Funkcja Ewy- czyli o racjonalnej metodzie przewidywania przyszłości
F U N K C J A E W Y ORAZ SENS LUDZKIEJ EGZYSTENCJI
Andrzej Brodziak * Dwie popularne rozprawy filozoficzne na temat sensu ludzkiego życia. * Aparat pojęciowy pomocny dla próby wykrycia celu i sensu własnego życia. * Opowiadania s-f ilustrujące prezentowane tezy filozoficzne.
F U N K C J A E W Y o r a z S E N S L U D Z K I E J E G Z Y S T E N C J I A n d r z e j B r o d z i a k - autor książki: "Jesteś nieśmiertelny ..." Prof. dr hab. med. Andrzej Brodziak Uwaga! Pierwsze dwa główne fragmenty książki (a i b) mają konstrukcję "nawrotową", czyli powinny być traktowane jako twory iteracyjne. Czytając te teksty pierwszy raz dotrzesz do punktu ostatniego, który określi, jaki jest sens ponownego czytania tych rozpraw. All copyrights by Andrzej Brodziak Przygotowawcze prace edytorskie prowadziła V Katedra i Klinika Chrób Wewnętrznych śląskiej Akademii Medycznej Bytom, ul. Żeromskiego 7 Wydawca: Zakład Poligraficzno-Papierniczy, Bytom, ul. Wolności 37 - 1 9 9 1 - SPIS TREŚCI * WYJAŚNIENIA DLA KOGO NAPISANO TĘ KSIĄŻKĘ a. FUNKCJA EWY - popularna rozprawa filozoficzna na temat sensu ludzkiej egzystencji, zawierająca aparat pojęciowy pomocny w próbach wykrycia celu i sensu własnego życia. b. Dalmierz- racjonalna metoda przewidywania przyszłości-patrz tutaj c. O NIEPRZYJEMNYM ODCZUCIU, KTÓRE WYTWARZA ŚWIAT - popularna rozprawa filozoficzna, w postaci eksperymentu myślowego, dotyczącego materii, ducha i inżynierów, którzy są transcendentalni. d. Fragmenty opowiadania pt.: "ślepy geometra", napisanego przez Kim Stanleya Robinsona. e. DALEKOSIĘŻNY NASŁUCH - opowiadanie s-f - autor A.Brodziak f. RUCHLIWE JEDNOSTKI - opowiadanie s-f - autor A.Brodziak Opowiadanie napisane przed laty przedstawia tą samą wizję, która obecnie jest znana jako tzw. "Osobliwość". Pojęcie osobliwości zaproponował pisarz s-f Vernon Vinge. Ciekawe teksty na ten temat dostępne sa pod: http://www.kyberco.com/some.htm http://www.islandone.org/MMSG/9701_05.html * WYJAŚNIENIA DLA KOGO NAPISANO TĘ KSIĄŻKĘ Istnieje dziedzina na polu, której filozofia jest rutynowym, praktycznym narzędziem codziennego oddziaływania. Jest nią medycyna. No bo jak przemówić do kogoś, kto od wielu miesięcy, przez całe lata lub nawet przez większość życia ma wrażenie, że "coś jest nie tak" lub wręcz tkwi w rozpaczy. Część osób z powodu złego samopoczucia udaje się po radę do lekarza (* 1-7). Gorzej, każdy oddział internis- tyczny przyjmuje miesięcznie średnio kilka osób, które dokonały prób samobójczych, które są na ogół zresztą tylko demonstracjami swojego "NIE !!!, nie godzę się na to". Co więcej, część chorób wynika, przynajmniej po części, z działań autodestrukcyjnych, samouszkadzających, które polegają na różnych formach "narkomanii", do których wliczyć trzeba przecież również alkohol i papierosy w dużych ilościach. Jak wyjaśnić przekonywująco tym osobom, że dokonują powolnego samobójstwa, gdyż zapewne "źle o sobie myślą", oceniają się nisko, jako upadłych grzeszników i zapewne sądzą, że "ten cały świat jest tylko po to, aby im dokuczyć i na pewno nie ma żadnego sensu, podobnie jak i cała ludzka egzystencja, nie mówiąc już o tym, że to co sami robią zapewne jest nikomu nie przydatne". Nawet osoby starsze, cierpiące na różne schorzenia, częste na starość, lepiej znoszą swoje "nieszczęście", gdy mają ugruntowany system przemyśleń, dotyczących ich samych i świata. Osoby umierające, czy to z powodu nowotworów, białaczek, czy innych podobnych ciężkich chorób, które obecnie przypuściły zresztą epidemiczny atak, jak mi się wydaje, również oczekują od personelu służby zdrowia jakiś komen- tarzy, dotyczących ich losu, znaczenia ich cierpień, stojącej gdzieś niedaleko śmierci. Ci z państwa, którzy przebywali w szpitalach lub odwiedzali tam bliskich wiedzą, że komentarze takie nie padają. Dlaczego? Otóż, sądzę, że wspomniana na wstępie teza, że "filozofia na polu medycyny jest codziennym, praktycznym narzędziem", jest niestety na razie jedynie postulatem wobec większości lekarzy. Jest tak dlatego, że zarówno wielu moich kolegów lekarzy, jak i wielu pacjentów, nie uznaje istnienia znaczących związków pomiędzy stanem ducha a stanem zdrowia (* 1-7). Nadal chorobę pojmuje się jako atak zewnętrznego czynnika chorobotwórczego, oddziaływującego na ciało człowieka. Czynnik ów powinien być wyeliminowany przy pomocy leków, a powstałe uszkodzenia ciała powinny być "naprawione" przy pomocy specjalnych aparatów. Książkę tę napisano więc z kilku powodów i dla kilku grup potencjalnych czytelników. Po pierwsze, napisano ją dla osób odczuwających "rodzaj spleen'u; które mają niejasne wrażenie, że "coś jest nie tak". Osoby te czasami formułują w myślach pytanie, które rzadko kiedy wypowiadają głośno. Jest nim zdanie: "jaka jest moja funkcja ?" lub innymi słowy "po co ja żyję na tym świecie? " Książka jest beszczelna, gdyż zawiera p r ó b ę odpowiedzi ! Mimo, że piszę p r ó b ę, zdaję sobie sprawę jak bardzo mogę się narazić. Wiele osób sądzi bowiem, że nawet próby odpowiedzi na pytanie są świętokradcze i niemożliwe. Z naciskiem podkreślam więc, że jest to tylko p r ó b a o d p o w i e d z i, a treść odpowiedzi nieko- niecznie jest p r a w d z i w a !!! Odpowiedź sformułowałem jednak, aby było co atakować, aby zainicjować dyskusję, dialog. Dialog wewnętrzny, bądź dialog z kimś, kto także przeczytał tę broszurkę. Dyskusja taka powinna pomóc w "k r y s t a l i z o w a n i u" się swych własnych poglądów. Swoich poglądów filozoficznych nie narzucam więc, lecz pragnę jedynie dostarczyć narzędzia, pomocnego dla przemyślenia swojej własnej odpowiedzi na wymienione wyżej pytanie. W istocie powiedziałem już dlaczego uważam posiadanie jakiejś swojej odpowiedzi za sprawę bardzo waźną. Sądzę, że jest to ważniejsze niż posiadanie w apteczce domowej zestawu lekarstw. Jest to bowiem odpowiednik i n j e k c j i, d o k o n u j ą c e j i m m u n i z a c j i przeciwko różnym z ł y m s i ł o m , które próbują i będą próbowały w przyszłości zaatakować nasz stan ducha, a więc samopoczucie, a więc także zdrowie. Jeśli nie przekonałem Cię jeszcze o znaczeniu dla odporności psychicznej: na przeciwności losu, jak i wobec chorób, posiadania przemyśleń o sensie i celu ludzi, jak i swojej funkcji, to porównaj dwa poniższe zestawienia, dotyczące uwarunkowań stanu ducha. Są to tak jakby "fotogra- fie", "odbitki" stanu umysłów d w ó c h o s ó b. Pierwsza z nich, to ktoś o kim się mówi, że jest melancholijny, wpadł w rozpacz, ma depresję, dręczy go rodzaj spleen'u. Taki, najogólniej mówiąc, "ZŁY STAN DUCHA" jest uwarunkowany zaasymilowaniem pewnych zasadniczych przekonań. Wyliczono je w poniższym zestawieniu : 1. Świat jest bez sensu, nie wiadomo po co to wszystko. 2. Życie ludzi, ich wysiłki są bez sensu. 3. Nie układam planów, nie mam marzeń, żyję z dnia na dzień. 4. Moje zamierzenia nie spełniają się. 5. Nie kocham nikogo, nie staram się nikomu spodobać, sądzę, że uczucie może przysporzyć tylko kłopotów. 6. Seksualny kontakt fizyczny jest niebezpieczny,a nawet wstrętny i grzeszny, powinno się go unikać. 7. Nie podaruję nikomu krzywd, których doznałem. 8. Wiem dobrze, że jestem źły i małowartościowy. A teraz przyjrzyjmy się innej osobie. Jest ona pogodna lub wręcz radosna, czuje się dobrze, a choroby jak możesz sprawdzić samemu lub poprzez rozmowy nie imają się jej. Sądzę, że jej "DOBRY STAN DUCHA" jest uwarunkowany następującymi przekonaniami lub stwierdzeniami (konstatacjami) dotyczącymi własnej osoby: 1. Wiem, po co to wszystko, świat jest wspaniały. 2. Każdy z nas jest potrzebny, każdy ma jakąś funkcję, która jest ważna. Wiem, jaka jest moja. 3. Jestem ciekawy świata, świat pasjonuje mnie. Chcę wiedzieć o osobie, z którą żyję wszystko, wszystko co ona myśli, popieram to co robi, lubię jak ona działa tak jak chce. 4. Kocham kogoś i wiem, że jestem kochany. 5. Lubię marzyć, snuć plany, mam swój własny, obmyślony plan działania na przyszłość. 6. Czasami, po namyśle, zmieniam swoje plany, tak aby nie doznawać stale zawodu.
7. Znam swoje wady, swoje inklinacje, ale nie uważam, aby to było jakieś nieszczeście. Każdy ma przecież jakąś swoją słabość. Nie ma ludzi idealnych, nawet byłoby źle, gdyby tacy byli. 8. Nie sądzę, abym był zły. Znam swoją wartość i wiem, że niektóre z moich cech są szczególne, oryginalne, wartościowe. Książkę tą napisano nie tylko na użytek lekarzy i pacjentów, uznających związek s t a n u d u c h a z e s t a n e m z d r o w i a. Napisano ją także dla osób zainteresowanych próbami odpowiedzi na pytanie o sens ludzkiej egzystencji, z przyczyn wyłącznie z a s a d n i c z y c h to znaczy f i l o z o f i c z n y c h. Nie mógłbym zresztą proponować psychoterapeutycznych zastosowań przedstawionego niżej sposobu sprawdzania swoich zasadniczych zapatrywań filozoficznych, gdybym wcześniej nie napisał osobnej rozprawy pt. "Jesteś nieśmiertelny - jeśli nie wierzysz to posłuchaj konkluzji fizyków, biologów i lekarzy o wnioskach płynących z Zasady Antropicznej" (* 8) oraz drugiego, zamieszczonego w niniejszej broszurce, tekstu pt. "O nieprzyjemnym odczuciu, ktore wytwarza świat". Tekst "O nieprzyjemnym odczuciu ..." napisałem pod koniec 1990 roku, próbując sformułować na nowo, jeszcze raz, główną tezę rozprawy pt. "Jesteś nieśmiertelny ...". W re- zultacie powstał rodzaj efektywnego streszczenia rozprawy pierwotnej. Obydwa główne teksty (a i b), zamieszczone w niniejszej broszurce, mają jednak nietypową kontrukcję. Mianowicie, są to twory iteracyjne, czyli "konstrukty", które ujawniają swój cel i przeznaczenie dopiero po próbie czytania ich kolejny raz (więcej niż jeden raz). Procedury iteracyjne są stosowane często w matematyce i tworzeniu sprawnych programów komputerowych (* 9, 10). Jak wiadomo, twór taki to pewna procedura, którą trzeba wykonać, ale taka, która w pewnym miejscu, na ogół pod koniec swojej treści, zawiera instrukcję określającą sposób ponownego jej zastosowania oraz warunki (okoliczności) określające kiedy nawrotowe iteracje (w naszym przypadku ponowne czytanie) należy przerwać. Programy iteracyjne, mimo iź są na ogół "krótkie", potrafią wytwarzać twory bardzo złożone. Przykładem niech będzie procedura komputerowa, rysująca na ekranie figury geometryczne. Na przykład, figurę podobną do gwiazdy Izraela może wytworzyć program, który "rysuje trójkąty", tyle iź w sposób iteracyjny, najpierw pierwszy "trójkąt", potem obrót o 90o i jeszcze raz "trójkąt" i w tym wypadku "STOP". W swoich wcześniejszych pracach (*11-15) sugerowałem wielokrotnie, iż iteracja jest podstawową zasadą, nie tylko natury ożywionej, ale i także fizycznej natury naszego Wszechświata. Wracając do stwierdzenia, że główne teksty (a i b) niniejszej broszurki mają charakter iteracyjny, mogę więc teraz uzupełnić dane "techniczne" o sposobie ich wykorzystania. Otóż czytając tekst FUNKCJA EWY po raz pierwszy, zaznajamiasz się z możliwościami i różnorodnością działań ludzkich. Opisują to punkty 1-9 tekstu. Fragment tekstu, oznaczony jako punkt 10, zawiera uzasadnienie i uwagi techniczne: jak czytać tekst p o n o w n i e , tak aby tym ra- zem przemyśleć s e n s s w o j e g o ż y c i a . Tekst FUNKCJA EWY jest więc rodzajem "n a r z ę d z i a d o w y k r y w a n i a swojego własnego celu i sensu życiowego". Tytuł tekstu bierze się z faktu, iż "odnaleziono" bibliną Ewę (*22/24) oraz z prostego spostrzeżenia biologicznego i lekarskiego, iż możliwości działań mężczyzny są jedynie p o d z b i o r e m możliwości kobiety. Kobieta bowiem, prócz wszystkiego tego co może zrobić mężczyzna, może ponadto urodzić jeszcze dziecko. Na poziomie biologicznym jest to wyjaśnione przez fakt, iż informacja genetyczna, zawarta w każdej komórce ciała kobiety jest umiejscowiona w 23 parach chromosomów, a ostatnia para to chromosomy XX. U mężczyzny ostatnia para to chromosomy XY. Chromosom Y jest podobny do chromosomu X, tyle że pozbawiony "pewnej" jego części. Na poziomie psychologicznym, jak państwo się przekonacie, sprawa ma się podobnie !!! W rozprawie "O NIEPRZYJEMNYM ODCZUCIU, KTÓRE WYTWARZA ŚWIAT" zastosowano zupełnie inny rodzaj "iteracji". Mianowicie, w trakcie czytania tego tekstu daje się zauważyć trzykrotną zmianę "założeń" eksperymentu myślowego. Tekst ma jednocześnie wmontowaną zagadkę !, o której mówi Ewa w dialogu dołączonym do w/w tekstu, na jego końcu ! Matematykom, którzy widzą związek pomiędzy procedurami iteracyjnymi a topologią, pozostawiam dodatkową, drugą z a g a d k ę , która polega na tym, iż nie zdradzam tu jaki to rodzaj iteracji wprowadza tekst "O NIEPRZYJEMNYM ODCZUCIU ...". O różnych rodzajach iteracji pisałem po raz pierwszy w artykule "Życie sztuczne" (* 16). Wzorem mojej poprzedniej publikacji (* 8) główne, trudne tezy rozprawy staram się zilustrować tekstami, które są bardziej przystępne w odbiorze. Jako wprowadzenie, nazwijmy to : "intelektualną r o z g r z e w k ą", można zacząć czytać niniejszą broszurę poczynając od tych właśnie "rozrywkowych" tekstów. Polecam wręcz, rozpoczęcie lektury od czytania fragmentów wspaniałego opowidania, żyjącego, młodego amerykanina Kim Stanleya Robinsona (* 17) pt. "ślepy geomerta" (Fantastyka 1989, nr 10 ). Jak do tej pory przetłumaczono na język polski trzy jego opowiadania, wcześniej opowiadanie "Czarne powietrze" (Fantastyka 1988, nr 9) (* 18), które zawiera tajemnicze zaklęcie: "Tor conaloc an dhia" (vide: następna moja broszura pt. "Twoja tajemnicza przyszłość"), oraz opowiadanie "Przeróbka historii" (Fantastyka 1989, nr 11) (* 19). Dlaczego wybrałem te właśnie fragmenty z tego właśnie opowiadania i tego właśnie autora ? Otóż opowiadanie pt. "ślepy geometra" nie tylko ilustruje przypuszczalną drogę uzyskania wglądu w strukturę Wszechświata i opanowanie "wysokich" energii (poprzez poznanie topologicznej sktruktury czasoprzestrzeni naszego Wszechświata i topologiczne powody miłości). Kim Stanley Robinson odpowiada mi poza tym swoją postawą filozoficzną pisarza, który jest przekonany, że "świat podąża ku szczęśliwej przyszłości" i jak stwierdził, pisze na ten temat swoją następną powieść. Chciałbym niniejszym wyraźić podziękowanie tłumaczowi jego tekstów na język polski panu Janowi Cholewie, za zgodę na zamieszczenie w niniejszej broszurze fragmentów tłumaczenia w/w opowiadania. Dwa inne opowidania s-f, zamieszczone w niniejszej broszurze napisałem ja sam. Pierwsze z nich, zatytułowane "Dalekosiężny nasłuch" napisałem w roku 1974. Zostało ono opublikowane w miesięczniku "Problemy" w roku 1978, nr 4, w numerze poświęconym ewentualnym kontaktom z cywilizacjami pozaziemskimi. Ponieważ treść opowiadania "Dalekosiężny nasłuch" nadal dobrze ilustruje pewne "intuicje", więc zamieszczam to opowiadanie tutaj do druku, niejako ponownie. Przepraszamy jednocześnie wszystkich czytelników, którzy stłumili animę lub animusa i są już jedynie pod nieświadomym wpływem archetypów Wielkiego Mędrca i Wielkiej Matki (pojęcia Carla Gustava Junga) i nie lubią w związku z tym tekstów erotycznych. Erotyczne fragmenty w/w opowiadań pozostawiono celo-wo. Otóż chodzi o to, iż bez tego fizykalno-neurofizjologicznego mechanizmu (* 12), który zapewne musi "zaczepiać" o topologię i zasadę iteracji, nie sposób byłoby wysterować fenomeny: s e k s u, m i ł o ś c i i a r c h e t y p u a n i m y , czyli zjawiska zwanego "Ewą - Kobietą". Znalezienie więc związku między zjawiskami opartymi o działanie pętli sprzężenia zwrotnego (a więc działanie ite- racyjne), a nietypowo zwiniętą przestrzenią (zmuszającą wędrującego w niej mieszkańca do nawrotów) jest ważne dla zrozumienia istoty tych fenomenów (*34). Na razie wiadomo jedynie, że przekonanie nasze, iż jesteśmy mieszkańcami przestrzeni trójwymiarowej wynika z prostego faktu, że ślimak, nasz zdublowany narząd równowagi, ma jedynie trzy prostopadte do siebie półkola (*21). Moje opowiadanie "RUCHLIWE JEDNOSTKI", dotyczy z kolei problemu: "świadomości - podświadomości - nieświadomości" naszej ludzkiej i jakiejś tam "ponadludzkiej". Sądzę, że trzeba napisać wiele, o wiele lepszych opowiadań s-f, aby skłonić myślących na naszej planecie ludzi (którzy, nawiasem mówiąc, dla rozrywki czytują opowiadania s-f), spróbowali powiedzieć coś zasadniczego o naszej świadomości i nieświadomości. Od rozwiązania wymienionych dwóch problemów teoretycznych będą zależeć nasze najbliższe cele. Andrzej Brodziak F U N K C J A E W Y Motto "... Man ... exists primarily in the dimensions of time, and only secondarily in the dimension of space ... clearly man lives in the present. He stands firmly astride the chams that separates the past from the future. He is the only connecting link between two universes ... we cannot expect to explain him entirely in terms of the past or entirely in terms of the future. We can explain him, only as a link between the two ... " (George A. Kelly) 1. Około dwiescie tysięcy lat temu nie-człowiek urodził człowieka. Była nim Ewa [*(22-24)]. 2. Ewa jest człowiekiem. Człowiek od zwierząt wyróżnia się: (1) Zdolnością mowy. (2) Ciekawością i chęcią poznania świata. Człowieka intryguje tajemnica. (3) Zdolnością i chęcią tworzenia narzędzi oraz stałym, praktycznym napędem konstruktorskim. (4) Znaczną zdolnością pamiętania i myślowego przetwarzania zapamiętanych danych, co umożliwia nie tylko wywoływanie z pamięci obrazów myślowych, ale i także tworzenie z ich podelementów wyobrażeniowych modeli o b i e k t ó w n i e i s t n i e j ą c y c h (konstrukty myślowe, abstrakty). (5) Wytwarzaniem f o r m k u l t u r o w y c h (rysunków, malowideł, poematów, melodii itp.), które bądź s y m b o l i z u j ą lub o p i s u j ą widziany (doznawany) świat lub w ł a s n e w n ę t r z e, bądź tworzą w z o r y (modele) o b i e k t ó w n i e i s t n i e j ą c y c h , bądź wyrażają relację do czegoś tajemniczego. Człowieka fascynuje stanie wobec tajemnicy czegoś, co jest "WIELKOŚCIĄ". (6) Zdolność w y o b r a ż a n i a sobie nie tylko modelu świata zewnętrznego, ale i także s i e b i e s a m e g o oraz zdolność p r z e g l ą d a n i a w ł a s n e j p r z e s z ł o ś- c i i budowania m o d e l i z d a r z e ń p r z y s z ł y c h daje człowiekowi możliwość (zdolność) doznawania ŚWIADOMOŚCI (tożsamości, własnej odrębności). (7) Człowiek ma możność wiązania emocji nie tylko względem przedmiotów, ale i także osób, co jest zaczątkiem f e n o m e n u m i ł o ś c i [vide p.5 i odn. liter. *(25)]. (8) Człowiek ma możność wiązania emocji nie tylko względem przedmiotów i osób, ale i także względem sądów (konstruktów myślowych, abstraktów), co prowadzi do możności f e n o m e n u w i a r y (uwierzenie w coś, co nie jest widoczne). (9) Człowiek ma marzenia, SNUJE PLANY i próbuje przewidzieć PRZYSZŁOŚCI. (10) Człowiek ma znaczną inklinację do różnych form w s p ó ł d z i a ł a n i a g r u p o -w e g o. 3. Przed kilkunastoma tysiącami lat powstały g r u p y l u d z i tworzących wspólnie, przez współpracę i rywalizację nieistniejące wcześniej wytwory (bytowania) przez wyobrażeniowe, a potem słowne (pisemne) i obrazkowe formułowanie modeli świata. MOŻNA POWIEDZIEĆ, ŻE TWORZĄ ONI PRZYSZŁOŚĆ. Wiadomo bowiem, że "dzisiejsze książki są czynami jutra". Nie jest to ulubiona domena Ewy. Czasami E w a w s p ó ł u c z e s t n i c z y jednak w tych działaniach toteż musimy je tu wymienić. Otóż owe "wiązki" (zbiory, grupy) ludzi zajmują się do tej pory głównie: (1) Formułowaniem teorii objaśniających widziany, doznawany świat zewnętrzny (fizyka, chemia, biologia astronomia, kosmologia itd.). (2) Projektowaniem (konstruowaniem) budowli, maszyn, systemów komunikacji (inżynieria). (3) Teoriami społeczeństwa (prawodawstwo, polityka). (4) Formułowaniem teorii objaśniających funkcjonowanie organizmu człowieka, a także funkcjonowanie psychiki ludzkiej (fizjologia, neurofizjologia, psychologia). (5) Rozwijaniem form artystycznych proponujących o s o b i s t e w i z j e świata lub i n n e m o ż l i w e ś w i a t y (rysunek, malarstwo, muzyka, literatura piękna, filmy, teatr). (6) Formułowaniem o s o b i s t y c h teorii ogólnych, dotyczących różnych innych możliwych typów bytowania (matematyka, filozofia, teologia, informatyka, cognitive sciences, artifical inteligence, artificial life). (7) Niszczeniem światów wytworzonych w makroskali (rewolucje, wojny), bądź niszczeniem w mikroskali (podświadome wytwarzanie nieszczęścia). Patrz przypisy dotyczące mechanizmów fizycznych, neurofizjologicznych i makropoznawczych zawarte w p.10. Działania wg p.3 są nagradzane, najogólniej mówiąc, SATYSFAKCJĘ Z UCZESTNICTWA W TWORZENIU nowego lub niszczeniu starego. 4. Ewa lubi zajmować się t y m c o j e s t, a zwłaszcza t y m c o w i d a ć. Przed kilkoma tysiącami lat uświadomiono sobie jasno, że prócz procesów tworzenia (ewolucji) i procesów niszczenia, powodujących inwolucję (kolaps), niezbędna jest intensywna osobista i grupowa działalność, która ma na celu podtrzymanie "status quo". Poszczególne osoby i grupy ludzi wiele działań i myślenia wkładają więc w : (1) Nauczanie dzieci tego co już ustalono (opiekunki, wychowawcy, nauczyciele). (2) Pielęgnowanie osób, które wymagają opieki (pielęgniarki, lekarze, psychoterapeuci). (3) Informowanie o tym co jest (dziennikarstwo, środki masowego przekazu). (4) Produkcja i usługi bierzące wg wcześniej ustalonych wzorów, co jest "nagradzane" zarobieniem, wzbogaceniem się i możnością roztoczenia wokół siebie luksusu. (5) Działania resortów porządkowych i stabilizujących (sądownictwo, policja, wojsko w czasie pokoju), co jest "nagradzane" posiadaniem znacznej kontroli (władzy) nad pewnym obszarem (teatrem działań). K o b i e t y często włączają się w niektóre działania "t r z e c i e j s i ł y", która chce p o d t r z y m a ć to c o j u ż j e s t lub odtworzyć to co już było. EWA PRZENOSI WIĘC PRZESZŁOŚĆ KU TERAŹNIEJSZOŚCI I TWORZY TERAŹNIEJSZOŚĆ. Kobiety preferują szczególnie działania i innowacje dotyczące podniesienia statusu urody, piękna, uporządkowania ich otoczenia (ustanawianie standardów mody, stylu, aparycjii kompozycji). Działania wg p.4 są nagradzane, najogólniej mówiąc, SATYSFAKCJĘ Z UDZIELANIA POMOCY INNYM (bezinteresownej lub na- grodzonej) lub WZMOCNIENIA tego co jest, tego co trwa. 5. (1) Ewa może urodzić dziecko. Tylko p o t o m k o w i e obecnej generacji mogą zapewnić, aby t r w a ł y zajścia, procesy i zjawiska wymienione wcześniej (p. 3,4). Ewa z tej racji ma nadane znaczenie i s e n s swojej egzystencji już przez s a m f a k t s w o j e g o i s t n i e n i a. (2) Ewa od zarania dziejów była jednym z koniecznych elementów układu zdolnego wytworzyć ludzki wariant f e n o m e n u m i ł o ś c i. Bez fenomenu miłości w ludzkim wydaniu zabrakłoby "energii życiowej dla wiązek ludzkich" tworzących przyszłość (p. 3), a nawet dla części działań przenoszących przeszłość ku teraźniejszości (p. 4). Niedawno, bo dopiero kilkadziesiąt lat temu, uświadomiono sobie czym jest fenomen miłości u ludzi. W największym skrócie [wg Maxa Schelera *(25)] : "Miłość jest jednoczesnym, zachodzącym z naprzeciwka 'ruchem' (gammą działań) powodującym, że osoby noszące pewne w a r t o ś c i zaczynają je sobie lepiej uświadamiać, dostrzegać, cenić, tak iż powoduje to p r z y r o s t t y c h w a r t o ś c i, przy czym owe nasilenie tych walorów jest zgodne z naturalną istotą (przeznaczeniem) tych osób, które były zdolne rozpocząć proces wyzwalający fenomen miłości. Owe 'wyższe wartości' nie są w pełni dane na początku procesu, ujawniają się one niejako dopiero w trakcie owego r u c h u, poniekąd na jego końcu". Ludzka postać miłości jest więc w stanie wykryć, ujawnić, wydobyć osobiste, wrodzone walory innego człowieka i uruchomić je ku jakiemuś pożytkowi. Należy docenić również energio-twórcze znaczenie takich pochodnych fenonemu miłości jak zazdrość oraz wg niektórych psychologów sublimację, rywalizację, chęć pozostania czystym (niewinnym). Ewa może nie tylko więc PRZENOSIĆ PRZESZŁOŚĆ KU TERAŹNIEJSZOŚCI I PODTRZYMYWAĆ (TWORZYĆ) TERAŹNIEJSZOŚĆ, ALE i także może wyzwalać walory (wartości) drzemiące w innych i uruchomić je tak, aby zachodziło tworzenie PRZYSZŁOŚCI. To, że pominięto tu sferę namiętności, erotyzmu i seksu, która oczywiście dotyczy zarówno Ewy jak i Adama nie wynika z niechęci czy też niedoceniania tej składowej feno- menu miłości, ale z ogólnego przeznaczenia tego tekstu, który koncentruje się nie na mechanizmach psychologicznych w y j a ś n i a j ą c y c h z a c h o w a n i e c z ł ow i e k a (czym zajmują się zresztą liczne teorie psychologiczne), lecz na próbie wyjaśnienia ZNACZENIA I SENSU tych działań. * * * * * 6. Scharakteryzowane wyżej role Ewy i Adama, ważne dla podtrzymania (trwania) i rozwoju (ewolucji) świata objaśniają, być może, czym różni się ich wkład w istnienie świata, niewiele jednak mówi to DLACZEGO TEN ŚWIAT MA ISTNIEĆ, ALBO DLACZEGO ON CHCE ISTNIEĆ LUB DLACZEGO MUSI ON ISTNIEĆ. Był to trudny problem. Dopiero kilkanaście lat temu zaczęto formułować pierwsze hipotezy, pierwsze próby odpo- wiedzenia na to pytanie. Obecnie w roku 1991 jest to już wielotomowa literatura. Nie będę jej tutaj przytaczał. Powiem tylko o tym, jaką rolę odgrywa w tym Ewa. Otóż zakładając, że prócz świadomości ludzkiej istnieje jeszcze jakaś inna, wyższa świadomość "regionalnego boga" (b),lub jak wolą inni świadomość Natury, lub świadomość Tworu Nadrzędnego, lub nawet ewentualnie świadomość osobowego Boga transcendentalnego to pojawi się wtedy problem na czym ta nadrzędna świadomość polega. My ludzie nie potrafimy powiedzieć na ten temat nic więcej ponad to co sami rozumiemy. Toteż według naszego rozumienia owa świadomość "wyższa" musi także polegać na istnieniu, działaniu, percepcjach, przypominaniu sobie przeszłości, wyobrażaniu sobie "samego siebie", czyli tym razem, "i m a g i n a c j a c h o ś w i e c i e" i s n u c i u p l a n ó w n a p r z y s z ł o ś ć . Z a u w a ż o n o, że "wyobrażanie świata przez samego siebie" lub owe "imaginacje o świecie", lub owe "plany na przyszłość świata" to po prostu r o z m o w y l u d z i. D o r o z m o w y p o t r z e b a d w ó c h. Dlatego dopiero niedawno spostrzeżono, iż rodzajem "s a c r u m" wytwarzającym świat jest d i a l o g. Dla uzasadnienia przytoczę tu tekst, który bardzo mi się spodobał [*(26)]: "Sokrates - twórca dialogu - uznał go za coś ś w i ę t e g o i skojarzył z wewnętrzną obecnością b o s k i e g o p i e r w i a s t k a, z daimonionem lub wewnętrznym głosem ... Dialog, gdy pojawia się, wtedy w jego uczestnikach wyzwala się większa, a być może także bardziej s u b t e l n a i w y ż s z a e n e r g i a, która odróżnia dialog od dyskusji i innych rodzajów rozmowy. Ten głębszy wymiar może zostać rozbudzony w każdym uczestniku dialogu ... - wtedy "jego" własna linia świata przecina się z innymi liniami i staje się częścią procesu, który może być kontynuowany i włączony w jego własną podróż duchową ... poprzez sam akt interpertowania WSZECHŚWIAT TWORZY SAM SIEBIE. Produkując sensy zmieniamy naturę bytu. Ludzka zdolność wytworzania sensu czyni człowieka partnerem przyrody, kogoś kto współuczestniczy w kształtowaniu jej ewolucji. N i e j e s t t a k, ż e s ł o w o o d z w i e r c i e d l a ś w i a t - o n o g o r ó w n i e ż t w o r z y ... Za naszym pośrednictwem wszechświat b a d a s a m s i e b i e i w y p r ó b o w u j e na sobie samym różne odpowiedzi podejmując, podobnie jak my, wysiłek odcyfrowania własnego bytu. Gdy zastanawiam się nad tym, o g a r n i a m n i e t r w o g a. Człowiekowi wyznaczona zostaje bowiem rola, która była niegdyś zastrzeżona dla bogów" [*(26)]. Mogę teraz wrócić do roli Ewy i Adama. Otóż jeśli DIALOG ludzi jest głównym "mechanizmem" samo-świadomości - "znanego nam obszaru Wszechświata" i jednocześnie do dialogu "potrzeba dwóch" to ważne jest, aby zauważyć, że Ewa jest właściwym adwersarzem, gdyż "REPREZENTUJE PRZESZŁOŚĆ I TERAŹNIEJSZOŚĆ"; w odróżnieniu od mężczyzny, który jeśli jest tak zwanym "prawdziwym mężczyzną" (ulubione sformułowanie kobiet), to reprezentuje PRZYSZŁOŚĆ. 7. E w a, r z a d z i e j A d a m stwarza powód do w s z c z ę c i a dialogu i d z i a ł a ń, które są także formą dialogu. Ewa częściej wytwarza p o w ó d i m o t y w a c j e do działań w mikroskali (na skalę układu partnerskiego, rodziny, małej grupy towarzyskiej lub grupy współpracowników). Adam częściej inicjuje dialog, działania w makroskali (napisanie kontrowersyjnej powieści, felietonu, rozprawy filozoficznej, teorii społecznej nadającej się jako podstawa teoretyczna rewolucji, wojny, podwalin nowego imperium). Elementarną motywacją do bacznego p r z y p a t r y w a n i a się uczestnikowi dialogu lub akcji (partnerowi) i ewentualnego s p o s t r z e g a n i a w nim pewnych w a r - t o ś c i i takiego w s p ó ł d z i a ł a n i a, aby następował p r z y r o s t tych wartości może w y t w o r z y ć, tak jak to zauważono (p.5.2) jedynie fenomen miłości lub co mówię tu z niechęcią, tylko gwoli kompletności wywodu fenomen dokładnie odwrotny, a mianowicie fenomen nienawiści. Na poziomie kultury ludzkiej, zapewne już od kilku tysięcy lat w mechanizm wytwarzania motywacji do myślenia, rozmów i działań jest wmontowany mechanizm (fenomen) ogólniejszy niż syzygia miłości i nienawiści. Jego istnienie uświadomiono sobie dopiero przed około 100 laty. Otóż niezwykle istotną dla istnienia i rozwoju świata funkcją Ewy jest formułowanie w umysłach ludzi archetypu kobiety, jego reprezentowanie i urzeczywistnianie. Carl Gustaw Jung pisze o nim następująco: " każda matka i każda ukochana reprezentuje i urzeczywistnia to niebezpieczne odbicie, które najgłębiej odpowiada istocie mężczyzny. Należy ona do niego, jest wiernością, której w pewnych wypadkach - z życiowych racji - nie wolno mu okazywać, jest nieodzowną kompensacją za ryzyko, wysiłki i ofiary, które przynoszą tylko rozczarowanie, jest pociechą za całą gorycz życia, a zarazem wielką kusicielką, która łudząc mężczyznę wabi go ku temuż właśnie życiu, i to nie tylko w jego rozsądnych i pożytecznych aspektach, lecz także w jego przerażających paradoksach i dwuznacznościach, gdzie równoważy się dobro i zło, sukces i klęska, nadzieja i zwątpienie. Jako największe z grożących mu niebezpieczeństw żąda ona od mężczyzny największych osiągnięć i otrzymuje je jeśli jest on mężczyzną." W rezultacie, w zmiennych, chwilowych odczuciach Adama powstaje niepewność, zwątpienie, a nawet czasami poczcie nieszczęścia - czyli destrukcja w mikroskali. Działania męźczyzn mogą prowadzić jednak do destrukcji, nieszczęść, katastrof na dużą skalę. Jest to jednak potrzebne!!, gdyż: jeśli za pośrednictwem naszych rozmów Wszechświat bada sam siebie, wypróbowuje na sobie samym różne odpowiedzi i w ten sposób t w o r z y s a m s i e b i e to ważne jest, aby uświadomić sobie w poszczególnych fragmentach dialogu, że tylko jeden z rozmówców ujmuje sprawę trafnie. Rozmowa to zazwyczaj ścieranie się dwóch opinii. Co więcej, tworzenie, budowanie czegoś mo- że być błędem. No bo, czyż można pochwalić budowle Azteków wzniesione po to, aby corocznie złożyć na nich (zabić) ofia- ry z kilkunastu tysięcy ludzi lub czy błędem był wspólny wysiłek wielu narodów, aby zdławić rako-podobne państwa nazistowskie Niemiec i Japoni. Ależ czyż nie zastanawia także ich rozkwit po ich klęsce. Rzadko docenia się t e o r e t y c z n e znaczenie n i s z c z e n i a i n i e s z c z ę ś c i a . Aby nie brać więc tylko na swoje barkipróby uzasadnienia k o n i e - c z n o ś c i niszczenia,niepewności, nieszczęścia w naszym świecie, przytoczę tukilka fragmentów z artykułu ks. prof. dr hab. Józefa Ti-schnera [(*28)], opublikowanego w roku 1985, a więc w roku kiedy to wg Orwella miało już zatryumfować jedynie kłamstwo. Oto owe fragmenty z artykułu księdza profesora J.Tischnera : "...Myślenie, czym jest myślenie? Jest walką, jest grą, jest pojedynkiem - o pewność. Przeciwnikiem myślenia jest kłamca. Trzeba temu kłamcy wyrwać jego świat. Światem wyrwanym kłamcy jest świat cywilizacji..." "... Z drugiej jednak strony żadna walka o pewność nie byłaby możliwa, gdyby n i e p e w n o ś ć nie była elementem konstytutywnym tego świata. W tym świecie stale trzeba walczyć o pewność. Aby móc o nią walczyć t r z e b a w c i ą ż m i e ć n i e -p e w n o ś ć z a p l e c a m i. Walczyć o pewność przeciwko niepewności znaczy: b u d o w a ć świat przeciwko n i s z c z e n i u. Jak warunkiem pewności jest groźba niepewności, tak w a r u n k i e m budowania jest n i s z c z e n i e. Niszczenie jest wpisane w ten świat, jak niepewność. Stąd wizja k a t a s t r o f y. Nie przychodzi ona do nas od zewnątrz, lecz jest w ł ą c z o n a w t e c h n i c z n ą s t r u k t u r ę naszego świata. Jedynie treść owej wizji jest raz taka, raz inna..." "... obraz kryzysu ... rozkład wielkich tworów społecznych zostaje uzupełniony przez obraz kryzysu subiektywnego (osobistego). Czym jest ten kryzys? Jest powracającym raz po raz a t a k i e m n i e p e w n o ś c i. Nie o to, jak się okazuje, chodzi, że niszczeniu ulega taka czy inna techniczna struktura świata, lecz o to, że wszystkiemu zaczyna towarzyszyć podstawowa niepewność. Jest jakieś dobro i jest jakieś zło, ale ani dobro nie jest pewne, ani zło..." "... Jak się stało, że zniknęła pewność? Pewność zniknęła, g d y i n n y cz ł o w i e k s t a ł s i ę k ł a m c ą. Z chwilą bowiem, gdy wszyscy są kłamcami, znika moje "czyste Ja" i ono również zostaje podejrzane o kłam..." "... Jest to kryzys niepewności. Budujemy nasz świat z głębin własnej niepewności. G D Y B Y Ś M Y O S I Ą G N Ę L I J A K Ą Ś P E W N O Ś Ć, P R Z E S T A - L I B Y Ś M Y B U D O W A Ć. N A W E T W I Z J A T O T A L N E J K A - T A S T R O F Y J E S T N A M P O T R Z E B N A D O B U D O W Y . (podkreślenie autora książki) Uwaga więc! Jeśli kobieta ! Ewa ! mówi Ci : "nie masz racji", a nawet czyni to poprzez mniej lub bardziej dramatyczną scenę histeryczną (na ogół demonstrację "nieszczęścia", "choroby", zapowiedź "samobójstwa"), to wytwarzanie owej "negatywnej energii", na modłę owej "czarnej dziury" S.Hawking'a lub na modłę nowego pojęcia fizyków, którzy mówią o "energii próżni" lub "energii pustej przestrzeni bez materii" [(*26,33)] jest działaniem potrzebnym. To po prostu jest kontynuacja dialogu, tyle że innymi, bardziej "twardy- mi" środkami. 8. ZA KILKA TYSIĘCY LAT (1) Ewa - człowiek u r o d z i nie-człowieka. (2) lub dokona tego grupa ("superwiązka) [*(8,29)]. 9.Osobne określanie funkcji Adama nie jest potrzebne, gdyż jego działania są tylko podzbiorem możliwych działań Ewy. * * * * * * * * * * * * 10. Zakładam, że tekst niniejszy przeczytałeś na wskutek zaciekawienia próbami odpowiedzi o s e n s l u d z k i e j e g z y s t e n c j i. Pytanie to zazwyczaj jest stawiane jeszcze bardziej zdecydowanie, gdyż w postaci "JAKI JEST SENS MOJEJ WŁASNEJ EGZYSTENCJI ? To uszczegółowienie uzyskasz jeśli przeczytasz jeszcze raz niniejszy tekst zapytując dodatkowo, A CZYM JA SAM SIĘ ZAJMUJĘ, JAKA JEST MOJA OSOBISTA FUNKCJA. UWAGA !!! i jeszcze jedno ! Już na początku podkreślałem, że charakterystyczną cechą człowieka jest to, że stale snuje on PLANY NA PRZYSZŁOŚĆ, jak ktoś powiedział "człowiek składa się głównie z marzeń". Człowiek podejmuje wyliczone wyżej działania, CZYMŚ SIĘ ZAJMUJE, ale na ogół zgodnie z wcześniej ustanowionym przez siebie PLANEM. W danym momencie życia człowiek ma zawsze jakieś wyobrażenie s y t u a c j i p o ż ą d a n e j, sytuacji do której dą- ży, która z a i s t n i e j e e w e n t u a l n i e w p r z y s z ł o ś c i [*(5)]. Posiadanie planu jest n i e z b ę d n e dla dobrego samopoczucia. Osoba młoda ma wrażenie, że ma wiele czasu - "nieograniczenie wiele czasu", tak iż w końcu plany swe zrealizuje. Budzi to w niej optymizm. Człowiek starszy, jeśli niedokonuje stopniowej rewizjii rekonstrukcji wcześniejszych założeń sytuacji pożądanej może się spostrzec, że jej n a p e w n o n i e o s i ą g n i e. Może to powodować p r z y g n ę b i e n i e. Czasami powoduje to chorobę, głęboką depresję lub, mówiąc bardziej literacko, r o z p a c z. Warto zwrócić także uwagę, że zaplanowane działania mogą prowadzić do samo-unicestwiających się (sprzecznych) efektów. Człowiek ustanawiając taki plan usiłuje podtrzymać w własnym umyśle SPRZECZNOŚCI. Co więcej, niektóre układy partnerskie tworzą osoby, których plany (przewidywane działania) są sprzeczne (co jest uświadamiane lub nie). Układ, który próbuje realizować plany sprzeczne nieuchronnie przejdzie ze stadium ewolucji w stadium inwolucji (kolapsu, autodestruk- cji). UWAGA WIĘC !! Czytając jeszcze raz niniejszy tekst i zastanawiając się nad pytaniami: JAKA JEST MOJA OSOBISTA FUNKCJA i zastanawiając się JAKI JEST MÓJ PLAN (SYTUACJA POŻĄDANA, W KTÓREJ CHCIAŁBYM SIĘ ZNALEŹĆ) warto zastanowić się również nad tym czy plan ten jest zborny oraz czy nie jest aby zupełnie sprzeczny z planem partnera. Ponieważ częstym poglądem jest bardziej pierwotne, proste przekonanie, że przede wszystkim człowiek "c h c e b y ć s z c z ę ś l i w y", że "dąży ku szczęściu", że jego "przeznaczeniem jest szczęście", ważne jest więc, aby powiedzieć co to oznacza w świetle zaproponowanego wyżej "a p a r a t u p o j ę c i o w e g o s ł u ż ą c e g o w y k r y w a- n i u s w o j e j f u n k c j i". Otóż wy- daje mi się, że człowiek j e s t s z c z ę ś l i w y j e ś l i, z grubsza biorąc j e g o w ł a s n e w y o b r a ż e n i a o t y m k i m (c z y m) c h c i a ł b y b y ć i j e g o p l a n y d z i a ł a ń z m i e r z a j ą c y c h d o o s i ą -g n i ę c i a s y t u a c j i z i s z c z a j ą s i ę. Nacisk powinien być przy tym połoźony na STAŁY PROCES CIĄŁEGO ZISZCZANIA SIĘ, a nie na sytuacji kiedy "ziściło się" to co chciałem. Przez możność "wyobrażania sobie przyszłości" (niejako PRZYMUS wyobrażania sobie przyszłości) człowiek ma więc "z a m o n t o w a n y mechanizm napędzający go do działania" przez "potencjalną nagrodę" odczuwania szczęścia i "potencjalną karę" w postaci frustracji, przygnębienia, rozpaczy. W ogólnych zarysach "zasada wytwarzania szczęścia" podobna jest do "zasady fenomenu miłości". W jednym i drugim wypadku powstają bowiem uboczne rezultaty w postaci "przyrostu pewnych wartości". W jednym i drugim wypadku pewną "bezwzględność" tych zasad można by ująć słowami "KTO NIE ZACZNIE TEN NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ O CO CHODZI I NIC NIE DOSTANIE". Może powstać tu zarzut, że przecież wielu ludzi żyje "z dnia na dzień", nie wyznaczając sobie żadnych dalekosiężnych planów i są szczęśliwi, bądź żyją na zasadzie satysfakcji uzyskiwanej z "upodobania do nieszczęścia". Tak! Część ludzi ustanawia tylko bliskie, krótkoterminowe plany, bądź ich pożądane sytuacje docelowe nie są zbyt wygórowane. Odczucie nieszczęścia (przygnębienia, rozpaczy) pojawia się więc zapewne w dwóch skrajnych przypadkach: (1) wtedy kiedy to żadne, nawet skromne plany nie były ustanowione, bądź (2) kiedy ustanowiono, a potem nie modyfikowano planu "wyśrubowanego" cierpiąc potem z tego powodu, iż nie ziścił się on, bądź (3) kiedy "odczucie nieszczęśliwości" było niejako zaplanowane podświadomie. Wynika z tego, że aby FENOMEN SZCZĘŚCIA mógł zachodzić to (1) własne wyobrażenia o tym kim chciałoby się być muszą być w umyśle skonstruowane i zapamiętane (skonsolidowane), (2) musi być ustalony plan działań zmierzających do tego, aby wymarzona sytuacja mogła się ziścić; i dalej (3) działa- nia zgodne z owym planem muszą być podjęte, (4) działania te muszą być skuteczne, (5) aby były one skuteczne muszą one być na poziomie Ewy, czyli muszą mieć ludzki charakter (vide p.1,2.) oraz, z grubsza biorąc, muszą one być przydatne ludziom (vide p. 3,4,5).
Niektórzy z nas nie czerpią satysfakcji z uzyskiwania poczucia szczęścia, lecz na zupełnie odwrotnej zasadzie: (1) "upadku i satysfakcji z powrotu do stanu normalności", (2) satysfakcji czerpanej z niszczenia. Upadek i powrót do normalności daje satysfakcję podobną do satysfakcji z sukcesu. Działania takie wyróżniają się jedynie tym, iż "zaplanowano" nieużywanie energii życiowej lub działanie "na własną szkodę", po to aby zaistniał "ubytek energii", po czym siłami własnymi lub siłami osób drugich (upadek jest wołaniem:"pomóż mi") zachodzi powrót do normalności. Poziom energii życiowej z obszaru negatywnego wraca do obszaru stabilności. W trakcie owego powrotu doznawana jest taka sama satysfakcja, jaką odczuwają inne osoby w trakcie ziszczenia się ich planów, w trakcie odnoszenia sukcesu. Odczucia w stanie upadku (melancholia, spleen, wraźenie pobytu na: "mrocznym, piaszczystym, miejscami skalistymbrzegiem morza w mgliste, zimne popołudnie"), w fazie negatywnej lub jak kto woli, "po stronie ciemności" dobrze oddało wielu pisarzy [(*30,31)]. Satysfakcja czerpana z bezpardonowego niszczenia lub autodestrukcji, bez planu powrotu "do jakiejś nowej formy tego świata" jest poznana słabo. Spotyka się jednak takie osoby. Wobec stwierdzeń z punktu 7, osoby z "upodobaniem do nieszczęścia" są niezbędną s k ł a d o w ą s t r u k t u r y ś w i a t a . Można tu przywołać analogię do pojęć fizycznych materii i antymaterii lub wspomnianej już energii próżni czyli energii pustej przestrzeni bez materii. W obserwowanym Wszechświecie cząstek antymaterii jest jednak niewiele. Wrodzone lub nabyte predyspozycje niektórych osób wyznaczają im rolę antymaterii. Sądzę, że warto doceniać NIEWDZIĘCZNĄ rolę tych osób, z w ł a s z c z a , ż e z n a j ą c t e o r i ę ł a t w o z m i e n i ć s w ą r o l ę "wytwarzającego nieszczęście" na działania dające "satysfakcję przyjemną". Zorientowałeś się już zapewne, że tekst tego rozdziału nie jest próbą moralnego osądzenia kogokolwiek. Jest on jedynie próbą pomocy w zalezieniu odpowiedzi na pytanie: "Jaka jest moja funkcja?". Uświadomienie sobie swojej dotychczasowej roli, lub roli preferowanej będzie łatwiejsze, jeśli tekst tego rozdziału przeczytasz jeszcze raz, tym razem z o ł ó w k i e m w r ę k u , aby podkreślić to co dotyczy Ciebie. PODZIĘKOWANIE Wyrażam wdzięczność osobie o imieniu Ewa, która przeprowadziła ze mną następującą rozmowę: - Powiedz, jaka jest moja funkcja ? - Ale w jakim sensie "funkcja Ciebie ?", jako człowieka ? czy jako kobiety ? - Nie ! Funkcja mnie jako Ewy.- Ale to powinno wynikać chyba z pewnych ogólnych ustaleń o celu egzystencji ludzkiej. - Słuchaj ! Ja wiem, że jestem małym trybikiem w wielkiej machinie, ale ja nawet nie muszę, nie chcę wiedzieć do czego ta maszyna służy i jak ona działa. Ja chcę wiedzieć tylko, czy ja jako ten trybik mam się kręcić w lewo czy w prawo ? - Rozumiem, chcesz aby sens Twoich działań był dla Ciebie jasny. - No tak ! - No więc, po pierwsze musisz ustalić, jaki jest cel, jaki jest plan Twoich działań. - Kiedy właśnie nie wiem, jaki ten cel ma być ! - Przecież, gdy idziesz spać układasz sobie takie bajki dla siebie. Wyobrażasz sobie pałace, dalekie kraje, coś tam na tej pustyni lub w tych lagunach robisz. Są to przecież modele sytuacji pożądanych, w których chciałabyś być, w istocie są to chyba wytyczne do Twojego własnego planu i to planu zgodnego z Twoimi naturalnymi predyspozycjami. - A pamiętasz bohaterkę tej francuskiej powieści, która otrzymała nagrodę. Ona w potarganej sukience wylazła z rowu, gdzie spędziła noc z jakimś nieznanym mężczyzną i była szczęśliwa. Cieszyła się, że nastaje ranek, świeci słońce, i że na mokrych liściach lśnią kropelki rosy. Innymi słowy Twoja recepta na szczęście to też jakiś rodzaj przymusu. - Mówisz o tak zwanej pułapce życia, przypomina mi się taka fraza o Baudelaire'rze, który z pogardą odrzucał konieczność, to się kojarzy z definicją szatana. - A czy wiesz, że Bułhakow wymyślił siódmy dowód na istnienie Boga? - A kto wymyślił szósty? - Kant. - Aha, tak to się zgadza, a jaki jest ten siódmy? - No ponoć to, że istnieje Diabeł, no bo wiadomo, że szatan nie może istnieć bez Boga, przeciw któremu mógłby się buntować. - Coś mi się zdaje, że wytwarzanie nieszczęścia, niepewności, kłamstwa to nieprzyjemna, niewdzięczna rola, ale niezbędna po to, aby świat działał. - Właśnie doszłam do wniosku, że ja jestem takim błędem! - Zwracam Ci uwagę, że nie musisz się tak garnąć "na stronę ciemności", bo zawsze znajdzie się ktoś, kto to zrobi za Ciebie. - A kto to będzie? - Zawsze ktoś, kto nie przeniknął, nie zrozumiał czyjegoś gadania, które akurat było prawdziwe. b. O NIEPRZYJEMNYM ODCZUCIU, KTÓRE WYTWARZA ŚWIAT - czyli eksperyment myślowy dotyczący materii, ducha i inżynierów, którzy są transcendentalni. 1. Rozważmy grupę robotów (automatów) człekopodobnych. 2. Załóżmy, że każdy z nich nie tylko potrafi poruszać się i wykonywać złożone czynności według zapamiętanych w swoich układach pamięciowych procedur, ale i także potrafi widzieć i słyszeć (odwzorowywać w swojej pamięci obiekty ze świata zewnętrznego) oraz zapamiętywać to co widział. 3. Załóżmy, że w układach pamięciowych tych robotów odnotowane są dane o stanie ich wnętrza i że są one porównywane z pewnymi, zapamiętanymi tam wzorami (standardami) o tym, jaka powinna być ich struktura wewnętrzna. 4. Załóżmy, że roboty te nie tylko potrafią percepować dane o świecie zewnętrznym i ich wnętrzu, ale potrafią wywołać obrazy pamięciowe, czyli potrafią "wyobrażać sobie" odpowiednie elementy świata. Załóżmy dodatkowo, że ich zdolności wyobrażania "sobie siebie w świecie", "swojej przeszłości" i "swojej przyszłości (marzeń)" są na tyle sprane, że mają one Ś W I A D O M O Ś Ć SWOJEGO ISTNIENIA I SWOJEJ TOŻSAMOŚCI. 5. Niech pewien z tych robotów uświadomi sobie, że jego konstrukcja zużywa się i że po niedługim czasie przestanie on istnieć. Załóżmy dodatkowo, że uświadomienie sobie takiego przewidywania będzie dla tego osobnika przykre, ze względu na emocje (emocje to także percepcje [*(5,11)] powiązane z owym zapamiętanym "wzorem na stan pożądany". 6. Jedynym rozwiązaniem, jakie może on obmyśleć dla przezwyciężenia swojej d o t k l i w e j sytuacji to poznać swoją budowę i odtworzyć siebie w identycznej postaci. 7. Poznanie swojej budowy nie byłoby możliwe bez założonej obecności innych osobników (robotów) o budowie analogicznej. 8. Poznać samego siebie i odtworzyć siebie w identycznej postaci będzie oznaczało: "zarejestrować w swojej pamięci przepis (recepturę, projekt) na budowę robota (osobnika)". 9. Przepis na nową wersję osobnika, tkwiący w układach pamięciowych, stanowi jego ideową reprezentację. Uwzględniając ustalenia tego przepisu (projektu) można przystąpić do uruchomienia procesu rekonstrukcji (produkcji) nowej wersji robotów. 10. Nowa wersja robotów powstanie tylko wtedy, gdy idea (projekt) zostanie zrealizowany przez istniejącą, rozważaną grupę robotów (działanie "procesora idei", czyli projektu, czyli przepisu, czyli programu). 11. Niemożność unicestwienia idei (przepisu, projektu, programu) najlepszej zabezpieczyć przez sporządzanie wielu jego kopii. 12. Uruchomienie procesu reprodukcji może wydać się niemożliwe w oszacowywanym okresie czasu, jaki upłynie do przewidywanego momentu "śmierci" (unicestwieniu fizycznej postaci) rozważanej generacji robotów. 13. Ta trudność teoretyczna nie będzie istnieć jeśli wprowadzimy korektę do naszego eksperymentu myślowego i założymy, że grupa robotów człekokształtnych miała OD POCZĄTKU WMONTOWANY W SWOJĄ STRUKTURĘ PRZEPIS OKREŚLAJĄCY ICH BUDOWĘ. 14. Posiadanie, a priori, w swojej strukturze przepisu, określającego konstrukcję osobnika daje "zysk czasu", nie jest bowiem potrzebne poznawanie istoty konstrukcji. Znając jednak nawet ów przepis mogłoby nie starczyć czasu w ciągu życia jednego pokolenia na zorganizowanie "procesu rekonstrukcji" według tego planu. 15. Druga korekta do naszego eksperymentu myślowego może polegać więc na założeniu, że roboty nasze mają wmontowany w ich strukturę nie tylko przepis określający ich konstrukcję, ale i część "samoreprodukcji", która jest w stanie ów przepis odczytać i stworzyć wg niego po pewnym czasie nową kopię rozważanego osobnika. Po tych korektach będziemy rozważali już grupę robotów (osobników) posiadających zdolność samoreprodukcji. Osobniki tego typu można nazwać osobnikami wyposażonymi w "właściwości życia" [*(3)]. Należy zauważyć jednak, że jak na razie nie określono skąd pochodzi owa wiedza o "części dokonującej samoreprodukcji". 16. Seria robotów (osobników) samoreprodukujących się ma długi (przy naszych założeniach nieograniczony) horyzont czasu. Do naszego eksperymentu myślowego można wprowadzić jednak następną (trzecią) korektę założeń. Można założyć, że ciąg samoreprodukujących się robotów człekokształtnych może zrozumieć, że w trakcie swojego samopowielania się zaistnieją zasadnicze trudności w kontynuowaniu procesu samopowielania się z powodu przewidywanych zmian okoliczności materiałowo-energetycznych (lokalnych własności czasoprzestrzeni). 17. Jedynym rozwiązaniem, jakie może się nasunąć świadomym osobnikom grupy (analogia do punktu 6-tego), które byłoby w stanie zapobiec, na wypadek wystąpienia "złych warunków fizycznych", zanikowi trwania w czasie ciągu robotów (automatów) jest, przy wysuniętych tu założeniach, ustanowienie celu, aby w układach pamięciowych grupy robotów sformułować przepis na taki typ automatów, który nie tylko potrafi się samoreprodukować, ale rozumie na czym polega owa "zasada życia" i ów "przepis na zasadę życia" utrzymuje w swoich układach pamięciowych. Wydaje się, że zapis "przepisu na zasadę życia jest tak rozwlekły, że musi być utrzymywany w postaci "rozproszonej" w układach pamięciowych całej grupy osobników. 18. Sformułowanie w "Układzie Pamięciowym" (w rozproszonej sieci układów pamięciowych osobników tworzących grupę) "przepisu na zasadę życia" umożliwia na usadowienie w odległym punkcie czasoprzestrzeni (np. na odległej planecie lub w odległym czasie) nowej, małej grupy automatów człekopodobnych, które podejmą czynności (podejmą działania) [*(8,29)]. Grupę automatów, która sformułowała i która utrzymuje w swoich układach pamięciowych "przepis na zasadę życia" można tu umownie nazwać "regionalnym bóstwem" (RB). 19. Jeśli transfer osobników znających "zasadę życia" w nowy, odległy punkt czasoprzestrzeni nie zapobiegłby założonym trudnościom, opisanym w punkcie 16 - [zupełne, totalne zmiany parametrów czasoprzestrzeni] to jedynym nasuwającym się, rozsądnym działaniem jest próba sformułowania w układach pamięciowych grupy automatów, nie tylko przepisu na taki typ automatów, które potrafią się samoreprodukować i które potrafią sformułować "przepis na zasadę życia", ale także, które potrafią sformułować i zapamiętać przepis na "reprodukowanie" (odtwarzanie), przynajmniej "lokalnie", takich warunków czasoprzestrzeni, w których mogłyby na nowo zaistnieć automaty o komplikujących się stopniowo własnościach opisanych w punktach od 1 do 19. 20. Odtwarzanie takich warunków czasoprzestrzeni, które umożliwiłyby powstanie życia, a później świadomości, byłoby więc w tym świetle jedynie "ubocznym produktem" lub "niezbędną koniecznością" wobec przykrych doznań, czy też smutnych przewidywań zdefiniowanego wyżej "regionalnego bóstwa" (RB). 21. "Regionalne bóstwo" (RB) dopóki nie pojmie "zasady odtwarzania czasoprzestrzeni" jest skazane na zagładę. RB dopiero w momencie sformułowania sposobu na lokalne przynajmniej, odtwarzanie takiego rodzaju czasoprzestrzeni, która odtworzy Go uzyskuje rodzaj nieśmiertelności. RB, które pojęło i sformułowało iteracyjną zasadę "przepisu na nieśmiertelność" uzyskuje więc nowe, wyższe właściwości i dlatego powinno być nazywane INNĄ NAZWĘ. 22. Eksperyment myślowy przedstawiony w powyższych punktach (1)-(21) stawia pod znakiem zapytania zasadność sporu o to, czy substancją pierwotną jest materia, czy też idea. Wydaje się nawet, że istota różnicy między duchem a materią powinna być dyskutowana inaczej. 23. Eksperyment myślowy przedstawiony w punktach (1)-(22) rzuca również nowe światło na pojęcie TRANSCENDENTALNOŚCI. Automat (robot, osobnik), jeśli sformułuje i zapamięta w swojej pamięci, bądź sporządzi jakiś zapis idei czyli "przepisu" (projektu) na nowy obiekt, to jest on wtedy transcendentny wobec tego nowego obiektu, który powstanie w przyszłości według tego "przepisu". Poglądowo można by wyrazić to słowami: "każdy inżynier jest transcendentny wobec swoich konstruktów" lub lepiej, pewne konstrukty np. roboty, jeśli mają zdolność myślenia uznają, że inżynier, który je wymyślił, zaprojektował jest wobec nich transcendentny, gdyż nie należy "do ich świata". Myśl ta wydaje się tym bardziej uzasadniona jeśli przypomnę, iż mówiliśmy o inżynierze typu RB, który działał w innym czasie, a ściślej w innej czasoprzestrzeni (czyli w innym świecie) i który pojął i sformułował ideę, przepis według którego rozważany świat zaistniał. PODZIĘKOWANIE Wyrażam wdzięczność osobie o imieniu Ewa, która rozpoczęła następującą rozmowę: - Słuchaj Andrzej, czy materia może powstać z niczego? - Ależ oczywiście, że tak, tylko skąd, u diabła!, wzięło Ci się to pytanie? - Oglądałam przedwczoraj taki film, nakręcony przez Wajdę, według "Mistrza i Małgorzaty", a właściwie film według tego głównego rozdziału pt. "Poncjusz Piłat". - Przecież w tym rozdziale nie ma mowy w ogóle o takim problemie. - No, nie ma! ale tak przyszło mi to do głowy. - No, dobra! Poncjusz też tam ma takie zwidy i nie wiedział skąd mu to się w głowie bierze. Ale wracając do Twojego pytania, to wiesz akurat skończyłem pisać taki tekst, który, jeśli przeczytasz, to wyjaśni Ci, dlaczego przed chwilą tak zdecydowanie powiedziałem: "ależ oczywiście". Przeczytasz? - Przeczytam. [ Miesiąc później. ] - Wiesz, przeczytałam ten Twój tekst. - No i co ? - Smutny, znowu ten cholerny przymus. Te Twoje automaty wszystko robią tam ze strachu! - Dobrze wiesz, że ludzie wcale nie boją się, że grozi im unicestwienie. Jeśli coś robią, to dla przyjemności, dla pieniędzy, dla osiągnięcia luksusu. - W takim razie, te Twoje automaty to nie są ludzie. - Tak i nie. Ludzie są "na moment przed punktem RB", to znaczy na moment przed zrozumieniem tajemnicy życia. - Ale nie robią nic ze strachu ! - Tak, tylko taka mała grupa "wrażliwców" się boi, ma grozę w oczach, pisze takie różne teksty, może to jest ten strach ? - Masz na myśli jakichś filozofów ? - No nie tylko ! czy czytałaś niedawny wywiad z Lemem ? - Nie, a co on napisał ? - Mam to przy sobie, mogę przeczytać, czy możesz jeszcze rozmawiać przez ten telefon? - Mogę. - No to słuchaj ! Stwierdzenie dzienniki: "Coraz więcej Pana proroctw i pomysłów znajduje potwierdzenie w tzw. rzeczywistości naukowej z zakresu fizyki i cybernetyki." No i odpowiedź Lema: "I ostatnio ogarnął mnie s t r a c h, bo tak dużo się już spełniło. Powinienem więc myśleć co dalej ? Ale już nie wiem ... To co sobie wyobrażałem, że wypełni przestwór następnego tysiąclecia, pojawia się już teraz. Rozwój nauki wyprzedził mnie ..." - Tak rozumiem, że tacy jak on mają stracha, ale ja boję się czegoś innego ! Ja boję się przymusu. - Słuchaj, nie ma żadnego przymusu, bo do mózgów ludzi założono umyślnie, z premedytacją przesłonę, rodzaj filtru, który sprawia, aby ów strach nie docierał do każdego z nas. - To dlaczego o tym nie piszesz ? - Bo to, by komplikowało, ponad miarę, przedstawiony w tekście eksperyment myślowy. Tekst był niezrozumiały. - Wiesz, boję się, ale czegoś innego ! - Czego się boisz Ewa ? - Powiem Ci następnym razem ! Cześć !
g. Fragmenty opowiadania pt.: "Ślepy geometra" napisanego przez Kim Stanleya Robinsona. "... Kiedy ktoś rodzi się niewidomym, jego rozwój przebiega inaczej niż u dzieci obdarzonych wzrokiem. Urodziłem się niewidomy, więc wiem. Powody tej różnicy są raczej oczywiste. Wczesny rozwój niemowlęcia, fizyczny i psychiczny, powiązany jest w dużej mierze z widzeniem. Bez niego rzeczywistość jest ... (trudno to opisać) rodzajem pustki, w której rzeczy pojawiają się przelotnie, kiedy się je chwyta, gryzie lub słyszy. A potem, gdy milkną lub spadają, rozpływają się, przestają istnieć. ..." "... Przestrzeń dotykowa albo taktylna, przestrzeń ciała - rozszerza się, by wypełnić przestrzeń wizualną. ..." "... Moje własne życie poznawałem poprzez słowa - rzeczywistość stała się tekstem. ..." ... Po raz pierwszy poznałem wtedy uczucie, które pozostało wieczną radością mego życia: zrozumieć ..." "... Znałem takie fantazje, te sny nastolatka o potędze. Całe życie śniłem, że zostanę matematykiem. I oto byłem nim. Więc jest to możliwe. Można coś sobie wyobrazić, a potem to zrealizować. ..." "... Ach, prawda: nazywam się Carlos Oleg Nevsky. Matka Meksykanka, ojciec Rosjanin ... Od 2043 roku wykładam matematykę na Uniwersytecie George'a Washingtona. ..." "... Nigdy nie lubiłem Jeremy'ego Blasingame'a. ... Wydaje mi się, że był on jedną z tych osób, które zawsze czują się nieswojo w towarzystwie niewidomych. ... Jeremy zawsze przyglądał mi się uważnie (można to poznać po głosie) i czuło się, że z trudem może uwierzyć, iż jestem jednym ze współpracowników "Topological Geometry", pisma, w którym od czasu do czasu składał swoje prace. Był jednak dobrym matematykiem i niezłym topologiem, więc publikowaliśmy większość jego artykułów. Tak, że na pozór nasze stosunki były przyjazne. ..." "... A jednak starał się mnie sondować, badać mój mózg. W tym czasie pracowałem ostro nad geometrią rozmaitości n- wymiarowych. Ostatnie wyniki z CERN, SLAC i tego nowego, wielkiego cyklotronu na Oanu w ciekawy sposób wiązały się z moimi rezultatami: wyglądało na to, że pewne cząstki subatomowe poruszają się jakby w wielowymiarowej rozmaitości. W związku z tym Sullivan, Wu i para innych fizyków stamtąd pytało mnie o różne sprawy. Z nimi lubiłem rozmawiać, ale z Jeremym nie widziałem sensu. ..." "... Przez całe życie chyba zastanawiałem się jakby to było: widzieć. Cała moja praca jest niewątpliwie próbą wizualizacji rzeczy na mojej wewnętrznej scenie. ""Widzę to czuciem". W języku, w muzyce, a przede wszystkim w prawach geometrii znajduję najlepsze sposoby, by widzieć: przez analogię dotyku, dźwięku i abstrakcji. Rozumiecie: poznać możliwe geometrie w pełni, to zrozumieć dokładnie fizyczny świat, odkrywany światłem; w pewnym sensie postrzega się wtedy coś w rodzaju platońskich form idealnych, leżących u podstaw widzialnych fenomenów świata. ..." "... Postaram się ująć to inaczej. Geometria rzutowa zaczęła się w Renesansie, gdy świeżo zainteresowani perspektywą malarze szukali sposobów odwzorowania na płótnie trójwymiarowego świata. Szybko stała się gałęzią matematyki o wielkiej elegancji i dużych możliwościach. Zasadnicza metoda jest prosta: kiedy figura geometryczna jest rzutowana z jednej płaszczyzny na drugą (tak jak światło - ktoś mi opowiadał - rzutuje obraz ze slajdu na ścianę), pewne cechy tej figury mogą się zmienić (długość boków, miary kątów) podczas gdy inne są stałe: punkty to nadal punkty, proste to proste, niektóre proporcje pozostają niezmienione. Teraz wyobraźcie sobie, że widzialny świat jest figurą geometryczną, którą w pewnym sensie naprawdę jest. Wyobraźcie sobie jeszcze, że został rzutowany do wewnątrz na coś całkiem innego, nie na płaszczyznę, ale na wstęgę Moebiusa albo powiedzmy, butelkę Kleina, czy też w istocie na rozmaitość o wiele bardziej złożoną i niezwykłą (bylibyście zaskoczeni). Niektóre cechy figury znikają na dobre (na przykład kolor), lecz inne ważne własności pozostają. A geometria rzutowa jest sztuką znajdywania tych cech czy wielkości, które przetrwają transformację rzutowania ... Rozumiecie mnie ? Geometria dla jaźni - oczywiście nieeuklidesowa: właściwie ściśle Nevsky'ego, gdyż jest mi potrzebna, kiedy wykonuję rzutowania z przestrzeni wizualnej w przestrzeń audytywną i dotykową. ..." "... - Nasze wyobrażenia przestrzeni zakorzenione są w naszej budowie fizjologicznej ... Przestrzeń fizjologiczna jest całkowicie różna od nieskończonej, izotropowej, metrycznej przestrzeni klasycznej. ... Kiedy spojrzymy na nią w ten sposób, naturalną drogą rozpada się na kilka składowych: przestrzeń wizualna, czy też optyczna, przestrzeń taktylna albo dotykowa, przestrzeń audytywna itd. Przestrzeń optyczna jest anizotropowa, skończona i ograniczona. Przestrzeń dotykowa czy też przestrzeń naszej skóry (np. ciała kobiety) odpowiada dwuwymiarowej, skończonej, nieograniczonej (domkniętej) przestrzeni riemannowskiej ..." "... Przyprowadziłem Mary Inser ... wiesz tę, która rysowała... " "... - Miło mi cię poznać. Mówiłem, że potrafię odróżnić ciemność od światła. Istotnie potrafię, lecz rzadko ta informacja okazuje się użyteczna. Teraz jednak zauważyłem ze zdumieniem, że "wzrok" pochłania moją uwagę - ponieważ ta kobieta była ciemniejsza od innych, była czymś w rodzaju kłębka ciemności z wyraźnie jaśniejszą twarzą (czy była to dokładnie jej twarz?). ..." "... - Zajmuję się geometriami przestrzeni topologicznie zespolonych - wyjaśniłem. - Łatwiej niż inni mogę zrozumieć, co mówisz. ..." "... - Była jednym z naukowców pracujących w Piątej Bazie w Ciołkowskim, wiesz, w górach po drugiej stronie Księżyca. Jest astronomem i kosmologiem. No więc - muszę cię prosić, żebyś zachował to w tajemnicy - pewnego dnia Piąta Baza przestała nadawać. Kiedy pojechali sprawdzić, co się stało, znaleźli tylko ją, w stanie zbliżonym do katatonii. Żadnego znaku po pozostałych naukowcach i załodze Bazy. Osiemnastu ludzi przepadło bez śladu. Nie znaleźli też niczego, co mogłoby wyjaśnić, jak to się stało. ..." "... chodząc na czworakach, choć zaczynało mi się to wydawać beznadziejne. A jednak znalazłem: jeden (mikrofon) pod kanapą, drugi w telefonie. Podsłuch. Zostawiłem wszystko jak było i poszedłem do domu. ..." "... Przypuszczam, że ... Jeremym i Mary odgrywają sztukę, której nie rozumiałem ..." "...Pisała, potem czytała, mi głośno, albo przepuszczałem strony przez kopiarkę Xeroxa nastawioną na "t r a n s l a c j a n a B r a i l l e'a ". I Tak pracowaliśmy, a Jeremy cały czas zaglądał nam przez ramię. W końcu dotarliśmy do samych obrzeży mojej pracy, podążając za cząsteczkami subatomowymi aż do mikrowymiarów, gdzie zdawały się wykonywać swoje "skoki". Zaproponowałem n-wymiarową rozmaitość topologiczną, gdzie 1że odwzorowywane kontinuum oscyluje pomiędzy jednym a pewnym skończonym wymiarem, przebiegając od linii krzywej do czegoś w rodzaju n-wymiarowego szwajcarskiego sera - jeśli odpowiada wam to porównanie - zależnie od ilości energii ujawniającej się w obszarze we wszystkich czterech "postaciach": elektromagnetyzmu, grawitacji, silnych i słabych oddziaływań. ... Prawda była taka, że nie opublikowałem tej pracy. Siedziałem tutaj "dyskutując" z młodą kobietą, która w normalnej rozmowie nie potrafiła sformułować zdania - a w tej dziedzinie wyrażała się w sposób doskonale spójny. Która w istocie dyskutowała (dowiadywała się?) o mojej pracy. Tej pracy, o którą Jeremy Blasingame zawsze mnie wypytywał. ..." "... Widzicie, n-wymiarowe rozmaitości... jeżeli zrozumiemy je na tyle, by nimi manipulować, by wykorzystać ich energię ... tak, w tamtych cząstkach zawarta jest straszliwa energia. Ten rodzaj energii oznacza siłę, a siła ... przyciąga silnych. Lub tych, co jej pragną, walczą o nią. Zaczynałem wyczuwać skalę zagrożenia. ..." "... - Czy jako kosmolog zajmowałaś się tym tematem? - Topologia mikrowymiarów wydaje się determinować zarówno grawitację jak i słabe oddziaływania, nie sądzisz? - Trudno powiedzieć. Nie jestem mocny w fizyce. Znowu trzy razy ścisnęła mnie za rękę. - Na pewno miałeś jakieś pomysły w tej dziedzinie. - Niespecjalnie. A ty? - Może... kiedyś. Ale moim zdaniem twoje prace mają z tym bezpośredni związek. - Nic o tym nie wiem. Pat. Czy tak miało być? Coraz bardziej i bardziej interesowała mnie ta kobieta, której komunikaty do mnie były tak poplątane... " "... Sytuacja była niemożliwa. Nie byłem jej całkiem pewien jako sprzymierzeńca - właściwie to uważałem, że kłamała ... wyczuwałem jednak jakąś ukrytą sympatię, wrażenie wspólnej konspiracji, tym silniejsze, im dłużej byliśmy razem. ..." "... najbardziej wyrazista jest konwersacja dłoni z dłonią, więc znowu ująłem jej rękę. Nasze palce splątały się jakby przypadkowo, badały. ..." "... Cóż, wszyscy to znamy. Końce palców, muskające linie na dłoni, głaszczące delikatne włoski na grzbiecie ręki; naciskające na siebie palce: to są zdania. Trudno jest kłamać w tym języku. ..." "... Jako człowiek niewidomy byłem oddalony od tego mgławicowego świata intryg i ukrytych sił. Tkwiłem gdzieś na jego skraju. Powodem było kalectwo ("Nikt nie skrzywdzi ślepca"). Teraz wiedziałem, że stałem się jego częścią, że zostałem wciągnięty i pozostawiony o własnych siłach. To było przerażające. ..." "... - No, więc wydaje mi się, że im więcej rozumiem z tego, co mówisz o transferze energii pomiędzy n-wymiarowymi rozmaitościami, tym lepiej pojmuję to... co mi się przydarzało - teraz jej głos brzmiał inaczej - przydźwięki zniknęły, był mniej dźwięczny, mniej nosowy. ..." "... - Chodź ze mną - powiedziałem w końcu. - Mieszkam na najwyższym piętrze i zrobiłem sobie na dachu coś w rodzaju werandy. Skończ swoje piwo. Noc jest ciepła, na zewnątrz po- czujesz się lepiej. ..." "... Zależność niewidomego od dotyku ustawia go w pozycji uprzywilejowanej, że tak to nazwę. Używając rąk, by zobaczyć twarze, prowadzeni za rękę (zależni), przekraczają ... granic pomiędzy światem nieseksu i światem seksu. A gdy już się ją przekroczy (a partner ma uczucia opiekuńcze)..." "... Moje ręce badały jej ciało, odkrywając je ... po raz pierwszy ... Spodziewałem się chyba, że ludzie o wąskich twarzach mają też wąskie biodra (zwykle to prawda, możecie się przekonać), lecz w tym przypadku było inaczej. Jej biodra rozkwitały w kobiecych liniach, które można tylko podziwiać, nigdy się do nich nie przyzwyczajając. ... Wtedy było już tylko ciało z ciałem, skóra ze skórą w pojedynczej przestrzeni dotykowej naładowanej energią, uporczywe pieszczoty, usta na ustach, cztery zajęte dłonie, piersi i penis zgniatane pomiędzy dwiema pulsującymi ścianami mięśni. ..." "... byłem tego pewien nawet wtedy, kiedy kochałem się z tą niezwykłą, inną Mary Unser, kobietą równie mi nieznaną jak każda inna ze spotkanych w życiu. Przy każdym wejściu w nią (walec zakończony stożkiem wślizgujący się w cylinder zakończony nierówną sferą, neuron przy neuronie, całe ich miliony stykające się z sobą po drodze tak, że nie mogłem określić, gdzie kończę się ja, a zaczyna ona) poznawałem ją coraz lepiej, jej kształt, jej rytmy, rzeczywistość jej nerwów wypowiadaną ruchem i dotykiem (rozpostarte dłonie na moich plecach, biodrach, udach) i tymi urywanymi nutami fagotu jak czyjeś nucenie. ..." "... Po dziś dzień nie wiem, co mnie tak zaszokowało, przypuszczałem jednak ... że chodziło o coś takiego: byłem przerażony odkrycie, jacy jesteśmy realni. Szturchnąłem ją łagodnie. - Więc kim jesteś? - Nie teraz - a kiedy znów chciałem coś powiedzieć, położyła mi palec na wargach (zapach nas obojga). - Przyjacielem - niski, nosowy szept, jak kamerton, jak głos, który zaczynałem - (i to mnie napawało lękiem, gdyż wiedziałem, że jej nie znam) kochać: - Przyjacielem ... " "... W pewnym momencie wzrok staje się w myśleniu geometrycznym tylko przeszkodą. Ludzie przyzwyczajeni do wizualizacji twierdzeń (jak w geometrii euklidesowej) docierają do punktu w n-wymiarowych rozmaitościach czy gdzie indziej, w którym pojęcia po prostu nie dadzą się zwizualizować. Próby dokonania tego prowadzą jedynie do zamieszania i nieporozumień. Poza tym punktem geometria wnętrza ciała, geometria dotykowa, kierowana estetyką kinetyczną, jest prawdopodobnie najlepszym zmysłowym analogiem, jaki możemy znaleźć. Tak, że czasami jestem uprzywilejowany. Lecz w rzeczywistym świecie, w geometriach serca, czy kiedykolwiek potrafię uzyskać taką przewagę? Czy są rzeczy, które wyczuwamy, a których nie da się zobaczyć? ..." "... jak ujmie to Edmund Husserl w "Początkach geometrii" ... Geometryczna idea (czy jakakolwiek naukowa teoria) wypływa ze swego pierwotnego źródła, gdzie jest jedynie strukturą wewnętrzną świadomej przestrzeni ducha pierwszego odkrywcy ..." "... Kląłem siebie, swoją głupotę, swoje bzdurne założenia. Z twierdzeń zrobiłem aksjomaty (najczęściej spotykany u ludzi błąd syntaktyczno-logiczny?) i nie zastanowiłem się nawet przez chwilę, że na nich spoczywa cała konstrukcja mojego rozumowania. A teraz, założywszy konfrontację z siłą, której nie rozumiałem, znalazłem się w poważnym niebezpieczeństwie. ..." "... - Mary! - wrzasnąłem. Pobiegłem i potknąłem się o nią. Siedziała oparta o ścianę. - Mary! Pokrwiawiona ... - Carlos - jęknęła boleśnie, jakby zaskoczona. ..." "... Szczęśliwie okazało się, że była tylko ranna; kula weszła tuż pod barkiem i strzaskała kość, lecz rana nie była śmiertelna. Dowiedziałem się tego później, w szpitalu. Godzinę albo i więcej po naszym przybyciu wyszedł lekarz, żeby mi to powiedzieć. ..." "... Naturalnie, trochę trwało, zanim Mary wróciła do zdrowia. ..." "... I oczywiście, trochę trwało, zanim doszliśmy ze wszystkim do porządku. Nie tylko z władzami, ale i między sobą. Co było w naszych stosunkach poważne i trwałe, a co tylko efektem niezwykłych okoliczności naszego spotkania - tego nie dało się wtedy określić. ..." "... Teraz, po tylu latach, kiedy jej dłoń dotyka mojej, czuję ten dreszcz lęku i uniesienia, jaki budziły we mnie pierwsze dotknięcia. Drżę wtedy od tajemniczego zwarcia z nieznaną osobowością drugiej osoby...Czasem też, jednocześnie, pojawia się wrażenie, że stoimy zespoleni pośród burzy problemów i zagrożeń, która grzmi i błyska wokół nas. W sumie wydaje mi się oczywiste, że miłość wykuta w kuźni niebezpieczeństw i groźnych okoliczności jest najsilniejszą miłością. Dowód tego faktu pozostawiam jako ćwiczenie dla czytelnika. ..."
d. DALEKOSIĘŻNY NASŁUCH - opowiadanie s-f - autor: A.Brodziak Niecierpliwie czekam na Olta. Mogłem zaprosić go do domu. Tutaj jednak będzie większy spokój. Dobiegała czternasta. Wyłączałem z centralnego pulpitu kolejno urządzenia Stacji. System zapisu sygnału już nie działał. Uruchomiłem silniki poruszające główną antenę. Wyłączyłem zasilanie całości sprzętu odbiorczo-rejestrującego. Zatrzaskiwano na korytarzu drzwi. Ktoś zbiegał po schodach. Tak, dawno minęły czasy, kiedy pracowano tu po kilkanaście godzin na dobę. Teraz od- walają robotę jak przy taśmie. Za chwilę będzie tu jak w biurowcu po godzinach urzędowania. Olt pracował w Centrali Analizy Sygnałów w Arachora. Teraz tam też panowały minorowe nastroje. Wcale nie z powodu ostatniej redukcji budżetu. Gorsze było to, że prawie nikt nie wierzył już w sens projektu. Seminaria w Centrali były anemiczne. Przedstawiano jakieś przyczynki. Brakowało jakiejś ogólnej koncepcji. Olt był osobistością w Centrali. Znałem go jeszcze ze studiów. Ostatnio od dawna już go nie widywałem. Rosa twierdzi, że skoro coś znalazłem, to powinienem to złosić do planu seminariów Centrali, a nie intrygować. Byłby to błąd. Tłumaczyłem Rosie, że nie jestem specjalistą od analizy sygnału, że w Projekcie Nasłuchu pracuję tylko w Stacji Odbiorczo-Rejestrującej. Tłumaczyłem, że problemy lingwistyki to tylko moje hobby. Nie jestem znany w tej dziedzinie. Nie mam nawet dyplomu magistra lingwistyki matematycznej. Wyjaśniałem, że facet, który jest elektronikiem, nie może pouczać lingwistów. Chcieliby opisu formalnego. Zamiast słuchać, o co chodzi, czepialiby się błędów we wzorach. Już to widzę ... Duży stres. Dwie godziny tureckiej gadaniny i zerowy rezultat. Przy pulpicie zadzwonił telefon. - Sekretariat, Ivy, jest tutaj profesor Olt Iransky. - Proszę przyprowadzić profesora na górę i poproszę dwie kawy. - Dobrze, czy będę mogła potem wyjść, idę na randkę? - Oczywiście. W drzwiach stanął Olt. Zawsze był ubrany ze smakiem. Nie zmienił się przez te dwa lata. - Cześć Olt, zapewne chcesz umyć ręce. Czy zatrzymałeś się w hotelu Stacji, czy w miasteczku? - Dobra, dobra, mów, co to ma być za bomba. Dlaczego mnie tutaj ściągnąłeś? - Siadaj tutaj, w fotelu przy stoliku. Potrzebny nam będzie tylko papier i ołówki. - To rzeczywiście niewiele. A może by jakaś kawa ... - Będzie. Słuchaj! Dla jasności, w skrócie to, co wiemy, a raczej jak ja rozumiem to, co ustalono. Od dwudziestu lat zarówno w paśmie fal superkrótkich, jak i fal rzędu kilku kHz, rejestrujemy sygnały, które ponad wszelką wątpliwość są dialogiem albo raczej rozmową. My w tej rozmowie nie uczestniczymy, bo nic z niej nie rozumiemy, mimo że gdyby ten bełkot zrozumieć, to moglibyśmy się włączyć. Jak wiadomo, ustalono alfabet języka, a nawet listę słów. Z tym że stale pojawiają się jakieś nowe. To zresztą normalne. Żywy język zawsze tworzy neologizmy. Zapisano już tysiące kilometrów taśmy magnetycznej z tym gulgotaniem. Mimo że nie wiemy, czy to nie są przypadkiem setki pozdrowień imieninowych, nasza placówka w Deva upakowuje całość zarejestrowanego zapisu w cholernie drogie kosteczki - "czytaj-pisz-krystaloidu". Nie- które fragmenty sygnału wydano dla amatorów - hobbistów w formie książkowej. - Piekielnie nudzisz. Przecież to jest poziom poniżej wykładu popularnonaukowego dla szkół podstawowych. - Siedź jeszcze chwilę cicho. Słowom nie potrafimy przyporządkować znaczeń. Że będą z tym trudności, wiedziano od początku. Od neurofizjologów dowiedzieliśmy się już jakieś sto lat temu, że znaczenie słowa lub zdania jest pewnym odwzorowaniem (modelem) obserwowanego przedmiotu lub sytuacji, tworzonym na chwilę albo na dłużej w sieci neuronalnej. Do pracowni weszła Ivy. Olt przestał mnie słuchać. Patrzył na jej biodra. Ivy ubrała dzisiaj ciemne, lecz mocno przeświecające rajtuzy, obcisłą, krótką, czarną spódniczkę i ciemnozielony sweterek. Gdy stawiała filiżanki kawy na stoliku, włosy spięte w ogon na czubku głowy spadały i zasłaniały jej policzek. Używała swojego najbardziej wyzywającego sygnału. Ustawiając powoli na stoliku cukiernicę, łyżeczki i kubeczki ze śmietaną wysunęła język, trzymając koniuszek ku górze. Mógł to być nieświadomy gest, związany ze skupieniem się na precyzyjnym wykonaniu zleconej jej czynności. Myślę jednak, że Ivy zdawała sobie sprawę, jak jej wsunięty między zęby, podwinięty ku górze i poruszający się nieznacznie język, zabarwiony od dołu lekko niebieskawo działał na mężczyznę. Czyżby chciała uwieść Olta ? Jeśli tak, to robiła to skutecznie, bo ten nie spuszczał z niej oczu również wtedy, gdy wracała do drzwi prezentując teraz swój własny, bardzo osobisty sposób poruszania się. Zamknęła wreszcie drzwi. - Słuchaj, Gera, jakoś w ogóle w tym popularnonaukowym odczycie nie wspomniałeś, że całość zarejestrowanego sygnału dzieli się na dwa podzbiory. Większa część sygnałów ma charakter regularny, o bardzo ubogim słowniku, a najsilniejsze sygnały w ogóle nie mają charakteru skokowego, są sygnałem ciągłym, policyklicznym. Nie o to mi chodzi, że ja to odkryłem, ale istotne jest to, że zachodzi związek między tymi sygnałami regularnymi a pewnymi zjawiskami astrofizycznymi obserwowanymi przez astronomów. - Dlatego właśnie ciebie tutaj ściągnąłem. Ty to udowodniłeś i dlatego tylko ty jesteś w stanie zapalić się do mojego pomysłu. Poza tym, żeby go zrealizować, trzeba wpłynąć na Biuro Informacji i Kultury. Może to zrobić tylko ktoś o olbrzymim prestiżu. Ty jesteś znany nie tylko specjalistom. Twoje nazwisko znają nie tylko politycy i dziennikarze, ale również uczniowie szkół średnich. - Do diabła! Co ma wspólnego Projekt Nasłuchu z Ministerstwem Informacji i Kultury? - A ma. Słuchaj. W paśmie 70 MHz z rejonu Syriusza i gwiazdozbioru Kasjopei jest wysyłana wiadomość, którą przełamałem. Olt wstał na równe nogi, potrącił stolik i rozlał kawę, która ściekała teraz strużką z glazury stolika na czerwony dywan. Na szczęście wylał tylko swoją kawę. W mojej filiżance większość została. - Albo kłamiesz, albo jesteś dureń. Jeśli złamałeś, to czemu tego nie opublikowałeś w dwudziestu czasopismach i nie ogłosiłeś na dwustu zjazdach. Skoro ty to zrobiłeś, to znaczy, że to nie jest trudne i za chwilę zrobią to inni, i nadają to nawet w telewizji i w tygodnikach dla gospodyń domowych. Zresztą, niby jak to zrobiłeś, nie masz przecież tutaj do tego sprzętu, nie masz komputerów. A poza tym, jak ty rozumiesz słowa "przełamałem wiadomość"? Zrozumiałeś wszystko? Nadają melodramat z cyklu love story? Ostatnie zdanie było już sensowne. Można było podjąć rozmowę, skoro Olt wrócił już do problemu wiązania słów sygnału z ich znaczeniem. - Słuchaj Sygnał z Syriusza i Kasjopei w porównaniu z innymi odbieranymi to rzeczywiście audycja dla najgłupszych, z tym że jakoś mało kto się tym zajmował. System Wyszukiwanie Informacji Naukowych podał mi zaledwie pięć publikacji dotyczących tego problemu. Jedną napisał twój asystent z Arachora. Praca jest, podobnie jak cztery pozostałe, bezwartościowa. A co do mojego wyposażenia w sprzęt, to nie przesadzaj. Wszystko, czego potrzebujemy, to komputer. Podstawowe programy automatycznej analizy tekstów i tłumaczeń są ogólnie dostępne. Już pięć lat temu w Stacji zafundowałem sobie abonencką końcówkę do jednego z większych komputerów w okolicy. Należy on do sieci przemysłowej. To nieważne. Oczywiście, musiałem ten wydatek jakoś uzasadnić kierownictwu. Ale przecież Ty najlepiej wiesz, że język naturalny jest na tyle giętki, że można nawet nie kłamać, pisząc o czymś, a adresat zrozumie coś innego, właśnie to, co chcesz. - No dobrze, jak to zrobiłeś? - Załadowałem program opracowany przed pięćdziesięciu laty przez francuski wojskowy ośrodek badawczy dla celów łamania szyfrów. Program ten nazywa się ANA-CHIFFRE-1. Na wejściu podałem sygnał z Syriusza i otrzymałem wydruk wiadomości liczący 120 stron. Po francusku. Sygnał z Kasjopei dał ten sam francuski tekst. Olt zbladł, wziął moją filiżankę kawy i wypił ją duszkiem. - Słuchaj, nie strój ze mnie żartów. Co trujesz, że wydruk był po francusku, przecież wiesz, że ANA-CHIFFRE-1 zawsze da wydruk po francusku, bo tak go ci z Nancy opracowali. Ale ANA jest dobry do łamania szyfrów wiadomości z zakresu pojęć ludzkich. Może to być o kwiatkach albo o rozmieszczeniu łodzi podwodnych, ale na planetach wokół Syriusza może nie być wody ani dla goździków, ani dla żaglówek. - Wokół Syriusza w ogóle nie ma planet. - No więc, co Syriusz nadaje? Zresztą to nieważne. Do czego mnie potrzebujesz? To niesamowite, żeby z głupia frant zastosować program opracowany przed pięćdziesięciu laty i otrzymać rezultaty. Wszyscy myśleli, że to musi być o jakichś abstrakcyjnych pojęciach, nieprzetłumaczalnych na nasze, prawie neandertalskie głowy. A ty gadasz, że taki programik wystarczył. To musi być jakaś trywialna omyłka. Może ty w ogóle rejestrujesz program najbliższej stacji radiowej. Olt zareagował prawidłowo. Jak przystało na specjalistę, treść tego, co "Syriusz nadaje", na razie słabo go interesowała. Nie mógł natomiast przeboleć, że on i jego chłopcy z centrali mierzyli za wysoko i dlatego przepuścili piłkę. Jestem pewien, że zacznie mnie teraz wypytywać o szczegóły wstępnej transformacji sygnału przed podaniem go na wejście programu ANA. No, ale nie po to go tutaj ściągnąłem. Podszedłem do biurka i wyciągnąłem z szuflady jeden z dwudziestu przygotowanych egzemplarzy skryptu oprawionego w żółte okładki. - Słuchaj, masz tu maszynopis wiadomości z Syriusza. Potem sobie poczytasz do poduszki. Ale teraz do rzeczy. Mamy trudne zadanie, bo wiadomość jest ni to smutna, ni to wesoła, jest po prostu opisem ogólnego działania, które jest chyba obce naszej obecnej mentalności. Ponieważ jednak to działanie nas dotyczy, trzeba moim zdaniem, tę wiadomość rozpowszechnić. Z tym, że większość jest raczej nie przygotowana na coś takiego. - Mówisz zbyt podniośle. To jest dosyć grube, a poza tym słabo znam francuski. Mów, o co chodzi, ale jasno. - Dobra, ale nie przerywaj uwagami o poziomie moich wykładów popularnonaukowych. Ci ludzie, którzy czytają sobie od czasu do czasu coś o kosmologii, stale dowiadują się, że jakieś 20 miliardów lat temu garść supergęstej plazmy zaczęła się rozpryskiwać w galaktyki, gwiazdy i powstające wokół nich planety. Stygnąc powoli, rozlatuje się to wszystko na zewnątrz. Jak wyliczono, szybkość ucieczki galaktyk jest tak duża, że siły wzajemnego ich przyciągania się, zależnie od tak zwanej średniej gęstości materii Wszechświata, są zbyt małe, aby nastąpiło ponowne kurczenie się Wszechświata. Tak więc czasoprzestrzeń nie ma kształtu cyklicznie kolapsującej hiperkuli, lecz raczej rogalika o nieustannie wydłużających się końcach. Są tacy, którzy te teorie kosmologiczne strasznie deprymują. Myśl, że Wszechświat jest jakąś jednorazową szczególnością i na dodatek dąży do rozpłynięcia się w coraz dłuższy i dłuższy i coraz zimniejszy rogalik, działa przygnębiająco. To od tych fizyków wieje ten obezwładniający pesymizm, który niepostrzeżenie wpływa na nas wszystkich. Pesymizm ten odzwierciedla się w całej naszej smutnej, hedonistycznej kulturze. - Tak, to wiem. I jest coś na ten temat w Wiadomości? - Ona tylko tego dotyczy. - Wy w Centrali słusznie uważaliście, że Rozmowa odbywa się między, nazwijmy to, tworami o znacznie wyższym poziomie abstrakcji. Ich aparat pojęciowy zupełnie nie przystaje do naszego. Ale wiadomość z Syriusza jest wykładem popularnonaukowym dla najniżej rozwiniętych cywilizacji, o poziomie inteligencji o numerze zero. Piszą o tym na wstępie. Niczego od nas nie oczekują, bo wiedzą, że w niczym im nie pomożemy. Informują nas tylko o tym, co zrobią. Żeby pojąć, jak się to robi, trzeba być znacznie bardziej rozwiniętym. Wtedy dopiero można byłoby sobie poczytać któryś z tych sygnałów, jakie chcieliście odsylabizować w Arachora. - A co oni takiego robią? - Usiłują zwiększyć średnią gęstość wszechświata. Z jakichś względów robią to etapami. Zaczynają od pewnych rejonów. - Po co? - Żeby doprowadzić do zatrzymania galaktyk i spowodować ich kolaps, czyli żeby wrócić do chwili zero. - Przecież to oznacza zniszczenie wszystkiego, upakowanie wszystkiego, co tutaj widzimy i co jest na niebie, w garść, jak powiedziałeś, supergęstej plazmy. - Tak, ale drugą ewentualnością jest tylko śmierć wokół powoli stygnących gwiazd rozlatujących się w pustkę. - Jaka różnica? - No taka, że od nowej chwili zero wszystko zacznie się od nowa. - I tak w kółko? - Tego nie wiadomo ... chyba tak ... chyba to jest prawidłowość. Olt zamilkł, wstał, podszedł do okna. Zapadał zmierzch. W oddali na autostradzie migotał bioło-czerwony sznurek samochodów, pędzących w obie strony, Antena Stacji zasłaniała sporą część nieba. Na prawo od niej migotał jednak Syriusz. e. RUCHLIWE JEDNOSTKI - opowiadanie s-f - autor: A. Brodziak Rozmowa z Hiriną znudziła mnie, wyłączyłem się. Niech sobie porozmawia z Altą, albo niech się zamknie. Niby rozumiemy się, ale om musi być jakiś inny. Ma chyba inną strukturę wewnętrzną. Nieraz nad tym rozmyślałem. Wszystko wskazuje na to, że powinien być podobny do mnie. Też krąży w odległości kilku miniseków od gwiazdy. Zasilające go słońce także leży na obwodzie galaktyki. Hirina wiele mówi mi o sobie. Niby wszystko się zgadza. Na moje pytanie: skąd on to wie, rozsądnie odpowiedział, że owszem to tylko teoria, ale najlepsza jaką zna. Ustalił to ponoć w długich badaniach z Altą, Prim-Altarem i Sekund-Altarem. A tamci podobno badali to jeszcze dłużej, już od jakichś 5 miliardów lat z jeszcze innymi. No cóż, tą ich najlepszą teorię mogę sprawdzić tylko przez swoją introspekcję. Kilka rzeczy wydaje mi się niewątpliwych. Ich wnętrze, podobnie jak moje jest gęste. Ku obwodowi mojego kulistego kształtu jestem coraz rzadszy. Powłokę mam bardzo dobrą. Chroni mnie przed meteorytami i innymi świństwami, jakie grożą nam z pustki kosmicznej. Najrzadszą część powłoki Alta nazywa atmosferą. Chroni ona dobrze przed promieniowaniem. Całą energię otrzymuję z gwiazdy, ale bez tej osłonki to chyba rzeczywiście bym wykitował. Zaraz pod atmosferą mam najbardziej delikatną tkankę nerwową. Ponoć ustalono, że zawiera ona dużo wody i związków węgla. Składa się ona z mniej lub bardziej ruchliwych jednostek. Wytwarzają one wokół siebie strukturę twardą warstwy podatmosferycznej. W wielkim powiększeniu ma ona wygląd mniejszych lub większych prostokącików. Na ogół prostokąciki te są zgrupowane w wielkie skupiska. Skupiska te są połączone różnymi rodzajami niteczek. Podobno niteczki te są konieczne dla transportu substancji odżywczych, absorbowanych przez jednostki ruchliwe, żyjące w tych prostokącikach. Hirina twierdzi, że im więcej struktury twardej warstwy podatmosferycznej tym więcej rozwija się jednostek ruchliwych tym większa jest wtedy nasza inteligencja. Hirina jest dziwny. Nie jest wobec mnie szczery. Często podsłuchuję jego rozmowy z Altą. Oni myślą, że jestem za mało rozgarnięty, aby zrozumieć ich teoretyczne rozważania. Ale mogę wam streścić te ich akademickie dysputy. Podobno Prim-Altar jakoś udowodnił, że nie zawsze istnieje równowaga między ilością jednostek ruchliwych a inną substancją, która także ma budowę wodno-węglowodorową. Twierdzi, że nasze choroby wynikają właśnie ze zwichnięcia tej równowagi. Podobno jest to powodem powstawania stanów zapalnych. W stanie zapalnym zachodzą duże migracje jednostek i ich wymieranie, co znacznie osłabia podobno naszą inteligencję. Sekund-Altar rozmawiał podobno przed miliardami lat z kimś, kto żalił się, że jest chory. Rozumiał coraz mniej i w końcu przestał mówić. Podobno zdarza się to stosunkowo często. Grupa tych z pod gwiazdy Altar twierdzi, że równowaga może być zachwiana również w przeciwną stronę. Jest wtedy dużo ruchliwych jednostek, ale wytwarzają one mało struktury twardej. Zasilani przez Altara nazywają skupioną strukturę twardą miastami niteczki, nazywają arteriami komunikacyjnymi. Jeśli tych, jak oni mówią, "miast" i "arterii" jest mało, wtedy nasza inteligencja jest słaba. Z tym wszystkim mogę się zgodzić. To przecież oczywiste, że nasza inteligencja musi być wynikiem sumarycznego działania jednostek ruchliwych naszych systemów nerwowych. Ale nie zgadzam się i muszę przyznać, że nie całkiem rozumiem to co Hirina i Alta tłumaczą mi o sposobie powstawania naszej inteligencji. Być może mój upór wynika z innej filozofii, jaką sobie wyrobiłem. No trochę mają rację. Do niedawna nie miałem z kim rozmawiać. Mogłem sobie tylko medytować w tej cholernej pustce. Od niedawna wciągnęli mnie do swojej kompanii. No cóż, będę musiał z nimi jeszcze na ten temat pomówić. Zresztą od podciągnięcia się w tych zagadnieniach uzależniają dalszą pomoc. Nie mam więc wyboru. Muszę to sobie powtórzyć. Jak oni to sobie wydumali? Aha! Już sobie przypominam. A więc grupy jednostek ruchliwych są zorganizowane hierarchicznie w wiązki. Podobno nie ma to nic wspólnego z ich rozmieszczeniem. Te piramidki są widoczne, jeśli spojrzeć na ich wyspecjalizowane czynności. Niektóre takie hierarchie służą wyłącznie utrzymaniu i rozbudowie struktury twardej. Aha! Ważne jest tutaj, że część tej struktury twardej, w szczególności część owych arterii komunikacyjnych stanowi naszą pamięć trwałą. Pamięć ta podobno jest rozsiana i ma postać zapisów bibliotekowych. Mówili mi, że bardzo istotne jest, że w pewnym etapie naszego życia (podobno w dzieciństwie) elementy pamięci łączą się ze sobą za pomocą pewnego rodzaju twardych nitek tzw. kabli, łączy. Twierdzą, że niezbicie wykazali, że część struktury twardej (prostokącików) służy wysyłaniu w eter fal elektro- magnetycznych. Tutaj coś niecoś kapuję. No przecież, porozumiewam się chociażby z Hiriną i Altą właśnie przez zmiany pola elektromagnetycznego. Ale Hirina twierdzi, że to coś innego, że my rozmawiamy przez modulowanie tzw. głównego pola grawi-elektromagnetycznego. To wiem. Główne pole jest dwubiegunowe. Hirina ciągle mi jednak powtarza, że to jest promieniowanie znacznie silniejsze od tego powierzchniowego, że wzięło się ono stąd, źe kiedyś pewna wiązka (grupa) jednostek ruchliwych przewierciła jego i moje ciało na wylot, sprawiając, iż w tak powstałym tunelu, biegnącym od bieguna północnego do południowego, przesuwa się duża masa niklowo-żelazowa. Przesuwy tego walca niklowo-żelazowego modelują główne pole grawi-elektromagnetyczne. Pole główne jest, jak oni to nazywają, naszym narządem porozumiewania się. Natomiast słabe promieniowanie, jakie można zarejestrować tylko w pobliżu naszych ciał, jest przejawem naszych procesów myślowych. Pewne hierarchie jednostek obsługują część struktury twardej, która nadaje to promieniowanie powierzchniowe. Przypuszczają, że zupełnie inne hierarchie jednostek modulują, czyli nadają treść różnym sygnałom nośnym tego promieniowania. No dobrze, ale pytam się, co tym wszystkim koordynuje. I tutaj objaśnienia Hiriny stają się dla mnie mętne. Twierdzi on, że nic stałego, określonego nie koordynuje tej plątaniny sygnałów przypowierzchniowych. Twierdzi, że po prostu pewne wiązki jednostek ruchliwych chwilowo lub dłuższy czas nadają pewną treść i to stanowi właśnie naszą pojedynczą myśl. Później inna hierarchia przypadkowo lub w "odpowiedzi" nadaje odmienną treść. To stanowi, jak mówi Hirina, istotę naszej innej, przekornej myśli. No dobrze, niech by było. Ale ja się pytam, jak się rodzi nasza świadomość, owo odczucie, że wiem że jestem, że nazywam się Gea i myślę na swój własny rachunek. Zechciał mi to tłumaczyć tylko Alta. Mówi, że to jest proste. To się rodzi podobno w wyniku pewnych permanentnych, stale powtarzających się myśli jednostkowych. To się rodzi podobno w wyniki nawrotowego krążenia impulsów po kablach, od receptorów założonych w moim wnętrzu do centralnych prostokącików na powierzchni i z powrotem. To nawrotowe krążenie tych impulsów to moje wyobrażenie o mnie samym, czyli moje "JA". Podobno moje JA dość chimerycznie przepuszcza treść pewnych myśli do urządzeń sterujących ruchem walca niklowo-żelazowego. Wtedy mówię coś do Was. Ale jak się zastanowić, to w istocie mówi za mnie zawsze jakaś wiązka ruchliwych jednostek. ODNOŚNIKI LITERATUROWE 1. Brodziak A.: Współudział czynników psychologicznych w rozwoju chorób organicznych narządów wewnętrznych. Polskie Archiwum Medycyny Wewnętrznej, 1978, 6, 653. 2. Brodziak A.: Psychosomatyka. Skrypt Śląkiej Akademii Medycznej, Katowice, 1983. 3. Brodziak A.: Ewolucyjny model pojęcia choroby ze szczególnym uwzględnieniem zaburzeń psychosomatycznych. Polski Tygodnik Lekarski, 1985, 39, 801. 4. Brodziak A.: Próba oszacowania przekonań podstawowych osób chorujących na niektóre schorzenia narządów wewnętrznych. Polski Tygodnik Lekarski, 1986, 41, 1040. 5. Brodziak A.: Pojęcia łączące neurofizjologię i psychologię lekarską. Przegląd Lekarski, 1987, 9, 655. 6. Brodziak A. i wsp.: Niektóre elementy wzoru zachowania osób otyłych. Polskie Archiwum Medycyny Wewnętrznej, 1987, 78, 122. 7. Baranowski M., Jonderko K., Brodziak A.: Niektóre elementy wzoru zachowania pacjentów z wrzodziejącym zapaleniem jelita grubego i chorobą wrzodową dwunastnicy. Przegląd Lekarski, 1990, 7, 521. 8. Brodziak A.: Jesteś nieśmiertelny - jeśli nie wierzysz to posłuchaj konkluzji fizyków, biologów i lekarzy o wnioskach płynących z Zasady Antropicznej. Wydawca: Zakład Poligraficzny, Bytom (ul. Wolności 37), 1990. 9. Brodziak A.: Zastosowanie elementów teorii mnogości do rozpoznawania różnicowego. Polski Tygodnik Lekarski, 1967, 22, 121. 10. Brodziak A.: Algorithmization of natural medical diagnostics. An approach to the electronic system, indicating correct diagnostic procedure. Ann.Med.Sec.Pol.Acad.Sci., 1970, 15, 5. 11. Brodziak A.: Psychonika - Teoria struktur i procesów informacyjnych centralnego układu nerwowego człowieka. Wydawnictwo PAN, Katowice, 1974. 12. Brodziak A.: Czym jest ból i przyjemność. Problemy, 1988, nr 3. 13. Brodziak A.: Podstawowe mechanizmy regulacji fizjologicznych. Rozdział wstępny do podręcznika pt. "Fizjologia człowieka z elementami fizjologii klinicznej", PZWL, Warszawa, 1989. 14. Brodziak A.: Engram pamięciowy i istota wyobrażeń. Problemy, 1989, nr 6. 15. Brodziak A.: Jak mózg człowieka "ładuje" do pamięci życiorys - czyli o utracie orientacji w czasie i przestrzeni. Młody Technik, 1989, nr 2. 16. Brodziak A.: Życie sztuczne. Problemy, 1990, nr 1-3. 17. Robinson K.S.: Ślepy geometra. Fantastyka, 1989, nr10. 18. Robinson K.S.: Czarne powietrze. Fantastyka, 1988, nr 9. 19. Robinson K.S.: Przeróbka historii. Frantastyka, 1989, nr 11. 20. Brodziak A.: Delekosiężny nasłuch. Problemy, 1978, nr 4. 21. Miyazaki K.: An adventure in multidimensional space. John Wiley and Sons, New York - Chichester, 1985. 22. Poulton J.: Wszystko o Ewie. New Scientist, 1987, nr 5, przedruk tłumaczenia artykułu na j.polski w "Problemach", 1987, nr 12. 23. Lestienne C.: Odnaleziono Ewę. Sciences et Avenir 1988, nr 494, przedruk w "Problemach", 1988, nr 11. 24. Iłowiecki M.: Ewa - nasza czarna pramatka. Fantastyka, 1988, nr 11. 25. Scheler M.: Wessen und Formen der Sympathie. [1922], (wydanie drugie, poprawione, tekstu zatytułowanego: Zur Phnomenologie und Theorie der Sympathiegefhle und von Liebe und Hass. 1913) - tłumaczenie polskie, wydane w roku 1980 przez PWN pt. "Istota i formy sympatii". 26. Weber R.: Dialogues with Scientists and Sages: The Search for Unity. Penguin Books Ltd., Harmondsworth, Middlesex, England 1986 - tłumaczenie polskie wydane pt. "Poszukiwanie jedności - Nauka i mistyka", Wydawnictwo "Pusty Obłok", Warszawa, 1990. 27. Jung C.G.: Archetypy i symbole. Wydawnictwo "Czytelnik", Warszawa, 1981. 28. Tischner J.: Kryzys jako kryzys myślenia. Tygodnik Powszechny, 1985, nr 46 (17.IX.1985). 29. Hoyle F.: The Intelligent Univers. A new view on creation and evolution. Michael Joseph Ltd., London, 1985. 30. Kudera M.: Nieznośna lekkość bytu. Wydane w j. polskim wg tłumaczenia A.Holland, Wydawnictwo niezależne, Poznań, 1989. 31. Durras M.: Kochanek, PIW, Warszawa, 1984. 32. Palmer H.: The Enneagram - the definitive guide to the ancient system for understanding yourself and the others in your life. Harper and Row, San Francisco, 1988. 33. Maślanka K.: Struktura nicości. Wiedza i Życie, 1990, nr 9. 34. Brodziak A., Ryś M.: The unit of neural networks, modelling recall of mental images by oscillations of feedback loops caused by changes of set point signal. Problemy Techniki w Medycynie, 1990, nr 1, 30. 35. Wierciński A.: O odrębności taksonomicznej, naturze i istocie gatunkowej człowieka. Problemy, 1990, nr 8. 36. Simonds E.L.: Pochodzenie człowieka. SCIECE, 1989, nr 4924, przedruk w Problemach", 1990, nr 12.
Kliknij aby powrócić do planszy początkowejttutaj przejść do menu szczegółowegotutaj wrócić tam skąd przyszedłeśtutaj