Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

background image

Isaac Deutscher

Sumienie byłego 

komunisty

Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

WARSZAWA 2007

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 2 –

www.skfm.w.pl

Esej   Isaaca   Deutschera   „Sumienie   byłego 
komunisty” został opublikowany w kwietniu 1950 
r.   w   nowojorskim   czasopiśmie   „The   Reporter” 
jako   recenzja   książki   „Bóg,   który   zawiódł”   – 
zbioru   esejów   sześciu   pisarzy   i   dziennikarzy, 
którzy porzucili  poglądy komunistyczne:  Louisa 
Fischera, André Gide, Arthura Koestlera, Ignazio 
Silone’a, Stephena Spendera i Richarda Wrighta.

Niniejsza   publikacja   jest   pierwszym   polskim 
wydaniem tego tekstu.

Tłumaczenie   z   języka   angielskiego:   Cezary 
Cholewiński. Redakcja: Piotr Strębski.

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

Ignazio Silone relacjonuje, że kiedyś powiedział żartem do Togliattiego, włoskiego przywódcy 

komunistycznego: „Bój ostatni będzie między komunistami a byłymi komunistami”. W tym żarcie jest 
ziarno prawdy, i to uderzającej. W propagandowym waleniu w ZSRR i komunizm najaktywniejszymi 
bojowcami są albo byli komuniści albo byli chwilowi sprzymierzeńcy [komunizmu]. Arthur Koestler z 
rozdrażnieniem,   które   odróżnia   go   od   Silonego,   stawia   podobny   akcent:   „To   samo   jest   z   wami 
wszystkimi, wygodnickimi, ograniczonymi, anglosaskimi antykomunistami. Wy nienawidzicie naszego 
wołania Kasandry i obrażacie się na nas jako sojuszników – ale żeby wszystko było jasne: my, byli 
komuniści, jesteśmy jedynymi  ludźmi  po waszej stronie, którzy rozumieją,  o co w tym wszystkim 
chodzi”.

Były komunista jest trudnym dzieckiem współczesnej polityki. Pojawia się nieoczekiwanie w 

najdziwniejszych miejscach i zakątkach. Zanudza was w Berlinie, opowiadając o swojej „bitwie pod 
Stalingradem”, to znaczy jak tu, w Berlinie, walczył przeciwko Stalinowi. Znajdziecie go w otoczeniu de 
Gaulle’a: to nie kto inny, jak sam Andre Malraux, autor Doli człowieczej. W najdziwniejszym procesie 
politycznym   Ameryki   miesiącami   wskazywał   palcem   na   Algera   Hissa.   Inna   była   komunistka   Ruth 
Fischer   potępia   swojego   brata   Gerharta   Eislera,   a   Brytyjczyków   za   to,   że   nie   wydali   go   Stanom 
Zjednoczonym. Były trockista James Burnham obdziera ze skóry amerykańskiego kapitalistę za jego 
prawdziwy czy iluzoryczny brak kapitalistycznej świadomości klasowej i szkicuje program działania dla 
ni mniej ni więcej, tylko zadania ogólnoświatowej porażki komunizmowi. A teraz sześciu pisarzy – 
Koestler, Silone,  André  Gide, Louis Fischer, Richard Wright i Stephen Spender – zbiera się, żeby 
zdemaskować i zniszczyć Boga, który zawiódł.

„Legion” byłych komunistów nie maszeruje w zwartym szyku. Jest rozproszoną daleko i szeroko 

tyralierą. Jego członkowie są i bardzo do siebie podobni, i różnią się. Mają i cechy wspólne, i odrębne. 
Wszyscy opuścili naszą armię i obóz – niektórzy jako świadomi przeciwnicy, niektórzy jako dezerterzy, 
niektórzy jako maruderzy. Paru spokojnie tkwi w swoich świadomych obiekcjach, podczas gdy inni 
krzykliwie domagają się patentów oficerskich od armii, przeciw której kiedyś twardo walczyli. Wszyscy 
są odziani w znoszone strzępy dawnego munduru, uzupełnione najdziwniejszymi nowymi szmatkami. I 
wszyscy noszą ze sobą wspólne resentymenty i osobiste wspomnienia.

Przyłączali się do naszej partii w różnym czasie, przy czym ta data jest istotna dla ich dalszych 

doświadczeń. Ci, na przykład, którzy przyłączyli się do nas w latach dwudziestych, trafiali do ruchu, w 
którym było mnóstwo możliwości dla rewolucyjnego idealizmu. Struktura partii była wciąż płynna, 
jeszcze nie wtłoczona w totalitarny szablon. Intelektualna integralność była wciąż ceniona u komunisty; 
jeszcze nie została podporządkowana na dobre moskiewskiej raison d’etat [racji stanu – przyp. red.]. Ci, 
którzy przyłączali się do partii w latach trzydziestych, zaczynali swoje doświadczenie na poziomie o 
wiele niższym. Od samego początku byli w partii musztrowani jak rekruci w koszarach przez starszych 
sierżantów.

Ta różnica zaciążyła na jakości eks­komunistycznych reminiscencji. Silone, którzy przyłączył się 

do   partii   w   1921   r.,   prawdziwie   ciepło   wspomina   swój   pierwszy   kontakt   z   nią;   w   pełni   oddaje 
intelektualną ekscytację i moralny entuzjazm, jakim komunizm tętnił w te wczesne dni. Wspomnienia 
Koestlera i Spendera, którzy przyłączyli się w latach trzydziestych, demaskują całkowitą moralną i 
intelektualną jałowość pierwszego wrażenia, jakie partia wywarła na nich. Silone i jego towarzysze byli 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 3 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

bardzo przejęci fundamentalnymi ideami i zanim zostali wciągnięci w kierat codziennych obowiązków, i 
już po tym. W przypadku Koestlera jego „zadanie” partyjne już od pierwszej chwili zaciemnia wszystkie 
sprawy osobistego przekonania i ideału. Komunista z wczesnego zaciągu był rewolucjonistą, zanim stał 
się, czy zanim miał się stać, marionetką. Komunista z późnego zaciągu raczej nie miał szansy oddychać 
prawdziwą atmosferą rewolucji.

Mimo to początkowe motywy przyłączania się były podobne, jeśli nie identyczne, w prawie 

każdym   przypadku:   doświadczenie   społecznej   niesprawiedliwości   albo   degradacji;   poczucie   braku 
bezpieczeństwa zrodzone przez ostre upadki i kryzysy społeczne; oraz ciążenie ku wielkiemu ideałowi 
czy celowi, albo ku pewnemu intelektualnemu przewodnikowi, przez niepewny labirynt nowoczesnego 
społeczeństwa. Nowicjusz czuł, że nędza starego porządku kapitalistycznego jest nieznośna; a płonące 
światło rewolucji rosyjskiej oświetlało tę nędzę z nadzwyczajną ostrością.

Socjalizm,   społeczeństwo   bezklasowe,   obumarcie   państwa   –   wszystko   wydawało   się   na 

wyciągnięcie ręki. Niewielu nowicjuszy miało pojęcie, że czekają nas krew, pot i łzy. Intelektualista­
neofita  komunizmu  samemu  sobie wydawał się nowym Prometeuszem – z wyjątkiem  tego, że nie 
zostanie przykuty do skały przez gniew Zeusa. „Odtąd nic [tak Koestler wspomina własny nastrój w te 
dni – przyp. autora] nie może zakłócić wewnętrznego spokoju i pogody ducha neofity – z wyjątkiem 
powracającego strachu przed ponowną utratą wiary”.

Teraz nasz były towarzysz gorzko potępia fakt zawiedzenia jego nadziei. Wydaje mu się to prawie 

bezprecedensowe. Jednak, gdy opisuje on swe wczesne oczekiwania i złudzenia, odkrywamy dziwnie 
znajomy ton. Właśnie to samo robili rozczarowany Wordsworth i jego współcześni, spoglądając wstecz 
na swój pierwszy młodzieńczy entuzjazm dla rewolucji francuskiej:

Szczęściem było żyć w tych czasach,

Ale być w tych czasach młodym było po prostu bosko!

Komunistyczny intelektualista, który emocjonalnie zrywa ze swoją partią, może odwoływać się do 

czcigodnych przodków. Beethoven podarł na strzępy stronę tytułową swej  Eroiki, na której umieścił 
dedykację   dla   Napoleona,   jak   tylko   dowiedział   się,   że   pierwszy   konsul   chce   zasiąść   na   tronie. 
Wordsworth nazywał koronację Napoleona „smutnym  obrotem  spraw dla całej ludzkości”. W całej 
Europie   entuzjaści   rewolucji   francuskiej   byli   boleśnie   dotknięci   swym   odkryciem,   że   korsykański 
wyzwoliciel ludów i wróg tyranów sam został tyranem i ciemięzcą.

W   ten   sam   sposób   Wordsworthowie   naszych   czasów   byli   zszokowani   na   widok   Stalina 

bratającego się z Hitlerem i Ribbentropem. Jeśli nawet w naszych czasach nie powstały nowe Eroiki, to 
przynajmniej dedykacje na tych nienapisanych symfoniach były darte z szerokim gestem.

W  Bogu,   który   zawiódł  Louis   Fischer   próbuje   wyjaśniać   z   pewną   skruchą   i   nie   całkiem 

przekonywająco, dlaczego tak długo uprawiał kult Stalina. Analizuje on mnóstwo motywów, niektóre 
działające   powoli,   a   niektóre   gwałtownie,   determinujących   moment,   w   którym   ludzie   zdrowieją   z 
niemądrej fascynacji stalinizmem. Siła europejskiego rozczarowania Napoleonem była prawie tak samo 
nierówna i kapryśna. Wielki poeta włoski Ugo Foscolo, który był żołnierzem Napoleona i napisał Odę do 
Bonapartego wyzwoliciela
, zwrócił się przeciwko swemu idolowi po pokoju w Campo Formio – to 
musiało ugodzić „jakobina” z Wenecji tak samo, jak pakt nazistowsko­radziecki ugodził komunistę 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 4 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

polskiego. Jednak człowiek taki jak Beethoven pozostawał pod urokiem Bonapartego parę lat dłużej, 
dopóki nie zobaczył, jak despota zrzuca swą republikańską maskę. To otworzyło mu oczy, podobnie jak 
następcom stalinowskie czystki i procesy z lat trzydziestych.

Nie może być większej tragedii niż ta wielkiej rewolucji sparaliżowanej spadającą na nią pięścią, 

która miała bronić jej od wrogów. Nie może być bardziej niesmacznego widowiska niż porewolucyjna 
tyrania wymachująca sztandarami wolności. Były komunista jest moralnie tak samo usprawiedliwiony, 
jak były jakobin, demaskujący to widowisko i buntujący się przeciw niemu.

Jednak czy jest prawdą, jak twierdzi Koestler, że byli komuniści są „jedynymi ludźmi, którzy 

rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi”? Można zaryzykować twierdzenie, że prawda jest wprost 
przeciwna: Ze wszystkich ludzi byli komuniści najmniej rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi.

W   każdym   razie   pedagogiczne   pretensje   eks­komunistycznych   literatów   wydają   się   grubo 

przesadzone. Większość z nich (Silone jest zauważalnym wyjątkiem) nigdy nie była w prawdziwym 
ruchu komunistycznym, w gąszczu jego tajnej ani jawnej organizacji. Z reguły poruszali się oni na 
literackim czy dziennikarskim obrzeżu partii. Ich pojęcie o komunistycznej doktrynie i ideologii zwykle 
wytryskało z ich własnej literackiej intuicji, która jest czasami ostra, ale często prowadzi na manowce.

Jeszcze   gorsza   jest   charakterystyczna   niezdolność   byłego   komunisty   do   bezstronności.   Jego 

emocjonalna reakcja przeciwko dawnemu otoczeniu trzyma go w śmiertelnym uścisku i przeszkadza mu 
w zrozumieniu dramatu, w którym uczestniczył czy na wpół uczestniczył. Wizerunek komunizmu i 
stalinizmu,   który   on   nakreśla,   jest   wizerunkiem   gigantycznej   izby   intelektualnych   i   moralnych 
okropności. Widząc ją, profani są przenoszeni z polityki  w czystą demonologię. Czasami wrażenie 
artystyczne może być silne – horrory i demony są obecne w wielu poetyckich arcydziełach; jednak 
politycznie   jest   to   niepewne   i   nawet   niebezpieczne.   Oczywiście,   historia   stalinizmu   obfituje   w 
okropności. Jednak to tylko jeden z jego elementów; a nawet ten, demoniczny, musi być przełożony na 
warunki ludzkich motywów i interesów. Były komunista nawet nie próbuje dokonać tego przekładu.

W rzadkim przebłysku prawdziwej samokrytyki Koestler przyznaje się: „Z reguły nasza pamięć 

idealizuje przeszłość. Jednak kiedy ktoś zmienił wiarę albo został zdradzony przez przyjaciela, uruchamia 
się   przeciwstawny   mechanizm.   W   świetle   późniejszej   wiedzy   początkowe   doświadczenie   traci   swą 
niewinność,   staje   się   skażonym   i   przykrym   wspomnieniem.   Na   tych   stronicach   próbowałem 
zrekapitulować nastrój, w jakim związane z tym [z partią komunistyczną – przyp. autora] doświadczenia 
początkowo żyły – i wiem, że poniosłem porażkę. Ironia, gniew i wstyd wciąż mnie trapią; namiętności 
tamtego czasu zdają się przekształcone w perwersje, jego wewnętrzna pewność w zamknięty wszechświat 
narkomana; cień drutu kolczastego przebiega przez skazane pole pamięci. Ci, którzy zostali pochwyceni 
przez wielkie złudzenie naszych czasów i przeżyli swój moralny i intelektualny eksces, albo oddają się 
nowej skłonności przeciwnego rodzaju, albo są skazani na płacenie za to dożywotnim kacem”.

Ta potrzeba nie jest prawdą w przypadku wszystkich byłych komunistów. Niektórzy wciąż mogą 

czuć, że ich doświadczenie było wolne od chorobliwego podtekstu, opisywanego przez Koestlera. Mimo 
to Koestler dał prawdziwą i uczciwą charakterystykę tego typu byłych komunistów, do których sam 
należy. Jednak trudno pogodzić ten autoportret z innym  jego twierdzeniem, że bractwo, w imieniu 
którego przemawia, jest „jedynymi ludźmi, którzy rozumieją, o co w tym wszystkim chodzi”. Z równą 
prawdziwością   ofiara   szoku   pourazowego   mogłaby   twierdzić,   że   jest   jedyną,   która   rozumie   rany   i 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 5 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

chirurgię. Większość tego, co eks­komunistyczny intelektualista wie, czy raczej czuje, to jego własna 
choroba; lecz nie zna on natury zewnętrznej przemocy, która ją wytworzyła, ani tym bardziej leku na nią.

Ta   nieracjonalna   emocjonalność   zdominowała   ewolucję   wielu   byłych   komunistów.   Silone 

powiada: „Logika opozycji za wszelką cenę (...) zaprowadziła wielu byłych komunistów daleko od ich 
punktu wyjścia, w pewnych wypadkach aż do faszyzmu”. Jakie były te punkty wyjścia? Prawie każdy 
były komunista zrywał z partią w imię komunizmu. Prawie każdy był nastawiony na obronę ideału 
socjalizmu przed nadużyciami biurokracji podległej Moskwie. Prawie każdy zaczynał od wylania brudnej 
wody rewolucji rosyjskiej, ale tak, żeby nie wylać dziecka z kąpielą.

Prędzej czy później te zamiary są zapominane albo porzucane. Zerwawszy z partyjną biurokracją 

w imię komunizmu, heretyk następnie zrywa z samym komunizmem. Twierdzi on, że dokonał odkrycia, 
iż korzenie zła sięgają daleko głębiej, niż pierwotnie sobie wyobrażał, mimo że dokopywanie się przez 
niego tych korzeni mogło być bardzo leniwe i płytkie. On dłużej nie broni socjalizmu od nadużyć w złej 
wierze; teraz broni ludzkości przed błędem socjalizmu. On już nie wylewa brudnej wody rewolucji 
rosyjskiej, tak, żeby nie wylać dziecka z kąpielą; odkrywa, że dziecko jest potworem, którego trzeba 
udusić. Heretyk staje się renegatem.

To, jak daleko odszedł od punktu wyjścia, czy zostaje faszystą, jak powiada Silone, czy nie, zależy 

od jego inklinacji i gustów – a głupie stalinowskie polowanie na herezję często wpędza byłego komunistę 
w ekstremizm. Jednak przy jakimkolwiek odcieniu indywidualnych postaw z reguły eks­komunistyczny 
intelektualista przestaje sprzeciwiać się kapitalizmowi. Często staje w jego obronie i wnosi do tej roboty 
brak skrupułów, ciasnotę umysłową, pogardę dla prawdy i intensywną nienawiść, które zaszczepił mu 
stalinizm. Pozostaje on sekciarzem. Jest „stalinistą na odwrót”. Nadal postrzega świat jako czarno­biały, 
ale teraz kolory zamieniły  się miejscami.  Jako komunista nie widział  różnicy między faszystami  a 
socjaldemokratami. Jako antykomunista nie widzi różnicy między nazizmem a komunizmem. Niegdyś 
akceptował pretensje partii do nieomylności, teraz wierzy w nieomylność własną. Niegdyś pochwycony 
przez „wielkie złudzenie”, teraz ma obsesję największego rozczarowania naszych czasów. Jego dawne 
złudzenie przynajmniej zakładało jakiś pozytywny ideał. Jego rozczarowanie jest całkowicie negatywne. 
Dlatego jego rola jest intelektualnie i politycznie bezpłodna. W tym także przypomina on zgorzkniałego 
byłego   jakobina   epoki   napoleońskiej.   Wordsworth   i   Coleridge   mieli   fatalną   obsesję   „jakobińskiego 
niebezpieczeństwa”; ich strach tumanił nawet ich geniusz poetycki. To Coleridge w Izbie Gmin potępiał 
projekt   ustawy   o   zapobieganiu   okrucieństwu   wobec   zwierząt   jako   „najdziwniejszy   przykład 
legislacyjnego   jakobinizmu”.   Były   jakobin   został   podżegaczem   antyjakobińskiej   reakcji   w   Anglii. 
Bezpośrednio   lub   pośrednio   jego   wpływ   stał   za   ustawami   przeciwko   buntowniczym   pismom   i 
zdradzieckiej   korespondencji,   ustawą   o   zdradzieckich   praktykach   i   ustawą   o   buntowniczych 
zgromadzeniach (1792­1794), porażkami reformy parlamentu, zawieszeniem ustawy o zakazie więzienia 
ludzi   bez   nakazu   sądowego   oraz   postponowaniem   przez   całe   pokolenie   emancypacji   mniejszości 
religijnych   Anglii.   Ponieważ   konflikt   z   rewolucyjną   Francją   „to   nie   był   czas   na   ryzykowne 
eksperymenty”, handel niewolnikami także pozostawiono nieruszony – w imię wolności.

Zupełnie w ten sam sposób nasz były komunista z najlepszych powodów robi najgorsze rzeczy. 

Śmiało wysuwa się na czołową pozycję każdego polowania na czarownice. Jego ślepa nienawiść do 
dawnego   ideału   odjeżdża   w   stronę   współczesnego   konserwatyzmu.   Nierzadko   potępia   on   nawet 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 6 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

najłagodniejsze piętno „państwa dobrobytu” jako „legislacyjny bolszewizm”. Mocno przykłada ręce do 
moralnego klimatu, w którym lęgnie się współczesny odpowiednik angielskiej reakcji antyjakobińskiej.

Jego groteskowy wyczyn odzwierciedla impas, w jakim się on znajduje. I nie tylko on – jest to 

część ślepej uliczki, w której całe pokolenie prowadzi niespójne i bezduszne życie.

Historyczna   paralela   nakreślona   tutaj   rozciąga   się   na   szersze   tło   dwóch   epok.   Świat   jest 

podzielony między stalinizm i sojusz antystalinowski w mniej więcej taki sam sposób, jak był podzielony 
między napoleońską Francją i Świętym Przymierzem. Jest to podział między zdegenerowaną rewolucją 
wykorzystywaną przez despotę a grupą głównie, chociaż nie wyłącznie, konserwatywnych interesów. W 
warunkach   praktycznej   polityki   wybór   wydaje   się   teraz,   tak   jak   było   i   wtedy,   ograniczony   do   tej 
alternatywy.   Jednak   prawda   i   fałsz   tej   kontrowersji   są   tak   beznadziejnie   pomieszane,   że   przy 
jakimkolwiek wyborze i jakichkolwiek jego praktycznych motywach jest prawie pewne, że będzie to 
wybór błędny na dłuższą metę w najszerszym sensie historycznym.

Uczciwemu i krytycznie myślącemu człowiekowi równie trudno było pogodzić się z Napoleonem, 

jak teraz ze Stalinem. Jednak pomimo przemocy i oszustw Napoleona przesłanie rewolucji francuskiej 
przetrwało, by potężnie odbijać się przez całe dziewiętnaste stulecie. Święte Przymierze uwolniło Europę 
od ucisku Napoleona, i przez chwilę jego zwycięstwo było witane z zadowoleniem przez większość 
Europejczyków.   Jednak   tym,   co   Castlereagh,   Metternich   i   Aleksander   I   mieli   do   zaoferowania 
„wyzwolonej” Europie, było po prostu zachowaniem starego, rozpadającego się porządku. Stąd nadużycia 
i agresywność Cesarstwa zrodzonego przez Rewolucję przedłużyły życie europejskiemu feudalizmowi. 
Był to najbardziej nieoczekiwany triumf byłego jakobina. Jednak ceną, jaką za to zapłacił, było to, że 
obecnie samego siebie i swoją antyjakobińską sprawę postrzegał jako szkodliwe, śmieszne anachronizmy. 
Shelley w roku klęski Napoleona pisał do Wordswortha:

W uczciwej biedzie twój głos tkał

Pieśni poświęcone prawdzie i swobodzie –

Porzucając je, porzucasz mnie na pastwę utrapienia,
Że w ten sposób ja będę tym, kim ty przestaniesz być.

Gdyby nasz były towarzysz miał jakikolwiek zmysł historyczny, przemyślałby tę lekcję.
Niektórzy z eks­jakobińskich podżegaczy antyjakobińskiej reakcji mieli równie mało skrupułów z 

powodu swojej wolty, jak w naszych czasach tacy jak Burnham i Ruth Fischer. Inni byli pełni skruchy i 
odwoływali się do uczuć patriotycznych, filozofii mniejszego zła, albo i tego, i tego, aby wyjaśnić, 
dlaczego znów są po stronie starych dynastii przeciwko nowemu cesarzowi. Jeśli nawet nie zaprzeczali 
niedostatkom dworów i rządów, które niegdyś potępiali, twierdzili, że te rządy są bardziej liberalne niż 
Napoleon. To było z pewnością prawdą w przypadku rządu Pitta, pomimo, że na dłuższą metę wpływ 
napoleońskiej Francji na europejską cywilizację był trwalszy i bardziej owocny, niż pittowskiej Anglii, 
nie mówiąc już o metternichowskiej Austrii ani carskiej Rosji. „Jakaż to gorycz, że wszystkie największe 
nadzieje świata pozostają w tobie!” – to było westchnienie rezygnacji, z jakim Wordsworth pojednał się z 
pittowską Anglią. Jego formuła przeproszenia się brzmiała: „Daleko, daleko bardziej wstrętny jest twój 
wróg”.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 7 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

Może  to  być mottem  Boga, który  zawiódł  oraz filozofii  mniejszego   zła,  wyłożonej  na  jego 

stronicach. Zapał, z jakim autorzy tej książki bronią Zachodu przed Rosją i komunizmem, jest czasami 
studzony przez niepewność albo szczątkowe hamulce ideologiczne. Niepewność pojawia się między 
wierszami ich wyznań albo na ciekawym uboczu.

Na przykład Silone wciąż opisuje Włochy przed Mussolinim, przeciwko którym zbuntował się, 

będąc komunistą, jako „pseudodemokratyczne”. Trudno mu uwierzyć, że Włochy po Mussolinim są w 
czymkolwiek lepsze, ale ich stalinowskiego wroga postrzega jako „daleko, daleko bardziej wstrętnego”. 
Bardziej niż inni współautorzy tej książki Silone jest z pewnością świadomy ceny, jaką Europejczycy z 
jego pokolenia już zapłacili za akceptację filozofii mniejszego zła. Louis Fischer broni „podwójnego 
odrzucenia”  komunizmu   i  kapitalizmu,   ale  odrzucenie  przez  niego   tego  ostatniego  brzmi   jak  słaba 
formuła   zachowania   twarzy;   a   nowo   odkryty   przez   niego   kult   Gandhiego   sprawia   wrażenie   tylko 
niezgrabnej   ucieczki   od   rzeczywistości.   Jednak   to   Koestler   przypadkowo,   pośród   swej   afektacji   i 
antykomunistycznego   szaleństwa,   ujawnia   parę   ciekawych   umysłowych   zastrzeżeń:   „Jeśli   zbadamy 
historię i porównamy wysokie cele, w imię których były zaczynane rewolucje, oraz żałosny koniec, do 
którego   dochodzą,   ciągle   widzimy,   jak   brudna   cywilizacja  bruka  swe   własne   rewolucyjne 
potomstwo” (podkreślenie moje – I. D.). Czy Koestler przemyślał znaczenie własnych słów, czy po 
prostu rzuca bon mot? Jeśli „rewolucyjne potomstwo”, komunizm, rzeczywiście zostało „zbrukane” przez 
cywilizację, przeciwko której się zbuntowało, wtedy jakkolwiek odrażające to potomstwo może być, 
źródło zła jest nie w nim, lecz w tej cywilizacji. I to niezależnie od tego, jak gorliwie sam Koestler może 
działać jako adwokat „obrońców” cywilizacji parlamentarnej.

Jeszcze bardziej wstrząsająca jest inna myśl – a może to również tylko bon mot? – którą Koestler 

niespodziewanie kończy swe wyznanie:

„Przez siedem lat służyłem partii komunistycznej – tyle samo, ile Jakub pasał owce Labana, żeby 

kupić jego córkę Rachelę. Kiedy nadszedł czas, panna młoda została wprowadzona do jego ciemnego 
szałasu; dopiero rano odkrył, że spędził upojną noc nie ze śliczną Rachelą, lecz z brzydką Leą. (...)

Ciekawe, czy kiedykolwiek otrząsnął się z szoku, że spał ze złudzeniem. Ciekawe, czy potem 

wierzył, że kiedykolwiek w to wierzył. Ciekawe, czy szczęśliwe zakończenie tej legendy się powtórzy; bo 
Jakub za cenę kolejnych siedmiu lat pracy dostał także Rachelę i złudzenie stało się ciałem. (...)

A siedem lat minęło mu jak kilka dni, dzięki miłości, jaką czuł do niej”.
Można by pomyśleć, że Koestler­Jakub z trwogą rozważa, czy nie za bardzo pospiesznie przestał 

pasać owce Stalina­Labana zamiast czekać cierpliwie, aż jego „złudzenie stanie się ciałem”.

Te słowa nie mają nikogo oskarżać, ani tym bardziej chłostać. Ich celem jest, powtórzmy, rzucić 

się na pomoc w tym pomieszaniu pojęć, od którego cierpi nie tylko ten eks­komunistyczny intelektualista.

W jednym ze swych ostatnich artykułów Koestler wyraził swą irytację tymi starymi, dobrymi 

liberałami,   którzy   byli   zszokowani   ekscesami   antykomunistycznej   gorliwości   u   byłego  komunisty   i 
postrzegali go z niesmakiem, z jakim zwykli ludzie patrzą na „byłego księdza proszącego dziewczynę do 
tańca”.   Dobrze,   starzy   dobrzy   liberałowie   mogą   mieć   rację   poza   wszystkim:   ten   szczególny   typ 
antykomunisty może jawić się im jako „były ksiądz”, porywający do tańca już nie dziewczynę, ale 
prostytutkę.   Całkowite   pomieszanie   umysłu   i   emocji   u  byłego   komunisty   czyni   go  niezdolnym   do 
jakiejkolwiek działalności politycznej. Często nawiedza go nieokreślone uczucie, że zdradził albo swe 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 8 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

dawne   ideały,   albo   ideały   społeczeństwa   burżuazyjnego;   i   tak   jak   Koestler,   może   on   mieć   nawet 
ambiwalentne uczucie, że zdradził i jedne, i drugie. Potem próbuje stłumić swoje poczucie winy i 
niepewności albo ukryć je przez pokaz nadzwyczajnej pewności siebie i strasznej agresywności. Nalega, 
że świat powinien uznać jego niespokojne sumienie za najczystsze ze wszystkich. Może dłużej nie 
martwić   się   o   żadną   sprawę   z   wyjątkiem   jednej   –   samousprawiedliwiania   się.   A   to   jest 
najniebezpieczniejszy motyw dla wszelkiej działalności politycznej.

Wydaje się, że jedyną godną postawą, jaką eks­komunistyczny intelektualista może przyjąć, jest 

wznieść się au­dessus de la melee [ponad tę bijatykę – przyp. red.]. Nie może przyłączyć się do obozu 
stalinowskiego   ani   antystalinowskiego   Świętego   Przymierza   bez   gwałtu   na   swoim   „ja”.   Tak   więc 
pozwólmy mu pozostać poza obydwoma obozami. Pozwólmy mu próbować odzyskać zmysł krytyczny i 
intelektualną bezstronność. Pozwólmy mu przezwyciężyć tanią ambicję przyłożenia ręki do wyrabiania 
politycznego ciasta. Pozwólmy mu być w zgodzie przynajmniej z samym sobą, jeśli ceną za fałszywą 
zgodę   ze   światem   jest   odrzucenie   i   potępienie   siebie   samego.   Nie   można   powiedzieć,   że   eks­
komunistyczny literat, czy w ogóle intelektualista, powinien wycofać się do wieży z kości słoniowej. 
(Jego pogarda dla niej pozostała mu z przeszłości). Jednak zamiast tego może wycofać się do strażnicy
Obserwować z bezstronnością i uwagą ten chaos ciążący nad światem, bystro obserwować, co z tego 
wyniknie i interpretować to 

sine ira et studio [

bez gniewu ani upodobania – przyp. red.] – teraz to jedyna 

uczciwa usługa, jaką eks­komunistyczny intelektualista może oddać pokoleniu, w którym skrupulatna 
obserwacja i uczciwa interpretacja stały się tak żałośnie rzadkie. (Czyż to nie uderzające, jak mało 
obserwacji   i   interpretacji,   a   jak   wiele   filozofowania   i   gadania   znajduje   się   w   książkach   plejady 
utalentowanych eks­komunistycznych pisarzy?)

Czy jednak teraz intelektualista rzeczywiście może być bezstronnym obserwatorem tego świata? 

Nawet jeśli stanięcie po którejś stronie sprawia, że utożsamia się on ze sprawą, która po prawdzie nie jest 
jego, czy nie powinien mimo wszystko po którejś stanąć? Dobrze, możemy przywołać pewnych wielkich 
„intelektualistów”, którzy w przeszłości w podobnej sytuacji odmawiali utożsamienia się z jakąkolwiek 
określoną Sprawą. Ich postawa wydawała się niespójna wielu spośród ich współczesnych: jednak historia 
udowodniła, że ich osąd był wyższy od fobii i nienawiści ich epoki. Można tu wspomnieć trzy nazwiska: 
Jeffersona, Goethego i Shelleya. Wszyscy trzej, na różne sposoby, stanęli w obliczu wyboru między ideą 
napoleońską a Świętym Przymierzem. I znowu wszyscy trzej, na różne sposoby, odmówili dokonywania 
takiego wyboru.

Jefferson był najwierniejszym przyjacielem rewolucji francuskiej w jej wczesnym heroicznym 

okresie. Chciał wybaczyć nawet terror, ale odwrócił się z obrzydzeniem od „militarnego despotyzmu” 
Napoleona. Jednak nie miał wspólnej platformy z wrogami Bonapartego, „obłudnymi wyzwolicielami” 
Europy, jak ich nazywał. Jego bezstronność nie tylko pasowała do dyplomatycznego interesu młodej i 
neutralnej republiki; była ona naturalnym rezultatem jego republikańskich przekonań i demokratycznej 
pasji.

Goethe, inaczej niż Jefferson, żył w samym środku burzy. W jego Weimarze kwaterowały kolejno 

oddziały Napoleona i żołnierze Aleksandra I. Goethe jako minister swego księcia oportunistycznie kłaniał 
się każdemu najeźdźcy. Jednak jako myśliciel i jako człowiek pozostawał bezstronny i na boku. Był 
świadomy wielkości rewolucji francuskiej i był zszokowany jej okropnościami. Huk francuskich dział 

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 9 –

www.skfm.w.pl

background image

Isaac Deutscher – Sumienie byłego komunisty (1950 rok)

pod Valmy witał z zadowoleniem jako otwarcie nowej i lepszej epoki i przejrzał szaleństwa Napoleona. 
Witał z zadowoleniem wyzwolenie Niemiec od Napoleona i był ostro świadom nędzy tego „wyzwolenia”. 
Jego pozostawanie na uboczu w tej sprawie, jak i w innych, przydało mu reputację „olimpijskiego 
spokoju”, i ta etykieta nie zawsze była pochlebstwem. Jednak jawił się on jako olimpijsko spokojny 
bynajmniej nie z powodu swej wewnętrznej obojętności na los jemu współczesnych. Olimpijski spokój 
skrywał jego dramat: niezdolność i niechęć do utożsamiania się ze splątanym kłębowiskiem spraw, 
słusznych lub błędnych wyborów.

Na koniec, Shelley obserwował starcie dwóch światów z całą palącą pasją, gniewem i nadzieją, do 

jakich zdolna była jego wielka młoda dusza: on z pewnością nie zachowywał olimpijskiego spokoju. 
Jednak ani przez chwilę nie akceptował pewnych siebie roszczeń i pretensji żadnej ze stron wojujących. 
Inaczej   niż   starsi   od   niego   eks­jakobini,   on   był   wierny   jakobińskiej   idei   republikańskiej.   To   jako 
republikanin, a nie patriota Anglii Jerzego III, witał z zadowoleniem upadek Napoleona, tego „niewolnika 
pozbawionego   wszelkiej   ambicji”,   który   „tańczył   i   ucztował   na   grobie   wolności”.   Jednak   jako 
republikanin wiedział również, że „cnota ma starszego przeciwnika” niż bonapartystowska siła i oszustwo 
– „stary zwyczaj, legalną zbrodnię i krwawą wiarę” ucieleśnione w Świętym Przymierzu.

Wszyscy trzej – Jefferson, Goethe i Shelley – byli w pewnym sensie outsiderami w wielkim 

konflikcie  swoich czasów, i  z tego  powodu interpretowali  swoje  czasy z większą prawdziwością  i 
przenikliwością niż pełni obaw i owładnięci nienawiścią bojownicy po obu stronach.

Jaka szkoda i jaka hańba, że większość eks­komunistycznych intelektualistów jest skłonna iść 

raczej za tradycją Wordswortha i Coleridge'a niż Goethego i Shelleya.

© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej

– 10 –

www.skfm.w.pl


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Isaac Deutscher – Ostatni dylemat Lenina (1959 rok)
Isaac Deutscher, Rok 1984 czyli mistycyzm okrucieństwa
sylabus NoPiP, Dziennikarstwo i Komunikacja Społeczna, I rok, semestr zimowy
Nauka o komunikowaniu egzamin I rok strona
KOMUNIKACJA SPOŁECZNA, I ROK
Jak napisać instrukcję obsługi - Sztuka pisania, Dziennikarstwo i komunikacja społeczna - I rok
komunikacja, INiB, I rok, II semestr, Komunikacja społeczna
Isaac Deutscher Russia in Transition (rtf)
Isaac Deutscher The Great Contest (rtf)
Antonio Gramsci – Partia komunistyczna (1920 rok)
Antonio Labriola – Ku upamiętnieniu „Manifestu komunistycznego” (1895 rok)
Karl Korsch – Dziesięć tez o marksizmie dzisiaj (1950 rok)
Prawo 06.12.11 - prawo cywilne, Dziennikarstwo i komunikacja społeczna (KUL) I stopień, Rok 1, semes
Współczesne Systemy Polityczne początek, Dziennikarstwo i komunikacja społeczna (KUL) I stopień, Rok
sylabus prawo autorskie, Dziennikarstwo i komunikacja społeczna (KUL) I stopień, Rok 2, semestr 2, P
inż, administracja, II ROK, III Semestr, podstawy budownictwa + inżynieria komunikacyjna
4 komunikacja werbalna asertywność, Pedagogika, Studia stacjonarne I stopnia, Rok 3, Komunikacja sp
Współczesne systemy polityczne (wykład 2), Dziennikarstwo i komunikacja społeczna (KUL) I stopień, R

więcej podobnych podstron