KLUCZ DO SIEBIE
dr CHASAJ ALIJEW
Przyjaciółka
Tłumaczenie
ZOFIA MIĘTKIEWICZ
Redaktor odpowiedzialny
MARIA MACHIŃSKA
Sekretarz redakcji
KALINA JAKÓBKIEWICZ DASTYCH
Projekt okładki,
opracowanie graficzne
BOŻENA SZYMANOWSKA
Opracowanie techniczne
ANNA FRĄCZKOWSKA
Zdjęcia
MACIEJ BRZOZOWSKI
Korekta
URSZULA ROGIŃSKA
Zeskanowane i Opracowane przez
ROSSY 2104
Ostatnia aktualizacja
2 czerwca 2001
Od redakcji
Nasza kolejna książeczka dalece odbiega od tego, do czego przyzwyczaiła Czytelni-
ków seria „Biblioteczka Przyjaciółki". Tym razem nie towarzyszymy Wam w kuchni,
nie instruujemy co do sposobów szycia, dziergania czy urządzania mieszkania. Zapra-
szamy Was natomiast na pasjonującą wyprawę.
Dokąd? W pełne tajemniczości głębie samego siebie...
To przecież tam właśnie, w obszarach naszej psychiki są przyczyny najrozmaitszych
schorzeń i dolegliwości, utrudniających sprawne funkcjonowanie. Lekarze potwierdza-
ją, że coraz więcej pacjentów skarży się na rozmaite nerwice, depresje, rozstroje ner-
wowe, stany łękowe, trudności z zasypianiem i zaburzania snu oraz na inne jeszcze
problemy z samym sobą, z którymi nie sposób się uporać. Coraz częściej nerwy odma-
wiają nam posłuszeństwa, coraz łatwiej ulegamy rozmaitym stresom, nie potrafimy się
przed nimi obronić, odreagować ich. Lekarze alarmują, że zastraszająco rośnie liczba
pacjentów z rozmaitymi chorobami psychosomatycznymi, czyli mającymi źródło w
naszej psychice a rozwijającymi się za naszą zgodą i pozwoleniem – chociaż, naturalnie
– nieuświadomioną.
Cóż nam w takich sytuacjach proponuje medycyna, gdy zwracamy się o ratunek?
Przede wszystkim – tabletki. Nasenne, uspokajające, wyciszające, podnoszące na-
strój.
Zupełnie inną drogę ukazuje dr Chasaj Alijew, autor niniejszej książeczki, będący na-
szym przewodnikiem w poznawaniu samego siebie.
Przedstawmy autora. Jest dagestańskim psychiatrą i psychoterapeutą, kieruje Ośrod-
kiem Autoregulacji w rodzinnej Machaczkale. Prowadzi także Ośrodek Rozwoju Czło-
wieka przy amerykańsko-radzieckiej fundacji „Inicjatywa Kulturalna". W maju 1990 r.
na zaproszenie naszej redakcji przebywał w Polsce prowadząc kursy autoregulacji
według własnej metody. Dr Alijew twierdzi, że:
– W każdym z nas tkwią ogromne, rezerwowe możliwości, o których niewiele wiemy
i nie potrafimy ich spożytkować.
– Te możliwości stanowią coś w rodzaju naturalnej wewnętrznej apteki, pigułki
zdrowia, obecnej w naszym organizmie.
– Można stosunkowo łatwo uruchamiać owe siły i wykorzystywać zgodnie z naszą
wolą, dla naszego dobra.
Dr Alijew opracował własną metodę autoregulacji, umożliwiającą realizowanie celów
które sobie stawiamy. W książeczce omawia tę metodę, podaje instruktaż jej opanowa-
nia oraz liczne przykłady stosowania.
Zamieszczamy również komentarz polskiego psychologa, dra Jana Tyłki, dotyczący
propozycji dr Alijewa oraz głosy warszawskich uczestników kursów autoregulacji,
prowadzonych przez dra Alijewa. Nasi rozmówcy utrzymują, że ta metoda daje mnó-
stwo korzyści. Odpręża. Odstresowuje. Znakomicie relaksuje. Ułatwia wyłączanie ne-
gatywnych myśli. Daje luz, wyciszenie. Wyzwala energię. A także – dodaje gibkości
sylwetce. Pomaga zlikwidować ból. A nawet – zerwać z nałogiem, np, rzucić palenie
papierosów.
Ostatnio coraz większą popularność zdobywają rozmaite techniki psychologiczne,
stawiające sobie podobne zadania: trening autogenny, joga, medytacje, DU (doskonale-
nie umysłu) i inne. Metoda dra Alijewa wydaje się być najprostszą drogą do celu.
Autor zastrzega, ze niniejsza książeczka me stanowi samouczka autoregulacja. W tym
charakterze ewentualnie może ją wykorzystać jedynie lekarz-psyohiatra, psycholog czy
terapeuta, ale w żadnym wypadku – laik! Chyba, że – jak pisze dr Alijew – ów laik jest
wybitnie zdolnym uczniem, a w dodatku zna techniki psychologiczne. Bowiem reakcja
poddawanego autoregulacji człowieka może być aż tak silna, że wręcz niebezpieczna. I
tylko spore doświadczenie terapeutyczne umożliwi opanowanie sytuacji.
Zatem – jakie korzyści odniesie Czytelnik z tej książeczki?
– Ci, którzy ukończyli kurs autoregulacji, wykorzystają instruktaż (przekazany im
przez dra Alijewa.
– Ci, którzy znają różne techniki psychologiczne i swobodnie niani operują, mogą
spróbować "poszerzyć repertuar'' o nową metodę autoregulacji.
– Zaś pozostali spędzą po prostu kilka interesujących godzin krążąc w labiryncie na-
szej psychiki i podświadomości. Przekonają się, jak niewiele wiemy o tych rozległych
obszarach naszej osobowości oraz jak potężne rezerwy sił i możliwości pozostają tam
zmagazynowane.
Może więc warto poszukiwać sposobów ich uruchomienia i wykorzystania?
Życzymy przyjemnej lektury!
Słowo wstępne
Odwieczny dylemat „być" czy „mieć" jawi się ze szczególną ostrością w ludzkiej eg-
zystencji naszych czasów, które kreując na „przywódcę życia" przebiegłość (nazywaną
chytrze zaradnością) i pazerność (zwaną operatywnością) zgubiły istotne wartości,
jakimi są poczucie bezpieczeństwa, wewnętrzna integracja i psychiczny (umysłowy i
emocjonalny) spokój. Nie łatwo bowiem ukierunkować swoją aktywność zarówno na
„mieć" jak i „być". Wybór pierwszego wariantu istnienia, to prawie konieczność zaan-
gażowania się w niekończącą się walkę o zdobywanie pozornych wartości i mało zna-
czących celów, to życie w stałym pośpiechu i psychicznym napięciu. Walka „o coś"
łatwo staje się narkotykiem, wciąga i pozbawia człowieka możliwości obiektywnej
oceny wartości, jakie niewątpliwie istnieją w naszym życiu. Łatwo wtedy zagubić sens
tego, co zawarte jest w słowie „być", a co jest w zasadzie samą wartością. Nawet nie
systematyczna i nie naukowa obserwacja pozwala dostrzec, że ten, kto więcej stara się
być niż mieć łatwiej radzi sobie w życiu, łatwiej przystosowuje się do zmiennych sytu-
acji życia, gdyż w jego „być" jest miejsce na autorefleksję, na zamyślenie się nad sobą i
światem, na uporządkowanie wewnętrznych przeżyć.
Współczesność to nie tyle rywalizacja o przetrwanie (zabić żeby zjeść i żyć) co w
epokach dawnych było źródłem naturalnego napięcia psycho-fizjologicznego organi-
zmu ludzkiego, ale rywalizacja o uznanie, prestiż a najczęściej posiadanie dla samej
satysfakcji posiadania, a to jest źródłem licznych napięć, niepokojów i frustracji, pro-
wadzących do zaburzeń psychosomatycznej równowagi (homeostazy) ustroju człowie-
ka.
Sens tego wywodu niezwykle mocno podkreśla Henri von Lier w książce "Nowy
wiek", gdzie autor tworząc wizję świata, w którym los człowieka będzie w jego rękach,
jednocześnie wyraża swój niepokój z powodu wewnętrznej dysharmonii współczesnego
człowieka... „z całego poprzedniego wywodu widać, że człowiek współczesny jest nagi
– nie nagi wspaniałą, dumną nagością Greków, lecz obnażony przez to. że brak mu
atrybutów, oblicza, postawy"...
A dlaczego mu brak tych atrybutów? Brak jest pracy nad sobą. Pracujemy dla siebie,
dla innych (dla dzieci, wnuków, dla konta w banku), ale rzadko pracujemy nad sobą.
Chcemy zrozumieć i zdobyć świat, a jak mówi Kierkegaard „chcieć zrozumieć świat
bez zrozumienia siebie – to śmieszne".
Może dlatego coraz częściej pojawiają się najprzeróżniejsze wydawnictwa, książki,
poradniki – „udoskonalacze", które jak „dieta cud" mają podać gotowy przepis, jak z
ciamajdy stać się człowiekiem czynu, z nieuka – błyskotliwym intelektualistą, z pełnego
kompleksów nieudacznika –pełnym werwy, pewności siebie amantem, zaś własną neu-
rotyczną osobowość przekształcić w harmonijnie funkcjonujący, działający bez zgrzy-
tów i zacięć mechanizm.
Pragnienie bycia doskonałym jest czymś godnym pochwały i uznania, zwłaszcza gdy
doskonałość ta wyrażać się ma nie tylko w zgrabnej sylwetce ciała, ale przede wszyst-
kim w doskonałości psychicznej, moralnej i duchowej człowieka.
Pragnienie bycia zdrowym, unikanie cierpienia, eliminowanie zagrożenia, to naturalny
mechanizm obrony każdej żywej istoty.
Realizacja tych pragnień jest w rzeczywistości trudna, tak trudna jak trudny jest pro-
ces uczenia się, przyswajania wiedzy, kształcenia dobrych nawyków, formowania wła-
ściwych postaw, eliminowania błędów. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, jak
trudno opanować wzburzenie, darować winę, wybaczyć urazy. Dla niektórych z nas
wydaje się to nie do osiągnięcia głównie dlatego, że nigdy nie poświęcaliśmy więcej
uwagi, energii a w związku z tym nie doświadczyliśmy satysfakcji z tego, że ustąpili-
śmy zamiast pokonać, wybaczyliśmy zamiast wziąć odwet.
Autor opracowania, który nosi wielce obiecujący tytuł „Klucz do siebie", jest jednym
z wielu, których zagadnienie pracy nad sobą fascynuje, l mimo, że problem ten ujmuje
psychofizjologicznie, nie brak tu elementów duchowych, oraz typowych zagadnień,
charakterystycznych dla medycyny behavioralnej, gdzie formy reagowania i zachowa-
nia człowieka odnoszone są do zagadnień zdrowia i choroby.
„Klucz do siebie" nie spełni jednak swego zadania, jeżeli czytelnik potraktuje w spo-
sób mechanistyczny jego treść. W treści tej bowiem jest dużo nieścisłości, niedopowie-
dzeń, a za to dużo „nacisków" – sugestii o wartości, odrębności i wyjątkowej skutecz-
ności proponowanej metody.
Jak Szanowny Czytelnik sam się przekona, stosowanie metody dra Alijewa wymaga
od przeciętnego człowieka sporej wiedzy z zakresu psychologii i fizjologii (zwłaszcza
neurofizjologii mózgu), gdyż autor jest przedstawicielem szkoły, w której każde zjawi-
sko życia psychicznego odnoszone jest i wyjaśnione w oparciu o neurofizjologiczne
procesy zachodzące w mózgu człowieka. Nie ułatwia to lektury, choć niewątpliwie
przydaje jej „naukowego" charakteru.
Najbardziej wartościową jest ta część opracowania, w której autor stara się sformuło-
wać swoją koncepcję w postaci konkretnych ćwiczeń. Ćwiczenia te mają nauczyć
przede wszystkim wewnętrznej swobody – „automatycznego" zwolnienia psychofizycz-
nych procesów, oszczędzania energii i jej szybkiego odbudowywania (gromadzenia).
Nie jest to novum, gdy chodzi o cel, jaki ma zostać osiągnięty dzięki ćwiczeniom,
gdyż wcześniejsze opracowanie znanego amerykańskiego kardiologa H. Bensona „Re-
laxation Response", czy u nas prof. S. Sieka „Relaks i autosugestia" traktują o tym w
sposób szczegółowy i jasny. Nie należy też do nowości baza, na której buduje swoją
metodę Alijew. Hipnoza, a raczej głęboka sugestia, do której odwołuje się autor „Klu-
cza do siebie", mają wystarczająco bogatą literaturę i zostały sprawdzone w procesach
terapeutycznych różnych schorzeń.
Pozytywnym natomiast w tym, co proponuje Alijew jest to, co nazywa on „znalezie-
niem właściwego obrazu", który rozpoczyna autoregulację a w konsekwencji doprowa-
dza do harmonii procesów psychicznych i somatycznych. Wydaje się, że to jest właśnie
ów klucz, ale trudno będzie Tobie samemu, Drogi Czytelniku, znaleźć go i wziąć do
ręki bez pomocy psychologa, czy lekarza psychiatry.
Jeżeli jednak ta książeczka sprawi, że zapragniesz bardziej „być" niż „mieć", i że
Twoje „być" będzie stałym doskonaleniem życia, życia, w którym – nie inni ale Ty sam
– decydujesz o sobie i stanie swego zdrowia, trud piszącego te słowa zostanie nagro-
dzony.
Dr JAN TYLKA
Z zaciśniętą pięścią na... tygrysa
Jestem przekonany, że najlepsze książki
to te, które pomagają człowiekowi dążyć
do doskonałości.
Chasaj Alijew
Nagły powiew wiatru – i u człowieka momentalnie zmienia się napięcie naczyń
krwionośnych w mózgu, regulujące ciśnienie krwi. Oto przykład działania naturalnej,
automatycznej samoregulacji organizmu, czyli tak zwanej homeostazy. Bioautomaty
homeostatyczne służą do utrzymania normalnego funkcjonowania organizmu w róż-
nych, zmieniających się warunkach. Działają niezależnie od ludzkiej świadomości.
Ta książeczka traktuje o autoregulacji czyli o samoregulacji kierowanej, o metodzie
świadomie-wolicjonalnego sterowania procesami zachodzącymi tak w psychice jak i w
całym organizmie.
Czy jest to w ogóle możliwe?
Śledząc ewolucyjny rozwój człowieka zauważamy charakterystyczną prawidłowość:
coraz więcej funkcji organizmu podporządkowuje się kierowaniu świadomie-
wolicjonalnemu. Coraz bardziej rozszerzają się możliwości świadomości – nie tylko
jako twórczego organizatora zewnętrznej działalności człowieka, ale również jako
regulatora procesów wewnętrznych.
W zamierzchłych czasach człowiek nie mógł dowolnie, kiedy zechciał, zgiąć palców
w pięść. Czynił to tylko wtedy, gdy np. napadał na niego tygrys. Wtedy palce zginały
się "same", automatycznie, na zasadzie reakcji obronno-odruchowej.
W miarę ewolucji człowiek zyskiwał zdolność zaciskania palców w dłoni w innych
sytuacjach niż bezpośrednie zagrożenie przez tygrysa – aczkolwiek zapewnię pomagał
mu w tym początkowo przywoływany w wyobraźni wizerunek tego zwierzęcia.
(Współczesny człowiek nie potrafi rozszerzyć czy zwęzić źrenicy samym tylko wysił-
kiem woli – musi pomóc sobie przywołując obraz ostrego światła lub ciemności. Tak
więc na określonym etapie rozwoju nie obejdzie się bez wsparcia ze strony wyobraźni!)
Tak więc wraz z rozwojem człowieka obraz bodźca przestaje być potrzebny. Wystar-
cza sama siła woli.
Na określonym poziomie rozwoju pojawiła się u człowieka potrzeba wykorzystania
procesów wewnętrznych do osiągania konkretnych celów. Oto kilka przykładów: ćwi-
cząc pamięć można szybciej i skuteczniej opanować język obcy, podporządkowawszy
świadomej kontroli termoregulację organizmu – przy przeziębieniu obejdzie się bez
aspiryny. Można nauczyć się pracować w upale – nie odczuwając zmęczenia.
Nadal jednak większością funkcji naszego organizmu kieruje zasada odruchowo-
automatyczna. Człowiek nie jest na przykład w stanie świadomie regulować ciśnienia
krwi czy znieczulać konkretną część ciała. Rezerwowe możliwości człowieka, czyli
cały, skomplikowany a na razie nie poddający się świadomie – wolicjonalnemu kiero-
waniu zespół mechanizmów wewnętrznych – pozostają więc ogromne! Stanowią one
potencjalne pole sterowania autoregulacji. Przyjęliśmy bowiem, że ewolucyjny rozwój
człowieka przebiega od bioautomatycznej adaptacji do kierowania świadomie-
wolicjonalnego. Czyli autoregulacji. Możemy więc założyć, że nauczenie człowieka
autoregulacji służyć będzie jego doskonaleniu, dostosowaniu do współczesnych warun-
ków, w których żyjemy.
"W starych, dobrych czasach" – pisze członek Akademii Nauk N.N. Mojsiejew – „oj-
cowie i dzieci żyli, z zasady, w bardzo podobnych warunkach, które w ciągu życia
jednego pokolenia ulegały minimalnym zmianom. Teraz jest inaczej. W krajach rozwi-
niętych dwa kolejne pokolenia żyją w warunkach diametralnie odmiennych, co wynika
z szybkiego rozwoju nauki i techniki oraz wzrostu potęgi cywilizacji. Życie nie wróci
już do spokojnego, umiarkowanego rozwoju... A społeczeństwo musi dostosowywać się
do nowych warunków".
W jaki sposób? Przede wszystkim poprzez doskonalenie funkcjonalnych możliwości
człowieka, przez podnoszenie jego cech obronno-przystosowawczych. Łatwiej to osią-
gnąć poprzez intensywny trening samoświadomości, zmierzający do objęcia kierowa-
niem własnych, wewnętrznych, do tej pory przebiegających automatycznie reakcji.
Pomoże nam w tym autoregulacja, która – moim zdaniem – stanie się w przyszłości
nieodłączną częścią ogólnej kultury człowieka.
W naszym burzliwym wieku ludzki bioautomat wyraźnie się psuje. Pojawiają się ob-
jawy osłabienia adaptacji, co wyraża, się wzrostem nerwic, bodźców stresogennych i
chorób psychosomatycznych, między innymi zawałów serca. Wobec tych zagrożeń
życiową koniecznością staje się umiejętność ingerencji w działanie naszego naturalnego
automatu obronnego, przestawienie go od czasu do czasu na „ręczne" kierowanie,
udzielenie mu pomocy poprzez świadomie-wolicjonalną samoregulację. Czyli przez
kierowaną autoregulację.
Pod tą nazwą moja metoda została zatwierdzona przez Ministerstwo Zdrowia ZSRR
oraz zalecona do praktycznego zastosowana. Umożliwia ona obniżenie odpowiedzi na
stres i zmęczenia u człowieka pracującego, zwiększenie jego zdolności do pracy oraz
optymalizację procesów treningu i nauczania. Znajduje także zastosowanie w psycho-
profilaktyce oraz w leczeniu schorzeń psychosomatycznych i zaburzeń nerwowo-
psychicznych.
W dalszej części książeczki metodę tę będziemy nazywać metodą autoregulacji (bez
słowa "kierowana").
W początkowym etapie nazwałem moją metodę „kluczem". Ten termin był nawet wy-
godny. Na przykład w znakomitej klinice mikrochirurgii ocznej S.N. Fiodorowa, cho-
rych przygotowanych do operacji pytano: „Czy pan ma „klucz"? Jeśli pacjent posiadał
klucz czyli opanowaną metodę autoregulacji śmiało zawieszano przygotowania przed-
operacyjne, gdyż chory sam przeprowadzał sobie znieczulenie oraz pozbywał się lęku
przed zabiegiem.
Przy pomocy proponowanej przeze mnie metody obniżano zmęczenie pracowników,
zatrudnionych przy wykonywaniu monotonnych czynności w zakładach przemysłu
elektronicznego. W 1983 roku w czasopiśmie „Przemysł Elektroniczny" artykuł o auto-
regulacji ilustrowało zdjęcie robotnicy, która odrzuciwszy głowę, śpi(!!!) przy mikro-
skopie na swoim stanowisku pracy. Dość niezwykły to widok! Ta kobieta po upływie
jednej – dwóch minut (wg własnego programu) automatycznie przebudzi się i – wypo-
częta i świeża – z energią przystąpi do pracy. W tym zakładzie umiejętność autoregula-
cji posiadło kilkaset osób.
W jednym z dużych zakładów przemysłowych w Armenii powstał Ośrodek Nauki Au-
toregulacji, do którego przychodziły grupy pracowników. W celu wypoczynku, ale
także dla opanowania nawyku odreagowywania (rozładowania), który wykorzystywali
potem w stosownym momencie przy warsztacie pracy. Stan autoregulacji jako środek
psychoterapeutyczny jest bowiem znacznie pożyteczniejszy niż zwykły odpoczynek.
Stosujący go pracownicy odczuwali mniejsze zmęczenie, pozbywali się bólów głowy, a
wieczorami, w domu mogli swobodnie oglądać telewizję lub czytać bez towarzyszące-
go zwykle napięcia i „piasku w oczach".
Zastosowanie autoregulacji możemy porównać z psychoterapeutycznym seansem u
lekarza. Tyle, że nie trzeba chodzić do kliniki; gdyż każdy jest psychoterapeutą dla
siebie. Naturalnie – jeśli opanował sztukę odbudowywania sił organizmu przy pomocy
własnej woli!
Autoregulacja jest z natury rzeczy uniwersalna i może być wykorzystana jako poży-
teczny instrument w dowolnej dziedzinie życia i działałności człowieka. Ale szczegól-
nie przydatna okazuje się w przypadkach, gdy organizmowi stawiane są zwiększone
wymagania. Nie przypadkowo metodą autoregulacji interesują się ludzie chorzy, pra-
gnący szybszego wyleczenia oraz zdrowi ludzie, których praca związana jest z dużym
napięciem umysłowym lub wysiłkiem fizycznym,
Nauczać autoregulacji ma prawo wyłącznie lekarz-psychoterapeuta, który przeszedł
specjalne przygotowanie.
Wobec tego – zapyta Czytelnik – dla kogo jest ta książeczka?
Na pewno nie należy jej traktować jako samouczka autoregulacji
Tym niemniej masz ją Czytelniku przed sobą. Spróbuję więc wytłumaczyć sens jej
wydania, wychodzący poza ramy zastosowania użytkowego. Otóż wielu z nas w rozma-
itych sytuacjach doświadcza psychicznego dyskomfortu. Może to być związane z bra-
kiem wychowania, manier, a także z głębszymi przyczynami typu brak wewnętrznej
integracji, czy właściwościami psychiki. Każdy może przytoczyć niejedną sytuację,
kiedy nie wiedział, co powiedzieć, jak postąpić, albo nie wytrzymał, zdenerwował się i
narobił głupstw... Dla ludzi szczególnie wrażliwych, takie na pozór nic nie znaczące
przypadki, urastają do rangi dramatu, a bywa że nawet zamieniają się w tragedię. Przy-
czyna tkwi w braku kultury psychicznej, co w dzisiejszych czasach stanowi wręcz na-
gminną ułomność. Niektóre osoby uczestniczą (za niemałe pieniądze!) w seansach u
psychologów. Pragną tą drogą dowartościować się, nabrać wiary w siebie, nauczyć się
nie tracić zbytniej ilości duchowej energii na przeżywanie mało ważnych zdarzeń. Je-
steśmy świadkami, jak najrozmaitsze traktaty o jodze, czy chińskiej gimnastyce jak
przewodniki i poradniki lecznicze – z niezmiennym powodzeniem wędrują z rąk do rąk.
Bo obiecują znalezienie się w stanie nirwany, godną pozazdroszczenia długowieczność,
a nawet nieśmiertelność! „Nawiedzeni" zrzeszają się w towarzystwa, by wspólnie uczyć
się metod medytacji, relaksacji itd. Z pasją średniowiecznych czarnoksiężników poszu-
kują sensu życia, doprowadzając je czasami do absurdu, gdyż lektury często odwodzą
ich od samego życia.
Istnieje także niemało literatury dotyczącej treningu autogennego. Z tych źródeł moż-
na zaczerpnąć wiadomości, mówiąc o innych rodzajach i metodach autoregulacji oraz
opanować pożyteczne ćwiczenia uzdrawiające.
Czym w takim razie różni się moja metoda autoregulacji od innych? Dlaczego stawia
się tak wysokie wymagania przy jej popularyzacji?
Rzecz w tym, że proponowana przeze mnie metoda opiera się na częściowym wyko-
rzystaniu elementów hipnotechniki, Zastosowanie hipnozy przy nauce autoregulacji
wymaga kontroli medycznej. Zapewnia jednocześnie niezwykle wysoką, w porównaniu
z innymi metodami, szybkość jej opanowania.
W książce znajdziecie kilka praktycznych sposobów zastosowania metody. Na przy-
kład jak pozbyć się nadmiernego napięcia lub zmęczenia, szybko odzyskać utracone
siły.
Książka ta ma służyć tym, którzy zechcą zapoznać się z metodą autoregulacji i posłu-
giwać się nią jako instrumentem w celu pomyślnego osiągnięcia twórczych i życiowych
celów, dla zachowania zdrowia i długowieczności. Ma ona również służyć specjalistom,
którzy zajmują się , problemami autoregulacji. Trzeba pamiętać, że autoregulacja –
chociaż bardzo prosta w opanowaniu w stosunku do innych metod i systemów – nie jest
żadną czarodziejską pałeczką, ale metodą medyczną, wymagającą konsekwentnej pracy
i zaufania.
Od baletu do lotu w kosmos albo korzyści z autore-
gulacji
– Jeśli czujesz się zmęczony intensywną pracą umysłową lub fizyczną, a na wypoczy-
nek czy sen nie masz warunków ani czasu – przy pomocy autoregulacji szybko odzy-
skasz siłę. Nawet nie odchodząc ze swego miejsca pracy.
– Za pomocą autoregulacji organizm bez trudu przechodzi od jednego typu działalno-
ści do innego,
– Autoregulacja pomoże Ci pozbyć się emocji negatywnych.
– Możesz wykorzystać tę metodę do szybszej realizacji znanych form sugestii (stoso-
wanych np. w autotreningu), takich jak: relaksująca ("odprężam się, oddycham, czuję
ciepło i przyjemną senność..."), dająca komfort („czuję się doskonale, mam dużo siły")
tonizująca („jestem pełen radości i energii, gotów do pracy..."), regulująca i inne.
– Autoregulacja przyśpieszy przyswojenie nawyków profesjonalnych oraz pomoże
skutecznie i szybko opanować dowolny nowy typ działalności – od baletu do treningu
organizmu przed lotem kosmicznym.
– Pomoże Ci także w mniejszym stopniu ulegać chorobom, podtrzymywać dobrą
sprawność, a w koniecznym przypadku – zmobilizować wszystkie siły do wykonania na
przykład rekordowego skoku, albo do pokonania sytuacji stresowych czy depresji.
– Po opanowaniu nawyków autoregulacji pomożesz lekarzowi w trakcie kuracji, wy-
konując zalecane przez niego ćwiczenia psychofizjologiczne i psychoterapeutyczne
autosugestie. Za pomocą autoregulacji zwiększysz siły obronne organizmu, co wzmocni
efekt leczenia.
– Przy postanowieniu, by rzucić palenie, albo pozbyć się innych, szkodliwych nało-
gów autoregulacja doskonale wesprze siłę Twojej woli.
Stanowi ona bowiem rodzaj instrumentu, który pozwoli Ci rozwinąć w żądanym kie-
runku Twoje wolicjonalne, twórcze, fizyczne i adaptacyjne (obronno-przystosowawcze)
możliwości.
Od najmłodszych lat marzysz o tym, by kierować sobą, być panem własnych słów i
postępków, samemu kształtować charakter. Autoregulacja pomoże Ci nastroić cały
organizm w kierunku osiągnięcia tych celów.
Jest taki szczególny stan...
... w którym oddycha się lekko i swobodnie. Wszystko wewnątrz jakby się uwalnia.
Trudno to wyrazić słowami, gdyż każdy może odczuwać ten stan inaczej. Jest to jednak
zawsze zadziwiająco przyjemna harmonia w organizmie, równowaga duszy i ciała.
Głowa staje się jakby „pusta", żadnych myśli, nie chce się na nic zwracać uwagi. Całe
ciało wypoczywa, gromadzi siły.
Objawy tego stanu czasami powstają same. Na przykład, gdy człowiek bardzo się
zmęczył i potem siedzi osowiały, bezmyślnie wpatrując się w jeden punkt. Mózg uru-
chamia wtedy reakcje obronno-odtwarzające, przełączające ze straty sił do ich groma-
dzenia.
Inny przykład: biegacz wyczerpawszy siły, czyni ostatni wysiłek przed metą – i nagle
następuje u niego „drugi oddech": lżej oddycha, ciało staje się niezwykle lekkie, bieg
wydaje się przyjemny do tego stopnia, że teraz zawodnik już mógłby biec i biec. Bo-
wiem u niego pod naporem krytycznego obciążenia odruchowo, automatycznie włączył
się szczególny stan odbudowy, zadziałał mechanizm ekonomicznego wykorzystania
energii.
Czasami ten stan harmonii włącza się we śnie, szczególnie u dzieci, które wtedy „lata-
ją".
Jest to zawsze stan komfortu wewnętrznego, kiedy prawdziwie, naturalnie i głęboko
oddychasz.
Nieważne, z jakich przyczyn i za pomocą jakich sposobów powstaje ten szczególny,
psychofizyczny stan. Zaistniawszy – odbudowuje zniszczone lub naruszone funkcje
neuropsychiczne i fizjologiczne, leczy i odmładza organizm.
Do osiągnięcia tego zadziwiającego, życiodajnego stanu dążą jogowie i buddyści, na-
zywając go nirwaną. Ma on jeszcze kilka innych określeń: medytacja Wielkie Nic, stan
okultystyczny, stan zen, stan mistyczny, autohipnoza, pogrążenie autogenne... My na-
zywamy go stanem autoregulacji bez względu na różnorodność metod osiągania tego
stanu – chodzi o to samo. Różne są jedynie sposoby jego wywoływania oraz ukierun-
kowanie praktycznego zastosowania.
W naszej metodzie autoregulacji – w porównaniu z innymi, znanymi metodami –
osiągnięcie pożądanego stanu następuje niezwykle szybko, a jego zastosowanie może
być uniwersalne.
Oto przykład: jeśli w treningu autogennym autoregulacja jest wywoływana w warun-
kach rozluźnienia nerwowo-mięśniowego, w nieruchomej, wygodnej pozycji – to auto-
regulacja, stosowana według mojej metody nastąpi nawet w pozycji stojącej na jednej
nodze i na dodatek w ruchu. Osiągnąwszy już ten szczególny stan, człowiek może wy-
korzystać go do nauki nowego tańca, pisania na rzekomej maszynie, utrwalenia nawy-
ków prowadzenia samochodu lub samolotu, skakania z wyimaginowanym spadochro-
nem, wywoływania stanu nieważkości przed lotem w kosmos czy wykonywania skom-
plikowanych ćwiczeń fizycznych.
Niekiedy w stanie autoregulacji powstają zdumiewające doznania. Pojawia się nie
tylko naturalny oddech, lecz i niezwykle przyjemne uczucie błogostanu, euforii ducho-
wej. Chce się śpiewać, latać! Jakby spadł kamień z piersi... Święto duszy! A potem
świeża głowa, jasna myśl. Poprzednie zmęczenie i przeżycia przechodzą jak ręką odjął.
Tryskasz energią, chęcią do pracy.
W tym stanie w mózgu (który, jak ustalili biochemicy, jest również gruczołem) wy-
twarzają się ważne dla normalnej pracy organizmu hormony oraz tak zwane endomorfi-
ny – czyli narkotyki wewnętrzne. Tworzą one podstawę emocji pozytywnych, terapeu-
tycznie oddziaływują na pracę narządów, a także uczestniczą w wewnętrznych mecha-
nizmach adaptacji i znieczulenia.
Człowiek potrzebuje od czasu do czasu doświadczyć tego naturalnego stanu wyzwo-
lenia duchowego. Często sięga wtedy po sztuczne sposoby uwolnienia, czyli po papie-
rosy, alkohol czy narkotyki. Nie wie, że używki hamują wytworzenie tych substancji w
organizmie, których obecność warunkuje ów błogostan. Przecież syndrom abstynencki
czyli głód narkotyczny,, straszne bóle "łamania", występujące u narkomanów – to nic
innego jak wynik stłumienia produkcji wewnętrznych analgetyków!
Jeden z narkomanów po opanowaniu autoregulacji, zaczął ją stosować w celu wywo-
łania u siebie euforii bez użycia narkotyków. Wkrótce mógł wyzwolić się z nałogu. To
samo doświadczenie przeprowadzono z alkoholikami, którzy pod kierunkiem lekarza,
wywoływali za pomocą autoregulacji stan oszołomienia. A ściślej stan komfortu psy-
chicznego, wióry w siebie, wewnętrznego luzu, dobrego nastroju, towarzyszącego im
zazwyczaj w stanie upojenia alkoholowego. W ten sposób stymulowali produkcję en-
domorfin, co pozwoliło uwolnić się od zgubnego nałogu. Doświadczenia te stały się
podstawą oryginalnej metodyki leczenia alkoholizmu metodą autoregulacji.
Uczucie wyzwolenia wewnętrznego doskonale wyraziła aktorka Ludmiła Kasatkina.
Na spotkaniu zorganizowanym w lutym 1988 roku doświadczywszy stanu autoregulacji
powiedziała:
– Przez tyle lat dążyłam do tej swobody, l w końcu ją osiągnęłam!
– A co to za swoboda? – zapytał ją wtedy Michaił Ulianow.
– Widzisz Misza, wszyscy na mnie patrzą, a ja stoję z wyciągniętymi rękoma, jak
ptak, w takiej swobodnej pozycji i jest mi wszystko jedno!
Umiejętność autoregulacji przydaje się bardzo ludziom teatru. Aktorom pomaga
wcielić się w rolę,
W naszych czasach człowiek szczególnie potrzebuje odzyskania wiary w siebie i we
własne siły. Codziennie słyszymy bowiem o zagrożeniach wojną atomową. Katastrofą
ekologiczną. Nieubłaganym pochodem AIDS. Wszystko to – chcemy czy nie – odkłada
się w naszej podświadomości, w komórkach pamięci i stamtąd prowadzi swoją niszczy-
cielską działalność. Tracąc wiarę w jutro, człowiek staje się niespokojny, nerwowy,
pozbywa się naturalnej zdolności mobilizacji sił w momencie zagrożenia.
Oto jeden z charakterystycznych przykładów. Kobieta, która całkiem niedawno wy-
stępowała w telewizji w grupie osób, kończących kurs nauki autoregulacji, po katastro-
fie samochodowej znalazła się w szpitalu na oddziale urazowym. Lekarzy uprzedzono,
że chora jest zdolna obchodzić się bez leków znieczulających. Cała w gipsie i banda-
żach, z cierpiącą miną, nie zgadzała się jednak w żaden sposób na wywołanie stanu
autoregulacji dla pozbycia się bólu: – „Nie mogę, nie potrafię. Róbcie zastrzyki! W
końcu wyraziła zgodę, ale pod warunkiem, że lekarz, który uczył ją autoregulacji –
będzie stal obok. Stanął. Pacjentka w mgnieniu oka wywołała u siebie właściwy stan,
po kilku chwilach ból minął a ona sama przeobraziła się, otworzyła oczy, chwyciła za
lusterko i... zaczęła poprawiać urodę!
Moja refleksja: oto do czego przyzwyczailiśmy się: – obok nas bezwzględnie musi
znaleźć się jakiś kierownik czy naczelnik! Przestaliśmy bowiem wierzyć w siebie... Tę
wiarę trzeba wzmacniać wszelkimi sposobami. Pomoże nam w tym autoregulacja –
specyficzne narzędzie kształtowania siebie.
Reasumując: w czym tkwi istota tego szczególnego stanu, który wywołuje autoregula-
cja? Jest to – moim zdaniem – głęboki związek duszy z ciałem. To połączenie ducha z
materią, więź psychiki z fizjologią w sanskrycie nazywa się „joga" co znaczy związek,
więź.
Punkt oparcia – to więź wewnętrzna. Opanowawszy ją, można wywoływać u siebie
procesy odnowy wyprzedzając krytyczne momenty obciążenia i przemęczenia. Ze-
chcesz, by ręce stały się lżejsze – są, szybujesz nimi; chcesz poprawić oddech – już
oddychasz lekko i swobodnie; zapragnąłeś, by w czasie upału stało się nieco chłodniej
– oto odczucie upału mija, postanowiłeś się uspokoić – masz spokój.
Między snem a jawą
W tym specyficznym stanie wszystkie systemy mózgu są jakby odblokowane, gotowe
do nowego przełączenia się w zależności od komendy – czyli wskazówki woli. Czło-
wiek czuje wtedy wewnętrzną, przyjemną pustkę, odosobnienie od świata i od siebie,
równowagę duchową i fizyczną.
Nie ma rzeczy ważnych i mniej ważnych. Chce się trwać i wypoczywać nie reagując
na nic.
Ta przyjemna równowaga jest stanem, w którym dusza i ciało wypoczywają, l w tym
czasie organizm wykazuje zwiększoną gotowość do realizacji każdego pragnienia,
reaguje na każdy wysiłek woli. Zażyczyłeś sobie np. odbyć przejażdżkę na rowerze lub
popływać w rzece – nagle ręce i nogi włączają się w ruch, odpowiednio zmienia się
rytm oddychania i praca serca, czujesz nawet wiatr, wiejący prosto w twarz. Dookoła
siebie czujesz wodę. Nawet ptaki mogą ćwierkać na wyrosłych nie wiadomo skąd
drzewach...
W tym specyficznie naturalnym stanie możesz wysiłkiem woli przełączać wewnętrzne
procesy organizmu. To naprawdę jest możliwe! Taki szczególny stan świadomości (a
dokładniej psychiki, a jeszcze ściślej – stan psychofizjologiczny) jest znany od dawna
pod nazwą "hipnozy".
Jednakże my zajmujemy się autoregulacją – czyli tym, w jaki sposób człowiek może
opanować ten stan samodzielnie. W celu realizacji własnych pragnień, a nie komend,
wydawanych przez hipnotyzera.
Chociaż – podłoże mechanizmu hipnozy i autoregulacji jest identyczne! Udowodni-
łem ten punkt widzenia praktycznie tym, że tysiące ludzi uczą się nowej metody autore-
gulacji za pomocą sugestii hipnotycznych. Cała różnica między hipnozą a moją metodą
polega na tym, że do wywołania stanu hipnozy konieczny jest hipnozyter. Zaś przy
autoregulacji człowiek sam kontroluje i kieruje swoimi procesami hipnotycznymi. Za
pomocą autoregulacji człowiek jest w stanie robić ze sobą to wszystko, co wykonywał-
by kierowany przez hipnotyzera – tyle, że sam sobą kieruje.
Przypomnijmy raz jeszcze, jak to siedzimy w chwili zmęczenia, osowiali wpatrując
się w jeden punkt. Wtedy w głębi naszego mózgu zachodzi proces przemieszczenia
energii z miejsc bardziej napiętych do mniej napiętych. Mózg odpoczywa i regeneruje
swoje siły. W chwilach zmęczenia ta reakcja mózgu następuje samoczynnie, bez udzia-
łu naszej woli. Autoregulacja umożliwia świadome włączanie tej obronno-regenerującej
reakcji mózgu. Dzięki opanowaniu tej metody stajemy się zdolni w odpowiednim cza-
sie wyprzedzać uczucie zmęczenia, chronić system nerwowy przed nadmiernym obcią-
żeniem, czyli dbać o zdrowie i należytą kondycję
Objawy szczególnego stanu neutralnego pojawiają się za każdym razem, gdy działal-
ność mózgu "przełącza się" z jednego systemu pracy na drugi. Na przykład, przed sa-
mym zaśnięciem albo rankiem, w momencie przebudzenia – znajdujemy się w takim
stanie pośrednim, kiedy już nie śpimy, ale jeszcze nie zupełnie przebudziliśmy się. Ten
stan pośredni między snem a przebudzeniem najbardziej sprzyja autosugestii. Ma on
wartość uzdrawiającą, psychoterapeuci zalecają nieraz pacjentom, by nauczyli się od-
różniać ów stan i potem wykorzystywać go w celu autosugestii. Autoregulacja znako-
micie ułatwi takie działanie.
Stan "między snem a jawą" jest doskonale znany w hipnologii. Charakteryzuje się nim
pierwsze, wstępne stadium hipnozy, kiedy pacjent odczuwa lekką senność, oszołomie-
nie i gotowość do podporządkowania się głosowi oraz działaniom hipnotyzera. To
jeszcze nie jest hipnoza – ale już gotowość do stanu hipnotycznego: psychika i orga-
nizm pacjenta zaczyna być całkowicie podporządkowany komendom z zewnątrz. , Z
punktu widzenia nauki stan neutralny można przedstawić następująco, wyobraźmy
sobie, że zazwyczaj w mózgu nieprzerwanie trwa konfrontacja konkurujących ze sobą
sygnałów: widzę przedmiot, dotykam go, słyszę dźwięk przy postukiwaniu i tak dalej.
Sygnały te, pochodzące z różnych analizatorów (wzroku, słuchu) albo rejestrują po-
strzegany przedmiot, albo go odrzucają. Jeśli któryś z analizatorów nie potwierdzi sy-
gnałów innego, ale na przykład zaprzeczy mu (powiedzmy, że palec przechodzi przez
szklankę jak przez pustą przestrzeń), włączają się wtedy inne, dodatkowe układy anali-
zatorów, sprawdzające wzajemnie swoje dane. Mózg eksperymentuje. Tak wygląda
uproszczony model zwyczajnej pracy naszego mózgu.
W stanie neutralnym nie występuje analiza. Wszystko, co nas otacza, nabiera takiego
samego znaczenia. Psychika człowieka została podporządkowana gotowości postrzega-
nia rzeczywistości z określonego, zaprogramowanego punktu widzenia. Na przykład
człowiek w stanie hipnotycznym otrzymał od hipnotyzera komendę, że wszystko co go
otacza, jest koloru różowego. W jego organizmie nie występują żadne sygnały przeciw-
stawiające się. Zasadę ich konkurencyjnej konfrontacji zamieniła zasada podporządko-
wania otrzymanym wytycznym. Wszystkie analizatory przełączyły się na jeden kieru-
nek – fazę, przestrojoną na jedną falę: mózg wybierze z ogromnej liczby sygnałów
tylko te, które potwierdzają i realizują przyjętą komendę: że cały świat jest różowy.
Inne sygnały ulegają zablokowaniu.
Wyobraźcie sobie teraz, że w chwili uogólnienia komendy – z całego różnorodnego,
nieskończonego świata wewnętrznego człowieka intensywnie syntetyzuje się informa-
cja, skierowana tylko na jeden, zadany temat. Z blokadą wszystkiego, co temu prze-
szkadza. Ten ukierunkowany stan, w którym zamiast wielu konkurujących ze sobą
ognisk pobudzenia – w strukturze kory mózgowej formuje się jednokierunkowy mecha-
nizm organizacji działalności psychicznej nazywany fazą albo stanem fazowym. Tak,
na przykład, zakochany młodzieniec, cokolwiek robi, o czymkolwiek myśli – wszystkie
jego myśli i tak skierowane są na obiekt uwielbienia!
Wywołanie niezbędnej fazy, w której ulegają mobilizacji wszystkie siły organizmu –
jest możliwe jedynie poprzez stan neutralny.
Fainę G., która opanowała autoregulację, poproszono, by wywołała u siebie specy-
ficzny stan, w którym będzie wzlatującym ptakiem. Tylko przez jedną minutę! Faina
siedziała na krześle. Osiągnąwszy stan „wzleciała": ręce przesunęły się na boki lekko i
płynnie. Twarz stała się zachwycająco piękna (w ogóle w stanie autoregulacji spada
napięcie nerwowe i twarze kobiet odsłaniają zdumiewającą urodę!) Jej oddech stał się
harmonijny, co dało się zauważyć po zgodnym rytmie piersi, tułowia i rąk. Nagle kibić
Fainy gwałtownie się wygięła, ramiona zamachały, jedno – w górę, drugie – w dół, a
potem ręce opadły. Odetchnęła spokojniej, otworzyła oczy. Kilka sekund siedziała
nieporuszona, po czym doszła do siebie, uśmiechnęła się i powiedziała:
– Jak wspaniale! Tak cudownie jeszcze nigdy nie było! Wzgórza pode mną, i stogi
siana, takie maleńkie. Nic nie musiałam wymyślać, obraz powstał sam...
Opowiadając doznania Faina trzyma ręce jakoś dziwnie, nieruchomo na kolanach,
dłonie wygięte w bok, jak u gryfa.
– A to co? – pytam wskazując na jej ręce.
– Co to? – drgnęła, zbladła, potrząsnęła rękami, roztarła dłonie. Tego sobie „nie zada-
łam", one same się tak ułożyły!
Co się stało? Otóż ograniczenie czasu do jednej minuty, przeszkodziło w organizacji
pracy mózgu.
A oto inny przypadek. Po kursie autoregulacji przybiegła do nas jedna z kobiet, le-
karka. Była w panice:
– Boję się, że mimo woli dam polecenie sercu, by się zatrzymało –a ono posłucha!
Wczoraj po zajęciach spróbowałam poeksperymentować w domu. Wyobraziłam sobie,
że jestem Szalapinem. Nagle plecy wyprostowały się, a głos zagrzmiał basem. Całą noc
trzęsłam się ze strachu, że wydam niebezpieczny rozkaz, by moje serce się zatrzymało i
ono posłucha!
Wyjaśniliśmy jej, że to niemożliwe. Z dwu powodów. Autoregulacja jest bowiem
sprawą woli, żeby wywołać autoregulację potrzeba wysiłku woli – po pierwsze. Po
drugie zaś – wszystkie negatywne idee, przeczące instynktowi samozachowawczemu, są
nieświadomie neutralizowane w procesie autoregulacji.
Jeśli w hipnozie można za pomocą cudzej woli, działającej z zewnątrz, narzucić
wstrętne lub bolesne odczucia, na przykład oparzenia przy pożarze – to za pomocą
autoregulacji wywołać coś takiego przychodzi znacznie trudniej.
Wracajmy jednak do naszego stanu neutralnego. Tym razem spróbujmy go ująć z
punktu widzenia psychofizjologii. Wyobraźmy sobie korę mózgową. Zazwyczaj nie-
przerwanie trwa w niej konkurencja wielu ognisk pobudzenia – dominant. Te pobudze-
nia nawzajem neutralizują swój wpływ na przebieg wewnętrznych, fizjologicznych
procesów organizmu. Ponieważ proces myślowy nie jest skrępowany procesami fizjo-
logicznymi – możemy podejmować twórcze decyzje. Procesy psychiczne są jakby au-
tonomiczne, przebiegają swobodnie, niezależnie od procesów fizjologicznych. Tak
dzieje się normalnie.
Stan neutralny to całkiem inna sprawa.
Podczas niego kora mózgowa jest „zrelaksowana". Dlatego nawet najmniejszy wysi-
łek woli pobudza aktywność mózgu, rozprzestrzeniającą się na wszystkie strefy. Wpływ
tych stref zależy od treści wskazówki psychologicznej: zasugerowałeś, że chcesz śpie-
wać jak Szalapin – włączają się struktury mózgu, związane ze śpiewem. Zasugerowałeś
coś innego –aktywizują się inne odcinki mózgu. To zjawisko nazywamy logiczną ak-
tywnością dominant albo kierowanym stanem fazowym.
Podleczysz się sam!
W końcu lat siedemdziesiątych po ukończeniu Dagestańskiego Instytutu Medycznego
pracowałem jako lekarz internista w miejskim szpitalu w Machaczkale. W tym czasie
zajmowałem się syntezowaniem procesów akupunktury i hipnozy. Wtedy właśnie od-
kryto nowy, wcześniej nieznany nauce fenomen: reakcję punktów akupunktury można
było włączać bez bezpośredniego bodźca fizycznego! Zwykle czyniono to za pomocą
igły, prądu elektrycznego, masażu laserem czy innych narzędzi. Okazało się, że można
oddziaływać na punkty sugestią hipnotyczną, wyjątkowo skuteczną.
Zazwyczaj podczas wykonywania akupunktury, kryterium trafienia igły w punkt sta-
nowi zespól charakterystycznych odczuć pacjenta: łomotanie, rozpieranie, osowiałość,
ciężkość, ciepło, czy przebieganie prądu elektrycznego. Te odczucia nie powinny mieć
charakteru miejscowego (pod samym końcem igły można odczuwać po prostu ból) –
ale odrzutowy, promieniujący, przypominający działanie prądu.
Odczucie prądu podczas zabiegów akupunktury powinno być bardzo wyraźne. Na
przykład przy leczeniu zapalenia rdzeniowych korzonków lędźwiowych kręgosłupa
często wykorzystuje się punkt w okolicy pośladka „Chuań-tjao". Przy dokładnym tra-
fieniu w niego „bije" na całym odcinku nerwu kulszowego, jak sznurem po nodze: od
miejsca ukłucia aż do pięty, a nawet od palców nogi. Wtedy zdarzają się cudowne efek-
ty akupunktury.
Pamiętam, że w gabinecie, w którym przyjmowałem, było bardzo ciasno. Chorzy roz-
dzielili się więc na dwie grupy – żeńską i męską. W skład grupy żeńskiej wchodziły
przede wszystkim staruszki. Cały gabinet babć. Dziś wyleczysz im korzonki, jutro
przyjdą z bólem zęba. Będą ciągle przychodzić. Dla kontaktu z ludźmi, dla towarzy-
stwa. Dla mnie – kiedy wejdę w trans – znika pojęcie wieku. Komuś trzeba wkłuć igły,
kogoś wprowadzić w krótką hipnozę. Mówię do babulki:
– Droga moja, tutaj cię odremontujemy i uczynimy jak nową. Odmłodzimy!
Babcie siedzą zadowolone niczym uczennice w szkole. Zaprzyjaźniły się ze sobą.
Któraś w czyjejś potrzebie chodzi do rady narodowej, inna załatwia nowej przyjaciółce
sprawy emerytalne. Mówi jedna z nich:
– Wracam po seansie do domu. Sąsiadki, moje rówieśnice jak zwykle siedzą na ław-
kach. A mnie tak lekko! Po prostu chce mi się obok nich przelecieć!
Kiedyś w podręczniku jogi przeczytałem wskazówkę, że aby pozbyć się, bólu głowy,
należy wywołać uczucie ciepła w odcinku poniżej kolan. Tak. przecież w tej strefie
znajduje się znany cudowny punkt Izu-sań-li! Ten punkt wykorzystuje się przy leczeniu
prawie stu chorób. Ogólnowzmacniające działanie tego punktu jest szeroko znane. Jak
głosi legenda –Chińczycy raz na pół roku, podczas nowiu, przypalają go profilaktycznie
piołunowym papierosem. Ten punkt jest rzeczywiście ważny przy bólach głowy. Jeżeli
tak – byłoby celowe sugerować choremu w hipnozie wywołanie w tym punkcie odczu-
cia prądu.
W ten sposób zaczęła powstawać metoda hipnotycznego oddziaływania na punkty od-
ruchogenne, przewidziane do wykorzystania jako aktywne, pośrednie ogniwo między
korą mózgową człowieka a wewnętrznymi narządami jego organizmu. Pracując jedno-
cześnie w dwóch dziedzinach, w terapii odruchowej i hipnozie, doszedłem więc do ich
syntezy jakościowej.
Publicysta W.A. Agronowski, zapoznawszy się z moją metodą, zwaną sygnalną tera-
pią odruchową, tak ją opisał:
„...Alijew przeprowadzając w klinice kolejny seans hipnozy leczniczej, postanowił
sprawdzić pewną ideę od dawna „chodzącą" mu po głowie. W tym celu odczekał, kiedy
chorzy pogrążyli się we śnie, dał każdemu z nich flamaster, wydając jednakowe pole-
cenie: – Czujecie, jak od palców nóg do góry idzie energia, przypominająca słaby prąd.
Ta energia leczy waszą chorobę. Rysujcie flamastrem drogę którą ona przebiega! Ry-
sujcie!" – zamarł w oczekiwaniu, ciekaw, co chorzy uczynią. A oni, po prostu zaczęli
rysować flamastrami linie na skórze. Kiedy Alijew obejrzał je dokładnie, nie mógł
uwierzyć swoim oczom: linie idealnie zgadzały się z punktami akupunktury! Przy czym
u każdego chorego „zahaczały" dokładnie o te punkty, które „odpowiadały" jego cho-
robie! Ten, kto – przypuśćmy – miał wrzód żołądka, rysował według punktów, nakłu-
wanych właśnie przy tej chorobie. Ten zaś, kto cierpiał na zapalenie korzonków, zazna-
czał punkty, zwykle pobudzane przy zapaleniu, A wszystko to – zwróćcie uwagę –
przebiegało we śnie! Ludzie, którzy wykonywali jego polecenie, nie mieli pojęcia o
istnieniu atlasu akupunktury i nigdy nie byli leczeni igłami...
Innymi słowy – Alijew mógł posadzić przed sobą dziesięć, sto, albo tysiąc osób, uśpić
tych, którzy są podatni na hipnozę, potem „przepuścić" przez nich „prąd" i na tym uwa-
żać swoją misję za skończoną, przynajmniej do momentu, kiedy przyjdzie pacjentów
budzić. Ludzie sami się zdiagnozują (i to bezbłędnie, bo kierunkowskazem jest chory
narząd – a on nigdy się nie myli! (i sami się podleczą) przy tym z solidnością, o jakiej
nie śniło się lekarzom!)
– Słuchaj mojej komendy! – wykrzykiwałby Chasaj Alijew stojąc przed mikrofonem
na jakimś stutysięcznym stadionie. Do seansu... gotuj się! Prąd...!
Już słyszę śmiech oficjeli z urzędowych gabinetów, gdy Alijew zgłaszał się do nich z
tym „numerem"..."
W przytoczonych przykładach działała autoregulacja. Naturalnie – na razie włączana
przez hipnotyczną reakcję organizmu automatyczna, odruchowa.
Kierowana autoregulacja pojawiła się nieco później, kiedy lotnik-kasmonauta A.G.
Nikolajew zaproponował, bym pomyślał nad tym, co zrobić, by dla włączenia punktów
nie trzeba było hipnotyzować kosmonautów na odległość, przez systemy łączności. Jak
nauczyć kosmonautów samodzielnie włączać u siebie punkty leczniczo-wzmacniające?
W klinice, na kolejnym seansie psychoterapii prądem zaproponowałem jednemu z pa-
cjentów, by odtworzył z pamięci doświadczone przed chwilą odczucia. Kiedy pacjent
usiłował skoncentrować się na tym zadaniu, nieoczekiwanie dla samego siebie (dla
mnie też!) ponownie popadł w sen hipnotyczny, podczas którego realizowały się pożą-
dane reakcje. Pomyśałem, że opanowawszy autohipnozę, mógłby nastawić się on na
wywołanie nie tylko odczuwania prądu, ale także innych reakcji organizmu.
Moja decyzja była słuszna. Wystarczyło rozdzielić dwa stadia: przyjęcie komendy
oraz jej automatyczną, odruchową realizację przez organizm. Dzięki temu podziałowi
przestała bowiem istnieć sprzeczność, hamująca świadomie-wolicjonaIną autoregulację.
Wykorzystując właściwie autohipnozę, człowiek nie staje się po prostu „śpiącym robo-
tem", ale zachowuje swobodę twórczej realizacji zadanych poleceń. Zamiast poleceń
hipnotyzera może także wykorzystywać swoje własne wskazówki.
Pozostaje tylko nauczyć go kierowanej autohipnozy.
Z początku było tak: hipnotyzowałem pacjenta zwykłymi, klasycznymi metodami. W
hipnozie sugerowałem, że teraz sam może w odpowiednim momencie z łatwością
wprowadzić się w stan hipnotyczny. I posługując się nim zdolny jest realizować własne
cele. Należy wyobrazić je sobie w formie obrazu żądanych zmian w organizmie, bezpo-
średnio przed włączeniem reżimu autoregulacji.
Dla ułatwienia włączenia samodzielnie wywoływanego stanu hipnotycznego, dodat-
kowo sugerowałem pacjentowi, że autohipnoza nastąpi automatycznie. Wystarczy, że
policzy w myśli do pięciu patrząc w jeden punkt – i przebudzi się w dokładnie ustalo-
nym momencie.
Ta metoda opanowania świadomie-wolicjonalnej autohipnozy jest znacznie dostęp-
niejsza dla pacjenta, niż np. system treningu jogi, oparty na opracowaniu określonych,
nieruchomych pozycji i specjalnych sposobów oddychania oraz koncentracji uwagi – co
nie każdy jest w stanie opanować.
Po około dwu-trzech powtórkach takiego kursu około 30 procent pacjentów utrwala
sobie nawyk autoregulacji do tego stopnia, że potrafią posługiwać się nim przez wiele
lat. A nawet samodzielnie go rozwijać.
Tak wygląda – w skrócie – podstawowa zasada uczenia się autoregulacji za pomocą
hipnozy. Mnóstwo niuansów i ważnych elementów tego procesu pozostaje w zakresie
profesjonalnej kompetencji lekarza-specjalisty.
Przypominam, że uczenie przy pomocy hipnozy nie jest niczym nowym. Tak na przy-
kład, hipnozę stosuje się już dawno przy intensywnym opanowaniu profesjonalnych
nawyków. Czytaliśmy, że w Paryżu utworzono laboratorium, w którym w ciągu pięciu
czy sześciu godzinnych seansów
można nauczyć się szybkiego pisania na maszynie, prowadzenia samochodu, a teraz
opracowuje się tam nawet kurs kierowania sportowym samolotem! Czyż to nie cudow-
ne – przespałeś się pięć godzin w przyjemnym, uzdrawiającym stanie – i lataj ile dusza
zapragnie!
Dzięki hipnozie szybkość uczenia wzrasta dlatego, że cała uwaga uczącego się jest
skupiona na działaniu instruktażowym, które łatwo rozprzestrzenia się na mechanizmy
mózgowe.
Zastosowanie klasycznej hipnozy w celu nauki autoregulacji miało miejsce – jak już
pisałem – na początku. Niestety – nie jest szeroko dostępne.
W tym miejscu entuzjaści treningu autogennego wykrzykną:
– No i dali się złapać we własne sieci, nowatorzy! Klucz Alijewa pasuje tylko wybra-
nym, podatnym na hipnozę osobnikom. A nasz autotrening służy wszystkim!
Zaraz! Zaraz! Przecież badanie osób szybko uczących się autotreningu wykazało, że
najefektywniej opanowują tę metodę ludzie, podatni także na hipnozę! Pozostali –
chociaż pragną i starają się – nie mogą osiągnąć tego stanu. Ponadto zastosowanie
autotreningu jest ograniczone i oderwane od prawdziwego, aktywnego życia człowieka.
Wyobraźmy bowiem sobie, że człowiek pracuje w zwykłym rytmie w fabryce. A tu
proponują mu, żeby się położył, rozluźnił i ogrzał prawą nogę. To jest po prostu nie-
możliwe, niewykonalne! Zaś w możliwościach autoregulacji kryją się ogromne perspek-
tywy rozwoju człowieka.
Przywołać właściwy obraz
Weźmy do ręki nitkę z wiszącą na jej końcu kulką. Zakryjmy oczy i wyobraźmy so-
bie, że kulka zatacza koło albo kołysze się po prostej ruchem wahadłowym. Nastąpi
prosta reakcja psychomotoryczna, w której psychomotoryczną szeroko wykorzystuje się
w celu określenia stopnia palce mimo woli powtarzać będą obraz ruchu. Tę lub podob-
ną reakcję sugestii przy hipnozie. Jeśli reakcja zachodzi – pacjent będzie podatny na
hipnozę.
Jednakże wcześniej nie wiedziano, że jeśli pacjentowi pozwolić przez pewien czas
pozostawać w ćwiczeniu psychomotorycznym – zagłębi się on w stan hipnotyczny.
Albo jeśli zaproponować mu zatrzymanie uwagi na jakimś obrazie i uczyni to z powo-
dzeniem – znów może znaleźć się w stanie hipnozy. Ten odkryty przeze mnie fenomen
legł u podstaw opracowywanego systemu przyswajania autoregulacji. Rzecz cała polega
na tym, jak dla danego, konkretnego pacjenta znaleźć ten optymalny, odpowiadający
jego stanowi psychicznemu w danym momencie kluczowy obraz, który bez trudu
utrwali i który następnie stanie się hipnogenny.
Oto i cała nauka, w której najistotniejszą rolę spełnia lekarz, jego twórcze poszukiwa-
nia oraz cechy odkrywczego a zarazem i przenikliwego psychologa!
Najprostszym obrazem dla większości ludzi, łatwo dającym się skontrolować zarów-
no przez lekarza, jak i przez pacjenta – jest w naszym systemie nauczania obraz wycią-
gniętych przed sobą rąk, które łączą się i rozchodzą. Nie trzeba pacjentowi zasłaniać
oczu, niech patrzy i podziwia jak ręce same chodzą. Zdziwienie wywołuje dodatkowa
podpora emocjonalna – lekki efekt psychologiczny, którego energia jest niezbędna do
włączenia całościowej reakcji mózgowej przejścia w stan hipnozy. Kiedy pacjent już
osiągnął ten stan. zaczynamy mu sugerować, że teraz, przy powtórzeniu, może wywołać
ten sam stan bez pomocy z zewnątrz. A jedynie przez włączenie wyuczonej reakcji
psychomotorycznej.
Do nauki autoregulacji należy przygotować się psychologicznie. Na przykład popa-
trzeć, jak to robią inni, którzy już tę sztukę opanowali. czerpać natchnienie z ich sukce-
sów.
Przed ćwiczeniem pacjent powinien być odprężony, wewnętrznie spokojny i zacho-
wywać się tak, jakby to była zabawa, podczas której nie odpowiada się za błędy, a
wszystkie reakcje i wrażenia są szczere,
Oto system ćwiczeń, stosowanych zwykle przez lekarzy Ośrodka Autoregulacji pod-
czas nauki metody i podczas jej demonstrowania,
Ćwiczenie 1
Przy wykonywaniu tego i innych ćwiczeń, jak również całego cyklu nauki, można za-
stosować zasadę sugestii pośredniej. Działa ona silniej niż bezpośrednie podawanie
instrukcji i wskazówek. W tym celu to, co lekarz chce powiedzieć uczącemu się, prze-
kazuje obecnym w taki sposób, jak gdyby komentował procesy. Jeśli pacjent jest sam,
lekarz zwraca się do niego tak, jakby na jego przykładzie ukazywał prawidłowy dla
wszystkich przebieg procesów.
Lekarz prosi, by ćwiczący wyciągnął ramiona i trzymał je przed sobą bez napięcia.
Nie powinny one zbiegać się. Oczy mogą być otwarte. W tej pozycji u wszystkich ręce
mają tendencję przesuwania się na boki. Zatrzymuje je jedynie stan napięcia. Uczący
nie powinien napinać mięśni i przeszkadzać rękom. Niech się rozejdą na boki. Im sze-
rzej, tym lepiej. Lekkie jak piórka.
Lekarz podpowiada, by nie poruszać umyślnie rękami, l nie należy sobie niczego su-
gerować. Wystarczy nie przeszkadzać. Ręce pójdą same. To automat.
Pacjent niech patrzy na ręce i analizuje, co się z nimi dzieje. To wyzwala go z napię-
cia. Jeśli lekarz potrafił wyjaśnić pacjentowi istotę ćwiczenia, a on przyjął konieczność
rozchodzenia się rąk jako reakcję prawidłową – będzie pomagać sobie w znalezieniu
stanu neutralności, czyli takiego, który nie przeszkadza ruchom rąk.
A lekarzowi poprawił się nastrój i jego glos nabrał pewności. Przecież on też nie jest
wolny od emocji l Powstaje efekt wzmacniającego sprzężenia zwrotnego.
Ręce zaczynają rozchodzić się szybciejl
Lekarz próbuje dodać pacjentowi otuchy, chwali go za zdolność koncentracji na wła-
ściwej reakcji. Mówi, że wkrótce opanuje autoregulację. Wzmacnia reakcję sugestiami:
„Wspaniale– rozchodzą się ręce! Bardzo dobrze! Znakomicie!"
Jeśli są przy tym widzowie, słowa lekarza mogą być skierowane do nich oddziaływu-
jąc jak silna, pośrednia sugestia. Można powiedzieć: – Spójrzcie, jak coraz szybciej
rozchodzą mu się ręce, stają się coraz lżejsze. Poprawia się samopoczucie. Z każdym
ćwiczeniem reakcja staje się głębsza!
Jeżeli w trakcie pierwszego ćwiczenia ręce jakiegoś wyjątkowo odpornego osobnika
nie rozeszły się – proponuję rozłożyć je świadomie.
Kolejne ćwiczenie przeprowadza się bezpośrednio po pierwszym.
Ćwiczenie 2
Jeżeli ręce rozeszły się – bardzo dobrze!
U niektórych pacjentów już podczas tej czynności psychomotorycznej powstaje głę-
boki stan neutralny. Nawet ich oczy zaczynają się zamykać. Jeśli pozostają otwarte –
stają się nieruchome. Nie należy zachęcać do zamykania oczu, gdyż nie zachodzi taka
potrzeba.
Gdy pacjent usiłuje zrzucić narastające odrętwienie, proponuję, żeby tego nie robił.
Mówię: – Niech stan się pogłębia. Im głębszy, tym pożyteczniejszy dla zdrowia i nauki.
Tym przyjemniejszy!
Pogłębienie stanu realizuje się drugim poleceniem. Słownie formułuje się obraz, że
ręce zaczynają się schodzić, przyciągać. Temu procesowi towarzyszą sugestie wzmac-
niające: – Ręce przesuwają się prędzej! Proponuje się patrzeć na zbliżające się do sie-
bie ręce. Widok automatycznie poruszających się rąk zajmuje uwagę pacjenta, stwarza
efekt emocjonalny, konieczny dla rozwoju stanu szczególnego.
Ćwiczenie 3
W trakcie wykonywania dwóch pierwszych ćwiczeń uwaga uczącego coraz bardziej
się skupia na zbliżających się do siebie rękach. Tworzy się sztuka uwagi. Ten punkt
uwagi należy wykorzystać do rozwoju tworzącego się stanu. Można wzmocnić wraże-
nie obrazu w ten sposób, że dłoń lekarza znajduje się w przypuszczalnym środku zbli-
żenia rąk. Dalej mówi: – Ręce wraz z tułowiem idą za moja dłonią! I cofa się, jakby
przyciągając swoją ręką uwagę pacjenta, starając się niczym jej nie zakłócić.
Jeżeli lekarz znajduje się w odległości od pacjenta, wszystko to wyraża jedynie sło-
wami.
Ręce i cały tułów pacjenta „pociągnęło" naprzód. Powstała silna emocjonalna podpo-
ra! Tułów przesunął się! (l jak po tym można nie pogłębiać swego stanu!) Kiedy tułów
przesunął się do przodu skłaniając się za dłonią lekarza, reakcję nasila się wzmacniają-
cymi replikami: – Wspaniale, teraz zawładnie pan swoim organizmem. Ma pan dosko-
nałe samopoczucie, znakomitą pamięć, uwagę i jasność umysłu, znakomicie pan sypia!
Ciągnie pana do przodu, nogi same się przesuwają! (Proszę zwrócić uwagę, że lekarz
stosuje ten zabieg w celu psychoterapeutycznym, szczególnie w tej części ćwiczenia,
przy której obserwuje się u pacjenta zwiększoną reakcję na sugestię). Nogi pacjenta
jakby chciały oderwać się od podłogi i – przy dobrej reakcji – wykonują kroki do przo-
du.
Jeśli – przy niedostatecznie pogłębionym stanie nie zachodzi oczekiwana reakcja –
można przerwać ćwiczenie i przejść do kolejnego. Ale można również powtarzać to
samo kilka razy. dopóki nogi nie przesuną się, a wywołany stan się nie pogłębi za po-
średnictwem wykonanego ruchu.
Ćwiczenie 4
Kiedy już uczący przesunął się do przodu, lekarz sugeruje, że teraz tułów zacznie
skłaniać się w przeciwną stronę – do tyłu. Przy czym lekarz może swoją dłoń zbliżyć do
pacjenta, jakby naciskając, popychając go na odległość – w celu wzmocnienia obrazu.
Jego dłoń, oczywiście nie wydziela przy tym żadnego mistycznego czy magnetycznego
promieniowania. Gest jest silnym narzędziem oddziaływania na najgłębsze pokłady
psychiki ludzkiej. Tułów pacjenta zaczyna skłaniać się do tyłu. Lekarz podchodzi do
niego i asekuruje, by nie upadł.
Ćwiczenie 5
Kiedy tułów przesunął się do tyłu, lekarz musi wykazać całe swe psychologiczne i
pedagogiczne mistrzostwo. Informuje pacjenta, że jego ciało zgina się do tyłu a kręgo-
słup – jak elastyczna struna – „wędruje" coraz niżej, ciągnąc do pozycji „mostka"!
Ciało pacjenta zaczyna się naprężać. Jeśli pod wpływem dodatkowych sugestii zgina się
coraz bardziej – sukces!
W tym miejscu zaczyna się ukierunkowaną, intensywną naukę: – Teraz możecie sami
wywołać głęboki stan specjalny, potrzebny do osiągnięcia autoregulacji. Siedząc, sto-
jąc, leżąc, w hałasie i ciszy, w każdych warunkach możecie natychmiast włączyć u
siebie pożądany stan i wykorzystać go do wypoczynku, nastrojenia się do pracy, po-
prawy samopoczucia i w innych celach. Z każdym następnym ćwiczeniem stan się po-
głębia i sprzyja poprawie ogólnego samopoczucia. Przed wyjściem z niego zawsze
czuje się świeżość w całym ciele i jasność myśli!
Trwa psychoterapia: każda sekunda znajdowania się w stanie autoregulacji jest na
wagę złota!
A oto kilka innych wariantów form sugestii: – W stanie autoregulacji poprawia się
stan całego organizmu. Wszystko, co przedtem nie było w porządku – dochodzi do
normy. Takie jest prawo natury. Jakiegokolwiek zadania się podejmiecie – wszystko
prowadzi do poprawy zdrowia!
Albo: Wyjście ze stanu autoregulacji powinno następować zawsze z odświeżoną gło-
wą! Jak po zimnym prysznicu ! Ściślej mówiąc, najpierw sauna, a potem zimny, orzeź-
wiający natrysk! Będzie w was więcej życia!
Dalej lekarz prosi, by pacjent po kilku sekundach sam wyszedł ze stanu. Aby przecią-
gnij się i wykonał kilka ćwiczeń gimnastycznych, jak po głębokim, nocnym śnie.
Inne ćwiczenia
W zależności od sytuacji, gdy na przykład jakieś ćwiczenie się nie udało, można wy-
konać inne. Nie ważne jakie, ważne – by znaleźć właściwe. Należy wypróbować wiele
programów, by trafić wreszcie na ten właściwy. Przy czym po zastosowaniu kolejnego
programu należy odczekać chwilę na oczekiwany wynik. Czas reakcji może przebiegać
różnie – od 1 do 5-3 sekund. Najczęściej bardziej aktywnie realizują się te zaprogra-
mowane reakcje, które natrafiają w organizmie na ukształtowane wcześniej stereotypy.
Na przykład lekarz mówi do pacjenta: – Proszę stanąć prosto, postarać się być zupeł-
nie pasywnym i jakby z boku obserwować, na jaki program ciało będzie reagować ak-
tywnie i automatycznie. Przy tym proszę nic sobie nie sugerować, po prostu tylko ob-
serwować!
Gdy jakieś ćwiczenie się nie udało można spróbować wykonać inne.
Przy którymś poleceniu nogi czy ręce, ramiona lub głowa zaczynają nagle reagować...
Potem lekarz zaczyna dawać polecenia: – Wasze ręce już nie są waszymi rękoma. To
ręce automobilisty, prowadzącego samochód. Przed nim ostry zakręt w prawo. Popa-
trzmy co robią ręce. Proszę im nie przeszkadzać, a tylko je obserwować!
Lekarz prosi, by to ćwiczenie wykonywać powoli.
Przypuśćmy jednak, że ręce nie wykonały zadania, gdyż pacjent nigdy nie doświad-
czył podobnego stanu, jako że nie umie prowadzić samochodu. Wobec tego przywołuje
się inny obraz. Na przykład siatkarza, przygotowującego się do zagrywki. Dobrze, jeśli
przedtem rękom i tułowiu pacjenta nadać odpowiednią pozycję. Wtedy efekt może być
lepszy.
Można także posłużyć się obrazem tenisisty. Albo pływaka, przepływającego wezbra-
ną rzekę. Rowerzysty, ciężarowca, boksera, szermierza, spadochroniarza i tak dalej.
Przy którymś poleceniu nogi czy ręce. ramiona lub głowa, a być może i oddech nagle
zaczyna reagować. Ręce na przykład, zaczynają pływać, palce poruszają się, jakby
pisały na jakiejś rzekomej maszynie. Efekty mogą być najróżniejsze. Coś zaczęło się
dziać! Z zasady reakcję wywołuje obraz działania znany z życia codziennego.
Kiedy lekarz zauważy początek reakcji, zaczyna ją rozwijać mówiąc pacjentowi sło-
wa pełne zachęty, zapewniając, ze z każdą sekundą reakcja się wzmacnia. W ten sposób
sprzyja wywołaniu żądanego stanu. Następnie u pacjenta włącza się całościowa reakcja
mózgu – następuje głęboki stan specjalny.
W końcu – wykorzystując fantazję twórczą, zdolność obserwacji i wytrwałość – le-
karz znajduje pierwszy klucz stanu, w którym następuje wypracowanie nawyku autore-
gulacji.
Przedstawiona zasada różni się nowym podejściem od znanej metody sugestii, stoso-
wanej przy hipnozie przede wszystkim tym, że zamiast wielokrotnego powtarzania czy
„wbijania" jakiejś formułki sugestii proponuje się pacjentowi kalejdoskop obrazów w
celu wywołania obrazu indukującego (wzbudzającego), który w odpowiedzi włączy
aktywną reakcję A tym samym wywoła pożądany stan.
Jeżeli podczas treningu udały się pacjentowi pierwsze ćwiczenia, można wywołać
uczucie lotu lub inne, dające poczucie komfortu i wewnętrznej swobody
Uczucie lotu. U pacjenta wzlatują ręce, zaczyna naturalnie oddychać. Czasami poja-
wia się stan euforii.
A jeśli ręce nie reagują? Nie trzeba skupiać na tym uwagi ćwiczącego. Należy szukać
innej sugestii, która wywoła pożądaną reakcję.
L
Możliwości stosowania metody autoregulacji są ogromne.
Jeśli należało znaleźć pierwszy klucz w celu wywołana początkowego stanu, by pa-
cjent nabył doświadczenia – to drugi klucz jest mu potrzebny do samodzielnego wywo-
łania tego stanu. Obydwa klucze mogą być identyczne. Stereotyp działania (w rodzaju
rozchodzenia się i łączenia rąk), który wywołał stan pierwotny, może zostać wykorzy-
stany do włączenia reżimu autoregulacji. Wystarczy utrwalić kolejność czynności.
Osobisty klucz można zmodyfikować. Na przykład sprowadzić go do formy liczenia
w myśli do pięciu, przy spełnieniu warunku, że wzrok pacjenta jest skierowany w jeden
punkt. Albo liczenia do dziesięciu – przy trzech skinieniach głowy... Wszystko jedno.
W celu włączenia reżimu autoregulacji można stworzyć dowolny rytuał, który przyswa-
ja się w początkowym stanie drogą sugestii. A potem już przez samodzielne powtarza-
nie ćwiczeń. W końcu pacjent może go także zmienić sam, na własne życzenie. Wywo-
łuje autoregulacje kluczem już znanym i wydaje nowe polecenie, wyobrażając sobie
sposób działania oraz reakcję, jakiej od siebie oczekuje.
Możliwości autoregulacji rozwijają się w różnych kierunkach. Na przykład bywa, że
pacjent bez trudności wywołuje stan szczególny w pozycji stojącej (tak, jak się uczył),
ale w pozycji siedzącej już nie może tego uczynić. W takim przypadku będąc w stanie
autoregulacji powinien obrazowo przedstawić sobie wywoływanie żądanego stanu w
pozycji siedzącej.
A właściwie – po co to wszystko? Po co człowiekowi ten szczególny stan neutralny?
– zapyta Czytelnik.
W stanie neutralnym znika paraliżujący strach przed prawdopodobnym popełnieniem
błędu. Pomyślcie, dlaczego człowiek nie może przejść po równoważni nad przepaścią,
podczas gdy na ziemi zrobi to bez trudu? Dlatego, że zbyt wysoka odpowiedzialność
rozdziela uwagę między celem a sposobem jego osiągnięcia – czyli krokiem, który w
rzeczywistości jest czynnością automatyczną. Automat blokuje się wskutek ingerencji
człowieka. Aby krok był lekki, bez napięcia – uwagę należy skupić wyłącznie na celu.
Postawiwszy sobie cel należy jakby odsunąć się na bok, nie przeszkadzać automatom.
Wówczas organizm uruchomi te reakcje, które gwarantują rozwiązanie postawionego
zadania. W stanie neutralnym każda idea nabiera siły programu dla mózgu i rozprze-
strzenia się na cały organizm.
Ponieważ w tym stanie trudno tworzyć idee i w ogóle mieć życzenia, program należy
przemyśleć przed zastosowaniem klucza do stanu specjalnego.
Schemat jest prosty: świadomość wysyła zamówienie, stan neutralny odłącza wszyst-
ko co przeszkadza włączając zarazem wszystko co sprzyja temu celowi – ze świadome-
go i nieświadomego doświadczenia człowieka.
Rozpatrzmy to na elementarnym przykładzie (już zresztą przytaczanym). Wyciągnij-
my obie ręce przed siebie, ale tak, by się wzajemnie dotykały, a przy tym były rozluź-
nione. Spróbujmy przedstawić sobie ideę (obraz), że ręce rozchodzą się na boki. Nie
trzeba sobie niczego sugerować. Ręce same zaczną się rozchodzić, gdy tylko pojawi się
chociażby częściowy stan neutralny – warunek materializacji energii wyobrażenia.
Poczekajcie chwilę, nie śpiesząc się, nie troszcząc o to, czy ćwiczenie wyjdzie czy też
nie, nie zwracając uwagi na hałas, bez napięcia. Próbujcie być neutralni, oderwani,
pasywni. Kiedy tylko wystąpi element „pustki lub odosobnienia, ręce zaczną się roz-
chodzić według życzenia.
Widzicie czym moja metoda różni się od znanych metod autosugestii? Nie trzeba w
napięciu „wbijać" sobie do głowy, albo nieustannie powtarzać jakichś formułek, zaklęć.
Zamiast tego na luzie dajemy zadanie, które zostanie wykonane.
Mistrzowie jogi dają taką radę: jeśli praca nie idzie, oderwijcie się od niej, a pod-
świadomość podsunie potrzebną odpowiedź. Każdy może przytoczyć męczący proces
przypominania, znajdującego się na końcu języka nazwiska. Co wtedy zrobić? Przestać
myśleć na ten temat i oderwać się a potrzebne nazwisko samo się przypomni.
W stanie neutralnym włącza się wewnętrzna „apteka" organizmu. Wszystko co było
nie w porządku – uszkodzone funkcjonalnie lub zniszczone – dąży do odbudowy. Wy-
starczy kilka minut dziennie takiej nietrudnej gimnastyki leczniczej – a za miesiąc na-
gromadzi się w Was tyle sił, jakbyście dopiero co wrócili z sanatorium.
Jeżeli podczas ćwiczenia ręce nie rozeszły się, znaczy, że utrzymuje się napięcie, czy-
li stosunek do oczekiwanej czynności. Występuje refleksja, przeszkadzająca automatom
w wykonaniu aktu psychomotorycznego. Spróbujcie więc wykonać inne ćwiczenie. Na
przykład łączenie rąk. Jeśli ruch nastąpi, nie strząsajcie powstałego przy tym uczucia
odrętwienia, które sygnalizuje, że narasta stan neutralny. Jest więc wam potrzebne.
Potem mogą zacząć kleić się oczy. Nie przeszkadzajcie, niech się zamkną. Jeśli nie,
niech zostaną otwarte. Tu nie wolno robić niczego na siłę!
Czasami bywa tak; ręce poszły a potem nieoczekiwanie się zatrzymały. O co chodzi?
Po prostu wcześniej nie nakreśliliście programu, co powinno dalej nastąpić i znaleźli-
ście się w stanie nieokreślonym. Pamiętajcie, że w reżimie neutralnym nie jest możliwe
podejmowanie żadnych decyzji – proces myślowy toczy się wyłącznie w normalnym
stanie. Teraz wykonajmy ćwiczenia posługując się własnym ciałem. Stańcie prosto,
nogi w rozkroku na szerokości ramion, ręce wzdłuż tułowia, swobodnie. Głowę odrzuć-
cie nieco do tyłu, bez napięcia. Jeśli chcecie, oczy niech pozostaną otwarte. A teraz
wyobraźcie sobie, że tułów ciągnie do przodu i postarajcie się zapaść w obojętność, w
pustkę. Nie spieszcie się! Każdy, w zależności od stanu wyjściowego ma swój własny
próg reagowania – głębię, czas pogrążania się. Na ogół wynosi on od 1 do 3 min.
Teraz wyobraźcie sobie, że tułów ciągnie w tył. Potem w lewo, a potem w prawo. Da-
lej wyobraźcie sobie, że jesteście bokserem, następnie, że znajdujecie się na rzece,
potem za kierownicą i tak dalej. Doświadczcie różnych sposobów. Nie śpieszcie się, nie
bądźcie napięci, po prostu stójcie i obserwujcie, jak organizm reaguje na ten czy inny
program. Na któryś może reagować – poruszą się ręce lub ramiona, pociągnie nogę czy
głowę. Najważniejsze to znaleźć ten właściwy obraz, który rozpoczyna autoregulację.
A przez nią – do harmonii! W człowieku drzemie szereg czynników świadomych albo
nieświadomych, które przeszkadzają w nauce wywoływania stanu neutralnego. Na
przykład, gdy uczymy pacjenta w pozycji stojącej, zapewniamy go, że nikt nie przewra-
ca się podczas ćwiczenia – co od razu pozbawia go strachu, nieświadomie przeszkadza-
jącego w nauce. Potem powtarzamy, że w stanie autoregulacji mózg bardziej koncen-
truje się, tyle, że nie na przypadkowym hałasie czy myślach, lecz na postawionym za-
daniu. To również pozbawia napięcia.
Czasami u skrajnie wyczerpanych nerwowo i fizycznie ludzi, po pierwszych ćwicze-
niach treningowych obserwuje się zjawisko senności. A przecież przed wyjściem ze
stanu „zamawiali" oni „natrysk orzeźwiający". To ich mózg kontynuuje gromadzenie sił
– nawet po formalnym wyjściu ze stanu. W tym właśnie tkwi siła autoregulacji – orien-
tującej się na indywidualne potrzeby organizmu. W takim przypadku trzeba pozostać w
stanie autoregulacji 10–15 minut by „wyspać się" jak należy. Na drugich lub trzecich
zajęciach senność już nie wystąpi.
Jeśli spróbowaliście wykonać proponowane ćwiczenie raz i drugi – i nic z tego nie
wyszło, nie martwcie się! Jutro powtórzycie je jeszcze kilka razy. Być może z powo-
dzeniem. Przecież zaliczyliście tekst szkoleniowy!
Powtarzamy lekcję
Czym różni się metoda autoregulacji od zwykłego i znanego wszystkim wolicjonalne-
go samoregulowania? Czy nie wystarczy wytyczyć dokładny cel i postępować zgodnie
z nim?
Po pierwsze: autoregulacja wprowadza wewnętrzną harmonię i jakby nas wyzwala –
co jest źródłem równowagi duchowej.
Po drugie: stosując moją metodę otrzymujemy do dyspozycji całościowa, pełniejszą
realizację regulowania wolicjonalnego, z podłączeniem wszystkich potencjalnych moż-
liwości psychiki oraz całego organizmu.
W programie należy dokładnie ustalić czas znajdowania się w reżimie autoregulacji.
Jeśli powiedziałem sobie w myśli lub przedstawiłem obrazowo: jedna minuta – nie
muszę już się pilnować! Mój – oraz każdego z nas – zegar pracuje bowiem z precyzją
budzika. Dokładnie po 60-ciu sekundach oczy automatycznie się otworzą i powrócimy
do normalności.
Skąd my to znamy? Przecież wszyscy mają tę naturalną zdolność, daną przez naturę.
Tylko należy nauczyć się posługiwać nią, opanować i rozszerzyć rejony jej zastosowa-
nia. Stawszy się świadomie – wolicjonalną, będzie znacznie silniejszą, uniwersalniej-
szą, nadającą się do stosowania w najróżniejszych celach.
W ten oto sposób trening z pomocą autoregulacji sprzyja przyśpieszonemu rozwojowi
uniwersalnych związków między psychiką a organizmem.
Cóż to za związki?
Wiadomo, że jeśli trenujemy, na przykład, wytrzymałość na mróz poprzez hartowanie
– ta adaptacyjna funkcja organizmu w końcu wystąpi. To samo nastąpi, jeśli będziemy
trenować budzenie rankiem, o określone] godzinie.
Lecz trening, realizujący różne zadania, może zajmować nam dużo czasu. Tym wię-
cej, im więcej zadań sobie stawiamy. W takim przypadku autoregulacja przyśpieszy
realizację najróżniejszych zaplanowanych celów.
Zaplanowaliście słodko zasnąć po napiętym dniu pracy i przebudzić się wypoczętym
o szóstej rano. Włączcie system autoregulacji i życzcie sobie dobrej nocy! Wyobraźcie
sobie, że o szóstej rano oczy same się otworzą. Gdy tylko o tym pomyślicie, organizm
zacznie pracować według zadanego programu. Jeśli w ten sposób potrenujecie przez
kilka dni, wytworzy się przyzwyczajenie do spokojnego zasypiania i budzenia się wy-
poczętym w każdych warunkach. Włączenie programu będzie za każdym razem szyb-
sze, by w końcu przejść w nawyk: nie będziecie nawet musieli wywoływać stanu auto-
regulacji – wystarczy tylko chęć.
To samo będzie dziać się w innych przypadkach. Dwa, trzy razy wywołujecie żądaną
reakcję (na przykład, rozgrzanie się podczas mrozu czy pozbycie się bólu głowy) za
pomocą reżimu autoregulacji – i zadziałały związki, zachodzące miedzy waszym ży-
czeniem a systemami wykonawczymi organizmu!
Jedne związki będą powstawały szybciej, inne wolniej. Nie powinno to zniechęcać,
cała rzecz polega na treningu.
Jeżeli jednak żądana reakcja nie następuje – pamiętajcie o trzech zasadach autoregu-
lacji.
Zasada pierwsza. Stan autoregulacji jest stanem równowagi między psychicznymi i
fizjologicznymi funkcjami organizmu, podczas niego odpoczywa dusza i ciało. Jeśli
dany stan nie włącza się od razu, NIE ŚPIESZCIE SIĘ, spróbujcie jeszcze i jeszcze raz.
Podczas kiedy próbujecie wywołać stan – mózg z intensywnych wrażeń dnia przełącza
się w kierunku przez was pożądanym.
Po określonym treningu stan autoregulacji będzie włączać się od razu przy pierwszym
wysiłku woli. Być może – zadanie, które chcecie realizować przy pomocy reżimu auto-
regulacji, jest dla was nowe, niezwykle lub zbyt odpowiedzialne. Popatrzcie na to zada-
nie z innej perspektywy. Nie tak, jak ogląda się szczyt przed wspinaczką, ale tak, jakby-
ście grali w interesującą grę dziecięcą.
Zasada druga. W reżimie autoregulacji psychika i organizm znajdują się w położeniu,
przypominającym przełączanie szybkości w samochodzie na „neutralną", gdy jeszcze
działa energia poprzedniego momentu. A wy chcecie ją pokonać, przełączając w okre-
ślonym kierunku.
Dlatego pamiętajcie o inercji stanu wyjściowego swojego systemu nerwowego. Poko-
nuje się ją głębią reżimu autoregulacji i ostrym, pobudzającym obrazem oczekiwanego
rezultatu. Na przykład, jeśli znaleźliście się w depresji, poprawa samopoczucia nastąpi
tylko wtedy, kiedy zastosowawszy wolę i wyobraźnię twórczą, sformułujecie żądany
obraz stanu aktywnego. Reżim autoregulacji nagrodzi wasze, wolicjonalne i twórcze
wysiłki materializując je.
Dla wewnętrznej natury organizmu trzeba formułować zadanie w języku duszy, to
znaczy w najnaturalniejszym języku zamierzeń wewnętrznych. Jeden wykorzystuje
obrazy wizualne, inny woli wskazówki myślowe. Prędko nauczycie się wyczuwać ten
język, za pomocą którego nasza świadomość porozumiewa się z nieświadomymi me-
chanizmami. Opanowawszy je możesz stać się prawdziwym PANEM swego organi-
zmu!
Określcie dokładnie swoje cele! Zanim wstąpicie w królestwo autoregulacji,
MUSICIE WIEDZIEĆ CZEGO CHCECIE!
W przypadku, gdy zaplanowane zadanie jest określone niedostatecznie, głębia reżimu
autoregulacji się obniża.
Zasada trzecia. Przy posługiwaniu się autoregulacją należy wiedzieć, że istnieją za-
równo zależne od nas jak i wegetatywne funkcje organizmu, Te pierwsze można zmusić
do działania jedynie wysiłkiem woli, zaś do włączenia wegetatywnych (typu ciśnienie,
termoregulacja, wydzielanie potu itp.) trzeba wywołać obraz bodźców, odpowiadają-
cych tym funkcjom.
Tak na przykład obraz wypitej filiżanki kawy wywoła w reżimie autoregulacji u ni-
skociśnieniowca zwiększenie napięcia, a obraz zażytej tabletki może usunąć atak cho-
roby wieńcowej – jeżeli oczywiście to lekarstwo przedtem pomagało.
W TEN SPOSÓB UAKTYWNIAJĄ SIĘ I PODPORZĄDKOWUJĄ ŻĄDANIOM
WOLI INNE, PRZEDTEM NIEZALEŻNE OD NIEJ FUNKCJE WCZEŚNIEJ
PRZEŻYTE STANY, WRAŻENIA. REAKCJE FIZJOLOGICZNE I NAWYKI.
Autoregulacja służy więc rozwojowi związków między wolą a nieświadomymi me-
chanizmami organizmu.
Bez bólu
Mówiąc o fenomenach autoregulacji, w pierwszej kolejności mamy na myśli umiejęt-
ność obniżania progu odczuwania bólu. Na przykład pozbywania się bólu głowy, zęba
czy serca. W stanie szczególnym można znieczulić praktycznie każdą część ciała. De-
monstrując efekty znieczulania w grupie uczących się autoregulacji, ochotnicy wywołu-
ją u siebie stan szczególny i dają organizmowi, przykładowo, następujący program:
„Ręka (szczęka, ząb) stała się nieczuła na ból, odrętwiała". Przy tym wskazane jest
pogrążenie się w stanie neutralnym jak najgłębiej, by nie przeszkadzać organizmowi w
syntetyzowaniu żądanej reakcji zwrotnej. Nie należy przy tym mieszać się do procesu
jej realizacji, nie rozmyślać jak i dlaczego odpowiednia reakcja powinna zadziałać i jak
w ogóle zachodzi znieczulenie, l czy zajdzie? Jeśli tak ukierunkujemy świadomość –
automatyczna reakcja zablokuje się, jako, że z jednej strony automaty otrzymają zada-
nie typu ",,", zaś z drugiej – typu „nie",
Można, jeśli się chce, wykorzystać sprzyjające efektowi obrazy wyobrażeń ze swoje-
go doświadczenia życiowego. Na przykład, jak to kiedyś znieczulano mi stłuczenie
chloroetylem, albo ząb za pomocą zastrzyku. Obrazy te odruchowo ożywiają w pamięci
organizmu ślady dawnych reakcji.
A oto kilka przykładów wykorzystana autoregulacji w celach leczniczych i profilak-
tycznych.
Nagromadziliśmy dostatecznie duże doświadczenie jeśli chodzi o zabiegi chirurgicz-
ne wykonywane z pomocą autoregulacji. Uczyliśmy pacjentów, by sami przygotowywa-
li się do operacji. W klinice mikrochirurgii ocznej u profesora S.N. Fiodorowa prze-
prowadzany był następujący eksperyment. Chorzy przychodzili do kliniki o piątej wie-
czorem. Od 7.00 do 8,30 poddawali się psychoterapii grupowej, to jest w stanie hipno-
zy uczyli się autoregulacji. W następnym dniu, o 10-tej rano byli operowani.
Przy uczeniu główną uwagę poświęcano temu, by chorzy w przededniu operacji mogli
poprawić swój nocny sen, a bezpośrednio przed zabiegiem samodzielnie zagłębić się w
stan głębokiej relaksacji i drzemki.
Bardzo ważne okazało się nie tylko znieczulenie, ale także pozbycie się strachu przed
zabiegiem. Od tego w niemałym stopniu zależy stan i zachowanie chorego podczas
operacji. Przekonaliśmy się, że człowiek postawiony na progu krytycznej sytuacji emo-
cjonalnej (tj. tuż przed operacją) szybciej się uczył,
Około 30-40% z ogólnej liczby chorych, których uczyliśmy autoregulacji, już po
pierwszym ćwiczeniu mogli rankiem samodzielnie zagłębić się w potrzebny stan i prze-
bywać w nim podczas operacji, a nawet po niej – od trzydziestu minut do kilku godzin.
Jest to bardzo korzystne dla okresu rehabilitacji i przyśpiesza wyzdrowienie. Pozostali
pacjenci albo nie w pełni poddawali się nauce, albo nie do końca wierzyli w swoje
możliwości.
Wszyscy chirurdzy, pracujący w tym dniu przy operacjach, a i sam profesor Fiodorow
zauważyli, że chorzy, którzy opanowali autoregulację, w porównaniu do innych byli
spokojniejsi w czasie zabiegu i mieli „miękkie" oczy. Rzecz jasna – pacjentom, którzy
sami wywoływali u siebie stan relaksacji, nie podawano żadnych preparatów uspakaja-
jących ani znieczulających.
W erewańskim szpitalu republikańskim przeprowadzono około stu chirurgicznych
operacji otolaryngologicznych z zastosowaniem autoregulacji. Niektórzy chorzy na-
uczyli się kierować swoim stanem ,,, że nawet po wyjściu ze szpitala, z własnej inicja-
tywy, wykorzystywali tę umiejętność w różnych dziedzinach. Udane pokonanie stresu
podczas zabiegu upewniło ich co do pożytku z umiejętności wywoływania stanu auto-
regulacji, a operacja stała się czynnikiem wzmacniającym efekt nauczania. Jeden z
pacjentów po wyzdrowieniu stosował nawet autoregulację w czasie... gry w szachy!
Znana gimnastyczka Olga Korbut, doświadczywszy stanu autoregulacji opowiedziała
mi, że wykonując w tym stanie ćwiczenia gimnastyczne, może prześledzić system przy-
gotowania mięśniowego, co umożliwia doskonalenie mistrzostwa technicznego.
Kierownik katedry chorób otolaryngologicznych Dagestańskiego Instytutu Medycz-
nego doktor nauk medycznych, profesor M.S. Michałowski tak określa efekt stosowania
autoregulacji.
„Pracownicy Ośrodka Autoregulacji z powodzeniem nauczyli wywoływać ten stan u
127 chorych z różnymi chorobami otolaryngologicznymi, jak również chorych przygo-
towujących się do operacji.
Wszyscy pacjenci, którzy przeszli kurs nauczania w programie obowiązkowym, na-
uczyli się nie odczuwać bólu bez znieczulenia. Opanowanie nawyku kierowania stanem
psychoemocjonalnym pozwala chorym normalnie, głęboko spać w noc przed zabiegiem
chirurgicznym, bez zażywania leków. A następnie zaprogramować stan spokoju, nieod-
czuwania strachu po przebudzeniu oraz podczas operacji".
Jeden z moich przyjaciół wywoływał stan specjalny gwoli pozbycia się siwizny, l wy-
obraźcie sobie – wyszło! Po miesiącu jego włosy pociemniały!
Sądzę, że zainteresuje Czytelnika rozmowa pisarza Wladimira Stolarowa z Ludmiłą
P., która opanowała metodę wywoływania stanu autoregulacji. Kobieta ma 39 lat, jest
mężatką, wychowuje dwóch synów, pracuje w zakładzie przemysłowym jako robotnica.
Władimir Stolarow: Co Panią skłoniło do nauczenia się autoregulacji?
Ludmiła P.: Zainteresowanie metodą Na brak zdrowia raczej nie skarżyłam się. Tyle,
że pod koniec dnia pracy odczuwałam silne zmęczenie. Mimo to zmuszałam się do
wykonywania prac domowych. W.S.: Jak szybko opanowała Pani „klucz"?
L.P.: Jeśli dobrze pamiętam, w ciągu 3–5 seansów, trwających po pół godziny.
W.S.: Czy Pani może porównać stan poprzedni z obecnym?
L.P.: Po pierwsze byłam bardzo wybuchowa i obrażalska. Teraz, jur od 5 lat maż nie
usłyszał ode mnie ostrego słowa, l zupełnie zapomniałam, co to takiego obrażać się na
ludzi. Po drugie – byłam ponad miarę wrażliwa. Synowie wychodzą bawić się, a ja
miejsca nie mogę sobie znaleźć. Różne głupie myśli pchają się do głowy. Teraz tego
już nie ma. Autoregulacją pomagałam sobie również w krytycznych momentach. Kie-
dyś upadłam, poślizgnąwszy się na lodzie. Miałam torsje i silny ból głowy. W domu
położyłam się, wywołałam stan neutralny i wyobraziłam sobie, że z tyłu głowy podłą-
czono mi elektrody, by przepuścić przez nie prąd.
W.S.: A dlaczego z tyłu głowy? L.P.: Nie wiem, pewnie dlatego, że tam mnie bolało.
W.S.: l pomogło?
L.P.: Najpierw poczułam ciepło wędrujące od karku do nosa. Potem ból zaczął słab-
nąć. W ciągu nocy wywołałam ten stan ze trzy razy.
W.S.: A co z oparzeniem?
L.P.: Wiedziałam, że przy oparzeniu ulega zniszczeniu struktura skóry. A dla jej od-
budowy potrzebny jest silny dopływ krwi. Wywołałam stan neutralny, wyobraziłam
sobie cyrkulację krwi w nogach. Wtedy częściej wywoływałam stan niż przy wstrząsie,
dzięki temu nie miałam bąbli. A po trzech dniach i zaczerwienienie przeszło. Teraz nie
ma żadnych śladów.
W.S.: A ból zęba może Pani zlikwidować?
L.P.: Co też Pan mówi! Oczywiście, że nie!
W.S.: Dlaczego?
L.P.: Bo w to nie wierze.
W.S.: Ale przecież nie próbowała Pani!
L.P.: Po co, jeśli nie wierzei W.S.: Czy zdaje sobie Pani sprawę, że brakiem wiary
ogranicza Pani
swoje możliwości? L.P.: Rozumiem, ale nic na to nie poradzę, że nie wierzę!
W.S.; Jeśli Pani opanowała klucz, czy może Pani przekazać to komuś? Ściślej, czy
może Pani nauczyć inną osobę posługiwać się nim?
L.P. Oczywiście. Nauczyłam męża. Inna sprawa, że jemu idzie gorzej. Alijewa trzeba
poprosić. Nauczyłam krewnych. Starszego syna – ma 15 lat. Zrobiłam to bez pozwole-
nia Alijewa. Bardzo chciałam im pomóc.
W.S.: Do czego zdolny jest syn?
L.P.: Wchodzi w stan neutralny i tańczy młodzieżowe tańce, break na przykład. A
normalnie, w zwykłym stanie, mówi, że się wstydzi i traci rytm.
W.S.: Czy nie zauważyła Pani u siebie jakichś nowych zdolności i możliwości po
opanowaniu klucza?
L.P.: Nie, co może zajść nowego u kobiety, która ma na głowie rodzinę? Nie, Chyba
tylko tyle, że nieraz pozbawiam bliskich bólu głowy.
W.S.: W jaki sposób?
L.P.: Wyobrażam sobie, że w koniuszkach palców czuję prąd, jak ukłucia igiełek.
Kładę prawą rękę na karku chorego, lewą zaś na czole i lekko przechylam jego głowę w
tył. Prawdą jest, że sama powinnam być w stanie. Wtedy lepiej czuję co należy robić.
W.S.: l rzeczywiście ból ustępował?
LP.: Jeszcze nie zdarzyło się, abym nie pomogła!
Oczywiście – w sytuacjach takich, jak opisane – pojawia się inna kwestia: czy czło-
wiek, który opanował klucz do kierowanego stanu, może użyć go do wyrządzenia
krzywdy?
Rozmowy z byłymi pacjentami wskazują, że ludzie dobrze wyuczeni, z utrwalonym
nawykiem, mogą wywoływać u siebie najróżnorodniejsze reakcje. Do tej pory nie było
jednak przypadku, by człowiek postawił przed sobą zadanie realizacji zła. Jestem pe-
wien, że stan harmonii neutralizuje takie polecenia. Jakże mogłoby być inaczej? Har-
monia to szczęście, to znaczy – zdrowie duchowe. A co za tym idzie, nie zawaham się
użyć wielkich słów, ogólna humanizacja.
A oto jeszcze jeden krótki zapis z dziennika Władimira Stolarowa:
„Przyjechali goście z Tbilisi. Dwie starsze damy: Anna Grigoriewna Owsiannikowa –
była aktorka i Maria Aronowa Własowa, emerytowana lekarka. Anna Grigoriewna
zapytała autora metody kierowanej autoregulacji.
– Czy Pan sam ma klucz do stanu neutralnego?
– Nie mam – uśmiechnął się doktor Alijew.
– Jeśli nie mam dziesięciu rubli, a ktoś prosi o nie, czy mogę spełnić tę prośbę?
– Oczywiście, że nie.
– Niejeden człowiek życie poświęcił, by nauczyć się kierować sobą. Najtęższe umysły
ludzkości szukały drogi...
– To znaczy, że nie szukały jej tam, gdzie trzeba.
– Zgodzi się Pan – rozmówczyni nie dawała za wygraną – że nauczyć człowieka tego
w ciągu dziesięciu seansów – to brzmi niepoważnie? Doktor Alijew zbliżył się do niej:
– Proszę wstać.
Po kilku minutach Anna Grigoriewna zagłębiła się w fazę. Po pięciu minutach samo-
dzielnie powtórzyła ten stan, Oczy jej błyszczały.
– Zrozumiała Pani? – zapytał doktor.
– Tak. Dziękuję – skłoniła się Anna Grigoriewna..."
Wśród fenomenów autoregulacji można znaleźć masę ciekawych przykładów.
Mój przyjaciel (nie będę wymieniać nazwiska) zazwyczaj cierpiał podczas urodzin i
innych uroczystości, bo alkohol wywoływał u niego silną alergię. – Wyzwól mnie z
tego – poprosił kiedyś.
Zahipnotyzowałem go i zasugerowałem, że żadnej alergii już nie będzie mieć. Po paru
tygodniach spotykam przyjaciela, a on prosi bym go ponownie zahipnotyzował j „zmie-
nił płytę". Okazuje się, że picie tak go pociąga, iż stało się to nie do wytrzymania!
Nauczyłem go autoregulacji. Podczas pierwszej lekcji wywołał u siebie obraz wypite-
go wina – i naturalnie – żadnej towarzyszącej temu alergii. Potem wyobraził sobie, że
alkohol wywołuje silną alergię wraz z mdłościami. Reakcja włączyła się. Teraz – po-
wiedziałem – od ciebie zależy, czy będziesz pić czy nie. Dysponujesz instrumentem za i
przeciw.
Przyjaciel okazał się człowiekiem z charakterem. Więcej nie pił.
Jeden z moich uczniów, lekarz, opowiadał, że pewnego razu jego pacjentka na propo-
zycję wywołania u siebie stanu autoregulacji w celu otrzymania wrażenia przyjemnego
wypoczynku – zareagowała w następujący sposób: źrenice rozszerzyły się, oddech
przyśpieszył, na policzkach pojawiły się rumieńce i (o Boże!) zaczęła automatycznie
podnosić rzekomą strzykawkę do żyły... Okazało się, że była kiedyś narkomanką. Le-
karz zasugerował jej w tym momencie, że od tej pory uczucie przyjemności będzie
niezależne od narkotyku. Pod kontrolą lekarza kilkakrotnie powtórzyła wchodzenie w
stan autoregulacji bez czynności z rzekomym narkotykiem. Potem sama trenowała
autoregulację i po kilku miesiącach pokonała zależność od narkotyków.
Rozpoczęliśmy pracę na oddziale ginekologicznym w Republikańskim Szpitalu Kli-
nicznym miasta Machaczkały. Oto skrócona opinia o wynikach tej pracy, wydana przez
kierownika katedry położnictwa i ginekologii Dagestańskiego Instytutu Medycznego,
doktora nauk medycznych profesora M.A, Omarowa.
„Wszystkie poddane szkoleniu kobiety przejawiały dużą aktywność w opanowaniu
programu, dążyły do utrwalenia nawyków i samodzielnego ich wykorzystania. U
wszystkich kobiet chorych i ciężarnych stwierdzono wyraźny efekt terapeutyczny, pole-
gający na komforcie samopoczucia i poprawie snu.
Metoda autoregulacji ułatwia przygotowanie ciężarnych do rodzenia".
Dla pracowników Ośrodka Autoregulacji najciekawsza okazała się właśnie praca z
kobietami ciężarnymi. Chętnie i szybko opanowują one klucz i z zadowoleniem wypo-
czywają w „nirwanie". Nie bez podstaw uważa się, że kobieta ciężarna powinna znaj-
dować się w stanie błogości duchowej. Że nie należy opowiadać przy niej żadnych
koszmarnych przypadków czy historii. Grupa uczonych amerykańskich z uniwersytetu
w Północnej Karolinie przeprowadziła badania, potwierdzające tę mądrość ludową.
Okazało się, że dziecko – zanim przyjdzie na świat – przyswaja pewne informacje o
świecie zewnętrznym. Kształtowanie się psychiki dziecka na poziomie embrionalnym
zależy od sposobu myślenia matki, jej stanu duchowego, przeżywanych emocji pozy-
tywnych i wrażeń.
Niech mnie nazwą utopistą, ale jestem pewien, że podstawową działalność człowieka
– pracę – można przekształcić w źródło jego zdrowia! Oczywiście – jeśli będzie to
ulubiona praca, w której człowiek znajduje możliwość realizacji swoich zdolności
twórczych. Płynące z tego zadowolenie moralne będzie sprzyjać ogólnej harmonii pra-
cownika.
Jednak i obecnie autoregulacja pozwolą pracownikowi skutecznie adaptować się do
warunków działalności, zaś technologowi doskonalić proces technologiczny ze szcze-
gólnym zwróceniem uwagi na adaptacyjne zdolności pracowników. Wzajemne wysiłki
socjologów, psychologów i medyków, jak również innych specjalistów, zajmujących
się pracą – za pomocą autoregulacji mogą zbliżyć proces pracy do pożytecznego obcią-
żenia treningowego.
Myślę, że stanowisko pracy może stać się swojego rodzaju boiskiem sportowym, a
zakład pracy – fabryką zdrowia. Oczywiście – przy spełnieniu warunku prawidłowej
działalności zakładowych służb ekologicznych.
Naukę autoregulacji w zakładach pracy zwykle zaczyna się od dyrektora lub jego za-
stępcy. Uczy się ich, jak pozbywać się emocji negatywnych i nadmiernego napięcia
stresogennego. Jak utrzymywać dobre samopoczucie oraz opanować umiejętność więk-
szego koncentrowania się na problemach, wymagających podejmowania szybkich de-
cyzji, A także – szybszego i głębszego zasypiania po dniu pracy. Zgodzicie się, że
wszystko to w jakiś sposób pomoże wyeliminować atmosferę nerwowości, panującą w
większości zakładów, w których z zasady właśnie szef narzuca styl pracy.
Po opanowaniu autoregulacji przez dyrekcję zajmujemy się załogą.
Przeprowadzamy dyskusję o istocie autoregulacji, układamy grafik zajęć, przyjmując
zapisy do poszczególnych grup. Pierwsze dwa, trzy dni zajęć wypełnia psychoterapia
grupowa. Kursantom sugeruje się poprawę samopoczucia ogólnego, zmniejszenie zmę-
czenia, podwyższenie stopnia zdolności do pracy, poprawę snu. Obiecuje się, że ich
samopoczucie będzie poprawiać się z każdym następnym zajęciem...
W procesie opanowania klucza sugeruje się, że stan autoregulacji jest stanem leczni-
czym, w którym zaczyna działać nasza wewnętrzna „apteka". Organizm przełącza się
na fale głębokiego wypoczynku i odbudowy sił, uzdrawiającego nastroju, człowiek
odczuwa przyjemny komfort, przypływ sił witalnych, zaczyna swobodnie oddychać, Po
wyjściu ze stanu szczególnego zaleca się wykonanie kilku ćwiczeń fizycznych, podob-
nie jak po przebudzeniu. Środkami sugestii pobudza się także do zajęć gimnastycznych
i odzwyczajania się od szkodliwych nałogów.
Kursanci przygotowujący się do samodzielnego włączenia autoregulacji muszą – jak
przy ważnym zabiegu leczniczym – znajdować się pod wpływem emocji pozytywnych.
Poleca się wykorzystanie klucza w celu wypoczynku, w zależności od potrzeb organi-
zmu. Częstotliwość stosowania autoregulacji ustala lekarz podczas indywidualnych
konsultacji, zalecając odtwarzać w reżimie autoregulacji te obrazy i stany, które zwykle
polepszają samopoczucie (spacer po lesie, sauna, prysznic...).
W wyniku zastosowania autoregulacji u znakomitej większości pracowników jednego
z zakładów przemysłu elektronicznego nastąpiło znaczne polepszenie ogólnego samo-
poczucia, charakteryzujące się obniżeniem napięcia psychicznego i zmęczenia, ustabili-
zowaniem poziomu ciśnienia oraz zmniejszeniem skarg na bóle głowy, depresje i zabu-
rzenia snu.
Odnotowano również wyraźną poprawę klimatu psychologicznego w grupach uczest-
niczących we wspólnych zajęciach i dążących do osiągnięcia tego samego celu.
Do fenomenów autoregulacji można odnieść także znane zjawiska z dziedziny hipno-
zy. Wszystko, co można zrobić pod hipnozą, da się także wykonać za pomocą autore-
gulacji, bez pomocy hipnotyzera. Ta cała ogromna dziedzina znajduje się obecnie w
stadium badań.
Przy pomocy stanu specjalnego można także odtwarzać i rozwijać naturalne, niezwy-
kłe możliwości, obserwowane u ludzi. Przykładem niech będzie mój przyjaciel z Arme-
nii, Samuel Garibian, znany z fenomenalnej pamięci. Będąc w dobrej formie zapamię-
tuje od razu dwa tysiące słów i może je cytować od początku do końca, ze środka, albo
od wskazanego miejsca. Tę zdolność można rozwinąć u każdego – oczywiście w okre-
ślonym stopniu.
Włączanie odpowiednich odruchów charakteryzują doświadczenia przeprowadzane w
autoregulacji. Podobnie zresztą jak i w stanie hipnozy. Czasem mnie pytają, czy śpiew,
taniec i inne wykonywane wtedy czynności nie są tylko zwykłą imitacją? Przecież nie
tak znów trudno wyobrazić sobie siebie jako kogoś innego! Na tak postawione pytanie
odpowiadam: A czy aktor może zagrać znieczulenie podczas operacji chirurgicznej?
Ta zdolność do samodzielnego znieczulania w stanie autoregulacji jest jakby doku-
mentem, potwierdzającym obiektywność fazowego stanu pracy mózgu.
Drugim potwierdzającym to dokumentem jest włączanie w stanie specjalnym odru-
chów, których istnienia człowiek nawet się nie domyślał.
Przykład: neurologia zna test Babińskiego, kiedy to przeciąga się igłą po podeszwie
stopy. U dorosłych mimowolne łaskotanie wywołuje odruch zgięcia i zaciśnięcia pal-
ców, u dzieci – na odwrót, palce napinają się i rozchodzą na boki. Jeżeli dorosłemu
zasugerować w hipnozie, że jest w wieku niemowlęcym – włączy się u niego odruch
rozczapierzania palców.
Chcę jeszcze raz podkreślić: im głębszy stan neutralny, tym człowiek nabywa większe
możliwości. Spotyka się pacjentów, którzy bardzo chcą wywołać głęboki stan, ale na-
wet przy wydatnej pomocy lekarza to im nie wychodzi. Są i tacy, którzy już natych-
miast, w pierwszych minutach nauki mogą wywołać stan i zachować tę zdolność na
długi okres. Kiedy nauczysz się pływać – nie stracisz tej umiejętności. Trzeba tylko
trenować, szlifować technikę. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że mniej
więcej sześćdziesiąt procent ogólnej liczby ćwiczących opanowuje metodę w ciągu
dziesięciu godzinnych zajęć. Z pozostałymi trzeba dłużej popracować.
Nasuwa się pytanie, czy bywają ludzie, którzy w ogóle nie są zdolni do opanowania
autoregulacji? Czy każdy może nauczyć się kierowania swoimi procesami hipnotycz-
nymi? Przecież mówi się, że istnieją ludzie podatni i nie podatni na hipnozę... Sam
jestem lekarzem psychiatrą i oddałem ponad dwadzieścia lat pracy hipnozie klinicznej i
eksperymentalnej. I ja sam – będąc autorem metody autoregulacji – nie posiadam klu-
cza! Chociaż wielokrotnie próbowałem – nie udało mi się siebie zahipnotyzować. Nie
potrafili tego dokonać także moi uczniowie. A więc?
Paradoksalność mojego przypadku tkwi nie w tym, że znalazłem się w klasycznej sy-
tuacji szewca, który chodzi bez butów. Po prostu dane mi raz w młodości krótkie do-
świadczenie hipnozy natychmiast zostało poddane analizie twórczej, która nieprzerwa-
nie, do tej pory trwa i ze spontanicznej stała się zawodową. Ot i cała tajemnica mojej
odporności! Jestem więc pechowcem w podporządkowaniu się hipnozie, aczkolwiek
sądzę, że należę do ludzi podatnych na ten zabieg.
Ciekawy przypadek obserwowaliśmy na Marinie – dziewczynie, która pasjonowała
się jogą. Przyjechała do nas z Moskwy, by wypróbować moją metodę.
Marina w żaden sposób nie mogła wejść w stan specjalny w określonym przez siebie
czasie. Daje dwie minuty – realizuje w półtorej, daje jedną – realizuje po upływie
trzech. A bardzo chciała opanować dokładny czas. Wyjaśniliśmy jej, że półminutowe
odchylenia nie mają znaczenia. Czas trwania stanu koryguje sam mózg w zależności od
samopoczucia. Bardziej zmęczony dąży do przedłużenia stanu.
– Nie! – mówi – Chcę, by wszystko było dokładne! Następnego dnia przychodzi do
laboratorium i oznajmia:
– Nareszcie posiadłam dar dokładnego określania czasu bez zegarka! Wczoraj treno-
wałam przez cały wieczór i, jeśli chcecie, powiem która godzina.
– Proszę, powiedz – zebrali się wokół niej pracownicy laboratorium. , – Piętnaście po
dziesiątej – odpowiada Marina.
Wszyscy popatrzyli na zegarki – zgadza się!
W ten sposób bawiliśmy się pół dnia. Marina określała godzinę – zawsze dokładnie.
Ktoś zaproponował, by zdjęła zegarek.
– Przecież nie mam zegarka – zaśmiała się Marina – myślicie, że przyszłam was
okłamywać?
Po kilku godzinach zbierając się do odejścia Marina zapytała:
– Która godzina?
Wszyscy roześmieli się, a Marina puknęła się w głowę:
– Zupełnie zapomniałam, że umiem określać czas bez zegarka. Podała dokładną go-
dzinę!
Ostrożnie
Elena Polakowa, mistrzyni sportu ZSRR w tenisie, doktorantka laboratorium psycho-
logii opowiada:
– Przyjechałam do Machaczkały z prośbą o naukę autoregulacji.
Chciałam wykorzystać ją dla sportowców, przygotowujących się do Igrzysk Olimpij-
skich w Seulu. Podczas zajęć poczułam obejmujące mnie uczucie unoszenia się w po-
wietrzu, mimowolnie popłynęły mi łzy z oczu, oddech stał się głęboki, równy i silny.
Następne zajęcia były wyjątkowo ciekawe. Znalazłszy się w stanie neutralnym, zapra-
gnęłam przedstawić „taniec ognia" (skąd nagle wzięła się u mnie ta nazwa, oraz samo
wyobrażenie tańca?) Widowisko okazało się – jak mi potem opowiadano – nieco nie-
zwykłe, ale piękne.
Nie mogę powiedzieć, abym była człowiekiem, pełnym wiary w siebie. Nie lubię
również występować przed żadną publicznością. A jednak w Machaczkale przyszło mi
nie tylko demonstrować znane „sztuczki" w rodzaju znieczulania dłoni, "mostka", wy-
konanego między dwoma krzesłami czy „odrętwienia" – ale i komentować swoje wra-
żenia tak przy niewielkich audytoriach, jak i w ogromnych, przepełnionych salach in-
stytutów, fabryk, szkół. Ani krztyny zdenerwowania – tylko przyjemne uczucie spokoju
i pewności, władania czymś nadzwyczajnym i radość, że mogę ogarnąć tym wszystkich,
którzy mnie widzą i słyszą.
Od dawna interesuję się różnymi interpretacjami treningu autogennego, medytacją i
hipnozą. Żadna z tych metod nie wywołała u mnie tak silnych i ostrych reakcji jak me-
toda autoregulacji. Wszędzie czuło się jakiś brak zakończenia myśli, idei i zamiast
łatwości – trudność osiągnięcia oraz krótkotrwałość upragnionego efektu.
Wykorzystywałam metodę autoregulacji głównie dla siebie: żeby szybko odpocząć,
mocno zasypiać, kilkakrotnie likwidowałam ból zęba i głowy. Raz zastosowałam auto-
regulację do kształtowania stanu psychicznego podczas zawodów tenisowych. Udało mi
się „wyciągnąć" zupełnie beznadziejny mecz, który już przegrywałam – i zostałam
zwyciężczynią.
Kiedyś zdarzył się bardzo dziwny przypadek, który skłonił mnie do myślenia także o
niebezpieczeństwach, wynikających z lekkomyślnego stosowania metody autoregulacji.
Pewnego razu przed snem, jak zwykle, postanowiłam zastosować metodę w celu szyb-
szego zaśnięcia. Byłam jednak tak zmęczona, że nie chciało mi się wymyślać programu
do realizacji w stanie neutralnym. Zdecydowałam dać pełną swobodę mimowolnym
ruchom rąk i nóg, wyobraziłam sobie po prostu brak kontroli tych ruchów. Po wyjściu
ze stanu od razu położyłam się spać i zasnęłam. Rano umyłam się i weszłam do pokoju
po jakąś rzecz i nagle poczułam, że nie tylko nie mogę jej wziąć, ale nie jestem w stanie
Uczynić nawet kroku. Ogarnął mnie strach, nie mogłam utrzymać równowagi i tak
niezręcznie upadłam na podłogę, że dotkliwie się uderzyłam. Ból od razu doprowadził
mnie do przytomności, doczołgałam się jakoś do łóżka, położyłam się i zaczęłam anali-
zować zaistniałą sytuację. Dobrze, że był akurat dzień wolny od pracy, nie trzeba było
nigdzie się śpieszyć. Kiedy w końcu znalazłam przyczynę tak silnego rozkoordynowa-
nia, spróbowałam pozbyć się go znowu poprzez stan neutralny, ale się nie udało. Do-
piero wieczorem złamałam opór nieposłusznych rąk i nóg. Cały poprzedzający dzień
spędziłam w mękach, aby dobrze postawić nogę, aby zrobić kilka kroków, z trudem,
drżącą ręką podnosiłam do ust filiżankę i kilkakrotnie prosiłam mamę, by zrobiła mi
masaż. Nie będę opisywać przerażenia rodziców, kiedy zobaczyli co się dzieje...
Po tym zdarzeniu za każdym razem dokładnie planowałam program ruchowy przed
zastosowaniem klucza do stanu kierowanego. Innymi programami nie posługiwałam
się, nie było takiej potrzeby. Ćwiczenie z odczuciem lotu stawało się coraz bardziej
powierzchowne, szczególnie po tym, jak zaczęłam wątpić w siebie. Teraz wykorzystuję
klucz do poprawy techniki uderzeń piłki w tenisie, a i to niezmiernie rzadko".
Na czym polega stan neutralny? To coś pośredniego między czujnym snem a jawą,
takie lekkie zamroczenie. Metoda autoregulacji sprzyja momentalnemu zagłębieniu się
w ten stan, podczas kiedy w treningu autogennym, psychomięśniowym, psychotonicz-
nym i innych rodzajach treningów i medytacji osiąga się go nie od razu, jest nietrwały,
szybko przechodzi w sen i wymaga systematycznych, długich zajęć.
Głębia autoregulacji bywa cechą indywidualną Nawet u tego samego człowieka różni
się w zależności od chwilowego nastroju i napięcia fizycznego, chociaż z czasem pod-
daje się regulacji.
Autoregulacja odkrywa w nas także możliwości twórcze. W ostatnim czasie pojawiła
się niezwykła u mnie jasność myślenia i przekazywania myśli. Tylko w ten sposób
mogę wyjaśnić tempo, w jakim napisałam referat naukowy na VII Międzynarodowy
Kongres Psychologii Sportu, który odbył się w Singapurze w sierpniu 1989 roku. By-
łam zmuszona przedstawić swój referat dzień po tym, kiedy dowiedziałam się, że mam
go napisać, przetłumaczyć oraz wygłosić – i to w języku angielskim! Wieczorem referat
był już gotów, a noc i ranek przeznaczyłam na tłumaczenie. Oczywiście, pomogła mi
znajomość przedmiotu oraz języka angielskiego. A autoregulacji zawdzięczam niezwy-
kłą wprost zdolność do pracy i koncentracji nad referatem.
„A trzecia pieśń – pieśni pozostałe..."
Przypomnijmy, jak przeprowadza się seanse spirytystyczne. Medium poleca obecnym
położyć końce palców na brzegu talerzyka i przyzywa jakiegoś ducha, by odpowiadał
na pytania. W udanych przypadkach talerzyk zaczyna wirować. Najprawdopodobniej
poddaje się niewidocznym, psychomotorycznym popychaniom palców uczestników
seansu. Nieświadome impulsy od ludzi są przekazywane przez palce na talerzyk, zmu-
szając do wirowania narysowaną na nim strzałką w kierunku wypisanych liter. Kiedy
wyraz już jakby się układał, talerzyk – rzeczywiście – zaczyna wirować coraz szybciej.
Bo podporządkowuje się zintegrowanym, nieświadomym impulsom całego zebranego
towarzystwa.
Na tej zasadzie pracują – jak mi się wydaje – różdżkarze, szukający za pomocą
różdżki wody pod ziemią. Różdżka w ich ręku, podporządkowując się niewidocznym
sygnałom psychomotorycznym i odbijając je pokazuje, gdzie się znajduje woda. Orga-
nizm człowieka porównać można tu do kompasu w polu magnetycznym.
A czemużby nie? Przecież osoby z zaburzeniami wegetatywno-naczyniowymi odbie-
rają gwałtowne zmiany pogody jak barometr. Prawdopodobnie zespół przyrządów,
którymi posługują się bioenergoterapeuci, wykorzystuje analogiczne zjawisko. Na
przykład – używając ramki z cienkich osi znajomy lekarz określa miejsce zaburzeń w
organizmie pacjenta. Gdy zbliża ramkę do chorego miejsca, ona zaczyna się obracać w
jego rękach. To samo można powiedzieć o obrączce, za pomocą której określa się ci-
śnienie krwi. Taką obrączkę, wiszącą na nitce, trzyma się nad ręka chorego i obserwuje,
o ile odchyla się ona od oznaczonej w myśli podziałce na tej ręce. Na tym polega cały
eksperyment.
Skąd się bierze wyczucie u medium? Najprawdopodobniej w każdym z nas, w zależ-
ności od tego, na Ile jesteśmy rozluźnieni, mózg jest zdolny łowić niezauważalne sy-
gnały przekazywane przez pacjenta: charakter oddechu, różnicę wielkości źrenic, mi-
kroreakcję na nieoczekiwany dźwięk lub światło, stopień zahamowania podczas odpo-
wiedzi na pytania, gotowość do powstania i wykonania jakiegoś ruchu, poziom ogólnej
pobudliwości systemu nerwowego i tak dalej. Na podstawie nieświadomej analizy całe-
go zespołu tego typu sygnałów syntetyzuje się w nas jakaś ocena stanu pacjenta. Jed-
nak, by tę podprogową dla naszej świadomości analizę oceny zdrowia pacjenta uczynić
prawdopodobną, należy ją w jakiś sposób ukazać. Temu celowi służą pośrednicy mię-
dzy naszym odczuciem intuicyjnym a analizą świadomą: różdżka, obrączka czy ramka.
Przypomina to trochę psychiatryczny test Rorscharcha, na którym są naniesione różne,
kolorowe plamy, a pacjent odbiera je w formie bliskich mu kształtów, na przykład ła-
będzia, orła, psa, czy kobiety. W ten sposób odsłania swoje podświadome życzenia.
Jak wielkie jest nasze podświadome „JA"! Zawiera doświadczenie osobiste oraz te,
przekazane przez poprzednie pokolenia, doświadczenia naszych praszczurów oraz
doświadczenia zespołowe. Zapewne i starożytne wyrocznie, przepowiadając przyszłość,
popadały w szczególny stan i za pomocą znanych sobie sposobów „puszczały luzem"
swoje podświadome „JA". W starych księgach opisano na przykład, jak to wygłaszają-
cemu przepowiednię kapłanowi rozszerzają się źrenice i twarz nabiera wyrazu wyob-
cowania, a po seansie wraca do normalnego wyglądu. Niczym z innego świata do rze-
czywistości. My powiedzielibyśmy, że wychodzi z reżimu autoregulacji, pozbywszy się
oszołomienia.
Jestem pewien, że niektórym bioenergoterapeutom niepotrzebne są ramki czy obrącz-
ki, wystarczają własne ręce. Jeżeli diagnozujący znajduje się choćby częściowo w sta-
nie fazowym (który może włączać się u niego w wyniku treningu lub spontanicznie, za
pomocą własnych zabiegów) wtedy jego ręce poruszają się mniej lub bardziej dokład-
nie w kierunku chorego narządu, kierowane przez opisany wyżej mechanizm podświa-
domej oceny stanu chorego. Dodajmy do tego doświadczenie diagnostyczne oraz reak-
cje pacjenta, które mimowolnie się odsłaniają podczas manipulowania rękami – i wi-
dzimy, że zaczyna omiatać mechanizm dynamicznej korekcji zachowania bioenergote-
rapeuty. Włącza się coś w rodzaju biologicznego sprzężenia zwrotnego. Ale – co należy
podkreślić – realizuje się ono na poziomie psychicznym, nie zaś na poziomie jakiegoś
mitycznego biopola. Jak bowiem inaczej wyjaśnić fakt, że oddziaływanie rąk praktyku-
je się nawet na odległość tysiąca kilometrów, przez telewizję? Jest to psychoterapia
działaniem, z natury rzeczy najstarsza metoda terapeutyczna. Poddani jej pacjenci fak-
tycznie bywają uleczeni! Jeśli – oczywiście – cierpieli na chorobę, która daje się wyle-
czyć za pomocą psychoterapii. Oraz jeśli są podatni na sugestię. W trakcie takiej kura-
cji pacjenci mogą nieoczekiwanie dla siebie odczuć zdenerwowanie albo rozluźnienie,
coś niby ukłucia czy też ciepło oraz uczucie chłodu, rozchodzącego się po całym ciele.
Pewnego razu wygłaszałem wykład w republikańskim szpitalu psychiatrycznym w
Rydze, podczas którego demonstrowałem lekarzom osiągnięcia współczesnej psychote-
rapii. Po wykładzie kilku lekarzy nauczyło się wywoływać stan autoregulacji. A mnie
do swojego „laboratorium" zaprosił bioenergoterapeuta. Pokazał chorych, których z
powodzeniem leczył „biopolem". Robił to tak: za pomocą galwanometru mierzył cho-
remu różnicę potencjałów elektrycznego oporu skóry lewej i prawej ręki. Odchylenie
wskazówki sygnalizuje, że chory jest psychicznie gotów do leczenia. Terapeuta usta-
wiał chorego przed sobą i koncentrował się do tego stopnia, że na czoło występowały
mu krople potu, przesuwał ręce wzdłuż ciała chorego, czasami zatrzymując je w pew-
nych odcinkach, silnie wdychał i wydychał powietrze, potrząsając przy tym rękami –
jakby pozbywał się przejętej przez siebie choroby.
Bioenergoterapeuta zaprezentował mi pacjentkę, która bardzo mocno odczuwała do-
broczynny wpływ tych zabiegów. Wcześniej leczyła się w tej samej klinice za pomocą
medykamentów – bez powodzenia! Teraz, zadowolona i wdzięczna, zamknąwszy oczy
oczekiwała magicznych prądów.
Kiedy zabieg dobiegł końca, poprosiłem, by opisała co odczuwała. Opowiedziała, że
miejscami czuła ukłucia, potem nagle ciepło, rozlewające się po całym ciele, a potem –
gdy bioenergoterapeuta zaczął w napięciu przesuwać rękę po jej głowie – poczuła, że
głowa uwolniła się od jakiegoś ciężaru i od razu przestała boleć. Teraz czuje się jak
nowo narodzona.
Tymczasem lekarze z zainteresowaniem obserwowali nas. Jak to oceni Alijew? Nie-
dawno twierdził, że „biopole" to psychoterapia, inaczej mówiąc – sugestia. A podczas
tego zabiegu bioenergoterapeuta nie zastosował przecież żadnej sugestii, nie powiedział
nawet jednego słowa!
Poprosiłem kobietę, by stanęła plecami do mnie i zamknęła oczy, a w trakcie wyko-
nywanych przeze mnie czynności komentowała swoje odczucia. Wykonałem za jej
plecami kilka nic nie znaczących gestów (by wyobraziła sobie, że coś się dzieje) i ci-
chutko, by tego nie zauważyła, odszedłem na bok. Odwróciłem się nawet do niej ple-
cami, dla większe) pewności i zamarłem w milczeniu. – Czuję prądy! – oznajmiła pa-
cjentka – jakaś fala przeszła, z dołu do góry po całym ciele. Oddech staje się ciężki, a
teraz się uwalnia. Głowa robi się coraz cięższa, czuję senność. Teraz senność przeszła,
a w głowie się rozjaśniło. Kiedy znowu zbliżyłem się i poprosiłem, by otworzyła oczy,
powiedziała, że czuje się bardzo dobrze!
Lekarze, obserwujący ten zabieg zrozumieli, że u pacjentki zadziałały nieświadomie
wytyczne reakcje. Ale bioenergoterapeuta tego nie zrozumiał. Żwawo podszedł do mnie
i – jak koledze – uścisnął dłoń:
– Nie pomyliłem się – powiedział – ma pan bardzo silne biopole! Ale wracajmy do
autoregulacji. Zapamiętajcie:
– Stan autoregulacji to sposób realizacji celów, które człowiek sam sobie wyznacza.
– Uczący się powinien zwrócić uwagę na dwa momenty:
Pierwszy: jeżeli po jednym z czterech podanych przeze mnie ćwiczeń poczuliście
niedyspozycję, słabość – musicie ustalić jej źródła. Zwróćcie się do lekarza. Bowiem
metoda autoregulacji – jak rentgen – ujawnia stan organizmu.
I drugi: później, kiedy nauczycie się kierować sobą za pomocą woli, nigdy nie zapo-
minajcie o przygotowaniu tak zwanego stanu wyjściowego, obejmującego:
1. Czysty, jasny, świeży umysł.
2. Rześkość, lekkość ciała.
3. „A trzecia pieśń – pieśni pozostałe" – jak mówi jeden z wierszy Rasuła Gamzato-
wa. Czyli Wasze indywidualne, szczególne życzenia t przykazy dla organizmu.
Co wydarzyło się Mendelejewowi?
Największą trudność w naszej metodzie sprawia znalezienie obrazu. za pomocą któ-
rego włącza się stan, niezbędny do opanowania autoregulacji.
Odkąd pamiętam, szukam tego obrazu.
Jak w kilku słowach wyjaśnić pacjentowi, co powinien czuć w stanie specjalnym?
W procesie pracy obraz ten stopniowo konkretyzuje się, staje się jaśniejszy, dostęp-
niejszy. Kiedy stanie się zupełnie jasny, wielu potrafi znaleźć klucz do autoregulacji,
Poszukiwania tego obrazu odbywają się w najróżniejszych sytuacjach. W tym celu
pytam swoich pacjentów, którzy już doświadczyli stanu szczególnego – co w nim jest
najbardziej charakterystyczne? Do czego jest podobny? Jak to można wyjaśnić w
dwóch słowach? Bowiem – jak słusznie zauważył Kurt Vonnegut: – „Nie jest uczonym,
kto nie potrafi dziecku wyjaśnić na palcach istoty swojej pracy".
Ludzie różnie opisują swój stan. Jeśli człowiek był nastawiony na to, że wywoła
uczucie senności, stan neutralny zabarwi się tym odcieniem. Jeżeli nastroił się na lek-
kość i świeżość – będzie właśnie taki.
U debiutantów podczas pierwszych samodzielnych ćwiczeń zagłębiania się w stan w
pozycji stojącej, nierzadko występuje kołysanie ciała. Grozi tu niebezpieczeństwo nie-
świadomego upadku.
Czysty stan neutralny nie występuje. Nawet kiedy człowiek chce po prostu odpocząć
w tym stanie, mimowolnie nastraja swój mózg na realizację programu, który kojarzy się
z wyobrażeniami o odpoczynku.
Kiedyś powstała myśl następującego eksperymentu: jeśli uczącym się trudno z po-
czątku samodzielnie opracowywać programy, stosowne do różnych celów – niech spró-
bują w ogóle nie tworzyć żadnych programów. Poobserwujmy, co zrobi sam organizm.
Mieliśmy pacjenta, któremu odkleiła się siatkówka. Po operacji prawie wrócił do
normy. Ale to „prawie" było jeszcze odczuwalne dla oka. Młody człowiek przyjechał z
daleka z nadzieją że pomoże mu autoregulacja. Kilka dni opracowywał w stanie szcze-
gólnym rekomendowane zadania: samopoczucie ogólne się poprawia, będzie lepiej
widzieć, w okolicy oczu odczuwa przyjemne przypływy raz ciepła, raz chłodu (stymu-
lujące odżywianie narządu wzroku)... l faktycznie sprawdzian wykazał, że wzrok pa-
cjenta poprawił się, jak również samopoczucie ogólne oraz nastrój.
Wyznaczyliśmy więc mu inne zadanie: nie formułować żadnych poleceń! Spróbować
być obojętnym: niech się stanie, co ma się stać. Spróbował. Wszedł w stan niczego nie
oczekując. (Nie wyobrażam sobie, jak to jest w ogóle możliwe, ale kto tego doświad-
czył, utrzymuje, że jest możliwe). Pacjent zapewniał nas później, że rzeczywiście ni-
czego nie oczekiwał, l nieoczekiwanie ujrzał oko.
Tak, oko! Duże, niebieskie oko... Bezpośrednio przed nim. W przestrzeni. Ze wszyst-
kimi szczegółami.
I w tym momencie – według jego słów – uwolnił się od czegoś (Od czego? Przecież
sam przedtem zapewniał, że czuje się po seansach doskonale!). Ale uwolnił się. Powie-
dział, że poprawa, jaka nastąpiła po tym zabiegu, jest znacznie wyraźniejsza od po-
przednich!
Zygmunt Freud prawdopodobnie powiedziałby o realizacji wypartych zadań. Zresztą
– nie wiem...
Próbowaliśmy prowadzić doświadczenia z innymi pacjentami, efekty były, ale niejed-
noznaczne. Tę dziedzinę należy jeszcze dokładnie zbadać. Mój znajomy poeta powie-
dział, że po kilku dniach zajęć autoregulacji zauważył wyraźny przypływ natchnienia: –
Widzę, że odpowiedzi – czyli poetyckie obrazy, szybciej przychodzą mi do głowy, jeśli
w trakcie pisania odpoczywam kilka minut w reżimie autoregulacji!
Czyż nie coś podobnego wydarzyło się Mendelejewowi, który odkrył swoją tablicę
„we śnie"? Jego mózg, nieprzerwanie pracujący nad próblemem, wyzwolił się, syntety-
zując nagromadzone wrażenia i wyodrębnił to, co najważniejsze.
W stanie neutralnym następuje nie tylko odbudowa zniszczonych komórek mózgu i
uspokojenie pobudzonych Zachodzi również neutralizacja stereotypów, które przeszka-
dzają twórczości, następuje ich uwolnienie.
Pytano mnie, czy człowiek, znajdujący się w stanie natchnienia twórczego, nie jest
przypadkiem w hipnozie?
A czemuż by nie? Przecież właśnie stan fazowy charakteryzuje się tym, że przy nie-
wielkim wysiłku można otrzymać duże efekty! Czyż stanu natchnienia twórczego nie
cechuje duża efektywność, znacznie wyższa od normalnego poziomu? l czy w tym
stanie, jak na skinienie czarodziejskiej różdżki, nie przypomina się nagle wszystko co
ma związek z przedmiotem, bez względu na to jak głęboko byłoby ukryte w pamięci? l
czyż w stanie twórczej ekstazy człowiek nie jest skoncentrowany wyłącznie na tym, co
stanowi przedmiot jego działalności, nie zwracając uwagi na otoczenie?
Nabrałem was! W stanie natchnienia twórczego hipnozy nie ma i być nie może!
Twórczość warunkuje myśl wyzwolona, nie obciążona żadnym połączeniem ze zmia-
nami fizjologicznymi w organizmie, W hipnozie, jak wiemy, polecenia są realizowane.
Za każdym razem, kiedy człowiek pomyśli o cieple, robi mu się ciepło, pomyśli o locie,
jego ciało próbuje wzlecieć. Ta materialna reakcja, towarzysząca myślom, sprowadza
szybkość i swobodę myśli do poziomu pracy systemów fizjologicznych i narządów
organizmu.
Nawet w metodyce uczenia szybkiego czytania próbuje się odłączyć proces czytania
od towarzyszącego mu mechanizmu wewnętrznego wypowiadania słów, mechanizmu,
którego praca hamuje psychiczną szybkość czytania. A więc dążenie do twórczości to
dążenie do wyzwolenia myśli od wszelkich mechanizmów materialnych. DIatego pro-
ces twórczy nie może być hipnozą, ale rzeczywistym stanem rozwoju i harmonii, ukie-
runkowanym na poszukiwania.
Wcześniej mówiliśmy ponadto, że w hipnozie człowiek nie może myśleć! Z tego też
względu oddzieliliśmy w autoregulacji stadium twórczego przyjęcia rozwiązania (opra-
cowanie zadania) od stadium jego odruchowo-automatycznego wykonania!
Mój przyjaciel, Sergiej Walentynowicz Pietuchow, doktor nauk, opowiedział mi na-
stępującą historię. Pewnego razu, kiedy bolało go gardło, zastosował metodę autoregu-
lacji. Swojemu organizmowi wyznaczył zadanie: żeby przeszła angina! l nagie wygięło
go jak zawodowego gimnastyka, przykucnął, struny głosowe napięły się, wyciągnął na
zewnątrz język, oczy szeroko otworzyły się. Nieoczekiwanie znalazł się w klasycznej
„pozie lwa" z indyjskiej jogi – pozycji, którą jogowie zalecają przy leczeniu anginy
Skąd się to u niego wzięło? Przecież nie miał pojęcia o szczegółach.
Ale... Jogowie zapewniają, że prawa psychofizjologii są takie same dla wszystkich.
Prawa te były wyliczane przez jogów od tysiącleci. Być może, organizm ma jakąś swo-
ją logikę? l ona „wyrabia się" w reżimie autoregulacji? A może i tak, że o „pozie lwa"
Pietuchow kiedyś czytał. I teraz ta wiedza zaktywizowała się podświadomie w jego
pamięci.
Sam Sergiej Walentynowicz uważa, że z autoregulacją związana jest przyszłość ludz-
kości. Mieć takiego przyjaciela i współpracownika jest –nie kryję – wspaniale! Zwłasz-
cza, że koledzy – psychoterapeuci nie rozpieszczają mnie uznaniem dla prac w tej na-
szej wspólnej dziedzinie.
Kiedyś zwróciłem się do leningradzkiego profesora z propozycją współpracy, ponie-
waż wydawało mi się, że nasze prace zmierzają w jednym kierunku. Profesor sugerował
choremu w hipnozie poprawę samopoczucia. Poznawszy jego doświadczenia zapropo-
nowałem: – Czy nie zechciałby pan wykształcić u tego chorego nawyku, przy pomocy
którego mógłby samodzielnie kontynuować leczenie? W sytuacji gdy pan byłby nie-
obecny, gdzieś w służbowej podróży?
Pomyślicie pewnie, że profesor wykrzyknął: – Eureka!
– No, cóż – powiedział szanowny profesor – l ten kierunek ma, prawdopodobnie,
prawo znaleźć się wśród innych... l podobnie, jak inny profesor, wygłosił mi ogólnoro-
zwojowy wykład o znaczeniu psychoterapii w procesie uzdrawiania ludzi...
Jestem przekonany, że autoregulacji można uczyć przede wszystkim ludzi, którzy po-
siadają zdolność do samodzielnego znajdowania dziedzin jej zastosowania. Oni pełniej
realizują tak potencjalne możliwości własne, jak i metody autoregulacji.
Jak tabletka zdrowia
Grupa pacjentów czeka na kurs autoregulacji. Chorzy i zdrowi, w różnym wieku. Po-
winienem im wyjaśnić, czym jest ta metoda. Nauczyć posługiwać się nią. Aby potem to,
czego się nauczyli, nie zawisło w powietrzu. Często tak bywa, że człowiek kończy kurs,
a potem brak mu motywacji i wszystko zmarnowane... Tak jest np. z zajęciami gimna-
stycznymi, z jogą, z autotreningiem, z językami obcymi oraz wielu innymi umiejętno-
ściami.
Siedzi grupa. Debiutanci. Powinni być nie tylko leczeni, ale i opanować nawyki, po-
żyteczne dla zdrowia.
Dagestański Ośrodek Autoregulacji jest zakładem nowego typu, w którym obok le-
czenia uczymy i rozwijamy pacjentów. Człowiek powinien wychodzić od nas nie tylko
podkurowany, ale też wyedukowany, jak później utrzymywać dobrą kondycję. Na-
uczamy więc ich metody autoregulacji.
Powtarzam: jest ona pożyteczna we wszystkich dziedzinach życia i działalności. Dla-
tego nasz zakład jest ośrodkiem, centrum, a me na przykład oddziałem w klinice czy
szpitalu. Tam pracują lekarze, wykorzystujący do leczenia chorych autoregulację łącz-
nie z innymi metodami terapeutycznymi. Tutaj, w Ośrodku Autoregulacji specjaliści
muszą być także psychologami, pedagogami, socjologami, a nawet filozofami – co
zresztą mieści się w moim przekonaniu – w działalności lekarza, w systemie jego pra-
cy...
Przychodzą do nas sportowcy, pragnący nauczyć się szybkiej odbudowy sił, pedago-
dzy – ze zdenerwowania tracący głos przed audytorium, pracownicy zatrudnieni przy
monotonnej pracy, przemęczeni, dyrektorzy przedsiębiorstw, którzy pragną nauczyć się
chociaż przez kika minut wyłączenia się od nacisku tysiąca problemów. Słowem –
przychodzą ludzie najróżniejszych zawodów.
A jeżeli się nie uda? Przecież obiecywali!
Jakże nie obiecać, kiedy nie wymyślono skuteczniejszych recept dla zachęcenia pa-
cjenta? A bez optymizmu lekarza oraz pacjenta nie będzie potrzebnego kontaktu emo-
cjonalnego. A on musi zaistnieć!
Rezultatem nauki w ośrodku powinna być nie tylko wiedza teoretyczna, lecz i nawyki
praktyczne. Specyficzne, których nie można nabyć poprzez mechaniczne powtarzanie.
Można je opanować tylko w stanie specjalnym – w stanie autoregulacji, co jest znacznie
bardziej skomplikowane.
Oto na przykład pacjent, który zgłosił się na leczenie, cierpi na zapalenie korzonków
rdzeniowych. Należy zacząć od uwolnienia go od bólu, bo w tym stanie nie będzie
uważnym uczniem. W Ośrodku Autoregulacji jest pracownik, który się tym zajmuje.
Ściślej mówiąc – potrafi to każdy i jeden może zastąpić drugiego, ale podstawowa
odpowiedzialność spoczywa na specjaliście od terapii odruchowej l oczywiście, na
kierowniku ośrodka. Jak zresztą we wszystkich innych przypadkach...
Podczas nauki, jeśli zachodzi potrzeba, stosuje się akupunkturę w połączeniu z inny-
mi metodami leczenia. Na przykład masażem, pulsowaniem cieplnym, terapią manualną
i innymi. Wszystko to przygotowuje pacjenta do właściwego przeszkolenia.
Już od dawna wiadomo, że im lepiej czuje się człowiek, tym jest zdolniejszy do na-
uki. Szczególnie, gdy udziela jej lekarz, który poprawił jego samopoczucie, czym zdo-
był pełne zaufanie.
Sam lekarz podczas pracy również powinien – mało! – musi dobrze się czuć! W prze-
ciwnym przypadku nie wywoła u pacjenta obrazu zdrowia! Bez wyrazistego, sugestyw-
nego obrazu zdrowia – pacjent zdrowieje trudniej. Nawet przy przeprowadzeniu zabie-
gów fizjologicznych. Stare to prawdy, ale – niestety – w klinikach rzadko brane pod
uwagę. Zresztą – jak może być inaczej, skoro samo pomieszczenie szpitalne, w swoim
obecnym statystycznym wariancie, już wywołuje obraz choroby?
Większość ludzi – niestety – nawet nie potrafi sobie wyobrazić, jak powinien wyglą-
dać zdrowy człowiek. Jakie powinien mieć oczy, chód, oddech, intonację... W przy-
szłości – mam nadzieję – Ośrodek Autoregulacji będzie tak zbudowany, by już przy
wejściu pacjent zaczynał lżej oddychać! By przypominał mu ziemię obiecaną, gdzie
można się oczyścić, wyzdrowieć, pokrzepić duszę, porozumieć z ludźmi. A nawet – być
może – podjąć jakieś ważne decyzje. A już na pewno nauczyć się zdrowego obrazu
życia.
Ten nasz przyszłościowy ośrodek zdrowego życia powinien znajdować się na łonie
przyrody, której kontemplowanie już samo w sobie jest psychoterapią! Będzie sala
sportowa i oddziały przeznaczone na wstępne zabiegi leczniczo-ozdrawiające.
Jeżeli człowiek wspaniale się czuje i wykorzystując stan specjalny, utrwala to samo-
poczucie w pamięci, potem będzie zdolny posługując się autoregulacją wywołać u
siebie dobrą formę.
W takim przypadku metoda działać będzie jak zakonserwowana w organizmie tablet-
ka zdrowia!
Za pomocą autoregulacji można wywoływać wszystko to, co kiedyś pomogło w uzy-
skaniu dobrego samopoczucia czy nastroju. Można na przykład wspomnieć najpiękniej-
szy dzień, kiedy byłeś w doskonałym nastroju. Kiedy wszystko się udawało. Kipiałeś
wtedy energią. Wszyscy patrzyli wyłącznie na ciebie!
W stanie specjalnym można pomarzyć o tym, jakimi chcielibyśmy widzieć siebie,
wyobrazić sobie upragniony nastrój, wyraz twarzy, chód! ! organizm zacznie nastrajać
się na falę naszego ideału. Święte prawo człowieka do marzeń w stanie autoregulacji
przekształca się w możliwość samotworzenia, a całe bogactwo wrażeń życiowych – w
instrument uzdrawiający i przedłużający życie.
Grupa pacjentów czeka na kurs autoregulacji Chorzy i zdrowi, ludzie w różnym wie-
ku. Patrzą na mnie. Jestem lekarzem. Aby oni byli szczęśliwsi – ja powinienem czuć się
bardzo dobrze!
Piszą do nas...
Po opublikowaniu w radzieckiej prasie artykułów o mojej metodzie, pozwalającej
człowiekowi kierować swoim, organizmem, a zwłaszcza po zademonstrowaniu tej me-
tody w telewizji napłynęły listy od osób, pragnących nabyć te niecodzienne przecież
umiejętności.
Niestety – w artykułach prasowych nie wszystko podano dokładnie i naukowo. Jako
lekarz musiałem więc mieć się na baczności, gdyż czytelnicy odnieśli wrażenie, że
autoregulacja jest czarodziejską różdżką, panaceum na wszystkie nieszczęścia. Mimo
dalszych publikacji, które podkreślały, że ta metoda zalicza się do metod psychotera-
peutycznych i porównywały istotę jej działania z treningiem autogennym – w listach
zwracano się do nas nawet z takimi problemami, których rozwiązanie w żaden sposób
nie wchodziło w „kompetencje" autoregulacji!
W listach zaniepokoiła mnie również bardzo często spotykana wiara autorów w to, że
autoregulację można opanować w ciągu pół godziny. Dla tej „pół godziny" dziesiątki
ludzi zrywały się z miejsca porzuciwszy wszystkie sprawy i wędrowały z różnych stron
do Machaczkały, nie uzgadniając nawet z nami terminu przyjazdu.
Skąd się wzięło owe „pół godziny"?
Właśnie stamtąd, z artykułów prasowych. W jednym z nich porównywano czas opa-
nowania zagłębiania się w stan za pomocą treningu autogennego oraz autoregulacji.
Istotnie, w autotreningu ten stan szczególny osiąga się po miesiącach ćwiczeń a metodą
autoregulacji w szeregu przypadków – nawet w ciągu pół godziny! W tym „szeregu
przypadków" wielu czytelników od razu widzi siebie!
– A nie da się tego dokonać w dwadzieścia minut? – zainteresował się ktoś z sali pod-
czas kursu.
Nawet nauka jazdy na rowerze pochłania więcej czasu – odpowiedziałem. – Oczywi-
ście, w niektórych przypadkach to się zdarza, ale przecież cała rzecz nie sprowadza się
do rekordów! Istota rzeczy – powtarzam – polega na nauczeniu człowieka kierować
nadzwyczaj skomplikowaną maszyną własnego organizmu! A tu wskazana jest ostroż-
ność. To jest przecież organizm ludzki, to jest życie!
Dlatego – niezależnie od ewentualnie możliwej „pół godziny" – aby opanować auto-
regulację, należy przejść pełen kurs zajęć, składający się z 8–10 zespołów zabiegów,
połączonych z przygotowaniem teoretycznym „zasady wchodzenia w stan".
A ponadto pamiętajcie, że:
NIE WYSTARCZY NAUCZYĆ SIĘ WYWOŁYWAĆ STAN SPECJALNY,
TRZEBA UMIEĆ WŁAŚCIWIE SIĘ NIM POSŁUGIWAĆ!
Dużą część listów napisali chorzy lub ich krewni. Przedstawiali przeróżne dolegliwo-
ści – od przytępienia słuchu u pięciomiesięcznego dziecka do ciężkich chorób nowo-
tworowych. Wszyscy prosili o pomoc. Niestety – tych oczekiwań nie spełniamy.
Pisali także ludzie, cierpiący na różnego rodzaju nerwice. Skarżyli się na obniżoną
wydajność pracy, na zmęczenie. Oczywiście, im ewentualnie moglibyśmy pomóc.
Autoregulację chcą opanować młodzi ludzie, starając się rzucić palenie. Oraz narko-
mani i rodzice narkomanów. Takim pacjentom – sądzę – również moglibyśmy pomóc.
Piszą do nas ludzie, często już nie najmłodsi ale chorobliwie nieśmiali. Z tego powo-
du – sądzą – nie ułożyli sobie życia, albo rozpadła się ich rodzina. To też są nasi poten-
cjalni pacjenci.
Wśród piszących duży procent stanowią ludzie, przygotowujący się do poważnych
zmian w życiu. Chcieliby opanować autoregulację, by zwiększyć odporność nerwową
przed czekającymi ich obciążeniami, zmianą rytmu życia i działalności. Tu autoregula-
cja może okazać się przydatna.
Interesuje się nią także wielu sportowców, pracujących nad poprawą wyników. Piszą
debiutanci, mistrzowie oraz trenerzy, poszukujący optymalnego podejścia do uczniów.
Tutaj – według mnie – bez autoregulacji wręcz nie osiągnie się wyższego poziomu.
Piszą do nas ludzie pragnący szybko nauczyć się języków obcych lub przyswoić inną
wiedzę. Autoregulacja może im pomóc.
Otrzymujemy także oferty współpracy z zakładami przemysłowymi. By zmniejszyć
zmęczenie i zachorowalność pracowników, wykonujących napiętą, stresującą, mono-
tonną pracę. Uważam, że w systemie intensywnego wytwarzania, który silnie obciąża
psychiczny aparat człowieka autoregulacja jest bezwzględnie potrzebna.
Przyjeżdżają do nas lekarze i psycholodzy, pragnący wzbogacić swój arsenał metod o
jeszcze jedną metodę profilaktyki i leczenia chorób. Marzyłoby się nam, by każdy le-
karz wiedział, czym jest autoregulacja, oraz aby lekarze-psychoterapeuci posługiwali
się nią profesjonalnie! Przecież każdy psychoterapeuta próbuje uczyć swoich chorych
autoregulacji – w ten czy inny sposób. Dlaczego nie miałby stosować mojej metody?
Zapamiętałem cztery charakterystyczne listy:
"Ten klucz jest mi bardzo potrzebny!!!" – pisze dziesięcioletnia dziewczynka (proszę
zwrócić uwagę na trzy wykrzykniki),
Drugi list napisał do redakcji „Komsomolskiej Prawdy" docent, wykładowca uczelni
medycznej. Żądał przerwania w prasie procesu „ogłupiania" studentów medycyny,
którym – według jego słów – kręci się w głowie od reklamowanych wszelkiego rodzaju
pseudonaukowych metod, obiecujących jakoby uwolnienie ludzkości od wszelakich
nieszczęść. ,,To klucz bez prawa przekazu!" – kończy list (dwadzieścia stron
.maszynopisu!) docent.
Autor trzeciego listu był jakimś oryginałem. Po przeczytaniu w artykule o tzw. obrę-
czy cieplnej, pomagającej w opanowaniu stanu, ,,nagrzewa!" głowę przez 10–15 minut
dziennie. Czuł się doskonale, wygrywał w tenisa oraz w szachy, tworzył trzy razy tyle
wierszy co zazwyczaj. Bardzo mi dziękował za to wzbogacenie weny twórczej. Tragi-
komizm tej sytuacji oraz jej niebezpieczeństwo polegało na tym, że w artykule nie po-
dawałem ani istoty, ani sposobu działania nowego wynalazku, zwanego „biegnącą falą
cieplną". Ani też żadnych wskazówek, w jaki sposób osiąga się ten stan!
I, na koniec, ostatni z niezwykłych listów. Ten wydał mi się straszny.
Małolat, który przeczytał w artykule o wyrabianiu nawyku autoregulacji drogą wa-
runkowo-odruchowego programowania, stwierdza, że już widział w kinie, w jaki spo-
sób programuje się ludzi. Po takim zaprogramowaniu ludzie jedzą trawę, zamieniają się
w roboty oraz w zwierzęta. Nie podejmuję się komentować tego listu i analizować róż-
nicy między treścią znanego filmu „Martwy sezon" a metodą autoregulacji. Różnica jest
zasadnicza.
Często uczestnicy kursu pytają, w jaki sposób nastroić się za pomocą autoregulacji na
przyśpieszone opanowanie języka obcego? Co należy wyobrazić sobie w stanie spe-
cjalnym? Albo: co należy wyobrazić sobie w reżimie autoregulacji – by przestał boleć
ząb?
Odpowiadam: – nie należy sobie wyobrażać niczego szczególnego, jeśli to sprawia
trudność. Należy umieć wywołać głęboki stan neutralny, a potrzebna reakcja sama
powstanie – jeśli tylko został wytyczony cel.
Większość naszych pacjentów – niestety – nie jest w stanie wywołać głębokiego po-
grążenia się w stan szczególny. Osiągnięcie mniejszej lub większej głębi wiąże się z
wyjściowym stanem organizmu oraz z samym zadaniem. Czasami, kiedy zadanie oka-
zuje się zbyt odpowiedzialne, potrzebna właściwa głębia pozostaje nieosiągalna. Prze-
szkadza bowiem w tym zdenerwowanie, napięcie i inne czynniki emocjonalne.
(A na bolący ząb polecam wypraktykowany od pokoleń sposób – wizytę u dentysty! –
przyp. red.)-
Spokój i wola
Jeśli spytacie, do jakiej szkoły siebie zaliczam, odpowiem tak: w mojej wyobraźni
istnieją dwie szkoły. Pierwsza – gdy człowiek, określiwszy swój cel pragnie jak naj-
szybciej go zrealizować, a pracując zwraca się ku specjalistycznej literaturze i fachow-
com. Druga – gdy człowiek najpierw uczy się być pracownikiem naukowym, studiuje
odpowiednią literaturę zdobywając informacje, a potem będąc specjalistą, zwraca się ku
interesującemu go zagadnieniu, próbując je rozwiązać.
Siebie zaliczam do pierwszej szkoły. Do praktyków.
Co zaś tyczy się wykształcenia – od dziecka połykałem książki. Brat gonił na po-
dwórku za piłką, a ja leżałem na tapczanie i czytałem, czytałem... Głównie fantastykę.
Później książki z dziedziny psychologii, medycyny i filozofii. Potem, gdzieś od trzecie-
go czy czwartego roku studiów, w ogóle przestałem czytać literaturę specjalistyczną.
Muszę przyznać, że z jakiegoś powodu mnie drażniła. Chciałem sam myśleć. Dlatego
zerwałem ze wszystkimi, istniejącymi formalnie szkołami w zakresie psychofizjologii,
psychoterapii i odruchoterapii.
Pozwoliło mi to nie ograniczać się istniejącymi systemami poglądów i kierunków.
Przekonałem się, że jest dobrze, gdy sam lekarz tryska życiem, jest wesoły, życzliwy i
pewny siebie. Wtedy i pacjent czeka, by lekarz pomógł mu stać się takim jak on. A
więc lekarzu, wylecz się sam!
Tak, oczywiście – bez realizacji tej zmiany podejścia w medycynie – autoregulacja
zamienia się w chałturę. Tu nie można oderwać teorii od praktyki!
Jeśli nauczymy człowieka autoregulacji, to znaczy rozwiniemy jego zdolność do re-
alizacji własnych decyzji, idei, marzeń – konstruktywny rozwój zdolności twórczych
stanie się niezbędną częścią kultury ogólnoludzkiej, gwarantem pozytywnego rozwoju
społeczeństwa.
Takie dostrzegam perspektywy...
Częściowo znajdują już one jakąś formę realizacji dzięki współpracy z radziecko-
amerykańską fundacją „Inicjatywa Kulturalna". Celem oficjalnym tej fundacji jest fi-
nansowe wspomaganie perspektywicznych projektów z dziedziny kultury. Fundacja
uważa, że najbardziej narażeni na przeciwności losu bywają ludzie, zajmujący się twór-
czością. Myśl twórcza jest przecież tak ulotna, że ulega rozbiciu już przy samej próbie
jej zatrzymania i wyrażenia.
Za pomocą autoregulacji chciałbym opracować metodę, która pozwoli człowiekowi
wyrazić swoją myśl twórczą w trakcie jej rozwoju. Będzie to bardzo pożyteczne.
Fundacja popiera projekty twórcze, związane z perspektywą rozwoju człowieka w
społeczeństwie. Przy siedzibie fundacji wydzielono pomieszczenie, urządzone zgodnie
z wymogami nowoczesnej techniki, niezbędnej do przeprowadzania leczniczo-
uzdrawiających zabiegów przygotowawczych oraz procesu opanowania autoregulacji.
Grupa kursantów będzie składać się z twórczo aktywnych osób, w różnym wieku i
rozmaitych zawodów.
W ten sposób zamierzamy wykonać wielki skok jakościowy w dziele rozwoju metody
autoregulacji.
Dzisiaj człowiek egzystuje w krytycznych warunkach, bo w konflikcie z naturą.
Przedtem chroniła go przyroda. Toteż Fundacja Ekologiczna ZSRR przygotowuje ra-
zem z nami program przygotowania lekarzy w dziedzinie nowego kierunku uzdrawiania
– ekomedycyny, podstawą której będą przede wszystkim metody leczenia bez stosowa-
nia medykamentów i – oczywiście – autoregulacja.
Tą metodą zaczynają się interesować przedstawiciele najróżnorodniejszych kierun-
ków, stowarzyszeń, związków, jak również grup twórczych, działających na rzecz roz-
woju człowieka.
Niedawno odbył się w Baden-Baden (RFN) drugi Międzynarodowy Kongres Badań
Systemowych, Informatyki i Cybernetyki, w którym uczestniczyłem 2 ramienia Funda-
cji „Inicjatywa Kulturalna". Zamiast jednego zaplanowanego wykładu o autoregulacji,
wygłosiłem cztery. Metoda autoregulacji bardzo zainteresowała uczestników Kongresu.
Zatem – raz jeszcze najdostępniejszym i najprostszym językiem wyraźmy istotę auto-
regulacji.
Jak się stroi – na przykład fortepian? Co jest do tego potrzebne? Cisza, aby słyszeć
dźwięki, l kamerton, który pomoże w nastrojeniu strun.
Przy autoregulacji rolę ciszy gra „neutralny" psychofizjologiczny stan, nawyk wytwo-
rzony i rozwinięty za pomocą specjalnego szkolenia. A rolę kamertonu gra obraz – cel.
Wasza wola. Stwórzcie ciszę... Weźcie kamerton...
I, jak powiedział poeta: – ,,Na świecie nie ma szczęścia. Jest spokój i wola!..."
Spokój i Wola!
Post scriptum
Mówią warszawscy pacjenci dra Chasaja Alijewa, którzy uczestniczyli w prowadzo-
nych przez niego (w maju 1990 r.) w naszej redakcji kursach autoregulacji:
– Od dawna interesuję się różnymi technikami relaksacji, uwalniania organizmu ze
stresu. Wszystkie znane mi dotąd metody mają się do tego, czego uczył nas dr Alijew
tak, jak noc do dnia!
– Zmęczenie kleiło mi oczy zmuszając do kładzenia się spać zaraz po dzienniku tele-
wizyjnym. Dzięki opanowaniu metody autoregulacji dra Alijewa bez problemu czytam
teraz książki do północy, a rano wstaję rześka i wypoczęta. Przestałam już także wypi-
jać morze kawy, gdyż opanowałam skuteczniejszy sposób odprężania się, nabierania
sił.
– Bardzo wysoko oceniam fachowe kwalifikacje dra Alijewa. Widać, że ma duże do-
świadczenie kliniczne w pracy z pacjentami. Potrafi bowiem dać uczestnikom kursu
gwarancję bezpieczeństwa. Rozmaite techniki psychologiczne, stosowane na ludziach
wywołują czasami tak silne reakcje, że aż niebezpieczne, laik sobie z tym nie poradzi.
– Zakres wiedzy i kompetencje dra Alijewa wykraczają znacznie poza tradycyjne me-
tody leczenia. Jest on i psychiatrą, i psychologiem, i hipnotyzerem, stosuje sugestię,
posługuje się akupunkturą i kręglarstwem. Tak szeroki zakres technik umożliwia mu
całościowe podejście do pacjenta, potrafi uruchomić to, co w procesie leczenia jest
najważniejsze: autoregulację organizmu. Uczy człowieka, daje mu sposób radzenia
sobie z własnymi problemami. Zrywa tym samym z obowiązującą powszechnie w me-
dycynie zasadą bierności: pacjent nie bierze odpowiedzialności za leczenie, zrzucając
ją całkowicie na lekarza, na tabletkę, na zastrzyk... Sam chory pozostaje jedynie
przedmiotem różnorakich oddziaływań, którym się poddaje i... czeka na rezultat!
– Dr Alijew nauczył nas techniki psychologicznej, dzięki której możemy rozwijać
osobowość, panować nad własnym organizmem oraz kształtować psychikę w pozytyw-
nym kierunku. Technika dra Alijewa działa bardzo głęboko, zmieniając właściwie całą
fizjologię człowieka Nie spotkałem w Polsce pracującego w ten sposób terapeuty, cho-
ciaż każdy psycholog czy psychiatra posługuje się autoregulacją.
– Czasami wyjaśnienia dra Alijewa brzmią zbyt fizjologiczno-materialistycznie,
sprowadzają wszelkie procesy, zachodzące w psychice, wyłącznie do neurofizjologii.
Ale do czego ma się odwołać? Gdyby operował pojęciem duszy – zarzucono by mu
brak naukowości. Gdyby stosował tok rozumowania Chińczyków czy Hindusów – po
prostu by go wyśmiano...
– Opuszczamy kurs, prowadzony przez dra Alijewa, jakby w jakimś transie. Wydaje
się, że tryskamy energią, że jesteśmy jak nigdy rozluźnieni, zrelaksowani. Ta euforia,
ten luz... Podejrzewam, że jest to jedynie skutek sugestii, którą dr Alijew się posługuje.
No, cóż – czas pokaże, czy działała na nas siła sugestii – czy siła medycyny...
– Metodę dra Alijewa uważam za rewelacyjną. Wyzwala ona ukrytą w nas energię,
której sami nigdy nie potrafilibyśmy obudzić ani wykorzystać. Drzemałaby więc w nas,
a my nawet nie wiedzielibyśmy o jej istnieniu, o możliwościach, jakie stwarza.
– Regulacja dra Alijewa bardziej mi odpowiada niż trening autogenny czy DU (do-
skonalenie umysłu).
– Dr Alijew wytłumaczył nam, że choroba wypływa z naszej głowy za naszą wiedzą i
wolą. I ze tą samą drogą można ją cofnąć.
– Od lat leczę nerwicę odwiedzając różnych lekarzy. Wczoraj, po raz pierwszy od...
nie pamiętam już, odkąd – odniosłam, sukces: wprowadziłam się w stan neutralny i
zasnęłam bez zażywania nasennej tabletki.
– Osiągnęłam nie znany mi dotąd luz, wyciszenie, odprężenie. To bardzo dużo!
– Przyszłam na kurs z czystej ciekawości. Chciałam zobaczyć, co robi dr Alijew, ale
osobiście nie zamierzałam niczemu się poddawać. Zaprę się i już, moje ręce ani drgną!
Ręce okazały jednak posłuszeństwo poleceniom dra Alijewa i rozeszły się na boki ku
mojemu kompletnemu zaskoczeniu. Nauczyłam się autoregulacji i zamierzam ją wyko-
rzystać w osiągnięciu dwu konkretnych celów. Po pierwsze – by codziennie intensyw-
nie gimnastykować się, rozruszać wszystkie mięśnie – bez uczucia bólu. Tak, jak to
robiliśmy podczas zajęć. Taka gimnastyka, do której nie mogę się jakoś zmobilizować
oraz przed stosowaniem której powstrzymuje mnie strach przed obolałymi potem mię-
śniami – pozwoli mi utrzymać szczupłą, wysportowaną sylwetkę. Cel drugi: poważnie
ograniczyć liczbę wypalanych papierosów. Po lekkiej hipnozie, zastosowanej przez dra
Alijewa, długo nie ciągnęło mnie do palenia, a potem dobrze znane „Carmeny" nagle
zaczęły pozostawiać jakiś obcy, metaliczny smak na języku... A może nawet uda mi się
porzucić nałóg?
– Po seansach czuję się błogo, przyjemnie, wracam do domu jak na skrzydłach!
– Sukces! Już potrafię się niczym nie denerwować!
– Na zajęcia, prowadzone przez dra Alijewa, przychodzi sporo znerwicowanych osób,
mających kłopoty z zaśnięciem, rozstrojonych nerwowo, łatwo popadających w depre-
sję, o obniżonych nastrojach i w ogóle nie umiejących uporać się z własnymi lękami, z
nieśmiałością, z rozmaitymi problemami. Cóż ofiaruje im medycyna? Przede wszystkim
tabletki. Nasenne, wyciszające, uspakajające, podnoszące nastrój. Dopiero dr Alijew
nauczył ich, jak obywać się bez pigułek, jak zastąpić chemię „specyfikami z własnej,
wewnętrznej apteki", czyli jak uruchomić siły, drzemiące w każdym z nas.
– Szkoda, że propozycje dra Alijewa spotkały się z minimalnym zainteresowaniem
polskich lekarzy i psychologów. Obawiam się, że wielu spośród uczestników jego kur-
sów zacznie na własną rękę, w rozmaitych grupach, stosujących terapie naturalne –
posługiwać się metodą autoregulacji. Pół biedy, gdy sami praktykują na sobie, w końcu
po to chodzili na kurs, by się czegoś nauczyć. Ale jeżeli przyjdzie im do głowy uczyć
innych ludzi autoregulacji według dra Alijewa? Uprzedzam, że może to robić jedynie
człowiek odpowiedzialny, wiedzący, co może się dziać z pacjentem i znający techniki
radzenia sobie z owymi groźnymi nieraz, innym razem szokującymi reakcjami.
– Zapraszając dra Alijewa zrobiliście kawał dobrej roboty. Proszę, umożliwcie nam
częstszy kontakt z tym dobrym lekarzem i sympatycznym człowiekiem.
Spis treści
Od redakcji .................................................................................................................... 3
Słowo wstępne ............................................................................................................... 6
Z zaciśniętą pięścią na tygrysa ....................................................................................... 8
Od baletu do lotu w kosmos ......................................................................................... 12
Jest taki szczególny stan .............................................................................................. 13
Między snem a jawą ..................................................................................................... 15
Podleczysz się sam ....................................................................................................... 19
Przywołać właściwy obraz ........................................................................................... 22
Powtarzamy lekcję ....................................................................................................... 35
Bez bólu ....................................................................................................................... 37
Ostrożnie! .................................................................................................................... 44
,,A trzecia pieśń – pieśni pozostałe" ............................................................................ 46
Co wydarzyło się Mendelejewowi? ............................................................................. 49
Jak tabletka zdrowia..................................................................................................... 52
Piszą do nas ................................................................................................................. 54
Spokój i Wola .............................................................................................................. 57
Post scriptum ............................................................................................................... 59
Dr Chasaj Alijew
Dr Chasaj Alijew jest dagestańskim psychiatrą i psychoterapeutą, kieruje Ośrodkiem
Autoregulacji w rodzinnej Machaczkale. Prowadzi także Ośrodek Rozwoju Człowieka
przy amerykańsko-radzieckiej fundacji „Inicjatywa Kulturalna". W maju 1990 r. na
zaproszenie naszej redakcji przebywał w Polsce prowadząc kursy autoregulacji według
własnej metody. Dr Alijew twierdzi, że:
– W każdym z nas tkwią ogromne, rezerwowe możliwości, o których niewiele wiemy
i nie potrafimy ich spożytkować.
– Te możliwości stanowią coś w rodzaju wewnętrznej, apteki, pigułki zdrowia, obec-
nej w naszym organizmie.
– Można stosunkowo łatwo uruchamiać owe siły i wykorzystywać zgodnie z naszą
wolą, dla naszego dobra.
Dr Alijew opracował własną metodę autoregulacji, umożliwiającą realizowanie ce-
lów, które sobie stawiamy. W książeczce omawia tę metodę, podaje instruktaż jej opa-
nowania oraz liczne przykłady stosowania.