background image

Kaitlyn O'Connor

Mroczne Przesilenie

background image

 Doktor  Rhea  Landon  wiedziała,  że  została  zaciągnięta  do  Więzienia  Phobos, 

żeby w nim zginąć. Było to najbardziej znane więzienie w układzie słonecznym i jedyne z 
którego nie da się uciec. W Więzieniu Phobos przetrzymywano najbardziej niebezpiecznych 
drapieżników  z  układu  słonecznego,  a  ci  którzy  przetrwali  więcej  niż  rok,  byli 
najgorszymi z najgorszych.

Zawleczona na arenę, gdzie dyrektor więzienia organizował walki gladiatorów, ku 

uciesze  pracowników  i  więźniów,  została  przykuta  nago  do  słupka,  zaoferowana  jako 
nagroda dla zwycięzcy: czyli najbrutalniejszego pomiędzy nimi.

Kiedy opadł kurz, ostatnim stojącym mężczyzną był John Raathe, zwany Lodowym 

Człowiekiem.

Ostrzeżenia:  książka  zawiera  plastyczne  opisy  seksu  i  seks  między  wieloma 

partnerami.

background image

Rozdział 1

- Cipka! Cipka! Cipka!

Wrzaski z tego, co zdawało się być setką gardeł i najpewniej tym właśnie było, zaczęły 

się  od  kilku  głosów  strażników,  którzy  zawlekli  Rheę  przez  pancerne  drzwi  będące  jedynym 
wejściem  do  ogromnego  pomieszczenia.  Zanim  została  zaciągnięta  na  środek  areny, 
skandowała to już większość więźniów i stało się ogłuszającym  wrzaskiem.

Od kiedy została aresztowana strach został  wyparty przez szok. Aż  do chwili w której 

została zaciągnięta na arenę, Rhea była otępiała na wszystko co działo się wokół niej. Wrzask 
tłumu  rozbił  ochronny  kokon,  a  strach  po  raz  kolejny  wbił  pazury  w  jej  żołądek  i  gardło, 
przerażając ją tak, że ledwie była w stanie odetchnąć, czy przełknąć.

Nie  wiedziała,  co  mieli  na  myśli  wrzeszcząc  tak.  I  na  pewno  nie  chciała  wiedzieć. 

Próbowała  jak  tylko  była  w  stanie  znów  owinąć  się  w  szok,  po  prostu  zablokować  dźwięki 
dochodzące do jej umysłu, zablokować się na wszystkie myśli.

Wiedziała,  że  została  tu  przysłana,  żeby  zginąć.  I  to  najprawdopodobniej  stanie  się 

dzisiaj, w najbardziej przerażający sposób.

Przez jej głowę przemknęły wyobrażenia tego co może się stać, jeżeli ta horda przedrze 

się  przez  marne  ogrodzenie,  jakim  oddzielona  była  arena  od  publiczności,  dopadnie  do  niej  i 
rozerwie ją na strzępy, ale przełknęła z trudem i odepchnęła te myśli tak szybko jak tylko była 
w stanie.

To  były  zwierzęta.  Jakakolwiek  pozostałość  człowieczeństwa  jaką  mieli,  zanim  znaleźli 

się  w  Więzieniu  Phobos  została  wydarta  z  nich  biciem,  torturami,  czy  po  prostu  zniknęła 
przytłoczona ciężką pracą. Nie byli po prostu odpadkami ze społeczeństwa. Byli najsilniejszymi 
odpadkami,  ponieważ  przeciętne  życie  więźnia  w  Phobos  wynosiło  sześć  miesięcy.  Tych 
kilkoro, którzy przetrwali rok, było nagroźniejszymi drapieżnikami w układzie słonecznym.

Pomimo  strachu  jaki  przeszedł  przez  nią,  drenując  ją  z  sił,  tak  że  drżała  od  głowy  do 

stóp,  jakby  miała  febrę,  uniosła  głowę,  kiedy  zatrzymali  się  po  środku  olbrzymiego 
pomieszczenia, przyglądając się tłumowi. Zdawało jej się,  że serce zatrzymało się jej w piersi, 
kiedy  pomiędzy  widzami  zobaczyła  kobietę.  Strumień  nadziei  podążył  za  tym  widokiem, 
sprawiając, że jej serce przyspieszyło.

Ignorując  mężczyzn,  którzy  teraz  ją  ciągnęli,  a  także  tych  na  trybunach,  desperacko 

szukała  więcej  kobiecych  twarzy  pomiędzy  tłumem,  tak  skupiona  na  gorączkowych 
poszukiwaniach  chociaż  oznaki,  że  jest  nadzieja  na  przeżycie,  że  dopiero  po  kilku  chwilach 
zorientowała się, że jest wleczona. Nawet teraz to reakcja tłumu, a nie swoje własne odczucia 
dało  jej  wskazówkę  co  do  zachowania  strażników.  Krzyknęła,  kiedy  zorientowała  się,  że 
zrywają  z  niej  ubrania.  Biła  ich  i  drapała  paznokciami,  kiedy  doszło  do  niej,  że  rozbierając  ją 

background image

pchną  więźniów  w  jeszcze  większe  szaleństwo.  Jeden  z  mężczyzn  uderzył  ją  w  twarz, 
natychmiast  ją  uspokajając.  Była  zbyt  oszołomiona,  żeby  czuć  jakikolwiek  ból,  ale  uderzenie 
uniemożliwiło nawet najmniejszą szarpaninę z nimi, żeby chciażby ich spowolnić. Kiedy doszła 
do siebie zorientowała się, że jest naga.

Jak się obawiała, więźniowie wrzeszczeli jeszcze głośniej, skacząc na swoich miejscach. 

Spodziewając  się  w  każdej  chwili,  że  strażnicy  utracą  całkowitą  konrolę  i  więźniowie  stratują 
arenę, zesztywniała kiedy zobaczyła że jeden z więźniów przepycha pomiędzy nimi i kieruje się 
do płotu elektrycznego. Zaskoczenie przeszło przez nią, kiedy pozostali nie dołączyli do niego. 
Ale  za  chwilę  zobaczyła  dlaczego.  Kiedy  mężczyzna  uderzył  w  płot,  elektryczność  zaiskrzyła 
niebieskim  i  białym  światłem.  Odór  palonego  mięsa  wypełnił  jej  nozdrza  i  usta.  Widok  był 
jeszcze  gorszy  niż  zapach.  Nie  mogła  oderwać  spojrzenia  od  przerażającego  spektaklu. 
Zadławiła się i straciła panowanie nad żołądkiem.

Rozjuszony,  że  został  pobrudzony  ostatnim  posiłkiem  ich  więźnia,  mężczyzna,  który 

wcześniej ją uderzył, pchnął ją tak, że padła płasko na plecy. Poślizgnęła się, zanim udało się jej 
wstać  i  poczuła  jak  nierówna  kamienna  podłoga  obciera  jej  plecy,  pośladki  i  tylną  część  jej 
ramienia.

Albo  ból  od  uderzenia  rozproszył  ją,  albo  wyrzuciła  z  żołądka  wszystko  co  miała. 

Mdlenie ustapiło.

Jęcząc przeturlała się na bok, splunęła na ziemię, starając się pozbyć paskudnego smaku 

z ust. Strażnicy znów ją chwycili, na wpół ciągnąc ją, na wpół niosąc do słupa, a potem przykuli 
jej ręce do grubego łańcucha przymocowanego na słupie ponad jej głową.

Poczuła jak miękną jej nogi. Zadrżały, kiedy strażnicy odsunęli się. Kolana się pod nią 

ugięły. Ból eksplodował w ramionach, łokciach i nadgarstkach, które naciągnęły się od wagi jej 
ciała.

Wyrwał  się  jej  jęk  bólu  i  szamotała  się,  żeby  stanąć  pewniej  na  nogach,  opierając  się 

plecami o słup.

W czasie kiedy ona starała ustawić się tak, żeby złagodzić ból do stłumionego rwania i 

rozejrzeć się, usmażone resztki więźnia spadły z ogrodzenia. Przez kilka chwil wpatrywała się w 
ciemniejący punkt poniżej ogordzenia, a potem oderwała spojrzenie, żeby zobaczyć, strażników 
stających przy bramie na końcu, wpuszczających więźniów na arenę.

Uderzył w nią strach, ale przeżyła teraz tak wiele szoków. Jej umysł odmówił odsunięcia 

jej  od  zagrożenia,  tak  jak  stało  się  to  wcześniej.  Obrazy  mężczyzn,  przebiegających  tą 
przestrzeń i gwałcących ją, przebiegły przez jej głowę.  Kilka chwil zajęło jej zorientowanie się, 
że mężczyźni wchodzą na arenę w miarę spokojnie i dobierają się w pary.

Rozległ się głos, brzmiący jak głos boga, który przeciął hałas setek głosów krzyczących i 

wrzeszczących.

background image

-  Ludzie,  świeży  kawałek  cipki!  Ten  wspaniały  kawałek  cipki  może  być  twój,  jeżeli 

będziesz na tyle mężczyzną, żeby po niego sięgnąć! Dziesięć rund. Ostatni stojący mężczyzna 
zgarnia nagrodę!

Zanim mózg Rhei mógł przetłumaczyć to co usłyszała, rozproszyły ją odgłosy uderzeń. 

Jej głowa sama zwróciła się w stronę dźwięków.

Nic  nie  rozumiejąc  wpatrywała  się  w  szamoczący  się  na  arenie  tłum  mężczyzn, 

całkowicie niezdolna pojąć co się dzieje, podczas kiedy oni okładali się nawzajem pięściami. W 
ciągu kilku chwil polała krew i jaskrawo czerwone krople poleciały we wszystkie strony.

Czas  wydawał  się  stać  w  miejscu.  Walczący  poruszali  się  niemalże  jak  w  zwolnionych 

tempie,  tworząc  coś  w  rodzaju  makabrycznego  tańca,  machając  ogromnymi,  muskularnymi 
ramionami  i  pięściami  jak  ogromne  młoty.  Kilku  poleciało  do  tyłu,  upadając  na  nierówną 
podłogę  i  znów  porywając  się  na  nogi.  Inni  wydawali  się  zaprzeczać  prawom  grawitacji, 
pozostając  nadal  na  nogach,  podczas  kiedy  ich  twarze  i  klatki  piersiowe  były  okładane 
pięściami, a oni poruszali się jak kukły uwiązane na linie, lub worki bokserskie.

Rozległ  sie  dźwięk  syreny,  przechodząc  przez  Rheę  jak  prąd.  Prawie  natychmiast  na 

arenę  uderzyły  strumienie  wody,  powalając  mężczyzn,  a  potem  kotłując  nimi  na  kamiennej 
podłodze.  Strumień  wody  uderzył  też  w  nią,  zbijając  ją  z  nóg.  Utrzymywana  przez  łańcuch 
zakołysała się, niezdolna zaczerpnąć tchu, przytłoczona lodowatą wodą.

Kiedy to się skończyło, poczuła, jakby jej skóra była poharatana. Ból promieniował do 

mózgu ze wszystkich stron. Dysząc złapała oddech, szarpała się na nogi, żeby złagodzić ból w 
ramionach.  Kiedy  opanowała  się  na  tyle,  by  zwrócić  uwagę  na  innych,  zobaczyła,  że  wielu 
mężczyzn już stoi na nogach. Strażnicy wydawali się wywlekać pozostałych z areny, przez drzwi 
którymi ona weszła.

W  końcu  ogarnęło  ją  pełne  zrozumienie,  pojęła  co  tu  się  dzieje.  Była  nagrodą  w 

widowisku  dla  więźniów  i  strażników.  Te  walki  gladiatorów,  w  których  brało  udział  całe 
więzienie przerywały nudę i monotonię życia w Więzieniu Phobos.

I  tak  jak  pozostałe  kobiety,  które  widziała  na  miejscu  dla  widzów,  była  dla  ich  rzadką 

rozrywką.

Ostatni  mężczyzna,  który  utrzyma  się  na  nogach,  najbrutalniejszy  pomiędzy  nimi, 

dostanie ją jako swoja własną zabawkę.

background image

Rozdział 2

Rhea była tak sparaliżowana swoim odkryciem, że ledwie  zdawała sobie sprawę z tego 

co  dzieje  się  wokół  niej.  Ogarnęło  ją  skrajne  zmęczenie.  Nie  zmniejszyło  to  jej  strachu,  ale 
trochę go obniżyło, pozwalając jej umysłowi zacząć funkcjonować.

Nie  miała  wpływu  na  wynik,  ale  zależała  od  niego,  więc  zmusiła  się  do  obserwowania 

brutalnych  rozgrywek,  sama  nie  wiedząc,  o  co  się  modlić.  To  było  wzpółzawodnictwo  siły, 
sprytu i męskości. Nie było widać, żeby jakiś mężczyzna pomiędzy nimi był lepszy lub gorszy 
od pozostałych, ale żaden z nich nie zgłosiłby się to tej gry, gdyby już wcześniej nie udowodnił, 
że jest zdolny do najbardziej haniebnych uczynków.

Ale nadzieja nadal nie opuszczała ją.

Próbowała  przekonać  samą  siebie,  że  nie  walczyliby  o  nią  na  śmierć,  gdyby  nie  była 

cenna, a jeżeli była cenna, to ktokolwiek wygra "nagrodę", powinien jej dobrze strzec.

Były tu inne kobiety, które przetrwały.

Ale jak wiele z nich zginęło?

A przede wszystkim, co jakakolwiek kobieta robiła w takim miejscu?

To  powinno  być  męskie  więzienie,  dla  okrytych  największą  niesławą  złoczyńców.  Nie 

przysyłano  tu  nikogo,  o  ile  nie  popełnił  naprawdę  przerażajacej  zbrodni,  byli  tu  recydywiści, 
seryjni  gwałciciele  i  mordercy,  ponieważ  zesłanie  do  Phobos  było  odpowiednikiem  wyroku 
śmierci.

Żałowała,  że  o  tym  wie,  ponieważ  to  uniemożliwiało  jej  wiarę,  że  ma  jakąś,  chociaż 

najmniejszą szansę. Co gorsza, sam pomysł, żeby być zabawką dla któregoś z nich ukazywało 
przetrwanie w zupełnie innym świetle. Ci mężczyźni byli zdolni, a nawet chętni, żeby czerpać 
przyjemność z torturowania jej na śmierć.

Żałowała,  że  nie  wykorzystała  swojej  szansy  na  powierzchni  Marsa  i  po  prostu  nie 

uciekła.  Ale  nie  zdawała  sobie  sprawy,  że  jej  odkrycie  było  wyrokiem  śmierci.  Była  zbyt 
ogłuszona i przestraszona, żeby w pełni pojąć całą sytuację.

Była  głupia,  teraz  wiedziała  o  tym,  zbyt  podekscytowana  z  powodu  największego 

odkrycia  wieku,  tak  odurzona  marzeniami  o  sławie  i  fortunie,  że  nie  zastanowiła  się  nad 
oznakami, że odkrycie którego dokonała, zostało już wcześniej znalezione, a całe miejsce było 
z jakiegoś powodu zapięczętowane.

Uderzenie wody, za pomocą którego strażnicy ogłaszali koniec kolejnej rundy oderwało 

ją  od  tych  myśli.  Nadal  starała  się  złapać  oddech  przez  lodowaty  strumień,  kiedy  usłyszała 
znów rozlegajacy się głos spikera.

background image

- Runda dziesiąta. Ta walka jest na śmierć. Gladiatorzy wybierzcie broń!

Rhea  poczuła  jakby  oczy  miały  wyskoczyć  jej  z  głowy,  kiedy  wpatrywała  się  w 

przerażeniu  na  mężczyzn  biegnących  w  stronę  sterty  broni,  jaką  wnieśli  strażnicy.  Było 
wystarczająco złe, kiedy patrzyła jak mężczyźni starają powalić się za pomocą pięści. Nigdy nie 
przypuszczałaby,  że  szalony  dyrektor  więzienia  da  im  broń,  żeby  mogli  walczyć  przeciwko 
sobie. 

Wiedziała,  że  musiało  to  odbywać  się  za  zgodą  dyrektora.  Nie  było  sposobu,  żeby 

zorganizować coś takiego pod jego nosem, bez jego wiedzy.

Więźniowie  nie  mieli  nic  do  osłony,  poza  prymitywnie  wykonanymi  tarczami,  które 

wyglądały  jak  pokrywy  od  koszy  na  śmieci  i  pewnie  właśnie  tym  były.  Broń  była  taka  sama, 
prymitywna  w  konstrukcji,  siekiery  i  włócznie,  wykonane  z  tego  co  wyglądało  na  kije  od 
mopów, ostrza z kości, czy kamienia, okazjonalnie błysnął gdzieś metal.

To broń zrobiona przez więźniów, zorientowała się.

"Arsenał"  jaki  przynieśli  strażnicy  był  częściowo,  o  ile  nie  w  całości,  bronią 

skonfiskowaną więźniom.

A "tarcze" były pokrywami od koszy na śmieci, zabrane z więzienia bardziej w nadziei 

na  przedłużenie  walki,  jak  podejrzewała,  niż  dlatego,  że  personel  więzienny  dbał  o  życie 
więźniów.

Niezdolna  do  obserwowania  walczących  mężczyzn,  Rhea  zacisnęła  oczy,  żeby 

zablokować  widok  zaczynającego  się  prawdziwego  tańca  śmierci.  Dźwięk  był  prawie 
ogłuszający,  kiedy  zaczęli  uderzać  o  metal  "tarcz".  Wieźniowie  na  trybunach  oszaleli, 
wrzeszcząc  zachęty  dla  swoich  faworytów,  aż  ochrypli  od  wrzasków,  niemalże  zagłuszając 
odgłosy walki i gardłowe krzyki walczących.

Wrzask aprobaty przeszedł przez tłum i Rhea otworzyła oczy. Dwóch mężczyzn leżało 

na  ziemi,  trzech  pozostałych  próbowało  wstać.  Obserwowała  z  przerażeniem  jak  ich 
przeciwnicy podchodzą do nich i spokojnie ich zarzynają.

Fala ciemności przeszła przez nią. Rhea walczyła z nią, mrugając i starając skupić się na 

tych  nadal  stojących,  poszukujących  nowych  przeciwników.  Wydawało  się,  że  pozostało  ich 
przynajmniej  tuzin,  ale  patrząc  na  liczbę  tych,  którzy  leżeli  powaleni,  zorientowała  się,  że  nie 
pozostało jej wiele czasu, zanim nastąpi chwila prawdy.

Przyłykając  gulę  jaka  narosła  jej  w  gardle,  przyjrzała  się  więźniom  na  arenie.  Nie 

rozpoznała żadnego z nich z akt, plików więziennych jakie przejrzała zanim koncern przydzielił 
ją  do  projektu  Mars,  ale  to  nie  było  pocieszające.  Ci  mężczyźni  walczyli  tak  długo,  że 
najpewniej nie rozpoznałyby ich własne matki.

Jej  spojrzenie  w  końcu  spoczęło  na  ogromnym  mężczyźnie,  który  powalił  swojego 

przeciwnika  i  zrobił  krok  w  tył,  żeby  złapać  oddech.  Prawie  jakby  poczuł  jej  spojrzenie, 

background image

odwrócił  się  i  uniósł  głowę.  Ich  oczy  spotkały  się  na  kilka  uderzeń  serca.  Dreszcz,  który 
poczuła w żołądku przeszedł na całe jej ciało, aż poczuła słabość i zimno.

Jego oczy były tak jasne i niebieskie, że wyglądały jak lód.

Natychmiast rozpoznała kto to jest.

Lodowy Człowiek.

Zabójca,  który  był  pojmany  i  skazany  prawie  dwa  lata  temu  i  był  jednym  z 

najsłynniejszych więźniów w Więzieniu Phobos.

Chociaż  nigdy  mu  tego  nie  udowodniono,  był  oskarżony  o  popełnienie  przynajmniej 

tuzina  morderstw  gubernatorów  i  innych  wysokich  rangą  polityków,  a  także  dyrektorów 
przynajmniej  dwóch  globalnych  korporacji,  a  ostatnio  Wilhelma  Johanna,  założyciela  CEO 
Johann Solutions Inc., koncernu, który założył Więzienie Phobos, żeby zapewnić pracowników 
dla terraformowania Marsa.

Rozpoznanie  wstrząsnęło  nią, jak  nic  wcześniej.  Pomyślała,  że dokładnie  teraz  dotarło 

do  niej  w  jakiej  okropnej  była  sytuacji,  wcześniej  jej  umysł  nie  akceptował  tego  w  pełni. 
Myślała,  że  niemożliwość  dopasowania  twarzy  do  nazwisk  była  najgorsza,  ponieważ  nie  było 
sposobu,  żeby  wiedziała  jakiemu  zagrożeniu  musi  stawić  czoła.  Lodowy  Człowiek,  John 
Raathe, uświadomił jej, że ta wiedza nic jej nie pomoże.

Nie mogła obronić się. Nie mogła uciec.

Stąd nie było ucieczki.

Krzywiąc  się,  John  Raathe  z  wysiłkiem  oderwał  spojrzenie  od  kobiety.  Przede 

wszystkim nie wiedział, co skłoniło go do popatrzenia na nią, w tej chwili nie mógł pozwolić 
sobie na rozproszenie, ale kiedy to zrobił wypełniło go samoobrzydzenie.

Czas który spędził w Poobos popieprzył mu w mózgu, zdecydował szyderczo.

Kobiety nigdy nie były jego słabościa, od kiedy...

Odrzucił tą myśl.

Od kiedy wyrósł na tyle i wiedział wystarczająco o życiu, zorientował się, że kobiety to 

najprostsza droga, żeby doprowadzić mężczyznę do śmierci, poprawił poprzednią myśl.

Mógł docenić fakt, że ta nagroda przykuta do słupka była najpiękniejszym okazem jaki 

widział od lat, razem z oglądanymi seksdroidami, o ile miał na zbyciu jakieś kredyty. Na pewno 
wygladała  idealnie,  bez  skazy,  jakby  przeznaczona  do  seksu,  z  tego  co  widział,  a  on  doceniał 
piękno.

Ale teraz musiał upewnić się, że jego umysł nie jest przełączony na "pieprzyć", bo żeby 

przeżyć musi być w pełni skoncentrowany.

background image

Niemalże  zapłacił  za  tę  chwilę  dekoncentracji,  ponieważ  następny  mężczyzna  powalił 

swojego przeciwnika i wyzwał go, próbując dźgnąć go nożem. Ostrze ześlizgnęło się z tarczy i 
płytko  cięło  w  górną  część  ramiania,  zadając  wystarczająco  bólu,  żeby  wrócił  myślami  do 
ważniejszych spraw.

Serce Rhei wydawało się skoczyć do jej gardła, kiedy więzień ciął Lodowego Człowieka.

Nie wiedziała dlaczego. Z pewnością nie miała ku niemu żadnego upodobania.

Nadzieja? 

Połowę czasu, który pozostał spędziła modląc się, żeby wygrał każdy, tylko nie Lodowy 

Człowiek,  a  połowę  żeby  jej  serce  po  prostu  poddało  się  i  oszczędziło  jej  przyszłego 
przerażenia i bólu.

Żadne z tych marzeń nie spełniło się.

Kiedy opadł kurz, Lodowy Człowiek, John Raathe był ostatnim stojącym mężczyzną.

Tłum też nie wydawał się tym specjalnie podeskcytowany. Rhea nie była pewna z czego 

wyciągnęła taki wniosek. Mogło to być spowodowane tym, że John Raathe nie był za bardzo 
popularnym  współwięźniem,  a  może  tylko  dlatego,  że  przedstawienie  skończyło  się,  ale 
uważała raczej, że "John nie bawi się z innymi".

Zobaczyła,  że  krwawi,  kiedy  ruszył  do  słupka  odebrać  swoją  nagrodę,  jego  ruchy  były 

sztywne,  ale  w  wyrazie  twarzy  nie  było  żadnych  oznak  cierpienia,  które  jak  wiedziała  musiał 
czuć.

Nie  miał  żadnego  wyrazu  twarzy.  Jego  twarz  wyglądała  na  całkowicie  pozbawiona 

emocji, tak jak i jego oczy.

Rhea  nie  wiedziała,  czy  powinna  być  przez  to  bardziej,  czy  mniej  przerażona.  Nie 

zaskoczyłoby gdyby pożerał ją oczami, tryumfował, okazywał zwierzęcą żadzę.

Jej kolana załamały sie pod nią, kiedy strażnicy ją uwolnili.

Raathe  przez  kilka  chwil  wpatrywał  się  na  nią  w  dół,  tam  gdzie  upadła  na  ziemię,  a  w 

końcu pochylił się, chwycił ją za rękę i pociągnął na nogi. Pochylił się sztywno, żeby zebrać jej 
ubrania z ziemi, kiedy je mijali. Jeden ze strażników prowadzących ich przez arenę uderzył go 
swoją pałką i przewrócił go na ziemię.

Kiedy podniósł się nadal trzymał w rękach pognieciony kombinezon.

Po  posłaniu  mężczyźnie,  który  go  uderzył  spojrzenia  obiecującego  śmierć,  jeżeli  tylko 

kiedyś  do  dopadnie,  Raathe  szedł  w  stronę  drzwi  trochę  wolniej  i  bardziej  sztywno.  Zanim 
pozwolono im przejść przez pancerne drzwi prowadzące do korytarza, obojgu na  kostki rąk i 
nóg zostały założone kajdany.

background image

Rhea  podążała  za  Raathe  wzdłuż  korytarza,  jej  umysł  był  całkiem  ogłuszony,  od 

powtarzającej się w nim bez końca jednej myśli. To się nie dzieje. To się nie dzieje.

Jednak  dreszcz,  który  przeszedł  przez  nią  był  prawdziwy.  Kajdany  ocierające  jej 

nadgarstki i kostki, ciągnące ją w doł, kiedy nieuważnie poruszyła się, też były prawdziwe.

Morderca  idący  przed  nią,  który  właśnie  wygrał  ją  jak  nagrodę,  zabijając  innych 

drapieżników takich jak on, był prawdziwy.

Jedynym  jasnym  punktem  było  to,  że  szli  zupełnie  inną  trasą  niż  widzowie.  Nie  była 

pewna,  co  by  się  stało,  gdyby  idąc  nago  napotkała  więźniów,  ale  była  pewna,  że  nie  chce  się 
tego dowiedzieć.

Chociaż  ich  spokojny  marsz  był  tylko  tymczasowy.  Kiedy  dotarli  do  bloku  z  celami, 

odkryła,  że  współwięźniowie  już  zapełnili  cele.  Drzwi  zatrzasnęły  się  kiedy  przybyli, 
zatrzaskując  się  z  taką  synchronizacją,  że  trzask  zamykanych  siedmiuset  klatek  zabrzmiał  jak 
jedno.

Kraty  trzymały  zwierzęta  w  zagrodzie.  Same  cele  były  wyciosane  w  skale,  czy  to  żeby 

zaoszczędzić  czas,  lub  może  pieniądze,  ale  rezultatem  była  przynajmniej  jakakolwiek 
prywatność zapewniona więźniom.

Najpewniej całkiej duża prywatność, ponieważ wątpiła, żeby strażnicy spędzali za wiele 

czasu patrolując przejścia. Były tu kamery, które mogły wyłapać najmniejszy ruch, ale równiez 
wątpiła, żeby przyglądali się monitoringowi.

Więzienie  Phobis  było  najbardziej  bezpiecznym  więzieniem  z  tego  powodu,  że  tu  nie 

było  gdzie uciec, nie było sensu uciekać. Poza  więzieniem nie było powietrza, nie było  wcale 
atmosfery,  a  poza  statkami,  które  przywoziły  więźniów  na  Marsa  i  transporterami,  które 
odwoziły ich do pracy, nie było żadnego innego transportu.

Przechodzili wzdłuż cel, w dół krótkiego korytarza, do następnego bloku więziennego. 

Cela Raathe była w połowie korytarza.

Po  ściągnięciu  im  kajdan  strażnicy  wrzucili  ich  oboje  do  celi  i  zamknęli  drzwi.  Nie 

odeszli. Stali na zewnatrz, wpatrując się w Rheę, czekając. Była pewna, że czekają aż rozpocznie 
się następne przedstawienie.

Przesunęła  przerażonym  spojrzeniem,  od  lwa  zamkniętego  wraz  z  nią  w  klatce,  do 

pawianów wpatrujących się w nią z zewnatrz. Raathe złapał ją za ramię i na wpół prowadził, na 
wpół ciągnął ją w stronę pryczy. Zesztywniała, przygotowana do walki na śmierć, jeżeli będzie 
to konieczne, żeby powstrzymać go przed dotknięciem jej.

Raathe  chwycił  jedną  ręką  jej  twarz,  przypatrując  się  jej  intensywnie.  Zobaczył,  że  ma 

przerażone  spojrzenie  zwierzęcia  zapędzonego  w  ślepy  zaułek,  poczuł  jak  żołądek  mu  się 
zaciska.  Była  na  wpół  oszalała  z  przerażenia,  niezdolna  zrozumieć  coś  więcej,  niż  pewność 
nieuchronnej śmierci, a co gorsze z determinacją, żeby walczyć o życie, bez względu na to co ją 

background image

spotka. Nieszczęśliwie dla niej, uderzenie adrenaliny, które pomagało mu przejść przez walkę, 
teraz zaczynało go opuszczać. Był wyczerpany walką o swoje własne przetrwanie, co więcej był 
tak  bardzo  obolały,  że  cały  wysiłek  na  jaki  był  w  stanie  się  zdobyć,  to  ukrywanie  tego  przed 
drapieżnikami  z  Więzienia  Phobos,  którzy  byli  w  stanie  wyczuć  nawet  najmniejszą  oznakę 
słabości, każdy z nich mógł wyczuć, jaki jest teraz podatny na zranienie.

- Jesteś mądrą dziewczynką? Czy głupią? - wyszeptał.

Rhea zamrugała, starając się zrozumieć pytanie i zorientować się co to był za podstęp.

- Ponieważ jeżeli jesteś mądra, wejdziesz na pryczę i położysz się. Jeżeli jesteś głupia, to 

też znajdziesz się na pryczy i będziesz leżała, ale będziesz czuła przy tym bardzo dużo bólu.

Nie  była  pewna,  czy  wierzy  mu,  że  nie  skrzywdzi  jej,  jeżeli  będzie  współpracować,  ale 

nie  wątpiła  w  jego  pogróżki.  Zdecydowała  się  na  pierwszą  możliwość.  Mając  nadzieję  na 
najlepsze i będąc przygotowaną na najgorsze, drżąc przeszła do pryczy i położyła się.

Chrząknął, albo z zadowolenia, albo z bólu, lub może przez jedno i drugie, położył się 

obok niej. Zesztywniał nieco, przerzucając ramię i jedną nogę przez nią, przyciągając ją mocno 
do siebie, a potem położył głowę na poduszce obok niej.

-  Nie miałem  wyboru, poza  walką w  tej waszej  pieprzonej rozrywce,  ale jestem  pewny 

jak  jasna  cholera,  że  nie  będę  pieprzył  dla  waszej  rozrywki  -  warknął  na  dwóch  mężczyzn 
czekających za celą, nawet się na nich nie oglądając.

Strażnicy rozczarowani, że nie zobaczą żadnej akcji, odeszli.

Rhea  leżała  sztywno  jakieś  dziesięć  minut,  zanim  zorientowała  się,  że  on  albo  zasnął,   

albo zemdlał. Napięcie powoli opuściło ją, ale szok zaczął łagodnieć, rozproszony przez ciepło 
jego ciała przy niej, powiew jego oddechu chłodzącego jej policzek.

Kiedy  weszli  do  celi  upuścił  na  podłogę  kombinezon  jaki  nosiła  wcześniej.  Rhea 

wpatrywała się w niego z tęsknotą. Był przepocony i brudny, wiedziała o tym, ale było to coś, 
czym mogła oddzielić siebie i Lodowego Człowieka.

Stalowy pancerz byłby lepszy.

Biorąc głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy, Rhea zesztywniała, starając się wyślizgnąć 

spod niego.

Jego ręka zacisnęła się.

- Nawet o tym nie myśl - warknął zaspanym głosem.

Osłabła,  po  części  z  szybkości  jego  reakcji,  a  po  części  przez  słabość.  Wpatrywała  się 

przez  chwilę  z  tęsknotą  w  ubranie,  tak  bliskie,  a  jednak  całkiem  poza  jej  zasięgiem.  W  końcu 
zbyt wyczerpana, żeby pozostać świadomą i uważną, Rhea podążyła za nim w nieświadomość.

background image

Wróciła  do  świadomości  czując  ciepły  dreszcz  w  brzuchu  i  żarliwy  uścisk  na  jeden  z 

sutek.  Jej  umysł  powoli  budził  się,  niechętnie  zastanawiając  się  nad  przyjemnymi  odczuciami 
gromadzącymi  się  wewnątrz  niej,  ale  w  ciągu  kilku  chwil  świadomości,  wspomnienia 
koszmarnych zdarzeń uderzyły w nią i oczy Rhei odtworzyły się z własnej woli.

Przechylając głowę zorientowała się, że wpatruje się w lodowato błękitne oczy. Przeszył 

ją dreszcz a jej serce gwałtownie przyspieszyło.

background image

Rozdział 3

Rhea  zesztywniała.  Przez  skórę  przeszedł  jej  zimny  dreszcz.  Nieszcześliwie,  nie  zgasił 

ciepła, jakie już wytworzyło się w jej żołądku.

Po  dłuższym  przypatrywaniu  się  jej,  jakby  chciał  przewidzieć  jej  reakcję,  lub  może 

zobaczyć, czy jest na tyle głupia, żeby z nim walczyć, zwrócił swoją uwagę z powrotem na jej 
sutki,  którymi  się  bawił.  Odwróciła  głowę  na  bok,  walcząc  równocześnie  z  chęcią,  żeby  go 
odepchnąć  i  ciepłem,  które  przepływało  od  jej  sutek  do  brzucha.  Zakończenia  nerwowe  nie 
przejmowały  się  i  odmówiły  postępowania  zgodnie  z  racjonalnymi  przesłankami.  Stały, 
niemalże  leniwy  uścisk  jego  ust  na  jej  piersi  sprawił,  że  narastał  w  niej  żar,  pomimo  jej 
wysiłków, żeby go ignorować.

Nie  wiedziała,  dlaczego  nie  zaczęła  natychmiast  się  szarpać.  Nadal  ociężała  od  snu, 

rozbrojona  ciepłem,  jakie  już  odczuwała,  starała  się  stłumić  to  odczucie  tak  szybko  jak  tylko 
narastało.

Była  zdana  całkowicie  na  jego  miłosierdzie,  zorientowała  się  po  kilku  chwilach.  Mógł 

zrobić jej cokolwiek tylko chciał, a nie było nikogo kto by go powstrzymał.

Ona na pewno nie była w stanie.

Zdawała  sobie  z  tego  sprawę.  Obserwowała  go  na  arenie  i  wiedziała  bez  najmniejszej 

wątpliwości, że niewielu ludzi było w stanie przeciwstawić mu się. Gdyby w podświadomości 
nie  zdawała  sobie  z  tego  sprawy,  nie  byłaby  w  stanie  stwierdzić,  czy  właśnie  to  wpłynęło  na 
decyzję, żeby nawet nie próbować go odepchnąć.

Może to, a może było to przypomnienie, tego co powiedział wcześniej, że nie skrzywdzi 

jej, jeżeli z własnej woli wejdzie do jego łóżka.

Tak naprawdę w to nie wierzyła, ale była to jedyna rzecz, której mogła się trzymać.

Pomoc nie nadejdzie. Mogą minąć całe miesiące, zanim ktokolwiek zorientuje się, że coś 

się  jej  przytrafiło,  a  kompania  może  wymyśleć  taką  historyjkę,  jaką  tylko  będzie  chcieć,  żeby 
wytłumaczyć jej zniknięcie. Była zdana tylko na siebie, a to czy przetrwa i jak długo, zależało 
tylko  od  tego,  na  co  pozwoli  jej  Lodowy  Człowiek.  Jeżeli  będzie  cenna  dla  niego,  będzie 
chronił ją przed innymi więźniami, a do tego  na pewno był zdolny. Gołymi rękami pozbawił 
przytomności trzech, czy nawet czterech mężczyzn i to nie zwyczajnych mężczyzn, ale takich, 
którzy sami byli w stanie walczyć na śmierć i życie, którzy byli tak twardzi jak i on sam, a na 
pewno prawie tak samo.

Ciepło w jej żołądku wydawało się rozprzestrzeniać, a żar zaczął ogarniać ją całą. Udało 

jej się powstrzymać drżący wdech, kiedy przeniósł się i skupił na jej drugiej piersi.

background image

Może to zrobić, mówiła sobie. Może zamknąć oczy i umysł, pozwolić mu wykorzystać 

swoje ciało i nie zmienić się we  wrzeszczącą  wariatkę. Nie krzywdził jej. A przynajmniej jego 
zadowolenie  nie  przynosiło  jej  bólu,  nie  były  to  przerażające  tortury,  jakie  sobie  wyobrażała, 
nawet jeżeli czuła do siebie obrzydzenie, że odczuwa jakąkolwiek przyjemność z tego.

Mogła  poczuć  wilgoć  zbierającą  się  w  jej  płci,  łączącą  się  z  ciepłem,  jakie  w  niej 

wzbudził, mogła poczuć jak jej ciało przygotowuje się na to, żeby wziął je w posiadanie.

To było coś dobrego. Może i zgwałci ją, ale nie rozerwie jej delikatnego ciała, nie zada 

jej bólu, kiedy będzie to robił.

Zesztywała, kiedy przestał ssać jej pierś i uniósł głowę. Spodziewała się poczuć jak jego 

ręka rozsuwa jej uda, poczuć jego ciężar pomiędzy nogami.

Zamiast tego podniósł się, wstał na nogi i przeszedł przez celę w stronę ubikacji. Kiedy 

to  zrobił  poczuła  się  dziwnie  opuszczona.    Całkowicie  zmieszana,  odwróciła  głowę,  żeby  go 
obserwować,  a  potem  szybko  odwróciła  spojrzenie,  kiedy  zobaczyła,  że  wyciaga  ze  spodni 
penisa  i zaczyna sikać.

Nie  zastanawiała  się  nad  nieludzkim  życiem,  bez  żadnej  prywatności  dla  potrzeb 

osobistych.  Była  tak  zajęta  wyobrażaniem  sobie  różnych  przerażających  szczegółów,  że  nie 
zastanowiła się nad tym jakie może być życie w Więzieniu Phobos.

Teraz to uderzyło w nią z pełną mocą.

Raathe  wyczuł  jej  dyskomfort  i  zastanowił  się  niemrawo,  czy  żyje  jak  zwierzę  od  tak 

dawna, że jego zmysły wyostrzyły się jak u drapieżnika, czy po prostu jest super wyczulony na 
nią,  ponieważ  minęło  wiele  czasu  od  kiedy  ostatnio  był  w  pobliżu  kobiety.  Kpiąc  uznał,  że 
pewnie jedno i drugie. Jeszcze zanim go uwięziono był bardziej drapieżnikiem, niż mężczyzną 
inaczej nie przetrwałby tak długo w Phobos. To po prostu nie było coś, z czego zdawał sobie 
sprawę aż do... niej.

Żyć, tak jak on żył, będzie dla niej piekłem. To było piekło dla niego, a on przywykł do 

okrutnych  sytuacji, a  nawet jeszcze  gorszych, podczas  lat, które  spędził najpierw  jako jeden  z 
najlepszych zabójców na zlecenie rządu, a potem jako płatny zabójca Johann Solutions.  Nadal 
była  zbyt  przerażona,  żeby  to  w  pełni  do  niej  dotarło,  ale  nie  załamie  się  pod  ciężarem 
warunków z jakimi będzie musiała sobie poradzić. Miała mocniejszego ducha, niż wyglądała na 
to, inaczej już ześwirowałaby przy nim. Widział, że jakoś się trzyma.

Nie, żeby mógł za wiele tu pomóc, pomyślał z niesmakiem. Uważał siebie za zaradnego, 

ale nie miał tu za wielkiego pola do działania.

- Powinnaś się ubrać, chyba że chcesz pomaszerować tak do messy - wymamrotał bez 

patrzenia na nią.

Twarz  Rhei  zaczerwieniła  się,  kiedy  odruchowo  spojrzała  na  niego,  gdy  się  odezwał. 

Odwróciła znów wzrok, podnosząc się z wysiłkiem. Jej kombinezon nie leżał na podłodze, tam 

background image

gdzie ostatnio go widziała, rozejrzała się po celi, odkrywając, że wisi, żeby wyschnąć. Przeszło 
przez nią zakoczenia, że Lodowy Człowiek zdołał wstać bez budzenia jej, a także że zawracał 
sobie głowę rozwieszeniem kombinezonu, by wyschnął.

Chociaż  może  to  nie  było  celowe?  Może  po  prostu  nadepnął  na  mokrą  szmatę  i 

odrzucił ją z drogi?

Kombinezon nadal  był  wilgotny, odkryła to  kiedy  przeszła przez celę,  żeby  go  zabrać, 

ale  dużo  bardziej  suchy,  niż  byłby,  gdyby  leżał  na  podłodze  tam  gdzie  był  wcześniej. 
Odchrząknęła.

- Dziękuję.

Nie  odpowiedział,  ale  wcale  się  tego  nie  spodziewała.  Strzepując  go,  żeby  usunąć  tyle 

brudu, ile była w stanie, ubrała go i zaciągnęła zamek. Kiedy próbowała strząsnąć ziemię, jaka 
nadal  przylegała  do  niego,  przyciągnął  jej  uwagę  dźwięk  za  nią.  Odwróciła  się  i  odkryła,  że 
Raathe  ciągnie  cienki  materac  jaki  leżał  na  drugiej  pryczy,  znajdującej  się  w  celi  i  opiera  go  o 
ścianę, tworząc coś w rodzaju namiotu wokół toalety.

Kiedy wyprostował się, spojrzał na nią i wzruszył ramionami.

- Nie za wiele prywatności, ale lepsze to niż nic.

Dla niej, czy dla niego? W jakiś sposób wątpiła, żeby się tym przejmował, ale znów bez 

wątpienia miał wcześniej całą celę dla siebie.

Nie zamierzała patrzeć darowanemu koniowi w oczy. To byłby koszmar sikać i patrzeć 

się na niego. Skinęła głową i pospieszyła się, żeby skorzystać z toalety, kiedy usłyszała harmider 
na zewnątrz i zorientowała się, że więźniowie udają się do messy, żeby coś zjeść.

Gdy podeszła do małej umywalki dołączył do niej. To było bardzo dziwne, pochylać się 

wraz  z  nim  nad  małą  umywalką,  starając  się  umyć  i  wyczyścić  zęby,  kiedy  on  robił  to  samo. 
Była tylko jedna szczoteczka do zębów, nic dziwnego, ale nie miał nic przeciwko, żeby wzięła 
sobie trochę pasty do zębów, żeby oczyścić zęby.

- Pewnie nie masz żadnych kredytów?

Przeszli do przodu celi, stając obok drzwi i czekając aż  otworzą  się. Rhea spojrzała na 

niego pytająco. Aż do chwili, w której stanęła obok niego, nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki 
był wysoki, jak potężny. To wstrząsnęło nią. Zorientowała się, że czekał na odpowiedź, a ona 
zastanowiła się nad tym i stwierdziła, że nie ma pojęcia.

- Miałam wcześniej.

Skinął głową, jakby to była wystarczająca odpowiedź.

background image

-  Pewnie  zniknęły,  jak  wszystko  inne  co  miałaś  -  jego  twarz  stwardniała  od 

zdenerwowania  i  niechęci.  -  Zobaczę  co  będę  w  stanie  zrobić,  żeby  zdobyć  dla  ciebie  jakieś 
podstawowe rzeczy. Nie spodziewaj się za wiele. Będzie tego mało i nie będzie tanie.

Podstawowe  rzeczy?  Nadal  była  zaskoczona.  Sądziła  jednak,  że  zdobędzie  cokolwiek 

będzie w stanie, nie przejmując się jakością. Skinęła głową.

- Dziękuję.

Wydał z siebie szydercze prychnięcie, spojrzała badawczo na jego pobitą twarz.

-  Prawie  zapomniałem  jacy  są  "cywilizowani"  ludzie.  To  nie  przetrwa,  o  ile  ty  masz 

przetrwać.

Strach  ścisnął ją.  Drgnęła,  kiedy drzwi  gwałtownie otworzyły  się,  razem ze  wszystkimi 

innymi  drzwiami  i  więźniowie  zaczęli  wylewać  się  na  korytarz.  Raathe  pchnął  ją  w  przód. 
Wpatrywała  się  w  swoje  stopy,  starając  się  rozpoznać  potencjalne  zagrożenie.  Strażnicy,  jak 
zorientowała się po chwili, przechadzali się wzdłuż wąskiej kładki ponad nimi, przyglądając się 
więźniom z niewielkim zainteresowaniem.

Cień  nadziei  jaki  poczuła  na  ich  widok  zniknął.  Najpewniej,  uznała,  gdyby  została 

zaatakowana, ledwie by się popatrzyli. 

Ręka  Raathe  zaborczo  zacisnęła  się  na  jej  ramieniu.  Rzuciła  na  niego  szybkim 

spojrzeniem,  a  potem  na  pozostałych  tłoczących  się  wokół  niej  i  zorientowała  się,  że  ze 
względu na nich okazuje swoje prawa.

To pocieszało ją. Jakimkolwiek kierował się powodem, było wyraźnie oczywiste, że tak 

jak inni więźniowie go nienawidzili, tak samo bali się go. Tak długo jak okazywał, że Rhea jest 
jego własnością i nie da jej sobie ukraść, była w miarę bezpieczna, a przynajmniej przed innymi 
więźniami.

Raathe był inną sprawą.

Nie  była  pewna,  jak  będzie  zachowywał  się  na  dłuższy  czas.  Był  zimnym  jak  kamień 

zabójcą,  tak  zimnokrwistym  jak  oni  bywają.  Może  nie  cieszył  się  samym  zabijaniem,  nie 
interesowałby się nim, o ile mu nie zapłacono.

Czyżby w jej czarnej przyszlości zaświecił promyczek słońca?

Nie  mogła  sobie  pozwolić  na  takie  myślenie.  Nikt  z  takim  brakiem  szacunku  dla 

ludzkiego życia, jaki miał John Raathe nie pomyśli dwa razy o zabiciu jej, jeżeli będzie miał zły 
humor, a ona nie miała pojęcia co może wywołać jego zabójcze instynkty.

Nie widziała nigdzie w zasiegu wzroku żadnej innej kobiety, aż do chwili w której doszli 

do ogromnej jaskini, służącej jako messa i rozejrzała się dookoła. Skupione były na udawaniu, 
że  są  same  we  wszechświecie  i  żadna  z  nich  nie  spojrzała  na  nią.  Wyglądały  na  podrapane, 
pobite i przygnębione, nie jak kobiety, które dobrze traktowano. Ten niewielki apetyt jaki miała 

background image

zniknął,  na  długo  zanim  wsadzono  jej  w  rękę  tacę  z  jedzeniem  i  pozwoliła  żeby  Raathe 
poprowadził ją w stronę stołu. W samym jedzeniu z pewnością nie było niczego apetycznego. 
Smakowało równie źle jak wyglądało i była pewna, że nie uda jej się tego przełknąć.

- Jedź - powiedział Raathe z cichym warknięciem, tłumiąc zakłopotanie. Zmuszał ją do 

jedzenia, okazując że nie zamierza jej rozpieszczać. Poza faktem, że będzie mogła trzymać się 
go,  żeby  przetrwać,  nie  może  oczekiwać  od  niego  że  okaże  jej  jakąkolwiek  delikatność, 
Pozostali  obserwują.  Zawsze  wypatrują  jakiejkolwiek  rysy  na  jego  pancerzu.  Najmniejsza 
wskazówka, że nie jest mu całkowicie obojętna, poza tym, że zaspokaja jego żądzę i będą ścigać 
ją jak królika, szybciej niż jemu uda się splunąć.

Nie potrzebował pieprzonego bólu głowy, o jaki go przyprawiała.

Jeżeli  miałby  jakikolwiek  wybór  w  tej  sprawie,  nie  siedziałaby  obok  niego.  Byłby 

całkowicie  zadowolony,  gdyby  mógł  po  prostu  zostać  na  trybunach  i  obserwować  jak  inny 
głupi bękart ryzykuje życie za szansę na pieprzenie jej, a raczej po to by zabawić pieprzonego 
dyrektora i jego ludzi.

Właściwie  to  był  zaskoczony,  że  była  jakakolwiek  nagroda  dla  zwycięscy  w  tych 

zawodach,  poza możliwością,  żeby  pooddychać jeszcze  kilka dni  dlużej.  Dużo częściej  jedyną 
nagrodą  jaką  zapewniali,  to  trochę  więcej  czasu  w  tym  piekle,  jeżeli  udało  im  się  przebrnąć 
przez arenę w stosunkowo nietkniętym stanie.

Mógł  wyczuć  ich  gorliwość,  żeby  położyć  na  niej  swoje  ręce,  mógł  poczuć  odór  ich 

żądzy  jak  gęsty,  cuchnący  smog  unoszący  się  ponad  messą.  Zastanawiali  się  czekając,  żeby 
zobaczyć czy będzie wypożyczał ją za przysługi, jak inni mężczyźni od czasu do czasu robili ze 
swoimi kobietami. Właśnie teraz zastanawiali się, czy wyszedł z walki w wystarczająco dobrym 
stanie, żeby skręcić im te ich pieprzone karki, jeżeli wyzwą go.

Miał  nadzieję,  że  nie  zdecydują  się  go  sprawdzić.  Był  zbyt  sztywny  i  obolały,  żeby 

poruszać się tak szybko jak było potrzebne. Szczęśliwie dla niego i dla niej, do chwili w której 
strażnicy rozdawali broń, wszyscy pozostali byli w równie kiepskim stanie jak on, a może nawet 
gorszym. Jemu udało się wyjść z walki z relatywnie niewielkimi ranami, nic co nie uleczy się, nic 
co  naraziłoby  go  na  większą  utratę  krwi  niż  mógł  sobie  pozwolić.  W  poprzednią  noc  był 
niemalże  pewien,  że  ma  przynajmniej  jedno  złamane  żebro,  ale  teraz  był  pewny,  że  to  tylko 
stłuczenia utrudniały mu oddychanie.

Nie  był  jednak  całkiem  pewien,  czy  będzie  w  stanie  wygrać  w  tej  chwili  jakąś  walkę. 

Gdyby udało mu się przetrwać kilka dni bez pogarszania swoich ran, dostać trochę czasu, żeby 
wydobrzeć, byłby w dobrym stanie na dłużej. Poradziłby sobie.

Rhea  zesztywniała  słysząc  jego  rozkaz,  ale  wiedziała,  że  opór  nie  był  sposobem  na 

przetrwanie.

Właściwie  nie  była  pewna,  czy  ma  jakikolwiek  powód,  żeby  chociaż  próbować.  Na  co 

miała czekać? Lata przeżyte tutaj? Pewnie nie. W takim razie miesiące.

background image

Wsadził łyżkę do jej ręki i zacisnął na niej palce. 

- Jeżeli zastanawiasz się nad ucieczką, to zapomnij o tym.

Kiedy rozluźnił uścisk na jej ręce i w końcu uwolnił ją, nabrała na łyżkę odrobinę brei i 

wsadziła ją do ust, starając się nie oddychać, ani nie smakować, z wątpliwym sukcesem. To było 
gorsze niż to jedzenie, które dostała wcześniejszej nocy. Jej gardło zacisnęło się, gdy próbowała 
przełknąć. Przełknęła kilka razy zanim udało jej się przesunąć jedzenie przez przełyk. Uderzyło 
w jej pusty żołądek jak kamień, a ona nabrała następną łyżkę.

Z zaciętą determinacją zjadła większość tego, co miała na tacy. Raathe wpatrywał się w 

nią przez chwilę, a potem oczyścił resztę.

Musi  mieć  naprawdę  żelazny  żołądek,  pomyślała.  Ale  on  pewnie  cały  zrobiony  był  z 

żelaza, czy stali. Widziała droidy, które okazywały więcej emocji. 

Sygnał  oznajmiający  koniec  posiłku  sprawił,  że  prawie  wyskoczyła  ze  skóry.  Wszyscy 

wstali i skierowali się w tył messy, gdzie oddali swoje łyżki, tace i kubki, z których pili.

W drzwiach stali strażnicy, którzy kierowali więźniów, jednych w jeden korytarz, drugich 

w drugi. Jeden ze strażników wsunął swój karabin pomiędzy nią, a Raathe, kiwając głową, żeby 
Raathe poszedł prawym korytarzem. Ręka Raathe zacisnęła się na jej ramieniu.

-  Ona  zostaje  ze  mną  -  powiedział  niskim,  dudniącym  warkotem,  wpatrując  się  w 

strażnika zimnym spojrzeniem.

Przez  chwilę  Rhea  myślała,  że  przegra  tą  potyczkę,  ale  ku  jej  zaskoczeniu  strażnik 

ustąpił.

- Więc ją sobie weź.

Przeszli oboje w prawy korytarz, do którego była kierowana większość więźniów. Weszli 

do  następnej  ogromnej  jaskini.  Mężczyźni  chwytali  kombinezony  OKŚ  i  ubierali  się  w  nie. 
Raathe zaciągnął ją do jednego z najbliższych zasobników i chwycił OKŚ, czy może Osobisty 
Kontrolujący Środowisko kombinezon i podał jej.

- Sprawdź go ostrożnie. Nie przejmują się tym, czy jest dziurawy, czy też nie.

Ogarnęło  ją  przerażenie.  Zamrugała  kilka  razy,  ale  chwyciła  OKŚ,  który  jej  podał  i 

sprawdziła do dokładnie, podczas gdy on chwycił następny i zaczął go sprawdzać. Zauważyła, 
że jest to taki rodzaj OKŚ, który jest zaprojektowany specjalnie do długotrwałego przebywania 
w ciężkich warunkach. W okolicy krocza i wewnątrznej strony ud umieszczona była guma, żeby 
powstrzymać  osadzanie  się  zanieczyszczeń  i  ułatwić  ich  usunięcie.  Woda  i  dozowniki  na 
żywność  biegły  po  jednej  stronie  górnej  części  kombinezonu,  a  lekkie  i  super  cienkie 
urządzenia podtrzymujące życie umieszczone były na plecach. Wloty pojemików umieszczone 
były  tuż  nad  ramionami,  tak  że  wystarczało  tylko  obrócić  głowę  w  lewo,  czy  w  prawo,  dla 
wody, czy płynnej odżywki.

background image

Nadal sprawdzała kombinezon, czy nie ma mikroskopijnych dziur, kiedy on ubierał już 

swój własny.

- Nie aż tak dokładnie - powiedział sucho. - Ubierz go zanim otworzą przegrody.

To  tłumaczyło  dlaczego  więźniowie,  pomimo  możliwości,  że  kombinezon  może  być 

uszkodzony  nie  spędzali  wiele  czasu  sprawdzając  go.  Spiesząc  się  przed  nadchodzącym 
zagrożeniem  drżącymi  rękami  zaczęła  szybko  nakładać  kombinezon  i  zapinać  go.  Raathe 
zaciągnął ją do długiego rzędu hełmów, podczas kiedy ona nadal starała się pociągnąć zapięcie 
w  górę.  Chwycił  jeden  z  hełmów  i  nałożył  jej  na  głowę,  zapinając  zamknięcie.  Podając  jej 
aparat do oddychania, zostawił jej założenie go, a sam chwycił następny hełm i respirator dla 
siebie. 

Rozległ  się  alarm.  Żołądek  Rhei  zacisnął  się,  kiedy  poczuła  narastające  ciśnienie 

dookoła niej i zorientowała się, że zaczęli już wyssysać powietrze z pomieszczenia.

Gdzieś  w  pomieszczeniu  Rhea  usłyszała  męski  głos  wrzeszczący,  że  jego  kombinezon 

jest  rozdarty.  Przerażenie  w  jego  głosie  wyraźnie  świadczyło,  że  Raathe  nie  wyolbrzymił 
sytuacji. Spowodowało to zamieszanie, ale wszyscy byli zbyt byli zajęci sprawdzaniem własnej 
aparatury  podtrzymującej  życie,  żeby  poświęcić  za  wiele  uwagi  dramatowi  meżczyzny,  który 
przepchał się między więźniami w desperackich poszukiwaniach innego kombinezonu.

Krzyknął,  kiedy  znów  rozległ  się  alarm.  Dźwięk  tnął  Rheę  jak  nożem,  instynktownie 

sprawiając, że spojrzała.

Raathe szarpnął ją, obracając i prowadząc do rzędu mężczyzn, który przygotowywali się 

do  wejścia  na  pokład  wahadłowca,  mającego  zawieźć  ich  na  planetę  poniżej.  Rzuciła  krótkie 
spojrzenie na jego twarz, rozdarta pomiędzy przerażeniem, że może być tak nieprzejęty losem 
mężczyzny, a zaskoczeniem i ulgą, że ubrał ją w kombinezom, gdy była zbyt wielką ignorantką, 
żeby zrozumieć powagę sytuacji.

Nie popatrzyła znów na mężczyznę, kiedy przepychali się w górę trapu do czekającego 

transportera.  Nie chciała  wiedzieć, co mu się stało. Jeżeli nie popatrzyła, to mogła zapewniać 
się,  że  zdążył  znaleźć  inny  kombinezon  i  ubrać  go  zanim  drzwi  otworzyły  się  i  wyssało  w 
kosmos tę odrobinę tlenu jaka pozostała w pomieszczeniu.

Starała  nie  myśleć  się,  że  to  ona  mogła  być  tą  dodatkową  osobą,  że  to  ona  miała  na 

sobie  kombinezon,  który  ten  biedny  człowiek  ubrałby,  gdyby  Raathe  nie  był  tak 
zdeterminowany,  by  zabrać  ją  ze  sobą.  Nie  wiedziała  dlaczego  to  zrobił,  chyba,  że  po  prostu 
nie chciał stracić ze wzroku swojej "nagrody".

Zastanowiła  się  nad  tym  ponownie,  kiedy  wsiadali  do  wahadowca.  Byli  stłoczeni 

niemalże  do  granic  możliwości,  a  to  wyraźnie  świadczyło  o  tym,  że  kompania  kierująca  tą 
operacją  lekceważy  całkowicie  bezpieczeństwo  więźniów,  których  wykorzystuje  do 
terraformowania.  Domyślała  się,  że  przekonani  są,  że  więźniowie  są  zgubieni  już  w  chwili  w 

background image

której zostają do nich przysłani, ale ciężko było usprawiedliwić taką całkowitą pogardę dla ich 
życia. Nie byli rozliczani z ekstreminowania więźniów.

Poza  tym,  aż  do  chwili  w  której  się  tu  znalazła,  nie  zastanawiała  się,  ilu  z  więźniów 

Phobos było w takiej sytuacji jak ona.

Głos  Raathe  rozległ  się  w  jej  komunikatorze,  kiedy  zostali  załadowani  w  miarę  bez 

szkody i przykuci za kostki do podłogi.

- Panika doprowadzi cię w tym miejscu do śmierci, szybciej niż cokolwiek innego.