suzanne wiedziała, że nie może przestać. Musi
wreszcie zburzyć ten mur nienawiści między braćmi.
- Zazdrościsz mu, bo wydaje ci się, że miał życie usłane
różami, czego najlepszym dowodem jest to, że dostał twoje
dziedzictwo. Róże rzucają się w oczy, podczas gdy łatwo
przeoczyć ciernie, których jest nieporównanie więcej!
- Nic dziwnego, że go uwierały. Rozpanoszył się w nie
swoim ogrodzie - skwitował z gryzącą ironią.
- Przecież to nie jego wina, że nikt nie wiedział o two
im istnieniu i uznano go za jedynego spadkobiercę - za
uważyła trzeźwo. - Zresztą, przecież i tak podobno ci nie
zależało na tym majątku. Nie rozumiem więc...
- Z czasem zrozumiesz, na czym naprawdę mi zależy.
- Na jakimś głupim interesie, który chcesz ubić z Vi-
gadó. - Pogardliwie wzruszyła ramionami.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 1 1
Jego usta zacisnęły się w wąską linię. Niedobrze, nie
tędy droga. Cokolwiek to było, musiało mu na tym szaleń
czo zależeć. Zniszczy wszystko, co stanie mu na drodze do
celu. W takim razie musiała spróbować inaczej. Musia
ła dotrzeć do jego uczuć. Po chwili wahania postanowiła
się uciec do dość drastycznych środków. Tylko to mogło
wstrząsnąć jego sumieniem.
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Na pewno masz
ważne powody. Ważne dla ciebie i twojej rodziny. Pew
nie... Pewnie musiało ci być bardzo ciężko po śmierci
żony?
Spojrzał na nią jeszcze zimniej, lecz Sue postanowiła,
że tym razem nie da się zastraszyć.
- Jeśli liczysz na to, że zmięknę tylko dlatego, że po
ruszysz bolesne dla mnie sprawy, to się grubo mylisz
- uprzedził ponurym tonem.
- Kochałeś ją.
- Bardzo.
- Ale wczoraj nie nosiłeś obrączki - wytknęła.
- Żeby cię nie spłoszyć. To, że rozstałem się z najcen
niejszą rzeczą, jaką posiadam, świadczy tylko o mojej de
terminacji. Dlatego daruj sobie resztę kazania. Nie masz
szans mnie przekonać.
Suzanne nie dała się zbić z tropu.
- Ja tylko głośno myślę i porównuję podobną sytuację
obu rodzin - wyjaśniła. - Gdy moja mama zmarła i ojciec
nie mógł sobie poradzić ze swoim cierpieniem, Tanya za
jęła się wszystkim. Jako najstarsza z nas, opiekowała się
nami, doglądała domu, poświęcała się. Była naszym do
brym duchem. - Laszló zaczął ustawiać na tacy filiżanki,
kieliszki i butelki, udając całkowitą obojętność. Sue przy
sięgłaby jednak, że nie uronił ani jednego słowa. Czy
1 1 2 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Dina postąpiła tak samo? Czy ona również pomogła prze
trwać najtrudniejszy okres tobie i młodszej siostrze?
- A jeśli tak, to co z tego? - Zareagował ostro, co upew
niło ją, że tym razem obrała właściwą drogę. Co prawda
trudno jej było poruszać tak bolesne tematy, rozdrapywać
rany, lecz nie znajdowała innego wyjścia. Musiała dotrzeć do
jego serca, obudzić w Laszló ludzkie uczucia.
- To, że domyślam się, przez co przeszła. Widziałam,
jak poświęciła się dla nas Tanya. Nie masz pojęcia, jaka to
wspaniała kobieta.
Wzruszył ramionami.
- W trudnej sytuacji ludzie potrafią dać z siebie więcej
niż zazwyczaj. To nic szczególnego. Po prostu wiesz, że
musisz. - Zapomniał o pełnej tacy i zapatrzył się przed
siebie nie widzącym wzrokiem.
Ze wzruszeniem obserwowała smutek w jego oczach
i boleśnie ściągnięte rysy twarzy. Domyślała się, że po
śmierci żony starał się zapewnić córkom wszystko, by ul
żyć im w bólu i ułatwić późniejsze życie. To znaczy, że
zarabiał i pracował dla swoich dzieci. Czas przestać wal
czyć, Laszló, pomyślała ze współczuciem. Ludzie po
trzebują twojej miłości. Delikatnie położyła dłoń na jego
ręku.
- I twoja, i moja rodzina wycierpiały wystarczająco du
żo - przekonywała łagodnie. - Istvan i Tanya drogo zapła
cili za swoje szczęście. A ty chcesz zepsuć im najpiękniej
sze dni w życiu.
- Już zepsułem. Istva'n zadręcza się niepokojem o cie
bie, a twoja siostra z pewnością to widzi. Albo myśli, że
coś jest nie w porządku między nimi, albo już wie, o co
chodzi. W obu przypadkach nie jest chyba zbytnio uszczę
śliwiona.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 1 3
- Jak mogłeś! - krzyknęła ze łzami w oczach. - Ona
tyle dla mnie zrobiła, a teraz sądzi, że okazałam czarną
niewdzięczność, bez wahania zraniłam najbliższych, po
nieważ własna wygoda była dla mnie najważniejsza! Za
łożę się, że płacze przeze mnie! Och, ty podły, podły...!
- Suzanne, proszę cię - zaczął zmienionym głosem,
lecz nie dała mu dokończyć.
- A teraz postaw w jej sytuacji Dinę - zażądała. - Ona
przeszła przez to samo. W jednej chwili z beztroskiej na
stolatki stała się odpowiedzialną za cały dom kobietą. Mu
siała zacisnąć zęby i ukryć swój własny ból, by wam było
łatwiej...
- Do diabła! - Laszló z furią wyrwał wyraźnie drżącą
rękę z jej uścisku, z impetem usiadł na krześle, nalał sobie
pełen kieliszek brandy i wychylił go jednym haustem.
Tu go miała! Teraz już wiedziała, co jest naprawdę naj
droższe jego sercu. Rodzina.
- Dlatego odpowiedz mi na jedno pytanie. Czy pozwo
liłbyś, by ktoś dołożył twojej córce nową porcję zmartwień
i trosk po tym, przez co musiała przejść?
- Nie. Zrobię absolutnie wszystko, by chronić moje
dzieci i wnuka - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Naj
gorsze, co możesz komuś zrobić, to skrzywdzić jego bli
skich.
- Przecież właśnie to zamierzasz zrobić! Czy pomyśla
łeś o tym, jak będziesz się czuć, kiedy to właśnie ty wystą
pisz w roli kata?
- Zamilcz! - krzyknął gniewnie. - Ja po prostu nie
mam wyboru, czy ty tego nie rozumiesz?
- Nie! Zawsze jest jakiś wybór. Czy nie widzisz, że to,
co robisz mojej rodzinie, zaprzecza twojej miłości do włas
nych dzieci?
1 1 4 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Tego już nie wytrzymał. Zerwał się i z wściekłością
cisnął krzesłem o kamienną podłogę tarasu, by dać ujście
targającym nim uczuciom.
- Nie! Kocham je i tylko je, a nie twoją Tanyę i twoje
go Istvana! Oni mnie nic a nic nie obchodzą.
Tym razem Sue dostała furii. Zerwała się na równe nogi
i uderzyła pięścią w stół.
- A powinni! Ponieważ teraz wszyscy stanowimy jedną
rodzinę. A ty chcesz złamać komuś życie tylko po to, by
ubić jakiś głupi interes. No i gdzie twoje piękne gadki
o miłości do bliskich? - Wyzywająco patrzyła mu prosto
w oczy.
La'szló pozostał niewzruszony.
- Zostanę jednak przy swoim. Zgodzisz się mnie poślu
bić i koniec.
- Jak mi wytłumaczysz, skąd ten szalony pomysł, to
rozważę wszystkie za i przeciw, i być może przystanę na
twoje żądanie. Ale nie wcześniej.
Spojrzał na nią pełnym politowania wzrokiem.
- Chyba masz nie po kolei w głowie! Naprawdę uwa-
żasZj że zdradziłbym ci mój największy sekret? Przestań
mnie prowokować, bo stracę cierpliwość i pożałujesz.
Igrasz z ogniem, Suzanne!
- Wiem - westchnęła. - Ale serce mi pęka, ile razy
pomyślę o Tanyi i o tym, jak chcesz zniszczyć ich miodo
wy miesiąc. Nie rozumiem cię zupełnie. Jak możesz być
aż tak okrutny? Czy naprawdę sprawia ci przyjemność
zadawanie mi bólu?
- Wręcz przeciwnie - padła zdumiewająca odpowiedź.
- Dlaczego więc to robisz?
- Ponieważ zmusza mnie do tego sytuacja, w jakiej się
znalazłem.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 1 5
Jęknęła z rozpaczą. Jednak nie udało się go przeko
nać. Co robić, co robić? Pomyślała o swoich bliskich. Ta-
nya i Istvan, Mariann i Vigadó, John i Lisa, księżna Ana,
a przede wszystkim tata... Będą przekonani, że ich zdra
dziła dla pieniędzy! Ona, córka pastora, wychowana w po
szanowaniu dla zasad moralnych, dla wyższych uczuć, oto
czona miłością i opieką - sprzedała się! Nie, dłużej tego
nie zniesie.
- Jeśli zostanę tu jeszcze chwilę dłużej, to nie odpowia
dam za siebie - ostrzegła drżącym głosem.
- Nie oddalisz się stąd ani na krok - sprzeciwił się.
- I tak ci ucieknę.
- Nie masz jak - uśmiechnął się szatańsko. - Schowa
łem kluczyki od samochodu. Ferenc ani nie umie kierować,
ani cię nie wypuści bez mego zezwolenia. Zresztą, piechotą
daleko nie zajdziesz, dogonię cię. Zostaniesz tutaj, poznasz
moją rodzinę i zrobisz dokładnie to, co zechcę.
Odwróciła się i z rezygnacją ruszyła z powrotem do
kuchni, lecz po chwili przystanęła. Nieoczekiwanie przy
szło jej coś do głowy. Przyznał, że jej pragnie. Zaaranżo
wał spotkanie z bliskimi, by ujrzała go w roli ojca i dziad
ka, a nie ewentualnego partnera. Poniechał nawet umówio
nych rozmów z kontrahentami. Bardzo mu zależało na
tym, by się z nią nie wiązać. To przecież jasne, pomyślała
w nagłym olśnieniu.
Bał się tego, gdyż pokrzyżowałoby to jego plany! By
łoby mu trudno ranić ją z pełną premedytacją, gdyby zo
stali kochankami i przywiązałby się do niej. Gdyby więc
uczyniła ich znajomość nieco bardziej intymną, rokowało
by to pewne nadzieje. Wystarczyłoby go trochę zachęcić...
Wiedziała, że Laszló nie oparłby się pokusie. Nie mógłby
jednak posunąć się zbyt daleko, gdyż wkrótce wróci Dina,
1 1 6 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Czy może jednak postąpić tak nieetycznie? Uwodzić go
z wyrachowaniem? Z drugiej strony to może być jej jedyna
szansa.
Poczuła ból. Nie zdawała sobie sprawy, że bezwiednie
zacisnęła dłonie na paliku, do którego przywiązano smukłe
malwy i skaleczyła rękę o zardzewiały gwóźdź. Zapomnia
ła jednak o tym niemal natychmiast. Z ciężkim sercem
podeszła do stojącego w głębi ogrodu La'szló.
- Wygrałeś - przyznała z oporem. - Zostanę, poznam
twoją rodzinę...
- I zgodzisz się mnie poślubić.
To przecież tylko na niby, powtarzała sobie, lecz i tak
na moment straciła głos. Miała przecież powiedzieć, że...
Och, nie tak wyobrażała sobie tę chwilę.
- Tak.
Odetchnął głęboko, jakby kamień spadł mu z serca
i jakby najgorsze było już za nim. Sue nie była w równie
komfortowej sytuacji. Teraz miała przed sobą wyjątkowo
trudne i niewdzięczne zadanie. Z wahaniem położyła dłoń
na jego torsie.
- Ty krwawisz! - zauważył natychmiast. Ujął jej rękę
i obejrzał niewielką, lecz dość głęboką ranę. - Jak to się
stało?
- Skaleczyłam się o zardzewiały gwóźdź, nic takiego.
Zmarszczył brwi.
- Przecież może się wdać zakażenie. - Podniósł dłoń
Sue do ust i zaczął delikatnie wysysać krew.
Zrobiło jej się dziwnie słabo. Miała przed oczami jego
cudownie miękkie czarne włosy, w które pragnęła wtulić
twarz.
- Powinno pomóc. - Wyprostował się po chwili i ostroż
nie osuszył jej skórę. - Zaraz założymy ci opatrunek.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 1 7
Lecz ona nie słuchała. Przyciągana niewidzialną siłą
przysunęła się bardzo blisko i dotknęła jego koszuli, by
znów poczuć szalone bicie serca. Nie wiedziała, jak długo
stali tak przed sobą, zatopieni w swoich oczach, gdy wre
szcie Laszló nie wytrzymał i porwał ją w ramiona.
Teraz już wiedziała na pewno. Cóż z tego, że był wro
giem i bezlitosnym manipulatorem, że myślał tylko o zem
ście i dążył do celu po trupach? Nie ochroniło jej to w naj
mniejszym stopniu przed pokochaniem go. Miłość nie kie
ruje się logiką.
- Nie powinienem tego robić - wyszeptał z trudem.
- Ja też - odparła, przerażona i uszczęśliwiona zara
zem. - Wolałabym cię nienawidzić.
- Ale nie potrafisz...
Ich usta zetknęły się i Suzanne zapomniała o całym
świecie. Co prawda jakiś słabnący z każdą chwilą głos
podpowiadał jej, że miała go uwieść nie z przekonania,
lecz z wyrachowania i że niedługo trzeba będzie to prze
rwać, by La'szló nie posunął się zbyt daleko. Ale jeszcze
nie teraz, pomyślała, jeszcze mam czas...
Ujęła jego głowę w dłonie i przyciągnęła bliżej do sie
bie. Pragnęła, by pocałował ją mocniej. Efekt prze
szedł jej najśmielsze oczekiwania. Przez jego ciało prze
biegł dreszcz, po czym nagle Laszló chwycił ją na ręce.
Z przerażeniem spostrzegła, że zmierza w kierunku sto
doły!
- Nie! - Bezskutecznie próbowała się wyrwać z jego
objęć.
- Musimy to zrobić, w przeciwnym razie oszalejemy.
Chcemy tego od pierwszej chwili. - Z desperacją obsypy
wał jej twarz namiętnymi pocałunkami. Ten jeden jedyny
raz, Suzanne, jeden raz...
118 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Kopnięciem otworzył drzwi i położył ją na pachnącym
sianie.
- Och!
- Wiem, wiem. - Łagodnie dotknął jej włosów. - Zo
baczysz, będzie cudownie. Nie skrzywdzę cię, przysięgam.
Ale to po prostu musi się stać.
Poczuła, że zapada się głębiej. Położył się obok i zaczął
rozpinać guziki jej bluzki.
- Ale ja wcale nie chcę... -jęknęła bezsilnie.
Lecz jego spragnione usta i gorące dłonie bez trudu
przekonały ją, że to nieprawda. Jej własne ręce działały
wbrew niej, niecierpliwie ściągając z niego koszulę i roz
koszując się ciepłem nagiego torsu i ramion. Tak, to musi
się stać. Ale nie dlatego, że tak sobie wykalkulowała, lecz
dlatego, że go kocha.
- Suzanne... - szepnął drżącym głosem.
- Laszló, ja jeszcze nigdy - wymruczała, wtulając
twarz w jego ciepłą skórę. Pragnęła go smakować i pozna
wać bez końca.
- Och, moja słodka!
Ciasno spleceni w uścisku przeturlali się po upojnie pa
chnącym sianie. Dłoń Laszló już wślizgiwała się pod jej
spódniczkę, gdy nagle zamarł. Chwilę później odepchnął
ją od siebie, poderwał się i włożył koszulę.
- Chyba zupełnie oszalałem - rzucił z gniewem.
Suzanne zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się bezrad
nie. Chciała mu z miłości ofiarować samą siebie, a on ją
odtrącił! Pewnie teraz nią gardzi, uważa, że jest łatwą
dziewczyną i poleciała na jego pieniądze...
- Nie dotykaj mnie! - Szarpnęła się do tyłu, gdy uspo
kajająco położył dłoń na jej ramieniu.
- Nie masz pojęcia, jak wszystko komplikujesz - po-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 1 9
wiedział z lekkim rozgoryczeniem. - Miałaś być dla mnie
jedynie środkiem do celu, a nie kimś, kto... - zamilkł na
chwilę. - Chyba słyszę samochód. To muszą być moje
dzieci. Mogłabyś się jakoś doprowadzić do porządku?
Wstała i bez słowa skinęła głową, starannie unikając
jego wzroku. On jednak ujął ją pod brodę i zmusił, by
spojrzała na niego. O dziwo, w czarnych oczach nie do
strzegła ani drwiny, ani triumfu. Jedynie... czułość.
- I co ja mam z tobą zrobić? - Pochylił głowę i poca
łował ją z taką słodyczą, że serce w niej zamarło. Bezwied
nie uniosła dłoń i przesunęła drżącymi palcami po jego
policzku. - Muszę iść - szepnął z trudem. - Będziemy mu
sieli później poważnie porozmawiać. Dalej tak nie może
być. Staram się, jak mogę, lecz nie potrafię nad sobą zapa
nować, gdy jesteś tak blisko. Nawet nie zdajesz sobie spra
wy z tego, na jakie katusze mnie narażasz. - Delikatnie
odsunął jej rękę. -Gdyby chodziło mi tylko o seks, to jakoś
bym sobie poradził. Ale obawiam się, że to coś więcej...
Cholera, chyba się upiłem!
Suzanne została sama. Pośpiesznie poprawiła ubranie
i starannie sprawdziła, czy nigdzie nie przyczepiły się zdra
dliwe źdźbła siana. Po misternie upiętym koku pozostało
już tylko wspomnienie, rozpuściła więc włosy do reszty
i nerwowo przeczesała je palcami. Grzebień znajdował się
przecież w zostawionej w kuchni torebce.
Kosmetyki również, stwierdziła z westchnieniem.
Z lekką dezaprobatą przejrzała się w szybie. Dobrze, że
tusz się nie rozmazał. No tak, szminkę diabli wzięli. Nie
tyle może diabli, co Laszló... W sumie zresztą niewielka
różnica.
Istniał więc sposób i na niego. Oznaczało to, że znajdu
jąca się w rozpaczliwej sytuacji Suzanne wciąż jeszcze
120
WIĘZY PRZEZNACZENIA
mogła go pokonać. Aby to jednak uzyskać, musiałaby spro
wokować go ponownie i tym razem posunąć się dalej...
Nie była jednak pewna, czy odważy się podjąć takie ryzy
ko. Kładła na szali samą siebie i całe swoje uporządkowane
życie. A to chyba nie było zbyt rozsądne.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Z domu dobiegał wesoły gwar. Trudno było rozróżnić
poszczególne głosy, wydawało się, że wszyscy mówią na
raz. Sue ze smutkiem przypomniała sobie czasy, gdy rów
nież w Widecombe cała rodzina zbierała się przy kuchen
nym stole pod koniec dnia. Wtedy było ich siedmioro, teraz
zostali tylko we dwoje z tatą.
Nieśmiało weszła do kuchni. Czy Laszló już powiedział
o ich „zaręczynach"? Jak ona spojrzy w oczy jego córkom,
od których jest niewiele starsza? Co one sobie pomyślą?
Na pewno nie będą zachwycone tym, że chce zająć miejsce
ich zmarłej matki.
- O, jesteś - zauważył od niechcenia. - Właśnie opo
wiadałem dziewczętom, że ubiłem dziś z tobą świetny in
teres. Ale nie sądzę, żeby słuchały. - Z udawaną dezapro
batą pokiwał głową. - Bardziej je interesowało, co one
robiły i próbowały mi opowiedzieć wszystko naraz.
Kamień spadł jej z serca. To znaczy, że te dwie sympa
tyczne dziewczyny o ciemnych włosach i roześmianych
oczach jeszcze o niczym nie wiedzą.
- Hej, witaj! Ja jestem Dina, a to Lara. Będziemy ci
mówić po imieniu, dobrze? Strasznie fajnie, że wpadłaś
- przywitały się przyjaźnie, a Laszló podał Suzanne nie
wielkie zawiniątko.
- A to jest Nikki - powiedział z czułością i dumą.
1 2 2 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Z onieśmieleniem wzięła małego na ręce.
- Obawiam się, że nie umiem postępować z dziećmi
- wyznała bezradnie.
- Tak samo jak z mężczyznami. - Dina wzruszyła ra
mionami. - Dużo ciepła i pieszczot, ale czasem trzeba od
stawić od piersi, bo inaczej wejdzie ci na głowę.
- Proszę, proszę! - zakpił jej ojciec. - Taka młoda i ta
ka mądra! - Z uśmiechem pochylił się nad wnukiem.
Dina nie straciła rezonu.
- Jak na mężczyznę, który ma we włosach siano, za
chowujesz zadziwiająco zimną krew.
Dziewczęta zaczęły chichotać bez opamiętania, zaś oni
spojrzeli na siebie z nagłym niepokojem.
- Bo my... - zaczęła Sue i zarumieniła się.
- Całowaliśmy się w stodole, ale to nie wasza sprawa
- powiedział ze spokojem Laszló i przysunął Sue krzesło.
- Siadaj, on przecież swoje waży.
- Dziękuję. - Zażenowana pochyliła się nad maleń
stwem i zaczęła potrząsać swoimi długimi kolczykami, do
których Nikki z uśmiechem wyciągnął maleńkie rączki.
- Chyba powinnam zadzwonić do zamku, że... - nagle
przyszło jej coś do głowy - ...że spóźnię się na kolację.
Skoro ty nie możesz mnie odwieźć, to może Dina byłaby
tak uprzejma...
- Przecież obiecałaś, że zostaniesz na noc - wtrącił
gładko Laszló. - Umówiliśmy się. Chyba, że chcesz, że
bym wykonał dziś wieczorem parę telefonów. - W jego
głosie zabrzmiała groźba.
- Nie.
- No, to załatwione - uśmiechnął się triumfalnie. - Za
raz ich zawiadomię, że nie wrócisz dziś na noc.
- Ja to zrobię. - Chciała się poderwać z krzesła, lecz
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 2 3
nie bardzo wiedziała, co ma zrobić z dzieckiem. Laszló
wykorzystał ten moment wahania.
- Zostaniesz tutaj - oznajmił i wyszedł.
No i co miała zrobić? Bezsilnie opadła z powrotem.
- On tak zawsze, nie przejmuj się. - Lara postawiła na
stole talerz z ciastem orzechowym i ukroiła dla Sue duży
kawałek. - Nie usiedzi ani chwili spokojnie, wiecznie musi
coś robić. I wydawać komendy wszystkim dookoła.
- Musisz to polubić, nie masz wyjścia - roześmiała się
Dina. - Tatko jest jak huragan. Gdy tylko spotka kogoś na
swojej drodze, to przewróci całe jego życie do góry noga
mi. Spisz z nim dzisiaj? Przepraszam, ale muszę wiedzieć,
gdzie mam ci posłać.
- Och nie, skądże! - zawołała ze wzburzeniem.
Nagle pomyślała, że tak bezpośrednie pytanie oznacza
ło, że to normalna sytuacja w tym domu. Przyjeżdża jakaś
kobieta, nocuje w pokoju Laszló... Poczuła ukłucie za
zdrości. I to nad wyraz bolesne.
We wzroku Diny pojawiło się zrozumienie. Lekko do
tknęła ramienia Sue.
- Widzisz, od czterech lat on tu nikogo nie przywiózł
- wyjaśniła uspokajającym tonem. -I od śmierci mamy na
nikogo nie patrzył takim wzrokiem jak na ciebie. Dlatego
myślałam... Nie chciałam cię urazić. Ucieszyłam się, że
tata wreszcie sobie kogoś znalazł.
Lara energicznie pokiwała głową.
- Masa kobiet ma ochotę się z nim związać, dlatego
rozumiemy, że ty...
- Właśnie ja nie! - ucięła pośpiesznie Sue, starannie ukry
wając swoją radość na wiadomość o tym, że jest tu pierwsza.
Dziewczęta popatrzyły na nią z lekkim niedowierza
niem.
1 2 4 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Hej, nie musisz się obawiać, że mamy coś przeciw
temu. Wręcz przeciwnie. Kochamy go i chcemy, żeby był
szczęśliwy - powiedziała z przekonaniem Dina. - Tylko
go nie skrzywdź - dodała ostrzegawczo. - Bardzo wiele
przeszedł. - Wzięła synka na ręce i przytuliła mocno do
siebie. - Pójdę wykąpać małego i przygotować ci pokój.
- Pomogę ci - zaoferowała Sue, lecz tamtej już nie
było.
- Jest taka sama jak tata - mruknęła w zamyśleniu La
ra. - Lubią być niezależni i robić wszystko sami. Dina stała
się taka od śmierci mamy, a tata wyniósł to z dzieciństwa.
Z tego, co wiem, jego rodzice się rozeszli i musiał sobie
radzić sam. Dlatego jest taki nieprzystępny i twardy. Chyba
ty jedna odkryłaś, że nie jest z kamienia, choć to jego
największy sekret! - roześmiała się. - Ja z kolei wdałam
się w mamę. Och, była taka kochana.
- Ludzie nie potrafią z uśmiechem mówić o tych, któ
rzy odeszli - zauważyła Sue. - Wy z Diną wydajecie się
być inne.
- To zasługa taty. O rany, gdyby nie on... Powtarzał
nam, żebyśmy wspominały wszystkie miłe chwile i cieszy
ły się, że były, gdyż niektóre rodziny nie miały nawet tego.
- Postawiła przed Sue filiżankę herbaty z rosyjskiego sa
mowara.
- A jak on sam to znosił? - spytała z lekkim wahaniem.
- Trudno mi powiedzieć, stara się nic po sobie nie po
kazywać. Przestał się śmiać, ale otoczył nas jeszcze wię
kszą opieką i miłością. Czy wiesz, że rzuca wszystko,
gdy go potrzebujemy i przylatuje z drugiego końca świa
ta? Zresztą, co ci będę gadać, sama wiesz, że udaje twar
dziela, a tak naprawdę jest lojalny, oddany, kochający i że
ma...
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 2 5
- .. .za córkę największą plotkarę na świecie - wycedził
Laszló, stając w drzwiach kuchni.
- Czy to nie jest wkurzające, że on się pojawia i znika
jak duch? - Lara rozpromieniła się na widok ojca. - Na
uczył się tego od tych swoich Cyganów...
- Cyganów? - Sue nie potrafiła ukryć zdumienia.
- Nie miałabyś ochoty pograć na pianinie? - spytał nieco
kąśliwie Laszló. - Nie zauważyłem, żebyś dzisiaj ćwiczyła.
- A kto zrobi kolację?
- Ja i Suzanne. - Podszedł do lodówki i zajrzał do środka.
- No, to umrzemy z głodu - jęknęła Lara. - Będziecie
się na siebie gapić baranim wzrokiem, zamiast wziąć się
do roboty. - Ze śmiechem uciekła z kuchni, gdy ojciec
zamierzył się na nią kawałkiem ciasta.
Sue podniosła się. Proszę bardzo, chętnie pomoże przy
robieniu kolacji, ale najpierw musi się czegoś dowiedzieć.
- Co powiedziałeś księżnej?
- Rozmawiałem z Vigadó. Powiadomiłem go o naszej
decyzji, aż dziw, że go szlag nie trafił na miejscu. Był
wyjątkowo wkurzony, sądząc po słownictwie, jakiego użył.
- Laszló udał, że krzywi się z dezaprobatą. - Uważa, że
małżeństwo ze mną byłoby dla ciebie piekłem. A jakie jest
twoje zdanie na ten temat?
O tak, to byłoby istne piekło. Ale zarazem i niebo. Dla
tego warto byłoby pocierpieć, żeby w zamian można było
poznać smak raju. Oczywiście, nigdy się nie przyzna do
takich myśli. Dlatego nic nie odpowiedziała.
- Vigadó wie, że musi przystać na moje warunki. Jeśli
cię nie uchroni przed wpadnięciem w moje ręce, to twoja
siostra Mariann nigdy mu tego nie wybaczy. Założę się, że
go rzuci. Dlatego Vigadó musi zatańczyć tak, jak mu za
gram, jeśli chce tego uniknąć.
1 2 6 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Wcale nie! Wystarczy, że naśle na ciebie policję.
- Po pierwsze, nie ma pojęcia, gdzie jesteśmy. Po dru
gie, odradziłem mu to - mruknął z szatańskim błyskiem
w oku. - Musiał mi dać słowo honoru, że zachowa milcze
nie. Ostrzegłem go, że w przeciwnym razie dzisiejszej no
cy stracisz wianek, czy będziesz tego chciała, czy nie - wy
jaśnił z zadowoleniem.
- Brak mi słów, by powiedzieć, co o tobie myślę! - Sue
nie posiadała się z oburzenia. - Lubisz się znęcać nad ludź
mi, co? Dlaczego tak nie cierpisz Vigadó?
- Nie cierpię? Bardzo bym się cieszył, gdyby tylko o to
chodziło. - Jego twarz przybrała nagle wyraz pełen gory
czy. - Jest kluczową postacią w tym interesie, który muszę
ubić.
- Ach, ten twój tajemniczy układ! - parsknęła pogard
liwie. - Mam go już po dziurki w nosie.
Oparł się ciężko o ścianę.
- Ja też.
Zniecierpliwiła się.
- No to daj spokój! Zapomnij o wszystkim, wyjedź
z Węgier i już.
- Gdyby to było takie proste...
Chwyciła go za ramiona.
- Oczywiście, że jest! Jedyne, co musisz zrobić, to za
pomnieć o tym, co sobie wbiłeś do głowy...
- Na razie muszę szybko zrobić kolację - wtrącił cierp
ko - gdyż w przeciwnym razie rodzina podniesie bunt.
- Niech cię licho! Ja mówię poważnie, a ty...
A on, nie przejmując się niczym, przyciągnął ją do siebie
i pocałował namiętnie. Chwilę później jednak odzyskał pa
nowanie nad sobą.
- Spróbujmy zachowywać się jak normalni ludzie - za-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 2 7
proponował. - Przestańmy się kłócić przynajmniej wte
dy, gdy moje dzieci są w pobliżu. Nie chcę im robić przy
krości.
- Ja też - westchnęła. Naprawdę miała dość tych cią
głych utarczek. Z przyjemnością powita kilka godzin spo
koju. - Dobrze, porozmawiajmy o czymś innym. Lara mó
wiła coś o Cyganach... - zaczęła.
- Rzeczywiście nauczyli mnie wielu rzeczy - przyznał
z ociąganiem i sięgnął do zamrażalnika. - Lubisz dziczy
znę? - Nie czekając na odpowiedź, wskazał na wielki kosz.
- Obierz ziemniaki.
- Jak to się stało? I kiedy?
Posłał jej poirytowane spojrzenie.
- Po śmierci mojego ojca. Miałem zaledwie kilkana
ście lat.
- No i?
- Właściwie mogę ci powiedzieć, co mi szkodzi? -
Włożył mięso do kuchenki mikrofalowej i zaczął obierać
marchew. - Gdy ojciec zmarł, jego wrogowie natychmiast
wykorzystali sytuację. W ciągu jednej nocy nasze życie
legło w gruzach. Straciliśmy wszystko, dziadkowie znik
nęli i zostałem sam.
- Jak to zniknęli?
- Zesłano ich do łagru - odparł krótko. - Więcej ich
nie widziałem.
Zapadła długa cisza. Suzanne pamiętała, że to właś
nie rodzice ojca zapewnili mu szczęśliwe dzieciństwo i że
Laszló żywił do nich wyjątkowo ciepłe uczucia.
- A ty? - spytała wreszcie nieśmiało po jakimś czasie.
- Ja też zniknąłem. Przyłączyłem się do Cyganów. To
była świetna szkoła przetrwania. Nauczyli mnie nie groma
dzić rzeczy, nikomu nie ufać i ukrywać emocje. Nauczy-
1 2 8 WIĘZY PRZEZNACZENIA
łem się kochać otwarte przestrzenie, wolność, muzykę.
Oraz patroszyć króliki - dodał z krzywym uśmieszkiem.
- Zaczynam rozumieć... - mruknęła w zamyśleniu
Sue.
- Znali się na ludziach i tę wiedzę też mi przekazali.
Dlatego tak dobrze sobie później radziłem w interesach.
Gdy chciałem wyjechać do Stanów, załatwili mi fałszywe
papiery na nazwisko Lazar. Ocalili mi życie. Właści
wie stworzyli mnie na nowo, za co będę im dozgonnie
wdzięczny. Ubrudzisz sobie ubranie - powiedział nagle
bez związku.
Sięgnął po wiszący na ścianie fartuch i założył go Sue.
Zamiast go jednak wiązać, objął ją od tyłu i przytulił do
siebie. Zajęta obieraniem ziemniaków nie bardzo mogła się
bronić. A raczej nie bardzo chciała...
- Nie - szepnęła, z trudem przezwyciężając pokusę.
- Ktoś może wejść.
Przesunął wargami po jej policzku.
- Moje córki nie miałyby nic przeciw temu. Oj, ale jak
nie dostaną kolacji na czas, to rzeczywiście będą złe. - Pu
ścił ją z widocznym ociąganiem.
- Są szalenie sympatyczne - przyznała szczerze Sue.
- Nie sądziłam, że piętnastoletnia dziewczyna może tak
wspaniale grać - dodała, gdyż z piętra dobiegała piękna
muzyka.
Laszló nie posiadał się z dumy, choć próbował tego nie
okazywać.
- Lara uparła się, że zostanie pianistką.
- Nigdy bym nie zgadła, że masz taką rodzinę. - Za
myśliła się. - Twoje życie jest pełne zagadek i niespo
dzianek.
- Tylko dla tych, którzy słuchają plotek i czytają bru-
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 2 9
kową prasę - skomentował zgryźliwie. - Przez te wszy
stkie lata narobiłem sobie masę wrogów. Zwłaszcza wśród
tych, którzy radzą sobie gorzej ode mnie. Oskarżają mnie
o wszystko, co najgorsze, byle tylko odwrócić uwagę od
własnej nieudolności.
Sue zastanowiła się nagle, czy przypadkiem uprzedze
nia Istvana i Vigadó również nie zostały w dużym stopniu
oparte na czyichś pomówieniach. Gdyby tylko udało jej się
dotrzeć do prawdziwego Laszló, pokazać go wszystkim,
pogodzić całą rodzinę... Chyba zaczyna wierzyć w bajki.
Ale czy jest coś złego w pragnieniu, by wszystkich uszczę
śliwić?
- Obawiam się, że to za mało - mruknął, gdy skończyła
obierać ziemniaki i rozejrzała się za jakimś garnkiem.
Zdziwiła się.
- Ma przyjść ktoś jeszcze?
- Jo, czyli mąż Diny, oraz Ferenc z żoną. Jak zwykle.
Jo okazał się przesympatycznym Amerykaninem
o wspaniałym poczuciu humoru. Pracował dla Laszló i wi
dać było, że cieszy się nieograniczonym zaufaniem teścia.
Sue w duchu pochwaliła wybór Diny, która z każdą chwilą
zyskiwała w jej oczach.
Podobało jej się też, że wszyscy są traktowani jednako
wo i że stróż z żoną czują się tu równie dobrze jak człon
kowie rodziny. Ujęło ją to bardzo i Laszló zdobył u niej
kolejny punkt. Doceniła też jego takt i umiejętność pro
wadzenia rozmowy, do której starał się wciągać każde
go, nikogo nie pomijając. Dzięki temu kolacja przebiegała
w przemiłej atmosferze. Sue poczuła się jak w domu i na
gle zapragnęła należeć do tej rodziny. Codziennie siedzieć
u boku Laszló... Rozmarzyła się.
- Suzanne?
130
WIĘZY PRZEZNACZENIA
Zamrugała powiekami. Pewnie za dużo wypiłam, doszła
do wniosku. Dlatego zrobiła się taka sentymentalna. Przy
pomniały jej się wieczory w Widecombe i dlatego tak emo
cjonalnie reaguje. To nie ma nic wspólnego z Laszló. To
nieprawda, że czuje do niego coś specjalnego. Chwilowy
zawrót głowy, nic poza tym. Jak wytrzeźwieję, to mi prze
jdzie, tłumaczyła sobie.
- Nie smakuje ci nasze wino? - Przyglądał jej się z tro
ską. - Chyba nawet nie spróbowałaś. Może masz ochotę
na coś innego?
Tak, na twoje pocałunki, szepnęło coś w niej. Starała się
jednak zagłuszyć w sobie ten głos. Co się z nią dzieje? Co
to wszystko znaczy, skoro nie jest pijana? Nie, przecież
niemożliwe, żeby naprawdę się zakochała!
W pewnym momencie pogodziła się z faktem, że nie i
uda jej się zasnąć. Bezskutecznie szukała odpowiedzi na
pytanie o prawdziwą naturę Laszló. Do tej pory uważała,
iż jest wyrachowany, bezlitosny i okrutny. Podczas kolacji
pokazał zupełnie inne oblicze. Troskliwy, kochający, deli
katny...
Musi przestać o nim myśleć, bo inaczej zwariuje. Po
stanowiła zejść do kuchni i zrobić sobie coś do picia. Wsta-.
ła, włożyła pożyczony szlafork i wymknęła się na korytarz.
Nagle usłyszała cichy płacz, który dobiegał z pokoju dzie
cka. Zaniepokojona, bezszelestnie otworzyła drzwi.
Laszló łagodnie kołysał wnuka w ramionach i ściszo
nym głosem śpiewał mu kołysankę. Jakiż on piękny, po
myślała ze wzruszeniem. Jeszcze nigdy go takim nie wi
działa. Matko jedyna, naprawdę poszłabym za nim na sam
koniec świata. Niechby tylko powiedział...
- Chodź - odezwał się znienacka.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 3 1
Skąd wiedział o jej obecności? Och, gdyby dorwała tych
jego Cyganów... Nawet nie może mu się spokojnie przy
jrzeć. Szkoda. Podeszła i kładąc dłonie na ramieniu uko
chanego, pochyliła się nad maleństwem, które już się uspo
koiło.
- Jaki słodki! - szepnęła z zachwytem. - Czyż może
być coś cudowniejszego niż śpiące dziecko?
Laszló z ogromną czułością położył Nikkiego do łóże
czka i nastawił pozytywkę. Delikatne dźwięki wypełniły
pokój. Na twarzy Sue pojawił się rozmarzony uśmiech.
- Może być. Ty. Właśnie teraz z tym uśmiechem na
twojej anielskiej twarzy. - Ujął jej drżące dłonie.
Przytuliła się z głębokim westchnieniem i wsparła gło
wę na piersi Laszló. Słyszała mocne i szybkie bicie jego
serca. Łagodnie odsunął ją od siebie.
- Nie tak blisko. Nie mogę zapominać, że jesteś tylko
moją kartą przetargową.
- Nie zapominasz - odparła bliska płaczu Suzanne. -
Robisz ze mną wszystko, co chcesz. Zmuszasz mnie nawet
do udawania twojej narzeczonej!
Pochylił się nad łóżeczkiem i musnął wargami policzek
śpiącego maleństwa.
- Nie takie rzeczy bym dla niego zrobił.
- Dla niego? - spytała z nagłym niepokojem. - Czy coś
się stało?
Milczał przez chwilę.
- Moja rodzina jest w niebezpieczeństwie.
- O, Boże, nie! - Ze strachem spojrzała na uśmiecha
jące się przez sen niemowlę i jej serce wezbrało miłością.
Podniosła na Laszló pełne łez oczy. - Nie zniosłabym my
śli, że coś może się stać komuś z was. Teraz zaczynam
rozumieć, czemu jesteś taki spięty. Domyślam się, że gro-
1 3 2 WIĘZY PRZEZNACZENIA
żono ci porwaniem kogoś z nich. Dla pieniędzy czy z zem
sty? Zawiadomiłeś już policję?
Chwycił ją mocno za ramiona.
- Sam sobie poradzę - warknął z furią. -I nie patrz na
mnie takim wzrokiem! - Odepchnął ją od siebie. - Lepiej
stąd idź.
Lecz Sue nie była przyzwyczajona do tego, by zostawiać
bez pomocy kogoś, kto boryka się z jakimś problemem.
- Wiesz co? Chodźmy do ogrodu i tam porozmawiajmy
- zaproponowała. - Dobrze ci to zrobi.
- Wiem, co by mi dobrze zrobiło. Seks. - Ogarnął ją
głodnym wzrokiem. - Jesteś chętna?
Cofnęła się z niepokojem.
- Dobrze wiesz, że nie! Jak w ogóle możesz coś takiego
mówić w takiej sytuacji?
- Ponieważ nie życzę sobie niczyjego współczucia
i głaskania mnie po główce - burknął opryskliwie. - Mu
szę się w jakiś sposób rozładować, bo inaczej coś mnie trafi.
Dlatego albo idziesz ze mną do łóżka, albo zejdź mi z oczu!
Nadal pragnęła mu pomóc, lecz widziała, że żadne roz
sądne argumenty nie dotrą do niego. Nawet nie miała do
niego żalu. Rozumiała, że był straszliwie sfrustrowany i że
wyładowywał na niej swój gniew tylko dlatego, że nawi
nęła mu się pod rękę. Najgorsze było to, że nie mogła mu
ulżyć w bólu. Sposób, jaki on zaproponował, oczywiście
nie wchodził w rachubę. Dlatego stała i patrzyła na niego
w milczeniu, nie kryjąc łez, które ciężkimi kroplami spły
wały po jej policzkach.
Przez chwilę panowała cisza. Wreszcie Laszló z gniewem
wyszedł z pokoju i zostawił ją samą z dzieckiem. Niedługo
potem dobiegł ją tętent kopyt pędzącego galopem konia.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 3 3
Nawet jeśli Laszló zauważył świadczące o nie przespa
nej nocy sińce pod jej oczami, nie skomentował tego ani
słowem. W ogóle niewiele mówił, był ponury i nieprzystę
pny. Gdy się już odzywał, to tylko po to, by poganiać
wszystkich dookoła. Wreszcie Lara udała się do szkoły,
Dina z Nikkim do przyjaciół, a Jo do pracy. Zostali tylko
we dwoje.
- Tam są twoje rzeczy - burknął i machnął ręką w stro
nę wieszaka. - Żona Ferenca uprała i uprasowała twoją
bluzkę. Musisz wyglądać jak człowiek, skoro mamy zała
twiać interesy.
Oznaczało to, że spędzą ten dzień razem. I czasem będą
tylko we dwoje. W samochodzie. Blisko. Bardzo blisko...
- Nie jestem pewna, czy powinnam z tobą jechać - za
częła z wahaniem.
- Zmuszę cię, jeśli nie zechcesz.
Spojrzała na niego ze smutkiem.
- Czy naprawdę musisz mnie ranić?
W odpowiedzi odsunął od siebie nietknięte śniada
nie i bez słowa opuścił kuchnię. Cóż więc miała zrobić?
Przygotowała się do wyjścia, po czym, zrezygnowana
i zmęczona jego złym humorem, potulnie wsiadła do sa
mochodu.
Odwiedzili kilka zakładów włókienniczych, spotkali się
z paroma osobami i przeprowadzili wstępne rozmowy.
Właściwie przeprowadził je Laszló. Sue z własnej woli
ograniczyła się do wybierania próbek materiałów oraz pa
trzenia i słuchania, gdyż wiedziała, że takiej lekcji prowa
dzenia interesów nie dostanie nigdzie.
Jej podziw rósł z każdą chwilą. Laszló był uprzejmy,
lecz nie nadskakujący, twardy, lecz nie arogancki, pewny
swego, lecz nie zarozumiały. Wykazał się niezwykłą wprost
1 3 4 WIĘZY PRZEZNACZENIA
cierpliwością, opanowaniem, rozeznaniem potrzeb rynku
oraz znajomością ludzkiego charakteru. W efekcie każdy
w końcu dobrowolnie przystawał na jego warunki.
Z drugiej strony rosło również jej zdumienie. W stosun
ku do niej zachowywał się przedziwnie. Obejmował ją,
posyłał jej znaczące uśmiechy i czułe spojrzenia. Gdy jed
nak wsiadali do samochodu, by pojechać w kolejne miej
sce, zmieniał się nie do poznania. Stawał się milczący
i traktował ją jak powietrze.
Gdy opuszczali kolejny zakład, nie wytrzymała.
- Przestań! - zdenerwowała się, gdy przytulił ją mocno
do siebie.
- Uspokój się - szepnął jej do ucha. - Zależy mi na
tym, żeby nikt nie miał wątpliwości co do łączących nas
uczuć. Zobaczysz, że ci się to opłaci. Ludzie będą się dla
ciebie specjalnie starać.
- Jak to? Chcesz, żeby myśleli, że my... że my...
- .. .jesteśmy kochankami - podpowiedział półgłosem.
- Nie rozumiem - mruknęła z urazą.
- Nie musisz - odparł nonszalancko i pocałował ją na
oczach wszystkich. - Wystarczy, że zrobisz, co ci każę.
- Szarmancko otworzył drzwiczki samochodu. Komplet
nie oszołomiona usiadła na swoim fotelu. - Uśmiechnij
się! - zażądał, zajmując miejsce za kierownicą. - Poma
chaj im ręką, wdzięcz się do mnie. No, już!
Posłusznie wykonała jego polecenia. Ech, gdyby to jego
rozkochane spojrzenie było szczere, a nie tylko na pokaz,
byłaby gotowa zrobić dla niego absolutnie wszystko.
Gdy tylko minęli zakręt, twarz Laszló ponownie przy
brała zimny i nieprzyjemny wyraz. Suzanne poczuła, że
ma tego dość.
- Jeśli mam coś osiągnąć tylko dlatego, że ludzie będą
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 3 5
uważać mnie za twoją kochankę, to ja z tego rezygnuję
- oznajmiła stanowczo.
Rozległ się przeraźliwy pisk opon, gdy Laszló gwałtow
nie nacisnął na hamulec. Stanęli na środku drogi.
- Nie zrezygnujesz. Wiem, co robię, i masz mnie słuchać!
- Ale to jest nieuczciwe!
Gniewnie chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
- Chyba nie wymagam zbyt wiele? Wystarczy, że się
do mnie uśmiechniesz i pozwolisz się objąć. Co ci szkodzi?
- Szkodzi mi - odparła sztywno. - Nie uznaję takich
metod działania.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Najwyraźniej
zastanawiał się, co ma z tym fantem zrobić. Wreszcie po
woli odpiął pas bezpieczeństwa.
- Dobra, powiem ci prawdę. To ma niewiele wspólnego
z interesami. Po prostu mam na ciebie cholerną ochotę
i trudno mi się powstrzymać. Wolę okazywać ci to przy
ludziach, gdyż przy nich nie mogę sobie pozwolić na zbyt
wiele. Gdy zaś jesteśmy tylko we dwoje, staram się trzymać
ręce przy sobie. Teraz jednak sama mnie sprowokowałaś...
Pocałował ją, zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć.
Dla zachowania pozorów zdobyła się na słaby protest, po
czym oplotła go ramionami i przyciągnęła bliżej. Chwilę
później poleciała do tyłu, gdyż Laszló znienacka rozłożył
siedzenie. Już sięgał do klamry jej pasa, lecz nagle zrezyg
nował.
- Tym razem nie pozwolę ci uciec - mruknął z uśmie
chem.
- Ale... Przecież mamy jeszcze dzisiaj wiele do zrobienia
- wyszeptała, nie odrywając wzroku od jego zmysłowych ust.
- O, bardzo wiele... - przytaknął i przesunął dłonią po
jej uległym ciele.
1 3 6 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Dobiegający z tyłu dźwięk klaksonu spowodował, że aż
podskoczyli. Laszló pośpiesznie podniósł siedzenie Suzan
ne do normalnej pozycji i ruszył, żeby nie tarasować drogi.
- Pragnę cię, choć próbuję z tym walczyć. Niech to
wszyscy diabli!
- Czy nie czujesz, że w ten sposób zdradzasz pamięć
swojej żony? - spytała z wahaniem.
- Nie - warknął przez zaciśnięte zęby.
Zapadło nieznośne milczenie. Suzanne wiedziała, że zo
stała schwytana w pułapkę bez wyjścia. Padła ofiarą nie
tylko podejrzanych planów Laszló, ale również własnych
pragnień i emocji. Ale jak to się mogło stać? Czuła się tak,
jakby rzucono na nią jakiś czar. Im bardziej się szarpała
i próbowała wyrwać, tym mocniej zaciskały się wokół niej
niewidzialne więzy. Owszem, zamiast starać się z nich wy
wikłać, mogłaby je przeciąć raz na zawsze. Wystarczyłoby
powiedzieć, że zrywa wszelkie umowy i odchodzi. Pragnę
ła tego coraz bardziej, gdyż miała wrażenie, że się dusi.
Jednak w ten sposób wydałaby wyrok na Tanyę i Istva'na.
- Nienawidzę cię!
- Ja ciebie też - odparł ponurym głosem.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Gdy wracali, było już ciemno. Mieli za sobą naprawdę
męczący dzień, Laszló starał się więc prowadzić ostroż
nie, gdyż zdawał sobie sprawę, iż nie jest w tak dobrej
formie jak zazwyczaj. Suzanne zauważyła, że drogi na
Węgrzech są znacznie mniej bezpieczne niż w Anglii. Ro
werzyści, posiadacze wozów i traktorów czy też idący po
boczem piesi w ogóle nie troszczyli się o światła odblasko
we, w związku z czym byli zupełnie niewidoczni.
- Jak daleko do zamku? - spytała z niepokojem.
- Nie jedziemy do zamku. Przez kilka najbliższych dni
pomieszkasz z nami - powiedział, nie odrywając oczu od
jezdni. Sięgnął na oślep po jakąś kasetę i próbował włożyć
do magnetofonu. - Cholera, zapomniałem, że się popsuł.
- W ostatniej chwili wyminął wędrującą luzem krowę, któ
ra znienacka wyszła niemal na środek drogi. - Zaraz się
w coś wpakuję... Śpiewaj!
- Słucham?
- Śpiewaj, mów do mnie, cokolwiek. Chyba nie chcesz,
żebym zasnął za kierownicą?
Zaczęła więc nucić wszystkie piosenki, które przycho
dziły jej do głowy. Laszló czasami przyłączał się, cały czas
jednak ze ściągniętymi brwiami wpatrywał się w krętą,
obsadzoną drzewami drogę, która wiła się przez niezliczo
ne osady. Nagle za którymś zakrętem zamajaczył ciemny
kształt.
138
WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Uważaj! - krzyknęła histerycznie Sue i bez namysłu
rzuciła się w bok, by osłonić Laszló. Gdyby coś się miało
stać, to główny impet uderzenia pójdzie na nią...
On zrobił dokładnie to samo. Puścił kierownicę, by
ochronić Suzanne, samochód wykonał gwałtowny skręt,
o milimetry minął zupełnie nie oświetlony wóz, ześlizgnął
się na pobocze i zatrzymał nie opodal drzewa.
Obejmowali się drżąc, niezdolni wypowiedzieć choćby
słowa. Wyładowana fura minęła ich powoli. Końskie ko
pyta stukały miarowo o asfalt, a śpiący woźnica kiwał się
na koźle. Laszló przygarnął Sue jeszcze mocniej.
- Ja już dłużej nie mogę - wyszeptał jej do ucha.
- Tak, nie powinieneś dalej prowadzić. Czy da się tu
znaleźć jakiś nocleg?
Odpowiedział jej niewesoły śmiech.
- Nie to miałem na myśli. - Pocałował ją lekko. - Ale
dobrze, zaraz znajdziemy jakiś zajazd.
Następne dni wyglądały podobnie. Wyjazdy, rozmowy,
podpisywanie umów, wybieranie próbek, wieczorem ro
dzinne kolacje. Umizgi Laszló, gdy znajdowali się wśród
ludzi, jego chłód i obojętność, gdy zostawali sami. Suzanne
nie wiedziała jednak, kiedy udawał, a kiedy był sobą. Dla
tego nie była do końca pewna swoich uczuć do niego. Raz
sądziła, że go kocha, kiedy indziej pałała do niego niena
wiścią. Czasem miała ochotę wszystko rzucić i uciec jak
najdalej, by chwilę później pragnąć zostać z nim do końca
życia.
Zabronił jej dzwonić do kogokolwiek, lecz zgodził się,
by napisała list do Mariann. Zamierzała się wyżalić, a za
miast tego skończyło się na hymnie pochwalnym na cześć
Laszló. Chaos w jej głowie powiększał się z każdym
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 3 9
dniem, nic więc dziwnego, że w pewnym momencie wre
szcie nie wytrzymała.
Jak zwykle jedli wszyscy razem kolację, gdy Suzan
ne nagle zaczęła płakać. Próbowała się jakoś opanować,
lecz wciąż wstrząsało nią rozpaczliwe łkanie. Ukryła twarz
w dłoniach i szlochała bez opamiętania.
- Zostawcie nas samych! - zażądał ostrym głosem
La'szló i chwilę później w kuchni nie było już nikogo.
Liczyła na to, że zacznie ją pocieszać, przepraszać, lecz
zawiodła się boleśnie. On po prostu czekał, aż się sama
uspokoi! Dbał o nią tyle, co o zeszłoroczny śnieg! A ona,
idiotka, łudziła się chwilami.... Ogarnął ją taki gniew, że
aż przestała płakać.
- A teraz my wyjdziemy - rozkazał.
- Nie będziesz więcej mną rządził!
- Żadne z nas nie ma już siły ciągnąć tego tak, jak jest.
Musimy porozmawiać, a to trochę potrwa. Nie każmy więc
wszystkim czekać na zewnątrz. Pozwólmy im spokojnie
zjeść.
Zrezygnowana, poszła za nim do ogrodu. Usiadł na
ławeczce, podczas gdy Sue stanęła nad nim w wyczekują
cej pozie.
- Muszę ci wyjaśnić, jakie niebezpieczeństwo grozi
mojej rodzinie. Nie chodzi wcale o to, że ktoś zamierza po
rwać moje dzieci, źle mnie wtedy zrozumiałaś. Było mi to
nawet na rękę,nie zamierzałem cię do końca wtajemniczać
w moje sprawy. Teraz widzę, że bez tego się nie obejdzie.
Otóż prawdziwe zagrożenie stanowi dla nich Vigadó.
Postanowiła, że tym razem nie da się nabrać na kolejnie
kłamstwo.
- Jasne - wycedziła drwiąco. - Znany jest z tego, że
terroryzuje dzieci i odbiera im cukierki. Nagle straciła
1 4 0 WIĘZY PRZEZNACZENIA
cierpliwość. - Jak śmiesz go oskarżać? To jeden z najpo-
rządniejszych...
Laszló również przestał panować nad sobą. Chwycił ją
za rękę i boleśnie ścisnął. Suzanne z jękiem osunęła się na
ławkę. Jak mogła kiedykolwiek kochać tego brutala?
- A teraz słuchaj i nie przerywaj mi. Jak wiesz, Vigadó
zarządza wielkim międzynarodowym wydawnictwem. Ja
kiś czas temu złożono u niego maszynopis książki, którą
napisał mój były pracownik. Był moją prawą ręką, nie
mal partnerem. Obecnie odsiaduje dziesięcioletni wyrok
w Hong Kongu za defraudację i korupcję.
- Rozumiem! - wyrwało jej się. - Boisz się, że dzieci
odkryj ą twóje matactwa!
Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Naprawdę myślisz, że zaryzykowałbym szczęście
mojej rodziny, robiąc coś nieuczciwego? - spytał w ogro
mnym napięciu.
Zastanowiła się przez moment.
- Nie. - Z przekonaniem potrząsnęła głową. - Wiem,
że nie zrobiłbyś tego. W takim razie, czego się obawiasz?
Puścił jej rękę i milczał przez chwilę. Suzanne była
świadoma, że nie jest to dla niego łatwa decyzja. Miał
jej powierzyć swój największy sekret. Miał zrobić coś,
czego nienawidził z całego serca - odsłonić się przed
kimś.
- Gdy tylko przejrzałem jego grę, natychmiast zawia
domiłem policję. Wiedział, że to przeze mnie trafił do
więzienia, więc postanowił się zemścić. W swojej książce
nie oskarżył mnie wprost, lecz aż roi się w niej od aluzji,
że działał wyłącznie na moje polecenie. Rzekomo obna
żył moje prawdziwe oblicze i wybielił się moim kosztem
w oczach opinii publicznej.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 4 1
- Przecież możesz podać sprawę do sądu i udowodnić,
że jesteś niewinny!
Podniósł się i zaczął nerwowo krążyć dookoła ławki,
niczym tygrys w klatce.
- A kogo obchodzi, jak było naprawdę? - spytał z go
ryczą. - Wszyscy gonią za sensacją. Nawet jeśli udowodnię
swoje racje, to i tak jestem skończony. Wszystkim zostanie
w pamięci, że byłem w coś zamieszany, że stałem się bo
haterem skandalu, że związałem się z kryminalistą. Skoro
on popełniał przestępstwa, to pewnie ja też. Jest nawet
przysłowie, że ryba psuje się od głowy... - Zacisnął usta.
- Gdyby chodziło tylko o mnie, nie przejmowałbym się
aż tak. Ale pomyśl, co to będzie oznaczało dla moich naj
bliższych. Kolejny cios, przed którym muszę ich obronić.
Muszę!
Z całego serca pochwalała jego determinację, gdyż ro
zumiała go doskonale. Przecież znajdowała się w identy
cznej sytuacji. Robiła wszystko, by ocalić swoją rodzinę
przed następną tragedią.
- W takim razie porozmawiaj z Vigadó. Powiedz mu
prawdę!
Roześmiał się drwiąco.
- Powiedziałem, lecz nic to nie dało. Po pierwsze, nie
miał powodów, żeby mi wierzyć. Po drugie, świetnie zarobi
na tej książce, nie zamierza więc marnować okazji. Po
trzecie, chciał się odegrać za Istvana. Wiedział, że przyszły
szwagier ma ze mną na pieńku i postanowił mu zrobić
przysługę.
Wpatrywała się w niego ze zgrozą. Z całej siły pragnęła
mu pomóc, lecz nie wiedziała jak.
- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Musiałem znaleźć na niego jakiegoś haka - wyjaśnił
142
WIĘZY PRZEZNACZENIA
ponuro. - Przekupstwo nie wchodziło w grę, facet ma kry
ształowy charakter. Groźba, że ujawnię swoje pochodzenie
też by nic nie dała. Lubi Istvana i Tanyę, ale nie na tyle,
żeby się dla nich poświęcać. Kazałby mi iść do diabła.
, - Więc? - spytała bez tchu.
- Zastanowiłem się nad jego słabymi punktami. Ma]
dwa: Lindi i Mariann. Dziecko odpadało, została narze
czona. Ponieważ ani bym jej nie uwiódł, ani nie miał czym
szantażować, musiałem z kolei znaleźć jej najsłabszy
punkt. Tak dotarłem do ciebie. Wiedziałem, że Vigadó
będzie się trząsł nad twoim szczęściem i nad twoją zagro
żoną niewinnością. Zgodzi się na wszystko, by nie dopu
ścić do naszego małżeństwa. Gdyby Mariann dowiedziała!
się, że mógł cię ochronić i nie zrobił tego, straciłby ją.
Bezsilnie usiadła na ziemi. Była straszliwie blada. Nie
pojmowała, jak można być aż tak wyrachowanym. Laszlól
zaplanował każdy ruch w najdrobniejszych szczegółach i
z zimną krwią manipulował wszystkimi dookoła. Co pra
wda w chwalebnym celu zaoszczędzenia cierpień rodzinie,
ale tym niemniej...
- To znaczy, że nasza współpraca też była częścią pla-
nu? Wcale nie chciałeś mi pomóc, prawda? - Z przygnę
bieniem pokiwała głową nad swoją naiwnością.
- Musiałem sprawić, żebyś przebywała wciąż ze mną
i żeby widywano nas razem. Ale teraz wiem, że to jesz
cze za mało. Czas działa na moją niekorzyść. Nie wiem,
kiedy Vigadó zamierza wydać tę książkę, więc wskaza
ny jest pośpiech. Dlatego potrzebuję twojej pomocy, Su
zanne.
- To znaczy? - spytała bezbarwnym głosem.
- Trzeba przycisnąć go jeszcze bardziej. Musi być prze
konany, że naprawdę poważnie myślimy o małżeństwie.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 4 3
Chcę, by twoja rodzina sądziła, że zostaliśmy już kochan
kami.
Nagle zrozumiała.
- Ach, to stąd twoje dziwne zachowanie! Powiedziałeś,
że to dlatego, iż nie możesz się powstrzymać, że mnie
pragniesz, a naprawdę chodziło o to, by rozeszły się plot
ki... - Jęknęła głośno, gdyż naraz w pełni uświadomiła
sobie ogrom jego perfidii. - Ty przeklęty...
- Daruj sobie - powiedział zimno. - Nie obchodzi
mnie, co o mnie myślisz. Zrobiłem to, co musiałem zrobić,
nie miałem innego wyjścia. Ciesz się, że odstąpiłem od
mojego pierwotnego planu.
- Co chciałeś zrobić?
- Od razu przespać się z tobą. W jednej chwili miałbym
Vigadó w garści. Ale te twoje zasady... - Skrzywił się.
- Postanowiłem najpierw cię zmiękczyć, odwołać się do
wrażliwego kobiecego serca. Poznałem cię z moją rodziną.
Polubiłaś ich, prawda? Oni też darzą cię sympatią. Dlatego
teraz chętnie im pomożesz. Z własnej i nieprzymuszonej
woli.
No nie, wszystkiego mogła się spodziewać, ale przecież
nie tego! Zerwała się na równe nogi.
- Z premedytacją posłużyłeś się własnymi dziećmi!
Grałeś na ich i na moich uczuciach! - cisnęła mu prosto
w twarz.
Wzburzony do głębi chwycił ją mocno za ramiona.
- Po to, żebyś teraz była skłonna ochronić ich przed
ciosem. Co ci szkodzi poudawać, że ze mną sypiasz? To
chyba niewielka cena za ocalenie mojej rodziny? - W jego
czarnych oczach dostrzegła udrękę i rozpacz. - Czy ty
w ogóle nie masz serca? Jak możesz odmawiać takiego
drobiazgu?
1 4 4 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Ponieważ wtedy ja zranię moich najbliższych, zwła
szcza ojca. Czy zdajesz sobie sprawę, jak będzie się czuł,;
gdy ze wzgardą odrzucę jego nauki? Wszyscy się ode mnie
odwrócą, gdy mu to zrobię - tłumaczyła gorączkowo.
- A czy ty zdajesz sobie sprawę, że ja chronię nie tyl
ko moje córki i wnuka, lecz tysiące ludzi, którzy dla mnie
pracują na całym świecie? Daję im pracę i czuję się za nich
odpowiedzialny! W odróżnieniu od ciebie widzę dalej niż
koniec własnego nosa. - Popatrzył na nią najpierw z nie
dowierzaniem, a potem z pogardą. - Po tym, co ci teraz
powiedziałem, ty jeszcze się wahasz? Tak się trzęsiesz
o swoją opinię, że nie poświęcisz jej dla ratowania tylu
osób?
Suzanne objęła skołataną głowę dłońmi. Całe jej upo
rządkowane życie, w którym wszystko było jasne i proste,
i na każde pytanie dawało się znaleźć rozsądną odpowiedź,
zostało wywrócone do góry nogami. Nie potrafiła się od
naleźć w świecie manipulacji, kłamstw i bezlitosnej walki
o przetrwanie.
- Ja już nic nie wiem - wyszeptała bezradnie i rozpła
kała się jak dziecko.
Przez chwilę patrzył na nią zimno, wreszcie znienacka
przytulił ją do siebie i trzymał w ramionach tak długo, aż
się nieco uspokoiła. Zaprowadził ją potem do kuchni, wziął
jej torebkę, następnie wsiedli do samochodu. Sue było
doskonale obojętne, dokąd jadą. Nie zwracała też uwagi na
to, co Laszló mówił do telefonu, który miał w wozie. Kiedy
jednak znaleźli się na jakimś pasie startowym, na którym
stała niewielka awionetka, stanowczo odmówiła dalszego
udziału w tej nocnej eskapadzie.
- Zabieram cię do domu - wyjaśnił ponurym tonem.
- Do domu? - zdumiała się.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 4 5
- Do Anglii.
Potulnie dała się wsadzić do samolotu, gdzie siedziała
w stanie kompletnego odrętwienia przez całą podróż. Gdy
wylądowali w Exeter, Laszló wynajął samochód i zawiózł
ją do Widecombe. Pomógł jej wysiąść, znalazł w jej toreb
ce klucz i otworzył drzwi. Zauważyła przy tym ze zdziwie
niem, że jego dłoń drżała. Zapalił światło, nasłuchiwał
przez chwilę. W domu panowała cisza, widocznie pastor
Evans bawił jeszcze w zamku Huszarów na Węgrzech.
- Żegnaj - powiedział krótko i zawrócił do samochodu.
Oprzytomniała w jednej chwili.
- Jak to?
Przystanął na chwilę.
- Czuję, że naprawdę nie mogę liczyć na twoją po
moc. Trudno. Będę musiał poradzić sobie sam - powie
dział z ogromnym znużeniem.
- Zaczekaj! - zawołała za nim.
Co robić, co robić? Przecież nie może go zawieść! A czy
może zawieść rodzinę? Tak źle i tak niedobrze. Jak przed
laty księżna, tak teraz ona musiała wybrać mniejsze zło.
Tylko co nim jest?
- Nie mogę czekać w nieskończoność, aż ty rozważysz
wszystkie za i przeciw. I tak wiem, jaka będzie twoja od
powiedź. Dlatego zostawiam cię w spokoju, tak jak chciałaś.
Śpij dobrze, Suzanne.
Popatrzyła na oddalającą się sylwetkę i naraz zrozumia
ła, że jeśli go więcej nie zobaczy, to jej życie przestanie
być cokolwiek warte. Bez namysłu pobiegła za nim.
- Zostań!
- Nie mam po co - mruknął ponuro.
Wiedziała, że musi go koniecznie zatrzymać. W jakikol
wiek sposób.
1 4 6 WIĘZY PRZEZNACZENIA
- Masz! Chcę, żebyś spędził tę noc ze mną - powie
działa bez tchu, w ogóle nie bacząc na konsekwencje.
Zawahał się przez ułamek sekundy, po czym stanow
czym krokiem podszedł do samochodu. Zdeterminowana
Suzanne dopadła go jednak, zanim wsiadł, zawisła mu na
szyi i obsypała jego twarz gorącymi pocałunkami. Z wy
raźnym wysiłkiem odwrócił głowę.
- Przestań...
- Ale ja cię kocham! - wyrwało jej się z głębi duszy.
- Nie!
Nie spuszczając z niego wzroku, zdjęła z siebie żakiet.
- A właśnie, że tak - mruknęła uwodzicielskim głosem.
- Nie bądź śmieszna - żachnął się. - Taka kobieta jak
ty mogłaby czuć coś do takiego drania, jak ja?
Zaczęła rozpinać bluzkę.
- Jestem dla ciebie za stary... - zaczął bez przekonania.
Ostatni guzik.
- Mam dwie córki... - powiedział cicho.
Zdjęła bluzkę.
- Wnuka... - dodał jeszcze ciszej, wpatrując się z za-
chwytem w kształtne piersi Sue, rysujące się pięknie pod
koronkową bielizną.
- Zaczyna ci brakować argumentów - stwierdziła z sa
tysfakcją i przytuliła się do niego. - Dotknij mnie.
Po raz pierwszy, odkąd go znała, najwyraźniej stracił]
głowę.
- Przestań! Zrozum, nie wolno mi... Och, jesteś taka
cudowna... Nie! Opamiętaj się, co ty wyprawiasz?
- Doskonale wiem, co robię. Kocham cię i dlatego po-
mogę ci. Zostanę twoją kochanką, będziesz mógł ubić in-
teres z Vigadó. Masz rację, on się ugnie, gdy obiecasz, że
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 4 7
zostawisz mnie w zamian za zaniechanie publikacji. - Głos
jej się załamał.
Opuści ją... Gdy zaspokoi swoje pragnienie i ochroni
bliskich, nie będzie jej już dłużej potrzebował. Odejdzie
bez żalu. Serce ścisnęło jej się boleśnie. Nie, nie myśl teraz
o tym, powiedziała sobie w duchu. Co będzie, to będzie,
ale przynajmniej zostaną ci cudowne wspomnienia. Po
znasz, jak to jest być z nim aż do końca...
- Suzanne... - Laszló wziął ją w ramiona i bez opa
miętania całował jej spragnione usta, rozpaloną twarz, je
dwabiste włosy... Zakręciło jej się w głowie i oparła się
o niego bezsilnie. - Nie, dziś jednak będziemy spać od
dzielnie - zadecydował z żalem. - Przecież ty lecisz z nóg.
Rano pomyślimy, co dalej.
- Rano polecimy z powrotem.
Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Naprawdę chcesz mi pomóc i powiedzieć, że...
- Tak - odparła z mocą.
Zanim wyruszyli, Sue postanowiła zabrać go w swoje
ulubione miejsce na wrzosowiskach, skąd roztaczał się nie
zapomniany widok. Pragnęła podzielić się z nim tym, co
kochała. Wokół rozciągało się falujące morze traw i fio
letowych wrzosów, wśród których biegały z rozwianymi
grzywami dzikie konie. Słychać było jedynie cichy szum
rzeki i świergot ptaków.
- Taki tu spokój i cisza - powiedział z zachwytem
Laszló. -I poczucie swobody. W takim miejscu mógłbym
być szczęśliwy - dodał w zadumie.
Podniosła wzrok na jego oświetloną pierwszymi promie
niami słońca twarz. Wiedziała, że do końca życia nie za-
1 4 8 WIĘZY PRZEZNACZENIA
pomni tej cudownej chwili i że zachowa ją w sercu na
zawsze.
- Tak bardzo cię kocham - szepnęła ze łzami w oczach.
Widziała, że mięśnie Laszló napięły się, jakby toczył
niewidzialną walkę.
- Czas na nas - oznajmił sucho.
Gdy po powrocie na Węgry zbliżali się do zamku, serce
w niej zamarło. Miała pokazać, że uwielbia Laszló do sza-
leństwa, lecz to zadanie nie przedstawiało dla niej naj
mniejszej trudności. Wręcz przeciwnie, przyjdzie jej to tak?
łatwo, że niechybnie cała rodzina odwróci się od niej. Po
tem on ją porzuci i zostanie zupełnie, ale to zupełnie sama.
Wielki Boże...
Kiedy tylko wysiadła z samochodu, wpadła wprost
w otwarte ramiona księżnej, która nie ukrywała radości na;
jej widok.
- Chcielibyśmy się zobaczyć z Vigadó - wyjaśnił
Laszló, gdy już chłodno przywitał się z matką.
- Najpierw porozmawiacie ze mną - oznajmiła spokój-
nie, ujęła Sue pod rękę i zaprowadziła ją do swego gabinetu.
Nie śmiała się wyrwać, poszła więc posłusznie, posyła
jąc Laszló pełne niepokoju spojrzenie. Z ponurą miną udał
się za nimi.
- Wcale nie zamierzam z panią rozmawiać - powie
dział nieprzyjemnym głosem, gdy zaniknęli za sobą drzwi.
- Mam sprawę do Vigadó...
Ana Husza'r nie dała się zbić z tropu.
- I właśnie dlatego najpierw wysłucha pan, co mam do
powiedzenia. Widzi pan, wszyscy martwiliśmy się o pański
związek z Suzanne...
- Bez potrzeby. Ja go kocham!
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 4 9
- Wiem to z twojego listu do Mariann, moja droga.
Dlatego postanowiłam sprawdzić twojego wybranka, gdyż
coś mi się tu nie zgadzało. - Zerknęła na leżące na biurku
papiery. - Niby ma pan fatalną opinię, a tu nagle okazuje
się, że działa pan w różnych organizacjach walczących
o prawa człowieka, założył pan kilka fundacji, za pomocą
stypendiów wspiera obiecujących młodych ludzi, zajmuje
się działalnością charytatywną...
- Skąd pani to wszystko wie? - Z niezadowoleniem
ściągnął brwi. - Nie przypominam sobie, bym to rozgłaszał
na prawo i lewo.
- Bycie księżną nie oznacza pławienia się w luksusach,
tylko ogromną odpowiedzialność za los innych - odrzekła
z godnością. - Dlatego muszę dużo wiedzieć, panie Lazar.
Mam swoje kontakty. Musiałam pana sprawdzić, gdyż mój
syn nie wyrażał się o panu pochlebnie. Z kolei Mariann
przysięgała, że Suzanne jest najrozsądniejszą osobą, jaką
zna i jeżeli pisze o panu same wspaniałe rzeczy, to właśnie
tak musi być. To mnie przekonało. Nasza Sue zawsze myśli
trzeźwo i logicznie.
- No... - poruszyła się nerwowo. W ciągu kilku ostat
nich dni z tą jej logiką nie było najlepiej. Wszystko przez
tę beznadziejną miłość.
- Dlatego nie spoczęłam, aż poznałam całą prawdę.
Powiedziałam Vigadój co o panu wiem i bez trudu przeko
nałam go, by odłożył publikację książki do czasu, aż wy
słucha pańskich racji - uśmiechnęła się księżna.
- Laszló jest niewinny - przyświadczyła gorliwie Sue.
- Został wrobiony przez nieuczciwego pracownika.
- Domyślamy się tego. Vigadó to porządny człowiek.
Przyznaje, że mógł się mylić i jest jak najbardziej skłonny
zerwać umowę z tamtym człowiekiem.
1 5 0 WIĘZY PRZEZNACZENIA
Impulsywnie podbiegła do siwowłosej kobiety i uści
skała ją z całej siły.
- Nawet pani nie wie, jaka jestem szczęśliwa - wyznała
z uczuciem.
- Wyświadczyła mi pani ogromną przysługę, księżni
- odezwał się dziwnym tonem Laszló.
Sue spojrzała na niego z nagłym niepokojem. Patrzył na
swoją matkę takim wzrokiem, że ogarnął ją strach.
- Nie - szepnęła błagalnie. - Nie możesz tego powie
dzieć!
- Mogę i powiem, ponieważ sytuacja zmieniła się zu
pełnie. Kocham cię, Suzanne.
Nie, to niemożliwe! To z pewnością kolejna manipu
lacja z jego strony, pomyślała z nagłym bólem. Lecz
w oczach Laszló czytała coś innego. Patrzyły na nią z tak
niewysłowioną czułością...
- Nie mogę cię dłużej dręczyć. Muszę ci wreszcie wy
znać całą prawdę. Och, nienawidzę samego siebie za ból,
jaki ci sprawiłem, ale przysięgam, że cierpiałem bar
dziej niż ty. Od pierwszej chwili zakochałem się jak ucz-
niak, szalałem za tobą. Nie miałem jednak złudzeń, wie
działem, że nie mam u ciebie szans. - Rozłożył bezrad
nie ręce. - Nagle twoje rodzinne powiązania z Vigadó pod
sunęły mi szaleńczy pomysł, by cię zaszantażować.
Przedtem zamierzałem zapobiec publikacji książki w inny
sposób, ale wymyśliłem cały ten misterny plan, by cię przy
sobie zatrzymać, by mieć cię przy sobie choć przez jakiś
czas...
- Och, ty niemądry! - krzyknęła w oszołomieniu Su
zanne. - Przecież ja zgadzałam się na wszystko dokładnie
z tego samego powodu! Byleby tylko być z tobą!
Skoczył ku niej i porwał ją w ramiona.
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 5 1
- Czy to znaczy, że naprawdę zgadzasz się mnie po
ślubić?
- Poślubić cię... - powtórzyła w rozmarzeniu. - Tak,
po stokroć tak! Nic się nie martw, teraz już wszystko będzie
dobrze. Porozmawiamy z moją rodziną, wyjaśnimy...
- Ty mała czarownico - mruknął jej do ucha. - Jak tyś
to zrobiła? Myślałem, że nie ma na mnie mocnych, a tu
proszę! Owinęłaś mnie sobie wokół palca. Nie masz poję
cia, jak z tym walczyłem...
Kręciło jej się w głowie. Kochał ją, kochał! Czy cokol
wiek innego mogło się liczyć?
- Och, Laszló! Gdy wczoraj zrozumiałam, że nigdy
więcej cię nie zobaczę, wszystko inne przestało mieć dla
mnie znaczenie. Bez ciebie nic nie ma sensu! Miałeś rację.
Dopiero gdy coś tracisz, nagle spostrzegasz, jak bardzo jest
to dla ciebie cenne.
Bezwiednie spojrzał na Anę Huszar. Sue dostrzegła
w jego wzroku taki bezmiar tęsknoty, że zapragnęła powie
dzieć: „Księżno, oto pani syn", lecz nie odważyła się.
- Chciałbym, żebyśmy po ślubie zamieszkali w Wide-
combe. Wyznam ci szczerze, że marzyłem o tyto przez całą
drogę tutaj. Znowu pragnę mieć dom, właśnie z tobą, właś
nie tam, gdzie jest spokój, cisza, wolność i galopują dzikie
konie. Co ty na to?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham - odpowie
działa po prostu.
Księżna przyglądała im się ze wzruszeniem. Wreszcie
podeszła i z uczuciem pocałowała każde z nich.
- Moi kochani, tak się cieszę. - Nie potrafiła oderwć
wzroku od Laszló, którego tęskne spojrzenie poruszyło
ją do głębi. - To dziwne... Gdy patrzę w pańskie oczy,
odnoszę wrażenie, jakbym skądś pana znała - zaczęła drżą-
1 5 2 WIĘZY PRZEZNACZENIA
cym głosem. - Wydaje mi się, że... - Zaśmiała się lekko,
zawstydzona swoją reakcją. - Że jest pan dobrym człowie
kiem. Dlatego musi mi pan wyjaśnić, skąd pańska niechęć
do mego syna. Nie życzę sobie, by cokolwiek nas dzieliło.
Pragnę, byśmy tworzyli kochającą się rodzinę i żeby był
pan częstym gościem w naszym domu, a my w pańskim.
Naprawdę mi na tym zależy.
Laszló zbladł, po czym podjął męską decyzję.
- W moim domu... Mój prawdziwy dom należy do
kogoś innego, komu bez żalu odstępuję wszelkie prawa.
- Pocałował dłoń Suzanne. - Nie masz nic przeciw temu,
że nie będziesz księżną, kochanie?
- Oczywiście, że nie! - zawołała z radością. - To zna
czy, że dajesz wszystko Istvanowi!
- Tak. A mojej matce syna, synową, wnuczki i pra
wnuka - przytaknął i oboje roześmieli się na widok zdu
mionej miny księżnej, która nic z tego wszystkiego nie
rozumiała. - Nie powiedziała pani prawdy mojej narze
czonej. - Zatopił wzrok w oczach swojej matki. -
W tym zamku urodziło się dziecko. Syn pani i Nikołaja
Romanowa.
Księżna zbladła, zachwiała się i ciężko oparła o biurko.
- Skąd pan wie?! - krzyknęła ostrym głosem, po
czym załamała się. - A ja tak starałam się zapomnieć
- zaszlochała, kryjąc twarz w dłoniach. - Mój synek...
Mój maleńki syneczek... Nikołaj mi go zabrał... Och,
moja droga - załkała, gdy Sue ze współczuciem objęła
ją ramionami. - Miałam jego jednego na świecie, szala
łam z radości, śpiewałam mu, tuliłam... A mąż wyrwał
mi go siłą z ramion i wywiózł... Powiedział, że jestem
Węgierką, a syn ma być Rosjaninem. Znienawidziłam
go z całego serca - wyznała gorzko. - A moje dziecko
WIĘZY PRZEZNACZENIA 1 5 3
umarło i nigdy się nie dowiedziało, jak bardzo je ko
chałam!
- Nie umarło. - Laszló przytulił do siebie dwie płaczą
ce kobiety. - To ja, matko. Twój syn.
Księżna powoli, bardzo powoli podniosła głowę. Z na
pięciem i nagłą nadzieją wpatrywała się w twarz stojące
go przed nią mężczyzny. Po jego policzku spłynęła jedna
duża łza.
- Synku!
Suzanne dyskretnie wymknęła się z pokoju, zostawia
jąc tych dwoje samych i pozwalając im nacieszyć się ich
radością. Gdy nieco doszła do siebie, poszukała Vigadó,
wyjaśniła mu wszystko i wreszcie uspokojona usiadła na
parapecie jednego z zamkowych okien i zapatrzyła się
w dal. Już o nic nie musiała się martwić. Koniec walk,
nienawiści i bólu. Odtąd będą jedną wielką rodziną, w któ
rej zagości zrozumienie i miłość.
Jakiś czas później usłyszała lekkie kroki i poczuła zna
jomy dotyk mocnych ramion.
- Ona mnie zawsze kochała - szepnął Laszló, opierając
brodę na jej ramieniu. - Ojciec mnie okłamał, gdyż nie
chciał, bym kiedyś musiał wybierać między nimi. Ale nie
mam mu za złe, że pragnął mnie mieć dla siebie. Rozumiem
go. On też potrzebował kogoś kochać.
Wstała i odwróciła się do niego. Delikatnie pocałował
jej uśmiechnięte usta.
- Jak twoja mama poradziła sobie ze świadomością, że
jednego dnia zyskała syna, wnuczki i prawnuka? - Z mi
łością przesunęła dłonią po srebrnych pasemkach na jego
skroniach.
- Oszalała ze szczęścia i rzuciła się do telefonu - od
parł z rozbawieniem i czułością. - Przez kilka godzin nikt
1 5 4 WIĘZY PRZEZNACZENIA
się tu nie dodzwoni, bo mama musi powiadomić całą ro
dzinę i wszystkich przyjaciół.
- Należałoby chyba też powiedzieć twoim córkom?
- Mogą poczekać. - Zmysłowo przesunął wargami po
jej szyi. - Najpierw spędzimy spokojny tydzień w Wide-
combe...
Z lekkim rozczarowaniem wydęła usta.
- Spokojny?
Wiedziała, że uda jej się go sprowokować.
- No, chyba nie bardzo... - przyznał, po czym pociąg
nął ją za sobą. - Nie, nie wytrzymam tak długo! - Zapro-
wadził ją nad jezioro, gdzie w osłoniętym przed ludzkim
wzrokiem zakątku rozsypał na trawie płatki róż i z niewy
powiedzianą czułością położył Suzanne na tym pachnącym
łożu.
- Ależ, dziadku! - zaprotestowała z przekorą.
- Ja ci dam dziadka!
Perlisty śmiech zamarł jej na ustach, gdy Laszló pochylił
się nad nią z miłością.