Rozdział 17
Claire
W czasie, gdy byli w połowie drogi do Placu Założycielki, Claire marzyła aby shotgun
naprawdę pochodził z shotguna, bo Monika powoli ją zabijała nieustannym gadaniem. To
było zabawne, ponieważ normalnie Monika nie była rozmowna, przynajmniej nie dla nich,
ale wydawało się jakby jej „obwód zamykania się” został usmażony.
- . . . Byłam u DeeDee’s odebrać moją nową sukienkę i było zamknięte. Żadnej notatki w
oknie. Byłam taka wkurzona! I musiałam założyć tą rzecz . . ., - Monica skubała tkaninę,
którą miała na sobie niemal z obrzydzeniem. Claire nie widziała jak to w ogóle możliwe,
ponieważ pasowało jak skóra.
- . . . przy czym widziałam wszystkich chłopaków po kilkanaście razy, nie wspominając
,że była tam Janis Taylor ubrana w jej nową sukienkę, która była skunky i wiedziałam że
mówiła o mnie „recykling wyglądu’.
Z tyłu Shane powiedział, - ja naprawdę próbuję unikać losowych walk Monica, ale
przysięgam na Boga jeśli się nie zamkniesz cofnę się do Kroku Zero w moim dwunasto-
krokowym programie. Gówno nas obchodzi twoja sukienka czy klub czy Janis Taylor.
Michael ma kłopoty.
Monica wysłał mu twarde spojrzenie w lusterko wsteczne i powiedziała, - A swoją drogą
kiedy jedno z was frajerzy nie jest w kłopotach? Nie to że Michael jest całkowicie odpadem
genetycznym; dam wam to. Więc . . . co się dzieje? Wydajecie się zawsze wiedzieć.
Clair powiedziała, - jest coś nowego w mieście i jest złe. To zabiera wampiry i ludzi i . . . ,
- Co to właściwie robi? Nie wiedziała, ale cokolwiek to było nie było wątpliwości, że to
czyste zło. – Amelie jest na tyle wystraszona aby zamknąć miasto i uciekać.
- Zamknąć miasto?, - błyszczące usta Monicki zrobiły się płaskie. – Żartujecie sobie?
Włożyłam dużo pracy w życie tu. Mam korzenie.
- A ja myślałem że przestałaś farbować włosy – powiedział Shane. Monica odwróciła się
od niego.
- Czy to nie działka Eve?,- odgryzła się. – Albo Gotycka Księżniczka nauczyła się siedzieć
cicho?
Eve pochyliła się do przodu. Claire spojrzała na nią i czuła się trochę zszokowana
poważną wypowiedzią swojej koleżanki. – Nauczyłam się dużo rzeczy, Monica, -
powiedziała wystarczająco głośno by być słyszaną poprzez szum wiatru i muzykę. –
Michael zaginął. Być może umiera. Nie jestem teraz w nastroju dla twoich płytkich bzdur.
Jeśli wejdziesz mi w drogę , potne cię, bo nie jesteś niczym więcej jak tylko uprzężą na
mojej drodze do ocalenia go. Czy to jasne?
Usta Monicki się rozchylił a ona gapiła się prosto przez kilka cichych sekund zanim
powiedziała,
- Jasne. - To było wszystko. Przełączyła samochód na wyższy bieg, a silnik warczał
ciężko. – Wiem że w to nie uwierzysz , ale przejmuję się. Nie jest zły, twój chłopak. I
mamy drastyczny brak ciach w tym mieście. Naprawdę nie możemy sobie pozwolić stracić
tego jednego.
Eve usiadła powrotem na swoje miejsce bez słowa. Patrzyła z boku na ciemne ulice, puste
sklepy i domy. To było Morganville.
Shane powiedział – Znowu deszcz. Powinnaś założyć top na siebie.
- Musiałabym zwolnić by to zrobić, - powiedziała Monica, - Chcesz tego?
- Racja. Nie mam nic przeciwko aby się pomoczyć jeśli i ty nie masz.
- Oh myślałam raczej, bokserki; myślisz że to wszystko nie zajmuje pracy? – wskazała
dobrze na wszystko na siebie.
- Bokserki?,- powiedziała Claire, dławiąc się nagłym i niewłaściwym śmiechem,
ponieważ wiedziała jak wyglądałaby twarz Shana bez możliwości odwrócenia się. – Czy ty
masz instynkt przetrwania w ogóle?
Monica uśmiechnęła się jednym z tych, okrutnych, diabelskich uśmiechów, które zawsze
zwiastowały kłopoty. – Co o tym myślicie?, - prawie mruknęła i strząsnęła swoje długie
włosy z powrotem na ramiona, gdzie fruwały jak flaga na wietrze. – Wciąż jestem żywa. I
wciąż jestem wspaniała. W przeciwieństwie do wszystkich innych w tym samochodzie. –
Jej uśmiech znikł, a ona się zniżyła, - Towarzystwo.
Kabrio wzięło róg ostro i z piskiem opon, a na wprost Claire zobaczyła blask migających
świateł samochodu policji. – Zablokowali ulicę i prawdopodobnie wszystkie dojazdowe do
Placu Założycielki.
- Słuchajcie, zrobiłam swoje co nie co , ale nie będę prześcigać blokad drogowych dla
was, - powiedziała Monica i zwolniła kabrio do spokojnego turkotu.
- Spróbuj inną drogą.
- Nie bądźcie głupi - wszystkie są zablokowane. Jeśli chcecie się tam dostać, będziecie
musieli zrobić to po kryjomu i uwierzcie mi moje błyszczące, czerwone cztero-kołowe
kochanie ma wiele zalet ale potajemne to ono nie jest .
To była prawda i Monica nie była właściwie subtelna również. Claire przytaknęła
niechętnie. Monica wjechała kabrio na krawężnik , a troje z nich odpięło się i wysiadło.
- Tutaj, - powiedziała Monica i sięgnęła pod swoje siedzenie kierowcy. Wyciągnęła jakiś
rodzaj modnej torby – Claire nie miała pojęcia jak odróżnić jedną od drugiej – otworzyła ją
i wyciągnęła . . .
. . . Pistolet. Nie automatyk jak ten, który miał przez chwilę Shane siedząc na podłodze w jej
pokoju.. . był to klasyczny rewolwer.
Prze kilka dzikich sekund Claire pomyślała, że Monica może do niej strzelić; nie byłaby
wcale zaskoczona, naprawdę. Była leniwa, okrutna przyjemność w oczach Monicki gdy
trzymała broń, jedna brew podniosła się . . .
. . .wtedy zamachnęła nim dookoła i podała kolbę w stronę Claire.
Shane przechwycił to, zmarszczył brwi i powiedział, - Ok., dlaczego nosisz dookoła
trzydziestkę-ósemkę?
- To Texas, - powiedziała Monica, - Mam prawa. A i sprawdźcie kule. Nacisnęła przycisk
na desce rozdzielczej szczupłym idealnie wypielęgnowanym palcem i sprawdziła swoje
nadmuchane wiatrem włosy jak i czarny płócienny top zaczynając jęczeć. – Ciał ofermy.
Włączyła wsteczny i nacisnęła gaz.
Shane otworzył cylinder broni i zagwizdał, - Okej, interesujące. . . komory nabojowe,
wypełnione srebrem. Wszystkie uderzenia , żadnego problemu. Mój ojciec miał kilka
takich.
- Czy zadziałają?, - spytała Eve
Zatrzasnął z powrotem cylinder jednym ruchem nadgarstka i umieścił tą małą broń w
kieszeni płaszcza. – Jak cholera, działają. Lepiej myśl o tym poważnie, ponieważ to zabije
to do czego strzelasz, człowieka lub wampira.
- Czy to zabije to . . .coś?, - spytała Eve.
- To tylko przypuszczenie, ale prawdopodobnie nie. Kaliber to 38, co oznacza że ma niską
moc obalającą, ale wystarczająco dostateczną aby uderzyć przez jednego z tych – worków
skóry – od przodu do tyłu bez odbijania się dookoła w środku. Nie jestem pewien ile szkody
może im wyrządzić tak naprawdę. Twój nóż działał lepiej. I twój miecz. – uderzył w
kieszeń, - Ale jeśli któryś z wampirów będzie chciał nas zabrać, to będzie dobrym środkiem
odstraszającym.
Skinęła głową i zarzuciła na barki torbę z ekwipunkiem, - Więc chodźmy.
- Zaczekajcie, - powiedziała Claire, - Potrzebny nam plan. Nie możemy tak po prostu iść
naprzód do policyjnej linii i powiedzieć , Cześć wpuśćcie nas proszę. Jesteśmy uzbrojeni i
zdesperowani!.
- A dlaczego nie? – Claire naprawdę nie lubiła tego błysku w oczach Eve, albo jej
sztywnego języka ciała. – Amelie nie obchodzi porwanie Michaela i ucieka. Zostawia go by
umarł, prawda? Więc, jeśli potrzebuje przypomnienia dlaczego to jest zły pomysł, to jestem
szczęśliwa być ta która zafunduje jej pobudkę.
- Weź oddech Eve. Zróbmy to mądrze okej ? jest dużo mięśniaków stojących miedzy nami
a Amelie, a niektórzy z nich SA ludzkimi glinami, którzy nie wiedzą co się dzieje. Musimy
znaleźć sposób, który nie wymaga dużego uszczerbku na zdrowiu.
- W porządku, - powiedziała Eve, - Spróbujemy na twój sposób. Raz. - spojrzała na Shana i
dostała od niego małe skinienie głowy. – Wtedy zrobimy to po naszemu. Sposobem
Morganville.
Może jej uszy były teraz super-wrażliwe, dzięki uprzejmości wymiany krwi Myrnina lub
przez wysokie dźwięki uwodzicielskiej muzyki, ale Claire usłyszała coś w oddali.
Turkotanie. Brzmiało jak całe mnóstwo samochodów lub ciężarówek i zbliżały się.
Głosy też. Krzyki.
Odwróciła się próbując znaleźć kierunek i uświadomiła sobie że to dochodzi zza rogu, tej
samej drogi, która uciekła Monica.
To nie była Monica.
Tym co wyłaniało się zza rogu były pickupy, auta, samochody dostawcze . . . każdy rodzaj
pojazdów. A za nimi był cały tłum ludzi, może stu lub coś koło tego.
- Ach, - powiedziała Shane, - może powinniśmy . . . ?
Oczy Claire utkwiły w człowieku, który stał na podstawie jednego z głównych pickupów .
jego twarz skierowana była w stronę policjantów. Zajęło jej chwilkę, ale rozpoznała go –
facet z kamery sklepowej, jeden z tych z tatuażem kołka .
- Cholera, - powiedział Shane, - Kapitan Oczywisty.
- Co? Kapitan Oczywisty nie żyje! – powiedział Eve
Niech żyje Kapitan Oczywisty. On jest zastępcą. On jest tym, który będzie zbierał ludzi do
najęcia.
- Tatuaże, - Claire dodała, - Symbol oporu. On przewodzi na czele posiłków.
- Tak. Nie wiadomo czy to dobry czas , ale on zdecydował się na to, - powiedział Shane, -
Tak jak powiedziałem, może powinniśmy się cofnąć Claire . . . Claire!
Chwycił za nią lecz wciąż miała w sobie przynajmniej część pozostałości prędkości
wampira i to wystarczyło by skoczyć od krawężnika, pognać pod kątem w kierunku
ciężarówek i wskoczyć na pokład gospodarstwa Kapitana Oczywistego. Shane biegł za nią
jak również Eve, ale jej uwaga skupiona była na facecie w ciężarówce, który odwrócił się
ku niej jakby zamierzał wyrzucić ją z powrotem.
Podniosła swoje dłonie do góry i powiedziała, - Zaczekaj, chcę tylko pogadać.
Kapitan Oczywisty, nowy przywódca ruchu oporu w Morganville śmiał się. Miał nóż.
Trzymał go u swego boku, ale zobaczyła jego błyszczące ostrze gdy mijali światła uliczne. –
Małe zwierzątko Amelie chce rozmawiać? Jak głupi myślisz, że jestem?
- Wiem, że mi nie wierzysz, ale uwierz w to: to nie jest dobry czas na walkę. Nawet jeśli
wygracie, przegracie. Nie będziesz miał rewolucji. Nie będziesz posiadał miasta. Nie
będziesz żył!
- Jestem gotów umrzeć by uwolnić ludzi, - powiedział, - A ty?. Podniósł nóż. To co było w
jego oczach było lekko szalone i bardzo poważne.
- Czy ty wiesz co tam jest?, - spytała Claire i wskazała kierunku krawędzi miasta. Ku
koszmarowi. – ponieważ to gorsze niż Amelie. O wiele, wiele gorsze. Widziałam to.
- Jeśli to przestrasza wampiry, jestem całkowicie za tym. – powiedział
- To zabiera także ludzi, - powiedziała Claire, - I musisz im pomóc , a nie tracić czas na
tym. Jeśli chcesz walczyć , walcz z tym co naprawdę chce zabić to miasto – wskazała
ponownie. – Jest tam, w miejskim basenie Morganville. Zaopatrz się w zatyczki do uszu i
pokryta srebrem broń i jeśli usłyszysz muzykę, nie daj się zwieść. Będziesz martwy jeśli się
dasz.
- Co ty dzieciaku do cholery próbujesz mi sprzedać? Naprawdę myślisz , że uwierzę w
cokolwiek z tego?
Potrząsnęła głową. – Marnujesz swój czas tutaj. Wszystko co robisz to niepotrzebne
narażanie swoich ludzi. Zawróć. Jeśli chcesz walczyć, basen jest tam gdzie można go
znaleźć!.
Zawahał się , marszcząc brwi i przez sekundę myślała, że jej uwierzył . . . wtedy powiedział
stanowczo, - Spadaj albo stanie ci się krzywd. Twój wybór.
Nie zamierzał posłuchać, nie jej. Nie ważne co powiedziała. Claire podeszła do tyłu
otwartej podstawy maszyny i zeskoczyła z natarciem, patrząc jak bardzo chciał zanurzyć w
niej ten nóż.
Shane złapał ją, chwycił za rękę i odciągnął na bok zanim krzyczący tłum dogonił by ich i
złapał.
- Więc, - powiedział , - Myślę że znaleźliśmy nasz sposób by się dostać. Po prostu
zaczekamy dopóki te dupki wylecą, ale uwierz mi ci ludzie pierwszego typu nie mają za
dużo stałej energii albo byli wcześniej w siłowni ze mną. Nie sądzę że babcia Kent narobi
zbyt dużo szkód. – wskazał siwo - włosą, zgarbiona panią w szalu niosącą coś co wyglądało
jak narzędzie ogrodnicze.
- To jak rośliny konta zombie i nie kibicuje zombie za bardzo.
Eve zeszła z krawężnika i do nich dołączyła, podnosząc ciężki worek ze sprzętem. – Więc
chodźmy, - powiedziała. – Dosyć gadania.
A to był znak od Eve jak bardzo poważna była.
Tłum zaatakował policję i nie było -- jak zgadł Shane -- dużo walki, naprawdę. Policjanci
strzelali do silników samochodów ciężarowych i kiedy tłum zaroił się, spotkali się z nie
zabójczymi Taserami (taser- paralizator elektryczny) i jakimś rodzajem beanbag broni.
(beanbag- rodzaj naboi w broni, które mają na celu obezwładnić konkretną osobę przy
czym nie zabijając jej.) Wyglądało boleśnie, ale Claire nie zatrzymała się by patrzeć,
ponieważ Shane prowadził ich do słabego punktu an linii obrony policji. Zeszli na dół i
wturlali się pod jednego z SUV-ów wychodząc z drugiej strony za linia frontu.
Potem liczył się tylko sprint na rynek miasta.
Unikanie wampirów było łatwe, ponieważ nie było żadnych. Nawet jeden nie wyszedł na
ulicę, albo gdy już weszli na zamknięte kute ogrodzenie, na łaskawych chodnikach Placu
Założycielki. Wszystkie firmy na Placu były zamknięte i zaciemnione. Nawet uliczne
światła wydawały się słabe, jakby były w trybie energooszczędnym.
Światła były jeszcze w dużym budynku głównym z gigantycznymi marmurowymi
kolumnami i rozległymi schodami więc udali się w tę stronę.
- Okej, - powiedziała Claire, gdy zatrzymali się w cieniu drzew, gapiąc się w górę na to, -
Pozwól mnie mówić, proszę. I próbuj nie wszczynać żadnej walki, chyba że będziemy
musieli.
- Kto, Ja?, - powiedział Shane z gorzkim wykrzywieniem w uśmiechu. – jestem
kochasiem, a nie wojownikiem.
- Nie wydaje mi się , aby te dwie dokładnie wzajemnie się wykluczały, tak długo jak jesteś
zaniepokojony , - powiedziała Claire. – Obiecujesz?
- Obiecuję nie bić każdego, kto nie musi być bity. – powiedział Shane. – To najlepsze co
możesz dzisiaj ze mnie wyciągnąć. To jest wystarczająco twarde.
Eve powiedziała cicho: - Jeśli ktoś mi powie że nie pójdziemy zabrać stamtąd Michaela,
to go zatłukę . Na serio.
- Wiem, - powiedziała Claire. – I nie zamierzam cie powstrzymywać, ale im mniej
będziemy się wychylać, tym lepiej. Amelie jest teraz mocno podminowana. Nie naciskajmy
zbyt mocno. Potrzebujemy jej.
- Potrzebujemy do czego?, - powiedział zimny, spokojny głos za nimi.
Claire zrobiła obrót, tak samo jej przyjaciele i tam, stojąc w cieniu nawet nie pięć
stóp(stopa-jednostka miary długości wynosząca ok. 30.48cm)od nich, była Amelie.
She wasn’t sporting her usual entourage of guards, or hangers-on; Nie była nawet ubrana
w jeden z jej retro- sześćdziesiątych jasnych garniturów. Była ubrana w zwykłą parę
jeansów i czarna koszulkę, a jej miękkie złote włosy były związane z tyłu w koński ogon.
Wyglądała nawet młodziej niż Claire.
- Szukaliście mnie, - powiedziała Amelie. – Gratuluje inicjatywy; znaleźliście mnie.
- Co robisz na zewnatrz? – Claire wypaplała, nie spodziewała się tego i nie była
przygotowana. Shane był zajęty przeszukiwaniem ciemność w poszukiwaniu zbliżających
się wampirów; Amelie przeważnie nie przebywała nigdzie bez jakiegoś rodzaju ochroniarza
i to było . . . dziwne.
Amelie w każdym razie nawet jej nie słuchała. Patrzyła się w dal. – Słyszysz to?, - spytała
łagodnie. – Śpiewanie. Zawsze do nas śpiewają. Shane i Claire wymienili spojrzenia, a on
po cichu wyciągnął zatyczki do uszu w kierunku Amelie. Odwarknęła zwracając swoją
uwagę i uśmiechnęła się. To była gorzka , smutna rzecz. – To nie jest, ani sanitarne, ani
przydatne, ale dziękuję za gest. Nie możemy oprzeć się wołaniu, kiedy tylko stanie się
wystarczająco głośne; Widziałam wampiry przebijające swoje błony bębenkowe , aby
spróbować zwalczyć to, ale to tylko część dźwięku. Druga część śpiewa wewnątrz nas i nie
możemy rozerwać tego tak łatwo.
- Amelie-- znaleźliśmy ich. Wiemy gdzie są. Gdzie są trzymani ci co zostali zabrani. –
Claire oczekiwała iskry . . . cokolwiek. Jakiejś wskazówki zainteresowania.
Ale Amelie po prostu wróciła do tyłu wpatrując się w dal, z całym tym spokojem,
neutralnym wyrazem swojej twarzy. – My zawsze potrafimy ich znaleźć Claire. To nie jest
problem. Gdy ich liczba jest wystarczająco duża, śpiewają, a my jesteśmy wzywani. To
zawsze zaczyna się powoli, z tylko jednym lub dwoma, ale rosną w liczbach im więcej się
pożywiają. Wkrótce ich wołanie będzie tak silne, że nikt nie będzie mógł się oprzeć jeśli tu
pozostanie. Nawet ludzie. Preferują nas bo żyjemy dłużej , ale ludzie są dla nich również
dobrym pożywieniem.
- Więc co, to wszystko? – powiedział Shane i zrobił krok do przodu. Uwaga Amelie
zwróciła się na niego, choć nawet nie drgnęła. – Tak po prostu się poddajesz? Pozwalając im
mieć to miasto? Mieć nas? A co z Michaelem? A co z Oliverem i pozostałymi? Tak po
prostu . . . odejdziesz?
- Nie, - powiedziała. – Nie, ja uciekam, chłopcze, a jeśli masz mózg w swojej dużej
głowie, również uciekniesz. Zostań tu, a będą cię mieć. Walczyłam z draug już wcześniej.
Wampiry walczyły z nimi przez wieki i przegrywały, i przegrywały, a draug
rozprzestrzeniali się jak choroba. Żyją w morzach, rzekach, strumieniach, jeziorach.
Dlaczego myślisz, że przeprowadziliśmy się tutaj, gdzie jest tak mała szansa dla nich na
przeżycie? - Nad głowami grube chmury wypuszczały huk piorunów, Amelie spojrzała w
górę i zaśmiała się. Brzmiało to dziko i niekontrolowanie, - Ale teraz oni się dostosowali i
znaleźli ich własną drogę by podróżować. Przybyli z deszczem. I gdzie możemy teraz iść,
gdzie nie znajdzie nas deszcz?
Eve powiedziała, - Jeśli są wszędzie, to dlaczego nie polują na ludzi? Dlaczego nic o nich
nie słyszeliśmy?
- Słyszeliście, w opowieściach o syrenach i syreny wabiły nieostrożnych i ich topiły, -
powiedziała Amelie. Podeszła do pobliskiego drzewa i oparła się o nie plecami. - Ale
ludzka krew nie może całkowicie podtrzymać. Kiedy ich prawdziwe ofiary znikną, draug
giną, zobaczycie, oprócz jednego, mistrza, który będzie podążał w poszukiwaniu. Gdy
znajdzie wampiry do upolowania, stworzy innych z jego rodzaju. Potrzebują wody by
oddychać, ale to łatwo znaleźć. Nawet tutaj, w tym suchym miejscu. – usiadła, podwinęła
kolana do klatki piersiowej i oparła się mocniej plecami o grubą korę drzewa. - Rzeczy
żyjące potrzebują wody. My potrzebujemy żywych. A draug z kolei polują na nas, aż za
dobrze. – zrobiła pauze, obserwując ich tymi zimnymi, szarymi oczami, wciąż bladymi
nawet w słabym świetle. – Myślicie ,że jestem tchórzem.
- Ja myślę, że jeśli coś kochasz, walczysz o to. – powiedziała Shane, - To zawsze będzie
moja teoria, tak czy owak.
- I ty myślisz, że kocham Morganville?
-Włożyłaś wiele czasu w to, - powiedziała Claire, - I zależy ci. Wiem, że ci zależy, nie
tylko na wampirach, ale na ludziach też. – wzięła głęboki wdech i zrobiła minę hazardzisty-
I zależy ci na Oliverze.
Te zimne oczy zmrużyły się troszeczkę. – Dlaczego powinnam? Był kolcem u mojego
boku przez kilkaset lat i nieustępliwym krytykiem wszystkiego co tu robiłam.
Claire wzruszyła ramionami. – Nigdy nie powiedziałam że to ma sens. Ale zależy ci.
Widziałam go Amelie. Widziałam go na dole pod wodą. Widziałam Michaela . . . – jej głos
zadrżał i musiała przestać, ponieważ wspomnienia były zbyt okropne, zbyt osobiste. –
Byłam w tamtym miejscu więc mogłam wrócić i powiedział ci , że oni wciąż żyją. Że
możesz ich nadal ocalić.
Myślisz o mnie zbyt dobrze. – Założycielka wampirów z Morganville wstała nagle, w
sposób w jaki robią to wampiry. – Możesz zniszczyć draug wystarczająco łatwo; oni mają w
sobie mało siły, dopóki nie uchwycą waszych umysłów ze swoimi. Ale nigdy nie
pokonacie ich mistrza. On przetrwał dłużej niż może sięgać pamięć wampira. I zawsze,
zawsze wraca. Co chcecie bym zrobiła? Wszystkie pozostałe wampiry na świecie są w
niebezpieczeństwie! Powinnam zaryzykować je by ocalić kilka?
- Tak, - powiedziała Shane, - Ponieważ tak to działa. Możesz uratować ludzi, których
kochasz, nie ważne ile to cię będzie kosztowało. A jeśli nie-- , - w czasie jego pauzy Claire
wiedziała, że myślał o swojej mamie, swojej siostrze, swoim ojcu. – A jeśli nie to nigdy
sobie nie wybaczysz. Powiedziałaś to sobie— draug ciągle wracają. Kiedy masz zamiar
zgładzić to i przestać uciekać.
- Kiedy będę mogła wygrać. – powiedziała Amelie. – I to nie tutaj i nie teraz. Dobry
generał wie kiedy uniknąć bitwy jak długa jedną prowadzi.
Claire dała jej długie, stałe spojrzenie i powiedziała, - Więc nie ważne. Myślałam że jesteś
poważna co do ratowania ludzi, ale nie jesteś. Jesteś słaba. I jesteś już przegrana. Nie ma
sensu unikania walki, ponieważ już się skończyła. – odwróciła się plecami do Amelie i
uderzyła Shana i Eve w ramiona. – Chodźcie. To całkowita strata czasu. Przynajmniej ludzie
tutaj są gotowi do walki. Pogadajmy z Kapitanem Oczywistym. – spojrzała z powrotem na
Amelie, która się nie ruszyła. To była ostatnia próba i niezbyt prawdopodobne , że zadziała,
ale Claire nadal źle się czuła z tym, że ona będzie pominięta.
Amelie naprawdę nie zamierzała nic robić aby to powstrzymać.
Troje z nich pokonało już prawie dziesięć stóp zanim Amelie powiedziała cicho,
zrezygnowanym głosem, - Może to jest ten czas. Może nie ma teraz żadnego sensu w
uciekaniu. Tylko kilku z nas da radę, a świat— świat jest o wiele cięższy dzisiaj. Ludzie
mają więcej mocy. Jesteśmy osaczeni przez wrogów. Może jednak to czas by walczyć.
Ulga była tak intensywna, że Claire prawie się potknęła. Przytrzymała się siebie i powoli
odwróciła. Amelie była znów na nogach rękami za plecami. Nie zupełnie aktywna figura
Amelie, ale przynajmniej po prostu nie . . . siedziała.
- Powiedziałaś że draug żywią się tymi , których zabrali. Tylko przypuszczam , ale to nie
jest tak jak wampiry, prawda? Oni nie robią swoich ofiar takimi jak sami są? Proszę
powiedz mi. Michael nie stanie się jednym z . . .tych rzeczy.
- Biologia draug, jeśli potrafisz nagiąć naukę tak daleko, działa inaczej, - powiedziała
Amelie. – Czerpią krew i życie ze swoich ofiar i to podsyca ich reprodukcje, która jest
bardziej podobna do bakterii niż do tego co robi nasz rodzaj. Mistrz draug dzieli siebie na
dwie części, a następnie tych dwóch może zrobić to samo, biorąc pod uwagę dość
pożywienia.
- A ci w basenie?, - spytał Shane. – Oni nie umarli prawda?
- Nie. Draug wolą żerować na nich żywych. Woda przygniata nas na dno, wyczerpując
nas z siły i to jest ich twierdza. Żywią się uwięzionym wampirem tygodniami, jeśli nie
miesiącami, zanim go wyrzucą. Ludzie nie wytrzymują tak długo. – była cicho przez
moment zanim zapytała, - Jak dużo ich widzieliście w tamtym miejscu?
- Wampirów? Może dwudziestu w basenie, - powiedział Shane. Kilkoro ludzi ale— Nie
wydaje mi się żeby byli żywi tam na dole.
- Dwadzieścia wampirów oznacza to, że doczekał się co najmniej stu takich jak on.
- Cóż, jeśli to pomoże, zabiliśmy—. – Eve skonsultowała z Shanem, szybko szepcząc i
powiedziała, - Może z dziesięciu?
- Dobry start, ale nie wystarczy. – Amelie nagle się uśmiechnęła i odwróciła głowę lekko
w prawo. – Możesz już wyjść jeśli masz coś przydatnego do dodania.
Claire nie miała pojęcia, że inny wampir obserwował ich, dopóki Myrnin się poruszył;
zmieszał się całkowicie z cieniem co było naprawdę dziwne, bo miał na sobie hawajska
koszulę z surferem na niej, prę podartych niebieskich jeansów i klapki.
I okulary przeciwsłoneczne. Błyszczące owinięte w koło głowy okulary
przeciwsłoneczne.
- Opisaliście problem wystarczająco dokładnie, - powiedział Myrnin
- Przyniosłeś to o co prosiłam?
- Jestem szalony, nie zapominalski. – Myrnin ściągnął okulary i wsadził je na czubek
głowy. – Myślałem że wyjeżdżamy.
- Nie wierzę w to że jestem jeszcze gotowa. – odpowiedziała Amelie. Patrzyła na niego
bardzo dziwnie. - Co ty na Boga masz na sobie?
- Pomyślałem, że pójdę na basen, - powiedział. – I pomyślałem żeby ubrać coś
odpowiedniego. Co ty masz na sobie?
- Wiedziałeś, - powiedziała Claire. – Ty już wiedziałeś o basenie.
- Podejrzewałem, - powiedział Myrnin. – mierzyłem ich śpiew i znalazłem największe
prawdopodobne źródło z wodą, którego mogli użyć jako swoje centrum. To doskonale mieć
potwierdzenie zanim będę kontynuował.
- Ty, - powiedziała Amelie. – Ty idziesz. Sam.
- Zapytałbym cie wcześniej zanim bym to zrobił, - powiedział Myrnin, - Ale skończyłem
z uciekaniem, Amelie. I bardzo lubię swoje laboratorium. Nie zamierzam go opuścić. Poza
tym, Bob jest wciąż w swoim zbiorniku. Nie mogę po prosty zrezygnować z niego.
- Masz zamiar z nimi walczyć. – Amelie nie mogła tego objąć swoją głową. –Ty.
Wzruszył ramionami. – To byłaby logiczna rzecz do zrobienia; zabranie im ich dostawy
pożywienia z tych uwięzionych zatrzymałoby cykl reprodukcyjny. To będzie go spowolniać,
a my musimy go spowolnić. On jest za potężny, za szybki dla nas by przeprowadzić
bezpieczna ewakuację. To staje się zbyt jasne.
- Zawstydzasz mnie. - powiedziała cicho Amelie. – Wszyscy to robicie.
Myrnin ukłonił się jej tylko nieznacznie. – Jestem zawsze do twojej dyspozycji droga
Pani. Ale od czasu do czasu myślę że cenisz nasze życia troszeczkę za bardzo. Nadszedł
czas by wstać. Myślę, teraz to widzisz.
- Myrnin— Amelie powiedziała , że nie możecie oprzeć się wołaniu draug, - powiedziała
Claire. – Więc jak planujesz się do nich zbliżyć?
Myrnin sięgnął do tyłu w cień i wyciągnął plecak. ‘Wyglądał’, pomyślała Claire ‘
znajomo jak’— Zaczekaj! – wyrzuciła. – Czy to moje?
Nie przejmuj się, wziąłem twoje książki w pierwszej kolejności, - powiedział Myrnin. –
Bardzo przydatne , te obronne rzeczy.
- Plecaki.
Wzruszył ramionami. - W każdym razie. – Uśmiechnął się do niej z prawdziwym
wyrazem ciepła i powiedział. – Bardzo się cieszę, że z tobą wszystko w porządku Claire.
- Tak, - powiedział chłodno Shane. – Dzięki za pomoc w odzyskaniu jej. Co jest w
paczce?
Myrnin wyciągnął urządzenie, coś małego, ale z sposobu w jaki to trzymał, ciężkiego;
odwrócił przełącznik i Claire usłyszała odległe wycie wznoszące się w nocne powietrze. –
Ups, złe ustawienie. – powiedział i szybko przekręcił pokrętło. – Gotowe.
Amelie wzięła nagle głęboki wdech i zamknęła oczy. – Och. – szepnęła. – Och, tak jest
dobrze. Tak dobrze. Jesteś pewien, że będzie działać jak dostaniemy się bliżej?
- Zadziała, - powiedział Myrnin, - i jestem szczerze urażony, że zadałaś mi takie pytanie
Amelie. Czy ja kiedyś— pomyślał, że lepiej zadać to pytanie, Claire widziała. – Więc. W
każdym razie, zadziała. Masz moje słowo.
- Twoje życie. – poprawiła go. – Słowa nas nie ochronią. Musi za wszelką cenę.
- Um . . . co to jest? - spytała Eve.
- Błogosławiona cisza. – powiedziała Amelie.
- Reduktor szumów. – powiedział Myrnin w tym samym czasie.
- Blokuje ich wołanie.
- Super, - powiedziała Claire. – Bronie?
Na odpowiedź, Myrnin wyjął parę czarnych, skórzanych rękawiczek, które włożył i rzucił
drugie do Amelie. Zmarszczyła brwi i je włożyła.
Rzucił jej . . . - Strzelba? – spytała Claire.
- Dobra, nie jestem pewien, że będzie faktycznie . . .
- To olbrzym wśród strzelb moja droga, ładowany srebrnym śrutem. – powiedział Myrnin,
- i zajęło mi większość dnia nabycie materiałów, zarzuć nim i załaduj magazynek. Działa
najlepiej jeśli stoisz przynajmniej dziesięć stóp od ognia. Maksymalny rozrzut. – przekopał
w swoim plecaku i wyciągnął czarny skórzany pas z pętlami. Każda pętla została
wypełniona czerwonym magazynkiem strzelby. Rzucił to Amelie, a ona odłożyła broń i
umocowała go nisko na biodrach w stylu rewolwerowca. Swój Myrnin przerzucił przez
ramię, wyjął własnego olbrzyma, którego załadowywał z niepokojącym entuzjazmem. –
Chodźmy zapolować, dobrze?
Shane tracił Claire i powiedział pod nosem, - Czy to jest przerażające, czy to tylko ja? Bo
może to tylko ja.
- Nie ty.- wyszeptała z powrotem. – Dobrze, wszyscy zginiemy.
- Cóż, - powiedział Myrnin, po prosty jakby mówili to głośno, - przynajmniej pójdziemy
razem moi drodzy przyjaciele. Oparł strzelbę na ramieniu i wykonał ukłon typu ”Panie
przodem” do Amelie.
–
Również zabezpieczyłem nam transport. Mam nadzieje, że wam się spodoba.
- O to będzie dobre. – powiedziała Eve. – Założę się, że to popisowe koło ratunkowe.
- Nie biorąc tego jednego. – powiedział Shane, - Hej , czy dostaniemy odjazdowe
strzelby?
- Nie. – powiedziała Amelie i zrobiła ostry wojskowy gest. – Za mną. I trzymać się
blisko.
Tłumaczenie lili2412