Kaitlyn O'Connor Mroczne Przesilenie roz 1 3

background image

Kaitlyn O'Connor

Mroczne Przesilenie

background image

Doktor Rhea Landon wiedziała, że została zaciągnięta do Więzienia Phobos,

żeby w nim zginąć. Było to najbardziej znane więzienie w układzie słonecznym i jedyne z
którego nie da się uciec. W Więzieniu Phobos przetrzymywano najbardziej niebezpiecznych
drapieżników z układu słonecznego, a ci którzy przetrwali więcej niż rok, byli
najgorszymi z najgorszych.

Zawleczona na arenę, gdzie dyrektor więzienia organizował walki gladiatorów, ku

uciesze pracowników i więźniów, została przykuta nago do słupka, zaoferowana jako
nagroda dla zwycięzcy: czyli najbrutalniejszego pomiędzy nimi.

Kiedy opadł kurz, ostatnim stojącym mężczyzną był John Raathe, zwany Lodowym

Człowiekiem.

Ostrzeżenia: książka zawiera plastyczne opisy seksu i seks między wieloma

partnerami.

background image

Rozdział 1

- Cipka! Cipka! Cipka!

Wrzaski z tego, co zdawało się być setką gardeł i najpewniej tym właśnie było, zaczęły

się od kilku głosów strażników, którzy zawlekli Rheę przez pancerne drzwi będące jedynym
wejściem do ogromnego pomieszczenia. Zanim została zaciągnięta na środek areny,
skandowała to już większość więźniów i stało się ogłuszającym wrzaskiem.

Od kiedy została aresztowana strach został wyparty przez szok. Aż do chwili w której

została zaciągnięta na arenę, Rhea była otępiała na wszystko co działo się wokół niej. Wrzask
tłumu rozbił ochronny kokon, a strach po raz kolejny wbił pazury w jej żołądek i gardło,
przerażając ją tak, że ledwie była w stanie odetchnąć, czy przełknąć.

Nie wiedziała, co mieli na myśli wrzeszcząc tak. I na pewno nie chciała wiedzieć.

Próbowała jak tylko była w stanie znów owinąć się w szok, po prostu zablokować dźwięki
dochodzące do jej umysłu, zablokować się na wszystkie myśli.

Wiedziała, że została tu przysłana, żeby zginąć. I to najprawdopodobniej stanie się

dzisiaj, w najbardziej przerażający sposób.

Przez jej głowę przemknęły wyobrażenia tego co może się stać, jeżeli ta horda przedrze

się przez marne ogrodzenie, jakim oddzielona była arena od publiczności, dopadnie do niej i
rozerwie ją na strzępy, ale przełknęła z trudem i odepchnęła te myśli tak szybko jak tylko była
w stanie.

To były zwierzęta. Jakakolwiek pozostałość człowieczeństwa jaką mieli, zanim znaleźli

się w Więzieniu Phobos została wydarta z nich biciem, torturami, czy po prostu zniknęła
przytłoczona ciężką pracą. Nie byli po prostu odpadkami ze społeczeństwa. Byli najsilniejszymi
odpadkami, ponieważ przeciętne życie więźnia w Phobos wynosiło sześć miesięcy. Tych
kilkoro, którzy przetrwali rok, było nagroźniejszymi drapieżnikami w układzie słonecznym.

Pomimo strachu jaki przeszedł przez nią, drenując ją z sił, tak że drżała od głowy do

stóp, jakby miała febrę, uniosła głowę, kiedy zatrzymali się po środku olbrzymiego
pomieszczenia, przyglądając się tłumowi. Zdawało jej się, że serce zatrzymało się jej w piersi,
kiedy pomiędzy widzami zobaczyła kobietę. Strumień nadziei podążył za tym widokiem,
sprawiając, że jej serce przyspieszyło.

Ignorując mężczyzn, którzy teraz ją ciągnęli, a także tych na trybunach, desperacko

szukała więcej kobiecych twarzy pomiędzy tłumem, tak skupiona na gorączkowych
poszukiwaniach chociaż oznaki, że jest nadzieja na przeżycie, że dopiero po kilku chwilach
zorientowała się, że jest wleczona. Nawet teraz to reakcja tłumu, a nie swoje własne odczucia
dało jej wskazówkę co do zachowania strażników. Krzyknęła, kiedy zorientowała się, że
zrywają z niej ubrania. Biła ich i drapała paznokciami, kiedy doszło do niej, że rozbierając ją

background image

pchną więźniów w jeszcze większe szaleństwo. Jeden z mężczyzn uderzył ją w twarz,
natychmiast ją uspokajając. Była zbyt oszołomiona, żeby czuć jakikolwiek ból, ale uderzenie
uniemożliwiło nawet najmniejszą szarpaninę z nimi, żeby chciażby ich spowolnić. Kiedy doszła
do siebie zorientowała się, że jest naga.

Jak się obawiała, więźniowie wrzeszczeli jeszcze głośniej, skacząc na swoich miejscach.

Spodziewając się w każdej chwili, że strażnicy utracą całkowitą konrolę i więźniowie stratują
arenę, zesztywniała kiedy zobaczyła że jeden z więźniów przepycha pomiędzy nimi i kieruje się
do płotu elektrycznego. Zaskoczenie przeszło przez nią, kiedy pozostali nie dołączyli do niego.
Ale za chwilę zobaczyła dlaczego. Kiedy mężczyzna uderzył w płot, elektryczność zaiskrzyła
niebieskim i białym światłem. Odór palonego mięsa wypełnił jej nozdrza i usta. Widok był
jeszcze gorszy niż zapach. Nie mogła oderwać spojrzenia od przerażającego spektaklu.
Zadławiła się i straciła panowanie nad żołądkiem.

Rozjuszony, że został pobrudzony ostatnim posiłkiem ich więźnia, mężczyzna, który

wcześniej ją uderzył, pchnął ją tak, że padła płasko na plecy. Poślizgnęła się, zanim udało się jej
wstać i poczuła jak nierówna kamienna podłoga obciera jej plecy, pośladki i tylną część jej
ramienia.

Albo ból od uderzenia rozproszył ją, albo wyrzuciła z żołądka wszystko co miała.

Mdlenie ustapiło.

Jęcząc przeturlała się na bok, splunęła na ziemię, starając się pozbyć paskudnego smaku

z ust. Strażnicy znów ją chwycili, na wpół ciągnąc ją, na wpół niosąc do słupa, a potem przykuli
jej ręce do grubego łańcucha przymocowanego na słupie ponad jej głową.

Poczuła jak miękną jej nogi. Zadrżały, kiedy strażnicy odsunęli się. Kolana się pod nią

ugięły. Ból eksplodował w ramionach, łokciach i nadgarstkach, które naciągnęły się od wagi jej
ciała.

Wyrwał się jej jęk bólu i szamotała się, żeby stanąć pewniej na nogach, opierając się

plecami o słup.

W czasie kiedy ona starała ustawić się tak, żeby złagodzić ból do stłumionego rwania i

rozejrzeć się, usmażone resztki więźnia spadły z ogrodzenia. Przez kilka chwil wpatrywała się w
ciemniejący punkt poniżej ogordzenia, a potem oderwała spojrzenie, żeby zobaczyć, strażników
stających przy bramie na końcu, wpuszczających więźniów na arenę.

Uderzył w nią strach, ale przeżyła teraz tak wiele szoków. Jej umysł odmówił odsunięcia

jej od zagrożenia, tak jak stało się to wcześniej. Obrazy mężczyzn, przebiegających tą
przestrzeń i gwałcących ją, przebiegły przez jej głowę. Kilka chwil zajęło jej zorientowanie się,
że mężczyźni wchodzą na arenę w miarę spokojnie i dobierają się w pary.

Rozległ się głos, brzmiący jak głos boga, który przeciął hałas setek głosów krzyczących i

wrzeszczących.

background image

- Ludzie, świeży kawałek cipki! Ten wspaniały kawałek cipki może być twój, jeżeli

będziesz na tyle mężczyzną, żeby po niego sięgnąć! Dziesięć rund. Ostatni stojący mężczyzna
zgarnia nagrodę!

Zanim mózg Rhei mógł przetłumaczyć to co usłyszała, rozproszyły ją odgłosy uderzeń.

Jej głowa sama zwróciła się w stronę dźwięków.

Nic nie rozumiejąc wpatrywała się w szamoczący się na arenie tłum mężczyzn,

całkowicie niezdolna pojąć co się dzieje, podczas kiedy oni okładali się nawzajem pięściami. W
ciągu kilku chwil polała krew i jaskrawo czerwone krople poleciały we wszystkie strony.

Czas wydawał się stać w miejscu. Walczący poruszali się niemalże jak w zwolnionych

tempie, tworząc coś w rodzaju makabrycznego tańca, machając ogromnymi, muskularnymi
ramionami i pięściami jak ogromne młoty. Kilku poleciało do tyłu, upadając na nierówną
podłogę i znów porywając się na nogi. Inni wydawali się zaprzeczać prawom grawitacji,
pozostając nadal na nogach, podczas kiedy ich twarze i klatki piersiowe były okładane
pięściami, a oni poruszali się jak kukły uwiązane na linie, lub worki bokserskie.

Rozległ sie dźwięk syreny, przechodząc przez Rheę jak prąd. Prawie natychmiast na

arenę uderzyły strumienie wody, powalając mężczyzn, a potem kotłując nimi na kamiennej
podłodze. Strumień wody uderzył też w nią, zbijając ją z nóg. Utrzymywana przez łańcuch
zakołysała się, niezdolna zaczerpnąć tchu, przytłoczona lodowatą wodą.

Kiedy to się skończyło, poczuła, jakby jej skóra była poharatana. Ból promieniował do

mózgu ze wszystkich stron. Dysząc złapała oddech, szarpała się na nogi, żeby złagodzić ból w
ramionach. Kiedy opanowała się na tyle, by zwrócić uwagę na innych, zobaczyła, że wielu
mężczyzn już stoi na nogach. Strażnicy wydawali się wywlekać pozostałych z areny, przez drzwi
którymi ona weszła.

W końcu ogarnęło ją pełne zrozumienie, pojęła co tu się dzieje. Była nagrodą w

widowisku dla więźniów i strażników. Te walki gladiatorów, w których brało udział całe
więzienie przerywały nudę i monotonię życia w Więzieniu Phobos.

I tak jak pozostałe kobiety, które widziała na miejscu dla widzów, była dla ich rzadką

rozrywką.

Ostatni mężczyzna, który utrzyma się na nogach, najbrutalniejszy pomiędzy nimi,

dostanie ją jako swoja własną zabawkę.

background image

Rozdział 2

Rhea była tak sparaliżowana swoim odkryciem, że ledwie zdawała sobie sprawę z tego

co dzieje się wokół niej. Ogarnęło ją skrajne zmęczenie. Nie zmniejszyło to jej strachu, ale
trochę go obniżyło, pozwalając jej umysłowi zacząć funkcjonować.

Nie miała wpływu na wynik, ale zależała od niego, więc zmusiła się do obserwowania

brutalnych rozgrywek, sama nie wiedząc, o co się modlić. To było wzpółzawodnictwo siły,
sprytu i męskości. Nie było widać, żeby jakiś mężczyzna pomiędzy nimi był lepszy lub gorszy
od pozostałych, ale żaden z nich nie zgłosiłby się to tej gry, gdyby już wcześniej nie udowodnił,
że jest zdolny do najbardziej haniebnych uczynków.

Ale nadzieja nadal nie opuszczała ją.

Próbowała przekonać samą siebie, że nie walczyliby o nią na śmierć, gdyby nie była

cenna, a jeżeli była cenna, to ktokolwiek wygra "nagrodę", powinien jej dobrze strzec.

Były tu inne kobiety, które przetrwały.

Ale jak wiele z nich zginęło?

A przede wszystkim, co jakakolwiek kobieta robiła w takim miejscu?

To powinno być męskie więzienie, dla okrytych największą niesławą złoczyńców. Nie

przysyłano tu nikogo, o ile nie popełnił naprawdę przerażajacej zbrodni, byli tu recydywiści,
seryjni gwałciciele i mordercy, ponieważ zesłanie do Phobos było odpowiednikiem wyroku
śmierci.

Żałowała, że o tym wie, ponieważ to uniemożliwiało jej wiarę, że ma jakąś, chociaż

najmniejszą szansę. Co gorsza, sam pomysł, żeby być zabawką dla któregoś z nich ukazywało
przetrwanie w zupełnie innym świetle. Ci mężczyźni byli zdolni, a nawet chętni, żeby czerpać
przyjemność z torturowania jej na śmierć.

Żałowała, że nie wykorzystała swojej szansy na powierzchni Marsa i po prostu nie

uciekła. Ale nie zdawała sobie sprawy, że jej odkrycie było wyrokiem śmierci. Była zbyt
ogłuszona i przestraszona, żeby w pełni pojąć całą sytuację.

Była głupia, teraz wiedziała o tym, zbyt podekscytowana z powodu największego

odkrycia wieku, tak odurzona marzeniami o sławie i fortunie, że nie zastanowiła się nad
oznakami, że odkrycie którego dokonała, zostało już wcześniej znalezione, a całe miejsce było
z jakiegoś powodu zapięczętowane.

Uderzenie wody, za pomocą którego strażnicy ogłaszali koniec kolejnej rundy oderwało

ją od tych myśli. Nadal starała się złapać oddech przez lodowaty strumień, kiedy usłyszała
znów rozlegajacy się głos spikera.

background image

- Runda dziesiąta. Ta walka jest na śmierć. Gladiatorzy wybierzcie broń!

Rhea poczuła jakby oczy miały wyskoczyć jej z głowy, kiedy wpatrywała się w

przerażeniu na mężczyzn biegnących w stronę sterty broni, jaką wnieśli strażnicy. Było
wystarczająco złe, kiedy patrzyła jak mężczyźni starają powalić się za pomocą pięści. Nigdy nie
przypuszczałaby, że szalony dyrektor więzienia da im broń, żeby mogli walczyć przeciwko
sobie.

Wiedziała, że musiało to odbywać się za zgodą dyrektora. Nie było sposobu, żeby

zorganizować coś takiego pod jego nosem, bez jego wiedzy.

Więźniowie nie mieli nic do osłony, poza prymitywnie wykonanymi tarczami, które

wyglądały jak pokrywy od koszy na śmieci i pewnie właśnie tym były. Broń była taka sama,
prymitywna w konstrukcji, siekiery i włócznie, wykonane z tego co wyglądało na kije od
mopów, ostrza z kości, czy kamienia, okazjonalnie błysnął gdzieś metal.

To broń zrobiona przez więźniów, zorientowała się.

"Arsenał" jaki przynieśli strażnicy był częściowo, o ile nie w całości, bronią

skonfiskowaną więźniom.

A "tarcze" były pokrywami od koszy na śmieci, zabrane z więzienia bardziej w nadziei

na przedłużenie walki, jak podejrzewała, niż dlatego, że personel więzienny dbał o życie
więźniów.

Niezdolna do obserwowania walczących mężczyzn, Rhea zacisnęła oczy, żeby

zablokować widok zaczynającego się prawdziwego tańca śmierci. Dźwięk był prawie
ogłuszający, kiedy zaczęli uderzać o metal "tarcz". Wieźniowie na trybunach oszaleli,
wrzeszcząc zachęty dla swoich faworytów, aż ochrypli od wrzasków, niemalże zagłuszając
odgłosy walki i gardłowe krzyki walczących.

Wrzask aprobaty przeszedł przez tłum i Rhea otworzyła oczy. Dwóch mężczyzn leżało

na ziemi, trzech pozostałych próbowało wstać. Obserwowała z przerażeniem jak ich
przeciwnicy podchodzą do nich i spokojnie ich zarzynają.

Fala ciemności przeszła przez nią. Rhea walczyła z nią, mrugając i starając skupić się na

tych nadal stojących, poszukujących nowych przeciwników. Wydawało się, że pozostało ich
przynajmniej tuzin, ale patrząc na liczbę tych, którzy leżeli powaleni, zorientowała się, że nie
pozostało jej wiele czasu, zanim nastąpi chwila prawdy.

Przyłykając gulę jaka narosła jej w gardle, przyjrzała się więźniom na arenie. Nie

rozpoznała żadnego z nich z akt, plików więziennych jakie przejrzała zanim koncern przydzielił
ją do projektu Mars, ale to nie było pocieszające. Ci mężczyźni walczyli tak długo, że
najpewniej nie rozpoznałyby ich własne matki.

Jej spojrzenie w końcu spoczęło na ogromnym mężczyźnie, który powalił swojego

przeciwnika i zrobił krok w tył, żeby złapać oddech. Prawie jakby poczuł jej spojrzenie,

background image

odwrócił się i uniósł głowę. Ich oczy spotkały się na kilka uderzeń serca. Dreszcz, który
poczuła w żołądku przeszedł na całe jej ciało, aż poczuła słabość i zimno.

Jego oczy były tak jasne i niebieskie, że wyglądały jak lód.

Natychmiast rozpoznała kto to jest.

Lodowy Człowiek.

Zabójca, który był pojmany i skazany prawie dwa lata temu i był jednym z

najsłynniejszych więźniów w Więzieniu Phobos.

Chociaż nigdy mu tego nie udowodniono, był oskarżony o popełnienie przynajmniej

tuzina morderstw gubernatorów i innych wysokich rangą polityków, a także dyrektorów
przynajmniej dwóch globalnych korporacji, a ostatnio Wilhelma Johanna, założyciela CEO
Johann Solutions Inc., koncernu, który założył Więzienie Phobos, żeby zapewnić pracowników
dla terraformowania Marsa.

Rozpoznanie wstrząsnęło nią, jak nic wcześniej. Pomyślała, że dokładnie teraz dotarło

do niej w jakiej okropnej była sytuacji, wcześniej jej umysł nie akceptował tego w pełni.
Myślała, że niemożliwość dopasowania twarzy do nazwisk była najgorsza, ponieważ nie było
sposobu, żeby wiedziała jakiemu zagrożeniu musi stawić czoła. Lodowy Człowiek, John
Raathe, uświadomił jej, że ta wiedza nic jej nie pomoże.

Nie mogła obronić się. Nie mogła uciec.

Stąd nie było ucieczki.

Krzywiąc się, John Raathe z wysiłkiem oderwał spojrzenie od kobiety. Przede

wszystkim nie wiedział, co skłoniło go do popatrzenia na nią, w tej chwili nie mógł pozwolić
sobie na rozproszenie, ale kiedy to zrobił wypełniło go samoobrzydzenie.

Czas który spędził w Poobos popieprzył mu w mózgu, zdecydował szyderczo.

Kobiety nigdy nie były jego słabościa, od kiedy...

Odrzucił tą myśl.

Od kiedy wyrósł na tyle i wiedział wystarczająco o życiu, zorientował się, że kobiety to

najprostsza droga, żeby doprowadzić mężczyznę do śmierci, poprawił poprzednią myśl.

Mógł docenić fakt, że ta nagroda przykuta do słupka była najpiękniejszym okazem jaki

widział od lat, razem z oglądanymi seksdroidami, o ile miał na zbyciu jakieś kredyty. Na pewno
wygladała idealnie, bez skazy, jakby przeznaczona do seksu, z tego co widział, a on doceniał
piękno.

Ale teraz musiał upewnić się, że jego umysł nie jest przełączony na "pieprzyć", bo żeby

przeżyć musi być w pełni skoncentrowany.

background image

Niemalże zapłacił za tę chwilę dekoncentracji, ponieważ następny mężczyzna powalił

swojego przeciwnika i wyzwał go, próbując dźgnąć go nożem. Ostrze ześlizgnęło się z tarczy i
płytko cięło w górną część ramiania, zadając wystarczająco bólu, żeby wrócił myślami do
ważniejszych spraw.

Serce Rhei wydawało się skoczyć do jej gardła, kiedy więzień ciął Lodowego Człowieka.

Nie wiedziała dlaczego. Z pewnością nie miała ku niemu żadnego upodobania.

Nadzieja?

Połowę czasu, który pozostał spędziła modląc się, żeby wygrał każdy, tylko nie Lodowy

Człowiek, a połowę żeby jej serce po prostu poddało się i oszczędziło jej przyszłego
przerażenia i bólu.

Żadne z tych marzeń nie spełniło się.

Kiedy opadł kurz, Lodowy Człowiek, John Raathe był ostatnim stojącym mężczyzną.

Tłum też nie wydawał się tym specjalnie podeskcytowany. Rhea nie była pewna z czego

wyciągnęła taki wniosek. Mogło to być spowodowane tym, że John Raathe nie był za bardzo
popularnym współwięźniem, a może tylko dlatego, że przedstawienie skończyło się, ale
uważała raczej, że "John nie bawi się z innymi".

Zobaczyła, że krwawi, kiedy ruszył do słupka odebrać swoją nagrodę, jego ruchy były

sztywne, ale w wyrazie twarzy nie było żadnych oznak cierpienia, które jak wiedziała musiał
czuć.

Nie miał żadnego wyrazu twarzy. Jego twarz wyglądała na całkowicie pozbawiona

emocji, tak jak i jego oczy.

Rhea nie wiedziała, czy powinna być przez to bardziej, czy mniej przerażona. Nie

zaskoczyłoby gdyby pożerał ją oczami, tryumfował, okazywał zwierzęcą żadzę.

Jej kolana załamały sie pod nią, kiedy strażnicy ją uwolnili.

Raathe przez kilka chwil wpatrywał się na nią w dół, tam gdzie upadła na ziemię, a w

końcu pochylił się, chwycił ją za rękę i pociągnął na nogi. Pochylił się sztywno, żeby zebrać jej
ubrania z ziemi, kiedy je mijali. Jeden ze strażników prowadzących ich przez arenę uderzył go
swoją pałką i przewrócił go na ziemię.

Kiedy podniósł się nadal trzymał w rękach pognieciony kombinezon.

Po posłaniu mężczyźnie, który go uderzył spojrzenia obiecującego śmierć, jeżeli tylko

kiedyś do dopadnie, Raathe szedł w stronę drzwi trochę wolniej i bardziej sztywno. Zanim
pozwolono im przejść przez pancerne drzwi prowadzące do korytarza, obojgu na kostki rąk i
nóg zostały założone kajdany.

background image

Rhea podążała za Raathe wzdłuż korytarza, jej umysł był całkiem ogłuszony, od

powtarzającej się w nim bez końca jednej myśli. To się nie dzieje. To się nie dzieje.

Jednak dreszcz, który przeszedł przez nią był prawdziwy. Kajdany ocierające jej

nadgarstki i kostki, ciągnące ją w doł, kiedy nieuważnie poruszyła się, też były prawdziwe.

Morderca idący przed nią, który właśnie wygrał ją jak nagrodę, zabijając innych

drapieżników takich jak on, był prawdziwy.

Jedynym jasnym punktem było to, że szli zupełnie inną trasą niż widzowie. Nie była

pewna, co by się stało, gdyby idąc nago napotkała więźniów, ale była pewna, że nie chce się
tego dowiedzieć.

Chociaż ich spokojny marsz był tylko tymczasowy. Kiedy dotarli do bloku z celami,

odkryła, że współwięźniowie już zapełnili cele. Drzwi zatrzasnęły się kiedy przybyli,
zatrzaskując się z taką synchronizacją, że trzask zamykanych siedmiuset klatek zabrzmiał jak
jedno.

Kraty trzymały zwierzęta w zagrodzie. Same cele były wyciosane w skale, czy to żeby

zaoszczędzić czas, lub może pieniądze, ale rezultatem była przynajmniej jakakolwiek
prywatność zapewniona więźniom.

Najpewniej całkiej duża prywatność, ponieważ wątpiła, żeby strażnicy spędzali za wiele

czasu patrolując przejścia. Były tu kamery, które mogły wyłapać najmniejszy ruch, ale równiez
wątpiła, żeby przyglądali się monitoringowi.

Więzienie Phobis było najbardziej bezpiecznym więzieniem z tego powodu, że tu nie

było gdzie uciec, nie było sensu uciekać. Poza więzieniem nie było powietrza, nie było wcale
atmosfery, a poza statkami, które przywoziły więźniów na Marsa i transporterami, które
odwoziły ich do pracy, nie było żadnego innego transportu.

Przechodzili wzdłuż cel, w dół krótkiego korytarza, do następnego bloku więziennego.

Cela Raathe była w połowie korytarza.

Po ściągnięciu im kajdan strażnicy wrzucili ich oboje do celi i zamknęli drzwi. Nie

odeszli. Stali na zewnatrz, wpatrując się w Rheę, czekając. Była pewna, że czekają aż rozpocznie
się następne przedstawienie.

Przesunęła przerażonym spojrzeniem, od lwa zamkniętego wraz z nią w klatce, do

pawianów wpatrujących się w nią z zewnatrz. Raathe złapał ją za ramię i na wpół prowadził, na
wpół ciągnął ją w stronę pryczy. Zesztywniała, przygotowana do walki na śmierć, jeżeli będzie
to konieczne, żeby powstrzymać go przed dotknięciem jej.

Raathe chwycił jedną ręką jej twarz, przypatrując się jej intensywnie. Zobaczył, że ma

przerażone spojrzenie zwierzęcia zapędzonego w ślepy zaułek, poczuł jak żołądek mu się
zaciska. Była na wpół oszalała z przerażenia, niezdolna zrozumieć coś więcej, niż pewność
nieuchronnej śmierci, a co gorsze z determinacją, żeby walczyć o życie, bez względu na to co ją

background image

spotka. Nieszczęśliwie dla niej, uderzenie adrenaliny, które pomagało mu przejść przez walkę,
teraz zaczynało go opuszczać. Był wyczerpany walką o swoje własne przetrwanie, co więcej był
tak bardzo obolały, że cały wysiłek na jaki był w stanie się zdobyć, to ukrywanie tego przed
drapieżnikami z Więzienia Phobos, którzy byli w stanie wyczuć nawet najmniejszą oznakę
słabości, każdy z nich mógł wyczuć, jaki jest teraz podatny na zranienie.

- Jesteś mądrą dziewczynką? Czy głupią? - wyszeptał.

Rhea zamrugała, starając się zrozumieć pytanie i zorientować się co to był za podstęp.

- Ponieważ jeżeli jesteś mądra, wejdziesz na pryczę i położysz się. Jeżeli jesteś głupia, to

też znajdziesz się na pryczy i będziesz leżała, ale będziesz czuła przy tym bardzo dużo bólu.

Nie była pewna, czy wierzy mu, że nie skrzywdzi jej, jeżeli będzie współpracować, ale

nie wątpiła w jego pogróżki. Zdecydowała się na pierwszą możliwość. Mając nadzieję na
najlepsze i będąc przygotowaną na najgorsze, drżąc przeszła do pryczy i położyła się.

Chrząknął, albo z zadowolenia, albo z bólu, lub może przez jedno i drugie, położył się

obok niej. Zesztywniał nieco, przerzucając ramię i jedną nogę przez nią, przyciągając ją mocno
do siebie, a potem położył głowę na poduszce obok niej.

- Nie miałem wyboru, poza walką w tej waszej pieprzonej rozrywce, ale jestem pewny

jak jasna cholera, że nie będę pieprzył dla waszej rozrywki - warknął na dwóch mężczyzn
czekających za celą, nawet się na nich nie oglądając.

Strażnicy rozczarowani, że nie zobaczą żadnej akcji, odeszli.

Rhea leżała sztywno jakieś dziesięć minut, zanim zorientowała się, że on albo zasnął,

albo zemdlał. Napięcie powoli opuściło ją, ale szok zaczął łagodnieć, rozproszony przez ciepło
jego ciała przy niej, powiew jego oddechu chłodzącego jej policzek.

Kiedy weszli do celi upuścił na podłogę kombinezon jaki nosiła wcześniej. Rhea

wpatrywała się w niego z tęsknotą. Był przepocony i brudny, wiedziała o tym, ale było to coś,
czym mogła oddzielić siebie i Lodowego Człowieka.

Stalowy pancerz byłby lepszy.

Biorąc głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy, Rhea zesztywniała, starając się wyślizgnąć

spod niego.

Jego ręka zacisnęła się.

- Nawet o tym nie myśl - warknął zaspanym głosem.

Osłabła, po części z szybkości jego reakcji, a po części przez słabość. Wpatrywała się

przez chwilę z tęsknotą w ubranie, tak bliskie, a jednak całkiem poza jej zasięgiem. W końcu
zbyt wyczerpana, żeby pozostać świadomą i uważną, Rhea podążyła za nim w nieświadomość.

background image

Wróciła do świadomości czując ciepły dreszcz w brzuchu i żarliwy uścisk na jeden z

sutek. Jej umysł powoli budził się, niechętnie zastanawiając się nad przyjemnymi odczuciami
gromadzącymi się wewnątrz niej, ale w ciągu kilku chwil świadomości, wspomnienia
koszmarnych zdarzeń uderzyły w nią i oczy Rhei odtworzyły się z własnej woli.

Przechylając głowę zorientowała się, że wpatruje się w lodowato błękitne oczy. Przeszył

ją dreszcz a jej serce gwałtownie przyspieszyło.

background image

Rozdział 3

Rhea zesztywniała. Przez skórę przeszedł jej zimny dreszcz. Nieszcześliwie, nie zgasił

ciepła, jakie już wytworzyło się w jej żołądku.

Po dłuższym przypatrywaniu się jej, jakby chciał przewidzieć jej reakcję, lub może

zobaczyć, czy jest na tyle głupia, żeby z nim walczyć, zwrócił swoją uwagę z powrotem na jej
sutki, którymi się bawił. Odwróciła głowę na bok, walcząc równocześnie z chęcią, żeby go
odepchnąć i ciepłem, które przepływało od jej sutek do brzucha. Zakończenia nerwowe nie
przejmowały się i odmówiły postępowania zgodnie z racjonalnymi przesłankami. Stały,
niemalże leniwy uścisk jego ust na jej piersi sprawił, że narastał w niej żar, pomimo jej
wysiłków, żeby go ignorować.

Nie wiedziała, dlaczego nie zaczęła natychmiast się szarpać. Nadal ociężała od snu,

rozbrojona ciepłem, jakie już odczuwała, starała się stłumić to odczucie tak szybko jak tylko
narastało.

Była zdana całkowicie na jego miłosierdzie, zorientowała się po kilku chwilach. Mógł

zrobić jej cokolwiek tylko chciał, a nie było nikogo kto by go powstrzymał.

Ona na pewno nie była w stanie.

Zdawała sobie z tego sprawę. Obserwowała go na arenie i wiedziała bez najmniejszej

wątpliwości, że niewielu ludzi było w stanie przeciwstawić mu się. Gdyby w podświadomości
nie zdawała sobie z tego sprawy, nie byłaby w stanie stwierdzić, czy właśnie to wpłynęło na
decyzję, żeby nawet nie próbować go odepchnąć.

Może to, a może było to przypomnienie, tego co powiedział wcześniej, że nie skrzywdzi

jej, jeżeli z własnej woli wejdzie do jego łóżka.

Tak naprawdę w to nie wierzyła, ale była to jedyna rzecz, której mogła się trzymać.

Pomoc nie nadejdzie. Mogą minąć całe miesiące, zanim ktokolwiek zorientuje się, że coś

się jej przytrafiło, a kompania może wymyśleć taką historyjkę, jaką tylko będzie chcieć, żeby
wytłumaczyć jej zniknięcie. Była zdana tylko na siebie, a to czy przetrwa i jak długo, zależało
tylko od tego, na co pozwoli jej Lodowy Człowiek. Jeżeli będzie cenna dla niego, będzie
chronił ją przed innymi więźniami, a do tego na pewno był zdolny. Gołymi rękami pozbawił
przytomności trzech, czy nawet czterech mężczyzn i to nie zwyczajnych mężczyzn, ale takich,
którzy sami byli w stanie walczyć na śmierć i życie, którzy byli tak twardzi jak i on sam, a na
pewno prawie tak samo.

Ciepło w jej żołądku wydawało się rozprzestrzeniać, a żar zaczął ogarniać ją całą. Udało

jej się powstrzymać drżący wdech, kiedy przeniósł się i skupił na jej drugiej piersi.

background image

Może to zrobić, mówiła sobie. Może zamknąć oczy i umysł, pozwolić mu wykorzystać

swoje ciało i nie zmienić się we wrzeszczącą wariatkę. Nie krzywdził jej. A przynajmniej jego
zadowolenie nie przynosiło jej bólu, nie były to przerażające tortury, jakie sobie wyobrażała,
nawet jeżeli czuła do siebie obrzydzenie, że odczuwa jakąkolwiek przyjemność z tego.

Mogła poczuć wilgoć zbierającą się w jej płci, łączącą się z ciepłem, jakie w niej

wzbudził, mogła poczuć jak jej ciało przygotowuje się na to, żeby wziął je w posiadanie.

To było coś dobrego. Może i zgwałci ją, ale nie rozerwie jej delikatnego ciała, nie zada

jej bólu, kiedy będzie to robił.

Zesztywała, kiedy przestał ssać jej pierś i uniósł głowę. Spodziewała się poczuć jak jego

ręka rozsuwa jej uda, poczuć jego ciężar pomiędzy nogami.

Zamiast tego podniósł się, wstał na nogi i przeszedł przez celę w stronę ubikacji. Kiedy

to zrobił poczuła się dziwnie opuszczona. Całkowicie zmieszana, odwróciła głowę, żeby go
obserwować, a potem szybko odwróciła spojrzenie, kiedy zobaczyła, że wyciaga ze spodni
penisa i zaczyna sikać.

Nie zastanawiała się nad nieludzkim życiem, bez żadnej prywatności dla potrzeb

osobistych. Była tak zajęta wyobrażaniem sobie różnych przerażających szczegółów, że nie
zastanowiła się nad tym jakie może być życie w Więzieniu Phobos.

Teraz to uderzyło w nią z pełną mocą.

Raathe wyczuł jej dyskomfort i zastanowił się niemrawo, czy żyje jak zwierzę od tak

dawna, że jego zmysły wyostrzyły się jak u drapieżnika, czy po prostu jest super wyczulony na
nią, ponieważ minęło wiele czasu od kiedy ostatnio był w pobliżu kobiety. Kpiąc uznał, że
pewnie jedno i drugie. Jeszcze zanim go uwięziono był bardziej drapieżnikiem, niż mężczyzną
inaczej nie przetrwałby tak długo w Phobos. To po prostu nie było coś, z czego zdawał sobie
sprawę aż do... niej.

Żyć, tak jak on żył, będzie dla niej piekłem. To było piekło dla niego, a on przywykł do

okrutnych sytuacji, a nawet jeszcze gorszych, podczas lat, które spędził najpierw jako jeden z
najlepszych zabójców na zlecenie rządu, a potem jako płatny zabójca Johann Solutions. Nadal
była zbyt przerażona, żeby to w pełni do niej dotarło, ale nie załamie się pod ciężarem
warunków z jakimi będzie musiała sobie poradzić. Miała mocniejszego ducha, niż wyglądała na
to, inaczej już ześwirowałaby przy nim. Widział, że jakoś się trzyma.

Nie, żeby mógł za wiele tu pomóc, pomyślał z niesmakiem. Uważał siebie za zaradnego,

ale nie miał tu za wielkiego pola do działania.

- Powinnaś się ubrać, chyba że chcesz pomaszerować tak do messy - wymamrotał bez

patrzenia na nią.

Twarz Rhei zaczerwieniła się, kiedy odruchowo spojrzała na niego, gdy się odezwał.

Odwróciła znów wzrok, podnosząc się z wysiłkiem. Jej kombinezon nie leżał na podłodze, tam

background image

gdzie ostatnio go widziała, rozejrzała się po celi, odkrywając, że wisi, żeby wyschnąć. Przeszło
przez nią zakoczenia, że Lodowy Człowiek zdołał wstać bez budzenia jej, a także że zawracał
sobie głowę rozwieszeniem kombinezonu, by wyschnął.

Chociaż może to nie było celowe? Może po prostu nadepnął na mokrą szmatę i

odrzucił ją z drogi?

Kombinezon nadal był wilgotny, odkryła to kiedy przeszła przez celę, żeby go zabrać,

ale dużo bardziej suchy, niż byłby, gdyby leżał na podłodze tam gdzie był wcześniej.
Odchrząknęła.

- Dziękuję.

Nie odpowiedział, ale wcale się tego nie spodziewała. Strzepując go, żeby usunąć tyle

brudu, ile była w stanie, ubrała go i zaciągnęła zamek. Kiedy próbowała strząsnąć ziemię, jaka
nadal przylegała do niego, przyciągnął jej uwagę dźwięk za nią. Odwróciła się i odkryła, że
Raathe ciągnie cienki materac jaki leżał na drugiej pryczy, znajdującej się w celi i opiera go o
ścianę, tworząc coś w rodzaju namiotu wokół toalety.

Kiedy wyprostował się, spojrzał na nią i wzruszył ramionami.

- Nie za wiele prywatności, ale lepsze to niż nic.

Dla niej, czy dla niego? W jakiś sposób wątpiła, żeby się tym przejmował, ale znów bez

wątpienia miał wcześniej całą celę dla siebie.

Nie zamierzała patrzeć darowanemu koniowi w oczy. To byłby koszmar sikać i patrzeć

się na niego. Skinęła głową i pospieszyła się, żeby skorzystać z toalety, kiedy usłyszała harmider
na zewnątrz i zorientowała się, że więźniowie udają się do messy, żeby coś zjeść.

Gdy podeszła do małej umywalki dołączył do niej. To było bardzo dziwne, pochylać się

wraz z nim nad małą umywalką, starając się umyć i wyczyścić zęby, kiedy on robił to samo.
Była tylko jedna szczoteczka do zębów, nic dziwnego, ale nie miał nic przeciwko, żeby wzięła
sobie trochę pasty do zębów, żeby oczyścić zęby.

- Pewnie nie masz żadnych kredytów?

Przeszli do przodu celi, stając obok drzwi i czekając aż otworzą się. Rhea spojrzała na

niego pytająco. Aż do chwili, w której stanęła obok niego, nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki
był wysoki, jak potężny. To wstrząsnęło nią. Zorientowała się, że czekał na odpowiedź, a ona
zastanowiła się nad tym i stwierdziła, że nie ma pojęcia.

- Miałam wcześniej.

Skinął głową, jakby to była wystarczająca odpowiedź.

background image

- Pewnie zniknęły, jak wszystko inne co miałaś - jego twarz stwardniała od

zdenerwowania i niechęci. - Zobaczę co będę w stanie zrobić, żeby zdobyć dla ciebie jakieś
podstawowe rzeczy. Nie spodziewaj się za wiele. Będzie tego mało i nie będzie tanie.

Podstawowe rzeczy? Nadal była zaskoczona. Sądziła jednak, że zdobędzie cokolwiek

będzie w stanie, nie przejmując się jakością. Skinęła głową.

- Dziękuję.

Wydał z siebie szydercze prychnięcie, spojrzała badawczo na jego pobitą twarz.

- Prawie zapomniałem jacy są "cywilizowani" ludzie. To nie przetrwa, o ile ty masz

przetrwać.

Strach ścisnął ją. Drgnęła, kiedy drzwi gwałtownie otworzyły się, razem ze wszystkimi

innymi drzwiami i więźniowie zaczęli wylewać się na korytarz. Raathe pchnął ją w przód.
Wpatrywała się w swoje stopy, starając się rozpoznać potencjalne zagrożenie. Strażnicy, jak
zorientowała się po chwili, przechadzali się wzdłuż wąskiej kładki ponad nimi, przyglądając się
więźniom z niewielkim zainteresowaniem.

Cień nadziei jaki poczuła na ich widok zniknął. Najpewniej, uznała, gdyby została

zaatakowana, ledwie by się popatrzyli.

Ręka Raathe zaborczo zacisnęła się na jej ramieniu. Rzuciła na niego szybkim

spojrzeniem, a potem na pozostałych tłoczących się wokół niej i zorientowała się, że ze
względu na nich okazuje swoje prawa.

To pocieszało ją. Jakimkolwiek kierował się powodem, było wyraźnie oczywiste, że tak

jak inni więźniowie go nienawidzili, tak samo bali się go. Tak długo jak okazywał, że Rhea jest
jego własnością i nie da jej sobie ukraść, była w miarę bezpieczna, a przynajmniej przed innymi
więźniami.

Raathe był inną sprawą.

Nie była pewna, jak będzie zachowywał się na dłuższy czas. Był zimnym jak kamień

zabójcą, tak zimnokrwistym jak oni bywają. Może nie cieszył się samym zabijaniem, nie
interesowałby się nim, o ile mu nie zapłacono.

Czyżby w jej czarnej przyszlości zaświecił promyczek słońca?

Nie mogła sobie pozwolić na takie myślenie. Nikt z takim brakiem szacunku dla

ludzkiego życia, jaki miał John Raathe nie pomyśli dwa razy o zabiciu jej, jeżeli będzie miał zły
humor, a ona nie miała pojęcia co może wywołać jego zabójcze instynkty.

Nie widziała nigdzie w zasiegu wzroku żadnej innej kobiety, aż do chwili w której doszli

do ogromnej jaskini, służącej jako messa i rozejrzała się dookoła. Skupione były na udawaniu,
że są same we wszechświecie i żadna z nich nie spojrzała na nią. Wyglądały na podrapane,
pobite i przygnębione, nie jak kobiety, które dobrze traktowano. Ten niewielki apetyt jaki miała

background image

zniknął, na długo zanim wsadzono jej w rękę tacę z jedzeniem i pozwoliła żeby Raathe
poprowadził ją w stronę stołu. W samym jedzeniu z pewnością nie było niczego apetycznego.
Smakowało równie źle jak wyglądało i była pewna, że nie uda jej się tego przełknąć.

- Jedź - powiedział Raathe z cichym warknięciem, tłumiąc zakłopotanie. Zmuszał ją do

jedzenia, okazując że nie zamierza jej rozpieszczać. Poza faktem, że będzie mogła trzymać się
go, żeby przetrwać, nie może oczekiwać od niego że okaże jej jakąkolwiek delikatność,
Pozostali obserwują. Zawsze wypatrują jakiejkolwiek rysy na jego pancerzu. Najmniejsza
wskazówka, że nie jest mu całkowicie obojętna, poza tym, że zaspokaja jego żądzę i będą ścigać
ją jak królika, szybciej niż jemu uda się splunąć.

Nie potrzebował pieprzonego bólu głowy, o jaki go przyprawiała.

Jeżeli miałby jakikolwiek wybór w tej sprawie, nie siedziałaby obok niego. Byłby

całkowicie zadowolony, gdyby mógł po prostu zostać na trybunach i obserwować jak inny
głupi bękart ryzykuje życie za szansę na pieprzenie jej, a raczej po to by zabawić pieprzonego
dyrektora i jego ludzi.

Właściwie to był zaskoczony, że była jakakolwiek nagroda dla zwycięscy w tych

zawodach, poza możliwością, żeby pooddychać jeszcze kilka dni dlużej. Dużo częściej jedyną
nagrodą jaką zapewniali, to trochę więcej czasu w tym piekle, jeżeli udało im się przebrnąć
przez arenę w stosunkowo nietkniętym stanie.

Mógł wyczuć ich gorliwość, żeby położyć na niej swoje ręce, mógł poczuć odór ich

żądzy jak gęsty, cuchnący smog unoszący się ponad messą. Zastanawiali się czekając, żeby
zobaczyć czy będzie wypożyczał ją za przysługi, jak inni mężczyźni od czasu do czasu robili ze
swoimi kobietami. Właśnie teraz zastanawiali się, czy wyszedł z walki w wystarczająco dobrym
stanie, żeby skręcić im te ich pieprzone karki, jeżeli wyzwą go.

Miał nadzieję, że nie zdecydują się go sprawdzić. Był zbyt sztywny i obolały, żeby

poruszać się tak szybko jak było potrzebne. Szczęśliwie dla niego i dla niej, do chwili w której
strażnicy rozdawali broń, wszyscy pozostali byli w równie kiepskim stanie jak on, a może nawet
gorszym. Jemu udało się wyjść z walki z relatywnie niewielkimi ranami, nic co nie uleczy się, nic
co naraziłoby go na większą utratę krwi niż mógł sobie pozwolić. W poprzednią noc był
niemalże pewien, że ma przynajmniej jedno złamane żebro, ale teraz był pewny, że to tylko
stłuczenia utrudniały mu oddychanie.

Nie był jednak całkiem pewien, czy będzie w stanie wygrać w tej chwili jakąś walkę.

Gdyby udało mu się przetrwać kilka dni bez pogarszania swoich ran, dostać trochę czasu, żeby
wydobrzeć, byłby w dobrym stanie na dłużej. Poradziłby sobie.

Rhea zesztywniała słysząc jego rozkaz, ale wiedziała, że opór nie był sposobem na

przetrwanie.

Właściwie nie była pewna, czy ma jakikolwiek powód, żeby chociaż próbować. Na co

miała czekać? Lata przeżyte tutaj? Pewnie nie. W takim razie miesiące.

background image

Wsadził łyżkę do jej ręki i zacisnął na niej palce.

- Jeżeli zastanawiasz się nad ucieczką, to zapomnij o tym.

Kiedy rozluźnił uścisk na jej ręce i w końcu uwolnił ją, nabrała na łyżkę odrobinę brei i

wsadziła ją do ust, starając się nie oddychać, ani nie smakować, z wątpliwym sukcesem. To było
gorsze niż to jedzenie, które dostała wcześniejszej nocy. Jej gardło zacisnęło się, gdy próbowała
przełknąć. Przełknęła kilka razy zanim udało jej się przesunąć jedzenie przez przełyk. Uderzyło
w jej pusty żołądek jak kamień, a ona nabrała następną łyżkę.

Z zaciętą determinacją zjadła większość tego, co miała na tacy. Raathe wpatrywał się w

nią przez chwilę, a potem oczyścił resztę.

Musi mieć naprawdę żelazny żołądek, pomyślała. Ale on pewnie cały zrobiony był z

żelaza, czy stali. Widziała droidy, które okazywały więcej emocji.

Sygnał oznajmiający koniec posiłku sprawił, że prawie wyskoczyła ze skóry. Wszyscy

wstali i skierowali się w tył messy, gdzie oddali swoje łyżki, tace i kubki, z których pili.

W drzwiach stali strażnicy, którzy kierowali więźniów, jednych w jeden korytarz, drugich

w drugi. Jeden ze strażników wsunął swój karabin pomiędzy nią, a Raathe, kiwając głową, żeby
Raathe poszedł prawym korytarzem. Ręka Raathe zacisnęła się na jej ramieniu.

- Ona zostaje ze mną - powiedział niskim, dudniącym warkotem, wpatrując się w

strażnika zimnym spojrzeniem.

Przez chwilę Rhea myślała, że przegra tą potyczkę, ale ku jej zaskoczeniu strażnik

ustąpił.

- Więc ją sobie weź.

Przeszli oboje w prawy korytarz, do którego była kierowana większość więźniów. Weszli

do następnej ogromnej jaskini. Mężczyźni chwytali kombinezony OKŚ i ubierali się w nie.
Raathe zaciągnął ją do jednego z najbliższych zasobników i chwycił OKŚ, czy może Osobisty
Kontrolujący Środowisko kombinezon i podał jej.

- Sprawdź go ostrożnie. Nie przejmują się tym, czy jest dziurawy, czy też nie.

Ogarnęło ją przerażenie. Zamrugała kilka razy, ale chwyciła OKŚ, który jej podał i

sprawdziła do dokładnie, podczas gdy on chwycił następny i zaczął go sprawdzać. Zauważyła,
że jest to taki rodzaj OKŚ, który jest zaprojektowany specjalnie do długotrwałego przebywania
w ciężkich warunkach. W okolicy krocza i wewnątrznej strony ud umieszczona była guma, żeby
powstrzymać osadzanie się zanieczyszczeń i ułatwić ich usunięcie. Woda i dozowniki na
żywność biegły po jednej stronie górnej części kombinezonu, a lekkie i super cienkie
urządzenia podtrzymujące życie umieszczone były na plecach. Wloty pojemików umieszczone
były tuż nad ramionami, tak że wystarczało tylko obrócić głowę w lewo, czy w prawo, dla
wody, czy płynnej odżywki.

background image

Nadal sprawdzała kombinezon, czy nie ma mikroskopijnych dziur, kiedy on ubierał już

swój własny.

- Nie aż tak dokładnie - powiedział sucho. - Ubierz go zanim otworzą przegrody.

To tłumaczyło dlaczego więźniowie, pomimo możliwości, że kombinezon może być

uszkodzony nie spędzali wiele czasu sprawdzając go. Spiesząc się przed nadchodzącym
zagrożeniem drżącymi rękami zaczęła szybko nakładać kombinezon i zapinać go. Raathe
zaciągnął ją do długiego rzędu hełmów, podczas kiedy ona nadal starała się pociągnąć zapięcie
w górę. Chwycił jeden z hełmów i nałożył jej na głowę, zapinając zamknięcie. Podając jej
aparat do oddychania, zostawił jej założenie go, a sam chwycił następny hełm i respirator dla
siebie.

Rozległ się alarm. Żołądek Rhei zacisnął się, kiedy poczuła narastające ciśnienie

dookoła niej i zorientowała się, że zaczęli już wyssysać powietrze z pomieszczenia.

Gdzieś w pomieszczeniu Rhea usłyszała męski głos wrzeszczący, że jego kombinezon

jest rozdarty. Przerażenie w jego głosie wyraźnie świadczyło, że Raathe nie wyolbrzymił
sytuacji. Spowodowało to zamieszanie, ale wszyscy byli zbyt byli zajęci sprawdzaniem własnej
aparatury podtrzymującej życie, żeby poświęcić za wiele uwagi dramatowi meżczyzny, który
przepchał się między więźniami w desperackich poszukiwaniach innego kombinezonu.

Krzyknął, kiedy znów rozległ się alarm. Dźwięk tnął Rheę jak nożem, instynktownie

sprawiając, że spojrzała.

Raathe szarpnął ją, obracając i prowadząc do rzędu mężczyzn, który przygotowywali się

do wejścia na pokład wahadłowca, mającego zawieźć ich na planetę poniżej. Rzuciła krótkie
spojrzenie na jego twarz, rozdarta pomiędzy przerażeniem, że może być tak nieprzejęty losem
mężczyzny, a zaskoczeniem i ulgą, że ubrał ją w kombinezom, gdy była zbyt wielką ignorantką,
żeby zrozumieć powagę sytuacji.

Nie popatrzyła znów na mężczyznę, kiedy przepychali się w górę trapu do czekającego

transportera. Nie chciała wiedzieć, co mu się stało. Jeżeli nie popatrzyła, to mogła zapewniać
się, że zdążył znaleźć inny kombinezon i ubrać go zanim drzwi otworzyły się i wyssało w
kosmos tę odrobinę tlenu jaka pozostała w pomieszczeniu.

Starała nie myśleć się, że to ona mogła być tą dodatkową osobą, że to ona miała na

sobie kombinezon, który ten biedny człowiek ubrałby, gdyby Raathe nie był tak
zdeterminowany, by zabrać ją ze sobą. Nie wiedziała dlaczego to zrobił, chyba, że po prostu
nie chciał stracić ze wzroku swojej "nagrody".

Zastanowiła się nad tym ponownie, kiedy wsiadali do wahadowca. Byli stłoczeni

niemalże do granic możliwości, a to wyraźnie świadczyło o tym, że kompania kierująca tą
operacją lekceważy całkowicie bezpieczeństwo więźniów, których wykorzystuje do
terraformowania. Domyślała się, że przekonani są, że więźniowie są zgubieni już w chwili w

background image

której zostają do nich przysłani, ale ciężko było usprawiedliwić taką całkowitą pogardę dla ich
życia. Nie byli rozliczani z ekstreminowania więźniów.

Poza tym, aż do chwili w której się tu znalazła, nie zastanawiała się, ilu z więźniów

Phobos było w takiej sytuacji jak ona.

Głos Raathe rozległ się w jej komunikatorze, kiedy zostali załadowani w miarę bez

szkody i przykuci za kostki do podłogi.

- Panika doprowadzi cię w tym miejscu do śmierci, szybciej niż cokolwiek innego.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kaitlyn O Connor Dziewiąta Planeta roz 1 4
Kaitlyn O Connor Alien Penetration (pdf)
Kaitlyn O Connor Book 6 Total Recall
Kaitlyn O Connor Book 5 Illumination
Kaitlyn O Connor Enslaved 01 Genesis
Kaitlyn O Connor Book 4 Rules of Engagement
Kaitlyn O Connor Book 3 Cyborg Nation
Kaitlyn O Connor Forest Whispers [MF] (pdf)
Kaitlyn O Connor Enslaved 02 The Spawning
BADANIA PRZESIEWOWE 2
82 Dzis moj zenit moc moja dzisiaj sie przesili przeslanie monologu Konrada
W09 Ja wstep ROZ
164 ROZ M G w sprawie prowadzeniea prac z materiałami wybu
124 ROZ stwierdzania posiadania kwalifikacji [M G P P S
013 ROZ M T G M w sprawie warunków technicznych, jakim pow
badania przesiewowe skuteczna profilaktyka
4 ROZ w sprawie warunkow techn Nieznany (2)
16 ROZ w sprawie warunkow tec Nieznany
Mroczne Tajemnice 2 02 Solucja(1)

więcej podobnych podstron